7930

Szczegóły
Tytuł 7930
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7930 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7930 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7930 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Hanna O�ogowska Ch�opak na opak i 1>f . SVar ograficzne "endkowska .czny -lit by Hanna O�ogowska, 0 lllusi i 111. ' ' Copyright by Andrzej P�gowski, Wars/.iw.' ;<S [SBN 83-: I 255l-x ..450 DftOI i CJlT�^atf ha <r�>��\ c�j�t * 7 7 i Jaki ja jestem naprawd�? Nazywam si� Jacek Czarnecki i jestem zupe�nie porz�dny ch�opak, chocia� moja mama m�wi o mnie �straszne dziecko". Nie mog� si� z tym pogodzi�. Po pierwsze, nie jestem ju� dzieckiem. Sko�czy�em dziewi�� lat i cztery miesi�ce i codziennie mi jeden dzie� przybywa. A za osiem miesi�cy b�d� mia� ca�e dziesi�� lat. Zreszt� przeczyta�em ju� dwie ksi��ki dla m�odzie�y. To chyba najlepszy dow�d. A po drugie, nie jestem straszny, bo nikt si� mnie nie boi. Ani jeden ch�opak ze starszej klasy, ani nikt w og�le jeszcze si� mnie nie przestraszy�, chocia� czasami tobym nawet chcia�. Bardzo cz�sto co� mi si� nie udaje. A dlaczego? Nie wiem. A jak si� kogo� o to pytam, to mi te� nie umie wyt�umaczy�. Dopiero niedawno przysz�o mi na my�l, �e mo�e ja jestem pechowy, bo niekt�rzy ludzie to s� pechowi, wi�c mo�e i ja?... Kiedy tylko co� mi si� nie uda, to wszyscy na mnie, �e dlaczego ja jestem taki? A mo�e ja wcale taki nie jestem, tylko pech,i ju�? O tym pechu powiedzia�a mi Olesia z pierwszej �awki przy drzwiach. Mieszkamy na tej samej ulicy i czasami wracamy po lekcjach razem do domu. Olesia ma pechow� cioci�, kt�rej nigdy si� nic nie udaje. Ci�gle zaczyna w innym miejscu pracowa� i jak tylko par� tygodni popracuje, m�wi� jej, �e si� nie nadaje do roboty. Olesina ciocia zupe�nie nie rozumia�a, dlaczego tak si� dzieje, a� wreszcie posz�a do wr�ki i wr�ka jej - 7 � P I li Burd /y raz tak� rzecz s�ysza- nn )dzona trzydziestego I tik je przestawi�, to robi trzynastk�, to go los U ui� domu nik� w< wrd wierzy. Tatu� m�wi, �e ie klaun.i .1/ lic kui/\ .imi g�upii li 11 ulzi pieni�dze wy�udza- A tymczasem ta wrotka wywr�y�a Olesinej cioci prawd�. ima (Hesia m�wi�a. Powiedzia�em o tym wszystkim Mietkowi Staszewskiemu z iszego podw�rka* Ale on jest strasznie przem�drza�y. Wy-rzywi� si� tylko. - Eee tam. - Nie �adne: eee tam - m�wi� - bo i na mnie si� to sprawdza. - Jak to - pyta Mietek - czy i ty urodzi�e� si� trzydziestego ierwszego? - Nie trzydziestego pierwszego, ale czternastego, a to prze-e� te� blisko trzynastki i pewnie dlatego los mnie prze�ladu-:, tak j ak Olesin� cioci�, bo we wszystkim mi si� nie wiedzie. - Eee tam - skrzywi� si� znowu Mietek - wcale nie widz�, jby ci si� nie wiod�o. - Jak to - nie widzisz? I na drugi rok w trzeciej klasie o la�o nie zosta�em, i w szkole jak tylko co, to zawsze wszystko a mnie, i w domu mama najwi�cej na mnie krzyczy, i w og�- Ale Mietek, jak si� okazuje, bardzo rozgarni�ty nie jest. upe�nie nie rozumie si� na powa�nych sprawach. Powie-zia�, �e na drugi rok o ma�o nie zosta�em, bo mia�em dw�jki, przeszed�em do czwartej klasy tylko dlatego, �e w�a�nie da�em szcz�cie. - Uda�o ci si� - m�wi� - a nie jaki� tam pech. Na ostatek powiedzia� mi jeszcze, �e jestem g�upi jak dziki si�, i poszed�. Nie daruj� mu tego za nic w �wiecie. Mia�em iu po�yczy� na wakacje w�dk�, bo mam dwie, ale fig� z ma-iem. Z�by chocia� powiedzia� zwyczajnie: �jak osio�", ale jak dziki osio�?" Tego mu nie zapomn�. - 8 - �Uda�o ci si�!" Gdyby wiedzia�, co ja mia�em w domu przez ca�� wiosn� a� do samych wakacji, toby mi nie zazdro�ci�. I mama, i ojciec, i babcia, i obie m�ode ciotki, i ta jedna starsza to si� po prostu nade mn� zn�cali. Nic tylko �ucz si�" i �ucz si�"... Za oknami s�o�ce, ch�opaki po podw�rku ganiaj�, graj� w pi�k�, a ja... Ka�dy m�dry cz�owiek na pewno si� zgodzi, �e to by�o prawdziwe prze�ladowanie losu. Albo na przyk�ad przedwczoraj: byli�my z Tomkiem w parku i ustawili�my par� �awek do g�ry nogami. Niedaleko od nas spacerowa�o dw�ch starszych pan�w. Jeden z nich, taki z brod�, powiedzia� do drugiego starszego pana bez brody: �Mi�e dzieci, co?" A ten drugi pan przytakiwa� g�ow�. Ale mia� bardzo smutn� min�. Pewnie dlatego, �e on j u� j est stary. A moj a babcia cz�sto m�wi: �Staro�� - to nie rado��". Ucieszy�em si�, �e tak nas chwal�, i pomy�la�em nawet, �eby powiedzie� o tym w domu, ale kiedy zabierali�my si� do nast�pnej �awki, to ten pierwszy pan podni�s� lask� i zacz�� nas goni�. Wi�c uciekli�my i schowali�my si� w krzakach. Tomek powiedzia�, �e ze starszymi osobami to zawsze tak: najpierw chwal�, a potem zaraz gniewaj� si� nie wiadomo o co. To prawda, bo w domu te� nieraz tak bywa�o. Babcia jest dla mnie dobra, dogadza mi, a� tu naraz zaczyna babci� lewa noga drze� i nagle wszystko babci przeszkadza, gniewa si� o by�e co, a najcz�ciej na mnie. Noga drze babci�, ze staro�ci. Nie rozumiem tylko, dlaczego jedna, przecie� chyba obie nogi s� jednakowo stare? Kiedy o to zapyta�em, babcia strasznie si� rozgniewa�a, �e si� wy�miewam. A mnie nawet do g�owy nie przysz�o, �eby si� z babci wy�miewa�. Mnie te� jest bardzo przykro, jak babci� zaczyna noga drze�, bo zawsze potem pada deszcz i musz� siedzie� w domu. Opowiedzia�em to wszystko Tomkowi, a potem wyszli�my z krzak�w. Starszych pan�w ju� nie by�o. Wszystkie �awki sta�y znowu na swoich miejscach. Namawia�em Tomka, �eby po-odwraca� je jeszcze raz do g�ry nogami, ale Tomek powiedzia�, �e szkoda naszego trudu, bo doro�li lubi�, �eby ka�da rzecz ci�gle sta�a tak samo, i wcale nie mog� zrozumie�, �e �y- - 9 - ie by�oby o wiele ciekawsze, gdyby codziennie wszystko po-irzemienia�. To prawda. W szkole pani od rachunk�w te� nie lubi zmian, ednego dnia odrobi�em inne zadania, ni� pani kaza�a. Co si� rtedy dzia�o! Ju� si� potem pilnowa�em. Wiedzia�em, �e pani adnej odmiany nie lubL Weso�a podr� N* ajpierw mamusia kaza�a mi samemu zapakowa� � walizk� na kolonie, a potem, kiedy walizka nie hcia�a si� zamkn��, powiedzia�a, �ebym wyrzuci� wszystkie iepotrzebne rzeczy. T�umaczy�em, �e nic niepotrzebnego nie w�o�y�em, ale lama tak na mnie spojrza�a, �e zacz��em jeszcze raz od po-z�tku. �Niech tam - pomy�la�em. - Mamusia przekona si� sama". I rzeczywi�cie, kiedy znowu wszystko wpakowa�em, to nie-otrzebnymi rzeczami okaza�y si� tylko szczoteczka do z�b�w dwie chusteczki do nosa - bo jedna zostawiona w walizce zu-e�nie mog�a mi wystarczy�. Kataru latem nie ma od czego osta�, a tyle chustek to tylko zmartwienie. Bardzo �atwo si� iibi�. Naj�atwiej ze wszystkiego. A potem mama, kt�ra ma ipisane wszystko, co bior� na kolonie - robi mi wym�wki. Walizka ci�gle nie chcia�a si� zamkn��. Przyszed� Mietek i oradzi� mi na niej usi���. Nie pomog�o. Wi�c usiad� on, bo :st ode mnie o ca�e kilo ci�szy. Te� nie pomog�o. Chcieli�my si��� razem, ale nie zd��yli�my, bo wesz�a mama i bardzo si� )zgniewa�a. Walizka jest pami�tkowa - jeszcze babci ojciec i�dzi� z ni� do Ameryki. I zawsze by�a bardzo mocna, a teraz moich r�kach od razu rozleci si� w drobny mak. Wi�c ju� nie adali�my - a mama wyj�a wszystko i sama zacz�a pakowa�, aturalnie szczotka do z�b�w zmie�ci�a si�, ale to, co najpo-zebniejsze zosta�o. Rodzice �adnego zrozumienia nie maj� la takich rzeczy, jak: sznurki, drut, blaszane pude�ka, r�ne - 10 - blaszki, gwo�dzie albo na przyk�ad reszta starej opony. Zupe�nie ma�y kawa�ek deski te� nie uratowa� si� przed mamy okiem. O ma�o nie p�aka�em, bo na koloniach to czasami cz�owiek �ycie by odda� za kawa�ek drutu albo kilka mocnych gwo�dzi� ale sk�d je wzi��? Na piechot� do domu dra�owa�? Wi�c powiedzia�em mamie, �e trudno, jak ju� mam wakacje takie zatrute, to wol� zosta� w domu, bo mama wcale nie ocenia moich dobrych ch�ci. - Jakich dobrych ch�ci? - spyta�a mama. - A tych, �e na przyk�ad jestem taki oszcz�dny i chc� zgubi� tylko jedn� chustk� do nosa. Mama do walizki w�o�y�a mi a� trzy. A jak zgubi� wszystkie trzy, to znowu b�d� musia� s�ucha�, �e ojciec i mama ci�ko na mnie pracuj�, a ja my�l�, �e wszystko z nieba leci. Owszem ja wcale tak nie my�l� i dlatego chc� zabra� ze sob� tylko jedn�... - I zgubi�? - zapyta�a mama. - Przecie� wola�bym jej nie zgubi�, ale to jest strasznie trudno. W og�le uwa�am, �e cz�owiek jest �le obmy�lony. Taki na przyk�ad kangur to jest obmy�lony o wiele lepiej: nfia kiesze� w sk�rze na brzuchu. Czy �pi, czy chodzi, czy si� k�pie -to kiesze� ma zawsze przy sobie, nie rozbiera si�... i chustki do nosa nie zgubi. - Bo jej nie nosi - m�wi mama. - No w�a�nie: kangur ma tak� wieczn� kiesze�, a nikt od niego nie wymaga, �eby nosi� chustk� do nosa. A ja, chocia� mam kiesze� tylko w spodniach, kt�re trzeba zdejmowa�, a do tego w kieszeni zawsze robi� si� dziury... - O �wi�ta Ma�gorzato! - zawo�a�a mama. - Ja te� wola�abym, �eby� by� obmy�lony inaczej... - A widzi mamusia! - ucieszy�em si�, ale na kr�tko, bo mama doko�czy�a: - ... i nie pl�t� tyle g�upstw. Obrazi�em si�, ale nie warto by�o, bo mama nawet nie zwr�ci�a na to uwagi. Zamkn�a zupe�nie �atwo walizk� i wysz�a do kuchni, �eby mi przygotowa� co� do zjedzenia na drog�. Skorzysta�em z tego i zd��y�em wrzuci� do walizki kilka gwo�dzi, kawa�ek drutu i k��bek sznurka. Deska, niestety, przepad�a: mama zabra�a j� do kuchni. - 11 - Na dworzec chcia�em pojecha� sam, ale mama o�wiadczy-a, �e oka w nocy nie zmru�y, je�eli mnie w�asnor�cznie do zagonu nie wsadzi, bo ze mn� nigdy nie wiadomo, jaki cud si� darzy. Wybieram si� na kolonie, a kto wie, czy nie wyl�duj� a ksi�ycu. A� mnie to zastanowi�o. Rzeczywi�cie, gdybym pojecha� na si�yc, to by�by cud - bo przecie� jeszcze z ksi�ycem komu-ikacji nie ma. Ale o cuda teraz bardzo trudno. Dawniej by�o u�o cud�w. M�j patron to chyba jaki� cud z pierogami zro-i�, bo kilka razy s�ysza�em, jak nasza dozorczyni m�wi�a: �O wi�ty Jacku z pierogami!" No, z pierogami o wiele �atwiej ni� a przyk�ad z ksi�ycem. Wstyd mi by�o, jecha� z mam�, jak ma�e dziecko, ale na worcu zobaczy�em, �e ka�dy by� z matk� albo z ojcem, a iekt�rych odprowadza�a ca�a rodzina. T�ok by� okropny. Ca�e szcz�cie, �e pan kierownik kaza� szybko si� po�eg-a�, ustawi� w pary i wyprowadzi� nas na peron. A rodzice zo-:ali za siatk�. Tylko jeszcze co� wo�ali. Nic nie by�o s�ycha�, le zupe�nie �atwo mo�na si� by�o domy�li�. Ka�dy chcia� siedzie� przy oknie albo chocia� wygl�da�, ale ) by�o niemo�liwe. Tylko silniejsi si� dopchali. Ja te� wychy-�em si� i chcia�em mamie da� znak chusteczk�, �eby by�a ?okojna, �e jad� zwyczajnym poci�giem, a nie rakiet�. Po-�g w tej chwili ruszy�, pani z�apa�a mnie za pasek od spodni, ja przestraszy�em si� i wiatr porwa� mi chusteczk� z r�ki. ��adny pocz�tek" - zmartwi�em si�, ale nie na d�ugo, bo od nartwie� mo�na w chorob� wpa��, a mama kaza�a mi nabra� irowia na koloniach. W wagonie by�o weso�o i g�o�no. Jeden tylko Wacek, kt�ry edzia� ko�o okna, mia� bardzo smutn� min�. Pewnie by�o iu �al, �e jedzie bez mamy. Nieraz widzia�em, �e on jest, jak � si� m�wi, przywi�zany do rodziny. Mieszka na naszej ulicy iraz za Tomkiem. Nigdy prawie nie jest sam. Chodzi albo z am�, albo z ojcem, albo z ma�� siostr�, kt�r� trzeba wozi� w �zku, albo z psem. Taki ju� jest towarzyski. Jak tylko poci�g ruszy�, wszyscy poczuli straszny g��d. Roz-ikowali�my zapasy i zacz�li�my je��. Tylko Wacek nie ruszy� - 12 - i swojej paczki. Patrzy� w okno. Przylepi� nos do szyby. Nie zwraca� uwagi na to, co my robimy. Tymczasem zajrza�a do nas pani. Pocz�stowali�my j�, a pani powiedzia�a, �e nas te� pocz�stuje za chwil�. Kiedy wysz�a, zacz�li�my zgadywa�, co to b�dzie. Nagle Romek powiedzia�: - Szkoda, �e nie mam papieros�w, a mo�e kt�ry z was ma? Nikt nie mia� papieros�w, a Tomek o�wiadczy�, �e Romek pewnie pora�enia s�onecznego dosta�, bo na dworze by�o dzi� bardzo gor�co. Ale Romek zobaczy� konduktora id�cego korytarzem i zapyta� niby zupe�nie doros�y m�czyzna: - Panie konduktorze, prawda, �e tu wolno pali�? - i pokaza� napis w naszym,przedziale: �Dla pal�cych". Konduktor spojrza� na Romka, potem na nas, potem znowu na Romka i u�miechn�� si�. - Owszem - odpowiedzia� - przecie� to przedzia� dla pal�cych. A czy pan szanowny pali? - i podsun�� Romkowi paczk� �sport�w". Romek zaczerwieni� si�, ale nie straci� g�owy. - Nie... dzi�kuj� panu... nie b�d� pali�... moi koledzy nie lubi� dymu... kr�ci ich w nosie. Ale d�u�ej nie wytrzyma�. Wybuchn�� �miechem, a za nim wszyscy. Konduktor te� si� z nami �mia�. Nadesz�a pani i pocz�stowa�a wszystkich mi�t�wkami. Podesz�a i do Wacka. Wacek wzi�� mi�t�wk�, podzi�kowa� i znowu odwr�ci� si� do okna. Zauwa�y�em, �e oczy mia� mokre. A to beksa! Powiedzia�em zaraz o tym Tomkowi, kt�ry siedzia� ko�o mnie. Tomek wyt�umaczy� mi, �e Wacek mia� ukochanego psa, a wczoraj ten pies wpad� pod ci�ar�wk� i zdech�. Tomek pomaga� Wackowi pochowa� psa w ogr�dku. - Wybrali�my �adne miejsce pod dzikim bzem - opowiada� Tomek. - Po�o�yli�my du�y kamie�, ale zawsze to jednak straszne nieszcz�cie. - E - m�wi Romek - to ju� jest za du�o. P�aka� z powodu psa? Mnie w zimie stryjeczny dziadek umar� i nie p�aka�em. M�czy�ni nie p�acz�. 13 � Tomek nie chcia� si� zgodzi�. - To zupe�nie co innego. Nic chowa�e� sti \ je< znego dziadka od szczeniaka - m�wi - a Wacek swego Reksa butelk� kar-mi�. A po drugie-do takiego psa to sit,- mo�na przywi�za� jak do rodzonego brata, wiesz? Mia�e� kiedy psa? - Nie mia�em - m�wi Romek. - A brata? - Te� nie mia�em. - No, to nie znasz si� na takich sprawach. Nie rozumiesz, �e pies i stryjeczny dziadek to s� zupe�nie inne rzeczy. - Jak to - m�wi Romek - nie rozumiem? Cz�owieka od psa nie odr�ni�? Chcieli si� z Tomkiem pok��ci�, ale da�em im znak, �eby byli cicho, bo Wacek us�yszy i b�dzie mu przykro. Pies to przecie� przyjaciel, a przyjaciela �al... Pani znowu zajrza�a do naszego przedzia�u, wi�c ch�opcy zacz�li wypytywa�, jak wygl�da to miejsce, gdzie b�dziemy mieszka�. - Czy tam jest las? - pyta Romek. - Jest, i to bardzo du�y. - A czy w tym lesie s� dzikie zwierz�ta? - Nie wiem - m�wi pani - ale przypuszczam, �e s� tam zaj �-ce i borsuki, mo�e jelenie. - E - Romek na to - to przecie� nie takie dzikie. Ja my�la�em o tygrysach albo o lwach. - A wi�c my�la�e� o drapie�nych. Na szcz�cie lw�w ani tygrys�w w ca�ej Polsce nie ma. Na szcz�cie - powt�rzy�a pani - bo nie by�oby chwili spokoju na koloniach. Ci�g�y strach, brrr! - A ja bym si� wcale nie ba� - zacz�� si� chwali� Romek. -Trzeba tylko zna� r�ne my�liwskie sposoby. - Jakie? Jakie? - dopytywali ch�opcy. - A na przyk�ad, je�eli nie�� przed lwem zapalon� pochodni�, to lew nic nie zrobi. - To prawda - m�wi Tomek - wilki te� ognia si� boj�. - Prosz� pani, a co pani my�li o tym sposobie? - zapyta� Se-werek. - Czy to mo�liwe? - 14 - - Mo�liwe, ale pod jednym warunkiem. Wszyscy byli ciekawi, co to za warunek. Nawet Wacek od okna si� odwr�ci�. - Pod takim warunkiem - ci�gn�a pani - �e pochodni� b�dzie si� nios�o bardzo pr�dko... ile si� w nogach. Oj, by�o �miechu, by�o! W og�le ca�a podr� up�yn�a bardzo weso�o. . Upi�kszam umywalni� Isolonia w Celestynowie jest naprawd� �adna. Do lasu blisko. A jeszcze bli�ej domu, w kt�rym mieszkamy, p�ynie strumie�. Woda w nim co prawda nieg��boka. W najg��bszym miejscu dosi�ga brzucha, ale dno jest bardzo �adne, twarde i czyste. Przyjemnie tam si� k�pa�. Z Tomkiem zaraz po przyje�dzie zajrzeli�my, jak to si� m�wi, w ka�d� dziur�. Ko�o domu jest park. Drzewa w nim stoj� ogromne. Na niekt�re trudno b�dzie si� wdrapa�, ale na inne zupe�nie �atwo. Spr�bowali�my zaraz. Tomek star� sobie nog�, a ja rozdar�em koszul�. W�a�ciwie nie rozdar�em, tylko si� r�kaw sam prawie ca�y wyrwa�. Strasznie marne teraz nici. Ledwo cz�owiek czego� dotknie, ju� si� ubranie rozlatuje. Dom jest du�y, drewniany, zbudowany specjalnie na kolonie. W o�rodku, na wprost du�ego tarasu, jest jadalnia. To najwi�ksza sala. Od razu powiedzieli�my sobie z Tomkiem i Sewerkiem, �e w deszcz mo�na by tu �wietnie pi�k� gania�, tyle miejsca. Po jednej i po drugiej stronie jadalni s� sypialnie i umywalnie. Sypialnie du�e, umywalnie ma�e. A w piwnicach s� takie rozmaite kuchnie, spi�arnie i magazyny. Musieli�my to wszystko obejrze�. Jedne rzeczy widzieli�my przez drzwi, a tam, gdzie drzwi by�y zamkni�te, to polecieli�my zajrze� przez okna. Nic specjalnie ciekawego: w�giel, kartofle, jakie� worki. - 15 - Tomek, kt�ry co roku je�d/.i aa kolonie i zna sie, na i viii, powiedzia�: - Wszystko przygotowane! Fajnie b�dzie I I powiedzia� w z�� godzin�. Moja babcia m�wi, /c niczego nie trzeba g�o�no chwali�, bo zaraz sic. zapeszy! I Tomek tak w�a�nie zapeszy� ten pierwszy dzie� na koloniach. I cilwo pochwali� - us�yszeli�my dzwonek i trzeba by�o lecie� na /.�amanie karku. Zbi�rka by�a na placyku przed gankiem. Na ganku stali pan kierownik i nauczyciele. Tak na nas popatrzyli, jak ze sceny. A my stali�my czw�rkami - po jednej stronie ch�opcy, a po drugiej dziewczyny. Pan kierownik m�wi� do nas jak z trybuny. S�ucha�em i smutno mi si� zrobi�o. Pomy�la�em sobie, �e doro�li to tylko my�l� i my�l�, co by tu wymy�li�, �eby m�odzie� na nic nie mia�a czasu. Nawet na koloniach. A to dy�ury, a to opieka, a to zn�w - czego na koloniach robi� nie wolno. Tak si� nad tym zamy�li�em, �e nawet nie bardzo dobrze s�ysza�em, co pan kierownik dalej m�wi�. Tymczasem ch�opcy ju� si� zacz�li zg�asza� do r�nych zaj�� i dy�ur�w. I do opieki nad salami, �eby �adnie wszystko urz�dzi�. A Tomek nawet mnie nie zapyta�, tylko zg�osi� si� do urz�dzania jadalni. Najwi�ksza sala! Gdzie on ma rozum? Jeszcze mnie namawia�. Ale mu odm�wi�em kr�tko i stanowczo. My�la�em, �e mo�e mi si� raz uda, mo�e pan wychowawca mnie nie zauwa�y. Niestety - zauwa�y�! I zapyta�, do czego si� zg�aszam. - Do umywalni - powiedzia�em, bo umywalnie przynajmniej niedu�e. Pan chwilk� pomy�la�, a potem powiedzia�: - Dobrze. Zobacz, co tam mo�na zrobi�, �eby umywalnie przyjemnie wygl�da�y. I dal mi ao pomocy Sewerka, kt�rego przezywamy �Gruszk�", bo ma g�ow� tak�, jakby kto gruszk� do g�ry nogami postawi�. Sewerek te� jeszcze do niczego si� nie zg�osi�. Ten Sewerek to jest dobry kolega, tylko bardzo powolny. Nigdy mu si� do niczego nie spieszy. - 16 - Kiedy wszyscy rozeszli si� do swoich spraw, powiedzia�em do niego: - Gruszka, chod�my do tej umywalni, zobaczymy, co tam trzeba zrobi�. - Nie pali si�, mo�emy i�� - m�wi Gruszka. Poszli�my. Do ogl�dania by�o niewiele. Pod jedn� �cian� umywalnie blaszane, nad nimi p�ka, pewnie na kubeczki do mycia z�b�w. Pod drug� �cian� kilka taboret�w, niska �awka, nad ni� wieszaki, miednice do mycia n�g. Wiadomo, na koloniach te� mycia nie przepuszcz�. Westchn��em ci�ko i m�wi� do Gruszki: - Co my tu mo�emy zrobi�? �eby tu nawet �ciany oz�oci� i na pod�odze dywan po�o�y�, to i tak nie pomo�e, to jest straszne miejsce. Gdybym nie by� m�czyzn�, to p�aka�bym tu rano i wieczorem. - Jak to? - przestraszy� si� Sewerek. - Co ty m�wisz? Mo�e nas tu b�d� bi�? Ja zaraz do mamy napisz�. - G�upi jeste�. Dla ciebie straszna rzecz to tylko bicie. A mycie uszu? A nogi codziennie - s�yszysz? - co-dziennie umy� to przyjemno��? Zobaczysz zaraz dzisiaj wieczorem. Mo�esz do mamy pisa�. Pomo�e fig� z makiem. - E... - odetchn�� Sewerek - ja si� ju� zl�k�em, �e naprawd� co� strasznego. Ale zgadzam si� z tob� co do mycia: nie jest przyjemne. - I nieprzyj emne - m�wi� - i niepotrzebne. Eskimosi wcale si� nie myj�, a podobno s� bardzo szcz�liwi i d�ugo �yj�. - A mo�e by tak u nas spr�bowa� - m�wi Sewerek. - A jak�e. Pozwol� ci? Nie b�j si�, ju� nas tu przypilnuj�. - No, to nie ma o czym rozprawia�. Co by tu zrobi�? - rozejrza� si�. - Mo�e bukiet kwiat�w postawi� na �rodku? - W czym? Nie ma tu �adnego wazonu ani garnka. W miednicy nie postawisz. - A w�a�nie, �e postawi� w miednicy. Jak nie ma czego innego to trudno. Id� po kwiaty. Widzia�em, gdzie dziewczyny zbiera�y. Tylko �eby� wiedzia�, �e to tak bardzo pr�dko nie b�dzie. - Id�! id�! Byle osio� wpadnie na taki pomys�. Ja lubi� zrobi� co� takiego jak nikt. Wiesz? - 17 - Gruszka chcia� co� powiedzie�, ale zanim si� namy�li�, wyszed� bez s�owa. A ja tymczasem rozejrza�em si� uwa�nie po umywalni. Mo�liwo�ci faktycznie by�y niewielkie. Pola do popisu - wcale. Czarno-bia�a tafelkowa posadzka. Bia�e miski, bia�a p�ka, wieszaki na r�czniki, bia�e �ciany. Czysto wsz�dzie, a� zimno si� od tego robi. �eby chocia� jaki� obrazek na �cianie albo jaki� przyjemny napis... Napis! Ju� wiedzia�em, co zrobi�. Ach, jak �a�owa�em, �e nie wzi��em ze sob� farb albo kredek! Na przysz�e wakacje musz� je zapakowa�, cho�by nie wiem co. Z braku farb musia�em ruszy� g�ow�. I nie tylko g�ow�, ale i nogami. Przyda�o si� moje bystre oko, kt�re zd��y�o zauwa�y� rozsypany ko�o �mietnika popi�, a w nim kawa�ki drzewnego w�gla. Wzd�u� umywalni rozstawi�em sobie taborety, tak �e przy rysowaniu napis�w przechodzi�em tylko z jednego taboretu na drugi. Robota sz�a mi szybko. Ma si� zdolno�ci do rysunk�w. Co jak co, ale z rysunk�w zawsze mia�em pi�tki. Kiedy Gruszka wr�cif z bukietem polnych kwiat�w, zd��y�em ju� sko�czy� napis nad umywalniami, ustawi�em taborety po drugiej stronie i zacz��em drugie has�o nad �awk�. Sewerek w�o�y� kwiaty do miednicy z wod� i ustawi� na �rodku umywalni. Kwiaty nie chcia�y sta�, tylko ci�gle przewraca�y si� do wody. Sewerek udawa�, �e nie widzi moj ego arcydzie�a, a� mu powiedzia�em: - Gruszka, popatrz, jak tu od razu inaczej wygl�da, czy nie �wietne has�o do umywalni? Gruszka zostawi� kwiaty i podni�s� oczy na �cian�. A� tu za naszymi plecami odzywa si� g�os: - �wietne jak �wietne, ale ... oryginalne... Odwracamy si�, a w drzwiach stoi pan wychowawca. - Oryginalne, owszem -.powtarza, ale si� wcale nie u�miecha. Nie wiedzia�em, co powiedzie�, bo nie mog�em pozna�, czy moja robota podoba si� panu czy nie. Wi�c m�wi�: -.18 - _i - Na tej �cianie b�dzie jeszcze �adniej. - Z�a� w tej chwili i powiedz, kto ci to kaza� robi�? - pyta pan i odbiera mi w�giel. ; Zrozumia�em od razu, �e mu si� m�j pomys� nie podoba�. A tak si� przecie� stara�em! - Nikt mi nie kaza� - m�wi� - tylko si� sam z w�asnej ch�ci tak przy�o�y�em. A jak �rodki liter umaluj� czerwonym burakiem - b�dzie jeszcze �adniej. - A nie s�ysza�e�, �e pan kierownik powiedzia�, �eby nikt sam nic nie robi�, tylko najpierw zg�osi� sw�j pomys�? - Nic nie s�ysza�em - m�wi�. - Gruszka s�ysza�e�? - Owszem - m�wi Gruszka - s�ysza�em. - To dlaczego mi nie powiedzia�e�? - Sk�d ja mog�em wiedzie�, �e ty nie s�ysza�e�? Sta�e� obok mnie. S�ycha� by�o bardzo dobrze. Mo�e ty masz kr�tki s�uch? - A ta zupa co tu robi? - pyta wychowawca i pokazuje na misk� z kwiatami, kt�re wpad�y wszystkie do wody i wygl�da�y rzeczywi�cie jak szczawiowa zupa. - To... to... - zacz�� si� j�ka� Gruszka, ale pan nie da� mu doko�czy�. - Wyrzu� to natychmiast, a ty - zwr�ci� si� do mnie - �eby� mi si� nie wa�y� nic tu malowa�. Czyste �liczne �ciany i ju� spa-skudzone! Zaraz pierwszego dnia! Oj, b�d� ja tu z wami mia� karuzel� - to m�wi�c pan podrapa� si� po g�owie i szybko wyszed�. By�em rozgoryczony do najwy�szego stopnia. M�j pi�kny napis! Tak wyra�nie odcina�y si� na bia�ym tle czarne litery: CZ�STE MYCIE SKRACA �YCIE! - A co mia�o by� tutaj? - pokazuje Sewerek na nie doko�czony napis. - Bo tu widz� tylko �Mycie n�g ..." - Tu mia�o by� - m�wi�: Mycie n�g - to tw�j wr�g. Gruszce napis chyba si� nie podoba�. Kiwa� g�ow� i ci�gle powtarza�: Mycie n�g - to tw�j wr�g! Do umywalni przybywa�o coraz wi�cej ch�opak�w. I dziewczyny zacz�y si� schodzi�. A ka�dy, kto wszed� i przeczyta�, - 19 - > zaraz zaczyna� p�ka� ze �miechu. A Sewerek ci�gle t�uma-zy�, co mia�o by� na drugiej �cianie. Zgniewa�o mnie to wreszcie i m�wit; do Sewerka: - Zje�d�aj z t� swoj� zup�. - Tymczasem okaza�o si�, �e w t�oku k�os wl.i/� nogami w lisk�, a� si� przewr�ci�a. Wi�c znowu �miech. My�la�em, �e ju� b�dzie koniec tej historii, ale gdzie tam. fas�ucha�em si� jeszcze od pana kierownika. A czy ja co z�ego chcia�em? Pech i koniec. Widocznie zgu-ienie chusteczki przy wyje�dzie to z�y znak. Tych z walizki 'cale wyjmowa� nie b�d�. Niech le�� na samym dnie. W nocy d�ugo usn�� nie mog�em. Pewnie z tych wszystkich rz�y� i z tego, �e siennik by� mocno napchany w takie g�ry-lo�y. My�la�em sobie: Szkoda, �e si� nie urodzi�em dawniej, za ,rch czas�w, kiedy ludzie mieszkali w pieczarach. M�wi si�, s to by�y straszne czasy, ale przecie� w pieczarach by�o o wie-; ciekawiej. I o �adnym myciu nikt wtedy nie przypomina�. Fakir i deska N\ a koloniach lekcji nie ma, i to jest wielkie szcz�cie. ' Ale od czasu do czasu jest co� takiego, co si� nazy-a pogadanka. Siadamy wszyscy na ganku na schodkach albo dzie kto chce. Nie mo�na rozmawia�. I trzeba uwa�a�, co l�wi pan. Dla mnie to rzecz bardzo trudna. Po pierwsze dla-;go, �e s� wakacje, a po drugie, jak na z�o�� przychodz� mi o g�owy inne my�li. Te my�li s� przewa�nie o tym, co b�d� robi�, jak si� ogadanka sko�czy.- Ale dzisiaj na pogadance by�o co� naprawd� ciekawego, locia� zacz�o si� zupe�nie zwyczajnie. Pan m�wi� o tym, jakie to wa�ne, �eby cz�owiek czego� icia� i do czego� d��y�. Na przyk�ad kto� chce zosta� s�awnym sportowcem. To lusi po trochu, po trochu polepsza� swoje wyniki w biegach czy w p�ywaniu. Tu opowiedzia� nam pan o ma�ej Australijce Szirlej, kt�ra wprawia�a si� w bieganiu goni�c kangura. Kangur strasznie szybko gna, a ona biega�a za kangurem. To dopiero! A mo�na te� przez codzienn� wpraw� wy�wiczy� wol�. Na przyk�ad kto� lubi rano d�ugo spa�. Ale je�eli powie sobie, �e b�dzie codziennie par� minut wcze�niej wstawa�, to odzwyczai si� od wylegiwania w ��ku. Albo na przyk�ad kto� chce mie� aparat fotograficzny lub zegarek - to wystarczy, aby sobie sk�ada� z�ot�wk� do z�ot�wki, po troszku, po troszku, a w ko�cu spe�ni si� jego marzenie. Pan m�wi� r�wnie� o indyjskich fakirach. Potrafi� oni �wiczy� swoj� wol� i swoje cia�o. Mog� si� na przyk�ad przyzwyczai� do le�enia na ostrym �wirze, a nawet na gwo�dziach. I jeszcze pan m�wi� o tym, jak to mo�na zahartowa� si�, znosi� niewygody i trudy, i w og�le zawsze by� zdrowym i dzielnym. Ale mnie najbardziej podoba� si� ten f.akir. Ju� o niczym innym nie mog�em my�le�. I tylko czeka�em, kiedy pogadanka si� sko�czy. Zaraz da�em znak Tomkowi i pobiegli�my na nasze drzewo. Mamy takie drzewo, na kt�re �atwo si� wdrapa�. Siedzi si� na nim jak w kryj�wce i nikt nie wie, gdzie ona jest. - Tomek - m�wi� - podoba�a mi si� ta pogadanka. - Mnie te� - odpowiada Tomek. - I zaraz sobie co� pomy�la�em. - Ja tez mam jeden pomys�. - A jaki?--spyta�em. - Chcia�bym by� sportowcem - m�wi Tomek. - Musz� si� zacz�� �wiczy� w jakim� sporcie. - E, w sporcie? Kr�lakiem nie b�dziesz. - Dlaczego? - Roweru nie masz. - Nie s�ysza�e�, jak pan m�wi�, �e z�ot�wka do z�ot�wki? ...A nawet po pi��dziesi�t groszy te� mo�na zbiera�: ziarnko do ziarnka. - Ale za d�ugo czeka�. A tymczasem m�g�by� si� wprawia� w czym innym. - 20 - - 21 - - Owszem - m�wi Tomek. - Teraz mog� si� wprawia� w ieganiu. - Te� niedobry pomys�. - Dlaczego? - Sk�d we�miesz kangura? Kangur�w w Polsce nie ma. - A gdyby za zaj�cem? - Co� ty, Tomek? Biednego zaj�ca, kt�ry si� i tak wszyst-iego boi, b�dziesz gania�? Chybaby� serca nie mia�. - E - zez�o�ci� si� Tomek - tobie to zawsze moje pomys�y ie podobaj� si�. Wymy�li�e� co� lepszego, tak? - Tak - m�wi� - pos�uchaj tylko. I zacz��em go namawia�, �eby�my si� �wiczyli jak ten fakir, aedy si� ju� wy�wiczymy - mo�e szko�a urz�dzi na przyk�ad ik�� akademi� - a tu my wyst�pujemy za fakir�w i k�adziemy i� na deskach nabitych gwo�dziami. A w ca�ej sali ludziom a� ech zapiera. No co, z�y pomys�? Tomek przez d�ug� chwil� nic nie odpowiedzia�, tylko gryz� rawk�. Wreszcie m�wi: - A gdzie deska, a gdzie gwo�dzie? - Gwo�dzi troch� mam - niedu�o, ale w* sam raz. Przecie� >an m�wi�, �e te wszystkie sztuki po trochu, powoli trzeba wiczy�. Desk� te� chcia�em wzi��, tylko mi mama wyrzuci�a. Ue to nic. Deska si� znajdzie. Nie musi by� nadzwyczajna. )opiero pocz�tek. A wi�c chcesz zosta� fakirem? Tomek powiedzia�, �e chce. Zacz�li�my szuka� deski. Oblecieli�my ca�y park i ko�o �omu w ka�d� szpar� zajrzeli�my, nigdzie nic. Mia�em do lamy straszny �al. W domu by�a tylko deska do prasowania. Sta�a w korytarzu nikt jej nie pilnowa�. Mogli�my j� sobie po�yczy�. Ale nie ladawa�a si�. By�a niemo�liwie gruba. Rano zauwa�y�em, �e w kuchni jest kilka desek: do mi�sa, lo klusek i inne. Jedna by�a akurat jak dla nas. Dosy� cienka niedu�a, taka jak u nas w domu do krajania cebuli. Tyle, ;eby usi���. Do le�enia zrobimy sobie desk� w Warszawie. Na azie b�dziemy si� wprawia� w siedzeniu na gwo�dziach. Ale ak t� desk� wydosta�? W dzie� zawsze kto� w kuchni si� kr�-:i, nawet par� os�b. A w nocy - kuchnia zamkni�ta. W �aden - 22 - spos�b nie da si� po�yczy� tej deski tak, �eby nikt nie zauwa�y�. - A ja w og�le nie chc� bra� po kryjomu - m�wi Tomek. -Czy ja jestem z�odziej? Nie podoba mi si� to, i ju�. - Kiedy� taki m�dry - m�wi� - to wydosta� t� desk� innym sposobem. - A �eby� wiedzia�, �e wydostan�. My�la�em, �e si� tylko tak chwali. Zacz��em ju� nawet �a�owa�, �e m�j pi�kny pomys� na nic si� nie przyda. A tymczasem na drugi dzie� po obiedzie Tomek przyni�s� desk�. - Jakim cudem to ci si� uda�o? - �adnym cudem - m�wi Tomek spokojnie, ale widz�, �e nosa drze. - Poprosi�em gospodyni� i po�yczy�a mi. - Jak to, tak ni z tego, ni z owego wzi�a i po�yczy�a? - Tak. Wzi�a i po�yczy�a, tylko m�wi�a, �eby nie na d�ugo. Wi�c powiedzia�em, �e na kr�tko. - Dobrze powiedzia�e�. Obliczy�em dzi� rano, �e do ko�ca kolonii zosta�o ju� tylko osiemna�cie dni. To bardzo kr�tko. A� szkoda - westchn��em. Tomek te� westchn�� i m�wi: - Trzeba si� spieszy�. Bierz gwo�dzie. Ja poszukam kamienia. Znale�li�my dobre miejsce w krzakach. Zacz�li�my wbija� gwo�dzie. Wbi�em w �rodek deski jeden i spr�bowa�em usi���, ale to by�o zupe�nie niemo�liwe. Wbi�em wi�c wszystkie pi��. Ust�pi�em pierwsze�stwa Tomkowi, bo mnie zawsze w domu ucz�, �e kto grzeczny, ten ust�puje. Ale Tomek zupe�nie si� na mojej grzeczno�ci nie pozna�. Powiedzia�, �e pomys� by� m�j i robota moja, bo ja wbija�em gwo�dzie, wi�c ja pierwszy mam to wypr�bowa�. Jak in�ynier zbuduje most, to te� pierwszy musi po nim przej��. A� si� zdziwi�em, jaki ten Tomek jest. Do czwartej klasy przeszed�, a mostu od deski z pi�cioma gwo�dziami nie odr�nia. Powiedzia�em mu to, a on si� strasznie rozz�o�ci�. - Co ty sobie my�lisz - wo�a� - �e ja bez ciebie fakirem nie zostan�? Mam lepszy spos�b od twojego! - 23 - - Jaki?! - A taki, �e jeden fakir to m�g� na jednej nodze sta� par� �t. W tym si� �atwo wprawi� i majtek si< nie podrze jak na woich g�upich gwo�dziach. - Je�li moje gwo�dzie s� g�upie - m�wi� - to mi je odda] i abieraj sw�j � g�upi� desk�. Tomek zacz�� wybija� gwo�dzie. Trudno sz�o, a po wyci�g-li�ciu zosta�y w desce dziury. Przestraszyli�my si�, co na to >owie gospodyni. I jak jej wyt�umaczy�? Bo o fakirze to oba] iwa�ali�my, �e lepiej nie wspomina�. Przy tym wszystkim To-nkowi z�o�� przesz�a, ale si� martwi� i ba� si� i�� z desk� do cuchni. . . Musia�em si� po�wi�ci�. Zawsze to przecie� kolega z te] sa- nej �awki. Wi�c poszli�my razem. Gospodyni zaraz nas zobaczy�a i pochwali�a Tomka, ze taki porz�dny ch�opiec. - Powiedzia�e�, �e na kr�tko, i rzeczywi�cie pr�dko odnosisz. To �adnie. Potem spojrza�a na desk� i a� krzykn�a: - A to co? ... Tomek zacz�� przeprasza�, �e nie wiedzieli�my, ze jest nam bardzo przykro i �e jak tylko wr�cimy do miasta, desk� zaraz odkupimy. Gospodyni s�ucha�a, kiwa�a g�ow�, wreszcie m�wi: - Z ch�opakami zawsze tak. Dobrze chocia�, �e si� poczuwacie do winy. Ale dlaczego nie powiedzieli�cie, �e to do zabawy? My�la�am, �e do przygotowania jedzenia wam potrzebna Do zabawy mam tu inn�. Patrzcie - i poda�a Tomkowi kawa�ek deski. - Mo�ecie j� sobie wzi��. Niepotrzebna mi. A z tym odkupieniem - to ju� dajcie sobie spok�j. Trudno. Sta�o Tomek trzyma� desk�, k�ania� si� i dzi�kowa�. Ja te�. Poszli�my pod nasze drzewo. Tomek postawi� desk� i m�wi: . . � - We� sobie t� desk�. Ja fakirem na gwo�dziach nie b�d�. Wol� sk�ada� na rower. Honor mi nie pozwala� ust�pi�. Wbi�em tylko trzy gwo�dzie w desk�, bo dwa ju� si� tymczasem zgubi�y. Ale co to za fakir na trzech gwo�dziach? Nawet nie pr�bowa�em siada�. Wrzuci�em desk� do kom�rki przy szopie i po wszystkim. Tomek jest szcz�ciarz. Przy podwieczorku pan rozdawa� poczt�. Tomek dosta� od matki pi�� z�otych na cukierki. Powiedzia�, �e bez cukierk�w si� obejdzie. Odda� panu na ksi��eczk� SKO. Wieczorem dopiero zobaczy�em, �e spodnie mam rozdarte. Widocznie na tym jednym gwo�dziu. Chcia�bym pozna� prawdziwego fakira. Mo�e by powiedzia� , jak to on zaczyna� na samym pocz�tku. I z jakiego materia�u mia� spodnie. Mo�e z blachy? Drzewo Wacka Wacku zawsze my�la�em, �e jest porz�dnym ch�o-V^ pakiem. W poci�gu, jak mi Tomek powiedzia� o tym psie, to by�o mi go �al. I postanowi�em, �e si� z nim troch� lepiej zapoznam. Dogadali�my si� zaraz drugiego dnia po przyje�dzie na kolonie. Jego ��ko sta�o obok mojego z prawej strony. Rano zmartwi�em si�, �e mam najgorsze ��ko, bo i siennik bardzo niewygodny, a przy s�aniu i koc, i poduszka nie chcia�y tak r�wno le�e�, jak u innych. Wtedy Wacek pokaza� mi, jak to si� robi, �eby ��ko wygl�da�o po ludzku. Zaraz sobie pomy�la�em, �e nie b�d� gorszy od niego, i kiedy poprosi� mnie o scyzoryk - po�yczy�em mu, chocia� tego nie lubi�, bo scyzoryk si� t�pi. Wacek wystruga� moim scyzorykiem trzy kije: jeden dla mnie, drugi dla Tomka, a trzeci dla siebie. Na kijach wyci�� nasze monogramy i to wygl�da�o bardzo �adnie, a� inni ch�opcy nam zazdro�cili. Od tej chwili trzymali�my si� we tr�jk� prawie przez ca�e trzy tygodnie, a� dopiero dzisiaj... Przed wieczorem siedzieli�my blisko domu pod drzewami w - 24 - - 25 - parku. Tomek usiad� z nami, ale si� nic odzywa�, bo on nie lubi du�o m�wi�, tylko splata� co� z sitowia, jak�i warkocz na koszyk czy co� takiego. Raptem Wacek m�wi: - Szkoda, �e nie nale�a�em do k�ka m�odych przyrodnik�w. - Dlaczego? - Podobno w tym k�ku potrafi� r�ne cuda robi�. - Co� ty - m�wi� - przecie� �adnych cud�w nie ma. - Tak si� tylko m�wi �cuda", a naprawd� to podobno mo�na wyhodowa� nadzwyczajno�ci, jakich jeszcze oko ludzkie nie widzia�o. - No, na przyk�ad? - Na przyk�ad takie buraki-olbrzymy albo te� og�rki-olb-rzymy. - I na co ci te warzywa? - Warzywa mi na nic - m�wi Wacek - ja chcia�bym wyhodowa� takie olbrzymie, olbrzymie drzewo. - Zasad� wi�c �o��d�. Zobaczysz, �e wyro�nie olbrzymi d�b. - Ale trzeba by d�ugo czeka�, a podobno s� sposoby na szybki wzrost drzewa. - No i co z tego? - A to, �e gdybym zna� taki spos�b, jeszcze dzi� pojecha�bym do Warszawy i zasadzi�bym tu� ko�o stadionu sportowego d�bek czy lip�. Drzewo ros�oby w oczach. Za kilka dni by�oby ju� takie jak... jak... no, mo�e jak p� Pa�acu Kultury. Wystarczy. Wdrapa�bym si� na to drzewo, usiad�bym na jakiej� ga��zi i widzia�bym wszystkie zawody sportowe bez niczyjej �aski. Tylko bym butelk� po lemoniad� na sznurku spuszcza�. Podoba� mi si� ten pomys� i m�wi�: - Pytanie. Ja usiad�bym na drugiej ga��zi. - A co by� mi da�? - pyta Wacek. - Za co? - A za to, �e ci� wpuszcz� na moje drzewo. - Twoje drzewo! Wielka rzecz! Nic bym ci nie da�. Uby�oby ci czy co? - Oho! Na takie miejsce amator�w b�dzie ca�a kolejka. Po - 26 - r�kach b�d� mnie ca�owa�. A ty chcia�by� za darmo. Za darmo nie puszcz�. A� si� podnios�em na te s�owa i z pocz�tku chcia�em go tylko nastraszy�. Ale on te� si� zerwa� i zaraz z pi�ciami do mnie. Spojrza�em na Tomka, my�la�em, �e on Wackowi do rozumu przem�wi, ale Tomek pl�t� swoj� plecionk� i nic. - Nie pu�cisz mnie? - m�wi� do Wacka. - Nie puszcz�. - Powt�rz jeszcze raz! - Nie puszcz�! Wtedy go pchn��em, ale zupe�nie leciutko, a on si� zaraz przewr�ci�. Ale jak wsta�, rzuci� si� na mnie jak wariat. Przecie� nie mog�em sta� jak s�up, no i zacz�a si� bijatyka, a ten ga�gan Tomek wci�� si� nie odwraca�. Dopiero jak Wackowi posz�a krew z nosa, to polecia� po pana.' Naturalnie wszystko by�o na mnie, �e zawsze zaczynam, �e ju� taki jestem, no, r�ne rzeczy, jak zwykle. My�la�em, �e Tomek stanie w mojej obronie. Przecie� s�ysza�, jaki z tego Wacka samolub i nieu�ytek. Ale z Tomka widocznie te� dobry ananas, bo si� tylko �mia�. A innym ch�opakom, kt�rzy si� zaraz nie wiadomo sk�d zlecieli, to pokazywa� mnie i Wacka, i palcem w g�ow� si� stuka�. Powiedzia�em panu, �e w�a�ciwie najwi�cej winien jest Tomek. Gdyby polecia� po pana pr�dzej, to mo�e by si� ta krew nie pola�a, ale pan nie chcia� mnie nawet do ko�ca wys�ucha�. Musieli�my z Wackiem za kar� sprz�ta� po podwieczorku, chocia� to nie by�a nasza kolej i chocia� ja mia�em nad okiem takiego guza jak �liwka. Napisa�em do mamy list i napisa�em, �e na tych koloniach bardzo niesprawiedliwie obchodz� si� z niekt�rymi ch�opcami, a specjalnie ze mn�. Wrzuci�em do skrzynki, bez znaczka, bo takie listy podobno najlepiej dochodz�. Mama mo�e nie od razu uwierzy, �e mi si� tu krzywda dzieje, ale babcia po�a�uje mnie na pewno. Dzi� rozmawia�em z jednym ch�opakiem, kt�ry nale�y do k�ka m�odych przyrodnik�w. Takiego du�ego drzewa, o jakim m�wi� Wacek, w og�le nie da si� wyhodowa�, a po drugie, niech si� nikomu nie zdaje, �e ko�o stadionu ka�dy mo�e - 27 - idzi�, co mu do g�owy przyjdzie. Tam si� wszystko robipla-owo i Wacek tylko by si� wyg�upi�. I po co to wszystko by�o? Ile igie� ma je�? K| iedy wyje�d�a�em na wakacje, sam widzia�em, �e mamie by�o troch� �al, �e mnie tak d�ugo nie b�dzie v domu. Tatu� mam� pociesza�, �eby si� nie martwi�a, bo mi am na pewno b�dzie dobrze, a jak wr�c�, to mnie nie pozna. I rzeczywi�cie tak by�o. A mog�yby si� tatusia s�owa nie iprawdzi�. Bo gdyby�my wr�cili z kolonii rano, to mamusia jozna�aby mnie od razu - ale poci�g odchodzi� dopiero po po-udniu i wszystko sta�o si� dlatego, �e nie mieli�my co robi�, 3O nasze rzeczy ju� od samego rana by�y spakowane. Wyszli�my z Tomkiem do parku i zobaczyli�my je�a. To-tnek zapyta�, czy ja wiem, �e je� ma szesna�cie tysi�cy igie�. Wi�c go zapyta�em, sk�d on to wie. A on od razu: - Nie wierzysz? - Nie wierz� - m�wi� - bo przecie� nikt tego nie mo�e policzy�. - Jak to: nie mo�e! - zawo�a� Tomek. - Zaraz si� przekonasz, tylko pom� mi go z�apa�. Wcale to nie by�o �atwe, ale wreszcie z�apali�my go w m�j beret. Zwin�� si� ca�y jak kula i nastawi� wszystkie ig�y. Tomek kaza� mi go trzyma�, a sam zacz�� liczy�. Musia�em uwa�a�, �eby dobrze liczy�, bo on jak zwykle bardzo si� spieszy�. Ju� trzeci raz zaczyna� od pocz�tku i doszed� do siedemdziesi�ciu trzech. Nagle ni z tego, ni z owego pyta: - Czego si� �miejesz? - Ja si� wcale nie �miej� - ale naprawd� to mo�na p�kn�� ze �miechu, bo co ten je� sobie my�li? - My�li sobie, �e spotka� dw�ch ch�opc�w: jeden by� m�dry, a drugi g�upi. - Ten m�dry go trzyma� - m�wi�. - 28 - - Nie! - zawo�a� Tomek. - Ten m�dry chcia� naukowo bada� przyrod�, a ten g�upi si�... - ... nakry� nogami - doko�czy�em i tylko dotkn��em, a on rzeczywi�cie nakry� si� nogami, ale zaraz potem skoczy� do mnie i poturla�em si� po �cie�ce. Raz ja by�em na g�rze, raz on. A jak starsi ch�opcy przylecieli, to je� ju� gdzie� znikn�� i m�j beret te�. I nawet nie wiadomo by�o, gdzie szuka�, bo Tomek m�wi�, �e zacz�li�my si� turla� od d�bu, a mnie si� zdawa�o, �e od lipy. Jedno by�o pewne: wyl�dowali�my pod ja�owcem. Ja mia�em ca�� twarz podrapan�, a kiesze� od wiatr�wki wyrwan�. Tomek wygl�da� jeszcze lepiej, to znaczy by� podrapany jeszcze gorzej, ale mia� wyj�tkowe szcz�cie, bo po niego nie wysz�a mama, tylko starszy brat. A moja mamusia, kiedy mnie zobaczy�a, to zawo�a�a: - Matko Boska, Jacek, czy to ty? A ja si� tak ucieszy�em, jak zobaczy�em moj� mam�, �e od razu zawo�a�em: - To ja mamusiu. Tylko �e bez beretu, bo mi go porwa� je�. Taki je�, kt�ry nie da� sobie policzy� igie�. Autograty ano przylecia� do mnie Tomek i powiedzia� mi w se- krecie, �eby�my p�dzili na dworzec, bo jego starszy brat, Alek, wybiera si� ze swoimi kolegami po po�udniu. Spyta�em - po co? A Tomek powiedzia�, �e po �autograty". Wcale nie wiedzia�em, co to jest. Tomek pocz�tkowo te� nie wiedzia�, a jak zapyta� Alka, us�ysza� tylko, �e to nie na jego rozum. Ale Tomek jest ch�opak sprytny. S�ysza�, �e te autograty ch�opaki maj� dosta� od zagranicznych sportowc�w, kt�rzy przyje�d�aj� do nas na zawody. Wi�c Tomek od razu odgad�, �e to b�d� popsute auta' i �e zagraniczni go�cie podaruj� je ch�opakom. Ka�dy sobie mo�e potem taki autograt wyrepero- - 29 - wa�. A nawet jak z kilku grat�w zrobi� jeden samoch�d-te� si� op�aci. Z pocz�tku nie chcia�em wierzy�. Bo sk�d zagranicznicy wezm� tyle grat�w? Przecie� kto jedzie na zawody samochodem, to ju� na pewno dobrym. - Wyje�d�ali dobrymi - m�wi Tomek - ale spr�buj z Australii albo nawet z Ameryki przejecha� autem, a zobaczysz, co z niego zostanie. Grat i nic wi�cej. - Australia - m�wi� - to jest zupe�nie oddzielna cz�� �wiata, oblana ze wszystkich stron wod�. Przyjecha� stamt�d trzeba okr�tem i je�eli nawet kto� zabiera ze sob� auto, to mo�e ono zupe�nie spokojnie sta� sobie na pok�adzie i wcale si� nie niszczy. - A j ak�e - m�wi Tomek - nie niszczy si�! A j ak j est burza? A na morzu musi by� burza, bo co by to by�o za morze? I wtedy okr�tem rzuca po ca�ym morzu jak sk�rk� z pomara�czy. Ludzie morskiej choroby dostaj�, a co dopiero auto. Ciska nim po ca�ym okr�cie, �e co� okropnego. Wyobra�asz sobie? Po dobrej szosie do Warszawy auto jeszcze dojedzie, ale potem to ju� taki autograt, �e nie ma co zabiera�. - Mo�e masz racj� - m�wi� - chod�my na dworzec. Ca�ego autograta na pewno ch�opaki nam nie dadz�, ale niechby�my sobie chocia� kawa�ki z�apali. Zrobi�bym przyczepk� do hulajnogi i je�dziliby�my we dw�ch. Pobiegli�my na dworzec. Ch�opak�w by�o mn�stwo, a� czarno, i dziewczyn te�. Bardzo dziwili�my si� z Tomkiem, bo dziewczyny mniej si� interesuj� motoryzacj�. Widocznie, jak si� dowiedzia�y, �e za darmo, to nabra�y ch�ci. Pewnie, kto by nie chcia�? Ale okaza�o si�, �e p�dzili�my na pr�no. Po pierwsze, zagraniczni go�cie przyjechali ju� rano. A po drugie, Tomek przes�ysza� si�. Nie ma �adnych autograt�w, tylko autografy, czyli podpisy, a to przecie� zupe�nie co innego. Zrobi�o mi si� bardzo przykro. Ju� sobie wyobra�a�em, �e b�d� mia� zmotoryzowan� hulajnog�, a tu taka pomy�ka! Wraca�em do domu strasznie z�y i sam, bo ju� nie chcia�em - 30 - na Tomka czeka�. Ale Tomek dogoni� mnie i powiedzia�, �e jeden ch�opak da� mu adres domu, w kt�rym zamieszka� Murzyn. - Mo�emy tam i�� i zdoby� jego autograf. Inni ch�opcy zbieraj� autografy, dlaczego my mamy by� gorsi. Widocznie to jest co� wa�nego. - Najpierw nie chcia�em si� zgodzi�. Mo�e to znowu jaka omy�ka? Ale Tomek zaklina� si�, �e znajomy ch�opak przysi�ga� i tylko pod najwi�kszym sekretem Tomkowi powiedzia�, i bro� Bo�e, �eby si� jaka dziewczyna dowiedzia�a, bo nie dopchaliby�my si�. Polecieli�my do tego domu. W klatce schodowej by�o ju� strasznie du�o ch�opak�w i ka�dy trzyma� taki zeszycik na podpisy. Czekali�my bardzo d�ugo. Po�owa ch�opak�w posz�a do domu. Ca�e szcz�cie, bo ten Murzyn nie przecisn��by si� do mieszkania. Ja te� chcia�em ju� i��, ale Tomek powiedzia�, �e czekali�my tyle, to poczekajmy jeszcze troch�. Przecie� na noc ka�dy musi przyj�� do domu. Nawet Murzyn. By�o ju� szaro i robi�o si� coraz ciemniej na schodach. Ale Murzyna poznali�my z daleka. Tylko bia�ka i z�by b�yska�y mu w czarnej twarzy. Ch�opcy od razu rzucili si� do niego. My z Tomkiem te�. A Murzyn widocznie przestraszy� si�, bo zacz�� krzycze�. - Rany Boskie! Co to? - Bardzo mnie zdziwi�o, �e Murzyn, a krzyczy po polsku. Ale nie zd��y�em si� nawet spyta� dlaczego, bo na schody powyskakiwali r�ni lokatorzy. Wtedy okaza�o si�, �e to nie �aden Murzyn, tylko kominiarz, kt�ry po pracy wraca� do domu. Ca�a kamienica tak si� �mia�a, jak nie wiem co. A ja ze wstydu nie wiedzia�em, gdzie oczy podzia�. Sta�em sam na schodach obok tego kominiarza. Tak zg�upia�em, �e sta�em jak wkopany, chocia� wszyscy uciekli. Tomek te�. Jak go spotkam, to go st�uk� na kwa�ne jab�ko. I na swojej hulajnodze nie pozwol� je�dzi�. �eby mnie nawet na kolanach prosi�. Niech sobie �autograta" szuka... - 31 - I Wszystko przez te upa�y N\ iekt�re rzeczy zaczynaj� si� zupe�nie zwyczajnie, a ! ko�cz� tak, �e co� okropnego. Nikt by nawet nie rzypuszcza�, bo jakby przypuszcza�, toby zupe�nie inaczej robi�. Ostatniego dnia wakacji spotka�em na podw�rku Mietka itaszewskiego. Szed� do fryzjera i mia� ca�e pi�� z�otych. - Na co ci tyle pieni�dzy? - pytam. - Na porz�dnego fryzjera, bo ja nie chc� za tanie pieni�dze vyg��da� jak strach na wr�ble. I to jeszcze w takim wa�nym iniu. Wi�c ja zaraz polecia�em do domu i dot�d mam� m�czy-;em, a� si� zdenerwowa�a i te� da�a mi pi�� z�otych. Mietek czeka� na mnie i poszli�my razem. Niedaleko naszej bramy spotkali�my Tomka, kt�ry w�a�nie szed� do nas. Jak si� dowiedzia�, dok�d idziemy, to tylko poprosi�, �eby na niego chwil� poczeka� i te� wr�ci� z pi�cioma z�otymi. Do tego porz�dnego fryzjera mieli�my spory kawa� drogi. S�o�ce tak strasznie^grza�o, �e po prostu trudno by�o wytrzyma�. A na ka�dym rogu sta�a budka z lodami. Tomek powiedzia�, �e ma znajomego fryzjera. To jest te� bardzo dobry fryzjer, a po znajomo�ci na pewno nas ostrzy�e za cztery z�ote. Tym sposobem mo�emy oszcz�dzi� po z�ot�wce. A oszcz�dno�� to jest bardzo dobra rzecz. Nawet na jednej zbi�rce m�wili, �e kto oszcz�dza, to mo�e sobie pozwoli� na j ak�� przyj emno��. - �wietnie - m�wi Mietek. - Najpierw oszcz�dzimy, a zaraz potem mo�emy sobie kupi� lody. Tomek si� zgodzi� z Mietkiem, a ja zgodzi�em si� i z Mietkiem, i z Tomkiem, bo mama zawsze mi ka�e z kolegami �y� w zgodzie. Kupili�my sobie trzy lody i skr�cili�my do Tomkowego znajomego. Ale na tej ulicy upa� by� jeszcze wi�kszy. Pewnie dlatego, �e drzewa rosn� tu rzadziej. Za to budek z lodami sta�o jeszcze - 32 - wi�cej. Mietek ci�gle ociera� pot z czo�a, a wreszcie powiedzia�: - Jak mamy i�� do ta�szego fryzjera, to lepiej od razu chod�my do sp�dzielni fryzjerskiej. Tam bior� za strzy�enie tylko po trzy z�ote. Zgodzili�my si� z nim od razu. Moja babcia m�wi: �Zgoda buduje - niezgoda rujnuje" - a starsi zawsze maj� racj� i trzeba ich s�ucha�. Znowu kupili�my trzy lody. Ale w tej budce porcje by�y chyba mniejsze, bo zjedli�my je bardzo pr�dko. Poszli�my do sp�dzielni fryzjerskiej. Idziemy i idziemy, a upa� staje si� coraz wi�kszy i wi�kszy. Pewno to by�o oberwanie s�o�ca, bo jak jest du�y deszcz, to si� m�wi, �oberwanie chmury". Nagle Tomek poczu�, �e na pewno dostanie pora�enia s�onecznego i umrze. A Mietek powiedzia� do mnie, �e nie mo�emy do tego dopu�ci�, bo wszystko by�oby na nas. Wi�c kupili�my jeszcze trzy lody. Tomkowi zaraz zrobi�o si� lepiej, ale musieli�my usi��� na �awce i naradzi� si�, bo ju� nam zosta�o tylko sze�� z�otych. Na dwa ostrzy�enia w sp�dzielni starczy�oby. D�ugo nie mogli�my si� zdecydowa�, kt�ry z nas zostanie z nie ostrzy�on� g�ow�. To wcale nie by�o �atwe. Tomek wczoraj zbi� niechc�cy szyb� i nie m�g� sobie pozwoli� na now� rozpraw� z rodzicami, bo co za cz�sto - to niezdrowo. Ja i bez szyby dosta�bym lanie, bo moja mama jest strasznie pr�dka w r�kach. A Mietek mia� takie zapuszczone w�osy, �e gdyby si� z nie ostrzy�on� g�ow� zjawi� w szkole, pan kierownik na pewno posadzi�by go z dziewczynami. Mietek znowu wpad� na dobry pomys�. - Na ka�dego z nas wypada po dwa z�ote czyli po p� strzy�enia u Tomkowego fryzjera. Skocz� po no�yczki i do po�owy ostrzy�emy si� sami. A na doko�czenie p�jdziemy do niego. Mietek polecia� do domu i przyni�s� no�yczki. Znale�li�my dobre miejsce w krzakach. Troch� by�o ciasno, ale nie zra�ali�my si� trudno�ciami. Najpierw Tomek ostrzyg� mnie i Mietka. Potem ja ostrzyg�em Tomka i poprawi�em troch� Mietka, bo wygl�da� jako� dziwnie. Potem Mietek chcia� jeszcze po- - 33 - prawi� Tomka i mnie, ale zrobi�o si� p�no. Bali�my si�, �eby fryzjer nie zamkn�� zak�adu. Tomkowego znajomego wcale nie zastali�my. W�a�nie kilka dni temu wyjecha� na urlop. A ten, co by�, to tylko na nas spojrza� i tak si� zacz�� �mia�, �e a� mu / OCZU �zy lecia�y. Obrazili�my si� i wyszli�my, ale byli�my tak zmartwieni, �e a� si� wszyscy ludzie za nami ogl�dali. Tomek radzi�, �eby i�� do niego. Jego brat ma maszynk� do strzy�enia w�os�w. Troch� t�pa, ale trudno. �eby si� tylko zgodzi� nas ostrzyc, bo nie lubi tego robi�. Kupili�my trzy lody po dwa z�ote, �eby go wprowadzi� w dobry humor. Ju� nam nie by�o wcale gor�co i naprawd� chcieli�my da� Tomkowemu bratu, ale rozpuszcza�y si� szybko i musieli�my'je co chwila oblizywa�. A potem Mietek powiedzia�, �e to niehigienicznie dawa� takie oblizane lody, bo na j�zyku mog� by� zarazki. Wi�c zjedli�my do reszty te lody, chocia� nam ju� nie smakowa�y. Tomka brat jak nas zobaczy�, to tylko powiedzia�: �O rany!" - i nawet nie kaza� si� d�ugo prosi�. Ale maszynka by�a bardzo t�pa. Bola�o wi�cej ni� lanie, kt�re dosta�em od mamy. I gdzie jest sprawiedliwo��? Lanie dosta�em tylko ja. Tomka wybroni� brat. Mietka strasznie rozbola� brzuch. Jego mama my�la�a, �e on zaraz umrze, i upiek�o mu si�. Ja jeden pad�em ofiar�. I za co? Czy to moja wina, �e na ulicy stoi tyle budek z lodami?!.., Dobre postanowienie asza nowa pani prosi�a, �eby ka�dy z nas postanowi� sobie co� dobrego. Mo�e to postanowienie jutro powiedzie� albo, jak nie chce, to mo�e nikomu o nim nie m�wi�, ale powinien je sobie wyry� w g�owie, �eby o nim dobrze pami�ta� przez ca�y rok. Wszystkim si� to podoba�o. �Postanowienie czwartoklasisty". To si� �adnie nazywa. I nowa pani te� si� wszystkim podoba�a. - 34 - Dziewczynki powiedzia�y, �e jest naj�adniejsza ze wszystkich nauczycielek. A ch�opcy cieszyli si�, �e uczy dopiero pierwszy rok, to nie b�dzie taka ostra. A ja siedz� i my�l�, co by tu sobie post