8020

Szczegóły
Tytuł 8020
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8020 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8020 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8020 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MANUEL VICENT Pie�� Morza Tytu� orygina�u: Son de Mar 1999 T�um. Weronika Ignas-Madej 2002 ... o tym, jak rozbitkowie, niczym tu�czyki, powracaj� do �ycia w sierpniowym s�o�cu na Morzu �r�dziemnym... Cia�o Ulissesa Adsuary pojawi�o si� na wodach zatoki pewnej sierpniowej niedzieli, o drugiej po po�udniu, gdy na pla�y przebywa�o mn�stwo ludzi. Fale, o tej godzinie spokojne, nios�y je le��ce na plecach z pe�nego morza w stron� brzegu i na pocz�tku by�o jedynie ciemnym punktem widocznym daleko za ostrym palem drugiego falochronu, tote� wielu k�pielowicz�w wzi�o je za ryback� b�jk� albo kawa�ek drewna, p�niej jednak stawa�o si� wyra�niejsze i wreszcie, z rozkrzy�owanymi ramionami, znalaz�o si� w�r�d t�umu pluskaj�cego si� przy brzegu. Nikt nie zwr�ci�by na nie uwagi, gdyby dryfowa�o w k�piel�wkach, poniewa� jego delikatne ko�ysanie przywodzi�o na my�l tych p�ywak�w, kt�rzy nieruchomo le�� na wodzie, lecz w tym przypadku chodzi�o o p�ywaka w smokingu, szarych pr��kowanych spodniach, szarfie, bia�ej koszuli, fularze i lakierkach. Butonierk� zdobi� polny kwiat, kt�rego uderzenia fal nie zdo�a�y wyrwa�. W pewnej chwili sztywna d�o� dotkn�a boku jednej z dziewcz�t, kiedy topielec dotar� do pla�owicz�w najbardziej oddalonych od brzegu, i oburzenie, z jakim zareagowa�a dziewczyna, natychmiast zamieni�o si� w okrzyk paniki, kt�ry zaalarmowa� wszystkich dooko�a, przeradzaj�c si� od razu w zwielokrotnione wo�anie o pomoc i wrzask przera�enia, gdy ludzie u�wiadomili sobie, �e k�pi� si� obok trupa. Ekipa ratunkowa zjawi�a si� bardzo szybko, zaalarmowana okrzykami dochodz�cymi z pla�y. Ulisses Adsuara zosta� za�adowany do motor�wki i mimo �e chodzi�o o topielca dryfuj�cego z pewno�ci� ju� od wielu godzin, ratownicy uczynili wszystko wed�ug regulaminowych przepis�w o ratowaniu �ycia. Najpierw pr�bowali reanimowa� go, stosuj�c sztuczne oddychanie, masa� serca i wszystkie inne sposoby zapisane w podr�czniku ratownictwa; pewien bardzo energiczny ratownik metod� usta-usta stara� si� przywr�ci� mu oddech; p�niej, ju� na pla�y, odwr�cili go g�ow� w d�, aby wyplu� wod�, kt�rej si� na�yka�, a w ko�cu po�o�yli go na gor�cym piasku, w stroju pana m�odego, i zanim nadjecha�a karetka, topielec le�a� w s�o�cu, z rozszerzonymi �renicami, og�lnie dost�pny dla turyst�w, kt�rym niecz�sto trafiaj� si� tak wielkie atrakcje pomocne w zabijaniu letniej nudy. Chocia� chodzi�o o mieszka�ca Circei, dwudziestotysi�cznego miasteczka, gdzie wszyscy si� znaj�, w pierwszej chwili nikt nie pomy�la� o niejakim Ulissesie Adsuarze, bywalcu portowych bar�w. Jego twarz nie zmieni�a si� wiele po utoni�ciu, cho� reszta cia�a tak, ale w tym przypadku zdumiewaj�cy okaza� si� inny szczeg�: ot� Ulisses Adsuara utopi� si� ju� kiedy� w lecie, dziesi�� lat temu. Spo�r�d gapi�w otaczaj�cych cia�o emerytowany stra�nik miejski, r�wnie� mieszkaniec nadmorskiego miasteczka, pierwszy zorientowa� si�, �e ten zmar�y jest mu sk�d� znany. Kiedy karetka odwioz�a zw�oki do miasta, stra�nik usiad� z powrotem przy barze i wci�� rozmy�la�, popijaj�c kolejne piwa. Nie m�g� przypomnie� sobie imienia topielca, dop�ki jego �ona nie poprosi�a kelnera o nast�pn� porcj� sma�onych ziemniak�w i suszonego tu�czyka. To nagle od�wie�y�o mu pami��. Sma�one ziemniaki, powiedzia�a�? Suszony tu�czyk? Ten topielec bardzo przypomina Ulissesa Adsuar�, u�wiadomi� sobie Diego Molledo, emerytowany stra�nik miejski, ale natychmiast odrzuci� t� my�l. To on by� szefem posterunku, gdy przed laty, �wietnie to pami�ta�, Ulisses Adsuara zosta� uznany za zmar�ego przez utoni�cie, na tej samej pla�y, pewnej takiej samej sierpniowej niedzieli. Jego twarz nie zmieni�a si� wiele. Cho� m�g�by przysi�c, �e to ta sama osoba, to w Circei dla wszystkich by�o oczywiste, �e Ulisses Adsuara zaton�� ze swoj� �odzi� tamtego lata, tote� stra�nik uzna�, �e uleg� halucynacji. Niewielu ludzi wiedzia�o, �e tamtego ranka Ulisses poprosi� �on� o sma�one ziemniaki na obiad. W zamian obieca� jej przywie�� pierwszego w sezonie tu�czyka. Kiedy Ulisses ton��, Martina sma�y�a owej nieszcz�snej niedzieli ulubione przez m�a ziemniaki, okr�g�e i chrupi�ce, zanurzone w oliwie z oliwek, kt�r� kupili podczas wycieczki w niedost�pn� dolin� Alcudiany. Ten fakt sta� si� przedmiotem szczeg�owego dochodzenia w �ledztwie i dlatego teraz pom�g� w od�wie�eniu pami�ci emerytowanego stra�nika. Kiedy karetka dotar�a do punktu Morskiego Pogotowia Ratunkowego, tam r�wnie� zebra� si� t�um ciekawskich. Ka�dego lata kto� si� topi na tej pla�y, a ludzie wci�� nie potrafi� si� przyzwyczai� do haraczu w naturze wydzieranego przez Morze �r�dziemne w zamian za rado��, kt�rej tak wiele dostarcza. Ratownicy wyci�gn�li nosze i zanim wniesiono je do ambulatorium, odkryte zw�oki przedefilowa�y przed postojem taks�wek, znajduj�cym si� przy wej�ciu. Jeden z taks�wkarzy, Vicente Lambert, patrz�c na nie jedynie z boku, powiedzia�, �e ten nieboszczyk to Ulisses Adsuara, m�� jego kuzynki Martiny. A nawet wi�cej, stwierdzi� to z ca�� stanowczo�ci�. Ale natychmiast inny taks�wkarz wy�mia� go: - Profesor Ulisses? Co ty gadasz?! Ulisses ju� kiedy� umar�. - I co z tego? - Umar�, bo si� utopi�. - Poch�on�o go morze, albo kto� bardziej g�odny, ale jego cia�o dot�d nie wyp�yn�o. - Wierzysz, �e rozbitek dop�ynie do l�du po dziesi�ciu albo i wi�cej latach? - Niewa�ne. Ten topielec to Ulisses. Mam dobre oko do zmar�ych - zapewni� jego daleki krewny, Vicente Lambert. Zw�oki po�o�ono na specjalnym stole i przykryto p��tnem, w oczekiwaniu na przybycie s�dziego �ledczego, kt�ry, co w pe�ni zrozumia�e w sierpniow� niedziel�, uczyni� wszystko, aby nikt nie zak��ca� mu spokoju. Na miejscu pojawi� si� policjant z lokalnego posterunku, od niedawna pe�ni�cy tam s�u�b�, kt�ry najpierw szczeg�owo obejrza� zw�oki, nast�pnie sprawdzi� ubranie i z wewn�trznej kieszeni smokingu wyj�� paszport przemoczony do tego stopnia, �e rozmazany tusz utrudnia� odczytanie nazwiska w�a�ciciela i jego narodowo�ci. Natomiast laminowane zdj�cie zachowa�o si� w idealnym stanie i odpowiada�o rysom zmar�ego, kt�ry ci�gle mia� szeroko otwarte niebieskie oczy i starannie przyci�t� brod�, niew�a�ciw� poszukiwaczowi przyg�d. Po cierpliwym odcyfrowaniu kolejnych liter policjant stwierdzi�, �e dokument nale�y do Andreasa Mistakisa, urodzonego na Korfu; w niesprecyzowanym wieku, poniewa� daty urodzin nie da�o si� odczyta�, cho� stan uz�bienia wskazywa� na kogo� dobrze po czterdziestce. Pocz�tkowo uznano, �e topielec jest zagranicznym turyst�, prawdopodobnie Grekiem, co stwierdza� paszport; do pomieszczenia, w kt�rym spoczywa�o cia�o Andreasa Mistakisa, wci�� wchodzili ludzie - jedni z ciekawo�ci, drudzy dla sensacji unosili �miertelny ca�un i nie min�o wiele czasu, kiedy sp�r zn�w rozgorza�. Osoby otaczaj�ce st� pochodzi�y z tej samej miejscowo�ci, co zmar�y, by�y mniej wi�cej w jego wieku, tote� mog�y dostarczy� szczeg��w dotycz�cych jego to�samo�ci. Wszyscy zgadzali si�, �e podobie�stwo do Ulissesa Adsuary, nauczyciela literatury klasycznej, w portowych barach nosz�cego przezwisko Kielonek, jest nie tyle niezwyk�e, ile wr�cz graniczy z cudem. Wtedy jeden z obecnych, Xavier Leal, kolega z pracy i przyjaciel, nauczyciel rysunku w tym samym liceum, zasia� pierwsz� w�tpliwo��. Ulisses za �ycia mia� czarne oczy, a jego trup ma oczy niebieskie. Natychmiast podj�to dyskusj�. Czy mo�na pami�ta� kolor oczu przez tyle lat? Chyba �e si� by�o bardzo zakochanym. �wiadek Xavier Leal utrzymywa�, �e te rozszerzone �renice o t�cz�wkach zielonkawoniebie-skiej przezroczystej barwy nie nale�� do jego dawnego przyjaciela, zaginionego w odm�tach Morza �r�dziemnego. By� mo�e Ulisses, przebywaj�c tak d�ugo na dnie morza, zmieni� kolor oczu na niebieski? Taka my�l wyda�a mu si� jednak zbyt dziwaczna czy poetycka, aby dzieli� si� ni� z obecnym tu t�umem. Natomiast niewielka blizna przecinaj�ca podbr�dek na pewno nale�a�a do jego kolegi i stanowi�a �lad po mi�osnym uk�szeniu Martiny, kt�ra zbudzi�a �pi�c� w jej wn�trzu besti�, ale ten szczeg� nie rozwia� w�tpliwo�ci Xaviera. Mia� wra�enie, �e za �ycia Ulisses nie by� tak wysoki, by smoking le�a� na nim jak ula�. W�r�d oczekuj�cych na s�dziego nie by�o �adnego filozofa. Gdyby nie to, mo�na by - zanim sporz�dzono oficjalne o�wiadczenie w sprawie �mierci - rozwa�a� kwestie fenomenologii, byt�w pozornych czy realno�ci istniej�cych cia�. Zwyk�y pieg lub drobna rana jest na pocz�tku wi�ksz� pomoc� w ustaleniu to�samo�ci czy w �ledztwie dotycz�cym zbrodni ani�eli dog��bna znajomo�� ludzkiej duszy. Ludzie si� zmieniaj�. Ich osobowo�� zapisuje czas ��obieniami na sk�rze, a� powstaje hieroglif, kt�ry policja powinna odcyfrowa�, i w tej pracy czasami filozofowie sprzeczaj� si� z policjantami, ale przy zw�okach Ulissesa Adsuary nie by�o �adnego filozofa, a jedyny policjant, kt�ry tam si� znalaz�, �wie�o przyby�y do miasteczka, nie wiedzia� nic na temat tej historii z duchami. - Mamy tu trupa z normalnym paszportem - stwierdzi� policjant. - Trzeba go zawie�� do szpitalnej kostnicy, �eby zrobi� sekcj� zw�ok. Kto� musi powiadomi� lekarza s�dowego. Dlaczego ci�gle nie ma s�dziego? - S�dzia i lekarz s� pewnie na pla�y. - Ale musieli chyba zostawi� jaki� numer telefonu? - W�a�nie to sprawdzamy - odpowiedzia� szef ekipy ratowniczej. - Trzeba ich znale��. Oficjalnie ten osobnik zostanie uznany za zmar�ego dopiero podpisem stosownego urz�dnika, a jest do�� gor�co. Znale�� s�dziego i lekarza s�dowego o drugiej po po�udniu na pla�y Morza �r�dziemnego, z siedmiokilometrowym pasem nadmorskich kurort�w, wypluwaj�cych na piasek fale nagich cia� przepe�nionych mocnym pragnieniem przeobra�enia, by�o zadaniem r�wnie trudnym do rozwi�zania, co sprawdzenie, kim jest w rzeczywisto�ci osobnik w stroju pana m�odego, spoczywaj�cy na noszach w portowym ambulatorium pogotowia ratunkowego. Po godzinnej dyskusji uzgodniono, �e trzeba ods�oni� nieco wi�cej cia�a, aby zidentyfikowa� cz�owieka zwr�conego przez Morze �r�dziemne. W takich przypadkach istnieje zawsze sekretne znami�, decyduj�ce o to�samo�ci cz�owieka, kod dotyku, dost�pny jedynie kochankom pod os�on� ciemno�ci, a tu nikt, nawet dobry przyjaciel, Xavier Leal, nie m�g� dostarczy� niepodwa�alnego dowodu to�samo�ci topielca. Kto� powiedzia�, �e rozwia� w�tpliwo�ci mog�aby tylko Martina, ewentualna wdowa, je�li rozpozna�aby nieboszczyka. To logiczne, �e pewnie pami�ta w ka�dym szczeg�le cia�o swojego pierwszego m�a. Taks�wkarz Vicente Lambert pojecha� po swoj� kuzynk�. Tymczasem, po wielu bezskutecznych pr�bach zlokalizowania s�dziego i lekarza przez telefon kom�rkowy, szef grupy ratowniczej zg�osi� pomys� wys�ania wzd�u� pla�y furgonetki zaopatrzonej w megafon, przez kt�ry wzywa� si� ich b�dzie po nazwisku, i zamys� zrealizowa� w porze, gdy s�o�ce pra�y�o najmocniej. Niew�tpliwie jedno z tych nagich cia�, t�ocz�cych si� na brzegu w ten upalny sierpniowy dzie�, nale�a�o do Fabiana Garcii, lekarza s�dowego, a jakie� inne do Leonarda Mu�oza, s�dziego �ledczego, kt�rego podpis by� niezb�dny, �eby odprawi� nieboszczyka. Nale�a�o koniecznie zdemaskowa� trupa w smokingu, kt� jednak by�by w stanie rozpozna� s�dziego i lekarza rozebranych do naga? Pot�ny metaliczny g�os wydobywaj�cy si� z dachu furgonetki parokrotnie przeby� ca�� d�ugo�� nadmorskiego deptaka, docieraj�c do pla�owicz�w roz�o�onych na piasku i prosz�c obu pan�w, aby stawili si� w ambulatorium. Uwaga, uwaga, pan Fabian Garcia proszony jest o niezw�oczne przybycie do punktu pogotowia ratunkowego. Megafon wo�a� go z uporem, coraz bardziej stanowczo, coraz bezczelniej. Uwaga, uwaga, pan Fabian Garcia wzywany jest niezw�ocznie do portowego ambulatorium. Lekarz s�dowy us�ysza� swoje nazwisko gdzie� w powietrzu i pr�bowa� otworzy� oczy w padaj�cym prostopadle i o�lepiaj�cym s�o�cu, ale nie uczyni� nic wi�cej, by otrz�sn�� si� z odr�twienia o trzeciej po po�udniu. Czy�by to B�g wzywa� go na S�d Ostateczny? Cho�by tak by�o, ani my�la� podnie�� si� z le�aka. Niech B�g si� zni�y i os�dzi go tu, na pla�y Syreny. Blask s�o�ca na sk�rze sk�oni� go do oporu, do umocnienia si� w tej jak�e b�ogiej senno�ci. Wyobrazi� sobie, �e je�li te rozkosze lata zbieg�yby si� z S�dem Ostatecznym, to wielu zmar�ych, us�yszawszy tr�by archanio��w, ze zwyk�ego lenistwa odm�wi�oby zmartwychwstania, a on, Fabian Garcia, lekarz s�dowy, by�by jednym z nich. Istnieje rodzaj oporu w�a�ciwy hedonistom, kt�rzy okopuj� si� w rozkoszy i odmawiaj� innych do�wiadcze�, jednak�e na deptaku przez megafon obsesyjnie powtarzano jego nazwisko, raz za razem. Pomy�la�, �e taki up�r powodowa�a nie konieczno�� jego zmartwychwstania, lecz czyja� �mier�. Niech idzie do diab�a, zamrucza� do siebie. Jaki� to g�upek musia� umrze� w tak cudownym dniu jak dzisiejszy? Lekarz poczu� si� nagim buntownikiem, zamaskowanym w promieniach s�o�ca, i postanowi� nie wype�ni� swojego obowi�zku, tylko dalej opala� si� na pla�y. Je�li kto� zmar�, mo�e poczeka�, a� dobiegn� ko�ca te b�ogie godziny szcz�cia. Uwaga, uwaga, pan Fabian Garcia proszony jest o po�wiadczenie utoni�cia. - Chyba musisz p�j��. S� strasznie uparci - odezwa�a si� jego dziewczyna, Marita, le��ca obok na piasku. - Teraz nie zamierzam. P�jd� po zabawie. Musimy razem zata�czy� cza-cz� - odpowiedzia� lekarz. Natomiast s�dzia Leonardo Mu�oz znajdowa� si� w owym czasie na pla�y nudyst�w, na po�udnie od miasta, w miejscu, do kt�rego dotrze� mo�na by�o jedynie pieszo, przez strome urwiska, bardzo niebezpieczn� �cie�k�, zostawiaj�c samoch�d na niewielkim placyku nad przepa�ci�. Leonardo Mu�oz by� s�dzi� naturyst�. Przez ca�y tydzie� przewodniczy� s�dom, og�asza� wyroki i nawet w �wi�ta nie zaniedbywa� obowi�zk�w. W lecie zabiera� akta na pla�� i sp�dza� niedziel�, przegl�daj�c dokumenty w pe�nym s�o�cu, ca�kowicie nagi, samotny, z pasztecikami ze szpinakiem i psem wilczurem o imieniu Reo. W tej w�a�nie chwili mia� przed sob� akta zawieraj�ce szczeg�y zbrodni dokonanej w jego rejonie: do�� znany w tych stronach w�a�ciciel firmy inwestycyjno-budowlanej zosta� znaleziony w plastikowym worku w podmok�ych zaro�lach, prawdopodobnie uprzednio zamordowany strza�em w plecy z bardzo bliska. Lektura tego krwawego przypadku stapia�a si� w g�owie s�dziego z szumem fal i krzykami dzieci. Tamtej sierpniowej niedzieli, o trzeciej po po�udniu, pla�a pe�na by�a naturyst�w, gdy nagle Reo podni�s� uszy, machn�� ogonem i bardzo zdenerwowany zacz�� przygl�da� si� jakiemu� punktowi na horyzoncie. Zdaje si�, �e jego uwag� zwr�ci� szczeg�, kt�ry pozosta� niezauwa�ony przez wszystkich k�pi�cych si� w tym czasie nudyst�w. Pies trwa� w bezruchu, zapatrzony, a tymczasem delikatne ko�ysanie fal w zatoczce nios�o z pe�nego morza w stron� pla�y bukiet polnych kwiat�w, przewi�zany czerwon� kokard�, unosz�cy si� mi�dzy pluskaj�cymi cia�ami. Z jakiego� powodu te kwiaty, w�r�d kt�rych by�o kilka dzikich irys�w, zaintrygowa�y Rea, bo obw�chiwa� je z zainteresowaniem, gdy jaka� dziewczynka wyci�gn�a je z wody i zanios�a pokaza� rodzicom odpoczywaj�cym w hamakach pod parasolem. Chwil� p�niej t� sam� wodn� drog� przyp�yn�� s�omkowy kapelusz ozdobiony jedwabnymi owocami. S�dzia Leonardo Mu�oz, oboj�tny na zdenerwowanie psa, wci�� zg��bia� przypadek morderstwa inwestora budowlanego, nie zauwa�aj�c r�wnie�, �e dzwoni jego telefon kom�rkowy, pozbawiony etui ze wzgl�du na charakter pla�y. W g��bokim przekonaniu, �e topielec to Ulisses Adsuara i nikt inny, emerytowany stra�nik miejski Diego Molledo, siedz�c przy barze, wiedziony nigdy niewygas�� zawodow� podejrzliwo�ci�, rozwa�ywszy przypadek przy trzech kolejnych piwach, postanowi� przeprowadzi� w�asne �ledztwo i by umocni� si� w swoim przekonaniu, zapragn�� raz jeszcze obejrze� zw�oki. Uda� si� do ambulatorium pogotowia ratunkowego i do��czy� do t�umu gapi�w, kt�rzy roztrz�sali kwesti� to�samo�ci zmar�ego. Tam us�ysza� naj�wie�sz� wiadomo��. - To cudzoziemiec - poinformowano go. - Sk�d wiadomo? - Ma paszport. To Grek albo W�och, urodzony na Kor-fu, tego jeszcze nie wiedz� - odpowiedzia� policjant. - Chcia�bym jeszcze raz mu si� przyjrze�. - Jest do pana dyspozycji - powiedzia� szef ratownik�w. - Niemo�liwe, �eby cz�owiek tak by� podobny do siebie po �mierci i �eby nie by� tym w�a�nie zmar�ym. Nigdy w �yciu nie widzia�em takiego podobie�stwa - orzek� Diego Molledo po dok�adnych ogl�dzinach twarzy. Potem stra�nik zacz�� wnikliwie przygl�da� si� ubraniu. Niemodny smoking mia� plam� na klapie i metk� z pewnego starego sklepu w Walencji, lakierki posiada�y klasyczny kszta�t, a spodnie nosi�y �lady po molach, cho� nie wygl�da�y na zniszczone, tote� nieboszczyk sprawia� wra�enie, jakby wyszed� ze starej szafy zamkni�tej od d�ugiego czasu. - Facet wypad� pewnie po pijaku z jakiego� jachtu na imprezie na pe�nym morzu - rzuci� kto� z obecnych. - Wygl�da, jakby w�a�nie wzi�� �lub. Czy kto� z was pami�ta �lub Ulissesa? - zapyta� emerytowany stra�nik. - Ja pami�tam doskonale, by�em �wiadkiem. Bra� �lub w tym samym smokingu. Jestem tego absolutnie pewny - odpowiedzia� Xavier Leal, kolega z liceum. - To, co pan m�wi, jest do�� intryguj�ce. Mo�e si� pan wyrazi� ja�niej? - To moja skromna osoba towarzyszy�a Ulissesowi pewnego lata w Walencji przy wypo�yczaniu tego samego smokingu. Pami�tam go z powodu plamy na klapie. - Jak mo�na to pami�ta�? - Ja pami�tam! - krzykn�� Xavier Leal. - Ile to lat temu? - Nie �yje jakie� dziesi�� lat. Z Martin� prze�y� z pi�� czy sze��. Razem to mniej wi�cej tyle. Tyle lat, ile ma jego syn, Abelito. - Tak, tak. A ta kartka? - zapyta� g�o�no emerytowany stra�nik niczym angielski detektyw. Z kieszeni smokingu Diego Molledo wyci�gn�� w�a�nie mokr� kartk� z rysunkiem w�glem, kt�ry woda zamieni�a w czarn� plam�, zupe�nie nie do rozszyfrowania, cho� mo�na by�o odgadn�� par� linii, w�r�d nich podpis. Zobaczywszy t� kartk�, Xavier Leal bardzo si� zmiesza�, zamilk�, wyszed� na ulic� i nie m�g� powstrzyma� �ez. Teraz m�g�by przysi�c, �e zmar�y to Ulisses. W dniu, w kt�rym poch�on�o go morze, Ulisses nie by� ubrany w smoking, lecz mia� na sobie str�j niedzielnego rybaka: d�insy, koszul� w krat�, czapk� z daszkiem i trampki oraz okulary plus cztery dioptrie. Tamtego sierpniowego poranka, dziesi�� lat temu, Ulisses przygotowa� w�dki, kt�re zamierza� zarzuci� na pierwsze tego roku �awice m�odego tu�czyka, w�druj�ce z Zatoki Lwa, o czym m�wili marynarze w portowych tawernach. Mia� niewielk� ��d�, nazwan� na cze�� �ony imieniem �Martina�, wymalowanym na sterburcie niebieskimi literami. Wczesnym rankiem wyp�yn�� na niej na pe�ne morze. I ju� nie wr�ci�. Wieczorem �ona posz�a zaalarmowa� posterunek stra�y miejskiej, gdzie przyj�� j� Diego Molledo, i to on zawiadomi� ekip� ratownicz� Morskiego Pogotowia Ratunkowego. Motor�wka z ratownikami wyruszy�a na poszukiwania Ulissesa, wraz z ni� i �odzie ochotnik�w, ale zapad�a noc i fala znacznie si� podnios�a, co zmusi�o wszystkich do przerwania poszukiwa�. Nazajutrz ��d� Ulissesa dryfowa�a par� mil od brzegu. Mia�a zarzucony trolling, na przyn�t� z�apa� si� p�kilogramowy tu�czyk, jakiego Ulisses obieca� przywie�� �onie, nadgryziony ju� przez inne ryby. W male�kiej kajucie znaleziono par� piw, nietkni�t� kanapk� z szynk�, paczk� papieros�w, okulary i w��czone radio, kt�re w chwili gdy na pok�ad �odzi wkracza�a ekipa ratunkowa, nadawa�o informacje lokalnej rozg�o�ni o poszukiwaniach Ulissesa, przerywaj�c je piosenkami Julia Iglesiasa. Ulisses nie umia� p�ywa�. A nawet je�liby umia�, na niewiele by mu si� to zda�o, zwa�ywszy na odleg�o�� �odzi od brzegu i silne fale, nieoczekiwanie powsta�e tego dnia na morzu. Emerytowany stra�nik miejski, kt�ry uczestniczy� w tej operacji, nieustannie relacjonowa� tamt� wypraw� nowo przyby�ym, cho� znali j� ju� na pami��. - Je�li cia�a nie odnaleziono, to jak pan s�dzi, dlaczego? Morze nie przyjmuje ludzi. Wcze�niej czy p�niej wyrzuca ich na brzeg, ale �eby tak po dziesi�ciu latach... Czy nie m�wiono, �e pope�ni� samob�jstwo, przywi�zuj�c sobie kotwic� do szyi, i utopi� si� na stu s��niach g��boko�ci? - kto� zapyta� emerytowanego stra�nika. - Mia� zasadnicze powody, �eby tego nie zrobi�. Tamtej niedzieli jego �ona sma�y�a mu na obiad ziemniaki. - I to jest wystarczaj�cy pow�d, �eby si� nie zabija�? - Owszem. - Ani �eby nie uciec? - Tak mi si� wydaje - odrzek� stanowczo emerytowany stra�nik miejski. - Wed�ug tego, co opowiedzia�a �ona, tamtego dnia Ulisses obieca� jej przywie�� �wie�o z�owionego tu�czyka, pierwszego w tym sezonie, ale to sma�one ziemniaki smakowa�y mu najbardziej na �wiecie. I cho�by z tego powodu musia� wr�ci� do domu. Niczego nie pragn�� tak mocno, jak z�owi� pierwszego tu�czyka i �eby Martina usma�y�a mu ziemniaki na oliwie z oliwek. To przynajmniej gotowa by�a przysi�c. P� godziny po tym jak pojecha� po kuzynk� Martin� do domu na wzg�rzu, w kt�rym teraz mieszka�a, Vicente Lambert wr�ci� do ambulatorium niezwykle podniecony, wyja�niaj�c, �e Martina znik�a i nikt nie zna miejsca jej pobytu, pocz�wszy od czwartku, kiedy to wysz�a z domu ze sportow� torb�, z nikim si� nie �egnaj�c. Nic dziwnego, �e wok� wydarzenia ciekawo�� zacz�a narasta� i cho� w pierwszych godzinach p�nego popo�udnia termometry wskazywa�y czterdzie�ci stopni, to pewne osoby zwi�zane ze spraw� pojawi�y si� w pobli�u ambulatorium pogotowia ratunkowego, w�r�d nich przedsi�biorca budowlany Alberto Sierra, obecny m�� zaginionej Martiny, oraz syn Ulissesa i Martiny - w towarzystwie dalszych krewnych i znajomych. Abelito by� ma�ym dzieckiem, kiedy ojciec zagin�� na morzu. Teraz mia� z pi�tna�cie lat i sprawia� wra�enie bardzo rozs�dnego. Policjant uni�s� p��tno i pokaza� cia�o ch�opcu, kt�ry zak�opotany uwa�nie przygl�da� si� twarzy nieboszczyka. Policjant zapyta�: - Czy rozpoznajesz ojca? - Nie jestem pewien - odpowiedzia� ch�opiec po d�ugim milczeniu. - Nie przypominasz sobie jakiego� znaku na twarzy albo r�kach? - Pami�tam jedynie jego g�os. Ojciec zabiera� mnie czasami na ��d� i �piewa� mi neapolita�skie pie�ni. Dla obecnego m�a zaginionej Martiny, cho� i on nie ustali� to�samo�ci topielca, natychmiast nabra�y sensu pewne dziwne zachowania, tajemnicze zamy�lenia �ony w ostatnim roku. Zacz�� podejrzewa� jak�� bardzo nieprzyjemn� sytuacj�. Alberto Sierra by� znan� osobisto�ci� w miasteczku, zamieszan� w polityczne rozgrywki, i co wi�cej, w�a�cicielem setek buduj�cych si� apartament�w i domk�w rozrzuconych po pla�ach i wzg�rzach tego fragmentu wybrze�a. Zwyk� narzuca� swoj� wol� w radzie miejskiej niezbyt legalnymi sposobami i chodzi�y s�uchy, �e trzyma krokodyla w basenie, a je�li urodzi�by si� na Sycylii, ojciec chrzestny by�by u niego za ch�opca na posy�ki, aczkolwiek mia� serce czulsze, ni� ktokolwiek m�g� sobie wyobrazi�. Duma Alberta Sierry broni�a mu okaza� smutek, jaki czu� po znikni�ciu �ony. Mog�o chodzi� o porwanie, chocia� do tej pory nie otrzyma� �adnego telefonu z ��daniem okupu. Nie wykluczano r�wnie� nieszcz�liwego wypadku, cho� przez trzy dni od zagini�cia wszystkie komisariaty i szpitale zosta�y przeszukane, bez rezultatu. Jednak my�l, �e �ona uciek�a z kochankiem, g��boko go upokarza�a. Jemu nie mog�o si� to przytrafi�. Nie mie�ci�o mu si� w g�owie, �eby Martina, tak s�odka i uleg�a, mog�a go zostawi�. Da� jej wszystko. C�rka w�a�ciciela tawerny, p�niej �ona obszarpanego profesora liceum zaginionego na morzu, sta�a si� �on� multimilionera, najbardziej wp�ywowego polityka w okolicy, niekwestionowanego kacyka, kt�ry poci�ga� za wszystkie sznurki. Jako �e nie by� przygotowany na taki obr�t sprawy, dozna� uczucia mocnego zmieszania, kiedy ujrza� trupa ubranego w �w przekl�ty niemodny smoking, kt�ry by� mu znajomy. To nie twarz topielca, tylko ten smoking i pieprzony kwiatek w butonierce wzbudzi�y jego niepok�j. Poprzedniego dnia widzia� �w str�j pana m�odego w �mierdz�cej kajucie �odzi i by� to ten sam smoking, kt�ry jego �ona przechowywa�a w kufrze na strychu. Ludzie otaczaj�cy utopionego cudzoziemca zacz�li martwi� si� miejscem pobytu Martiny. Gdzie jest s�dzia? Dlaczego lekarz jeszcze nie przyjecha�? Te pytania zadawali sobie policjant, emerytowany stra�nik miejski, ratownicy, taks�wkarze i inni, zwi�zani z tym wydarzeniem, kt�rym o tej godzinie przepada� ju� niedzielny obiad. Dok�adnie w tej chwili Reo, wilczur s�dziego, zacz�� szczeka� na pla�y nudyst�w, wyra�nie zaniepokojony. Da�y si� s�ysze� r�wnie� krzyki jakich� dziewczynek. Najpierw przyp�yn�� bukiet polnych kwiat�w, a zaraz za nim s�omkowy kapelusz, ozdobiony jedwabnymi owocami w kolorze lila, dryfuj�c, dop�ywa� do pla�y. A teraz cia�o kobiety, pchane fal�, uderza�o o wyst�py skalne i tam w�a�nie dostrzegli je pla�owicze. Potem cofaj�ca si� woda zabra�a je w stron� pla�y zamykaj�cej zatoczk� i delikatnie ko�ysz�c, nios�a w stron� piasku. To by�a kobieta w kostiumie Chanel w odcieniu ecru. Zgubi�a buty, ale wci�� mia�a naszyjnik z pere� i z�ote bransoletki. Unosi�a si� na brzuchu, z roz�o�onymi ramionami. Paru nudyst�w zanurzonych do pasa w wodzie wzi�o t� kobiet� ca�� w algach i wynios�o na piasek, gdzie bezskutecznie pr�bowano j� reanimowa�. W tym przypadku nie by�o �adnych w�tpliwo�ci. To by�a Martina, �ona inwestora budowlanego Alberta Sierry, chocia� wi�kszo�� nie wiedzia�a, �e by�a te� �on� Ulissesa, zanim poch�on�o go morze jakie� dziesi�� lat temu. Transport zw�ok tym razem odby� si� natychmiast: zarz�dzi� go sam s�dzia, Leonardo Mu�oz, ca�kowicie rozebrany, i to on osobi�cie wezwa� przez kom�rk� ekip� ratownik�w, �eby przyjecha�a na pla�� nudyst�w zabra� kobiet�. Jej zw�oki mog�y opu�ci� pla�� l�dem lub morzem, ekipa ratunkowa zapowiedzia�a wys�anie karetki, kt�ra zatrzyma si� na male�kim placyku tu� nad urwiskiem. Zw�oki Martiny trzeba by�o przetransportowa� a� do tego miejsca na plecach albo na noszach, nale�a�o je, wi�c wnie�� po stromej �cie�ce do samej g�ry, mijaj�c skalne wykroty. Kiedy zjawili si� sanitariusze pogotowia ratunkowego, cia�o Martiny w kostiumie Chanel spoczywa�o na piasku, a otaczaj�cy je t�umek nudyst�w musia� si� rozst�pi�, �eby mo�na je by�o po�o�y� na noszach. Kto� w�o�y� jej w d�onie bukiet kwiat�w, a bose stopy przykry� s�omkowym kapeluszem z owocami i tak zaniesiono j� a� do karetki. Cykanie �wierszczy i osza�amiaj�cy zapach polnych zi� towarzyszy�y w sierpniowe niedzielne popo�udnie cia�u Martiny niesionemu w pe�nym s�o�cu kamienistym zboczem, skrz�cym si� od minera��w. Termometr wskazywa� czterdzie�ci stopni w cieniu, a upa� rozmazywa� kontury przyrody, tworz�c g�st� s�oneczn� papk� zmieszan� z potem zalewaj�cym oczy. S�dzia schowa� akta do teczki, zawo�a� Rea i z psem ci�gn�cym go na smyczy po stromej �cie�ce, ca�kowicie rozebrany, z wyj�tkiem trampek Nike�a, odprowadzi� nosze a� na placyk. W swoim samochodzie, r�wnie� tam zaparkowanym, w�o�y� jedynie kr�tkie spodenki i ruszy� za karetk� do ambulatorium pogotowia ratunkowego, gdzie cia�o domniemanego Ulissesa w ubraniu pana m�odego oczekiwa�o na cia�o Martiny, r�wnie� w �lubnym stroju, jakby zamierzali �wi�towa� weseln� ceremoni� tym razem na tamtym �wiecie. W ambulatorium spodziewano si� zw�ok utopionej kobiety. Tego dnia morze zebra�o wielkie �niwo, ale nikt nie przypuszcza�, �e jego drug� ofiar� jest Martina. Kto� powiedzia�, �e razem ze zw�okami jedzie s�dzia, kt�ry je wy�owi�; t�um ciekawskich i zainteresowanych otaczaj�cy ambulatorium, kt�rego budynek przypomina� kaplic� na portowym placu, wygl�da� jak grupa go�ci weselnych oczekuj�cych przed ko�cio�em na przybycie pa�stwa m�odych. W tym przypadku pan m�ody, cho� nikomu nieznany, przyby� ju� z otwartego morza od strony pla�y ci�gn�cej si� na p�noc od miejscowo�ci Circea, a teraz panna m�oda, r�wnie� wynurzywszy si� z odm�t�w b��kitnych w�d, nadje�d�a�a w�a�nie od po�udnia z jednej z male�kich pla� pod urwiskiem. Od razu wydali si� istotami stworzonymi dla siebie, kt�re odnalaz�y si� w innym �wiecie. Kiedy w�r�d kontener�w oczekuj�cych na za�adunek obok promu na Ibiz� dostrze�ono karetk�, t�um zafalowa� w pomruku oczekiwania i natychmiast rozst�pi� si�, aby umo�liwi� przej�cie w drzwiach ambulatorium. Wtedy niekt�rzy powtarzali, a nikt si� nie myli�, imi� utopionej. To Martina, �ona Ulissesa, Martina, �ona milionera, matka Abelita, c�rka Basilia Lamberta, w�a�ciciela Pod Rekinem, jednej z portowych tawern. Wszyscy mieli racj�, bo Martina mog�a by� trzema lub czterema kobietami jednocze�nie. Ulisses oczekiwa� jej wewn�trz, le��c na stole w pomieszczeniu, w kt�rym przebywa�a r�wnie� ekipa ratownik�w. Syn Abelito i jego ojczym, multimilioner Alberto Sierra, stali w pierwszym rz�dzie u progu ambulatorium, gotowi j� przyj�� jako pierwsi, gdy tylko otworz� si� drzwi karetki. Obydwaj �ywili p�onn� nadziej�, �e chodzi o nieznan� kobiet�, ale rozp�akali si� zawczasu, nie maj�c absolutnej pewno�ci, dla kogo to czyni�, i dla powstrzymania �ez nie wystarczy�o, �e ujrzeli u�miechni�t� Martin� z bukietem dzikich irys�w, pi�kniejsz� ni� kiedykolwiek, co wszystkich niezmiernie zdziwi�o. Sko�czywszy dopiero co trzydzie�ci pi�� lat, Martina prezentowa�a dojrza�� urod� delikatnie mu�ni�t� niewielkimi zmarszczkami, kt�re czyni�y j� jeszcze bardziej atrakcyjn�, a krucho�� jej cia�a kaza�a widzie� w niej istot� przezroczyst�, nie pozbawion� jednak si�y. Kiedy zaw�adn�a ni� �mier�, zamiast opuchlizny spowodowanej utopieniem, nada�a twarzy wyraz fascynuj�cej �agodno�ci. Wyniesiono j� z karetki, statek wyruszaj�cy w�a�nie w stron� wyspy w��czy� syren�, kt�rej g�uchy ton zabrzmia� niczym ho�d z�o�ony utopionym, a p�acz krewnych towarzyszy� jej a� do pomieszczenia, gdzie sanitariusze po�o�yli j� na drugim stole obok zw�ok Ulissesa, i cho� nikt tego g�o�no nie powiedzia�, wszyscy pomy�leli, �e tworz� cudown� par�. S�dzia udzieli� niezb�dnych wyja�nie� co do okoliczno�ci znalezienia zw�ok Martiny na pla�y nudyst�w. Za to emerytowany stra�nik miejski jeszcze raz zrelacjonowa� szczeg�y pojawienia si� obecnego tu nieboszczyka na otwartej pla�y. Widz�c ich teraz razem, wystrojonych jakby na uroczyst� okazj� czy nawet ceremoni� �lubn�, wszyscy podejrzewali, �e te cia�a po��czone s� jakim� nierozerwalnym w�z�em; z pocz�tku przypuszczano, �e chodzi mo�e o zbrodni� albo inn� tajemnic�, kt�r� nale�y ods�oni�, nikomu jednak nie przysz�o na my�l, �e te dwa cia�a prze�y�y w�a�nie cudowny romans. Ci�gle jeszcze nie mo�na by�o stwierdzi� z ca�� pewno�ci�, kto towarzyszy� Martinie w wyprawie na tamten �wiat. Ulisses nie mia� rodziny. Przyjaciele i znajomi podawali r�ne szczeg�y, ale �aden nie okaza� si� decyduj�cy. Op�akana przez krewnych para topielc�w na wcze�niejsze polecenie s�dziego zosta�a odwieziona t� sam� karetk� do kostnicy szpitala rejonowego, po�o�onego na zboczu g�ry z widokiem na morze, aby lekarz s�dowy m�g� przeprowadzi� sekcj� zw�ok; by�o za� tak gor�co, �e ubrania nieboszczyk�w natychmiast wysch�y, a wtedy i oni zacz�li si� poci�. W upalne popo�udnie sierpniowej niedzieli ogr�dki portowych kawiarni, skryte w cieniu platan�w, pe�ne by�y spragnionych turyst�w i topielcy przejechali przez zgie�kliwy bulwar, obok estrady dla orkiestry, kt�ra mia�a umila� letnie zabawy. Pa�stwo m�odzi zajechali do szpitala i zostali umieszczeni w kostnicy. Nied�ugo potem zacz�a gra� orkiestra w alei Palmowej naprzeciw przystani, gdzie cumowa�y rybackie kutry, a tymczasem s�o�ce chyli�o si� nad zamkiem, gotowe ofiarowa� pierwszorz�dny spektakl krwawego zachodu, co� na kszta�t nieba a la Bernini, kt�ry cz�sto zmusza� przyjezdnych do wyra�ania podziwu. W pylastym zmierzchu, z bardzo nisko zawieszonym s�o�cem, lustro wody w doku zamieni�o si� w z�ot� tafl�, po kt�rej p�ywa�y t�czowe plamy ropy pozostawione przez promy z Ibizy czy inne statki. Wzd�u� przystani rozwieszono rybackie sieci, z kolorowymi bojami, a w�r�d nich sta�y budki z lodami, z pestkami s�onecznika, z cukierkami, kramiki z ludowym rzemios�em, z kocami roz�o�onymi na ziemi, a pomi�dzy tym �wi�tecznym harmiderem torowa�y sobie przej�cie grupy m�odzie�y z plecakami, szykuj�ce si� do wej�cia na pok�ad kolejnych statk�w odp�ywaj�cych w stron� wyspy; nie brak�o i kot�w, przechadzaj�cych si� po pok�adach �odzi. A nad wyczuwalnym nastrojem �r�dziemnomorskiego szcz�cia unosi�a si� muzyka orkiestry, kt�ra nie gra�a rocka, tylko melodyjne piosenki, �piewane przez wokalist� z bokobrodami, brylantyn� na w�osach, w koszuli z szerokim ko�nierzem, obcis�ych spodniach i grzebykiem w tylnej kieszeni. Na estradzie pod palmami �piewa� bolero Benny�ego Mor�: �Dzi�, tak jak wczoraj, wci�� ci� kocham, moja mi�o�ci, tak wielk� nami�tno�ci�, jak� czu�o moje serce do morza�. Przy tej melodii ta�czy� lekarz s�dowy, Fabian Garcia, przytulony do dziewczyny, w�r�d spoconego i szcz�liwego t�umu, wdychaj�c zapach pra�onych w cukrze migda��w. Ogr�dki portowych kawiarni pe�ne by�y roznegli�owanych wczasowicz�w, otoczone matkami, kt�re przeje�d�a�y dzieci�cymi w�zkami po papierkach z resztkami lod�w, s�ycha� by�o p�acz dzieci, krzyki nastolatk�w poch�oni�tych zjadaniem cukrowej waty i ryk przeje�d�aj�cych motor�w. Podmuchy sirocco nios�y �wi�teczny zgie�k niedzielnego popo�udnia na kra�ce nadmorskiej dzielnicy i na ostrzu falochronu gin�y w morzu, a wraz z wiatrem ulatywa�y te� mi�osne piosenki �piewane przez wokalist� mi�dzy solowymi popisami tr�bki. By�a po�owa sierpnia. Lato nie zanurzy�o si� jeszcze w melancholii i cho� w tym dniu nast�pi� tragiczny koniec mi�osnej historii, ludzie ta�czyli, pluli pestkami s�onecznika, pili piwo, pocili si� i byli szcz�liwi, nie zwa�aj�c na nic, co nie by�oby prze�ywaniem tej chwili, a najbardziej upaja� si� t� chwilow� rozkosz� lekarz Fabian Garcia. Jednak�e w po�owie zabawy, kiedy s�o�ce skry�o si� ju� za zamkiem, lekarza odnalaz� ten sam ratownik, kt�ry wzywa� go przez megafon na pla�y, a teraz ta�czy� obok w rytm piosenki Serduszko jak jab�uszko, jak jab�uszko, jab�uszko, jab�uszko, serduszko i nie przestaj�c ta�czy�, m�ody ratownik nachyli� si� do ucha lekarza i powiedzia�: - Czekaj� na pana dwa trupy w kostnicy. Szukali�my pana ca�y dzie�. - Jakie� morderstwo? Czy to ma co� wsp�lnego ze �mierci� inwestora budowlanego? - zapyta� lekarz, ta�cz�c fokstrota. - To dwoje topielc�w. Podobno jeden z nich wr�ci� na l�d po dziesi�ciu latach �eglowania. - Jak Ulisses! - zawo�a� lekarz. - Sk�d pan zna jego imi�? - Czyta�em Odysej�, ch�opcze. Nie my�l sobie, �e jestem analfabet�. Cia�a Ulissesa i Martiny sp�dzi�y noc po�lubn� w szpitalnej kostnicy i by�y gotowe wyruszy� w wieczn� podr� po�lubn�, gdy tylko lekarz s�dowy przeprowadzi sekcj� zw�ok. W szpitalu panowa� mi�y nastr�j. Okna wszystkich sal i blok�w operacyjnych wychodzi�y na morze. Radosne piel�gniarki nuci�y co�, chodz�c korytarzami, r�wnie� salowi pod�piewywali, ci�gn�c ��ka, a chirurdzy pokrzykiwali mi�dzy sob�, pr�buj�c um�wi� si� na paell� [Potrawa z ry�u, mi�sa, ryb, owoc�w morza i warzyw, bardzo popularna w regionie Walencji - ten i nast�pne przypisy pochodz� od t�umacza] w weekend. W prosektorium przez ogromne okna wida� by�o b��kitne wody ca�ej zatoki. W dni, kiedy wia� mistral, suchy, przejrzysty wiatr, w dali widoczna by�a l�ni�ca sylwetka Ibizy; na wschodzie kraniec przyl�dka wi� si� poszarpanym urwiskiem, podziurawionym przybrze�nymi jaskiniami; na p�nocy wznosi�a si� rzymska twierdza w Sagunto, przys�oni�ta wyziewami z Malvarrosy, zamykaj�c t� zatok� Morza �r�dziemnego. Wczesnym rankiem, podczas sekcji zw�ok dwojga topielc�w, przed lekarzem s�dowym rozpo�ciera� si� w�a�nie ten widok. Poza tym czynno�ci przebiega�y rutynowo, cho� trupy wygl�da�y tak pi�knie i elegancko, �e Fabian postanowi� uszkodzi� je w jak najmniejszym stopniu. Ograniczy� si� do przejrzenia wn�trzno�ci pod smokingiem i jedwabn� kreacj� Chanel, a kiedy podnosi� wzrok, widzia� wychodz�cy z portu prom pe�en m�odych ludzi z plecakami, przypominaj�cych wojownik�w gotowych do wielkiej bitwy. Widzia� te� �aglowce bior�ce udzia� w regatach i rybackie kutry na po�owie. Za to, je�li spu�ci� wzrok, m�g� zobaczy� tylko ludzkie trzewia niekryj�ce wielkich tajemnic. Autopsja zw�ok Ulissesa wykaza�a, �e zar�wno �o��dek, jak i p�uca wype�nione by�y morsk� wod�. Nie znaleziono �adnych oznak, podwa�aj�cych hipotez� zwyk�ego zatoni�cia. To samo dotyczy�o cia�a Martiny. Wszystko bez zastrze�e�. Jednak�e lekarz musia� dokona� jeszcze paru posiew�w, tote� gdy otwiera� skalpelem oba cia�a dla pozyskania kilku pr�bek, opowiada�, �e ju� zacz�y pojawia� si� tu�czyki i nale�a�oby si� przygotowa� do wyprawy w�dkarskiej za jakie� par� dni. - Kim jest ten facet, Ulissesem Adsuar� czy turyst� z Korfu? - zapyta� lekarza jego asystent. - Nie wiem. Zdejm� mu odciski i przeka�� je s�dziemu. Wiesz, ja to najbardziej lubi� �owi� na trolling z b�yskiem. Nie trzeba zmienia� przyn�ty. - Teraz przyp�ywa tylko narybek. Powinni zabroni� takich po�ow�w. Ty, Fabian, patrz! - krzykn�� asystent. - Co to? - Znalaz�em ma�� sardel� w �o��dku Ulissesa, czy kim tam jest ten go��. - Ciekawe. Wiesz, co? - odrzek� lekarz. - Powinni zabroni� po�owu sardeli, to i owszem. Ale tu�czyki to ryby, kt�re ci�gle tyj�, bo nie mog� przesta� je�� ani p�ywa�, no i nigdy nie �pi�. Jaki� czas temu zaobr�czko-wano narybek z tutejszej �awicy blaszkami, na kt�rych wypisano dat�, wag� i d�ugo�� ka�dej sztuki, jakie� dziesi�� centymetr�w d�ugo�ci i ko�o dwustu gram�w wagi. Po czterech latach z�owiono takiego tu�czyka w okolicach Sumatry i wa�y� ponad czterysta kilo. Dobra, tnij tutaj. Wyci�gniemy kawa�ek jelita temu elegantowi, ale uwa�aj, �eby nie zniszczy� smokingu, bo zdaje si�, �e dzi� wieczorem bierze �lub. A teraz zdejmiemy odciski palc�w naszej parze argonaut�w. Potem napiszemy sprawozdanie i po sprawie. P�yniesz w sobot� na ryby? ... jakie� pi�tna�cie lat temu profesor Ulisses Adsuara przyby� do Circei, male�kiego nadmorskiego miasteczka, gdzie nauczy� si� delektowa� je�owcami, kt�rych aromat przes�oni� ca�� m�dro�� klasyk�w... Tu� po uko�czeniu wydzia�u literatury przyjecha� do Circei, ma�ego nadmorskiego miasteczka, w wieku dwudziestu siedmiu lat, samotny, z jednym wrzodem na dwunastnicy i walizk� pe�n� ksi��ek. �wie�o po studiach i bez �adnego �yciowego do�wiadczenia. Liceum, w kt�rym m�ody nauczyciel mia� naucza� swojego przedmiotu, sta�o nad samym morzem i kiedy zjawi� si� w nim po raz pierwszy, przed pocz�tkiem roku szkolnego, Ulisses Adsuara dozna� przyjemnego uczucia, stwierdzaj�c, �e z katedry w swojej sali, przez wielkie okno, b�dzie m�g�, wyja�niaj�c uczniom zawi�o�ci greckich i �aci�skich klasyk�w, kontemplowa� smug� Morza �r�dziemnego przedzielon� falochronem portu. Niew�tpliwie to przywilej rozprawia� o Homerze i Wergiliuszu, obserwuj�c bez przerwy ich morsk� kolebk� faluj�c� u st�p. Przyby� z g��bi l�du, wci�� blady blado�ci� zdaj�cego egzaminy, w okularach plus cztery dioptrie, co nadawa�o mu wygl�d m�odego erudyty, kt�remu obce s� zmys�owe rozkosze, zwa�ywszy, �e nie pi� i nie pali� i wci�� pozostawa� prawiczkiem, ale zaledwie zadomowi� si� w tej nadmorskiej miejscowo�ci, Ulisses zasmakowa� w chodzeniu po portowych kawiarniach, gdzie starzy rybacy oddawali si� piciu i grze w karty wy�wiechtanymi taliami. Spowity alkoholowymi oparami, ten szczup�y i niezgrabny m�odzieniec zamawia� mleko albo wod� mineraln�, siadaj�c na sto�ku przy barze, wybranym na miejsce obserwacji. Czasami podchodzi� do niego jaki� pijany marynarz, �eby opowiedzie� o morskiej katastrofie albo innej przygodzie, i s�uchaj�c owych prawdziwych czy wymy�lonych opowie�ci, m�ody nauczyciel do�wiadcza� wielkiej intelektualnej przyjemno�ci. My�la�, �e tak w�a�nie brzmia�y morskie opowie�ci, kt�rych wys�uchiwa� Homer w myke�skich chatach, ale w tym przypadku nie chodzi�o o wojn� troja�sk� ani o wypraw� argonaut�w w poszukiwaniu z�otego runa, ale o zwyk�y po��w sardynek, cho� z tragicznym zako�czeniem. Szybko zosta� sta�ym bywalcem tawerny Pod Rekinem, obwieszonej harpunami z polowa� na rekiny, zabytkowymi amforami i kotwicami z kolekcji starego Basilia, wydobytymi z morza w czasach, kiedy p�ywa� jako kucharz na statku �Matka Boska z Karmelu�, nale��cym do Alberta Sierry. W tej w�a�nie portowej knajpie m�ody Ulisses, nauczyciel z liceum, sta� si� znan� postaci� i wkr�tce potem wszyscy z nim rozmawiali. Przezywali go Kielonek, w�a�nie dlatego �e pija� wy��cznie zimne mleko albo wod� mineraln� do sma�onych kalmar�w, co by�o powodem kpin w�r�d tych przesi�kni�tych alkoholem istot, marynarzy wci�� p�ywaj�cych i tych na emeryturze i innych ludzkich resztek pozostawianych przez morze w portach, ale Ulisses znosi� �arty z ochot�, je�li tylko w zamian opowiadano mu o statkach i rejsach, co okaza�o si� dla� najbardziej odurzaj�cym napojem, do tego stopnia, �e czasem upija� si� tymi opowie�ciami do nieprzytomno�ci. Pewien kulawy i gruby marynarz, szeroki w barach, zwany Kruszynk�, kt�ry cz�sto zagl�da� do tawerny, opowiedzia� Ulissesowi pierwsz� z morskich opowie�ci, siedz�c z nim przy barze, przy czym jeden popija� wod� mineraln�, a drugi kaza� sobie stawia� tyle kolejek siwuchy, ile wymaga�a tego opowie��. - To by�o tak. Kiedy by�em jeszcze dzieckiem, p�ywali�my tylko na bezanie [�agiel na tylnym maszcie] i tak �owi�c, dop�ywali�my do �awic Sahary. W moim pierwszym rejsie sp�dzi�em na morzu trzy miesi�ce jako majtek. Ju� w czasie drogi powrotnej, gdy znajdowali�my si� jakie� sto mil od najbli�szego l�du, tej nocy, kiedy wypad�a moja wachta, zobaczy�em nagle, �e morze zaczyna jakby si� gotowa� bardzo bia�� pian� w �wietle ksi�yca, tak jak wtedy gdy fale uderzaj� o podwodne ska�y. Nigdy czego� takiego nie widzia�em. Krzykn��em g�o�no, chc�c obudzi� kapitana i marynarzy. Siadamy na mieli�nie, siadamy na mieli�nie! - wrzeszcza�em z ca�ych si�. Tak jak zawsze, i teraz stary zacz�� krzycze�. Ten krzyk s�yszano Pod Rekinem ju� wielokrotnie. Go�cie, kt�rzy pili i grali w pokera kartami pochlapanymi any��wk�, s�yszeli, jak wrzeszczy zawsze tak samo podniecony prosto w twarz jakiego� nowo przyby�ego go�cia. Starzy bywalcy wiedzieli, �e zaraz Kruszynka wybuchnie p�aczem. Tak si� sta�o. Poniewa� Ulisses okaza� si� wdzi�cznym s�uchaczem, stary marynarz i tym razem nie szcz�dzi� �ez. Z�o�y� g�ow� na ramieniu m�odego nauczyciela i �kaj�c, zawo�a�: - To ja przyczyni�em si� do �mierci w�a�ciciela statku. - Zmar� z tego powodu? - spyta� zaskoczony Ulisses. - To, co wygl�da�o w ciemno�ciach jak piana na gotuj�cym si� mleku, kt�re ucieka z garnka, to nie by�y podwodne ska�y. To by�a �awica szprotek tu� pod powierzchni� wody, ale w�a�ciciel mia� do�� zm�czone serce, zdaje si�, �e z�apa� go atak, i nie m�g� znie�� tego, co widzia�. Nie umar� ze strachu. Umar� z emocji, jak s�dz�. - Stary by�? - Mia� ko�o pi��dziesi�tki. My�l�, �e dosta� ataku serca od tego blasku. A pan, czym si� zajmuje? - Jestem nauczycielem - odpowiedzia� Ulisses. - Czego pan uczy? - �aciny i greki. - To jest nic. Wielka �awica sardynek albo makreli noc� w �wietle ksi�yca na �rodku Atlantyku to jest dopiero co�. To tak, jakby nagle zrobi� si� dzie�. Blask razi ci� w oczy i czasem si�ga do samych gwiazd. - Nie przesadza pan troch�? - Nic a nic, ch�opcze, bo w�a�nie ten blask zabi� mojego kapitana. Us�ysza� m�j krzyk i kiedy wybieg� z kajuty, blask go o�lepi�, nie zd��y� zakry� oczu i upad� ci�ko na pok�ad, tak jakby zabi�o go �wiat�o - opowiada� marynarz, wydaj�c z siebie kolejny j�k. - Pan p�acze - zawo�a� Ulisses. - Martina, z�otko, nalej mi jeszcze jednego - stary zwr�ci� si� do dziewczyny za barem. - To jest ostatnia, Kruszynka, wi�cej nie ma - stanowczo odpowiedzia�a dziewczyna, wyci�gaj�c nast�pn� butelk� siwuchy. - Ci�gle pan p�acze, cho� min�o tyle czasu? - Zrozum, ch�opcze. Kapitan by� dla mnie jak ojciec. Nie dlatego p�acz�. To by� m�j pierwszy rejs. Up�yn�o wiele czasu. P�acz� przez ten pieprzony reumatyzm i cholern� staro��, kt�ra mnie dopad�a - oznajmi� Kruszynka, wlewaj�c do gard�a zawarto�� kieliszka i oddalaj�c si� od baru chwiejnym krokiem, na szeroko rozstawionych nogach. Na ty�ach tawerny znajdowa�o si� patio z d�ugim marmurowym sto�em pod pergol� winoro�li, na kt�rym podawano obiady. By�y tam r�wnie� drzewo cytrynowe, szpaler bugenwilli i rozwieszone sznury na bielizn�, a mi�dzy nogami go�ci b��ka�y si� kot i pies. Zwyczajem samotnego przybysza, kt�ry osiada w nieznanym mu miejscu, Ulisses Adsuara do�� szybko znalaz� sobie kilka ulubionych zak�tk�w w tym ma�ym miasteczku i do nich dostosowa� swoje codzienne czynno�ci. Mieszka� w portowej dzielnicy, w wynaj�tej kawalerce, gdzie jedynie uczy� si� i sypia�. Po lekcjach w szkole, usadowiony naprzeciwko portu, lubi� czyta� i obserwowa� ruch prom�w. Lubi� te� b��ka� si� bez celu po nadbrze�ach, przypatruj�c si� rufom zacumowanych statk�w, z kt�rych ka�dy wzbudza� w nim r�ne marzenia, a w porze obiadowej rzadko, kiedy zdarza�o mu si� nie przyj�� z ksi��k� w r�ku, zazwyczaj z wyborem tekst�w klasycznych, na patio tawerny Pod Rekinem, gdzie usiad�szy pod winoro�l�, z ksi��k� otwart� na marmurowym blacie, czyta� dalej, czekaj�c na domowy obiad, poniewa� jad� to samo, co w�a�ciciele tawerny, proste posi�ki przygotowywane przez se�or� Roset�. By�a doskona�� kuchark�, pulchn� i zdrow� kobiet�, kt�ra potrafi�a nada� wy�mienity smak czemukolwiek, zwyk�ym jarzynom czy niewyszukanej rybie. Po paru miesi�cach, pomimo swojej g��boko zakorzenionej nie�mia�o�ci, Ulisses na tyle oswoi� si� z ca�� rodzin�, �e wchodzi� do kuchni znajduj�cej si� za barem i podnosi� pokrywki garnk�w z gotuj�cymi si� potrawami. Se�ora Roseta wyja�nia�a mu, co b�d� jedli na obiad. W rondlu gotowa�y si� szpinak, ko�� od szynki, boczek i groch. Potem mia�a doda� ziemniaki i kawa�ek krwawej kiszki. Na osobnym ogniu warzy�a si� kapusta, a w tym czasie c�rka Rosety robi�a przecier z pomidor�w, cebuli, soli, oliwy i pieprzu tureckiego. Pewnego dnia, kiedy Ulisses poczu�, �e tak jak pod garnkiem i w jego piersi p�onie dziwny ogie�, prze�kn�� �lin� i zwr�ci� si� do Martiny s�owami, kt�re, cho� z pozoru niewinne, dla m�odego nauczyciela stanowi�y prawdziwe mi�osne wyznanie. Czu� w �ebrach uderzenia serca, ho�duj�cego starym obyczajom. - Lubisz gotowa�? - zapyta� dziewczyn�. - Co� mi si� zdaje, �e ona nie jest stworzona do kuchni - odpowiedzia�a matka. - Potrafisz co� ugotowa�? - nie poddawa� si� m�odzieniec. - Najlepiej jej wychodz� sma�one ziemniaki. Potrafi je wyj�� w odpowiednim momencie, co nie jest �atwe. - Ziemniaki to takie proste. Taka �liczna dziewczyna powinna przyrz�dza� beszamel i anielskie w�osy. [Rodzaj s�odkiego ciasta z dyni, w �rodku z jakby bia�ych, l�ni�cych w��kien.] - Nie s�dz�. Martina przyrz�dza ziemniaki w specjalny spos�b. A co, podoba ci si� moja c�rka? - spyta�a z dum� se�ora Roseta. - Dobra, zostawcie mnie w spokoju. Nie mam zamiaru nikomu us�ugiwa�. Chc� zosta� artystk� - odpar�a dziewczyna stanowczo, wybuchaj�c przy tym �miechem. - Od kiedy pozna�a Yula Brynnera, ci�ko jej to wybi� z g�owy - odezwa� si� ojciec, se�or Basilio. Martina mia�a wtedy osiemna�cie lat. Chocia� od dziecka wychowywa�a si� za barem portowej tawerny, wys�uchuj�c przekle�stw i znosz�c natr�tne spojrzenia, w miar� jak powi�ksza�y si� wypuk�o�ci jej cia�a, nie z tego powodu utraci�a �agodno�� i swoist� naiwno��, cho� zdarza�o si� jej przeistacza� w dzik� besti�. Burze powodowane alkoholem w tawernie nie r�ni�y si� od tych przynoszonych przez wschodnie wiatry. Martina jako m�oda dziewczyna widzia�a niezliczone bijatyki, a nawet skutki paru �miertelnych pchni�� no�em, i to nape�ni�o j� si��, kt�ra emanowa�a nie z jej s�odkich oczu, ale ze stalowego b�ysku ukrytego w g��bi spojrzenia. Nawet najbardziej grubia�scy z marynarzy wiedzieli, �e nie wolno jej skrzywdzi�, bo budzi�a besti�, drzemi�c� w �rodku. Czasami jednak Martina znienacka si� peszy�a i czerwieni�a po same uszy, gdy w gr� wchodzi�y sprawy sercowe, i tego samego zmieszania dozna� Ulisses, ju� pierwszego dnia, jedynie na sam widok Martiny za barem czy podaj�cej do sto�u na patio. Mi�o�ci najbardziej gwa�towne d�ugo kryj� si� pod powierzchni�, niczym burze w tropikach, zanim si� objawi�. Jedn� z sekretnych rozkoszy Ulissesa by�o wyobra�anie sobie nagiej Martiny. Bielizna dziewczyny wisia�a zazwyczaj na sznurach w okre�lone dni tygodnia, podczas gdy on jad� obiad pod winoro�l� w towarzystwie kota i psa, z otwart� ksi��k� obok talerza. Wtedy Ulisses zamyka� oczy i wyobra�a� sobie, �e cia�o dziewczyny uwolni�o si� z bielizny i przechadza si� nagie w�r�d marynarzy w zadymionej tawernie. To by�a jedna z jego fantazji. Pewnego dnia, gdy Ulisses jad� w�a�nie zup� z dyni, czytaj�c Eneid�, z majtek Martiny kapa�a woda. Tym razem majtki by�y czarne. Stru�ka wody sp�ywa�a po koronce, a nim spad�a na ziemi�, kropla wody zatrzymywa�a si� w miejscu, kt�re jutro dotknie wymarzonego skrawka cia�a. Zapach podsma�anej dyni, mokre majtki Martiny, s�o�ce, kt�re okrywa je blaskiem, i lektura Eneidy tworzy�y jedno swoiste doznanie w umy�le nauczyciela literatury klasycznej. �Ale kr�low�, od dawna zranion� rozterk� bolesn�, trawi udr�ka serdeczna, po�era p�omie� tajemny... P�oni