8547
Szczegóły |
Tytuł |
8547 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8547 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8547 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8547 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GABRIEL
GARCIA
MARQUEZ
Jesie� patriarchy
prze�o�y�
Carlos Marrodan Casas
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Tytu� orygina�u: El oto�o del patriarca
Projekt ok�adki: Maryna Wi�niewska
Redakcja: Maria Kaniewska
Redakcja techniczna: S�awomir Grzmiel
Korekta: Zofia Firek
� by Gabriel Garcia Marquez, 1975
for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 1993, 2002
� for the Polish translation by Carlos Marrodan Casas
ISBN 83-7319-297-2
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Warszawa 2002
Jesie� patriarchy Gabriela Garcii Marqueza doprowadza do skraj-
no�ci powie�ciow� tendencj� ukazywania dyktatora pod postaci�
karykatury. W ramach w�a�ciwego autorowi przekszta�cania rzeczy-
wisto�ci powszedniej w hiperboliczn� ba��, powie�ciopisarz kolum-
bijski rysuje posta� dyktatora, dotkni�tego �mierteln� chorob�
w�adzy i samotno�ci, poruszaj�cego si� w przera�aj�cym kr�gu
czasu matuzalemowego. W kr�g ten wpisywane s� czyny, kt�re maj�
wykaza� jego po��danie w�adzy: przejawy niewyczerpanego okru-
cie�stwa, niepowodzenia mi�osne, symulowane �mierci, t�skne
wspomnienia dzieci�stwa, patologiczny kompleks Edypa, wszystko
pomieszane i uwik�ane w seri� niby koncentrycznych k�.
W ten spos�b zacieraj� si� granice chronologii; panuje czas
martwy i nieruchomy, tym bli�szy niesko�czono�ci, �e akcja
rozpoczyna si� w momencie staro�ci osobliwie d�ugowiecznego
tyrana. Ch�� uog�lnienia idzie jeszcze dalej w integralnym z��czeniu
fikcji z wydarzeniami historycznymi, od czas�w odkrycia Ameryki
do czas�w ��adu i post�pu". Generalizacji podlega r�wnie� poj�cie
przestrzeni, kt�ra, jak w poprzednich powie�ciach, pozbawiona jest
dok�adnych odniesie� geograficznych, poza pewnymi wskaz�wkami
okre�laj�cymi atmosfer� i �rodowisko tropiku.
Garcia Marquez zamierza� zrealizowa� wielk� mityczn� i hiper-
boliczn� parabol� dyktatora latynoameryka�skiego, rozwijaj�c w tym
celu zdumiewaj�c� mnogo�� �rodk�w wyrazu i wykazuj�c niezr�w-
nane opanowanie rzemios�a pisarskiego. Stworzenie mitu zmierza
tutaj do odebrania tematowi mitycznych w�a�ciwo�ci.
Z eseju Rubena Bareiro Saguier
Temat dyktatury w powie�ci Ameryki �aci�skiej
�Literatura na �wiecie" 9/79
Pod koniec tygodnia s�py wdar�y si� przez balkony
pa�acu prezydenckiego, uderzeniami dziob�w rozszarpa�y
oczka drucianych siatek w oknach, skrzyd�ami poruszy�y
czas zasta�y wewn�trz i w poniedzia�ek o �wicie miasto
zosta�o przebudzone z wiekowego letargu ciep�ym i �wie-
�ym podmuchem wielkiego zmar�ego i zgni�ej wielko�ci.
Dopiero w�wczas odwa�yli�my si� wej��, bez szturmowa-
nia kamiennych mur�w twierdzy, jak chcieli najzuchwalsi,
i bez wywa�ania wo�owymi zaprz�gami g��wnej bramy,
jak proponowali inni, wystarczy�o bowiem pchn��, by
ust�pi�y zawiasy opancerzonych wr�t, kt�re w bohater-
skich czasach opar�y si� bombardom Williama Dampiera.
Jakby�my zapuszczali si� w g��b innej epoki, bo powietrze
w studziennych zwaliskach ruin nory w�adzy by�o roz-
rzedzone, cisza pora�a�a, a rzeczy by�y ledwie dostrzegalne
w zwi�d�ym �wietle. Id�c przez pierwszy dziedziniec,
kt�rego p�yty uleg�y podziemnemu natarciu chwast�w,
zobaczyli�my posterunek opuszczony w pop�ochu przez
uciekaj�ce stra�e, bro� porzucon� w stojakach, d�ugi st�
z surowych desek z resztkami przerwanego w panice
niedzielnego posi�ku, zobaczyli�my w p�mroku szop�
mieszcz�c� kiedy� urz�dy pa�stwowe, pe�n� r�nobarw-
nych grzyb�w i bladych irys�w wyrastaj�cych spo�r�d
nieza�atwionych poda�, kt�rych bieg s�u�bowy wolniejszy
by� od najbardziej ja�owego �ycia, zobaczyli�my po�rodku
dziedzi�ca kad� chrzcielnicy, nad kt�r� z wojskow� pomp�
udzielono chrztu wi�cej ni� pi�ciu pokoleniom, zobaczyli-
�my w g��bi dawn� stajni� wicekr�l�w przemienion�
w powozowni� i w�r�d kamelii i motyli zobaczyli�my
berlink� z czas�w ha�asu, furgon zarazy, karoc� z roku
komety, karawan post�pu w ramach �adu, lunatyczn�
limuzyn� z pierwszego wieku pokoju, wszystkie powozy
w dobrym stanie, pokryte zakurzon� paj�czyn�, i wszystkie
w narodowych barwach. Na przyleg�ym dziedzi�cu, za
�elazn� krat�, ros�y r�ane krzewy o�nie�one ksi�ycowym
py�em, w kt�rych cieniu w czasach wielko�ci pa�acu spali
tr�dowaci, kt�re tak rozros�y si� w zapomnieniu i opusz-
czeniu, i� zachowa�a si� ledwie bezwonna luka w tym
r�anym powietrzu zmieszanym z odorem dochodz�cym
nas z g��bi ogrodu, fetorem kurnika oraz smrodem �ajna
i fermentem krowich i �o�nierskich szczyn z kolonialnej
bazyliki przemienionej w obor�. Toruj�c sobie drog�
poprzez dusz�c� wo� zaro�li, zobaczyli�my kru�ganek
z arkadami, zastawiony doniczkami go�dzik�w, pe�en li�ci
alstromerii i bugenwilli, gdzie sta�y baraki konkubin, i na
widok takiej r�norodno�ci domowych odpadk�w i tylu
maszyn do szycia wyda�o nam si� prawdopodobne, �e
�y�o tam ponad tysi�c kobiet i sfory ich wcze�niak�w,
potem za� zobaczyli�my wojenny rozgardiasz w kuchniach,
zetla�� na s�o�cu bielizn� w kadziach do prania, odkryte
szambo wsp�lnego dla konkubin i �o�nierzy sracza,
a w g��bi zobaczyli�my wierzby babilo�skie, przewiezione
z Azji Mniejszej w gigantycznych morskich szklarniach
z w�asn� ziemi�, sokami i m�awk�, a za wierzbami
zobaczyli�my prywatn� rezydencj�, olbrzymi� i smutn�,
przez kt�rej wy�amane �aluzje nieustannie wlatywa�y s�py.
Nie trzeba by�o, jak zamierzali�my, wywa�a� drzwi, bo
frontowe skrzyd�a zdawa�y si� otwiera� ju� pod naciskiem
g�osu, weszli�my wi�c na pierwsze pi�tro po kamiennych
schodach wy�o�onych operowymi dywanami, rozszar-
panymi przez krowie racice, i po drodze, od pierwszego
westybulu a� do ostatniej sypialni, widzieli�my zrujnowane
urz�dy i sale reprezentacyjne, po kt�rych bezceremonialnie
w��czy�y si� krowy, prze�uwaj�c aksamitne zas�ony i ogry-
zaj�c at�as foteli, zobaczyli�my bohaterskie obrazy �wi�tych
i wojskowych, walaj�ce si� po pod�odze w�r�d znisz-
czonych mebli i �wie�ej mazi krowiego �ajna, zobaczyli�my
zjedzon� przez krowy jadalni�, sal� koncertow� sprofano-
wan� przez krowie odchody, ��ki sto��w bilardowych
wyskubane przez krowy, po�amane stoliki do gry w domi-
no, zobaczyli�my porzucon� w k�cie maszyn� do wichr�w,
podrabiaj�c� ka�de zjawisko mo�liwe w czterech kwad-
rantach r�y wiatr�w, by ludzie z pa�acu zaspokoili
t�sknot� za morzem, kt�re odesz�o, zobaczyli�my ptasie
klatki porozwieszane wsz�dzie, jeszcze przykryte nocnymi
zas�onkami, od czasu pewnej nocy ubieg�ego tygodnia,
i zobaczyli�my przez mn�stwo okien olbrzymie �pi�ce
zwierz� miasta, jeszcze nie�wiadome historycznego ponie-
dzia�ku wchodz�cego w �ycie, i dalej, za miastem, zoba-
czyli�my ponure ksi�ycowe popio�y bezkresnej r�wniny,
a� po horyzont, gdzie kiedy� by�o morze. W tym zakaza-
nym miejscu, kt�re bardzo niewielu uprzywilejowanych
zdo�a�o pozna�, po raz pierwszy doszed� nas s�pi od�r
�cierwa, tysi�cletnia astma i nieomylny instynkt ptaszysk,
i kieruj�c si� gnilnym podmuchem ich skrzyde�, natkn�li�-
my si� w sali audiencyjnej na stoczone robactwem krowie
czerepy, po�wiartowane, po kobiecemu kr�g�e zady wielo-
krotnie odbite w lustrach, i wtedy pchn�li�my boczne
drzwi prowadz�ce do zamaskowanego w murze gabinetu,
i tam le�a� on, w p��ciennym mundurze bez dystynkcji,
w sztylpach, �e z�ot� ostrog� na lewym obcasie, starszy od
wszystkich ludzi i wszystkich starych zwierz�t l�dowych
i wodnych, zobaczyli�my go rozci�gni�tego na pod�odze
twarz� do ziemi, z prawym ramieniem wsuni�tym pod
g�ow� tak, by s�u�y�o mu za poduszk�, w tej samej
pozycji, w kt�rej spa� noc w noc, przez wszystkie noce
swego, tak d�ugiego, �ycia samotnego despoty. Dopiero
gdy go odwr�cili�my, by przyjrze� si� twarzy, zrozumieli-
�my, �e nawet gdyby nie rozdzioba�y go s�py, nie spos�b
by�oby rozpozna� go, bo nikt z nas nigdy go nie widzia�,
i cho� jego profil widnia� na obu stronach ka�dej monety,
na znaczkach pocztowych, na etykietach �rodk�w prze-
czyszczaj�cych, na banda�ach przepuklinowych i na szkap-
lerzach, cho� jego litografia z piersi� przepasan� wst�g�
sztandaru z narodowym smokiem, wisia�a o ka�dej dobie
i na ka�dym miejscu, wiedzieli�my, �e by�y to kopie kopii
portret�w uznawanych za fa�szywe ju� w czasach komety,
gdy nasi w�a�ni rodzice wiedzieli, kim on jest, bo s�yszeli
to od swoich rodzic�w, tak jak ci od swoich, i ju� od
dziecka wpoili w nas wiar�, �e on �yje w siedzibie
najwy�szej w�adzy, bo kto� widzia� zapalaj�ce si� klosze
lamp kt�rej� �wi�tecznej nocy, bo kto� opowiedzia�, �e
widzia� smutne oczy, blade usta, zamy�lon� d�o�, kt�ra
s�a�a niczyje po�egnania zza mszalnych ornament�w pre-
zydenckiej limuzyny, bo pewnej niedzieli przed wielu laty
zabrali �lepego �ebraka recytuj�cego za pi�� centaw�w
wiersze zapomnianego poety Rubena Dano i odstawili go
z powrotem, szcz�liwego, z prawdziw� z�ot� uncj�, kt�r�
otrzyma� za recital wy��cznie dla niego, chocia� jego
samego, oczywi�cie, nie zobaczy�, wcale nie dlatego, �e
by� �lepy, lecz dlatego, �e �aden �miertelnik nie widzia� go
od czas�w czarnej zarazy, a mimo to wiedzieli�my, �e jest
tutaj, wiedzieli�my, bo �wiat trwa�, �ycie trwa�o, poczta
10
przychodzi�a, miejska orkiestra gra�a sobotnie wi�zanki
g�upich walc�w w cieniu zakurzonych palm i smutnych
latar� z placu Broni, a zmar�ych muzyk�w zast�powali
w orkiestrze inni starzy muzycy. W ostatnich latach, gdy
z wn�trza nie dochodzi�y �adne ludzkie odg�osy ani �piew
ptak�w i na zawsze zamkn�y si� opancerzone wrota,
wiedzieli�my, �e kto� przebywa w cywilnej rezydencji, bo
noc� przez wychodz�ce na morze okna wida� by�o �wiat�a
podobne do �wiate� nawigacyjnych, a ci, co odwa�yli si�
podej��, s�yszeli zza ufortyfikowanych mur�w gromy
racic i westchnienia ogromnego zwierz�cia, a pewnego
styczniowego popo�udnia zobaczyli�my na prezydenckim
balkonie krow� zapatrzon� w zmierzch, prosz� sobie
wyobrazi�, krowa na pierwszym balkonie ojczyzny, co za
okropno��, co za g�wno nie kraj, ale zacz�to snu� tyle
domys��w, �e jak to mo�liwe, by krowa dosta�a si� a� na
balkon, skoro wszyscy wiedz�, �e krowy nie chodz� po
schodach, tym bardziej po kamiennych, a zw�aszcza gdy
wy�o�one s� dywanami, �e w ko�cu sami ju� nie wiedzieli�-
my, czy gdy przechodzili�my wieczorem przez plac Broni,
nie przywidzia�a nam si� ta krowa na prezydenckim
balkonie, na kt�rym nic nie widziano i nie miano ujrze�
przez wiele lat, a� do �witu tego ostatniego pi�tku, gdy
zacz�y zlatywa� si� pierwsze s�py, poderwawszy si� do
lotu z gzymsu szpitala dla ubogich, gdzie zawsze drzema�y,
nadlecia�o ich wi�cej z g��bi l�du, nadlecia�y fala za fal�
znad horyzontu morza py�u, gdzie niegdy� by�o morze,
ca�y dzie� kr��y�y wolno nad siedzib� w�adzy, dop�ki
kr�l w pierzastym welonie panny m�odej z czerwon�
krez� nie wyda� milcz�cego rozkazu, wtedy zacz�� si� ten
brz�k wybijanych szyb, ten powiew wielkiego zmar�ego,
nieustanne wlatywanie i wylatywanie s�p�w przez okna,
dopuszczalne tylko w domu pozbawionym gospodarza, a�
11
w ko�cu i my odwa�yli�my si� wej�� i natrafili�my
w bezludnym sanktuarium na ruiny wielko�ci, na roz-
dziobane cia�o, g�adkie, dziewcz�ce d�onie z pier�cieniem
w�adzy na ko�ci palca serdecznego, na to cia�o z odrostami
drobnych liszaj�w i morskich paso�yt�w, zw�aszcza pod
pachami i w pachwinie, i ujrzeli�my, �e nosi banda�
przepuklinowy na chorym j�drze, jedynej cz�ci cia�a nie
tkni�tej przez s�py, mimo i� by�o wielkie jak wo�owa
nerka, ale nawet wtedy nie odwa�yli�my si� uwierzy�
w jego �mier�, bo ju� po raz drugi znajdowano go w tym
gabinecie samego, ubranego i zmar�ego na poz�r �mierci�
naturaln� w czasie snu, jak to przepowiada�y od wielu lat
prorocze wody w saganach wieszczek. Gdy znaleziono go
po raz pierwszy na pocz�tku jego jesieni, nar�d mia�
jeszcze w sobie do�� �ycia, by on, nawet w samotno�ci
swojej sypialni, czu� gro�b� �mierci, a mimo to rz�dzi� tak,
jakby mia� si� za obdarzonego �ask� nie�miertelno�ci,
w�wczas pa�ac ten nie wydawa� si� bowiem prezydenck�
siedzib�, lecz targowiskiem, gdzie trzeba by�o w koryta-
rzach torowa� sobie przej�cie w�r�d bosych ordynans�w,
wy�adowuj�cych z os��w warzywa i klatki z kurami,
skaka� przez baby, kt�re st�oczone obok swych zg�od-
nia�ych chrze�niak�w spa�y na schodach w oczekiwaniu na
cud oficjalnego mi�osierdzia, trzeba by�o omija� potoki
brudnej wody po aroganckich konkubinach wymieniaj�-
cych w wazonach nocne kwiaty na �wie�e, szoruj�cych
pod�ogi i �piewaj�cych na balkonach piosenki o z�udnych
mi�o�ciach w rytm trzepania dywan�w suchymi ga��mi,
a wszystko po�r�d awantur do�ywotnich urz�dnik�w,
znajduj�cych kwoki sk�adaj�ce jaja w szufladach biurek,
po�r�d przetarg�w kurw i �o�nierzy w ubikacjach, ptasiego
harmidru i jazgotu kundli walcz�cych na ulicy w kul-
minacyjnym momencie audiencji, nikt bowiem nie wiedzia�,
12
kto by� kim i z czyjego polecenia w tym pa�acu otwartych
drzwi, w kt�rego potwornym ba�aganie nie spos�b by�o
ustali�, gdzie jest rz�d. W�adca pa�acu nie tylko uczest-
niczy� w tym jarmarcznym zamieszaniu, ale sam je wywo-
�ywa� i przewodzi� mu, ledwie bowiem zapala�y si� �wiat�a
w jego sypialni, przed pierwszym pianiem kogut�w, ju�
pobudka gwardii prezydenckiej obwieszcza�a nowy dzie�
pobliskim koszarom del Conde, te powtarza�y obwiesz-
czenie bazie San Jer�nimo, ona za� twierdzy portowej,
tamta zn�w przekazywa�a sze�� kolejnych pobudek
- wpierw budz�cych miasto, a nast�pnie ca�y kraj - podczas
gdy on rozmy�la� na polowym sedesie, pr�buj�c r�kami
zgasi� brz�czenie w uszach, kt�re w�wczas zaczyna�o
o sobie dawa� zna�, i patrz�c na �wiat�a okr�t�w, przesu-
waj�ce si� po topazie mieni�cego si� morza, w tamtych
czasach chwa�y jeszcze rozci�gaj�cego si� przed jego
oknami. Codziennie, od czasu gdy obj�� pa�ac w posiadanie,
czuwa� nad udojem w oborach, by osobi�cie odmierzy�
mleko odwo�one nast�pnie przez trzy prezydenckie wozy
do miejskich koszar, w kuchni wypija� kubek czarnej
kawy i zagryza� maniokowym plackiem, nie wiedz�c zbyt
dobrze, dok�d zawiod� go kaprysy nowego dnia, uwa�nie
ws�uchany w gadanin� s�u�by, jedynych ludzi w pa�acu,
z kt�rymi m�wi� tym samym j�zykiem, kt�rych powa�ne
pochlebstwa najwi�cej sobie ceni�, kt�rych serca najlepiej
przenika�, i tu� przed dziewi�t� bra� d�ug� i leniw� k�piel
w wywarze parzonych li�ci, w granitowym basenie wybu-
dowanym w cieniu migda�owc�w na jego prywatnym
dziedzi�cu, i dopiero po jedenastej potrafi� przezwyci�y�
poranny l�k i stawi� czo�o niebezpiecze�stwom rzeczywis-
to�ci. Przedtem, w czasach okupacji piechoty morskiej,
zamyka� si� w gabinecie, by decydowa� o losie ojczyzny
wesp� z dow�dc� jednostek desantowych, i podpisywa�
13
wszelkiego rodzaju prawa i ustawy, odciskaj�c �lad kciuka,
bo wtedy nie umia� ani czyta�, ani pisa�, ale gdy go ju�
pozostawiono zn�w sam na sam z jego ojczyzn� i w�adz�,
przesta� psu� sobie krew koszmarem prawa pisanego, by
rz�dzi� wy��cznie osobi�cie i �ywym s�owem o ka�dej
porze i na ka�dym miejscu, z jaskiniowym spokojem, ale
i z niepoj�t� w jego wieku zr�czno�ci�, otoczony t�umem
tr�dowatych, �lepc�w i paralityk�w b�agaj�cych o sole
zdrowia z jego r�ki, w asy�cie uczonych polityk�w
i bezczelnych pochlebc�w g�osz�cych go panem trz�sie�
ziemi, za�mie� ksi�yca, lat przest�pnych i innych boskich
b��d�w, po ca�ym pa�acu pow��cz�c swymi olbrzymimi
nogami s�onia w kopnym �niegu, rozstrzygaj�c problemy
pa�stwowe i sprawy domowe z tak� sam� �atwo�ci�, z jak�
rozkazywa�, �eby zabrali mi st�d te drzwi i wstawili tam,
zabierali, �eby zn�w mi je wstawili, niech zegar na wie�y
nie wybija dwunastej o dwunastej, tylko o drugiej, bo
chc�, �eby �ycie wydawa�o si� d�u�sze, i spe�niano te
rozkazy natychmiast, bez wahania, bez chwili wytchnienia,
z wyj�tkiem martwej godziny sjesty, kiedy to chroni� si�
w p�mroku konkubin, wybiera� jedn� na chybi� trafi�, nie
rozbieraj�c jej, nie rozbieraj�c siebie, nie zamykaj�c drzwi,
i w�wczas w ca�ym pa�acu rozlega�o si� jego bezduszne
sapanie napalonego m�a, po��dliwy brz�k z�otej ostrogi,
jego psi skowyt, przestrach kobiety, kt�ra trwoni�a sw�j
czas mi�o�ci, usi�uj�c odwr�ci� od siebie plugawy wzrok
wcze�niak�w, jej wrzaski zmykajcie st�d, id�cie na dw�r
pobawi� si�, to nie dla dzieci, i by�o, jakby niebem
ojczyzny przelecia� anio�, bo g�osy milk�y, �ycie zamiera�o,
wszyscy kamienieli z palcem na ustach, nie oddychaj�c,
cicho, genera� r�nie, lecz ci, co go lepiej poznali, nie
wierzyli nawet w rozejm tej u�wi�conej chwili, zawsze
bowiem wydawa�o si�, �e si� rozdwaja, �e widziano go
14
o si�dmej wiecz�r graj�cego w domino i w tym samym
czasie podk�adaj�cego ogie� pod krowie �ajno, by przep�-
dzi� komary z sali audiencyjnej, i nikt nie ulega� z�udze-
niom, dop�ki nie zgas�y �wiat�a w ostatnich oknach i nie
s�yszano trzasku trzech sztab, trzech rygli, trzech zasuw
od drzwi prezydenckiej sypialni i �omotu cia�a padaj�cego
ze zm�czenia na kamienn� posadzk�, i oddechu zgrzybia-
�ego dziecka, oddechu coraz g��bszego, w miar� jak
wzrasta� przyp�yw, a� w ko�cu nocne harfy wiatru ucisza�y
cykady w jego uszach i szeroka fala piany zalewa�a ulice
starego miasta wicekr�l�w i korsarzy, i wpada�a do
prywatnej rezydencji wszystkimi oknami niczym straszliwa
sierpniowa sobota, kt�ra wyolbrzymia�a kraby w lustrach
i zdawa�a sal� audiencyjn� na �ask� halucynacji rekin�w,
i przekracza�a najwy�sze poziomy prehistorycznych m�rz,
wyskakiwa�a ponad powierzchni� ziemi, przestrzeni i czasu,
i pozostawa� tylko on, dryfuj�c na brzuchu w ksi�ycowej
wodzie swoich sn�w samotnego topielca, w swym p��cien-
nym mundurze szeregowca, w sztylpach, z�otej ostrodze
i z prawym ramieniem wsuni�tym pod g�ow� tak, by
s�u�y�o mu za poduszk�. W czasach kamiennych lat, kt�re
poprzedzi�y jego pierwsz� �mier�, jego wszechobecno��,
to jednoczesne wchodzenie schodz�c, owe ekstazy w mo-
rzu i zarazem agonie w nieszcz�snych mi�o�ciach, wynika�y
nie z atrybut�w jego uprzywilejowanej natury, jak g�osili
pochlebcy, ani ze zbiorowych halucynacji, jak m�wili jego
oponenci, lecz z tego, i� szcz�liwym zbiegiem okoliczno-
�ci m�g� liczy� na pe�ne us�ugi i psie oddanie Patricia
Aragonesa, swego doskona�ego sobowt�ra, kt�ry znalaz�
si� nieszukany pewnego dnia, gdy przyniesiono wiado-
mo��, �e panie generale, fa�szyw� prezydenck� karoc�
je�dzi po india�skich osadach, zbijaj�c fortun�, bo pod-
szywa si� pod pana, �e widzieli milcz�ce oczy w �a�obnym
15
p�mroku, �e widzieli blade usta, d�o� czu�ej narzeczonej
w at�asowej r�kawiczce, jak rozrzuca�a gar�cie soli kl�-
cz�cym na ulicy chorym, i �e za karoc� jecha�o konno
dw�ch fa�szywych oficer�w, inkasuj�c w twardej monecie
nale�no�� za �ask� zdrowia, nie do wiary, panie generale,
co za �wi�tokradztwo, ale on nie wszcz�� �adnych krok�w
przeciw samozwa�cowi, a jedynie poprosi�, by w sekrecie
sprowadzono tamtego do pa�acu, w nasadzonym na g�ow�
jutowym worku, aby przypadkiem ich nie pomylono,
i wtedy dozna� upokorzenia, widz�c siebie samego, kubek
w kubek, kurwa, przecie� ten cz�owiek to ja, powiedzia�,
bo rzeczywi�cie jakby nim by�, z wyj�tkiem w�adczego
g�osu, kt�rego tamten nigdy nie zdo�a� na�ladowa�, i przej-
rzysto�ci d�oni, na kt�rych linia �ycia bez przeszk�d
wyd�u�a�a si� wok� nasady wielkiego palca, i je�li nie
rozkaza� rozstrzela� go od razu, to nie dlatego, by
chcia� zatrzyma� go jako oficjalnego sobowt�ra, to bo-
wiem przysz�o mu na my�l znacznie p�niej, ale dlatego,
i� zaniepokoi�a go my�l, �e liczby jego przeznaczenia
mog� by� zapisane na d�oni oszusta. Kiedy przekona�
si� o marno�ci tego snu, Patricio Aragones oboj�tnie
prze�y� ju� sze�� zamach�w, nabra� zwyczaju pow��czenia
stopami sp�aszczonymi drewnianym m�otkiem, brz�cza�o
mu w uszach i �piewa�a mu przepuklina podczas zi-
mowych �wit�w, nauczy� si� tak przypina� i odpina�
z�ot� ostrog�, jakby pl�ta�y mu si� paski, tylko po
to, by podczas audiencji zyskiwa� na czasie, mamrocz�c,
kurwa, te sprz�czki flamandzkich kowali nie nadaj� si�
do niczego, z weso�ka za� i gadu�y, jakim by� w czasach,
gdy wydmuchiwa� butelki w warsztacie swego ojca, sta�
si� cz�owiekiem zamy�lonym i ponurym, i nie zwraca�
uwagi na to, co do niego m�wiono, tylko wpatrywa�
si� w mrok oczu, by odgadn�� to, czego mu nie m�wiono,
16
i nigdy nie odpowiada� na pytanie, wpierw nie zapytawszy,
a pan co o tym s�dzi, i z pr�niaka i rozrzutnika,
jakim by�, gdy sprzedawa� cuda, sta� si� do upad�ego
przedsi�biorczy i bezlito�nie ruchliwy, sta� si� sk�py
i chciwy, pogodzi� si� z mi�o�ciami na chybi� trafi�
i spaniem na pod�odze, w ubraniu, twarz� do ziemi
i bez poduszki, i zrzek� si� swych przedwczesnych pre-
tensji do w�asnej osobowo�ci i dziedzicznego powo�ania
do zwyczajnego wytapiania i wydmuchiwania butelek,
i stawia� czo�o najbardziej przera�aj�cym niebezpiecze�-
stwom w�adzy, wmurowuj�c kamienie w�gielne tam, gdzie
nigdy nie murowano niczego wi�cej, przecinaj�c wst�gi
na ziemi wrog�w i wytrzymuj�c tyle sn�w przepusz-
czonych przez wod� i tyle t�umionych westchnie� do
nieziszczalnych marze� podczas koronacji, nie mog�c
nawet dotkn�� tak wielu i tak efemerycznych i nie-
osi�galnych kr�lowych pi�kno�ci, gdy� pogodzi� si� na
zawsze ze zwyk�ym losem, �e �y� b�dzie losem nie
swoim, cho� nie zrobi� tego z wyrachowania czy z prze-
konania, lecz dlatego, �e tamten zmieni� jego �ycie,
zatrudniaj�c go do�ywotnio na etacie oficjalnego oszusta
za pi��dziesi�t pesos nominalnej miesi�cznej pensji plus
korzy�ci z �ycia jak kr�l, na szcz�cie nim nie b�d�c,
czego wi�cej by� chcia�. To stopienie si� to�samo�ci
osi�gn�o sw�j najskrajniejszy wyraz pewnej nocy d�ugich
wiatr�w, podczas kt�rej on spotka� Patricia Aragonesa
wzdychaj�cego ku morzu w wonnych oparach ja�minu
i zapyta� z uzasadnionym niepokojem, czy nie wsypano
mu tojadu do jedzenia, bo chodzi przecie� jak sko�owany
i wzd�ty z�ym powietrzem, a Patricio Aragones od-
powiedzia�, �e nie, panie generale, �e nawet i gorzej,
bo w sobot� ukoronowa� jak�� kr�low� karnawa�u i za-
ta�czy� z ni� pierwszego walca, i teraz nie mo�e znale��
17
drzwi, �eby wyj�� z tego wspomnienia, by�a to bowiem
najpi�kniejsza kobieta na ziemi, z tych stworzonych nie
dla byle kogo, panie generale, gdyby j� pan widzia�, ale on
odpowiedzia� z westchnieniem ulgi, �e to w�a�nie przy-
trafia si� zwykle m�czyznom, co chodz� z kutasem po
kwe�cie, i zaproponowa�, �e porwie j� dla niego, tak jak to
zrobi� z tyloma czaruj�cymi babami, kt�re by�y jego
konkubinami, si�� ci j� wsadz� do ��ka z czterema lud�mi
obstawy, �eby trzymali j� za nogi i r�ce, gdy ty b�dziesz
u�ywa� sobie na ca�ego, a co, kurwa, z kosteczkami j�
zjesz, powiedzia� mu, nawet najporz�dniejsze na pocz�tku
rzucaj� si� z w�ciek�o�ci, a p�niej b�agaj� ci�, prosz� mnie
tak nie zostawia�, panie generale, jak smutn� tuberoz�
z oberwanymi p�atkami, ale Patricio Aragones nie chcia�
tyle, chcia� wi�cej, chcia�, �eby go kochano, bo ta jest
z tych, co na byle co si� nie nabior�, panie generale,
zobaczy pan, �e pan sam to zobaczy, kiedy j� pan
zobaczy, w rezultacie przepisa� mu jako lekarstwo na
u�mierzenie b�lu nocne �cie�ki do pokoi swoich kon-
kubin i zezwoli� mu obchodzi� si� z nimi tak, jakby by�
nim samym, byle jak, szybko i nie rozbieraj�c si�, i Pat-
ricio Aragones w dobrej wierze rzuci� si� w bagno
po�yczonych mi�o�ci, my�l�c, �e zaknebluje nimi swe
pragnienia, ale zach�anno�� jego by�a tak wielka, �e
czasami zapomina� o warunkach po�yczki, rozbiera� si�
przez roztargnienie, bawi� si� w drobiazgi, przez nieuwag�
natrafia� na ukryte brylanty najsk�pszych kobiet, wydoby-
wa� z nich westchnienia i doprowadza� w ciemno�ciach do
zdziwionego �miechu, ale� z pana �obuz, panie generale,
m�wi�y mu, apetyt panu na staro�� wzrasta, i od tej pory
�aden z nich i �adna z nich nie wiedzieli, kt�re z dzieci
jest czyje, z kim i po kim, bo r�wnie� dzieci Patricia
Aragonesa, tak jak i jego, by�y wcze�niakami. W ten
18
spos�b Patricio Aragones przemieni� si� w najwa�niej-
szego cz�owieka w�adzy, wzbudzaj�cego najwi�cej mi�o�ci
i, by� mo�e, najwi�cej zarazem strachu, on sam za�
dysponowa� teraz wi�ksz� ilo�ci� czasu, by zaj�� si� si�ami
zbrojnymi z t� sam� uwag�, co na pocz�tku swego
mandatu, nie dlatego, �e si�y zbrojne by�y najwi�ksz�
podpor� jego w�adzy, jak wszyscy s�dzili�my, wprost
przeciwnie, dlatego, �e by�y jego najgro�niejszym wro-
giem naturalnym, dawa� wi�c do zrozumienia jednym
oficerom, �e s� pilnowani przez drugich, tasowa� ich losy,
chc�c uniemo�liwi� im spiskowanie, zaopatrywa� koszary
w osiem �lepych naboi na dziesi�� dobrych i posy�a� proch
wymieszany z nadmorskim piaskiem, a sam utrzymywa�
pod r�k� dobrze zaopatrzony arsena� w jednym z pa�aco-
wych magazyn�w, klucze do niego chowaj�c w p�ki
innych, pojedynczych kluczy do drzwi, do kt�rych nikt
poza nim nie mia� dost�pu, �yj�c w bezpiecznym cieniu
przyjaciela mojego na ca�e �ycie, genera�a Rodriga de
Aguilara, dyplomowanego artylerzysty, a zarazem mini-
stra obrony i dow�dcy gwardii prezydenckiej, dyrektora
s�u�b bezpiecze�stwa i jednego z niewielu �miertelnik�w
posiadaj�cych przyzwolenie na wygrywanie z nim partii
domina, genera� straci� bowiem prawe rami�, pr�buj�c
rozbroi� �adunek dynamitu na par� minut przed przyjaz-
dem prezydenckiej berlinki na miejsce zamachu. Licz�c na
ochron� genera�a Rodriga de Aguilara i pomoc Patricia
Aragonesa, czu� si� tak bezpieczny, i� zacz�� lekcewa�y�
w�asne �rodki bezpiecze�stwa i coraz cz�ciej pokazywa�
si� publicznie, odwa�y� si� wyje�d�a� na miasto nie-
oznakowan� landar� w towarzystwie jednego tylko adiu-
tanta, spoza firanek wpatrywa� si� w aroganck� katedr� ze
z�oconego kamienia, kt�r� w odpowiednim dekrecie og�o-
si� za najpi�kniejsz� na �wiecie, przygl�da� si� starym,
19
wzniesionym z kamienia i wapienia rezydencjom, ich
portalom z zamierzch�ych czas�w, s�onecznikom obr�-
conym ku morzu, uliczkom dzielnicy wicekr�l�w wy-
brukowanym zapachem lontu, zsinia�ym panienkom, kt�-
re robi�y koronki klockowe z nieodzown� skromno�ci�,
po�r�d doniczek go�dzik�w i pn�czy bugenwilli w �wietle
balkon�w, szachownicy klasztoru baskijskich zakonnic
z rozlegaj�cymi si� o trzeciej po po�udniu �wiczeniami na
klawikordzie, tymi samymi, jakimi uczci�y pierwsze poja-
wienie si� komety, przemierzy� handlow� wie�� Babel,
labirynty morderczej muzyki, proporce los�w loteryj-
nych, w�zki z napojami, rz�dy jaj iguany, kramy Turk�w
ze starzyzn� sp�owia�� od s�o�ca, przera�aj�cy obraz
kobiety zamienionej w skorpiona za niepos�usze�stwo
wobec swoich rodzic�w, n�dzn� uliczk� kobiet bez m�-
czyzn, kt�re wychodzi�y nago o zmierzchu, by kupi�
b��kitne korwiny i r�owe pagrusy i u�era� si� ze sprzedaw-
czyniami jarzyn, podczas gdy na rze�bionych w drewnie
balkonach sch�a im bielizna, poczu� wiatr zgni�ych skoru-
piak�w, za rogiem powszednie �wiat�o pelikan�w, zam�t
kolorowych murzy�skich barak�w na wzg�rzach nad
zatok� i, nagle, jest, port, och, port, nabrze�e z g�bczas-
tych desek, stary pancernik piechoty morskiej, d�u�szy
i pos�pniejszy od prawdy, czarna straganiarka, kt�ra zbyt
p�no uskoczy�a przed oszo�omionym powozikiem i po-
czu�a si� �miertelnie pora�ona wizj� wieczornego starca
przygl�daj�cego si� portowi najsmutniejszym na �wiecie
wzrokiem, to on, krzykn�a wystraszona, niech �yje
genera�, niech �yje, krzyczeli m�czy�ni, kobiety, dzieci,
szybko wybiegaj�c z chi�skich knajp i bufet�w, niech
�yje, krzyczeli ci, co sp�tali koniom nogi i zablokowali
pow�z, by u�cisn�� d�o� w�adcy, wykonuj�c ten manewr
tak zr�cznie i niespodziewanie, �e ledwie zd��y� odsun��
20
zbrojne rami� adiutanta, karc�c go gromkim g�osem,
poruczniku, nie b�d�cie g�upim kutasem, pozw�lcie im,
by mnie kochali, tak podekscytowany tym wybuchem
mi�o�ci i podobnymi wybuchami z nast�pnych dni, i�
genera�owi Rodrigowi de Agudarowi z wielkim trudem
przysz�o wyperswadowa� mu pomys� przeja�d�ek w od-
krytej karecie, �eby patrioci ojczyzny mogli zobaczy�
mnie, kurwa, we w�asnej osobie, bo nawet nie podej-
rzewa�, �e je�li portowa manifestacja by�a spontaniczna, to
ju� nast�pne by�y organizowane przez jego w�asn� s�u�b�
bezpiecze�stwa, aby, niczym nie ryzykuj�c, w pe�ni go
zadowoli�, i tak zasmakowa� w podmuchach mi�o�ci na
progu swej jesieni, �e po raz pierwszy od wielu lat
odwa�y� si� wyjecha� z miasta, uruchomi� ponownie stary
poci�g malowany w barwy narodowe, kt�ry wspina� si�
skalnymi p�kami jego rozleg�ego kr�lestwa zgryzoty,
toruj�c sobie drog� przez g�szcz orchidei i balsamin
amazo�skich, p�osz�c ma�py, rajskie ptaki, pumy �pi�ce na
szynach, hen, ku lodowym i pustynnym osiedlom jego
rodzinnego p�askowy�u, gdzie na stacjach oczekiwano go
z orkiestrami w �a�obnym repertuarze, bito mu w dzwon
pogrzebny, wystawiano transparenty: witamy bezimien-
nego patrycjusza zasiadaj�cego po prawicy Tr�jcy Prze-
naj�wi�tszej, sp�dzano mu rozproszonych po �cie�kach
Indian, kt�rzy schodzili, by pozna� w�adz� ukryt� w �a�ob-
nym mroku wagonu prezydenckiego, a ci, co zdo�ali
przybli�y� si�, nie widzieli nic poza os�upia�ymi oczyma
za zakurzon� szyb�, widzieli dr��ce usta, d�o� jakby
zawieszon� w pustce, �l�c� pozdrowienia z otch�ani chwa-
�y, podczas gdy kto� z eskorty pr�bowa� odci�gn�� go od
okna, prosz� uwa�a�, generale, ojczyzna pana potrzebuje,
ale� ci ludzie mnie kochaj�, i tak podr�owa� w poci�gu
p�askowy�u jak na statku rzecznym z drewnianym ko�em
21
wodnym zostawiaj�cym za sob� �lad walc�w z pianoli
po�r�d s�odkiego zapachu gardenii i zgni�ych salamander
z r�wnikowych dop�yw�w, omijaj�c szkielety prehistorycz-
nych smok�w, wyspy opatrzno�ciowe, gdzie k�ad�y si�
syreny, by rodzi�, wieczory katastrof olbrzymich miast
zniesionych z powierzchni ziemi, docieraj�c do rozpalo-
nych i opustosza�ych osad, kt�rych mieszka�cy wycho-
dzili na brzeg, by zobaczy� drewniany okr�t pomalowany
w barwy narodowe, a mogli zaledwie dostrzec bezpa�sk�
d�o� w at�asowej r�kawiczce, rozdaj�c� pozdrowienia
z okna prezydenckiej kajuty, on jednak widzia� grupy
zebrane na brzegu, machaj�ce li��mi malangi zamiast
chor�gwi, widzia� tych, co rzucali si� do wody z �ywym
tapirem, z ignamem gigantycznym jak noga s�onia, z klat-
k� dzikich kur na prezydenck� potrawk�, i wzdycha�
poruszony w ko�cielnym mroku kajuty, popatrzcie, jak
przychodz�, kapitanie, popatrzcie, jak mnie kochaj�.
W grudniu, kiedy �wiat Karaib�w przemienia� si� w szk�o,
wje�d�a� landar� po skalnych p�kach a� do wznosz�cego
si� na stromym urwisku domu, by sp�dzi� tam popo�ud-
nie, graj�c w domino z dawnymi dyktatorami innych
kraj�w kontynentu, zdetronizowanymi ojcami innych
ojczyzn, kt�rzy korzystali z udzielonego im azylu przez
wiele lat i teraz starzeli si� w cieniu jego mi�osierdzia,
�ni�c na krzes�ach tarasu o chimerycznym okr�cie nast�p-
nej szansy, rozmawiaj�c sami z sob�, wci�� umieraj�c,
cho� ju� umarli w tym schronisku, kt�re wybudowa� im
na balkonie wychodz�cym na morze, przyjmuj�c ich
wszystkich, jakby byli jednym i tym samym cz�owiekiem,
ka�dy bowiem zjawia� si� o �wicie w galowym mundurze,
w�o�onym lew� stron� na pi�am�, z kufrem pieni�dzy
skradzionych z publicznego skarbca i walizk� ze szkatu�k�
odznacze�, wycinkami gazet wklejonymi w stare ksi�gi
22
buchalteryjne i albumem portret�w, kt�re mu pokazywali
podczas pierwszej audiencji, jakby to by�y listy uwierzytel-
niaj�ce, �e s�owami, prosz� popatrze�, generale, to jestem
ja, gdy by�em porucznikiem, to w dniu obj�cia w�adzy, to
w siedemnast� rocznic� obj�cia w�adzy, o tu, prosz�
popatrze�, generale, ale on udziela� im azylu politycznego,
nie zwracaj�c na nich wi�kszej uwagi, nie przegl�daj�c
list�w uwierzytelniaj�cych, jedynym bowiem dowodem
to�samo�ci obalonego prezydenta powinien by� akt zej-
�cia, m�wi�, i wci�� z t� sam� pogard� s�ucha� kr�tkich,
iluzorycznych przem�wionek, przyjmuj� pa�sk� go�cin�
na czas kr�tki, p�ki sprawiedliwo�� narodu nie wystawi
rachunku uzurpatorowi, wiecznej formu�ki ch�opi�cej
powagi, nieco p�niej wys�uchiwanej z ust uzurpatora,
nast�pnie za� uzurpatora uzurpatora, jakby te g�upie
kutasy nie wiedzia�y, �e w tej m�skiej zabawie kto upad�,
to le�y, i wszystkich przez kilka miesi�cy go�ci� w pa�acu
prezydenckim, zmuszaj�c ich do gry w domino, dop�ki
nie zgrali si� do ostatniego grosza, a w�wczas, trzymaj�c
mnie pod rami�, prowadzi� do okna wychodz�cego na
morze, ponarzeka� ze mn� na to kurewskie �ycie, kt�re
biegnie tylko jedn� drog�, pocieszy� mnie pokus�, �ebym
poszed� sobie tam, prosz� popatrze�, tam, do tamtego
olbrzymiego domu, kt�ry przypomina transatlantyk osiad-
�y na mieli�nie skalistego urwiska, mam tam dla pana
apartament, bardzo widny, z bardzo dobrym wy�ywie-
niem, gdzie b�dzie mia� pan du�o wolnego czasu, by
zapomina� wsp�lnie z towarzyszami niedoli, i nadmorski
taras, gdzie bardzo lubi� przesiadywa� w grudniowe popo-
�udnia, nie tyle dla przyjemno�ci grania w domino z t�
band� pata�ach�w, ile po to, by nacieszy� si� rzadkim
szcz�ciem, i� nie jest jednym z nich, by przejrze� si�
w zwierciadle do�wiadcze� ich n�dzy, gdy sam brodzi�
23
jeszcze w g��bokim b�ocku szcz�cia, gdy sam �ni�, skrada�
si� na palcach, niczym z�e zamiary, za �agodnymi Mulat-
kami zamiataj�cymi w p�mroku �witu prywatn� rezyden-
cj�, w�szy� za zostawianym przez nie �ladem dom�w
noclegowych i taniej brylantyny, czyhaj�c na sposobno��,
by spotka� jedn� z nich sam�, by za drzwiami biur kocha�
si� koguci� mi�o�ci�, podczas gdy one �mia�y si� w cieniu
do rozpuku, ale z pana �obuz, generale, taki du�y i ci�gle
nienasycony, ale on po tych mi�o�ciach smutnia� i chc�c
si� pocieszy�, zaczyna� �piewa� w miejscu, gdzie nikt nie
m�g� go s�ysze�, l�ni�cy ksi�ycu styczniowy, �piewa�,
popatrz, jakim smutny na szafocie okna twego, �piewa�,
tak pewny mi�o�ci swego narodu w owych pa�dziernikach
bez z�ych wr�b, �e w patio podmiejskiej rezydencji,
w kt�rej mieszka�a jego matka, Bendici�n Alvarado,
zawiesza� hamak i w cieniu tamaryndowc�w odsypia�, bez
eskorty, sjest�, �ni�c o b��dnych rybach p�yn�cych woda-
mi koloru sypialni, ojczyzna to najlepsza rzecz, jak�
wymy�lono, matko, wzdycha�, ale nigdy nie czeka� na
odpowied� jedynej na �wiecie osoby, kt�ra odwa�y�a si�
go zbeszta� za rozchodz�cy si� spod jego pach smr�d
zgni�ej cebuli, lecz wraca� g��wn� bram� pa�acu prezyden-
ckiego, podekscytowany t� styczniow� por� cudu na
Karaibach, tym pogodzeniem si� na staro�� z ca�ym
�wiatem, tymi wieczorami koloru malwy, podczas kt�rych
zawar� pok�j z nuncjuszem papieskim, ten za� odwiedza�
go bez zapowiedzi, by popijaj�c czekolad�, cz�stuj�c si�
ciasteczkami, spr�bowa� go nawr�ci� na wiar� Chrys-
tusow�, on za� wykazywa�, konaj�c ze �miechu, �e je�li
z Boga taki go��, jak pan m�wi, to niech mu pan powie,
�eby wyj�� mi tego b�ka, co mi bzyczy w uchu, m�wi� mu,
rozpina� dziewi�� guzik�w rozporka i pokazywa� mu sw�
niebywa�� przepuklin�, niech mu pan powie, �eby mi
24
skurczy� to bydl�tko, m�wi� mu, ale nuncjusz poucza� go ,
ze stoickim spokojem, usi�owa� przekona�, �e wszystko,
co jest prawd�, niezale�nie od tego, kto j� g�osi, pochodzi
od Ducha �wi�tego, a on, gdy zapalono pierwsze lampy,
odprowadza� tamtego a� do drzwi, konaj�c, jak nigdy, �e
�miechu, niech ksi�dz wody do studni nie wozi, m�wi�
mu, po co ksi�dz chce mnie nawr�ci�, skoro i tak robi�
wszystko, czego chcecie, kurwa. Owa zatoczka niezm�co-
nego spokoju w jednej chwili przesta�a istnie�, kiedy to
podczas walki kogut�w na odleg�ym paramo krwio�erczy
kogut oddzioba� swemu przeciwnikowi g�ow� i szarpi�c
j�, zjad� na oczach odurzonej krwi� publiczno�ci i orkiest-
ry pijak�w, kt�ra z okazji jatki uderzy�a w �wi�teczne
fanfary, a on jako jedyny rozpozna� z�owr�bny znak,
poczu� go tak silnie i blisko, �e potajemnie rozkaza�
swojej eskorcie, by aresztowali jednego z muzyk�w, tego,
co gra na tubie, i rzeczywi�cie znaleziono przy nim
karabin z obci�t� luf�, i wyzna� na torturach, �e zamierza�
strzeli� do niego w ko�cowym zamieszaniu, rzecz jasna,
by�o to bardziej ni� oczywiste, wyt�umaczy� on, bo ja
patrzy�em na wszystkich i wszyscy patrzyli na mnie,
a jedynym, kt�ry nie odwa�y� si� na mnie spojrze� ani
razu, by� ten sukinsyn od tuby, biedaczysko, mimo to
wiedzia�, �e to nie by�a ostatnia przyczyna jego trwogi,
gdy� nadal czu� j� po nocach w prywatnej rezydencji,
nawet wtedy, gdy s�u�ba bezpiecze�stwa wykaza�a mu, i�
nie ma powod�w do niepokoju, panie generale, wszystko
jest w porz�dku, ale on troskliwie uczepi� si� Patricia
Aragonesa, jakby sam nim by� od chwili, gdy podczas
walk kogut�w przeczu� z�� wr�b�, wi�c karmi� go
z w�asnego talerza, cz�stowa� go swym miodem w�asn�
�y�k�, aby umieraj�c, gdyby jedzenie by�o zatrute, zazna�
pociechy, i� przynajmniej umieraj� razem, i chodzili,
25
niczym uciekinierzy, przez zapomniane pokoje, st�paj�c
po dywanach, by nikt nie rozpozna� ich wielkich krok�w
syjamskich s�oni przemykaj�cych si� ukradkiem, p�yn�c
razem w pulsuj�cej jasno�ci �wiat�a latarni morskiej, kt�re
wpada�o przez okna co trzydzie�ci sekund i zalewa�o
zieleni� pokoje, przebijaj�c si� przez dym palonego �ajna
i �a�obne po�egnania nocnych okr�t�w na u�pionych
morzach, sp�dzali ca�e popo�udnia wpatrzeni w deszcz,
liczyli jask�ki jak dwoje zniedo��nia�ych kochank�w
w znu�onych wieczorach wrze�nia, w takim odosob-
nieniu, i� nawet on nie spostrzeg�, �e jego zaci�ta walka
o �ycie w dw�jnas�b wzbudza�a podejrzenia odwrotne, �e
�ycia w nim z ka�d� chwil� mniej, �e dogorywa w letargu,
�e podwojono stra�e i nie zezwalano nikomu ani wej��,
ani wyj�� z prezydenckiego pa�acu, lecz �e mimo to kto�
zdo�a� pokona� t� gro�n� zapor� i zobaczy� milcz�ce ptaki
w klatkach, krowy pij�ce z chrzcielnicy, tr�dowatych
i paralityk�w �pi�cych w�r�d r�anych krzew�w, i wszys-
cy jakby oczekiwali, �e zacznie �wita� w po�udnie, gdy�
on umar� �mierci� naturaln� w czasie snu, tak jak by�o to
przepowiedziane w saganach, i tylko wysokie instancje
zwleka�y z podaniem tego do wiadomo�ci, pr�buj�c
w tym czasie uregulowa� w krwawych koncyliach swe
zaleg�e spory. Cho� by� nie�wiadom tych plotek, wiedzia�
jednak, i� co� lada moment zdarzy si� w jego �yciu,
przerywa� d�ugo ci�gn�ce si� partie domina, by zapyta�
genera�a Rodriga de Aguilara, jak tam leci, kumie, w pe�ni
kontrolujemy sytuacj�, panie generale, spok�j w ojczy�-
nie, czyha� na znaki prorocze w pogrzebowych stosach
krowiego �ajna rozpalanych w korytarzach i studniach
ja�owych w�d, nie znajduj�c nic, co u�mierzy�oby jego
niepok�j, odwiedza� sw� matk�, Bendici�n Alvarado,
w podmiejskiej rezydencji, gdy upa� s�ab�, siadali pod
26
tamaryndowcami, by za�y� wieczornego ch�odu, ona
w swoim fotelu na biegunach, zgrzybia�a, ale wielkiej
duszy, sypi�c gar�cie ziaren kukurydzy dziobi�cym na
podw�rzu kurom i pawiom, on za� w wiklinowym fotelu
pomalowanym na bia�o, wachluj�c si� kapeluszem, tropi�c
wiecznie g�odnym wzrokiem ros�e Mulatki, przynosz�ce
mu orze�wiaj�ce soki z kolorowych owoc�w, na upa�,
panie generale, my�l�c, matko moja, Bendici�n Alvarado,
gdyby� wiedzia�a, �e ju� nie wytrzymuj� tego �wiata, �e
chcia�bym uciec, nie wiem dok�d, matko, daleko od tej
niesprawiedliwo�ci, ale nawet w�asnej matce nie ujawnia�
zakamark�w swych westchnie�, lecz z pierwszymi �wiat-
�ami nocy wraca� do pa�acu prezydenckiego tylnym wej-
�ciem, s�ysz�c w korytarzach stukot obcas�w wartow-
nik�w, kt�rzy salutowali mu, nic nowego, panie generale,
wszystko w porz�dku, ale on wiedzia�, �e to nieprawda, �e
oszukuj� go z przyzwyczajenia, �e ok�amuj� ze strachu, �e
nic nie jest prawd� w tym kryzysie niepewno�ci, kt�ry
zatruwa jego chwa�� i nawet odbiera ch�ci, by rz�dzi�, od
czasu fatalnej walki kogut�w, do p�na le�a� twarz� do
ziemi, nie �pi�c, s�ysza� przez otwarte na morze okno
dalekie b�bny i smutne dudy przygrywaj�ce na jakim�
weselu biedak�w z t� sam� rado�ci�, z jak� przygrywa�yby
na jego pogrzebie, us�ysza� po�egnanie jakiego� hultaj-
skiego statku, kt�ry odp�yn�� o drugiej, wbrew rozkazom
kapitana, us�ysza� papierowy szelest r� rozwieraj�cych
si� o �wicie, poci� si� lodem, wzdycha� wbrew sobie, bez
chwili ulgi, przeczuwaj�c dzikim instynktem nieuniknione
popo�udnie, gdy wr�ci� z podmiejskiej rezydencji i za-
skoczy�a go wrzawa t�um�w na ulicy, trzask zamykanych
i otwieranych okiennic i panika jask�ek na przezroczys-
tym niebie grudnia, uchyli� w karocy zas�onki, by zoba-
czy�, co si� dzieje, i powiedzia� sobie, to by�o to, matko,
27
to by�o to, powiedzia� sobie ze straszliwym poczuciem
ulgi, widz�c kolorowe balony na niebie, balony czerwone
i zielone, balony ��te jak du�e b��kitne pomara�cze,
niezliczone b��dne balony, kt�re przedar�y si� przez
trwog� jask�ek, �egluj�c chwil� w kryszta�owym blasku
godziny czwartej, po czym nagle eksplodowa�y, jedno-
czesnym i milcz�cym wybuchem, wypuszczaj�c na miasto
tysi�ce papierowych kartek, rozp�tuj�c burz� trzepocz�-
cych pamflet�w, wykorzystan� przez wo�nic�, by wy-
mkn�� si� z jarmarcznego tumultu, aby nikt nie rozpozna�
prezydenckiej karocy, wszyscy bowiem rzucili si� w wir
bitwy o papierki z balon�w, panie generale, na balkonach
wykrzykiwali ich tre��, powtarzali z pami�ci, precz z ucis-
kiem, krzyczeli, �mier� tyranowi, nawet wartownicy pa�a-
cu prezydenckiego czytali g�o�no na korytarzach, wszyscy
mimo r�nic klasowych zjednoczeni przeciwko despotyz-
mowi wiek�w, ca�y nar�d zjednoczony przeciw korupcji
i arogancji wojskowych, do�� przelewu krwi, krzyczeli,
do�� grabie�y, kraj budzi� si� z tysi�cletniego letargu
w chwili, gdy on, wchodz�c drzwiami powozowni, us�y-
sza� straszliw� wiadomo��, panie generale, �e Patricia
Aragonesa �miertelnie raniono zatrut� strza��. Kilka lat
wcze�niej, podczas nocy nie najlepszych nastroj�w, za-
proponowa� Aragonesowi, by zagrali w or�a czy reszk�
o �ycie, jak wypadnie orze�, ty umrzesz, jak reszka, to ja
umr�, ale Patricio Aragones wyt�umaczy� mu, �e do
�mierci nie wyjd� z remisu, po obu stronach monety
wybite by�y bowiem ich wizerunki, i wtedy on zapropo-
nowa� mu, by zagrali o �ycie w domino, dwadzie�cia
partii, zwyci�a, kto wygra ich wi�cej, a Patricio Aragones
przysta�, wielki to dla mnie zaszczyt, o ile udzieli mi pan
zezwolenia, by wygra� z panem, a on przysta�, zgoda,
zagrali wi�c pierwsz� parti�, zagrali drug�, zagrali dwu-
28
dziest�, i ka�d� wygrywa� Patricio Aragones, bo dot�d
wygrywa� zawsze on, gdy� nie wolno by�o wygra� z nim,
wywi�za�a si� d�uga i zaci�ta walka i doszli do ostatniej
z partii, z kt�rych on wszystkie dot�d przegra�, i Patricio
Aragones wytar� sobie pot r�kawem koszuli, wzdychaj�c,
niezmiernie mi przykro, panie generale, ale ja nie chc�
umiera�, wtedy on zacz�� zbiera� kostki, uk�ada� starannie
w drewnianym pude�ku, przemawiaj�c niczym szkolny
nauczyciel recytuj�cy lekcj�, �e on te� nie zamierza
umiera� przy stoliku domina, a jedynie we w�a�ciwym
czasie i w�a�ciwym miejscu, �mierci� naturaln� w czasie
snu, tak jak przepowiada�y mu od zarania jego czas�w
sagany wieszczek, a i nawet nie tak, je�li si� dobrze
zastanowi�, bo Bendici�n Alvarado nie po to mnie rodzi-
�a, �ebym zawraca� sobie g�ow� saganami, tylko po to,
�ebym rz�dzi� i, by�o nie by�o, to ja jestem tym, kim
jestem, a nie ty, dzi�kuj wi�c Bogu, �e to by�a tylko gra,
powiedzia� ze �miechem, nie u�wiadamiaj�c sobie ani
w�wczas, ani kiedykolwiek, �e ten straszliwy �art oka�e
si� prawd� tej nocy, gdy wszed� do pokoju Patricia
Aragonesa i zasta� go walcz�cego z przynaglaj�c� �mierci�,
beznadziejnie, bez �adnych szans pokonania trucizny,
staj�c na progu, pozdrowi� go wyci�gni�t� r�k�, niech B�g
ma ci� w swojej opiece, ch�opie, to wielki zaszczyt
umiera� za ojczyzn�. Towarzyszy� mu w powolnej agonii,
sami w pokoju, w�asn� r�k� wlewaj�c mu do ust leki
u�mierzaj�ce b�l, a Patricio Aragones wypija� je bez s�owa
podzi�ki, m�wi�c mu po ka�dej �y�ce, zostawiam pana na
kr�tko na tym zasranym �wiecie, panie generale, bo serce
mi m�wi, �e niebawem zobaczymy si� w czelu�ciach
piekielnych, ja pokr�cony przez t� trucizn� bardziej ni�
w�gorz, a pan z g�ow� w d�oniach, niewiedz�cy, gdzie by
j� z�o�y�, i m�wi� to bez najmniejszego szacunku, panie
29
generale, gdy� teraz mog� panu powiedzie�, �e nigdy pana
nie kocha�em tak, jak pan to sobie wyobra�a, wprost
przeciwnie, bo od postnych czas�w flibustier�w, kiedy to
mia�em nieszcz�cie dosta� si� w pa�skie r�ce, modl� si�,
�eby pana zabili, cho�by i w przyzwoity spos�b, byle mi
pan zap�aci� za to sieroce �ycie, kt�rym mnie pan ob-
darowa�, najpierw sp�aszczaj�c mi stopy trzonkiem t�ucz-
ka, �eby upodobni�y si� do pana st�p lunatyka, potem
przek�uwaj�c mi j�dra szewskim szyd�em, bym dosta�
przepukliny, p�niej daj�c mi do picia terpentyn�, �ebym
zapomnia� czyta� i pisa�, cho� nauczenie mnie tego tyle
trudu kosztowa�o moj� matk�, i przez ca�y czas zmuszaj�c
mnie do sprawowania publicznych funkcji, kt�rymi pan
nie ma odwagi si� zajmowa�, wcale nie dlatego, �e
ojczyzna potrzebuje pana �ywego, jak pan twierdzi, ale
dlatego, �e najwi�kszemu chojrakowi dupa cierpnie, gdy
koronuje jak�� kurw� pi�kno�ci i nie wie, z kt�rej strony
mo�e zagwizda� �mier�, i m�wi� to bez najmniejszego
szacunku, panie generale, ale jego oburzy�a nie tyle
bezczelno��, ile niewdzi�czno�� Patricia Aragonesa, kt�-
remu stworzy�em kr�lewskie �ycie w pa�acu i da�em ci to,
czego nikt nikomu na tym �wiecie nie da�, nawet od-
st�pi�em ci moje w�asne kobiety, lepiej o tym nie m�wmy,
panie generale, bo lepiej mie� jaja posiekane m�otkiem ni�
lata� za babami i rozk�ada� je na pod�odze, jakby chodzi�o
o znakowanie ja��wek �elazem, tyle �e te biedne, bez-
duszne b�karcice nawet nie czuj� �elaza, nie kopi�, nie
skr�caj� si�, nie j�cz� jak ja��wki, nie puszczaj� dymu
zadem i nie pachn� przypalonym mi�sem, minimum tego,
czego wymaga si� od przyzwoitych kobiet, a tylko roz-
walaj� swoje cielska zdech�ych kr�w, �eby cz�owiek m�g�
spe�ni� sw�j m�ski obowi�zek, nie przestaj�c obiera�
ziemniak�w i wrzeszcz�c jedna do drugiej, b�d� tak dobra
30
i rzu� okiem na garnki, dop�ki tu nie sko�cz�, bo mi si�
ry� przypali, pan jest jedynym, kt�ry wierzy, �e to mi�o��,
panie generale, bo tylko tak� pan zna, i m�wi� to bez
najmniejszego szacunku, i wtedy on zacz�� wy�, zamknij
si�, kurwa, zamknij si�, bo drogo mi za to zap�acisz, ale
Patricio Aragones m�wi� nadal, zupe�nie serio, po co mam
si� zamkn��, przecie� pan mo�e mnie najwy�ej zabi�,
prosz� raczej to wykorzysta� i zobaczy�, jak wygl�da
prawda, panie generale, �eby si� dowiedzie�, �e nikt nigdy
nie powiedzia� panu, co naprawd� my�li, bo wszyscy
m�wi� tylko to, co wiedz�, �e chce pan us�ysze�, niby
p�aszcz�c si� przed panem, a naprawd� marz�c o strzale
w plecy, prosz� przynajmniej dzi�kowa� Bogu za to, �e
przypadkiem jestem cz�owiekiem, kt�ry najbardziej na
tym �wiecie panu wsp�czuje, bo jestem jedynym, kt�ry
jest do pana podobny, jedynym, kt�rego sta� na to, by
wy�piewa� panu to, o czym wszyscy m�wi�, �e pan jest
niczyim prezydentem i �e siedzi pan na tronie nie dzi�ki
swoim armatom, ale dlatego, �e posadzili tam pana
Anglicy, a utrzymali jankesi tym swoim zasranym pancer-
nikiem, i �e widzia�em, jak pa��ta� si� pan tam i z po-
wrotem, w t� i we wt�, chory ze strachu, nie wiedz�c, od
czego zacz�� rz�dy, kiedy jankesi krzykn�li panu, zo-
stawiamy ci� tu samego z twoim burdelem czarnuch�w,
zobaczymy, jak sobie bez nas poradzisz, i je�li w�wczas
nie wylecia� pan z siod�a, i nie wylecia� pan nigdy, to nie
dlatego, �e pan nie chce, ale dlatego, �e pan nie mo�e,
przyzna pan, bo pan wie, �e w chwili, gdy spotkaj� pana na
ulicy w ubraniu zwyk�ego �miertelnika, rzuc� si� na pana
jak psy, �eby zap�aci� im pan za rze� w Santa Maria del
Altar albo za wi�ni�w wrzuconych do fosy twierdzy
portowej, �eby kajmany po�ar�y ich �ywcem, lub za
odartych �ywcem ze sk�ry, wysy�anej potem rodzinie ku
31
przestrodze, m�wi�, wy�awiaj�c z bezdennej studni swych
zaleg�ych �ali r�aniec okrucie�stw pope�nionych przez
re�im nikczemno�ci, dop�ki nie m�g� ju� nic wi�cej
powiedzie�, gdy� wid�y ognia rozszarpa�y mu wn�trzno-
�ci, serce rozmi�k�o i zako�czy� z ca�ym szacunkiem, lecz
niemal b�agaj�c, �e m�wi� to panu powa�nie, panie
generale, prosz� teraz skorzysta� z tego, �e umieram, �eby
umrze� razem ze mn�, nie ma cz�owieka bardziej wiarygod-
nego ode mnie, �eby to panu powiedzie�, bo nigdy nie
mia�em zamiaru by� do kogokolwiek podobnym, a jeszcze
mniej by� bohaterem ojczyzny, chcia�em zosta� tylko
smutnym wydmuchiwaczem szk�a, �eby robi� butelki, tak
jak m�j ojciec, �mia�o, panie generale, to wcale nie boli tak
bardzo, jak si� wydaje, i powiedzia� mu to z wyrazem tak
pogodnej prawdy, �e jemu nie starczy�o z�o�ci na od-
powied�, pr�bowa� jedynie podtrzyma� go na krze�le, gdy
zobaczy�, �e ten zacz�� skr�ca� si�, �apa� za brzuch
i p�aka� �zami b�lu i wstydu, �e co za pech, panie generale,
sram pod siebie, a on pomy�la�, �e ten m�wi w przeno�ni,
chc�c mu powiedzie�, �e umiera ze strachu, ale Patricio
Aragones odpowiedzia� mu, �e nie, chc� powiedzie�, �e
sram, panie generale, sram, wi�c on ledwo zd��y� z b�aga-
niem, trzymaj si�, Patricio Aragones, trzymaj si�, my,
genera�owie ojczyzny, musimy umiera� jak m�czy�ni,
cho� by�my musieli to przyp�aci� �yciem, ale powiedzia�
mu to za p�no, Patricio Aragones osun�� si� bowiem
i pad� na niego, wierzgaj�c nogami ze strachu, ca�y
w g�wnie i we �zach. W gabinecie przylegaj�cym do sali
audiencyjnej musia