M. Robert Falzmann APTECZKA Oryx Sol 20456/ 14 planet/ No.7 zanotowano aktywność protoplazmy. Obiekt chroniony. Uwaga! Pod żadnym pozorem nie wolno dokonywać jawnych dla tubylców l1dowan, kontaktów III stopnia, innych - patrz Monitor #AWE555-089... - Nastepne myol1ce algi i olimaczki? - Bernard Bigg, ziewaj1c wszed3 do kabiny pilota¿u. Przelotnie ca3uj1c nagie ramie kobiety zajetej uzupe3nianiem logu, zaj13 swój fotel i zamówi3 podwójn1 Marsjanke ze omietan1. - Kawa na pusty ¿o31dek da ci skurcze - kobieta pochylona nad pulpitem astro, przelotnie zerkne3a na nieogolon1 twarz partnera - znów masz kaca? - Joanno, nie teraz - pilot Bernard Bigg dmuchaj1c w paruj1cy kubek wydobyty z dyspensera mia3 wyraYne k3opoty z podwi1zaniem w3asnych sensorów do obrazu obecnego otoczenia - czy ten rejs nigdy sie nie skonczy? Ja mam umówione spotkanie w klubie i now1 sesje nagraniow1. Ja... kurrr...ka kosmiczna jestem teraz s3awny... ooooch! Moje skronieee... - To ile za ostatni1 ocie¿ke? Masz drugie miejsce na Top Ten Galacticon Chart, tak? - kobieta poprawiaj1c zwiniete w warkocz w3osy, rozpar3a sie w fotelu - nie najgorzej jak na nedznego pilocine w jeszcze nedzniejszym Zwiadzie. Co dalej? - Dalej, to my, nareszcie zafundujemy sobie w3asny, ma3y i ciasny, domek na Marsie, gdzie, daj nam du¿o cierpliwooci Panie, zrobimy realne kopulowanie... - Po moim trupie, BB. Ja jeszcze chce po¿ya. Dzieci to tylko k3opoty... - znów poprawiaj1c ogniocie rudy warkocz, kobieta za3o¿y3a nogi na pulpit - ...kiedy ty chla3eo z kumplami na Internecie ja mia3am natchnienie. Pos3uchaj. To jest próbka z Bizeta grana w dolnym akordzie standartowego miksera. Klasyka ma branie, wiesz... - z mikrofonów pop3yne3y harmoniczne i rytmiczne dYwieki zmodulowane do czestotliwooci dysko. - Kobiecy sensualizm niespe3nionego macierzynstwa - pilot uda3, ¿e lekcewa¿1co zbywa muzyczn1 próbke, ale jego oczy i rozwarte nozdrza mówi3y inaczej. - To bedzie nastepny hit, panie BB - kobieta imieniem Joanna wy31czy3a zdalny odtwarzacz - i to bedzie nasz hit. Jeoli rzeczywiocie chcesz miea domek pe3en potomstwa, musisz wpierw zadbaa o uszczelnienie finansowe. Sam wiesz, ¿e dzisiaj, bez platyny i miedzi, ka¿dy na orbitalnym garnuszku siedzi. Ja te¿ mam dosya niewolnictwa komunalnej pracy dla dobra, blablabla... - Okay! Nasz hit! —ono. - Dodaj, genialna, utalentowana i z wizj1. A mówi1c o wizji. Czas przygotowaa sie do wizualnej inspekcji. Oryx ma jakieo tam ma3piaki. Biopsja wymagana, eech. *** Pumus zdj13 z siebie ostatni1 czeoa Ubioru Króla. I by3a to Tiara Sasso. Cie¿ka korona z metalu jaki zaocie3a3 dno —ó3tej Rzeki. Legendarna ozdoba, he3m, nakrycie g3owy króla wojownika. Tego, który milennia temu wyprowadzi3 ich z ubogich gór w ¿yzne doliny kraju Raffra. Tego, który odkry3 jak odlewaa metal z rzeki. Tego, który udowodni3, ¿e krwio¿ercze Tuskery mog1 bya pokonane ogniem i dzidami. Tego, który... Pumus, sk3adaj1c na o3tarzu symbole w3adzy, ¿egna3 sie z kamienn1 komnat1 i kamiennymi tablicami z wyrytymi na nich historiami ¿ycia poprzedników. Czas by dodaa w3asn1 tablice do szeregu innych. Czas by umrzea. - Me¿u? - cien w zarysie korytarza prowadz1cego na powierzchnie. - Alla, ¿ono. Nie ron 3ez. Taka jest kolej losu i nia ¿ycia. Nikt z nas nie ucieknie przed pajeczyn1 omierci. Znasz prawo. Nikt z bia31 pleoni1 nie ma prawa ¿ya w domu m3odych. Kiedy biel zamieni sie w czern, spory stan1 sie zagro¿eniem dla wszystkich. Ja musze ioa... - My wszyscy, kiedyo... - wolno ruszaj1ca sie Alla, z daleka pos3a3a mu gest mi3ooci - ...czekaj na mnie Pumus. Za dwa obroty ksie¿yców, bedzie mój czas ioa. - Ja bede czeka3 - by3y król by3 teraz nagi. Ci1gn1c za sob1 ogon pe3en nici pleoniaka, pocz3apa3 do drugiego wyjocia; stromej przepaoci nad brzegiem podziemnej rzeki 31cz1cej sie poza górami z — ó3t1. Zastygaj1c na moment na skalnej pó3ce, zadar3 do góry g3owe i wyda3 z siebie wojenny okrzyk. Po¿egnanie z milcz1cym t3umem na wysokiej galerii, ponuro obserwuj1cym odejocie kogoo, kto by3 im ojcem, wodzem, przewodnikiem i g3ow1, dlu¿ej ni¿ wiekszooa poprzedników. Lecz bez wzgledu jak go szanowali i powa¿ali oraz czcili, prawo by3o prawem. Ktokolwiek zosta3 pora¿ony pleoni1, musia3 odejoa. Nawet król. Pumus nadal jod3uj1c zrobi3 finalny krok w pustke i dysz1ca zimn1 wod1 paszcza przepaoci po3kne3a jego cia3o i jego krzyk. Król odszed3, niech ¿yje król. Alla 3kaj1c za3o¿y3a Tiare i 3kaj1c za3o¿y3a na siebie nadal ciep3y p3aszcz wodza. —ony królów prawie nigdy nie dziedziczy3y tronu. To nale¿a3o zawsze do kogoo najm1drzejszego w rodzie. Alla zosta3a wyznaczona na zastepce i nowego OnaKról, poniewa¿ by3a jedyn1, która potrafi3a liczya do dziesieciu bez pomocy palcy i ogona. M1dra Alla nie mia3a wyboru. Takie by3o prawo. Tylko ci, którzy potrafili liczya i potrafili ubraa kamien w obraz, kuj1c s3owa w kszta3ty, rz1dzili rodem. Oczywiocie, ju¿ dzisiaj, wszyscy liczyli, ¿e dzieci Pumusa i Alla wnios1 do skarbca tajemnic, nowe owiat3o wiedzy. Dawno temu zauwa¿ono, ¿e z m1drych rodziców wyrastaj1, w wiekszooci, m1drzejsi nastepcy. Alla by3a w prostej lini ogona dalek1 kuzynk1 legendarnego Sasso. I umia3a liczya. Jako pierwsza, odkrywaj1c, ¿e suma wszystkich palcy plus ogon równa sie liczbie dziesiea, czyli tyle ile jest ksie¿yców. Boska m1drooa, zaiste. Prorocza... *** Orbitalny Lander siad3 w mateczniku, na dnie doliny, u ujocia jakiejo mulistej rzeczki wypluwaj1cej z siebie brudy wyniesione z krasowych labiryntów jakimi by3y przerooniete okoliczne góry. - Wszystko zgodnie z Monitorem. —adnych kontaktów. Myk tu, myk tam. Cicho sza i w milczeniu. Tylko, ¿e cymba3y nie napisa3y jak my mamy dokonaa biopsji, nie dokonuj1c porwania obiektu... - pilot wdepn13 w jakieo owie¿e bobki leonej krowy i kln1c poszed3 obmya buty w równie cuchn1cej wodzie. - Ale stajnia - kobieta z rudym warkoczem i s3uchawkami miksera na uszach by3a zajeta w3asnym hobby, czyli Bizetem na fundamencie perkusji z Ultra Hippo Junk. - Joanno! My podobno pracujemy - me¿czyzna wracaj1cy z nad rzeki, niós3 w grubej pomaranczowej rekawicy ciekn1cy wod1 zew3ok ma3piaka - patrz co wy3owi3em. Jeszcze dycha. W sam raz do naszych potrzeb. Lap sie za apteczke... - Sam sie 3ap - kobieta obronnym gestem zas3oni3a sie przed rzuconym na trawe zwierzakiem - chcesz bym zemdla3a? - Na owietego Lennona, kto tutaj jest egzobiologiem? - pilot przechodz1c okrakiem nad swoj1 mokr1 ofiar1, zajrza3 do kabiny i zacz13 wypatroszaa schowek z diagnostycznymi kontenerami oraz aparatur1 - ty zabra3ao termos? - Nie, myola3am, ¿e ty... - ruda kobieta kiwaj1c sie do taktu nowej muzyki w s3uchawkach, by3a zajeta komponowaniem t3a i zupelnie nie w formie do tej tak prostej lecz jak przyziemnej pracy egzobiolo; „podaj lancet, odetniemy sobie paluszek” czy innych zawodowych hazardów w rodzaju z3apania obcego wirusa. - ... dupa nie biopsja. Bez termosu i p3ynnego azotu nie przechowamy próbek, a bez próbek, ca3a zabawa od pocz1tku. - Wcale nie - kobieta imieniem Joanna, siegne3a za siebie i wyci1gne3a z czerwonej skrzynki zmro¿on1 puszke pó3alkoholowego CoctaDrink - ja i tak nie mam zamiaru kroia tego potworka. Co potrzebuje, to próbki ka3u, moczu, wymaz z pyska i kilka cc krwi. A te rzeczy mog1 leciea w kulerze... te¿ zimno i na lodzie. Na statku przepakuje do laboratoryjnej zamra¿arki... proste, nie? - Proste - pilot te¿ siegn13 po nastepn1 zmro¿on1 puszke i z westchnieniem ulgi rozpar3 sie na siedzeniu - ...jak ci leci? Znalaz3ao trzeci akord? Tam musi bya coo w rodzaju skrzypiec. Bizet bez skrzypiec to jak mi3ooa bez wytrysku... - Akurat tego mia3am a¿ za du¿o ostatniej nocy - kobieta siorbne3a z puszki os1czaj1c resztki i wymownie mlaszcz1c cisne3a opakowanie w krzaki - owinia... - Wolisz miec spuchniet1 macice zamiast migda3ków? - pilot, sam uomiechniety i sam ss1cy obrzmia3e wargi, pokreci3 g3ow1 na nie - idY i podnieo t1 puszke. To jest zabronione pozostawiaa za sob1 olady, które mog1 zmienia ...blablabla.... - To ty idY! - ruda w feworze twórczej weny dobra3a sie do nastepnej puszki krec1c szyj1, ramionami i g3ow1 do taktu muzyki w swojej g3owie - chyba nie s1dzisz, ¿e te ma3piaki odkryj1 skót do techno raju studiuj1c opakowania? Na Ziemi, szympansy maj1 wiecej rozumu... - No w3aonie - pilot wyszed3 z pojazdu i ostro¿nie zacz13 ogl1daa bezw3adne cia3o tubylczego przedstwiciela fauny - co za szkarada. Tylko trzy palce. Ma3pi pysk ale 3eb jak kokos a na dodatek ca3y w d¿unglowej zgniliYnie. Ja go zaraz zdezynfekuje bo nawet przez rekawice, strach dotykaa. Pleoniak zjada wszystko. Gdzie my mamy te spraje na grzybice? Mamy w ogóle? - W apteczce - Joanna, jedn1 rek1 wyci1gne3a z pod siedzenia p3ask1 walizeczke z wyt3oczonym na wierzchu czerwonym krzy¿em. Nadal jedn1 rek1 otworzy3a i wygrzeba3a uniwersalny odka¿acz typu Exobiolo zalecany na planetach z ¿yciem innym ni¿ ziemskie - mam, 3ap! - Ma3y pojemnik cionieniowy pofrun13 przez szerokooa kabiny i wpad3 w czekaj1c1 pomaranczow1 rekawice. Rzut i ruch kolan, przewa¿y3y walizeczke, która zsune3a sie na stopien. Joanna obserwuj1ca przez szybe, co robi jej partner, nawet nie zauwa¿y3a, ¿e z wnetrza otwartej apteczki, sypi1 sie na zewn1trz co cie¿sze przedmioty. Agrafki, banda¿e, trzy pojemniki z odka¿aczem, no¿yczki, lancet, samolepi1ce opatrunki, ksi1¿ka obs3ugi wydrukowana na nie ton1cym plastiku... inne.... - Kotuo! Jak go ju¿ obsikasz to b1dY tak dobry i pobierz 5cc. oraz wymaz. - Kurr ...ka galaktyczna. Czy ja jestem weterynarz? - Chcesz miea nowy hit? To szufluj shit - kobieta imieniem Joanna, na olepo siegne3a po walizeczke i równie na olepo wkopne3a pod siedzenie - ...wiesz, mówi1c o gównie. Nie s1dzisz, ¿e te „placuszki” z polanki nam wystarcz1? Oni i tak w Instytucie s1 najbardziej zainteresowani bakteriami ka3owymi. A taka kupa kupy musi miea przegl1d katalogowy ca3ej planety, nie? - Ale to z leonej krowy, kiciu - pilot ogl1da3 zdobycz - dwa, dwa, dwa, trzy. Mut! - One jedz1 dok3adnie to samo co te ma3e pokurcze. Trawe i owoce. Dawaj! Ja i tak nie wracam do s3u¿by. Jesteomy bogaci, nie? Mamy z3oty dysk, nie? Jesteomy artystami, tak? Jaki mut? To ma3e gówno to mutant? Eeee... mdlejeeee.... - U prawej ma trzy palce. Dziwne - pilot upora3 sie z zadaniem pobrania krwi i wymazem z pyska ledwo dychaj1cego ma3piaka - okay! Gotowi do odlotu! - To startujmy do stardomu i gwiezdnej s3awy - kobieta imieniem Joanna by3a przy trzeciej puszce i alkohol wygl1da3 jej z oczu jak mokra mg3a zaciemniaj1ca pustynie bezmyolnych po¿1dan - ...tyo nie skonczy3 ze mn1 ostatniej zwrotki. Nadal mam problem jak zrymowaa egzystencje... - Liryka nam pomyka na falach eteru. Co sie martwisz. Wiara na Internecie coo tam znajdzie. Wiesz, ¿e ja odkopa3em star1 Strone... RoverTrek? - A idY ¿e... nie ¿artuj. Nasz studencki olad wielkooci w tworzeniu? I kto to ma? - Muzeum Muzyki z Habitatu Celestia. Oni ju¿ mnie wsadzili do dzia3u zas3u¿onych... - Ciebie?! A ja?! - Ty jesteo moj1 muz1 - pilot porzucaj1c na trawie rekawice w3adowa3 sie na siedzenie i chowaj1c opakowania próbek „uratowa3” ostani1 puszke dla siebie. - Lawirant - ruda artystka wymownie poklepa3a sie w okolicach brzucha - moja harfa wymaga strojenia, wiesz? - Ooo... i to du¿ego. Trzy miechy w hibernatorze o pe3nych jajach, Yle wp3ywaj1 na cere. Mój flet te¿ wymaga gruntownego przedmuchania... - pilot szczerz1c sie otworzy3 puszke i w31czy3 silniki grawitacyjne - harmoniczny seks, miodku? - Jak tylko zadokujemy - kobieta imieniem Joanna pstrykne3a palcami - mam! Mam rym do egzystencja. Zdrowa egzystencja, mi3osna walencja, spin seksu gra! *** Pumus maj1cy nie wiecej jak pó3 metra wzrostu, z nieporoporcjonalnie du¿1 g3ow1 i chwytnymi palcami u r1k i nóg, by3 dla cz3owieka, czymo pomiedzy zmutowanym szczurem a lemurem z wodog3owiem. Lecz Stwór imieniem Cz3owiek, dla Pumusa by3... bez opisu czy porównania. Pumus, podobnie jak reszta rodu, nie mia3 wyrobionego obrazu Boga, zaledwie, przyznaj1c, ¿e s1 na tym owiecie rzeczy nie do policzenia. Jego bogiem, czy bogami, byli przodkowie. Genetyczna pamiea niezawodnie rejestruj1ca zmiany orodowiska i korelacje pomiedzy adaptacj1 a komfortem ¿ycia jednostki, dziwnym zrz1dzeniem losu, po inkorporacji genów wirusa pleoniaka, miliony lat temu, nabra3a te¿ zdolnooci do zapisu pamieci nie faktualnej. Dlatego ka¿dy z rodu umiera3 maj1c lat szeoa, lecz ka¿dy z rodu wpisywa3 do sieci DNA wiecej ni¿ patologiczne zmiany odbijaj1ce potrzeby do przetrwania i ¿ycia. Ka¿dy pisa3 i zapisywa3 w sieci DNA... uczucia. W efekcie, Pumus i jego rodacy byli nadzwyczaj empatyczn1 i czu31 emocjonalnie ras1. Prawie telepatami. Ton1c ...umieraj1c ...¿yj1c. Schn1c w cieple emanuj1cym z dwóch Yróde3 radooci. Po skoku, Pumus mia3 w sobie ogromny ¿al i strate tak w3asn1, jak ca3ego rodu. To by3o normaln1 kolej1 rzeczy. Lec1c w dó3, rozwa¿a3 szybk1 omiera przez odetchniecie wod1, lub niepewn1 i bya mo¿e bardzo bolesn1 omiera, w szponach Katzura. Jedynego realnego drapie¿nika, zbyt szybkiego i du¿ego by pokonaa, nawet z u¿yciem pu3apek i dzid. Lecz... zgin1a w walce by3o honorem wojownika i dlatego Pumus pozwoli3 zabraa sie wodzie w d3ug1 podró¿ przez czarne jaskinie i mordercze wodospady. Najwieksza podró¿ ¿ycia. Ostatnia w ¿yciu... wielka wirówka z mroku w s3once. Owiat3o dnia porazi3o go mglistym oparem, zao wyczerpane i mdlej1ce cia3o, ledwo ledwo rejestruj1ce zmiany w nate¿eniu pr1du rzeki, niezdolne by3o ostrzec przed ra¿1c1 pomaranczow1 paszcz1 spadaj1c1 na jego kark z powietrza. „Katzur!!” - napinaj1c sie i oczekuj1c bólu, Pumus dozna3 szokuj1cego uczucia zadowolenia, co nie by3o odbiciem g3odnej wociek3ooci bestii. Podobnie, jego kark nadal by3 pomostem pomiedzy g3ow1 a cia3em. K3y drapie¿cy nie odcie3y... - Gluagal gli asdua ee buaewyw... - g3os. Prawie rodowy. Prawie. Nic z ryku i wycia Katzura. I to zadowolone uczucie bycia wynagrodzonym przez los. Cudze uczucie, niemniej, prawie rodowe. Prawie... Pumus czu3, ¿e jest po3o¿ony na trawie i czu3, ¿e jest ogl1dany przez dwa Yród3a wielkiej radooci. Pierwsze, mia3o smak znalezienia gniazda Pieczarnika. Rzadkooa w tych mokrych dolinach i skarb wielki, gdy¿ suszony Pieczarnik usuwa ropien oraz czyoci skóre z owierzba i kleszczy. Lecz, drugie Yród3o bi3o blaskiem muzyki. Blaskiem opiewu, ca3ym zwartym rodem p3yn1cym melodi1 natury, burz1 i pogod1, porankiem i noc1, wiatrem i wod1... Pumus wch3aniaj1c ten opiew ton13 w czymo co by3o bez nazwy lecz by3o jak ko3ysanka nad legowiskiem z nowym dzidziusiem. Ogromna radooa i ogromna nadzieja. Nadzieja lepszego, bogatszego, bezpieczniejszego jutra. Kreacja. Twórczooa. Budowa. To mo¿e bya dzidzi. To mo¿e bya muzyka... Pumus zna3 do tej pory tylko jeden rodzaj tak ogromnej radooci. I to by3y narodziny dziecka. Lecz, le¿1c bezw3adnie na trawie, ca3y zatopiony w rzece nowej pieoni, znienacka odkry3 nowe Yród3o szczeocia i uniesien. Rytm, harmonie, spójnooa i liczbow1 zgodnooa. Narodziny muzyki... „...to sie dodaje...” - myol równie odkrywcza i owie¿a jak liczba dziesiea, genialnie, wrecz cudownie objawiona przez Alla, jego ukochan1 ¿one. „...jaka szkoda, ¿e jej tu nie ma. Ta muzyka ma w sobie rytm dodawania...” Pumus nie próbowa3 otwieraa oczu, czy nawet poruszya palcem. Raz przekonany o nieuchronnym zgonie, a ten by3 nieuchronny poza obrebem rodowego kregu, traktowa3 obecny stan rzeczy jako czeoa majaku, który zawsze jest dany tym co wybieraj1 ostatni1 podró¿ ¿ycia. Dlatego, gdy Obcy znów zacz13 go poruszaa i robia dziwne rzeczy z jego cia3em, Pumus nawet nie drgn13. Fatum i destynacja w desperacji umierania. Co za ró¿nica, rzeka, Katzur, czy te¿ Obcy? Omiera musia3a nadejoa. Tak by3o, tak jest, tak bedzie. Lecz... sucho mokry deszcz na ciele zamiast zabia cia3o, zabi3... pleoniaka. Pumus to czu3 a¿ do wnetrza w3asnych komórek z których wysz3o zabójcze ziarno morderczego grzyba. Strata... troche jak z3amane i opi3owane paznokcie, lub opalone ogniem w3osy. Tyle, ¿e tamte odrasta3y. A Pleoniak ju¿ nie móg3. Raz rozwiniety nie potrafi3 powtórnie wydaa na owiat zal1¿ków sporów. A te nagle by3y zaschnietymi ga31zkami miniaturowych siatek, sypi1cych sie szarym proszkiem zweglonego cia3a plechy. „...jak to dodaa? Jak to odj1a?” Pumus zmartwia3 czuj1c coo co zmienia prawo i zasady ¿ycia. Nie rozumiej1c powi1zan, lecz czuj1c... jak muzyke... „ja bede ¿y3?!!” Oszo3omienie, strach, nadzieja, zawrót sensów. Sprawa ¿ycia czy nie ¿ycia kot3uj1ca sie w jego mózgu, w pewnej chwili sta3a sie oczywist1, gdy¿ Obcy znów wzi13 go w obroty i tym razem skaleczy3 do ¿ywego, pij1c krew, oraz prawie udusi3, grzebi1c czymo w paszczy i gardle. Pumus maj1cy wizje bycia wyssanym jak jajko, i uduszonym przez palec w tchawicy, nagle musia3 zmienia zdanie, a sprawa ¿ycia wzie3a góre nad omierci1. Obcy emanuj1c zadowoleniem, porzuci3 go, i tym razem uczucie by3o koncowe i zdecydowanie finalne. Tamten wzi13 co chcia3 i Pumus na dobr1 sprawe móg3 wstaa i ioa na spacer. Gdy¿ wiedzia3, ¿e ju¿ nie jest potrzebny. Jak to wiedzia3? Tego, niestety, nie umia3 powiedziea. Czu3... „...to jest jak dodawanie i odejmowanie w tym samym czasie...” „Wiem, ¿e nic nie wiem” Szalone zdumienie, ¿e coo tak odjemnego i dodatniego mo¿e bya u3o¿one w s3owa. Osobno maj1ce sens. Razem... wcale, a jednak... „Czy ja umar3em? Czy ja ¿yje?” Pumus szybko zamieni3 to na „ Umar3em a ¿yje...” co znów przyprawi3o go o drgawki w ogonie i ból g3owy. „Dysonans muzyki?” Pekaj1ca ska3a by3a dysonansem. Krzyk omiertelnej trwogi by3 dysonansem. P3acz rozpaczy i bólu by3 dysonansem. Nawet kamien mia¿d¿1cy musz3e ma3¿a by3 dysonansem. Zabijanie zawsze jest dysonansem, lecz czy¿ g3ód nie jest? Pumus zobaczy3 w myolach liczbowy dysonans. Jeden mniej jeden by3o pustk1. Otwartymi ustami kogoo kto spada w przepaoa podziemnej rzeki.. „Ooooo...” Pumus widzia3 pustke i omiera i w3asne krzycz1ce usta, lecz... „Umar3em a ¿yje. Czy to oznacza, ¿e Nic mo¿e bya zamienione na Coo?” Pustka w jego mózgu wyobra¿ona obrazem otwartych ust wyplu3a z siebie jeden minus jeden i ca3ooa by3a harmoniczna. „Jeden minus Jeden równa sie Ooooo, równa sie Nic” „Czyli, ¿e Dwa minus Dwa te¿ równa sie Nic” „Czyli, ¿e dziewiea palców minus dziewiea palców te¿ równa sie Nic” „Czyli, ¿e Nic równa sie wszystko...” - Aaaa... - zrywaj1c sie na równe nogi, ma3y ma3piak zacz13 tanczya i tupaa i krzyczea w nieopisanej radooci, bowiem odkry3 w3aonie ...algebre, nawet nie wiedz1c, ¿e coo takiego ma imie... „Obcy?!” Pumus sp3aszczy3 sie w trawie i dygocz1c znalaz3 otoczenie opustosza3ym. Tamci byli nigdzie do znalezienia, co nie by3o gramatycznie poprawne, ale uczuciowo tak... nigdzie do namierzenia. Dwa Yród3a wielkiej radooci zgas3y w niebosk3onie lecz Pumus wesz1c uciekaj1cy zapach Obcych nie by3 smutny. „Nic równa sie Wszystko. Omiera jest do pokonania. —ycie trwa nadal...” - Ja jestem ¿ywy!!! - dziki taniec przez polane i g1szcz traw - Ja jestem aaajjj?! Bosa stopa natrafi3a na coo ostrego i Pumus fikn13 kozio3ka niepewny czy to by3 ciern czy coo gorszego. We¿e i wodne skorpiony by3y tutaj liczne i groYne... Srebrny b3ysk w trawie. Jak grzbiet górskiego salamandra. - Nie, to nie jest salamander. To jest Obce - wesz1c i tropi1c na czterech, ma3y ma3piak natrafi3 na rozsypane i pozostawione rzeczy z apteczki. Rzeczy. Obce Rzeczy. Obcy zapach ...skarbów?! Ostro¿na d3on dotkne3a no¿yczek. Równie ostro¿na d3on dotkne3a agrafek i paczki banda¿y. Dalej... kropla krwi na czubku ostrza... jak czubek dzidy, lecz nie ¿ó3ty a bia3o srebrzysty... - Bardziej ostre ni¿ krzemienna drzazga - Pumus delikatnie uj13 r1czke lancetu i na próbe poci1gn13 ostrzem po jednej z wy¿szych 3odyg trawy. Ta pad3a, ocieta. - Uuuu... - zdumienie i radooa. Nastepna 3odyga, jeszcze grubsza i dalej ma3y krzaczek czarnowowocnika. Wszystko pada3o, ociete... - ...uuuu.... to sie tak bardzo dodaje. Ja moge... moge ... zrobia dzide?! Albo, nawet, dwie, trzy, du¿o!! Maj1c dzide, Pumus mia3 szanse przetrwaa w drapie¿nym i groYnym otoczeniu. Pomijaj1c Katzura, reszta zwierzyny nauczy3a sie omijaa ma3e, lecz „kolczaste” ma3piaki. Lecz jedna dzida to by3o za ma3o. Dopiero trzy, gwarantowa3y szanse na obrone, atak i nawet zdobycie po¿ywienia. Pumus i jego ród, od czasu zejocia z wysokich gór w doliny, nauczy3 sie polowaa na leone krowy i nauczy3 sie jeoa mieso oraz u¿ywaa skór. Pos3anie, p3aszcze, ochronniki na nogi, wszystko by3o robione ze skóry leonej krowy. Lecz by zdobya skóre i mieso, wpierw nale¿a3o zabia, a do tego potrzeba by3o minimum trzy dzidy. Jedna by przebia bok, druga by przebia brzuch, trzecia by dobia powalone zwierze. Leone krowy by3y powolne, lecz tak du¿e, ¿e ma3piaki nie mia3y si3y by siegn1a ma3ymi kijami do serca czy g3ównych tetnic ukrytych pod zwa3ami mieoni i t3uszczu. - Dzidy, dzidy, dzidy... - tancz1c, Pumus wszed3 w pierwsze leone zaroola i tam utkn13, niepewny mroku, zapachu grzybów i zwierz1t, nagle bardzo przestraszony. Las. Ten prawdziwy g3eboko dolinowy las, nigdy nie by3 domem czy miejscem wedrówek górskiego plemienia. - Dzidy? - wesz1c na czterech, z lancetem w pogotowiu, Pumus przemkn13 od drzewa do drzewa, nie znajduj1c nic co by nadawa3o sie na bron. Tutaj, wszystko by3o, albo zbyt du¿e i grube, albo zwalone i zmursza3e. - Ja wejde wysoko, ja utne prost1 ga31Y, ja zrobie dzide, ja ukryje sie w koronie drzewa... - Pumus czu3 sie Yle na mokrej i zapadliwej podoció3ce lasu. Tutaj by3 ofiar1 i miesem do zabicia. Czu3 to, tak jak czu3 setke oczu obserwuj1cych go z dziupli i wykrotów. Strach i je¿1ce sie w3osy kaza3y mu w panice szukaa schronienia wy¿ej. Lecz Pumus nie by3 dzieckiem. By3 szeocioletnim „staruszkiem” z baga¿em wielu doowiadczen i wielu walk. By3 wojownikiem. - Skarby! Moje skarby! - cofaj1c sie ty3em, wróci3 na polanke i odetchn13 l¿ej, gdy¿ na otwartej przestrzeni móg3 widziea i s3yszea lepiej ni¿ w lesie... - Aagghhrrr!! - dudni1cy ryk besti, pomaranczowa paszcza zbrojna w k3y, tu¿ nad g3ow1. Lapy z pazurami siegaj1ce do twarzy... „Katzur!!” Pumus nie myol1c, skoczy3 do przodu, nurkuj1c pod paszcz1 i pu3apk1 pazurzastych szponiastych 3ap. Jego ma3a, prawa, trójpalczasta d3on zbrojna w lancet, wbi3a sie w miekkisz gardzieli atakuj1cego drapie¿nika... - Aauuuiiihrrraauii... - bulgocz1cy charkot i potworne uderzenie cia3a w cia3o. Pumus pchniety piersi1 ogromnego zwierzaka, pofrun13 w g1szcz zarooli i tylko trawa i niskie krzaki czarnoowocnika uchroni3y go przed roztrzaskaniem grzbietu o twardy pien najbli¿szego drzewa. „Koniec ostatniej drogi?” ma3y ma3piak le¿a3 na plecach i nie mia3 si3y odetchn1a. Cios piersi1 Katzura odebra3 mu po3owe sensów i ca31 ochote do walki. - Kto mo¿e zabia takiego potwora? - g3oona uwaga bed1ca zgod1 na omiera, lecz... - Auiii... ghhhrrr... auiii... ghrr... uuiii ... uii ...uhghreee... - cichn1cy, mokry charkot z krtani zalanej krwi1 i odg3os darcia pazurami po trawie. - Katzur? - ma3y ma3piak odczeka3 nastepne piea uderzen serca nim wolno podniós3 g3owe - Katzur? Czy ty mnie nie zjesz? Odpowiedzi1 by3a cisza. Co znaczy3o tylko jedno. Wielki zwierz porzuci3 polowanie, lub te¿... sta3a sie rzecz nieprawdopodobna. Pumus pojekuj1c, przekreci3 sie na bok i pe3zn1c na czterech wróci3 na polanke. - Kto mo¿e zabia potwora? Ja moge... Obraz pobojowiska by3 krwaw1 jatk1. Lancet w d3oni ma3piaka dokona3 ciecia od jednej aorty do drugiej, otwieraj1c tak tetnice, jak krtan. Katzur skona3 dusz1c sie w3asn1 krwi1 i z braku w3asnej krwi. A dooko3a bezw3adnego cia3a, trawa by3a wyorana do czystej ziemi. Agonalne drgawki musialy bya szalenstwem. Drobny kszta3t ciekawskiego lisowilka oci1gnietego zapachem krwi zamajaczy3 w zaroolach. Normalnie, dla bezbronnego ma3piaka, gwarantowana omiera. Lecz Pumus tylko wyprostowa3 sie, i mocniej ociskaj1c lancet... warkn13. To wystarczy3o. Lisowilk podkulaj1c ogon znikn13 w lesie. G3upi jak by3, mia3 na tyle rozs1dku by nie zadzieraa z kimo kto w3aonie zabi3 Katzura. - Szczur!! - Pumus parskaj1c, rzuci3 jeszcze kilka przeklenstw za uciekaj1cym i dumnie potrz1saj1c g3ow1, usiad3 na p3owym boku sztywniej1cego drapie¿cy. - Na, na, na... i kto teraz tu rz1dzi? - zanosz1c sie od omiechu, ma3y ma3piak mia3 minute zamroczenia i szalonej euforii - Pumus, król gór i lasów!! Pumus, ten Król! Wstrz1saj1cy dzien. Dzien pe3en wstrz1sów. Z trudem wstaj1c, ca3y obola3y i rozdygotany, nagle smutny i przestraszony, wolno pocz3apa3 do brzegu rzeki i mocz1c bose stopy zmy3 z siebie krew i zapach omierci. S3once zachodz1c, k3ad3o ostry, czerwony poblask na leniwym nurcie i to by3o jak wezwanie do powrotu do domowych jaskin, ale te by3y gdzieo za górami, hen w góre rzeki, a tutaj by3a dolina i mrok lasu wolno zapala3 sie latarniami oczu nocnych predatorów. I Pumus zacz13 baa sie na dobre. - Ogien! Ja musze zrobia ogien - to by3o rozwi1zanie i lekarstwo na lek oraz czaj1ce sie w lesie g3odne gardziele drapie¿ców. Biegn1c tak szybko jak umia3, Pumus zbada3 obrze¿enie polanki i ku swojej nie ukrywanej radooci znalaz3 jakieo zwalone i stare ga3ezie buczaka oraz kilka iglaków idealnych do rozpa3ki. Gromadz1c susz i suchy mech z dziupli drzew, pooci1ga3 wszystko tu¿ obok Katzura. Ogien mia3 nie tylko ochronia jego, lecz i zdobyczn1 skóre. Katzur by3 iocie królewsk1 zdobycz1. Opieraj1c sie plecami o grzbiet drapie¿cy, Pumus rozsiad3 sie na przyci1gnietym pniaku buczaka i po namyole, u¿ywaj1c lancetu, zacz13 wiercia dziure w korze. To by3o znacznie szybsze ni¿ wiercenie u3omkiem krzemienia. Podobnie, znacznie szybciej powsta3o tworzenie zapalacza z twardej i suchej czeoci ga3ezi. Sypi1c prusz z mchu do suchej dziury w pniaku, Pumus wetkn13 w otwór, zaostrzony kijek zapalacza i zacz13 trzea obracaj1c szybko miedzy d3onmi. Normalnie, id1c na polowanie, zawsze zabiera3 ze sob1 gliniany koszyczek z p3on1cym ¿arem. Lecz tutaj musia3 poprzestaa na starym sposobie jakiego uczy3 sie ka¿dy za m3odu. Pierwsza nik3a smuga dymu z pyl1cego sie otworu zbieg3a sie z zapadnieciem mroku. W istocie to by3 tylko pó3mrok. Dziesiea ksie¿ycy dooko3a planety dzia3a3o jak dziesiea nocnych jarzeniówek i z wyj1tkiem okresu burz i deszczów, zachód s3onca by3 jedynie przejociem od upa3u dnia do srebrnego ch3odu nocy. Pumus nadal móg3 widziea co robi, lecz ta tycia smuga dymu, doda3a mu otuchy i obudzi3a poczucie bezpieczenstwa. Pomijaj1c Katzura, który nic sobie nie robi3 z ognia i potrafi3 porwaa ludzi ze orodka obozu, reszta drapie¿ców unika3a p3omieni, zao pochodnia w olepia i pysk, potrafi3a wyp3oszya i odpedzia nawet stado poluj1cych lisowilków. - A tu by3 jeden, a jak jest jeden, to po zmroku bedzie wiecej. One zawsze zbieraj1 sie razem by wya do ksie¿yców - dmuchaj1c na nik3e iskierki, dodaj1c mchu i kawa3ków ¿ywicznego iglaka, Pumus zbudowa3 ognisko, maj1ce za podstawe solidny pniaczek buczaka. Drzewa, które nie p3one3o lecz ¿arzy3o sie. Noc przebieg3a spokojnie. Zapach Katzura trzyma3 z daleka mniejsze zebacze a wieksze widz1c ogien i wesz1c dym, wola3y obejoa polanke du¿ym 3ukiem. Pumus, wpierw zajety ogniem, a dalej odpoczywaj1cy i zamyolony, zdrzemn13 sie kilkakrotnie, bezpieczny w kregu ciep3ego blasku. Co mu doskwiera3o, to g3ód, lecz to musia3o poczekaa. Poranek przyniós3 mg3e i zapowiedY deszczu. Niezbyt mi3a perspektywa dla nagiego ma3piaka przyzwyczajonego do noszenia p3aszcza i nano¿ników. Rad nie rad, u¿ywaj1c lancetu, zdar3 z grzbietu Katzura p3at skóry wystarczaj1cy na okrycie i na proste ochraniacze nóg. To by3o marnotrawstwo, lecz Pumus nie mial wyboru. Wedrowanie nago i boso po górach równa3o sie omierci. Wi1¿1c wywiniete futrem do orodka nano¿niki, plot1c z trawy sznury i wi1¿1c wywiniety futrem do orodka, p3aszcz, ma3y ma3piak poczu3 sie znacznie pewniej. - Teraz tylko worek na plecy, skarby do worka i... I co dalej? Pumus odkry3, ¿e jego za3o¿enie o powrocie do jaskin mo¿e nie bya tak 3atwe i proste jak s1dzi3. Pomijaj1c odleg3ooa i niepewnooa kierunku, pozostawa3o rozwa¿enie, czy ca3y Ród zechce go przyj1a do jaskin. Widzieli jak umiera3. Skok do podziemnej rzeki by3 odejociem ze owiata ¿ywych. I nikt nigdy jeszcze nie wróci3. - Ale ja nie mam Pleoniaka. Ja jestem ¿ywy! To by3a jego wiedza. Lecz czy uwierz1 w to inni? Czy¿ nie bedzie dla nich zjaw1 równie nierealn1 jak Obcy? Zwidem z Góry Ognia? A jeoli nawet nie, to kim bedzie? Znów Królem? To by3o ujemne. Pumus czu3, ¿e bycie znów królem jest czymo z3ym. Czymo co sie nie dodaje. Alla jest teraz OnaKról. Ja musia3 bym wyzwaa j1 na pojedynek. Coo co zdarza3o sie od czasu do czasu, gdy by3o wiecej kandydatów o podobnych zdolnoociach. - Lecz ja przegram. Alla liczy znacznie szybciej ni¿ ja. Pojedynki by3y proste. Szeoa koszyków z kamieniami. Kto policzy3 pierwszy ten wygrywa3. Ród nigdy by nie zaakceptowa3 kogoo kto nie jest nam1drzejszy. - Lecz, czy¿ liczenie jest m1drooci1? - Pumus, gromadz1c i chowaj1c do worka skarby Obcych zamyoli3 sie nad ich przeznaczeniem i wykonaniem - ...bo tylko ten bia3y metal grot, lepszy ni¿ skrobaczka czy nó¿ z krzemienia. To jest m1drooa. Albo to „magiczne lekarstwo” w metalowej 3upinie... - wierc1c, krec1c i macaj1c, Pumus odkry3, ¿e naciskaj1c na czerwony czubek wyzwala ze orodka pylist1 sucho mokr1 mg3e o takim samym zapachu jak ta co zabi3a Pleoniaka - ...tak, to jest m1drooa. I jak zrobia tak1 3upine, te¿ jest m1drooci1. Bo liczya do dziewieciu to potrafi ka¿dy dzieciak... auuaa!! - ss1c skaleczony palec, Pumus z ogromnym zdziwieniem patrzy3 na otworzon1 agrafke. Ostrze by3o metalowe, podobne do srebrnego no¿a i równie ostre. Inne, takie same wygiete jak trawa kawa3ki metalowych YdYbe3 zaczepia3y sie o kawa3ek niby plecionki, w bardzo ciekawy sposób. - Otwórz, zamknij, otwórz, zamknij - Pumus przez chwile majstrowa3 przy du¿ej agrafce i po minucie obserwacji wszystko by3o jasne. Nacisk na elastyczn1 witke wyzwala3 ostry koniec z ukrycia w schowku twardej pó3 3upinki. Podobnie, nacisk zamyka3 ca3ooa. Eksperymentuj1c z w3asnym p3aszczem, Pumus zdo3a3 spi1a oba brzegi na piersiach i to by3o dodatnie. Jak zbieranie jagód na pore deszczow1. Zapasy i spi¿arka. Sytooa i bezpieczenstwo. - A ja mam coo! A ja mam coo!! Ja mam m1drooa!! - tancz1c w miejscu, tupi1c i pomrukuj1c, u¿y3 reszte agrafek do zapiecia i ozdobienia p3aszcza na piersi. - Ja mam m1drooa? - odkrycie pobudzi3o go do bli¿szego zbadania opakowan z plastrami i banda¿ami - Miea a umiea u¿ya, to jednak nie to samo. Plastry by3y zagadk1. Twarde pude3ko z przezroczystego czegoo. Trudne do otworzenia. Pumus spoci3 sie pomimo pierwszych kropli zimnego deszczu, myol1c jak by dobraa sie do orodka bez niszczenia przezroczystego czegoo. Zniechecony, porzuci3 zagadke i chowaj1c wszystko, postanowi3 wrócia do myolenia póYniej. Burcz1cy ¿o31dek, nagle przypomnia3 mu, ¿e nawet M1dry Król jest g3upi bez dobrego posi3ku... Zawijaj1c worek na ramie, Pumus ruszy3 w góre rzeki i w góre doliny. Pocz1tkowa podró¿ by3a trudn1 sztuk1 forsowania gestwiny, porastaj1cej brzegi leniwej i szerokiej tutaj wody. Wprawdzie droga przez las by3aby l¿ejsz1, lecz mokry i bogaty w owocowe krzewy pas 3oziniaków dawa3 szanse na znalezienie czegoo do zjedzenia. Pumus nie musia3 brn1a dalej ni¿ najbli¿sze zakole, by natrafia na dzik1 marchew, oraz agrestnik. Tak jedno jak drugie bardzo przejrza3e tu¿ przed por1 deszczy, lecz nadal jadalne. U¿ywaj1c po3y p3aszcza, nie bacz1c na zaschniet1 na b3onach krew, Pumus zebra3 co móg3, a dalej zacz13 jeoa wprost z krzaków i ziemi. To nie by3o poprawne. Jego ród mia3 zwyczaj moczenia i mycia wszystkiego, chc1c unikn1a zara¿enia przez robaki, lecz g3ód by3 wiekszy od strachu, a brzeg rzeki wydawa3 sie wolny od najazdów leonych ryjowców, które same by3y roznosicielami tasiemca i larwy mieoniowej. „Katzur i lisowilki bardzo lubi1 polowaa na ryjowce” „Dobrze by3oby miea kilka w3asnych lisowilków w jaskiniach i w górach. Wtedy ta plaga ryjowców by znikne3a” Ród, a zw3aszcza dzieci, oswaja3y i trzyma3y ró¿ne ptaki i nawet wiewiórczaki, tak dla rozrywki jak i dla zysku. Ptaki dawa3y jajka a wiewiórczaki same znosi3y orzechy i owoce, lecz nigdy jeszcze nikt nie trzyma3 oswojonego lisowilka. „Dobrze by3oby miea...” Pumus gryz1c marchew zamyoli3 sie nad tym co by3oby dobrze miea i by3 zaskoczony ilooci1 mo¿liwooci. „Dobrze by3oby miea takie no¿e jak ten co trzymam. Dobrze by3oby miea takie lekarstwo co leczy Pleoniaka, oraz, zapinki z metalu, oraz coo lepszego na nogi. Te nowe nano¿niki to sie tak olizgaj1. Powinny bya wywiniete futrem do do3u... ale wtedy ja sobie odparze stopy na b3onach i otre do krwi i dostane ropniaka i umre na gor1c1 krew...” Pumus mia3 k3opoty z wedrówk1. Stopy owiniete w kawa3ki skóry olizga3y sie na trawie i na glinie, zarazem olizgaj1c sie wewn1trz. - Gdybym tylko mia3 plecionke z sitowia... - dobre nano¿niki by3y z wyprawionej skóry i mia3y grube wk3adki z deliktnej, m3odej trzcinowej plecionki. - A co, jak zamiast plecionek ja u¿yje tych pasków zwinietych w rolki? Pumus usiad3 na bardziej suchym kawa3ku brzegu, tu¿ nad sam1 wod1 i wyci1gn13 z worka swoje skarby. Dalej zdj13 nano¿niki, obmy3 je z brudu, z grubsza osuszy3 traw1 i przewin13 futrem do wierzchu. Nastepna praca polega3a na owinieciu stóp w banda¿e. To by3o niby proste, lecz w1skie paski uparcie spada3y i dopiero staranne omotanie miejsce przy miejscu, tak jak by mocowa3 3ykiem ostrze grota do dzidy, da3o spodziewany efekt. Teraz, wi1¿1c kawa3ki futra na stopach, Pumus odkry3 komfort chodzenia w prawdziwych butach na miare. Nic sie nie olizga3o, nic nie rusza3o. Banda¿ wewn1trz trzyma3 sie b3on, a ca3ooa trzyma3a sie nóg. - Dobrze jest miea dobre rzeczy - odkry3, skacz1c i tupi1c i nuc1c zapamietan1 melodie Obcych - od dzisiaj ja bede miea tylko dobre rzeczy. - Jak dzidy!! - krec1c sie po brzegu zauwa¿y3 proste i d3ugi odrosty elastycznego 3oziniaka i dodaj1c jeden do jeden otrzyma3 dwa, co by3o spodziewane. - Zabiera pó3 dnia by przeci1a jeden 3oziniak krzemiennym no¿em, lecz ja mam coo co tnie wszystko, ha ha ha... To nie by3a ca3kiem prawda. Lancet ci13, lecz tylko drobnymi stru¿ynami, zbyt ma3y i zbyt ostry by wgryYa sie g3ebiej w metalowo twarde i odporne krzako drzewa, które potrafi3y wytrzymaa napór wzburzonych zalewów w porze deszczu. Pumus zajety ostro¿nym podcinaniem, pomyola3, ¿e dobrze by3oby miea coo do pi3owania jak krzemienny nó¿ i oczywiocie w jego pamieci by3a taka rzecz. No¿yczki. Du¿e i profesjonalne, z wygietymi d3ugimi tn1cymi ostrzami z których dolne przypomina3o zebat1 pi3e. Typowe wyposa¿enie apteczki, pozwalaj1ce na ciecie tak materia3u jak plastiku czy nawet blachy, w wypadku koniecznooci wydobycia rannego z zakleszczonego fotela. Pumus mia3 je dwa razy w d3oni, lecz maj1c tylko trzy, raczej krótkie, palce, za nic nie umia3 poj1a do czego s3u¿1 te dziwne dziobate metale. Nawet kiedy je rozwar3 i zacz13 trzea zebat1 stron1, nadal nie wiedzia3. Lecz robi1c co robi3, u¿ywa3 obu d3oni, trzymaj1c za oba koliste uchwyty i kiedy cieta tyczka upad3a, jeszcze by3a zwi1zana z pniem pasem silnego 3yka. Tutaj, no¿yczki ociskane przez ma3piaka, by3y w stanie przegryYa elastyczne w3ókna drzewa i Pumus zamar3 na sto uderzen serca, bezwiednie k3api1c ostrzami i obstrzygaj1c stercz1ce kawa3ki 3yka, ca3y czas myol1c jak jest mo¿liwe, to - co widzi i to - co robi. „Nawet Katzur nie potrafi3 by odgryYa tak równo i g3adko” - Ta rzecz ma dwie nogi i przypomina paszcze a tnie jak nó¿ Obcych. To jest bardzo dobra rzecz. Pumus spróbowa3 obci1a kilka lioci. Spad3y. Wiec spróbowa3 kilka ga31zek. Spad3y. Troche dla zabawy spróbowa3 przyci1a nierówny brzeg p3aszcza i ten spad3... Podobnie by3o z w3osian1 koncówk1 ogona pe3n1 wczepionych rzepików. Podobnie by3o z kawa3kiem majtaj1cego sie trawiastego sznura ociskaj1cego go w pasie. Lecz równaj1c brzeg worka, Pumus mimowolnie natrafi3 na fa3de i odkry3, ¿e no¿yczki zrobi3y ma31, równ1 dziurke. Id1c po tropie, ju¿ z pe3n1 owiadomooci1 zawijaj1c i tn1c, ozdobi3 brzegi szeregiem takich dziurek, po czym wewlók3 tam d3ugi pasek wyciety z do3u p3aszcza i oci1gaj1c odkry3, ¿e teraz worek by3 ciasny. W istocie, ca3y worek by3 niczym wiecej jak owalnym kawa3em futra z zadu Katzura, lecz po u¿yciu no¿yc, zamieni3 sie w bardzo 3adny i wygodny plecak. - A jak by tak wyci1a ma3y woreczek na nó¿? - Pumus trzyma3 lancet zatkniety za trawiasty sznur, lecz metalowy nó¿ uparcie próbowa3 wypaoa bed1c ma3ym i oliskim. Od postanowienia do zrobienia, mine3o ca3e po3udnie. Siedz1c nad brzegiem, nuc1c do taktu powolnej rzeki, ma3y ma3piak pogryza3 marchew, ssa3 kulki agrestnika i myola3 ...i robi3, i znów myola3 ... i robi3. - Dobrze jest miea w3asne dobre rzeczy! - na roz3o¿onym p3aszczu le¿a3y teraz nowe nano¿niki, nowy worek, nowy pas ze skóry, nowa oprawka na nó¿, ca3a pokryta sznureczkami, tak, ¿e mo¿na j1 by3o zawiesia na szyji, lub na pasie i nie baa sie, ¿e srebrny kie3 Obcych zniknie w wodzie czy trawie. Dalej by3y dwie dzidy. Tylko dwie, gdy¿ 3oziniak by3 bardzo cie¿ki, lecz to by3y dzidy ogromy. Trzy razy tak wysokie jak Pumus, proste, silne, i ostre. To ostatnie dzieki wygrzebanym z dna rzeki obsydianom. Maj1c no¿yczki i skóre, Pumus by3 w stanie rozszczepia konce dzid i zamocowaa d3ugie groty z ciemnoszklistego kamienia. Odpowiednio obite na bokach, by3y najwiekszymi grotami jakie zrobi3 w swoim ¿yciu i wygl1da3y na ostrza zdolne powalia nawet Katzura. Rozebrany do naga tak z powodu brodzenia po rzece, jak te¿ z powodu upa3u po3udniowej godziny, Pumus puszy3 sie i pawi3, wrecz chodz1c w powietrzu, ogromnie pewien siebie i maj1cy ogromn1 satysfakcje z przekuwania dodawania na produkcje rzeczy. Skarby Obcych by3y skarbami rozumu i wynalazków. PóYnym popo3udniem, siedz1c w cieniu 3oziniaka i delektuj1c sie kilkoma ma3¿ami wykopanymi z mu3u, ma3y ma3piak mia3 g3owe przelewaj1c1 sie pomys3ami. - Ryby! My 3owimy ryby na ma31 dzide, lecz te¿ na koociane haki z przynet1. A co jak by tak upleoa wielki kosz i tam w3o¿ya przynete? - Woda! My nosimy wode w 3upinach orzecha. A co jak by tak zrobia z ¿ó3tego metalu coo jak orzech? Woda by nie uciek3a i nie zrobi3a sie czarna, czy z pleoni1. - Ogien! Czemu nie zrobia z ¿ó3tego metalu takiego pojemnika na ¿ar? Teraz wiecej mrucz1c jak krzycz1c, Pumus popad3 w drzemke i kiedy sie obudzi3 by3o ch3odno i mrocznie i z cie¿kich chmur dysza3o zapowiedzi1 nocnej burzy. - Uuu... uuuu... - stekaj1c i kln1c pod nosem, ma3y ma3piak zwin13 pospiesznie swoje skarby i jak sta3, tak nago i boso, z cie¿kim tobo3em na plecach, pogna3 w strone wy¿szego zbocza i czarnej ociany lasu. Pocz1tek pory deszczów, zawsze niós3 ze sob1 gwa3towne sztormy i powodziow1 fale z wysokich gór. Siedzenie w 3oziniaku by3o gwarancj1 omierci w zmiataj1cej wszystko fali jaka tutaj trafi wraz z burzowym frontem. O ile wczorajszej nocy las by3 zagro¿eniem, o tyle dzisiaj by3 bezpiecznym i ciep3ym schronieniem. Wszystkie drapiezniki wesz1c sztorm pochowa3y sie po wykrotach, dziuplach i jamach, a Pumus szukaj1cy w3asnej kryjówki musia3 jedynie uwa¿aa by nie wetkn1a g3owy czy reki w czyjo broni1cy legowiska pysk. Szczeocie mu dopisa3o w formie niedawno zwalonego ogromnego buczaka, który wal1c sie porwa3 ze sob1 kilka mniejszych drzew i uformowa3 coo na kszta3t jaskini. Zbyt wysokiej by zadowolia lisowilka, zbyt ma3ej by daa przytu3ek Katzurowi, czyli coo w sam raz dla ma3piaka z du¿ym tobo3kiem. Pumus zdyszany i spocony, odkry3 „jaskinie” chowaj1c sie przed nag3ym deszczem. Przypadek, lecz te¿ i znak, ¿e dobra passa trwa. - Kiedy zaczyna laa czas ioa spaa - zgodnie z rodowym powiedzeniem, ma3y ma3piak roz3o¿y3 swój p3aszcz, zatarasowa3 wejocie skrzy¿owanymi dzidami i ¿uj1c kawa3ek marchwi po3o¿y3 sie z nogami opartymi o worek. —ycie po omierci mia3o swój urok. Same dodawanie, ¿adnego odejmowania. „A czemu ci1gle dodawaa? Przecie¿ dwa plus dwa plus dwa, to jest jak reka z podwójnymi palcami. Czy¿ nie lepiej powiedziea dwa reka trzy jest szeoa?” Pumus zgodzi3 sie sam ze sob1, ¿e tak, lecz bed1c nagle zmeczonym i usypiaj1cym pod jednostajnym szumem wiatru i deszczu, od3o¿y3 te rozwa¿ania na potem. Dzien by3 pracowity i obfity w rok wydarzen, jeoli nie ca3e ¿ycie... Poranek by3 nudny. Deszcz, deszcz, i raz jeszcze deszcz. W rodowych jaskiniach taka pogoda by3a okazj1 do zabaw i konkursów. Tutaj... - Kropla goni krople, lecz paj1k pod liociem jest suchy - Pumus koncz1c zapasy marchwi i agrestnika zajmowa3 sie... myoleniem - ...czyli, jak ja za3o¿e na g3owe taki trójk1tny sto¿kowaty lioa, to te¿ bede suchy. Lecz, liocie s1 ma3e i s3abe. Wiec jeoli ja zrobie coo jak lioa, ale ... z czego? Wodz1c wzrokiem po mrocznej „jaskini”, Pumus odkry3 grube p3aty 3yka wystaj1ce z pod od3upanej kory drzew - ...oto moje liocie! Lecz to by3o z3udzenie. Nawet z u¿yciem no¿yczek, mia3 k3opot w obróbce twardych w3ókien. Napiete p3achty nie da3y sie kroia a co gorsza trzeszczenie w kopule mówi3o, ¿e ca3a jaskinia wrecz wisi na tych zwinietych fragmentach drzew i Pumus przezornie odst1pi3 od pi3owania. Lecz... nie odst1pi3 od pomys3u. - A co bedzie jak ja za3o¿e p3aszcz nie na ramiona a na g3owe? P3aszcz bed1cy zdartym z grzbietu Katzura, obfitym prostok1tem futra siega3 ziemi i nawet po licznych „przystrzy¿ynach” do produkcji rzemieni, nadal by3 czymo wiekszym ni¿ ca3y ma3piak. Lecz za3o¿ony na g3owe i ocioniety pod brod1 kawa3kiem patyka przewleczonego przez wyciete no¿yczkami dziurki, sta3 sie czymo jak peleryna siegaj1ca do kolan, czyli tam gdzie konczy3y sie nano¿niki. Pumus odkrywaj1c nowy ubiór nie zwleka3 i zawijaj1c spakowany worek na plecy wymaszerowa3 odwa¿nie w geste strugi deszczu. Las by3 zacisznym miejscem przez jedn1 noc, lecz g3ód zrobi3 by go mniej mi3ym w ci1gu nastepnych miesiecy deszczowej pory. Pumus nie ufa3 zwodniczej ciszy lasu. Wola3 otwarte trawiaste zbocza wy¿szych gór i wola3 znaleYa sobie w3asn1 jaskinie w której móg3by czua sie naprawde bezpieczny. Takie plany kaza3y mu pi1a sie wy¿ej i wy¿ej, do lini gdzie buczaki kar3owacia3y na litej skale, zao trawy wyrasta3y ponad jego g3owe. Uparta wspinaczka z ma3ym postojem na ogo3ocenie krzaka winogradu doprowadzi3a go do bia3o szarych ska3ek i strumyczka ociekaj1cego w ciemn1 przepaoa. Zbocze na które wszed3 nie mia3o drugiej strony gin1c w szumi1cym wod1 kanionie a jedyna droga wiod3a po grani i wy¿ej. Tej nocy, Pumus spa3 pod w3asnym p3aszczem tul1c sie do plecaka a deszcz ci13 zawziecie i wraz z wiatrem, próbowa3 porwaa ma3ego ma3piaka z zag3ebienia na samym szczycie prze3omu wodnego. Lecz na nic. Pumus zgromadzi3 kilkanaocie cie¿kich kamieni i obci1¿y3 nimi swój p3aszcz. To nie by3o wygodne czy ciep3e legowisko, lecz zdecydowanie suche i bardzo bezpieczne. Nawet Katzur nie weszy3 w czasie burzy po grani. Wiatr, deszcz i pioruny by3y okrutne. Nastepny poranek wsta3 mniej parny i bardziej jasny. Przelotnie, lecz dla ma3piaka nawet odrobina s3onca ociel1cego mosty teczy nad bezkresami majestatu gór by3a powrotem w znane rejony i znany owiat. - Dom? To jeszcze nie by3 dom lub to co mo¿na by3o nazwa s1siedzk1 okolic1, lecz czerni1cy sie na zachodzie szczyt o pokracznej 3ysej kopule by3 znany. To w3aonie tam, po drugiej stronie by3y obszary 3owieckie Rodu, a sam szczyt by3 dachem nad jaskiniami Rodu i podziemn1 rzek1 p3yn1c1 z zachodu na wschód. - Daleko do domu - Pumus by3 gotów biec by znów zobaczya Alla i dzieci i wnuki i przyjació3, ale jego nogi tylko mieli3y trawe, niepewne przywitania. - Pumus umar3. Pumus nie jest Pumus. Jak to dodaa? Jak zrobia by by3? Nag3a ulewa z szybko id1cej chmury oderwala go od ja3owych kalkulacji i zmusi3a do zejocia w najbli¿sz1 dolinke. Znaj1c w3asne tereny, widz1c podobne wapniowe ska3ki, podejrzewa3, ¿e ni¿ej znajdzie jakieo jaskinie. Tam gdzie mieszka3 z Rodem, jaskinie by3y co krok. Jego poszukiwania nie potwierdzi3y starej wiedzy. NajwyraYniej ta czeoa gór by3a uboga w groty i bardziej odporna na dzia3anie wody. Stoj1c na dnie ma3ej dolinki przechodz1cej w wieksz1, Pumus odkry3 strumyk, Yróde3ko, kepe ogromnych buczaków i zagajnik iglaka. W okresie suszy i polowan, to by3oby wymarzone miesce na letni obóz, lecz teraz? - ...jak nie mam jaskini, to czemu nie zrobia w3asnej? Odkrycie wysz3o z obrazu przytulnego schronienia w lesie, tam gdzie stary buczak zwali3 m3odsze drzewa. - Powiedzmy, ¿e ja u¿yje kamieni ze strumyka i z tego osypuj1cego sie skalnego zbocza. Czy¿ nie umiem budowaa kamiennych murów i ocian? Jak robi3em to w jaskiniach, to czemu¿ by nie tutaj? Ta rozmowa z w3asnym odbiciem w wodzie Yród3a, maskowa3a niepewnooa jutra, i nadawa3a sens byciu w owiecie ¿ywych. Pumus podowiadomie czu3 sie winnym nie bycia trupem, a co gorsza, wiedzia3, ¿e Ród mo¿e odtr1cia go jako zwid i z3ude. Kiedyo, w czasie wedrówek, za czasów króla Sasso, ca3e plemie trafi3o do doliny ognia pod P3on1c1 Gór1. Dwa dni wedrówki w ¿ó3tych dymach i z g3owami pe3nymi zwidów i z3udy. Ta pamiea by3a zapisana w genach. Pumus i jego Ród byli pragmatykami i istotami niezdolnymi do akceptacji rzeczy które sie nie dodaj1 a powrót by3ego króla by3 w3aonie tak1 rzecz1. Pumus nie mia3 w s3owniku s3owa nielogicznooa, lecz to by3o w3aonie to co nazywa3 z3ym dodawaniem. Ma3e ma3piaki, przedziwnym genetycznym zrz1dzeniem losu, by3y nadzwyczaj logicznie myol1cymi istotkami. Oczywiocie na swój ograniczony sposób, niemniej ...w szeroko otwartych ramach tego co sie dodaje i tego co sie odejmuje. A powrót z za grobu trudno by3o zaliczya do czegoo co da sie dodaa a zarazem odj1a i nadal miea reszte w formie zdrowego trupka z dzid1. - Ja to jakoo rozwik3am, rozsup3am i wylicze - popularne pocieszenie dla dziecka, które popl1ta3o w3asne sznurki z paciorkami do liczenia - tak Pumus, ja to... Dudu...dudu...dudu...Muu!! Muuu!! Pumus mia3 tyle czasu by skoczya na najni¿szy konar Buczaka i szybko wspi1a sie na wy¿szy. Znienacka, ca3a kotlina by3a pe3na leonych krów, które w okresie deszczu wychodz1 z dolin na wy¿yny by tam, z daleka od drapie¿ców, wydaa na owiat swoje m3ode. Pote¿ne stado prowadzone przez ostrorogie byki z czarnymi grzywami. Wewn1trz ochronnego kregu siedem cielnych matek i kilkanaocie m3ódek. Legenda opowiadana, lecz nie widywana czesto. Pumus sapi1c, z ogromnym zainteresowaniem po3o¿y3 sie na konarze i zapatrzy3 na majestetyczny spektakl poj1cych sie w strumnieniu zwierz1t. Leone krowy, zawsze wedrowa3y po lasach samopas, a tylko tutaj, gnane genetyczn1 pamieci1, zbiera3y sie w stado, gdzie si3a wielu mog3a zatrzymaa nawet Katzura... - O tamtym mowa o tamten tu¿, tu¿... - Pumus z wysokooci ga3ezi zobaczy3 p3owy grzbiet niespiesznie wedruj1cy wy¿sz1 po3ow1 dolinki. Drapie¿nik by3 uwa¿ny by nie podejoa zbyt blisko groYnie kopi1cych trawe byków. Wprawdzie sam tylko troche mniejszy i lepiej zbrojny w k3y i pazury, mia3 dobrze zapisane by unikaa walki z ostrorogami. Wociek3y byk potrafi3 przebia na wylot ka¿dego Katzura. Osiem wociek3ych byków, a tyle pilnowa3o matek i m3ódek, potrafi3o na wzór lisowilków, „zapolowaa” na nieostro¿nego predatora i ten, na p3askich bezdrzewnych zboczach by3 raczej ofiar1 mordu z premedytacj1, ni¿ morderc1. Katzury mia3y jeden s3aby punkt. Nie potrafi3y biegaa na d3ugie dystanse. Ale byki tak. I to szybko. Szybciej ni¿... Dudududud...Muuu!!! ...trzy czarnogrzywe ostrorogi wystrzeli3y na lewo, trzy na prawo a pozosta3e dwa prosto. Te osiem dudni1cych kopytami zwierz1t by3o doowiadczonymi stra¿nikami stad od wielu lat i ich atak by3 powtórk1 setki innych. Zao patrz1c na szramy i stare blizny na bokach, widaa by3o, ¿e niejeden Katzur przyp3aci3 chetke na cielaka w3asn1 skór1. Obecny nie by3 wyj1tkiem. Zaskoczony nag3ooci1 ataku, próbowa3 ratowaa sie ucieczk1 w bok, lecz tyle mu to da3o, ¿e pofrun13 w powietrze pchniety bocznym sztychem rogów, a kiedy spad3 to wprost pod kopyta id1cej orodkiem dwójki najcie¿szych weteranów. Zbocze sp3yne3o krwi1. Katzur po przejociu gwa3townie bij1cej nogami pary sta3 sie p3askim dywanikiem garnirowanym traw1. Byki zna3y sie na ochronie stada. Obserwuj1cy wszystko Pumus dygota3. Nie dlatego, ¿e zobaczy3 walke, ale dlatego, ¿e uowiadomi3 sobie, i¿ bez byków, ten sam Katzur w3aonie teraz by ogryza3 jego kooci. Dzidy dzidami, ale samotny ma3y ma3piak nie mia3 najmniejszej szansy ucieczki czy obrony przed g3odnym drapie¿nikiem. Pumus dobrze wiedzia3, ¿e to przypadkowe zabicie na polanie nad rzek1, by3o w3aonie takie. Przypadakowe. I do teraz mia3 since na piersi i ból w plecach. - Nie! Dom? Tutaj?! ...nawet kamienny nie zatrzyma g3odnego Katzura - gorzka realizacja pora¿ki nie przemyolanego planu a zarazem ulga. Pumus teskni3... Pas1ce sie stado, zd1¿y3o odejoa w now1 fale mg3y i ulewy, lecz on nadal le¿a3 na konarze, ukryty pod baldachimem ogromnej kopu3y lioci, ledwie ciemniejszych i ¿ó3tych. Za miesi1c to drzewo bedzie bezlistn1 siatk1 snu na tle szarego nieba. - Jak ja... - Pumus ukry3 3zy i ukry3 ¿al. Tesknota jak zgryzota zabija. Od orodka. Pleoniak duszy. Coo na co jest tylko jedno lekarstwo. Powrót do rodziny i domu. - Ale ja umar3em a umarli nigdy nie wracaj1... Zamyolenie i wspinaczka oraz wysokie ga3ezie nie id1 ze sob1 w parze. Pumus spad3. Na szczeocie nogami do przodu i jego p3aszcz rozpinaj1c sie jak skrzyd3o, zamieni3 spadek w olizgowy lot... - Oooo...to tak lataj1 ptaki?! Genetycznie zaprogramowany by myolea, ma3y ma3piak, zamiast zemdlea, spokojnie wspi13 sie na konar z którego zlecia3 i bez namys3u powtórzy3 manewr, lecz tym razem zwracaj1c uwage na szczegó3y. Po szesnastym skokolocie opanowa3 miekkie l1dowanie na skurczone nogi. Po trzydziestym pierwszym zdo3a3 odkrya pojecie i fakt steru u¿ywaj1c ogona. Po czterdziestym czwartym zrobi3 sie g3odny i niespokojny... - Gdyby tylko ten p3aszcz nie by3 futrem ale czymo l¿ejszym i wiekszym i silniejszym - czterdziesty czwarty skok by3 w oko porwistego wiatru i Pumus zamiast spadaaleciea, zacz13 olizgaa sie w miejscu jak mewnik walcz1cy z burz1. Niestey po3y p3aszcza by3y za cie¿kie dla ma3piaka i udawanie, ¿e ma skrzyd3a rzuci3o go w korkoci1g. Masuj1c zmoczon1 i zbit1 pierwsz1 krzy¿ow1, wyciskaj1c z ogona wode, Pumus zabra3 sie za poszukiwanie czegoo do jedzenia. - Dlaczego nikt do tej pory nie odkry3 latania? - znajduj1c resztki nie opadnietych owoców igielnika, Pumus zaj13 sie 3uskaniem szyszek i wysysaniem s3odkich nasion. Bardzo proste i mechaniczne zajecie pozwalaj1ce na g3ebsze rozmyolanie. - Nikt nie odkry3 latania, gdy¿ nikt nigdy nie próbowa3, lub nawet pomyola3... Pumus zamar3 z szyszk1 w zebach, nagle pora¿ony now1 ide1. - Twu! Czy to znaczy, ¿e jak sie wpierw myoli a dalej robi, to myol zamienia sie w rzecz? Zaraz, myol nigdy nie myolana i rzecz nigdy nie widziana. Oczywiocie, jak wiem co zrobia, to to robie, lecz jeoli mam trzy i odejme cztery, to czy jest mo¿liwe, ¿e coo zostanie? Coo do dalszego odjecia? Pumus wyci1gn13 lew1 d3on i nakry3 j1 praw1 a do tego doda3 ogon w miejsce czwartego palca. Teraz chowaj1c obie d3onie, nadal mia3 ogon. - No, tak! Zostaje ogon. Do odjecia. Minus Ogon, czyli minus jeden. A poniewa¿ ja jestem tutaj sam, to nie moge odj1a ogona od niczego. Lecz w Rodzie jest du¿o ogonów i zawsze mo¿na odj1a mój od czyjegoo. Czyli, nawet jak to sie nie dodaje dobrze i nie odejmuje dobrze, to mimo wszystko, jest dobrze, gdy¿ gdzieo tam... Pumus siegn13 po wyplut1 szyszke i zacz13 ssaa. „Rzeczy nie widoczne nadal istniej1. Czyli myoli nie pomyolane te¿ s1 dooko3a...” - Twu! Czy to oznacza, ¿e to co by3o nie musi bya zawsze? Jak ¿ycie i umieranie? Jak zmiana sezonów? Jak dodawanie i odejmowanie z ogonem? - A taka liczba dziesiea? Jest z ogonem a mimo to mo¿na j1 odj1a od liczby ksie¿yców i nie bedzie nic, mimo, ¿e wszystko jest jak by3o... a co bedzie jak dodamy dziesiea do dziesieciu? Dwoje ludzi. Dwo... dwa... dwie ca3e dziesi1tki. Dwiedziesi1tki, a troje ludzi, trzydziesi1tki, a czworo? - A w takim razie ile bedzie dziesiea ludzi? Dziesiea dziesi1tek. Aaaa...!!!! Pumus przewróci3 sie na plecy i zacz13 fikaa nogami. - Ja moge liczya do dziesieciu dziesi1tek! Aaaa!!! Ja moge liczya do... Muuu!! Dudududu... - Byk!! - Pumus pamietaj1c zdeptany grzbiet Katzura nie skoczy3 na bok lecz do góry i bed1c, zasadniczo, nadal pe3no funkcjonaln1 ma3piatk1, u¿y3 ogona by zakrecia sie na ga3ezi i u¿y3 p3aszcza by frun1a na poblisk1 ga31Y buczaka, gdzie mu byki mog3y naryczea w krok - tak, tak, tak, podziobaj sobie. To drzewo nie do zwalenia... - pusz1c sie i dyskretnie pluj1c bokiem ust, gdy¿ to by3 brzydki obyczaj, Pumus wyci1gn13 sie w rozwidleniu konarów i zacz13 opiewaa. Ta melodia Obcych by3a jak natretna mucha. Nie chcia3a mu wyjoa z ucha, wiec opiewa3 jak potrafi3 - ...aaooaaoo uaaa, bum, bum, tarara, lalala, aoooaaoooa... Muuu...dududu... sp3oszone stado nie doceni3o wokalizy ma3piaka. Dla nich, ten brzmia3 jak coo, co by3o, ¿ywcem zjadane przez Katzura. Dla wyj1cego dziko ma3piaka, to by3 hymn zwyciestwa. - Laba laba... ja umiem liczya ...bum bum bum... ja wracam do domu ...tralala ...lala!! Trzy dni póYniej, Pumus stan13 na progu domu. I wszyscy uciekli. Nawet Alla. - Ne, ne... czy ja jestem Zwid? Czy ja jestem Zjawa? A mo¿e ja naprawde umar3em? - zwalaj1c na czysto wymiecion1 pod3oge Rodowej Sali, 3eb i skóre Katzura, Pumus pocz3apa3 do spi¿arki i zabra3 sie do jedzenia. Wszystko, wszystkim, ale akurat tego mu brakowa3o najbardziej. Suszonych owoców z miodownikiem i suszonego miesa zmielonego na paste, któr1 dalej gotowano na ruszcie wewn1trz dyniaka. Pysznooci! Bekaj1c, objedzony po dziurki w nosie, by3y król, jak by nigdy nic poszed3 do swojego rodzinnego pos3ania i z lubooci1 wesz1c zapach ¿ony, zanurkowa3 pod futrzan1 derke. - Wróci3em! I ¿ycie jest piekne ...hrrr ...hrrr ...hrrr... Chrapi1c i postekuj1c zapad3 w zdrowy sen, zupe3nie nie licz1c sie z reszt1 Rodu, który w ogromnej trwodze mók3 na zewn1trz jaskin, nagle odkrywaj1c ujemny rachunek i coo co przeczy3o dodawaniu. - Alla, to jest twój by3y m1¿. IdY i zrób porz1dek. Czy¿ nie jesteo OnaKról? Narzekania rodowej starszyzny, czyli rowieoników, Yle wp3ywa3y na proces liczenia najm1drzejszej w rodzie osobistooci. - On opi to co moge zrobia? - Ale to jest Zwid. Mo¿e zrób przeci1g, albo zadymianie? Nas coo otru3o... - Oczy nie k3ami1. I uszy oraz nosy, te¿. Zwidy nie przynosz1 ze sob1 ca3ego 3ba Katzura, lub dzid... widzieliocie jakie ogromne? ...albo nie id1 do spi¿arki i nie bekaj1. - ...lub chrapi1... - wtr1ci3a jedna z wnuczek, która ju¿ teraz mia3a zadatki. - To racja. Tylko ludzie chrapi1 - Alla, bed1c OnaKról, by3a te¿ kobiet1 i jak wszystkie kobiety, nawet miedzy ma3piakami, traktowa3a swojego me¿a jak rzecz i osobist1 w3asnooa. Podobnie jak wszystko co nale¿a3o do jej me¿a... - Bardzo jestem ciekawa co on tam ma w tym du¿ym worku... Alla nie by3a jedyn1, która by3a ciekawa. - Zobaczmy! - zachichota3a wnuczka i by3a pierwsz1 przy pakunkach - ...ajjj jaki ogromny 3eb! Ajjj ...jaki cie¿ki worek! Zwidy i Zjawy nie przynosz1 skarbów tylko leki. Latwo wiec by3o dodaa sobie, ¿e w jakio dziwny sposób, by3y król Pumus, nadal ¿y3 i by3... no w3aonie ...kim? To by3o pierwsze pytanie jakie pad3o, gdy zmordowany ma3piak otworzy3 zaropia3e od snu olepia, nastepnego poranka. - Ja jestem nauczycielem - Pumus zby3 ¿one oddaj1c1 mu p3aszcz króla - ja wiem rzeczy, które wy te¿ musicie wiedziea. I wiem, ¿e tak jak by3o, nie bedzie. Od teraz mamy nowy podzia3. Król dba o spi¿arke, a Nauczyciel dba o nauke. Czy wiecie ile jest dziesiea reka dziesiea? Czy wiecie, ¿e jest lekarstwo na Pleoniaka? Czy wiecie, ¿e leone krowy daj1 mleko? Czy wiecie, ¿e mo¿na chodowaa krowy, tak jak wiewiórczaki i nie musiea martwia sie o mieso, skóre i nawet mleko dla naszych dzieci? Czy wiecie, ¿e my mo¿emy fruwaa? Acha! Tutaj to ju¿ nie liczycie i nie dodajecie, tak? To chodYcie na zewn1trz. Ja wam poka¿e coo co sie trudno dodaje, a mimo to jest do dodania... Ród móg3 sprzeczaa sie o mleko i krowy, oraz dziesiec reka dziesiea, lecz nie móg3 zaprzeczya, ¿e szalony Pumus skacz1cy ze szczytu ...lata na czymo co by3o zbudowane z trzech ¿erdek i cienko wyskrobanej skóry Katzura. - Przy praktyce z ma3ych górek, ka¿dy to mo¿e - Pumus zabra3 na przelot wnuczke a dalej ka¿de malenstwo z Rodu i starszyzna by3a mu wdzieczna, gdy¿ w porze deszczowej wszystkie dzieci strasznie sie nudz1, a dzieki Skrzyd3u, nagle przesta3y, gor1czkowo zajete budowaniem w3asnych lotni. - A teraz, kto ma pocz1tki Pleoniaka? Ustawcie sie w kolejce. Ja zaraz to wylecze. Trzy pojemniki z antygrzybicznym sprajem, wystarczy3y by uratowaa ¿ycie ca3ej Starszyzny, a zw3aszcza Alla, która po Pumusie by3a najstarsz1 i mia3a ju¿ pierwsze bia3e mechoplechy na brzuchu. - To pachnie jak cebulak lilowca, wiec bya mo¿e, my sami znajdziemy lekarstwo dla m3odych. Co mi przypomina by podzielia was na grupy i niech ka¿da grupa zajmie sie osobnym myoleniem - Pumus by3 autorytatywny i autokratyczny oraz troche despotyczny w dyrygowaniu Rodem, lecz w obliczu nowych s3upków i nowych liczb, nikt nie oponowa3. Król wróci3, niech ¿yje Nauczyciel! Po miesi1cu, jaskinie Rodu, przypomina3y warsztaty szalonego naukowca. Pumus wyjaoni3 im, ¿e nowa myol mo¿e bya zamieniona w now1 rzecz i ka¿dy chcia3 to sprawdzia w praktyce. Co czasem by3o wstrz1saj1co g3oone. Jak mieszanina siarki, wegla i saletry nagle eksploduj1ca ogniem, lub pecherz wype3niony b3otnym gazem i umieszczony nad paleniskiem. Ot, hazard odkrywców... Lecz nie wszystko da3o sie zrobia od reki i ogona. Gdy¿... - ...czy my mo¿emy poleciea na ksie¿yce? - spyta3a raz wnuczka i Pumus zacz13 rozmyolea jak. koniec -------------------------------------------------------------------- Powy¿sze opowiadanie ukaza3o sie w M3odym Techniku w roku 1996/97. ( by3o drukowane w odcinkach ) Tego typu, jak wy¿ej, opowiadania i powieoci, znajdziesz na Ekranie w3asnego komputera, kupuj1c magazyn KOSMOPOL. Jedyny nowoczesny miesiecznik SF wart czytania na sta3e. Zamów jeszcze dzisiaj - cena - 10 z3 za sztuke ( dyskietka ). W prenumeracie rocznej znacznie taniej - 12 sztuk / 60 z3. By zamówia, wyolij list z op3at1 ( gotówka ) na poni¿szy adres: Marek Falzmann 283 Grandravine Dr. Unit 274, Toronto, Ont., M3N-1J1, Canada. -------------------------------------------------------------------- * * * * * -------------------------------------------------------------------- FM Publications Canada - Bookware PC/EP 1.44MB