8384

Szczegóły
Tytuł 8384
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8384 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8384 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8384 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JERZY STEFAN STAWINSKI Opowie�ci satyryczne Sprawa holenderska Wiecz�r przed�wi�teczny Nie zawijaj�c do port�w Copyright by Jerzy Stefan Stawi�ski Wydawnictwo �Tower Press� Gda�sk 2001 3 4 Sprawa holenderska 5 Nasz ojciec, Stanis�aw Koz�owski, umar� na trzy lata przed wojn�, matka prze�y�a go tylko o rok i stoczyliby�my si� na dno niedostatku, gdyby moja starsza siostra nie po�lubi�a w�a�ciciela przedsi�biorstwa przewozowego. W czasie okupacji zacz�li robi� pieni�dze i do ko�ca wojny zdo�ali kupi� dwa domy w Warszawie i par� plac�w w okolicach. J�zek, przedsi�biorca przewozowy � dwa wozy meblowe i cztery konne platformy � zgin�� w powstaniu, domy spali�y si�, ale siostra wraz z kilkuletnim siostrze�cem �y�a nie�le ze sprzeda�y plac�w a� do roku 1950, kiedy to zabrak�o jej kupc�w. W roku 1950 ludzie nie ujawniali si� z pieni�dzmi, prywatna inicjatywa dogasa�a, a nawet najwi�ksi kombinatorzy i indywiduali�ci szukali posadek w administracji, przemy�le i handlu, �eby si� niczym nie wyr�nia�. �eby �y� spokojnie w tych czasach, nie nale�a�o si� wyr�nia� nie tylko pieni�dzmi, trybem �ycia czy znajomo�ci� z cudzoziemcami, ale nawet gatunkiem spodni, kolorem koszuli czy godzin� wstawania z ��ka. Zreszt� te rzeczy s� powszechnie znane i nie potrzebuj� si� nad nimi rozwodzi�. Moja siostra nie wytrzyma�a d�ugo tego psychicznego napi�cia, sko�czy�a wtedy trzydziestk�, pieni�dze rozchodzi�y si� szybko i postanowi�a i�� na posad�. Oczywi�cie nie mia�a �adnego wykszta�cenia, w ankiecie opisywa�a te kamienice i place i proponowano jej najwy�ej stanowisko pomocy biurowej od adresowania kopert i naklejania znaczk�w. Moja siostra musia�a tak� posad� przyj�� za osiemna�cie tysi�cy miesi�cznie i postanowi�a dok�ada� pi�� razy tyle ze sprzeda�y plac�w i bi�uterii. Ta pensja starczy�a jej ledwo na drobne wydatki, ale w ten spos�b moja siostra wmiesza�a si� z ulg� w t�um, spiesz�cy co rano do pracy, z�o�y�a wsz�dzie za�wiadczenia z biura, mog�a patrze� �mia�o w oczy dozorcy i zyska�a w swych oczach pe�ne prawo do �ycia i oddychania powietrzem Warszawy roku 1950. Ze mn� by�o nieco gorzej. Po prostu nosi�em w sobie wy�sze aspiracje, a i nie mia�em z czego dop�aca� co miesi�c do pensji. Mieszka�em wtedy z siostr� w jej mieszkaniu, kupionym za plac w J�zefowie, bo by�em jej potrzebny do zag�szczenia kwaterunkowego, ale nigdy nie cenili�my si� nawzajem i swoje pieni�dze wydawa�a bez mojego udzia�u, a jej chleb stawa� mi ko�ci� w gardle. Dzieli� nas duch J�zka, przedsi�biorcy przewozowego, pijaka i dorobkiewicza, kt�rym zawsze gardzi�em, a wiele z tej pogardy przenios�em na siostr�, �e mog�a z nim spa� i s�ucha� jego maksym w rodzaju: �Forsa to grunt, grunt to ziemia, ziemia to matka� albo: �Ja tam i z Panem Bogiem, i z diab�em si� ugodz�. I teraz nawet, w roku 1950, wzdycha�a czasem: �Gdyby J�zek �y�, da�by sobie rad� i z tym ustrojem!� By�a to oczywi�cie czysta mitologia, bo ten ustr�j za�atwi� i sprytniejszych. Poza tym irytowa� mnie siostrzeniec, o�mioletni J�zio junior, podobny z twarzy do ojca i jako sierota rozpieszczony przez matk� do niemo�liwo�ci. Mnie ceni� nisko jako wujka-rezydenta bez forsy, kt�ry nic przyzwoitego nie podaruje na imieniny, oraz jako ignoranta, co nawet nie potrafi wyja�ni�, na jakich technicznych zasadach opiera si� zag�uszanie �G�osu Ameryki�, kt�ry siostra pr�bowa�a daremnie �apa� przy akompaniamencie warkot�w, pisk�w i huk�w. Ja nie zna�em si� na radiu, bo tak naprawd� to w og�le nic dobrze nie umia�em. Matur� uda�o mi si� zrobi� ju� na kompletach w pierwszym roku wojny, ale p�niej zaj��em si� handlem, jak wielu w tym czasie, a po wojnie pr�bowa�em si� dostosowa� do nowej rzeczywisto�ci. Trwa�o to przez pi�� lat; sta�em si� kolejno urz�dnikiem Zarz�du Miejskiego na Ziemiach Odzyskanych, magazynierem w zak�adach sk�rzanych we Wroc�awiu, a p�niej, ju� w War 6 szawie � bibliotekarzem w fabryce odzie�owej. Z tej zygzakowatej kariery wynios�em nieco do�wiadczenia w stosunkach z lud�mi, do�� przetarte dwa garnitury oraz nagle rozbudzon� pasj� do ksi��ek. W ostatnich latach wydano tych klasyk�w literatury �wiatowej, kt�rych oficjalne wypowiedzi nazywa�y realistami krytycznymi, i w mej bibliotece odkry�em po raz pierwszy Stendhala, Balzaka (post�powego wbrew sobie), To�stoja, Zol�, Turgieniewa i innych dziewi�tnastowiecznych mistrz�w powie�ci. Fabryka by�a nowa, kupowali�my ksi��ki na bie��co i nie mia�em dost�pu do tych autor�w, kt�rych tre�ci okre�lano jako oboj�tne lub wr�cz reakcyjne, a jak si� p�niej dowiedzia�em � takich by�o bardzo wielu. Czyta�em tylko to, co uznano dla mnie za lektur� po�yteczn�; by�o to rozci�gni�cie na doros�ych systemu obowi�zuj�cego dot�d w szko�ach i nawet mi to wcale nie przeszkadza�o, jak i nie przeszkadza�o moim klientom. Trudno by�o t�skni� do czego�, czego si� nie zna. Z biblioteki niebawem odszed�em, bo nie by�a to kariera dla dwudziestoparoletniego m�czyzny, dba�ego o w�asn� przysz�o��, ale wyrobi�em w sobie zami�owanie do systematycznej lektury. Siedz�c u siostry i rozgl�daj�c si� za jakim� zaj�ciem godnym mych ambicji doczyta�em reszt� klasyk�w i pocz��em studiowa� pras� literack�. Id�c za jej wskazaniami przeczyta�em kilka najnowszych powie�ci, cenionych wysoko przez recenzent�w. By�y to powie�ci produkcyjne; pisz� o tym bez ironii, bo pod�wczas owe utwory nie wydawa�y mi si� wcale �mieszne: operuj�c ustalonymi schematami nie wymaga�y zb�dnych rozmy�la�. Przyznam szczerze, cho� mo�e to ubawi� czytelnika, �e lektura ta sta�a si� dla mnie pewnego rodzaju przyjemno�ci�. Gdyby tylko dla mnie! Nie znosz�c, �ebym j� przerasta� w czymkolwiek, siostra spogl�da�a z�ym okiem na moje lektury i nie szcz�dzi�a mi ponurych przepowiedni, �e si� pewno �im� sprzedam. Kilka razy bra�a do r�ki Balzaka czy Zol�, ale odk�ada�a szybko ksi��k� lub po prostu przy niej zasypia�a; tak naprawd� mog�a czyta� tylko �Express Wieczorny� i Trylogi�. Tymczasem, znudzona ci�g�ym brz�czeniem w radio, wygrzeba�a kiedy� z ukrycia jedno z dzie� o czarnych jak noc wrogach klasowych i bia�ych jak �nieg bohaterach pracy na roli i zatopi�a si� w lekturze na ca�y wiecz�r. Zach�cona, wzi�a drug� i trzeci� i poch�on�a szybko ca�y m�j zapas tej literatury. Czytaj�c wcale nie stawa�a po stronie wrog�w klasowych czy agent�w ameryka�skiego wywiadu; nienawidzi�a ich razem z autorem, a sukcesy d�jek i agronom�w sprawia�y jej wyra�n� przyjemno��. Patrzy�em ze zdziwieniem na t� wiern� s�uchaczk� �G�osu Ameryki� i wroga ustroju, jak ze zniecierpliwieniem oczekuje zdemaskowania agent�w imperializmu czy pasjonuje si� wynikami naukowego rozdojenia przoduj�cej krowy, przeprowadzonego przez bohaterk� powie�ci wbrew oporom skostnia�ego i zacofanego otoczenia. Zrozumia�em wkr�tce, �e owo przymusowe lansowanie schematycznych utwor�w, nazwane pod�wczas rewolucyjnym prze�omem w literaturze, nie jest pozbawione pewnego sensu: utwory te trafiaj� szybko do czytelnika, uspokajaj� go, m�wi� o �atwej prawid�owo�ci otaczaj�cego �wiata i mile �echc� jego ambicj�: czarne jest czarne, bia�e jest bia�e, czytelnik z g�ry wie, �e bia�e zwyci�y, i zawsze zamyka ksi��k� zadowolony, �e jego wiedza o �wiecie dor�wnuje wiedzy autora. Niestety, wbrew oczekiwaniom nak�adc�w, literatura ta nie przeobra�a�a mej siostry, cho� przecie� g�osi�a prawdy pozytywne i rzeczywi�cie szlachetne: po zdemaskowaniu wroga czy agenta ameryka�skiego wywiadu siostra zamyka�a z satysfakcj� ksi��k� i zaraz powraca�a do wy�apywania �G�osu Ameryki�, a p�niej wymy�la�a na ustr�j ile wlezie. Lektura nie wp�ywa�a na �ycie, �ycie nie przeszkadza�o w lekturze, a �wiat d�jek, agronom�w i agent�w obcych wywiad�w by� dla siostry r�wnie umownym, jak poprzednio �wiat perwersyjnych zbrodniarzy, detektyw�w ze Scotland Yardu czy szlachetnych kowboj�w. Zreszt� w swym biurze nie widzia�a �adnych objaw�w ani bohaterstwa pracy, ani dzia�alno�ci agent�w obcego wywiadu, ani �adnych prze�om�w w metodzie urz�dowania: nalepianie znaczk�w pozosta�o nalepianiem znaczk�w i jedyn� walk� siostry by�a walka z kierowniczk� sekretariatu, kt�ra jej nienawidzi�a, bo siostra nosi�a lepsze we�ny. W biurze zreszt� ani siostra, ani kierowniczka nie m�wi�y g�o�no i prywatnie o polityce; temu s�u�y�y zebrania, gdzie upowa�nione osoby wyg�asza�y referaty na zadany politycz 7 ny temat. By�y one konieczno�ci� nakazan� przez w�adze i cho� odbywa�y si� po godzinach pracy, nikt nie �mia� si� wymiga�. Siostra m�wi�a mi, �e w czasie tych zebra� odmawia w pami�ci litanie i godzinki. To nie wydawa�o mi si� takie �mieszne, jak teraz, gdy o tym pisz�. Nisko ceni�em siostr� i jej prymitywne pogl�dy. Wraz z publicystami pism literackich nie znosi�em drobnomieszcza�skiej ko�tunerii i jej przywi�zania do pieni�dzy, sklepik�w, fabryczek czy platform przewozowych � wszystkiego, co pozwala gromadzi� i bogaci� si�. Ale moja siostra by�a jedn� z wielu � podobne pogl�dy wyznawa�y cale rzesze. Bardzo mnie to dra�ni�o i cz�sto dochodzi�o mi�dzy mn� a siostr� do zaci�tych k��tni. Do tego wszystkiego moja sytuacja nie nale�a�a do weso�ych. Nie chc�c znowu obj�� byle jakiej pracy, czyta�em ksi��ki i pras� literack�, rozgl�da�em si� niemrawo doko�a, jad�em drobnomieszcza�ski chleb siostry i prawd� m�wi�c czeka�em, czy nie spadnie mi z nieba zaproszenie do obj�cia ciekawego i odpowiedzialnego stanowiska. Nie spad�o. Przekona�em si� jednak, �e w roku 1950 m�ody cz�owiek nie powinien siedzie� w domu nigdzie nie pracuj�c i oddawa� si� jedynie lekturze, cho�by by�a jak najbardziej polecana przez w�adze. Nie m�wi� ju� o r�norakich trudno�ciach, wywo�anych brakiem zbawczego za�wiadczenia z pracy. Czasem ton g�osu, spojrzenie administratora czy dozorcy, gdy sk�ada�em w imieniu siostry jakie� za�wiadczenie, wydawa�y si� m�wi�: �Wiemy, �e nigdzie nie pracujesz, �yjesz nie wiadomo z czego i jeste� jednostk� podejrzan�, godn� represji, a nawet wysiedlenia z Warszawy�. Gdy sobie obecnie przypominam ten okres, nabieram pewno�ci, �e to ja sam wywo�ywa�em w sobie �w strach; ale paromiesi�czna izolacja, samotne przebywanie w domu, pilna lektura gazet oraz r�ne plotki, przynoszone przez siostr�, wp�ywa�y na mnie deprymuj�co i przekonywa�y o niemo�liwo�ci dalszej spokojnej lektury, kiedy obok, za oknem, p�ynie oraz kipi coraz intensywniejsze, wszechogarniaj�ce �ycie, oparte na zupe�nie nowych zasadach. Nie potrafi� mo�e odda� tutaj atmosfery tego czasu, ale pami�tam dobrze, �e czu�em si� winny, coraz bardziej winny i wkr�tce pocz��em si� ba�, �e jeszcze chwila, a co� przegapi� i nie b�d� m�g� ju� wskoczy� w t� pr�n� rzeczywisto�� za oknem. To uczucie winy tak mnie opanowa�o, �e nie dziwi�bym si� wcale, gdyby moj� spraw� zaj�y si� w�adze bezpiecze�stwa, wkroczy�y i aresztowa�y mnie jako jednostk� niespo�eczn�, oskar�on� o antyludow� bezczynno��. Ci�gle my�la�em o sobie, jak zasi�d� na �awie oskar�onych i przyznam si� nie tylko do ospa�o�ci i pr�niactwa, ale i do ukrytych i perfidnych powod�w mej bezczynno�ci, do powi�za� z podziemiem gospodarczym, ba, nawet politycznym. Wtedy nie utrzymywa�em prawie z nikim stosunk�w towarzyskich opr�cz kilku nieciekawych dziewcz�t. Jednym z wyj�tk�w by� m�j kolega szkolny i przyjaciel, ale o par� lat starszy ode mnie, J�zefowicz. Ten J�zefowicz jeszcze w liceum nie kry� si� ze swymi lewicowymi pogl�dami, co nie u�atwia�o mu �ycia, bo go kilka razy pobili do krwi nasi oenerowcy, a ostatni rok nawet przesiedzia� w wi�zieniu za kolportowanie antypa�stwowych ulotek. Po kl�sce wrze�niowej uciek� do Francji, a p�niej � po jej upadku � do Holandii, gdzie leczy� rany i studiowa� ekonomi�. Zaraz po wojnie wr�ci� do kraju, �eby stan�� do budowy ludowego pa�stwa. Spotka�em go kiedy� na ulicy, jak wsiada� pospiesznie do s�u�bowej szewrolety; organizowa� w�a�nie jaki� Centralny Zarz�d. Na m�j widok cofn�� si� od drzwiczek wozu, a twarz jego rozja�ni� serdeczny u�miech. Zawsze mnie lubi�; by�em niedo��g�, a on ch�tnie pomaga� ludziom s�abszym. � Zdzisiek! � zawo�a� z rado�ci�. � Widz�, �e prze�y�e� wojn�! Tyle lat, ch�opie! Powiedz, co robisz? Gdzie pracujesz? Nie chcia�em si� chwali� swoj� zak�adow� biblioteczk� przy tych jego oznakach kariery. � W�a�nie szukam czego� interesuj�cego... � wyb�ka�em. � Przecie� pracy pe�no! � zawo�a�. � Przychod� do mnie, to sobie pogadamy, a mo�e znajdzie si� co� odpowiedniego... 8 Nie poszed�em do niego wtedy, cho� zaprasza� szczerze i bez �adnej wy�szo�ci, ale g�upio mi by�o co� mu zawdzi�cza�. Bardzo mu zazdro�ci�em: nale�a� do nowego, pr�nego �wiata czynu i budowy, by� w samym j�drze wielkich wydarze�. Teraz, przyci�ni�ty do muru, pomy�la�em o jego kole�e�skiej propozycji. Zadzwoni�em do Centralnego Zarz�du, kt�ry zorganizowa� od podstaw; ju� tam nie pracowa�. Podano mi inny numer telefonu; widocznie przeszed� na jaki� nowy, odpowiedzialny odcinek. Poprosi�em dyrektora J�zefowicza. �Dyrektora? � powt�rzy� kto� pytaj�co. � Zaraz�. J�zefowicz podszed� do telefonu. Poprosi�em go o spotkanie. Natychmiast si� zgodzi�. Um�wili�my si� w kawiarni. J�zefowicz wszed� i u�miechn�� si� na m�j widok. Bardzo schud�, jako� si� zgarbi�. W jego ruchach nie by�o nic z tego pr�nego dzia�acza sprzed dw�ch lat. R�wnie� w g�osie zabrak�o tego d�wi�ku i tej energii. � No co? � powiedzia� cicho. � Jak si� czujesz? � Dobrze � odpar�em. Pomy�la�em, �e chyba si� wyko�czy� z przepracowania i nale�y mu si� odpoczynek. Wiedzia�em, �e ludzie na odpowiedzialnych stanowiskach pracuj� po dwadzie�cia godzin na dob� a� do zawa�u serca. Ca�ymi nocami pali�y si� wtedy �wiat�a w nowych gmachach ministerstw. � Dzi�kuj� ci, �e� przyszed� � powiedzia�em jeszcze. � Przy twoim braku czasu... � Mam pe�no czasu � odpar� szeptem. � Jak to? � jeszcze nie rozumia�em. � Osiem godzin pracy, a p�niej nic � odpar�. � To ty nie wiesz? � Nie wiem � odpar�em z niepokojem. J�zefowicz rozejrza� si� ukradkiem doko�a. Przy s�siednim stoliku siedzia� nad kaw� jaki� m�czyzna pal�c papierosa. � Wyjd�my � szepn�� J�zefowicz. Zap�aci�em za dwie ma�e lury i wyszli�my na ulic�. J�zefowicz jeszcze milcza�. Przem�wi� dopiero wtedy, gdy znale�li�my si� w Alejach, pustych o tej porze, bo by�a p�na jesie�. � Mam do ciebie zaufanie � powiedzia�. � Ale nikomu ani s�owa, cho�by ci� krajali. � Mo�esz na mnie polega� � odpar�em z moc�. � Nie s�ysza�e� o sprawie holenderskiej? � zapyta�. � Nie. Sk�d? � Rzeczywi�cie � przyzna� i doda� szeptem, cho� nikogo blisko nie by�o: � Ja nale�� do sprawy holenderskiej. � A o co chodzi w tej sprawie? � Aresztowano trzech, co wr�cili z Holandii tak jak ja � powiedzia�. � Siedz� ju� od p� roku. �ledztwo trwa. Nie wiem... � Ale chyba wiesz, czy jeste� winny? � zawo�a�em. � Nie o to chodzi... � u�miechn�� si� i zrozumia�em, �e musi o tym m�wi�. � Oczywi�cie, �e subiektywnie czuj� si� zupe�nie niewinny. Tamci siedz� i ka�dy, kto ich zna� i wr�ci� z Holandii, jest oczywi�cie podejrzany. Lada dzie� oczekuj� aresztowania. � Ale za co?! � zawo�a�em. Mimo wszystko nie potrafi�em jeszcze przyj�� tego sposobu rozumowania. � To si� oka�e � powiedzia�. � Dowiem si� na �ledztwie. Dojdzie pewno do procesu. Prowokacja, agentura... R�nych ludzi spotyka�em w Holandii... Przecie� ka�dy z nich m�g� by� agentem! Patrzy�em na niego i moje k�opoty z dozorc� wyda�y mi si� fraszk�. Ten niegdy� silny, weso�y i energiczny cz�owiek wygl�da� jak alkoholik, z�ar�y do ko�ci przez na��g. � Teraz pracuj� w centrali handlowej � powiedzia�. � Pisz� faktury. Nie radz� ci si� ze mn� spotyka�. Nikt nie utrzymuje ze mn� �adnych stosunk�w. Jestem zaliczony do sprawy holenderskiej. Patrzy�em na niego uwa�nie. Po raz pierwszy zetkn��em si� z bliska z czym�, o czym dot�d tylko s�ysza�em z pi�tych ust. Przeszed� mnie dreszcz. Ba�em si� przecie� sam codziennie, 9 zw�aszcza siedz�c w domu w godzinach pracy, ale to by� inny strach ni� jego. Ten jego strach mia� wymiar ostateczny i wznosi� si� ponad zwyk�e tch�rzostwo niczym dym nad zgliszczami wszystkiego, czym ten cz�owiek �y�. I znowu pomy�la�em, �e wida� poczucie winy jest cz�owiekowi dane przez urodzenie, jak niegdy� �wiadomo�� grzechu pierworodnego, i tylko wyj�tkowe szcz�cie mo�e go z tego stanu na pewien czas uwolni�. Nie mo�e jednak nigdy zapomina� o tym, �e z samej natury jest winien, �e zawsze znajdzie si� w jego �yciu jaki� grzech czy fa�szywy krok i w ka�dej chwili mo�e by� str�cony na dno, ukarany i skazany na zapomnienie, a jego przyjaciele przestan� go w og�le dostrzega� i nie b�dzie m�g� wnosi� do nikogo pretensji, gdy� jest to stan naturalny i konieczny. Przez chwil� zapragn��em oddali� si� od niego jak najszybciej, dop�ki nas nie zobaczy razem kto�, kto m�g�by zrobi� z tego u�ytek, je�eli w og�le nie by� od pocz�tku �ledzony. Przechodzili�my teraz obok obcych ambasad, jak zwykle kr�cili si� tam dyskretnie m�odzi m�czy�ni obserwuj�c wychodz�cych i przeszed� mnie dreszcz, �e nas zauwa��, bo przecie� J�zefowicz m�g� by� komu� z nich znany, i zostan� wci�gni�ty w spraw� holendersk� jako ��cznik, skrzynka pocztowa czy te� przedstawiciel podziemia. J�zefowicz wida� zauwa�y� moje strwo�one spojrzenia, bo gdy doszli�my do rogu Pi�knej, przystan�� i powiedzia�: � Po�egnam ci�. Mo�e widzimy si� po raz ostatni. Pewno przeczytasz o mnie w gazetach. I wyci�gn�� nie�mia�o r�k�. Przypomnia�em sobie, jak energicznie mi j� poda� przed dwoma laty, kiedy to wsiada� do s�u�bowej szewrolety, i jak mi rzuci� dobre s�owo, cho� by�em niczym, bibliotekarzem na kilku setkach ksi��ek, a on � dygnitarzem, maj�cym dost�p do najwy�szych os�b w pa�stwie. Nagle zdecydowa�em si�. Otwiera�a si� przede mn� szansa cz�owiecze�stwa. Postanowi�em pom�c mu w jedyny spos�b, na jaki by�o mnie sta�: okaza�, �e si� nie boj�. � Je�eli masz czas, to wpadnij do nas � powiedzia�em. � Moja siostra b�dzie na pewno bardzo zadowolona. Naprawd�, zrobisz mi prawdziw� przyjemno��... Spojrza� na mnie ze zdziwieniem. Nie tutaj wida� oczekiwa� wyci�gni�tej d�oni. � Wpadnij we wtorek � doda�em. � Ja si� nie boj� sprawy holenderskiej. Pami�tasz, jak pobili�my si� na boisku o klisze? Nikt z nas nie chcia� ust�pi�! To wspomnienie szkolne wywo�a�o na jego twarzy blady u�miech. U�cisn�� mi r�k�. � Przyjd� � powiedzia�. � Ch�tnie przyjd�... je�eli oczywi�cie jeszcze b�d� m�g�. � B�dziesz m�g�! � powiedzia�em pewnie, bo tak nale�a�o, skin��em mu jeszcze r�k� i szybko wycofa�em si� z niebezpiecznego rogu Alei i Pi�knej, gdy� stali�my mi�dzy ambasad� Jugos�awii i ambasad� USA, a tam ruch m�odych m�czyzn by� najbardziej intensywny. Ba�em si� tej wizyty J�zefowicza ju� nie tylko ze wzgl�du na spraw� holendersk�, ale z powodu siostry; ta by�a szczeg�lnie rozw�cieczona po wymianie pieni�dzy, kt�ra nast�pi�a w�a�nie w niedziel�. Mia�a w domu troch� got�wki z ostatniej sprzeda�y bi�uterii i rozporz�dzenie o wymianie pozbawi�o j� nagle dw�ch trzecich posiadanej sumy. Przez niedziel�, poniedzia�ek i wtorek o niczym innym si� w domu nie m�wi�o, zw�aszcza �e siostra w biurze nie mog�a pisn�� ani s�owa, a na zwo�anej w tej sprawie masowce u�wiadomiono j�, �e zarz�dzenie to bije tylko w spekulant�w. Dygoc�c z wewn�trznej w�ciek�o�ci siostra odm�wi�a wszystkie znane sobie modlitwy, a u�y�a sobie dopiero w domu, na mnie, wyw�cha�a bowiem, �e w g��bi ducha odczuwam drobne zadowolenie z jej straty. Ja oczywi�cie nic na wymianie nie straci�em, bo nic nie mia�em, a lekkie uderzenie w siostr� nie sprawi�o mi przykro�ci. Tak naprawd� to g��boko gardzi�em tymi pieni�dzmi, pochodz�cymi przecie� ze spekulacyjnych zarobk�w wojennych J�zka, przedsi�biorcy przewozowego, i tylko jak najgorszym cechom mego charakteru przypisywa�em sw�j leseferyzm � korzystanie z go�ciny siostry i z jej sto�u. Ale wiedzia�em, �e nie potrwa to d�ugo i �e zwr�c� jej z procentem koszty mego utrzymania, gdy tylko zaczn� odpowiednio zarabia�. Siostra wiedzia�a co� nieco� o J�zefowiczu, jak przez mg�� przypomina�a go sobie sprzed wojny (by� u nas raz czy dwa), ale nie 10 zwraca�a wtedy uwagi na szkolnych szczeniak�w b�d�c ju� doros�� pann�. Oczywi�cie nic jej nie powiedzia�em o sprawie holenderskiej, nadmieni�em tylko, �e ostatnio J�zefowicz ma jakie� k�opoty zwi�zane z trudno�ciami wzrostu. �On �onaty?� � zainteresowa�a si� siostra. Wiedzia�em, �e J�zefowicz ma �on�, ale jako� nie chcia�em tego siostrze powiedzie�. �Nigdy nie m�wi�em z nim o sprawach rodzinnych � stwierdzi�em. � By� zbyt zaj�ty. Nie wiem te�, czy na pewno przyjdzie. Zawsze mu mo�e wypa�� jaka� wa�na konferencja�. Gdy my�la�em o tym, dreszcz przebiega� mi plecy. Tak min�o te par� dni, bardzo si� denerwowa�em i czeka�em dzwonka. Ostatni� godzin� siostra sp�dzi�a przed lustrem i dlatego nie zauwa�y�a mego podniecenia. Gdy zad�wi�cza� dzwonek, jeszcze nie by�em pewien, czy to J�zefowicz, czy te� mo�e zupe�nie kto� inny, kto znalaz� w jego notesie m�j adres. Ale to by� J�zefowicz. Siostra przywita�a go umalowana i uczesana jak nigdy, z promiennym u�miechem. � Ano jestem � odpar� znacz�co i u�cisn�� r�k� siostry. Patrzy� na ni� przy tym bardzo uwa�nie. � Doskonale pani� pami�tam � powiedzia�. � W szkole wszyscy wiedzieli, �e Koza ma pi�kn� siostr�, i przychodzili�my pani� ogl�da�. � To daleka przesz�o��! � westchn�a ob�udnie siostra, ale bardzo j� to podnieci�o i dosta�a wypiek�w. Wiedzia�em, �e nami�tnie pragnie wyj�� za m��, ale szuka kandydata, kt�ry by zast�pi� zmar�ego J�zia r�wnie� swym talentem do pieni�dzy. Tymczasem nadarzali si� z rzadka tylko zabiedzeni koledzy z biura. Wida� J�zefowicz przez swe stanowisko bardziej jej imponowa�. Wdzi�czy�a si� do niego ca�y wiecz�r, odpowiada� grzecznie, ale oczywi�cie nie mia� g�owy do zalot�w. Gdy tylko siostra wysz�a do kuchni, �eby przygotowa� kolacj� z wiktua��w, kt�re wysta�em w kolejkach, J�zefowicz natychmiast straci� sw�j u�miech. � No i co? � zapyta�em. � Nic. Jak dot�d nic. Ale znowu kogo� przes�uchiwali. Sprawa toczy si� swym nieuchronnym trybem. To ju� tylko kwestia godzin... Wydaje mi si�, �e jestem �ledzony. � E, to chyba z�udzenie... � u�miechn��em si�, ale dreszcz przeszed� mi przez krzy�e. � Chyba nie � odpar�. � Ci�gle je�dzi za mn� czarna cytryna. Czasami, jak id� chodnikiem, sunie powoli przy brzegu o par� krok�w z ty�u. Wszyscy znali czarne citroeny, p�dz�ce cz�sto przez miasto. By�y to szybkie samochody i �wietnie trzyma�y si� drogi. � Musz� ci powiedzie�, �e chyba mnie teraz odprowadzili pod twoje drzwi � doda� po chwili. � Wyrzucam sobie, �e w og�le przyszed�em. Ale uprzedza�em, �e ze mn� nie nale�y si� widywa�... M�wi�c to u�miechn�� si� smutno. Krew nabieg�a mi do twarzy, serce pocz�o nagle bi� zdwojonym rytmem i zaraz zacz��em wy�apywa� szmery na klatce schodowej, ale stara�em si� nie da� ni� pozna� po sobie. � No wiesz! � za�mia�em si�. � Nie boj� si�! Jeste�my kolegami szkolnymi i mamy chyba prawo si� widywa�! Przecie� nie robimy nic z�ego! J�zefowicz u�miechn�� si� tylko i nie zd��y� nic odpowiedzie�, bo z pokoju siostry wyszed� jej synek, r�wnie� J�zio, a po chwili nadesz�a siostra z talerzami. � Dobry wiecz�r, m�ody cz�owieku � powiedzia� J�zefowicz weso�o i zdziwi�em si�, �e potrafi si� tak opanowa�. � Odrobi�e� lekcje?! � natar�a na J�zia siostra, wida� niezbyt zadowolona z ukazania si� tego miernika jej wieku. � Odrobi�em � odpar� z wy�szo�ci� J�zio. � Mam zadeklamowa� wierszyk? � Deklamuj! � zawo�a� J�zefowicz. J�zio zacz�� terkota� monotonnie wiersz o radosnej budowie elektrowni. Siostra ustawia�a talerze z rosn�cym zdenerwowaniem. � Widzi pan, czego ich ucz�! � zawo�a�a. � Radosna budowa! Co za zak�amanie! J�zefowicz u�miechn�� si� znowu. 11 � Znam wielu ludzi, kt�rzy z rado�ci� buduj� fabryki � powiedzia�. � Nawet ja sam... Siostra milcza�a przez chwil�. � No tak � powiedzia�a wreszcie. � Pan jest jednym z nich. � Jestem � odpar� powa�nie J�zefowicz i nagle doda� szybko: � A syn bardzo �adny. Podobny do pani. � Prosz� do sto�u � powiedzia�a siostra i zapominaj�c o r�nicach politycznych u�miechn�a si� zalotnie. Ja nie mog�em si� doczeka� ko�ca tego wieczoru i ze wzgl�du na denerwuj�ce terkotanie siostry, i wobec dusz�cej grozy czarnej cytryny kr���cej mo�e gdzie� w pobli�u. Siostra jeszcze nieraz powraca�a do spraw politycznych, bo niestety ka�dy temat natychmiast zahacza� o polityk�, czy to by�o mas�o, czy praca biurowa, czy kino. Nigdy nie przypuszcza�em, �e �ycie cz�owieka mo�e by� tak dog��bnie i natr�tnie przepojone polityk�. J�zefowicz odpowiada� kr�tko i taktownie, ani chwili nie zrzucaj�c sk�ry cz�owieka wsp�odpowiedzialnego, a� si� czasami dziwi�em, bo przecie� nie m�g� przyjmowa� odpowiedzialno�ci cho�by za t� czarn� cytryn�, czyhaj�c� na niego przed domem, ale sekundowa�em mu dzielnie, bo siostra z�o�ci�a mnie swoj� nieustann� kontr�, a to, �e jej drobnomieszcza�skie rozumowanie by�o cz�sto nie do odparcia, jeszcze bardziej mnie z�o�ci�o i got�w by�em popiera� celowo�� radosnych referat�w w jej biurze, �eby tylko poruszy�y cokolwiek w tym m�zgu. Zagalopowa�em si� tak daleko w afirmacji wszystkiego, co dzia�o si� doko�a, czerpi�c argumenty z gazet, ksi��ek, broszur i z prasy literackiej, �e J�zefowicz spojrza� na mnie badawczo i z pewnym zdziwieniem. U�miechn��em si� do niego porozumiewawczo, podniecony dyskusj�, znajduj�c masochistyczn� prawie rado�� w okazywaniu mego pozytywnego nastawienia, i mia�d�y�em dalej siostr�, jej reakcyjne pogl�dy i jej drobnomieszcza�skie zacofanie. Zapomnia�em niemal o sprawie holenderskiej, o sytuacji J�zefowicza, tylko gdzie� w dalekim tle pod�wiadomo�ci z cichym warkotem kr��y�a nieuchronnie czarna cytryna, niczym Ananke, bogini przeznaczenia. Postanowi�em odprowadzi� J�zefowicza do bramy, �eby z nim jeszcze zamieni� kilka s��w. � Powiniene� jak najszybciej i�� do pracy � powiedzia�. � Tak nie mo�na. Tymczasem zaczep si� gdziekolwiek. � Wiem � odpar�em. � Od jutra si� tym zajm�. Zadzwoni� do ciebie. � Ciekawy jestem, czy czekaj� pod domem? � u�miechn�� si� J�zefowicz. � Nie mo�esz p�j��, wyt�umaczy�?! � Nikt mnie nie przyjmie � odpar� i przystan��, bo dochodzili�my do bramy. � Nie id� dalej. U�cisn��em mu mocno r�k� i pobieg�em do domu z dreszczem na plecach. D�ugo nie mog�em zasn�� ws�uchany w szmer na klatce schodowej i w trzask otwieranej i zamykanej przez dozorc� bramy. Obudzi�em si� p�no, gdy ju� siostra wysz�a do biura, a J�zio do szko�y. Mieszkanie by�o ciche i puste; okna wychodzi�y na dalekie od ulicy podw�rze i z zewn�trz dobiega�y tylko odleg�e d�wi�ki z plac�w budowy. Gdzie� tam terkota� spychacz, gdzie� zawy� samobie�ny d�wig. Ale otaczaj�ca mnie pustka i cisza, mimo jasno�ci dnia, przera�a�y mnie teraz i dusi�y, a �wiadomo�� winy powr�ci�a ze zdwojon� si��. Le�a�em na tapczanie, patrzy�em w okno, cisza dzwoni�a mi w uszach i szuka�em drogi ratunku. My�la�em, jak zapobiec temu, co si� musi sta�, bo przecie� swoj� zbrodnicz� bezczynno�ci� ostatnich miesi�cy prowokowa�em wszystkie pot�ne si�y, rz�dz�ce �yciem tam, za oknami. Obok na nocnym stoliku, le�a� przygotowany przez siostr� spis produkt�w, po kt�re mia�em i�� w kolejk� codziennym zwyczajem. Ale nie by�o mi to w g�owie. Postanowi�em zaraz wsta� i pobiec do pierwszego lepszego biura, gdzie tylko b�d� chcieli mnie przyj�� cho�by za siedemset z�otych miesi�cznie, �eby 12 wskoczy� w dudni�cy �yciem spo�eczny mechanizm, sta� si� jego cz�ci�, stopi� si� z nim. Zastanawia�em si� w�a�nie, dok�d i�� w pierwszej kolejno�ci, gdy ostro zad�wi�cza� dzwonek. Zerwa�em si� z tapczanu i spojrza�em na zegarek. Dobiega�o wp� do jedenastej. Ogarn�o mnie przera�enie. Trudno by�o t�umaczy�, �e zasn��em dopiero nad ranem. Czu�em si� w pi�amie bezbronny i godzien pogardy, pe�en poczucia dodatkowej winy wobec kogo�, kto teraz dzwoni do drzwi, na pewno na nogach od kilku godzin, jak wszyscy opr�cz takich szkodnik�w jak ja. Nie chcia�em nawet my�le�, kto dzwoni, ale ka�dy dzwonek o tej porze nie znaczy� nic dobrego, bo mog�a to by� tylko sprawa urz�dowa, w najlepszym razie jakie� wezwanie do Urz�du Skarbowego w sprawie podatku za sprzeda� dzia�ek siostry czy wizyta z kwaterunku, �eby sprawdzi� zag�szczenie, albo jeszcze co� znacznie gorszego, o czym przecie� my�la�em przez ca�� noc. Bo�e, gdyby to by� �ebrak... Niestety, �ebracy coraz rzadziej chodzili po domach, bo przecie� praca czeka�a wsz�dzie. Nie mia�em czasu do stracenia. Obiema r�kami przyliza�em odstaj�ce kosmyki w�os�w, chwyci�em szlafrok, w przedpokoju zawi�za�em rozdygotanymi r�kami pasek i otworzy�em drzwi. Sta� w nich m�ody m�czyzna. � Obywatel Zdzis�aw Koz�owski? � zapyta� patrz�c na mnie uwa�nie. � Tak � odpar�em cicho. � Mam dla pana wezwanie � powiedzia� wyci�gaj�c z brulionu papierek. Spojrza�em. By�o to wezwanie do Rejonowej Komendy Uzupe�nie�, tym razem w celu uzupe�nienia ewidencji. � Prosz� pokwitowa� � powiedzia� m�czyzna podsuwaj�c mi brulion. � To na dzisiaj. � Na dzisiaj? � zdziwi�em si�. � Tak � odpar�. Podpisa�em. M�ody cz�owiek odszed�. Zamkn��em drzwi i pozosta�em sam z wezwaniem. Jak ka�dy m�czyzna w wieku wojskowym, odwiedzi�em ju� kilkakrotnie RKU w celach ewidencyjnych. Zaliczono mnie do kategorii szeregowc�w rezerwy bez okre�lonego wyszkolenia wojskowego. Teraz prawdopodobnie chodzi�o o rubryk� �Miejsce pracy�, bo ostatnio poda�em to moje bibliotekarstwo, a przecie� ju� tam od paru miesi�cy nie pracowa�em. Mo�e fabryka zawiadomi�a wojsko, �e odszed�em? W ka�dym razie zobowi�zany by�em do zawiadomienia RKU o ka�dej zmianie miejsca pracy, a ze zrozumia�ych wzgl�d�w nie uczyni�em tego. Ubra�em si� szybko i wybieg�em z domu. Ogarn�� mnie dodatkowy strach i dodatkowe poczucie winy. Co ja im napisz�? �Bez pracy�, kiedy o prac� tak �atwo? A dlaczego nie stan��em z �opat� w r�ku na kt�rym� z licznych plac�w budowy, rozsianych po ca�ym mie�cie? Przecie� nie b�d� t�umaczy�, �e sp�dzam ten czas na po�ytecznej lekturze i przez to uzupe�niam kwalifikacje, a wi�c nie jest to czas stracony? Ludzie, kt�rzy nie maj� siostry z pieni�dzmi po m�u-wozaku, uzupe�niaj� sw� wiedz� wieczorami, po dniu ci�kiej pracy i nie mog� marzy� o codziennym czytaniu powie�ci i tygodnik�w literackich. Wyrzuca�em sobie teraz swoj� �lamazarno�� w poszukiwaniu pracy i chytr� ch�� znalezienia czego� lepszego ni� naklejanie znaczk�w na koperty. Kl��em spraw� holendersk�, kt�ra wyeliminowa�a J�zefowicza, bo przecie� on za�atwi�by mi prac� natychmiast. Zbli�a�em si� do budynku RKU dr��cy i niepewny. Przechodzi�em w�a�nie jezdni� w kierunku wej�cia, zatopiony w tych ponurych my�lach, gdy nagle kto� zast�pi� mi drog�. � Pan Koz�owski? � zapyta�. By� to inny dwudziestoparoletni m�czyzna o nijakiej twarzy, w br�zowej jesionce i w zielonym kapeluszu. � Tak � powiedzia�em. � Pan p�jdzie ze mn� � powiedzia�, wyj�� z kieszeni ma�� legitymacj� i zr�cznie umie�ci� j� w zag��bieniu d�oni. Ledwo mi mign�a, ale nie musia�em si� jej przypatrywa�. Poszuka�em wzrokiem czarnej cytryny: w pobli�u nie by�o �adnego samochodu. � Piechot�? � zapyta�em. 13 � To kawa�ek � odpar� tamten. Ruszyli�my. Szed�em obok niego i wszystko kot�owa�o mi si� w g�owie. Dopiero po d�u�szej chwili przypomnia�em sobie o wezwaniu. � Ja mam wezwanie do RKU � powiedzia�em wyci�gaj�c papier. � Poczekaj� � odpar� m�j ma�om�wny towarzysz. � To na d�ugo? � zapyta�em g�upio. � Zobaczy pan. � Ale o co chodzi? � Dowie si� pan. Czy by� sens rozmawia� z Ananke? Wskaza�a na mnie palcem, musia�em i��, a siostra nawet si� nie dowie, gdzie znikn��em. Pewno mnie �ledzili od samego domu, bo z domu nie zabierali dla zasady, a teraz aresztowali w pobli�u swego urz�du, bez potrzeby u�ywania czarnej cytryny. W ca�ym swym przeczuwalnym kszta�cie stan�a mi teraz przed oczyma tajemnicza sprawa holenderska, rysuj�c si� niczym gro�na o�miornica wsysaj�ca ka�dego, kto pojawi si� cho�by przypadkiem w jej polu dzia�ania. Gor�czkowo zbiera�em argumenty dla obalenia pos�dze� o jak�kolwiek przest�pcz� dzia�alno��, ale przecie� nie mia�em �wiadk�w mego pierwszego spotkania z J�zefowiczem, a siostra jako �wiadek drugiego zupe�nie si� nie liczy�a. Jak mog� dowie��, �e nie udziela�em mu informacji o produkcji fabryki odzie�owej, przy kt�rej prowadzi�em bibliotek�, albo �e nie przekazali�my jeden drugiemu fa�szywych wiadomo�ci, maj�cych na celu obalenie ustroju demokracji ludowej? A je�eli mimo wszystko J�zefowicz by� rzeczywi�cie jakim� agentem? Prawdziwym agentem obcego wywiadu z krwi i ko�ci? Mo�e spotka�em nagle w �yciu posta�, o kt�rej stale pisano, a kt�ra nale�a�a dla mnie wy��cznie do �wiata rzeczywisto�ci gazetowej? By�by to szczeg�lny pech; zaraz jednak odrzuci�em t� ewentualno��. Nie mog�em nie wierzy� J�zefowiczowi. Przez g�ow� przemkn�y mi jeszcze inne przypuszczenia, bo w takiej chwili cz�owiek wy�uskuje wszystkie grzechy swego �ycia. Pierworodnego grzechu pochodzenia nie przynios�em ze sob� na �wiat, bo urodzi� mnie na szcz�cie drobny i cichy, zawsze chory, urz�dnik skarbowy niskiej kategorii, samouk i syn robotnika kolejowego. M�j ojciec nigdy nie zajmowa� si� dzia�alno�ci� polityczn� i dr�a� tylko w obawie przed redukcj�. Ale w ostatnim roku wojny wci�gni�to mnie do podziemia, a by�o to podziemie londy�skie, gdzie nawet zdoby�em po paru miesi�cach stopie� kaprala. Pierwszy grzech. Stopie� ten i w og�le ca�y m�j, skromny bardzo, udzia� w konspiracji zatai�em od razu po wojnie, kiedy to pojawi�y si� plakaty przeciw akowcom, bo ba�em si� represji. Drugi grzech, podw�jny, bo dokonany przeciwko w�adzy ludowej. Jako pracownik Zarz�du Miejskiego na Ziemiach Odzyskanych siedzia�em w jednym pokoju z naczelnikiem W�jcickim, kt�rego niebawem aresztowano za sabota� gospodarczy, ale przedtem wys�uchiwa�em jego na�miewa� z owej rzeczywisto�ci, a nawet mu czasami wt�rowa�em. A w og�le naczelnik W�jcicki nale�a� do Polskiego Stronnictwa Ludowego i ca�y czas czyta� �Gazet� Ludow��, organ Miko�ajczyka. Trzeci powa�ny grzech. B�d�c magazynierem we Wroc�awiu zamyka�em oczy na r�ne dziwy, dziej�ce si� ze sk�rami, �eby jako� �y� z lud�mi, ale i tak musia�em zrezygnowa� z pracy, bo sami mi pchali do r�ki jakie� pieni�dze z kombinacji, a to ju� pachnia�o prokuratorem. To by� czwarty grzech, l�ejszy, bo nie dotyczy� polityki, ale tylko z�odziejstwa. Teraz gdy szed�em z m�czyzn� w zielonym kapeluszu, wszystkie te fakty przebieg�y mi przez pami�� z ogromn� szybko�ci�, ale zaraz zepchn�a je pot�na o�miornica, kt�ra rozpostar�a nade mn� swe macki. U�wiadomi�em sobie, �e wyci�gam z pami�ci te inne grzeszki w dziecinnej nadziei, �e nie chodzi o t� spraw� holendersk�. Min�li�my cerkiew prawos�awn� i weszli�my w ma�� uliczk� Cyryla i Metodego, gdzie sta� dwupi�trowy, ��ty gmach. Na parkingu czeka�o kilka czarnych cytryn. Ca�y czas pulsowa�y mi skronie i czu�em nacisk na tchawic�. M�j towarzysz okaza� ma�� legitymacj� stra�nikowi przy drzwiach, zerkn��em raz jeszcze na chmurne niebo �egnaj�c si� z nim i wkroczyli�my do gmachu. 14 Weszli�my na pi�tro i w drzwi jakiego� pokoju. W pokoju tym siedzieli na krzes�ach i biurkach m�odzi m�czy�ni oraz kobiety w spodniach o twarzach do�� znudzonych, przypominaj�cych nieco egzystencjalistyczn� m�odzie�, jak� p�niej widzia�em na filmie. Popychany przez mojego przewodnika przeskoczy�em jak�� ziewaj�c� dziewczyn�, kt�ra rozlokowa�a si� na pod�odze, i wszed�em w drzwi obite grubo sk�r�. Znalaz�em si� w obszernym gabinecie z biurkiem i dywanem; za biurkiem siedzia� do�� za�ywny m�czyzna w mundurze kapitana i patrzy� na mnie z lekkim u�miechem. � Prosz�, niech pan siada � powiedzia� uprzejmie. Forma �pan� i jego uprzejmy u�miech jeszcze bardziej mnie przestraszy�y; teraz serce �opota�o mi w rytmie po�piesznego poci�gu. Krzes�o, kt�re mi wskaza�, sta�o w k�cie pokoju najbardziej odleg�ym od biurka; usiad�em na nim i prze�kn��em �lin�. Kapitan nadal si� u�miecha�; przerzuci� kilka kartek akt le��cych przed nim. Te akta mia�y grubo�� ksi��ki telefonicznej z wielkiego miasta. � Tak troch� pana ju� znamy � powiedzia� i znowu przerzuci� kilka kartek. Zrozumia�em, �e to ma by� moje dossier. Przerazi�o mnie to i zdziwi�o, �e moje skromne �ycie znalaz�o tak obfite odzwierciedlenie w tutejszej kartotece. � Ja nie mam nic do ukrycia � powiedzia�em powstrzymuj�c dreszcze. � Oczywi�cie � zgodzi� si� kapitan. � Zreszt� my i tak wszystko o panu wiemy. Warszawiak z dziada pradziada, uczy� si� pan w Warszawie i walczy�... Tu spojrza� na mnie figlarnie. Wiedzieli o AK. � Co ja tam walczy�em... � wyb�ka�em. � Awans na kaprala s�usznie si� panu nale�a� � u�miechn�� si� kapitan przerzucaj�c moje obszerne akta. � I niepotrzebnie si� go pan wstydzi. Ka�dy walczy�, jak i gdzie potrafi�. � Bo ja zupe�nie przypadkiem... � Wiem. Wci�gn�li pana � tu kapitan przerzuci� kilkana�cie kartek. � A ten naczelnik W�jcicki wywar� na pana du�y wp�yw. To by� bardzo dowcipny cz�owiek, prawda? � Odechcia�o mu si� dowcip�w � powiedzia�em z przekonaniem. � Niestety, straci� pan zabawnego koleg� � westchn�� kapitan. � Panu uda�o si� wtedy te� par� dowcip�w, cho�by ten o szybkim biegu do socjalizmu... Prze�kn��em �lin�. By�em roz�o�ony na czynniki pierwsze. Czu�em si� jak owad przyszpilony do deski i nie potrafi�em nawet przebiera� n�kami. Kapitan znowu przerzuci� kilka kartek. � I tak dalej, i tak dalej... � powiedzia� ledwo zerkaj�c na akta. � Pan jest ciekawy cz�owiek... W�a�ciwie to si� pan marnuje w domu przy siostrze. Ja wiem, te pieni�dze z dzia�ek rozleniwiaj�... Wiedzieli wszystko. Nie zdziwi�bym si� teraz, gdyby mi wyliczyli pieprzyki na plecach. � Ostatnio du�o czyta�em i uczy�em si� � doda�em szybko. � My�l�, �e m�g�bym pracowa� gdzie� w o�wiacie czy kulturze... � Oczywi�cie � u�miechn�� si� kapitan. � Mogliby�my panu w tym pom�c. My cz�sto pomagamy ludziom. � Dzi�kuj� bardzo � powiedzia�em i patrzy�em na niego, nie wiedz�c, czego oczekiwa�. Wszystko to przybra�o dziwny obr�t. Chwyci�em si� nadziei, �e mnie jednak wypuszcz�. � Pan ma na pewno w Warszawie du�o znajomych � powiedzia� kapitan przerzuciwszy znowu kilka kartek z mego �ycia. � Z czas�w szkolnych, z konspiracji... � Ostatnio z nikim si� nie widuj� � odpar�em pospiesznie. � W og�le siedz� w domu, ucz� si� i czytam. �yj� jak pustelnik. � No, to chyba przesada � u�miechn�� si� kapitan. � Trudno �y� w jakim� mie�cie tyle lat i nie spotka� na ulicy starych znajomych czy koleg�w... Czarna o�miornica! Teraz zrozumia�em, do czego zmierza ca�a ta rozmowa. Bo�e, �ebym chocia� wiedzia�, na czym polega ta sprawa holenderska! � Bardzo rzadko spotykam znajomych i koleg�w � wyb�ka�em. 15 � A jednak... � u�miechn�� si� cierpliwie kapitan. � No tak � j�kn��em. � Chcia�bym, �eby mi pan na przyk�ad powiedzia�, o czym m�wili�cie z J�zefowiczem � powiedzia� kapitan i u�miech znik� z jego twarzy. By� teraz powa�ny, a oczy jego stwardnia�y. � O niczym! � zawo�a�em skwapliwie. � Chcia�em go prosi� o pomoc w uzyskaniu pracy, ale przekona�em si�, �e nic nie mo�e, bo jest teraz skromnym referentem... � A nie m�wi�, dlaczego jest skromnym referentem? � zapyta� kapitan. � M�wi�, �e widocznie by� za ma�o czujny � stwierdzi�em. � Wydawa� si� bardzo zmartwiony i dlatego go zaprosi�em na kolacj�. To stary kolega i bardzo lubili�my si� w szkole... Przyszed� do mnie i w og�le o tym nie m�wili�my, a on broni� przed siostr� nowego ustroju i powiedzia�, �e z rado�ci� budowa� nowe fabryki... Urwa�em i patrzy�em w oczy kapitana z ochot�, jak wierny pies na swego pana. � Taki by� pozytywny? � powiedzia� niech�tnie kapitan. � Przy mojej siostrze trudno nie by� pozytywnym... � tu urwa�em, bo u�wiadomi�em sobie, �e sypi� siostr�. Ale siostra wyra�nie nie interesowa�a kapitana. Widocznie jej dossier by�o ju� kompletne. Kapitan patrzy� na mnie teraz z wyra�nym �alem. � Boj� si�, �e pan nie m�wi wszystkiego � powiedzia�. � A my ��damy zupe�nej szczero�ci. Przez moj� g�ow� przebiega�y teraz zwichrzone my�li. Je�eli wczoraj aresztowali J�zefowicza przed moim domem i je�li im zezna�, �e m�wi� ze mn� o sprawie holenderskiej, to pewno ju� st�d szybko nie wyjd�, chyba �e wyznani ca�� prawd�. Je�eli wyznam ca�� prawd� i z�ami� s�owo dane J�zefowiczowi, to r�wnie� mog� st�d nie wyj��, bo wtedy przez samo wypowiedzenie s��w �sprawa holenderska� znajd� si� w jej kr�gu, w polu dzia�ania macek o�miornicy, ta wci�gnie mnie �ar�ocznie i obudz� si� nagle jako holenderski agent, zwerbowany przez J�zefowicza do wysadzania w powietrze zak�ad�w odzie�owych, gdzie prowadzi�em bibliotek�. Wszystko to u�wiadomi�em sobie w sekund�. Nale�a�o wybiera�. � Co mia�bym ukrywa�?! � zawo�a�em. � J�zefowicz nigdy ze mn� nie rozmawia� o swoich sprawach! � Czyli wie pan, �e s� jakie� jego sprawy? � zapyta� kapitan. � Domy�lam si�, �e je�eli wielki dyrektor, kt�ry postawi� na nogi ca�� ga��� przemys�u, zostaje nagle skromnym referentem, to musia�o si� co� sta�! � zawo�a�em z blaskiem szczero�ci w oczach. � Nieprzyjemnie jest pyta� ludzi, co przeskrobali, je�eli sami tego nie m�wi�! A c� ja, ma�y cz�owieczek, do niego, wybitnego dzia�acza?! �adne pytanie nie przesz�oby mi przez gard�o! Mo�e wykryto w jego Centralnym Zarz�dzie jakie� nadu�ycia, kradzie�e, mo�e nie by� zbyt czujny, co sam przyzna�... Kapitan patrzy� mi w oczy stalowym wzrokiem. Musia�em si� chyba przygotowa� na najgorsze. Ale nagle wzrok kapitana z�agodnia�. � Dobrze � powiedzia�. � Napisze pan wszystko, co pan wie o J�zefowiczu. � Prosz� bardzo! � zawo�a�em z ochot�. Kapitan poda� mi papier. � Od czas�w szkolnych? � zapyta�em. � Od kolebki � powiedzia�. Zabra�em si� �ywo do roboty. By� to raczej panegiryk o J�zefowiczu, o jego dobroci, kole�e�stwie, post�powych pogl�dach wyssanych z mlekiem matki, kt�ra samotnie walczy�a o wykszta�cenie syna chodz�c z szyciem po domach, o jego walce ze szkolnym ONR-em, o pobiciu przez sanacyjn� policj� i wi�zieniu tu� przed wojn�. Gdy dosz�o do zdania: �P�niej, po kl�sce wrze�niowej, znalaz� si� we Francji, a stamt�d, powa�nie ranny, uciek� przed niewol� do Holandii i straci�em z nim wszelki kontakt� � przy s�owie �Holandia� musia�em pohamowa� dr�enie r�ki. Chyba ju� b�d� �ywi� dozgonn� niech�� do tego sympatycznego kraju. Kr�tko opisa�em spotkanie przy szewrolecie, jego s�owa i serdeczne zaproszenie, wiadomo�ci, przeczytane w prasie o budowie nowych zak�ad�w pod jego kierownictwem i wreszcie oba ostatnie spotkania wynik�e z mojej inicjatywy. Rozwodzi�em si� obszernie, jak to J�ze 16 fowicz broni� nowego porz�dku przed atakami zgorzknia�ej siostry. Opisa�em dok�adnie wszystko opr�cz sprawy holenderskiej i czarnej cytryny. Kapitan wzi�� papier, przeczyta�. � Dobrze � powiedzia� i wyci�gn�� inn� kartk�. � Prosz� to podpisa�. Przeczyta�em wypisan� na maszynie formu�� zobowi�zania, �e nigdy nic nikomu nie powiem. By�y tam jakie� paragrafy. Podpisa�em. Kapitan patrzy� na mnie dobrodusznie. � No to na dzisiaj dosy� � powiedzia�. � Prawda, �e my nie jeste�my tacy straszni? � Oczywi�cie! � potwierdzi�em skwapliwie. � Bardzo przyjemnie nam si� rozmawia�o... Kapitan zerkn�� na mnie uwa�nie, jak gdyby podejrzewa� kpin�. Wida� wzi�� mnie jednak za zupe�nego idiot�, bo zaraz znowu si� u�miechn��. � To nic... B�dziemy mieli jeszcze nieraz okazj�... Pan oczywi�cie zobaczy si� z J�zefowiczem? To by�a pierwsza przyjemna wiadomo�� z jego ust. Wida� nie aresztowali jeszcze J�zefowicza. Zaraz jednak u�wiadomi�em sobie, czego ��da. � Nie wiem...� wyb�ka�em. � Przecie� dawniej nie widywali�my si�... � Nie szkodzi � odpar� kapitan. � Prawdziwych przyjaci� poznaje si� w biedzie. Mo�e pan do niego zadzwoni�, zaprosi� znowu... porozmawiacie sobie o jego sprawach... a ja si� do pana zg�osz�. Albo nie... pan do mnie zadzwoni. Poda� mi numer telefonu i wsta�. � Czekam na telefon � powiedzia�. � Je�eli pan nie zadzwoni, powiedzmy, w ci�gu tygodnia... my si� przypomnimy. I spojrza� na mnie znacz�co. W jego g�osie by�o ostrze�enie, �e grzeczna rozmowa jest tylko form� i �e nie powinienem zapomina�, gdzie jestem. Kapitan zadzwoni� i w progu pojawi� si� ten sam m�czyzna w br�zowej jesionce. � Do mi�ego zobaczenia � powiedzia� jeszcze kapitan i powr�ci� do moich akt. Z s�siedniego pokoju znikn�a ju� egzystencjalna m�odzie�. Wyprowadzono mnie do holu, m�czyzna w br�zowej jesionce dal znak wartownikowi, ten z kolei wskaza� mi r�k� drzwi i wyszed�em na ulic�. Przez noc analizowa�em moje po�o�enie ze wszystkich stron. U�wiadomi�em sobie, �e pad�em ofiar� mistyfikacji: da�em si� nabra� na �w gruby tom akt. Na jego tle par� rzuconych szczeg��w z mego �ycia zdradza�o wszechwiedz� kapitana. Przecie� tak samo m�g� teraz oszo�omi� J�zefowicza podaj�c mu nawet te pozytywne fakty z jego czas�w szkolnych, dostarczone w moim zeznaniu. Ten, kto pisa� o mnie, by� wyra�n� �wini�, bo wysypa� moj� konspiracj� i inne drobne szczeg�y o nieprzyjemnej wymowie. Ale kto m�g� o tym wszystkim wiedzie�? Chyba tylko siostra. Nie by�o wykluczone, �e napisa�a wszystko w obawie przed aresztowaniem czy utrat� dzia�ek. Je�eli teraz wezw� J�zefowicza i ten napisze znowu o jakim� swoim znajomym, cykl powt�rzy si� i teoretycznie kapitan b�dzie m�g� niza� sw�j naszyjnik a� w niesko�czono��, dop�ki ostatni nie napisze znowu o pierwszym, i �a�cuch znajomych si� zamknie. Pisz�c o innych uzyskiwa�o si� prawo do samooczyszczenia, zmazania na pewien czas w�asnych grzech�w, pozbycia si� nieustannego poczucia winy. By�o co� genialnie i z�owieszczo prostego w tym pomy�le: zamiast przyznawa� si� do winy samemu, co przychodzi z wi�kszym trudem, wywleka�o si� win� s�siada, znajomego czy kolegi. W ten spos�b, dzi�ki przesuni�ciu �fazy� przyzna� o jednego cz�owieka, kapitan wiedzia� o winie wszystkich wi�cej, ni� gdyby przyznawali si� sami, i to bez aresztowa�, bicia, nocnych przes�ucha� i tego rodzaju nieprzyjemnych metod. Oczywi�cie musia�y by� i zaci�cia w tym harmonijnym systemie: w g��bi duszy wiedzia�em na pewno, �e J�zefowicz nigdy nie obci��y nikogo. Na nim �a�cuch musi si� urwa�. Ale J�zefowicza czeka aresztowanie i �a�cuch go ominie. Chyba zazdro�ci�em J�zefowiczowi. Przewraca�em si� na ��ku, oplatany niewidzialn� sieci�, i ociera�em pot z czo�a. A gdybym odm�wi�?! Gdy kapitan porwie mnie znowu albo zast�pi mi drog� na ulicy, powiem 17 �nie!�. �e nie nadaj� si� do tej roboty. �e winy swe zma�� usiln� i wydajn� prac� na kt�rym� z plac�w budowy. �e got�w jestem i�� do kopania row�w lub noszenia ci�ar�w, zanim automatyzacja nie zast�pi trudu ludzkich mi�ni. Niech mnie skieruj� na najtrudniejszy odcinek! Niestety, nie zechc� mnie na najtrudniejszym odcinku. Jestem elementem nijakim, klasowo obcym, niepewnym, a nawet wrogim. Drobnomieszczanin, pseudointeligent, mi�czak o rozmazanym �yciorysie, przyssany do dzia�ek siostry. Bo�e, dlaczego nie jestem jednym z milion�w: ch�opem na roli czy robotnikiem na placu budowy? Ci nie maj� koleg�w, kt�rzy by zaw�drowali a� do Holandii, nie wiedz�, co to pieni�dze z dzia�ek, wysi�kiem swych mi�ni tworz� nie tylko trwa�e i nowe warto�ci, ale i zr�by nowych stosunk�w mi�dzy lud�mi. Bo�e, �ebym chocia� wiedzia�, na czym polega ta sprawa holenderska! Je�eli odm�wi� wsp�pracy, mog� si� sta� natychmiast jednym z jej ogniw. Nie �ud�my si�! Przecie� to sprawie holenderskiej zawdzi�cza�em dzisiejsz� wizyt� i kapitan pcha� mnie w ni� bezlito�nie i z �elazn� konsekwencj�. Nagle poczu�em si� sp�tany, niezdolny do ruchu, opad�em gdzie� razem z ��kiem, zawirowa�o mi w g�owie, na piersiach siad�a ogromna, czarna o�miornica, zabrak�o mi oddechu i krzykn��em chrapliwie. � Co tam? � rozleg� si� zaspany g�os siostry. � Dziecko obudzisz! Usiad�em na ��ku i zacz��em cicho p�aka� ze strachu, wstydu i bezsilno�ci. Nazajutrz obudzi�em si� wcze�nie, ze spieczonym z niewyspania gard�em, i odczekawszy, a� siostra i J�zio wyjd� do swych zaj��, rzuci�em si� do ksi��ki telefonicznej. Gor�czkowo zacz��em przebiega� dzia� instytucji. Co mo�e mnie najlepiej zabezpieczy� przed kapitanem? Przecie� nie zwyk�e biuro, jakich setki. Radio, prasa? Nie mog�em nawet o nich marzy�, bo tam wymagano politycznych referencji. Mie� legitymacj� z radia czy prasy! Holenderska o�miornica nie mog�aby tak �atwo wysun�� po mnie swych macek. A przecie� przez ostatnie miesi�ce czyta�em nie tylko gazety, ale regularnie wszystkie czasopisma, du�o s�ucha�em Warszawy (pod nieobecno�� siostry) i pisanie artyku��w czy radiowych felieton�w wydawa�o mi si� nietrudne. Chodzi�o tu przede wszystkim o w�a�ciwy dob�r fakt�w: czerpa�o si� z �ycia tylko te, kt�re popiera�y tez� pisz�cego. Nieuchronny i po�pieszny m�j wyb�r pad� na wydawnictwa. Zna�em wszystkie ksi��ki wydawane przez ostatnie lata oraz wszystkie o nich recenzje. Dzi�ki tej lekturze pozna�em og�lne kryteria polityki wydawniczej oraz najcz�stsze schematy recenzji. Wydawnictwo nie mog�o mnie obroni� z tak� si�� przed kapitanem, jak by to uczyni�a prasa czy radio, ale w ka�dym razie stanowi�o jedno z ogniw szerokiego frontu ideologiczno-kulturalnego. Zapisa�em szybko adresy kilku wydawnictw i rzuci�em si� na ulic�, jak gdybym mia� ju� na karku macki czarnej o�miornicy. Pobieg�em pod najbli�szy adres, o dwie ulice od domu siostry, w sam �rodek wielkiego zag��bia �r�dmiejskiej budowy. Przechodzi�em t�dy codziennie ciesz�c si� jak ka�dy warszawiak szybkimi post�pami rob�t. Cieszy� mnie ka�dy dom, ka�de nowe pi�tro,