8712

Szczegóły
Tytuł 8712
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8712 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8712 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8712 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ian McEwan AMSTERDAM Z angielskiego prze�o�y� Robert Sud� Dla Jaco i Elisabeth Groot�w Przyjaciele, kt�rzy si� tu spotkali i w objecia sobie padli, odeszli; Ka�dy do w�asnych b��d�w. W. H. Auden Rozstaje I 1 Dwaj byli kochankowie Molly Lane czekali przed kaplic� krematorium, odwr�ceni plecami do lutowego ch�odu. Wszystko ju� zosta�o powiedziane, ale odb�bnili to jeszcze raz: - Nawet nie bardzo wiedzia�a, co j� dopad�o. - Gdy si� wreszcie dowiedzia�a, by�o ju� za p�no. - Ale szybko si� to potoczy�o. - Mhm. Biedna Molly. Zacz�o si� od �askotania w r�ce, kiedy j� podnios�a przed lokalem Dorchester Grill, �eby zatrzyma� taks�wk�; uczucie to ju� nigdy nie min�o. W ci�gu zaledwie paru tygodni s�owa zacz�y jej wylatywa� z g�owy. �Parlament", �chemia", ��mig�o" - mog�a sobie darowa�, ale gorzej by�o z ���kiem", �kremem" czy �lustrem". Do lekarza posz�a dopiero po tymczasowym wyparowaniu �ro�d�e�ca" i �cukinii", spodziewaj�c si�, �e doktor j� uspokoi. Zamiast tego wys�a� j� na badania, z kt�rych w pewnym sensie nigdy nie wr�ci�a. Jak�e szybko samodzielna Molly sta�a si� pacjentem i wi�niem swego ponurego, zaborczego m�a imieniem George. Molly, osoba o ci�tym dowcipie, recenzentka kulinarna, fotograf, zapalona ogrodniczka, kt�r� kocha� minister spraw zagranicznych i kt�ra w wieku czterdziestu sze�ciu lat wci�� umia�a zrobi� gwiazd�. Szybko��, z jak� pad�a pastw� ob��du i b�lu, sta�a si� tematem plotek - najpierw utrata w�adzy nad cia�em, a wraz z ni� ca�kowity zanik poczucia humoru, potem za� ot�pienie przerywane niekiedy napadami s�abowitej furii i st�umionymi krzykami. Na widok George'a, wy�aniaj�cego si� z kaplicy, dwaj kochankowie Molly oddalili si� zachwaszczon� �wirow� alejk�. Weszli mi�dzy klomby z r�ami, opatrzone tabliczk�: Ogr�d Pami�ci. Wszystkie kwiaty przyci�to barbarzy�sko zaledwie kilka cali nad zmarzni�t� ziemi�, czego Molly nigdy nie pochwala�a. Po�a� trawnika zas�ana by�a niedopa�kami papieros�w, gdy� w�a�nie w tym miejscu �a�obnicy stali, oczekuj�c, a� z kaplicy wyjdzie poprzedni kondukt. Dwaj przyjaciele, przechadzaj�c si� w t� i z powrotem, podj�li rozmow�, kt�r� odbyli ju� co najmniej kilkakrotnie - chocia� za ka�dym razem mia�a inny przebieg - i z kt�rej mimo wszystko czerpali wi�cej pociechy, ni� z od�piewywania pie�ni pogrzebowych. Clive Linley pozna� Molly jako pierwszy, jeszcze w 1968 roku, kiedy oboje byli studentami i tworzyli razem pe�ne rozgardiaszu, nie ustatkowane ognisko domowe w Vale of Health. - To straszne tak odej��. Patrzy�, jak jego paruj�cy oddech rozp�ywa si� w szarym powietrzu. Na ten dzie� zapowiedziano jedena�cie stopni mrozu w centrum Londynu. Jedena�cie stopni mrozu. Doszed� do wniosku, �e ze �wiatem jest co� powa�nie na opak, i to nie z winy Boga czy te� dlatego, �e Go nie ma. Pierwsze niepos�usze�stwo cz�owieka, jego Upadek - opadaj�ca figuracja, ob�j, dziewi�� nut, dziesi�� nut. Clive mia� s�uch doskona�y; us�ysza� je teraz, zst�puj�ce od G. Nie musia� ich zapisywa�. - To znaczy umrze� w ten spos�b - ci�gn�� - nie maj�c �wiadomo�ci, jak zwierz�. Zosta� odartym ze wszystkiego, zosta� tak poni�onym, nim zd��y si� za�atwi� wszystkie sprawy lub cho�by po�egna� z bliskimi. Wlaz�o to w ni�, no i... Wzdrygn�� si�. Doszli do ko�ca zadeptanego trawnika, zawr�cili i ruszyli z powrotem. - Wola�bym si� zabi�, ni� tak sko�czy� - powiedzia� Vernon Halliday. By� z Molly przez rok w Pary�u w 1974 roku, kiedy to dosta� sw� pierwsz� posad� w Agencji Reutera, a ona robi�a co� dla magazynu �Vogue". - Nie do��, �e m�zg jej wysiad�, to na domiar z�ego znalaz�a si� w szponach George'a - doda� Clive. George'a, smutnego, zamo�nego wydawcy, kt�ry �wiata poza ni� nie widzia� i kt�rego, ku zdziwieniu wszystkich, nigdy nie opu�ci�a, cho� zawsze �le go traktowa�a. Clive i Vernon patrzyli teraz w kierunku kaplicy, pod kt�r� sta� George, odbieraj�c kondolencje od grupy �a�obnik�w. �mier� Molly uwolni�a go od powszechnej pogardy. Wydawa�o si�, �e ur�s� kilka cali, wyprostowa� plecy, g�os mu pogrubia�, a nowe poczucie godno�ci zw�zi�o chciwe oczy o b�agalnym wejrzeniu. Odm�wi� oddania Molly do domu opieki i piel�gnowa� j� osobi�cie. Co wi�cej, w pierwszych dniach, kiedy ludzie chcieli j� jeszcze odwiedza�, sta� si� od�wiernym. Skrupulatnie racjonowa� jej Clive'a i Vernona, poniewa� uzna�, �e wprawiaj� j� w niezdrow� ekscytacj�, a potem z kolei w przygn�bienie. Inny wa�ny w �yciu Molly m�czyzna, minister spraw zagranicznych, r�wnie� by� niemile widziany. Zacz�to szepta�, w kilku kolumnach towarzyskich ukaza�y si� zdawkowe wzmianki. Ale potem sprawa przesta�a mie� znaczenie, bo posz�a plotka, �e Molly w straszliwy spos�b si� odmieni�a i zupe�nie przesta�a by� sob�, wi�c nie chciano jej wi�cej odwiedza� i cieszono si� w duchu, �e jest George, kt�ry to utrudnia. Clive i Vernon z upodobaniem jednak wci�� go nienawidzili. Kiedy robili kolejny zwrot na trawniku, w kieszeni Vernona zadzwoni� telefon. Przeprosi� Clive'a i odszed� na stron�, zostawiaj�c przyjaciela samemu sobie. Clive okuta� si� szczelniej paltem i zwolni� kroku. Pod krematorium sta� teraz co najmniej dwustuosobowy t�um w czarnych garniturach. Wypada�o do��czy� i zamieni� z George'em cho� s�owo. Doczeka� si�, wreszcie mia� j� tylko dla siebie - kiedy ju� nie rozpoznawa�a swej twarzy w lustrze. Nigdy nie zyska� �adnego wp�ywu na jej sprawy, ale w ko�cu nale�a�a wy��cznie do niego. Clive traci� z wolna czucie w stopach; gdy zacz�� tupa�, rytm przypomnia� mu o opadaj�cej figuracji dziesi�ciu nut - ritardando, ro�ek angielski i budz�ce si� delikatnie, kontrapunktycznie na jego tle wiolonczele w lustrzanym odbiciu. W nim jej twarz. Koniec. Pragn�� teraz tylko ciep�a i ciszy swej pracowni, fortepianu, pisanej partytury i dobrni�cia do ko�ca. - W porz�dku - us�ysza� po�egnalne s�owa Vernona. -Przepisz to i daj na czwart� stron�. B�d� za par� godzin. -Nast�pnie Vernon zwr�ci� si� do Clive'a: - Cholerni Izraelczycy. Powinni�my podej��. - Chyba tak. Wykonali jednak jeszcze jeden zwrot na trawniku, bo przecie� byli tam po to, �eby pogrzeba� Molly. Gwa�townym wysi�kiem woli Vernon uwolni� si� na chwil� od trosk redakcyjnych. - By�a �liczn� dziewczyn�. Pami�tasz st� do bilardu? W 1978 roku grupa przyjaci� wynaj�a du�y dom w Szkocji na Bo�e Narodzenie. Molly i facet, z kt�rym wtedy chodzi�a, adwokat nazwiskiem Brady, stworzyli �ywy obraz Adama i Ewy na nie u�ywanym stole bilardowym, on w slipach, ona w staniku i majtkach, podp�rka do kija wyobra�a�a za� w�a, a czerwona bila jab�ko. Jednak wersja, kt�r� puszczono w obieg, kt�ra pojawi�a si� w artykule po�miertnym i w kt�r� uwierzyli nawet uczestnicy tego przedstawienia, m�wi�a, �e �w Wigili� Molly ta�czy�a nago, jak j� Pan B�g stworzy�, na stole bilardowym w szkockim zamku". - �liczn� - powt�rzy� Clive. Kiedy udawa�a, �e nadgryza jab�ko, popatrzy�a mu prosto w oczy, u�miechaj�c si� lubie�nie i kr�c�c �uchw�, z d�oni� na wysuni�tym biodrze, niczym musicalowa parodia kokoty. Uzna�, �e swym uporczywym spojrzeniem daje mu znak i rzeczywi�cie, ju� w kwietniu si� zeszli. Wprowadzi�a si� do jego pracowni na South Kensington i zosta�a a� do jesieni. Dzia�o si� to w okresie, kiedy jej artyku�y o jedzeniu zyska�y rozg�os, kiedy og�osi�a wszem i wobec w telewizji, i� przewodnik kulinarny Michelina to �kuchnia kiczu". By�o to r�wnie� w czasie jego pierwszego wzlotu, w czasie Wariacji orkiestrowych w Festival Hali. Ich drugie podej�cie. Ona niewiele si� zmieni�a, on wprost przeciwnie. Po dziesi�ciu latach zm�drza� na tyle, by przekaza� jej ster. Nale�a� do nadgorliwych. Dzi�ki niej pozna� dyskretn� erotyk�, u�wiadomi� sobie okazjonaln� potrzeb� bezruchu. Le� spokojnie, o tak, popatrz na mnie, naprawd� popatrz na mnie. Jeste�my bomb� zegarow�. Zbli�a� si� wtedy do trzydziestki, a wi�c wedle wsp�cze�nie obowi�zuj�cych norm by� op�niony w rozwoju. Kiedy znalaz�a sobie mieszkanie i spakowa�a walizki, poprosi� j� o r�k�. Poca�owa�a go i uraczy�a cytatem do ucha: �By nie odesz�a, wzi�� j� do o�tarza, dzi� ju� bez niej nic mu si� nie zdarza". Dokona�a s�usznego wyboru, bo kiedy si� wyprowadzi�a, poczu� si� szcz�liwszy w samotno�ci ni� kiedykolwiek dot�d i w niespe�na miesi�c napisa� Trzy pie�ni jesienne. - Nauczy�e� si� czego� od niej? - zapyta� znienacka. W po�owie lat osiemdziesi�tych Vernon r�wnie� mia� powt�rk� na wakacjach w Umbrii. Potem o�eni� si� i zosta� rzymskim korespondentem gazety, kt�rej obecnie szefowa�. - Nigdy nie pami�tam, co si� dzieje w ��ku - odpar�. - Ale jestem pewien, �e by�o nadzwyczajnie. Pami�tam jednak, �e nauczy�a mnie wiele o borowikach. Jak je zbiera� i przyrz�dza�. Clive uzna� jego s�owa za unik i powstrzyma� si� od zwierze�. Spojrza� w kierunku kaplicy. Nale�a�o tam podej��. - Wiesz, powinienem by� si� z ni� o�eni� - rzek� bez ogr�dek, zaskakuj�c samego siebie. - Kiedy choroba by j� dopad�a, udusi�bym j� poduszk� albo co� w tym rodzaju i uchroni� od powszechnego wsp�czucia. Roze�miawszy si�, Vernon wyprowadzi� przyjaciela z Ogrodu Pami�ci. - �atwo powiedzie�. Ju� widz�, jak piszesz pie�ni dla wsp�skaza�c�w jak ta, no, jak ona si� nazywa�a, ta sufra�ystka? - Ethel Smyth. By�bym w tym o wiele lepszy od niej. Przyjaciele Molly, z kt�rych sk�ada� si� kondukt, woleliby si� spotka� gdzie indziej ni� w krematorium, ale George da� jasno do zrozumienia, �e nie b�dzie nabo�e�stwa pogrzebowego. Nie chcia� s�ucha�, jak z ambony u �wi�tego Marcina czy Jakuba jej trzej byli kochankowie publicznie dziel� si� wra�eniami, ani by� �wiadkiem, jak wymieniaj� porozumiewawcze spojrzenia, gdy on wyg�asza swoj� mow�. Podchodz�cych Clive'a i Vernona wch�on�� typowy gwar przyj�cia koktajlowego. Brakowa�o wprawdzie tac z szampanem i �cian, kt�re odbija�yby d�wi�k, ale poza tym mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e jest si� na kolejnym wernisa�u albo kolejnym otwarciu dla medi�w. Clive zobaczy� mn�stwo twarzy, kt�rych nigdy dot�d nie ogl�da� przy dziennym �wietle; wygl�da�y strasznie, jak oblicza truposzy, kt�re zerwa�y si� na nogi, by powita� nowicjusza w swym gronie. O�ywiony tym napadem mizantropii, ruszy� p�ynnie przez t�um, puszczaj�c mimo uszu wo�ania po imieniu, wyrywaj�c �okie�, kiedy go za niego chwytano, zd��aj�c uparcie do miejsca, gdzie sta� George zaj�ty rozmow� z dwiema kobietami i zasuszonym starym jegomo�ciem w kapeluszu i z lask�. - Ale zimno, musimy ju� i��! - zawo�a� kto�, ale przez chwil� nikt nie potrafi� si� oprze� sile do�rodkowej towarzyskiego zebrania. Clive straci� z oczu Vernona, kt�rego odci�gn�� na bok w�a�ciciel stacji telewizyjnej. Wreszcie u�cisn�� r�k� George'a w umiarkowanie szczerym wyrazie uczu�. - To by� wspania�y pogrzeb - rzek�. - Bardzo mi�o z twojej strony, �e przyszed�e�. Jej �mier� go uszlachetni�a. Spokojna godno�� nie le�a�a w naturze George'a, kt�rego zawsze cechowa�a pos�pno�� i natarczywo��. Pragn�� by� lubiany, ale w �yczliwo�ci zawsze doszukiwa� si� niecnych motyw�w. Oto brzemi� d�wigane przez nadzwyczaj bogatych. - Najmocniej przepraszam - powiedzia� - to s� siostry Finch, Vera i Mini, kt�re zna�y Molly jeszcze w Bostonie. Clive Linley. Podali sobie d�onie. - Pan jest tym kompozytorem? - zapyta�y Vera i Mini. - Owszem. - To zaszczyt pana pozna�. Moja jedenastoletnia wnuczka nauczy�a si� pa�skiej sonatiny na egzamin. Naprawd� bardzo j� lubi. - Mi�o mi to s�ysze�. Clive'a lekko przygn�bia�a my�l, �e dzieci graj� jego utwory. - A to - odezwa� si� George - jest Hart Pullman, r�wnie� ze Stan�w. - Hart Pullman. Nareszcie. Czy pami�ta pan, �e skomponowa�em do pa�skiej Furii muzyk� na orkiestr� jazzow�? Pullman by� poet� beatnikowym, ostatnim z pokolenia Kerouaca. Sta� si� ma�ym pomarszczonym jaszczurem, kt�ry z trudem skr�ca� szyj�, by spojrze� na Clive'a. - Dzi� ju�, kurwa, nic nie pami�tam - odpar� weso�o mocnym, wysokim g�osem. - Ale skoro m�wisz, �e skomponowa�e�, to pewnie tak by�o. - Ale Molly pan pami�ta? - Kogo? - Przez dwie sekundy Pullman zachowywa� powa�n� min�, po czym zachichota� i szczup�ymi bia�ymi palcami chwyci� Clive'a za r�kaw. - No jasne - odpar� g�osem kr�lika Bugsa. - Sze��dziesi�ty pi�ty w East Village. Pami�tam Molly. A jak�e! Clive skry� swoje zak�opotanie i dokona� oblicze� w my�li. W czerwcu sze��dziesi�tego pi�tego mia�aby dopiero szesna�cie lat. Dlaczego nigdy o nim nie wspomnia�a? - Pewnie przyjecha�a na lato? - pr�bowa� ostro�nie dr��y� spraw�. - Ehe. Na urz�dzan� przeze mnie mocno zakrapian� imprez� w wigili� Trzech Kr�li. Co to by�a za dziewczyna, nie, George? Zatem ustawowy gwa�t. Trzy lata przed nim. Nigdy nie m�wi�a o Harcie Pullmanie. Czy przysz�a na prawykonanie Furii? A potem do restauracji? Dzi� ju�, kurwa, nic nie pami�ta. George odwr�ci� si�, by kontynuowa� rozmow� z dwiema siostrami z Ameryki. Uznawszy, �e nie ma nic do stracenia, Clive przy�o�y� d�o� do ust, nachyli� si� i szepn�� Pullmanowi do ucha: - Nigdy jej nie pieprzy�e�, ty k�amliwy gadzie. Nie zni�y�aby si� do tego. Wcale nie zamierza� odej�� po tych s�owach, gdy� chcia� us�ysze� odpowied�, ale w�a�nie w tej chwili dwie liczne grupy wepcha�y si� z lewa i prawa, jedna, by z�o�y� kondolencje George'owi, druga, by wyrazi� sw�j szacunek dla poety. W wirze przetasowa� Clive zorientowa� si� nagle, �e znalaz� si� z brzegu i odchodzi na stron�. Hart Pullman i nastoletnia Molly. Zdj�ty wstr�tem, zawr�ci�, wwierci� si� zn�w w t�um i �askawie ignorowany przez wszystkich zatrzyma� si� na ma�ej polance, patrz�c doko�a po twarzach przyjaci� i znajomych poch�oni�tych rozmow�. Poczu�, �e jest jedynym cz�owiekiem, kt�remu brak Molly. By� mo�e, gdyby si� z ni� o�eni�, zachowywa�by si� gorzej ni� George i nie przysta�by nawet na to zgromadzenie. Ani na jej bezradno��. Wysypa�by na d�o� trzydzie�ci pigu�ek nasennych z kanciastej br�zowej buteleczki. T�uczek i mo�dzierz, szklanka whisky. Trzy �y�ki ��tobia�ej papki. Kiedy by to za�ywa�a, spojrza�aby na niego, jak gdyby wiedzia�a o wszystkim. Podstawi�by jej lew� d�o� pod podbr�dek, �eby z�apa� to, co wycieknie z ust. Trzyma�by j� w obj�ciach, podczas gdy ona by zasypia�a. Trzyma�by j� przez ca�� noc. Nikt inny za ni� nie t�skni�. Clive rozejrza� si� po �a�obnikach, z kt�rych wielu by�o jego r�wie�nikami w zaokr�gleniu do roku czy dw�ch. Jak dobrze si� im powodzi�o, jak�e wp�ywowymi lud�mi si� stali, jak�e rozkwitli pod rz�dami gabinetu, kt�rym pogardzali przez niemal siedemna�cie lat. M�wi�c o mym pokoleniu. The Who. Tyle energii i tyle fartu. Wykarmieni zdrowym mlekiem pa�stwa w cieple powojennych rozstrzygni��, nast�pnie utuczeni pioniersk�, niewinn� pomy�lno�ci� swych rodzic�w, wkroczyli wreszcie w doros�o�� po�r�d pe�nego zatrudnienia, nowych uniwersytet�w, masowo wydawanych kolorowych ksi��ek, rozkwitu rock and rolla, pokupnych idea��w. Kiedy w ko�cu drabina si� pod nimi zapad�a, kiedy troskliwe pa�stwo zabra�o cyca i przeobrazi�o si� w macoch�, siedzieli ju� bezpiecznie na szczytach, skonsolidowani, zdecydowani wykuwa� to i owo - gusta, opinie, fortuny. - Id�, bo ju� nie czuj� n�g ani r�k! - us�ysza� weso�e wo�anie jakiej� kobiety. Odwr�ciwszy si�, zobaczy� przed sob� m�odego m�czyzn�, kt�ry w�a�nie chcia� dotkn�� jego ramienia. Mniej wi�cej dwadzie�cia pi�� lat, �ysy albo ogolony do go�ej sk�ry, w szarym garniturze bez palta. - Pan Linley? Przepraszam, �e przeszkadzam w skupieniu - rzek� nieznajomy, cofaj�c r�k�. Clive s�dzi�, �e to muzyk lub �owca autograf�w, przywdzia� zatem mask� cierpliwo�ci na twarz. - S�ucham? - Pragn� zapyta�, czy znalaz�by pan chwil�, by podej�� i zamieni� s�owo z ministrem spraw zagranicznych? Bardzo mu zale�y, �eby pana pozna�. Clive zacisn�� usta. Nie chcia� by� przedstawiony Julianowi Garmony'emu, ale zarazem nie mia� ochoty robi� mu afrontu. Sytuacja bez wyj�cia. - Dobrze, gdzie jest minister? - zapyta�. Zosta� poprowadzony mi�dzy gromadkami swych przyjaci�, z kt�rych niejeden domy�la� si�, dok�d idzie, i pr�bowa� go odci�gn�� od przewodnika. - Ej, Linley! Nie gada si� z wrogiem! Istotnie, wr�g. Co j� w nim poci�ga�o? Facet wygl�da� dziwacznie: wielki �eb, mn�stwo czarnych falistych w�os�w, wszystkie prawdziwe, okropnie blada twarz, w�skie, ma�o zmys�owe usta. Klientel� na politycznym targowisku zaskarbi� sobie straganem z nie spotykanym towarem, jakim by�y ksenofobiczne i reakcyjne pogl�dy. Co j� w nim poci�ga�o? Vernon zawsze mia� gotow� odpowied� na to pytanie: skurwiel na szczytach w�adzy, do tego ostry w ��ku. Ale przecie� mog�a to znale�� i gdzie indziej. W gr� musia� wchodzi� jaki� ukryty dar, kt�ry doprowadzi� Garmony'ego a� tak wysoko, a teraz pcha� go do rywalizacji z premierem o jego posad�. Sekretarz wprowadzi� Clive'a w p�okr�g doko�a ministra, kt�ry najwyra�niej wyg�asza� mow� albo opowiada� jak�� histori�. Garmony przerwa�, wsun�� palce w d�o� Clive'a i mrukn�� napi�tym g�osem, jak gdyby byli sami: - Od lat chcia�em pana pozna�. - Jak si� pan miewa? Przemawia� do towarzystwa, w�r�d kt�rego znajdowali si� dwaj m�odzi m�czy�ni o mi�ym, jawnie nieuczciwym spojrzeniu dziennikarzy paraj�cych si� aktualno�ciami. Minister odstawia� przedstawienie, a Clive by� jego rekwizytem. - Moja �ona zna na pami�� kilka pa�skich utwor�w fortepianowych. No nie, znowu. Clive si� zastanawia�. Czy jest a� tak ob�askawionym i banalnym tw�rc�, jak utrzymuj� niekt�rzy jego m�odsi krytycy, czy te� G�reckim ludzi my�l�cych? - Zatem musi by� �wietn� instrumentalistk�. Min�o troch� czasu, odk�d spotka� si� z politykiem twarz� w twarz, i zupe�nie zapomnia� o ruchach oczu, o niespokojnym patrolowaniu otoczenia w poszukiwaniu nowych s�uchaczy lub odst�pc�w, o wypatrywaniu os�b wy�szych rang� albo innej powa�nej szansy, kt�r� w przeciwnym razie mo�na przegapi�. Garmony potoczy� wzrokiem doko�a, by utrzyma� na sobie uwag� publiczno�ci. - By�a znakomita. Konserwatorium Goldsmitha, potem Guildhall. Mia�a przed sob� bajeczn� karier�... - Urwa� dla efektu komicznego. - No ale potem pozna�a mnie i wybra�a medycyn�. Jedynie sekretarz i jaka� kobieta - te� podw�adna ministra - zachichotali. Dziennikarze stali nieporuszeni. By� mo�e s�yszeli to nie pierwszy raz. Oczy ministra spraw zagranicznych spocz�y z powrotem na kompozytorze. - Jeszcze jedno. Chcia�em panu powinszowa� zam�wienia Symfonii Milenijnej. Czy pan wie, �e decyzja stan�a a� na szczeblu gabinetu? - S�ysza�em. I pan opowiedzia� si� za mn�. Clive pozwoli� sobie na cie� znu�enia w g�osie, ale Garmony zareagowa�, jak gdyby podzi�kowano mu wylewnie. - Och, przynajmniej tyle mog�em zrobi�. Niekt�rzy moi koledzy chcieli tego gwiazdora muzyki pop, by�ego Beatlesa. A przy okazji, jak panu idzie? Jeste�my blisko ko�ca? - Bardzo blisko. Ko�czyny mia� skostnia�e od p� godziny, ale dopiero w tej chwili ch��d przenikn�� go na wskro�. W ciep�ej pracowni siedzia�by w samej koszuli, �l�cz�c nad ostatnimi stronami symfonii, bo od prawykonania dzieli�o go ledwie kilka tygodni. Przekroczy� ju� dwa terminy i niczego tak nie pragn��, jak znale�� si� szybko w domu. Wyci�gn�� r�k� do Garmony'ego. - Bardzo mi�o by�o pana pozna�. Musz� ju� i��. Ale minister nie u�cisn�� jego d�oni, tylko m�wi� dalej, gdy� z obecno�ci s�awnego kompozytora nale�a�o wyci�gn�� nieco wi�cej korzy�ci. - Wie pan, zawsze uwa�a�em, �e to w�a�nie tw�rcza wolno�� artyst�w pa�skiego pokroju sprawia, �e moja praca warta jest zachodu... Pop�yn�o wi�cej s��w na podobn� nut�, tymczasem Clive patrzy� przed siebie, nie okazuj�c �adnych oznak wzbieraj�cego w nim niesmaku. Garmony te� by� z jego pokolenia. Wysoki urz�d zabi� w nim umiej�tno�� rozmawiania z obcym jak r�wny z r�wnym. By� mo�e to w�a�nie dostawa�a od niego w ��ku - podniecenie bezosobowo�ci�. M�czyzna stroj�cy miny przed lustrem. Ale przecie� wola�a emocjonalne ciep�o. Le� spokojnie, popatrz na mnie, naprawd� popatrz na mnie. Molly i Garmony. Mo�e to by� po prostu b��d z jej strony. Tak czy owak, my�l o tym sta�a si� dla Clive'a nie do zniesienia. By�y kochanek Molly doszed� do pointy: - To jest tradycja, kt�ra czyni nas tymi, kim jeste�my. - Ciekawi mnie - odezwa� si� Clive - czy wci�� opowiada si� pan za wieszaniem ludzi. Garmony znakomicie poradzi� sobie z nag�� zmian� frontu, tylko jego oczy zlodowacia�y. - Wydaje mi si�, �e wi�kszo�� ludzi zna m�j pogl�d w tej kwestii. Na razie za� rad nierad przyjmuj� stanowisko parlamentu i zbiorow� odpowiedzialno�� rz�du. - Wyszed�szy z zaczepki obronn� r�k�, zrobi� si� raptem czaruj�cy. Dwaj dziennikarze z notatnikami przysun�li si� nieco bli�ej. - Podobno powiedzia� pan kiedy� w jakim� przem�wieniu, �e Nelson Mandela zas�uguje na powieszenie. Garmony, kt�ry w nast�pnym miesi�cu wybiera� si� z wizyt� do Afryki Po�udniowej, u�miechn�� si� spokojnie. Dawne przem�wienie, do kt�rego nawi�za� Clive, wygrzeba�a ostatnio gazeta Vernona, poczynaj�c sobie w do�� rynsztokowym stylu. - Uwa�am, �e zarzucanie ludziom tego, co powiedzieli jeszcze jako w gor�cej wodzie k�pani studenci, nie ma wi�kszego sensu. - Przerwa� i zachichota�. - Min�o prawie trzydzie�ci lat. Za�o�� si�, �e pan te� niejedno m�wi� i my�la�. - Ale� naturalnie - odpar� Clive. - Co tylko dowodzi mojej racji. Bo gdyby w�wczas wysz�o na pa�skie, to dzi� by�oby za p�no na zmian� zdania. Garmony sk�oni� lekko g�ow� w wyrazie zgody. - Ca�kiem s�usznie. Tyle tylko, drogi panie, �e w rzeczywistym �wiecie �aden wymiar sprawiedliwo�ci nie jest wolny od ludzkich omy�ek. Po tych s�owach minister spraw zagranicznych zrobi� co� niebywa�ego, co obr�ci�o w py� teori� Clive'a o wp�ywach wysokiego urz�du na jednostk� i co z perspektywy czasu zmuszony by� podziwia�. Garmony wyci�gn�� bowiem r�k�, kciukiem i palcem wskazuj�cym chwyci� Clive'a za wy��g palta i przyci�gn�wszy go ku sobie, powiedzia� �ciszonym g�osem, by nikt inny nie us�ysza�: - Kiedy widzia�em Molly ostatni raz, powiedzia�a, �e jeste� i zawsze by�e� impotentem. - Brednie. Na pewno tak nie powiedzia�a. - Oczywi�cie si� wypierasz. Zatem albo mo�emy podyskutowa� o tym g�o�no w obecno�ci tych ludzi, albo w tej chwili zejd� ze mnie i �adnie si� po�egnaj. Innymi s�owy, spierdalaj. Sztych zosta� wyprowadzony znienacka i szybko, a gdy dotar� do celu, Garmony wyprostowa� si� i rozpromieniony potrz�sn�� r�k� kompozytora, wo�aj�c do swego sekretarza: - Pan Linley �askawie przyj�� moje zaproszenie na kolacj�! By� mo�e by� to uzgodniony szyfr, gdy� m�ody m�czyzna zbli�y� si� natychmiast, by odprowadzi� Clive'a, kt�remu minister pokaza� ju� plecy, zwracaj�c si� do dziennikarzy: - Wspania�y cz�owiek, ten Clive Linley. Podkre�la� dziel�ce nas r�nice i jednocze�nie pozostawa� na przyjacielskiej stopie. Nie uwa�aj�, pa�stwo, �e to kwintesencja kultury? 2 Godzin� p�niej Vernon podrzuci� Clive'a na South Kensington samochodem, kt�ry by� absurdalnie ma�y jak na auto z szoferem. Wysiad�, by si� po�egna�. - Okropny pogrzeb. - �eby cho� kieliszek wina. - Biedna Molly. Clive wszed� do domu i stan�� w przedpokoju, ch�on�c cisz� i ciep�o p�yn�ce od kaloryfer�w. Z kartki od gospodyni dowiedzia� si�, �e w pracowni czeka termos z kaw�. Poszed� tam, nie zdj�wszy palta, wzi�� o��wek i papier nutowy i pochyliwszy si� nad fortepianem, napisa� opadaj�c� sekwencj� dziesi�ciu nut. Stoj�c przy oknie, patrzy� na kartk�, wyobra�aj�c sobie kontrapunktyczne wprowadzenie wiolonczeli. Zdarza�y si� dni, gdy zam�wienie na symfoni� z okazji milenium wydawa�o si� niedorzecznym utrapieniem, brutalnym wtargni�ciem biurokracji w jego tw�rcz� niezale�no��: korowody z ustaleniem, gdzie Giulio Bo, wybitny w�oski dyrygent, b�dzie mia� pr�by z Brytyjsk� Orkiestr� Symfoniczn�, �agodne wprawdzie, ale nieustaj�ce poirytowanie z powodu uwagi okazywanej przedsi�wzi�ciu przez niezdrowo podekscytowan� albo wr�cz wrog� pras�, wreszcie fakt, �e Clive nie wywi�za� si� z dw�ch termin�w - do nowego tysi�clecia zosta�o zaledwie kilka lat. Trzymaj�c w kieszeni palta zgrabia�� wci�� z zimna lew� r�k�, usiad� przy fortepianie i zagra� powoli, chromatycznie, w figlarnym rytmie pasa�, kt�ry w�a�nie napisa�. W istocie tylko dwa oznaczenia taktowe. Nast�pnie, z lew� r�k� wci�� w kieszeni palta, zaimprowizowa� wznosz�c� si� lini� melodyczn� wiolonczeli. Odegra� j� kilkakrotnie w rozmaitych wariacjach, a� poczu� si� usatysfakcjonowany. Skrobn�� na papierze parti� wiolonczeli, kt�ra si�ga�a szczytu skali i mia�a brzmie� jak trzymana w ryzach furia. P�niejsze roz�adowanie tego napi�cia, w finalnej cz�ci symfonii, stanie si� uczt� dla uszu. Odszed� od fortepianu i nala� sobie kawy, kt�r� wypi� w swym sta�ym miejscu przy oknie. Dopiero wp� do czwartej, a �ciemni�o si� ju� tak, �e trzeba zapali� �wiat�o. Z Molly pozosta� proch. Clive zamierza� pracowa� ca�� noc, a potem spa� do obiadu. Nie by�o nic innego do roboty. Stworzy� co� i umrze�. Po kawie przeszed� z powrotem przez pok�j i stan�� w palcie nad klawiatur�, po czym w �wietle gasn�cego dnia zagra� obiema r�koma to, co przed chwil� napisa�. Niemal trafiaj�c w sedno, niemal docieraj�c do prawdy. Muzyka przywodzi�a na my�l usychanie z t�sknoty za czym� nieosi�galnym. Za kim�. To w�a�nie w takich chwilach, kiedy zbyt go nosi�o, by wysiedzie� d�ugo przy fortepianie, i gdy zarazem by� nazbyt podekscytowany nowymi pomys�ami, by zostawi� instrument w spokoju, dzwoni� do niej i zaprasza� j� do siebie. Przyje�d�a�a, je�li tylko mia�a czas; robi�a herbat� lub miesza�a egzotyczne drinki i siada�a w wys�u�onym fotelu ustawionym w k�cie pracowni. Albo rozmawiali, albo urz�dzali koncert �ycze� i wtedy s�ucha�a z zamkni�tymi oczyma. Mia�a zaskakuj�co wyrafinowany gust jak na bywalczyni� przyj��. Bach, Strawi�ski, z rzadka Mozart. Jednak nie by�a ju� dziewczyn�, nie by�a ju� jego kochank�. Stali si� przyjaci�mi, bo zbyt przywykli do siebie, by pa�a� nami�tno�ci�, lubili za to rozmawia� bez skr�powania o w�asnych sprawach. By�a dla niego jak siostra; wystawia�a jego kobietom znacznie przychylniejsze noty ni� on, kiedy ocenia� jej m�czyzn. Poza tym gaworzyli o muzyce i jedzeniu. Teraz za� by�a mia�kim prochem w alabastrowej urnie, kt�r� George b�dzie trzyma� na szafie. Wreszcie si� ogrza�, cho� w lewej r�ce wci�� czu� mrowienie. Zdj�� palto i rzuci� je na fotel Molly. Obszed� pracowni�, zapalaj�c �wiat�a, a potem wr�ci� do fortepianu. Przez ponad dwie godziny d�uba� w partii wiolonczeli i nakre�la� dalsz� orkiestracj�, niepomny mroku na dworze i przyt�umionej k��tni aut w trakcie wieczornego szczytu. By� to jedynie pasa� s�u��cy za pomost do wielkiego fina�u. Clive'a poch�on�a bez reszty obietnica, d��enie - wyobra�a� je sobie pod postaci� kondygnacji prastarych startych schod�w, kt�re nikn� w oddali - t�sknota, by pi�� si� i pi��, i wreszcie dotrze� spr�ystym skokiem do odleg�ego klucza i zarazem, przy akompaniamencie rozp�ywaj�cych si� plam d�wi�ku, kt�re nikn� niczym rozpraszaj�ca si� mg�a, do linii melodycznej piecz�tuj�cej dzie�o, do po�egnania, do rozpoznawalnej, przeszywaj�co pi�knej muzyki, kt�ra wykroczy�aby poza sw� niemodn� natur�, op�akiwa�a odchodz�ce stulecie i jego bezsensowne potworno�ci, jak te� s�awi�a jego b�yskotliw� pomys�owo��. Jeszcze d�ugo po przebrzmieniu prawykonania, zako�czeniu uroczysto�ci z okazji milenium, d�ugo po wypaleniu ogni sztucznych oraz powstaniu analiz i podsumowa�, nieprzeparte pi�kno tej linii melodycznej trwa� b�dzie jako elegia na wiek, kt�ry przemin��. Nie by�a to jedynie fantazja Clive'a, gdy� podobnie widzia� to komitet do spraw organizacji obchod�w. Z rozmys�em wybrano kompozytora, kt�ry, rzecz znamienna, wyobra�a� sobie narastaj�cy pasa� muzyczny jako wznosz�ce si� zabytkowe kamienne schody. Nawet zwolennicy Clive'a, przynajmniej w latach siedemdziesi�tych, uznawali zasadno�� okre�lenia �arcykonserwatywna" wobec jego tw�rczo�ci, gdy tymczasem krytycy woleli przymiotnik �zacofana", wszyscy natomiast byli zgodni, �e obok Schuberta i McCartneya to w�a�nie Linley potrafi pisa� melodie. Symfoni� zam�wiono u niego na tyle wcze�nie, by zaistnia�a w �wiadomo�ci spo�ecze�stwa; zasugerowano, na przyk�ad, �e ha�a�liwy, natarczywy pasa� na instrumenty d�te m�g�by zosta� wykorzystany jako oprawa muzyczna g��wnego wydania wiadomo�ci. Komitet, uznany przez establishment muzyczny za zesp� ludzi o �rednio wyrafinowanych gustach, nade wszystko pragn�� symfonii, z kt�rej mo�na by�oby odcedzi� przynajmniej jedn� melodi�, hymn, elegi� na oczernione, mijaj�ce stulecie i w��czy� j� do oficjalnych uroczysto�ci na tej samej zasadzie, jak Nessun dorma wykorzystano w turnieju pi�karskim. Najpierw w��czy�, a potem wypu�ci� na szerokie wody, by z nadej�ciem trzeciego tysi�clecia podj�a ryzyko niezale�nego istnienia w �wiadomo�ci spo�ecze�stwa. Dla Clive'a Linleya sprawa by�a prosta. Postrzega� siebie jako nast�pc� Vaughana Williamsa i okre�lenia w rodzaju �konserwatysta" uwa�a� za nieistotne, chybione zapo�yczenia ze s�ownika polityki. Poza tym w latach siedemdziesi�tych, kiedy z wolna go zauwa�ano, ortodoksj� nauczan� w konserwatoriach sta�a si� muzyka atonalna i aleatoryzm, zgie�k ton�w, elektronika, rozbijanie tonacji na d�wi�ki, s�owem ca�a tradycja modernistyczna. I to przecie� jej krzewiciele, w znacznie wi�kszym stopniu ni�li on sam, zas�ugiwali na miano reakcjonist�w. W 1975 roku Clive opublikowa� stustronicow� ksi��k�, kt�ra -jak ka�dy dobry manifest - by�a zar�wno atakiem, jak i apologi�. Stara gwardia modernizmu uwi�zi�a muzyk� w murach akademii, odci�a od �wiata, zazdro�nie jej strzeg�c jako w�asno�� elity. W rezultacie sta�a si� ja�owa, gdy� bu�czucznie zerwano jej fundamentalne przymierze z odbiorc�. Clive z przek�sem opisa� wsparty publicznymi pieni�dzmi �koncert" w niemal do cna opustosza�ym ko�ciele, gdzie przez ponad godzin� uderzano z�aman� szyjk� skrzypiec w nogi fortepianu. Tekst w programie, naszpikowany odniesieniami do holokaustu, wyja�nia�, dlaczego na obecnym etapie dziej�w Europy �adna inna forma muzyki nie ma racji bytu. Dalej Clive dowodzi�, �e w zasklepionych umys�ach podobnych gorliwc�w nawet najmniejszy sukces czy jakiekolwiek oznaki uznania ze strony publiczno�ci s� niechybnie �wiadectwem kompromisu estetycznego i pora�ki artysty. Utrzymywa�, �e kiedy wreszcie napisana zostanie ostateczna historia dwudziestowiecznej muzyki, racj� przyzna si� bluesowi, jazzowi, rockowi i nieustannie ewoluuj�cej tradycji muzyki folk. Te gatunki a� nadto wyra�nie dowodz�, �e melodia, harmonia i rytm nie stoj� w sprzeczno�ci z nowatorstwem. Co si� za� tyczy muzyki �powa�nej", to jedynie pierwsza po�owa stulecia zapisze si� chlubnie w dziejach, a w niej zaledwie paru kompozytor�w, do kt�rych Clive nie zaliczy� p�nego Schoenberga i jemu podobnych. Tyle na temat ataku. W apologii wykorzysta� na sw�j spos�b ograny pomys� zapo�yczony z Eklezjasty: nadesz�a pora, by odebra� muzyk� komisarzom, by przywr�ci� jej zasadnicz� komunikatywno��, gdy� w Europie wykuwano j� na kowadle tradycji humanistycznej, kt�ra zawsze g�osi�a zagadkowo�� natury ludzkiej. Nadesz�a pora, by przyj�� do wiadomo�ci, �e publiczne wykonanie dzie�a jest form� ��wieckiej komunii", by uzna� pierwsze�stwo rytmu i tonacji oraz elementarnej natury melodii. �eby tak si� sta�o, a jednocze�nie �eby nie odtwarza� muzyki przesz�o�ci, nale�y opracowa� wsp�czesn� definicj� pi�kna, a to z kolei jest niemo�liwe bez uprzedniego uzmys�owienia sobie �fundamentalnej prawdy". Na tym etapie Clive �mia�o zaczerpn�� z pewnych nie opublikowanych i nad wyraz teoretycznych esej�w kolegi Noama Chomsky'ego, kt�re przeczyta�, gdy go�ci� u autora na przyl�dku Cod: zdolno�� do �odczytywania" rytm�w, melodii i �adnych harmonii, podobnie jak unikatowa zdolno�� do nauki j�zyka, wpisana jest w geny cz�owieka. Antropolodzy przekonali si�, �e te trzy elementy istniej� we wszystkich kulturach muzycznych. Mamy ucho wyczulone na harmoni�. (Ponadto bez otaczaj�cego harmonijnego t�a dysharmonia traci znaczenie i staje si� ma�o interesuj�ca). Pojmowanie linii melodycznej stanowi skomplikowan� czynno�� umys�ow�, kt�r� potrafi jednak wykona� nawet niemowl�; rodzimy si� obarczeni dziedzictwem, jeste�my homo musicus; zdefiniowanie pi�kna w muzyce musi zatem poci�ga� za sob� zdefiniowanie ludzkiej natury, co z kolei na powr�t prowadzi nas do humanistyki i komunikatywno�ci... Wydanie Przywo�a� pi�kno Clive'a Linleya zbieg�o si� z prawykonaniem jego Symfonii derwiszowych na wirtuozerskie smyczki w Wigmore Hall, dzie�a o tak b�yskotliwych polifonicznych kadencjach, zak��canych tak hipnotycznym lamentem, �e w r�wnej mierze by�o ono znienawidzone, co uwielbiane, a to umocni�o reputacj� tw�rcy i zapewni�o poczytno�� jego ksi��ce. Pomijaj�c spraw� tworzenia, komponowanie symfonii jest �mudn� prac� fizyczn�. Wymaga napisania nuta po nucie, sekunda po sekundzie, partii na niekiedy a� dwadzie�cia cztery instrumenty, nast�pnie ich zagrania, zestrojenia z ca�� partytur�, kolejnego zagrania, przepisania, wys�uchania w ciszy, jak ucho wewn�trzne syntetyzuje i aran�uje pionowe szeregi bazgro��w i skre�le�, a dalej poprawek, p�ki takt nie b�dzie odpowiedni, a wreszcie kolejnego zagrania na fortepianie. Do p�nocy Clive zd��y� rozpisa� ca�y narastaj�cy pasa� i zabra� si� do wielkiej luki, kt�ra poprzedza�a powoln� zmian� klucza. Do czwartej nad ranem zestawi� ze sob� g��wne partie i wiedzia� ju� dok�adnie, jak b�dzie wygl�da�a modulacja, jak wyparuj� zwa�y mg�y. Wsta� wyczerpany od fortepianu, zadowolony z poczynionych post�p�w, ale czujny: doprowadzi� turbin� d�wi�ku do punktu, gdzie zaczyna�a si� prawdziwa praca nad fina�em, kt�ry m�g� si� wyklu� jedynie z natchnionego pomys�u - finalna linia melodyczna w swej pierwotnej i najprostszej formie, �mia�o wyra�ona solow� parti� instrumentu d�tego albo pierwszymi skrzypcami. Dotar� do sedna i poczu� brzemi�. Pogasi� �wiat�a i zszed� do sypialni. Nie mia� nawet zarysu pomys�u, nawet cienia przeczucia i zdawa� sobie spraw�, �e nie przywo�a go, siedz�c przy fortepianie i marszcz�c czo�o w skupieniu. Wszystko w swoim czasie. Wiedzia� z do�wiadczenia, �e najlepiej zrobi, je�li si� odpr�y, odst�pi na krok, zachowuj�c jednocze�nie czujno�� i ch�onno�� umys�u. B�dzie musia� wybra� si� na d�ugi spacer za miastem, a mo�e nawet na seri� d�ugich spacer�w. Potrzebowa� g�r i bezmiaru nieba. Cho�by Krainy Jezior. Najlepsze pomys�y �wita�y mu znienacka po przej�ciu dwudziestu mil, kiedy my�lami b��dzi� daleko. Znalaz�szy si� wreszcie w ��ku, u�o�ywszy si� na plecach w ca�kowitej ciemno�ci, spi�ty i dr��cy od wysi�ku umys�owego, zobaczy�, jak na jego siatk�wce k�ad� si� z�bkowane smugi podstawowych kolor�w, po czym zwijaj� si�, skr�caj� w s�oneczne przeja�nienia. Stopy mia� lodowate, r�ce i klatk� piersiow� rozpalone. Niepokoje zwi�zane z prac� uleg�y transmutacji w mniej szlachetny kruszec nocnego strachu: choroba i �mier�, abstrakcyjne poj�cia, kt�re wkr�tce znalaz�y sw�j punkt skupienia w doznaniu nadal obecnym w lewej r�ce. R�ka by�a zimna, dr�twa i sw�dzia�a, jak gdyby siedzia� na niej przez p� godziny. Pomasowa� j� praw� d�oni� i przytuli� do ciep�ego brzucha. Czy to nie w�a�nie co� podobnego czu�a Molly, kiedy chcia�a zatrzyma� taks�wk� przed knajp�? Nie mia� towarzyszki �ycia, �ony, George'a, nikogo, kto w razie czego by si� nim zaopiekowa�, ale to prawdopodobnie �aska boska. Tylko co w zamian? Przekr�ci� si� na bok i naci�gn�� ko�dr� na siebie. Dom opieki, telewizor w �wietlicy, bingo, starcy z petami, woni� moczu i kapi�c� �lin�. Nie pozwoli na to. Rano p�jdzie do lekarza. Ale przecie� tak w�a�nie zrobi�a Molly i wys�ali j� na badania. Potrafi� si� zaj�� niemoc� cz�owieka, ale nie potrafi� jej zapobiec. Zatem trzeba si� trzyma� od nich z dala, obserwowa� w�asne staczanie si� po r�wni pochy�ej, a kiedy ju� nie b�dzie m�g� pracowa� ani zachowa� godno�ci, sko�czy ze sob�. Ale jak uchroni� si� od przeoczenia tej granicy, kt�r� Molly tak szybko przekroczy�a, jak ma uchroni� si� od chwili, kiedy stanie si� ca�kiem bezradny, sko�owany, zbyt og�upia�y, by si� zabi�? Niedorzeczno��! Usiad�, pomaca� d�oni� przy ��ku w poszukiwaniu lampki i zapaliwszy j�, wyj�� spod czasopisma pigu�ki nasenne, kt�rych na og� unika�. Za�y� jedn� i opad� na poduszki, ss�c powoli. Masuj�c zdr�twia�� r�k�, pokrzepia� si� racjonalnymi my�lami. R�ka zgrabia�a mu z zimna, to wszystko, poza tym jest przem�czony. W jego �yciu liczy si� przede wszystkim praca, doko�czenie symfonii, zwie�czenie jej liryczn� kulminacj�. Znalaz� pociech� w tym, co jeszcze przed godzin� go gn�bi�o, i po dziesi�ciu minutach zgasi� lampk�. U�o�y� si� na boku: zawsze przecie� pozostawa�a praca. Pojedzie na wycieczk� do Krainy Jezior. Magiczne nazwy nios�y ukojenie: Blea Rigg, High Stile, Pavey Ark, Swirl How. P�jdzie Langstrath Valley, przekroczy strumie� i ruszy na Scafell Pike, a wr�ci przez Allen Crags. Zna� dobrze t� tras�. Wspinaj�c si� na granie, powr�ci do r�wnowagi, odzyska klarowno�� widzenia. Za�y� swoj� cykut� i wiedzia�, �e �adne fantazje nie b�d� go ju� dr�czy�y. Ta my�l r�wnie� doda�a mu otuchy, tote� nim chemikalia dotar�y do m�zgu, podci�gn�� kolana do klatki piersiowej i wyzwoli� si�. Moja biedna r�ka. Biedna Molly... II 1 W niecz�stej chwili wytchnienia podczas porannych godzin pracy Vernonowi Hallidayowi za�wita�a w g�owie my�l, �e by� mo�e nie istnieje. Przez trzydzie�ci nieprzerwanych sekund siedzia� przy biurku, b�bni�c lekko palcami w skro� i zamartwiaj�c si�. Odk�d dwie godziny wcze�niej przyjecha� do redakcji �The Judge", rozmawia� �ywo po kolei z czterdziestoma osobami. Nie tylko rozmawia�: we wszystkich tych wypadkach, pr�cz dw�ch, podejmowa� decyzje, wskazywa� priorytety, wyznacza� cele, wybiera� osoby do ich realizacji, wyra�a� opinie, a ka�de s�owo nale�a�o potraktowa� jako polecenie. Sprawowanie w�adzy nie wyostrzy�o jednak jego poczucia w�asnej odr�bno�ci, jak to na og� si� dzieje; zamiast tego Vernon odni�s� wra�enie, �e rozp�yn�� si� ca�kowicie, �e jest tylko sum� ludzi, kt�rzy go s�uchaj�, kiedy wi�c zostawa� sam, by� niczym. Gdy w samotno�ci szuka� jakiej� my�li, kt�rej m�g�by si� uczepi�, nie znajdowa� �adnej. Jego fotel sta� pusty. Vernon rozpu�ci� si� zupe�nie w przestrzeni ca�ego budynku, od dzia�u miejskiego na sz�stym pi�trze, gdzie zamierza� wkroczy�, by zapobiec zwolnieniu d�ugoletniej korektorki, kt�ra nie zna�a ortografii, a� po podziemie, gdzie podzia� miejsc parkingowych wywo�a� bunt kierownik�w dzia��w, a jednego z redaktor�w nieomal pchn�� do rezygnacji z pracy. Fotel Vernona sta� pusty, poniewa� on przebywa� w Jerozolimie, Izbie Gmin, Kapsztadzie i Manili, poniewa� jak py� rozproszy� si� na ca�y �wiat; by� w telewizji i w radiu, jad� kolacj� z biskupami, przemawia� do przedstawicieli przemys�u naftowego albo bra� udzia� w seminarium dla ekspert�w Unii Europejskiej. W tych kr�tkich chwilach, gdy zostawa� sam, gas�o �wiat�o. I co gorsza, trudno powiedzie�, by powsta�a ciemno�� kogo� konkretnego otula�a, komu� dzia�a�a na nerwy. Nie by� nawet do ko�ca przekonany, �e to jego brakowa�o. Poczucie nieobecno�ci narasta�o od pogrzebu Molly. Wkrada�o si� w niego. Ostatniej nocy obudzi� si� u boku �pi�cej �ony i musia� obmaca� w�asn� twarz, by si� upewni�, �e pozostaje fizycznym bytem. Gdyby Vernon wzi�� kilku podw�adnych na stron� w bufecie i zwierzy� si� im ze swego stanu, niechybnie zaniepokoi�by go brak zdziwienia z ich strony. By� bowiem szeroko znany jako cz�owiek bez w�a�ciwo�ci, bez wad i zalet, jako osoba, kt�ra nie w pe�ni istnieje. W �rodowisku czczono go jako niebyt. Okoliczno�ci, w kt�rych Vernon zosta� naczelnym �The Judge", by�y jednym z cudownych zdarze� w bran�y, trudnym do przebicia i cz�stokro� opowiadanym w winiarniach City. Przed laty, jako �agodny i pracowity zast�pca po kolei dw�ch utalentowanych redaktor�w naczelnych, okazywa� instynktown� umiej�tno�� nieprzysparzania sobie ani przyjaci�, ani wrog�w. Kiedy waszyngto�ski korespondent gazety zachorowa�, Vernono-wi kazano go zast�pi�. W trzecim miesi�cu jego pobytu w Ameryce, na kolacji wydanej na cze�� niemieckiego ambasadora, pewien kongresman wzi�� go za dziennikarza �Washington Post" i szepn�� mu do ucha o pewnym grzeszku prezydenta - radykalnym przeszczepie w�os�w dokonanym na koszt podatnik�w. Zgodzono si� potem powszechnie, �e afer� �Tupetgate" - spraw�, kt�ra zdominowa�a �ycie polityczne Ameryki na ponad tydzie� - rozdmucha� Vernon Halliday z �The Judge". Tymczasem w Londynie utalentowani redaktorzy jeden po drugim padali trupem w krwawych bojach ze w�cibskim zarz�dem. Powr�t Vernona do ojczyzny zbieg� si� z nag�ym przegrupowaniem interes�w w�a�cicieli gazety. Scena by�a zas�ana ko�czynami i torsami tytan�w przyci�tych do odpowiednich rozmiar�w. Jack Mobey, pupil zarz�du, nie zdo�a� umocni� pozycji czcigodnego dziennika na rynku. Nie zosta� nikt pr�cz Vernona. Siedzia� za biurkiem i masowa� sobie bez przekonania sk�r� g�owy. Dotar�o do niego ostatnio, �e uczy si� �y� z nieistnieniem. Nie potrafi� d�ugo op�akiwa� odej�cia kogo� - to jest samego siebie - kogo nie bardzo m�g� sobie przypomnie�. Ot, mol, ale mol, kt�ry mia� ju� kilka dni. Teraz doszed� do g�osu symptom fizyczny. Obj�o to ca�� praw� cz�� g�owy, zar�wno czaszk�, jak i m�zg - owo uczucie, na kt�re po prostu brak�o odpowiedniego s�owa. Albo - zastanawia� si� - jest to mo�e tylko nag�a przerwa w doznaniu, kt�re by�o na tyle sta�ym i znajomym zjawiskiem, �e nie zdawa� sobie z niego sprawy - jak oklepany d�wi�k, kt�ry s�yszy si� dopiero wtedy, gdy cichnie. Pami�ta� dok�adnie, kiedy to si� zacz�o, poprzedniego wieczoru, gdy wsta� od kolacji. By�o obecne, gdy obudzi� si� rankiem, trwa�o, wymykaj�c si� nazwaniu: ani zimno, ani ucisk, ani odr�twienie, tylko co� pomi�dzy. By� mo�e odpowiednim s�owem by�a martwota. By� mo�e prawa p�kula jego m�zgu zwyczajnie wysiad�a. Zna� tak wielu ludzi, kt�rzy zmarli, �e w swym obecnym stanie rozkojarzenia zacz�� zastanawia� si� nad w�asnym ko�cem jako nad czym� ze wszech miar powszednim - ot, zamieszanie przy grzebaniu lub kremacji, przyp�yw �a�o�ci, a potem niepami��, bo �ycie toczy si� dalej. By� mo�e ju� niemal umar�? Albo potrzebowa� jedynie paru mocnych uderze� m�otkiem w g�ow�, �eby si� ockn�� - odczuwa� silnie takie pragnienie. Otworzy� szuflad� biurka. W �rodku by�a metalowa linijka odziedziczona po Mobeyu, czwartym redaktorze naczelnym z rz�du, kt�ry nie zdo�a� zatrzyma� spadku poczytno�ci �The Judge". Vernon Halliday pr�bowa� nie zosta� pi�tym. Wzni�s� linijk� kilka cali nad prawym uchem, gdy nagle rozleg�o si� pukanie do drzwi i wesz�a Jean, jego sekretarka, w ostatniej chwili zmieni� wi�c uderzenie w zadumane drapanie skroni. - Oto wykaz. Za dwadzie�cia minut. - Odczepi�a kartk� z pliku i poda�a mu j�, reszt� po�o�y�a za� na stole konferencyjnym i wysz�a. Przejrza� spis temat�w. Pod nag��wkiem �wiat Dibben pisa� o �waszyngto�skim triumfie Garmony'ego". To musi by� sceptyczny tekst, je�li nie otwarcie wrogi. A je�eli to naprawd� triumf, to mo�e si� oby� bez miejsca na pierwszej stronie. Pod nag��wkiem Kraj znajdowa� si� artyku� kierownika dzia�u naukowego o urz�dzeniu antygrawitacyjnym, kt�re skonstruowano na walijskim uniwersytecie. Mia� to by� chwytliwy tekst, dlatego Vernon tak par� do jego napisania, na po�y �ni�c o zabawce, kt�r� przypina si� do podeszew but�w. Okaza�o si� jednak, �e wynalazek wa�y cztery tony, wymaga napi�cia dziewi�ciu milion�w wolt�w i w og�le nie dzia�a. Mimo to Vernon postanowi� pu�ci� ten tekst na dole pierwszej strony. R�wnie� w�r�d wie�ci z kraju zamieszczono Kwartet fortepianowy - artyku� o czworaczkach, kt�re urodzi�y si� pewnemu piani�cie. Zast�pca redaktora naczelnego wraz z kierownikiem publicystyki i ca�ym dzia�em krajowym toczyli z Verno-nem boje o ten tekst, ukrywaj�c sw� wybredno�� pod pozorem trze�wego os�du. Cztery to dzi� pestka - argumentowali - poza tym nikt nawet nie s�ysza� o matce, kt�ra w dodatku jest szpetna i nie chce gada� z pras�. Vernon odm�wi� im racji. Przeci�tna sprzeda� w zesz�ym miesi�cu by�a o siedem tysi�cy egzemplarzy ni�sza ni� miesi�c wcze�niej. �The Judge" mia� coraz mniej czasu. Vernon wci�� si� zastanawia�, czy nie pu�ci� historii o bli�ni�tach syjamskich z��czonych biodrami -jedno z nich mia�o s�abe serce, wi�c nie by�o mowy o rozdzieleniu - kt�re znalaz�y prac� w administracji lokalnej. �Je�li mamy uratowa� t� gazet� - mawia� z upodobaniem na porannych kolegiach redakcyjnych - ka�dy b�dzie musia� powala� sobie r�ce". Wszyscy kiwali g�owami, ale nikt si� z tym nie godzi�. Co si� tyczy starych wyjadaczy, tak zwanych gramatyk�w, to dla nich �The Judge" m�g� przetrwa� lub upa��, byleby zachowa� intelektualn� uczciwo��. �mia�o wyznawali ten pogl�d, poniewa� opr�cz poprzednik�w Vernona nikt dotychczas nie wylecia� na bruk. Wmaszerowywali ju� pierwsi kierownicy dzia��w i ich zast�pcy, kiedy Jean da�a mu znak w drzwiach, by odebra� telefon. Sprawa musia�a by� wa�na, bo sekretarka porusza�a bezg�o�nie ustami. George Lane, wyczyta� z jej warg. Odwr�ci� si� do �ciany, przypominaj�c sobie, �e nie podszed� do Lane'a na pogrzebie. - George, cze��. To by�o g��boko wzruszaj�ce prze�ycie. Mia�em zamiar za... - No tak, tak. Co� wyp�yn�o. Uwa�am, �e powiniene� to zobaczy�. - Co to jest? - Zdj�cia. - To mo�e prze�lij je przez go�ca. - Wykluczone, Vernon. To dynamit. M�g�by� zaraz przyjecha�? Vernon Halliday czu� pogard� do Lane' a nie tylko z powodu Molly. Lane by� w�a�cicielem p�tora procent udzia��w w �The Judge" i wy�o�y� pieni�dze na jego ratowanie, kt�re wyznaczy�o upadek Jacka Mobeya i wyniesienie Ver-nona do godno�ci redaktora naczelnego. Uwa�a�, �e Vernon jest jego d�u�nikiem. Ponadto nie zna� si� kompletnie na prowadzeniu gazety. Dlatego w�a�nie wydawa�o mu si�, �e redaktor naczelny og�lnokrajowego dziennika mo�e wyj�� z redakcji o wp� do dwunastej jak gdyby nigdy nic i pojecha� na drugi koniec Londynu, do Holland Park. - Jestem w tej chwili zaj�ty. - Wy�wiadczam ci wielk� przys�ug�. To co�, za co �News of the World" da�oby si� pokroi�. - Mog� przyjecha� dopiero po dziewi�tej wieczorem. - Dobrze wi�c, zobaczymy si� po dziewi�tej - odpar� George rozdra�nionym tonem i roz��czy� si�. Tymczasem zaj�to wszystkie krzes�a przy stole konferencyjnym pr�cz jednego. Gdy Vernon osun�� si� na ostatnie, rozmowy przycich�y. Dotkn�� boku swej g�owy. Teraz, kiedy zn�w by� w towarzystwie, kiedy robota czeka�a, jego wewn�trzna nieobecno�� przesta�a by� dolegliwa. Roz�o�y� przed sob� numer z poprzedniego dnia. - Kto robi� korekt� wst�pniaka o �rodowisku naturalnym? - odezwa� si� w niemal kompletnej ciszy. - Pat Redpath. - W tej gazecie nie powtarza si� zaimka �kt�ry" w zdaniach podrz�dnych drugiego stopnia i nigdy powtarza� si� nie b�dzie, zw�aszcza we wst�pniaku, na mi�o�� bosk�. A �dzieci" - zawiesi� g�os dla wywo�ania efektu, udaj�c, �e przebiega wzrokiem tekst - a �dzieci" to s� �one", nie �oni". Czy stanie si� to dla wszystkich jasne raz na zawsze? Zdawa� sobie spraw� z aprobaty doko�a sto�u. Gramatycy uwielbiali s�ucha� takich poucze�. Gdyby da� im woln� r�k�, wp�dziliby gazet� do grobu wraz z jej bezb��dn� sk�adni�. Zagrawszy pod publiczk�, przeszed� szybko do rzeczy. Jedn� z jego udanych innowacji - by� mo�e jedyn� do tej pory - by�o skr�cenie codziennych kolegi�w redakcyjnych z czterdziestu minut do kwadransa za pomoc� kilku narzuconych nie�mia�o regu�: nie wi�cej ni� pi�� minut na minione sprawy - co si� sta�o, to si� nie odstanie � �adnych dowcip�w i nade wszystko �adnych anegdot; on ich nie opowiada�, wi�c nikt inny te� nie m�g�. Przewr�ci� stron� na �amy zagraniczne i zmarszczy� czo�o. - Wystawa skorup w Ankarze? I to ma by� news? Osiemset s��w? Nie rozumiem, Frank. - Widzisz, Vernon - wyja�ni� z cieniem drwiny w g�osie Frank Dibben, zast�pca kierownika dzia�u zagranicznego - to prowadzi do fundamentalnego zrewidowania naszego poj�cia o wp�ywach wczesnego imperium perskiego na... - Zrewidowanie czego� w dziedzinie pot�uczonych garnk�w to nie jest news, Frank. - Rzecz w tym, �e Julie nie przys�a�a nic z Rzymu -wtr�ci� delikatnie zast�pca redaktora naczelnego Grant McDonald, kt�ry siedzia� obok Vernona. - Musieli�my zapcha� dziur�... - No nie, znowu? Co tym razem? - Zapalenie w�troby. - A co� z Associated Press? - Nasz tekst by� bardziej interesuj�cy - broni� si� Dibben. - Mylisz si�. To kompletne pud�o. Nawet �Times Literary Supplement" tego by nie pu�ci�. Przeszli do spraw bie��cych. Kierownicy dzia��w jeden po drugim streszczali teksty. Kiedy przypad�a kolej na Dibbena, zacz�� nalega�, by jego artyku� o Garmonym wydrukowano na pierwszej stronie. Vernon wys�ucha� go, po czym rzek�: - Jest w Waszyngtonie, a tymczasem powinien by� w Brukseli. Za plecami Niemc�w zawiera uk�ad z Amerykanami. Na kr�tk� met� to zysk, na d�u�sz� - katastrofa. By� fatalnym ministrem spraw wewn�trznych, a jest jeszcze gorszym spraw zagranicznych, i nastanie nasz koniec, je�li ki