8386
Szczegóły |
Tytuł |
8386 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8386 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8386 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8386 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Ostoja
Zielona planeta
1973
Rozdzia� pierwszy
Rakieta kosmiczna �UHUM 1010� nadlecia�a z gwiazdozbioru Perseusza. Za�og� jej
stanowili uczeni i astronauci z du�ej, gor�cej planety Uum.
Rakieta wyruszy�a w sw� podr� przed wieloma setkami tysi�cy lat i mkn�a przez
Galaktyk� z szybko�ci� blisk� pr�dko�ci �wiat�a. Lec�c wzd�u� r�wnika
galaktycznego, rakieta
zatrzymywa�a si� po drodze wielokrotnie i przeprowadza�a badania mijanych
planet. Uczeni
uumiccy poszukiwali �ycia - jakiegokolwiek �ycia, cho�by jego �lad�w - nigdzie
jednak na
zjawisko to nie natrafiono.
Spotykano planety dzikie, gro�ne, niedost�pne: jedne z nich by�y bardzo
rozgrzane, inne
znowu wyzi�bione i pokryte wiecznymi lodami; niekt�re z nich w og�le nie
posiada�y atmosfery, a
atmosfery innych przebadanych glob�w wype�nione by�y gazami metanu, dwutlenku
w�gla,
cyjanowodoru lub amoniaku. Planety by�y zbyt wielkie lub zbyt ma�e, nie
posiada�y wody ani tlenu
w stanie wolnym, by�y zbyt oddalone od swych s�o�c macierzystych lub po�o�one
zbyt blisko nich,
niekt�re - radioaktywne jak stosy atomowe, inne podlega�y gwa�townym zak��ceniom
grawitacyjnym. Zdarza�y si� planety o osi obrotu prostopad�ej, a niekt�re o osi
r�wnoleg�ej do
p�aszczyzny swej orbity; inne zn�w posiada�y obr�t dzienny zbyt szybki albo zbyt
powolny -
wszystkie te czynniki uniemo�liwia�y powstanie �ycia.
Uumici nie mieli nic wsp�lnego z biologi� koloidalno - bia�kow�. Ich organizmy
nie
zawiera�y w�gla. Przed miliardem lat w rozpalonej lawie planety Uum powsta�o
�ycie mineralno-
krzemowe, r�wnie jak w�giel zdolne do formowania niezliczonej ilo�ci zwi�zk�w.
Nast�pnie
d�ugotrwa�a ewolucja wytworzy�a istoty niezwykle silne fizycznie, odporne na
wysokie
temperatury, obdarzone pot�n� inteligencj�. Ich cywilizacja o tyle by�a �atw�
do przekazywania i
zachowania, �e Uumici �yli bardzo d�ugo i w�a�ciwie byli prawie nie�miertelni.
Krystaliczny dwutlenek krzemu, z kt�rego si� sk�adali, wype�niony p�ynnym
kwarcem, w
kt�rym znajdowa� si� system organicznych tranzystor�w, praktycznie by� niemal
niezniszczalny,
zw�aszcza gdy si� zwa�y niezwyk�� �atwo�� jego regeneracji. Uumici mogli �y�
1000 lat i wi�cej.
Ich organizmy doskonale czu�y si� w granicach temperatur od 500 do 1500� C; ale
je�li nawet
temperatura otoczenia spada�a poni�ej 500� C, Uumici nie umierali, lecz
stopniowo zapadali w stan
podobny do letargu, w kt�rym ich wszystkie funkcje �yciowe jedynie ustawa�y. W
stanie takiej
pozornej �mierci mogli trwa� dziesi�tki tysi�cy lat.
Mineralne organizmy Uumit�w nie zna�y uczucia zm�czenia, a w zwi�zku z tym
niepotrzebny im by� sen. Gdy z jakich� powod�w pragn�li odpocz��, wprowadzali
si� w stan
letargu przez zwyk�e obni�enie temperatury. Na planecie Uum by�o du�o
specjalnych schron�w o
obni�anej temperaturze, gdzie liczne zast�py Uumit�w przebywa�y w mniej lub
wi�cej
d�ugotrwa�ym stanie u�pienia. Urz�dzenia automatyczne budzi�y ich w zam�wionym
terminie
przez ogrzanie. Je�li ich sen trwa� d�ugo, budz�c si� poznawali nowy �wiat,
musieli zapoznawa� si�
z now� wiedz�; przez jaki� czas brali udzia� w �yciu planety, po czym znowu
zapadali w letarg.
Niekt�rzy z Uumit�w w ten przerywany spos�b do�ywali setek tysi�cy lat.
Podobnie by�o te� z za�og� rakiety �UHUM 1010�. Zesp� uczonych i kosmonaut�w
budzony by� przez m�zg elektronowy tylko w tych wypadkach, kiedy przyrz�dy
stwierdza�y
obecno�� planet lub zachodzi�y jakie� inne wypadki szczeg�lne, nie przewidziane
w systemie
programowania maszyn steruj�cych ruchem pojazdu.
Wielka planeta Uum grza�a si� w promieniach wielkiego s�o�ca Puhuum, o
temperaturze
powierzchni wynosz�cej 50 000 stopni Celsjusza. Dzi�ki znacznej odleg�o�ci od
swego s�o�ca, oraz
dzi�ki g�stej atmosferze argonowej, planeta Uum posiada�a przyjemn� przeci�tn�
temperatur� 1000
- 1500 stopni C. W temperaturze tej uformowa�y si� l�dy i p�omienne morza.
Planeta powoli
wygasa�a, ale m�drzy Uumici umieli sztucznie utrzymywa� odpowiedni� temperatur�
na jej
powierzchni od wielu milion�w lat.
Nie znali oni zjawiska bezwzgl�dnej walki o byt. Planeta dawa�a im wszystko, co
by�o
potrzebne do �ycia: po�ywienie w postaci p�ynnego kwarcu, dach nad g�ow� w
ka�dym miejscu
l�du, odrobin� argonu dla przemian wewn�trznych. Nie posiadali nic podobnego do
uk�adu
kr��enia lub oddechu. Dzia�alno�� serca zast�powa� im system termiczny, kt�rego
dzia�anie
polega�o na pulsowaniu temperatury. Te skoki temperatury stanowi�y o energii,
ruchliwo�ci i sile
Uumit�w.
Uumici byli istotami, o kt�rych mo�na by powiedzie�, �e sk�adaj� si� prawie
wy��cznie z
m�zg�w. Ich system sprz�e� zwrotnych, organizacja receptor�w, analizator�w i
selektor�w, sie�
pami�ci, po��czenia o�rodk�w recepcyjnych z o�rodkami motorycznymi, proces
odruch�w,
zwi�zek mi�dzy postrzeganiem a sterowaniem, obwody odniesie�, przek�adanie
wszelkiego
rodzaju zjawisk na pr�dy elektryczne - czyni�y ich podobnymi bardziej do
doskona�ych robot�w
ni� do istot �ywych. Ka�dy z nich by� sk�adnic� pami�ci si�gaj�c� czas�w bardzo
odleg�ych.
Uumici ub�stwiali swoj� p�omienn� planet� Uum, kochali �ycie, znali si� na
sztuce
d�wi�kowo-kolorystycznej, zwanej �hillo�. G��bok� pasj�, kt�rej si� po�wi�cali,
by�o zdobywanie i
gromadzenie wiedzy. Maj�c umys�y doskonale logiczne, rozwijaj�ce si� w dw�ch
g��wnych
kierunkach: politechnicznym i matematycznym, reprezentuj�c bardzo star�
cywilizacj�, zdobyli
wiedz�, kt�rej nie mo�na wyrazi� s�owami. Co najwy�ej mo�na stwierdzi�, �e byli
pot�ni prawie
jak bogowie.
W ci�gu milion�w lat swego rozwoju g��boko zajrzeli w tajemnic� wszech�wiata,
ale do
ko�ca jej nie rozwi�zali. Dla stworzenia pe�nej koncepcji wszech�wiata brakowa�o
im jednego
ogniwa - stwierdzenia, �e �ycie jest zjawiskiem normalnym w kosmosie. Rozwijaj�c
stopniowo
swoj� technik� i tworz�c coraz to doskonalsze rakiety, zbadali przestrze� w
promieniu 10 000 lat
�wiat�a. By�a to zaledwie niewielka cz�� Galaktyki, ale w tej cz�ci nigdzie
nie natrafili na
zjawisko �ycia. Wydawa�o im si� to niezrozumia�e. C� w takim razie jest celem
wszech�wiata?
Rakietami swymi i instrumentami zagl�dali coraz g��biej w Galaktyk� - wsz�dzie
by�y gwiazdy,
czasami wyst�powa�y r�wnie� i planety, jednak zawsze bezludne.
Tymczasem rachunek prawdopodobie�stwa i oparte na nim szczeg�owe obliczenia
stwierdza�y, �e �ycie powinno r�wnie� si� pojawi� poza planet� Uum. Uumici
starali si� za
wszelk� cen� potwierdzi� to przypuszczenie - chcieli po prostu zrzuci� z siebie
wielki ci�ar
samotno�ci i tym samym utwierdzi� sens w�asnego bytu. Osi�gn�wszy niezwyk�y
stopie� rozwoju
technicznego, poznawszy istot� materii, przestrzeni, czasu i grawitacji, poczuli
si� na si�ach, by
zbada� ca�� Galaktyk�. W tym celu wys�ali sze�� identycznych rakiet w r�ne
strony wszech�wiata.
Podr� ka�dej z nich by�a obliczona na 60 tysi�cy lat. Dopiero za 60 tysi�cy lat
biegu �wiat�a mieli
si� spotka� z powrotem na swojej planecie. Ta ogromna otch�a� czasu niewiele ich
przera�a�a, gdy�
98% podr�y mieli odbywa� w stanie letargu - nic nie czuj�c i nic nie
prze�ywaj�c, jak r�wnie� nie
zu�ywaj�c swego cennego mineralnego cia�a.
Statek prowadzi� specjalny pilot automatyczny - �Humiter X� - sprz�ony z
Lokalnym
M�zgiem Elektronowym poprzez skomplikowan� sie� efektor�w i posiadaj�cy
niezliczon� ilo��
receptor�w orientuj�cych go w zjawiskach �wiata zewn�trznego i stanie w�asnym
rakiety. �Humiter
X� ju� znacznie wcze�niej ustali�, �e statek zbli�a si� do uk�adu posiadaj�cego
planety, o czym
niezw�ocznie poinformowa� LME (Lokalny M�zg Elektronowy), kt�ry przyj�� to do
wiadomo�ci,
ale nie zarz�dzi� hamowania pojazdu ani te� budzenia kogokolwiek z za�ogi. Na
hamowanie w
zupe�no�ci wystarczy p� roku czasu, a budzi� za�og� wolno dopiero w tym
momencie, gdy
wchodzi si� w uk�ad i zbli�a do pierwszych planet; do chwili, kiedy mia�o to
nast�pi�, brakowa�o
jeszcze ponad trzy lata, gdy� obecnie rakieta znajdowa�a si� w odleg�o�ci
jednego parseka od
spodziewanego obiektu.
W odpowiednim czasie kabina sypialna zosta�a ogrzana do zno�nej temperatury 550�
C i
uczeni pocz�li si� budzi�. Po kilkuletnim �nie czuli si� oci�ali i rozmarzeni,
ale trwa�o to zaledwie
kr�tk� chwil�. Uumici nie znali sn�w - zasypiaj�c, zapadali w nico��, po
przebudzeniu wy�aniali
si� z niej nie maj�c poj�cia o okresie prze�nionym, natomiast dobrze pami�tali
ostatnie zdarzenia
sprzed za�ni�cia.
Komandor Rhin-Jaspis, podobny do du�ej kolorowej kuli, poruszy� si� lekko na
swojej
metalowej podstawie, do kt�rej by� przymocowany kilkoma srebrzy�cie l�ni�cymi
ta�mami. Z
przyjemno�ci� wypu�ci� z siebie wszystkie szesna�cie par czu�ek, twardych i
elastycznych jak
spr�yny stalowe, wspar� si� na nich i przeci�gn��. Jedno szmaragdowe oczo-ucho
obr�ci� na
termometr, a drugim sp�j r�a� na budz�cych si� towarzyszy.
Jego kwarcowe cia�o pokryte by�o l�ni�cym, kolorowym pancerzem, sk�adaj�cym si�
z
owalnych pier�cieni, i mia�o zdolno�� do�� du�ego wyd�u�ania lub kurczenia.
Uumici uczucia
swoje wyra�ali gr� kolor�w. I teraz pancerz komandora mieni� si� ca�� gam�
kolor�w szybko po
sobie nast�puj�cych - dominowa� jednak odcie� r�owawy, co by�o oznak�
zadowolenia. Na dole
pancerza, w pobli�u odn�y, przebiega� szlak ciemnopurpurowy, co oznacza�o
wysok� godno��
naukow� i powa�ne stanowisko spo�eczne.
Komandor rozpr�y� kilkakrotnie zwoje pancerza, rozci�gaj�c je i kurcz�c jak
harmoni�,
przybra� form� dok�adnie kulist�, dzi�ki czemu srebrne ta�my odpad�y z mi�kkim
brz�kiem, i lekko
stoczy� si� ze swego metalowego �o�a, niezw�ocznie podnosz�c si� na czu�kach. Z
drobnej ciemnej
naro�li, umiejscowionej mi�dzy pierwsz� par� oczo-usz�w, rozleg� si� cichy,
przeci�g�y gwizd o
smutnym odcieniu. Na ten d�wi�k sto du�ych kolorowych ku�, spoczywaj�cych dot�d
na
metalowych �o�ach i przymocowanych do nich srebrnymi ta�mami, wyda�o r�wnie�
przeci�g�y,
smutny i bardzo melodyjny gwizd. Kule poruszy�y si�, zacz�y si� wyd�u�a� i
przeci�ga�, srebrne
ta�my p�ka�y z d�wi�cznym brz�kiem i Uumici staczali si� na pod�og�. Poruszali
si� trzema
sposobami: toczyli jak kule, unosili na czu�kach lub rozci�gali jak g�sienice
albo �limaki; pr�cz
tego mogli r�wnie� wznosi� si� w przestrzeni. Po chwili ca�a kajuta sypialna
by�a w ruchu. Za�oga
prostowa�a czu�ki, czy�ci�a swe pancerze, porusza�a oczo-uszami, widz�cymi i
s�ysz�cymi
r�wnocze�nie. Zmys� s�uchu by� im potrzebny jedynie dla s�yszenia �wiata
zewn�trznego; mi�dzy
sob� porozumiewali si� precyzyjnym systemem dw�jkowym, bez najmniejszego
d�wi�ku, na
drodze elektromagnetycznego przenoszenia my�li.
- Witajcie, koledzy - przekaza� swe my�li komandor Rhin-Jaspis, zmieniaj�c
jednocze�nie
sw�j kolor na lekko czerwonawy, �wiadcz�cy o uczuciach sympatii i przyja�ni. -
Wchodzimy oto w
dziesi�� tysi�cy czterysta czterdziesty czwarty uk�ad planetarny. C� on nam
przyniesie?
Uumici przyj�li t� wiadomo�� do�� oboj�tnie; wi�kszo�� za�ogi by�a rozczarowana.
Stracili
ju� nadziej�, �e kiedykolwiek spotkaj� istoty �ywe. Milczeli. Komandor s�ysza�
ich my�li. Jedni
drugich r�wnie� s�yszeli. Ich urz�dzenia odbiorcze w m�zgu mog�y odbiera� fale
my�lowe ca�ej
za�ogi i odpowiednio je selekcjonowa�; mog�y r�wnie� wybiera� czyje� my�li
oddzielnie.
- Na stanowiska - nada� kr�tko komandor.
Kolorowe kule, wymieniaj�c mi�dzy sob� tysi�czne spostrze�enia, z niezwyk��
lekko�ci� i
szybko�ci� wytoczy�y si� z kajuty sypialnej i rozpierzch�y po wszelkich
pomieszczeniach wielkiej
rakiety. Funkcje mieli �ci�le podzielone i ka�dy z nich pod��y� do swoich zaj��.
W kr�tkim czasie
sprawdzono wszystkie aparaty i urz�dzenia, przejrzano utrwalone informacje i
poddano
sprawdzeniu system kontroli. Lokalny M�zg Elektronowy z�o�y� sprawozdanie z
ostatniego
odcinka podr�y. �cis�e dane matematyczne nie zaj�y wiele czasu.
- S�o�ce przeci�tnego typu. Dziewi�� planet r�nej wielko�ci...
- No tak, widywali�my ju� r�ne s�o�ca z r�nymi planetami. To wszystko b�dzie
zmarzni�te na ko��...
Pilot automatyczny dzia�a� znakomicie - wykaz wsp�rz�dnych by� bez zarzutu. Od
kursu
nie odst�pi� nawet na u�amek stopnia.
- Zewn�trzna planeta znajduje si� w odleg�o�ci sze�ciu miliard�w kilometr�w od
s�o�ca...
Wszystkie samodzielne automatyczne agendy podleg�e Lokalnemu M�zgowi spe�nia�y
swoje zadania. Os�ony anty-meteorytowe dzia�a�y z o�miokrotnym nat�eniem, gdy�
by� to
zag�szczony odcinek Galaktyki. Stanowi�y one niezawodny system obrony i
kontrakcji. Tu nie
mog�o by� niespodzianek. Ka�da niespodzianka - to zguba. Sprz�enie urz�dze�
kierowniczych i
czujnikowych - w porz�dku. To bada� Rhyn-Marion, wice-komandor. Adiutant
komandora - Rhan-
Heliotrop, odpowiada� za komory inercyjne. Kosmonauta Rhun-Ametyst by�
specjalist� od
przetwornic antymaterii. Ca�a elektryczno��, wszystkie akumulatory i generatory
podlega�y
in�ynierowi Rhaanowi-Chryzoprazowi. Nap�dowymi stacjami grawifotonowymi zajmowa�
si�
profesor Rhen-Onyx. Reflektory i nap�dowe lustra odbicia podlega�y kosmonaucie
Rhonowi-
Agatowi. Trzeba wspomnie� jeszcze o neutritowych os�onach pancerza pojazdu, o
kompleksach
efektor�w i receptor�w, o zapasach antymaterii, stanowi�cej nap�d rakiety, o
po��czeniach i
bezpiecznikach, o klimatyzacji, zapisach i analizach przebiegu drogi, o rachunku
gwiazd - w tym
ostatnim przypadku zespo�em uczonych kierowali matematycy: Rhean-Chalcedon i
Thoan-Turkus.
Wielk� ilo�ci� innych dziedzin zajmowali si� pozostali uczeni.
M�zg elektronowy, za po�rednictwem pilota automatycznego, ju� wcze�niej
wyhamowa�
bieg rakiety i obecnie posuwa�a si� ona z niedu�� szybko�ci� 5000 km/sek.
Komandor Rhin-Jaspis zaj�� stanowisko w kajucie sterowniczej. Nic nie mia� do
roboty,
pr�cz wnioskowania; wszystko wykonywa�y urz�dzenia automatyczne. Wystarcza�o mu
jak�� rzecz
pomy�le� w specjalnym systemie tr�jkowym, gdy ju� by�a przejmowana przez Lokalny
M�zg
Elektronowy, pilota automatycznego lub inne mechanizmy. Uumici porozumiewali si�
mi�dzy sob�
systemem dw�jkowym, natomiast ��czno�� z maszynami i robotami by�a utrzymywana
przez nich
przy pomocy systemu tr�jkowego; chodzi�o o to, aby zabezpieczy� przed
�pods�uchiwaniem� my�li
Uumit�w przez automaty i roboty.
Obok komandora znajdowa�o si� jego dziecko, adiutant Rhan-Heliotrop, w pi�knym
zielonym pancerzu z czerwonymi plamkami. Nie by� ani synem, ani c�rk�, gdy�
Uumici p�ci nie
posiadali. Rozmna�ali si� sposobem podobnym do p�czkowania i nie mogli na �wiat
wyda� wi�cej
ni� dwoje dzieci w ci�gu ca�ego �ycia. Urodzenie dziecka by�o �wiadomym aktem
woli ka�dego
rodz�cego osobnika. Na �wiat przychodzi�y ma�e kolorowe kuleczki z pe�ni� cech
dziedzicznych
po rodzicu, szybko ros�y i pr�dko nabywa�y nowych cech indywidualnych. Po
up�ywie roku ka�dy
Uumita by� ju� w pe�ni fizycznie rozwini�tym osobnikiem. W�wczas rozpoczyna� si�
proces nauki,
kt�ry trwa� ponad 500 lat. P�niej nast�powa� okres praktyki w jakiej� obranej
dziedzinie wiedzy,
kt�ry przeci�tnie ci�gn�� si� r�wnie� oko�o 500 lat. Tak wi�c dopiero w wieku
1000 lat Uumita
wst�powa� w �ycie jako pe�noprawny cz�onek spo�eczno�ci, wystarczaj�co
przygotowany do
czekaj�cych go zada�.
Rhan-Heliotrop by� jeszcze bardzo m�ody, liczy� sobie zaledwie 1500 lat i
posiada� dopiero
IX-ty stopie� naukowy. Bra� ju� udzia� w kilku kr�tkich wyprawach
astronautycznych i wyr�ni�
si� jako odwa�ny i zdolny kosmonauta. W ka�dym razie Rada Naczelna, rz�dz�ca
planet� Uum,
okaza�a wiele wzgl�d�w komandorowi, zezwalaj�c na t� podr� jego dziecku. Wielu
wybitnych
Uumit�w uwa�a�o, �e Rhan-Heliotrop posiada jeszcze zbyt ma�e do�wiadczenie, aby
bra� udzia� w
tak powa�nej wyprawie. Sprawowa� si� jednak dzielnie i komandor by� z niego w
pe�ni
zadowolony.
Na polecenie wice-komandora Rhyna-Moriona - kt�remu podlega�y r�wnie� sprawy
gospodarcze - szereg zr�cznych, ma�ych automat�w, zwanych prazami, rozni�s� w
ognioodpornych
porcelanowych naczyniach p�ynny kwarcyt z odrobin� z�ota, nadmuchany dodatkowo
p�cherzykami argonu. Wszyscy Uumici pocz�li pi� ten p�yn, co ich wzmocni�o,
doda�o im werwy i
humoru; pili w ten spos�b, �e wysuwali z otworu g�bowego, kt�ry znajdowa� si�
poni�ej pierwszej
pary oczo-usz�w, pod�u�ne, czarne ryjki. Ich system wewn�trznego pulsowania
zosta� pobudzony.
Ze wzgl�du na bardzo powoln� i niedu�� ilo�ciowo przemian� materii miseczka
kwarcytu z
argonem i z�otem starcza�a im jako po�ywienie na wiele lat.
Mi�dzy uczonymi nie by�o jednomy�lno�ci, je�li chodzi o dalsze kontynuowanie
podr�y
przez kosmos. Niekt�rzy byli zdania, �e nale�y ju� zawr�ci� w kierunku Uum, gdy�
nie ma �adnej
nadziei na spotkanie istot �ywych; inni jednak uwa�ali, �e podr� powinna by�
uko�czona zgodnie
z zamierzonym planem. Zadanie sprawdzenia wszystkich gwiazd Drogi Mlecznej
powinno by�
doprowadzone do ko�ca.
- Plan by� niezwyk�y - o�wiadczy� komandor - godny mieszka�c�w planety Uum, i
m�g�
by� wykonany jedynie przez nas, kt�rzy dysponujemy nieograniczonymi �rodkami
technicznymi.
- Co z tego, je�li oka�e si�, �e ten wszech�wiat jest beznadziejnie, jednostajny
i zupe�nie
pusty? - nada� wice-komandor Rhyn, zwany Morionem, o pancerzu pi�knie
opalizuj�cym
wszystkimi kolorami t�czy.
- Praktyka wykazuje, �e to raczej moja teoria jest s�uszna - odezwa� si� uczony-
kosmonauta
Rhun, zwany Ametystem. - �wiat jest pusty i martwy. Dotychczas nie spotkali�my
�adnej planety,
kt�ra by by�a podobna do naszej, kt�ra by posiada�a temperatur� w granicach 500
- 1500 stopni. A
nie musz� chyba dowodzi�, �e tylko w takiej temperaturze mog� �y� istoty
inteligentne.
- S�usznie - zgodzi� si� in�ynier Rhaan-Chryzopraz - wszystkie zbadane przez nas
planety to
zwa�y g�az�w lub skupiska roz�arzonej lawy, na kt�rych �ycie jest niemo�liwe.
Nie mo�na sobie
wyobrazi� �ycia w�r�d wiecznych lod�w w temperaturze bliskiej zera absolutnego
lub w gor�cych,
na p� gazowych otch�aniach roz�arzonej materii, kt�rej temperatura si�ga 10 000
i wi�cej stopni.
- Tak - przyzna� bia�o-czarny, l�ni�cy jak drogocenny kamie�, profesor Rhen-
Onyx. Te
wszystkie planety s� albo piekielnie zimne, albo piekielnie gor�ce. Wydaje si�,
�e przyroda nie zna
umiarkowania, a tymczasem �ycie istotnie mo�e si� mie�ci� tylko w szczup�ych
granicach
temperatury od 500 do 1500 stopni.
- Nie tylko o to chodzi - uzupe�ni� Rhon-Agat, o pancerzu r�nobarwnie
wst�gowanym. -
Sama konsystencja tych �wiat�w jest zupe�nie dla �ycia nieprzydatna. Nie
znajdujemy czystych
form tlenku krzemu i st�d substancje tych planet nie krystalizuj�, a nie mo�na
sobie wyobrazi�
jakichkolwiek form �ycia bez krystalizacji.
- Tak jest - zgodzi� si� wice-komandor Rhyn-Morion, a jego pancerz zacz��
opalizowa�
wszystkimi odcieniami per�y. - Bez krystalizacji nie ma �ycia, a tymczasem
przypomnijmy sobie te
odleg�e, pierwotne koncepcje, gdy przypuszczali�my, �e ca�a Galaktyka jest
zamieszka�a przez
istoty �ywe, podobne do nas. Przecie� krystalizacja by�a mo�liwa wsz�dzie, mog�a
by� prawem
natury. Niestety, okaza�o si� to z�udzeniem, jak w og�le wiele innych rzeczy
okaza�o si� r�wnie�
z�udzeniem. Dzi� mamy ju� podstawy do twierdzenia, �e wszech�wiat, a w ka�dym
razie
Galaktyka, nie posiada nic takiego, co mo�na by nazwa� �yciem.
- S�dz�, �e takie mniemanie jest przedwczesne - odrzek� komandor. - Nie mo�emy
tak
twierdzi�, dop�ki nie zbadamy ca�ej Galaktyki, a tylko na naszym odcinku
pozostaje nam jeszcze
dwana�cie tysi�cy lat lotu, nie m�wi�c ju� o innych wyprawach. - Komandor
�wieci� ciep��
po�wiat� r�ow� - oznak� przyja�ni i zaufania.
- Zasada analogii i do�wiadczenie wp�ywaj� na ukszta�towanie si� naszych s�d�w -
zauwa�y� wice-komandor Thyn-Morion.
- Nie, to jest niemo�liwe - nada� gwa�townie adiutant Than-Heliotrop. Jego
zielony -
pancerz zacz�� nabiera� lekkiego odcienia niebieskawego, co by�o oznak�
podniecenia. - Czy�by
zawodzi� rachunek prawdopodobie�stwa? Czy�by fa�szywe by�y orzeczenia naszego
Uniwersalnego M�zgu Elektronowego? A wi�c w promieniu stu tysi�cy lat �wiat�a,
w�r�d
czterystu miliard�w gwiazd Galaktyki nie ma by� �adnego innego �ycia, pr�cz
tego, kt�re istnieje
na naszej planecie? Przecie� to jest zupe�nie pozbawione sensu. C� w takim
razie mo�e
usprawiedliwi� istnienie takiego wszech�wiata?
- O ile sobie przypominam - zauwa�y� z�ocisto��ty matematyk Rhean-Chalcedon -
od
miliona lat ta sprawa nie by�a ju� dyskutowana. Nikt nie dowi�d� przedtem, aby
cokolwiek i
kiedykolwiek usprawiedliwia�o istnienie jakiegokolwiek �wiata.
- Nasz m�ody przyjaciel pozwala sobie na przesad� - powiedzia� wice-komandor. -
Nie
mo�na zapomina� o logice i trzeba liczy� si� z faktami. W planach wszech�wiata
jest uwzgl�dnione
tylko jedno: promienisto��. Wiemy dobrze, �e wszech�wiat rozwija si� w
promieniowaniu. �ycie
nie jest celem wszech�wiata.
- Nie osi�gn�li�my jeszcze tego stopnia poznania, aby m�c wyrokowa�, co jest
celem
wszech�wiata - zauwa�y� komandor.
- By� mo�e, �e �ycie istotnie nie jest celem wszech�wiata jako ca�o�ci - wtr�ci�
srebrno-
niebieski m�ody matematyk Rhoan-Turkus. - Ale �e jest mo�liwe, to fakt. W
granicach tego faktu
my przecie� istniejemy. Nasz M�zg Uniwersalny twierdzi, �e w obr�bie Galaktyki
musi by�
jeszcze co najmniej pi��dziesi�t planet zamieszka�ych przez istoty inteligentne.
Wynika to z
rachunku. - Kolorowe wst�gi na pancerzu Rhoana zagra�y ca�� gam� barw z przewag�
niebieskiego. - Chyba dlatego jeste�my w tej podr�y. I pragn� doda� - nadawa�
swe my�li dalej -
�e jak dot�d nie mamy instancji wy�szej nad nasz Uniwersalny M�zg Elektronowy.
Ale czy z tego
wynika, �e jest on nieomylny?... - zako�czy� nieoczekiwanie.
Uumici s�uchali w milczeniu. Panowa�a u nich zasada, �e nie nale�y przerywa�
rozm�wcy;
ale niezale�nie od tego uwa�ali, �e krytykowanie M�zgu Uniwersalnego jest czym�
wielce
niew�a�ciwym. By� to przecie� najdoskonalszy, szczytowy wytw�r ich inteligencji
i technicznego
geniuszu.
- Chyba ka�dy pami�ta - ci�gn�� dalej Rhoan - �e nasz M�zg Uniwersalny jest
nieomylny w
zakresie teorii. Ale czy teoria zawsze musi by� zgodna z praktyk�?... Widzimy,
�e nie. W ci�gu
trzydziestu tysi�cy lat naszego lotu zjawiska �ycia nie stwierdzili�my nigdzie.
Co z tego wynika?...
- tu przerwa� na chwil�. - Jak ka�dy �atwo zrozumie - podj�� - wynika z tego, �e
rachunek nie zosta�
potwierdzony przez rzeczywisto��.
Adiutant Rhan-Heliotrop przechodzi� r�ne stopnie wzruszenia: od zielonego,
poprzez jasno
- i ciemnoniebieski, do lekko granatowego.
- Nic podobnego - nada� te� zaraz gwa�townie, jak tylko on potrafi�, co mo�na by
okre�li�
jako �krzykn���. - Jeszcze nie by�o wypadku, aby rachunek podany przez M�zg nie
znalaz�
potwierdzenia w rzeczywisto�ci. Nie min�li�my jeszcze g��wnego uk�adu
galaktycznego. Gdzie�
dalej musi by� �ycie, gdzie� musimy je spotka�... Albo my - albo inne rakiety
wys�ane przez Uum.
Rhon-Agat mign�� kilka razy ceglastym kolorem, co oznacza�o �miech. Sekundowali
mu:
Rhyn-Morion, Rhun-Ametyst, Rhen-Onyx i wielu innych. Ca�e stronnictwo -
�zniech�conych i
rozczarowanych�.
- Za trzydzie�ci tysi�cy lat nie b�dzie ju� przed nami �adnych tajemnic -
dorzuci� srebrzysty
Rhoan-Turkus.
- Czasu mamy dosy�, mo�emy si� nie spieszy� - doda� Rhan-Chryzopraz. - Za kilka
dni
u�niemy i nic nie zak��ci naszego spokoju.
- Uwa�am, �e s� podstawy do po�piechu - stwierdzi� wice-komandor Rhyn-Morion. Za
trzydzie�ci dwa tysi�ce lat nasza Rada Naczelna projektuje ekspedycj� do
Wielkiej Mg�awicy w
Andromedzie, odleg�ej od naszej galaktyki o dwa miliony lat �wietlnych, a za
trzydzie�ci pi��
tysi�cy lat do mg�awicy Alfa �ab�dzia, gdzie rozgrywa si� wielki dramat
kosmiczny: zderzaj� si�
ze sob� dwie mg�awice eliptyczne w�r�d straszliwych temperatur, promieniowa� i
wy�adowa�.
- Kandydat�w do tych podr�y jest wielu. Podobno kilkana�cie tysi�cy. Nam
przypadnie
odpocz�� i troch� pomieszka� na Uum - powiedzia� najstarszy wiekiem, profesor II
stopnia, Rhen-
Onyx, l�ni�c czarno-bia�ymi pasmami swego pancerza.
Rhoan-Turkus zwr�ci� na profesora wszystkie pary swoich oczo-uszu. Rhoan by�
wybitnym
matematykiem technicznym, a pr�cz tego by� tak�e poet� - umia� uk�ada� pi�kne
wiersze w
systemie dw�jkowym i bardzo dobrze gra� na fortepianie kolor�w. Najciekawsze
jednak, �e by�
marzycielem, co rzadko zdarza�o si� w�r�d Uumit�w.
- Profesor ma racj� - powiedzia� - minie trzydzie�ci tysi�cy lat i powr�cimy na
nasz�
ukochan� Uum, gdzie g�ry s� ogniste, a morza p�omienne. Zamieszkamy na gor�cej
magmowej
ziemi, w kolorowych kwarcowych domach; k�pa� si� b�dziemy w ciep�ych morzach
gnejsowych,
w�r�d pi�knych, lekkich wysp pumeksowych. Osi�dziemy w naszych miastach
kryszta�owych, pod
szklanymi kopu�ami naszych pracowni...
- Niepr�dko to nast�pi - przypomnia� mu komandor.
Znajdowa� si� na l�ni�cej podstawie z lekkiego stopu, kt�ra dobrze podtrzymywa�a
jego
kulist� w tej chwili posta�. Przed nim widnia�a tablica rozdzielcza, usiana
instrumentami
kontrolnymi. Obok opalizowa�a �ciana telewizyjna; astronauci nie ogl�dali
bezpo�rednio �wiata
zewn�trznego, widzieli go doskonale za po�rednictwem ekran�w. Jedno oczo-ucho
mia�
skierowane na tablic�, a drugie utkwione w ekranie. Czu�ki jego zako�czone by�y
trzema
spr�ystymi mackami, precyzyjnie dotyka� nimi urz�dze� tablicy. Bezpo�rednio -
mo�na by rzec:
�my�lowo� - po��czony by� z pilotem automatycznym i Lokalnym M�zgiem
Elektronowym. - Jak
wida� z przyrz�d�w - poinformowa� obecnych - wchodzimy w kolejny, dziesi��
tysi�cy czterysta
czterdziesty czwarty uk�ad planetarny. Przypominam, �e od trzydziestu tysi�cy
lat, tj. od momentu,
kiedy wyruszyli�my w t� podr�, byli�my budzeni przez automaty tylko
osiemdziesi�t siedem razy,
by zapozna� si� z mijanymi uk�adami, poniewa� posiada�y jakie� cechy szczeg�lne,
godne
zbadania i uwagi. I w tym przypadku nasz LME powzi�� podobn� decyzj�, gdy� kilka
planet
obecnego uk�adu wykazuje wyra�ne odst�pstwa od przeci�tnego typu, zw�aszcza
cztery z nich,
znajduj�ce si� najbli�ej s�o�ca,
- Co maj� w sobie szczeg�lnego? - zapyta� wybitny astronom Rhuan-Akwamaryn, o
pi�knej
ciemnoniebieskiej barwie, poprzecinanej bladozielonymi pr��kami.
- Odmienny typ widma... szczeg�lnie dotyczy to trzeciej od s�o�ca, bardzo ma�ej
planety.
- Mo�e nareszcie natkniemy si� na zjawisko �ycia.
- Chyba nie - odrzek� komandor. - Uk�ad sk�ada si� z dziewi�ciu planet o r�nej
wielko�ci,
cztery z nich s� bardzo du�e, ale o niskich temperaturach. Z pozosta�ych
natomiast tylko jedna
planeta posiada temperatur�, kt�ra mog�aby nas zainteresowa� - ale i ona jest
zbyt niska: plus 300
stopni. W tych warunkach �ycie jest niemo�liwe.
Wszyscy uczeni przyznali racj� komandorowi, a wielu z nich gwa�townie po��k�o,
co by�o
oznak�, i� pogr��yli si� w przygn�bieniu.
Na ekranie ukaza� si� wykres sporz�dzony przez Lokalny M�zg Elektronowy. Planety
podane by�y w kolejno�ci, poczynaj�c od kr���cej najbli�ej s�o�ca, we wzgl�dnych
wielko�ciach i
odleg�o�ciach. By� to typowy uk�ad planetarny, jaki ogl�dali ju� wielokrotnie.
Niegdy�, w
pocz�tkach ery podr�y kosmicznych, Uumici badali napotkane uk�ady planetarne
niezwykle
starannie. Sta�o si� to mo�liwe po odkryciu neutritu - metalu prawie absolutnie
twardego,
odpornego na wszelkie wp�ywy, nieprzenikliwego, nieprzewodz�cego, odbijaj�cego
cz�stki i fale.
Umo�liwi�o to konstrukcj� termicznego skafandra antygrawitacyjnego. Astronauci,
gdy w nim
przebywali, nie obawiali si� ani absolutnego mrozu, ani te� bardzo wysokich
temperatur; byli
r�wnie� zabezpieczeni przed szkodliwym dzia�aniem wi�kszo�ci rodzaj�w
promieniowania, nie
mia�y te� do nich dost�pu obezw�adniaj�ce si�y przyci�gania pochodz�ce od
wielkich mas
kosmicznych.
Rakieta �UHUM 1010�, ci�gle hamuj�c sw�j bieg, przekroczy�a orbit� IX-ej
planety,
oddalonej od s�o�ca o blisko sze�� milion�w kilometr�w. Pokazana na ekranach,
stanowi�a zwa�y
lodu pozostaj�ce w temperaturze zbli�onej do zera absolutnego. Uumici nie mogli
na ni� patrze�:
ohydna, ciemna, zimna - siedlisko wiecznej �mierci. Omini�to j� jak najpr�dzej.
Cztery nast�pne planety, kt�re stanowi�y rodzin� planet najwi�kszych w uk�adzie,
r�wnie�
nie wzbudza�y �adnego zainteresowania; znano miliony podobnych. Ich temperatury
dochodzi�y do
minus dwustu stopni Celsjusza, a ich atmosfery sk�ada�y si� z dwutlenku w�gla,
amoniaku i
metanu. Najwy�ej z�y duch, Ryx - o kt�rym m�wi�y prawie ju� zapomniane, dawne
legendy
pierwszych Uumit�w - m�g� tu mieszka�, a i to bardzo kr�tko. Straszliwe burze
magnetyczne
kot�owa�y si� po tych planetach bez przerwy, gwa�towne huragany p�dzi�y z
szybko�ci�
dochodz�c� do pi�ciuset kilometr�w na godzin�, a piekielne wy�adowania
elektryczne nieustannie
wali�y w skostnia��, lodowat� skorup� ich powierzchni. To by�o straszne. Rakieta
pomkn�a dalej.
Dopiero czwarty glob, licz�c od s�o�ca, bardzo ich zastanowi�. Weszli na orbit�
tej planety i
kr���c wok� s�o�ca z tak� sam� co ona pr�dko�ci�, i jednocze�nie w niewielkiej
od niej
odleg�o�ci, przez kilka tygodni przeprowadzali obserwacje. Nast�pnie wys�ali na
powierzchni�
neutritowy samolot zwiadowczy z kilkoma uczonymi. By�a to bardzo dziwna, stara,
niezupe�nie
jednak wyzi�biona planeta. Nie zdziwi� ich prawie zupe�ny brak tlenu i wody; nie
zaskoczy�y ich
ani czerwonawe morza i l�dy, ani burze piaskowe, ani polarne czapy podbiegunowe.
Ale zadziwi�y
ich i zaskoczy�y pewne substancje, kt�re po podgrzaniu, ju� przy stu stopniach
Celsjusza,
wybucha�y gwa�townym ogniem. Substancje te nie by�y minera�ami ani kruszcami,
nie by�y
r�wnie� olejami ani �upkami - czym wi�c mog�y by�? Ogl�dane w pot�nych
mikroskopach
elektronowych i szczeg�owo przeanalizowane, wykaza�y budow� kom�rkow�, w kt�rej
wa�ne
miejsce zajmowa� w�giel w r�nych swych odmianach. Mikroskopy podpatrzy�y nawet
proces
dzielenia si� tych kom�rek, ich rozrost, jak r�wnie� zamieranie i zanik.
Niekt�rzy uczeni byli
zdania, �e spotkano wreszcie prymitywne formy �ycia; inni za� uwa�ali, �e
obserwowane
przemiany nale�y traktowa� jako specyficzne zachowanie si� w�gla w szczeg�lnych
warunkach
termicznych - byli wi�c przeciwni poprzedniej interpretacji. Ostatecznie
przewa�y� pogl�d drugi.
Uczeni byli zgodni co do tego, �e na IV planecie nigdy nie mog�o by� �ywych
istot, a to z powodu
zbyt szybkiego wystygni�cia globu. Bardziej szczeg�owe badanie od�o�ono na
termin p�niejszy,
gdy� chciano w pierwszym rz�dzie dokona� zwiadu na wszystkich planetach uk�adu
s�onecznego,
by maj�c ju� og�lne rozeznanie, powr�ci� potem do najciekawszych z nich.
W miar�, jak zbli�ali si� do kolejnej planety, ogarnia�o ich coraz wi�ksze
zdumienie.
Niczego podobnego nigdy nie widzieli. By�a ona zielono-b��kitna - w niekt�rych
miejscach
przes�oni�ta o�lepiaj�cymi chmurami - z bia�o-srebrnymi czapami na biegunach.
Gdzieniegdzie
zasnuwa�y j� b��kitnawe opary. W blaskach s�o�ca l�ni�a jak szafir i jak
akwamaryna, jak opal i jak
szmaragd. Podobna by�a do wielkiej per�y. Pierwszy drogocenny kamie� w�r�d
wszystkich
bezmiar�w Galaktyki. Co� niespotykanego, co� zupe�nie wyj�tkowego w otch�aniach
wszech�wiata, jakie dotychczas zdo�ali ju� przew�drowa�.
Komandor wys�a� w kierunku planety trzy automatyczne rakiety wywiadowcze. By�
podniecony, co chwil� stawa� si� ciemnoniebieski ze wzruszenia.
- Przyjaciele - nadawa� w specjalnym, cz�sto przerywanym, uroczystym tonie - jak
si�
zdaje, jeste�my o krok od zadziwiaj�cego, niebywa�ego wydarzenia, kt�re na
zawsze zapisane
zostanie w dziejach kosmonautyki. Otrzyma�em do tej pory dostateczn� ilo��
danych, aby
przypuszcza�, �e planeta ta posiada jakie� formy �ycia, �e mo�e nawet jest
zamieszkana przez
istoty inteligentne...
- Sprawdzaj� si� moje przewidywania - triumfalnie wykrzykn�� adiutant Rhan-
Heliotrop. -
Uniwersalny M�zg Elektronowy nie pope�ni� b��du. Zbli�amy si� do momentu, na
kt�ry
czekali�my miliony lat. Miliony lat wysi�k�w, niebezpiecze�stw, ofiar...
- Przyznaj� - kontynuowa� komandor - �e jest to wr�cz nieprawdopodobne.
Dotychczas nie
wyobra�ali�my sobie, aby mo�liwe by�o, by jakie� istoty mog�y by� zdolne do
�ycia w warunkach
tak niskich temperatur, od minus do plus pi��dziesi�ciu stopni...
W wielkich, mineralnych m�zgach Uumit�w k��bi� si� chaos my�li w�asnych i
obcych.
Komandor czyta� w tych my�lach jak w ksi��ce: zdumienie, zachwycenie,
os�upienie, rado��,
wstyd, obawa, ciekawo��, ��dza poznania - wszystkie te uczucia miesza�y si� ze
sob�. Wszyscy
pogranatowieli, co oznacza�o, �e znajduj� si� u szczytu wzruszenia. Komandor by�
prawie czarny.
- Kto�, zdaje si�, wspomnia� o niebezpiecze�stwie - powiedzia�. - Tak jest, to
jest
prawdopodobne. Zachowamy wszelkie �rodki ostro�no�ci. Sk�d mo�emy wiedzie�, kogo
tam
spotkamy i jak zostaniemy przyj�ci? Co chwila nadchodz� wiadomo�ci od naszych
rakiet
wywiadowczych. Lokalne m�zgi nie pr�nuj�. Musimy jednak liczy� si� z tym, �e
mieszka�cy tej
planety mog� sobie wcale nie �yczy� naszej wizyty.
- A je�li tak b�dzie? - zapyta� Rhaan-Chryzopraz.
- Uczynimy wszystko, co jest w naszej mocy, aby si� z nimi porozumie�.
- A je�li to nie da rezultat�w?
- Udamy si� w dalsz� podr�.
- Zrezygnujemy?
- Tak. W �adnym przypadku nie zastosujemy przemocy.
- Chyba nie b�d� silniejsi od nas?
- Tego nie wiemy.
W istocie Uumici byli bardzo pot�ni. Obawiali si� jedynie skoncentrowanych
promieni
gamma i bardzo silnych wy�adowa� elektrycznych. Promienie gamma rozstraja�y ich
system
my�lenia, a pot�ne �adunki elektryczne powodowa�y zam�t w o�rodkach ruchowych.
Poza tym nie
dzia�a�y na nich �adne inne promienie. Od uszkodze� mechanicznych chroni�y ich
w�asne, twarde
pokrywy kwarcowe oraz skafandry neutritowe. Ze wzgl�du na sw� krzemow� budow� i
wysok�
temperatur� cia�a nie mogli by� zaatakowani ani przez bakterie ani przez wirusy.
- Mam wiadomo�� - powiedzia� komandor - �e planeta jest �r�d�em do�� silnej
radiacji nie
znanego nam typu promieniowania. Ale promieniowanie to nie jest kierowane;
wygl�da raczej na
spontaniczne.
- Mo�e to zapora ochronna? - zapyta� kt�ry� z uczonych.
- Tak - zgodzi� si� komandor - to te� brali�my pod uwag�. Jest to jednak raczej
co� innego;
nasze rakiety wywiadowcze porusza�y si� swobodnie we wszystkich kierunkach.
W rakiecie �UHUM 1010� panowa�o niezwyk�e poruszenie - bez wzgl�du na
obowi�zuj�ce
formy, konwenanse, dyscyplin� i wielk� powci�gliwo��, jaka cechowa�a te istoty.
Powa�ni uczeni,
posiadaj�cy wysokie stopnie i tytu�y naukowe, zas�u�eni astronauci i badacze
kosmosu - turlali si�
po pod�ogach jak dzieci, obijali o �ciany i o siebie, unosili pod sufitami
kabin, z wielk� szybko�ci�
prze�lizgiwali si� wzd�u� licznych kana��w, tuneli i korytarzy, wydaj�c
triumfalny gwizd, kt�ry
mia� odcie� smutku i melancholii. Mn�stwo my�li - jedynek i zer, plus�w i
minus�w, kresek i
kropek oraz pauz - kr��y�o mi�dzy krzemowymi m�zgami tych istot. Mo�na je by�o
nazwa�
�blokami my�li�; w ka�dej g�owie uk�ada�y si� one w ca�o�� podobnych zagadnie� -
i mo�na by
rzec, �e to my�li tylko jeden m�zg.
Od pilot�w automatycznych nadchodzi�y wiadomo�ci: nigdzie na tej srebrzystej
planecie
nie zauwa�ono �adnego niebezpiecze�stwa. ��wiat jest niezwykle cichy, spokojny -
jakby senny.
Zaludniaj� go bardzo dziwne stworzenia: przewa�nie wysokie, nieruchome,
wspieraj�ce si� na
jednej nodze. W warunkach zwi�kszonej ciep�oty stworzenia pokrywaj� si� g�st�,
zielon� os�on�;
w ch�odzie os�ona opada. Du�a ilo�� zielonych stworze� pozbawiona jest nogi i
pe�za po ziemi lub
nieco nad ziemi�. Atmosfera sk�ada si� z tlenu, azotu i pary wodnej. Para wodna
w wielu miejscach
unosi si� w postaci chmur. Du�o jest wody w stanie p�ynnym i sta�ym, w postaci
�niegu lub lodu.
Woda w stanie p�ynnym znajduje si� w wielu, przewa�nie wielkich, zlewiskach i
rzekach; woda w
stanie sta�ym znajduje si� w wi�kszo�ci na biegunach. Rze�ba powierzchni o
znacznej
r�norodno�ci: du�o g�r i dolin. Wok� planety kr��y satelita: zimny i martwy.
�adnych oznak
�ycia na nim nie stwierdzano. Temperatura planety bardzo niska, przeci�tnie plus
10 - 15 stopni.
Nat�enie promieniowania do�� du�e - oko�o 10 jednostek. Promieniowanie gamma -
0,2
jednostek. Nieznan� promieniotw�rczo�� wydzielaj� dziwne, zielone stwory.
Obecnie nat�enie
tego promieniowania nie przedstawia niebezpiecze�stwa. Elektryczno��
atmosferyczna i
magnetyzm - znacznie s�absze ni� na planecie Uum. Nigdzie nie uda�o si�
stwierdzi� �adnych
budowli, konstrukcji technicznych, osiedli, miast, kt�re mog�yby �wiadczy� o
obecno�ci istot
inteligentnych�. Porz�dek spostrze�ony na globie wydawa� si� by� porz�dkiem
naturalnym. Na
planecie nie l�dowano, lecz obleciano j� kilkana�cie razy i wielokrotnie
sfotografowano.
Po wys�uchaniu wiadomo�ci komandor Rhin-Jaspis sta� si� czarno-purpurowy. Czer�
znamionowa�a wielkie przygn�bienie, granicz�ce z rozpacz�, a purpura - wielk�
rado��. Komandor
martwi� si�, �e aparaty wywiadowcze nie wykry�y istot inteligentnych, ale
zarazem cieszy�, �e w
og�le natrafiono na jaki� �lad �ycia.
- Jak si� zdaje - o�wiadczy� komandor - powinni�my by� usatysfakcjonowani. Po
wielu
milionach lat poszukiwa� spotkali�my wreszcie �wiat o�ywiony. Nasz Uniwersalny
M�zg
Elektronowy nie myli� si�. Fakt, i� automatyczni piloci nie stwierdzili �adnych
oznak �ycia na
wy�szym poziomie, nie �wiadczy jeszcze, �e takich form tutaj nie ma. Mieszka�cy
mogli ukry� si�
przed nami. A mo�e w og�le mieszkaj� w wodzie albo pod ziemi�?... Jedno jest
oczywiste - ci�gn��
dalej - natrafili�my wreszcie na planet� posiadaj�c� pewne formy �ycia. Nie
szkodzi, �e s� to formy
stosunkowo prymitywne. Z form ni�szych mog� wszak powstawa� formy wy�sze.
Ewolucja jest
chyba prawem uniwersalnym, obowi�zuj�cym w ca�ym wszech�wiecie.
- Koledzy... przyjaciele... - odezwa� si� adiutant Rhan-Heliotrop
entuzjastycznym tonem, a
jego czerwone plamki nabra�y koloru bardzo intensywnego - s�ysz� wasze my�li:
nie jeste�my
osamotnieni. Nasze �ycie nie jest z�o�liwym wybrykiem Natury. By� mo�e, �e oka�e
si�, i� �ycie
jest prawem kosmicznym, a nie tylko jakim� bezmy�lnym przypadkiem.
Podobna my�l istotnie pojawi�a si� w umys�ach wszystkich uczonych; mimo to
wyda�o si�
im, �e Rhan-Heliotrop nie jest upowa�niony do wyg�aszania takich s�d�w. Chwila
by�a zbyt
uroczysta, a on zbyt m�ody - tote� jego zachowanie przyj�li z niesmakiem, a
nawet z oburzeniem.
Rakieta �UHUM 1010� zbli�y�a si� do III planety na odleg�o�� 50 000 km i wesz�a
na
orbit� oko�o-planetarn�. Z tej odleg�o�ci powierzchnia planety mog�a by�
dok�adnie obserwowana
przez precyzyjne instrumenty Uumit�w. Jej szmaragdowo-turkusowy kolor,
przes�oni�ty
gdzieniegdzie woalem opalizuj�cych chmur, wydawa� si� za�odze bardzo pi�kny.
Wielu z nich
wyrazi�o ch�� udania si� na powierzchni� - jednak komandor by� ostro�ny.
Pami�ta�, �e nie
wszystkie istoty �wiata mog� by� dobre, m�dre i �yczliwe. Komandor wspomnia� o
dziejach swej
ojczyzny, gdzie przez miliony lat trzeba by�o walczy� z uci��liwymi Ognikami.
Podst�pne i
okrutne potwory �y�y w g��bi wulkan�w, w temperaturze przekraczaj�cej 2000
stopni Celsjusza, a
wi�c w temperaturze niedost�pnej dla Uumit�w. Wiele ofiar, cierpie� i wysi�k�w
kosztowa�o
najpierw ograniczenie ekspansji tego plemienia, a nast�pnie ca�kowite jego
wyniszczenie dla dobra
przysz�ych mieszka�c�w planety Uum.
Po kr�tkiej naradzie ze swymi zast�pcami: wice-komandorem Rhynem-Morionem i
pierwszym oficerem Rhenem-Onyxem, Rhin-Jaspis zdecydowa�, �e na planet� polec�
trzej
najm�odsi uczeni - I adiutant Rhan-Heliotrop, II adiutant Rhoan-Turkus i III
adiutant Rhaan-
Chryzopraz. Ta pierwsza samodzielna wyprawa mia�a by� ich egzaminem �yciowym.
Zadanie by�o
bardzo powa�ne, tote� ich wyb�r potraktowali jako wielkie wyr�nienie. B�d�
pierwszymi
Uumitami kt�rzy, by� mo�e, zetkn� si� z nowymi formami �ycia. Dopiero na ich
wezwanie
przyb�d� inni uczeni.
Trzej m�odzi uczeni mocno por�owieli z wielkiej rado�ci, a nast�pnie przybrali
barw�
karminu na znak bezgranicznego szcz�cia. Wyruszyli w podr�, posuwaj�c si� z
szybko�ci� 25
000 km/godz. Po niespe�na dw�ch godzinach lotu osi�gn�li jonosfer�, ale ju�
wcze�niej zacz�li
hamowa�. Schodz�c do l�dowania po spirali, kilkana�cie razy okr��yli glob
przebijaj�c si�
mozolnie przez atmosfer�, a� wreszcie wyl�dowali na wybrze�u oceanu, na skraju
ogromnej
z�ocistej pla�y.
Ich ma�a rakieta �Uhum 01� posiada�a wszystko, co mog�o by� im potrzebne do
�ycia, do
bada� naukowych i do obrony. Obecnie zajmowa�o ich uwag� zagadnienie, w jaki
spos�b b�d�
mog�y porozumie� si� ze sob� istoty pochodzenia mineralnego i w�glowo-
bia�kowego. Tam, gdzie
ko�czy�a si� pla�a, zaczyna� si� las. Nie by� to jednak zwyk�y las, lecz
prawieczna, nieprzebyta
d�ungla. Uumici poj�cia nie mieli o tym, co to jest d�ungla, co to jest las, co
to s� drzewa i zaro�la,
ale ich uniwersalne umys�y, przy wsp�udziale znakomitych maszyn my�l�cych,
niezwykle szybko
poznawa�y t� now�, i dziwn� rzeczywisto��.
Wytoczyli si� z rakiety w swoich l�ni�cych neutritowych skafandrach. Mogli w
nich
porusza� si� we wszystkich kierunkach z du�� szybko�ci�, mogli r�wnie� unosi�
si� w przestrzeni;
ujarzmiwszy si�y grawitacyjne, nie podlegali prawu powszechnego ci��enia.
Czeka�a ich wielka
praca.
Badania nad ro�linami trwa�y kilka tygodni. Szybko poznano struktur� kom�rki i
zjawisko
fotosyntezy; prze�ledzono z uwag� poszczeg�lne fazy �ycia: narodziny, wzrost,
�mier�. To by�o
zadziwiaj�ce: jedne istoty powstawa�y i �y�y kosztem innych. Zdumia� ich �wiat
wirus�w, bakterii i
pierwotniak�w. Niepoj�te, �ywe istoty bia�kowe walczy�y ze sob� desperacko i
po�era�y si�
wzajemnie. Istoty te porusza�y si� i w �a�cuchu ewolucyjnym sta�y wy�ej od
ro�lin. Nad nimi
znajdowa�y si� owady. Poznanie wi�kszo�ci gatunk�w tych zwierz�t oraz ich
sklasyfikowanie
zaj�o uczonym du�o czasu. Jak si� im wydawa�o w trakcie tych prac, badany �wiat
powinien by�
nale�e� do wysoko zorganizowanych inteligentnych owad�w, przypominaj�cych
pszczo�y, mr�wki
lub termity. Tak jednak nie by�o.
W swych pracach badawczych uczeni pos�ugiwali si� prazami. By�y to niedu�e
neutritowe
kule wype�nione tranzystorowymi m�zgami, zaopatrzone w czu�� aparatur� nadawczo-
odbiorcz� i
dzia�aj�ce na zasadzie sprz�e� zwrotnych. Setki czu�ek umieszczonych w ich
mineralno-
metalowym ciele zdolne by�y do r�nych czynno�ci oraz do odbierania wszelkich
sygna��w
pochodz�cych ze �wiata zewn�trznego, kt�re niezw�ocznie przekazywa�y uczonym lub
odpowiedniej maszynie rejestruj�cej. Posiada�y one trzy mocne spr�yste,
metalowe n�ki, na
kt�rych mog�y porusza� si� bardzo szybko. Czynno�ci swe wykonywa�y �ci�le wed�ug
zadanego
im programu lub zlece� bezpo�rednich, kt�re otrzymywa�y od uczonych.
Po wyl�dowaniu na kolejnej pla�y, na polecenie Rhana-Heliotropa, kt�ry by�
dow�dc�
wyprawy, pra�y wysypa�y si� z wn�trza rakiety przez specjalny niedu�y w�az. Po
chwili rozbieg�y
si� we wszystkie strony - mia�y zbada� okolic� w promieniu trzech kilometr�w.
Niebawem zacz�y nadchodzi� wiadomo�ci o konfiguracji terenu, temperaturze,
wilgotno�ci, magnetyzmie, ci�nieniu, nas�onecznieniu, radiacji, glebie,
ro�linach, drzewach,
owadach, kruszcach i minera�ach, o wodzie i niebie, o ka�dym szczeg�le godnym
uwagi. W ci�gu
paru godzin trzykilometrowy odcinek zosta� przetrz��ni�ty z niezwyk��
dok�adno�ci�. Nast�pnie
pra�y dostarczy�y ��danej ilo�ci wszelkiego rodzaju pr�bek minera��w, metali,
wody, powietrza,
ro�lin; dostarczy�y te� du�e ilo�ci owad�w �ywych i martwych.
Rhan-Heliotrop rozmawia� ze swym rodzicielem, komandorem Rhinem-Jaspisem,
u�ywaj�c
poufnego po��czenia wykluczaj�cego mo�liwo�� nawet przypadkowego pods�uchiwania.
- Pra�y powr�ci�y przed chwil�. Dostarczy�y du�o materia�u. Nie na to jednak
czekamy. W
og�le jeste�my zarzuceni materia�ami, kt�re kolejno b�dziemy wam przekazywa�,
poczynaj�c od
dnia jutrzejszego. Jak dot�d jest spokojnie; nikt i nic nie atakuje nas.
- Wyczuwam jednak, �e jeste� czym� zaniepokojony - zagadn�� komandor w
odpowiedzi.
- Tak - powiedzia� Rhan-Heliotrop niepewnie - jakie� niebezpiecze�stwo chyba
jednak
wyst�puje.
- Na czym ono polega?
- Nie wiem. Jest to co� nieokre�lonego. Aparaty nic szczeg�lnego nie
stwierdzaj�. Jestem
jednak przekonany, �e tu istniej� inne jeszcze istoty, pr�cz tych skrzydlatych i
zielonych.
- A czy pra�y zwiadowcze powr�ci�y?
- Tak. Wielokrotnie oblecia�y ten glob we wszystkich kierunkach. W ci�gu wielu
dni
przeprowadzi�y wszechstronne badania i dokona�y wielu dok�adnych pomiar�w.
- I co?
- W�a�ciwie nic. Wsz�dzie zbita g�stwa tych po�ykaczy dwutlenku w�gla. Woda.
Niebo.
Ob�oki. Ch��d.
- A tobie si� wydaje, �e gdzie� jest jaka� pu�apka czy zasadzka? Chyba jeste�
do�� czujny?
- S�dz�, �e to nie jest, nic materialnego - odpowiedzia� Rhan-Heliotrop. - S� to
jakby jakie�
nieokre�lone wiry, jakie� zag�szczenia energii. Mo�e jakie� nieuchwytne dla
naszych aparat�w
�adunki elektryczne lub magnetyczne, mo�e jakie� nietypowe kondensacje
promieniowania.
- Masz czujniki, pra�y, liczniki i analizatory, a wreszcie Lokalny M�zg
Elektronowy -
odrzek� komandor. - Cokolwiek istnieje na tej planecie, powinno by� uchwycone
przez twoje
aparaty.
- Nie - zaprzeczy� Rhan-Heliotrop - tutaj chodzi o co� innego. Tu aparaty nic
nie pomog�...
- Pr�cz aparat�w i naszych zdolno�ci intelektualnych i zmys�owych �adnych innych
narz�dzi nie posiadamy.
- Wiem o tym. To jest jednak co� nieuchwytnego i ci�gle si� nad tym zastanawiamy
z
Rhoanem-Turkusem i Rhaanem-Chryzoprazem. Mo�e to nie jest nawet
niebezpiecze�stwo, mo�e
to jest tylko co� przygn�biaj�cego. Jaki� nastr�j. Co� w rodzaju kolorowej
melodii. To, o czym
m�wi�, mia�oby charakter odpowiadaj�cy tonacji ��tej. Najbardziej ��tej, jak�
sobie mo�na w
og�le wyobrazi�. Ta pi�kna zielona planeta jest najsmutniejsz� planet�
wszech�wiata, stokro�
smutniejsz� od glob�w martwych, kt�rych tyle ju� widzieli�my. Ten smutek
przeszywa nas na
wskro�.
- Przyczyna mo�e by� tylko jedna: promieniowanie - ostrzeg� Rhana-Heliotropa
komandor.
- Musisz by� ostro�ny i czujny.
- Tak - zgodzi� si� Rhan-Heliotrop - my r�wnie� my�leli�my o tym. Te zielone
istoty
wydzielaj� du�e ilo�ci jakiej� delikatnej energii promienistej, kt�r� obecnie
jak najdok�adniej
zamierzamy zbada�. Niczego podobnego do niej jeszcze nigdy dot�d nie
spotkali�my. Mo�e jest
w�a�ciwo�ci� w�gla organicznego. Byli�my nieostro�ni i troch� tej energii
przenikn�o pod nasze
skafandry. S�dz� jednak...
- Co s�dzisz? - zapyta� zaniepokojony komandor.
- S�dz�, �e b�dziemy jeszcze mieli du�o wi�cej niespodzianek. Ten �wiat kryje w
sobie
niejedn� tajemnic�.
- Ci�gle m�wisz o nastrojach i przeczuciach... Wa�ne s� fakty.
- W�a�nie - potwierdzi� Rhan. - Popatrz...
Na ekranie komandora ukaza� si� czysty i wyra�ny, tr�jwymiarowy obraz z�otego
przedmiotu o kszta�cie niedu�ej obr�czy. Wewn�trz obr�czy mikroskopijnymi
literami wyryty by�
tajemniczy napis: �Esperanza et Irar. Usque ad finem�.
- Co to jest? - zapyta� zdumiony komandor.
- Kt� to mo�e wiedzie�? - odrzek� Rhan. - Sk�ad chemiczny: z�oto z niewielk�
domieszk�
miedzi i srebra; kszta�t kolisty, wewn�trz drobne znaczki, by� mo�e jaki� napis.
Zajmuje si� ju�
tym nasz LME. Znalaz� ten przedmiot jeden z praz�w wywiadowczych w odleg�o�ci
trzydziestu
kilometr�w od naszego miejsca postoju, na skraju rozleg�ej pla�y.
- Zdumiewaj�ce - powiedzia� komandor. - S�dzisz wi�c, �e jest to przedmiot
stworzony
przez istoty m�dre?
- Tak mi si� zdaje.
- Czy znajdowa� si� na powierzchni?
- Nie, kilka metr�w pod piaskiem.
- Niczego wi�cej z podobnych rzeczy nie znaleziono?
- Nie, niczego podobnego nie znaleziono.
- To nie do wiary! - wykrzykn�� komandor. - Gdzie� s� wobec tego istoty tego
�wiata lub
jakie� �lady ich pobytu na tej planecie?
- Nie wiem. �adnych innych danych, pr�cz tego przedmiotu, nie posiadamy. Obecnie
pra�y
czyni� dalsze poszukiwania, bez przerwy w dzie� i w nocy.
- Jak dawno temu przedmiot ten zosta� wytworzony?
- Na podstawie analizy mi�dzynuklearnej stwierdzili�my, �e dok�adnie cztery
miliony lat
temu.
- Trzeba zwi�kszy� intensywno�� bada� - zadecydowa� komandor po kr�tkiej chwili
milczenia. - Jutro do pomocy wy�l� po�ow� naszych uczonych wraz z niezb�dnymi
urz�dzeniami
badawczymi. Niech prowadz� wszechstronne badania, niech szukaj� tajemniczych
istot. Komend�
obejmuje Rhyn-Morion, ale twoja grupa b�dzie podlega� tylko mnie.
- Prosz� o zachowanie tajemnicy, je�li chodzi o znaleziony przedmiot -
powiedzia� Rhan-
Heliotrop. - Ta sprawa wymaga g��bszego zbadania. Nie jest wykluczone, �e jest
to przedmiot
pochodzenia naturalnego. To w�a�nie chcieliby�my rozstrzygn�� w sk�adzie, w
jakim ju� tu
jeste�my.
- Dobrze. Zajmijcie si� tym.
Nazajutrz przyby�o kilkudziesi�ciu uczonych i astronaut�w uumickich, kt�rzy
utworzyli
ponad trzydzie�ci osobnych zespo��w badawczych. W stosunkowo kr�tkim czasie
zebrali i
utrwalili niezliczon� ilo�� r�