8633

Szczegóły
Tytuł 8633
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8633 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8633 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8633 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Mikro�wiaty Jan Jakub Kolski Projekt ok�adki i karty tytu�owej Stasys Eidrigewicius Redaktor Katarzyna Merta Korekta redakcyjna Barbara Wi�niewska � Copyright by Jan Jakub Kolski, Warszawa 2001 � Copyright by Wydawnictwo Ksi��kowe Tw�j STYL, Warszawa 2001 ISBN 83-7163-385-8 > Wydawnictwo Ksi��kowe Tw�j STYL Warszawa 2001 Wydanie pierwsze �amanie: Enterek Druk i oprawa: Pozkal Inowroc�aw SPIS OPOWIADA� Umieranko - czyli pi�� bardzo wa�nych kot�w Wspakosz - czyli niewinne odwracanie �wiata Kamienne chleby ciotki Maniusi Dworusy - czyli historia jednej koby�ki i dw�ch �wiat�w Szewska mi�o�� - czyli wielka odmiana Helenki B Piorun - czyli podziemne �ycie W�adys�awa Lubickiego Lipa wisielc�w - czyli nieudana jesie� w gmykowie Landrynka - czyli historia niezniszczalnych trzewik�w Trzy szablony - czyli o�wiadczenie w sprawie ko�ca �wiata J�zef Pokutnik - czyli sze�� stacji do �mierci Mi�o�� Antoniego, �ycie Jana, �mier� Cygana Tryptyk z czarn� Ewul� po bokach UMIERANKO, czyli pi�� bardzo wa�nych kot�w Na umieranie Wi�c�awek wybra� najgorsz� por�. Kto widzia� schodzi� z ziemi na przedn�wek? G�upi wyb�r. Do tego wiosna przydarzy�a si� nie taka jak nale�y. Nie dawa�a rady zawr�ci� zimy. �adnym sposobem. Ani skowronkiem w powietrzu, ani psem szczekaj�cym po mgle, ani nawet bocianem dygoc�cym z zimna na czworacznej wierzbie. Deszcze mrozi�y si� przy ziemi, ziarno rzucone po�piesznie szkli�o na polach, oczy bola�y. Taka to by�a pora. Ze szpitala przyjecha� Wi�c�awek karetk�. Ca�e czworaki wysz�y na spotkanie: Edek, brat Wi�c�awka, Mazurek z Mazurkow�, Mierzwa z Mierzwow�, Rzepecki z Rzepeck�, Duda z Budow�, do tego troch� usmarkanego drobiazgu, par� ps�w i Pipka - kocica Wi�c�awka. Z t� Pipk� to nie wszystko by�o jasne. Niby ka�dy wiedzia�, �e Pipka, ale sk�d ta Pipka, kiedy Wi�c�awek by� niemow� od urodzenia? Co� tam wprawdzie gada� paluchami, co� t�umaczy� kiwaniem g�owy, ale ma�o kto umia� toto odczyta�. Przy konieczno�ci dom�wienia si� z Wi�c�awkiem, wo�ano sklepowego �ciborka, nauczycielk� Piotrowsk�, listonosza Gisk� i Majczaka z klubokawiarni. Cztery osoby. Sklepowy czyta� wtedy liczby z paluch�w niemowy, listonosz przymiotniki, nauczycielka rzeczowniki zwyk�e, a Maj czak rzeczowniki grube, czyli te r�ne: macie, kurwancki i pipki. Od czasownik�w nie by�o specjalisty, ale te� czasownik�w Wi�c�awek nie u�ywa�. Za to na Pipk� bardzo si� upar�. �adne inne nazwanie, tylko Pipka. Tak postanowi�, Maj-czak nijak nie m�g� zrozumie�. Wgapia� si� w rozbiegane paluchy, ale nie umia� wyczyta� Pipki. Na koniec ze�lony u�api� koci� za sk�r� i miotn�� nim gdzie popad�o. Popad�o na podo�ek nauczycielki. - Moja pipka - krzykn�a podobno nauczycielka. No i zosta�o koci� Pipk�, tyle, �e nie nauczycielki, a Wi�c�awka. Ale wr��my pod czworaki w dzie� przyjazdu niemowy ze szpitala. ALE wr��my pod czworaki w czas odjazdu niemowy ze szpitala. Kierowca opowiedzia� wszystko - Rozkroili biedaka, otworzyli, zobaczyli dziadostwo w brzuchu, zaszyli, dali tydzie� �ycia. Nie wi�cej. Edek rozp�aka� si� w g�os. - Siedem dni... nie wi�cej - powt�rzy� za kierowc�. Ma�o czasu. Za ma�o. Po trumn� do Ujazdu, po garnitur i koszul� do Tomaszowa, po trzewiki do B�dkowa, bo tam najlepszy szewc, po miejsce na cmentarzu do �aznowa. Siedem dni. Za ma�o... Przez siedem dni Edek zwozi� pogrzebowe dobro. Sk�py by�, nie lubi� marnotrawstwa, wi�c trumn� kupi� byle jak�, garnitur z byle czego, trzewiki z tekturow� podeszw� specjalne, umarlaczne, a i miejsce na cmentarzu wybra� g�wniane. Przez ten ca�y czas Wi�c�awek le�a� w ��ku, pomrukiwa�, kr�ci� g�ow� z niedowierzaniem, taksowa� wzrokiem przywo�one rzeczy. �smego dnia wsta�, ogoli� si�, przywdzia� trumienn� garderob� i zawezwa� Edka. Sama rozmowa nie by�a d�uga, za to milczenie przed ni� wieczne i �miertelne. Milczeli po r�wno: Wi�c�awek, Edek, nauczycielka Piotrkowska i Majczak z klubokawiarni. Na koniec Wi�c�awek odezwa� si� w te paluchowe s�owa: Trumna g�wno, trzewiki dupa, koszula pies, garnitur krowa, Wi�c�awek �ycie. Koniec. Oznacza�o to mniej wi�cej tyle, �e trumna i reszta nie by�y oczekiwanej jako�ci. Bo te� - powiedzmy prawd� - nie by�y. Te z conocnego snu Wi�c�awka - by�y najlepsze. Najlepsza trumna z wyle�anej d�biny, l�ni�ca od politur i poz�oty, najlepszy garnitur od krawca Marczyka z �omin i trzewiki pierwszego gatunku. Te z kolei od szewca z Pr��ek, mierzone do nogi, podbite s�onin� na palec, oblakowane i wyglansowane jak na pogrzeb bogacza. Bo w swoich snach Wi�c�awek by� bogaczem. Tyle, �e nikomu nie chcia�o si� zagl�da� w sny niemowy. Szkoda, bo m�g� tam zobaczy� to i tamto. Na przyk�ad rozmow� z Panem Bogiem. Zr�czn�, bez t�umaczy, z wszystkimi potrzebnymi cz�ciami mowy. PB: To jak nazwa�e� Wi�c�awek tego kota? Pipka? A w�a�ciwie dlaczego Pipka? Nie by�o lepszego nazwania? W: Jaka Pipka, Panie Bo�e?! Jaka Pipka? Mia�a by� lipka, bo to drzewo kocham najbardziej. A i koci� lubi�o o ni� ostrzy� pazurki. O t� moj� kochan� lipk�. Takie drzewko ro�nie z cz�owiekiem, dodaje si� do niego wiosn�, zaczadz� s�odem. Takie drzewo to skarb... Mia�a by� lipka, ale ten tuman Majczak nie pozna� s�owa z palc�w. PB: Lipka, m�wisz?... �adne nazwanie. W sam raz dla kota. Ja sam nie nazwa�bym lepiej. Psa na przyk�ad nazwa�em Wale�cjusz. W: To Pan B�g ma psa? PB: No, prawd� m�wi�c... nie mam. Ale bardzo bym chcia�. Nawet Znajd� polnego... Byle kto ma co chce, a ju� psa to prawie ka�dy �az�ga. �wi�ty Roch na przyk�ad. A w czym on lepszy, �e ma Brysia wielkiego jak stodo�a? Takie pi�kne psie, pilnuj�ce byd�a, li��ce rany na nogach. Widzisz sam, Wi�c�awek, jak wygl�da ta Bo�a sprawiedliwo��... W: Bez urazy, Panie Bo�e, ale to tyj� stanowisz. PB; Niby co? W: No, sprawiedliwo�� Bo��. PB: A nawet jak ja, to co z tego? W: A to z tego, �e ustan�w sobie psa. PB: G�upi jeste�, Wi�c�awek. Teraz to ja ju� nic nie mog� ustanowi�. Wszystko ustanowi�em, ca�y porz�dek, raz na zawsze. Trzeba mi to by�o powiedzie� w dniu stworzenia... Ale co tam... przepad�o i ju� tak zostanie. Na zawsze. Na wieki wiek�w... W: Amen. Od dnia rozmowy z bratem, Wi�c�awek zaniem�wi� na dobre. Nie przyj�� �adnej z pogrzebowych rzeczy. Postanowi� �y�, a� do skutku, to znaczy do tej chwili, kiedy zobaczy w swojej izbie wszystko, co si� nale�y nieboszczykowi. Tymczasem w trumnie umie�ci� Pipk�. Okoci�a si� po tygodniu. Koci�t by�o pi�� - wszystkie podobne do matki. W my�li nazwa� je �Pipciakami" i oznaczy� numerami od jednego do pi�ciu. W dniu, w kt�rym otworzy�y �lepia, postawi� je na stole, potem dok�adnie odrysowa� na papierze kopiowym o��wkiem. Czwart� cz�� planu mia� za sob�. Zaraz te� przyst�pi� do realizacji pozosta�ych trzech cz�ci. Prac� roz�o�y� sobie na dwa lata. Tak mu wysz�o z oblicze�. Przez pierwsze p� roku rozplenia� myszy. Nie sz�o to �atwo, bo ledwo oswoi� kilka sztuk, ledwo dorobi� si� znaczniejszego miotu, a ju� mu Pipka z Pipciakami podjad�y co smaczniejsze. Na koniec dopracowa� si� jednak trzech setek g�odomor�w. Drugie p� roku sp�dzi� Wi�c�awek na podk�adaniu myszy gdzie potrzeba. Sze��dziesi�t sztuk wrzuci� do stodo�y Edka, siedemdziesi�t pu�ci� dobrodziejowi na plebani�, osiemdziesi�t zostawi� w �ominach, w sionce krawca Marczyka, a dziewi��dziesi�t ostatnich rozsypa� hojnie w warsztacie szewca z Pr��ek, kiedy ten zaj�ty by� akurat wi�ksz� potrzeb�. Trzecia cz�� planu - to by�o czekanie na plag�. I ta nadesz�a nied�ugo. Ca�y okoliczny �wiat zamysi� si� od brzegu do brzegu. Wi�c�awkowy pomiot z�era� wszystko, co si� do tego nadawa�o i spor� cz�� tego, czym zwykle gardzi�. W te dni najcenniejszym skarbem okaza� si� jaki b�d� kot. A Wi�c�awek mia� kota. Ba, gdyby tylko kota. Wi�c�awek mia� Pipk� i pi�� wypasionych, gotowych na wszystko tygrysi�! Przysz�a pora na handel. Za pierwszego kota za��da� Wi�c�awek d�bowej trumny od brata. Dosta� j� bez targ�w. Za drugiego kota sprawi� sobie czarny garnitur (krawiec Marczyk do�o�y� nawet bia�� koszul� i spinki do mankiet�w). Za trzeciego kota zam�wi� w Pr��kach buty z najlepszej sk�ry, a za czwartego wytargowa� u dobrodzieja miejsce do le�enia przy g��wnej alejce. Zosta� pi�ty kot. Z tym wybra� si� Wi�c�awek na wie�, wystawi� go w klatce pod remiz� i kaza� sobie przynie�� najdorodniejsze szczeniaki. Do wyboru przedstawiono mu siedemna�cie sztuk. Wybra� najlepszego i zaraz te� og�osi� mu jego imi�: - Nazywasz si� Walencjusz. Po tym og�oszeniu Wi�c�awek podzi�kowa� t�umaczom, podarowa� im na sp�k� Pipk� i wszystko, co by zechcieli zabra� z mieszkania. Nie doszed� do czworak�w. �mier� wzi�a go po drodze, tak jak szed�, z psiakiem w kieszeni. Strach polny przykry� go burk�. Ulitowa� si� nad Wi�c�awkiem, bo akurat �li�a jesie�. Zrzuci� kapocin�, a sam zosta� go�y, z patykami wystawionymi na wieczorny ch��d. By�o jak by�o: Szczeniak popiskiwa�, Wi�c�awek le�a� przykryty strachowym przyodziewkiem, a strach dygota� z zimna. Tak w ka�dym razie opowiada�y wrony, kt�re widzia�y to dok�adnie - i z g�ry i z grudy. Czy mo�na da� wiar� takiemu �wiadectwu? Mo�na. Wrony nie k�ami� w wa�nych sprawach. WSPAKOSZ czyli niewinne odwracanie �wiata R�ne by�y rzemios�a w Popielawskim dworze. Szewcem by� Bade�ek sprawiaj�cy kamasze tak udatne, �e ich rozg�os daleko przekracza� granice dawnego maj�tku. O Bade�kowych trzewikach m�wi�o si� na odpu�cie w �aznowie (na �wi�tego Rocha, kt�remu pies wyliza� ludzkie rany, a parchate bydl�ta sk�oni�y �by nabo�nie), w Rokicinach, czy cho�by w G�uchowie pod bia�ym ko�cio�em. Podobno dziadek Bade�ka obdarowa� �apciami samego pana Reymonta, kiedy ten je�dzi� akurat po okolicy w czas pisania wa�nej ksi��ki. St�d wzi�y si� dwa zdania w skierniewickiej gazecie. Pan Reymont opisa� w nich wygod� chodzenia w niezwyczajnych �apciach i ulg� po m�czarniach od angielskich sztyblet�w. Wszystko to w dw�ch zdaniach. Taki pisarz! Nic dziwnego, �e s�awne rzemios�o posz�o w pokolenia (szewskie, nie pisarskie). R�ne by�y rzemios�a, a wszystkie spe�niane najlepiej. Na przyk�ad Cie�licki. Ten by� mleczarzem kr�c�cym centryfug� tak szybko, �e nie widzia�o si� ani korby, ani r�ki, a tylko nieostr� mgie�k�. Zdarza�o si�, �e przy hamowaniu maszyny, �mietana podnosi�a si� wysoku�ko, a� na okolic� spada� mleczny deszcz. Rymarzem by� Szewczyk. Ten z kolei wybija� podk�adki szczecin� tak leciuchn�, �e koniska upiera�y si� trzyma� chom�ta na grzbietach przez okr�g�e �ycie. Ora�y w nich, wozy, spa�y w stajniach, zdycha�y, a� na koniec kleszczyny chom�t gni�y pomieszane z wiernymi ko��mi nosicieli. R�ne by�y rzemios�a w Popielawskim dworze. Du�o by o tym pisa�, ale czas ju� napocz�� histori� Antka B�ocha ze Smykowa. Tej akurat historii nie da si� opowiedzie� inaczej, jak tylko po kolei. Antek urodzi� si� sierot�. Matk� zabra�a do ziemi gor�czka po�ogowa, za� ojc�w przypisano mu siedmiu. O czterech za du�o, bo i tak wiadomo by�o, kt�rych trzech rucha�o Mariann�, a byli to: Rzepecki, Giska i Gniewisz. Wi�c koleba�o si� dzieci�tko w cudzych kolebkach, a� doros�o wieku ciel�cego, nie znaj�c smaku matczynego mleka ani ojcowskiego rzemienia. Wtedy objawi�o si� �wiatu ciekawo�ci� wszystkiego, rozdyman� ponad zwyk�� ludzk� potrzeb�, jak nie przymierzaj�c - �wi�ska macherzyna. - Dlaczego chmura si� trzyma nieba i czym ta g�upia si� trzyma? Dlaczego kierat si� obraca? Dlaczego deszcz jest z wody, a grad na przyk�ad z lodu? Dlaczego �elazo si� nie pali, a drewno na przyk�ad jak najbardziej? Takie pytania i inne, s�ysza�o si� co dzie� w ka�dej Smykowskiej dziurze. Kto umia� - odpowiada� jak umia�, kto mia� dobr� wol� - zmy�la� do granicy ch�opskiego rozumu, komu brakowa�o cierpliwo�ci - ruga� smyka albo smaga� batem. W takim �wiecie pobiera� Antek pierwsze nauki. We dnie pilnowa� bydl�t, na noce zapada� w s�sieki, na strychy, do ob�rek, by tam, ze �wiat�em od ksi�yca albo od naft�wki powoli rozbiera� �wiat na kawa�ki. I rozebra� jak umia�, po swojemu. Czyta� nauczy� si� od prawej do lewej, pisa� do g�ry nogami, rysowa� od spodu kartki, a nie na wierzchu. Kiedy wyd�uba� g�lik z kawa�ka czere�ni, poszed� podobn� drog�. Przycisn�� smyk do piersi i zagra� g�likiem po ko�skim ogonie. Taka to by�a nauka... Czasem zapyta� tego czy tamtego siedz�cego na miedzy z kamiennym czo�em. - Powiedzcie z dobrego serca... prawdziwego ucz� si� �wiata? -Prawdziwego, Anto�... prawdziwego. Ka�dy �wiat prawdziwy... Z takimi przewodnikami doczeka� Antek B�och szko�y powszechnej, a wraz z ni� pierwszych s��w nauczyciela Kul�ga. - Katastrofa! Wszystko nie tak! Wszystko od ty�u do przodu... Jak to teraz odwr�ci�? Nauczyciel mia� racj�, ale tylko tyle. Nie znalaz�a si� przy tej racji �adna rada na Antkow� odwrotno��. Co by�o robi�? Zostawiony sam ze �wiatem, wr�ci� Antek do osobnej nauki. Nim to jednak uczyni�, da� nazw� swojemu rzemios�u i w tej samej chwili zosta� pierwszym wspakoszem w dookolnym �wiecie. Praktyk� zacz�� i zako�czy� tego samego dnia u wszystkich okolicznych rzemie�lnik�w naraz. Najpierw przegna� go szewc Bade�ek za pr�b� zrobienia antybut�w, potem mleczarz Cie�licki w chwili zamiany �mietany na mleko, wreszcie rymarz Szewczyk, po uwolnieniu koby�y z �elaznego chom�ta. Antek B�och ucieszy� si� z pora�ki jak ma�o kt�rej rzeczy w �yciu. W ko�cu to on wymy�li� odwrotno��. - Ko�ci� modli si� we mnie, ciesz� si�, kiedy jestem smutny, �pi� w dzie�, chleb mnie zjada... Jestem pierwszym wspakoszem w Smykowie i by� mo�e gdzie� jeszcze. To ja mam racj�, bo wszyscy mi jej odmawiaj� - pomy�la� jak doros�y a nie jak dziecko, czym te� potwierdzi� wysok� jako�� swojego osobliwego rzemios�a. Wkr�tce, w wieku dwunastu lat zosta� najbogatszym cz�owiekiem w okolicy. Jak do tego dosz�o? Zwyczajnie. W dniu, w kt�rym zainteresowa� si� pieni�dzmi, poszed� po nie do sklepu Sciborka. Kierowa�a nim my�l, �e skoro wszyscy nosz� pieni�dze do sklepu, to on, Antek, uczyni odwrotnie. Jak pomy�la� tak zrobi�. Wybi� szyb�, przecisn�� si� mi�dzy kratami obliczonymi na wi�kszego z�odzieja, wzi�� pieni�dze i wr�ci� do domu, czyli - nigdzie. Podobnie sp�dzi� kolejne noce w kolejnych sklepach w okolicy. Po nich przyszed� czas na Bank Rolniczy w B�dkowie. St�d wyni�s� Antek dwana�cie work�w i na tym zako�czy� z�odziejsk� karier�. Pieni�dzy mia� ju� pod dostatkiem, a i tak nie wiedzia�, co z nimi robi�. Nast�pnym dzie�em mia�o by� odpuszczenie grzech�w ksi�dzu dobrodziejowi. Antek nie raz widzia� dobrodzieja pochylonego nad bia�ymi g��wkami dzieci. Takie zaj�cie bardzo mu odpowiada�o. - Odpuszcz� grzechy ksi�dzu, a mo�e nawet pob�ogos�awi�? Z takim postanowieniem poszed� do ko�cio�a. Depcz�c dymi�c� kurzem poln� drog�, nie wiedzia� jeszcze, �e ta wizyta posieje w jego g�owie najtrwalsze ziarno. A by�o tak: W ko�ciele sta�y figury. L�ni�y na nich poz�oty i polichromie, patrzy�y z figur �ywe oczy �wi�tych. - Figury w ko�ciele? Ko�cio�y w figurach - to w�a�ciwy porz�dek. Z tym ma�ym pomys�em i workiem pieni�dzy pojecha� Anto� do miasta. Kupi�, co potrzeba: d�uta, d�utka, scyzoryki, farby, p�dzle. Kiedy wr�ci� do Smykowa, wzi�� si� za rze�bienie �wi�tych, kt�rym w pustych piersiach poumieszcza� pi�kne ko�cio�y. Ju� po miesi�cu figury zyska�y wielk� s�aw�. Zacz�li si� zje�d�a� kupcy z Polski i okolicy. Wielki bogacz z Ameryki zam�wi� nawet osio�ka d�wigaj�cego w pustym brzuchu calutk� Jerozolim�. To by�o dzie�o jakiego �wiat nie widzia�. Wzruszony bogacz wystawi� Antkowi pa�ac budowany od komina w d�. Tymczasem Antek nie przestawa� my�le�. - Cz�owiek na obrazie? Obraz na cz�owieku -to w�a�ciwy porz�dek. No i zacz�o si� malowanie. Rzeka z wierzbami na plecach sekretarza z wojew�dztwa, Matka Boska Przenaj�wi�tszej Pomocy na piersi dobrodzieja, ukochana Mariolka na po�ladku kowala Andryszka (za ten akurat obraz nie wzi�� Antek zap�aty). Wkr�tce, w wieku dziewi�tnastu lat, zamieszka� w nowym pa�acu pod Warszaw� i wtedy przysz�o nieszcz�cie. Pojawi�o si� nagle, wraz z nowym pomys�em. - Partia kierownicz� si�� narodu? Nar�d kierownicz� si�� - to w�a�ciwy porz�dek. Pierwszy raz trafi� do wi�zienia na cztery lata. W�adza zabra�a mu pa�ac, a wraz z nim: powielacze, maszyny drukarskie, faksy, aparaty fotograficzne, magnetofony, papier i farb�. Drugi raz trafi� do wi�zienia na pi�� lat. Kiedy wychodzi�, dobiega� ju� trzydziestki, mia� w dorobku pi�� ksi��ek napisanych odwrotnie i decyzj�, �eby opu�ci� Smyk�w na zawsze. Wybra� Australi�, bo le�a�a na odwrotnej strome ziemi. Zosta�o po nim kilka ksi��ek do czytania z lusterkiem oraz kilka tysi�cy ludzi my�l�cych jak nale�y. KAMIENNE CHLEBY CIOTKI MANIUSI Wszystkie znalezione chleby by�y kamieniami, cho� wygl�da�y jak chleby. Na�ladowa�y ich kszta�t, by�y wypuk�e od g�ry, p�askie od do�u, mia�y pop�kan� sk�r�, w p�kni�ciach by�y szorstkie i m�czne, za� g�adkie po wierzchu. Na wypuk�o�ci szkli�y si� drobiny maku usypanego w gwiazdk� - znak przedwojennej piekarni z Rokicin, cz�sto na�ladowany przez okoliczne gospodynie. Nie wiadomo tylko, czy pachnia�y, bo ci�ar chleb�w zniech�ca� do podnoszenia ich do g�ry, a jako� nikomu nie przysz�o do g�owy �eby si� pochyli�, przytkn�� nos i pow�cha�. Znalezisko by�o tak nieoczekiwane, �e zapodzia�a si� gdzie� trze�wo�� ludzkich zachowa�. -To kamienie i chleby. Chleby i kamienie. Jedno jest tym samym, co drugie, a przy tym jest sob� osobnym. To si� zdarza. Na przyk�ad: kamienne serce, kamienna g�owa, kamienne tablice Moj�esza, wed�ug kt�rych �yjemy jako ludzie. Tu, na ruinach domu ciotki Maniusi mamy do czynienia z kamiennymi chlebami lub chlebowymi kamieniami. Jako cz�owiek �wiat�y i demokratyczny zostawiam wam wolno�� wyboru nazwy, wi�c jak nazwiecie, tak si� b�d� nazywa�y. Tym pi�knym przem�wieniem nauczyciel Piechota spr�bowa� podsumowa� spraw� znaleziska, zawr�ci� ludzk� wyobra�ni� i u�o�y� j� na powr�t w koleinach codzienno�ci. Niestety, pr�ba nie powiod�a si�, a to za spraw� nast�pnych wydarze�. Zanim jednak o nich - kilka s��w o okoliczno�ciach znalezienia kamiennych chleb�w (chlebowych kamieni). Zmar�a ciotka Maniusia. Nim to uczyni�a zdejmuj�c kamie� z serca swojej wnuczce Hani, do�y�a dziewi��dziesi�ciu siedmiu lat, pochowa�a m�a, dwie c�rki, dw�ch syn�w i trzech braci. Tak si� przy tym oswoi�a ze �mierci�, �e trumn� na sw�j poch�wek trzyma�a w sionce, dogl�da�a jej, zdejmowa�a paj�czyny, prostowa�a krzywi�cego si� Jezuska. Odk�d pami�tano, porusza�a si� przy krze�le, z�amana w p�, mog�ca widzie� tylko skrawek �wiata dooko�a n�g, a widz�ca wszystko. 0 jej defekcie m�wi�o si� r�nie, zawsze jednak szeptem, ��cz�c chwil�, kt�ra przygi�a ciotk� Mamusi� do ziemi z jak�� tajemnic�. Wiadomo by�o tylko, �e ca�a rzecz sta�a si� naraz, w sekundzie, mo�e w minucie. W jednej chwili. Zmar�a w ��ku nie zapowiadaj�c �mierci 1 nie wyja�niaj�c �adnego z domys��w. Ju� w dzie� po pogrzebie Hania i Mietek zabrali si� do rozbi�rki cha�upy ciotki Mamusi - drewnianej, ledwo �ywej, przyklejonej do murowanego pa�acu. Zdj�li przegni�� strzech�, odbili zmursza�e krokwie od kalenicy, wy�uskali deski ze stropu, zabrali si� za belki �cienne. Jak krew pop�yn�a �ywica do ziemi. Dopiero teraz drzewo umar�o. Pod wiecz�r, w miejscu po cha�upie ciotki Maniusi zosta�o tylko to, co zostaje zawsze: chlebowy piec bielony z kominem w po�owie bia�ym a w po�owie czerwonym. W nocy piec si� sam rozpali�. Sk�d wiadomo, �e sam? Tak naprawd� to nie wiadomo, ale lepszego wyt�umaczenia nikt nie znalaz�. Nauczyciel Piechota dopu�ci� nawet udzia� ducha w tym materialnym zdarzeniu, cho� fizyk� przedk�ada� nad inne przyczyny. -Jaki� �ar si� przechowa� przez lata, jaka� iskra Bo�a. Powietrze dosz�o, tlen iskr� roznieci�... Tak mog�o by�... - Tak mog�o by� - powt�rzyli ludzie za nauczycielem. W ko�cu metafizyka to te� fizyka, chocia� troch� inna. Piec gorza� do rana. Rozpalony do bia�o�ci bi� �un� po niebie. Nadjecha�y wozy stra�ackie z ca�ej okolicy, ludzie powstawali z ��ek, przebudzona smarkateria za�wieci�a go�ymi dupami, rozjazgota�y si� psy, przylecia�o stado kawek, zanurkowa�o w rozpalon� czelu�� komina. Ptasie kostki wystrzeli�y za chwil� z paleniska. Ludzie zacz�li rozmowy o ko�cu �wiata. Co� si� im przypomnia�o ze �wi�tego Jana, jaka� kula ognista, ptaki og�upia�e, bezg�o�ne, popi� zawieszony nad ziemi�. Poszed� p�acz dooko�a i za�amywanie r�k. Ten i tamten uporz�dkowa� pospiesznie swoje �ycie, psy podkuli�y ogony, dzieci posika�y si� ze strachu, a starcy zamilkli. Wtedy piec zacz�� przygasa�. Z bia�ego zrobi� si� czerwony, a potem doszed� szybko do zwyk�ej szaro�ci. Dymi� jeszcze przez godzin�, a� ostyg� razem ze �witem. W takiej sytuacji wozy stra�ackie odjecha�y, kobiety rozesz�y si� do dom�w, a m�czy�ni do obrz�dku. Chleby znalaz�a Hania. Wypad�y z pieca razem z blaszanymi drzwiczkami. By�o ich dwana�cie, tyle samo ilu aposto��w w Pi�mie. -Ostatni� wieczerz� urz�dz� w Popielawach - pomy�la�a Hania i sama si� zdziwi�a Potem dotkn�a chleb�w, pozna�a, �e kamienne, krzykn�a w stron� �wiata: - Kamienne chleby ciotki Maniusi! Posz�o s�owo po wsi nieodwo�alnie. Przez kolejne dni chleby styg�y pod piecem, wskazywane przez Hank� poparzonym palcem. Ogl�da� je sobie, kto chcia�, chocia� trzeba powiedzie�, �e ch�tnych ubywa�o. Widok dwunastu bochenk�w cho�by najbardziej kamiennych, nie m�g� si� r�wna� z widokiem gorej�cego pieca. Tamto zosta�o w pami�ci, bo dotkn�o �wiat�em nie tylko oczu, ale i utopionych w mroku dusz. Ludzie poczuli podw�jno�� swoich byt�w i w jednej chwili stali si� gotowymi do �ycia wiecznego. Z takim uczuciem pozapadali si� w ciemne k�ty cha�up, stod� i ob�r, by przywo�awszy �wiat�o pod powieki, roztapia� nim l�d przesz�ego �ycia i kamie� uczynk�w. Co poniekt�ry nie wytrzyma� wzruszenia. Z p�aczem poszed� na pole, na drog�, pod �wi�te drzewo d�bowe, by po raz pierwszy w �yciu wyspowiada� si� Panu Bogu. Naliczono p�niej: trzech powieszonych, dw�ch o�lep�ych i jedn� histeryczk� z potr�jnymi stygmatami. Nauczyciel Piechota zapisa� w dzienniku: �Te dni w Popielawach naznaczone by�y nadmiarem". Mia� racj�. Udokumentowa� j� wkr�tce decyzj� opuszczenia wsi, zamieszkania w S�ugockim lesie i budowie pustelni. Kiedy j� wzni�s� z polnych kamieni, zacz�� wyg�asza� nauk�. Po miesi�cu usch�o mu przyrodzenie, a ptaki zasra�y mu g�ow� jak �wi�temu Franciszkowi. Te zdarzenia, cho� ju� opisane - mia�y dopiero nast�pi�. Przyczyn� by�y chlebowe kamienie, wi�c wr��my do nich. Hanka zakopa�a wszystkie za stodo��, w dole po lasowaniu wapna. Dostyg�y tam do ko�ca, przepad�y, ale tylko na jaki� czas. Nied�ugo wr�ci�y przed ludzkie oczy, a by�y nimi oczy starej Kuside�ki. Sta�o si� to na cmentarzu w �aznowie, w pi�tkowy wiecz�r, Kuside�ka zobaczy�a dwana�cie bochenk�w i krzykn�a wniebog�osy. Chleby le�a�y na grobie ciotki Maniusi, przyciska�y go od g�ry i otula�y po bokach. Jak si� wydosta�y z dom, kto je umy� (nie by�y uwalane wapnem), kto przywi�z� do �aznowa w tajemnicy przed lud�mi? Na te pytania potrafi�o odpowiedzie� dw�ch, mo�e trzech m�drych w okolicy, po�r�d nich nauczyciel Piechota, ale na ludzkie nieszcz�cie w�a�nie tego dnia poczu� w sobie powo�anie, og�osi� si� eremit� i opu�ci� Popielawy na zawsze. Bez rozstrzygni�cia, w po�piechu - zakopano chleby na nowo. Tym razem uczyni� to Mietek, m�� Hanki, gospodarz znany z dok�adno�ci. Wywi�z� bochenki daleko za wie�, wykopa� dwana�cie oddzielnych grob�w, do ka�dego wrzuci� chlebowy kamie� i przycisn�� go dwunastoma polnymi. Chodzi�o mu o to, by uzyska� liczb� sto czterdzie�ci cztery, kt�ra w jego rodzinie uchodzi�a za magiczn�. - �Wyzna� ci musz� kaba�y litery, uratuje ci dusz� sto czterdzie�ci cztery". Podobno w takich s�owach wyrazi� swoj� wdzi�czno�� �yd Moszek Stilander uratowany od �mierci przez Mietkowego dziadka. Przez trzydzie�ci lat �adna z Popielawskich dusz nie domaga�a si� ratunku, wi�c nie u�yto zakl�cia. Taka potrzeba pojawi�a si� dopiero razem z kamiennymi chlebami ciotki Maniusi, bowiem jak ju� o tym wspomniano - gorej�cy piec rozpali� nie tylko siebie samego. By�o nie by�o - chlebowe kamienie zaleg�y w ciemnych grobach, przyci�ni�te dla pewno�ci stu czterdziestoma czterema polnymi bra�mi. Kiedy nazajutrz ponownie odkryto bochenki na cmentarzu w �aznowie, wie� poprosi�a o rad� m�drzejszych od siebie. Pojecha�a delegacja do Muzeum Piekarnictwa w Brzezinach. Pan kustosz przyj�� delegat�w serdecznie, wspomnia� o dobrej jako�ci Popielawskiego chleba, wypyta� o m�ynarza Trele, kt�rego pami�ta� z partyzantki i...odm�wi� przyj�cia dziwacznych chleb�w. - Prosz� odda� do szkolnej izby pami�ci. Tak radz�. Niech si� dzieciarnia uczy... Albo do m�yna, na �arna. Niech chlebowe kamienie miel� ziarno na m�k�. Kapitalny paradoks, prawda? Albo pot�uc i... na drog�. �eby si� wam na tej wsi lepiej je�dzi�o tymi tam... konikami... Ta ostatnia rada spodoba�a si� Hance, wi�c posz�y chleby pod m�ot kowala Andryszka. Pot�uk� dwana�cie bochenk�w na �wir, zebra� szufl� i wyrzuci� na drog�. Ledwo opad� py�, a ju� chlebowy drobiazg na powr�t zacz�� si� uk�ada� w bochenki. Kamyki �miga�y w powietrzu jak pociski. Chcia� si� nimi zabawi� Burek, ale okaza�y si� �lepe i nieczu�e. Urwa�y mu g�ow�. To uczyniwszy - potoczy�y si� na cmentarz. Do nast�pnej narady stan�y ju� tylko dwie osoby: Hanka i Dietek. Reszta ludzi rozpe�z�a si� po norach, bo to by�o jedyne �wiadectwo, jakie mogli da� prawdzie. - Co z nimi zrobisz? - zapyta�a Hanka, przerzucaj�c ci�ar na m�a, bo ju� wiedzia�a, �e jest g�upsza od chleb�w. - Pot�uk� je na sto czterdzie�ci cztery u�omki, ka�dy zawin� w czarne p��tno, �eby nic nie widzia�, za�aduj� na w�z, wywioz� daleko, pouciskam w ustronnych miejscach, pogubi�... Niech si� spr�buj� potem odnale�� jak takie m�dre... To powiedziawszy, Mietek zabra� si� do roboty. Ukl�kn�� nad chlebami i bij�c m�otkiem w przecinak, jak starodawny kamieniarz - dokona� dzie�a. Potem zawin�� ka�dy z u�omk�w w czarne p��tno, obwi�za� sznurkiem, pomiesza�, za�adowa� na w�z. Na koniec zabra� z cha�upy zeszyt w dwie linie i kopiowy o��wek. Tak przygotowany ruszy� w drog�. Pod wiecz�r dojecha� do Odrzywo�u. Tam przenocowa� pod stogiem siana. Od rana zacz�� umieszczanie chlebowych u�omk�w, ka�de miejsce opisuj�c w zeszycie, a nawet dla wszelkiej pewno�ci rysuj�c rysunek. W kt�rej� sekundzie z�apa� si� na my�li, �e oto wykonuje najciekawsze zaj�cie w swoim �yciu. Kiedy pod wiecz�r rozpali� ognisko na polu pod Czarnocinem poczu�, �e jest szcz�liwy jak nigdy dot�d i w tej samej chwili postanowi� nie wraca� do domu. Konia i w�z sprzeda� w Kalinowie, za� notatnik przes�a� do Popielaw poczt�. Odezwa� si� dopiero po dwunastu latach, by jako Boris Hammerstein og�osi�, �e otwiera kolejn� kopalni� diament�w w Afryce Po�udniowej oraz �e nadaje jej imi� �Popielawy" na znak przywi�zania do rodzinnych stron. W taki oto zasrany spos�b, spe�ni�a si� przepowiednia Moszka Stilandera. Kamienie u�o�y�y si� w chleby na trzeci dzie� po ucieczce Mietka. Tym razem posz�o im trudniej, ale na koniec - znalaz�y ka�dy ka�dego. Hania nie mog�a si� nadziwi�. Zasiad�a nad notatkami m�a i zanim pismo rozmy�o si� pod �zami, zd��y�a przeczyta� sk�d wr�ci�y u�omki. Wr�ci�y ze studni w Sangrodzu, kapliczki w G�uchowie (tam u�omek utr�ci� nos figurze �wi�tego Patryka), z d�bowej dziupli w Spalskim lesie, z bagna w Luboszewach, z domku pisarza Reymonta pod Skierniewicami, z niebieskich �r�de� w Tomaszowie Mazowieckim, z Wytw�rni Landrynek w �elechlinku i z wielu innych miejsc. -Z takiego wielkiego �wiata powraca�y... -pomy�la�a Hania, nie dopuszczaj�c przeczucia, �e wielko�� �wiata nie zale�y od niego samego, a tylko od cz�owieka, kt�ry daje miar�. Wiele lat p�niej zrozumia�a, �e najw�a�ciwsz� miar� na okre�lenie wielko�ci �wiata jest Hanczyna t�sknota. Kamienne chleby u�o�y�y si� na grobie ciotki Maniusi w ten sam wz�r, co zawsze. Po dw�ch dniach najwi�kszy z nich, przyciskaj�cy pier� nieboszczki zacz�� delikatnie wibrowa�. Pomruk us�ysza�a Kuside�ka i zn�w z wrzaskiem polecia�a do ludzi. - Gadaj�ce chleby ciotki Mamusi! Posz�o s�owo w �wiat. Na szcz�cie tym razem us�ysza� je w�a�ciwy cz�owiek. Okaza� si� nim technik d�wi�ku pracuj�cy w kinematografii, zbieraj�cy akurat d�wi�ki do nowego filmu o ptakach. Podobno w okolicach Popielaw odzywa�y si� one szczeg�lnie ponuro, co technik potrafi� przedstawi� na wykresie. Cz�owiek ten zna� r�wnie� metod� zamiany wibracji na ci�g impuls�w elektromagnetycznych, poruszaj�cych membran� g�o�nika. Przy dobrych warunkach mo�na by�o wtedy us�ysze� mow� przedmiot�w. Poproszony przez Hani�, pojecha� na cmentarz, pod��czy� elektrody do chlebowego kamienia, wpi�� kable do magnetofonu �Nagra" i uruchomi� zapis. Jako pierwszy us�ysza� opowiadanie, kt�re potem z p�aczem przekaza� ludziom. Brzmia�o ono mniej wi�cej tak: Jestem chlebem z pieca ciotki Maniusi zamienionym w kamie�. Przyciskam jej pier� za uczynek, kt�rego Pan B�g nie wybaczy�. Dalej, chleb przypomnia� wydarzenie z czas�w wojny. O�ywi�o ono pami�� najstarszych mieszka�c�w wioski, kt�rzy potwierdzili prawdziwo�ci s��w kamienia. By� kt�ry� z lipcowych dni tysi�c dziewi��set czterdziestego trzeciego roku. W stodole Sont�w le�a� ranny Odrow��, po wiejskiej drodze przechadza�a si� jego ma�a siostra Ewusia, oczekuj�ca na koniec wypieku chleba w piecu ciotki Maniusi. Mia�a dosta� jeden chlebek, zanie�� go braciszkowi, ucieszy� si� dobrym uczynkiem. Nie da�a rady. Kiedy chlebek zapachnia� w jej d�oniach, poczu�a taki g��d, �e nim zrozumia�a, co robi - zjad�a go do ostatniego ziarnka maku. Z p�aczem pobieg�a do ciotki Mamusi. -Ciotuniu najdro�sza, Maniusiu z�ota, nie donios�am chlebka do stodo�y. Ulituj si� i daj jeszcze jaki� malutki... - Nie mam chleba dla darmozjad�w. Jest sianie zbo�a, jest �niwo, jest mielenie ziarna i zaczynianie ciasta. Dopiero potem jest chleb. Po tych s�owach kobieta pochyli�a si� nad paleniskiem i tak ju� zosta�a, za� dwana�cie chleb�w w jej piecu skamienia�o w jednej chwili, by upodobni� si� do serca Maniusi. Opowiadanie zarejestrowane przez technika posia�o w Popielawach milczenie. Ludzie robili rachunek �ycia - ka�dy z osobna i wszyscy razem. Ju� nie przeszkadza�y im kamienie na zewn�trz nich - chlebowe, przydro�ne, polne - tylko te, kt�rych ci�ar poczuli w �rodku. Po dw�ch tygodniach Hanka zwo�a�a narad�. - Ewusia �yje w Tanzanii. Jest siostr� oblubienic� serca Jezusowego. Mo�e zna modlitw�? Ewusia zna�a modlitw�. Odm�wi�a j� zaraz po otrzymaniu listu z Popielaw. Ukl�k�a w cieniu daktylowej palmy, uca�owa�a litery z rodzinnych stron, odezwa�a si� w te s�owa: - Chleba naszego kamiennego daj nam dzisiaj i odpu�� nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Cmentarne chleby Us�ysza�y modlitw�, przemieni�y si� w ziemi� i obsypa�y po bokach mogi�y. Wiosn� wzesz�o na niej �yto. DWORUSY czyli historia jednej koby�ki i dw�ch �wiat�w Dworusy to byli normalni ludzie: jaki� szewc, jaki� rymarz, jaki� stajenny, jaki� mleczarz, ich �oniska, ich b�karteria, ich psiarnia i kociarnia. Ludzie jak ludzie. �yli niespiesznie obracaj�c g�by w kr�gu paru koniecznych spraw. A to wstawali, a to siali na sp�achetkach lichej ziemi, a to �elowali buty, spogl�dali w niebo, zwieszali �by, wracali do cha�up, zapadali w bar�ogi z nieodmiennie nadp�kni�tym sercem. Czasem kt�ry� kl�kn�� przed wyblak�� Matk� Bosk�, poprosi� o niemo�liwe, naznaczy� palcami wa�ne miejsca na czole i ramionach, u�miechn�� si� g�upio do psa i do swojej naiwnej wiary. �wiat zapomnia� o dworusach zaraz po rozdziale ziemi. Nawet nie by�o tak, �e zapomina� przez miesi�c, czy cho�by przez tydzie�. Zapomnia� naraz i ju�. Najpierw jednak rozdrapa� z maj�tku po p�morgu na g�b�, zatka� sobie ka�duny pierwszym dworskim chlebem, dopiero p�niej zapomnia� tak jak si� zapomina. Zreszt�, co to za dw�r bez dziedzi�ca? Co to za fason stangrecki bez konik�w z cieniutk� p�cin�? O czym tu kurwa pami�ta�?! �wiat nazywa� si� �orniny. By� zwyczajn� wsi�. Mia� sklep, poczt�, szko��, zlewni� mleka, przystanek PKS-u, kiosk, klubokawiarni�, kino objazdowe, elektryczno�� i remiz� z zabawami. Mia� wszystko. Od dnia zapomnienia wzrasta� w wa�no�� z ka�dym nowym dniem, a� min�o dwadzie�cia lat i �wiat �ominy uniewa�ni� si� w jednej chwili. Sta�o si� tak za spraw� dworusa Stefana Ja�mu�ny. Ale do tego jeszcze troch� czasu. Na razie, w przeddzie� uniewa�nienia �omin, Stefan Ja�mu�na wybra� si� do sklepu, by, jak co tydzie� dozna� przewag ludzi lepiej urodzonych. Najpierw kupi� najgorszy chleb odk�adany na bok specjalnie dla dworus�w, potem wyprosi� u listonosza zaleg�y list ze z�ymi wiadomo�ciami, na koniec wypi� skwa�nia�y pod-piwek, cmokn�� na czarn� koby�k� i zawr�ci� do dworu. Czarna koby�ka. Ta by�a pociech� Ja�mu�ny za ka�d� udr�k�, cho� prawd� m�wi�c, ch�op z trudem odr�nia� udr�k� od uciechy. Od dnia zapomnienia obie zmiesza�y si� ze sob� w co� jednego, skot�owanego jak pszeniczny po�lad. Trwa�o sobie to �co�", trzymaj�c ludzi r�wno po�rodku mi�dzy rado�ci� a rozpacz�. Tylko koby�ka nie by�a po�rodku. By�a wy�ej. Czernia�a jak najczarniejsza noc, smoli�a oczy nie gorzej ni� kawki w kominie, a mo�e nawet lepiej. Wieczorem Stefan Ja�mu�na zjad� zalewajk�, wypali� w lufce p� papierosa, spojrza� na brzydk� �on�, potem na Najja�niejsz� Panienk� i poszed� do stajni. Kiedy zobaczy� koby�k� - nie od razu uwierzy�. Wyszed� ze stajni, przyzwa� na �wiadk�w Jezusa Chrystusa, �wi�tego Rocha, i kilku pomniejszych �wi�tych, wr�ci�, rozpali� latark� naftow�, przy�wieci�, spojrza� drugi raz. Tym razem musia� uwierzy�. Nie by�o innej rady. Jego czarna koby�ka poja�nia�a. Nie by�a ju� czerni� z czerni i mrokiem z mroku. Wyblak�a jak p��tno na s�o�cu. Co by�o robi�. Dworus Ja�mu�na rozp�aka� si� po cichu, wysmarka�, zdmuchn�� p�omie� latarki i poszed� spa�. W dniu uniewa�nienia �omin obudzi� si� przed �witem. Wcze�niej, ni� co dzie�. Pierwsze kroki skierowa� do stajni. Spojrza� i zobaczy�: czarna koby�ka nie by�a ju� wyblak�� koby�k�. By�a bia�a jak mleko. Nie inaczej. Tym razem dworus Ja�mu�na nie zap�aka�. Odezwa� si�: -No co tam... B�d� ci� wo�a� �Bia�a". Niech b�dzie jak ma by�. Kto� m�drzejszy od nas tym zarz�dza... To powiedziawszy zabra� si� za zgrzeb�o i wieche� owsianej s�omy. W tamtej chwili nie wiedzia� jeszcze, �e on sam - dworus Stefan Ja�mu�na jest czarny jak smo�a. �e przez noc zamieni� si� z koby�k� w kolory. Dowiedzia� si� o tym za godzin�, kiedy docuci� omdla�e �onisko. Kobiecina d�ugo nie chcia�a og�osi� prawdy. Nim to uczyni�a, przyzwa�a bez porz�dku wszystkie znane podniebne byty. Jako� tak przy Matce Boskiej Biedak�w - powiedzia�a wreszcie: - Stefan, ty jeste� czarny jak smo�a! Stefan Ja�mu�na spojrza� w lusterko. Ja�mu�nina m�wi�a prawd�. By� czarny jak smo�a. Wiadomo�� dosz�a do �omin zwyk�ymi drogami, to znaczy - nie wiadomo jak. Ludzie zebrali si� pod sklepem. Po d�ugiej naradzie og�osili: Pan B�g zamieni� Ja�mu�n� w koby�k�, i na odwr�t. Taki cud sobie wybra�, �eby im co� oznajmi�. Tylko co? Na razie, przed odkryciem Boskich zamiar�w, postanowili sprawdzi� Ja�mu�n�. W tej sprawie sklepowy �ciborek zebra� pieni�dze od posp�lstwa, potem kupi� sam u siebie: myd�o szare i toaletowe, proszek do prania, szczotk� ry�ow�, dwie kostki mas�a, dziesi�� kilo kie�basy, pi�� chleb�w, sze�� litr�w w�dki i s�oik miodu. Pr�ba mycia wypad�a na korzy�� Ja�mu�ny. Na darmo szorowali go przez dwie godziny, na darmo zamaczali w wodzie z proszkiem, szarym myd�em i mas�em (to na wypadek smo�owej czerni), na darmo darli sk�r� ry�ow� szczotk�. Zosta� takim, jakim by� od tego dnia, a� po kres dni (bez jednego) - czarnym jak najczarniejsza noc. I z bia�� koby�k� uda�a si� pr�ba. T� obmy�lili inaczej, jak to m�drale. Zreszt�, kto to widzia�, �eby my� bydl�? Wysmarowali biedaczk� miodem, poprowadzili do pasieki B�ocha. Tam zabra�y si� za koby�k� pszczo�y. Co mia�a robi�? Pad�a na ziemi�, by zetrze� z siebie pszczele plemi�. Pogryziona do krwi, poobijana do ko�ci - nie zmaza� winy. Zosta�a bia�a jak ma�o kt�ry anio�. Pod wiecz�r �ominy musia�y si� przyzna� do tego, co ju� by�o wida� od rana: wielka wie� z wszystkimi wa�no�ciami �wiata obraca�a si� w g�wno. Na darmo czeka� mechanik z B�dkowa, by pu�ci� w ruch projektor z nowym filmem. Akurat mia� by� �Rashomon" a z nim cztery prawdy w jednej. Za du�o. Zreszt�, kogo to teraz obchodzi�o? �ominy rozpacza�y po wielkiej stracie. Na placu przed czworakami zap�on�o ognisko, pola�a si� w�dka, posz�y w ruch narzekania. Ja�mu�na nie pi� z innymi. Wzi�� wprawdzie flaszk� w�dki i dwa p�tka kie�basy, ale zjad� i wypi� u siebie. Czu� tak dobrze jak ma�o kiedy, �e nie wolno mu pi� i je�� z byle kim. Od nast�pnego dnia ruszy�y pielgrzymki. Z okolicznych wsi, miast i miasteczek wali� t�um tak szeroko, �e nie starcza�o drogi. Szli, jechali, zmierzali - czym kto mia�: piechot�, furmankami, traktorami, motorami, samochodami. W Glirmiku wyl�dowa� nawet samolot z dygnitarzem i jego kochank�. Ale przecie� cud by� najwy�szej miary. Trzeba to powiedzie� wyra�nie. Nie �adne byle co, tylko poczernienie z wybielaniem naraz. Kto to mia� gdzie indziej? Ksi�dz dobrodziej st�ka� co� wprawdzie o Lourdes, Fatimie, ale nikt nie s�ucha�. - Takie zamorskie kraje... A bo to pewne, �e Pan B�g tam zagl�da? A tu - prosz� bardzo: czarne na bia�ym... to znaczy Ja�mu�na na swojej koby�ce. Wida� od razu. Za pierwszym spojrzeniem. Ja�mu�na nie zmarnowa� b�ogos�awionej czerni. Co to to nie. Obr�ci� j� na po�ytek ju� w pierwsze dni nowego �ycia. Z pomoc� Ja�mu�ninki uporz�dkowa� t�um pielgrzym�w, skierowa� ludzki strumie� w korytarze z pastwiskowych �erdzi. Korytarze doprowadza�y do kasy biletowej. Bilet nie by� drogi. Wszystkiego trzy pi��dziesi�t. Paczka papieros�w. Marna cena. Ale te� nie wypada�o bra� wi�cej. Kto to widzia� zarabia� na cudzie? Przedstawie� by�o pi�� dziennie. Ja�mu�na odgrywa� je na placu przed czworakami. W dramatycznych obrazach przedstawia� histori� bydl�cego wybielenia i ludzkiego sczernienia. Do pierwszej cz�ci malowa� twarz bia�� szmink�, potem �budzi� si�" nagle, zmywa� szmink� na oczach widz�w, pozwala� si� ogl�da� i dotyka�. Z czasem spektakle rozros�y si� do formy trzyaktowej z komentarzem z magnetofonu i statystami udaj�cymi posp�lstwo z �omin. Scena z posp�lstwem mia�a objawia� widzom g�upot� prostego ludu. Staty�ci biegali wtedy po placu, przewracali oczami, toczyli pian� z ust i be�kotali co� w obcych j�zykach. Tak by�o przez siedem lat. Przez ten czas �ominy podupad�y. Sta�y si� jedynie anonimowym szlakiem prowadz�cym do dworu. Nikt tu si� nie zatrzymywa�, nikt nie za�atwia� spraw. Ludzie co najwy�ej pytali o drog�. Pod koniec si�dmego roku, w listopadow� noc, dworus Stefan Ja�mu�na zbiela� tak samo zwyczajnie jak kiedy� sczernia�. Odkry�a to m��dka, jedna z wielu poleguj�cych wtedy przy boku starego. Spojrza�a na Ja�mu�n� i zamiast murzyna zobaczy�a bia�ego starca. Krzykn�a wniebog�osy. Nim wiadomo�� dosz�a do �omin, Ja�mu�na wisia� ju� na przeznaczonym mu drzewie. Bia�a koby�ka pozosta�a w bieli. Z rozpaczy polecia�a na niebieskie ��ki. Jako� tak zwyczajnie, bez skrzyde�, sama z siebie. Od autora: Prawdziwy �czarny dworus", Stanis�aw Mierzwa z maj�tku Popielawy, nie sczernia� od razu. Czernia� przez miesi�ce, a nawet lata, daj�c lekarzom szans� na badanie jego fenomenu. Niestety - nie odkryli przyczyny, cho� bardzo si� starali. Stanis�aw Mierzwa zmar� do�ywszy s�usznego wieku. Jego bia�a koby�ka �yje do dzisiaj. SZEWSKA MI�O�� czyli wielka odmiana Helenki B. Mi�o�� przychodzi r�nie. Bade�ek s�ysza� o tym nie raz. M�wili przez radio, �e mi�o�� mo�e napa�� w ka�dej chwili �ycia, nie zwa�aj�c na wiek, wyznanie i og�lne pogl�dy. Bade�ek mia� pi��dziesi�t dwa lata, by� rzymskim katolikiem, za� jego pogl�dy obraca�y si� w kr�gu szewstwa, bowiem by� szewcem w �omi�skim przysi�ku. Szewc nie ba� si� mi�o�ci. Rozprawia� o niej ch�tnie z ka�dym, kto przyjecha� do warsztatu. - Wielkie mi rzeczy... taka mi�o��... To samo, co jedzenie, spanie i robienie but�w. A to nie kocha�o si� par� razy w �yciu? W tym miejscu rozmowy szewc zwykle k�ama�, bowiem mi�o�ci jeszcze nie zna�, chocia� zna� wiele innych wa�nych spraw. Ta akurat sprawa przysz�a razem z zim�. Radio mia�o racj� og�aszaj�c, �e na mi�o�� nie trzeba specjalnej pory. Do warsztatu szewca mi�o�� wesz�a razem z nauczycielk� z �aznowa i par� jej sk�rzanych kozaczk�w. - Naprawi� w pierwszej kolejno�ci - powiedzia� szewc, czuj�c, �e chce powiedzie� co� ca�kiem innego. Mog�o to brzmie� na przyk�ad tak: Moje biedne serce Nad szewskim kopytem Zawis�o w rozterce I o ciebie pyta Kozaczki naprawi� Jak madonnie w niebie Serce moje krwawi I pyta o ciebie Czy jeste� prawdziwa Czy mo�e u�udna? Moja mi�o�� �ywa Twoja stopa cudna Wiersze lgn� do ciebie I ju� od tej pory W warsztacie, jak w niebie -Szewc z mi�o�ci chory. Przez ca�� noc Bade�ek nie ruszy� si� od warsztatu. �nieg sypa� jak sypa�, mr�z mrozi� jak mrozi�, wiatr odwraca� ludzkie zamiary, a szewc Jan Bade�ek naprawia� �liczne kozaczki. Nawet nie mia� czasu ucieszy� si� tym, �e razem z mi�o�ci� odkry� poezj�. - Wida� tak mo�e by�, �e cz�owiek staje si� wszystkim naraz w jednej chwili. Ja na przyk�ad sta�em si� naraz kochankiem, poet� i nieszcz�liwym cz�owiekiem. Tak my�l�c - mia� tylko po�ow� racji. Druga po�owa nale�a�a do Helenki Bade�kowej, �ony szewca. Ta druga, a mo�e nawet trzecia po�owa racji (w szewskiej mi�o�ci nie obowi�zuj� zwyk�e rachunki) mia�a si� wkr�tce objawi� z si�� nie znan� dot�d w �omi�skim przysi�ku. Na razie jednak szewc poszed� pod okno ukochanej, by si� pozby� pi�knych kozaczk�w, a wraz z nimi trzech palc�w u r�k i siedmiu u n�g. Sta�o si� tak za spraw� mrozu, kt�ry nie odr�ni� oczekiwania w wa�nej sprawie, od takiego, kt�re ma za cel rzeczy po�lednie i pospolite. Szewc trzyma� kozaczki trzema palcami, za cholewki, tak jak nale�y. Trzyma� godzin�, dwie, dwana�cie. A� na koniec wysz�a nauczycielka, si�gn�a po kozaczki, oderwa�a je od r�ki szewca wraz z trzema palcami, podzi�kowa�a, wr�ci�a do izby. Od tej chwili, a dok�adniej rzecz ujmuj�c -od powrotu Bade�ka do warsztatu, racje zacz�y si� odwraca�. Kiedy Helenka Bade�kowa odkry�a brak trzech palc�w u d�oni m�a, a potem siedmiu u jego st�p - nie zez�o�ci�a si� wcale. -Wiem, zakocha�e� si�. Ca�a wie� o tym m�wi. To z mi�o�ci. Wiem, wiem... mi�o��... Czyta�am o tym w ksi��kach. Po tych s�owach si�gn�a do rozporka szewca, sprawdzi�a, westchn�a z ulg� i doda�a jeszcze: - Dobrze, �e kozaczki trzyma�e� w lewej r�ce. Pan B�g czuwa� nad twoj� mi�o�ci�. Przysz�a chyba pora na par� zda� o Helence. Za Bade�ka posz�a jako m��dka. Szewc dobiega� wtedy czterdziestki i nie mia� wielkiego wyboru. Wi�c wzi�� za �on� siedemnastoletnie ciel� o dw�ch specjalno�ciach - przybieraniu na wadze oraz egzaltacji. Ju� w dzie� �lubu wa�y�a Helenka dziewi��dziesi�t siedem kilo. Przy tym wzrusza�a si�, czym popad�o. Rosi�a �zami �wie�o wzesz�a trawk�, motylka, kt�ry spad�, wr�belka, kt�ry nie dolecia�, poln� myszk�, �abk�, kundelka, a nawet wiosenny deszczyk, cho� to g�upota p�aka� z deszczem, bo i tak nikt nie zauwa�y. Taka by�a Helenka, a� do tego zimowego wieczoru, kiedy zobaczy�a m�owskie kikuty i z�amane serce. Ju� od nast�pnego ranka, nie odkrywaj�c przed nikim swoich zamiar�w, zabra�a si� do cichej roboty. Najpierw odda�a si� na zapleczu sklepowemu �ciborkowi. Za t� przys�ug� mia�a dosta� informacje o wadze, wygl�dzie i wykszta�ceniu nauczycielki. Sklepowy obieca� te� zrobi� zdj�cie aparatem �Zorka". Obietnicy dotrzyma�. Postawi� nauczycielk� na wadze uchylnej oszukuj�c, �e chodzi o zak�ad, potem pstrykn�� zdj�cie, a za dwa dni dostarczy� Helence komunikat na kartce wyrwanej z zeszytu faktur zwrotnych. Komunikat: Nauczycielka Miazek Zofia. Wiek z wygl�du 28 lat, wzrost (zmierzony) 161 centymetr�w, waga 53 kilogramy (b��d w granicach l-go kilograma), oczy niebieskie, wykszta�cenie wy�sze (matematyka na Uniwersytecie ��dzkim). Mi�o�� ma wielk� si��. O tym nie m�wili w radiu. Mo�e gdyby m�wili, szewc zrobi�by wi�cej dla zdobycia nauczycielki. Zdawa�o mu si�, �e ofiara z dziesi�ciu palc�w i blisko dziesi�ciu tysi�cy wierszy wystarczy za dow�d najwi�kszej mi�o�ci �wiata. Nie wystarczy�a. Min�a wiosna, lato, przysz�a jesie�, a nauczycielka dalej chodzi�a z zaszyt� dziurk� i zaszytym sercem. Za to Helenka Bade�kowa odmieni�a si� nadzwyczajnie. Przesta�a si� wzrusza� byle czym, zda�a matur� w Radiowym Technikum Rolniczym i zapisa�a si� na Uniwersytet. Tego nikt nie m�g� przewidzie�. Na darmo zatrzymywa� j� Bade�ek w dzie� odjazdu. - A kto mi b�dzie gotowa�, kto pra�, kto wykrawa� zel�wki do kamaszy w czasie pisania wierszy? Jestem nieszcz�liwie zakochany i nale�y mi si� chyba jaka� opieka? - Jad� do �odzi, na studia - odpowiedzia�a Helenka i tyle j� widziano. Przez pi�� lat szewc napisa� tylko dziesi�� nowych wierszy. Akurat tyle, ile straci� paluch�w. Po jednym wierszu na jeden zasrany paluch. Ma�o. Ale przecie� sam musia� sobie gotowa�, sam pra�, sam pali� w piecu i sam pociesza� w smutkach. Sk�d by�o bra� czas? Nie zapami�ta� te� p�r roku. Te przemin�y niepostrze�enie, bez �adnych zachwyce�. Bez tych zwyk�ych kiedy� �ci�ni�� gard�a, zapatrze� w mg�� ponocn� i �ez �lizgaj�cych si� po kapocie. Tak mog�o %� do ko�ca �wiata, ale na szcz�cie nie by�o. R�wno w pi�� lat od zakochania do warsztatu zn�w wesz�a nauczycielka. By�a pi�kna, szczup�a i pachn�ca - jak zawsze. Jej oczy p�on�y. Za chwil� odezwa�a si� g�osem Helenki Bade�kowej: -To ja, ukochany - twoja �ona Helenka. Wr�ci�am na zawsze do �omi�skiego przysi�ka. Wa�� r�wno pi��dziesi�t trzy kilogramy, w torebce mam dyplom uko�czenia studi�w, b�d� uczy� matematyki w szkole w �aznowie. Od tego dnia �ycie szewca wr�ci�o do normy. Ka�dej nocy kocha� si� z nauczycielk�, ka�dego dnia naprawia� buty. A wiersze? Komu wiersz potrzebny w �wiecie? Ten idiota to poeta. Kopnij w ty�ek �Bo�e dzieci�" Niech si� zesra wierszokleta. Lub Komu wiersz potrzebny w �wiecie Ten idiota to poeta Kopnij w dup� �Bo�e dzieci�" Niech zna miar� wierszokleta. Lub jeszcze inaczej. PIORUN czyli podziemne �ycie W�adys�awa Lubickiego To nie by�a zwyk�a burza. Zgodno�� w tej sprawie Glinnik uzyska� ju� drugiego dnia po wypadku. Zwyk�e burze maj� serce. Zapowiadaj� si� jask�kami spadaj�cymi do staw�w, niebem zaci�gni�tym od brzegu do brzegu, czy przynajmniej wiatrem k�ad�cym pszenice, je�eli akurat rz�dzi lato. Przy takim obrocie spraw cz�owiek ma troch� czasu, �eby przestawi� dusz� na smutki, usi��� w jakim� pierdolonym k�cie i umrze� na chwil�. W Glinniku wszystko przebiega�o odwrotnie, i to nie tylko w sprawie burz. Ludzie przybyli w to miejsce z innego ko�ca �wiata. W tamtym innym ko�cu �wiata rozebrano ich domy, posiano beton i puszczono samoloty na niebo. Radzi nie radzi - zapadli wraz z przych�wkiem w to g�upie miejsce, po�o�one w po�owie drogi mi�dzy �ominami a Smykowem, o krok od dworus�w z dawnego maj�tku. Nie by�o tu �adnej zgody na nic zastanego. Osadzeni w Glinniku nosili wy�ej g�owy, siali lewymi d�o�mi, nie dotykali pospolitych kobiet, a ich Matki Boskie malowano ja�niej i wyra�niej. Za to w uporze byli ciemni jak ma�o kt�ra noc. Nic dziwnego, �e wkr�tce przymusili do swojego porz�dku nawet tak niezale�ne byty jak: ptaki przelotne, kundle polne i wiosenne deszcze. Tylko z burzami im nie wychodzi�o. Te mia�y si�� i bezczelno��. Mrucza�y po swojemu, miesza�y powietrze, gromi�y jak chcia�y. Tak by�o a� do tego maja, w kt�rym Lubicki pojecha� pod Smyk�w, �eby z�apa� burz�, wcisn�� jej kie�zno do pyska, przygi�� �ba, schowa� do ba�ki od mleka, powie�� do obej�cia i pokaza� dzieciakom. Taki by� plan, ale burza nie pozna�a si� na jego powadze. Pioruny zabra�y si� za Lubickiego, jego w�z i par� gniadych ju� od chwili wyjazdu na drog� za Glinnikiem. Na ch�opin� zwali�o si� ca�e niebo. Jasno�ci, kt�ra si� wtedy otworzy�a nie uda�o si� z niczym por�wna�. Wystarczy powiedzie�, �e ludzie zobaczyli wtedy w�asne kiszki, �y�y i ko�ci, a kto sta� przy �cianie, zostawi� na niej na zawsze zdj�cie swojego ko�ciotrupa. Tymczasem Lubicki, jak to ciemny ch�op, wymachiwa� og�owiem z kie�znem, rozpuszcza� przekle�stwa w powietrzu, strzela� z bata, przyzywa� burz� do pos�usze�stwa. A� jebn�� piorun w sam �rodek �ba i niebo umilk�o w jednej chwili. Wtedy narodzi�a si� cisza. I ta by�a inna od cisz znanych do tej pory. Ludzie us�yszeli najpierw szum w�asnej krwi, a potem szelest zb� z miejsc narodzenia. Zaczadzenie nie trwa�o d�ugo. Minut�, mo�e dwie. Na szcz�cie, bo trzeba by�o ratowa� Lubickiego. Zrobili to po swojemu, jak wszystko inne dooko�a. Zakopali ch�opin� w ziemi, �eby ta wyci�gn�a elektryczno�� i przywr�ci�a �ycie w g�upim. Zacz�o si� czekanie. Czekali wesp�: Lubicki w ziemi, a na niej - �onisko, dzieciarnia, dla kt�rej mia� by� przywieziony piorun w ba�ce od mleka, s�siedzi, ich dzieci i zwierz�ta... Mo�e lepiej by�o napisa�, �e czekali wszyscy, bo te� - czekali. A� po trzech godzinach g�upi otworzy� oczy. - Z�apa�em skurwysyna? - zapyta�. - Nie z�apa�e�, W�adziu. To on, ten skurwysyn z�apa� ciebie - odpowiedzia�a Lubicka. Tak zako�czy�a si� rozmowa. Zaraz po niej zabrali si� do odkopywania swojaka. Rozruszyli ziemi� motykami, chwycili za r�ce i nogi, poci�gn�li, wydobyli na powierzchni�. Ledwo to uczynili, Lubicki na nowo przesta� oddycha�. Oczy mu zasz�y b�on�, cia�o si� wypr�y�o i umar� nim zd��yli zrozumie�, w czym jest b��d. Szybko wykopali nowy d�. Ju� nie dbali o delikatno��. Wrzucili umarlaka jak worek kartofli, przysypali ziemi�, usiedli do czekania. Po trzech godzinach g�upi po raz drugi otworzy� oczy. - To jak, �yj� ju� czy jeszcze nie? - zapyta� w pierwszych s�owach. -A bo to wiadomo... - odpowiedzieli ch�rem i zn�w zabrali si� do odkopywania. G�wniana to by�a robota, bo wszystko si� powt�rzy�o jak ostatnim razem. Ledwo wyci�gn�li g�upiego z ziemi, a ju� nie�ywe zamkn�o mu �lepia i wypr�y�o cz�onki w tym jeden wstydliwy. Co by�o robi�. Wykopali trzeci d�, wrzucili Lubickiego, uklepali ziemi� jak na mogile i poszli na podwieczorek. Tym razem o�y� dopiero nad ranem. Przera�liwym g�osem przyzwa� wsp�plemie�c�w. Kiedy si� zebrali, wyg�osi� o�wiadczenie: - Ja, W�adys�aw Lubicki, syn Mariana i Franciszki z domu P�cherz