8255
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 8255 |
Rozszerzenie: |
8255 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 8255 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8255 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
8255 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Boles�aw Prus
ANIELKA
ROZDZIA� PIERWSZY
Autor dokonywa przegl�du os�b,
mocno wierzcie, �e mu z tym b�dzie lepiej
Anielka jest pi�kn� dziewczynk�, a przy tym ani ubog�, ani sierot�. Posiada
wszelkie warunki szcz�cia: ma rodzic�w, uczon�
guwernantk�, w�asnego psa i - mieszka na wsi.
A wie�, szczeg�lniej podczas lata, jest najstosowniejszym miejscem pobytu dla
dzieci. S� one tam zdrowe, swobodne i lepiej bawi� si�
ni� w mie�cie. Na obszarze kilkuset morg�w spotykaj� wielk� rozmaito�� widok�w,
napawaj�cych wra�eniami prostymi i spokojnymi
m�ode ich dusze. Tam niebo nie jest pr�ni� mi�dzy domami, ale samoistnym
sklepieniem, kt�re dobry B�g rozci�gn�� nad �wiatem i
opar� na falistym polu. Tam s� ��ki pachn�ce, przezroczyste i ch�odne
strumienie, w kt�rych p�ywa obfito�� ma�ych rybek. �any
jasnozielonych k�os�w �yta ko�ysze wiatr jak niestrudzona nia�ka, �piewaj�c
p�g�osem: "aa... a!... aa... a!..." - bawi�c ich p�sowymi
mak�wkami i niebieskim chabrem.
Mi�dzy �anami wida� �cie�k�, po kt�rej idzie z wolna dzieci�, odziane w szar�
p�acht�, z ciep�ymi dwojaczkami dla ojca. Dalej
go�ciniec, gdzie znudzony d�ugim wypoczynkiem piasek niekiedy zrywa si� w
k��bach i udaje podr�nego, aby tumani� ludzi w polu.
Dalej zagony ziemniak�w, gdzie drzemie pierzchliwy zaj�c. Szare p�aty ugor�w, na
kt�rych pas� si� zamy�lone i strzyg�ce uszami stada
rogatego byd�a, a dalej - ju� na granicy �wiata - lasy, ciemne i surowe z
wierzchu, ha�a�liwe i weso�e we wn�trzu... Przy go�ci�cu wie�
ci�gnie si� we dwa pogi�te szeregi, o par� staj - dw�r otoczony wielkim ogrodem,
szeroki, dostatni. W jednym skrzydle dworu Anielka
uczy si� pod okiem guwernantki, a w oszklonym ganku od ogrodu jej braciszek
J�zio bawi sie obok matki. Jemu jeszcze wolno bawi�
si� w godzinach powszechnej pracy, bo on ma�y, ma dopiero lat siedem.
�adna jest wie�, w kt�rej mieszka Anielka. �adna, gdy nad polami skowronki
�wiergocz�, gdy od ��k dolatuje ciche d�wi�czenie
ostrzonych kos, gdy na go�ci�cu biegaj� z krzykiem opalone dzieci, gdy we dworze
po sko�czonych lekcjach matka z Anielk� i J�ziem
wyjdzie do ogrodu, aby ze wzg�rza patrze� na pola, ��ki, strumienie, go�ciniec i
las odleg�y. Mo�e powiedz� sobie z uczuciem
sprawiedliwej dumy: wszystko, co st�d wzrok obejmie, o�ywia my�l i wola naszego
ojca - to nasze! Gdyby nie on, nie by�oby tu ani tak
pi�knie, ani tak dostatnio!... A mo�e �adna z nich nie wejdzie na wzg�rek, sk�d
wida� ca�� maj�tno��, aby nie przypomina� sobie, �e
lasu wkr�tce ju� nie stanie, bo go sprzedano, �e na ��kach jest ma�o kosiarzy,
byd�o nie ma co je�� na ugorach i pola s� �le obsiane.
Tu i �wdzie mi�dzy dworskim zbo�em tu�a si� bydl� w�o�cia�skie; do
niepilnowanego lasu wje�d�aj� obce fury. Stodo�y puste, w
spichrzu ledwie par� gar�ci ziarna le�y na spr�chnia�ej pod�odze. Kilka koni
fornalskich r�� w stajni nad pustym ��obem, parobcy
wa��saj� si� po dziedzi�cu, a w kuchni krzyk. Jeden z fornali wo�a, �e ju� nie
b�dzie jad� kaszy na wieczerz�, bo j� mia� dzi� dwa razy,
inny wyrzeka, �e chleb jest pe�en o�ci i mniejszy, ni� by� powinien. Gdzie
klucznica, �eby uspokoi�a swary w kuchni? Podobno jest w
miasteczku, leczy si� na b�l z�b�w, a mo�e - szuka nowego obowi�zku. Gdzie
ekonom czy rz�dca, aby dojrzeli rob�t w polu i nie
pozwalali krzywdzi� dworskich obszar�w? Rz�dcy ju� od roku nie ma, a ekonom
wyjecha� za w�asnymi interesami. A gdzie pan tego
maj�tku?...
O tym najmniej wiadomo. On bywa go�ciem w domu, nawet w�wczas, gdy jego s�siedzi
ca�e dnie przep�dzaj� w polu. Ostatni raz
wyjecha� dziesi�� dni temu ko�czy� interesa. Niedawno sprzeda� las i wzi�� trzy
tysi�ce rubli zadatku. Ale na lesie ci��� serwituty, kt�re
wypada znie�� na �w. Jan. Je�eli serwitut�w nie znios�, pa� lasu nie sprzeda i
b�dzie musia� ust�pi� z maj�tku, co prawda, bardzo
od�u�onego. Niemcy zawarli z nim taki uk�ad, kt�ry on p� roku temu �miej�c si�
podpisa�, pewny, �e... jako� to b�dzie!...
Bodaj to - dobre przys�owia!... Ale Anielka nie zna si� jeszcze ani na
przys�owiach, ani na interesach.
Obecnie pojecha� dziedzic ko�czy� spraw� lasu z komisj� w�o�cia�sk�. I sko�czy�
pomy�lnie, gdy� na �w. Jan ma przyjecha� komisarz i
asystowa� przy ostatecznej ugodzie z w�o�cianami.
Podobno ch�opi zdecydowali si� wzi�� po trzy morgi na osad� za zrzeczenie si�
swoich praw - i - wszystko p�jdzie dobrze. Z tego
powodu dziedzic, pa� Jan, nie �pieszy� si� z powrotem do domu. Dzi� ju� nic w
gospodarstwie nie poprawi, bo to czerwiec. We�mie si�
dopiero po uko�czeniu interesu le�nego. Tymczasem musi si� zobaczy� z krewnym,
kt�ry wyje�d�a za granic�, i udzieli� rad
przyjacielowi, kt�ry si� �eni.
Dziedzic by� cz�owiekiem lekkiego serca, przynajmniej tak nazywali go rolnicy
pedanci. Najwa�niejszy interes opu�ci� on dla rozrywki
w towarzystwie ludzi dobrego tonu, a ju� dla unikni�cia przykro�ci B�g wie czego
by si� nie wyrzek�. Jaki� g�os wewn�trzny szepta� mu,
�e wszystko zrobi si� bez jego udzia�u; od dzieci�stwa za� mia� to przekonanie,
�e ludzie jego stanowiska nie mog� nurza� si� w pracy i
poziomych k�opotach. Bawi� si�, b�yszcze� dobrym tonem, dowcipkowa� i utrzymywa�
arystokratyczne stosunki - oto by�y cele jego
�ycia. Innych nie zna�, i z tego mo�e powodu w ci�gu kilkunastu lat stopnia� mu
w r�kach naprz�d maj�tek w�asny, a obecnie - posag
�ony.
Kiedy� (gdy si� ureguluje zachwiane spo�ecze�stwo) mia� nadziej� odzyska�
wszystko. Jakim sposobem? Gdyby go o to zapytano,
u�miechn��by si� tylko i skierowa�by rozmow� na inny przedmiot. Ludzie jego
sfery rozumieli wida� ten spos�b; inni nie zrozumieliby
go. Po co wi�c wdawa� si� z nimi w gaw�dy?
Niekiedy w stadle, gdzie m�� jest istot�, kt�ra, dzi�ki wychowaniu i stosunkom
p�niejszym nigdy nie dotkn�a stop� ziemi, trafia si�
�ona energiczna i rozs�dna. Tu, na nieszcz�cie, nie by�o ani jednego, ani
drugiego.
Pani Janowa, matka Anielki, za czas�w kwitn�cej m�odo�ci odznacza�a si�
niepospolitym wdzi�kiem, s�odycz� charakteru i
towarzyskimi zaletami. Umia�a ubiera� si�, przyjmowa� go�ci, gra�, ta�czy� i
m�wi� po francusku cz�ciej ni� rodowitym j�zykiem.
Przez kilka lat po zam��p�j�ciu bawi�a si� jak anio�, a m�� za ni� przepada�.
P�niej, gdy m�� och�on�� nieco w sakramentalnej mi�o�ci,
sta�a si� wzorow� �on� i po ca�ych dniach siedzia�a w domu, nudz�c si� w spos�b,
o ile mo�na, �atwy, a bezwarunkowo cnotliwy. W
ko�cu zacz�a chorowa� i od trzech mianowicie lat otoczy�a si� lekarstwami.
Pan tymczasem je�dzi� - niby Sowizdrza� - jak m�wi lud. Niekiedy wpada� do domu
i prosi� �on� o podpisanie jakiego� papieru. Ta
skar�y�a si� przed nim na samotno�� i brak wyg�d, ale gdy m�� obieca�, �e od �w.
Jana wszystko zmieni si� na dobre, uspakaja�a si� i
podpisywa�a, co chcia�.
Ludzie wiejscy znali j� tylko z ko�cio�a; w kuchni nie widziano jej nigdy.
�wiatem jej by� dw�r i niekiedy park. Lekarstwa, wystrzeganie si� szkodliwych
wp�yw�w klimatycznych, wspomnienia zabawy i nudy
obecne wype�nia�y jej �ycie, kt�re znosi�a raczej z apati� ni� z rezygnacj�.
Po�o�enia nie rozumia�a, o mo�liwej stracie maj�tku nie
my�la�a nigdy. Gdy dosz�o do tego, �e m�� pocz�� zastawia� jej klejnoty, p�aka�a
i robi�a mu wym�wki. Pomimo to dziwi�a si�, �e nie
ma tej s�u�by, co niegdy�, i wypowiada�a �yczenia swoje jak za najlepszych
czas�w: "Kup mi to" - "przywie� owo" - "przyjmij tego..." -
a gdy m�� woli jej nie spe�ni�, nie unosi�a si� gniewem ani niepokoi�a obaw�
z�ej przysz�o�ci. "Ja� nie chce mi tego zrobi�!" - my�la�a
nie przypuszczaj�c nawet, aby Ja� nie m�g� czego� zrobi�, jako kandydat na
bankruta.
Pod bezpo�rednim wp�ywem matki chowa� si� J�zio. Do czwartego roku �ycia
karmiono go sagiem, mann� i cukrem; nie pozwalano mu
wychodzi� zbyt cz�sto na dw�r, aby si� nie zgrza� lub nie zazi�bi�; nie dawano
mu biega�, aby sobie czego nie z�ama�. System ten zrobi�
dzieciaka w�t�ym; a poniewa� w owym czasie jego mama pocz�a leczy� si�, wi�c i
jego leczono. W ci�gu trzech lat nast�pnych
ch�opiec nauczy� si� troch� po francusku, pozna� w si�dmym roku �ycia du�o
lekarstw, by� uwa�any i sam uwa�a� si� za chorego.
Dziecko, z natury nie najgorsze i nie najbardziej t�pe, zrobi�o si� tworem
nudnym, boja�liwym, nieruchawym i wygl�da�o na idiot�.
J�zio albo milcza�, albo m�wi� o swych chorobach jak dojrza�y hipokondryk. Na
obcych robi� dziwne wra�enie, ale w domu
przyzwyczajono si� do niego.
Starsza siostra jego, Anielka, mia�a lat trzyna�cie. Przysz�a na �wiat jeszcze w
tej epoce, kiedy mama bawi�a si�.
Oddano j� wi�c pod doz�r nianiek i piastunek, z kt�rych �adna nie s�u�y�a we
dworze d�u�ej roku. Z jakiego powodu? O tym podobno
tylko dziedzic wiedzia�.
�e za� bony, a p�niej guwernantki ma�o zajmowa�y si� edukacj� Anielki, dziecko
wi�c samo si� wychowywa�o. Anielka biega�a po
wielkim ogrodzie, w�azi�a na drzewa, bawi�a si� z psami, a niekiedy z
folwarcznymi dzie�mi, na co jej jednak nie pozwalano. Czasem
wpada�a do stajni i je�dzi�a konno jak ch�opczyk, co bardzo martwi�o jej
przewodniczki, osoby dziwnie skromne i z tego zapewne tytu�u
ciesz�ce si� �yczliwo�ci� dziedzica.
Lecz teoretyczne nauki dziewcz�cia by�y strasznie zaniedbane, podobnie� tak
zwane "u�o�enie". Nic tych rzeczy nie umia�a, gdy� nikt
jej nie uczy�.
Takie okoliczno�ci utworzy�y z Anielki istot� nieco szczeg�ln�, lecz
sympatyczn�. Po rodzicach odziedziczy�a pi�kno�� i wra�liwo��.
Wiek robi� j� �yw� jak iskra; swoboda zbli�y�a j� do natury, kt�r� Anielka
kocha�a i pojmowa�a. Zachowanie si� jej by�o pe�ne
niespodzianek. Ka�de silniejsze wra�enie objawia�o si� w niej jak w dziecku:
�miechem, p�aczem, skokami lub �piewaniem. Rzeczy
pi�kne lub tylko �adne zachwyca�y j�; czyj� smutek i k�opot m�g� j� pobudzi� do
aktu po�wi�cenia. Gdy za� mia�a czas zastanowi� si�
nad czym, zdania jej przypomina�y osob� zupe�nie rozwini�t�, nieco
sentymentaln�, zawsze szlachetn�. Nareszcie pewnego dnia
zrobiono odkrycie, �e Anielka umie bardzo ma�o, prawie nic, wi�c - sprowadzono
jej m�dr� guwernantk�, pann� Walentyn�. By�a to
osoba w gruncie rzeczy dobra, do�� umiej�ca, ale na sw�j spos�b zbakierowana.
Nie�adna, stara panna, troch� demokratka, troch�
filozofka, troch� historyczka i wielka pedantka. Kto j� widzia� przy lekcji,
m�g� s�dzi�, �e patrzy na mumi�. Pod zimn� jednak�e
pow�ok� kwasi�o si� du�o rozmaitych uczu�, kt�re z panny Walentyny mog�y zrobi�
w danym razie pomocnic� m�nej Judyty, w innym
- ofiar� niesumienno�ci jakiego� przedstawiciela p�ci m�skiej. Jedno i drugie w
miniaturze. Tak� jest dora�na charakterystyka g��wnych
dzia�aczy niniejszego opowiadania. Wszyscy oni st�paj� po podminowanym gruncie,
kt�ry w j�zyku pospolitym zwie si�: bankructwem.
ROZDZIA� DRUGI
Czytelnik bli�ej poznaje bohaterk�,
jej guwernantk�, a tak�e pieska - imieniem Karu�
Ktokolwiek spo�ywa� papierowe owoce z drzewa wiedzy o z�ym, dobrym i nudnym, ten
nie zapomnia� chyba cywilizacyjnej czynno�ci
zwanej wydawaniem lekcji. Bez wielkiego trudu mo�emy uprzytomni� sobie m�tne
chwile, w czasie kt�rych poprzednik nasz, wedle
szkolnego spisu uczni�w, b�ka� albo pytlowa� zadan� lekcj�. Pami�tamy chaos,
jaki wype�nia� nasz� istot� od kurzu na podeszwach a�
do pomady na w�osach, gor�czkowe oczekiwanie w�asnej kolei i pytania natr�tnie
cisn�ce si� do my�li: "A mo�e mnie nie wyrwie?...
mo�e godzina wybije?... mo�e go inspektor wywo�a?... mo�e stanie si� co
dziwnego?..." Tymczasem spotnia�y nasz poprzednik
wypowiada� ostatnie wyrazy lekcji i siada�, przypatruj�c si� z wielk� uwag�
pi�tce, tr�jce lub jednostce, kt�r� obok jego nazwiska
rysowa� w swoim katalogu profesor. Potem - czuli�my wewn�trz jak�� niezmiern�
cisz�, w�r�d kt�rej, z �oskotem kamienia
uderzaj�cego w szyb�, wywo�ano nasze nazwisko.
Odt�d nie czuli�my, nie widzieli i nie my�leli nic, zas�uchani w wartki potok
wyraz�w, kt�ry wyp�ywa� nam z okolic prze�yku, obraca�
j�zyk, Potyka� si� o z�by i pokruszywszy kolumn� powietrza tudzie� w�adze
umys�owe znudzonego profesora, krystalizowa� si�
ostatecznie w "notesie", przybieraj�c tam form� mniej lub wi�cej op�akanego
stopnia. B�ogie zadowolenie wewn�trzne bywa�o zwykle
nagrod� tej pracy, jak��my (wedle jednozgodnej opinii os�b starszych) wykonali
dla dobra naszej przysz�o�ci, na kt�r� - pi�ta deklinacja
�aci�ska, s�owa: sein, haben i werden, tudzie� fa�szywie podane nazwiska kr�l�w
egipskich - stanowczy wp�yw wywrze� mia�y.
Tak rzeczy stoj� w szko�ach, gdzie z powodu nat�oku uczni�w inkwizycje
pedagogiczne odbywaj� si� kr�tko i niecz�sto. W edukacji za�
prywatnej, przy kt�rej ucze� wci�� musi wydawa� lekcje, miejsce trwogi i
gor�czkowej niepewno�ci zajmuje trwaj�ce kilka godzin
og�upienie, a potem - wybuch ukontentowania, jakby nas z ukropu dobyto.
Chwila podobna zbli�a si� w�a�nie dla Anielki, wypowiadaj�cej przed guwernantk�
swoj�, pann� Walentyn�, ostatni� popo�udniow�
lekcj� - jeografii. Dziewczynka stoi na �rodku pokoju, opar�szy z�o�one jak do
modlitwy r�ce na czarnym, lakierowanym stole. Ciemne
w�osy jej w powodzi czerwcowego s�o�ca b�yszcz� jak z�otymi ni�mi przetkane.
Machinalnie przest�puje z n�ki na n�k� i b��dzi
oczyma po drzwiach, prowadz�cych do pokoju matki, po suficie lub stole,
zarzuconym materia�ami i narz�dziami o�wiaty.
- Modena - trzydzie�ci tysi�cy mieszka�c�w. Dla ochrony od upa��w ma okryte
chodniki... Reggio, wymawiaj: Red�io...
- Ale� Reggio m�wi� nie potrzeba, a tym bardziej dodawa�: wymawiaj. Jeste�
strasznie roztrzepana, moja Anielciu, a masz ju� lat
trzyna�cie.
Upomnienie to wysz�o z w�skich ust panny Walentyny, osoby, kt�ra cieszy�a si�
szarymi w�osami, szar� twarz�, szarymi oczyma i
ciemnopopielat� sukni� w bia�e kropeczki.
- Red�io... - powt�rzy�a Anielka i zaci�a si�. Na bia�� twarz jej wyst�pi�
silniejszy rumieniec, szafirowe oczy niespokojnie przebiega�y
ze sto�u na sufit. Aby wyj�� z k�opotu, szepn�a cicho:
- Reggio - wymawiaj Red�io... - A potem powt�rzy�a g�o�no: - Red�io... -
pi�tna�cie tysi�cy mieszka�c�w...
I westchn�wszy jak tragarz, kt�ry ustawi� nareszcie wielki kufer w lokalu
trzeciego pi�tra, m�wi�a dalej:
- Niedaleko tego miasta wida� rozwaliny zamku Canossa...
- Kanosa! - poprawi�a j� dama popielatego koloru.
Powt�rnie zbita z tropu dziewczynka znowu zarumieni�a si�, zawaha�a, p�niej
powt�rzy�a raz ju� wypowiedziany frazes: "niedaleko
tego miasta..." i ko�czy�a: - ...na podw�rzu kt�rego cesarz Henryk IV w kornej
postaci przez trzy dni b�aga� Grzegorza VII, papie�a, o
zdj�cie kl�twy, 1077 roku... Carrara...
- Ale� nie Carrara, tylko Karara...
- Karara... Karara nie opodal od morza, �omy marmuru, s�ynnego z bia�o�ci...
Sko�czy�a, dygn�a i usiad�a na krze�le my�l�c: "Bo�e! jakie to nudne..."
Uczona dama, z kt�rej niob�w ciekawie wyziera� zakurzony podk�ad w�osienia,
wzi�a do r�ki pi�ro i po g��bokim namy�le napisa�a w
dzienniczku:
"Jeografia - do�� dobrze".
Anielka siedzia�a z g�ow� pochylon�, niby nie patrz�c na dziennik. Mimo to
szafirowe oczy jej zrobi�y si� prawie czarne, k�ty ust
pochyli�y si� na d�...
"I bawi� si� nie pozwalaj�, i pisz� tylko: do�� dobrze - pomy�la�a. - Nied�ugo
ju� s�o�ce zajdzie..."
Dama przygarn�a do siebie ksi��k�.
- B�dzie st�d - rzek�a - od "Wielkie ksi�stwo toska�skie (staro�ytna
Etruria)..." a� do...
Przewr�ci�a dwie kartki:
- A� do: "wesz�y w sk�ad kr�lestwa w�oskiego..."
I nadgryzionym paznokciem zrobi�a w oznaczonym miejscu kresk�.
Potem odchrz�kn�a i g�osem �agodnym m�wi�a:
- C w j�zyku �aci�skim i od niego pochodz�cych przed a, o, u wymawia si� jak k.
Powtarza�am to nieraz. Wychowanie twoje, Anielciu,
jest bardzo zaniedbane; a masz ju� lat trzyna�cie... Musisz wiele pracowa�, aby
do�cign�� inne panienki b�d�ce w twoim wieku. Anielka
wys�ucha�a upomnienia jednym uchem. W chwil� p�niej Dojrza�a ukradkiem na
zielone ga��zki lipy, szeleszcz�cej w otwartym oknie i
- wyci�gn�a r�k� do ksi��ki z zamiarem z�o�enia jej.
- Jeszcze nie czas! - rzek�a nauczycielka.
Dziewczynka, przekonawszy si�, �e zegar wskazuje dwie minuty do pi�tej, usiad�a.
Oczy jej znowu przybra�y kolor szafirowy, a p�niej
niebieski - usta pi�knie wykrojone odchyli�y si�. Ka�dy jej musku� dr�a�. Po
wielogodzinnych lekcjach chcia�a ju� wybiec do ogrodu, a
tu jeszcze dwie minuty do pi�tej!...
Od snop�w �wiat�a �ciany pomara�czowego pokoju l�ni�y si� jak metalowe, bia�a
po�ciel stoj�cego w k�cie ��eczka Anielki razi�a oczy,
lusterko na stoliku b�yszcza�o jak gwiazda. Z lipy pachnia� mi�d, a z dziedzi�ca
dolatywa�o pianie krzykliwych kogut�w. �wiergot
ptak�w miesza� si� z brz�kiem pszcz� i cichym szemraniem starych drzew ogrodu.
"Ach! ta godzina nigdy chyba nie wybije" - my�la�a
Anielka, czuj�c na twarzy powiew ciep�ego wiatru. Zdawa�o si�, �e j� nape�niaj�
dreszcze �wiat�a - ziej�cego z niesko�czono�ci. Panna
Walentyna tymczasem, opar�szy si� na por�czy krzes�a, splot�a �ylaste r�ce na
piersiach i machinalnie patrzy�a w ten punkt swej
popielatej garderoby, kt�ry wie�niacy nazywaj� podo�kiem. W osch�ej, zm�czonej
wyobra�ni widzia�a si� prze�o�on� pensji z�o�onej ze
stu panien ubranych szaro, kt�re nale�a�o utrzyma� w karbach porz�dku a� do
uderzenia dzwonka. Marzy�a, �e ci�ba istot m�odych,
chc�cych wybiegn�� na ogr�d, t�oczy j� ze wszystkich stron; ona za� opiera si�
�ywym falom piersi i r�k ze spokojem i si�� granitu. Ta
walka dr�czy�a j�, lecz zarazem nape�nia�a dusz� niewymown� s�odycz�. Panna
Walentyna czu�a, �e oczekuj�c na dzwonek, wbrew
w�asnej ch�ci i porywom m�odo�ci a� stu dziewczynek, s�ucha pot�niejszego nad
wszystko g�osu - obowi�zku. Jeszcze minuta...
Za oknem s�ycha� ciche skomlenie psa, kt�ry zwykle o tej porze bawi� si� z
Anielk�. Dziewczynka tar�a niespokojnie r�czki, spogl�daj�c
to na zegar, to na wyd�t� przez wiatr firank�, ale - siedzia�a.
Nareszcie - zamkni�ty w wysokiej, ciemno��tej szafce zegar pokazuj�cy dnie,
godziny i sekundy wydzwoni� naprz�d cienko i pr�dko
cztery kwadranse, potem grubo i powoli - godzin� pi�t�.
- Mo�esz z�o�y� ksi��ki - rzek�a nauczycielka i powstawszy z krzes�a, wysoka,
nieco pochylona, oci�a�ym krokiem zbli�y�a si� do
komody i wzi�a z niej szklank� zimnej kawy przykrytej spodkiem, na kt�rym roi�y
si� muchy, ciekawe i g�odne.
Anielka w jednej chwili zmieni�a si� do niepoznania. Figlarny u�miech ods�oni�
jej bia�e i drobne z�bki, oczy przybra�y
ciemnozielonaw� barw� i zdawa�y si� sypa� iskry. Obieg�a par� razy st� nie
wiedz�c, co pierwej czyni�; potem skoczy�a do drzwi
matczynego pokoju, lecz wnet powr�ci�a do ksi��ek i pochylaj�c na bok g��wk� z
odcieniem pro�by w g�osie, spyta�a:
- Czy mog� pu�ci� tu Karuska?...
- Poniewa� rodzice pozwalaj� ci bawi� si� z nim, wi�c i ja nie broni� - odpar�a
dama.
Anielka nie s�uchaj�c doko�czenia zawo�a�a:
- Karu�, tu!...
I w dodatku - gwizdn�a.
Tylko niezwyk�ej mocy charakteru przypisa� nale�y to, �e panna Walentyna,
us�yszawszy gwizdni�cie Anielki, nie upu�ci�a z r�k kawy
wraz z jej nale�yto�ciami. Na mizernej twarzy uczonej osoby zaja�nia� wyraz
wielkiego oburzenia. Lecz nim po�kn�a bu�k�, aby w
swoich organach mownych zrobi� dosy� miejsce na d�ug� prelekcj� o przyzwoito�ci,
pies, nie czekaj�c a� mu drzwi otworz�, skoczy� do
pokoju oknem.
- Jeste� rozpieszczona, jeste� - dzika dziewczyna! - rzek�a dama uroczy�cie i na
znak najwy�szej goryczy prze�kn�a podw�jn� doz�
kawy, wydaj�c przy tym szmer podobny do gulgotania.
- Karusek... zbytniku jaki�... kto s�ysza�, a�eby wskakiwa� do pokoju oknem? -
zgromi�a go Anielka.
Ale pies nie mia� czasu s�ucha� upomnie�. Skoczy� jej naprz�d do ust, p�niej
targn�� za sukienk�, obliza� jej powalane atramentem
palce i nareszcie schwyci� za guziczek wysokiego bucika. Skomla� przy tym i
szczeka�, a� nareszcie upad� na wznak i wytarza� si� po
ziemi wywieszaj�c j�zyk. By� to pies bardzo �ywego temperamentu, mia� bia��
sier��, a na lewym oku czarn� �atk�.
Panna Walentyna nie m�wi�a ju� nic, pogr��ona w przyjmowaniu posi�ku i gorzkiej
zadumie.
"�ycie moje - my�la�a szanowna panna - podobne jest do tej kawy. Kawa i
�mietanka - cierpienie i praca, oto jego tre��; a jak szklane
naczynie nie pozwala rozlewa� si� p�ynowi, tak moje panowanie nad sob� hamuje
wybuchy rozpaczy. Ledwiem uko�czy�a lekcj�, a ju�
mam psa... Szkaradne zwierz�, kt�re pch�y roznosi po ca�ym domu... Ale - pchajmy
dalej nasz� taczk� bole�ci i obowi�zk�w..."
W tej chwili przysz�o jej na my�l, �e w kawie jest cukier. Czyby i jej �ycie
mia�o kiedy zosta� os�odzone? Czym?... chyba jakim�
cieplejszym uczuciem? W niezbyt �ywej wyobra�ni panny Walentyny owo "cieplejsze
uczucie" wyrobi�o sobie pewien symbol, co
prawda, zmieniaj�cy si� z biegiem czasu. Niegdy� (gdy wyjecha�a pierwszy raz na
wie�) mia� on form� m�odego i pi�knego w�a�ciciela
d�br ziemskich.
Gdy wr�ci�a do miasta, pi�kny w�a�ciciel d�br ust�pi� miejsca brzydkiemu
wprawdzie, lecz - powa�nie my�l�cemu lekarzowi. P�niej
by�o wiele innych symbol�w, w kt�rych z tego powodu zatar�y si� cechy
indywidualne, i - powsta�a idea czysta. Idea owa musia�a mie�
koniecznie wi�cej ni� �redni wiek, niezbyt d�ug� brod�, uroczysty tu�urek i
pe�ne godno�ci stoj�ce ko�nierzyki. Nieuj�te widziad�o to
ukazywa�o si� zazwyczaj pannie Walentynie otoczone mn�stwem szaro ubranych
uczennic, stanowi�cych pensj� wy�sz� dla p�ci
�e�skiej - i stosem naukowych podr�cznik�w. Bez pe�nienia trudnych, lecz
pi�knych obowi�zk�w nauczycielskich, �ycie, cho�by nawet
ocukrowane ciep�ym uczuciem, nie mia�o ju� dla panny Walentyny ��dnego powabu.
Tymczasem Anielka biega�a doko�a sto�u, za ni�
warkocz w�os�w i ogonek jej kr�tkiej blador�owej sukienki, a za nimi pies.
Anielka sk�ada�a i porz�dkowa�a ksi��ki, a pies podskakiwa� i chwyta�
dziewczynk� za r�kawy lub pukaj�ce buciki, upominaj�c si� o
nale�ne mu pieszczoty.
Skrzypienie szuflady obudzi�o nauczycielk� z marze�. Spojrza�a na st� i
zawo�a�a:
- Co ty robisz, Anielciu?
- Sk�adam ksi��ki. Czy mog� p�j�� do mamy? - spyta�a zamkn�wszy stolik.
- Id�my! - rzek�a panna Walentyna, podnosz�c si� z fotelu.
ROZDZIA� TRZECI
w kt�rym jest mowa o medycynie,
o celach �ycia ludzkiego i wielu innych rzeczach
Min�wszy dwa pokoje: per�owy, maj�cy poz�r szpitalnej celi, i jasnoniebieski,
kt�ry m�g� by� niegdy� sypialni� m�odego ma��e�stwa,
lecz obecnie zosta� czym� niezdecydowanym, Anielka i weso�y towarzysz jej Karu�
wbiegli do szklanej altany, ze wszech stron g�sto
poros�ej dzikim winem. W altanie tej na wysokim sto�ku siedzia� z lalk� w r�ku
mizerny ch�opczyk w bernardy�skim habicie, a przy
nim, obok stolika zape�nionego flaszkami i szklankami, dama w �rednim wieku, z
uwag� czytaj�ca ksi��k�. Dama ubrana by�a bia�o,
mia�a szafirowe oczy wyblak�e, w�osy ciemne i na twarzy szczup�ej, o pi�knych
rysach, chorobliwe rumie�ce. Zdawa�a si� by�
wklinowana w ogromny fotel, wy�o�ony mi�kkimi poduszkami ciemnozielonego koloru.
Do tej damy przypad�a Anielka i pocz�a
ca�owa� jej twarz, szyj�, chude i przezroczyste r�ce i kolana.
- Ah! comme tu m'as effray�, Ang�lique! - zawo�a�a dama, sk�adaj�c ksi��k� i
ca�uj�c dziewczynk� w r�owe usta. - Ju�, dzi�ki Bogu,
sko�czy�a� lekcje?...
Zdaje mi si�, �e� troch� zmizemia�a od obiadu. N'es tu pas malade? Ten pies
wywr�ci stolik albo J�zia. Joseph, mon enfant, est-ce que le
chien t'a effray�?
- Non! - odpar� malec w habicie bernardy�skim, patrz�c osowia�ym wzrokiem na
siostr�.
- Jak si� masz, J�ziu?... Daj�e mi buzi! - zawo�a�a Anielka, chwytaj�c braciszka
za szyj�.
�a�osnym.
Potem wyd�u�y� blade usta na kszta�t ryjka i zas�aniaj�c si� r�czkami od
gwa�townych u�cisk�w siostry, poca�owa� ja bardzo ostro�nie.
- Jak mama �licznie dzi� wygl�da!... musi mama by� bardzo zdrowa?... Patrz,
J�ziu, twemu ch�opczykowi zagi�a si� kurtka do g�ry -
m�wi�a Anielka.
- En v�rit�, czuj� si� dzi� lepiej. Zjad�am po obiedzie kilka �y�eczek ekstraktu
s�odowego i wypi�am fili�ank� mleka. �e chien fera du
d�g�t partout, wyp�d� go, moja droga.
- Id�, Karo! - zawo�a�a Anielka, wyp�dzaj�c do ogrodu pieska, kt�ry, obw�chawszy
stoj�ce w k�cie wazony i blaszan� polewaczk� do
kwiat�w, mia� obecnie ch�� zaj�� si� jednym z pantofli chorej mamy. W tej chwili
wesz�a panna Walentyna.
- Bonjour, mademoiselle! - powita�a ja pani domu. - C� to, ju� sko�czyli�cie
lekcje? Jak�e tam posz�o? Joseph, mon enfant, prendras tu
du lait?
- Non, maman! - odpar� ch�opiec kiwaj�c g�ow� nauczycielce.
W tej chwili wyp�dzony pies zaskowycza� i pocz�� drapa� we drzwi.
- Poznaj� z fizjognomii, �e czyta pani co� zajmuj�cego. Czy nie Dumania
Go�uchowskiego, kt�re pani rekomendowa�am? - zapyta�a
Walentyna.
- Ang�lique! ouvre la porte a cette pauvre bete!... jego krzyk rozdziera mi
serce... Czytam co� lepszego ani�eli Dumania - czytam dzie�ko
Raspaila, kt�rego mi ksi�dz dziekan by� �askaw po�yczy� - odpar�a chora. -
Zostaw, Anielciu, drzwi otwarte, niech troch� powietrza
wejdzie. Nie uwierzy pani, jakie cudowne kuracje wykonywa� ten cz�owiek swoimi
�rodkami. Jestem zachwycona, i zdaje mi si�, �em
by�a zdrowsza ju� po przeczytaniu paru rozdzia��w. C� dopiero b�dzie, gdy
zaczn� to wszystko stosowa�! Joseph, mon enfant, n'as-tu
pas froid?
- Non, maman!
- Czy to jednak b�dzie dobrze leczy� si� bez porady doktora? - zauwa�y�a panna
Walentyna.
- Mo�e ci� wynie��, J�ziu, przed ganek? - pyta�a Anielka brata. -
Zobaczy�by� ptaszki, zobaczy�by�, jak Karusek goni motyle...
- Wiesz przecie, �e ja nie mog� wychodzi� na dw�r, bo jestem os�abiony - odpar�
ch�opczyna.
Nieszcz�sne os�abienie by�o tortur� biednego dziecka. O nim tylko my�la� i z
tego powodu ofiarowany by� �w. Franciszkowi, kt�rego
habit nosi�, nie licz�c lekarstw, jakimi ci�gle go fetowano. Tymczasem pani domu
rozmawia�a z guwernantk� o lekarzach. - Co oni
umiej�, co oni wiedz�! - biada�a chora. - Lecz� mnie ju� trzy lata bez
najmniejszego skutku. Obecnie porzuci�am ich i b�d� si� leczy�
sama, chyba �e Jasieczek zawiezie mnie do Cha�ubi�skiego. O! czuj�, �e on by mi
pom�g�... Ale Jasieczek nie my�li o tym, w domu
bywa rzadko; gdy chc� jecha�, m�wi, �e interesa w tej chwili nie pozwalaj� -
wszystko ko�czy si� na obietnicach. Ang�lique, chasse �e
chien, bo jest nieporz�dny!
Nies�usznie skompromitowany Karusek uleg� wyp�dzeniu i los sw�j przyj�� z
rezygnacj� wy�sz� nad wszelkie pochwa�y. Nie
przeszkodzi�o mu to jednak w chwil� p�niej skowyczy� i drapa� we drzwi, a
nast�pnie goni� powa�nie chodz�ce koguty.
Anielka tymczasem usadowi�a lepiej J�zia, kt�ry si� krzywi� zacz��, przynios�a
matce ciep�y szal i angielsk� gramatyk� nauczycielce.
Potem wybieg�a do kuchni, aby sprowadzi� mleko dla J�zia i obstalowa� kotlecik
dla matki; wpi�a sobie w warkocz kwiatek i wr�ci�a
do szklanej altany z du��, t�go zbudowan� klucznic�, pani� Kiwalsk�. By�a to
dama w wieku mocno �rednim, ubrana w we�nian� sukni�
w pasy p�sowe i czarne. Workowaty stanik galowej szaty szcz�liwie uwydatnia�
bogactwa jej popiersia. Klucznic� wdzi�cznie dygn�a
pani domu, przy czym rozleg�o si� skrzypienie pod�ogi, i skin�a g�ow� nie
patrz�cej nawet na ni� guwernantce. Panna Walentyna nie
cierpia�a Kiwalskiej od czasu, kiedy przechodz�c raz ko�o kuchni, us�ysza�a
klucznic� dowodz�c�, �e Jej, pannie Walentynie, gwa�tem
m�a potrzeba.
- C�, moja Kiwalsiu, wr�ci�a� z miasta? A co tam s�ycha�?... Czy ci felczer
pom�g� na z�by?...
- Ach, s�ycha� i bardzo wiele, m�wi� �asce pani. Gospodyni ksi�dza dziekana
strasznie chora, ju� jej nogi spuch�y; bra�a Przenaj�wi�tsze
Sakramenta - odpowiedzia�a klucznica, pochylaj�c si� i bij�c w piersi przy
ostatnich s�owach.
- C� jej to jest?
- Tego nie wiem, ale ksi�dz dziekan, m�wi� �asce pani, to taki chodzi jak kreda
bia�y. Do mnie ani pary z g�by nie pu�ci�, tylko r�k�
machn��. Ale z oczu, m�wi� �asce pani, to mu patrzy�o, jakby chcia� powiedzie�:
"Oj, moja Kiwalsiu, �eby� te� ty do mnie zgodzi�a
si�!... Bo stara patrzy z przeproszeniem na ksi꿹 obor�, a te szelmy bez dozoru
g�odem mi� zamorz�".
Chora dama wstrz�sn�a g�ow�, jakby przypuszczaj�c, �e Kiwalsia poluje na
miejsce konaj�cej, a klucznica wci�� prawi�a dalej.
- Anielciu - odezwa�a si� w tej chwili nauczycielka, kt�r� dra�ni�o gadulstwo
klucznicy i naiwno�� jej pani - we� histori� wiek�w
�rednich i p�jd�my do ogrodu.
- Histori�?... - zapyta�a przestraszona dziewczynka. Ale, przywyk�a do
pos�usze�stwa, natychmiast wysz�a do swego pokoju i po up�ywie
kilku minut wr�ci�a, nios�c ksi��k� w r�ku, a w kieszeni par� suchark�w dla
wr�bli.
- No, id�cie sobie, id�cie - rzek�a mama - a ja tu posiedz� z Kiwalsia. Czy pana
czasem nie spotka�a� w miasteczku, bo mia� by� u
komisarza na jakim� zebraniu? Joseph, mon enfant, veux-tu aller au jardin ?
- Non - odpar� ch�opczyna.
Panna Walentyna i Anielka wysz�y, a Kiwalska usiad�szy na sto�eczku bawi�a w
dalszym ci�gu pani� opowiadaniem nowinek. Dono�ny
g�os jej, kt�ry s�ycha� by�o z odleg�o�ci kilkunastu krok�w, stopniowo os�ab� i
w ko�cu zupe�nie przycichn��.
Ogr�d by� wielki, dawny i z trzech stron w podkow� otacza� dom. Tu �y�y w
dostatku, s�dziwych lat doczekawszy, kasztany rodz�ce
bia�y kwiat, u�o�ony w piramidk�, a w jesieni kolczaste owoce; klony z li��mi
podobnymi do kaczej �apy; akacje z listkami u�o�onymi
jak z�by g�stego grzebienia i paszcz�kowatymi kwiatami, kt�re wydaj� wo� s�odk�,
przyn�caj�c� pszczo�y. Wzd�u� p�otu siedzia�y lipy
pe�ne wr�bli pilnuj�cych p�l i stod�, wychud�e topole w�oskie i szeroko
rozga��zione u do�u, a ostre u szczytu smutne �wierki. Bzy
w�oskie zasypane sinymi kitami, bzy lekarskie, kt�rych mocno: pachn�cy kwiat
u�ywa si� na wzbudzenie pot�w, tarnina rodz�ca czarne
i cierpkie jagody w jesieni, dzikie r�e, g��g drzewny, ulubiony przez kwiczo�y
ja�owiec, rozsypane po ca�ym ogrodzie, zape�nia�y
wolne od drzew miejsca, tocz�c mi�dzy sob� d�ug� i cich� walk� o soki z ziemi i
w�giel z powietrza. Czasami kt�ry z nich obumiera�, a
w�wczas pojawia�y sie przy nim kr�tko �yj�ce, lecz niebezpieczne w zapasach
trawy i zielska.
�rodek parku zajmowa�a sadzawka, otoczona fantastycznie wyros�ymi wierzbami.
W zimie wygl�da�y one jak po�amane, upadaj�ce, chore pnie; w nocy przybiera�y
postaci widziade� rozkraczonych, garbatych,
bezg�owych, wieloramiennych, kt�re tylko na widok cz�owieka kamienia�y w
potwornych ruchach, udaj�c rzeczy martwe. W ciep�ych
miesi�cach roku, straszyd�a te odziewa�y si� delikatnymi ga��zkami tudzie�
li�ciem drobnym o zielonym wierzchu i jasnym spodzie, a w
ich dziuplach, maj�cych form� paszcz, gnie�dzi�y si� ptaki.
Przez ten ogr�d, kt�ry co chwil� zmienia� formy i barwy, chwia� si�, pachnia�,
b�yszcza� i szemra�, zape�niony skrzydlatymi istotami
najrozmaitszych gatunk�w, sz�y teraz Anielka i jej guwernantka �cie�yn�
nier�wn�, powoli zarastaj�c� zielskiem. Dziewczynk� upaja�o
otoczenie. Oddycha�a pr�dko i g��boko, chcia�a ogl�da� ka�d� ga��zk�, lecie� za
ka�dym ptakiem albo motylem i wszystko ogarn��
u�ciskiem. Lecz panna Walentyna by�a ch�odna. St�pa�a drobnymi krokami, patrz�c
na nosy swych bucik�w i przyciskaj�c do zwi�d�ej
piersi gramatyk� angielsk�.
- Dowiedzia�a� si� dzi� z jeografii, gdzie le�y Canossa - rzek�a panna Walentyna
do Anielki - a teraz masz sposobno�� dowiedzie� si�, za
co Henryk IV przeprasza� Grzegorza VII. Przeczytasz o tym w dziejach Grzegorza
VII, zwanego te� Hildebrandem, w rozdziale:
Niemcy i W�ochy.
Propozycja czytania w takim miejscu oburzy�a Anielk�. Chcia�a westchn��, lecz
powstrzyma�a si� i rzek�a ze z�o�liw� intencj�:
- Pani b�dziesz si� w ogrodzie uczy�a... po angielsku?
- Tak.
- Wi�c i ja b�d� si� uczy�a po angielsku?
- Pierwej musisz gruntownie pozna� j�zyk francuski i niemiecki.
- Ach!... A jak ju�, prosz� pani, poznam francuski, niemiecki i angielski, to...
co b�d� robi�?...
- B�dziesz mog�a czytywa� ksi��ki w tych j�zykach.
- A jak ju� wszystkie przeczytam?
Panna. Walentyna spojrza�a na szczyt topoli i wzruszy�a ramionami.
- �ycie cz�owieka - odpar�a - nie wystarcza na odczytanie tysi�cznej cz�ci
ksi��ek, jakie s� w jednej literaturze. A c� dopiero m�wi� o
trzech, najbogatszych!
Anielk� tym razem ogarn�a niewymowna t�sknota.
- Wi�c nic, tylko uczy� si� i czyta�!... - szepn�a mimo woli.
- A c� by� ty chcia�a robi� w ci�gu �ycia? Czy nad nauk� potrafi�aby� znale��
jakie� szlachetniejsze zaj�cie?
- Co ja bym chcia�a robi�? - spyta�a Anielka. - Czy teraz, czy - jak urosn�?...
A widz�c, �e panna Walentyna nie raczy jej obja�ni�, m�wi�a dalej:
- Teraz chcia�abym umie� to co pani... Ju� bym si� wtedy nie uczy�a - oho!
Ale p�niej - mia�abym du�o do roboty. Zap�aci�abym parobkom pensje, �eby si�
tak nie marszczyli jak dzi�, kiedy mi si� k�aniaj�.
Potem - kaza�abym opatrzy� te rany na drzewach, bo m�wi� mi ogrodnik, �e
nied�ugo u nas wszystko poschnie i spr�chnieje. Naturalnie
- wyp�dzi�abym tak�e lokaja za to, �e strzela ptaki nad wod� i wypala szczurom
oczy... Niegodziwiec!...
Anielka wstrz�sn�a si�.
- Potem - zawioz�abym mam� i J�zia do Warszawy. Nie!... To zrobi�abym
najpierwej, a pani - da�abym w prezencie ca�y pok�j ksi��ek...
cha!... cha!...
I chcia�a u�cisn�� pann� Walentyn�, kt�ra odsun�a si� od niej.
- �a�uj� ci�! - odpar�a sucho nauczycielka. - Masz dopiero lat trzyna�cie, a
pleciesz jak prowincjonalna aktorka o rzeczach, kt�rych ci�
nikt nie uczy, i zaniedbujesz te, kt�re do ciebie nale��. Jeste� za m�dra na
sw�j wiek i dlatego nigdy nie zapami�tasz jeografii.
Anielka zawstydzi�a si�. Czy ona jest rzeczywi�cie za m�dra, czy te� panna
Walentyna...
W lewym k�cie ogrodu by� wzg�rek, na nim du�y kasztan i �awka kamienna. W tej
chwili w�a�nie wesz�y tu Anielka z pann� Walentyn�
i usiad�y.
- Daj mi ksi��k� - rzek�a guwernantka - znajd� ci histori� Grzegorza. Aha! mamy
znowu psi� wizyt�...
Istotnie Karusek wbiega� na wzg�rze, mocno zadowolony. W otwartym pysku ni�s�
odrobin� pierza, kt�re prawdopodobnie zdoby� w
pogoni za kogutem.
- Pani zupe�nie nie lubi ps�w? - spyta�a nagle Anielka, g�aszcz�c Karusia.
- Nie.
- Ani ptak�w?
- Nie - odpar�a rozdra�niona nauczycielka.
- Ani ogrodu?... Woli pani czyta� ksi��k�, ani�eli spacerowa� mi�dzy drzewami?
Prawda. W pokoju pani nie ma doniczki ani ptaszka.
Dawniej przylatywa�y tam wr�ble, kt�rym dawa�y�my je��, i Karusek te� wbiega� po
schodach, cho� by� ma�y i gruby. Karmi�am go
wtedy bu�k� owini�t� w ga�ganek i umaczan� w mleku. On j� ssa�, a razem z nim
kotek tej nauczycielki, kt�ra by�a przed pani�. Ach, co
oni dokazywali!... jak gonili papierek, kt�ry ci�gn�am za nitk� po pod�odze!
Ale pani nie lubi Karuska ani ma�ych kotk�w, ani...
Anielka umilk�a, gdy� panna Walentyna wsta�a nagle z �awki i patrz�c na
dziewczynk� z g�ry pocz�a m�wi� rozdra�niona:
- Co tobie za pytania chodz� po niedojrza�ej g�owie?... Co tobie do tego, �e ja
nie nie lubi�?... Naturalnie, �e nie lubi�... Ani kot�w, bo
mi je strzelano albo wieszano, ani ps�w, bo mnie gryz�y, ani ptak�w, bo mi ich
nie by�o wolno trzyma�... I kwiat�w nie chc�... Albo�
jest na �wiecie grz�dka ziemi, kt�ra by nale�a�a do mnie? Ja przecie� nie
pochodz� z ja�nie pan�w! Spacery tak�e mi zbrzyd�y, bom na
nich musia�a by� str�em i niewolnic� dzieci - z�ych...
O, jaka� ty ciekawa, moja Anielciu!... jak ciebie interesuj� cudze gusta!
Niespodziewany ten wybuch z�o�ci czy te� tkliwo�ci wzruszy� Anielk�. Schwyci�a
guwernantk� za chud�, dr��c� r�k�, pragn�c
przycisn�� j� do ust.
Ale panna Walentyna szarpn�a si� gwa�townie i odskoczy�a w ty�.
- Wi�c pani gniewa si� na mnie? - spyta�a zmieszana dziewczynka.
- Ty� nic temu nie winna, �e ci� �le wychowano... - odpar�a guwernantka i szybko
odesz�a ku domowi.
Anielka obrazi�a si� i usiad�a na �awce pod kasztanem. Przy niej leg� Karu�.
"Zabawna sobie ta panna Walentyna! - my�la�a dziewczynka - za wszystko gniewa
si�. Sama nic nie lubi i nie chce, a�eby u nas by�e
dobrze. Co by jej szkodzi�o, gdyby ten ogr�d by� pi�kniejszy?... Albo �eby
parobcy nie marszczyli si�?... Przecie� sam Pa� B�g kaza�
wszystko kocha�... A dawno� to m�wi� ksi�dz dziekan, �e lepiej zasadzie jedno
drzewo albo pocieszy� jednego biedaka ani�eli
wszystkie rozumy pozjada�..."
P�niej przypomnia�a sobie, �e jeszcze par� lat temu by�o u nich lepiej. I
ludzie weselsi, i dobytek pi�kniejszy, i ogr�d �adniej
utrzymany. Jak�e pr�dko zmieniaj� si� rzeczy na tym �wiecie, skoro nawet
trzynastoletnie panienki umiej� to oceni�!...
Wtem z odleg�o�ci kilkudziesi�ciu krok�w dolecia� Anielk� cienki g�osik
dzieci�cy:
- Malu!... malu!... malu�ki!... - kt�remu odpowiedzia�o weso�e chrz�kanie
prosi�cia.
Karusek podni�s� uszy. Anielka, zapomniawszy o swych medytacjach, jednym skokiem
stan�a na �awce i rozejrza�a sie.
Za ogrodzeniem parku ci�gn�� si� go�ciniec do miasteczka. Z daleka wida� by�o
fur� otoczon� tumanem kurzu, w kt�rego k��bach
iskrzy�y si� promienie s�o�ca. Bli�ej - sz�o dwu ubogich �ydk�w.
Jeden ni�s� jaki� du�y przedmiot w szarej p�achcie, drugi kiwaj�ce si� buty na
lasce. Jeszcze bli�ej mi�dzy konarami drzew i
dygocz�cymi li��mi, tu� naprzeciw bia�ych komin�w dworu, sta�a chata w�o�cianina
Gajdy, a przy niej dziewczynka w grubej koszuli.
Siedzia�a ona na ziemi i okruchami chleba karmi�a spore prosi�tko. Potem wzi�a
ci�gle chrz�kaj�ce prosi� na kolana i bawi�a si� nim
jak pieskiem. Na Anielk� szczeg�lna ta grupa wywiera�a taki wp�yw, jak �elazo na
magnes. Zeskoczy�a z �awki, zesz�a ze wzg�rka, ale
po chwili - zatrzyma�a si�. Gajd�, w�a�ciciela chaty, bardzo nie lubi� ojciec
Anielki. Wie�niak ten by� niegdy� jego parobkiem i mieszka�
w domu, kt�rego p�niej sta� si� posiadaczem, nieprawnym -jak m�wi� ojciec. Za
to nie brano go nigdy na robot� do dworu, a �e Gajda
mia� ma�o gruntu, wi�c cz�sto na terytoriach swego niegdy� chlebodawcy
dopuszcza� si� nadu�y�.
Od kilkunastu lat ojciec Anielki i Gajda pasowali si� z sob�. Zniecierpliwiony
dziedzic chcia� ju� kupi� grunt Gajdy, byle pozby� si�
niewygodnego s�siada; ale wie�niak ani s�ucha� podobnych propozycji. Nie by�o
prawie miesi�ca, �eby Gajdzie nie zaj�to krowy, konia
albo �wini do dworu. On w�wczas chodzi� ze skarg� do gminy, odbiera� bydl� na
mocy wyroku albo wykupywa� je. Dziedzic m�wi�, �e
Gajda p�aci� pieni�dzmi wzi�tymi za drzewo kradzione w dworskich lasach.
Anielka wiele s�ysza�a o tych stosunkach (bo o czym nie s�ysza�a?), ba�a si�
Gajdy i nie lubi�a jego chaty. Mimo to poci�ga� j� widok
dziewczyny, bawi�cej si� z pogardzanym przez wszystkich prosi�tkiem. Zdawa�o si�
Anielce, �e dziecko musi by� biedne i dobre, a
zreszt� - co� ci�gn�o j� tam. Odgarniaj�c ga��zie krzak�w Anielka powoli
zbli�y�a si� do p�otu zbudowanego na kszta�t palisady. By� on
stary, obros�y ciemnozielonym mchem i popielatym, �atwo rozcieraj�cym si� w
palcach porostem. Co kilkana�cie krok�w sta�y t�gie,
zaostrzone s�upy, utrzymuj�ce za pomoc� d�ugich poziomych ramion rz�dy r�wnie�
ostro zako�czonych �at, kt�re, zm�czone d�ugoletni�
s�u�b�, ca�ym ci�arem chyli�y si� naprz�d albo wywraca�y w ty�. Gdzieniegdzie
brak�o ju� �at; w innych miejscach ja�niejszy kolor i
mniej staranne obrobienie zdawa�y si� opowiada�, �e p�ot naprawiano w nowszych
czasach, ale ju� z mniejszym nak�adem.
Zapominaj�c o swych trzynastu latach i stanowisku m�odej dziedziczki Anielka
przez jeden z szerszych otwor�w wydosta�a si� na
go�ciniec i podesz�a do dziewczyny w grubej koszuli. Ubogie dziecko w pierwszej
chwili przestraszy�o si� �adnie ubranej panienki ze
dworu. Otworzy�o szeroko usta i podnios�o si� z ziemi, jakby chc�c ucieka�.
Wtedy Anielka wydoby�a sucharek z kieszeni i ukazuj�c go
dziewczynce zawo�a�a:
- Nie b�j si� mnie! Ja ci przecie� nic z�ego nie zrobi�. Widzisz oto, com dla
ciebie przynios�a. Pokosztuj no!
I w�o�y�a dziecku do ust kawa�ek olukrowanego ciasta. Dziewczyna zjad�a, nie
spuszczaj�c z Anielki zdziwionych oczu.
- Masz jeszcze. Smakuje ci - co?...
- Dobre - odpowiedzia�o dziecko.
Anielka usiad�a na przewr�conym pniu, obok niej przykucn�a na piasku
dziewczyna.
- Jak ci na imi�? - spyta�a, g�aszcz�c ja po t�ustych, jasno��tawych w�osach.
- Magda.
- Masz, Magdziu, jedz jeszcze sucharek. A to prosi� czy twoje? - doda�a, patrz�c
na prosiaka, kt�rego Karu� chcia� za ogon schwyta� i
kt�ry odwr�ci�
si� do niego ryjem, pokwikuj�c w spos�b okazuj�cy ma�o ufno�ci.
- Tatulowe - odpar�a ju� nieco o�mielona dziewczyna. - �eby go cho� pies nie
zagryz�...
- Karusek, do nogi!... To ty zawsze bawisz si� z prosi�tkiem?
- A ju�ci. Ja�o�ka ju� uros�a, a Ka�ka tego roku umar�a... Malu! malu!... I on
woli by� ze mn�, bo tak�e nie ma z kim chodzi�. Macior�
dziedzic kazali zastrzeli�, a drobiazg tatulo sprzedali. Ino ten osta�.
- A za co macior� zastrzelili?
- Bo zdyba� j� dziedzic w szkodzie.
- Wy�cie tylko jedn� mieli?
- A sk�dby wi�cej? Tatulo przecie ch�op, to u nas dobytku nie mo�e by� wiele...
To m�wi�c g�aska�a prosiaka, kt�ry po�o�y� si� obok niej.
- I bardzo ci by�o �al maciory?
- O i jak! a jeszcze lepiej, kiej mnie tatu� zbili...
- Zbi� ci�?
- I nie tak zbili, ino mnie wzi�li za �eb i kopn�li par� razy nog�.
Dziecko opowiada�o to bardzo spokojnie. Anielka a� poblad�a. Zdawa�o si� jej, ze
Karusek zosta� zabity i �e j� sam� skatowano tak
okrutnie.
Uczu�a potrzeb� wynagrodzenia tych krzywd biednej, ale czym? Gdyby mia�a
maj�tek, podarowa�aby jej macior�, sprawi�a pi�kn�
sukienk�, lecz dzi� - c� jej da? Wtedy spostrzeg�a, �e Magda pilnie przypatruje
si� szafirowej wst��eczce, kt�r� mia�a na szyi. Nie
namy�laj�c si� wi�c, zdj�a szybko wst��k� i zawi�za�a j� przy koszuli ma�ej.
- Teraz b�dziesz ubrana tak jak ja - rzek�a.
Magda roze�mia�a si� na ca�y g�os, wyobra�aj�c sobie, �e ju� posiada nie tylko
szafirow� wst��k�, ale r�ow� sukienk�, bia�e po�czochy
i wysokie buciki.
- A to jeszcze sobie zjedz - m�wi�a Anielka, daj�c jej drugi sucharek.
- Zjem a� jutro, bo to s�odkie.
- A za to, �e ci� zbili...
Uca�owa�a j�.
Poca�unek przecie, kt�ry Anielka uwa�a�a za najwy�sz� nagrod�, najmniej
oddzia�a� na Magd�. �ciska�a ona sucharek i co chwil�
spogl�da�a na szafirow� wst��k� my�l�c, �e jest ca�kiem podobna do wielkiej
damy. Tymczasem na zakr�cie drogi rozleg� sie turkot i
podni�s� si� ob�ok kurzu. Elegancki koczyk nadje�d�a� p�dem. Nim Anielka
zorientowa�a si�, co to mo�e znaczy�, kocz stan��
naprzeciw chaty.
- Ojczulku! - zawo�a�a Anielka, biegn�� do powozu.
Ale ojciec spostrzeg� j� pierwej jeszcze i dlatego nie poca�owa� jej, tylko
zawo�a� surowo:
- Panna Aniela na go�ci�cu!... Winszuj�... Co ty tu robisz?...
Anielka przestraszona milcza�a.
- Pi�kny masz doz�r... wybornie post�pujesz... nie ma co m�wi�. Biegasz po
trakcie i tarzasz si� w piasku z jakim� brudnym bachorem i
prosi�ciem!...
Prosz� i�� do domu. Wr�c� tam zaraz, a wtedy rozm�wimy si�. Nie przypuszcza�em
nigdy, a�eby� mog�a tak ci�ko zmartwi� ojca!...
Na dany znak pow�z ruszy�, zostawiaj�c Anielk� os�upia�� ze strachu.
"Rozm�wimy si�!" O Bo�e, co to znaczy?...
Magda uciek�a a� do progu chaty, niespokojnie patrz�c na oddalaj�cy si� pow�z,
za kt�rym pogoni� Karusek. Anielka odwr�ci�a si� do
niej i skin�a na po�egnanie r�k�.
- B�d� zdrowa, Magdziu! - rzek�a. - Pewnie b�d� mia�a du�y k�opot za to, �em tu
przysz�a...
Pobieg�a do otworu w p�ocie i za chwil� znikn�a w g�szczu. Za ni� pop�dzi�
Karusek, a za nimi obojgiem - Magda. Rozumia�a ona, co
znaczy: du�y k�opot, i rada by�a przynajmniej dowiedzie� si� o przysz�ych losach
nowej przyjaci�ki. Zbli�y�a si� ostro�nie do p�otu i
po�o�ywszy palec na ustach, to nas�uchiwa�a, to zagl�da�a do ogrodu. Ale na
wej�cie tam zabrak�o jej odwagi. Wtedy we drzwiach chaty
ukaza� si� cz�owiek olbrzymiego wzrostu, bosy, z rozpi�t� koszul� na piersiach.
W�o�y� obie r�ce za pazuch� i patrzy�, to w stron�
powozu, kt�ry ju� znik�, to na ogr�d, w kt�rym ukry�a si� Anielka, to na dach i
kominy dworu.
- Wyrodzi�a si�! - mrukn��. Posta� jeszcze chwil� i wr�ci� do izby. Z bij�cym
sercem zbli�a�a si� Anielka do domu. Trapi�y j� dwa
zmartwienia. Obrazi�a rzadko widzianego ojca i przyprawi�a o silne wzruszenie
swoja nauczycielk�.
- Co to b�dzie, jak ojciec z ni� "rozmawia�" zacznie? Panna Walentyna
niezawodnie po��czy si� z nim. Matka zas�abnie jeszcze
bardziej...
Nurtowa� j� m�cz�cy niepok�j, pod wp�ywem kt�rego ogr�d wyda� si� jej brzydki, a
dom straszny. W jaki by tu spos�b przygotowa�
matk� do nadci�gaj�cej burzy?
Stan�a za drzewem, spod kt�rego wida� by�o dw�r, i pocz�a �ledzi�, co si� w
nim dzieje. Obdarzona bardzo silnym wzrokiem
spostrzeg�a, �e matki ani J�zia nie ma ju� w oszklonej altanie i �e panna
Walentyna jest w swoim pokoju na facjatce. W ogrodzie -
pustka, tylko z podw�rza, le��cego po drugiej stronie dachu, dolatywa� j�
krzykliwy g�os Kiwalskiej, gdakanie kur i �a�osny wrzask
pawia:
- A-ho!... a-ho!...
Smutno! smutno!
W otwartym oknie na facjatce ukaza�a si� guwernantka.
"Pewnie mnie zawo�a" - pomy�la�a Anielka.
Ale panna Walentyna nie zawo�a�a jej, tylko opar�szy si� �okciami na kraw�dzi
okna patrzy�a w ogr�d. Potem cofn�a si� w g��b pokoju i
powr�ciwszy znowu, pocz�a kruszy� chleb na wystaj�cy daszek. W kilka minut
p�niej przylecia� tam wr�bel, za nim par� innych i
pocz�y dzioba� okruchy, trzepocz�c si� weso�o. Pierwszy to raz stara panna
pomy�la�a o nakarmieniu ptak�w. Od tej pory robi�a tak co
dzie�, nad wieczorem, jakby l�kaj�c si�, aby nie wypatrzy�o jej obce oko.
Wypadek ten, zreszt� niezmiernie prosty, otuch� nape�ni�
dusz� Anielki. Nie wiadomo z jakiego powodu pomy�la�a, �e po takim objawie uczu�
ze strony panny Walentyny dla ptak�w, mo�e
ojciec b�dzie na ni� �askawszy... "Osobliwa logika w tak doros�ej panience!" -
powiedzia�aby niezawodnie guwernantka.
ROZDZIA� CZWARTY
Dziedzic odbywa narad� ze Szmulem,
po czym jest uprzejmy dla �ony, Anielki, a nawet - dla guwernantki
W p�torej godziny p�niej przyjecha� do domu dziedzic, a wraz z nim - Szmul,
dworski pachciarz i dzier�awca karczmy. Ojciec by�
roztargniony i zafrasowany. Wszed� pr�dko do pokoju matki, przywita� sie z ni�
kr�tko, uca�owa� ledwie �yw� Anielk� i J�zia i - zdawa�
si� ca�kiem nie pami�ta� o spotkaniu na go�ci�cu.
- Jak�e si� miewasz? - spyta� �ony, nie siadaj�c nawet.
- Ja, comme a l'ordinaire - odpar�a. - Nie mam si�, nogi mi dr��, serce bije,
wszystkiego l�kam si�, apetyt mam niewielki i �yj� tylko
ekstraktem
s�odowym.
- A J�zio? - przerwa� ojciec.
- Pauvre enfant!... zawsze os�abiony, pomimo �e wci�� bierze pigu�ki �elazne.
- Nieszcz�cie z tym os�abieniem, kt�re podobno zwi�kszaj� tylko twoje
lekarstwa! - odpar� ojciec i post�pi� ku drzwiom.
- Anielcia dobrze sie uczy, zdrowa? - spyta�. - Mo�e i w niej wynajdziesz jak�
chorob�?...
- Wi�c ju� odchodzisz po dziesi�ciodniowej nieobecno�ci? - zawo�a�a matka. -
Tyle mam z tob� do pom�wienia... Chcia�abym koniecznie w lipcu albo sierpniu
pojecha� do Cha�ubi�skiego, gdy� przeczuwam, �e on
jeden...
- Cha�ubi�ski dopiero w ko�cu wrze�nia wraca do Warszawy.
Zreszt� pogadamy o tym p�niej. Teraz musz� za�atwi� par� interes�w -
odpowiedzia� niecierpliwie ojciec i wyszed�.
- Toujours le m�me! - westchn�a matka. - Od sze�ciu lat po ca�ych tygodniach
za�atwia interesa i nigdy ich sko�czy� nie mo�e. A ja
chora, J�zio chory, gospodarstwo upada, jacy� nieznani ludzie ogl�daj� maj�tek,
nie wiem po co? O, ja nieszcz�liwa! �ez mi wkr�tce
nie stanie... Joseph, mon enfant, veux-tu dormir?
- Non - odpowiedzia� ch�opiec na p� senny.
Anielka tak os�ucha�a si� z narzekaniami matki, �e i obecne �ale nie zmieni�y w
niczym jej uwielbienia dla ojca. Owszem, uczucie to
spot�gowa�o si� w niej, przypuszcza�a bowiem, �e ojciec za dzisiejszy wyst�pek
na go�ci�cu chce j� ukara� bez �wiadk�w. Dlatego
przywita� si�, jakby nigdy nic nie zasz�o, i uciek� do swej kancelarii.
"Kiedy Szmu� wyjdzie, pewnie mnie wtedy ojciec zawo�a - m�wi�a do siebie
Anielka. - P�jd� ju� lepiej sama i poczekam, to si� mama
niczego nie domy�li..."
Taki zrobiwszy plan, wysun�a si� cichaczem do ogrodu, aby by� bli�ej pokoju
ojca. Przesz�a par� razy pod otwartym oknem, ale ani
ojciec, ani Szmul nie zwr�cili na ni� uwagi. Postanowi�a zatem czeka� i usiad�a
pod �cian� na kamieniu, dr�czona wielkim strachem.
Tymczasem ojciec zapali� cygaro i wygodnie rozsiad� si� na fotelu. Szmul zaj��
miejsce na drewnianym krzese�ku, kt�re umy�lnie
ustawiono dla niego pode drzwiami.
- Wi�c powiadasz - m�wi� dziedzic, �e nie ziemia naoko�o s�o�ca obraca si�, ale
s�o�ce naoko�o ziemi?...
- Tak stoi w naszych ksi��kach - odpar� Szmul. - Ale, z przeproszeniem, ja�nie
pa� chyba mnie nie po to tu przywi�z�?
- Cha! cha!... masz racj�!... Ot�, przyst�puj�c od razu do rzeczy, wystarasz mi
si� o trzysta rubli, jutro - do po�udnia.
Szmul w�o�y� obie r�ce za pas, kiwa� g�ow� i u�miecha� si�. Przez chwil� obaj
milcz�c przypatrywali si� sobie. Pa� jakby chcia� zbada�,
czy nie zmieni�o si� co w bladej twarzy, czarnych, �ywych oczach i szczup�ej,
schylonej nieco postaci �yda. �yd jakby podziwia� pi�kn�
blond brod� pos�gowe kszta�ty i klasyczne rysy pana. Zreszt� po raz tysi�czny
obaj mogli przekona� si�, �e ka�dy z nich by�
modelowym okazem swojej rasy, co jednak w niczym nie przyczyni�o si� do
za�atwienia interesu.
- No, i c� ty na to? - przerwa� milczenie pa�.
- Ja my�l�, bez urazy ja�nie pana, �e pr�dzej w pa�skiej sadzawce zdybaliby�my
jesiotra ani�eli jedn� sturubl�wk� w okolicy. My�my tu
tak wszystkie wy�apali, �e ten, co by chcia� da�, to ich nie ma - a kto je