859
Szczegóły |
Tytuł |
859 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
859 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 859 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
859 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Hans Hellmut Kirst
Agencja Praw Autorskich i Wydawnictwo INTERART
Warszawa 1994
Producent wersji brajlowskiej:
Altix Sp. z o.o.
ul. W. Surowieckiego 12a
02-785 Warszawa
tel. 644-94-78
Opowie�� o przyjacielu.
Jest to pr�ba opowiedzenia o smutkach i rado�ciach, niemal klasycznych tragediach i komediach,
kt�re wydarzy�y si� w �yciu pewnego m�odego psa. Wydaje si�, �e nie omin�o go nic, co w tego ro-
dzaju przedstawieniach ma miejsce. Oczywi�cie on sam nie by� tego �wiadom. Jego nadzwyczajny ins-
tynkt sprawia� jednak, �e ze wszystkich opresji udawa�o mu si� wychodzi� ca�o i szcz�liwie.
Pocz�tkowo wszystkim, kt�rzy spotkali tego niezwyk�ego psa, jego ��dza przyg�d wydawa�a
si� nieco zuchwa�a i dziwna, ale niebawem tak�e nies�ychanie fascynuj�ca. A to ma�e, kud�ate stworze-
nie zdawa�o si� tym cieszy�.
Potwierdza si� w tej opowie�ci fakt, �e psy - oboj�tne jakiej rasy - s� niezwykle oddanymi, wier-
nymi i ofiarnymi towarzyszami ludzi. Z pocz�tku jednak tak�e w jego wypadku dominowa� jedynie
utarty pogl�d, �e psy s� stworzeniami, kt�re w ka�dej chwili mo�na wytresowa� - czy to z my�l� o po-
lowaniach, czy pilnowaniu mienia, czy te� po to, by potulnie le�a�y u st�p swych w�a�cicieli. Podobne
do�wiadczenia zosta�y jednak oszcz�dzone psu, kt�ry jest bohaterem tej opowie�ci.
Przez ca�e swoje �ycie zabiega� zreszt� o to sam, zaskakuj�c swoich opiekun�w inteligencj�
i pomys�ami. I trwa�o to przez wiele lat, przy czym jedno by�o pewne: ten pies chcia� po prostu �y�
i cieszy� si� �yciem.
To, co tak dziwnie i nieco kuriozalnie si� zacz�o, wkr�tce przeistoczy�o si� w barwny kalejdo-
skop zdarze�. Bywa�y te� chwile, w kt�rych ten ma�y pudel jawi� si� jako wielki czarodziej, niejedno-
krotnie zaskakuj�cy swojego pana.
1. Wydarzenia w pierwszym roku �ycia psa.
Rok wydawa� si� pomy�lny dla ca�ej rodziny. Wszystkim dopisywa�o zdrowie, tak�e interesy
rozwija�y si� dobrze. Po �agodnej wio�nie zapowiada�o si� pyszne lato.
Ogr�d pe�en by� roz�piewanych ptak�w, na kt�re daremnie polowa�y wa��saj�ce si� koty. Przed
domem zakwit�y pierwsze r�e, a ��ka dojrza�a ju� niemal do pierwszego koszenia. W pobliskim sta-
wie, z kt�rego wyp�ywa� ma�y strumyk, co noc przera�liwie rechota�y �aby, co wcale nie przeszkadza-
�o notorycznym �piochom.
Nic jednak nie zapowiada�o jeszcze tego, co mia�o si� tu wkr�tce wydarzy�. A mo�e ju� wtedy
czai� si� przy p�ocie kto� z na�adowan� �rutem dubelt�wk�? A mo�e czeka�y ju� tak�e gro�ne owczar-
ki, gotowe skoczy� do gard�a ka�demu, kto pr�bowa�by si� do nich zbli�y�? A czy ktokolwiek my�la�
w�wczas o nast�pstwach tak zwanych zdobyczy techniki: o p�dz�cych samochodach, kt�re w jednej
chwili zamienia�y zwierz�ta w krwaw� miazg�; o chemikaliach stosowanych do ochrony ro�lin i t�pie-
nia robactwa, kt�re grozi�y powa�nymi zatruciami; o ludziach, dla kt�rych czworono�ne stworzenia
by�y tylko �mierdz�c�, nic nie znacz�c� bry�� mi�sa i ko�ci, zanieczyszczaj�c� jedynie otoczenie?
Z pewno�ci� wszystko to istnia�o; jednak wi�kszo�� ludzi nie chcia�a mie� nic wsp�lnego z tego rodza-
ju problemami, tym bardziej �e prawdopodobnie nie by�o nikogo, kto zwr�ci�by im na to uwag�. Lecz
w tym wypadku pojawia si� kto�, kto tego wszystkiego ma do�wiadczy�.
By� to m�czyzna, kt�ry po d�u�szym pobycie za granic� powr�ci� do swego domu, po�o�onego
z dala od wielkiego miasta. Wr�ciwszy, nie spodziewa� si�, �e spotka go co� niezwyk�ego czy niemi�e-
go; tym bardziej i� zosta� powitany z nies�ychan� serdeczno�ci�.
M�czyzna ten, jak m�wili wok� ludzie, mia� niezwykle atrakcyjn� �on�. By�a to kobieta po-
godna, pe�na rado�ci �ycia, a przy tym do�� uparta. Jako prawdziwa domatorka postanowi�a po�wi�ci�
si� rodzinie. Nie trwa�o d�ugo, a m�czyzna dowiedzia� si�, i� wkr�tce zostanie ojcem. Na �wiat, ku
jego rado�ci, mia�a przyj�� niebawem dziewczynka.
Mia� wi�c prawo s�dzi�, i� b�dzie go czeka�o od tej chwili tak zwane uporz�dkowane �ycie ro-
dzinne, co potwierdzi�a idylla najbli�szego Bo�ego Narodzenia, a i innych wsp�lnie sp�dzonych �wi�t
i dni wolnych od pracy.
Pewnego razu, gdy wr�ci� do domu, �ona niespodziewanie powita�a go ju� na progu gara�u.
Wybieg�a mu na spotkanie, jakby nie mog�a doczeka� si� jego powrotu. Obj�a go nawet, co nie by�o
w jej zwyczaju, w ka�dym razie nie zdarzy�o si� w tym uporz�dkowanym ma��e�skim po�yciu ju� od
dawna. By�a przy tym dziwnie podenerwowana.
- Czy co� si� sta�o? - zapyta� m�czyzna.
- Oczywi�cie nie musisz, je�li nie b�dziesz chcia� - zacz�a �ona tajemniczo, niemal b�agalnym
tonem. - Ale mo�e si� nawet ucieszysz z tej niespodzianki, kt�r� ci przygotowa�am. Wierz�, �e b�-
dziesz zadowolony; je�li nawet nie od razu, to na pewno po jakim� czasie. Jestem o tym przekonana.
Nie denerwuj si� tylko, �e sama o tym zadecydowa�am.
Niepok�j m�czyzny narasta�, zw�aszcza �e �ona pr�bowa�a jeszcze - oczywi�cie nadaremnie -
wzi�� od niego walizk�, by zanie�� j� do domu. M�czyzna, zdziwiony tym do reszty, zatrzyma� si�
w po�owie drogi mi�dzy gara�em a domem i za��da�, nawet do��, jak na niego, energicznym tonem: -
Powiedz mi wreszcie, co si� sta�o?
�ona zacz�a mu wi�c wyja�nia�: - W domu jest jeszcze kto�, kto ju� teraz b�dzie do nas nale�a�.
Mam nadziej�, �e nie b�dziesz si� gniewa�, zaakceptujesz go - a mo�e nawet polubisz?
- Kogo? Powiedz mi wreszcie, o co chodzi? - jego g�os zdradza� niepok�j, mimo to s�ycha�
w nim by�o pewno�� siebie. By� zreszt� przyzwyczajony do r�nych zaskakuj�cych sytuacji, kt�rych
nie szcz�dzi�o mu �ycie zawodowe.
- A wi�c, czego chcesz tym razem? - zapyta�.
Poprawi� si� jednak szybko: - To znaczy, chcia�em powiedzie�... Powiedz wreszcie, czym chcesz
mnie tym razem zaskoczy�?
Niespodziank�, kt�ra na niego czeka�a, ujrza� m�czyzna, gdy tylko wszed� z �on� do domu.
W du�ym salonie na parterze, wci�� jeszcze z walizk� w r�ce, spostrzeg� jakie� ma�e, czarne jak w�-
giel, kud�ate stworzenie. To by� pies! Na widok m�czyzny podbieg� do niego machaj�c ogonem. To,
co od razu rzuci�o si� m�czy�nie w oczy, to wilgotny, b�yszcz�cy nos i dwoje skrz�cych si�, uwa�-
nych, przezroczystych jak �r�dlana woda oczu.
- A wi�c to jest ta niespodzianka - stwierdzi� m�czyzna z wyra�n� ulg�, niemniej mocno zdzi-
wiony. By� mo�e wyobra�a� sobie co� znacznie gorszego. Po chwili, jakby z pewnym wyrzutem, za-
cz�� wyja�nia� �onie, �e mog�aby wcze�niej tak� spraw� przynajmniej z nim uzgodni�, chocia�by o niej
wspomnie�. Gdy wreszcie och�on�� nieco i odstawi� walizk�, zapyta�: - Sk�d si� tu w�a�ciwie wzi��?
- To nasz nowy przyjaciel! - odpowiedzia�a �ona, by po chwili doda�: -Prosz�, spr�buj si� z nim
zaprzyja�ni�! To jest rasowy pudel, z tych �rednich. Nazywa si� Mukiel. Na pewno ci si� spodoba.
Jest taki s�odki, zobaczysz, jaki to mi�y szczeniak.
Gdy to m�wi�a, to ma�e czarne stworzenie znalaz�o si� ko�o m�czyzny. Jednak nie po to, by go
- jak tego mo�e oczekiwa� - rado�nie powita�, obw�cha� i zademonstrowa� psie oddanie. Znacznie
bardziej zdawa�a si� interesowa� je walizka m�czyzny, kt�ra sta�a obok.
Mukiel obw�chawszy j�, podni�s� niespodziewanie praw� tyln� nog� i ku zaskoczeniu m�czyz-
ny, nim zd��y� on zareagowa�, obsiusia� j�.
- Co za bezczelny szczeniak - mrukn�� m�czyzna.
Pies tymczasem wr�ci� na poprzednie miejsce na �rodek pokoju. Uczyni� to nawet z pewn� gra-
cj�, niemal tanecznie, czego w tym momencie m�czyzna jeszcze nie zauwa�y�. Tym natomiast, co
zauwa�y� i co na jaki� czas prawie odebra�o mu mow�, by�a pewna poufa�o�� czaj�ca si� w jego spoj-
rzeniu.
Sta� i bez s�owa patrzy�, jak Mukiel spokojnie k�adzie si� na dywanie i zuchwale na niego zerka.
By� to oryginalny perski dywan, kt�ry kosztowa� go maj�tek, wyj�tkowo pi�kny, mieni�cy si� soczyst�
barw� czerwieni. I na tym oto najwspanialszym dziele wschodniej sztuki tkackiej Mukiel zrobi� teraz
kupk�, wyra�nie zadowolony ze swego kolejnego wyczynu.
�ona, zaskoczona, ale pe�na zrozumienia, jakby chc�c przeprosi� m�a za pieska, zwr�ci�a si�
do niego: - No, przyznaj�, �e nie jest to odpowiednie powitanie z jego strony.
- Co za �obuziak z ciebie! - zawo�a�a �agodnie do psa, po czym zn�w zwr�ci�a si� do m�a: - Je�-
li ten ma�y �wintuszek nie wytrzyma�, to mo�e sta�o si� to ze strachu przed tob�. Czuje wyra�ny res-
pekt, a nawet podziw dla ciebie. Wyra�nie mu si� podobasz. A on tobie?
- Ca�kiem niebrzydki, musz� przyzna�. Ale jego maniery pozostawiaj� wiele do �yczenia; trudno
cieszy� si� z tego. - Nie chc�c jednak zadra�nia� sytuacji, doda�: - Wi�c uwa�asz, �e powinien u nas
pozosta�? To znaczy ��dasz ode mnie, �ebym si� do niego przyzwyczai�?
- Prosz� ci� o to - z wyra�nym b�aganiem zwr�ci�a si� do niego. Odrywa�a przy tym kawa�ki pa-
pieru toaletowego z rolki, kt�r� mia�a przy sobie, i zr�cznym ruchem usun�a z dywanu kupk� swego
pupila. Mia�a nadziej�, �e teraz by� on r�wnie� i jego psem.
- Tak to ju� jest z psami - powiedzia�a do m�a. - Ale nie ��dam przecie�, �eby� od razu si�
z tym pogodzi�. Wierz� jednak, �e pr�dzej czy p�niej polubisz go. My�l� nawet, �e szybciej, ni� to
sobie w tej chwili wyobra�asz.
Mukiel le�a� teraz zadowolony i spokojny na dywanie, kt�ry i jemu, na sw�j spos�b, zdawa� si�
podoba�. Podci�gn�� �apki pod siebie, a g�ow� ze zwisaj�cymi uszami trzyma� nieco uniesion� do g�ry.
Oczy mia� przymkni�te, ale wida� by�o, �e nic nie uchodzi�o w tym momencie jego uwagi. Po chwili
zacz�� delikatnie skomle�, jakby wstydzi� si� tego, co zrobi�. A mo�e zm�czy�o go to? Z pyszczka wy-
sun�� sw�j ma�y, r�owoczerwony j�zyczek. Dawa� tym do zrozumienia, jak dobrze si� teraz czuje.
Nied�ugo po tym pierwszym spotkaniu m�czyzna postanowi� jeszcze raz przyjrze� si� nieco bli-
�ej, temu niezwyk�emu ma�emu stworzeniu.
Tymczasem przebra� si� w swoim pokoju na pi�trze w wygodny flanelowy p�aszcz k�pielowy, na
nogi za�o�y� bia�e we�niane skarpetki i wygodne sk�rzane pantofle. Od�wie�ony i nieco ju� odpr�ony
po podr�y, ponownie zjawi� si� w salonie na parterze.
Ujrzawszy go, �ona u�miechn�a si� - prawdopodobnie by wprawi� m�a w dobry nastr�j. Deli-
katnie g�aska�a przy tym psa, siedz�c z nim na dywanie i trzymaj�c go na r�kach. Mukiel na widok
m�czyzny pr�bowa� wysun�� si� z obj�� pani, jakby chcia� pobiec w jego kierunku.
M�czyzna usiad� na tapczanie, dra�ni� go troch� widok tego ma�ego, �miesznego stworzenia.
Stwierdzi� przy tym z niech�ci�, �e pies uparcie mu si� przypatruje. I to z ca�kowit� ufno�ci�, jakby
spogl�da� na przyjaciela lub dobrego znajomego.
- Widz�, �e chcesz tego psa zatrzyma� u nas - zwr�ci� si� do �ony, jakby chcia� powiedzie�:
i s�dzisz, �e si� na to zgodz�.
M�wi�c to patrzy� na psa, kt�ry odwzajemni� spojrzenie, wlepiaj�c w niego swe po�yskuj�ce
czerni� �lepia. Po chwili Mukiel odwr�ci� si� jednak w stron� pani, jakby chcia� jej powiedzie�: wiem,
�e mnie kochasz i w razie czego obronisz, gdyby mnie chcia� skrzywdzi�.
Czy�by wyczu�, �e w niej ma obro�c�, a w nim wroga? - zastanawia� si� m�czyzna.
- Popatrz - zawo�a�a �ona do m�a, wskazuj�c na tul�cego si� teraz do niej psa - jakie to mi�e stwo-
rzenie! No, powiedz sam, czy on nie jest rozkoszny? Przecie� zawsze m�wi�e� mi, �e te� kochasz
zwierz�ta i wiem o tym, �e kochasz, tylko nie m�wisz tego g�o�no.
Zacz�� j� zapewnia�, �e nie ma nic przeciwko zwierz�tom, a zw�aszcza psom; �e doskonale wie,
i� potrafi� by� najwierniejszymi towarzyszami i nie raz to ju� udowodni�y. Wi�c mo�e b�dzie tak i
w tym przypadku.
�ona doskonale wiedzia�a, co mia� na my�li: je�li pies, to z pewno�ci� nie taki ma�y, ale raczej
jaki� tresowany owczarek albo pot�ny, opieku�czy bernardyn nie odst�puj�cy swego pana na krok,
czy te� nowofundlandczyk, wyj�tkowo oddany cz�owiekowi, zawsze got�w go broni�.
- Ale przecie� nie taki! - M�wi�c to nie popatrzy� nawet na Mukla, a jedynie kiwn�� lekcewa��co
r�k� w jego kierunku. - Pies, owszem, zgoda, niech b�dzie, ale czy koniecznie ten?
- Prosz� ci�, nie obra�aj go! - prosi�a �ona; unios�a przy tym nieco psa do g�ry, patrz�c na niego
rado�nie, a potem na m�a. - Popatrz, jaki �adny - powiedzia�a, dodaj�c jeszcze po chwili: - O�wiad-
czam ci, �e Mukiel to pies czystej rasy, a nie �aden mieszaniec. B�dziesz jeszcze z niego dumny!
- Naprawd�? Nie wygl�da mi na takiego.
- A ja ci m�wi�, �e rasowy! - zawo�a�a, gotowa dalej sprzecza� si� o to. - Czy naprawd� przy-
k�adasz tak� wag� do rodowodu? Czy koniecznie rasa musi by� od razu widoczna, na sto metr�w?
- Ale� kochanie, nie, nie! - broni� si� m�czyzna lekko przestraszony, i� m�g�by by� pos�dzony
o przywi�zywanie nadmiernej wagi do pochodzenia czy rasy. - Naprawd�, nie o to mi chodzi! Jak
w og�le mo�esz mnie o co� takiego podejrzewa�. Dla mnie mo�e to by� nawet zwyk�y kundel, one te�
potrafi� by� bardzo m�dre. I nawet bardzo weso�e i szlachetne - ale pudle, to takie psy na pokaz. Po
prostu moda, ozdoba, nic wi�cej. Zawsze tak by�o. I dlatego nie lubi� specjalnie tej rasy.
Mukiel sprawia� wra�enie, jakby zrozumia� jego s�owa - czego p�niej jeszcze wielokrotnie do-
wiedzie - i zdaje si� postanowi� im teraz zaprzeczy�. Zawsze reagowa� podobnie, gdy w jakikolwiek
spos�b pr�bowano pow�tpiewa� w jego zdolno�ci.
Teraz Mukiel bardzo ostro�nie ze�lizn�� si� z kolan pani, jakby nie chcia� jej zadrapa�. Nast�p-
nie, poruszaj�c si� niemal sztywno, zacz�� zbli�a� si� powoli do m�czyzny. Jego czarne oczy wyra�a-
�y ciekawo��. W odleg�o�ci oko�o jednego metra przed nim zatrzyma� si�, pr�buj�c st�d obw�cha� go
- jakby mu chcia� co� powiedzie�.
- O, ty ma�y cwaniaku! - zawo�a� przyja�nie w jego kierunku m�czyzna, poruszony t� zaskaku-
j�c� pr�b� nawi�zania kontaktu.
- Widzisz, zainteresowa� si� tob�! - powiedzia�a �ona.
- Chod� no tu do mnie, Mukiel.
Pies natychmiast ruszy� w jego kierunku, �asz�c mu si� do n�g. Nast�pnie zainteresowawszy si�
jednym z jego sk�rzanych pantofli, zacz�� go gry��. Po chwili chwyci� go z�bami, �ci�gn�� z nogi
i uciek� w najdalszy k�t pokoju.
Dotar�szy tam zacz�� nim zabawnie wywija�, wci�� trzymaj�c pantofel w pysku. Pr�b� odebrania
mu zdobyczy skwitowa� gniewnym warczeniem. - Zostaw mu ten pantofel i tak potrzebujesz nowych -
podsumowa�a �ona.
Podczas gdy Mukiel zaj�ty by� pantoflem, �ona opowiedzia�a m�owi, w jaki spos�b naby�a tego
psa.
- Ostatnio cz�ciej i na d�u�ej wyje�d�a�e�, oczywi�cie nie mam o to pretensji, ale mo�e jest to
jakim� usprawiedliwieniem. By�am te� niedawno u lekarza, kt�ry stwierdzi�, �e z ci��� wszystko jest
w porz�dku. Z rado�ci pojecha�am nad jezioro Starnberg i sp�dzi�am tam przyjemne popo�udnie. To
naprawd� pi�kna okolica, wok� rozci�gaj� si� kwitn�ce ��ki, pas� si� krowy, sporo te� starych cudo-
wnych drzew. Po ostatnich deszczach ca�a przyroda o�y�a. Tak�e woda w jeziorze jest bardzo czysta.
Wracaj�c znad jeziora zobaczy�am dom otoczony pi�knym, wysokim �ywop�otem, a na bramie
napis "Hodowla ps�w". Poniewa� mia�am jeszcze czas, zatrzyma�am si� i zajrza�am tam. Jaka� starsza
pani, absolutnie nie narzucaj�c si�, oprowadzi�a mnie i powiedzia�a, �e w tej chwili mo�e mi zapropo-
nowa� szczeniaka z bardzo, jej zdaniem, udanego miotu. - Najlepszego, jaki kiedykolwiek si� tu trafi� -
tak powiedzia�a. I rzeczywi�cie pokaza�a mi sze�� okaza�ych szczeniak�w. - Niech pani zaryzykuje
i we�mie jednego - proponowa�a.
Wygl�da�y przecudnie te ma�e czarne, we�niane k��buszki, gdy tak le�a�y i bawi�y si� ze swoj�
matk�. By�y takie milutkie, weso�e i bezbronne, �e nie mog�am si� im napatrze�. W pewnym momencie
jeden z psiak�w, o po�yskuj�cych oczach i d�ugich zwisaj�cych uszach, podbieg� nagle do mnie. Wy-
ci�gn�am do niego r�k�, a on zacz�� j� najpierw liza�, a potem ssa�; mia� takie malutkie bia�e z�by.
- To psy wyj�tkowej rasy - o�wiadczy�a rzeczowo kobieta. - O najlepszym bawarskim rodowo-
dzie. Ich ojcem jest z�oty medalista Niemiec sprzed dw�ch lat, a matka pochodzi z Francji, z Burgun-
dii. Nic lepszego pani nie znajdzie, zapewniam pani�. To naprawd� okazja.
Cena by�a tak�e odpowiednia, ale pani ta, widz�c moje wahanie, powiedzia�a: - Nie musi pani od
razu si� decydowa�; nigdy nie namawiam w tych sprawach do po�piechu. Wr�cz odwrotnie. Niech pa-
ni odwiedzi mnie ponownie za kilka dni. Prosz� jednak pami�ta�, �e psy tej rasy s� bardzo poszukiwa-
ne.
Nazajutrz pojecha�am znowu. A piesek, kt�ry przydrepta� do mnie poprzedniego dnia, wci��
jeszcze tam by�. Na szcz�cie. Teraz te� podbieg� do mnie, ciesz�c si� i �asz�c, tak �e by�am pewna, i�
pozna� mnie i wiedzia�, �e po niego przyjd�.
- No i wzi�am go! Nie zastanawia�am si� tym razem d�ugo. Musia�am to zrobi�. O cen� nie mu-
sisz si� martwi�, zap�aci�am za niego ze swoich oszcz�dno�ci. Wygospodarowa�am co� nieco� z tego,
co dajesz na dom. Tak wi�c kupi�am tego pieska. I oto jest u nas! M�wi� ci - to cudowne stworzenie!
Nie mog� sobie nawet wyobrazi�, �e m�g�by� mie� inne zdanie.
Nie m�g�by sobie nawet na takie pozwoli�, dok�adnie zna� pod tym wzgl�dem swoj� �on�; zresz-
t� nie zamierza� nawet mie� innego zdania w tej sprawie. Po pierwsze dlatego, �e zdaje si� kocha�a ju�
tego psa, a po drugie - czu� si� on tutaj najwyra�niej dobrze, dalej bawi� si� pantoflem, ca�kowicie po-
ch�oni�ty tym zaj�ciem.
Przy tej okazji ujawni�a si� po raz pierwszy ogromna pasja tego psa - rado�� z zabawy przed-
miotem nale��cym do "pana", czyli jego w�a�ciciela. Mia�y z tego wkr�tce wynikn�� do�� powa�ne,
nawet gro�ne dla �ycia szczeniaka komplikacje.
Na razie jednak m�czyzna mia� inne zmartwienia. Zwr�ci� si� do �ony: - Wiesz, moja droga, �e
du�e znaczenie ma dla mnie prostota, naturalno��, w ka�dym razie niekomplikowanie sobie nawzajem
�ycia.
- Wiem o tym - przytakn�a z odrobin� nieufno�ci. - Tylko co to ma wsp�lnego z naszym psem?
- Widzisz, pies potrzebuje cz�sto wi�cej opieki ni� zwyk�y cz�onek rodziny i to opieki cz�owieka,
do kt�rego nale�y i do kt�rego chce nale�e�. A ja, niestety, nie mog� mu takiej opieki zapewni�, po-
niewa� cz�sto, o czym wiesz, jestem w podr�y.
Spojrza�a na niego, u�miechaj�c si� pob�a�liwie. - To przecie� nie problem, Mukiel w ko�cu na-
le�y do mnie i sama chc� si� czu� za niego odpowiedzialna, a wi�c opiekowa� si� nim.
I rzeczywi�cie tak by�o. Z pe�nym oddaniem z jej strony i to w ci�gu ca�ego d�ugiego �ycia psa.
- To mo�e wyja�nimy jeszcze jedn� drobn� spraw�, je�li pozwolisz. Mukiel, jak powiedzia�a�,
jest rasowym pudlem �redniej wielko�ci i - jak podkre�li�a� - jest to jedna z najszlachetniejszych psich
ras, czy tak?
- Tak, zgadza si�! Wystarczy, �e przeczytasz jego metryk�. - Rozgada�a si� teraz. - Nale�y do
psiej arystokracji, rodu wyhodowanego tu w Bawarii, nazywaj�cego si� Adalbert. W zwi�zku z tym,
�e jego ojciec by� kilkakrotnym medalist�, m�g�by nawet nosi� jakie� kr�lewskie imi�, zaczynaj�ce si�
od "C", jako �e by� trzeci w miocie. No, powiedzmy Claudius, Constantin czy Clavigo.
- Ale nazwa�a� go Mukiel, dlaczego?
- Dlatego, �e przywioz�e� mi kiedy� z jednej ze swoich podr�y ba�nie Hauffa. I w�r�d nich zna-
laz�am jedn�, kt�ra szczeg�lnie utkwi�a mi w pami�ci: "Ma�y Muk". I jako� tamten Muk skojarzy� mi
si� z naszym szczeniakiem - dlatego nazwa�am go Mukiel!
M�czyzna by� pod wra�eniem tego, co us�ysza� od swojej �ony. Czyta�a nawet ksi��k�, kt�r� jej
przywi�z� kiedy� z podr�y - pomy�la�. Ale mimo wszystko ten pies w domu wci�� jeszcze nie dawa�
mu spokoju. Uzna� zatem za stosowne nadal dopytywa� si� o pewne szczeg�y.
- A wi�c, powiadasz, jest to rasowy pudel - stwierdzi�. - Panuje jednak jaka� moda na te psy i nie
wiem, czy ludzie nie kupuj� ich tylko na pokaz. Ich sier�� daje si� bowiem odpowiednio modelowa�.
S�ysza�em, �e niekt�rzy w�a�ciciele strzyg� je "na lwy", inni robi� im "trwa��", a nawet lakieruj� ich
sier��. Chyba �adna inna psia rasa nie jest traktowana tak przedmiotowo, jak w�a�nie ta. Mam nadzie-
j�, �e nie po to kupi�a� tego psa. Trudno by�oby mi zreszt� wyobrazi� to sobie w twoim wykonaniu.
Szczerze m�wi�c, nie zni�s�bym tego.
- Nie musisz si� przejmowa� takimi sprawami. Zostaw to wszystko mnie. Na razie, od czasu do
czasu, czesz� go, musz� przecie� dba� o jego sier��. Co pewien czas jest te� k�pany, ale nie robi� tego
po to, aby nasz Mukiel komu� si� podoba�. Nie zamierzam go te� wymy�lnie strzyc. W ko�cu i dla
mnie nie jest to pies na wystaw� ani na pokaz. Ma by� najnormalniejszym w �wiecie psem, ciesz�cym
si� �yciem. S�dz�, �e i tobie o to by chodzi�o.
Nie odpowiedzia� od razu; nie z�o�y� te� �adnych, by� mo�e oczekiwanych przez ni�, obietnic.
Nie chcia� na razie zobowi�zywa� si� do niczego. Ale wiedzia� o tym, i tak te� by�o potem: ich pies ma
by� normalnym psem. Nic sztucznego nie zaakceptowa�by w ka�dym razie.
Tym samym najistotniejsze rzeczy zosta�y pomi�dzy ma��onkami ustalone. Mukiel zosta� przez
pana domu zaakceptowany jako zwyczajny, normalny pies. W ten spos�b, teraz ju� oficjalnie, zosta�
w��czony do rodziny.
2. Nieuchronne katastrofy.
Pewnego dnia Mukiel - wci�� jeszcze nieporadny jak ma�e dziecko, nie�wiadomy r�wnie� czyha-
j�cych na� niebezpiecze�stw - zacz�� wchodzi� schodami na pi�tro; by� mo�e z zamiarem zwiedzenia
znajduj�cego si� tam kr�lestwa m�czyzny.
Mia� do pokonania dok�adnie dwana�cie schod�w. Dwana�cie stopni wykonanych z twardego
d�bowego drewna, l�ni�cych, starannie wyfroterowanych. Musia�y one dla tego ma�ego, niedo�wiad-
czonego jeszcze pieska stanowi� niew�tpliwie ogromn� przeszkod�, podobn� trudno dost�pnej g�rze,
na kt�r� mimo to postanowi� si� wdrapa�. W ka�dym razie nie przestraszy� si� jej, nie�wiadomy tego,
co go czeka.
- Idzie do ciebie na g�r� - zawo�a�a weso�o �ona.
Powiadomiony w ten spos�b m�czyzna pospieszy� do drzwi swego gabinetu, otwieraj�c je na
o�cie� w oczekiwaniu na go�cia. Gdy wyjrza� na schody, zobaczy�, �e Mukiel zd��y� pokona� ju� czte-
ry stopnie. Teraz, g�o�no sapi�c, zatrzyma� si� na moment, jakby zbieraj�c si�y do dalszej w�dr�wki.
- Chyba nie da rady - zawo�a� m�czyzna do �ony, pe�en jednak podziwu dla odwagi ma�ego
psiaka.
- B�d� spokojny, wejdzie! - stwierdzi�a �ona. - Udaje mu si� wszystko, gdy czego� chce - a teraz
chce si� dosta� do ciebie. Powiniene� si� z tego cieszy�.
M�czyzna rzeczywi�cie cieszy� si�, �e Mukiel wdrapuje si� do niego na g�r�. Z dum� obser-
wowa� ka�dy ruch szczeniaka, nie�wiadomy oczywi�cie gro��cego ma�emu pudelkowi niebezpiecze�s-
twa. Weso�ym spojrzeniem zach�ca� nawet pieska do zdwojonego wysi�ku.
Ten po chwili, za jednym zamachem pokona� kolejne cztery, pi�trz�ce si� przed nim niczym ol-
brzymy, stopnie. A zaraz potem, nast�pne - ostatnie cztery. Jakby dopiero teraz odkry� w�a�ciw� tech-
nik� wspinaczki.
Wszed�szy na g�r�, zm�czony, po�o�y� si� na ostatnim stopniu, wyci�gaj�c daleko przed siebie
�apy. Oddycha� przy tym z widocznym wysi�kiem. Jego oczy spogl�da�y jednak triumfuj�co.
- A jednak uda�o mu si�! - zawo�a�a uradowana �ona. By�a dumna z wyczynu Mukla.
Te bardzo �liskie, dwunastostopniowe schody mia�y na szcz�cie dopiero dziesi�� lat p�niej
okaza� si� nieprzyjemne dla Mukla, gdy jego niestrudzone dotychczas nogi zacz�y odmawia� mu po-
s�usze�stwa. A on sam te� ju� zaczyna� traci� poczucie r�wnowagi.
Na razie jednak Mukiel, dzielnie pokonawszy po raz pierwszy strome wej�cie na g�r�, wchodzi�
dumny, przyjmuj�c zaproszenie do gabinetu swego nowego pana. - No, wejd� do �rodka, m�j ma�y -
zach�ca� go m�czyzna.
Szczeniak, merdaj�c ogonkiem, najszybciej jak m�g�, zbli�y� si� z ufno�ci� do swego pana. Ale
nie zatrzyma� si� przy jego nogach, tylko wpad� rozp�dzony na sam �rodek du�ego gabinetu. Stan�w-
szy tam, zacz�� swoim b�yszcz�cym wilgotnym noskiem w�szy�, jakby chcia� wci�gn�� jednocze�nie
wszystkie zapachy tego pokoju.
A mo�e - pomy�la� m�czyzna - podziwia m�j gabinet pe�en ksi��ek na �cianach, z drewnianym
sufitem. A mo�e podoba mu si� po prostu gruby dywan, pokrywaj�cy niemal ca�� powierzchni� pod�o-
gi. Podzieli� si� tym wra�eniem z �on�: - Podoba mu si� chyba u mnie.
Mukiel jednak nie po�o�y� si� na dywanie, lecz pod��y� do sypialni, do kt�rej mo�na by�o wej��
r�wnie� z gabinetu. Wygl�da�o to tak, jakby spodziewa� si� co� tam znale��.
I rzeczywi�cie, pod ��kiem m�czyzny znalaz� drugi sk�rzany pantofel. Jeden ju� od kilku dni
by� jego ulubion� zabawk�. Teraz chwyci� z�bami ten drugi i natychmiast z nim uciek� t� sam� drog� -
przez gabinet na schody.
Niczym ma�a kulka stoczy� si� po schodach w d�, wywijaj�c po drodze kilka niesamowitych
kozio�k�w. Nie wypu�ci� jednak trzymanego w pysku pantofla.
Pani, widz�c to, krzykn�a z przera�enia; Mukiel dotar�szy na d�, natychmiast wsta�, otrz�sn��
si�, by zaraz potem zawzi�cie gry�� "skradziony" pantofel swoimi �nie�nobia�ymi, mocnymi z�bami.
S�u�y�y mu one zreszt� - ci�gle w �wietnym stanie - do p�nej staro�ci. Nawet w podesz�ym
wieku cz�sto brano go za m�odego psa - takie wspania�e mia� uz�bienie.
Teraz, gdy sta� ze zdobycz� w korytarzu na dole, podbieg�a do niego pani, by natychmiast prze-
kona� si�, �e nic mu si� nie sta�o. Najch�tniej wzi�aby go teraz na r�ce, ale nie zrobi�a tego rozumie-
j�c, �e przeszkodzi�aby mu w zabawie zdobytym pantoflem. Dla niego ten pantofel by� niew�tpliwie
w tym momencie triumfaln� uczt�.
- Czy to nie jest rozkoszny pies? - zawo�a�a �ona do stoj�cego nadal na szczycie schod�w m�a,
obserwuj�cego ze zdumieniem ca�e zaj�cie.
- Nie nazwa�bym go akurat rozkosznym - odpowiedzia� jej z pewnym zniecierpliwieniem w g�o-
sie, patrz�c z g�ry na �on� i psa. - Nie widz� w tym nic zabawnego. Nale�a�oby to raczej nazwa� du��
samowol� z jego strony. A tak przy okazji, pytam sam siebie: czy nie wzi�li�my sobie zbyt du�ego
k�opotu na g�ow�?
- Ty nie musisz si� naprawd� niczym martwi�! Jeszcze raz powtarzam ci, zostaw to wszystko
mnie. Wystarczy, �e go b�dziesz tolerowa� w naszym domu. Nie b�dziesz mia� z jego powodu naj-
mniejszych k�opot�w. Ze wszystkim poradz� sobie sama!
W nast�pnych dniach, a nawet tygodniach, obaj, to znaczy pies i m�czyzna, starali si� nie
wchodzi� sobie w drog�. Pilnowa�a tego r�wnie� �ona. Dba�a o to, aby nie dosz�o pomi�dzy nimi do
niepotrzebnej konfrontacji.
Nie musia�a nawet o to specjalnie zabiega�, gdy� pies i tak unika� m�czyzny, widocznie ze stra-
chu, a m�czyzna dlatego, i� nie darzy� go specjaln� sympati�. A gdy si� ju� przypadkowo spotkali, by-
li wobec siebie bardzo uprzejmi. Jakby chcieli sobie powiedzie� co� bardzo mi�ego i zapewni�, �e sko-
ro ju� obaj tu s�, to powinno wynika� z tego co� po�ytecznego.
W tym duchu codziennie rano odbywa�o si� ich powitanie. Gdy tylko m�czyzna zjawia� si� na
dole, Mukiel natychmiast drepta� w jego kierunku. Demonstrowa� przy tym swoj� rado��, �miesznie
merdaj�c kr�tkim ogonkiem.
Mukiel, co p�niej coraz bardziej by�o widoczne, rzadko kogo wita� w domu z tak� rado�ci�,
a ju� nigdy nie zdarzy�o mu si�, aby �asi� si� do obcych. Ci, kt�rzy obserwowali te jego spontaniczne
reakcje w odniesieniu do pana domu, �atwo mogli zauwa�y�, i� zawsze o�ywia� si� na widok m�-
czyzny. Podobnie by�o z panem. Obaj wtedy nie ukrywali swej rado�ci ze spotkania, widocznie darz�c
si� wzajemnie sympati�. Na razie jednak ten ma�y uparty szczeniak zdobywa� sobie przychylno�� m�-
czyzny po prostu ciesz�c si� na jego widok. Dopiero kilka lat p�niej ka�de powitanie sta�o si� bardzo
z�o�on� ceremoni�. Dzia�o si� tak tylko przy nielicznych, najbli�szych mu ludziach.
Teraz Mukiel, ma�y i wci�� jeszcze nieporadny, sta� przed nim spogl�daj�c do g�ry. M�czyzna
schyli� si� do niego, poczochra� go po �ebku i zacz�� g�aska� delikatnie jego grzbiet. U�miechn�� si�
przy tym i zapyta�: - No, ma�y, jak ci si� tu wiedzie?
Powodzi�o mu si� dobrze. O czym, niestety, nie m�g� powiedzie� m�czy�nie, cho� na tym eta-
pie bardzo by mu si� to przyda�o, gdy� pan ci�gle jeszcze nie by� do ko�ca przekonany, czy w jego
domu powinien by� pies. Zanim to si� gruntownie zmieni�o, up�yn�o jeszcze sporo czasu.
Na razie m�czyzna, zaj�ty sprawami zawodowymi, nie mia� czasu dla psa. Nie lubi� te�, by mu
przeszkadzano. Znosi� jednak jego obecno�� w domu, a to ju� by�o du�o jak na kogo�, kto nigdy
przedtem nie interesowa� si� specjalnie zwierz�tami. Za to jego �ona nie mog�a nacieszy� si� szczenia-
kiem. By�a szcz�liwa z Muklem, nadskakiwa�a mu, tak �e wkr�tce sta� si� on jej nieod��cznym towa-
rzyszem.
Gdziekolwiek si� ruszy�a, pies pod��a� za ni�. Gdy tylko usiad�a, albo gdy razem wychodzili do
kogo�, pies natychmiast k�ad� si� u jej st�p, nie odst�puj�c jej nawet na krok. Wskakiwa� te� natych-
miast do jej samochodu, gdy si� gdzie� wybiera�a, zwykle sadowi�c si� na siedzeniu obok.
Mukiel w ka�dym razie nie spuszcza� jej z oczu, jakby by� jej stra�nikiem i to nie dlatego, �e by�a
jego pani�, ale dlatego, �e dba�a o niego - on wi�c stara� si� tak�e dba� o ni�.
Pod��a� za ni� dos�ownie wsz�dzie, nawet do �azienki, a gdy go nie wpuszcza�a, warowa� cierp-
liwie pod drzwiami. Je�li jecha�a do kawiarniczy sklepu, te� zabiera�a go ze sob�; nawet na wa�ne
spotkania dotycz�ce interes�w. Wsz�dzie odt�d widziano j� z Muklem, jakby by� jej cieniem.
Wiele lat p�niej jedna z nielicznych przyjaci�ek powiedzia�a jej: - M�j Bo�e, moja kochana -
znamy si� ju� prawie dziesi�� lat, ale jeszcze nigdy nie widzia�am ci� bez twego uroczego psa.
Po chwili doda�a jeszcze z wahaniem: - Nie mog� sobie wprost wyobrazi�, co by to by�o, gdyby
kt�rego� dnia zabrak�o ci Mukla.
Takiej sytuacji wtedy, gdy kupowa�a tego psa, nie wyobra�a�a sobie. Nie my�la�a w�wczas tak�e
o tym, �e mo�na si� do takiej istoty a� tak przywi�za�. Gdy nabywa�a psa, mia� on by� raczej sprawia-
j�c� przyjemno�� zabawk�, wype�nieniem samotno�ci w domu, stworzeniem w pe�ni niek�opotliwym.
By�o to oczywi�cie za�o�enie b��dne.
Pewnego dnia Mukiel towarzyszy� jej u fryzjera. W salonie u�o�y� si� grzecznie u jej st�p,
ogromnie cierpliwy, ale jednocze�nie czujny, got�w na ka�de jej skinienie. Wpatrywa� si� w swoj� pa-
ni�, jakby w ten spos�b pragn�� odczyta� ka�de jej �yczenie.
Na pod�og�, obok Mukla, spad�o tymczasem sporo w�os�w i innych odpad�w po kosmetycz-
nych zabiegach. Pies pocz�tkowo zdawa� si� nie reagowa�, potem jednak poczu� widocznie zapach
swojej pani, gdy� zacz�� zabawnie merda� ogonkiem, przysuwa� sobie pyskiem kosmyki jej w�os�w
i uk�ada� si� na nich. Pr�bowa� nawet je gry��, gro�nie przy tym pomrukuj�c.
W tych pierwszych tygodniach Mukiel gryz� nie tylko sk�rzane pantofle, ale dos�ownie wszyst-
ko, co znajdowa� na swej drodze i co pachnia�o jego gospodarzami. By�y to chusteczki, kt�re przy-
padkowo upad�y na pod�og�, albo kt�re wyci�ga� z niedomkni�tych szuflad, fr�dzle od dywan�w, za-
ko�czenia firanek. W swej niespo�ytej energii atakowa� nawet drewnian� obudow� kaloryfer�w,
a tak�e ok�adki ksi��ek. Wkr�tce w domu nie by�o niemal niczego, co nie nosi�oby widocznych �lad�w
jego ostrych z�b�w.
Lecz to w�a�nie sta�o si� powodem pierwszego w jego �yciu nieszcz�cia.
Okaza�o si�, �e u fryzjera Mukiel gryz� r�ne odpadki, lok�wki, plastykowe opakowania po
kosmetykach i �rodkach chemicznych.
Ukryty pod krzes�em po�kn�� z pewno�ci� niejeden kawa�ek plastyku, a to oznacza�o, �e najad�
si� rzeczy szkodliwych dla zdrowia, trudnych nawet do spalenia, rozk�adaj�cych si� jedynie pod wp�y-
wem silnych �rodk�w �r�cych.
Mukiel, b�d�cy dopiero u progu swego �ycia, zatem nie�wiadomy skutk�w spo�ywania tego ro-
dzaju rzeczy, w najlepsze po�yka�, co si� da�o, bawi�c si� przy tym doskonale. Gdy jednak wr�ci� do
domu ze sw� pani�, dosta� bole�ci i zacz�� trz��� si� jak galareta. Wyst�pi�a przy tym wysoka gor�cz-
ka. Wi� si� z b�lu na bia�ej puszystej wyk�adzinie w sypialni swej pani, skoml�c przy tym �a�o�nie. Po-
tem zacz�� g�o�no j�cze�, a jego wzrok sta� si� m�tny.
- On chyba umiera! - zawo�a�a przera�ona �ona do m�a.
M�czyzna, oderwany od pracy, przybieg� natychmiast i zobaczywszy psa w tym stanie, powie-
dzia� nieco zdenerwowanym g�osem: - No, jeszcze tego mi by�o potrzeba! - Mia� zamiar powiedzie�: -
Trzeba by�o uwa�a�, co je, a nie wo�a� mnie teraz - ale w ostatniej chwili powstrzyma� si� od posta-
wienia �onie tego zarzutu.
Ona, wzywaj�c go rozpaczliwym g�osem, te� nie powiedzia�a, gdy wszed� do jej sypialni: Prosz�,
pom� mu! Ale to, �e oczekiwa�a tego, by�o dla niego jasne. Nie pytaj�c zatem o nic wi�cej, jak naj-
szybciej porozumia� si� telefonicznie z weterynarzem w Starnbergu, kt�ry natychmiast poleci� przy-
wie�� Mukla do siebie.
Po chwili siedzieli ju� w samochodzie. Pani otuli�a Mukielka kocem i przez ca�y czas trzyma�a
go na kolanach. M�czyzna za�, nie zwa�aj�c na przepisy, rozwin�� mo�liwie najwi�ksz� szybko��.
Dojechawszy pod dom weterynarza, �ona b�yskawicznie wyskoczy�a z samochodu i wci�� tul�c
Mukla mocno do siebie, pobieg�a z psem do lecznicy. M�czyzna za� pozosta� w samochodzie - nie
wykazuj�c przy tym zniecierpliwienia, tak �e sam si� sobie dziwi�. Nigdy zreszt� wcze�niej czego� ta-
kiego sobie nie wyobra�a�.
Po jakim� czasie zacz�� si� jednak niepokoi�. Minuty p�yn�y, a �ona nie wraca�a z Muklem.
Wydawa�o mu si�, �e czeka tu ju� bardzo d�ugo, gdy tymczasem nie up�yn�a jeszcze godzina.
Wreszcie �ona pojawi�a si�! Mukla wci�� trzyma�a na r�kach. By�a przy tym �miertelnie blada,
wyra�nie roztrz�siona, a pies sprawia� wra�enie nie�ywego, wygl�da� jak k��buszek czarnej we�ny
i zdawa�o si�, �e nie oddycha. Nie pachnia� te� psem, a jodyn�, chloroformem i innymi medykamenta-
mi.
- I co z nim? - zapyta� m�czyzna szczerze zmartwiony, cho� wmawia� sobie, �e czyni to wy-
��cznie dla �ony, a nie dlatego, �e martwi si� stanem psa.
- Nasz pies - powiedzia�a cicho - zosta� zoperowany. Lekarz da� mu narkoz�, a potem otworzy� brzu-
szek - by dosta� si� do jelit i �o��dka. Oczy�ci� mu wszystko i z powrotem zaszy�. Zrobi�, co m�g�, by
go uratowa�. Mam nadziej�, �e mu si� to uda�o. Ale mo�e te� by� i tak, �e Mukiel tego nie prze�yje.
Teraz zacz�a p�aka�. - Uspok�j si�! - powiedzia� zdecydowanym g�osem m��. Nie chcia� przy-
zna�, �e on r�wnie� martwi si� losem Mukla. Mimo to powiedzia�: - Zobaczysz, prze�yje to! Jest do��
silny, cho� mo�e tego po nim nie wida�. Troch� pochoruje, ale wyjdzie z tego, uwierz mi! Jest w nim
ch�� �ycia, musisz o tym pami�ta�. Za kilka dni wszystko b�dzie znowu dobrze. Jestem o tym przeko-
nany.
- Lekarz powiedzia�, �e tylko cud mo�e go uratowa�.
- Ale takie cuda si� zdarzaj�! - zapewni� j� m�czyzna. M�wi� to do�� oboj�tnym g�osem, nawet
ch�odnym, cho� widzia�, �e �ona oczekiwa�a od niego jakiego� pocieszenia. Chc�c doda� jej otuchy,
powiedzia�: - B�d�my dobrej my�li!
P�acz�c przytuli�a swoj� twarz do nieprzytomnego wci�� Mukla. Po powrocie ostro�nie zanios�a
go do swej sypialni, u�o�y�a delikatnie w jego ulubionym miejscu, po�rodku mi�kkiego, puszystego
dywanu. Sama po�o�y�a si� obok.
Widok zrozpaczonej �ony, le��cej obok �miertelnie chorego psa przestraszy� m�a, ale jedno-
cze�nie wzruszy�. D�ugo patrzy� na nich z pewnym niedowierzaniem.
Potem gwa�townie odwr�ci� si�, jakby chcia� uciec, wiedzia� jednak, �e nie m�g�by tego zrobi�.
M�czyzna uda� si� na g�r� do swego gabinetu, nie usiad� jednak przy biurku, jak zamierza�, tyl-
ko zacz�� chodzi� po pokoju - w t� i z powrotem. Raz wolniej, raz szybciej. Noc wyda�a mu si� nie-
sko�czenie d�uga; niepok�j o psa mimo woli narasta� w nim, cho� si� przed tym broni�. Nie chcia�
przyzna� przed samym sob�, �e to w�a�nie pies jest przyczyn� jego bezsenno�ci.
Nie m�g� sobie wyobrazi�, �e ten ma�y, pe�en �ycia piesek, kt�ry dopiero rozpocz�� �ycie, m�g�-
by je tak przedwcze�nie zako�czy�. Jeszcze przed po�udniem wita� go rado�nie, a teraz le�a� tam na
dole niemal bez �ycia. Trudno by�o w to uwierzy�.
Pomy�la� te� o nienormalnym, w pewnym sensie, zachowaniu �ony, kt�ra, jego zdaniem, zbytnio
prze�ywa�a dramat psa. - No - powiedzia� w ko�cu sam do siebie - ona kocha tego psa. Jest to nawet
wzruszaj�ce. Ostatecznie na co� takiego potrafi� si� zdoby� tylko bardzo wra�liwi i dobrzy ludzie.
I nic w tym dziwnego, �e chce mie� nadal �ywego tego swojego ukochanego Mukla. Powinienem to
nawet ceni� w niej.
Tymczasem jego r�wnie� zacz�o ogarnia� wzruszenie z powodu tragedii psa. Si�gn�� po butel-
k� koniaku, kt�ra sta�a schowana za jego ulubionymi ksi��kami - dzie�ami Grahama Greene'a. Ten
szlachetny trunek znajdowa� si� tam zawsze na wypadek jakiej� nadzwyczajnej sytuacji. A to, co dzia�o
si� w tej chwili tam na dole, by�o w�a�nie tak� sytuacj�.
Wolno wypi� pierwszy kieliszek. Nape�niaj�c sobie drugi, my�la� o spodziewaj�cej si� dziecka
�onie, kt�ra le�a�a teraz na dole, na dywanie, tul�c do siebie �miertelnie chorego psa.
"M�j Bo�e - pomy�la� - je�li tak pragnie tego psa i uwa�a go za co� tak nadzwyczajnego w swo-
im �yciu, to podaruj� jej go. Zwr�c� jej za niego pieni�dze". W tym momencie by� niemal pewien, �e
i on go r�wnie� ju� pragnie mie�.
Nast�pnego przedpo�udnia dosz�o do pewnego, po cz�ci szcz�liwego, po cz�ci irytuj�cego,
wydarzenia. Sta�o si� to, gdy m�czyzna zszed�, by z�o�y� Muklowi, jak si� to m�wi, pierwsz� oficjal-
n� wizyt� podczas choroby.
Najpierw zajrza� jednak do �ony, kt�ra by�a w �azience. Wygl�da�a na niewyspan�, ale ju� nieco
spokojniejsz�. Jak si� czuje Mukiel? - zapyta�.
- Nasz Mukiel - odpowiedzia�a mu, wdzi�czna za okazane zainteresowanie mia� do�� spokojn�
noc. Ale by�y chwile, �e z trudem oddycha�, my�la�am nawet, �e to ju� koniec. Potem mu to mija�o.
Rano obudzi� si�, ale jest nadal bardzo wyczerpany.
Zaprowadzi�a go do sypialni, gdzie le�a� ci�gle jeszcze p�przytomny Mukiel. M�czyzna popa-
trzy� na niego ze wsp�czuciem, kt�re r�wnie� nale�a�o si� �onie. Na pr�no jednak szuka� w�a�ci-
wych s��w, ale �ona to rozumia�a.
Gdy tak stali oboje patrz�c ze wsp�czuciem na psa, Mukiel jakby nie wytrzymuj�c ich pe�nego
niepokoju spojrzenia, poruszy� si� delikatnie na dywanie i spr�bowa� wsta�. Trwa�o chwil�, nim mu si�
to uda�o - z widocznym trudem stan�� na czterech �apach, dr��c na ca�ym ciele.
- M�j Bo�e! - zawo�a�a �ona, jakby nie wierz�c w�asnym oczom. - On �yje!
- �yje, �yje! - potwierdzi� m�czyzna, kt�remu na ten widok te� jakby kamie� spad� z serca.
Mukiel, chwiej�c si�, zacz�� wolno pod��a� w ich kierunku. Po drodze kilka razy omal si� nie
przewr�ci�, wreszcie stan�� przed nimi, spogl�daj�c to na kobiet�, to na m�czyzn�. Ale na niego jakby
innym, nieco zdziwionym wzrokiem, �e tu jest. Potem, a wszystko to trwa�o sekundy, zbli�y� si� do
swojej pani, ci�gn�c za sob� banda�, kt�ry mu si� odwin��.
Po�o�y� si� u jej st�p. Wida� by�o, �e jest bardzo wyczerpany, ale nie spuszcza� z niej wzroku.
Ukl�k�a przy nim, wzi�a go na r�ce, przytuli�a, a Mukiel po chwili po�o�y� sw�j �ebek na jej ramieniu.
By� to wzruszaj�cy widok. Pies w ka�dym razie patrzy� na ni� wzrokiem pe�nym wdzi�czno�ci. Po
chwili skierowa� spojrzenie na m�czyzn�.
Wtedy on tak�e ukl�k� przy nim i jak zwykle pog�aska� go po �ebku, tym razem nadzwyczaj
ostro�nie. Spostrzeg� przy tym, �e Mukiel zareagowa� na to merdaniem ogonka; bardzo delikatnym,
ale widocznym.
- To rzeczywi�cie cud - o�wiadczy�a �ona.
- I mnie si� teraz tak wydaje - potwierdzi� m�czyzna.
- Mia� naprawd� niezwyk�e szcz�cie - przyzna� potem r�wnie� weterynarz. Zosta� on przez
m�czyzn� natychmiast powiadomiony telefonicznie o tym, �e Mukiel si� obudzi� i nawet wsta�. Le-
karz, �eby si� o tym przekona�, po kilkunastu minutach osobi�cie zjawi� si� u nich. Z niedowierzaniem
kr�ci� g�ow�. - Nieprawdopodobne, nieprawdopodobne - powtarza�. - Nie wierzy�em, �e on to prze�y-
je.
Zbada� przy okazji Mukla. Jeszcze raz dok�adnie opuka� jego brzuszek, zmierzy� temperatur�,
zmieni� opatrunek, zajrza� w oczy, obejrza� j�zyk, pomaca� mi�nie, a Mukiel, nie mrukn�wszy nawet,
na wszystko mu cierpliwie pozwala�.
Po chwili ten do�wiadczony lekarz, ciesz�cy si� w okolicy uznaniem i opini� wspania�ego diag-
nosty, jeszcze raz przyzna�: - Czego� takiego jeszcze nie widzia�em! Ale co� mi m�wi�o, �e on prze-
trzyma t� operacj�. Wi�c zaryzykowa�em.
�ona przyj�a to stwierdzenie jak co� oczywistego. M�czyzna natomiast, maj�c niejakie w�tp-
liwo�ci, spyta�: - A dlaczego, doktorze, uwa�a� pan, �e Mukiel z tego wyjdzie? Czy�by by� inny?
- Zaraz to panu wyt�umacz� - odpowiedzia� weterynarz. - Gdy psy staj� si� pacjentami, reaguj�
zwykle tak samo jak ludzie. Okropnie boj� si� ka�dego zabiegu. I pa�stwo wybacz�, po prostu robi�
ze strachu pod siebie. Z waszym Mukielkiem nic takiego si� nie sta�o. On chcia� �y�! To by�o po nim
wida�. I doskonale poradzi� sobie ze swoj� s�abo�ci�, w dodatku w zdumiewaj�co kr�tkim czasie.
- Jestem szcz�liwa - powiedzia�a kobieta.
- Wierz� pani - zapewni� j� lekarz. - Ale jeszcze raz musz� pa�stwu powiedzie�, �e w swojej
d�ugoletniej praktyce nie widzia�em psa o takiej woli prze�ycia. S�dz�, �e czeka was z jego strony
jeszcze niejedna niespodzianka.
3. R�wnie� i psie �ycie mo�e by� wspania�e.
nast�pnych tygodniach, a w�a�ciwie miesi�cach po tych dramatycznych prze�yciach z psem,
w domu wszystko wr�ci�o do normy i uk�ada�o si� pomy�lnie. �ycie w ka�dym razie p�yn�o bez ja-
kichkolwiek zak��ce�.
Mukiel po swojej pierwszej ci�kiej operacji - nie jedynej w �yciu, ale najpowa�niejszej - nie od
razu doszed� do si�. Weterynarz, kt�ry nadal troskliwie si� nim opiekowa�, zmienia� codziennie opa-
trunki, przestrzega� przed ewentualnym zaka�eniem. Nie wyklucza� te� mo�liwo�ci p�kni�cia szw�w -
je�li psa odpowiednio si� przed tym nie zabezpieczy. W zwi�zku z tym zosta� przez pani� domu opra-
cowany szczeg�owy plan opieki nad pudelkiem. Pilnowa�a r�wnie�, aby i m�� podporz�dkowa� si� jej
zaleceniom.
Najwa�niejszym punktem tego planu by�a lekkostrawna, ale po�ywna dieta oraz chronienie psa
przed wszelkimi gwa�townymi ruchami, a tak�e stresami. Mukiel do�wiadczy� w tym czasie mo�liwie
najbardziej troskliwej opieki, z kt�rej zreszt� z upodobaniem korzysta�. Pozwala�, by mu dogadzano.
Pewnego dnia m�czyzna pozwoli� sobie nawet na nieco z�o�liw� uwag�: - Temu ma�emu spryciarzo-
wi, zdaje si�, to nasze dogadzanie bardzo odpowiada.
�ona oczywi�cie natychmiast zareagowa�a: - Nie m�w tak, sam wiesz, ile wycierpia�. Wci��
jeszcze nie doszed� w pe�ni do si�. Musimy mu w tym pom�c.
Pani nie spuszcza�a psa od kilku dni z oczu, a raczej nie wypuszcza�a z r�k. Poprosi�a m�a, by
kupi� lekk�, nylonow� smycz d�ugo�ci czterech metr�w, kt�ra zapewni�aby Muklowi du�� swobod�
ruch�w, a jednocze�nie pozostawia�a go pod jej �cis�� kontrol�. M�� kupi� r�wnie� kaganiec, �adny,
z mi�kkiej sk�ry, by Mukiel nie m�g� wi�cej dobra� si� do jakich� plastykowych resztek - jak to okre�-
li�.
Pomys� za�o�enia kaga�ca �ona jednak zdecydowanie odrzuci�a.
- Nie b�dziemy go a� tak m�czy�! - powiedzia�a, prosz�c, by si� nie gniewa� i zapewniaj�c, �e
docenia jego trosk� o zdrowie Mukla.
Pies tymczasem wszystko cierpliwie znosi�. Okazywanie pos�usze�stwa, zdaje si�, nale�a�o do
jego pozytywnych cech. Chcia�, by go bez przerwy teraz chwalono. Sam te� okazywa� swoj� psi�
wdzi�czno�� przy ka�dej okazji, �asi� si� i merda� ogonkiem. Pragn�� by� kochany i doceniany.
Do�wiadcza� tego wszystkiego ze strony swych troskliwych opiekun�w i instynktownie zdawa�
si� to wyczuwa�, zachowuj�c si� stosownie do tego. Lubi� na przyk�ad przytula� si� do pani z dzieci�-
c� delikatno�ci�, jednak bez najmniejszych oznak zaborczo�ci. R�wnie� z m�czyzn� wita� si� teraz
coraz serdeczniej.
Nie zatrzymywa� si� ju� boja�liwie na jego widok, ale p�dzi� natychmiast, rado�nie podskakuj�c
w jego kierunku, nadstawiaj�c �eb do pog�askania, co m�czyzna od jakiego� czasu czyni� z coraz
wi�ksz� czu�o�ci�.
Mukiel coraz lepiej i pewniej czu� si� w tym domu. Wyczuwa�, �e jest kochany i �e ma w tej ro-
dzinie ju� na sta�e swoje niekwestionowane miejsce. Obdarowywa� wi�c ka�dego z jej cz�onk�w swo-
im zaufaniem, co oczywi�cie bardzo mu niejedno u�atwia�o.
Gdy niebawem przysz�o na �wiat dziecko, dziewczynka - jak sobie to potajemnie wymarzy� m�-
czyzna - Mukiel z najwy�szym zainteresowaniem, ale i powag� dogl�da� nowego domownika. Nie by�
jednak zazdrosny, nie musia�. I demonstrowa� t� swoj� pewno�� siebie. Doskonale wyczuwa�, �e jego
pozycja w tej rodzinie by�a ju� niejako ustabilizowana. By� tego pewien.
Stawa� si� te� coraz bardziej wspania�omy�lny. Przebaczy� ju� swemu panu, �e pr�bowa� swego
czasu zmusi� go do noszenia kaga�ca. Przebaczy� tym �atwiej, i� ten kt�rego� dnia sprawi� mu rado��,
przywo��c z podr�y gumow� ko�� do zabawy. Mia� zatem teraz co gry��.
T� ko�ci�, prawdopodobnie z bawolej sk�ry, b�d�c� nie tylko doskona�� zabawk�, ale rzecz�
rozwijaj�c� jednocze�nie uz�bienie, m�czyzna sprawi� psu nie tylko rado��, ale odwr�ci� jego zainte-
resowanie - niestety na kr�tko - od innych dotychczas gryzionych przedmiot�w. Mukiel bowiem, jak
si� okaza�o, preferowa� nadal rzeczy - mimo prze�ytych dramatycznych chwil z plastykiem - kt�re
w konsekwencji m�g� nie tylko gry��, ale i zjada�. Tak wi�c bardzo szybko zorientowa� si� w sztucz-
no�ci otrzymanego prezentu i nie zadowoli� si� tym dobrze pomy�lanym przez m�czyzn� zamienni-
kiem. Ju� nast�pnego dnia dowi�d� tego.
Jak zwykle u Mukla, wszystko zacz�o si� tak�e tym razem do�� niewinnie. Od rana by� wyj�t-
kowo grzeczny, przymilny, przybiega� na ka�de skinienie, przyja�nie si� wok� rozgl�daj�c. Jego za-
chowanie sprawi�o, �e opiekunowie postanowili uwolni� go od smyczy.
Przyj�� to z ogromn� wdzi�czno�ci�. Od wielu ju� dni nie wychodzi� przecie� z domu. Kr�ci� si�
jedynie mi�dzy parterem a pi�trem. Wkr�tce okaza�o si�, �e w ten spos�b codziennie sprawdza�, czy
ca�a rodzina - pan, pani i dziecko - s� w domu.
Coraz silniejsze stawa�o si� w nim pragnienie, by wszyscy, kt�rzy nale�eli do jego �wiata, prze-
bywali ko�o niego. Dopiero wtedy, gdy wszyscy byli w domu, Mukiel by� naprawd� zadowolony. Wy-
ci�ga� si� wtedy jak d�ugi, mo�liwie najbli�ej domownik�w, i posapywa� ze szcz�cia.
Lecz niezale�nie od tego, a mo�e w�a�nie wtedy, gdy mia� wszystkich wok� siebie, demonstro-
wa� swoje mo�liwo�ci w r�nych wariantach. I tak pewnego dnia Mukiel wymkn�� si� z domu na taras,
by tam w s�o�cu wylegiwa� si� na rozgrzanej pod�odze. Pani obserwowa�a go z u�miechem.
Po chwili pies ruszy� samodzielnie na zwiedzanie ogrodu. Z pocz�tku ostro�nie, jakby nie wie-
rz�c, �e mu na to pozwol�, potem coraz �mielej zacz�� oddala� si� od domu. - Popatrz, podoba mu si�
nasz ogr�d - powiedzia�a �ona do m�a, wskazuj�c na oddalaj�cego si� Mukla. - Ciekawo�� gna go
przed siebie. - Widocznie chce pozna� wszystko, co stanowi tak�e jego, psi �wiat - doda� m�czyzna.
Jego ciekawo�� istotnie nie mia�a granic. Nie pilnowany, bez smyczy, bardzo szybko dotar� do
granicy swej posiad�o�ci. Znajdowa�o si� tam, od strony p�nocnej, do�� wysokie ogrodzenie z siatki.
Zatrzymawszy si� przed nim, Mukiel z wielk� ciekawo�ci� zacz�� spogl�da� na kusz�cy go
�wiat. Mo�e tam - wyobra�a� sobie - znajduje si� dopiero prawdziwy, wolny, psi �wiat, kt�ry go po-
ci�ga�. Spostrzeg� przy tym za siatk� dziwne, nieznane mu stworzenia,
By�y to kury. Wydawa�y one dziwne d�wi�ki, gdacz�c jakby specjalnie dla niego. Stworzenia te
widocznie podzia�a�y na wyobra�ni� ma�ego pudelka, w ka�dym razie wywo�a�y w nim nieprzepart�
ch�� przedostania si� do nich na drug� stron�.
Mukiel wzi�� si� wi�c po chwili energicznie do pracy. Z niezwyk�� zawzi�to�ci�, w mgnieniu
oka, wykopa� dziur� pod ogrodzeniem - podobn� energi� nie raz si� jeszcze potem popisze. Zawsze
dzia�a� b�yskawicznie,gdy si� na co� decydowa� i wtedy nikt i nic nie by�o w stanie mu przeszkodzi�.
Mukiel musia� prawdopodobnie ju� od kilku dni interesowa� si� tym stadkiem kur, skoro teraz
tak zdecydowanie pr�bowa� si� do niego przedosta�. Gdy uda�o mu si� wreszcie wykopa� dostatecz-
nie du�� dziur�, przeczo�ga� si� pod ogrodzeniem, by chwil� potem znale�� si� na terenie posiad�o�ci
s�siada. B�d�c ju� tam, ruszy� nie zastanawiaj�c si� ani chwili i wskoczy� pomi�dzy kury.
Oczywi�cie przestraszy�y si� czarnego pudelka, podnosz�c przy tym ogromny harmider. Wi-
docznie nie pozna�y si� na tym, �e Mukiel nie pragn�� niczego innego, jak tylko pobawi� si� z nimi.
I mimo �e to mo�e do�� �miesznie zabrzmi - ten pies, nawet gdy ju� wydoro�la�, zawsze by� sko-
ry do beztroskiej zabawy. Wyj�tkowo ch�tnie czyni� to w szczeni�cych latach, lecz nigdy nie by� przy
tym agresywny, a tym bardziej sk�onny kogokolwiek ugry��. Ale przecie� z g�ry nikt o tym nie wie-
dzia�, ani kobieta, ani m�czyzna. A ju� na pewno nie s�siad zaalarmowany wrzaskiem kur.
Ruszy� teraz prosto w stron� psa-w�amywacza, wymy�laj�c mu soczy�cie. Zamachn�� si� nawet
na niego, ale straci� r�wnowag� i omal nie wpad� pomi�dzy kury. Zwinny Mukiel zdo�a� umkn��.
Przez wykopan� dziur� szybciutko przedosta� si� na swoj� stron�. Tam zatrzyma� si� i czuj�c si�
ju� bezpiecznie, obserwowa� krzycz�cego s�siada: - Je�eli jeszcze raz sobie na co� podobnego pozwo-
li, zastrzel� go! Z dubelt�wki! Nie prze�yje tego!
To g�o�ne wymy�lanie us�ysza�a oczywi�cie �ona i gdy tylko m�czyzna wr�ci� po po�udniu do
domu, zda�a mu relacj� z tego, co zasz�o. - B�dziesz musia� co� z tym zrobi�! - poprosi�a m�a.
- Jeszcze to! - odpowiedzia� jej, z trudem opanowuj�c niech��. Powstrzyma� si� r�wnie� od
uwagi, �e nale�a�o mo�e bardziej uwa�a� na Mukla, a nie pozwala� mu biega� samemu po ogrodzie.
Spojrza� jednak ostro na psa. Ten jakby wiedzia�, o co chodzi, le�a� teraz cicho na dywanie
z wtulon� g�ow�, obserwuj�c spode �ba swego pana. Wzrok mia� w tym momencie b�agalno-niewinny,
jakby chcia� si� usprawiedliwi�.
M�czy�nie nie pozosta�o zatem nic innego, jak przeprosi� s�siada za to ca�e zaj�cie, zapewnia-
j�c go, �e to si� ju� nigdy nie powt�rzy. Nie da� si� on jednak przeprosi�, tylko wrzasn�� na m�czyz-
n�: - Niech pan nie s�dzi, �e w przysz�o�ci b�d� tolerowa� wybryki pa�skiego p