8505
Szczegóły |
Tytuł |
8505 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8505 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8505 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8505 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Powie�ci ROBERTA LUDLUMA
w Wydawnictwie Amber
DOKUMENT MATLOCKA
DROGA DO OMAHA
DZIEDZICTWO SCARLATTICH
ILUZJA SKORPIONA
KL�TWA PROMETEUSZA
KRUCJATA BOURNE'A
MANUSKRYPT CHANCELLORA
MOZAIKA PARSIFALA
PAKT HOLCROFTA
PLAN IKAR
PROGRAM HADES
PROTOKӣ SIGMY
PRZESY�KA Z SALONIK
PRZYMIERZE KASANDRY
SPADKOBIERCY MATARESE'A
SPISEK AKWITANII
STRA�NICY APOKALIPSY
TESTAMENT MATARESE'A
TO�SAMO�� BOURNE'A
TRANSAKCJA RHINEMANNA
TREVAYNE
ULTIMATUM BOURNE'A
WEEKEND Z OSTERMANEM
ZEW HALIDONU
ZLECENIE JANSONA
ROBERT LUDLUM
ZLECENIE JANSONA
Przek�ad
JAN KRASKO
RADOS�AW JANUSZEWSKI
AMBER
Tytu� orygina�u THE JANSON DIRECTiWE
Redaktorzy serii
MA�GORZATA CEBO-FONIOK, ZBIGNIEW FONIOK
Przek�ad
JAN KRASKO (rozdzia�y 1-24), RADOS�AW JANUSZEWSKI (rozdzia�y 25-43)
Redakcja stylistyczna JOANNA KL�CZEK
Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta EL�BIETA STEGLI�SKA
Ilustracja na ok�adce PHILHEFFERNAN
Projekt graficzny ok�adki MA�GORZATA CEBO-FONIOK
Opracowanie graficzne ok�adki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER
Sk�ad WYDAWNICTWO AMBER
Wydawnictwo Amber zaprasza na stron� Internetu
http://www.amber.sm.pl
Copyright � 2002 by Myn Pyn LLC. All rights reserved.
For the Polish edition Copyright C 2002 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-241-0333-3
�atwo jest mu rozdawa� dary.
Nawet gdyby �y� wiecznie, nie rozda�by wszystkich,
gdy� posiad� skarb Nibelung�w.
Pie�� o Nibelungach oko�o roku 1200
Prolog
8�37'N, 88�22'E
Ocean Indyjski, 450 km na wsch�d od Sri Lanki, p�nocno-wschodnia Anura
Noc by�a niezno�nie upalna, a st�a�e, nieruchome powietrze mia�o temperatur� ludzkiego cia�a. Wieczorem pada� lekki orze�wiaj�cy deszcz, ale teraz zewsz�d bucha� natr�tny skwar - zdawa�o si�, �e gor�cy jest nawet srebrzysty sierp ksi�yca, kt�ry muska�y zwiewne pierzaste ob�oczki. D�ungla dysza�a wilgotnym oddechem czatuj�cego na zdobycz drapie�nika.
Shyam poruszy� si� niespokojnie na p��ciennym krze�le. Wiedzia�, �e jak na ten miesi�c pogoda jest wzgl�dnie normalna: na pocz�tku pory monsunowej w powietrzu zawsze wisia�o co� z�owieszczego. Ale nie. Czarn� jak smo�a cisz� zak��ca�o jedynie brz�czenie natr�tnych komar�w. Wp� do drugiej: siedzia� na posterunku ju� cztery i p� godziny. I w�a�nie wtedy, dok�adnie o pierwszej trzydzie�ci nad ranem, nadjecha�o tych siedmiu. Jedynym zabezpieczeniem posterunku by�y dwa zwoje drutu kolczastego, rozpi�te na drewnianych koz�ach i przecinaj�ce drog� w odleg�o�ci dwudziestu czterech metr�w od siebie. Posterunek nale�a� do najbardziej wysuni�tych, a on i Arjun czuwali przed drewnianymi budkami na poboczu drogi. Za wzg�rzem trzyma�o wart� dw�ch innych, ale poniewa� od wielu godzin uparcie milczeli, wszystko wskazywa�o na to, �e po prostu usn�li, podobnie jak �o�nierze w prowizorycznym baraku, kt�ry zbudowano sto kilkadziesi�t metr�w dalej. Mimo gro�nych ostrze�e� prze�o�onych noce i dnie up�ywa�y pod znakiem niewys�owionej nudy.
7
Kenna, p�nocno-wschodnia prowincja Anury, by�a s�abo zaludniona nawet kiedy�, w swoich najlepszych czasach, a czasy, kt�re prze�ywali ostatnio, do najlepszych nie nale�a�y.
A teraz wiatr od morza, leciutki jak delikatny podmuch powietrza bij�cy spod skrzyde� owada, przyni�s� ze sob� warkot silnika samochodu. Warkot powoli narasta�.
Shyam niespiesznie wsta�.
- Arjun - zawo�a�, �piewnie przeci�gaj�c samog�oski. - Arjuuun!
Co� jedzie.
Arjun ockn�� si� i pokr�ci� g�ow�, �eby rozprostowa� zesztywnia�y kark.
- O tej porze? - Przetar� oczy. W zg�stnia�ym od wilgoci powietrzu
pot �cieka� mu z twarzy jak l�ni�ca oliwa.
Zza mrocznego, sk�po poro�ni�tego lasem wzg�rza buchn�y dwa snopy jaskrawego �wiat�a. Chocia� silnik samochodu wy� na pe�nych obrotach, dobieg� ich czyj� weso�y krzyk.
- Znowu te pieprzone gnojki - wymamrota� pos�pnie Arjun.
Ale Shyam by� zadowolony ze wszystkiego, co przerywa�o nocn� nud�. Poprzedniego tygodnia pe�ni� wart�, nocn� i dzienn�, na ruchomym posterunku w Kandarze, posterunku wa�nym i pono� bardzo niebezpiecznym. Jego prze�o�ony, oficer o kamiennej twarzy, wielokrotnie podkre�la�, jak istotne, jak kluczowe, jak newralgiczne pe�nili tam zadanie. Posterunek zlokalizowano niedaleko Kamiennego Pa�acu, gdzie odbywa�o si� w�a�nie posiedzenie rz�du, podobno supertajne i superwa�ne. Dlatego maksymalnie zaostrzono �rodki bezpiecze�stwa, a droga, kt�rej teraz pilnowali, by�a jedyn� przejezdn� drog� ��cz�c� pa�ac z p�nocnym rejonem wyspy, opanowanym przez buntownik�w. Ale partyzanci z FWLK, Frontu Wyzwolenia Ludu Kagama, doskonale o tych posterunkach wiedzieli i trzymali si� od nich z daleka. Zreszt�jak wi�kszo�� pozosta�ych; mi�dzy wybuchami kolejnych bunt�w i kolejnymi kampaniami maj�cymi te bunty t�umi� uciek�a st�d ponad po�owa mieszka�c�w. A ch�opi, kt�rzy pozostali w Kennie, nie mieli pieni�dzy, co oznacza�o, �e wartownicy nie mogli liczy� na �ap�wki. Tak wi�c na s�u�bie nie dzia�o si� praktycznie nic, a cienki portfel Shyama chud� w oczach. Czym on sobie na to zas�u�y�? Pewnie przewini� co� w poprzednim wcieleniu.
Ma�a ci�ar�wka, opuszczony dach, dw�ch nagich do pasa m�odych m�czyzn w szoferce. Jeden z nich sta�, polewaj�c sobie pier� piwem i wrzeszcz�c. Ci�ar�wka - zapewne wy�adowana kurakkanem. burakami, ziemniakami czy innymi bulwami, a wi�c tym, co jada�a tutejsza biedota - pokona�a zakr�t na pe�nych obrotach silnika, z pr�dko�ci� prawie
8
stu trzydziestu kilometr�w na godzin�. Z szoferki dobiega� ryk ameryka�skiego rocka, nadawanego przed jedn� z wyspiarskich rozg�o�ni radiowych.
Noc rozbrzmia�a okrzykami i radosnym wyciem pijanych w sztok ch�ystk�w. Wyj�jak stado zalanych w trupa hien, pomy�la� ponuro Shyam. Kierowcy, cholera. M�odzi, bez grosza przy duszy i nawaleni jak stodo�a, mieli wszystko w dupie. Ale rano dupy mog� ich rozbole�. Przed paroma dniami w�a�ciciela podobnej ci�ar�wki odwiedzili zawstydzeni rodzice gnojk�w takich samych jak oni, jak ci tutaj. Zwr�cili uszkodzony w�z i wyr�wnali szkody kop� kurakkanu. A co do ich dzieci... C�, przez d�ugi czas nie mog�y usi��� bez grymasu b�lu, nawet na fotelu samochodowym wymoszczonym mi�ciutk� poduszk�.
Shyam wzi�� karabin i wyszed� na drog�, ale zaraz wr�ci� na pobocze, bo ci�ar�wka nie zwolni�a i wci�� pru�a przed siebie jak rozp�dzony czo�g. Zatrzymywa� ich? Czysta g�upota. Te flachtusy by�y nawalone, ostro napite, wi�c co by mu to da�o. Wyrzucona z samochodu puszka piwa zatoczy�a w powietrzu �uk i pacn�a na drog�. S�dz�c po odg�osie, by�a pe�na.
Ci�ar�wka gwa�townie skr�ci�a, omin�a kozio� po prawej stronie, pop�dzi�a dalej, omin�a drugi kozio�, ten po lewej, i pomkn�a przed siebie.
- Oby Siwa powyrywa� im r�ce i nogi - mrukn�� Arjun i s�katymi
palcami przeczesa� swoje g�ste, czarne w�osy. - Przynajmniej nie trzeba
nikogo powiadamia� przez radio. S�ycha� ich na pi�� kilometr�w.
- W takim razie co?- spyta� Shyam. Nie pracowali w drog�wce,
a przepisy zabrania�y ostrzeliwa� pojazd tylko dlatego, �e nie zatrzyma�
si� na wezwanie.
- To zwykli wie�niacy. Banda wie�niak�w, i tyle.
- Ej - zaprotestowa� Shyam. - Ja te� jestem ze wsi. - Dotkn�� pal
cem naszywki na br�zowej koszuli. Widnia� na niej napis ARA, Armia
Republiki Anury. - Wytatuowali mi to na sk�rze czy jak? Odwal� swoje
i za dwa lata wracam na gospodark�.
- Teraz tak m�wisz. Mam wujka. Sko�czy� uniwersytet. Od dziesi�
ciu lat jest urz�dnikiem pa�stwowym i zarabia po�ow� tego co my.
- A ty zarabiasz dok�adnie tyle, na ile zas�ugujesz? - odpar� z sarka
zmem Shyam.
- M�wi� tylko, �e trzeba wykorzystywa� ka�d� szans�, kt�ra si�
nadarza. - Arjun wskaza� kciukiem le��c� na drodze puszk�. - Pe�niutka,
widzisz? W�a�nie o tym m�wi�. Nie ma to jak dobre, orze�wiaj�ce piw
ko, drogi przyjacielu.
9
- Arjun - zaprotestowa� Shyam. - Stoimy na warcie we dw�ch, ra
zem, nie? Ty i ja.
- Spokojnie - odrzek� z szerokim u�miechem Arjun. - Podziel� si�
z tob�.
Kilkaset metr�w za zwojem wspartego na koz�ach drutu kolczastego kierowca zmniejszy� gaz, a jego kolega usiad�. Wytar� si� r�cznikiem, w�o�y� czarny podkoszulek i zapi�� pas. W ci�kim, lepkim powietrzu piwo mia�o cuchn�cy, wprost odra�aj�cy zapach. M�czy�ni spochmurnieli.
Na ma�ej �awce tu� za szoferk� siedzia� oficer Frontu Wyzwolenia Ludu Kagama, m�czyzna du�o od nich starszy. Mokre od potu k�dzierzawe w�osy przyklei�y mu si� do czo�a, w�sy l�ni�y w blasku ksi�yca. Gdy ci�ar�wka przeje�d�a�a przez posterunek, le�a� na pod�odze, ale teraz usiad�, w��czy� walkie-talkie, stare, lecz wci�� niezawodne, i rzuci� do mikrofonu kr�tki, chrapliwy rozkaz.
Chwil� p�niej z metalicznym zgrzytem uchyli�a si� tylna klapa �adowni, �eby uzbrojeni po z�by �o�nierze mogli zaczerpn�� �wie�ego powietrza.
Nadbrze�ne wzg�rze mia�o wiele nazw, a nazwy te wiele znacze�. Hindusi m�wili, �e jest to Siwanolipatha Malai, Odcisk Stopy Siwy, bo uwa�ali, �e przeszed� tamt�dy ich b�g. Buddy�ci znali je jako Sri Pada, Odcisk Stopy Buddy, poniewa� - ich zdaniem - to w�a�nie Budda przyby� kiedy� na Anur�. Muzu�manie nazywali je Adam Malai, Wzg�rzem Adama: arabscy kupcy z X wieku utrzymywali, �e po wygnaniu z raju Adam zatrzyma� si� tu i sta� na jednej nodze dop�ty, dop�ki Jahwe nie uzna�, �e jest wystarczaj�co cierpliwy. Koloni�ci - najpierw Portugalczycy, potem Holendrzy - patrzyli na nie okiem trze�wym i praktycznym, oboj�tnym na rozwa�ania natury duchowej: nabrze�ne wzniesienie nadawa�o si� doskonale na pot�n� fortec�, kt�rej dzia�a mog�y stawi� pot�ny op�r nieprzyjacielskim okr�tom. Wznie�li j� tam w XVII wieku i z biegiem lat wielokrotnie przebudowywali, nie zwracaj�c wi�kszej uwagi na pobliskie ma�e �wi�tynie. Teraz �wi�tynie te mia�y pos�u�y� za przystanki dla armii Proroka szykuj�cej si� do ostatecznej rozgrywki z wrogiem.
Ich przyw�dca, kt�rego nazywali Kalifem, zazwyczaj nie uczestniczy� w nieprzewidywalnych, pe�nych bitewnego zam�tu starciach z nieprzyjacielem. Ale ta noc nie by�a zwyk�� noc�. Tej nocy pisa�a si� histo-
10
ria. Jak m�g�by tego nie zobaczy�? Poza tym wiedzia�, �e decyzja o jego bezpo�rednim udziale w walce niezmiernie podniesie morale �o�nierzy. Otaczali go niez�omni synowie ludu Kagama, kt�rzy gor�co pragn�li, �eby by� �wiadkiem ich bohaterstwa lub, je�li los tak zechce, ich m�cze�skiej �mierci. Patrz�c najego szlachetn�, czarn�jak rze�biony heban twarz, na jego silne, mocno zarysowane szcz�ki, widzieli nie tylko namaszczonego przez Proroka wodza, kt�ry poprowadzi ich ku wolno�ci, lecz i cz�owieka, kt�ry opisze ich czyny w ksi�dze �ycia: dla potomno�ci.
Tak wi�c Kalif czuwa� wraz ze swym specjalnym oddzia�em w bezpiecznym, starannie wybranym miejscu na zboczu wzg�rza. Z twardej ziemi bi�a przykra wilgo�, a on mia� buty na cienkiej podeszwie, lecz czym�e by�y chwilowe niewygody w por�wnaniu z tym, �e l�ni�o przed nim g��wne wej�cie Kamiennego Pa�acu? Jego wschodnia �ciana, omsza�e wapienne g�azy, z kt�rych j� zbudowano, i szeroka, �wie�o odmalowana brama ton�y w blasku reflektor�w wystaj�cych z ziemi co kilka metr�w. I �ciana, i brama leciutko dr�a�y, falowa�y jak w pustynnym powietrzu. Kusi�y go. Wzywa�y. Wabi�y.
- Wy i ci, kt�rzy za wami p�jd�, mog� dzisiaj zgin�� - powiedzia� swoim dow�dcom przed kilkoma godzinami. -Lecz je�li zginiecie, Anura o was nie zapomni. Ani o was, ani o waszym m�cze�stwie. Nigdy! Przenigdy! Wasze dzieci i rodzic�w uznamy za �wi�tych. Wzniesiemy �wi�tynie ku waszej pami�ci! Do miast i wsi, w kt�rych przyszli�cie na �wiat, b�d� ci�gn�y pielgrzymki! B�dziemy was czci� jak ojc�w narodu. Zawsze. Po wsze czasy.
Byli lud�mi g��bokiej wiary, odwa�nymi, �arliwymi obro�cami ojczyzny, podczas gdy Zach�d z szyderczym zadowoleniem nazywa� ich terrorystami. Terrorystami! Zach�d, to siedlisko �wiatowego terroryzmu, �mia� nazywa� ich bandytami! C� za wygodny cynizm. Kalif pogardza� rz�dz�cymi Anur�tyranami, lecz prawdziw� nienawi�ci�, czyst� i doskona��, darzy� tych, dzi�ki kt�rym tyrani obj�li na wyspie w�adz�. Anura�czycy rozumieli przynajmniej, �e za uzurpowanie sobie w�adzy mo�na zap�aci� najwy�sz� cen�; rebelianci nieustannie im o tym przypominali, nieustannie dawali im krwawe nauczki. Ale ci z Zachodu przywykli do bezkarno�ci. Mo�e teraz wreszcie si� to zmieni.
Kalif powi�d� wzrokiem po zboczu wzg�rza, czuj�c, jak narasta w nim nadzieja: nadzieja, �e skorzysta na tym nie tylko on sam i jego zwolennicy, ale i wyspa. Anura. Gdy ponownie wkrocz� na �cie�k� swego przeznaczenia, czy znajdzie si� co�, czego nie b�d� w stanie dokona�? Ka�dy kamie�, ka�de drzewo, ka�dy poro�ni�ty traw� pag�rek popycha� go do czynu.
Tak, matka Anura wesprze swoich obro�c�w.
11
Przed wiekami odwiedzaj�cy j� przybysze uciekali si� do poezji, �eby odda� tutejsze pi�kno. Wkr�tce potem zawistni i zach�anni koloniali�ci wprowadzili tu swoje w�asne, jak�e logiczne i jak�e ponure zasady: wszystko to, co zniewalaj�co pi�kne, zosta�o zniewolone, wszystko to, co chwyta�o za serce, schwytane i zakute w kajdany. Anura sta�a si� g��wn� nagrod�, bezcenn� zdobycz� dla rywalizuj�cych ze sob� wielkich morskich imperi�w. W pachn�cych zagajnikach wyros�y mury pot�nych fortec, mi�dzy konchami na pla�ach leg�y skorupy armatnich kul. Wyspa sp�yn�a krwi�, a ci z Zachodu zadomowili si� na niej i rozpe��li jak truj�ce ziele, karmi�ce si� niesprawiedliwo�ci�.
Co oni z tob� zrobili, Anuro?
Siedz�c na wygodnych, pluszowych otomanach, zachodni dyplomaci wytyczali na mapach granice, kt�re burzy�y �ycie milionom ludzi, traktuj�c atlas �wiata jak jak�� ksi��eczk� do kolorowania.
Niepodleg�o��! Tak to nazywali. Jedno z najwi�kszych k�amstw dwudziestego stulecia. W�adza obecnego re�imu oznacza�a przemoc wobec ludu Kagama, a jedynym lekarstwem na akt przemocy jest inny akt przemocy: przemocy jeszcze wi�kszej. Ilekro� zamachowiec samob�jca odbiera� �ycie kt�remu� z hinduskich ministr�w, zachodnie media og�asza�y, �e jest to �kolejne bezsensowne zab�jstwo", lecz Kalif i jego �o�nierze wiedzieli, �e nie istnieje nic, co mia�oby wi�kszy sens. Plan najs�ynniejszej, najcz�ciej opisywanej w prasie fali zamach�w bombowych, wymierzonych w cywilne - pozornie cywilne - cele w sto�ecznym Caligo, opracowa� osobi�cie. Ich ci�ar�wki i furgonetki z reklamami wszechobecnych mi�dzynarodowych firm kurierskich i przewozowych by�y dos�ownie niewidzialne. Podst�p genialnie prosty i jak�e skuteczny! Wy�adowane po brzegi nas�czonymi rop� nawozami sztucznymi, wioz�y �mier�. W ci�gu ostatniego dziesi�ciolecia zamachy te zyska�y miano najbardziej pot�pianych akt�w terroru w �wiecie. Dziwaczna hipokryzja: przecie� on i jego zwolennicy prowadzili wojn� z tymi, kt�rzy ich do tej wojny pod�egali!
G��wny radiowiec szepn�� mu co� do ucha: w�a�nie zniszczono baz� wojskow� w Kaffrze. Baz� zniszczono, a nadajniki i odbiorniki zapewniaj�ce ��czno�� z pozosta�ymi bazami rz�dowymi rozmontowano. Nawet gdyby tamci zdo�ali wys�a� ��cznik�w, stra�nicy Kamiennego Pa�acu nie mieli szans na �adne wsparcie. P� minuty p�niej radiowiec otrzyma� kolejny meldunek, potwierdzenie, �e ich �o�nierze, �e lud odbi� kolejn� baz�. Opanowali zatem ju� drug� arteri� komunikacyjn� wyspy. Kalif poczu� na plecach mi�e mrowienie. Jeszcze kilka godzin i wyzwol� ze szpon�w �mierci ca�� Kenn�. W�adza przejdzie w ich r�ce. Wraz ze wschodem s�o�ca nad Anur� za�wita jutrzenka wolno�ci.
12
Jednak�e nic nie by�o tak wa�ne jak zdobycie Steenpalais, Kamiennego Pa�acu. Absolutnie nic. Pos�aniec wielokrotnie to podkre�la�, a jak dot�d zawsze mia� racj�, i co do warto�ci swojego wk�adu, i co do zaanga�owania w spraw� te�. Jego s�owo mia�o wag� z�ota - nie, znacznie wi�ksz�. Dostarczaj�c im bro� oraz informacje wywiadowcze, by� hojny do granic rozrzutno�ci. Nigdy go nie rozczarowa�, a on, Kalif, na pewno nie rozczaruje jego. Ich przeciwnicy mieli swoje �r�d�a dochod�w, swoich poplecznik�w, mocodawc�w i dobroczy�c�w. Dlaczego oni nie mieliby mie� swoich?
- Zimna! - wykrzykn�� rado�nie Arjun, podnosz�c puszk�. By�a
nawet lekko oszroniona. Przytkn�� j� do policzka i a� j�kn�� z rozkoszy.
Jego palce wytopi�y w szronie cztery owale, b�yszcz�ce weso�o w ��tym
�wietle posterunkowych rt�ci�wek.
- Tylko czy aby na pewno pe�na - rzuci� z pow�tpiewaniem Shyam.
- Nieotwarta -odrzek� Arjun. -Ci�ka i pe�niutka! - Rzeczywi�cie,
puszka by�a ci�ka, a� za ci�ka. - Wypijemy po �yku za naszych przod
k�w. Potem ja wypij� kilka t�gich �yk�w za siebie, a tobie dam to, co
zostanie na dnie, bo wiem, �e nie przepadasz za piwem. - Grubymi pal
cami podwa�y� metalowy j�zyczek i mocno nim szarpn��.
St�umione pufff! detonatora, odg�os podobny do tego, jaki towarzyszy otwarciu rurki wystrzeliwuj�cej konfetti na przyj�ciu, rozleg�o si� na u�amek sekundy przed eksplozj�. Arjun zd��y� tylko pomy�le�, �e padli ofiar� niewinnego �artu, Shyam - �e jego podejrzenia - cho� niezupe�nie �wiadome i wywo�uj�ce tylko mglisty niepok�j - okaza�y si� s�uszne. Jednak gdy wybuch�o trzysta trzydzie�ci sze�� gram�w plastiku, w�tek ich my�li zosta� gwa�townie zerwany.
Eksplozji towarzyszy� huk i chwila jaskrawej �wiat�o�ci, kt�ra b�yskawicznie przekszta�ci�a si� w wielk� ognist� kul� zniszczenia. Podmuch wybuchu zmi�t� z drogi drewniane koz�y i powali� prymitywny barak, w kt�rym spali �o�nierze. Dwaj zmiennicy Arjuna i Shyama, drzemi�cy po drugiej stronie blokady, zgin�li, zanim zd��yli si� ockn��. Fala wywo�anego eksplozj�gor�ca by�a tak intensywna, �e czerwona ziemia pokry�a si� szklist�, przypominaj�c� obsydian skorup�. A potem, zupe�nie nagle i r�wnie niespodziewanie jak si� pojawi�y, o�lepiaj�cy p�omie� i og�uszaj�cy huk znikn�y, jak znika pi��, gdy szybko rozprostuje si� palce. Si�a zniszczenia by�a ulotna jak dym, jej skutki przera�aj�co trwa�e.
Kwadrans p�niej, gdy szcz�tki posterunku mija� konw�j pokrytych brezentowymi plandekami ci�ar�wek, siedz�cy w nich �o�nierze nie musieli si� ju� kry� ani stosowa� �adnych innych sztuczek.
13
Ca�a ironia w tym, pomy�la� Kalif, �e tylko jego wrogowie w pe�ni doceni� genialno�� tego krwawego, porannego szturmu. Mg�a wojny przes�oni wszystko, co z daleka b�dzie doskonale widoczne: taktyk� atak�w skoordynowanych i zgranych w czasie tak precyzyjnie, jakby dowodzi�a nimi niewidzialna r�ka. Kalif wiedzia�, �e ju� nazajutrz analitycy z ameryka�skich agencji wywiadowczych obejrz� zdj�cia z satelit�w szpiegowskich i bez najmniejszego trudu wyczytaj�z nich ca�y schemat ich zmy�lnych dzia�a�. Jego zwyci�stwo przejdzie do legendy, a jego d�ug wobec Pos�a�ca - nalega� na to nie kto inny jak sam Pos�aniec - pozostanie spraw� mi�dzy nim i Allahem.
Podano mu lornetk� i spojrza� przez ni� na gwardzist�w stoj�cych szeregiem przed g��wn� bram�.
Ludzki drobiazg, szmaciane laleczki. Kolejny przyk�ad bezgranicznej g�upoty zwolennik�w rz�du. W blasku otaczaj�cych pa�ac reflektor�w byli jak tarcze na strzelnicy, tym bardziej �e o�lepieni jaskrawym �wiat�em, nie widzieli, co czai si� w ciemno�ci.
Gwardzi�ci nale�eli do elity ARA, Armii Republiki Anury. Ciesz�c si� poparciem wysoko postawionych krewnych, byli uk�adnymi, znaj�cymi dobre maniery karierowiczami, kt�rzy zawsze dbali o higien�, a spodnie od munduru prasowali w ostry jak brzytwa kant. Creme de la creme briilee, pomy�la� Kalif z ironi� i pogard�. Komedianci, a nie wojownicy. Patrzy� przez lornetk� na siedmiu m�czyzn z karabinami na ramieniu. Bro� wygl�da�a imponuj�co i by�a imponuj�co bezu�yteczna. Nie, to nawet nie komedianci. To zwyk�e marionetki.
G��wny radiowiec da� mu znak: dow�dca sekcji zaj�� ju� pozycj� i �pi�cy w koszarach �o�nierze nie mogli si� teraz w �aden spos�b przegrupowa�. Jeden z otaczaj�cych go ludzi poda� mu karabin: by� to gest czysto ceremonialny - Kalif sam go wymy�li� - lecz ceremonialne gesty s� nieodzownym i atrybutami ka�dej w�adzy. Przyw�dca mia� odda� pierwszy strza� z tego samego karabinu, z kt�rego przed pi��dziesi�ciu laty jeden z wielkich bojownik�w o niepodleg�o�� Anury zastrzeli� pewnego holenderskiego genera�a. Karabin, stary, r�cznie ryglowany mauser M24, by� pieczo�owicie konserwowany i mia� starannie zestrojone przyrz�dy celownicze. Odwini�ty z at�asowego ca�unu, zal�ni� w blasku ksi�yca jak miecz Saladyna.
Kalif wymierzy� do pierwszego z brzegu gwardzisty, lekko wypu�ci� powietrze, �eby nitki celownika skrzy�owa�y si� na jego ozdobionej baretkami piersi i �agodnie poci�gn�� za spust, obserwuj�c wyraz jego twarzy, pocz�tkowo skonsternowany, potem bolesny, wreszcie oszo�omiony. Na piersi �o�nierza wykwit�a ma�a czerwona plamka przypominaj�ca szkar�atn� butonierk�.
14
Cz�onkowie oddzia�u poszli w �lady wodza i w spowijaj�cej wzg�rze ciemno�ci zabrzmia�a kr�tka, dobrze mierzona salwa. Sznurki p�k�y: siedem marionetek drgn�o, podskoczy�o i leg�o bez ruchu na ziemi.
Kalif wybuchn�� �miechem. Wybuchn�� �miechem wbrew sobie, gdy� w �mierci tych ludzi nie by�o �adnego dostoje�stwa, jedynie absurd r�wny absurdowi tyranii, kt�rej s�u�yli. Tyrani musieli teraz przej�� do defensywy.
Jeszcze przed wschodem s�o�ca ka�dy cz�onek anura�skiego rz�du -je�li tylko zdecyduje si� pozosta� w prowincji - b�dzie musia� czym pr�dzej zrzuci� mundur, �eby nie rozerwa� go na strz�py wrogi t�um.
Kenna przestanie by� cz�ci� nielegalnej Republiki Anury. Kenna b�dzie nale�a�a do niego.
A wi�c zacz�o si�.
Kalif poczu� gwa�towny przyp�yw wiary w s�uszno�� sprawy i ta jasna, przenikliwa wiara wype�ni�a go niczym promienna �wiat�o��. Tak, jedynym lekarstwem na przemoc jest jeszcze wi�ksza przemoc.
Zdawa� sobie spraw�, �e w ci�gu najbli�szych minut wielu �o�nierzy zginie, �e ci, kt�rzy zgin�, b�d� mieli szcz�cie. Ale w Kamiennym Pa�acu mieszka� kto�, kto zgin�� nie mia� prawa, przynajmniej na razie. By� kim� wyj�tkowym, kim�, kto przyby� na Anur� jako mediator, �eby zaprowadzi� na wyspie pok�j. By� pot�ny i podziwiany przez miliony, ale on r�wnie� by� agentem neokolonialist�w. Dlatego musieli potraktowa� go z odpowiednim szacunkiem. Ten cz�owiek -ten �rozjemca", ten przedstawiciel wszystkich narod�w �wiata, jak nazywa�y go zachodnie media - nie padnie ofiar� wojskowej potyczki. Nie zostanie zastrzelony.
W jego wypadku wszystko przebiegnie z zachowaniem wszelkich niuans�w i subtelno�ci prawa.
A potem zostanie �ci�ty jak zwyk�y przest�pca, kt�rym by�.
Rewolucja napoi si� jego krwi�!
Cz�� 1
Rozdzia� 1
�wiatowa siedziba Harnett Corporation zajmowa�a dwa najwy�sze pi�tra strzelistego wie�owca z czarnego szk�a przy Dearborn Street w g��wnej dzielnicy finansowo-handlowej Chicago. Korporacja Harnett by�a zrzeszeniem firm budowlanych, lecz nie takich, kt�re wznosz� drapacze chmur w najwi�kszych ameryka�skich metropoliach. Wi�kszo�� przedsi�wzi�� realizowa�a poza granicami kraju; podobnie jak koncerny wi�ksze i pot�niejsze od niej, takie jak cho�by Bechtel, Vivendi czy Suez Lyonnaise des Eaux, budowa�a tamy, oczyszczalnie �ciek�w i nap�dzane gazowymi turbinami elektrownie, a wi�c konstrukcje niezbyt efektowne, ale niezb�dne. Tego rodzaju projekty stawia�y wyzwania nie tyle natury estetycznej, co in�ynieryjnej, ale i one wymaga�y wiecznie niepewnej wsp�pracy mi�dzy sektorem publicznym i prywatnym. Kraje Trzeciego �wiata naciskane przez Bank �wiatowy i Mi�dzynarodowy Fundusz Walutowy, kt�re domaga�y si� od nich jak najszybszego sprywatyzowania pa�stwowego maj�tku, najcz�ciej poszukiwa�y ch�tnych do przetargu na budow� system�w telefonicznych, wodoci�g�w, elektrowni, linii kolejowych i kopalni. Zmiana w�a�ciciela wymusza�a natychmiastowe inwestycje i w�a�nie wtedy wkracza�y firmy w�sko wyspecjalizowane, takie jak Harnett Corporation.
- Do pana Harnetta - powiedzia� m�czyzna. - Paul Janson.
Recepcjonista, m�ody, piegowaty rudzielec, kiwn�� g�ow� i zawiadomi� kogo� z sekretariatu szefa. Potem bez �adnego zainteresowania zerkn�� na przybysza. Kolejny facet w �rednim wieku i w ��tym krawacie. Na kogo tu patrze�?
Natomiast Janson szczyci� si� tym, �e rzadko kiedy mu si� przygl�dano. Chocia� by� m�czyzn� ros�ym i atletycznie zbudowanym, nie mia� w sobie
19
nic, co rzuca�oby si� w oczy. Poprzecinane zmarszczkami czo�o, kr�tko ostrzy�one stalowoszare w�osy - zwyk�y, przeci�tny pi��dziesi�ciolatek, i tyle. Czy to na Wall Street, czy to na Bourse umia� wtopi� si� w t�um i pozosta� ca�kowicie niewidzialnym. Nawet jego kosztowny, szyty na miar� szary garnitur stanowi� doskona�y kamufla� r�wnie odpowiedni w korporacyjnej d�ungli jak zielone i czarne pasy, w kt�re kiedy� malowa� sobie twarz w prawdziwej d�ungli w Wietnamie. Jedynie wnikliwy i do�wiadczony obserwator potrafi�by dostrzec, �e ramiona jego garnituru wype�nione s� nie mi�kkimi podu-szeczkami, tylko zwyk�ymi ramionami, z mi�ni, krwi i ko�ci. Obserwator ten musia�by sp�dzi� z nim sporo czasu, aby zauwa�y�, �e jego szaroniebieskie oczy dostrzegaj�ka�dy, najmniejszy nawet szczeg� otoczenia i �e Janson jest cz�owiekiem zachowuj�cym ironiczny dystans do �wiata.
- Zechce pan chwileczk� zaczeka� - rzuci� oboj�tnie recepcjonista i Paul niespiesznie odszed� na bok, �eby obejrze� wisz�ce na �cianach zdj�cia. Ilustrowa�y przedsi�wzi�cia realizowane obecnie przez Harnett Corporation: wodoci�gi i oczyszczalnie �ciek�w w Boliwii, tamy w Wenezueli, mosty w Saskatchewan i elektrownie w Egipcie. Stanowi�y dow�d, �e jest to korporacja bardzo pr�na i �wietnie prosperuj�ca. I rzeczywi�cie taka by�a, przynajmniej do niedawna.
S�k w tym, �e Steven Burt, jej dyrektor do spraw eksploatacji, uwa�a�, �e powinna prosperowa� znacznie lepiej. Ostatnio coraz cz�ciej ponosi�a du�e straty, dlatego Burt poprosi� Jansona, �eby ten zechcia� spotka� si� z Rossem Harnettem, prezesem korporacji i jej naczelnym dyrektorem. Janson nie mia� ochoty przyjmowa� kolejnego klienta: chocia� by� konsultantem do spraw bezpiecze�stwa dopiero od pi�ciu lat, niemal natychmiast wyrobi� sobie reputacj� specjalisty niezwykle efektywnego i dyskretnego, dlatego popyt na jego us�ugi przekracza� obecnie zar�wno jego mo�liwo�ci czasowe, jak i zainteresowanie. Nie przyj��by tej propozycji, gdyby nie Steven, przyjaciel z dawnych czas�w. Podobnie jak on, Burt te� prowadzi� kiedy� inne �ycie, kt�re porzuci�, wkraczaj�c w �wiat zdominowany przez cywili. Janson nie chcia� go zawie��. Dlatego postanowi� stawi� si� przynajmniej na spotkanie.
Do recepcji wesz�a asystentka Harnetta, serdeczna, trzydziestokilkuletnia kobieta, kt�ra zaprowadzi�a go do gabinetu dyrektora. Korytarze i biura z olbrzymimi oknami wychodz�cymi na po�udnie i wsch�d by�y urz�dzone z nowoczesn� oszcz�dno�ci�. Przefiltrowane przez szk�o jaskrawe promienie s�o�ca traci�y w nim blask, nabieraj�c ch�odnej po�wiaty. Harnett siedzia� za biurkiem i rozmawia� przez telefon, wi�c asystentka wyczekuj�co przystan�a w drzwiach. Harnett w�adczym gestem r�ki wskaza� Jansonowi fotel.
20
- W takim razie b�dziemy musieli renegocjowa� warunki wszyst
kich kontrakt�w z IngersollRand - m�wi�. Mia� na sobie bladob��kitn�
koszul� z monogramem, bia�ym ko�nierzykiem i podwini�tymi r�kawa
mi, kt�re ods�ania�y grube przedramiona. - Je�li nagle zmieniaj� cen�,
mamy prawo kupowa� gdzie indziej. Pieprzy� ich. Podrzyj ten kontrakt.
Janson usiad� w czarnym sk�rzanym fotelu naprzeciwko biurka, w fotelu odrobin� ni�szym ni� ten, na kt�rym siedzia� Harnett. Ni�szy fotel: przemy�lna, cho� do�� prymitywna zagrywka, kt�ra zamiast poczucia pewno�ci siebie sygnalizowa�a wyra�ny jego brak. Paul demonstracyjnie spojrza� na zegarek i t�umi�c rozdra�nienie, rozejrza� si� woko�o. Z okien mieszcz�cego si� na dwudziestym sz�stym pi�trze naro�nego gabinetu roztacza�a si� panorama jeziora Michigan i centrum Chicago. Wysoki fotel, wysokie pi�tro: im wy�ej, tym lepiej. Harnett chcia�, �eby wszystko by�o jasne.
Harnett. By� niski, pot�nie zbudowany i mia� chrapliwy g�os. Przypomina� hydrant przeciwpo�arowy. Podobno szczyci� si� tym, �e regularnie odwiedza place bud�w realizowanych przez korporacj� przedsi�wzi�� i �e rozmawia z majstrami jak r�wny z r�wnym. Fakt, butny i pewny siebie, wygl�da� na takiego, co to zaczyna� od zwyk�ego budowla�ca i doszed� do milion�w si�� w�asnych r�k. Tak naprawd� by�o zupe�nie inaczej. Paul wiedzia�, �e Harnett uko�czy� Kellog School of Management, �e jest specjalist� od zarz�dzania i administracji i �e bardziej interesuje go samo zarz�dzanie, zw�aszcza finansami, ni� in�ynieria. Zaw�adn�� korporacj�, przejmuj�c zale�ne od niej firmy w czasach, gdy gwa�townie potrzebowa�y zastrzyku got�wki i gdy ich cena by�a stosunkowo niska. Poniewa� bran�a budowlana jest interesem podlegaj�cym cyklicznym zmianom koniunkturalnym, doszed� do wniosku, �e utrzymuj�c starannie zaplanowan� r�wnowag� mi�dzy warto�ci� aktyw�w podlegaj�cych mu przedsi�biorstw, za niewielkie pieni�dze mo�e zbudowa� imperium.
W ko�cu od�o�y� s�uchawk� i przez chwil� w milczeniu przygl�da� si� Jansonowi.
- Stevie m�wi, �e jest pan �wietny - zacz�� znudzonym g�osem. -
Ca�kiem mo�liwe, �e znam pa�skich klient�w. Dla kogo pan pracowa�?
Paul obrzuci� go zdziwionym spojrzeniem. Czy�by Harnett zamierza� przeprowadzi� z nim rozmow� kwalifikacyjn�?
- Wi�kszo�� klient�w, kt�rych decyduj� si� przyj�� - odpar�, znacz�co
zawieszaj�c g�os - rekomenduj� mi inni klienci. - �e te� musia� mu t�uma
czy� co� tak oczywistego. Jakie to prostackie: to nie on mia� przedstawia�
rekomendacje przysz�emu klientowi, tylko przysz�y klient jemu. - W pew
nych okoliczno�ciach chlebodawca mo�e rozmawia� o mojej pracy z inny
mi, aleja nigdy nie ujawniam tajemnic zawodowych. Tak� mam zasad�.
21
- Jak ma�y drewniany Indianin, co? - mrukn�� z nie ukrywanym roz
dra�nieniem Harnett.
- S�ucham?
- Ja te�, bo mam nieodparte wra�enie, �e obaj tylko tracimy czas.
Pan jest zaj�ty, ja jestem zaj�ty, po choler� mamy tu siedzie� i wzajemnie
sobie dogryza�. Wiem, �e Stevie ubzdura� sobie, �e nasza krypa przecie
ka i nabiera wody. Ale to nieprawda. Raz na wozie, raz pod wozem: tak
to ju� w tej bran�y bywa. Stevie jest wci�� zbyt zielony, �eby to zrozu
mie�. Stworzy�em t� korporacj� w�asnymi r�kami i wiem, co dzieje si�
w tej chwili w ka�dym biurze i na ka�dym placu budowy w dwudziestu
czterech krajach �wiata. Zastanawiam si� nawet, czy w og�le potrzebuje
my konsultanta do spraw bezpiecze�stwa. Poza tym s�ysza�em, �e nie jest
pan tani, a ja nale�� do ludzi oszcz�dnych. Idealnie zbilansowany bud�et
to moja biblia. Prosz� mnie dobrze zrozumie�: je�li ju� wydaj� pieni�
dze, musz� wiedzie�, na co id� i co z tego b�d� mia�. Je�li nic, po choler�
je wydawa�? To moja ma�a tajemnica i ch�tnie si� ni� z panem podzie
l�. - Harnett odchyli� si� w fotelu niczym pasza, kt�ry czeka, a� s�uga
naleje mu herbaty. - Ale prosz�, niech mnie pan przekona, �e si� myl�. Ja
swoje powiedzia�em. Teraz z przyjemno�ci� wys�ucham pana.
Janson pos�a� mu s�aby u�miech. B�dzie musia� przeprosi� Stevena Burta - szczerze w�tpi�, czy kt�rykolwiek z jego najbli�szych przyjaci� �mia� nazywa� go �Steviem"- ale z Harnettem nie zamierza pracowa�. Owszem, mia� kilku klient�w, lecz z tym d�ugo by nie wytrzyma�. Postanowi� wycofa� si� z tego jak najszybciej i jak najzwinniej.
- Szczerze m�wi�c, nie wiem, co powiedzie� - odrzek�. - Wygl�da
na to, �e w pe�ni panuje pan nad sytuacj�...
Harnett kiwn�� g�ow�. Nie raczy� si� nawet u�miechn��, jakby uwa�a�, �e to oczywiste.
- Prowadz� t� firm� �elazn� r�k�, m�j drogi panie - rzuci� protek
cjonalnie. - Plany naszych przedsi�wzi�� s� dobrze chronione. Tak by�o
przedtem, tak jest teraz, tak b�dzie zawsze. Nigdy nie dosz�o u nas do
�adnego przecieku, nikt nie uciek� od nas do konkurencji, nie mieli�my tu
nawet wi�kszej kradzie�y. Jako prezes firmy i jej naczelny dyrektor do
brze wiem, co m�wi�. W tym punkcie chyba si� pan ze mn� zgodzi, praw
da?
- Dyrektor, kt�ry nie wie, co dzieje si� w jego firmie, nie jest w sta
nie skutecznie ni� zarz�dza� - odrzek� spokojnie Janson.
- Ot� to. - Harnett spojrza� na stoj�cy na biurku telefon po��czony
z interkomem. - Panie Janson, ma pan �wietn� reputacj�. Stevie wychwala�
pana pod niebiosa i wierz�, �e jest pan znakomitym fachowcem. Dzi�ku-
22
j�, �e zechcia� pan nas odwiedzi� i, jak ju� m�wi�em, przykro mi, �e zabrali�my panu tyle czasu...
Zabrali�my. My. Ukryty podtekst: przykro mi, �e jeden z moich zast�pc�w doprowadzi� do tej niezr�cznej sytuacji. Kr�tko m�wi�c, Steven Burt t�go oberwie. Przez wzgl�d na starego przyjaciela Paul zdecydowa� si� na kilka po�egnalnych s��w.
- Zupe�nie niepotrzebnie, nic si� nie sta�o - odpar�, wstaj�c i �ciska
j�c mu przez biurko r�k�. - Ciesz� si�, �e firma kwitnie. - Przekrzywi�
g�ow� i doda� niewinnie: - Aha, a propos... Ta ,.zapiecz�towana oferta
przetargowa"', kt�r� z�o�y� pan w�adzom Urugwaju...
Harnett drgn�� i czujnie b�ysn�� oczami. Hm, celny strza�.
- Jak to oferta? Co pan o niej wie?
- Dziewi��dziesi�t trzy miliony pi��set czterdzie�ci tysi�cy, prawda?
Harnett poczerwienia�.
- Zaraz. Zatwierdzi�em j� dopiero wczoraj rano. Sk�d, u diab�a...
- Na pa�skim miejscu martwi�bym si� bardziej tym, �e jej szczeg�
�y znaj� r�wnie� pa�scy francuscy rywale, Suez Lyonnaise. Ich oferta
b�dzie zapewne o dwa procent ni�sza od pa�skiej...
- O dwa procent... �e co? - wybuchn�� Harnett z si�� d�ugo u�pio
nego wulkanu. - Steve Burt to panu powiedzia�?
- Nie, sk�d. Zreszt� Steven zajmuje si� kosztami eksploatacyjnymi,
a nie ksi�gowo�ci� czy planowaniem. Czy on w og�le o tej ofercie wie?
Harnett szybko zamruga�.
- Nie - odrzek� po chwili namys�u. - Nie m�g� o niej wiedzie�.
Cholera jasna, nikt nie m�g� o niej wiedzie�. Wys�a�em j� zaszyfrowa-
nym e-mailem bezpo�rednio do tego urugwajskiego ministra...
- Mimo to niekt�rzy o niej wiedz�. To nie pierwszy przetarg, kt�ry
przegra� pan w tym roku, prawda? Powiem wi�cej: w ci�gu ostatnich dzie
wi�ciu miesi�cy przegra� pan ich kilkana�cie. Jedena�cie z pi�tnastu z�o
�onych ofert zosta�o odrzuconych, zgad�em? Sam pan powiedzia�: raz na
wozie, raz pod wozem.
Policzki Harnetta p�on�y �ywym ogniem, ale Janson zachowa� przyjacielski ton g�osu.
- Je�li za� chodzi o Vancouver... C�, w Vancouver posz�o o co� in
nego. In�ynierowie z miejskiego nadzoru budowlanego odkryli, �e w u�y
wanym do palowania betonie s� plastyfikatory, no, wie pan, zmi�kczacze.
�atwiej by�o go wylewa�, ale taki beton to zagro�enie dla wytrzyma�o�ci
fundament�w gmachu. Oczywi�cie to nie pa�ska wina: wasze specyfikacje
by�y bezb��dne. Sk�d mia� pan wiedzie�, �e jeden z kooperant�w przekupi�
inspektora, �eby ten sfa�szowa� dokumentacj� kontroln�? Drobna p�otka
23
dostaje w �ap� n�dzne pi�� tysi�cy, a pan zostaje na lodzie z projektem wartym sto milion�w. Zabawne, co? Z drugiej strony, panu te� marnie idzie z �ap�wkami, przynajmniej ostatnio. Je�li zastanawia si� pan na przyk�ad, dlaczego nie wypali�o wam w La Paz...
- Tak? - ponagli� go niecierpliwie Harnett. Zerwa� si� z fotela i za
styg� bez ruchu jak bry�a lodu. - Dlaczego?
- C�, powiedzmy, �e Raffy znowu nabi� pana w butelk�. Zapewni�
jednego z pa�skich dyrektor�w, �e przekaza� �ap�wk� ministrowi spraw
wewn�trznych, a ten mu uwierzy�. Oczywi�cie Raffy nikomu nic nie prze
kaza�. Wybra� pan z�ego po�rednika, i tyle. W latach dziewi��dziesi�tych
Raffy Nunez oszuka� w ten spos�b bardzo du�o firm. Wi�kszo�� pa�
skich rywali dobrze o tym wie. �miali si� do rozpuku, widz�c, jak pa�ski
cz�owiek chleje z nim tequil� w La Paz Cabana, bo przeczuwali, co si�
zaraz stanie. Ale kit im w oko, przynajmniej pr�bowali�cie, prawda? A �e
wasz margines operacyjno-inwestycyjny spadnie w tym roku do trzydzie
stu procent? I co z tego? To tylko pieni�dze, nic wi�cej, prawda? Czy nie
tak m�wi� wasi udzia�owcy?
Czerwony jak burak Harnett teraz dla odmiany �miertelnie poblad�.
- Hm - kontynuowa� Janson. - Widz�, �e jednak nie. C�, spr�buj�
pana pocieszy�: spora grupa waszych najwi�kszych udzia�owc�w chce za
inwestowa� w Vivendiego, Kendricka, mo�e nawet w Bechtela i przej�� t�
nieszcz�sn� korporacj�. Niech pan popatrzy na to z innej strony, z tej ja
�niejszej. Je�li im si� uda, b�dzie pan mia� to wszystko z g�owy. - Harnett
gwa�townie wci�gn�� powietrze, lecz Paul uda�, �e tego nie s�yszy. - Ale
c�, jestem przekonany, �e ju� pan o tym wie, �e to dla pana nie nowina...
Harnett robi� wra�enie oszo�omionego i spanikowanego; wpadaj�ce przez wielkie okna rozmyte promienie s�o�ca zaskrzy�y si� w kroplach zimnego potu na jego czole.
- Kurwa... - wymamrota�, patrz�c na Jansona jak ton�cy patrzy na
tratw� ratunkow�. - Ile?
- S�ucham?
- I le pan chce? - powt�rzy� Harnett. - Potrzebuj� pana - doda� z jo
wialnym u�miechem, kt�ry mia� ukry� rozpacz i kra�cow� desperacj�. -
Steve Burt m�wi�, �e jest pan najlepszy i nie ma co do tego dw�ch zda�.
Chcia�em si� z panem tylko podra�ni�. Dlatego pos�uchaj pan, panie wa�-
niaku: nie wyjdziesz pan st�d, dop�ki nie dobijemy targu, jasne? - Coraz
bardziej si� poci�. Zwilgotnia� mu ko�nierzyk i koszula pod pachami. -
Jako� si� dogadamy.
- Nie s�dz� - odrzek� przyja�nie Paul. - Nie chc� u pana pracowa�.
To jedna z dobrych stron pracy na w�asn� r�k�: ja sam decyduj�, kt�rego
24
klienta przyj��, a kt�rego nie. Ale �ycz� panu wszystkiego najlepszego. Szczerze. Nic nie podnosi poziomu adrenaliny tak, jak kr�tka potyczka, prawda?
Harnett roze�mia� si� sztucznie i klasn�� w d�onie.
- Podoba mi si� pa�ski styl - powiedzia�. - Niez�y z pana negocja
tor. Dobrze, ju� dobrze, wygra� pan. Czego pan chce?
Janson pokr�ci� g�ow�, u�miechn�� si�, jakby us�ysza� co� zabawnego i niespiesznie ruszy� do drzwi. Lecz zanim wyszed�, przystan�� i si� odwr�ci�.
- Dam panu pewien cynk, gratis. Pa�ska �ona wie... - Wypowiada
j�c na g�os imi� jego wenezuelskiej kochanki, post�pi�by co najmniej
niedelikatnie, dlatego enigmatycznie, ale znacz�co doda�: - O Caracas. -
Pos�a� mu porozumiewawcze spojrzenie: rozmawiali jak zawodowcy,
dziel�c si� jedynie spostrze�eniami na temat swoich s�abych punkt�w.
Policzki Harnetta pokry�y si� ma�ymi, czerwonymi plamkami, czu� narastaj�ce md�o�ci, wygl�da� jak cz�owiek, kt�remu grozi rujnuj�cy finansowo rozw�d i strata firmy.
- Dobrze, proponuj� panu udzia�y, akcje...
Ale Janson szed� ju� korytarzem w stron� wind. Ch�tnie zobaczy�by, jak ten nad�ty dupek wije si� przed nim, p�acze i p�aszczy, ale zanim zjecha� na d�, do recepcji, wype�ni�o go poczucie rozgoryczenia, zmarnowanego czasu i bezsensowno�ci tego, co robi�.
W zakamarkach umys�u ponownie odezwa� si� cichy g�os z dawno minionej przesz�o�ci. �I to nadaje sens waszemu �yciu?"- pyta� Phan Nguyen na tysi�ce r�nych sposob�w. To by�o jego ulubione pytanie. Nawet teraz oczyma duszy Paul widzia� jego ma�e, inteligentne oczy, szerok�, pomarszczon� twarz, szczup�e, niemal dzieci�ce ramiona. Nguyen przes�uchiwa� go w Wietnamie i Ameryka niezmiernie go ciekawi�a. Ciekawi�a, intrygowa�a, fascynowa�a, a jednocze�nie nape�nia�a odraz�. �I to nadaje sens waszemu �yciu?" Janson pokr�ci� g�ow�. Niech ci� piek�o poch�onie, Nguyen.
Wsiad�szy do limuzyny, czekaj�cej z w��czonym silnikiem przed gmachem Harnett Corporation, postanowi� pojecha� od razu na lotnisko O'Hare; wiedzia�, �e zd��y jeszcze na samolot do Los Angeles. Uciec z Chicago by�o �atwo. Gdyby tylko r�wnie �atwo by�o uciec od pyta� Nguyena.
W poczekalni Platinum Club linii lotniczych Pacifica Airlines sta�y za lad� dwie hostessy. Lada i ich mundury mia�y ten sam szaroniebieski
25
kolor. Mundury by�y ozdobione czym� w rodzaju epolet�w. Musia� je mie� personel wszystkich wi�kszych linii lotniczych �wiata. W innym miejscu i w innym czasie epolety by�yby raczej oznak� zdobytego w boju do�wiadczenia.
Jedna z hostess rozmawia�a z jowialnym, atletycznie zbudowanym m�czyzn� w rozpi�tej niebieskiej marynarce z pagerem przypi�tym do paska spodni. Po wystaj�cej z wewn�trznej kieszeni metalowej odznace by�o wiadomo, �e facet jest inspektorem Federalnej Administracji Lotniczej, kt�ry teraz bez w�tpienia �apa� chwil� oddechu w mi�ej, �yczliwej atmosferze. Gdy Janson podszed� bli�ej, natychmiast zamilkli.
- Poprosz� o pa�sk� kart� - powiedzia�a jedna z kobiet. Jej sztucz
na, przypudrowana opalenizna ko�czy�a si� tu� pod podbr�dkiem, a ru
dawe w�osy najwyra�niej niedawno zawar�y znajomo�� z wa�kami do trwa
�ej ondulacji.
Paul pokaza� jej bilet i plastikow� kart�, kt�r� ci z Pacifica nagradzali pasa�er�w lataj�cych non stop.
- Witamy w Platinum Club - zaszczebiota�a ta od trwa�ej.
- Zawiadomimy pana, kiedy samolot b�dzie gotowy do lotu - doda
�a ta druga niskim, budz�cym zaufanie g�osem. Kasztanowe loki, cie� do
powiek dopasowany kolorem do niebieskich lam�wek munduru; wska
za�a mu drzwi takim gestem, jakby zaprasza�a go za jakie� z�ote wrota. -
Tymczasem zechce pan odpocz��, korzystaj�c z wszelkich dost�pnych
w sali udogodnie�. -Zach�caj�ce skinienie g�ow� i szeroki u�miech. Sam
�wi�ty Piotr by jej uleg�.
Wci�ni�te mi�dzy stalowe belki i d�wigary wiecznie zat�oczonego lotniska miejsca takie jak Platinum Club s�u�y�y liniom lotniczym do obs�ugi najbogatszych i najcz�ciej lataj�cych pasa�er�w. Zamiast s�onych orzeszk�w ziemnych, kt�re oferowano les miserables z klasy ekonomicznej, tu sta�y miseczki z drogimi, egzotycznymi orzechami: nerkowcami, migda�ami i orzechami w�oskimi. Na marmurowej ladzie barku pyszni�y si� kryszta�owe karafki pe�ne nektaru brzoskwiniowego i �wie�o wyci�ni�tego soku z pomara�czy. Na pod�odze le�a�a elegancka wyk�adzina w szaroniebieskim, a wi�c firmowym kolorze, ozdobiona bia�ymi i granatowymi lam�wkami. Na okr�g�ych stolikach mi�dzy wielkimi fotelami le�a�y r�wniutko pouk�adane gazety i czasopisma: �International Herald Tribune", �USA Today", �Wall Street Journal" i �Financial Times". W k�cie sali mruga� ekran monitora, na kt�rym Bloomberg nieustannie wy�wietla� bezsensowne tabele, diagramy i liczby, podryguj�ce niczym marionetki w takt melodii wygrywanej przez �wiatow� gospodark�. Przez na wp� opuszczone �aluzje prawie nie wida� by�o p�yty lotniska.
26
Janson bez zainteresowania przejrza� kilka gazet. Si�gn�� po �Wall Street Journal" i otworzy� go na dziale gospodarczym. Natychmiast natrafi� na szereg wojowniczo brzmi�cych metafor: jatka na Wall Street, zmasowany szturm akcjonariuszy na Dow. Dzia� sportowy �USA Today" m�wi� o za�amaniu si� ofensywy Raiders�w na skutek serii ostrych kontratak�w zespo�u Viking�w. Jakby tego by�o ma�o, z niewidocznych g�o�nik�w p�yn�a piosenka w wykonaniu diwy pop dujour, temat muzyczny z kasowego filmu o jednej z legendarnych bitew II wojny �wiatowej. Krew i pot �o�nierzy uhonorowano najnowocze�niejsz� grafik� komputerow� i milionami z kasy wytw�rni filmowej.
Janson usiad� ci�ko w jednym z obitych tapicerk� foteli, w�druj�c wzrokiem w stron� grupy pasa�er�w, pewnie jakich� wa�niak�w dyrektor�w, mened�er�w czy ksi�gowych, kt�rzy pod��czywszy laptopy do sieci, odbierali e-maile od klient�w, potencjalnych klient�w, pracodawc�w, podw�adnych i kochanek w nieustannym poszukiwaniu czego� interesuj�cego, czego�, co by ich podkr�ci�o. Z ich dyplomatek wystawa�y grzbiety ksi��ek z poradami marketingowymi opartymi na przemy�leniach staro�ytnych chi�skich wodz�w: zasady ich sztuki wojennej odpowiednio zmodyfikowano i przeniesiono do wsp�czesnego handlu. Eleganccy, zadowoleni z siebie i bezpieczni, pomy�la� Janson. Kochaj�c nade wszystko pok�j, jak�e uwielbiali wojenn� metaforyk�! Paradny mundur i wszystko to, co si� z nim wi��e, jest dla nich r�wnie romantyczne jak ozdobny �eb dzika w pracowni wypychacza zwierz�t.
Bywa�y takie chwile, kiedy on te� czu� si� jak ten dzik, wypchany, spreparowany i powieszony na wbitym w �cian� haku. Niemal wszystkie drapie�niki figurowa�y teraz na li�cie zwierz�t zagro�onych, ��cznie z ameryka�skim bia�ym or�em, a przecie� on te� by� kiedy� drapie�nikiem i agresj� odpowiada� na agresj�. Zna� by�ych �o�nierzy, kt�rzy przywykli do codziennej dawki adrenaliny jak do narkotyku: gdy przestali by� u�yteczni na prawdziwym polu walki, natychmiast- i jak�e skutecznie-zmienili si� w �o�nierzy na niby i uganiali si� po Sierra Madre, graj�c w paintball lub, co gorsza, przyjmowali prac� w podejrzanych firmach prowadz�cych jeszcze bardziej podejrzane interesy, zwykle w tych cz�ciach �wiata, gdzie prawo stanowi� wszechobecny bakszysz. On takimi lud�mi g��boko pogardza�. Mimo to cz�sto zastanawia� si�, czy nie jest taki sam jak oni, czy wysoce wyspecjalizowane us�ugi, kt�re oferowa� ameryka�skim przemys�owcom, nie s� tylko powszechnie szanowan� odmian� tego samego g�wna.
By� samotny i ta samotno�� dokucza�a mu najbardziej w nielicznych wolnych chwilach prze�adowanego zaj�ciami dnia: gdy czeka� w hotelu
27
na spotkanie z kolejnym klientem, gdy czeka� na kolejny samolot, gdy po prostu czeka�. Wiedzia�, �e na kolejnym lotnisku zobaczy tylko kolejnego kierowc� kolejnej limuzyny z bia�� tabliczk�, na kt�rej b�dzie widnia�o jego przekr�cone nazwisko, a potem kolejnego biznesmena, tym razem zniecierpliwionego szefa filii sp�ki handlowej - przemys� lekki -z siedzib� w Los Angeles. Tego rodzaju �ycie - tego rodzaju s�u�ba? -rzuca�a go z jednego luksusowo urz�dzonego gabinetu do drugiego. Nie mia� ani �ony, ani dzieci, chocia� tak, �on� kiedy� mia�, �on� i nadziej� na dziecko, bo w chwili �mierci Helena by�a w ci��y. �Chcesz roz�mieszy� Boga? Opowiedz mu o swoich planach"- mawia� jej dziadek. Powtarza�a to tak cz�sto, �e dziadkowa maksyma wreszcie si� sprawdzi�a, i to w taki potworny spos�b.
Popatrzy� na rz�d bursztynowych karafek na p�ce za barkiem. Nazwy trunk�w: alibi na ukryte w butelkach zapomnienie. Stara� si� utrzymywa� form�, obsesyjnie �wiczy�, ale nawet w wojsku nigdy nie umia� odm�wi� sobie paru g��bszych. Bo co to komu szkodzi�o?
- Telefon do pana Richarda Aleksandra - zaskrzecza� w g�o�nikach
nosowy g�os. - Pan Richard Alexander proszony jest do stanowiska Paci-
fica Airlines.
Takie komunikaty rozbrzmiewa�y na wszystkich lotniskach �wiata, stanowi�y nieod��czn� cz�� ich t�a, lecz ten wyrwa� go z zamy�lenia. Richard Alexander to jego nazwisko, kiedy� go u�ywa�. Kiedy�, w dawno minionych czasach. Odruchowo si� rozejrza�. Nie, to tylko zwyk�y przypadek, pomy�la�, ale w tym samym momencie w wewn�trznej kieszeni marynarki zamrucza�a jego nokia. Wetkn�� do ucha s�uchawk� i wcisn�� przycisk.
- Tak?
- Pan Janson? Czy mo�e raczej pan Alexander? - G�os jakiej� ko
biety, zestresowanej i zdesperowanej.
- Kto m�wi? - spyta� cicho. Zdenerwowanie go odr�twia�o, przy
najmniej pocz�tkowo; zamiast rozdra�nia�, uspokaja�o go i wycisza�o.
- Musz� si� z panem spotka�. Teraz, natychmiast. Prosz�, to bardzo
pilne... - Sp�g�oski i samog�oski: wy powiada�a je w spos�b charaktery
styczny dla dobrze wykszta�conych obcokrajowc�w. Ale jeszcze wi�cej
podpowiada� mu znajomy szum w tle.
- Teraz? Ale po co?
Chwila wahania.
- Powiem panu. kiedy si� spotkamy.
Janson wcisn�� guzik, przerywaj�c po��czenie. Poczu� lekkie mrowienie na karku. Najpierw kto� prosi� go o kontakt ze stanowiskiem Paci-
28
fica Airlines, teraz kto� do niego dzwoni�. Zbieg okoliczno�ci? Nie. Ten kto� musia� by� gdzie� tu. Blisko, w zasi�gu r�ki. Upewni�y go odg�osy w tle. Szybko powi�d� wzrokiem po twarzach siedz�cych w poczekalni pasa�er�w, pr�buj�c ustali�, kto m�g�by go w ten spos�b namierza�.
Pu�apka zastawiona przez starego, pami�tliwego i m�ciwego przeciwnika? Zna� wielu takich, kt�rzy ucieszyliby si� z jego �mierci; niewykluczone, �e dla kilku z nich ��dza zemsty by�aby ��dz� ca�kowicie uzasadnion�. A wi�c pu�apka? Ma�o prawdopodobne. Przecie� nic teraz nie robi�. Nie przeprowadza� �adnej akcji, nie przemyca� nikogo przez Dardanele na pok�ad czekaj�cej w Atenach fregaty, omijaj�c po drodze wszystkie posterunki kontroli granicznej. Na mi�o�� bosk�, on po prostu spokojnie siedzia� na lotnisku O'Hare w Chicago. I by� mo�e w�a�nie dlatego pr�bowali go tu dopa��. Na lotnisku s� bramki z wykrywaczami metalu, s� umundurowani stra�nicy i ludzie czuj� si� tu bezpiecznie. Umiej�tne wykorzystanie tego wszystkiego wskazywa�oby na wyj�tkow� przebieg�o��, tym bardziej �e na lotnisku, przez kt�re przewija si� codziennie prawie dwie�cie tysi�cy pasa�er�w, �rodki bezpiecze�stwa s� raczej iluzoryczne.
Rozwa�y� i szybko odrzuci� szereg opcji. W sko�nych promieniach s�o�ca, wpadaj�cych do poczekalni przez �aluzje w wielkim oknie z grubego szk�a, wychodz�cym bezpo�rednio na p�yt� lotniska, siedzia�a blondynka z laptopem na kolanach; tu� obok le�a�a kom�rka, wy��czona. Inna kobieta, siedz�ca bli�ej wej�cia, rozmawia�a z o�ywieniem z m�czyzn�, kt�ry zamiast �lubnej obr�czki mia� cienki pasek bladej sk�ry na opalonym na br�z palcu. Janson uwa�nie zlustrowa� wzrokiem ca�e pomieszczenie i kilka sekund p�niej dostrzeg� t�, kt�ra do niego dzwoni�a.
W cienistym k�cie poczekalni siedzia�a spokojnie -jak�e z�udny by� to spok�j - kobieta w �rednim wieku z telefonem przy uchu. Siwe, zniszczone w�osy, granatowy kostium od Chanel z dyskretnymi guzikami z masy per�owej - tak, to ona, by� tego pewien. Mia�a go zabi� czy tylko zab�jc� ubezpiecza�a? Istnia�o sto r�nych mo�liwo�ci, w tym ile� bardzo ma�o prawdopodobnych, lecz nawet tych nie m�g� ca�kowicie wykluczy�. Wymaga�a tego taktyka, nabyte w polu nawyki, jego druga natura.
Szybko wsta�. Musia� si� natychmiast przegrupowa�, to zasada numer jeden. �Chc� si� z panem spotka�. Teraz, natychmiast. Prosz�, to bardzo pilne..." Dobra, skoro tak, ch�tnie, ale na moich warunkach. Ruszy� w stron� wyj�cia, chwyci� po drodze papierowy kubek ze stolika, na kt�rym sta� pojemnik z zimn� wod�, i udaj�c, �e kubek jest pe�ny, podszed� z nim do lady. Przy ladzie zamkn�� oczy, szeroko ziewn�� i wpad� prosto na inspektora z Federalnej Administracji Lotniczej. Ten zachwia� Si� i zatoczy�.
29
- Bardzo pana przepraszam - wybe�kota� Janson z udawanym za�e
nowaniem. - Chyba pana nie obla�em? - Szybko przesun�� d�o�mi po
jego marynarce. - Obla�em? Tak mi przykro...
- Nie, nie, nic si� nie sta�o - odpar� tamten z nutk� zniecierpliwie
nia w g�osie. - Ale lepiej niech pan uwa�a. Tu s� setki ludzi.
- Wszystko przez te ci�g�e zmiany stref czasowych - wychrypia�
Janson jak znu�ony, zaspany pasa�er. -Nie wiem, co si� ze mn� dzieje.
Jestem kompletnie rozbity.
Gdy wyszed� z poczekalni i skr�ci� w korytarz prowadz�cy do sektora �B", w jego kieszeni ponownie zamrucza�a kom�rka. Wszystko zgodnie z przewid