7818

Szczegóły
Tytuł 7818
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7818 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7818 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7818 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Henry Kuttner PU�APKA CZASU Prze�o�yli Julita Wroniak Robert M. Sadowski SPIS TRE�CI PU�APKA CZASU ........................................ 7 S�owo wst�pne .............................................. 9 OCZY THARA ............................................... 141 DRUGA STRONA LUSTRA ........................ 167 O AUTORZE .................................................. 209 PU�APKA CZASU Prze�o�y�a Julita Wroniak Ci�ni�ty przez rozp�tan� energi� atomow� w g��b czasu Mason mia� tylko jedn� szans� ocalenia Alasy, w�adczyni staro�ytnego Al Bekr, Miasta Nauki, i pow- rotu do w�asnej epoki, do roku 1939 � je�eli odda Greddarowi Klonowi, W�adcy Czasu, sw�j m�zg! Niesamowita opowie�� o ludziach porwanych z epok, kt�re dziel� tysi�ce lat, i przerzuconych w czasie do prapocz�tk�w cywilizacji! WST�P W szyscy wiemy, �e jest lepszy i gorszy czas na zaznajomie- nie si� z dan� ksi��k�. Je�li moment jest odpowiedni, ksi��ka potrafi zmieni� nasz spos�b patrzenia na �wiat, a nawet nasze �y- cie. Mo�e dzi�, Czytelniku, nadszed� czas, aby� � jak ja przed laty � si�gn�� po powie�� Henry'ego Kuttnera. Z �Pu�apk� czasu" zetkn��em si� po raz pierwszy w 1938 ro- ku, kiedy jako ucze� szko�y podstawowej wzi��em do r�ki amery- ka�ski magazyn Marvel Stories. Widz�c krzykliw� ok�adk� z ry- sunkiem Franka R. Paula, przedstawiaj�cym nag� dziewczyn� w�r�d robot�w, od razu zorientowa�em si�, �e znalaz�em co�, na co czeka�em. Czy �Pu�apka czasu" zmieni�a moje �ycie? Nie ca�kiem. Ale by�o w niej co�, co mnie ogromnie zainteresowa�o; czterdzie�ci lat p�niej, kiedy pisa�em Moreau's Other Island, rodzaj ho�du dla H.G. Wellsa, zauwa�y�em, �e po�yczam od Kuttnera perwer- syjn� posta�, kt�ra zafascynowa�a mnie jako dziesi�cioletniego ch�opca: tajemnicz�, egzotyczn� kobiet� nie nale��c� do gatunku ludzkiego... Tak w�a�nie funkcjonuje umys� pisarza: cz�sto zapomina 0 r�nych rzeczach, kt�re nagle owocuj� po latach. Do�� nie- zwyk�e wydaje mi si� r�wnie� to, �e mam zaprezentowa� t� po- wie�� polskim czytelnikom. Ale szcz�liwym trafem �wiat fanta- styki naukowej zbudowany jest w�a�nie z takich i innych zagadek 1 sprzeczno�ci; dla nas to ju� codzienno��. Kuttner nie nale�y do najbardziej s�awnych pisarzy SF, ale jego nazwisko jeszcze d�ugo b�dzie �ywe, gdy� potrafi� opowie- dzie� fascynuj�c� histori� i znale�� dla niej w�a�ciwe s�owa. Wy- chowywa� si� w otoczeniu ksi��ek � jego ojciec by� antykwariu- szem, co niew�tpliwie mia�o wp�yw na m�odego Kuttnera. Urodzi� si� w Los Angeles w 1915 roku, zmar� za� w ro- ku 1958. Zarabia� na �ycie pisaniem opowiada� SF, kt�re dru- kowa�y popularne (groszowe) magazyny nowojorskie. Prawdopo- dobnie najwa�niejszym wydarzeniem w jego �yciu by� �lub z Catherine L. Moore, r�wnie� pisark�, kt�ra podobnie jak Kuttner debiutowa�a na �amach Weird Tales. Odk�d zacz�li ze sob� wsp�pracowa�, ich tw�rczo�� nabra�a g��bszych tre�ci. Wsp�lnie osi�gn�li ogromn� popularno�� w�r�d mi�o�nik�w fan- tastyki, zw�aszcza w�r�d czytelnik�w Astounding Science Fiction, gdzie Kuttner publikowa� pod wieloma pseudonimami, z kt�rych najbardziej znany to Lewis Padgett. W�a�nie w Astounding Science Fiction ukaza�y si� opowiadania (pisane wsp�lnie z C. L. Moore), kt�rym pisarz zawdzi�cza swoj� s�aw�: cykl o �ysych wydany p�niej jako powie�� pt. Mutanci oraz drugi cykl, kt�rego akcja toczy si� pod morzami Wenus po zniszczeniu Ziemi przez wojn� atomow�; te opowiadania z�o�y�y si� na powie�� Nie�miertelni. �Pu�apka czasu" poprzedza oczywi�cie te p�niejsze powie�ci. Jest to utw�r melodramatyczny i zawieraj�cy wady typo- we dla tw�rczo�ci komercyjnej, jednak�e jego dynamiczne tem- po sprawia, �e czyta si� go znacznie p�ynniej ni� wiele lepiej napisanych powie�ci. G��wny bohater, Kent Mason, wpada w pu�apk� czasu i zo- staje przeniesiony z dwudziestego wieku w epok� poprzedzaj�c� nastanie cesarstwa rzymskiego. Trafia do Atlantydy zasypanej piaskami Sahary*. Mieszka tam Greddar Klon, w�adca czasu, kt�rego odwieczne si�y �yciowe wymagaj� sta�ej regeneracji. Jednym z ciekawszych pomys��w ksi��ki jest posta� kobiety- -lamparta, kt�ra na przemian fascynuje Masona i napawa go od- raz�. Pod tym wzgl�dem �Pu�apka czasu" wykazuje du�e podo- bie�stwo do powie�ci Jacka Williamsona Legion Umar�ych opublikowanej w tym samym roku**. Bohater Williamsona r�w- nie� na przemian odczuwa wstr�t i poci�g do pi�knej, niezwyk�ej kobiety, z kt�rej emanuje wr�cz metafizyczne z�o. Kuttner i Wil- liamson oczywi�cie nie pierwsi pos�u�yli si� w literaturze postaci� * por. Atlantyda Pierre'a Benoit (przyp. red.). ** �Srebrny Glob", tom 2. Tytu� oryginalny �Legion czasu" (przyp. red.). kobiety-wampa; wywodzi si� ona z dalekiej przesz�o�ci � na przyk�ad u Homera wyst�puje jako Circe. Jednak�e literatura fan- tastyczno-naukowa stworzy�a dla niej wiele zaskakuj�cych i ory- ginalnych wciele�. Erotyzm, zar�wno w �yciu jak i literaturze, jest obecnie bardziej akceptowany ni� w 1938 roku, wi�c si�� rzeczy �Pu�apka czasu" wydaje si� dzi� znacznie mniej �mia�� histori�, ni� kiedy czyta�em j� jako m�ody ch�opiec. Wci�� jednak stanowi doskona�e przypo- mnienie, �e literatura SF od dawna ��czy erotyk� z rzeczami nie- zwyk�ymi i dziwacznymi. Mimo popularnych akcesori�w, jak statki kosmiczne, roboty oraz przysz�o�ciowa, wielce skomplikowana technika, zdrowy element erotyzmu zawsze by� w niej obecny, cho� cz�sto zakamuflowany. No c�, bez wzgl�du na to, co jaki� m�drek m�g�by twierdzi�, pisarze s� tylko lud�mi, tak samo jak czytelnicy ich utwor�w. Widoczne w tw�rczo�ci Kuttnera przejawy tego, co mo�na okre�li� mianem swobody obyczaj�w, nie zyska�y aprobaty w�r�d pewnych kr�g�w �wczesnego fandomu. Powodowani fa�szywie po- j�tym purytanizmem ludzie ci domagali si� literatury SF ca�kowi- cie pozbawionej element�w erotycznych. W ten spos�b wiele wsp�czesnych problem�w tak�e przesta�oby istnie�. Trudno sobie wyobrazi� bardziej szar� utopi�! Jednak�e ten puryta�ski stosunek do �ycia i literatury fantastyczno-naukowej dominowa� przez wiele lat. Na pocz�tku lat czterdziestych w Astounding Science Fiction rzadko spotyka�o si� jakiekolwiek wzmianki o seksie. By� mo�e seks ukradkiem powr�ci� do literatury SF w�a�nie dzi�ki parze Kuttner- -Moore, kt�ra w takich utworach jak � Vintage Season" i Nie�mier- telni z wyra�n� przyjemno�ci� opisywa�a zmys�owe, dekadenckie spo�ecze�stwa przysz�o�ci. Wydaje mi si�, �e Kuttner i Moore czuliby si� w swoim �ywiole w latach sze��dziesi�tych � tej tak przecie� liberalnej dekadzie. Jednak�e Henry Kuttner zmar� nagle na zawa� serca w lutym 1958 roku, wkr�tce po proroczym �nie. Odszed� w stosunkowo m�odym wieku. Tw�rczo�� Kuttnera, je�li nie liczy� dzie� powsta�ych w okresie udanej wsp�pracy z �on�, w sumie rozczarowuje. Zdarza�y mu si� jednak samodzielne wzloty i wierz�, �e �Pu�apka czasu" w�a�nie do takich nale�y. Brian w_ Aldiss Rozdzia� I ZIELONE MONOLITY JVent Mason s�aniaj�c si� ze zm�czenia dotar� na szczyt wzg�rza i rozejrza� si� wko�o oczami obrz�k�ymi od s�o�ca. Sp�kane usta wykrzywi�y mu si� w gorzkim u�mie- chu, kiedy patrzy� na ci�gn�ce si� w niesko�czono�� ska�y Pustyni Arabskiej, �miertelnej pu�apki niewyra�nej teraz w strugach gwa�townego, lodowatego deszczu. Nad rozpo�- cieraj�c� si� w dole r�wnin� g�rowa�y dwie iglice skalne i kiedy Mason przyjrza� im si�, nagle na jego spalonej s�o�- cem twarzy pojawi� si� wyraz zaintrygowania. Rozpozna� ogromne kolumny i w tym momencie zrozumia�, �e jego poszukiwania i �ycie dobiegn� kresu niemal r�wnocze�nie. Mia� bowiem przed sob� legendarne bli�niacze wie�e zagi- nionego miasta Al Bekr, staro�ytnej metropolii zapomnia- nej wiedzy, Miasta Nauki! Przed dwoma miesi�cami z portu Merbat wyruszy�a na poszukiwanie Al Bekr ekspedycja i przez sze��dziesi�t dni bezskutecznie przemierza�a ja�owe pustkowia zwane przez Arab�w Rub-el-Chali. Stary doktor Cordell, szef wyprawy, opiera� swoje nadzieje na legendach, urywkach tekst�w od- czytanych z ostrak�w oraz napisie widniej�cym na glinianej tabliczce niedawno odkopanej na terenie staro�ytnego mia- sta Ur, z kt�rej wynika�o, �e Zakazane Miasto sta�o na nie- s�ychanie wysokim poziomie cywilizacyjnym. Wed�ug inskrypcji Al Bekr by� rzadko odwiedzan� mie�cin� na Wielkiej Pustyni, a� nagle, w tajemniczych 14 Henry Kuttner okoliczno�ciach, nast�pi� tam niebywa�y rozkwit nau- ki i sztuki. Jednak�e zmierzch kultury nast�pi� r�wnie szybko jak jej rozkwit, z przyczyn, kt�re albo nie by�y zna- ne, albo nie zosta�y zapisane, i �wietno�� Al Bekr min�a bezpowrotnie. Historia ta stanowi�a jakby skr�con� wersj� legendy o Atlantydzie � wysoko rozwini�ta cywilizacja zniszczona w zagadkowy spos�b. Mason, archeolog wyprawy, by� jej najm�odszym uczestnikiem. Lecz jak na ironi� w�a�nie on, zagubiony na pustyni, sam jeden dotar� do miasta, w kt�rego odkrycie jego towarzysze ju� zw�tpili. Doktor Cordell postanowi� zako�czy� poszukiwania i wr�ci� do Merbat, a kiedy Ma- son nalega�, �eby zbada� jeszcze znajduj�ce si� w pobli�u ma�o znane pasmo g�rskie, nie zgodzi� si� na podj�cie ostatniej pr�by. O �wicie Mason wymkn�� si� z obozu zabieraj�c naj- szybszego wielb��da; liczy�, �e dotrze do g�r i najdalej w ci�gu dw�ch dni dogoni wolno posuwaj�c� si� ekspedy- cj�. Ale plany te spali�y na panewce. Wielb��d upad� �ami�c nog�, kompas za� uleg� zmia�d�eniu. Od tego czasu min�y trzy dni, a Mason wci�� b��dzi� po wymar�ym, spalonym przez s�o�ce piekle. Wkr�tce zabrak�o mu wody. Trawiony g�odem zastrzeli� s�pa i z obrzydzeniem zjad� twarde �yko- wate mi�so; p�niej za�, gdy w�drowa� ju� ledwo przytom- ny, zgubi� rewolwer. A teraz wyczerpany sta� na wzg�rzu spogl�daj�c na Al Bekr, Miasto Nauki! Czas obszed� si� okrutnie z legendarn� metropoli�. Dwa olbrzymie s�upy stercz�ce z piachu, gdzieniegdzie na wp� zasypane szcz�tki obrobionych blok�w. I to wszystko. Dolina, szara i ponura w rz�sistym deszczu, by�a zupe�nie wymar�a i pogr��ona w ciszy. Mason mia� jednak nadziej�, �e znajdzie tam schronienie przed przybieraj�c� na sile ulew�. Nad Rub-el-Chali rzadko szalej� burze, ale za to sw� gwa�towno�ci� przypominaj� kataklizmy. Wtem niebo nad Masonem rozdar�a b�yskawica. PU�APKA CZASU 15 Chwiej�c si� z os�abienia, ruszy� w d� po stoku. Ruiny dawnych budowli ros�y w miar�, jak m�czyzna si� do nich zbli�a�. W okresie swojej �wietno�ci miasto musia�o by� naprawd� imponuj�ce. Za wzg�rzami rykn�� grzmot. S�upy, kt�re dzieli�a nie- wielka odleg�o��, dawa�y cz�ciowe schronienie przed desz- czem. Mason opar� si� o jeden z nich. Westchn�� g��boko, z ulg�, i rozlu�ni� obola�e mi�nie. Nagle jego poci�g�a twarz o�ywi�a si�. Powierzchnia monolitu, o kt�ry si� opie- ra�, szorstka i sfatygowana, naruszona z�bem czasu, by�a niew�tpliwie metalowa! Ale jaki lud zdo�a�by wznie�� te olbrzymie, si�gaj�ce blisko pi�tnastu metr�w wie�e? To by�o nie do pomy�lenia. Mason, marszcz�c w skupieniu czo�o, zbada� powierzchni� metalu. Nie umia� go zidentyfikowa�. Twardy, chropowa- ty, o osobliwym, zielonkawym zabarwieniu; by� to zapewne jaki� nieznany stop. Zagrzmia�o z�owieszczo, a po chwili nast�pna b�yskawi- ca rozdar�a powietrze. Niczym �arz�cy si�, rozgrzany do bia�o�ci miecz przeci�a niebo, spowijaj�c w ol�niewaj�cym blasku obie wie�e. Mason poczu�, jak co� go unosi i odrzu- ca w bok. Przez u�amek sekundy widzia� �cian� jasnego, hucz�cego ognia, kt�ry ta�czy� mi�dzy monolitami. Nast�- pi� moment niezno�nego napi�cia, powietrze trzaska�o od elektryczno�ci. Cia�em Masona wstrz�sn�� rozdzieraj�cy b�l, b�l tak straszliwy, �e m�czyzna a� zawy�, cho� �aden d�wi�k nie wydosta� si� z jego sparali�owanej krtani. Co� targn�o nim gwa�townie. W oczach mu pociemnia�o i za- kr�ci�o si� w g�owie, ale po chwili mrok ust�pi�, rozp�yn�� si�. Jego miejsce zaj�� wspania�y blask. Znik�a pustynna dolina Al Bekr! Znik� ulewny deszcz, mokry piach, huk grzmot�w nad g�ow�! Mason le�a� na plecach wpatruj�c si� zaskoczonym wzrokiem w niezwykle wysokie sklepienie, promieniuj�ce dziwnym, zielonym �wiat�em, ku kt�remu pi�y si� oba monolity! 16 Henry Kuttner Bli�niacze wie�e, ale jak�e zmienione! Znik�y rysy i za- g��bienia spowodowane wielowiekow� erozj�. Ich po�ysku- j�ce zieleni� powierzchnie by�y teraz g�adkie jak lustro. Nieco dalej sta�y rz�dy fantastycznych maszyn b�yszcz�- cych w tym dziwnym �wietle. Mason po raz pierwszy w �yciu widzia� takie urz�dzenia i nie mia� poj�cia, do cze- go mog� s�u�y� te wszystkie t�oki, ko�a i rury o wymy�l- nych kszta�tach. Sala by�a przestronna, okr�g�a, o �cianach i posadzce z bia�ego kamienia. Na �cianach znajdowa�y si� rozmieszczone w r�wnych odst�pach pr�ty z zielonkawego tworzywa, kt�re ja�nia�y zimnym ogniem. Mason wyci�gn�� r�k� i dotkn�� g�adkiej powierzchni zielonego monolitu. Dotyk podzia�a� na niego uspokajaj�co. Jeszcze nie zwariowa�em, pomy�la� zupe�nie oszo�omiony. Przypuszczalnie uderzenie pioruna wyzwoli�o z tajemni- czych wie� jak�� niewyobra�aln� si��, dokona�o zaskakuj�- cej zmiany, kt�rej jeszcze nie potrafi� zrozumie�. Wsta� powoli, spodziewaj�c si� niemal, �e za moment ta niesa- mowita sceneria przeistoczy si� z powrotem w zalan� desz- czem pustynn� dolin�. Za jego plecami czyj� niski g�os warkn�� co� pytaj�cym tonem. Mason odwr�ci� si� szybko. Ujrza� �niadego, kr�pego m�czyzn� w przepasce na biodrach i sanda�ach; ze srogiej, ogorza�ej twarzy pokrytej bruzdami z�owrogo spoziera�y bladoniebieskie oczy. Nad w�skimi ustami stercza� du�y, orli nos. M�czyzna zn�w co� burkn��. Istne szale�stwo! M�wi� bowiem pradawnym, zapo- mnianym j�zykiem semickim, najczystsz� form� praj�zyka arabskiego, kt�rym nikt opr�cz naukowc�w nie pos�ugiwa� si� prawie od czterech tysi�cy lat. Niejasne podejrzenie spra- wi�o, �e Masonowi krew zastyg�a w �y�ach. Wzi�� si� jed- nak w gar�� i z trudem zacz�� szuka� w pami�ci s��w. Zna� przecie� ten j�zyk... � Przybywam z dalekiego kraju � powiedzia� wolno, niepewnie, spogl�daj�c na ogromny bu�at wojownika. � Nikt nie ma prawa wst�pu do miasta! � oznajmi� m�czyzna z dzikim b�yskiem w oczach. � W�adca za- brania komukolwiek wej�� do Al Bekr. Nikt te� nie mo�e opu�ci� miasta! Al Bekr! Mason po�piesznie rozejrza� si� doko�a. Czy�- by jednak czas by� odwracalny, wbrew temu co s�dzi nauka? Czy�by dziwna si�a, kt�r� b�yskawica wyzwoli�a z monolit�w, przenios�a go w zamierzch�� przesz�o��? Ale te maszyny, ta wspania�a budowla przemawia�y nie za przesz�o�ci�, lecz za pot�g� odleg�ej przysz�o�ci. Przyjrza� si� uwa�nie wojownikowi i nagle dozna� ol�- nienia. � Al Bekr nie jest twoim rodzinnym miastem � rzek�. � Nie potrzeba czar�w, �eby to dostrzec � burkn�� m�czyzna. � Jestem Sumeryjczykiem. Masonowi opad�a szcz�ka. Sumeryjczykiem?! Przed- stawicielem tajemniczego, staro�ytnego ludu, kt�ry stwo- rzy� cywilizacj� w dolinach Eufratu i Tygrysu na d�ugo przed podbojem tych ziem przez Amoryt�w? Wojownik, ogarni�ty naraz podejrzeniami, podszed� bli�ej; ruchy mia� kocie, a bu�at l�ni� z�owrogo. � Nie mam z�ych zamiar�w � o�wiadczy� po�piesznie Mason. � Przysi�gam na Enlila! Sumeryjczyk otworzy� szeroko oczy. � Na Enlila? Przysi�gasz na... Mason skin�� g�ow�. Wiedzia�, jak� czci� otaczali Su- meryjczycy swojego najwy�szego boga. � Nie jestem twoim wrogiem � powiedzia� i poczu�, �e robi mu si� s�abo. Skutki trzydniowej tu�aczki po Rub- -el-Chali da�y o sobie zna� ze zdwojon� si��. Nogi si� pod nim ugi�y i na pr�no stara� si� utrzyma� r�wnowag�. Otoczy�a go ciemno��. Sumeryjczyk skoczy� do przodu i podtrzyma� Masona, otaczaj�c go pot�nym ramieniem. Wsun�� bu�at do poch- wy, po czym schyli� si� i wzi�� archeologa na r�ce jak dziecko. � Na Baala i wszystkich bog�w mleka i wody z p�no- cy! � rykn�� s�owami przysi�gi i doko�czy�: � Nie walcz� z cz�owiekiem, kt�ry przysi�ga na Enlila! Jak przez mg�� Mason zdawa� sobie spraw�, �e Sume- ryjczyk przerzuca go przez muskularne rami� i niesie nie ko�cz�cymi si�, sk�panymi w zielonym blasku koryta- rzami. By� zbyt s�aby, �eby protestowa�. Po pewnym czasie wojownik u�o�y� go delikatnie na stosie futer. Mason po- czu�, �e jaki� p�yn s�czy mu si� do gard�a; chwyci� butelk�, kt�r� Sumeryjczyk przy�o�y� mu do ust, i podni�s� j� wy- �ej. Woda... nie, nie woda, chocia� p�yn nie mia� smaku i by� bardzo zimny. Wydawa�o mu si�, �e wraz z napojem wch�ania energi�, kt�ra rozchodzi si� po ciele, docieraj�c do ka�dej wysuszonej kom�rki. Opr�ni� butelk� i odda� j� Sumeryjczykowi. Os�abienie min�o. Usiad� i rozejrza� si� po pustym po- koju o kamiennych �cianach i pod�odze wy�o�onej futrami. Wojownik zerkn�� na butelk� sm�tnym, spragnionym wzro- kiem i odrzuci� j� na bok. � Teraz powiedz, kim jeste�! � odezwa� si� gniew- nie. � Nikt w tym przekl�tym mie�cie nie s�ysza� o Enlilu. A ty przecie� nie jeste� Sumeryjczykiem. Mason zacz�� starannie dobiera� s�owa. � Przybywam z odleg�ych stron. Z le��cego na dale- kim zachodzie kraju, do kt�rego dotar�a s�awa Enlila. Ale sk�d si� tu wzi��em, tego nie wiem. � Nasz W�adca m�g�by ci to wyja�ni�. Jak ci� zw�? � Mason. � Ma-zon � powt�rzy� nadaj�c sylabom osobliwe gard�owe brzmienie. � A ja... nie, m�w mi Uruk. Urodzi- �em si� w mie�cie Uruk, a czasem lepiej jest nie wyjawia� swojego prawdziwego imienia. Je�li kiedykolwiek opuszcz� Al Bekr, wol�, aby ludzie nie wiedzieli, �e s�u�y�em u Gred- dara Klona. � Surowe oblicze Sumeryjczyka pociemnia�o; popatrzy� nieufnie na archeologa. � Znasz W�adc�? Zanim Mason zd��y� odpowiedzie�, za drzwiami rozleg�o si� dudnienie. Zaskoczy� go wyraz strachu a zarazem oburze- nia, jaki pojawi� si� na twarzy Uruka. Drzwi si� otworzy�y. W wej�ciu sta�... metalowy cz�owiek. Stw�r mia� ponad dwa metry wysoko�ci, beczkowaty tu��w, trzy wielocz�onowe nogi ze srebrzystego metalu zako�czone szerokimi metalo- wymi p�ytkami. Gi�tkie, macko wat� ramiona zwisa�y lu�no; g�owa, metalowa kula nieproporcjonalnie ma�a w por�wna- niu z pot�nym kad�ubem, by�a zupe�nie g�adka, ale zaopa- trzona w jedno fasetkowe oko. Robot bacznie im si� przygl�- da�. Sumeryjczyk nie poruszy� si�, tylko �ci�gna prawej d�oni lekko mu drga�y. D�o� nieznacznie przesuwa�a si� w kierun- ku r�koje�ci bu�ata. � W�adca ci� wzywa � powiedzia� robot bezbarwnym, monotonnym g�osem. � Masz stawi� si� natychmiast. Odwr�ci� si� i wyszed�. Drzwi zamkn�y si� bezg�o�nie. Przeklinaj�c pod nosem Uruk opad� na futra. � Cooo... to by�o? � spyta� Mason czuj�c, jak przenika go niepoj�ty strach. Robot sprawia� wra�enie �ywej istoty. � Jeden ze s�u��cych W�adcy � wyja�ni� Sumeryjczyk wstaj�c. � Jeden z wielu, kt�rych stworzy�. Tak, nasz W�ad- ca jest wszechpot�ny! � doda� z nut� ironii. � Ale musz� ju� i��. Poczekaj tu na mnie. Postaram si� wr�ci� jak najpr�- dzej. � Czy robot mnie widzia�? � spyta� zaniepokojony Mason. Uruk wzruszy� ramionami. � Jeden Enlil to wie. Czasem taki nic nie widzi, cza- sem wr�cz przeciwnie. Wr�c� niebawem i poszukamy dla ciebie kryj�wki. Teraz ju� nie zd���. Wybieg� z pokoju. Mason patrzy� na zamkni�te drzwi usi�uj�c zebra� my�li. Przez ostatni kwadrans pod�wiado- mie pr�bowa� sobie wm�wi�, �e wszystko, co go otacza, jest snem, halucynacj� wywo�an� przez gor�czk�. Ale wie- dzia�, �e to nieprawda. Realno�� tego dziwnego miasta nie budzi�a w�tpliwo�ci, sam za� by� na tyle m�ody, aby zda- wa� sobie spraw�, jak elastyczne s� granice dost�pnej cz�o- wiekowi wiedzy. Czas nie jest wielko�ci� sta��, niezmienn�. Teoretycznie podr�e w przysz�o�� i w przesz�o�� s� mo�- liwe. Dlaczego wi�c mia�yby by� niemo�liwe w praktyce? Dziwne, owszem, niezwyk�e i przera�aj�ce, tak, ale prze- cie� nie niemo�liwe. Mason ukradkiem przejecha� d�oni� po g�adkiej kamiennej �cianie i pog�adzi� futra, na kt�rych siedzia�. Marzy� o papierosie. Same zagadki! Fantastyczne miasto rz�dzone przez ta- jemniczego W�adc�, kt�rego tak bardzo l�ka� si� Sumeryj- czyk. Zgadza�o si� to z legendami, ale niestety niczego nie wyja�nia�o. Wci�� nie mia� poj�cia, czy znajduje si� w�r�d przyjaci�, czy wrog�w, co teraz oczywi�cie interesowa�o go najbardziej. S�ysz�c ha�as na korytarzu czujnie zerwa� si� na nogi. Kierowany niejasnym instynktem otworzy� drzwi i wyjrza� na korytarz, ale widz�c zbli�aj�cego si� robota zatrzasn�� je szybko i przywar� cia�em do �ciany obok. Liczy�, �e potw�r p�jdzie dalej, ale pewno�ci nie mia�. Kroki urwa�y si� nagle. Drzwi ust�pi�y pod naporem metalicznej macki i Mason, kt�ry rozp�aszczy� si� na �cia- nie, ujrza� k�tem oka zagl�daj�c� do �rodka olbrzymi� po- sta�. Robot nie dostrzeg� go jeszcze. Stw�r przekroczy� pr�g i zastyg� w miejscu, jakby wy- czuwaj�c blisk� obecno�� Masona. M�czyzna odskoczy� od �ciany. Chcia� wy�lizn�� si� na korytarz odpychaj�c robota ramieniem. Ale nie zdawa� sobie sprawy z jego mo�liwo�ci. Mimo zachwianej r�wnowagi robot zadzia�a� sprawnie. Okr�ci� si� wok� osi i mocno chwyci� mackami archeologa, kt�ry na pr�no stara� si� uwolni�. Stw�r trzyma� go bez wysi�ku, a jedna ze spiralnych macek wysun�a si�, by zamkn�� drzwi. Nast�pnie sztyw- nym krokiem doszed� na �rodek pokoju, ca�kowicie lekce- wa��c szamotanin� Masona. Fasetkowe oko beznami�tnie spogl�da�o w d�. Wtem Mason dostrzeg� pust� butelk�, kt�r� Sumeryj- czyk niedbale odrzuci� na bok: le�a�a w zasi�gu r�ki. Wy- konuj�c gwa�towny sk�on, podni�s� j� z pod�ogi i zacisn�� palce na szyjce. Oko robota znajdowa�o si� wysoko, ale nie do�� wysoko, aby nie m�g� go dosi�gn��; zataczaj�c ramie- niem szybki �uk, z w�ciek�o�ci� trzasn�� potwora w g�ow�. Od�amki szk�a sypn�y mu bole�nie w twarz. Wyt�y� wszystkie si�y pr�buj�c si� uwolni� z mia�d��cego u�cisku i w ko�cu zdo�a� oderwa� obejmuj�c� go w pasie mack�. Robot rzuci� si� naprz�d i uderzy� o �cian�. Oko mia� st�u- czone; by� �lepy. Nie trac�c ani chwili Mason otworzy� drzwi i wymkn�� si� na korytarz. Z ty�u dobiega� piekielny �oskot. To robot miota� si� po pokoju, demoluj�c wn�trze. Mason rozejrza� si� uwa�nie; korytarz by� pusty. Nie m�g� czeka� tu na Uruka; skoro pos�ano jednego robota, zjawi� si� nast�pne. Zdaj�c si� na los szcz�cia ostro�nie ruszy� korytarzem w lewo. Co jaki� czas mija� kolejne drzwi, ale nawet nie sprawdza�, czy s� otwarte, z obawy, �e zaalarmuje miesz- ka�c�w miasta. Ale nie mia� wyboru. Z oddali dociera� rytmiczny chrz�st nadbiegaj�cych st�p: zbli�a�y si� nast�pne roboty. Jeszcze kry�y si� za zakr�tem. Nagle zawaha� si�: a mo�e W�adca Al Bekr � czy te� ten, kto dowodzi metalowymi lud�mi � wcale nie ma wrogich zamiar�w? Przecie� robot w�a�ciwie nie atakowa�, jedynie stara� si� go schwyta� i obez- w�adni�. Gdyby podda� si� bez walki... W miar� jak tupot stawa� si� g�o�niejszy, ros�o prze- ra�enie Masona; odruchowo otworzy� najbli�sze drzwi i w�lizn�� si� do �rodka. Rozgl�da� si� po pomieszczeniu, kiedy za drzwiami przebiega�y roboty. Wtem omal nie krzykn�� z zachwytu, po raz pierwszy bowiem zobaczy� ko- biet� o imieniu Nirvor � Srebrn� Kap�ank�! Rozdzia� II KOBIETA Z INNEGO CZASU iVl.ason sta� na czym� w rodzaju niskiego balkonu, z kt�rego stroma pochylnia prowadzi�a do obszernej, zbyt- kownej komnaty o niskim suficie. W powietrzu unosi� si� zapach pi�mowych perfum. Pod�og� pokrywa�y futra i ko- bierce. Na samym �rodku znajdowa� si� niewysoki kwadra- towy o�tarz, na kt�rym rozkwita� ognisty kwiat. L�ni�c zim- nym, srebrzystym �wiat�em p�omienie rzuca�y migotliwe refleksy na dwie ogromne bestie leniwie rozci�gni�te po obu stronach o�tarza. Jeden lampart by� l�ni�cy i czarny jak heban... Drugi za� bia�y niczym s�ynna brama z ko�ci s�oniowej, przez kt�r� � jak g�osi legenda � z piekielnego miasta Dis wylatuj� koszmarne sny, �eby dr�czy� �pi�cych ludzi... Oba lamparty wpatrywa�y si� zielonymi �lepiami w ko- biet� skulon� przy p�on�cym o�tarzu � kobiet�, jakiej Ma- son nigdy dot�d nie widzia�. By�a niczym przepi�knie ukszta�towany srebrny pos�g. Jedwabista szata z czarnej koronki na wp� ods�ania�a jej szczup�e cia�o. Rozpuszczone w�osy, srebrne jak �wiat�o ksi�yca, opada�y na alabastrowe ramiona. Mason nie wi- dzia� jej twarzy. Kobieta kl�cza�a przed o�tarzem i szepta�a w obcym j�zyku. A blade p�omienie burzy�y si� zimno, wydaj�c cichy syk. Lamparty zastyg�y niczym pos�gi. G�os kobiety prze- szed� w wysoki, piskliwy lament. � Ohe, ohe! � M�wi�a teraz po semicku i Mason rozu- mia� jej s�owa. � Moje miasto, m�j lud, moje kr�lestwo! Zniszczone, wszystko zniszczone, wszystko przepad�o! Ju� tylko le�ne bestie kr��� pustymi ulicami Korinuru... Ohe! � rozpacza�a kobieta. W�osy zas�ania�y jej twarz. Nagle wsta�a, rozdar�a szat� i rzuci�a j� na ziemi�. Przez moment naga sylwetka ryso- wa�a si� na tle mlecznych p�omieni i Mason a� wstrzyma� oddech na widok obna�onego pi�kna tej kobiety, ideal- nie uformowanych ko�czyn i kibici gibkiej na podobie�- stwo cia� wpatrzonych w ni� lampart�w. Po chwili kobie- ta z najg��bsz� pokor� ukl�k�a ponownie, rozpo�cieraj�c ramiona w b�agalnym ge�cie. � Spraw, aby W�adcy powiod�o si� jak najrychlej � zaszlocha�a. � Niechaj zwyci�y i przywr�ci Korinurowi jego utracon� pot�g�... martwemu i cudownemu Korinu- rowi. Ja, kr�lowa i kap�anka Korinuru, prosz� ci� o to, kl�- cz�c jak najn�dzniejsza niewolnica w nago�ci i poni�eniu... Seleno, wszechw�adna Seleno, zwr�� ponownie swe oblicze ku mojemu ludowi! Zapad�a cisza, kt�r� zak��ca� tylko cichy szept ksi�y- cowego ognia. Lamparty niczym pos�gi wci�� trwa�y w bezruchu, enigmatycznie wpatrzone w kobiet� zielonymi oczami. Masona przebieg� zimny dreszcz. Ponownie zmrozi�a go z�owieszcza tajemnica tego nawiedzonego miasta. Kiedy mimo woli wzdrygn�� si�, jeden z lampart�w warkn��, czujnie zrywaj�c si� na nogi. Bia�a bestia pozosta�a na miejscu, czarna za� pocz�a si� skrada� w stron� podestu nie spuszczaj�c z Masona oczu. W jej spojrzeniu by�o co� niepokoj�cego: stopie� inteligencji, jakiego �adne zwierz� posiada� nie powinno. Kobieta b�yskawicznie podnios�a si� z kolan i rozchy- liwszy czerwone usta wpatrywa�a si� w przybysza. Na wi- dok jej urody Masonowi a� zasch�o w gardle. Oczy kobiety by�y jak dwa czarne, g��bokie stawy. Mo�e wyczyta�a z twa- rzy Masona nie ukrywany zachwyt, gdy� usta jej zaokr�gli- �y si� w u�miechu, a niski g�os rozkaza�: � Bokia! Do nogi! Czarny lampart zatrzyma� si� w p� kroku i cicho po- warkuj�c wr�ci� do swojej pani. Ruchem d�oni kobieta przywo�a�a do siebie Masona. Pos�usznie ruszy� w d� podestu. Serce bi�o mu jak sza- lone, kiedy zbli�a� si� do tej alabastrowej pi�kno�ci, a w skroniach t�tni�a nami�tno��. By�a Afrodyt�, bogini� mi�o�ci i rozkoszy... Co� w jej oczach sprawi�o, �e zamar�. Tak, by�o w nich pi�kno. Ale by�o r�wnie� co� innego: w tajemniczej g��bi �renic czai� si� ch��d, obco�� i z�o, jakby brak duszy, kt�ry wstrz�sn�� Masonem i nape�ni� go odraz�. Zanim jednak zd��y� si� odezwa�, nie opodal roz- leg� si� tupot biegn�cych n�g. Widz�c jak Mason zerka nerwowo na drzwi, kobieta cz�ciowo domy�li�a si� prawdy. Przez d�u�sz� chwil� sta�a w milczeniu, a� w ko�cu szepn�a po semicku: � Tutaj! Tylko cicho! Pochyli�a si� i dotkn�a o�tarza. Blade ogniki wygas�y nie pozostawiaj�c �ladu na czarnej kamiennej p�ycie. Po- naglany przez kobiet� Mason wszed� niepewnie na o�tarz. Nagle po�a�owa� swojej decyzji i chcia� z powrotem zesko- czy� na ziemi�. Ale by�o ju� za p�no. P�omienie barwy ksi�yca wystrzeli�y w g�r� z �agodnym sykiem. Otacza�a go �ciana srebrzystego ognia, zas�aniaj�ca kobiet� i ca�� komnat�. Zdumia� si�, �e nie wyczuwa ciep�a; przeciw- nie, od niesamowitych p�omieni wia�o osobliwym ch�o- dem. Powoli Mason odpr�y� si�, �wiadom, �e chwilowo nic mu nie zagra�a. Ale dlaczego ta kobieta przysz�a mu z pomoc�? Spoza o�tarza dobieg�y go g�osy. Kto�, kogo nie wi- dzia�, zapyta� o co� tonem nie znosz�cym sprzeciwu. Ko- bieta odpowiedzia�a. Potem zaleg�a cisza. Ksi�ycowe p�omienie zn�w zgas�y. W komnacie poza kobiet�, kt�ra narzuci�a na ramiona bia�y futrzany szal, oraz dwoma lampartami nie by�o nikogo. �miej�c si� z ci- cha, da�a Masonowi znak, �e mo�e zej��. � To by� s�uga W�adcy � wyja�ni�a. � Szuka� ci�, ale go odes�a�am. Jeste� tu bezpieczny, przynajmniej na razie. Mason zeskoczy� z o�tarza zerkaj�c niepewnie na lam- party. Warkn�y cicho, ale poza tym nie zwraca�y na nie- go najmniejszej uwagi. Podszed� do kobiety i rzek� po semicku: � Jestem ci wdzi�czny, o bogini, kt�ra w�adasz serca- mi m�czyzn. Zachmurzy�a si� na ten kwiecisty komplement. � Nie m�w mi o boginiach. Ta, kt�r� czcz�, napawa mnie l�kiem, nie mi�o�ci�. Jak si� nazywasz? � Mason. � Mason. Ja jestem Nirvor. Przyby�e� do Al Bekr niedawno, prawda? � Nieca�e p� godziny temu. Jeste� pierwsz� ludzk� istot�, kt�r� tu spotykam, je�li nie liczy�... Zanim wspomnia� Sumeryjczyka, jaki� nieokre�lony in- stynkt samozachowawczy nakaza� mu ostro�no��. Czarne oczy Nirvor zw�zi�y si� czujnie. � Je�li nie liczy�..? � Robot�w. Kobieta u�miechn�a si� nieznacznie. � Z kt�rego roku przybywasz? Mason wstrzyma� oddech. Pytanie potwierdza�o jego w�asne szalone domys�y: tak jak przypuszcza�, si�a wyzwo- lona z bli�niaczych monolit�w przenios�a go w czasie. Sta- raj�c si� powstrzyma� pytania, kt�re same cisn�y mu si� na usta, odpar� najspokojniej, jak tylko potrafi�. � Z 1939... Anno Domini � doda� po namy�le. � A ja, stosuj�c wasze obliczenia, z 2150, czyli z twej dalekiej przysz�o�ci. Tak jak ty zosta�am schwytana w pu- �apk� czasu i przeniesiona w t� pierwotn� er� poprzedzaj�- c� powstanie i rozkwit Egiptu i Rzymu. Tutaj, w zapo- mnianym od wiek�w Al Bekr, pozna�am W�adc�. Widz�c brak jakiejkolwiek reakcji spyta�a: � Nie widzia�e� go jeszcze? � Nie. Kto to taki? � Pochodzi z przysz�o�ci, zar�wno twojej jak i mo- jej. �y� w sektorze czasu p�niejszym od twojego o pi�� tysi�cy lat, w epoce zmierzchu, odleg�ej od naszej o pra- wie dziesi�� tysi�cy lat. Skonstruowa� projektor czasu, kt�ry umo�liwi� mu podr� do tego niemal prehistory- cznego miasta. Urz�dzenie uleg�o zniszczeniu, ale W�adca postanowi� je odtworzy�. Podbi� Al Bekr i za pomoc� ro- bot�w, kt�re sam stworzy�, przekszta�ci� je w miasto na- uki. Nast�pnie rozpocz�� prac� nad rekonstrukcj� projek- tora. � A ty, jak ty si� tu dosta�a�? Nie bardzo rozumiem... � Tkwi�ca w monolitach energia atomowa, a raczej jej wyzwolenie powoduje zakrzywienie pola czasowego. Wszy- stko, co znajduje si� w polu oddzia�ywania tej si�y, zostaje wci�gni�te w g��b czasu. Tak jest dzi� i tak b�dzie za mi- lion lat. Masonie, zielone wie�e czasu, budowane teraz przez W�adc�, b�d� sta�y w tej dolinie, kiedy Al Bekr przemieni si� w wymar�e pustkowie, b�d� tu sta�y w twoich czasach i w moich, b�d� tu sta�y zawsze, do ko�ca dni za- chowuj�c sw� moc przenoszenia w czasie. Mo�e raz na ty- si�c lat jaki� cz�owiek przejdzie t�dy w chwili, gdy co� � na przyk�ad piorun, jak to by�o w moim wypadku � wy- zwoli z nich si�� umo�liwiaj�c� podr� w czasie. Moja ka- rawana zatrzyma�a si� na odpoczynek pod palmami w oazie doliny Al Bekr; nie mog�c zasn��, spacerowa�am podczas burzy i znajdowa�am si� w�a�nie mi�dzy zielonymi wie�a- mi, kiedy uderzy� piorun. Zosta�am cofni�ta do epoki, w kt�rej projektor czasu zaistnia� najwcze�niej. Do tera�- niejszo�ci, gdy w Al Bekr panuje W�adca. Mason stara� si� ogarn�� umys�em to, co us�ysza�. � Czy jeste�my jedynymi, kt�rzy wpadli w t� pu�apk� czasu? � Tak. Ty, ja, W�adca i jeszcze kto�, kto... � Nirvor zawaha�a si�. � Mniejsza o niego. Osun�a si� na futra przy o�tarzu i przeci�gn�a jak ko- cica. Lamparty patrzy�y w milczeniu. Ona za� przygl�da�a si� Masonowi spod p�przymkni�tych powiek; d�ugie popie- late rz�sy ocienia�y jej policzki. � M�czy mnie samotno��. Usi�d�, Masonie. Us�ucha�. Kobieta ci�gn�a dalej: � Czekam ju� d�ugo, bardzo d�ugo. W�adca obieca�, �e ode�le mnie do moich czas�w i pomo�e odbudowa� mo- je wymar�e miasto, marmurowy Korinur. Tymczasem �yj� w�r�d tych barbarzy�c�w i czekam czcz�c Selen�, a lam- party mnie strzeg�... one, wraz ze mn�, zosta�y schwytane przez wie�e czasu. Drobn� d�oni� pog�adzi�a pysk czarnej bestii. Mru��c oczy lampart spojrza� na kobiet� i zamrucza� cicho. � Bokia i Valesta to m�dre zwierz�ta. Na d�ugo przed upadkiem Korinuru nasi naukowcy wyhodowali przer�ne istoty, z kt�rych najm�drzejsze okaza�y si� �wi�te lamparty. Nie zapominaj, Masonie, Bokia i Valesta s� bardzo m�dre. Zwinnym ruchem przysun�a si� do m�czyzny. � Ale m�dro�� mi nie wystarcza, Masonie. Jestem ko- biet�... Zarzuci�a mu na szyj� szczup�e ramiona. Czu� w no- zdrzach ciep�y zapach wyperfumowanego cia�a, zapach sza- le�stwa, kt�re powoli ogarnia�o jego umys�. Gard�o mia� spieczone, wyschni�te. Pochyli� g�ow� i przywar� ustami do karminowych warg Nirvor. Kiedy odsun�� si�, przeszed� go lekki dreszcz. Ich spojrzenia spotka�y si�. Wtedy, po raz drugi, Ma- son dojrza� w jej oczach jaki� dziwny wyraz. By� w nich ch��d, okrucie�stwo i tajemnicza obco��, kt�re sprawi�y, �e przera�ony cofn�� si� odruchowo. Sam nie potrafi� zrozumie�, co dok�adnie przej�o go takim obrzy- dzeniem; odpowied� mia� pozna� dopiero p�niej. Ale ju� teraz wiedzia� ponad wszelk� w�tpliwo��, �e ta kobieta jest uosobieniem z�a... Gniewny grymas wykrzywi� wargi Nirvor. Prze�kn�a jednak s�owa cisn�ce si� jej na usta i wsta�a. Mason r�wnie� wsta�. Tym razem uwa�a�a, by nie spojrze� mu w oczy. Podnios�a blade r�ce i odpi�a klamr� przytrzymuj�c� szal, kt�ry z szelestem zsun�� si� na ziemi�. Mason chcia� odwr�ci� wzrok, ale zabrak�o mu si�y wo- li. Mo�e Nirvor by�a wcieleniem z�a, ale by�a te� bogini� � marmurow� Galate�, w kt�r� nami�tno�� tchn�a �ycie. Podesz�a do Masona i zn�w zarzuci�a mu na szyj� obna�o- ne ramiona. Mason zacisn�� z�by i chwytaj�c Nirvor za nadgarstki, uwolni� si� z jej obj��. Zbyt silne by�o wspomnienie wiej�- cej groz� obco�ci, kt�r� widzia� w jej oczach. � M�wisz, �e pochodzisz z przysz�o�ci � szepn�� �ci- skaj�c przeguby kobiety. � Ale sk�d mog� wiedzie�, jakie stworzenia b�d� �y�y wtedy na �wiecie? Zrozumia�a w lot aluzj�. Czarne oczy rozb�ys�y w�ciek- �o�ci�. Wyrwa�a si� Masonowi i odskoczy�a rozkazuj�c gniewnie: � Bokia, zabij go! Zabij! Czarny lampart zerwa� si� z miejsca i zni�ywszy �eb za- cz�� si� skrada� w stron� Masona. Wtem rozleg� si� gromki g�os: � Ten cz�owiek, Nirvor, nale�y do W�adcy. Je�eli go zabijesz, zginiesz sama! Rozdzia� III ZEMSTA W�ADCY iVlason odwr�ci� g�ow� i w drzwiach komnaty ujrza� Uruka. Sumeryjczyk zszed� szybko w d� pochylni, mierz�c Nirvor ch�odnym, nienawistnym wzrokiem. � S�yszysz? Nirvor! Srebrna Kap�anka sykn�a przenikliwie; czarny lampart na moment zawaha� si�, po czym cofn�� si� na miejsce. Nirvor przenios�a gniewne spojrzenie na Sumeryjczyka. � Od kiedy� to ty mi rozkazujesz? � spyta�a. � Wype�niam polecenia W�adcy � odpar� g�adko Uruk, ale w jego g�osie da�a si� s�ysze� nuta ironii. � A s�dz�, �e nawet ty nie odwa�ysz si� sprzeciwia� jego wo- li. W�ciek�a odwr�ci�a si� i dotkn�a o�tarza, z kt�rego zn�w wystrzeli�y jasne, ksi�ycowe p�omienie. � Nie wspomn� Greddarowi Klonowi o tym zaj�ciu � powiedzia� Sumeryjczyk. � Tobie r�wnie� radz� mil- cze�. Kap�anka nie zareagowa�a, wi�c Uruk uj�� Masona za �okie� i wskaza� g�ow� drzwi. Wyszli w milczeniu, a kiedy znale�li si� na korytarzu, wojownik odetchn�� z ulg�. � To demonica, Ma-zon, ona i jej s�ugi, te ogromne kociska. Chod�my � rzek� prowadz�c archeologa do swo- jego pokoju. Gdy dotarli na miejsce i u�o�yli si� wygodnie na fu- trach, twarz Uruka wykrzywi�a si� w u�miechu. � My�la�em, �e dopad�y ci� roboty. Ale tu te� nie je- ste� bezpieczny. Chyba, �e chcesz zaryzykowa� spotkanie z W�adc�... � Dlaczego mia�bym si� go obawia�? � spyta� Mason bez wi�kszego przekonania w g�osie. � Dlatego, �e kiedy� zjawi� si� w Al Bekr cz�owiek 0 nazwisku Murdach, zjawi� si� tak jak ty � znik�d. A te- raz siedzi w lochach, zakuty w kajdany. Nie wiem, czym si� narazi�. Mo�e ciebie Greddar Klon nie uwi�zi... � Wol� jednak nie ryzykowa�. Czy on jeszcze nie wie, �e tu jestem? � Chyba nie. Nirvor ci� nie zdradzi, bo wtedy sama by si� zdradzi�a. Wydaje mi si�, �e przynajmniej przez jaki� czas mo�esz si� ukrywa� w Al Bekr. Nietrudno dojrze� w stadzie bia�ego wielb��da, ale je�li ma br�zowe ubarwie- nie... � Sumeryjczyk wsta� i po chwili wr�ci� nios�c kawa- �ek materia�u oraz cienki p�aszcz. � Tutaj najlepiej nosi� co� takiego. � Wygl�da jak rzymska... � zacz�� Mason, ale tamten patrzy� nie rozumiej�c, i wtedy Amerykanin u�wiadomi� sobie, �e przecie� Rzym ma powsta� dopiero za kilka tysi�- cy lat. Rozebra� si� po�piesznie; z kawa�ka materia�u zawi�za� na biodrach przepask�, p�aszcz zarzuci� na ramiona. Uruk wr�czy� mu sztylet. � Nie mog� ci da� nic lepszego � powiedzia�. � Bu- �at musz� zatrzyma� dla siebie. Poprowadzi� Masona korytarzem, m�wi�c przez ca�y czas o Al Bekr. � Je�li chodzi o W�adc�, nie wiem, sk�d przyby�. Nie- gdy� Al Bekr by� rajem. Potem zjawi� si� Greddar Klon 1 za pomoc� swoich czar�w zaw�adn�� nami wszystkimi. By�em akurat w Al Bekr z wizyt�, kiedy on pojawi� si�, przedtem uciek�szy z Nippur. � Diaboliczny u�miech prze- mkn�� przez pos�pn� twarz Sumeryjczyka. � Kiedy dotar- �em tu z karawan�, w Al Bekr rz�dzi�a Alasa. Nagle zjawi� si� Greddar Klon. Nie widzia�em tego, ale powiadaj�, �e w bia�y dzie� po prostu wy�oni� si� znik�d. Og�osi� si� w�adc�, wzi�� Alas� jako zak�adniczk� i wi�zi do dzi�. Zamie- ni� Al Bekr w miasto strachu. Rozejrzyj si� tylko! � Wskaza� r�k� o�wietlony na zielono korytarz. � Mo�e Al Bekr nie by� najpi�kniejszym miastem �wiata, ale teraz jest to istne piek�o. Ludzie w og�le nie powinni mieszka� w miastach. Gdyby... ale st�d nikt nie zdo�a uciec. Ci, co pr�bowali, ponie�li �mier�. Szpiedzy Greddara Klona s� wsz�dzie. Korytarz rozszerzy� si�. Za plecami us�yszeli odg�os szybkich krok�w. Sumeryjczyk szturchn�� Masona w bok. Obok przebieg� metalowy robot. Nawet je�li ich zobaczy�, nie okaza� zainteresowania. W oddali rozleg� si� g�o�ny tu- pot wielu n�g oraz bicie dzwonu. Uruk zakl�� i rozejrza� si� wko�o, jakby szukaj�c mo�li- wo�ci ucieczki. Przebieg�y kolejne roboty. Mason si�gn�� po sztylet. � Nie! � Sumeryjczyk chwyci� go za nadgarstek od- suwaj�c mu r�k� od broni. � Jest niedobrze, ale mo�e zdo- �amy umkn�� � powiedzia� niskim, nerwowym szeptem i przy�pieszy� kroku. � Chod�my! Nadbiegali wci�� nowi metalowi ludzie o wy�upiastych nieruchomych oczach, wymachuj�c ramionami-mackami. Korytarz a� dudni� od ich krok�w. Ponownie rozleg� si� d�wi�k dzwonu. � Ten sygna� wzywa mieszka�c�w do Sali Narad � wyja�ni� Sumeryjczyk. � Obecno�� jest obowi�zkowa. Te- raz nie zdo�am znale�� �adnej kryj�wki dla ciebie. Musimy od�o�y� to na p�niej... Po pi�ciu minutach weszli do wspania�ej wysokiej sali, kt�rej wielko�� by�a i�cie imponuj�ca. Pozbawiona okien, o �cianach z bia�ego kamienia, o�wietlona by�a, podobnie jak inne pomieszczenia, za pomoc� ja�niej�cych zielonym �wiat�em rur. Z wylot�w tuneli nap�ywa� t�um m�czyzn, kobiet i nielicznych dzieci. Prowadzony przez Uruka, Mason do��czy� do miesz- ka�c�w. Na jednym ko�cu sali mie�ci�o si� puste podium, nad kt�rym wisia� w powietrzu, najwyra�niej bez podpar- cia, srebrzysty owalny przedmiot z metalu d�ugo�ci ponad dw�ch metr�w. Dziwnie przypomina� trumn�. Mason po- czu�, jak Sumeryjczyk sztywnieje. Sala nape�nia�a si� g�stym t�umem ludzi o �niadych twarzach i wyl�knionych spojrzeniach. Rozmawiali �ciszo- nymi g�osami, od czasu do czasu zerkaj�c nerwowo na po- dium. Mason z zafascynowaniem przys�uchiwa� si� wymia- nie zda� prowadzonej w j�zyku, kt�ry w dwudziestym wieku zna�o zaledwie kilku naukowc�w. Od wysokiego sufitu oderwa�a si� czarna tarcza. Ko�y- sz�c si� zawis�a w powietrzu nad t�umem. Szepty umilk�y i zaleg�a cisza. Z wylotu korytarza za podium wy�oni�y si�, maszeruj�c rami� w rami�, dwa roboty. Tu� za nimi wjecha� pojazd kszta�tem przypominaj�cy wielk� metalow� kul� ze �ci�tym wierzchem � co� jakby ogromny puchar. Ze �rodka wysta- wa�a rozd�ta �ysa g�owa pokryta niebieskimi �y�ami, bul- wiasta i ohydna � monstrualna karykatura ludzkiej czasz- ki. Spod przero�ni�tej puszki m�zgowej dwoje chytrych ma�ych oczu bacznie lustrowa�o t�um. Mason rzuci� uko�ne spojrzenie na Sumeryjczyka. Do- strzeg� w jego oczach cyniczny b�ysk, lecz przede wszy- stkim czai� si� w nich strach. Zda� sobie spraw�, �e pod mask� pozornie lekcewa��cego stosunku wojownika do Greddara Klona kryje si� zabobonny l�k. Urukowi, kt�- ry w przeciwie�stwie do niego nie m�g� poj��, �e w ci�- gu setek tysi�cy lat ewolucji ludzie przeistocz� si� w takie w�a�nie istoty jak dziwaczny cz�owiek na podium, Gred- dar Klon mia� prawo wydawa� si� odra�aj�cym mon- strum. Pojazd toczy� si� wolno w �lad za robotami. Ponad kra- w�d� owego pucharu wysun�a si� blada szczup�a d�o� o wyd�u�onych, mackowatych palcach. Kiedy roboty do- sz�y do podium, pojazd ustawi� si� mi�dzy nimi frontem do widowni, na kt�rej Mason zauwa�y� inne roboty � stra�- nik�w. Przez t�um przebieg�a fala szept�w. � W�adca! W�adca! Archeolog rozejrza� si� z zaciekawieniem. Rozumia� te- raz, jakim sposobem Greddar Klon utrzymywa� w pos�u- sze�stwie zabobonnych mieszka�c�w Al Bekr: wykorzy- stywa� ich strach przed nieznanym. Nagle u�wiadomi� sobie, �e audytorium przypomina wielki teatr, specjalnie tak urz�dzony, aby swoim tajemniczym, niecodziennym wystrojem wywo�ywa� jak najwi�ksze wra�enie na widzach. Wiedzia�, �e je�li czego� ma si� obawia�, to ogromnej wie- dzy Greddara Klona, a nie tej maskarady, kt�r� przejrza� na wylot. Poczu� si� troch� mniej zagubiony i bezradny. W�adca podni�s� szczup�� d�o� i t�um ukl�k�. Mason ukry� si� za grubym jegomo�ciem z ogolon� g�ow�, ubra- nym w we�nian� opo�cz�. Z czarnej tarczy zawieszonej w powietrzu przem�wi� jednostajny, metaliczny g�os. Mason zerkn�� dyskretnie do g�ry. Nic dziwnego, �e to urz�dzenie � a przypuszczalnie by� to zwyk�y g�o�nik � wprawia�o w zdumienie Uruka i pozosta�ych. � Uwi�zi�em Alas�, wasz� kr�low� � oznajmi� bez- barwny g�os. � Jest moj� zak�adniczk� od czasu, kiedy dowiedzia�em si�, �e uknu�a przeciwko mnie spisek. Uprzedzi�em was, mieszka�c�w Al Bekr, �e przy pierwszej oznace kolejnego buntu Alasa umrze. Przyznaj�, takiej pr�by nie by�o. Greddar Klon powi�d� ch�odnym spojrzeniem po kl�- cz�cym t�umie. Kiedy �widruj�ce oczy zwr�ci�y si� w jego stron�, Mason szybko spu�ci� g�ow�. Beznami�tny g�os zn�w przem�wi�. � Wi�zienie, w kt�rym trzymana jest Alasa, znajduje si� ku przestrodze w publicznym miejscu. Zabroni�em wam tkn�� jego �cian nawet palcem. Ale mojego rozkazu nie us�uchano! Na moment pochyli� g�ow�. Z wylotu korytarza za po- dium wy�oni� si� robot, kt�ry zaciska� mackowate rami� wo- k� szyi id�cej obok niego m�odej, mo�e dwudziestoletniej dziewczyny. Oczy wychodzi�y jej na wierzch, na w�osach i podartej prostej bia�ej szacie widnia�a zaschni�ta krew. Metalowy owal zawieszony nad podium opad� ni�ej. L�ni�ca srebrzysta powierzchnia ulega�a zmianom: migota- �y na niej teraz r�nobarwne �wiate�ka. Po chwili �cianki sta�y si� przezroczyste jak szk�o. Wewn�trz znajdowa�a si� dziewczyna. Sumeryjczyk tr�ci� Masona w bok i szepn��: � To Alasa, nasza w�adczyni. Le�a�a w przezroczystej trumnie; oczy mia�a zamkni�te, ciemne loki okala�y jej jasn� twarz przesycon� dziwnie urzekaj�cym pi�knem. Obcis�a zielona suknia uwydatnia�a zgrabne, pon�tne kszta�ty. Mason patrzy� przed siebie z zapartym tchem. T�um zafalowa� nieznacznie. � Dotkni�cie wi�zienia Alasy grozi kar� �mierci � oznajmi� zimno g�os. � Niechaj nikt nie pr�buje odwr�ci� oczu. Dwa roboty mocno trzyma�y ubran� na bia�o dzie- wczyn�. Tymczasem dwa inne wnios�y na podium dziwa- czne urz�dzenie. Zdar�y z niej szat�, obna�aj�c szczup�e cia�o przed wzrokiem zebranych. Dziewczyna krzykn�a i zacz�a si� szamota�. Daremnie. Roboty umie�ci�y na jej ciele dziesi�tki przys- sawek � przezroczystych baniek, od kt�rych odchodzi�y elastyczne rurki pod��czone do urz�dzenia na podium. Wtem Mason zauwa�y� w pobli�u jaki� ruch. Jeden z kl�cz�cych m�czyzn, krzepki wojownik z brod� przy- pr�szon� siwizn�, podni�s� si� z kolan i patrzy� oniemia�y przed siebie. Kiedy Mason skierowa� wzrok na scen�, ze- sztywnia� z przera�enia. Dziewczyna na podium � zmienia�a si�! Tam, gdzie przyczepione by�y przyssawki, sk�ra stawa�a si� r�owa i rozogniona. Dziewczyna wy�a z b�lu, pr�buj�c wyrwa� si� z u�cisku metalowych macek. Jej nagie cia�o utraci�o sw� bia�o��, pokrywa�y je teraz dziesi�tki czerwonych ko- listych plam. Mason zrozumia�, na czym polega tortura. Maszyna wypompowywa�a ze szklanych baniek powietrze; pot�ne ssanie szarpa�o cia�em dziewczyny. Na twarzy Uruka osiad�y kropelki potu. Cho� z ca�ej si�y zaciska� z�by, nie potrafi� ukry� l�ku, jaki widnia� w je- go oczach. Korzystaj�c z okazji, �e na sali podni�s� si� ci- chy szmer, Mason szepn��: � To tylko sztuczka, Uruk. Sumeryjczyk popatrzy� na niego z niedowierzaniem, po czym po�piesznie skierowa� wzrok na podium. � Mylisz si�, Ma-zon � powiedzia�, prawie nie otwie- raj�c ust. � Nie po raz pierwszy to ogl�dam. A nie lubi�, kiedy si� mnie straszy. Dziewczyna wrzasn�a, g�os mia�a przepojony cierpie- niem. Straszliwe ssanie rwa�o jej cia�o i sk�r�. Do szkla- nych baniek trysn�a krew. Si�a ssania coraz szybciej i bru- talniej rozdziera�a jej �y�y i t�tnice, rozszarpywa�a w��kna nerwowe. Cia�o dziewczyny stawa�o si� obumar�ym, skrwawionym och�apem mi�sa. Kto� krzykn��. Mason odwr�ci� g�ow� w por�, aby uj- rze�, jak siwobrody wojownik, kt�rego wcze�niej zauwa�y�, ciska w��czni� w stron� podium. Niczym bia�y p�omie� bro� �mign�a w powietrzu, kieruj�c si� w Greddara Klona! Ale odbi�a si� tylko i spad�a na kamienn� pod�og�... Z podium wystrzeli� promie� ��tego �wiat�a. Musn�� jakiego� m�czyzn�, kt�ry odskoczy� wrzeszcz�c z b�lu, i pomkn�� dalej. Uderzy� w siwobrodego wojownika � ten zawy� przera�liwie i ze zw�glon� twarz� run�� na ziemi�. � Strze�cie si�! � rozleg� si� metaliczny g�os. � Strze�cie si� zemsty W�adcy! � Zna�em go � mrukn�� Uruk. � To jego c�rk� zamordowano przed chwil�... � urwa� nagle, gdy� szepty na sali raptownie ucich�y. W ciszy, kt�ra zapanowa�a, g�os p�yn�cy z zawieszonej w powietrzu tarczy zabrzmia� niemal jak krzyk. � Numer dziewi��-siedem-trzy, wyst�p! Uruk gwa�townie wci�gn�� powietrze, po czym nie pa- trz�c na Masona wsta� z kl�czek i ruszy� w kierunku sceny. Stan�� tu� przed podium, twarz� do Greddara Klona. � Gdzie jest obcy, kt�rego widziano u ciebie w poko- ju? � Tym razem g�os pochodzi� z cienkich ust W�adcy, a nie z aparatury nag�a�niaj�cej. � Nie wiem � powiedzia� dobitnie Uruk. � Uciek� z mojej kwatery. Mason domy�li� si�, �e te s�owa s� dla niego wskaz�w- k�. Ale Greddar Klon te� by� nie w ciemi� bity, bo zn�w zwr�ci� si� do sali. � M�wi� do ciebie, przybyszu. Podejd� tu. Mason nie poruszy� si�. Jeden z robot�w zacisn�� mac- k� na szyi Uruka. Sumeryjczyk b�yskawicznie si�gn�� po bro�, lecz po chwili r�ka opad�a mu wzd�u� cia�a. Tymcza- sem � ku zdumieniu Masona � suchy, beznami�tny g�os przem�wi� po angielsku; by�a to dziwna, �le akcentowana angielszczyzna, niemniej ca�kiem zrozumia�a. � Nie... grozi ci... �adne niebezpiecze�stwo... Po- dejd�... je�li chcesz... wr�ci� do... swojego sektora czasu. Mason drgn�� zaskoczony i po kr�tkiej chwili wahania poderwa� si� na nogi. W�a�ciwie nie mia� innego wyboru. Mackowata r�ka zaci�ni�ta na szyi Uruka stanowi�a wyra�- ne ostrze�enie przed tym, co czeka Sumeryjczyka, je�li on, Mason, nie us�ucha W�adcy. Czuj�c na sobie rzucane ukradkiem spojrzenia, ruszy� po�piesznie do przodu, mijaj�c Uruka bez s�owa. Smag�y wojownik sta� z kamiennym wyrazem twarzy, patrz�c pro- sto przed siebie. Kiedy Greddar Klon skin�� g�ow�, robot zdj�� mack� z szyi Uruka, owijaj�c j� wok� ramienia Ma- sona. Nie by�o w tym ge�cie nic gro�nego, przeciwnie, Mason odni�s� wra�enie, �e metalowy stw�r wzi�� go za rami� po to, by wskaza� mu drog�. Delikatnym szarpni�- ciem robot skierowa� go do wylotu tunelu za podium. Dziwne, fasetkowe oko umieszczone po�rodku okr�g�ej me- talowej g�owy patrzy�o na niego oboj�tnie. Zerkn�wszy na Uruka ruszy� pos�usznie z robotem, mi- jaj�c Alas�, kt�ra le�a�a bez ruchu, uwi�ziona w przezro- czystej trumnie. Na widok nieziemskiej urody dziewczyny serce za�omota�o mu mocniej. Po chwili poch�on�� go zie- lonkawy p�mrok korytarza... Zaprowadzono go do znanej mu ju� wielkiej sali z dwo- ma monolitami. Tam czeka�, wci�� czuj�c na ramieniu zim- ny uchwyt macki, a� wreszcie us�ysza� odg�os zbli�aj�- cych si� krok�w. Do ogromnej komnaty wkroczy�y dwa roboty ze stra�y przybocznej W�adcy, za nimi za� wjecha� Greddar Klon w swym metalowym poje�dzie. W�adca za- trzyma� w�z, otworzy� drzwiczki i wydosta� si� na zewn�trz. Teraz Mason mia� okazj� przyjrze� si� z bliska tej dzi- wacznej, odzianej w obcis�y czarny str�j postaci. By� to ni- ski, przysadzisty m�czyzna � jego barki znajdowa�y si� na wysoko�ci pasa Masona � o kar�owatym ciele i szczup- �ych, bezkostnych r�kach zako�czonych wyd�u�onymi pal- cami. Kab��kowate nogi mia� silne i masywne. Musia�y by� dobrze umi�nione, �eby utrzyma� ci�ar pot�nego m�z- gu. G�owa kar�a by�a bia�a jak papier i pokryta niebieskimi �y�ami. Mason niemal widzia� jak pulsuje w rytmie drga� olbrzymiego m�zgu. Ko�ci czaszki musia�y by� bardzo kruche � archeolog postanowi� to sobie zapami�ta�. Drobna wysuni�ta szcz�ka poruszy�a si� i Greddar Klon skrzekliwym g�osem wypowiedzia� kilka s��w, kt�- rych Mason nie zrozumia�. � Przykro mi � oznajmi� po angielsku. � Nie m�wi� twoim j�zykiem. � Ale... ja... znam... tw�j � odpar� karze�, wymawiaj�c ka�de s�owo oddzielnie. � Studiowa�em... zapisy... Lepiej m�wmy w praj�zyku � zaproponowa�, przec