8613

Szczegóły
Tytuł 8613
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8613 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8613 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8613 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dorota Terakowska Samotno�� bog�w 1953-2003 '-lecie Wydawnictwo Literackie � Copyright by Dorota Terakowska Copyright by Wydawnictwo Literackie, Krak�w 1998, 2003 Wydanie pierwsze w tej edycji, dodruk Projekt ok�adki i stron tytu�owych PIOTR JANINA SUCHODOLSKI Redakcja MARIA ROLA Redakcja techniczna BO�ENA KORBUT '>?'-"..:? n poland Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., 2003 31-147 Krak�w, ul. D�uga 1 bezp�atna linia telefoniczna: 0-800 42 10 40 http://www.wl.net.pl ksi�garnia internetowa: www.wl.net.pl e-mail: [email protected] fax: (+48-12) 430-00-96 tel. (+48-12) 423-22-54 w. 105 Sk�ad i �amanie: Edycja Druk i oprawa: Drukarnia GS ISBN 83-08-03404-7 Gdy si� pisze, dobrze jest mie� swoj� Al�. Alicji Baluchowej � bo dzi�ki niej moi bohaterowie przemieszczaj� si� pomi�dzy �wiatami, lekcewa��c wszel- kie granice, w��cznie z tymi, kt�rych nie ma. Warkot b�bn�w wci�� nabiera� tempa i brzmia� teraz jak stukot tysi�ca ko�skich kopyt, cwa�uj�cych po Kamiennej Drodze. Na t� Drog�, po drugiej stronie Rzeki, Jon trafi� przez przypadek, ale nim uszed� kilka- dziesi�t krok�w, wstrzyma� go g�os szamana. Szaman, stary i zgarbiony, sta� na w�a�ciwym brzegu, gdzie zbiega�y si� �cie�ki z Wioski, by� niewidoczny dla oczu ch�opca, a jednak ch�opiec us�ysza� jego czyste, wyra�- ne wo�anie: � Jon! Wracaj! Tabu! Jon nie musia� s�ucha� szamana. W�adza szama- n�w formalnie sko�czy�a si�, wszyscy w Plemieniu po- kochali ju� inne B�stwo � zwane najcz�ciej Bogiem Dobroci. Nie potrzebowa�o Ono plemiennych czarow- nik�w, gdy� nowe rytua�y odprawiali przybyli z Dalekie- go Kraju kap�ani. A jednak cho� B�g Dobroci panowa� ju� prawie p�torej setki lat, po �mierci poprzedniego szamana Plemi� wybra�o nast�pnego � i kap�ani przy- mkn�li na to oczy. Owszem, szamani s�u�yli dawnym, odrzuconym b�stwom � �ba�wanom", jak uparcie m�- wi� m�odszy kap�an � lecz chronili te� Wiosk� przed ich zemst� i leczyli ludzi z chor�b. Kap�ani, w przeciwie�- stwie do szaman�w, byli uczeni w pi�mie, nigdy nie ulegali przes�dom i nie�li � Jon kocha� to s�owo � Cy- wilizacj�, nie umieli jednak radzi� sobie ze starymi Bogami, z ich m�ciw� natur�, ani z chorobami n�kaj�- cymi ludzi z Plemienia. Niekt�rzy szeptali nawet, �e cz�� tych chor�b � wcze�niej nie znanych w Wiosce � przynie�li z sob�, z r�nych Dalekich Kraj�w i zza m�rz, w�a�nie ludzie w d�ugich sukniach. Szamani nauczyli si� je leczy�, min�o jednak wiele lat, nim odkryli, jakie zio�a s� naprawd� skuteczne, a kt�re nale�y dopiero wyhodowa�, krzy�uj�c r�ne gatunki z pomoc� ca�kiem nowych zakl��. Nim si� tego nau- czyli, wielu ludzi w Plemieniu zmar�o na dziwaczne, nieznane choroby, ale ju� nie szaman � w rytualnym stroju i w strasznej masce � odprowadza� ich w ostat- ni� Drog�. Rol� t� wzi�li na siebie kap�ani, nawet nie pytaj�c, czy Kraina, ku kt�rej wiod� umieraj�cych, im odpowiada. Wygl�da�o, �e wiedzieli lepiej ni� Plemi�, co jest dla ludzi z Puszczy dobre i co s�u�y Cywilizacji. Kap�ani zatem wci�� jeszcze tolerowali obecno�� ostatniego szamana (kiedy� by�o ich wielu); udawali, �e go nie dostrzegaj�, a czasem zezwalali na rytualne b�bnienie w czasie dawnych �wi�t � nie zgadzali si� jedynie na sk�adanie krwawych ofiar b�stwom. Dawni Bogowie potrzebowali ich � B�g Dobroci nie tylko ich nie przyjmowa�, ale wr�cz pot�pia�. Na razie. Dzi� w�a�nie by�a Noc Starych Bog�w, a w�a�ciwie najwa�niejszego z nich, kt�rego jednak nigdy nie wy- mienia�o si� z imienia, aby go szybciej i �atwiej zapom- nie�. Dlatego b�bny zacz�y wybija� sw�j rytm zaraz po zmroku, a gdy zapad�a noc, ich rytm by� ju� szale�czo szybki, a b�bni�cy mokrzy od potu. Pot sp�ywa� po nagich cia�ach, wielkimi kroplami skapywa� na ziemi�, wsi�ka� w ni� � jako przeb�agalny dar Plemienia dla porzuconego ju� bezimiennego Boga. B�bny dudni�y prawie p� doby, ale kap�ani skryli si� w �wi�tyni i udawali, �e nie s�ysz�. Jon by� za ma�y, by uderza� w b�bny. Tego przywi- leju dost�powali tylko m�odzi m�czy�ni, a Jonowi do 8 m�skiego wieku brakowa�o o�miu lat. Ale, jak wszyscy ch�opcy z Plemienia, kuca� w pobli�u b�bniarzy i s�u- chaj�c ich monotonnego rytmu, bezwiednie kiwa� si� w jego takt ca�ym cia�em. I my�la�. My�la� o Kamiennej Drodze. Ju� od wielu dni i nocy rozmy�la� o Kamiennej Drodze. Odkry� j� przypadkiem. Przypadek spowodowa�, �e Jon z�ama� Tabu i przedosta� si� na drug� stron� Rzeki w niedozwolonym miejscu. Wszyscy w Plemieniu wie- dzieli, �e od czasu przybycia ludzi w d�ugich sukniach i uznania nowego Boga Rzek� przekracza si� tylko jednym brodem, nie tym naprzeciw Wioski, lecz tym du�o poni�ej jej ostatnich chat. Br�d naprzeciw Wioski, najbli�szy i z pozoru najdogodniejszy, przesta� w og�le by� u�ywany. Sta� si� Tabu. � Dlaczego? � zagadn�� raz ch�opiec swego ojca, gdy umia� ju� stawia� w�a�ciwe pytania i s�ucha� od- powiedzi. � Przecie� kochamy ju� tylko Boga Dobroci � od- par� niejasno ojciec. Pocz�tkowo Jon nie poj�� sensu odpowiedzi ani zwi�zku Boga Dobroci z brodem. Gdy po paru miesi�- cach �w sens do niego dotar� � nie wiadomo w jaki spos�b, w Plemieniu nigdy si� o tym g�o�no nie m�wi- �o � Jon zacz�� �ledzi� szamana. Nie w�tpi�, �e ten musi czasem przebywa� stary br�d w zakazanym miej- scu i w�drowa� w g��b Puszczy po tamtej stronie Rzeki. A jednak � mimo czuwania o �wicie, po zmroku, a nawet noc� � ch�opiec nigdy nie przy�apa� szamana na naruszaniu Tabu. Wtedy zrozumia�, �e kap�ani tole- ruj� obecno�� starego czarownika tak�e z innych przy- czyn: nie tylko strzeg� on Wioski przed zemst� starych b�stw i leczy� ludzi; dba� r�wnie� o to, by nikt z Plemie- nia nie z�ama� Tabu, aby wszyscy wype�niali nakazy i zakazy ludzi w d�ugich sukniach. W ten spos�b � 0 dziwo � szaman s�u�y� po�rednio Bogu Dobroci. Jona zdumia�o to odkrycie. Drugi brzeg by� daleko, wi�c mimo Tabu kobiety z Plemienia nie rezygnowa�y z prania w Rzece blisko Wioski, a dzieciaki z k�pieli. Przestrzegano tylko jednej zasady: nie wolno by�o przekroczy� �rodka nurtu wody. 1 nigdy nie by�o z tym k�opot�w. Nikt nawet nie pr�bo- wa� zbli�y� si� do niewidzialnej, lecz raz na zawsze ustalonej granicy. Wszyscy zreszt� wiedzieli, �e Tabu p�ta ludziom r�ce i nogi, odejmuje lekko�� oddechu, dusi i zmusza serce do tak szybkiego bicia, �e z tego rozp�du mo�e ono stan��. A jednak Jon zosta� zmuszony do naruszenia Tabu. Gdy wiosn� stopnia�y �niegi i zaraz potem pada�y d�u- gotrwa�e deszcze, Rzeka gwa�townie wezbra�a � i ch�o- piec musia� j� przep�yn�� w zakazanym miejscu, by ratowa� Gaje. T� niedu��, paroletni� dziewczynk� po- rwa� pr�d w czasie zabawy i zni�s� ku drugiemu brzego- wi. Dziecko topi�o si�, krzycz�c rozpaczliwie za ka�dym razem, gdy �ywio� pozwala� mu wychyli� g�ow� ponad fale, a ludzie z Plemienia stali nieruchomo, bezradni. Tym bardziej bezradni, im szybciej pr�d znosi� Gaje na drugi brzeg. Tabu, o dziwo, by�o silniejsze ni� odruch niesienia pomocy � czego Jon nie wiedzia�. By�o silniejsze ni� nakaz ratowania �ycia cz�onkowi Plemienia, kt�rym by�a ma�a, bezbronna dziewczynka. Nawet matka Gai � kt�ra krzycz�c dziko, dar�a na sobie suknie i ora�a twarz paznokciami � nie ��da�a od nikogo, by ratowa� jej dziecko. Ba, nie rzuci�a si� na ratunek sama, mimo �e doskonale umia�a p�ywa�, podobnie jak inni cz�on- kowie Plemienia. To Jon skoczy� do Rzeki, nie pytaj�c nikogo o zgo- d�. Nie przypuszcza�, �e trzeba o ni� pyta�. Wiedzia� tylko, �e trzeba ratowa� czyje� �ycie i �e to jest wa�niej- 10 sze od wszelkich Tabu czy jakichkolwiek zakaz�w sta- rych lub nowych Bog�w. Zreszt� nie zastanawia� si� nad tym w swym dwunastoletnim rozumie. Po prostu skoczy�. Kierowa� si� w stron� wci�� widocznej na po- wierzchni g��wki Gai i dziwi� si�, �e nic go nie wstrzy- muje, cho� zbli�a� si� coraz bardziej do drugiego brzegu. Szaman twierdzi�, �e Tabu automatycznie, jak niewi- dzialna sie�, p�ta umys� cz�owieka, parali�uje jego zdol- no�ci fizyczne. Mimo to ruchy r�k Jona by�y silne i szybkie, nogi z energi� pokonywa�y rw�cy nurt, a dru- gi brzeg i g�owa ton�cej by�y coraz bli�ej. Gdy schwy- ci� ma�� za w�osy, po chwili poczu� grunt i wkr�tce sta� na drugim brzegu z Gaj� w ramionach. Po�o�y� j� na kamieniach i tak jak umia�, usuwa� jej wod� z p�uc. Po chwili dziewczynka westchn�a, nabra�a powietrza i otwar�a oczy. Jon zakrzykn�� z rado�ci. Rzeka wy�piewywa�a sw�j bulgocz�cy rytm, �ami�- cy si� o wystaj�ce g�azy, a mimo to ch�opca uderzy�a dziwna cisza. Spodziewa� si� zwyci�skich okrzyk�w Ple- mienia, dzi�kczynnych zaklina� matki dziewczynki, po- chwalnego pohukiwania ojca � a tymczasem ludzie stali po drugiej stronie wody i milczeli. W ten spos�b Jon odczu�, �e z�ama� Tabu � nie odczu�y tego, wbrew przestrogom starszych, ani jego nogi, ani r�ce, p�uca czy serce. Jon nie czu� nic. Nic � poza tajemniczym zewem nak�aniaj�cym go, aby post�pi� dalej, w g��b Puszczy. Co� wo�a�o go, wzywa�o, ci�gn�o. Gdyby nie ma�a Gajka i niesamowite milczenie ludzi na drugim brzegu, by� mo�e ch�opiec od razu ruszy�by w g�stwin� Pusz- czy, gdzie, jak mu si� wydawa�o, dostrzega� Drog�. Ale milczenie Plemienia by�o wymowniejsze ni� jego krzyk i silniejsze ni� ciekawo�� ch�opca � wzi�� wi�c urato- wan� dziewczynk� na r�ce i ruszy� w d� Rzeki, by znale�� u�ywany przez wszystkich br�d. 11 I Gdy wr�ci� do Wioski z Gaj�, kt�ra mog�a ju� i�� o w�asnych si�ach i rado�nie podskakiwa�a, nikt nie podzi�kowa� mu za bohaterski czyn. Przeciwnie: kobie- ty rzuca�y wok� niespokojne spojrzenia, m�czy�ni obserwowali go z ponur� czujno�ci�, szaman powie- dzia�: �Zanim udasz si� do �wi�tyni, musz� okadzi� ci� dymem". � Dlaczego? � zdziwi� si� Jon. � Nie mo�esz skala� domu Dobrego Boga tamtym zapachem... � Jakim zapachem? Pachn� Rzek�, ryb�, sito- wiem! � obruszy� si� ch�opiec. � Nie tylko Rzek�. I Rzeka nie zmyje tego zapa- chu, a Plemi�, nawet twoja matka i ojciec, b�dzie ci� unika�. � Szaman pokr�ci� g�ow� i nie pytaj�c Jona o zgod�, wci�gn�� go do swego namiotu (tylko on miesz- ka� w namiocie ze sk�r zwierz�t; ludzie z Plemienia ju� dawno zbudowali sobie solidne, drewniane lub kamien- ne domy. Podobno w Mie�cie zacz�to nawet budowa� domy z ceg�y. Cywilizacja!). Okadzanie �wi�tym dymem by�o d�ugie i m�cz�ce. Jonowi kr�ci�y si� �zy w oczach, z nosa sp�ywa�y krople, a w ustach r�s� gorzki smak. Ch�opiec zwymiotowa�. Lecz szaman mia� racj�: gdy Jon wreszcie wyszed� z jego namiotu, z przekrwionymi od dymu oczami, i uda� si� do �wi�tyni na modlitw�, wszyscy w Plemieniu traktowali go jak dawniej � z ru- baszn� serdeczno�ci�, ciep�o. Tyle �e nadal nikt nie dzi�kowa� za uratowanie dziewczynki. Wydawa�o mu si�, �e matka Gal spojrza�a na niego z wdzi�czno�ci�, lecz nie wyrzek�a s�owa. � Czy zrobi�em �le, ratuj�c Gaje? � spyta� Jon ojca, gdy zasiedli do wieczornego posi�ku. Rodzice spo- jrzeli po sobie, a ojciec rzek� kr�tko: � Zrobi�e� dobrze. � Co wi�c zrobi�em �le? � docieka� ch�opiec. � By�e� na drugim brzegu. � Przecie� ona topi�a si� tam, nie tu! Jak inaczej m�g�bym j� uratowa�?! � zawo�a� ch�opiec. Rodzice milczeli, nie patrz�c na syna. Jon po raz pierwszy poj��, �e Plemi� milczy tak�e wtedy, gdy nie wie, jak si� zachowa�. Trzeba ratowa� ton�ce dziecko, ale nie wolno przekracza� Rzeki � oto dwa wykluczaj�- ce si� nakazy. To one wywo�a�y w ludziach pora�aj�ce, kamienne milczenie. I strach. A jednak bardziej ni� to milczenie, bardziej ni� kr�tkotrwa�e odrzucenie przez w�asne Plemi� Jon zapa- mi�ta� �w dziwny zew drugiego brzegu, tamto pal�ce pragnienie, aby wej�� w g�st� Puszcz�, odnale�� prze- czuwan� Drog� (nie widzia� jej, wyczu� tylko jej obec- no�� w regularnym prze�wicie poprzez wysok� �cian� lasu) i... i co? Tego w�a�nie nie wiedzia�. I to zapragn�� zbada�. Decyzji nie podj�� nagle; ta my�l przychodzi�a do niego krok po kroku, odgania� j�, ale wraca�a. Przysia- da� na pniach nad Rzek� i wpatrywa� si� w drugi brzeg, w czarn�, sk��bion� �cian� Puszczy. Puszcza wydawa�a si� tam inna ni� ta wok� Wioski: g�ciejsza, bardziej mroczna, z ciemniejsz� ni� zazwyczaj g��bi�. Drzewa wydawa�y si� tam wy�sze i grubsze, a Jon nigdy nie widzia� nad ich koronami �adnego ptaka. Cho�by naj- mniejszego. Ch�opiec wpatrywa� si� w prawie czarny na tle niebieskiego nieba zarys lasu � i my�la�: Gdy by�em na tamtym brzegu, powinienem si� ba�. Nie ba�em si�. Powinna spa�� na mnie kara, bo z�ama�em Tabu. Nie spad�a. Wszystko powinno mnie tam odrzuca�. Co� mnie jednak wo�a�o. I wiem, �e tam jest Droga. Nie wiem sk�d, ale wiem. Dok�d prowadzi...? Min�o wiele dni i nocy, nim Jon podda� si� i po- czu�, �e musi to zbada�. Zdecydowa� si� w�a�nie wtedy, gdy b�bny warcza�y g�ucho i dono�nie, gdy z b�bniarzy 12 13 sp�ywa� pot, gdy ludzie w d�ugich sukniach, wys�annicy nowego Boga, skryli si� w �wi�tyni i udawali, �e nic nie s�ysz� � gdy Plemi� obchodzi�o �wi�to Starych Bog�w. Nie po to, by ich nadal czci�, ale by ich przeb�aga�, prosi� o wybaczenie zdrady. Patrz�c na spoconych b�b- niarzy, Jon postanowi�, �e tej nocy sprawdzi, co wo�a�o go na drugim brzegu. Ta noc by�a do tego wprost idealna: ch�opiec wie- dzia�, �e po d�ugiej, m�cz�cej ceremonii przeb�agania starych Bog�w ludzie z Plemienia b�d� spa� wyj�tkowo mocno. B�d� um�czeni Noc� B�bn�w i swoim rozdar- ciem pomi�dzy l�kiem przed starymi b�stwami a mi�o�- ci� do Boga Dobroci. (�Trzeba nam czasu. Dopiero ich nawr�cili�my, dwa, trzy pokolenia temu. Nie mog� si� od razu zaprze� tego, co by�o ca�ym �yciem ich przodk�w..." � szepta� �agodnie stary kap�an, Isak, nas�uchuj�c niespokojne- go bicia b�bn�w. �Trzeba im zakaza� tego b�bnienia pod kar� m�ki w piekielnym ogniu!" � irytowa� si� m�odszy z kap�an�w, Ezra, zatykaj�c uszy, aby nie skala� go natarczywy rytm grzechu. Grzech mia� g�uche brzmienie b�bn�w, a nosi� imiona zapominanych po- woli starych Bog�w, b�stw i bo��t, wij �w i boginek, wodnik�w i strzyg. Najgro�niejsi jednak byli Bogowie bezimienni. Oznacza�o to bowiem, �e Plemi� wci�� si� ich boi i nie chce ich przywo�ywa�, nazywaj�c po imie- niu. Plemi�, mimo �e nawr�cone, wci�� doskonale roz- r�nia�o mniej wa�ne b�stwa i bo��ta od gro�nych starych Bog�w, ale Ezra mia� dla nich wszystkich jedno miano: ba�wany). Jon czu�, �e Rzek� musi przeby� noc�, by nikt go nie zobaczy�. I noc� musi postawi� stopy na tamtym zakazanym brzegu. To nie powinno by� trudne. Gorzej mo�e by� ze znalezieniem dziwnej Drogi lub z upew- nieniem si�, czy ona w og�le istnieje; prze�wit mi�dzy 14 drzewami oznacza� mo�e na przyk�ad �cie�k�, wydep- tan� przez zwierzyn� do wodopoju. B�bniarze raptownie urwali rytm. Ich r�ce odm�- wi�y pos�usze�stwa. B�bnili od wczesnego zmierzchu, a nad Wiosk� od dawna rozpo�ciera�a si� noc. Starzy Bogowie, a zw�aszcza Bezimienny, otrzymali to, co im si� nale�a�o, i na pewien czas powinni da� spok�j Plemieniu, kt�re si� od nich odwr�ci�o. Noc by�a ciep�a. M�odzi m�czy�ni usn�li tam, gdzie od�o�yli b�bny, wprost pod granatowym niebem. Reszta ludzi skry�a si� w swych domach, a szaman w namiocie, stoj�cym blisko Rzeki. Gdy Jon us�ysza� wreszcie ciche po�wis- tywanie ojca i g��boki oddech matki, wsta� ze swego �o�a i cichutko wyszed�. Wioska spa�a, pogr��ona w bezpiecznym mroku nocy. Ksi�yc nie �wieci� w tej chwili i by�o wyj�tkowo ciemno. Noc zawsze wydawa�a si� Jonowi bezpieczna. Przynajmniej do dzi�, tu, na tym brzegu. Jaka by�a tam? Ch�opiec wszed� do Rzeki i chwil� w niej brodzi�, potem trafi� na pierwsz� g��bi� i zacz�� p�yn��. P�yn�� rytmicznie i po chwili zn�w poczu� grunt. Wody dawno opad�y, gdy� deszczu nie by�o od wielu dni, i doros�y m�czyzna m�g�by przej�� na drugi brzeg, zanurzaj�c si� najwy�ej do ramion. Dla dwunastoletniego ch�opca �ro- dek Rzeki wci�� by� g��boki. Ale pokona� go z �atwo�ci�. Wbrew mrocznym, gro�nie brzmi�cym opowie�ciom starszyzny, tym razem tak�e nie poczu� kr�puj�cego dzia�ania Tabu. Szed� wolno po mokrych kamieniach drugiego brzegu, a ciep�y wiatr osusza� mu sk�r�. Nic nie czu�, niczego nie s�ysza�. �adnego zewu. � Mo�e to powinno by� gdzie indziej? Spr�buj� powy�ej... � zdecydowa�. Nie pami�ta�, w kt�rym miej- scu poprzednio us�ysza� zew. My�la� w�wczas tylko o ratowaniu ma�ej Gai. Przeszed� teraz kilkaset metr�w w g�r� i w d� Rzeki, ale wci�� niczego nie s�ysza� i nie 15 czu�. Po namy�le zag��bi� si� w Puszcz�. Mech pod jego bosymi stopami by� mi�kki, krzewy borowiny drobne i k�uj�ce, a suche ga��zie zbyt ostre. Puszcza wolno g�stnia�a. Ch�opiec nadepn�� na co� wyj�tkowo ostre- go � musia�a to by� ko�� jakiego� pad�ego zwierz�cia � i wstrzyma� okrzyk b�lu. Ruszy� dalej ostro�nie, ca�y wysi�ek wk�adaj�c w badanie stopami pod�o�a. Wtedy poczu�: ju� nie szed� po mchu ani igliwiu. Grunt pod jego stopami sta� si� dziwnie g�adki. Puszcza rozst�pi�a si� na boki. Jon przykl�k� i dotkn�� d�oni� ziemi. To nie by�a ziemia... Jego d�onie wymaca�y ch�od- ny kamie�. Opad� na kolana i na czworakach ruszy� naprz�d: wsz�dzie wok� by� g�adki kamie�. Kamie�, kamie�, kamie�... Wielkie, p�askie, starannie obrobio- ne g�azy z��czone glin�. Widzia� je teraz wyra�nie, gdy� nagle zza g�stych chmur wyjrza� ksi�yc. Kamienna Droga. G�adka, jakby wypolerowana. Wiatr i woda nie zd��y�y wyrze�bi� w niej nawet naj- mniejszej nier�wno�ci. Jakby powsta�a wczoraj. Spoj- rza� ku bliskiej, dzi�ki obecno�ci drzew, linii horyzontu: Puszcz� dzieli�a wij�ca si� Droga. Kamienna Droga zatem nie by�a prosta, jak wydawa�o mu si� na pocz�t- ku. Dok�d pod��a�a, tego Jon nie m�g� dociec. Aby si� o tym przekona�, nale�a�o po prostu ruszy� przed sie- bie. I Jon tak zrobi�. Szed� szybko, gdy� zew p�yn�� najwyra�niej stamt�d: z g��bi Puszczy. ... w�a�nie tedy us�ysza� czysty, wyra�ny g�os sza- mana: � Jon! Wracaj! Tabu! Wci�� nie czu� Tabu. Nic nie hamowa�o jego ru- ch�w, a strach nie p�ta� krok�w. Przeciwnie. Kamienna Droga wo�a�a go i nios�a niemal sama, lekkiego, jakby wyzwolonego. By� wystraszony, ale zarazem w prze- dziwny spos�b czu� si� wolny i niezale�ny, wyzwolony z p�t pe�nej nakaz�w i zakaz�w codzienno�ci. Mimo to 16 podzia�a�o na niego magiczne s�owo: �Tabu". Jon przy- wyk�, �e wagi tego s�owa � jednoznacznego z zakazem � nikt w Plemieniu nigdy nie kwestionuje. Westchn��, odwr�ci� si� i ruszy� w stron� Rzeki. Po chwili ju� by� z powrotem nad jej brzegiem. Tym razem nie szuka� znajduj�cego si� poni�ej brodu; to szed�, to zn�w p�yn�� na skr�ty t�dy, gdzie od p�torej setki lat nikt z jego Plemienia nie o�mieli� si� przekroczy� nurtu. Szaman siedzia� na pniu. Czeka�, ledwie widoczny w mroku nocy, ponury i niezg��biony jak ona. Gdy mokry Jon przycupn�� u jego st�p, czarownik nie poru- szy� si�. � Zn�w b�dziesz mnie okadza�? � Za p�no � odpar� szaman. � Poprzednie oka- dzanie �wi�tym dymem nic ci nie pomog�o. Nie m�wi�e� mi, �e poczu�e� zew. Wtedy nic ju� nie pomaga. Ch�opiec westchn�� i rozejrza� si� niespokojnie. Oczekiwa�, �e mimo nocy zbiegn� si� kobiety i m�czy�- ni z Plemienia, zwabieni wo�aniem czarownika. Trzeba by�o w�o�y� w ten okrzyk nie lada si��, aby g�os dotar� nie tylko na drugi brzeg Rzeki, ale i w g��b Puszczy, gdzie drzewa i krzewy t�umi� wszelki d�wi�k. � Wszyscy �pi�. Nikt si� nie zbudzi� � odpar� szaman my�lom ch�opca. � Nie wo�a�em ci� d�wi�- kiem, tylko moc�. � Nie rozumiem! � zdziwi� si� Jon. � Wo�a�em wewn�trznym g�osem. Us�ysza�e� go. Nie ka�dy s�yszy. � A kto umie nim m�wi�? � zaciekawi� si� ch�opiec. � Szamani � pokiwa� g�ow� starzec � i ci wy- brani, kt�rzy go s�ysz�. Wi�c chyba ty. Kiedy�, dawno temu, zosta�by� pewnie plemiennym czarownikiem, jak ja. Ale my�l�, �e wkr�tce nikt nas nie b�dzie potrzebo- wa�, dlatego kryj sw�j talent przed lud�mi. Mo�e wzbu- dzi� l�k i nieufno��, je�li nie co� gorszego. 17 � Z�ama�em Tabu � powiedzia� Jon, tak jakby szaman o tym nie wiedzia�. � Czu�em, �e to zrobisz, widzia�em, jak od wielu dni wpatrujesz si� w drugi brzeg. � Co mam teraz robi�? � spyta� ch�opiec. � Id� do �wi�tyni i pom�dl si�. Pro� Boga Dobroci, by okaza� si� silniejszy. Aby zag�uszy� tamto wo�anie. Lepiej, �eby� tam nie szed�, �eby� ju� nigdy nie postawi� stopy na Kamiennej Drodze. � Wi�c j� znasz? By�e� tam? Dok�d ona prowa- dzi? � spyta� niecierpliwie Jon. � Znam tylko w�a�ciwe s�owa i mam jej obraz w g�owie, lecz nigdy na niej nie stan��em � odpar� bezradnie szaman. � M�j ojciec jeszcze chodzi� tam- t�dy, ja ju� nie. Jestem ju� tylko po to, by sta� pomi�- dzy Tym, kt�ry czeka u kresu Kamiennej Drogi, a Bo- giem Dobroci i pilnowa�, �eby Tamten si� na nas nie zem�ci�. W ko�cu zdradzili�my Go, prawda? � Zatem Kamienna Droga prowadzi do Bezimien- nego... � wyszepta� Jon. � Tak. I boj� si�, �e ni� p�jdziesz. Kto raz na ni� wst�pi�, s�ucha Jego g�osu. Tak zawsze by�o. I widocz- nie wci�� tak jest. A ja ju� mia�em nadziej�, �e On... �e umar�. � Umar�? My�la�em, �e Bogowie... no, �e ich to nie dotyczy � zdziwi� si� ch�opiec. � Bogowie umieraj�, ale ich agonia jest d�u�sza i straszliwsza ni� ludzka. Umieraj�, gdy przestaje si� w nich wierzy�, a po �mierci udaj� si� do Krainy Za- pomnianych B�stw � rzek� szaman bardziej do swoich my�li ni� do tego niepozornego ch�opca. � Plemi� mnie odrzuci � zmartwi� si� Jon w dzie- ci�cym odruchu �alu. � Nie. W Wiosce wci�� pami�taj�, �e ten, kogo On wo�a�, musi i��. Nie odrzuc� ci�, ale b�d� si� ciebie ba�. 18 Oni ju� nie s�ysz� Jego wo�ania i s� z tym szcz�liwi. Mog� teraz czci� Boga Dobroci, bez strachu i wyrzut�w sumienia, �e si� komukolwiek sprzeniewierzyli. Id� te- raz do �wi�tyni i spr�buj odwr�ci� sw�j los, cho� nie wiem, czy to mo�liwe. Ale id�. Cho�by po to, aby mie� Boga Dobroci za sob�, a nie przeciw sobie. � B�g Dobroci pogniewa si�, �e szed�em Drog� starego Boga � powiedzia� Jon z l�kiem. � On nie gniewa si� na nikogo. Wszystko wszyst- kim wybacza. I to jest najgorsze � szepn�� szaman. � Najgorsze...? � zdziwi� si� ch�opiec. � Ludzie na to nie zas�uguj�. To zbyt dobry B�g. I to mnie przejmuje l�kiem, Jonie. Znam moje Plemi� i inne Plemiona spoza Puszczy � s� podobne. I wiem, �e wcze�niej czy p�niej ludzie, gdy nie b�d� si� ba� swego Boga, zaczn� �ama� Jego przykazania. Albo te� Jego kap�ani b�d� przemawia� w Jego imieniu, m�wi�c nie to, co On by m�wi�, gdyby m�g�. Ja nigdy nie wypowiada�em si� za... za Tego, kt�ry czeka na ko�cu Kamiennej Drogi. On jest inny. Nikomu nie pob�a�a. I nigdy nie pob�a�a�, tak�e wtedy, gdy czci�o Go ca�e Plemi�. By� gro�ny i wymagaj�cy. Kara� za niepos�u- sze�stwo. I taki winien by� B�g ludzi. Na innego nie zas�ugujemy. Ale przecie� nie ja b�d� poucza� nowego Boga, na co zas�uguj� ludzie! A teraz id� ju� do �wi�ty- ni, mo�e jeszcze nie jest za p�no... Szaman skry� si� w swym namiocie. Jon ruszy� do �wi�tyni. Sta�a po�rodku Wioski, prosta, drewniana, ze strzelist� wie�yczk� wznosz�c� si� ku gwia�dzistemu niebu, z ciep�ym �wiat�em �ojowych lampek i �wiec migoc�cym za w�skimi, d�ugimi oknami. Kap�ani spali, ale B�g � jak wszyscy Bogowie, starzy czy nowi � nie spa� nigdy. Jon poczu� Jego obecno��, ledwo wszed� do wn�trza. Nie patrzy� na Jego wizerunki � rze�bione w drewnie, odlane w metalu, malowane na p��tnie, 19 formowane w glinie lub w gipsie � gdy� wiedzia�, �e �aden z nich nie pokazuje Go prawdziwym. �Im lepiej ludzie b�d� Go sobie wyobra�a�, tym mniej b�dzie do siebie podobny" � pomy�la� bezwiednie ch�opiec. Na szcz�cie B�g Dobroci by� nie tylko w �wi�- tyni, by� wsz�dzie. Jon czu� Go w Puszczy i nad Rzek�, w swoim domu i w znalezionym na drzewie gnie�dzie jask�ki. �wi�tynia by�a potrzebna tylko po to, by lepiej skupi� si� na Jego obecno�ci; nie by�a miejscem Jego pobytu. Jon o tym wiedzia�; wiedzia� te� o tym starszy z kap�an�w, cho� drugi z nich � m�odszy i gniewny � chcia�, aby Boga uto�samia� tylko ze �wi�tyni�. Na szcz�cie obaj kap�ani spali teraz w swych do- mach: stary, Isak � kt�ry pewnie by si� zmartwi� k�opo- tami Jona, i m�odszy, kt�ry straszy�by go piekielnymi m�kami. Mo�e nawet nakaza�by mu odby� pokut�? Ka- p�an Isak nakazywa� jedynie mod�y, ale Ezra � przy- pomnia� sobie ch�opiec � zmusi� raz star� Jag�, aby biczowa�a sobie do krwi plecy, gdy� przy�apano j�, jak przemawia�a do wodnik�w w czasie prania bielizny w Rzece. Podobno dawniej kobiety z Wioski zawsze pod- czas prania zaklina�y wodnik�w, aby nie rzucali czar�w na sp�dnice, bluzki i koszule. Urok wodnika m�g� pozo- stawi� bielizn� r�wnie brudn� jak przed praniem lub jeszcze brudniejsz�, m�g� te� wp�dzi� jej w�a�ciciela w chorob�, a nawet sprowadzi� op�tanie. Stara Jaga widocznie wci�� w to wierzy�a, cho� Plemi� z Wioski dawno uzna�o nakazy Cywilizacji: do prania potrzebny by� dobry �ug, a nie zakl�cia. Wi�c mo�e Ezra mia� racj�, gdy surowo nakaza� odpokutowa� starej Jadze za ciem- ne zabobony? Ale przecie� kap�an Isak, kt�ry nadszed�, gdy Plemi� w milczeniu przygl�da�o si�, jak Jadze krew cieknie po plecach, wyrwa� staruszce rzemienny bat. � B�g Dobroci nie po to stworzy� ludzkie cia�o, by je kaleczy�! � krzykn��, bardziej smutny ni� zagniewany. 20 ...ch�opiec wszed� zatem do �wi�tyni, ukl�k�, nie patrz�c na obrazy, i opar� g�ow� o ciep�e drewno jednej z szerokich �aw. Nie chcia� s�ysze� nauk ludzi w d�ugich sukniach, pragn�� us�ysze� g�os Boga. Wydawa�o mu si�, �e w ciszy wype�niaj�cej �wi�tyni� jest bli�ej do Niego ni� podczas wsp�lnych, g�o�nych mod��w i pie- �ni, �piewanych z uczuciem, lecz fa�szywie. � Je�li nawet TAM p�jd�, to nie po to, by Ci� zdradzi� � powiedzia� p�g�osem. � P�jd�, bo musz�. A Ty mi wybaczysz, wiem. Obiecuj� te�, �e oboj�tne, czego Tamten b�dzie ode mnie chcia�, nigdy nie zrobi� niczego przeciw Tobie. Wierzysz mi? Odpowiedz... B�g Dobroci nie odezwa� si�. Nigdy si� nie odzywa�, ale Jon i tak odczu� Jego zgod�. Nie aprobat�, lecz zgod� na to, co nieuniknione. I zrozumienie. Szaman mia� racj�. Nowy B�g mia� zbyt wiele zrozumienia dla ludzi z Wioski. Ch�opiec wyszed� ze �wi�tyni i, nie zauwa�ony przez nikogo, w�lizgn�� si� cicho do domu. Matka i oj- ciec nadal spokojnie spali, a po chwili usn�� te� Jon, snem g��bokim i bez koszmar�w. Teraz, gdy ju� wie- dzia�, �e musi i�� Kamienn� Drog�, poczu� ulg�. Zw�a- szcza �e nikt nie ��da� od niego, aby uczyni� to jutro czy cho�by za miesi�c. Tylko do niego nale�a�a decyzja, kiedy to zrobi. A on si� nie �pieszy�. Min�o wiele dni i nocy. Prawie ca�e dwie pory roku. Przebywaj�c na swoim brzegu, w Wiosce, Jon nie s�y- sza� zewu. Widocznie szaman dobrze chroni� Plemi�. Ch�opcu nie by�o te� spieszno pozna� tajemnic� Ka- miennej Drogi. Z zachowania starego czarownika wy- 21 wnioskowa�, �e nie by� to rodzaj sekretu, kt�rego od- krycie przynosi szcz�cie, a Jon, jak ka�dy dwunas- tolatek (teraz ju� prawie trzynastolatek), wola� szuka� okazji do rado�ci. W�a�nie nadarza�a si� taka okazja i ch�opiec po�wi�ci� jej ca�� uwag�. Oto po jesieni i zimie nast�powa�a znowu wiosna, tradycyjna pora ��czenia w pary m�odych ludzi z Ple- mienia. Najpierw � zgodnie z odwiecznym obyczajem, kt�rego nie zmieni�o przybycie kap�an�w z Dalekiego Kraju � porozumiewali si� ze sob� rodzice przysz�ych oblubie�c�w, oni sami na og� nic o tym nie wiedzieli (na og�, gdy� spryt m�odych nie mie�ci� si� w wyobra�ni starszych!). Rodzice wymieniali rzeczowe uwagi o ilo�ci byd�a, owiec, zwierz�cych sk�r, narz�dzi i broni, jak� m�oda para otrzyma na now� drog� �ycia. Decydowano, gdzie m�odzi zamieszkaj� po �lubie � z rodzicami czy osobno. Bogatsi ludzie z Plemienia na d�ugo przed weselem zaczynali budow� domu dla przysz�ej rodziny, w czym pomaga�a na og� ca�a Wioska. Ustalano okres narzecze�stwa � nie m�g� by� kr�tszy ni� siedem lat. W ci�gu tych siedmiu lat m�odzi mogli si� polubi�, lecz mogli te� za��da� od rodzic�w zerwania narzecze�stwa i zawi�zania nowego. Zdarza�o si� to jednak rzadko, a ka�dy taki przypadek Plemi� d�ugo pami�ta�o, a na- wet czasem przekazywa�o w pie�niach nast�pnym po- koleniom. By�y to pie�ni ponure � o z�amaniu rodzin- nych um�w i rodowej wojnie, w imi� obrazy krewnych dziewczyny lub ch�opca. I odwrotnie: niekt�re z pie�ni s�awi�y pot�g� mi�o�ci, kt�ra pokonywa�a wszelkie prze- szkody, nawet dawne obyczaje. Najcz�ciej jednak rodzicom udawa�o si� dobra� narzeczonych, korzystali bowiem z pomocy szamana. Za�lubin udzielali kap�ani, wci�� jednak to szaman najlepiej wiedzia�, czy z narzecze�skiej pary b�dzie zgodne stad�o. Plemi� po cz�ci ze wstydu, po cz�ci ze 22 strachu kry�o przed kap�anami tajniki tej wiedzy. Nie dlatego, �e si� ich ba�o � mimo porywczo�ci Ezry kap�ani byli dobrymi lud�mi � ale nikt nie chcia� sprawia� im zawodu. Nikt te� nie chcia� nara�a� spoko- ju szamana. Najstarsi ludzie z Wioski uznali, �e m�- drzej b�dzie, by ludzie w d�ugich sukniach nie wiedzieli zbyt wiele o starych rytua�ach i obyczajach, wywodz�- cych si� z czas�w, gdy w �adnym z Plemion nie od- dawano jeszcze czci nowemu Bogu, ba, nikt nawet o Nim nie s�ysza�. Dzisiaj wi�kszo�� starych rytua��w zarzucono, lecz niekt�re wci�� by�y przydatne. A zreszt� Bogu Dobroci nie ubywa�o mi�o�ci ludzi tylko dlatego, �e szaman podczas ceremonii zar�czyn szepn�� rodzicom s��wko, pokr�ci� g�ow� lub zmarsz- czy� brwi. Kap�ani nie umieli tu doradzi�, czarownikowi wystarcza� jeden rzut oka. Owszem, niekiedy oddawa� si� szczeg�lnym wr�bom, badaniu wn�trzno�ci zabitej kury czy piciu tajemnego wywaru z zi� lub grzyb�w, po kt�rym jego wzrok stawa� si� ja�niejszy, widzia� dalej, ni� si�ga wzrok zwyk�ych ludzi. O tym kap�ani te� nie powinni byli wiedzie�, gdy� kt�ry� z nich � cho�by surowy Ezra � m�g�by wpa�� na pomys�, �e szamana trzeba wyp�dzi� z Wioski. Kupcy, przeje�d�aj�cy cza- sem przez to ukryte w Puszczy miejsce, przywozili wszak dziwne wie�ci ze �wiata Cywilizacji, m�wi�ce o rosn�cej odrazie dla czar�w i srogim karaniu czarow- nik�w. Plemi� nie rozumia�o, dlaczego szaman mia� by� karany za swe nadzwyczajne umiej�tno�ci. Ludzie z Plemienia pragn�li trwa� w uczuciu dla Boga Dobroci, lecz r�wnocze�nie nie chcieli straci� swego szamana. Czuli, �e jest im wci�� potrzebny; wiedzieli, �e z�o�liwe bo��ta, wodniki i wije podchodz� niekiedy pod Wiosk�, by sprawdzi�, czy nie uda si� czego� zniszczy� w utrwa- lonym nowym porz�dku; pomniejsze b�stwa potrafi�y sprowadzi� deszcz na gotowe do zbioru plony lub wywo- 23 �a� po�ar w zagaszonym domowym ognisku. O mocy i mo�liwo�ciach dawnych Wielkich, dzisiejszych Bez- imiennych, nikt bez trwogi nie umia� my�le�. Na szcz�- cie stary szaman, rozumiej�c swoje Plemi�, nakaza� istnienie Tabu, kt�re zezwala�o milcze� � i nie my�le�. Zgodnie z wielusetletni� tradycj�, zanim rodziny ustali�y zawarcie narzecze�stwa, najpierw porozumie- wa�y si� matki m�odych. One � podobnie jak szaman � instynktownie wyczuwa�y, kogo z kim mo�na ��czy�, a kogo lepiej trzyma� od siebie z daleka. Ojcowie rzadko kwestionowali ich wyb�r. ...to chyba matka Gai przysz�a pierwsza. Ch�opiec zobaczy� j� w swoim domu, lecz pocz�tkowo niczego si� nie domy�la�. (Pewnie przysz�a po s�l lub przepis na placki � przemkn�o mu przez g�ow�). Ale odwiedziny zacz�y si� powtarza�, a pewnego wieczoru ojciec i mat- ka Jona udali si� razem do domu dziewczynki. Gaja mia�a zaledwie dziewi�� lat, ale za siedem ko�czy�a szesna�cie, czyli tyle, ile powinna mie� oblubienica. Gdyby mia�a wi�cej, by�aby ju� troch� za stara i mo�na by podejrzewa�, i� nikt jej nie chcia�. Na taki wstyd �adna matka nie chcia�a nara�a� swoich c�rek. Matka Gai mia�a niewiele czasu, by wyszuka� narzeczonego dla jedynaczki. Zatem kontakty trwa�y ju� pewien czas, zanim dla Jona sta�o si� jasne, o czym rozprawiaj� ze sob� jego ro- dzice i rodzice dziewczynki. Gdy to odkry�, poczu� dziwne zadowolenie. Zrozumia�, �e wchodzi na Drog� wiod�c� ku m�sko�ci. By�o to powodem do dumy, nie �alu za beztroskim dzieci�stwem. Jon zastanawia� si�, czy na decyzji matki Gai zaci��y� fakt, �e to w�a�nie on urato- wa� �ycie jej c�rki, czy te� zadecydowa� o tym przypadek. Rodzice toczyli zatem zwyczajowe, d�ugie rozmowy i targi, nie�wiadoma niczego Gajka bawi�a si� lalk� przed domem, a Jon obserwowa� j� z ukrycia, schowany 24 za grubym pniem drzewa. W�osy dziewczynki w s�o�cu przybiera�y barw� m�odziutkiego kasztana, a cera �je- go mi��szu po roz�upaniu: jasn�, w odcieniu kremo- wym. Twarz pokrywa�y drobniutkie, z�ociste piegi, do- daj�c uroku i podkre�laj�c niespokojn� ziele� oczu. Gdy niebo nad wiosk� by�o chmurne, oczy Gajki wyda- wa�y si� dla odmiany niebieskie. Rodzice ubierali j� w praktyczne, bure sukienki z lnu � i Gaja, nie wie- dzie� czemu, przypomina�a Jonowi Ziemi�. Matk� Zie- mi�: ciep��, bezpieczn� i sta�� � cho� zarazem zmienn� w tonacji p�r roku. T�cz�wki oczu Gai tchn�y wiosn�, a z�ociste plamki pieg�w by�y jak lato; kolor jej w�os�w l�ni� barw� jesieni, biel sk�ry przypomina�a o zimie. �B�dzie kiedy� pi�kna", pomy�la� mimo woli Jon, kt�remu pi�kno kojarzy�o si� do tej pory raczej z ognis- tym zygzakiem b�yskawicy na granatowiej�cym niebie, z roz�o�ysto�ci� rog�w jelenia czy z po�yskiem nied�wie- dziego futra ni� z p�ci�. Gajka z ogromn� powag� bawi�a si� swoj� szmacia- n� lalk�, obdarzaj�c j� czu�o�ci� i przemawiaj�c do niej p�g�osem jak do prawdziwego dziecka. �B�dzie dobr� matk�", stwierdzi� ch�opiec, przypo- minaj�c sobie, �e inne dziewczynki cz�sto bi�y swoje dzieci-lalki, pokrzykuj�c na nie swarliwie, na�laduj�c w tym bezwiednie swoje matki. Ch�opiec pomy�la� te�, �e nie b�dzie mie� nic prze- ciw temu, by ich rodzice doszli do ugody. Odruchowo skierowa� si� do namiotu szamana. Starzec wygrzewa� si� w s�o�cu przed swym niepozornym mieszkaniem, mimo zamkni�tych oczu wyczu� obecno�� Jona. � Chcesz spyta� o Gaje � wymamrota�. Jon czeka�, kucaj�c obok czarownika i patrz�c ze zdumieniem na jego pomarszczon� sk�r�. W s�onecz- nym �wietle wydawa�o si�, �e starzec ma co najmniej sto pi��dziesi�t lub wi�cej lat. Ch�opiec przypomnia� 25 sobie dziwaczn� opowie�� starej Jagi (zanim musia�a porani� swoje plecy rzemiennym batem i zamilk�a), �e ka�dy nowy plemienny czarownik jest wci�� tym sa- mym czarownikiem, niezmiennym od wiek�w, bo dusza zmar�ego szamana nie ucieka do Puszczy, gdzie musia- �aby zmieni� si� w b��dny ognik, strzyg� lub upiora, lecz wchodzi w cia�o nast�pcy. � Wasi rodzice ugodz� si� � powiedzia� wreszcie szaman po d�ugim milczeniu. � Ju� tu byli. � Co powiedzia�e�? � zaciekawi� si� ch�opiec. � Po�ow� prawdy. � Nie rozumiem... � B�dziecie bardzo dobrym ma��e�stwem � szep- n�� szaman. � Co jeszcze m�g�by� powiedzie�, skoro jest to tylko po�owa prawdy? � zdziwi� si� Jon. � Czy ktokolwiek pyta o wi�cej? � odpar� szaman pytaniem na pytanie. Ch�opiec spojrza� na jego pomarszczon� twarz i po- my�la�, �e on te� nie chce pyta�. Zar�czyn w Wiosce nigdy nie urz�dzano hucznie, obchodzono je tylko w gronie najbli�szych. Po prostu: pewnego wieczoru rodzice Gai przyprowadzili od�wi�t- nie ubran� dziewczynk� do domu Jona, gdzie na progu powitali ich rodzice ch�opca. S�siedzi zerkali ciekawie przez okna i uchylone drzwi; w tak ma�ej Wiosce ka�de zar�czyny by�y wa�nym wydarzeniem. Nim go�cie i gos- podarze weszli do domu, Jon, zgodnie z obyczajem, musia� przewi�za� w�osy dziewczynki w�sk� wst��k�. Wybra� kolor zielony. Gdy j� wi�za� na kasztanowych w�osach, kt�re oplot�y mu si� wok� palc�w, mimo woli parskn�� �miechem, a Gaja mu zawt�rowa�a. Oboje rodzice spojrzeli na nich z udawan� surowo�ci�: cere- monii zar�czyn towarzyszy� powinna powaga, ale wszy- scy wiedzieli, �e dziewi�ciolatka jest jeszcze skorym do 26 zabawy dzieckiem, a dwunastolatek najwy�ej udaje dojrza�o��. Jon poca�owa� narzeczon� w jasny, nakra- piany drobnymi c�tkami policzek, kt�ry ona nadstawi�a ochoczo, zaraz jednak pytaj�c d�wi�cznie: � ...a je�li wyskoczy dziki zwierz z Puszczy, to te� mnie uratujesz jak od �mierci w Rzece? Zapanowa�o k�opotliwe milczenie. Wida� by�o, �e doro�li nie chc� wraca� pami�ci� do tamtego wydarze- nia. Jon te� nie chcia�. Ju� wiedzia�, �e jest to wy��cznie jego sprawa; �e mo�e liczy� na siebie i nikogo wi�cej. � Chod�, poka�� ci, jak si� robi �uk � zapropono- wa� i twarze rodzic�w zn�w rozja�ni�y si� ceremonial- nym u�miechem. �adne z nich jednak nie wiedzia�o, �e dla Jona temat Tabu te� jest niewygodny. Doro�li zasiedli za sto�em, aby uczci� zar�czyny dzieci, a one same wybieg�y z domu, by si� pobawi�. Jon wprawdzie nie nazwa�by tego zabaw�; czu� si� dojrza�ym ch�opcem, w dodatku zar�czonym, ale Gajka by�a jeszcze dzieckiem. Ch�opiec wiedzia�, �e przez naj- bli�szych siedem lat, patrz�c, jak narzeczona dorasta, musi si� ni� opiekowa�. Niejasno te� przeczuwa�, �e nadejdzie dzie�, w kt�rym spojrzy na Gaje nie z roz- bawieniem i czu�o�ci�, ale jak na dziewczyn�, kt�rej uroda po cz�ci go onie�mieli, a po cz�ci wyzwoli w nim inne uczucia. Obserwowa� to u starszych kole- g�w z Wioski; przecie� razem z r�wie�nikami niejeden raz skradali si� w Puszczy wok� Wioski, aby podgl�da� zakochanych i ich mi�osne gry. Zakochani uciekali przed band� dzieciak�w, krzyczeli na nie, skar�yli si� doros�ym, lecz nic nie by�o w stanie zniweczy� ciekawo- �ci najm�odszych. Tropienie narzeczonych i utrudnia- nie im zbli�enia by�o najwspanialsz� zabaw� dzieciarni wszystkich kolejnych pokole�. �Mnie tak �atwo nie znajd�... � pomy�la� z py- ch�. � Wezm� Gaje na drugi brzeg i nikt za nami nie 27 p�jdzie. Umarliby ze strachu! Tabu sp�ta�oby im nogi i r�ce!" My�l ta, niespodziewana i bezwiedna, przypomnia- �a mu o wo�aniu Kamiennej Drogi � i Jon odrobin� si� sp�oszy�, a jego rozbawienie pierzch�o. Poczu� si� tak, jakby z rozja�nionej s�o�cem polany wszed� nagle w g��- boki cie� lasu. Fragment tego cienia dotkn�� te� dziew- czynki i jasna sk�ra Gai zbiela�a jeszcze bardziej. Dzie- wczynka wyczu�a zmian� jego nastroju, podnios�a wiel- kie zielone oczy i spyta�a: � Co� ci� boli? � Nie, dlaczego? � Co� ci� boli. Lub czego� si� boisz � pokiwa�a g��wk�, a Jon pomy�la� ze zdziwieniem, �e jak na dzie- wi�cioletnie dziecko, jest w niej zbyt du�o doros�ej przenikliwo�ci. Ma�a Gajka dostrzeg�a to, czego nie wi- dzieli jego rodzice: skryty niepok�j, kt�ry dr��y� Jona od dnia, gdy us�ysza� zew drugiego brzegu Rzeki. Bawili si� kr�tko. Jon wygina� elastyczn� ga��� olchy, ��cz�c j� rzemiennym szpagatem; chcia� zrobi� �uk na tyle ma�y, by dziewczynka mog�a go napi��. Gaj a uczy�a si� trafia� do tarczy strza�ami zrobionymi z za- ostrzonych patyk�w. Czekali teraz na sygna� rodzic�w, aby uda� si� do �wi�tyni. Tam dopiero kap�ani, w obec- no�ci �wiadk�w, mieli pob�ogos�awi� ich narzecze�- stwo, aby trwa�o bez przeszk�d i doprowadzi�o do za- �lubin po siedmiu przepisowych latach. Jon mia� nadziej�, �e w �wi�tyni b�dzie tylko star- szy kap�an, Isak, ten kt�ry w dziwny spos�b przypomi- na� mu szamana: obaj byli starzy, obaj mieli wypisane na twarzach, nabyte z up�ywem lat, zrozumienie dla s�abo�ci bli�nich; wi�cej by�o w nich wsp�czucia ni� gniewu. Ch�opiec wierzy�, �e stary kap�an nie obrazi�by si� za por�wnanie go z szamanem. M�ody kap�an, Ezra, by� inny: szamana traktowa� jak osobistego wroga i to- 28 lerowa� jego obecno�� w Wiosce tylko na polecenie swego starszego brata. Gdyby m�g� to bezkarnie uczy- ni� � wygna�by starca do Puszczy, skazuj�c na g��d lub po�arcie przez dzikie zwierz�ta. Ezra jednak wci�� nie by� pewien, jak zareagowa�oby na to Plemi� � odwleka� wi�c s�uszn�, w jego mniemaniu, ch�� oczyszczenia Wioski z grzechu, jakim by�a obecno�� czarownika. Stary kap�an by� przeciwie�stwem swego brata (Ezra z Isakiem naprawd� nie byli bra�mi; to B�g Dobroci nakazywa� mi�owa� bli�niego jak siebie samego lub swego brata, dlatego wi�c ludzie w d�ugich suk- niach zwracali si� do siebie �bracie" lub �siostro"). Jon parokrotnie widzia� starego kap�ana z jeszcze star- szym czarownikiem, jak spaceruj�c za Wiosk�, w cie- niu wielkich drzew, o czym� do siebie szeptali. Starcy nie zauwa�yli ch�opca, i Jon da�by g�ow�, �e nie chcieli, by ktokolwiek widzia� ich razem, a zw�aszcza Ezra, wi�c te� nikomu o tym nie wspomnia�; nawet rodzicom. M�ody kap�an nie traktowa� szamana jako cz�onka Ple- mienia, i czasem, gdy niespodziewanie natkn�� si� na niego w Wiosce, udawa�, �e go nie widzi, oczekuj�c, �e starzec kornie zejdzie mu z drogi. Ezra na wszelkie spo- soby dawa� czarownikowi odczu�, �e czasy jego w�adzy w Plemieniu dawno si� sko�czy�y, a Plemi� pogodzi�o si� z nieuchronno�ci� tej zmiany. Czasem tylko, gdy m�ody kap�an zbyt niegrzecznie potraktowa� starego czarownika, czyje� r�ce podrzuca�y noc� do namiotu �wie�o upolowanego zaj�ca, kurze jaja, garniec �mie- tanki lub domowe ciasto z miodem. Plemi� wynagra- dza�o szamanowi jak umia�o nie zawinione upokorze- nia, r�wnocze�nie prosz�c go milcz�co, by trwa� nad ich brzegiem Rzeki. Jon kocha� Boga Dobroci, ale gdy by� przypadko- wym �wiadkiem takiej jawnej niech�ci lub gniewu Ezry na starego cz�owieka, my�la� z hamowanym gniewem, 29 �e woli szamana ni� tego akurat wys�annika nowego B�stwa � i Cywilizacji. Ch�opiec nie pojmowa�, dlacze- go kap�an Isak by� a� tak inny; chwilami nawet wyda- wa� si� by� z innego �wiata, czy wr�cz z innej �wi�tyni ni� Ezra. ...tym razem ch�opiec mia� pecha: gdy obie rodziny w otoczeniu przyjaci� wprowadzi�y Gaje z Jonem do �wi�tyni, u o�tarza czeka� na nich w�a�nie m�ody ka- p�an. Jonowi wyda�o si�, �e nawet wizerunek Boga Dobroci przybra� srogi wyraz, podobny do tego, jaki zazwyczaj go�ci� na obliczu Jego s�ugi. � Nie lubi� go � szepn�� cicho do Gai, a dziew- czynka spojrza�a na niego ze zrozumieniem. Kap�an patrzy� na wchodz�cych surowo, cho� sytu- acja wymaga�a, by okaza� rado��. Jego wzrok wydawa� si� rani� Jona. Ch�opiec pomy�la�, �e do Ezry musia�y dotrze� wie�ci o tym, �e z�ama� plemienne prawa. Nikt z Wioski nigdy nie rozmawia� z kap�anami o starych Bogach, ba, Plemi� nie rozmawia�o o nich nawet mi�- dzy sob�, Jon wyczu� jednak teraz, �e Ezra podejrzewa go, sk�din�d s�usznie, o jakie� konszachty z... w�a�nie, z kim? Przecie� Jon nie wiedzia�, kto go wzywa� na drugim brzegu Rzeki. Ezra tymczasem odetchn�� i przem�wi� mocnym, twardym g�osem, tak jakby w �wi�tyni by�y setki wier- nych, a nie raptem sze�cioro. � Najpierw przyrzeknijcie oboje, ty, Jonie, i twoja przysz�a �ona, �e zawsze i wsz�dzie b�dziecie s�u�y� tylko prawdziwemu Bogu i �e �aden z ba�wan�w, w kt�- re wierzy�o kiedy� wasze Plemi�, nawet przelotnie nie zajmie waszej uwagi. A gdy natraficie w Puszczy na jakikolwiek pos�g ba�wana, zniszczycie go w imi� Boga. Wypalicie go ogniem, je�li b�dzie uczyniony z drewna, lub rozbijecie m�otami, gdy b�dzie z gliny lub kamienia. Wszystkie ba�wany wok� zosta�y zniszczone, ale B�g 30 jeden wie, na co g�upie dzieciaki trafiaj�, gdy goni� po Puszczy lub przypadkiem przep�yn� na drugi brzeg...! � zacz�� kap�an z pogr�k� w g�osie. Urwa�, a potem ci�gn�� dalej, patrz�c uparcie na Jona: � Je�li tego nie zrobicie, to na wasz� przysz�� rodzin�, na was, na wa- sze dzieci i wasze wnuki, spadnie kl�twa. Prze�ladowa� was b�dzie ci�g straszliwych nieszcz��, a Szatan... � Przesta�, Ezro � przerwa� m�odemu kap�anowi �agodny, lecz rozkazuj�cy g�os starego kap�ana. W�a�- nie wy�oni� si� spo�r�d zakamark�w �wi�tyni i stan�� obok, widz�c niespokojne twarze obu rodzin, wzburze- nie Jona i l�kliwe zdziwienie m�odziutkiej narzeczonej. � Dlaczego, Ezro, straszysz wiernych? � spyta� starzec �agodnie. � To jest �wi�tynia Boga Dobroci, nie Boga Kl�twy... � Chyba s�ysza�e�, Isaku, o tym, gdzie by� ten ch�opiec! Je�li nie wiesz, to chyba tylko z powodu g�uchoty! � wzburzy� si� Ezra. � Co b�dzie, gdy on p�j- dzie tam znowu? Kto, je�li nie my, ma mu wyt�uma- czy�, �e jest to straszliwy grzech, za kt�ry czekaj� go piekielne m�ki? Ba�wany, kt�rym ci ludzie ho�dowali, zanim przybyli�my tu z prawdziw� wiar�... � Ezro! Nie obra�aj ich starych Bog�w, nawet je�li, twoim zdaniem, nie s� prawdziwymi Bogami � przerwa� mu Isak i doda� szeptem: � Mo�e nie s� prawdziwi, ale s�. � To herezja, Isaku! Ugry� si� w grzeszny j�zyk! Wypluj te s�owa! Gdyby ci� us�yszeli nasi �wi�ci teolo- gowie...! Nie wiesz, �e badaj� oni wszelkie odst�pstwa od naszej �wi�tej wiary i potrafi� je wykorzeni�?! Za ka�d� cen�? A kto wie, czy ten ch�opiec...! � m�ody kap�an zacz�� krzycze�, ale Isak odsun�� go i sam zaj�� miejsce u st�p o�tarza. � B�ogos�awi� wasz obecny i przysz�y zwi�zek, Jonie i Gaju. Dbaj o ni�, ch�opcze, aby nigdy nie sta�a 31 si� jej krzywda, zw�aszcza z twojej r�ki. Ty, Gaju, za- wsze st�j przy nim, nawet gdyby� w niego w�tpi�a. B�- dzie mu potrzebna twoja mi�o��. Wierz�, �e za siedem lat staniecie tu przede mn�, umocnieni wiar� w Boga, i zawrzecie zwi�zek na wieki, kt�rego nawet �mier� nie roz��czy... M�ody kap�an sta� z boku, zaciskaj�c w�skie wargi. Nie patrzy� na grupk� ludzi, kt�ra wesel�c si�, wy- chodzi�a ze �wi�tyni. Wida� by�o, �e opu�ci� ich niepo- k�j zasiany przez Ezr�. Isak zatrzyma� Jona, gdy ten przekracza� szerokie drzwi Domu Boga, i szepn��: �Zosta� chwil�, Jonie. Chc� z tob� porozmawia�..." Jon ucieszy� si�. Lubi� starego kap�ana i ka�da rozmowa z nim wydawa�a mu si� ciekawa. �Zapewne Isak... � pomy�la� ch�opiec � chce udzieli� mi nauk, przydatnych narzeczonemu". Ezra gasi� ju� �wiat�a i �wi�tynia wolno pogr��a�a si� w p�mroku, rozja�- nionym jedynie w�t�ym blaskiem kilku �wiec. Isak zerk- n�� w stron� swego brata, a widz�c, �e jest daleko, zacz�� p�g�osem: � By�e� blisko waszego dawnego, plemiennego Boga. Jednego z wielu, lecz najpot�niejszego... Isak znowu spojrza� z ukosa na krz�taj�cego si� Ezr�, kt�ry akurat gasi� �ojow� lamp� w pobli�u. M�od- szy kap�an, widz�c niepok�j na twarzy Jona, zakrzyk- n�� dono�nie, a� echo przetoczy�o si� przez �wi�tyni�: � Trzeba go wyegzorcyzmowa�! � Odejd�, Ezro � odpar� Isak stanowczo i kap�an gniewnie ruszy� za o�tarz, do pomieszcze�, w kt�rych przechowywano rytualne szaty i pobo�ne ksi�gi. � Powiedz mi, ch�opcze, tylko szczerze, czy za- mierzasz i�� do �wiatowida? � spyta� Isak, a Jon zdziwi� si�: � Do �wiatowida? Kto to? 32 Teraz z kolei zdziwi� si� stary kap�an: � Nikt nigdy nie powiedzia� ci Jego imienia? Imie- nia Tego, kt�ry mieszka za Rzek�? � Nazywamy go Bezimienny... A zreszt�... w og�le 0 Nim nie m�wimy. � Wi�c szaman rzeczywi�cie dotrzymuje s�owa 1 nigdy nie przyzywa imion starych Bog�w � zamy�li� si� Isak. Ciep�y u�miech przelotnie pomarszczy� mu twarz, lecz zaraz znikn��. � Tak, Jonie, �w Bezimienny nosi imi� �wiatowida. Ezra zapewne powiedzia�by ci, �e On w og�le nie istnieje, �e jest Bogiem fa�szywym. Ba�wanem. Ale ja my�l�, �e nie jest to ca�a prawda. By�aby zbyt prosta. Dlaczego ludzie przez tysi�ce lat mieliby czci� nie istniej�cego ba�wana? Je�li czcili Go, no to... Nie wiem � urwa� nagle, zamy�lony, jakby nie umia� rozstrzygn�� �adnej z tych kwestii. Jon znowu si� zdziwi�, gdy� wydawa�o mu si�, �e kap�ani zawsze wszystko wiedz� i nie musz� zadawa� �adnych pyta�. Znaj� odpowiedzi na ka�de z nich, nie maj� �adnych w�tpliwo�ci. � Zatem �wiatowid jest czy Go nie ma? � spyta� oszo�omiony. Ludzie w d�ugich sukniach zawsze m�- wili, �e ba�wan�w nie ma, �e istniej� tylko w wyobra�ni Plemienia i wszystkich innych Plemion. Ale przecie� on, Jon, id�c Kamienn� Drog�, czu� zew. �aden zew nie mo�e p�yn�� z Nico�ci! � To skomplikowana sprawa... � zas�pi� si� stary kap�an. � Tylko m�odym wydaje si� ona prosta. Dziel� Bog�w na Tego Jedynego, kt�ry jest prawdziwy, i na ba�wan�w, do kt�rych zaliczaj� reszt�. Ja my�l�, �e inni Bogowie w jaki� spos�b istniej�. Ale niekt�rych, jak �wiatowida, ludzie powo�ali do �ycia w�asn� wiar�, podczas gdy B�g Dobroci chyba istnia� zawsze. Jeszcze nie by�o ludzi i ich wiary, a On ju� by�. By� przed wiar�, przed s�owem, przed lud�mi, ba, on by� przed drzewami 33 i traw�! I zawsze by� taki sam, niezmienny, ponad cza- sem, ponad wszystkim, co �ywe lub martwe. Wystar- czy�o tylko w Niego uwierzy� i ju� wiadomo by�o, �e nie tylko jest, ale by�, rozumiesz? Najpierw by� On, a dopie- ro potem wiara w Niego. I zawsze znaczy� to samo: Wszechdobro�, Wszechmi�o��, Wszechmoc, Wszechzro- zumienie, cho�by nosi� wci�� r�ne imiona, zale�nie od miejsca, gdzie go wyznawano. Tymczasem Bogowie, kt�rych powo�uje si� do istnienia jedynie wiar�, przy- bieraj� cechy nadane im przez ludzi. Najpierw jest wiara, a dopiero potem B�g utkany z tej wiary. I �wiato- wid by�... jest... by� Bogiem okrutnym... � Powo�a�a go do �ycia wiara mojego Plemienia? � spyta� Jon. � Powo�a� go do �ycia strach twojego i innych Plemion, dlatego jest gro�ny. Gdyby by� s�abym, jedno- plemiennym bogiem, przywo�anym z mi�o�ci, a nie stra- chu, mo�na by nawet z niego po�artowa� i nazwa� ba�wanem, jak chce Ezra. Ale �wiatowida powo�a�y do istnienia tysi�ce ludzi, setki tysi�cy ludzi przed wielu wie- kami! Ci ludzie bali si� �wiata, Matki Ziemi, ognia i wody, wiatru i burzy, wszystkiego, co nieznane, i wszystkiego, co znali. Potrzebowali kogo�, kto by�by silniejszy ni� �ywio�y. Powo�ali do istnienia r�ne pomniejsze b�stwa, bo��ta, wodniki, strzygi i inne stwory, ale to wci�� nie wystarcza�o. Pragn�li obrony od Istoty, kt�ra by�aby moc- niejsza ni� przyroda. Powo�ali zatem sw� wiar� �wiato- wida. Szybko obr�s� w si�� i moc. I r�wnie szybko ludzie uwierzyli, �e �wiatowid, b�d�c Bogiem pot�nym, silnym i okrutnym, wymaga krwawych ofiar, wi�c... wi�c On rzeczywi�cie zacz�� ich wymaga�. Najpierw sk�adali mu ofiary ze zwierz�t, potem z ludzi... � Nie...! � zawo�a� wstrz��ni�ty ch�opiec. � Porozmawiaj z waszym szamanem � szepn�� Isak � to cz�owiek m�dry, od kilkudziesi�ciu lat stoi 34 mi�dzy Wiosk� a �wiatowidem, chroni�c was przed Jego zemst�. Od stu pi��dziesi�ciu lat nik