8030

Szczegóły
Tytuł 8030
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8030 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8030 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8030 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Timothy Zahn Ostatni Rozkaz Wszystkim, dzi�ki kt�rym te ksi��ki powsta�y, a�szczeg�lnie: Annie Zahn, Betsy Mitchell, Lucy Autrey Wilson i�naturalnie temu, od kt�rego wizji wszystko si� zacz�o, George'owi Lucasowi ROZDZIA� 1 Szybuj�cy w�ciemno�ciach kosmicznej pustki imperialny niszczyciel gwiezdny �Chimera� obr�ci� si� swym spiczastym dziobem w�stron� odleg�ej o�trzy tysi�czne roku �wietlnego bladej gwiazdy. Statek szykowa� si� do bitwy. - Wszystkie systemy wykazuj� pe�n� gotowo��, panie admirale - zameldowa� oficer ��czno�ciowy ze swego stanowiska po lewej stronie mostka. - Zacz�y si� zg�asza� jednostki wchodz�ce w�sk�ad zespo�u uderzeniowego. - To dobrze, poruczniku. - Wielki admira� Thrawn skin�� g�ow� w�kierunku oficera. - Prosz� mnie poinformowa�, kiedy ju� wszystkie si� zamelduj�. Kapitanie Pellaeon? - S�ucham, panie admirale? - Pellaeon studiowa� twarz zwierzchnika, szukaj�c w�niej oznak niepokoju, kt�ry sam w�tej chwili odczuwa�. To nie by�o po prostu jeszcze jedno taktyczne uderzenie na pozycje Rebeliant�w - zwyk�y rajd na konw�j z�zaopatrzeniem czy nawet trudny do koordynacji, ale poza tym niezbyt skomplikowany atak n�kaj�cy, wymierzony w�jak�� pozbawion� wi�kszego znaczenia baz� planetarn�. Oto po blisko miesi�cu gor�czkowych przygotowa� mia�a si� w�a�nie rozpocz�� precyzyjnie przez Thrawna zaplanowana kampania, kt�rej celem by�o ostateczne zgniecenie Rebelii. Ale je�li nawet admira� odczuwa� niepok�j, to starannie go ukrywa�. - Rozpocz�� odliczanie - poleci� Pellaeonowi. Jego g�os by� tak spokojny, jakby Thrawn zamawia� obiad. - Tak jest. - Kapitan odwr�ci� si� do tylnego ekranu holograficznego, na kt�rym widnia�y pomniejszone czterokrotnie wizerunki blisko dziesi�ciu m�czyzn. - Panowie: czasy startu. �Wojownik�: trzy minuty. - Przyj��em. - Kapitan Aban skin�� g�ow�. Pod mask� regulaminowego zachowania nie uda�o mu si� ukry� rado�ci z�perspektywy zadania pot�nego ciosu Rebeliantom. - Pomy�lnych �ow�w, �Chimero�. W chwili gdy na �Wojowniku� w��czono pola ochronne, odcinaj�c ��czno�� dalekiego zasi�gu, hologram zamigota� i�znik�. - �Niez�omny�: cztery i�p� minuty. - Przyj��em. - Kapitan Dorja stukn�� pi�ci� w�otwart� d�o� w�starodawnym mirsafijskim ge�cie zwyci�stwa. W�chwil� p�niej on tak�e znikn�� z�ekranu. Pellaeon zerkn�� na notes elektroniczny. - �M�ciciel�: sze�� minut. - Jeste�my gotowi, �Chimero� - odpar� cicho kapitan Brandei. W�jego g�osie zabrzmia�a jaka� niepokoj�ca nuta... Pellaeon podni�s� wzrok. Na pomniejszonych czterokrotnie w�stosunku do rzeczywisto�ci obrazach holograficznych trudno by�o dojrze� jakiekolwiek szczeg�y, ale wyraz twarzy dow�dcy �M�ciciela� nie pozostawia� �adnych w�tpliwo�ci. M�czyzna pa�a� ��dz� zemsty. - To jest wojna, kapitanie Brandei - wtr�ci� Thrawn, kt�ry wyr�s� nagle obok Pellaeona - a�nie okazja do za�atwiania osobistych porachunk�w. - Znam moje obowi�zki, panie admirale - stwierdzi� oschle Brandei. - Czy aby na pewno, kapitanie? Zaci�ta twarz dow�dcy �M�ciciela� powoli �agodnia�a. - Tak, panie admirale. Jestem odpowiedzialny wobec Imperium i�pana osobi�cie, a�tak�e wobec statk�w i�ludzi pod moim dow�dztwem. - W�a�nie. Innymi s�owy, ma pan obowi�zki wobec �ywych, a�nie wobec umar�ych. - Tak jest, panie admirale - odpar� regulaminowo Brandei, cho� w�jego oczach nadal p�on�� ogie�. - Niech pan o�tym nigdy nie zapomina, kapitanie - ostrzeg� go Thrawn. - Na wojnie zdarzaj� si� r�ne chwile, ale mo�e by� pan pewien, �e Rebelianci zap�ac� z�nawi�zk� za zniszczenie �Tyrana� w�czasie potyczki ko�o Floty Kata�skiej. Nast�pi to jednak w�ramach naszej og�lnej strategii, a�nie w�wyniku czyjej� prywatnej zemsty. - Jego jarz�ce si� oczy zw�zi�y si� nieco. - A�ju� na pewno nie w�wyniku prywatnych dzia�a� jednego z�kapitan�w, kt�ry jest moim podw�adnym. Mam nadziej�, �e wyra�am si� dostatecznie jasno. W twarzy Brandei drgn�� jaki� mi�sie�. Pellaeon nigdy nie uwa�a� dow�dcy �M�ciciela� za cz�owieka specjalnie b�yskotliwego, ale nawet Brandei potrafi� zrozumie� skierowan� do� gro�b�. - Tak, panie admirale, ca�kiem jasno. - To dobrze. - Thrawn spogl�da� na niego jeszcze przez chwil�, po czym skin�� g�ow�. - Podano ju� panu czas startu, prawda? - Tak jest, panie admirale. �M�ciciel� si� odmeldowuje. Thrawn przeni�s� wzrok na Pellaeona. - Prosz� kontynuowa�, kapitanie - rzuci� i�odwr�ci� si� do niego plecami. - Tak jest. - Pellaeon ponownie zerkn�� na notes elektroniczny. - �Nemezis�... Ju� bez �adnych k�opot�w dotar� do ko�ca listy. Nim znikn�� ostatni hologram, zd��y�y si� te� zg�osi� wszystkie statki wchodz�ce w�sk�ad zespo�u uderzeniowego �Chimery�. - Jak dot�d wszystko przebiega bez �adnych op�nie� - oznajmi� Thrawn, gdy kapitan wr�ci� na swoje stanowisko. - �Jastrz�b� zameldowa�, �e transportowce prowadz�ce wystartowa�y zgodnie z�planem; liny holownicze spisuj� si� bez zarzutu. A�przed chwil� przechwycili�my wys�any z�uk�adu Ando sygna� z�pro�b� o�pomoc. �Wojownik� wraz ze swoim zespo�em uderzeniowym stawi� si� na czas, pomy�la� Pellaeon. - Czy kto� odpowiedzia� na ich pro�b�, panie admirale? - Rebeliancka baza na Ord Pardron. Ciekawe, jak� pomoc im wy�l�. Kapitan pokiwa� g�ow�. Rebelianci ju� tyle razy do�wiadczyli na w�asnej sk�rze taktyki stosowanej przez Thrawna, �e z�pewno�ci� potraktuj� atak na Ando jako pozorowany i�odpowiednio do tego zareaguj�. Jednak z�drugiej strony, nie mog� tak po prostu zlekcewa�y� zespo�u uderzeniowego z�o�onego z�niszczyciela gwiezdnego i�o�miu pancernik�w z�Floty Kata�skiej. Zreszt� to i�tak nie mia�o wi�kszego znaczenia. Wy�l� par� statk�w na Ando przeciw �Wojownikowi�, par� kolejnych na Filve przeciw �M�cicielowi�, kilka dalszych na Krondr przeciw �Nemezis� i�tak dalej, i�tak dalej... w�chwili gdy �Strza�a �mierci� zaatakuje sam� baz�, na Ord Pardron pozostan� jedynie resztki os�ony, a�w przestrze� pobiegnie stamt�d rozpaczliwe wo�anie o�posi�ki. I w�a�nie tam skieruj� si� wszystkie statki, kt�re tylko Rebelianci zdo�aj� zebra�. A�wtedy Imperium b�dzie mog�o bez problemu osi�gn�� sw�j prawdziwy cel. Pellaeon spojrza� przez przedni iluminator na widoczn� w�oddali centraln� gwiazd� uk�adu Ukio. Gdy po raz kolejny u�wiadomi� sobie skal� podst�pu, na kt�rym opiera� si� ca�y plan, niepok�j �cisn�� mu gard�o. Zgodnie z�powszechnym mniemaniem, jedynym sposobem na opanowanie zaawansowanej cywilizacyjnie planety wyposa�onej w�naziemne generatory p�l ochronnych - zdolnych wytrzyma� nawet najbardziej zmasowany atak prowadzony przy u�yciu dzia� turbolaserowych i�torped protonowych - by�o wysadzenie na kra�cach takiej planety oddzia��w desantowych, kt�re posuwaj�c si� w�g��b l�du, dotar�yby w�ko�cu do generator�w i�uszkodzi�y je. Jednak na tak zdobywanych planetach zniszczenia spowodowane dzia�aniem si� naziemnych, a�nast�pnie atakiem z�kosmosu, by�y zawsze ogromne. Alternatywa - polegaj�ca na u�yciu setek tysi�cy �o�nierzy w�konwencjonalnej ofensywie l�dowej, kt�ra mog�a si� przeci�gn�� na ca�e miesi�ce, a�nawet lata - te� nie by�a lepsza. A�opanowanie planety przy wzgl�dnie niewielkich zniszczeniach i�z nietkni�tymi generatorami uwa�ano z�wojskowego punktu widzenia za absolutnie niemo�liwe. Jednak dzisiaj - wraz z�upadkiem Ukio - mia�a upa�� i�ta teoria. - Przechwycili�my rozpaczliw� pro�b� o�pomoc z�Filve, panie admirale - zameldowa� oficer ��czno�ciowy. - Ord Pardron zn�w wysy�a posi�ki. - �wietnie. - Thrawn spojrza� na zegar. - Jeszcze jakie� siedem minut i�mo�emy rusza�. - Jego usta zacisn�y si� w�ledwo dostrzegalnym wyrazie irytacji. - Lepiej sprawd�my, czy nasz egzaltowany mistrz Jedi jest got�w, by wykona� swoj� cz�� zadania. Pellaeon ukry� grymas niezadowolenia na wspomnienie Joruusa Cbaotha - niezr�wnowa�onego klona zmar�ego wiele lat temu mistrza Jedi Jorusa Cbaotha - kt�ry przed miesi�cem og�osi� si� jedynym prawdziwym dziedzicem Imperium. Podobnie jak Thrawn, tak�e kapitan nie mia� najmniejszej ochoty z�nim rozmawia�. Nie pozostawa�o mu jednak nic innego, jak zg�osi� si� na ochotnika - inaczej za chwil� i�tak otrzyma�by odpowiedni rozkaz. - P�jd� do niego, panie admirale - powiedzia�, podnosz�c si� z�miejsca. - Dzi�kuj�, kapitanie - odpar� Thrawn; tak jakby Pellaeon mia� jaki� wyb�r... Gdy kapitan wyszed� z�kr�gu oddzia�ywania ustawionych na mostku isalamir�w, natychmiast us�ysza� w�umy�le niecierpliwe wezwanie. Mistrz Cbaoth nie m�g� si� doczeka� rozpocz�cia operacji. Zebrawszy si� w�sobie, Pellaeon ruszy� w�stron� kabiny dowodzenia admira�a Thrawna. Id�c na d�, zmaga� si� z�presj� psychiczn� wywieran� na� przez przynaglaj�cego go do po�piechu Cbaotha. Pomieszczenie, w�kt�rym zwykle panowa� p�mrok, teraz by�o zalane jasnym �wiat�em. - Prosz� wej��, kapitanie - przywo�a� Pellaeona mistrz Jedi. Starzec siedzia� po�rodku podw�jnego kr�gu monitor�w. - Czeka�em na pana. - Ca�kowicie poch�on�y mnie sprawy zwi�zane z�pozosta�ymi elementami operacji - odpar� ch�odno oficer. Usi�owa� ukry� niech�� do starca, cho� doskonale wiedzia�, �e jego wysi�ki s� z�g�ry skazane na niepowodzenie. - Naturalnie. - U�mieszek, kt�ry pojawi� si� na twarzy Cbaotha, �wiadczy� dobitniej ni� jakiekolwiek s�owa, �e starca bardzo bawi niepewno�� Pellaeona. - Zreszt� to niewa�ne. Rozumiem, �e wielki admira� Thrawn jest ju� wreszcie gotowy? - Prawie. Nim ruszymy, chcemy odci�gn�� jak najwi�cej si� z�Ord Pardron. - A�wi�c nadal zak�ada pan, �e Nowa Republika b�dzie ta�czy� tak, jak jej zagra admira� Thrawn? - prychn�� mistrz Jedi. - Tak si� stanie. Wielki admira� dok�adnie przestudiowa� psychik� naszych przeciwnik�w. - Przestudiowa� ich sztuk� - odparowa� Cbaoth z�kolejnym prychni�ciem. - Mo�e si� to okaza� wielce u�yteczne w�chwili, gdy Nowej Republice pozostan� do walki ju� tylko arty�ci. W kr�gu monitor�w odezwa� si� brz�czyk, wybawiaj�c Pellaeona od konieczno�ci udzielenia odpowiedzi. - Ruszamy - wyja�ni� starcowi i�zacz�� odlicza� w�my�lach siedemdziesi�t sze�� sekund, kt�re mia� potrwa� lot w�kierunku Ukio. Stara� si� nie dopu�ci� do tego, aby s�owa mistrza Jedi zasia�y w�jego umy�le w�tpliwo�ci. On te� nie rozumia�, jak Thrawn tylko na podstawie dzie� sztuki potrafi tak zg��bia� tajniki psychiki poszczeg�lnych ras, ale w�przeciwie�stwie do Cbaotha tyle razy by� �wiadkiem tego, jak przewidywania admira�a sprawdza�y si� co do joty, �e nabra� zaufania do jego wyczucia w�tych sprawach. Zreszt� tak naprawd� mistrz Jedi nie by� zainteresowany powa�n� wymian� zda� na ten temat. Od miesi�ca, czyli od momentu kiedy og�osi� si� jedynym spadkobierc� Imperatora, toczy� sw� prywatn� wojn� z�Thrawnem, pr�buj�c podkopa� jego autorytet i�zasugerowa�, �e prawdziwe wnikni�cie w�psychik� innych jest mo�liwe tylko dzi�ki Mocy - a�tym samym, dokona� tego mo�e tylko on, Cbaoth. Je�li chodzi o�Pellaeona, to nie da� si� starcowi przekona�. W�ko�cu Imperator te� potrafi� w�ogromnym stopniu korzysta� z�Mocy, a�nie zdo�a� przewidzie� swojej �mierci pod Endorem. Jednak uwagi rzucane nieustannie przez mistrza Jedi sprawi�y, �e w�umys�ach oficer�w Thrawna, szczeg�lnie tych mniej do�wiadczonych, zaczyna�y kie�kowa� w�tpliwo�ci. By� to dla kapitana jeszcze jeden pow�d, dla kt�rego dzisiejszy atak po prostu musia� si� powie��. Ca�y plan opiera� si� bowiem w�r�wnym stopniu na klasycznych zasadach taktyki, co na dokonanej przez wielkiego admira�a interpretacji ukia�skiego etosu kulturowego - na niezachwianym przekonaniu Thrawna, �e w�najni�szej warstwie psychiki Ukianie �miertelnie boj� si� wszystkiego, co niemo�liwe. - Kt�rego� dnia si� pomyli - przerwa� rozmy�lania Pellaeona C�baoth. Kapitan zacisn�� usta. Kiedy u�wiadomi� sobie, �e starzec potrafi tak bez wysi�ku przenikn�� jego my�li, �cierp�a mu sk�ra na plecach. - Widz�, �e nie rozumie pan, co to znaczy poszanowanie czyjej� intymno�ci - warkn��. - Imperium to ja, kapitanie Pellaeon. - W�oczach Cbaotha pojawi�y si� fanatyczne b�yski. - Pa�skie my�li s� cz�ci� pa�skiej s�u�by dla mnie. - S�u�� tylko wielkiemu admira�owi Thrawnowi - odpar� Pellaeon. - Je�li pan chce, mo�e pan sobie w�to wierzy�. - Mistrz Jedi si� u�miechn��. - Ale teraz do rzeczy. Zajmijmy si� powa�nymi sprawami, sprawami naprawd� istotnymi dla Imperium. Chc�, �eby po sko�czonej bitwie przes�a� pan pewn� wiadomo�� na Wayland. - Zawieraj�c� naturalnie informacj� o�pa�skim niezw�ocznym tam przybyciu - wtr�ci� kapitan ironicznie. Starzec ju� od blisko miesi�ca zapowiada�, �e wkr�tce wr�ci do swego dawnego domu na Waylandzie i�przejmie nadz�r nad urz�dzeniami do klonowania, pozostawionymi przez Imperatora w�skarbcu w�g�rze Tantiss. Jak na razie by� zbyt zaj�ty podkopywaniem pozycji Thrawna, by uczyni� co� wi�cej w�tym celu. - Niech si� pan nie martwi, kapitanie Pellaeon - powiedzia� C�baoth z�niejakim rozbawieniem. - Kiedy przyjdzie na to czas, rzeczywi�cie wr�c� na Wayland. I�w�a�nie dlatego po bitwie prze�le pan tam rozkaz, by stworzono dla mnie klona. To b�dzie bardzo specjalny klon. Wcze�niej b�dzie musia� to zaaprobowa� wielki admira� Thrawn - pomy�la� natychmiast Pellaeon, ale nie wiadomo dlaczego g�o�no spyta�: - Jaki to ma by� model? - Kapitan, zdziwiony swoim pytaniem, zamruga� powiekami. Powt�rzy� w�my�lach ostatnie s�owa; tak, rzeczywi�cie je wypowiedzia�. Starzec ponownie si� u�miechn��; bawi�o go zmieszanie Pellaeona. - Po prostu chc� mie� s�u��cego - oznajmi�. - Kogo�, kto b�dzie tam czeka� na m�j powr�t. Stworzonego z�jednej z�pami�tkowych zdobyczy Imperatora - o�ile si� nie myl�, pr�bka ta nosi numer B2332-54. Naturalnie zobowi��e pan dow�dc� garnizonu do zachowania ca�kowitej dyskrecji. Nie zrobi� tego. - Dobrze - us�ysza� sw�j g�os Pellaeon. D�wi�k tego s�owa zupe�nie go zaskoczy�: przecie� wcale tak nie my�la�. Wr�cz przeciwnie: gdy tylko bitwa dobiegnie ko�ca, osobi�cie poinformuje Thrawna o�tym drobnym incydencie. - I�niech ta rozmowa pozostanie mi�dzy nami - rzuci� leniwie mistrz Jedi. - Kiedy pan wype�ni m�j rozkaz, natychmiast zapomni pan o�ca�ej sprawie. - Oczywi�cie - pokiwa� g�ow� kapitan. Chcia�, �eby starzec da� mu wreszcie spok�j. O, z�ca�� pewno�ci� zawiadomi o�wszystkim Thrawna. Wielki admira� ju� b�dzie wiedzia�, co z�tym zrobi�. Odliczanie dosz�o do zera i�na g��wnym monitorze �ciennym pojawi�a si� planeta Ukio. - Powinni�my w��czy� monitor taktyczny, mistrzu Cbaoth. - Jak pan sobie �yczy - machn�� r�k� starzec. Pellaeon si�gn�� ponad podw�jnym kr�giem monitor�w, nacisn�� odpowiedni klawisz i�na �rodku pokoju pojawi� si� hologram taktyczny. �Chimera� mkn�a ponad r�wnikiem po s�onecznej stronie planety w�kierunku wysokiej orbity; dziesi�� pancernik�w z�Floty Kata�skiej, wchodz�cych w�sk�ad grupy operacyjnej, rozdziela�o si� w�a�nie, by zaj�� zewn�trzne i�wewn�trzne pozycje obronne; od ciemnej strony planety nadlatywa� �Jastrz�b�, maj�cy pe�ni� funkcj� ubezpieczaj�c�. Pozosta�e statki, g��wnie transportowce i�inne jednostki handlowe, znika�y w�a�nie w�niewielkich lukach, jakie na kr�tko czyni�a dla nich w�polu ochronnym Stacja Kontroli Naziemnej. W�odleg�o�ci jakich� pi��dziesi�ciu kilometr�w od powierzchni Ukio unosi�a si� mglista niebieskawa skorupa. Na hologramie rozb�ys�y czerwono dwa punkty �wietlne - to transportowce prowadz�ce z��Jastrz�bia�; wygl�da�y tak samo niewinnie jak reszta statk�w, kt�re na gwa�t szuka�y jakiego� schronienia. Transportowce wraz z�holowanymi przez nie czterema niewidzialnymi towarzyszami. - Niewidzialnymi tylko dla tych, kt�rzy nie maj� oczu, by ich zobaczy� - mrukn�� Cbaoth. - A�zatem teraz jeste� ju� w�stanie dostrzec nawet te statki? - rzuci� szyderczo Pellaeon. - Twoje umiej�tno�ci Jedi rzeczywi�cie rozwijaj� si� w�osza�amiaj�cym tempie. Mia� nadziej�, �e zirytuje starca - cho�by troszeczk�. Jego wysi�ki okaza�y si� jednak ja�owe. - Umiem zobaczy� ludzi, kt�rzy s� w��rodku tych waszych cennych p�l maskuj�cych - stwierdzi� �agodnie Cbaoth. - Widz� ich my�li i�kieruj� ich pragnieniami. Jakie� znaczenie ma przy tym sam metal. Kapitan skrzywi� si� nieznacznie. - Podejrzewam, i� jest wiele rzeczy, kt�re nie maj� dla ciebie znaczenia - zauwa�y�. K�tem oka dostrzeg�, �e starzec si� u�miecha. - To, co nie ma znaczenia dla mistrza Jedi, nie jest tak�e istotne dla �wiata. Transportowce i�zamaskowane kr��owniki by�y ju� blisko pola ochronnego planety. - Gdy tylko przejd� przez pole, natychmiast odrzuc� liny holownicze - przypomnia� Cbaothowi Pellaeon. - Czy jeste� gotowy? Mistrz Jedi wyprostowa� si� na krze�le i�zmru�y� oczy. - Czekam na rozkazy wielkiego admira�a - rzuci� ironicznie. Kapitan popatrzy� na opanowan� twarz starca i�przeszed� go dreszcz. Stan�a mu przed oczami scena, kiedy to C�baoth po raz pierwszy zastosowa� kierowanie na odleg�o�� umys�ami innych ludzi. Przypomnia� sobie b�l, jaki odmalowa� si� wtedy na twarzy starca; ten wyraz niemal agonalnego napi�cia, kiedy wszystkimi si�ami walczy� o�to, by nie straci� kontaktu z�cz�onkami za��g. Nie min�y jeszcze dwa miesi�ce od chwili, gdy Thrawn stwierdzi� z�przekonaniem, i� Cbaoth nigdy nie b�dzie stanowi� zagro�enia dla Imperium, poniewa� nie jest w�stanie przez d�u�szy okres utrzyma� koncentracji. Ale najwyra�niej od tego czasu starzec opanowa� t� umiej�tno��. A zatem stanowi� dla Imperium zagro�enie, i�to bardzo powa�ne. Rozwa�ania Pellaeona przerwa� brz�czyk interkomu. - Kapitanie Pellaeon? Staraj�c si� odsun�� od siebie niepok�j zwi�zany z�mistrzem Jedi, m�czyzna si�gn�� ponad rz�dem monitor�w i�nacisn�� jaki� guzik. Przynajmniej w�tej chwili Flota Imperialna potrzebowa�a Cbaotha. A�jemu, na szcz�cie, ona te� by�a potrzebna. - Jeste�my gotowi, admirale - powiedzia�. - Czekajcie w�pogotowiu - poleci� Thrawn. - Za chwil� transportowce odrzuc� liny holownicze. - Ju� je odrzuci�y - rzek� starzec. - Kr��owniki nabra�y rozp�du... i�poruszaj� si� w�kierunku wyznaczonych pozycji. - Sprawd�, czy s� ju� poni�ej pola planetarnego - rozkaza� admira�. Po raz pierwszy na twarzy Cbaotha pojawi� si� dawny wyraz napi�cia. Zreszt� nic dziwnego; od kr��ownik�w oddziela�o �Chimer� pole maskuj�ce, kt�re blokowa�o te� prac� czujnik�w na tych statkach. Aby si� dowiedzie�, gdzie te jednostki dok�adnie s�, mistrz Jedi musia� precyzyjnie zlokalizowa� umys�y, z�kt�rymi nawi�za� kontakt. - Wszystkie cztery statki znajduj� si� ju� poni�ej pola planetarnego - poinformowa�. - Dok�adnie si� upewnij. Je�li si� mylisz, mistrzu Cbaoth... - Nie myl� si�, wielki admirale Thrawn - przerwa� mu ostro starzec. - Zrobi� w�tej bitwie to, co do mnie nale�y. A�pan niech si� zajmie swoj� dzia�k�. Przez chwil� interkom milcza�. Pellaeon skrzywi� si�, wyobra�aj�c sobie, jak� min� musi mie� teraz admira�. - A�wi�c dobrze, mistrzu Cbaoth - rozleg� si� w�ko�cu z�nadajnika spokojny g�os Thrawna. - Przygotuj si� do wype�nienia swojego zadania. Da�o si� s�ysze� ciche szcz�kni�cie: admira� uruchomi� kana� ��czno�ci. - Tu imperialny niszczyciel gwiezdny �Chimera� do starszyzny Ukio - powiedzia� Thrawn. - W�imieniu Imperium obwieszczam, �e uk�ad Ukio ponownie znajduje si� we w�adaniu Imperium, podlega jego prawu i�jest chroniony przez si�y zbrojne. Wy��czcie wasze pole ochronne, wezwijcie do baz wszystkie jednostki militarne i�przygotujcie si� do przekazania w�adzy. Nie by�o �adnej odpowiedzi. - Wiem, �e odbieracie t� wiadomo�� - ci�gn�� wielki admira�. - Je�li nie udzielicie odpowiedzi, uznam, i� odrzucacie pro�b� Imperium. A�wtedy b�d� zmuszony u�y� si�y. Znowu cisza. - Wysy�aj� kolejn� wiadomo�� - Pellaeon us�ysza� g�os oficera ��czno�ciowego. - Zdaj� si� bardziej podenerwowani ni� przy pierwszej. - Przy trzeciej z�pewno�ci� ca�kiem strac� g�ow� - rzuci� Thrawn. - Przygotujcie si� do pierwszej fazy ostrza�u. Mistrzu Cbaoth? - Kr��owniki s� gotowe, admirale - odpar� starzec. - Ja tak�e. - Oby rzeczywi�cie tak by�o - rzek� Thrawn z�ukryt� gro�b� w�g�osie. - Je�li nast�pi jakie� przesuni�cie w�czasie, to ca�e widowisko oka�e si� zupe�nie bezu�yteczne. Dzia�o turbolaserowe numer trzy: na m�j sygna� rozpocz�� pierwsz� seri� strza��w. Trzy... dwa... jeden... ognia! Na hologramie taktycznym wida� by�o, jak z�umieszczonych na burcie �Chimery� dzia� turbolaserowych wystrzeli�a podw�jna smuga zielonego ognia i�pomkn�a w�stron� planety. Salwy uderzy�y w�niebieskaw� powierzchni� pola planetarnego. Gdy energia wi�zki turbolaserowej uleg�a rozproszeniu, smugi rozbryzn�y si� nieco i�- odbite od pola ochronnego - ponownie poszybowa�y w�kierunku przestrzeni kosmicznej... Dok�adnie w�tym samym momencie dwa zamaskowane kr��owniki, kt�re uprzednio dosta�y si� poni�ej pola planetarnego i�teraz unosi�y si� na silnikach manewrowych, odda�y strza�y. Turbolaserowe wi�zki z�sykiem pomkn�y przez atmosfer� w�stron� dw�ch najwi�kszych powietrznych baz obronnych Ukio. Tak� w�a�nie sekwencj� zdarze� obserwowa� Pellaeon. Ukianom, kt�rzy nie mieli poj�cia o�istnieniu zamaskowanych kr��ownik�w, musia�o si� wydawa�, i� oddane przez �Chimer� salwy bez problemu pokona�y nieprzenikliwe dot�d pole ochronne planety. - Nadawana przez nich trzecia wiadomo�� zosta�a nagle przerwana - zameldowa� oficer ��czno�ciowy z�wyra�n� ironi�. - Chyba zdo�ali�my ich zaskoczy�. - Utwierd�my ich w�przekonaniu, �e to nie by� dla nas jedynie �ut szcz�cia - powiedzia� Thrawn. - Przygotujcie si� do drugiej serii strza��w. Mistrzu Cbaoth? - Kr��owniki s� gotowe. - Dzia�o turbolaserowe numer dwa: na m�j sygna� rozpocz�� drug� seri� strza��w. Trzy... dwa... jeden... ognia! Ponownie wystrzeli�y z��Chimery� zielone smugi i�zn�w zamaskowane kr��owniki z�wielk� precyzj� odda�y swoje salwy. - Dobra robota - pochwali� Thrawn. - Mistrzu Cbaoth, przesu� kr��owniki na pozycje wyznaczone do oddania trzeciej i�czwartej serii strza��w. - Jak pan ka�e, admirale. Pellaeon bezwiednie skuli� si� w�sobie. Czwarta seria strza��w mia�a zosta� wycelowana w�dwa z�trzydziestu zachodz�cych na siebie generator�w ukia�skiego pola planetarnego. Przypuszczenie tego ataku oznacza�oby, i� Thrawn porzuci� sw�j g��wny zamiar, jakim mia�o by� przej�cie systemu obronnego planety bez uszkadzania go. - Halo, imperialny niszczyciel gwiezdny �Chimera�. Tu Tol dosLla ze starszyzny Ukio - dolecia� z�g�o�nika interkomu nieco dr��cy g�os. - Prosimy, by�cie zaprzestali bombardowania Ukio. Chcemy uzgodni� warunki kapitulacji. - Moje warunki s� bardzo proste - rzek� Thrawn. - Zaczniecie od wy��czenia pola ochronnego planety i�pozwolicie wyl�dowa� moim oddzia�om. Nast�pnie przeka�ecie im kontrol� nad generatorami pola i�nad ca�� broni� typu ziemiaprzestrze�. Wszystkie pojazdy zbrojne wi�ksze od �migaczy zostan� skierowane do wydzielonych baz wojskowych, gdzie nadz�r nad nimi b�dzie sprawowa� Imperium. Cho�, naturalnie, zasadniczo nadal b�dziecie suwerenni - w�waszych r�kach pozostanie ca�y system polityczny i�spo�eczny. O�ile, oczywi�cie, wasi ludzie b�d� si� nale�ycie sprawowa�. - A�kiedy ju� te zmiany zostan� wprowadzone w��ycie? - Wtedy staniecie si� cz�ci� Imperium i�b�dziecie zobligowani do przestrzegania wynikaj�cych z�tego faktu praw i�obowi�zk�w. - Nie zostaniemy obarczeni zwi�kszonym podatkiem wojennym? - spyta� podejrzliwie dosLla. - Nie b�dzie przymusowego poboru do wojska naszej m�odzie�y? Pellaeon wyobrazi� sobie z�owieszczy u�miech, kt�ry niew�tpliwie zago�ci� teraz na twarzy wielkiego admira�a. Nie, Imperium ju� nigdy wi�cej nie b�dzie si� musia�o k�opota� przymusow� rekrutacj�. Zapewnia mu to zgromadzona przez Imperatora kolekcja kom�r do klonowania spaarti, kt�r� ma obecnie w�swoim posiadaniu. - Odpowied� na pa�skie drugie pytanie brzmi: nie. A�co si� tyczy pierwszego, b�dzie to zale�a�o od okoliczno�ci - oznajmi� Ukianinowi Thrawn. - Niew�tpliwie zdajecie sobie spraw� z�tego, �e wi�kszo�� kontrolowanych przez Imperium planet p�aci w�tej chwili zwi�kszony podatek wojenny. Niemniej jednak istniej� pewne wyj�tki i�jest wysoce prawdopodobne, �e wasz wk�ad w�wojn� ograniczy si� jedynie do zwi�kszenia produkcji �ywno�ci i�pe�niejszego wykorzystania waszych zak�ad�w przetw�rczych. Rozm�wca wielkiego admira�a przez d�u�sz� chwil� milcza�. Pellaeon u�wiadomi� sobie, �e dosLla nie jest g�upcem i�doskonale rozumie, jakie plany wi��e z�jego planet� Thrawn. Najpierw Imperium przejmie bezpo�redni� kontrol� nad systemem obronnym ziemiaprzestrze�; nast�pnie zacznie nadzorowa� spos�b rozdzia�u �ywno�ci, zak�ady przetw�rstwa spo�ywczego, a�wreszcie farmy i�rozleg�e pastwiska; i�w bardzo kr�tkim czasie ca�a planeta zostanie zepchni�ta do roli zaplecza �ywno�ciowego dla imperialnej machiny wojennej. Ukianin wiedzia� jednak, i� alternatyw� jest sta� bezradnie z�boku i�patrze�, jak jego planeta jest bezlito�nie i�doszcz�tnie niszczona. - Halo, �Chimera�, w�ge�cie dobrej woli wy��czymy planetarne pole ochronne - rzek� w�ko�cu prowokacyjnie dosLla, cho� w�jego g�osie da�o si� te� wyczu� nut� rezygnacji. - Ale zanim przeka�emy generatory i�bro� ziemiaprzestrze� imperialnym si�om zbrojnym, chcemy uzyska� jak�� gwarancj� bezpiecze�stwa dla mieszka�c�w Ukio i�ich ziem. - Naturalnie - rzuci� Thrawn bez cienia satysfakcji, kt�r� niechybnie zdradzi�oby w�takiej chwili wi�kszo�� imperialnych dow�dc�w. Pellaeon nie mia� najmniejszych w�tpliwo�ci co do tego, i� by� to zabieg kurtuazyjny, zaplanowany r�wnie starannie jak ca�y atak. Stworzenie starszy�nie ukia�skiej okazji do tego, by mog�a si� podda� z�godno�ci�, bez w�tpienia os�abi jej op�r wobec zwierzchnictwa Imperium a� do czasu, gdy na jakikolwiek sprzeciw b�dzie ju� za p�no. - Zaraz wy�l� swojego przedstawiciela, kt�ry przedyskutuje z�waszym rz�dem szczeg�owe warunki - ci�gn�� admira�. - Zak�adam, i� nie macie nic przeciwko temu, by nasze si�y zaj�y tymczasem wst�pne pozycje obronne? - Nie zg�aszamy sprzeciwu - powiedzia� dosLla z�oci�ganiem, wzdychaj�c przy tym nieznacznie. - Wy��czamy pole ochronne. Widoczna uprzednio na monitorze niebieskawa mgie�ka teraz si� rozp�yn�a. - Mistrzu Cbaoth, niech kr��owniki przesun� si� gdzie� dalej - rozkaza� Thrawn. - Nie chcemy, by wpad�y na nie jakie� statki desantowe. Generale Covell, mo�e pan przyst�pi� do przetransportowania pa�skich ludzi na powierzchni� Ukio. Niech zajm� rutynowe pozycje obronne wok� wszystkich cel�w. - Zrozumia�em, panie admirale - zameldowa� Covell nieco ura�onym tonem. Pellaeon u�miechn�� si� pod nosem. Dopiero dwa tygodnie temu najwy�si dow�dcy armii i�floty zostali wtajemniczeni w�zwi�zany z�g�r� Tantiss projekt produkcji klon�w; Covell by� jednym z�tych, kt�rzy nie zdo�ali si� jeszcze w�pe�ni oswoi� z�t� nowin�. Jego sceptyczne nastawienie mog�o mie� tak�e zwi�zek z�tym, �e spo�r�d kompanii, kt�re mia� w�a�nie sprowadzi� na planet�, trzy sk�ada�y si� wy��cznie z�klon�w. Na hologramie taktycznym pojawi�a si� pierwsza fala statk�w desantowych i�stanowi�cych ich eskort� my�liwc�w, kt�re w�a�nie opu�ci�y hangary �Chimery� i��Jastrz�bia�. Wszystkie ruszy�y w�stron� obranych uprzednio cel�w. Za�ogi statk�w desantowych, kt�re mia�y niebawem przyst�pi� do wykonania imperialnych rozkaz�w, sk�ada�y si� wy��cznie z�klon�w. Par� minut temu doskonale wywi�za�y si� ze swojego zadania na spowitych polem maskuj�cym kr��ownikach. Pellaeon zmarszczy� brwi, gdy� nagle przysz�a mu do g�owy niepokoj�ca my�l. Czy�by Cbaoth by� w�stanie tak sprawnie kierowa� ogromn� za�og� dlatego, �e sk�ada�a si� ona jedynie z�wariant�w oko�o dwudziestu r�nych umys��w? Czy te� dlatego - co wydawa�o si� jeszcze bardziej niebezpieczne - i� Joruus Cbaoth tak naprawd� sam by� klonem? Tak czy inaczej, czy nie oznacza�o to przypadkiem, �e projekt Tantiss daje starcowi konkretne atuty w�jego walce o�w�adz�? Takie niebezpiecze�stwo wydawa�o si� ca�kiem realne. Kolejna sprawa, na kt�r� b�dzie musia� zwr�ci� uwag� Thrawnowi. Kapitan zerkn�� na starca, poniewczasie przypominaj�c sobie, �e w�obecno�ci mistrza Jedi niczyje my�li nie s� jego prywatn� w�asno�ci�. Ale Cbaoth, umy�lnie czy te� nie, nawet na niego nie spojrza�. Z�zamglonymi oczami i��ci�gni�t� twarz� wpatrywa� si� nieruchomo przed siebie. Na jego ustach zacz�� igra� lekki u�miech. - Mistrzu Cbaoth? - Oni tam s� - wyszepta� starzec ochryp�ym g�osem. - S� tam - powt�rzy� ju� nieco g�o�niej. Pellaeon obrzuci� zdumionym spojrzeniem hologram taktyczny. - Kto i�gdzie? - spyta�. - S� na Filve - oznajmi� Cbaoth i�z szale�czym b�yskiem w�oku spojrza� na kapitana. - Moi Jedi s� na Filve. - Mistrzu Cbaoth, upewnij si�, �e kr��owniki zaj�y skrajne pozycje - rozleg� si� surowy g�os Thrawna. - A�potem zdaj mi raport z�przebiegu atak�w pozoruj�cych... - Moi Jedi s� na Filve - przerwa� mu starzec. - Co mnie obchodz� twoje ataki? - Cbaoth... Mistrz Jedi wy��czy� interkom machni�ciem r�ki. - No, Leio Organo Solo - wyszepta� �agodnie - teraz jeste� moja. �Sok� Milenium� skr�ci� gwa�townie w�prawo, w�ostatniej chwili umykaj�c imperialnemu my�liwcowi; ogie� wrogich dzia� laserowych razi� w�ciekle pust� przestrze�, nie mog�c dosi�gn�� republika�skiego transportowca. W�wyniku raptownego manewru statkiem porz�dnie zatrz�s�o; zacisn�wszy mocno z�by Leia Organa Solo patrzy�a, jak jeden z�eskortuj�cych �Soko�a� pojazd�w celnym strza�em zamieni� imperialny my�liwiec w�chmur� ognistego py�u. Widoczne przez klap� kabiny niebo zawirowa�o, gdy republika�ski transportowiec powr�ci� na w�a�ciwy kurs. - Uwaga! - j�kn�� siedz�cy za plecami ksi�niczki Threepio, gdy z�warkotem silnik�w zacz�� si� ku nim zbli�a� kolejny my�liwiec Imperium. Ostrze�enie by�o zbyteczne: z�pozoru niezgrabny �Sok� ju� ustawia� si� tak, by stworzy� odpowiedni� pozycj� strzeleck� dla umieszczonego pod kad�ubem dzia�a laserowego. Mimo i� drzwi kabiny pilota by�y zamkni�te, Leia us�ysza�a s�aby odg�os pot�nego okrzyku wojennego Wookiech i�par� sekund p�niej imperialny pojazd podzieli� los swego poprzednika. - Dobry strza�, Chewie - zawo�a� do interkomu Han Solo, ponownie wyr�wnuj�c lot maszyny. - Wedge? - Ci�gle jestem z�wami - rozleg� si� natychmiast g�os Antillesa. - Na razie mamy spok�j, ale ju� leci w�naszym kierunku kolejna fala my�liwc�w Imperium. - Tak. - Han zerkn�� na �on�. - No, kochanie, decyzja nale�y do ciebie. W�dalszym ci�gu masz zamiar tu wyl�dowa�? Threepio wyda� z�siebie kr�tkie, elektroniczne westchnienie. - Ale� kapitanie Solo, nie sugeruje pan chyba... - Zamknij si�, Z�ota Tyczko - przerwa� mu Han bez ogr�dek. - Leia. Ksi�niczka popatrzy�a przez klap� kabiny na imperialny niszczyciel gwiezdny i�osiem pancernik�w widocznych na tle obleganej przez nie planety. Wrogie statki st�oczy�y si� wok� Filve jak minoki doko�a nie os�oni�tego generatora mocy. To mia�a by� jej ostatnia misja dyplomatyczna przed narodzeniem bli�ni�t: kr�tki wypad, maj�cy na celu u�agodzenie zaniepokojonych w�adz Filve i�przekonanie planet w�tym sektorze, �e Nowa Republika jest zdecydowana ich broni�. Chyba nie bardzo si� to powiod�o... - Nie ma szans, by�my zdo�ali si� tam dosta� - stwierdzi�a niech�tnie. - A�nawet gdyby si� to uda�o, w�tpi�, �eby Filvianie odwa�yli si� na wy��czenie pola planetarnego, by nas tam wpu�ci�. Lepiej si� st�d zabierajmy. - �wietny pomys� - mrukn�� Han. - Wedge? Wycofujemy si�. Trzymajcie si� blisko nas. - Zrozumia�em. Musicie nam da� kilka minut na skalkulowanie skoku w�nadprzestrze�. - Nie zawracajcie sobie g�owy - rzuci� Solo, odwracaj�c si� do komputera nawigacyjnego. - Podamy wam odpowiednie wsp�rz�dne. - Dobra - rzek� Antilles. - �elazny Dywizjon: szyk os�onowy. - Wiesz, zaczynam ju� mie� dosy� tego wszystkiego - oznajmi� �onie Han, zn�w siadaj�c twarz� do przyrz�d�w. - O�ile si� nie myl�, m�wi�a�, �e ci twoi Noghri mieli ci� wreszcie zostawi� w�spokoju. - To nie ma nic wsp�lnego z�Noghrimi - potrz�sn�a g�ow� Leia, czuj�c nagle jaki� niesprecyzowany niepok�j. Czy�by si� jej wydawa�o, czy te� oblegaj�ce Filve imperialne statki rzeczywi�cie zacz�y zmienia� szyk? - To wielki admira� Thrawn urz�dza sobie zabaw� przy pomocy pancernik�w z�Ciemnej Flotylli. - Tak - przyzna� cicho Solo i�ksi�niczka a� si� skuli�a, s�ysz�c, jak wielka gorycz zabrzmia�a w�jego g�osie. Mimo i� wszyscy gor�co przekonywali Hana, �e jest inaczej, on w�dalszym ci�gu uwa�a�, i� jest osobi�cie odpowiedzialny za to, �e bezpa�skie statki z�Floty Kata�skiej - zwanej Ciemn� Flotyll� - trafi�y w�r�ce Thrawna, a�nie Nowej Republiki. - Nie s�dzi�em, �e zdo�a je tak szybko doprowadzi� do u�ytku - doda� po chwili, ustawiaj�c �Soko�a� ty�em do Filve, a�przodem do pustki kosmosu. Leia z�trudem prze�kn�a �lin�. Dziwny niepok�j nadal nie ust�powa�. - Mo�e ma dostatecznie du�o kom�r klonuj�cych spaarti, by opr�cz �o�nierzy wyprodukowa� te� in�ynier�w i�technik�w. - To rzeczywi�cie zabawna my�l - rzuci� Han. Ksi�niczka wyczu�a, �e jego tak�e co� zastanowi�o. - Wedge - zawo�a� do nadajnika - zerknij w�stron� Filve i�powiedz, czyja mam jakie� przywidzenia. Z g�o�nika rozleg�o si� zdumione westchnienie Antillesa. - Chodzi ci o�to, �e ca�a Flota Imperium przerwa�a atak i�rusza w�nasz� stron�? - W�a�nie. - To chyba nie jest przywidzenie - stwierdzi� Wedge. - Najwy�szy czas st�d zmyka�. - Tak - wycedzi� Solo. - Mo�liwe. Leia obrzuci�a m�a zdziwionym spojrzeniem. Co� w�g�osie Hana j� zastanowi�o... - Han? - Filvianie na pewno wezwaliby pomoc przed podniesieniem pola planetarnego, prawda? - zwr�ci� si� Solo do ksi�niczki. Mia� zamy�lony wyraz twarzy. - Tak - rzek�a ostro�nie Leia. - A�najbli�sza baza Nowej Republiki to Ord Pardron, tak? - To prawda. - Dobra. �elazny Dywizjon: zmieniamy kurs nieco w�prawo. Trzymajcie si� blisko mnie. Han nacisn�� jaki� klawisz na tablicy przyrz�d�w i��Sok� wszed� w�ostry skr�t. - Uwa�aj! - rzuci� ostrzegawczo Wedge. - W�ten spos�b kierujemy si� znowu ku grupie imperialnych my�liwc�w. - Nie zalecimy a� tak daleko - zapewni� go Solo. - A�oto nasz nowy kurs. - Wyr�wna� lot maszyny w�nowo obranym kierunku i�zerkn�� na tylny monitor kontrolny. - Dobrze: wci�� nas �cigaj�. Ze stoj�cego za jego plecami komputera nawigacyjnego rozleg�o si� pikni�cie informuj�ce o�tym, �e wsp�rz�dne do skoku w�nadprzestrze� s� ju� gotowe. - Wedge, mamy dla ciebie te wsp�rz�dne - oznajmi�a Leia, si�gaj�c do nadajnika. - Poczekajcie chwil� - przerwa� jej Antilles. - Mamy towarzystwo z�prawej. Ksi�niczka spojrza�a we wskazanym kierunku i�poczu�a nag�y ucisk w�gardle. Nadci�gaj�ce my�liwce Imperium zbli�a�y si� bardzo szybko i�by�y ju� na tyle blisko, �e mog�y przechwyci� ewentualn� wiadomo�� skierowan� przez �Soko�a� do jego eskorty. Podanie teraz Wedge�owi wsp�rz�dnych skoku w�nadprzestrze� by�oby otwartym zaproszeniem do tego, by po drugiej stronie czeka� na nich imperialny komitet powitalny. - Mo�e ja m�g�bym pom�c, Wasza Wysoko�� - zaofiarowa� si� natychmiast Threepio. - Jak pani wiadomo, umiem si� biegle komunikowa� na ponad sze�� milion�w sposob�w. M�g�bym na przyk�ad przes�a� kapitanowi Antillesowi te wsp�rz�dne w�handlowym j�zyku burdist lub vaathkree... - A�potem przes�a�by� mu t�umaczenie? - ostudzi� go Han. - Naturalnie... - Android urwa� nagle. - O�rety - powiedzia� z�zak�opotaniem. - No, nic si� nie martw - rzuci� Solo. - Wedge, dwa lata temu by�e� na Xyquine, prawda? - Tak. Rozumiem. Manewr Krakena? - W�a�nie. Zaczynamy na dwa: raz, dwa. Przez klap� w�kabinie pilota Leia zobaczy�a, �e republika�skie my�liwce ustawiaj� si� wok� �Soko�a� w�jakim� skomplikowanym szyku. - Co nam to da? - spyta�a. - Mo�liwo�� ucieczki - odpar� Han, ponownie zerkaj�c na tylny monitor kontrolny. - We� te wsp�rz�dne, dodaj dwa do ostatniej cyfry ka�dej liczby i�prze�lij wynik Wedge�owi. - Rozumiem - pokiwa�a g�ow� ksi�niczka i�zabra�a si� do pracy. Zmiana drugiej cyfry nie wp�ynie znacz�co na zmian� kierunku ich ucieczki, a�w zwi�zku z�tym Imperium bez w�tpienia nabierze si� na t� sztuczk�; jednocze�nie ta drobna korekta sprawi, �e ewentualna ob�awa b�dzie czeka�a dobre kilka lat �wietlnych od faktycznego celu. - Sprytne. A�ten manewr my�liwc�w by� jedynie przykrywk� dla ca�ej operacji? - Dok�adnie. Postronnemu obserwatorowi wydaje si�, �e tylko o�to chodzi�o. To taka ma�a sztuczka, kt�r� wymy�li� Pash Kraken po nieudanej akcji w�okolicach Xyquine. - Solo jeszcze raz spojrza� na tylny monitor. - Chyba mamy dostateczn� przewag�, by si� z�nimi jeszcze troch� pobawi�. - To nie skaczemy w�nadprzestrze�? - zaniepokoi�a si� Leia. Natychmiast stan�a jej przed oczami pewna niemi�a historia: szalona ucieczka z�Hoth, kiedy to siedzia� im na karku Darth Vader i�ca�a jego flota, a�w krytycznym momencie okaza�o si�, �e uk�ad nap�du nadprzestrzennego jest zepsuty... - Nie martw si�, kochanie - rzuci� Han, zerkaj�c na ni� spod oka. - Dzisiaj nap�d nadprzestrzenny dzia�a doskonale. - Miejmy nadziej� - mrukn�a bez przekonania. - Dop�ki nas �cigaj�, nie stanowi� zagro�enia dla Filve - ci�gn�� Solo. - I�im dalej ich st�d odci�gniemy, tym wi�cej damy czasu posi�kom, kt�re maj� nadej�� z�Ord Pardron. Ksi�niczka ju� otwiera�a usta, �eby co� odpowiedzie�, ale przeszkodzi� jej o�lepiaj�co zielony b�ysk salwy, kt�ra dos�ownie o�milimetry min�a kad�ub �Soko�a�. - Wiesz co, my�l�, �e dali�my im ju� dostatecznie du�o czasu - oznajmi�a m�owi. Poczu�a, jak ukryte w�jej wn�trzu dzieci dr�� z�niepokoju. - Czy mo�emy si� st�d wreszcie wynie��? Kolejny strza� odbi� si� od g�rnej pow�oki ochronnej statku. - Tak, chyba masz racj� - przyzna� Solo. - Wedge? Jeste� got�w, by opu�ci� to przyj�cie? - W�ka�dej chwili - zameldowa� Antilles. - Ruszajcie. Polecimy za wami, gdy tylko troch� oczy�cimy teren. - Dobra. - Han uj�� d�wignie nap�du nadprzestrzennego i�poci�gn�� je delikatnie do siebie. Widoczne przez klap� kabiny gwiazdy ust�pi�y miejsca �wietlnym smugom. Byli ju� bezpieczni. Leia nabra�a g��boko w�p�uca powietrza i�powoli je wypu�ci�a. Czu�a, �e bli�ni�ta w�dalszym ci�gu s� podenerwowane i�postanowi�a si�gn�� do nich umys�em, by je uspokoi�. Cz�sto przychodzi�o jej do g�owy, �e to zupe�nie niepowtarzalne doznanie dotyka� umys��w istot, kt�re zamiast s��w i�obraz�w pos�uguj� si� jedynie uczuciami i�doznaniami. By�o to co� zupe�nie innego ni� kontakt z�umys�ami Hana, Luke�a czy innych przyjaci�. A tak�e co� skrajnie r�nego od dotyku tajemniczego umys�u, kt�ry z�daleka koordynowa� atak imperialnych si� zbrojnych. Drzwi za plecami Leii rozsun�y si� i�do kabiny wszed� Chewbacka. - Nie�le strzela�e�, Chewie - pochwali� Wookiego Solo, gdy pot�ny futrzak opad� na miejsce pasa�era po lewej stronie kabiny, obok Threepia. - Mia�e� jakie� k�opoty z�d�wigni� poruszaj�c� dzia�o w�poziomie? Chewbacka zaprzeczy� burkliwie. Na chwil� utkwi� w�ksi�niczce badawcze spojrzenie ciemnych oczu, po czym wymrucza� jakie� pytanie. - Nic mi nie jest - zapewni�a Chewiego Leia, t�umi�c �zy, kt�re nie wiadomo dlaczego nap�yn�y jej nagle do oczu. - Naprawd�. Zerkn�a na m�a, kt�ry tak�e patrzy� na ni� przenikliwym wzrokiem. - Co� ci� zaniepokoi�o? - spyta�. - To by� tylko zwyk�y atak Imperium. Nie ma si� czym przejmowa�. - Nie o�to chodzi, Han - potrz�sn�a g�ow� ksi�niczka. - Tam by�o co� jeszcze. Jakby... - Zn�w pokr�ci�a g�ow�. - Sama nie wiem. - Mo�e to by�o co� podobnego do niemocy, jak� odczu�a pani pod Endorem - podsun�� skwapliwie Threepio. - No, wtedy jak pani zas�ab�a, gdy ja i�Chewbacka naprawiali�my... Wookie warkn�� ostrzegawczo i�android urwa� raptownie, ale by�o ju� za p�no. - Nie, pozw�l mu m�wi� - odezwa� si� Solo, spogl�daj�c na �on� z�podejrzliwo�ci� i�niepokojem. - Co to by�a za niemoc? - Han, to naprawd� nic takiego - zapewni�a Leia, bior�c go za r�k�. - Na orbicie, kt�r� pocz�tkowo obrali�my nad Endorem, w�pewnym momencie znale�li�my si� w�miejscu, gdzie eksplodowa�a Gwiazda �mierci. Przez kilka sekund odczuwa�am blisko siebie obecno�� Imperatora. To wszystko. - Ach, to wszystko - powt�rzy� Solo ironicznie, gromi�c Chewback� wzrokiem. - Martwy Imperator usi�uje ci� z�apa� w�swoje sid�a, a�ty nawet nie uwa�asz za stosowne mi o�tym powiedzie�? - Nie gadaj g�upstw - zbeszta�a go ksi�niczka. - Naprawd� nie by�o powodu do niepokoju: wszystko szybko si� sko�czy�o i�nie mia�am ju� dalszych sensacji. M�wi� serio. Zreszt� w�okolicach Filve odczuwa�am co� zupe�nie innego. - Mi�o mi to s�ysze� - rzuci� Han, nie daj�c za wygran�. - A�czy po powrocie da�a� si� przebada� lekarzom? - No, w�zasadzie nie mia�am ani chwili wolnej... - Doskonale. W�takim razie zrobisz to zaraz, jak wr�cimy na Comscant. Leia z�westchnieniem pokiwa�a g�ow�. Zna�a ten ton; a�poza tym sama nie by�a pewna, co w�tej sytuacji nale�y zrobi�. - Dobrze, o�ile znajd� na to czas. - Postarasz si� o�to, kochanie - oznajmi� rozkazuj�co Solo. - A�jak nie, to ka�� Luke�owi, gdy tylko wr�ci, zamkn�� ci� w�centrum medycznym. M�wi� powa�nie. Ksi�niczka �cisn�a m�a za r�k�, w�tej samej chwili czuj�c ucisk w�sercu. Luke, sam gdzie� daleko na terytorium Imperium... Ale z�nim wszystko by�o w�porz�dku. Nie mog�o by� inaczej. - Dobrze - zwr�ci�a si� do m�a. - Dam si� przebada�. Obiecuj�. - Doskonale - powiedzia�, przygl�daj�c si� jej badawczo. - A�co takiego odczu�a� tam, na Filve? - Nie wiem. - Zawaha�a si� na chwil�. - Mo�e to by�o uczucie podobne do tego, jakiego Luke do�wiadczy� na �Katanie�. Wiesz, kiedy na statku wyl�dowa�a grupa imperialnych klon�w. - Tak - rzuci� Han z�pow�tpiewaniem. - Mo�liwe. Chocia� te pancerniki by�y bardzo daleko. - Ale na pewno by�o na nich du�o wi�cej klon�w. - Tak, mo�liwe - powt�rzy� Solo. - No c�... chyba zabierzemy si� z�Chewiem do reperowania tego jonowego stabilizatora topnikowego, nim ca�kiem wysi�dzie. Kochanie, poradzisz sobie tutaj sama? - Oczywi�cie - zapewni�a Leia, ciesz�c si�, �e ta niepokoj�ca rozmowa dobieg�a wreszcie ko�ca. - Mo�ecie spokojnie i��. O innej ewentualno�ci wola�a w�tej chwili nie my�le�. Od dawna kr��y�y plotki, �e Imperator by� w�stanie u�ywa� Mocy do sprawowania bezpo�redniej kontroli nad swoimi si�ami zbrojnymi. Je�li �w mistrz Jedi, kt�rego Luke spotka� na Jomarku, posiada� t� sam� umiej�tno��... Ksi�niczka pog�adzi�a r�k� brzuch, koncentruj�c si� na drzemi�cych w�jej wn�trzu male�kich umys�ach. Nie, teraz zdecydowanie nie mia�a ochoty si� nad tym zastanawia�. - Zak�adam - powiedzia� Thrawn z�w�a�ciwym sobie spokojem - �e zechcesz si� jako� wyt�umaczy�. Cbaoth powoli, z�namaszczeniem podni�s� g�ow� znad podw�jnego rz�du monitor�w w�kabinie dowodzenia i�spojrza� na wielkiego admira�a. Na wielkiego admira�a, a�tak�e - z�nie skrywan� pogard� - na isalamira rozci�gni�tego na stela�u przewieszonym przez rami� Thrawna. - A�czy ty, admirale, tak�e masz co� na swoje wyt�umaczenie? - spyta� hardo. - Przerwa�e� atak pozoruj�cy na Filve - rzek� Thrawn, ignoruj�c pytanie starca. - A�nast�pnie pos�a�e� ca�� flot� w�bezsensowny po�cig donik�d. - A�ty, wielki admirale, nie zdo�a�e� sprowadzi� do mnie moich Jedi - odparowa� Cbaoth. Pellaeon z�niepokojem zauwa�y�, �e mistrz Jedi stopniowo podnosi g�os. - Ty, twoi ograniczeni Noghri, ca�e Imperium: wszyscy zawiedli�cie. - Czy�by? - rzuci� Thrawn, mru��c swoje czerwone, gorej�ce oczy. - A�czy to tak�e nasza wina, �e nie uda�o ci si� zatrzyma� Luke�a Skywalkera, kiedy dostarczyli�my ci go na Jomark? - To nie wy go dostarczyli�cie - zaprzeczy� �ywo starzec. - Sprowadzi�em go tam dzi�ki Mocy... - To wywiad Imperium rozpu�ci� pog�osk�, �e powr�ci� Jorus Cbaoth i��e widziano go na Jomarku - przerwa� mu admira� lodowatym tonem. - Zawi�z� ci� tam statek Imperium; to nasi ludzie zbudowali i�wyposa�yli dla ciebie dom; to imperialni in�ynierowie skonstruowali zamaskowan� wysp�, kt�ra s�u�y�a ci za l�dowisko. My jako Imperium zrobili�my to, co do nas nale�a�o, by Skywalker wpad� w�twoje r�ce. To ty nie potrafi�e� go przy sobie zatrzyma�. - Nie! - warkn�� Cbaoth. - Skywalker opu�ci� Jomark dlatego, �e Mara Jad� wymkn�a si� wam spod kontroli i�zwr�ci�a jego umys� przeciwko mnie. I�zap�aci mi za to. S�yszysz? S�ono mi za to zap�aci. Thrawn przez chwil� milcza�. - Ca�� flot� skierowan� do ataku na Filve rzuci�e� w�po�cig za �Soko�em Milenium� - powiedzia� w�ko�cu, odzyskawszy panowanie nad sob�. - Czy uda�o ci si� schwyta� Lei� Organ� Solo? - Nie - mrukn�� starzec. - Ale to nie dlatego, �e ona nie chce do mnie przyj��. Chce. Tak samo zreszt� jak Skywalker. Admira� wymieni� szybkie spojrzenia z�Pellaeonem. - Ona chce do ciebie przyj��? - spyta�. - Bardzo - odpar� Cbaoth z�b�ogim u�miechem. Jego g�os straci� nagle stanowczo��, sta� si� prawie marzycielski... - Chce, abym uczy� jej dzieci - ci�gn��, omiataj�c wzrokiem kabin� dowodzenia - bym przekaza� im tajniki nauki Jedi. Bym je ukszta�towa� na sw�j w�asny obraz. Poniewa� to ja jestem jedynym mistrzem. - Ponownie spojrza� na Thrawna. - Musisz j� do mnie przyprowadzi�, wielki admirale - rzek� z�powag� i�b�aganiem w�g�osie. - Musimy j� uwolni� od ogranicze�, jakich do�wiadcza w�r�d ludzi, kt�rzy boj� si� jej Mocy. Je�li tego nie zrobimy, zniszcz� j�. - Naturalnie, �e to zrobimy - powiedzia� Thrawn �agodnie. - Ale musisz zostawi� to zadanie mnie. Potrzebuj� jeszcze troch� czasu. Cbaoth w�zamy�leniu zmarszczy� brwi, odruchowo si�gaj�c po ukryty pod d�ug� brod� medalion. Patrz�c na niego, Pellaeon poczu� nag�y dreszcz. Wielokrotnie by� ju� �wiadkiem podobnych scen, ale jako� nie m�g� si� przyzwyczai� do nag�ych zmian nastroju tego szalonego klona. Wiedzia�, �e problem ten dotyczy wszystkich wczesnych eksperyment�w z�klonami: trwa�e rozchwianie uczuciowe i�emocjonalne, odwrotnie proporcjonalne do d�ugo�ci cyklu produkcji danego duplikatu. Nie ocala�o zbyt wiele prac naukowych z�czas�w wojen klonowych, ale kapitan natkn�� si� na jak�� rozprawk�, kt�rej autor dowodzi�, i� �aden klon, wyhodowany w�okresie kr�tszym ni� rok, nie b�dzie dostatecznie zr�wnowa�ony, by prze�y� poza �ci�le kontrolowanym �rodowiskiem. Bior�c pod uwag� zniszczenia, jakie spowodowali w�ca�ej galaktyce, Pellaeon zawsze zak�ada�, �e mistrzowie klonowania znale�li w�ko�cu cho�by cz�ciowe rozwi�zanie tego problemu. A�czy uda�o im si� ustali� w�a�ciw� przyczyn� szale�stwa - to ju� zupe�nie inna kwestia. Bardzo mo�liwe, i� dopiero Thrawn b�dzie tym, kt�ry to zrozumie. - A�wi�c dobrze, admirale - odezwa� si� nagle C�baoth. - Dam panu jeszcze jedn� szans�. Ale ostrzegam: ta b�dzie ju� naprawd� ostatnia. Potem wezm� sprawy w�swoje r�ce. - Patrz�ce spod krzaczastych brwi oczy b�ysn�y z�owieszczo. - I�jeszcze jedno: je�li nie jest pan w�stanie wype�ni� tak prostego zadania, to by� mo�e dojd� do przekonania, �e nie zas�uguje pan na to, by dowodzi� si�ami zbrojnymi Imperium. W oczach Thrawna zap�on�� gniew, ale admira� jedynie sk�oni� nieznacznie g�ow�. - Przyjmuj� twoje wyzwanie, mistrzu Cbaoth. - To dobrze. - Starzec ostentacyjnie rozpar� si� na swoim krze�le i�zamkn�� oczy. - A�teraz mo�e pan odej��, admirale. Chcia�bym troch� pomedytowa� i�zaplanowa� przysz�o�� dla moich Jedi. Przez d�u�sz� chwil� Thrawn patrzy� na starca nie widz�cymi oczyma. W�ko�cu przeni�s� wzrok na Pellaeona. - Kapitanie, p�jdzie pan ze mn� na mostek - rozkaza�. - Chc�, by pan dopilnowa� prac dotycz�cych systemu obronnego na Ukio. - Tak jest, panie admirale - rzuci� Pellaeon, rad z�tego, �e nie b�dzie ju� musia� dotrzymywa� towarzystwa mistrzowi Jedi. Przystan�� na chwil�, gdy� nagle uderzy�a go pewna my�l. Chyba by�a jaka� sprawa, o�kt�rej zamierza� porozmawia� z�Thrawnem? By� niemal pewien, �e tak. To mia�o jaki� zwi�zek z�Cbaothem, klonami i�operacj� G�ra Tantiss... Ale teraz wypad�o mu to z�g�owy. Odsun�� od siebie t� kwesti�, wzruszaj�c ramionami. We w�a�ciwym czasie na pewno wszystko sobie przypomni. Obszed� kr�g monitor�w i�ruszy� za swoim dow�dc� w�stron� wyj�cia. ROZDZIA� 2 Miejsce to nazywa�o si� Kalius saj Leeloo, Miasto B�yszcz�cego Kryszta�u z�Berchest, i�ju� od pocz�tku istnienia Starej Republiki by�o uwa�ane za jeden z�najwspanialszych cud�w galaktyki. Ca�e