7915
Szczegóły |
Tytuł |
7915 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7915 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7915 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7915 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Alan Dean Foster
Kryszta�owe �zy
Prze�o�yli:Piotr Staniemski i Gra�yna Grygiel
wyd. pol. 1996
Tygrysicy o g�osie ma�ej dziewczynki i welwetowych pazurach,
Mojej agentce, Virginii Kidd, z podzi�kowaniami za dziesi�� lat zach�caj�cego
mruczenia i konstruktywnych drapni��.
ROZDZIA� 1
Nie�atwo by� larw�. Z pocz�tku nie ma nic. Bardzo powoli, stopniowo nico��
koaguluje w niejasn�, niepewn� �wiadomo��. �wiat zewn�trzny nie zaskakuje -
pojawia si�
jako szara nieunikniono��. Larwa nie porusza si�, nie potrafi m�wi�. Ale mo�e
my�le�.
Jego pierwsze wspomnienia dotyczy�y oczywi�cie ��obka: rurowate, ch�odne,
ciemnawe, do�� ha�a�liwe, wype�nione celow� krz�tanin� pomieszczenie. Pod
�agodnym
�ukiem sufitu doro�li rozmawiali z jego bli�nimi - innymi larwami. Wraz z
u�wiadomieniem
sobie otoczenia nadesz�o poczucie w�asnej osobowo�ci i w�asnego organizmu:
bry�owatej,
p�torametrowej cylindrycznej masy bia�ego, plamistego cia�a.
Swymi prostymi, niedoskona�ymi oczami larwy �apczywie ch�on�� ograniczony �wiat.
Doro�li, sprz�t, �ciany, sufit, pod�oga, jego towarzysze i ko�yska, w kt�rej
le�a�, wszystko w
kolorach czarnym, bia�ym oraz po�rednich odcieniach szaro�ci. Nie postrzega�
niczego
wi�cej. �wiat barw by� tajemniczym, niewyobra�alnym kr�lestwem, do kt�rego
dost�p mieli
tylko doro�li. Rozmy�la� nad zagadkami bytu, a najintensywniej o tym, czym jest
b��kit, czym
jest ��to�� - doznania niedost�pnego mu widma promieniowania.
Doro�li, kt�rzy prowadzili ��obek i opiekowali si� m�odymi, mieli w tych
sprawach
do�wiadczenie. Wielokrotnie s�yszeli te same pytania zadawane przez kolejne
pokolenia
podopiecznych, a jednak ci�gle byli cierpliwi i wyrozumiali. Usi�owali mu
wyja�ni�, co to
jest barwa. Ich s�owa by�y puste, gdy� nie mia�y �adnych odno�nik�w, �adnych
punkt�w
orientacyjnych w umy�le, kt�re pomog�yby larwie. Pr�bowali r�wnie� opisywa�
s�o�ce
ogrzewaj�ce powierzchni� planety, hen wysoko, wysoko, ponad podziemnym ��obkiem.
W
ko�cu wyobrazi� sobie s�o�ce jako co�, co p�onie jasno i wytwarza intensywn�
nieobecno��
ciemno�ci.
Gdy podr�s�, opiekunowie pozwolili mu zwiedza� pomieszczenie. Chodzi� sobie na
sw�j prymitywny, zawijasty spos�b, niczym robak. Przez ��obek przemyka�y liczne
Opiekunki - pracowici doro�li, obdarzone prawdziw� zdolno�ci� ruchu. Maszyny
nauczaj�ce
mamrota�y gorliwcom nie ko�cz�ce si� litanie. Od czasu do czasu wpadali te� inni
doro�li, na
przyk�ad para, kt�ra przedstawi�a si� jako jego rodzice.
Por�wnywa� ich ze swymi podobnymi do siebie towarzyszami o wij�cych si�, bia�ych
cia�ach zako�czonych m�tnymi, czarnymi oczkami i w�skimi szparami ust. Jak�e
zazdro�ci�
doros�ym - mieli ukszta�towane cia�a o czystych liniach, cztery silne nogi,
powy�ej r�ko-
stopy, pe�ni�ce rol� r�k lub trzeciej pary n�g, a jeszcze wy�ej delikatne
r�kod�onie.
Doro�li mieli te� prawdziwe oczy. Ogromne, wielofasetkowe kule, �wiec�ce jak
grudki b�yszcz�cych klejnot�w (jemu wydawa�y si� jasnoszare, cho� wiedzia�, �e
s�
pomara�czowe, czerwone i z�ote, cokolwiek to w og�le znaczy�o). Tkwi�y po bokach
l�ni�cych, sercowatych g��w, z kt�rych wyrasta�a para pierzastych czu�ek,
naprawd� bia�ych.
Zar�wno jego, jak i towarzyszy fascynowa�y te czu�ki. Doro�li wyja�niali, �e
czu�ki s�
narz�dami dw�ch zmys��w: zmys�u w�chu i zmys�u fazu.
Rozumia�, co to faz - zdolno�� do wykrywania obecno�ci poruszaj�cych si�
obiekt�w
przez wyczuwanie drga� powietrza. Jednak poj�cie zapachu, tak jak poj�cie barwy
zupe�nie
nie mie�ci�o si� w jego wyobra�eniach. Rozpaczliwie pragn�� wi�c pr�cz r�k i n�g
posiada�
r�wnie� czu�ki. Rozpaczliwie pragn�� sta� si� kim� kompletnym.
Opiekunki - osoby cierpliwe - w pe�ni rozumia�y te t�sknoty. Czu�ki i odn�a
pojawi�
si� z czasem. Teraz by� czas nauki.
Uczono mowy, cho� larwy potrafi�y jedynie prymitywnie sapa� i chrz�ka�. Do
wydawania tych odg�os�w wykorzystywa�y elastyczne cz�ci swej jamy g�bowej.
Eleganckie
pstrykania i pogwizdywania mowy doros�ych wymaga�y p�uc, gard�a, �uwaczek i
szcz�k
doros�ego osobnika.
W pewien wi�c spos�b widzia�, s�ysza� i troch� m�wi�. Fazowa� i w�cha� w og�le
nie
potrafi�, a wzrok jego by� upo�ledzony, nie dostarcza� barw. Chc�c go pocieszy�
nauczyciele
wyja�niali, �e �aden z doros�ych nie ma tak dobrze rozwini�tego w�chu ani zmys�u
fazowania
jak prymitywni, pozbawieni inteligencji przodkowie Thranx�w. W zamierzch�ych
czasach
mieszkali oni pod ziemi�, znacznie g��biej ni� obecnie. Nie znali sztucznego
o�wietlenia,
wi�c faz i w�ch odgrywa�y wi�ksz� rol� ni� wzrok.
S�ucha� i wszystko rozumia�, lecz ci�gle trawi� go niepok�j. Robaczymi ruchami
zbywa� lekcje �wicze� fizycznych; �wiczy�, bo nalegali na to. Ci�gle jednak mia�
�wiadomo��, i� jest to licha namiastka prawdziwej ruchliwo�ci. Ach, jak to
irytowa�o!
Lata larwalne to Czas Nauki. Larwa, prawie nie- zdolna do ruchu, niezdolna do
fazowania i w�chania, ledwie umiej�ca m�wi�, lecz wyposa�ona w niez�y wzrok i
s�uch, by�a
odpowiednio przygotowana do zdobywania wiedzy.
A on by� wyj�tkowo ��dny wiedzy. Poch�ania� wszystko i �apczywie prosi� o
wi�cej.
Jego nauczyciele i Opiekunki cieszyli si� z tego, podobnie jak przymocowana do
ko�yski
maszyna nauczaj�ca. Opanowa� wysoko- i niskothranxyjski, cho� nie m�wi�
nale�ycie w
�adnym z tych j�zyk�w. Nauczy� si� fizyki, chemii i podstaw biologii. Dowiedzia�
si�, jakim
niebezpiecze�stwem by�y wszelkie zbiorniki wodne, w kt�rych woda si�ga�a wy�ej
ni� do
tu�owia, czyli do miejsca, gdzie doros�y Thranx mia� tchawki. Thranxowie
potrafili
wprawdzie utrzyma� si� na wodzie, lecz kr�tko, kiedy za� woda dostawa�a si� do
wn�trza ich
cia�, ton�li. P�ywanie by�o sztuk� zarezerwowan� dla prymitywnych stworze� ze
szkieletami
wewn�trznymi.
Uczono go astronomii i geologii, cho� nie widzia� ani nieba, ani - mimo �e
mieszka�
pod powierzchni� planety - gruntu. �ciany w ��obku wy�o�one by�y elegancko
kafelkami i
boazeri�. Inne obiekty w Paszex, jego rodzinnym mie�cie, wyk�adano plastikiem,
masami
ceramicznymi, metalem lub kamiennymi p�ytami. W prastarych norach Uldomu,
planety,
gdzie pojawili si� Thranxowie, tunele i komnaty ok�adano prze�ut� celuloz� lub
organicznym
tynkiem.
Poznawali te� przemys� i rolnictwo. Studiuj�c histori� dowiadywali si�, jak
stawonogi
spo�eczne, znane pod nazw� Thranx�w, opanowa�y pocz�tkowo Uldom, przystosowuj�c
si�
do egzystencji zar�wno na powierzchni planety, jak i w jej g��bi, a potem
rozprzestrzeni�y si�
na inne �wiaty. Potem dyskutowano o teologii i larwy dokonywa�y wyboru swej
drogi
�yciowej.
Z czasem, w miar� jak umys�y dojrzewa�y, przechodzono do dziedzin bardziej
z�o�onych, takich jak biochemia, nukleonika, socjologia i sztuki, w zakres
kt�rych wchodzi�o
r�wnie� prawoznawstwo. Szczeg�lnie lubi� histori� podr�y kosmicznych, opowie�ci
o
prymitywnych rakietach i pierwszych nie�mia�ych lotach na trzy ksi�yce Uldomu,
o
odkryciu nap�du pozygrawitacyjnego, kt�ry umo�liwi� przerzucenie statk�w przez
mi�dzygwiezdne otch�anie, i o zak�adaniu kolonii na takich �wiatach jak Dixx,
Everon i
Spokojny ��obek. Dowiedzia� si� o p�czkuj�cym handlu mi�dzy jego rodzinnym
�wiatem,
Willow-wane, a innymi koloniami i Uldomem.
Jak�e� zapragn�� polecie� na Uldom, gdy si� o nim dowiedzia�! Ojczysty �wiat
wszystkich Thranx�w, Uldom. Magiczna, czarowna nazwa. Opiekunki u�miecha�y si�,
widz�c jego podniecenie. To naturalne, �e chcia� tam pojecha�. Wszyscy chcieli.
A jednak z jego wykres�w charakterologicznych da�o si� odczyta� jeszcze jedno -
nieokre�lon� t�sknot�, kt�ra zastanawia�a specjalist�w od larwiej psychologii.
By� mo�e
mia�o to zwi�zek z niezwyk�ymi okoliczno�ciami, w kt�rych si� wyklu�: z typowej
czw�rki
jaj nie pojawi�o si�, jak normalnie, dw�ch samc�w i dwie samiczki, lecz trzy
samiczki i tylko
jeden samiec - w�a�nie on.
Zdawa� sobie spraw� z zatroskania psycholog�w, lecz wcale go to nie martwi�o.
Skoncentrowa� si� na nauce. Umys� p�ka� mu od informacji o cudach bytu. Kiedy ci
dziwni
doro�li mamrotali o �niezdecydowaniu� i o �niech�ci do podejmowania dzia�a�, on
przeorywa� programy nauczania, a wtedy jego niezwyk�a ��dza wiedzy �agodzi�a
niepok�j
opiekun�w.
Czy� nie mogli zrozumie�, �e nie interesowa� go �aden szczeg�lny przedmiot?
Fascynowa�o go dos�ownie wszystko. Psychologowie jednak nie rozumieli tego i
niecierpliwili si�. Jego rodzina r�wnie�, gdy� Thranx na Kraw�dzi zawsze wie, co
zamierza
robi�... potem. Uog�lnienia to nie spos�b na �ycie.
Przez pewien czas wszyscy my�leli, �e mo�e zechce zosta� filozofem, lecz jego
zainteresowania dotyczy�y zawsze konkret�w, a nie zawi�ych spekulacji. Poniewa�
jednak
otrzymywa� niezwykle wysokie oceny, nie przeniesiono go ze ��obka og�lnego do
��obka dla
umys�owo upo�ledzonych.
Studiowa� wi�c i studiowa�. Dowiadywa� si�, �e Willow-wane to cudowny �wiat
przyjemnych bagien i nizin, gor�cy i wilgotny, prawie tak gor�cy i wilgotny jak
��obek.
Prawdziwa planeta-ogr�d, kt�rej bieguny wolne by�y od lod�w i na kt�rej wielkie
kontynenty
pokrywa�a g�sta d�ungla. Willow-wane by�a jeszcze bardziej go�cinna ni� sam
Uldom. Mia�
szcz�cie, �e urodzi� si� w�a�nie tutaj.
Swe imi� pozna� bardzo wcze�nie. Nazywa� si� Ryo, z Rodziny Zen, Klanu Zu, z Ula
Zex. Ostatni cz�on to pozosta�o�� po czasach pierwotnych, obecnie istnia�y tylko
miasta i
miasteczka - nie by�o ju� prawdziwych uli.
Historia informowa�a dalej, �e rozw�j prawdziwej inteligencji zbieg� si� z
wykszta�ceniem zdolno�ci sk�adania jaj przez wszystkie samice Thranx�w. Nie
potrzebowano
ju� wyspecjalizowanej Kr�lowej. Nowo osi�gni�ta elastyczno�� biologiczna da�a im
przewag� nad innymi stawonogami, Thranxowie nadal jednak okazywali szacunek
honorowym matkom klan�w i uli - pozosta�o�� po biologicznym matriarchacie, kt�ry
kiedy�
by� charakterystyczny dla ca�ej rasy. Tego wymaga�a tradycja. Lud ogromnie
kocha� tradycje.
Pami�ta�, jakiego dozna� szoku, gdy po raz pierwszy dowiedzia� si� o AAnnach,
kosmicznej rasie - inteligentnej, przebieg�ej, dalekowzrocznej i agresywnej.
Zdumia�y go nie
ich zdolno�ci, lecz fakt, �e stworzenia te posiada�y wewn�trzne szkielety,
sk�rzaste okrycia i
elastyczne cia�a. Porusza�y si� jak prymitywne zwierz�ta w d�ungli, jednak nikt
nie w�tpi� w
ich inteligencj�. Odkrycie to wywo�a�o konsternacj� w thranxyjskich �rodowiskach
naukowych, utrzymuj�cych dotychczas, �e istoty bez ochronnego egzoszkieletu �yj�
tak
kr�tko, i� nie zd��y�yby si� sta� inteligentnymi. Twarde �uski AAnn�w by�y
ochron� dla
organizmu i niekt�rzy przypuszczali, �e ich zamkni�te systemy kr��enia w jaki�
spos�b
kompensuj� brak egzoszkieletu.
Studiowa� dog��bnie te wszystkie zagadnienia, ale zacz�� odczuwa� pewien
niepok�j,
gdy� wiedzia�, �e w�r�d tych lokator�w ��obka, kt�rzy znajdowali si� na
Kraw�dzi, jedynie
on nie by� zdolny do obrania sobie zawodu i specjalno�ci na ca�e �ycie.
Towarzysze podejmowali decyzje, ciesz�c si� z bliskiego terminu. Jeden pragn��
by�
chemikiem, drugi in�ynierem dozoru, kolega z s�siedniej ko�yski chcia� zosta�
S�u�bowym, a
jeszcze inny widzia� swe miejsce w zarz�dzaniu przetw�rstwem �ywno�ci. Tylko on
nie m�g�
si� zdecydowa�, nie podejmowa� decyzji, nie chcia� jej podj��. Chcia� si� nadal
uczy�.
A potem nie by�o ju� czasu na nauk�. Zosta� jedynie czas na niespodziewanie
narastaj�c� trwog�. Od miesi�cy jego cia�o zmienia�o si�, do�wiadcza�o
subtelnych
wewn�trznych napi��, drgnie� i wstrz�s�w. Czu� w sk�rze i ca�ym jestestwie
dziwne
mrowienie. Zaw�adn�� nim pop�d, przemo�na ch��, by zwr�ci� si� ku swemu wn�trzu
i
wybuchn�� na zewn�trz.
Opiekunki pr�bowa�y jak najlepiej przygotowa� go do tego. Uspokaja�y,
wyja�nia�y,
wci�� pokazywa�y mu nagrania, kt�re starannie studiowa�, jednak obrazy ogl�dane
na ekranie
by�y klinicznie sterylne. Trudno je by�o powi�za� z tym, co dzia�o si� wewn�trz
jego cia�a.
�adne nagrania, �adne informacje nie mog�y nikogo przygotowa� do rzeczywistych
zdarze�.
Jeszcze gorsze by�y pog�oski, jakie przekazywali sobie towarzysze ze ��obka pod
os�on� ciemno�ci, w porze snu, kiedy doro�li nie s�uchali. Okropne opowie�ci o
strasznych
deformacjach, o potworkach, kt�re uwalniano od cierpie�, zanim jeszcze mog�y
obejrze� si�
w lustrze. Inni jednak powiadali, �e pozwala si� im mimo wszystko p�dzi� n�dzn�
egzystencj� obiekt�w do�wiadczalnych, nigdy nie dopuszczanych do �ycia w
spo�ecze�stwie.
Pog�oski narasta�y i mno�y�y si� r�wnie szybko, jak zmiany w jego ciele.
Opiekunki i
lekarze specjali�ci co rusz przychodzili i bacznie go obserwowali. Ca�e to
zamieszanie, ca�a
tajemnica, l�k przed nieznanym, zadziwienie i nadzieja, wszystko to zawiera�o
si� w jednym
s�owie:
Metamorfoza.
Proces ten by� czym� nieuniknionym, jak �mier�. Geny ��da�y - cia�o s�ucha�o.
Larwa
nie mog�a tego op�ni�.
Studiowaniu zbli�aj�cej si� metamorfozy po�wi�ci� si� bardziej ni� jakiejkolwiek
dotychczasowej nauce. Obserwowa� zapisy, zdumiony tym procesem przemian. A je�li
kokon
b�dzie �le utkany? A je�li dojrzeje zbyt wcze�nie i wyrwie si� z kokonu tylko
cz�ciowo
uformowany albo, co gorsza, poczeka zbyt d�ugo i si� udusi?
Opiekunki dodawa�y mu odwagi. Owszem, kiedy� zdarza�y si� te wszystkie straszne
rzeczy, lecz teraz ca�y czas dy�uruj� in�ynierowie metamorfi�ci i wyszkoleni
lekarze.
Nowoczesna medycyna jest w stanie naprawi� ka�d� pomy�k�, jak� pope�ni cia�o.
Wreszcie nadszed� �w dzie�, a poprzedzi�y go cztery bezsenne noce. Ca�ym cia�em
czu� nerwow� gotowo��, jakby za chwil� mia� si� rozprysn��. Niewyobra�alne
emocje
ogarn�y i jego, i innych, tych, kt�rych ju� uprzednio zabrano ze ��obka.
Oszo�omione
m�odsze larwy �ledzi�y ich odjazd wzrokiem, niekt�re wznosi�y po�egnalne
okrzyki:
- �egnaj, Ryo... Nie wyjd� przypadkiem z o�mioma nogami! Do zobaczenia, w
postaci
doros�ego - krzycza� kto�. - Wracaj i poka� nam swe d�onie - zawo�a� inny. -
Powiesz nam, co
to jest barwa!
Wiedzia�, �e tu nie powr�ci. Kiedy si� odesz�o, nie by�o powod�w, by wraca�.
��obek
nale�a� do innego �ycia, chyba �e zechcia�by tam pracowa� jako doros�y. Jego
paleta
posuwa�a si� d�ugim przej�ciem mi�dzy ko�yskami i wkr�tce ��obek wraz z
przyjaznymi,
znajomymi bielami i szaro�ciami, ko�yskami i wsp�czuj�cymi towarzyszami,
jedynymi
jakich mia� w �yciu, wszystko to pozosta�o za trzycz�ciowymi drzwiami.
Us�ysza� czyj� krzyk, a potem zda� sobie spraw�, �e to on sam krzyczy. Personel
medyczny ucisza� go i uspokaja�. A potem Ryo znalaz� si� w wielkiej komnacie pod
wysok�
kopu��. W ciemno�ci �arzy�y si� �wiate�ka, panowa�a doskonale zr�wnowa�ona
wilgotno�� i
temperatura. Widzia� obok inne palety, widzia� przyjaci� wij�cych si� i
skr�caj�cych pod
specjalnymi lampami.
Na s�siedniej palecie spoczywa�a samica o imieniu Urilavsezex. Wyda�a d�wi�k
oznaczaj�cy przyja�� i �yczenia sukcesu.
- Wreszcie tutaj - powiedzia�a. - Po tak d�ugim czasie, po tylu latach. Zupe�nie
nie
wiem, co i jak mam czyni�.
- Ja te� nie wiem - odrzek� Ryo. - Znam nagrania, ale jak okre�li�, kiedy
dok�adnie
nadchodzi w�a�ciwy moment, sk�d si� wie, �e nadszed� ju� czas? Nie chcia�bym
pope�ni�
jakiego� b��du.
- Ja czuj� si�... czuj� si� tak dziwnie. Tak jakbym... jakbym musia�a...
Przesta�a m�wi�, gdy� z jej ust w magiczny spos�b zacz�� wydobywa� si� jedwab.
Zafascynowany Ryo patrzy�, jak samica zacz�a dzia�a�, poch�oni�ta jedn� my�l�.
Jej cia�o
zwija�o si� z elastyczno�ci�, kt�r� wkr�tce na zawsze utraci. Pochyliwszy si�
ostro,
rozpocz�a u podstawy cia�a i przesuwa�a si� szybko ku g�owie. Wilgotny jedwab
k�ad� si�
warstwami wok� jej korpusu, szybko twardniej�c. Ryo widzia� ju� tylko g�ow�. Za
chwil�
znikn�y nawet oczy. Dooko�a inni te� rozpocz�li sw� prac�.
Co� wznios�o si� w jego wn�trzno�ciach i pomy�la�, �e zaraz zwymiotuje, ale nie
zrobi� tego. To nie jego �o��dek odezwa� si� gwa�townie, lecz inne gruczo�y i
narz�dy. W
ustach poczu� smak, wcale nie przykry - �wie�y i czysty. Skr�ci� si�, schyli� i
uk�ada� jedwab,
kt�ry g�adko wyp�ywa� r�wnym strumieniem, jak gdyby Ryo prz�d� go ju� wcze�niej
setki
razy.
Nie odczuwa� klaustrofobii. To l�k nieznany rasie dojrzewaj�cej pod powierzchni�
ziemi. W g�r�, wysoko, wy�ej, wok� ust, a teraz oczu, narasta� kokon. W g�rze
zw�a� si�
szybko nad g�ow�. Prawie si� zamkn��, gdy do wn�trza, przez niewielk� szpar�
si�gn�a jaka�
para r�kod�oni. By nie zapl�ta� si� w twardniej�cy jedwab, porusza�y si� szybko,
w jednym
rytmie z jego ustami. Przytrzymywa�y rurk�, kt�r� docisn�y mu do czo�a.
Wreszcie d�onie si�
cofn�y. Nic ju� nie rozprasza�o jego uwagi. Ko�czy�, ko�czy�, ko�czy� prac�. A
potem
kokon by� got�w i wtedy wstrzykni�to mu �rodek uspokajaj�cy, kt�ry, wraz ze
zm�czeniem
fizycznym, wprawi� go w Sen. Niejasna, zanikaj�ca cz�� �wiadomo�ci wiedzia�a,
�e b�dzie
spa� przez pe�ne trzy sezony...
Ale to wcale nie by�o d�ugo. Tylko kilka sekund i nagle kopa� rozpaczliwie i
gwa�townie. Musz� si� wydosta�, my�la� histerycznie. By� uwi�ziony, zamkni�ty w
czym�
twardym i nie poddaj�cym si�. Pcha� i kopa� z ca�ej si�y. Taki s�aby. By� tak
okropnie s�aby, a
jednak - o, tutaj, ma�a szczelina.
Z coraz wi�ksz� determinacj� kopa�, wali� d�o�mi i ci�gn�� kawa�ki skorupy,
kt�ra
p�ka�a tu� przed nim. Gwizdn�� triumfuj�co, uderzaj�c wszystkimi czterema
nogami... a
potem wyczerpany, ale wolny rozci�gn�� si� na mi�kkiej pod�odze.
Na tu�owiu s�abo pulsowa�o pi�� tchawek, wci�gaj�c powietrze. Obr�ci� g�ow� i
spojrza� w g�r�; r�kod�o�mi przetar� wilgo�, kt�ra wci�� zalepia�a oczy.
A potem dotyka�y go inne d�onie, obraca�y, pomaga�y si� wypl�ta�. Oczy
przecierano
mu jakimi� sterylnymi tkaninami. W powietrzu unosi� si� ostry zapach mi�ty.
- Ju� po wszystkim - oznajmi� pocieszaj�co jaki� g�os. - Odpr� si�, po prostu
odpr�.
Pozw�l cia�u nabra� si�.
Instynktownie odwr�ci� si� w kierunku, sk�d dochodzi� g�os. Z oczu zmyto mu
ostatnie b�ony uniemo�liwiaj�ce widzenie. Z g�ry spogl�da� na niego Thranx -
samiec. Jego
pancerz chitynowy mia� barw� g��bokiego fioletu. Thranx musia� wi�c by� w
podesz�ym
wieku. Nag�e ol�nienie. Fiolet. Kolor doros�ego by� fioletowy, a fiolet to
kolor, kt�ry mu
opisywano. Teraz wiedzia�, co to naprawd� znaczy. Ceramiczna wk�adka na czole
doktora to
pojedyncza srebrna belka skrzy�owana z dwiema belkami z�otymi, a fasetki jego
oczu mia�y
barw� czerwon� z pasmami ��ci i z�ota. Oczy doktora l�ni�y w �wietle
pomieszczenia i... i...
To wszystko by�o cudowne.
Spojrza� na siebie i zobaczy� smuk�y wielosegmentowy odw�ok, cztery b�yszcz�ce
chitynowe pokrywy skrzyde�, pod nimi szcz�tkowe skrzyd�a. Po lewej stronie,
wyci�gni�te na
ziemi, cztery silne, wielostawowe nogi. Podni�s� r�kod�o�, dotkn�� jej
stopod�oni�, powt�rzy�
ten ruch drug� par� ko�czyn, a potem zetkn�� razem wszystkie cztery zestawy po
cztery
palce.
Ze wszystkich stron dochodzi�y niepewne potrzaskiwania i pogwizdywania, a
osobnicy wydaj�cy te dziwne odg�osy usi�owali opanowa� nowe cia�a. Kto�
przyni�s� lustro.
Ryo spojrza�. Patrzy� na niego stamt�d pi�kny, niebiesko-zielony doros�y, wci��
jeszcze
wilgotny, lecz szybko schn�cy. Doros�y tu� po Wy�onieniu. Sercowat� g�ow� mia�
przechylon� na bok, kremowobia�e pierzaste czu�ki zadrga�y i dostarczy�y
nies�ychanych,
niezwyk�ych odczu�. Zapachy: pe�ny, ciemny, gryz�cy, pi�mowy, �arz�cy si�,
waniliowy.
Zapachy izby pokokonowej, zapachy jego przemienionych przyjaci�. Wiedzia�, �e
spa� nie
kilka minut, lecz ponad p� roku, a jego cia�o dojrzewa�o i zmienia�o si� z
pulpowatej, ledwie
�wiadomej bia�ej rzeczy we wspania�ego, sprawnego doros�ego.
Pr�bowa� podci�gn�� nogi pod siebie i przekona� si�, �e po obu stronach czuwaj�
czyje� r�ce, gotowe pom�c przy wstawaniu.
- Spokojnie... nie p�d�... - uspokaja� go jaki� g�os.
Kiedy ju� wsta�, odwr�ci� si� i zobaczy� szerokie okno. Z drugiej strony sta�
t�um
podnieconych doros�ych Thranx�w. Ryo po oznaczeniach rozpozna� dwoje z nich:
swego
rodzica i rodzice.
Nie byli ju� nieokre�lonymi, szarymi kszta�tami. Teraz mieli barw�. Widocznie go
rozpoznali, gdy� pozdrawiali gestami. Odpowiedzia� im podobnie, u�wiadamiaj�c
sobie, �e
mo�e to ju� teraz zrobi�.
D�onie pu�ci�y go. Sta� sam, na czterech nogach, odw�ok mia� wyci�gni�ty z ty�u,
tu��w i b-tu��w nachylone ku g�rze, a g�ow� na szczycie. Obejrza� si� przez
rami�, spojrza�
na swe cia�o, a potem w d� na pod�og�. Ostro�nie opu�ci� mi�kk� wy�ci�k� i
wkroczy� na
twardszy pier�cie� zewn�trzny. Powoli poszed� po kole.
- Bardzo dobrze, Ryozenzuzex. - To m�wi� starszy doktor, kt�ry nadzorowa� jego
Wy�onienie. - Nie przem�czaj si�. Twe cia�o samo wie, co ma robi�.
Towarzysze Ryo eksperymentowali, robi�c g��bokie wdechy, przecieraj�c oczy,
wypr�bowuj�c nogi i palce. Samice kr�ci�y swymi l�ni�cymi pok�ade�kami, wysuwa�y
je i
wsuwa�y.
Umiem chodzi�, my�la� z zadowoleniem Ryo. Widz� kolory. Poczu� nacisk
otaczaj�cego powietrza, a jego m�zg wysnuwa� wnioski. Potrafi� fazowa�, w�cha� i
nadal
s�ysz�. Podzi�kowa� tym, kt�rzy mu pomagali, i zdumia� si� jasno�ci� swej
wymowy: ostre
potrzaskiwania, pi�knie wymodulowane gwizdy - wszystkie zawi�o�ci
dolnothranxyjskiego.
Tak oto procentowa�y lata nauki.
To r�wnie� go zadziwia�o. Kiedy wydawa� d�wi�ki czystej przyjemno�ci, cztery
szcz�ki ociera�y si� g�adko o siebie. Tylko jedna ko�acz�ca si� my�l psu�a mu
poczucie
szcz�cia: mia� wspania�e cia�o, ale nie mia� �adnych perspektyw, gdy� nadal
zupe�nie nie
wiedzia�, co pragnie zrobi� ze swym �yciem.
Po namy�le przysta� na prac� w rolnictwie, gdy� z rado�ci� my�la� o tym, �e
nareszcie
mo�e wyj�� na G�r� i, co go r�ni�o od ogromnie towarzyskich wsp�obywateli,
znajdowa�
przyjemno�� w pracy poza miastem.
Wahania i niepewno�� zag�uszy� prac�. Pod wp�ywem nacisk�w klanu wzi�� jako
prepartnerk� zdoln� i energiczn� samic� o imieniu Falmiensazex. �ycie zacz�o
si� toczy�
wygodn�, znajom� kolein�. Jego klan i rodzina przestali si� o niego martwi�, a
dawny,
dokuczliwy brak zdecydowania mala� i mala�, a� Ryo prawie o nim zapomnia�.
ROZDZIA� 2
By� malmrep, trzecia z pi�ciu p�r roku panuj�cych na Willow-wane, pe�nia lata.
Po�udnie. Przesycone wilgoci� powietrze dr�a�o z gor�ca.
Ryo sprawdzi� wskazania na ekranie konsoli. Wraz z dwojgiem asystent�w wyruszy�
do d�ungli, gdzie mieli zbada�, czy uda si� posadzi� dwa tysi�ce sadzonek
beksaminy. Od
dawna cierpliwie przekonywa� do tego pomys�u lokalne w�adze Inmotu, kt�re
zamierza�y
obsadzi� niedawno osuszony i wykarczowany teren krzakami ji. Ryo twierdzi�, �e
nadszed�
czas, by urozmaici� miejscow� ro�linno�� i �e najodpowiedniejsze s� pn�cza
beksaminy,
rodz�cej ma�e, twarde, ciemnobrunatne jagody.
Z samego owocu nie by�o �adnego po�ytku, ale na-sionko, rozgniecione, zmieszane
z
wod� i proteinami, dawa�o przepysznie s�odki i bardzo po�ywny syrop. Tyle tylko
�e
pi�tnastometrowej d�ugo�ci pn�cze wymaga�o znacznie staranniejszej piel�gnacji
ni�
najdelikatniejszy nawet egzemplarz krzaku ji. Mimo to lokalne w�adze da�y si�
przekona� i
propozycj� przyj�to stosunkiem g�os�w trzy do dw�ch.
Ryo zdawa� sobie spraw�, jak wiele zale�y od tego przedsi�wzi�cia; niepowodzenie
nie wp�yn�oby wprawdzie na os�abienie jego do�� solidnej pozycji w Sp�ce, ale
gdyby
uda�o si� zebra� obfite plony beksaminy, znacznie by ona wzros�a. Nie by�
pewien, czy
d��enie do osi�gni�cia sukcesu to dobry pomys�, ale poniewa� nie robi� post�p�w
w �adnej
innej dziedzinie, doszed� do wniosku, �e r�wnie dobrze mo�e stara� si� o awans w
Sp�ce.
- Bor, Aen, wypakujcie lunety teodolit�w - zwr�ci� si� do asystent�w. Oboje byli
starsi od niego. - Po�o�ymy lini� w tym kierunku. - Praw� stop� i r�k� wskaza�
na lewo, na
p�nocny wsch�d.
Bez oci�gania zabrali si� do pracy; rozpakowali przyrz�dy i umocowali je na
podstawkach z boku pe�zacza. Ryo sprawdzi�, czy ��dlaki s� odpi�te i
przygotowane na
wypadek napotkania errili.
Nic jednak nie wyskoczy�o ze spl�tanych zaro�li i spokojnie mogli nastawia�
przyrz�dy. Bor wyjmowa� w�a�nie ze skrzyni znacznik odblaskowy, gdy nag�y wybuch
rzuci�
go z ca�� si�� na pulpit pe�zacza. Podmuch by� tak silny, �e pochyli� mniejsze
drzewa, a
pn�cza odar� z li�ci i ga��zi. Ryo usta� na nogach tylko dzi�ki temu, �e mocno
trzyma� si�
s�upka sterowniczego.
Na chwil� zapanowa�a cisza i wszyscy troje znieruchomieli, nie wiedz�c, co to
by�o.
W tej chwili rozleg�y si� oszala�e wrzaski, zawodzenia, j�ki i p�acze
przera�onych
mieszka�c�w d�ungli, kt�rzy otrz�sn�li si� z szoku. Obok pe�zacza przebieg�y
trzy inwicepy -
ptaki o siatkowatych stopach metrowej prawie szeroko�ci, kt�rymi ledwo dotyka�y
powierzchni bagna. Szyje trzyma�y r�wnolegle do powierzchni wody, a cienkie
niebieskie
ogony wyci�gn�y z ty�u dla utrzymania r�wnowagi.
- O krzywe pok�ade�ko! - wymamrota� Bor. - Co to by�o?
Jakby w odpowiedzi rozleg� si� kolejny grzmot, nieco �agodniejszy, lecz r�wnie�
mocno zatrz�s� wierzcho�kami drzew. Asystenci spojrzeli na Ryo, oczekuj�c
wyja�nie�, on
jednak tylko patrzy� na po�udnie, sk�d przed chwil� przyjechali, i instynktownie
wykonywa�
gesty oszo�omienia.
- Nie mam poj�cia. Mo�na odnie�� wra�enie, �e to wybuch zespo�u generator�w.
- Mo�e zdarzy� si� jaki� wypadek na terminalu transportowym? - wyrazi�a
przypuszczenie Aen.
- To wykluczone. - Bor, najstarszy z nich trojga, wykona� gest ca�kowitej
pewno�ci. -
Jedynie za�amanie systemu nadzoruj�cego p�nocny sektor kontynentu mog�oby
spowodowa�
tak� katastrof�. Ale nawet je�li to si� wydarzy�o, nie wyobra�am sobie zderzenia
modu��w,
kt�re wywo�a�oby a� tak� eksplozj�.
- To by zale�a�o od zawarto�ci modu��w - rzek� Ryo. - Jednak zgadzam si� z tob�.
Najprawdopodobniejsze �r�d�o takiej energii to zesp� Reduktora na po�udniu
miasta, tam
gdzie destyluj� alkohol nap�dowy.
- Lepiej wracajmy i zobaczmy, czy nie trzeba w czym� pom�c - powiedzia�a Aen. -
W
norach m�g� wybuchn�� po�ar.
- Moi wsp�klanowcy pracuj� przy Reduktorze - rzek� Bor z niepokojem.
- Moi r�wnie� - doda�a Aen.
Ryo uruchomi� silnik pe�zacza. Szerokie zewn�trzne g�sienice ruszy�y w
przeciwnych
kierunkach. Pojazd obr�ci� si� wok� swej osi i z ha�asem pod��y� drog�, kt�r�
przedtem
wyci�li w g�stej d�ungli. B�oto i woda wypryskiwa�y spod p�dz�cej maszyny. Bor i
Aen
pakowali sprz�t pomiarowy.
Gdy dotarli do skraju d�ungli w pobli�u plantacji i ju� mieli wjecha� na drog�
do ula,
czeka�a ich kolejna nieprzyjemna niespodzianka. Sta�y tam dwa wielkie wahad�owce
o
dziwnej wieloskrzyd�owej konstrukcji. L�duj�c zdewastowa�y starannie uprawione
pola
weoneonu i asfi.
Lotnisko znajdowa�o si� na po�udnie od Paszex i Ryo nie m�g� poj��, sk�d na
znanych
mu poletkach mog�y si� wzi�� te dwa dziwne statki. Bor nie zastanawiaj�c si�
przej�� stery i
b�yskawicznie skierowa� pe�zacz w d�ungl�. Ta szybka akcja wytr�ci�a Ryo z
odr�twienia.
- Nie rozumiem - przyzna�, w dalszym ci�gu oszo�omiony. - Czy to jaka� awaria?
Czy
dlatego nie wyl�dowali na lotnisku i...
- To nie s� Thranxowie ani �aden przyjaciel - przerwa� mu Bor. To nieuprzejme
zachowanie wymusi�a sytuacja. - To wahad�owce AAnn�w. Pami�tasz informacje o
nich z
Okresu Nauki? Gdzie� na orbicie Willow-wane musi znajdowa� si� ich okr�t
wojenny.
Ryo natychmiast przypomnia� sobie, czego go uczono. Pot�ni, wrodzy i przebiegli
-
te przymiotniki najlepiej okre�la�y ekspansywnych, egzoszkieletowych AAnn�w. Ich
uk�ady
planetarne znajdowa�y si� bli�ej brzegu galaktyki ni� �wiaty Thranx�w. Cho�
wojna nigdy nie
zosta�a wypowiedziana, od czasu do czasu kt�ry� z kapitan�w AAnn�w pope�nia�
�pomy�k�
i �przekracza� swe kompetencje�. Tak przynajmniej zawsze utrzymywali AAnnowie.
Centralny rz�d Uldomu wykazywa� rozs�dek w przypadku takich zaj�� i nigdy nie
doprowadza�y one do wi�kszych star�. Pojedyncze utarczki, wprawdzie dokuczliwe,
rzadko
wywo�ywa�y wi�kszy skandal. Dlatego Wielka Rada wola�a reagowa� na te incydenty
formalnymi protestami, kt�re przekazywano kana�ami dyplomatycznymi.
Taka polityka przyw�dc�w nie satysfakcjonowa�a oburzonej za�ogi pe�zacza. Byli
sk�onni nawet j� pot�pia� - rzecz niezwyk�a u os�b nawyk�ych do szacunku dla
w�adzy.
Widz�c, jak dwa statki agresora zniszczy�y starannie uprawiane pola, a s�upy
czarnego
dymu niczym jakie� duchy unosz� si� nad Paszex, nie mogli zdoby� si� na wyrazy
sympatii
dla swych dyplomat�w.
- Co� musimy zrobi�. - Bezradny Ryo obserwowa� sytuacj� spoza drzew.
Przez pola ni�s� si� syk wy�adowa� z broni energetycznej, s�absze od niego
trzaski
thranxowskich ��dlak�w i od czasu do czasu nieprzyjemne karrrramp, gdy wybucha�y
pociski.
- C� mo�emy zrobi�? - Ton g�osu Bora �wiadczy� o cichej rezygnacji. - Nie mamy
przecie�... - Nagle co� przysz�o mu do g�owy i oczy za�wieci�y si� jak diamenty.
- Mamy
przecie� bro�.
Ryo wyci�gn�� z pokrowca najwi�kszy karabin ��d�owy. Potrzebowa� do tego
wszystkich swych czterech r�k.
- Bor, ty poprowadzisz pe�zacz, a ty, Aen, b�dziesz pilotowa�a i obserwowa�a
AAnn�w.
- Wybacz - zaprotestowa�a Aen - ale zgodnie z hierarchi�, ja powinnam prowadzi�,
Bor powinien strzela�, a ty pilotowa�.
- Ze wzgl�du na zaistnia�e okoliczno�ci zawieszam hierarchi�. - Ryo sprawdza�
�adunek swej broni. By� maksymalny. - Rozkazuj�, by�cie nie zwracali uwagi na
hierarchi�.
- Je�li uchylasz hierarchi�, to nie mo�esz wydawa� nam rozkaz�w - sprzeciwi�a
si�
g�adko Aen.
Bor rozstrzygn�� sp�r wyprowadzaj�c pe�zacz spomi�dzy drzew na pole wysokich, bo
si�gaj�cych po kabin� pojazdu asfi. Wkr�tce pojazd skry� si� w�r�d dojrza�ych
str�k�w,
zwisaj�cych z czarno-zielonych pasiastych �odyg.
Od strony miasta nadal dobiega� ha�as i odg�osy strza��w. To zrozumia�e, a tak�e
krzepi�ce, pomy�la� Ryo. Naje�d�cy, wyl�dowawszy bez przeszk�d na ods�oni�tym
terenie,
nie spodziewali si� zbrojnego oporu, a ju� na pewno nie kontrataku.
Ryo rozkaza� Borowi skierowa� pe�zacz ku promom. Jak�e by si� teraz przyda�
karabin energetyczny, znacznie skuteczniejszy w ataku na maszyny ni� ��dlak,
przeznaczony
do zwalczania �ywych stworze�.
Zbli�yli si� ju� znacznie do prom�w, a nikt jako� nie pojawia� si�, by ich
powstrzyma�. Ryo po raz pierwszy widzia� prawdziwy pojazd kosmiczny. Paszex,
Jupiq, a
nawet Zirenba by�y miastami prowincjonalnymi i nie mia�y port�w kosmicznych.
Zbudowano
jedynie urz�dzenia przystosowane do przyjmowania mniejszych �odzi
suborbitalnych.
Kieruj�c si� wskaz�wkami Aen, Bor gwa�townie skr�ci� z g��wnej polnej drogi na
lewo. Z trzaskiem pruli przez g�ste rz�dy asfi. Na wszystkie strony fruwa�y
owoce i �odygi.
Takie niszczenie plon�w w normalnych warunkach spotka�oby si� z surowym
pot�pieniem,
ale w tej sytuacji Ryo zupe�nie si� tym nie przejmowa�. Wtem tu� przed pojazdem,
nieco z
prawej zobaczyli pojedynczego osobnika. AAnn w�a�nie si� za�atwia� i gdy
niespodziewanie
dostrzeg� wynurzaj�cy si� z zaro�li pe�zacz, wpad� w panik�. Potyka� si� o swe
kr�tkie
spodenki i warcza� co� niezrozumiale. Jego ci�kie szcz�ki pe�ne by�y ostrych
z�b�w. Na
czubku g�owy, po obu stronach mia� par� czarnych, jednosoczewkowych oczu. Kiedy
si�
poruszy�, mogli dostrzec stercz�cy z ty�u zakrzywiony ogon. Na du�ych,
szponiastych stopach
nosi� urz�dzenia przypominaj�ce metalowe getry. Pr�cz szort�w mia� na sobie bur�
koszul�, a
na g�owie he�m z g�szczem czujnik�w. Masywna bro�, kt�r� trzyma� w r�ku,
po��czona by�a
grubym przewodem z bateri� zamocowan� na pasku. AAnn obr�ci� si� i skierowa�
luf�
wylotem ku nadci�gaj�cemu pe�zaczowi.
Ryo nie waha� si� ani troch� - zapomnia�, �e jest istot� cywilizowan�, ogarn�a
go
w�ciek�o��. Gdyby by� przeci�tnym robotnikiem, z pewno�ci� zgin��by, lecz praca
na
bagnach wykszta�ci�a w nim odruchy, kt�rych brakowa�o wi�kszo�ci mieszka�c�w
ula.
��dlak szcz�kn�� ostro i z jego ko�ca wystrzeli�a cienka b�yskawica, trafiaj�c
wroga
prosto w pier�. AAnn skurczy� si�, podskoczy� metr nad ziemi� i pad� w
konwulsjach. Gdy
pe�zacz p�dzi� obok niego, le�a� ju� nieruchomo. Ryo dr�a� przez chwil�, poj��,
�e uczyni� co�
niesamowitego: z rozmys�em zabi� istot� rozumn�.
Od strony Paszex dobiega�y wysokie, zaniepokojone gwizdy. Pierwotne instynkty
wzi�y w Ryo g�r� nad kultywowanym od tysi�cleci zachowaniem cywilizowanym. Ul
zosta�
zaatakowany, a Ryo by� teraz �o�nierzem broni�cym dost�pu do korytarzy. I nic
innego si� w
tej chwili nie liczy�o.
Znale�li si� tu� przy jednym z prom�w i Ryo szuka� na powierzchni statku
miejsca,
kt�re m�g�by skutecznie zaatakowa� ze swej broni. Gdyby mia� karabin
energetyczny,
strzela�by w podpory statku albo w przezroczyst� kopu�� ponad dziobem, gdzie
znajdowa�a
si� kabina sterownicza, ale to by� pojazd wojenny - nie mia� wysuni�tych anten
ani
zewn�trznych silnik�w.
Pod jednym ze skrzyde� statku sta�o kilku uzbrojonych AAnn�w. Zaskoczeni
patrzyli
na wynurzaj�cy si� pe�zacz. Nim zdo�ali si� poruszy�, Ryo zastrzeli� jednego
wroga.
AAnnowie w pop�ochu rzucili si� ku rampie wysuni�tej z brzucha statku. Ryo
b�yskawic� ze
swej broni dosi�gn�� kolejnego wbiegaj�cego ju� na ramp� i beznami�tnie
obserwowa�, jak
tamten kuli si� i spada. Pozostali uciekinierzy pos�ali ku pe�zaczowi wi�zki
energii. Bez�adne
i po�pieszne strza�y nie trafi�y w ruchliwy pojazd, kt�rym Bor zr�cznie
lawirowa�, zmieniaj�c
nieoczekiwanie kierunki.
Sun�li teraz pod ogonem pierwszego promu i zmierzali ku drugiemu. Ryo
kilkakrotnie
strzeli� w podw�jne dysze silnik�w odrzutowych, a potem w dysze rakietowe
pomi�dzy nimi,
maj�c nadziej�, �e uszkodzi w ten spos�b jak�� istotn� cz�� wrogiego statku.
Nie potrafi�
oceni�, czy jego akcja odnios�a jaki� skutek. Naje�d�cy jednak otrz�sn�li si�
ju� z pierwszego
szoku. Silny strumie� energii, wypromieniowany z dzioba pierwszego statku,
spali� ziemi� z
lewej strony tu� przed nacieraj�cym pe�zaczem.
- Skr�caj! Skr�caj! - krzycza�a Aen. Bor wyda� ciche trzaski, oznaczaj�ce
potwierdzenie i �agodn� irytacj�. Pe�zacz ruszy� ku zaro�lom tettoqa, by tam
szuka�
schronienia. Kolejna porcja energii osmali�a ziemi� w miejscu, w kt�re kierowali
si� sekund�
wcze�niej.
Dotar�y do nich inne szybkie d�wi�ki jakich� urz�dze�. Ryo spojrza� za siebie i
poprzez pnie tettoq�w, w�r�d kt�rych ukry� si� pe�zacz, zobaczy� wylewaj�cych
si� z miasta,
�piesz�cych do promu �o�nierzy nieprzyjaciela. Cz�� z nich jecha�a na
jedno�ladowych
wehiku�ach, po dw�ch na jednym, inni biegli.
Do strza��w z drugiego statku do��czy� si� ogie� z pierwszego. Wi�zki energii
przeczesywa�y sad tettoqowy, chc�c dosi�gn�� uciekaj�cych Thranx�w. Jedna
trafi�a tak
blisko pojazdu, �e rozerwa�a tyln� g�sienic�, ale pojazd utykaj�c zdo�a� si�
schroni� w
g�stwinie d�ungli.
Ostatni w�ciek�y strza� �ci�� dwa pot�ne pnie drzewa lugulikowego, kt�re
poci�gaj�c
za sob� pn�cza i mniejsze drzewa z �omotem zwali�y si� tu� obok uszkodzonego
pe�zacza.
Potem powietrze wype�ni� zawodz�cy j�k.
- Czy widzisz, co oni robi�? - spyta� Bor, usi�uj�c mimo uszkodzonej g�sienicy
tak
sterowa� pe�zaczem, by ci�gle zmienia� kierunek jazdy i unika� trafie�. Ryo i
Aen pr�bowali
co� dostrzec pomi�dzy pniami drzew.
- Wci�gni�to rampy - odpar� Ryo podniecony. - S�dz�c z odg�os�w, przygotowuj�
si�
do odlotu.
- Chyba nie z powodu naszego ma�ego kontrataku?
- Kto wie? - W g�osie Aen brzmia�a duma. - Z pewno�ci� byli zaskoczeni. Mo�e
s�dzili, �e jest nas tu setka i w�a�nie szykujemy gro�niejsz� bro�, by
zaatakowa�?
- To nieprawdopodobne przypuszczenie - wymamrota� Ryo.
- Ale okoliczno�ci to potwierdzaj� - odpar�a.
- A mo�e przyczyn odlotu jest kilka? - zastanawia� si� Bor.
- Co masz na my�li? - spyta� Ryo.
Bor zatrzyma� pe�zacz i razem z pozosta�� dw�jk� zacz�� obserwowa� l�dowisko.
- Albo dokonali ju� wszystkich zniszcze� w naszym biednym ulu, jakie
zaplanowali,
albo... - Bor wskaza� r�k� w kierunku nieba - jeden z okr�t�w wojennych, kt�re
rzadko, acz
regularnie pojawiaj� si� w naszym systemie, dosta� informacj� o tym ataku i
podlecia� bli�ej.
Wycie startowych silnik�w odrzutowych przesz�o w gromki grzmot i troje Thranx�w
zobaczy�o, jak prom ko�uje po poletku nie zniszczonych jeszcze asfi i nabieraj�c
szybko�ci
wznosi si� ku wschodowi. Nadal nie by�o �ladu obronnych pojazd�w powietrznych z
odleg�ego Ciccikalk.
Na razie nie potrafili sobie odpowiedzie�, czy to akurat okr�t Thranx�w, kt�ry
pojawi�
si� na orbicie, zmusi� wrog�w do ucieczki. Wycie silnik�w zamiera�o. W�a�ciwie
wszystko
wygl�da�o normalnie, jakby nic szczeg�lnego si� nie zdarzy�o, jedynie kolumny
czarnego
dymu, zniszczone ro�liny na polach i lekki fetor spalenizny mog�y budzi�
niepok�j.
Paszex zosta�o tylko cz�ciowo zniszczone. Oto jedna z zalet podziemnego �ycia -
wi�kszo�� poziom�w w mie�cie jest bezpieczna nawet podczas powa�niejszego ataku
i tylko
najsilniejsza bro� mog�aby powa�nie zaszkodzi�. Dlatego Thranxowie od zarania
dziej�w
zamieszkiwali pod ziemi�. A jednak szkody by�y znaczne. Wrogowie zniszczyli
starannie
piel�gnowane ogrody i pola. Ze stacji modu��w transportowych zosta�y sterty
porozrywanego
i poskr�canego metalu. Wiele wlot�w powietrza i komin�w wentylacyjnych spalono
niczym
k�pki suchej trawy. Jaki� cel m�g�by temu przy�wieca�? Zrobiono to raczej dla
zabawy, a nie
z ch�ci uzyskania taktycznej przewagi.
Uszkodzone zosta�o r�wnie� centrum komunikacyjne ula i terminal satelitarny,
lecz
wcze�niej operatorom uda�o si� wys�a� wiadomo�� do Zirenby, a stamt�d przekazano
j� do
Ciccikalk, sk�d z kolei zawezwano pomoc.
Podczas ataku wielu Thranx�w poleg�o i ka�demu klanowi przybyli nowi, godni czci
przodkowie. Nie obwiniano si� jednak, nie wprowadzono �a�oby. Instalacje wodne
pozosta�y
nietkni�te i oddzia�y S�u�bowych mog�y ugasi� po�ary. S�u�bowi odpowiedzialni
byli
r�wnie� za utrzymanie spokoju i czysto�ci, wi�c usuwanie szk�d i naprawy od
samego
pocz�tku przebiega�y bardzo sprawnie.
Rodziny zlicza�y straty, matki klan�w uk�ada�y listy poleg�ych. R�wnocze�nie
sprawnie przywracano dawny porz�dek. AAnnowie - czy to z powodu zbytniego
po�piechu,
czy te� z pogardy - nie zniszczyli satelit�w telekomunikacyjnych umieszczonych
na
stacjonarnych orbitach wok� Willow-wane, aby wi�c przywr�ci� po- ��czenia z
pozosta��
cz�ci� planety, wystarczy�o umie�ci� nad miastem przeno�ne anteny satelitarne.
Ryo niezbyt si� tym interesowa�, gdy� od razu ruszy� zadymionymi korytarzami, by
odszuka� Fal.
Przebywa�a w ��obku. Gdyby o tym wiedzia�, nie martwi�by si� o ni�, ale nie mia�
pewno�ci, czy podczas ataku AAnn�w by�a w pracy. Mog�a przecie� przebywa� w
innej
cz�ci ula. Z ulg� przyj�� wiadomo��, �e jest bezpieczna i nic si� jej nie
sta�o. Wyja�ni�a mu,
�e gdy rozleg�y si� pierwsze eksplozje i og�oszono alarm, pomaga�a przy
transporcie larw do
specjalnych pomieszcze� ��obka poni�ej pi�tego, najni�szego poziomu ula. Tam
w�a�nie
wraz z innymi opiekunkami stosunkowo bezpiecznie przeczeka�a bitw�.
Awaryjna cz�� ��obka mia�a odr�bny system napowietrzania i w�asn� bro�, dzi�ki
temu mog�aby przetrzyma� wrog� inwazj� przez trzy pory roku, nie zdradzaj�c swej
obecno�ci. Taka troska o m�ode pokolenia by�a pozosta�o�ci� z czas�w
pierwotnych.
Thranxowie, nawet po osi�gni�ciu zaawansowanego stopnia cywilizacji, nie
zapomnieli, �e
najwa�niejsz� spraw� dla prze�ycia gatunku jest zapewnienie bezpiecze�stwa
dzieciom.
Wyja�ni�o si� wreszcie, �e AAnnowie -odlecieli w pop�ochu, gdy� na odsiecz
przyby�
statek wojenny Thranx�w, ale mimo to Ryo, Bora i Aen uznano za bohater�w.
Przyczynili si�
do zabicia przynajmniej trzech bandyt�w - w�adze lokalne uzna�y, �e nazwa
�naje�d�cy�
by�aby zbyt zaszczytna. Poza tym jeden z prom�w AAnn�w zosta� zniszczony przez
kosmiczny my�liwiec Thranx�w, nim zdo�a� si� po��czy� ze statkiem macierzystym.
Dow�dca statku Thranx�w utrzymywa�, �e celny strza� oddany zosta� przez
niesubordynowanego strzelca pok�adowego, kt�remu �udzielono nagany�. Tak wi�c
dokonano pewnego �targu incydentami�. Wielu jednak Thranx�w twierdzi�o, �e do
zwyci�stwa przyczyni� si� ��dlak Ryo. Poniewa� trudno by to by�o udowodni� i
Ryo, i jego
towarzysze nie zgadzali si�, by przypisywano im t� zas�ug�.
Rada ula przeg�osowa�a mimo to uchwa�� o przyznaniu podzi�kowa� i pochwa�.
M�wiono nawet o jakim� odznaczeniu wr�czanym w stolicy. Nigdy nie dosz�o do
tego, ale po
paru tygodniach Ryo dowiedzia� si�, �e rz�d kolonii w dow�d wdzi�czno�ci
przyzna� mu
pojedyncz� purpurow� gwiazd�. Odznaczenie zosta�o zatwierdzone przez stosowny
urz�d
Uldomu w Daret. Gwiazda mia�a by� przymocowana na pancerzu, tu� poni�ej lewego
ramienia.
Niekt�rzy wojskowi i cywilni bohaterowie, maj�cy na swym koncie wielkie
dokonania lub d�ug� i chwalebn� s�u�b�, chlubili si� dwudziestoma, a nawet
trzydziestoma
takimi gwiazdami. Kilku z nich nosi�o ��te promienne s�o�ce - przedmiot
powszechnego
po��dania - ale tysi�ce zas�u�onych nigdy nie otrzyma�o �adnego odznaczenia. Dla
klanu Ryo
nagroda ta by�a ogromnym wyr�nieniem. Sam Ryo nie przywi�zywa� jednak do tego
zbytniej wagi. Ka�dy przecie� post�pi�by na moim miejscu tak samo, twierdzi�.
Nie zgadzano
si� z nim, w ko�cu to w�a�nie on, a nie kto inny, zachowa� si� w ten spos�b.
W ci�gu najbli�szych tygodni wznowiono zaopatrzenie drog� powietrzn� z Zirenby,
Jupiq i z innych zaprzyja�nionych miast. Wszystkie ofiarowa�y, co mog�y.
Najpierw nadesz�y
lekarstwa i �ywno��, potem przybyli in�ynierowie. Z Ciccikalk dostarczono
materia�y
budowlane i skomplikowane cz�ci zamienne. Zniszczone pola przygotowano do
ponownych
zasiew�w. Sprawnie nareperowano uszkodzone kominy wentylacyjne i przemys�owe.
Najwi�kszych zniszcze� dokonali napastnicy w terminalu modu��w transportowych.
Usuni�cie szk�d, i to jak najszybciej, mia�o dla Sp�ki Inmot wielkie znaczenie,
gdy� nie
przetworzone do ko�ca miejscowe produkty spo�ywcze wysy�ano modu�ami do Zirenby.
Pewnego dnia Ryo odwiedzi� terminal, by obejrze� post�p prac.
Dopiero wylewano tor prowadz�cy, po kt�rym na poduszce magnetycznej kursowa�y
modu�y. Gruba warstwa szarobia�ego plastiku krzep�a szybko, tworz�c
niezniszczaln�,
elastyczn� lini�. We w�a�ciwych miejscach umieszczano nowe cewki. Stacja mia�a
by�
nowocze�niejsza ni� przedtem, a ca�o�� zamierzano pokry� kosztownym kryszta�em
przeciws�onecznym. Wszystkie prace przebiega�y pod czujnym i krytycznym nadzorem
miejscowych i sprowadzonych z innych miast technik�w.
Cho� nowy terminal mia� by� obszerniejszy, lepiej zorganizowany i �adniejszy od
starego, mieszka�cy Pa-szex woleliby go otrzyma� bez uprzedniego ataku wroga.
Ryo
zastanawia� si�, czy budowa luksusowego nowego terminalu nie jest przypadkiem
subteln�
form� przeprosin rz�du za uraz, jakiego doznali mieszka�cy.
Z okazji przybycia z Jupiq nowym torem pierwszego modu�u uroczy�cie �wi�towano,
ale Ryo w, tym nie uczestniczy�, gdy� przebywa� w tym czasie g��boko w d�ungli.
Obejrza�
sobie jednak wszystko wieczorem na ekranie: kilkana�cie pod�u�nych modu��w
pasa�erskich
po��czy�o si� za terenem Jupiq, tworz�c srebrzysty poci�g, kt�ry potem
rozdzieli� si� przed
Paszex i do miasta wjecha�a majestatyczna procesja modu��w. Tak wi�c system
transportowy
dzia�a�. Towary i pasa�erowie mogli swobodnie podr�owa� mi�dzy Paszex a innymi
miastami Willow-wane. Pozosta�o tylko artystyczne wyko�czenie wn�trza terminalu.
Nap�ywa�y dalsze fundusze obiecane przez rz�d. Dalsze przeprosiny.
Tego wieczora wydawano uroczysty posi�ek dla klanu. Podano go w sali klanowej,
dwie czasocz�ci p�niej ni� zwykle, aby ka�dy zd��y� si� stosownie ubra�. Na
tak� okazj�
zak�adano pi�kn� bi�uteri� i inkrustacje. Noszono sakwy naszyjne, kamizelki z
pomara�czowej i srebrnej siateczki, r�owe tkaniny z materii tak delikatnej, �e
a� trudno by�o
uwierzy�, by jakakolwiek r�ka lub maszyna zdo�a�a j� utka�. Zar�wno samice, jak
i samce
popisywali si� inkrustacjami z karnelitu, obsydianu i agat�w, oszlifowanymi
gemmami,
ceramiczn� i emaliowan� a�urow� bi�uteri� w kszta�cie tr�jk�t�w i sztabek.
Klejnoty te
umieszczano w zag��bieniu mi�dzy �uchw� a oczami, a na ramionach i plecach
skrzy�y si�
wstawki, maj�ce bardziej oficjalny charakter.
Po posi�ku Ryo otrzyma� odznaczenie szkar�atnej gwiazdy. Czteroramienny medal
wr�czy� mu pomniejszy przedstawiciel rz�du, specjalnie przyby�y na t� okazj� z
Zirenby.
Urz�dnik przekaza� ma�e przezroczyste pude�eczko czcigodnej Ilvenzuteck, matce
klanu, do kt�rego nale�a� Ryo, a ona dumna wr�czy�a j� inkrustatorce. Artystka
zabra�a si� do
dzie�a i rozmaitymi d�utkami, bezbole�nie, rze�bi�a rowki w pancerzu chitynowym
Ryo na
lewym ramieniu. Pozostali cz�onkowie klanu przygl�dali si� temu z podziwem.
Gwiazd�
posmarowa�a trwa�ym klejem i starannie osadzi�a, tak �e metal i chitynowy
szkielet Ryo
tworzy�y g�adk�, jednolit� powierzchni�. Inkrustatorka, wiekowa Thranxyjka, by�a
dumna, �e
ju� przy pierwszej pr�bie wpasowa�a order tak precyzyjnie. Spod gwiazdy nie
wyciek�a ani
odrobina kleju. Artystka wielokrotnie robi�a ju� takie inkrustacje, ale
przewa�nie pracowa�a z
ta�sz� ceramik� i do tego rzadko jej pracy przygl�dali si� inni. Teraz, zgodnie
z tradycj�
inkrustator�w, po�lini�a lekko gwiazd�, by wydoby� z niej blask.
Od tej pory odznaczenie b�dzie nieod��czn� cz�ci� cia�a Ryo, by wszyscy mogli
je
podziwia�. Je�li Ryo kiedykolwiek wyruszy w podr�, obcokrajowcy b�d� go pytali,
w jakiej
wojnie, podczas jakiej wyprawy zdoby� ten medal. A on b�dzie musia� przyzna�:
dosta�em go
za to, �e uleg�em impulsowi i odstraszy�em wojowniczych obcych, by nie niszczyli
drzew
tettoqowych i krzew�w asfi.
Zebrani wsp�klanowcy, starsi, doro�li i m�odzie� zagwizdali z aplauzem,
najpierw
wysoko, potem cichutko. Ryo przyj�� te wyrazy podziwu, a siedz�ca obok Fal
promienia�a
dum�.
Wygl�da dzi� cudownie, pomy�la� Ryo. Pi�kne s� te jej proste ��te paski na
czole i
trzy zwie�czaj�ce je r�owe kropeczki. Dobra�a do nich przybranie szyi i cia�a z
fio�kowego
opalizuj�cego materia�u. Wok� b-tu�owia i tchawek przyklei�a sobie �atwym do
zmycia
klejem fioletow� i srebrn� ni�. Srebrne druty tworzy�y podw�jne spirale wok�
obu
�ukowatych pok�ade�ek. Taka toaleta wymaga�a niezwykle d�ugich i k�opotliwych
zabieg�w,
przy kt�rych pomagali jej brat i przyjaciele.
Przez chwil� Ryo chcia� og�osi� uroczy�cie, �e maj� zamiar si� skojarzy�, ale
oczywi�cie nie m�g� tego zrobi� bez uprzedniego porozumienia si� z Fal, cho�
wiedzia�, �e
natychmiast by si� zgodzi�a. Niech ju�. zostanie tak, jak jest, pomy�la�. Fal
bardzo mu si�
podoba�a, ale nie by� pewien, czy jest got�w do tego zwi�zku.
Sta� wi�c, przyjmuj�c wyrazy szacunku od swego klanu, a czteroramienna
szkar�atna
gwiazda b�yszcza�a na jego pancerzu. My�la� o pi�knej, zakochanej w nim damie, o
czekaj�cym go awansie w miejscowych w�adzach Inmotu i odczuwa� wewn�trzny
spok�j.
Nikt z go�ci nie s�dzi� nawet, �e g��boko w m�zgu Ryozenzuzexa skrywa�a si� taka
oto my�l: nie mog� powiedzie�, �e �ywi� nienawi�� do AAnn�w, przeciwnie, bardzo
im
zazdroszcz� ich prom�w...
ROZDZIA� 3
Statek nie by� stary, nieco tylko starszy od kapitana. Z przodu sze�� wielkich
owalnych wachlarzy projekcyjnych tworzy�o okr�g przymocowany do o�miok�tnego
kad�uba
d�ugimi, metalowymi korytarzami oraz paj�czyn� klamer i podp�rek.
Ka�dy wachlarz wytwarza� cze�� pola pozygrawitacyjnego, kt�re by�o prymitywnym
prekursorem nap�du KK, wprowadzonego ju� po Amalgamacji. Pole przeci�ga�o statek
-
konstrukcj� przypominaj�c� niezgrabn�, nieop�ywow� kanciast� metaliczn�
ka�amarnic� -
przez Przestrze� Plus. Do wytworzenia pola pozygrawitacyjnego zu�ywano mas�
energii, a w
Przestrzeni Plus nie obowi�zywa�y prawa skromnej fizyki. W tym obszarze pe�nym
gwiazd-
duch�w �wiat�o widzialne rozprasza�o si�, a gwiazdy rentgenowskie by�y widoczne.
W
Przestrzeni Plus r�wnie� inne osobliwe zjawiska stawa�y si� normalne, a statki
G��bokiego
Kosmosu sun�y niepewnie w tych nowych rejonach fizyki. Kapitan musia� by�
przygotowany na rozmaite przemy�lne zjawiska fizyczne - niekt�re z nich nie
dotyczy�y
bezpo�rednio ani materii, ani energii.
Poni�ej przestrzeni Plus znajduje si� normalna przestrze� (�poni�ej� u�yte jest
tutaj w
sensie potocznym, a nie relatywistycznym), gdzie mo�na odnale�� przewidywalne
gwiazdy i
nadaj�ce si� do zamieszkania planety.
A jeszcze ni�ej istnia�y nienaturalne atomowe i subatomowe osobliwo�ci
Przestrzeni
Minus lub Zero-przestrzeni, obszar wieczno�ci, w kt�ry lepiej si� nie
zapuszcza�, gdzie
tachiony oraz inne nie istniej�ce cz�steczki stawa�y si� rzeczywiste i gdzie
statki i informacje
znika�y czasami, pozostawiaj�c �lad jeszcze mniej wyra�ny, ni� gdyby wpad�y do
kolapsara.
Zero-przestrze� to �rzeczywisto�� wywr�cona na nice� - wedle s��w najbardziej
powa�anego
thranxyjskiego teofizyka.
Kapitan Brohwelporvot wkroczy� do sterowni Zinramma. Cho� dowodzi� ju� trzeci�
wypraw� badawcz� w G��boki Kosmos, nadal si� denerwowa�. Wok� zasiedli wygodnie
na
swych siod�ach pozostali cz�onkowie za�ogi.
Przez przednie okno obserwacyjne widoczna by�a fioletowa po�wiata nap�du
pozygrawitacyjnego, okalaj�ca nor� wiercon� przez Zinramma w przestrzeni Plus.
�wier�
sezonu dzieli�o ich od uk�adu Uldomu. W czasie swej podr�y nie tylko sprawdzili
i
uzupe�nili mapy poka�nego obszaru kosmosu, ale zba