8214
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 8214 |
Rozszerzenie: |
8214 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 8214 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8214 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
8214 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Kornel Makuszy�ski
Z�udzenie
Najm�drsi ludzie maj� swoje chwile za�mienia umys�u i jakiej� t�poty. Tym si� da
wyt�umaczy�, �e pan Le�ski, cz�owiek wybitnej inteligencji i niezwyk�ej
m�dro�ci, o�eni� si�. Fakt ten mia� zreszt� precedensy w historii i do dzi�
ludzie �ami� sobie g�owy, dlaczego najm�drszy cz�owiek wszystkich wiek�w, boski
Sokrates - r�wnie� si� o�eni�. Nie idzie ju� o sam fakt, w tre�ci swej potworny,
gdy� bogowie pokarali ci�ko s�odkiego m�drca za chwil� ob��du, m�g�by jednak
wr�g filozofii dopu�ci� si� my�li zdro�nej i wspania�� odwag� Sokratesa w
obliczu �mierci uwa�a� za ucieczk� filozofa przed �on� w �mier�, w mniemaniu, �e
lepszy puchar cykuty, ni� Ksantypa.
Le�ski nie by� wprawdzie Sokratesem cho�by dlatego, �e by� cz�owiekiem nadobnego
oblicza i nie by�, jak Sokrates, niechlujny. Wiele jednak mia� m�dro�ci w
g�owie, m�dro�ci, starannie nabytej w wielu ksi�gach. Nie jest to jednak�e
m�dro�� najprzedniejszego gatunku. Ponad m�dro�ci� g�owy g�ruje m�dro�� stokro�
wspanialsza: m�dro�� serca. Tamta umie wymierzy� drog� gwiazd i policzy� ziarnka
piasku w oceanie, m�dro�� serca za� umie rzeczy nier�wnie wspanialsze, nier�wnie
trudniejsze i najwi�kszej wagi, umie bowiem znale�� spos�b wytrzymania z kobiet�
i sp�dzenia z ni� wi�kszej ilo�ci lat. Jest to czarna magia �ycia, zadanie ponad
si�y cz�owieka. Rzadko obie m�dro�ci chodz� w parze, wskutek czego zdarza si�,
�e najwi�kszego m�drca, kt�ry wiele niepoj�tych rozwi�za� tajemnic i wie, ile
�elaza i ile bizmutu jest na ksi�ycu, �ona jego, kobiecina drobna i bardzo
pyskata, bije cz�sto po m�drej g�owie przedmiotem jakim� lichym i �miesznym,
g�owy m�drca niegodnym. Czemu� to? M�drzec ten bowiem nigdy nie pojmie zawi�ej
zagadki kobiecego serca, kt�re jest przepa�ci�. Nie wie, co z nim uczyni�,
jakich u�y� s��w w rozmowie z nim. St�d oto pochodz� ciche i bardzo bolesne
tragedie ludzi m�drych, kt�rym zaciemni� si� umys� na jeden moment,
wystarczaj�cy, aby dokona� samob�jstwa, aby si� o�eni�. Ludzie nie bardzo na
rozumie tkni�ci maj� przeciwwag� w bystrej roztropno�ci serca i tacy nie znaj�
niedoli gorzkiej po�ycia ma��e�skiego, serce im bowiem podszeptuje w chwilach
wa�nych i przemy�lno�ci niezwyk�ej wymagaj�cych, co uczyni� nale�y, aby ujarzmi�
najpot�niejszego i najbardziej ob��kanego demona wszystkich �wiat�w - kobiet�.
Tacy ludzie najroztropniejszym instynktem serca odgadn� w lot, czy rozmow�
mi�osn� zaprawi� miodem s��w pieszczotliwych, czy te� s�owo wyd�u�y� w bicz
signora Petrucchia. S� to ludzie szcz�liwi i uwielbiani przez kobiety.
Nie mia� tej wybornej m�dro�ci pan Le�ski, cz�owiek wyrafinowanej kultury,
gentelman, s�dz�c z angielskiego kroju ubrania, wychowanek wielu uniwersytet�w,
s�owem, cz�owiek wyborny. �wietnie wykszta�cony, przenikliw� my�l� jak lancetem,
najzawilsze przecina� sprawy najtrudniejsze rozwi�zywa� zagadki, jak bieg�y
szachista, przezorny przewiduj�cy. A jednak si� o�eni�...
�ona pana Le�skiego by�a kobiet� pi�kn�. Twarz s�odkiej Madonny, oczy niebieskie
o kszta�cie migda��w, rozkosznie wilgotne usta, na kt�rych, jak z�ota pszczo�a
na purpurowym kwiecie, z�oty zawsze dr�a� u�miech; o wymarzonym poca�unku tych
ust mo�na by powiedzie� s�owami tego rozkosznego wiercipi�ty poetyckiego, kt�ry
rzek� o poca�unkach swojej kochanki: "Manche geben flaue, flache K�sse - ihre
waren rund"; nogi o doskona�ym rysunku odwr�conej butelki szampana, jak tego
podobno od n�g kobiecych ��daj� Francuzi, zawsze o winie my�l�cy; r�ce o palcach
d�ugich, nerwowych, chudych, wypieszczonych, okrutnych; ca�o��, wedle poety,
kt�ry zna� si�, szelma, na kobiecej architektonice, taka: "na dw�ch marmurowych
kolumnach wznosi si� katedra mi�o�ci". Czy� nie pi�kna kobieta? Nie ma zreszt�
kobiet niepi�knych; pani Le�ska jednak by�a pi�kniejsza, ni� to zdo�a wyrazi�
plugawe, niestrojne, szare ludzkie s�owo. Ka�de rzucone na ni� spojrzenie by�o w
pierwszej po�owie uwielbieniem, w drugiej by�o po��daniem; nie ma milszego
spojrzenia dla kobiety wszystkich czas�w, ka�dego koloru i wyznania. Kto patrzy
na kobiet� tylko z uwielbieniem, mimo woli j� obra�a. Kto patrzy tylko
po��daniem, tak�e j� obra�a, ale ju� nie tak dotkliwe. Spojrzenie na kobiet�
powinno by� - syntetyczne. Jest to temat do wielu rozwa�a� i wielu g��bokich
spostrze�e�, na kt�re jednak nie mamy czasu.
Ma��e�stwo Le�skiego z prze�liczn� t� kobiet� by�o ponure, cho� ona by�a
promienna. By�o ono nieustann�, g�uch� podst�pn� walk� dw�ch ambicji. Walka
odbywa�a si� po rycersku, broni� wykwintn�, stalow�, cyzelowan� ! rafinowan�.
Walczy� bystry, dotkliwy i przenikliwy rozum z pi�kno�ci� pyszn� i kr�lewsk�.
Rozum wa��sa� si� po szachownicy ci�g�ych zagadek i zawi�ych kombinacji, szuka�
wyj�cia z pu�apki, wypatrywa� miejsca do ataku, m�czy� si� i nu�y�. Pi�kno��
u�miecha�a si� oczyma i ustami, spokojna, bezczelna, nieodgadniona, milcz�ca i
ironiczna. pan Le�ski szuka� rozumem drogi do serca swojej �ony. �wieci� sobie
ogarkiem psychologicznych docieka�, stosowa� najucze�sze metody z innych zgo�a
dziedzin �ywota, wci�� zmienia� taktyk�, rozumowa�, wi� si�, wnioskowa�, dodawa�
i odejmowa�. Pani Le�ska u�miecha�a si� najpi�kniejszym ze swoich u�miech�w. On
wypatrywa� przez ogromne szk�a teleskopu, czy nie ujrzy na swoim niebie
male�kiej, purpurowej gwiazdy serca? Nie widzia� nic. Na niebieskim tle
prze�licznego jej spojrzenia by�o niezmiernie, okrutnie pusto.
Byli to obcy ludzie, czasem sk�adaj�cy sobie bez zbytniego entuzjazmu wizyty w
sypialni, wykwintni wrogowie, szpieguj�cy si� ka�d� mysi� Trwali tak, jedno
naprzeciwko drugiego, w bezruchu serc, dotykaj�c si� mackami ostro�nych my�li,
jak dwa skorpiony przed weselem, po kt�rym ona po�re jego, co tak czule i
nadobnie opisuje pan Fabre.
Jedno o drugim me wiedzia�o nic i wszystko Ale to wszystko - to by�o mc Dwoje
ludzi objawia si� sobie nagle, cudownie, genialnie prosto, jednym spojrzeniem,
jednym dotkni�ciem r�k, jednym szeptem, albo nie objawia si� sobie nigdy,
wiecznie obcy, cho� razem skuci.
Tacy ludzie zaczynaj� z czasem nienawidzie� si� nawzajem U ludo�erc�w post�puj�
wtedy ze sob� uczciwie, bo jedno drugie zabija i zjada W spo�ecze�stwie
cywilizowanym u�miechaj� si� do siebie Tak si� u�miechaj� do siebie dwaj
nieboszczykowie przy spotkaniu na cmentarzu. U Eskimos�w w takim wypadku m�wi
mi�y Kaj - Kaj, czyli R�czy Renifer do Bi - Bi, czyli do Foki T�ustej
- Odejd�, Bi - Bi, bo ci jest ze mn� z�e i smutno.
W spo�ecze�stwie cywilizowanym me m�wi� nic, tylko patrz� sobie wymownie na
temat.
- Ja zdechn�, ale i ciebie diabli tez wezm�.
Nie tak grubo wprawdzie, bo znacznie wytworniej powiedzia� to spojrzeniem pan
Le�ski pani Le�skiej.
Pani Le�ska u�miechn�a si�.
Kobieta, je�li nie wie, co ma powiedzie�, zawsze si� u�miecha i to jest
najrozs�dniejsza odpowiedz, do kt�rej kobieta jest zdolna.
Ju� trzy lata trwa�o ich ma��e�stwo ceremonialne i wykwintne. Uchodzi�o ono
powszechnie jako "ma��e�stwo szcz�liwe", ani bowiem m�� nie bi� �ony, ani �ona
nie strzela�a do m�a, co by�o wystarczaj�cym og�lnie dowodem doskona�ej w tym
ma��e�stwie harmonii pa�stwo Le�scy u�miechali si� do siebie w obecno�ci os�b
trzecich, patrzyli sobie w oczy z u�miechni�t� z�ym i jadowitym u�miechem
nienawi�ci�, kiedy byli sami Unikali wi�c samotno�ci, staraj�c si� by� jak
najcz�ciej w�r�d ludzi, widocznie u�miech fa�szywy mniej jest m�cz�cy, ni�
niefa�szowana nienawi��
Nienawi�� ta czai�a si� wsz�dzie, a przemawia�a rzadko.
Pani Le�ska, fizycznie s�absza zm�czy�a si� pr�dzej. Zaproponowa�a rozejm.
- Nienawidzisz ty mnie, nienawidz� ja ciebie Oboje nie wiemy - za co? Tak ju�
widocznie by� musi...
- Tak tez jest!
- Wi�c po co si� m�czy�?
- Mnie to nie m�czy - rzek� Le�ski.
- Ale mnie m�czy niezno�nie.
- I c� z tego?
- Rozejd�my si�!
-Nie widz� powodu...
- Nie widzisz powodu!? To nie jest �ycie To jest salonowe piek�o. Nie jeste�my
dla siebie stworzeni
- Spostrzeg�a� to zbyt p�no...
- Nie! Wiem o tym od dawna. Pozw�l mi odej��!
- Nie!
- Prosz� ci�! B�agam ci� rozejd�my si�!
- Nie!
- I c� ci z tego przyjdzie!? M�czysz si� sam i m�czysz mnie.
- R�wne szanse.
- Niech ka�dy odejdzie w swoj� stron� Jeste�my oboje m�odzi, i mo�e ka�de z nas
spotka� w �yciu jeszcze cos dobrego.
- Upatrzy�a� ju� swoje szcz�cie?
- Nie! Nie upatrzy�am. Dlaczego tak m�wisz? Wi�c rozejd�my si�.
- Nie! Nie! Nie!
- Przywodzisz mnie do ostateczno�ci!
- Grozisz?
- Bynajmniej. Ale si� nade mn� nie zn�caj. Uciekn�!
- Znajd� ci�.
- Ja si� zabij�!
- Jeste� zbyt pi�kna, nie zrobisz tego, b�dzie ci �al twojej pi�kno�ci.
- Dobrze! Nie uciekn� i nie zabij� si� Masz racj� Zmusz� ci� jednak do tego, ze
mnie sam wyp�dzisz.
- Nie widz� sposobu.
- Ale ja go widz�!
- Prosz�, m�w! Jak to zrobisz?
- Po prostu zdradz� ci�!
Le�ski za�mia� si� nieszczerze.
- Ty!? ty zdradzisz? Niemo�liwe!
- Jutro, je�li tego zechc�.
- By�oby to mo�liwe, gdyby� zechcia�a, ale ty nie zechcesz? Nie masz duszy, nie
masz serca, nie masz w sobie za grosz uniesienia, za p� grosza tego p�omienia,
kt�ry rozpala szale�stwo. Zbyt wytworna jeste�, z�by to uczyni� na zimno Nie
zdradzisz mnie Do zdrady potrzebny jest wysi�ek, a ty do tego me jeste� zdolna
Zdrada jest w swoim stylu bohaterstwem, je�li kobieta ma charakter i dusz�
Zdrada jest aktem �alu, albo rozpaczy, albo zemsty, albo jest szale�stwem S� to
uczucia tak wybuja�e, ze do �adnego z nich me jeste� zdolna.
- Zdradz� ci� i z zemsty, i z rozpaczy.
- M�ci� si� nie masz za co, gdy� rachunki nasze s� r�wne Rozpacz za� nie jest w
twoim stylu Rozpacz lubi� kobiety brzydkie i maj�ce serce.
- Zdradz� ci�!
- Prosz� zaprzesta� dyskusji kt�ra jest ja�owa i zaczyna by� nudna.
Pani Le�ski podnios�a si� uroczy�cie zarumieniona, z b�yszcz�cymi oczyma Uliczne
jej r�ce dr�a�y.
- S�uchaj! - m�wi�a g�osem powa�nym - Przysi�gam ci na wszystko na co tylko
przysi�c mo�na �e ci� zdradz�.
- �mieszne!
- Nie! Gdybym ci przysi�g�a cokolwiek innego! Mo�e bym nie dotrzyma�a. Pami�taj
jednak �e to przysi�ga kobiety i przysi�ga zdrad�. Wszystkie traktaty �wiata po
stokro� zaprzysi�one mog� by� nie dotrzymane z wielu powod�w, nie ma jednak
takiej si�y nie ma takiej mocy na ziemi i na niebie aby przeszkodzi� kobiecie w
zdradzie je�li kobieta j� przysi�ga. l ja ci� zdradz�!
- Nie chc� ci� obra�a� �miechem dlatego si� nie �miej� w g�os. Czy jeste�
niem�drym dzieckiem? Nie spuszcz� ci� z oka. B�d� ci� pilnowa� jak pilnuj�
zbrodniarza lub wariata
- Zdradz� ci�!
- B�d� pilnowa� ka�dego twojego kroku.
- Na nic!
- B�d� zna� ka�d� twoj� my�l. B�d� widzia� ka�de twoje spojrzenie.
- Na nic, na nic!
- Posun� si� do pod�o�ci, gdy� mnie do tego zmuszasz B�d� zna� tre�� ka�dego
twojego listu ka�dej telefonicznej rozmowy.
- Ja ci� nie zdradz� w li�cie, ani telefonicznie.
- Przesta�, na Boga, przesta�! Nie zbli�y si� do ciebie nikt, ani ty nie
zbli�ysz si� do nikogo.
- A jednak ci� zdradz�! Przysi�g�am!
Le�ski spojrza� z�ym, nienawistnym wzrokiem.
- W takim razie.
- C� w takim razie?
- W takim razie... przedtem ci�... zabij�!
- W takim razie - zdradz� ci� po �mierci! - krzykn�a pani Le�ska Zacz�a si�
�mia� dziwnym �miechem
Le�ski spojrza� na ni�, my�l�c, ze oszala�a, spotka� spojrzenie, pe�ne z�otego
�miechu i sinej, dr��cej zimnej nienawi�ci
Rozpocz�a si� walka uparta, pe�na pasji, pe�na tajonej w�ciek�o�ci,
dr�czycielska, ponura i �miertelnie nu��ca. Przeciwnicy traktowali si� z
galanteri�, pe�n� okrucie�stwa, obserwowali si� uwa�nie, czujnie, chytrze, lecz
jakoby spod oka, nieznacznie Zatrute strza�y czeka�y swego losu w�r�d kwiat�w,
owite u�miechem l on, i ona przekonani byli o swoim zwyci�stwie On by� nieco w
g��bi duszy niespokojny, bo nie wiedzia� ani dnia, ani godziny i musia� jej
strzec strzec nieustannie duszy m�ciwej, nieodgadnionej, wci�� zamy�lonej,
planuj�cej i knuj�cej zasadzki, wymy�laj�cej nieprawdopodobne podst�py
- A jednak ci� zdradz�! - m�wi� jej u�miech.
- Zobaczymy! - odpowiada� dr�eniem warg i z�ym b�yskiem oczu.
Nie zostawia� jej nigdy samej; �ledzi� j� z ohydn� skrupulatno�ci�, jak wytrawny
szpieg. Przewidywa� wszystkie mo�liwe zasadzki i najbardziej nieprawdopodobne
podst�py i na wszelki wypadek przygotowa� szaniec obronny. Przypomnia� sobie z
nadmiernym trudem wszystkie literackie pomys�y, wszystkie om�wienia najbardziej
wyrafinowanych zdrad kobiecych, aby nie by� nigdy zaskoczonym. Przeczuwa�, �e
je�li zostanie zwyci�ony, to w spos�b jaki� niezwyk�y i bezprzyk�adny, w jaki�
spos�b genialnie prosty, kt�rego nikt przewidzie� nie potrafi, wiedzia�, �e
pomys�owo�� kobiety jest w tym zakresie wprost cudowna, nieoczekiwana, rodz�ca
si� nagle z jakiej� si�y diabelskiej, ol�niewaj�ca, budz�ca zdumienie. Natura,
baba potwornie m�dra, da�a kobiecie geniusz wi�kszy, ni� geniusz Szekspira, do
uk�adania dramat�w subtelnych, g��bokich i niszcz�cych, rozgrywaj�cych si� na
dnie serca. Uk�adacze romans�w s� niezr�cznymi partaczami wobec kobiety, je�li
ona zapragnie romans prze�y�. Chytro�� diab�a jest chytro�ci� �aka wobec
bezgranicznej, genialnej chytro�ci kobiety, je�li postanowi�a zastawi� potrzask.
Nikt nigdy nie potrafi przewidzie� jej zamiaru. Jest to w niej wspania�e i
pot�ne.
Le�ski wiedzia� o tym i rozmy�la� o tym ponuro. Strzeg� swojej �ony tak, jak
matka strze�e niewinnej c�rki. Wyostrzonym spojrzeniem dociera� do dna jej
serca, zbiera� oczyma z czo�a jej ka�d� my�l. Usi�owa� odczyta� ukryty sens
ka�dego jej ruchu, przymkni�cia powiek, podniesienia brwi. Ona widz�c to czyni�a
wszystko, aby go oszukiwa�, aby go nu�y� ci�g�ym tropieniem fa�szywych �lad�w.
Zamawia�a fa�szywe telefoniczne rozmowy, sama sobie posy�a�a kwiaty, dawa�a
tajemnicze znaki przez okno, szepta�a po k�tach ze s�u�b�, wymy�la�a tysi�ce
scenek marnych i niegodnych kobiecego geniuszu. To by�o badanie terenu i
mizerne, szybkie pr�by oba�amucenia przeciwnika.
Przeciwnik si� u�miecha�.
Wiedzia�, �e to fa�szywe rakiety, a artyleria umieszczona jest gdzie� indziej i
bardziej zamaskowana. Czu�, �e j� to bardziej nu�y, ni� jego. Baczniej strzeg�
jej w�r�d ludzi. Czyni� szybko przegl�d wszystkich m�czyzn i oblicza� wszystkie
mo�liwo�ci; niekt�rych od razu wykre�la� z rachuby, wiedz�c, �e kobieta tak
wytworna, jak jego �ona, nie we�mie ich pod uwag� nawet z zemsty; innych za to
obserwowa� tym przenikliwiej.
Spostrzeg� raz w teatrze zachwycone spojrzenie m�odego, bardzo dystyngowanego
cz�owieka, kt�ry uparcie patrzy� w twarz jego �ony. Le�ski spojrza� ukradkiem i
ujrza�, �e ona ch�onie to spojrzenie z nieukrywan� rado�ci� i cieszy si� nim jak
dziecko promieniem s�o�ca. Nasro�y� si� i spojrza� na m�odego cz�owieka
wyzywaj�co, co m�odego cz�owieka zupe�nie nie wzruszy�o. U�miechn�� si� do pani
Le�skiej po czym zachwyconymi oczyma schwyta� lec�cy ku niemu jej u�miech.
Le�skiego zbi�a z tropu jej nieukrywana szczero��.
- Znasz go? - zapyta�.
- Znam.
- Kto to jest?
- Bardzo ci na tym zale�y? Jest to jeden z najmilszych ludzi...
- Nazwisko?
- Borowski.
- Kim jest ten mi�y pan?
- Poeta, bardzo znany.
- Ach! poeta... I c�?
- Nic.
- Masz zamiar zdradzenia mnie z nim?
- Chcia�abym, z najwi�ksz� nawet przyjemno�ci�.
- Odpowied� twoja jest cyniczna.
- Pytanie nie by�o lepszego gatunku.
- Wyjd�my!
- I owszem wyjd�my...
Nie rozmawiali ju� tego dnia.
Nazajutrz zauwa�y�, �e �ona jego czyta ksi��k� Borowskiego. Nast�pnego dnia
pos�a�a mu kwiaty. Wieczorem kiedy zadzwoni� telefon. Le�ski podszed� do
aparatu, jaki� g�os m�ski pyta� o pani� Le�sk�. Le�ski, nie odpowiedziawszy,
zamkn�� aparat.
Dowiedzia� si� o Borowskim wszystkiego. Od tego dnia spotyka� go wci�� na swojej
drodze; gdziekolwiek byli Le�scy tam zjawia� si� jak widmo wytworny poeta.
Le�ski si� zdumia�. Gra by�a zbyt jawna i dlatego nie m�g� jej poj��. Pomy�la�,
czy przypadkiem Borowski nie jest tylko przyn�t� dla jego uwagi, a zwierzyna
jest gdzie indziej? Nie by�o jednak najmniejszych poszlak. Pani Le�sk� niemal
jawnie uwodzi�a mi�ego poet�, na nic i na nikogo poza tym nie zwracaj�c uwagi.
Le�ski u�miechn�� si� z politowaniem, mia� bowiem lepsze wyobra�enie o
dyplomatycznej inteligencji swojej �ony. Rozumia� wi�c, �e ca�a sprawa ma
pod�o�e wielce mizerne: nape�nia�a go irytacj�. Le�sk�, widz�c, �e nie zdo�a w
�aden spos�b spe�ni� niem�drego swego zamiaru, postanowi�a zapewne kobiec� mod�
zatru� mu tylko �ycie. Tak my�la�.
Nie m�g� tego jednak wiedzie� poeta Borowski. Zapewne naiwna ofiara jej m�ciwej
mistyfikacji. Ten cz�owiek, prowadzony na pasku naiwnej intrygi, najwyra�niej
oszala�. Nietrudno by�o spostrzec, �e Borowski zap�on�� nieukrywan�, ogromn�
mi�o�ci�. Wra�liwa, o dzieci�cej s�odyczy dusza poetycka buchn�a p�omieniem.
M�g� to z t� dusz� sprawi� jeden cho�by u�miech kobiety tak �licznej, jak
Le�sk�, c� dopiero dzia� si� z ni� musia�o, kiedy si� do niej u�miechano wci��,
cudownie, obiecuj�co i kusz�co kiedy jej przys�ano purpurowe kwiaty, homagium
dla wielkiego poety?
Borowski zacz�� patrze� na Le�skiego ponuro. Spotka� w odpowiedzi wzrok zimny i
z�y.
Le�ski czeka� ze spokojem, jak si� rozwin� wypadki. Znu�ony, now� w sobie
podsyca� energi�. Pilnowa� jej jak smok. Czyni� rzeczy niesmaczne, przy�apywa�
listy, ze s�u�by zrobi� szpieg�w, kaza� zdj�� aparat telefoniczny, spali�
ksi��ki Borowskiego.
Ona nie protestowa�a, u�miechaj�c si� tylko.
Borowski kr��y� dooko�a, zacie�nia� kr�g, stawa� si�, wbrew mi�kkiej naturze
swojej, odwa�ny i przedsi�biorczy. Czu�, �e jest szpiegowany, w bezradno�ci
jednak�e dziecinnej nie umia� znale�� na to rady. Godzinami wystawa� przed
oknami Le�skiej, obserwowany spoza firanki przez Le�skiego. Gdyby pociskiem
my�li mo�na zabi� cz�owieka, Borowski le�a�by teraz pod oknami na ulicy bez
�ycia, siedemkro� razy zabity. Tak mija�y tygodnie, ponure, z�e tygodnie.
Nienawi�� wypija�a z tych dwojga si�y powoli i dok�adnie. Noce Le�skiego by�y
bezsenne i pe�ne gor�czkowych wizji. Widzia� udr�k� swojej �ony i nie czu�
wsp�czucia. Krew w sercu jego zakrzep�a i by�a czarna. Nigdy, nigdy nie zjawi�a
si� przed tym sercem my�l �agodna i �askawa, aby powiedzie� tej kobiecie;
- Serca nasze nie s� dla siebie stworzone, odejd� w pokoju, i niech wielka
mi�o�� b�dzie zawsze z tob�!
Potworna, z�a, samcza duma podszeptywa�a mu okrucie�stwo
- Niech raczej umrze - my�la�.
Patrzy� na ni� ur�gliwie, jak z�y cz�owiek patrzy� na unieruchomionego w sid�ach
ptaka. Oto go schwyta� i sp�ta� przemy�lno�ci� wielk� rozumu, silnym
barbarzy�stwem.
A jednak sta�o si� co� czego nie przewidzia� ani Le�ski, ani jego rozum.
O godzinie si�dmej wieczorem �licznego, wiosennego dnia zadzwoni� kto� leciutko
do mieszkania Borowskiego, kt�ry, otwar�szy drzwi, cofn�� si�, jakby zobaczy�
widmo. We drzwiach sta�a smutno u�miechni�ta pani Le�ska, trupio blada z
nadmiernego wzruszenia. Po�o�y�a palec na ustach, jakby daj�c znak, aby nie
krzykn�� ze zdumienia. W r�ce mia�a bukiecik fio�k�w: by�a ubrana niezwykle
wytwornie; na g�owie zamiast kapelusza mia�a jakby siatk� z jedwabnej gazy.
Wesz�a cichutko, rozejrza�a si� ciekawie po mieszkaniu, zawsze �licznie
u�miechni�ta.
Borowski zdaje si�, �e odchodzi� od zmys��w ze szcz�cia. W �agodnym �wietle
nakrytej kolorowym aba�urem lampy wirowa� ca�y �wiat, wszystko si� chwia�o,
wszystko zmieni�o kszta�t, sta�o si� jakby mi�kkie, prze�wietlone, przejrzyste i
�askawe. �liczna Le�ska w tym �wietle i w tym widzeniu wygl�da�a nieziemsko.
Spojrza�a Borowskiemu w oczy z takim u�miechem dziwnym, z u�miechem tak
radosnym, a tak pi�knie smutnym, �e poeta zadr�a�. Ukl�k� przy niej i ca�owa�
jej sukni�.
Zdawa�o mu si�, �e jest pijany. �wiat by� jaki� inny, wszystko by�o jakie� inne.
Fio�ki, kt�re wysun�y si� z jej r�ki, przedziwn� wydawa�y wo�. To by� zapach
wielkiego szcz�cia.
Kiedy j�, jak ob��kany tuli� w ramionach, odnosi� wra�enie, �e si� szcz�liw�,
promienist� prawd� sta�o poetyckie marzenie o mi�osnym oddaniu tak wspania�ym i
pe�nym, �e duchy kochank�w wchodz� w siebie i ch�on� siebie nawzajem, �e s�
jednym i nierozdzielnym, spoiwem w niezmiernej mi�o�ci i po��daniu
bezgranicznym.
M�wi� do niej tak tkliwie i rzewnie. W wyrazach prostych, takich jak szczebiot
dziecka, wypowiedzia� jej ca�� swoj� mi�o��, wypiastowan� w sercu czystym i
prawym.
Czu�, �e go g�adzi r�k� po rozpalonej, majacz�cej g�owie, pe�nej zachwyconych,
szcz�liwych g�os�w.
Tak mija�y godziny szcz�liwe, nieludzkie, jakby senne, jakby niebieskie.
By�o ju� bardzo p�no, kiedy Le�ska szepn�a cichutko:
- Musz� odej��.
Przez ca�y czas niemal nie m�wi�a, jakby jej zaczarowany u�miech starczy� za
wszelkie s�owa. Teraz m�wi�a, ale szeptem i jakby z bolesnym wysi�kiem.
To wzruszenie i szcz�cie odebra�y jej zapewne nawet si�y, kt�re lepi� ze
z�otych my�li z�ocone s�owa.
M�wi�a:
- Musz� odej��... A za wszystko prosz� tylko o jedno... Jestem ca�a twoja, ca��
dusz�... Nie by�o kochanki wierniejszej i bardziej oddanej... Tak� zostan� ju�
dla pana na zawsze... Prosz�, niech pan za to zabierze mnie od niego... Niech
pan jutro p�jdzie do niego i powie mu wprost, bez lito�ci... O, tylko bez
lito�ci...
- P�jd� i powiem... Co mam powiedzie�?...
- Prosz� mu powiedzie�, jak bardzo ja kocham pana i jak bardzo pan kocha mnie.
Prosz� mu powiedzie�, �e by�am tu u pana przez pi�� godzin... Prosz� przysi�c,
�e pan to uczyni...
- Przysi�gam! Pani ju� do niego nie wr�ci...
- Jeszcze tylko na kr�ciutki czas.
Odprowadzi� j� do domu zau�kami. Sz�a obok bez jednego s�owa. W oknach Le�skich
by�o ciemno.
- Tu si� rozstaniemy... Musz� wr�ci� sama... �egnaj, cudowny poeto!...
Borowski wyci�gn�� ku niej obie r�ce, ale ju� jej nie by�o. Sta� d�ugo pod
oknami, kt�re si� jednak nie roz�wietli�y. Widocznie pani Le�ska ba�a si�
�wiat�a i nieobecno�� swoj� utopi�a w ciemno�ci.
Borowski wr�ci� do �ycia, jakby wr�ci� z tamtego �wiata. Prze�y� w cudownym
widzeniu raz jeszcze t� histori� �liczn� i przedziwn�, nag�� i niespodzian� jak
szcz�cie. Pocz�� szuka� fio�k�w, bo wci�� czu� zapach, lecz nigdzie ich nie
by�o. Pani Le�ska musia�a je zabra�.
Nazajutrz z my�l� jasn� i zahartowan� poszed� do Le�skiego, aby mu uczciwie
wyzna� wszystko i za��da� uwolnienia sp�tanej kobiety
Postanowi� by� szczerym a� do okrucie�stwa
Le�ski przyj�� go spokojnie, bez najmniejszego zdumienia By� blady i twarz mia�
nieludzko zm�czon�, jakby si� na niej odpr�y� ka�dy musku� po wielkim
uporczywym napi�ciu Ruchy mia� powolne, ruchy cz�owieka, kt�ry si� podni�s� po
dr�cz�cej chorobie
- Czego pan sobie �yczy!? - zapyta� g�osem spokojnym i �agodnym
Borowski, spojrzawszy na jego twarz, poczu� lito��.
- Ten cz�owiek musia� wiele wycierpie� - pomy�la� w dobrym sercu Odpowiedzia�
wi�c mi�kko
- Przyszed�em w sprawie nieco dziwnej Z g�ry przepraszam pana ze panu sprawi�
b�l.
- Niech pan m�wi, jestem do�� odporny.
- Panie Le�ski! Ja kocham pa�sk� �on�!
- Wiem o tym Czy tylko tyle mia� pan mi do powiedzenia?
- Jeszcze wi�cej. �ona pa�ska kocha mnie.
- To nieprawda...
- Wiem o tym, �e jest to prawda. Gdybym nie by� tego pewny, me przyszed�bym
tutaj.
- St�d wniosek?
- St�d wniosek prosty �ona pa�ska nie zazna�a szcz�cia w po�yciu z panem, ani
pan z ni�.
- Pan ma dobre wiadomo�ci Sk�d pan to wie, je�li �aska?
- Od niej
- Od niej? Nie wiem, jak i kiedy zdo�a�a to powiedzie� ale to wszystko jedno
S�owo kobiety jednak jest cz�sto d�wi�kiem pustym pan wprawdzie jest poet�, wi�c
istot� kt�ra zmienia warto�ci wedle upodobania, ale s�owo mojej �ony to wiele
dla pana ale dla mnie to zbyt ma�o S�owo mnie nie przekona Czego pan chce?
- Chc�, aby pan tej kobiecie pozwoli� odej�� od siebie.
- Naturalnie do pana?
- Tak, do mnie
Le�ski u�miechn�� si� jakim� trupim �miechem
- Pan ��da?
- Ja b�agam Je�li pan nie us�ucha wielkiej pro�by cz�owieka, kt�ry ub�aga� chce
drugiego cz�owieka, to b�d� ��da�.
- Och! ��da� mo�e tylko kto�, kto ma do tego prawo.
- Ja mam prawo!
- Pan? pan ma prawo? Jakie�, u licha?
- Nie chc� panu sprawie b�lu Niech si� pan domy�la, mech pan podejrzewa, lecz
niech pan sam sobie me wbija no�a w serce.
- Ja sobie n� w serce7 Co pan chce przez to powiedzie�?
- Chc� powiedzie�... Prosz� pana o zachowanie spokoju... pan chcia� sam...
- Prosz� mowie!
- Wi�c powiem panu Ja wobec pani Le�skiej mam �wi�te obowi�zki... Jestem
cz�owiekiem uczciwym... Pani Le�ska �ona pana nale�y do mnie.
- W jakim znaczeniu pan to m�wi?
- Nie chcia�bym wyja�ni� m�czy�nie dok�adnie znaczenie s�owa kt�rego przed
chwil� u�y�em, a kt�re rozumie ka�dy - rzek� Borowski z wysi�kiem.
Le�ski podni�s� na niego leniwy wzrok Ujrza� twarz o szczero�ci dziecka ten
cz�owiek m�wi� prawd� Cos mu za�omota�o w czaszce podni�s� si� z trudem i
zbli�y� si� ci�ko do Borowskiego jakby chcia� z bliska spojrze� w jego oczy
Znowu ujrza� prawd�.
- Sprawi�em panu boi - rzek� cicho Borowski - wiem o tym.
- Mniejsza o m�j b�l... Nie to mnie boli... Panie, jest pan w tej chwili
silniejszy ode mnie Ja jestem zwyci�ony nie przez pana o nie! Silniejszy jest
pan z innego powodu wi�c ja teraz pana b�agam z kolei niech mi pan powie, kiedy
si� to sta�o Czy mo�e pan powiedzie� mi prawd�?
- Pani Le�ska prosi�a mnie o to...
- Prosi�a? Tak... Tak... rozumiem wi�c kiedy i gdzie?
�ona pa�ska dzi� a jutro �ona moja przysz�a wczoraj do mnie wieczorem kilka
minut po godzinie si�dmej Odprowadzi�em j� w pobli�e domu pa�stwa oko�o
dwunastej... Co panu jest?
Borowski si� zaniepokoi� Le�ski rozszerzy� oczy i wygl�da� jak cz�owiek pora�ony
�miertelnym strachem. Chwytaj�c powietrze m�wi� jakim� charkotem:
- Czy pan jest pijany?
- Panie Le�ski?
- Szalony?
- Ja nie, ale pan.
- Par� minut po si�dmej?
- Tak!
- Pan przysi�gnie? pan to za�wiadczy s�owem honoru?
- Przysi�gam! Daj� uroczyste s�owo honoru.
- Cicho! Cicho! Niech pan m�wi ciszej! Ja s�ysz� Jeszcze jedno jak by�a ubrana
moja �ona?
- Po co si� pan m�czy i po co panu te szczeg�y?
- Ja musz� wiedzie�!
- Je�li panu na tym zale�y... Robi pan teatr... Trudno cierpienie ma swoje
prawa...
- Jak by�a ubrana?!
- By�a w sukni czarnej jedwabnej na g�owie mia�a dziwne okrycie z jakiej�
gazy...
- Bo�e Mi�osierny!...
- Ach mo�e i to pana zainteresuje ze mia�a w r�ce bukiecik fio�k�w,..
- Tak, tak, tak - powtarza� Le�ski, jak ob��kany.
Borowski patrzy niepewnie i niepewnym g�osem zapyta�:
- Co pan raczy postanowi�?
Jakby zbudzony tym g�osem, Le�ski drgn�� i spojrza� na Borowskiego tak, jakby go
ujrza� dopiero w tej chwili.
- Panie! - szepn�� - ta kobieta...
- C� ta kobieta?
- Ta kobieta strasznie si� na mnie zem�ci�a...
- Nie rozumiem...
- Pan tego nie mo�e zrozumie�. Torturowa�em j�, a ona przysi�g�a, �e mnie
zdradzi...
- Pan winien...
- Tak, ja!...
- Pan zabi� jej serce...
- Tak, ja!...
- Pan j� wi�zi�...
- Tak, tak, ja!... A ona mnie zdradzi�a...
- To nie zdrada!
- Mo�e by�... mo�e by�... Nie o to idzie...
- Tylko o to jak? pan majaczy!
- Za chwil� pan zrozumie. I pan te� b�dzie majaczy�. To by�a sprawa z kobiet�!
Niech pan p�jdzie ze mn�.
- Dok�d?
- Jak to dok�d? Do niej!
Le�ski szed� jak automat, za nim Borowski niepewny, poruszony i wzburzony.
Co ten tragiczny pajac wyprawia? O czym bredzi? Niech zreszt� bredzi, za chwil�
wszystko si� sko�czy. Za chwil� zwyci�y mi�o�� i serce ludzkie.
Le�ski przeszed� przez dwa pokoje i otworzy� drzwi do trzeciego.
- Ona jest tutaj - szepn�� cicho.
Borowski spojrza� i chcia� krzykn��, ale nie m�g�. Co� mu si� urwa�o w duszy.
Na niskim pos�aniu le�a�a pani Le�ska w czarnej sukni, z dziwnym nakryciem
g�owy, ze z�o�onymi na piersiach r�koma, w kt�rych trzyma�a wi�zank� fio�k�w.
Krzy� u g�owy, obok �wiece.
Le�ski m�wi� cicho.
- Otru�a si� wczoraj o godzinie si�dmej wieczorem... Potem dotrzyma�a
przysi�gi... Nie mog�a zwyci�y� inaczej... Patrz pan, jest u�miechni�ta... To
by�a genialna kobieta... Nie mog�a z domu wyj�� �ywa, wi�c wysz�a przez
�mier�... Czy� to nie genialne?... Okazuje si� przy tym, �e mia�a dusz�! Panie
ona mia�a dusz�! Niech mi pan plunie w twarz!...
Z Borowskim �wiat si� zakr�ci�.
Zdo�a� jeszcze pomy�le�:
- S� rzeczy na �wiecie i w kobiecie, o kt�rych si� nie �ni�o filozofom.