8538
Szczegóły |
Tytuł |
8538 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8538 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8538 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8538 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ALFRED HITCHCOCK
NOC OGNISTYCH DEMON�W
NOWE PRZYGODY TRZECH DETEKTYW�W
(Prze�o�y�: ALEKSANDER MINKOWSKI)
ROZDZIA� 1
OFIARA DEMON�W
T�um mieszka�c�w Los Angeles, zgromadzony w Centrum Kongresowym, co chwil� nagradza� Martina Morgana burz� oklask�w. Wymachiwano chor�giewkami, wznoszono okrzyki na cze�� przysz�ego senatora. Morgan, przystojny szpakowaty m�czyzna o zniewalaj�cym u�miechu i dw�ch pionowych zmarszczkach na czole, znamionuj�cych si�� charakteru, ucisza� zebranych i odpowiada� na kolejne pytania.
Do podium przecisn�� si� brodaty farmer w kowbojskim kapeluszu.
- Chcemy wiedzie�, co pan zrobi dla nas! - zagrzmia� dono�nym basem, burz�c nastr�j powszechnego entuzjazmu. - My, hodowcy, nie przyszli�my tu po pi�kne s��wka, panie Morgan! Czy starczy panu odwagi, �eby wzi�� nas w obron� przeciwko bandytom ze �Stock Industries�? Odbieraj� nam ziemi� podst�pem, kombinuj� z bankami, byle nas wyrugowa� z farm i zbudowa� w B��kitnej Dolinie elektrowni� atomow�. Kto si� opiera, ten idzie z torbami. Wie pan o tym?
- Wiem - odpowiedzia� kandydat na senatora. - I zapewniam, �e nikt przemoc� nie pozbawi was ziemi, nie zniszczy malowniczej Doliny, nie zatruje wody i powietrza. Jestem przeciwny tej budowie.
- Jako senator odwa�y si� pan wypowiedzie� wojn� koncernowi Waltersa? - zapyta� brodacz, w asy�cie pomruk�w towarzysz�cych mu m�czyzn w takich samych kowbojskich kapeluszach.
- Nie jestem strachliwy - zapewni� Morgan. - Znacie mnie.
- Owszem - potwierdzi� farmer. - I wiemy, �e przyja�ni si� pan z Johnem Waltersem. Czy nie s� to wyborcze obiecanki-cacanki?
Usta�y okrzyki i oklaski. Zebrani czekali na odpowied� Morgana.
Martin Morgan pochyli� g�ow�. Kiedy j� podni�s�, jego twarz wyra�a�a zdecydowanie.
- Je�li zostan� senatorem, nie pozwol� �Stock Industries� na zniszczenie B��kitnej Doliny - powiedzia� tonem spokojnym i zarazem kategorycznym. - Macie na to moje s�owo honoru. A raz danego s�owa nie z�ama�em nigdy.
Cisza trwa�a jeszcze przez moment, potem p�k�a pod naporem oklask�w. Brodaty farmer wskoczy� na podium i bochnowat� �ap� omal nie zmia�d�y� r�ki Morgana.
Redaktor Andrews, ojciec Boba, jednego z Trzech Detektyw�w, szybko robi� notatki do artyku�u o spotkaniu wyborczym popularnego w Los Angeles kandydata Demokrat�w na senatora. Ju� mia� tytu� na pierwsz� stron� �Los Angeles Sun�: �Czy Martin Morgan ocali B��kitn� Dolin�? Nie chcemy tu elektrowni atomowej! ZAPOWIED� WOJNY ZE �STOCK INDUSTRIES�.
Redaktor Andrews wiedzia� o zwi�zkach Morgana z Waltersem ciut wi�cej ni� brodaty farmer. Sybil Morgan, �ona przysz�ego senatora, nazywa�a si� z domu Walters: ��czy�o j� bliskie pokrewie�stwo z prezesem �Stock Industries�.
John Walters by� jej rodzonym bratem.
Pani Sybil Morgan pocz�stowa�a brata kieliszkiem jego ulubionego koniaku �Remy Martin�, a potem przez dobry kwadrans s�ucha�a w milczeniu serdecznych rad i poucze�.
- Farmerzy s� ciemni i zacofani - zako�czy� John Walters. - Nie mo�emy ka�dego z osobna przekonywa�, �e nasze przedsi�wzi�cie to dobrodziejstwo dla kraju. Mam jednak nadziej�, �e tw�j m�� to rozumie.
- Obawiam si�, �e jeste� w b��dzie - powiedzia�a Sybil Morgan, kiedy Walters umilk�. - Martin sam wychowa� si� w B��kitnej Dolinie. Nie pozwoli jej zniszczy�. To jeden z najcudowniejszych zak�tk�w w Kalifornii. Ja te� jestem po stronie m�a.
John Walters odstawi� niedopity kieliszek.
- Ju� w to w�o�yli�my setki milion�w dolar�w - rzuci�, nie patrz�c na siostr�. - Nie mo�emy si� wycofa�. Martin ma w kieszeni zwyci�stwo wyborcze. A wtedy...
- Co wtedy?
- Stanie si� nieszcz�cie - powiedzia� cicho Walters. - Nie potrafi� temu zapobiec, mimo �e jestem prezesem koncernu. Mam nad sob� wielki kapita�, ludzi wszechw�adnych i bezwzgl�dnych. B�agam, przekonaj Martina. Inaczej dojdzie do tragedii.
Pani Sybil poblad�a. Wiedzia�a, �e brat nie rzuca s��w na wiatr. Byli kochaj�cym si� rodze�stwem, John na pewno nie skrzywdzi Martina, cho� obaj nie przepadaj� za sob�. Ale ostrzega. A w jego ustach takie ostrze�enie to prawie wyrok.
- Porozmawiam z m�em - przyrzek�a, bezwiednie krusz�c w palcach orzechowe ciasteczko i rozsypuj�c okruchy na dywanie. - Tylko �e to nic nie da. Znasz go.
Walters wsta� z kanapy. Obj�� siostr�, delikatnie poca�owa� w policzek. Jego zwalista sylwetka przygarbi�a si�, g�owa uciek�a w ramiona.
- Oby� si� myli�a - westchn��. - Zr�b wszystko, co w twojej mocy, �eby zmieni� zdanie. Musi poprze� nasz projekt, gdy zostanie senatorem. B�dzie wtedy w Waszyngtonie, z dala od wyborc�w. A ludzie pogodz� si� z faktami, zapomn�, nawet b�d� mu wdzi�czni, bo uzyskaj� wiele nowych miejsc pracy. W Kalifornii jest mn�stwo pi�knych dolin. Los Martina jest w twoich r�kach, Sybil.
Ci�kim krokiem opu�ci� salon. Pani Morgan widzia�a przez okno, jak wsiada do limuzyny, nie patrz�c na pochylonego w uk�onie szofera, jak limuzyna wolno rusza, mijaj�c klomby r�, i znika w alei przecinaj�cej posiad�o��.
- Co si� sta�o? - us�ysza�a za plecami g�os syna. - Dlaczego wujek tak od razu odjecha�? Co grozi ojcu?
- Pods�uchiwa�e�.
- Pods�uchiwa�em. - Victor by� wyro�ni�tym, muskularnym szesnastolatkiem o kwadratowej szcz�ce i ciemnych, troch� aroganckich oczach. - Niech wuj nie straszy, my si� nie boimy. Mog� pogada� z Demonami.
- Z kim?
- Chyba s�ysza�a� o Ognistych Demonach. Trzeba im tylko dobrze zap�aci�. To lepsza obstawa od bandy tajniak�w z FBI. Ci faceci dadz� rad� ka�demu.
Oczy pani Morgan zaokr�gli�y si� ze zdumienia.
- Co ty masz wsp�lnego z tymi gangsterami? - zapyta�a.
Victor nie odpowiedzia�. Wyr�czy�a go siostra, Angela, kt�ra chwil� wcze�niej wesz�a do saloniku.
- Nie wiesz, �e Victor chodzi do �Hadesu�? To melina Ognistych, a Victor...
- Zamknij si�! - warkn�� brat.
Sybil Morgan d�ugo przygl�da�a si� synowi, a on pod jej surowym spojrzeniem coraz ni�ej pochyla� g�ow�, trac�c pewno�� siebie. Cisza trwa�a dobrych kilka minut. Potem pani Morgan odwr�ci�a si� do c�rki.
- Zostaw nas samych - powiedzia�a. - Musz� porozmawia� z Victorem.
Jupiter Jones, szef agencji �Trzej Detektywi�, �u� powolutku li�� zielonej sa�aty. Smakowa� jak trawa i o to w�a�nie chodzi�o. Kiedy co� nie smakuje, szybko zapycha �o��dek i uczucie g�odu mija, a Jupe nie po to zrzuci� pi�� kilogram�w, wyzbywaj�c si� zbytecznego sade�ka nad paskiem spodni, �eby ten sukces zmarnowa�. Od biedy mo�na by go by�o teraz nazwa� szczup�ym ch�opakiem, z pewn� za� przesad� - nawet chudzielcem. Do �chudzielca� brakowa�o mu tylko zapadni�tych policzk�w, wci�� by�y z lekka pyzate. Najtrudniej odchudzi� twarz. Ale na li�ciach sa�aty i konserwowych og�rkach �made in Poland� dojdzie i do tego, byle zachowa� konsekwencj�.
Upalny dzie� chyli� si� ku ko�cowi. W turystycznej przyczepie, kwaterze �Trzech Detektyw�w�, ustawionej na ty�ach sk�adowiska staroci, rodzinnego biznesu wujostwa Jupitera, ju� przestawa�o by� duszno. Wentylator nap�dza� z dworu rze�kie powietrze, od morza ci�gn�� lekki s�onawy wiaterek.
- Mia�bym apetyt na twoj� s�ynn� zapiekank� - westchn�� partner Jupe'a, Bob Andrews, nie odrywaj�c oczu od komputera, w kt�rego pami�ci porz�dkowa� agencyjne archiwum, wprowadzaj�c dane z ich ostatniej operacji pod kryptonimem �Zab�jcza ekstaza�. - Porcyjka SADKO zrobi�aby nam dobrze, co, Pete?
Pete Crenshaw obliza� si� t�sknie i pu�ci� oko do Boba.
- Zielona sa�ata jest sk�adnic� witamin i minera��w - poinformowa� Jupe. - A zw�aszcza �elaza. Pod warunkiem, �e zjadamy j� na surowo. Komu po g��wce sa�aty?
- Mo�e by� na surowo - zgodzi� si� Pete. - W chrupi�cej bu�eczce posmarowanej mase�kiem, mi�dzy plastrem sera i p�atem w�dzonej szyneczki z t�uszczykiem...
- Milcz, prowokatorze! - warkn�� Jupiter.
- Podobno s� przyprawy o zapachu w�dzonej szynki - powiedzia� Bob, popukuj�c w klawisze komputera. - Posypuje si� nimi szpinak...
- Czy mo�emy zmieni� temat? - zaproponowa� Jupe ze s�odycz� w g�osie. - Pom�wmy na przyk�ad o stosunku masy musku��w do ilorazu inteligencji.
Pete ju� chcia� si� odnie�� do propozycji Jupe'a, ale nie zd��y�, bo rozdzwoni� si� telefon.
- Czy to agencja �Trzej Detektywi�? - odezwa� si� w s�uchawce kobiecy g�os. - Tu Sybil Morgan. Chcia�abym si� um�wi� na spotkanie w poufnej i bardzo wa�nej sprawie.
- Jeste�my do us�ug, pani Morgan - odpowiedzia� Jupe. - Rozumiem, �e m�wi� z �on� kandydata na...
- Tak - przerwa� mu kobiecy g�os. - Jutro, dziesi�ta rano, w naszej rezydencji. Beverly Hills, Cabbatt Road 2816.
- B�dziemy punktualnie - przyrzek� Jupiter.
- Wola�abym rozmow� w cztery oczy. I w ca�kowitej dyskrecji.
- W porz�dku, pani Morgan. Postaram si� nie sp�ni�.
Od�o�y� s�uchawk�. Pete i Bob patrzyli na niego pytaj�co.
- Czego mo�e chcie� od nas �ona przysz�ego senatora? - zapyta� Pete, nie kryj�c zdziwienia.
- Cena popularno�ci - odpar� Jupe tonem przepraszaj�cym, wedle wymog�w z lekka fa�szywej skromno�ci. - Je�li problem, to �Trzej Detektywi�. A problemy nie omijaj� nawet rodzin popularnych polityk�w.
- Cho� pozuj� na idea�y - dorzuci� Bob Andrews.
Drzwi otworzy� ciemnosk�ry s�u��cy o siwych, kr�tko przyci�tych w�osach. Jupe poda� mu wizyt�wk�:
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
???
Pierwszy Detektyw . . . . . . . . Jupiter Jones
Drugi Detektyw . . . . . . . . . Pete Crenshaw
Dokumentacja . . . . . . . . . . . . Bob Andrews
S�u��cy rzuci� na ni� okiem i powiedzia�, �e pani Morgan ju� czeka. Przez du�y marmurowy hali zaprowadzi� Jupe'a do saloniku umeblowanego na bia�o, z kremowym puszystym dywanem od �ciany do �ciany i kominkiem z kutego �elaza oprawionym w brunatny piaskowiec.
Z kanapy podnios�a si� szczup�a szatynka w garsonce z ciemnoszarego jerseyu i poda�a Jupe'owi r�k�.
- Sybil Morgan. Du�o o was s�ysza�am od naszego przyjaciela, prokuratora Nortona. Jest pe�en uznania dla Trzech Detektyw�w.
Mia�a �agodny g�os i sympatyczn� twarz, z lekka porysowan� zmarszczkami wok� bardzo niebieskich oczu.
- Dzi�kuj� - powiedzia� Jupe.
Pani Morgan milcza�a. Jakby zbiera�a my�li i pr�bowa�a u�o�y� je w przekonuj�cy ci�g s��w.
Wskaza�a Jupiterowi fotel oddzielony od kanapy inkrustowanym stolikiem z wazonem fioletowych r�.
- Za pi�� dni s� wybory - odezwa�a si� w ko�cu. - M�j m�� kandyduje do senatu. Jest prawym cz�owiekiem o nieskazitelnej reputacji. - Jupe przytakn�� ruchem g�owy: Martin Morgan faktycznie cieszy� si� powszechnym szacunkiem. - Boj� si� o niego - us�ysza�. - Grozi mu publiczna kompromitacja, na kt�ra nie zas�u�y�.
Jupe czeka�. Oczy Sybil Morgan zaszkli�y si�, ale zapanowa�a nad sob�.
- Nasz syn, Victor, ma jakie� powi�zania z gangiem Ognistych Demon�w - powiedzia�a po pauzie. - je�eli wyjdzie to na jaw, m�j m�� b�dzie sko�czony.
Ogniste Demony: banda zmotoryzowanych skinhead�w, kt�rymi od dawna interesuje si� policja. Bohaterowie wielu rozr�b i awantur, sprawcy rozboj�w. O Nocy Ognistych Demon�w s�ysza�o ca�e Los Angeles: podpici i rozwydrzeni, rozp�dzili kondukt �a�obny podczas pogrzebu ciemnosk�rego pastora, pobili uczestnik�w, a o zmierzchu zdewastowali cmentarz. Nocny pogrom zako�czy� si� zdemolowaniem sklep�w w murzy�skiej dzielnicy i podpaleniem lokalnego ko�cio�a. Byli sprytni, nie zostawili dowod�w, kt�re przekona�yby s�d. Aresztowano ich i wypuszczono na wolno��. S� postrachem przedmie�� zamieszkanych przez Murzyn�w i Latynos�w.
- Pa�stwa syn nale�y do gangu? - zapyta� Jupe.
- Nie s�dz�. Ale maj� co� na Victora, szukaj� go. Gro��, �e to ujawni� w przeddzie� wybor�w, je�li nie dojdzie z nimi do porozumienia. - Pani Morgan pochyli�a si� nad stolikiem w stron� Jupe'a. - B�agam, pom�cie.
- Co mogliby�my zrobi�? - zapyta� troch� bezradnie Jupiter.
Zdawa� sobie spraw�, �e ujawnienie powi�za� Victora z Ognistymi Demonami oznacza�oby kl�sk� wyborcz� jego ojca. Uwa�a� to za bole�nie niesprawiedliwe, ale tak to ju� jest w polityce: ojciec p�aci za syna. Wyborc�w nie obchodz� detale. Ha�ba, jak puchar przechodni, spada na Bogu ducha winnego.
- M�� o niczym nie wie - powiedzia�a cicho Sybil Morgan. - Ja dowiedzia�am si� przypadkowo. Victor jest przera�ony, Ogniste Demony s� zdolne do najgorszej pod�o�ci. Nasz syn powinien znikn��. Musi pozosta� w ukryciu a� do wybor�w. Ci bandyci nie mog� go znale��. ��daj� od niego stu tysi�cy dolar�w, obieca�, �e je dostan�, nale�y przeci�ga� spraw�.
- Nie jestem pewien, czy przeci�ganie takiej sprawy to najlepszy pomys� - odezwa� si� Jupe, skubi�c doln� warg�.
- W tej chwili nie mam lepszego pomys�u - powiedzia�a pani Morgan. - M�j brat, John Walters, uwa�a, �e Victor powinien na pewien czas znikn��.
- Prezes �Stock Industries� jest pani bratem? - zapyta� Jupe. - Czyta�em w gazetach, �e pan Morgan zamierza wypowiedzie� mu wojn� o B��kitn� Dolin�.
Sybil Morgan dziwnie si� zmiesza�a. Czy�by trzyma�a z bratem przeciwko w�asnemu ma��onkowi? Co� tu nie gra�o. Przy okazji warto b�dzie przyjrze� si� panu Waltersowi - pomy�la� Jupe.
- Chc�, �eby�cie ukryli Victora a� do wybor�w - us�ysza�. - Idzie mi o m�a. P�niej poszukamy rozwi�zania ca�ego problemu.
- My�l�, �e tego mo�emy si� podj�� - powiedzia� Jupe. - Pod warunkiem, �e nikt nie b�dzie wiedzia�, gdzie przebywa Victor. Nawet pani.
- Zgoda - us�ysza�. - Mam do was zaufanie.
Wysz�a z saloniku. Po paru minutach wr�ci�a z synem. Pryszczaty mi�niak o kwadratowej szcz�ce nawet nie poda� Jupiterowi r�ki. Patrzy� na Jupitera z aroganckim u�mieszkiem.
- To ma by� ten s�ynny detektyw? - zwr�ci� si� do matki.
Jupe patrzy� przed siebie, ponad g�ow� Victora.
- Zrobisz wszystko, co ci ka�e - powiedzia�a surowo pani Morgan. - Ju� dosy� narozrabia�e�. Pami�taj, �e chodzi o ojca.
- W porz�dku - mrukn�� Victor. - Pi�� dni wytrzymam. Dok�d mnie zabieracie? - zwr�ci� si� do Jupe'a.
Jupiter zignorowa� pytanie. Sybil Morgan zapewni�a, �e pokryje wszelkie koszty, i zaproponowa�a, �e odda Jupe'owi do dyspozycji sw�j samoch�d.
- W�z by si� przyda� - powiedzia� Jupe. - Ale pa�stwa auto mo�e by� rozpoznane.
- W gara�u stoi sportowa honda mojego kuzyna. Jack studiuje we Francji, zostawi� j� u nas na przechowanie. Nie by�a u�ywana od roku.
Jupe ju� wiedzia�, gdzie ukryje Victora. Nad jeziorem, w lasach, na p�noc od Rocky Beach jest domek my�liwski nale��cy do redaktora Andrewsa. Ojciec Boba je�dzi tam rzadko, nawet nie b�dzie musia� wiedzie�, �e kto� tam przebywa.
Kiedy s�u��cy wyprowadza� z gara�u zakurzon� hond�, Jupe przez kom�rk� po��czy� si� z Bobem. Ustalili, �e Bob b�dzie czeka� na nich w domku my�liwskim za dwie godziny.
Victor wyszed� z domu tylnym wyj�ciem. Mia� ze sob� spory plecak.
- Spadamy st�d - mrukn�� do Jupitera.
- Moment - Jupe przytrzyma� go za �okie�. - Wzi��e� ze sob� telefon kom�rkowy?
- A bo co?
- Wzi��e�?
- Mhm.
- Daj mi - Jupe wyci�gn�� r�k�. - �adnych kontakt�w.
Victor chcia� co� warkn��, ale si� powstrzyma�. Po chwili wahania wyj�� z plecaka aparat i odda� Jupe'owi. Jupe zani�s� go pani Morgan. Kiedy wraca�, zast�pi�a mu drog� jasnow�osa dziewczyna w szortach.
- Dok�d jedziesz z moim bratem? - spyta�a.
- Na przeja�d�k� - odpar� Jupe, patrz�c z podziwem na jej d�ugie, opalone na br�z, smuk�e nogi.
- Mog� z wami?
Jupe nie zd��y� odm�wi�.
- Angelo, prosz� do mnie! - rozleg� si� g�os pani Morgan.
Angela niech�tnie us�ucha�a. Po drodze cmokn�a Victora w policzek.
- Zaraz wracasz? Mieli�my zagra� w tenisa.
- Innym razem - odpowiedzia� niewyra�nie Victor.
Jupe usiad� za kierownic� hondy. Silnik z miejsca wszed� na wysokie obroty, jakby marzy� o tym przez rok pr�nowania w gara�u.
Wyjechali przez tyln� bram�, ukryt� w g�stych zaro�lach. Jupe nie zauwa�y�, �e w �lad za nimi po kilku minutach ruszy� czarny d�ip, prowadzony przez siostr� Victora.
ROZDZIA� 2
ANONIM Z POGRӯK�
Kuzyn pani Morgan, studiuj�cy we Francji, musia� mie� fantazj� i wymagania: na pok�adzie sportowej hondy znajdowa�y si� najprzemy�lniejsze bajery, mrugaj�c do Jupe'a z tablicy rozdzielczej oczkami kolorowych �wiate�ek, sygnalizuj�c na monitorze komputera ka�de wzniesienie i zakr�t, g�sto�� ruchu na drodze, jako�� nawierzchni. Victor w��czy� radio i kabin� wype�ni�a po brzegi muzyka techno, atakuj�c b�benki do granic wytrzyma�o�ci.
Jupe wyciszy� g�o�niki. Zjechali z autostrady na drog� lokaln�, klucz�c� w�r�d zielonych pag�rk�w i pastwisk, po kt�rych hasa�y tabuny koni.
- Pogadajmy - zaproponowa� Jupe.
- Nie ma o czym - mrukn�� Victor, wyra�nie z�y, �e muzyka przycich�a.
- Musz� wiedzie�, co ci� ��czy z Demonami - powiedzia� Jupe. - Jak dawno ich znasz. Czym ci gro��.
- Moja sprawa. Gro�� staremu, nie mnie. Nic lubi� w�adzy. Taka rodzinka jak moja to kula u nogi.
- Ale lubi� wasze pieni�dze - zauwa�y� Jupe. - Nie nale�ysz do Ognistych Demon�w.
- Jeste� pewny?
- Mia�by� tatua�. Pysk diab�a na lewym ramieniu.
- Na tatua� trzeba zapracowa�. - Victor zapali�, zakrztusi� si� i wyrzuci� papierosa za okno. - Macie mnie zamelinowa� na pi�� dni. Stara zap�aci i na tym koniec.
- Mylisz si� - powiedzia� Jupe oboj�tnym tonem, wprowadzaj�c hond� w kolejny zakr�t. - Pani Morgan uwa�a, �e nie nale�ysz do gangu. Bandziorom nie pomagamy.
- To co mi zrobisz? - zapyta� Victor.
- Je�li jeste� jednym z tych rasistowskich drani, mo�emy ju� zawr�ci� - rzuci� Jupe i zdj�� nog� z gazu.
- Spoko - mrukn�� Victor. - Nie jestem. Znam tych go�ci. Zna ich ka�dy, kto bywa w �Hadesie�. Czasem wypijali�my po piwie, s�ucha�em ich gadek. Lubi� si� przechwala�, �e robi�, co chc�, ale �lad�w po nich nie ma.
- Opowiadali o Nocy Ognistych Demon�w? - zapyta� Jupe.
- Dowalili czarnuchom - Victor u�miechn�� si� krzywo. - Policja nie znalaz�a dowod�w. Kto widzia�, g�ba na k��dk�. Lepiej im nie podpada�.
- Ty widzia�e�?
Victor nie odpowiedzia�. Wci�� u�miecha� si� ironicznie. Jupe ju� zaczyna� �a�owa�, �e przyj�� ofert� pani Morgan. Pryszczaty dryblas podoba� mu si� coraz mniej.
- Handluj� prochami - us�ysza�. -Maj� obstawione wszystkie szko�y w po�udniowej cz�ci miasta. I nikt ich nie z�apa� za r�k�. Bonza to chojrak, nikogo si� nie boi.
Bonza by� przyw�dc� Ognistych Demon�w. Pisano o nim w gazetach, �e zna na wyrywki kodeks karny. Podobno studiowa� kiedy� prawo, wylecia� z uczelni za rasizm.
- Mam wra�enie, �e te typy ci imponuj� - zauwa�y� Jupe.
- Nie chc� zaszkodzi� staremu. Niech sobie b�dzie senatorem.
- Co oni maj� na ciebie? - zapyta� Jupiter.
- Mo�e nic, mo�e co� - burkn�� Victor. - Chc� szmalu. Ja mam to za�atwi�, taki jest warunek. Kiedy b�dzie po wyborach, jako� dogadam si� z Bonz�.
- Mog� nie czeka� do wybor�w - powiedzia� Jupe.
- Potrzebuj� mnie. Wiedz�, �e stary si� nie ugnie. Wy mi dajcie tylko te pi�� dni, p�niej sam sobie poradz�.
- Chcia�bym jednak wiedzie�, co maj� na ciebie, czym chc� skompromitowa� pana Morgana...
Victor milcza�. Honda zjecha�a z drogi w le�n� przesiek�, wyci�t� w coraz dzikszym g�szczu. W oddali b�ysn�a turkusowa g�ad� jeziora. W�z skr�ci� w w�sk�, prawie niewidoczn� �cie�k�, ga��zie zachrobota�y po karoserii.
Nad urwistym brzegiem jeziora objawi� si� domek my�liwski z grubych, poczernia�ych bali. By� os�oni�ty drzewami. Przed domkiem sta� czerwony mustang, o kt�ry opiera� si� Bob Andrews.
Angela Morgan zaparkowa�a d�ipa w przesiece le�nej, na skrzy�owaniu ze �cie�k�, w kt�r� skr�ci�a honda. Dalej posz�a pieszo. Dobry kwadrans przedziera�a si� przez g�stwin�, a� dotar�a do urwiska.
Ukryta za pniem stuletniej sosny, obserwowa�a brata rozmawiaj�cego z Jupe'em i kim� jeszcze przy zaparkowanych obok siebie dw�ch samochodach. Potem wszyscy weszli do chaty prawie niewidocznej w cieniu starych drzew.
Co to za konspiracja? Dlaczego Victor odjecha� tak nagle i najwidoczniej za zgod� matki? Angela mia�a ch�� objawi� swoj� obecno��, zawo�a� do brata, �e wytropi�a go, lecz co� j� przed tym powstrzyma�o.
Angela poczeka�a jeszcze troch� i ruszy�a w drog� powrotn�. Kiedy dotar�a do d�ipa, us�ysza�a daleki warkot dw�ch silnik�w samochodowych.
Mecenas Jenkins, przyjaciel i radca prawny kandydata na senatora, pali� cygaro i czeka�, a� Martin Morgan sko�czy omawia� ze swoim sekretarzem program dzisiejszych spotka� wyborczych: wiec w Norfolk, przeci�cie wst�gi w nowo otwartym szpitalu, po�o�enie kamienia w�gielnego pod budow� domu starc�w, konferencja prasowa w Beverly Hills. Peter York, asystent Morgana, m�ody cz�owiek w sportowym garniturze, raportowa� punkt po punkcie, precyzyjnie podaj�c miejsce i czas kolejnych imprez.
- Za siedem minut ruszamy do Norfolk - doko�czy�. - Limuzyna czeka na dole. Dla pa� zakupili�my czerwone r�e, chor�giewki i plakaty s� ju� na miejscu. Spotkanie musi pan zako�czy� o jedenastej czterdzie�ci pi��.
Dopiero teraz Morgan przywita� si� z mecenasem Jenkinsem.
- Idzie �wietnie - powiedzia�. - Zabierzesz si� z nami do Norfolk?
By� w �wietnym humorze, pachn�cy dobr� wod� kolo�sk�, z r�owym go�dzikiem w butonierce, i Jenkinsowi zrobi�o si� go �al. Ale nie by�o wyj�cia.
- Musimy porozmawia� w cztery oczy. - Spojrza� znacz�co w stron� Yorka. - Mam do ciebie wa�n� spraw�.
Martin Morgan troch� si� zdziwi�, bo zatroskany ton nie pasowa� do mecenasa, kt�ry by� z natury cz�owiekiem jowialnym i rzadko okazywa� niepok�j. Da� znak sekretarzowi, aby zostawi� ich samych.
- Czekaj na dole, Peter. Zaraz schodz�.
Asystent Morgana rzuci� kr�tkie, badawcze spojrzenie na Jenkinsa i opu�ci� gabinet. Zamek w drzwiach nie szcz�kn��, ale nikt nie zwr�ci� na to uwagi. Martin Morgan patrzy� pytaj�co na mecenasa, a Jenkins zastanawia� si�, jak zacz��.
- Dosta�em dziwny list - powiedzia�, zas�aniaj�c si� k��bem dymu z cygara. - Przez e-mail, za po�rednictwem internetu i bez nadawcy. Nie przywi�zuj� wagi do anonim�w.
- Wi�c o co chodzi? - zapyta� Morgan.
- List dotyczy Victora - odezwa� si� po kr�tkiej pauzie mecenas Jenkins. - Tw�j syn ma powi�zania z Ognistymi Demonami.
- Victor i skinheadzi? - zdumia� si� Morgan. - To kompletny absurd.
- Podobno uczestniczy� w ekscesach podczas s�ynnej Nocy Demon�w - powiedzia� Jenkins.
- Brednie.
- Autor listu twierdzi, �e ma niezbite dowody. I �e je ujawni.
- Nic paktuj� z szanta�ystami - rzuci� twardo Martin Morgan. - Nie dostan� od nas z�amanego centa. Wyrzu� list do �mieci.
- Zrobi�bym tak od razu, gdyby nie to.
Jenkins pokaza� Morganowi odbitk� fotograficzn�. By�o to amatorskie zdj�cie, zrobione zapewne z ukrycia przez przypadkowego �wiadka zaj��. Przedstawia�o grup� skinhead�w w charakterystycznych sk�rzanych kurtkach z wizerunkiem diab�a, kopi�cych le��c� na chodniku kobiet�. W tle wida� by�o p�on�cy sklep.
G�ow� jednego z Ognistych Demon�w zakre�lono k�kiem. Twarz, troch� rozmazana, przypomina�a Victora.
- Chyba widzia�em to zdj�cie w gazecie - powiedzia� Morgan. - Nikomu nie przesz�o przez my�l, �e to mo�e by� m�j syn.
- Autor listu twierdzi, �e dysponuje drug� fotografi�, na kt�rej Victor jest widoczny wyra�nie - powiedzia� mecenas Jenkins. - Zanim do ciebie przyszed�em, z�o�y�em wizyt� w barze �Hades�, melinie Demon�w. Porozmawia�em z obs�ug�.
- No i co? - zapyta� niecierpliwie Morgan.
- Pokaza�em im fotografi� Victora. Udawa�em, �e go szukam. Wszyscy go tam znaj�, radzili, abym pom�wi� z Bonz�, szefem gangu. S� pono� w kontakcie ze sob�.
Martin Morgan ci�ko siad� w fotelu i obj�� d�o�mi skronie.
- Ile chc�? - zapyta� drewnianym g�osem.
Mecenas Jenkins wypu�ci� przed siebie g�sty k��b dymu.
- Nie chc� pieni�dzy - odpar� po pauzie. - ��daj�, aby� zrezygnowa� z kandydowania. Daj� ci na to cztery dni. Je�li si� nic wycofasz, zdj�cie Victora w uniformie Ognistych Demon�w, katuj�cego kobiet�, uka�e si� w przeddzie� wybor�w we wszystka h gazetach.
Morgan zacisn�� powieki. Potem otworzy� oczy i wsta� z fotela.
- Nie wierz� w ani jedno ich s�owo - rzuci� twardo. - Victor nie mo�e by� jednym z tych bandyt�w. Wieczorem z nim porozmawiam. W naszej rodzinie si� nie k�amie. Nie zrezygnuj� z kandydowania. Jeszcze dzi� wyja�ni� wszystko.
- A je�li przyzna si�, �e bywa w �Hadesie�? �e ma kontakty z gangiem?
- To m�j syn - powiedzia� Martin Morgan. - Nie m�g� bra� udzia�u w Nocy Ognistych Demon�w.
Jenkins westchn��. Pomy�la�, �e ojcowie ma�o wiedz� o swoich dzieciach. Jego w�asna c�rka nagle rzuci�a medycyn� i zosta�a statystk� w Hollywood, przekonana, �e zrobi karier� Julii Roberts. Jest do niej troch� podobna, ale to raczej minus ni� plus: re�yserzy wol� oryginalno��.
Mecenas Jenkins mia� przeczucie, �e jego przyjaciel Martin Morgan prze�yje bolesny wstrz�s i �e stoi nad przepa�ci�.
W my�liwskim domku wszystko by�o z litych bali - st�, �awy, dwa masywne zydle, p�ka na ksi��ki, proste ��ko przykryte pledem.
- Nie widz� telewizora - powiedzia� Victor. - Ani radia, ani telefonu. Nawet g�upiej lod�wki...
- S� ksi��ki - powiedzia� Bob. - Konserw na pi�� dni powinno ci wystarczy�. Je�li ci si� znudz�, w sieni jest w�dka, a w jeziorze pstr�gi.
Victor z nieoczekiwanym zaciekawieniem podszed� do p�ki z ksi��kami. Przelecia� wzrokiem po grzbietach.
- Londona znam ca�ego - mrukn��. - Hemingwaya te�. Lem, Vonnegut? Tych paru ksi��ek nie znam. W porz�dku. Dacie mi kogo� do towarzystwa? Mo�e by� brunetka z d�ugimi nogami albo ruda bez na�og�w.
Jupe pu�ci� mimo uszu dowcipasy Victora.
- Musimy wiedzie�, jakiego haka maj� na ciebie Ogniste Demony - powiedzia�. - Wydawa�o mi si�, �e kto� za nami jecha�. Mo�e si� myl�. Powinni�my jednak by� na wszystko przygotowani.
Victor nie okaza� niepokoju. Jupe'a troszk� to zaskoczy�o. Przygl�da� si�, jak pryszczaty osi�ek wertuje �Solaris� Lema. Wreszcie sko�czy� przerzucanie kartek.
- B�d� nawija�, �e bra�em udzia� w Nocy Ognistych Demon�w - powiedzia�. - Dam sobie rad�. Byle do wybor�w. Jak stary zostanie senatorem, mog� mi naskoczy�.
Bob spojrza� na Jupe'a ze zdziwieniem. Trzej Detektywi nie podejmowali si� brudnych zada�. Na nim r�wnie� krostowaty mi�niak nie zrobi� dobrego wra�enia, a do tego jakie� zwi�zki z gangiem Demon�w... W co oni si� pakuj�
Jupe milcza�, skubi�c doln� warg�.
- Nie podobasz mi si� - powiedzia� p�g�osem. - Ale przyrzek�em twojej matce, �e przez pi�� dni b�dziesz bezpieczny. Twoi rodzice ciesz� si� dobr� opini�. Chyba nie ich wina, �e trafi� im si� taki syn.
- Jaki? - Victor nagle si� roze�li�. - Co ty o mnie wiesz? Podj��e� si�, wi�c r�b swoje i spadaj.
Jupe skin�� na Boba. Nie �egnaj�c si� z Victorem, opu�cili domek my�liwski.
- W co ty� nas wpakowa�? - zapyta� Bob, zanim wsiad� do mustanga. - Ten typ wygl�da na b�cwa�a. Je�li nale�y do Ognistych Demon�w...
- Musimy to sprawdzi� - przerwa� mu Jupe, sadowi�c si� za kierownic� hondy. - Mam ci�gle wra�enie, �e kto� jecha� za nami, chocia� nikogo nie widzia�em.
O innym wra�eniu Jupe nie napomkn�� Bobowi: co� mu podpowiada�o, �e Morgan junior nie by� naturalny.
John Walters, prezes �Stock Industries�, nie zjad� tym razem lunchu w saloniku jadalnym na szczycie wie�owca swojej korporacji, tylko zjecha� na d�, przeszed� spacerkiem kilka przecznic wzd�u� Bulwaru Zachodz�cego S�o�ca i wst�pi� do ma�ej restauracyjki �Casa Italiana�, gdzie czeka� na niego stolik w przyciemnionej lo�y. Nie zwr�ci� uwagi, �e w pewnym oddaleniu towarzyszy mu puco�owaty m�odzieniec wygl�daj�cy na urz�dnika. Usiad� w lo�y. Kelner przyj�� zam�wienie i znikn��.
Po paru minutach do lo�y wszed� m�ody cz�owiek w sportowym garniturze. Walters przywita� si� z Peterem Yorkiem i wskaza� mu krzes�o naprzeciwko siebie.
- Maj� tu �wietne drumble ustercone w sosie cynamonowym powiedzia�. - Zam�wi�em dla ciebie te�. Jak uda� si� wiec w Norfolk?
- Szef by� znakomity - odpar� York, rozsiadaj�c si� na krze�le i bez pytania si�gaj�c po cygaro w etui z monogramem Waltersa.
- Przysz�o dwa razy wi�cej ludzi, ni� �e�my si� spodziewali. Szef idzie do przodu jak lodo�amacz. Mam tylko p� godziny, panie prezesie, za czterdzie�ci pi�� minut k�adziemy kamie� w�gielny pod dom starc�w i p�dzimy na konferencj� prasow� do Beverly Hills.
- Rozumiem, �e nie bez powodu zadzwoni�e� do mnie - powiedzia� John Walters. - C� to za rewelacja?
Kelner wni�s� p�misek z p�on�cymi drumblami, rozla� czerwone wino do dw�ch kieliszk�w i dyskretnie opu�ci� lo��.
Peter York spr�bowa� wina i z uznaniem obliza� wargi.
- Wyj�tkowy bukiet - zauwa�y�. - Nie ma to jak rocznik sze��dziesi�t cztery. Pa�ski szwagier jest w powa�nym k�opocie. A� dziw, �e potrafi� tak panowa� nad sob� podczas dzisiejszego wiecu.
- Przejd� do rzeczy - ponagli� prezes �Stock Industries�.
Peter York pochyli� si� nad stolikiem, prawie dotykaj�c wargami ucha Waltersa.
- Victor jest zamieszany w afer� z gangiem - wyszepta�. - Chyba bra� udzia� w Nocy Ognistych Demon�w. Mecenas Jenkins dosta� jaki� list. Dzi� rano ostrzeg� Morgana.
- Ile ��daj�? - zapyta� Walters. - My zap�acimy wi�cej.
- Nie dos�ysza�em - odpar� York. - By�em za drzwiami, panie prezesie. Zdaje si�, �e nie chodzi�o o pieni�dze.
- Zawsze chodzi o pieni�dze - powiedzia� Walters, nak�adaj�c sobie na talerz kolejn� porcj� drumbli. - Przys�ali jaki� dow�d?
- Jenkins m�wi� z szefem o fotografii. Kto� zrobi� zdj�cie z eksces�w tamtej nocy. Pan Morgan uwa�a, �e to nie jego syn jest na fotografii, �e Victor nie mo�e by� zwi�zany z gangiem Demon�w. Ale bardzo si� zdenerwowa�. A oni napisali, �e maj� lepsze zdj�cia.
Prezes �Stock Industries� popi� winem ostatni k�s drumbla i wytar� usta serwetk�. Nie zauwa�y�, �e puco�owaty m�odzieniec, kt�ry szed� za nim ulic�, teraz przystan�� obok lo�y i szuka czego� w teczce.
- Zanim zostaniesz u mnie dyrektorem, musisz mi przynie�� te fotki - poleci� Walters. - Je�li wyjdzie na jaw, �e m�j siostrzeniec uczestniczy� w ekscesach Ognistych Demon�w, Martin przegra wybory.
- Ja te� tak my�l� - przytakn�� Peter York. - Gdybym nie by� tak zaj�ty kampani�...
- W nocy nie jeste� - rzuci� twardo Walters. - Nie musisz si� wysypia�. Sama informacja to ma�o, Peter. Zacz��e� - sko�czysz. Masz dwa dni na dostarczenie mi materia��w o Victorze. Albo szef ci� wykopie. Morgan musi uwierzy�, �e przegra wybory. Je�li tego nie za�atwisz, jest po tobie, zrozumia�e�?
- Chyba zrozumia�em - mrukn�� niewyra�nie York.
Odechcia�o mu si� wina, drumbli nawet nie tkn��, patrzy� na Waltersa jak skopany pies.
- Powiedzia�by pan Morganowi, �e pracuj� dla pana?
- Do��czy�bym to do gratulacji - Walters za�mia� si� i zaraz przesta�. - Ja go ratuj�, rozumiesz? - warkn��. - A jako senator musia�by mie� asystenta godnego zaufania.
Martin Morgan wr�ci� do domu p�nym wieczorem. Gdy poca�owa� �on�, czekaj�c� na niego w hallu rezydencji, ta zauwa�y�a od razu szaraw� blado�� jego policzk�w.
- Spotkania musia�y ci� bardzo zm�czy� - powiedzia�a. - Jak wypad�y?
- Niestety, doskonale - odpar� pan Morgan z dziwnym, smutnym u�mieszkiem. - Ludzie mi ufaj�, wierz� we mnie.
- Maj� s�uszno�� - przyzna�a Sybil Morgan. - A my czekamy na ciebie z kolacj�.
- Przedtem chcia�bym zamieni� kilka s��w z Victorem - powiedzia� Martin Morgan, rozlu�niaj�c krawat. - Sam na sam, je�li pozwolisz.
- Czekamy na ciebie we dwie, ja i Angela. - Pani Morgan odwr�ci�a oczy. - Victora nie ma w domu, chyba gdzie� wyjecha�.
- �Chyba�, �gdzie��? - krzaczaste brwi Morgana unios�y si� w zdziwieniu.
- Nie m�wi� ci, �e planuje wyjazd? To taki wiek, Martinie, troch� buntu, przekora, musimy by� wyrozumiali. Chod�my na kolacj�.
- Ale ty wiesz, gdzie jest Victor?
- Nie mam poj�cia - wyzna�a szczerze pani Morgan. - Powiedzia� mi tylko, �e wr�ci za cztery, pi�� dni.
Twarz Morgnna skamienia�a.
Patrzy� na �on� z napi�ciem.
- Musz� go widzie� natychmiast - rzuci� nieswoim g�osem. - Jeszcze dzi�, najp�niej jutro rano. Mo�e Angela wie, dok�d pojecha�?
- Nie przypuszczam. Victor nikomu nie zwierza si� ze swoich plan�w. Prawda, Angelo? - zwr�ci�a si� do c�rki, kt�ra stan�a w�a�nie w progu jadalni.
Angela otworzy�a i zamkn�a usta. Spojrzenie matki zmusi�o j� do milczenia. Po chwili przecz�co poruszy�a g�ow�. Pan Morgan westchn�� i ci�kim krokiem oddali� si� w stron� swego gabinetu.
Sybil posz�a za nim, starannie zamkn�a drzwi.
- Czy co� si� sta�o, Marty? - spyta�a p�g�osem.
- Nic szczeg�lnego, kochanie - odpar� m�� po pauzie. - Chcia�bym chwilk� odpocz��.
Pani Morgan zostawi�a go samego w gabinecie. W g��bi hallu czeka�a na ni� c�rka.
- Co to wszystko ma znaczy�? - sykn�a.
- Prosz�, nie zadawaj mi pyta� - odpar�a szeptem Sybil Morgan. - Idzie o dobro ojca. Gdy b�d� ju� mog�a, wszystko ci wyt�umacz�.
Angela pochyli�a g�ow�. Odk�d si�ga�a pami�ci�, matka po raz pierwszy powiedzia�a ojcu nieprawd�.
ROZDZIA� 3
NIKCZEMNA OFERTA
W kempingowej przyczepie Trzech Detektyw�w panowa�a atmosfera wyczuwalnego napi�cia. Bob i Pete przygl�dali si� podejrzliwie Jupiterowi, kt�ry w skupieniu prze�uwa� li�� zielonej sa�aty posmarowanej chudym twaro�kiem. Odgryza� maciupcie k�sy i �u� powolutku, jakby si� zmaga� z �ykowatym mi�sem nestora indyczego rodu.
- Co tu jest grane? - zapyta� w ko�cu Pete. - Mamy si� opiekowa� draniem z gangu Ognistych? My?!
- Na to wygl�da - mrukn�� Bob. - Za sam� g�b� da�bym mu rok paki.
Jupe prze�kn�� wreszcie ostatni okruch twaro�ku.
- Opiekujemy si� kandydatem na senatora - powiedzia�.
- Pan Morgan jest przyzwoitym cz�owiekiem i w Kalifornii wszyscy porz�dni ludzie dobrze mu �ycz�.
- Ale co ma do tego ten gnojek? - nie wytrzyma� Bob.
- Na razie wiemy, �e szanta�uj� go Ogniste Demony - powiedzia� Jupe. - Gro�� mu skompromitowaniem ojca.
- Porachunki mi�dzy Demonami to chyba nie nasz interes - mrukn�� Pete.
- Mnie si� nie podoba, �e ojciec ma odpowiada� za syna - Jupe popatrzy� t�sknie na pojemnik z twaro�kiem i mniej t�sknie na g��wk� sa�aty. - Nazywaj� to zbiorow� odpowiedzialno�ci�. Victor to nie dzieciak. Poza tym...
- Co �poza tym�? - zapyta� Bob.
- Trzeba sprawdzi�, co go ��czy z Demonami - odpar� Jupe.
Bar �Hades�, po�o�ony w dzielnicy portowej, przypomina� piek�o. Czarnego wystroju sali dope�nia�y wielobarwne diabelskie ryje, namalowane na �cianach purpurow� i bia�� farb�, sceny ze strace� na gilotynie, �amania ko�em, rozci�gania na madejowym �o�u i przypalania ogniem. Wszystko to falowa�o w k��bach tytoniowego dymu, oparach piwa i przera�liwych d�wi�kach heavy metalu. Na �awach wzd�u� d�ugich d�bowych sto��w siedzia�y dziewczyny z wyzywaj�cym makija�em, popijali marynarze i robotnicy portowi, gwarzy�y ponure typy o wygl�dzie kloszard�w. Jedyny okr�g�y st� w rogu sali obsiedli faceci w sk�rzanych motocyklowych kurtkach z jaskrawymi wizerunkami diab�a, ogoleni �na pa��, z brodami i w�siskami ufarbowanymi na czerwie�, ziele�, ���. Ci zachowywali si� najg�o�niej: be�kotliwie wyli ch�rem jak�� pie��, co� wykrzykiwali, grzmocili pi�ciami w blat sto�u, rechotali, wal�c si� po plecach.
Jupe, w poplamionym kombinezonie z drelichu i we�nianej i czapeczce, nie zwraca� na siebie niczyjej uwagi. Siedzia� przy barze nad kuflem imbirowego piwa, kt�rego od godziny nie ubywa�o, i t�po wpatrywa� si� w zadymion� sal�.
- Pierwszy raz ci� tu widz� - zauwa�y� barman, jednooki brzuchacz w pasiastej koszulce. - Piwko nie smakuje?
- Wol� co� mocniejszego, ale dzi� jest czwartek - odpowiedzia� tajemniczo Jupe. - Rozgl�dam si� za robot�.
- Nie ty jeden - u�miechn�� si� barman.
- Mia�em spotka� si� tu ze znajomym, przyrzek� pom�c w znalezieniu pracy - wymrucza� Jupe, wodz�c po sali przymglonym wzrokiem. - Nie widz� go. A m�wi�, �e prawie co wiecz�r bywa w �Hadesie�.
- Co to za go��? - spyta� brzuchacz, nape�niaj�c piwem kufle.
- Victor Morgan.
Jednooki barman obrzuci� Jupe'a badawczym spojrzeniem. Jupiterowi wyda�o si�, �e dostrzeg� ironiczny u�mieszek.
- O Vica ci chodzi? Od paru dni nie widzia�em tej �ajzy. Mo�e tamci b�d� co� wiedzie� - brzuchacz wskaza� ruchem g�owy na towarzystwo przy okr�g�ym stole.
Jupe podzi�kowa� mrukni�ciem, nie ruszy� si� jednak z miejsca. Ogniste Demony zachowywa�y si� coraz ha�a�liwiej. Brz�kn�o t�uczone szk�o.
Do baru wszed� m�ody m�czyzna w eleganckim sportowym garniturze. Sta� w progu i rozgl�da� si�; Jupe odnotowa� w my�li, �e nie pasuje do tutejszych bywalc�w i �e chyba szuka kogo�, co po chwilce znalaz�o potwierdzenie: zacz�� przepycha� si� w kierunku okr�g�ego sto�u obl�onego przez Ognistych.
Jupe sta� si� czujny. Mia� wra�enie, �e gdzie� ju� widzia� tego sportowca. Obserwowa� z ukosa, jak przybysz podchodzi do wygolonych, jak szepcze co� jednemu z nich do ucha. Ten w ko�cu wsta� i obaj podeszli do baru, siedli na wysokich sto�kach. Sportowiec zam�wi� dwie podw�jne whisky �Chivas Regal�, najdro�szej w spelunie. Siedzieli blisko Jupe'a, ale nie s�ysza�, o czym m�wili, bo prowadzili rozmow� szeptem. Demon mia� z�amany nos i zielonkawe w�sy. Musieli w ko�cu doj�� do porozumienia: sportowiec wyci�gn�� portfel i wr�czy� zielonow�semu kilka banknot�w, a ten wsta�, podszed� do rudej facetki umalowanej na wampira i pogada� z ni� chwil�. Ruda zacz�a szpera� w torbie. Znalaz�a. Da�a zielonow�semu jak�� fotografi�. Demon wr�ci� do sportowca i przekaza� mu zdj�cie. Zaraz po tym sportowiec opu�ci� bar.
Zielonow�sy wolniutko s�czy� whisky, potem przela� do swojej szklanki niedopity przez sportowca szlachetny trunek i te� go wys�czy�. Ruda stan�a za jego plecami, klepn�a Demona w rami�.
- Odpalasz dzia�k�, Dick.
- Za co?
- Wzi��e� kas�. Widzia�am.
- Ty ju� dosta�a� od gazeciarza. Spadaj. No?
Poniewa� ruda nie przestraszy�a si� gro�nego tonu, zielonow�sy odsun�� j� na bok i wr�ci� do swoich. Ruda usiad�a na sto�ku obok Jupe'a.
- Sukinkot - warkn�a. - Handluje moim towarem...
- Mo�e ja bym co� kupi� od ciebie - odezwa� si� Jupe.
Wampirzyca spojrza�a na niego z ukosa.
- Na m�zg wam pad�o. Tobie te� potrzebny widoczek z zadymy? Jeszcze jeden fan walni�tych Demon�w. Ile dajesz?
- Najpierw poka� towar - burkn�� Jupe.
Ruda wsadzi�a r�k� do brezentowej torby, pogrzeba�a w niej i wyj�a kilka zdj��. Przedstawia�y Ognistych Demon�w ok�adaj�cych skulon� na ziemi kobiet�, rozbijaj�cych szyb� wystawow�, wlok�cych za w�osy ciemnosk�rego ch�opaka.
- Cykn�am tak, dla hecy - powiedzia�a ruda. - Nie kapowa�am, �e b�dzie z tego kasa.
- Chcia�bym fotk� z Morganem. To m�j kumpel. Dam dwie dychy.
- Vic Morgan? - wampirzyca wyszczerzy�a z�by ��te od nikotyny. - Mam dzi� fart do szajbus�w. Tamten wzi�� to - pokaza�a fotografi� z biciem kobiety. - Tu stoi Vic - wskaza�a palcem na jednego z oprych�w. - Trzy dychy i jest twoje.
Jupe uwa�nie przyjrza� si� zdj�ciu. By�o kiepskie, ale twarze z grubsza dawa�y si� rozpozna�.
- To nie jest Vic Morgan - powiedzia� do rudej.
- Tamten frajer nie grymasi� - mrukn�a. - Bierzesz czy spadasz? Za pi�� dych za�atwi� ci autograf Bonzy.
Wyra�nie bra�a go za fana Demon�w. Musieli mie� ich sporo.
- Autograf ju� mam - powiedzia� Jupe, da� rudej trzydzie�ci dolar�w i schowa� zdj�cie do kieszeni. - Morgan mnie wyrolowa�, mia� tu by� dzisiaj, przyrzek� mi robot�. Nie wiedzia�em, �e Demony roluj� kumpli.
- Jaki z niego...
Wampirzyca nie doko�czy�a. Jupe poczu�, �e unosi si� w powietrze. Wykona� nad sto�kiem p�obr�t i znalaz� si� twarz� w twarz z olbrzymem o krogulczej g�bie z haczykowatym nochalem i ma�ymi oczkami. Krogulec unosi� go w g�r�, trzymaj�c za ko�nierz kombinezonu.
- Za czym w�szysz, p�taku? - rzuci� niespodziewanie cienkim g�osem.
- Vic mu potrzebny. Bonza - zacz�a przymilnie ruda. - Podobnie� robot� obieca�...
- Jaki Vic? - przerwa� jej krogulec.
- Vic Morgan.
- Ten pajac? Jaka robota? - Krogulec przewierca� Jupe'a zimnym spojrzeniem.
- Ogniste Demony nie s� pajacami - wysapa� Jupe, majtaj�c nogami w powietrzu.
- Nie s� - potwierdzi� krogulec i posadzi� Jupe'a na sto�ku. - Tutaj um�wi� si� z tob�? - zapyta� podejrzliwie. - Na dzi� wiecz�r?
- Niezupe�nie - wymamrota� Jupe. - Znikn�� gdzie�. Podobno wy te� go szukacie.
Bonza po�o�y� mu na karku bochnowate �apsko.
- Sp�ywaj, frajerze - �wierkn�� ptasim g�osem. - Ju�. Bo zrobi� z ciebie farfocel.
Jupe nie wiedzia� dok�adnie, co to znaczy, lecz nie zale�a�o mu, �eby si� dowiedzie�. �apa Bonzy ci��y�a na karku jak sztanga. Odetchn��, gdy si� cofn�a.
Po chwili ju� go nie by�o w �Hadesie�.
Martin Morgan wpatrywa� si� w pierwsz� stron� �Los Angeles Sun�. Patrzy� t�po, w bezruchu. Spoj�wki mia� zaczerwienione, oddech p�ytki.
U do�u strony widnia�o znowu zdj�cie z nocnej zadymy Ognistych Demon�w, zamieszczone w gazecie kilka dni wcze�niej. Tym razem grafik wyr�ni� jedn� z postaci czerwonym k�kiem. Tytu� nad fotografi� brzmia�: �Czy to jest Victor Morgan - syn kandydata na senatora? Wyja�nienie zagadki ju� wkr�tce!�
Twarz w czerwonym k�ku by�a rozmazana, ale Martin Morgan nie mia� ju� tej pewno�ci co przedtem, �e to kto� inny. A je�li Victor?
Dlaczego znikn�� tak nagle i nie odzywa si�, nie dzwoni?
Nic nie dzieje si� bez powodu. Victor wie �wietnie, �e w ostatniej fazie kampanii wyborczej kandydat powinien wyst�powa� w asy�cie najbli�szej rodziny. Takie s� tu zwyczaje. A on rozp�yn�� si�, ulotni� jak kamfora: czy to nie dow�d, �e ma brudne sumienie?
Gdyby m�j syn by� m�czyzn� - pomy�la� Martin Morgan - spojrza�by mi w oczy i wyzna� ca�� prawd�. Morganom nigdy nie brakowa�o odwagi. On, Martin Morgan, znajdzie w sobie odwag�, by si� wycofa� z wybor�w, nawet w ostatniej chwili, je�eli uzna to za konieczne. Ale konieczno�� musi zosta� udowodniona. Inaczej zawi�d�by wyborc�w, tych wszystkich, kt�rzy licz� na niego, kt�rzy wierz�, �e nie dopu�ci do zniszczenia B��kitnej Doliny.
Musi pom�wi� z Victorem.
Natychmiast.
A jego nie ma.
Zadzwoni� telefon na biurku, sekretarka zameldowa�a, �e ma na linii kilku dziennikarzy, kt�rzy domagaj� si� wywiadu.
- Nie ma mnie - rzuci� kr�tko Morgan.
Po chwili telefon zadzwoni� znowu. W s�uchawce odezwa� si� g�os Johna Waltersa, prezesa �Stock Industries�:
- Jestem wstrz��ni�ty, Martinie. Mam przed sob� �wie�y numer...
- Ja te� - przerwa� mu Morgan. - Victor gdzie� znikn��.
- A wi�c po�rednio przyzna� si� do winy - dobieg�o ze s�uchawki.
- Nie uwierz�, p�ki z nim nie porozmawiam.
- Niestety, jest gorzej, ni� my�lisz - powiedzia� ze smutkiem JohnWalters. - Jutro w �Los Angeles Sun� uka�e si� inne zdj�cie z Nocy Ognistych Demon�w. Ostre i powi�kszone. Ja ju� je widzia�em. Jest na nim Victor. Tym razem bez cienia w�tpliwo�ci.
Martin Morgan oderwa� s�uchawk� od ucha i obejrza� j�, jakby ogl�da� muzealny eksponat. Potem powoli i apatycznie przy�o�y� do skroni.
- No to przegram wybory - powiedzia� cicho do szwagra.
- Nie musisz - rzuci� John Walters. - W ko�cu... jestem bratem twojej �ony. Zrobi� wszystko, �eby zdj�cie nic ukaza�o si� w druku.
- To ju� nie zda si� na nic - szepn�� Martin Morgan i zamkn�� oczy; trwa� w odr�twieniu, nie wiedz�c, �e do gabinetu w�lizgn�a si� Angela, �e stoi za jego plecami i z niepokojem patrzy na ojca. - To ju� na nic - powt�rzy�.
- Przeciwnie - dobieg� go g�os Waltersa. - Zdj�cie si� nie uka�e i zostaniesz senatorem. Victor si� znajdzie, wyja�nimy wszystko, z pewno�ci� jest to nieporozumienie. Wasz syn nie mo�e by� bandyt�. Co najwy�ej zapl�ta� si� przez m�odzie�cz� naiwno�� albo jego wpl�tano w afer�, aby tobie zaszkodzi�. Damy sobie z tym rad�, masz moje s�owo. Jest tylko jeden warunek.
- Jaki? - spyta� Morgan.
- W�a�ciciel �Los Angeles Sun� jest jednym z inwestor�w w B��kitnej Dolinie. Wystarczy mu twoja obietnica, �e nie przeszkodzisz w budowie elektrowni.
- To nikczemne - powiedzia� Martin Morgan.
- Zgadzam si� - przytakn�� John Walters. - Ja jestem tylko po�rednikiem mi�dzy nim i tob�. Czuj� si� nie mniej oburzony. Ale nie masz wyboru.
Morgan znowu obejrza� s�uchawk� i zn�w przy�o�y� j� do skroni.
- Mam wyb�r - powiedzia�. - Mimo wszystko ufam Victorowi. Odmawiam.
Ospa�ym ruchem po�o�y� s�uchawk� na wide�kach i dopiero teraz zauwa�y� obecno�� c�rki w gabinecie. Mia�a okr�g�e oczy. �niade policzki przybra�y szaro�� popio�u.
- S�ysza�am ca�� rozmow�. Widzia�am zdj�cie w �Los Angeles Sun�. To nie jest Victor...
- Chyba nie jest - zgodzi� si� ojciec. - Ale oni maj� inn� fotografi�. Tym razem na pewno z Victorem. Wuj John j� widzia�... Dlaczego Victor uciek� z domu? - zapyta� z udr�k�.
Angela otworzy�a i zamkn�a usta. Przysi�g�a matce, �e nic nie powie ojcu. Dla jego dobra. Dla dobra ca�ej ich rodziny. Ale gdyby go mama teraz zobaczy�a...
Nie wolno.
Milcze� te� nie wolno.
No to powiedzie�, gdzie ukryto Victora? I �e bywa� w �Hadesie�, melinie Ognistych Demon�w, wi�c musi ich zna�, mo�e nie tylko zna�, kto wie, w co si� wpl�ta�, co mu teraz grozi...
- Zosta�em ju� wcze�niej ostrze�ony - us�ysza�a g�os ojca. - Przez mecenasa Jenkinsa. Dosta� anonim. Mam si� wycofa� z wybor�w albo gazety zamieszcz� zdj�cie Victora w gangsterskim uniformie. Jak wida�, nie by�y to czcze pogr�ki.
Angela my�la�a szybko, tak szybko, jak nigdy dot�d. Nie mo�e z�ama� przysi�gi danej matce. Nie mo�e powiedzie� o my�liwskim domku. Ale nie z�amie przysi�gi, je�li poradzi ojcu, by porozmawia� z Trzema Detektywami. Widzia�a u matki ich wizyt�wk�. Oni nie przysi�gali. Mama im ufa. Ich rozmowa z ojcem b�dzie mie� sens, co� posunie do przodu. Odpowiedzialno�� wezm� wtedy na siebie Trzej Detektywi. Angela tak�e o nich s�ysza�a. Podobno s� fantastyczni, rozwi�zuj� sup�y nie do rozplatania.
Obj�a ojca za szyj�, przytuli�a si� do niego.
- Zadzwo� do Jupitera Jonesa - us�ysza� jej szept. - To jeden z Trzech Detektyw�w. Musia�e� o nich s�ysze�. Oni co� wiedz�c Victorze.
W przyczepie by�o gor�co: Jupe wy��czy� klimatyzacj�, �eby jej szum nie przeszkadza� Bobowi i �eby nie przeci��a� linii elektrycznej, poniewa� komputer pracowa� na pe�nych obrotach. Bob czarowa� przy klawiaturze. Uda�o mu si� przenikn�� do systemu policyjnego z danymi o przest�pczo�ci zorganizowanej, lecz niewiele tam znalaz� o Ognistych Demonach. Materia�y przej�a specjalna kom�rka FBI o kryptonimie R-12.
- Tam b�dzie si� trudno dosta� - mrukn�� Bob.
- Pr�buj - zach�ci� Jupe.
Kom�rka R-12 mia�a g�ste zasieki zabezpiecze�. Bob pokona� kilka, odnajduj�c kody oryginalnym sposobem przez siebie opracowanym, ale wci�� jawi�y si� nowe bramki, coraz bardziej szczelne.
NOD. Jak to rozszyfrowa�? Nadzwyczajna Ochrona Danych? Numer Otwarcia Dost�pu? Mo�e Nowo Otwarte Dochodzenie?
- Nie mog� z�ama� tego skr�tu - westchn��. - Nic nie pasuje.
Pete stan�� za jego plecami, popatrzy� na monitor, potem na Jupe�a.
- Ja bym spr�bowa� kombinacji najprostszej - powiedzia�.
- Odkry�e� w sobie talent hakera? - zapyta� Bob z u�mieszkiem.
- Dla mnie NOD to Noc Ognistych Demon�w - odpar� Pete.
Bob pukn�� si� palcem w czo�o. B�yskawicznie wystuka� na klawiaturze propozycj� Pete'a i w odpowiedzi uzyska� natychmiast: ZAAKCEPTOWANE.
Dlaczego wysoka specjalizacja odci�ga od prostoty my�lenia?
Monitor wy�wietli� sk�ad gangu. Mike Sullivan - herszt, pseudonim �Bonza�. Kilkana�cie innych nazwisk i pseudonim�w. Chuliga�stwo, rasistowskie ekscesy - jako przykrywka. Podejrzani o handel narkotykami, przemyt papieros�w i alkoholu. Agenci R-12 prowadz� obserwacj� i dzia�ania operacyjne. Dowod�w jeszcze nie skompletowano.
- Na li�cie nie ma Victora Morgana - poinformowa� Bob. - Nie wyst�puje ani razu w wykazie kontakt�w.
- Tak przypuszcza�em - powiedzia� Jupe. - Swojego cz�owieka Bonza nie nazwa�by pajacem. Chyba �e...
- Co masz na my�li? - zapyta� Pete.
Jupe przesta� skuba� doln� warg�.
- G��bok� konspiracj� - odpar�. - Victor Morgan by�by dla nich cenny, zw�aszcza jako syn senatora. S� przebiegli. Mog� stosowa� podw�jne masko