8341

Szczegóły
Tytuł 8341
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8341 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8341 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8341 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek H�asko �liczna dziewczyna By�a to rzeczywi�cie �liczna dziewczyna. Ludzie przychodz�cy do tego parku � nawet tacy, kt�rzy czynili to od wielu lat � nie pami�tali, aby zjawi�a si� tutaj kiedykolwiek cho� jedna taka, kt�ra mog�aby stan�� ko�o niej. Ta dziewczyna podrywa�a wiar� w materialno�� �wiata; przechodz�cy obok �awki, na kt�rej siedzia�a, doznawali wra�enia, i� przeszli pi�� krok�w w innym �wiecie. Nawet staruszek, od lat �a��cy t�dy z lask� zako�czon� szpikulcem, otworzy� usta i szed� tak a� do ko�ca alejki. A staruszek ten wiele widzia�, wiele m�g�by powiedzie� o majowych nocach, kiedy � dusz�c si� ze z�o�liwej satysfakcji � wyp�asza� st�d ubogich kochank�w. Dziewczyna siedzia�a na �awce z ch�opcem. Ch�opiec nie m�g� mie� wi�cej lat od niej � to znaczy dziewi�tna�cie lub dwadzie�cia. By� tak�e �adny, lecz ona gasi�a go ka�dym, nawet najbardziej nieznacznym ruchem lub spojrzeniem. Ta dziewczyna mia�a w sobie kawa� s�o�ca � tak my�leli przechodz�cy t�dy. W pewnym momencie rzek�a: � P�no ju�. Musz� i��. � Jak chcesz � powiedzia� ch�opiec. � Mnie tutaj dobrze. � Zrobisz to, o co ci� prosz�, czy nie? � Ju� ci powiedzia�em. � B�dziesz �a�owa�. � To moja sprawa � powiedzia� ch�opak. Wyci�gn�� z kieszeni paczk� papieros�w: prztykn�� w denko, wyci�gn�� jednego i zapali�. Potem schowa� paczk� z powrotem. � Ja te� pal� � rzek�a dziewczyna. � To bardzo niedobrze. Nikotyna szkodzi na zdrowie. Poza tym cz�owiek brzydnie. Popatrzy�a na niego spod zmru�onych powiek. Oczy mia�a br�zowe, ciemne: migota�a w nich miodowa gwiazdka. Chcia�a co� powiedzie�, lecz przechodzi� ko�o nich jaki� m�czyzna w granatowym kiepskim garniturze. By� to nieznaczny urz�dnik: nie osi�gn�� w �yciu niczego, gdy� brak�o mu i talentu, i wytrwa�o�ci. Jak ka�dy tego rodzaju cz�owiek uwa�a� si� jednak za skrzywdzonego i niezrozumianego. Popatrzy� na �liczn� dziewczyn� i pomy�la�: "M�j Bo�e! Gdybym ja mia� tak�! Mo�e by to wszystko zacz�o by� inne? Taka kobieta mo�e odmieni� wszystko; mo�e dla niej wzi��bym si� jeszcze za co�? A tak � z�amane �ycie. Ech, cholera! Musz� i�� do kina. Cz�owiek zaczyna si� rozkleja�..." Posmutnia� i przy�pieszy� kroku. Skoro tylko przeszed�, dziewczyna zapyta�a ch�opca: � Dasz czy nie? � Nie lubi� si� powtarza� � odpar�. Patrzy�a na niego swymi ciemnymi oczyma i rzek�a cicho: � Ty skurwysynu. Roze�mia� si�. Kopn�� czubkiem buta kamyk le��cy na �cie�ce i powiedzia� bardzo cichym, melodyjnym g�osem: � Pope�niasz ma�� omy�k�: nie jestem twoim dzieckiem. � Gdyby� by� moim dzieckiem � rzek�a � wiedzia�abym, co z tob� zrobi�. Spojrza� na ni� z ukosa i odpar�: � Dlaczego wi�c radzisz si� mnie, co zrobi� ze swoim? � Jest tak�e i twoje. � Ty bardzo pi�knie m�wisz � rzek� � i na pewno bardzo wzruszaj�co. Ale ja nie by�em wtedy sam. By� i Mietek, i Roman, i jeszcze paru innych. Dlaczego przychodzisz do mnie po fors�? Czy ja jestem �wi�tym Miko�ajem? � Ja z tamtymi nic nie mia�am. � Wychodzi�a� z nimi na dw�r. � Po to, �eby odetchn�� i przej�� si� kawa�ek. By�a wtedy taka pi�kna noc... � Ach tak � powiedzia� oboj�tnie. Zgasi� papierosa i opar�szy ramiona o por�cze �awki, przeci�gn�� si�. Patrzy� chwil� na wygasaj�ce niebo, potem rzek�: � Przykro mi, ale ja ju� dawno przesta�em wierzy� w cuda. Jeszcze nie s�ysza�em, aby dziewczyna sz�a w nocy nad rzek� z m�czyzn� li tylko po to, aby popatrze� na ksi�yc. Zwykle ksi�yc w takim wypadku kapuje na nich. Dziewczyna unios�a g�ow� i popatrzy�a mu w oczy. Milcza�a; w r�ku mia�d�y�a ma�� ga��zk�. R�ce mia�a takie, jakie miewaj� Madonny na starych obrazach: d�ugie, szczup�e nerwowe, �yj�ce w�asnym, pi�knym �yciem. Cz�owiek, kt�ry w tej chwili przechodzi� ko�o nich, spojrza� na ni�, potem na jej r�ce i zapar�o mu dech. By� on m�odym pisarzem i marzy� o napisaniu wielkiej, mi�osnej powie�ci, na kt�r� tak bezustannie i bole�nie oczekuj� ludzie. W tej chwili � z przera�aj�c� jasno�ci� � ujrza� ca�o��; od wielu miesi�cy ju� trzepota�y mu si� po g�owie sceny, dialogi, twarze, lecz dopiero w tej chwili ujrza� swoje dzie�o jako my�l sko�czon�. "Ju� mam � kombinowa� gor�czkowo. � Teraz ju� mam. Oni spotkali si� przypadkowo na �awce w tym parku. Zawi�zuje si� romans, pierwsza mi�osna noc... Traktuj� to wszystko cynicznie, sportowo, gdy� tak sobie postanawiaj�, aby unikn�� komplikacji i rozczarowa�. Lecz z czasem � przychodzi mi�o��. Wielka, obezw�adniaj�ca, rzucaj�ca na kolana. Ale oni nie mog� w to uwierzy�; dr�czy ich cyniczny pocz�tek. Lecz w ko�cu rozumiej�; pozostan� ju� razem, na zawsze z��czeni uczuciem. To b�dzie rzecz pe�na gniewu!..." Uradowany pogalopowa� do domu. Dziewczyna powiedzia�a do ch�opaka: � Dobrze. Jak chcesz. Ale ja ci� za�atwi�. Inni te� dowiedz� si� o naszej s�odkiej tajemnicy. Wylecisz na zbity �eb. Zapomnisz, �e chcia�e� zosta� in�ynierem, m�j drogi. Ju� ja ci pomog�. Nie drgn�wszy odpar�: � Mi�a, zaczynasz by� �mieszna, a to �le. Ja osobi�cie niczego w �yciu nie boj� si� tak jak �mieszno�ci. � Mimo to b�dziesz �mieszny. � Niezupe�nie. Ja tak�e mog� ci przypomnie� o pewnych faktach. Na przyk�ad taki: jest noc, pewien ch�opak b�d�cy w wojsku my�li o swej dziewczynie i marzy o chwili, kiedy b�d� razem. Pe�ni oczywi�cie wart�... �adne, prawda? Tymczasem... � Zbli�y� ku niej twarz i powiedzia� twardo: � Tymczasem dziewczyna bawi si� w "Kameralnej" z dwoma podtatusia�ymi facetami, kt�rzy maj� jeszcze sklepiki na ulicy Chmielnej i sflacza�e nogi. Ta dziewczyna jedzie potem do jednego z nich, a jest zupe�nie zalana. I potem ta dziewczyna bar�o�y si� z tymi facetami do rana. Rano oczywi�cie opowiada im wzruszaj�c� historyjk� o tym, �e jej ojciec siedzi niewinnie w wi�zieniu i �e ona z matk� cierpi� g��d. Potem po�ycza od jednego z nich pi��set z�otych i kupuje sobie dwie pary nylon�w. �yciowe, co? � Tak sobie. Znam bardziej ciekawe bajeczki. S�ysza�am histori� o takim m�odym ch�opaku, kt�ry sfa�szowa� pewne dane w ankietach, aby dosta� si� na studia, i wyg�asza� wzruszaj�ce rzeczy do czasu, kiedy by�o mu to potrzebne. Nauczy� si� nawet m�wi� gwar� podwarszawsk�, gdy� utrzymywa�, i� jest autentycznym proletariuszem. Tymczasem tatunio przysy�a� mu paczki z Nowego Jorku, tak �e ch�opak by� nawet nie�le ubrany, gdy� tatunio umia� i tam robi� ciekawe interesy. Tatunio, ten bezrobotny tokarz z ankiety. Jak my�lisz: interesuj�ce? � Dam ci po�ow� � rzek�. � O reszt� postaraj si� sama. � Nie, mi�y � rzek�a. � Dasz wszystko albo... � Albo co? � przerwa�, brutalnie �cisn�wszy jej r�k�. � Nic. Nie b�d� si� powtarza�. Nie chc� by� �mieszna. Ja tak�e niczego nie boj� si� tak jak �mieszno�ci. � Dobrze - rzek� twardo. Popatrzy� na ni� ci�ko; u�miechn�a si� szyderczo. � Dam ci fors� za dwa tygodnie � powiedzia�. � Wcze�niej. To ju� i tak za p�no. � Trzeba by�o uwa�a�, psiakrew! � Komu ty to m�wisz? � Nie na wszystko trzeba si� zgadza�, ty... � Ciszej � sykn�a. Obok nich przechodzi�a para staruszk�w; byli siwi i zgarbieni. Prze�yli z sob� ju� wiele lat: byli wierz�cy i uwa�ali, i� ka�dy dzie� na tej ziemi darowany im jest od Boga. Dzi�kowali mu za to. Staruszka spojrza�a na dziewczyn� i rozp�aka�a si� nagle. � Co ci jest? � zapyta� m��. � Dlaczego B�g nam nie da� takich pi�knych dzieci? � rzek�a. � Dlaczego nam nie da� takich dzieci? Staruszek u�cisn�� jej pomarszczon� i wiotk� d�o�. � Kochali�my si� � rzek�. � By�o nam dobrze. B�g nam przebaczy, �e nie zostawiamy nikogo. To przecie� nie z naszej winy. � Tak � powiedzia�a z trudem. Otar�a �zy i westchn�a: � Jednak by�oby o wiele lepiej... Zgarbieni odeszli w zielone alejki. Ch�opak rzek�: � Ja ci to zorganizuj�. � Chwil� milcza�, potem doda�: � Poczekam a� wyjdziesz za m��. � To co wtedy? � B�dziesz mia�a dzieci, dom, m�a. � To co wtedy? � Nic. Zajd� czasem do was, poznasz nas ze swoim m�em... Pogada si� czasami o starych dziejach. � Wi�c w przysz�ym tygodniu? � Tak. � Dobrze � rzek�a. Podnios�a swoj� wspania�� twarz do g�ry i na chwil� roz�wietli�o j� zachodz�ce s�o�ce; ka�dy jej w�os, ka�dy kawa�ek sk�ry, jej oczy, usta, ramiona, wszystko by�o przesi�kni�te s�o�cem i pe�ne s�o�ca. Patrzy�a na zielone kopu�y drzew, potem rzek�a cicho: � D�ugo b�dziesz czeka�. � Na mi�o�� d�ugo si� czeka. � Ach, tak � szepn�a. Nie rzek�a ju� ani s�owa; na twarzy jej gas�a zorza, gdy� s�o�ce ucieka�o za drzewa. W ostatnich jego promieniach ujrza�o dziewczyn� dw�ch m�czyzn spiesz�cych z pracy do domu. Obaj byli starszymi lud�mi; mieli poorane twarze i siwe w�osy na skroniach. Jeden z nich, ni�szy, spojrza� na dziewczyn� i na twarzy jego odmalowa� si� b�l. � Co ci jest? � zapyta� wy�szy. � g�upstwo � rzek� ni�szy staraj�c si� u�miechn��. Przesun�� r�k� po czole ruchem cz�owieka bardzo zm�czonego i powt�rzy�: � G�upstwo. Wiem dobrze, �e nie powinienem mie� smutnej g�by. Ale nie masz poj�cia, tak czasem trudno si� cieszy�. � Kiedy siedzia�em przed wojn� swoj� dziesi�tk� � powiedzia� ni�szy � to marzy�em, �e jak sko�czy si� walka, tak b�d� w�a�nie wygl�da� nasze dziewczyny. Kiedy mnie wpakowali do pud�a, by�em jeszcze bardzo m�ody, taki chyba jak ten ch�opak, kt�ry z ni� siedzi. By�em naiwniakiem i w taki mniej wi�cej spos�b wyobra�a�em sobie komunizm. Dopiero jak mi zata�czyli po �ebrach, moja wizja si� nieco zmieni�a. � Wi�c dlaczego masz smutn� g�b�? � Czasem jednak ci�ko pomy�le�, �e nigdy si� nie mia�o takiej dziewczyny. � G�upstwo � rzek� drugi. Da� s�jk� w bok ni�szemu i powiedzia�: � Czy to w ko�cu wa�ne? Najwa�niejsze, �e one s�, �e s� taki pi�kne, �e kochaj� swoich ch�opak�w i �e s� kochane. 1955 Marek H�asko � opowiadania � �liczna dziewczyna Strona 1