8589

Szczegóły
Tytuł 8589
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8589 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8589 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8589 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Kiry� Bu�yczow * Guslar-Neapol* Wersja elektroniczna ABJKK Prze�o�yli: Tadeusz Gosk i Anita Tyszkowska Tytu�y i �r�d�a orygina��w: Guslar - Neapol ("Uralskij sledopyt" 8/78). O lubwi k biess�owiesnym twariam ("Chimija i �yz�" 6/78). Silnieje �ubra i s�ona ("Junnyj tiechnik" 1/79). Zylcy ("Letnieje utro" 1979) (c) Izdatielstwo "Moskowskij raboczyj", Moskwa Opracowanie graficzne Micha�a Piekarskiego Redaktor El�bieta Kwa�niewska Redaktor techniczny J�zef Grabowski Korektor Agata Bo�dok ISBN 83-207-0777-5 For the Polish edition (c) copyright by Pa�stwowe Wydawnictwo "Iskry Warszawa, 1984 Pa�stwowe Wydawnictwo "Iskry" Warszawa 1984 r. Wydanie I. Nak�ad 150 000+250 egz. Ark. wyd. 3,1. Ark. druk. 3. Papier offset, kl. V, 70 g, rola 61 cm. Olszty�skie Zak�ady Graficzne im. S. Pieni�nego Cena 40 z�otych ***Metryka Wielkiego Guslaru*** Kiry� Bu�yczow nie istnieje, jest postaci� mityczn�. Kto zatem napisa� opowie�ci o Alicji, "dziewczynce, kt�rej nie mo�e si� nic przydarzy�", kto napisa� opowiadania sk�adaj�ce si� na tom Ludzie jak ludzie, kto jest autorem Retrogenetyki, �urawia w gar�ci, Rycerzy na rozdro�ach, Miasta na G�rze i innych znakomitych utwor�w, kt�rymi ju� od lat kilkunastu zaczytuj� si� polscy mi�o�nicy fantastyki? Odpowied� jest zaskakuj�ca: to wszystko napisa� powa�ny naukowiec, dzi� pi��dziesi�cioletni doktor nauk historycznych, profesor w Instytucie Orientalistyki Akademii Nauk ZSRR, laureat literackiej Nagrody Pa�stwowej Zwi�zku Radzieckiego w roku 1983, Igor Mo�ejko. A w�a�ciwie inaczej: �w powa�ny uczony napisa� to wszystko w swym drugim, niepowa�nym - zdaniem szacownych koleg�w po historycznym fachu - wcieleniu, kt�re ochrzci� mianem Kiry�a Bu�yczowa. Pseudonim wzi�� si� st�d, �e matka Igora Mo�ejki by�a Bu�yczowa z domu, jego �ona za� ma na imi� Kira... I jeszcze jedna tajemnica rodzinna: jego c�rka nosi imi� Alicja. To dla niej w�a�nie, dzi� zreszt� ju� osoby doros�ej, pisa� swe urocze ba�nie i dlatego jej imi� nada� bohaterce opowie�ci o dziewczynce, kt�rej nic nie mo�e si� przydarzy�... Profesor Igor Wsiewo�odowicz Mo�ejko ma jeszcze trzecie wcielenie. Jest zapalonym kolekcjonerem, mi�o�nikiem barwy i broni, interesuj�cym si� r�wnie� starymi poczt�wkami, fotografiami, kalendarzami i innymi tego rodzaju drukami. Kiedy�, ju� jako Kiry� Bu�yczow, wyszpera� pochodz�c� z roku 1907 ksi�g� adresow� miasta Wielki Ustiug, niegdy� bogatego rosyjskiego o�rodka handlowego. Historyk-zbieracz po prostu w��czy�by nabytek do swojej kolekcji lub wymieni� na jakie� inne cymelium, natomiast zbieracz-fantasta przestudiowa� ksi�g�, zachwyci� si� ni� i... da� wszystkim bohaterom opowie�ci guslarskich nazwiska z niej pochodz�ce. Opowiadania z "nurtu guslarskiego" s� w istocie realistyczne, m�wi� o dniu powszednim mieszka�c�w wsp�czesnego prowincjonalnego miasteczka. Z dobrotliw� ironi� i ciep�ym humorem opisuj� ich �ycie, w kt�rym tak ma�o cudowno�ci, a tak wiele trosk, �e pojawienie si� rozumnego hipopotama i miniaturowych go�ci z tr�jwymiarowego telewizora jest jeszcze jedn� uci��liwo�ci�. Tadeusz Gosk Guslar - Neapol Szary brzask zasta� Korneliusza Uda�owa na zaro�ni�tym krzakami brzegu rzeczki Czurmie�, wpadaj�cej do jeziora Kopenhagen. Uda�ow po�o�y� w�dki na trawie i rozejrza� si�. Pusto. Ani �ladu �ywej duszy. Pogoda by�a paskudna, wilgotna i grypowa, wi�c wszyscy w�dkarze postanowili widocznie siedzie� w domu. Tym lepiej. Wi�cej b�dzie dla Korneliusza. Rozplata� �y�ki, za�o�y� przyn�t� i zarzuci� pierwsz� w�dk�. Wok� sp�awika rozesz�y si� kr�gi wody, gdzie� niedaleko chlupn�a ryba. Czu� si� �wietnie, pot�nia�a w nim ��dza czynu. I nagle Uda�ow zobaczy� dym. Dym unosi� si� nad lasem w odleg�o�ci mniej wi�cej p� kilometra. Widocznie kto�, kto przyjecha� tu jeszcze wczoraj, rozpali� ognisko. Po godzinie, w czasie kt�rej z�apa� niewielkiego leszczyka, Uda�ow rzuci� okiem w stron� ogniska. P�on�o dalej. S�up g�stego dymu si�ga� nisko wisz�cych chmur, gdzie rozgania� go mokry wiatr. - �eby tylko lasu nie podpalili - powiedzia� Uda�ow cicho, nie chc�c p�oszy� ryb. Min�a jeszcze godzina. Ognisko pali�o si� w dalszym ci�gu, a s�up dymu jakby jeszcze ur�s�. Ko�o jedenastej Uda�ow pozbiera� w�dki, wzi�� wiaderko ze z�owionymi rybami - nie by�o ich tak wiele, jakby si� Korneliuszowi marzy�o - i poszed� w stron� dymu, cho� do szosy trzeba by�o i�� w zupe�nie innym kierunku. Dym niepokoi� go. Droga by�a trudna. W�dziska zaczepia�y si� o leszczynowe witki, kalosze �lizga�y po mokrej trawie. Grupki kurek i samotnie stoj�ce muchomory w przyjemny spos�b o�ywia�y og�lnie ponury krajobraz, ale Uda�ow nie wybra� si� na grzyby, i te jaskrawe plamy uchodzi�y jako� jego uwagi. Przeszed� ju� prawie kilometr, a dym jakby wcale si� nie zbli�a�. Mocno go to dziwi�o. Rzeczka zosta�a daleko w tyle. Trzeba by�o skaka� z k�py na k�p�. Uda�ow �a�owa�, �e nie zostawi� w�dek nad wod�. Przejd� jeszcze sto krok�w, powiedzia� sobie, i je�eli nie dojd�, zawracam. W tym momencie z nieba posypa� si� popi�. Uda�ow nie od razu domy�li� si�, �e to popi�. W pierwszej chwili zwr�ci� uwag� na to, �e pada dziwnie brudny deszcz. Krople pozosta- wia�y na twarzy i ubraniu szare plamy, zupe�nie jakby z nieba pada� ptasi pomiot. Zauwa�ywszy, �e brud leci od ogniska, Uda�ow u�wiadomi� sobie, �e pali si� las i lepiej st�d jak najszybciej ucieka�, p�ki jeszcze jest ca�y i zdrowy, a jak z miasta przy�l� helikopter, to si� w tym wszystkim po�api�. Zatrzyma� si� i po raz ostatni spojrza� na dym. Dym zakrywa� ju� p� nieba. Rozdarty wewn�trznie mi�dzy strachem a ciekawo�ci�, zrobi� jeszcze par� krok�w. Sta� na skraju wielkiej b�otnistej polany, kt�rej brzegi poro�ni�te by�y czarnymi jagodami. Ze �rodka wali� w niebo s�up dymu. Ale ogniskiem nie pachnia�o tu nic. To musia�o by� zupe�nie inne zjawisko przyrodnicze. Na �rodku polany wznosi� si� niewielki wulkan. Nie si�ga� jeszcze wierzcho�k�w drzew, ale tak na oko przypomina� pot�ne i gro�ne wulkany Jawy i Kamczatki. Strugi lawy p�yn�y po jego pofa�dowanym zboczu, a nad kraterem hucza� stabilny p�omie�, tak jakby w �rodku pali� si� prymus. Widok wulkanu nie przerazi� Korneliusza. Niejedn� dziwn� rzecz przysz�o mu w �yciu ogl�da�. Ale serce Uda�owa wype�ni�o si� podziwem dla wszechmocy natury. Przysiad� na zwalonym pniu sosny i zacz�� si� przygl�da� wulkanowi. Przedtem nie uda�o si� zaobserwowa� wulkan�w w okolicy Wielkiego Guslaru. Rejon jest asejsmiczny i o �adnych erupcjach i trz�sieniach ziemi mowy by� nie mo�e. Ale przecie� w sumie tam, gdzie teraz wznosz� si� dysz�ce ogniem g�ry, rozci�ga�y si� kiedy� spokojne r�wniny... Obdarzony �yw� fantazj� Uda�ow wyobrazi� sobie, jak wulkan ro�nie, pot�nieje, robi si� ogromny jak g�ry Kaukazu, grzebie pod warstwami wulkanicznego popio�u Wielki Guslar, kt�rego mieszka�cy uciekaj� z miasta, tul�c do piersi nieletnie dzieci i skromn� chudob�, staraj�c si� ukry� pod prze�cierad�ami i p�aszczami, podobni nieszcz�nikom, namalowanym przez artyst� Briu��owa na obrazie "Ostatni dzie� Pompei". Przy czym najbardziej mu by�o �al nie miasta, ale siebie samego, Korneliusza Uda�owa, kierownika Miejskiego Przedsi�biorstwa Budowlanego... Gdyby bowiem wiedzia� wcze�niej, jaki los czeka Wielki Guslar, nie musia�by walczy� o przekroczenie planu w asfaltowaniu. Ale z drugiej strony Uda�ow rozumia�, �e obecno�� wulkanu na r�wninie �rodkoworosyjskiej daje wspania�e mo�liwo�ci nauce i pozwoli zaoszcz�dzi� wiele pa�stwowych pieni�dzy - teraz, kiedy prawdziwy wulkan b�dzie sobie sta� na wyci�gni�cie r�ki, nie trzeba b�dzie wysy�a� specjalist�w na jak�e odleg�� Kamczatk�. Wulkan j�kn�� i wylecia�a z niego fontanna pomara�czowych iskier. Uda�ow poczu�, jak wdziera mu si� w nozdrza zapach rozpalonych trzewi Ziemi. Podni�s� si�, �eby m�c w razie czego szybko uskoczy�. Wulkan wyplu� wielki okr�g�y kamie�, kt�ry poturla� si� po zboczu. Kamie� upad� w b�oto, a woda zakipia�a i otoczy�a go k��bami pary. Ile� istnieje mo�liwo�ci wykorzystania w gospodarce wulkanicznego ciep�a, my�la� wstrz��ni�ty g��boko Uda�ow. Na przyk�ad do prania bielizny... Wulkan wyplu� jeszcze kilka kamiennych kul. Pomara�czowe p�omyki wirowa�y nad jego szczytem. Dosi�gnie zaraz g�rnej granicy lasu i wtedy na pewno zauwa�� go w mie�cie. Nie, wulkan wcale nie by� straszny. Dzia�a� leniwie i bardzo pi�knie. Popi� zmieszany z deszczem osiada� na p�aszczu Uda�owa i ten pomy�la� o wszystkich nieprzyjemnych s�owach, jakie przyjdzie mu wys�ucha� w domu. Kseni� raczej ma�o obchodz� wulkany i inne przyczyny obiektywne... P�omie� nad wulkanem rozjarzy� si�, l�ni�c zielonkawo i bia�o, a Korneliuszowi wyda�o si�, �e w jego blaskach igraj� ogniste jaszczurki. No tak, my�la� Uda�ow, ludzie pierwotni wpatrywali si� w ogie�, a� wymy�lili diab�a... Bucha� �ar, p�aszcz Korneliusza obsech�. Co jaki� czas z krateru wylatywa�y kamienie, ale p�ki co nie zagra�a�y jeszcze Uda�owowi. Gdzie� tam w �rodku, pod nogami, rozleg� si� g�uchy huk i ziemia lekko zadr�a�a, tak jakby ogromne zwierz� usi�owa�o si� wydosta� na swobod�. Uda�ow nie m�g� zdecydowa� si� na odej�cie od wulkanu. W czasie jego nieobecno�ci kto� inny mo�e zauwa�y� wulkan i zebra� laury jego odkrywcy. To by�oby niesprawiedliwe. Lepiej poczekam, przekonywa� sam siebie Uda�ow, a� z miasta przyleci helikopter, popilnuj�, �eby las si� nie zapali�. Strz�pki ognia ta�czy�y i wirowa�y jak �ywe nad szczytem wulkanu i patrz�c na nie Uda�ow wyobrazi� sobie, �e gdzie� tam, we wn�trzu rozpalonej ziemi, �yj� dziwne ogniowe istoty. Kiedy� w�a�nie one by�y panami Ziemi i kr��y�y jak iskry nad jej roz�arzon� powierzchni�, ale kiedy Ziemia ostyg�a, musia�y zamieszka� w jej wn�trzu. A w�a�ciwie dlaczego nie? Przecie� formy �ycia s� tak r�norodne... Trzeba by nawi�za� z nimi kontakt, pogada�, co i jak, wymieni� informacje. Przecie� dla tych wewn�trznych mieszka�c�w Ziemi wulkany to okna na �wiat. By� mo�e nawet nie podejrzewaj�, �e na powierzchni kto� �yje. A mo�e s�dz�, �e ludzie to uzurpatorzy, bo Ziemia wedle starego prawa nale�e� powinna do mieszka�c�w wulkan�w. I kiedy tylko maj� mo�liwo��, wyskakuj� w potokach lawy i pal� ludzi, tylko po to, �eby udowodni� swoje prawa. Bia�e ogniki wci�� wirowa�y nad kraterem. Uda�ow, kt�ry ju� zd��y� je uzna� za mieszka�c�w wulkanu, powiedzia� g�o�no: - No, jeszcze nie wiadomo, kto by� na Ziemi pierwszy. By� mo�e Ziemia by�a najpierw zimna, a dopiero potem si� rozgrza�a. Jest taka teoria. Liczba bia�ych ognik�w zwi�kszy�a si�. Uda�ow naliczy� ich co� z dziesi��. Trudno by�o okre�li� ich kszta�t - ale jaki w�a�ciwie kszta�t mo�e mie� p�omie�? - O co chodzi? - zapyta� Uda�ow. - Dajcie przynajmniej jaki� znak. No i da�y. Ustawi�y si� w zgrabne k�eczko. Po chwili k�eczko si� rozsypa�o. Aby pokaza�, �e wszystko zrozumia�, Uda�ow narysowa� palcem k�ko. Wtedy p�omieniaki u�o�y�y si� w krzy�. Uda�ow narysowa� w powietrzu krzy�. Kontakt zaistnia�! Wulkan sapa� i roz�arza� si�. �eby ostatecznie przekona� Uda�owa, p�omieniaki u�o�y�y si� na moment w tr�jk�t r�wnoramienny, co w �adnym wypadku nie mog�o by� igraszk� natury, a �wiadczy�o o ich rozumie i poj�tno�ci. - I co dalej? - zapyta� Uda�ow. - Kontakt bezpo�redni nie wchodzi w rachub�. M�wi�c uczciwie, nie wytrzyma�bym tego bez azbesto- wego ubrania. A og�lnie rzecz bior�c, chcia�bym u�cisn�� wasze d�onie na dow�d braterstwa w przyrodzie. Wtedy p�omieniaki przy pomocy swych koleg�w, kt�rzy wyskoczyli w�a�nie z rozpalonego gard�a wulkanu, u�o�y�y napis SOS. I Uda�ow zrozumia�: - Ratujcie nasze dusze - powiedzia�. - Znana na ca�ym �wiecie pro�ba o ratunek. No c�, nie wy pierwsi zwracacie si� z czym� takim do mnie. Nigdy nie odm�wi�em! I rozsiad� si� wygodnie, oczekuj�c, co jeszcze wymy�l� p�omieniaki na okoliczno�� kontaktu z ludzko�ci�. W k��bie ognik�w b�ysn�o co� ciemnego. To co� wylecia�o z wulkanu i wyl�dowa�o u n�g Uda�owa. By�a to kula o �rednicy jakich� dziesi�ciu centymetr�w, b�yszcz�ca i rozpalona. Kr�ci�a si� i sycza�a. - Nie wybuchnie? - zapyta� Uda�ow. Ale p�omieniak�w ju� nie by�o. Ogie� nad kraterem zmniejsza� si� i wygasa�. Korneliusz zrozumia�, �e jego obawy, i� pod bokiem Wielkiego Guslaru wyro�nie g�ra pot�na jak szczyty Kaukazu, s� pozbawione podstaw. Wulkan zdycha�. Huk i dr�enie ziemi. sko�czy�y si�. Zacz�o la�. Uda�ow zebra� si� na odwag� i podszed� do kuli. Po dziesi�ciu minutach mo�na j� by�o wzi�� do r�ki, przerzucaj�c jak gor�cy kartofel z d�oni na d�o�. Kul� otacza� czarny paseczek. Kiedy wystyg�a, Uda�ow pr�bowa� j� rozkr�ci�, s�dzi� bowiem, �e w �rodku mo�e by� co� ciekawego. Ale nagle us�ysza� nad sob� lekki trzask i w strugach deszczu zmaterializowa� si� helikopter. Badaniem kuli Korneliusz zaj�� si� w domu. Ca�y w nerwach czeka�, a� jego �ona, Ksenia, kt�r� opowie�� o wulkanie w okolicach miasta wcale nie wzruszy�a, natomiast zabrudzony popio�em p�aszcz ukochanego m�a doprowadzi� do prawdziwie krasom�wczych wyst�pie�, po�o�y si� spa�. Uda�ow poszed� do kuchni, zapali� �wiat�o i na kuchennym stole rozkr�ci� kul�. Z kuli wyskoczy�a spr�yna, kt�ra nap�dzi�a Korneliuszowi porz�dnego stracha. Spr�ynka, zrobiona z w�skiego p�askiego pasemka jakiego� metalu, rozwin�a si� i spocz�a na kuchennym stole. Na spr�ynce by� napis nast�puj�cej tre�ci: Pro�ba. Przekaza� zawarto�� kuli do krateru wulkanu Wezuwiusz (Italia). Cierpimy z niedogrzania. S� ofiary. Uda�ow przeczyta� pos�anie. Potem schowa� spr�yn� do kieszeni marynarki narzuconej na podkoszulek. Tak, nie jest im lekko. Rzeczywi�cie s� nie dogrzane, pomy�la�. By� mo�e zosta�o im wszystkiego dwa, trzy tysi�ce stopni... Uda�ow nie potrafi� powstrzyma� u�miechu, kiedy pomy�la�, �e przy takiej temperaturze p�omieniaki trz�s� si� z zimna. No c�, trzeba stworzeniom pom�c. A jak to zrobi�? Przecie� p�omieniaki stara�y si�, znalaz�y Uda�owa, mo�e na ten cel zu�y�y ostatnie ciep�o z wulkanu? Ale jak teraz przes�a� kulk� do W�och? Wys�a� poczt� pod adresem W�oskiej Akademii Nauk? Poprosi� jej cz�onk�w, �eby list od radzieckich mieszka�c�w wulkanu przekazali w�oskim mieszka�com wulkanu? Najprawdopodobniej w�oscy uczeni stwierdz�, �e w Zwi�zku Radzieckim wariat�w nie brakuje... Ostatecznie na ich miejscu Uda�ow pomy�la�by tak samo. Nie, nie ma innego wyj�cia. Trzeba samemu jecha� do W�och. Rankiem, niewyspany po sp�dzonej na rozmy�laniach nocy, Uda�ow powiedzia� do Kseni: � S�uchaj, Ksiusza, co s�dzisz o mojej podr�y za granic�? Bogusz� Pi�e� wczoraj? - zapyta�a Ksenia. � M�wi� powa�nie. � Ja te�! Ksenia Uda�owa planowa�a na niedzielny poranek wielkie pranie i pomys�y Korneliusza, kt�re niczym dobrym dla domu sko�czy� si� nie mog�y, dzia�a�y jej wyra�nie na nerwy. � Na przyk�ad do W�och - powiedzia� Uda�ow. - Do Rzymu, a na wet Neapolu. Miasta milioner�w. � Jake� milioner, to jed�! - rzuci�a zgry�liwie. - Maksymce trzeba kupi� spodnie. Ten ch�opak niemi�osiernie wszystko drze. Uda�ow tylko westchn��. W sumie nie oczekiwa� niczego innego. Ale poddawa� si� nie mia� zamiaru. Zszed� wi�c pi�tro ni�ej do swego starego druha, Aleksandra Grubina. - Cze��, Sasza - przywita� Grubina, kt�ry w chwilach wolnych od zaj�� ry� pracowicie w ziarnku ry�u "Pie�� o wieszczym Olegu". - Jakie jest twoje zdanie na temat �ycia we wn�trzu Ziemi? Grubin, nie odrywaj�c si� od okularu mikroskopu, odpowiedzia� kr�tko: - Pozytywne. Grubin odnosi� si� pozytywnie do ka�dego �ycia. Niech sobie ono nawet b�dzie we wn�trzu Ziemi, na Marsie czy w Rowie Maria�skim. - Wczoraj by�em na rybach - powiedzia� Uda�ow. - Nad Czur- mieni�. I nagle zobaczy�em wulkan. - To niemo�liwe! To nie jest rejon wulkaniczny! - Nie k��� si�! - twardo powiedzia� Uda�ow. - Jak m�wi� wul kan, to wulkan. Ju� go odkryli. Nie dzi�, to jutro b�d� tam uczeni. Z Kamczatki. - Czynny?! - Jasne, �e czynny! A jak bym go znalaz�? - zdziwi� si� Uda�ow. -Dopiero kiedy odchodzi�em, to zgas�. � I nic mi nie powiedzia�e�? � Stary, wybacz, tu nie chodzi�o o ciebie. � Nie rozumiem? � Po prostu p�omieniaki prosi�y mnie, �ebym co� dla nich za�atwi�. � P�omieniaki??? Grubin wsta� i rozprostowa� si� na ca�� swoj� wysoko��. Wydawa� si� zreszt� jeszcze wy�szy ni� by�, a to z powodu chudo�ci i potarganej czupryny. � Ja je tak nazywam. Te, co mieszkaj� w wulkanie. � Przecie� nikt nie mo�e mieszka� w wulkanie! Grubin pr�bowa� si� jeszcze spiera�. Jego zdrowy rozs�dek buntowa� si� przeciw opowie�ci Uda�owa. Chocia� bardzo by chcia�, �eby w wulkanie kto� mieszka�. - Mieszkaj� w wulkanie. I strasznie marzn� - upiera� si� przy swoim Uda�ow. - Co� im tam w ogrzewaniu nawali�o. Prosi�y mnie, �e bym pojecha� do W�och. Tam niedaleko Neapolu jest wulkan Wezuwiusz. S�ysza�e� o tym? Trzeba, �eby tamci z W�och podrzucili naszym w�gla. - Poczekaj! A jakie one s�, te p�omieniaki? - P�omieniaki? Jak ci to powiedzie�? Takie jak bia�e p�omyki. Szybko biegaj�. I zmieniaj� kszta�ty. - A mo�e ich wcale nie by�o? I wtedy Uda�ow wyj�� kul�. - A to widzia�e�? Rozkr�ci� kul�, a kiedy wyskoczy�a z niej spr�ynka, Grubin podskoczy�. Uda�ow u�miechn�� si�, bo ju� zd��y� zapomnie�, jak w nocy sam si� tej spr�ynki wystraszy�. - Przeczytaj! - powiedzia� do Grubina. Kiedy wreszcie Grubin uwierzy�, �e we wn�trzu Ziemi �yj� istoty rozumne, przyjaciele zasiedli pisa� podanie, w kt�rym uprzejmie prosili, aby im, jako przoduj�cym pracownikom, przyznano za got�wk� dwa turystyczne skierowania do W�och. Napisawszy owe podania, zaopatrzyli je w odpowiednie piecz�cie, opinie, a nawet pro�by o dop�at� z funduszu zwi�zk�w zawodowych, i wszystkie te papiery wys�ali do w�adz wojew�dzkich. Teraz pozostawa�o tylko czeka�. Po trzech miesi�cach przysz�a odpowied�. Przez ca�e trzy miesi�ce Uda�ow i Grubin bardzo si� denerwowali, chodzili do lasu, �eby sprawdzi�, czy wulkan si� nie przebudzi�, ale wulkan dawno ju� zamieni� si� w stercz�cy z b�ota wzg�rek i trudno sobie by�o nawet wyobrazi�, �e w roz�arzonym kraterze �yj� p�omieniaki. Uda�owowi udzielono odpowiedzi pozytywnej. Je�eli chodzi o Grubina, zaproponowano, aby poczeka� jeszcze rok, bo liczba skierowa� jest ograniczona. Tak wi�c Grubin, wprost usychaj�c z rozpaczy, ostatniego dnia przed wyjazdem Uda�owa zwr�ci� si� do przysz�ego globtrotera tymi oto s�owy: � Pos�uchaj, Korneliuszu! Wiem oczywi�cie, �e skierowanie jest imienne i nie mog� pojecha� zamiast ciebie, cho� polecenie p�omieniak�w wype�ni�bym na pewno lepiej! � A to dlaczego? - zdziwi� si� Uda�ow. - Nawet na oczy ich nie widzia�e�! One mog� ci po prostu nie dowierza�. Przecie� wybra�y mnie! � By�e� pod r�k�, to wybra�y - wzruszy� ramionami Grubin, kt�ry chcia� m�wi� zupe�nie o czym� innym. � Nie, nie s�dz� - odpar� Uda�ow. - Jestem prawie przekonany, �e dopasowa�y por� erupcji do czasu mojej wyprawy na ryby. � Nie to mia�em na my�li - powiedzia� Grubin. - S�dz�, �e spe�- niamy obowi�zek wobec nauki. - Co prosz�?! - Powinni�my poinformowa� akademi� nauk o spotkaniu z p�omie- niakami. Uda�ow usiad� na walizce, �eby j� zamkn��, i ironicznie przymru�y� oczy: - Gdyby sobie tego �yczy�y, powiedzia�yby mi o tym. Widocznie uwa�aj�, �e jest na to jeszcze za wcze�nie. I s�dz�, �e je�eli godnie wype�ni� powierzone mi zadanie, to b�dzie dalszy ci�g. Dzi�ki mojej osobie pozostanie im wiara w ludzko��. - I co z tego? - A czy ty w og�le sobie wyobra�asz, ile jest w �rodku Ziemi po�ytecznych kopalin? Poka�� je nam. A do tego mog� dla nas pracowa� w najgor�tszych miejscach. Kiedy grupa turystyczna dotar�a do Neapolu, proces zaprzyja�nienia si� Korneliusza Uda�owa z przewodnikiem by� ju� mocno zaawansowany. Carlo, m�odzieniec w�t�ej do�� postury, by� studentem rusycystyki, a w lecie dorabia� sobie, oprowadzaj�c turyst�w. Plan wycieczki nie przewidywa� wspinania si� na Wezuwiusz i dlatego dobre stosunki z przewodnikiem mog�y si� bardzo Korneliuszowi przyda�. Przed obiadem ca�a grupa obejrza�a sobie Zatok� Neapolita�sk�. Nad Wezuwiuszem wznosi� si� pi�ropusz dymu. Rozmawiano o losie Pompei, lecz Uda�ow widzia� nie Wezuwiusz, ale sw�j niewielki wulkan, nad kt�rym unosi�a si� taka sama stru�ka dymu. Na wiecz�r za�atwione by�y bilety na wyst�p pewnego neapolita�skiego �piewaka i mi�dzy obiadem a �piewakiem by�o troch� wolnego czasu. Upragniony przez Korneliusza Wezuwiusz zagl�da� prawie przez hotelowe okno. Korneliusz a� dygota� z niecierpliwo�ci. Dopad� w korytarzu studenta Carla i powiedzia�: - Chod�, bur�uju! Chlapniemy jednego! Student klasn�� w d�onie: - Nie mo�na. Jeszcze jest dzie�! Dopiero po teatrze. - Po teatrze te�. Jasna sprawa - odpowiedzia� na to Uda�ow. - No, wchod�! A poniewa� jego g�os brzmia� twardo i zdecydowanie, student tylko spojrza� na krzepkiego radzieckiego turyst� i pos�usznie wszed� do pokoju. - No - powiedzia� Uda�ow, nalewaj�c kieliszek z przywiezionej butelki. - Pij! � A ty? � Ja te� wypij�. Uda�ow doszed� do wniosku, �e nic nie stoi na przeszkodzie, �eby si� ciut, ciut napi�. - Mam do ciebie pro�b� - zwr�ci� si� do Carla, nalewaj�c mu drugi kieliszek. - Skoczmy na Wezuwiusz! Carlo pos�usznie wychyli� kielich do dna, postawi� oczy w s�up i co� niezrozumiale zamamrota� po w�osku. Potem odezwa� si� po rosyjsku: � Na Wezuwiusz nie mo�na. � Czemu? � Niebezpiecznie. � Zostaniesz na dole. � Nie, nie mo�na. � Czemu? � Nie ma czasu. � We�miemy taks�wk�. - Radziecki turysta jest niezbyt bogaty - zauwa�y� przezornie Carlo. � Przecie� wiesz, studencie, �e nie robi�em �adnych zakup�w. Nawet �onie nic nie wioz�. Chc� spe�ni� marzenie ca�ego swego �ycia spojrze� z bliska na wulkan. Wszystkie pieni�dze, jakie zostan� po zap�aceniu taks�wki, s� twoje. � O, co to, to nie! - powiedzia� Carlo, kt�ry by� zacnym m�odzie�cem. � Pij - zaprasza� Uda�ow, dolewaj�c z butelki. � Pieni�dze, nie! - powiedzia� student i wypi�. � Pok�j i przyja�� - za�agodzi� Uda�ow. - Jedziemy! Carlo dopi� i pojechali taks�wk�, a Uda�ow wpatrywa� si� w licznik b�agaj�c go w duchu, aby nie obraca� si� tak szybko. Taks�wka oczywi�cie nie dojecha�a do szczytu. Trzeba by�o wysi���. Uda�ow pogna� po wydeptanej �cie�ynce na wierzcho�ek. Carlo szed� za nim i przekonywa�, �e dalsza droga jest niebezpieczna. Krok Uda�owa �wiadczy� jednak o takiej determinacji, �e Carlo co� tylko wykrzykiwa� na temat Matki Boskiej i drepta� za Korneliuszem, dziwi�c si� mocno, jak ekscentryczni potrafi� by� przybysze ze Zwi�zku Radzieckiego. By� upa�, powietrze ci�kie jak przed burz�. Jakie� trzysta metr�w przed szczytem Carlo, zmordowany, przysiad� na kamieniu. Mo�e ba� si� wybuchu? Ale Uda�ow nie zwraca� na niego uwagi. Szczyt by� tu�, tu�... Czu� w kieszeni ci�ar kuli. W tym momencie wierzcho�ek otuli� ma�y szary ob�oczek i reszt� drogi Korneliusz przeby� na o�lep. Nie ba� si�, ch�� wype�nienia obowi�zku pcha�a go do przodu. Carlo siedzia� pod ob�oczkiem, troch� niepokoi� si� o los radzieckiego turysty i patrzy� na cudown� Zatok� Neapolita�sk�. My�la�, jak cudownie jest chodzi� piechot� i jak po�yteczna jest praca fizyczna. W wulkanie co� cicho hurgota�o, ale Carlo doszed� do wniosku, �e erupcji dzisiaj nie b�dzie. Madonnie Najwy�szej dzi�ki! Rosjanin nie wraca�. - Hej! - krzykn�� Carlo. - Gdzie jeste�? Uda�ow nie odpowiada�. W tej w�a�nie chwili zobaczy� przez prze�wit w szarej chmurce krater i wrzuci� we� kul�. Ci�ka kula wpad�a w jezioro lawy i znikn�a. Uda�ow postanowi� poczeka� - mo�e b�dzie jaka� wiadomo��? Wiadomo�ci nie by�o. Pachnia�o siark�. - Dotar�a? - zapyta� Uda�ow g�o�no, maj�c nadziej�, �e us�ysz� go tubylcze p�omieniaki. �adnej odpowiedzi. - Co przekaza� naszym? - krzykn�� Uda�ow. Ale wulkan nie odpowiedzia�. I wtedy Uda�ow zrozumia�, �e w�oskie p�omieniaki po prostu nie rozumiej� po rosyjsku. Krzykn�� w stron� Carla: - Hej! Jeste� tam?! Us�yszawszy dobiegaj�cy z chmury daleki, ale wyra�ny g�os, student odpowiedzia�: � Tu jestem! � Zapytaj po w�osku, czy nie b�dzie odpowiedzi. Czekam. � Kogo zapyta�? - zdziwi� si� student. - Powiedz tym. W wulkanie. Zreszt�, gdzie ty, u diab�a, jeste�? Chod��e tutaj! Wtedy student naprawd� si� przerazi�. Pogna� w stron� Uda�owa. � Chod�my ju� - powiedzia� mi�kko. � Nie, najpierw zapytaj. Carlo pomy�la�, �e k��tnia z takim typem na skraju krateru Wezuwiusza nie jest dobrym pomys�em, i o co� tam po w�osku zapyta�. - �le! - powiedzia� Uda�ow. - G�o�niej! �eby s�yszeli! Student wpad� w lekk� panik�, ale gromkim g�osem rykn�� w krater: - Odpowied� b�dzie?! - rykn�� oczywi�cie po w�osku... Ale odpowiedzi mimo to nie by�o. Droga powrotna min�a im w milczeniu. Uda�ow by� g��boko rozczarowany i my�la�, �e lepiej by�o kupi� �onie modne pantofelki. Carlo tak�e milcza� i przysi�ga� sobie w duszy, �e ju� nigdy nie b�dzie prowadzi� radzieckich turyst�w na szczyt Wezuwiusza. Na lotnisku w Guslarze Ksenia, nie maj�ca jeszcze poj�cia, �e m�� nie przywi�z� �adnych prezent�w, wita�a Korneliusza ciep�o, a nawet gor�co. A potem do Uda�owa podszed� Grubin i potrz�sn�wszy jego spracowan� prawic�, zapyta� szeptem: � No i co? Uda�o si�? � Wype�ni�em sw�j obowi�zek. Wieczorem, uchodz�c przed pretensjami Kseni, kt�ra dosz�a do wniosku, �e m�� przehula� ca�� walut� z pi�knymi w�oskimi gwiazdami filmowymi, Uda�ow zszed� do umieraj�cego z ciekawo�ci Grubina. � Dziwna ta moja �ona - powiedzia� Korneliusz do Grubina. Jakie gwiazdy filmowe mog� si� przytrafi� tury�cie? � S�usznie! - zgodzi� si� prostoduszny Grubin. - Po co mia�yby si� z tob� zadawa�? � Nie w tym rzecz! - t�umaczy� przyjacielowi Uda�ow. - Mo�e by si� i zada�y, ale nie by�o za co. Wszystkie pieni�dze wyda�em na taks�wk�. Pojecha�em na Wezuwiusz. - Czyli wszystko w porz�dku? - Obawiam si� w�a�nie, �e nie. Nie by�o odpowiedzi. Wyrzuci�em kup� forsy na darmo. A Maksymce potrzebne s� spodnie... Grubin wys�ucha� ponurej historii wyprawy Uda�owa. Pod oknem rozleg� si� nagle g�os emeryta �o�kina: � Grubin! Jest u ciebie Uda�ow? � A bo co? � Ludzie zebrali si� w administracji! Chcemy pos�ucha�, jak nasz przedstawiciel zwiedza� s�oneczn� Itali�... � Jeszcze tego brakowa�o... - j�kn�� zgn�bionym g�osem Korneliusz. - Przecie� ja nawet na t� s�oneczn� Itali� nie patrzy�em. Najpierw si� denerwowa�em, �e omin� Wezuwiusz, a potem, �e nie wszystko wysz�o jak powinno... Westchn�� ci�ko i poszed� opowiada� o W�oszech. Dobrze, �e co� tam jeszcze pami�ta� z encyklopedii. Najwi�ksze k�opoty mia�, gdy go pytali o sytuacj� polityczn�... Przez dwa dni Uda�ow chodzi� jak chmura gradowa. Z �on� nie rozmawia�. Wyst�pi� z odczytami w swoim przedsi�biorstwie budowlanym, a potem w szkole nr 1. Na trzeci dzie� przywyk� ju� troch� do roli specjalisty od problem�w w�oskich. Grubin chodzi� z nim na wszystkie odczyty i te� si� ju� zupe�nie nie�le zna� na W�oszech. Pr�buj�c jako� ukoi� smutki Korneliusza, w sobot� nadmieni� co� o �owieniu ryb. Uda�ow najpierw odm�wi�, ale potem przyszli z przedszkola i fabryki garma�eryjnej i za��dali, �eby u nich wyst�pi�. I Uda�ow zadecydowa�, �e lepsze ryby ni� jeszcze jeden odczyt. Wczesnym rankiem znale�li si� nad rzeczk�. Ledwie roz�o�yli w�dki, Korneliusz wyprostowa� si�, wci�gn�� powietrze, ws�ucha� si� w biegn�ce z g��bi Ziemi dr�enie i powiedzia� cicho: - Zaczyna si�... Grubin podni�s� g�ow� i spojrza�. Nad lasem wznosi� si� s�up dymu. - Erupcja - powiedzia� uroczy�cie. Tak uroczy�cie, jakby to by� jego wybuch. Tym razem wulkan rozwar� si� bli�ej, nad samym brzegiem rzeki, tak �e �atwo by�o si� do niego dosta�. - A co, nie m�wi�em?! - wykrzykn�� Grubin. - Poka� mi teraz tych twoich przyjaci�. - To w�a�nie oni - powiedzia� Uda�ow. I rzeczywi�cie, nad szczytem wulkanu w pomara�czowym p�omieniu wirowa�y bia�e ogniki. Na widok Korneliusza, nie trac�c ani sekundy, u�o�y�y si� w obwarzanek, przypominaj�cy liter� ,,D". Potem z pewnym wysi�kiem zbudowa�y z siebie zygzak - dwie pa�eczki r�wnoleg�e po��czone trzeci� sko�n�. To by�o podobne do litery "Z". Z literk� ,,I" nie mia�y wi�kszych k�opot�w. Uda�ow porusza� wargami. Grubin literowa� g�o�no: - D... Z... I... P�omieniaki zebra�y si� w kupk�, wierci�y nerwowo, jakby zapomnia�y, jaka jest nast�pna litera. - � - podpowiedzia� im Grubin. P�omieniaki z�o�y�y si� w "�". DZI�KUJEMY - Nie ma za co - powiedzia� cicho Uda�ow. Wulkan powoli wygasa�. prze�o�y�a Anita Tyszkowska *Mi�o�� do milcz�cego stworzenia* Tego czerwcowego poranka Korneliusz zbudzi� si� wcze�niej. Czu� si� cudownie, rozpiera�a go rado�� �ycia. Przeci�gaj�c si� podszed� do okna, �eby zobaczy�, jaka pogoda. Pogoda by�a wspania�a, �wieci�o s�o�ce i w cz�owieku wszystko rwa�o si� do czynu. Omi�t�szy wzrokiem niebo, Korneliusz spu�ci� oczy ku ziemi. Po�rodku podw�rza sta� niewielki hipopotam. Miarowo otwiera� r�owiutk� paszcz�k�, obgryzaj�c kwitn�c� ga��� bzu. Hej - powiedzia� Korneliusz niezbyt g�o�no, �eby nie obudzi� domownik�w. - To nie�adnie! Bez kwitn�� wyj�tkowo pi�knie, a dla hipopotama taka ga��� to na jeden z�b. Hipopotam nie us�ysza� Uda�owa i dlatego Korneliusz Iwanowicz w samej tylko pi�amie wyskoczy� z mieszkania, pogna� po schodach i dopiero przed drzwiami na podw�rze zastanowi� si�: rany boskie, co ja robi�?! Lec� na dw�r w samej pi�amie, jakby zjawi� si� u nas hipopotam! Jak to komu� opowiem, to umrze ze �miechu! Przecie� na naszym podw�rku nigdy nie by�o hipopotam�w!! Uda�ow stan�� w progu i nie m�g� si� zdecydowa�. Nale�a�o albo otworzy� drzwi i przekona� si�, �e nie jest to z�udzenie optyczne, albo wr�ci� do domu, umy� si� i ubra�. I w tej pe�nej niezdecydowania pozie zasta� Uda�owa Aleksander Grubin, s�siad z parteru, kt�ry us�ysza� kroki na schodach i zainteresowa� si�, kto to o tak wczesnej porze tupie po klatce schodowej. � Co ty? - zapyta�. � Stoj� - odpowiedzia� zgodnie z prawd� Uda�ow. � Ale bieg�e�! � Dok�d? � Na dw�r. Co� si� sta�o? Uda�ow o ma�y figiel nie powiedzia�, �e tam na dworze jest hipopotam, ale w ostatniej chwili si� powstrzyma�. - Nic - powiedzia�. - Jak nie wierzysz, id�, zobacz. - A co! Zobacz�! - odpar� Grubin, odsuwaj�c Uda�owa od drzwi. Otworzy� je, a Korneliusz cofn�� si�. Wspania�a kosmata czupryna Saszy, pod�wietlona porannym s�o�cem, powiewa�a w otwartych drzwiach. Teraz - pomy�la� Uda�ow - Grubin odwr�ci si� i powie: "Rzeczywi�cie, nic nie ma!" � Hipopotam - powiedzia�, odwr�ciwszy si�, Grubin. - Zaraz obe�re nam ca�y bez. A jak na z�o�� nie mamy nawet �adnego kija... � Przep�d� go r�k�, wygl�da �agodnie. - Korneliuszowi spad� kamie� z serca: lepszy hipopotam ni� dom wariat�w. Grubin wyszed� na s�o�ce. Uda�ow pospieszy� za nim. Grubin wielkimi krokami podszed� przez podw�rze do hipopotama. Uda�ow pozosta� pod �cian�. - Hej, ty! - powiedzia� Grubin - ma�o ci trawy? Hipopotam powoli spojrza� na niego. Z pyska stercza�a mu ga��zka bzu. Grubin stan�� trzy kroki przed hipopotamem. - No, sio, sio! - krzykn��. Na pierwszym pi�trze otwar�o si� okno. - Czyj to inwentarz? - zapyta� stary �o�kin. � Sam si� przyp�ta� - odpowiedzia� Uda�ow. - W�a�nie go przeganiamy. � To tak si� przegania hipopotamy? - zainteresowa� si� stary �o�kin. - A jak? " � Chwileczk�, rzuc� okiem w Brehma - powiedzia� stary �o�kin i znik�. � Mamo! - wrzasn�� syn Uda�owa, Maksymka, kt�ry tak�e znalaz� si� w oknie. - Mamo! Popatrz, na podw�rku jest hipopotam! � Marsz do �azienki! - dobieg� z wn�trza domu g�os Kseni Uda�owej. - Gdzie� tego Korneliusza ponios�o z rannym brzaskiem? G�os Kseni zbli�y� si� do okna. Uda�ow wtuli� si� w �cian�: w swym niekompletnym stroju czu� si� jako� niezr�cznie... - Oj! - pisn�a przera�liwie Ksenia. Hipopotam przestraszy� si�, otworzy� pysk i ga��zka bzu upad�a na ziemi�. - Czy on zjad� tatusia? - zapyta� Maksymka. - Korneliuszu! - wrzasn�a Ksenia, wychylaj�c si� z okna i zagl�daj�c hipopotamowi do paszczy, jakby mia�a nadziej� ujrze� tam nogi Uda�owa. � Ksiusza - powiedzia� Uda�ow, odrywaj�c si� od �ciany - jak powszechnie wiadomo, hipopotamy s� trawo�erne! � �obuz! - wykrzykn�a Ksenia. - To ja ci� szukam w hipopotamie, a ty z go�kiem latasz po podw�rzu?! Czy na nim napisali, �e �re traw�? A mo�e on ci� ma za zielsko? Widzisz, jaki sobie bandzioch wyhodowa�! Grubin, pogo� mu kota!... Dzieci musz� i�� doszko�y! � Chwileczk� - wmiesza� si� w dyskusj� emeryt �o�kin, kt�ry po jawi� si� w oknie z br�zowym tomem Brehma. - Hipopotamy s� zupe�nie niegro�ne, jak si� ich nie dra�ni. Poza tym stoi przed nami osobnik niepe�noletni, wyrostek. Grubin, zmierz jego d�ugo��! - Czym mam go mierzy�? �� - R�kami - poradzi� emeryt �o�kin. - Nie b�d� go rusza�. W sumie to dzikie zwierz�! - Sk�d si� wzi�o na naszym podw�rku dzikie zwierz�? zastanawia� si� stary �o�kin. - Czy ty wiesz, co m�wisz, Grubin? Co, piechotk� z Afryki przylecia�? - Nie mam poj�cia! � Ano w�a�nie! On jest po prostu z cyrku. Widzia�em w telewizji, jak hipopotamy wyst�puj� w cyrku. � S�usznie! - dorzuci�a stara �o�kina. - Pracuj� tam zamiast s�oni. Rozmiary maj� ekonomiczniejsze. A ty, Grubin, poszed�by� ispodnie w�o�y�. W samych gaciach po publicznym placu latasz! To si� odnosi i do pana, Korneliuszu Iwanowiczu! - Yhm! - popar�a star� �o�kin� Ksenia. - Doigra�e� si�! - Ale przecie� na podw�rzu jest hipopotam... - pokornie wymamrota� Uda�ow i skierowa� si� do domu. Kiedy po dziesi�ciu minutach wr�ci�, obok hipopotama stali �o�kin, Wasylij Wasylicz i nawet obywatelka Gawri�owa. Zastanawiali si�, co robi�. �o�kin dzier�y� w d�oniach Brehma. Wasylij Wasylicz mia� w r�ku kij, kt�rym szturcha� hipopotama w pysk, ratuj�c krzak bzu. � Jest? - zapyta� Uda�ow. � A niby gdzie mia� si� podzia�? - M�wi�e�, �e wyst�powa� w cyrku? - zapyta� Wasylij Wasylicz. - To znaczy, �e tresowany?. � Sprawd�! � Siad! - rozkaza� hipopotamowi Wasylij Wasylicz. Hipopotam przysun�� si� do krzaka i zn�w trzeba by�o lekko stukn�� go w �eb. - Gdzie jest jego cyrk? - zapyta� Uda�ow. � Mo�e by� wsz�dzie, tylko nie w naszym Guslarze - powiedzia� Grubin, kt�ry w�a�nie wr�ci�. - Wiem dok�adnie. Ju� miesi�c min��, jak u nas cyrk zamkni�ty na g�ucho. � M�czy�ni! Kiedy go wreszcie przegonicie?! - krzykn�a z g�ry Ksenia Uda�owa. - Mam lecie� po milicj�? - Z zoo. Wiem dok�adnie - oznajmi�a Gawri�owa. - Najbli�sze zoo jest jakie� trzysta kilometr�w st�d. I to lasem... - zauwa�y� Grubin. - Najprawdopodobniej to zwierz� jest syntetyczne, chemia teraz dosz�a do wspania�ych wynik�w. By� mo�e pracuje tu gdzie� ca�a fabryka. Robi� wiewi�rki z aminokwas�w. Hipopotam spojrza� na Grubina sm�tnym, pe�nym pokory wzrokiem. Grubin speszy� si� i umilk�. Uda�ow wzi�� od Wasylija Wasylicza kij i zacz�� szturcha� hipopotama w bok. Robi� to niezbyt energicznie, za to delikatnie. Do tej pory jako� nie musia� wygania� z podw�rza hipopotam�w. - Moja cierpliwo�� si� ko�czy! - oznajmi�a wszem i wobec Ksenia. Hipopotam patrzy� na Uda�owa. Z malutkich �lepek p�yn�y obficie wielkie �zy... � Poczekaj, Korneliuszu - powiedzia� Wasylij Wasylicz. - Tr�casz go kijem w pysk jak krow�. To nie wypada. � Z dala od domu, od rodziny... - zmartwi�a si� stara �o�kina. Samotny malec, co on b�dzie robi� w lesie?... - Przepu��cie mnie - rozleg� si� dzieci�cy g�osik. Przez ciasn� grup� mieszka�c�w przebi� si� syn Uda�owa, Maksymka. W r�ku trzyma� bochenek chleba. Zr�wnawszy si� z ojcem, Maksymka zatrzyma� si� i spojrza� Korneliuszowi w oczy. Ten kiwn�� g�ow�... Dwiema r�kami Maksymka poda� hipopotamowi bochenek i zwierz�, po chwili wahania, jakby nie od razu uwierzy�o w ludzk� �yczliwo��, otworzy�o paszcz� i przyj�o pocz�stunek. Potem Maksymka wyj�� z kieszeni czyst� chustk�, do nosa i otar� hipopotamowi �zy. Uda�ow g�o�no chrz�kn�� i oznajmi� s�siadom: - Moja krew... Do wieczora wyprz�tni�to stoj�c� w k�cie podw�rza kom�rk�. Kiedy� sta� tam motocykl Petrosjana, ale potem Petrosjan wyjecha� z Guslaru i w kom�rce zrobiono sk�ad rzeczy r�nych, czyli takich, kt�re s� nikomu niepotrzebne, ale szkoda wyrzuci�. Do starego koryta nalano wody, a dzieci�c� wanienk� wype�niono jedzeniem - w domu by�o sporo nie dojedzonej zupy i warzyw. Drzwi od kom�rki pozostawiono otwarte, �eby si� stworzeniu nie nudzi�o. Wieczorem ju� p� miasta wiedzia�o, �e do domu przy Puszkina 16 przyb��ka� si� hipopotam nieznanego pochodzenia i �e hipopotam nie gryzie, a �ywi si� resztkami warzyw i owoc�w. Przychodzili go ogl�da� mieszka�cy innych ulic. Trud oprowadzania wycieczek spad� na barki �o�kina. Jako emeryt mia� wi�cej czasu od innych. Nast�pnego dnia w miejskiej gazecie pojawi�o si� nast�puj�ce og�oszenie: i�Znaleziono m�odego hipopotama. Kolor szary, nie reaguje na �adne imi�. W�a�ciciel proszony jest o zg�oszenie si� pod adresem: Wielki Guslar, ul. Puszkina 16, wej�cie od podw�rza. Na og�oszenie nikt nie odpowiedzia�. Wys�ano telegram do wojew�dzkiego ogrodu zoologicznego. Pytano, czy przypadkiem nie zgubili tam hipopotama. Bo jakby zgubili, to jest do odebrania w stanie nie naruszonym. Mija�y dni. Hipopotam jad� - du�o! - spa�, przechadza� si�, poznawa� Maksymk� i chodzi� z nim pod hydrant, gdzie Maksymka polewa� go wod� i tar� szczotk�. Gdzie� tak po tygodniu Grubin i Wasylij Wasylicz zabrali stworzenie na pla��. Sensacja! Hipopotamowi bardzo si� nad wod� podoba�o, w�azi� do rzeki Gu� a� po same nozdrza. Dzieci wdrapywa�y si� na jego szeroki grzbiet i nurkowa�y. Ratownik Sawielij, napinaj�c od niechcenia musku�y, powiedzia� do Grubina: - Mo�e wypo�yczysz go nam zamiast delfina? B�dzie ratowa� ton�cych. - Nie - powiedzia� Grubin. - Dzi�kuj� za propozycj�. � A dlaczego nie? - zdziwi� si� Sawielij. - Dostanie pensj�, b�dziecie mieli na uporz�dkowanie waszego podw�rza. � Po pierwsze - odpar� Grubin - hipopotam nie jest nasz. Po drugie, w por�wnaniu z delfinem to kretyn. Jeszcze kogo� przytopi. Czyta�e� gdzie�, �e hipopotamy ratuj� ton�cych? � Niczego nie czyta�em. Nigdy - przyzna� si� Sawielij. - Mam kup� spraw na g�owie... Nast�pne dni by�y pe�ne emocji: noc� hipopotam uciek� i trzeba go by�o z latarniami szuka� nad rzek�. Nast�pnego dnia nadepn�� na kota, wskutek czego potrzebna by�a interwencja weterynarza, a w czwartek dopad� Gawri�ow�, porwa� jej siatk� z zakupami i po�kn�� w ca�o�ci, nie wy��czaj�c paczki proszku do prania lotos, przez co ca�y dzie� hipopotam si� pieni�. W pi�tek zaw�drowa� do kuchni Wasylija Wasylicza i wych�epta� wrz�c� zup� z rondelka - potem trzeba by�o smarowa� mu j�zyk mas�em! W sobot� zmartwieni obrotem rzeczy mieszka�cy domu nr 16 spotkali si� na naradzie. � Rozumie si� - zacz�� emeryt �o�kin - �e prowadzimy cenny dla nauki eksperyment i robimy... � Pow�chajcie, s�siedzie - przerwa� mu Uda�ow. Na podw�rzu mocno ci�gn�o chlewem. Hipopotam, jak ka�de �ywe stworzenie, nie tylko jad�. - Szkoda, �e on nie jest sztuczny, jak przypuszcza� Grubin. � Wcale nie wyrzek�em si� swojej teorii - powiedzia� Grubin. Nie macie w og�le poj�cia, co potrafi wsp�czesna chemia! � I karmienie go nie jest takie proste - zauwa�y�a �ona �o�kina. Teraz to ju� musimy sobie od ust odejmowa�. � A co z nim zrobi�? - zapyta� Uda�ow. - Pytam, gdzie go upchn��? Co odpowiedzia� ogr�d zoologiczny? Zapad�o milczenie. Odpowied� wszyscy czytali i wszyscy si� oburzali, ale pracownik�w zoo te� mo�na zrozumie�. Co mogli odpowiedzie� mieszka�com p�nocnego miasteczka, kt�rzy pytaj�, co zrobi� z hipopotamem? Wiadomo, co mogli odpowiedzie�. No i odpowiedzieli! - A ja dzisiaj by�em w fermie hodowlanej - powiedzia� Wasylij Wasylicz. Hipopotam wysun�� si� z chlewika i cichutko zamycza�. Chcia�, �eby poszli z nim pod hydrant. Uda�ow odp�dzi� go. - I co na fermie? � Odci�li si�. Definitywnie! Hipopotam, m�wi�, mleka nie daje, a walory smakowe mi�sa stoj� pod wielkim znakiem zapytania... � Pod jakim znakiem zapytania? - zdziwi� si� Grubin. - Zar�n�� go chcieli, czy co? - Za nic bym nie da�! - oburzy� si� Wasylij Wasylicz. - Za kogo mnie masz! Ale og�lnie rzecz bior�c, to oni za materia� do hodowli uwa�aj� tylko to, co daje mleko, mi�so albo we�n�. Czwarta mo�liwo�� dla nich nie istnieje. Hipopotam wyszed� z chlewika i zbli�y� si� do obraduj�cych. - O Bo�e, znowu chce �re�! - j�kn�� �o�kin. Na podw�rze wysz�a Gawri�owa z misk� barszczu. Hipopotam zauwa�y� j� i potruchta� w stron� �arcia, ko�ysz�c t�ustym zadem. - Wiecie co? - powiedzia� Uda�ow. - P�jd� jutro do administracji i wezm� za�wiadczenie, �e u nas mieszka hipopotam. Z tym za�wiadczeniem �o�kin pojedzie do wojew�dztwa i zaprosi pracownik�w zoo. Przecie� dokumentowi powinni uwierzy�... Tak te� zdecydowano. Tego wieczoru hipopotam musia� obej�� si� bez k�pieli. A Uda�ow po�o�y� si� spa� targany mieszanymi uczuciami. D�ugo wzdycha� i przewraca� si� z boku na bok. Wsta� w liliowej mgle, w�ciek�y i rozbity. Przypomnia� sobie, �e dzisiaj jego kolej sprz�ta� u hipopotama. Wzi�� z korytarza zapaskudzone wiadro, miot�� i uda� si� do chlewa. - Pewnie si� byczysz - powiedzia�, zagl�daj�c do ciep�ego, pachn�cego hipopotamim nawozem wn�trza. Czeka�, a� us�yszy znajome chrapanie, ale w chlewiku panowa�a g�ucha cisza. Uda�ow od razu spojrza� w g��b podw�rza - mo�e kto� zapomnia� zamkn�� bram�? Jeszcze tego by brakowa�o, �eby hipopotam wyskoczy� na ulic� i sam poszed� si� k�pa�. Jeszcze potr�ci jaki� samoch�d... Ale brama by�a zamkni�ta. - Hej, t�u�cielu! Gdzie�e� si� schowa�? - zapyta� Uda�ow. �adnej odpowiedzi. Strach �cisn�� Uda�owa za gard�o. Na pod�odze, na przewr�conym korycie, le�a�a kartka: Drodzy Przyjaciele! Wybaczcie mi, �e z powodu nieznajomo�ci j�zyka nie mog�em Wamwszystkiego wyja�ni� i od razu podzi�kowa� za trosk�, jak� otoczyli�cie mnie, nieme stworzenie, za ludzkie ciep�o, jakiego nie szcz�dzili mi mieszka�cy Waszego skromnego domu. Jak to mi�o, �e nie bacz�c na r�nice w kszta�cie i gabarytach cia�a zechcieli�cie przygarn�� mnie pod sw�j dach i podzieli� si� ze mn� wspania�ym jedzeniem. C� za cudowny przyk�ad galaktycznej przyja�ni! Nie rozumia�em ani s�owa z tego, o czym w mojej obecno�ci rozmawiali�cie, ale wystarczy�a sama intonacja, abym si� przekona� o Waszej �yczliwo�ci i wsp�czuciu. B�ogos�awi� los za to, �e m�j statek kosmiczny uleg� awarii w�a�nie nad Waszym domem! Teraz przylecieli po mnie przyjaciele i to w�a�nie oni przet�umaczyli moje niedostateczne wyrazy wdzi�czno�ci na Wasz j�zyk. Spiesz� po��czy� si� z nimi. Ale nie na d�ugo. Jak tylko wyja�ni� im sytuacj�, przyb�d� do was w go�cin�, poniewa� chc� im udowodni�, �e najlepsze i najhojniejsze istoty w ca�ej galaktyce mieszkaj� w�a�nie w domu przy ulicy Puszkina 16. Szczerze oddany Trimbukaulnpru. - �adny gips - j�kn�� Uda�ow, przeczytawszy karteczk�. - Mo�e to i lepiej, �e hipopotam niczego nie rozumia�... Mieli�my go przecie� za idiot�. A tego nikt nie lubi. Trzeba by�o obudzi� s�siad�w, opowiedzie� im, co si� zdarzy�o i cieszy� si� razem z nimi. Ale w tym momencie brama zatrzeszcza�a i upad�a. � Na podw�rze wtacza�o si� ca�e stado hipopotam�w. R�nego wzrostu i tuszy hipopotamy t�oczy�y si� i spieszy�y, aby jak najszybciej nacieszy� oczy widokiem najlepszych ludzi w galaktyce. - Poczekajcie! - krzykn�� Uda�ow, rozk�adaj�c r�ce. - Przecie� mnie zdepczecie! Dwa hipopotamki rzuci�y si� ju� w stron� bzu i zacz�y dojada� pachn�cy krzew. Pot�ny hipopotam w niebieskich okularach z�ama� brz�zk� i chrupa� j� jak s�omk�, a pozosta�e zwierzaki zape�ni�y podw�rze i grzecznie czeka�y, kiedy zaczn� je cz�stowa� �niadankiem. Uda�ow poczu�, �e traci przytomno��. S�o�ce �wieci�o. By� ranek. Za oknem - cisza. Sen. Po prostu sen. No i cacy. Co� mia�em zrobi�? A, prawda, dzisiaj moja kolej sprz�ta� u hipopotama. Uda�ow zszed� na d�, wzi�� z korytarza zapaskudzone wiadro i miot�� i uda� si� do chlewa. Hipopotam jeszcze spa�. Le�a� na boku i g�o�no chrapa�. Uda�ow zacz�� sprz�ta� naw�z i my�la�, �e trzeba b�dzie dzisiaj obej�� si� bez �niadania, bo musi przed p�j�ciem do pracy zdoby� za�wiadczenie, �e na podw�rzu domu nr 16 mieszka hipopotam, a nie p��d zbiorowej halucynacji. A �o�kin niech szykuje si� do podr�y do zoo. Zwierz�tko nudzi si� w samotno�ci, a i dom nie wytrzyma d�ugo takiego go�cia. Hipopotam chrz�kn�� przez sen i przewr�ci� si� na drugi bok. Uda�ow zamar�, opar�szy si� o miot��. Przysz�a mu do g�owy smutna my�l: No i zawieziemy do zoo, a tu przylec� jego koledzy. Co im powiemy? �e oddali�my kosmonaut� do zwierzy�ca, zamkn�li w klatce i pokazujemy ku uciesze gawiedzi? I co oni nam na to odpowiedz�? prze�o�y�a Anita Tyszkowska *Silniejszy od �ubra i s�onia* - Misze�ka, jest do ciebie list! - pisn�a redakcyjna sekretarka, bielutka puszysta istotka, celnie przezywana Piskl�ciem. Misza Stendal zmarszczy� czo�o. Siedzia� u niego ze skarg� emeryt, prowadzili powa�n� rozmow� o wodoci�gach, emeryt zwraca� si� do Misze�ki z szacunkiem, traktowa� z imienia ojca, a spos�b, w jaki zwraca�o si� do niego Piskl�, by� zupe�nie nie na miejscu. - Prosz� po�o�y� na biurku, Antonino Panfi�owna! - powiedzia� Misza. Piskl� zap�oni�o si� od takiego afrontu i wysz�o obra�one stukaj�c obcasikami. Misza westchn�� i zwr�ci� si� do emeryta: - Prosz�, niech pan m�wi dalej! A sam zerkn�� na list. By� to list prywatny. Wielki Guslar. .Redakcja gazety "Cuslarski Sztandar", red. M. A. Stendal. Ale najwa�niejszy by� adres nadawcy. Stendal przesta� nawet s�ucha� emeryta, tylko potakiwa� i czeka�, kiedy wreszcie b�dzie m�g� przeczyta� list. Adres nadawcy brzmia� nast�puj�co: Pounat guslarski, le�nictwo Zab�ocie, Terencjusz Arturowicz Zajka. Terencjusz Zajka by� starym znajomym Stendala, przedstawicielem rodziny utalentowanych wynalazc�w. Przed trzema miesi�cami Zajka przyjecha� do miasta samobie�nym rosyjskim piecem swojego wynalazku i wtedy Stendal napisa� b�yskotliwy esej, kt�ry potem - w skr�conej wersji - przedrukowa�a gazeta wojew�dzka. Stendal od dawna marzy� o wizycie w domu Zajk�w i tylko czeka� na zaproszenie. I oto jest list. W ko�cu emeryt wyszed�. Misza od razu rzuci� si� na list, rozdar� kopert� i przeczyta�, co nast�puje: Witaj, drogi przyjacielu, Michale Balzak! S�owo "Balzak" by�o starannie wykre�lone, a nad nim napisano "Stendal". Terencjusz wiecznie zapomina�, z kt�rym z wielkich pisarzy Misza ma zaszczyt dzieli� nazwisko. Roztargnienie, jakie mo�na samorodnemu geniuszowi wybaczy�... Pisze do Ciebie Terencjusz Zajka, je�eli jeszcze pami�tasz, kto to jest. Spokojnie u nas, przyroda zaczyna budzi� si� do �ycia z zimowego snu, chocia� do wiosny jeszcze daleko. .Okres zimowy by� dla naszej rodziny mocno wype�niony prac�. Trzeba przygotowa� si� do lata, do zwalczania le�nych po�ar�w, brudnicy mniszki, wy�cielnika jesionowca i turyst�w. Musimy zajmowa� si� dokarmianiem zwierz�t, dba� o sprawy bie��ce, a przy tym niema�o czasu po�wi�camy na dzia�alno�� wynalazcz�. Jak wiesz, Misza, nasz tata, Artur Iwanowicz, m�j brat Wasylij i ja sk�onni jeste�my do rozmy�la�. Dwa razy przyje�d�ali dziennikarze, szkoda, �e Ciebie z nimi nie by�o. W stosunkach z obcymi lud�mi zachowujemy nale�yty dystans, bo niekt�rzy z nich s� zwyk�ymi �owcami sensacji. Piec te� w porz�dku, nie skar�ymy si�. Poprzednie trzy miesi�ce po�wi�cili�my naukom biologicznym. Co� tam uda�o si� nam osi�gn��. Gdyby Ci� to zainteresowa�o, wpadnij do nas w sobot� albo niedziel�. Czekamy z niecierpliwo�ci�! Adres znasz. Tw�j oddany przyjaciel Terencjusz Podr� autobusem do Zab�ocia trwa p�torej godziny, a z Zab�ocia do le�nicz�wki idzie si� le�n� drog� godzin�, oczywi�cie je�eli nie trafi si� jaka� okazja. Kiedy ot�pia�y po d�ugiej je�dzie i z lekka przyduszony panuj�c� w autobusie duchot� Stendal wysiad�, ju� na niego czekano. By� pi�kny, mro�ny marcowy dzie� i wszystko skrzy�o si� w s�o�cu. Liliowe cienie bezlistnych drzew k�ad�y si� na srebrzysty �nieg, a po�rodku placu sta� wielki, bielony - ledwie go by�o na bieli �niegu wida� - rosyjski piec. W piecu trzaska� ogie�, z komina unosi�a si� stru�ka dymu, a obok pieca sta� Terencjusz Zajka we w�asnej osobie, w ciemnym garniturze, pod krawatem i w b�yszcz�cych jak lustro butach. � Hej! - ucieszy� si� dziennikarz. - Terencjusz! Sk�d si� tu wzi��e�? Przezi�bisz si�! � Witaj, Misza - odpowiedzia� Terencjusz. - Ja po pana. - Przez placyk przechodzili ludzie, biega�y po nim dzieci, ale nikt nie zwraca� uwagi na rosyjski piec, kt�rym przyjecha� Terencjusz. W okolicy przywykli ju� do dziwactw rodziny Zajk�w. Ze wzgl�du na zdolno�ci i nienaganne prowadzenie cieszy�a, si� ona powszechnym szacunkiem. W historii ludzko�ci mo�na spotka� genialnych wynalazc�w, kt�rzy czasami zamykaj� si� w swoich pracowniach, gdzie w ciszy i samotno�ci szykuj� zgub� wszystkiemu, co �ywe, a czasami od tej samotno�ci wariuj�. Ale w wypadku Zajk�w sprawa wygl�da zupe�nie, ale to zupe�nie inaczej. Ta spokojna rodzina sk�ada si� z Artura Iwanowicza, jego syn�w Wasylija i Terencjusza, a tak�e z �ony Wasylija, K�awdii. W codziennym �yciu rodzina ta niczym si� od innych rodzin nie r�ni. Terencjusz i Wasylij uko�czyli w Zab�ociu �redni� szko��, odbyli s�u�b� wojskow�, pracuj�, studiuj� zaocznie na Akademii Rolniczej. Wasylij b�dzie w tym roku broni� pracy dyplomowej. Artur Iwanowicz nie ma wy�szych studi�w - wojna przeszkodzi�a. Jest jednak bardzo oczytany i ma talent do j�zyk�w. W le�nej g�uszy nauczy� si� angielskiego, francuskiego, japo�skiego, hindi, sanskrytu, �aciny i paru innych. Poliglotyzm Artura Iwanowicza s�u�y szlachetnym celom - Artur Iwanowicz czyta gazety i literatur� naukow�. Wasylij i Terencjusz to wierni wsp�pracownicy ojca, a poza tym - z�ote r�ce. Dzia�aj�c w zgodnym kolektywie dokonali wielu wynalazk�w, kt�re s� bardzo nie na r�k� wszystkim, instytutom naukowo-badawczym zar�wno w kraju, jak i za granic�. K�awa w tym zespole pe�ni rol� zdrowej opozycji i m�drej my�li krytycznej. Je�eli wyrazi si� o nowym pomy�le pozytywnie, mo�na oczekiwa� dynamicznego rozwoju tego pomys�u. Je�eli co� nie wzbudzi�o aprobaty K�awdii, nale�a�o to raczej odrzuci�. Ale dzia�alno�� Zajk�w ma te� pewien minus - mianowicie ma�o komu jest znana. Przyczyn� tego jest zbytnia skromno�� ca�ej rodziny. Czasem nawet r