8443

Szczegóły
Tytuł 8443
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8443 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8443 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8443 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Janusz Korczak KR�L MACIU� NA BEZLUDNEJ WYSPIE 1 Och, jak strasznie �le by�o Maciusiowi w wi�zieniu. W�a�ciwie nie by�o mu �le, ale - ciasno. Ciasno i nudno. Bo je�eli kto� siedzi w wi�zieniu - i maj� go rozstrzela� - wcale si� nie nudzi. Ale Maciu� mia� by� wys�any na bezludn� wysp�. Maciu� przegra� wojn�, by� je�cem kr�lewskim i - zupe�nie jak Napoleon - b�dzie wys�any na wysp�. A tymczasem czeka. Mieli go wys�a� za tydzie�, a przesz�o trzy tygodnie -i nic. Bo trzej kr�lowie, kt�rzy wzi�li go do niewoli, ani rusz nie mog� si� pogodzi�. M�ody kr�l nie ukrywa� wcale, �e nienawidzi Maciusia, pragn��by najlepiej pozby� go si� zupe�nie. Smutny kr�l ju� nie ba� si� przyzna�, �e jest przyjacielem Maciusia. Wi�c kr�l, opiekun ��tych, kt�remu by�o wszystko jedno - m�wi�, jak by� powinno. A powinno by� tak, �eby Maciu� �y� sobie spokojnie, ale �eby nie m�g� si� wtr�ca� do niczego i �eby nie m�g� uciec. Wi�c nie mo�na wys�a� Maciusia na wysp� Maras, bo tam s� b�ota, jest ��ta febra i czarna ospa. Nie mo�na wys�a� Maciusia na wysp� Luko, bo za blisko l�du i czarni kr�lowie mogliby u�atwi� ucieczk�. A� og�osili konkurs, to znaczy wydrukowali we wszystkich gazetach ca�ego �wiata takie og�oszenie: Je�eli jaki nauczyciel geografii wska�e nam dobr� wysp� dla Maciusia, otrzyma du�� nagrod�. Dajemy miesi�c czasu, �eby napisali, gdzie ta wyspa le�y i dlaczego jest odpowiednia dla Maciusia. Zacz�y nadchodzi� odpowiedzi. Kr�lowie powiesili na �cianach mapy wszystkich cz�ci �wiata i na wyspach, kt�re im si� spodoba�y, wk�uwali szpilki z chor�giewkami. Tymczasem przyjecha� Bum-Drum, jeszcze kilku mniej wa�nych kr�l�w czarnych i ��tych, przyjecha�a kr�lowa Kampanella i pi�ciu bia�ych kr�l�w, kt�rzy udawali, �e te� maj� wiele do powiedzenia. Narady odbywa�y si� w r�nych miastach, bo kr�lowie byli dumni i m�wili: - Jak chc�, �ebym radzi�, niech do mnie przyjad�, �eby nie wygl�da�o, �e ich prosz� o �ask�. I ka�dy z kr�l�w chcia� troch� poje�dzi�. Dwa razy zebrali si� w miasteczku nad morzem, potem radzili w du�ym mie�cie w g�rach, potem pojechali do miasta, gdzie by�o najsmaczniejsze na ca�ym �wiecie piwo, a potem tam, gdzie by�o ciep�o. Ka�dy z kr�l�w wozi� paru ministr�w, ka�dy minister wozi� sekretarzy, ka�dy sekretarz wozi� par� panienek, kt�re pisa�y na maszynie, o czym kr�lowie m�wi�, bo to si� nazywa -protok�. A Maciu� tymczasem siedzi w wi�zieniu i czeka. Gdyby cho� m�g� czyta� gazety, gdyby wiedzia�, �e o nim m�wi� i pisz� - by�oby l�ej ni� teraz, kiedy my�li, �e wszyscy ju� o nim zapomnieli. Bum-Drum bardzo chcia� si� widzie� z Maciusiem, ale ba� si� zdradzi� - i udawa� nawet zagniewanego. - Wymani� mi Maciu� tyle z�ota - skar�y� si� Bum-Drum - obieca� nauczy� czarne dzieci wszystkiego. I co? Cz�� zgin�a w boju, cz�� siedzi w obozie dla je�c�w. Biedna Klu-Klu w wi�zieniu. I Bum-Drum chcia� fikn�� �a�obnego kozio�ka, ale przypomnia� sobie, �e ju� nie jest dziki, wi�c tylko tar� oczy, niby �e p�acze. - Je�eli wasza kr�lewska mo�� �yczy sobie uwolni� kr�lewn� Klu-Klu, mo�e na jutrzejszym posiedzeniu wnie�� t� spraw� pod obrady - powiada m�ody kr�l, kt�ry zacz�� si� Bum-Drumowi podlizywa�. - Nie - m�wi Bum-Drum ze �zami w oczach. - Tyle macie wa�nych spraw, �e szkoda czasu na zajmowanie si� jedn� lekkomy�ln� dziewczynk�. Bum-Drum wiedzia�, �e w�r�d bia�ych trzeba koniecznie p�aka�, gdy si� m�wi o czym smutnym. Wi�c nosi� flaszeczk� z amoniakiem i w�cha�, kiedy nale�a�o by� wzruszonym. Bo amoniak, musztarda i cebula - wyciskaj� �zy z ocz�w. Ano dobrze. Na dwudziestym czwartym posiedzeniu postanowi� ju�, dok�d wys�a� Maciusia. Zebranie odb�dzie si� w pa�acu Kampanelli, kt�ra mia�a przez Maciusia pierwszy na �wiecie prawdziwy bunt dzieci z zielonym sztandarem. Kr�lowa Kampanella by�a bardzo �adna. M�� jej umar� w marcu. Dzieci nie mia�a. Pa�ac jej mie�ci� si� w pi�knym pomara�czowym ogrodzie nad brzegiem �licznego jeziora. W czarnych frakach przyjechali trzej nauczyciele geografii; ich wyspy najlepiej si� podoba�y. I jedn� z trzech wysp mieli wybra� dla Maciusia. - Moja wyspa - m�wi pierwszy nauczyciel - jest tu. I pokaza� pa�eczk� na map�, ale wszyscy widzieli tylko morze, bo �adnej wyspy nie by�o. - Dziwicie si�, wasze kr�lewskie mo�cie, �e wyspy nie ma na mapie. Zaraz wam wyt�umacz�. Na mapach rysuje si� tylko du�e wyspy, boby si� wszystkie nie zmie�ci�y. Je�eli jest na mapie cho�by tylko kropeczka, to wyspa jest du�a. Moja wysepka ma tylko trzy kilometry, jest wi�c bardzo male�ka. Za to wygodniej b�dzie Maciusia pilnowa�. Wysokich drzew nie ma - w og�le ma�o jest ro�lin - troch� trawy tylko i krzak�w. Jest zupe�nie bezludna i bardzo daleko od l�du. Miejscowo�� zdrowa, zimy wcale nie ma. Wystarczy zbudowa� drewniany barak dla Maciusia i stra�y. Raz na miesi�c mo�na posy�a� jedzenie - i ju�. Niech sobie siedzi. Ca�e szcz�cie, �e Bum-Drum by� Murzynem. Bo gdyby nie by� czarny, to by tak zblad�, �e wszyscy od razu by poznali, jak bardzo go ta wyspa przestraszy�a. - Jak ona si� nazywa? - zapyta� si� m�ody kr�l. - Ot� to w�a�nie. Zaraz powiem. T� wysp� odkry� w roku 1750 podr�ny Don Pedro. Burza po�ama�a mu �agle, z trudem tam wyl�dowa� i przez lat dwadzie�cia mieszka�. A� przypadkiem znalaz� go okr�t korsarski. Don Pedro udawa�, �e chce zosta� rozb�jnikiem, a �e obro�ni�ty, naprawd� wygl�da� jak zb�j - wi�c go przyj�li. Cztery lata by� korsarzem. Wreszcie uciek� i nazwa� j� Wysp� �adnej Nadziei. Wszystko opisane jest w bardzo grubej ksi��ce, kt�rej - pewien jestem - �aden nauczyciel geografii opr�cz mnie nie czyta�. - Moja wyspa - m�wi drugi nauczyciel geografii -ma jedn� wad�: le�y troch� za blisko l�du. Ale za to obok jest ma�a wysepka z latarni� morsk�. Jak jest mg�a albo w nocy - latarnia si� pali - wszystko wida�. Na po�udniu wyspy jest ska�a - obok ska�y polanka. Na polance jest dom dla Maciusia. Wysp� t� zamieszkiwali dawniej bardzo spokojni Murzyni. Jak tylko biali odkryli wysp�, zaraz urz�dzono szko��. Nauczono ich modli� si� i pali� fajki. Marynarze dawali tyto�, brali wanili�, cynamon i kanarki. Po pi�ciu latach pewien kupiec za�o�y� nawet sklep. I by�oby dobrze; ale dzieci kupca zachorowa�y na odr�. Dla bia�ych odr� nie jest niebezpieczna, ale czarne wszystkie dzieci umar�y, a z doros�ych zosta�o nie wi�cej ni� stu ludzi. Je�eli s� tam jeszcze, to pewnie bardzo niewielu - i siedz� w lesie w zachodniej cz�ci wyspy, bo uciekli przed odr�, sklepem i szko�� bia�ych. - Gdzie jest ta wyspa? - zapyta� si� smutny kr�l. - Tu - pokaza� pa�eczk� na mapie nauczyciel geografii. Jak si� nie zerwie nagle Bum-Drum z krzes�a, jak nie huknie pi�ci� w st�. - Nie pozwalam! - krzyczy. - Ta wyspa jest za blisko l�du, gdzie mieszkaj� Murzyni. Maciu� ucieknie i zbuntuje mi dzieci. Co wy sobie, do zielonej ma�py, my�licie! Kr�lowie bardzo si� obrazili. Kr�lowa Kampanella ze strachu o ma�o nie zemdla�a, nauczycielowi geografii laseczka a� wypad�a z r�ki, bo Bum-Drum chcia� si� rzuci� na niego - i ledwo m�ody kr�l go przytrzyma�. - Uspok�j si�, czarny przyjacielu, jeszcze twojej wyspy nie ruszamy. Jak nie, to nie. Bo to jedna wyspa na �wiecie? Ale kiedy biali kr�lowie zebrali si� wieczorem osobno w pomara�czowym ogrodzie, wszyscy, na z�o�� Bum-Drumowi, a mo�e troch� m�odemu kr�lowi, t� w�a�nie wysp� chwalili. - To przecie� �mieszne, �eby�my si� s�uchali tego ordynarnego dzikusa. Mo�e mu si� naprawd� zdawa�, �e go si� boimy. Jak�e Maciu� mo�e uciec, je�eli go stra� b�dzie pilnowa�a, a w nocy latarnia morska o�wietla polank�? - Przecie� to dziecko - m�wi kr�lowa Kampanella. - Trzeba mu da� troch� drzew, zieleni, troch� �piewu ptasz�t. Maciu� wyrz�dzi� mi krzywd�, ale mu przebaczam. - Szlachetne serce waszej kr�lewskiej mo�ci wzrusza nas g��boko - powiedzia� znany z grzeczno�ci dla dam kr�l Malto. - Zapewne - wtr�ci� m�ody kr�l - ale szanuj�c tkliwo�� serca kr�lowej musimy w polityce kierowa� si� przede wszystkim rozumem i ostro�no�ci�. - Ale� to dziecko - powt�rzy�a kr�lowa, podaj�c m�odemu kr�lowi dwie malinowe pomara�cze i siedem daktyli. - Wszystko przemawia za tym, �eby wybra� t� w�a�nie wysp� - m�wi przyjaciel ��tych kr�l�w. � Dow�z �ywno�ci dla stra�y i Maciusia b�dzie �atwiejszy, bo bli�ej, przy tym morze jest tu zupe�nie spokojne. Budowa� nic nie potrzeba, bo jest ju� budynek szko�y, gdzie mog� mieszka�. No i nie b�d�my �mieszni; gdyby nawet Maciu� pr�bowa� uciec - zjedz� go dzikie zwierz�ta, a nie znaj�c mowy Murzyn�w, jak�e si� z nimi porozumie? Widzimy wi�c, �e nie tylko serce naszej pi�knej gospodyni, ale i rozum, i ostro�no�� pozwalaj� nam wys�a� tam Maciusia. M�ody kr�l ju� si� nie odzywa�, tylko zajadaj�c daktyle my�la� strapiony: �B�d� mia� przepraw� z Bum-Drumem�. Przechadza si� Maciu� po dziedzi�cu wi�ziennym. Woko�o nic, tylko czerwone wysokie mury. Jedno stare drzewo orzechowe ro�nie na �rodku. By�o wi�cej, ale sta�y za blisko muru. �ci�to je, kiedy lat temu dziewi�� uciek� z wi�zienia s�ynny bandyta, kt�rego d�ugo potem szuka�a policja. Teraz ko�o muru pozosta�o tylko dwana�cie pni - i jeszcze bardziej ponuro wygl�da podw�rko. Przechadzka trwa p� godziny. Przed Maciusiem idzie dw�ch �o�nierzy z nabitymi karabinami, za Maciusiem te� dw�ch, a z prawej i z lewej strony - po trzech �o�nierzy z obna�onymi pa�aszami. Maciu� patrzy w ziemi� i liczy kroki. - Jeden-dwa-trzy-cztery-pi��-sze��-siedem krok�w... Razem wypada sto dwadzie�cia ma�ych albo osiemdziesi�t du�ych: siedemdziesi�t krok�w do drzewa orzechowego i pi��dziesi�t - od drzewa do muru. Co dziesi�� krok�w Maciu� podnosi g�ow� i spogl�da na orzech. Bo na co ma patrze�? Czasem zupe�nie zamyka oczy i otwiera dopiero, kiedy ma spojrze� na drzewo. Czasem stawia na przemian - raz du�y, raz ma�y krok. Czasem chodzi na palcach albo dziesi�� krok�w na palcach, a dziesi�� na pi�tach. Jak m�g�, urozmaica� sobie nudny spacer wi�zienny. Przychodzi�o mu cz�sto do g�owy, �eby skaka� na jednej nodze. Skaka� nawet czasem, ale tylko w wi�ziennej celi, kiedy by� pewien, �e nikt nie widzi. Gdyby by� zwyczajnym wi�niem, by�oby mu lepiej; ale jako wi�zie� kr�lewski, musi tym bardziej dba� o sw�j honor, �e wrogowie chcieli go honoru pozbawi�. - Wi�zie� numer dwie�cie jedena�cie do kancelarii! - zawo�a� przez okratowane okno naczelnik wi�zienia. Maciu� drgn��: to jego numer. Ale udaje, �e nic - idzie dalej. - Wzywaj� wasz� kr�lewsk� mo�� do kancelarii - m�wi starszy �o�nierz warty. Bo wydano rozkaz, �eby Maciusia nazywa� kr�lem, kiedy si� do niego zwracaj�, bo inaczej ani nie odpowiada�, ani si� nie s�ucha�. Wi�c m�wiono o nim: wi�zie� numer dwie�cie jedena�cie, ale do niego: wasza kr�lewska mo��. - Do kancelarii. Spojrza� Maciu� na orzechowe drzewo, zawr�ci� - zmarszczy� brwi - r�ce w ty� za�o�y� - stawia umy�lnie ma�e kroki, niby �e si� wcale nie �pieszy - wreszcie jest - czeka. Ale nogi dr�� pod nim, a serce tak stuka, tak stuka. - Wasza kr�lewska mo�� usi��� raczy - powiedzia� bardzo grzecznie naczelnik wi�zienia i sam poda� mu krzes�o. Maciu� od razu si� domy�li�, �e sta�o si� co� niezwyk�ego. Nauczy� si� Maciu� zwraca� uwag� na najmniejszy szczeg�, nauczy� si� czyta� my�li r�nych ludzi. Zrozumia� Maciu�, �e cz�sto ludzie co� m�wi�, a my�l� zupe�nie co innego. Szorstko odsun�� podane krzes�o. Do kancelarii wchodzi kr�l Orestes Drugi i jaka� pani bardzo �adna w czarnej aksamitnej sukni. Kr�l Orestes by� u Maciusia na zje�dzie kr�l�w. Pozna� go Maciu� po Orderze Wielkiego P�ksi�yca: najwi�kszy order jaki Maciu� widzia�. - Jestem kr�lowa Kampanella - powiedzia�a pani w czarnej sukni. - Jestem wi�zie� numer dwie�cie jedena�cie - z gorycz� przedstawi� si� Maciu�. I patrzy jej prosto w oczy, niedbale oparty o por�cz krzes�a. - O nie - odpar�a z prostot� kr�lowa. - Dla mnie kr�l Maciu� Reformator pozostanie zawsze dobrym opiekunem dzieci i walecznym rycerzem. I poda�a r�k�, kt�r� Maciu� z szacunkiem uca�owa�. Teraz chcia� si� przywita� Orestes. Ale Maciu� wyprostowa� si� dumnie i nie poda� r�ki. - Jestem wi�niem i nie mam order�w - powiedzia� patrz�c mu ostro w oczy. Naczelnik wi�zienia, chc�c przerwa� nieprzyjemn� scen�, kt�r� widzieli �o�nierze i urz�dnicy - poprosi� wszystkich do salonu prywatnego mieszkania. Maciu� spojrza� na dywan, kosztowne obicie mebli, kwiaty w oknach - u�miechn�� si� nieznacznie. Spostrzeg�a ten u�miech bolesny kr�lowa. Rozsiad� si� obra�ony Orestes i przegl�da obrazki du�ej, pi�knie oprawionej ksi��ki, kt�ra le�a�a na stole. Maciu� jest z�y. Gniewa go salon, gniewa naczelnik wi�zienia, gniewaj� kwiaty, dywan, fortepian - milczenie kr�lowej - gniewa, �e kr�lowa tak na niego patrzy. A najbardziej gniewa go Orestes i jego ogromny Order P�ksi�yca. �Czy te� mnie wyzwie na pojedynek, �e r�ki mu nie poda�em?� - my��i Maciu�. Kiedy p�niej my�la� Maciu� o tej wizycie, zrozumia� pow�d gniewu. W d�ugich godzinach zamkni�cia i osamotnienia oczekiwa� Maciu� smutnego kr�la. Kiedy w salonie naczelnika wi�zienia zobaczy� fortepian, jak �ywy stan�� mu przed oczami smutny kr�l, a w uszach d�wi�cze� zacz�y najsmutniejsze melodie. Nikt inny nie mia� prawa przyjecha�. Co innego Kampanella, a co innego jaki� tam niewa�ny kr�lik ma�ego kraju. Co by mu jeszcze powiedzie�, �eby zrozumia�, �e niepotrzebnie wtr�ca tu swoje trzy grosze? W og�le chce si� Maciusiowi strasznie du�o m�wi�, a boi si�, �eby si� z czym� niestosownym nie wyrwa�. Przypomnia� sobie Maciu� mistrza ceremonii, kt�ry zawsze w por� co� takiego zrobi�, �e by�o wszystko w porz�dku. No bo co? Kr�lowa patrzy, tamten ogl�da obrazki, a naczelnik wi�zienia stoi jak s�up - i wcale si� nie ko�czy. - Mo�e poda� herbat� albo kaw� ze �mietank�? Mam doskona�e ciasteczka domowej roboty - zacz�� naczelnik, ale po�a�owa�. - Czy� pan oszala�? - krzykn�� Maciu�, a w oczach zamigota�y mu iskry. - Czy na to ca�y miesi�c gnij� w pa�skim lochu, �eby wreszcie ciasteczka zajada�? Chc� wiedzie�, co postanowili moi wrogowie. ��dam nieodwo�alnie, �eby mnie zes�ano natychmiast na bezludn� wysp�. Gdyby mi powiedzieli, �e ca�e tygodnie mam siedzie� w wi�zieniu, nie przyj��bym u�askawienia. Chcia�em zgin�� w domku dzikich zwierz�t - oni podst�pem mnie uj�li. ��dam oficjalnego papieru z piecz�ci�. Nagle pochwyci� Maciu� pi�kn�, porcelanow� waz� i uderzy� ni� o st� tu� obok ksi��ki z obrazkami. Waza pot�uk�a si� na drobne kawa�ki, Maciu� zakrwawi� sobie r�k�. Orestes zerwa� si� z fotela, kr�lowa przymkn�a oczy; a naczelnik wi�zienia wybieg� po doktora, bo sam nie wiedzia�, co robi�. Kr�lowa Kampanella wyj�a z torebki pachn�c� chusteczk� do nosa i �agodnie wyciera�a krew z r�ki Maciusia. Kr�lowa mia�a plan gotowy: nie pozwoli wys�a� kr�lewskiego sieroty na bezludn� wysp� - we�mie go do siebie. Kampanella jest samotna, dzieci nie ma, m�� jej umar�. Niech otocz� wysokim murem pi�kny park pomara�czowy, kt�ry doskonale zast�pi wysp� bezludn�. A Kampanella b�dzie mu matk�. Lekarz wi�zienny owi�za� Maciusiowi r�k�, bo inaczej nie wypada�o przy kr�lach - i da� Maciusiowi pi�� kropel na cukrze na uspokojenie nerw�w. Lekarz wi�zienny mia� dwa lekarstwa: w lewej kieszeni krople, w prawej proszki. Jedno i drugie by�o strasznie gorzkie i dawa�o si� na wodzie. Ale je�li naczelnik wi�zienia darowa� w�asny cukier, mo�na zrobi� wyj�tek. Nazajutrz Maciu� oznajmi�, �e ani pokarm�w przyjmowa� nie b�dzie, ani na przechadzk� nie wyjdzie. ��da papieru z piecz�ci�, �eby wiedzie� wreszcie, co chc� z nim zrobi�. D�u�ej w wi�zieniu siedzie� nie my�li. Ko�o po�udnia wezwano Maciusia do kancelarii. Maciu� odm�wi�: nie p�jdzie. Nie ruszy si� z miejsca, dop�ki mu nie dadz� papieru z piecz�ci�. Chce wiedzie�! Do�� tej zabawy w �lep� babk�. Niezadowolony by� naczelnik wi�zienia. Bo kr�lowa nie tylko si� obrazi�a, �e Maciu� nie wyszed�, ale przyzna�a mu s�uszno��. Chcia�a przy tym zobaczy�, jak Maciu� mieszka. A mieszka� �le. Cela by�a wilgotna i ciemna, po �cianach �azi�y paj�ki i pluskwy, i Maciu� spa� na sienniku na pod�odze. W k�cie sta�a miednica i dzbanek wody, i nawet krzes�a nie by�o. A kr�lowa przynios�a ogromny bukiet bia�ego bzu. Co tu robi�? Zaraz dozorca zani�s� do celi mi�kki fotel z prywatnego mieszkania i tak� sam� pi�kn� waz�, jak� ju� Maciu� st�uk� wczoraj. Bo by�o ich dwie: jedna sta�a na stole, a druga na fortepianie. Naczelnik wi�zienia chcia�, �eby Maciu� i t� drug� waz� pot�uk�; wtedy kr�lowa zobaczy, jak trudno z nim sobie radzi�, i zrozumie, dlaczego Maciusia trzymaj� w takiej ciemnej celi. Ale Maciu� nad wyraz uprzejmie przyj�� kr�low�. Z ogromn� wdzi�czno�ci� wzi�� bukiet, kt�ry jednak wstawi� do swojego glinianego dzbanka z wod�, a nie do porcelanowej wazy. Kampanella, zach�cona tym, po�o�y�a nieznacznie pude�ko czekoladek, pude�ko to mia�a ukryte w kieszeni kr�lewskiego p�aszcza, bo nie wiedzia�a, w jakim Maciu� b�dzie humorze. - O nie, za czekoladki dzi�kuj�: zbyt bole�nie przypominaj� mi one moj� pierwsz� dziecinn� reform�. Wi�c tak: Bezludna wyspa ju� jest wybrana. S�usznie gniewa si� Maciu�, ale doprawdy pr�dzej nie mo�na by�o. Kr�l Orestes nie jest winien - on tylko przez grzeczno�� towarzyszy� kr�lowej. Chcia� koniecznie przyjecha� smutny kr�l, ale Bum-Drum i m�ody kr�l nie pozwolili. Bum-Drum jest teraz przyjacielem m�odego kr�la. Papier z piecz�ci� i podpisami kr�l�w jeszcze nie jest got�w. Kampanella przyjecha�a, �eby uspokoi� Maciusia i powiedzie�, �e o nim pami�taj�, �e niezad�ugo b�dzie m�g� wyjecha�. A tymczasem.... - ... Je�li wasza kr�lewska mo�� pozwoli, b�d� go odwiedza�a codziennie. Zamiast odpowiedzi, Maciu� z�o�y� poca�unek na r�ce dobrej kr�lowej. - Niestety - powiedzia�a kr�lowa - nie wolno mi przychodzi� na d�u�ej ni� na czterna�cie minut. - Rozumiem: etykieta - szepn�� Maciu�. - Nie, regulamin wi�zienny... 2 Czy lepiej by�o teraz Maciusiowi, gdy przeniesiony do czystego pokoju mia� prawo odbywa� przechadzki w ogrodzie wi�ziennym, codziennie odwiedzany przez kr�low� - gdy spa� na ��ku i spo�ywa� posi�ek z prywatnej kuchni naczelnika wi�zienia siedz�c na krze�le przy stole? Nie - by�o tak samo ciasno i tak samo bole�nie. Mo�e i gorzej jeszcze. W dawnej celi - rozumia�, �e czeka, �e tymczasowe schronisko zmieni� mu na inne - na bezludnej wyspie. Teraz - nie czeka� ju� na nic. Bo c�? Na bezludnej wyspie mie� b�dzie wszystko, co ju� dzi� posiada. Je�li nawet dadz� lepszy pok�j i meble, �adniejsz� przechadzk� nad morzem i wi�cej swobody - pozostanie na zawsze samotno�� i nuda. Tak t�skni� do zegara. My�la�, �e pr�dzej dzie� przejdzie, je�li b�dzie m�g� wiedzie�, ile godzin dnia up�yn�o. Z�udzenie. Teraz widzi, jak powoli wlok� si� wskaz�wki, jak strasznie d�ugo trwa godzina. Jak strasznie d�ugo trwa taki jeden dzie� wi�zienny. - Maciusiu, czym mog� ci ul�y�? - pyta si� kr�lowa, gdy Maciu� chmurny chodzi� po pokoju z za�o�onymi r�kami. - Czym? A czy �yje w pa�acu kr�lewskim m�j kanarek? Nie pami�tam, czy o tym m�wi�em, �e Maciu� mia� kanarka w pi�knej z�otej klatce. Otrzyma� go na imieniny i lubi�. Ale kiedy go nazwano Maciusiem-kanarkiem w parlamencie, czu� jakby �al do niewinnego ptaszka. A teraz przypomnia� go sobie i zapragn�� mie� blisko. Cho� jedno �ywe stworzenie pragn�� mie� nie na czterna�cie minut, ale na zawsze. Kampanella nie odpowiedzia�a, bo surowo zabroniono jej udziela� Maciusiowi wiadomo�ci, co si� dzieje w kraju. Ale natychmiast po powrocie do domu wys�a�a urz�dow� depesz� do m�odego kr�la: Czy mam prawo donie�� Maciusiowi o losach jego kanarka i klatk� postawi� w celi Maciusia? Raczy wasza kr�lewska mo�� przypomnie� sobie, �e na radzie m�wi�am, jak bardzo dzieciom potrzebne s� drzewa i ptaki. Ta depesza bardzo rozgniewa�a kr�la. - Najgorzej wda� si� z babami - mrucza� m�ody kr�l. - Dzi� kanarek, jutro b�dzie pies, pojutrze zn�w co� innego. A to cela wilgotna, a to ciemno - Maciu� zdenerwowany, Maciu� mizerny. Jak gdyby jedyn� nasz� trosk� by�o dba� o wygody Maciusia. I kr�l odpowiedzia�, �e pozwala, dodaj�c w depeszy, �e pragnie, aby to by�a ju� ostatnia pro�ba i ostatnie ust�pstwo: Tkliwe serce waszej kr�lewskiej mo�ci zechce si� liczy� z wymaganiami korony. Koron� nosi si� na g�owie, a w g�owie jest rozum. W ten spos�b kr�l grzecznie da� do zrozumienia, �e kr�lowa jest dobra, ale niem�dra i nie powinna zanadto dokucza�. Nie wiedzia� Maciu�, stawiaj�c coraz nowe ��dania, z jakim trudem kr�lowa je spe�nia, z jakim b�lem odpowiada: �Nie wolno - nie pozwolili�. Gazet ani ksi��ek przynie�� nie pozwolili. Wspomina� o Bum-Drumie, Felku, Klu-Klu, smutnym kr�lu nie pozwolili. Mia�a kr�lowa za swoje, kiedy Orestes poskar�y�, �e powiedzia�a o przyja�ni m�odego kr�la z Bum-Drumem. Zapowiedziano surowo, �e je�li raz jeszcze z czym� si� wygada, odwo�ana b�dzie natychmiast ze stolicy Maciusia, a miejsce jej zajmie ju� nie kr�l �aden, ale zwyczajny gubernator Zatoki Kangura, znany z okrucie�stwa i nie�yczliwie do Maciusia usposobiony. - A oto tw�j kanarek, mi�y Maciusiu. Kr�lowa ju� dawno przesta�a nazywa� Maciusia oficjalnie, a Maciu� sam nie wiedzia�, czy zwr�ci� uwag�, �e jest przecie kr�lem, czy udawa�, �e nie dostrzega. - A oto jest fotografia twojej mamusi - powiedzia�a cichutko, cichutko Kampanella. Maciu� nie spojrza� nawet na fotografi� matki - po�o�y� j� na stole i zaj�� si� kanarkiem. Zacz�� oczyszcza� klatk�, chocia� niepotrzebnie, zacz�� nalewa� wod� na podstawk�, cho� wiedzia�, �e podstawka za du�a, nie zmie�ci si� przez drzwiczki klatki. Potem zak�ada� mi�dzy pr�ciki kawa�ek bu�ki, kostk� cukru. I ci�gle spogl�da� na zegar, kiedy ju� przejdzie czterna�cie minut i kr�lowa zostawi go samego. �Niech sobie ju� idzie� - my�la� Maciu�. Kampanella te� spogl�da�a na zegar z niepokojem. Bo to ju� by�a jej ostatnia w wi�zieniu wizyta, bo musia�a jecha� na ostatni� narad�, �eby podpisa� papier o zes�aniu Maciusia. A koniecznie chcia�a si� jeszcze zapyta�: - Maciusiu, zanim pojad�, chc� ci co� powiedzie�. Nie wiem, czy to si� uda. Ale b�d� si� bardzo stara�a. Zostaw teraz kanarka, p�niej to wszystko zrobisz. Maciu� zmarszczy� brwi. - S�ucham. - Powiedz mi, ale szczerze powiedz; gdyby kr�lowie pozwolili... Czy chcesz? Jestem sama jedna na �wiecie - tak jak ty. Nie mam dzieci, nie mam nikogo, czy chcesz �ebym zast�pi�a ci matk�?... B�dziesz mieszka� w pomara�czowym ogrodzie w moim pi�knym, ciep�ym kraju, w du�ym marmurowym pa�acu. Uczyni� wszystko, aby ci by�o dobrze. Z czasem kr�lowie pewnie si� przeprosz�. A jak b�d� stara, ty b�dziesz du�y, oddam ci tron i koron�. Zn�w b�dziesz kr�lem. Kampanella chcia�a obj�� Maciusia i poca�owa�, ale Maciu� szybko si� odsun��. - Jestem kr�lem, kr�lem w�asnego kraju, obce trony i korony mi niepotrzebne - mam w�asne. - Ale�, Maciusiu... - Nie jestem Maciusiem, jestem kr�lem w niewoli, a co mi zabrano, odbior�. Du�y dzwon wi�zienny zadzwoni� na znak, �e up�yn�o czterna�cie minut. Maciu� zagryz� wargi. Serce mocno zacz�o stuka�. My�li - my�li - my�li. - Kr�lowo - m�wi Maciu� - dzi�kuj� ci. By�a� dla mnie bardzo dobra. Nie mog� by� niewdzi�czny. I dlatego w�a�nie si� nie zgadzam. Bo gdybym si� zgodzi�, mia�aby� zmartwienie. - Dlaczego? - Bo ja bym uciek�. I uciekn�, z pewno�ci� uciekn�. Niech oni si� mnie strzeg�. Niech mnie dobrze pilnuj�! Zn�w uderzy� dzwon wi�zienny. Maciu� ju� zupe�nie spokojnie doko�czy�: - Wasza kr�lewska mo��, dop�ki mnie wi꿹 przemoc� - jestem wolny, mog� robi�, co chc�, wolno mi si� broni�. Gdybym si� zgodzi� zosta� twoim synem, by�bym ju� niewolnikiem na zawsze. Po raz trzeci uderzy� dzwon wi�zienny. Kr�lowa wysz�a. Uciec! Dziwi si� Maciu�, �e tak p�no, �e dopiero teraz pomy�la� o tym powa�nie. Przelatywa�a mu my�l przez g�ow� od czasu do czasu. To jakby si� pyta� sam siebie: czy mi si� uda, czy potrafi�, dok�d uciekn� i po co? Dopiero teraz, kiedy kr�lowa pozwoli�a wybra� to najlepsze, czego si� m�g� w niewoli spodziewa� - Maciu� postanowi�, raz na zawsze, nieodwo�alnie. Czy si� uda, czy nie, czy ma, czy nie ma dok�d uciec, czy jest, czy nie ma po co ucieka� - on musi, musi uciec. Ju� teraz nie b�dzie si� nudzi�, nie b�dzie co chwila spogl�da� na zegar. B�dzie mia� strasznie du�o pracy. Musi dok�adnie obejrze� ogr�d wi�zienny, ka�dy za�a-mek muru, ka�de przy murze drzewko. Musi godzinami ca�ymi uk�ada�, od czego zacz��, gdy si� ju� znajdzie poza murem. Trzeba obmy�li� dok�adnie, w co si� przebierze, co we�mie na drog�. Musi mie� sznur - jak go zdoby�? Ani zauwa�y� Maciu�, jak wiecz�r zapad�, zapali�o si� �wiat�o - i za�piewa� kanarek. Zbli�y� si� Maciu� do klatki - ptaszek umilk� na chwil� przestraszony, ale po chwili jeszcze g�o�niej i pi�kniej za�piewa�. I pad� wzrok Maciusia na fotografi� matki. �Mamo moja, widzisz; Kampanella chcia�a ci zabra� Maciusia. Zabrali tron, zabrali koron�, a teraz chcieli i mnie zrabowa�. Nie zostawi� ciebie, mateczko, w wi�zieniu; razem uciekniemy. Nie b�j si�: ja ciebie obroni�. Wyj�� Maciu� fotografi� z kosztownej, drogimi per�ami wysadzanej ramy, uca�owa� tkliwie, w�o�y� do bocznej kieszonki na sercu i spyta� si� z u�miechem: - Prawda, �e ci lepiej teraz, mate�ko? Kanarek weso�o za�piewa�. 3 - No i c�? - zapyta� si� kr�l Orestes. - Maciu� jest strasznie zdenerwowany - odpowiedzia�a wymijaj�co kr�lowa. Za to na pierwszym zaraz posiedzeniu kr�l�w zabra�a g�os w sprawie Maciusia: - Kr�lowie, nie podpisujcie tego papieru. Nie mo�na por�wnywa� Maciusia ani z Napoleonem, ani z �adnym kr�lem doros�ym. Chocia� nie mam dzieci, odgaduj� dziecko sercem macierzy�skim. Maciu� jest nerwowy. On ma dobre serce. - Zaczyna si� - mrukn�� m�ody kr�l do Bum-Druma. - �eby�cie widzieli, jak go ucieszy� kanarek, jak zacz�� dawa� wod�, bu�k�, cukier. Dzieci s� lekkomy�lne i niedo�wiadczone... Kr�lowa Kampanella widzia�a, �e wszyscy si� niecierpliwi�, ziewaj�, zapalaj� papierosy, ju� blady kr�l Mitra Bengalski za�y� proszek od b�lu g�owy - gdy wreszcie Kampanella wyja�ni�a o co chodzi: - Dajcie mi Maciusia. - B�dziemy g�osowali - pr�dko powiedzia� kr�l, przy-I jaciel ��tych. - Dobrze - zgodzili si� wszyscy. - Jeszcze chwilk� - b�aga�a Kampanella - zapomnia�am doda�... - Zr�bmy ma�� przerw� - zaproponowa� Orestes. - Dobrze. Napijmy si� herbaty. - Zjemy kolacj�. Poczciwa Kampanella sama dolewa kr�lom win i likier�w. Ka�dego kr�la osobno pyta si�, co lubi... Lokaje na rowerach zwo�� z najdro�szych restauracji najlepsze jedzenia. Cz�stuje go�ci cygarami. Owoce, lody, jakie tylko s� na �wiecie: �mietankowe, waniliowe, malinowe. Torty. Mi�d, sorbet turecki, orzechy w cukrze, irysy, chleb �wi�toja�ski, sery szwajcarskie, portery angielskie. Brakowa�o tylko kolo�skiej wody i perskiego proszku - powiedzia� nazajutrz znany �artowni�, kr�l Migda� Angorski. Rozumie si�, g�osowanie od�o�ono. Bo cho� kr�lowie mog� je�� i pi�, ile chc�, ale tym razem wypili wyj�tkowo wiele. Kiedy nazajutrz postanowiono, �e g�osowanie odb�dzie si� nie u Kampanelli, ale w uroczej zacisznej wiosce rybackiej, kr�lowa domy�li�a si�, �e si� nie zgodz�. Bo nie wypada�o by� w go�cinie i odm�wi� pro�bie gospodyni. I tak w�a�nie si� sta�o. - Dwana�cie plus�w, cztery minusy. Maciu� pojedzie na bezludn� wysp�. - Prosz� podpisa�. Kampanella podpisa�a si� ostatnia - i bez po�egnania pierwsza wyjecha�a. ��eby nie wiem co, musz� uratowa� to biedne dziecko� - postanowi�a kr�lowa. A Maciu� nie na �arty gotowa� si� do ucieczki. Mur wi�zienny ogrodu by� stary i obro�ni�ty dzikim winem. Maciu� zacz�� wynosi� klatk� z kanarkiem i bawi� si� przy murze w Robinsona. Pajacyk by� Pi�taszkiem, kanarek by� papug� - i Maciu� na korze drzewa robi� co dzie� jeden znaczek, tak jak Robinson. Widz� �o�nierze, �e ma�y wi�zie� zupe�nie si� uspokoi� i bawi si� dziecinnie, wi�c mniej go teraz pilnuj�. Dawniej na podw�rku musieli chodzi� za nim krok w krok, bo okno kancelarii wychodzi�o na podw�rze i naczelnik wi�zienia patrzy� na �o�nierzy; a teraz w ogrodzie mogli robi�, co chcieli. A przecie� przyjemniej gaw�dzi� ni� chodzi� z karabinem i nic nie m�wi�. A Maciu� zauwa�y�, �e jedna ceg�a muru si� rusza. Zaczyna majstrowa� - w prawo, w lewo, stare wapno si� kruszy, ale nic nie wida�, bo dzikie wino zas�ania. Nie wyj�� Maciu� ceg�y, tylko zacz�� drug� ceg�� d�uba�. Bol� go palce, �cieraj� si� paznokcie, ale na nic nie zwa�a, aby pr�dzej sko�czy�. Tak przed obiadem ju� cztery ceg�y by�y gotowe, a po obiedzie dwie. �Je�li tak p�jdzie dalej, za trzy dni b�d� wolny�. Wyj�� ceg�y mo�e, ale gdzie je po�o�y? Chodzi po ogrodzie i szuka �opaty. - Dlaczego si� nie bawisz w Robinsona? - pyta si� starszy �o�nierz stra�y. �o�nierze przestali go nazywa� kr�lewsk� mo�ci�, a Maciu� si� nie obra�a, przesta� by� taki dumny jak dawniej. - Przyzwyczai si� dzieciak po troszku. Dobra jest nawet zabawa w Robinsona, bo nieznacznie przejdzie od zabawy do prawdy. - Mo�e i za surowo z nim post�puj� kr�lowie? - Dlaczego si� nie bawisz, Maciusiu? - Chc� wykopa� piwniczk� - m�wi Maciu� - a nie mam �opaty. Bez piwnicy bardzo mi jest niewygodnie, bo jak upoluj� zwierzyn�, nie mam jej gdzie po�o�y�. Dali Maciusiowi �opat�, nawet pomogli kopa�. Kiedy ju� d� by� do�� du�y, Maciu� w�o�y� ceg�y i przysypa� piaskiem. Ale jeden ze stra�y widzia�. - A ty sk�d masz ceg�y? - Znalaz�em w ogrodzie, o tam, ko�o altanki. Mog� pana �o�nierza zaprowadzi�. Wzi�� go za r�k�, a po drodze zaczyna opowiada� o wojnie, o ludo�ercach - a� ten zupe�nie zapomnia�. I jeszcze drugi raz grozi�o niebezpiecze�stwo, kiedy naczelnik wi�zienia urz�dzi� nag�� rewizj�. - Naczelnik idzie! - krzykn�� przez okno wartownik korytarza. Zerwali si� �o�nierze na r�wne nogi, rzucili papierosy, chwycili karabiny. Maciu� stan�� mi�dzy nimi, spu�ci� g�ow�, idzie. Ale ju� nie zd��yli ustawi� si�, jak nale�y. - Dlaczego z przodu idzie dw�ch, a z ty�u czterech? Czy nie znacie regulaminu? A to co za klatka? I naczelnik uderzy� lask� w dzikie wino, gdzie sta�a klatka. Zimny pot wyst�pi� Maciusiowi na czo�o, bo wyra�nie zobaczy� otw�r w murze. Naczelnik wi�zienia by� wysoki, wi�c patrzy� z g�ry i dlatego nie zauwa�y�. - A to co za podkop? - wskaza� na piwnic�. - A to spi�arnia Robinsona Cruzoe - powiedzia� Maciu�. - Wi�c daj� dzie� aresztu za to, �e chodzicie nie tak, jak nale�y, dzie� aresztu za to, �e pozwalacie kopa� do�y wi�niowi numer dwie�cie jedena�cie. Ale naczelnik wi�zienia tylko naumy�lnie straszy�. Wiedzia�, �e przebaczy. Bo nie warto zaczyna�: jeszcze si� poskar�y Maciu� kr�lowej, a kr�lowa da�a du�o prezent�w i obieca�a przys�a� �onie brylantow� broszk�, je�eli b�dzie dobry dla wi�nia. Zreszt� Maciu� nied�ugo pojedzie - oby jak najpr�dzej. Tyle tylko by�o nieprzyjemnie, �e �o�nierze kazali zasypa� spi�arni�, gdzie Maciu� sk�ada� jedzenie na drog�. Z ka�dej porcji zjada� Maciu� po�ow�, a drug� w tajemnicy przynosi� do piwnicy. Szybko up�ywa�y Maciusiowi godziny. Ci�gle musia� udawa� zabaw�. Zbiera� �o��dzie, patyki, robi� ogr�dek ko�o muru, niby parkan, niby domki z piasku. A tylko patrzy, gdzie �o�nierze, czy blisko, czy widz�. Robota sz�a teraz wolniej. Bo wyj�te ceg�y musia� Maciu� ukrywa� pod marynark�, odnosi� na drugi koniec ogrodu i wrzuca� przez ma�e okienko od piwniczki pod altan�. A �eby nie by�o s�ycha�, spuszcza� je na sznurku. Mur by� gruby. Ale niecierpliwi� si� nie wolno. Najdrobniejsza nieostro�no�� - i ca�a praca mo�e i�� na marne. A praca by�a ci�ka. Palce coraz wi�cej bola�y, bo paznokcie od skrobania si� po�ciera�y, sporo by�o zadrapa� na ca�ej r�ce. Sk�rka ko�o paznokci si� poobrywa�a - i niezno�nie bola�a i piek�a. Ale za to co za rado��, co za szcz�cie, kiedy ust�pi�a ostatnia ceg�a - i r�ka wysun�a si� poza mur. Byle si� nie zdradzi�, byle si� co� nieprzewidzianego nie sta�o. A oto si� sta�o. Kiedy Maciu� trzyma tak r�k� za murem na wolno�ci, przelatuje pies z tamtej strony. I cap Maciusia za r�k� z�bami. Sykn�� Maciu� z b�lu, ale nic, udaje, �e tak tylko majstruje ko�o dzikiego wina. Nawet nie wiadomo, czy pies sam biegnie. Bo je�li idzie i cz�owiek, zauwa�y r�k� Maciusia za murem, zaraz si� domy�li i da zna� dozorowi wi�zienia. Pies szczekn��, Maciu� wyrwa� zakrwawion� r�k� i schowa� do kieszeni. - Co ty tam robisz? - zapytali si� �o�nierze, kt�rzy grali w karty. - Daj� kanarkowi sa�at� - odpowiada Maciu� sil�c si� na spok�j. - G�upi�, zdechnie ten tw�j kanarek. I graj� dalej. Nagle Maciu� zrozumia�, �e d�u�ej nie mo�e odk�ada� ucieczki. Otw�r wida� teraz od ulicy. Nawet dobrze, �e pies zwr�ci� uwag� na niebezpiecze�stwo. �o�nierze kilka razy zauwa�yli, �e Maciu� jest jaki� zmieszany, i cz�ciej teraz pytaj�: - Co ty tam robisz? We wtorek przyjdzie sanitariusz wi�zienny obcina� paznokcie i zdziwi si�, �e Maciu� ma r�ce podrapane. Jak wyt�umaczy� skaleczenia? Teraz dopiero zrozumia� Maciu�, jak trudno liczy� na powodzenie, ile trudno�ci i niebezpiecze�stw go czeka. Ale zamiast zniech�ci�, jeszcze bardziej rozpala si� w Maciusiu niecierpliwo��. �Dzi� w nocy!� - postanawia. Wi�c dobrze. Zjad� kolacj�, rozebra� si�, po�o�y� bardzo wcze�nie: g�owa go boli. Zostawi� otwarty lufcik: bo mu gor�co. Nakry� si� ko�dr� na g�ow� i czeka na zmian� warty nocnej... Nagle otwieraj� si� drzwi. Wchodzi naczelnik wi�zienia, wchodzi delegat rady kr�lewskiej. - Wasza kr�lewska mo�� raczy si� pakowa�. Za godzin� wyrusza poci�g na wysp� bezludn�. A oto papier z piecz�ci� i podpisami kr�l�w. Maciu� wstaje z ��ka, zaczyna si� ubiera�. 4 �Dzi� w nocy uciekn� - my�li Maciu� uk�adaj�c do kufra rzeczy. - Nie w ten spos�b, to w inny�. Ca�a praca Maciusia si� zmarnowa�a. Otw�r w murze jest got�w, ale c� z tego? Ju� Maciu� do ogrodu wi�cej nie p�jdzie. Ka�dy inny by�by rozpacza� i straci� nadziej�. Tak, ka�dy inny, ale nie on. Maciu� czu�, �e najwa�niejsze -postanowi�, a reszta g�upstwo. Maciu� uwa�a� nawet, �e dla ucieczki, kt�ra nast�pi w drodze, praca przy wyjmowaniu cegie� nie jest bez znaczenia. Nauczy� si� spokoju, rozwagi, ostro�no�ci - nie wiedzia� dobrze, jak to si� nazywa. Zdawa�o mu si�, �e najwa�niejsze, �eby w sobie, w g�owie, w sercu, w duszy - by�o wszystko gotowe. A reszta - no, zobaczymy. Dlatego si� Maciu� nie martwi�. Pakowanie rzeczy nie trwa�o d�ugo. Naczelnik wi�zienia by� ca�y czas w pokoju, a kiedy samoch�d zajecha�, prosi� Maciusia o za�wiadczenie, �e si� Maciu� na niego nie gniewa. - Waszej kr�lewskiej mo�ci nic nie szkodzi, a mnie si� mo�e przyda�. Przyniesiono ka�amarz, pi�ro i papier. Za�wiadczam - pisze Maciu� - �e nie mam �alu do naczelnika wi�zienia, bo robi�, co do niego nale�a�o. Kiedy przed wojn� aresztowa�em ministr�w, pilnowa� ministr�w, bo tak rozkaza�em. Po wojnie pilnowa� wi�nia numer dwie�cie jedena�cie, bo taki by� rozkaz kr�l�w zwyci�zc�w. St�uk�em porcelanow� waz�, a on si� nie m�ci�. �ycz�, aby nadal robi� swoje; ja te� zrobi� swoje. Kr�l Maciu� Pierwszy Jeszcze delegat podpisa� w ksi�dze wi�ziennej pokwitowanie, �e odebra� Maciusia. Siedli i pojechali. Maciu� ciekawie patrzy przez okno samochodu na swoj� stolic�. Akurat sko�czy�o si� przedstawienie i ludzie wracali z teatru. Nikt nie wiedzia�, �e w samochodzie jedzie Maciu�, bo wa�nych wi�ni�w zawsze wioz� w nocy i w tajemnicy. Z teatru szli tylko doro�li, ani jednego dziecka. �Dzieciaki zap�dzili spa�, a sami si� bawi�� - pomy�la� Maciu� gniewnie. Obok siedzi delegat kr�l�w i drzemie. �Otworz� drzwiczki i wyskocz�. Nie, na nic. �atwiej by�oby ukry� si� mi�dzy dzie�mi ni� teraz, kiedy na ulicach s� tylko doro�li; latarnie si� pal�, a na ka�dym rogu stoi policjant. I na dworcu kolei nic si� zrobi� nie da�o. Delegat kr�l�w wzi�� Maciusia za r�k�, pr�dko przeprowadzi� przez poczekalni� - i prosto do wagonu pierwszej klasy f poci�gu, kt�ry za pi�� minut ma ruszy� za granic�. Kufer postawiono ko�o okna, na kufrze klatk� z kanarkiem. - No, b�dziemy spali. Czy on naprawd� taki �pioch, czy tylko udaje? Nie, pu�kownik Dormesko nie udawa�. By� to znany, s�awny nawet, �pioch czwartej dywizji ci�kiej artylerii. Ju� jako ucze� drugiego oddzia�u szko�y powszechnej spa� cz�sto na lekcjach. Ale �e nie chrapa� wcale, a spa� cichutko, wi�c nie przeszkadza� i nauczycielka by�a z niego zadowolona. Dyktanda pisa� dobrze, z czytania mia� czw�rk� z plusem, na arytmetyce spa�. �artowali z niego koledzy, ale Dormesko si� nie obra�a�. Lubili go bardzo wszyscy. Raz zasn�� na lekcji religii, ale ksi�dz si� nie gniewa�: - Kto �pi, ten nie grzeszy. I Dormesko zadowolony by�, �e nie ma grzech�w. I dobrze mu si� wiod�o. Raz zasn�� na przyrodzie. Nauczyciel by� bardzo surowy. Na lekcji musia�o by� cicho jak makiem zasia�. Nauczyciel wyk�ada - m�wi - m�wi, a jemu oczy si� klej�. - Powt�rz, Dormesko. - On �pi, prosz� pana. Pchn�� go �okciem s�siad. Dormesko oczy przeciera -wstaje. - Co ci si� �ni�o? - pyta si� nauczyciel. - �ni�o mi si� takie du�e, du�e mrowisko. Klasa w �miech, a nauczyciel m�wi: - Ca�e szcz�cie, �e ci si� �ni�a przyroda, bo inaczej dosta�by� pa�k�. Kiedy Dormesko mia� lat szesna�cie, w domu rodzic�w byli go�cie - i jeden stary kapitan powiedzia�: - Najwa�niejsze jest w �yciu zami�owanie. Lubisz malowa�, zosta� malarzem. Lubisz �piewa�, zosta� �pi�wakiem. W s�u�bie wojskowej najwa�niejsza jest karno��, pos�usze�stwo. - No tak - powiedzia� z �alem ojciec - ale co b�dzie z ch�opca, kt�ry tylko spa� lubi? - Wierzaj mi pan, je�eli ch�opiec naprawd� z zami�owania, z ca�ej duszy jest �piochem, na pewno zrobi karier�. Grunt - to zami�owanie. I Dormesko wst�pi� do szko�y wojskowej. I jako m�ody oficer wzbudza� og�lny podziw swoj� odwag�. Do ataku si� nie nadawa�, za to jedyny w obronie. - Sta� - daj� mu rozkaz. - Ani kroku naprz�d, ani kroku w ty�. Dormesko okopie si� ze swym oddzia�em i niech si� tam wali i pali - nie ruszy si� z miejsca - trwa. - Nie boisz si�? - pytaj� si� koledzy. - A czego? Ka�dy musi umrze�. �ona po mnie p�aka� nie b�dzie. Dormesko by� starym kawalerem i nie lubi� dzieci. - Ha�asuj�, krzycz�, tupi�, wariactwa im si� w g�owach trzymaj�. Spa� nie daj�. Ma�e w nocy piszcz�, starsze w dzie� dokuczaj�. Ch�tnie odwiedza� koleg�w oficer�w, ale omija� starannie rodziny, gdzie by�y dzieci. Wi�c �atwo si� domy�li�, dlaczego w�a�nie jego wybrano, �eby odprowadzi� Maciusia. I kt� by� odpowiedzialniejszy? Wojskowy, pu�kownik, w dodatku wr�g dzieci: niech jedzie. Pu�kownikiem zosta� Dormesko za m�n� obron� ipzwartego Fortu �mierci. By� to najwa�niejszy fort ca�ej fortecy. Czterdzie�ci sze�� atak�w wytrzyma� Dormesko, Je si� nie podda�. Prochu dali mu dosy�, bo przewidy-�e nieprzyjaciel zechce zdoby� ten klucz fortecy. Dormesko wyda� rozkaz: �Strzela� dzie� i noc, bez wytchnienia� - i basta. Bo wiedzie� nale�y, �e tylko wtedy ha�as przeszkadza, kiedy jest nag�y, w�r�d ciszy; a wcale nie przeszkadza, je�li jest bodaj g�o�ny, a ci�g�y, bez przerwy. �o�nierze strzelaj�, a Dormesko �pi. A� przysz�a odsiecz, a z ni� zwyci�stwo. - Zawo�a� walecznego obro�c� Fortu �mierci - rozkaza� g��wnodowodz�cy. - Nie mo�na. Zabroni� budzi� - m�wi troch� g�upi ordynans. Dormesko zosta� pu�kownikiem, przeniesiono go do ci�kiej artylerii fortecznego garnizonu - i le�y sobie teraz na kanapie - �pi i pogwizduje przez sen. - Fiu-sss, fiu-sss, fiu-sss! �Popfiufasz ty� - my�li Maciu�. - Przysun�� si� bli�ej drzwi i po troszku otwiera. �le - na korytarzu stoi �o�nierz na warcie. Zasun�� drzwi, sam na palcach do okna. Okno bez kraty. Bardzo przyjemne s� okna bez krat �elaznych. Ale jak si� otwiera? Na dole wisi mocny, sk�rzany pas - nie wie Maciu� po co, ale dobrze - mo�e si� przyda�. W g�rze okna te� jaka� sk�rka. Nakry� Maciu� r�cznikiem klatk� z kanarkiem, �eby ptak nie �piewa�, zdj�� klatk� z kufra, postawi� na ziemi, sam wlaz� na kufer - majstruje. Ci�gnie na d�, nie idzie, pcha w g�r�, troch� si� podnios�o, potem ani rusz. Je�eli st�ucze szyb�, mo�e si� pu�kownik obudzi�. Aha, prawda - ju� wie - ju� sobie przypomnia�. Ju� raz otwierano przy nim okno wagonu, ale nie obchodzi�o go wcale. Nie przypuszcza�, �e mo�e si� przyda�. Nie wiedzia� wtedy, �e ka�da wiadomo�� mo�e przynie�� w �yciu po�ytek. Pchn�� okno troch� w g�r�, poci�gn�� do siebie i spuszcza. Poci�g g�o�no stuka na szynach. Wyjrza�, czy wysoko: czy mo�na wyskoczy�. G�upstwo - wyskoczy. Trzeba zaczeka� na stacj�. Ale co potem? Pieni�dzy nie ma. Gdyby nawet wr�ci� do stolicy, musi mie� bodaj troch� jedzenia. Ju� wie. Przypomnia� sobie. Ukryje si� u zwrotniczego. Jak dobrze, �e go odwiedzi� wracaj�c ze zwyci�skiej wojny. Poczciwa �ona zwrotniczego z pewno�ci� go nie zdradzi. Zamkn�� Maciu� okno, bo pu�kownik dwa razy si� niespokojnie poruszy�: widocznie ch�odny p�d powietrza go zi�bi, bo szczelnie si� owin��, p�aszcz nasun�� na g�ow�. Tak nawet lepiej. O, jak niezno�nie wlok� si� minuty. Maciu� boi si�, �eby nie przegapi� stacji. A mo�e nie czeka�? I by�by Maciu� zaraz wyskoczy�, ale przypomnia� sobie ci�kie pochody wojenne. Wprawdzie nie chce mu si� spa�, ale co b�dzie, je�li go sen zmorzy nad ranem? Dwa ma�e przystanki, stacja, nie, nie ta - zn�w przystanek. Wreszcie jest jego stacja! Otworzy� okno, wyskoczy� - by�o dzie�em chwili. Ju� biegnie, ju� widzi w ciemno�ci migoc�ce z dala okno zwrotniczego. Biegnie, a� mu dech zamar� w piersi. Jest wolny! Ukry� si� w kom�rce i czeka, czy nie b�dzie pop�ochu. Mo�e kto� widzia�, mo�e zarz�dz� po�cig? Nie - poci�g rusza spokojnie w dalsz� drog�. - �ycz�, aby naczelnik wi�zienia robi� swoje, a ja te� zrobi� swoje - powt�rzy� Maciu� weso�o ostatnie s�owa danego za�wiadczenia. A pu�kownik Dormesko obudzi� si� ju� na samej granicy. Patrzy: okno otwarte, klatka na pod�odze, a Maciusia nie ma. �Uciek� Maciu�. �adna historia, mam rozkaz odwie�� Maciusia na bezludn� wysp�. Jak�e go odwioz�? Kaza�em mu przecie� spa�. Pierwszy raz si� zdarza, �eby kto� si� o�mieli� nie spe�ni� mojego rozkazu. Co robi�? Kaza� strzela�? Z czego? Nie mam ani jednej armaty. Zreszt� w co celowa�? I jak�e znowu strzela� bez rozkazu?� Pu�kownik Dormesko wyj�� papier z portfelu i czyta: Niezw�ocznie po otrzymaniu tego pisma winien pu�kownik Dormesko odda� dow�dztwo nad armatami kapitanowi Dolce far Niente, sam uda si� do stolicy Maciusia, by go wraz z rzeczami przewie�� na bezludn� wysp�. W�adze l�dowe i morskie winny okaza� mu pomoc. O wype�nieniu rozkazu z�o�y� po powrocie raport. - Ano, odwioz� kanarka i kufer na wysp� i z�o�� raport. Westchn��, podrapa� si� w g�ow�, zamkn�� okno, przykry� si� p�aszczem - i �pi. A poci�g jedzie. 5 Trzy dni sp�dzi� Maciu� pod go�cinnym dachem poczciwego zwrotniczego. Maciu� tak my�la�: �Zobacz�, �em uciek�, b�d� mnie szukali. B�d� gonili, nikomu nie przyjdzie do g�owy, �e siedz� spokojnie pod samym nosem�. Kiedy wybuch�a pierwsza wojna Maciusia, zwrotniczy wykopa� pod ob�rk� d�, �eby w razie niebezpiecze�stwa m�g� si� tam ukry�. Tam schowa si� Maciu� w razie rewizji. Tymczasem cicho. Wst�pi�, przechodz�c, wo�ny stacji i m�wi: - Jakiego� wi�nia wczorajszym nocnym poci�giem wie�li. Widzia�em w korytarzu wagonu �o�nierza. - Mo�e to by� ordynans oficera? - m�wi zwrotniczowa. - Ee nie, sta� z karabinem. - Mo�e to jaki zagraniczny pose�? - A mo�e. Zwrotniczowa woli by� ostro�na; bo czasem szukaj� Zbiega g�o�no, otwarcie, a czasem po kryjomu. Wo�ny by� iobrym znajomym, ale zawsze - kto wie, co w sercu si� kryje. - Och, najja�niejszy kr�lu - m�wi zwrotniczowa. - Jak nam teraz �le bez naszego kr�la. Kto chce, to rz�dzi. Do rozkazywania ka�dy, a pensji p�aci� nie chc�. Przed sam� wojn� ju� si� zacz�y te nowe rz�dy. Kazali dzieciom prowadzi� maszyny, niby �e starzy b�d� chodzi� do szko�y. A jeszcze m�wi�, �e tak kr�l Maciu� kaza�. I byli g�upcy, kt�rzy uwierzyli. Ja tam zawsze m�wi�am: �Co� si� z�ego zaczyna�. Pozazdro�cili sierocie. Za jego rz�d�w wi�cej by�o czekolady ni� teraz chleba. Czy te� zn�w si� odmieni? Ja ufam Maciusiowi i czekam. Chodzi Maciu� po izbie, r�ce w ty� za�o�y�, brwi zmarszczy�. Do�� tego. Siedzi tu, nic nie robi, biednych ludzi objada. Czas w drog�. Chc� go jeszcze zatrzyma�. Nie. I tak si� nic nie dowie, dop�ki nie wr�ci do stolicy. Przyni�s� zwrotniczy od kum�w stare, biedne ubranko. Przebra� si� Maciu�, wzi�� kromk� chleba (sera wzi�� nie chcia�) - i tyle tylko pieni�dzy, ile potrzeba na bilet od s�siedniej stacji. Bo na tej stacji boi si� Maciu� bilet kupowa�. Spokojnie przeszed� pi�tna�cie wiorst, nikt w drodze go nie zaczepi�. Bez �adnej przygody kupi� bilet trzeciej klasy i nad wieczorem by� ju� w stolicy. Nasun�� dla pewno�ci czapk� na oczy - idzie. - Ej, ch�opak, masz czas? Zaniesiesz mi worek, zap�ac�. Najch�tniej w �wiecie. Taki zapach bije od worka, a� Maciusiowi �linka idzie do ust. W worku by�y kie�basy, par�wki, s�onina. - Teraz przyjecha�e�? - Teraz. W�a�nie - wczoraj. - Znasz miasto? - Troch� znam. Nie, nie znam: wczoraj przyjecha�em. - A z daleka jedziesz? - Nie, tylko troch�. Rozumie si�: z bardzo daleka. - No pr�dzej, pr�dzej. Pogania, a Maciusiowi r�ce mdlej�, w g�owie si� ko�uje. Ju� uszli du�o drogi, Maciu� raz przystaje. - S�uchaj no, kawalerze. Je�eli ci si� zdaje, �e mi umkniesz z workiem, to si� grubo mylisz. Ja nie wiejski, znam was, co to przyjechali i dzisiaj, i wczoraj, z daleka i z bliska, kr�c� si� ko�o dworca i niby paczki odnosz�. A tylko patrz�, na kt�rym rogu prysn�� w ciemno�ciach. Poznaj� was po czapce nasuni�tej na oczy. Nie od razu w�dliniarni� otworzy�em. Dwa lata s�u�y�em w policji. Ruszaj, a �wawo. J�kn�� Maciu� g�ucho, nic nie odpowiada, niesie sw�j ci�ar, r�ce zdr�twia�y, nogi same nios�. - Ej, panie Michale... Nowina! Zatrzyma� ich policjant. - Sk�d B�g prowadzi? - Z towarem. A co za nowina? - Kr�la Maciusia wywie�li. Tylko ani s�owa, rozumiesz, bo tajemnica s�u�bowa. M�wi� jak koledze. -1 jak�e? Nie og�osili? - Boj� si� bunt�w. Och, �a�uj� ludzie Maciusia. I doro�li, i dzieci. Za p�no! Nie trzeba by�o wywiesza� bia�ych chor�gwi. Maciu� po�o�y� worek i s�ucha. - �eby tak Maciu� jeszcze z pi�� lat pokr�lowa�, toby� pan z�oto ni�s� w worku, a nie kie�bas�. - A sk�d wiecie, �e go wywie�li? - M�wi� stra�nik wi�zienny. Klu-Klu maj� odes�a� do ojca, tego jak go tam... Bum-Druma. Podobno smutny kr�l chce z�o�y� koron� i dobrowolnie wyjecha� na bezludn� wysp�. A ty czego uszami strzy�esz? - zwr�ci� si� nagle i ostro do Maciusia. - To m�j ch�opak: worek mi niesie. - No to id�cie. Jutro po nocnej st�jce mam ca�y dzie� wolny, to was odwiedz�. Oj, szkoda Maciusia. - Poczekaj: na m�j rozum, jeszcze nie sko�czone. Jeszcze Maciu� wr�ci. - Byle ju� g�upstw nie robi�. - No, ch�opak, ruszamy. Kie�ba�nik pom�g� d�wign�� worek na plecy. Sta�a si� rzecz dziwna: ani Maciu� zm�czony, ani worek ci�ki. Idzie ra�no, jakby mia� skrzyd�a. Wie prawie wszystko. Jedno go tylko dziwi: dlaczego nie szukaj�, dlaczego nie wiedz�, �e uciek�? - St�j�e, do licha. Patrzcie, jak si� rozbryka�. Jeszcze ci za blisko? Jazda do bramy. Z bramy dwa schodki prowadz� do mieszkania przy sklepie. Wszed� Maciu� na schodek i by�by spad�, gdyby go ten nie podtrzyma�. A� si� przestraszy�, taki Maciu� blady. Opar� si� o drzwi, dr�y ca�y. - Co ci si� sta�o? - G�odny jestem - szepn�� Maciu� i zemdla�. Ju� w wi�zieniu jad� Maciu� ma�o, bo po�ow� porcji chowa� na drog�. U zwrotniczego jad� ma�o, bo przykro mu by�o darmo je�� u biedak�w. Potem pi�tna�cie wiorst pieszo o kromce chleba, a teraz worek pachn�cy mi�sem. Doros�y by nie wytrzyma�. A jeszcze niepewno��, obawa po�cigu, nag�a wiadomo��, �e kraj o nim pami�ta, ufa i - czeka. Po�o�yli Maciusia na kanapie. - Napij si� mleka. Rozpina kie�ba�nik marynark� Maciusia, troch�, �eby �atwiej by�o oddycha�, a po trochu - tak ju� z policyjnego zwyczaju: paszportu szuka. Zemrze jeszcze ch�opak bez �adnych papier�w, a potem kram. Na-maca� fotografi� - patrzy: nieboszczka kr�lowa. I nic wi�cej. - Ej, ma�y, napij si� mleka. No, otw�rz oczy! Zahartowany na wojnie, pr�dko przyszed� Maciu� do siebie. Zawstydzi� si�, a po troszku przestraszy�, czy w zemdleniu si� z czym� nie wygada�. Bo tak jako� dziwnie na niego patrz�. - Jak si� nazywasz? - Janek. - Wi�c s�uchaj, Janek. Widz�, �e� delikatny. R�ce masz bia�e, chocia� podrapane i paznokcie starte. K�ama� bardzo nie umiesz - to pozna�. G�upio mi tam przy stacji kr�ci�e�. G�odny jeste�, zmizerowany, chocia� ch�opak silny. Papier�w �adnych nie masz, tylko fotografi� kr�lowej. Co to wszystko znaczy? - Duszno mi - m�wi Maciu� - niech pan otworzy okno. Pije Maciu� mleko, bu�k� zajada; si�a w niego wst�puje. Ale zn�w oczy przymyka; udaje os�abionego, zerka w stron� okna. Bo gdyby co, b�dzie ucieka�. - Daj mu teraz spok�j - powiada �ona. - Widzisz przecie: dzieciak ledwo zipie. Niech si� wy�pi. Masz czas jutro przepyta�. - Nie, moja kochana. Ja dwa lata w policji s�u�y�em. Ju� ty mnie nie ucz. Niech on mi tylkc powie... - Ja ci powiem: stul g�b� - rozumiesz? W policji s�u�y�, niedo��ga. A dlaczego nie s�u�ysz? Bo ci� wygnali. Inni si� maj�tk�w dorobili, a ty co? Do �mierci b�dziesz kie�bas� handlowa�. No, ruszaj si�: poka�, co przywioz�e�? I zacz�li wyjmowa� z worka, a Maciu� opar� si� o st� - zasn��. - Wstydzi�by� si�, chamie, taki ci�ki worek na dzieciaka �adowa�. A jeszcze si� Janek nazywa. Janek by� jej synem, kt�rego najwi�cej kocha�a. Zgin�� w ostatniej wojnie. - Poczciwe musi by� dziecko, kiedy fotografi� kr�lowej chowa. �eby by� �obuz, toby na pewno mia� fotografi� Maciusia. Czujnie spa� Maciu�. Przez sen us�ysza� swe imi� - zbudzi� si� i s�ucha. - Ju� nie b�dziesz mia�a Maciusia - m�wi m��. - Ju� wywie�li na bezludn� wysp�. - Szkoda, �e wcze�niej tego nie zrobili. By�by nasz Janek nie zgin��. Och, ten Maciu�, gdybym go w swoje r�ce dosta�a... - M�dry by� to kr�l, waleczny, odwa�ny.. - Przestaniesz? - Nie przestan�. I co mi zrobisz? - Ot, to ci zrobi�. I jak nie trza�nie go przez �eb kie�bas�, a� si� na dwoje z�ama�a. Jak wida�, ma��e�stwo nie �y�o w zgodzie. I tak by�o wsz�dzie. Jak m�� lubi� Maciusia, �ona si� z�o�ci�a. Jakrat chwali� Maciusia, siostra wy�miewa�a. A ile by�o ek po szko�ach, trudno zliczy�. A� prefekt policji wyda� rozkaz, �e w teatrach, ogrodach, szko�ach, w og�le w miejscach publicznych -nie wolno wcale wspomina� Maciusia. A kto przest�pi Izakaz, zap�aci kar� albo odsiedzi trzy dni aresztu. Dzi�ki temu zarz�dzeniu jeszcze wi�cej o Maciusiu m�wiono. Bo ju� tak jest na �wiecie, �e