7931

Szczegóły
Tytuł 7931
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7931 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7931 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7931 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

O Biblioteka Klasyki Polskiej i Obcej Sp�dzielnia Wydawnicza �Czytelnik" Warszawa 1979 Eliza Orzeszkowa Cham Opracowanie graficzne Emilia Freudenreich �Czytelnik", Warszawa 1979. Wydanie VHI Nak�ad 30 290 egz. Ark. wyd. 10; ark. druk. 14,25 Papier druk. m/g�. kl. III, 65 g, 92X114 Oddano do sk�adania 1 VII 1978 r. Podpisano do druku 14 II 1979 r. Druk uko�czono w lipcu 1979 r. Drukarnia Wydawnicza w Krakowie Zam. wyd. 489. Druk. 1220/78. Cena z� 3O.~ Printed in Poland Mia� lat przesz�o czterdzie�ci i wida� to by�o z paru zmarszczek, kt�re cienkimi liniami przerzyna�y mu czo�o wysokie, a wydaj�ce si� jeszcze wy�szym od przerzedzonych nad nim w�os�w ciemnych i na skroni troch� siwiej�cych. Pomimo jednak tych zmarszczek i tej rozpoczynaj�cej si� siwizny wygl�da� czerstwo, silnie i razem powa�nie. Rybakiem by�, dni ca�e, a czasem i cz�� nocy, sp�dza� na wodzie; wi�c s�o�ce, wiatry i wilgotne oddechy rzeki ciemnaw� i zdrow� �nia-do�ci� okry�y mu twarz, nieco za d�ug� i chud�, lecz roz�wiecon� dwojgiem oczu z bardzo b��kitn� i czyst� �renic�, z troch� nieruchomym, powa�nym wejrzeniem. Powag� te� i zamy�lenie czu� by�o w ruchach jego wysokiej, kszta�tnej, silnej postaci. Kiedy by�o mu lat osiemna�cie, ojciec o�eni� go z dziewk� ze wsi s�siedniej dlatego, �e gospodyni brakowa�o w chacie. Z t� �on� swoj�, �agodn� i pracowit�, lecz g�upkowat� i brzydk�, �y� spokojnie i zgodnie, ale kr�tko, bo po latach kilku umar�a, dzieci mu nie pozostawiaj�c. Wkr�tce te� odumar� go stary ojciec, a kiedy jeszcze jedyn� siostr�, o dwana�cie lat od siebie m�odsz�, za m�� wyda�, sam zupe�nie pozasta� w chacie w ko�cu wsi niedu�ej, na wysokim brzegu Niemna pod borkiem sosnowym stoj�cej. Wo��w ani koni nie posiada� i pomocnik�w do gospodarskiej pracy nie potrzebowa�, bo ziemi prawie nie mia�. Ojciec jego od dawnego dziedzica wsi otrzyma� t� chat� * ze sporym kawa�kiem warzywnego ogrodu, a przewa�nie �y� z tkactwa, kt�re przez czas jaki� w tej wsi kwitn�o i przynosi�o niejakie zyski. Ale on z tkackimi krosnami, z niskim sufitem i ciemnymi �cianami chaty z�y� si� nie m�g�. Co� go ci�gn�o ku okiem nie do�cignionemu szlakowi rzeki, ku b��kitnej ciszy jej w pogod� i �piewnym szumom w czas burzliwy, ku powstaj�cym nad ni� co rana r�owym wschodom s�o�ca i odbijaj�cym si� w niej co wieczora bogactwom zachodu. Lubi� powietrze nieska�one, cho�by upalne lub mro�ne, niebo odkryte, cho�by pochmurne i smutne; w dzieci�stwie ju� cz�na struga�, w�dy wi�za� i gdy tylko dor�s�, rybakiem zosta�. Dawniej wra-� caj�c z rzeki znajdowa� w chacie ojca, �on�, siostr�, czasem s�siad�w i kum�w; czasem te� i do karczmy zachodzi�, cho� w w�dce nie m�g� zasmakowa� nigdy, a w ta�cach i gaw�dach niewielki przyjmowa� udzia�. Teraz, od lat ju� kilku, chata jego by�a zupe�nie pust�; wr�ciwszy do niej, sam doi� krow�, kt�r� wsp�lny wiejski pastuch do ob�rki z pastwiska mu przyp�dza�, sam sobie straw� warzy� i samotnie j� spo�ywszy do snu si� uk�ada�, aby nazajutrz w wi�kszym lub mniejszym cz�nie p�yn�� naprzeciw wschodz�cej jutrzenki lub ku zachodowi pomykaj�cych mgie� i mrok�w nocnych. Do karczmy nie chodzi� ju� nigdy i z lud�mi przestawa� rzadko, opr�cz siostry i szwagra, u kt�rych w zimie, gdy rzeka znajdowa�a si� pod lodem, milcz�c najcz�ciej, pod �cian� przesiadywa�. Nie mo�na by�o powiedzie�, aby ludzi nie lubi�, bo nie tylko nikomu szkodzi� nie chcia� i k��tni z nikim nie zawodzi�, ale owszem, temu i owemu przys�ug� jak�� nieraz odda�, w gospodarskiej pracy dopom�g� lub w dzbanku drobnych rybek przyni�s�, a ka�demu, kto go zaczepi�, od- * Od dawnego dziedzica wsi otrzyma� te chat� � zatem przed zniesieniem pa�szczyzny w r. 1861. powiada� �yczliwie i ch�tnie. Tylko nie szuka� ludzi, nawet unika� ich nieco, jakby mu pier� i usta w d�ugich po rzece w�dr�wkach przyzwyczai�y si� do milczenia; ilekro� za� m�wi�, g�os jego by� przyciszony i s�owa powoli ciek�y z warg �agodnych, ale u�miechaj�cych si� bardzo rzadko. Jednak nie mo�na go te� by�o nazwa� smutnym; przeciwnie, wydawa� si� spokojnym i zupe�nie ze wszystkiego zadowolonym. Tylko uk�ad ust, wejrzenie, ruchy jego posiada�y wyraz zamy�lenia, co mu nadawa�o pi�tno powagi i powol-.no�ci. O czym my�la�? Nie opowiada� nikomu, ale z b�yskawiczn� szybko�ci� mkn�c po zwierciadle spokojnej wody czy z wolna pomi�dzy dwoma utkwionymi w dno rzeki tykami ko�ysz�c si� na jej fali, na jutrzenki, chmury, burze, t�cze, staczaj�ce si� za pas boru tarcze s�oneczne patrz�c � my�la�. Kr�g tego my�lenia by� zapewne ciasnym, lecz mo�e g��bokim, skoro zdawa� si� mog�o, �e cz�owiek ten w nim uton�� i �e mu tam najlepiej. We wsi uwa�ano go za odmiennego od innych, ale te� uczciwego i spokojnego cz�owieka. Gdy m�odo owdowia�, powt�rne ma��e�stwo mu doradzano, t� i ow� swatano; ale on, raz i drugi na wskazywan� dziewk� spojrzawszy, g�ow� przecz�co trz�s�, r�k� macha� i co pr�dzej ku rzece z wysokiego brzegu zst�powa�. Przez kum� Awdoci� *, kt�ra i jego, i swatostwa bardzo lubi�a, pytaniami: dlaczego �eni� si� nie chce? obl�ony, ze wzruszeniem ramion odpowiedzia�: � Ot, co tam! Niebo mnie chat�, a rzeka �on�. Ka�dy po swojemu �yje, a jak grzechu nie ma, to ka�de ' �ycie dobre. � �artobliwym u�miechem doko�czy�: �� A mo�e kumie kilka kie�b�w na wieczerz� przynie��?... I pop�yn��. �adne namowy i pokusy ani do licznych kompanii go zwabi�, ani do o�enienia si� nak�oni� nie mog�y. * Awdocia � zdrobnienie brs. imienia Awdokia, tj. Eu-doksja. Nie poddawa� si� lada jakim wp�ywom; mia� wida� wol�. W�a�nie czterdzie�ci dwa lata na �wi�tego Piotra i Paw�a uko�czy�, a w par� miesi�cy potem wczesnym rankiem ku miejscu rzeki, w kt�rej wczoraj sznur z przyn�t� na ryb� pogr��y�, p�yn��, gdy z brzegu doszed� go przera�liwy krzyk kobiecy: � Jezus, Maria! ratujcie! Ranek by� wczesny; za cz�nem, kt�re mkn�o po rzece, nad ciemnym borem sta� jaskrawy szlak jutrzenki, ju� z�otem wschodz�cego s�o�ca obr�biony i na powierzchni� wody, porannym wiatrem wzruszan�, rzucaj�cy rumiane smugi. Krzyk us�yszawszy, pr�dko twarz ku brzegowi obr�ci� i naprz�d ujrza� b��kitn� rzecz jak��, kt�ra przez wod� unoszona w jednej linii z cz�nem jego p�yn�a, a potem kobiet�, kt�ra w pobli�u brzegu powy�ej kostek w wodzie stoj�c oba ramiona ku tej rzeczy p�yn�cej czy te� ku. niemu wyci�ga�a. Na tle zielonej g�ry, u kt�rej szczytu w g�stwinie drzew sta�a zgrabna i bia�a willa, w r�owych �wiat�ach poranku posta� jej, szczup�a, zgrabna, wp�naga, z �a�o�nie wyci�gni�tymi ramiony, posiada�a wydat-no�� doskonale wypuk�ej rze�by. By�a ona wp�naga, bo wysoko podniesiona sp�dnica nie zakrywa�a nawet jej kolan, a ciemny kaftan, z zawini�tymi r�kawy i szeroko otwarty, odkrywa� ca�e prawie ramiona, szyj� i cz�� piersi, kt�rym blaski wschodu nadawa�y barw� z�otaw�. Bardzo czarne w�osy podnosi�y si� bez�adnie nad zgrabn� jej g�ow� i obfitymi, kr�tkimi, kr�tymi strugami spada�y na plecy. Z dala wida� by�o, �e z czarnych jej oczu, �r�d �niadej twarzy zapad�ych, sypa�y si� p�omienie i p�yn�y �zy. Spostrzeg�szy, �e rybak w stron� jej twarz obr�ci�, wo�a� zacz�a: � Zmi�ujcie si�, cz�owieku, z�apcie t� szmat� i mnie podajcie... Je�eli Boga kochacie, z�apcie... zmi�ujcie si� nade mn�... cz�owieku, ratujcie'- Rzadko u niego zjawiaj�cy si� u�miech pod ciem- nym w�sem rozszerzy� mu usta i ju� z nich nie znika�. Mo�e widok tej kobiety, kt�ra jak �ywy, gor�co wy-,malowany i nami�tnie nakre�lony punkt zjawi�a si� w�r�d porannego krajobrazu, przyjemno�� mu sprawi�; mo�e roz�miesza� go gwa�t tak wielki dla rzeczy tak ma�ej podniesiony. P�yn�cy po fali przedmiot byf istotnie ma�� sukienk� dziecinn�, kt�ra na kszta�t b��kitnego ptaka muska�a powierzchni� wody, a wiatr, niby ptasimi skrzyd�ami, kr�tkimi jej r�kawami porusza�. Rybak par� razy tylko silniej wios�em o wod� uderzy� i r�k� wyci�gn�� potrzebowa�, aby lekki ten przedmiot pochwyci�. Czyni�c to przecie� z cz�na ku wodzie nisko pochyli� si� musia�, a ruchu tego dokona� gibko i zgrabnie. Cia�o jego, nieska�onym powietrzem �ywione i w trudach wios�a �wiczone, zachowa�o smuk�o�� i spr�ysto�� pierwszej� m�odo�ci. Z dala, w swojej szarej kr�tkiej siermi�dze, wysokich butach i kapeluszu z szerokimi skrzyd�ami, wygl�da� zupe�nie m�odo. Z nieruchomym wci�� u�miechem na ustach, troch� " przyjaznym, a troch� drwi�cym, do kobiety w wodzie . stoj�cej podp�yn�� i mokr� b��kitn� szmatk� ku niej wyci�gn��. Ona, z ramionami ju� opuszczonymi, w g�o�nym �miechu bia�e z�by ukazuj�c, czarne, zapad�e, pa�aj�ce oczy w twarzy jego utopi�a. Teraz dostrzeg�, �e tu� za jej pogr��onymi w przezroczystej wodzie z�otawymi stopami le�a� stos lekkich, mokrych ga�gan-k�w. Z niejakim te� zadziwieniem na ni� patrza�. Jak mog�a tak pr�dko z p�aczu przej�� w tak weso�y, a� zanosz�cy si� �miech? Przy tym, nie wiedzie� dlaczego, i bra�a mu z r�ki swoj� b��kitn� szmat�, i nie bra�a, niby to dosi�gn�� jej nie mog�c, to znowu z ciemnych, cienkich, gi�tkich palc�w wypuszczaj�c. A wci�� mu w twarz patrza�a i teraz nawet wejrzenie swoich pa�aj�cych oczu w same �renice mu zatopi�a. Spotkawszy si� z tym wejrzeniem rybak wstydliwie spojrza� w inn� stron�. Rzecz by�a osobliwa: dziewczyna z zalotno�ci� �mia�� i ciekaw� patrza�a na m�czyzn�, a m�czyzna wstydliwie wzrok od niej odwraca�. Jednak u�miech z ust mu nie znika�. Nie na ni�, ale na coraz b��kitniejsze fale patrz�c przem�wi�: � No, bierzcie ju� swoj� szmat�; mnie p�yn�� trzeba. By�o czego tak lamentowa�! My�la�by kto, �e B�g wie jakie nieszcz�cie watn si� zdarzy�o! -� Aha! czego by�o lamentowa�! � ze- szczeg�lnym po��czeniem nad�sania i filuterno�ci zawo�a�a ona � by�aby mnie bieda, gdyby ten ga�ganek, bro� Bo�e, zgin��. Ju� trzy dni, jak mi pani spokojno�ci nie daje z tym praniem dziecinnych rzeczy... Wczoraj w wiecz�r wypra�am, a dzi� dlatego wsta�am tak raniutko, aby je w rzece wyp�uka�. A� tu masz! jeden wzi�� i pop�yn��! W cz�nie na w�skiej �awce sjedz�c s�ucha� jej mowy szybkiej, �ywej, w kt�rej wyrazy zdawa�y si� �ciga� i t�oczy� ze sob�. Nie patrza� na ni�, ale wida� by�o, �e s�ucha� pilnie jej cienkiego i troch� ostrego g�osu. � A kto wy taka? � zapyta�. � Ja? Ku szczytowi g�ry i bielej�cej nad nim willi r�k� wskaza�a. � U tych pa�stwa, kt�re tu na lato przyjechali, w obowi�zku jestem, pokojow�... Wzi�li mnie zim� i do ko�ca lata jeszcze wyb�d� u nich... a jak jesieni� do miasta wr�c�, odprawi� si�... d�u�ej jak do jesieni nie chc�... �� A czemu� to? czy bardzo �aja? � z u�miechem przerwa�. Wyprostowa�a si�, rumie�cem nagle oblana i z rozb�ys�ymi oczami. � Oho! niechby tylko spr�bowali! Na �ajanie jest od�ajanie! Ja nie taka, bym sobie ubli�a� pozwala�a! Ojciec m�j w kancelarii s�u�y�, z dobrej familii pochodz� i niechby mi� kto z�ym s�owem skrzywdzi�, tak bym jemu parskn�a, �e i dziesi�� lat by popami�ta�. A cho�by i do s�du... bywa�am ja i w s�dach! Nie zl�kn� si�! 10 . Teraz ze zdziwieniem i prawie przera�eniem na ni� patrza�, ale wnet znowu wzrok odwr�ci�, bo z rumie�c�w tej kobiety i b�ysk�w jej oczu �ar na niego pada�. �� To i czeg� odprawia� si�? � zapyta�. � Czego? Ot, tak sobie! Ju� ja nigdzie d�ugo uby� nie mog�. �eby nie wiem jaka dobra s�u�ba by�a, na jednym miejscu znudz� si� zawsze i a d i e! Na Ber-dycz�w drobnymi literami do mnie pisujcie *l Taka ju� moja natura! Ale ja bardzo wiedzie� bym chcia�a, kto wy taki? � Kto ja taki? Ot, ciekawo��! Robak..; -' Z zamy�leniem u�miecha� si�; ona g�o�no zachichota�a. �� Nie ma czego �mia� si� � m�wi� z wolna � cz�owiek a robak � ma�a r�nica! robaka ryba je, a cz�owieka ziemia. Czy pan, czy ch�op, czy kr�l, czy parobek,- ka�dego ziemia zje�� musi, jak ryba robaka. Ot, co! S�ucha�a ciekawie z troch� otwartymi usty; gdy umilk�, zauwa�y�a: � Rozumnie gadacie, ale smutno. Co tam o �mierci my�le�, kiedy i �y� czasem dobrze, nie zawsze, ale czasem... dobrze! A czym�e zajmujecie si�? � Ryby �api�. �� A gdzie� mieszkacie? Wymieni� nazw� wsi, w kt�rej mieszka�. � W�o�cianin **? � z niejakim wahaniem w g�osie zapyta�a. Potwierdzaj�co g�ow� skin��. � Patrz�jcie, moi pa�stwo! Jak �yj�, tak d�ugo z �adnym w�o�cianinem nie rozmawia�am'- A czemu� gadacie nie po ch�opsku? � Na Berdycz�w... do mnie pisujcie � zwrot przys�owiowy, odpowiednik �szukajcie wiatru w polu" lub �tyle mnie b�dziecie widzieli". ** W�o�cianin � w pierwszym momencie znajomo�ci �dobre wychowanie" ka�e France nazywa� chlapa �w�o�cianinem". P�niej b�dzie m�wi�a wzgardliwie �cham". 11 �� A czemu� mnie nie gada�, tak samo, jak wy... kiedy umiem? � Patrz�jcie, moi pa�stwo, w�o�cianin! a taki grzeczny, rozumny! A wiecie, �e z bliska wygl�dacie daleko starzej ni� z daleka? Kiedy�cie na �rodku rzeki byli, my�la�am, �e to jaki� m�ody ch�opiec p�ynie, a teraz widz�, �e wam ju� pewno i ze czterdzie�ci �at b�dzie! Dziwi�a si�, chichota�a, r�kami porusza�a, to jedn�, to drug� z kolei stop� wyrzuca�a ma�e fontanny wody; jak iskra drgaj�ca mieni�a si� przed nim z�otawo-�ci� swego cia�a, krucz� czarno�ci� w�os�w, p�omien-no�ci� oczu, bia�o�ci� z�b�w. � To nic � doda�a � cho� i czterdzie�ci lat macie, przystojny z was m�czyzna. A m�wi�c to g�osu nie zni�y�a ani powiek nie opu�ci�a; owszem, ciemn�, gi�tk�, wilgotn� r�k� o dzi�b cz�na jego opar�a, jakby zbli�y� si� do niego lub go przy sobie zatrzyma� pragn�a. Ale i on przesta� ju� wstydliwie wzrok od niej odwraca�. Z otwartymi troch� usty zapatrzy� si� w ni� jak w t�cz�. Ona tak�e z bliska mniej m�odo wygl�da�a ni� z daleka. Twarz jej ze szczup�ymi i �adnie zakre�lonymi rysami przywi�d�a by�a i zmi�ta, cera niezdrowa, wielkie oczy g��boko zapad�e pod czo�em, na kt�rym nici kruczych w�os�w krzy�owa�y si� z kilku cienkimi te� jak w�osy rysami zmarszczek. Mia�a najpewniej lat. trzydzie�ci par�, kt�re, te� zna� to by�o, ani po r�ach jej nie przechodzi�y, ani k�pa�y si� w kryszta�ach. Tylko by�a w niej �ywo��, gibko��, ognisto�� p�omyka i w oczach, ruchach, u�miechach, w zmi�tej nawet cerze co� takiego, co wzrok przykuwa�o i ku niej ci�gn�o. By�o te� w niej szczeg�lne, ale uderzaj�ce po��czenie cech, na poz�r zupe�nie sprzecznych: wezbranej si�y cia�a i jego niezdrowia, rozhasanej prawie swawoli i dr�cz�cego cierpienia. Gdy zaciska�a czasem drobne wargi, a oczy jej ponury przybiera�y wyraz, mo�na by �my�le�, �e wn�trzem jej wstrz�sa spazm b�lu czy z�o�ci. 12 � I nie nudno wam ci�gle p�ywa� i ryby �apa�? �� r�k� o dzi�b cz�na opieraj�c zapyta�a. � Gdzie tam nudno! dobrze! � odpowiedzia�. � We�cie mnie kiedy z sob� na rzek�... ot tak, na godzink�, na dwie... nigdy nie zdarzy�o si� tak d�ugo p�ywa�, a zawsze jaka� straszna bierze mnie ciekawo�� tego, co jeszcze nigdy nie zdarzy�o si�... �eby�cie wiedzieli, jak mnie tu nudno... nudno... nudno! � A czeg� tak nudno? Robot� pewno macie... � �� �eby nie! Robot� tylko tu i �yj! Ja u pa�stwa jedna, a kucharka druga, wi�cej nikogo nie ma; ani furmana, ani lokaja nie trzymaj�. Pan stary, ci�gle ksi��ki czyta; pani ze z�o�ci, �e pan stary, czepia si� tylko do wszystkiego i jak sroka krekcze: wszystko jej �le, niezgrabnie, to za pr�dko, to za poma�u, to za zimno, to za gor�co... Dziecisk�w a� troje i niezno�ne takie, �e niech Pan B�g broni! Go�cie prawie nigdy nie bywaj�. Ot, tylko jak ten ko� w deptaku * od rana do wieczora kr�� si� i kr�� si�, a ci�gle to samo... dobrego s�owa nawet nie pos�yszysz, ludzkiej twarzy nie zobaczysz... �eby t� wie� diabli wzi�li! w mie�cie lepiej! S�ucha� uwa�nie, potem powa�n� i powoln� swoj� mow� odpowiedzia�: � E! nie ma czego wsi przeklina�! Dobremu wsz�dzie dobrze, a z�emu �le... Sp�on�a w�a�ciwym sobie, krwistym i szybko znikaj�cym rumie�cem. � Znaczy, �e ja z�a? A� zatrz�s�a si� ca�a i w wod� spluwaj�c, do siebie wyrzek�a: �� Ot, cham! Nie dos�ysza� albo te� s�owa jej wcale go nie obesz�y; r�k� powoli skin��: * Ko� w deptaku � zwrot przys�owiowy na okre�lenie ci�kiej nu��cej, monotonnej pracy. Deptak lub kierat � ko�o z�bate wprawione w ruch si�� ludzk� lub zwierz�c� (najcz�ciej przez przyprz�onego, chodz�cego w k�ko konia), kt�re porusza l�ejsze maszyny gospodarskie, jak sieczkarnie, m�ockarnie itp,. 13 � Ej, nie! A sk�d mnie wiedzie�, czy wy z�a, czy dobra? Tak sobie powiedzia�em... A kiedy� chcecie, �ebym po was przyp�yn��? W zaci�ni�tych jej wargach i ponurym wejrzeniu dostrzeg� �w kurcz b�lu czy z�o�ci, kt�ry j� okrywa� nie daj�cym si� w s�owa uj�� wyrazem cierpienia, i �al mu si� jej zrobi�o. Opr�cz powagi i zamy�lenia w przezroczystych jego oczach bywa�a te� czasem i g��bia lito�ci. � Wszyscy na �wiecie jedni drugich jedz�, nie dziwno, �e i was licho jakie� je... czy ja wiem jakie? Je�eli chcecie, powo�� was troch� dla weso�o�ci po rzece. Czemu nie? Cz�nd mi od tego nie ub�dzie! Kt�rego dnia po was przyp�yn��? � W niedziel�, oj, b�d�cie �askawi, w niedziel� przyp�y�cie... Pa�stwo z dzie�mi do miasta pojad�, a ja s�miutka w domu, tylko z kuchark� zostan�... Oj, jaki z was dobry cz�owiek! Niech wam Pan B�g nagrodzi! To� b�d� bawi� si�! No, nie spodziewa�am si�, �e na tej pustyni dzi� tak� mi�� znajomo�� zrobi�. Pochwa�y jej pochlebia�y mu widocznie i mo�e dla innej jeszcze przyczyny przyjemno�� mu sprawia�y, bo u�miecha� si� coraz szerzej i ca�y przeradza� si� zdawa� w jej szybko po smutku i gniewie odrodzonej, gadatliwej, �miej�cej si� weso�o�ci. � W niedziel� przyp�y�cie... dzi� co? �roda! aj, cztery dni jeszcze! No, c� robi�? Na co dobrego i poczeka� dobrze. Ot� sobie na Niemnie pohulamy! A teraz bywajcie zdrowi, do widzenia, bo w nogi ju� strasznie zimno! � Ej, woda ciep�a! nie kapry�cie! .� za�artowa�. �� Ej, nie! nogi skostnia�y! i do domu lecie� trzeba samowar nastawia�, bo jak obudz� si�, a samowara na stole nie b�dzie, krechta� jak sroki zaczn�. Do widzenia! Dzi�kuj�! Stopy jej jak ryby plusn�y w wodzie, dwa skoki uczyni�a i na piaszczystym wybrze�u schylona, stos lekkich ga�gank�w z wody wyjmowa�a. On wios�em 14 z lekka wod� zagarnia� i bardzo powoli odp�ywa�. Znacznie ju� jednak od brzegu odp�yn��, kiedy za so--b� us�ysza� wo�anie: � Poczekajcie, cz�owieku, hej, poczekajcie! Obejrza� si�; cz�no stan�o na fali. Ca�a w blasku s�o�ca, kt�rego tarcza w pe�ni ju� na sk�onie nieba ja�nia�a, sta�a ona z wi�cej jeszcze ni� wprz�dy rozrzuconymi w�osami, ze zwojem mokrych ga�gank�w w r�kach i ku niemu wo�a�a: � A jak nazywacie si�? jak nazywacie si�? � Pawe� Kobycki! � odkrzykn��. � A ja Franciszka Chomc�wna! � zawo�a�a jeszcze i p�dem po zroszonej trawie pu�ci�a si� ku szczytowi g�ry. Po�rodku g�ry stan�a, za pomykaj�cym ju� w dali cz�nem spojrzenie rzuci�a, zza warg jej bladawych, przywi�d�ych b�ysn�y bia�e z�by. � Przystojny cham! cho� nie tak ju� m�ody, ale przystojny i jaki� taki mi�y... mi�y... G�ow� pochyli�a, palcami mokre ga�ganki skuba�a, zamy�li�a si�. W niedziel� ani na chwil� nie opuszcza�a okna kuchni, z kt�rego Niemen widzie� by�o mo�na. Przez ubieg�e dni cztery bardziej jeszcze zmizernia�a i powieki jej pociemnia�y. Obuta w cienkie i zgrabne trzewiki, w wykrochma�onej sukni z jasnego perkalu, w jedwabnej ��tawej chusteczce na g�adko dzi� uczesanych, lecz tak jak i w�wczas rozpuszczonych, nied�ugich w�osach, siedzia�a u okna nieruchoma, w rzek� zapatrzona, z zaci�ni�tymi wargami, oniemia�a. W willi by�o pusto i cicho. Stara kucharka daremnie dzi�, krz�taj�c si� po kuchni, towarzyszk� do rozmowy wzywa�a, wi�c obiad zjad�szy i twarz chustk� od much os�oniwszy usn�a. Franka nie jad�a nic; wypi�a z rana szklank� herbaty, a gdy do obiadu przysz�o, par� razy �y�k� do ust poni�s�szy, z brz�kiem na talerz j� rzuci�a i znowu przy oknie usiad�a. Wida� by�o, �e jad�o dzi� jej przez gard�o przej�� nie mog�o. Im wi�cej up�ywa�o godzin, tym wi�ksze ogarnia�o j� zniecierpliwienie. Stop� o ziemi� uderza�a; w�r�d po- 15 nurej jej twarzy bia�e z�by b�ysn�y par� razy w szy-derskim, wzgardliwym u�miechu. � Nie przyjedzie, mo�e i nie przyjedzie! g�upiec! ehamisko! Nagle zatrz�s�a si� od st�p do g�owy, ze stolika si� porwa�a i krzykn�wszy: �Jedzie! dalib�g, jedzie!" jak szalona z willi wypad�a, jak ptak z zielonej g�ry zlecia�a i na piaszczystym wybrze�u, krwisto zarumieniona, r�kami ku nadp�ywaj�cemu cz�nu trzepocz�c wo�a�a: � Dobry wiecz�r! dobry wiecz�r! A czemu tak p�no? My�la�am, �e pan Pawe� obietnicy nie dotrzyma i wcale ju� nie przyjedzie! Czy to pi�knie, �ebym ja na pana tak d�ugo czeka�a? Czemu tak p�no? Wida� by�o po niej, �e za rozrywk� i zabaw�, za wra�eniem wywieranym na ni� przez cz�owieka, kt�ry si� jej podoba�, na koniec �wiata polecie� by�aby zdoln�, �e brak ich o chwilowe przynajmniej szale�stwo m�g� j� przyprawia�. Pop�yn�li. Z pocz�tku l�ka�a si� wody, z kt�r� oswojon� nie by�a, i za ka�dym zako�ysaniem si� cz�na wydawa�a piskliwe krzyki, chwyta�a towarzysza za ramiona i odzie�. Jego to roz�miesza�o. Nie pomy�la� o tym nigdy, aby ktokolwiek m�g� na wodzie do�wiadcza� jakiejkolwiek trwogi. Przy tym, gdy ze strachu krzycza�a., wygina�a si� w obie strony, r�ce wyci�ga�a, stawa�a si� podobn� troch� do elastycznej i miaucz�cej kotki, a troch� do przel�kni�tego dziecka. Wi�c powa�nymi upewnieniami o braku niebezpiecze�stwa uspokoi� j� usi�uj�c za�mia� si� te� tak g�o�no i serdecznie, jak mu si� to mo�e kilka razy w �yciu zaledwie zdarzy�o. Ale i ona widz�c, �e cz�no pomimo ko�ysania nie wywraca si� wcale, uspokoi�a si� wkr�tce i wybornie bawi� si� zacz�a. Woda by�a cich�, b��kitn�, od staczaj�cego si� ku zachodowi s�o�ca blado poz�ocon�, okryt� niezliczonym mn�stwem drobnych zmarszczek, kt�re p�yn�y wci�� jedna za drug�, jednostajnie, bez szelestu, czasem tylko perl�c si� bia�y- 16 mi kroplami lub drobnymi ognikami pob�yskuj�c. Nad brzegiem cz�na schylona, Franka swawolnie w ciemn�, ma�� r�k� �owi�a te ukazuj�ce si� na wodzie per�y i ogniki, a potem ciekawie i z przyjemno�ci� przypatrywa�a si� wyciekaj�cym z jej palc�w strugom roztopionego kryszta�u. � A jej! � zawo�a�a � �eby to zni�a� i zrobi� z tego paciorki na szyj� i kolczyki! Jedna moja pani mia�a takie paciorki i kolczyki... m�wili, �e z kryszta�u i �e drogie, a mnie one tak w gu�cie by�y, �e wytrzyma� nie. mog�am i jak tylko pani z domu wychodzi�a, a mnie do jakiej kompanii zaproszono, zawsze na siebie je k�ad�am... -� To �le robili�cie � zauwa�y� Pawe�. � Ot! nie ukrad�am ich przecie� i nawet nie ugryz�am... Przyjd�, bywa�o, do domu, zdejm�, na miejscu po�o�� i znaku nie ma, �e bra�am... � To co? zawsze ruszali�cie cudz� w�asno��, a Pan B�g tego robi� zabroni�. Ja bym i wstydzi� si� cokolwiek cudzego poruszy�. Filuternie na niego patrz�c pe�n� gar�� wody nabra�a, w twarz mu j� rzuci�a i �miechem parskn�a. � Oj, oj! jaki srogi! Nie m�g� wcale przy tej dziewczynie powagi swej utrzyma�. Twarz r�kawem siermi�nego surduta ocieraj�c za�mia� si� znowu. -� Czyste dziecko! Oj, �eby was! a� mnie dziw bierze, �e taka jak wy jest na �wiecie! Ona zadziwi�a si� w tej chwili nad ogromn� k�p� roz�o�onych na wodzie li�ci, nad kt�rymi strzela�y ��te i bia�e kielichy lilii wodnych i zawrotnie lata�o nieprzeliczone mn�stwo ma�ych jask�ek. Ka�d� z tych lotnych postaci podwaja�o odzwierciedlenie jej w wodzie. � Oj, co ich jest! co ich tu jest, tych ptak�w. Wi�cej jeszcze wychylaj�c si� z cz�na, zerwa�a ��t� lili� i mokr� jej �odyg� do stanika przymocowa�a. 17 � Pachnie! � z przyjemno�ci� zauwa�y�a i wn palcem jaki� punkt rzeki wskazuj�c zawo�a�a: � A to co? By� to zapewne wielki szczupak, mo�e sum, kt�ry gwa�townie rzuciwszy si� na wod� wnet ukry� si� pod ni�, na powierzchni jej pozostawiaj�c szerokie wzburzone kr�gi. � Aha! ty tu! � na wzburzony punkt wody patrz�c u�miechn�� si� Pawe� � nied�ugie panowanie twoje. Jutro ci� z�api�. Pokazywa� jej potem z kolei skrzyni� do po�owy stoj�c� w wodzie, w kt�rej przechowywa� drobne, na przyn�t� z�owione ryby, a do kt�rej wn�trza przez podziurawione boki nap�ywa�a woda rybie do �ycia potrzebna. Drug� tak� skrzyni�, tylko daleko wi�ksz�, do zachowywania w �wie�o�ci po�ow�w na sprzeda� przeznaczonych, posiada� w blisko�ci chaty swojej. Z wielkim zaj�ciem zapytywa� go zacz�a, gdzie towar sw�j sprzedaje i ile ma zarobku, a gdy ch�tnie i ze zwyczajnym spokojem wszystko, o czym wiedzie� chcia�a, powiedzia�, wargi zacisn�a i g�ow� ponuro zatrz�s�a. � Dobrze wam! � westchn�a � chat� swoj� macie i zarobek niez�y... jak pan �y� sobie mo�ecie! To wcale co innego ni� ca�e �ycie w��czy� si� ze s�u�by na s�u�b�, cudze k�ty wyciera�, od ludzkich kaprys�w zale�e� i ludzkie z�o�ci znosi�... Bywa czasem, �e cz�owiek zabawi si� i przyjemno�ci jakiej do�wiadczy, ale zawsze�, niech takie �ycie diabli wezm�... pod�e! � Wo�oezaszcze* �ycie! liche �ycie! � patrz�c na ni� i g�ow� kiwaj�c przem�wi� Pawe�. Znowu �al mu si� jej zrobi�o. � Mo�e chcecie wysi��� troszk� i po tej wyspie pochodzi�? � zapyta�. Zatrzepota�a ca�a z rado�ci. , � Oj, dobrze, dobrze! Przyp�y�cie do tej wyspy! * Wo�oezaszcze (brs.) � w��cz�gowskie. 18 jaka �liczna wyspa! jak tu pachnie! Od czego tu tak �licznie pachnie? Tak pachnie, �e a� w g�owie zawraca... Po samym �rodku szerokiej rzeki, pomi�dzy wysok� gliniast� �cian� z jednej strony a ciemnym borem z drugiej, na poz�oconym b��kicie wody le�a� owalny szmat piaszczystej ziemi, olbrzymi� dziewann� i bia�ymi gwo�dzikami ca�y poros�y. Olbrzymie dziewanny na sztywnych �odygach kosmatymi li��mi okrytych podnosi�y wysoko ogromne ��te kity, a spodem ros�o takie mn�stwo gwo�dzik�w, �e z dala wyspa zdawa�a si� �niegiem okryt�. Bi� te� z niej i daleko po rzece rozlewa� si� zapach s�odki, mocny, le�ny, z kt�rym jeszcze miesza�y si� wonie zi�, liliowym i r�owym szlakiem �ciel�cych si� u st�p przeciwleg�ego boru. Franka jak oszala�a, jak pijana po wyspie biega�a, zrywa�a gwo�dziki, w�cha�a je, k�ad�a we w�osy, z. kt�rych dawno zsun�a si� i na kark opad�a ��tawa chustka, pe�nymi gar��mi z g�o�nym �miechem rzuca�a je na Paw�a. On, powoli nachylaj�c si� i prostuj�c, porz�dnie i pilnie uk�ada� z nich bukiet. Nieraz z tej wyspy przynosi� on takie bia�e bukiety i stawi� je w ma�ym dzbanku, na oknie swojej chaty albo siostrze oddawa�, aby nimi �wi�ty obraz przystraja�a. Nabawiwszy si� gwo�dzikami Franka formalnie przepad�a w lesie dziewanny. Ros�o jej w jednym miejscu tak wiele, �e tylko jasna suknia dziewczyny w tej zielono��tej g�stwinie pob�yskiwa�a. Pawe� przesta� rwa� gwo�dziki, r�ce opu�ci� i zamy�li� si�. Franka, jak ptak szeleszcz�c w g�stwinie, co chwila g�ow� z niej ukazywa�a, a g�os jej cienki, ostry rozlega� si� bez ustanku: � Ale� ziele! no, ziele, od cz�owieka wy�sze! jak las! Co to za ziele takie? � Nied�wiedzie ucho * � obja�ni� Pawe�. Powoli, powoli na ogorza�e policzki jego wybija� * Nied�wiedzie ucho � ludowa nazwa dziewanny. 19 si� rumieniec, jakby odblask krwistego ob�oku, kt�ry po tarczy s�onecznej, za b�r ju� zapad�ej, na niebie pozosta�. Swawolnie, chy�kiem Franka wybieg�a z g�stwiny �odyg, kt�rych par� zako�ysa�o w powietrzu ��tymi kitami. Z twarz� w ogniu, z w�osami pe�nymi bia�ych gwo�dzik�w, z ��taw� chustk� na kark zsuni�t�, przy jednej z nich stan�a i wielki li�� jej w palce ujmuj�c znowu gada�a: � A! to prawda! zupe�nie jak ucho jakiego1 zwierz�tka! Taki kosmaty, mi�cie�ki, mile�ki, jak aksamit. U jednej mojej pani by� piesek, co mia� takie same mi�cie�kie, aksamitne uszki! Lubowa�a si� mi�kk�, puszyst� powierzchni� li�cia, g�aska�a go i pie�ci�a d�oni�, tak zupe�nie jakby on by� naprawd� mi�ym jakim� zwierz�tkiem. Nagle zwr�ci�a si� ku Paw�owi, wprost ku niemu skoczy�a i obu r�kami na ramionach jego zawis�szy, zapad�e swe oczy, w wilgotnej mgle rozmi�k�e i przygaszone, ku niemu wznios�a. � Jak tu dobrze, �adnie, weso�o! � wo�a�a � jaki z was dobry cz�owiek, �e biednej dziewczynie i nieznajomej zrobili�cie tak� przyjemno��! Ja, widzicie, mam tak� natur�, �e bardzo wdzi�czna jestem, kiedy mnie kto co dobrego zrobi. Ale w tej chwili z tym powolnym, powa�nym cz�owiekiem zrobi�o si� co� dziwnego. Rumieniec, kt�ry wprz�dy okry� mu policzki, rozpostar� si� a� na czo�o, tak b��kitne i spokojne zwykle oczy �ciemnia�y i strzeli�y prawie ponurym b�yskiem. W silne rami� w�t�� kibi� jej pochwyci�, do piersi swej przycisn�� i ju� nad g�ow� jej schylony usta do ust przybli�a�, kiedy, dziwnie zwinna, wysun�a si� mu z obj�cia i odskoczywszy, znowu pod dziewannami stan�a. R�k� oczy przys�oni�a i troch� z gniewem, troch� ze �miechem zawo�a�a: � Ot, jaki! Zdaje si� dobry, grzeczny, a taki sam jak wszyscy. Za to, �e na spacer powi�z�, zaraz zap�aty ��da!... 20 S�owa te uk�u�y go snad� dotkliwie, bo och�on��, g�owy r�k� dotkn�� i po ch�opsku zaszepta�: � Ot tobie na! o� szczo* wymy�li�a �� �agodnie za r�k� j� wzi��. � G�upstwo! � ze zmieszaniem zacz�� � albo ja co takiego my�la�? Niech mnie Pan B�g od takiego grzechu zachowa, �ebym ja was z tak� my�l� na spacer wi�z�! Ot tak, fiksacja jaka� do g�owy przysz�a. Nie gniewajcie si� i b�d�cie spokojni. Si�d�cie sobie i odpocznijcie, a ja tymczasem cz�no tu przyprowadz� i zaraz do domu was odwioz�... Na gwo�dzikach usiad�a i z ca�ej si�y obu r�koma po�� surduta jego schwyci�a. � Ja nie chc� do domu! � wo�a�a. � Jaki to dom? Piek�o nie dom! I nie id�cie ode mnie! zlitujcie si�, nie id�cie! Ja bym z wami ani na minuteczk� nie rozstawa�a si�! ja bym za wami do wody skoczy�a! Si�d�cie przy mnie! Si�d�cie! Z ustami troch� od zdziwienia i zmieszania otwartymi, uj�ty jednak jej s�owy, obok niej usiad�. � Bli�ej � prosi�a � bli�ej przysu�cie si�... ot tak, b�iziusie�ko! Ci�gn�a go ku sobie dop�ty, dop�ki rami� jego nie dotkn�o jej ramienia, po czym ucich�a i oczy wlepi�a w rzek�, kt�ra tu� pod ich stopami od piaszczystego skraju wyspy toczy�a stalowe wody. Nie by�a ju� ona b��kitn�, bo zmrok nadchodzi�, niebo zblad�o i tylko p�yn�ce po nim jasne ob�oki w stalowych jej g��biach przeb�yskiwa�y srebrem. � Jak ta woda p�ynie... p�ynie... p�ynie! � zaszem-ra�a Franka i upojone prawie rozmarzenie czu� .by�o w os�ab�ym jej g�osie. � Powiedzcie mnie... �� z zamy�leniem zacz�� Pawe� i wnet umilk�szy palcami w g�stwinie gwo�dzik�w grzeba�. " � Czego chcecie? � zapyta�a. � Powiedzcie mnie, kto wy taka i jakie wasze �ycie � Ot tobie na! o� szczo... (brs.) � masz tobie! Ot co... od urodzenia by�o? Czy to wy... Nu... co to wy takiego o tej zap�acie... Wyrwa� nagle z piasku ca�� gar�� kwiat�w i z niespodzian� u niego gwa�towno�ci� zaszepta�: � Kab ciebie!* Ko�em j�zyk w g�bie stan��! Taki wstyd! Franka wyprostowa�a si� i pr�dka, �ywo przem�wi�a: � Je�eli chcecie, to wszystko wam powiem: kto ja i jaka. Kiedy dobry cz�owiek pyta si�, dlaczego nie powiedzie�? Jednego ju� nie zawstydz� si� pewno, to swojej familii. U dziadunia dwa domy w�asne by�y, ojciec w kancelarii s�u�y�, ciotecznego brata mam bogatego! bogatego! W jednym du�ym mie�cie adwokatem jest, nazywa si� Kluczkiewicz, �onk� tak�e z pa�skiego domu wzi�� i jak pan �yje. Ot, z jakiej ja familii! Sroce spod ogona nie wyskoczy�am, a �e w s�u�b� posz�am, to ju� taka dola moja nieszcz�liwa.,. Rodzic�w szelm�w Pan B�g mnie da�... � A o rodzicach grzech tak gada�! � prawie z przestrachem upomnia� Pawe�. � Ot! � sarkn�a � u was wszystko grzech! A u mnie co prawda, to prawda. Ja nigdy nie �g�. Pos�uchajcie� sami, czy nie prawda. Poprawi�a si� na swoim kwiecistym siedzeniu, wyci�gn�a nogi tak, �e stopy jej w prunelowe trzewiki ** obute stercza�y tu� nad wod�. Jak ta woda, tak i jej mowa, �ywa, t�umna, z chichotami i westchnieniami zmieszana, p�yn�a nieustannie, nieustannie. Dziad jej, ongrodzki *** mieszczanin, posiada� dwa w�asne domy � zapewne domki, bo tak� wymieni�a ulic�, przy kt�rej same drewniane klitki stoj� � i za �ycia jeszcze syna do kancelarii odda�. Kancelaryjny urz�d jej ojca musia� by� najpodrz�dniejszym, bo bra� (�i pensyjk� malutk� i cz�sto w podartych bu- * Kab ciebie (brs.) � �eby ci�. ** Prunelowe trzewiki � buciki z pruneli, czyli l�ni�cego materia�u z twardej we�ny, zazwyczaj czarnego. *** Ongrodzki � grodzie�ski. Orzeszkowa cz�sto u�ywa�a nazwy �Ongr�d" zamiast Grodno. 22 tach chodzi�. Tym wi�cej w podartych butach chodzi� musia�, �e by� pijakiem. Za m�odu jeszcze, w z�ych kompaniach podobno, pi� polubi�, a potem coraz mniejsz� w tym lubieniu miar� zachowywa�. Matka by�a z dobrego domu, Kluczkiewicz�wna; na fortepianie nawet gra� umia�a i kiedy jeszcze mia�a fortepian, to jak. zacznie, bywa�o, gra� jak� polk� czy mazura, to a� na dw�ch ulicach wszyscy s�ysz�. Przystojna sobie by�a, stroje bardzo lubi�a i � kawaler�w. Czasem te� bywa�o u nich bardzo weso�o. Jak ojca w domu nie ma, schodz� si�, graj�, �piewaj�, ta�cuj�, a potem ojciec przychodzi i, pijany albo nawet i niepijany, go�ci rozp�dza, a matk� �aje albo bije. Z pocz�tku tylko �aja�, a potem i bi�. Sze�� lat Franka mia�a, kiedy po raz pierwszy zobaczy�a matk� ca�uj�c� si� z kawalerem, a osiem, kiedy matka do familii swojej od m�a uciek�a. Wtedy ona i dwaj starsi jej bracia �y� zacz�li jak te wr�ble, co tyle zjedz�, ile gdzie ziarna skubri�, i tyle ogrzej� si�, ile im pod strych jaki uda si� wlecie�. Litowali si� ludzie nad nimi, to ten, to �w nakarmi� i na czas jaki� przytuli�. Ch�opcom lepiej by�o; jeden podr�s�szy troch� do wojska wst�pi�, a drugi do mularki poszed�, cho� ta mularka i przeciwna jego urodzeniu by�a, ale co ,robi�? z n�dzy! Nied�ugo te� w poni�eniu tym po�y�. Bladzie�ki by� i szczuple�ki jak robaczek; raz mu wida� g�owa zakr�ci�a si� na rusztowaniu, spad� na bruk, skaleczy� si� okropnie i cho� na razie go wyleczyli, nied�ugo potem zmar�. Starszy, �o�nierz, na koniec �wiata pow�drowa� i �adnego ju� s�ychu o nim nie by�o. Ch�opcy tedy, jak ch�opcy � zawsze im lepiej na �wiecie! ale ona prawdziwe piek�o znosi�a i z ojcem, i z g�odem, i z ch�odem, i z tymi g�upcami, kt�rzy, kiedy jeszcze dwana�cie lat mia�a, dawali jej ciastka i orzechy za to, aby pozwoli�a im siebie ca�owa�. M�wili, �e jest �adn�, i jej si� to podoba�o, ale oni sami wcale si� jej pod�wczas nie podobali; ba�a si� ich bardzo i wyrzekaj�c si� nawet orzech�w i ciastek chowa�a si� od nich, jak mog�a- Ale zupe�nie schowa� si� nie 'mog�a, bo cz�sto 23 na ulicy bywa�a, to z dzie�mi r�nymi bawi�c si�, to do dobrych Judzi z pro�b� o kawa�ek chleba albo par� drewek na opa� chodz�c. Domy ojciec dawno ju� sprzeda� i pieni�dze razem z matk� jeszcze straci�. A matka kilka lat u familii swojej zabawiwszy do m�a powr�ci�a. Bo to wujaszek, Kluczkiewicz, wtenczas umar�, a dzieci jego porozje�d�a�y si� po �wiecie (jeden syn w du�ym mie�cie adwokatem teraz jest i bogaty! bogaty!). Nie by�o ju� gdzie siedzie�, do m�a powr�ci�a. Ale ju� ojciec wtedy w kancelarii miejsce straci�, do reszty rozpi� si� i na t� wariacj�, co to od w�dki pochodzi *, z p� roku pochorowawszy, w szpitalu zmar�. Matka jeszcze ze trzy lata �y�a, okropnie biedna i mizerna. Rob�tki r�ne robi�a i po domach roznosi�a. Czasem i bielizn� do szycia bra�a. O kawalerach ju� wtedy nie my�la�a wcale, po ca�ych nocach kaszla�a i p�aka�a, j� te� przy sobie trzyma�a, czyta� i szy� uczy�a, a przed sam� ju� �mierci� wystara�a si� dla niej o s�u�b� u jednej pani i do tej pani j� przyprowadziwszy u n�g jej pe�za�a o opiek� dla niej prosz�c. � Ot, nieszcz�liwa � zauwa�y� Pawe�. � Aha! � z zaci�t� i nienawistn� zapami�ta�o�ci� krzykn�a Franka � a pieni�dze te, co za domy wzi�li, razem z ojcem na stroje i kawaler�w traci�a! a nas troje jak te szczeni�ta porzuciwszy sama do familii na wygody i rozkosze uciek�a! To co, �e upami�ta�a si� p�niej i przed �mierci� trz�s�a si� nade mn� jak kura nad kurcz�ciem? Ja jej nigdy ju� tego nie darowa�am, co ona wprz�dy na zgubienie moje robi�a! Wielka rzecz, �e upami�ta�a si� wtenczas, kiedy ju� z niej tylko sk�ra i ko�ci zosta�y, a nikt i spojrze� w jej stron� nie chcia�. I wtedy, �eby kto cho� palcem, na ni� kiwn��, polecia�aby i o mnie by zn�w zapomnia�a... aj, aj, jakby polecia�a! Ju� ja wiem! ju� ja j� zna�am! Tylko, �e B�g i ludzie opu�cili, to ona do mnie * Wariacja, co to od w�dki pochodzi � delirium tre-mens (�ac), ob��d spowodowany nadu�yciem alkoholu. 24 przyklei�a si�... a wprz�dy co? �eby takich matek �wiat nie widzia�! � To prayda! Kab hetakich* matek �wiat nie widzia�! -v- z przekonaniem mrukn�� Pawe�. Pani ta, do kt�rej na pierwsz� s�u�b� posz�a, dobr� by�a, obchodzi�a si� z ni� �agodnie, szyde�kowych rob�t i prania koronek j� nauczy�a, ale pan, ot, przyczepi� si� do niej i \cho� wykr�ca�a si� z pocz�tku, l�kaj�c si� i wstydz�c, nie wykr�ci�a si� jednak. Podoba� si� jej bardzo; by� to pierwszy m�czyzna, w kt�rym si� jak wariatka zakocha�a. By� te� to pierwszy jej kochanek, bo tamci ciastka i orzechy tylko za ca�owanie jej dawali. Ten, kiedy j� pani dowiedziawszy si� o wszystkim odprawia�a, da� jej pi��dziesi�t rubli, kt�re ona w miesi�c prze�y�a nic nie robi�c, tylko po nim p�acz�c i dla pociechy w weso�ych kompaniach hulaj�c. Potem w drugim dpmu s�u�b� znalaz�a i � posz�o! Gdyby nie wiedzie� jak d�ugo liczy�a, nie potrafi�aby przypomnie� sobie i zliczy� wszystkich s�u�b, kt�re od czasu tego zmieni�a. Najd�u�ej, je�eli gdzie rok ub�dzie, i to si� jej zdarzy�o tylko dwa razy. A z,wykle za pierwsze z�e s�owo us�yszane odprawia si�; i kiedy roboty ma za wiele albo czasu na zabaw� za ma�o, odprawia si�; i jak j� jedne twarze, na kt�re co dzie� patrzy, znudz�, odprawia si� tak�e. I j� te� cz�sto pa�stwo sami odprawiaj�: za dwie VLeo.T.y tylko odprawiaj�: za kawaler�w i za z�o��. U niekt�rych taka srogo��, �e nie lubi�, aby pokoj�wka w przyja�ni z kim by�a, i jak tylko co takiego spostrzeg�, zaraz odprawi�. Inni zn�w pr�dkiego charakteru znie�� nie mog�, a ona pr�dka, ubli�a� sobie nie pozwala, na jedno s�owo dziesi�� odpowie, a czasem to tak parsknie, �e pa�stwu z samego zdziwienia i wstydu pozamykaj� si� g�by. Par� razy jednak za takie parskni�cie proces jej wytoczyli i przed s�dem stawa�a. Za pierwszym razem bardzo l�ka�a si� s�du, ale za drugim by�a tam ju� jak u siebie i cho� kar� pieni�n� ' * Kab hetakich (brs.) � �eby takich. 25 zap�aci�a, tak za to oskar�ycieli swych odmalowa�a, �e do �mierci ju� pewno �adnei s�u��cej/ procesu nie wytocz�. Raz gorzej z ni� by�o: przez trzy dni w policyjnym areszcie siedzia�a i to � najniewinniej. U jednej jej pani drogi pier�cionek zgin��, a" ta, dobrze go nawet nie poszukawszy, zaraz do niej/ �Ty ukrad�a�! ty i ty". Co naprzysi�ga�a si� wtedy', co wyp�aka�a! nic nie pomog�o. Policjant�w zawo�ali, do aresztu wzi�li. I c�? Pier�cionek znalaz� si�, pani sama za komod� go zarzuci�a. Co ona wtedy wyp�aka�a! co wyp�aka�a! Potem ta pani za niewinne oskar�enie pieni�dze jej dawa�a, ale ona z r�k, jej asygnatk� wyrwawszy podar�a j�, podar�a, podar�a, nogami zdepta�a i pani� wy�ajawszy posz�a sobie. Nigdy jej nikt tak nie skrzywdzi� jak ta pani. Bo co prawda, to prawda, a co nieprawda, to nieprawda. Czasem, rzadko nawet, zdarza�o si�, �e jak�� rzecz do pani nale��c� na siebie k�ad�a, ale zawsze j� odnosi�a i nie tylko nie przyw�aszcza�a sobie, lecz nawet nigdy nie zepsu�a. Co jak co, ale trzech rzeczy nie robi nigdy: nie pije, nie kradnie i nie k�amie. Taka ju� jej natura, �e tych rzeczy robi� jej si� nie chce. Gdyby bardzo si� jej chcia�o, pewnie by robi�a, ale pokusy �adnej do tego nie czuje. Owszem w�dki nie cierpi, pi�kne ubrania cho� i lubi, ale nie tak zn�w bardzo, aby dla nich na kompromitacj� si� nara�a�, a k�ama�, toby po prostu nie potrafi�a, bo gdy raz zacznie gada�, wszystko wygada� musi, wszystko, co tylko �lina do g�by przyniesie, i gdyby nawet chcia�a j�zyk powstrzyma�, nie mo�e �- ale i nie powstrzymuje, bo co jej tam! Ona o nikogo i o nic nie dba! I teraz tak�e m�wi�a, m�wi�a. Powiedzia�a, �e w �yciu swoim kochank�w mia�a wielu, a z tych jeden chcia� si� z ni� o�eni�, ale ona odm�wi�a, bo by� mazgaj i sprzykrzy� si� jej pr�dko. Za paru innych wy-sz�aby by�a ch�tnie, bo i kocha�a si� w nich jak szalona, i byli to ludzie delikatni, z dobrych familii pochodz�cy, ale oni znowu o �enieniu si� z ni� nie my�leli i porzucili j� w�a�nie wtedy, kiedy do nich najwi�cej .26 przywi�zania uczuwa�a. Z pocz�tku po ka�dym taki: nie przez ni� zerwanym zwi�zku desperowa�a, w�osy sobie z g�owy wyrywa�a, wszystkie �zy z oczu wyp�akiwa�a. Ale z czasem przywyk�a do tego, �e u ludzi �adnej sta�o�ci ani poczciwo�ci znale�� nie mo�na, i teraz ju� o nic i o nikogo nie dba. Nie b�dzie tego, to b�dzie drugi � m�wi sobie i nie zawodzi si� nigdy. Nie widzia�a jeszcze, �eby do jakiej kobiety m�czy�ni czepiali si� tak jak do niej. M�wi�, �e ta�cuje �adnie, strasznie te� ta�czy� lubi i nigdy �adnej takiej kompanii, w kt�rej by pota�czy� i pohula� sobie mog�a, nie opuszcza, cho� j� czasem za to nazajutrz po weso�ej zabawie ze s�u�by odprawiaj�. Ale ona dba 0 s�u�b� jak pies o pi�t� nog�. Wie dobrze, �e zaraz drug� znajdzie, a zupe�nie jej wszystko jedno, gdzie 1 u kogo s�u�y. Wsz�dzie �ciany cudze i ludzie cudzy, wsz�dzie jest sierot�, kt�rej nikt prawdziwie nie polubi i nie przygarnie. Teraz p�aka� zacz�a i z p�aczem m�wi, i� jest sama na �wiecie, �e �adna dusza ludzka nie dba i nie troszczy si� o ni�, �e gdy raz w �yciu na gor�czk� jak�� zachorowa�a, by�a zmuszon� p�j�� do szpitala, �e tak samo jak ojciec w szpitalu te� pewno umrze albo i gorzej jeszcze �� pod jakim cudzym p�otem �mier� j� zaskoczy, a kiedy umrze, to i pies po niej nie zap�acze, bo komu ona na �wiecie potrzebna i kto j� prawdziwie lubi? Opowiada�a tak�e o wszystkich krzywdach, jakich od ludzi do�wiadczy�a kiedykolwiek, o ci�kich pracach, kt�re spe�nia�a, o kaprysach, kt�re znosi�a. � Ka�dy ma kogo� takiego, do kogo w smutku przygarn�� si� mo�e, kto w biedzie pocieszy i poratuje: matk� czy siostr�, czy brata, czy m�a... Ja nie. Sierot� mi� Pan B�g zrobi� i tu�a� si� po tym �wiecie kaza�, a za ka�d� kropelk� przyjemno�ci ca�y dzbanek trucizny wypija�... �zy, kt�re po twarzy jej ciek�y, ko�cami jedwabnej chustki na kark zsuni�tej ociera�a; chwilami a� zanosi�a si� od p�aczu, a m�wi� jednak nie przestawa�a i zdawa� si� mog�o, �e nie przestanie nigdy. We wszy- ; stkim, co m�wi�a, czu� by�o nie cynizm sumienia, ale prawie zupe�ny jego niebyt, a zarazem pop�dliw�, szorstk�, hard� szczero��. Czu� w niej by�o tak�e przez d�ugie lata dokonywaj�ce si� nagromadzenie swawoli instynkt�w i gorzkiej, z�ej,.zniecierpliwionej urazy do �wiata i ludzi. W �kaniach jej odzywa�y si� histeryczne' szlochania i j�ki; pochwyci�a si� nagle za g�ow� i krzykn�a, �e w skroniach zabola�o j� strasznie. By� to mo�e wp�yw odurzaj�cego zapachu gwo�dzik�w albo te� tajemniczego procesu choroby, kt�ra m�zg jej nurtowa� zaczyna�a. Nie od dzi� zaczyna�a. Poskar�y�a si� jeszcze, �e ju� od lat kilku takie b�le g�owy chwyta� j� zacz�y i chwytaj� coraz cz�ciej, najcz�ciej wtedy, kiedy zmartwi si� albo rozgniewa, albo te� po jakiej bardzo ju� weso�ej zabawie. Powiedziawszy to umilk�a na koniec, skurczy�a si� troch� i z �okciami o kolana opartymi, a g�ow� �ci�ni�t� w d�oniach, �r�d zmroku, pod �cian� wysokiej dziewanny, nad wod� coraz ciemniejsz� i nieustannie, nieustannie p�yn�c�, z wolna w obie strony ko�ysa�a sw� w�t��, zgrabn�, niespokojn� posta�. S�uchaj�c d�ugiej jej mowy, co my�la� i czu� ten obok niej siedz�cy powa�ny, spokojny cz�owiek, kt�rego najd�u�sz� podr� bywa�y wycieczki do pobli-' skich miasteczek, gdzie sprzedawa� swoje po�owy, kt�rego cia�o i dusza z�y�y si� z wolnymi przestworami rzeki i nieba, z niepokalanie czystym powietrzem, z g��bok� cisz� samotnych dni i nocy, kt�rego �renice pomimo lat do�� d�ugich zachowa�y niewinno�� i przezroczysto�� dzieci�c�? Czy obyczajem ch�opskim na bok splun�wszy, grubia�sko popchnie on j� ku cz�nu i niech�tnie, w pogardliwym milczeniu tam, sk�d j� wzi��, odwiezie? Czy dowiedziawszy si� jej historii zechce wnet zosta� jednym z tych wielu, o kt�rych m�wi�a, i do okrywaj�cych j� plam b�otnistych przy��czy� jedn� wi�cej? Mo�e zabobonnie za op�tan� i przekl�t� j� poczyta i prze�egnawszy si� wielkim, krzy�em, od tego szatana w kobiecej postaci co rychlej ucieknie? Kiedy m�wi�a, w oczach jego cdma- 28 lowa�o si� nieraz przera�enie; nieraz te� wstydliwie twarz odwraca� i palcami w g�stwinie gwo�dzik�w grzeba� zaczyna�. Chwilami wpatrywa� si� w coraz ciemniejsz� wod� i z podziwem, ze zgroz� g�ow� ko�ysa�. Najpewniej widzia� wtedy zamiast wody przepa�� czarn�, a w niej ogniste deszcze gorej�cej smo�y. Kiedy umilk�a, chwilk� tylko pomilcza�, a poterc; m�wi� zacz��. � Biedna ty � zacz�� � oj, jaka biedna! ze wszystkich ju�, zdaje si�, ludzi na �wiecie najbiedniejsza! S�ysza�em ja, �e gdzie�ci� tam po miastach ludzie tak �yj�, ale nie wierzy�em. Teraz widz�, �e to prawda. W o � o c z a s z c z e twoje �ycie, sieroce �ycie i takie z�e, takie grzeszne, �e niech Pan B�g broni! Porzu�, upami�taj si�, popraw si�... bo i na tym �wiecie dobra tobie �adnego nie b�dzie, i dusz� zgubisz! W g�osie tym, tu� nad jej g�ow� �r�d zmroku szemrz�cym, nic, nic wi�cej nie by�o pr�cz wielkiej lito�ci. J� ten brak pogardy i lekcewa�enia uderzy� i zadziwi�. Zazwyczaj podobne jej wyznania wprawia�y m�czyzn w gniew zazdrosny i grubia�ski albo w nich budzi�y �miech lekcewa��cy, z zuchwa�ym obej�ciem si� po��czony. Gdy jednak o poprawie wspomnia�, zadziwi�a si� jeszcze wi�cej. � G�upstwo! � zawo�a�a -� ciekawa jestem, z czego mam si� poprawia�? Znowu by�a szczer�; najl�ejszego poczucia ani poj�cia jakiejkolwiek winy swojej nie mia�a. On na s�owa jej uwagi nie zwr�ci�, w my�lach w�asnych zatopiony. � I na tym �wiecie dobra �adnego nie zaznasz, i dusz� zgubisz � powt�rzy�. � Czemu poczciw� nie by�? Poczciwym by� dobrze. Kiedy cz�owiek �adnego grzechu na duszy nie czuje, to taki robi si� lekki jak ten ptak, co pod same niebo lata. I �mierci wtedy nie straszno. Cho�by i dzi� umrze�, wszystko jedno, kiedy dusza czysta... � Co tam dusza! � sarkn�a � g�upstwo! Jak cz�owiek umrze, to go w ziemi robaki zjedz�, i koniec. 29 � Nieprawda! � odpowiedzia� � jest i niebo, i piek�o, i wieczne zbawienie, i wieczne pot�pienie. Ale �eby ju� niczego na tym �wiecie nie by�o, to zawsze w cz�owieku jest co�ci� takiego, co w grzechu k�pa� si� nie chce, tak samo, na przyk�ad, jak cia�o w ka�u�y. �eby tobie kazali do ka�u�y wle�� i po uszy tam siedzie�, mi�o by�oby, a? A to� dusza twoja w ka�u�y siedzi. Oj, szkoda mnie ciebie, szkoda mnie twojej duszy i na tym, i na tamtym �wiecie. Wiesz co? Porzu� ty swoje wo�oczaszcze �ycie. Jaka tobie ochota coraz to inne k�ty wyciera�, jak ta �cierka? Aaa! Mnie dziw bierze, bo zdaje si�, �e cz�owiekowi najlepiej, kiedy d�ugo na jednym miejscu siedzi. Sied� i ty na jednym miejscu, wszystko ju� lepiej zno�, cierp, a na jednym miejscu sied�. Przyzwyczaisz si�, polubisz i do ciebie przyzwyczaj� si�, polubi�. I na tych, co ciebie do grzechu prowadz�, plu�! Dobrych ludzi wida� mi�dzy nimi nie ma, bo �eby kt�ry by� dobry, toby z dziewczyn�, co dla niego o poczciwo�ci zapomnia�a, o�eni� si�. Zlitowania oni �adnego w sercu nie maj� czy co? Plu� ty na nich! I na te weso�e kompanie, co do takich rzeczy prowadz�, plu�! Ustatkuj si�, popraw si�, a i dusz� wyratujesz, i zaraz tobie lepiej na �wiecie st a nie *! Umilk�, a ona w zamian zaszepta�a: � Jak �yj�, pierwszy raz takiego cz�owieka widz�. Czy ty jaki przebrany ksi�dz albo pustelnik? No, dziwy! Parskn�a �miechem i ruchem zwinnej kotki na r�wne nogi si� porwa�a. � No, do�� tego gadania! � zawo�a�a � dobrze mnie z wami, ale do domu trzeba. Ju� wiecz�r. Z miasta pr�dko powr�c�, a jak do kolacji wpierw nie na-kryj� i samowara nie nastawi�, kraka� i gdaka� zaczn�! P�y�my! Wysp�, kt�ra na kszta�t rzuconej na rzek� p�achty �niegu w zmroku biela�a i z kt�rej bi�y mocne gwo�- * Stanie (brs.) � b�dzie, zrobi si�. 30 dzikowe wonie, opu�cili i pod niebem gwia�dzistj po ciemnej wodzie mn�stwo gwiazd w sobie odbijaj�cej d�ugo w zupe�nym milczeniu p�yn�li. Rz&cz nawet by�a dziwna, �e Franka tak d�ugo milcza�a. Mo�na by�o przypuszcza�, �e zasn�a, tak skurczona i nieruchoma siedzia�a na dnie cz�na, prawie u st�p siedz�cego na w�skiej �aweczce Paw�a, ale b�yszcz�ce jej oczy z nieruchomo�ci� upart� i os�upia�� tkwi�y w rysach jego; zaledwie �r�d zmroku widzialnych. On milcz�c, z nisko pochylon� g�ow�, powoli wios�em zagarnia� wod�, w kt�rej odbicia gwiazd, przez wios�o roztr�cane, rojami z�otych w�yk�w i iskier otacza�y pomykaj�ce cz�no. Otacza� te� je szmer ci�g�y, srebrny, �agodny, niby �piew ciemnej fali zranione cia�a i sko�atane dusze do spokojnego snu albo czystych marze� ko�ysz�cy. Kiedy na wysokiej nadbrze�nej g�rze ukaza�y si� smuk�e i nieruchome drzewa willi, g�owa Franki nagle na kolana Paw�a opad�a. Z w�os�w jej wypad�y bia�e gwo�dziki, a z ust posypa�y si� ciche s�owa: � Oj, jaki ty dobry, i jaki ty mi�y... mi�y... mi�y! Takiego dobrego i mi�ego, zdaje si�, �e jak �yj�, nie widzia�am! Taki przystojny, dobry, mi�y! �eby ty przyjacielem moim zosta�, ju� bym niczego na �wiecie nie chcia�a; nie odsta�abym od ciebie nigdy, cho�by pomi�dzy nami pioruny bi�y! Cho�by pomi�dzy nami sto �wiat�w stan�o, przez g�ry i lasy bieg�abym do ciebie! Cho�by mi�dzy nami wielkie morze by�o, przez morze p�yn�abym do ciebie! A za to najwi�cej, �e ty taki dobry i tak litujesz si� nade mn�. Nikt nigdy nade mn� lito�ci nie mia� i wszyscy mn� poniewierali, cho� czasem i lubili, a najwi�cej ci poniewierali, co niby to lubili. A ty mnie nie sponiewiera�, niczego ode mnie nie za��da� i jak ojciec do mnie przem�wi�, jak przyjaciel najlepszy! Oj, niech tobie B�g wynagrodzi za wszystko, m�j ty mile�ki, z�oty, brylantowy! R�k� jego porwa�a i do ust swych przycisn�a. Jemu si� wydawa�o, �e na r�k� spad� mu gorej�cy �u�el. Nachyli� si�, w obie szerokie d�onie g�ow� jej uj�� 31 i usta w g�stwinie" jej w�os�w zatopi�. Pod tym poca �unkiem, jak wp�ywe ptasz�, zmartwia�a zrazu, a potem ca�a dr�e� zacz�a. Ale on zaraz usta od w�os�w jej oderwa� i zaszepta�: � Uspok�j si�, dziecino! Oj, biedna ty dziecino, uspok�j si�, ucisz si�!