8297
Szczegóły |
Tytuł |
8297 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8297 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8297 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8297 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
STANIS�AW IGNACY WITKIEWICZ
Narkotyki � niemyte dusze
wst�pem poprzedzi�a i opracowa�a Anna Mici�ska
NA MARGINESIE �NARKOTYK�W� I �NIEMYTYCH DUSZ�
STANIS�AWA IGNACEGO WITKIEWICZA
�M�WI�C og�lnie, wy wszyscy [...] robicie na mnie wra�enie ludzi zupe�nie
nieuspo�ecznionych. Wy �yjecie zawieszeni w zupe�nej pr�ni. [...] Cz�owiek,
kt�ry pojmuje
siebie bez �adnego zwi�zku ze spo�ecze�stwem, w kt�rym �yje, z konieczno�ci
odejmuje
sobie ca�� olbrzymi� sfer� prze�ywania rzeczy naprawd� wielkich. [...] Poza tym
niech pan
pami�ta, �e u nas artysta to jest cz�owiek, kt�ry musi by� na czele, musi by�
tym, kt�ry
prowadzi. [...] � Bungo nie odpowiada�, ale powoli zaczyna� si� w nim budzi�
pewien op�r.
� Prosz� pana � zacz�� nie�mia�o. � Co do mnie osobi�cie, ma pan zupe�n�
s�uszno��. [...]
Ale co do tego zbli�enia si� do spraw spo�ecznych mam troch� inne przekonania.
Je�eli kto
nie ma w sobie spontanicznej potrzeby mieszania si� do spraw tych, nie powinien
bezwzgl�dnie tego robi�. Tego nie mo�na wytworzy� w sobie sztucznie. Ja jestem
dlatego
nieszcz�liwy, �e au fond nic mnie te kwestie nie obchodz� uczuciowo. Czasami
mnie to
zajmuje, tak jak ka�da inna kwestia, ale do tego, aby si� tym naprawd� przej��,
trzeba mie� to
wszystko w sobie. [...] Wszystko, co bym robi�, a poj�cia nie mam, w jaki spos�b
m�g�bym
si� do tego zabra�, by�oby najgorszym k�amstwem, czym� wymuszonym. [...]
Najgorsz�
rzecz� w�a�nie jest to, �e u nas wszyscy czuj� obowi�zek zajmowania si� losem
narodu.
Zajmuj� si� tym ludzie najbardziej nie powo�ani. Ka�dy poeta obowi�zany jest by�
wieszczem i be�kota� co� niezrozumia�ego dla niego samego dlatego tylko, �e by�
czas, w
kt�rym ludzie musieli tworzy� mistyczne teorie, aby przetrzyma� pewn� epok�
upadku. [...]
S�dz� tak�e, �e opr�cz �ycia spo�ecznego cz�owiek ma w sobie do za�atwienia
wiele istotnych
rzeczy i artysta, kt�ry nie ma zupe�nie pretensji, aby jego sztuka wp�ywa�a w
bezpo�redni
spos�b na �ycie spo�eczne, mo�e przez to samo, �e stworzy siebie jedynie jako
artyst�, sta�
si� elementem posiadaj�cym w og�lnym rachunku warto�� spo�eczn�. Uwa�am, �e poza
stosunkiem swoim do spo�ecze�stwa cz�owiek ma siebie samego dla siebie samego i
o te
najistotniejsze warto�ci powinno mu przede wszystkim chodzi�. � Nie pan mnie
b�dzie
uczy� o metafizycznych g��biach natury ludzkiej � przerwa� Mag. [...] S�dz�
tylko, �e
cz�owiek tworzy siebie jedynie w stosunku do wielkich zagadnie� i �wiadome
pozbawianie
siebie mo�no�ci rozstrzygania w sobie wielkich problem�w uwa�am za wewn�trzn�
zbrodni�.
[...] Nie chodzi mi koniecznie o to, �eby pan rzuca� bomby albo zajmowa� si�
agitacj� czy
zosta� pos�em. Chodzi mi o to, �eby nie traci� zwi�zk�w wewn�trznych ze
spo�ecze�stwem,
w kt�rym si� �yje, bo to jest zgubnym dla ca�ego wewn�trznego �ycia danej
jednostki. Boj�
si�, czy ta rozpowszechniona u nas oboj�tno�� nie jest chorob� nieuleczaln�. �
S�dz�c po
mnie, tak to wygl�da � odpowiedzia� z nienaturalnym smutkiem Bungo.
W dwadzie�cia lat p�niej autor i bohater 622 upadk�w Bunga napisze we wst�pie
do
Narkotyk�w:
�Poniewa� tzw. �swobodn� tw�rczo�ci��, to jest tzw. ��piewaniem ptaszka na
ga��zi�, nic
dla spo�ecze�stwa i narodu zrobi� nie mog�em, postanowi�em po szeregu
eksperyment�w
zwierzy� si� og�owi z moich pogl�d�w [...]. Mo�e i ta praca (z powodu pewnego
tonu w
sformu�owaniu gorzkich prawd) potraktowana b�dzie humorystycznie lub negatywnie,
jak
moja estetyka, filozofia, sztuki sceniczne, istotne portrety, dawne kompozycje
itp. �swobodne
wytwory�. O�wiadczam oficjalnie, �e pisz� powa�nie i chc� wreszcie co�
bezpo�rednio
po�ytecznego zdzia�a�, a na idiot�w i ludzi nieuczciwych sposobu nie ma, jak to
w ci�gu
mojej do�� smutnej dzia�alno�ci mia�em sposobno�� przekona� si�.�
A wi�c jednak. Jak�e by si� cieszy� s�dziwy Mag Childeryk, gdyby m�g� do�y� tej
chwili!
�Nieuleczalny� z pozoru (cho� w dniach ich pami�tnej dyskusji � z przekonania)
Bungo po
jego stronie barykady! Na tak mu wra�ych �spo�ecznikowskich� pozycjach... Czy
uzna�
wreszcie, �e �stworzy� si� ju� sam dla siebie� (�jako artysta� � rzecz jasna),
czy mo�e z
wiekiem przyby�o mu m�dro�ci i do�wiadczenia, a mo�e po prostu odezwa�y si� w
nim �
si�gaj�ce tradycji wielu pokole� � Witkiewiczowskie geny?
Jedno jest pewne: Mag Childeryk m�g� si� cieszy� swoim zwyci�stwem zza grobu.
Jego
�pa�eczka� zosta�a przej�ta. Wbrew wszelkim oczekiwaniom i tylekro� za �ycia
zawodzonym
nadziejom, wyrodny z pozoru syn swojego ojca i ucze� Mistrza Mroku Gwiazd �poj��
siebie
w zwi�zku ze spo�ecze�stwem�, odnalaz� z nim �wewn�trzne zwi�zki�, poczu�
�obowi�zek
zajmowania si� losami narodu�, zechcia� wreszcie �stan�� na czele� i zdecydowa�
�prowadzi�.
Tak. Ale dlaczego, jak, kogo i dok�d?
PR�BA rekonstrukcji dziej�w Stanis�awa Ignacego Witkiewicza w latach 1914-1918
wci�� jeszcze przypomina problem owej s�awetnej skrzyni z jego r�kopisami, kt�ra
jakoby
�przetrwa�a nawet piek�o powstania warszawskiego � rozgrabiono j� dopiero po
wojnie�, a
�z zespo�u tego nie odnalaz� si� dotychczas �aden r�kopis�. Co by�o w owej
skrzyni? �
�Wiele rozpraw filozoficznych, szkic�w, polemik, obszerne studium obyczajowo �
spo�eczne Niemyte dusze, przesz�o trzydzie�ci dramat�w i proza powie�ciowa� �
odpowiada
we wst�pie do bibliografii Witkacego Piotr Grzegorczyk. A co z �kuferkiem
�yciowych
do�wiadcze� Witkiewicza z lat 1914-1918? Co wiemy o jego zawarto�ci, czego
mo�emy si�
domy�la�, jakie fakty i zdarzenia z �ycia australijskiego rozbitka na
petersburskim bruku
mo�emy chcie� mu wm�wi� w braku informacji o rzeczywistych zdarzeniach i
faktach?
Nie miejsce tu na rozk�adanie owego �puzzle�a� z kompletu kawa�eczk�w, kt�rych
zaledwie kilka dotar�o do naszej wiadomo�ci. Odnale�� je mo�na we wspomnieniach
tych,
kt�rzy Witkacego w Rosji spotykali, i tych, kt�rym epizody swego �ycia z tych
lat opowiada�,
par� fragment�w obrze�a uk�adanki zawartych jest w Aneksie List�w do syna
Stanis�awa
Witkiewicza, kilka centralnych w Niemytych duszach. Za ma�o, �eby rozdzia� pt.
Witkacy w
Rosji napisa�. Wystarczy � a �wiadectwem jest tu ca�a tw�rczo�� S. I.
Witkiewicza, od
przedwojennego debiutu literackiego, jakim s� Upadki Bunga, do starszych o ca�e
�wier�wiecze, ostatnich w jego dorobku, Niemytych dusz � �eby stwierdzi� na
pewno: klucz
do Witkiewiczowskiej transformacji � Genezyp Kapen obiit, Witkacy natus est �
jego
�nawr�cenie� na Maga Childerykowe drogi (z kt�rym zreszt� wesp� chadzali po
Moskwie w
owych latach i zachwycali si� Picassem w Galerii Szczukina) dokona�o si� tam
w�a�nie, w
oku cyklonu rozp�tanej historii, zmieniaj�cej bieg XX wieku. Pisa�am ju� o tym
we wst�pie
do Upadk�w Bunga: �Lata 1914-1918, a wi�c egzotyczna podr� z Bronis�awem
Malinowskim u progu wybuchu I wojny �wiatowej, wojna sp�dzona w Paw�owskim Pu�ku
Lejbgwardii, wreszcie Rewolucja Pa�dziernikowa, sta�y si� dla autora Upadk�w
Bunga t�
lekcj� �ycia, w kt�rej m�odzie�czy jego �wiatopogl�d oszlifowany zosta� przez
zupe�nie nowe
problemy. Nie zagubiwszy najg��bszej swej wiary w �formaln� sztuk� i
�ontologiczn�
metafizyk� pojmuje j� dot�d odmiennie ni� dawniej. Nie tylko jako cel sam w
sobie [...], ale
i jako jedyne narz�dzie ocalenia tego Istnienia, postawionego wobec
rzeczywisto�ci, w kt�rej
rz�dzi historia i jej prawa. Prawa te ujrza� i sformu�owa� w spos�b szczeg�lny �
widmo
nieuchronnej katastrofy ludzko�ci jako zbiorowiska jednostek unosi si� nad
prywatn� jego
historiozofi� [...] � op�ni� jednak t� katastrof�, szuka� dr�g wyj�cia, oto cel
godny ca�ego
dalszego �ycia. �Tym samym odnalaz�� Witkiewicz swoj� w�asn� drog� do
spo�ecze�stwa,
przed kt�rym tak � pozornie � si� broni�. �Stworzywszy siebie jako artyst�,
b�dzie odt�d
nie tylko �elementem posiadaj�cym w og�lnym rachunku warto�� spo�eczn��, lecz i
propagatorem swej wiary, jako jedynej deski ratunku dla tego spo�ecze�stwa,
kt�re na jego
oczach, jak ongi� Bungo, coraz g��biej zapada si� w �ycie pozbawione
metafizycznych
perspektyw.
Oto zarazem i pierwsza z po�rednich odpowied� na pytania: dlaczego i dok�d?
�WITKIEWICZOWSKA tradycja�, �Witkiewiczowskie geny... W tym samym roku, w
kt�rym Witkacy pisze swoje Niemyte dusze, jego ciotka, Maria Witkiewicz�wna,
wydaje u
Gebethnera Wspomnienie o Stanislawie Witkiewiczu � osnut� wok� postaci brata
Sag�
Rodu. Spotykaj� si� na kartach tych wspomnie� postacie: na po�y legendarnego
Jana �
�Wallenroda� (o kt�rym nie bez szacunku i dumy pisze w Niemytych duszach jego
stryjeczny
wnuk) i jego brata Ignacego, marsza�ka szlachty z Poszawsza, kt�ry dw�ch swoich
syn�w
pos�awszy w powstanie 1863 r. sam w ko�cu �yciem przyp�aci� syberyjskie
wygnanie,
wspania�ej �ony Ignacego � Elwiry z Szemioth�w (dwaj jej bracia powsta�cy z 1831
r.,
umieraj� na wygnaniu w Wo�ogdzie), przez ciotk� Billewiczow� spokrewnionej z
Pi�sudskimi, kt�ra �gorej�c ogniem wiary i ch�ci� czynu� by�a prawdziw� dusz�
powstania
styczniowego w powiecie szawelskim i r�wnie m�n� towarzyszk� m�a w zes�aniu,
wreszcie
ich dziewi�ciorga ocala�ych dzieci, z kt�rych �jak na morzu dziewi�ta fala
uderzaj�ca o brzeg
jest najsilniejsza, najwspanialsza, tak i dziewi�te dziecko z kolei urodzone� �
Stanis�aw �
sta� si� nie tylko uciele�nieniem wszelkich rodzinnych idea��w i tradycji, lecz
otoczy�
nazwisko nowym blaskiem: czynu rozumu...
A wi�c czyn, przede wszystkim patriotyczny, lecz tak�e pozytywistyczny, w ramach
�pracy u podstaw� � czyn intelektualny na radykalnych oparty pogl�dach. W
wychowawczej
praktyce Witkiewicza � ojca odbijaj�cy si� w nast�puj�cych wezwaniach: �Musimy
i��
naprz�d, m�j z�oty!
Trzeba stawia� sobie cele poza rogatkami �ycia. W koncepcjach umys�owych si�ga�
w
niesko�czono��, w poj�ciach spo�ecznych i�� do ostatnich kra�c�w wszechmi�o�ci.
Niech si�
ciebie nie czepiaj� �adne zacie�nienia kastowe, �adne uprzedzenia fachowe, �adne
drobne
egoizmy jednostkowe ani klasowe. Ustr�j spo�eczny, na kt�ry powinno si� godzi�,
powinien
i�� dalej ni� marzenia socjalist�w dzisiejszych. Na to, co jest i co d�ugo
jeszcze b�dzie, patrz
jak na przechodni� chwil� rozwojow�. �yj w przysz�o�ci. St�j ci�gle na wirchu, z
kt�rego
wida� najdalsze horyzonty i szykuj skrzyd�a my�li i czynu do lotu poza nie. Da
ci to wielk�
miar� do poznawania ludzi i oceniania warto�ci ich czyn�w.� I jakby antycypuj�c
synowskie
do�wiadczenia z lat wojny pisze w roku 1905: �Ja jestem poruszony i przej�ty
tym, co si�
dzieje w Rosji. [...] Bardzo bym chcia�, �eby� si� tym zainteresowa�, �eby�
uczy� si� �ywej
historii. Teraz, kiedy wre w tym kotle masowego �ycia, historia w spos�b wyra�ny
i jasny
wyk�ada swoje prawa. [...] Udzia� w wielkich wypadkach powi�ksza dusze, odrywa
od
ma�ych i marnych, egoistycznych, ciasnych interes�w i p�ytkich przyjemno�ci.
[...]
Chcia�bym, �eby� stan�� na najradykalniejszym stanowisku, to jest na stanowisku
absolutnej
sprawiedliwo�ci spo�ecznej, kt�ra jest wcieleniem jedynej wartej czci si�y
��cz�cej ludzko��
� mi�o�ci. Z dzisiejszych ustroj�w spo�ecznych nie mo�e zosta� nic. S� to pod�e,
smrodliwe,
pe�ne ciemnych nor, w kt�rych l�gnie si� zbrodnia � budy � te tak zwane gmachy
spo�eczne. Z tym trzeba walczy� z ca�� bezwzgl�dno�ci�!� Jak? � �Przede
wszystkim by�
absolutnie dobrym cz�owiekiem, a potem cokolwiek dobrego robi� � malowa� cudowne
obrazy czy rozwozi� bu�ki po Zakopanem albo gn�j oskidowa�, byleby mie� wznios��
dusz�
� to wszystko, co stanowi istotn� m�dro�� �ycia.�
Jak reagowa� na to m�ody Witkacy, mo�emy si� domy�la� tylko po�rednio. �Nie mam
ciebie ani za �kretyna�, ani za �brutala�, jak Ty m�wisz, mam, przeciwnie � za
co� ca�kiem
innego i dlatego Ci robi� takie uwagi� � monituje Witkiewicz w odpowiedzi na
synowsk�
butad�:...Antagonizm mi�dzy mn� a Tob� zdaje si� b�dzie trwa� zawsze, bo polega
na
zupe�nie innej podstawowej organizacji, mianowicie na poj�ciach wsp�czucia,
wsp�ycia i
innych rzeczy zaczynaj�cych si� od wsp�. Sam widzi to ja�niej i pro�ciej: moja
nieautorytetno�� dla Ciebie wynika z g��bokiego niegodzenia si� Twego na mnie.
St�d te�
wynika to �e wsp�czuwa� mnie i wsp�y� ze mn� nie mo�esz�...
W istocie. Wsp�czuwa� i wsp�y� nie mogli. A jednak mimo niew�tpliwego
�antagonizmu� wynikaj�cego z zupe�nie innej podstawowej organizacji � czytaj:
charakteru
� konflikt okaza� si� by� pozorny nie tyle merytorycznej, co terminologicznej
natury.
Wystarczy podmieni� ojcowsk� �dusz� i �czucie� na synowski �intelekt� i
��wiadomo��,
by otrzyma� nie tyle romantyczn� opozycj� postaw �czucia i wiary� z �szkie�kiem
i okiem�,
bo nie o postawy tu chodzi, co odmienne nazwanie �rodk�w do tych samych cel�w
wiod�cych. A �e cel g��wny: �zjadaczy chleba w anio��w przerobi� � te�
sformu�owany
zosta� w romantyzmie? A c� nam przeszkadza nazwa� Witkacego Ostatnim Wielkim
Romantykiem Polski Odrodzonej co tylko z pozoru brzmi paradoksalnie...
BY�EM niegdy� �fighting manem� � cz�owiekiem bojowym par excellence � mia�em
idee i chcia�em o nie walczy� � nie by�o gdzie i z kim. Bynajmniej nie
sprzeniewierzy�em si�
moim ideom (Czysta Forma w malarstwie i w teatrze i reforma artystycznej
krytyki), tylko
przyszed�em do przekonania, �e s� one, w ka�dym razie obecnie, nie na czasie i
�e mo�e w
og�le min�� dla nich ich czas. To co twierdzi�em jeszcze przed wojn� [...], �e
sztuka ginie,
dzieje si� na naszych oczach, a wobec tego czy b�dzie i jaka b�dzie krytyka
artystyczna w
moim znaczeniu to jest krytyka formalna, jest bez znaczenia. Co innego, je�li
rzecz idzie o
literatur� nie jako sztuk� � tam jest jeszcze co� do powiedzenia i mo�e jeszcze
si� na ten
temat wypowiem. Obecnie jestem stosunkowo pogodnym osobnikiem lat �rednich,
kt�ry o
�adnych �wyczynach� w wielkim stylu ju� nie marzy i pragnie jako tako sko�czy�
to �ycie,
kt�rego � dot�d przynajmniej � mimo kl�sk i niepowodze�, nie �a�uje�...
�Fighting man� to tak�e Witkiewiczowska spu�cizna. Charakteryzuj�c swoj� Sztuk�
i
krytyk� u nas Stanis�aw Witkiewicz pisa�: �Ksi��ka ta jest histori� walki o
niezale�ne
stanowisko sztuki w dziedzinie ludzkiej my�li i o niezawis�o�� indywidualno�ci w
sztuce. Jest
ona nie tylko histori� � ona sama jest jedn� wielk� bitw�. Ka�dy jej wiersz,
ka�da stronica s�
napa�ci� lub odbiciem ataku przeciwnika, tj. pewnej estetycznej doktryny, kt�ra
panowa�a
wszechw�adnie w polskiej krytyce sztuki, w polskiej estetyce.� Podchwytuj�c t�
tonacj� pisze
te� Maria Olszaniecka we wst�pie do swojego wydania Sztuki i krytyki o
�strategii atak�w�,
�metodach i celach poszczeg�lnych bitew�, �pomniejszych potyczkach�, �historii
walk� i
�szcz�ku or�a�.
A przecie� or�a swego dobywa� Witkiewicz nie tylko w sprawach artystycznych. �
�Ja
tu uczyni�em m�t. Napisa�em artyku� pt. Bagno, o stosunkach stacji klimatycznej.
Nie mo�na
by�o wytrzyma�. Panowanie kanalii zbli�a si� � trzeba by�o zareagowa�. [...]
Prawdopodobnie mnie potem powiesz�!� Potem przysz�o Chrze�cija�stwo i katechizm,
Dziwny cz�owiek � na�adowany jak prochem tysi�cem polemicznych wypad�w we
wszystkie mo�liwe kierunki, IV rozdzia� Matejki, ba � pod maczane w ukropie
pi�ro
Witkiewicza dostaje si� nawet stra� ogniowa w Zakopanem, nie m�wi�c ju� o
prochach
S�owackiego...
�Czemu cho� troch� nie umityguje swoich napa�ci w krytyce, czemu taki kra�cowy w
pogl�dach, czemu cho� troch� nie jest kompromisowy� � ubolewa w trosce o dobre
imi�,
dostatek i s�aw� swojej �dziewi�tej fali� rodzina. Ale te� zaraz dodaje:
�Pragnienia te ludzi,
kt�rzy go niby kochali, obdar�yby Witkiewicza ze wszystkiego, co by�o jego
najwy�sz�
warto�ci�; by�by to mo�e bardzo mi�y, spokojny pan nie bru�d��cy nikomu, ale to
nie by�by
Witkiewicz�...
Syn swojego ojca by� r�wnie� Witkiewiczem.
�CZY jest mo�liwe w jakim cywilizowanym kraju, aby kto� musia� walczy� o wy�szy
poziom literatury i krytyki artystycznej i aby by� przez dwana�cie lat tej walki
albo
ignorowany, albo gn�biony bez wyboru �rodk�w przez ca�� niemal sfer� literat�w i
krytyk�w
� i �eby mimo jego sprecyzowanych pogl�d�w nikt z nim rzeczowo nie dyskutowa�, a
tylko
wszyscy systematycznie utr�cali? Dziwne... Ka�dy m�dry i uczciwy cz�owiek, kt�ry
czyta�
moje prace i polemiki, musi jedn� rzecz przyzna�, �e nie chodzi mi o osobiste
korzy�ci, tylko
o ide�. W tym rz�dzie idei, kt�re mnie zajmowa�y i kt�rych wcielenie uwa�a�em za
korzystne
dla naszej sztuki i spo�ecze�stwa � jestem i by�em zupe�nie osamotniony.�
�Co za� do �wyskoczenia ponad siebie�, to kiep jest ten, co do tego nie d��y i
gdyby nikt
ponad siebie nie wyskakiwa�, nie by�oby �adnego rozwoju i post�pu na �wiecie.
Chodzi o to,
w jaki spos�b to si� robi. A poniewa� ja tym wyskakiwaniem tylko psuj� sobie
�yciowo
wszystko i robi� to dalej w ten sam spos�b, dowodzi to chyba, �e nie robi� tego
dla g�upiej
s�awy i pieni�dzy, tylko z wewn�trznej potrzeby.�
�S� bezwzgl�dnie ludzie, kt�rzy maj� pecha. Oczywi�cie mojego pecha nie odda�bym
za
wiele s�aw i maj�tk�w, ale przecie� jest on do�� nieprzyjemny. Stworzy�a si�
legenda in
minus i z t� postaci� legendarn� wielu walczy zupe�nie apriorycznie, nawet nie
wiedz�c
dobrze, o co chodzi. Jest ca�a kupa durni�w chc�cych wm�wi�, �e ja si� bawi� i
nabieram, a
potem si� zdemaskuj� i b�d� si� �mia�. Inni idioci na podstawie tego, �e wi�ksz�
cz�� �ycia
sp�dzi�em w Zakopanem, deprecjonuj� wszystko, co zrobi�em. S� tak�e dziwne
kretyny, kt�re
na podstawie deformacji w moich sztukach uwa�aj�, �e nie nale�y, mnie traktowa�
na serio...
Je�li m�wi� powa�nie, to ka�dy mato� oczywi�cie si� nudzi, bo mu si� my�le� nie
chce. I tak
jest ze wszystkim.�
Stwierdze� tego typu rozsianych na kartach ca�ej spu�cizny Witkacego odnale��
mo�na
dziesi�tki. Poczucie osamotnienia, walczenia w ca�kowitej pr�ni, brak
przeciwnik�w, przy
nadmiarze niekompetentnych wrog�w � stawa�y si� jego coraz to pog��biaj�c� si�
obsesj�,
kt�r� daremnie stara� si� przezwyci�y�. Czy tylko obsesj�?
W swoim wst�pie do Dramat�w S. I. Witkiewicza pisze Puzyna: �Unia [Witkacego z
formizmem] wydaje si� szcz�liwa [...]: lata owe to lata jego niebywa�ej
p�odno�ci. Mi�dzy
rokiem 1918 � 1926 wyrzuca z siebie trzydzie�ci kilka dramat�w, trzy ksi��ki
teoretycznie o
malarstwie i teatrze Czystej Formy, ponadto maluje, dyskutuje, wyg�asza odczyty,
odgryza si�
polemistom. Otacza si� wirem spor�w, niech�ci, uwielbie�, skandali i plotek,
wy�ywa si� ca��
swoj� nerwow�, przewra�liwion� natur�. Wystawia obrazy, teatry graj� jego sztuki
�
cz�ciej ni� si� nam dzisiaj mo�e wydawa� � dyskutuj� z nim wszyscy:
Rostworowski i
Stern, Irzykowski i Kleiner, Boy i Breiter, Chwistek i S�onimski. Ma wi�c wcale
du��
popularno��, lecz zblednie ona natychmiast, kiedy zacznie przygasa� formistyczne
wrzenie.
Bo te� jest to popularno�� bardzo powierzchowna, formalna, dotycz�ca nowych
recept na
sztuk�, nie nowych jej tre�ci.� Kiedy po roku 1926 � Witkiewicz przyst�pi do
pisania swoich
powie�ci, w kt�rych � do czego si� jawnie przyznaje � �g��wn� rzecz� jest tre��,
a nie
forma�, kiedy z powie�ci tych �buchnie to, co Witkacy ma naprawd� do
powiedzenia:
w�ciek�a, ekspresjonistyczna groteska polityczno � spo�eczna, po��czona z
katastroficznym
traktatem i � krzywym oczywi�cie � zwierciad�em obyczaj�w� � rozbrat jego z
�publik��
zacznie si� pog��bia� z ka�dym rokiem, nikt bowiem w Polsce mi�dzywojennej na
�tre�ci�
takie nie by� przygotowany.
Oto los tego, kt�ry a� nadto dok�adnie, punkt po punkcie, wype�nia� ojcowskie
przes�anie:
��yj w przysz�o�ci�, �na to, co jest i co d�ugo jeszcze b�dzie, patrz jak na
przechodni� chwil�
rozwojow��, �st�j ci�gle na wirchu, z kt�rego wida� najdalsze horyzonty i szykuj
skrzyd�a
my�li i czynu do lotu poza nie�...
Wype�niaj�c je jednak nie tylko przekroczy� z dat wynikaj�ce ograniczenia
ojcowskiego
pozytywnego programu (ba � gdyby� chcia� tylko jako panaceum na wszelkie
narodowe
�dolegliwo�ci� �doskonali� dusz� � swoj� i bli�nich), lecz domagaj�c si�
jednocze�nie
historycznej �wiadomo�ci narodu i metafizycznych perspektyw jego Istnie�
Poszczeg�lnych
przekroczy� tak�e granice mo�liwo�ci akceptacji go przez w�asnych wsp�czesnych.
Je�li
wi�c jeszcze stoj�cy na swoim �wirchu� ojciec utrzyma� si� na piedestale
narodowej
�wi�to�ci: najwy�szego autorytetu moralnego i umys�owego swojej epoki � �wirch�
syna
okaza� si� by� wy�szym ni� mo�liwy mu do przyznania piedesta� � srodze te�
zosta� za to
ukarany.
To, co symbolicznie w kryptonimie jego by�o z Witkiewicza, uznawszy za
anachronizm,
niestrawn� za� reszt� czkaj�c po kawiarniach � �epoka�, kt�rej zbyt odleg�e i
obce by�y
horyzonty z Witkacowskiego wirchu dostrze�one, przyprawiwszy mu najpierw wielk�
�g�b�, pomi�dzy bajki w�o�y�a jego wezwania. �W oboj�tnych murach krajowego
Ciemnogrodu � �Kassandra w Pacanowie� � pozosta� nie zrozumiany, oczekuj�cy
potopu,
bezsilnie patrz�c, jak spe�niaj� si� coraz inne jego przewidywania� � pisze
Puzyna.
Czy wi�c �obsesja� samotno�ci, g�osu wo�aj�cego na puszczy? Nie � stwierdzenie
faktycznego stanu. Stanu, kt�ry nie m�g� si� nie odk�ada� pok�adami goryczy i
�alu. Nie
by�by jednak Witkiewiczem, gdyby si� podda�. �Lepiej jednak sko�czy� nawet w
pi�knym
szale�stwie ni� w szarej, nudnej banalno�ci i marazmie.�
Owo �pi�kne szale�stwo� � to Narkotyki i Niemyte dusze, ostatnia pr�ba dotarcia
do
spo�ecze�stwa, przed kt�rym tak ongi� w m�odo�ci si� broni�.
�WIDZ�, �e ksi��ka ta [...] sk�ada� si� b�dzie z samych dygresji; b�dzie po
prostu jedn�
wielk� dygresj� w stosunku do zasadniczych zainteresowa� autora, zrobion� � �e
tak
powiem troch� g�rnolotnie � �dla drugich�.�
Zbi�r felieton�w, reporta�y, popularnonaukowych wyk�ad�w � nie�atwo
sklasyfikowa�
ow� dziwn� publicystyk�, kt�rej cz�� druga nosi autorski podtytu�: Studium
psychologiczne,
obie za� poprzedzone s� Sienkiewiczowskim mottem: �Wszelako dziwne jest w tej
ksi��ce
materii pomi�szanie.� W istocie. �Pomi�szanie� to jednak mo�na pr�bowa�
sprowadzi� do
wsp�lnego mianownika. Na kt�rej� stronie Narkotyk�w znajduje si� niepozorny
cytacik:
�Masz za swoje, teraz skacz!� � Czy Witkacy zna� Z�ot� r�szczk�?...
Egzemplarz, kt�ry mam przed sob�, nale�a� do mojej prababki. Lekko licz�c wydany
zosta� w po�owie ubieg�ego wieku (data wydania wygryziona zosta�a za
niepami�tnych ju�
czas�w), a jest to ju� � �nak�adem Tow. M. C. Wolffa w Petersburgu� � wydanie
trzecie.
�Czytajcie dzieci, uczcie si�, jak to niegrzecznym bywa �le� � oto motto tej
niezwyk�ej, nie
tylko ze wzgl�du na wiek, ksi��eczki, na kt�rej wychowywa�y si� ca�e pokolenia.
�Niegrzecznym bywa �le� � nie ma winy bez kary zatem. Ha, ale jakiej kary? � �I
zgorza�a Kasia ma�a, gar�� popio�u pozosta�a� � to o dziewczynce, co bawi�a si�
zapa�kami;
�Tak te� z Michasiem, by� zdr�w i t�usty, pi�� dni grymasi�, umar� na sz�sty� �
to o
ch�opczyku, co nie chcia� je�� zupy. Niewiele lepszy koniec spotyka w Z�otej
r�szczce i inne
dzieci za najdrobniejsze przewinienia. Juleczkowi, co �palce w buzi� t�oczy��,
krawiec �uci��
palec jeden, drugi, a� krew trys�a we dwie strugi�, J�zio pok�sany przez pieska
(�masz za
swoje, teraz skacz!�), kt�rego skatowa� �biczyskiem�, walczy o �ycie pij�c
�gorzkie leki�,
umaczani przez �olbrzyma� w ka�amarzu za wy�miewanie si� z Murzyna �ch�opcy za
Murzynem biegn�, a czarniejsi s� od niego�, Pawe�ek �wiercipi�ta� za �ci�gni�cie
obrusa ze
sto�u ukarany zosta� przez ojca, �a� trzeszcza�a dyscyplina�. Grze� wreszcie, co
na �wicher i
grzmoty� wybieg� z parasolem (�cho� w domu dzieci siedzie� powinny�), porwany
zosta�
mi�dzy ob�oki i �trudno rzec �mia�o, co si� z nim sta�o. Bo kara Bo�a, tam gdzie
swawola, nie
ma Grzegorza ni parasola�.
Na dobitek: �kto nie wierzy, je�li �aska, niechaj zajrzy do obrazka�. Z�ota
r�szczka
ilustrowana jest tak, �e trudno uwierzy�, by traktowane ni� dzieci nie budzi�y
si� z krzykiem
po nocy. Ekspresyjnie powykrzywiane twarze �psotnik�w� i karz�cych ich
doros�ych, potoki
krwi, fontanny �ez, konwulsyjnie skr�cone w p�omieniach lub pod razami cia�a...
Dydaktyka zaiste desperacka. C� przy niej warty szczebiot pana Jachowicza
odwo�uj�cy
si� do dziecinnych serduszek, do ich uczu�, lito�ci, wsp�czucia?
�Trzeba zacz�� wali� w mordy, my� niechlujne pyski i g�owy trz���, i �bami
zafajdanymi
wali� o jakie� chlewne �ciany z ca�ych si�, bo�...
Lekcja Z�otej r�szczki nie posz�a na marne. Kiedy zawodz� perswazje, dyskusje,
ostrze�enia i rady, kiedy nie dociera odwo�ywanie si� do rozumu, dobrej woli,
nawet
zdrowego rozs�dku, kiedy odrzucane s� kolejno wszelkie artystyczne formy
nas�czone ideami
jak g�bki, odrzucane wraz z owymi ideami rzecz jasna � nie pozostaje nic innego
jak
straszy�.
Nie b�dzie wi�c ju� �swobodnych wytwor�w�, ��piewania ptaszka na ga��zi�, nie
b�dzie
powie�ci, dramat�w, estetycznych rozwa�a�. Ten, kt�rego � jak sam pisze �
wi�ksza cz��
�ycia up�yn�a w �cieniu u�miechu kretyna�, sam zjawia si� i dzia�a teraz jak
posta� ze Z�otej
r�szczki: �Ogromny olbrzym, czarodziej stary, przy nim ka�amarz pot�nej miary.�
Do
ka�amarza te� wrzuca prze�miewc�w � �a� psotnik i w jednej chwili atramentu si�
napili� �
�eby raz na zawsze zapami�tali, �co si� wszystkim malcom stanie za nies�uszne
wy�miewanie�. W ka�amarzu tym te� umaczanym pi�rem pisze Witkacy swoj�
desperack�
�Z�ot� r�szczk� dla doros�ych� � �czytajcie dzieci, uczcie si�, jak to
niegrzecznym bywa
�le� � rejestr za� przypadaj�cych za poszczeg�lne winy kar nie mniej jest
straszny od tych,
co spad�y na Juleczka, Michasia i Kasi�. Czy za� czytelnicy Narkotyk�w i
Niemytych dusz
zw�aszcza b�d� si� budzi� z krzykiem po nocy? Oby.
�PRZYST�PUJ�C do pisania niniejszych wspomnie� zastrzegam si� z g�ry, �e pisa�
b�d�
o nie zabr�zowanym Witkiewiczu. [...] �Wali� kaw� na �aw� � tak ustalili�my i
zdecydowali z koleg� Jerzym Eugeniuszem P�omie�skim, redaguj�cym [...] niniejsz�
monografi� o St. Ign. Witkiewiczu. [...] Na wst�pie spr�buj� da� co� w rodzaju
syntetycznej
charakterystyki � portretu tego niezwyk�ego cz�owieka, kt�ry przez d�ugie lata
by� moim
artystycznym przyjacielem [...]. A wi�c: [...] alkoholik � narkoman � erotoman
[...]
znakomity imitator o kapitalnym aktorsko � b�aze�skim zaci�ciu � prestidigitator
intelektualny�... Dosy�.
Kiedy si� czyta elukubracje pan�w Rytarda i P�omie�skiego na temat S. I.
Witkiewicza, to
m�wi�c jego j�zykiem �przewracaj� si� flaki� z oburzenia i z�o�ci. Nie tylko
dlatego, �e w
90% s� to czyste brednie, ale �e brednie te nie przestaj� do dzi� funkcjonowa�.
Pomieszczone
w tzw. Ksi�dze pami�tkowej � cho� w godnym towarzystwie wypowiedzi profesor�w
Tatarkiewicza, Ingardena, Kotarbi�skiego i Leszczy�skiego � s� te� ulubionym
�r�d�em
cytat�w dla niezliczonych pisz�cych o Witkacym postaci tego samego co P�omie�ski
i Rytard
pokroju, wsi�kaj�c w umys�y niewyrobionych czytelnik�w � gorzej, przenikaj�c
nawet za
granic�. Kiedy po paryskiej inscenizacji Matki Witkacego w roku 1970 zaroi�o si�
we
francuskiej prasie od recenzji i wzmianek, portret jej autora okaza� si� by�
dziwnie sk�d�
znany: �wizjoner wykolejony przez alkohol i narkotyki�, �narkoman, alkoholik i
erotoman�,
�dziwak, fantasta i b�azen�... Niewielu jest chyba �przyjaci�, kt�rzy w
podobny spos�b
przys�u�yliby si� bohaterom swych �wspomnie�.
Szansa, �e pierwsze po wojnie wznowienie Narkotyk�w zmyje z ich autora
nieszcz�sne
odium owych �antybr�zowniczych� epitet�w, jest nik�a; ci co mieli (i maj�)
obyczaj si� nimi
pos�ugiwa�, rzadko si�gali po Witkacowskie teksty. Szansy tej jednak nie mo�na
przegapi�.
Czy Stanis�aw Ignacy Witkiewicz by� narkomanem?
Z narkotykami sensu stricto (nie m�wi� tu o nikotynie i alkoholu) zetkn�� si�
Witkacy po
raz pierwszy w Rosji w latach swojej wojennej tu�aczki. Sam o tym zreszt�
wspomina: �Na
my�l [o morfinie] robi mi si� wprost zimno � tak straszne rzeczy prze�y�em wtedy
w
Petersburgu, gdy przez cztery godziny walczy�em ze �mierci�, w�r�d torsji i
zamierania
serca�; jeden z jego portret�w z 1918 r., zatytu�owany: M�j przyjaciel, kt�ry
ukrad� wachlarz
pani Trojan � obok podpisu i daty nosi napis: �Eter�. Od roku 1926 zaczynaj� si�
pojawia�
pierwsze nieliczne portrety rysowane pod kokain�, okres najintensywniejszego
eksperymentowania z r�nymi rodzajami �drag�w� przypada na lata 1928 � 1932.
St�d te�
ju� w roku 1932 mo�e Witkacy wyda� swe �dzie�ko o narkotykach�, zawieraj�ce
kompletny
ich przegl�d, jego za� w�asne zainteresowanie dla dalszych eksperyment�w
wyra�nie od tej
daty spada. Ogl�daj�c produkcj� �Firmy Portretowej S. I. Witkiewicz� � jak
zawsze
skrupulatnie odnotowuj�cej stan psychofizyczny jej w�a�ciciela � cz�ciej
dostrzegamy
adnotacje typu: �pyfko�, �winko�, �herbata� czy nawet �faszerowane pomidory +
kompot�,
�m�d�ek, kartofle z sa�at� i placek �liwkowy�, ni� wzmianki o bia�ych jadach,
kt�re te�
pojawiaj� si� zupe�nie sporadycznie.
W p� �artem, p� serio pisanej przedmowie do Narkotyk�w pisze Witkacy:
�Wracaj�c do
opinii publicznej: by�em i jestem dot�d na�ogowym palaczem, walcz�cym bohatersko
od lat
dwudziestu o�miu ze straszliwym przyzwyczajeniem. Do pewnego stopnia mo�na by
mnie
uwa�a� w pewnych okresach za na�ogowego pijaka, o ile za takiego (r�ne s�
standardy �
wzorce) uzna si� kogo�, kto urzyna si� przeci�tnie raz na tydzie�, potem nie
pije miesi�c albo
i wi�cej i kt�ry mia� jedn� jedyn� w �yciu pi�ciodni�wk� (a propos pewnej
premiery
scenicznej � okoliczno�� wysoce �agodz�ca) i do dziesi�ciu trzydni�wek i kt�ry
nigdy nie
chla� w�dy rano przy goleniu si�.
Ale nigdy nie by�em kokainist� � temu przecz� stanowczo, mimo �e dla wielu
perwersyjnych kretyn�w i to moje o�wiadczenie mo�e by� w�a�nie dowodem za, a nie
przeciw. O ile mo�na by mnie nazwa� okresowym pijakiem, �Wochensaufer� na
przestrzeni
lat dziesi�ciu, to proponowa�bym nazw� �Quartalkokainist� w okresie trzyletnim,
i to z du��
przesad�. [...] Nigdy nie by�em morfinist�, maj�c idiosynkrazj� do tego
specyfiku [...] ani
eteromanem, z powodu jakiego� braku zaufania do eteru, mimo �e u�ywa�em go par�
razy w
�yciu: z w�dk� i przez wdychanie. [...] Tak wi�c stanowczo odpieram zarzuty co
do
na�ogowego u�ywania wy�ej wymienionych preparat�w, przyznaj�c si� do
sporadycznego
u�ywania peyotlu i meskaliny [...]. R�wnie� przecz� przy sposobno�ci, jakobym
oddawa� si�
homoseksualizmowi, do kt�rego czuj� wstr�t najwy�szy; jakobym �y� p�ciowo z moj�
syjamsk� kotk� Schyzi� ([...] kt�r� bardzo lubi�, ale nic poza tym) i jakoby
nierasowe zreszt�
koci�ta z niej zrodzone by�y do mnie podobne, [...] jakobym by� blagierem i
rzuca� si� na
kobiety przy lada sposobno�ci, jakobym uwodzi� m��w �onom, chodzi� we fraku
[...] na
Giewont, pisa� sztuki sceniczne dla kawa�u, nabiera� i kpi�, i nie umia�
rysowa�. Wszystko to
s� plotki wymy�lone przez jakie� obskurne baby, kretyn�w i idiot�w, a nade
wszystko przez
drani�w chc�cych mi zaszkodzi�. Odpieram te znane mi plotki i z g�ry te
wszystkie, kt�re
kr��y� jeszcze o mnie w Zakopanem i jego przysi�kach b�d� Szlus.�
Kto nie wierzy za� autorowi tego typu �sprostowa�, mo�e zechce uwierzy�
lekarzowi,
kt�ry zreszt� swoje Fragmenty � tym razem bez cudzys�owu � wspomnie� opublikowa�
w
tej samej Ksi�dze pami�tkowej, co wymienieni uprzednio panowie P�omie�ski i
Rytard. Pisze
doktor Teodor Birula � Bia�ynicki:
�Sta� lubi� do�wiadczenia z peyotlem tak samo, jak ze wszelkimi dost�pnymi mu
narkotykami b�d� ze �rodkami, kt�re zdaniem jego mog�y wp�ywa� na stan
psychiczny
cz�owieka. [...] Tote� skrz�tnie notowa� na swych obrazach nawet wypit�
literatk� piwa,
�pyfko� albo fili�ank� kawy �Cof.� albo �Cocaina�, jakkolwiek czasem chodzi�o o
wpuszczenie do nosa kilku kropel I � szej kokainy z cynkiem (krople do oczu).
[...] Z tej
jego pasji do eksperyment�w powsta�a dooko�a niego brudna i bardzo dla niego
bolesna
legenda, �e �Witkacy � to narkoman�. Jakkolwiek w czerwcu 1947 r. kr�tko
sprostowa�em
t� legend� w �Ekspresie Wieczornym�, za� w �G�osie Plastyk�w� (grudzie� 1947)
uczyni�em
to samo nieco szerzej, tym niemniej i na tym miejscu uwa�am za sw�j obowi�zek
kategorycznie zaprotestowa� przeciwko pos�dzeniu St. Ign. Witkiewicza o
narkomani�. Do
protestu takiego czuj� si� upowa�niony i zobowi�zany jako jego wieloletni
przyjaciel i jako
lekarz. Ta pasja do eksperyment�w z narkotykami wywodzi si� zapewne z osobowo�ci
psychicznej St. Ign. Witkiewicza. [...] To doros�e, a zarazem prawdziwie
�niezwyk�e dziecko�
nie umia�o, w pewnych wypadkach nie chcia�o dawa� sobie rady z rzeczywisto�ci�,
w
pierwszym rz�dzie z codzienn�, praktyczn�, �yciow�. Z drugiej strony warunki
jego
bytowania tak si� u�o�y�y, �e nie m�g� on w pe�ni wy�adowa� swego niezwyk�ego
dynamizmu, nie m�g� uaktywni� w pe�ni ogromnego potencja�u energetycznego, kt�ry
tkwi�
w jego osobowo�ci. Z tego wynika�o jego nienasycenie i stale nurtuj�ce w nim
d��enie do
ucieczki od tej realnej rzeczywisto�ci. S�dz�, �e gdyby by� on bardziej
�praktyczny�, to sta�by
si� reformatorem � politycznym, socjalnym, religijnym i zmienia�by swoje
zewn�trzne
�rodowisko w szerokiej skali. [...] St�d jego zadziwiaj�cy dynamizm, czy to w
�pracy�, czy w
�zabawie�, czy w eksperymentowaniu � dla niego wszystko to by�o odmianami
tw�rczo�ci.�
Szlus.
�JESTEM jak jaki� nab�j wysokiej marki eksplozywno�ci le��cy spokojnie na ��ce.
Ale
dot�d nie ma armaty i nie ma mnie kto wystrzeli�. A tego sam nie potrafi� �
musz� mie�
ludzi.�
Doktor Birula � Bia�ynicki by� nie tylko dobrym lekarzem, by� tak�e dobrym
psychologiem. �Niezwyk�y dynamizm�, �potencja� energetyczny� Witkacego znalaz� w
ko�cu uj�cie w reformatorskiej pasji, w przeznaczonej dla najszerszych kr�g�w
Istnie�
Poszczeg�lnych publicystyce Narkotyk�w i Niemytych dusz. Nie znalaz�szy w
najbli�szym
sobie �rodowisku ch�tnych �kanonier�w� � ludzi, kt�rzy mu s� potrzebni, decyduje
si� sam
ich wychowa� i przeszkoli�. Nie tylko dla dobra daremnie wydaj�cego z�owr�bne
syki
�naboju� � tak�e dla nich samych.
Podejmuj�c t� pr�b� widzi jednak konieczno�� rozpocz�cia swej pracy od podstaw.
Lektur� Witkiewiczowskich dywagacji nale�y zacz�� od czytania Appendix�w.
�Zaznaczam
z g�ry, �e ca�a ta cz�� mojego �dzie�ka� mo�e si� wyda� wielu ludziom �mieszna,
a nawet
zbyteczna. �mieszna to mo�e ona i jest, ale co do zbyteczno�ci, to �miem w ni�
w�tpi�.�
Oto rzecz bez precedensu. Ten, kt�ry jako artysta �musi sta� na czele, musi by�
tym, kt�ry
prowadzi� � w pierwszym odruchu prowadzi zast�py swych potencjalnych anio��w
do...
�a�ni. Odszorowawszy cia�a (koniecznie szczotkami firmy Braci Sennebaldt z
Bielska),
nauczywszy si� goli�, pudrowa� i szminkowa�, zaopatrzywszy w rady i recepty
tych, co
cierpi� na hemoroidy, �upie� i �ojotok, pogroziwszy tym, co pal� na czczo i co
na
o�lepiaj�cym �niegu nie nosz� przeciws�onecznych okular�w � gna do porannej
gimnastyki.
Teraz dopiero � z wy�wie�onymi, pachn�cymi, w czystej bieli�nie i w
przewietrzonym z
zat�ch�ych smrod�w pokoju � mo�e przyst�pi� do nast�pnego etapu realizacji swych
cel�w.
Odszorowawszy cia�a � zacz�� szorowa� dusze.
�DO czego w�a�ciwie ty chcesz swoje wewn�trzne przeobra�enia si� przystosowa�?
Jak�
jest ta kierownicza idea, kt�ra ujmuje w ca�o�� �cis�� wszystkie rozbie�ne
w�adze i poruszenia
twej duszy� � pyta swego dwudziestosiedmioletniego ju� syna Stanis�aw
Witkiewicz, nie
bez racji powa�nie zaniepokojony jego niepoj�t� szamotanin� uczuciow�, �yciow�
bezczynno�ci� i stagnacj�, wreszcie wynik�� z tego wszystkiego depresj�
psychiczn�, w kt�rej
syn si� coraz g��biej pogr��a. Kulisy tej sytuacji ods�ania jednak m�ody
Witkiewicz nie ojcu,
lecz zakochanej w nim Helenie Czerwijowskiej w cyklu list�w z prze�omu 1912-1913
roku, o
tyle wartych tu przypomnienia, �e padaj� w nich wzmianki nie tylko o �ob��dzie�
i
�przezwyci�aniu go�, lecz tak�e o �kompleksach�, �analizie�, a wreszcie o
niejakim
�Borenie�, kt�ry go z �ob��du� i �zagmatwania�, wbrew jego zreszt� woli i wierze
usi�uje
wyci�gn��.
�Co do mieszkania u nas, nie wywieram �adnego nacisku. Niech Pani to swoj�
intuicj�
os�dzi. Mo�e by�by za wielki Mutter � Complex i to utrudni�oby swobod�
poruszania si�.
Matka jest dla pani bardzo �yczliwie usposobiona, ale wie Pani, jak to w
codziennym dniu si�
zmienia.�
�Pisz� teraz do Pani, �eby si� uspokoi� [...]. Zrobi�em par� potwornych
kompozycji i
doszed�em do stanu ostatecznego zdenerwowania granicz�cego z ob��dem. Boj� si�,
�e ju�
nie wr�c�. Dzi� sobie pomy�la�em: czy te� ja ju� nie przekroczy�em tej linijki.
Odby�em
konferencj� z Borenem, ale zdaje si� za p�no. [...] Kiedy Boren a propos snu
wypytywa�
mnie o m�j stosunek do Pani, powiedzia�em mu mniej wi�cej tak: Jest to jedyna
kobieta, z
kt�r� by�bym szcz�liwym w najg��bszym znaczeniu tego wyrazu. [...] I znowu
zobaczy�em
Pani czarne w�osy i czarne oczy i pomy�la�em, �e nade mn� ci��y jakie� potworne
przekle�stwo. Jaka� maskarada okropna, pomi�szanie dusz i peruk. Problem g��boki
i
fryzjerski zarazem. [...] Pozwalam Pani p�kn�� ze �miechu na ten temat, bo po
cz�ci jest to
tego warte.�
�Do Borena chodz�. Ju� p. a. na uko�czeniu. Ale wiary mi w ni� nie przyby�o.
Ci�gle
wmawia mi kompleks embriona � bez skutku.�
�Musz� si� opancerza� przed �yciem, kt�re staje si� coraz podobniejsze do prawdy
mojego
o nim my�lenia. POTWORNO��. Mimo to wierz� w uczucia szlachetne, poniewa� je
posiadam. Podejrzewam, �e Langer strasznie �le o mnie zacz�� my�le� ulegaj�c
swoim
kompleksom. W Borenizm nic nie wierz�. O ile wyjd�, to nie dzi�ki u�wiadomionemu
kompleksowi embriona. [...] Chc�, aby Pani w to uwierzy�a. [...] Bardzo bym
chcia� zobaczy�
Pani� w tej nowej fazie, w kt�rej jestem. Zacz��em znowu wierzy�, �e nie jestem
trupem.
Ob��d na razie opanowany, ale czyha w g��bi. Ca�uj� r�ce Pani � Witkacy.�
To ostatnie � podpis � jako reakcja na �wmawiany� mu �kompleks embriona� � chyba
najbardziej znamienne. Borenowska �analiza�, wbrew oporom pacjenta, nie
pozosta�a bez
�ladu. Na razie tylko w podpisie. W dwadzie�cia kilka lat p�niej za�?...
We wst�pie do Niemytych dusz pisze Witkacy: �Zaznajomienie si� z metod� Freuda,
tzw.
psychoanaliz�, zawdzi�czam przyjacielowi moich Rodzic�w (i poniek�d mojemu,
wzi�wszy
pod uwag� du�� r�nic� wieku) drowi Karolowi de Beaurain, kt�rego pami�ci z
uczuciem
g��bokiej wdzi�czno�ci, szacunku, podziwu i sympatii prac� t� po�wi�cam. Lata
ca�e nie
docenia�em tego, co �w pierwszy nieomal pionier freudowskich idei u nas
po�rednio dla mnie
uczyni�. Zainteresowany moimi snami zaproponowa� mi w r. 1912 systematyczny
�kurs
praktyczny� psychoanalizy, na co si� z rado�ci� jako na pewn� �nowali�
zgodzi�em; ale
przyst�pi�em do tego eksperymentu nie bez pewnej lekkiej nieufno�ci i
krytycznego
nastawienia. Nie b�d� opisywa� tu szczeg��w przebiegu �kuracji�, kt�ra zreszt�
z niczego
konkretnego wyleczy� mnie nie mia�a, gdy� [...] jestem cz�owiekiem wzgl�dnie
normalnym.
[...] Dr de Beaurain chcia� mnie uratowa� w pewnym sensie od samego siebie.
Mo�liwe jest,
�e dobrze si� dla mnie sta�o, i� tego w zupe�no�ci nie dokona�, poniewa�
prawdopodobnie
musia�bym wtedy, maj�c �rozwi�zane� (jak to si� u nich, psychoanalityk�w, m�wi)
wszystkie
w�z�owiska (kompleksy), wyrzec si� pracy w moich zawodach, tzn. w literaturze,
malarstwie
i filozofii, a przynajmniej zmieni� zasadniczo jej charakter; przesta� do
pewnego stopnia by�
sob�. [...] Tego stadium w�a�nie nie przeszed�em z dr de Beaurain do ko�ca z
przyczyn od nas
obu niezale�nych i dlatego mo�e psychoanaliza ta (na razie) nie mia�a na mnie
wp�ywu tak
dodatniego, jak to po niej zasadniczo mo�na by si� spodziewa�, co ujawni�o si� w
pewnych
bezpo�rednio po niej zasz�ych zdarzeniach mojego �ycia, kt�re te� na d�ugie lata
odwr�ci�y
moj� uwag� od tej sfery; a gdy do niej my�lowo wr�ci�em, to raczej w spos�b
jakby troch�
ironiczny, co objawi�o si� bezpo�rednio nawet w pewnych sztukach teatralnych.
Ale
nieprawd� jest, abym kiedykolwiek zupe�nie psychoanaliz� deprecjonowa�, jak mi
to
imputowano razem z antysemityzmem i czort wie czym jeszcze. Oczywi�cie s� to
rzeczy
ma�o wa�ne, ale poniewa� mam zamiar napisa� wielkie pochwa�y dla tej nauki, a u
nas ze
zmiany istotnej przekona� robi si� cz�sto jakie� dziwne dowody czyjej�
interesowno�ci, a
nawet nieuczciwo�ci, wi�c uwa�a�em za stosowne doda� tych par� wyja�nie� z
dalekiej
przesz�o�ci.�
W komplecie przygotowanych przez Witkacego szczotek (tym razem ju� nie
Sennebaldta z
Bielska) � do szorowania niemytych dusz, oto szczotka pierwsza: psychoanaliza z
wiede�skiej firmy profesora Freuda.
�NIE wiem, kiedy Witkacy przeczyta� K�rperbau und Charakter � pisze specjalista
od
�personalnego dossier dramat�w Witkacego�, Jerzy Ziomek � ale p�niejsze
�wiadome
nawi�zywanie do Kretschmera i pos�ugiwanie si� jego terminologi� pozwala
przypuszcza�, �e
autor Szewc�w znalaz� u Kretschmera fascynuj�ce potwierdzenie w�asnych przeczu�
i
przypuszcze�. [...] I nie pope�nimy b��du, je�li powiemy, �e osobnicy, kt�rych
nazwali�my
nasyconymi, przypominaj� cyklotymik�w, nienasyceni za� schizotymik�w.�
W tym samym dziele, z kt�rego pochodzi �w cytat, analizuj�c z kolei galeri�
powie�ciowych postaci Witkacego, pisze Jan B�o�ski: �Jak wida� typologia
Kretschmera
dostarczy�a naukowego (czy pseudonaukowego) alibi osobistym natr�ctwom
Witkiewicza:
ludzie zdolni do prze�ycia dziwno�ci zyskali miano schizoid�w, filistrzy �
pyknik�w...
Fascynacja Kretschmerem nie przynosi zaszczytu intelektualnej przenikliwo�ci
Witkacego,
pomaga jednak zrozumie� powie�ciowego narratora, kt�ry wejrze� mo�e tylko w
dusze
szczeg�lnego pokroju.�
Interpretacja zatem dzie�a literackiego Witkiewicza, bez potkni�cia si� o
K�rperbau und
Charakter, nie wydaje si� by� mo�liwa. Kretschmer, jego typologia i terminologia
s� bowiem
w dziele tym wszechobecne, zar�wno w postaci bezpo�rednich autorskich odes�a�
(�Dlatego
wszyscy powinni czyta� Kretschmera K�rperbau und Charakter � tam jest �r�d�o
og�lnej
wiedzy o sobie i innych dla wszystkich absolutnie typ�w� � Jedyne wyj�cie), jak
i w postaci
nieod��cznego wyposa�enia �psychologicznego� i �charakterologicznego�
niezliczonych
Istnie� Poszczeg�lnych, kt�re Witkacy z intelektualnych swych �l�d�wi� do �ycia
na kartach
swego dzie�a powo�a�. Na temat, czy przynosi to zaszczyt jego intelektualnej
przenikliwo�ci,
czy nie, k��ci� si� z B�o�skim nie wypada, zreszt� nie ma potrzeby. Jak zwykle
ma racj�. Co
innego jednak funkcjonowanie danej teorii czy nawet teoryjki w literackim
dziele, co innego
za� w dora�nej publicystyce o dydaktycznym zaci�ciu.
Fragmentowi Niemytych dusz drukowanemu w r. 1939 w �Skawie� nadaje Witkacy
�pragmatyczny� tytu�: Znaczenie codzienno � �yciowe teorii Kretschmera. Zaleca
j� te�
bezwarunkowo �wszystkim ludziom wzgl�dnie inteligentnym, ale w szczeg�lno�ci
tym,
kt�rych zadaniem �ycia jest przewodzenie masom, a materia�em ich tw�rczo�ci
�ywy, staj�cy
si� cz�owiek, czyli zadanie wychowywania w najszerszym znaczeniu tego s�owa � od
nauczycieli szko�y ludowej, do szczyt�w w�adzy pa�stwowej�. Dora�ne za� skutki
pos�ugiwania si� t� teori� przedstawia w spos�b tyle� uproszczony, co w celowym
tym
uproszczeniu nie pozostawiaj�cy miejsca na dyskusje: �Znajomo�� teorii
Kretschmera,
po��czona z mo�no�ci� odgadywania wed�ug do�� rzucaj�cych si� w oczy cech
zewn�trznych
ca�ej skomplikowanej psychiki danego osobnika, a cho�by jego rys�w zasadniczych,
mo�e
odda� w �yciu ka�dego absolutnie cz�owieka nieocenione us�ugi, usun�� wiele
nieporozumie�
ze samym sob� i z innymi, zat�amsi� w zarodku ca�e masy tragedii lub mo�liwych
d�ugotrwa�ych cierpie� z powodu nieuzasadnionych pretensji do siebie i
otoczenia.� I dalej:
�Nie mo�na �ama� w ludziach rzeczy nieprze�amalnych; tylko wtedy mo�e by�
spe�niony
klasyczny idea�: harmonijnego rozwoju wszystkich dodatnich element�w osobowo�ci.
[...] Co
to s� za elementy dodatnie, wszyscy mniej wi�cej wiedz�. Ale rzecz g��wna, aby
ka�dy by�
sob�, a nie udawa� kogo�, kim nie jest, nie gra� ca�e �ycie cz�sto wstr�tnej mu,
narzuconej
przez wychowanie i tradycj�, nie pasuj�cej do� roli. Takie u�wiadomienie
og�lnikowe i
dora�ne co do istoty danego osobnika mo�e da� tylko teoria Kretschmera, wpajana
w ludzi od
pierwszej klasy gimnazjalnej.�
W �dusznej� �a�ni Stanis�awa Ignacego Witkiewicza, nad kt�rej drzwiami znajduje
si�
has�o: �Trzeba rozwi�za� r�ce i nogi, odkneblowa� usta i wytrz�sn�� z g�owy
wszystkie
dawne na�ogi� � oto drugie niezb�dne, obok psychoanalizy, narz�dzie:
typologiczna
szczotka firmy Ernst Kretschmer z T�bingen.
Pos�uguje si� za� nimi podobnie jak �genialny wprost w swoim fachu� k�pielowy i
masa�ysta �a�ni miejskiej w Zakopanem � Jan Wawrytko. W akompaniamencie �wycia�
protestu odrywanej w�a�nie od �kart, radia, dancingu i kina� niemytej duszy �
�rozlu�nia� j�
najpierw pytaniami: �kim jest, czym jest jej otoczenie, w jakich czasach �yje i
co ma w�a�nie
przed sob� do zrobienia� by nast�pnie wydoby� na wierzch i �obszczypa�
wszystkie
�mi�nie, stawy, �ci�gna i kom�rki� jej mrocznych w�z�owisk, od najbardziej
indywidualnych i pozornie �niewinnych� po z�ogi i zgrubienia nawarstwione na
niej przez
spo�ecze�stwo i histori�...
Ale te� zbawienne skutki tego zabiegu nie powinny dawa� d�ugo na siebie czeka�.
Je�li
�ofiara� Wawrytki �czuje si� tak, jak �o�ysko kulkowe �wie�o wymyte naft� i
naoliwione�,
tak te� i ofiara Witkiewicza, �spsychoanalizowana� i �skretschmeryzowana�, a
wi�c w pe�ni
u�wiadomiona indywidualnie, spo�ecznie i narodowo, powinna m�c zacz�� nowe
�ycie. Ide�
przewodni� za� tego nowego �ycia winien by� w�a�nie �w �harmonijny rozw�j
osobowo�ci�,
�kt�ry ostatecznie jest celem wszystkich transformacji spo�ecznych: chodzi o
szcz�cie
osobiste wszystkich indywidu�w, a nie szcz�cie jakiego� bezindywidualnego
mrowia, kt�re
nazywamy w skr�cie spo�ecze�stwem czy ludzko�ci��.
Przeszed�szy przez czy�ciec, l�ni�ca niepokalan� biel� umyta dusza mo�e pr�bowa�
uda�
si� za swym przewodnikiem do raju.
��YJEMY w epoce straszliwej, jakiej nie zna�a dot�d historia ludzko�ci, a tak
zamaskowanej pewnymi ideami. �e cz�owiek dzisiejszy nie zna siebie, w k�amstwie
si� rodzi.
�yje i umiera i nie zna g��bi swojego upadku.�
Lektura w�z�owego rozdzia�u Niemytych dusz: Znaczenie indywiduum w rozwoju
spo�ecznym i tragedia upo�ledzonych � tak �mi�szane� budzi refleksje, jak
�pomi�szana�
jest w nim istotnie i materia teorii, hipotez, domniema�, wniosk�w i wskaza�.
Antropologia
obok historii Polski, dywagacje socjologiczne obok filozofii dziej�w
futurologiczne wizje
obok ontologii og�lnej, �od klan�w do imperi�w�, Napoleon i �tabu�, potlacz i
Pi�sudski,
�bizanty�ski Polaczyszka� i Hitler, �ko�pak napuszenia� i gilotyna, rewolucja i
faszyzm,
jednostka i spo�ecze�stwo pa�stwo i nar�d � prawdy, p�prawdy i utopie, diagnozy
i w
nast�pnym zdaniu odwo�ywane terapie.
W tym przeci�gu idei i problem�w stoi Witkiewicz jak Archanio� Micha� na
malowidle
S�du Ostatecznego, nie on wa�y jednak, lecz sam dokona� musi wyboru. �Faktem
jest, �e
ludzko�� degrengoluje coraz bardziej. [...] Koniec indywiduum zar�ni�tego przez
spo�ecze�stwo � rzecz ju� dzi� banalna. Jak odwr�ci� ten pozornie absolutnie
nieodwracalny
proces uspo�ecznienia, w kt�rym ginie wszystko, co wielkie, co ma zwi�zek z
Niesko�czono�ci�. z Tajemnic� Istnienia?�...
Aby nie da� si� wci�gn�� do piekie� � zbyt dok�adnie ju� wie, jak straszliwa ich
posta� �
�W ka�dym razie tam, gdzie my idziemy teraz, dok�d wlok� nas �lepe si�y
spo�eczne, to jest
ku ostatecznej mechanizacji i zbaranieniu � nie ma przed nami nic� � musi
stworzy� sw�
w�asn� wizj� powszechnej szcz�liwo�ci, a wi�c takiej, w kt�rej ka�de,
zindywidualizowane
Istnienie Poszczeg�lne wci�� jeszcze mog�oby si� p�awi� w ��agodnym,
niezmiennym, z
Niesko�czono�ci promieniuj�cym �wietle Wiecznej Tajemnicy Istnienia�.
Zdaniem Witkiewicza zapewni� mu to na tym padole mo�e jedynie: �radykalnie
socjalistyczny ustr�j, tzn. naprawd� demokratyczny, bez zak�ama� dotychczasowej
demokracji, ustr�j pozbawiony jednocze�nie koszarowo�ci i falansteryzmu. Ustr�j,
w kt�rym
b�dzie miejsce [...] na minimum w�asno�ci: szczotk� do z�b�w, kobiet�, domek z
ogr�dkiem,
a mimo to wyzysk jednych ludzi przez drugich i niewolnictwo b�dzie
uniemo�liwione.� W
ustroju tym narody istnie� obok siebie powinny �w uczciwym, zgodnym i
kulturalnym
wsp�yciu, mimo zachowania j�zyka, obyczaj�w i innych odr�bno�ci kulturalnych�,
tworz�c
jednocze�nie �organizacj� gospodarcz� ca�ej kuli ziemskiej [...], organizacj�
podobn� do
wsp�ycia organ�w w organizmie�. Z jednym koniecznym uzupe�nieniem wszak�e. �Od
razu nie mo�na osi�gn�� i wy�szej kultury, i og�lnego szcz�cia: najpierw jedno
[...], a potem
dopiero drugie, na tle samou�wiadomienia si� masy i [...] zaprz�enia wielkich
indywidu�w
[...] do �wiadomej pracy dla dobra ca�ej ludzko�ci.� I dalej: �Nie