8458

Szczegóły
Tytuł 8458
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8458 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8458 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8458 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Michailow Wladimir Pi�ciu na Deimosie T�umaczenie: Zofia Dudzi�ska Wydawnictwo: �Iskry� Rok wydania: 1967 Wydanie: 2 Druk: Gda�skie Zak�ady Graficzne Nak�ad: 10.000 egz. Projekt ok�adki: Micha� Demczuk Tytu� orygina�u: Osobaja nieobchodimost' Seria: Fantastyka Przygoda Rozdzia� 1 � Opowiada�o si� o tym u nas wieczorami � zacz�� Siencow. � Wieczorami... � westchn�� Rain. �� Wieczory by�y daleko. �� Odp�yn�y wraz z cieniem drzew, z biegn�cymi po okr�g�ych kamykach przezroczystymi strumieniami, z bia�ymi ob�okami i weso�ymi �wiat�ami miast. �� Odleg�e o siedemdziesi�t milion�w kilometr�w zosta�o to wszystko, co zawiera w sobie wszechobejmuj�ce s�owo � Ziemia. �� W�a�ciwie rodzima planeta mog�aby wydawa� si� st�d niczym: dawno ju� zamieni�a si� w male�k� gwiazd�, kt�r� trudno odr�ni� od innych. Ale wbrew odleg�o�ci � albo mo�e w�a�nie dzi�ki niej � Ziemia sta�a si� dla kosmonaut�w czym� wielkim, bliskim, a� bole�nie drogim. � Pami�tacie na pewno Barancewa � m�wi� dalej Siencow, powstrzymuj�c u�miech i przygl�daj�c si� wszystkim z uwag�. � No, tego, kt�ry by� kierownikiem wydzia�u astronautyki w instytucie. Plan przygotowa� przewidywa�, �e wszyscy wyk�adowcy r�wnie� odb�d� loty na orbicie oko�oziemskiej, �eby lepiej wnikn�� w psychik� swych s�uchaczy. Nadesz�a kolej Barancewa... �� Siencow przerwa�. �� Gdzie� pod sufitem rozleg� si� mi�kki, j�kliwy d�wi�k. Powoli narasta�, nabiera� ostro�ci, przewierca� uszy niby lodowat� ig��. Zamigota�y b��kitne plafony. Potem d�wi�k jakby straci� na sile, zacz�� zanika� i ucich� na niskiej, lekko schrypni�tej, be�kotliwej nucie. � Wszyscy na stanowiska! � rzuci� komend� Siencow, chocia� ka�dy i tak siedzia� na swoim miejscu. � Zaraz nast�pi korekta kursu... �� Silny wstrz�s przyprawi� ich o zawr�t g�owy, zako�ysa� fotelami. Na tylnym ekranie zap�on�y i zgas�y d�ugie j�zory p�omieni. �� Siencow pochyli� si� nad umieszczonym na wprost jego fotela mikrofonem i podyktowa� wyra�nie: � Dwadzie�cia cztery � czterdzie�ci dwa... Wykonano automatycznie zwrot korekcyjny. Poprawiono kurs... �� Operator Lajmon Kalwe, zajmuj�cy stanowisko przy maszynie elektronowej, podawa� ju� kapitanowi ta�m�. Siencow nachyliwszy lekko g�ow� odczyta� bez po�piechu dane integrator�w � tr�jwymiarowe koordynaty statku w przestrzeni. � Za�oga zdrowa, mechanizmy i przyrz�dy w porz�dku, nic szczeg�lnego nie zasz�o. To wszystko. �� Wy��czy� mikrofon. Aby lepiej widzie� towarzyscy, odwr�ci� si� ku nim wraz z fotelem. �� Kosmonauci siedzieli milcz�c � nieruchomi, chmurni. Jakby dobrze znany d�wi�k syreny odebra� im weso�o��, kaza� zapomnie� o zacz�tym opowiadaniu Siencowa i pogr��y� si� w najskrytszych, nie ujawnianych my�lach. Nale�a�o si� u�miechn�� i Siencow zmusi� si� do u�miechu. Ale spojrzenie mia� powa�ne i czujne. �� Wysoki, barczysty Kalwe, nowicjusz w Kosmosie i cz�owiek o jawnie �niekosmicznych rozmiarach�, jak �artowali jego koledzy, siedzia� pogr��ony w zadumie, machinalnie g�aszcz�c przerzedzone w�osy. Robi� wra�enie bry�y, kt�ra spok�j i opanowanie zapo�yczy�a od maszyn matematycznych. W�tpliwe, czy, ktokolwiek poza kapitanem domy�la� si�, �e wci�� jeszcze n�ka go uporczywa choroba � l�k przestrzeni. Ale to nic. Lajmon nie zawiedzie. �� Obok niego wyci�gn�� si� w fotelu Rain. Oczy mia� na wp� przymkni�te, ca�a za� postawa wyra�a�a doskona�� oboj�tno�� wobec tego, co nast�pi. Zainteresowanie jego koncentrowa�o si� wy��cznie na pewnych osobliwo�ciach, dotycz�cych odbicia od powierzchni Marsa, dostrzegalnych przy obserwacji w�a�nie st�d, z niewielkiej stosunkowo odleg�o�ci, z przestrzeni, gdzie nie istniej� przeszkody atmosferyczne. �� Drobny, szczup�y Rain, znany astronom, a zarazem astronawigator wyprawy, na pierwszy rzut oka sprawia� wra�enie w�t�ego i jakby nieco zagubionego w tej ciasnej sterowni, gdzie ze wszystkich stron otacza�a go technika. Ale Siencow odby� ju� z Rainem niejeden rejs (wprawdzie by�y to rejsy na Ksi�yc, co zreszt� nie zmienia�o istoty rzeczy) i wiedzia�, �e na uczonym polega� mo�na we wszystkim � opr�cz podnoszenia ci�ar�w. Ale od czego jest tutaj niewa�ko��... �� Siencow przeni�s� wzrok na Azarowa. Dynamika i rozmach... B�dzie z niego po�ytek. To dopiero drugi jego rejs, a zachowuje si� jak do�wiadczony astronauta. Brak mu jedynie opanowania. I poczucia humoru... czasami. �� Azarow poczu� uwa�ne spojrzenie, podni�s� oczy. Do diab�a! Jak�e trudno zdoby� si� na u�miech. Niespokojnie poruszy� si� w fotelu. � Tak... I to si� nazywa, �e cz�owiek podbija Kosmos � burkn��, nie wytrzymuj�c milczenia. � A je�eli dobrze si� zastanowi�, w Kosmos lec� automaty, a my je tylko obs�ugujemy... �� By� to ulubiony temat Azarowa, nieustannie do mego powraca�. �� Siencow wzruszy� ramionami, jedynie k�ciki warg drgn�y mu ironicznie, Kalwe powoli, z trudem radz�c sobie z rosyjsk� gramatyk�, nie wiadomo kt�ry ju� raz podchwyci�: � Lotem statku kieruj� maszyny elektronowe. Radz� sobie z tym lepiej ni� my... Ludzie wykonuj� swoje zadania, a maszyny swoje. Tak mi si� wydaje... � A mnie si� nie wydaje! � uci�� Azarow. Rozpi�� pasy, wsta� i szuraj�c przyssawkami but�w (przy pewnym treningu pozwala�y przesuwa� si� wolno po pod�odze) zacz�� kr��y� po sterowni, zaczepiaj�c ramieniem o �ciany. � I w og�le niech pan przestanie zachwyca� si�: swoimi maszynami. Prawdopodobne najch�tniej �y�by pan w �wiecie takich w�a�nie mikrocz�steczkowych m�zg�w. To my, piloci, powinni�my prowadzi� statek, A tymczasem tutaj stworzyli nam jakie� cieplarniane warunki. Przecie� analizuj�c... �� Kalwe nastroszy� si� ura�ony. Ostatnio wszyscy stali si� nadmiernie dra�liwi. To skutki trwaj�cego ponad dwie�cie dni lotu. Rain spojrza� z ukosa na Siencowa i skwapliwie podj�� dyskusj�. � Tak wi�c, analizuj�c? � spyta� z sarkazmem. � A niech pan powie... �� Siencow nie s�ucha� kolejnego sporu na temat, kto by� pierwszy: kosmiczne jajko czy kosmiczna kura, jeszcze jednej s�ownej utarczki, zbyt ha�a�liwej, by traktowa� j� powa�nie. Najistotniejsze, �e z ch�opcami wszystko w porz�dku. Przywr�ciwszy fotelowi normalne po�o�enie zacz�� patrze� na seledynowy, okr�g�y ekranik lokatora, przez kt�ry falisto przebiega�a jasna linia. �� Sprzeczki. Nic nie szkodzi, �e si� sprzeczamy. Nerwy s� napi�te. Brak uczucia ruchu, szybko�ci, kt�ra zawsze mobilizuje; wydaje si�, �e statek po prostu zawis� w przestrzeni. Ten spok�j jest zdradliwy i pot�guje napi�cie: doko�a Kosmos, nie znany jeszcze, nie zbadany. Kto wie, jakie niespodzianki kryje w swym czarnym worku. No i sprzeczamy si�. I b�dziemy si� sprzecza� w�a�nie o byle co, ale nie o spraw� najwa�niejsz�. �� Mo�liwe, �e od sporu przejdziemy do r�wnie sztucznego �miechu. W ko�cu przebywanie przez osiem miesi�cy w sterowni albo na ciasnych punktach obserwacyjnych dokuczy�o wszystkim. Mia�oby si� czasem ochot� wyj��, zobaczy� co�, co nie obrzyd�o tak jak �ciany sterowni czy kajuty sypialnej. �� Obecnie lot wchodzi w decyduj�c� faz�: nale�y okr��y� Marsa w odleg�o�ci trzydziestu tysi�cy kilometr�w. Dlatego w�a�nie Siencow tak uwa�nie obserwowa� twarze towarzyszy. �� Rakieta nie jest pierwszym statkiem, kt�ry wyruszy� z Ziemi na Marsa. Kilkakrotnie wysy�ano ju� tutaj rakiety-automaty. Ich drog� mo�na by�o �ledzi� tak d�ugo, dop�ki nie wchodzi�y w sto�ek cienia Marsa. Potem ��czno�� si� przerywa�a. Nawet najpot�niejsze radioteleskopy nie chwyta�y �adnych sygna��w. I �adna z tych rakiet nie wr�ci�a na Ziemi�... �� Nigdy nie dyskutowali, jaki by� dalszy lot tych rakiet. C� ostatecznie mog�o si� zdarzy�? Potok meteoryt�w o du�ej g�sto�ci? Ale przecie� rakiety by�y wyposa�one w os�ony przed meteorytami... Spotkanie z jakimi� asteroidami, kt�re si�� swego przyci�gania wytr�ca�y rakiety z kursu? Lecz astronomowie nie zaobserwowali takich zjawisk... Niedob�r paliwa? Zgodnie z obliczeniami zapas by� dostateczny... �� Dlatego dawno ju� zdecydowano: polecimy i przekonamy si�. W�a�nie teraz wyruszyli, �eby zobaczy�. I wr�ci�. W tym celu wzmocniono zabezpieczenie statku przed meteorytami, zespo�y akumulator�w � r�wnie�. Rakiet� wyposa�ono w kosmicznego szperacza, w zapasowe uk�ady do maszyn elektronowych i cz�ci do baterii s�onecznych. W razie potrzeby kosmonauci mogli przej�� kierowanie statkiem i sprowadzi� go z powrotem na Ziemi�. Uczyniono wszystko, by praktycznie by� nie do pokonania w ka�dych okoliczno�ciach, nie do pokonania � o ile to jest w og�le w Kosmosie mo�liwe. �� Ale z ca�� pewno�ci� oczekiwa�o ich nie znane i dla tego jeszcze wi�cej obaw budz�ce niebezpiecze�stwo. I Siencow doskonale wiedzia�, �e o tym niebezpiecze�stwie my�la� przyg�adzaj�c w�osy Kalwe, �e Rain usi�owa� je wypatrzy� zmru�onymi oczami, �e ono w�a�nie wywo�ywa�o w�ciek�o�� Azarowa, gdy pomstowa� na automaty. �� ...Tymczasem automaty radzi�y sobie doskonale i chocia� ka�dy z trzech pilot�w pe�ni� kolejno o�miogodzinn� s�u�b� w sterowni � ludzie mogli tylko z demonstracyjn� niezale�no�ci� popatrywa� na pokryte bezpiecznikami i zaplombowane r�czne stery... �� Nie by�o to najprzyjemniejsze i czasami Siencowa a� zaczyna�o ssa� w do�ku z pragnienia, aby zerwa� plomby i w�asnor�cznie posadzi� statek na Marsie. Ale teraz te� wzi�� si� w gar��. Oczy jego z przyzwyczajenia �ledzi�y wskaz�wki przyrz�d�w, a gdzie� w pod�wiadomo�ci odlicza� czas. Do wej�cia na orbit� Marsa zostawa�y trzydzie�ci dwie minuty. Odleg�o�ci licz�ce miliony kilometr�w i dok�adno�� co do minuty � oto Kosmos. A wi�c... �� W sterowni gaw�dzono ju� spokojnie o teatrze. Zdaje si�, �e o ryskim, a mo�e moskiewskim balecie. I Siencow w my�li pochwali� ch�opc�w za opanowanie. Potem chrz�kn�� i rozmow� natychmiast przerwano. Wszyscy spojrzeli na niego. � No... � powiedzia�, staraj�c si�, �eby zabrzmia�o to jak najspokojniej i najbardziej pogodnie, �� Zrozumieli: ju� czas. Kalwe i Rain odpi�li pasy. Azarow potrz�sn�� g�ow� � w�osy zwichrzy�y si� � nastroszy�y. Odepchn�wszy si� lekko od pulpitu, Azarow pop�yn�� w powietrzu. Otworzy� drzwi, dziwacznie si� wyginaj�c da� nura w korytarz. Za ka�dym razem dla zabawy wymy�la� inny spos�b opuszczania sterowni. Kalwe przesuwa� swoje masywne cia�o powoli, przytrzymuj�c si� pulpitu; lubi� czu� grunt pod nogami. Rain wyszed� zdecydowanym krokiem, jakby nie istnia�a �adna niewa�ko�� � na po�egnanie z u�miechem skin�� r�k�. Hermetyczne drzwi zamkn�y si� za nim z g�o�nym westchnieniem. Skierowa� si� do urz�dzenia utrwalaj�cego samoczynnie na ta�mie magnetycznej obraz Marsa, ilekro� ten ukazywa� si� w polu jego widzenia. �� Do sterowni wszed� � jakby po to, aby nie zapanowa�a tu trwo�na cisza � wypocz�ty Korobow, drugi pilot. Wraz z nim wtargn�� zapach wody kolo�skiej. Siencow wci�gn�� nosem powietrze i pomacha� przy twarzy d�oni�. Korobow usiad� w fotelu obok Siencowa. Kiedy zauwa�y� jego gest, u�miechn�� si�. � Jestem got�w: pe�na gala! � powiedzia� �artobliwie, jakby daj�c do zrozumienia, �e ani jego s��w, ani ewentualnego niebezpiecze�stwa nie nale�y traktowa� serio. �� Obaj pochylili si� nad mikrofonem dziennika pok�adowego. Korobow przej�� s�u�b�. Teraz Siencow m�g� przez jaki� czas odpoczywa�, nie my�l�c o niczym, dop�ki sygna� nie obwie�ci pocz�tku manewru. Chocia� nigdy nie m�g� zrozumie�, jak si� to robi, �eby o niczym nie my�le�. �� Siencow kolejno regulowa� obrazy na ekranach. Za�wieci�y martwym, widmowym blaskiem, ukazuj�c rozsypisko gwiazd, od kt�rego jakby powia�o przenikliwym ch�odem pustki. Korobowa przebieg� dreszcz. �� Siencow z trudem odnalaz� gin�c� w s�onecznych promieniach Ziemi� i d�ugo na ni� patrzy�. Stamt�d cz�owiek uparcie d��y� w Kosmos. Osi�gn�� to i oczywi�cie coraz bardziej b�dzie si� oddala� od domu � jak dziecko, zdecydowane najpierw na okr��enie podw�rza, a potem coraz �mielej zd��aj�ce do ciemniej�cego w oddali lasu. Ale przecie� cz�owiek nie mo�e �y� bez Ziemi. Nie mo�e �y� bez niej, gdyby nawet przystroi� pok�ad najwspanialszymi ogrodami. Tutaj te� pewien m�drala chcia� ozdobi� sufit r�nymi krajobrazami � chyba po to, �eby budzi�y t�sknot�... Dobrze, �e mu si� to nie uda�o, i sufit zosta� pomalowany na delikatny srebrzysty kolor. �� A w�a�ciwie wcale nie lec� d�ugo, badaj�, je�li mo�na si� tak wyrazi�, zaledwie podmiejsk� lini�. Co powiedz� ludzie, kt�rym przypadnie szcz�cie uczestniczenia w lotach do innych galaktyk? �e takie loty si� odb�d�, Siencow nie w�tpi�, inaczej ich pobyt tutaj straci�by wszelki sens. Istnia� jednak oczywisty konflikt mi�dzy d�ugotrwa�o�ci� lotu i wzrastaj�c� t�sknot� za Ziemi�. Siencow nie widzia� tu mo�liwo�ci rozwi�zania. Nie lubi� za� posuwa� si� naprz�d, pozostawiaj�c za sob� nie rozstrzygni�te problemy... �� Spojrza� z ukosa na Korobowa, odnalaz� d�oni� wy��cznik i zapali� ekran kierunkowy. �� Kabin� zala�o czerwone �wiat�o. Ostre cienie leg�y na �cianach, zadrga�y na tarczach przyrz�d�w. �� Mars wisia� przed nimi jak szeroki miedziany sierp. Lekka mgie�ka �agodzi�a jego kontury. Odwieczna zagadka, jab�ko niezgody... Ci�gle jeszcze dyskutowano, czy jest na tej planecie co� opr�cz piasku i by� mo�e jakiej� sk�pej ro�linno�ci, czy satelity Marsa s� sztuczne, czy istnia�o tutaj kiedykolwiek �ycie... �� Odpowied� na te wszystkie pytania by�a obok, wystarczy�o r�k� si�gn��: zaledwie o trzydzie�ci tysi�cy kilometr�w od rakiety �wieci�a Aeria, wida� by�o Wielki Syrt, zagadkowy w�ze� Laokoona... Mo�na poczu� zawr�t g�owy. �� Korobow patrzy� opu�ciwszy podbr�dek na pier� i cichutko posapywa�. Siencow u�miechn�� si� bezwiednie. I p�l nieba przes�oni� Mars, w�r�d pogwizd�w huczna cisza nadci�ga... wyrecytowa� powoli. � Cisza... � powt�rzy� w zadumie Korobow. � Jaka� niedobra cisza... � Nie o cisz� tu chodzi. O zwyci�stwo... � Gdzie� ten wiersz s�ysza�em... Niedawno napisane? � Dawno... Tego poet� wzi��bym ze sob� na pok�ad. Czu�, co to jest lot... Tak wi�c wygl�da zwyci�stwo � czerwony p�ksi�yc na ekranie, ogl�dany z odleg�o�ci trzydziestu tysi�cy kilometr�w. Dotarli�my tu jednak. A co dalej? Roztaja�a u rz�s, u warg noc kosmiczna, wieczno�� czuwaj�ca, odp�ywaj� powoli w dal obcych planet nieprzyjazne s�o�ca. Oto probierz cz�owieczych trw�g, Samotno�ci, t�sknot, obawy. Przerzucone poprzez wieczno�� pasma dr�g, poprzez czas wytyczone przeprawy. �� Siencow zamilk�. Poprzez czas wytyczone przeprawy... �� Nie, jednak podr�owa� ca�e lata � to trudne. Trudne... A co b�dzie z pokonywaniem odleg�o�ci mi�dzygwiezdnych? C� wtedy? Zmiana pokole�? Ale kto odwa�y si� da� �ycie dzieciom, kt�re nigdy nie zobacz� Ziemi? Jacy b�d� ci ludzie, cho�by w trzecim pokoleniu? �� W fotelu obok poruszy� si� Korobow. Westchn�� i powiedzia� cicho: � A jednak troch� �al... Lecimy prawie rok, a za pi��dziesi�t czy sto lat ludzie b�d� tu docierali po prostu w ci�gu jednego dnia. No � mo�e w ci�gu trzech dni... Wiesz, kim jeste�my, ty i ja? Okazami z epoki kamiennej... P�yniemy teraz w d�bowym cz�nie, nawet nie w cz�nie, a na tratwie obci�gni�tej sk�rami. A kiedy� przyjd� czasy oceanicznych poduszkowc�w o nap�dzie atomowym. Troch� �al... W dodatku nasi praszczurowie z d�bowych cz�en nie wiedzieli nic o przysz�ych oceanicznych statkach. Na pewno nawet tego nie przeczuwali. A my z grubsza wiemy, co b�dzie po nas. I nasza praca ma pos�u�y� nawet nie naszemu pokoleniu, lecz przysz�ym. Powiesz: tak pracuje wielu uczonych. Jednak prawdy przez nich odkryte s� trwa�e. A o nas co potem powiedz�? Czy nasi potomkowie nas zrozumiej�? Czy nie b�d� sobie pokpiwa�: �Latali tutaj kiedy� na gratach... za�miecali tylko Kosmos!� Czy zdo�amy dokona� czego� takiego, �eby prawnukowie przyznali: staruszkowie nie marnowali paliwa! �� Korobow nieufnie popatrzy� na Siencowa, spodziewaj�c si� zwyk�ego u�mieszku. Wszyscy wiedzieli, �e Siencow jest trze�wym realist�... Korobow za� chcia� podzieli� si� my�lami � gor�co kocha� sw�j zaw�d i pragn��, �eby wszystko by�o w nim jasne... �� �Drogi m�j przyjacielu � mia� ochot� odpowiedzie� Siencow. � Pe�en jeste� obaw, zastanawiasz si�, podobnie jak ka�dy z nas. Niekiedy rzeczywi�cie s�dzimy, �e urodzili�my si� zbyt wcze�nie, �e nie doczekamy statk�w mi�dzygwiezdnych, �e nie skorzystamy z nich nawet jako pasa�erowie. Ale przecie� bez nas nie b�dzie tych statk�w, nie b�dzie rejs�w z Ziemi na jak�� tam, nie znan� dzi�, Eurydyk� w gwiazdozbiorze Liry. Niejedna droga zapocz�tkowana w centymetrach, dopiero potem wyd�u�a si� w tysi�ce czy miliony kilometr�w. I tak jak nie przywykli�my przecenia� w�asnych osi�gni��, lecz dzieli� si� s�aw� z naukowcami i robotnikami, kt�rzy zbudowali ten wspania�y statek kosmiczny, tak nam r�wnie� z pomniejszaniem zas�ug i nadmiern� skromno�ci� wobec przysz�o�ci I gdyby pojawi� si� tu teraz nasz zaro�ni�ty, muskularny przodek, by�by naszym towarzyszem, chocia� nie umia�by ustali� swego po�o�enia w przestrzeni ani uruchomi� silnika! �a�cuch rozpada si�, gdy usun�� cho�by jedno ogniwo � a my jeste�my jednym z licznych ogniw, nie pierwszym i nie ostatnim. Czyli...� �� Tyle w�a�nie i jeszcze o wiele wi�cej chcia� powiedzie� Siencow, lecz kr�powa� si� wyg�asza� takie przem�wienia, poniewa� jego zdaniem kiepsko mu to wyp�dzi�o (zreszt� mia� racj�). Poza tym nie by�o ju� czasu. Nie wiadomo dlaczego cz�owiek zawsze nabiera ochoty do takich szczerych rozm�w w�a�nie wtedy, kiedy trzeba si� do czego� przygotowywa�, co� wykona�. A kiedy czasu jest do woli, m�wi si� o b�ahostkach. Dopiero w momentach pe�nych napi�cia dochodzi do g�osu to, co kryje si� w g��bi serca. �� Siencow zatem milcza� nie odrywaj�c oczu od wskaz�wki chronometru i nagle dozna� wra�enia, �e wskaz�wka niepowstrzymanie d��y na spotkanie nieznanego niebezpiecze�stwa. � Mo�e wypu�cimy szperacza? � spyta� Korobow, jakby wyczuwaj�c jego obawy. � Chyba jeszcze na to za wcze�nie... Ma niewiele paliwa, nie zdo�a wr�ci�. Stracimy go, a je�li b�dzie naprawd� potrzebny... Pos�u�ymy si� nim wy��cznie w razie oczywistego niebezpiecze�stwa. �� Na b��kitnawej powierzchni ekranu sierp planety stawa� si� coraz w�szy, nikn�� w oczach niby gasn�cy w mroku ognik. Siencow przeni�s� spojrzenie na boczny ekran � tam poprzez filtry p�on�o ciemnopurpurowe s�o�ce... I nagle zgas�o � jakby je kto� raptownie wy��czy�. Zgas� r�wnie� czerwony ognik. �� Wskaz�wki na tarczach kilku przyrz�d�w gwa�townie przesun�y si� na lewo i znieruchomia�y. Spod szarej obudowy rozdzielaczy dobieg�y g�o�ne szcz�kni�cia automat�w � to wy��cza�y si� baterie s�oneczne, w��cza�o za� rezerwowe zasilanie. Na tablicy ��czno�ci dalekiego zasi�gu zgas�o zielone �wiate�ko. �� Rakieta wesz�a w sto�ek cienia Marsa, stref� obj�t� dla kosmonaut�w za�mieniem s�o�ca. Rozpocz�li lot nad nie o�wietlon� stron� planety... Korobow westchn��. Siencow powiedzia�: � Zosta�o pi�� minut. Wzmocnij o�wietlenie... �� Korobow wyci�gn�� r�k� do kontaktu. Przekr�ci�. I natychmiast, jakby omy�kowo przez niego w��czone, przenikliwie zawy�y syreny radiometr�w, mierz�cych stopie� radioaktywno�ci w przestrzeni. Obaj piloci drgn�li, unie�li g�owy. Aparaty umilk�y, ale umilk�y tylko na moment i wnet ponownie zawy�y w jeszcze wy�szej tonacji. Z�owieszczo zap�on�y czerwone lampy, a w okienkach dozomierzy najpierw powoli, potem coraz szybciej zacz�y si� przesuwa� liczby. �� Siencow w mgnieniu oka � zanim nawet zd��y� pomy�le�: �Wi�c to tak!� � zrozumia�, �e rakieta wesz�a niespodziewanie w stref� silnego promieniowania. Rakieta nurza�a si� w gro�nym rentgenowskim deszczu. �� Kapitan spojrza� na przyrz�dy. Mimo warstwy ochronnej promieniowanie przenika�o r�wnie� do sterowni. �� To by�o gro�niejsze od napotkania meteoryt�w, kt�rych, tradycyjnie, kosmonauci bali si� najbardziej. � C� one sobie my�l�? � krzykn�� Siencow i wychyli� si� do przodu tak gwa�townie, �e zatrzeszcza�y, pasy. �� Ale automaty zacz�y ju� dzia�a�. Na ekranie kierunkowym lotu b�ysn�� o�lepiaj�cy wybuch. To pomkn�� w mrok kosmiczny szperacz. Pos�uszna radiosygna�om kieruj�cych ni� automat�w rakietka zacz�a zatacza� wok� statku coraz to wi�ksze ko�a, nieustannie wysy�aj�c do maszyny matematycznej dane o intensywno�ci i wielko�ci strefy promieniowania. �� Pe�ne grozy sekundy wlok�y si� w niesko�czono��... Statek mkn�� z ogromn� szybko�ci�, by� mo�e, w sam �rodek strefy, kt�ra w ci�gu trzydziestu, czterdziestu minut mog�a spowodowa� w rakiecie takie nasilenie promieniowania, przed kt�rym nie zdo�aj� os�oni� �adne skafandry... Zag�ada nadci�ga�a z przyt�aczaj�c� nieuchronno�ci�, jak w koszmarnych snach, zsy�anych przez kosmos: straszliwe przeci��enie obezw�adnia r�ce i nogi nikt nie potrafi�by si� zdoby� nawet na najmniejszy ruch, �eby uj�� nie znanemu straszliwemu niebezpiecze�stwu. �� Wreszcie statek silnie drgn��. Na jednym z ekran�w rozb�ys�y ogniste smugi. Piloci poczuli gwa�towny ucisk pas�w: rakieta hamowa�a... Automaty niezmordowanie uruchamia�y silniki hamuj�ce i steruj�ce, wskaz�wka licznika przyspieszenia przesuwa�a si� w prawo, ale przygn�biaj�ce, pogrzebowe wycie radiometr�w nie milk�o nadal. W purpurowym, dr��cym �wietle twarze kosmonaut�w wygl�da�y niczym zalane krwi�. �� Siencow zaciskaj�c z�by wsun�� r�ce w kieszenie kombinezonu. Wysi�kiem woli pokonywa� pokus�, by zerwa� plomby z bezpiecznik�w i przej�� sterowanie. Serce nakazywa�o dzia�a�, pracowa�, tchn�� w automaty statku w�asn� wol� �ycia... R�ce wydziera�y si� z kieszeni i oczywi�cie utrzymywa� je tam nie paragraf instrukcji, lecz wiara, �e automaty nie mog� zawie��. �� Korobow najprawdopodobniej prze�ywa� to samo. Spl�t� palce, a� zbiela�y, szcz�ki porusza�y mu si�, jakby co� prze�uwa�. Szperacz niezmordowanie podawa� sygna�y. Rakieta wykona�a kolejny manewr i wreszcie sygna�y alarmu zacz�y cichn��. Purpurowe �wiat�o przyblad�o. Siencow otar� pot z czo�a, Korobow opu�ci� dr��ce obrzydliwie r�ce. � Ale spotkanko... � wymamrota� niewyra�nie. � I sk�d to?... �� Siencow wzruszy� ramionami. Nie mia�o sensu zgadywanie, z jakich g��bin wszech�wiata mkn�� strumie� kosmicznych cz�steczek, sk�d wyp�ywa�a i dok�d bieg�a ta niewidzialna i gro�na rzeka, kt�rej gwa�towny nurt omal ich nie poch�on�� wraz ze statkiem. Nie mo�na by�o przewidzie� jej istnienia, podobnie jak wiosn� w lesie nie wiemy o ukrytym pod �niegiem strumieniu, dop�ki do niego nie wpadniemy i nie �ykniemy lodowatej wody... Zreszt� teraz nie by�o czasu o tym my�le�. �� Obaj patrzyli na ekran kierunkowy. Inne zespo�y automat�w, kt�rych nie obchodzi�y �adne promienie kosmiczne �wiata, pedantycznie prze��czy�y ekrany na promieniach podczerwonych. Mars r�s� w oczach: p�atek wyra�nie zbli�y� si� do planety. Ale automatyczny pilot nie przekaza� uk�adom steruj�cym rozkazu, by wprowadzi�y statek na poprzedni� orbit�; zupe�nie mo�liwe, �e przesta� nale�ycie funkcjonowa�. A zatem kurs nale�y skorygowa� samodzielnie. � No � powiedzia� Siencow � doczekali�my si� wreszcie. Masz w ko�cu t� szczeg�ln� konieczno��, kiedy zgodnie z regulaminem za�oga ma prawo przej�� sterowanie. Zwo�aj wszystkich... �� Korobow w��czy� sygna� alarmowy. Przez kilka sekund siedzieli w milczeniu. Pierwszy, przytrzymuj�c si� �ciany, wszed� Kalwe. Robi� wra�enie opanowanego jak zwykle, tylko palce b��dzi�y niespokojnie po zamku kombinezonu. Dowiedziawszy si�, o co chodzi, wzruszy� ramionami, usiad� w fotelu, zapi�� pasy i zaj�� si� aparatur�. Pod plastykowym blatem pulpitu hucza�o, pstryka�o, na tablicach uspokajaj�co zapala�y si� rozliczne lampki. � Wszystko w porz�dku � powiedzia� nie odwracaj�c si� Kalwe. �� Wys�ucha� polecenia � obliczy� zmian� toru � i zgarbiony wystuka� co� na klawiaturze szybko niczym czardasz Monti'ego. Lew� r�k� chwyta� wype�zaj�ce z zespo�u integrator�w ta�my z danymi o szybko�ci, zapasach paliwa, nat�eniu grawitacji, odleg�o�ci od planety... Potem za�o�y� s�uchawki informatora i ch�opia� liczby poprawek i wsp�czynnik�w. �� Zaniepokojeni Azarow i Rain weszli jednocze�nie � ich stanowiska po�o�one by�y najdalej od sterowni. Azarow rozciera� purpurowy guz na czole � naturalnie podczas obserwacji nie zapi�� pas�w... Teraz ca�a czw�rka szybko odwracaj�c g�owy patrzy�a to na ekran, to na poruszaj�ce si� sprawnie d�onie Kalwego. �� Wydawa�o im si�, �e min�o bardzo wiele czasu, zanim maszyna zako�czy�a obliczenia. Kalwe przebieg� wzrokiem ta�m� i poda� j� Kainowi. Astronawigator spojrza�, wyd�� wargi w zamy�leniu. � Orbita jest niestabilna � stwierdzi�. � Przy hamowaniu stracili�my szybko��... �� W przek�adzie na normalny j�zyk oznacza�o to, �e rakieta przy hamowaniu znacznie zwolni�a biegu i teraz powolnie wprawdzie, po sko�nej spirali, spada jednak na Marsa. �� Nikogo to specjalnie nie zmartwi�o. Mogli w��czy� silniki i ponownie osi�gn�� niezb�dn� pr�dko��. Wyliczeniem tego w�a�nie manewru zajmowa� si� obecnie Kalwe. Zn�w uruchomi� maszyn�. �� Wkr�tce zad�wi�cza� sygna�. Kalwe przycisn�� w��cznik i maszyna terkocz�c wyrzuci�a kr�tki kawa�ek ta�my. Kalwe czeka� jeszcze, ale indykatory od razu zgas�y: aparat wy��czy� si�. �� Kalwe uni�s� brwi, niezdecydowanie przyci�gn�� ta�m� ku sobie. Odczyta� j� raz i drugi, po czym odwr�ci� si� do towarzyszy. Wydawa�o si�, �e w jego twarzy zosta�y tylko oczy. � Tak... Zgodnie z wyliczeniami � powiedzia� powoli � w tych warunkach my... jak�e si� to m�wi? Po prostu nie mo�emy wej�� na w�a�ciw� orbit�, je�li chcemy zachowa� zapas paliwa niezb�dny do l�dowania... Nadmierne zu�ycie paliwa ze zbiornika ostatniego cz�onu. Tak m�wi� dane... My zostajemy � a w�a�ciwie spadamy na Marsa. Rozdzia� 2 �� W sterowni zapanowa�a przygn�biaj�ca cisza. Pomruk aparat�w, do kt�rego ju� przywykli, sta� si� nagle dokuczliwie g�o�ny. Kalwe siedzia� opu�ciwszy r�ce, wskutek niewa�ko�ci niezgrabnie stercza�y w powietrzu. Pozostali siedzieli lub stali w nieprawdopodobnych pozach, przytrzymuj�c si�, czego popad�o. Skrawek papierowej ta�my, unoszony s�abym powiewem ukrytych w �cianach wentylator�w, wirowa� powoli pod sufitem, dop�ki nie przylgn�� mocno do kraty regeneratora powietrza. W�wczas Siencow, z mimowoln� uwag� �ledz�cy jego lot, powiedzia�: � Do�� tego! Wszyscy na stanowiska... �� ...W pierwszej chwili nikt nie uwierzy� w to, co si� sta�o, chocia� ka�dy poczu� uk�ucie w sercu. Siencow zacz�� nawet z oburzeniem: � No, drogi towarzyszu, chyba przesadzasz... Kalwe wzruszy� ramionami. � Ale tak jest. �� I Siencowa przekona�y nie jego s�owa, lecz demonstracyjnie spokojny ton. Zapad�o d�ugie milczenie... �� Wreszcie kosmonauci usadowili si� w fotelach i Siencow powiedzia�: � Przesta�my biadoli�. � Szczerze m�wi�c � zacz�� Kalwe � niezupe�nie rozumiem. Maszyna matematyczna dzia�a bezb��dnie.;. Ale jakie to ma znaczenie, gdzie w�a�ciwie znajduje si� paliwo � w cz�onie podstawowym czy ostatnim? Dlaczego nie mo�emy w��czy� silnik�w? �� Siencow spochmurnia�. Pytanie Kalwego, kt�ry przecie� �wietnie orientowa� si� w sytuacji, �wiadczy�o, jak bardzo jest zdenerwowany. �� Korobow odpowiedzia� spokojnie: � Jak wiesz, nasza rakieta sk�ada si� obecnie z dwu cz�on�w. W drugim, tylnym cz�onie, jest tylko paliwo i g��wny silnik. A hamowa� mo�emy wy��cznie za pomoc� silnik�w, kt�rych dysze zwr�cone s� ku przodowi. Znajduj� si� one w tym w�a�nie cz�onie rakiety, gdzie obecnie siedzimy. � No i co z tego? � spyta� Kalwe. � Naruszyli�my zapas paliwa drugiego cz�onu, co na tym odcinku lotu nie by�o przewidziane, wi�c og�lny zapas zmniejszy� si� bardziej, ni� wynika�o z oblicze�. � Zaraz, zaraz � powiedzia� Rain. � Ale przecie tam mo�na statek ustawi� tak, �eby hamowa� przy pomocy cz�onu podstawowego? �� �Tam� � znaczy�o: tam, ko�o domu... Domem by�a teraz nie tylko Ziemia, ale i baza na Ksi�ycu. � Nie � odezwa� si� Korobow. � Paliwo cz�onu podstawowego jest prawie ca�kowicie wyczerpane. Po okr��eniu Marsa i wykonaniu programu obserwacji b�dzie w��czy� silniki, �eby wej�� na orbit� � na Ziemi�. Potem powinna nast�pi� jedna korekta, nast�pnie druga � i cz�on podstawowy trzeba b�dzie odrzuci�. Zreszt� chyba pan �artuje. � Nie, przypomnia�em sobie � powiedzia� Kalwe. � Maszyna licz�ca nie zacz�a dzia�a� w�a�nie dlatego, �e zapas paliwa jest poni�ej normy. Nie zablokowa�a silnik�w, dop�ki statkowi grozi�o �miertelne niebezpiecze�stwo, ale obecnie... O, to jest doskona�e urz�dzenie. � Tak � wtr�ci� Azarow � teraz jednak powinny decydowa� ju� nie maszyny, lecz my. Chocia� zda je si�, �e od tego odwykli�my... � Bzdury! � przerwa� mu Siencow. � Ale decydowa� trzeba szybko. � Og�asza si� konkurs na najlepszy pomys� racjonalizatorski � obwie�ci� dono�nie Korobow. � Nagrod�: wycieczka na trasie Mars-Ziemia... �� Nikt nie podchwyci� �artu. Siencow powt�rzy�: � Decydowa� trzeba szybko i w�a�ciwie. Nasz lot zbyt drogo kosztuje kraj... �� Ale tak od razu, z miejsca, nic nie przychodzi�o na my�l opr�cz najbardziej fantastycznych rozwi�za�. Wreszcie Rain powiedzia�: � No, w ten spos�b daleko nie zajedziemy... Nie dalej ni� na Marsa. G�os ma Kalwe. Niech si� naradzi z m�zgiem elektronowym... Kalwe z pow�tpiewaniem pokiwa� g�ow�, ale oczy mu zab�ys�y. Podszed� do urz�dzenia programuj�cego i w zadumie przez kilka chwil pieszczotliwie g�aska� jego obudow�... �� Maszyna nie odpowiada�a d�ugo... S�dz�c po oszala�ym pl�sie �wiate�ek, w jej wn�trzu odbywa�a si� intensywna praca. Wreszcie Kalwe otrzyma� odpowied�/ spojrza� i poda� j� Siencowowi. �� Siencow studiowa� ta�m� chyba przez pi�� minut. Wszyscy w napi�ciu �ledzili wyraz jego twarzy, fizycznie niemal odczuwaj�c, jak statek opada coraz bardziej ku powierzchni Marsa. Siencow uni�s� wreszcie oczy. | � Nie ma co m�drkowa�... Odpowied� jest ca�kiem rozs�dna. Poniewa� ilo�� potrzebnego nam paliwa zale�y do masy statku, a uzupe�ni� paliwa nie mo�emy, pozostaje tylko jedno wyj�cie: zmniejszy� mas�... �� Piloci popatrzyli na siebie. Decyzja oparta na elektronowej logice wydawa�a si� im w pierwszym momencie r�wnie absurdalna, jak proponowanie biegaczowi, aby dla zwi�kszenia szybko�ci rozsta� si� z r�k�, �o��dkiem czy w�trob�. Nic dziwnego, gdy� ka�dy z nich traktowa� statek jak �yw� istot�, kt�rej nie mo�na pozbawi� jakiej�, nawet najdrobniejszej, cz�ci, aby jednocze�nie nie naruszy� precyzyjnej i harmonijnej pracy wszystkich organ�w. �� Ale analogia by�a tak pozorna. Statek stanowi� wy��cznie zesp� element�w mniej lub wi�cej wa�nych i maszyna, nie umiej�ca, jak wiadomo, odczuwa�, po prostu o tym przypomnia�a. � C� � powiedzia� Korobow � to jest wyj�cie. Musimy postanowi�, bez czego mo�emy si� obej��. Co wyrzuci�. Tego m�zg elektronowy nie powie... � Oczywi�cie, �e nie � potwierdzi� Kalwe. � Do tego nie jest przygotowany. � I jak to przeprowadzi� technicznie � doda� Azarow. � Trzeba by wychodzi� w przestrze�. �� Zacz�li oblicza�. Tylko Rain nie uczestniczy� w tej pracy. Na�o�y� s�uchawki informatora i wylicza� co� na papierze, popatruj�c z rzadka na chronometr. �� Wst�pne rachuby niewiele przynios�y. Nawet po�wi�caj�c rezerw� akumulator�w (osiemset kilogram�w), zapas wody (p�torej tony), pewne przyrz�dy (o czym m�wiono po cichu, �eby nie us�ysza� Rain) � usuni�to by zaledwie dwie i p� tony, a nale�a�oby pozby� si� znacznie wi�cej. �� Piloci zmarkotnieli. Rain nadal co� wylicza�, podnosz�c niekiedy oczy ku sufitowi. Potem wszyscy trzej piloci jednocze�nie spojrzeli na siebie, otworzyli usta, jakby chcieli co� powiedzie�, i jednocze�nie je zamkn�li. Wtedy Siencow roze�mia� si� i zach�ci�: � No, Witia, m�w ty... � Cz�on podstawowy! � wypali� Azarow. � Cz�on podstawowy! � przytakn�� Korobow. � A paliwo z jego zbiornik�w, zosta�o go tam niewiele, przepompujemy do zbiornik�w ostatniego cz�onu, w�a�nie tam, gdzie mamy niedob�r. � Ale jak je przepompowa�? � spyta� Siencow. � Ca�kiem zwyczajnie! � pospiesznie zacz�� obja�nia� Korobow. � Zdemontujemy jeden kompresor, przy pomocy lin... na pow�oce rakiety... �� Siencow patrz�c na Korobowa i Azarowa poczu� wzruszenie. Powiedzia� jednak najzwyklejszym tonem: � No c�, s�usznie. Istnieje tylko jedno niebezpiecze�stwo: je�li podczas tej pracy statek zn�w zostanie zaatakowany � powiedzmy przez meteoryty � w�wczas sami rozumiecie... Silniki w��cz� si�, co oznacza �mier� dla ka�dego, kto znajdzie si� w pobli�u. Nie mo�emy przecie� wy��czy� ca�ej automatyki. � Innego wyj�cia nie ma � wtr�ci� Azarow. � Dlaczego nie ma? Jest... � nie ogl�daj�c si� powiedzia� spokojnie Rain. � Poniewa� postanowili�cie nie wyrzuca� moich przyrz�d�w, by� mo�e, zdo�am wam pom�c... (Wszyscy nale�ycie ocenili �artobliwie �yczliwy ton astronawigatora: sz�o przecie o �ycie). Zbli�amy si� do orbity Deimosa: zewn�trznego satelity Marsa. Obliczy�em w�a�nie,.. Za godzin� z kawa�kiem � mam tutaj dok�adne dane � Deimos nas dogoni. Mo�na na nim l�dowa�. A start z Deimosa jest nieskomplikowany... �� Zapanowa�o o�ywienie. Zawsze jednak b�dzie grunt pod nogami, demonta� p�jdzie znacznie szybciej. � Wszystko zamocowa�! � rozkaza� Siencow. � Przygotowa� si� do l�dowania! �� Przygotowania zaj�y ponad p� godziny � trzeba by�o przestawi� na warunki l�dowania wi�kszo�� przyrz�d�w, zw�aszcza astronomicznych. Po uko�czeniu pracy kosmonauci ponownie zaj�li miejsca w sterowni, zgodnie z przepisami l�dowania i startu. � Nareszcie obejrzymy sobie tego satelit� Marsa... � u�miechn�� si� Siencow. � No, to by�oby wszystko. Poprosz� o kurs. �� Rain i Kalwe ponownie za�o�yli s�uchawki, Kalwe w��czy� maszyn� licz�c�. Siencow poczeka� jeszcze Chwil�, potem zerwa� plomby ze ster�w, usun�� bezpieczniki i skin�� na Korobowa: � Dyktuj sprawozdanie! �� Pochylony nad mikrofonem Korobow zacz�� wolno i dobitnie dyktowa�: �Dnia... w warunkach szczeg�lnej konieczno�ci... znacznego odchylenia od kursu...� Rain nie odrywaj�c wzroku od chronometru powiedzia�: � Jeszcze dok�adnie szesna�cie minut. �� Siencow obr�ciwszy si� razem z fotelem sprawdzi�, czy wszyscy dobrze przypi�li pasy. Z zadowoleniem zauwa�y� objawy �stanu startowego�: serce bi�o szybciej, my�li nabra�y precyzji, ka�dy ruch przewidziany by� z g�ry. �� Odwr�ci� si� do pulpitu i w�wczas Rain kiwn�� do niego: �Ju� czas!� � Uwaga! � powiedzia� g�o�no Siencow. �� Ostrzegawczo zawy�y syreny lokator�w. Wymaca�y gdzie� niewidzialn� w mroku powierzchni� odleg�ego jeszcze, ale doganiaj�cego ich Deimosa. Siencow nacisn�� d�wigni� � wszystkie fotele unios�y si�, obna�aj�c l�ni�ce stalowe cylindry urz�dze� przeciwprzeci��eniowych. Potem mrugn�� �obuzersko, zdecydowanie po�o�y� d�o� na czerwonej d�wigni rozruchu, p�ynnie poci�gn��... Statek drgn��, zacz�� przyspiesza� biegu. �� Zaplanowany manewr by� do�� skomplikowany. Nale�a�o wej�� na orbit� Deimosa tu� przed nim i utrzymuj�c pr�dko�� nieco mniejsz� ni� pr�dko�� satelity Marsa, pozwoli� mu si� dogoni�. Dzi�ki temu nie utrac� ani grama paliwa ze zbiornik�w silnik�w hamuj�cych. �� Satelita bezszelestnie sun�� po swej orbicie, jego obraz na ekranach nieustannie si� rozrasta�. Siencow poruszy� sterem i rakieta zmieni�a kierunek lotu tak p�ynnie, �e prawie nikt nie odczu� przyspieszenia. Siencow by� rzeczywi�cie mistrzem � o tym wiedzieli wszyscy. Kalwe oblicza� ju� punkt spadania. Male�ka planetka dogania�a statek... �� Siencow zwi�kszy� nieco szybko��, �eby osi�gn�� maksymalnie ma�� pr�dko�� zbli�ania. Cylindry amortyzator�w poruszy�y si� wolno. Cia�a wyra�nie zacz�y ci��y�. Czyj� kr���cy pod sufitem zeszyt jak motyl, pomkn�� w bok... �� W odleg�o�ci kilku kilometr�w od Deimosa, kiedy pr�dko�ci statku i satelity by�y prawie jednakowe, Siencow wy��czy� silnik. Rozsiad� si� wygodnie w fotelu i patrz�c w sufit powiedzia�: � Ano tak, teraz posiedzimy sobie p� godzinki... �� Potem, kiedy usi�owali sobie przypomnie� �wczesne doznania, wszyscy przyznali, �e odnie�li identyczne wra�enie: Deimosowi znudzi�o si� patrze� na lec�cy przed nim statek, wobec czego postanowi� schwyta� go i obejrze� z bliska. Zreszt� w�tpliwe, aby w�a�nie w ten spos�b wyobra�ali sobie rozw�j wydarze� w momencie, kiedy jakby przyci�gni�ty przez pot�ny mechanizm statek ruszy� raptownie ty�em ku satelicie. Wszyscy drgn�li w fotelach. Siencow b�yskawicznym ruchem w��czy� na powr�t silnik. Ale Deimos nadci�ga� coraz bli�ej i znacznie szybciej ni� mia�by na to ochot� kt�rykolwiek z kosmonaut�w. Na ekranie przemkn�y jakie� l�ni�ce szczyty, dziwne widmowe urwiska... �� Wtedy Siencow ju� tylko instynktownie dotkn�� ster�w, chc�c umkn�� z orbity Deimosa. Ale ciemny masyw by� tu�. �� Od straszliwego wstrz�su a� j�kn�y amortyzatory. Zgrzyt, trzask... Jakby rakiet� wleczono po ostrych kamieniach... Siencow gwa�townym ruchem wy��czy� stery i zgrzyt ucich�. Nagle zgas� tylny ekran. Rakieta zamar�a w bezruchu. �� Siencow jako� zbyt wolno zak�ada� bezpieczniki. Ka�dy z kosmonaut�w dotkliwie odczuwa� skutki l�dowania. Ogarn�o ich dziwne os�abienie, ci�ko by�o unie�� r�k�, mieli ochot� zamkn�� oczy i spa�. Zdumiewaj�ca reakcja psychiczna � wszystkim si� wydawa�o, �e wcale nie siedz� w fotelach, tylko le�� na plecach. Na plecach? A �ciana sterowni z drzwiami na korytarz jest pod nimi? Bzdura... Ale przecie� w pewnym momencie znajdowali si� w takiej w�a�nie pozycji! Czy tak by�o naprawd�? Nie, chyba nie... Trzeba sobie przypomnie�. Ale� oczywi�cie, przed startem, kiedy rakieta sta�a pionowo i ziemskie przyci�ganie wyra�nie wskazywa�o, gdzie jest d�. A mo�e to z�udzenie? Wszystko jedno, le��c na plecach lepiej si� �pi. A wi�c b�dziemy spa�;.. � Nie spa�! � g�os Siencowa zabrzmia� ostro i nakazuj�co. �� Pierwszy otworzy� z wysi�kiem oczy Rain. Szum w uszach. Krew, kt�ra odp�yn�a, zn�w zasila�a m�zg, wraca�a zdolno�� my�lenia. Siencow pochyli� si� nieco w bok � obrotowy fotel zawirowa� dooko�a osi i Siencow niespodziewanie wypad� z niego, zawis� na pasach, niezgrabnie przebieraj�c nogami. Czyli poj�cie do�u istnia�o rzeczywi�cie... Oczy Siencowa poszuka�y drzwi � le�a� na nich ten sam fruwaj�cy uprzednio zeszyt. � Zablokujcie fotele, inaczej powypadacie! � rozkaza� spokojnie. � To grawitacja... � powiedzia� Rain. I nagle wykrzykn��: � Sk�d tu mo�e by� takie przyci�ganie?! �� Wtem rakieta drgn�a ponownie, zacz�a si� powoli przechyla� ku przodowi. Kosmonauci doznali wra�enia, �e kto� szturcha ich w plecy, aby razem z fotelami przyj�li normaln� pionow� pozycj�. Milczeli. Rozstawiwszy szeroko �okcie, aby nie rzuca�o nimi w fotelach, utkwili wzrok w ekranach, jakby stamt�d mia�o co� nadej�� � ratunek czy zag�ada... �� Siencow uni�s� r�k�, zawo�a�: �Trzyma� si�! Kalwemu przysz�o do g�owy, �e rakieta runie w przepa��. Chcia� zamkn�� oczy, �eby w ostatniej chwili nic nie widzie�. Ale nawet na to zabrak�o mu si�... Rozdzia� 3 �� Nic strasznego nie zasz�o: rakieta zatrzyma�a si� w przechyle, zamar�a pod k�tem sze��dziesi�ciu stopni wobec wyra�nie ju� teraz wyczuwalnego poziomu. Wszyscy powoli przychodzili do siebie. Kalwe niepowstrzymanie ziewa�, Azarow rozciera� st�uczony �okie�. �� Siencow rozpi�� pasy, ci�ko grzmotn�� o pochy�� pod�og�, z wolna zjecha� ku �cianie i tam ostro�nie wstawa�. � Gdzie jeste�my? � spyta� Kalwe. � Na Marsie? � Nie � odpowiedzia� powoli Siencow. � To nie jest Mars. � Tak, ale grawitacja! Sk�d taka grawitacja? � zn�w wykrzykn�� gniewnie Rain. � Niemo�liwe! Wyliczy�em kurs na Deimosa! Gdzie wyl�dowali�my? Przecie� nie wystartujemy! �� Po d�ugim okresie niewa�ko�ci Kainowi, jak i pozosta�ym cz�onkom za�ogi, wydawa�o si�, �e tyle nie wa�yli nawet w chwilach przyspieszenia podczas startu. Tylko Siencow, kt�ry ju� sta�, m�g�, aczkolwiek z trudem, oceni� rzeczywist� si�� przyci�gania. � Wyl�dowali�my... � mrukn�� z niezadowoleniem. Wgramoli� si� na fotel, obr�ciwszy go usiad� i odetchn�� z ulg�. � Rzeczywi�cie grawitacja jest wi�ksza od ziemskiej � bezbarwnym g�osem powiedzia� Azarow. � Ulegamy z�udzeniu � natychmiast zaoponowa� Korobow. � Jedna pi�ta ziemskiej � skin�� w kierunku grawimetru. � Przyzwyczaili�my si� po prostu do lekkiego �ycia... �� Kalwe uprzejmym u�miechem skwitowa� kalambur, daj�c w ten spos�b dow�d, �e ci��enie nie pozbawi�o go zdolno�ci oceniania gry; s��w. Pozostali milczeli pos�pnie. � Lekkie �ycie... � powt�rzy� z przek�sem Rain. � St�d takie �wietne samopoczucie... Ale musimy przecie� ustali� przyczyny? Kapitanie! � Tutaj ich nie ustalimy � niech�tnie i nawet jakby niezdecydowanie odpowiedzia� Siencow. � Trzeba b�dzie wyj��... L�dowa�em na Deimosie, to wszystko, co mog� na razie powiedzie�. � Taka si�a grawitacji... � wymamrota� Kalwe. � Mo�ecie si� �mia� � powiedzia� Korobow � ale czy to nie jest przypadkiem sztuczny satelita? �� Rzeczywi�cie wybuchn�li �miechem. Sztuczny satelita by� czym� ze �wiata fantastyki, tutaj natomiast zetkn�li si� z oczywistymi realiami. Zreszt� i sam Korobow powiedzia� to jakby �artem, chocia� oczy mia� powa�ne i czu�o si�, �e w g��bi duszy got�w jest �y� w swoj� wersj�. � Poczekajcie! � Azarow uni�s� r�k�. � wiem! Deimos nie jest zbudowany ze zwyk�ej materii; Naruszone pow�oki elektronowe, kolosalna g�sto�� � oto gdzie tkwi przyczyna... Pami�tacie � gwiazda van Manena i wszystkie inne... � Pami�tamy � mrukn�� Rain. � S�dzicie, �e gdy~ by tak by�o, nie zosta�oby to zauwa�one wcze�niej. W�wczas Deimos i Mars obraca�yby si� wok� o�rodka ci�ko�ci wsp�lnego dla ca�ego uk�adu... Sk�onny by�bym raczej przypuszcza�, �e ten nadg�sty masyw wcale nie jest Deimosem. M�g� w�a�nie przybli�y� si� do Marsa, przecie� istniej� r�ne przypadki, i wej�� orbit� Deimosa... Chocia� � tutaj powinien by� Deimos... S�owem, nie wiem. � C� � odezwa� si� Siencow � przyjmujemy przypuszczenie Azarowa jako robocz� hipotez�. Nie jest oczywi�cie wykluczone, �e znajdziemy inne rozwi�zanie, ale niew�tpliwie ju� na powierzchni satelity, a nie w sterowni. �� Rain milcz�c wzruszy� ramionami. Siencow zamkn�� dyskusj�. � No, dzi� mamy chyba do�� wra�e�. � Nie, po prostu �pimy i �nimy kolektywnie � wtr�ci� Korobow. �� �miech zabrzmia� nieco sztucznie: w sterowni ci�gle jeszcze panowa� nastr�j jakiej� niepewno�ci. To samo zapewne odczuwaj� rozbitkowie dotykaj�c stop� twardego gruntu bezludnej wyspy: i ciesz� si�, i zdaj� sobie jednocze�nie spraw�, �e najprawdopodobniej nie czeka ich w najbli�szej przysz�o�ci nic dobrego... �� Wreszcie Siencow wyda� dyspozycje. Korobow wsta�, skin�� na Azarowa � ruszyli skontrolowa� pomieszczenia robocze i silniki, obej�� ciasne zakamarki wok� kompresor�w i komory spalania... Kalwe przykucn�� przed m�zgiem elektronowym, zaczai go ogl�da�. Siencow kaza� wy��czy� zb�dne o�wietlenie i wszystkie lokatory. � A je�li meteoryt? � spyta� Rain. � Je�li... Bez mo�liwo�ci manewrowania i tak si� przed nim nie uratujemy � odpowiedzia� Siencow. �� Rain kiwn�� g�ow�, jakby ta odpowied� w pe�ni go uspokoi�a, i pr�bowa� uruchomi� ekran tylny. Nie udawa�o mu si� to � prawdopodobnie ty� rakiety by� uszkodzony... �� Korobow i Azarow powr�cili wkr�tce, wycieraj�c ubrudzone r�ce. Z�o�yli zwi�z�y raport. Pierwsze, pobie�ne ogl�dziny wykaza�y, �e wszystko jest w porz�dku. Nie sprawdzili wprawdzie kompresor�w, ale wymaga�oby to znacznego zu�ycia energii elektrycznej. Gdzieniegdzie stwierdzili drobne awarie o�wietlenia. �� Ogl�daj�c uwa�nie przyrz�dy Siencow wys�ucha� sprawozdania niemal oboj�tnie, po czym zwr�ci� si� do Raina: � Silne pole magnetyczne � to dziwne... A wi�c nie tylko grawitacja. � Coraz weselej � roz�o�y� r�ce Rain. � Trzeba wyj�� na zewn�trz. Niewykluczone, oczywi�cie, �e satelita zbudowany jest z nadg�stych ska� albo... � Albo? � spyta� szybko Korobow. � Nie, nic � b�kn�� niepewnie Rain. � Nie, nic specjalnego. Po prostu zjawiska nie mo�na na razie wyt�umaczy�. Tak czy inaczej � jest to odkrycie kolosalnej wagi... � A l�dowanie? � spyta� Siencow. � Te� nie daje si� wyt�umaczy�? � Nie czas teraz na hipotezy... L�dowanie? Ty te� jeste� tylko cz�owiekiem. Niezupe�nie dok�adny ruch... i zwalili�my si�. � W og�le � nie wytrzyma� Korobow � niekt�rzy narzekali na brak przyg�d... � Mrugn�� do Siencowa. Raina poklepa� po ramieniu. � Wi�c mamy przygod� pierwsza klasa. �� Azarow �ypn�� na niego, mrukn�� co�. Nikt wi�cej si� nie odezwa�, kosmonauci patrzyli na kapitana. �� A ten milcza�, jak wszystkim si� wydawa�o, zbyt d�ugo... �� Oczywi�cie kto� musia� wyj�� ze statku. Na twarzy Azarowa widnia�o tak wyra�ne pragnienie, aby jak najszybciej wydosta� si� na zewn�trz, �e Siencow wsp�czu� mu bardziej ni� innym, poniewa� wiedzia�, i� w�a�nie Azarow b�dzie musia� zosta�. Opu�ci� rakiet� powinni bardziej do�wiadczeni, a ponadto Azarow jest niezast�piony w ��czno�ci. �� Ze wzgl�du na bezpiecze�stwo nie mo�e r�wnie� wyj�� Kalwe. Jako cybernetyk b�dzie dy�urowa� przy m�zgach elektronowych. Pozostanie tak�e Korobow � jest do�wiadczonym pilotem-kosmonaut� i w razie czego obejmie dow�dztwo. � Wyjdziemy we dw�jk�, Rain i ja � przem�wi� wreszcie Siencow. � Satelity to jego specjalno�� � doda�, chocia� nie by� obowi�zany do sk�adania wyja�nie�. � Wy za� dy�urujcie zgodnie z instrukcj� alarmow�. Naprawi� o�wietlenie, zorganizowa� sprawy bytowe, utrzymywa� z nami ��czno�� i przygotowa� dodatkowy fotogram dla Ziemi. By� mo�e... �� Milczenie, kt�re nast�pi�o, absolutnie nie oznacza�o aprobaty. � Nie martwcie si� � doda� Siencow. � Jeszcze zd��ycie. Do�� b�dzie pracy dla wszystkich, za to mog� r�czy�. My jeste�my tylko zwiadem... �� Chcia� jako� pocieszy� koleg�w, uspokoi� ich przed wyj�ciem. �Jak przed �mierci�� � pomy�la� z irytacj�, zrobi� krok naprz�d, niepos�uszna noga ci�ko grzmotn�a o pod�og�: ci��enie... � Cuda czy co? � wymamrota� Siencow. �� Ze �ciennych szaf wyj�to dwa skafandry. Siencow i Rain za�o�yli je przy pomocy koleg�w. Du�e, przezroczyste po�rodku he�my przeobrazi�y ich w istoty nale��ce do tamtego, zewn�trznego �wiata... Sprawdzili tlen, system regeneracyjny, Siencow dmuchn�� w mikrofon he�mu, powiedzia� wyra�nie: �Jeden, dwa, trzy, cztery...� To samo zrobi� Rain. �� Potem ruszyli do drzwi, machaj�c na po�egnanie r�kami. Kalwe i Korobow odprowadzali zwiadowc�w do wyj�cia, w oczach mieli l�k. �� Za odchodz�cymi zamkn�y si� drzwi z dziesi�ciomilimetrowej stali. Zaciskaj�ce je d�wignie zal�ni�y b��kitnym metalem i szcz�kn�wszy zimno, opad�y na swoje miejsce. Min�a minuta i Korobow zobaczy�, jak strza�ka manometru gwa�townie skoczy�a w d�: urz�dzenia hydrauliczne wypchn�y wci�ni�t� w gniazdo pokryw� w�azu. �� W rakiecie zosta�o trzech... Azarow siedzia� przy radiostacji i s�dz�c z pomarszczonego czo�a i utkwionego w przestrze� wzroku rozmy�la� w napi�ciu: c� to za grawitacja? Sk�d? Od czasu do czasu st�umionym g�osem pyta� zwiadowc�w: �No, jak tam? Jak?� Kalwe zn�w zacz�� krz�ta� si� przy maszynie elektronowej: zdj�� tablic�, wyjmowa� zapasowe uk�ady, sprawdza�, wstawia� w gniazda, ponownie sprawdza�... Jego ruchy by�y powolne, mo�na by s�dzi� nawet, �e si� grzebie. W istocie pracowa� szybko i sprawnie, ale precyzyjnie. Korobow wyszed� na korytarz zajrze� do zawieszonego na zewn�trz zbiornika z chlorell�, o kt�rym wszyscy w zamieszaniu zapomnieli. St�d, przez iluminator, by�o wida�, co si� dzieje w tym przezroczystym �wiatku, zaludnionym przez mikroskopijne glony. S�u�y�y do reprodukowania tlenu, a w razie potrzeby � jako po�ywienie. Co prawda nadzieja, �e glony ocala�y mimo napromieniowania, by�a niewielka. �� Azarow pos�pnia� coraz bardziej. Z ��czno�ci� dzia�y si� jakie� niepoj�te rzeczy. G�osy Siencowa i Raina by�y przyg�uszone, jakby kosmonauci zd��yli odej�� daleko od rakiety albo jakby mi�dzy nimi a statkiem wyros�a jaka� ekranowa przeszkoda. �� Od czasu do czasu s�yszalno�� w og�le zanika�a, jak gdyby nad powierzchni� satelity szala�a burza magnetyczna. Strza�ki magnetometr�w dygota�y gor�czkowo. Burza magnetyczna na powierzchni jakiego� tam skalnego od�amka, miotaj�cego si� niespokojnie w pustce? A je�li to nie jest ani grawitacja, ani pole magnetyczne, tylko co� zupe�nie innego?! Nie wszystko przecie� wiemy o polach... Te w�tpliwo�ci kolidowa�y z dotychczasowym do�wiadczeniem Azarowa, ale rozum m�wi�: mo�liwe, wszystko jest mo�liwe i nie wiadomo jeszcze, co si� wydarzy za chwil�... Jednak przyrz�dy uparcie wskazywa�y swoje. A tu jeszcze Kalwe nie dawa� spokoju. � Powiedz Siencowowi, �eby przede wszystkim obejrza� baterie s�oneczne � powt�rzy� Kalwe ju� trzeci raz. Azarow wreszcie zrozumia�, o co mu chodzi, skin�� g�ow�. Rzeczywi�cie, bez �r�d�a energii b�dzie z nimi kiepsko. �� Zwi�kszywszy moc nadajnik�w, zacz�� krzycze� w mikrofon. Wreszcie niby przez poduszk� dobieg� g�os Siencowa: �Baterie? Dobra, dobra, poczekaj ze swoimi bateriami...� Azarow wzruszy� ramionami. Z kolei ze s�uchawek pop�yn�o niewyra�ne mamrotanie Raina. Potem Siencow zawo�a�: �Niepodobie�stwo�. �� Azarow pospiesznie prze��czy� odbi�r na g�o�niki, �eby wszyscy s�yszeli zwiadowc�w, i niecierpliwie wykrzykn�� w mikrofon: �No i co? Odpowiedzcie wreszcie!� Ale g�osy coraz bardziej zanika�y... Korobow wr�ci� z korytarza i zatrzyma� si� w drzwiach. Uchwyci� g�os Raina: �Sp�jrz, sp�jrz...� Na tym ��czno�� zosta�a przerwana ostatecznie. Z g�o�nika dobiega�o tylko chrypliwe buczenie. �� Azarow gwa�townie wyci�gn�� r�k�, �eby jeszcze zwi�kszy� moc i w tej samej chwili wszyscy trzej poczuli, jak pochylona pod�oga sterowni drgn�a i zacz�a wymyka� si� spod n�g. Rozdzia� 3 �� Nic strasznego nie zasz�o: rakieta zatrzyma�a si� w przechyle, zamar�a pod k�tem sze��dziesi�ciu stopni wobec wyra�nie ju� teraz wyczuwalnego poziomu. Wszyscy powoli przychodzili do siebie. Kalwe niepowstrzymanie ziewa�, Azarow rozciera� st�uczony �okie�. �� Siencow rozpi�� pasy, ci�ko grzmotn�� o pochy�� pod�og�, z wolna zjecha� ku �cianie i tam ostro�nie wstawa�. � Gdzie jeste�my? � spyta� Kalwe. � Na Marsie? � Nie � odpowiedzia� powoli Siencow. � To nie jest Mars. � Tak, ale grawitacja! Sk�d taka grawitacja? � zn�w wykrzykn�� gniewnie Rain. � Niemo�liwe! Wyliczy�em kurs na Deimosa! Gdzie wyl�dowali�my? Przecie� nie wystartujemy! �� Po d�ugim okresie niewa�ko�ci Kainowi, jak i pozosta�ym cz�onkom za�ogi, wydawa�o si�, �e tyle nie wa�yli nawet w chwilach przyspieszenia podczas startu. Tylko Siencow, kt�ry ju� sta�, m�g�, aczkolwiek z trudem, oceni� rzeczywist� si�� przyci�gania. � Wyl�dowali�my... � mrukn�� z niezadowoleniem. Wgramoli� si� na fotel, obr�ciwszy go usiad� i odetchn�� z ulg�. � Rzeczywi�cie grawitacja jest wi�ksza od ziemskiej � bezbarwnym g�osem powiedzia� Azarow. � Ulegamy z�udzeniu � natychmiast zaoponowa� Korobow. � Jedna pi�ta ziemskiej � skin�� w kierunku grawimetru. � P