7915

Szczegóły
Tytuł 7915
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7915 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7915 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7915 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alan Dean Foster Kryszta�owe �zy Prze�o�yli:Piotr Staniemski i Gra�yna Grygiel wyd. pol. 1996 Tygrysicy o g�osie ma�ej dziewczynki i welwetowych pazurach, Mojej agentce, Virginii Kidd, z podzi�kowaniami za dziesi�� lat zach�caj�cego mruczenia i konstruktywnych drapni��. ROZDZIA� 1 Nie�atwo by� larw�. Z pocz�tku nie ma nic. Bardzo powoli, stopniowo nico�� koaguluje w niejasn�, niepewn� �wiadomo��. �wiat zewn�trzny nie zaskakuje - pojawia si� jako szara nieunikniono��. Larwa nie porusza si�, nie potrafi m�wi�. Ale mo�e my�le�. Jego pierwsze wspomnienia dotyczy�y oczywi�cie ��obka: rurowate, ch�odne, ciemnawe, do�� ha�a�liwe, wype�nione celow� krz�tanin� pomieszczenie. Pod �agodnym �ukiem sufitu doro�li rozmawiali z jego bli�nimi - innymi larwami. Wraz z u�wiadomieniem sobie otoczenia nadesz�o poczucie w�asnej osobowo�ci i w�asnego organizmu: bry�owatej, p�torametrowej cylindrycznej masy bia�ego, plamistego cia�a. Swymi prostymi, niedoskona�ymi oczami larwy �apczywie ch�on�� ograniczony �wiat. Doro�li, sprz�t, �ciany, sufit, pod�oga, jego towarzysze i ko�yska, w kt�rej le�a�, wszystko w kolorach czarnym, bia�ym oraz po�rednich odcieniach szaro�ci. Nie postrzega� niczego wi�cej. �wiat barw by� tajemniczym, niewyobra�alnym kr�lestwem, do kt�rego dost�p mieli tylko doro�li. Rozmy�la� nad zagadkami bytu, a najintensywniej o tym, czym jest b��kit, czym jest ��to�� - doznania niedost�pnego mu widma promieniowania. Doro�li, kt�rzy prowadzili ��obek i opiekowali si� m�odymi, mieli w tych sprawach do�wiadczenie. Wielokrotnie s�yszeli te same pytania zadawane przez kolejne pokolenia podopiecznych, a jednak ci�gle byli cierpliwi i wyrozumiali. Usi�owali mu wyja�ni�, co to jest barwa. Ich s�owa by�y puste, gdy� nie mia�y �adnych odno�nik�w, �adnych punkt�w orientacyjnych w umy�le, kt�re pomog�yby larwie. Pr�bowali r�wnie� opisywa� s�o�ce ogrzewaj�ce powierzchni� planety, hen wysoko, wysoko, ponad podziemnym ��obkiem. W ko�cu wyobrazi� sobie s�o�ce jako co�, co p�onie jasno i wytwarza intensywn� nieobecno�� ciemno�ci. Gdy podr�s�, opiekunowie pozwolili mu zwiedza� pomieszczenie. Chodzi� sobie na sw�j prymitywny, zawijasty spos�b, niczym robak. Przez ��obek przemyka�y liczne Opiekunki - pracowici doro�li, obdarzone prawdziw� zdolno�ci� ruchu. Maszyny nauczaj�ce mamrota�y gorliwcom nie ko�cz�ce si� litanie. Od czasu do czasu wpadali te� inni doro�li, na przyk�ad para, kt�ra przedstawi�a si� jako jego rodzice. Por�wnywa� ich ze swymi podobnymi do siebie towarzyszami o wij�cych si�, bia�ych cia�ach zako�czonych m�tnymi, czarnymi oczkami i w�skimi szparami ust. Jak�e zazdro�ci� doros�ym - mieli ukszta�towane cia�a o czystych liniach, cztery silne nogi, powy�ej r�ko- stopy, pe�ni�ce rol� r�k lub trzeciej pary n�g, a jeszcze wy�ej delikatne r�kod�onie. Doro�li mieli te� prawdziwe oczy. Ogromne, wielofasetkowe kule, �wiec�ce jak grudki b�yszcz�cych klejnot�w (jemu wydawa�y si� jasnoszare, cho� wiedzia�, �e s� pomara�czowe, czerwone i z�ote, cokolwiek to w og�le znaczy�o). Tkwi�y po bokach l�ni�cych, sercowatych g��w, z kt�rych wyrasta�a para pierzastych czu�ek, naprawd� bia�ych. Zar�wno jego, jak i towarzyszy fascynowa�y te czu�ki. Doro�li wyja�niali, �e czu�ki s� narz�dami dw�ch zmys��w: zmys�u w�chu i zmys�u fazu. Rozumia�, co to faz - zdolno�� do wykrywania obecno�ci poruszaj�cych si� obiekt�w przez wyczuwanie drga� powietrza. Jednak poj�cie zapachu, tak jak poj�cie barwy zupe�nie nie mie�ci�o si� w jego wyobra�eniach. Rozpaczliwie pragn�� wi�c pr�cz r�k i n�g posiada� r�wnie� czu�ki. Rozpaczliwie pragn�� sta� si� kim� kompletnym. Opiekunki - osoby cierpliwe - w pe�ni rozumia�y te t�sknoty. Czu�ki i odn�a pojawi� si� z czasem. Teraz by� czas nauki. Uczono mowy, cho� larwy potrafi�y jedynie prymitywnie sapa� i chrz�ka�. Do wydawania tych odg�os�w wykorzystywa�y elastyczne cz�ci swej jamy g�bowej. Eleganckie pstrykania i pogwizdywania mowy doros�ych wymaga�y p�uc, gard�a, �uwaczek i szcz�k doros�ego osobnika. W pewien wi�c spos�b widzia�, s�ysza� i troch� m�wi�. Fazowa� i w�cha� w og�le nie potrafi�, a wzrok jego by� upo�ledzony, nie dostarcza� barw. Chc�c go pocieszy� nauczyciele wyja�niali, �e �aden z doros�ych nie ma tak dobrze rozwini�tego w�chu ani zmys�u fazowania jak prymitywni, pozbawieni inteligencji przodkowie Thranx�w. W zamierzch�ych czasach mieszkali oni pod ziemi�, znacznie g��biej ni� obecnie. Nie znali sztucznego o�wietlenia, wi�c faz i w�ch odgrywa�y wi�ksz� rol� ni� wzrok. S�ucha� i wszystko rozumia�, lecz ci�gle trawi� go niepok�j. Robaczymi ruchami zbywa� lekcje �wicze� fizycznych; �wiczy�, bo nalegali na to. Ci�gle jednak mia� �wiadomo��, i� jest to licha namiastka prawdziwej ruchliwo�ci. Ach, jak to irytowa�o! Lata larwalne to Czas Nauki. Larwa, prawie nie- zdolna do ruchu, niezdolna do fazowania i w�chania, ledwie umiej�ca m�wi�, lecz wyposa�ona w niez�y wzrok i s�uch, by�a odpowiednio przygotowana do zdobywania wiedzy. A on by� wyj�tkowo ��dny wiedzy. Poch�ania� wszystko i �apczywie prosi� o wi�cej. Jego nauczyciele i Opiekunki cieszyli si� z tego, podobnie jak przymocowana do ko�yski maszyna nauczaj�ca. Opanowa� wysoko- i niskothranxyjski, cho� nie m�wi� nale�ycie w �adnym z tych j�zyk�w. Nauczy� si� fizyki, chemii i podstaw biologii. Dowiedzia� si�, jakim niebezpiecze�stwem by�y wszelkie zbiorniki wodne, w kt�rych woda si�ga�a wy�ej ni� do tu�owia, czyli do miejsca, gdzie doros�y Thranx mia� tchawki. Thranxowie potrafili wprawdzie utrzyma� si� na wodzie, lecz kr�tko, kiedy za� woda dostawa�a si� do wn�trza ich cia�, ton�li. P�ywanie by�o sztuk� zarezerwowan� dla prymitywnych stworze� ze szkieletami wewn�trznymi. Uczono go astronomii i geologii, cho� nie widzia� ani nieba, ani - mimo �e mieszka� pod powierzchni� planety - gruntu. �ciany w ��obku wy�o�one by�y elegancko kafelkami i boazeri�. Inne obiekty w Paszex, jego rodzinnym mie�cie, wyk�adano plastikiem, masami ceramicznymi, metalem lub kamiennymi p�ytami. W prastarych norach Uldomu, planety, gdzie pojawili si� Thranxowie, tunele i komnaty ok�adano prze�ut� celuloz� lub organicznym tynkiem. Poznawali te� przemys� i rolnictwo. Studiuj�c histori� dowiadywali si�, jak stawonogi spo�eczne, znane pod nazw� Thranx�w, opanowa�y pocz�tkowo Uldom, przystosowuj�c si� do egzystencji zar�wno na powierzchni planety, jak i w jej g��bi, a potem rozprzestrzeni�y si� na inne �wiaty. Potem dyskutowano o teologii i larwy dokonywa�y wyboru swej drogi �yciowej. Z czasem, w miar� jak umys�y dojrzewa�y, przechodzono do dziedzin bardziej z�o�onych, takich jak biochemia, nukleonika, socjologia i sztuki, w zakres kt�rych wchodzi�o r�wnie� prawoznawstwo. Szczeg�lnie lubi� histori� podr�y kosmicznych, opowie�ci o prymitywnych rakietach i pierwszych nie�mia�ych lotach na trzy ksi�yce Uldomu, o odkryciu nap�du pozygrawitacyjnego, kt�ry umo�liwi� przerzucenie statk�w przez mi�dzygwiezdne otch�anie, i o zak�adaniu kolonii na takich �wiatach jak Dixx, Everon i Spokojny ��obek. Dowiedzia� si� o p�czkuj�cym handlu mi�dzy jego rodzinnym �wiatem, Willow-wane, a innymi koloniami i Uldomem. Jak�e� zapragn�� polecie� na Uldom, gdy si� o nim dowiedzia�! Ojczysty �wiat wszystkich Thranx�w, Uldom. Magiczna, czarowna nazwa. Opiekunki u�miecha�y si�, widz�c jego podniecenie. To naturalne, �e chcia� tam pojecha�. Wszyscy chcieli. A jednak z jego wykres�w charakterologicznych da�o si� odczyta� jeszcze jedno - nieokre�lon� t�sknot�, kt�ra zastanawia�a specjalist�w od larwiej psychologii. By� mo�e mia�o to zwi�zek z niezwyk�ymi okoliczno�ciami, w kt�rych si� wyklu�: z typowej czw�rki jaj nie pojawi�o si�, jak normalnie, dw�ch samc�w i dwie samiczki, lecz trzy samiczki i tylko jeden samiec - w�a�nie on. Zdawa� sobie spraw� z zatroskania psycholog�w, lecz wcale go to nie martwi�o. Skoncentrowa� si� na nauce. Umys� p�ka� mu od informacji o cudach bytu. Kiedy ci dziwni doro�li mamrotali o �niezdecydowaniu� i o �niech�ci do podejmowania dzia�a�, on przeorywa� programy nauczania, a wtedy jego niezwyk�a ��dza wiedzy �agodzi�a niepok�j opiekun�w. Czy� nie mogli zrozumie�, �e nie interesowa� go �aden szczeg�lny przedmiot? Fascynowa�o go dos�ownie wszystko. Psychologowie jednak nie rozumieli tego i niecierpliwili si�. Jego rodzina r�wnie�, gdy� Thranx na Kraw�dzi zawsze wie, co zamierza robi�... potem. Uog�lnienia to nie spos�b na �ycie. Przez pewien czas wszyscy my�leli, �e mo�e zechce zosta� filozofem, lecz jego zainteresowania dotyczy�y zawsze konkret�w, a nie zawi�ych spekulacji. Poniewa� jednak otrzymywa� niezwykle wysokie oceny, nie przeniesiono go ze ��obka og�lnego do ��obka dla umys�owo upo�ledzonych. Studiowa� wi�c i studiowa�. Dowiadywa� si�, �e Willow-wane to cudowny �wiat przyjemnych bagien i nizin, gor�cy i wilgotny, prawie tak gor�cy i wilgotny jak ��obek. Prawdziwa planeta-ogr�d, kt�rej bieguny wolne by�y od lod�w i na kt�rej wielkie kontynenty pokrywa�a g�sta d�ungla. Willow-wane by�a jeszcze bardziej go�cinna ni� sam Uldom. Mia� szcz�cie, �e urodzi� si� w�a�nie tutaj. Swe imi� pozna� bardzo wcze�nie. Nazywa� si� Ryo, z Rodziny Zen, Klanu Zu, z Ula Zex. Ostatni cz�on to pozosta�o�� po czasach pierwotnych, obecnie istnia�y tylko miasta i miasteczka - nie by�o ju� prawdziwych uli. Historia informowa�a dalej, �e rozw�j prawdziwej inteligencji zbieg� si� z wykszta�ceniem zdolno�ci sk�adania jaj przez wszystkie samice Thranx�w. Nie potrzebowano ju� wyspecjalizowanej Kr�lowej. Nowo osi�gni�ta elastyczno�� biologiczna da�a im przewag� nad innymi stawonogami, Thranxowie nadal jednak okazywali szacunek honorowym matkom klan�w i uli - pozosta�o�� po biologicznym matriarchacie, kt�ry kiedy� by� charakterystyczny dla ca�ej rasy. Tego wymaga�a tradycja. Lud ogromnie kocha� tradycje. Pami�ta�, jakiego dozna� szoku, gdy po raz pierwszy dowiedzia� si� o AAnnach, kosmicznej rasie - inteligentnej, przebieg�ej, dalekowzrocznej i agresywnej. Zdumia�y go nie ich zdolno�ci, lecz fakt, �e stworzenia te posiada�y wewn�trzne szkielety, sk�rzaste okrycia i elastyczne cia�a. Porusza�y si� jak prymitywne zwierz�ta w d�ungli, jednak nikt nie w�tpi� w ich inteligencj�. Odkrycie to wywo�a�o konsternacj� w thranxyjskich �rodowiskach naukowych, utrzymuj�cych dotychczas, �e istoty bez ochronnego egzoszkieletu �yj� tak kr�tko, i� nie zd��y�yby si� sta� inteligentnymi. Twarde �uski AAnn�w by�y ochron� dla organizmu i niekt�rzy przypuszczali, �e ich zamkni�te systemy kr��enia w jaki� spos�b kompensuj� brak egzoszkieletu. Studiowa� dog��bnie te wszystkie zagadnienia, ale zacz�� odczuwa� pewien niepok�j, gdy� wiedzia�, �e w�r�d tych lokator�w ��obka, kt�rzy znajdowali si� na Kraw�dzi, jedynie on nie by� zdolny do obrania sobie zawodu i specjalno�ci na ca�e �ycie. Towarzysze podejmowali decyzje, ciesz�c si� z bliskiego terminu. Jeden pragn�� by� chemikiem, drugi in�ynierem dozoru, kolega z s�siedniej ko�yski chcia� zosta� S�u�bowym, a jeszcze inny widzia� swe miejsce w zarz�dzaniu przetw�rstwem �ywno�ci. Tylko on nie m�g� si� zdecydowa�, nie podejmowa� decyzji, nie chcia� jej podj��. Chcia� si� nadal uczy�. A potem nie by�o ju� czasu na nauk�. Zosta� jedynie czas na niespodziewanie narastaj�c� trwog�. Od miesi�cy jego cia�o zmienia�o si�, do�wiadcza�o subtelnych wewn�trznych napi��, drgnie� i wstrz�s�w. Czu� w sk�rze i ca�ym jestestwie dziwne mrowienie. Zaw�adn�� nim pop�d, przemo�na ch��, by zwr�ci� si� ku swemu wn�trzu i wybuchn�� na zewn�trz. Opiekunki pr�bowa�y jak najlepiej przygotowa� go do tego. Uspokaja�y, wyja�nia�y, wci�� pokazywa�y mu nagrania, kt�re starannie studiowa�, jednak obrazy ogl�dane na ekranie by�y klinicznie sterylne. Trudno je by�o powi�za� z tym, co dzia�o si� wewn�trz jego cia�a. �adne nagrania, �adne informacje nie mog�y nikogo przygotowa� do rzeczywistych zdarze�. Jeszcze gorsze by�y pog�oski, jakie przekazywali sobie towarzysze ze ��obka pod os�on� ciemno�ci, w porze snu, kiedy doro�li nie s�uchali. Okropne opowie�ci o strasznych deformacjach, o potworkach, kt�re uwalniano od cierpie�, zanim jeszcze mog�y obejrze� si� w lustrze. Inni jednak powiadali, �e pozwala si� im mimo wszystko p�dzi� n�dzn� egzystencj� obiekt�w do�wiadczalnych, nigdy nie dopuszczanych do �ycia w spo�ecze�stwie. Pog�oski narasta�y i mno�y�y si� r�wnie szybko, jak zmiany w jego ciele. Opiekunki i lekarze specjali�ci co rusz przychodzili i bacznie go obserwowali. Ca�e to zamieszanie, ca�a tajemnica, l�k przed nieznanym, zadziwienie i nadzieja, wszystko to zawiera�o si� w jednym s�owie: Metamorfoza. Proces ten by� czym� nieuniknionym, jak �mier�. Geny ��da�y - cia�o s�ucha�o. Larwa nie mog�a tego op�ni�. Studiowaniu zbli�aj�cej si� metamorfozy po�wi�ci� si� bardziej ni� jakiejkolwiek dotychczasowej nauce. Obserwowa� zapisy, zdumiony tym procesem przemian. A je�li kokon b�dzie �le utkany? A je�li dojrzeje zbyt wcze�nie i wyrwie si� z kokonu tylko cz�ciowo uformowany albo, co gorsza, poczeka zbyt d�ugo i si� udusi? Opiekunki dodawa�y mu odwagi. Owszem, kiedy� zdarza�y si� te wszystkie straszne rzeczy, lecz teraz ca�y czas dy�uruj� in�ynierowie metamorfi�ci i wyszkoleni lekarze. Nowoczesna medycyna jest w stanie naprawi� ka�d� pomy�k�, jak� pope�ni cia�o. Wreszcie nadszed� �w dzie�, a poprzedzi�y go cztery bezsenne noce. Ca�ym cia�em czu� nerwow� gotowo��, jakby za chwil� mia� si� rozprysn��. Niewyobra�alne emocje ogarn�y i jego, i innych, tych, kt�rych ju� uprzednio zabrano ze ��obka. Oszo�omione m�odsze larwy �ledzi�y ich odjazd wzrokiem, niekt�re wznosi�y po�egnalne okrzyki: - �egnaj, Ryo... Nie wyjd� przypadkiem z o�mioma nogami! Do zobaczenia, w postaci doros�ego - krzycza� kto�. - Wracaj i poka� nam swe d�onie - zawo�a� inny. - Powiesz nam, co to jest barwa! Wiedzia�, �e tu nie powr�ci. Kiedy si� odesz�o, nie by�o powod�w, by wraca�. ��obek nale�a� do innego �ycia, chyba �e zechcia�by tam pracowa� jako doros�y. Jego paleta posuwa�a si� d�ugim przej�ciem mi�dzy ko�yskami i wkr�tce ��obek wraz z przyjaznymi, znajomymi bielami i szaro�ciami, ko�yskami i wsp�czuj�cymi towarzyszami, jedynymi jakich mia� w �yciu, wszystko to pozosta�o za trzycz�ciowymi drzwiami. Us�ysza� czyj� krzyk, a potem zda� sobie spraw�, �e to on sam krzyczy. Personel medyczny ucisza� go i uspokaja�. A potem Ryo znalaz� si� w wielkiej komnacie pod wysok� kopu��. W ciemno�ci �arzy�y si� �wiate�ka, panowa�a doskonale zr�wnowa�ona wilgotno�� i temperatura. Widzia� obok inne palety, widzia� przyjaci� wij�cych si� i skr�caj�cych pod specjalnymi lampami. Na s�siedniej palecie spoczywa�a samica o imieniu Urilavsezex. Wyda�a d�wi�k oznaczaj�cy przyja�� i �yczenia sukcesu. - Wreszcie tutaj - powiedzia�a. - Po tak d�ugim czasie, po tylu latach. Zupe�nie nie wiem, co i jak mam czyni�. - Ja te� nie wiem - odrzek� Ryo. - Znam nagrania, ale jak okre�li�, kiedy dok�adnie nadchodzi w�a�ciwy moment, sk�d si� wie, �e nadszed� ju� czas? Nie chcia�bym pope�ni� jakiego� b��du. - Ja czuj� si�... czuj� si� tak dziwnie. Tak jakbym... jakbym musia�a... Przesta�a m�wi�, gdy� z jej ust w magiczny spos�b zacz�� wydobywa� si� jedwab. Zafascynowany Ryo patrzy�, jak samica zacz�a dzia�a�, poch�oni�ta jedn� my�l�. Jej cia�o zwija�o si� z elastyczno�ci�, kt�r� wkr�tce na zawsze utraci. Pochyliwszy si� ostro, rozpocz�a u podstawy cia�a i przesuwa�a si� szybko ku g�owie. Wilgotny jedwab k�ad� si� warstwami wok� jej korpusu, szybko twardniej�c. Ryo widzia� ju� tylko g�ow�. Za chwil� znikn�y nawet oczy. Dooko�a inni te� rozpocz�li sw� prac�. Co� wznios�o si� w jego wn�trzno�ciach i pomy�la�, �e zaraz zwymiotuje, ale nie zrobi� tego. To nie jego �o��dek odezwa� si� gwa�townie, lecz inne gruczo�y i narz�dy. W ustach poczu� smak, wcale nie przykry - �wie�y i czysty. Skr�ci� si�, schyli� i uk�ada� jedwab, kt�ry g�adko wyp�ywa� r�wnym strumieniem, jak gdyby Ryo prz�d� go ju� wcze�niej setki razy. Nie odczuwa� klaustrofobii. To l�k nieznany rasie dojrzewaj�cej pod powierzchni� ziemi. W g�r�, wysoko, wy�ej, wok� ust, a teraz oczu, narasta� kokon. W g�rze zw�a� si� szybko nad g�ow�. Prawie si� zamkn��, gdy do wn�trza, przez niewielk� szpar� si�gn�a jaka� para r�kod�oni. By nie zapl�ta� si� w twardniej�cy jedwab, porusza�y si� szybko, w jednym rytmie z jego ustami. Przytrzymywa�y rurk�, kt�r� docisn�y mu do czo�a. Wreszcie d�onie si� cofn�y. Nic ju� nie rozprasza�o jego uwagi. Ko�czy�, ko�czy�, ko�czy� prac�. A potem kokon by� got�w i wtedy wstrzykni�to mu �rodek uspokajaj�cy, kt�ry, wraz ze zm�czeniem fizycznym, wprawi� go w Sen. Niejasna, zanikaj�ca cz�� �wiadomo�ci wiedzia�a, �e b�dzie spa� przez pe�ne trzy sezony... Ale to wcale nie by�o d�ugo. Tylko kilka sekund i nagle kopa� rozpaczliwie i gwa�townie. Musz� si� wydosta�, my�la� histerycznie. By� uwi�ziony, zamkni�ty w czym� twardym i nie poddaj�cym si�. Pcha� i kopa� z ca�ej si�y. Taki s�aby. By� tak okropnie s�aby, a jednak - o, tutaj, ma�a szczelina. Z coraz wi�ksz� determinacj� kopa�, wali� d�o�mi i ci�gn�� kawa�ki skorupy, kt�ra p�ka�a tu� przed nim. Gwizdn�� triumfuj�co, uderzaj�c wszystkimi czterema nogami... a potem wyczerpany, ale wolny rozci�gn�� si� na mi�kkiej pod�odze. Na tu�owiu s�abo pulsowa�o pi�� tchawek, wci�gaj�c powietrze. Obr�ci� g�ow� i spojrza� w g�r�; r�kod�o�mi przetar� wilgo�, kt�ra wci�� zalepia�a oczy. A potem dotyka�y go inne d�onie, obraca�y, pomaga�y si� wypl�ta�. Oczy przecierano mu jakimi� sterylnymi tkaninami. W powietrzu unosi� si� ostry zapach mi�ty. - Ju� po wszystkim - oznajmi� pocieszaj�co jaki� g�os. - Odpr� si�, po prostu odpr�. Pozw�l cia�u nabra� si�. Instynktownie odwr�ci� si� w kierunku, sk�d dochodzi� g�os. Z oczu zmyto mu ostatnie b�ony uniemo�liwiaj�ce widzenie. Z g�ry spogl�da� na niego Thranx - samiec. Jego pancerz chitynowy mia� barw� g��bokiego fioletu. Thranx musia� wi�c by� w podesz�ym wieku. Nag�e ol�nienie. Fiolet. Kolor doros�ego by� fioletowy, a fiolet to kolor, kt�ry mu opisywano. Teraz wiedzia�, co to naprawd� znaczy. Ceramiczna wk�adka na czole doktora to pojedyncza srebrna belka skrzy�owana z dwiema belkami z�otymi, a fasetki jego oczu mia�y barw� czerwon� z pasmami ��ci i z�ota. Oczy doktora l�ni�y w �wietle pomieszczenia i... i... To wszystko by�o cudowne. Spojrza� na siebie i zobaczy� smuk�y wielosegmentowy odw�ok, cztery b�yszcz�ce chitynowe pokrywy skrzyde�, pod nimi szcz�tkowe skrzyd�a. Po lewej stronie, wyci�gni�te na ziemi, cztery silne, wielostawowe nogi. Podni�s� r�kod�o�, dotkn�� jej stopod�oni�, powt�rzy� ten ruch drug� par� ko�czyn, a potem zetkn�� razem wszystkie cztery zestawy po cztery palce. Ze wszystkich stron dochodzi�y niepewne potrzaskiwania i pogwizdywania, a osobnicy wydaj�cy te dziwne odg�osy usi�owali opanowa� nowe cia�a. Kto� przyni�s� lustro. Ryo spojrza�. Patrzy� na niego stamt�d pi�kny, niebiesko-zielony doros�y, wci�� jeszcze wilgotny, lecz szybko schn�cy. Doros�y tu� po Wy�onieniu. Sercowat� g�ow� mia� przechylon� na bok, kremowobia�e pierzaste czu�ki zadrga�y i dostarczy�y nies�ychanych, niezwyk�ych odczu�. Zapachy: pe�ny, ciemny, gryz�cy, pi�mowy, �arz�cy si�, waniliowy. Zapachy izby pokokonowej, zapachy jego przemienionych przyjaci�. Wiedzia�, �e spa� nie kilka minut, lecz ponad p� roku, a jego cia�o dojrzewa�o i zmienia�o si� z pulpowatej, ledwie �wiadomej bia�ej rzeczy we wspania�ego, sprawnego doros�ego. Pr�bowa� podci�gn�� nogi pod siebie i przekona� si�, �e po obu stronach czuwaj� czyje� r�ce, gotowe pom�c przy wstawaniu. - Spokojnie... nie p�d�... - uspokaja� go jaki� g�os. Kiedy ju� wsta�, odwr�ci� si� i zobaczy� szerokie okno. Z drugiej strony sta� t�um podnieconych doros�ych Thranx�w. Ryo po oznaczeniach rozpozna� dwoje z nich: swego rodzica i rodzice. Nie byli ju� nieokre�lonymi, szarymi kszta�tami. Teraz mieli barw�. Widocznie go rozpoznali, gdy� pozdrawiali gestami. Odpowiedzia� im podobnie, u�wiadamiaj�c sobie, �e mo�e to ju� teraz zrobi�. D�onie pu�ci�y go. Sta� sam, na czterech nogach, odw�ok mia� wyci�gni�ty z ty�u, tu��w i b-tu��w nachylone ku g�rze, a g�ow� na szczycie. Obejrza� si� przez rami�, spojrza� na swe cia�o, a potem w d� na pod�og�. Ostro�nie opu�ci� mi�kk� wy�ci�k� i wkroczy� na twardszy pier�cie� zewn�trzny. Powoli poszed� po kole. - Bardzo dobrze, Ryozenzuzex. - To m�wi� starszy doktor, kt�ry nadzorowa� jego Wy�onienie. - Nie przem�czaj si�. Twe cia�o samo wie, co ma robi�. Towarzysze Ryo eksperymentowali, robi�c g��bokie wdechy, przecieraj�c oczy, wypr�bowuj�c nogi i palce. Samice kr�ci�y swymi l�ni�cymi pok�ade�kami, wysuwa�y je i wsuwa�y. Umiem chodzi�, my�la� z zadowoleniem Ryo. Widz� kolory. Poczu� nacisk otaczaj�cego powietrza, a jego m�zg wysnuwa� wnioski. Potrafi� fazowa�, w�cha� i nadal s�ysz�. Podzi�kowa� tym, kt�rzy mu pomagali, i zdumia� si� jasno�ci� swej wymowy: ostre potrzaskiwania, pi�knie wymodulowane gwizdy - wszystkie zawi�o�ci dolnothranxyjskiego. Tak oto procentowa�y lata nauki. To r�wnie� go zadziwia�o. Kiedy wydawa� d�wi�ki czystej przyjemno�ci, cztery szcz�ki ociera�y si� g�adko o siebie. Tylko jedna ko�acz�ca si� my�l psu�a mu poczucie szcz�cia: mia� wspania�e cia�o, ale nie mia� �adnych perspektyw, gdy� nadal zupe�nie nie wiedzia�, co pragnie zrobi� ze swym �yciem. Po namy�le przysta� na prac� w rolnictwie, gdy� z rado�ci� my�la� o tym, �e nareszcie mo�e wyj�� na G�r� i, co go r�ni�o od ogromnie towarzyskich wsp�obywateli, znajdowa� przyjemno�� w pracy poza miastem. Wahania i niepewno�� zag�uszy� prac�. Pod wp�ywem nacisk�w klanu wzi�� jako prepartnerk� zdoln� i energiczn� samic� o imieniu Falmiensazex. �ycie zacz�o si� toczy� wygodn�, znajom� kolein�. Jego klan i rodzina przestali si� o niego martwi�, a dawny, dokuczliwy brak zdecydowania mala� i mala�, a� Ryo prawie o nim zapomnia�. ROZDZIA� 2 By� malmrep, trzecia z pi�ciu p�r roku panuj�cych na Willow-wane, pe�nia lata. Po�udnie. Przesycone wilgoci� powietrze dr�a�o z gor�ca. Ryo sprawdzi� wskazania na ekranie konsoli. Wraz z dwojgiem asystent�w wyruszy� do d�ungli, gdzie mieli zbada�, czy uda si� posadzi� dwa tysi�ce sadzonek beksaminy. Od dawna cierpliwie przekonywa� do tego pomys�u lokalne w�adze Inmotu, kt�re zamierza�y obsadzi� niedawno osuszony i wykarczowany teren krzakami ji. Ryo twierdzi�, �e nadszed� czas, by urozmaici� miejscow� ro�linno�� i �e najodpowiedniejsze s� pn�cza beksaminy, rodz�cej ma�e, twarde, ciemnobrunatne jagody. Z samego owocu nie by�o �adnego po�ytku, ale na-sionko, rozgniecione, zmieszane z wod� i proteinami, dawa�o przepysznie s�odki i bardzo po�ywny syrop. Tyle tylko �e pi�tnastometrowej d�ugo�ci pn�cze wymaga�o znacznie staranniejszej piel�gnacji ni� najdelikatniejszy nawet egzemplarz krzaku ji. Mimo to lokalne w�adze da�y si� przekona� i propozycj� przyj�to stosunkiem g�os�w trzy do dw�ch. Ryo zdawa� sobie spraw�, jak wiele zale�y od tego przedsi�wzi�cia; niepowodzenie nie wp�yn�oby wprawdzie na os�abienie jego do�� solidnej pozycji w Sp�ce, ale gdyby uda�o si� zebra� obfite plony beksaminy, znacznie by ona wzros�a. Nie by� pewien, czy d��enie do osi�gni�cia sukcesu to dobry pomys�, ale poniewa� nie robi� post�p�w w �adnej innej dziedzinie, doszed� do wniosku, �e r�wnie dobrze mo�e stara� si� o awans w Sp�ce. - Bor, Aen, wypakujcie lunety teodolit�w - zwr�ci� si� do asystent�w. Oboje byli starsi od niego. - Po�o�ymy lini� w tym kierunku. - Praw� stop� i r�k� wskaza� na lewo, na p�nocny wsch�d. Bez oci�gania zabrali si� do pracy; rozpakowali przyrz�dy i umocowali je na podstawkach z boku pe�zacza. Ryo sprawdzi�, czy ��dlaki s� odpi�te i przygotowane na wypadek napotkania errili. Nic jednak nie wyskoczy�o ze spl�tanych zaro�li i spokojnie mogli nastawia� przyrz�dy. Bor wyjmowa� w�a�nie ze skrzyni znacznik odblaskowy, gdy nag�y wybuch rzuci� go z ca�� si�� na pulpit pe�zacza. Podmuch by� tak silny, �e pochyli� mniejsze drzewa, a pn�cza odar� z li�ci i ga��zi. Ryo usta� na nogach tylko dzi�ki temu, �e mocno trzyma� si� s�upka sterowniczego. Na chwil� zapanowa�a cisza i wszyscy troje znieruchomieli, nie wiedz�c, co to by�o. W tej chwili rozleg�y si� oszala�e wrzaski, zawodzenia, j�ki i p�acze przera�onych mieszka�c�w d�ungli, kt�rzy otrz�sn�li si� z szoku. Obok pe�zacza przebieg�y trzy inwicepy - ptaki o siatkowatych stopach metrowej prawie szeroko�ci, kt�rymi ledwo dotyka�y powierzchni bagna. Szyje trzyma�y r�wnolegle do powierzchni wody, a cienkie niebieskie ogony wyci�gn�y z ty�u dla utrzymania r�wnowagi. - O krzywe pok�ade�ko! - wymamrota� Bor. - Co to by�o? Jakby w odpowiedzi rozleg� si� kolejny grzmot, nieco �agodniejszy, lecz r�wnie� mocno zatrz�s� wierzcho�kami drzew. Asystenci spojrzeli na Ryo, oczekuj�c wyja�nie�, on jednak tylko patrzy� na po�udnie, sk�d przed chwil� przyjechali, i instynktownie wykonywa� gesty oszo�omienia. - Nie mam poj�cia. Mo�na odnie�� wra�enie, �e to wybuch zespo�u generator�w. - Mo�e zdarzy� si� jaki� wypadek na terminalu transportowym? - wyrazi�a przypuszczenie Aen. - To wykluczone. - Bor, najstarszy z nich trojga, wykona� gest ca�kowitej pewno�ci. - Jedynie za�amanie systemu nadzoruj�cego p�nocny sektor kontynentu mog�oby spowodowa� tak� katastrof�. Ale nawet je�li to si� wydarzy�o, nie wyobra�am sobie zderzenia modu��w, kt�re wywo�a�oby a� tak� eksplozj�. - To by zale�a�o od zawarto�ci modu��w - rzek� Ryo. - Jednak zgadzam si� z tob�. Najprawdopodobniejsze �r�d�o takiej energii to zesp� Reduktora na po�udniu miasta, tam gdzie destyluj� alkohol nap�dowy. - Lepiej wracajmy i zobaczmy, czy nie trzeba w czym� pom�c - powiedzia�a Aen. - W norach m�g� wybuchn�� po�ar. - Moi wsp�klanowcy pracuj� przy Reduktorze - rzek� Bor z niepokojem. - Moi r�wnie� - doda�a Aen. Ryo uruchomi� silnik pe�zacza. Szerokie zewn�trzne g�sienice ruszy�y w przeciwnych kierunkach. Pojazd obr�ci� si� wok� swej osi i z ha�asem pod��y� drog�, kt�r� przedtem wyci�li w g�stej d�ungli. B�oto i woda wypryskiwa�y spod p�dz�cej maszyny. Bor i Aen pakowali sprz�t pomiarowy. Gdy dotarli do skraju d�ungli w pobli�u plantacji i ju� mieli wjecha� na drog� do ula, czeka�a ich kolejna nieprzyjemna niespodzianka. Sta�y tam dwa wielkie wahad�owce o dziwnej wieloskrzyd�owej konstrukcji. L�duj�c zdewastowa�y starannie uprawione pola weoneonu i asfi. Lotnisko znajdowa�o si� na po�udnie od Paszex i Ryo nie m�g� poj��, sk�d na znanych mu poletkach mog�y si� wzi�� te dwa dziwne statki. Bor nie zastanawiaj�c si� przej�� stery i b�yskawicznie skierowa� pe�zacz w d�ungl�. Ta szybka akcja wytr�ci�a Ryo z odr�twienia. - Nie rozumiem - przyzna�, w dalszym ci�gu oszo�omiony. - Czy to jaka� awaria? Czy dlatego nie wyl�dowali na lotnisku i... - To nie s� Thranxowie ani �aden przyjaciel - przerwa� mu Bor. To nieuprzejme zachowanie wymusi�a sytuacja. - To wahad�owce AAnn�w. Pami�tasz informacje o nich z Okresu Nauki? Gdzie� na orbicie Willow-wane musi znajdowa� si� ich okr�t wojenny. Ryo natychmiast przypomnia� sobie, czego go uczono. Pot�ni, wrodzy i przebiegli - te przymiotniki najlepiej okre�la�y ekspansywnych, egzoszkieletowych AAnn�w. Ich uk�ady planetarne znajdowa�y si� bli�ej brzegu galaktyki ni� �wiaty Thranx�w. Cho� wojna nigdy nie zosta�a wypowiedziana, od czasu do czasu kt�ry� z kapitan�w AAnn�w pope�nia� �pomy�k� i �przekracza� swe kompetencje�. Tak przynajmniej zawsze utrzymywali AAnnowie. Centralny rz�d Uldomu wykazywa� rozs�dek w przypadku takich zaj�� i nigdy nie doprowadza�y one do wi�kszych star�. Pojedyncze utarczki, wprawdzie dokuczliwe, rzadko wywo�ywa�y wi�kszy skandal. Dlatego Wielka Rada wola�a reagowa� na te incydenty formalnymi protestami, kt�re przekazywano kana�ami dyplomatycznymi. Taka polityka przyw�dc�w nie satysfakcjonowa�a oburzonej za�ogi pe�zacza. Byli sk�onni nawet j� pot�pia� - rzecz niezwyk�a u os�b nawyk�ych do szacunku dla w�adzy. Widz�c, jak dwa statki agresora zniszczy�y starannie uprawiane pola, a s�upy czarnego dymu niczym jakie� duchy unosz� si� nad Paszex, nie mogli zdoby� si� na wyrazy sympatii dla swych dyplomat�w. - Co� musimy zrobi�. - Bezradny Ryo obserwowa� sytuacj� spoza drzew. Przez pola ni�s� si� syk wy�adowa� z broni energetycznej, s�absze od niego trzaski thranxowskich ��dlak�w i od czasu do czasu nieprzyjemne karrrramp, gdy wybucha�y pociski. - C� mo�emy zrobi�? - Ton g�osu Bora �wiadczy� o cichej rezygnacji. - Nie mamy przecie�... - Nagle co� przysz�o mu do g�owy i oczy za�wieci�y si� jak diamenty. - Mamy przecie� bro�. Ryo wyci�gn�� z pokrowca najwi�kszy karabin ��d�owy. Potrzebowa� do tego wszystkich swych czterech r�k. - Bor, ty poprowadzisz pe�zacz, a ty, Aen, b�dziesz pilotowa�a i obserwowa�a AAnn�w. - Wybacz - zaprotestowa�a Aen - ale zgodnie z hierarchi�, ja powinnam prowadzi�, Bor powinien strzela�, a ty pilotowa�. - Ze wzgl�du na zaistnia�e okoliczno�ci zawieszam hierarchi�. - Ryo sprawdza� �adunek swej broni. By� maksymalny. - Rozkazuj�, by�cie nie zwracali uwagi na hierarchi�. - Je�li uchylasz hierarchi�, to nie mo�esz wydawa� nam rozkaz�w - sprzeciwi�a si� g�adko Aen. Bor rozstrzygn�� sp�r wyprowadzaj�c pe�zacz spomi�dzy drzew na pole wysokich, bo si�gaj�cych po kabin� pojazdu asfi. Wkr�tce pojazd skry� si� w�r�d dojrza�ych str�k�w, zwisaj�cych z czarno-zielonych pasiastych �odyg. Od strony miasta nadal dobiega� ha�as i odg�osy strza��w. To zrozumia�e, a tak�e krzepi�ce, pomy�la� Ryo. Naje�d�cy, wyl�dowawszy bez przeszk�d na ods�oni�tym terenie, nie spodziewali si� zbrojnego oporu, a ju� na pewno nie kontrataku. Ryo rozkaza� Borowi skierowa� pe�zacz ku promom. Jak�e by si� teraz przyda� karabin energetyczny, znacznie skuteczniejszy w ataku na maszyny ni� ��dlak, przeznaczony do zwalczania �ywych stworze�. Zbli�yli si� ju� znacznie do prom�w, a nikt jako� nie pojawia� si�, by ich powstrzyma�. Ryo po raz pierwszy widzia� prawdziwy pojazd kosmiczny. Paszex, Jupiq, a nawet Zirenba by�y miastami prowincjonalnymi i nie mia�y port�w kosmicznych. Zbudowano jedynie urz�dzenia przystosowane do przyjmowania mniejszych �odzi suborbitalnych. Kieruj�c si� wskaz�wkami Aen, Bor gwa�townie skr�ci� z g��wnej polnej drogi na lewo. Z trzaskiem pruli przez g�ste rz�dy asfi. Na wszystkie strony fruwa�y owoce i �odygi. Takie niszczenie plon�w w normalnych warunkach spotka�oby si� z surowym pot�pieniem, ale w tej sytuacji Ryo zupe�nie si� tym nie przejmowa�. Wtem tu� przed pojazdem, nieco z prawej zobaczyli pojedynczego osobnika. AAnn w�a�nie si� za�atwia� i gdy niespodziewanie dostrzeg� wynurzaj�cy si� z zaro�li pe�zacz, wpad� w panik�. Potyka� si� o swe kr�tkie spodenki i warcza� co� niezrozumiale. Jego ci�kie szcz�ki pe�ne by�y ostrych z�b�w. Na czubku g�owy, po obu stronach mia� par� czarnych, jednosoczewkowych oczu. Kiedy si� poruszy�, mogli dostrzec stercz�cy z ty�u zakrzywiony ogon. Na du�ych, szponiastych stopach nosi� urz�dzenia przypominaj�ce metalowe getry. Pr�cz szort�w mia� na sobie bur� koszul�, a na g�owie he�m z g�szczem czujnik�w. Masywna bro�, kt�r� trzyma� w r�ku, po��czona by�a grubym przewodem z bateri� zamocowan� na pasku. AAnn obr�ci� si� i skierowa� luf� wylotem ku nadci�gaj�cemu pe�zaczowi. Ryo nie waha� si� ani troch� - zapomnia�, �e jest istot� cywilizowan�, ogarn�a go w�ciek�o��. Gdyby by� przeci�tnym robotnikiem, z pewno�ci� zgin��by, lecz praca na bagnach wykszta�ci�a w nim odruchy, kt�rych brakowa�o wi�kszo�ci mieszka�c�w ula. ��dlak szcz�kn�� ostro i z jego ko�ca wystrzeli�a cienka b�yskawica, trafiaj�c wroga prosto w pier�. AAnn skurczy� si�, podskoczy� metr nad ziemi� i pad� w konwulsjach. Gdy pe�zacz p�dzi� obok niego, le�a� ju� nieruchomo. Ryo dr�a� przez chwil�, poj��, �e uczyni� co� niesamowitego: z rozmys�em zabi� istot� rozumn�. Od strony Paszex dobiega�y wysokie, zaniepokojone gwizdy. Pierwotne instynkty wzi�y w Ryo g�r� nad kultywowanym od tysi�cleci zachowaniem cywilizowanym. Ul zosta� zaatakowany, a Ryo by� teraz �o�nierzem broni�cym dost�pu do korytarzy. I nic innego si� w tej chwili nie liczy�o. Znale�li si� tu� przy jednym z prom�w i Ryo szuka� na powierzchni statku miejsca, kt�re m�g�by skutecznie zaatakowa� ze swej broni. Gdyby mia� karabin energetyczny, strzela�by w podpory statku albo w przezroczyst� kopu�� ponad dziobem, gdzie znajdowa�a si� kabina sterownicza, ale to by� pojazd wojenny - nie mia� wysuni�tych anten ani zewn�trznych silnik�w. Pod jednym ze skrzyde� statku sta�o kilku uzbrojonych AAnn�w. Zaskoczeni patrzyli na wynurzaj�cy si� pe�zacz. Nim zdo�ali si� poruszy�, Ryo zastrzeli� jednego wroga. AAnnowie w pop�ochu rzucili si� ku rampie wysuni�tej z brzucha statku. Ryo b�yskawic� ze swej broni dosi�gn�� kolejnego wbiegaj�cego ju� na ramp� i beznami�tnie obserwowa�, jak tamten kuli si� i spada. Pozostali uciekinierzy pos�ali ku pe�zaczowi wi�zki energii. Bez�adne i po�pieszne strza�y nie trafi�y w ruchliwy pojazd, kt�rym Bor zr�cznie lawirowa�, zmieniaj�c nieoczekiwanie kierunki. Sun�li teraz pod ogonem pierwszego promu i zmierzali ku drugiemu. Ryo kilkakrotnie strzeli� w podw�jne dysze silnik�w odrzutowych, a potem w dysze rakietowe pomi�dzy nimi, maj�c nadziej�, �e uszkodzi w ten spos�b jak�� istotn� cz�� wrogiego statku. Nie potrafi� oceni�, czy jego akcja odnios�a jaki� skutek. Naje�d�cy jednak otrz�sn�li si� ju� z pierwszego szoku. Silny strumie� energii, wypromieniowany z dzioba pierwszego statku, spali� ziemi� z lewej strony tu� przed nacieraj�cym pe�zaczem. - Skr�caj! Skr�caj! - krzycza�a Aen. Bor wyda� ciche trzaski, oznaczaj�ce potwierdzenie i �agodn� irytacj�. Pe�zacz ruszy� ku zaro�lom tettoqa, by tam szuka� schronienia. Kolejna porcja energii osmali�a ziemi� w miejscu, w kt�re kierowali si� sekund� wcze�niej. Dotar�y do nich inne szybkie d�wi�ki jakich� urz�dze�. Ryo spojrza� za siebie i poprzez pnie tettoq�w, w�r�d kt�rych ukry� si� pe�zacz, zobaczy� wylewaj�cych si� z miasta, �piesz�cych do promu �o�nierzy nieprzyjaciela. Cz�� z nich jecha�a na jedno�ladowych wehiku�ach, po dw�ch na jednym, inni biegli. Do strza��w z drugiego statku do��czy� si� ogie� z pierwszego. Wi�zki energii przeczesywa�y sad tettoqowy, chc�c dosi�gn�� uciekaj�cych Thranx�w. Jedna trafi�a tak blisko pojazdu, �e rozerwa�a tyln� g�sienic�, ale pojazd utykaj�c zdo�a� si� schroni� w g�stwinie d�ungli. Ostatni w�ciek�y strza� �ci�� dwa pot�ne pnie drzewa lugulikowego, kt�re poci�gaj�c za sob� pn�cza i mniejsze drzewa z �omotem zwali�y si� tu� obok uszkodzonego pe�zacza. Potem powietrze wype�ni� zawodz�cy j�k. - Czy widzisz, co oni robi�? - spyta� Bor, usi�uj�c mimo uszkodzonej g�sienicy tak sterowa� pe�zaczem, by ci�gle zmienia� kierunek jazdy i unika� trafie�. Ryo i Aen pr�bowali co� dostrzec pomi�dzy pniami drzew. - Wci�gni�to rampy - odpar� Ryo podniecony. - S�dz�c z odg�os�w, przygotowuj� si� do odlotu. - Chyba nie z powodu naszego ma�ego kontrataku? - Kto wie? - W g�osie Aen brzmia�a duma. - Z pewno�ci� byli zaskoczeni. Mo�e s�dzili, �e jest nas tu setka i w�a�nie szykujemy gro�niejsz� bro�, by zaatakowa�? - To nieprawdopodobne przypuszczenie - wymamrota� Ryo. - Ale okoliczno�ci to potwierdzaj� - odpar�a. - A mo�e przyczyn odlotu jest kilka? - zastanawia� si� Bor. - Co masz na my�li? - spyta� Ryo. Bor zatrzyma� pe�zacz i razem z pozosta�� dw�jk� zacz�� obserwowa� l�dowisko. - Albo dokonali ju� wszystkich zniszcze� w naszym biednym ulu, jakie zaplanowali, albo... - Bor wskaza� r�k� w kierunku nieba - jeden z okr�t�w wojennych, kt�re rzadko, acz regularnie pojawiaj� si� w naszym systemie, dosta� informacj� o tym ataku i podlecia� bli�ej. Wycie startowych silnik�w odrzutowych przesz�o w gromki grzmot i troje Thranx�w zobaczy�o, jak prom ko�uje po poletku nie zniszczonych jeszcze asfi i nabieraj�c szybko�ci wznosi si� ku wschodowi. Nadal nie by�o �ladu obronnych pojazd�w powietrznych z odleg�ego Ciccikalk. Na razie nie potrafili sobie odpowiedzie�, czy to akurat okr�t Thranx�w, kt�ry pojawi� si� na orbicie, zmusi� wrog�w do ucieczki. Wycie silnik�w zamiera�o. W�a�ciwie wszystko wygl�da�o normalnie, jakby nic szczeg�lnego si� nie zdarzy�o, jedynie kolumny czarnego dymu, zniszczone ro�liny na polach i lekki fetor spalenizny mog�y budzi� niepok�j. Paszex zosta�o tylko cz�ciowo zniszczone. Oto jedna z zalet podziemnego �ycia - wi�kszo�� poziom�w w mie�cie jest bezpieczna nawet podczas powa�niejszego ataku i tylko najsilniejsza bro� mog�aby powa�nie zaszkodzi�. Dlatego Thranxowie od zarania dziej�w zamieszkiwali pod ziemi�. A jednak szkody by�y znaczne. Wrogowie zniszczyli starannie piel�gnowane ogrody i pola. Ze stacji modu��w transportowych zosta�y sterty porozrywanego i poskr�canego metalu. Wiele wlot�w powietrza i komin�w wentylacyjnych spalono niczym k�pki suchej trawy. Jaki� cel m�g�by temu przy�wieca�? Zrobiono to raczej dla zabawy, a nie z ch�ci uzyskania taktycznej przewagi. Uszkodzone zosta�o r�wnie� centrum komunikacyjne ula i terminal satelitarny, lecz wcze�niej operatorom uda�o si� wys�a� wiadomo�� do Zirenby, a stamt�d przekazano j� do Ciccikalk, sk�d z kolei zawezwano pomoc. Podczas ataku wielu Thranx�w poleg�o i ka�demu klanowi przybyli nowi, godni czci przodkowie. Nie obwiniano si� jednak, nie wprowadzono �a�oby. Instalacje wodne pozosta�y nietkni�te i oddzia�y S�u�bowych mog�y ugasi� po�ary. S�u�bowi odpowiedzialni byli r�wnie� za utrzymanie spokoju i czysto�ci, wi�c usuwanie szk�d i naprawy od samego pocz�tku przebiega�y bardzo sprawnie. Rodziny zlicza�y straty, matki klan�w uk�ada�y listy poleg�ych. R�wnocze�nie sprawnie przywracano dawny porz�dek. AAnnowie - czy to z powodu zbytniego po�piechu, czy te� z pogardy - nie zniszczyli satelit�w telekomunikacyjnych umieszczonych na stacjonarnych orbitach wok� Willow-wane, aby wi�c przywr�ci� po- ��czenia z pozosta�� cz�ci� planety, wystarczy�o umie�ci� nad miastem przeno�ne anteny satelitarne. Ryo niezbyt si� tym interesowa�, gdy� od razu ruszy� zadymionymi korytarzami, by odszuka� Fal. Przebywa�a w ��obku. Gdyby o tym wiedzia�, nie martwi�by si� o ni�, ale nie mia� pewno�ci, czy podczas ataku AAnn�w by�a w pracy. Mog�a przecie� przebywa� w innej cz�ci ula. Z ulg� przyj�� wiadomo��, �e jest bezpieczna i nic si� jej nie sta�o. Wyja�ni�a mu, �e gdy rozleg�y si� pierwsze eksplozje i og�oszono alarm, pomaga�a przy transporcie larw do specjalnych pomieszcze� ��obka poni�ej pi�tego, najni�szego poziomu ula. Tam w�a�nie wraz z innymi opiekunkami stosunkowo bezpiecznie przeczeka�a bitw�. Awaryjna cz�� ��obka mia�a odr�bny system napowietrzania i w�asn� bro�, dzi�ki temu mog�aby przetrzyma� wrog� inwazj� przez trzy pory roku, nie zdradzaj�c swej obecno�ci. Taka troska o m�ode pokolenia by�a pozosta�o�ci� z czas�w pierwotnych. Thranxowie, nawet po osi�gni�ciu zaawansowanego stopnia cywilizacji, nie zapomnieli, �e najwa�niejsz� spraw� dla prze�ycia gatunku jest zapewnienie bezpiecze�stwa dzieciom. Wyja�ni�o si� wreszcie, �e AAnnowie -odlecieli w pop�ochu, gdy� na odsiecz przyby� statek wojenny Thranx�w, ale mimo to Ryo, Bora i Aen uznano za bohater�w. Przyczynili si� do zabicia przynajmniej trzech bandyt�w - w�adze lokalne uzna�y, �e nazwa �naje�d�cy� by�aby zbyt zaszczytna. Poza tym jeden z prom�w AAnn�w zosta� zniszczony przez kosmiczny my�liwiec Thranx�w, nim zdo�a� si� po��czy� ze statkiem macierzystym. Dow�dca statku Thranx�w utrzymywa�, �e celny strza� oddany zosta� przez niesubordynowanego strzelca pok�adowego, kt�remu �udzielono nagany�. Tak wi�c dokonano pewnego �targu incydentami�. Wielu jednak Thranx�w twierdzi�o, �e do zwyci�stwa przyczyni� si� ��dlak Ryo. Poniewa� trudno by to by�o udowodni� i Ryo, i jego towarzysze nie zgadzali si�, by przypisywano im t� zas�ug�. Rada ula przeg�osowa�a mimo to uchwa�� o przyznaniu podzi�kowa� i pochwa�. M�wiono nawet o jakim� odznaczeniu wr�czanym w stolicy. Nigdy nie dosz�o do tego, ale po paru tygodniach Ryo dowiedzia� si�, �e rz�d kolonii w dow�d wdzi�czno�ci przyzna� mu pojedyncz� purpurow� gwiazd�. Odznaczenie zosta�o zatwierdzone przez stosowny urz�d Uldomu w Daret. Gwiazda mia�a by� przymocowana na pancerzu, tu� poni�ej lewego ramienia. Niekt�rzy wojskowi i cywilni bohaterowie, maj�cy na swym koncie wielkie dokonania lub d�ug� i chwalebn� s�u�b�, chlubili si� dwudziestoma, a nawet trzydziestoma takimi gwiazdami. Kilku z nich nosi�o ��te promienne s�o�ce - przedmiot powszechnego po��dania - ale tysi�ce zas�u�onych nigdy nie otrzyma�o �adnego odznaczenia. Dla klanu Ryo nagroda ta by�a ogromnym wyr�nieniem. Sam Ryo nie przywi�zywa� jednak do tego zbytniej wagi. Ka�dy przecie� post�pi�by na moim miejscu tak samo, twierdzi�. Nie zgadzano si� z nim, w ko�cu to w�a�nie on, a nie kto inny, zachowa� si� w ten spos�b. W ci�gu najbli�szych tygodni wznowiono zaopatrzenie drog� powietrzn� z Zirenby, Jupiq i z innych zaprzyja�nionych miast. Wszystkie ofiarowa�y, co mog�y. Najpierw nadesz�y lekarstwa i �ywno��, potem przybyli in�ynierowie. Z Ciccikalk dostarczono materia�y budowlane i skomplikowane cz�ci zamienne. Zniszczone pola przygotowano do ponownych zasiew�w. Sprawnie nareperowano uszkodzone kominy wentylacyjne i przemys�owe. Najwi�kszych zniszcze� dokonali napastnicy w terminalu modu��w transportowych. Usuni�cie szk�d, i to jak najszybciej, mia�o dla Sp�ki Inmot wielkie znaczenie, gdy� nie przetworzone do ko�ca miejscowe produkty spo�ywcze wysy�ano modu�ami do Zirenby. Pewnego dnia Ryo odwiedzi� terminal, by obejrze� post�p prac. Dopiero wylewano tor prowadz�cy, po kt�rym na poduszce magnetycznej kursowa�y modu�y. Gruba warstwa szarobia�ego plastiku krzep�a szybko, tworz�c niezniszczaln�, elastyczn� lini�. We w�a�ciwych miejscach umieszczano nowe cewki. Stacja mia�a by� nowocze�niejsza ni� przedtem, a ca�o�� zamierzano pokry� kosztownym kryszta�em przeciws�onecznym. Wszystkie prace przebiega�y pod czujnym i krytycznym nadzorem miejscowych i sprowadzonych z innych miast technik�w. Cho� nowy terminal mia� by� obszerniejszy, lepiej zorganizowany i �adniejszy od starego, mieszka�cy Pa-szex woleliby go otrzyma� bez uprzedniego ataku wroga. Ryo zastanawia� si�, czy budowa luksusowego nowego terminalu nie jest przypadkiem subteln� form� przeprosin rz�du za uraz, jakiego doznali mieszka�cy. Z okazji przybycia z Jupiq nowym torem pierwszego modu�u uroczy�cie �wi�towano, ale Ryo w, tym nie uczestniczy�, gdy� przebywa� w tym czasie g��boko w d�ungli. Obejrza� sobie jednak wszystko wieczorem na ekranie: kilkana�cie pod�u�nych modu��w pasa�erskich po��czy�o si� za terenem Jupiq, tworz�c srebrzysty poci�g, kt�ry potem rozdzieli� si� przed Paszex i do miasta wjecha�a majestatyczna procesja modu��w. Tak wi�c system transportowy dzia�a�. Towary i pasa�erowie mogli swobodnie podr�owa� mi�dzy Paszex a innymi miastami Willow-wane. Pozosta�o tylko artystyczne wyko�czenie wn�trza terminalu. Nap�ywa�y dalsze fundusze obiecane przez rz�d. Dalsze przeprosiny. Tego wieczora wydawano uroczysty posi�ek dla klanu. Podano go w sali klanowej, dwie czasocz�ci p�niej ni� zwykle, aby ka�dy zd��y� si� stosownie ubra�. Na tak� okazj� zak�adano pi�kn� bi�uteri� i inkrustacje. Noszono sakwy naszyjne, kamizelki z pomara�czowej i srebrnej siateczki, r�owe tkaniny z materii tak delikatnej, �e a� trudno by�o uwierzy�, by jakakolwiek r�ka lub maszyna zdo�a�a j� utka�. Zar�wno samice, jak i samce popisywali si� inkrustacjami z karnelitu, obsydianu i agat�w, oszlifowanymi gemmami, ceramiczn� i emaliowan� a�urow� bi�uteri� w kszta�cie tr�jk�t�w i sztabek. Klejnoty te umieszczano w zag��bieniu mi�dzy �uchw� a oczami, a na ramionach i plecach skrzy�y si� wstawki, maj�ce bardziej oficjalny charakter. Po posi�ku Ryo otrzyma� odznaczenie szkar�atnej gwiazdy. Czteroramienny medal wr�czy� mu pomniejszy przedstawiciel rz�du, specjalnie przyby�y na t� okazj� z Zirenby. Urz�dnik przekaza� ma�e przezroczyste pude�eczko czcigodnej Ilvenzuteck, matce klanu, do kt�rego nale�a� Ryo, a ona dumna wr�czy�a j� inkrustatorce. Artystka zabra�a si� do dzie�a i rozmaitymi d�utkami, bezbole�nie, rze�bi�a rowki w pancerzu chitynowym Ryo na lewym ramieniu. Pozostali cz�onkowie klanu przygl�dali si� temu z podziwem. Gwiazd� posmarowa�a trwa�ym klejem i starannie osadzi�a, tak �e metal i chitynowy szkielet Ryo tworzy�y g�adk�, jednolit� powierzchni�. Inkrustatorka, wiekowa Thranxyjka, by�a dumna, �e ju� przy pierwszej pr�bie wpasowa�a order tak precyzyjnie. Spod gwiazdy nie wyciek�a ani odrobina kleju. Artystka wielokrotnie robi�a ju� takie inkrustacje, ale przewa�nie pracowa�a z ta�sz� ceramik� i do tego rzadko jej pracy przygl�dali si� inni. Teraz, zgodnie z tradycj� inkrustator�w, po�lini�a lekko gwiazd�, by wydoby� z niej blask. Od tej pory odznaczenie b�dzie nieod��czn� cz�ci� cia�a Ryo, by wszyscy mogli je podziwia�. Je�li Ryo kiedykolwiek wyruszy w podr�, obcokrajowcy b�d� go pytali, w jakiej wojnie, podczas jakiej wyprawy zdoby� ten medal. A on b�dzie musia� przyzna�: dosta�em go za to, �e uleg�em impulsowi i odstraszy�em wojowniczych obcych, by nie niszczyli drzew tettoqowych i krzew�w asfi. Zebrani wsp�klanowcy, starsi, doro�li i m�odzie� zagwizdali z aplauzem, najpierw wysoko, potem cichutko. Ryo przyj�� te wyrazy podziwu, a siedz�ca obok Fal promienia�a dum�. Wygl�da dzi� cudownie, pomy�la� Ryo. Pi�kne s� te jej proste ��te paski na czole i trzy zwie�czaj�ce je r�owe kropeczki. Dobra�a do nich przybranie szyi i cia�a z fio�kowego opalizuj�cego materia�u. Wok� b-tu�owia i tchawek przyklei�a sobie �atwym do zmycia klejem fioletow� i srebrn� ni�. Srebrne druty tworzy�y podw�jne spirale wok� obu �ukowatych pok�ade�ek. Taka toaleta wymaga�a niezwykle d�ugich i k�opotliwych zabieg�w, przy kt�rych pomagali jej brat i przyjaciele. Przez chwil� Ryo chcia� og�osi� uroczy�cie, �e maj� zamiar si� skojarzy�, ale oczywi�cie nie m�g� tego zrobi� bez uprzedniego porozumienia si� z Fal, cho� wiedzia�, �e natychmiast by si� zgodzi�a. Niech ju�. zostanie tak, jak jest, pomy�la�. Fal bardzo mu si� podoba�a, ale nie by� pewien, czy jest got�w do tego zwi�zku. Sta� wi�c, przyjmuj�c wyrazy szacunku od swego klanu, a czteroramienna szkar�atna gwiazda b�yszcza�a na jego pancerzu. My�la� o pi�knej, zakochanej w nim damie, o czekaj�cym go awansie w miejscowych w�adzach Inmotu i odczuwa� wewn�trzny spok�j. Nikt z go�ci nie s�dzi� nawet, �e g��boko w m�zgu Ryozenzuzexa skrywa�a si� taka oto my�l: nie mog� powiedzie�, �e �ywi� nienawi�� do AAnn�w, przeciwnie, bardzo im zazdroszcz� ich prom�w... ROZDZIA� 3 Statek nie by� stary, nieco tylko starszy od kapitana. Z przodu sze�� wielkich owalnych wachlarzy projekcyjnych tworzy�o okr�g przymocowany do o�miok�tnego kad�uba d�ugimi, metalowymi korytarzami oraz paj�czyn� klamer i podp�rek. Ka�dy wachlarz wytwarza� cze�� pola pozygrawitacyjnego, kt�re by�o prymitywnym prekursorem nap�du KK, wprowadzonego ju� po Amalgamacji. Pole przeci�ga�o statek - konstrukcj� przypominaj�c� niezgrabn�, nieop�ywow� kanciast� metaliczn� ka�amarnic� - przez Przestrze� Plus. Do wytworzenia pola pozygrawitacyjnego zu�ywano mas� energii, a w Przestrzeni Plus nie obowi�zywa�y prawa skromnej fizyki. W tym obszarze pe�nym gwiazd- duch�w �wiat�o widzialne rozprasza�o si�, a gwiazdy rentgenowskie by�y widoczne. W Przestrzeni Plus r�wnie� inne osobliwe zjawiska stawa�y si� normalne, a statki G��bokiego Kosmosu sun�y niepewnie w tych nowych rejonach fizyki. Kapitan musia� by� przygotowany na rozmaite przemy�lne zjawiska fizyczne - niekt�re z nich nie dotyczy�y bezpo�rednio ani materii, ani energii. Poni�ej przestrzeni Plus znajduje si� normalna przestrze� (�poni�ej� u�yte jest tutaj w sensie potocznym, a nie relatywistycznym), gdzie mo�na odnale�� przewidywalne gwiazdy i nadaj�ce si� do zamieszkania planety. A jeszcze ni�ej istnia�y nienaturalne atomowe i subatomowe osobliwo�ci Przestrzeni Minus lub Zero-przestrzeni, obszar wieczno�ci, w kt�ry lepiej si� nie zapuszcza�, gdzie tachiony oraz inne nie istniej�ce cz�steczki stawa�y si� rzeczywiste i gdzie statki i informacje znika�y czasami, pozostawiaj�c �lad jeszcze mniej wyra�ny, ni� gdyby wpad�y do kolapsara. Zero-przestrze� to �rzeczywisto�� wywr�cona na nice� - wedle s��w najbardziej powa�anego thranxyjskiego teofizyka. Kapitan Brohwelporvot wkroczy� do sterowni Zinramma. Cho� dowodzi� ju� trzeci� wypraw� badawcz� w G��boki Kosmos, nadal si� denerwowa�. Wok� zasiedli wygodnie na swych siod�ach pozostali cz�onkowie za�ogi. Przez przednie okno obserwacyjne widoczna by�a fioletowa po�wiata nap�du pozygrawitacyjnego, okalaj�ca nor� wiercon� przez Zinramma w przestrzeni Plus. �wier� sezonu dzieli�o ich od uk�adu Uldomu. W czasie swej podr�y nie tylko sprawdzili i uzupe�nili mapy poka�nego obszaru kosmosu, ale zba