8685
Szczegóły |
Tytuł |
8685 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8685 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8685 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8685 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
M. Robert Falzmann
APTECZKA
Oryx Sol 20456/ 14 planet/ No.7 zanotowano aktywno�� protoplazmy. Obiekt
chroniony. Uwaga! Pod �adnym pozorem nie wolno dokonywa� jawnych dla tubylc�w
l1dowan, kontakt�w III stopnia, innych - patrz Monitor #AWE555-089...
- Nastepne myol1ce algi i olimaczki? - Bernard Bigg, ziewaj1c wszed3 do kabiny
pilota¿u. Przelotnie ca3uj1c nagie ramie kobiety zajetej uzupe3nianiem
logu,
zaj13 sw�j fotel i zam�wi3 podw�jn1 Marsjanke ze omietan1.
- Kawa na pusty ¿o31dek da ci skurcze - kobieta pochylona nad pulpitem
astro,
przelotnie zerkne3a na nieogolon1 twarz partnera - zn�w masz kaca? - Joanno, nie
teraz - pilot
Bernard Bigg dmuchaj1c w paruj1cy kubek wydobyty z dyspensera mia3 wyraYne
k3opoty z
podwi1zaniem w3asnych sensor�w do obrazu obecnego otoczenia - czy ten rejs nigdy
sie nie
skonczy? Ja mam um�wione spotkanie w klubie i now1 sesje nagraniow1. Ja...
kurrr...ka
kosmiczna jestem teraz s3awny... ooooch! Moje skronieee...
- To ile za ostatni1 ocie¿ke? Masz drugie miejsce na Top Ten Galacticon
Chart,
tak? - kobieta poprawiaj1c zwiniete w warkocz w3osy, rozpar3a sie w fotelu - nie
najgorzej jak na
nedznego pilocine w jeszcze nedzniejszym Zwiadzie. Co dalej?
- Dalej, to my, nareszcie zafundujemy sobie w3asny, ma3y i ciasny, domek na
Marsie, gdzie, daj nam du¿o cierpliwooci Panie, zrobimy realne
kopulowanie...
- Po moim trupie, BB. Ja jeszcze chce po¿ya. Dzieci to tylko k3opoty... -
zn�w
poprawiaj1c ogniocie rudy warkocz, kobieta za3o¿y3a nogi na pulpit -
...kiedy ty
chla3eo z kumplami na Internecie ja mia3am natchnienie. Pos3uchaj. To jest
pr�bka z Bizeta grana
w dolnym akordzie standartowego miksera. Klasyka ma branie, wiesz... - z
mikrofon�w pop3yne3y
harmoniczne i rytmiczne dYwieki zmodulowane do czestotliwooci dysko.
- Kobiecy sensualizm niespe3nionego macierzynstwa - pilot uda3, ¿e
lekcewa¿1co
zbywa muzyczn1 pr�bke, ale jego oczy i rozwarte nozdrza m�wi3y inaczej.
- To bedzie nastepny hit, panie BB - kobieta imieniem Joanna wy31czy3a zdalny
odtwarzacz - i to bedzie nasz hit. Jeoli rzeczywiocie chcesz miea domek pe3en
potomstwa, musisz wpierw zadbaa o uszczelnienie finansowe. Sam wiesz, ¿e
dzisiaj, bez platyny i miedzi, ka¿dy na orbitalnym garnuszku siedzi. Ja
te¿ mam
dosya niewolnictwa komunalnej pracy dla dobra, blablabla...
- Okay! Nasz hit! �ono.
- Dodaj, genialna, utalentowana i z wizj1. A m�wi1c o wizji. Czas przygotowaa
sie do wizualnej
inspekcji. Oryx ma jakieo tam ma3piaki. Biopsja wymagana, eech.
***
Pumus zdj13 z siebie ostatni1 czeoa Ubioru Kr�la. I by3a to Tiara Sasso.
Cie¿ka
korona z metalu jaki zaocie3a3 dno ��3tej Rzeki. Legendarna ozdoba, he3m,
nakrycie g3owy kr�la wojownika. Tego, kt�ry milennia temu wyprowadzi3 ich z
ubogich g�r w ¿yzne doliny kraju Raffra. Tego, kt�ry odkry3 jak odlewaa
metal z
rzeki. Tego, kt�ry udowodni3, ¿e krwio¿ercze Tuskery mog1 bya pokonane
ogniem i
dzidami.
Tego, kt�ry...
Pumus, sk3adaj1c na o3tarzu symbole w3adzy, ¿egna3 sie z kamienn1 komnat1 i
kamiennymi tablicami z wyrytymi na nich historiami ¿ycia poprzednik�w. Czas
by dodaa
w3asn1 tablice do szeregu innych.
Czas by umrzea.
- Me¿u? - cien w zarysie korytarza prowadz1cego na powierzchnie.
- Alla, ¿ono. Nie ron 3ez. Taka jest kolej losu i nia ¿ycia. Nikt z
nas nie
ucieknie przed pajeczyn1 omierci. Znasz prawo. Nikt z bia31 pleoni1 nie ma prawa
¿ya w domu m3odych. Kiedy biel zamieni sie w czern, spory stan1 sie
zagro¿eniem
dla wszystkich. Ja musze ioa...
- My wszyscy, kiedyo... - wolno ruszaj1ca sie Alla, z daleka pos3a3a mu gest
mi3ooci - ...czekaj na
mnie Pumus. Za dwa obroty ksie¿yc�w, bedzie m�j czas ioa. - Ja bede czeka3
- by3y kr�l
by3 teraz nagi. Ci1gn1c za sob1 ogon pe3en nici pleoniaka, pocz3apa3 do drugiego
wyjocia;
stromej przepaoci nad brzegiem podziemnej rzeki 31cz1cej sie poza g�rami z �
�3t1. Zastygaj1c
na moment na skalnej p�3ce, zadar3 do g�ry g3owe i wyda3 z siebie wojenny
okrzyk.
Po¿egnanie z milcz1cym t3umem na wysokiej galerii, ponuro obserwuj1cym
odejocie
kogoo, kto by3 im ojcem, wodzem, przewodnikiem i g3ow1, dlu¿ej ni¿
wiekszooa
poprzednik�w. Lecz bez wzgledu jak go szanowali i powa¿ali oraz czcili,
prawo
by3o prawem. Ktokolwiek zosta3 pora¿ony pleoni1, musia3 odejoa.
Nawet kr�l.
Pumus nadal jod3uj1c zrobi3 finalny krok w pustke i dysz1ca zimn1 wod1 paszcza
przepaoci
po3kne3a jego cia3o i jego krzyk.
Kr�l odszed3, niech ¿yje kr�l.
Alla 3kaj1c za3o¿y3a Tiare i 3kaj1c za3o¿y3a na siebie nadal ciep3y
p3aszcz
wodza. �ony kr�l�w prawie nigdy nie dziedziczy3y tronu. To nale¿a3o zawsze
do
kogoo najm1drzejszego w rodzie.
Alla zosta3a wyznaczona na zastepce i nowego OnaKr�l, poniewa¿ by3a jedyn1,
kt�ra
potrafi3a liczya do dziesieciu bez pomocy palcy i ogona. M1dra Alla nie mia3a
wyboru. Takie
by3o prawo. Tylko ci, kt�rzy potrafili liczya i potrafili ubraa kamien w obraz,
kuj1c s3owa w
kszta3ty, rz1dzili rodem.
Oczywiocie, ju¿ dzisiaj, wszyscy liczyli, ¿e dzieci Pumusa i Alla
wnios1 do
skarbca tajemnic, nowe owiat3o wiedzy. Dawno temu zauwa¿ono, ¿e z
m1drych
rodzic�w wyrastaj1, w wiekszooci, m1drzejsi nastepcy.
Alla by3a w prostej lini ogona dalek1 kuzynk1 legendarnego Sasso. I umia3a
liczya. Jako pierwsza, odkrywaj1c, ¿e suma wszystkich palcy plus ogon r�wna
sie
liczbie dziesiea, czyli tyle ile jest ksie¿yc�w. Boska m1drooa, zaiste.
Prorocza...
***
Orbitalny Lander siad3 w mateczniku, na dnie doliny, u ujocia jakiejo mulistej
rzeczki
wypluwaj1cej z siebie brudy wyniesione z krasowych labirynt�w jakimi by3y
przerooniete
okoliczne g�ry.
- Wszystko zgodnie z Monitorem. �adnych kontakt�w. Myk tu, myk tam. Cicho sza i
w milczeniu. Tylko, ¿e cymba3y nie napisa3y jak my mamy dokonaa biopsji,
nie
dokonuj1c porwania obiektu... - pilot wdepn13 w jakieo owie¿e bobki leonej
krowy
i kln1c poszed3 obmya buty w r�wnie cuchn1cej wodzie. - Ale stajnia - kobieta z
rudym
warkoczem i s3uchawkami miksera na uszach by3a zajeta w3asnym hobby, czyli
Bizetem na
fundamencie perkusji z Ultra Hippo Junk.
- Joanno! My podobno pracujemy - me¿czyzna wracaj1cy z nad rzeki, ni�s3 w
grubej
pomaranczowej rekawicy ciekn1cy wod1 zew3ok ma3piaka - patrz co wy3owi3em.
Jeszcze dycha. W sam raz do naszych potrzeb. Lap sie za apteczke... - Sam sie
3ap - kobieta
obronnym gestem zas3oni3a sie przed rzuconym na trawe zwierzakiem - chcesz bym
zemdla3a?
- Na owietego Lennona, kto tutaj jest egzobiologiem? - pilot przechodz1c
okrakiem nad swoj1
mokr1 ofiar1, zajrza3 do kabiny i zacz13 wypatroszaa schowek z diagnostycznymi
kontenerami
oraz aparatur1 - ty zabra3ao termos?
- Nie, myola3am, ¿e ty... - ruda kobieta kiwaj1c sie do taktu nowej muzyki
w
s3uchawkach, by3a zajeta komponowaniem t3a i zupelnie nie w formie do tej tak
prostej lecz jak
przyziemnej pracy egzobiolo; �podaj lancet, odetniemy sobie paluszek� czy innych
zawodowych
hazard�w w rodzaju z3apania obcego wirusa. - ... dupa nie biopsja. Bez termosu i
p3ynnego azotu
nie przechowamy pr�bek, a bez pr�bek, ca3a zabawa od pocz1tku.
- Wcale nie - kobieta imieniem Joanna, siegne3a za siebie i wyci1gne3a z
czerwonej skrzynki zmro¿on1 puszke p�3alkoholowego CoctaDrink - ja i tak
nie mam
zamiaru kroia tego potworka. Co potrzebuje, to pr�bki ka3u, moczu, wymaz z pyska
i kilka cc krwi. A te rzeczy mog1 leciea w kulerze... te¿ zimno i na
lodzie. Na
statku przepakuje do laboratoryjnej zamra¿arki... proste, nie?
- Proste - pilot te¿ siegn13 po nastepn1 zmro¿on1 puszke i z
westchnieniem ulgi
rozpar3 sie na siedzeniu - ...jak ci leci? Znalaz3ao trzeci akord? Tam musi bya
coo w rodzaju
skrzypiec. Bizet bez skrzypiec to jak mi3ooa bez wytrysku...
- Akurat tego mia3am a¿ za du¿o ostatniej nocy - kobieta siorbne3a z
puszki
os1czaj1c resztki i wymownie mlaszcz1c cisne3a opakowanie w krzaki - owinia... -
Wolisz miec
spuchniet1 macice zamiast migda3k�w? - pilot, sam uomiechniety i sam ss1cy
obrzmia3e wargi,
pokreci3 g3ow1 na nie - idY i podnieo t1 puszke. To jest zabronione pozostawiaa
za sob1 olady,
kt�re mog1 zmienia ...blablabla....
- To ty idY! - ruda w feworze tw�rczej weny dobra3a sie do nastepnej puszki
krec1c szyj1, ramionami i g3ow1 do taktu muzyki w swojej g3owie - chyba nie
s1dzisz, ¿e te ma3piaki odkryj1 sk�t do techno raju studiuj1c opakowania?
Na
Ziemi, szympansy maj1 wiecej rozumu...
- No w3aonie - pilot wyszed3 z pojazdu i ostro¿nie zacz13 ogl1daa bezw3adne
cia3o tubylczego przedstwiciela fauny - co za szkarada. Tylko trzy palce. Ma3pi
pysk ale 3eb jak kokos a na dodatek ca3y w d¿unglowej zgniliYnie. Ja go
zaraz
zdezynfekuje bo nawet przez rekawice, strach dotykaa. Pleoniak zjada wszystko.
Gdzie my mamy te spraje na grzybice? Mamy w og�le?
- W apteczce - Joanna, jedn1 rek1 wyci1gne3a z pod siedzenia p3ask1 walizeczke z
wyt3oczonym na wierzchu czerwonym krzy¿em. Nadal jedn1 rek1 otworzy3a i
wygrzeba3a uniwersalny odka¿acz typu Exobiolo zalecany na planetach z
¿yciem
innym ni¿ ziemskie - mam, 3ap! - Ma3y pojemnik cionieniowy pofrun13 przez
szerokooa kabiny i wpad3 w czekaj1c1 pomaranczow1 rekawice. Rzut i ruch kolan,
przewa¿y3y walizeczke, kt�ra zsune3a sie na stopien. Joanna obserwuj1ca
przez
szybe, co robi jej partner, nawet nie zauwa¿y3a, ¿e z wnetrza otwartej
apteczki,
sypi1 sie na zewn1trz co cie¿sze przedmioty. Agrafki, banda¿e, trzy
pojemniki z
odka¿aczem, no¿yczki, lancet, samolepi1ce opatrunki, ksi1¿ka
obs3ugi
wydrukowana
na nie ton1cym plastiku... inne....
- Kotuo! Jak go ju¿ obsikasz to b1dY tak dobry i pobierz 5cc. oraz wymaz.
- Kurr ...ka galaktyczna. Czy ja jestem weterynarz?
- Chcesz miea nowy hit? To szufluj shit - kobieta imieniem Joanna, na olepo
siegne3a po walizeczke i r�wnie na olepo wkopne3a pod siedzenie - ...wiesz,
m�wi1c o g�wnie. Nie s1dzisz, ¿e te �placuszki� z polanki nam wystarcz1?
Oni i
tak w Instytucie s1 najbardziej zainteresowani bakteriami ka3owymi. A taka kupa
kupy musi miea
przegl1d katalogowy ca3ej planety, nie? - Ale to z leonej krowy, kiciu - pilot
ogl1da3 zdobycz -
dwa, dwa, dwa, trzy.
Mut!
- One jedz1 dok3adnie to samo co te ma3e pokurcze. Trawe i owoce. Dawaj! Ja i
tak nie wracam do s3u¿by. Jesteomy bogaci, nie? Mamy z3oty dysk, nie?
Jesteomy
artystami, tak? Jaki mut? To ma3e g�wno to mutant? Eeee... mdlejeeee.... - U
prawej ma trzy
palce. Dziwne - pilot upora3 sie z zadaniem pobrania krwi i wymazem z pyska
ledwo dychaj1cego
ma3piaka - okay! Gotowi do odlotu!
- To startujmy do stardomu i gwiezdnej s3awy - kobieta imieniem Joanna by3a przy
trzeciej puszce i alkohol wygl1da3 jej z oczu jak mokra mg3a zaciemniaj1ca
pustynie bezmyolnych po¿1dan - ...tyo nie skonczy3 ze mn1 ostatniej
zwrotki.
Nadal mam problem jak zrymowaa egzystencje...
- Liryka nam pomyka na falach eteru. Co sie martwisz. Wiara na Internecie coo
tam znajdzie.
Wiesz, ¿e ja odkopa3em star1 Strone... RoverTrek?
- A idY ¿e... nie ¿artuj. Nasz studencki olad wielkooci w tworzeniu? I
kto to
ma?
- Muzeum Muzyki z Habitatu Celestia. Oni ju¿ mnie wsadzili do dzia3u
zas3u¿onych...
- Ciebie?! A ja?!
- Ty jesteo moj1 muz1 - pilot porzucaj1c na trawie rekawice w3adowa3 sie na
siedzenie i chowaj1c
opakowania pr�bek �uratowa3� ostani1 puszke dla siebie. - Lawirant - ruda
artystka wymownie
poklepa3a sie w okolicach brzucha - moja harfa wymaga strojenia, wiesz?
- Ooo... i to du¿ego. Trzy miechy w hibernatorze o pe3nych jajach, Yle
wp3ywaj1
na cere. M�j flet te¿ wymaga gruntownego przedmuchania... - pilot szczerz1c
sie
otworzy3 puszke i w31czy3 silniki grawitacyjne - harmoniczny seks, miodku? - Jak
tylko
zadokujemy - kobieta imieniem Joanna pstrykne3a palcami - mam! Mam rym do
egzystencja.
Zdrowa egzystencja, mi3osna walencja, spin seksu gra!
***
Pumus maj1cy nie wiecej jak p�3 metra wzrostu, z nieporoporcjonalnie du¿1
g3ow1
i chwytnymi palcami u r1k i n�g, by3 dla cz3owieka, czymo pomiedzy zmutowanym
szczurem a
lemurem z wodog3owiem.
Lecz Stw�r imieniem Cz3owiek, dla Pumusa by3... bez opisu czy por�wnania. Pumus,
podobnie
jak reszta rodu, nie mia3 wyrobionego obrazu Boga, zaledwie, przyznaj1c, ¿e
s1 na tym
owiecie rzeczy nie do policzenia.
Jego bogiem, czy bogami, byli przodkowie. Genetyczna pamiea niezawodnie
rejestruj1ca zmiany orodowiska i korelacje pomiedzy adaptacj1 a komfortem
¿ycia
jednostki, dziwnym zrz1dzeniem losu, po inkorporacji gen�w wirusa pleoniaka,
miliony lat temu,
nabra3a te¿ zdolnooci do zapisu pamieci nie faktualnej.
Dlatego ka¿dy z rodu umiera3 maj1c lat szeoa, lecz ka¿dy z rodu
wpisywa3 do
sieci DNA wiecej ni¿ patologiczne zmiany odbijaj1ce potrzeby do przetrwania
i
¿ycia.
Ka¿dy pisa3 i zapisywa3 w sieci DNA... uczucia. W efekcie, Pumus i jego
rodacy byli
nadzwyczaj empatyczn1 i czu31 emocjonalnie ras1. Prawie telepatami.
Ton1c ...umieraj1c ...¿yj1c. Schn1c w cieple emanuj1cym z dw�ch Yr�de3
radooci.
Po skoku, Pumus mia3 w sobie ogromny ¿al i strate tak w3asn1, jak ca3ego
rodu.
To by3o normaln1 kolej1 rzeczy. Lec1c w d�3, rozwa¿a3 szybk1 omiera przez
odetchniecie wod1, lub niepewn1 i bya mo¿e bardzo bolesn1 omiera, w
szponach
Katzura. Jedynego realnego drapie¿nika, zbyt szybkiego i du¿ego by
pokonaa,
nawet z u¿yciem pu3apek i dzid. Lecz... zgin1a w walce by3o honorem
wojownika i
dlatego Pumus pozwoli3 zabraa sie wodzie w d3ug1 podr�¿ przez czarne
jaskinie i
mordercze wodospady.
Najwieksza podr�¿ ¿ycia. Ostatnia w ¿yciu... wielka wir�wka z
mroku w
s3once.
Owiat3o dnia porazi3o go mglistym oparem, zao wyczerpane i mdlej1ce cia3o, ledwo
ledwo rejestruj1ce zmiany w nate¿eniu pr1du rzeki, niezdolne by3o ostrzec
przed
ra¿1c1 pomaranczow1 paszcz1 spadaj1c1 na jego kark z powietrza.
�Katzur!!� - napinaj1c sie i oczekuj1c b�lu, Pumus dozna3 szokuj1cego uczucia
zadowolenia, co nie by3o odbiciem g3odnej wociek3ooci bestii. Podobnie, jego
kark nadal by3 pomostem pomiedzy g3ow1 a cia3em. K3y drapie¿cy nie
odcie3y... - Gluagal
gli asdua ee buaewyw... - g3os. Prawie rodowy. Prawie. Nic z ryku i wycia
Katzura. I to
zadowolone uczucie bycia wynagrodzonym przez los. Cudze uczucie, niemniej,
prawie rodowe.
Prawie...
Pumus czu3, ¿e jest po3o¿ony na trawie i czu3, ¿e jest ogl1dany
przez dwa
Yr�d3a
wielkiej radooci. Pierwsze, mia3o smak znalezienia gniazda Pieczarnika. Rzadkooa
w tych mokrych dolinach i skarb wielki, gdy¿ suszony Pieczarnik usuwa
ropien
oraz czyoci sk�re z owierzba i kleszczy.
Lecz, drugie Yr�d3o bi3o blaskiem muzyki. Blaskiem opiewu, ca3ym zwartym rodem
p3yn1cym
melodi1 natury, burz1 i pogod1, porankiem i noc1, wiatrem i wod1... Pumus
wch3aniaj1c ten
opiew ton13 w czymo co by3o bez nazwy lecz by3o jak ko3ysanka nad legowiskiem z
nowym
dzidziusiem. Ogromna radooa i ogromna nadzieja. Nadzieja lepszego, bogatszego,
bezpieczniejszego jutra. Kreacja. Tw�rczooa. Budowa. To mo¿e bya dzidzi. To
mo¿e
bya muzyka... Pumus zna3 do tej pory tylko jeden rodzaj tak ogromnej radooci. I
to by3y
narodziny dziecka. Lecz, le¿1c bezw3adnie na trawie, ca3y zatopiony w rzece
nowej pieoni,
znienacka odkry3 nowe Yr�d3o szczeocia i uniesien. Rytm, harmonie, sp�jnooa i
liczbow1
zgodnooa. Narodziny muzyki... �...to sie dodaje...� - myol r�wnie odkrywcza i
owie¿a jak
liczba dziesiea, genialnie, wrecz cudownie objawiona przez Alla, jego ukochan1
¿one.
�...jaka szkoda, ¿e jej tu nie ma. Ta muzyka ma w sobie rytm dodawania...�
Pumus nie pr�bowa3 otwieraa oczu, czy nawet poruszya palcem. Raz przekonany o
nieuchronnym
zgonie, a ten by3 nieuchronny poza obrebem rodowego kregu, traktowa3 obecny stan
rzeczy jako
czeoa majaku, kt�ry zawsze jest dany tym co wybieraj1 ostatni1 podr�¿
¿ycia.
Dlatego, gdy Obcy zn�w zacz13 go poruszaa i robia dziwne rzeczy z jego cia3em,
Pumus nawet
nie drgn13.
Fatum i destynacja w desperacji umierania. Co za r�¿nica, rzeka, Katzur,
czy te¿
Obcy? Omiera musia3a nadejoa. Tak by3o, tak jest, tak bedzie.
Lecz... sucho mokry deszcz na ciele zamiast zabia cia3o, zabi3... pleoniaka.
Pumus to czu3 a¿ do wnetrza w3asnych kom�rek z kt�rych wysz3o zab�jcze
ziarno
morderczego grzyba.
Strata... troche jak z3amane i opi3owane paznokcie, lub opalone ogniem w3osy.
Tyle, ¿e tamte odrasta3y. A Pleoniak ju¿ nie m�g3. Raz rozwiniety nie
potrafi3
powt�rnie wydaa na owiat zal1¿k�w spor�w. A te nagle by3y zaschnietymi
ga31zkami
miniaturowych siatek, sypi1cych sie szarym proszkiem zweglonego cia3a plechy.
�...jak to dodaa? Jak to odj1a?� Pumus zmartwia3 czuj1c coo co zmienia prawo i
zasady ¿ycia. Nie rozumiej1c powi1zan, lecz czuj1c... jak muzyke... �ja
bede
¿y3?!!�
Oszo3omienie, strach, nadzieja, zawr�t sens�w.
Sprawa ¿ycia czy nie ¿ycia kot3uj1ca sie w jego m�zgu, w pewnej chwili
sta3a sie
oczywist1, gdy¿ Obcy zn�w wzi13 go w obroty i tym razem skaleczy3 do
¿ywego,
pij1c krew, oraz prawie udusi3, grzebi1c czymo w paszczy i gardle.
Pumus maj1cy wizje bycia wyssanym jak jajko, i uduszonym przez palec w tchawicy,
nagle musia3 zmienia zdanie, a sprawa ¿ycia wzie3a g�re nad omierci1. Obcy
emanuj1c zadowoleniem, porzuci3 go, i tym razem uczucie by3o koncowe i
zdecydowanie finalne. Tamten wzi13 co chcia3 i Pumus na dobr1 sprawe m�g3 wstaa
i ioa na spacer. Gdy¿ wiedzia3, ¿e ju¿ nie jest potrzebny. Jak to
wiedzia3?
Tego, niestety, nie umia3 powiedziea. Czu3...
�...to jest jak dodawanie i odejmowanie w tym samym czasie...�
�Wiem, ¿e nic nie wiem� Szalone zdumienie, ¿e coo tak odjemnego i
dodatniego
mo¿e bya u3o¿one w s3owa. Osobno maj1ce sens. Razem... wcale, a
jednak...
�Czy ja umar3em? Czy ja ¿yje?� Pumus szybko zamieni3 to na � Umar3em a
¿yje...�
co zn�w przyprawi3o go o drgawki w ogonie i b�l g3owy. �Dysonans muzyki?�
Pekaj1ca ska3a by3a dysonansem. Krzyk omiertelnej trwogi by3 dysonansem. P3acz
rozpaczy i b�lu by3 dysonansem. Nawet kamien mia¿d¿1cy musz3e
ma3¿a by3
dysonansem. Zabijanie zawsze jest dysonansem, lecz czy¿ g3�d nie jest?
Pumus zobaczy3 w myolach liczbowy dysonans. Jeden mniej jeden by3o pustk1.
Otwartymi ustami kogoo kto spada w przepaoa podziemnej rzeki..
�Ooooo...� Pumus widzia3 pustke i omiera i w3asne krzycz1ce usta, lecz...
�Umar3em a ¿yje. Czy to oznacza, ¿e Nic mo¿e bya zamienione na
Coo?�
Pustka w jego m�zgu wyobra¿ona obrazem otwartych ust wyplu3a z siebie jeden
minus
jeden i ca3ooa by3a harmoniczna.
�Jeden minus Jeden r�wna sie Ooooo, r�wna sie Nic� �Czyli, ¿e Dwa minus Dwa
te¿
r�wna sie Nic� �Czyli, ¿e dziewiea palc�w minus dziewiea palc�w te¿
r�wna sie Nic�
�Czyli, ¿e Nic r�wna sie wszystko...�
- Aaaa... - zrywaj1c sie na r�wne nogi, ma3y ma3piak zacz13 tanczya i tupaa i
krzyczea w
nieopisanej radooci, bowiem odkry3 w3aonie ...algebre, nawet nie wiedz1c,
¿e coo takiego
ma imie...
�Obcy?!�
Pumus sp3aszczy3 sie w trawie i dygocz1c znalaz3 otoczenie opustosza3ym. Tamci
byli nigdzie do
znalezienia, co nie by3o gramatycznie poprawne, ale uczuciowo tak... nigdzie do
namierzenia. Dwa
Yr�d3a wielkiej radooci zgas3y w niebosk3onie lecz Pumus wesz1c uciekaj1cy
zapach Obcych nie
by3 smutny. �Nic r�wna sie Wszystko. Omiera jest do pokonania. �ycie trwa
nadal...�
- Ja jestem ¿ywy!!! - dziki taniec przez polane i g1szcz traw - Ja jestem
aaajjj?! Bosa stopa natrafi3a na coo ostrego i Pumus fikn13 kozio3ka niepewny
czy to by3 ciern czy coo gorszego. We¿e i wodne skorpiony by3y tutaj liczne
i
groYne... Srebrny b3ysk w trawie. Jak grzbiet g�rskiego salamandra. - Nie, to
nie jest salamander.
To jest Obce - wesz1c i tropi1c na czterech, ma3y ma3piak natrafi3 na rozsypane
i pozostawione
rzeczy z apteczki. Rzeczy. Obce Rzeczy. Obcy zapach ...skarb�w?!
Ostro¿na d3on dotkne3a no¿yczek. R�wnie ostro¿na d3on dotkne3a
agrafek i
paczki
banda¿y. Dalej... kropla krwi na czubku ostrza... jak czubek dzidy, lecz
nie
¿�3ty a bia3o srebrzysty...
- Bardziej ostre ni¿ krzemienna drzazga - Pumus delikatnie uj13 r1czke
lancetu i
na pr�be poci1gn13 ostrzem po jednej z wy¿szych 3odyg trawy. Ta pad3a,
ocieta. - Uuuu... -
zdumienie i radooa. Nastepna 3odyga, jeszcze grubsza i dalej ma3y krzaczek
czarnowowocnika.
Wszystko pada3o, ociete... - ...uuuu.... to sie tak bardzo dodaje. Ja moge...
moge ... zrobia dzide?!
Albo, nawet, dwie, trzy, du¿o!!
Maj1c dzide, Pumus mia3 szanse przetrwaa w drapie¿nym i groYnym otoczeniu.
Pomijaj1c Katzura, reszta zwierzyny nauczy3a sie omijaa ma3e, lecz �kolczaste�
ma3piaki. Lecz jedna dzida to by3o za ma3o. Dopiero trzy, gwarantowa3y szanse na
obrone, atak i nawet zdobycie po¿ywienia. Pumus i jego r�d, od czasu
zejocia z
wysokich g�r w doliny, nauczy3 sie polowaa na leone krowy i nauczy3 sie jeoa
mieso oraz u¿ywaa sk�r. Pos3anie, p3aszcze, ochronniki na nogi, wszystko
by3o
robione ze sk�ry leonej krowy. Lecz by zdobya sk�re i mieso, wpierw
nale¿a3o
zabia, a do tego potrzeba by3o minimum trzy dzidy. Jedna by przebia bok, druga
by przebia brzuch, trzecia by dobia powalone zwierze. Leone krowy by3y powolne,
lecz tak du¿e, ¿e ma3piaki nie mia3y si3y by siegn1a ma3ymi kijami do
serca czy
g3�wnych tetnic ukrytych pod zwa3ami mieoni i t3uszczu. - Dzidy, dzidy, dzidy...
- tancz1c,
Pumus wszed3 w pierwsze leone zaroola i tam utkn13, niepewny mroku, zapachu
grzyb�w i
zwierz1t, nagle bardzo przestraszony. Las. Ten prawdziwy g3eboko dolinowy las,
nigdy nie by3
domem czy miejscem wedr�wek g�rskiego plemienia.
- Dzidy? - wesz1c na czterech, z lancetem w pogotowiu, Pumus przemkn13 od drzewa
do drzewa,
nie znajduj1c nic co by nadawa3o sie na bron. Tutaj, wszystko by3o, albo zbyt
du¿e i grube,
albo zwalone i zmursza3e. - Ja wejde wysoko, ja utne prost1 ga31Y, ja zrobie
dzide, ja ukryje sie
w koronie drzewa... - Pumus czu3 sie Yle na mokrej i zapadliwej podoci�3ce lasu.
Tutaj by3
ofiar1 i miesem do zabicia. Czu3 to, tak jak czu3 setke oczu obserwuj1cych go z
dziupli i
wykrot�w.
Strach i je¿1ce sie w3osy kaza3y mu w panice szukaa schronienia wy¿ej.
Lecz
Pumus nie by3 dzieckiem. By3 szeocioletnim �staruszkiem� z baga¿em wielu
doowiadczen i
wielu walk. By3 wojownikiem.
- Skarby! Moje skarby! - cofaj1c sie ty3em, wr�ci3 na polanke i odetchn13
l¿ej,
gdy¿ na otwartej przestrzeni m�g3 widziea i s3yszea lepiej ni¿ w
lesie...
- Aagghhrrr!! - dudni1cy ryk besti, pomaranczowa paszcza zbrojna w k3y, tu¿
nad
g3ow1. Lapy z pazurami siegaj1ce do twarzy...
�Katzur!!� Pumus nie myol1c, skoczy3 do przodu, nurkuj1c pod paszcz1 i pu3apk1
pazurzastych
szponiastych 3ap. Jego ma3a, prawa, tr�jpalczasta d3on zbrojna w lancet, wbi3a
sie w miekkisz
gardzieli atakuj1cego drapie¿nika... - Aauuuiiihrrraauii... - bulgocz1cy
charkot i potworne
uderzenie cia3a w cia3o. Pumus pchniety piersi1 ogromnego zwierzaka, pofrun13 w
g1szcz
zarooli i tylko trawa i niskie krzaki czarnoowocnika uchroni3y go przed
roztrzaskaniem grzbietu o
twardy pien najbli¿szego drzewa.
�Koniec ostatniej drogi?� ma3y ma3piak le¿a3 na plecach i nie mia3 si3y
odetchn1a. Cios
piersi1 Katzura odebra3 mu po3owe sens�w i ca31 ochote do walki.
- Kto mo¿e zabia takiego potwora? - g3oona uwaga bed1ca zgod1 na omiera,
lecz...
- Auiii... ghhhrrr... auiii... ghrr... uuiii ... uii ...uhghreee... - cichn1cy,
mokry charkot z krtani zalanej
krwi1 i odg3os darcia pazurami po trawie. - Katzur? - ma3y ma3piak odczeka3
nastepne piea
uderzen serca nim wolno podni�s3 g3owe - Katzur? Czy ty mnie nie zjesz?
Odpowiedzi1 by3a cisza. Co znaczy3o tylko jedno. Wielki zwierz porzuci3
polowanie, lub
te¿... sta3a sie rzecz nieprawdopodobna. Pumus pojekuj1c, przekreci3 sie na
bok i pe3zn1c
na czterech wr�ci3 na polanke.
- Kto mo¿e zabia potwora? Ja moge... Obraz pobojowiska by3 krwaw1 jatk1.
Lancet
w d3oni ma3piaka dokona3 ciecia od jednej aorty do drugiej, otwieraj1c tak
tetnice, jak krtan.
Katzur skona3 dusz1c sie w3asn1 krwi1 i z braku w3asnej krwi. A dooko3a
bezw3adnego cia3a,
trawa by3a wyorana do czystej ziemi. Agonalne drgawki musialy bya szalenstwem.
Drobny kszta3t
ciekawskiego lisowilka oci1gnietego zapachem krwi zamajaczy3 w zaroolach.
Normalnie, dla
bezbronnego ma3piaka, gwarantowana omiera. Lecz Pumus tylko wyprostowa3 sie, i
mocniej
ociskaj1c lancet... warkn13. To wystarczy3o. Lisowilk podkulaj1c ogon znikn13 w
lesie. G3upi jak
by3, mia3 na tyle rozs1dku by nie zadzieraa z kimo kto w3aonie zabi3 Katzura.
- Szczur!! - Pumus parskaj1c, rzuci3 jeszcze kilka przeklenstw za uciekaj1cym i
dumnie
potrz1saj1c g3ow1, usiad3 na p3owym boku sztywniej1cego drapie¿cy. - Na,
na, na... i kto
teraz tu rz1dzi? - zanosz1c sie od omiechu, ma3y ma3piak mia3 minute zamroczenia
i szalonej
euforii - Pumus, kr�l g�r i las�w!! Pumus, ten Kr�l! Wstrz1saj1cy dzien. Dzien
pe3en wstrz1s�w.
Z trudem wstaj1c, ca3y obola3y i rozdygotany, nagle smutny i przestraszony,
wolno pocz3apa3 do
brzegu rzeki i mocz1c bose stopy zmy3 z siebie krew i zapach omierci. S3once
zachodz1c, k3ad3o
ostry, czerwony poblask na leniwym nurcie i to by3o jak wezwanie do powrotu do
domowych
jaskin, ale te by3y gdzieo za g�rami, hen w g�re rzeki, a tutaj by3a dolina i
mrok lasu wolno
zapala3 sie latarniami oczu nocnych predator�w.
I Pumus zacz13 baa sie na dobre.
- Ogien! Ja musze zrobia ogien - to by3o rozwi1zanie i lekarstwo na lek oraz
czaj1ce sie w lesie g3odne gardziele drapie¿c�w. Biegn1c tak szybko jak
umia3,
Pumus zbada3 obrze¿enie polanki i ku swojej nie ukrywanej radooci znalaz3
jakieo
zwalone i stare ga3ezie buczaka oraz kilka iglak�w idealnych do rozpa3ki.
Gromadz1c susz i
suchy mech z dziupli drzew, pooci1ga3 wszystko tu¿ obok Katzura. Ogien mia3
nie tylko
ochronia jego, lecz i zdobyczn1 sk�re. Katzur by3 iocie kr�lewsk1 zdobycz1.
Opieraj1c sie plecami o grzbiet drapie¿cy, Pumus rozsiad3 sie na
przyci1gnietym
pniaku buczaka i po namyole, u¿ywaj1c lancetu, zacz13 wiercia dziure w
korze. To
by3o znacznie szybsze ni¿ wiercenie u3omkiem krzemienia. Podobnie, znacznie
szybciej powsta3o tworzenie zapalacza z twardej i suchej czeoci ga3ezi. Sypi1c
prusz z mchu do suchej dziury w pniaku, Pumus wetkn13 w otw�r, zaostrzony kijek
zapalacza i zacz13 trzea obracaj1c szybko miedzy d3onmi. Normalnie, id1c na
polowanie, zawsze zabiera3 ze sob1 gliniany koszyczek z p3on1cym ¿arem.
Lecz
tutaj musia3 poprzestaa na starym sposobie jakiego uczy3 sie ka¿dy za
m3odu. Pierwsza
nik3a smuga dymu z pyl1cego sie otworu zbieg3a sie z zapadnieciem mroku. W
istocie to by3
tylko p�3mrok. Dziesiea ksie¿ycy dooko3a planety dzia3a3o jak dziesiea
nocnych
jarzeni�wek i z wyj1tkiem okresu burz i deszcz�w, zach�d s3onca by3 jedynie
przejociem od
upa3u dnia do srebrnego ch3odu nocy. Pumus nadal m�g3 widziea co robi, lecz ta
tycia smuga
dymu, doda3a mu otuchy i obudzi3a poczucie bezpieczenstwa. Pomijaj1c Katzura,
kt�ry nic sobie
nie robi3 z ognia i potrafi3 porwaa ludzi ze orodka obozu, reszta
drapie¿c�w unika3a
p3omieni, zao pochodnia w olepia i pysk, potrafi3a wyp3oszya i odpedzia nawet
stado poluj1cych
lisowilk�w.
- A tu by3 jeden, a jak jest jeden, to po zmroku bedzie wiecej. One zawsze
zbieraj1 sie razem by wya do ksie¿yc�w - dmuchaj1c na nik3e iskierki,
dodaj1c
mchu i kawa3k�w ¿ywicznego iglaka, Pumus zbudowa3 ognisko, maj1ce za
podstawe
solidny pniaczek buczaka. Drzewa, kt�re nie p3one3o lecz ¿arzy3o sie. Noc
przebieg3a spokojnie. Zapach Katzura trzyma3 z daleka mniejsze zebacze a wieksze
widz1c ogien i wesz1c dym, wola3y obejoa polanke du¿ym 3ukiem. Pumus,
wpierw
zajety ogniem, a dalej odpoczywaj1cy i zamyolony, zdrzemn13 sie kilkakrotnie,
bezpieczny w
kregu ciep3ego blasku. Co mu doskwiera3o, to g3�d, lecz to musia3o poczekaa.
Poranek przyni�s3 mg3e i zapowiedY deszczu. Niezbyt mi3a perspektywa dla nagiego
ma3piaka
przyzwyczajonego do noszenia p3aszcza i nano¿nik�w.
Rad nie rad, u¿ywaj1c lancetu, zdar3 z grzbietu Katzura p3at sk�ry
wystarczaj1cy
na okrycie i na proste ochraniacze n�g. To by3o marnotrawstwo, lecz Pumus nie
mial wyboru.
Wedrowanie nago i boso po g�rach r�wna3o sie omierci.
Wi1¿1c wywiniete futrem do orodka nano¿niki, plot1c z trawy sznury i
wi1¿1c
wywiniety futrem do orodka, p3aszcz, ma3y ma3piak poczu3 sie znacznie pewniej.
- Teraz tylko worek na plecy, skarby do worka i...
I co dalej? Pumus odkry3, ¿e jego za3o¿enie o powrocie do jaskin
mo¿e nie bya
tak 3atwe i proste jak s1dzi3. Pomijaj1c odleg3ooa i niepewnooa kierunku,
pozostawa3o
rozwa¿enie, czy ca3y R�d zechce go przyj1a do jaskin.
Widzieli jak umiera3. Skok do podziemnej rzeki by3 odejociem ze owiata
¿ywych. I
nikt nigdy jeszcze nie wr�ci3.
- Ale ja nie mam Pleoniaka. Ja jestem ¿ywy!
To by3a jego wiedza. Lecz czy uwierz1 w to inni? Czy¿ nie bedzie dla nich
zjaw1
r�wnie nierealn1 jak Obcy? Zwidem z G�ry Ognia?
A jeoli nawet nie, to kim bedzie? Zn�w Kr�lem?
To by3o ujemne. Pumus czu3, ¿e bycie zn�w kr�lem jest czymo z3ym. Czymo co
sie
nie dodaje.
Alla jest teraz OnaKr�l. Ja musia3 bym wyzwaa j1 na pojedynek. Coo co zdarza3o
sie od czasu do
czasu, gdy by3o wiecej kandydat�w o podobnych zdolnoociach. - Lecz ja przegram.
Alla liczy
znacznie szybciej ni¿ ja. Pojedynki by3y proste. Szeoa koszyk�w z
kamieniami. Kto
policzy3 pierwszy ten wygrywa3. R�d nigdy by nie zaakceptowa3 kogoo kto nie jest
nam1drzejszy.
- Lecz, czy¿ liczenie jest m1drooci1? - Pumus, gromadz1c i chowaj1c do
worka
skarby Obcych zamyoli3 sie nad ich przeznaczeniem i wykonaniem - ...bo tylko ten
bia3y metal grot, lepszy ni¿ skrobaczka czy n�¿ z krzemienia. To jest
m1drooa.
Albo to �magiczne lekarstwo� w metalowej 3upinie... - wierc1c, krec1c i macaj1c,
Pumus odkry3, ¿e naciskaj1c na czerwony czubek wyzwala ze orodka pylist1
sucho
mokr1 mg3e o takim samym zapachu jak ta co zabi3a Pleoniaka - ...tak, to jest
m1drooa. I jak zrobia tak1 3upine, te¿ jest m1drooci1. Bo liczya do
dziewieciu
to potrafi ka¿dy dzieciak... auuaa!! - ss1c skaleczony palec, Pumus z
ogromnym
zdziwieniem patrzy3 na otworzon1 agrafke. Ostrze by3o metalowe, podobne do
srebrnego
no¿a i r�wnie ostre. Inne, takie same wygiete jak trawa kawa3ki metalowych
YdYbe3
zaczepia3y sie o kawa3ek niby plecionki, w bardzo ciekawy spos�b.
- Otw�rz, zamknij, otw�rz, zamknij - Pumus przez chwile majstrowa3 przy
du¿ej
agrafce i po minucie obserwacji wszystko by3o jasne. Nacisk na elastyczn1 witke
wyzwala3 ostry
koniec z ukrycia w schowku twardej p�3 3upinki. Podobnie, nacisk zamyka3 ca3ooa.
Eksperymentuj1c z w3asnym p3aszczem, Pumus zdo3a3 spi1a oba brzegi na piersiach
i to by3o
dodatnie. Jak zbieranie jag�d na pore deszczow1. Zapasy i spi¿arka. Sytooa
i
bezpieczenstwo.
- A ja mam coo! A ja mam coo!! Ja mam m1drooa!! - tancz1c w miejscu, tupi1c i
pomrukuj1c, u¿y3 reszte agrafek do zapiecia i ozdobienia p3aszcza na
piersi.
- Ja mam m1drooa? - odkrycie pobudzi3o go do bli¿szego zbadania opakowan z
plastrami i banda¿ami - Miea a umiea u¿ya, to jednak nie to samo.
Plastry by3y
zagadk1. Twarde pude3ko z przezroczystego czegoo. Trudne do otworzenia. Pumus
spoci3 sie
pomimo pierwszych kropli zimnego deszczu, myol1c jak by dobraa sie do orodka bez
niszczenia
przezroczystego czegoo.
Zniechecony, porzuci3 zagadke i chowaj1c wszystko, postanowi3 wr�cia do myolenia
p�Yniej. Burcz1cy ¿o31dek, nagle przypomnia3 mu, ¿e nawet M1dry Kr�l
jest g3upi
bez dobrego posi3ku...
Zawijaj1c worek na ramie, Pumus ruszy3 w g�re rzeki i w g�re doliny. Pocz1tkowa
podr�¿ by3a trudn1 sztuk1 forsowania gestwiny, porastaj1cej brzegi leniwej
i
szerokiej tutaj wody. Wprawdzie droga przez las by3aby l¿ejsz1, lecz mokry
i
bogaty w owocowe krzewy pas 3oziniak�w dawa3 szanse na znalezienie czegoo do
zjedzenia.
Pumus nie musia3 brn1a dalej ni¿ najbli¿sze zakole, by natrafia na
dzik1
marchew, oraz agrestnik. Tak jedno jak drugie bardzo przejrza3e tu¿ przed
por1
deszczy, lecz nadal jadalne. U¿ywaj1c po3y p3aszcza, nie bacz1c na
zaschniet1 na
b3onach krew, Pumus zebra3 co m�g3, a dalej zacz13 jeoa wprost z krzak�w i
ziemi. To nie by3o poprawne. Jego r�d mia3 zwyczaj moczenia i mycia wszystkiego,
chc1c unikn1a zara¿enia przez robaki, lecz g3�d by3 wiekszy od strachu, a
brzeg
rzeki wydawa3 sie wolny od najazd�w leonych ryjowc�w, kt�re same by3y
roznosicielami
tasiemca i larwy mieoniowej.
�Katzur i lisowilki bardzo lubi1 polowaa na ryjowce�
�Dobrze by3oby miea kilka w3asnych lisowilk�w w jaskiniach i w g�rach. Wtedy ta
plaga ryjowc�w by znikne3a�
R�d, a zw3aszcza dzieci, oswaja3y i trzyma3y r�¿ne ptaki i nawet
wiewi�rczaki,
tak dla rozrywki jak i dla zysku. Ptaki dawa3y jajka a wiewi�rczaki same znosi3y
orzechy i owoce,
lecz nigdy jeszcze nikt nie trzyma3 oswojonego lisowilka. �Dobrze by3oby
miea...� Pumus gryz1c
marchew zamyoli3 sie nad tym co by3oby dobrze miea i by3 zaskoczony ilooci1
mo¿liwooci. �Dobrze by3oby miea takie no¿e jak ten co trzymam. Dobrze
by3oby
miea takie lekarstwo co leczy Pleoniaka, oraz, zapinki z metalu, oraz coo
lepszego na nogi. Te
nowe nano¿niki to sie tak olizgaj1. Powinny bya wywiniete futrem do do3u...
ale wtedy ja
sobie odparze stopy na b3onach i otre do krwi i dostane ropniaka i umre na
gor1c1 krew...�
Pumus mia3 k3opoty z wedr�wk1. Stopy owiniete w kawa3ki sk�ry olizga3y sie na
trawie i na
glinie, zarazem olizgaj1c sie wewn1trz.
- Gdybym tylko mia3 plecionke z sitowia... - dobre nano¿niki by3y z
wyprawionej
sk�ry i mia3y grube wk3adki z deliktnej, m3odej trzcinowej plecionki.
- A co, jak zamiast plecionek ja u¿yje tych pask�w zwinietych w rolki?
Pumus
usiad3 na bardziej suchym kawa3ku brzegu, tu¿ nad sam1 wod1 i wyci1gn13 z
worka
swoje skarby. Dalej zdj13 nano¿niki, obmy3 je z brudu, z grubsza osuszy3
traw1 i
przewin13 futrem do wierzchu.
Nastepna praca polega3a na owinieciu st�p w banda¿e. To by3o niby proste,
lecz
w1skie paski uparcie spada3y i dopiero staranne omotanie miejsce przy miejscu,
tak jak by mocowa3 3ykiem ostrze grota do dzidy, da3o spodziewany efekt. Teraz,
wi1¿1c kawa3ki futra na stopach, Pumus odkry3 komfort chodzenia w
prawdziwych
butach na miare. Nic sie nie olizga3o, nic nie rusza3o. Banda¿ wewn1trz
trzyma3
sie b3on, a ca3ooa trzyma3a sie n�g.
- Dobrze jest miea dobre rzeczy - odkry3, skacz1c i tupi1c i nuc1c zapamietan1
melodie Obcych -
od dzisiaj ja bede miea tylko dobre rzeczy. - Jak dzidy!! - krec1c sie po brzegu
zauwa¿y3
proste i d3ugi odrosty elastycznego 3oziniaka i dodaj1c jeden do jeden otrzyma3
dwa, co by3o
spodziewane.
- Zabiera p�3 dnia by przeci1a jeden 3oziniak krzemiennym no¿em, lecz ja
mam coo
co tnie wszystko, ha ha ha...
To nie by3a ca3kiem prawda. Lancet ci13, lecz tylko drobnymi stru¿ynami,
zbyt
ma3y i zbyt ostry by wgryYa sie g3ebiej w metalowo twarde i odporne krzako
drzewa, kt�re
potrafi3y wytrzymaa nap�r wzburzonych zalew�w w porze deszczu.
Pumus zajety ostro¿nym podcinaniem, pomyola3, ¿e dobrze by3oby miea
coo do
pi3owania jak krzemienny n�¿ i oczywiocie w jego pamieci by3a taka rzecz.
No¿yczki. Du¿e i profesjonalne, z wygietymi d3ugimi tn1cymi ostrzami z
kt�rych
dolne przypomina3o zebat1 pi3e. Typowe wyposa¿enie apteczki, pozwalaj1ce na
ciecie tak
materia3u jak plastiku czy nawet blachy, w wypadku koniecznooci wydobycia
rannego z
zakleszczonego fotela.
Pumus mia3 je dwa razy w d3oni, lecz maj1c tylko trzy, raczej kr�tkie, palce, za
nic nie umia3
poj1a do czego s3u¿1 te dziwne dziobate metale. Nawet kiedy je rozwar3 i
zacz13 trzea
zebat1 stron1, nadal nie wiedzia3. Lecz robi1c co robi3, u¿ywa3 obu d3oni,
trzymaj1c za oba
koliste uchwyty i kiedy cieta tyczka upad3a, jeszcze by3a zwi1zana z pniem pasem
silnego 3yka.
Tutaj, no¿yczki ociskane przez ma3piaka, by3y w stanie przegryYa elastyczne
w3�kna drzewa i Pumus zamar3 na sto uderzen serca, bezwiednie k3api1c ostrzami i
obstrzygaj1c stercz1ce kawa3ki 3yka, ca3y czas myol1c jak jest mo¿liwe, to
- co
widzi i to - co robi. �Nawet Katzur nie potrafi3 by odgryYa tak r�wno i g3adko�
- Ta rzecz ma
dwie nogi i przypomina paszcze a tnie jak n�¿ Obcych. To jest bardzo dobra
rzecz.
Pumus spr�bowa3 obci1a kilka lioci. Spad3y. Wiec spr�bowa3 kilka ga31zek.
Spad3y. Troche dla
zabawy spr�bowa3 przyci1a nier�wny brzeg p3aszcza i ten spad3... Podobnie by3o z
w3osian1
konc�wk1 ogona pe3n1 wczepionych rzepik�w.
Podobnie by3o z kawa3kiem majtaj1cego sie trawiastego sznura ociskaj1cego go w
pasie. Lecz r�wnaj1c brzeg worka, Pumus mimowolnie natrafi3 na fa3de i odkry3,
¿e no¿yczki zrobi3y ma31, r�wn1 dziurke. Id1c po tropie, ju¿ z
pe3n1
owiadomooci1 zawijaj1c i tn1c, ozdobi3 brzegi szeregiem takich dziurek, po czym
wewl�k3 tam d3ugi pasek wyciety z do3u p3aszcza i oci1gaj1c odkry3, ¿e
teraz
worek by3 ciasny. W istocie, ca3y worek by3 niczym wiecej jak owalnym kawa3em
futra z zadu Katzura, lecz po u¿yciu no¿yc, zamieni3 sie w bardzo
3adny i
wygodny plecak.
- A jak by tak wyci1a ma3y woreczek na n�¿? - Pumus trzyma3 lancet
zatkniety za
trawiasty sznur, lecz metalowy n�¿ uparcie pr�bowa3 wypaoa bed1c ma3ym i
oliskim. Od
postanowienia do zrobienia, mine3o ca3e po3udnie. Siedz1c nad brzegiem, nuc1c do
taktu
powolnej rzeki, ma3y ma3piak pogryza3 marchew, ssa3 kulki agrestnika i myola3
...i robi3, i zn�w
myola3 ... i robi3.
- Dobrze jest miea w3asne dobre rzeczy! - na roz3o¿onym p3aszczu
le¿a3y teraz
nowe nano¿niki, nowy worek, nowy pas ze sk�ry, nowa oprawka na n�¿,
ca3a pokryta
sznureczkami, tak, ¿e mo¿na j1 by3o zawiesia na szyji, lub na pasie i
nie baa
sie, ¿e srebrny kie3 Obcych zniknie w wodzie czy trawie. Dalej by3y dwie
dzidy.
Tylko dwie, gdy¿ 3oziniak by3 bardzo cie¿ki, lecz to by3y dzidy
ogromy. Trzy
razy tak wysokie jak Pumus, proste, silne, i ostre. To ostatnie dzieki
wygrzebanym z dna rzeki obsydianom. Maj1c no¿yczki i sk�re, Pumus by3 w
stanie
rozszczepia konce dzid i zamocowaa d3ugie groty z ciemnoszklistego kamienia.
Odpowiednio
obite na bokach, by3y najwiekszymi grotami jakie zrobi3 w swoim ¿yciu i
wygl1da3y na
ostrza zdolne powalia nawet Katzura. Rozebrany do naga tak z powodu brodzenia po
rzece, jak
te¿ z powodu upa3u po3udniowej godziny, Pumus puszy3 sie i pawi3, wrecz
chodz1c w
powietrzu, ogromnie pewien siebie i maj1cy ogromn1 satysfakcje z przekuwania
dodawania na
produkcje rzeczy. Skarby Obcych by3y skarbami rozumu i wynalazk�w.
P�Ynym popo3udniem, siedz1c w cieniu 3oziniaka i delektuj1c sie kilkoma
ma3¿ami
wykopanymi z mu3u, ma3y ma3piak mia3 g3owe przelewaj1c1 sie pomys3ami.
- Ryby! My 3owimy ryby na ma31 dzide, lecz te¿ na koociane haki z przynet1.
A co
jak by tak upleoa wielki kosz i tam w3o¿ya przynete? - Woda! My nosimy wode
w
3upinach orzecha. A co jak by tak zrobia z ¿�3tego metalu coo jak orzech?
Woda by nie
uciek3a i nie zrobi3a sie czarna, czy z pleoni1.
- Ogien! Czemu nie zrobia z ¿�3tego metalu takiego pojemnika na ¿ar?
Teraz
wiecej mrucz1c jak krzycz1c, Pumus popad3 w drzemke i kiedy sie obudzi3 by3o
ch3odno i
mrocznie i z cie¿kich chmur dysza3o zapowiedzi1 nocnej burzy.
- Uuu... uuuu... - stekaj1c i kln1c pod nosem, ma3y ma3piak zwin13 pospiesznie
swoje skarby i jak sta3, tak nago i boso, z cie¿kim tobo3em na plecach,
pogna3 w
strone wy¿szego zbocza i czarnej ociany lasu. Pocz1tek pory deszcz�w,
zawsze ni�s3 ze
sob1 gwa3towne sztormy i powodziow1 fale z wysokich g�r. Siedzenie w 3oziniaku
by3o
gwarancj1 omierci w zmiataj1cej wszystko fali jaka tutaj trafi wraz z burzowym
frontem.
O ile wczorajszej nocy las by3 zagro¿eniem, o tyle dzisiaj by3 bezpiecznym
i
ciep3ym schronieniem. Wszystkie drapiezniki wesz1c sztorm pochowa3y sie po
wykrotach,
dziuplach i jamach, a Pumus szukaj1cy w3asnej kryj�wki musia3 jedynie
uwa¿aa by nie
wetkn1a g3owy czy reki w czyjo broni1cy legowiska pysk. Szczeocie mu dopisa3o w
formie
niedawno zwalonego ogromnego buczaka, kt�ry wal1c sie porwa3 ze sob1 kilka
mniejszych drzew
i uformowa3 coo na kszta3t jaskini.
Zbyt wysokiej by zadowolia lisowilka, zbyt ma3ej by daa przytu3ek Katzurowi,
czyli coo w sam raz dla ma3piaka z du¿ym tobo3kiem. Pumus zdyszany i
spocony,
odkry3 �jaskinie� chowaj1c sie przed nag3ym deszczem. Przypadek, lecz te¿ i
znak,
¿e dobra passa trwa.
- Kiedy zaczyna laa czas ioa spaa - zgodnie z rodowym powiedzeniem, ma3y ma3piak
roz3o¿y3 sw�j p3aszcz, zatarasowa3 wejocie skrzy¿owanymi dzidami i
¿uj1c
kawa3ek
marchwi po3o¿y3 sie z nogami opartymi o worek. �ycie po omierci mia3o sw�j
urok.
Same dodawanie, ¿adnego odejmowania.
�A czemu ci1gle dodawaa? Przecie¿ dwa plus dwa plus dwa, to jest jak reka z
podw�jnymi palcami. Czy¿ nie lepiej powiedziea dwa reka trzy jest szeoa?�
Pumus
zgodzi3 sie sam ze sob1, ¿e tak, lecz bed1c nagle zmeczonym i usypiaj1cym
pod
jednostajnym szumem wiatru i deszczu, od3o¿y3 te rozwa¿ania na potem.
Dzien by3
pracowity i obfity w rok wydarzen, jeoli nie ca3e ¿ycie...
Poranek by3 nudny.
Deszcz, deszcz, i raz jeszcze deszcz.
W rodowych jaskiniach taka pogoda by3a okazj1 do zabaw i konkurs�w.
Tutaj...
- Kropla goni krople, lecz paj1k pod liociem jest suchy - Pumus koncz1c zapasy
marchwi i agrestnika zajmowa3 sie... myoleniem - ...czyli, jak ja za3o¿e na
g3owe taki tr�jk1tny sto¿kowaty lioa, to te¿ bede suchy. Lecz, liocie
s1 ma3e i
s3abe. Wiec jeoli ja zrobie coo jak lioa, ale ... z czego?
Wodz1c wzrokiem po mrocznej �jaskini�, Pumus odkry3 grube p3aty 3yka wystaj1ce z
pod od3upanej kory drzew - ...oto moje liocie! Lecz to by3o z3udzenie. Nawet z
u¿yciem no¿yczek, mia3 k3opot w obr�bce twardych w3�kien. Napiete
p3achty nie
da3y sie kroia a co gorsza trzeszczenie w kopule m�wi3o, ¿e ca3a jaskinia
wrecz
wisi na tych zwinietych fragmentach drzew i Pumus przezornie odst1pi3 od
pi3owania. Lecz... nie
odst1pi3 od pomys3u.
- A co bedzie jak ja za3o¿e p3aszcz nie na ramiona a na g3owe?
P3aszcz bed1cy zdartym z grzbietu Katzura, obfitym prostok1tem futra siega3
ziemi i nawet po licznych �przystrzy¿ynach� do produkcji rzemieni, nadal
by3
czymo wiekszym ni¿ ca3y ma3piak. Lecz za3o¿ony na g3owe i ocioniety
pod brod1
kawa3kiem patyka przewleczonego przez wyciete no¿yczkami dziurki, sta3 sie
czymo
jak peleryna siegaj1ca do kolan, czyli tam gdzie konczy3y sie nano¿niki.
Pumus
odkrywaj1c nowy ubi�r nie zwleka3 i zawijaj1c spakowany worek na plecy
wymaszerowa3
odwa¿nie w geste strugi deszczu. Las by3 zacisznym miejscem przez jedn1
noc, lecz g3�d
zrobi3 by go mniej mi3ym w ci1gu nastepnych miesiecy deszczowej pory.
Pumus nie ufa3 zwodniczej ciszy lasu. Wola3 otwarte trawiaste zbocza
wy¿szych
g�r i wola3 znaleYa sobie w3asn1 jaskinie w kt�rej m�g3by czua sie naprawde
bezpieczny. Takie plany kaza3y mu pi1a sie wy¿ej i wy¿ej, do lini
gdzie buczaki
kar3owacia3y na litej skale, zao trawy wyrasta3y ponad jego g3owe. Uparta
wspinaczka z ma3ym
postojem na ogo3ocenie krzaka winogradu doprowadzi3a go do bia3o szarych ska3ek
i strumyczka
ociekaj1cego w ciemn1 przepaoa. Zbocze na kt�re wszed3 nie mia3o drugiej strony
gin1c w
szumi1cym wod1 kanionie a jedyna droga wiod3a po grani i wy¿ej.
Tej nocy, Pumus spa3 pod w3asnym p3aszczem tul1c sie do plecaka a deszcz ci13
zawziecie i wraz
z wiatrem, pr�bowa3 porwaa ma3ego ma3piaka z zag3ebienia na samym szczycie
prze3omu
wodnego.
Lecz na nic.
Pumus zgromadzi3 kilkanaocie cie¿kich kamieni i obci1¿y3 nimi sw�j
p3aszcz. To
nie by3o wygodne czy ciep3e legowisko, lecz zdecydowanie suche i bardzo
bezpieczne. Nawet
Katzur nie weszy3 w czasie burzy po grani. Wiatr, deszcz i pioruny by3y okrutne.
Nastepny poranek wsta3 mniej parny i bardziej jasny. Przelotnie, lecz dla
ma3piaka nawet odrobina
s3onca ociel1cego mosty teczy nad bezkresami majestatu g�r by3a powrotem w znane
rejony i
znany owiat. - Dom?
To jeszcze nie by3 dom lub to co mo¿na by3o nazwa s1siedzk1 okolic1, lecz
czerni1cy sie
na zachodzie szczyt o pokracznej 3ysej kopule by3 znany. To w3aonie tam, po
drugiej stronie by3y
obszary 3owieckie Rodu, a sam szczyt by3 dachem nad jaskiniami Rodu i podziemn1
rzek1
p3yn1c1 z zachodu na wsch�d. - Daleko do domu - Pumus by3 got�w biec by zn�w
zobaczya Alla
i dzieci i wnuki i przyjaci�3, ale jego nogi tylko mieli3y trawe, niepewne
przywitania. - Pumus
umar3. Pumus nie jest Pumus. Jak to dodaa? Jak zrobia by by3? Nag3a ulewa z
szybko id1cej
chmury oderwala go od ja3owych kalkulacji i zmusi3a do zejocia w najbli¿sz1
dolinke.
Znaj1c w3asne tereny, widz1c podobne wapniowe ska3ki, podejrzewa3, ¿e
ni¿ej
znajdzie jakieo jaskinie. Tam gdzie mieszka3 z Rodem, jaskinie by3y co krok.
Jego poszukiwania
nie potwierdzi3y starej wiedzy. NajwyraYniej ta czeoa g�r by3a uboga w groty i
bardziej odporna
na dzia3anie wody. Stoj1c na dnie ma3ej dolinki przechodz1cej w wieksz1, Pumus
odkry3
strumyk, Yr�de3ko, kepe ogromnych buczak�w i zagajnik iglaka. W okresie suszy i
polowan, to
by3oby wymarzone miesce na letni ob�z, lecz teraz?
- ...jak nie mam jaskini, to czemu nie zrobia w3asnej? Odkrycie wysz3o z obrazu
przytulnego
schronienia w lesie, tam gdzie stary buczak zwali3 m3odsze drzewa.
- Powiedzmy, ¿e ja u¿yje kamieni ze strumyka i z tego osypuj1cego sie
skalnego
zbocza. Czy¿ nie umiem budowaa kamiennych mur�w i ocian? Jak robi3em to w
jaskiniach,
to czemu¿ by nie tutaj?
Ta rozmowa z w3asnym odbiciem w wodzie Yr�d3a, maskowa3a niepewnooa jutra, i
nadawa3a sens byciu w owiecie ¿ywych. Pumus podowiadomie czu3 sie winnym
nie
bycia trupem, a co gorsza, wiedzia3, ¿e R�d mo¿e odtr1cia go jako zwid
i z3ude.
Kiedyo, w czasie wedr�wek, za czas�w kr�la Sasso, ca3e plemie trafi3o do doliny
ognia pod P3on1c1 G�r1. Dwa dni wedr�wki w ¿�3tych dymach i z g3owami
pe3nymi
zwid�w i z3udy. Ta pamiea by3a zapisana w genach. Pumus i jego R�d byli
pragmatykami i
istotami niezdolnymi do akceptacji rzeczy kt�re sie nie dodaj1 a powr�t by3ego
kr�la by3 w3aonie
tak1 rzecz1. Pumus nie mia3 w s3owniku s3owa nielogicznooa, lecz to by3o w3aonie
to co
nazywa3 z3ym dodawaniem. Ma3e ma3piaki, przedziwnym genetycznym zrz1dzeniem
losu, by3y
nadzwyczaj logicznie myol1cymi istotkami. Oczywiocie na sw�j ograniczony spos�b,
niemniej ...w
szeroko otwartych ramach tego co sie dodaje i tego co sie odejmuje. A powr�t z
za grobu trudno
by3o zaliczya do czegoo co da sie dodaa a zarazem odj1a i nadal miea reszte w
formie zdrowego
trupka z dzid1. - Ja to jakoo rozwik3am, rozsup3am i wylicze - popularne
pocieszenie dla dziecka,
kt�re popl1ta3o w3asne sznurki z paciorkami do liczenia - tak Pumus, ja to...
Dudu...dudu...dudu...Muu!! Muuu!!
Pumus mia3 tyle czasu by skoczya na najni¿szy konar Buczaka i szybko wspi1a
sie
na wy¿szy. Znienacka, ca3a kotlina by3a pe3na leonych kr�w, kt�re w okresie
deszczu wychodz1 z dolin na wy¿yny by tam, z daleka od drapie¿c�w,
wydaa na
owiat swoje m3ode.
Pote¿ne stado prowadzone przez ostrorogie byki z czarnymi grzywami.
Wewn1trz
ochronnego kregu siedem cielnych matek i kilkanaocie m3�dek.
Legenda opowiadana, lecz nie widywana czesto. Pumus sapi1c, z ogromnym
zainteresowaniem po3o¿y3 sie na konarze i zapatrzy3 na majestetyczny
spektakl
poj1cych sie w strumnieniu zwierz1t.
Leone krowy, zawsze wedrowa3y po lasach samopas, a tylko tutaj, gnane genetyczn1
pamieci1,
zbiera3y sie w stado, gdzie si3a wielu mog3a zatrzymaa nawet Katzura...
- O tamtym mowa o tamten tu¿, tu¿... - Pumus z wysokooci ga3ezi
zobaczy3 p3owy
grzbiet niespiesznie wedruj1cy wy¿sz1 po3ow1 dolinki. Drapie¿nik by3
uwa¿ny by
nie podejoa zbyt blisko groYnie kopi1cych trawe byk�w. Wprawdzie sam tylko
troche mniejszy i lepiej zbrojny w k3y i pazury, mia3 dobrze zapisane by unikaa
w