8297

Szczegóły
Tytuł 8297
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8297 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8297 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8297 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STANIS�AW IGNACY WITKIEWICZ Narkotyki � niemyte dusze wst�pem poprzedzi�a i opracowa�a Anna Mici�ska NA MARGINESIE �NARKOTYK�W� I �NIEMYTYCH DUSZ� STANIS�AWA IGNACEGO WITKIEWICZA �M�WI�C og�lnie, wy wszyscy [...] robicie na mnie wra�enie ludzi zupe�nie nieuspo�ecznionych. Wy �yjecie zawieszeni w zupe�nej pr�ni. [...] Cz�owiek, kt�ry pojmuje siebie bez �adnego zwi�zku ze spo�ecze�stwem, w kt�rym �yje, z konieczno�ci odejmuje sobie ca�� olbrzymi� sfer� prze�ywania rzeczy naprawd� wielkich. [...] Poza tym niech pan pami�ta, �e u nas artysta to jest cz�owiek, kt�ry musi by� na czele, musi by� tym, kt�ry prowadzi. [...] � Bungo nie odpowiada�, ale powoli zaczyna� si� w nim budzi� pewien op�r. � Prosz� pana � zacz�� nie�mia�o. � Co do mnie osobi�cie, ma pan zupe�n� s�uszno��. [...] Ale co do tego zbli�enia si� do spraw spo�ecznych mam troch� inne przekonania. Je�eli kto nie ma w sobie spontanicznej potrzeby mieszania si� do spraw tych, nie powinien bezwzgl�dnie tego robi�. Tego nie mo�na wytworzy� w sobie sztucznie. Ja jestem dlatego nieszcz�liwy, �e au fond nic mnie te kwestie nie obchodz� uczuciowo. Czasami mnie to zajmuje, tak jak ka�da inna kwestia, ale do tego, aby si� tym naprawd� przej��, trzeba mie� to wszystko w sobie. [...] Wszystko, co bym robi�, a poj�cia nie mam, w jaki spos�b m�g�bym si� do tego zabra�, by�oby najgorszym k�amstwem, czym� wymuszonym. [...] Najgorsz� rzecz� w�a�nie jest to, �e u nas wszyscy czuj� obowi�zek zajmowania si� losem narodu. Zajmuj� si� tym ludzie najbardziej nie powo�ani. Ka�dy poeta obowi�zany jest by� wieszczem i be�kota� co� niezrozumia�ego dla niego samego dlatego tylko, �e by� czas, w kt�rym ludzie musieli tworzy� mistyczne teorie, aby przetrzyma� pewn� epok� upadku. [...] S�dz� tak�e, �e opr�cz �ycia spo�ecznego cz�owiek ma w sobie do za�atwienia wiele istotnych rzeczy i artysta, kt�ry nie ma zupe�nie pretensji, aby jego sztuka wp�ywa�a w bezpo�redni spos�b na �ycie spo�eczne, mo�e przez to samo, �e stworzy siebie jedynie jako artyst�, sta� si� elementem posiadaj�cym w og�lnym rachunku warto�� spo�eczn�. Uwa�am, �e poza stosunkiem swoim do spo�ecze�stwa cz�owiek ma siebie samego dla siebie samego i o te najistotniejsze warto�ci powinno mu przede wszystkim chodzi�. � Nie pan mnie b�dzie uczy� o metafizycznych g��biach natury ludzkiej � przerwa� Mag. [...] S�dz� tylko, �e cz�owiek tworzy siebie jedynie w stosunku do wielkich zagadnie� i �wiadome pozbawianie siebie mo�no�ci rozstrzygania w sobie wielkich problem�w uwa�am za wewn�trzn� zbrodni�. [...] Nie chodzi mi koniecznie o to, �eby pan rzuca� bomby albo zajmowa� si� agitacj� czy zosta� pos�em. Chodzi mi o to, �eby nie traci� zwi�zk�w wewn�trznych ze spo�ecze�stwem, w kt�rym si� �yje, bo to jest zgubnym dla ca�ego wewn�trznego �ycia danej jednostki. Boj� si�, czy ta rozpowszechniona u nas oboj�tno�� nie jest chorob� nieuleczaln�. � S�dz�c po mnie, tak to wygl�da � odpowiedzia� z nienaturalnym smutkiem Bungo. W dwadzie�cia lat p�niej autor i bohater 622 upadk�w Bunga napisze we wst�pie do Narkotyk�w: �Poniewa� tzw. �swobodn� tw�rczo�ci��, to jest tzw. ��piewaniem ptaszka na ga��zi�, nic dla spo�ecze�stwa i narodu zrobi� nie mog�em, postanowi�em po szeregu eksperyment�w zwierzy� si� og�owi z moich pogl�d�w [...]. Mo�e i ta praca (z powodu pewnego tonu w sformu�owaniu gorzkich prawd) potraktowana b�dzie humorystycznie lub negatywnie, jak moja estetyka, filozofia, sztuki sceniczne, istotne portrety, dawne kompozycje itp. �swobodne wytwory�. O�wiadczam oficjalnie, �e pisz� powa�nie i chc� wreszcie co� bezpo�rednio po�ytecznego zdzia�a�, a na idiot�w i ludzi nieuczciwych sposobu nie ma, jak to w ci�gu mojej do�� smutnej dzia�alno�ci mia�em sposobno�� przekona� si�.� A wi�c jednak. Jak�e by si� cieszy� s�dziwy Mag Childeryk, gdyby m�g� do�y� tej chwili! �Nieuleczalny� z pozoru (cho� w dniach ich pami�tnej dyskusji � z przekonania) Bungo po jego stronie barykady! Na tak mu wra�ych �spo�ecznikowskich� pozycjach... Czy uzna� wreszcie, �e �stworzy� si� ju� sam dla siebie� (�jako artysta� � rzecz jasna), czy mo�e z wiekiem przyby�o mu m�dro�ci i do�wiadczenia, a mo�e po prostu odezwa�y si� w nim � si�gaj�ce tradycji wielu pokole� � Witkiewiczowskie geny? Jedno jest pewne: Mag Childeryk m�g� si� cieszy� swoim zwyci�stwem zza grobu. Jego �pa�eczka� zosta�a przej�ta. Wbrew wszelkim oczekiwaniom i tylekro� za �ycia zawodzonym nadziejom, wyrodny z pozoru syn swojego ojca i ucze� Mistrza Mroku Gwiazd �poj�� siebie w zwi�zku ze spo�ecze�stwem�, odnalaz� z nim �wewn�trzne zwi�zki�, poczu� �obowi�zek zajmowania si� losami narodu�, zechcia� wreszcie �stan�� na czele� i zdecydowa� �prowadzi�. Tak. Ale dlaczego, jak, kogo i dok�d? PR�BA rekonstrukcji dziej�w Stanis�awa Ignacego Witkiewicza w latach 1914-1918 wci�� jeszcze przypomina problem owej s�awetnej skrzyni z jego r�kopisami, kt�ra jakoby �przetrwa�a nawet piek�o powstania warszawskiego � rozgrabiono j� dopiero po wojnie�, a �z zespo�u tego nie odnalaz� si� dotychczas �aden r�kopis�. Co by�o w owej skrzyni? � �Wiele rozpraw filozoficznych, szkic�w, polemik, obszerne studium obyczajowo � spo�eczne Niemyte dusze, przesz�o trzydzie�ci dramat�w i proza powie�ciowa� � odpowiada we wst�pie do bibliografii Witkacego Piotr Grzegorczyk. A co z �kuferkiem �yciowych do�wiadcze� Witkiewicza z lat 1914-1918? Co wiemy o jego zawarto�ci, czego mo�emy si� domy�la�, jakie fakty i zdarzenia z �ycia australijskiego rozbitka na petersburskim bruku mo�emy chcie� mu wm�wi� w braku informacji o rzeczywistych zdarzeniach i faktach? Nie miejsce tu na rozk�adanie owego �puzzle�a� z kompletu kawa�eczk�w, kt�rych zaledwie kilka dotar�o do naszej wiadomo�ci. Odnale�� je mo�na we wspomnieniach tych, kt�rzy Witkacego w Rosji spotykali, i tych, kt�rym epizody swego �ycia z tych lat opowiada�, par� fragment�w obrze�a uk�adanki zawartych jest w Aneksie List�w do syna Stanis�awa Witkiewicza, kilka centralnych w Niemytych duszach. Za ma�o, �eby rozdzia� pt. Witkacy w Rosji napisa�. Wystarczy � a �wiadectwem jest tu ca�a tw�rczo�� S. I. Witkiewicza, od przedwojennego debiutu literackiego, jakim s� Upadki Bunga, do starszych o ca�e �wier�wiecze, ostatnich w jego dorobku, Niemytych dusz � �eby stwierdzi� na pewno: klucz do Witkiewiczowskiej transformacji � Genezyp Kapen obiit, Witkacy natus est � jego �nawr�cenie� na Maga Childerykowe drogi (z kt�rym zreszt� wesp� chadzali po Moskwie w owych latach i zachwycali si� Picassem w Galerii Szczukina) dokona�o si� tam w�a�nie, w oku cyklonu rozp�tanej historii, zmieniaj�cej bieg XX wieku. Pisa�am ju� o tym we wst�pie do Upadk�w Bunga: �Lata 1914-1918, a wi�c egzotyczna podr� z Bronis�awem Malinowskim u progu wybuchu I wojny �wiatowej, wojna sp�dzona w Paw�owskim Pu�ku Lejbgwardii, wreszcie Rewolucja Pa�dziernikowa, sta�y si� dla autora Upadk�w Bunga t� lekcj� �ycia, w kt�rej m�odzie�czy jego �wiatopogl�d oszlifowany zosta� przez zupe�nie nowe problemy. Nie zagubiwszy najg��bszej swej wiary w �formaln� sztuk� i �ontologiczn� metafizyk� pojmuje j� dot�d odmiennie ni� dawniej. Nie tylko jako cel sam w sobie [...], ale i jako jedyne narz�dzie ocalenia tego Istnienia, postawionego wobec rzeczywisto�ci, w kt�rej rz�dzi historia i jej prawa. Prawa te ujrza� i sformu�owa� w spos�b szczeg�lny � widmo nieuchronnej katastrofy ludzko�ci jako zbiorowiska jednostek unosi si� nad prywatn� jego historiozofi� [...] � op�ni� jednak t� katastrof�, szuka� dr�g wyj�cia, oto cel godny ca�ego dalszego �ycia. �Tym samym odnalaz�� Witkiewicz swoj� w�asn� drog� do spo�ecze�stwa, przed kt�rym tak � pozornie � si� broni�. �Stworzywszy siebie jako artyst�, b�dzie odt�d nie tylko �elementem posiadaj�cym w og�lnym rachunku warto�� spo�eczn��, lecz i propagatorem swej wiary, jako jedynej deski ratunku dla tego spo�ecze�stwa, kt�re na jego oczach, jak ongi� Bungo, coraz g��biej zapada si� w �ycie pozbawione metafizycznych perspektyw. Oto zarazem i pierwsza z po�rednich odpowied� na pytania: dlaczego i dok�d? �WITKIEWICZOWSKA tradycja�, �Witkiewiczowskie geny... W tym samym roku, w kt�rym Witkacy pisze swoje Niemyte dusze, jego ciotka, Maria Witkiewicz�wna, wydaje u Gebethnera Wspomnienie o Stanislawie Witkiewiczu � osnut� wok� postaci brata Sag� Rodu. Spotykaj� si� na kartach tych wspomnie� postacie: na po�y legendarnego Jana � �Wallenroda� (o kt�rym nie bez szacunku i dumy pisze w Niemytych duszach jego stryjeczny wnuk) i jego brata Ignacego, marsza�ka szlachty z Poszawsza, kt�ry dw�ch swoich syn�w pos�awszy w powstanie 1863 r. sam w ko�cu �yciem przyp�aci� syberyjskie wygnanie, wspania�ej �ony Ignacego � Elwiry z Szemioth�w (dwaj jej bracia powsta�cy z 1831 r., umieraj� na wygnaniu w Wo�ogdzie), przez ciotk� Billewiczow� spokrewnionej z Pi�sudskimi, kt�ra �gorej�c ogniem wiary i ch�ci� czynu� by�a prawdziw� dusz� powstania styczniowego w powiecie szawelskim i r�wnie m�n� towarzyszk� m�a w zes�aniu, wreszcie ich dziewi�ciorga ocala�ych dzieci, z kt�rych �jak na morzu dziewi�ta fala uderzaj�ca o brzeg jest najsilniejsza, najwspanialsza, tak i dziewi�te dziecko z kolei urodzone� � Stanis�aw � sta� si� nie tylko uciele�nieniem wszelkich rodzinnych idea��w i tradycji, lecz otoczy� nazwisko nowym blaskiem: czynu rozumu... A wi�c czyn, przede wszystkim patriotyczny, lecz tak�e pozytywistyczny, w ramach �pracy u podstaw� � czyn intelektualny na radykalnych oparty pogl�dach. W wychowawczej praktyce Witkiewicza � ojca odbijaj�cy si� w nast�puj�cych wezwaniach: �Musimy i�� naprz�d, m�j z�oty! Trzeba stawia� sobie cele poza rogatkami �ycia. W koncepcjach umys�owych si�ga� w niesko�czono��, w poj�ciach spo�ecznych i�� do ostatnich kra�c�w wszechmi�o�ci. Niech si� ciebie nie czepiaj� �adne zacie�nienia kastowe, �adne uprzedzenia fachowe, �adne drobne egoizmy jednostkowe ani klasowe. Ustr�j spo�eczny, na kt�ry powinno si� godzi�, powinien i�� dalej ni� marzenia socjalist�w dzisiejszych. Na to, co jest i co d�ugo jeszcze b�dzie, patrz jak na przechodni� chwil� rozwojow�. �yj w przysz�o�ci. St�j ci�gle na wirchu, z kt�rego wida� najdalsze horyzonty i szykuj skrzyd�a my�li i czynu do lotu poza nie. Da ci to wielk� miar� do poznawania ludzi i oceniania warto�ci ich czyn�w.� I jakby antycypuj�c synowskie do�wiadczenia z lat wojny pisze w roku 1905: �Ja jestem poruszony i przej�ty tym, co si� dzieje w Rosji. [...] Bardzo bym chcia�, �eby� si� tym zainteresowa�, �eby� uczy� si� �ywej historii. Teraz, kiedy wre w tym kotle masowego �ycia, historia w spos�b wyra�ny i jasny wyk�ada swoje prawa. [...] Udzia� w wielkich wypadkach powi�ksza dusze, odrywa od ma�ych i marnych, egoistycznych, ciasnych interes�w i p�ytkich przyjemno�ci. [...] Chcia�bym, �eby� stan�� na najradykalniejszym stanowisku, to jest na stanowisku absolutnej sprawiedliwo�ci spo�ecznej, kt�ra jest wcieleniem jedynej wartej czci si�y ��cz�cej ludzko�� � mi�o�ci. Z dzisiejszych ustroj�w spo�ecznych nie mo�e zosta� nic. S� to pod�e, smrodliwe, pe�ne ciemnych nor, w kt�rych l�gnie si� zbrodnia � budy � te tak zwane gmachy spo�eczne. Z tym trzeba walczy� z ca�� bezwzgl�dno�ci�!� Jak? � �Przede wszystkim by� absolutnie dobrym cz�owiekiem, a potem cokolwiek dobrego robi� � malowa� cudowne obrazy czy rozwozi� bu�ki po Zakopanem albo gn�j oskidowa�, byleby mie� wznios�� dusz� � to wszystko, co stanowi istotn� m�dro�� �ycia.� Jak reagowa� na to m�ody Witkacy, mo�emy si� domy�la� tylko po�rednio. �Nie mam ciebie ani za �kretyna�, ani za �brutala�, jak Ty m�wisz, mam, przeciwnie � za co� ca�kiem innego i dlatego Ci robi� takie uwagi� � monituje Witkiewicz w odpowiedzi na synowsk� butad�:...Antagonizm mi�dzy mn� a Tob� zdaje si� b�dzie trwa� zawsze, bo polega na zupe�nie innej podstawowej organizacji, mianowicie na poj�ciach wsp�czucia, wsp�ycia i innych rzeczy zaczynaj�cych si� od wsp�. Sam widzi to ja�niej i pro�ciej: moja nieautorytetno�� dla Ciebie wynika z g��bokiego niegodzenia si� Twego na mnie. St�d te� wynika to �e wsp�czuwa� mnie i wsp�y� ze mn� nie mo�esz�... W istocie. Wsp�czuwa� i wsp�y� nie mogli. A jednak mimo niew�tpliwego �antagonizmu� wynikaj�cego z zupe�nie innej podstawowej organizacji � czytaj: charakteru � konflikt okaza� si� by� pozorny nie tyle merytorycznej, co terminologicznej natury. Wystarczy podmieni� ojcowsk� �dusz� i �czucie� na synowski �intelekt� i ��wiadomo��, by otrzyma� nie tyle romantyczn� opozycj� postaw �czucia i wiary� z �szkie�kiem i okiem�, bo nie o postawy tu chodzi, co odmienne nazwanie �rodk�w do tych samych cel�w wiod�cych. A �e cel g��wny: �zjadaczy chleba w anio��w przerobi� � te� sformu�owany zosta� w romantyzmie? A c� nam przeszkadza nazwa� Witkacego Ostatnim Wielkim Romantykiem Polski Odrodzonej co tylko z pozoru brzmi paradoksalnie... BY�EM niegdy� �fighting manem� � cz�owiekiem bojowym par excellence � mia�em idee i chcia�em o nie walczy� � nie by�o gdzie i z kim. Bynajmniej nie sprzeniewierzy�em si� moim ideom (Czysta Forma w malarstwie i w teatrze i reforma artystycznej krytyki), tylko przyszed�em do przekonania, �e s� one, w ka�dym razie obecnie, nie na czasie i �e mo�e w og�le min�� dla nich ich czas. To co twierdzi�em jeszcze przed wojn� [...], �e sztuka ginie, dzieje si� na naszych oczach, a wobec tego czy b�dzie i jaka b�dzie krytyka artystyczna w moim znaczeniu to jest krytyka formalna, jest bez znaczenia. Co innego, je�li rzecz idzie o literatur� nie jako sztuk� � tam jest jeszcze co� do powiedzenia i mo�e jeszcze si� na ten temat wypowiem. Obecnie jestem stosunkowo pogodnym osobnikiem lat �rednich, kt�ry o �adnych �wyczynach� w wielkim stylu ju� nie marzy i pragnie jako tako sko�czy� to �ycie, kt�rego � dot�d przynajmniej � mimo kl�sk i niepowodze�, nie �a�uje�... �Fighting man� to tak�e Witkiewiczowska spu�cizna. Charakteryzuj�c swoj� Sztuk� i krytyk� u nas Stanis�aw Witkiewicz pisa�: �Ksi��ka ta jest histori� walki o niezale�ne stanowisko sztuki w dziedzinie ludzkiej my�li i o niezawis�o�� indywidualno�ci w sztuce. Jest ona nie tylko histori� � ona sama jest jedn� wielk� bitw�. Ka�dy jej wiersz, ka�da stronica s� napa�ci� lub odbiciem ataku przeciwnika, tj. pewnej estetycznej doktryny, kt�ra panowa�a wszechw�adnie w polskiej krytyce sztuki, w polskiej estetyce.� Podchwytuj�c t� tonacj� pisze te� Maria Olszaniecka we wst�pie do swojego wydania Sztuki i krytyki o �strategii atak�w�, �metodach i celach poszczeg�lnych bitew�, �pomniejszych potyczkach�, �historii walk� i �szcz�ku or�a�. A przecie� or�a swego dobywa� Witkiewicz nie tylko w sprawach artystycznych. � �Ja tu uczyni�em m�t. Napisa�em artyku� pt. Bagno, o stosunkach stacji klimatycznej. Nie mo�na by�o wytrzyma�. Panowanie kanalii zbli�a si� � trzeba by�o zareagowa�. [...] Prawdopodobnie mnie potem powiesz�!� Potem przysz�o Chrze�cija�stwo i katechizm, Dziwny cz�owiek � na�adowany jak prochem tysi�cem polemicznych wypad�w we wszystkie mo�liwe kierunki, IV rozdzia� Matejki, ba � pod maczane w ukropie pi�ro Witkiewicza dostaje si� nawet stra� ogniowa w Zakopanem, nie m�wi�c ju� o prochach S�owackiego... �Czemu cho� troch� nie umityguje swoich napa�ci w krytyce, czemu taki kra�cowy w pogl�dach, czemu cho� troch� nie jest kompromisowy� � ubolewa w trosce o dobre imi�, dostatek i s�aw� swojej �dziewi�tej fali� rodzina. Ale te� zaraz dodaje: �Pragnienia te ludzi, kt�rzy go niby kochali, obdar�yby Witkiewicza ze wszystkiego, co by�o jego najwy�sz� warto�ci�; by�by to mo�e bardzo mi�y, spokojny pan nie bru�d��cy nikomu, ale to nie by�by Witkiewicz�... Syn swojego ojca by� r�wnie� Witkiewiczem. �CZY jest mo�liwe w jakim cywilizowanym kraju, aby kto� musia� walczy� o wy�szy poziom literatury i krytyki artystycznej i aby by� przez dwana�cie lat tej walki albo ignorowany, albo gn�biony bez wyboru �rodk�w przez ca�� niemal sfer� literat�w i krytyk�w � i �eby mimo jego sprecyzowanych pogl�d�w nikt z nim rzeczowo nie dyskutowa�, a tylko wszyscy systematycznie utr�cali? Dziwne... Ka�dy m�dry i uczciwy cz�owiek, kt�ry czyta� moje prace i polemiki, musi jedn� rzecz przyzna�, �e nie chodzi mi o osobiste korzy�ci, tylko o ide�. W tym rz�dzie idei, kt�re mnie zajmowa�y i kt�rych wcielenie uwa�a�em za korzystne dla naszej sztuki i spo�ecze�stwa � jestem i by�em zupe�nie osamotniony.� �Co za� do �wyskoczenia ponad siebie�, to kiep jest ten, co do tego nie d��y i gdyby nikt ponad siebie nie wyskakiwa�, nie by�oby �adnego rozwoju i post�pu na �wiecie. Chodzi o to, w jaki spos�b to si� robi. A poniewa� ja tym wyskakiwaniem tylko psuj� sobie �yciowo wszystko i robi� to dalej w ten sam spos�b, dowodzi to chyba, �e nie robi� tego dla g�upiej s�awy i pieni�dzy, tylko z wewn�trznej potrzeby.� �S� bezwzgl�dnie ludzie, kt�rzy maj� pecha. Oczywi�cie mojego pecha nie odda�bym za wiele s�aw i maj�tk�w, ale przecie� jest on do�� nieprzyjemny. Stworzy�a si� legenda in minus i z t� postaci� legendarn� wielu walczy zupe�nie apriorycznie, nawet nie wiedz�c dobrze, o co chodzi. Jest ca�a kupa durni�w chc�cych wm�wi�, �e ja si� bawi� i nabieram, a potem si� zdemaskuj� i b�d� si� �mia�. Inni idioci na podstawie tego, �e wi�ksz� cz�� �ycia sp�dzi�em w Zakopanem, deprecjonuj� wszystko, co zrobi�em. S� tak�e dziwne kretyny, kt�re na podstawie deformacji w moich sztukach uwa�aj�, �e nie nale�y, mnie traktowa� na serio... Je�li m�wi� powa�nie, to ka�dy mato� oczywi�cie si� nudzi, bo mu si� my�le� nie chce. I tak jest ze wszystkim.� Stwierdze� tego typu rozsianych na kartach ca�ej spu�cizny Witkacego odnale�� mo�na dziesi�tki. Poczucie osamotnienia, walczenia w ca�kowitej pr�ni, brak przeciwnik�w, przy nadmiarze niekompetentnych wrog�w � stawa�y si� jego coraz to pog��biaj�c� si� obsesj�, kt�r� daremnie stara� si� przezwyci�y�. Czy tylko obsesj�? W swoim wst�pie do Dramat�w S. I. Witkiewicza pisze Puzyna: �Unia [Witkacego z formizmem] wydaje si� szcz�liwa [...]: lata owe to lata jego niebywa�ej p�odno�ci. Mi�dzy rokiem 1918 � 1926 wyrzuca z siebie trzydzie�ci kilka dramat�w, trzy ksi��ki teoretycznie o malarstwie i teatrze Czystej Formy, ponadto maluje, dyskutuje, wyg�asza odczyty, odgryza si� polemistom. Otacza si� wirem spor�w, niech�ci, uwielbie�, skandali i plotek, wy�ywa si� ca�� swoj� nerwow�, przewra�liwion� natur�. Wystawia obrazy, teatry graj� jego sztuki � cz�ciej ni� si� nam dzisiaj mo�e wydawa� � dyskutuj� z nim wszyscy: Rostworowski i Stern, Irzykowski i Kleiner, Boy i Breiter, Chwistek i S�onimski. Ma wi�c wcale du�� popularno��, lecz zblednie ona natychmiast, kiedy zacznie przygasa� formistyczne wrzenie. Bo te� jest to popularno�� bardzo powierzchowna, formalna, dotycz�ca nowych recept na sztuk�, nie nowych jej tre�ci.� Kiedy po roku 1926 � Witkiewicz przyst�pi do pisania swoich powie�ci, w kt�rych � do czego si� jawnie przyznaje � �g��wn� rzecz� jest tre��, a nie forma�, kiedy z powie�ci tych �buchnie to, co Witkacy ma naprawd� do powiedzenia: w�ciek�a, ekspresjonistyczna groteska polityczno � spo�eczna, po��czona z katastroficznym traktatem i � krzywym oczywi�cie � zwierciad�em obyczaj�w� � rozbrat jego z �publik�� zacznie si� pog��bia� z ka�dym rokiem, nikt bowiem w Polsce mi�dzywojennej na �tre�ci� takie nie by� przygotowany. Oto los tego, kt�ry a� nadto dok�adnie, punkt po punkcie, wype�nia� ojcowskie przes�anie: ��yj w przysz�o�ci�, �na to, co jest i co d�ugo jeszcze b�dzie, patrz jak na przechodni� chwil� rozwojow��, �st�j ci�gle na wirchu, z kt�rego wida� najdalsze horyzonty i szykuj skrzyd�a my�li i czynu do lotu poza nie�... Wype�niaj�c je jednak nie tylko przekroczy� z dat wynikaj�ce ograniczenia ojcowskiego pozytywnego programu (ba � gdyby� chcia� tylko jako panaceum na wszelkie narodowe �dolegliwo�ci� �doskonali� dusz� � swoj� i bli�nich), lecz domagaj�c si� jednocze�nie historycznej �wiadomo�ci narodu i metafizycznych perspektyw jego Istnie� Poszczeg�lnych przekroczy� tak�e granice mo�liwo�ci akceptacji go przez w�asnych wsp�czesnych. Je�li wi�c jeszcze stoj�cy na swoim �wirchu� ojciec utrzyma� si� na piedestale narodowej �wi�to�ci: najwy�szego autorytetu moralnego i umys�owego swojej epoki � �wirch� syna okaza� si� by� wy�szym ni� mo�liwy mu do przyznania piedesta� � srodze te� zosta� za to ukarany. To, co symbolicznie w kryptonimie jego by�o z Witkiewicza, uznawszy za anachronizm, niestrawn� za� reszt� czkaj�c po kawiarniach � �epoka�, kt�rej zbyt odleg�e i obce by�y horyzonty z Witkacowskiego wirchu dostrze�one, przyprawiwszy mu najpierw wielk� �g�b�, pomi�dzy bajki w�o�y�a jego wezwania. �W oboj�tnych murach krajowego Ciemnogrodu � �Kassandra w Pacanowie� � pozosta� nie zrozumiany, oczekuj�cy potopu, bezsilnie patrz�c, jak spe�niaj� si� coraz inne jego przewidywania� � pisze Puzyna. Czy wi�c �obsesja� samotno�ci, g�osu wo�aj�cego na puszczy? Nie � stwierdzenie faktycznego stanu. Stanu, kt�ry nie m�g� si� nie odk�ada� pok�adami goryczy i �alu. Nie by�by jednak Witkiewiczem, gdyby si� podda�. �Lepiej jednak sko�czy� nawet w pi�knym szale�stwie ni� w szarej, nudnej banalno�ci i marazmie.� Owo �pi�kne szale�stwo� � to Narkotyki i Niemyte dusze, ostatnia pr�ba dotarcia do spo�ecze�stwa, przed kt�rym tak ongi� w m�odo�ci si� broni�. �WIDZ�, �e ksi��ka ta [...] sk�ada� si� b�dzie z samych dygresji; b�dzie po prostu jedn� wielk� dygresj� w stosunku do zasadniczych zainteresowa� autora, zrobion� � �e tak powiem troch� g�rnolotnie � �dla drugich�.� Zbi�r felieton�w, reporta�y, popularnonaukowych wyk�ad�w � nie�atwo sklasyfikowa� ow� dziwn� publicystyk�, kt�rej cz�� druga nosi autorski podtytu�: Studium psychologiczne, obie za� poprzedzone s� Sienkiewiczowskim mottem: �Wszelako dziwne jest w tej ksi��ce materii pomi�szanie.� W istocie. �Pomi�szanie� to jednak mo�na pr�bowa� sprowadzi� do wsp�lnego mianownika. Na kt�rej� stronie Narkotyk�w znajduje si� niepozorny cytacik: �Masz za swoje, teraz skacz!� � Czy Witkacy zna� Z�ot� r�szczk�?... Egzemplarz, kt�ry mam przed sob�, nale�a� do mojej prababki. Lekko licz�c wydany zosta� w po�owie ubieg�ego wieku (data wydania wygryziona zosta�a za niepami�tnych ju� czas�w), a jest to ju� � �nak�adem Tow. M. C. Wolffa w Petersburgu� � wydanie trzecie. �Czytajcie dzieci, uczcie si�, jak to niegrzecznym bywa �le� � oto motto tej niezwyk�ej, nie tylko ze wzgl�du na wiek, ksi��eczki, na kt�rej wychowywa�y si� ca�e pokolenia. �Niegrzecznym bywa �le� � nie ma winy bez kary zatem. Ha, ale jakiej kary? � �I zgorza�a Kasia ma�a, gar�� popio�u pozosta�a� � to o dziewczynce, co bawi�a si� zapa�kami; �Tak te� z Michasiem, by� zdr�w i t�usty, pi�� dni grymasi�, umar� na sz�sty� � to o ch�opczyku, co nie chcia� je�� zupy. Niewiele lepszy koniec spotyka w Z�otej r�szczce i inne dzieci za najdrobniejsze przewinienia. Juleczkowi, co �palce w buzi� t�oczy��, krawiec �uci�� palec jeden, drugi, a� krew trys�a we dwie strugi�, J�zio pok�sany przez pieska (�masz za swoje, teraz skacz!�), kt�rego skatowa� �biczyskiem�, walczy o �ycie pij�c �gorzkie leki�, umaczani przez �olbrzyma� w ka�amarzu za wy�miewanie si� z Murzyna �ch�opcy za Murzynem biegn�, a czarniejsi s� od niego�, Pawe�ek �wiercipi�ta� za �ci�gni�cie obrusa ze sto�u ukarany zosta� przez ojca, �a� trzeszcza�a dyscyplina�. Grze� wreszcie, co na �wicher i grzmoty� wybieg� z parasolem (�cho� w domu dzieci siedzie� powinny�), porwany zosta� mi�dzy ob�oki i �trudno rzec �mia�o, co si� z nim sta�o. Bo kara Bo�a, tam gdzie swawola, nie ma Grzegorza ni parasola�. Na dobitek: �kto nie wierzy, je�li �aska, niechaj zajrzy do obrazka�. Z�ota r�szczka ilustrowana jest tak, �e trudno uwierzy�, by traktowane ni� dzieci nie budzi�y si� z krzykiem po nocy. Ekspresyjnie powykrzywiane twarze �psotnik�w� i karz�cych ich doros�ych, potoki krwi, fontanny �ez, konwulsyjnie skr�cone w p�omieniach lub pod razami cia�a... Dydaktyka zaiste desperacka. C� przy niej warty szczebiot pana Jachowicza odwo�uj�cy si� do dziecinnych serduszek, do ich uczu�, lito�ci, wsp�czucia? �Trzeba zacz�� wali� w mordy, my� niechlujne pyski i g�owy trz���, i �bami zafajdanymi wali� o jakie� chlewne �ciany z ca�ych si�, bo�... Lekcja Z�otej r�szczki nie posz�a na marne. Kiedy zawodz� perswazje, dyskusje, ostrze�enia i rady, kiedy nie dociera odwo�ywanie si� do rozumu, dobrej woli, nawet zdrowego rozs�dku, kiedy odrzucane s� kolejno wszelkie artystyczne formy nas�czone ideami jak g�bki, odrzucane wraz z owymi ideami rzecz jasna � nie pozostaje nic innego jak straszy�. Nie b�dzie wi�c ju� �swobodnych wytwor�w�, ��piewania ptaszka na ga��zi�, nie b�dzie powie�ci, dramat�w, estetycznych rozwa�a�. Ten, kt�rego � jak sam pisze � wi�ksza cz�� �ycia up�yn�a w �cieniu u�miechu kretyna�, sam zjawia si� i dzia�a teraz jak posta� ze Z�otej r�szczki: �Ogromny olbrzym, czarodziej stary, przy nim ka�amarz pot�nej miary.� Do ka�amarza te� wrzuca prze�miewc�w � �a� psotnik i w jednej chwili atramentu si� napili� � �eby raz na zawsze zapami�tali, �co si� wszystkim malcom stanie za nies�uszne wy�miewanie�. W ka�amarzu tym te� umaczanym pi�rem pisze Witkacy swoj� desperack� �Z�ot� r�szczk� dla doros�ych� � �czytajcie dzieci, uczcie si�, jak to niegrzecznym bywa �le� � rejestr za� przypadaj�cych za poszczeg�lne winy kar nie mniej jest straszny od tych, co spad�y na Juleczka, Michasia i Kasi�. Czy za� czytelnicy Narkotyk�w i Niemytych dusz zw�aszcza b�d� si� budzi� z krzykiem po nocy? Oby. �PRZYST�PUJ�C do pisania niniejszych wspomnie� zastrzegam si� z g�ry, �e pisa� b�d� o nie zabr�zowanym Witkiewiczu. [...] �Wali� kaw� na �aw� � tak ustalili�my i zdecydowali z koleg� Jerzym Eugeniuszem P�omie�skim, redaguj�cym [...] niniejsz� monografi� o St. Ign. Witkiewiczu. [...] Na wst�pie spr�buj� da� co� w rodzaju syntetycznej charakterystyki � portretu tego niezwyk�ego cz�owieka, kt�ry przez d�ugie lata by� moim artystycznym przyjacielem [...]. A wi�c: [...] alkoholik � narkoman � erotoman [...] znakomity imitator o kapitalnym aktorsko � b�aze�skim zaci�ciu � prestidigitator intelektualny�... Dosy�. Kiedy si� czyta elukubracje pan�w Rytarda i P�omie�skiego na temat S. I. Witkiewicza, to m�wi�c jego j�zykiem �przewracaj� si� flaki� z oburzenia i z�o�ci. Nie tylko dlatego, �e w 90% s� to czyste brednie, ale �e brednie te nie przestaj� do dzi� funkcjonowa�. Pomieszczone w tzw. Ksi�dze pami�tkowej � cho� w godnym towarzystwie wypowiedzi profesor�w Tatarkiewicza, Ingardena, Kotarbi�skiego i Leszczy�skiego � s� te� ulubionym �r�d�em cytat�w dla niezliczonych pisz�cych o Witkacym postaci tego samego co P�omie�ski i Rytard pokroju, wsi�kaj�c w umys�y niewyrobionych czytelnik�w � gorzej, przenikaj�c nawet za granic�. Kiedy po paryskiej inscenizacji Matki Witkacego w roku 1970 zaroi�o si� we francuskiej prasie od recenzji i wzmianek, portret jej autora okaza� si� by� dziwnie sk�d� znany: �wizjoner wykolejony przez alkohol i narkotyki�, �narkoman, alkoholik i erotoman�, �dziwak, fantasta i b�azen�... Niewielu jest chyba �przyjaci�, kt�rzy w podobny spos�b przys�u�yliby si� bohaterom swych �wspomnie�. Szansa, �e pierwsze po wojnie wznowienie Narkotyk�w zmyje z ich autora nieszcz�sne odium owych �antybr�zowniczych� epitet�w, jest nik�a; ci co mieli (i maj�) obyczaj si� nimi pos�ugiwa�, rzadko si�gali po Witkacowskie teksty. Szansy tej jednak nie mo�na przegapi�. Czy Stanis�aw Ignacy Witkiewicz by� narkomanem? Z narkotykami sensu stricto (nie m�wi� tu o nikotynie i alkoholu) zetkn�� si� Witkacy po raz pierwszy w Rosji w latach swojej wojennej tu�aczki. Sam o tym zreszt� wspomina: �Na my�l [o morfinie] robi mi si� wprost zimno � tak straszne rzeczy prze�y�em wtedy w Petersburgu, gdy przez cztery godziny walczy�em ze �mierci�, w�r�d torsji i zamierania serca�; jeden z jego portret�w z 1918 r., zatytu�owany: M�j przyjaciel, kt�ry ukrad� wachlarz pani Trojan � obok podpisu i daty nosi napis: �Eter�. Od roku 1926 zaczynaj� si� pojawia� pierwsze nieliczne portrety rysowane pod kokain�, okres najintensywniejszego eksperymentowania z r�nymi rodzajami �drag�w� przypada na lata 1928 � 1932. St�d te� ju� w roku 1932 mo�e Witkacy wyda� swe �dzie�ko o narkotykach�, zawieraj�ce kompletny ich przegl�d, jego za� w�asne zainteresowanie dla dalszych eksperyment�w wyra�nie od tej daty spada. Ogl�daj�c produkcj� �Firmy Portretowej S. I. Witkiewicz� � jak zawsze skrupulatnie odnotowuj�cej stan psychofizyczny jej w�a�ciciela � cz�ciej dostrzegamy adnotacje typu: �pyfko�, �winko�, �herbata� czy nawet �faszerowane pomidory + kompot�, �m�d�ek, kartofle z sa�at� i placek �liwkowy�, ni� wzmianki o bia�ych jadach, kt�re te� pojawiaj� si� zupe�nie sporadycznie. W p� �artem, p� serio pisanej przedmowie do Narkotyk�w pisze Witkacy: �Wracaj�c do opinii publicznej: by�em i jestem dot�d na�ogowym palaczem, walcz�cym bohatersko od lat dwudziestu o�miu ze straszliwym przyzwyczajeniem. Do pewnego stopnia mo�na by mnie uwa�a� w pewnych okresach za na�ogowego pijaka, o ile za takiego (r�ne s� standardy � wzorce) uzna si� kogo�, kto urzyna si� przeci�tnie raz na tydzie�, potem nie pije miesi�c albo i wi�cej i kt�ry mia� jedn� jedyn� w �yciu pi�ciodni�wk� (a propos pewnej premiery scenicznej � okoliczno�� wysoce �agodz�ca) i do dziesi�ciu trzydni�wek i kt�ry nigdy nie chla� w�dy rano przy goleniu si�. Ale nigdy nie by�em kokainist� � temu przecz� stanowczo, mimo �e dla wielu perwersyjnych kretyn�w i to moje o�wiadczenie mo�e by� w�a�nie dowodem za, a nie przeciw. O ile mo�na by mnie nazwa� okresowym pijakiem, �Wochensaufer� na przestrzeni lat dziesi�ciu, to proponowa�bym nazw� �Quartalkokainist� w okresie trzyletnim, i to z du�� przesad�. [...] Nigdy nie by�em morfinist�, maj�c idiosynkrazj� do tego specyfiku [...] ani eteromanem, z powodu jakiego� braku zaufania do eteru, mimo �e u�ywa�em go par� razy w �yciu: z w�dk� i przez wdychanie. [...] Tak wi�c stanowczo odpieram zarzuty co do na�ogowego u�ywania wy�ej wymienionych preparat�w, przyznaj�c si� do sporadycznego u�ywania peyotlu i meskaliny [...]. R�wnie� przecz� przy sposobno�ci, jakobym oddawa� si� homoseksualizmowi, do kt�rego czuj� wstr�t najwy�szy; jakobym �y� p�ciowo z moj� syjamsk� kotk� Schyzi� ([...] kt�r� bardzo lubi�, ale nic poza tym) i jakoby nierasowe zreszt� koci�ta z niej zrodzone by�y do mnie podobne, [...] jakobym by� blagierem i rzuca� si� na kobiety przy lada sposobno�ci, jakobym uwodzi� m��w �onom, chodzi� we fraku [...] na Giewont, pisa� sztuki sceniczne dla kawa�u, nabiera� i kpi�, i nie umia� rysowa�. Wszystko to s� plotki wymy�lone przez jakie� obskurne baby, kretyn�w i idiot�w, a nade wszystko przez drani�w chc�cych mi zaszkodzi�. Odpieram te znane mi plotki i z g�ry te wszystkie, kt�re kr��y� jeszcze o mnie w Zakopanem i jego przysi�kach b�d� Szlus.� Kto nie wierzy za� autorowi tego typu �sprostowa�, mo�e zechce uwierzy� lekarzowi, kt�ry zreszt� swoje Fragmenty � tym razem bez cudzys�owu � wspomnie� opublikowa� w tej samej Ksi�dze pami�tkowej, co wymienieni uprzednio panowie P�omie�ski i Rytard. Pisze doktor Teodor Birula � Bia�ynicki: �Sta� lubi� do�wiadczenia z peyotlem tak samo, jak ze wszelkimi dost�pnymi mu narkotykami b�d� ze �rodkami, kt�re zdaniem jego mog�y wp�ywa� na stan psychiczny cz�owieka. [...] Tote� skrz�tnie notowa� na swych obrazach nawet wypit� literatk� piwa, �pyfko� albo fili�ank� kawy �Cof.� albo �Cocaina�, jakkolwiek czasem chodzi�o o wpuszczenie do nosa kilku kropel I � szej kokainy z cynkiem (krople do oczu). [...] Z tej jego pasji do eksperyment�w powsta�a dooko�a niego brudna i bardzo dla niego bolesna legenda, �e �Witkacy � to narkoman�. Jakkolwiek w czerwcu 1947 r. kr�tko sprostowa�em t� legend� w �Ekspresie Wieczornym�, za� w �G�osie Plastyk�w� (grudzie� 1947) uczyni�em to samo nieco szerzej, tym niemniej i na tym miejscu uwa�am za sw�j obowi�zek kategorycznie zaprotestowa� przeciwko pos�dzeniu St. Ign. Witkiewicza o narkomani�. Do protestu takiego czuj� si� upowa�niony i zobowi�zany jako jego wieloletni przyjaciel i jako lekarz. Ta pasja do eksperyment�w z narkotykami wywodzi si� zapewne z osobowo�ci psychicznej St. Ign. Witkiewicza. [...] To doros�e, a zarazem prawdziwie �niezwyk�e dziecko� nie umia�o, w pewnych wypadkach nie chcia�o dawa� sobie rady z rzeczywisto�ci�, w pierwszym rz�dzie z codzienn�, praktyczn�, �yciow�. Z drugiej strony warunki jego bytowania tak si� u�o�y�y, �e nie m�g� on w pe�ni wy�adowa� swego niezwyk�ego dynamizmu, nie m�g� uaktywni� w pe�ni ogromnego potencja�u energetycznego, kt�ry tkwi� w jego osobowo�ci. Z tego wynika�o jego nienasycenie i stale nurtuj�ce w nim d��enie do ucieczki od tej realnej rzeczywisto�ci. S�dz�, �e gdyby by� on bardziej �praktyczny�, to sta�by si� reformatorem � politycznym, socjalnym, religijnym i zmienia�by swoje zewn�trzne �rodowisko w szerokiej skali. [...] St�d jego zadziwiaj�cy dynamizm, czy to w �pracy�, czy w �zabawie�, czy w eksperymentowaniu � dla niego wszystko to by�o odmianami tw�rczo�ci.� Szlus. �JESTEM jak jaki� nab�j wysokiej marki eksplozywno�ci le��cy spokojnie na ��ce. Ale dot�d nie ma armaty i nie ma mnie kto wystrzeli�. A tego sam nie potrafi� � musz� mie� ludzi.� Doktor Birula � Bia�ynicki by� nie tylko dobrym lekarzem, by� tak�e dobrym psychologiem. �Niezwyk�y dynamizm�, �potencja� energetyczny� Witkacego znalaz� w ko�cu uj�cie w reformatorskiej pasji, w przeznaczonej dla najszerszych kr�g�w Istnie� Poszczeg�lnych publicystyce Narkotyk�w i Niemytych dusz. Nie znalaz�szy w najbli�szym sobie �rodowisku ch�tnych �kanonier�w� � ludzi, kt�rzy mu s� potrzebni, decyduje si� sam ich wychowa� i przeszkoli�. Nie tylko dla dobra daremnie wydaj�cego z�owr�bne syki �naboju� � tak�e dla nich samych. Podejmuj�c t� pr�b� widzi jednak konieczno�� rozpocz�cia swej pracy od podstaw. Lektur� Witkiewiczowskich dywagacji nale�y zacz�� od czytania Appendix�w. �Zaznaczam z g�ry, �e ca�a ta cz�� mojego �dzie�ka� mo�e si� wyda� wielu ludziom �mieszna, a nawet zbyteczna. �mieszna to mo�e ona i jest, ale co do zbyteczno�ci, to �miem w ni� w�tpi�.� Oto rzecz bez precedensu. Ten, kt�ry jako artysta �musi sta� na czele, musi by� tym, kt�ry prowadzi� � w pierwszym odruchu prowadzi zast�py swych potencjalnych anio��w do... �a�ni. Odszorowawszy cia�a (koniecznie szczotkami firmy Braci Sennebaldt z Bielska), nauczywszy si� goli�, pudrowa� i szminkowa�, zaopatrzywszy w rady i recepty tych, co cierpi� na hemoroidy, �upie� i �ojotok, pogroziwszy tym, co pal� na czczo i co na o�lepiaj�cym �niegu nie nosz� przeciws�onecznych okular�w � gna do porannej gimnastyki. Teraz dopiero � z wy�wie�onymi, pachn�cymi, w czystej bieli�nie i w przewietrzonym z zat�ch�ych smrod�w pokoju � mo�e przyst�pi� do nast�pnego etapu realizacji swych cel�w. Odszorowawszy cia�a � zacz�� szorowa� dusze. �DO czego w�a�ciwie ty chcesz swoje wewn�trzne przeobra�enia si� przystosowa�? Jak� jest ta kierownicza idea, kt�ra ujmuje w ca�o�� �cis�� wszystkie rozbie�ne w�adze i poruszenia twej duszy� � pyta swego dwudziestosiedmioletniego ju� syna Stanis�aw Witkiewicz, nie bez racji powa�nie zaniepokojony jego niepoj�t� szamotanin� uczuciow�, �yciow� bezczynno�ci� i stagnacj�, wreszcie wynik�� z tego wszystkiego depresj� psychiczn�, w kt�rej syn si� coraz g��biej pogr��a. Kulisy tej sytuacji ods�ania jednak m�ody Witkiewicz nie ojcu, lecz zakochanej w nim Helenie Czerwijowskiej w cyklu list�w z prze�omu 1912-1913 roku, o tyle wartych tu przypomnienia, �e padaj� w nich wzmianki nie tylko o �ob��dzie� i �przezwyci�aniu go�, lecz tak�e o �kompleksach�, �analizie�, a wreszcie o niejakim �Borenie�, kt�ry go z �ob��du� i �zagmatwania�, wbrew jego zreszt� woli i wierze usi�uje wyci�gn��. �Co do mieszkania u nas, nie wywieram �adnego nacisku. Niech Pani to swoj� intuicj� os�dzi. Mo�e by�by za wielki Mutter � Complex i to utrudni�oby swobod� poruszania si�. Matka jest dla pani bardzo �yczliwie usposobiona, ale wie Pani, jak to w codziennym dniu si� zmienia.� �Pisz� teraz do Pani, �eby si� uspokoi� [...]. Zrobi�em par� potwornych kompozycji i doszed�em do stanu ostatecznego zdenerwowania granicz�cego z ob��dem. Boj� si�, �e ju� nie wr�c�. Dzi� sobie pomy�la�em: czy te� ja ju� nie przekroczy�em tej linijki. Odby�em konferencj� z Borenem, ale zdaje si� za p�no. [...] Kiedy Boren a propos snu wypytywa� mnie o m�j stosunek do Pani, powiedzia�em mu mniej wi�cej tak: Jest to jedyna kobieta, z kt�r� by�bym szcz�liwym w najg��bszym znaczeniu tego wyrazu. [...] I znowu zobaczy�em Pani czarne w�osy i czarne oczy i pomy�la�em, �e nade mn� ci��y jakie� potworne przekle�stwo. Jaka� maskarada okropna, pomi�szanie dusz i peruk. Problem g��boki i fryzjerski zarazem. [...] Pozwalam Pani p�kn�� ze �miechu na ten temat, bo po cz�ci jest to tego warte.� �Do Borena chodz�. Ju� p. a. na uko�czeniu. Ale wiary mi w ni� nie przyby�o. Ci�gle wmawia mi kompleks embriona � bez skutku.� �Musz� si� opancerza� przed �yciem, kt�re staje si� coraz podobniejsze do prawdy mojego o nim my�lenia. POTWORNO��. Mimo to wierz� w uczucia szlachetne, poniewa� je posiadam. Podejrzewam, �e Langer strasznie �le o mnie zacz�� my�le� ulegaj�c swoim kompleksom. W Borenizm nic nie wierz�. O ile wyjd�, to nie dzi�ki u�wiadomionemu kompleksowi embriona. [...] Chc�, aby Pani w to uwierzy�a. [...] Bardzo bym chcia� zobaczy� Pani� w tej nowej fazie, w kt�rej jestem. Zacz��em znowu wierzy�, �e nie jestem trupem. Ob��d na razie opanowany, ale czyha w g��bi. Ca�uj� r�ce Pani � Witkacy.� To ostatnie � podpis � jako reakcja na �wmawiany� mu �kompleks embriona� � chyba najbardziej znamienne. Borenowska �analiza�, wbrew oporom pacjenta, nie pozosta�a bez �ladu. Na razie tylko w podpisie. W dwadzie�cia kilka lat p�niej za�?... We wst�pie do Niemytych dusz pisze Witkacy: �Zaznajomienie si� z metod� Freuda, tzw. psychoanaliz�, zawdzi�czam przyjacielowi moich Rodzic�w (i poniek�d mojemu, wzi�wszy pod uwag� du�� r�nic� wieku) drowi Karolowi de Beaurain, kt�rego pami�ci z uczuciem g��bokiej wdzi�czno�ci, szacunku, podziwu i sympatii prac� t� po�wi�cam. Lata ca�e nie docenia�em tego, co �w pierwszy nieomal pionier freudowskich idei u nas po�rednio dla mnie uczyni�. Zainteresowany moimi snami zaproponowa� mi w r. 1912 systematyczny �kurs praktyczny� psychoanalizy, na co si� z rado�ci� jako na pewn� �nowali� zgodzi�em; ale przyst�pi�em do tego eksperymentu nie bez pewnej lekkiej nieufno�ci i krytycznego nastawienia. Nie b�d� opisywa� tu szczeg��w przebiegu �kuracji�, kt�ra zreszt� z niczego konkretnego wyleczy� mnie nie mia�a, gdy� [...] jestem cz�owiekiem wzgl�dnie normalnym. [...] Dr de Beaurain chcia� mnie uratowa� w pewnym sensie od samego siebie. Mo�liwe jest, �e dobrze si� dla mnie sta�o, i� tego w zupe�no�ci nie dokona�, poniewa� prawdopodobnie musia�bym wtedy, maj�c �rozwi�zane� (jak to si� u nich, psychoanalityk�w, m�wi) wszystkie w�z�owiska (kompleksy), wyrzec si� pracy w moich zawodach, tzn. w literaturze, malarstwie i filozofii, a przynajmniej zmieni� zasadniczo jej charakter; przesta� do pewnego stopnia by� sob�. [...] Tego stadium w�a�nie nie przeszed�em z dr de Beaurain do ko�ca z przyczyn od nas obu niezale�nych i dlatego mo�e psychoanaliza ta (na razie) nie mia�a na mnie wp�ywu tak dodatniego, jak to po niej zasadniczo mo�na by si� spodziewa�, co ujawni�o si� w pewnych bezpo�rednio po niej zasz�ych zdarzeniach mojego �ycia, kt�re te� na d�ugie lata odwr�ci�y moj� uwag� od tej sfery; a gdy do niej my�lowo wr�ci�em, to raczej w spos�b jakby troch� ironiczny, co objawi�o si� bezpo�rednio nawet w pewnych sztukach teatralnych. Ale nieprawd� jest, abym kiedykolwiek zupe�nie psychoanaliz� deprecjonowa�, jak mi to imputowano razem z antysemityzmem i czort wie czym jeszcze. Oczywi�cie s� to rzeczy ma�o wa�ne, ale poniewa� mam zamiar napisa� wielkie pochwa�y dla tej nauki, a u nas ze zmiany istotnej przekona� robi si� cz�sto jakie� dziwne dowody czyjej� interesowno�ci, a nawet nieuczciwo�ci, wi�c uwa�a�em za stosowne doda� tych par� wyja�nie� z dalekiej przesz�o�ci.� W komplecie przygotowanych przez Witkacego szczotek (tym razem ju� nie Sennebaldta z Bielska) � do szorowania niemytych dusz, oto szczotka pierwsza: psychoanaliza z wiede�skiej firmy profesora Freuda. �NIE wiem, kiedy Witkacy przeczyta� K�rperbau und Charakter � pisze specjalista od �personalnego dossier dramat�w Witkacego�, Jerzy Ziomek � ale p�niejsze �wiadome nawi�zywanie do Kretschmera i pos�ugiwanie si� jego terminologi� pozwala przypuszcza�, �e autor Szewc�w znalaz� u Kretschmera fascynuj�ce potwierdzenie w�asnych przeczu� i przypuszcze�. [...] I nie pope�nimy b��du, je�li powiemy, �e osobnicy, kt�rych nazwali�my nasyconymi, przypominaj� cyklotymik�w, nienasyceni za� schizotymik�w.� W tym samym dziele, z kt�rego pochodzi �w cytat, analizuj�c z kolei galeri� powie�ciowych postaci Witkacego, pisze Jan B�o�ski: �Jak wida� typologia Kretschmera dostarczy�a naukowego (czy pseudonaukowego) alibi osobistym natr�ctwom Witkiewicza: ludzie zdolni do prze�ycia dziwno�ci zyskali miano schizoid�w, filistrzy � pyknik�w... Fascynacja Kretschmerem nie przynosi zaszczytu intelektualnej przenikliwo�ci Witkacego, pomaga jednak zrozumie� powie�ciowego narratora, kt�ry wejrze� mo�e tylko w dusze szczeg�lnego pokroju.� Interpretacja zatem dzie�a literackiego Witkiewicza, bez potkni�cia si� o K�rperbau und Charakter, nie wydaje si� by� mo�liwa. Kretschmer, jego typologia i terminologia s� bowiem w dziele tym wszechobecne, zar�wno w postaci bezpo�rednich autorskich odes�a� (�Dlatego wszyscy powinni czyta� Kretschmera K�rperbau und Charakter � tam jest �r�d�o og�lnej wiedzy o sobie i innych dla wszystkich absolutnie typ�w� � Jedyne wyj�cie), jak i w postaci nieod��cznego wyposa�enia �psychologicznego� i �charakterologicznego� niezliczonych Istnie� Poszczeg�lnych, kt�re Witkacy z intelektualnych swych �l�d�wi� do �ycia na kartach swego dzie�a powo�a�. Na temat, czy przynosi to zaszczyt jego intelektualnej przenikliwo�ci, czy nie, k��ci� si� z B�o�skim nie wypada, zreszt� nie ma potrzeby. Jak zwykle ma racj�. Co innego jednak funkcjonowanie danej teorii czy nawet teoryjki w literackim dziele, co innego za� w dora�nej publicystyce o dydaktycznym zaci�ciu. Fragmentowi Niemytych dusz drukowanemu w r. 1939 w �Skawie� nadaje Witkacy �pragmatyczny� tytu�: Znaczenie codzienno � �yciowe teorii Kretschmera. Zaleca j� te� bezwarunkowo �wszystkim ludziom wzgl�dnie inteligentnym, ale w szczeg�lno�ci tym, kt�rych zadaniem �ycia jest przewodzenie masom, a materia�em ich tw�rczo�ci �ywy, staj�cy si� cz�owiek, czyli zadanie wychowywania w najszerszym znaczeniu tego s�owa � od nauczycieli szko�y ludowej, do szczyt�w w�adzy pa�stwowej�. Dora�ne za� skutki pos�ugiwania si� t� teori� przedstawia w spos�b tyle� uproszczony, co w celowym tym uproszczeniu nie pozostawiaj�cy miejsca na dyskusje: �Znajomo�� teorii Kretschmera, po��czona z mo�no�ci� odgadywania wed�ug do�� rzucaj�cych si� w oczy cech zewn�trznych ca�ej skomplikowanej psychiki danego osobnika, a cho�by jego rys�w zasadniczych, mo�e odda� w �yciu ka�dego absolutnie cz�owieka nieocenione us�ugi, usun�� wiele nieporozumie� ze samym sob� i z innymi, zat�amsi� w zarodku ca�e masy tragedii lub mo�liwych d�ugotrwa�ych cierpie� z powodu nieuzasadnionych pretensji do siebie i otoczenia.� I dalej: �Nie mo�na �ama� w ludziach rzeczy nieprze�amalnych; tylko wtedy mo�e by� spe�niony klasyczny idea�: harmonijnego rozwoju wszystkich dodatnich element�w osobowo�ci. [...] Co to s� za elementy dodatnie, wszyscy mniej wi�cej wiedz�. Ale rzecz g��wna, aby ka�dy by� sob�, a nie udawa� kogo�, kim nie jest, nie gra� ca�e �ycie cz�sto wstr�tnej mu, narzuconej przez wychowanie i tradycj�, nie pasuj�cej do� roli. Takie u�wiadomienie og�lnikowe i dora�ne co do istoty danego osobnika mo�e da� tylko teoria Kretschmera, wpajana w ludzi od pierwszej klasy gimnazjalnej.� W �dusznej� �a�ni Stanis�awa Ignacego Witkiewicza, nad kt�rej drzwiami znajduje si� has�o: �Trzeba rozwi�za� r�ce i nogi, odkneblowa� usta i wytrz�sn�� z g�owy wszystkie dawne na�ogi� � oto drugie niezb�dne, obok psychoanalizy, narz�dzie: typologiczna szczotka firmy Ernst Kretschmer z T�bingen. Pos�uguje si� za� nimi podobnie jak �genialny wprost w swoim fachu� k�pielowy i masa�ysta �a�ni miejskiej w Zakopanem � Jan Wawrytko. W akompaniamencie �wycia� protestu odrywanej w�a�nie od �kart, radia, dancingu i kina� niemytej duszy � �rozlu�nia� j� najpierw pytaniami: �kim jest, czym jest jej otoczenie, w jakich czasach �yje i co ma w�a�nie przed sob� do zrobienia� by nast�pnie wydoby� na wierzch i �obszczypa� wszystkie �mi�nie, stawy, �ci�gna i kom�rki� jej mrocznych w�z�owisk, od najbardziej indywidualnych i pozornie �niewinnych� po z�ogi i zgrubienia nawarstwione na niej przez spo�ecze�stwo i histori�... Ale te� zbawienne skutki tego zabiegu nie powinny dawa� d�ugo na siebie czeka�. Je�li �ofiara� Wawrytki �czuje si� tak, jak �o�ysko kulkowe �wie�o wymyte naft� i naoliwione�, tak te� i ofiara Witkiewicza, �spsychoanalizowana� i �skretschmeryzowana�, a wi�c w pe�ni u�wiadomiona indywidualnie, spo�ecznie i narodowo, powinna m�c zacz�� nowe �ycie. Ide� przewodni� za� tego nowego �ycia winien by� w�a�nie �w �harmonijny rozw�j osobowo�ci�, �kt�ry ostatecznie jest celem wszystkich transformacji spo�ecznych: chodzi o szcz�cie osobiste wszystkich indywidu�w, a nie szcz�cie jakiego� bezindywidualnego mrowia, kt�re nazywamy w skr�cie spo�ecze�stwem czy ludzko�ci��. Przeszed�szy przez czy�ciec, l�ni�ca niepokalan� biel� umyta dusza mo�e pr�bowa� uda� si� za swym przewodnikiem do raju. ��YJEMY w epoce straszliwej, jakiej nie zna�a dot�d historia ludzko�ci, a tak zamaskowanej pewnymi ideami. �e cz�owiek dzisiejszy nie zna siebie, w k�amstwie si� rodzi. �yje i umiera i nie zna g��bi swojego upadku.� Lektura w�z�owego rozdzia�u Niemytych dusz: Znaczenie indywiduum w rozwoju spo�ecznym i tragedia upo�ledzonych � tak �mi�szane� budzi refleksje, jak �pomi�szana� jest w nim istotnie i materia teorii, hipotez, domniema�, wniosk�w i wskaza�. Antropologia obok historii Polski, dywagacje socjologiczne obok filozofii dziej�w futurologiczne wizje obok ontologii og�lnej, �od klan�w do imperi�w�, Napoleon i �tabu�, potlacz i Pi�sudski, �bizanty�ski Polaczyszka� i Hitler, �ko�pak napuszenia� i gilotyna, rewolucja i faszyzm, jednostka i spo�ecze�stwo pa�stwo i nar�d � prawdy, p�prawdy i utopie, diagnozy i w nast�pnym zdaniu odwo�ywane terapie. W tym przeci�gu idei i problem�w stoi Witkiewicz jak Archanio� Micha� na malowidle S�du Ostatecznego, nie on wa�y jednak, lecz sam dokona� musi wyboru. �Faktem jest, �e ludzko�� degrengoluje coraz bardziej. [...] Koniec indywiduum zar�ni�tego przez spo�ecze�stwo � rzecz ju� dzi� banalna. Jak odwr�ci� ten pozornie absolutnie nieodwracalny proces uspo�ecznienia, w kt�rym ginie wszystko, co wielkie, co ma zwi�zek z Niesko�czono�ci�. z Tajemnic� Istnienia?�... Aby nie da� si� wci�gn�� do piekie� � zbyt dok�adnie ju� wie, jak straszliwa ich posta� � �W ka�dym razie tam, gdzie my idziemy teraz, dok�d wlok� nas �lepe si�y spo�eczne, to jest ku ostatecznej mechanizacji i zbaranieniu � nie ma przed nami nic� � musi stworzy� sw� w�asn� wizj� powszechnej szcz�liwo�ci, a wi�c takiej, w kt�rej ka�de, zindywidualizowane Istnienie Poszczeg�lne wci�� jeszcze mog�oby si� p�awi� w ��agodnym, niezmiennym, z Niesko�czono�ci promieniuj�cym �wietle Wiecznej Tajemnicy Istnienia�. Zdaniem Witkiewicza zapewni� mu to na tym padole mo�e jedynie: �radykalnie socjalistyczny ustr�j, tzn. naprawd� demokratyczny, bez zak�ama� dotychczasowej demokracji, ustr�j pozbawiony jednocze�nie koszarowo�ci i falansteryzmu. Ustr�j, w kt�rym b�dzie miejsce [...] na minimum w�asno�ci: szczotk� do z�b�w, kobiet�, domek z ogr�dkiem, a mimo to wyzysk jednych ludzi przez drugich i niewolnictwo b�dzie uniemo�liwione.� W ustroju tym narody istnie� obok siebie powinny �w uczciwym, zgodnym i kulturalnym wsp�yciu, mimo zachowania j�zyka, obyczaj�w i innych odr�bno�ci kulturalnych�, tworz�c jednocze�nie �organizacj� gospodarcz� ca�ej kuli ziemskiej [...], organizacj� podobn� do wsp�ycia organ�w w organizmie�. Z jednym koniecznym uzupe�nieniem wszak�e. �Od razu nie mo�na osi�gn�� i wy�szej kultury, i og�lnego szcz�cia: najpierw jedno [...], a potem dopiero drugie, na tle samou�wiadomienia si� masy i [...] zaprz�enia wielkich indywidu�w [...] do �wiadomej pracy dla dobra ca�ej ludzko�ci.� I dalej: �Nie