7997

Szczegóły
Tytuł 7997
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7997 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7997 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7997 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7997 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Vince Flynn Trzecia opcja Dom Wydawniczy REBIS poleca m.in. thrillery: Marcus Wynne BEZ WYBORU WOJOWNIK W MROKU Keith Abl�w PRZYMUS David Baldacci TEN, KT�RY PRZE�Y� Stephen Coonts USS AMERICA HONGKONG KUBA WOLNO�� Krzysztof Kotowski ZYGZAK JAPO�SKIE CI�CIE Graham Masterton KATIE MAGUIRE KONDOR WYBUCH Don Passman WIZJONERKA Patrick Robinson HMS UNSEEN USS SEAWOLF BUNT NA USS SHARK BARRACUDA 945 Scott Tur�w B��DY ODWRACALNE VINCE Przek�ad Jan Stanis�aw Zaus DOM WYDAWNICZY REBIS Pozna� 2004 Tytu� orygina�u The Third Option Copyright � 2000 by Vince Flynn Originally published in hardcover in 2000 by Pocket Books Ali rights reserued Copyright � for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Pozna� 2004 WST�P Redaktor Urszula Przasnek Konsultacja militarna Jaros�aw Kotarski Opracowanie graficzne i projekt ok�adki Zbigniew Mielnik Ilustracja na ok�adce CORBIS/FREE Wydanie I ISBN 83-7301-456-X Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. ul. �migrodzka 41/49, 60-171 Pozna� tel. (0-61) 867-47-08, 867-81-40; fax (0-61) 867-37-74 e-mail: [email protected] www.rebis.com.pl W Ameryce istnieje utajniona, niewidoczna i dobrze zorganizowana struktura, sk�adaj�ca si� z by�ych �o�nierzy, pracownik�w wywiadu i dyplomat�w. W Waszyngtonie s� wsz�dzie i nigdzie. Przeci�tny cz�owiek nigdy ich nie dostrzega, nigdy o nich nie my�li i nigdy te� nie zauwa�a r�ki, kt�ra zadaje pozornie naturaln� �mier�. Wi�kszo�� ludzi nawet nie zwraca uwagi na przypadek przedawkowania przez kogo� narkotyku, fakt odnotowany na odleg�ej stronie w dziale miejskim �Washington Post", albo samob�jstwo pu�kownika armii Stan�w Zjednoczonych czy fataln� w skutkach napa�� na pracownika Bia�ego Domu. Przeci�tni Amerykanie s� zbyt zaj�ci w�asnym �yciem, by czyta� mi�dzy wierszami i zastanawia� si�, jakie to tajemnice mogli ci ludzie zabra� ze sob� do grobu. Nieliczni za� spo�r�d tych, kt�rzy co� wiedz�, ze zdziwieniem unios� brwi, mo�e nawet zadadz� kilka pyta�, ale w ko�cu przejd� nad tym do porz�dku dziennego i �ycie b�dzie p�yn�� dalej. Szukanie odpowiedzi w tej mrocznej spo�eczno�ci jest bardzo niebezpieczne. To �wiat tajnych operacji, bardzo realna, cho� niewidoczna strona polityki zagranicznej, a czasami i wewn�trznej naszego rz�du. To zbyt trudne dla przeci�tnego �miertelnika. To �trzecia opcja", co�, z czego nie zawsze winni robi� u�ytek ludzie uczciwi i m�drzy. Przemykaj�c w ciemno�ciach od drzewa do drzewa, m�czyzna posuwa� si� w kierunku du�ego domu. Dziewi�tnastowieczna posiad�o��, wzorowana na Grand Trianon w Wersalu, po�o�ona czterdzie�ci mil na po�udnie od Hamburga, zajmowa�a powierzchni� stu dwunastu akr�w p�l uprawnych i pi�knego lasu. Wzniesiono j� w 1872 roku na zlecenie Heinricha Hagenmillera, kt�ry chcia� w ten spos�b zyska� wzgl�dy nowo koronowanego cesarza Niemiec, Wilhelma I. Z czasem cz�� teren�w sprzedano, gdy� utrzymanie tak ogromnego maj�tku sta�o si� zbyt kosztowne. M�czyzna przemykaj�cy cicho pod os�on� lasu przestudiowa� wcze�niej setki fotografii posiad�o�ci i jej w�a�ciciela. By�y to zdj�cia zrobione z satelity kr���cego tysi�ce kilometr�w nad ziemi� i te wykonane przez ekip� obserwuj�c� teren w ci�gu minionego tygodnia. Zab�jca przyby� z Ameryki tego w�a�nie popo�udnia i na w�asne oczy chcia� si� przekona�, czego mo�e si� spodziewa� na miejscu. Fotografie by�y dobre na pocz�tek, ale nic nie zast�pi w�asnego spojrzenia. M�czyzna podni�s� ko�nierz czarnej sk�rzanej kurtki, aby os�oni� si� przed ch�odem zapadaj�cej nocy. Od zachodu s�o�ca temperatura spad�a o dziesi�� stopni. Drugi raz od opuszczenia chaty zatrzyma� si�, nas�uchuj�c. Wydawa�o mu si�, �e co� us�ysza�. W�sk� �cie�k� pokrywa� �wie�y dywan z�otego igliwia. Noc by�a pochmurna i przez g�sty baldachim ga��zi niewiele �wiat�a dociera�o do miejsca, w kt�rym sta�. Doszed� do ko�ca �cie�ki i obejrza� si�. Bez noktowizora nie widzia� dalej ni� na trzy metry. Mitch Rapp stara� si� jednak nie u�ywa� noktowizora. Chcia� mie� pewno��, �e znajdzie drog� i bez niego, ale teraz co� mu m�wi�o, �e nie jest sam. Wyci�gn�� wi�c z kieszeni automatycznego, dziewi�ciomilimetrowego glocka i szybko nakr�ci� na luf� t�umik. Potem chwyci� czterocalow� lunetk� noktowizyjn�, w��czy� i przy�o�y� do prawego oka. �cie�ka przed nim zaja�nia�a dziwnym, zielonym �wiat�em. Zacz�� bada� teren, obserwuj�c nie tylko �cie�k�, ale i pobocze. Dzi�ki noktowizorowi m�g� widzie� to, czego oczy nie by�y w stanie dostrzec w g��bokim cieniu. Szczeg�lnie bacznie przygl�da� si� ziemi wok� drzew rosn�cych po obu stronach �cie�ki. Szuka� �lad�w st�p kogo�, kto m�g�by si� tam kry�. Min�o pi�� minut i Rapp zacz�� si� zastanawia�, czy ha�asu nie narobi� jele� albo jakie� inne zwierz�. Wreszcie uzna�, cho� nie by� o tym do ko�ca przekonany, �e by�o to raczej jakie� czworono�ne, a nie dwuno�ne stworzenie. Schowa� noktowizor do kieszeni, ale bro� nada� trzyma� w drugiej d�oni. Mia� trzydzie�ci dwa �ata i nie zamierza� w tym wieku by� nieostro�ny i co� sfuszerowa�. Jak ka�dy prawdziwy zawodowiec wiedzia�, kiedy ryzykowa�, a kiedy si� wycofa�. Przeszed� �cie�k� jeszcze p� kilometra. Kiedy dostrzeg� �wiat�a domu, dalej postanowi� i��, przedzieraj�c si� przez krzaki. Odginaj�c ga��zki lub schylaj�c si� pod nimi, cicho porusza� si� w g�szczu. Gdy dotar� do skraju lasu, nagle pod jego stop� trzasn�� jaki� suchy patyk. Szybko odskoczy�, tak by na linii pomi�dzy nim a domem znalaz�o si� drzewo. Nieca�e sto metr�w przed nim zacz�a ujada� sfora ps�w my�liwskich. Rapp cicho zakl�� i zamar�. W�a�nie dlatego musia� wszystko osobi�cie sprawdzi�. To zdumiewaj�ce, �e nikt go nie ostrzeg� przed psami. Ujada�y teraz coraz g�o�niej, a� w ko�cu szczekanie przesz�o w wycie. Po chwili otworzy�y si� drzwi domu i niski g�os rozkaza� po niemiecku, aby si� uciszy�y. M�czyzna powt�rzy� polecenie jeszcze dwa razy i psy wreszcie umilk�y. Rapp zerkn�� zza drzewa i przyjrza� si� biegn�cym za siatk� tam i z powrotem psom. Mog�y stanowi� problem. My�liwskie nie sprawiaj� wprawdzie takiego k�opotu jak wytresowane obronne, ale maj� w naturalny spos�b stale wyostrzone zmys�y. Sta� tak na skraju lasu, obserwuj�c, s�uchaj�c i oceniaj�c ka�dy szczeg�. Nie podoba�o mu si� to, co widzia�. Zbyt du�o otwartej przestrzeni mi�dzy lasem i do- mem. M�g� wprawdzie p�j�� przez ogrody, ale trudno porusza� si� bezszelestnie po wysypanych �wirem alejkach. Poza tym psy mog�y utrudni� podej�cie od strony po�udniowej, a innych alejek strzeg�y kamery, no i trzeba by dwukrotnie pokona� otwart� przestrze�. Dobra wiadomo�� to ta, �e nie by�o tam p�ytek naciskowych, wi�zek urz�dze� na podczerwie� albo czujnik�w ruchu. Oficjalnie Mitch Rapp nie mia� nic wsp�lnego z rz�dem Stan�w Zjednoczonych, jednak od uko�czenia ponad dziesi�� lat temu uniwersytetu w Syracuse nieoficjalnie pracowa� dla CIA. Wybrano go do supertajnej grupy antyterrorystycznej, zwanej dru�yn� Oriona. CIA zadba�a o wy�wiczenie sprawno�ci fizycznej i umys�owej Rappa, czyni�c z niego �miertelnie niebezpiecznego agenta. Nieliczni ludzie, kt�rym pozwoli� si� do siebie zbli�y�, znali go jako zdolnego przedsi�biorc�, w�a�ciciela ma�ej konsultacyjnej firmy komputerowej, kt�ry musi du�o podr�owa� w interesach. Aby wszystko to by�o bardziej wiarygodne, Rapp cz�sto za�atwia� r�ne sprawy biznesowe za granic�, jednak nie tym razem. Teraz wys�ano go, �eby zabi� cz�owieka. Mia� wyeliminowa� m�czyzn�, kt�ry dosta� ju� dwa ostrze�enia. Prawie p� godziny zaj�o Rappowi badanie terenu. Gdy uzna�, �e widzia� ju� wystarczaj�co du�o, zacz�� si� wycofywa�, ale inn� drog�. Nie chcia� wpa�� w pu�apk�, gdyby kto� czai� si� w lesie. Szybko przedziera� si� przez krzaki na po�udnie. Trzy razy zatrzymywa� si�, aby zerkn�� na kompas i upewni� si�, �e idzie we w�a�ciwym kierunku. Z materia��w wywiadu wiedzia�, �e jest te� inna �cie�ka prowadz�ca na po�udnie. Obie odchodzi�y od w�skiej polnej drogi i bieg�y prawie r�wnolegle. Omal jej nie przeoczy�. By�a wida� mniej ucz�szczana, bo ca�a zaro�ni�ta, ale zaprowadzi�a go do polnej drogi. Gdy tam dotar�, przykl�kn�� i wyj�� noktowizor. Przez kilka minut obserwowa� drog� i nas�uchiwa�. Upewniwszy si�, �e w pobli�u nie ma nikogo, ruszy� dalej na po�udnie. Od ponad dziesi�ciu lat Rapp robi� to, co robi�, i w�a�nie zamierza� si� wycofa�. Prawdopodobnie b�dzie to jego ostatnie zadanie. Zesz�ej wiosny spotka� pewn� kobiet� i chcia� si� ustatkowa�. CIA z pewno�ci� nie b�dzie chcia�a go pu- 8 �ci�, ale postawi spraw� jasno. Zrobi� ju� dostatecznie du�o. Dziesi�� lat takiego zarobkowania ci�gn�o si� jak ca�e �ycie. By�by szcz�liwy, gdyby uda�o mu si� wyj�� z tego w jednym kawa�ku i o zdrowych zmys�ach. Przeszed� kilometr z ok�adem i dotar� do niewielkiej chaty. By�a ledwo widoczna w ciemno�ciach; z komina unosi�a si� smu�ka dymu. Podszed� do drzwi, zapuka� dwa, a po chwili trzy razy. Drzwi ostro�nie si� uchyli�y i w szparze ukaza�o si� oko. Gdy m�czyzna rozpozna� Rappa, otworzy� drzwi na o�cie�. Mitch wszed� do skromnie umeblowanego pokoju i rozpi�� sk�rzan� kurtk�. M�czyzna starannie zamkn�� za nim drzwi. Drewniane �ciany domu pomalowane by�y na bia�o, a zas�an� kolorowymi, owalnymi dywanikami pod�og� z trzyca-lowych desek pokrywa� b�yszcz�cy zielony lakier. Meble by�y stare i solidne, na �cianach wisia�y r�kodzie�a miejscowych artyst�w i stare czarno-bia�e fotografie. W normalnych okoliczno�ciach by�oby to ca�kiem przyjemne miejsce do sp�dzenia jesiennego weekendu przy ogniu w kominku, na lekturze dobrej ksi��ki i na spacerach po lesie. Przy kuchennym stole siedzia�a kobieta ze s�uchawkami na uszach, a przed ni� sta� wart prawie �wier� miliona dolar�w najnowocze�niejszy sprz�t obserwacyjny. Wszystkie aparaty mie�ci�y si� w dw�ch czarnych walizkach Samso-nite. Gdyby tylko w pobli�u chaty kto� si� pojawi�, walizki zosta�yby zamkni�te i w kilka sekund usuni�te ze sto�u. Rapp nigdy wcze�niej nie spotka� tych ludzi. Wiedzia� tylko, �e m�czyzna ma na imi� Tom, a kobieta Jane i nosz� nazwisko Hoffman. Mieli po jakie� czterdzie�ci pi�� lat i jak si� zorientowa�, byli ma��e�stwem. W drodze do Frankfurtu zatrzymali si� w dw�ch pa�stwach, a bilety mieli na przybrane nazwisko, takie jak w kartach kredytowych i paszportach, kt�re dostarczy� im ich kontakt. Otrzymywali te� standardowe wynagrodzenie - dziesi�� tysi�cy dolar�w za tygodniowe zaj�cie - p�atne z g�ry w got�wce. Poinformowano ich, �e kto� do nich do��czy, i jak zwykle nie zadawali �adnych pyta�. W chacie czeka� ju� na nich ca�y sprz�t, natychmiast wi�c przyst�pili do obserwowania posiad�o�ci i jej w�a�ciciela. Kilka dni potem zjawi� si� m�czyzna, znany im jako Profesor. Da� im dodatkowo dwadzie�cia pi�� tysi�cy dolar�w i powiedzia�, �e po zako�czeniu misji dostan� drugie tyle. Poda� te� opis m�czyzny, kt�ry mia� do nich do��czy�. Nie wymieni� jego nazwiska, powiedzia� tylko, �e jest to kto� bardzo kompetentny. Tom Hoffman nala� Rappowi kubek kawy i poda� go przy kominku z polnych kamieni, na kt�rym buzowa� ogie�. - Co o tym my�lisz? Rapp wzruszy� ramionami. Przygl�da� si� twarzy Hoff-mana. Zauwa�y�, �e nie by�a wysmagana zimnym nocnym wiatrem jak jego. - To nie b�dzie �atwe - odpar�. Zd��y� si� te� ju� przyjrze� twarzy i butom kobiety. Ci ludzie z pewno�ci� nie wychodzili z chaty. Ha�as, jaki us�ysza� w lesie, musia� wi�c spowodowa� jele�. - Rzadko jest �atwe - zauwa�y� Hoffman, poci�gaj�c �yk z kubka. Ca�y czas usi�owa� rozszyfrowa� obcego. Ten mierz�cy ponad metr osiemdziesi�t muskularny m�czyzna, kt�rego zna� tylko z imienia Carl, porusza� si� cicho i zwinnie jak kot. By� przystojny i wysportowany, mia� ogorza��, pobru�d�on� twarz, co �wiadczy�o o d�ugim przebywaniu na �wie�ym powietrzu, i kruczoczarne w�osy, na skroniach przetykane siwizn�; przez jego policzek od ucha do szcz�ki bieg�a cienka blizna. Rapp spojrza� w ogie�. Wiedzia�, �e jest oceniany. Zreszt� robi� to samo w stosunku do Hoffman�w i nie przestanie a� do chwili rozstania. Teraz jednak musia� si� skupi� na opracowaniu planu dzia�ania. Wiedzia�, �e musi wymy�li� co� naprawd� sprytnego - aby tam wej�� i wyj��, nie zwracaj�c niczyjej uwagi, konieczne jest omini�cie wszystkich zabezpiecze�. Nie musia�by si� tak wysila�, gdyby mia� wi�cej czasu na przygotowania, ale dysponowali tylko dwudziestoma trzema godzinami. W tym czasie musz� przeprowadzi� ca�� akcj� i znikn��. Pami�taj�c o tym, Rapp zacz�� si� zastanawia� nad strategi� dzia�ania. Odwr�ci� si� od kominka i zapyta�: - Jane, ile os�b zaproszono na jutrzejsze wieczorne przyj�cie? 10 11 - Oko�o pi��dziesi�ciu. Przeci�gn�� r�k� po w�osach, zebra� je na karku i przyg�adzi�. Po d�u�szej chwili wpatrywania si� w ogie� oznajmi�: - Mam pomys�. Na wschodzie pojawi�y si� pierwsze zwiastuny brzasku. Czarne niebo poszarza�o, a gdy nap�ywaj�ce ciep�e, letnie powietrze zacz�o si� miesza� z ust�puj�cym nocnym ch�odem, nad stawami rozsun�a si� mg�a. Spokojny poranek w Marylandzie zak��ci� dochodz�cy z oddali g�uchy grzmot. Dwaj �o�nierze piechoty morskiej, patroluj�cy w jeepie drog� przy zachodnim ogrodzeniu, odruchowo zacz�li szuka� �r�d�a tego d�wi�ku. Z przewieszonymi przez ramiona M-16 patrzyli w niebo. Niczego jeszcze nie by�o wida�, ale wiedzieli, czego mog� si� spodziewa�. Wystarczy�o jednak kilka sekund, by stwierdzili, �e nie jest to samolot wojskowy. Odg�os by� du�o cichszy. Po chwili nad drzewami ukaza� si� bia�y helikopter, lec�cy prosto w stron� centrum obozu. Marines �ledzili go jeszcze przez chwil�, a potem ruszyli dalej, zak�adaj�c, �e ten cywilny ptaszek dostarczy� w�a�nie jednego z prezydenckich partner�w do gry w golfa. Bell JetRanger lecia� na wsch�d, w kierunku obozowej wie�y ci�nie�, gdzie znajdowa�a si� polana z wybetonowanym l�dowiskiem. Tam helikopter zwolni�, zacz�� p�ynnie opada�, wreszcie dotkn�� p�ozami wyznaczonego miejsca. Pilot wy��czy� silnik i �opatki wirnika kr�ci�y si� coraz wolniej. W pobli�u sta�a furgonetka, a obok niej grupka m�czyzn w ciemnych garniturach i krawatach; obserwowali go�cia wysiadaj�cego z helikoptera. Doktor Iren� Kennedy chwyci�a teczk� i skierowa�a si� do samochodu. Mia�a na sobie �wie�o wyprasowan� niebiesk� bluzk�, a d�ugie do ramion w�osy zwi�za�a w ko�ski ogon. Chroni�c si� przed porannym ch�odem, przytrzymywa�a kurczowo na piersiach klapy marynarki jasnobe�owe-go kostiumu. Gdy znalaz�a si� przy furgonetce, umundurowany oficer wyci�gn�� do niej r�k�. - Witamy w Camp David, doktor Kennedy. Czterdziestoletnia funkcjonariuszka Centralnej Agencji Wywiadowczej u�cisn�a jego d�o�. - Dzi�kuj�, pu�kowniku. Oficjalnie Kennedy pe�ni�a funkcj� dyrektora Centrum Antyterrorystycznego w CIA, nieoficjalnie za� dowodzi�a dru�yn� Oriona, �ci�le tajn� organizacj�, kt�ra powsta�a dla czynnej obrony przed terroryzmem. Ju� od pocz�tku lat osiemdziesi�tych Stany Zjednoczone n�kane by�y licznymi atakami terrorystycznymi, a do najgro�niejszych dosz�o w ambasadzie ameryka�skiej i koszarach marines w Bejrucie. Mimo milion�w dolar�w przeznaczanych na walk� z terroryzmem, sprawy przybra�y jeszcze gorszy obr�t. Koniec tego dziesi�ciolecia zapisa� si� katastrof� samolotu PanAm-u lot 103 i �mierci� setek niewinnych cywil�w. Tragedia w Locker-bie zmusi�a pewnych niezwykle wp�ywowych ludzi w Waszyngtonie do podj�cia zdecydowanych krok�w. Zgodnie doszli oni do wniosku, �e nadszed� czas wypowiedzie� wojn� terroryzmowi. Pierwsza opcja, pertraktacje dyplomatyczne, nie przynios�a rezultat�w, a druga, u�ycie si� zbrojnych, nie nadawa�a si� do walki z wrogiem, kt�ry �y� i dzia�a� w�r�d cywil�w. W tej sytuacji ameryka�skim przyw�dcom pozosta�o tylko jedno: trzecia opcja. Podj�to wi�c tajne dzia�ania. Uruchomiono fundusze przeznaczone na operacje, o kt�rych nikt nigdy mia� nie us�ysze�, kt�re nie podlega�y kontroli Kongresu ani wgl�dowi dziennikarskiemu. Wypowiedziano tajn� wojn� i dotychczasowi my�liwi stali si� zwierzyn�. Podczas kilkuminutowej jazdy wszyscy milczeli. Gdy dotarli do Aspen Lodge, Kennedy wysiad�a i skierowa�a si� w stron� werandy, min�a dw�ch agent�w Secret Service i wesz�a do pomieszcze� zajmowanych przez prezydenta. Oczekuj�cy na ni� w holu pu�kownik poprowadzi� j� do gabinetu i zapuka� w futryn� otwartych drzwi. - Panie prezydencie, przyby�a doktor Kennedy. Prezydent Robert Xavier Hayes siedzia� za biurkiem, popijaj�c kaw� i czytaj�c pi�tkowe poranne wydanie �Washington Post". Okulary w czarnych oprawkach, jakich u�ywa� do czytania, zsuni�te mia� a� na czubek nosa i gdy do pokoju wesz�a Kennedy, spojrza� w jej kierunku ponad nimi. Natychmiast od�o�y� gazet� i powiedzia�: - Dzi�kuj�, pu�kowniku. 12 13 Wsta�, obszed� okr�g�y st� i wskaza� Kennedy krzes�o. Hayes ubrany by� w str�j do porannej gry w golfa: spodnie w kolorze khaki, zwyk�a niebieska koszula golfowa i pulower bez r�kaw�w. Bez s�owa postawi� na stole kubek, obok drugi dla Kennedy. Nala� kawy, usiad� i zapyta�: - Jak si� miewa dyrektor Stansfield? - Czuje si� tak... - Kennedy szuka�a odpowiednich s��w, by opisa� pogarszaj�cy si� stan zdrowia szefa - ...jak mo�na si� tego spodziewa�. Hayes skin�� g�ow�. Thomas Stansfield by� bardzo skrytym cz�owiekiem. Pracowa� w CIA od samego pocz�tku i wygl�da�o na to, �e b�dzie s�u�y� Agencji do ko�ca swoich dni. Ten siedemdziesi�ciodziewi�cioletni superszpieg by� chory na raka i lekarze dawali mu mniej ni� p� roku �ycia. Prezydent skierowa� uwag� na bie��cy problem. - A jak przedstawiaj� si� sprawy w Niemczech? - S� w toku. Mitch dotar� na miejsce wczoraj wieczorem i dzi� rano przekaza� mi raport. Gdy tydzie� wcze�niej Kennedy przedstawia�a prezydentowi plan dzia�a� operacyjnych, jedno by�o dla niego jasne: nie wyrazi na nie zgody, p�ki nie zostanie w to w��czony Rapp. Dzisiejsze spotkanie prezydenta z Kennedy by�o jednym z wielu, jakie odbyli w ci�gu minionych pi�ciu miesi�cy. Na wszystkich omawiali sposoby n�kania, dra�nienia, destabilizacji i - je�li to mo�liwe - zabicia jednej osoby. A tym wybra�cem by� Saddam Husajn. Du�o wcze�niej, nim jeszcze Hayes obj�� urz�d prezydenta, Saddam by� powodem nieustannego zdenerwowania Zachodu, ale ostatnio zrobi� co�, co bezpo�rednio dotyczy�o pi��-dziesi�cioo�mioletniego prezydenta Stan�w Zjednoczonych. Zesz�ej wiosny grupa terroryst�w zaatakowa�a Bia�y Dom, zabijaj�c kilkudziesi�ciu agent�w Secret Service oraz kilku cywil�w. Podczas ataku prezydent zosta� ewakuowany do podziemnego bunkra, gdzie przebywa� trzy dni, ca�kowicie odci�ty od swego rz�du. Obl�enie bunkra zosta�o w ko�cu przerwane, a bitwa o Bia�y Dom wygrana, tylko dzi�ki brawurowej akcji Mitcha Rappa i kilku wybranych cz�onk�w s�u�b wywiadowczych, policyjnych i Si� Specjalnych. Po tym ataku Stany Zjednoczone zdoby�y dwie informa- 14 cje, wyra�nie wskazuj�ce jako inicjatora przyw�dc� Iraku. By� jednak problem z przedstawieniem ich na forum Organizacji Narod�w Zjednoczonych albo przed mi�dzynarodowym trybuna�em. Pierwszy dow�d dostarczy�a zagraniczna s�u�ba wywiadowcza, kt�ra nie mia�a zamiaru zdradza�, jakimi metodami go zdoby�a; drugi zosta� uzyskany na skutek tajnych dzia�a� - w�a�nie dzi�ki zastosowaniu trzeciej opcji. A wiele os�b z pewno�ci� uzna�oby spos�b, w jaki go zdobyto, za zas�uguj�cy na pot�pienie. Kr�tko m�wi�c, dysponowano wiarygodn� informacj�, �e terroryst�w finansowa� Saddam, ale bez ujawniania metod dzia�ania nie mo�na by�o jej przedstawi� opinii publicznej. I jak prezydent Hayes powiedzia� podczas narady w w�skim gronie doradc�w, nie by�o gwarancji, �e ONZ, skonfrontowana z faktami, cokolwiek uczyni w tej sprawie. Po burzliwej dyskusji prezydenta Hayesa z dyrektorem Stansfieldem z CIA i genera�em Floodem, przewodnicz�cym Po��czonego Komitetu Szef�w Sztab�w, wszyscy trzej doszli do wniosku, �e nie ma innego wyj�cia i trzeba dopa�� Saddama po cichu, zgodnie z trzeci� opcj�. W�a�ciwie spotkanie ograniczy�o si� do omawiania tylko tego tematu. Prezydent Hayes odstawi� kubek z kaw�. By� ciekaw raportu Rappa o sytuacji w Niemczech. Wiedzia�, �e wsz�dzie tam, gdzie inni zawiedli, Rapp potrafi� dzia�a� skutecznie. - Co Mitch zamierza? - Uwa�a, �e bior�c pod uwag� ma�� ilo�� czasu i �rodki bezpiecze�stwa wok� celu, zrobiliby�my lepiej, wybieraj�c bardziej bezpo�redni spos�b. Nast�pnie Kennedy przedstawi�a prezydentowi zarys planu dzia�ania. Kiedy sko�czy�a, Hayes wyprostowa� si� i w zamy�leniu skrzy�owa� r�ce na piersiach. Kennedy obserwowa�a go, nie daj�c po sobie pozna�, co o tym wszystkim my�li, tak jak to zwykle robi� jej szef. Hayes przez kilka sekund trawi� otrzymane informacje. - A gdyby to zrobili... - ale przerwa�, widz�c, �e Kennedy kr�ci g�ow�. - Mitch z pewno�ci� nie pos�ucha rad, kt�rych udziela kto� z odleg�o�ci blisko pi�ciu tysi�cy kilometr�w. Prezydent skin�� g�ow�. 15 Wypadki w Bia�ym Domu, do jakich dosz�o zesz�ej wiosny, pozwoli�y mu dobrze pozna� Rappa, kt�ry prawie zawsze dzia�a� na sw�j spos�b. Trudno by�o spiera� si� z cz�owiekiem, kt�ry odni�s� tyle sukces�w i mia� na koncie tyle zrealizowanych zada�, i to cz�sto takich, jakich nikt inny nawet nie o�mieli�by si� podj��. Hayes postanowi� przypomnie� jednak Kennedy, o co toczy si� gra. - Czy Mitch i ca�a reszta wiedz�, �e dzia�aj� na w�asn� r�k�? Kennedy skin�a g�ow�. - Chodzi mi o to, �e dzia�aj� ca�kowicie na w�asn� r�k�. Je�li co� nie wypali, o�wiadczymy, �e o niczym nie wiedzieli�my i nie mamy poj�cia, kim oni s�. Zrobimy to. �aden taki incydent nie mo�e zak��ci� naszych stosunk�w z Niemcami. Nie mo�e te� zaszkodzi� mojej prezydenturze. Kennedy skin�a g�ow� ze zrozumieniem. - Panie prezydencie, Mitch jest niezawodny. Dzi� wieczorem b�dzie mia� na miejscu wszystko, co jest mu niezb�dne, ale wie, �e nie mo�e dzia�a� na si��, je�li sytuacja stanie si� zbyt niebezpieczna. Prezydent przez chwil� wpatrywa� si� w ni� badawczo. - W porz�dku. Masz moje upowa�nienie, aby pchn�� spraw� dalej, ale, Iren�, wiesz, na czym stoimy. Je�eli rozp�ta si� burza, nigdy nie by�o tego spotkania ani pi�ciu czy sze�ciu poprzednich. Nic nie wiesz na temat tego, co si� dzieje, i nikt w Agencji te� o tym nie wie. - Hayes potrz�sn�� g�ow�. - Przykro mi, �e tak post�puj� wobec Mitcha, ale nie mam wyboru. Musi tam dzia�a� bez wsparcia i je�eli wpadnie, nie kiwniemy palcem, �eby mu pom�c. Ca�y dzie� Rapp sp�dzi� w chacie, nie licz�c pi�ciomilo-wej przebie�ki. Musia� pobiega�, aby si� rozlu�ni� i zneutralizowa� ca�� wypit� kaw�. Kilka razy kontaktowa� si� bezpo�rednio z Iren� Kennedy przez satelit� telekomunikacyjnego STU III, MX3030. Ten bezpieczny kana� by� jego jedynym po��czeniem z Waszyngtonem. Nikt inny poza Iren� nie wiedzia�, �e on i Hoffmanowie s� w Niemczech, i nikt nie m�g� si� o tym dowiedzie�. Je�eli misja powiedzie si�, jego prze�o�eni i tak do niczego si� nie przyznaj�, ale je�eli co� si� nie uda, tym bardziej b�d� si� wszystkiego wypiera�. Zaplanowana przez Rappa wieczorna akcja wymaga�a dokonania pewnych zakup�w, dlatego Tom Hoffman pojecha� rano do Hamburga z list� potrzebnych rzeczy. Post�powa� bardzo ostro�nie. Nigdy nie kupowa� w jednym sklepie wi�cej ni� jedn� rzecz, nie robi� zakup�w w s�siaduj�cych sklepach i zawsze unika� tych, w kt�rych klient�w podgl�daj� kamery. Nadszed� wiecz�r i Rapp usiad� przy kuchennym stole, by po raz setny om�wi� z Hoffmanami ka�dy szczeg� akcji. Hoffmanowie byli pod tym wzgl�dem bardzo skrupulatni. Prze�ledzili ka�dy etap operacji, analizuj�c ca�� misj� do ostatniego szczeg�u. Rapp pracowa� ju� z wieloma lud�mi z Si� Specjalnych i nie mia� w�tpliwo�ci, �e oboje lub przynajmniej jedno z nich wywodzi si� z elitarnych oddzia��w wojskowych. Przed opuszczeniem chaty wszystkie notatki nale�a�o spali�. Nale�a�o zapami�ta� pierwsz�, drug� i trzeci� cz�stotliwo�� radiow�; to samo dotyczy�o dr�g ewakuacji, hase� i kod�w. Mapy, bez jakichkolwiek znak�w i notatek, nale�a�o zabra� ze sob�, a wszystkie fa�szywe dokumenty umie�ci� w torbach z samozap�onem. Je�eli sprawy potoczy�yby si� bardzo �le, wystarczy jedno poci�gni�cie za link� i ca�a zawarto�� torby sp�onie. Wielokrotnie sprawdzili te� bro�. Rapp, mimo, �e po�wi�ci� du�o czasu i zajmowa� si� wszystkim osobi�cie, tym razem jednak nie mia� dobrych przeczu�. Przypomnia� sobie, �e podczas jednej z misji, a by�o to na pocz�tku jego kariery, by� pewien powodzenia, a tymczasem, nim wszystko zosta�o powiedziane i zrobione, dwunastu ameryka�skich �o�nierzy Si� Specjalnych by�o martwych. Od tamtego wydarzenia rzadko by� pewny co do powodzenia misji, ale teraz szczeg�lnie co� go niepokoi�o. Mia� wra�enie, �e nie jest ju� taki sprawny. Zawsze �atwo wpada� w gniew i wykorzystywa� t� cech� do wyostrzania zmys��w. 16 17 Gniew ten narodzi� si� po katastrofie w Lockerbie. Rapp studiowa� wtedy na uniwersytecie w Syracuse. Podczas tamtego ataku terrorystycznego zgin�o trzydziestu pi�ciu jego koleg�w ze studi�w oraz przyjaci�ka. Pogr��ony w rozpaczy Rapp zainteresowa� si� prac� w CIA. Agencja kusi�a nadziej� zemsty i postanowi� to wykorzysta�. Jego celem sta� si� Rafi�ue Aziz, odpowiedzialny za atak terrorystyczny na samolot PanAm-u lot 103. Dziesi�� lat po�wi�ci� Rapp polowaniu na tego terroryst� i wreszcie minionej wiosny stan�� z nim oko w oko. Teraz Aziz nie �y� ju�, a gniew wygas�. Zast�pi�o go co� zupe�nie odmiennego - co�, czego dot�d nie zna�, a co teraz stale mu towarzyszy�o. W centrum jego zainteresowania znalaz�a si� Anna Rielly i czu�, �e zaw�adn�o nim uczucie diametralnie r�ne od nienawi�ci. Anna by�a niepowtarzalna. By�a typem kobiety, dla kt�rej cz�owiek pragnie sta� si� kim� lepszym. Nagle chcia� mie� ju� za sob� prac� w CIA i rozpocz�� nowe �ycie. Jane Hoffman zdj�a s�uchawki i oznajmi�a: - Przybyli pierwsi go�cie. Rapp spojrza� na zegarek. Za pi�� �sma, mniej wi�cej dwie i p� godziny przed wyznaczonym czasem. Pora po��czy� si� z Kennedy. Chwyci� przeno�ny telefon satelitarny i poszed� do sypialni. Gdyby doktor Kennedy pofatygowa�a si� i wyjrza�a przez okno swego biura na sz�stym pi�trze, mog�aby rozkoszowa� si� intensywnymi jesiennymi kolorami doliny Potomacu. Niestety, ostatnio nie mia�a zbyt wiele czasu na tego rodzaju drobne przyjemno�ci. Langley znalaz�o si� w trudnej sytuacji - atakowano je zar�wno od �rodka, jak i z zewn�trz. Nie by�o ju� tajemnic�, �e Thomas Stansfield, dyrektor CIA, jest ci�ko chory. Krytycy z Kapitolu, w�sz�cy zapach krwi, ruszyli do ataku, natomiast w samej Agencji wyra�nie o�ywili si� konkurenci w biegu do dyrektorskiego fotela. Kennedy nigdy nie zajmowa�a si� polityk� i najlepiej by�oby, gdyby trzyma�a si� za lini� ognia, to jednak by�o prawie niemo�liwe. Wszyscy wiedzieli, jak bliskie stosunki ��cz� j� z dyrektorem. Waszyngton to miasto kochaj�ce napi�te sytuacje i plot- ki, a nikt nie kocha ich bardziej od polityk�w. Z rozkosz� godn� bohater�w dramat�w Szekspira rozpocz�li wi�c wyczekiwanie na jego �mier�. Wielu z nich, udaj�c, �e przejmuj� si� stanem zdrowia Stansfielda i sytuacj� jego dzieci, posun�o si� nawet do sk�adania mu wizyt. Kennedy nie by�a naiwna. Stansfield by� dobrym nauczycielem i wiele j� nauczy�. Wiedzia�a jednak, �e nikt na Kapitolu nie lubi� jej szefa. Wielu senator�w i cz�onk�w Izby Reprezentant�w szanowa�o go, ale nikt go nie lubi�. Siedemdziesi�ciodzie-wi�cioletni dyrektor �adnemu z nich nie pozwoli� zbytnio si� do siebie zbli�y�. Jako zast�pca dyrektora do spraw operacyjnych, a potem dyrektor CIA, przez ponad dwadzie�cia lat by� stra�nikiem tajemnic Waszyngtonu. Nikt tak naprawd� nie wiedzia�, co on wie, i nikt tego nie chcia� wiedzie�. Niekt�rzy obawiali si�, �e zgromadzi� obszerne dossier wszystkich cz�onk�w waszyngto�skich elit, a ujawnienie ich po jego �mierci mog�oby wywo�a� prawdziwe trz�sienie ziemi. Wiedzia�a, �e tak si� nie stanie. Ca�e �ycie zawodowe Stansfielda polega�o na dochowywaniu tajemnic. I nigdy nie z�ama� tej zasady. To oczywi�cie nie by�o �adn� pociech� dla tych w Waszyngtonie, kt�rzy mieli na sumieniu wiele powa�nych grzech�w. No c�, po prostu nie potrafili sobie nawet wyobrazi�, �e kto�, kto posiada tak cenne informacje, nie ma zamiaru ich wykorzysta�. Cho� Kennedy cierpia�a, obserwuj�c powolne umieranie swego mentora, musia�a si� zaj�� bie��cymi obowi�zkami. Orion otrzyma� od prezydenta Stan�w Zjednoczonych zgod� na dzia�anie, mia� kogo� zabi�, ale nie jakiego� zwyk�ego, przeci�tnego obywatela. Kennedy spojrza�a na czarno-bia�� fotografi� przypi�t� do akt le��cych na biurku. Tym obywatelem by� hrabia Heinrich Hagenmiller V, niemiecki przemys�owiec spokrewniony z rodzin� Krupp�w. Fakt, �e prezydent wyda� zgod� na likwidacj� obywatela jednego z najbli�szych sojusznik�w Stan�w Zjednoczonych, m�wi� wiele o jego zaanga�owaniu w zwalczanie terroryzmu, i to na ka�dym poziomie. Hagenmiller i jego wsp�lnicy po raz pierwszy zwr�cili na siebie uwag� CIA na pocz�tku lat dziewi��dziesi�tych. 18 19 W tym czasie Kennedy pracowa�a nad projektem znanym jako operacja Rabta II. By�a to operacja o �wiatowym zasi�gu i mia�a na celu przeszkodzenie Muammarowi al-Kadda-fiemu w budowaniu obiektu, w kt�rym mo�na by wytwarza� bro� biologiczn�, chemiczn� i nuklearn�. Nazw� wzi�a od fabryki broni, kt�r� Kaddafi wybudowa� w ko�cu lat osiemdziesi�tych w mie�cie Rabta, le��cym w p�nocnej cz�ci Libii. W 1990 roku, tu� przed rozpocz�ciem produkcji, prezydent Bush zagrozi� przeprowadzeniem atak�w lotniczych i ujawnieniem nazw firm europejskich, kt�re pomaga�y w budowie fabryki. Jedn� z nich by�a Hagenmiller En-gineering. Kaddafi, aby zapobiec zr�wnaniu z ziemi� fabryki, zamkn�� j� i natychmiast zacz�� szuka� nowego miejsca. Na pocz�tku 1992 roku CIA zna�a ju� now� lokalizacj�. Libijski dyktator pr�bowa� zbudowa� fabryk� w g��bi g�ry. Gdyby to si� uda�o, niestraszne by�yby jej wszelkie ataki - z wyj�tkiem nuklearnego. Chc�c zdoby� szczeg�owe informacje o tym obiekcie, CIA uruchomi�a w�a�nie program Rabta II. Rozpoznano ca�e wyposa�enie, technologi� i personel, co pozwoli�o okre�li� mo�liwo�ci produkcyjne fabryki. Z pomoc� sojusznik�w Stany Zjednoczone na�o�y�y embargo na wszystkie pozycje, kt�re znalaz�y si� na przygotowanej li�cie. Ale jak zwykle Kaddafi i jego ludzie znale�li drogi obej�cia sankcji. Od pocz�tku operacji Hagenmiller Engineering i wsp�pracuj�ce zak�ady wielokrotnie je �amali. Za ka�dym razem utrzymywali, �e nie mieli poj�cia, komu sprzedali swoje wyroby, i rz�d niemiecki nie nak�ada� na nich kar. Po prostu, Hein-rich Hagenmiller by� ustosunkowany. A poniewa� Kaddafi traci� znaczenie na arenie mi�dzynarodowej i zdawa� si� �agodnie� z wiekiem, Stany Zjednoczone nie naciska�y w tej sprawie na rz�d niemiecki. Przegl�daj�c akta, Kennedy natrafi�a na fotografie i t�umaczenia rozm�w, kt�re Hagenmiller odby� ze swoimi nowymi kontrahentami. To w�a�nie te jego powi�zania budzi�y najwi�kszy niepok�j CIA. Firma Hagenmiller Engineering produkowa�a mi�dzy innymi nowoczesne, wysoce specjalistyczne tokarki oraz inne urz�dzenia niezb�dne do 20 budowy bomby atomowej. Dalej znajdowa�y si� zdj�cia rozmaitych siedzib hrabiego: licowana czerwonobrunatnym piaskowcem kamienica w jednej z najstarszych podmiejskich dzielnic Hamburga, rodzinna posiad�o�� po�o�ona godzin� jazdy na po�udnie od miasta i g�rskie zacisze w Szwajcarii. Rodzina Hagenmiller�w mia�a kr�lewskie korzenie i mn�stwo d�ug�w. Przed pi�cioma miesi�cami Kennedy skontaktowa�a si� ze swoim odpowiednikiem w niemieckim wywiadzie, BFV, i dowiedzia�a si�, �e nie tylko Stany Zjednoczone interesuj� si� hrabi�. Ostatnio w jego sprawie telefonowano te� z Izraela i Wielkiej Brytanii, a przes�uchiwany trzy miesi�ce wcze�niej Hagenmiller przez BFV przysi�ga�, �e osobi�cie b�dzie nadzorowa� sprzeda� wszystkich obj�tych embargiem urz�dze�. Kennedy nie kupi�a nowej obietnicy Hagenmillera i wzi�a go pod lup�. Hakerzy z CIA w�amali si� do systemu komputerowego Hagenmiller Engineering i przyjrzeli si� osobistym finansom hrabiego. Wy�oni� si� z tego obraz cz�owieka, kt�ry roztrwoni� rodzinny maj�tek. Obecnie mia� czwart� �on�, a trzy poprzednie nie dawa�y si� tak �atwo sp�awi�. Poza tym utrzymanie rodzinnych posiad�o�ci kosztowa�o krocie, a jego rozrzutny styl �ycia poch�on�� wszystkie oszcz�dno�ci. Przed dwoma tygodniami Kennedy wys�a�a do Niemiec zesp� taktycznego rozpoznania, kt�ry mia� obserwowa� Hagenmillera przez dwadzie�cia cztery godziny na dob�. Ludzie ci towarzyszyli te� hrabiemu podczas jego wyjazdu do Szwajcarii i tam sprawy przybra�y naprawd� interesuj�cy obr�t. Teraz Kennedy przegl�da�a seri� zdj�� zrobionych w lasach otaczaj�cych g�rsk� posiad�o�� Hagenmiller�w. Niekt�re z nich by�y ziarniste, ale wi�kszo�� na tyle ostra, �e bez trudu mo�na by�o rozpozna�, z kim spotka� si� Hagenmiller. By� to Abdullah Chatami, genera� armii irackiej, cz�owiek odpowiedzialny za wznowienie programu produkcji broni nuklearnej. A tak�e kuzyn Saddama Husajna; jak wielu jego zwolennik�w, on tak�e mia� czarne w�sy. By�o te� bardziej kompromituj�ce zdj�cie, na kt�rym uwidoczniono moment odbierania przez Hagenmillera teczki z r�k Chatamiego, na nast�pnym za� obaj m�czy�ni �ciskali sobie d�onie. Po tym spotkaniu Hagenmiller, otoczony ochro- 21 niarzami, wyjecha� do Genewy i wp�aci� pieni�dze do banku. Nast�pnego dnia hakerzy CIA w�amali si� do bankowego systemu komputerowego i odkryli, �e na koncie Hagen-millera pojawi�o si� pi�� milion�w dolar�w. Kennedy natychmiast zarz�dzi�a dalsz� obserwacj�, a z zebranymi dowodami uda�a si� do prezydenta. Hayes od dawna szuka� sposobu rozprawienia si� z Saddamem, ale chcia� mie� absolutn� pewno��, �e hrabia nie pad� ofiar� podst�pu. Nast�pnego dnia ludzie Kennedy znale�li niezbity dow�d. Ustalili, �e na ten w�a�nie dzie�, na dwudziest� trzeci� czasu europejskiego, zaplanowano w�amanie do magazynu Hagenmiller Engineering. �upem mia�y pa�� cztery skomputeryzowane tokarki oraz wiele innego specjalistycznego sprz�tu u�ywanego do produkcji element�w broni nuklearnej; wszystko to mia�o zosta� za�adowane na frachtowiec czekaj�cy w porcie Cuxhaven. Kennedy przedstawi�a wi�c zebrane dowody prezydentowi. Hagenmiller zosta� ju� dwukrotnie ostrze�ony i zapewnia�, �e osobi�cie dopilnuje, by podobne sytuacje si� nie powt�rzy�y. Mimo to ci�gle sprzedawa� specjalistyczny sprz�t cz�owiekowi, kt�ry by� g��wnym sponsorem �wiatowego terroryzmu i przysi�ga�, �e gdy tylko nadarzy si� okazja, zmiecie Ameryk� z powierzchni planety. Hagenmiller rzuci� ko�ci i przegra�. Prezydent Hayes da� zielone �wiat�o. Mia� jednak jedno �yczenie. Chcia�, �eby Kennedy powierzy�a to delikatne zadanie Rappowi. Zadzwoni� telefon. Kennedy podnios�a s�uchawk�. - Wszystko gotowe. Rozpozna�a g�os Rappa. - Powiedz, jak wygl�da sytuacja. Rapp przedstawi� rozw�j wypadk�w i wyja�ni�, na czym polega ostatnia poprawka, jakiej dokona� w planie. Kennedy wys�ucha�a go, potem poprosi�a o kilka wyja�nie�. Rapp te� mia� pytanie: - Gdyby mi si� nie powiod�o dzisiejszej nocy, b�d� mia� drug� szans�? - W�tpi�. Drugi TRT znajduje si� przy magazynie. Gdy tylko zjawi� si� przest�pcy, anonimowo zawiadomi� niemieckie w�adze, a potem b�d� ich �ledzi� a� do chwili aresz- 22 towania. Wtedy wyjdzie szyd�o z worka i na Hagenmillera jedzie zwr�conych za du�o oczu. - Tak, to prawda. TRT, o kt�rym m�wi�a Kennedy, to Taktyczny Zesp� Re-conesansowy. To oni ustalili, �e o dwudziestej trzeciej ma last�pi� w�amanie do magazynu. Rapp wiedzia�, �e s� ju� na miejscu, oni natomiast nie wiedzieli o obecno�ci Rappa Niemczech. - Zawiadom nas, je�eli wejd� do magazynu przed dwudziest� trzeci� � powiedzia� Rapp. - Synchronizacja dzia�a� jest bardzo wa�na. Nie mo�emy dopa�� Hagenmillera akurat w momencie, gdy zatelefonuj� do niego z policji z wiadomo�ci�, �e zosta� obrabowany. Dzi� wieczorem spodziewa si� takiej informacji i ze wzgl�du na element zaskoczenia najlepiej b�dzie, je�li my pierwsi si� z nim skontaktujemy. - Rozumiem. - Zapad�o milczenie, po chwili Kennedy zapyta�a: - Czy wszystko w porz�dku? Rapp zacisn�� d�o� na s�uchawce i rozejrza� si� po ma�ej sypialni. Nie by� pewien, czy Kennedy pyta o to dla zasady, czy te� naprawd� chce wiedzie�. - Nie jestem pewien - odrzek� bez przekonania. - Chcia�bym mie� wi�cej czasu na przygotowania, ale w takich sprawach zwykle go brakuje. G�os Rappa brzmia� niepewnie i Kennedy natychmiast zareagowa�a. - Nie r�b nic na si��, je�li nie masz pewno�ci. - Wiem. - Nikt tutaj nie b�dzie ci� za to krytykowa�. Rapp za�mia� si�. - Nigdy przedtem nie martwiono si� o mnie, dlaczego teraz mieliby przejmowa� si� moim losem? - Wiesz, co mam na my�li. Po prostu uwa�aj na siebie. - Zawsze uwa�am - powiedzia� automatycznie. - Co� jeszcze? - zapyta�a Kennedy. - Tak. - Przerwa� na chwil�. - To b�dzie koniec. - O co ci chodzi? - Koniec. To moje ostatnie zadanie. Kennedy spodziewa�a si� tego od jakiego� czasu, ale to nie by�a odpowiednia pora, by o tym rozprawia�. Mitch Rapp 23 by� cennym agentem, by� mo�e najcenniejszym w zespole. A komu� takiemu nie�atwo pozwoli� odej��. - Pom�wimy o tym po twoim powrocie. - Nie b�dzie �adnych rozm�w - odpar� stanowczo. - Porozmawiamy. - M�wi� powa�nie. Kennedy westchn�a. Mia�a wra�enie, �e �ciany zaciskaj� si� wok� niej. J� te� co� martwi�o. - Zanim podejmiesz decyzj�, powiniene� o czym� wiedzie�. - Co, u diab�a, masz na my�li? - Nic. - Kennedy znowu westchn�a. Potrzebowa�a snu, chcia�a sp�dzi� troch� czasu z synem i pragn�a te� uporz�dkowa� sprawy ze Stansfieldem, zanim umrze. To wszystko za bardzo szarpa�o jej nerwy. - Chc� ci� szybko �ci�gn��, �eby� si� osobi�cie przekona�, co si� tu dzieje. Rapp wyczu�, �e jest ju� wyko�czona, co u Kennedy by�o rzadko�ci�. - W porz�dku. Pogadamy, gdy wr�c�. - Dzi�kuj�. - Nie ma sprawy. - Co� jeszcze? Zastanawia� si�, czy czego� nie pomin��. - Nie. - Dobrze... zatem powodzenia i b�d� ze mn� w kontakcie. - Jasne. - Rapp od�o�y� s�uchawk�. Podszed� do okna, odsun�� zas�on� i wyjrza� w ciemno�� nocy. Nie m�g� zapanowa� nad uczuciem dziwnego niepokoju. Co� by�o nie tak. Senator Clark uni�s� m�otek i pozwoli� mu opa�� na drewnian� podstawk� chwil� za p�no. Cz�onkowie jego komisji wstali ju� z krzese� i kierowali si� do drzwi. Senatorowie nie przywykli do pracy w pi�tek i wolnego tylko p�nego popo�udnia, w Waszyngtonie jednak trwa�a w�a�nie walka o uchwalenie chwiejnego bud�etu i wszyscy, pracuj�c nawet w nadgodzinach, pr�bowali znale�� wyj�cie z gro��cego impasu. Jak cz�sto w takich sprawach bywa, Republikanie chcieli obni�y� podatki, Demokraci zwi�kszy� wydatki. Prezydent pr�bowa� po�redniczy�, chc�c doprowadzi� do kompromisu, jednak �adna partia nie zamierza�a ust�pi�. Sytuacja w mie�cie zaczyna�a przypomina� wojn� domow�. Rozbie�no�� poszczeg�lnych interes�w nie sprzyja�a porozumieniu. Jeste� albo za rozwi�zaniem problemu, albo go tworzysz. Nie�atwo by� w porz�dku, bez wzgl�du na to, komu ufasz i jakie masz intencje. Je�eli si� stawiasz, jeste� wrogiem. Miasto sta�o si� polem bezwzgl�dnej walki, czego senator Clark bardzo nie lubi�. Zaj�� si� polityk�, poniewa� by�a to kolejna g�ra do zdobycia, a nie dlatego, �e bawi� go up�r czy jakie� bezsensowne partyzanckie przepychanki. Takie dzia�anie by�o poni�ej jego godno�ci i niewarte jego cennego czasu. Hank Clark by� senatorem od dwudziestu dw�ch lat. Podj�� to wyzwanie po ust�pieniu Nixona. Politycy nie cieszyli si� wtedy zaufaniem spo�ecze�stwa i mieszka�cy Arizony chcieli kogo� z zewn�trz. Kogo�, kto sam wyrobi�by sobie nazwisko. Ich cz�owiekiem by� Hank Clark. Nowy biznesmen z Zachodu. Prawdziwy milioner, kt�ry zdoby� maj�tek w�asn� prac�. Henry Thomas Clark urodzi� si� w Albuquerque, stan Nowy Meksyk, w 1941 roku. Jego ojciec mia� pecha, niemal ka�dy jego interes ko�czy� si� niepowodzeniem, a matka z ka�d� kl�sk� coraz cz�ciej zagl�da�a do kieliszka. Pocz�tkowo wystarcza�a jej w�dka w wi�kszych dawkach ni� zwykle dolewana do Krwawej Mary. Gdy czasy sta�y si� naprawd� ci�kie, zacz�a pi� pod�� whisky, a nawet raczy�a si� Mad Dogiem 20/20. Matka pi�a, a ojciec chwyta� si� ka�dej, nawet najgorzej p�atnej pracy. Sprzedawa� narz�dzia rolnicze, odkurzacze, u�ywane samochody, a nawet wiatraki. Na wszystkim traci�; przegrywa� jako m�� i ojciec. Gdy Hank mia� jedena�cie lat, ojciec podda� si� na dobre. Poszed� za ich wynaj�ty samoch�d z przyczep� i paln�� sobie w �eb. M�ody Hank by� wolny. Po odej�ciu ojca rozpocz�� nowe �ycie, i to z postanowieniem osi�gni�cia sukcesu. Chwyta� siQ ka�dej pracy. Przez siedem kolejnych lat pr�bowa� wyci�gn�� matk� z alkoholizmu oraz znale�� spos�b na wyj- 24 25 �cie z biedy. Na szcz�cie posiada� wiele umiej�tno�ci, kt�rych brakowa�o ojcu. Umia� wsp�y� z lud�mi, by� pracowity i potrafi� miota� niezwykle skuteczne pi�ki. Po uko�czeniu szko�y �redniej wst�pi� do dru�yny baseballowej ASU Sun-devils. Jako doskona�y miotacz trzykrotnie zdoby� 10 punkt�w i z pewno�ci� znalaz�by si� w pierwszej lidze, gdyby nie wypadek samochodowy, jaki mia� na ostatnim roku studi�w. Po sko�czeniu col�ege'u podj�� prac� w pr�nie rozwijaj�cym si�. Scottsdale na przedmie�ciach Phoenix, gdzie spotka� w�a�ciwych ludzi. Ludzi maj�cych wyobra�ni� i idee. Ludzi, kt�rzy wiedzieli, jak spekulowa� nieruchomo�ciami. Maj�c dwadzie�cia cztery lata, opu�ci� Scottsdale i zacz�� prac� u przedsi�biorcy zajmuj�cego si� budow� osiedli mieszkaniowych. Lubi� transakcje dopina� do ko�ca, pilnie obserwowa� ludzi, kt�rzy wiedzieli, jak wykorzysta� pieni�dze. I, co najwa�niejsze, kocha� prowizje. W wieku trzydziestu lat Hank zarobi� sw�j pierwszy milion, a maj�c trzydzie�ci pi��, wart by� ju� ponad dwadzie�cia milion�w dolar�w. Dobrze zbudowany, wysoki, cieszy� si� w Phoenix niezwyk�� popularno�ci�. Czego si� dotkn��, mia� z tego pieni�dze. Zdoby� jedn� g�r�, nadesz�a pora pokonania nast�pnej. A by�a ni� polityka. Teraz, po prawie dwudziestu pi�ciu latach, Clark doszed� do wniosku, �e nie mo�na jej zdoby�, post�puj�c etycznie. Zwyci�y� w polityce, to zap�dzi� przeciwnika w kozi r�g i zrobi� to wszelkimi mo�liwymi sposobami, nie pozwalaj�c, �eby si� zorientowa�, co jest grane. Hank Clark chcia� zosta� prezydentem i d��y� do tego celu od dnia przybycia do Waszyngtonu w 1976 roku. Gdy senator wsta� z krzes�a, podszed� do niego jeden z cz�onk�w komisji i szepn��: - Czeka na pana przewodnicz�cy Rudin. Czeka w b�blu. Clark skin�� g�ow�. Wr�czy� m�czy�nie notatnik i dokumenty i powiedzia�. - Prosz� to zanie�� do mojego biura. Nast�pnie, �ycz�c kolegom senatorom i swojemu personelowi mi�ego weekendu, wyszed�. Hank Clark przewodniczy� Senackiej Komisji Specjalnej do Spraw Wywiadu. Wi�kszo�� senator�w wola�a pracowa� w komisjach do spraw Si� Zbrojnych, Przyznanych Fundu- 26 szy lub S�downictwa - tym komisjom prasa po�wi�ca�a du�o wi�cej uwagi. Komisja do Spraw Wywiadu nie dawa�a mo�liwo�ci wybicia si�, tu przewa�nie pracowano za zamkni�tymi drzwiami. Senacka Komisja Specjalna do spraw Wywiadu i Sta�a Komisja do spraw Wywiadu Izby Reprezentant�w nadzorowa�y wszystkie s�u�by wywiadowcze Stan�w Zjednoczonych, a szczeg�lnie Centraln� Agencj� Wywiadowcz�, Agencj� Bezpiecze�stwa Narodowego i Narodowego Biura Rozpoznania. Clark mia� oko na wszystkich stra�nik�w tajemnic, a jako cz�owiek metodyczny bez zbytniego rozg�osu gromadzi� te tajemnice dla swojego u�ytku. Senator Clark opu�ci� pok�j posiedze� Komisji i zszed� do holu Hart Office Building, z u�miechem k�aniaj�c si� mijanym ludziom. By� dobrym politykiem. Wszystkim po�wi�ca� uwag�, nawet wrogom. Skr�ci� za r�g, otworzy� drzwi i wszed� do ma�ej recepcji. Przy drzwiach siedzia� oficer policji chroni�cej Kapitol, drugi sta� po przeciwleg�ej stronie pomieszczenia. Spojrza� na senatora, m�wi�c: - Dzie� dobry, panie przewodnicz�cy. Clark pos�a� mu uprzejmy u�miech. - Trzymasz si� jako�, Roy? - Bol� mnie ju� ze staro�ci plecy, sir, ale my�l�, �e wytrzymam jeszcze godzink�. - Dobrze. Clark poklepa� go po ramieniu i wystuka� kod na zamku cyfrowym przy drzwiach, potem wszed� do pokoju SH 219 zwanego potocznie �b�blem". By�o to jedno z najlepiej strze�onych pomieszcze� na Kapitolu, ca�e obudowane stalowymi p�ytami, uniemo�liwiaj�cymi przenikanie do �rodka lub na zewn�trz fal elektromagnetycznych. Wn�trze podzielono na ma�e pokoiki, ka�dy na podwy�szeniu, co pozwala�o pracowa� technikom szukaj�cym pods�uchu. Id�c przez sal�, Clark mija� oszklone klatki, w kt�rych senatorowie i kilku wybranych urz�dnik�w mogli odbiera� wiadomo�ci przekazywane przez r�ne agencje wywiadowcze. Dotar� do nast�pnego zamka cyfrowego, wybra� sw�j osobisty pi�ciocyfrowy kod i drzwi otwar�y si� z sykiem zwalnianych uszczelek hermetycznych. Wszed� do �rodka i za- 27 mkn�� za sob� drzwi. Uszczelki rozszerzy�y si� do poprzedniej, hermetyzuj�cej pozycji. Szklane �ciany zakrywa�y czarne zas�ony, na �rodku pokoju o wymiarach cztery i p� metra na sze�� sta� czarny, g�adki, owalny st� konferencyjny. Mog�o przy nim zasi��� pi�tnastu cz�onk�w Komisji. Na szklanym blacie, przy ka�dym miejscu sta�a lampka, a w blacie zamontowany by� pod odpowiednim k�tem monitor komputera. By�o ciemno, pok�j o�wietla�a tylko jedna lampa umieszczona na przeciwleg�ej �cianie. Z miejsca, w kt�rym sta�, senator Clark widzia� ko�ciste palce swego odpowiednika z Izby Reprezentant�w. W �agodnym �wietle jednej z pi�tnastu nowoczesnych czarnych lampek widoczne by�y wsparte na stole r�ce kongresmana Alberta Rudina. W mroku Clark z ledwo�ci� dostrzeg� profil siedz�cego, ale to nie mia�o znaczenia. Pami�ta� go doskonale, ten profil m�g� nale�e� tylko do jednego z dw�ch ludzi: do kongresmana Alberta Rudina, przewodnicz�cego Sta�ej Komisji do Spraw Wywiadu Izby Reprezentant�w albo do Ichaboda Crane'a. Clark przeszed� na drugi koniec pokoju. - Dzie� dobry, Al. Rudin nie odpowiedzia�, ale Clarka to nie zaskoczy�o. Al Rudin nale�a� do najmniej chyba towarzyskich polityk�w w Waszyngtonie. Z szafki stoj�cej za kongresmanem Clark wyj�� szklank� i nala� sobie Johnnie Walkera. Unosz�c j�, zapyta�, czy Rudin te� si� napije. Ten z obrzydzeniem potrz�sn�� g�ow�. Albert Rudin by� kongresmanem Stan�w Zjednoczonych ju� siedemnast� kadencj�. Ten z krwi i ko�ci demokrata, nienawidz�cy ka�dego republikanina w Waszyngtonie - no, mo�e z wyj�tkiem senatora Hanka Clarka, by� niestrudzonym partyjnym mu�em od czarnej roboty; robi� wszystko ku chwale swej partii. Je�eli partia z powodu jakiego� skandalu, kt�ry nale�a�o zatuszowa�, znalaz�a si� w do�ku, Rudin popisywa� si� przed kamerami, za ka�dym razem stosuj�c t� sam� retoryk�: republikanie chc� zag�odzi� wasze dzieci, chc� obni�y� podatki, �eby napcha� kieszenie swoim bogatym przyjacio�om, chc� wyrzuci� waszych rodzic�w z dom�w opieki. I nie przejmuj�c si� pytaniami reporter�w o najr�- niejsze wykroczenia, jakich dopuszczali si� jego koledzy demokraci, Rudin twierdzi�, �e oto dobro wyst�puje przeciwko z�u. On reprezentowa� dobro, republikanie z�o, a prawda nie mia�a �adnego znaczenia. To by� maraton, a nie zwyk�y jogging. Republikanom nale�y do�o�y�. Hank Clark opad� na sk�rzany fotel, pozostawiaj�c mi�dzy sob� i Rudinem wolne miejsce, i zapali� lampk�. Poci�gn�� d�ugi �yk szkockiej, po�o�y� nogi na dziel�cym ich fotelu i g��boko westchn��. Ten wa��cy sto trzydzie�ci kilogram�w i mierz�cy ponad sto dziewi��dziesi�t centymetr�w m�czyzna musia� ul�y� zm�czonym ko�ciom. Rudin pochyli� si� i o�wiadczy�: - Martwi� si� o Langley. Clark patrzy� na niego bez wyrazu i my�la�: �Nie pieprz. A kiedy ty si� nie martwisz o Langley?" Rudin mia� obsesj� na punkcie CIA. Gdyby m�g�, zakonserwowa�by ca�� Agencj� jak stary okr�t wojenny i umie�ci� w muzeum Smithso-nian. Clarka wielokrotnie ju� korci�o, by g�o�no to powiedzie�, ale by� na tyle rozs�dny, aby nie pozwoli� sobie na sarkazm. Po�wi�ci� wiele lat, by zdoby� zaufanie kongresmana Rudina, i nie chcia� tego zmarnowa� kr�tk� chwil� osobistej satysfakcji. Dlatego pokiwa� tylko g�ow� w zamy�leniu i powiedzia�: - M�w, co ci� dr�czy. Rudin poprawi� si� niepewnie w fotelu. - Nie chc�, �eby kto� z zewn�trz zast�pi� Stansfielda... -wymawiaj�c to nazwisko, a� si� skrzywi� - po jego �mierci. Twoja Komisja nigdy nie powinna by�a si� zgodzi� na jego zatwierdzenie. Musimy tam wprowadzi� kogo�, kto zrobi czystk�. Clark skin�� g�ow�. - Zgadzam si� z tob�. - W g��bi duszy wcale si� jednak nie zgadza�. Chcia� przypomnie� Rudinowi, �e Stansfielda zatwierdzi�a komisja kontrolowana przez demokrat�w, ale pomy�la�, �e lepiej zachowa� maksymalny spok�j. - Prezydent jest zakochany w tej cholernej Iren� Ken-nedy i wiem, �e ten sukinsyn Stansfield b�dzie j� rekomendowa� na swoje miejsce. - Rudin potrz�sn�� g�ow�. Jego poorana bruzdami, pomarszczona twarz zrobi�a si� czerwona 28 29 z gniewu. - A kiedy dostanie nominacj�, wszystko przepadnie. A przecie� prasa i ca�a moja partia... - wymierzy� ko�cisty palec w Clarka- ...twoja zreszt� te�, nikt nie b�dzie chcia� nawet s�ysze� o tym, �e dyrektorem Centralnej Agencji Wywiadowczej jest kobieta. - Rudin, nie chc�c, �eby go �le rozumiano, szybko doda�: - Nie �ebym naskakiwa� na kobiety, ale nie chc� tam mie� protegowanej Stansfielda. Musimy co� zrobi�. Zatrzyma� to. I musimy to zrobi�, zanim prezydent rozpocznie gr�. Inaczej b�dziemy ugotowani. Clark, przez chwil� obserwowa� Rudina, po czym powoli skin�� g�ow�, jakby przyznaj�c, �e ten g�upi staruch objawi� mu w�a�nie cenn� pere�k� m�dro�ci. Jak�e �atwo nim manewrowa�. - Mam oko na Kennedy i my�l�, �e wcze�niej sama si� wyko�czy. Rudin rzuci� okiem na siedz�cego obok koleg�. - Wiesz o czym�, o czym ja nie wiem? Clark, szeroko si� u�miechaj�c, podni�s� szklank�. - Jak b�dziesz dla mnie dobry, Albercie, to pewnego dnia powiem ci to. Rudin by� na siebie z�y za to pytanie. Dobrze wiedzia�, �e Hank Clark lubi trzyma� ludzi w ryzach - i przyjaci�, i wrog�w. Mimo to stary kongresman z Connecticut podrapa� si� w nos i zapyta�: - O jakiego rodzaju informacji m�wimy? Natury osobistej czy s�u�bowej? Clark u�miechn�� si�. - My�l�, �e mo�na j� uwa�a� za s�u�bow�. Rudin zmarszczy� brwi. Nienawidzi� �ebra� o ujawnianie szczeg��w. Poza tym dawno ju� zrozumia�, �e Clark powie mu tylko wtedy, gdy b�dzie gotowy i ani sekund� wcze�niej. Skamlenie o informacje mo�e by� �le odebrane. - Zak�adam, �e u�wiadomisz mnie w odpowiednim czasie. Clark skin�� g�ow� i poci�gn�� kolejny �yk whisky. - B

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!