7899
Szczegóły |
Tytuł |
7899 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7899 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7899 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7899 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marek Dyszlewski �� � � Zasi�g
� � By� skwarny czerwcowy dzie�. Co� z�ego dzia�o si� z klimatyzacj� i upa� czu�o si� nawet tutaj. Sprawdzi�em czas, 11:l0 - mniej ni� godzina pomy�la�em z ulg�.
� � Wszed� goniec, po�o�y� na stole starte kaset i znikn�� bez s�owa. Nie mia�em ochoty wstawa�, na nic nie mia�em ochoty w tym upale, jednak wielko�� sterty wzbudzi�a moje podejrzenia. Podszed�em do sto�u i przeliczy�em kasety. By�o ich czterna�cie.
� � - George - zawo�a�em - znowu pomyli�.
� � - Ile? - spyta�.
� � - Czterna�cie - odpowiedzia�em.
� � - Dobrze, pomog� ci, ale powiedz, na cholera komu takie udogodnienia?
� � By� w�ciek�y, �e musi przerywa� prace. Milcza�em. Obaj wiedzieli�my czyj to pomys�, �eby da� nam takich tanich s�u��cych. Stan�li�my przy pr�bniku i sprawdzali�my tre��. Po w�o�eniu trzeciej kasety pojawi� si� nag��wek: "�ci�le tajne". Emisja nie zosta�a przerwana, chocia� powinien si� w��czy� mechanizm blokuj�cy. Sta�o si� to tak nagle, �e znieruchomieli�my z wra�enia. Spojrza�em mu w oczy. To przest�pstwo podstawowe. W jego wzroku widzia�em bunt, jakby pyta� - no i co z tego? Jak d�ugo chcesz si� godzi� z tym wszystkim? By� to kr�tki moment; by� mo�e zobaczy�em w jego spojrzeniu odbicie w�asnych my�li, w ka�dym razie �aden z nas nie wcisn�� znaku stop.
� � Pokaza�a si� ju� pierwsza linijka tekstu: "Raport Komisji ds. Bada� nad zastosowaniem cyberginy".
� � George przycisn�� odpowiedni klawisz, dzi�ki czemu tekst ukaza� si� w ca�o�ci, wype�niaj�c ca�y ekran. Litery by�y znacznie mniejsze, ale w ten spos�b nie tracili�my czasu. Monotonny szum czujnik�w przypomina�, �e liczy si� ka�da sekunda. Przelatywa�em wzrokiem przez tekst, opuszczaj�c nieistotne szczeg�y. "... Cybergina - preparat absorbowany przez tkanka m�zgow�, umo�liwia sterowanie procesami psychicznymi za po�rednictwem komputer�w wy�szej klasy". To zdanie utkwi�o mi najbardziej. Dalej by�y wyniki bada� nad wi�niami, pacjentami szpitali psychiatrycznych oraz nad reprezentatywn� pr�bk� os�b, kt�re mie�ci�y si� w tzw. normie. Dlaczego on na to pozwala? Czy�by ju� nas traktowa� jak �ywe trupy? Ba�em si� coraz bardziej. "... Jak wynika z przytoczonych danych, preparat zapewnia skuteczno�� w ka�dym przypadku..."
� � Uzna�em, �e za bardzo kusimy los i przenios�em wzrok na ostatnie sformu�owanie, aby szybciej z tym sko�czy�. "... Informacje na temat prowadzonych pr�b, a w szczeg�lno�ci informacje o zrealizowanej produkcji na skale przemys�ow� w kr�tkim czasie mog� dotrze� do opinii publicznej, co musia�oby spowodowa� nieodwracalne szkody. Postuluje si� zatem niezw�oczne podjecie w�a�ciwych krok�w. Komisja".
� � Wyj��em kaseta i w�o�y�em nast�pn�, jakby si� nic nie sta�o. Zdawa�em sobie sprawa, �e jestem �mieszny, �e on i tak wie o wszystkim. Ale by� to odruch wieloletni i sprawdzony. George robi� to samo i za�o�y�bym si�, �e zadawa� sobie identyczne pytania. Jaka by�a przyczyna braku reakcji? Prowokacja czy b��d? Czy warto jeszcze udawa�? Patrz�c bezmy�lnie w monitor, obaj pilnie nads�uchiwali�my wszystkich d�wi�k�w z korytarza. Spojrza�em na zegar. By�a dopiero 11.25. Po paru minutach tak pe�nych napi�cia uwierzy�em, �e dano nam wiece] czasu. George te� si� odpr�y�. - Tyle k�opotu przez jednego robota - powiedzia� z u�miechem. Rozeszli�my si� i ka�dy usiad� przy swoim stole. Dopiero gdy opar�em si� o fotel, poczu�em, �e koszula przykleja mi si� do plec�w.
� � - Zjesz ze mn� lunch? - spyta�em.
� � - Czemu nie.
� � Natychmiast po�a�owa�em tego pytania. Znowu obudzi�y si� stare nawyki. Przecie� to zachowanie nietypowe, nigdy nie chodzi�em z nim na lunch - my�la�em gor�czkowo - C.K.I. pos�uguje si� probabilistycznym modelem mojego zachowania. Teraz zachowa�em si� w spos�b ma�o prawdopodobny i pobudza jego czujno��. Przesta� idioto! - skarci�em sam siebie. - Opanuj si�! Teraz to nie ma �adnego znaczenia!
��� Melodyjny d�wi�k sygna�u na lunch zabrzmia� jak najwspanialsza muzyka. Z drugiej strony to wszystko by�o tylko drobn� potyczk� w por�wnaniu z korytarzem A.T. Przedtem nie my�la�em o tym, lecz teraz poczu�em parali�uj�cy strach.
� � - No, Mike, rusz si� - us�ysza�em g�os George'a jak zza szyby.
� � Z trudem podnios�em si� i wyszli�my na korytarz. W windzie panowa� radosny gwar, g�osy wielu ludzi miesza�y si� ze sob�, a ja nie mog�em rozr�ni� nawet pojedynczego s�owa. Dociera� do mnie tylko niezrozumia�y be�kot. Nagle us�ysza�em swoje unie. Na wszelki wypadek u�miechn��em si� w przestrze�, jakbym widzia� tego, kt�ry mnie pozdrowi�.
� � Dojechali�my na parter i zmieszali�my si� z t�umem na dole. Wi�kszo�� kierowa�a si� na prawo, gdzie by�y bary i luksusowe restauracje. My poszli�my prosto, w stron� g��wnego wyj�cia. Wyj�tkowo du�o os�b, jak na te godzin�, chcia�o dzi� wyj�� na zewn�trz. W porze lunchu uruchamiano tylko jedno przej�cie przez A.T., tote� teraz uformowa�a si� tam d�uga kolejka. Zacz�li�my wypatrywa� najbli�ej stoj�ce osoby o przyczyna zamieszania. Pada�y r�ne odpowiedzi, lecz najcz�ciej m�wiono o �miertelnym wypadku, kt�ry zdarzy� si� przed godzin�. Podobno kto� wypad� z wy�szych pi�ter. Pog�oska ta brzmia�a do�� fantastycznie, gdy� podobne wydarzenie winno by� przecie� odnotowane na gazecie �wietlnej. Nie mog�em jednak oprze� si� pokusie uwierzenia w plotka. Zmienia�oby to posta� rzeczy i mog�o mie� bezpo�redni zwi�zek z nasz� sytuacj�.
� � Zbli�a�em si� do A.T. Przede mn� sta�y trzy osoby, co oznacza�o, �e mam 45 sekund na paln� koncentracje. �wiadomie skupi�em si� na jednej my�li - "ratuje ludzi". Na ruchomym chodniku pokaza�a si� pomara�czowa linia. Stan��em na niej pe�en determinacji - teraz nie by�o odwrotu. Wje�d�ali�my do tunelu. Tu czujniki by�y rozmieszczone na gumowych przegubach i w w�tpliwych przypadkach towarzyszy�y osobie, kt�ra je mija�a. Jakikolwiek gwa�towny ruch grozi� wstrzykni�ciem �rodka obezw�adniaj�cego. Kszta�t czujnik�w, ich p�ynne ruchy i lekko wysuwaj�ca si� ig�a z tr�jk�tnej g��wki zawsze wzbudza�y we mnie makabryczne skojarzenia. Teraz, obserwuj�c je jak wype�zaj� z gniazd w poszukiwaniu ofiary, u�wiadomi�em sobie to jeszcze wyra�niej.
� � Dot�d nic nie budzi�o ich podejrzliwo�ci. Zbli�a�y si� na rutynow� odleg�o��, po czym wraca�y na miejsca. Nagle, cho� moje t�tno i fale m�zgowe nie mog�y zmieni� si� tak radykalnie by je sprowokowa�, zobaczy�em jak kilka g��wek wyskoczy�o w moim kierunku. Wyja�nienie mog�o by� tylko jedno - C.K.I. dostarczy� im informacje o kasecie. W pierwszej chwili chcia�em przekroczy� linie i zerwa� si� do szale�czego biegu. Opanowa�em si� w ostatniej chwili, lecz one musia�y ju� odebra� ten impuls strachu, gdy� otoczy�y mnie z ka�dej strony. Dwa z nich ta�czy�y teraz w odleg�o�ci kilku centymetr�w od mojej twarzy, wpatruj�c si� we mnie przez wy�upiaste obiektywy.
� � "Ratuje ludzi" - powtarza�em sobie jak magiczne zakl�cie. "Ratuje ludzi, a nie w�asn� sk�ra". Najpierw oddali�y si� te dwa, p�niej znikn�a reszta. Pozosta�� cze�� korytarza przeby�em bez przeszk�d. Na zewn�trz by�o bardzo gor�co, zdj��em marynarka i podwin��em r�kawy koszuli. Wiedzia�em, �e na George'a b�d� musia� troch� poczeka�. Zrozumieli�my si� bez s��w, �e przechodzenie razem by�oby g�upot�.
� � Rozejrza�em si� doko�a. Przy naro�nej cz�ci wie�owca sta� t�um. To musia� by� ten wypadek. W�a�nie jaki� wysoki facet nadchodzi� stamt�d w moim kierunku. Spyta�em go, co si� sta�o.
� � - Wiem niewiele wiece] ni� przedtem. Podobno kto� wylecia� z g�ry, a teraz beton �mierdzi chemikaliami - powiedzia� nie zatrzymuj�c si�.
� � Sta�em pal�c papierosa i my�l�c o tym, jaki m�g� istnie� zwi�zek miedzy nami a t� dziwn� �mierci�, gdy nadszed� George. -Uff, niech to diabli - powiedzia�, wycieraj�c d�oni� spocone czo�o.
� � - Idziemy?
� � - Jasne, �e nie b�dziemy tu stercze�.
� � Przeszli�my potowe parkingu i dopiero tutaj poczu�em si� bardziej swobodnie.
� � - No wiec do kogo z tym idziemy, George?
� � - Ty masz wi�cej powi�za�.
� � - OK. Dzwoni� nie warto, pojedziemy samochodem.
� � Wsiedli�my do jego samochodu i ruszyli�my z parkingu. Siedzia�em z g�ow� odwr�con� do ty�u obserwuj�c, co si� dzieje. Przez pewien czas na parkingu panowa� zupe�ny bezruch, lecz gdy doje�d�ali�my do ulicy, zobaczy�em jak dwa samochody ruszy�y jednocze�nie w naszym kierunku. Nie widzia�em, aby kto� przedtem do nich wsiada�.
� � - Chyba mamy obstawa - powiedzia�em.
� � - Cholera, jak ich zgubi�?
� � - Jed� najpierw w kierunku centrum i zawr�� na skrzy�owaniu. Je�li si� nie odczepi�; pojedziemy do tej knajpy. Czasami s� tam moi znajomi, w najgorszym razie zadzwonimy.
� � Zrobi� jak powiedzia�em i na skrzy�owaniu zmieni� kierunek. Tamci niby wyd�u�yli dystans, ale nadal siedzieli nam na kole.
� � - Dziwne, �e nie pr�buj� nas zatrzyma�.
� � - Tak - zgodzi�em nie. - Widzisz ten park? Za parkiem w prawo.
� � Skr�ci�. Z prawej mijali�my stare drzewa, a z lewej tradycyjne kamienice. W jednej z nich mie�ci� nie "Cichy K�t". George zatrzyma� samoch�d w pobli�u restauracji. Przechodz�c przez ulice zerkn��em w strona tajniak�w. Zatrzymali nie kilkadziesi�t krok�w od nas, ale nie wysiedli.
��� Po�owa miejsc w zakopconej salce by�a ju� zaj�ta. Wypatrywa�em znajomych twarzy. Niestety, tych ludzi zna�em tylko z widzenia. Nie mog�em jednak zwleka� i od progu przyst�pi�em do dzia�ania.
� � - Prosz� o chwile uwagi - zacz��em najg�o�niej jak potrafi�em. Wszyscy przerwali rozmowy i ze zdziwieniem patrzyli w moj� stron�. - Nazywam si� Mike Ketomsky i przychodz� tu od lat. Ja i m�j kolega - wskaza�em r�k� na George'a - pracujemy w Instytucie Biochemii. Dzi�, prawie przed chwil� natrafili�my na tajn� kaseta. Zupe�ny przypadek. Zawarte w niej informacje s� przera�aj�ce i dotycz� nas wszystkich.
� � Przerwa�em na chwile, aby sprawdzi� efekt. Wi�kszo�� s�ucha�a mnie uwa�nie, z wyj�tkiem ma�ej grupki skupionej wok� jednego stolika. Teraz kto� stamt�d odwr�ci� si� i zapyta�:
� � - Czy musi pan przerywa� ludziom odpoczynek? Nie mo�e pan i�� gdzie� indziej z tymi rewelacjami?
� � Powsta�o zamieszanie. Cze�� os�b wr�ci�a do przerwanych rozm�w i tylko nieliczni chcieli mnie s�ucha�. Zacz��em krzycze�:
� � - Nie mog� czeka�! Jeste�my �ledzeni! Tylko my dwaj wiemy, jak straszn� rzecz planuj� jacy� maniacy! Uda�o im si� uruchomi� masow� produkcje �rodka, kt�ry umo�liwia sterowanie m�zgiem za po�rednictwem komputer�w! Lada dzie� nasze spo�ecze�stwo zamieni si� w jeden wielki, bezmy�lny kopiec termit�w!
� � Stali�my ty�em do wej�cia. Nagle us�ysza�em jak kto� otwiera drzwi, odwr�ci�em g�owa, lecz zd��y�em zobaczy� tylko plecy m�czyzny. Zajrza� i wyszed�? Moj� uwaga zwr�ci�a czarna teczka na krze�le przy �cianie, pod pustymi wieszakami na p�aszcze. Na pewno przedtem jej tam nie widzia�em.
� � - Prosz�... prosz� pa�stwa. - Czu�em, �e g�os �amie mi si� z przera�enia. - Je�li ta teczka zosta�a tu pod�o�ona, to mamy do czynienia z bomb� i grozi nam wszystkim �mier�!
� � Tylko cze�� os�b drgn�a na swych fotelach, reszta siedzia�a bezczynnie.
� � - A je�li ta teczka nie zosta�a pod�o�ona, to mamy do czynienia z wariatem - odezwa� si� kto� w g��bi sali, wzbudzaj�c salwa �miechu.
� � Sta�em oniemia�y. George z�apa� mnie za d�o�, otworzy� drzwi i wypchn�� na zewn�trz. Przemkn�li�my miedzy pojazdami przez jezdnie. Zd��yli�my jeszcze przebiec kilkana�cie metr�w w g��b parku, gdy pot�ny wybuch targn�� powietrzem. Pad�em na ziemie chowaj�c g�owa za pie� drzewa. Lec�cy gruz i od�amki szk�a bombardowa�y ziele� wok� mnie. W tym samym momencie poczu�em bolesne uk�ucie w �ydka. Wstali�my. Ju� po wszystkim. Tam, gdzie przed chwil� by� "Cichy K�t" czernia�a wielka wyrwa si�gaj�ca trzeciego pietra. Jezdnia na ca�ej szeroko�ci by�a zasypana gruzem. Kilka samochod�w przedstawia�o �a�osny widok, jeden z nich pali� si�. Ale miejsce, gdzie przedtem zatrzymali si� tajniacy, teraz by�o puste. W pobli�u odezwa�a nie syrena alarmowa, p�niej zawt�rowa�y jej inne i ca�a okolica zadr�a�a od ha�asu.
� � - Tedy, przez park! - krzykn�� George ruszy� do przodu. Bieg�em za nim kulej�c. Stwierdzi�em z ulg�, �e uraz w �ydka nie przeszkadza mi w ruchu. Zna�em dobrze ten park. Zwykle zostawia�em samoch�d przed ma�ym bistro, kt�re znajduje nie po drugiej stronie i do tego miejsca szed�em piechot�. Dogoni�em George'a i powiedzia�em mu o swoim pomy�le. Teraz ja bieg�em pierwszy pokazuj�c kierunek. Po paru minutach byli�my na miejscu. Z ty�u s�ycha� by�o sygna�y alarmowe i warkot helikopter�w. D�wi�ki te miesza�y nie z bardzo g�o�n� i rytmiczn� muzyk�, kt�ra p�yn�a przez otwarte drzwi bistro. Schowani w cieniu drzew zastanawiali�my nie, co robi�? Najpro�ciej by�oby ukra�� kt�ry� z samochod�w. Z drugiej strony przez otwarte drzwi zbyt �atwo mogli�my zosta� zauwa�eni. Czas nagli�, a my nie byli�my w stanie zdoby� nie na �aden krok.
� � W tym w�a�nie momencie wysz�a z budynku m�oda dziewczyna. Pocz�tkowo nic nie s�ysza�a - muzyka musia�a t�umi� wszystko. Dopiero po kilkunastu krokach unios�a g�owa i spojrza�a w przeciwleg�� strona parku. Wyszli�my z cienia, aby mog�a nas zobaczy�.
� � - Co nie tam dzieje? - spyta�a.
� � - Nast�pi� wybuch, za chwile b�d� tu straszne korki. Nasz samoch�d te� zosta� uszkodzony, tote� ch�tnie nie zabierzemy...
� � - Dobrze, ale co za wybuch?
� � - Wszystko opowiemy po drodze, musimy si� po�pieszy�, bo inaczej nie b�dzie po co wsiada� - ponagli� George.
� � D�u�ej nie musieli�my jej namawia�. Znale�li�my nie na zat�oczonej ulicy. Po kilkuset metrach trzeba by�o zmieni� kierunek jazdy, gdy� tablica �wietlna informowa�a, �e ruch na tej trasie chwilowo zosta� wstrzymany.
��� Jechali�my w kierunku centrum. George opisywa� dziewczynie skutki wybuchu i spos�b, w jaki prze�yli�my. Wreszcie postawi� wszystko na jedn� kart� i ujawni� jej nasz udzia� w ca�ym zdarzeniu. Zareagowa�a �miechem traktuj�c to jak kiepski �art, a mo�e form� flirtu. Przy��czy�em si� do rozmowy i uzupe�ni�em wszystkie szczeg�y, o kt�rych George zapomnia� powiedzie�. Siedzia�em z ty�u wiec nie widzia�em wyrazu jej twarzy. Zamilk�a i przed d�u�sz� chwile jechali�my w ciszy. Nagle dziewczyna krzykn�a:
� � - Jakim prawem szafujecie moim �yciem! To wy wpl�tali�cie si� w afer�. Mnie w to nie mieszajcie!
� � - Jak to! - zaatakowa�em j�. - Je�li im si� uda, nast�pi koniec cz�owiecze�stwa. Pomy�l o tym, co si� mo�e sta�.
� � - W�a�nie my�l�, co si� stanie jak was nie wyrzuc�. A o cz�owiecze�stwie to truj komu� innemu.
� � Nie by�y to puste s�owa. Wykorzystuj�c odst�py miedzy samochodami skutecznie zmierza�a do prawego pasa. Panowa� wyj�tkowy t�ok, tak �e zatrzymuj�c si� w tej chwili spowodowa�aby karambol. Jednak po paru kilometrach sytuacja mog�a si� zmieni�.
� � - S�uchaj - zacz��em.
� � - Na imi� mam Thordht.
� � - Dobrze, Thordht. Znasz fakty. Gdyby chcieli nas zabi�, dawno by to zrobili. Pozwolili nam uciec, �eby win� zwali� na nas.
� � - Ale co ja mam z tym wsp�lnego?
� � - Masz. Widzia�a� helikoptery? Wiesz jakie maj� urz�dzenia? Wierzysz w to, �e nie sfilmowali nas jak wchodzili�my do twojego samochodu? '
� � By� to blef, ale nie pozbawiony podstaw. A� sam przerazi�em si� wiarygodno�ci� tej wersji. Wiec doda�em: - Nie wiem w co nas chc� wpakowa�, ale kilkudziesi�ciu przypadkowych �wiadk�w zg�adzili bez wahania jedn� eksplozj�. Ty jeste� kolejnym �wiadkiem!
� � - Mo�e masz racje, a mo�e nie. Nie wiem ju� co mam robi� powiedzia�a niepewnie. G�os jej dr�a�.
� � - Po co spekulowa� - przyszed� mi z pomoc� George. - Zrobi�o si� takie zamieszanie, �e musz� poda� to do wiadomo�ci.
� � - Racja - przyzna�a i w��czy�a radio.
� � Jak na z�o�� sz�a mydlana muzyczka. Rozejrza�em si�, sytuacja na jezdni si� nie zmienia�a. Je�li si� zatrzyma - my�la�em - to nie b�dziemy si� bawi� w d�entelmen�w... Nie doko�czy�em my�li, bo rozleg� si� charakterystyczny sygna�, a po nim g�os spikera:
� � "Uwaga, uwaga, tu program lokalny. Podajemy specjalny komunikat. W dniu dzisiejszym zgin�y z Instytutu Biochemii pojemniki z gro�nym wirusem. Wirus ten atakuje m�zg ludzki powoduj�c �mier� lub nieodwracalne zmiany w tkance m�zgowej. Pozostawanie pojemnik�w poza obr�bem Instytutu grozi masow� epidemi�. A oto szczeg�y: dzi� oko�o godziny jedenastej wypad� z pi�tnastego pietra, ponosz�c �mier� na miejscu, Frank Setuk, zast�pca szefa ochrony Instytutu Biochemii. Przyczyny tej tragicznej �mierci bada specjalna komisja. Do tej poty uda�o si� stwierdzi�, �e Frank Setuk na chwile przed t� tragedi� pr�bowa� uzyska� dane z Centralnego Komputera Instytutu na temat dw�ch pracownik�w Mike'a Ketomsky'ego i George'a Wellsona. Obydwaj wymienieni byli widziani ostatnio, podczas ucieczki z restauracji �Cichy K�t�, na kilkana�cie sekund przed wybuchem pod�o�onej tam bomby. W wyniku eksplozji zgin�y wszystkie osoby pozostaj�ce wewn�trz lokalu, a wielu przypadkowych �wiadk�w zosta�o ranionych od�amkami. Istnieje przypuszczenie, �e przynajmniej jeden pojemnik z wirusem zosta� podrzucony wraz z bomb�. Dlatego ca�y rejon wok� Parku Odkrywc�w od chwili wybuchu jest obj�ty kwarantann�. S�uchaczu, portrety gro�nych przest�pc�w nadaje telewizja i wszystkie gazety �wietlne. Pom� w�adzom. Gro�ny wirus mo�e tak�e zaatakowa� ciebie i twoj� rodzin�. Uwaga, uwaga, tu program lokalny..."
� � - Wy��cz to, a ty George schowaj g�ow� - rozkaza�em i spyta�em Thordht: - Masz jeszcze w�tpliwo�ci?
� � - Nie. Nigdzie nie by�o waszych portret�w na �adnej z tablic. Wcale nie chc� was z�apa�.
� � - Bystra dziewczynka - skomentowa� George. - Masz racj�, na nasze konto zorganizuj� jeszcze kilka wybuch�w, a p�niej b�d� wszystkich szczepi� przeciwko wirusowi i to wiadomo czym.
� � - I wtedy nas stukn� - powiedzia�a z rezygnacj�.
� � - Nie od razu - wtr�ci�em si�. - Zaszczepi� nas cybergin�, aby�my odegrali role gro�nych maniak�w wobec przera�onych mas, a p�niej to ju� nic nie b�dzie mia�o znaczenia.
� � George zgodzi� si� ze mn�.
� � - Nie rozumiem was! - W g�osie dziewczyny by�a rozpacz. - Po co to wszystko? Chcecie im u�atwi�?
� � - Nie, Thordht - zaprzeczy�em. - Szanse s� minimalne, ale istniej� tylko wtedy, gdy uciekamy.
� � Zn�w zapanowa�o milczenie. /Od momentu nadania komunikatu le�a�em na tylnym U siedzeniu chowaj�c g�ow�. Jechali�my wtopieni w rzece samochod�w i przynajmniej w tej chwili nic nam nie grozi�o. Zamkn��em oczy. Obrazy wydarze� z ostatnich godzin przesun�y mi si� przed oczami jak przy�pieszony film. My�la�em intensywnie usi�uj�c skleci� wszystkie fakty w jak�� ca�o��.
� � Dlaczego zgin�� Setuk? Przecie� on musia� nale�e� do grona wtajemniczonych. Kto� zamordowa� Setuka, kto� podrzuci� nam kaset� i kto� umo�liwi� nam przej�cie przez A.T. Reszta to improwizacja tych, kt�rzy kryj� si� za s�owem "komisja". Na pocz�tku sytuacja wymkn�a im si� z r�k, ale teraz opanowali j� i kontroluj� ka�de wydarzenie. Kto chcia� im popsu� szyki? Kto zmusi� ich do ryzykownej improwizacji? C.K.L? Tak, tylko on m�g� tego dokona�.
� � Nigdy dot�d moja fantazja nie tworzy�a tak wyrazistych obraz�w jak w tej chwili. Po prostu zobaczy�em stary schron przeciw atomowy, kt�ry by� czaszk� C.K.I. Poprzez pancern� szyb� ostatnich drzwi wida� by�o miliony �wiat�owod�w ��cz�cych si� z jego m�zgiem - wielk� bezkszta�tn� mas� pulsuj�c� wszystkimi barwami t�czy. Tu okre�lana by�a temperatura pomieszcze�, stopie� wilgotno�ci powietrza, przep�yw wszystkich informacji miedzy jednym laboratorium a drugim, cz�stotliwo�� kursowania wind, jad�ospisy w barach, losy podejrzanych, kt�rzy usi�owali, przej�� przez A.T. Kr�tko m�wi�c, tu zapada�y wszystkie decyzje o tym co si� dzia�o wewn�trz budynku. Mo�na by powiedzie�, �e gmach Instytutu by� jego cia�em, a ludzie zostali sprowadzeni do roli kolonii po�ytecznych bakterii. Wyobrazi�em sobie, �e przenikam przez kolejne bariery i pozwalam si� wch�on�� pulsuj�cej masie.
� � Znalaz�em si� nagle w�r�d niesko�czonej ilo�ci �wietlnych punkt�w, kt�re p�dz�c po zakrzywionych torach tworzy�y przejmuj�c� kompozycje. Chyba napi�cie ostatnich godzin sprawi�o, �e zdoby�em si� na tak dziecinny pomys�, �eby zada� mu bezpo�rednie pytanie: "Jak zabi�e� Setuka?" Obraz zmieni� si� w u�amku sekundy. Zobaczy�em teraz g�rne pietra Instytutu zajmowane przez Ochron�. Niewidzialna kamera zbli�y�a si� do prze�roczystej �ciany jednego z gabinet�w. Wewn�trz za pulpitem siedzia� Setuk, odwr�cony plecami do zewn�trznej �ciany. Zamruga�o �wiate�ko alarmu. Setuk wcisn�� klawisz i na jego monitorze wy�wietli�a si� informacja: "Laboratorium 1023-Pr�bnik". Ale� to by�o nasze laboratorium! Na pr�bniku pojawi� si� obraz George'a i mnie. Nast�pi�o zbli�enie na nasz monitor czyni�c czytelnymi dwa s�owa "�ci�le tajne".
� � Setuk wyci�gn�� r�k� do wy�szej cz�ci pulpitu. Nie zd��y�. Niespodziewanie prze�roczysta �ciana dokona�a ruchu obrotowego i niczym �opata wielkiego wiatraka wygarn�a go z gabinetu na zewn�trz budynku. Przez chwile s�ycha� by�o rozpaczliwy krzyk. �ciana bezszelestnie powr�ci�a do dawnego po�o�enia, a emisja z naszego laboratorium zosta�a przerwana.
��� Musia�em zasn��. Obudzi�o mnie gwa�towne szarpanie za rami�.
� � - Mike, do diabla, co z tob� - rozpozna�em g�os George'a. - Doje�d�amy, trzeba co� zdecydowa�.
� � M�wi� jeszcze, ale nie s�ucha�em go. �eby tak mie� pewno��, �e to nie by� sen - marzy�em w duchu.
� � - S�yszysz mnie, Thordht proponuje magazyny Sigmy, pracowa�a tam - m�wi� dalej podniesionym g�osem.
� � - Tak, tak, wybuch w domu towarowym pasuje do scenariusza - powiedzia�em z przek�sem, jednak szybko poprawi�em si�, by go nie rozw�ciecza�. - Zgadzam si�, nie mam lepszego pomys�u.
� � - No w�a�nie.
� � Trudno mi by�o oprze� si� uczuciu, �e ju� przegrali�my. Chyba �e to nie by� sen. Ale je�li to nie by� sen, to co to by�o?
� � Po zmianie o�wietlenia pozna�em, �e wjechali�my do tunelu: Podnios�em si� ze swego fotela. Thordht zauwa�y�a to.
� � - Po�� si�, na dziedzi�cu b�d� roboty - powiedzia�a. Pos�ucha�em. Mia�a racje, bo je�li roboty mia�y zakodowane nasze portrety, to stawa�y si� dla nas gro�niejsze od ludzi.
� � Minuta jazdy i Thordht zatrzyma�a samoch�d.
� � - I co teraz - spytali�my.
� � - Nic, sied�cie cicho, przyjd� z ubraniem - powiedzia�a szeptem.
� � - S�?
� � - S�. Trzasn�a drzwiczkami.
� � - Wiesz, mia�em przedziwny sen - zacz��em - wyobra� sobie...
� � - Przesta� si� wyg�upia�.
� � �mia� mi si� chcia�o. Wierzy� jeszcze, �e nam si� uda. Zdziwi�em si� nagle obserwuj�c w�asne reakcje. Przesta�em si� ba� czegokolwiek. Opanowa� mnie radosny nastr�j, chocia� by�em pewien, �e za chwil� nas dopadn�. Z czego ja si� tak ciesz�, do diab�a?
� � Kto� otworzy� drzwiczki. To by�a Thordht z grubym facetem, kt�ry bez ceregieli zacz�� si� gramoli� na tylne siedzenie.
� � - Macie tu kombinezony i czapki - powiedzia� zamiast przywitania. M�wi�c to po�o�y� mi ci�k� torb� na zranionej �ydce.
� � - Auu - zawy�em.
� � - Ciszej. Co jest?
� � - Oberwa�em w t� nog�.
� � - Tego jeszcze brakowa�o - powiedzia� nie speszony. - B�dziemy w kantorku, trzecie drzwi na prawo.
� � Co za bezczelny typ - pomy�la�em. Kiedy wysiedli zrobi�o si� znacznie lu�niej. Szybko wcisn��em si� w bia�y kombinezon, schowa�em okulary, w�o�y�em czapk� z daszkiem i dopiero wtedy ostro�nie unios�em g�ow�. George by� ju� got�w. Wysiedli�my.
� � Roboty pracowa�y na drugim kra�cu dziedzi�ca. Przeszli�my szybko odwracaj�c od nich twarze. Od momentu kiedy grubas postawi� mi torb� na �ydce, czu�em nieustanny b�l w tym miejscu. Lecz dopiero, gdy dochodzili�my pod wskazane drzwi, u�wiadomi�em sobie, jak wielkie to mo�e mie� znaczenie. Musia�em natychmiast sprawdzi� swoje przypuszczenia i to najlepiej bez �wiadk�w. W kantorze Thordht i grubas byli sami.
� � - Gdzie jest apteczka, musz� za�o�y� opatrunek - zwr�ci�em si� do niego troch� zbyt gwa�townie, nie panuj�c nad sob�.
� � - Cz�owieku, masz ca�� policj� na karku, a ty si� boisz bakterii.
� � - Nie o to chodzi - wybe�kota�em bez sensu - gdzie apteczka? - Za tymi drzwiami jest drugi pok�j, stamt�d na lewo. Szybko si� tam znalaz�em. By�o to mikroskopijne pomieszczenie z WC i prysznicem. Siad�em na sedesie i podwin��em nogawk� spodni. To, co zobaczy�em, nie by�o zwyk�� ran�! Serce podskoczy�o mi z rado�ci. W �ydce by�a g��boka, regularna dziura, o �rednicy ma�ego �rutu. Uchwyci�em mi�sie� palcami i naciskaj�c go sprawdzi�em czy jest co� w �rodku. B�l nie zwi�ksza� si�, a wiec by� to nab�j rozpuszczalny. Si�gn��em w�a�nie po opatrunek, kiedy dobieg� mnie st�umiony odg�os wybuchu. W chwil� p�niej zadr�a�y �ciany. Wszystko jak w zegarku -zd��y�em pomy�le� - i wybieg�em do nich.
��� Grubas bieg� przodem i prowadzi� nas pl�tanin� korytarzy do ma�ej stacji w�zk�w elektrycznych. W tym miejscu w�zki zwalnia�y, wysypywa�y pakunki na ta�moci�g i zawraca�y do punktu wyj�cia, kt�rym musia� by� jaki� odleg�y magazyn na peryferiach. Ka�dy z nich m�g� z trudem pomie�ci� jedn� osob�. Wsiad�em po Thordht. Musia�em podkurczy� nogi, aby si� zmie�ci�.
� � Teraz po tym odkryciu, traktowa�em ca�� sytuacj� jako element gry. Zreszt� nag�e zaprzestanie ucieczki mog�oby wzbudzi� niepotrzebne podejrzenia. Poza tym czy George i Thordht uwierzyliby mi tak �atwo? Histori� z Setukiem �atwo wyja�ni� jako sen. A ma�a ranka na nodze? Czy by�by to dla nich dow�d? W�a�nie - zaniepokoi�em si� - przecie� mog� si� myli�. Ton�cy chwyta si� brzytwy, ch�tnie uwierzy we wszystko, byleby mie� nadziej�. Niby dlaczego ja mia�bym by� wyj�tkiem? Mo�e ze strachu wyci�gam wnioski zbyt pochopnie? I to opieraj�c si� na dw�ch drobnych faktach! Ale mog� to sprawdzi�, mog� powt�rzy� te same kroki i skontaktowa� si� z nim. Zaraz, zaraz - my�la�em w po�piechu- ale o co mam si� pyta�? Co powinni�my robi�? Nie, to bez sensu - uzna�em. Co si� stanie? Jak nam pomagasz? Dlaczego nam pomagasz? By�em zbyt podniecony, �eby uspokoi� my�li.
� � W tym momencie poczu�em, �e w�zek wyra�nie zwalnia bieg. Kto� gwa�townie podni�s� g�rn� pokryw� i przy�o�y� mi bro� do skroni.
� � - Wysiadka! - powiedzia�.
� � Wygramoli�em si� bez s�owa i odczeka�em a� oczy przyzwyczaj� si� do �wiat�a. Teraz zobaczy�em, �e przy ka�dym w�zku sta�o po kilku uzbrojonych ludzi w ochronnych kombinezonach. Spi�li nam r�ce kajdankami i poprowadzili mi�dzy sob� szerokim korytarzem. Wszystko to odbywa�o si� w zupe�nym milczeniu. Id�c rozgl�da�em si� ukradkiem, lecz korytarz by� pusty. Nie by�o �adnych �wiadk�w. Doszli�my do windy towarowej, kt�ra wywioz�a nas na powierzchni�. Tam dopiero odetchn��em z ulg�. Na ma�ym parkingu by�o a� kilkudziesi�ciu gapi�w, kt�rzy z uwag� obserwowali ca�e wydarzenie.
� � George i Thordht zostali wepchni�ci do pierwszej suki, kt�ra natychmiast ruszy�a z miejsca. Mnie wsadzili do drugiej, ale d�u�szy czas zwlekali z odjazdem.
� � - Na co czekamy? Co z tamtymi? - zwr�ci�em si� do tego, kt�ry siedzia� naprzeciwko mnie.
� � - �adnych uwag - warkn�� i twarz mu jeszcze bardziej spochmurnia�a.
� � W ko�cu i my pojechali�my. Samoch�d jecha� wolno i cz�sto przystawa�, co by�o nieomylnym znakiem, �e ca�y czas poruszamy si� w granicach centrum. Po kwadransie byli�my na miejscu. Przez otwarte tylne drzwi zobaczy�em jak t�um reporter�w usi�uje przedrze� si� przez kordon policyjny, by dotrze� w pobli�e suki. Po wyj�ciu stwierdzi�em, �e jest to gmach jednej z sieci telewizyjnych. Otoczony pi�cioma policjantami wprowadzony zosta�em do �rodka.
��� Gdy dotarli�my na najwy�sze pi�tro nast�pi�a zmiana stra�nik�w. Teraz zaj�li si� mn� ludzie ubrani po cywilnemu. Odpi�li mi kajdanki, pozwolili �ci�gn�� kombinezon podarowany przez grubasa i przeprowadzili .do wielkiego studia. Pomieszczenie to zna�em z wielu audycji - by�o wykorzystywane jako sala konferencyjna dla szczeg�lnie istotnych debat. Wszystkie miejsca na kilkusetosobowej widowni by�y wype�nione. Technicy sprawdzali dzia�anie specjalnych ekran�w, kt�re s�u�y�y do kontaktu z publiczno�ci�. Jak na imprezach rozrywkowych publiczno�� mia�a g�osowa� na podawane mo�liwo�ci, wp�ywaj�c w ten spos�b na przebieg zdarze�. A wiec mia� to by� cyrk, zabawa, �ledztwo i rozprawa s�dowa.
� � Posadzono mnie na jednym z trzech foteli usytuowanych wobec sto�u re�yserskiego niczym �awa oskar�onych. Za sto�em siedzia�o ju� kilkunastu dostojnik�w. Mi�dzy nimi a fotelami dla nas znajdowa� si� ma�y pulpit - zapewne dla prowadz�cego imprez�.
� � Na sali rozleg� si� gwar. Teraz wprowadzono George'a. Uderzy�a mnie jego trupio blada twarz i wzrok pe�en nienawi�ci, kt�ry skierowa� w moj� stron�:
� � - Nie b�d� siedzia� obok tego mordercy - krzykn�� niespodziewanie. - Rozsu�cie fotele, nie chc� tu!
� � Policjant, kt�ry go prowadzi�, nie zwraca� najmniejszej uwagi na jego protesty. Wzmocni� tylko uchwyt i si�� pcha� go w moim kierunku. Widz�c z bliska jego wykrzywion� twarz, poczu�em impuls tak silnej z�o�ci; �e trac�c panowanie nad tym co robi�, zerwa�em si� z fotela i z ca�ej si�y uderzy�em go g�ow�. Zachwia� si�, z rozbitego nosa trysn�a krew. Policjant podtrzyma� go, kto� w bia�ym fartuchu wytar� mu nos i przy�o�y� tampon.
� � - Uwaga - emisja rozpocz�a, rozsun�� fotele - rozleg� si� rozkaz przez g�o�nik.
� � Bo�e, co si� dzieje - my�la�em z rozpacz�. - Dlaczego on na to pozwala. Czy�by jego wsp�praca by�a tylko moim wymys�em. A ma�e on jest mniej doskona�y od komputera, kt�rym pos�uguj� si� ci faceci st�d?
� � Widzia�em George'a odpowiadaj�cego na pytania. Obserwowa�em jego mimik�, ale nic nie s�ysza�em. Stopniowo tak�e obraz stawa� si� coraz mniej czytelny; widzia�em ju� tylko kontury postaci na niebieskawym tle. Jedynym d�wi�kiem, kt�ry do mnie dochodzi�, by� przera�liwy gwizd. My�la�em, �e za chwil� p�knie mi od tego czaszka. Mimo wszystko nie utraci�em �wiadomo�ci, istnia� jeszcze we mnie jaki� wolny obszar, kt�ry m�g� jeszcze obserwowa�.
� � Zebra�em wszystkie si�y. Hej, ty - zawo�a�em w duchu - pom�, musisz mi pom�c. Ze znajomo�ci� rzeczy przeszed�em przez kolejne etapy: schron, pancerna szyba, m�zg. Pom�, widzisz, co si� dzieje! Gwizd w uszach umilk�. Dobieg�y do mnie wyra�nie s�owa George'a: "...tak, w�a�nie w ten spos�b wprowadzi� mnie w b��d..." Szeroko otworzy�em oczy. Pierwsz� rzecz�, kt�r� zauwa�y�em, to obecno�� Thordht na trzecim fotelu. Spojrza�em na sal�. Wszyscy siedzieli w wielkim skupieniu patrz�c to na nas, to na monitory. Na tym, gdzie sumowano g�osy by�y tylko dwie mo�liwo�ci: "winny" - "niewinny". Liczba przy s�owie "niewinny" ci�gle ros�a.
� � Spiker zwr�ci� si� w stron� sto�u prezydialnego, a p�niej w kierunku kamer.
� � - Teraz do pa�stwa nale�y decyzja czy mo�emy przej�� do przes�uchania g��wnego oskar�onego - powiedzia� wskazuj�c na mnie ruchem r�ki.
� � Przy napisie: "Przes�ucha� Mike'a Ketomskyego" wyr�s� rz�d cyfr. Wtedy spiker skin�� na st� prezydialny. Jeden z m�czyzn siedz�cy w �rodku wychyli� si� ze swego fotela. Jego triumfuj�ca mina m�wi�a jednoznacznie, �e dalsze przes�uchanie to tylko formalno��.
� � - No i co pan, panie Ketomsky, ma do dodania w tej sprawie? spyta�.
� � - Mia�em chwilow� utrat� �wiadomo�ci, zapewne by�o to widoczne, wi�c nie s�ysza�em wszystkiego i prosz� o powt�rzenie pr�bowa�em zyska� na czasie.
� � - Prosz� nie utrudnia� przes�uchania, przecie� pan wie doskonale o co chodzi - powiedzia� ostrym tonem.
� � - Wiem o co jestem oskar�ony - broni�em si� - ale naprawd� nie wiem, o czym m�wi� m�j poprzednik, prze�y�em rodzaj szoku i widzowie na pewno to zauwa�yli.
� � Zapad�a cisza. Wiedzia�em, �e w tej sytuacji powinien odwo�a� I, si� do monitor�w. On jednak postanowi� szybko ze mn� sko�czy�.
� � - Do rzeczy, panie Ketomsky, nie czas na g�upie sztuczki. Ka�da minuta zw�oki grozi setkom tysi�cy ludzi. Musi pan natychmiast wyja�ni� swoje post�powanie! - krzykn�� na zako�czenie.
� � - Je�li mi nikt nie b�dzie przerywa�, zrobi� to w ci�gu pi�ciu minut. Czy dajecie mi pa�stwo pi�� minut? - powiedzia�em to w stron� kamer.
� � Pytanie by�o retoryczne i monitor natychmiast to wykaza�.
� � - A wiec prosz� wy�wietli� obraz z pami�ci Centralnego Komputera Instytutu Biochemii. Podaje dane: Laboratorium 1023, godzina I1.11 do 11.16. Wyrzuci�em to z siebie niemal jednym tchem, gdy� przy s�owach "...z pami�ci Centralnego Komputera..." us�ysza�em znajomy gwizd. Posta� mego przeciwnika straci�a swoj� wyrazisto�� i kiedy ko�czy�em, widzia�em ju� tylko kolorowe plamy. Tym razem atak by� o wiele silniejszy, bo straci�em przytomno��.
��� Otworzy�em oczy. Dziwne, nadal znajdowa�em si� na sali. Rzut oka na monitory przekona� mnie, �e sytuacja uleg�a odwr�ceniu. Na pierwszym wy�wietla�a si� Tylko jedna mo�liwo��: "ODTWORZY� OBRAZ Z KOMPUTERA", a obok ros�a wielokolumnowa liczba. Powierzchnia drugiego monitora, gdzie zwykle zg�asza si� uwagi i wnioski, pokryta by�a wykrzyknikami w rodzaju: "To szopka!'; "Skandal!'; "Torturujecie przes�uchiwanych!'; "Wy�wietli� dane!"
� � Na sali panowa� tumult. Cze�� os�b wsta�a z miejsc i protestowa�a g�o�no przeciwko post�powaniu re�ysera. Nawet ludzie z ekip technicznych brali w tym udzia�. Podobnie by�o przy g��wnym stole. Dostojnicy podzielili si� na ma�e grupki, kt�re przekrzykiwa�y si� nawzajem. Spiker by� kompletnie zdezorientowany. Patrzy� bezradnie na sale, odwraca� nieustannie g�ow� w kierunku sto�u i wzrusza� ramionami, jakby chcia� powiedzie�, �e to nie od niego zale�y decyzja, chocia� zgadza si� z reakcj� widowni.
� � Ha�as wzm�g� si� jeszcze bardziej, gdy sala zauwa�y�a, �e otworzy�em oczy. W tym momencie kto� musia� spikerowi wyda� polecenie, kt�re okre�li�o dalszy przebieg wydarze�. Widzia�em jak przez d�u�sz� chwil� manipuluje przy swoim pulpicie i nagle na ekranie kontrolnym ukaza� si� obraz naszego laboratorium. Sala zamar�a w oczekiwaniu. Z monitor�w znikn�y wszystkie dane. Zobaczy�em siebie id�cego w kierunku pr�bnika, a zza moich plec�w dobieg� �wietnie s�yszalny g�os George'a "Dobrze, pomog� ci, ale powiedz, na choler� komu takie udogodnienia?" Kiedy pojawi� si� napis "�ci�le tajne" zamkn��em oczy.
� � Tak, teraz mog�em ju� by� zupe�nie spokojny. Teraz wreszcie mog�em mu zada� to pytanie, kt�re nie dawa�o mi spokoju od pocz�tku: "Dlaczego pomog�e�?": Okrzyki na sali zmieni�y si� w owacje, widocznie doszli ju� do materia��w dokumentalnych. Stara�em si� tego nie s�ysze�. Skupi�em si� i szybko powt�rzy�em procedura. Gdy znalaz�em si� w�r�d miliard�w �wietlistych punkcik�w, spyta�em jeszcze raz - dlaczego? Punkty wirowa�y przede mn� rado�nie jakby to mia�o stanowi� odpowied�. Dlaczego? W tym momencie mia�em wra�enie jakbym oddala� si� od nich z nadludzk� pr�dko�ci�. Widzia�em je nadal, lecz ich ruchy stawa�y si� tym wolniejsze, im bardziej ros�a odleg�o�� miedzy nami. Dotar�em do punktu, sk�d wygl�da�y jak nieruchome gwiazdy na wielkim niebie. Przez moment wyda�o mi si�, �e rozpoznaje znajome konstelacje.
� � Otworzy�em oczy. Sala wiwatowa�a na nasz� cze��, zag�uszaj�c g�os spikera, kt�ry zwr�ci� si� do mnie z pytaniem. Wiedzia�am, o co pyta w imieniu wszystkich. Ale jak ja im to wyt�umacz�?
��� powr�t