8370

Szczegóły
Tytuł 8370
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

8370 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 8370 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8370 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

8370 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Les�aw Furmaga Krab i Joanna Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Przez cztery p�roczne rejsy z tym starym naprzeciw nie zamieni�em ludzkiego s�owa. Patrzy�em teraz, gdzie nad jego g�ow� warowa� krab. Stary kr�ci� si� ko�o bulaja. � Czego chce? � my�la�em. Krab tkwi� w siatce, wczepiony w�ochowatymi, ma�pio-paj�czymi �apami... Podobny do muszli wielkiego ma��a tu��w, male�ki pyszczek, rachityczne w�siki, osiem �ap � wszystko by�o nie licz�cym si� szczeg�em przy parze ramion ze szczypcami i palisad� smoczych z�b�w. Zajmowa� �cian� mi�dzy bulajem a p�k� na ksi��ki. Tkwi� tu dopiero trzy miesi�ce, a ile razy wchodzi�em do tej kabiny, ju� na korytarzu czu�em, �e zobacz� kraba. Teraz jak zwykle warowa� wewn�trz kr�gu. Stary polerowa� kieliszki w kszta�cie rozkwit�ych tulipan�w. By� przy tym przesadnie dok�adny, jak w robocie. Zna� fach, niczym stado w�drownych ryb nigdzie nie znaczony szlak. Mieli�my wiele wsp�lnych, zwi�zanych z robot� spraw; m�wili�my sobie ty, ale przez warstw� s�u�bowej oboj�tno�ci. Kiedy go nie zna�em, jedynie udawa�em, �e mu wierz�, potem wykorzystywa�em go, nie zagl�da�em do przetw�rni. Wzbudza� zaufanie. Gdy na �owisku chud�o stado, a na slip wje�d�a� pusty w�r, czeka� na ryb� w przetw�rni, aby minuty nie przepu�ci� i kiedy b�dzie robota, zbudzi� ludzi. Nie zagra�o co�, sam za�atwia� spraw�. Spok�j by�, nie by�o skarg, nie wtr�ca�em si�. Dzi�, gdy w trzydzie�ci niedziel trwaj�cym rejsie sie� znikn�a pod pok�adem, przetw�rnia l�ni�a wypucowana, l�d si� zbli�a�, znalaz�em si� tu. Krab tkwi� w palecie, stary ko�czy� polerowanie kieliszk�w. Zna�em starego, mistrza Grzegorza Zarub�, dwa lata, on by� na tym statku jeszcze podczas budowy w stoczni, razem ju� dobrych siedem kalendarzy. Ja trzyma�em si� brid�owego towarzystwa z kabiny armatorskiej, on rybackiego manszaftu. Byli�my zespoleni jak tryby maszyny, kt�re, zaz�bione, wsp�lnie odczuwaj� rytm roboty, ale nawzajem z jednego do drugiego nic nie przenika. Zastanawia�em si�, czego chce teraz, po co ja tu jestem, po co ta uroczysto��. Milcza�. Rozla� koniak do kieliszk�w, wyci�gn�� z szafki solone orzeszki, wypili�my po �yku. Patrzy�em na kraba. Stary patrzy� na kalendarz. � Za dwa tygodnie w domu � zauwa�y� beznami�tnie. � A, w domu przesz�o p� roku min�o � mrukn��em. � Min�o... szybciej ni� my�la�em � powiedzia� jakby do siebie. Wyczu�em, �e nie by� to konwencjonalny frazes. Patrzy� w bulaj, ja w�cha�em koniak w kieliszku. Nie nu�y�o mnie jego milczenie. Wypili�my my�l�c o swoich r�nych sprawach. M�j spok�j by� zm�cony w niewyt�umaczony spos�b obecno�ci� w kabinie cholernego kraba. Zn�w na niego patrzy�em. Wielkie pomara�czowe langusty dawno przesta�y robi� na mnie wra�enie. Bywa�o, �e w dennym zaci�gu wraz z dziesi�tkiem ton czerwonego pagrusa wysypywa�y si� z w�oka dwa lub trzy strzy��ce metrowymi radarami w�s�w dziesi�cionogi. Ale ten tutaj, taki wielki krab, niedaleko Dakaru? � Bierzesz do domu? � zapyta�em wskazuj�c ruchem g�owy palet� ze skorupiakiem. � Bior� � stary nala� jeszcze po kropli. Jego najwidoczniej te� nie nu�y�o to nasze wsp�lne milczenie. � Nietutejszy � my�la�em g�o�no, przypatruj�c si� dennemu monstrum. � Przybysz � powiedzia� stary. � Przylaz� z Pacyfiku po morskim dnie par� tysi�cy mil, przew�drowa� Kana� Panamski, Morze Karaibskie, laz� mi�dzy Martynik� i Trynidad, przyczo�ga� si� przez Atlantyk a� tu. Wsta�em, podszed�em do kraba. Z bliska by� jakby jeszcze wi�kszy. 5 � Wiesz co? � mrukn��em. On mnie dra�ni. Nie uwa�asz, �e to cholerna metafizyka, wywl�k�, skurczybyk, z morskiego dna jaki� niepok�j. Stary przygl�da� mi si� uwa�nie. � Te� to czujesz? � zapyta� z powag�. Roze�mia�em si� szczerze. Ani on, ani ja, a tym bardziej obaj razem nie powinni�my wpada� w panik� kojarz�c niepokoj�cy wygl�d skorupiaka z powszechnym na morzach krabim zabobonem. � Mia�e� kiedy� kraba? � zapyta� mnie r�wnie powa�nie jak przedtem. � Nie, nigdy nie mia�em kraba ani homara, ani langusty, niczego takiego. Patrzy� w bulaj, morze by�o p�askie, zmarszczenia wody podrzuca�y do g�ry odbicia s�onecznych blask�w, kt�re spada�y z powrotem na wod�. Zbli�a� si� wiecz�r, s�o�ce by�o czerwone. � Mia�em ju� kraba � powiedzia� nieco swobodniej, jakby pozbywaj�c si� poprzedniej powagi � taki by� jak ten, z Pacyfiku, te� przew�drowa� po dnie p� �wiata, wr�ci� tam... razem ze statkiem. � Gdzie wr�ci�? � Na dno. Krab na szocie w stalowym kr�gu przywarowa� jeszcze bardziej do nylonowej siatki, mog�o si� wydawa�, �e zamieni� si� w s�uch. � Czy ty nie jeste� zabobonny? � zapyta�em, bo poza tym, �e w robocie jest solidny, nie zna�em tego cz�owieka. � Nie, nie jestem zabobonny. � No wi�c jak by�o z tym krabem? � Kiedy mia�em siedem lat, zaatakowa� mnie na ��ce kozio�. Nogi odm�wi�y mi pos�usze�stwa. Cap by� coraz bli�ej... zobaczy�em tu� przed sob� jego �eb, kt�ry wygl�da� jak m�ot. Patrzy�em na ten �eb, stercz�ce rogi, patrzy�em i patrzy�em... Kiedy wozi�em z Pucka do Gdyni bibu��, podczas �apanki w poci�gu uciek�em przez tory. Trafi�em za p�otem na Niemca, wyr�n�� mnie w pysk, podni�s� luf�, w�wczas zobaczy�em �eb tego koz�a. Gdy w czterdziestym si�dmym roku sztorm wygoni� mnie z Zatoki na morze i zapad�a noc, znowu zobaczy�em ko�li �eb... Tak by�o przez dwadzie�cia lat. Na P�nocnym dwa dziesi�tki lat temu w sie� zapl�ta� si� krab. Podoba� mi si�, wydmucha�em go, pomalowa�em pancerz bezbarwnym lakierem, rozpi��em na siatce, powiesi�em w kubryku. � Zdejm to i wyrzu� do morza � powiedzia� szyper. � To m�j krab, nie wyrzuc�. � Wyrzu�! � Nie wyrzuc�! Krab wisia�. Ludzie patrzyli na �cian� bykiem, patrzyli bykiem na mnie. Roboty by�o du�o, morze w tym rejsie wyj�tkowo spokojne, sie� po ka�dym zaci�gu pe�na. Krab jakby przyni�s� szcz�cie statkowi. Przesta� mrucze� szyper, przestali b�� spojrzeniami ludzie. Min�� rejs, min�� drugi, morze spokojne, ryby wi�cej ni� trzeba, zarobki jak nigdy. Zadomowi� si� krab na �cianie kubryka. Nikt s�owa ju� nie powiedzia�. Wyszli�my w trzeci rejs. Znowu ryba sz�a ca�ymi pakami. Szyper przy w�dce do mnie powiada: � Jak si� w tym rejsie nie utopimy, to z krabami bujda. � Wierzy�em, �e co z morskiego dna, ma le�e� na dnie. Ju� nie te czasy, kiedy ko�ysa�y si� diab�y mi�dzy falami. Pod koniec rejsu dmuchn�o jak z piek�a. Ze spokojnego morza w p� godziny zrobi�a si� zalana wod� beczka zajzajeru. Bulgota� zacz�o, py� si� podni�s�, Bia�y szkwa�! Wiesz, co to jest? Raz go widzia�em, w�a�nie wtedy. Szyper chcia� kuter obr�ci� do tego szkwa�u, by�o to na grzbiecie du�ej fali, statek wisia� nad morzeni jak zabawka na choince. Siedzia�em w kubryku, sto�ek uciek� mi spod ty�ka, pod�oga stan�a na �cianie, �ciana na suficie. Wszystko ruszy�o ze swoich miejsc, grzechot si� zrobi� taki, jakby nie by�o nigdy ciszy na �wiecie. Pojecha�em na brzuchu w k�t, przewali�em si� na plecy, zamkn��em oczy, bo co� wielkiego lecia�o mi na twarz. By�em pewny, �e zobacz� swojego koz�a. Otworzy�em oczy. Prosto nade mn� szczerzy� kleszcze krab... Statek le�a� na burcie, siedzia�em na kt�rej� �cianie. �ciana z krabem by�a sufitem, poderwa�em si� i w tej chwili zgas�o �wiat�o, 6 do kubryka run�a woda. Przedziera�em si� przez ni� do schodni. Z�apa�em �elazny pa��k por�czy. W oczy gryz�a woda. Walczy�em po omacku. Nie by�o ju� w ciemno�ci koziego �ba, poczerwienia�o przede mn�. Kiedy poczu�em, �e ci�ar spad� mi z ramion, otworzy�em oczy. By�em do po�owy wynurzony z w�azu na pok�ad. Kuter powoli obraca� si� st�pk� do g�ry. Ko�a ratunkowe i ponton zerwane... Krzykn��em, nikt nie odpowiedzia�. Pi�ciu posz�o na dno z kutrem. Szyper te�. Zdj�� nas z pontonu jaki� holender. Tamten drugi by� m�odziutki, nie wr�ci� na morze, hodowa� norki, potem zosta� kierowc�, je�dzi do dzi� ci�ar�wk�. Ja ju� w szpitalu postanowi�em, �e jeszcze kiedy� z�api� kraba. Przez dwadzie�cia lat trzy sztuki widzia�em w sieci. Dwa by�y du�e, jeden mniejszy. Zanim zd��y�em kt�rego wydoby� z lasty, inni dopadali go i wyrzucali za burt�. Byli szybcy albo mo�e ja si� nie spieszy�em � u�miechn�� si� po raz pierwszy. Potr�ci� szyjk� p�katego flakonu o brzeg kieliszka. Szk�o brz�kn�o jak cienka struna. � Teraz te� dobrze idzie ryba � mrukn��em. � Idzie, tylko nie b�dzie trzeciego rejsu, przynajmniej dla mnie. � Co? � Wiesz, po co ci� tu przywlok�em? � przyst�pi wreszcie do rzeczy. � Przysi�gam, �e nie. � Nie domy�li�by� si�. Tym razem cisza by�a nu��ca. � Chcia�em wypi� z tob� butelk� w�dki i zupe�nie nic wi�cej. Poczu�em, �e robi mi si� przykro. Rzeczywi�cie, nigdy bym si� tego nie domy�li�, stary zna� mnie lepiej ni� ja jego. � Co� ci jeszcze powiem, kiedy tu mia�e� przyj��, ja chcia�em uciec ze statku. Poprzedni szef by� stary, tak jak ja, m�g� marudzi�, pomarudzi�, przesta�. Nieg�upi by�, cho� bez dyplom�w jak twoje. My�l�, przyjdzie wyro�ni�ty smarkacz, im b�dzie bardziej wszystko w porz�dku, tym bardziej b�dzie rz�dzi�, pokrzykiwa�, rozumiesz, �e niby bez niego nie by�oby roboty. Dwa lata min�o, s�owa nie powiedzia�e�. Robi�e� swoje, przy mojej robocie jakby ci� nie by�o, ba�em si�, �e przyjdziesz ustawia�, kierowa�, �ratowa� robot�... Wiesz, jak� chcia�em wypi� z tob� butelk� w�dki? Ostatni� w �yciu, na rybackim rejsie... Siedzia�em w fotelu zaskoczony, prawie oniemia�y. � Przestajesz pi� czy my�lisz, �e si� utopimy? � wymusi�em z siebie dowcip. � Ani jedno, ani drugie. P� roku temu, w�a�nie przed tym rejsem, wezwali mnie do kadr, kazali za�atwi� emeryckie formalno�ci, rozumiesz? Przygryz� usta, powieki drga�y mu na wyblak�ych, szarych oczach. Podni�s� si� z fotela, sta� wyprostowany, wielki, na tle swojego kraba z Pacyfiku. Podszed�em do starego i kiedy poczu�em u�cisk silnej jeszcze d�oni, zdaje si�, �e poca�owali�my si� mocno jak odnalezieni na morzu rybacy. Wr�ci�em do kabiny, odkr�ci�em hajpres, buchn�o ch�odne, rze�kie powietrze. Wibracje maszyny pe�za�y po szotach z wyj�tkow� pasj�. ,,Murena� po stu osiemdziesi�ciu dniach na szelfie wraca�a do kraju jakby dodatkowo wyczarowanym z maszyny na t� okoliczno�� tabunem koni. Usiad�em w fotelu. Za bulajem ucieka�y na po�udnie �ami�ce si� p�aszczyzny b��kitnozielonej wody. Wy�uska�em z paczki papierosa, czu�em zadowolenie po rozmowie z mistrzem. Chocia�, jak Grzegorza zabraknie, trzeba b�dzie zabra� si� do roboty w przetw�rni inaczej. Joanna patrzy�a na mnie z obrazka, w ramce wypalonej z drewna przez autentycznego docenta, kt�ry na �Murenie� jest drugim elektrykiem. Daleka by�a Joanna w wyczarowanej na statku rameczce. Nied�ugo sko�czy si� rejs, potem b�dzie nast�pny i nast�pny... Przyrzek�em jej tylko rok takiego �ycia, min�y trzy lata. Patrzy�a na mnie papierowa dziewczyna w ramce, papierowa, p�aska... o�ywaj�ca moj� �wiadomo�ci�, �e istnieje nie tylko na po��k�ym w afryka�skim s�o�cu skrawku kartonu, ale jest i pewnie czeka. �Murena�, jak ka�dy statek odchodz�cy w morze na p� kalendarza, wytapetowana jest wewn�trz kabin kolorowymi obraz 7 kami kobiecej nago�ci. Na szot, obok mojej koi trafi�a wielka, prawie metrowa podobizna kr�lowej urody jakiego� letniego miesi�ca, dodana do magazynu �Playboy� takim jak my na uciech�. Trzyma kr�lowa w r�wnych, bia�ych z�bach kwiatek, sp�dzi�a ze mn� ten d�ugi rejs i cieszy jako�, chocia� nie o�yje jak Joanna. W�osy ma spi�te w rud� kit�, spadaj� na rami� i potem po szyi uk�adaj� si� mi�dzy dwoma poka�nymi bry�ami nagich piersi. �mieje si� przez kwiatek w ustach papierowa kr�lowa pi�kno�ci jednego miesi�ca. Wibracje pe�zn� po szotach, dr�y Joanna na obrazku, co dzie� b�dzie si� stawa� bardziej i bardziej �ywa, a� zmaterializowan� zobacz� na portowej kei przed stukni�ciem trapu jeszcze. 8 Po po�udniu pokaza� si� za bulajem skrawek ziemi, r�s�, rozlewa� si� coraz szersz� plam� na horyzoncie mi�dzy niebem a morzem. � Sahara � mrukn�� pierwszy oficer Teodor Gacpa. Patrzy� na brzeg, wod� i niebo � okre�lony miedzianym okr�giem kawa�ek dalekiego �wiata niby w okularze mikroskopu. Czu�em znu�enie po kilku �ykach wypitych rano w kabinie mistrza, �u�em w sobie historyjk� z krabem, kt�ry wr�ci� na dno ze statkiem, bez Grzegorza... Za kilka dni Zaruba spakuje manatki, zdejmie z szotu kraba, p�jdzie pomieszka� w domu do ko�ca swoich dni, jemu nie mo�e zaszkodzi� denne monstrum. Teodor wsta� z kanapki. � Cholera, nie mog� przyzwyczai� si� do przelot�w powrotnych. Co w domu nie wiadomo, dziewucha pewnie wyros�a, pies si� postarza� i tak ju� by� stary, tyle wiem, �e syn obla� egzamin na polibud�, bo mi Hanka pisa�a. Bez pisania wiem, �e dewizy baltonowskie przy pomocy c�rki wr�ci�y do skarbu pa�stwa. � C�e� taki pesymista? Teodor skrzywi� si�. Patrzy� ci�gle na skrawek pustyni, skrawek daleki a� do b�lu oczu. Rozmowa utkn�a na dobre. Pierwszy oficer na ,,Murenie� Teodor Gacpa zadziorny jest troch� i w powrotnych przelotach miewa chandr�. W poprzednim rejsie tu na dwudziestym stopniu szeroko�ci geograficznej, kiedy podobnie jak teraz, w okr�g�ym bulaju pe�z� leniwie na po�udnie kontur Mauretanii i Sahary, nie proszony opowiedzia� mi histori� tego swojego niewielkiego garbu... W�wczas, gdy usiad� w fotelu, wodzi� oczami po wn�trzu garsoniery, gdzie stare meble k��ci�y si� z nowoczesnym barkiem i telewizorem, na pod�odze le�a�y nylonowe namiastki dywan�w, a przez otwarte drzwi widoczna by�a kawalerska, zaimprowizowana kuchnia. � Powiadam ci � prawie be�kota� Mereda � jutro idziemy na policj�... Stabilizacja, rozumiesz! Gacpa milcza�. Gospodarz od�o�y� cygaro i usi�owa� nala� w�dki do szklanek, porozlewa� j� jedynie po stole. � A... a do Polski jeszcze wr�c� � be�kota�. � Wr�c� jako nadziany turysta. Ha! ha! ha! Stare k�ty, pi�tna�cie lat ich nie widzia�em � osun�� si� w fotelu, wsadzi� do ust nie zapalone cygaro. Gacpa poszed� do �azienki, odkr�ci� kran, w�o�y� g�ow� pod strumie� wody. Bryzga�a, ciek�a, zalewa�a oczy, p�dzi�a cienkimi stru�kami po �ebrach. Wyprostowa� si�, z�apa� �yk powietrza, patrzy� na mg�awy obraz twarzy w lustrze, usi�owa� my�le�, je�eli tak� skot�owan� pl�tanin� mo�na nazwa� my�leniem. St�oczy�o si� w nim teraz to wszystko, co dzia�o si� do czasu, gdy przyszed� do wsi traktem od dworca w miasteczku. Noc przespa� w szopie nad morzem, rano poszed� brzegiem, kryj�c przed lud�mi ponur� g�b� i kr�p� posta� przyodzian� w w�skie cajgowe portki i sk�rzan� przetart� na �okciach kurtk�. Poszed�, wr�ci�, sta� ko�o szopy, doko�a par�na�cie cha�up by�o, sieci na tyczkach rozpi�te do s�o�ca, z�otawy piasek, gar�� ��tych �odzi rzucona daleko za zakr�t brzegu i w�dzarnia z wysokim kominem na tle b��kitnej palety nieba, przyozdobiona �widrem czarnego dymu na szczycie... �e po rybackiej szkole dosta� robot� w w�dzarni. Wie�? Czas w niej wolno pe�z� po zegarowych tarczach, Gacpa pilnowa� ognia w w�dzarni. G�b� mia� kwa�n�, ale ryb� w�dzi� dobrze, w sp�dzielni patrzyli na robot� nie na g�b�. Po czasie odmierzonym trzema kalendarzami otrzyma� urz�d 9 kierownika w�dzarni. Tu i tam poszed�, do miasta pojecha�, pokr�ci� si�, pokr�ci� i w�dzarnia ros�a. Na morze wst�pu nie mia�, niepewny by�. W szkole chodzi� swoimi drogami, na trzecim roku narazi� si� nadgorliwym kolesiom, uni�s� si� honorem i przyjecha� w�a�nie na t� wie� niewielk�, opodal miasta. Ludzie brodzili tam jesieni� i wiosn� w b�ocie, po ciemku; na bruk i uliczn� latarni� jedn� od rogu do rogu nie by�o sta� gromadzk� rad�. Kiedy� Morszczakowa �ona w owo b�oto przewr�ci�a si� z dzieckiem, Teodor z Morszczakiem w niedziel� wyszli przed dom, zabrali si� do zasypywania bajor. Po sumie do��czy� do nich -Wilga z synem, potem obaj Grzesiakowie i m�ody Lorentz. Wyr�wnali trakt, posypali bit� ceg��, uradzili, �e trzeba chodnik po�o�y�, postawi� wysoki s�up z elektryczn� lamp�. Wydelegowali do miasta Gacp�, Teodor pojecha�, napyskowa� gdzie trzeba, p�yty dosta�. S�up te� za�atwi�. W 1956 roku dali mu niebiesk� ksi��eczk�. Zabra� si� wi�c Teodor do roboty na kutrze, ani nie spostrzeg�, gdy dorobi� si� szyperskiego patentu. Z czasem we wsi stan�y wysokie s�upy z bia�ym �wiat�em, po�o�ono chodnik, po kt�rym rybackie c�rki i m�ode �ony paradowa�y w modnych w�wczas szpilkowych obcasach. Gacpa upatrzy� sobie c�rk� Detlafa. Zadowolony by� stary z przysz�ego zi�cia, bo z patentem szypra. Dawniej szyprami byli Holendrzy albo Niemcy, Kaszub najwy�ej za rybaka p�ywa�. Wesele godne by�o rybackiej jedynaczki. Detlafowa zamkn�a si� w pokoju, odliczy�a pieni�dze uciu�ane na posag, rano starzy zawo�ali m�odych, Detlaf da� Gacpie gruby plik brunatnych papierk�w. M�odzi przeprowadzili si� do nowego mieszkania, kupili meble takie, �e Detlaf skroba� si� w siw� czupryn� i wydziwia� na czasy i mody, �e st� do kanapy bardziej ni� do sto�u podobny, na krzes�a, szafki wydziwia�, jeden barek mu si� podoba�, chyba za przyczyn� butelki szkockiej w�dki, kt�r� tam zobaczy� i kt�rej smak zna� ju�, gdy Teodor w sadzawce na przetak �apa� kijanki. Po roku urodzi�a si� c�rka, Ba�ka. Kiedy�, gdy tylko Gacpa zacz�� p�ywa�, spotka� w Danii przyjaciela ze starych czas�w, w szkole w Gdyni cz�sto razem politykowali. Mereda wylecia� z drugiego roku, za�o�y� kiosk z piwem i hodowa� norki. Gdy Gacpa pracowa� na wsi w w�dzarni, przyje�d�a� do niego, obaj przy butelce rozmy�lali nad sposobem dostania si� na morze. Potem Mereda przepad� bez �ladu, Gacpa po roku dosta� przez kogo� list z Hamburga, �e jest wszystko O.K., �e ma te� przyjecha�. Zosta� jednak w w�dzarni. Z Mered� spotka� si�, gdy ju� p�ywa�. Tamten �y� w Hamburgu, dorobi� si� troch� grosza, wyjecha� do Ameryki, trafi� do obozu, potem uczepi� si� jakiej� pracy, ale zostawi� j� szybko, z�apa� si� handlu. Kupowa� od marynarzy w�dk� i papierosy z przemytu, sprzedawa� je w mie�cie. Tamtejsi Polacy krzywo patrzyli na przyb��d�, w ko�cu Mereda wpad�, musia� opu�ci� wy�nion� Ameryk�. Wyl�dowa� w Skagen. Gdy si� spotkali z Gacp�, dalej�e �wieci� staremu koledze zagranicznym blichtrem, j�trzy� stare sprawy, proponowa� przemyt. Gacp� nie lubi� tej mowy, ale raz zagra� w du�e karty. Mereda da� mu adres do apteki w ma�ym miasteczku niedaleko Wroc�awia. Potem Gacpa zosta� szyprem. Ba�ka dosta�a pierwszych z�bk�w, min�� jeszcze rok, zacz�a biega�, stary Detlaf kupi� now� ��d�, a wie� zamieni�a si� w du�� osad�. Raz wr�ci� Gacpa do domu w nocy, blady, zmieniony. � Co ci jest, Teodor? � pyta�a Hanka. � Nic! � odpowiedzia� rybak �uj�c w milczeniu przekle�stwo. W nocy nie spa�, chodzi� po pokoju z k�ta w k�t, przestraszony, dziwny. O �wicie wyci�gn�� marynarski worek, Upycha� w niego r�no�ci, kt�rych przedtem nie bra� w rejs. Hanka pr�bowa�a zagada�, ale on milcza�. Przed odej�ciem w morze brakowa�o motorzysty. Pos�a� po sp�nionego ludzi i biega� po statku jak lis po klatce, nie kl�� nawet, rybacy nie mogli si� nadziwi�, co si� Teodorowi sta�o. Motorzyst� znale�li w ��ku z �on�, kt�r� pie�ci� do ostatnich chwil, bo dopiero trzy tygodnie jak si� pobrali, a on teraz p�yn�� gdzie� na ca�e �wier� roku. Gdy ju� byli wszyscy, Gacpa po�egna� si� z �on�, trzyma� j� za r�k�, chcia� co� powiedzie�, ale nic nie powiedzia�, tylko jak zwykle, �eby pilnowa�a dzieci. Pop�yn��... 10 W Skagen na kei czeka� Mereda, po przybiciu szyper zszed� do niego, gadali chwil�, po czym Gacpa czmychn�� do kabiny i zawo�a� swojego zast�pc� Wiktora. Na stole sta�a butelka whisky. Gacpa nala� do szklanek z�otawego p�ynu i posadzi� Wiktora naprzeciw siebie. Milcza�. � Czego chcesz? � zapyta� Wiktor. Gacpa podni�s� g�ow�, popatrzy� tamtemu w oczy, powoli powiedzia�: � Zostawiam statek. Doprowadzisz go do kraju, ja tu schodz�. Wiktor wypi� w�dk�, u�miechn�� si� kwa�no, mrukn��: � Dawniej opowiada�e� lepsze kawa�y. � Nie �artuj�, schodz� z burty. Wiktor patrzy� uwa�nie na szefa, wyj�� chusteczk�, wytar� pot z czo�a. Gacpa patrzy� w bok. � Schodz�, chcia�em z tob� pogada� o kutrze i babie... zosta�a w kraju z dzie�mi. � S�uchaj, Teodor � przerwa� mu tamten, zawo�am ludzi. � Nie zrobisz tego. Wiktor nala� sobie kieliszek, zostawiaj�c szk�o szefa puste, wypi�, znowu sobie nala�. � Ty nie zrobisz tego � mrukn��. Zmarszczy� czo�o, chcia� wymy�li� co� jeszcze, ale nie wymy�li�, milcza�. Gacpa wzi�� butelk�, nala� do swojej szklanki troch� w�dki. M�wi� powoli: � Par� lat temu zrobi�em numer. Rozumiesz. Wysypa�o si� dopiero teraz... Musz� tu zosta�. Gdybym wr�ci�, poszed�bym do pierdla... Rozumiesz, Wiktor? � Co zrobi�e�? � Taki tutejszy da� mi adres, zawioz�em list. Wypili�my z aptekarzem butelk� koniaku i zapyta� mnie, czy wiem o rulonikach. Nie wiedzia�em, wyt�umaczy� mi, �e s� do zabrania. Pytam, co tam jest, tamten rozsup�a� rulonik, pokaza� obraz. Nie zna�em si� na tym, zabra�em... � Gacpa urwa�, patrzy� przed siebie. � Przed samym wyj�ciem w rejs dosta�em wiadomo��, aptekarz wpad�, wsypa�, �e wywioz�em obrazy. � Gacpa umilk�. Wiktor te� milcza�, dopiero po chwili zapyta�: � Co zrobisz? � Gacpa nie odpowiedzia�. Wiktor przypali� sobie papierosa, zaci�gn�� si�. � Nie wyjd� bez ciebie z tego portu. Poczekam � powiedzia� powoli. Gacpa zszed� z kutra o p�nocy, gdy rybacy spali. Szed� z marynarskim workiem na plecach i s�ucha� dudnienia w�asnych krok�w w w�skich uliczkach Skagen. Mereda przywita� go wylewnie. � Co pijesz? Whisky? Koniak? � wyci�gn�� butelk� w�dki, postawi� automatyczny syfon na stole. � Umyj si�, zdejm kurtk�, wygl�dasz jak uciekinier wojenny. � Mereda by� podniecony. � Ze�resz co�? Czekaj, otworz� sardynki. � Rozla� w�dk�, la� du�o, ponad ,,sztachetki� w szklankach. � Ja tam tego wod� nie paprz�, Polak musi umie� pi�. � Nie czekaj�c na towarzysza wypi�, znowu rozla� kolejk�. � Tu jest pi�kny kraj, powiadam ci, automaty... skul! B�dziesz na razie mieszka� u mnie. Jutro, jak �ajby nie b�dzie, skoczymy na policj�, zameldujemy, jak jest, za ciebie za�wiadcz�, podpisz�, �e jeste� na moim utrzymaniu, a w sobot� bal, przyjd� lale, loczate, cycate, dupiaste, za tani grosz. � Ja musia�em od Niemc�w zaczyna�. St�d, jak si� nie ma poparcia, bior� za ty�ek, wyrzucaj�, jak z Ameryki, wiem co� o tym. No, skul! Dobrze wygl�dasz. A w�dzarni� pami�tasz, odpili�my tam swoje litry. Tu te� ci� utkam na l�dzie. A jakby� chcia�, wy�l� do Hamburga, tam jest cycu� robota. Troch� polityczna, troch� spo�eczna... Nagabuje si� naszych o r�ne g�upstwa, jak powiedz�, inkasuj�... Nie tylko oni, ty te� � Mereda za�mia� si� chropowato. � No, skul! � przerwa� paplanin�, ziewn�� szeroko. � Wszystko cha�a, skul! Co nie gadasz? � Gdzie mnie urz�dzisz? � zapyta� Gacpa. � Co si� martwisz, �ry� ci dam, a potem si� zobaczy. Na pocz�tek p�jdziesz do w�dzarni, b�dziesz w�dzi� ryby. 11 � A z p�ywaniem jak? � Z p�ywaniem? Z p�ywaniem poczekasz. � Milcza� spor� chwil�. � Co milczysz? � powt�rzy� pytanie Mereda. Nieco chwiejnym krokiem poszed� do barku, wyci�gn�� nast�pn� butelk�. � Zbankrutuj� przez ciebie, sznaps tu drogi... Gacpa poszpera� w marynarskim worku, postawi� na stole trzy p�litr�wki czystej wyborowej. � Ch�opie, daj pyska � ucieszy� si� tamten. Wkr�ca� nab�j do syfonu, nab�j wypad� mu z r�ki, skaka� po stole, Mereda wodzi� za nim zapitym spojrzeniem, �apa� go, ponownie usi�owa� wprowadzi� do zamka. Wreszcie machn�� r�k� i obr�ci� si� ca�� postaci� do Gacpy. � Niepotrzebnie si� �eni�e� � wybe�kota�. � B�d� k�opoty, �ona zosta�a, dzieci, a facet, to jest... ty, ty, prysn��e�... b�d� dogadywa�. No, polej jeszcze. Co �a�ujesz? � Gacpa nala�, tamten wypi�, zacz�� o lalach, kt�re jutro przyjd�. Ko�owa� przed Gacp�, oddala� si�, walczy� z p�omykiem zapalniczki, kt�ry zdmuchiwany sapaniem, nie chcia� skoczy� na po�linione cygaro. Wtedy Gacpa poszed� pod kran do �azienki. Woda ciek�a po nim od g�owy do st�p. Lustro pokry�o si� firan� pary. Odbicie Gacpy rozpe�z�o si� po zmatowia�ym szkle. Wr�ci� do pokoju zupe�nie mokry. Mereda rozci�gni�ty w fotelu chrapa�, Gacpa stan�� na �rodku garsoniery, pok�j obraca� si� w ko�o, Mereda z fotelem zatacza� kr�gi, Gacpa przetar� d�oni� twarz, zas�oni� oczy przed promieniami s�o�ca, kt�re nie wiadomo kiedy pokaza�o si� w oknie. Min�a noc, by� dzie�. Mereda spad� z fotela, le�a� na ziemi, trzyma� w ustach cygaro, po pokoju wala�y si� porozrzucane butelki. Gacpa podszed� do starego kumpla, szarpn�� za rami�, potrz�sn��, tamten poruszy� si�, wgramoli� na fotel, popatrzy� nieco trze�wiej. � Pojedziesz do Hamburga, cycu� robota, pojedziesz... � wybe�kota�. Gacpa poczu� sucho�� w ustach. � Co? � Pojedziesz do Hamburga, rozumiesz! Czeka�em na ciebie, pojedziesz albo wr�cisz tam... do pierdla. Hi! hi!... � parskn�� Mereda i poczu�, �e unosi si� do g�ry, zamruga� wyblak�ymi rz�sami, zas�oni� twarz przed pi�ci�, os�upia�y wyl�dowa� na barku, za fotelem. Puste butelki pierzch�y jak przestraszone... Gacpa zarzuci� marynarski worek na plecy. �ciany stan�y na swoich miejscach, zam�t pod czaszk� ucich�. Schodzi� Gacpa powoli ze schod�w, wyszed� na podw�rze, ulic�, szed� pr�dzej i pr�dzej, bieg� w kierunku portu potr�caj�c ludzi... Przy holenderskim trawlerze sta� ��ty kuter. Gacpa prze�azi przez reling, by� na swoim statku. Maszyna pracowa�a pod pok�adem, diesel prycha� przezroczystymi ob�oczkami spalin, przy ster�wce rozmawiali Wiktor i motorzysta. Wiktor uni�s� zamkni�t� d�o� z odchylonym do g�ry kciukiem, mrugn��, pokaza� bia�e z�by, Gacpa skin�� mu g�ow�, wrzuci� do otwartych drzwi marynarski worek, wyprostowa� si�, powiedzia�: � Przygotuj kuter do odprawy! Wiktor przechyli� si� przez skajlajt do mesy, gdzie siedzieli rybacy. � Przygotowa� kuter do odprawy, wychodzimy w morze � powt�rzy� rozkaz szypra. Stare to by�y czasy, przesz�o, min�o. Odcierpia� swoje. Teraz nie by� rozmowny, siedzia� na kanapce, za�o�y� r�ce na brzuchu, puszcza� kciukami m�ynka. �le si� czuje rybak, kiedy statek nie wlecze za slipem wype�niaj�cego si� ryb� w�oka. Stukn�y drzwi, do kabiny zajrza� Grzegorz. Przeprosi� Gacp�, zwr�ci� si� do mnie: � G��wny ta�moci�g zmontowany, nie trzeba go robi� w porcie, tylko dwie rolki do wymiany, �eby nie by�o k�opotu przy wyj�ciu za miesi�c. Gacpa pocz�stowa� mistrza papierosem, Grzegorz zapali�. U�miechn��em si� chy�kiem. Zaruba ju� zapomnia�, �e nie b�dzie dla niego nast�pnego rejsu. W korytarzu rozleg�y si� szybkie kroki, dudni�y mi�dzy szotami, kto� bieg�, stukn�� w drzwi, wpad� do kabiny. By� to 12 Stefan, radiooficer na �Murenie�. Dysza�, rzuci� okiem po zebranych, przysiad� na kanapce, oczy mia� rozbiegane, twarz �ci�gni�t�. � Chcecie si� po�mia�? � zagai� prawie z�owieszczo. � Co si� sta�o? � zapyta� nie trac�c spokoju Gacpa. � Padniesz, jak ci powiem � u�miechn�� si� krzywo �radio�. � Oni te� padn� � wskaza� brod� na mnie i Grzegorza. � Nie pajacuj, Stefan, co jest, gadaj! � wtr�ci�em si�, bo znaj�c pow�ci�gliwo�� Stefana czu�em, �e szykuje si� heca. � Odebra�em telegram do �starego�, tylko wam m�wi�, wracamy jeszcze na dwa miesi�ce... W kabinie zapanowa�o milczenie, zdawa�o si�, �e szoty przesta�y bucze� od wibracji. � Wiesz co, Grzegorz � przerwa�em uci��liw� cisz� zwracaj�c si� do mistrza � wyrzu� kraba za burt�. Zaruba milcza�. � Ludzie si� nie zgodz�. Przesz�o dwie�cie dni na �owisku, tego jeszcze nie by�o. B�dzie draka jak olimpiada � cedzi� s�owa Gacpa. W tej chwili silnik jakby zakrztusi� si�, prycha�, urwa�. Gacpa mrugn�� do mnie, przygryz� warg�. � Widzisz, Zyga, �stary� zwolni�. W kabinie zadzwoni� telefon, Gacpa podni�s� s�uchawk�, w aparacie bulgota� g�os kapitana, Gacpa trzyma� daleko od ucha s�uchawk�, s�owa by�o s�ycha� prawie wyra�nie. � Panie ,,pierwszy'', chod� pan do mnie, mam piln� spraw�. Na odprawie kapitan biega� po salonie jak ry� po klatce. Patrzy� w milczeniu na zebranych, usiad�, zagai� niezgodnie z protok�em: � Kurwa ma�, jest telegram, mamy wraca� jeszcze na jeden krajowy �adunek, t� ryb� zostawimy w Las Palmas. � Umilk�, sapa� chwil�, po czym zako�czy� przem�wienie: � Ludzi trzeba przygotowa�, �eby nie pyskowali za du�o, szumu �eby nie by�o. Narada w zasadzie by�a sko�czona. Nikt jednak nie wstawa�, nie wychodzi�. �Stary� chrz�kn��. � No? � zapyta� nie wiadomo o co, nie wiadomo kogo. � Ba... � powiedzia� Gacpa. � Co ba? � zapyta� kapitan mru��c oczy. � Trzeba � powiedzia� Gacpa. � Co trzeba? � Ludzi przygotowa� � mrukn�� Gacpa, wzruszy� ramionami. � M�wi�em, �e trzeba! � �stary� przygryz� warg�, spojrza� na Gacp�, jak patrzy si� na kogo�, kto niepotrzebnie m�ci cisz�. � Panie kapitanie � zagai� przewodnicz�cy rady na statku � trzeba zrobi� zebranie, porozmawia�... zapyta� ludzi... � umilk�. Kapitan wsta�, przeszed� si� po salonie. � Zapyta�... zapyta�... � powt�rzy� z pasj�. � Wrzask si� podniesie jak sto choler � zauwa�y� lekarz. Kapitan usiad� i ostatecznie zako�czy� spraw�: � �adnego zebrania teraz nie b�dzie, sprawa powrotu na �owisko to oficjalnie tajemnica. Do Las Palmas mamy trzy dni przelotu, niech si� gadka rozpe�znie na statku, b�d� sejmikowa�, wyszumi� si�, przyzwyczaj� do sprawy, zrobimy tu� przed portem zebranie. Wstawali�my powoli. Kiedy w kabinie parzy�em sobie herbat�, przyszed� starszy rybak Ste�. Zapuka�, uchyli� drzwi, w�lizn�� si� do mojej kabiny jak kot do spi�arni. � Mo�na, panie kierowniku? � Mo�na. � Wracamy na ryby? Prawda to? � Kto ci m�wi�? 13 � Wiemy wszystko, panie kierowniku. � Kto rozw��czy ploty po statku? � zapyta�em gro�nie, chc�c dotrzyma� polecenia kapitana. � Jakie tam ploty, panie kierowniku, trzeba powiedzie� po ludzku, jak jest i tak wszyscy wiedz�. Usiad�em, zapali�em niech�tnie papierosa, bo ju� mia�em w ustach jak w popielniczce. Zbiera�em my�li. � �Stary� chce nas wzi�� na czas � powiedzia� Ste� � na statku wrze, wszyscy wiedz�, ,,stary� nie chce wyj�� ze spraw� na �wie�o, prawda, panie kierowniku? � Daj mi spok�j, Ste�, id� do ,,starego�. A o powrocie sk�d wiecie? � Jak to sk�d? Z radia. Chce pan, chod�my do Tracza, pos�uchamy, jak b�dzie ,,stary� rozmawia� z przedsi�biorstwem, za dwadzie�cia minut b�dzie rozmowa. Chce pan? � Na �Pionierze� Tracz �apie? � Na starej �Stolicy�. Kraju nie s�ycha�, ale statek s�ycha�. Mo�na z po�owy rozmowy wszystko wykapowa�. Rozumie pan, panie kierowniku? 14 Przelot. Przerwa w codziennej rybackiej har�wce. Siedz� w kabinie, zapali�em dobrego papierosa, czuj�, �e zabiera si� do mnie morska chandra. Na wodzie po dwustu dziesi�ciu dniach rejsu nie powinno by� przelot�w, �adnych d�u�szych chwil, z kt�rymi nie wiadomo co robi�. Robota powinna by�, odrobina spania, chwilka na �arcie i znowu robota, �eby czas bieg�, �eby nie mog�y wskakiwa� ludziom do g�owy g�upie, niepotrzebne my�li. Na przyk�ad takie, co teraz robi Joanna? Dlaczego jej ostatnie dwa listy by�y zagadkowe? S� to my�li niekonstruktywne, nie maj� nic wsp�lnego z planem po�ow�w, z prac� na Statku, z fors�, kt�r� tu si� zarabia gar�ciami. G�upie my�li... Przychodzi mi do g�owy, �e najlepiej by by�o, �eby rybacy dalekomorscy byli wy��cznie samotnikami, nie mieli swoich kobiet, rodzin. R�ne inne rzeczy mi przychodz� do g�owy, �api� si� na tym, �e skoml�. Ja skoml�? Mo�na by nie dziwi� si� Kacperskiemu, kt�ry tutaj w t� robot� jako� si� zapl�ta�, ale ja, rybak od ch�opaka, z osady jeszcze, z czas�w, kiedy z Michalikiem p�ywa�o si� w lodowate miesi�ce po �ledzia na Morze P�nocne i to na czym, na kutrach i cholernych kulikach. Taka �Murena� � p�ywaj�cy pa�ac i to po czym p�ywaj�cy? Po afryka�skim szelfie, ciep�o, nigdy nie zakiwa, nigdy nie zmoczy. Tylko rejsy d�ugie i jeszcze przed�u�aj� po siedmiu miesi�cach... jak ten. A co mo�e robi� teraz Joanna? Patrzy z obrazka na szocie prosto w moj� stron�, po��k�a lekko razem ze skr�caj�cym si�, coraz bardziej wym�czonym kartonikiem fotografii. W poprzednich rejsach nie zadawa�em sobie tego pytania. By�o dla mnie jasne, �e Joanna po prostu czeka. Wegetuje �wier� �yj�c, pracuje, je, �pi, my�li, o mnie, czeka... Patrzy�em z daleka na innych, kt�rzy czytali listy od kobiet podejrzliwie mi�dzy wierszami, zwierzali si� cichcem jeden drugiemu ze swoich w�tpliwo�ci. Ja nale�a�em do wi�kszo�ci tych, dla kt�rych problem takich niepokoj�w w zasadzie nie istnia�. No i mi�dzy poprzednim a tym w�a�nie rejsem wybra�em si� z l�dowym kolesiem do znajomych w niewielkim miasteczku. Wypili�my tam butelk� w�dki, o powrocie samochodem za kierownic� m�j kolega nie m�g� my�le�. Gospodarze za�atwili nam hotel. Za �cian� naszego pokoju w tym hotelu urz�dowa�a w nocy parka. Rano obydwa go��bki wlaz�y prosto na mnie, kiedy zamyka�em drzwi swojego numeru. Pani� pozna�em od razu, by�a to �lubna Sabinka jednego z naszych, tu z �Mureny�, podobnego pewniaka jak ja � nie zdradz� czyja, nawet dzi�. Zblad�a, usi�owa�a uciec, ale wr�ci�a szybko. Zaci�gn�a mnie w r�g korytarza, zaklina�a na wszystko, abym milcza�. Mia�a �zy w oczach, ale czu�em, �e wiele by da�a takiemu, kt�ry by mnie zaraz, w tej chwili, razem z t� jej tajemnic� zaciuka� siekierk�. Od tej pory zachwiana zosta�a nieco moja wiara w wierno�� naszych kobiet, a wi�c i Joanny... Tylko nie mo�na tego generalizowa�. Kiedy� dawno, przed wyjazdem do osady mieszka�em w Gda�sku, k�tem u stoczniowej rodziny. Pi�tro wy�ej mieszka�o dwoje m�odych niedawno po �lubie. Jeszcze wy�ej, jak si� to wtedy m�wi�o, pani marynarzowa z matk� i ma�ym brzd�cem, ni�ej za� w wynaj�tym pokoju dw�ch student�w z politechniki, z ostatniego, trzeciego w�wczas, roku budowy okr�t�w. M�� marynarzowej p�ywa� na dalekich liniach, gdzie� na Chiny czy Japoni�. Marynarzowa mog�a mie� ze dwadzie�cia siedem lat, by�a wysoka, kr�g�o toczona. Kiedy sz�a po schodach, z przyjemno�ci� patrzy�o si� na ni� z do�u, bo by�o wida� wysoko pe�ne, lekko z�otawe uda; i z g�ry, bo ods�ania� si� przesmyk kszta�tnego biustu. Ci studenci dalej�e startowa� do pi�knej samotniczki. Startowali p� roku bez skutku. Gdzie tam, nawet podej�cia im nie da�a. Doszli do wniosku, �e musi kogo� mie� taka dziewczyna, kiedy ma��onek buja miesi�cami po morskich odm�tach. Zacz�li j� �ledzi�, troch� dla zabawy, troch� dla szanta�u, chocia�by za niepowodzenia. Wy�ledzili 15 tyle, �e dziewczyna nie mia�a nikogo. Nikogo, chocia� m�a marynarza przy niej nie by�o i jej nie pilnowa�. Inaczej rzecz wygl�da�a z ma��e�stwem mieszkaj�cym tu� nade mn�. Ona te� m�oda, te� wysoka, te� kr�g�o toczona. M�� nie pozwoli� jej pracowa�, bo w pracy dziej� si� r�ne rzeczy. Pokonuj�c nie lada bariery za�o�y� telefon, �eby m�c w ka�dej porze dnia dzwoni� i sprawdza�, czy �ona siedzi w domu i czyta ksi��k�. Niezale�nie od tego wpada� taks�wk� w godzinach swojej pracy na domow� wizytacj�. Tyle �e jego Magdusia wychodzi�a bardzo rano do mleczarni na drug� stron� ulicy po mleko... no i z kank� w r�ce wst�powa�a prawie co dzie� na p� godziny lub odrobin� d�u�ej do bruneta studenta z parteru, kt�remu nie powiod�o si� z marynarzow�. Sen najs�odszy jest tu� przed chwil�, kiedy trzeba wsta� do pracy, rogaty zazdro�nik nie wiedzia� wi�c o tym, o czym wiedzia�a ca�a kamienica ju� wtedy, gdy ja opuszcza�em Gda�sk i wyje�d�a�em do osady. Mora� z tej historyjki taki: przypilnowa� mo�na najwy�ej ognia, kiedy jeszcze ma�y; wody, kiedy wzbierze i kobiety upilnowa� si� nie da. Nie na pilnowaniu wi�c polega szczeg� wierno�ci. Zawsze tak� uznawa�em prawd�, zaoszcz�dzi� mi przeto los wi�kszych rozczarowa�. Urwa� si� jednostajny szum silnika, kabina przechyli�a si� w lewo, zadzwoni�y szklanki na stoliku. �Murena� wykonywa�a nag�y zwrot, jaki� statek ci�gn�c za ruf� w�ok przeszed� nam tu� przed dziobem... A z Helen� g�upio sko�czy�o si� ma��e�stwo. Na rozw�d nie zd��� przez to przed�u�enie rejsu, sprawa si� nie odb�dzie i znowu zw�oka. Mnie to ani zi�bi, ani parzy, wola�bym nie mie� rozwodu, bo kiedy dadz� s�dowy �wistek, Joanna nie przepu�ci i trzeba b�dzie bra� nowy �lub, a jak mi B�g mi�y, wola�bym tego unikn��. Raz ju� wyszed�em z teczk� na ulic�, nic nie pozwoli�a wzi�� Helena, ile w tym by�o chytro�ci, a ile przekory? Stara sprawa. Tyle �e w�a�nie dlatego tu jestem. Nale�a�o zarobi� na nowe mieszkanie, poszcz�ci�o si�, mo�na by�o odkupi� w�asno�ciowe M-3 nad samym morzem, trzeba by�o sprawi� nowe graty, garnki... zupe�nie wszystko nowe. Skromna pensja in�ynierska na niezbyt eksponowanym stanowisku w Zak�adach Rybnych nie wystarczy�a. Przyda�a si� rybacka praktyka na kutrze u Michalika, przyda�y si� rybackie studia. Pobieg�a statkowa kariera, zaraz na drugim rejsie stanowisko technologa. No i nawin�a si� Joanna. �Dzie� dobry� z ni� na d�ugim korytarzu Zak�ad�w Rybnych by�o troch� inne ni� na przyk�ad z setk� jej kole�anek. Potem kiedy kupi�em M-3, wszystko potoczy�o si� jak z dziewczyn�, kt�ra do tego codziennego korytarzowego �dzie� dobry� dok�ada taki jak Joanna u�miech. A Helena? Dziwnego wra�enia doznaj�, kiedy widz� starych, ci�gle zgodnie �yj�cych ludzi. W kamienicy, gdzie mieszka�em z Helen�, by�a taka para. Karolina Bednarek ka�dego wieczora znosi�a z trzeciego pi�tra dwa krzes�a, stawia�a je przed kamienic�, wraca�a na g�r�, by sprowadzi� Piotra Bednarka. Trzyma�a go pod rami� mocno, aby nie wy�lizn�� si� jej z r�k na kamienne schody, po kt�rych dzieci skaka�y, jakby mia�y skrzyd�a. Karolina usadawia�a Piotra w fotelu, m�wi�a, �eby oddycha� g��boko. Za nagrzan� s�o�cem, pachn�c� smo�� jezdni�, dwoma parami tramwajowych szyn i drugim chodnikiem sta�y trzy d�by, kaza�a mu patrze� na te d�by. By�a wielka, t�ga, Piotr chudy, zgarbiony, prawie ma�y. Kiedy� podobno Piotr by� wielki, a Karolina szczup�a, ale Piotr zmieni� si� i zmieni�a si� Karolina. Gdy siedzieli przed bram�, jemu opada�a na bok g�owa, ona unosi�a j�, aby m�g� oddycha� g��boko. � Duszno � m�wi� Piotr i Karolina wachlowa�a go z�o�on� w czworo gazet�. Piotr patrzy� na trzy d�by, kt�re mia�y popielate od miejskiego kurzu li�cie, ale tego nie by�o wida�, bo by�o ciemno. Karolina zapada�a w zadum�, pewnie my�la�a, �e gdyby nie zgrzytaj�cy na zakr�cie tramwaj, Piotr by�by zdrowy. Zadumana czasem nie odpowiada�a, gdy m�wi�em jej � dobry wiecz�r. � Wtedy by� mo�e my�la�a o dzieciach. Po pierwszej wojnie, Karolina s�u�y�a w mie�cie i mia�a syna, wyjecha�a na wie�, pozna�a Piotra � rybaka. Podczas drugiej wojny syn Karoliny by� prawie doros�y; gdy razem uciekali, zosta� w lasku nad morzem, bo trafili go z karabinu. Sko�czy�a si� druga wojna, jak pierwsza, przyjechali tutaj, kto� przyprowadzi� Marylk�, powojenn� znajd�. Marylka uros�a, wysz�a za m�� i mia�a syna Mareczka. 16 � Marylka pisa�a? � pyta� cz�sto Piotr. � Pisa�a � odpowiada�a Karolina. � Co pisa�a? � pyta� Piotr i przysuwa� ucho do ust Karoliny. Karolina j�ka�a si�. � Pisa�a, �e Mareczek zdrowy... � Zdrowy � m�wi� Piotr i patrzy� na d�by w mroku. Przeje�d�a� tramwaj, ha�asowa� przed nimi, zgrzyta�. Karolina kuli�a si�, bo Piotrowi potrzebna by�a cisza i ziele�, wi�c ona kaza�a mu patrze� na d�by... Ci wygrali wsp�lnie z przeciwno�ciami losu � my�la�em obserwuj�c ich � wygrali. � Do dzi�, kiedy spotykam takich, robi mi si� przykro, jakbym porzuci� Helen�. A przecie� nie musia�o si� tak sta�. Rozpad�o si� ma��e�stwo i w�a�ciwie nie wiadomo dlaczego, wiadomo tylko, �e przyczyn� tego rozpadu nie by�a jaka� druga ona, czy jaki� on... To, co si� sta�o, sta�o si� wy��cznie mi�dzy Helen� a mn� i to by�o najgorsze. Za bulajem daleko pokaza� si� zarys l�du, patrzy�em na ciemn�, lekko za�aman� lini�, patrzy�em w skupieniu, by�a to pewnie pustynia. Przyda�by si� kto� z butelk� w tym przelocie. Joanna u�miecha si� z po��k�ego kartonika, a jest smutna mimo u�miechu, daleka jest, jakby nie moja, ilekro� wracam z tak d�ugiego rejsu i spotykam j� na trapie, w jej rysach widz� co� nowego, innego, jakby obcego, to co� na drugi dzie� znika i nie da�oby si� pewnie nawet sfotografowa�... Przekr�cam ga�k� radia, w g�o�niku wybucha pe�na temperamentu hiszpa�ska melodyjka. Zapalam nowego papierosa, my�l� jakby z drwin�, �e p�yniemy sobie do Las Palmas w�cha� piniowe lasy. Gadka o przed�u�eniu rejsu, zgodnie z przewidywaniami �starego�, rozpe�z�a si� po statku b�yskawicznie. Ludzie podnie�li szum. Szum diablo podobny do tego, kt�ry mo�na us�ysze� w wielkich, wyci�gni�tych z morskiego dna muszlach. Szum, nic wi�cej. Nie podoba�o si� temu i tamtemu, �e jeszcze sze��dziesi�t dni zostanie na �owisku. Nie podoba�o si� i tyle. Gacpa m�wi, �e jestem cholerny cwaniak, a kto tu nie jest cwaniak? Siedz� sobie w kabinie, pal� dobrego papierosa. Gdzie mi b�dzie lepiej? Takie �ycie, w kt�rym nie ma kolejek do sklep�w za g�upim kawa�kiem kie�basy, �arcie podstawione pod nosek, wyrko z czy�ciutk� bielizn�, a za bulajem pe�znie do ty�u, bez po�piechu, powiedzmy, taka Mauretania albo Senegal. Robi si� te szesna�cie godzin na dob� przy rybie albo nawigacji, bo w og�le nic innego do roboty nie ma. A dlaczego nie ma? By� na �Murenie� w zesz�ym roku m�ody ch�odnik, przyszed� do tej roboty dla forsy. Mo�e to wygl�da na trucie wy�wiechtanej blagi, ale on przyszed� na rybacki trawler w�a�nie dla forsy i co jeszcze bardziej wygl�da�o na stereotyp � pieni�dze potrzebne mu by�y dla kobiety, kt�ra, �eby by�o zwyczajnie, by�a jego �on�. Mo�na si� z tego Kazia i historyjki o jego kobiecie, pieni�dzach i rybackiej kondycji psychicznej po�mia� jako z bzdury, tyle �e to autentyczna prawda. Znana by�a kiedy� dykteryjka o marynarzu, kt�ry przez trzy lata nie opuszcza� statku i ciu�a� cencik do cencika, bo chcia� �onie kupi� sobolowe futro. Kiedy po tych trzech latach ten marynarz wr�ci� do macierzystego portu z futrem na pok�adzie, nie doczeka� si� �ony na statku, a sam dla siebie nigdy nie chcia� sobolowego futra. Historyjka ch�odnika Kazia by�a jeszcze gorsza. On od tego szcz�cia, �e nie ma tu kolejek po kawa�ek kie�basy, jest czyste wyrko i sunie za bulajem bardzo powoli przez dwie�cie dni bez przerwy g�adziutki kontur Mauretanii lub Senegalu dosta� kota i z tym kotem te� nie doczeka� si� �ony w porcie. W porcie ani p�niej w szpitalu i jeszcze p�niej w sanatorium. Pieni�dzy faktycznie troch� zarobi�. Kazio nie by� z tych, kt�rzy w takim jak tu sposobie zarabiania forsy zobaczyli te� i t� warto��, �e w�a�ciwie tak mo�na spokojnie dzie� za dniem �y� sobie bez wi�kszych wzrusze� i dramat�w. �eby si� na takie co� zdecydowa� i nie dosta� potem kota, trzeba by� odrobin� artyst�, chocia�by takim bez �adnego artystycznego talentu. Na l�dzie ludzie w rodzinach starzej� si�, kochaj�, za�eraj� a� do nienawi�ci, jeszcze raz kochaj� i zdradzaj�, odp�acaj� sobie nawzajem, ci dla siebie przeznaczeni, porzuceniem... Nie maj� dobrze na l�dzie, na pewno nie. Kto by mi kaza� tak �y�, kiedy mog� zapali� dobrego papierosa, usi��� w przerwie mi�dzy robot� i tylko o takim �yciu po 17 my�le�? A tu przesuwa si� powoli, powiedzmy na przyk�ad, taka Mauretania. Tyle �e w Las Palmas b�d� listy. Nie wiedz� kobiety, �e poczciwy los dorzuci� nam do tego rejsu co najmniej jeszcze sze��dziesi�t morskich dni, sze��dziesi�t morskich nocy. Ci dooko�a na �Murenie� porz�dni z ko��mi ludzie, ja jestem troch� odmieniec. Gacpa i Grzegorz � rybacy, a nie takie zupe�nie nie wiadomo co jak Kazio ch�odnik, kt�ry chcia� na rybackim �yciu zarobi� fors�, a nie umia� po rybacku �y� i dosta� kota. Gacp� i Grzegorza trzyma na �Murenie� przywi�zanie do rodziny, kt�ra zosta�a na dalekim brzegu. Du�a sprawa przywi�zanie rodzinne, oni nigdy w �adnym rejsie nie dostan� kota. Bardziej zagro�ony jestem ja, chocia� siedz� sobie w kabinie, puszczam smugi bia�ego dymu z dobrego papierosa, patrz� na skrawek Mauretanii albo chyba ju� Sahary, za�ywam pe�n� g�b� tej egzotyki rybackiego zawodu, kiedy akurat roboty nie ma. Jest w przetw�rni pi�ciu m�odych in�ynier�w. Ch�opcy sko�czyli studia rybackie, trzech tacuje ryb� do szaf, jeden kartonuje bloki na glazurowniku, a jeden przebiera ryby przy stole sortowniczym. Wszyscy kawalerka. Nie dorobili si� jeszcze na rybackiej robocie. Z perspektywami te� raczej kiepsko i co gorsza to takie m�odziki tu na wodzie nie maj� czego wspomina�. A na morzu bez wspomnie� gorzej ni� bez s�odkiej wody. Je�eli nie wi�zy rodzinne, co� innego musi dawa� si�y do p�dzenia tutejszego �ycia, bo inaczej nie da�oby rady tak p�ywa� z w�okiem za ruf� i nie w�ciec si� z zazdro�ci, �e gdzie� leci normalne �ycie. Moje szcz�cie w tym, �e mog� zawo�a�, kiedy za bulajem pe�znie kontur pustyni, Bo�en� z akademika, nawet czasem Helen�, Joann� albo najlepiej Dark� kelnerk� z restauracji �Viking�, Dark�, kt�ra �y�a w ma�ej rybackiej osadzie razem ze mn� jakie� dobre pi�tna�cie lat temu... 18 Teodor Gacpa le�y w koi, nogi trzyma wysoko, oparte o drewnian� obudow� ��ka, siedz� na kanapce przy stole, mi�tosz� w palcach ko�cz�cego si� papierosa. Za bulajem pe�znie do ty�u p�askie morze. Statek nowym kursem idzie do Las Palmas. � G�adko posz�o � odzywa si� Gacpa � my�la�em, �e b�dzie wi�kszy huczek, dobrych syn�w ma Rzeczpospolita, jakby im zap�aci� za siedzenie, pozadeptywaliby si� przed bram� pierdla... taki by�by t�ok. � Nie podoba ci si�, wola�by�, �eby nam stan�li d�ba, widzia�e�? By�y tego pr�by � m�wi� tak, bo faktycznie rad jestem, �e na zebraniu, kiedy ju� przedtem si� wyszumieli, nie trzeba by�o ucieka� si� do dawania rybakom do zrozumienia, �e prawo prawem, ale lepiej niech uwa�aj� ze zbytnim pyskowaniem, bo mog� �a�owa�. Ode mnie z przetw�rni za��dali powrotu Bo�czyk, Kargula, Cherby�, no i chyba jeszcze ze trzech, cho� ju� mniej pewnie. � Zejd� w Las Palmas, za�aduj� si� na jaki� statek id�cy do kraju. Przy�l� nam na ich miejsce nowych � dojad� do Las Palmas za dwa tygodnie, �Murena� b�dzie ju� w morzu i tyraj, cz�owieku, z zmniejszonym sk�adem przy krajowym �adunku. � W Las Palmas spijam si� � m�wi Gacpa patrz�c w sufit nad koj�, jak patrzy si� w pust� przestrze�. Milcz�. Gacpa si�ga po papierosa. � �Stary� te� by� w�ciek�y na to polecenie, szcz�ka mu lata�a jak w febrze, ale fason trzyma�. Widzia�e�, jaki mia� pysk, kiedy tw�j Ste� zapyta�, czy przez pi�tna�cie lat kapitanowania chocia� raz reprezentowa� ludzkie interesy przed armatorem a nie interesy armatora przed lud�mi? G�upia nasza rola, g�upia, ja te� nie wiem cz�sto, gdzie g�b� schowa�, kiedy ludzie maj� racj�. � Rozklei�e� si�, Teodor � mrucz�, aby co� powiedzie�. � Wiesz, co ja o tobie my�l�, Zyga � cedzi Gacpa � rzadkiej klasy z ciebie cwaniak, lawirant jeste� wyj�tkowy, tylko ci zazdro�ci� postawy, zawsze pozytywny facet... i ludzie ci� lubi�, i kapitan, i w przedsi�biorstwie. Co ty zrobisz, jak kiedy� naprawd� b�dziesz si� musia� narazi�? Na lewo �wieczk�, na prawo ogarek. Cacy, cacy... niech ci� cholera we�mie. � Naprawd� tak my�lisz? � Naprawd�. � Ludzie te� tak my�l�? � pytam, bo ju� drugi raz mi m�wi co� podobnego Gacpa. � Chyba nie, o to w�a�nie chodzi, mnie te� to dopiero niedawno przysz�o do g�owy, dopiero niedawno zrobi�em takie odkrycie. W Las Palmas rybacy skoczyli do miasta. Post�j w porcie mia� trwa� trzy dni, a �e Hiszpanie nie spieszyli si� z wy�adunkiem, wygl�da�o, �e b�dzie trwa� pi�� dni i pi�� nocy. Kiedy na statku pojawi�y si� pierwsze butelki br�zowego Fudatora, �Bia�ego Konia�, �Jasia� i czystej ameryka�skiej, obraz dalszych sze��dziesi�ciu dni i sze��dziesi�ciu nocy przywalonych ryb�, prze�ytych od �witu do �witu z no�em w r�kach nad zbryzgan� rybi� krwi� ta�m�, obraz dni dope�niaj�cych ciurkiem trzeci� �wier� roku z dala od kraju, kobiety, murowanych zwyczajnych �cian, kt�re bez przerwy nie brz�cz� jak g�upie... zmala�. � Polej, Ste�, polej tego �szkota�, wod� wylej do zlewu, whisky z wod� pije si� na party nie na statku. Nie truj w�dki wod�, bo ci zgnije w brzuchu. Ja tu mam dwie lale z poprzedniego rejsu, kto idzie ze mn�? Oj, jakie lale � Zapora u�miechn�� si� chy�kiem, poszed� raz z Andrzejem do tych lal. Dziewczyny by�y rzeczywi�cie �adne, zanie�li im karton papieros�w i 19 butelk�. Prezent wzi�y, pokaza�y w u�miechu bia�e z�by. Jedna powiedzia�a, �e si� rozbierze i b�dzie mo�na na ni� patrze�... za dziesi�� dolar�w, a �eby w og�le wszystko to dwadzie�cia dolar�w. � Ha! ha! ha! � �mieje si� Zapora ju� teraz nie chy�kiem, a zupe�nie otwarcie � id�cie z nim, id�cie, b�dziecie mogli popatrze� za dziesi�� dolar�w. Na drugi dzie� po �niadaniu zrobi�em sobie nieco wolnego i skoczy�em na Santa Catalina. Ile razy tu jestem, spotykam Jana, Polaka, kt�ry na Wyspach Kanaryjskich zd��y� si� zestarze�. Lubi�em w Las Palmas towarzystwo Jana, cho� mo�e dla zdrowia psychicznego lepiej by�oby urwa� z ciu�anych pieni�dzy te par�na�cie dolar�w i zrobi� za nie to, co normalny m�czyzna powinien robi� z kobiet�, je�eli jest pos�uszny woli pana Boga. Gacpa m�wi, �e rybaka to nie dotyczy. � Uczciwy ksi�dz te� ca�e �ycie �pi sam. W rejsie masz my�le� o rybach nie o kobietach. Jeste� w porcie, zachlaj si� w trupa, dzie� przele�ysz, na drugi �eb ci� b�dzie bola� i niczego opr�cz wody albo piwa nie b�dziesz pragn��, trzeciego dnia b�dziesz goni� zawalon� robot�, na nic ci czasu nie starczy. I amory masz z g�owy tak�e w porcie. O �onie my�l, jak ja o Hance. Chocia� raz, kiedy stali�my w Abid�anie, gdzie dziewczyny mo�na by�o nagarnia� do ��ka, a ja si� tylko spi�em � m�wi� dalej Gacpa � �ni�o mi si�, �e wyros�y mi na ramionach bia�e skrzyd�a, polecia�em na tych skrzyd�ach do nieba ogl�da� Boga, a B�g to by�a moja Hanka, kt�ra zaraz zauwa�y�a, �e ja nie mam bia�ych skrzyde� przy ramionach, a wielkie o�le uszy przy g�owie... � Tak raz, mocno ju� m�tnym g�osem, dowodzi� w afryka�skim por

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!