8187
Szczegóły |
Tytuł |
8187 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8187 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8187 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8187 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Nancy Kress
Wyja�nienia, Sp. z o.o
Harkavy za pierwszym razem w og�le nie zwr�ci� uwagi na now�
wystaw� przy Frazier Street. Wymachuj�c r�kami maszerowa� prosto
przed siebie z twarz� wykrzywion� tak paskudnym grymasem, �e nawet
jaki� terier, maj�cy zamiar solidnie go obszczeka�, zrezygnowa� ze
swoich plan�w i pospiesznie umkn�� mu z drogi. Och, jak�e w�ciek�y by�
profesor Harkavy, stanowczo zbyt w�ciek�y, by zauwa�y� nowy sklep o
zakurzonej, mimo swej nowo�ci, wystawie, reklamuj�cy si� wypisanym
r�cznie szyldem opartym o doniczk� z omdlewaj�cym fikusem. Ju�
drugie okr��enie doko�a budynku, ale w�ciek�o�� ci�gle ta sama. Durnie
! P�g��wki ! G�upsi od przydro�nych kamieni! Za jego studenckich
czas�w wygl�da�o to zupe�nie inaczej - tak, zupe�nie inaczej. Wtedy
uczy�o si�, maj�c na uwadze pytania egzaminacyjne. Albo przynajmniej
my�la�o si� o pytaniach egzaminacyjnych. Lub te� przynajmniej (uff ! uff
! i by�o si�. w miar przytomnym, odpowiadaj�c na pytania
egzaminacyjne. A ta banda? Intelektualne trupy! On, Harkavy,
post�powa� ju� chyba wbrew etyce zawodowej; to, co robi�, trudno by�o
okre�li� inaczej ni� pedagogiczn� nekrofili�. Adekwatno�� tego
okre�lenia kaza�a mu zwolni� kroku. Tak, uda�o mu si�, nie ma co. Musi
je sobie zapami�ta� i wykorzysta� p�niej, w uniwersyteckiej sto��wce.
Na pewno spodoba si� Mortonowi z antropologii. Harkavy przesta� si�
krzywi�, przesta� wymachiwa� r�kami i zauwa�y� wystaw� z r�cznie
wypisanym szyldem:
WYJA�NIENIA
Sp. z o.o.
Potrafimy Wszystko Wyja�ni�
ZAPRASZAMY OD DZISIAJ
Harkavy prychn�� z irytacj�. Potrafimy wszystko wyja�ni�, rzeczywi�cie!
Ta pewno�� siebie, intelektualna arogancja - a w dodatku fikus zara�ony
by� m�czakiem. Harkavy widzia� wyra�nie przez wystawow� szyb�
cieniutkie bia�e w��kna usadowione na spodniej stronie przywi�dni�tych
li�ci. Prychn�� ponownie i (poniewa�) pchn�� drzwi i wszed� do �rodka.
Poniewa�: musia� da� jaki� upust kipi�cej w nim z�o�ci; przyje�d�aj�cy
na go�cinne wyst�py wyk�adowcy, nie maj�cy nawet doktoratu,
dostawali najg�upsze grupy; jego w�asne ro�liny w swych doniczkach z
terakoty, zapewniaj�cych swobodny dost�p powietrza do korzeni nigdy
nie mia�y �adnych chor�b. Poniewa�. No, jak by spr�bowali to
wyja�ni�?
Wn�trze sklepu by�o niewielkie, mroczne i pe�ne cieni, �ciany mia�y
kolor brudnoszary, na pod�odze le�a�o pofalowane linoleum. Jedyne
umeblowanie stanowi�o pop�kane krzes�o z siedzeniem z br�zowej sk�ry
oraz r�wnie� br�zowy, skryty nieco g��biej kontuar. Na �cianie za nim
widnia�a znacznych rozmiar�w wywieszka
� Nie udzielamy odpowiedzi na pytania dotycz�ce istnienia lub
nieistnienia czegokolwiek.
� Je�eli rzecz lub zjawisko, kt�rego dotyczy pytanie, rzeczywi�cie
istnieje lub mia�o miejsce, wtedy z ca�� pewno�ci� potrafimy wyja�ni�
jej/jego natur.
� Udzielamy zar�wno wyja�nie� proceduralnych, jak i przyczynowych.
� Nie ponosimy odpowiedzialno�ci za jakiekolwiek konsekwencje
wywo�ane udzielonymi przez nas wyja�nieniami.
� Udzielamy zni�ek dla os�b w podesz�ym wieku (za okazaniem dowodu
to�samo�ci).
Zanim Harkavy zdo�a� doczyta� do ko�ca, drzwi za kontuarem
otworzy�y si� i zamkn�y. Stan�� przed nim, w pozie wyra�aj�cej pe�ne
uprzejmo�ci oczekiwanie, wtapiaj�cy si� w panuj�cy - doko�a p�mrok
szczup�y m�czyzna w br�zowym garniturze i o szarym wyrazie twarzy.
By� znacznie ni�szy od Harkavy'ego. Z tego w�a�nie powodu, jak
r�wnie� z powodu idiotycznej tre�ci wywieszki, a tak�e dlatego, �e jego
w�ciek�o�� dawno przekroczy�a ju� wszelkie stadia frustracji, wkraczaj�c
na rozleg�e, nieograniczone tereny, gdzie zuchwa�o�� jest nie tyle
dopuszczalna, ale wydaje si� nawet jak najbardziej na miejscu, Harkavy
wydar� si� z ca�ych si� na skromnego cz�owieczka; kt�ry zas�ugiwa� na to
w�a�nie dlatego, �e by� taki skromny i nie rzucaj�cy si� w oczy.
- Wyja�nienia ! W y j a � n i e n i a ! Zajmujecie si� wyja�nieniami? A ja
jestem nauczycielem akademickim i wczoraj zrobi�em moim studentom
egzamin, by dzisiaj otrzyma� od nich tak zwane �wyja�nienia". I
otrzyma�em, nie wyssane z palca, nie wzi�te z powietrza, o nie, s� to
wyja�nienia maj�ce swe �r�d�o w pi�ciotygodniowym, starannie
przygotowanym cyklu wyk�ad�w a brytyjskiej poezji, w pieczo�owicie
dobranych i wybranych lekturach, w dyskusjach prowadzonych z tak�
uwag� i zaanga�owaniem, jakiej wymagaj� zwykle tylko pacjenci na
oddziale intensywnej opieki. I jakie� to wyja�nienia otrzyma�em? Ju�
panu m�wi� jakie. Ot� w odpowiedzi na proste .polecenie, dotycz�ce
wyja�nienia terminu �carpe diem", otrzyma�em - a pan wie co to znaczy?
Po prostu �chwytaj dzie�", nic wi�cej, Tyle samo, co �wykorzystaj ka�d�
chwil� �ycia", ot, to wszystko. A w jaki spos�b moi studenci wyja�niaj�
znaczenie tego terminu? Zamiast �chwytaj dzie�" znajduj� w ich pracach
�witaj dzie�". Witaj. Znajduj� te� �czytaj dzie�". Z tym czytaniem to
chyba wyskoczy� jaki� nieuleczalny m�l ksi��kowy. Znajduj� wreszcie
�zmywaj sie�". Poezja realizuj�ca wezwanie �zmywaj sie�" ! Nowa, nie
odkryta do tej pory szko�a liryzmu sanitarnego! Jakie procesy zachodz�
w m�zgu studenta, kt�ry pisze mi, �e taki to a taki wiersz jest
znakomitym przyk�adem poezji typu �zmywaj sie�"? No? Czy tak�e i to
potrafi mi pan wyja�ni�?!
- Czy chcia�by pan zapozna� si� z warunkami umowy? - zapyta�
cz�owieczek.
- Z warunkami czego? - wykrztusi� zaskoczony Harkavy.
- Umowy - powt�rzy� cierpliwie m�czyzna zza kontuaru. - Nigdy nie
podejmujemy si� zadania nie zapoznawszy wcze�niej klienta z
warunkami umowy i nie dysponuj�c odpowiedni� ilo�ci� danych. W tym
przypadku potrzebne nam b�dzie imi� i nazwisko tego studenta, a tak�e,
o ile to mo�liwe, numer jego legitymacji studenckiej .
- M�wi pan serio - stwierdzi� z os�upieniem Harkavy.
- Jak najbardziej - zgodzi� si� cz�owieczek. Wykona� pod kontuarem
jaki� ruch r�k� i przez szczelin, kt�rej obecno�� Harkavy dostrzeg�
dopiero w tym momencie, wysun�� si� arkusz papieru. Nieco
oszo�omiony, a jednocze�nie nad�sany, �e cz�owieczek nie zwr�ci�
uwagi na zawarte w jego przem�wieniu brawurowe figury retoryczne,
wzi�� papier do r�ki i przeczyta� co nast�puje:
Ja, ni�ej podpisany, o�wiadczam niniejszym, �e zlecam firmie
�Wyja�nienia" dostarczenie mi wyja�nie�(ia) dotycz�cych za��czonych
problem�w. Zgadzam sil z ustalony przeze mnie i przedstawiciela firmy
definicj� ka�dego z termin�w u�ytych w opisie tych problem�w. Firma
�Wyja�nienia" ma dostarczy� mi wyja�nienia przyczynowe/proceduralne
(zakre�li�) po cenie mog�cej ewentualnie przewy�szy� ustalon� kwot�
nie wi�cej ni� o 10%.
...............
(data)
(podpis)
Dalej by�a jeszcze uwaga gwarantuj�ca firmie prawo u�ycia nazwiska
zleceniodawcy i udzielonego mu wyja�nienia w celach reklamowych.
K�ciki ust Harkavy'ego zadr�a�y nieprzyjemnie.
- Reklama?
- Nie rozwin�li�my jej jeszcze na odpowiedni� skal�.
- Tak mi si� zdaje - parskn�� Harkavy.
- To tylko jeden z naszych oddzia��w - wyja�ni� m�czyzna.
Harkavy'ego, co by�o nie do unikni�cia po tak niszcz�cym ataku
w�ciek�o�ci; ogarn�o wielkie znu�enie. Szarlatani, intelektualni pozerzy
albo po prostu bezmy�lni idioci. Pr�ne, uczciwe umys�y d���ce do
racjonalnej jasno�ci i jednoznaczno�ci nale�a�y ju� do przesz�o�ci. On,
Harkavy, by� jak Diogenes; krocz�cy. naprz�d w blasku lampy swego
umys�u, ale wsz�dzie, gdziekolwiek by skierowa� swe kroki, otacza�a go
nieprzenikniona ciemno��. Morton z antropologii wpad� jednak na dobry
pomys�: nigdy nie nale�y oczekiwa� cho�by krzty racjonalno�ci, a dzi�ki
temu nigdy nie jest si� rozczarowanym. Trzeba natomiast oczekiwa�
matactw, nale�y spodziewa� si� bezmy�lno�ci, nie mo�na nie
podejrzewa� oszustw.
- To oszustwo - powiedzia� Harkavy.
- Ale� sk�d - odpar� z godno�ci� szary cz�owieczek.
Owa nieuzasadniona niczym godno�� podsyci�a w Harkavym przygas�y
chwilowo gniew.
- A wi�c dobrze, spr�buj�. Zap�ac� za �wyja�nienie� Czemu by zreszt�
nie? I tak zawsze za wszystko p�ac�. Nie my�li pan chyba, �e studenci s�
tymi, kt�rzy cierpi� dlatego, �e 40 procentom z nich zaliczam jednak
egzaminy, gdy� oficjalne wytyczne nie zalecaj� oblewania wi�cej ni� 60-
procent. Kupi� jedno z pa�skich pokr�tnych, ma�ych wyja�nie�, czemu
nie? Skoro wszystko powoli przestaje mie� jakiekolwiek znaczenie, to i
tak jakiekolwiek prawdziwe wyja�nienia staj� si� niemo�liwe !
- Pa�skie rozumowanie ma pewne luki � zauwa�y� bez emocji
cz�owieczek. - Co dok�adnie chcia�by pan, by�my mu wyja�nili?
My�li Harkavy'ego goni�y w poszukiwaniu czego� ekstrawaganckiego i
absurdalnego zarazem, czego�; co stanowi�oby doskona�y przyk�ad,
obrazuj�cy g��bi� ironii, na jak� potrafi si� zdoby� jego nie podatny na
jakiekolwiek z�udzenia umys�. Nic takiego nie m�g� znale��.
Szarobr�zowy cz�owieczek wyj�� ze szczeliny nowy arkusz, bowiem
pierwszy zosta� przez Harkavy'ego zgnieciony w niezbyt kszta�tn� kul�.
- S�ucham, profesorze.
- Sk�d pan wie, �e jestem profesorem?
- Sam pan to powiedzia�. Co mamy panu wyja�ni�?
G��bia ironii ci�gle jako� umyka�a Harkavy'emu, .ale przecie� wystarczy,
je�eli zdemaskuje oszustwo... Tak, bez trudu mo�e przecie� zada�
pytanie, kt�re obna�y i wyci�gnie to niecne kr�tactwo na �wiat�o
dzienne:
- Prosz� mi wyja�ni�, co przydarzy�o si� Amelii Earhart, kt�rej samolot
zagin�� wkr�tce po...
- Tak, znam t� spraw� - przerwa� mu niski m�czyzna. Lekki u�miech,
jaki pojawi� si� na jego twarzy by� pierwszym zewn�trznym objawem
jakiegokolwiek uczucia. - Tak si� akurat sk�ada, �e dzisiaj ten problem
mo�e by� potraktowany zupe�nie ekstra.
- Co...
- Nale�y si� dwadzie�cia dolar�w. Trzydzie�ci, je�eli �yczy pan sobie
otrzyma� wyja�nienie zar�wno przyczynowe, jak i proceduralne.
Obydwa z pe�n� dokumentacj�; rzecz jasna.
Harkavy za�yczy� sobie obydwa. Wraz z ma�ym cz�owieczkiem, kt�ry
przedstawi� si� jako Stone, sprecyzowali znaczenie ka�dego ze s��w
u�ytych w zam�wieniu, podpisali umow�, po czym Harkavy ui�ci� op�at�
w wysoko�ci trzydziestu dolar�w. Podczas wypisywania czeku - zdziwi�
si� troch�, �e podobni oszu�ci przyjmuj� jednak czeki, bo przecie�
realizuj�c je pozostawiaj� za sob� wyra�ne �lady - opu�ci� go niemal
zupe�nie gniew, ust�puj�c miejsca rozbawieniu. B�dzie mia� co
opowiada� Mortonowi. Ale historia! Niemal�e warta tych trzydziestu
dolar�w. On, Harkavy, b�dzie w niej wyst�powa� jako nieco
melancholijna, dystyngowana posta�, d���ca na przek�r wszystkiemu do
intelektualnej prawdy i ca�y czas kontroluj�ca przebieg wydarze�.
Samotny idealista, oderwany - ale nie ca�kiem - od codziennych
problem�w. Tak, z pewno�ci� spodoba si� to Mortonowi. Jak
nieoczekiwany, bolesny skurcz serca poczu� nagle przyp�yw autentycznej
melancholii. Pomimo to jednak ca�� drog� do domu weso�o
pogwizdywa�, a dotar�szy tam zabra� si� do sprawdzania reszty prac z
czym� nawet nieco przypominaj�cym dobry humor. Tego nastroju nie
zdo�a� zak��ci� nawet wyw�d pewnego studenta, utrzymuj�cego, �e
niejaki Alexander Pope, obecnie ju� nie�yj�cy; by� synem papie�a.
Sko�czywszy prac� wzi�� do jednej r�ki sch�odzone piwo, do drugiej za�
�wie�ego �Timesa", kt�rego nie zd��y� jeszcze przeczyta�. Po�ow�
pierwszej strony zajmowa�o zdj�cie ubranej w str�j pilota m�odej kobiety
o niezbyt starannie uczesanych w�osach i �adnej twarzy.
SZCZ�TKI AMELII EARHART ODNALEZIONE NA SAIPANIE -
g�osi� podpis.
Sam artyku� by� bardzo d�ugi i wyczerpuj�cy. Cytowano wypowiedzi
polityk�w, lekarzy, antropolog�w i marynarzy. Wyja�nili oni dok�adnie,
co sta�o si� z Ameli� Earhart.
- Wykiwa� mnie pan - stwierdzi� Harkavy.
- Ale� sk�d - odpar� Stone. � Prosz� bardzo, oto dok�adne wyja�nienie,
takie, jakiego pan sobie �yczy�.
- Z dokumentacj� w postaci wczorajszego wydania �New York Timesa"
!
- W�a�nie.
- Pan dysponowa� tymi informacjami jeszcze zanim podpisa�em te
�a�osn� umow�! "
- Panie Harkavy, jestem cz�owiekiem interesu. Pan chcia� kupi� pewn�
informacj�, ja za� te informacji posiada�em. Gdyby nasza firma . musia�a
zdobywa� informacje, kt�rych nie posiada, w�wczas cena za us�ugi
by�aby niepor�wnywalnie wy�sza od tej, jak� pan zap�aci�. Uwa�a si�
pan za trze�wo my�l�cego cz�owieka, wiec z pewno�ci� dostrzega pa�
s�uszno�� mego rozumowania.
Oczy Harkavy'ego zw�zi�y si� do rozmiar�w szparek.
- Nie lubi�, jak si� ze mnie robi idiot�!
- Nikt tego nie lubi - odpar� spokojnie Stone.
Palce Harkavy'ego zab�bni�y na kontuarze; od wczorajszego popo�udnia
zd��y� on ju� zmieni� kolor - pyszni� si� teraz g��bokim; soczystym
granatem. Niewykluczone., �e farba kosztowa�a w�a�nie trzydzie�ci
dolar�w.
Jego dolar�w.
Harkavy przyjrza� si� uwa�nie Stone'owi. Ma�y cz�owieczek
odpowiedzia� mu spojrzeniem tak niezm�cenie spokojnym, �e Harkavy
poczu�; jak ��� znowu podchodzi mu do gard�a. Ten szarlatan m�g�by
przynajmniej okaza� troch� wstydu! Jakie� niepewne mrugni�cie,
nerwowy tik i on, Harkavy, by�by usatysfakcjonowany. Nie trzeba nic
wi�cej, wystarczy ciche przyznanie, �e wszystkiego nie da si� jednak ot,
tak sobie wyja�ni�, �e to niemo�liwe... jakie� odwr�cenie spojrzenia,
pochylenie g�owy...
Stone nie odwr�ci� spojrzenia ani nie pochyli� g�owy.
- Dobr� - powiedzia� spokojnie Harkavy � zobaczymy w takim razie, jak
dacie sobie rade, nie posiadaj�c ��danej od was informacji.
- Bardzo prosz� - odpowiedzia� Stone. Poruszy� r�k� i ze szczeliny w
kontuarze wynurzy� si� �wie�y formularz.- Co mamy panu wyja�ni�?
- Dlaczego taksie sta�o z Amy. Z Amy, moj� �on�. Dlaczego ode mnie
odesz�a. Wyja�nienie przyczynowe.
D�onie Stone'a zawis�y nad arkuszem papieru. Popatrzy� przez chwile na
Harkavy'ego, a gdy, si� odezwa�, jego g�os brzmia� jeszcze �agodniej, ni�
zazwyczaj.
- Mr. Harkavy, czasem ��da sie wyja�nie�, kt�rych w rzeczywisto�ci
wcale nie chce si� us�ysze�:
Harkavy wybuchn�� zgrzytliwym �miechem.
- Co, za trudne dla was? To nie to samo, co wzi�� odpowied� z
�Timesa", co, Stone?
Stone nie odpowiedzia�. Opu�ci� wzrok na �wie�o pomalowany kontuar i
na co� jeszcze, czego Harkavy nie m�g� dostrzec. Kiedy przem�wi�, ton
jego g�osu by� ci�gle taki sam.
- Przyst�pimy w takim razie do rzeczy. Imi� pa�skiej eks-�ony?"
- Amy Loughton Harkavy. Szef kontroli jako�ci w Lunel Products.
Numer ubezpieczenia 090--40-8333. Teraz ju� wiesz, Stone - nazwisko,
stopie�, numer; tyle, ile si� wie na ka�dej wojnie. Reszta nale�y do was.
Wyja�nijcie mi to. Je�li potraficie. .
- Potrafimy - odpar� Stone g�osem, z kt�rego tonu nic nie mo�na by�o
odczyta�.
Wyja�nienia" Sp. z o.o. za�yczy�a sobie sze�ciu tygodni na wykonanie
zadania. Ju� na drugi dzie� Harkavy kl�� w �ywy kamie� swoj� g�upot�.
�eby tak da� si� ponie�� nerwom! Da� si� wpl�ta� w idiotyczne
szachrajstwo! Nie chodzi�o o pieni�dze, chodzi�o o upokorzenie... Nie,
na Boga, to oni si� upokarzali. �eby w perwersyjny spos�b
wykorzystywa� cudowne umiej�tno�ci ludzkiego rozumu dla
jarmarcznej, obliczonej wy��cznie na zysk farsy! Chocia�; je�li si� temu
przyjrze�, to trzeba przyzna�, �e to by�o �mieszne. Ponure, ale �mieszne.
Morton pop�acze sie ze �miechu. Tak, to naprawd� by�o �mieszne. Nic
nie powiedzia� Mortonowi. Na drugi tydzie� Harkavy przeszed� si� na
Frazier Street, �eby sprawdzi� czy Sklep w og�le jest jeszcze na swoim
miejscu. By�, ku jego zdziwieniu, aczkolwiek z wystawy znikn��
zara�ony m�czakiem fikus. Jego miejsce zaj�y trzy doniczki z
bezkwiatow� m�czennic� o tak soczy�cie zielonych li�ciach, jakich
Harkavy w �yciu nie widzia�. Przy kontuarze sta�a jaka� kobieta,
pogr��ona w rozmowie ze Stone'em, kt�ry trzyma� w r�ku co�, co
wygl�da�o na gotowy do podpisania formularz.
Harkavy odszed� dziwnie poruszony. Nie wr�ci� ju� wi�cej przed
up�ywem wyznaczonego czasu.
W ci�gu tych sze�ciu tygodni przypomina� sobie od czasu do czasu o
swoim zam�wieniu, ale zdarza�o si� to zawsze niespodziewanie, podczas
wyk�adu, przy goleniu albo gdy przewodniczy� kolejnemu zebraniu, i
wtedy niekontrolowany grymas wykrzywia� jego twarz. Zacz�to uwa�a�
go za ekscentryka, (Wiecie, to przez te prze�ycia, szkoda faceta).
Harkavy niczego nie dostrzega�.
�ona opu�ci�a pana - zacz�� oboj�tnym tonem Stone - poniewa� nie
mog�a ju� �y� d�u�ej �z cz�owiekiem, kt�ry wed�ug w�asnego mniemania
ma racje w 93 procentach przypadk�w�. Okre�lenie pochodzi od niej.
Oto pa�ska dokumentacja, Mr. Harkavy. - M�wi�c to przesun�� le��cy
na kontuarze plik w stron� Harkavy'ego i odwr�ci� wzrok. Na wierzchu
le�a� magnetofon kasetowy. G�os Amy przypomina� poszczeg�lne
zdarzenia, analizowa� motywy, wyja�nia� - komu? Przyjacielowi?
Ksi�dzu? Sprytnie podstawionemu oszustowi? Ten kto� nie odzywa� si�
ani s�owem. M�wi�a tylko Amy; Harkavy nie mia� najmniejszych
k�opot�w z identyfikacj� jej troszk� nosowego, uroczo �piewnego g�osu:
�Nigdy nie potrafi� przyzna� si� do b��du. Przyznawa� si� tylko do tego,
co mog�o potwierdzi�, �e jednak mia� racje.. Kiedy na przyk�ad uda�o mi
si� wymy�le� co�, co rozwi�zywa�o jeden ze zwyczajnych, codziennych
domowych problem�w, u�miecha� si� i m�wi�: A widzisz? Dobrze, �e o
tym pomy�la�em! Och, jakie� to by�o wstr�tne!"
W pliku dokument�w znajdowa�a si� miedzy innymi opinia
psychoanalityka, o autentyczno�ci potwierdzonej licznymi piecz�tkami,
zawieraj�ca relacje z sesji niejakiej Ms. Amy Loughton, odbytych
wkr�tce po jej rozwodzie. Psychoanalityk stwierdzi�, �e inicjatywa Ms.
Loughton (czyli wyst�pienie o rozw�d) by�a przejawem jej jak
najbardziej pozytywnego d��enia do wyzwolenia si� z wp�ywaj�cego na
ni� destrukcyjnie zwi�zku z m�czyzn�, kt�ry wymaga�, by jego zdanie
by�o zawsze i wsz�dzie uwa�ane za jedynie s�uszne. Wed�ug opinii
psychoanalityka fakt rozstania si� z m�em wp�yn�� na Ms. Loughton
zdecydowanie pozytywnie. By�a tam r�wnie� wykonana r�k� Amy
notatka na ozdobnym papierze listowym, kt�ry Harkavy podarowa� jej na
ostatnie urodziny. �... chce tego, co jest absolutnie niemo�liwe: �eby
wszystko w tym cholernym �wiecie mia�o sens!"
Spojrzenie Stone'a uparcie omija�o Harkavy'ego, kt�ry wybuchn��:
- Ty sukinsynu, m�g�by� za to do ko�ca �ycia nie wyjrze� z mamra!
Nielegalne zdobywanie zastrze�onych informacji o pacjentach,
naruszanie tajemnicy korespondencji...
- Myli si� pan - przerwa� mu ch�odno Stone. � Prosz� si� temu przyjrze�.
- Harkavy spojrza� jeszcze raz. Adresatem sporz�dzonej r�k� Amy
notatki by� Shariar Galt Stone.
- Jak...
- Chyba powinni�my uregulowa� rachunki, panie Harkavy.
Harkavy zap�aci�: Zamiast krzes�a o siedzeniu z pop�kanej br�zowej
sk�ry w pomieszczeniu sta� teraz wy�cie�any fioletowym welwetem fotel.
Harkavy opad� na niego i zapatrzy� si� przed siebie niewidz�cym
spojrzeniem.
- Mrs. Harkavy myli�a si�; je�li chodzi o jedn� spraw� - powiedzia�
spokojnie Stone.
- Ms. Loughton - poprawi� go Harkavy, nag�ym ruchem unosz�c w g�ry
g�ow�. - Woli, �eby zwracano si� do niej Ms. Loughton.
- Ms. Loughton jednak si� myli�a. W tym �wiecie wszystko ma sens.
Wszystko jest racjonalne.
- Ty sukinsynu. Sk�d wzi��e� te dokumenty?
- W naszej umowie nie ma ani s�owa o obowi�zku ujawniania przez nas
naszych metod dzia�ania.
- Gdybym poszed� z tymi kradzionymi materia�ami na policj�...
- Nie s� kradzione - powiedzia� Stone. - Policja nie znalaz�aby �adnych
powod�w dla podj�cia przeciwko nam jakichkolwiek czynno�ci.
�adnych. My po prostu, widzi pan, naprawd� potrafimy wszystko
wyja�ni�.
Harkavy wr�ci�. Po tygodniu, czy mo�e po dziesi�ciu dniach - nie by�
tego zupe�nie pewien. Po tym pierwszym powrocie przychodzi� ju�
codziennie, krocz�c ,zamaszy�cie z wysoko uniesion� g�ow� i machaj�c
zawzi�cie ramionami, maj�c jednak r�wnocze�nie bolesn� �wiadomo��,
jak kruchy i powierzchowny jest ca�y ten jego wigor. Dotar�szy do
sklepu osuwa� si� w przepastne g��bie promieniuj�cego fioletem fotela i
by�o to jedyne, na co by�o go sta�; to miejsce pozbawia�o jego cia�o
jakiejkolwiek energii, przenosz�c j� i skupiaj�c w jego oczach. Harkavy,
niczym odziany w tweedow� marynark� Argus; obserwowa� wszystko
doskonale nieruchomymi oczyma.
Jaka� b��kitnow�osa kobieta pragn�a uzyska� wyja�nienia dotycz�cego
UFO, jakie dostrzeg�a nad swoim podw�rkiem. Inna kobieta chcia�a
zam�wi� proceduralne wyja�nienie sposobu, w jaki obrabowano jej
mieszkanie, ale zrezygnowa�a, dowiedziawszy si�; �e rachunek
przewy�szy�by ��czn� warto�� wszystkich skradzionych przedmiot�w.
Jaki� szczup�y, starszy m�czyzna o ascetycznej, niczym z ko�cielnego
witra�a twarzy, za�yczy� sobie wyja�nienia wszystkich okoliczno�ci
towarzysz�cych narodzinom Chrystusa. Otrzymawszy je wyszed� z
zamy�lon� twarz� i nieco dr��cymi r�kami. Kim byli wszyscy ci ludzie;
sk�d przychodzili? Niekt�rzy z nich wydawali si� Harkavy�emu jakby
znajomi - ludzie, kt�rych nie zauwa�aj�c mija si� codziennie w sklepie.
M�czyzna w �rednim wieku o d�ugich, rzedn�cych w�osach i doskonale
opanowanych mi�niach twarzy chcia� wiedzie�, co sk�oni�o jego syna
do wst�pienia do Marines. Jaki� ch�opak chcia� si� dowiedzie�, jakie
przyczyny spowodowa�y wybuch wojny trzydziestoletniej. Harkavy
zamruga� ze zdziwieniem.
- Praca domowa - wyja�ni� Stone, gdy za ch�opakiem zamkn�y si�
drzwi. Po raz pierwszy odezwa� si� do Harkavy'ego.
- Wi�c teraz zajmuje si� pan pracami domowymi - powiedzia� Harkavy z
lekkim szyderstwem w g�osie.
Wiedzia�, �e szyderstwo by�o tylko lekkie, bowiem nie zdo�a� go nawet
ogrza�. Opanowa� go ca�kowicie niezwyk�y ch��d. .
- Prace domowe r�wnie� mo�na wyja�ni�. Nie podejrzewa�em, �e b�dzie
si� panu chcia�o czym� takim zajmowa�. Nie mo�na chyba osi�gn�� zbyt
wysokich zysk�w pomagaj�c dzieciom odrabia� .prace domowe?
- Zdziwi�by si� pan, gdyby pan, wiedzia�, sk�d czerpiemy nasze zyski.
- Z ca�� pewno�ci� - odpar� Harkavy. - Tylko w tym tygodniu
przynajmniej dw�ch klient�w wypad�o : st�d nie p�ac�c ani grosza.
- Zap�ac� p�niej . Poza tym korporacja, do kt�rej nale�ymy, ustali�a
specjalne przepisy dotycz�ce tego rodzaju sytuacji wszelkie koszty
obs�ugi nie zap�aconych rachunk�w ponosi klient.
Wszystko w my�l nauk Ko�cio�a Biznesmen�w - prychn�� Harkavy.
Stone przyjrza� mu si� uwa�nie. Ma�y cz�owieczek zmieni� swoje
br�zowe ubranko na fioletowo-b��kitny, mieni�cy si� niczym poranne
niebo p�aszcz, skrojony w ten spos�b, �e momentami; przy odpowiednim
o�wietleniu przypomina� peleryn�. Ale to nie by�a peleryna. Jakie�
dziecko chcia�o; by wyja�niono mu przyczyn� �mierci jego ukochanego
pieska. Jaki� m�ody cz�owiek o ko�cistych r�kach i udr�czonych
czarnych oczach za��da� przyczynowego wyja�nienia powodu istnienia
z�a. Inny m�odzian chcia� si� dowiedzie� jak zbi� fortun� spekuluj�c
akcjami na gie�dzie, ale odszed� z niczym; firma �Wyja�nienia" nie
zajmowa�a si� wydarzeniami, kt�re mia�y dopiero nast�pi�. Jaka� kobieta
zapragn�a pozna� przyczyny nieistotnej, towarzyskiej sprzeczki sprzed
dwudziestu trzech lat; b�d�c gotowa zap�aci� wi�cej; ni� wynosi�y
roczne pobory Harkavy'ego. Nie da�a si� odwie�� od tego zamiaru
�Musz� wiedzie�, dlaczego ona tak wtedy post�pi�a. Mus��!" - Kiedy
wysz�a, Harkavy, po raz pierwszy od r�wnych dziesi�ciu dni, powiedzia�
do Stone'a:
- Serce zna przyczyny; o jakich rozum nie ma poj�cia.
- Pascal.
Harkavy skrzywi� si�. Nie oczekiwa� po Stonie, �e b�dzie to wiedzia�.
- Nawet przyczyny, jakimi kieruje si� serce, mog� by� wyja�nione -
powiedzia� Stone. - Absurdalno�� skutk�w nie wyklucza prawdziwo�ci
przyczyn.
- A je�eli te skutki wymykaj� si� spod kontroli?
- To niczego nie zmienia.
Za drzwiami pojawi� si� kolejny klient. Z d�oni� opart� niepewnie o
klamk� zajrza� przez wystawow� szyby do wn�trza sklepu.
- Ci�gle te pytania... - powiedzia� Harkavy:
- Tak jest; ci�gle pytania - powt�rzy� Stone.
Harkavy skrzywi� si� ponownie i zamilk�. W swym g��bokim fotelu czu�
si� niemal niewidzialny, by� �wiadkiem; ale nie uczestnikiem,
�o�nierzem wycofanym chwilowo z linii frontu. Klienci nie zwracali na
niego uwagi. Stanowi� cz�� umeblowania. By� ch�odny.
Mi�dzy jednym z popo�udni a nast�pnym rankiem znikn�o
pomarszczone linoleum, a zamiast niego pojawi� si� orientalny dywan w
tajemnicze wzory z kunsztownych b��kit�w, fiolet�w i czerwieni.
Pod�oga pod stopami Harkavy'ego mieni�a si�. niczym wysypana
klejnotami.
- Niech mi pa� wyja�ni przyczyn� istnienia Wszech�wiata -powiedzia�
Harkavy.
Stone dalej robi� co� za kontuarem.
- Niech mi pan wyja��i przyczyn� istnienia Wszech�wiata ! - powt�rzy�
podniesionym g�osem Harkavy, wstaj�c z fotela.
- Mr. Harkavy - odpar� oficjalnym tonem Stone, zupe�nie jakby Harkavy
dopiero co wszed� do sklepu. W rzeczywisto�ci od chwil , kiedy po raz
pierwszy usiad� w fotelu min�� ju� ponad miesi�c. W pluszowym obiciu
wida� by�o odciski, jakie pozostawi�o jego przybieraj�ce coraz bardziej
niespokojne pozycje cia�o.
- Chc� zam�wi� wyja�nienie przyczyny istnienia Wszech�wiata -
powt�rzy� z czym� na kszta�t zawzi�to�ci w g�osie Harkavy.
- Rozumiem w takim razie, i� pomimo swych niedawnych uprzedze�
przekona� si� pan jednak o rzetelno�ci firmy �Wyja�nienia"?
Harkavy zacisn�� z�by.
- M�g�by pan to sobie darowa�?
- Oczywi�cie - odpar� Stone. - Czyli: jak powsta� Wszech�wiat?
- Dlaczego.
- Ach. - powiedzia� Stone. Harkavy'emu zdawa�o si�, �e jest to raczej
jakie� sycz�ce westchnienie, chocia� nie by�o tam ani jednego �s".
Iskrz�ca si� niepeleryna cicho zaszele�ci�a.
- No? - zapyta� Harkavy. - Mo�ecie to wyja�ni�?
- Tak.
- Czy mam zdefiniowa� poj�cia?
- Nie. Wszystko jest jasne.
- Czy to b�dzie drogie?
- Nie, bardzo tanie.
- Kiedy dostan� odpowied�?
- Za kilka minut:
- W takim razie - powiedzia� Harkavy - musi to by� cz�sto zadawane
pytanie.
- Bardzo cz�sto.
- I dostan� sztampow� odpowied�?
- Dostanie pan prawdziw� odpowied�.
- A wi�c dobrze - powiedzia� Harkavy beznami�tnym tonem, ale z
poszarza�� twarz�. Stone przygl�da� mu si� bez drgnienia powieki; kiedy
Harkavy podpisywa� czek przysz�a mu nagle do g�owy my�l, �e dla
kogo�, kto by w tej chwili zajrza� tu przez wystawow� szyb�, on i Stone
mogli by� dwoma najzwyczajniejszymi biznesmenami, podpisuj�cymi
w�a�nie umow� dotycz�c� dok�adnie czegokolwiek -ubezpiecze� na
przyk�ad, lek�w, czy czego� maj�cego zwi�zek z prawem.
Stone przyni�s� wyja�nienie zza widniej�cych za kontuarem drzwi. By
bardzo dok�adne i zajmowa�o kilkana�cie zadrukowanych g�sto stron.
Harkavy nie zna� co prawda tej terminologii, ale nieobcy by� mu
uniwersalny, akademicki styl; sta� bez ruchu, przegl�daj�c wyj�tki z prac
najwybitniejszych fizyk�w. Pr�dko�ci k�towe, prawo Hubble'a, zasada
kosmologiczna, promieniowanie Big Bangu, prawo entropii.
- To jest wyja�nienie proceduralne, Stone. O tym, jak powsta�
Wszech�wiat: Ja si� pyta�em dlaczego.
- Wiem- powiedzia� po prostu Stone i zamilk�.
Harkavy zrozumia�. Procedura by�a tu zarazem przyczyn�. Wszech�wiat
istnia� dlatego, �e istnia�. I to wszystko.
- W�a�ciwie, to guzik mnie to obchodzi � powiedzia� g�o�no Harkavy.
Stone milcza�.
- To i tak nic wi�cej ni� eksperyment my�lowy, a poza tym i tak o tym
wiedzia�em: Bo�e, te p�g��wki, kt�rych ucz� oni te� do tego doszli,
nawet ci najg�upsi.
- Prosz� nie krzycze�.
- A wi�c ca�y czas mia�em racj�!
- Tak.
- Bo�e. A ci nieszcz�nicy przychodz� tutaj jeden za drugim my�l�c, �e
to co zrobi�, a czego nie, ma jakiekolwiek znaczenie
Stone si� nie odzywa�.
- Przypuszczam, �e najw�a�ciwsz�, humanitarni reakcj� by�oby
wsp�czucie, prawda? Ale ja nie potrafi� wsp�czu� ignorantom, Stone.
Ani nieuleczalnym marzycielom. Umys�, kt�ry .nie my�li jest czym�
ohydnym. Ohydnym; a nie godnym wsp�czucia. Czy to pana szokuje?
- Nie.
G�os Harkavy'ego znowu przybra� na sile.
- Ale zapewne uwa�a pan; �e skoro ju� zada�em to pytanie, to musz� by�
teraz za�amany odpowiedzi�, jaka uzyska�em? Nic z tego. Ja ju� zna�em
t� odpowied�. Chodzi�o mi tylko o to, �eby was sprawdzi�.
- Przypuszczam wi�c, �e nie zawi�d� si� pan na nas.
- To nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia! Wasze wyja�nienie nic
mnie nie obchodzi !
- Ach., tak.
- Mia�em racj�! - zapia�. Harkavy, dr�c plik dokument�w na p�; a potem
jeszcze na p�. Strz�py papieru sp�yn�y wolno na dywan.-Mia�em racj�!
Nic ju� nie mo�na wyja�ni�!
- Pozosta�y jeszcze dwa pytania - zacz�� Stone, ale Harkavy ju� go nie
s�ysza�. Wypad� ze sklepu, zostawiaj�c skrawki papieru rozrzucone na
roziskrzonej g��bi dywanu niczym odleg�e gwiazdy.
- Chcia�em pana przeprosi� � powiedzia� sztywno Harkavy. Sta�
trzymaj�c si� obur�cz kraw�dzi kontuaru, kt�ry od wczoraj zda� si�
nabra� jeszcze intensywniejszego koloru.
- Zwykle nie zdarza mi si� zachowywa� w ten spos�b. Raczej nigdy nie
trac� ca�kowicie panowania nad sob�. Dlatego chcia�bym pana
przeprosi�.
- Pa�skie przeprosiny zosta�y przyj�te � powiedzia� powa�nym tonem
Stone. Wpatrywa� si� w Harkavy'ego z takim napi�ciem, �e ten a� poczu�
si� g�upio.
- S�dz�, �e powinien pan wiedzie� - powiedzia� � �e skontaktowa�em si�
ze Stowarzyszeniem Firm Us�ugowych i z Lig� Ochrony Konsument�w.
- Tak? - zdziwi� si� uprzejmie Stone. Nie wydawa� si� by� w
najmniejszym stopniu zaniepokojony.
- �Wyja�nienia", Sp. z o.o. nie jest nigdzie zarejestrowana.
- Wiem.
- Nikt jednak nie sk�ada� na was nigdy �adnych skarg.
- Wiem.
- A� do teraz - doda� Harkavy.
- Aha.
- Nie wierzy mi pan, prawda? Nie wierzy pan, �e z�o�y�em na was
skarg�?
- Nie wierz� - odpar� Stone. Nie u�miechn�� si�. Harkavy, odwr�cony
plecami do swego fioletowego fotela, opar� si� o kontuar i czeka�, �eby
Stone powiedzia� co�, co pozwoli�oby jemu, Harkavy'emu, odej��. Stone
nic nie powiedzia�: Milczenie przed�u�a�o si�. Wreszcie Harkavy
przest�pi� niezr�cznie z nogi na nog� i zapyta�, sil�c si� rozpaczliwie na
nonszalancj�:
- A kiedy pomalowali�cie sufit?
Stone nie podni�s� wzroku w g�r�. Sufit, kt�ry dzi�ki specyficznemu
o�wietleniu sprawia� wra�enie, jakby by� bardzo, bardzo wysoko, mia�
kolor ciemnego, dojrza�ego wina. Niewielki sklep tkwi�, zawieszony
mi�dzy sufitem a dywanem, rozja�niony tylko tajemniczym,
roziskrzonym poblaskiem. Stoj�ca w wystawowym oknie m�czennica
pokry�a si� szkar�atnymi kwiatami.
- Niezbyt dawno temu - odpowiedzia� Stone.
- Wi�c macie chyba niez�e zyski?
- Owszem, mamy niez�e zyski.
- Ludziom potrzeba pewnie ca�ej masy wyja�nie�, tak sobie przynajmniej
wyobra�am.
- Niekt�rym, owszem.
- Ale nie wszystkim.
- Nie, nie wszystkim.
- To zabawne, jak r�ne rodzaje intelektualnej ciekawo�ci mo�na
wyr�ni� w�r�d ludzi. I wcale nie musi by� to zwi�zane z poziomem
inteligencji; prawda? W�r�d student�w, na przyk�ad, spotyka si�
najr�niejsze poziomy ciekawo�ci po��czone z najr�niejszymi
poziomami inteligencji, i nie ma gra to �adnej regu�y. O, wczoraj na
przyk�ad rozmawia�em z Mortonem z antropologii...
- Mr. Harkavy - przerwa� mu spokojnym tonem Stone - prosz� zada�
nast�pne pytanie.
Dwaj m�czy�ni spogl�dali przez chwil� na siebie bez s�owa; jeden
niewzruszenie spokojny, drugi z zawieszon� nagl� w pr�ni
nonszalancj�. Harkavy m�g�by przysi�c, �e przez kr�ciutk� chwil� czu�
s�aby, ale wyra�ny zapach kadzid�a.
- Wyja�nienie przyczynowe - odezwa� si� wreszcie. - Dlaczego ci�gle
tutaj wracam? -
- Prosz� na zaplecze - powiedzia� Stone.
Znajdowa� si� tam komputer, co by�o do�� oczywiste, oraz twarda,
niewygodna kozetka, na kt�rej le�a� Harkavy. Przez pok�j przechodzi�a
procesja ludzi w bia�ych laboratoryjnych fartuchach; procesja trwa�a trzy
dni. W tym czasie Harkavy tylko raz opu�ci� pok�j; �eby zatelefonowa�
na uniwersytet i powiedzie�, �e jest chory. Psychiatra, hipnotyzer, lekarz
ze wsp�czuj�cym u�miechem i okropnie bol�cym zastrzykiem, Stone
przynosz�cy sparta�skie posi�ki, wreszcie stenografuj�cy urz�dnik,
b�d�cy jednocze�nie notariuszem. Powstawa�a dokumentacja.
Dokumentacja, ko�ata�o si� po otumanionym zastrzykiem umy�le
Harkavy'ego i w ci�gu tych trzech dni by�a to jego jedyna w miar� jasno
sformu�owana my�l. W gruncie rzeczy wszystko to nie budzi�o w nim
najmniejszego sprzeciwu. W ko�cu przecie� mia� otrzyma� odpowied�
na swoje pytanie. Oddzielony nagle od codziennej rzeczywisto�ci,
uspokojony, niemal�e ukojony (ci�gle wp�yw zastrzyku?), Harkavy
m�wi�; drzema�, potem znowu m�wi� i zdawa�o mu si�, �e jego s�owa s�
jak twarde, srebrzyste p�atki ulatuj�ce w g�r� nad jego bezbronn�,
rozci�gni�t� na kozetce osob�, i �e owe p�atki ��cz� si�, tworz�c du�e,
b�yszcz�ce zwierciad�o, w kt�rym widzia� swoj� spokojn� twarz.
Rachunek by� olbrzymi.
Kiedy wreszcie ponownie stan�� przed kontuarem, trzymaj�c w d�oni
kopi� umowy, odpowied� na swoje pytanie i dokumentacj�; czu� si� na
tyle "obok" tego, zupe�nie jakby tonie o niego chodzi�o, �e nie mia�-
�adnych opor�w, zabieraj�c si� do czytania. Druk by� ma�y, ale wyra�ny.
W sklepie unosi� sil zapach kwiat�w m�czennicy.
PYTANIE: Dlaczego Philip Warren Harkavy powraca� trzydzie�ci
dziewi�� razy (Harkavy nie mia� poj�cia, �e by�o to akurat tyle) do
znajduj�cego si� przy Frazier Street biura firmy �Wyja�nienia�; Sp. z
o.o. ?
ODPOWIED�: Philip Warren Harkavy stanowi przyk�ad sposobu
my�lenia i zachowania okre�lonego jako �metafobia� czyli obawa; �e we
Wszech�wiecie nie wszystko ma �ci�le okre�lone i uzasadnione
znaczenie. W tym szczeg�lnym przypadku podstawowa fobia przejawia
si� pod postaci� kontrfobii, wyra�aj�cej si� kategorycznym odrzucaniem
hipotezy, �e Wszech�wiat da si� racjonalnie wyja�ni� i umotywowa�.
Tego rodzaju reakcja nie jest niczym nadzwyczajnym, z tym, �e ta akurat
wyr�nia si� szczeg�lnym nasileniem oraz faktem, �e obiekt zdaje sobie
w pe�ni spraw� z jej obecno�ci. W dawnych czasach metafobia rozwija�a
si� w bardzo intensywne manifestacje o pod�o�u religijnym, obecnie
cz�ciej spotyka sil inne jej przejaw. Zar�wno takt, i� obiekt naszych
bada� pracuje jako profesor j�zyka i literatury angielskiej, czyli
przekazuje wiedz� nie bior�c udziale w jej tworzeniu; jak i jego struktura
osobowo�ci, stanowi�ca po��czenie ob�udy i ironii, umo�liwi�y
podstawowej fobii zaw�adni�cie ca�ym jego �yciem. Obiekt pragnie
gor�co, by �wiat dal si� racjonalnie wyja�ni�, jednocze�nie boi si�, �e tak
nie jest. Miotaj�c si� mi�dzy pragnieniem a strachem, jest niezwykle
silnie przyci�gany do firmy: �Wyja�nienia� czuj�c do niej jednocze�nie
wielk� awersj�. Dlatego w�a�nie wr�ci� do niej trzydzie�ci dziewi�� razy.
W za��czeniu dokumentacja. 6154A38L.
- Co oznacza ta liczba na ko�cu? - zapyta� Harkavy, podnosz�c wzrok
znad tekstu. Stone mia� teraz ciemn�, d�ug�, patriarchaln� brod�,
podkre�laj�c� czer� jego oczu.
- To dla u�atwienia opracowywania danych.
- Rozumiem - powiedzia� Harkavy zm�czonym, uprzejmym tonem bez
najmniejszego �ladu zaczepno�ci. Resztki zaczepno�ci opu�ci�y go
podczas trzydniowych bada� i ju� nie wr�ci�y. By� teraz szczup�ym;
wysokim; spokojnym m�czyzn�; chwiej�cym si� lekko w podmuchach
przesyconego zapachem kadzid�a powietrza.
- Dzi�kuj� - powiedzia� cicho i odwr�ci� si�, kieruj�c do wyj�cia.
- Nie mo�e pan teraz odej��! - zawo�a� Stone niespodziewanie bogatym,
g��bokim g�osem, pe�nym emocji, kt�r� Harkavy s�ysza� u niego po raz
pierwszy.
- Nie?
- Jest jeszcze jedno pytanie!
- Nie mam poj�cia; jakie by mog�o by�.
- Pomy�l, Harkavy, przecie� to potrafisz!
- To chyba i tak nie ma, wi�kszego znaczenia.
- Pa�ski obecny nastr�j to po prostu pierwsza reakcja na odpowied�,
jak� pan uzyska�. To minie. Naprawd�.
- Metafobia - powt�rzy� w zamy�leniu Harkavy.
- Przedsi�wzi�wszy odpowiednie �rodki da si� z tym �y�, Harkavy.
Przedsi�wzi�wszy odpowiednie �rodki.
- Pomy�l, Harkavy, pomy�l...
- Dzi�kuj� - wyszepta� ponownie Harkavy i wyszed�, pow��cz�c troch�
nogami. Wystawa zapchana by�a m�czennicami; wszystkie w�a�nie
kwit�y, szeleszcz�c delikatnie szkar�atnymi p�atkami w tajemniczo
pachn�cych cieniach.
Dzie�. Dwa dni. Tydzie� : siedem dni. Si�dmego dnia Harkavy
wr�ci�. Wygl�da�, jakby mia� za sob� nieprzespan� noc; garnitur, stary i
wygnieciony, wisia� na nim niczym na zbyt chudym manekinie. Na
twarzy mia� ow� spokojn� szaro��, przywodz�c� na my�l szaro��
olbrzymiego g�azu utrzymywanego w r�wnowadze przez jeden tylko
malutki kamyczek.
- Philip ! - wykrzykn�� Stone, wychodz�c mu naprzeciw z szeroko
roz�o�onymi ramionami. K�dziory jego czarnej, faluj�cej brody
b�yszcza�y w�r�d fa�d obszernej peleryny. - Wr�ci�e� !
- Stone - powiedzia� spokojnie Harkavy. Stone chwyci� go w obj�cia i
uca�owa� w obydwa policzki, pozostawiaj�c zapach kadzid�a i oleistych
wonno�ci.
Wn�trze sklepu migota�o niczym szkatu�ka z brylantami, powietrze by�o
ci�kie od zapachu m�czennic i czego� nieuchwytnego, co by�o zarazem
mi�kkie i obiecuj�ce.
- Jedno pytanie, Stone - powiedzia� beznami�tnym tonem Harkavy. -
Jedno, ostatnie pytanie.
- Oczywi�cie! - zagrzmia� Stone. Jego czarne oczy b�yszcza�y
niesamowicie.
- Czy nie potrzebujemy umowy?
- Teraz ju� nie, jeste� przecie� sta�ym klientem. Teraz ju� nie...
Powia� aromatyczny podmuch.
- Rozumiem, o co chodzi w tym wyja�nienie metafobii - zacz�� powoli
m�wi� Harkavy. - Wszystko si� zgadza. T�sknota za porz�dkiem...
zrozumieniem... to si� w ciebie w�era coraz g��biej i g��biej...
- Philip, pytanie! Pytanie!
- Wyja�nij mi... Chcia�bym, �eby mi wyja�niono...
- Tak? Tak ?
- Chc�, by mi wyja�niono istnienie firmy�Wyja�nienia"; dlaczego
znalaz�a si� przy Frazier Street?
- Ach ! - zawo�a� Stone i rozrzuci� ramiona w podnios�ym,
b�ogos�awi�cym ge�cie. - A wi�c jednak! Wi�c jednak!
I w tej samej chwili �ciany rozb�ys�y finezyjnymi, wyszukanymi wzorami
starodawnych ornament�w, a dzwony �wi�tyni bi�y, bi�y i bi�y bez
ko�ca...
No, co to ma by�? - parskn�� pogardliwie m�ody m�czyzna. -
Jeszcze jedna pu�apka na turyst�w? - Zabra� si� do czytania wywieszki
na �cianie. Czy ma�y, miejscowy szwindelek? Co tam macie na zapleczu;
kryszta�ow� kul� dla og�upiania prostaczk�w
- Ale� sk�d - odpar� spokojnie Harkavy.
Wykona� niedostrzegalny ruch d�oni� i ze szczeliny w kontuarze wy�oni�
si� arkusz papieru.
Koniec
Autor : Nancy Kress - 1 z 4 - Tytu� : Wyja�nienia, Sp. z o.o.