8508

Szczegóły
Tytuł 8508
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8508 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8508 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8508 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl Autor K.S. Rutkowski GNIDA Gnida na wolno�ci by� menelem i gdy go przymkn�li, nie mia� co szuka� szacunku. W wi�ziennej hierarchii sta� troch� wy�ej od cwela, ale ni�ej od frajera. Mimo , �e odgiba� ju� kilka wyrok�w. Mimo, �e cia�o upstrzone mia� wzorkami - wszystkie te rozkraczone panny i napisy - by� jednak nikim. �ebra� o szlugi jak cwele i jak oni by� kopany po dupie. R�ni� si� od nich tylko tym, �e jego nikt nie chcia� dyma�. Bo mimo wszystko mia� jednak jak�� przesz�o�� . Zaliczonych par� sanatori�w. A po za tym nie by� zbyt pi�kny i nie stanowi� dla pozosta�ych cweli �adnej konkurencji. Chyba by�em jedynym w ca�ym wi�zieniu, kt�ry traktowa� go jak cz�owieka. Nie trzyma�em z grypser�, nie brata�em si� z frajerstwem. Ca�ymi dniami czyta�em ksi��ki, pisa�em i uczy�em si� korespondencyjnie. A �e nie mia�em aparycji gogusia, tylko szerokie bary i nie�le umi�nione ramiona, nawet stara recydywa, kt�rej tacy odludkowie nigdy sienie podobaj�, dawa�a mi spok�j. Nie stawia�em si�, ale i nie dawa�em sob� pomiata�. Mia�em charakter, kt�ry by� dla wszystkich szlabanem. Ale Gnida go nie mia�. Mimo , �e nie by� stary i gdyby chcia�, m�g�by jeszcze fikn��. Ale to co chla� na lufcie, te wszystkie tanie wina i inne eksperymentalne trunki, ca�kowicie zabi�y w nim odwag�, zeszmaci�y do cna. By� bezsilny wobec twardej, bezlitosnej rzeczywisto�ci w kt�rej przysz�o mu �y�. Rzeczywisto�ci w kt�rej mocna pi�cha by�a wyznacznikiem w�adzy, a d�ugo�� pajdy awansowa�a na odpowiednie stanowisko. Gnida nie by� ju� nawet trybikiem w tej machinie przemocy. Mo�e by� nim kiedy�, na pocz�tku swej przest�pczej drogi, ale teraz le�a� gdzie� na dnie maszyny, dawno oderwany od macierzy i przerdzewia�y jak ka�dy z�om. By� z�odziejem. Drobnym, pechowym, g�upim. Z wybitymi sklepowymi witrynami i obrobionymi kioskami z piwem na koncie. Ale nie by� z�y. W jego smutnych oczach widzia�o si� serce. Bi� z nich blask dobroci r�wnie silnie jak od innych blask z�a. Mia� po prostu pecha. �ycie od samego pocz�tku pogrywa�o sobie z nim nienajlepiej. �li rodzice, �le wybrane drogi, a potem to ju� tylko kraty i mury. Odsiadywa� siedem lat za " skok" na monopolowy. �upem pad�o par� skrzynek z winem. Zrobi� ten "skok" wraz z dwoma innymi menelami, tamci dostali po p� roku, a on, jako recydywista, nie wywin�� si� ju� tak �atwo. A siedem lat odsiadki za zwyk�e jabole, r�wnie� nie jest tym, czym mo�na sobie w wi�zieniu uzyska� szacunek. To wyrok za g�upot�, a ta w pudle nie jest w cenie. Czasami lubi�em patrzy� jak obcowa� ze zwierz�tami. Z oswojonym przez siebie szczurem i go��biami, kt�re dokarmia� na spacerniaku. By� z niego prawdziwy ptasznik. Gdy wychodzili�my na luft, ptaki niewiadomo sk�d zlatywa�y nagle z nieba i gromadzi�y si� przy Gnidzie, olewaj�c ka�dego innego. Jad�y mu chleb z r�ki, a niekt�re nawet przysiadywa�y mu na nich i dawa�y si� dotyka�. Mia� do nich podej�cie. Z przyjemno�ci� patrzy�o si�, jak do nich przemawia, przywo�uje r�nymi gwizdami, z jak� godno�ci� kruszy im chleb. Od�ywa� przy nich. Na powr�t stawa� si� kim�. Kim� wa�nym i potrzebnym. Zreszt� ten szczur jak i ptaki, r�wnie� traktowa�y go , jakby i on mia� skrzyd�a, czy sier��. Jakby nie by� cz�owiekiem, tylko jednym z nich. Z natury dobrym stworzeniem, kt�re tylko ludzie potrafi� krzywdzi�. W�a�nie dzi�ki zwierz�tom zbli�yli�my si� do siebie. A konkretnie za spraw� tego oswojonego szczura, kt�rego Gnida nazywa� Gryzek. Raz kilku ch�opak�w chcia�o go dla hecy ukatrupi�, kiedy Gnida wyci�gn�� go na �wietlicy za pazuchy. Kto� wytr�ci� mu go z r�k i rozpocz�o si� jedno wielkie polowanie. Gnida przez chwil� pr�bowa� z�apa� i uratowa� zwierzaka, ale w ko�cu dosta� od kogo� w pysk, polecia� w k�t i ju� w nim zosta�. I p�acz�c spogl�da� tylko jak zgraja wydziarganych je�op�w pr�buje za�atwi� jego przyjaciela. Butami, sto�kami i czym tylko mieli. I chocia� Gryzek dzielnie walczy� o �ycie, umiej�tnie unikaj�c cios�w, wszystko wskazywa�o jednak, �e w ko�cu przejdzie do historii. Nie mia� szans z t� zgraj� zawzi�tych debili. Akurat siedzia�em przy stoliku nad ksi��k�, kiedy to si� zacz�o. Przez chwil� obserwowa�em t� chor� zabaw�, potem ujrza�em modl�cego si� o cud Gnid� i co� mnie ruszy�o. Nawet nie wiem kiedy wsta�em, podszed�em do tej kot�owaniny cia� i odci�gn��em na bok kilka z nich. - Co jest, kurwa ! - rzuci� mi w g�b� jaki� twarzowiec. - G�wno! Je�li nie zostawicie tego szczura, b�dziecie zbiera� z�by szufelk�! - odkrzykn��em. Ch�opaki przestali polowa� na zwierzaka i spojrzeli na mnie. Nie dlatego , �e si� mnie wystraszyli, ale dlatego , �e nie mogli uwierzy� w�asnym uszom. "Profesorek" si� stawia�. W�a�nie to mog�em odczyta� z ich g�b. Niedowierzanie. Mia�em czelno�� wej�� na ich teren. Na teren ludzi. Ja ,frajer. Z�odziejski wyskrobek skazany za jaki� g�wniany, bankowy przekr�t. Szczerze m�wi�c sam ju� dobrze wiedzia�em, �e niepotrzebnie otworzy�em ryja, ale nie by�o ju� odwrotu. - Co �e� powiedzia� o naszych z�bach? - zapyta� jeden z kr�l�w wi�zienia. Skazany na 25 lat za morderstwo ci�arnej �ony, kt�r� pos�dza� o pieprzenie si� z jego kumplami. - To co s�ysza�e� - odpar�em prze�ykaj�c �lin�. By�em udupiony, czu�em to , ale trzeba by�o zachowa� twarz. Je�li by�em na tyle g�upi, �eby stan�� w obronie jakiego� pierdolonego gryzonia, nie mog�em ju� da� dupy. Je�eli przesz�o si� ju� t� lini�, nie by�o , kurwa, odwrotu. Nie istnia�o ju� " przepraszam". Przykozaczy�em i jedynym co mog�em zrobi�, to nie wymi�kn�� do ko�ca, cokolwiek mia�o si� sta�. K�tem oka zobaczy�em jak Gnida za ich plecami, chwyta swojego ma�ego przyjaciela i troskliwie chowa go do kieszeni. Przynajmniej jeden z nas mia� wyj�� z tego ca�o. Szkoda tylko , �e to nie mia�em by� ja. - Mia�em o tobie lepsze zdanie, Profesorek. Wida� to czytanie i ci�g�e gryzmolenie d�ugopisem w zeszytach, rozumu ci nie doda�o. A raczej odj�o. Sp�jrz na nas. Czy my wygl�damy na go�ci, kt�rym mo�na bezkarnie naplu� w ryje? - Jak chcecie to wam w nie napluje i si� przekonamy - odpyskowa�em, szykuj�c si� do obrony. Raczej by�em pewien, �e nie potrwa d�ugo. By�em napakowany, ale oni r�wnie� nie byli u�omni. Ja by�em sam, a ich kilkunastu. Ca�a moja nadzieja by�a w klawiszach. Liczy�em �e zjawi� si�, nim te osi�ki mnie zabij�. - Bra� tego chuja! - pad� rozkaz i od razu kilku rzuci�o si� na mnie. Rozpocz�a si� nier�wna walka. Dosta�em par� razy w ryja, ale odda�em ze trzy razy mocniej. Sprzeda�em par� glan�w. Sam kilka dosta�em. Us�ysza�em trzask �amanej szcz�ki. Nie mojej szcz�ki. Poczu�em ostry b�l w �ebrach, gdy kto� w�adowa� mi w nie pi��. I krew z nosa w ustach. Ale ostatecznie - i w co sam nie mog�em uwierzy� - wyszed�em z tego zwyci�sko. Jakim� cudem rozprawi�em si� z ca�� czw�rk�, kt�ra si� na mnie rzuci�a. Dw�ch z tych klient�w zosta�o nieprzytomnych na pod�odze, a dw�ch pozosta�ych, j�cz�c , odpe�z�o pod �ciany. Tylko ja twardo trzyma�em si� na nogach. - No ,ch�opaki, niech mu wpierdol� nast�pni! - krzykn�� "kr�l" - Zamie�cie tym szmaciarzem pod�og�! Spr�y�em si�, czekaj�c na kolejny atak, ale nikt si� nie ruszy�. Kilku drgn�o , ale nie poszed� �aden. Wida� po nich by�o, �e to co zrobi�em z tymi pierwszymi, nie�le nimi ruszy�o. Nabra�em przez to troch� odwagi. Te skurwysyny ba�y si� mnie. Nie mog�o by� lepiej. Przywo�a�em wi�c na twarz min� najwi�kszego twardziela, na jak� mnie by�o tylko sta� i obrzuci�em ich wszystkich spojrzeniem m�wi�cym im: mo�ecie mi wszyscy naskoczy�. - No ju�, kurwa, rusza� sraki! - piekli� si� ich herszt - Macie mu porz�dnie najeba�! Ale w dalszym ci�gu nie znalaz� si� �aden ch�tny To do ko�ca pomog�o wyr�wna� mi ci�nienie i uspokoi� zapierdalaj�cy jak japo�ski ekspres serce. - Zawsze zas�aniasz si� kolesiami, �achmyto?! - rzuci�em do tego ich wodza, czuj�c si� ju� znacznie pewniej -Pewnie sam nie da� by� rady pijakowi po tygodniowym ci�gu! TY CHUJU!! TY CWELU !! TY Z�AMANY KUTASIE!! Wjecha�em mu na ambicje, wi�c czy chcia� czy nie , musia� p�j��. Wystartowa� z prostackim cepem, bez problemu go zbi�em, a potem wyr�n��em go prawym prostym w caban, tak �e a� mu kapcie pospada�y z n�g. Upad� na �awki, jedn� z nich z�ama� i wyl�dowa� na glebie. Pr�bowa� si� podnie��, ale ju� nie zd��y� bo wparowali klawisze. Po raz pierwszy ucieszy�em si� na ich widok. Rozp�dzili pa�ami ha�astr�, potem zabrali si� za mnie i za wszystkich, kt�rzy mieli poobijane mordy. Ka�dy z nas dosta� karcer. Ja tydzie�, a inni po dwa. Stra�nicy znali mnie, wiedzieli �e jestem spokojny i chyba tak sobie skumali, �e ta ca�a awantura nie mog�a by� z mojej winy. Gdy wyszed�em z kazamat�w, wiedzia�em, �e od teraz musz� uwa�a�. �e mam wrog�w. Ca�e zast�py wrog�w. A wszystko przez szczura, kt�remu uratowa�em �ycie. Gdyby kiedy�, jeszcze na wolno�ci jaki� jasnowidz przepowiedzia� mi, ze za kilka lat z powodu szczura b�dzie mnie chcia�o za�atwi� kilku zatwardzia�ych kryminalist�w, kaza� bym mu si� pierdoli�. Jednak �ycie jest pe�ne niespodzianek. Jeszcze tego samego dnia Gnida podszed� do mnie na spacerniaku. - Dzi�kuj� - powiedzia�, wyci�gaj�c do mnie r�k�. Ale w jego oczach dostrzeg�em pewno��, �e nie podam mu swojej. Chocia� uratowa�em jego szczura z rak oprawc�w, nikt tu nie podawa� mu r�ki, wi�c dlaczego mia�em ja. Wyci�gn��em grab� i u�cisn��em jego. - Nie by�o sprawy. Jak Gryzek ? - Ma si� dobrze - poklepa� si� po lewej kieszeni wi�ziennego gajera - On te� ci dzi�kuj�. - Powinien. Przez niego moja dupa znalaz�a si� w opa�ach. A swoj� drog� jak si� sprawy maj�? - Generalnie nie�le. Ludziom si� spodoba�o to co zrobi�e�. To �e nie da�e� dupy, chocia� wydawa�o si�, �e nie masz �adnych szans. Zdania wi�c s� podzielone. Jedni chc� ci si� dobra� do ty�ka, a drudzy da� spok�j. - My�la�em, �e dostan� kos�, gdy tylko zamkn� si� za mn� drzwi betoniaka. - Teraz , nim kt�ry� do ciebie wyskoczy, ze trzy razy si� zastanowi. W ka�dym razie dzi�kuj� ci za Gryzka. To tutaj moja najbli�sza osoba. Gdybym by� ci w czym� potrzebny, to mo�esz na mnie liczy�. Niewiele mog�, ale mo�e ci si� na co� kiedy� przydam. - B�d� pami�ta�. - No to ju� ci nie przeszkadzam. Ciesz si� s�o�cem -Ta, przyda mi si� troch� opalenizny. Od tego dnia Gnida trzyma� si� mnie. Chodzi� wsz�dzie tam gdzie ja i kry� si� w moim cieniu. Czu� si� w nim bezpiecznie, wi�c mu na to pozwala�em. W innych okoliczno�ciach, rozkwasi� bym mord� facetowi, kt�ry by tak za mn� �azi�, ale on mia� u mnie wzgl�dy. Je�li si� powiedzia�o A, trzeba by�o powiedzie� i B. Skoro to polepsza�o mu �ycie, gotowy by�em mie� go na karku do ko�ca odsiadki. Mia�em oczywi�cie nadziej�, �e ten dobry uczynek, zostanie mi kiedy� policzony. Inni wi�niowie szybko si� zorientowali w tej naszej dziwnej wi�zi i zacz�li odpuszcza� Gnidzie we wszystkim. Przesta� by� wi�ziennym popychad�em, chocia� dalej �y� sam jak palec. Zreszt� nie tylko jemu dali spok�j. Gryzek te� zyska� lepsze �ycie. Nikt ju� wi�cej nie pr�bowa� wzi�� go pod buta, ilekro� Gnida wyci�ga� go z kieszeni publicznie, chocia� wielu odczuwa�o obrzydzenie na widok tego gryzonia. Moje piachy faktycznie wzbudzi�y powszechny respekt. Jako� ju� nikt nie przejawia� ochoty wyskoczy� ze mn� na solo, albo nawet w kilku. I ja te� ju� wi�cej ich nie prowokowa�em, dobrze wiedz�c, �e by�o by to igraniem ze �mierci�. Nawet ta pi�tka, kt�ra wtedy poleg�a w walce ze mn�, jako� nie pr�bowa�a si� zem�ci�. Dni mija�y, a ja mia�em spok�j, chocia� wcale na niego nie liczy�em. Nawet ten morderca ci�arnej �ony, kt�ry trzyma� wszystkich za jaja, nie pr�bowa� �adnego numeru. Ale i tak wola�em by� ostro�ny. Wsz�dzie chodzi�em z prowizorycznym no�em, zrobionym w wi�ziennym warsztacie z kawa�ka metalu i mia�em oczy wok� g�owy. A nawet mia�em ich dwie pary , bo oczy Gnidy r�wnie� by�y do mojej dyspozycji. Wiedzia�em �e czuwa nad moim bezpiecze�stwem, wnikliwie obserwuj�c wszystko dooko�a i �e w ten spos�b sp�aca sw�j d�ug. Mimo �e by� moim drugim cieniem, nie narzuca� mi si�. Nie podchodzi� do mnie i nie zagadywa�. Nie stara� si�, abym go polubi�. Nie w�azi� mi w dup�. Zbli�a� si� przewa�nie wtedy, gdy go sam zawo�a�em, bra� papierosa z wyci�gni�tej paczki i przysiada� obok. Czasami m�wi� on, czasami ja, ale najcz�ciej panowa�o mi�dzy nami milczenie. Cz�sto siedz�c przy mnie bawi� si� z Gryzkiem, demonstruj�c, czego go nauczy�, czasami przywo�ywa� przeci�g�ym gwizdem ptaki, kt�re nagle ca�� chmar� zlatywa�y z nieba i otacza�y nas, skrzecz�c niemi�osiernie. By�y to przewa�nie go��bie, ale tak�e wrony i kruki. Prawie wszystkie jad�y mu z r�ki, a niekt�re nawet przysiadywa�y mu na niej i dawa�y si� unosi� do g�ry. Raz zapyta�em go, dlaczego nazywaj� go Gnida. - Podobno jestem podobny do jakiego� ameryka�skiego aktora, kt�ry zagra� kiedy� posta� o takiej ksywie. Film si� nazywa� KOWBOJ Z NOCY, czy co�...- odpar� - NOCNY KOWBOJ - podpowiedzia�em i przyjrza�em mu si� uwa�nie. Faktycznie, ten kto go tak nazwa�, trafi� w dziesi�tk�. Pewnego razu , wychodz�c wieczorem z pralni, w kt�rej mia�em dy�ur, natkn��em si� na tego morderc� �ony i jego dw�ch kumpli. Stali w takim w�skim korytarzu, przez kt�ry trzeba by�o przej��, aby wej�� na oddzia� i palili papierosy. By�em przekonany, �e nie jest to przypadkowe spotkanie. Zatrzyma�em si� w p� kroku, z sercem w gardle i uwa�nie im si� przyjrza�em. Szczeg�ln� uwag� zwr�ci�em na ich r�ce. Niczego w nich jednak nie dostrzeg�em, �adnego no�a, mojki czy jakiego� szpikulca. Jedynie tl�ce si�pojarki , kt�re co rusz wznosili do ust. �eby p�j�� dalej, musia�em si� dos�ownie mi�dzy nimi przecisn��. Nie by�o innej drogi. Nabra�em wi�c g��boko w p�uca powietrza i ruszy�em Im by�em ich bli�ej , serce bi�o mi coraz szybciej. A r�ka wepchni�ta do kieszeni spodni, coraz mocniej zaciska�a si� na no�u. W ko�cu, po niesko�czenie d�ugim marszu, wkroczy�em mi�dzy nich, z nerwami napi�tymi jak postronki, z trudem przecisn��em si� przez w�sk� szczelin�, kt�r� utworzy�y ich cia�a... i poszed�em dalej. Nic si� nie sta�o. �aden z nich nie wykona� jakiego� nag�ego, gwa�townego ruchu, nikomu nie drgn�a nawet powieka. Potraktowali mnie jak powietrze. Odwr�ci�em si� jeszcze za siebie, nim znikn��em za zakr�tem, ale oni nawet nie spojrzeli w moj� stron�. Nazajutrz opowiedzia�em o tym Gnidzie. - By�em pewny ,�e zaczaili si� ,aby mnie za�atwi�, ale nie kiwn�li nawet g�owami - powiedzia�em. Gnida sztachn�� si� dymem. - S� dwie mo�liwo�ci. Albo chcieli ci� tylko wystraszy�, albo by� to zupe�ny przypadek, �e akurat tam stali. - Tu , kurwa, nie ma przypadk�w. - �wi�ta prawda - zgodzi� si� Gnida, ponownie zaci�gaj�c si� papierosem. - Ale , swoj� drog�, gdyby chcieli ci� za�atwi�, to ju� by� nie �y�. - Fakt - przyzna�em, nadal nie wiedz�c co o tym wszystkim my�le�. Podobnych incydent�w ju� nigdy nie by�o. Odsiadka p�yn�a mi spokojnie i leniwie, jak le�ny strumyczek. Do ko�ca pozosta�y mi jeszcze dwa tygodnie, kiedy Gnida podszed� do mnie wyra�nie czym� strapiony. Jak zwykle pocz�stowa�em go papierosem i pokaza�em, aby usiad� przy mnie. - Wygl�dasz jakby� si� dowiedzia�, �e nied�ugo umrzesz. - powiedzia�em. - Kto wie... - odpar� - Nied�ugo zaczn� si� dla mnie nieweso�e czasy. Ty zwijasz �agle, ja zostaj�. - No c�... - rzek�em, rozk�adaj�c bezradnie r�ce - Ka�dy wyrok kiedy� si� ko�czy. Tw�j r�wnie� dobije kiedy� do mety. - Ta, dobije. Ale nim to nast�pi, up�ynie wiele wody. Ja nie dam rady... - Przecie� wyluzowali. Ju� ci� nie gn�bi�. - Ale znowu zaczn�, kiedy tylko jebnie za tob� brama. B�d� si� m�ci�. Nic mu nie odpowiedzia�em. Mia� racj�. - Nie dadz� mi �y�. - Poradzisz sobie - powiedzia�em, bo nic lepszego nie mog�o mi przyj�� do g�owy - Jeste� twardy go��. Poklepa�em go po ramieniu. - Masz Gryzka, masz swoje ptaszki. Nie wchod� nikomu w drog�, a wszystko b�dzie dobrze. - Nigdy nie wchodzi�em nikomu w drog� i nigdy nie by�o dobrze. A teraz b�dzie jeszcze gorzej. Po twoim wyj�ciu chyba rzuc� si� na sznur. Nie wytrzymam tych pi�ciu lat. - Nie pierdol g�upot. Ten pi�tak zleci, jak z bicza strzeli�. Mog�e� przecie� wyl�dowa� znacznie gorzej. Mogli ci� tu przecie� jeba� w dup�. Wtedy dopiero mia�by� przejebane. - Kto wie czy po twoim wyj�ciu, nie zaczn� mnie dyma�. Mo�e kt�ry� z nich w ko�cu si� przemo�e i zakisi we mnie og�ra, chocia� nie jestem za �adny. - Zostawi� ci sw�j n� - zaoferowa�em. Spojrza� na mnie, jak na sko�czonego debila. -1 co mi on pomo�e ? - zapyta� - My�lisz, �e ci go�cie wystrasz� si� kordzika w r�ku kogo� takiego jak ja ? Kpisz se , kurwa, ze mnie? Zabij� mnie �miechem, gdy go do nich wyci�gn�. N� w r�ku kogo� takiego jak ty, wygl�da gro�nie, w �apie kogo� takiego jak ja, jedynie �miesznie. Nie os�abiaj mnie. Nie pocieszaj na si��. Wiesz r�wnie dobrze jak ja, �e b�d� mia� przejebane Przez d�ug� chwil� palili�my w milczeniu, wpatruj�c si� w chmury na niebie. Z za muru czasami dochodzi� odg�os pobliskiej ulicy. Jednak zazwyczaj skutecznie zag�usza� go gwar spacerniaka. I tak by�o tym razem. - Jest wyj�cie - odezwa� si� po jakim� czasie. - Wyj�cie ? - zapyta�em. - Wyj�cie z tego g�wna, w kt�re wdepn�, gdy wyjdziesz. -Jakie? - �mier�. - Przesta� wci�� pierdoli� o swojej �mierci! - Nie moja �mier�. - A czyja ? - Takiego jednego go�cia, kt�ry zalaz� ch�opakom za sk�r� - odpar� Gnida dopalaj�c szluga do filtra - Jest na niego zlecenie. Nie s�ysza�em o �adnym zleceniu. Ale te� wcale nie musia�em. W og�le nie interesowa�em si� sprawami pud�a. Wi�zienne porachunki lata�y mi ko�o chuja, zw�aszcza je�li nie dotyczy�y mnie. - Znam go? - Mo�e. Pewnie nie raz go widzia�e�. To jaki� twardziel z drugiego oddzia�u. Wkurwia� ch�opak�w jeszcze na lufcie. Ale tam nie mogli go dosi�gn�� , bo mia� za d�ugie r�ce. Chc� teraz. W pudle sko�czy�y mu si� uk�ady. - Nie kojarz� go�cia. Jak wygl�da? - Czekaj... Zaraz go wypatrz�. O, o... Tamten - pokaza� palcem gdzie� w t�um wi�ni�w - Ten ko�o tego je�opa w okularach. Widzisz ? Spojrza�em za jego palcem i zobaczy�em jakiego� wielkiego jak g�ra go�cia, z zakazan� mord�. Je�li oczywi�cie by� to ten. Nie zna�em go, tak jak zreszt� nikogo. Wygl�da� na niez�ego skurwiela. Na takiego , kt�ry faktycznie m�g� naciska� na odciski. Pewnie nie zdawa� sobie sprawy, �e ju� nied�ugo b�dzie trupem. - Wygl�da gro�nie - stwierdzi�em. - Taa... I jest gro�ny. B�dzie go trudno zaciuka�. - Chcesz to zrobi� ? - zapyta�em. Nie kry�em niedowierzania w g�osie. Nie wierzy�em, �eby si� na to zdoby�. Nie on. By� zbyt mi�kki, �eby komu� wsadzi� kos�. Zreszt� tak jak i ja. Ale z nas dwojga, to ja mia�bym wi�ksze szans�, �e mi si� uda. - Chyba b�d� musia�, je�li chc� tu dalej �y�. - Nie dasz rady - stwierdzi�em. - To chocia� spr�buj�. - Ten bandzior zje ci� �ywcem. Nawet nie da ci si� do siebie zbli�y�. Sp�jrz na niego. To osi�ek, ale nie w ciemni� bity, skoro ch�opaki chc� go wsadzi� do piachu. To znaczy ,�e musi by� z niego naprawd� niez�y kozak. Zobacz... Musi przecie� wiedzie�, �e ma tu wrog�w �ycz�cych mu �mierci, a i tak u�miecha si� od ucha do ucha, jakby mu to lata�o ko�o dupy. Nie wygrasz z nim. - Co� wymy�l�. Spojrza� mi w oczy, a ja ujrza�em w jego w�asnych �zy. - Nigdy nikogo nie zabi�em i nie chc� zabi�, ale musz�... Pi�� lat to szmat czasu. Je�li za�atwi� tego podpadzioch�, ch�opaki dadz� mi spok�j. Tak to ju� zawsze jest... Je�li masz na sumieniu �mier� wsp�wi�nia, to znaczy �e masz jaja i nikt ci� ju� nie rusza. Zrozum, ten go�� to m�j bilet do lepszej przysz�o�ci. Dlatego podejm� si� tego. �al w jego oczach, miesza� si� z wielk� determinacj�. - Skoro uwa�asz, �e to ci pomo�e, zr�b to - powiedzia�em - Ale , m�wi�c szczerz�, obawiam si�, �e to ty wyl�dujesz w kostnicy. - Mo�e... Kto wie. Ka�demu z nas wyga�nie kiedy� �wieczka. Przez nast�pnych kilka dni prawie w og�le nie rozmawiali�my. Nadal by� moim drugim cieniem, ale nie przejawia� ju� ochoty do zwierze�. Ja sam �y�em ju� dniem wypiski i planowa�em go sobie w najdrobniejszych szczeg�ach. D�ugie dwa lata na niego czeka�em i chcia�em, �eby co� znaczy�. �eby sta� si� pocz�tkiem ca�kiem nowego �ycia, kt�re mia�em zamiar prowadzi�. �ycia bez wa�k�w, przekr�t�w... k�opot�w. Mia�em ju� dosy� widoku krat na reszt� swoich dni. Zbyt �atwo wpad�em za pierwszym razem, wi�c wida� nie nadawa�em si� na oszusta. Chachmentem trzeba si� urodzi�, a ja urodzi�em si� humanistom, tylko po drodze co� si� popierdoli�o. Up�yn�y nast�pne dni, ale nic si� nie wydarzy�o. Gnida nadal unika� rozm�w, ani ja si� do nich nie pali�em, a go�� na kt�rego podpisano wyrok, nadal cieszy� si� dobrym zdrowiem. S�dzi�em, �e Gnida zapomnia� o sprawie. �e gruntownie rzecz przemy�la� i wyjeba� j� w niepami��. Nie mia� szans. Nawet z kos� metrowej d�ugo�ci. W�tpi�em czy nawet z rewolwerem by mu si� uda�o. Nie nadawa� si� na morderc�. Nie on. By�em pewien, �e kto� w ko�cu zabije tego podpadzioch�, ale nie wierzy�em, �e b�dzie nim Gnida. A jednak si� pomyli�em.... Dwa dni przed moim wyj�ciem na wolno�� , Gnida podszed� do mnie i poprosi� o n�. - Nie b�dzie ci ju� potrzebny - stwierdzi� - Pojutrze wybywasz. - A tobie si� przyda? - Tak. Dzisiaj zaszlachtuje tego biedaka. - Pieprzysz ? - Tak postanowi�em. Ju� d�u�ej nie mog� czeka�. Ja albo on. - My�la�em, �e odpu�ci�e�. - Nie mogq. Wol� spr�bowa� go zabi�, ni� mie� pi�� lat piek�a. No to jak, dasz mi ten n�, czy nie ? Zastanowi�em si� chwil�. A potem si�gn��em do kieszeni. - Nie tutaj - zatrzyma� moj� r�k� - Chod�my w jakie� ustronne miejsce. Poszli�my w taki jeden k�t spacerniaka, w kt�rym nie mogli nas przyfilowa� stra�nicy, ani wsp�wi�niowie. Wyci�gn��em n�. - Mia�em nadziej�, �e nigdy nie zostanie u�yty - powiedzia�em podaj�c mu go. - Ja te� - odpar�, a potem wbi� mi go w brzuch. Nawet nie poczu�em b�lu, tylko cholernie zdziwiony, os�ab�em i opar�em si� na Gnidzie. - Kurwa... - zdo�a�em tylko powiedzie�. - Przykro mi przyjacielu - szepn�� mi do ucha - Ale moje �ycie jest wa�niejsze. A potem przekr�ci� silnie kos� w moich trzewiach i wydoby� j� ze mnie gwa�townym szarpni�ciem. Poczu�em litry krwi w ustach i upad�em na ziemi�. - Kurwa, Gnida... - wyszepta�em jeszcze. A chwil� p�niej zacz��em odchodzi� w ciemno��. Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl