8541
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 8541 |
Rozszerzenie: |
8541 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 8541 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8541 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
8541 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
ALFRED HITCHCOCK
TAJEMNICA PANA POTTERA
PRZYGODY TRZECH DETEKTYW�W
(Prze�o�y�a: ANNA IWA�SKA)
S�owo od Alfreda Hitchcocka
Witajcie! Oto kolejne przygody Trzech Detektyw�w. Je�li ju� zetkn�li�cie si� z nimi, przejd�cie od razu do rozdzia�u pierwszego.
A je�li nie spotkali�cie jeszcze Jupitera Jonesa, Pete'a Crenshawa i Boba Andrewsa, pozw�lcie, �e wam o nich opowiem.
Jupiter Jones jest przyw�dc� zespo�u Trzech Detektyw�w. Jest bystry, puco�owaty i ka�da sytuacja o posmaku tajemnicy zdaje si� go elektryzowa�. Jego partnerem jest Pete Crenshaw, wysportowany ch�opiec, kt�ry odczuwa zdrowy respekt wobec niebezpiecze�stwa. Potrafi jednak opanowa� strach zawsze, kiedy trzeba wspom�c przyjaci�. Trzecim cz�onkiem zespo�u jest Bob Andrews, ch�opak spokojny i pilny. Pracuje dorywczo w miejskiej bibliotece, co u�atwia detektywom dost�p do potrzebnych informacji niemal w ka�dej dziedzinie.
Wszyscy trzej mieszkaj� w Kalifornii w Rocky Beach, ma�ym mie�cie na wybrze�u Pacyfiku, niedaleko Hollywoodu. Jupiter, kt�ry zosta� osierocony we wczesnym dzieci�stwie, mieszka u wujostwa. Pomaga przy pracy w ich sk�adzie z�omu, chyba najlepiej zagospodarowanej rupieciarni na zachodnim wybrze�u.
Musz� Wam jeszcze powiedzie�, �e czasem Jupe zaniedbuje swoje obowi�zki w sk�adzie z�omu na korzy�� bardziej interesuj�cych spraw. Do takich nale�y na przyk�ad sprawa samotnego garncarza, kt�rego niebawem spotkacie, i zdezorientowanych go�ci, kt�rzy przybyli do Rocky Beach na rodzinne spotkanie, a zastali jedynie pusty dom, nawiedzony przez bosonogiego ducha. A mo�e straszy w nim co� bardziej z�owrogiego?
Jednego mo�ecie by� pewni - Jupiter i jego przyjaciele odkryj�, co to jest. A wraz z nimi Wy, je�li we�miecie si� do czytania.
Alfred Hitchcock
Rozdzia� 1
Garncarz pojawia si� i... znika
Jupiter Jones us�ysza� turkot skr�caj�cej z szosy ci�ar�wki. Nie m�g� si� myli�. To ci�ar�wka garncarza. Jupe grabi� w�a�nie wjazd do sk�adu z�omu Jonesa, wysypany bia�ym �wirem. Znieruchomia� i nas�uchiwa�.
- Podje�d�a do nas - zakomunikowa�.
Ciocia Matylda podlewa�a geranium, kt�rym obsadzi�a wjazd. Zakr�ci�a zaw�r w�a gumowego, odcinaj�c dop�yw wody, i wyjrza�a na kr�tk� ulic� biegn�c� od szosy.
- Po co, na Boga, mia�by tu przyjecha�? - zdziwi�a si�.
Wiekowa ci�ar�wka garncarza pi�a si� po lekkim wzniesieniu mi�dzy szos� nadbrze�n� a sk�adem z�omu.
- Nie da rady - powiedzia�a ciocia Matylda.
Jupiter u�miechn�� si�. Cz�owiek znany w Rocky Beach po prostu jako garncarz dostarcza� cioci Matyldzie osobliwych emocji. Ka�dego sobotniego ranka przyje�d�a� do miasta po ca�otygodniowe zaopatrzenie. Cz�sto zdarza�o si�, �e ciocia Matylda by�a akurat w centrum handlowym Rocky Beach, gdy na parking wtacza�a si� jego rozklekotana ci�ar�wka, kaszl�c i pluj�c. Za ka�dym razem ciocia przepowiada�a, �e drodze powrotnej ci�ar�wka ju� nic podo�a, i zawsze si� myli�a.
Ta sobota nie stanowi�a wyj�tku. Ci�ar�wka pokona�a niewielk� stromizn� ulicy, wypuszczaj�c k��by pary z ch�odnicy. Garncarz zamacha� do nich r�k� i skr�ci� w bram�. Jupiter jednym skokiem usun�� z jej drogi sw� za�ywn� osob� i ci�ar�wka przetoczy�a si� obok niego. Zatrzyma�a si� zaraz za bram�, wydaj�c sapni�cie z wyczerpania.
- Witaj Jupiterze! - wykrzykn�� garncarz. - Jak si� miewasz, m�j ch�opcze? Och, pani Jones, jaka� pani promienna w ten czerwcowy poranek!
Wyskoczy� chy�o z szoferki, a� zafurkota�a jego nieskazitelna, bia�a szata.
Ciocia Matylda nigdy nie mog�a wykrzesa� z siebie sympatii do garncarza. By� co prawda jednym z najlepszych rzemie�lnik�w na zachodnim wybrze�u. Ludzie zje�d�ali si� z tak daleka, jak San Diego na po�udniu i Santa Barbara na p�nocy, �eby kupi� u niego pi�knie wykonane garnki, miski i wazony. Jego mistrzostwo ciocia Matylda podziwia�a. Z drugiej jednak strony �ywi�a przekonanie, �e m�scy przedstawiciele rasy ludzkiej powinni od momentu, kiedy wyrastaj� ze �pioszk�w, nosi� spodnie. Powiewna szata garncarza zak��ca�a jej poczucie �adu. Podobnie jego d�ugie, po�yskliwe, bia�e w�osy i starannie wyczesana broda, nie m�wi�c ju� o ceramicznym medalionie, kt�ry zwisa� na sk�rzanym rzemyku z jego szyi. Medalion ozdobiony by� szkar�atnym or�em z dwoma g�owami. Ciocia Matylda by�a zdania, �e jedna g�owa to dla or�a zupe�nie dosy�, a dwug�owy orze� jest tylko kolejn� fanaberi� garncarza.
Spojrza�a teraz z dezaprobat� na stopy go�cia. Jak zwykle by� boso.
- Wbije pan sobie kiedy� gw�d� w stop� - ostrzeg�a.
Garncarz roze�mia� si�.
- Nigdy nie wchodz� na gwo�dzie, pani Jones. Pani wie o tym. Przyda�aby mi si� jednak pani pomoc w innym wzgl�dzie. Oczekuj�...
Urwa� nagle i utkwi� wzrok w budce, kt�ra s�u�y�a jako biuro.
- Co to jest? - zapyta�.
- Jeszcze pan tego nie widzia�? Wisi tu od miesi�ca. - Ciocia Matylda zdj�a ze �ciany biura ram� i poda�a garncarzowi. Pod szk�em umieszczonych by�o kilka kolorowych zdj��, najwidoczniej wyci�tych z pism ilustrowanych. Na jednym z nich wujek Tytus sta� dumnie na tle p�otu okalaj�cego sk�ad z�omu. Arty�ci z Rocky Beach pokryli go malowid�ami i za Tytusem wida� by�o okr�t p�yn�cy przez wzburzony, zielony ocean i wynurzaj�c� si� z wody ryby.
Poni�ej by�o zdj�cie pana Dinglera, w�a�ciciela ma�ego sklepu ze srebrn� bi�uteri�, dalej fotografia jednego z obraz�w marynistycznych Hansa Jorgensona i wreszcie garncarz we w�asnej osobie. Fotograf zrobi� doskona�e zbli�enie starego cz�owieka. Uchwyci� go w momencie, gdy ten wychodzi� ze sklepu spo�ywczego, z po�yskuj�c� w s�o�cu brod�, dobrze widocznym na tle bia�ej szaty medalionem z dwug�owym or�em i bardzo pospolit� plastykow� torb� zakup�w w r�ce. Podpis pod fotografi� stwierdza�, �e mieszka�cy Rocky Beach akceptuj� ekscentryczny str�j swego miejscowego artysty.
- Musia� pan doprawdy wiedzie� o tym zdj�ciu - powiedzia�a ciocia Matylda. - Ukaza�o si� w pi�mie �Westways�. Pami�ta pan? Zamie�cili ca�y fotoreporta� o artystach z nadbrze�nych miast.
Garncarz zmarszczy� czo�o.
- Nie wiedzia�em. Pami�tam, �e jednego dnia by� tam m�ody cz�owiek z aparatem fotograficznym, ale nie zwraca�em na niego uwagi. Tylu si� tu kr�ci turyst�w. Gdyby tylko...
- Gdyby co? - zapyta�a ciocia Matylda.
- Nic. Ju� nic nie mo�na zrobi� - garncarz odwr�ci� si� do Jupitera i po�o�y� mu r�k� na ramieniu. - Jupiterze, chcia�bym obejrze�, co tu macie. Oczekuj� go�ci i obawiam si�, �e w moim domu wyda im si�... troch� go�o.
- Oczekuj� go�ci - powt�rzy�a ciocia Matylda. - Co� podobnego!
By�o powszechnie wiadomo, �e garncarz mimo pogodnego, otwartego usposobienia nie ma bliskich przyjaci�. Jupiter wiedzia�, �e ciocia �amie sobie g�ow�, kogo te� oczekuje garncarz. Powstrzyma�a si� jednak od pyta� i tylko poleci�a Jupiterowi oprowadzi� go�cia po sk�adzie.
- Wujek Tytus nie wr�ci z Los Angeles jeszcze przez dobr� godzin� - doda�a i posz�a zakr�ci� kran.
Jupe z wielk� przyjemno�ci� spe�ni� polecenie. Ciocia Matylda mog�a mie� swoje zastrze�enia, ale Jupe lubi� starego pana. ��yj i daj �y� innym� by�o jego dewiz� i uwa�a�, �e je�li garncarz chce chodzi� boso i w bia�ej szacie, jest to wy��cznie jego sprawa.
- A wi�c przede wszystkim - powiedzia� garncarz - potrzebuj� dw�ch ��ek.
- Dobrze, prosz� pana.
Sk�ad z�omu Jonesa by� niezwykle dobrze zorganizowany. Nie mog�o zreszt� by� inaczej, skoro prowadzi�a go ciocia Matylda. Jupe poszed� z garncarzem do szopy, gdzie sk�adano stare meble.
Znajdowa�y si� tam komody, sto�y, krzes�a i ��ka. Niekt�re uszkodzone lub sfatygowane latami u�ytku i zaniedbania.
Wiele z nich naprawili i odmalowali Jupe i wujek Tytus oraz Hans i Konrad, dwaj bracia Bawarczycy, kt�rzy pracowali u Jones�w.
Garncarz ogl�da� ramy ��ek z�o�one pod �cian�. Powiedzia� Jupiterowi, �e kupi� ju� siatki i materace, ale ustawione wprost na pod�odze wygl�daj� zbyt nowocze�nie i nale�y osadzi� je w dobrych solidnych ramach ��ek.
Ciekawo�� Jupitera ros�a coraz bardziej.
- Czy oczekuje pan, �e go�cie zatrzymaj� si� na d�u�ej?
- Nie jestem tego pewien. Jupiterze. Zobaczymy. A co my�lisz o tym mosi�nym ��ku ze �limacznic� na wezg�owiu?
Jupiter z pow�tpiewaniem spojrza� na ��ko.
- Jest bardzo staro�wieckie.
- Jak ja. Kto wie? Mojemu go�ciowi mo�e si� spodoba�. - Garncarz chwyci� wezg�owie obiema r�kami i potrz�sn�� nim mocno. - �adne i mocne. Teraz ju� takich nie robi�. Ile to kosztuje?
Jupe zafrasowa� si�. ��ko pochodzi�o ze starego domu na wzg�rzach Hollywoodu. Wujek Tytus kupi� je dopiero tydzie� temu i Jupe nie zna� jeszcze ceny.
- Mniejsza o to - powiedzia� garncarz. - Nie musz� wiedzie� w tej chwili. Odstaw je na bok, a ja porozmawiam z twoim wujkiem po jego powrocie.
Rozejrza� si� po szopie.
- Potrzebuj� jeszcze jednego ��ka. Dla ch�opca w twoim wieku. Kt�re by� wybra�. Jupiterze, dla siebie?
Jupe bez chwili wahania wyci�gn�� bia�e, drewniane ��ko z p�kami na ksi��ki przy wezg�owiu.
- Je�li ten ch�opiec lubi czyta�, to b�dzie doskona�e. Drewno nie jest najlepsze, ale Hans wyg�adzi� je i pomalowa�. My�l�, �e wygl�da teraz lepiej ni� nowe.
Garncarz by� zachwycony.
- �wietnie! Po prostu �wietnie. A je�li ch�opiec nie czyta w ��ku, mo�e trzyma� na p�kach swoje zbiory.
- Zbiory? - zainteresowa� si� Jupe.
- Musi mie� jakie� zbiory. Wszyscy ch�opcy co� zbieraj�. Kolekcjonuj� muszelki albo znaczki pocztowe, albo kapsle od butelek, czy co� w tym rodzaju.
Jupe chcia� w�a�nie powiedzie�, �e on niczego nie kolekcjonuje, ale pomy�la� o Kwaterze G��wnej. Stanowi�a j� stara przyczepa kempingowa, kt�ra sta�a w tyle sk�adu, ukryta za starannie u�o�onymi stertami z�omu. Tam, prawd� m�wi�c, Jupiter Jones mia� swoje zbiory - sprawozdania ze spraw rozwi�zanych przez Trzech Detektyw�w, starannie z�o�one w teczkach.
- Tak, prosz� pana, my�l�, �e ka�dy ch�opiec ma jak�� kolekcj�. Czy jeszcze co� we�mie pan dzisiaj?
Uporawszy si� z zakupem ��ek, garncarz nie m�g� si� zdecydowa�, co jeszcze kupi�.
- Mam w domu tak niewiele mebli - wyzna�. - Mo�e wezm� jeszcze ze dwa krzes�a?
- A ile ma pan krzese�? - zapyta� Jupe.
- Jedno. Nigdy wi�cej nie potrzebowa�em i staram si� nie zagraca� domu zb�dnymi sprz�tami.
Jupe w milczeniu wybra� ze sterty w rogu szopy dwa proste krzes�a i postawi� je przed garncarzem.
- St�? - zapyta�.
Garncarz potrz�sn�� g�ow�.
- Mam st�. S�uchaj, Jupiterze, jest taka rzecz, zwana telewizj�. O ile wiem, jest szalenie popularna. Mo�e moi go�cie zechc� mie� w domu telewizj�, wi�c je�li m�g�by�...
- Nie, prosz� pana - przerwa� mu Jupiter. - Z telewizor�w, kt�re do nas trafiaj�, da si� wykorzysta� zaledwie par� cz�ci zapasowych. Je�li potrzebny panu telewizor, radzi�bym kupi� nowy.
Garncarz zdawa� si� by� niezbyt przekonany.
- Nowe aparaty maj� gwarancj� - t�umaczy� Jupiter. - Je�li co� �le dzia�a, mo�e pan zwr�ci� telewizor do sklepu, a oni musz� naprawi� t� wad�.
- Rozumiem. Na pewno masz racj�. Jupiterze. Na razie wystarcz� mi ��ka i krzes�a. Potem...
Garncarz urwa�, bo z dworu dobieg�o przeci�g�e i uporczywe tr�bienie.
Jupe podszed� do drzwi szopy, za nim garncarz. Obok jego obdrapanej ci�ar�wki przy wje�dzie sta� czarny, l�ni�cy cadillac. Kierowca raz jeszcze nacisn�� klakson, po czym wysiad� z samochodu, rozejrza� si� niecierpliwie i skierowa� si� do biura.
Jupiter ruszy� do niego spiesznie.
- W czym mog� pom�c? - zawo�a�.
M�czyzna zatrzyma� si� i czeka�, a� Jupiter i garncarz zbli�� si� do niego. By� wysoki i szczup�y, stosunkowo m�ody, mimo srebrnego szronu na ciemnych, k�dzierzawych w�osach.
- S�ucham pana - powiedzia� Jupiter. - Czy chce pan co� kupi�?
- Szukam Domu na Wzg�rzu. Zdaje si�, �e w z�ym miejscu zjecha�em z szosy - m�czyzna m�wi� starann� angielszczyzn� Europejczyka.
- Prosz� wr�ci� do szosy i skr�ci� w prawo - odpowiedzia� Jupe. - Pojedzie pan prosto, p�ki nie zobaczy pan pracowni garncarza. Zaraz za ni� jest droga do Domu na Wzg�rzu. Nie mo�e jej pan przeoczy�. Jest tam drewniana brama zamkni�ta na k��dk�.
M�czyzna w podzi�kowaniu skin�� g�ow� i wr�ci� do samochodu. Wtedy dopiero Jupe zauwa�y�, �e w cadillacu jest druga osoba. Na tylnym siedzeniu tkwi� nieruchomo t�gi facet. Pochyli� si� teraz, dotkn�� ramienia kierowcy i powiedzia� co� w niezrozumia�ym dla Jupe'a j�zyku. Nie wygl�da� ani m�odo, ani staro. By� bez wieku. Dopiero po chwili Jupe zda� sobie spraw�, �e przyczyn� jest kompletna �ysina tego cz�owieka. Nie mia� nawet brwi. Jego opalenizna by�a tak g��boka, �e twarz wygl�da�a jak obci�gni�ta dobrze wyprawion� sk�r�. Rzuci� spojrzenie Jupe'owi, po czym zwr�ci� swe ciemne, lekko sko�ne oczy na garncarza, kt�ry sta� cicho obok Jupitera. Garncarz wyda� dziwny �wiszcz�cy d�wi�k. Jupe popatrzy� na niego. Sta� z przekrzywion� w bok g�ow�, jakby nas�uchiwa� czego� intensywnie. Si�gn�� praw� r�k� do zwisaj�cego na piersi medalionu i ukry� go w d�oni.
�ysy m�czyzna odchyli� si� na oparcie siedzenia. Kierowca g�adko wrzuci� wsteczny bieg i wyprowadzi� samoch�d na ulic�. Kiedy odje�d�a�, nabieraj�c szybko�ci, w stron� szosy, z domu naprzeciw wysz�a ciocia Matylda.
Garncarz uj�� Jupitera za rami�.
- M�j ch�opcze, czy m�g�by� mi przynie�� od cioci szklank� wody? Nagle zakr�ci�o mi si� w g�owie.
Usiad� na stercie desek. Sprawia� wra�enie chorego.
- Zaraz panu przynios� wod� - Jupiter pobieg� na drug� stron� ulicy.
- Kto to by�? - zapyta�a ciocia Matylda.
- Szukali Domu na Wzg�rzu.
Jupiter wszed� do kuchni, wyj�� z lod�wki butelk�, kt�r� ciocia zawsze tam trzyma�a, i nala� wody do szklanki.
- Dziwne - powiedzia�a ciocia Matylda. - W Domu na Wzg�rzu od lat nikt nie mieszka.
- Wiem - Jupiter wyszed� szybko z pe�n� szklank�, ale gdy dotar� do sk�adu z�omu, garncarza ju� nie by�o.
Rozdzia� 2
Intruz
Kiedy wujek Tytus z Hansem wr�cili z Los Angeles, rozklekotana ci�ar�wka garncarza wci�� sta�a na podje�dzie do sk�adu. Wujek Tytus usi�owa� przecisn�� si� obok niej wy�adowan� zardzewia�ymi meblami ogrodowymi ci�ar�wk� sk�adow�, wreszcie zdenerwowa� si� i wyskoczy� z szoferki.
- Co ten grat robi po�rodku podjazdu?
- Garncarz go zostawi� i znik� - odpowiedzia� Jupiter.
- I co?
- Znik� - powt�rzy� Jupiter.
Wujek Tytus usiad� na stopniu ci�ar�wki.
- Jupiterze, ludzie nie znikaj� tak po prostu.
- Garncarz znik�.
Wujek Tytus przyg�adzi� w�sy.
- Garncarz? Znik�? Gdzie znik�?
- Nietrudno odnale�� �lady bosonogiego cz�owieka - powiedzia� Jupe. - Wyszed� przez bram� i skierowa� si� w d� ulicy. Ciocia Matylda podlewa�a kwiaty, wi�c jego stopy by�y mokre. Na rogu ulicy skr�ci� w stron� Coldwell Hill. Na �cie�ce prowadz�cej przez wzg�rze jest kilka wyra�nych odcisk�w st�p. Niestety, po jakich� pi��dziesi�ciu metrach zszed� ze �cie�ki i skierowa� si� na p�noc. Dalej nie mog�em ju� znale�� �lad�w. Teren jest skalisty.
Wujek Tytus d�wign�� si� ze stopnia.
- Dobra! - szarpn�� w�sa, spogl�daj�c na ci�ar�wk� garncarza. - Usu�my ten wrak. Nie spos�b prowadzi� interesu, kiedy takie co� blokuje bram�. Miejmy nadziej�, �e garncarz nied�ugo wr�ci po ten sw�j pojazd.
Wsiad� do ci�ar�wki i na pr�no usi�owa� j� uruchomi�. Stary silnik odm�wi� pos�usze�stwa.
- Niech mi nikt nie wmawia, �e maszyna nie my�li. Jestem pewien, �e garncarz jest jedynym cz�owiekiem na �wiecie, kt�ry potrafi tego trupa pobudzi� do �ycia.
Wysiad� i machn�� na Jupitera, �eby zaj�� miejsce za kierownic�. Nast�pnie wraz z Hansem przepchn�li ci�ar�wk� na pusty placyk ko�o biura.
Z domu naprzeciw przysz�a spiesznie ciocia Matylda.
- W�o�� jego zakupy do lod�wki - zdecydowa�a. - Wszystko si� zepsuje, jak pole�y na s�o�cu. Nie mog� zrozumie�, co tego cz�owieka op�ta�o. Jupiterze, czy m�wi� ci, kiedy przyje�d�aj� jego go�cie?
- Nie, ciociu.
Ciocia Matylda wyj�a z ci�ar�wki garncarza torb� z artyku�ami spo�ywczymi.
- Jupiterze, my�l�, �e powiniene� wsi��� na rower i pojecha� do niego. Mo�e wr�ci� do domu. Je�li przyjechali go�cie, a jego nie ma, sprowad� ich tutaj. To okropne, wybra� si� z wizyt� i nie zasta� nikogo w domu.
Jupiter sam chcia� w�a�nie zaproponowa�, �e podjedzie do garncarza. U�miechn�� si� i poszed� spiesznie po rower.
- Tylko nie marud�! - zawo�a�a za nim ciocia Matylda. - Tutaj praca czeka!
Na to Jupiter roze�mia� si� g�o�no. Pomy�la�, �e je�li m�ody go�� garncarza ju� przyjecha�, niew�tpliwie jeszcze dzi� wyl�duje przy pracy w sk�adzie z�omu. Ciocia Matylda wiedzia�a, jak post�powa� z ch�opcami w jego wieku.
Jecha� szos�, trzymaj�c si� prawego skraju, �eby unikn�� kolizji z p�dz�cymi na p�noc samochodami. Zaraz za zakr�tem przy Evanston Point ukaza� si� dom garncarza, bia�y jak �nieg na tle zielonych wzg�rz Kalifornii. Jupiter przesta� peda�owa� i jecha� si�� rozp�du. Posiad�o�� garncarza by�a kiedy� eleganck� rezydencj�. Teraz dumny wiktoria�ski dom stanowi� smutny widok, stoj�c samotnie na rozleg�ym odcinku wybrze�a.
Jupiter zatrzyma� si� przy furtce. Wisia�a na niej ma�a kartka informuj�ca, �e sklep jest zamkni�ty, ale garncarz wr�ci nied�ugo. Jupe zastanawia� si�, czy to mo�liwe, �e garncarz znalaz� si� ju� z powrotem w swoim du�ym, bia�ym domu i tylko nie ma ochoty obs�ugiwa� licznych, sobotnich klient�w. Wygl�da� naprawd� na chorego, kiedy prosi� o wod�.
- Panie garncarzu! - zawo�a�.
Nie by�o odpowiedzi. Wysokie, w�skie okna domu zdawa�y si� puste. Szopa, w kt�rej garncarz trzyma� materia�y, by�a zamkni�ta i cicha. Po drugiej stronie drogi sta� na poboczu nad pla�� zakurzony, br�zowy ford. Nie by�o w nim nikogo. W�a�ciciel niew�tpliwie poszed� na pla��.
Prywatna droga, kt�ra bieg�a od szosy do Domu na Wzg�rzu, znajdowa�a si� tu� za podw�rzem garncarza. Jupiter zauwa�y�, �e brama, zazwyczaj zamkni�ta, stoi otworem. Domu na Wzg�rzu nie by�o st�d wida�. Bieli� si� jedynie mur podtrzymuj�cy jego taras. Kto� sta� na nim, oparty o barier�. Z tej odleg�o�ci Jupe nie m�g� rozr�ni�, czy by� to k�dzierzawy kierowca cadillaca, czy te� jego dziwny pasa�er bez wieku.
Otworzy� furtk�, szybko min�� drewniane sto�y z wystawionymi na nich ceramicznymi wyrobami i wszed� na ganek po dw�ch stopniach mi�dzy wysokimi, si�gaj�cymi mu niemal po czubek g�owy, urnami. Zdobi� je biegn�cy wok� rz�d dwug�owych or��w, takich samych jak na medalionie garncarza. Oczy or��w po�yskiwa�y bia�o w purpurowych g�owach, a otwarte dzioby zdawa�y si� ur�ga� sobie nawzajem.
Deski ganku zatrzeszcza�y pod stopami Jupe'a.
- Panie garncarzu! - zawo�a�. - Czy jest pan tutaj?
Nikt nie odpowiada�. Drzwi frontowe by�y lekko uchylone. Jupiter zmarszczy� czo�o. Wiedzia�, �e garncarz nie troszczy� si� o rzeczy wystawione przed domem. By�y du�e i nie dawa�y si� ruszy�. Wszystko inne trzyma� jednak zawsze zabezpieczone pod kluczem. Skoro drzwi nie by�y zamkni�te, musia� przebywa� w domu.
Ale w holu by�o pusto, je�li mo�na tak powiedzie� o pomieszczeniu, gdzie od pod�ogi do sufitu bieg�y p�ki zastawione ceramik�. Jupe ogl�da� talerze, fili�anki, p�miski, cukierniczki, puchary do krem�w, wazony, barwne miseczki na cukierki. Wszystko b�yszcza�o, idealnie odkurzone i starannie ustawione.
- Panie garncarzu! - Jupiter krzycza� teraz ju� co si� w p�ucach.
W domu panowa�a zupe�na cisza, tylko z kuchni dobiega� pomruk lod�wki. Jupiter spojrza� na schody, zastanawiaj�c si�, czy powinien wej�� na g�r�. Garncarz m�g� po powrocie po�o�y� si� do ��ka i straci� przytomno��.
Wtem us�ysza� leciutki szmer. Co� si� gdzie� poruszy�o. Drzwi po lewej stronie by�y zamkni�te. Jupe wiedzia�, �e za nimi jest biuro garncarza, odg�os dobiega� stamt�d. Jupe zapuka�.
- Panie garncarzu?
Nikt nie odpowiada�. Jupe si�gn�� do klamki. Ust�pi�a �atwo i drzwi si� otworzy�y. Poza staromodnym biurkiem z zasuwan� klap� w rogu i p�kami, zawalonymi wysoko segregatorami i fakturami, biuro by�o puste. Jupiter wszed� wolno do �rodka. Garncarz prowadzi� du�� sprzeda� wysy�kow�. Na biurku le�a�a sterta cennik�w i formularzy zam�wie�. Na skraju p�ki sta�o pude�ko z kopertami.
Wtem Jupe zobaczy� co�, co zapar�o mu dech. Najwyra�niej kto� niedawno w�amywa� si� do biurka garncarza. Na drewnie i zamku, kt�ry zabezpiecza� zasuwan� pokryw�, widnia�y �wie�e zadrapania. Jedn� szuflad� wyci�gni�to i opr�niono, na biurku wala�y si� tekturowe teczki.
Jupe chcia� w�a�nie odwr�ci� si� ku drzwiom, gdy poczu� czyje� r�ce na ramionach. Kto� podci�� mu nogi stop� i zawl�k� wyrywaj�cego si� w k�t pokoju. Wyr�n�� g�ow� w kraw�d� p�ki. Lawina papier�w posypa�a si� na niego.
Jupiter ledwie zdawa� sobie spraw� z tego, �e drzwi biura si� zamykaj�, a klucz przekr�ca si� w zamku od zewn�trz.
Na ganku zadudni�y kroki.
Po chwili Jupe zdo�a� usi���. Odczeka� jeszcze, czuj�c md�o�ci. Dopiero, gdy by� pewien, �e zachowa jako tak� r�wnowag�, wsta� i dowl�k� si� do okna. Przed domem nie by�o nikogo. Intruz zd��y� ju� odej��.
Rozdzia� 3
Rodzina garncarza
Powinien istnie� przymus posiadania telefon�w, pomy�la� Jupiter. Nawet garncarz-ekscentryk musia�by mie� aparat. Z drugiej strony niewielki by�by teraz z niego po�ytek. Intruz, kt�ry przetrz�sn�� biuro, mkn�� ju� prawdopodobnie szos� oddalony o wiele kilometr�w.
Jupiter szarpn�� klamk�. Drzwi ani drgn�y. Ukl�k� i przy�o�y� oko do staro�wieckiej dziurki od klucza. Drzwi by�y zamkni�te od zewn�trz, klucz tkwi� w zamku. Jupe podszed� do biurka, znalaz� n� do otwierania list�w, po czym zabra� si� do pracy nad zamkiem.
M�g� oczywi�cie wyj�� przez okno, ale wola� tego nie robi�. Jupiter Jones mia� wysokie poczucie w�asnej godno�ci. Poza tym wiedzia�, �e je�li kto� z szosy zobaczy, jak gramoli si� przez okno, uzna go za wysoce podejrzanego.
Ci�gle jeszcze grzeba� w dziurce od klucza, gdy us�ysza� kroki na ganku. Zamar�.
- Dziadku! - kto� zawo�a�.
W kuchni zad�wi�cza� zgrzytliwy dzwonek.
- Dziadku! To my!
Wo�aniu towarzyszy�o �omotanie do drzwi frontowych. Jupiter zaniecha� wysi�k�w przy zamku i podszed� do okna. Otworzy� je i wychyli� si�. Na ganku sta� jasnow�osy ch�opiec i wali� pi�ci� w drzwi. Towarzyszy�a mu m�oda kobieta. Jej kr�tkie, jasne w�osy by�y zmierzwione wiatrem. W r�ku trzyma�a s�oneczne okulary, a przez rami� mia�a przewieszon�, wypakowan� do pe�na, sk�rzan� torb�.
- Dzie� dobry - powiedzia� Jupiter.
Kobieta i ch�opiec nie odpowiedzieli, tylko utkwili w nim wzrok. Jupiter, cho� nie zamierza� wychodzi� przez okno, bardzo rozs�dnie zrobi� to teraz. Nie mia� nic do stracenia.
- Zamkni�to mnie w �rodku - wyja�ni� kr�tko.
Wszed� z powrotem do domu przez frontowe drzwi, przekr�ci� klucz w zamku biura i otworzy� drzwi na o�cie�.
Po chwili wahania kobieta i ch�opiec weszli r�wnie� do domu.
- Kto� w�ama� si� do biura, a potem mnie tam zamkn�� - powiedzia� Jupiter. Spojrza� na ch�opca. By� mniej wi�cej w jego wieku. - Zapewne jeste�cie go��mi garncarza...
- Jestem... - zacz�� ch�opiec. - Hm... powiedz najpierw, kim ty jeste�. I gdzie jest m�j dziadek?
- Dziadek? - powt�rzy� Jupiter. Rozejrza� si� za krzes�em, a poniewa� �adnego nie by�o, usiad� na schodach.
- Pan Aleksander Potter! - warkn�� ch�opiec. - To jest jego dom, prawda? Pyta�em na stacji benzynowej w Rocky Beach i powiedzieli...
Jupiter po�o�y� �okcie na kolanach i podpar� brod� r�kami. Bola�a go g�owa.
- Dziadek? - powt�rzy� znowu. - Czy to znaczy, �e garncarz ma wnuka?
Nic nie mog�o go bardziej zaskoczy�, nawet gdyby si� dowiedzia�, �e garncarz trzyma w piwnicy tresowanego dinozaura.
Kobieta na�o�y�a s�oneczne okulary, ale zorientowa�a si�, �e w holu jest ciemno, i zdj�a je ponownie. Jupiter pomy�la�, �e ma mi�� twarz.
- Nie wiem, gdzie jest garncarz - powiedzia�. - Widzia�em go dzi� rano, ale tutaj go nie ma.
- Czy to dlatego wychodzi�e� przez okno? - zapyta�a kobieta i zwr�ci�a si� do ch�opca - Tom, zatelefonuj po policj�!
Tom rozgl�da� si� bezradnie.
- Przy szosie jest budka telefoniczna. Zaraz za podw�rzem - poinformowa� Jupiter uprzejmie.
- Czy m�j ojciec nie ma telefonu w domu? - zapyta�a kobieta.
- Je�li pani ojcem jest garncarz, to nie ma.
- Tom! - kobieta zacz�a grzeba� w portmonetce.
- Id� sama zatelefonowa�, mamo - powiedzia� ch�opiec. - Ja popilnuj� tego typa.
- Nie zamierzam uciec - zapewni� go Jupiter.
Kobieta wysz�a wolno na �cie�k�, do szosy, potem zacz�a biec.
- Wi�c garncarz jest twoim dziadkiem? - zapyta� Jupe.
Ch�opiec popatrzy� na niego spode �ba.
- Co w tym takiego dziwnego? Ka�dy ma dziadka.
- S�usznie - przyzna� Jupiter. - Nie ka�dy jednak ma wnuka. Garncarz jest, no, do�� niezwyk�y.
- Wiem. Jest artyst�. - Tom ogl�da� ceramik� ustawion� na p�kach. - Przysy�a nam stale swoje wyroby.
Jupiter prze�uwa� t� informacj� w milczeniu. Zastanawia� si�, od jak dawna garncarz mieszka w Rocky Beach. Wed�ug cioci Matyldy, co najmniej od dwudziestu lat. Z pewno�ci� by� tu ju� dobrze zasiedzia�y, jeszcze nim ciocia Matylda z wujkiem Tytusem otworzyli sk�ad z�omu. M�oda kobieta mog�a by� jego c�rk�, ale gdzie si� podziewa�a przez ten ca�y czas? I dlaczego garncarz nigdy o niej nie m�wi�?
Tymczasem kobieta wr�ci�a, schowa�a portmonetk� do torby i oznajmi�a:
- Samoch�d patrolowy zaraz tu b�dzie.
- To dobrze - powiedzia� Jupiter.
- B�dziesz si� musia� wyt�umaczy�! - krzykn�a.
- Ch�tnie to zrobi�, pani... pani...
- Dobson.
Jupiter wsta�.
- Jestem Jupiter Jones.
- Jak si� masz - powiedzia�a odruchowo.
- Nie najlepiej w tej chwili - wyzna� Jupe. - Widzi pani, przyszed�em tutaj, bo szuka�em garncarza, a kto� mnie napad� i zamkn�� w biurze.
S�dz�c z wyrazu jej twarzy, pani Dobson nie uzna�a tej historii za prawdopodobn�. Z oddali dobieg�o wycie syreny policyjnej.
- W Rocky Beach rzadko zdarzaj� si� sprawy wymagaj�ce szybkiej interwencji - powiedzia� Jupiter spokojnie. - Ludzie komendanta Reynoldsa s� pewnie szcz�liwi, �e maj� okazj� u�y� syreny.
- Ty jeste� niez�y numer! - wykrzykn�� Tom Dobson.
Samoch�d zatrzyma� si� przed domem, a syrena za�ama�a si� i umilk�a, Jupiter widzia� przez otwarte drzwi czarno-bia�y samoch�d patrolowy i dw�ch policjant�w, kt�rzy wysiedli i spiesznie ruszyli ku nim chodnikiem.
Jupe usiad� z powrotem na schodach, a pani Eloise Dobson przedstawi�a si� policjantom i dos�ownie ich zala�a lawin� s��w. Przejecha�a taki kawa� drogi z Belleview w stanie Illinois, �eby odwiedzi� swego ojca, pana Aleksandra Pottera. Pana Pottera nie zasta�a, zasta�a natomiast tego... tego m�odocianego przest�pc� wychodz�cego z domu przez okno. Tu oskar�aj�ce wskaza�a Jupe'a i zasugerowa�a policjantom, �eby go przeszukali.
Komisarz Haines mieszka� w Rocky Beach przez ca�e swoje �ycie, a sier�ant McDermott w�a�nie obchodzi� pi�tnastolecie s�u�by w policji. Obaj znali Jupitera Jonesa i obaj byli dobrze zaznajomieni z garncarzem. Sier�ant McDermott zrobi� kilka notatek i zwr�ci� si� do Eloise Dobson:
- Czy mo�e pani udowodni�, �e jest c�rk� pana Pottera?
Pani Dobson najpierw poczerwienia�a, potem zblad�a.
- Co takiego?
- Pyta�em, czy mo�e pani...
- S�ysza�am pana za pierwszym razem.
- Czy zechce wi�c pani wyja�ni�...
- Co mam wyja�ni�? Powiedzia�am, �e przyjechali�my tutaj i zastali�my tego... tego nicponia...
Sier�ant McDermott westchn��.
- Przyznaj�, �e Jupiter Jones potrafi by� k�opotliwy, ale nie jest z�odziejem. - Przeni�s� zrezygnowane spojrzenie na Jupe'a. - Co zasz�o, Jones? Co tutaj robisz?
- Czy mam zacz�� od pocz�tku? - zapyta� Jupiter.
- Nigdzie si� nie spiesz�.
Jupiter zacz�� wi�c od tego, jak garncarz przyby� do sk�adu z�omu kupi� meble dla oczekiwanych go�ci. Sier�ant McDermott kiwa� g�ow�, a komisarz Haines poszed� do kuchni po krzes�o dla pani Dobson.
Jupiter powiedzia� dalej, �e garncarz w pewnym momencie po prostu znik�, zostawiaj�c w sk�adzie z�omu swoj� ci�ar�wk�.
- Przyjecha�em tu zobaczy�, czy mo�e wr�ci� do siebie. Drzwi frontowe by�y otwarte, wi�c wszed�em do domu. Garncarza nie zasta�em, ale kto� ukrywa� si� w jego biurze. Musia� schowa� si� za drzwiami, kiedy wchodzi�em. Zobaczy�em, �e w�amano si� do biurka, i wtedy zosta�em napadni�ty i powalony na pod�og�. Potem napastnik uciek�, a mnie zamkn�� na klucz. Dlatego, kiedy przyby�a pani Dobson z synem, musia�em wyj�� przez okno.
- Ha! - powiedzia� sier�ant McDermott po chwili milczenia.
- Kto� przetrz�sn�� biuro garncarza - upiera� si� Jupe. - Mo�e pan zobaczy�, �e jego papiery s� porozrzucane.
McDermott wszed� do biura, zobaczy� ba�agan na biurku i wyci�gni�t� szuflad�.
- Pan Potter jest niezwykle systematyczny - zauwa�y� Jupiter. - Nigdy by nie zostawi� biura w takim stanie.
McDermott wr�ci� do holu.
- Przy�lemy tu specjalist� dla pobrania odcisk�w palc�w. Tymczasem pani Dobson...
W tym momencie Eloise Dobson wybuchn�a p�aczem.
- Mamo! - ch�opiec podbieg� do niej i obj�� j�. - Mamo, nie p�acz.
- On jest moim ojcem! - szlocha�a. - �eby nie wiem co, to m�j ojciec i przejechali�my dwa tysi�ce kilometr�w, �eby si� z nim zobaczy�. Nie zatrzymali�my si� nawet po drodze, aby zwiedzi� Grand Canyon, bo chcia�am... bo nie pami�tam nawet...
- Mamo! - prosi� Tom.
Pani Dobson zacz�a grzeba� w torbie, pr�buj�c znale�� chusteczk� do nosa.
- Nie spodziewa�am si�, �e b�d� musia�a udowadnia�, �e pan Potter jest moim ojcem! Nie wiedzia�am, �e w Rocky Beach trzeba mie� ze sob� metryk� urodzenia!
- Ale� pani Dobson! - McDermott zamkn�� notes i schowa� go do kieszeni. - W tych okoliczno�ciach by�oby najlepiej, �eby nie pozostawa�a pani tutaj z synem.
- Aleksander Potter jest moim ojcem!
- Mo�liwe, ale mo�na s�dzi�, �e zdecydowa� si� opu�ci� sw�j dom. W ka�dym razie chwilowo. Wydaje si� te�, �e kto� si� tu w�ama�. Jestem pewien, �e garn... pan Potter wr�ci pr�dzej czy p�niej i wszystko wyja�ni. Ale na razie b�dzie bezpieczniej dla pani i syna, je�li zatrzymacie si� w mie�cie. Nieopodal jest gospoda �Morska Bryza�, bardzo �adna i...
- Ciocia Matylda go�ci�aby pani� z przyjemno�ci� - wtr�ci� Jupiter.
Pani Dobson zignorowa�a go. Wysi�ka�a nos i otar�a oczy. R�ce jej dr�a�y.
- Gdzie jest ta gospoda �Morska Bryza�? - zapyta�a.
- Przy szosie, oko�o dwa i p� kilometra w stron� miasta, zobaczy pani szyld.
Wsta�a i na�o�y�a okulary s�oneczne.
- By� mo�e komendant Reynolds zechce z pani� rozmawia� - doda� sier�ant. - Powiem mu, �e znajdzie pani� w gospodzie.
Pani Dobson znowu zacz�a p�aka�. Tom wyprowadzi� j� czym pr�dzej z domu. Poszli do zaparkowanego przy drodze niebieskiego kabrioleta z rejestracj� z Illinois.
- C�rka garncarza! - wykrzykn�� McDermott. - Teraz ju� nic nie mo�e mnie zdziwi�.
- Je�li ona jest c�rk� garncarza - zauwa�y� Haines.
- Dlaczego by mia�a k�ama�? Garncarz jest zupe�nie kopni�ty i nie ma nic, co mo�na by ukra��.
- Co� musi mie� - odezwa� si� Jupiter. - W przeciwnym razie, po co kto� przetrz�sa�by jego biuro.
Rozdzia� 4
Zbyt wielu przybysz�w
Haines zaproponowa� podwiezienie do Rocky Beach, ale Jupiter odm�wi�.
- Mam ze sob� rower. I czuj� si� dobrze.
- Jeste� pewien?
- Absolutnie. Tylko nabi�em sobie guza. - Jupiter ruszy� �cie�k�.
- Uwa�aj na siebie, Jones! - zawo�a� za nim McDermott. - Kto� ci kiedy� utrze nosa, jak b�dziesz go dalej wtyka� w nie swoje sprawy. I trzymaj si� blisko domu, s�yszysz? Komendant na pewno b�dzie chcia� z tob� porozmawia�.
Jupiter pomacha� mu r�k�, wzi�� rower i stan�� na skraju szosy, czekaj�c na przerw� w ruchu, �eby przej�� na drug� stron�. Br�zowy ford, kt�rego wcze�niej zauwa�y�, sta� wci�� na poboczu nad pla��. Ruch si� przerzedzi� i Jupe przebieg� wraz z rowerem. Zatrzyma� si� przy fordzie, spojrza� w d�, na pla��. By� odp�yw i ocean zostawi� szeroki pas mokrego piasku.
Po zboczu wspina� si� ku Jupe'owi najwspanialszy rybak, jakiego ch�opiec w �yciu widzia�. Nosi� ol�niewaj�co bia�� koszul� z golfem, na niej nieskaziteln�, bladoniebiesk� kurtk� z herbem na kieszeni i dopasowane do niej idealnie kolorem spodnie. Te z kolei pi�knie harmonizowa�y z niebieskimi trampkami. Na g�owie rybak mia� czapk� jachtow�, kt�ra wygl�da�a, jakby dopiero co zdj�to j� z p�ki sklepowej.
- Halo! - zawo�a� do Jupe'a, gdy si� zbli�y�.
Jupiter zobaczy� teraz jego szczup��, opalon� twarz, zbyt du�e okulary s�oneczne i w�sy, tak wypomadowane, �e ich ko�ce stercza�y niemal do uszu. Sprz�t i koszyk w�dkarski by�y r�wnie doskona�e, jak ca�y str�j.
- Poszcz�ci�o si�? - zapyta� Jupiter.
- Nie. Nie bior� dzisiaj. - M�czyzna otworzy� baga�nik forda i zacz�� uk�ada� w �rodku sw�j sprz�t. - Mo�e nie u�y�em w�a�ciwej przyn�ty, jestem pocz�tkuj�cym w�dkarzem.
To nie ulega�o dla Jupitera w�tpliwo�ci. Wi�kszo�� znajomych rybak�w wygl�da�a znacznie mniej elegancko. M�czyzna spogl�da� na samoch�d policyjny po drugiej stronie szosy.
- Czy to jaki� wypadek? - zapyta�.
- Nie. To prawdopodobnie w�amanie.
- A wi�c nic ciekawego - m�czyzna zatrzasn�� baga�nik. Otworzy� drzwi po stronie siedzenia kierowcy. - Czy to nie sklep tego znanego garncarza?
Jupe skin�� g�ow�.
- Znasz go? Mieszkasz gdzie� w pobli�u?
- Tak, mieszkam niedaleko i znam garncarza. Wszyscy w mie�cie go znaj�.
- Hm, niew�tpliwie. S�ysza�em, �e robi pi�kne rzeczy - zza ciemnych okular�w mierzy� Jupitera od st�p do g��w. - Nabi�e� sobie strasznego guza.
- Upad�em - powiedzia� Jupe kr�tko.
- Aha. Mo�e ci� gdzie� podwie��?
- Nie, dzi�kuj�.
- Nie? Tak, s�usznie. Nigdy nie nale�y wsiada� do samochodu obcego cz�owieka, co? - m�czyzna roze�mia� si�, jakby powiedzia� co� szalenie dowcipnego, potem uruchomi� silnik, wyprowadzi� samoch�d na szos�, pomacha� Jupiterowi na po�egnanie i ruszy�.
Jupe wsiad� na rower i wr�ci� do sk�adu z�omu. Nie wjecha� jednak przez g��wn� bram�. Min�� j� i dotar� do miejsca, gdzie na pi�knie pomalowanym p�ocie, z zielonego oceanu wynurza�a si� ryba, patrz�c z zaciekawieniem na zmagaj�cy si� ze sztormem okr�t. Ch�opiec zsiad� z roweru i nacisn�� oko ryby. Dwie deski p�otu unios�y si�. Jupe przepchn�� rower i wszed� przez otw�r.
By�a to Zielona Furtka, jedno z sekretnych wej�� do sk�adu. Ciocia Matylda nie mia�a poj�cia o �adnym z nich. Furtka prowadzi�a do pracowni Jupitera mieszcz�cej si� pod go�ym niebem. Dzi�ki sprytnie u�o�onym wok� niej stertom z�omu, ciocia nie mog�a go widzie�, ale on s�ysza� jej g�os. Musia�a by� teraz ko�o szopy z meblami, zaj�ta czyszczeniem nowo zakupionych mebli ogrodowych. Gromko przywo�ywa�a Hansa, by przyszed� jej z pomoc�. Jupiter u�miechn�� si�, opar� rower o warsztat, po czym odstawi� �elazn� krat� za pras� drukarsk� i wsun�� si� do Tunelu Drugiego, d�ugiej, karbowanej rury, wy�cielonej wewn�trz skrawkami dywan�w. Prowadzi�a ona do wn�trza przyczepy kempingowej, czyli Kwatery G��wnej Trzech Detektyw�w. Jupe przeczo�ga� si� przez Tunel Drugi, otworzy� klap�, wspi�� si� do �rodka i podszed� do telefonu na biurku.
Tak�e o telefonie ciocia Matylda nic nie wiedzia�a. Jupiter z przyjaci�mi, Bobem Andrewsem i Pete'em Crenshawem op�acali go z pieni�dzy zarobionych prac� w sk�adzie i z wynagrodze�, kt�re od czasu do czasu otrzymywali za sw� dzia�alno�� detektywistyczn�.
Jupiter nakr�ci� numer telefonu Pete'a. Pete odebra� ju� po drugim sygnale.
- Jupe! - wykrzykn��, wyra�nie uszcz�liwiony, �e s�yszy g�os przyjaciela. - Co by� powiedzia� na to, �eby�my po po�udniu wzi�li nasze narty wodne i ...
- W�tpi�, czy b�d� mia� dzisiaj czas na surfing - ostudzi� go Jupiter.
- O! Czy to oznacza, �e jeste� z cioci� na wojennej �cie�ce?
- Wujek Tytus przywi�z� dzisiaj troch� mebli ogrodowych. S� strasznie zardzewia�e i ciocia Matylda w�a�nie dyryguje Hansem przy usuwaniu rdzy i starej farby. Jestem pewien, �e jak mnie zobaczy, b�d� musia� podzieli� los Hansa.
Pete zd��y� si� przyzwyczai� do kr�g�ych wypowiedzi przyjaciela i tylko �yczy� mu weso�ego usuwania farby.
- Telefonuj� nie z tego powodu - powiedzia� Jupiter. - Czy mo�esz przyj�� dzi� o dziewi�tej wiecz�r do Kwatery G��wnej?
- Mog� i przyjd�.
- Czerwona Furtka Korsarza - rzuci� kr�tko Jupiter i od�o�y� s�uchawk�.
U Boba Andrewsa na telefon odpowiedzia�a mama. Bob by� w bibliotece, gdzie mia� dorywcz� prac�.
- Czy mog� zostawi� dla niego wiadomo��? - zapyta� Jupe.
- Oczywi�cie, Jupiterze, ale pozw�l, �e wezm� kartk� i o��wek. Podajecie wiadomo�ci takim skomplikowanym j�zykiem.
Jupiter nie skomentowa� tego stwierdzenia. Odczeka�, a� pani Andrews wr�ci do telefonu i powiedzia�:
- Czerwona Furtka Korsarza o dziewi�tej.
- Czerwona Furtka Korsarza o dziewi�tej - powt�rzy�a mama Boba. - Nie wiem, co to znaczy, ale mu powiem, jak wr�ci.
Jupiter podzi�kowa�, od�o�y� s�uchawk� i przez Tunel Drugi wycofa� si� z Kwatery G��wnej. Nast�pnie zn�w otworzy� Zielon� Furtk�, wystawi� rower na ulic� i �wirowan� �cie�k� podjecha� do sk�adu.
Ciocia Matylda, uzbrojona w wyplamione gumowe r�kawice, sta�a przed biurem.
- W�a�nie zamierza�am wys�a� za tob� policj� - powiedzia�a. - Co si� sta�o?
- Garncarza nie ma w domu, ale przyjechali ju� go�cie.
- Tak? Wi�c dlaczego ich tu nie zabra�e�? Jupiterze, przecie� ci powiedzia�am, �eby� ich zaprosi�.
Jupe ustawi� rower przed biurem.
- Oni nie s� pewni, czy nie jestem przypadkiem Kub� Rozpruwaczem. Pojechali do gospody �Morska Bryza�. Jest ich dwoje. Pani nazwiskiem Dobson, kt�ra twierdzi, �e jest c�rk� garncarza, i jej syn Tom.
- C�rka garncarza? �miechu warte, Jupiterze. Garncarz nigdy nie mia� c�rki!
- Jeste� pewna, ciociu?
- Oczywi�cie. Nigdy o tym nie wspomnia�... nigdy... Jupiterze, dlaczego oni my�l�, �e jeste� Kub� Rozpruwaczem?
Jupiter opowiedzia� mo�liwie najkr�cej o zaj�ciu w biurze garncarza.
- Oni my�l�, �e si� w�ama�em do jego domu - zako�czy�.
- Co za pomys�! - ciocia Matylda nie posiada�a si� z oburzenia. - Poka� no tego guza. Id� w tej chwili do domu, a ja ci przygotuj� kompres z lodu.
- To naprawd� nic powa�nego, ciociu.
- Jak to nic powa�nego! Do domu! Ju�! Ruszaj!
Jupiter pos�usznie pow�drowa� do domu.
Ciocia Matylda przynios�a mu kompres i kanapk� z mas�em arachidowym, i szklank� mleka. Po kolacji zdecydowa�a jednak, �e jego guz nie jest gorszy od stu innych, kt�re sobie w �yciu nabi�. Pozmywa�a naczynia, pozostawiaj�c Jupiterowi wycieranie ich, a sama posz�a umy� g�ow�.
Wujek Tytus zasn�� b�ogo przed telewizorem i w�sy drga�y mu lekko w rytm chrapania, kiedy Jupiter przemyka� si� obok niego na palcach,.
Jupiter przeszed� na drug� stron� ulicy i okr��y� sk�ad z�omu. Tylny p�ot by� r�wnie bajecznie kolorowy jak frontowy. Rozpo�ciera�o si� tutaj malowid�o przedstawiaj�ce wielki po�ar San Francisco w 1906. P�on�ce budynki i uciekaj�cy z przera�eniem ludzie, a na pierwszym planie piesek, kt�rego oko stanowi� s�k w desce p�otu. Jupiter wyci�gn�� s�k, si�gn�� przez otw�r i zwolni� haczyk. Trzy deski odsun�y si�. To w�a�nie by�a Czerwona Furtka Korsarza. Za ni� znajdowa�a si� tablica z czarn� strza�k�, wskazuj�c� drog� do �Biura�. Id�c we wskazanym kierunku, Jupe wczo�ga� si� pod stert� drewna i znalaz� si� w przej�ciu mi�dzy spi�trzonymi wysoko rupieciami. T�dy dotar� do kilku grubych desek, kt�re formowa�y dach nad Drzwiami Czwartymi. Teraz musia� si� tylko wsun�� pod nie, podczo�ga� do p�yty, pchn�� j� i ju� by� w Kwaterze G��wnej.
By�a za kwadrans dziewi�ta. Czeka�, odtwarzaj�c w my�lach wydarzenia dnia. Za dziesi�� dziewi�ta do przyczepy w�lizn�� si� Bob, a Pete zjawi� si� punkt o dziewi�tej.
- Czy�by Trzej Detektywi mieli nowego klienta? - zapyta� weso�o, a kiedy zobaczy� guza na czole Jupitera, doda�: - Mo�e ty sam jeste� tym razem klientem?
- Kto wie? - odpar� Jupiter. - Dzisiaj po po�udniu znik� garncarz.
- S�ysza�em - powiedzia� Bob. - Twoja ciocia wys�a�a Hansa na zakupy, moja mama spotka�a go w sklepie. Podobno garncarz zostawi� w sk�adzie ci�ar�wk� i po prostu gdzie� sobie poszed�.
Jupiter skin�� g�ow�.
- Dok�adnie tak by�o. Jego ci�ar�wka wci�� stoi ko�o biura. Garncarz znik�, ale w Rocky Beach pojawi�o si� kilka nowych os�b.
- Na przyk�ad kobieta, kt�ra przyby�a do gospody �Morska Bryza� kr�tko po tym, jak oberwa�e� w �eb? - zapyta� Pete.
- Rocky Beach jest naprawd� ma�ym miastem - mrukn�� Jupiter.
- Spotka�em Hainesa - wyja�ni� Pete. - Podobno ta pani twierdzi, �e jest c�rk� garncarza. Je�li to prawda, dzieciak, kt�ry z ni� przyjecha�, musi by� jego wnukiem. Ob��d! Zabawny facet z tego starego garncarza. Nikt by nie przypuszcza�, �e ma c�rk�.
- Kiedy� musia� by� m�ody - powiedzia� Jupiter. - Ale pani Dobson i jej syn to nie jedyni nowi przybysze. Dwaj m�czy�ni zatrzymali si� w Domu na Wzg�rzu.
- W Domu na Wzg�rzu? - powt�rzy� Pete. - Kto� si� wprowadzi� do Domu na Wzg�rzu? Przecie� to kompletna ruina!
- W ka�dym razie jechali tam dzisiaj. Interesuj�cym zbiegiem okoliczno�ci, zatrzymali si� dzi� rano w sk�adzie z�omu, �eby zapyta� o drog�. Garncarz by� przy tym, co mo�e by� r�wnie� interesuj�cym zbiegiem okoliczno�ci. Widzieli si� nawzajem. A Dom na Wzg�rzu jest tu� obok sklepu garncarza.
- Czy on ich zna? - zapyta� Bob.
Jupiter szczypn�� doln� warg�, staraj�c si� przypomnie� sobie ka�dy szczeg� sceny.
- Trudno mi powiedzie� z pewno�ci�, czy si� nawzajem rozpoznali. Kierowca, kt�ry sprawia� wra�enie Europejczyka, pyta�o drog�, a pasa�era, dziwnego, kompletnie �ysego cz�owieka, co� jakby podekscytowa�o. Rozmawia� chwil� z kierowc� w jakim� obcym j�zyku. Garncarz sta� obok mnie i zacisn�� r�k� na medalionie, kt�ry zawsze nosi. Kiedy tamci odjechali, powiedzia�, �e si� �le czuje. Poszed�em przynie�� mu wod�, a kiedy wr�ci�em, ju� go nie by�o.
- Czy kiedy przyjecha� do sk�adu, czu� si� dobrze? - zapyta� Bob.
- Bardzo dobrze. Oczekiwa� go�ci i to go chyba cieszy�o. Ale po zjawieniu si� tych dw�ch, jad�cych do Domu na Wzg�rzu...
- ...znik�! - doko�czy� Bob.
- Tak. Teraz si� zastanawiam, czy chwyci� ten medalion odruchowo, czy te� stara� si� go ukry�?
- Na tym medalionie jest orze�, prawda? - zapyta� Bob.
- Tak, orze� z dwiema g�owami - potwierdzi� Jupiter. - Mo�e to nie mie� �adnego znaczenia, ale r�wnie dobrze mo�e to by� jaki� rodzaj symbolu, rozpoznawalny dla tych m�czyzn z samochodu.
- Mo�e to jaki� herb - doda� Bob. - Europejczycy lubuj� si� w herbach. Maj� herby z lwem, jednoro�cem, soko�em, najrozmaitsze.
- Czy mo�esz to sprawdzi�? - zapyta� Jupe. - Pami�tasz, jak wygl�da orze� garncarza?
Bob skin�� g�ow�.
- W bibliotece mamy now� ksi��k� o heraldyce. Je�eli znajd� w niej herb z dwug�owym or�em, poznam, czy to ten sam.
- Dobrze - powiedzia� Jupiter i zwr�ci� si� do Pete'a: - Znasz, zdaje si�, pana Holtzera.
- Tego od nieruchomo�ci? Kosz� mu od czasu do czasu trawnik. Dlaczego o to pytasz?
- Jest jedynym agentem handlu nieruchomo�ciami w Rocky Beach. Je�li kto� si� wprowadzi� do Domu na Wzg�rzu, pan Holtzer powinien o tym wiedzie�. Mo�e wie tak�e, kim s� ci ludzie.
- Jutro chyba nie b�dzie mnie potrzebowa� do koszenia trawy, ale jego agencja jest otwarta w niedziel�. Wpadn� do niego.
- �wietnie - powiedzia� Jupiter. - Ciocia Matylda, o ile si� nie myl�, wybiera si� jutro do pani Dobson do gospody �Morska Bryza� w charakterze jednoosobowego komitetu powitalnego. Pojad� z ni� i przy okazji b�d� mia� na oku rybaka-amatora z br�zowym fordem.
- Kolejny podejrzany przybysz? - zapyta� Bob.
Jupiter wzruszy� ramionami.
- By� mo�e. Mo�liwe te�, �e przyjecha� z Los Angeles tylko na jeden dzie�. Je�li jednak zatrzyma� si� na d�u�ej, a Dom na Wzg�rzu zosta� wynaj�ty, mamy w Rocky Beach pi�ciu nowo przyby�ych. Przyjechali tutaj tego samego dnia i kt�ry� z nich w�ama� si� do domu garncarza.
Rozdzia� 5
P�on�ce �lady st�p
- Jupiterze, na�� bia�� koszul� - poleci�a ciocia Matylda. - I niebieski blezer.
- Jest za ciep�o na blezer - zaprotestowa� Jupe.
- Mimo to w�� go. Chc�, �eby� wygl�da� porz�dnie na wizycie u pani Dobson.
Jupiter westchn�� i zapi�� starannie wykrochmalon�, bia�� koszul�, zostawiaj�c ostatni guzik pod szyj� nie zapi�ty, �eby si� nie udusi�. Wcisn�� si� te� w niebieski blezer.
- Gotowy? - ciocia Matylda przyg�adzi�a sp�dnic� z szorstkiego, gryz�cego tweedu i zarzuci�a na ramiona be�owy sweter. - Jak wygl�dam?
- Zupe�nie nie jak ciocia takiego flejtucha jak ja - zapewni� j� Jupiter.
- No, mam nadziej�.
Z tymi s�owami ciocia Matylda zesz�a na d� i opu�ci�a dom, przechodz�c przez salon. Wujek Tytus, kt�ry wykr�ci� si� od ceremonii powitalnej, odbywa� tam swoj� popo�udniow� drzemk�.
�wie�a bryza rozwia�a porann� mg�� i ocean mieni� si� w s�o�cu, gdy ciocia Matylda z Jupiterem doszli do szosy i skr�cili jej skrajem na po�udnie. W centrum Rocky Beach by�o niewielu przechodni�w, ale ulicami ci�gn�y sznury samochod�w. Min�li piekarni� i delikatesy i doszli do przej�cia naprzeciw gospody �Morska Bryza�.
- Panna Hopper bardzo �adnie utrzymuje swoj� gospod� - zauwa�y�a ciocia Matylda.
Wkroczy�a na przej�cie dla pieszych, obrzucaj�c twardym spojrzeniem nadje�d�aj�cy samoch�d. Kierowca zmitygowa� si� i nacisn�� hamulce. Wtedy przemaszerowa�a na drug� stron�, a Jupiter podrepta� spiesznie za ni�.
Weszli do gospody, a ciocia Matylda potrz�sn�a ma�ym dzwonkiem ustawionym na kontuarze recepcji. Drzwi w g��bi otworzy�y si�.
- Pani Jones! - wykrzykn�a panna Hopper. Podesz�a, przyg�adzaj�c niesforne pasmo siwych w�os�w. Wok� niej roztacza�a si� wo� pieczonego kurczaka. - Jupiterze, mi�o ci� widzie�.
- O ile mi wiadomo, pani Dobson z synem zatrzyma�a si� tutaj - powiedzia�a ciocia Matylda, przechodz�c od razu do sedna sprawy.
- Ach tak, biedne stworzenie. Przyby�a tu wczoraj w strasznym stanie. I komendant Reynolds przyszed� si� z ni� zobaczy�. Tu, w gospodzie! Prosz� sobie wyobrazi�! - Panna Hopper darzy�a uznaniem dzia�alno�� szefa policji w Rocky Beach, ale nachodzenie przez policj� jej gospody to by�o dla niej wyra�nie za wiele.
Ciocia Matylda wyda�a pomruk, wyra�aj�cy zrozumienie dla stanowiska panny Hopper. Nast�pnie zapyta�a, gdzie mo�e znale�� pani� Dobson, i zosta�a skierowana na taras z ty�u gospody.
- Siedzi tam z ch�opcem, a ten mi�y pan Farrier stara si� j� pocieszy�.
- Pan Farrier? - powt�rzy� Jupiter.
- Jeden z moich go�ci - wyja�ni�a panna Hopper. - Czaruj�cy cz�owiek. Chyba jest naprawd� zainteresowany pani� Dobson. To takie mi�e. W dzisiejszych czasach ludzie nie dbaj� o innych. Oczywi�cie pani Dobson jest m�oda i bardzo �adna.
- To zawsze pomaga - stwierdzi�a ciocia Matylda.
Wysz�a wraz z Jupiterem na werand� biegn�c� wok� budynku.
Pani Dobson i jej syn siedzieli przy okr�g�ym stoliku, na kt�rym ustawiono napoje w papierowych kubkach. Towarzyszy� im dziarski, w�saty rybak, spotkany przez Jupitera poprzedniego dnia. Wygl�da� jeszcze wspanialej, je�li to w og�le by�o mo�liwe, jego marynarka i drelichowe spodnie by�y ol�niewaj�co bia�e. Spod zsuni�tej na ty� g�owy czapki �eglarskiej wystawa� lok stalowosiwych w�os�w. Opowiada� w�a�nie pani Dobson o cudach Hollywoodu i ofiarowa� si� s�u�y� za przewodnika, gdyby zechcia�a si� tam wybra�. S�dz�c po szklistym spojrzeniu pani Dobson, musia� zabawia� j� w ten spos�b od d�u�szego czasu.
Jupiter pomy�la�, �e pani Dobson wygl�da na osob� zanudzon� na �mier�. Wyra�nie ucieszy�a si� na widok Jupitera z cioci�.
- Cze��! - krzykn�� Tom Dobson i skoczy� po dwa dodatkowe krzes�a.
- Pani Dobson, moja ciocia... - zacz�� Jupiter, ale ciocia Matylda przej�a szybko inicjatyw�.
- Jestem Matylda Jones - przedstawi�a si�. - Ciotka Jupitera. Przysz�am pani� zapewni�, �e Jupiter nigdy, w �adnych okoliczno�ciach nie w�ama�by si� do rezydencji pana Pottera.
Tom ustawi� przy stoliku dwa krzes�a i ciocia Matylda usiad�a. Eloise Dobson u�miechn�a si� ze zm�czeniem.
- Jestem pewna, �e tego by nie zrobi�. Przykro mi, �e tak na ciebie naskoczy�am wczoraj. Jupiterze. By�am zm�czona i zdenerwowana. Jecha�am bez zatrzymywania si� z Arizony, a mego ojca nie w