7945

Szczegóły
Tytuł 7945
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7945 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7945 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7945 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TOM CLANCY w Wydawnictwie Amber BEZ SKRUPU��W CZAS PATRIOT�W CZERWONY KR�LIK KARDYNA� Z KREMLA POLOWANIE NA �CZERWONY PA�DZIERNIK" STAN ZAGRO�ENIA TOM CLANCY BEZ SKRUPU��W Przek�ad Tadeusz Kryza AMBER Tytu� orygina�u WITHOUT REMORSE Redaktorzy serii MA�GORZATA CEBO-FONIOK ZBIGNIEW FONIOK Redakcja stylistyczna JOANNA Z�OTN1CKA Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSKI Korekta MAGDALENA KWIATKOWSKA MARIA RAWSKA Ilustracja na ok�adce ARCHIWUM WYDAWNICTWA AMBER Opracowanie graficzne ok�adki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER Sk�ad WYDAWNICTWO AMBER Wydawnictwo Amber zaprasza na stron� Internetu http://www.amber.sm.pl http://www.wydawnictwoamber.pl Copyright � 1993 by Jack Ryan Limited Partnership. All rights reserved For the Polish edition Copyright � 2003 by Wydawnictwo Amber Sp z o o ISBN 83-241-1156-5 Pami�ci Kyle 'a Haydocka 5 lipca 1983 -1 sierpnia 1991 W pierwszym ameryka�skim wydaniu w twardej oprawie ksi��ki Bez skrupu��w znalaz�y si� s�owa wiersza, na kt�ry natrafi�em przypadkowo i kt�rego tytu�u ani nazwiska autora nie by�em w stanie okre�li�. Wyda�y mi si� idealne dla upami�tnienia mojego � ma�ego kumpla", Kyle'a Haydocka, kt�ry zmar� na raka w wieku o�miu lat i dwudziestu sze�ciu dni - cho� dla mnie on nigdy tak naprawd� nie umar�. P�niej dowiedzia�em sie, �e wiersz nosi tytu� Wzlot, a autork� tych niezwyk�ych s��w jest Colleen Hitchcock, utalentowana poetka z Minnesoty. Korzystaj�c wi�c z okazji, chcia�bym poleci� jej tw�rczo�� wszystkim mi�o�nikom poezji. Mam nadziej�, �e te wiersze porusz� ich tak, jak poruszy�y mnie. Arma vimmque cano. Wergiliusz Strze� si� gniewu cierpliwego cz�owieka. John Dryden Prolog MIEJSCA SPOTKA� Listopad familie by� najsilniejszym huraganem �wiata, najwi�kszym tornado. w dziejach. W ka�dym razie nie�le si� wy�y� na tej platformie wiertniczej, pomy�la� Kelly, zak�adaj�c zbiorniki z tlenem przed ostatnim nurkowaniem w zatoce. Nadbudowa zosta�a zniszczona, a cztery masywne nogi by�y nadwer�one - powyginane jak zepsuta zabawka olbrzymiego dziecka. Wszystko, co mo�na by�o bezpiecznie usun��, odci�to palnikami i opuszczono d�wigiem na bark�. Pozosta� nagi szkielet; wkr�tce zadomowi� si� w nim ryby, pomy�la� Kelly wsiadaj�c do szalupy, kt�ra mia�a go przewie�� bli�ej platformy. Pracowali z nim dwaj nurkowie, ale to on tu rz�dzi�. W drodze jeszcze raz powt�rzyli na g�os plan dzia�ania, podczas gdy okr�t zabezpieczaj�cy kr��y� nerwowo, trzymaj�c miejscowych rybak�w na odleg�o��. Niepotrzebnie przyp�yn�li - przez najbli�szych kilka godzin ryby b�d� kiepsko bra�y-ale takie zdarzenia przyci�ga�y ciekawskich. A to b�dzie show, jakich ma�o, pomy�la� Kelly, zsuwaj�c si� ty�em z �odzi. Pod wod� wszystko wygl�da�o niesamowicie, jak zawsze, ale on czu� si� tu dobrze. Promienie s�o�ca za�amywa�y si� pod pomarszczon� powierzchni�, tworz�c faluj�ce �wietlne zas�ony, kt�re s�a�y si� w poprzek n�g platformy. Zapewnia�o to dobr� widoczno��. �adunki C4 by�y ju� na miejscach; grube na dziesi�� centymetr�w klocki o powierzchni oko�o trzydziestu centymetr�w kwadratowych zosta�y mocno przydrutowa-ne do stalowej konstrukcji i uzbrojone tak, by wybuch nast�pi� do wewn�trz. Kelly dok�adnie sprawdzi� ka�dy z nich, zaczynaj�c od pierwszego szeregu, trzy metry nad dnem. Uwin�� si� szybko, bo nie chcia� za d�ugo 9 tkwi� tu na dole, tak jak i pozostali. Za jego plecami nurkowie rozwijali kabel i ciasno obwi�zywali klocki. Obaj byli do�wiadczeni, s�u�yli w lokalnej Grupie Podwodnych Saper�w, wyszkoleniem niemal dor�wnywali Kelly'emu. Kontrolowa� ich prac�, a oni jego; bo w tym fachu staranno�� i ostro�no�� by�y niezb�dne. Z najni�szym poziomem uporali si� w dwadzie�cia minut i wp�yn�li na wy�szy, zaledwie trzy metry pod powierzchni�, gdzie powoli i uwa�nie powt�rzyli wszystkie czynno�ci. Kiedy ma si� do czynienia z materia�ami wybuchowymi, nie nale�y si� spieszy� ani ryzykowa�. Pu�kownik Robin Zacharias koncentrowa� si� na najbli�szym zadaniu. Zaraz za nast�pnym grzbietem znajdowa�o si� stanowisko SA-2. Wystrzelono stamt�d ju� trzy rakiety poluj�ce na my�liwce bombarduj�ce, kt�re on mia� chroni�. Tylne siedzenie F-105G Thunderchiefa zajmowa� Jack Tait, jego �nied�wied�", podpu�kownik i specjalista od zwalczania obrony przeciwlotniczej. Obaj przyczynili si� do powstania doktryny, kt�r� teraz wcielali w �ycie. Zacharias siedzia� za sterami my�liwca Wild Weasel, pokazywa� si� wrogowi, �ci�gaj�c na siebie jego ogie�, po czym nurkowa� pod pociskami i nieuchronnie zbli�a� si� do celu. By�a to �miertelnie gro�na, zaciek�a gra, nie mi�dzy my�liwym a ofiar�, lecz mi�dzy dwoma my�liwymi - z kt�rych jeden by� ma�y, szybki i kruchy, a drugi pot�ny, nieruchomy i ufortyfikowany. Nieprzyjacielska bateria doprowadza�a ludzi Zachariasa do sza�u. Jej dow�dca zbyt dobrze radzi� sobie z radarem, wiedzia�, kiedy go w��cza� i kiedy wy��cza�. Kimkolwiek ten sukinsyn by�, w ubieg�ym tygodniu zestrzeli� dwa weasele pozostaj�ce pod komend� Robina, wi�c kiedy tylko przyszed� rozkaz ponownego ataku, pu�kownik wzi�� to na siebie. To by�a jego specjalno��: rozpoznanie, penetracja i niszczenie obrony przeciwlotniczej -z�o�ona, szybka, tr�jwymiarowa gra, w kt�rej nagrod� za wygran� by�o prze�ycie. P�dzi� z rykiem silnik�w nisko nad ziemi�, nie wchodzi� wy�ej ni� na sto pi��dziesi�t metr�w, niemal bezwiednie manipuluj�c trzyman� w palcach d�wigni�, podczas gdy jego oczy obserwowa�y szczyty krasowych wzg�rz, a uszy nads�uchiwa�y komunikat�w z tylnego siedzenia. - Jest na naszej dziewi�tej, Robin - powiedzia� mu Jack. - Ci�gle szuka, ale nas nie namierzy�. Zbli�amy si� po spirali. Shrike odpada, pomy�la� Zacharias. Pr�bowali tego ostatnio i �le si� to sko�czy�o. Ten b��d kosztowa� go utrat� majora, kapitana i samolotu... Lecia� nim Al Wallace, tak jak on pochodz�cy z Salt Lak� City... tyle lat 10 si� przyja�nili... a niech to szlag! Odp�dzi� t� my�l, nie skarciwszy si� nawet za przekle�stwo. - Troch� si� z nim podra�ni� - powiedzia�, ci�gn�c d�wigni� do siebie. Thud skoczy� w g�r�, znalaz� si� w zasi�gu radaru chroni�cego bateri� przeciwlotnicz� i kr��y�, czekaj�c. Dow�dca stanowiska prawdopodobnie zosta� wyszkolony przez Rosjan. Nie wiedzieli, ile dok�adnie maszyn str�ci� - tylko �e by�o ich a� za wiele - ale na pewno z tego powodu rozpiera�a go duma, kt�ra w tym fachu mog�a okaza� si� zgubna. - Rakieta... dwie, dwie odpalone, Robin - ostrzeg� Tait z tylnego siedzenia. - Tylko dwie? - spyta� pilot. - Mo�e p�aci za nie z w�asnej kieszeni - zasugerowa� Tait ch�odno. - S� na naszej dziewi�tej. No, Rob, przyda�oby si� ma�e hokus-pokus. - O to ci chodzi? - Zacharias odbi� w lewo, by nie straci� pocisk�w z oka, skierowa� si� ku nim i pospiesznie opad� ku ziemi. Schowa� si� za grzbietem w sam� por�. Wyr�wna� lot na niebezpiecznie niskiej wyso ko�ci, ale rakiety SA-2 Guideline przemkn�y nieszkodliwie tysi�c me tr�w ponad nim. - Chyba ju� czas - powiedzia� Tait. - Na to wygl�da. - Zacharias ostro skr�ci� w lewo i uzbroi� bomby kasetowe. F-105 przelecia� tu� nad grzbietem i opad� ku ziemi, a pilot utkwi� oczy w nast�pnym wzniesieniu, oddalonym o dziewi�� kilome tr�w i pi��dziesi�t sekund. - Radar nadal w��czony - zameldowa� Tait. - Wie, �e do niego leci my. - Zosta�a mu tylko jedna. - Chyba �e za�oga jego wyrzutni uwija si� dzi� jak w ukropie. C�, wszystkiego nie da si� przewidzie�. - Lekki ogie� przeciwlotniczy na dziesi�tej. - Za daleko, by mia�o go to zaniepokoi�, ale przynajmniej wiedzia�, gdzie nie lecie�. - Jest ten p�askowy�. Mo�e ci w dole widzieli go, mo�e nie. Prawdopodobnie by� tylko ruchomym punkcikiem na ekranie pe�nym �mieci, z kt�rych jaki� operator radaru pr�bowa� cokolwiek zrozumie�. Na ma�ej wysoko�ci thud by� najszybszym samolotem na �wiecie, a maskuj�cy motyw na g�rnych powierzchniach spe�nia� swoje zadanie. Wietnamcy pewnie stali z zadartymi g�owami i pr�bowali go wypatrzy�. Ich aparatura by�a zag�uszana, zgodnie z wytycznymi dla drugiego weasela; tradycyjna ameryka�ska taktyka polega�a na tym, by podej�� do celu na �redniej wysoko�ci i ostro 11 zanurkowa�. Ale ten spos�b ju� dwa razy zawi�d�, wi�c Zacharias postanowi� zastosowa� inn� technik�. Lec�c na niskim pu�apie, zrzuci ro-ckeye; reszt� zajmie si� drugi weasel. On sam mia� za zadanie zniszczy� w�z pe�ni�cy funkcj� stanowiska dowodzenia i zabi� przebywaj�cego w nim dow�dc�. Robi� thudem uniki w lewo, w prawo, w g�r� i w d�, by nikt z ziemi nie m�g� go wzi�� na muszk�. Nie wolno by�o zapomina� o dzia�ach. - Jest gwiazda! - zawo�a� Robin. Rosyjski podr�cznik obs�ugi SA-6 zaleca� rozmieszczenie sze�ciu wyrzutni wok� centralnego punktu kontroli. ��cz�ce je �cie�ki powodowa�y, �e typowe stanowisko naprowadzania wygl�da�o jak gwiazda Dawida, co pu�kownikowi wydawa�o si� zgo�a blu�nierstwem, ale nie ta my�l zaprz�ta�a go najbardziej, kiedy na celownik wzi�� centrum dowodzenia. - Wybieram rockeye - powiedzia� na potwierdzenie. Przez ostatnie dziesi�� sekund utrzymywa� sta�y kurs. -Dobrze jest... zwalniam... ju�! Cztery nieaerodynamiczne pojemniki spad�y ze wspornik�w wyrzutni my�liwca i otworzy�y si� w powietrzu, rozrzucaj�c po okolicy tysi�ce ma�ych �adunk�w. Zacharias by� ju� daleko, kiedy bomby spad�y na ziemi�. Nie widzia� ludzi uciekaj�cych do okop�w, ale na niskiej wysoko�ci ostro skr�ci� w lewo, by si� upewni�, �e za�atwi� bateri� na dobre. Z odleg�o�ci pi�ciu kilometr�w jego oczom ukaza�a si� ogromna chmura dymu w �rodku gwiazdy. To za Ala, pomy�la�. �adnych triumfalnych beczek, my�l wystarczy. Wyr�wna� lot i rozejrza� si� za najlepszym miejscem na opuszczenie tego rejonu. Si�y uderzeniowe mog�y teraz zrobi� swoje, bateria artylerii przeciwlotniczej zosta�a unieszkodliwiona. No dobra. Wybra� przesmyk w grzbiecie g�rskim i pomkn�� w jego stron� z pr�dko�ci� blisko jednego macha; teraz, kiedy zagro�enie min�o, lecia� prosto przed siebie. Do domu na �wi�ta. Ku jego zaskoczeniu z prze��czy wystrzeli�y czerwone pociski smugowe. Nic takiego nie powinno by�o si� tu pojawi�. Nie odchyla�y toru, kierowa�y si� prosto na niego. Poderwa� maszyn�, zgodnie z oczekiwaniami strzelca, i samolot znalaz� si� dok�adnie na linii ognia. Zatrz�s� si� gwa�townie i w mgnieniu oka dobra sytuacja sta�a si� z�a. - Robin! - us�ysza� zduszony okrzyk w interkomie, zag�uszany przez wyj�ce alarmy. Natychmiast zrozumia�, �e maszyn� mo�na spisa� na stra ty. Zanim zd��y� zareagowa�, okaza�o si�, �e to nie koniec k�opot�w. Silnik stan�� w p�omieniach i zamilk�, a thud wszed� w korkoci�g, co oznacza�o, �e przyrz�dy przesta�y dzia�a�. Zacharias odruchowo wyda� rozkaz katapultowania, ale us�ysza� za plecami kolejny okrzyk. Poci�ga- 12 j�c za klamry, obejrza� si�, cho� wiedzia�, co zobaczy. Zamiast Jacka Taita zobaczy� tylko krew wisz�c� pod fotelem jak smuga kondensacyjna. W tym momencie jego plecy przeszywa� ju� b�l, jakiego jeszcze w �yciu nie zazna�. - No dobra - powiedzia� Kelly i wystrzeli� flar�. Z drugiej �odzi wrzucono do wody ma�e �adunki wybuchowe, maj�ce odstraszy� ryby. Czeka� pi�� minut, po czym spojrza� na cz�owieka odpowiedzialnego za bezpiecze�stwo. - Teren czysty. - Got�w do odpalenia - rzek� Kelly i powt�rzy� to zakl�cie jeszcze trzy razy. Przekr�ci� r�czk� na detonatorze. Skutki by�y imponuj�ce. Woda spieni�a si� wok� n�g platformy, przeci�tych w dolnej i g�rnej cz�ci. Upadek trwa� zaskakuj�co d�ugo. Konstrukcja zsun�a si� w bok. Roz leg� si� og�uszaj�cy plusk i przez chwil� wydawa�o si�, �e ca�a ta stal utrzyma si� na powierzchni wody. Ale by�o to niemo�liwe. Pl�tanina lekkich d�wigar�w znikn�a z oczu, by spocz�� na dnie. Kolejne zadanie wykonane. Kelly od��czy� przewody od generatora i wyrzuci� je za burt�. - Dwa tygodnie przed terminem. Chyba naprawd� zale�y panu na tej premii - rzuci� kierownik, by�y pilot my�liwc�w w marynarce, kt�ry zna� warto�� dobrej i szybko wykonanej roboty. W ko�cu ropa nie zaj�c, nie ucieknie. - Dutch nie myli� si� co do pana. - Admira� to porz�dny cz�owiek. Wiele mu z Tish zawdzi�czamy. - Latali�my razem dwa lata. �wietny pilot. Dobrze wiedzie�, �e nie chwali� pana na wyrost. - Kierownik lubi� pracowa� z lud�mi, kt�rzy mieli podobne do�wiadczenia jak on. Jako� zdo�a� zapomnie� o strachu odczuwanym podczas walki. - Co to znaczy? Od jakiego� czasu mia�em pana spyta�. - Wskaza� tatua� na ramieniu Kelly'ego, szelmowsko u�miechni�t� czerwon� fok� siedz�c� na tylnych p�etwach. - Wszyscy w mojej jednostce zrobili sobie co� takiego - wyja�ni� Kelly na tyle nonszalancko, na ile m�g�. - A co to by�a za jednostka? - Nie mog� powiedzie�. - Kelly u�miechn�� si� szeroko, by odmo wa nie zabrzmia�a zbyt ostro. - Za�o�� si�, �e ma to co� wsp�lnego z uwolnieniem Sonny'ego... ale w porz�dku. - By�y oficer marynarki musia� uszanowa� regu�y. - C�, czek trafi na pa�skie konto jeszcze dzi�, panie Kelly. Powiadomi� pa�sk� �on�, �e mo�e ju� po pana przyjecha�. 13 Tish Kelly promienia�a dum�, patrz�c na inne klientki sklepu dla przysz�ych matek. Jestem jedn� z was, chcia�a im powiedzie�. Nie sko�czy� si� jeszcze trzeci miesi�c ci��y, wi�c mog�a nosi�, co jej si� podoba�o -no, prawie. By�o za wcze�nie na kupno jakich� specjalnych ciuch�w, ale korzystaj�c z wolnego czasu, postanowi�a sprawdzi�, jaki jest wyb�r. Podzi�kowa�a ekspedientce i zdecydowa�a, �e wieczorem wr�ci tu z Johnem i wybior� co� razem, bo lubi� jej doradza�. Na razie musia�a po niego pojecha�. Ich plymouth kombi sta� pod samym sklepem, a Tish zd��y�a ju� dobrze pozna� ulice nadmorskiego miasta. Czas sp�dzony nad zatok�, gdzie lato trwa�o praktycznie ca�y rok, by� mi�� odmian� po zimnych jesiennych deszczach w Marylandzie. Skierowa�a si� na po�udnie, ku wielkiej stacji prze�adunkowej firmy naftowej. Sprzyja�y jej nawet �wiat�a na skrzy�owaniu. Zielone zapali�o si� w sam� por� i nie musia�a nawet dotkn�� hamulca. Kierowca ci�ar�wki zmarszczy� brwi, widz�c ��te �wiat�o. By� ju� sp�niony i jecha� troch� za szybko, ale tysi�ckilometrowa trasa z Okla-homy wreszcie dobiega�a ko�ca. Wdusi� sprz�g�o i hamulec z westchnieniem, kt�re b�yskawicznie zmieni�o si� w okrzyk zaskoczenia, kiedy oba peda�y wesz�y do samej pod�ogi. Droga przed nim by�a wolna, wi�c jecha� prosto, redukuj�c biegi, by zmniejszy� pr�dko��, i raz po raz naciska� klakson. O Bo�e, Bo�e, prosz�, nie... Nie spodziewa�a si� tego. Nawet nie odwr�ci�a g�owy. Po prostu przemkn�a przez skrzy�owanie. Kierowca ci�ar�wki na zawsze mia� zapami�ta� twarz m�odej kobiety znikaj�c� pod mask�jego wozu. Gwa�towne szarpni�cie i przednie ko�a ci�ar�wki oderwa�y si� od ziemi, by po chwili zmia�d�y� plymoutha. Najgorsze, �e nic nie czu�a. Helen, jej przyjaci�ka, umiera�a i Pam wiedzia�a, �e powinna co� czu�, ale tak nie by�o. W ustach ofiary tkwi� knebel, ale nie t�umi� wszystkich d�wi�k�w, kiedy Billy i Rick robili swoje. Jako� udawa�o jej si� oddycha� i cho� nie mog�a rusza� ustami, j�cza�a przejmuj�co. Wkr�tce rozstanie si� z �yciem, najpierw jednak musia�a zap�aci� stosown� cen�, a Rick, Billy, Burt i Henry w�a�nie j� pobierali. Pam pr�bowa�a sobie wm�wi�, �e jest daleko st�d, lecz zd�awione j�ki przywo�ywa�y j� do rzeczywisto�ci. Helen pr�bowa�a uciec, a oni nie mogli tego tolerowa�. Wyja�niali im to ju� wiele razy. Teraz, powiedzia� Henry, wyt�umacz� tak, by na pewno zrozumia�y. Pam dotkn�a miejsca, w kt�rym kiedy� mia�a z�amane �ebra. Napotka�a spojrzenie Helen, ale nie mog�a nic zrobi�. Pr�bowa�a wzrokiem wyrazi� wsp�czucie. Nie odwa�y�a si� na nic wi�cej i wkr�tce Helen ucich�a. 14 Ma razie by�o po wszystkim. Pam mog�a zamkn�� oczy i zastanawia� si�, kiedy przyjdzie kolej na ni�. Za�oga mia�a niez�y ubaw. Umie�cili zwi�zanego ameryka�skiego pilota na zewn�trz stanowiska ob�o�onego workami z piaskiem, by m�g� widzie� dzia�a, kt�re go str�ci�y. Obok niego po�o�yli odnalezione cia�o drugiego bandyty i cieszyli si�, widz�c, z jakim smutkiem i rozpacz� na nie patrzy. Oficer wywiadu znalaz� nazwisko je�ca na li�cie, kt�r� przywi�z� z Hanoi. Pochyli� si�, by jeszcze raz je odczyta�. Kiedy jeniec zemdla� z b�lu, oficer wywiadu star� wacikiem troch� krwi z trupa i pomaza� ni� twarz nieprzytomnego Amerykanina. Potem zrobi� kilka zdj��. Dziwne, pomy�leli �o�nierze. Chyba chce, �eby �ywy jeniec wygl�da� na martwego. Bardzo dziwne. Kelly nie pierwszy raz musia� zidentyfikowa� zw�oki. My�la�, �e t� stron� swojego �ycia ma ju� za sob�, wi�c cho� inni podtrzymywali go na duchu, w takiej chwili nic nie mog�o przynie�� mu pocieszenia. Wyszed� z sali, odprowadzany spojrzeniami piel�gniarek i lekarzy. Ksi�dz, kt�rego wezwano, by udzieli� ostatniego namaszczenia, powiedzia� kilka s��w, kt�re, jak wiedzia�, nie zosta�y us�yszane. Policjant wyja�ni�, �e kierowca nie ponosi winy. Zawiod�y hamulce. Mechaniczna usterka. Zdarza si�. Wszystko to m�wi� ju� nieraz w podobnych okoliczno�ciach, pr�buj�c wyt�umaczy� Bogu ducha winnym ludziom, dlaczego stracili osoby im najdro�sze. Zauwa�y�, �e Kelly to twardy go��, co czyni�o go bardziej podatnym na ciosy. Wydawa�o si�, �e m�g�by uchroni� �on� i nienarodzone dziecko przed ka�dym niebezpiecze�stwem, a mimo to oboje zgin�li w wypadku. Nie by�o kogo obarczy� win�. Kierowca, kt�ry sam mia� �on� i dzieci, wczo�ga� si� pod ci�ar�wk� w nadziei, �e ofiara jednak prze�y�a, i teraz le�a� w szpitalu, naszpikowany �rodkami uspokajaj�cymi. Dawni wsp�pracownicy Kelly'ego mieli mu pom�c w za�atwieniu wszelkich formalno�ci. Nic innego nie pozostawa�o do zrobienia cz�owiekowi, kt�ry wola�by by� w piekle ni� tutaj, bo piek�o ju� zna�. Ale piekie� by�o wiele, a wszystkich jeszcze nie widzia�. Rozdzia� 1 ENFANT PEHDU Maj Nie mia� poj�cia, dlaczego si� zatrzyma�. Zjecha� scoutem na pobocze, cho� nawet na niego nie macha�a. Sta�a tylko przy drodze i patrzy�a na samochody mijaj�ce j� w k��bach py�u i spalin. Przybra�a poz� autostopowiczki, z jedn� nog� wyprostowan�, a drug� zgi�t� w kolanie. Mia�a na sobie znoszone ubranie, a przez rami� przewiesi�a plecak. P�owe, si�gaj�ce ramion w�osy falowa�y w podmuchu wywo�anym przez strumie� aut. Twarz dziewczyny nie wyra�a�a nic, ale Kelly zauwa�y� to dopiero, gdy praw� nog� wciska� ju� hamulec. Uzna�, �e jest za p�no, by si� wycofa�, cho� nie bardzo wiedzia� z czego. Dziewczyna pod��y�a wzrokiem za jego samochodem. Kiedy spojrza� w lusterko wsteczne, wzruszy�a ramionami bez szczeg�lnego entuzjazmu i podesz�a do niego. Stan�a przy opuszczonej szybie od strony pasa�era. - Dok�d jedziesz?-spyta�a. Kelly przez chwil� patrzy� na ni� w milczeniu. Mia�a dwadzie�cia lat albo niewiele wi�cej, m�sk� bawe�nian� koszul�, nieprasowan�od miesi�cy i potargane w�osy. Najbardziej zdumia�y go jej oczy. Szarozielone, zdawa�y si� przenika� Kelly'ego i patrze�... na co? Taki wyraz twarzy widywa� tylko u znu�onych ludzi. On sam te� kiedy� tak wygl�da�. Nie przysz�o mu do g�owy, �e i teraz wygl�da podobnie. - Wracam na ��d� - odpar�, bo nic innego nie przysz�o mu do g�o wy. - Masz ��d�? - wyra�nie si� o�ywi�a. Jej oczy rozb�ys�y, a usta roz ci�gn�y si� w szerokim u�miechu, ods�aniaj�c urocz� szpar� mi�dzy Przednimi z�bami. 17 - Dwunastometrowy diesel. - Machn�� w stron� tylnej cz�ci scou- ta. Baga�nik by� za�adowany po brzegi pud�ami z zakupami. - Jedziesz ze mn�? - Jasne! - Bez wahania otworzy�a drzwi i rzuci�a plecak na pod�og� przed fotelem pasa�era. Powr�t na drog� by� niebezpieczny. Niewielki rozstaw osi i ma�a moc silnika powodowa�y, �e scout nie najlepiej nadawa� si� dojazdy po autostradzie i prowadzenie go wymaga�o pe�nego skupienia. W tak wolnym samochodzie Kelly musia� trzyma� si� prawego pasa i przy zjazdach z autostrady uwa�a� na opuszczaj�cych j� b�d� wje�d�aj�cych na ni� kierowc�w, bo scout nie by� wystarczaj�co zwrotny, by wymija� wszystkich idiot�w, kt�rzy spieszyli si� nad ocean czy w jakiekolwiek inne miejsce, gdzie mo�na by�o sp�dzi� d�ugi weekend. �Jedziesz ze mn�?" - spyta�, a ona odpowiedzia�a: �Jasne". Co, u licha? Kelly patrzy� na przeje�d�aj�ce samochody ze zmarszczonymi brwiami, bo nie zna� odpowiedzi na to pytanie. No, ale przez ostatnie p� roku pojawi�o si� takich wiele. Kaza� rozs�dkowi si� zamkn�� i spojrza� przed siebie, cho� w�tpliwo�ci wci�� ko�ata�y si� w jego g�owie. W ko�cu umys� ludzki rzadko s�ucha w�asnych polece�. Weekend przed Dniem Pami�ci, pomy�la�. W otaczaj�cych go ze wszystkich stron samochodach byli ludzie, kt�rzy wracali do domu albo zd��yli ju� tam wpa�� po swoje rodziny. Dzieci wygl�da�y przez tylne szyby. Jedno czy dwoje nawet mu pomacha�o, ale Kelly uda�, �e tego nie zauwa�y�. Trudno by�o �y� bez duszy, zw�aszcza gdy cz�owiek pami�ta�, �e kiedy� j� mia�. Potar� brod� i wyczu� pod d�oni� szorstki zarost. Nic dziwnego, �e tak go potraktowali w hurtowni artyku��w spo�ywczych. Zaniedbujesz si�, Kelly. A kogo to, do cholery, obchodzi? Spojrza� na towarzyszk� podr�y i zorientowa� si�, �e nie zna jej imienia. Wi�z� j� na swoj� ��d�, a nie wiedzia�, jak ma na imi�. Niesamowite. Patrzy�a prosto przed siebie. Z profilu wygl�da�a �adnie. By�a chuda - mo�e raczej nale�a�oby powiedzie� szczup�a, o w�osach koloru mi�dzy blond a br�zowym. Jej d�insy by�y znoszone i w paru miejscach rozerwane, pewnie zacz�y sw�j �ywot w jednym z tych sklep�w, gdzie p�aci si� dodatkowo za to, �e spodnie s� fabrycznie odbarwione - czy jak to si� nazywa. Kelly nie wiedzia� i mia� to gdzie�. Kolejna bzdura, kt�r� nie warto si� przejmowa�. Chryste, jak ci si� uda�o tak spieprzy� sobie �ycie? - pyta� sam siebie. Wiedzia�, jak brzmi odpowied�, tyle �e nie by�a ona pe�na. R�ne 18 fragmenty organizmu zwanego Johnem Terrencem Kellym zna�y r�ne cz�ci ca�ej historii, ale jako� nigdy nie mog�y zebra� si� do kupy, przez co wrak niegdy� silnego, inteligentnego, zdecydowanego cz�owieka musia� b��dzi� po omacku - i bez nadziei. No, to si� nazywa optymistyczna wizja. Pami�ta�, kim by� kiedy�. Pami�ta� wszystko, co prze�y�, i dziwi� si�, �e uda�o mu si� przetrwa�. Chyba najbardziej bola�o go to, �e nie mia� poj�cia, co posz�o nie tak. Wiedzia� wprawdzie, co si� sta�o, ale to wszystko by�o na zewn�trz, poza nim; jego zdolno�� rozumienia gdzie� przepad�a, �y� zagubiony i pozbawiony celu. Funkcjonowa� na autopilocie. Nie mia� poj�cia, dok�d zaniesie go los. Nie pr�bowa�a go zagadywa�, kimkolwiek by�a. Mo�e to i lepiej, powiedzia� sobie, cho� czu�, �e jest co�, co powinien wiedzie�. By� zaskoczony, kiedy to sobie u�wiadomi�. Zadzia�a� instynkt, ostrzegaj�cy go charakterystycznym mrowieniem szyi i r�k, a Kelly zawsze mu ufa�. Rozejrza� si� po autostradzie i nie zauwa�y� innego zagro�enia poza tym, jakie stanowi�y auta z silnikami o zbyt du�ej mocy i kierowcami o zbyt pustych g�owach. Ale instynkt nie przestawa� go ostrzega� i po chwili Kelly zacz�� zerka� w lusterko, a lewa r�ka opad�a mu mi�dzy nogi i wymaca�a kratkowan� r�koje�� automatycznego colta wisz�cego w skrytce pod siedzeniem. Dopiero po kolejnej chwili zda� sobie spraw�, �e delikatnie g�adzi pistolet. Po choler� to zrobi�e�? Cofn�� r�k� i pokr�ci� g�ow� z grymasem frustracji na twarzy. Nadal jednak zerka� w lusterko. Po prostu sprawdzam, jaki jest ruch, ok�amywa� si� przez nast�pnych dwadzie�cia minut. Na przystani panowa�o wielkie zamieszanie. Nic dziwnego, d�ugi weekend. Samochody je�dzi�y za szybko jak na tak ma�y i �le wybetonowany parking; wszyscy kierowcy pr�bowali unikn�� pi�tkowych kork�w, do kt�rych powstania, rzecz jasna, sami si� przyczyniali. Przynajmniej tutaj scout m�g� si� wykaza�. Wysoki prze�wit wozu i jego widoczno�� da�y Kelly'emu przewag� nad innymi, kiedy podprowadzi� w�z do paw�y �Springera", po czym zawr�ci� i podjecha� ty�em do pochylni, z kt�rej zszed� przed sze�cioma godzinami. Odetchn�� z ulg�, mog�c wreszcie pozakr�ca� szyby i zamkn�� samoch�d. Jego przygoda na autostradzie sko�czy�a si� i przyzywa� go bezkres w�d, na kt�rych czu� si� bezpiecznie. �Springer", jacht motorowy z dieslowskim silnikiem, mia� dwana�cie metr�w d�ugo�ci i zosta� zbudowany na zam�wienie. Nie by� szczeg�lnie �adny, lecz na pok�adzie zmie�ci�y si� dwie spore kajuty, a salon na �r�dokr�ciu mo�na by�o �atwo przerobi� na trzeci�. Silniki by�y du�e, 19 ale niedo�adowane, bo Kelly wola� wi�kszy silnik niesprawiaj�cy k�opot�w od mniejszego i nadmiernie obci��onego. Jacht zosta� wyposa�ony w wysokiej jako�ci radar, wszelkiego rodzaju legalnie dost�pny sprz�t komunikacyjny i u�atwiaj�ce nawigacj� urz�dzenia normalnie zarezerwowane dla rybak�w �owi�cych na morzu. Kad�ub z w��kna szklanego nie mia� �adnej skazy, a na chromowanych relingach nie by�o najmniejszych plam rdzy, cho� Kelly rozmy�lnie zrezygnowa� ze stosowania specjalnego lakieru, bo uzna�, �e szkoda na to czasu. �Springer" s�u�y� mu do pracy, czy raczej mia� s�u�y�. Wysiad� z wozu, otworzy� baga�nik i zacz�� wnosi� pud�a na pok�ad. Zauwa�y�, �e dziewczyna mia�a do�� rozs�dku, by nie wchodzi� mu w drog�. - Ej, Kelly! - krzykn�� kto� z mostka na dachu kajuty. - No i jak, Ed, co to by�o? - Miernik nawali�. Przy okazji wymieni�em szczotki generatora, bo troch� si� zu�y�y, ale moim zdaniem chodzi�o o miernik. Te� go wymie ni�em. - Ed Murdock, g��wny mechanik przystani, zacz�� schodzi� po drabinie. Ju� mia� stan�� na pok�adzie, ale kiedy zobaczy� dziewczyn�, potkn�� si� na ostatnim szczeblu i o ma�o nie wy�o�y� jak d�ugi. Obrzuci� j� pe�nym aprobaty spojrzeniem. - Co� jeszcze? - spyta� Kelly znacz�co. - Nala�em do pe�na. Silniki s� rozgrzane - odpar� Murdock, odwra caj�c si� z powrotem do swojego klienta. - Wszystko dopisa�em do ra chunku. - Dzi�ki, Ed. - Aha, Chip kaza� ci przekaza�, �e jest nast�pna oferta, gdyby� chcia� sprzeda�... Kelly nie da� mu doko�czy�. - Wykluczone. - To klejnot, Kelly. - Murdock zebra� swoje rzeczy i odszed�, zado wolony ze swojej dwuznacznej odpowiedzi. Min�o kilka sekund, zanim Kelly za�apa�, o co chodzi�o. Niezbyt rozbawiony, mrukn�� co� pod nosem i wni�s� do salonu ostatnie pud�a - Co mam robi�? - spyta�a dziewczyna, kt�ra przez ca�y ten czas sta�a bezczynnie. Kelly mia� wra�enie, �e lekko dr�y i pr�buje to ukry�. - Usi�d� sobie na pok�adzie - powiedzia� Kelly, wskazuj�c mostek. - Minie par� minut, zanim wszystko przygotuj�. - Okej. - Obdarzy�a go promiennym u�miechem, kt�rym mog�aby stopi� l�d, zupe�nie jakby doskonale wiedzia�a, czego mu potrzeba. 20 Kelly poszed� na ruf� do swojej kajuty, zadowolony, �e utrzymywa� na �odzi jaki taki porz�dek. W kiblu te� by�o czysto. Wbi� wzrok w lustro i spyta�: - No dobra, i co teraz zrobisz? Nie uzyska� odpowiedzi, ale poczucie przyzwoito�ci kaza�o mu si� obmy�. Po dw�ch minutach wszed� do salonu. Sprawdzi�, czy pud�a z �ywno�ci� s� zabezpieczone, i wr�ci� na pok�ad. - Hmm... tego... zapomnia�em ci� o co� spyta�... - zacz��. - Pam - powiedzia�a, wyci�gaj�c r�k�. - A ty? - Kelly - odpar�, zn�w zbity z tropu. - Dok�d p�yniemy, panie Kelly? - Kelly wystarczy-poprawi� j�. Pam skin�a g�ow� i zn�w si� u�miechn�a. - No dobra, Kelly, to dok�d p�yniemy? - Mam ma�� wysp� jakie� czterdzie�ci... - Masz wysp�? - Zrobi�a wielkie oczy. - Zgadza si�. - Tak naprawd� tylko j� dzier�awi� i to od tak dawna, �e nie widzia� w tym nic nadzwyczajnego. - No to ruszajmy! - zawo�a�a, odwracaj�c si� do brzegu. Kelly roze�mia� si�. - Ju� si� robi! W��czy� pompy z�zowe. �Springer" by� wyposa�ony w silniki die-slowskie, wi�c nie musia� si� obawia�, �e nagromadz� si� w nich spaliny. Wci�� jednak pozostawa� marynarzem i przestrzega� wszystkich zasad bezpiecze�stwa wypisanych krwi� mniej ostro�nych ludzi. Dlatego odczeka� dwie minuty, zanim wcisn�� guzik uruchamiaj�cy lewy silnik, po czym zapali� prawy. Oba diesle zaskoczy�y od razu, budz�c si� do �ycia z g�o�nym warkotem. Kelly sprawdzi� wska�niki. Wygl�da�o na to, �e wszystko gra. Zszed� z mostka, by wyrzuci� cumy za burt�, po czym wr�ci�, wyprowadzi� jacht z pochylni, sprawdzi� wysoko�� fali i si�� wiatru - cho� w tej chwili w�a�ciwie nie by�o czego sprawdza� - i rozejrza� si� za innymi �odziami. Kr�c�c sterem, lekko pchn�� lew�manetk� gazu, by �Springer'' szybciej obr�ci� si� w w�skim kanale, i skierowa� dzi�b w stron� wyj�cia z przystani. Przesun�� w prz�d tak�e drug� manetk� i z pr�dko�ci� pi�ciu w�z��w dostojnie przep�yn�� wzd�u� ustawionych w rz�dach jacht�w i �agl�wek. Pam ogl�da�a mijane �odzie, potem na d�ug� chwil� utkwi�a oczy w parkingu i wreszcie spojrza�a przed siebie, ju� bardziej odpr�ona. - Znasz si� na �odziach? - spyta� Kelly. 21 - Raczej nie - wyzna�a. Po raz pierwszy zwr�ci� uwag� na jej akcent. - Sk�d jeste�? - Z Teksasu. A ty? - Pochodz� z Indianapolis, ale dawno tam nie by�em. - Co to? - spyta�a i dotkn�a tatua�u na jego przedramieniu. - Pami�tka z jednego miejsca - odpar�. - Niezbyt mi�o je wspomi nam. - A, stamt�d. - Zrozumia�a. - No w�a�nie. - Kelly beznami�tnie skin�� g�ow�. Opu�cili basen jachtowy, wi�c zn�w doda� gazu. - Co tam robi�e�? - Nic, o czym wypada�oby rozmawia� z dam�- odpar�. - Dlaczego my�lisz, �e jestem dam�? To pytanie zbi�o go z tropu, ale powoli przyzwyczaja� si� do takiej reakcji na jej s�owa. Zauwa�y� te�, �e rozmowa z dziewczyn�- niewa�ne o czym - by�a tym, czego potrzebowa�. Po raz pierwszy odwzajemni� jej u�miech. - Nie by�oby uprzejmie z mojej strony, gdybym przyj��, �e jest ina czej. - By�am ciekawa, ile czasu minie, zanim si� wreszcie u�miechniesz. Sze�� miesi�cy, co ty na to? - mia� na ko�cu j�zyka. Zamiast tego roze�mia� si�, g��wnie z siebie. Tego te� by�o mu trzeba. - Przepraszam, pewnie nie by�em najlepszym kompanem. Zobaczy� zrozumienie w jej oczach. To wystarczy�o, by nim wstrz�sn��. Czu�, �e co� si� z nim dzieje, i zignorowa� wewn�trzny g�os wmawiaj�cy mu, �e tego w�a�nie potrzebowa� od wielu miesi�cy. Wola� tego nie s�ysze�, zw�aszcza od siebie samego. I tak wiedzia�, jak ci�ko jest by� samotnym. Pam zn�w wyci�gn�a do niego r�k�, na poz�r po to, by dotkn�� tatua�u, ale nie o to jej chodzi�o. Niesamowite, jak ciep�a by�a jej d�o�, nawet w gor�cym popo�udniowym s�o�cu. Tak ciep�a, jak zimne sta�o si� moje �ycie, pomy�la�. Skupi� si� na sterowaniu jachtem, bo kilkaset metr�w przed nim p�yn�� frachtowiec. Silniki "Springera" pracowa�y ju� pe�n� par� i trym-klapy automatycznie ustawi�y ��d� pod optymalnym k�tem przy pr�dko�ci osiemnastu w�z��w. Rejs przebiega� spokojnie a� do chwili, kiedy jacht znalaz� si� w kilwaterze statku handlowego. Wtedy zacz�o nim hu�ta�; dzi�b podskakiwa� prawie na metr, kiedy Kelly pr�bowa� skr�ci� w lewo, by omin�� najwi�ksze fale. Wreszcie wyprzedzili frachtowiec, wznosz�cy si� nad nimi jak g�ra. 22 - Chcia�abym si� przebra� - powiedzia�a Pam. - Moja kajuta jest na rufie. Mo�esz zaj�� drug�, na dziobie. - Serio? - Zachichota�a. - A po co? - S�ucham? - Zn�w uda�o jej si� zbi� go z tropu. Zesz�a z plecakiem pod pok�ad, trzymaj�c si� relingu. Po kilku minutach wr�ci�a w szortach i topie, bosa i wyra�nie bardziej zrelaksowana. Kelly zauwa�y�, ze ma nogi tancerki, szczup�e i bardzo kobiece. I zaskakuj�co blade. Top by� za obszerny na ni� i mia� wystrz�pione brzegi. Mo�e niedawno si� odchudzi�a albo rozmy�lnie kupi�a za du�y. Tak czy inaczej, ods�ania� spor� cz�� jej biustu. Kelly z�apa� si� na tym, �e odwraca si� w pop�ochu, i skarci� si� za to, �e tak si� na ni�gapi. Ale Pam nie zostawia�a mu wyboru. Z�apa�a go za rami� i usiad�a, opieraj�c si� o niego. Odwracaj�c si� do niej, m�g� dok�adnie zobaczy�, co ma pod topem. - Podobaj� ci si�?-spyta�a. Kelly'ego zatka�o. Zawstydzony mrukn�� co� pod nosem. Zanim zdo�a� powiedzie� cokolwiek sensownego, Pam zacz�a si� �mia�. Ale nie z niego. Macha�a do marynarzy z frachtowca, a oni do niej. By� to w�oski statek; jeden z m�czyzn przewieszonych przez reling na rufie pos�a� Pam ca�usa. Odpowiedzia�a mu takim samym gestem. Kelly poczu� zazdro��. Zn�w obr�ci� ster w lewo, by przeci�� dziobow� fal� frachtowca, i mijaj�c mostek, nacisn�� klakson. Taki by� zwyczaj, cho� wi�kszo�� w�a�cicieli ma�ych �odzi nie przestrzega�a go. Wachtowy, kt�ry obserwowa� przez lornetk� Kelly'ego - a w�a�ciwie Pam - odwr�ci� si� i krzykn�� co� w stron� ster�wki. Po chwili rozleg�o si� dono�ne buczenie ogromnej syreny frachtowca i dziewczyna o ma�o nie spad�a z siedzenia. Kelly roze�mia� si�. Pam zawt�rowa�a mu, po czym obj�a jego rami� i mocno �cisn�a. Czu�, jak wodzi palcem po jego tatua�u. - Zupe�nie go nie... Skin�� g�ow�. - Wiem. Ludzie my�l�, �e w dotyku przypomina farb� czy co� takie go. - Dlaczego... - ...go sobie zrobi�em? Bo zrobili to wszyscy w jednostce. Nawet oficerowie. Pewnie z nudy. To do�� g�upie. - Mnie si� podoba. - A mnie ty si� podobasz. - Jaki� ty mi�y. - Otar�a si� piersiami o jego rami�. Wyprowadzaj�c ��d� z portu w Baltimore, Kelly utrzymywa� sta�� pr�dko�� osiemnastu w�z��w. W�oski frachtowiec by� jedynym statkiem 23 handlowym w zasi�gu wzroku, powierzchni� morza burzy�y tylko trzy-dziestocentymetrowe fale. Jacht wyp�yn�� kana�em �eglugowym na wody zatoki Chesapeake. - Chce ci si� pi�? - spyta�a, kiedy skierowali si� na po�udnie. - Tak. Lod�wka jest w kuchence... a kuchenka jest... - Wiem gdzie. Co ci przynie��? - Wszystko jedno, byle dla nas obojga. - Dobra - odpowiedzia�a weso�o. Kiedy wsta�a, po jego r�ce przebieg� lekki dreszcz. - Co to? - spyta�a po powrocie. Kelly odwr�ci� si� i spochmurnia�. Tak bardzo cieszy� si� z blisko�ci dziewczyny, �e nie zainteresowa� si� pogod�. �To" by�o nadci�gaj�c� burz�, spi�trzon� mas� cumulonimbu- s�w si�gaj�c� kilkunastu kilometr�w wysoko�ci. - Wygl�da na to, �e troch� popada - powiedzia�, bior�c od niej piwo. - Kiedy by�am ma�a, to oznacza�o tornado. - Tu jest inaczej - odpar�, rozgl�daj�c si� po �odzi, by si�, upewni�, �e niczego nie zostawi� luzem. Wiedzia�, �e pod pok�adem wszystko jest na swoim miejscu, bo tak by�o zawsze, bez wzgl�du na jego humory. W��czy� radio. Od razu z�apa� prognoz� pogody, kt�ra sko�czy�a si� stan dardowym ostrze�eniem. - To ma�a ��d�? - spyta�a Pam. - Teoretycznie tak, ale mo�esz by� spokojna. Wiem, co robi�. By �em bosmanmatem. - To znaczy? - Marynarzem. W marynarce wojennej. Poza tym a� tak ma�a ta ��d� nie jest. Troch� nami pohu�ta, to wszystko. Je�li si� boisz, pod sie dzeniem masz kamizelki ratunkowe. - A ty si� boisz? - spyta�a. Kelly u�miechn�� si� i pokr�ci� g�ow�. - Wi�c nie ma o czym m�wi�. - Wr�ci�a do poprzedniej pozycji; poczu� na ramieniu dotyk jej piersi, g�owa dziewczyny opad�a najego bark, a oczy nabra�y rozmarzonego wyrazu, jakby czeka�a na co�, co mia�o wkr�tce nast�pi�, czy b�dzie burza, czy nie. Kelly nie ba� si� - przynajmniej nie burzy - ale nie by� te� ca�kiem spokojny. Min�� Bodkin Point i skierowa� si� na wsch�d, przecinaj�c kana� �eglugowy. Na po�udnie skr�ci� dopiero, gdy znalaz� si� na wodach, kt�re by�y zbyt p�ytkie, by m�g� go tam staranowa� jaki� du�y statek. Co kilka minut odwraca� si�, �eby sprawdzi�, jak daleko jest burza, kt�ra nadci�ga�a z pr�dko�ci� oko�o dwudziestu w�z��w. Chmury zas�oni�y ju� s�o�ce. Sztorm przemieszcza� si� szybko, a takie na og� bywa�y gwa�towne; zmiana kursu na po�udniowy oznacza�a, �e �Sprin- 24 ger'" przesta� przed nim ucieka�. Wkr�tce widoczno�� zacznie si� b�yskawicznie pogarsza�. Kelly wyj�� powleczon� plastykiem map�, umocowa� j� po prawej stronie tablicy przyrz�d�w i zaznaczywszy swoje po�o�enie, sprawdzi�, czy obrany kurs nie zawiedzie go na mielizn�. �Springer" mia� metr dwadzie�cia zanurzenia, wi�c dwa i p� metra g��boko�ci by�o dla niego p�ycizn�. Upewniwszy si�, �e wszystko gra, ustali� kurs kompasowy. - To ju� nied�ugo - powiedzia�a Pam z nut� niepokoju w g�osie, trzymaj�c go mocno. - Jak chcesz, mo�esz zej�� na d� - odpar�. - B�dzie deszcz i wiatr. No i zaraz zacznie nami buja�. - Ale nic nam nie grozi. - Nie, chyba �ebym zrobi� co� g�upiego. Spr�buj� tego unikn�� - obieca�. - Mog� tu zosta� i zobaczy�, jak to jest? - spyta�a, wyra�nie nie chc�c odej�� od niego nawet na krok, cho� Kelly nie mia� poj�cia dla czego. - Przemokniesz-ostrzeg� j�. - To nic. - U�miechn�a si� promiennie i mocniej �cisn�a go za rami�. Kelly nieco zwolni� i ��d� przesta�a �lizga� si� po wodzie. Nie by�o po co si� spieszy�. Nie musia� te� ju� trzyma� obu r�k na przyrz�dach. Obj�� dziewczyn� i jej g�owa zn�w odruchowo opad�a na jego rami�. Mimo nadci�gaj�cej burzy wydawa�o si�, �e wszystko jest tak, jak by� powinno. A przynajmniej tak m�wi�o mu serce. Rozs�dek by� innego zdania-przypomnia�, �e dziewczyna u jego boku jest... no w�a�nie, kim?... przecie� jej nie zna�. Tych dw�ch punkt�w widzenia nie da�o si� pogodzi�. Kelly nie nale�a� do ludzi, kt�rzy kieruj� si� uczuciami. Spojrza� ze z�o�ci� na horyzont. - Co� nie tak? - spyta�a Pam. Otworzy� usta, ale nic nie powiedzia�. Pomy�la�, �e jest na swoim jachcie, sam na sam z atrakcyjn� dziewczyn�. I pozwoli�, by t� rund� dla odmiany wygra�o serce. - Mam m�tlik w g�owie, ale o ile wiem, wszystko jest w porz�dku. - Widz�, �e jeste�... Kelly potrz�sn�� g�ow�. - Nie przejmuj si�. To mo�e poczeka�. Odpr� si�, ciesz si� rejsem. Po chwili nadci�gn�� pierwszy podmuch wiatru, kt�ry przechyli� ��d� o kilka stopni w lewo. Kelly lekko przekr�ci� ster, by j� zr�wnowa�y�. Wkr�tce zacz�o pada�. Najpierw spad�y pierwsze, ostrzegawcze krople, 25 a potem z nieba run�a �ciana deszczu, sun�ca jak zas�ona po powierzchni zatoki Chesapeake. Nie min�a minuta, a widoczno�� spad�a do kilkuset metr�w i niebo pociemnia�o jak o p�nym zmierzchu. Kelly upewni� si�, czy ma w��czone �wiat�a pozycyjne. Fale rozhu�ta�y si� na dobre, wzdymane wiatrem o sile oko�o trzydziestu w�z��w, wiej�cym dok�adnie po trawersie �odzi. Kelly uzna�, �e m�g�by p�yn�� dalej, ale by� w dobrym miejscu na rzucenie kotwicy, a od nast�pnego dzieli�o go pi�� godzin rejsu. Jeszcze raz zerkn�� na map�, po czym w��czy� radar, by sprawdzi� pozycj�. G��boko�� trzy metry, piaszczyste dno, kt�re na mapie oznakowane by�o skr�tem HRD, co oznacza�o dobre miejsce na przeczekanie sztormu. Skierowa� �Springera" pod wiatr i poci�gn�� manetki gazu do siebie; chcia�, by �ruby nap�dowe dawa�y tylko tyle ci�gu, ile potrzeba do stawienia czo�a silnym podmuchom. - Przejmij ster - powiedzia� do Pam. - Aleja nie wiem, co mam robi�! - Spokojnie. Utrzymuj kurs i steruj tak, jak powiem. Musz� i�� na dzi�b rzuci� kotwice. - Tylko uwa�aj! - pr�bowa�a przekrzycze� szalej�cy wiatr. Fale si� ga�y ju� p�tora metra, a dzi�b �odzi gwa�townie podnosi� si� i opada�. Kelly �cisn�� rami� Pam i poszed�. Musia� by� ostro�ny, ale mia� buty z przeciwpo�lizgowymi podeszwami i doskonale wiedzia�, co robi�. Przeszed� po nadbud�wce, trzymaj�c si� relingu, i po minucie by� ju� na dziobie. Do pok�adu przymocowane by�y dwie kotwice, danforth i p�ugowa CQR, obie nieco za du�e. Najpierw wyrzuci� za burt� danfortha, po czym da� Pam znak, by lekko obr�ci�a ster w lewo. Kiedy ��d� przemie�ci�a si� o kilkana�cie metr�w na po�udnie, rzuci� CQR. D�ugo�� obu lin by�a ju� odpowiednio dopasowana, wi�c upewniwszy si�, �e wszystko trzyma si� jak nale�y, Kelly wr�ci� na mostek. Pam uspokoi�a si� dopiero w chwili, kiedy usiad� z powrotem na winylowej �awie. Woda zala�a ca�y pok�ad, ich ubrania by�y przesi�kni�te. Kelly wrzuci� ja�owy bieg i wiatr popchn�� �Springera" prawie trzydzie�ci metr�w do ty�u. Obie kotwice wry�y si� w dno. Kelly by� nie do ko�ca zadowolony z tego, jak je rozmie�ci�. Powinien zrobi� wi�kszy odst�p. Ale tak naprawd� wystarczy�aby jedna, drug� rzuci� tylko na wszelki wypadek. Uspokojony, wy��czy� silniki. - M�g�bym przebi� si� przez sztorm, ale wola�bym tego unikn�� - wyja�ni�. - Czyli zostajemy tu na noc? - Tak. Mo�esz i�� do swojej kajuty i... 26 - Chcesz, �ebym posz�a? - Nie... to znaczy, je�li �le si� tu czujesz... Podnios�a d�o� do jego twarzy. Jej g�os z trudem przebija� si� przez wiatr i deszcz. - Podoba mi si� tu. - O dziwo, nie zabrzmia�o to niedorzecznie. Kelly zada� sobie pytanie, czemu czeka� tak d�ugo. Wszystkie sygna�y by�y a� nadto wyra�ne. Nast�pi�a kolejna kr�tka dyskusja mi�dzy sercem a rozs�dkiem i rozs�dek zn�w przegra�. Nie mia� czego si� ba�, ona by�a r�wnie samotna jak on. Tak �atwo by�o zapomnie�. Samotno�� nie m�wi cz�owiekowi, co straci�, tylko �e czego� mu brakuje. Trzeba takich chwil jak ta, by t� pustk� zdefiniowa�. Sk�ra dziewczyny by�a mokra od deszczu, ale ciep�a. To, co ich po��czy�o, w niczym nie przypomina�o p�atnej nami�tno�ci, jakiej dwukrotnie skosztowa� w poprzednim miesi�cu, by potem czu� do siebie odraz�. Ale teraz by�o inaczej. Prawdziwie. Rozs�dek jeszcze raz wykrzycza�, �e to niemo�liwe, �e Kelly zabra� j�z autostrady i znaj� si� raptem kilka godzin. Serce powiedzia�o, �e to niewa�ne. Jakby �wiadoma konfliktu rozgrywaj�cego si� w jego duszy, Pam zdj�a przez g�ow� top. Serce wygra�o. - Podobaj� mi si� - powiedzia� Kelly. Jego d�o� pow�drowa�a do jej piersi i delikatnie je musn�a. W dotyku te� by�y w sam raz. Pam powiesi�a top na sterze, przycisn�a twarz do jego twarzy i przyci�gn�a go do siebie, przejmuj�c kontrol� w bardzo kobiecy spos�b. Jej nami�t no�� nie by�a zwierz�ca. Co� nadawa�o jej inny charakter. Kelly nie wie dzia� co, ale w tej chwili nie zamierza� si� nad tym g�owi�. Wstali. Pam zachwia�a si�, ale Kelly z�apa� j� i ukl�k�, by pom�c jej zdj�� szorty. Po�o�y�a jego d�onie na swoich piersiach i rozpi�a mu koszul�. D�ugo nie m�g� jej zdj��, bo �adne z nich nie chcia�o, by jego r�ce cho�by drgn�y, ale w ko�cu zsun�� j�, jeden r�kaw po drugim, a potem na pok�ad spad�y d�insy. Wreszcie zrzuci� buty. Podnie�li si� wtuleni w siebie, chwiej�c si� na rozko�ysanej �odzi, smagani deszczem i wiatrem. Pam wzi�a go za r�k� i zaprowadzi�a za pulpit sterowniczy. Delikatnie po�o�y�a go na pok�adzie i usiad�a na nim okrakiem. Kelly pr�bowa� si� podnie��, ale nie pozwoli�a mu na to. Pochyli�a si� nad nim, a jej biodra zacz�y falowa� z �agodn� gwa�towno�ci�. Kelly by� na to tak nieprzygotowany, jak na wszystko, co spotka�o go tego popo�udnia, 'Jego okrzyk zda� si� g�o�niejszy od huku pioruna. Kiedy otworzy� oczy, zobaczy� jej twarz o centymetry od swojej, ozdobion� u�miechem anio�a. - Przepraszam, Pam,ja... 27 Uciszy�a go chichotem. - Zawsze jeste� tak dobry? Wiele minut p�niej Kelly le�a�, obejmuj�c jej szczup�e cia�o, i tak pozostali, a� sztorm ucich�. Ba� siej� pu�ci�, l�ka� si�, �e to wszystko oka�e si� tak nierzeczywiste, jak by� musia�o. Zrobi�o si� ch�odno, wi�c zeszli pod pok�ad. Kelly przyni�s� r�czniki i wytarli si� do sucha. Pr�bowa� si� do niej u�miechn��, ale powr�ci� b�l, pot�gowany wspomnieniem ostatniej cudownej godziny, i teraz dla odmiany to Pam by�a zaskoczona. Usiad�a obok niego na pod�odze salonu, a kiedy przyci�gn�a jego g�ow� do swojej piersi, rozp�aka� si�. O nic nie pyta�a. By�a wystarczaj�co domy�lna. Tuli�a go mocno, a� sko�czy�, a jego oddech wr�ci� do normalnego rytmu. - Przepraszam - powiedzia� po chwili. Pr�bowa� si� ruszy�, lecz nie pozwoli�a mu. - Nie musisz nic wyja�nia�. Ale chcia�abym pom�c - odpar�a, �wia doma, �e ju� tego dokona�a. Zauwa�y�a to niemal od razu po tym, jak wsiad�a do jego samochodu: by� silnym, bole�nie zranionym m�czy zn�. Tak bardzo r�ni� si� od innych, kt�rych zna�a. Kiedy wreszcie prze m�wi�, czu�a jego g�os na swojej piersi. - To by�o prawie siedem miesi�cy temu. Mia�em robot� w Missisi pi. By�a w ci��y, dowiedzieli�my si� o tym nied�ugo przedtem. Posz�a do sklepu i... to by�a ci�ar�wka, du�a ci�ar�wka z naczep�. Nawali� prze w�d hamulcowy. - Nie by� w stanie powiedzie� nic wi�cej, zreszt� nie musia�. - Jak mia�a na imi�? - Tish... Patricia. - Jak d�ugo byli�cie... - P�tora roku. I nagle... odesz�a. Nie spodziewa�em si� tego. To znaczy harowa�em jak w�, robi�em r�ne niebezpieczne rzeczy, ale to ju� przesz�o��, kt�ra dotyczy�a mnie, nie jej. Nie my�la�em, �e... - G�os zn�w mu si� za�ama�. Pam spojrza�a na niego i w przygaszonym �wietle salonu zobaczy�a blizny, kt�rych wcze�niej nie zauwa�y�a. By�a cieka wa, jaka historia si� za nimi kryje. Niewa�ne. Wtuli�a policzek w czubek jego g�owy. Teraz powinien ju� by� ojcem. I nie tylko. - Nigdy nikomu tego wszystkiego nie m�wi�e�, prawda? - Tak. - A czemu zrobi�e� to teraz? - Nie wiem - szepn��. - Dzi�kuj�. - Kelly spojrza� na ni� ze zdumieniem. - Jeszcze �aden m�czyzna nie zrobi� dla mnie czego� tak mi�ego. 28 - Nie rozumiem. - Rozumiesz - odpar�a. - Tish te�. Pozwoli�e� mi zaj�� jej miejsce. A mo�e zrobi�a to ona. Kocha�a ci�, John. Musia�a ci� bardzo kocha�. I kocha ci� nadal. Dzi�kuj�, �e pozwoli�e�, bym ci pomog�a. Zn�w si� rozp�aka�, a Pam przygarn�a jego g�ow� do swojej piersi, tul�c go jak ma�e dziecko. Pozostali w tej pozycji przez dziesi�� minut, cho� �adne nie patrzy�o na zegar. Kiedy si� uspokoi�, poca�owa� j� z wdzi�czno�ci�, kt�ra b�yskawicznie przerodzi�a si� w po��danie. Pam po�o�y�a si� i pozwoli�a mu przej�� kontrol� nad sytuacj�, tego w�a�nie potrzebowa� teraz, gdy sercem zn�w by� m�czyzn�. Wynagrodzi� j� hojnie za to, co dla niego zrobi�a, i tym razem to jej okrzyki zag�uszy�y huk pioruna. Zasn�� u jej boku, a ona poca�owa�a go w nieogolony policzek. Z jej oczu pola�y si� �zy, kiedy pomy�la�a, co przyni�s� jej dzie�, kt�ry zacz�� si� tak strasznie. Rozdzia� 2 SPOTKANIE Kelly jak zwykle obudzi� si� p� godziny przed wschodem s�o�ca. Us�ysza� krzyki mew i zobaczy� pierwsz� blad� zorz� na horyzoncie. W pierwszej chwili zdziwi� si� na widok szczup�ej r�ki obejmuj�cej jego pier�, ale po chwili wszystko sobie przypomnia�. Odsun�� si� od Pam i poprawi� koc, bo poranek by� ch�odny. Nadszed� czas zaj�� si� �odzi�. Nastawi� ekspres do kawy, wci�gn�� k�piel�wki i wyszed� na pok�ad. Z zadowoleniem zauwa�y�, �e nie zapomnia� w��czy� �wiat�a kotwicznego. Niebo by�o bezchmurne, a powietrze rze�kie po nocnej burzy. Kelly poszed� na dzi�b i zobaczy�, �e jedna z kotwic nieco si� przesun�a. Skarci� si� za to w duchu, cho� w�a�ciwie nic z�ego si� nie sta�o. Lustro wody by�o g�adkie i po�yskuj�ce, wia� lekki wiatr. Blask jutrzenki zalewa� upstrzon� drzewami lini� brzegu na wschodzie. Pomy�la�, �e to jeden z naj�adniejszych porank�w, jakie pami�ta. Potem u�wiadomi� sobie, �e to, co si� zmieni�o, nie ma nic wsp�lnego z pogod�. - Cholera - szepn�� do �witu, kt�ry jeszcze nie nasta�. By� ca�y zesztywnia�y, wi�c zrobi� kilkana�cie �wicze� rozci�gaj�cych, by rozlu�ni� mi�nie. �wietnie si� czu� bez codziennego kaca. Policzy�, ile godzin spa�. A� dziewi��? - zdziwi� si�. Nic dziwnego, �e jest taki wypocz�ty. 29 Kolejnym punktem porannego programu by�o wytarcie wody, kt�ra zebra�a si� na pok�adzie. W pewnej chwili us�ysza� st�umiony pomruk silnik�w dieslowskich. Spojrza� na zach�d, wypatruj�c nadp�ywaj�cej �odzi, ale wszystko przes�ania�a niesiona przez bryz� mg�a. Poszed� do sterowni na mostku i uni�s� lornetk� do oczu. W szk�a uderzy� silny blask reflektora. �wiat�o o�lepi�o go i natychmiast zgas�o, po czym kto� powiedzia� przez megafon: - Przepraszam, Kelly, nie wiedzia�em, �e to ty. Po dw�ch minutach przy burcie �Springera'" wyros�a znajoma sylwetka okr�tu patrolowego stra�y przybrze�nej. Kelly za�o�y� gumowe odbijacze. - Pr�bujesz mnie zabi� czy co? - spyta�. - Przepraszam. - Kwatermistrz pierwszej klasy Manuel �Portagee" Oreza przeszed� z jednego pok�adu na drugi. Wskaza� na odbijacze. - Chcesz zrani� moje uczucia? - A w dodatku z�e maniery - mrukn�� Kelly, id�c w stron� go�cia. - Wyja�ni�em ju� ch�opakowi, co i jak -zapewni� go Oreza. Wyci�g n�� r�k�. - Witaj, Kelly. W r�ce trzyma� styropianowy kubek z kaw�. Kelly wzi�� go i roze�mia� si�. - Przyjmuj� przeprosiny. - Oreza s�yn�� ze swojej kawy. - To by�a d�uga noc. Wszyscy jeste�my zm�czeni, a to m�oda za�oga - wyja�ni� stra�nik znu�onym tonem. On sam mia� ledwie dwadzie�cia osiem lat, a by� najstarszy na swojej �odzi. - Jakie� k�opoty?-spyta� Kelly. Oreza skin�� g�ow�, rozgl�daj�c si� po morzu. - Jaki� kretyn na �agl�wce gdzie� si� zawieruszy� podczas burzy i teraz wsz�dzie go szukamy. - Nie�le wia�o, Portagee-zauwa�y� Kelly. -Ani si� obejrza�e� i ju� wali�y pioruny. - Taa, uratowali�my sze�� �odzi, tylko tej jednej nie mo�emy zna le��. Zauwa�y�e� w nocy co� niezwyk�ego? - Nie. Wyp�yn�li�my z Baltimore ko�o czwartej. Tu byli�my dwie i p� godziny p�niej. Zakotwiczy�em, kiedy nadci�gn�a burza. Widoczno�� by�a bardzo s�aba, niewiele zobaczyli�my, zanim zeszli�my pod pok�ad. - My? - Oreza podszed� do steru, podni�s� mokry top i rzuci� go Kelly'emu. Jego twarz nie wyra�a�a �adnych uczu�, ale w oczach kry�o si� zaciekawienie. Mia� nadziej�, �e jego przyjaciel kogo� znalaz�. Los ci�ko go do�wiadczy�. Kelly odda� mu kubek z r�wnie oboj�tn� min�. 30 - P�yn�� za nami frachtowiec - ci�gn��. - W�oska bandera, kontene rowiec, za�adowany mniej wi�cej do po�owy, pr�dko�� oko�o pi�tnastu w�z��w. Kto� jeszcze wyszed� z portu? - Taa. - Oreza skin�� g�ow� i doda� z irytacj� zawodowca: - To mnie martwi. Cholerne �ajby handlowe zapieprzaj� na pe�nym gazie i wszyst ko maj� gdzie�. - Tak to bywa. Jak cz�owiek wychyla si� ze ster�wki, to niech si� nie dziwi, �e go ochlapie. Zreszt� kt�ra� za�oga mog�a z�ama� przepisy. Mo�e tego twojego zaginionego kto� staranowa� - odpar� Kelly ponu rym tonem. Nie by�by to pierwszy raz, nawet na akwenie tak cywilizo wanym jak zatoka Chesapeake. - Mo�e. - Oreza zmarszczy� brwi. Nie bra� takiej mo�liwo�ci pod uwag� i by� zbyt zm�czony, by to ukrywa�. - W ka�dym razie jakby� zobaczy� ma�� ��dk� z �aglem w pomara�czowo-bia�e pasy, to daj zna�. - Jasne. Oreza spojrza� za dzi�b. - Dwie kotwice przy takim wietrzyku? S� za blisko siebie. My�la �em, �e lepiej si� znasz na rzeczy. - Rozmawiasz z by�ym bosmanmatem. Od kiedy to gryzipi�rkom wolno podskakiwa� do prawdziwych marynarzy? - To by� tylko �art. Kelly wiedzia�, �e Portagee lepiej od niego zna si� na ma�ych �odziach. Inna sprawa, �e niewiele lepiej. Oreza wr�ci� na kuter. Wskoczywszy na pok�ad, u�miechn�� si� i wskaza� top w r�ku Kelly'ego. - Tylko nie zapomnij w�o�y� koszuli! Powinna idealnie pasowa� - rzuci� i znikn�� w ster�wce, zanim Kelly zd��y� cokolwiek odpowiedzie�. By� tam te� jaki� cywil, co wyda�o mu si� dziwne. Po chwili ro