8678

Szczegóły
Tytuł 8678
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8678 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8678 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8678 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bernard Cornwell Zimowy Monarcha Prze�o�y� Jerzy �ebrowski The Warlord Chronikles: I The Winter King Data wydania oryginalnego 1995 Data wydania polskiego 1997 Osoby AELLE Kr�l Sakson�w AGRYKOLA Naczelny w�dz Gwentu, poddany kr�la Tewdrika AILLEANN Kochanka Artura, matka jego syn�w bli�niak�w, Amhara i Loholta AMHAR Nie�lubny syn Artura ANNA Siostra Artura, �ona kr�la Budika z Broceliandii ARTUR Nie�lubny syn Uthera i opiekun Mordreda BALISE Stary druid z Dumnonii BAN Kr�l Benoic, ojciec Lancelota i Galahada BEDWIN Biskup Dumnonii, g��wny doradca kr�la BLEIDDIG W�dz Benoic BORS Czempion Benoic BROCHVAEL Kr�l Powys po �mierci Artura CADWALLON Kr�l Gwynedd CADWY Lennik Dumnonii, strzeg�cy granicy z Kernow CALEDDIN Dawno zmar�y druid, autor manuskryptu odnalezionego przez Merlina CAVAN Zast�pca Derfla CEI Towarzysz Artura z dzieci�stwa, obecnie jeden z jego wojownik�w CEINWYN Ksi�niczka Powys, siostra Cuneglasa, c�rka Gorfyddyda CELWIN Ksi�dz studiuj�cy r�kopisy w Ynys Trebes CERDIK Sakso�ski kr�l CULHWCH Kuzyn Artura, jeden z jego wojownik�w CUNEGLAS Ksi��� Powys, nast�pca tronu, syn Gorfyddyda DAFYDD ap GRUFFUD Urz�dnik, t�umacz�cy opowie�� Derfla DERFEL CADARN Narrator sakso�skiego pochodzenia, podopieczny Merlina i jeden z wojownik�w Artura DIWRNACH Irlandzki kr�l Lleyn, krainy zwanej poprzednio Henis Wyren DRUIDAN Karze�, dow�dca stra�y Merlina ELAINE Kr�lowa Benoic, matka Lancelota GALAHAD Ksi��� Benoic, przyrodni brat Lancelota GEREINT Ksi���, lennik Dumnonii, W�adca Kamieni GORFYDDYD Kr�l Powys, ojciec Cuneglasa i Ceinwyn GRIFFID ap ANNAN Zast�pca Owaina GUDOVAN Skryba Merlina GINEWRA Ksi�niczka Henis Wyren GUNDLEUS Kr�l Sylurii GWENDOLYN Porzucona �ona Merlina GWLYDDYN Cie�la z Ynys Wydryn HELLEDD Ksi�niczka Elmet, kt�ra po�lubi�a Cuneglasa z Powys HYGWYDD S�uga Artura HYWEL Zarz�dca Merlina IGRAINE Kr�lowa Powys, �ona Brochvaela, opiekuj�ca si� Derflem w Dinnewrac IGRAINE Z GWYNEDD Matka Artura (a tak�e Morgany, Anny i Morgause) IORWETH Druid z Powys ISSA Jeden z w��cznik�w Derfla LADWYS Kochanka Gundleusa LANCELOT Ksi��� Benoic, nast�pca tronu, syn Bana LANVAL Jeden z wojownik�w Artura, dow�dca stra�y Ginewry LEODEGAN Wygnany kr�l Henis Wyren, ojciec Ginewry LIGESSAK Pierwszy dow�dca stra�y Mordreda, kt�ry p�niej s�u�y� Gundleusowi LLYWARCH Drugi dow�dca stra�y Mordreda LOHOLT Nie�lubny syn Artura, brat bli�niak Amhara LUNETE Towarzyszka �ycia m�odego Derfla, potem s�u��ca Ginewry LWELLWYN Skarbnik Dumnonii MAELGWYN Mnich z Dinnewrac MARK Kr�l Kern�w, ojciec Tristana MELWAS Kr�l Belg�w, lennik Dumnonii MERLIN Druid, w�adca Awalonii MEURIG Nast�pca tronu Gwentu, syn Tewdrika MORDRED Niepe�noletni kr�l Dumnonii MORFANS �Brzydal�, jeden z wojownik�w Artura MORGANA Siostra Artura, jedna z kap�anek Merlina MORGAUSE Siostra Artura, �ona kr�la Lota z Locji NABUR Chrze�cija�ski s�dzia z Durnovarii, prawny opiekun Mordreda NIMUE Kochanka Merlina, kap�anka NORWENNA Synowa Uthera, matka Mordreda OENGUS Mac AIREM Irlandzki kr�l Demetii, w�dz Czarnych Tarcz OWAIN Czempion Uthera, naczelny w�dz Dumnonii PELLINOR Szalony kr�l, wi�ziony w Ynys Wydryn RALLA �ona Gwlyddyna, mamka Mordreda SAGRAMOR Numidyjski dow�dca wojsk Artura SANSUM Chrze�cija�ski kap�an i biskup, zwierzchnik Derfla w Dinnewrac SARLINNA Dziewczynka, ocala�a z masakry w Dartmoor SYBILLA Sakso�ska niewolnica Morgany TANABURS Druid z Sylurii TEWDRIK Kr�l Gwentu TRISTAN Nast�pca tronu kr�lestwa Kernow TUDWALM�ody mnich z Dinnewrac UTHER Kr�l Dumnonii, Wielki Kr�l Brytanii, Pendragon VALERIN W�dz Powys, zar�czony kiedy� z Ginewr� Miejsca Nazwy oznaczone gwiazdk� * s� odnotowane w historycznych zapisach. ABONA* Avonmouth, Avon AQUAE SULIS* Bath, Avon BRANOGENIUM* Rzymski fort. Leintwardine, Hereford & Worcester BURRIUM* Stolica Tewdrika. Usk, Gwent CAER CADARN Kr�lewskie wzg�rze Dumnonii. South Cadbury Hill, Somerset CAER DOLFORWYN* Kr�lewskie wzg�rze Powys. W pobli�u Newtown, Powys CAER LUD* Ludlow, Shropshire CAER MAES White Sheet Hill, Mere, Wiltshire CAER SWS* Stolica Gorfyddyda. Caersws, Powys CALLEVA* Przygraniczna forteca. Silchester, Hampshire COEL�S HILL* Cole�s Hill, Hereford & Worcester CORINIUM* Cirencester, Gloucestershire CUNETIO* Mildenhall, Wiltshire DINNEWRAC Klasztor w Powys DURNOVARIA* Dorchester. Dorset DUROCOBRIVIS* Dunstable, Bedfordshire GLEVUM* Gloucester ISCA* Exeter, Devon WYSPA UMAR�YCH* Portland Bill, Dorset LINDINIS* Rzymskie miasto. Ilchester, Somerset LUGG VALE* Mortimer�s Cross, Hereford & Worcester MAGNIS* Rzymski fort. Kenchester, Hereford & Worcester MAI DUN* Zamek Panny, Dorchester, Dorset RATAE* Leicester KAMIENIE* Stonehenge VENTA* Winchester, Hampshire YNYS MON* Anglesey YNYS TREBES Stolica Benoic. Mont St Michel, Francja YNYS WAIR* Lundy Island YNYS WYDRYN* Glastonbury, Somerset CZʌ� PIERWSZA Zimowe narodziny #Zdarzy�o si� to w krainie zwanej Brytani�. Zdaniem biskupa Sansuma, kt�rego B�g musi b�ogos�awi� ponad wszystkich �wi�tych, �yj�cych i zmar�ych, niniejsze wspomnienia nale�a�oby wrzuci� w bezdenn� czelu�� wraz z wszelkim innym plugastwem upad�ej ludzko�ci, s� to bowiem opowie�ci o ostatnich dniach przed nastaniem wielkich ciemno�ci, kt�re przy�mi�y �wiat�o naszego Pana Jezusa Chrystusa. Dzieje krainy, kt�r� zwiemy Lloegyri�, co oznacza Utracone Ziemie, krainy nale��cej niegdy� do nas, a teraz nazywanej przez naszych wrog�w Angli�. S� to opowie�ci o Arturze, Walecznym Wodzu, Niedosz�ym Kr�lu, Nieprzyjacielu Boga i, niech �yj�cy Chrystus i biskup Sansum mi wybacz�, najlepszym cz�owieku, jakiego zna�em. Jak�e go op�akiwa�em! Jest dzi� zimno. Wzg�rza s� trupio bia�e, a chmury ciemne. Przed zmrokiem b�dzie pada� �nieg, ale Sansum z pewno�ci� nie pozwoli nam ogrza� si� przy ogniu. Nasz �wi�ty twierdzi, �e dobrze jest umartwia� cia�o. Mam ju� swoje lata, ale Sansum - niech B�g obdarzy go d�ugim �yciem - jest jeszcze starszy, nie mog� wi�c domaga� si� otwarcia drewutni z uwagi na m�j wiek. Sansum uwa�a, �e nasze cierpienia s� ofiar� sk�adan� Bogu, kt�ry wycierpia� wi�cej ni� my wszyscy, b�dziemy wi�c w sz�stk� dr�e� w p�nie z zimna, a jutro brat Maelgwyn b�dzie musia� zej�� po �a�cuchu do zamarzni�tej studni i r�ba� kamieniem l�d, aby�my mogli napi� si� wody. Najbardziej jednak ubolewam nad tym, �e gdy �nieg zasypie drogi, przestanie przychodzi� do klasztoru Igraine. To nasza kr�lowa, �ona kr�la Brochvaela, ciemnow�osa, szczup�a, m�oda i radosna jak ciep�o s�o�ca w zimowy dzie�. Przychodzi tu si� modli�, aby B�g da� jej syna, ale po�wi�ca wi�cej czasu na rozmow� ze mn� ni� na modlitwy do �wi�tej Panienki czy Jezusa. Rozmawia ze mn�, bo lubi s�ucha� opowie�ci o Arturze. Latem opowiedzia�em jej wszystko, co pami�tam, a kiedy nie mog�em ju� sobie przypomnie� nic wi�cej, przynios�a mi stos pergaminu, rogowy ka�amarz i gar�� g�sich pi�r. Artur przyozdabia� g�simi pi�rami sw�j he�m. Te nie s� tak du�e ani tak bia�e jak tamte, ale gdy wczoraj trzyma�em je w r�ku na tle zimowego nieba, wydawa�o mi si� przez moment, �e widz� jego twarz. W tej wspania�ej, bolesnej chwili nad Brytani� rozleg� si� znowu ryk smoka i nied�wiedzia, siej�c postrach w�r�d pogan, zaraz jednak kichn��em i zobaczy�em, �e trzymam w r�ku tylko gar�� pi�r upstrzonych g�simi odchodami i niezbyt nadaj�cych si� do pisania. Atrament jest r�wnie kiepski: zwyk�a sadza, zmieszana z �ywic� z kory jab�oni. Pergaminy s� lepszej jako�ci. Zrobiono je z jagni�cej sk�ry, zachowanej z czas�w rzymskich. By�y kiedy� zapisane tekstem, kt�rego nikt z nas nie potrafi� odczyta�, ale s�u��ce Igraine dok�adnie je wyskroba�y. Sansum twierdzi, �e z tak du�ej ilo�ci sk�ry nale�a�oby raczej zrobi� buty, jest ona jednak zbyt cienka do zszywania, a poza tym biskup nie o�mieli�by si� urazi� Igraine i straci� przyja�ni kr�la Brochvaela. Nie wi�cej ni� p� dnia drogi od klasztoru mo�na ju� napotka� wrogich w��cznik�w i nawet nasza ma�a spi�arnia mog�aby ich skusi� do przeprawy przez Czarny Strumie� i g�ry w dolin� Dinnewrac, gdyby wojownicy Brochvaela nie mieli rozkazu nas broni�. S�dz� jednak, �e nawet pod gro�b� utraty przyja�ni Brochvaela Sansum nie zgodzi�by si�, aby brat Derfel spisywa� opowie�� o Arturze, wrogu Boga, tak wi�c Igraine i ja ok�amali�my �wi�tego m�a, m�wi�c mu, i� pisz� sakso�ski przek�ad Ewangelii naszego Pana Jezusa Chrystusa. Czcigodny �wi�ty nie zna j�zyka wrog�w, ani nie potrafi czyta�, zapewne wi�c uda nam si� oszukiwa� go dostatecznie d�ugo, by sko�czy� t� opowie��. B�dzie to teraz konieczne, bo gdy tylko zacz��em pisa� na pergaminie, �wi�tobliwy Sansum wszed� do pokoju, stan�� przy oknie i spojrzawszy na pos�pne niebo zatar� chude d�onie. - Lubi�, gdy jest zimno - powiedzia�, wiedz�c, �e nie podzielam jego zdania. - Mnie dokucza wtedy najbardziej okaleczona r�ka - odpar�em cicho. Nie mam lewej d�oni i kiedy pisz�, przytrzymuj� pergamin kikutem. - Wszelki b�l jest b�ogos�awion� pami�tk� m�ki naszego drogiego Pana - stwierdzi� biskup zgodnie z moimi oczekiwaniami, po czym pochyli� si� nad sto�em, �eby zobaczy�, co napisa�em, i rzek� rozkazuj�cym tonem: - Powiedz mi, Derfel, co znacz� te s�owa. - Pisz� histori� narodzenia Chrystusa - sk�ama�em. Spojrzawszy na pergamin biskup wskaza� w tek�cie brudnym paznokciem swoje imi�. Potrafi� rozpozna� niekt�re litery i musia�o mu si� ono rzuci� w oczy jak kruk na �niegu. Zachichota� jak z�o�liwy dzieciak, skr�caj�c w palcach zw�j moich siwych w�os�w. - Nie by�o mnie przy narodzinach naszego Pana, Derfel, a widz� tu swoje imi�. Wypisujesz jakie� herezje, antychry�cie? - Panie - odrzek�em pokornie, gdy trzymaj�c mnie za w�osy zbli�y� m� twarz do pergaminu. - Zacz��em Ewangeli� od wzmianki, �e tylko dzi�ki �asce naszego Pana Jezusa Chrystusa i za pozwoleniem Sansuma, Jego najbardziej �wi�tobliwego s�ugi - tu wskaza�em palcem imi� biskupa - jestem w stanie spisa� dobr� nowin� o Zbawcy. Poci�gn�� mnie za w�osy, wyrywaj�c kilka, po czym odszed� od sto�u i rzek�: - Jeste� nasieniem sakso�skiej dziwki, a �adnemu Saksonowi nie mo�na ufa�. Uwa�aj, �eby� mnie nie obrazi�. - Niech mnie B�g broni - odpar�em, ale ju� go nie by�o. Kiedy� kl�ka� przede mn� i ca�owa� m�j miecz, ale teraz jest �wi�tym, a ja tylko najn�dzniejszym z grzesznik�w. W dodatku odczuwam ch��d, bo �wiat�o za murami klasztoru jest zamglone, szare i z�owr�bne. Wkr�tce spadnie pierwszy �nieg. Historia Artura tak�e zaczyna si� w�r�d �niegu, za �ycia poprzedniego pokolenia, w ostatnim roku panowania Wielkiego Kr�la Uthera. Wed�ug kalendarza u�ywanego przez Rzymian by�o to 1233 lata po za�o�eniu ich miasta, ale my w Brytanii okre�lamy zwykle czas od Czarnego Roku, w kt�rym Rzymianie pokonali druid�w na Ynys Mon. W tym wypadku dzieje Artura zaczyna�yby si� w roku 420, cho� Sansum, niech go B�g b�ogos�awi, uznaje za pocz�tek nowej ery dat� narodzin naszego Pana Jezusa Chrystusa, kt�re, jego zdaniem, mia�y miejsce 480 zim przed opisywanymi zdarzeniami. Jakkolwiek jednak liczyliby�my lata, zdarzy�o si� to w dalekiej przesz�o�ci w krainie zwanej Brytani�, i ja tam by�em. Oto, co zasz�o. Wszystko zacz�o si� od narodzin dziecka. W mro�n� noc ciche i bia�e kr�lestwo o�wietla� ksi�yc w nowiu. A w wielkiej sali zamku krzycza�a Norwenna. Ani na chwil� nie przestawa�a krzycze�. By�a p�noc. Czyste i jasne niebo l�ni�o gwiazdami. Ziemia by�a zmarzni�ta na ko��, a strumienie skute lodem. Sierp ksi�yca stanowi� z�y znak. W jego pos�pnym �wietle rozleg�e zachodnie ziemie wydawa�y si� l�ni� bladym, zimnym blaskiem. Od trzech dni nie pada� �nieg, nie by�o te� odwil�y, ca�y wi�c �wiat spowija�a biel, jedynie drzewa omiecione przez wiatr sta�y czarne i powyginane na tle surowego zimowego krajobrazu. Z ust lecia�a nam para, ale zastyga�a w powietrzu, gdy� noc by�a ca�kowicie bezwietrzna. Ziemia wydawa�a si� martwa i trwa�a w bezruchu, jakby Belenos, B�g S�o�ca, opu�ci� j� i pozostawi�, by unosi�a si� w niesko�czonej lodowatej pr�ni mi�dzy �wiatami. By�o przenikliwie zimno. D�ugie sople zwisa�y z okapu dachu wielkiej sali Caer Cadarn i z �ukowatego sklepienia bramy, przez kt�r� wesz�a niedawno �wita Wielkiego Kr�la, brn�c w g��bokim �niegu, aby dotrze� z nasz� ksi�niczk� do tego przybytku monarch�w. W Caer Cadarn przechowywano kr�lewski kamie�. By�o to miejsce, gdzie proklamowano w�adc�w, tylko tam zatem, zdaniem kr�la, m�g� si� narodzi� jego nast�pca. Norwenna znowu krzykn�a. Nigdy nie widzia�em narodzin dziecka i, je�li B�g pozwoli, nigdy ich nie zobacz�. Obserwowa�em �rebi�c� si� klacz i przychodz�ce na �wiat ciel�ta, s�ysza�em ciche skomlenie szczeni�cej si� suki, czu�em konwulsje wydaj�cej potomstwo kotki, ale nigdy nie widzia�em krwi ani �luzu, kt�re towarzysz� porodowi kobiety. Norwenna strasznie krzycza�a, cho� stara�a si� panowa� nad sob� - tak przynajmniej twierdzi�y p�niej s�u��ce. Chwilami jej krzyki nagle ustawa�y i w ca�ym forcie zalega�a cisza, a kr�l unosi� spomi�dzy futer wielk� g�ow� i nas�uchiwa� tak uwa�nie, jakby czai� si� w zaro�lach, maj�c w pobli�u Sakson�w. Tym razem jednak nadstawia� ucha z nadziej�, �e nag�a cisza oznacza chwil� narodzin dziedzica tronu jego kr�lestwa. Nas�uchiwa�, a w lodowatej ciszy fortu s�yszeli�my straszny, chrapliwy oddech jego synowej i raz, tylko raz, �a�osne kwilenie. Wielki Kr�l odwr�ci� si�, jakby chcia� co� powiedzie�, ale wtedy znowu zacz�y si� krzyki i jego g�owa opad�a nisko mi�dzy ci�kie sk�ry, tak �e wida� by�o tylko oczy, b�yszcz�ce spod futrzanego kaptura i ko�nierza. - Nie powiniene� by� na wa�ach, panie - rzek� biskup Bedwin. Uther machn�� d�oni� w sk�rzanej r�kawicy, jakby dawa� do zrozumienia, �e Bedwin mo�e wej�� do fortu, w kt�rym p�onie ogie�, ale on, Wielki Kr�l Uther, Pendragon Brytanii, nie ruszy si� z miejsca. Chcia� by� na wa�ach Caer Cadarn, aby wpatrywa� si� w �nie�n� krain� i w niebo, gdzie czai�y si� demony. Bedwin mia� jednak racj�: kr�l nie powinien by� w t� mro�n� noc stawia� czo�a demonom. Uther by� stary i schorowany, lecz na barkach tego oty�ego, oci�a�ego i smutnego cz�owieka spoczywa�o bezpiecze�stwo kr�lestwa. Jeszcze p� roku wcze�niej, nim nadesz�a wie�� o �mierci jego potomka, by� pe�en wigoru. Mordred, najukocha�szy syn kr�la i jedyny pozosta�y przy �yciu prawowity dziedzic, pad� od ciosu sakso�skiego topora i wykrwawi� si� na �mier� pod Wzg�rzem Bia�ego Konia. Jego �mier� pozbawi�a kr�lestwo nast�pcy tronu, a takie kr�lestwo jest przekl�te. Tej jednak nocy, za przyzwoleniem bog�w, wdowa po Mordredzie mia�a urodzi� Utherowi nowego dziedzica. Je�li, oczywi�cie, niemowl� nie okaza�oby si� dziewczynk�, bo wtedy wszystkie jej cierpienia posz�yby na marne, a kr�lestwo czeka�aby zguba. Uther uni�s� pot�n� g�ow� znad sk�r, pokrytych szronem od jego oddechu, i zapyta�: - Czy robicie wszystko, co w waszej mocy, Bedwinie? - Tak, panie - odpar� biskup. By� najbardziej zaufanym doradc� kr�la i, podobnie jak ksi�niczka Norwenna, chrze�cijaninem. Norwenna, przeciwna zabieraniu jej z ciep�ej rzymskiej rezydencji w pobliskim Lindinis, o�wiadczy�a te�ciowi podniesionym g�osem, �e pojedzie do Caer Cadarn tylko pod warunkiem, i� wied�my s�u��ce dawnym bogom b�d� trzyma�y si� od niej z daleka. Chcia�a urodzi� dziecko jako chrze�cijanka i Uther, rozpaczliwie potrzebuj�cy dziedzica, przysta� na jej ��dania. Teraz kap�ani Bedwina odprawiali mod�y w komnacie przylegaj�cej do sali, kt�r� skropiono �wi�con� wod�, zawieszaj�c jeden krzy� nad ��kiem Norwenny, a drugi k�ad�c pod jej plecami. - Modlimy si� do b�ogos�awionej Dziewicy Maryi - wyja�ni� Bedwin - kt�ra, nie brukaj�c swego �wi�tego cia�a fizycznym aktem, zosta�a Matk� Chrystusa i... - Do�� tego! - warkn�� Uther. Nie by� chrze�cijaninem i nie chcia�, by ktokolwiek pr�bowa� nawraca� go na now� wiar�, cho� uznawa�, �e chrze�cija�ski B�g ma zapewne nie mniejsz� moc ni� wi�kszo�� innych b�stw. Wydarzenia owej nocy podda�y ten pogl�d ci�kiej pr�bie. W�a�nie dlatego tam si� znalaz�em. By�em jeszcze m�okosem, ch�opcem na posy�ki. Tkwi�em, kul�c si� z zimna, obok fotela kr�la na wa�ach Caer Cadarn. Pochodzi�em z Ynys Wydryn, widocznej na horyzoncie od p�nocy posiad�o�ci Merlina. Mia�em za zadanie sprowadzi� na rozkaz kr�la Morgan� i jej pomocnice, czekaj�ce w lepiance �winiopasa u podn�a zachodniego zbocza Caer Cadarn. Ksi�niczka Norwenna chcia�a mie� za akuszerk� matk� Chrystusa, ale Uther got�w by� wezwa� na pomoc starych bog�w, gdyby ten nowy zawi�d�. Chrze�cija�ski B�g rzeczywi�cie nie spe�ni� oczekiwa�. Krzyki Norwenny s�ab�y, ale jej j�ki brzmia�y coraz bardziej rozpaczliwie. W ko�cu �ona biskupa Bedwina, Ellin, wysz�a z wielkiej sali i ukl�kn�a dr��ca obok fotela kr�la, oznajmiaj�c, �e por�d si� nie udaje i matka dziecka zapewne umrze. Uther zby� t� ostatni� uwag� machni�ciem r�ki. Matka si� nie liczy�a, tylko dziecko, i to pod warunkiem, �e by�o p�ci m�skiej. - Panie... - zacz�a zdenerwowana Ellin, ale Uther ju� jej nie s�ucha�. Poklepa� mnie po g�owie i powiedzia�: �Ruszaj, ch�opcze�. Wysun��em si� z cienia, zeskoczy�em z wa��w w g��b fortu i pop�dzi�em w po�wiacie ksi�yca po spowitej �niegiem ziemi mi�dzy zabudowaniami. Min�wszy stra�nik�w przy zachodniej bramie po�lizgn��em si� i wywr�ci�em na oblodzonej, spadzistej drodze. Zarywszy si� w �niegu rozdar�em p�aszcz o drewniany pniak i upad�em ci�ko na oszroniony krzak je�yn. Czu�em jednak tylko spoczywaj�ce na moich m�odych barkach brzemi� odpowiedzialno�ci za losy kr�lestwa. - Lady Morgano! - krzykn��em, zbli�aj�c si� do lepianki. - Lady Morgano! Musia�a ju� na mnie czeka�, gdy� drzwi natychmiast si� otworzy�y i w �wietle ksi�yca zal�ni�a przes�aniaj�ca jej twarz z�ota maska. - Prowad�! - powiedzia�a skrzekliwym g�osem. Odwr�ci�em si� i zacz��em wchodzi� z powrotem na zbocze. Wok� mnie brn�a w �niegu ca�a czereda sierot przygarni�tych przez Merlina. Dzieci nios�y garnki, brz�cz�c nimi w biegu, ale gdy stok sta� si� zbyt stromy i zdradliwy, by�y zmuszone rzuca� je przed siebie i z wysi�kiem pi�� si� w g�r�. Morgana posuwa�a si� wolniej. Pomaga�a jej niewolnica Sybilla, kt�ra wzi�a niezb�dne przybory i zio�a. - Ka� zapali� ogniska, Derfel! - zawo�a�a Morgana. - Zapali� ogniska! - krzykn��em zdyszany, przedzieraj�c si� przez bram�. - Zapalcie ogniska na wa�ach! Biskup Bedwin protestowa� przeciwko przybyciu Morgany, ale kr�l ostro go skarci� i biskup pokornie ust�pi� przed kap�ank� dawnej wiary. Jego ksi�a i mnisi zostali wyproszeni z prowizorycznej kaplicy. Kazano im zanie�� na wa�y g�ownie i rozpali� tam ogniska z drewna i �oziny, wydartej ze �cian chat przylegaj�cych do p�nocnych mur�w fortu. Ogie� zap�on�� z trzaskiem, roz�wietlaj�c mrok. Dym zawis� w powietrzu jak baldachim, kt�ry mia� zmyli� z�e duchy i odp�dzi� je od miejsca, gdzie umiera�a ksi�niczka i jej dziecko. My, najm�odsi, biegali�my po wa�ach, t�uk�c w garnki, aby niezno�ny ha�as zdezorientowa� jeszcze bardziej z�e moce. Przykaza�em dzieciakom z Ynys Wydryn, �eby g�o�no krzycza�y. Do��czy�y do nas wkr�tce dzieci z fortecznych lepianek. Stra�nicy uderzali drzewcami w��czni o tarcze, ksi�a dok�adali drewna do kilkunastu p�on�cych stos�w, a my wrzeszczeli�my, rzucaj�c wyzwanie widmom, kt�re czai�y si� w mroku, aby nie dopu�ci� do narodzin dziecka Norwenny. Morgana wesz�a do sali z Sybill�, Nimue i ma�� dziewczynk�. Norwenna g�o�no krzykn�a, cho� nie potrafili�my powiedzie�, z jakiego powodu: czy w prote�cie przeciwko przybyciu czarownic Merlina, czy te� dlatego, �e uparte niemowl� rozrywa�o j� na p�. Potem rozleg�y si� kolejne krzyki, gdy Morgana odprawi�a chrze�cija�skie akuszerki, cisn�a w �nieg dwa krzy�e i wrzuci�a do ognia gar�� bylicy. Nimue powiedzia�a mi p�niej, �e nowo przyby�e po�o�y�y na wilgotne ��ko bry�ki �elaza, aby odegna� obecne tam ju� z�e moce, a wok� g�owy wij�cej si� z b�lu kobiety umie�ci�y siedem magicznych kamieni, aby �ci�gn�� z niebios dobre duchy. Sybilla, niewolnica Morgany, powiesi�a nad drzwiami ga��zk� brzozy, a drug� macha�a nad umieraj�c� ksi�niczk�. Nimue przykucn�a w progu i odda�a mocz, aby z�e duchy nie mia�y wst�pu do sali, a potem wzi�a troch� moczu w d�onie i spryska�a nim s�om� na �o�u Norwenny, by w momencie narodzin moce piekielne nie wykrad�y duszy dziecka. Morgana, na kt�rej twarzy l�ni�a w blasku ognia z�ota maska, rozsun�a Norwennie r�ce, aby w�o�y� jej mi�dzy piersi amulet z cennego bursztynu. Towarzysz�ca jej dziewczynka, jedna z sierot Merlina, czeka�a przera�ona w nogach ��ka. Dym z rozpalonych ognisk zas�oni� gwiazdy. W lasach u podn�a Caer Cadarn wy�y zbudzone piekielnym ha�asem zwierz�ta. Kr�l Uther wzni�s� oczy do bledn�cego ksi�yca i modli� si� w nadziei, �e nie wezwa� Morgany zbyt p�no. Morgana by�a jego naturaln� c�rk�, pierwszym z czworga nie�lubnych dzieci, kt�re urodzi�a mu Igraine z Gwynedd. Uther wola�by z pewno�ci� sprowadzi� do zamku Merlina, kt�ry jednak znikn�� gdzie� przed wieloma miesi�cami, wydawa�o si�, �e ju� na zawsze. Morgana, kt�ra nauczy�a si� czar�w od Merlina, musia�a zast�pi� go w t� mro�n� noc, gdy walili�my z ca�ych si� w garnki i krzyczeli�my a� do ochrypni�cia, by odp�dzi� od Caer Cadarn z�e duchy. Nawet Uther pomaga� nam w czynieniu ha�asu, cho� odg�os uderze� jego ber�a o wa�y by� ledwo dos�yszalny. Biskup Bedwin modli� si� na kl�czkach, a jego �ona, wyrzucona z sali, w kt�rej odbywa� si� por�d, p�aka�a i lamentowa�a, prosz�c chrze�cija�skiego Boga, by wybaczy� poga�skim wied�mom. Czary jednak podzia�a�y, bo dziecko urodzi�o si� �ywe. Krzyk, kt�ry Norwenna wyda�a w chwili wydania go na �wiat, by� straszliwszy od wszystkich poprzednich. Brzmia� jak przeszywaj�cy mrok nocy skowyt udr�czonego zwierz�cia. Nimue powiedzia�a mi p�niej, �e Morgana sprawi�a Norwennie potworny b�l, wk�adaj�c jej r�k� do kana�u rodnego i brutalnie wyci�gaj�c dziecko na �wiat. Gdy zakrwawione niemowl� wysz�o z �ona um�czonej matki, Morgana kaza�a stoj�cej obok przestraszonej dziewczynce podnie�� je, aby Nimue mog�a zwi�za� i odgry�� p�powin�. Dziecko powinna wzi�� pierwsza na r�ce dziewica, dlatego w�a�nie przyprowadzono t� dziewczynk�, by�a ona jednak tak przera�ona, �e nie chcia�a podej�� do zas�anego pokrwawion� s�om� �o�a, na kt�rym le�a�a dysz�ca ci�ko Norwenna i nieruchome, umazane krwi� niemowl�. - Podnie� dziecko! - krzykn�a Morgana, ale dziewczynka uciek�a z p�aczem, wi�c Nimue chwyci�a noworodka i oczy�ci�a mu usta, aby m�g� wci�gn�� pierwszy haust powietrza. Wszystko to stanowi�o bardzo z�� wr�b�: zamglony ksi�yc w nowiu i dziewica uciekaj�ca od dziecka, kt�re teraz zacz�o g�o�no p�aka�. Uther us�ysza� jego g�os. Widzia�em, �e zamkn�� oczy i modli� si� do bog�w, aby by� to ch�opiec. - Czy mam tam p�j��? - zapyta� niepewnie biskup Bedwin. - Id� - mrukn�� Uther. Biskup zszed� z trudem po drewnianej drabinie i podci�gn�wszy habit pobieg� po udeptanym �niegu do wielkiej sali. Sta� przez chwil� w drzwiach, po czym wr�ci� na wa�y, machaj�c r�kami. - Dobre wie�ci, panie! - zawo�a�, wspi�wszy si� niezdarnie po drabinie. - Bardzo dobre wie�ci! - Ch�opiec... - wyszepta� z nadziej� Uther. - Tak! - potwierdzi� Bedwin. - Wspania�y ch�opiec! By�em tu� obok kr�la i widzia�em, jak w jego wpatrzonych w niebo oczach pojawi�y si� �zy. - Nast�pca tronu! - powiedzia� z takim zdziwieniem, jakby nie o�miela� si� naprawd� mie� nadziei, �e bogowie go wys�uchaj�. Otar�szy �zy futrzan� r�kawic� doda�: - Teraz kr�lestwo jest bezpieczne, Bedwinie. - Tak, panie, chwa�a Bogu - przytakn�� Bedwin. - Ch�opiec... - powt�rzy� Uther, po czym jego pot�nym cia�em wstrz�sn�� nagle potworny kaszel. Zacz�� ci�ko dysze�. - Ch�opiec... - powiedzia� raz jeszcze, gdy m�g� zn�w spokojniej oddycha�. Wkr�tce przysz�a Morgana. Wspi�a si� po drabinie i pad�a na kolana przed kr�lem. Z�ota maska na twarzy ukrywa�a jej przera�enie. Uther dotkn�� ber�em jej ramienia, m�wi�c: �Wsta�, Morgano�, po czym si�gn�� pod szat�, aby wyj�� z�ot� broszk�, kt�r� zamierza� j� wynagrodzi�. Morgana nie chcia�a jednak przyj�� podarunku. Oznajmi�a z�owieszczo: - Ch�opiec jest kalek�. Ma skrzywion� stop�. Widzia�em, �e Bedwin uczyni� znak krzy�a, bo narodziny u�omnego ksi�cia by�y najgorsz� rzecz�, jaka mog�a si� zdarzy� tej mro�nej nocy. - Czy to co� powa�nego? - zapyta� Uther. - Tylko skrzywienie stopy - powt�rzy�a ochryp�ym g�osem Morgana. - Noga jest w�a�ciwie ukszta�towana, panie, ale ksi��� nigdy nie b�dzie m�g� biega�. Uther za�mia� si� g�ucho spod grubego futra. - Kr�lowie nie musz� biega�, Morgano - oznajmi�. - Oni chodz�, rz�dz�, je�d�� konno i nagradzaj� za dobr�, wiern� s�u�b�. We� to z�oto. - Zn�w wyci�gn�� r�k�, podaj�c jej broszk�. By� to talizman Uthera - wykuty z grubego kawa�ka z�ota smok. Ale Morgana nadal nie chcia�a go przyj��. - Norwenna nie b�dzie ju� mia�a dzieci, panie - ostrzeg�a Uthera. - Gdy pali�y�my b�ony p�odowe, nie wyda�y �adnego d�wi�ku. - B�ony p�odowe wk�adano zawsze po porodzie do ognia, a gdy p�ka�y z trzaskiem, liczono, ile jeszcze dzieci urodzi kobieta. - S�ucha�am uwa�nie - powiedzia�a Morgana. - Nie by�o �adnego trzasku. - Tak chcieli bogowie! - odpar� ze z�o�ci� Uther. - M�j syn nie �yje - doda� sm�tnie - wi�c kt� inny m�g�by da� Norwennie potomka godnego zosta� kr�lem? Morgana zamilk�a, ale po chwili zn�w si� odezwa�a: - Mo�e ty, panie? Uther chrz�kn��, a potem zacz�� si� �mia� i dosta� zn�w bolesnego, rw�cego p�uca ataku kaszlu. Gdy w ko�cu si� opanowa�, pokr�ci� g�ow� i rzek�, dysz�c ci�ko: - Jedynym zadaniem Norwenny, Morgano, by�o wydanie na �wiat ch�opca, i to uczyni�a. Naszym obowi�zkiem jest zapewnienie mu opieki. - Przy u�yciu ca�ej pot�gi Dumnonii - doda� z zapa�em Bedwin. - Noworodki �atwo umieraj� - ostrzeg�a Morgana pos�pnym tonem. - Ale nie on - powiedzia� z przej�ciem Uther. - Nie on. Przyb�dzie do ciebie, Morgano, do Ynys Wydryn i u�yjesz ca�ego swego kunsztu, aby prze�y�. We� t� broszk�. Morgana przyj�a w ko�cu z�otego smoka. Chrome niemowl� nadal p�aka�o, a jego matka j�cza�a z b�lu, ale na wa�ach Caer Cadarn dzieci z garnkami i stra�nicy ognisk cieszyli si� z wiadomo�ci, �e nasze kr�lestwo ma znowu dziedzica. Dumnonia mia�a nast�pc� tronu, a jego narodziny oznacza�y wielkie �wi�to i hojne dary. Zakrwawion� s�om� przyniesiono z fortu i wrzucono w ogie�. P�omienie strzeli�y wysoko i jasno. Dziecko przysz�o na �wiat. Teraz brakowa�o mu tylko imienia i nikt nie mia� najmniejszych w�tpliwo�ci, jak zostanie nazwane. Uther pod�wign�� si� z fotela i stan��, pot�ny i gro�ny, na wa�ach Caer Cadern, aby obwie�ci� narodziny swojego wnuka, dziedzica i nast�pcy tronu kr�lestwa. Urodzone zim� dziecko otrzyma�o po swoim ojcu imi� Mordred. #Norwenn� i niemowl� przywieziono do Ynys Wydryn na wozie zaprz�onym w wo�y przez wschodni most u podn�a g�ry Tor. Obserwowa�em ze smaganego wiatrem szczytu wzg�rza, jak obola�� matk� i jej chrome dziecko pod�wigni�to z wy�cielonego grubymi futrami wozu i niesiono w p��ciennej lektyce �cie�k� prowadz�c� w kierunku palisady. Tego dnia by�o przenikliwie zimno. Mro�ne, ostre powietrze rani�o p�uca i sk�r�. Norwenna j�cza�a, gdy przenoszono j� przez bram� z owini�tym w bety niemowl�ciem. Tak oto Mordred, nast�pca tronu Dumnonii, znalaz� si� w kr�lestwie Merlina. Ynys Wydryn, wbrew swojej nazwie, kt�ra oznacza�a Szklan� Wysp�, nie by�o w istocie wysp�, lecz g�rzystym cyplem, wrzynaj�cym si� w morskie bagna, zatoczki i okolone wierzbami trz�sawiska, poro�ni�te g�sto turzyc� i trzcinami. Okolica by�a zasobna w dzikie ptactwo i ryby. Ze wzg�rz s�siaduj�cych z mokrad�ami wydobywano glin� i wapie�. Przez bagna wiod�y drewniane pomosty. Ton�li tam czasem nieostro�ni przybysze, gdy wiatr powiewa� gwa�townie z zachodu i wysokie fale zalewa�y nagle rozleg�e zielone mokrad�a. Na zachodzie, w g�rzystym terenie, by�y sady jab�oni i pola pszenicy, a na p�nocy, gdzie szare wzg�rza graniczy�y z bagnami, pas�y si� krowy i owce. W sercu owej urodzajnej krainy le�a�o Ynys Wydryn. By�a to ziemia czarnoksi�nika Merlina, zwana Awaloni�. Wcze�niej w�ada� ni� jego ojciec i dziadek. Wszyscy ch�opi i niewolnicy, kt�rych wida� by�o ze szczytu Tor, pracowali dla Merlina. W�a�nie dzi�ki p�odom tej ziemi, rybom schwytanym w zatokach i uprawom z �yznych p�l w dolinach rzek, Merlin by� do�� bogaty i wolny, aby pozosta� druidem. Brytania by�a kiedy� ojczyzn� druid�w, ale Rzymianie najpierw ich mordowali, a potem zwalczali ich religi�, cho� wi�c nie rz�dz� tymi ziemiami ju� od dw�ch pokole�, pozosta�a do dzi� tylko garstka kap�an�w dawnej wiary. Ich miejsce zaj�li chrze�cijanie. Chrze�cija�stwo atakowa�o pe�ne demon�w trz�sawiska Awalonii jak niesiona wiatrem fala przyp�ywu. Ynys Wydryn tworzy�y poro�ni�te traw� wzg�rza. Wszystkie by�y nie zamieszkane, z wyj�tkiem Tor - najwy�szego i najbardziej stromego. Na jego szczycie znajdowa�a si� gra�, na kt�rej zbudowano dw�r Merlina. Pod nim rozci�ga�y si� mniejsze zabudowania, otoczone drewnian� palisad�, stoj�c� niebezpiecznie na stromych trawiastych zboczach Tor. Mi�dzy wy��obionymi tam tarasami, kt�re pochodzi�y jeszcze z czas�w przed przybyciem Rzymian, wiod�a w kierunku szczytu w�ska, kr�ta �cie�ka. Musia� ni� i�� ka�dy, kto odwiedza� dw�r, licz�c na uzdrowienie lub proroctwo. Kr�ta droga mia�a zmyli� z�e duchy, kt�re mog�y nawiedzi� posiad�o�� Merlina, by rzuci� na ni� urok. Dwie inne �cie�ki wiod�y po zboczach Tor prosto w d�, jedna na wsch�d, w kierunku mostu, prowadz�cego do Ynys Wydryn od strony l�du, druga na zach�d, do po�o�onej u st�p wzg�rza nadmorskiej osady, kt�r� zamieszkiwali rybacy, my�liwi, wytw�rcy koszy i pasterze. Tymi �cie�kami wchodzono na co dzie� do dworu i Morgana strzeg�a je od z�ych duch�w za pomoc� nieustannych modlitw i czar�w. Zwraca�a szczeg�ln� uwag� na zachodni� drog�, poniewa� prowadzi�a ona nie tylko do osady, ale tak�e do chrze�cija�skiej �wi�tyni. Pradziadek Merlina pozwoli� chrze�cijanom za czas�w rzymskich osiedli� si� na wyspie i od tamtej pory nie mo�na by�o si� ich pozby�. Nas, dzieci, nak�aniano do tego, by�my ciskali kamieniami w mnich�w, wrzucali im naw�z za drewnian� palisad� i szydzili z pielgrzym�w, przemykaj�cych przez furtk� w bramie, aby modli� si� przy cierniowym drzewie, kt�re ros�o obok zbudowanego przez Rzymian ogromnego kamiennego ko�cio�a, g�ruj�cego nadal nad chrze�cija�sk� dzielnic�. Kt�rego� roku Merlin zasadzi� na Tor podobne drzewo i wszyscy oddawali�my mu cze��, �piewaj�c, ta�cz�c i bij�c pok�ony. Mieszkaj�cy w wiosce chrze�cijanie m�wili, �e B�g nas pokarze, ale nic takiego si� nie sta�o. Spalili�my w ko�cu to drzewo i zmieszali�my jego popio�y z karm� dla �wi�, ale chrze�cija�ski B�g nadal nie zwraca� na nas uwagi. Chrze�cijanie twierdzili, �e ich drzewo ma magiczn� moc i �e sprowadzi� je do Ynys Wydryn cudzoziemiec, kt�ry widzia� chrze�cija�skiego Boga przybitego do krzy�a. Niech B�g mi wybaczy, ale w tamtych odleg�ych czasach wy�miewa�em si� z takich opowie�ci. Nie pojmowa�em wtedy, co ma wsp�lnego drzewo cierniowe ze �mierci� Boga. Teraz ju� to rozumiem, ale musz� stwierdzi�, �e owo �wi�te Drzewo, je�li nadal ro�nie na Ynys Wydryn, nie jest drzewem wyros�ym z kija J�zefa z Arymatei. Wiem to, bo pewnej ciemnej zimowej nocy, gdy pos�ano mnie, abym przyni�s� Merlinowi butelk� czystej wody ze �wi�tego strumienia u po�udniowego podn�a Tor, zobaczy�em, jak chrze�cija�scy mnisi wykopuj� ma�y cierniowy krzew, aby zasadzi� go w miejsce drzewa, kt�re usch�o w�a�nie za ich palisad�. �wi�te Drzewo ci�gle usycha�o, mo�e z powodu krowiego �ajna, kt�rym je obrzucali�my, a mo�e dlatego, �e pielgrzymi przywi�zywali do niego zbyt wiele wst��ek. Tak czy inaczej strzeg�cy go mnisi bardzo si� bogacili i obrastali sad�em dzi�ki hojnym datkom od pielgrzym�w. Mnisi z Ynys Wydryn byli zadowoleni z przybycia Norwenny, bo mieli teraz pow�d, by wspina� si� strom� �cie�k� do warowni Merlina i zanosi� tam swoje mod�y. Ksi�niczka pozosta�a �arliw� chrze�cijank� i cho� �wi�ta Panienka nie pomog�a jej w urodzeniu dziecka, domaga�a si�, by co rano wpuszczano do niej mnich�w. Nie wiem, czy Merlin pozwoli�by na to. Nimue z pewno�ci� przeklina�a Morgan�, �e wyrazi�a zgod�. Merlina nie by�o w�wczas na dworze. Nie widzieli�my naszego pana od ponad roku, ale i bez niego �ycie p�yn�o zaskakuj�co szybko. A by�o to dziwne �ycie. Merlin, najstarszy z mieszka�c�w Ynys Wydryn, z upodobaniem gromadzi� wok� siebie t�umy ludzi u�omnych, okaleczonych i na po�y ob��kanych. Trzyma� ich w ryzach dow�dca zamkowej stra�y, karze� Druidan. Mia� wzrost pi�cioletniego dziecka, ale by� gro�ny jak prawdziwy wojownik. Nosi� na co dzie� pancerz, nagolenniki, he�m, p�aszcz i miecz. Z�orzeczy� losowi, �e uczyni� go kar�em, i m�ci� si� na jedynych istotach mniejszych od siebie: na sierotach, kt�re Merlin tak beztrosko przygarnia�. Nie popu�ci� niemal �adnej dziewczynie, ale gdy pr�bowa� zaci�gn�� do ��ka Nimue, dosta� solidne ci�gi. Merlin bi� go po g�owie, rani�c uszy, kiereszuj�c wargi i podsiniaczaj�c oczy, ku uciesze dzieci i stoj�cych na palisadach stra�nik�w. Wszyscy stra�nicy, kt�rymi dowodzi� Druidan, byli kulawi, �lepi lub ob��kani, ale �aden nie by� na tyle szalony, by lubi� z�o�liwego kar�a. Nimue, moja przyjaci�ka i towarzyszka dziecinnych zabaw, by�a Irlandk�. Irlandczycy byli Brytami, ale nigdy nie rz�dzili nimi Rzymianie i z tego powodu uwa�ali si� za lepszych ni� Brytowie z kontynentu, kt�rych napadali, grabili, brali w niewol� i kolonizowali. Gdyby Saksonowie nie byli tak straszliwymi wrogami, uznawaliby�my pewnie Irlandczyk�w za najgorsze istoty na �wiecie, cho� od czasu do czasu zawierali�my z nimi sojusze przeciw innym plemionom Bryt�w. Nimue zosta�a porwana, gdy Uther napad� na irlandzkie osady w Demetii, po�o�onej za wodami Zatoki Severn. Szesnastu pojmanych je�c�w odes�ano do Dumnonii, ale na morzu rozszala� si� sztorm i statek z niewolnikami zaton�� w pobli�u Ynys Wair. Ocala�a tylko Nimue. M�wiono, �e wysz�a z morza zupe�nie sucha. Zdaniem Merlina by� to znak, i� darzy� j� wzgl�dami Manawydan, b�g morza. Sama Nimue natomiast twierdzi�a, �e uratowa�a j� pot�na bogini Don. Merlin chcia� nada� dziewczynie imi� Vivien, po�wi�cone bogu morza, ale Nimue wola�a zachowa� w�asne. Zawsze potrafi�a postawi� na swoim. Dorasta�a w szalonym domu Merlina pewna siebie i ciekawa �wiata. Gdy sko�czy�a trzyna�cie czy czterna�cie lat, Merlin zaci�gn�� j� do ��ka. Przysta�a na to, jakby zawsze wiedzia�a, �e jest jej przeznaczone zosta� jego kochank�, a co za tym idzie, drug� najwa�niejsz� osob� w ca�ym Ynys Wydryn. Morgana, najbardziej groteskowa ze wszystkich dziwacznych postaci zamieszkuj�cych dw�r Merlina, nie odda�a jednak swej uprzywilejowanej pozycji bez walki. Gdy Norwenna i Mordred trafili pod jej opiek�, by�a trzydziestoletni� wdow�. Nadawa�a si� na piastunk� ksi�cia, gdy� p�yn�a w niej kr�lewska krew. By�a pierwszym z czworga nie�lubnych dzieci kr�la Uthera, kt�remu Igraine z Gwynedd urodzi�a trzy dziewczynki i ch�opca. Jej bratem by� Artur. Mo�na by s�dzi�, �e m�czy�ni b�d� si� dobija� do wr�t samego piek�a, aby zdoby� r�k� wdowy, maj�cej takie pochodzenie. Niestety, w m�odo�ci zdarzy� jej si� straszny wypadek. Zosta�a uwi�ziona w p�on�cym domu. Jej niedawno po�lubiony m�� zgin�� w ogniu, a ona sama uleg�a potwornym poparzeniom. P�omienie spali�y jej ucho i oko. Mia�a zniekszta�con� ca�� lew� po�ow� cia�a. Nimue m�wi�a, �e sk�ra Morgany by�a pomarszczona i zniszczona. Przypomina�a zgni�e jab�ko i wygl�da�a strasznie. Morgana by�a postaci� z sennego koszmaru, ale pasowa�a do dworu Merlina, kt�ry uczyni� z niej wieszczk�. Poleci� jednemu z kr�lewskich kowali, aby zrobi� mask�, kt�ra os�ania�a jak he�m jej zeszpecon� twarz. Mia�a otw�r na jedno oko i szczelin� na zdeformowane usta. By�a wykonana z cienkiego, delikatnego z�ota i ozdobiona spiralnymi ornamentami, smokami oraz wizerunkiem Cernunnosa, rogatego boga, patrona Merlina. Morgana nosi�a zawsze t� mask�, ubiera�a si� na czarno i os�ania�a r�kawic� zdeformowan� lew� d�o�. S�yn�a z tego, �e potrafi�a uzdrawia� dotykiem i mia�a dar przewidywania przysz�o�ci. By�a te� najbardziej porywcz� kobiet�, jak� zna�em. Sybilla, niewolnica i towarzyszka Morgany, ol�niewa�a urod� i mia�a w�osy koloru jasnego z�ota. Schwytano j� podczas napadu na osad� Sakson�w. By�a wielokrotnie gwa�cona i gdy przyby�a do Ynys Wydryn, mamrocz�c co� pod nosem, Morgana musia�a leczy� j� z ob��du. Nadal by�a niespe�na rozumu. Nie szalona, lecz po prostu niewyobra�alnie g�upia. Sz�a do ��ka z ka�dym m�czyzn�, nie dlatego, �e chcia�a, lecz z obawy przed konsekwencjami odmowy. Morgana nie potrafi�a w �aden spos�b jej od tego odwie��. Co roku by�a w ci��y, a nieliczne z jej jasnow�osych dzieci, kt�re pozosta�y przy �yciu, Merlin sprzeda� w niewol� ludziom ceni�cym ich urod�. Sybilla bawi�a go, ale nie uwa�a�, by jej szale�stwo by�o darem bog�w. Lubi�em Sybill�, bo by�em r�wnie� Saksonem. Rozmawia�a ze mn� w j�zyku mojej matki, dorasta�em wi�c w Ynys Wydryn, pos�uguj�c si� zar�wno mow� Bryt�w, jak i sakso�skim. Powinienem zosta� niewolnikiem, ale gdy by�em ma�ym ch�opcem, mniejszym nawet ni� karze� Druidan, kr�l Gundleus z Sylurii napad� na p�nocne wybrze�a Dumnonii i opanowa� osad�, w kt�rej mieszka�a moja matka. Musia�a by� podobna do Sybilli. Zosta�a zgwa�cona, a mnie wrzucono do wilczego do�u, w kt�rym Tanaburs, druid z Sylurii, mia� z�o�y� w ofierze kilkunastu je�c�w, aby podzi�kowa� Wielkiemu Bogu Belowi za obfite �upy, jakie przynios�a wyprawa. Dobry Bo�e, jak dok�adnie pami�tam t� noc... �uny po�ar�w, krzyki gwa�conych kobiet, dzikie ta�ce, a potem ta chwila, gdy Tanaburs wrzuci� mnie do czarnej jamy z ostrym palem. Nie ponios�em �adnego uszczerbku i wyszed�em stamt�d r�wnie spokojnie, jak Nimue z morskiej otch�ani. Znalaz�szy mnie Merlin powiedzia�, �e jestem dzieckiem Bela. Nada� mi imi� Derfel, zapewni� dach nad g�ow� i uczyni� ze mnie wolnego cz�owieka. Na g�rze Tor by�o wiele takich dzieci, kt�re zosta�y odebrane bogom. Merlin wierzy�, �e jeste�my niezwykli i wyro�nie z nas by� mo�e nowe pokolenie druid�w i kap�anek, kt�re pomo�e mu rozkrzewi� na nowo prawdziw�, star� wiar� w otumanionej przez Rzymian Brytanii. Nigdy jednak nie mia� czasu nas uczy� i ch�opcy zostali w wi�kszo�ci rolnikami lub rybakami, a dziewczyny �onami. Podczas mojego pobytu na g�rze Tor tylko Nimue mia�a zadatki na kap�ank�. Ja chcia�em zdecydowanie zosta� wojownikiem. Sk�oni� mnie do tego Pellinor, ulubieniec Merlina. By� kr�lem, ale Saksonowie odebrali mu ziemi� i wy�upili oczy, a bogowie pozbawili rozumu. Powinien trafi� na Wysp� Umar�ych, gdzie posy�ano niebezpiecznych szale�c�w, ale Merlin kaza� zatrzyma� go na g�rze Tor i zamkn�� w kom�rce, takiej jak ta, w kt�rej Druidan hodowa� �winie. Pellinor by� zawsze nagi, mia� d�ugie, si�gaj�ce do kolan siwe w�osy i �zawi�ce, puste oczodo�y. Ci�gle co� wykrzykiwa�, obwieszczaj�c ca�emu �wiatu swoje my�li. Merlin s�ucha� tych bredni, uwa�aj�c, �e przemawiaj� przez niego bogowie. Wszyscy bali si� Pellinora. By� bezgranicznie szalony i nieokie�znany. Usma�y� kiedy� na ogniu jedno z dzieci Sybilli. Ja jednak, o dziwo, przypad�em mu do gustu. Przeciska�em si� przez kraty do jego celi, a on g�adzi� mnie po g�owie i opowiada� historie bitew i polowa� na dzikiego zwierza. Nie wydawa� mi si� ob��kany i nigdy nie zrobi� nic z�ego ani mnie, ani Nimue. Ale te�, jak powtarza� Merlin, byli�my dzie�mi, kt�re b�g Bel darzy� szczeg�lnymi wzgl�dami. Bel by� mo�e nas kocha�, ale Gwendolyn nienawidzi�a. By�a �on� Merlina, star� ju� i bezz�bn�. Podobnie jak Morgana zna�a si� doskonale na czarach i zio�ach, lecz gdy choroba zniekszta�ci�a jej twarz, Merlin porzuci� j�. Zdarzy�o si� to na d�ugo przed moim przybyciem na g�r� Tor, w okresie, kt�ry wszyscy nazywali Z�ymi Czasami. Merlin wr�ci� wtedy z p�nocy wzburzony i roztrz�siony, ale nawet gdy si� ju� uspokoi�, nie przyj�� Gwendolyn z powrotem. Pozwoli� jej mieszka� w ma�ej chacie obok palisady. Rzuca�a stamt�d na niego i na nas wszystkich przekle�stwa i obelgi. Najbardziej nienawidzi�a Druidana. Czasem siarczy�cie go opluwa�a, uganiaj�c si� za nim mi�dzy chatami. Podjudzali�my j�, ��dni krwi kar�a, ale jemu zawsze udawa�o si� uciec. Do takiego to dziwnego miejsca przyby�a Norwenna z ksi�ciem Mordredem i cho� przedstawi�em je mo�e w przera�aj�cym �wietle, �y�o si� tam w istocie bardzo dobrze. Byli�my ulubionymi dzie�mi czarnoksi�nika Merlina, cieszyli�my si� wolno�ci�, mieli�my niewiele obowi�zk�w, ci�gle si� �miali�my. Ynys Wydryn, Szklana Wyspa, by�a dla nas szcz�liwym miejscem. Norwenna zjawi�a si� tam w zimie, gdy bagna Awalonii by�y przysypane �niegiem. Mieszkaj�cy w osadzie cie�la, niejaki Gwlyddyn, kt�ry mia� syna w wieku Mordreda, zrobi� dla nas sanki. �migali�my z krzykiem w powietrzu, zje�d�aj�c z o�nie�onych zboczy g�ry Tor. Ralla, �ona Gwlyddyna, zosta�a mamk� Mordreda i ksi���, mimo skrzywionej stopy, r�s� zdrowo dzi�ki jej pokarmowi. Tak�e Norwenna poczu�a si� lepiej, gdy mr�z zel�a�, a na ciernistych krzewach przy �wi�tym �r�dle u podn�a g�ry Tor zal�ni�y pierwsze p�atki �niegu. Ksi�niczka by�a ci�gle s�aba, ale Morgana i Gwendolyn dawa�y jej zio�a, a mnisi modlili si� o jej zdrowie, wygl�da�o wi�c na to, �e wreszcie odzyskuje si�y. Co tydzie� pos�aniec informowa� o zdrowiu ksi�cia jego dziadka, Wielkiego Kr�la, a ka�da dobra wiadomo�� by�a wynagradzana bry�k� z�ota, sol� lub butelk� wybornego wina, kt�re krad� zwykle Druidan. Czekali�my bezskutecznie na powr�t Merlina. G�ra Tor wydawa�a si� bez niego pusta, cho� nasze codzienne �ycie niewiele si� zmieni�o. Trzeba by�o jak zwykle nape�nia� spi�arnie, zabija� szczury, przynosi� trzy razy dziennie drewno na opa� i �r�dlan� wod�. Gudovan, skryba Merlina, zajmowa� si� ksi�gowaniem op�at wnoszonych przez dzier�awc�w, a zarz�dca Hywel wizytowa� maj�tki, sprawdzaj�c, czy nikt nie oszukuje ich nieobecnego w�a�ciciela. Gudovan i Hywel byli lud�mi zr�wnowa�onymi, praktycznymi i pracowitymi. Zdaniem Nimue stanowi�o to dow�d, �e ekscentryczno�� Merlina ko�czy�a si� z chwil�, gdy w gr� wchodzi�y pieni�dze. W�a�nie Gudovan nauczy� mnie czyta� i pisa�. Nie chcia�em zdobywa� tych niegodnych wojownika umiej�tno�ci, ale Nimue z uporem na to nalega�a. - Nie masz ojca - m�wi�a - i b�dziesz musia� sam radzi� sobie w �yciu. - Chc� by� �o�nierzem - powtarza�em. - B�dziesz - obiecywa�a - ale najpierw musisz nauczy� si� czyta� i pisa�. By�a dla mnie tak� wyroczni�, �e jej uwierzy�em i zdoby�em urz�dnicze wykszta�cenie, zanim przekona�em si�, i� �aden �o�nierz go nie potrzebuje. Tak wi�c Gudovan sprawi�, �e przesta�em by� analfabet�, zarz�dca Hywel za� nauczy� mnie walczy�. Szkoli� mnie, jak pos�ugiwa� si� kijem, zwyk�� drewnian� pa�k�, kt�r� mo�na rozp�ata� komu� czaszk�, ale kt�ra s�u�y�a te� jako substytut miecza albo w��czni. Hywel by� niegdy� s�awnym wojownikiem w armii Uthera, ale sakso�ski top�r odr�ba� mu nog�. Szkoli� mnie tak d�ugo, a� by�em do�� silny, by podnosi� ci�ki miecz r�wnie szybko jak kij. Powtarza�, �e wi�kszo�� wojownik�w to nadu�ywaj�ce alkoholu i pozbawione zr�czno�ci dzikusy. Powiedzia�, �e spotkam wielu zataczaj�cych si� pod wp�ywem miodu i piwa ludzi, kt�rych jedynym atutem jest pot�ny cios, zdolny powali� wo�u, ale znaj�cy dziewi�� ruch�w miecza trze�wy m�czyzna zawsze ka�dego z nich pokona. - By�em pijany - przyzna� - kiedy Sakson imieniem Octha odr�ba� mi nog�. �wawiej, ch�opcze, �wawiej! Tw�j miecz musi zrobi� na nich wra�enie. �wawiej! Dobrze mnie wyszkoli�, o czym przekonali si� jako pierwsi synowie mnich�w z osady pod zamkiem. Nie cierpieli nas, wybra�c�w z g�ry Tor, bo leniuchowali�my i cieszyli�my si� wolno�ci�, gdy oni ci�ko pracowali. Polowali wi�c na nas i starali si� nam do�o�y�. Pewnego dnia zabra�em do osady m�j kij i solidnie poturbowa�em trzech chrze�cijan. Za spraw� bog�w by�em zawsze wysoki jak na sw�j wiek i silny jak w�, im wi�c przypisa�em swoje zwyci�stwo. Hywel sprawi� mi lanie za to, co zrobi�em, m�wi�c, �e wybra�cy niebios nie powinni nigdy bi� s�abszych. My�l� jednak, �e mimo wszystko by� zadowolony, bo nast�pnego dnia zabra� mnie na polowanie, podczas kt�rego zabi�em prawdziw� w��czni� pierwszego dzika. By�o to w spowitych mg�� zaro�lach nad rzek� Cam. Mia�em wtedy zaledwie dwana�cie lat. Hywel wysmarowa� mi twarz krwi� dzika, da� mi do noszenia na szyi jego k�y, a potem zani�s� ubite zwierz� do �wi�tyni Mitrasa i urz�dzi� tam uczt� dla starych wojownik�w, czcicieli owego boga �o�nierzy. Mnie nie pozwolono wzi�� w niej udzia�u, ale Hywel przyrzek�, �e pewnego dnia, gdy uro�nie mi broda i zabij� w walce pierwszego Saksona, zostan� wtajemniczony w obrz�dy Mitrasa. Trzy lata p�niej nadal marzy�em o zabijaniu Sakson�w. Mo�e wyda� si� to dziwne, �e ja, Sakson o jasnych w�osach, by�em tak �arliwym sojusznikiem Bryt�w, ale przecie� wychowywa�em si� w�r�d nich od dziecka, byli moimi przyjaci�mi, m�wi�em ich j�zykiem, s�ucha�em ich opowie�ci, z nimi nienawidzi�em, kocha�em i marzy�em. Moje w�osy nie mia�y zreszt� tak niezwyk�ego koloru. Rzymianie zaludnili przecie� Brytani� wszelkiej ma�ci cudzoziemcami. Ob��kany Pellinor opowiada� mi kiedy� o dw�ch braciach, kt�rzy mieli sk�r� czarn� jak w�giel. My�la�em, �e to tylko majaczenia szale�ca, dop�ki nie spotka�em Sagramora, numidyjskiego dow�dcy oddzia�u Artura. Kiedy Mordred i jego matka przybyli na g�r� Tor, zrobi�o si� tam t�oczno, gdy� Norwennie towarzyszy�y nie tylko s�u��ce, ale tak�e zast�p wojownik�w, kt�rzy mieli chroni� ksi�cia. Spali�my w chatach po cztery, pi�� os�b. Do dworskich komnat mia�y wst�p tylko Nimue i Morgana. By�y to apartamenty Merlina i jedynie tej pierwszej wolno by�o tam spa�. Norwenna i jej dworki mieszka�y w wielkiej sali, wype�nionej dymem z dw�ch p�on�cych dzie� i noc ognisk. Mia�a ona sufit wsparty na dwudziestu d�bowych filarach, �ciany z oblepionej glin� �oziny i kryty strzech� dach. Pod�og� stanowi�o klepisko wy�cielone sitowiem, kt�re zapala�o si� czasem od ognia, wywo�uj�c og�lny pop�och. Komnaty Merlina dzieli�a od tej sali �ciana z pokrytych glin� pr�t�w, w kt�r� wstawiono ma�e, drewniane drzwi. Wiedzieli�my, �e Merlin spa�, studiowa� ksi�gi i snu� marzenia w tych apartamentach, nad kt�rymi wznosi�a si� drewniana wie�a, zbudowana na samym szczycie g�ry Tor. Tylko Merlin, Morgana i Nimue wiedzieli, co si� w niej odbywa�o, nie chcieli jednak zdradzi� nikomu tej tajemnicy. Wie�niacy, kt�rzy widzieli wie�� Merlina w promieniu wielu mil, przysi�gali, �e by�a pe�na skarb�w, pochodz�cych z grob�w przodk�w. Stra�� Mordreda dowodzi� chrze�cijanin imieniem Ligessak - wysoki, szczup�y, chciwy cz�owiek, kt�ry by� doskona�ym �ucznikiem. Potrafi� rozszczepi� strza�� ga��zk� z odleg�o�ci pi��dziesi�ciu krok�w. Musia� jednak by� trze�wy, a to rzadko mu si� zdarza�o. Uczy� mnie czasem swego kunsztu, ale towarzystwo ma�ego ch�opca szybko go nudzi�o. Wola� gra� w ko�ci ze swoimi lud�mi. To on opowiedzia� mi, jak naprawd� zgin�� ksi��� Mordred i dlaczego Wielki Kr�l Uther przekl�� Artura. - Artur nic nie zawini� - stwierdzi�, rzucaj�c kostk� na swoj� plansz�. Takie plansze mieli wszyscy �o�nierze. Niekt�re by�y pi�knie wykonane z ko�ci. - Sz�stka! - wykrzykn��, a ja czeka�em cierpliwie na dalszy ci�g jego opowie�ci. - Podwajam - powiedzia� Menw, jeden ze stra�nik�w ksi�cia, i rzuci� kostk�. Poturla�a si� po planszy i zatrzyma�a na jedynce. Stra�nik potrzebowa� dw�jki, �eby wygra�, zakl�� wi�c siarczy�cie, zbieraj�c kostki z planszy. Ligessak kaza� mu przynie�� sakiewk� i uregulowa� d�ug, a mnie opowiedzia� tymczasem, jak to Uther wezwa� Artura z Armoniki, aby pom�g� mu pokona� wielk� armi� Sakson�w, kt�rzy wtargn�li w g��b naszych ziem. Artur �ci�gn�� ludzi, ale nie sprowadzi� swoich s�ynnych koni, gdy� bardzo si� spieszy� i mia� za ma�o okr�t�w. - W�a�ciwie nie potrzebowa� wierzchowc�w - stwierdzi� z podziwem Ligessak - bo i tak uda�o mu si� zastawi� pu�apk� na tych przekl�tych Sakson�w w Dolinie Bia�ego Konia. Ale Mordred chcia� by� m�drzejszy od Artura. Pragn�� przypisa� sobie wszystkie zas�ugi. - Ligessak otar� r�kawem zakatarzony nos i rozejrzawszy si�, czy nikt nie pods�uchuje, doda� �ciszonym g�osem: - Mordred by� ju� wtedy pijany, a jego ludzie wykrzykiwali, �e potrafi� pokona� nawet dziesi�ciokrotnie od nich liczniejsze oddzia�y nieprzyjaciela. Nale�a�o zaczeka� na Artura, ale ksi��� wyda� nam rozkaz do ataku. - Pan tam by�? - zapyta�em z m�odzie�czym zaciekawieniem. Ligessak skin�� g�ow�, m�wi�c: - By�em z Mordredem. Dobry Bo�e, jak oni walczyli. Otoczyli nas i w jednej chwili, oddzia� pi��dziesi�ciu Bryt�w zosta� zdziesi�tkowany. Ci, kt�rzy uszli z �yciem, b�yskawicznie wytrze�wieli. Wypuszcza�em z �uku jedn� strza�� za drug�. Nasi