8678
Szczegóły |
Tytuł |
8678 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8678 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8678 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8678 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Bernard Cornwell
Zimowy Monarcha
Prze�o�y� Jerzy �ebrowski
The Warlord Chronikles: I
The Winter King
Data wydania oryginalnego 1995
Data wydania polskiego 1997
Osoby
AELLE Kr�l Sakson�w
AGRYKOLA Naczelny w�dz Gwentu, poddany kr�la Tewdrika
AILLEANN Kochanka Artura, matka jego syn�w bli�niak�w, Amhara i Loholta
AMHAR Nie�lubny syn Artura
ANNA Siostra Artura, �ona kr�la Budika z Broceliandii
ARTUR Nie�lubny syn Uthera i opiekun Mordreda
BALISE Stary druid z Dumnonii
BAN Kr�l Benoic, ojciec Lancelota i Galahada
BEDWIN Biskup Dumnonii, g��wny doradca kr�la
BLEIDDIG W�dz Benoic
BORS Czempion Benoic
BROCHVAEL Kr�l Powys po �mierci Artura
CADWALLON Kr�l Gwynedd
CADWY Lennik Dumnonii, strzeg�cy granicy z Kernow
CALEDDIN Dawno zmar�y druid, autor manuskryptu odnalezionego przez Merlina
CAVAN Zast�pca Derfla
CEI Towarzysz Artura z dzieci�stwa, obecnie jeden z jego wojownik�w
CEINWYN Ksi�niczka Powys, siostra Cuneglasa, c�rka Gorfyddyda
CELWIN Ksi�dz studiuj�cy r�kopisy w Ynys Trebes
CERDIK Sakso�ski kr�l
CULHWCH Kuzyn Artura, jeden z jego wojownik�w
CUNEGLAS Ksi��� Powys, nast�pca tronu, syn Gorfyddyda
DAFYDD ap GRUFFUD Urz�dnik, t�umacz�cy opowie�� Derfla
DERFEL CADARN Narrator sakso�skiego pochodzenia, podopieczny Merlina i jeden
z wojownik�w Artura
DIWRNACH Irlandzki kr�l Lleyn, krainy zwanej poprzednio Henis Wyren
DRUIDAN Karze�, dow�dca stra�y Merlina
ELAINE Kr�lowa Benoic, matka Lancelota
GALAHAD Ksi��� Benoic, przyrodni brat Lancelota
GEREINT Ksi���, lennik Dumnonii, W�adca Kamieni
GORFYDDYD Kr�l Powys, ojciec Cuneglasa i Ceinwyn
GRIFFID ap ANNAN Zast�pca Owaina
GUDOVAN Skryba Merlina
GINEWRA Ksi�niczka Henis Wyren
GUNDLEUS Kr�l Sylurii
GWENDOLYN Porzucona �ona Merlina
GWLYDDYN Cie�la z Ynys Wydryn
HELLEDD Ksi�niczka Elmet, kt�ra po�lubi�a Cuneglasa z Powys
HYGWYDD S�uga Artura
HYWEL Zarz�dca Merlina
IGRAINE Kr�lowa Powys, �ona Brochvaela, opiekuj�ca si� Derflem w Dinnewrac
IGRAINE Z GWYNEDD Matka Artura (a tak�e Morgany, Anny i Morgause)
IORWETH Druid z Powys
ISSA Jeden z w��cznik�w Derfla
LADWYS Kochanka Gundleusa
LANCELOT Ksi��� Benoic, nast�pca tronu, syn Bana
LANVAL Jeden z wojownik�w Artura, dow�dca stra�y Ginewry
LEODEGAN Wygnany kr�l Henis Wyren, ojciec Ginewry
LIGESSAK Pierwszy dow�dca stra�y Mordreda, kt�ry p�niej s�u�y� Gundleusowi
LLYWARCH Drugi dow�dca stra�y Mordreda
LOHOLT Nie�lubny syn Artura, brat bli�niak Amhara
LUNETE Towarzyszka �ycia m�odego Derfla, potem s�u��ca Ginewry
LWELLWYN Skarbnik Dumnonii
MAELGWYN Mnich z Dinnewrac
MARK Kr�l Kern�w, ojciec Tristana
MELWAS Kr�l Belg�w, lennik Dumnonii
MERLIN Druid, w�adca Awalonii
MEURIG Nast�pca tronu Gwentu, syn Tewdrika
MORDRED Niepe�noletni kr�l Dumnonii
MORFANS �Brzydal�, jeden z wojownik�w Artura
MORGANA Siostra Artura, jedna z kap�anek Merlina
MORGAUSE Siostra Artura, �ona kr�la Lota z Locji
NABUR Chrze�cija�ski s�dzia z Durnovarii, prawny opiekun Mordreda
NIMUE Kochanka Merlina, kap�anka
NORWENNA Synowa Uthera, matka Mordreda
OENGUS Mac AIREM Irlandzki kr�l Demetii, w�dz Czarnych Tarcz
OWAIN Czempion Uthera, naczelny w�dz Dumnonii
PELLINOR Szalony kr�l, wi�ziony w Ynys Wydryn
RALLA �ona Gwlyddyna, mamka Mordreda
SAGRAMOR Numidyjski dow�dca wojsk Artura
SANSUM Chrze�cija�ski kap�an i biskup, zwierzchnik Derfla w Dinnewrac
SARLINNA Dziewczynka, ocala�a z masakry w Dartmoor
SYBILLA Sakso�ska niewolnica Morgany
TANABURS Druid z Sylurii
TEWDRIK Kr�l Gwentu
TRISTAN Nast�pca tronu kr�lestwa Kernow
TUDWALM�ody mnich z Dinnewrac
UTHER Kr�l Dumnonii, Wielki Kr�l Brytanii, Pendragon
VALERIN W�dz Powys, zar�czony kiedy� z Ginewr�
Miejsca
Nazwy oznaczone gwiazdk� * s� odnotowane w historycznych zapisach.
ABONA* Avonmouth, Avon
AQUAE SULIS* Bath, Avon
BRANOGENIUM* Rzymski fort. Leintwardine, Hereford & Worcester
BURRIUM* Stolica Tewdrika. Usk, Gwent
CAER CADARN Kr�lewskie wzg�rze Dumnonii. South Cadbury Hill, Somerset
CAER DOLFORWYN* Kr�lewskie wzg�rze Powys. W pobli�u Newtown, Powys
CAER LUD* Ludlow, Shropshire
CAER MAES White Sheet Hill, Mere, Wiltshire
CAER SWS* Stolica Gorfyddyda. Caersws, Powys
CALLEVA* Przygraniczna forteca. Silchester, Hampshire
COEL�S HILL* Cole�s Hill, Hereford & Worcester
CORINIUM* Cirencester, Gloucestershire
CUNETIO* Mildenhall, Wiltshire
DINNEWRAC Klasztor w Powys
DURNOVARIA* Dorchester. Dorset
DUROCOBRIVIS* Dunstable, Bedfordshire
GLEVUM* Gloucester
ISCA* Exeter, Devon
WYSPA UMAR�YCH* Portland Bill, Dorset
LINDINIS* Rzymskie miasto. Ilchester, Somerset
LUGG VALE* Mortimer�s Cross, Hereford & Worcester
MAGNIS* Rzymski fort. Kenchester, Hereford & Worcester
MAI DUN* Zamek Panny, Dorchester, Dorset
RATAE* Leicester
KAMIENIE* Stonehenge
VENTA* Winchester, Hampshire
YNYS MON* Anglesey
YNYS TREBES Stolica Benoic. Mont St Michel, Francja
YNYS WAIR* Lundy Island
YNYS WYDRYN* Glastonbury, Somerset
CZʌ� PIERWSZA
Zimowe narodziny
#Zdarzy�o si� to w krainie zwanej Brytani�. Zdaniem biskupa Sansuma, kt�rego B�g
musi b�ogos�awi� ponad wszystkich �wi�tych, �yj�cych i zmar�ych, niniejsze
wspomnienia
nale�a�oby wrzuci� w bezdenn� czelu�� wraz z wszelkim innym plugastwem upad�ej
ludzko�ci, s� to bowiem opowie�ci o ostatnich dniach przed nastaniem wielkich
ciemno�ci,
kt�re przy�mi�y �wiat�o naszego Pana Jezusa Chrystusa. Dzieje krainy, kt�r�
zwiemy
Lloegyri�, co oznacza Utracone Ziemie, krainy nale��cej niegdy� do nas, a teraz
nazywanej
przez naszych wrog�w Angli�. S� to opowie�ci o Arturze, Walecznym Wodzu,
Niedosz�ym
Kr�lu, Nieprzyjacielu Boga i, niech �yj�cy Chrystus i biskup Sansum mi wybacz�,
najlepszym cz�owieku, jakiego zna�em. Jak�e go op�akiwa�em!
Jest dzi� zimno. Wzg�rza s� trupio bia�e, a chmury ciemne. Przed zmrokiem b�dzie
pada� �nieg, ale Sansum z pewno�ci� nie pozwoli nam ogrza� si� przy ogniu. Nasz
�wi�ty
twierdzi, �e dobrze jest umartwia� cia�o. Mam ju� swoje lata, ale Sansum - niech
B�g obdarzy
go d�ugim �yciem - jest jeszcze starszy, nie mog� wi�c domaga� si� otwarcia
drewutni z
uwagi na m�j wiek. Sansum uwa�a, �e nasze cierpienia s� ofiar� sk�adan� Bogu,
kt�ry
wycierpia� wi�cej ni� my wszyscy, b�dziemy wi�c w sz�stk� dr�e� w p�nie z
zimna, a jutro
brat Maelgwyn b�dzie musia� zej�� po �a�cuchu do zamarzni�tej studni i r�ba�
kamieniem
l�d, aby�my mogli napi� si� wody.
Najbardziej jednak ubolewam nad tym, �e gdy �nieg zasypie drogi, przestanie
przychodzi� do klasztoru Igraine. To nasza kr�lowa, �ona kr�la Brochvaela,
ciemnow�osa,
szczup�a, m�oda i radosna jak ciep�o s�o�ca w zimowy dzie�. Przychodzi tu si�
modli�, aby
B�g da� jej syna, ale po�wi�ca wi�cej czasu na rozmow� ze mn� ni� na modlitwy do
�wi�tej
Panienki czy Jezusa. Rozmawia ze mn�, bo lubi s�ucha� opowie�ci o Arturze. Latem
opowiedzia�em jej wszystko, co pami�tam, a kiedy nie mog�em ju� sobie
przypomnie� nic
wi�cej, przynios�a mi stos pergaminu, rogowy ka�amarz i gar�� g�sich pi�r. Artur
przyozdabia� g�simi pi�rami sw�j he�m. Te nie s� tak du�e ani tak bia�e jak
tamte, ale gdy
wczoraj trzyma�em je w r�ku na tle zimowego nieba, wydawa�o mi si� przez moment,
�e
widz� jego twarz. W tej wspania�ej, bolesnej chwili nad Brytani� rozleg� si�
znowu ryk smoka
i nied�wiedzia, siej�c postrach w�r�d pogan, zaraz jednak kichn��em i
zobaczy�em, �e
trzymam w r�ku tylko gar�� pi�r upstrzonych g�simi odchodami i niezbyt
nadaj�cych si� do
pisania. Atrament jest r�wnie kiepski: zwyk�a sadza, zmieszana z �ywic� z kory
jab�oni.
Pergaminy s� lepszej jako�ci. Zrobiono je z jagni�cej sk�ry, zachowanej z czas�w
rzymskich.
By�y kiedy� zapisane tekstem, kt�rego nikt z nas nie potrafi� odczyta�, ale
s�u��ce Igraine
dok�adnie je wyskroba�y. Sansum twierdzi, �e z tak du�ej ilo�ci sk�ry nale�a�oby
raczej
zrobi� buty, jest ona jednak zbyt cienka do zszywania, a poza tym biskup nie
o�mieli�by si�
urazi� Igraine i straci� przyja�ni kr�la Brochvaela. Nie wi�cej ni� p� dnia
drogi od klasztoru
mo�na ju� napotka� wrogich w��cznik�w i nawet nasza ma�a spi�arnia mog�aby ich
skusi� do
przeprawy przez Czarny Strumie� i g�ry w dolin� Dinnewrac, gdyby wojownicy
Brochvaela
nie mieli rozkazu nas broni�. S�dz� jednak, �e nawet pod gro�b� utraty przyja�ni
Brochvaela
Sansum nie zgodzi�by si�, aby brat Derfel spisywa� opowie�� o Arturze, wrogu
Boga, tak
wi�c Igraine i ja ok�amali�my �wi�tego m�a, m�wi�c mu, i� pisz� sakso�ski
przek�ad
Ewangelii naszego Pana Jezusa Chrystusa. Czcigodny �wi�ty nie zna j�zyka wrog�w,
ani nie
potrafi czyta�, zapewne wi�c uda nam si� oszukiwa� go dostatecznie d�ugo, by
sko�czy� t�
opowie��.
B�dzie to teraz konieczne, bo gdy tylko zacz��em pisa� na pergaminie,
�wi�tobliwy
Sansum wszed� do pokoju, stan�� przy oknie i spojrzawszy na pos�pne niebo zatar�
chude
d�onie.
- Lubi�, gdy jest zimno - powiedzia�, wiedz�c, �e nie podzielam jego zdania.
- Mnie dokucza wtedy najbardziej okaleczona r�ka - odpar�em cicho. Nie mam lewej
d�oni i kiedy pisz�, przytrzymuj� pergamin kikutem.
- Wszelki b�l jest b�ogos�awion� pami�tk� m�ki naszego drogiego Pana -
stwierdzi�
biskup zgodnie z moimi oczekiwaniami, po czym pochyli� si� nad sto�em, �eby
zobaczy�, co
napisa�em, i rzek� rozkazuj�cym tonem: - Powiedz mi, Derfel, co znacz� te s�owa.
- Pisz� histori� narodzenia Chrystusa - sk�ama�em.
Spojrzawszy na pergamin biskup wskaza� w tek�cie brudnym paznokciem swoje imi�.
Potrafi� rozpozna� niekt�re litery i musia�o mu si� ono rzuci� w oczy jak kruk
na �niegu.
Zachichota� jak z�o�liwy dzieciak, skr�caj�c w palcach zw�j moich siwych w�os�w.
- Nie by�o mnie przy narodzinach naszego Pana, Derfel, a widz� tu swoje imi�.
Wypisujesz jakie� herezje, antychry�cie?
- Panie - odrzek�em pokornie, gdy trzymaj�c mnie za w�osy zbli�y� m� twarz do
pergaminu. - Zacz��em Ewangeli� od wzmianki, �e tylko dzi�ki �asce naszego Pana
Jezusa
Chrystusa i za pozwoleniem Sansuma, Jego najbardziej �wi�tobliwego s�ugi - tu
wskaza�em
palcem imi� biskupa - jestem w stanie spisa� dobr� nowin� o Zbawcy.
Poci�gn�� mnie za w�osy, wyrywaj�c kilka, po czym odszed� od sto�u i rzek�:
- Jeste� nasieniem sakso�skiej dziwki, a �adnemu Saksonowi nie mo�na ufa�.
Uwa�aj,
�eby� mnie nie obrazi�.
- Niech mnie B�g broni - odpar�em, ale ju� go nie by�o. Kiedy� kl�ka� przede mn�
i
ca�owa� m�j miecz, ale teraz jest �wi�tym, a ja tylko najn�dzniejszym z
grzesznik�w. W
dodatku odczuwam ch��d, bo �wiat�o za murami klasztoru jest zamglone, szare i
z�owr�bne.
Wkr�tce spadnie pierwszy �nieg.
Historia Artura tak�e zaczyna si� w�r�d �niegu, za �ycia poprzedniego pokolenia,
w
ostatnim roku panowania Wielkiego Kr�la Uthera. Wed�ug kalendarza u�ywanego
przez
Rzymian by�o to 1233 lata po za�o�eniu ich miasta, ale my w Brytanii okre�lamy
zwykle czas
od Czarnego Roku, w kt�rym Rzymianie pokonali druid�w na Ynys Mon. W tym wypadku
dzieje Artura zaczyna�yby si� w roku 420, cho� Sansum, niech go B�g b�ogos�awi,
uznaje za
pocz�tek nowej ery dat� narodzin naszego Pana Jezusa Chrystusa, kt�re, jego
zdaniem, mia�y
miejsce 480 zim przed opisywanymi zdarzeniami. Jakkolwiek jednak liczyliby�my
lata,
zdarzy�o si� to w dalekiej przesz�o�ci w krainie zwanej Brytani�, i ja tam
by�em.
Oto, co zasz�o.
Wszystko zacz�o si� od narodzin dziecka.
W mro�n� noc ciche i bia�e kr�lestwo o�wietla� ksi�yc w nowiu.
A w wielkiej sali zamku krzycza�a Norwenna.
Ani na chwil� nie przestawa�a krzycze�.
By�a p�noc. Czyste i jasne niebo l�ni�o gwiazdami. Ziemia by�a zmarzni�ta na
ko��, a
strumienie skute lodem. Sierp ksi�yca stanowi� z�y znak. W jego pos�pnym
�wietle rozleg�e
zachodnie ziemie wydawa�y si� l�ni� bladym, zimnym blaskiem. Od trzech dni nie
pada�
�nieg, nie by�o te� odwil�y, ca�y wi�c �wiat spowija�a biel, jedynie drzewa
omiecione przez
wiatr sta�y czarne i powyginane na tle surowego zimowego krajobrazu. Z ust
lecia�a nam
para, ale zastyga�a w powietrzu, gdy� noc by�a ca�kowicie bezwietrzna. Ziemia
wydawa�a si�
martwa i trwa�a w bezruchu, jakby Belenos, B�g S�o�ca, opu�ci� j� i pozostawi�,
by unosi�a
si� w niesko�czonej lodowatej pr�ni mi�dzy �wiatami. By�o przenikliwie zimno.
D�ugie
sople zwisa�y z okapu dachu wielkiej sali Caer Cadarn i z �ukowatego sklepienia
bramy, przez
kt�r� wesz�a niedawno �wita Wielkiego Kr�la, brn�c w g��bokim �niegu, aby
dotrze� z nasz�
ksi�niczk� do tego przybytku monarch�w. W Caer Cadarn przechowywano kr�lewski
kamie�. By�o to miejsce, gdzie proklamowano w�adc�w, tylko tam zatem, zdaniem
kr�la,
m�g� si� narodzi� jego nast�pca.
Norwenna znowu krzykn�a.
Nigdy nie widzia�em narodzin dziecka i, je�li B�g pozwoli, nigdy ich nie
zobacz�.
Obserwowa�em �rebi�c� si� klacz i przychodz�ce na �wiat ciel�ta, s�ysza�em ciche
skomlenie
szczeni�cej si� suki, czu�em konwulsje wydaj�cej potomstwo kotki, ale nigdy nie
widzia�em
krwi ani �luzu, kt�re towarzysz� porodowi kobiety. Norwenna strasznie krzycza�a,
cho�
stara�a si� panowa� nad sob� - tak przynajmniej twierdzi�y p�niej s�u��ce.
Chwilami jej
krzyki nagle ustawa�y i w ca�ym forcie zalega�a cisza, a kr�l unosi� spomi�dzy
futer wielk�
g�ow� i nas�uchiwa� tak uwa�nie, jakby czai� si� w zaro�lach, maj�c w pobli�u
Sakson�w.
Tym razem jednak nadstawia� ucha z nadziej�, �e nag�a cisza oznacza chwil�
narodzin
dziedzica tronu jego kr�lestwa. Nas�uchiwa�, a w lodowatej ciszy fortu
s�yszeli�my straszny,
chrapliwy oddech jego synowej i raz, tylko raz, �a�osne kwilenie. Wielki Kr�l
odwr�ci� si�,
jakby chcia� co� powiedzie�, ale wtedy znowu zacz�y si� krzyki i jego g�owa
opad�a nisko
mi�dzy ci�kie sk�ry, tak �e wida� by�o tylko oczy, b�yszcz�ce spod futrzanego
kaptura i
ko�nierza.
- Nie powiniene� by� na wa�ach, panie - rzek� biskup Bedwin.
Uther machn�� d�oni� w sk�rzanej r�kawicy, jakby dawa� do zrozumienia, �e Bedwin
mo�e wej�� do fortu, w kt�rym p�onie ogie�, ale on, Wielki Kr�l Uther, Pendragon
Brytanii,
nie ruszy si� z miejsca. Chcia� by� na wa�ach Caer Cadarn, aby wpatrywa� si� w
�nie�n�
krain� i w niebo, gdzie czai�y si� demony. Bedwin mia� jednak racj�: kr�l nie
powinien by� w
t� mro�n� noc stawia� czo�a demonom. Uther by� stary i schorowany, lecz na
barkach tego
oty�ego, oci�a�ego i smutnego cz�owieka spoczywa�o bezpiecze�stwo kr�lestwa.
Jeszcze p�
roku wcze�niej, nim nadesz�a wie�� o �mierci jego potomka, by� pe�en wigoru.
Mordred,
najukocha�szy syn kr�la i jedyny pozosta�y przy �yciu prawowity dziedzic, pad�
od ciosu
sakso�skiego topora i wykrwawi� si� na �mier� pod Wzg�rzem Bia�ego Konia. Jego
�mier�
pozbawi�a kr�lestwo nast�pcy tronu, a takie kr�lestwo jest przekl�te. Tej jednak
nocy, za
przyzwoleniem bog�w, wdowa po Mordredzie mia�a urodzi� Utherowi nowego
dziedzica.
Je�li, oczywi�cie, niemowl� nie okaza�oby si� dziewczynk�, bo wtedy wszystkie
jej cierpienia
posz�yby na marne, a kr�lestwo czeka�aby zguba.
Uther uni�s� pot�n� g�ow� znad sk�r, pokrytych szronem od jego oddechu, i
zapyta�:
- Czy robicie wszystko, co w waszej mocy, Bedwinie?
- Tak, panie - odpar� biskup.
By� najbardziej zaufanym doradc� kr�la i, podobnie jak ksi�niczka Norwenna,
chrze�cijaninem. Norwenna, przeciwna zabieraniu jej z ciep�ej rzymskiej
rezydencji w
pobliskim Lindinis, o�wiadczy�a te�ciowi podniesionym g�osem, �e pojedzie do
Caer Cadarn
tylko pod warunkiem, i� wied�my s�u��ce dawnym bogom b�d� trzyma�y si� od niej z
daleka.
Chcia�a urodzi� dziecko jako chrze�cijanka i Uther, rozpaczliwie potrzebuj�cy
dziedzica,
przysta� na jej ��dania. Teraz kap�ani Bedwina odprawiali mod�y w komnacie
przylegaj�cej
do sali, kt�r� skropiono �wi�con� wod�, zawieszaj�c jeden krzy� nad ��kiem
Norwenny, a
drugi k�ad�c pod jej plecami.
- Modlimy si� do b�ogos�awionej Dziewicy Maryi - wyja�ni� Bedwin - kt�ra, nie
brukaj�c swego �wi�tego cia�a fizycznym aktem, zosta�a Matk� Chrystusa i...
- Do�� tego! - warkn�� Uther.
Nie by� chrze�cijaninem i nie chcia�, by ktokolwiek pr�bowa� nawraca� go na now�
wiar�, cho� uznawa�, �e chrze�cija�ski B�g ma zapewne nie mniejsz� moc ni�
wi�kszo��
innych b�stw. Wydarzenia owej nocy podda�y ten pogl�d ci�kiej pr�bie.
W�a�nie dlatego tam si� znalaz�em. By�em jeszcze m�okosem, ch�opcem na posy�ki.
Tkwi�em, kul�c si� z zimna, obok fotela kr�la na wa�ach Caer Cadarn. Pochodzi�em
z Ynys
Wydryn, widocznej na horyzoncie od p�nocy posiad�o�ci Merlina. Mia�em za
zadanie
sprowadzi� na rozkaz kr�la Morgan� i jej pomocnice, czekaj�ce w lepiance
�winiopasa u
podn�a zachodniego zbocza Caer Cadarn. Ksi�niczka Norwenna chcia�a mie� za
akuszerk�
matk� Chrystusa, ale Uther got�w by� wezwa� na pomoc starych bog�w, gdyby ten
nowy
zawi�d�.
Chrze�cija�ski B�g rzeczywi�cie nie spe�ni� oczekiwa�. Krzyki Norwenny s�ab�y,
ale
jej j�ki brzmia�y coraz bardziej rozpaczliwie. W ko�cu �ona biskupa Bedwina,
Ellin, wysz�a z
wielkiej sali i ukl�kn�a dr��ca obok fotela kr�la, oznajmiaj�c, �e por�d si�
nie udaje i matka
dziecka zapewne umrze. Uther zby� t� ostatni� uwag� machni�ciem r�ki. Matka si�
nie
liczy�a, tylko dziecko, i to pod warunkiem, �e by�o p�ci m�skiej.
- Panie... - zacz�a zdenerwowana Ellin, ale Uther ju� jej nie s�ucha�. Poklepa�
mnie po
g�owie i powiedzia�: �Ruszaj, ch�opcze�.
Wysun��em si� z cienia, zeskoczy�em z wa��w w g��b fortu i pop�dzi�em w
po�wiacie
ksi�yca po spowitej �niegiem ziemi mi�dzy zabudowaniami. Min�wszy stra�nik�w
przy
zachodniej bramie po�lizgn��em si� i wywr�ci�em na oblodzonej, spadzistej
drodze.
Zarywszy si� w �niegu rozdar�em p�aszcz o drewniany pniak i upad�em ci�ko na
oszroniony
krzak je�yn. Czu�em jednak tylko spoczywaj�ce na moich m�odych barkach brzemi�
odpowiedzialno�ci za losy kr�lestwa.
- Lady Morgano! - krzykn��em, zbli�aj�c si� do lepianki. - Lady Morgano!
Musia�a ju� na mnie czeka�, gdy� drzwi natychmiast si� otworzy�y i w �wietle
ksi�yca zal�ni�a przes�aniaj�ca jej twarz z�ota maska.
- Prowad�! - powiedzia�a skrzekliwym g�osem.
Odwr�ci�em si� i zacz��em wchodzi� z powrotem na zbocze. Wok� mnie brn�a w
�niegu ca�a czereda sierot przygarni�tych przez Merlina. Dzieci nios�y garnki,
brz�cz�c nimi
w biegu, ale gdy stok sta� si� zbyt stromy i zdradliwy, by�y zmuszone rzuca� je
przed siebie i
z wysi�kiem pi�� si� w g�r�. Morgana posuwa�a si� wolniej. Pomaga�a jej
niewolnica Sybilla,
kt�ra wzi�a niezb�dne przybory i zio�a.
- Ka� zapali� ogniska, Derfel! - zawo�a�a Morgana.
- Zapali� ogniska! - krzykn��em zdyszany, przedzieraj�c si� przez bram�. -
Zapalcie
ogniska na wa�ach!
Biskup Bedwin protestowa� przeciwko przybyciu Morgany, ale kr�l ostro go skarci�
i
biskup pokornie ust�pi� przed kap�ank� dawnej wiary. Jego ksi�a i mnisi zostali
wyproszeni
z prowizorycznej kaplicy. Kazano im zanie�� na wa�y g�ownie i rozpali� tam
ogniska z
drewna i �oziny, wydartej ze �cian chat przylegaj�cych do p�nocnych mur�w
fortu. Ogie�
zap�on�� z trzaskiem, roz�wietlaj�c mrok. Dym zawis� w powietrzu jak baldachim,
kt�ry mia�
zmyli� z�e duchy i odp�dzi� je od miejsca, gdzie umiera�a ksi�niczka i jej
dziecko. My,
najm�odsi, biegali�my po wa�ach, t�uk�c w garnki, aby niezno�ny ha�as
zdezorientowa�
jeszcze bardziej z�e moce. Przykaza�em dzieciakom z Ynys Wydryn, �eby g�o�no
krzycza�y.
Do��czy�y do nas wkr�tce dzieci z fortecznych lepianek. Stra�nicy uderzali
drzewcami
w��czni o tarcze, ksi�a dok�adali drewna do kilkunastu p�on�cych stos�w, a my
wrzeszczeli�my, rzucaj�c wyzwanie widmom, kt�re czai�y si� w mroku, aby nie
dopu�ci� do
narodzin dziecka Norwenny.
Morgana wesz�a do sali z Sybill�, Nimue i ma�� dziewczynk�. Norwenna g�o�no
krzykn�a, cho� nie potrafili�my powiedzie�, z jakiego powodu: czy w prote�cie
przeciwko
przybyciu czarownic Merlina, czy te� dlatego, �e uparte niemowl� rozrywa�o j� na
p�. Potem
rozleg�y si� kolejne krzyki, gdy Morgana odprawi�a chrze�cija�skie akuszerki,
cisn�a w �nieg
dwa krzy�e i wrzuci�a do ognia gar�� bylicy. Nimue powiedzia�a mi p�niej, �e
nowo
przyby�e po�o�y�y na wilgotne ��ko bry�ki �elaza, aby odegna� obecne tam ju�
z�e moce, a
wok� g�owy wij�cej si� z b�lu kobiety umie�ci�y siedem magicznych kamieni, aby
�ci�gn��
z niebios dobre duchy.
Sybilla, niewolnica Morgany, powiesi�a nad drzwiami ga��zk� brzozy, a drug�
macha�a nad umieraj�c� ksi�niczk�. Nimue przykucn�a w progu i odda�a mocz, aby
z�e
duchy nie mia�y wst�pu do sali, a potem wzi�a troch� moczu w d�onie i spryska�a
nim s�om�
na �o�u Norwenny, by w momencie narodzin moce piekielne nie wykrad�y duszy
dziecka.
Morgana, na kt�rej twarzy l�ni�a w blasku ognia z�ota maska, rozsun�a Norwennie
r�ce, aby
w�o�y� jej mi�dzy piersi amulet z cennego bursztynu. Towarzysz�ca jej
dziewczynka, jedna z
sierot Merlina, czeka�a przera�ona w nogach ��ka.
Dym z rozpalonych ognisk zas�oni� gwiazdy. W lasach u podn�a Caer Cadarn wy�y
zbudzone piekielnym ha�asem zwierz�ta. Kr�l Uther wzni�s� oczy do bledn�cego
ksi�yca i
modli� si� w nadziei, �e nie wezwa� Morgany zbyt p�no. Morgana by�a jego
naturaln� c�rk�,
pierwszym z czworga nie�lubnych dzieci, kt�re urodzi�a mu Igraine z Gwynedd.
Uther
wola�by z pewno�ci� sprowadzi� do zamku Merlina, kt�ry jednak znikn�� gdzie�
przed
wieloma miesi�cami, wydawa�o si�, �e ju� na zawsze. Morgana, kt�ra nauczy�a si�
czar�w od
Merlina, musia�a zast�pi� go w t� mro�n� noc, gdy walili�my z ca�ych si� w
garnki i
krzyczeli�my a� do ochrypni�cia, by odp�dzi� od Caer Cadarn z�e duchy. Nawet
Uther
pomaga� nam w czynieniu ha�asu, cho� odg�os uderze� jego ber�a o wa�y by� ledwo
dos�yszalny. Biskup Bedwin modli� si� na kl�czkach, a jego �ona, wyrzucona z
sali, w kt�rej
odbywa� si� por�d, p�aka�a i lamentowa�a, prosz�c chrze�cija�skiego Boga, by
wybaczy�
poga�skim wied�mom.
Czary jednak podzia�a�y, bo dziecko urodzi�o si� �ywe.
Krzyk, kt�ry Norwenna wyda�a w chwili wydania go na �wiat, by� straszliwszy od
wszystkich poprzednich. Brzmia� jak przeszywaj�cy mrok nocy skowyt udr�czonego
zwierz�cia. Nimue powiedzia�a mi p�niej, �e Morgana sprawi�a Norwennie potworny
b�l,
wk�adaj�c jej r�k� do kana�u rodnego i brutalnie wyci�gaj�c dziecko na �wiat.
Gdy
zakrwawione niemowl� wysz�o z �ona um�czonej matki, Morgana kaza�a stoj�cej obok
przestraszonej dziewczynce podnie�� je, aby Nimue mog�a zwi�za� i odgry��
p�powin�.
Dziecko powinna wzi�� pierwsza na r�ce dziewica, dlatego w�a�nie przyprowadzono
t�
dziewczynk�, by�a ona jednak tak przera�ona, �e nie chcia�a podej�� do zas�anego
pokrwawion� s�om� �o�a, na kt�rym le�a�a dysz�ca ci�ko Norwenna i nieruchome,
umazane
krwi� niemowl�.
- Podnie� dziecko! - krzykn�a Morgana, ale dziewczynka uciek�a z p�aczem, wi�c
Nimue chwyci�a noworodka i oczy�ci�a mu usta, aby m�g� wci�gn�� pierwszy haust
powietrza.
Wszystko to stanowi�o bardzo z�� wr�b�: zamglony ksi�yc w nowiu i dziewica
uciekaj�ca od dziecka, kt�re teraz zacz�o g�o�no p�aka�. Uther us�ysza� jego
g�os.
Widzia�em, �e zamkn�� oczy i modli� si� do bog�w, aby by� to ch�opiec.
- Czy mam tam p�j��? - zapyta� niepewnie biskup Bedwin.
- Id� - mrukn�� Uther.
Biskup zszed� z trudem po drewnianej drabinie i podci�gn�wszy habit pobieg� po
udeptanym �niegu do wielkiej sali. Sta� przez chwil� w drzwiach, po czym wr�ci�
na wa�y,
machaj�c r�kami.
- Dobre wie�ci, panie! - zawo�a�, wspi�wszy si� niezdarnie po drabinie. - Bardzo
dobre
wie�ci!
- Ch�opiec... - wyszepta� z nadziej� Uther.
- Tak! - potwierdzi� Bedwin. - Wspania�y ch�opiec!
By�em tu� obok kr�la i widzia�em, jak w jego wpatrzonych w niebo oczach pojawi�y
si� �zy.
- Nast�pca tronu! - powiedzia� z takim zdziwieniem, jakby nie o�miela� si�
naprawd�
mie� nadziei, �e bogowie go wys�uchaj�. Otar�szy �zy futrzan� r�kawic� doda�: -
Teraz
kr�lestwo jest bezpieczne, Bedwinie.
- Tak, panie, chwa�a Bogu - przytakn�� Bedwin.
- Ch�opiec... - powt�rzy� Uther, po czym jego pot�nym cia�em wstrz�sn�� nagle
potworny kaszel. Zacz�� ci�ko dysze�. - Ch�opiec... - powiedzia� raz jeszcze,
gdy m�g� zn�w
spokojniej oddycha�.
Wkr�tce przysz�a Morgana. Wspi�a si� po drabinie i pad�a na kolana przed
kr�lem.
Z�ota maska na twarzy ukrywa�a jej przera�enie. Uther dotkn�� ber�em jej
ramienia, m�wi�c:
�Wsta�, Morgano�, po czym si�gn�� pod szat�, aby wyj�� z�ot� broszk�, kt�r�
zamierza� j�
wynagrodzi�.
Morgana nie chcia�a jednak przyj�� podarunku. Oznajmi�a z�owieszczo:
- Ch�opiec jest kalek�. Ma skrzywion� stop�.
Widzia�em, �e Bedwin uczyni� znak krzy�a, bo narodziny u�omnego ksi�cia by�y
najgorsz� rzecz�, jaka mog�a si� zdarzy� tej mro�nej nocy.
- Czy to co� powa�nego? - zapyta� Uther.
- Tylko skrzywienie stopy - powt�rzy�a ochryp�ym g�osem Morgana. - Noga jest
w�a�ciwie ukszta�towana, panie, ale ksi��� nigdy nie b�dzie m�g� biega�.
Uther za�mia� si� g�ucho spod grubego futra.
- Kr�lowie nie musz� biega�, Morgano - oznajmi�. - Oni chodz�, rz�dz�, je�d��
konno
i nagradzaj� za dobr�, wiern� s�u�b�. We� to z�oto. - Zn�w wyci�gn�� r�k�,
podaj�c jej
broszk�. By� to talizman Uthera - wykuty z grubego kawa�ka z�ota smok.
Ale Morgana nadal nie chcia�a go przyj��.
- Norwenna nie b�dzie ju� mia�a dzieci, panie - ostrzeg�a Uthera. - Gdy
pali�y�my
b�ony p�odowe, nie wyda�y �adnego d�wi�ku. - B�ony p�odowe wk�adano zawsze po
porodzie
do ognia, a gdy p�ka�y z trzaskiem, liczono, ile jeszcze dzieci urodzi kobieta.
- S�ucha�am
uwa�nie - powiedzia�a Morgana. - Nie by�o �adnego trzasku.
- Tak chcieli bogowie! - odpar� ze z�o�ci� Uther. - M�j syn nie �yje - doda�
sm�tnie -
wi�c kt� inny m�g�by da� Norwennie potomka godnego zosta� kr�lem?
Morgana zamilk�a, ale po chwili zn�w si� odezwa�a:
- Mo�e ty, panie?
Uther chrz�kn��, a potem zacz�� si� �mia� i dosta� zn�w bolesnego, rw�cego p�uca
ataku kaszlu. Gdy w ko�cu si� opanowa�, pokr�ci� g�ow� i rzek�, dysz�c ci�ko:
- Jedynym zadaniem Norwenny, Morgano, by�o wydanie na �wiat ch�opca, i to
uczyni�a. Naszym obowi�zkiem jest zapewnienie mu opieki.
- Przy u�yciu ca�ej pot�gi Dumnonii - doda� z zapa�em Bedwin.
- Noworodki �atwo umieraj� - ostrzeg�a Morgana pos�pnym tonem.
- Ale nie on - powiedzia� z przej�ciem Uther. - Nie on. Przyb�dzie do ciebie,
Morgano, do Ynys Wydryn i u�yjesz ca�ego swego kunsztu, aby prze�y�. We� t�
broszk�.
Morgana przyj�a w ko�cu z�otego smoka. Chrome niemowl� nadal p�aka�o, a jego
matka j�cza�a z b�lu, ale na wa�ach Caer Cadarn dzieci z garnkami i stra�nicy
ognisk cieszyli
si� z wiadomo�ci, �e nasze kr�lestwo ma znowu dziedzica. Dumnonia mia�a nast�pc�
tronu, a
jego narodziny oznacza�y wielkie �wi�to i hojne dary. Zakrwawion� s�om�
przyniesiono z
fortu i wrzucono w ogie�. P�omienie strzeli�y wysoko i jasno. Dziecko przysz�o
na �wiat.
Teraz brakowa�o mu tylko imienia i nikt nie mia� najmniejszych w�tpliwo�ci, jak
zostanie
nazwane. Uther pod�wign�� si� z fotela i stan��, pot�ny i gro�ny, na wa�ach
Caer Cadern,
aby obwie�ci� narodziny swojego wnuka, dziedzica i nast�pcy tronu kr�lestwa.
Urodzone
zim� dziecko otrzyma�o po swoim ojcu imi� Mordred.
#Norwenn� i niemowl� przywieziono do Ynys Wydryn na wozie zaprz�onym w
wo�y przez wschodni most u podn�a g�ry Tor. Obserwowa�em ze smaganego wiatrem
szczytu wzg�rza, jak obola�� matk� i jej chrome dziecko pod�wigni�to z
wy�cielonego
grubymi futrami wozu i niesiono w p��ciennej lektyce �cie�k� prowadz�c� w
kierunku
palisady. Tego dnia by�o przenikliwie zimno. Mro�ne, ostre powietrze rani�o
p�uca i sk�r�.
Norwenna j�cza�a, gdy przenoszono j� przez bram� z owini�tym w bety
niemowl�ciem.
Tak oto Mordred, nast�pca tronu Dumnonii, znalaz� si� w kr�lestwie Merlina.
Ynys Wydryn, wbrew swojej nazwie, kt�ra oznacza�a Szklan� Wysp�, nie by�o w
istocie wysp�, lecz g�rzystym cyplem, wrzynaj�cym si� w morskie bagna, zatoczki
i okolone
wierzbami trz�sawiska, poro�ni�te g�sto turzyc� i trzcinami. Okolica by�a
zasobna w dzikie
ptactwo i ryby. Ze wzg�rz s�siaduj�cych z mokrad�ami wydobywano glin� i wapie�.
Przez
bagna wiod�y drewniane pomosty. Ton�li tam czasem nieostro�ni przybysze, gdy
wiatr
powiewa� gwa�townie z zachodu i wysokie fale zalewa�y nagle rozleg�e zielone
mokrad�a. Na
zachodzie, w g�rzystym terenie, by�y sady jab�oni i pola pszenicy, a na p�nocy,
gdzie szare
wzg�rza graniczy�y z bagnami, pas�y si� krowy i owce. W sercu owej urodzajnej
krainy
le�a�o Ynys Wydryn.
By�a to ziemia czarnoksi�nika Merlina, zwana Awaloni�. Wcze�niej w�ada� ni�
jego
ojciec i dziadek. Wszyscy ch�opi i niewolnicy, kt�rych wida� by�o ze szczytu
Tor, pracowali
dla Merlina. W�a�nie dzi�ki p�odom tej ziemi, rybom schwytanym w zatokach i
uprawom z
�yznych p�l w dolinach rzek, Merlin by� do�� bogaty i wolny, aby pozosta�
druidem. Brytania
by�a kiedy� ojczyzn� druid�w, ale Rzymianie najpierw ich mordowali, a potem
zwalczali ich
religi�, cho� wi�c nie rz�dz� tymi ziemiami ju� od dw�ch pokole�, pozosta�a do
dzi� tylko
garstka kap�an�w dawnej wiary. Ich miejsce zaj�li chrze�cijanie. Chrze�cija�stwo
atakowa�o
pe�ne demon�w trz�sawiska Awalonii jak niesiona wiatrem fala przyp�ywu.
Ynys Wydryn tworzy�y poro�ni�te traw� wzg�rza. Wszystkie by�y nie zamieszkane, z
wyj�tkiem Tor - najwy�szego i najbardziej stromego. Na jego szczycie znajdowa�a
si� gra�,
na kt�rej zbudowano dw�r Merlina. Pod nim rozci�ga�y si� mniejsze zabudowania,
otoczone
drewnian� palisad�, stoj�c� niebezpiecznie na stromych trawiastych zboczach Tor.
Mi�dzy
wy��obionymi tam tarasami, kt�re pochodzi�y jeszcze z czas�w przed przybyciem
Rzymian,
wiod�a w kierunku szczytu w�ska, kr�ta �cie�ka. Musia� ni� i�� ka�dy, kto
odwiedza� dw�r,
licz�c na uzdrowienie lub proroctwo. Kr�ta droga mia�a zmyli� z�e duchy, kt�re
mog�y
nawiedzi� posiad�o�� Merlina, by rzuci� na ni� urok. Dwie inne �cie�ki wiod�y po
zboczach
Tor prosto w d�, jedna na wsch�d, w kierunku mostu, prowadz�cego do Ynys Wydryn
od
strony l�du, druga na zach�d, do po�o�onej u st�p wzg�rza nadmorskiej osady,
kt�r�
zamieszkiwali rybacy, my�liwi, wytw�rcy koszy i pasterze. Tymi �cie�kami
wchodzono na co
dzie� do dworu i Morgana strzeg�a je od z�ych duch�w za pomoc� nieustannych
modlitw i
czar�w.
Zwraca�a szczeg�ln� uwag� na zachodni� drog�, poniewa� prowadzi�a ona nie tylko
do osady, ale tak�e do chrze�cija�skiej �wi�tyni. Pradziadek Merlina pozwoli�
chrze�cijanom
za czas�w rzymskich osiedli� si� na wyspie i od tamtej pory nie mo�na by�o si�
ich pozby�.
Nas, dzieci, nak�aniano do tego, by�my ciskali kamieniami w mnich�w, wrzucali im
naw�z za
drewnian� palisad� i szydzili z pielgrzym�w, przemykaj�cych przez furtk� w
bramie, aby
modli� si� przy cierniowym drzewie, kt�re ros�o obok zbudowanego przez Rzymian
ogromnego kamiennego ko�cio�a, g�ruj�cego nadal nad chrze�cija�sk� dzielnic�.
Kt�rego�
roku Merlin zasadzi� na Tor podobne drzewo i wszyscy oddawali�my mu cze��,
�piewaj�c,
ta�cz�c i bij�c pok�ony. Mieszkaj�cy w wiosce chrze�cijanie m�wili, �e B�g nas
pokarze, ale
nic takiego si� nie sta�o. Spalili�my w ko�cu to drzewo i zmieszali�my jego
popio�y z karm�
dla �wi�, ale chrze�cija�ski B�g nadal nie zwraca� na nas uwagi. Chrze�cijanie
twierdzili, �e
ich drzewo ma magiczn� moc i �e sprowadzi� je do Ynys Wydryn cudzoziemiec, kt�ry
widzia� chrze�cija�skiego Boga przybitego do krzy�a. Niech B�g mi wybaczy, ale w
tamtych
odleg�ych czasach wy�miewa�em si� z takich opowie�ci. Nie pojmowa�em wtedy, co
ma
wsp�lnego drzewo cierniowe ze �mierci� Boga. Teraz ju� to rozumiem, ale musz�
stwierdzi�,
�e owo �wi�te Drzewo, je�li nadal ro�nie na Ynys Wydryn, nie jest drzewem
wyros�ym z kija
J�zefa z Arymatei. Wiem to, bo pewnej ciemnej zimowej nocy, gdy pos�ano mnie,
abym
przyni�s� Merlinowi butelk� czystej wody ze �wi�tego strumienia u po�udniowego
podn�a
Tor, zobaczy�em, jak chrze�cija�scy mnisi wykopuj� ma�y cierniowy krzew, aby
zasadzi� go
w miejsce drzewa, kt�re usch�o w�a�nie za ich palisad�. �wi�te Drzewo ci�gle
usycha�o, mo�e
z powodu krowiego �ajna, kt�rym je obrzucali�my, a mo�e dlatego, �e pielgrzymi
przywi�zywali do niego zbyt wiele wst��ek. Tak czy inaczej strzeg�cy go mnisi
bardzo si�
bogacili i obrastali sad�em dzi�ki hojnym datkom od pielgrzym�w.
Mnisi z Ynys Wydryn byli zadowoleni z przybycia Norwenny, bo mieli teraz pow�d,
by wspina� si� strom� �cie�k� do warowni Merlina i zanosi� tam swoje mod�y.
Ksi�niczka
pozosta�a �arliw� chrze�cijank� i cho� �wi�ta Panienka nie pomog�a jej w
urodzeniu dziecka,
domaga�a si�, by co rano wpuszczano do niej mnich�w. Nie wiem, czy Merlin
pozwoli�by na
to. Nimue z pewno�ci� przeklina�a Morgan�, �e wyrazi�a zgod�. Merlina nie by�o
w�wczas na
dworze. Nie widzieli�my naszego pana od ponad roku, ale i bez niego �ycie
p�yn�o
zaskakuj�co szybko.
A by�o to dziwne �ycie. Merlin, najstarszy z mieszka�c�w Ynys Wydryn, z
upodobaniem gromadzi� wok� siebie t�umy ludzi u�omnych, okaleczonych i na po�y
ob��kanych. Trzyma� ich w ryzach dow�dca zamkowej stra�y, karze� Druidan. Mia�
wzrost
pi�cioletniego dziecka, ale by� gro�ny jak prawdziwy wojownik. Nosi� na co dzie�
pancerz,
nagolenniki, he�m, p�aszcz i miecz. Z�orzeczy� losowi, �e uczyni� go kar�em, i
m�ci� si� na
jedynych istotach mniejszych od siebie: na sierotach, kt�re Merlin tak beztrosko
przygarnia�.
Nie popu�ci� niemal �adnej dziewczynie, ale gdy pr�bowa� zaci�gn�� do ��ka
Nimue, dosta�
solidne ci�gi. Merlin bi� go po g�owie, rani�c uszy, kiereszuj�c wargi i
podsiniaczaj�c oczy,
ku uciesze dzieci i stoj�cych na palisadach stra�nik�w. Wszyscy stra�nicy,
kt�rymi dowodzi�
Druidan, byli kulawi, �lepi lub ob��kani, ale �aden nie by� na tyle szalony, by
lubi� z�o�liwego
kar�a.
Nimue, moja przyjaci�ka i towarzyszka dziecinnych zabaw, by�a Irlandk�.
Irlandczycy byli Brytami, ale nigdy nie rz�dzili nimi Rzymianie i z tego powodu
uwa�ali si�
za lepszych ni� Brytowie z kontynentu, kt�rych napadali, grabili, brali w
niewol� i
kolonizowali. Gdyby Saksonowie nie byli tak straszliwymi wrogami, uznawaliby�my
pewnie
Irlandczyk�w za najgorsze istoty na �wiecie, cho� od czasu do czasu zawierali�my
z nimi
sojusze przeciw innym plemionom Bryt�w. Nimue zosta�a porwana, gdy Uther napad�
na
irlandzkie osady w Demetii, po�o�onej za wodami Zatoki Severn. Szesnastu
pojmanych
je�c�w odes�ano do Dumnonii, ale na morzu rozszala� si� sztorm i statek z
niewolnikami
zaton�� w pobli�u Ynys Wair. Ocala�a tylko Nimue. M�wiono, �e wysz�a z morza
zupe�nie
sucha. Zdaniem Merlina by� to znak, i� darzy� j� wzgl�dami Manawydan, b�g morza.
Sama
Nimue natomiast twierdzi�a, �e uratowa�a j� pot�na bogini Don. Merlin chcia�
nada�
dziewczynie imi� Vivien, po�wi�cone bogu morza, ale Nimue wola�a zachowa�
w�asne.
Zawsze potrafi�a postawi� na swoim. Dorasta�a w szalonym domu Merlina pewna
siebie i
ciekawa �wiata. Gdy sko�czy�a trzyna�cie czy czterna�cie lat, Merlin zaci�gn��
j� do ��ka.
Przysta�a na to, jakby zawsze wiedzia�a, �e jest jej przeznaczone zosta� jego
kochank�, a co
za tym idzie, drug� najwa�niejsz� osob� w ca�ym Ynys Wydryn.
Morgana, najbardziej groteskowa ze wszystkich dziwacznych postaci
zamieszkuj�cych dw�r Merlina, nie odda�a jednak swej uprzywilejowanej pozycji
bez walki.
Gdy Norwenna i Mordred trafili pod jej opiek�, by�a trzydziestoletni� wdow�.
Nadawa�a si�
na piastunk� ksi�cia, gdy� p�yn�a w niej kr�lewska krew. By�a pierwszym z
czworga
nie�lubnych dzieci kr�la Uthera, kt�remu Igraine z Gwynedd urodzi�a trzy
dziewczynki i
ch�opca. Jej bratem by� Artur. Mo�na by s�dzi�, �e m�czy�ni b�d� si� dobija� do
wr�t
samego piek�a, aby zdoby� r�k� wdowy, maj�cej takie pochodzenie. Niestety, w
m�odo�ci
zdarzy� jej si� straszny wypadek. Zosta�a uwi�ziona w p�on�cym domu. Jej
niedawno
po�lubiony m�� zgin�� w ogniu, a ona sama uleg�a potwornym poparzeniom.
P�omienie
spali�y jej ucho i oko. Mia�a zniekszta�con� ca�� lew� po�ow� cia�a. Nimue
m�wi�a, �e sk�ra
Morgany by�a pomarszczona i zniszczona. Przypomina�a zgni�e jab�ko i wygl�da�a
strasznie.
Morgana by�a postaci� z sennego koszmaru, ale pasowa�a do dworu Merlina, kt�ry
uczyni� z
niej wieszczk�. Poleci� jednemu z kr�lewskich kowali, aby zrobi� mask�, kt�ra
os�ania�a jak
he�m jej zeszpecon� twarz. Mia�a otw�r na jedno oko i szczelin� na zdeformowane
usta. By�a
wykonana z cienkiego, delikatnego z�ota i ozdobiona spiralnymi ornamentami,
smokami oraz
wizerunkiem Cernunnosa, rogatego boga, patrona Merlina. Morgana nosi�a zawsze t�
mask�,
ubiera�a si� na czarno i os�ania�a r�kawic� zdeformowan� lew� d�o�. S�yn�a z
tego, �e
potrafi�a uzdrawia� dotykiem i mia�a dar przewidywania przysz�o�ci. By�a te�
najbardziej
porywcz� kobiet�, jak� zna�em.
Sybilla, niewolnica i towarzyszka Morgany, ol�niewa�a urod� i mia�a w�osy koloru
jasnego z�ota. Schwytano j� podczas napadu na osad� Sakson�w. By�a wielokrotnie
gwa�cona
i gdy przyby�a do Ynys Wydryn, mamrocz�c co� pod nosem, Morgana musia�a leczy�
j� z
ob��du. Nadal by�a niespe�na rozumu. Nie szalona, lecz po prostu niewyobra�alnie
g�upia.
Sz�a do ��ka z ka�dym m�czyzn�, nie dlatego, �e chcia�a, lecz z obawy przed
konsekwencjami odmowy. Morgana nie potrafi�a w �aden spos�b jej od tego odwie��.
Co
roku by�a w ci��y, a nieliczne z jej jasnow�osych dzieci, kt�re pozosta�y przy
�yciu, Merlin
sprzeda� w niewol� ludziom ceni�cym ich urod�. Sybilla bawi�a go, ale nie
uwa�a�, by jej
szale�stwo by�o darem bog�w.
Lubi�em Sybill�, bo by�em r�wnie� Saksonem. Rozmawia�a ze mn� w j�zyku mojej
matki, dorasta�em wi�c w Ynys Wydryn, pos�uguj�c si� zar�wno mow� Bryt�w, jak i
sakso�skim. Powinienem zosta� niewolnikiem, ale gdy by�em ma�ym ch�opcem,
mniejszym
nawet ni� karze� Druidan, kr�l Gundleus z Sylurii napad� na p�nocne wybrze�a
Dumnonii i
opanowa� osad�, w kt�rej mieszka�a moja matka. Musia�a by� podobna do Sybilli.
Zosta�a
zgwa�cona, a mnie wrzucono do wilczego do�u, w kt�rym Tanaburs, druid z Sylurii,
mia�
z�o�y� w ofierze kilkunastu je�c�w, aby podzi�kowa� Wielkiemu Bogu Belowi za
obfite
�upy, jakie przynios�a wyprawa. Dobry Bo�e, jak dok�adnie pami�tam t� noc...
�uny po�ar�w,
krzyki gwa�conych kobiet, dzikie ta�ce, a potem ta chwila, gdy Tanaburs wrzuci�
mnie do
czarnej jamy z ostrym palem. Nie ponios�em �adnego uszczerbku i wyszed�em
stamt�d
r�wnie spokojnie, jak Nimue z morskiej otch�ani. Znalaz�szy mnie Merlin
powiedzia�, �e
jestem dzieckiem Bela. Nada� mi imi� Derfel, zapewni� dach nad g�ow� i uczyni�
ze mnie
wolnego cz�owieka.
Na g�rze Tor by�o wiele takich dzieci, kt�re zosta�y odebrane bogom. Merlin
wierzy�,
�e jeste�my niezwykli i wyro�nie z nas by� mo�e nowe pokolenie druid�w i
kap�anek, kt�re
pomo�e mu rozkrzewi� na nowo prawdziw�, star� wiar� w otumanionej przez Rzymian
Brytanii. Nigdy jednak nie mia� czasu nas uczy� i ch�opcy zostali w wi�kszo�ci
rolnikami lub
rybakami, a dziewczyny �onami. Podczas mojego pobytu na g�rze Tor tylko Nimue
mia�a
zadatki na kap�ank�. Ja chcia�em zdecydowanie zosta� wojownikiem.
Sk�oni� mnie do tego Pellinor, ulubieniec Merlina. By� kr�lem, ale Saksonowie
odebrali mu ziemi� i wy�upili oczy, a bogowie pozbawili rozumu. Powinien trafi�
na Wysp�
Umar�ych, gdzie posy�ano niebezpiecznych szale�c�w, ale Merlin kaza� zatrzyma�
go na
g�rze Tor i zamkn�� w kom�rce, takiej jak ta, w kt�rej Druidan hodowa� �winie.
Pellinor by�
zawsze nagi, mia� d�ugie, si�gaj�ce do kolan siwe w�osy i �zawi�ce, puste
oczodo�y. Ci�gle
co� wykrzykiwa�, obwieszczaj�c ca�emu �wiatu swoje my�li. Merlin s�ucha� tych
bredni,
uwa�aj�c, �e przemawiaj� przez niego bogowie. Wszyscy bali si� Pellinora. By�
bezgranicznie szalony i nieokie�znany. Usma�y� kiedy� na ogniu jedno z dzieci
Sybilli. Ja
jednak, o dziwo, przypad�em mu do gustu. Przeciska�em si� przez kraty do jego
celi, a on
g�adzi� mnie po g�owie i opowiada� historie bitew i polowa� na dzikiego zwierza.
Nie
wydawa� mi si� ob��kany i nigdy nie zrobi� nic z�ego ani mnie, ani Nimue. Ale
te�, jak
powtarza� Merlin, byli�my dzie�mi, kt�re b�g Bel darzy� szczeg�lnymi wzgl�dami.
Bel by� mo�e nas kocha�, ale Gwendolyn nienawidzi�a. By�a �on� Merlina, star�
ju� i
bezz�bn�. Podobnie jak Morgana zna�a si� doskonale na czarach i zio�ach, lecz
gdy choroba
zniekszta�ci�a jej twarz, Merlin porzuci� j�. Zdarzy�o si� to na d�ugo przed
moim przybyciem
na g�r� Tor, w okresie, kt�ry wszyscy nazywali Z�ymi Czasami. Merlin wr�ci�
wtedy z
p�nocy wzburzony i roztrz�siony, ale nawet gdy si� ju� uspokoi�, nie przyj��
Gwendolyn z
powrotem. Pozwoli� jej mieszka� w ma�ej chacie obok palisady. Rzuca�a stamt�d na
niego i
na nas wszystkich przekle�stwa i obelgi. Najbardziej nienawidzi�a Druidana.
Czasem
siarczy�cie go opluwa�a, uganiaj�c si� za nim mi�dzy chatami. Podjudzali�my j�,
��dni krwi
kar�a, ale jemu zawsze udawa�o si� uciec.
Do takiego to dziwnego miejsca przyby�a Norwenna z ksi�ciem Mordredem i cho�
przedstawi�em je mo�e w przera�aj�cym �wietle, �y�o si� tam w istocie bardzo
dobrze.
Byli�my ulubionymi dzie�mi czarnoksi�nika Merlina, cieszyli�my si� wolno�ci�,
mieli�my
niewiele obowi�zk�w, ci�gle si� �miali�my. Ynys Wydryn, Szklana Wyspa, by�a dla
nas
szcz�liwym miejscem.
Norwenna zjawi�a si� tam w zimie, gdy bagna Awalonii by�y przysypane �niegiem.
Mieszkaj�cy w osadzie cie�la, niejaki Gwlyddyn, kt�ry mia� syna w wieku
Mordreda, zrobi�
dla nas sanki. �migali�my z krzykiem w powietrzu, zje�d�aj�c z o�nie�onych
zboczy g�ry
Tor. Ralla, �ona Gwlyddyna, zosta�a mamk� Mordreda i ksi���, mimo skrzywionej
stopy, r�s�
zdrowo dzi�ki jej pokarmowi. Tak�e Norwenna poczu�a si� lepiej, gdy mr�z zel�a�,
a na
ciernistych krzewach przy �wi�tym �r�dle u podn�a g�ry Tor zal�ni�y pierwsze
p�atki
�niegu. Ksi�niczka by�a ci�gle s�aba, ale Morgana i Gwendolyn dawa�y jej zio�a,
a mnisi
modlili si� o jej zdrowie, wygl�da�o wi�c na to, �e wreszcie odzyskuje si�y. Co
tydzie�
pos�aniec informowa� o zdrowiu ksi�cia jego dziadka, Wielkiego Kr�la, a ka�da
dobra
wiadomo�� by�a wynagradzana bry�k� z�ota, sol� lub butelk� wybornego wina, kt�re
krad�
zwykle Druidan.
Czekali�my bezskutecznie na powr�t Merlina. G�ra Tor wydawa�a si� bez niego
pusta, cho� nasze codzienne �ycie niewiele si� zmieni�o. Trzeba by�o jak zwykle
nape�nia�
spi�arnie, zabija� szczury, przynosi� trzy razy dziennie drewno na opa� i
�r�dlan� wod�.
Gudovan, skryba Merlina, zajmowa� si� ksi�gowaniem op�at wnoszonych przez
dzier�awc�w,
a zarz�dca Hywel wizytowa� maj�tki, sprawdzaj�c, czy nikt nie oszukuje ich
nieobecnego
w�a�ciciela. Gudovan i Hywel byli lud�mi zr�wnowa�onymi, praktycznymi i
pracowitymi.
Zdaniem Nimue stanowi�o to dow�d, �e ekscentryczno�� Merlina ko�czy�a si� z
chwil�, gdy
w gr� wchodzi�y pieni�dze. W�a�nie Gudovan nauczy� mnie czyta� i pisa�. Nie
chcia�em
zdobywa� tych niegodnych wojownika umiej�tno�ci, ale Nimue z uporem na to
nalega�a.
- Nie masz ojca - m�wi�a - i b�dziesz musia� sam radzi� sobie w �yciu.
- Chc� by� �o�nierzem - powtarza�em.
- B�dziesz - obiecywa�a - ale najpierw musisz nauczy� si� czyta� i pisa�.
By�a dla mnie tak� wyroczni�, �e jej uwierzy�em i zdoby�em urz�dnicze
wykszta�cenie, zanim przekona�em si�, i� �aden �o�nierz go nie potrzebuje.
Tak wi�c Gudovan sprawi�, �e przesta�em by� analfabet�, zarz�dca Hywel za�
nauczy�
mnie walczy�. Szkoli� mnie, jak pos�ugiwa� si� kijem, zwyk�� drewnian� pa�k�,
kt�r� mo�na
rozp�ata� komu� czaszk�, ale kt�ra s�u�y�a te� jako substytut miecza albo
w��czni. Hywel by�
niegdy� s�awnym wojownikiem w armii Uthera, ale sakso�ski top�r odr�ba� mu nog�.
Szkoli�
mnie tak d�ugo, a� by�em do�� silny, by podnosi� ci�ki miecz r�wnie szybko jak
kij.
Powtarza�, �e wi�kszo�� wojownik�w to nadu�ywaj�ce alkoholu i pozbawione
zr�czno�ci
dzikusy. Powiedzia�, �e spotkam wielu zataczaj�cych si� pod wp�ywem miodu i piwa
ludzi,
kt�rych jedynym atutem jest pot�ny cios, zdolny powali� wo�u, ale znaj�cy
dziewi�� ruch�w
miecza trze�wy m�czyzna zawsze ka�dego z nich pokona.
- By�em pijany - przyzna� - kiedy Sakson imieniem Octha odr�ba� mi nog�.
�wawiej,
ch�opcze, �wawiej! Tw�j miecz musi zrobi� na nich wra�enie. �wawiej!
Dobrze mnie wyszkoli�, o czym przekonali si� jako pierwsi synowie mnich�w z
osady
pod zamkiem. Nie cierpieli nas, wybra�c�w z g�ry Tor, bo leniuchowali�my i
cieszyli�my si�
wolno�ci�, gdy oni ci�ko pracowali. Polowali wi�c na nas i starali si� nam
do�o�y�. Pewnego
dnia zabra�em do osady m�j kij i solidnie poturbowa�em trzech chrze�cijan. Za
spraw� bog�w
by�em zawsze wysoki jak na sw�j wiek i silny jak w�, im wi�c przypisa�em swoje
zwyci�stwo. Hywel sprawi� mi lanie za to, co zrobi�em, m�wi�c, �e wybra�cy
niebios nie
powinni nigdy bi� s�abszych. My�l� jednak, �e mimo wszystko by� zadowolony, bo
nast�pnego dnia zabra� mnie na polowanie, podczas kt�rego zabi�em prawdziw�
w��czni�
pierwszego dzika. By�o to w spowitych mg�� zaro�lach nad rzek� Cam. Mia�em wtedy
zaledwie dwana�cie lat. Hywel wysmarowa� mi twarz krwi� dzika, da� mi do
noszenia na szyi
jego k�y, a potem zani�s� ubite zwierz� do �wi�tyni Mitrasa i urz�dzi� tam uczt�
dla starych
wojownik�w, czcicieli owego boga �o�nierzy. Mnie nie pozwolono wzi�� w niej
udzia�u, ale
Hywel przyrzek�, �e pewnego dnia, gdy uro�nie mi broda i zabij� w walce
pierwszego
Saksona, zostan� wtajemniczony w obrz�dy Mitrasa.
Trzy lata p�niej nadal marzy�em o zabijaniu Sakson�w. Mo�e wyda� si� to dziwne,
�e ja, Sakson o jasnych w�osach, by�em tak �arliwym sojusznikiem Bryt�w, ale
przecie�
wychowywa�em si� w�r�d nich od dziecka, byli moimi przyjaci�mi, m�wi�em ich
j�zykiem,
s�ucha�em ich opowie�ci, z nimi nienawidzi�em, kocha�em i marzy�em. Moje w�osy
nie mia�y
zreszt� tak niezwyk�ego koloru. Rzymianie zaludnili przecie� Brytani� wszelkiej
ma�ci
cudzoziemcami. Ob��kany Pellinor opowiada� mi kiedy� o dw�ch braciach, kt�rzy
mieli sk�r�
czarn� jak w�giel. My�la�em, �e to tylko majaczenia szale�ca, dop�ki nie
spotka�em
Sagramora, numidyjskiego dow�dcy oddzia�u Artura.
Kiedy Mordred i jego matka przybyli na g�r� Tor, zrobi�o si� tam t�oczno, gdy�
Norwennie towarzyszy�y nie tylko s�u��ce, ale tak�e zast�p wojownik�w, kt�rzy
mieli
chroni� ksi�cia. Spali�my w chatach po cztery, pi�� os�b. Do dworskich komnat
mia�y wst�p
tylko Nimue i Morgana. By�y to apartamenty Merlina i jedynie tej pierwszej wolno
by�o tam
spa�. Norwenna i jej dworki mieszka�y w wielkiej sali, wype�nionej dymem z dw�ch
p�on�cych dzie� i noc ognisk. Mia�a ona sufit wsparty na dwudziestu d�bowych
filarach,
�ciany z oblepionej glin� �oziny i kryty strzech� dach. Pod�og� stanowi�o
klepisko wy�cielone
sitowiem, kt�re zapala�o si� czasem od ognia, wywo�uj�c og�lny pop�och. Komnaty
Merlina
dzieli�a od tej sali �ciana z pokrytych glin� pr�t�w, w kt�r� wstawiono ma�e,
drewniane
drzwi. Wiedzieli�my, �e Merlin spa�, studiowa� ksi�gi i snu� marzenia w tych
apartamentach,
nad kt�rymi wznosi�a si� drewniana wie�a, zbudowana na samym szczycie g�ry Tor.
Tylko
Merlin, Morgana i Nimue wiedzieli, co si� w niej odbywa�o, nie chcieli jednak
zdradzi�
nikomu tej tajemnicy. Wie�niacy, kt�rzy widzieli wie�� Merlina w promieniu wielu
mil,
przysi�gali, �e by�a pe�na skarb�w, pochodz�cych z grob�w przodk�w.
Stra�� Mordreda dowodzi� chrze�cijanin imieniem Ligessak - wysoki, szczup�y,
chciwy cz�owiek, kt�ry by� doskona�ym �ucznikiem. Potrafi� rozszczepi� strza��
ga��zk� z
odleg�o�ci pi��dziesi�ciu krok�w. Musia� jednak by� trze�wy, a to rzadko mu si�
zdarza�o.
Uczy� mnie czasem swego kunsztu, ale towarzystwo ma�ego ch�opca szybko go
nudzi�o.
Wola� gra� w ko�ci ze swoimi lud�mi. To on opowiedzia� mi, jak naprawd� zgin��
ksi���
Mordred i dlaczego Wielki Kr�l Uther przekl�� Artura.
- Artur nic nie zawini� - stwierdzi�, rzucaj�c kostk� na swoj� plansz�. Takie
plansze
mieli wszyscy �o�nierze. Niekt�re by�y pi�knie wykonane z ko�ci. - Sz�stka! -
wykrzykn��, a
ja czeka�em cierpliwie na dalszy ci�g jego opowie�ci.
- Podwajam - powiedzia� Menw, jeden ze stra�nik�w ksi�cia, i rzuci� kostk�.
Poturla�a
si� po planszy i zatrzyma�a na jedynce. Stra�nik potrzebowa� dw�jki, �eby
wygra�, zakl��
wi�c siarczy�cie, zbieraj�c kostki z planszy.
Ligessak kaza� mu przynie�� sakiewk� i uregulowa� d�ug, a mnie opowiedzia�
tymczasem, jak to Uther wezwa� Artura z Armoniki, aby pom�g� mu pokona� wielk�
armi�
Sakson�w, kt�rzy wtargn�li w g��b naszych ziem. Artur �ci�gn�� ludzi, ale nie
sprowadzi�
swoich s�ynnych koni, gdy� bardzo si� spieszy� i mia� za ma�o okr�t�w.
- W�a�ciwie nie potrzebowa� wierzchowc�w - stwierdzi� z podziwem Ligessak - bo i
tak uda�o mu si� zastawi� pu�apk� na tych przekl�tych Sakson�w w Dolinie Bia�ego
Konia.
Ale Mordred chcia� by� m�drzejszy od Artura. Pragn�� przypisa� sobie wszystkie
zas�ugi. -
Ligessak otar� r�kawem zakatarzony nos i rozejrzawszy si�, czy nikt nie
pods�uchuje, doda�
�ciszonym g�osem: - Mordred by� ju� wtedy pijany, a jego ludzie wykrzykiwali, �e
potrafi�
pokona� nawet dziesi�ciokrotnie od nich liczniejsze oddzia�y nieprzyjaciela.
Nale�a�o
zaczeka� na Artura, ale ksi��� wyda� nam rozkaz do ataku.
- Pan tam by�? - zapyta�em z m�odzie�czym zaciekawieniem.
Ligessak skin�� g�ow�, m�wi�c:
- By�em z Mordredem. Dobry Bo�e, jak oni walczyli. Otoczyli nas i w jednej
chwili,
oddzia� pi��dziesi�ciu Bryt�w zosta� zdziesi�tkowany. Ci, kt�rzy uszli z �yciem,
b�yskawicznie wytrze�wieli. Wypuszcza�em z �uku jedn� strza�� za drug�. Nasi