7836

Szczegóły
Tytuł 7836
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7836 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7836 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7836 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Eddy Bertin Powr�t do nik�d Spis tre�ci Adres: Gandawa, Dunwich House �wi�tynia Scriiik Maszyna czasu Herberta George'a Powr�t donik�d Co� si� ko�czy �wi�tynia S�o�ce chyli�o si� ju� ku zachodowi, kiedy stary cz�owiek wkroczy� do Doliny Sn�w. Zatrzyma� si� u wylotu przera�aj�co ciasnego przej�cia w�r�d ska�, kt�re w�a�nie przeby�, i rozkoszowa� si� ciep�ym powiewem wiatru z Doliny, kt�ry muska� jego cia�o, osuszaj�c wilgotne od potu skronie. Ca�e niesko�czenie d�ugie godziny przedziera� si� g�rskim przej�ciem, kt�re by�o miejscami tak ciasne, �e musia� przeciska� si� pomi�dzy, dos�ownie pionowo wznosz�cymi si� nagimi �cianami, maj�c nieodparte wra�enie, i� zaraz zejd� si� ze sob� i zmia�d�� go w kamiennym poca�unku. Lecz nagle szczelina zacz�a robi� si� coraz szersza, by w ko�cu otworzy� si� na le��c� teraz przed nim dolin� i po raz pierwszy od d�ugiego czasu ponownie ujrza� otwart� przestrze� i s�o�ce. Stary cz�owiek wiedzia�, �e wreszcie odnalaz� Dolin� Sn�w. Opar� si� plecami o ska�� i zm�czonym ruchem otar� pot zalewaj�cy mu oczy, kt�re piek�y od tego jakby k�ute tysi�cem igie�ek. Jego r�ce o zgrubia�ej i szorstkiej sk�rze bardzo potrzebowa�y krzepkiego kostura opartego teraz o skaln� �cian�. Przez d�ugi czas cz�owiek sta� niby pos�g, patrz�c nieruchomo na dolin�, kt�rej tak d�ugo szuka� wiedziony jedynie nadziej�, �e kiedy� j� odnajdzie, �e odnajdzie tajemnicz� Dolin� Sn�w. Zawsze wiedzia�, �e le�y gdzie� ukryta w�r�d g�rskich grzbiet�w, od- grodzona od �wiata, bezpieczna od jego po��dliwych szpon�w, nie tkni�ta przez czas i cywilizacj�, dost�pna jedynie po przebyciu niemal ca�kowicie nie zbadanego ciasnego przej�cia przez g�ry. O tym, gdzie le�y to przej�cie, przeb�kiwano w prastarych pergaminowych ksi�gach, stosuj�c tajne okre�lenia i niewymawialne s�owa; pisano o w�skim g�rskim przej�ciu wiod�cym do Doliny Sn�w pe�nej osobliwych cieni, gdzie rzeczywisto�� jest snem, a sen rzeczywisto�ci�, o Dolinie, kt�ra czeka na tych, co dostatecznie d�ugo i uporczywie jej szukaj�, aby dost�pi� tej nagrody. Stary ju� teraz cz�owiek szuka� jej przez ca�e lata, d�ugie, pe�ne trud�w lata, po wszystkich zak�tkach Ziemi i na stronicach zakurzonych ksi�g w' bibliotekach i uniwersytetach. Grube bruzdy poora�y mu czo�o, zmarszczki zastyg�y wok� k�cik�w ust. Oczy zmatowia�y, przy�mione delikatn� mgie�k�, a siwe kosmyki niby ma�e w�e wi�y si� w falistej g�stwie jego w�os�w. Czas przygi�� jego cia�o do ziemi i pomarszczy� sk�r� r�k, lecz wci�� �y�o w-nim pragnienie, by dotrze� do Doliny. W Dolinie co� na niego czeka�o, co� co mia�o nada� sens wszystkim jego straconym latom, co� dostatecznie silnego, by przez ca�y ten czas zmusza� go do szukania... ale czego7 Nareszcie... wkr�tce si� dowie. Kiedy s�o�ce zacz�o zachodzi�, w Dolin� wpe�z�y mroczne cienie. Wydawa�a si� g��boka i rozleg�a, o wiele wi�ksza, ni� pozwala�y na to okalaj�ce j� niby wieniec g�rskie grzbiety, zupe�nie jakby rozci�ga�a si� w innym, nie ograniczonym przestrzeni� wymiarze. Stary cz�owiek nie m�g� dojrze� drugiego kra�ca Doliny, horyzont zdawa� si� gubi� w oddali, jak pofa�dowany kobierzec porwany w niebo przez rozhulany wiatr. A po obu stronach trwa�y niewzruszone grzbiety g�r, bezlitosne skalne �ciany. Stary cz�owiek zacz�� schodzi� w dolin�. Piasek i delikatny py� zawirowa�y wok� niego, jak szarosrebr�ysta mgie�ka, i z wolna opada�y z powrotem, przybieraj�c fantastyczne kszta�ty, jakby wype�nione w�asnym, osobliwym �yciem. Wydawa�o si�, �e dolina sk�ada si� wy��cznie i z piasku, dziwnego jasnofioletowego piasku, drobniutkiego i delikatnego jak puder, przejrzystego, kiedy tumanami unosi� si� w g�r�. Pokrywa� ca�� dolin� niby cienisty kobierzec, p�aski i g�adki, tylko gdzieniegdzie stercza�y z niego dziwaczne w kszta�tach skamle bloki, rzucaj�ce teraz d�ugie cienie w ostatnich promieniach s�o�ca, kt�re krwawi�o na niebie umieraj�c. Stary cz�owiek ruszy� dolin�, jakby wiedz�c, w kt�r� stron� ma si� uda�, zupe�nie jakby jaka� delikatna r�ka wiod�a go ku nieznanemu przeznaczeniu. Uszed�szy kawa�ek drogi obejrza� si� za siebie. Nie by�o ju� skalnej �ciany ani uj�cia szczeliny, kt�r� tu doszed�. Ze wszystkich stron rozci�ga�a si� niesko�czona piaskowa pustynia. Nie by�o powrotu. Wiatr za jego plecami pieczo�owicie przykrywa� �lady st�p, jak matka przykrywa ko�derk� usypiaj�ce dziecko. Ten sam wiatr prowadzi� go dalej � a to w zawirowaniach fioletowych kryszta�k�w piasku podrywaj�cych si� w g�r� niby widmowe motyle, a to jako ciep�och�odna r�ka muskaj�ca jego skronie w niemym zapewnieniu: Jestem. Id� za tob�. Pomijaj�c rozta�czone piaski, �wiat w dolinie wydawa� si� zastyg�y w bezruchu. Skalne bloki, kt�re przerywa�y od czasu do czasu monoto-ni� krajobrazu wy�aniaj�c si� z p�mroku niby skamieniali samotni stra�nicy l przybiera�y budz�ce groz� kszta�ty, jakby zar�wno ich wymiary, jak i geometria, kt�ra je stworzy�a, by�y nie z tego �wiata. Tylko cienie tych kolos�w zdawa�y si� �y�, kiedy tak rozpe�za�y si� po dolinie niby badaj�ce teren czu�ki. W pewnej chwili stary cz�owiek spostrzeg�, �e s�o�ce przesta�o si� opuszcza� i zawis�o na niebie jak niewyra�na ognista kula �ci�ta mrozem lodowych kwiat�w �arz�cego si� czerwono ognia, jak pa�aj�ce niezwyk�ym blaskiem, a jednak zimne oko martwego Boga. Pod jego czujnym nieruchomym spojrzeniem wiatr nadal igra� przewrotnie z w�drowcem. Z �opotem skrzyde� wzbija� tumany piasku tworz�c z nich rozedrgane formy niby-�ycia, niemal ludzkie postacie, kt�re chwilami muska�y w�drowca, by zaraz ponownie rozsypa� si� w delikatny py�, kt�ry natychmiast przybiera� nowe kszta�ty, bezustannie for- mowany niewidzialnymi palcami wiatru. Jego g�os, dobiegaj�cy jakby ze �wiata cieni, szepta� czasem prosto w ucho w�drowca strz�py zda�, s�owa, kt�re przypomina�y mu co�, co zdarzy�o si� bardzo dawno temu i o czym niejednokrotnie wola�by zapomnie�. Czasami w�drowiec sam sobie zadawa� pytania i roi�o mu si�, �e wiatr na .nie odpowiada, lecz nie m�g� doczeka� si� odpowiedzi na pytanie najwa�niejsze, kt�re zadawa� sobie bez przerwy, kt�re od lat ju� dr��y�o go i burzy�o si� w nim jak lawa: dok�d i po co zmierza? Co spodziewa si� tu znale��? � Wkr�tce � wyszepta� wiatr ustami w�drowca. � Wkr�tce... Mimo �e s�o�ce nadal wisia�o nad horyzontem jasno widoczne, nie dawa�o ju� �wiat�a. Dziwny mroczny opar rozpe�z� si� po dolinie, bardziej mg�a ni� prawdziwa noc, niemal namacalna ciemno��. Stary cz�owiek dozna� nierzeczywistego uczucia, �e otaczaj� go �ywe istoty istniej�ce tu� poza zasi�giem jego zmys��w, na wp� niewidzialne twory przemykaj�ce obok niego, pod��aj�ce jego �ladem, szpieguj�ce go. Daremnie pr�bowa� opanowa� rodz�c� si� panik�. Szed� naprz�d po omacku, lecz � o dziwo ani razu' nie wpad� na �aden ze skalnych blok�w. Niekiedy wzdryga� si� my�l�c, �e dotkn�y go niewidzialne palce, lecz nadal szed� naprz�d i stopniowo wra�enie, i� woko�o roi si� od �ywych istot, zanik�o, jakby przekroczy� granic� kr�gu otaczaj�cego co�, ku czemu tak uparcie zmierza�. W�dr�wka zdawa�a si� nie mie� ko�ca, a czas utraci� sw�j rzeczywisty wymiar tak�e dla cia�a w�drowca. B�l i zm�czenie znikn�y jakby wyssane przez rozhulany wiatr. Szczelnym p�aszczem okrywa�a go ciemno��. �wiat�o. Jaskrawy potok "�wiat�a zala� go tak gwa�townie, �e machinalnie uczyni� krok do ty�u i ponownie znalaz� si� w mroku. Odczeka�, a� sprzed oczu znikn� mu rozta�czone r�nokolorowe plamy migaj�ce jak w kalejdoskopie. Przygotowa� si� na przyj�cie �wiat�a, tak jak nurek przygotowuje si� do nag�ego zej�cia pod wod�, i uczyni� krok do przodu. ' - Przed nim sta�a �wi�tynia. ' Za nim by�a ciemno�� ze wszystkich stron otaczaj�ca �wi�tyni� �cian� dziwacznych kszta�t�w. �wi�tynia usytuowana by�a po�rodku okr�g�ej doliny w Dolinie, a jej wie�e z marmuru i ko�ci s�oniowej rozpe�za�y si� na wszystkie strony niby macki. Mimo i� widzia� j� ca��, wydawa�a si� o wiele wi�ksza, ni� na to wygl�da�a, jakby zyskuj�c nowy wymiar, rozrastaj�c si� i pot�niej�c, kiedy odwraca� oczy, i kurcz�c si� na powr�t, kiedy patrza� prosto na ni�. Kiedy podszed� bli�ej, zobaczy�, �e �wi�tynia jest stara, bardzo stara. Ko�� s�oniowa by�a odbarwiona i w wielu miejscach pokruszona, marmurowe p�yty pokryte by�y paj�cz� sieci� rys i zygzakowatych p�kni��. Mury budowli zdobi� ornament fantastycznych scen, koszmar�w oszala�ego artysty, refleks�w �mierci cz�owieczego Ja i narkotycznych wizji, halucynacji palacza opium mistrzowsk� r�k� wyrze�bionych w ko�ci s�oniowej, wyrytych w marmurze. Podchodz�c bli�ej w�drowiec odnosi� chwilami wra�enie, i� sama �wi�tynia jest wielkim �ywym organizmem, kt�rego cia�o pokrywaj� zastyg�e potwory z nocnych koszmar�w, paso�ytuj�cych na jego istnieniu. Budowla nie mia�a okien ani innych otwor�w, tylko jedne ogromne zamkni�te wrota, pozbawione jakichkolwiek ozd�b i osadzone w murze z pop�kanych marmurowych blok�w pokrytych reliefem skamienia�ych postaci. Stary cz�owiek wiedzia�, �e oto nadszed� kres jego w�dr�wki. Ci�kie wrota otwar�y si� przed nim bezszelestnie niby we �nie. Jego oczom ukaza�a si� niesko�czona nerspektywa jednolicie bia�ego korytarza. Naprzeciwko niego sta�a jaka� posta�. Na pierwszy rzut oka wydawa�o si�, �e to cz�owiek, niski, pochylony cz�owiek, odziany w szar� peleryn� z kapturem ca�kowicie zakrywaj�c� cia�o i twarz. Cz�owiek ten sta� z pochylon� g�ow�, nieruchomo, jakby by� cz�ci� pomieszczenia. Wrota zamkn�y si� za w�drowcem za spraw� tej samej niewidzialnej si�y, kt�ra je otworzy�a. Stary cz�owiek zosta� sam na sam z oczekuj�c� go istot�. Gwo�dzie, kt�rymi nabijane by�y podeszwy jego but�w, zgrzyta�y o marmur posadzki, a odg�os ten zdawa� si� odbija� zwielokrotnionym echem w coraz dalszych kra�cach galerii, niby huk tysi�cy p�kaj�cych luster. Posta� w pelerynie wyprostowa�a si� i. kaptur zsun�� si� nieco do ty�u. Nie ukaza�o si� �adne oblicze, �adne rysy twarzy. To co ujrza� w�drowiec, by�o g�adkie i bia�e jak marmur. � Witaj w �wi�tyni, w�drowcze � przem�wi�a posta� ustami, kt�rych nie,by�o. � Nie l�kaj si�, czeka�em na ciebie. Stary cz�owiek zatrzyma� si�. Najbardziej przerazi�a go jednolito�� marmurowej powierzchni, kt�ra powinna by� twarz�, g�os, kt�ry s�ysza�, i �wiadomo��, �e ta istota widzi go nie maj�c oczu i przemawia do niego nie maj�c ust. Posta� w pelerynie poruszy�a si� i skin�a bia��, wiotk� d�oni�. _. . ' ' � Podejd� do mnie, w�drowcze � rzek�a � i powiedz, czego szukasz w �wi�tyni. . � Nie wiem � odpar� stary cz�owiek. Istota bez twarzy za�mia�a si� �miechem, kt�ry wwierca� si� w m�zg sprawiaj�c b�l. � Nie wiesz, w�drowcze? Po tylu latach nadal nie wiesz, CZEGO szukasz? Stary cz�owiek milcza�. Nie zna� odpowiedzi. Przyby� tu, aby j� , pozna�, nie po to, by samemu odpowiada� na pytania. Szara posta� zanios�a si� cichym chichotem. � To jest �wi�tynia � rzek�a. � Ludzie przychodz� tutaj, aby z�o�y� co� w ofierze w zamian za to, co otrzymuj�. Mo�na powiedzie�, �e prowadz� Handel wymienny. � Handel... wymienny? � Tak. Ka�dy, kto tu przychodzi, czego� ��da. Mog� da� wszystko, lecz w zamian za to musz� co� otrzyma�. To uczciwa wymiana. Sprzedaj�... sny. Znowu przera�aj�cy chichot. � Tak, przyjacielu, sny. Pi�kne i obrzydliwe, koszmary i wizje niewypowiedzianej pi�kno�ci, sny o potwornym okrucie�stwie i najni�szych ��dzach. U mnie jest wszystko: dalekie egzotyczne kraje i pal�ce s�o�ce, sukces, bogactwo, przepych i luksus, wiara i mistyczna jedno�� z dowolnym b�stwem, absolutna seksualna doskona�o�� i najwymy�lniejsze orgie, niedost�pne dla twego ludzkiego cia�a. Mi�o�� i ��dza, nienawi�� i gniew, szale�stwo i ob��d... mo�esz mie� wszystko. �yczysz sobie przesz�o�ci, przysz�o�ci? Le�� u twych st�p. Mam wszystkie sny z tego i innych �wiat�w i sprzedaj� je... ka�demu, kto sobie tego �yczy. Lecz ty tego nie chcesz. Niekt�rym ludziom ca�e �ycie schodzi na poszukiwaniu jednego konkretnego snu: wiedz�, �e jest, nosz� go gdzie� g��boko w sobie, lecz pozostaje on nieuchwytny i nigdy nie przybiera daj�cego si� rozpozna� kszta�tu. Ale twoje najg��bsze Ja zna ten sen, g��boko w �rodku wiesz, czego tu szukasz, mimo �e tw�j rozum tego nie przyjmuje. Jest taki sen, kt�ry odzwierciedla ca�e twoje wn�trze niby kielich przejrzystego wina, jest sko�czonym odbiciem twojej psychiki. Tego w�a�nie szukasz. B��dzisz bez celu, pe�en zw�tpienia i rozpaczy... ale przecie� szukasz. Jak szaleniec. Dlatego odnalaz�e� �wi�tyni�, bo odnajduj� j� tylko szale�cy. Stary cz�owiek chcia� co� powiedzie�, ale poczu� tylko bolesn� sucho�� w gardle. Przesun�� koniuszkiem j�zyka po zlepionych wargach i dopiero wtedy uda�o mu si� wydusi� s�owa pro�by: Poka� mi... co masz DLA MNIE. Istota bez twarzy odwr�ci�a si�, stary cz�owiek ruszy� za ni� przez niesko�czenie d�ug� galeri�, a� zatrzymali si� przed dwojgiem przeogromnych drzwi, niemal ca�kowicie niewidocznych w murze. � To s� drzwi prowadz�ce do moich... towar�w � powiedzia�a istota bez twarzy. � Za drugimi znajduje si� to, co te towary produkuje. Postaraj si� znale��, czego szukasz. Drzwi rozsun�y si� i stary cz�owiek wkroczy� w co�, co pocz�tkowo by�o tylko ciemno�ci�. Potem ciemno�� nabra�a kszta�t�w, �wiat�a i barw i zala�o go morze sn�w w dziesi�tkach barwnych odcieni, smak�w i d�wi�k�w, szturmuj�cych wszystkie zmys�y jednocze�nie, tak �e ca�e jego jestestwo zdawa�o si� rozp�ywa�, ton�� w tym nat�oku wra�e�. By� rozdarty wewn�trznie, ka�da jego cz�stka chcia�a czego innego, a� w ko�cu lodowaty glos istoty bez twarzy przywr�ci� go rzeczywisto�ci. � Czego chcesz, przyjacielu? � spyta� g�os. � Wybieraj. Chcesz by� w�adc�, jakiego jeszcze nie zna�a dot�d Ziemia, maj�cym w swych r�kach absolutne panowanie nad wszystkimi poddanymi mu ludami? Kiwni�cie palca wystarczy, �eby zg�adzi� ca�� ras�. A mo�e wielkim cesarzem, uwielbianym przez poddanych za sprawiedliwo��'! m�dro��? Chcesz mi�o�ci? Niewys�owionej s�odyczy pierwszego uczucia czy mi�o�ci p�on�cej w twych �y�ach jak ogie�, lubie�ny ogie�, kt�rego refleksy migocz� na brzuchach i piersiach m�odziutkich istot, czekaj�cych tylko na ciebie? A mo�e pragniesz zemsty, mo�e pragniesz odp�aci� za wszystkie poni�enia, jakich kiedykolwiek dozna�e�? Czego chcesz, przyjacielu, czego? Lecz stary cz�owiek nie wiedzia�. Nie czu� nienawi�ci, nie odczuwa� potrzeby mi�o�ci i dawno odwr�ci� si� od �wiata. Czas wiele zmia�d�y� i zgruchota� w swym bezustannym marszu naprz�d, a upragniony sen � niezale�nie od tego, co zawiera� � le�a� g��boko ukryty pod gruzami �ycia. � Jaka jest cenar � spyta� stary cz�owiek. � Cena? � zasycza�a posta� w pelerynie. � Nie ma ceny. Ja wymieniam. �ycie za sen, sen za �ycie. Innej ceny nie ma. Dam ci nowe �ycie, jakiego nigdy nie zazna�e�, w zamian zabior� twoje stare. To niewiele. � Niewiele � powt�rzy� jak echo stary cz�owiek. Nagle u�wiadomi� sobie, �e jest sam. Ruszy� dalej przez sal�, kt�ra nie by�a sal�, i zacz�� przygl�da� si� poszczeg�lnym snom, dotyka� ich i zaraz odrzuca�. Istota bez twarzy nie k�ama�a: wszystko tu na niego czeka�o. Wystarczy�o wyci�gn�� r�k�; ale to wci�� nie by�o to, czego szuka�. Szuka� wi�c dalej i dalej, spotyka� wielu ludzi, w�drowa� przez niebywa�e krainy, widzia� rzeczy, kt�re sprawia�y, �e wstrz�sa� nim dreszcz, i takie, po kt�rych wymiotowa�, a nawet i takie, po kt�rych p�aka�, tak by�y pi�kne. NAGLE... ROZPOZNA�. Rozpozna� cz�stk� siebie i sen, kt�rego szuka�. Zupe�nie jakby ktu� ruchem niewidzialnego szpadla wydoby� na wierzch to, co by�o dot�d g��boko pod powierzchni�. Rozpozna� w tym �nie siebie i wiedzia� ju�, CZEGO szuka... WSZYSTKIEGO, CO STRACI� SZUKAJ�C. D�ugie, mozolne lata odp�yn�y od niego znikaj�; w nadchodz�cej przysz�o�ci, bruzdy na r�kach wyg�adzi�y si�, twarz utraci�a zmarszczki. Powr�ci� do pewnego kwietniowego wieczo,-ra w latach swej m�odo�ci. Przypomnia� sobie twarz, zapach budz�cej si� wiosny i g�os � jego uczucia by�y jeszcze niedojrza�e, nadzieje nie rozwiane, z�udzenia niczym nie zak��cone, jeszcze wierzy� w przysz�o��. �ycie jest ci�g�ym budzeniem si� z wszelkich sn�w, jakim si� kiedykolwiek oddawali�my, bezustann� dezintegracj� z�udze�, kt�re wci�� z uporem odtwarzamy tylko po to, by zn�w zobaczy�, jak gruchocz� je kolejne okresy �ycia. M�odo�� to oszustwo; prawdziwa m�odo�� nie i kryje si� w ciele, lecz w duszy, kt�ra potrafi, kt�ra zdolna jest �NI�. Rzeczywisto�� i sen, �ycie i �mier� � ka�da z tych par tworzy nierozerwaln� ca�o��. Stary cz�owiek szuka� prawdziwego oblicza m�odo�ci gnany strachem przed staro�ci� i �mierci� i szukaj�c min�� gdzie� po drodze to, czego szuka�, otar� si� o to, nigdy tego nie posiadaj�c. Kiedy opu�ci� sal� sn�w, istota bez twarzy ju� na niego czeka�a. � I c�, przyjacielu � spyta�a z lekk� ironi� � co takiego znalaz�e�? Co okaza�o si� najbardziej godne po��dania: co� rze�kiego jak ostatni powiew umieraj�cego lata czy te� lodowato zimnego jak niesko�czone wichry wymiar�w, trzepoc�ce si� w otch�aniach czasu niby 'my? Ale� nie, nie musisz odpowiada�, �aden z was tego nie robi. To co� wy��cznie twojego, ja nie mam do tego dost�pu. � Czy wielu tu by�o przede mn�? Takich, kt�rzy znale�li to, czego szukali? � Czy wielu? By�a ich nieprzeliczona rzesza, przyjacielu. Przez tysi�clecia ci�gn�li tutaj jak �my do �wiat�a. Z Ziemi i z gwiazd, z innych wymiar�w i z serca Wszech�wiata. Spotka�e� ich id�c tutaj, byli wiatrem, kt�ry do ciebie przemawia� w Dolinie, piaskiem ta�cz�cym przed tob�; czasem spotyka�e� ich jako skalne bloki albo dalekie szepty czy nawet ob�ok ciemno�ci, kt�ry ci� spowi�. Wszyscy s� tutaj i czekaj� na ciebie. � A ty, istoto bez twarzy, kim ty jeste�? Jaka jest twoja misja? � Czemu ka�dy z was o to pyta? Jestem �wi�tyni�, a ona jest mn�. Oddaj�c mi swoje �ycie podtrzymujesz istnienie �wi�tyni, a w zamian za to ja podtrzymam trwanie twego snu. Jestem tym, kt�ry daje, i tym, kt�ry bierze, nie mam nazwy ani formy opr�cz tej, jak� nadasz mi w danym momencie, tak jak i �wi�tynia nie jest taka, jak� j� widzisz. Tw�j ludzki rozum nie potrafi poj�� naszych kszta�t�w, dlatego obleka nas w tak� posta�, jak� teraz postrzegasz. Mo�e tak naprawd� wcale nie istniej�, przyjacielu, a tw�j sen ju� si� rozpocz��? Mo�e �ni�e� ju�, zanim tu dotar�e�? Czy mo�na by� tego pewnym? Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? � Nie, to nie ma �adnego znaczenia, istoto bez twarzy. Znalaz�em to, czego szuka�em. Je�li �ni�, nie chc� si� ju� obudzi�. A je�li to rzeczywisto��, daj mi m�j sen i we� w zamian to, czego ��dasz. � Wi�c umrzyj, przyjacielu � powiedzia� g�os. Stary cz�owiek odczu� gwa�towny wstrz�s, z jakim nagle zatrzyma�o si� jego serce, i zdawa�o mu si�, �e s�yszy szelest w �y�ach, g��boko w sobie. Sp�yn�o na� lodowate zimno, a r�wnocze�nie poczu�, jak krew w dzikim p�dzie uderza mu do g�owy. Pop�yn�a mu z nosa, oczu i uszu i rozla�a si� pod sk�r�, by zakrzepn�� i powoli rozsypa� si� w proch. Stary cz�owiek nie czu� b�lu, by� jakby postronnym obserwatorem. czego�, co dzieje si� z kim innym. Patrzenie na w�asn� �mier� by�o uczuciem dziwnym, ale przecie� nie przera�aj�cym. Popatrzy� w d� na swoje r�ce powoli zmieniaj�ce barw�. Najpierw zrobi�y s;� brunatne, usiane wstr�tnymi plamami uk�adaj�cymi si� na sk�rze w paj�cz� sie�, potem nabra�y barwy bladozielonkawej, cia�o na nich zacz�o p�ka�, niekt�re cz�ci zmieni�y si� w p�ynn� mas� ods�aniaj�c pod przezroczyst� teraz sk�r� bia�e �ci�gna. Oczy starego cz�owieka sp�y n�y wielkimi kroplami po policzkach, ale zastyg�y, zanim jeszcze dotar�y do k�cik�w ust. J�zyk wysech� i tkwi� niby twardy kawa�ek sk�ry mi�dzy wyszczerzonymi z�bami, dop�ki nie rozsypa� si� w proch Ju� w�wczas, kiedy ca�e cia�o rozpada�o si� na drobiny, stary cz�owiek mia� nieodparte wra�enie, �e po��k�e �ci�gna obrastaj� nowymi mi�niami i ws�cza si� w niego jaka� dziwna witalna moc. Olbrzymia sala jakby ods�oni�a swoje nieznane wymiary i stary cz�owiek mia� wra�enie, �e znalaz� si� w centrum nieopisanego chaosu, gdzie spogl�daj� na niego oczy p�on�cych s�o�c i wiruj�cych spiralnych mg�awic. Istota bez twarzy pochyli�a si� nad czym�, co le�a�o na posadzce, i z ogromn� pieczo�owito�ci� wyj�a co� z otwartej czaszki. Potem wyprostowa�a si� ostro�nie i trzymaj�c w d�oniach pulsuj�cy �agodnym ciep�em m�zg podesz�a do drugich drzwi znajduj�cych si� w galerii, otworzy�a je i wesz�a do �rodka. Po chwili m�zg spoczywa� ju� w kryszta�owej urnie z oleist� ciecz� na jednej z wielu ci�gn�cych si� wzd�u� �cian pozbawionej wymiar�w sali i p�ek zape�nionych takimi samymi urnami. Od ka�dego kryszta�owego pojemnika odchodzi� w d� rz�d dziwnych symboli biegn�c po marmurowej posadzce ku przeciwleg�ej �cianie, za kt�r� by�a sala sn�w. W olbrzymim korytarzu m�ody cz�owiek odwr�ci� si� na pi�cie i wyszed� ze �wi�tyni. Kiedy zatrzasn�y si� za nim ci�kie wrota, znalaz� si� w zalanej s�o�cem dolinie okolonej wysokimi grzbietami przyzywaj�cych go g�r. �wawym krokiem rozpocz�� w�dr�wk� w ich stron�. Za tymi g�rami czeka� na niego �wiat, kt�ry m�g� by� snem lub rzeczywisto�ci�. Chwilami m�ody cz�owiek mia� przelotne wra�enie, jakby szybowa�, bezcielesny i nie czuj�cy, we wszechobejmuj�cej ciemno�ci, to zn�w, �e jest skalnym blokiem, zastyg�ym w dolinie i �e przemawia bezg�o�nym szeptem do samotnego w�drowca. Lecz wra�enia te pojawia�y si� tylko na moment i znika�y nie pozostawiaj�c �lad�w w pami�ci. Podobnie wyblak�y ju� wspomnienia o tym, co pozostawi� za sob�, poniewa� naprawd� nie mia�o znaczenia, czy �ni �ycie, czy �yje sen. A w �wi�tyni istota be; twarzy wci��, sta�a bez ruchu patrz�c na miliony �ni�cych m�zg�w w kryszta�owych urnach, dzi�ki kt�rym istnia�a �wi�tynia i ona. Widzia�a, jak z nowej urny zaczyna wydobywa� si� pulsuj�ce ciep�o, jakby szukaj�c kierunku. Zaraz potem wsta�o ono pochwycone przez nowe znaki nakre�lone d�oni� istoty bez twarzy i z wolna ca�y �w nierzeczywisty �ar pop�yn�� do sali s��w, kt�ra go wch�on�a. Wygl�daj�ca teraz nieco inaczej istota bez twarzy opu�ci�a sal� udaj�c si� ku wrotom z marmuru i doszed�szy tam zastyg�a w oczekiwaniu. Tymczasem w dolinie m�ody cz�owiek nagle przystan�� zadaj�c sobie pytanie, kim jest i sk�d przybywa. Potrz�sm�� g�ow�, jakby chcia� przywo�a� umykaj�ce wspomnienia, a potem ruszy�'w dalsza drog�. By� pewien, �e odpowied� znajdzie za przybli�aj�cymi si� z wolna g�rami Scriiik Na wp� �pi�cy Tony Burkal wyci�gn�� r�k� i pr�bowa� namaca� w p�mroku terkoc�cy budzik, kt�ry sta� na nocnej szafce piekielnie ha�asuj�c. Palce Tony'ego niezdarnie odnalaz�y przycisk s�u��cy 'do wy��czania dzwonka. W tym momencie budzik wyda� podejrzany odg�os i capn�� Tony'ego za r�k�. Czas, w jakim Tony ca�kowicie otrze�wia�, jednym skokiem znalaz� si� po drugiej stronie ��ka i jeszcze zapali� �wiat�o, wyni�s� nieca�e p�torej sekundy. Z bezpiecznej odleg�o�ci spogl�da� zaskoczony na terkoc�cy wci�� rado�nie budzik. Przera�liwy metaliczny d�wi�k przenika� do szpiku ko�ci. Budzik nie wykazywa� �adnej szczeg�lnej cechy, kt�ra r�ni�aby go od innych, tyle �e Tony dok�adnie pami�ta�, i� przed chwil� ugryz� go w r�k�. A� dziwne, jak rzeczywiste mog� si� czasem wyda� rocne koszmary � pomy�la� � do tego stopni-a, �e jeszcze po przebudzeniu cz�owiek jest przekonany o ich realno�ci. No c�, sen czy nie sen, w ka�dym razie na pewno czas wstawa�. Nieprzyjemny ucisk w dole brzucha przypomnia� Tony'emu, �e powinien p�j�� do ubikacji; jeszcze gwa�towniej zat�skni� za kilkoma fili�ankami mo�liwie najgor�tszej kawy, �eby sp�uka� resztki snu. Z ci�kim westchnieniem odchyli� ko�dr�, przekr�ci! si� na brzuch, a nast�pnie zn�w na plecy, tak �e m�g� dosi�gn�� budzika nie wychodz�c z ��ka. Ponownie wyci�gn�� r�k�. Budzik otworzy� metalow� paszcz�k� biegn�c� w poprzek tarczy, od dziewi�tki do tr�jki, i pokaza� ostre jak brzytwa, przera�aj�ce sta-.Iowe z�biska, kt�re obrzydliwie zgrzytn�y, kiedy nimi k�apn��. Tony odsun�� si� nieco do ty�u i po tradycyjnych pr�bach, takich jak przecieranie oczu, szczypanie si� w policzek i temu podobne, stwierdzi� ku swemu przera�eniu, �e bynajmniej nie �pi i jest przy zdrowych, mia� nadziej�, zmys�ach. . � No to powt�rzmy ~ powiedzia� Tony Burkal. � Mieszkam samotnie w niewielkim umeblowanym mieszkaniu przy Dwarsboomstraat 27... Jest teraz za pi�tna�cie si�dma, musz� wsta� i i�� do biura. Wyda�o mu si� to dosy� logiczne i jasno sformu�owane, tote� uzna�, �e najwyra�niej nie zwariowa�. Tyle tylko, �e uzbrojony w ostre jak u piranii z�by budzik niezbyt pasowa� do tej logiki. Wspomniany budzik sta� tymczasem nadal na nocnej szafce, a jego denerwuj�ce terkotanie stopniowo s�ab�o, a� wreszcie zupe�nie rozp�yn�o si� w ciszy. Usta, wzgl�dnie to, co uznali�my za usta, zamyka�y si� i otwiera�y jak u wyj�tej z wody ryby. Ryby g�osu raczej nie maj�, a to... to co� wydawa�o pray tym taki d�wi�k jak elektryczna pi�a mozolnie toruj�ca sobie drog� przez zardzewia�y pr�t. Tony spr�bowa� kilka razy zamkn�� i otworzy� oczy, ale nic nie pomog�o: z�baty budzik jak sta�, tak sta�. Wobec tego postanowi� przyj�� rzecz tek�, jaka jest: jako racjonalnie niewyt�umaczalne, niemniej jednak interesuj�ce Co�. � A niech to cholera � powiedzia�. Powy�ej wykrzywionego metalowego pyska pojawi� si� w budziku ma�y, czarny otworek. Wychyn�a z niego cienka, metalowa spirala z mlecznobia�� wycelowan� w Tony'ego kulk� na ko�cu. Tony mia� dziwne i niesamowite wra�enie, �e to Co� si� na niego gapi. � �A niech to cholera" � powt�rzy� budzik z nieco nosowym akcentem. � Xiccorth. � Bezsensowna zbitka liter. � Noxxirch. Prawdopodobna klasyfikacja: przekle�stwo. Zastosowanie: wyraz w�ciek�o�ci, zdumienia. � Xiccorth. Czy kontynuowa� scriiik na Xiccorth? Przez chwil� panowa�a cisza, jakby to co� czeka�o na odpowied�, zaraz j� zreszt� otrzyma�o, bo po k�apni�ciu z�bami ten sam g�os powiedzia�: � Ghatak. Noxxirch przyj�ty. Bez dalszego scriiik na Xiccorth. Kontynuowa� scriiik pierwotny. G�os by� twardy i zimny, brzmia� mniej wi�cej tak, jak zgrzyt papieru �ciernego na ostrej kraw�dzi puszki od konserw. Gro�na paszcz�-ka nie porusza�a si�, kiedy niby-budzik �m�wi�"; d�wi�ki dochodzi�y ra-.czej z jego wn�trza. Bez uprzedzenia budzik uni�s� si� w powietrze i podp�yn�� do Tony'ego jak gro�ny balon. Przyspieszy� lot i Tony z trudem zd��y� si� uchyli�. Tym razem ju� wyskoczy� z ��ka staj�c bosymi stopami na zimnej, nieprzyjemnej pod�odze. � Hola, ty cholerna maszynko! � wrzasn��. � Masz zamiar lata� mi tu po pokoju jak jaki� miniaturowy samolot? Jeste� budzikiem, zap�aci�em za ciebie 30 gulden�w, wracaj na miejsce i zachowuj si� jak przysta�o na budzik! Budzik zwolni� lot, obr�ci� si� dooko�a w�asnej osi i zawis� nieruchomo nad ��kiem. Spirala z bia�� kulk� na ko�cu skierowa�a si� vi stron� Tony'ego, kt�ry znowu mia� wra�enie, �e jest to pozbawione �renicy oko, kt�re lustruje zar�wno jego, jak i ca�y pok�j. � Czy ja wygl�dam na budzik? � zapyta�a maszynka tym samym zgrzytliwym g�osem. Tym razem paszcz�ka by�a ca�kiem zamkni�ta. Tony nieco uwa�niej przyjrza� si� wisz�cemu w powietrzu przedmiotowi: teraz istotnie stwierdzi� pewne drobne r�nice. Cyfry by�y zdeformowane i rozmywa�y si�, kiedy pr�bowa� je rozr�ni�. Obydwie wskaz�wki mia�y t� sam� d�ugo�� i � prawdopodobnie przez ca�y czas � wskazywa�y wp� do pierwszej. Sekundnika nie by�o w og�le, r�wnie� jasnoniebieski kolor obudowy nie by� chyba ca�kiem taki, jak powinien. � No rzeczywi�cie, tylko przypominasz budzik � powiedzia� Tony z wahaniem � ale oboj�tnie, czym jeste�, na pewno nie jeste� moim budzikiem. Co� ty za jeden? Czego szukasz w moim pokoju? � Stwierdzenie prawid�owe, ghatak � zgrzytn�a z zadowoleniem wisz�ca bez ruchu maszynka. � Przykro mi, �e forma, jak� przybra�em, nie ca�kiem odpowiada b�d�cemu w u�yciu modelowi... � dopiero teraz Tony spostrzeg� �a�osn� kupk� spr�ynek i k�ek z�batych le��c� na pod�odze pod nocn� szafk� � ...ale nie mia�em du�ego wyboru. Nie by�o tu innego modelu, kt�ry by si� nadawa� do przeprowadzenia .Scriiik, wi�c wybra�em-w ko�cu miernik czasu, kt�ry nazywa pan �budzikiem". � Wyno� si� st�d � powiedzia� Tony z w�ciek�o�ci�. � Chyba ca�kiem zg�upia�em, �eby gada� z jak�� imitacj� budzika wisz�c� dwa metry nad moim ��kiem, i to w dodatku wp� do �smej rano. Wp� do �smej! Cholera, dawno powinienem by� ubrany, jeszcze si� do tego wszystkiego sp�ni�! Nie zaszczycaj�c budzika ani jednym spojrzeniem Tony odwr�ci� si� i podszed� do drzwi. Z�apa� za klamk� i si�� spr�bowa� je otworzy�. Co� trzasn�o i zosta� z klamk� w d�oni. � Przepraszam � odezwa�o si� to Co� za nim � powinienem pana uprzedzi�. Aby nie dopu�ci� do zniekszta�cenia wynik�w Scriiik, musia�em oczywi�cie wytworzy� wok� pokoju pole si�owe. Nie mo�e pan st�d wyj�� ani nikt tu nie wejdzie. Przedostaj� si� tylko mikrocz�-steczki i powietrze. Jak pan widzi, nie chcemy, aby pana cia�o obumar�o z braku tlenu przed zako�czeniem Scriiik. Tony odwr�ci� si� i cisn�� trzyman� w d�oni klamk� w budzik, ale oczywi�cie chybi�. Klamka uderzy�a w okno i nie rozbijaj�c szyby upad�a na. pod�og�. Budzik nie straci� spokoju ducha. � Teraz sprawy formalne � powiedzia� tonem nie znosz�cym sprzeciwu. � Jest pan istot� ludzk� u�ywaj�c� nazwy w�asnej Tony Burkal. Samiec, 32 ziemskie lata i 4 miesi�ce, nieparzysty. Wed�ug naszej rachuby czasu 7933 b�ckh. Miejsce Scriiik zlokalizowane na przeci�ciu 477063, 90c, DB26 i CCS-5. Przeprowadzi� Scriiik w punkcie 572. Wielki jest Pan! Zaczynamy od... o, psiakrew! Budzik nagle opu�ci� si� i spocz�� na ��ku. � Te� mo�esz na chwil� usi���, ziemska istoto � powiedzia�. � Trzeba op�ni� Scriiik, poniewa� On w�a�nie odbiera dane ko�cowe innego Scriiik i na razie si� wy��czy�. Pan jest we �nie. Wielki jest Pan. Tony zawaha� si�. Potem podszed� do drzwi i spr�bowa� wywa�y� je ramieniem. Wygl�da�o na to, �e trzymaj� mocno. Zajrza� przez dziurk� po klamce, ale nic nie by�o wida�. Wzruszy� ramionami, podszed� do drzwi �azienki. Z w�ciek�o�ci� napar� na nie ca�ym cia�em, ale one te� nie chcia�y si� otworzy�. � Przecie� ju� panu m�wi�em, g�upi Ziemianinie � odezwa� si� znudzony g�os za jego plecami. � Pok�j jest ca�kowicie zamkni�ty, do czasu przeprowadzenia Scriiik. � Ty cholerna puszko � wrzasn�� Tony. � Musz� i�� do ubikacji! � Nic nie poradz� � powiedzia� budzik lakonicznie. � Czemu si� pan denerwuje? Prosz�, niech pan siada. Z bocznej �cianki budzika wy�oni�o si� co�, co wygl�da�o jak cie-niusie�ki czu�ek, i zapraszaj�cym gestem poklepa�o ��ko. � Mogliby�my porozmawia�, mam teraz czas, w ten spos�b uzyska�bym nowe dane dla dalszych Scriiik. Zreszt� st�d naprawd� nie ma wyj�cia Tony pomy�la�, �e chyba rzeczywi�cie nic innego mu nie pozosta�o. Ze wstr�tem zaj�� miejsce w najdalszym ko�cu ��ka i zacz�� uwa�nie przygl�da� si� temu czemu�, co z pewnego oddalenia diabelnie przypomina�o najzwyklejszy w �wiecie budzik. � Co� ty w�a�ciwie za jeden? � spyta� wreszcie, kiedy cisza zacz�a dzia�a� mu na nerwy. � Jestem scriiik-xovan � odpar� budzik ochoczo � Z serii BECY-3. Prowadz� Scriiik dotycz�cy... no tak, w waszym j�zyku m�g�bym si� nazywa� sensotesterem. Jestem podzespo�em Pana, wysy�anym wy��cznie w celu prowadzenia Scriiik w szeregach od 561 do 580 w��cznie. � Hm, nie za wiele mi to m�wi. Czy w rzeczywisto�ci te� wygl�dasz tak jak teraz? � Ma pan na my�li t� form�? Absolutnie nie. W�a�ciwie to nawet nie rozumiem, dlaczego Pan ka�e nam przybiera� takie czy inne ziemskie kszta�ty, skoro nasza w�a�ciwa forma jest przewa�nie o wiele dogodniejsza do prowadzenia Scriiik. Prawdopodobnie nasz rzeczywisty wygl�d wywiera pewien psychologiczny wp�yw na obiekty badane, co mog�oby znacznie zniekszta�ci� ko�cowe wyniki. � A jaki jest wasz prawdziwy wygl�d? � Och, tak w�a�ciwie to jestem tylko udoskonalonym organiczno--elektronicznym mechanizmem z pi�ciowymiarowym m�zgiem pozytro-nowym � powiedzia� scriiik-xovan. � Mo�na by mnie nazwa� r�k� Pana. On ma wiele r�k. Wielki jest Pan. � To znaczy, �e jest jeszcze ca�a kupa takich dokuczliwych p�tak�w jak ty? � spyta� Tony. Poczu� si� nieswojo. W ko�cu tylko przez dosy� kr�tki czas cz�owiek mo�e zachowa� zimn� krew i pr�bowa� logicznej -rozmowy z gadaj�cym budzikiem we w�asnej sypialni, kt�ra nagle sta�a si� pu�apk� bez wyj�cia. Poza tym ucisk w dole brzucha coraz bardziej dawa� mu si� we znaki. � Oczywi�cie, jestem tylko drobn� cz�stk� Pana. Wszyscy razem tworzymy jego czterowymiarowe r�ce i nogi, uszy, usta i oczy � �e pos�u�� si� ziemsk� analogi�. Jeste�my jakby jego zmys�ami; nie spos�b wyrazi� istoty Pana w j�zyku waszych poj��. Wasz aparat my�lowy nie jest nawet w pe�ni przystosowany do czterowymiarowego postrzegania wszech�wiata. Ja na przyk�ad poruszam si� w uk�adzie pi�ciowymiarowym, jedynie moja cz�� organiczno-mechaniczna zawiera si� w waszych czterech wymiarach. Sam Pan porusza si� w kosmosie o�miowymiarowym; gdyby�cie zdo�ali poj�� jego najmniejszy bodaj u�amek, zniszczy�oby to wasze m�zgi. Powietrze wok� budzika zafalowa�o, jakby pod wp�ywem wysokiej temperatury, i mgli�cie zarysowa� si� jaki� kszta�t, kt�ry Tony widzia� zaledwie przez u�amek sekundy, bo natychmiast musia� si� odwr�ci�, �eby nie zwymiotowa�. � To by� fragment mojej pi�ciowymiarowej postaci � powiedzia� budzik. � Mo�e si� pan odwr�ci�, ju� przybra�em z powrotem bardziej znajome panu kszta�ty. � Kim albo czym jest ten tw�j niezwyk�y Pan? � Wielki jest Pan. O ile my jeste�my podzespo�ami Pana, o tyle sam Pan jest sum� nas wszystkich. On jest... nie ma s��w, kt�rymi mo�na by go opisa�. Wy nazwaliby�cie go pewnie matryc� energetyczn�. Pan unosi si� swobodnie w o�miowymiarowym wszech�wiecie, tak �e w tym* samym czasie jest niesko�czenie daleko st�d, a zarazem tu, w tym pokoju. Gromadzi wszelk� wiedz�, zbiera najistotniejsze dane o istniej�cym kontinuum przestrzenno-czasowym, przetwarzaj�c je kolejno we �nie. � We �nie? A co to znowu za bzdura? � Sen to stan nieobecno�ci, kiedy Pan odgradza si� od swoich pi�ciowymiarowych narz�d�w, czyli od nas, aby przetworzy� wyniki Scriiik. Dopiero niedawno Pan zainteresowa� si� waszym �wiatem. Wasz �wiat okaza� si� pe�en zwariowanych zasad, emocji i stan�w komplet-, nie nowych i nie znanych Panu. Przypuszczam, �e On zechce si� tu przez moment zatrzyma�, potrwa to pewnie jakie� dziesi�� wiek�w wed�ug waszej rachuby czasu. � Jakim prawem tak po prostu �apiecie kogo�... �apiecie sobie mnie do jakich� g�upich test�w? � Pan wybiera wed�ug swojej woli. Przy okazji: �prawo" to nowy termin. Musz� je sobie zanotowa� do dalszych Scriiik. A m�wi�em, '�e wasz �wiat pe�en jest rzadkich poj��. Pan... ale... Pan powr�ci� ze Snu. Nareszcie mo�emy rozpocz�� zaplanowany Scriiik 572. Wielki jest Pan. Gotowy? � Jak to gotowy? Najpierw mi wyt�umacz, co to jest ten Scriiik. Zamierzasz zarzuci� mnie pytaniami, zmierzy� mi ci�nienie czy co� w tym rodzaju? � Scriiik dotyczy wy��cznie ziemskich zwyczaj�w, emocji, poj�� i temu podobnych. Scriiik 572 dotyczy poj�cia �po�era� zach�annie", kt�re jest ca�kowicie obce dla Pana. Tony w jednej chwili zerwa� si� z ��ka, przypomniawszy sobie z obrzydzeniem obna�one z�biska scriiik-xovana. Zn�w zreszt� mia� okazj� podziwia� je w ca�ej krasie, gdy� budzik pomkn�� w jego stron� niby kula armatnia. Uda�o mu si� go unikn�� podskakuj�c w g�r� i metalowe szcz�ki k�apn�y w pustk�. � Nie uciekniesz, ziemska istoto � powiedzia� scriiik-xovan. � Test musi zosta� doprowadzony do ko�ca. Wielki jest Pan. To naprawd� absurdalne � pomy�la� Tony uciekaj�c po pokoju przed dybi�cym na jego �ycie budzikiem. � Tyle jest przecie� innych -ziemskich wra�e�, powiedzmy taka mi�o��, seks czy picie, �eby wymieni� tylko kilka, w kt�rych osobi�cie gustowa� najbardziej, dlaczego akurat musieli na niego nas�a� co�, co ma za zadanie go po�re�? To ju� naprawd� czyste wariactwo by� testowanym we w�asnej sypialni przez budzik, kt�ry bardziej ni� budzik przypomina sztuczn� szcz�k�. �mieszno�� ca�ej sytuacji znikn�a od razu, kiedy budzik nieco precyzyjniej obliczy� nast�pny atak i zatopi� z�by w lewej r�ce Tony'ego.. Przera�liwy b�l gor�c� fal� obj�� ca�� jego r.-k� a� do barku a kilka strumyk�w cieplej krwi utworzy�o brzydkie plai; y na pi�an-d�- -1-i.iuzik przypuszcza� teraz atak za atakiem, cofa� si� troch� i rzuca� do przodu z szybko�ci� rakiety, k�api�c przy tym z�bami jak w�ciek�y pies. Na szcz�cie nie by� chyba za bardzo zwrotny i par� razy do�� zdecydowanie wszed� w kontakt ze �cian�, ale najwyra�niej wcale mu to nie przeszkadza�o. Tony zasapa� si�, w ko�cu nie by� ju� taki m�ody, a do uprawiania codziennej porannej gimnastyki, jak to sobie kiedy� zamierzy� dla podtrzymania kondycji, nigdy nie zdo�a� si� zmusi�. Skurcze w dole brzucha te� nie u�atwia�y mu sprawy. Tony wturla� si� pod ��ko i natychmiast wyszed� z drugiej strony. Kiedy budzik wychyn�� spod ��ka niby rozw�cieczony metalowy paj�k z rozwartymi szcz�kami, Tony podni�s� nocn� szafk� i waln�� ni� w ma�ego potwora. Co� trzasn�o, ale to tylko drewno szafki. Budzik przymierzy� si� do kolejnego ataku. W rozpaczy Tony otworzy� wielk� szaf� na ubrania, zanurkowa� do �rodka i zamkn�� za sob� drzwi. Przez moment panowa�a cisza, potem spod szafy dobieg�y go odg�osy chrupania. Obrzydliwy budzik zaj�� si� przegryzaniem grubego na kilka centymetr�w drewnianego dna szafy, a s�dz�c po ha�asie, jaki przy tym robi�, nie powinno to potrwa� za 'd�ugo. W�wczas Tony b�dzie zgubiony � z szafy nie ma ju� dla niego ucieczki. Rozpaczliwie szuka� jakiego� rozwi�zania. Czy to co� po�re go ca�kowicie, czy te� zadowoli si� r�k�, nog� albo... Wzdrygn�� si� ze wstr�tem na t� ostatni� my�l. Nie, nie powinien si� tego obawia�, to Co� samo powiedzia�o, �e istnieje w przestrzeni pi�ciowymiarowej, na pewno jest w stanie poch�on�� go w ca�o�ci i przenie�� w t� inn� nieznan� przestrze�, w kt�rej znajduje si� Pan. Zniszczy� budzik? Ale jak? Nie mia� pod r�k� �adnej broni, a nawet gdyby... Zimne stru�ki potu pociek�y mu wzd�u� krzy�a. Elektroniczne, to co� powiedzia�o, �e jest cz�ciowo elektroniczne. Jak co� takiego zniszczy�? Kr�tkie spi�cie. Ale jak spowodowa� kr�tkie spi�cie ni� trac�c przy tym r�ki? W dnie szafy pokaza�a si� dziurka, do wn�trza wtargn�� promie� �wiat�a, kt�rego szybko przybywa�o. Trzask p�kaj�cego drewna by� coraz przera�liws2y. B�l w dole brzucha sta� si� dla Tony'ego nie do zniesienia. Elektroniczne... kr�tkie spi�cie... Nie by�o czasu, �eby si� d�u�ej zastanawia�. Z uczuciem, �e w�a�nie po wsze czasy o�miesza siebie i ca�� ludzko��, Tony zsun�� spodnie pi�amy i kiedy na dnie szafy po- � kaza�y si� wyszczerzone z�biska, wypu�ci� strumie� moczu w rozdziawion� paszcz� scriiik-xovana. Rozleg� si� niezwykle silny huk, buchn�� snop b��kitnych iskier. Tony otworzy� drzwi szafy i w kilku susach znalaz� si� w drugim ko�cu pokoju. Sypi�c iskrami na wszystkie strony, scriiik-xovan szala� po ca�ym pomieszczeniu niby zwariowana pi�ka obijaj�c si� bez�adnie o �ciany i meble. Potem zacz�� wirowa� dooko�a w�asnej osi, spiralka z �okiem" z�ama�a si�, wreszcie rozleg� si� g�uchy huk i budzik rozlecia� si� na kawa�ki. Po chwili w k�cie pokoju le�a�a tylko niewielka kupka �rubek i nakr�tek oraz pl�tanina drgaj�cych jeszcze drut�w. Tony wbieg� do �azienki, kt�rej drzwi ust�pi�y teraz bez najmniejszych opor�w, jak m�g� najszybciej nabra� wody do kube�ka i chlusn�� na szcz�tki budzika. Nast�pnie w po�piechu zacz�� gasi� drobne po�ary wzniecone przez iskry w r�nych miejscach. Wreszcie sko�czy� zmachany. To co by�o kiedy� scriiik-xovanem, nie dawa�o znaku �ycia. Widocznie pi�ciowymiarowa cz�� tego stworzenia nie mog�a go dosi�gn�� bez swoich cz�ci czterowymiarowych. Mo�e Pan potraktowa� zniszczenie przyrz�du jako wynik testu i znowu by� we �nie. Rana na r�ce zacz�a piekielnie bole� i Tony mia� jedynie nadziej�, �e to co� nie mia�o z�b�w jadowych. Przemy� ran�, kt�ra wygl�da�a na bardzo g��bok� i nie przestawa�a krwawi� nawet pod zimn� wod�. Jedyne, co m�g� zrobi�, to p�j�� z tym do lekarza. Stamt�d zadzwoni do biura i powie, �e powa�nie si� skaleczy� i �e nie przyjdzie dzi� do pracy. Wtedy dopiero b�dzie si� m�g� spokojnie zastano--wi�, co zrobi� ze szcz�tkami scriiik-xovana. Mia� przyjaci� znacznie lepiej zorientowanych w sprawach technicznych ni� on sam, mo�e wywnioskuj� co� z tej kupy szmelcu. Wypi� par� fili�anek kawy, ubra� si� szybko i wyszed� z mieszkania. Wsiad� do windy, drzwi zamkn�y si� za nim bezg�o�nie. Wyci�gaj�c r�k�, �eby nacisn�� guzik, zada� sobie pytanie, czy Pan tak po prostu pu�ci go wolno, skoro tyle ju� o nim wie. Nied�ugo czeka� na odpowied�. W windzie nie by�o przycisk�w, tylko szara metalowa kratka, z kt�rej wysun�a si� dobrze znana mleczna kulka na spiralce, zawisaj�c na wysoko�ci nosa Tony'ego. � Witam. Jestem scriiik-xovan BECY-9 � powiedzia� znienawidzony metaliczny g�os. � Poniewa� scriiik-xovan 3 dokona� ju� wst�pnych formalno�ci, mo�emy od razu przej�� do testu. Pan nie by� zadowolony z dziwnych wynik�w Scriiik 572, wi�c musimy przeprowadzi� inny. Wsp�rz�dne takie jak poprzednio, tylko na miejscu trzecim YVR-25. � To nie fair � j�kn�� Tony. � Nie macie prawa... � Bez obawy � odrzek� sensotester. � Pan wprowadzi� poj�cie �prawo" do swojej pami�ci, wi�c z pewno�ci� i to stanie si� przedmiotem Scriiik. Ale na razie trzeba przeprowadzi� Scriiik 572. Co� ostrego uk�u�o Tony'ego w nog�. Przestraszony spojrza� w d�. Kabina windy zacz�a w�a�nie wypuszcza� z�by ze �cian i pod�ogi. Maszyna czasu Herberta George'a Budowanie maszyny zaj�o mu nieca�e dwa lata. Trzeba przy tym wzi�� pod uwag�, �e Herbert George zmuszony by� wykonywa� normalnie sw�j zaw�d, aby zdoby� niezb�dne fundusze na t� inwestycj�. Wyk�ada� wi�c pi�� dni w tygodniu matematyk� teoretyczn� w grupie d�ugow�osych nieuk�w, kt�rych to wszystko razem niewiele obchodzi�o. A jednak Herbert lubi� sw�j przedmiot i tu do tego stopnia, �e sta� si� on jego hobby. Do tego dochodzi�a jeszcze ogromna nami�tno�� do powie�ci fantastyczno-naukowych i fascynacja zjawiskiem Czasu. Podr�e w czasie, to by�o co�, co zajmowa�o go najbardziej. Zdobywaj�c coraz wi�ksz� bieg�o�� w wy�szej matematyce i od czasu do czasu uzyskuj�c dzi�ki dobrym uk�adom dost�p do uniwersyteckiego komputera, Herbert George coraz bardziej utwierdza� si� w przekonaniu, �e je�li ktokolwiek kiedykolwiek zdota pokona� Czas, to b�dzie to w�a�nie on. Pozosta�o mu tylko zrobi� praktyczny u�ytek z brulion�w zapisanych tasiemcowymi wzorami, kt�re wylicza� w nie ko�cz�ce si� niedzielne popo�udnia. Zach�cony optymistycznym tonem, w jakim powie�ci fantastyczno--naukowe m�wi�y o budowaniu mas7yn czasu, odwa�y� si� wreszcie przyst�pi� do realizacji w�asnego projektu. Istotnie, okaza�o si� to wcale nie takie trudne, jak si� obawia�, tyle �e prace posuwa�y si� o wiele wolniej, ni�by sobie tego �yczy�. Nic dziwnego, skoro m�g� pracowa� jedynie wieczorami i w czasie weekend�w. Poza tym nie wszystkie cz�ci mo�na �atwo dosta� w zwyk�ym sklepie elektrycznym. Niemniej jednak uda�o mu si� szcz�liwie zako�czy� budow� i nie bez pewnej dumy wsiad� wreszcie do swojej maszyny, zamykaj�c si� w hermetycznej kabinie oddzielaj�cej go od reszty �wiata. Jeszcze raz przestudiowa� literatur� przedmiotu, jak te� �r�d�a swojego natchnienia: H. G. Wellsa, Egona Friedella i Frederica Browna, uzupe�niaj�c ca�o�� szczypt� Jacka Williamsona i Johna Wyndhama. Czu� si� na si�ach sprosta� wszelkim niespodziankom. Maszyna by�a zape�niona po brzegi. Opr�cz g�sto usianej wska�nikami, licznikami i guzikami tablicy rozdzielczej znajdowa� si� w niej bardziej ni� poka�ny zapas prowiantu, dobrych par� butelek ginu i whisky oraz trzy skrzynki piwa. Wszystko by�o u�o�one w jednym z trzech k�t�w kabiny. Mia�a ona kszta�t ostros�upa o podstawie tr�jk�tnej. Pocz�tkowo uk�ad ten nieco dezorientowa�, ale forma ostros�upa okaza�a si� konieczna dla wprowadzenia w �ycie opracowanych przez Herberta wzor�w. W drugim k�cie znajdowa�y si� dwa rewolwe ry, aparat fotograficzny i kamera filmowa, przybory do pisania, notatniki i ca�a kupa innych przedmiot�w, kt�re zdaniem Herberta mog�y by� niezb�dne czy cho�by przydatne w trakcie bada� epoki pojawienia si� na Ziemi pierwszych ludzi, bo tam w�a�nie zamierza� odby� pierwsz� podr�. Herbert George zaopatrzy� si� te� w wygodny fotel, kt�ry po roz�o�eniu m�g� s�u�y� jako le�anka, w siln� bateryjn� lampk� do czytania oraz kilkana�cie powie�ci fantastyczno-naukowych. Jeszcze raz rozejrza� si� woko�o, stwierdzi�, �e nic nie trzeba ju� zmienia� i zadowolony kiwn�� g�ow�. W��czy� automatyczn� d�wigni�, kt�ra uruchamia�a maszyn�. Mechanizm steruj�cy nastawi� ju� o wiele wcze�niej. Byio raczej ma�o romantycznie; w ksi��kowych opisach roi�o si� od r�nych bezu�ytecznych sensacji, jak cho�by migaj�ce na przemian dnie i noce. Nic takiego si� nie dzia�o. Czas to poj�cie matematyczne. a nie seans filmowy. Kabina nie mia�a okien i Herbert George nie dostrzeg� najmniejszych oznak tego, co dzia�o si� na zewn�trz, gdzie materia, rozrywana przez czasoprzestrze�, ��czy�a si� na powr�t w inny ju� spos�b, tak �e maszyna skokami posuwa�a si� w strumieniu czasu. Herbert usadowi� si� wygodnie w fotelu, napocz�t� butelk� whisky postawi� na pod�odze w zasi�gu r�ki razem z butelk� wody sodowej i postanowi� zaj�� si� czym� sensownym. Wybra� ksi��k�, z najdziwniejsz� ilustracj� na ok�adce. Pomy�la� sobie, �e niekt�rzy graficy ksi��kowi z pewno�ci� te� studiowali wy�sz� matematyk�, stosuj�c j� p�niej przy rysowaniu ludzkich postaci. Ju� po chwili Herbert George zaton�� w lekturze straszliwych przyg�d kapitana Mor-Hetona-Futury z Patrolu Kosmicznego ,,Z" oraz jego kochanki, tajemniczej agentki z pi�tego ksi�yca Saturna, kt�rzy mieli za zadanie po�o�y� kres handlowi �ywym towarem na Plutonie. By�a to nadzwyczaj wci�gaj�ca lektura. Pstryk. Herbert ockn�� si� przestraszony i gwa�townie usiad�. Spojrza� na chronometr i z zaskoczeniem stwierdzi�, �e niemal ca�� podr� przespa�. No c�, pi�� godzin snu bardzo go od�wie�y�o. Zmi�t� z kolan ksi��k�, wsta� i podszed� do drzwi, kt�re nast�pnie z nale�yt� ostro�no�ci� otworzy�. Wci�gn�� nosem powietrze. Zapach by� nieco obrzydliwy, cuchn�o b�otem i gnij�cymi ro�linami, ale wygl�da�o na to, �e mo�na oddycha�. Wyszed� zatem w prehistori� i nieco rozczarowany zatrzyma� si� u st�p swojej maszyny czasu, pos�usznie unosz�cej si� kilkana�cie centymetr�w nad ziemi�. Bo rzeczywi�cie, nie tak sobie to wszystko wyobra�a�. By�o wr�cz ch�odnawo, ani �ladu pal�cego �aru, jakiego si� spodziewa�. Ziemia pokryta by�a warstw� b�otnistego mchu i .drobnych ro�lin. Nieco dalej rozci�ga� si� rozleg�y las paproci, kt�ry od biedy przypomina� podobne lasy znane z ksi��ek o dawnej faunie i florze. Nie by�o wida� �adnego �ywego stworzenia, �adnych ssak�w ani szcz�tk�w wymar�ych gad�w. Herbert wszed� z powrotem do maszyny czasu, �eby wzi�� sprz�t fotograficzny. Rozejrzawszy si� pobie�nie po k�tach na wszelki wypadek wsadzi� za pasek od spodni jeden z rewolwer�w, po czym w dobrym nastroju wyruszy� w kierunku intryguj�cego lasu paproci. Szed� powoli; prawie ca�y teren by� podmok�y i jego buty wydawa�y mlaszcz�ce odg�osy. Kiedy zbli�y� si� do lasu, pod�o�e zrobi�o si� twardsze. Szed� ju� tak mo�e kilkana�cie minut � lepiej powoli, ale bezpiecznie, m�wi� sobie � kiedy nagle ziemia w niewyt�umaczalny spos�b usun�a mu si� spod n�g. Spad� jaki� metr lub dwa w d� i bole�nie sparzy� sobie siedzenie w ognisku, kt�re przy okazji zgasi�. � Wi... wi... witttamm � wyj�ka� w stron� czterech ow�osionych, odzianych w. sk�ry indywidu�w, kt�re gapi�y si� na niego zdumionym i nieco t�pym wzrokiem, jakby spad� z nieba. No tak, w�a�ciwie tak przecie� by�o. Herbert zawsze uwa�a�, �e mieszkaj�cy w s�siedztwie hipis, kt�ry wybija� go czasem ze snu daremnymi pr�bami opanowania zasad gry na gitarze, stanowi summum degradacji cz�owieka. Teraz zmuszony by� zmieni� zdanie; w obecnej sytuacji wola�by jednak towarzystwo hipisa. Stan�� bowiem oko w oko z praprzodkami ludzkiej rasy, ale niestety nie starczy�o mu czasu, by pozna� ich bli�ej i podzieli� si� z nimi bogactwem do�wiadcze� cywilizacyjnych. Prawd� m�wi�c, Herbert nagle ca�kowicie zapomnia�, po co tu przyby�, poniewa� wszystkie cztery zdumione indywidua z gniewnym pomrukiem z�apa�y za przera�aj�co ostre z wygl�du siekiery. Ka�da siekiera sk�ada�a si� z dw�ch grubych ga��zi, do kt�rych za pomoc� rzemieni przymocowany by� ci�ki, wyostrzony kamie�. Wykonane prymitywnie, wygl�da�y jednak na przera�aj�co skuteczne, zw�aszcza we w�ochatych �apskach tych istot. W nieca�ych trzech susach Herbert dopad� chwiejnej drabiny prowadz�cej z jamy na g�r� i zd��y� wydosta� si� na powierzchni�, zanim w�ochata, szponiasfa �apa schwyci�a go za stop�. Z do�u dobieg� go w�ciek�y ryk czterech gardzieli. Rzuci� si� do ucieczki. Nie mia� odwagi si� obejrze�, ale s�ysza� za sob� szybko zbli�aj�ce si� plaskanie bosych st�p. Kondycj� mia� lepsz�, ni� si� spodziewa� � rezultat codziennej pi�tnastominutowej gimnastyki przy otwartym oknie � dopad� wi�c maszyny wcze�niej ni� �akn�cy zawarcia z nim bli�szej znajomo�ci praprzodkowie. Bojowa siekiera, z pewno�ci� przeznaczona dla jego znikaj�cej w�a�nie g�owy, ze strasznym hukiem waln�a w zamykaj�ce si� drzwi pojazdu. Herbert nie traci� czasu na z�apanie oddechu, pospiesznie wcisn�� kilka guzik�w i w sekund� p�niej by� ju� w drodze powrotnej do swych w�asnych bezpiecznych czas�w. PStryk. Pi�� godzin p�niej. Herbert z ulg� otworzy� drzwi maszyny czasu, przygotowany na to, �e wyjdzie w piwnicy swego domu, gdzie trzyma� maszyn�. Stan�