7818
Szczegóły |
Tytuł |
7818 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7818 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7818 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7818 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Henry Kuttner
PU�APKA CZASU
Prze�o�yli
Julita Wroniak
Robert M. Sadowski
SPIS TRE�CI
PU�APKA CZASU ........................................ 7
S�owo wst�pne .............................................. 9
OCZY THARA ............................................... 141
DRUGA STRONA LUSTRA ........................ 167
O AUTORZE .................................................. 209
PU�APKA CZASU
Prze�o�y�a
Julita Wroniak
Ci�ni�ty przez rozp�tan� energi� atomow� w g��b
czasu Mason mia� tylko jedn� szans� ocalenia Alasy,
w�adczyni staro�ytnego Al Bekr, Miasta Nauki, i pow-
rotu do w�asnej epoki, do roku 1939 � je�eli odda
Greddarowi Klonowi, W�adcy Czasu, sw�j m�zg!
Niesamowita opowie�� o ludziach porwanych z epok,
kt�re dziel� tysi�ce lat, i przerzuconych w czasie do
prapocz�tk�w cywilizacji!
WST�P
W szyscy wiemy, �e jest lepszy i gorszy czas na zaznajomie-
nie si� z dan� ksi��k�. Je�li moment jest odpowiedni, ksi��ka
potrafi zmieni� nasz spos�b patrzenia na �wiat, a nawet nasze �y-
cie. Mo�e dzi�, Czytelniku, nadszed� czas, aby� � jak ja przed
laty � si�gn�� po powie�� Henry'ego Kuttnera.
Z �Pu�apk� czasu" zetkn��em si� po raz pierwszy w 1938 ro-
ku, kiedy jako ucze� szko�y podstawowej wzi��em do r�ki amery-
ka�ski magazyn Marvel Stories. Widz�c krzykliw� ok�adk� z ry-
sunkiem Franka R. Paula, przedstawiaj�cym nag� dziewczyn�
w�r�d robot�w, od razu zorientowa�em si�, �e znalaz�em co�, na
co czeka�em.
Czy �Pu�apka czasu" zmieni�a moje �ycie? Nie ca�kiem. Ale
by�o w niej co�, co mnie ogromnie zainteresowa�o; czterdzie�ci
lat p�niej, kiedy pisa�em Moreau's Other Island, rodzaj ho�du
dla H.G. Wellsa, zauwa�y�em, �e po�yczam od Kuttnera perwer-
syjn� posta�, kt�ra zafascynowa�a mnie jako dziesi�cioletniego
ch�opca: tajemnicz�, egzotyczn� kobiet� nie nale��c� do gatunku
ludzkiego...
Tak w�a�nie funkcjonuje umys� pisarza: cz�sto zapomina
0 r�nych rzeczach, kt�re nagle owocuj� po latach. Do�� nie-
zwyk�e wydaje mi si� r�wnie� to, �e mam zaprezentowa� t� po-
wie�� polskim czytelnikom. Ale szcz�liwym trafem �wiat fanta-
styki naukowej zbudowany jest w�a�nie z takich i innych zagadek
1 sprzeczno�ci; dla nas to ju� codzienno��.
Kuttner nie nale�y do najbardziej s�awnych pisarzy SF, ale
jego nazwisko jeszcze d�ugo b�dzie �ywe, gdy� potrafi� opowie-
dzie� fascynuj�c� histori� i znale�� dla niej w�a�ciwe s�owa. Wy-
chowywa� si� w otoczeniu ksi��ek � jego ojciec by� antykwariu-
szem, co niew�tpliwie mia�o wp�yw na m�odego Kuttnera.
Urodzi� si� w Los Angeles w 1915 roku, zmar� za� w ro-
ku 1958. Zarabia� na �ycie pisaniem opowiada� SF, kt�re dru-
kowa�y popularne (groszowe) magazyny nowojorskie. Prawdopo-
dobnie najwa�niejszym wydarzeniem w jego �yciu by� �lub
z Catherine L. Moore, r�wnie� pisark�, kt�ra podobnie jak
Kuttner debiutowa�a na �amach Weird Tales. Odk�d zacz�li ze
sob� wsp�pracowa�, ich tw�rczo�� nabra�a g��bszych tre�ci.
Wsp�lnie osi�gn�li ogromn� popularno�� w�r�d mi�o�nik�w fan-
tastyki, zw�aszcza w�r�d czytelnik�w Astounding Science Fiction,
gdzie Kuttner publikowa� pod wieloma pseudonimami, z kt�rych
najbardziej znany to Lewis Padgett.
W�a�nie w Astounding Science Fiction ukaza�y si� opowiadania
(pisane wsp�lnie z C. L. Moore), kt�rym pisarz zawdzi�cza swoj�
s�aw�: cykl o �ysych wydany p�niej jako powie�� pt. Mutanci
oraz drugi cykl, kt�rego akcja toczy si� pod morzami Wenus po
zniszczeniu Ziemi przez wojn� atomow�; te opowiadania z�o�y�y
si� na powie�� Nie�miertelni.
�Pu�apka czasu" poprzedza oczywi�cie te p�niejsze powie�ci.
Jest to utw�r melodramatyczny i zawieraj�cy wady typo-
we dla tw�rczo�ci komercyjnej, jednak�e jego dynamiczne tem-
po sprawia, �e czyta si� go znacznie p�ynniej ni� wiele lepiej
napisanych powie�ci.
G��wny bohater, Kent Mason, wpada w pu�apk� czasu i zo-
staje przeniesiony z dwudziestego wieku w epok� poprzedzaj�c�
nastanie cesarstwa rzymskiego. Trafia do Atlantydy zasypanej
piaskami Sahary*. Mieszka tam Greddar Klon, w�adca czasu,
kt�rego odwieczne si�y �yciowe wymagaj� sta�ej regeneracji.
Jednym z ciekawszych pomys��w ksi��ki jest posta� kobiety-
-lamparta, kt�ra na przemian fascynuje Masona i napawa go od-
raz�. Pod tym wzgl�dem �Pu�apka czasu" wykazuje du�e podo-
bie�stwo do powie�ci Jacka Williamsona Legion Umar�ych
opublikowanej w tym samym roku**. Bohater Williamsona r�w-
nie� na przemian odczuwa wstr�t i poci�g do pi�knej, niezwyk�ej
kobiety, z kt�rej emanuje wr�cz metafizyczne z�o. Kuttner i Wil-
liamson oczywi�cie nie pierwsi pos�u�yli si� w literaturze postaci�
* por. Atlantyda Pierre'a Benoit (przyp. red.).
** �Srebrny Glob", tom 2. Tytu� oryginalny �Legion czasu" (przyp. red.).
kobiety-wampa; wywodzi si� ona z dalekiej przesz�o�ci � na
przyk�ad u Homera wyst�puje jako Circe. Jednak�e literatura fan-
tastyczno-naukowa stworzy�a dla niej wiele zaskakuj�cych i ory-
ginalnych wciele�.
Erotyzm, zar�wno w �yciu jak i literaturze, jest obecnie bardziej
akceptowany ni� w 1938 roku, wi�c si�� rzeczy �Pu�apka czasu"
wydaje si� dzi� znacznie mniej �mia�� histori�, ni� kiedy czyta�em j�
jako m�ody ch�opiec. Wci�� jednak stanowi doskona�e przypo-
mnienie, �e literatura SF od dawna ��czy erotyk� z rzeczami nie-
zwyk�ymi i dziwacznymi. Mimo popularnych akcesori�w, jak statki
kosmiczne, roboty oraz przysz�o�ciowa, wielce skomplikowana
technika, zdrowy element erotyzmu zawsze by� w niej obecny, cho�
cz�sto zakamuflowany. No c�, bez wzgl�du na to, co jaki� m�drek
m�g�by twierdzi�, pisarze s� tylko lud�mi, tak samo jak czytelnicy
ich utwor�w.
Widoczne w tw�rczo�ci Kuttnera przejawy tego, co mo�na
okre�li� mianem swobody obyczaj�w, nie zyska�y aprobaty w�r�d
pewnych kr�g�w �wczesnego fandomu. Powodowani fa�szywie po-
j�tym purytanizmem ludzie ci domagali si� literatury SF ca�kowi-
cie pozbawionej element�w erotycznych. W ten spos�b wiele
wsp�czesnych problem�w tak�e przesta�oby istnie�. Trudno sobie
wyobrazi� bardziej szar� utopi�! Jednak�e ten puryta�ski stosunek
do �ycia i literatury fantastyczno-naukowej dominowa� przez wiele
lat. Na pocz�tku lat czterdziestych w Astounding Science Fiction
rzadko spotyka�o si� jakiekolwiek wzmianki o seksie. By� mo�e seks
ukradkiem powr�ci� do literatury SF w�a�nie dzi�ki parze Kuttner-
-Moore, kt�ra w takich utworach jak � Vintage Season" i Nie�mier-
telni z wyra�n� przyjemno�ci� opisywa�a zmys�owe, dekadenckie
spo�ecze�stwa przysz�o�ci.
Wydaje mi si�, �e Kuttner i Moore czuliby si� w swoim �ywiole
w latach sze��dziesi�tych � tej tak przecie� liberalnej dekadzie.
Jednak�e Henry Kuttner zmar� nagle na zawa� serca w lutym 1958
roku, wkr�tce po proroczym �nie. Odszed� w stosunkowo m�odym
wieku.
Tw�rczo�� Kuttnera, je�li nie liczy� dzie� powsta�ych w okresie
udanej wsp�pracy z �on�, w sumie rozczarowuje. Zdarza�y mu si�
jednak samodzielne wzloty i wierz�, �e �Pu�apka czasu" w�a�nie do
takich nale�y. Brian w_ Aldiss
Rozdzia� I
ZIELONE MONOLITY
JVent Mason s�aniaj�c si� ze zm�czenia dotar� na
szczyt wzg�rza i rozejrza� si� wko�o oczami obrz�k�ymi od
s�o�ca. Sp�kane usta wykrzywi�y mu si� w gorzkim u�mie-
chu, kiedy patrzy� na ci�gn�ce si� w niesko�czono�� ska�y
Pustyni Arabskiej, �miertelnej pu�apki niewyra�nej teraz
w strugach gwa�townego, lodowatego deszczu. Nad rozpo�-
cieraj�c� si� w dole r�wnin� g�rowa�y dwie iglice skalne
i kiedy Mason przyjrza� im si�, nagle na jego spalonej s�o�-
cem twarzy pojawi� si� wyraz zaintrygowania. Rozpozna�
ogromne kolumny i w tym momencie zrozumia�, �e jego
poszukiwania i �ycie dobiegn� kresu niemal r�wnocze�nie.
Mia� bowiem przed sob� legendarne bli�niacze wie�e zagi-
nionego miasta Al Bekr, staro�ytnej metropolii zapomnia-
nej wiedzy, Miasta Nauki!
Przed dwoma miesi�cami z portu Merbat wyruszy�a na
poszukiwanie Al Bekr ekspedycja i przez sze��dziesi�t dni
bezskutecznie przemierza�a ja�owe pustkowia zwane przez
Arab�w Rub-el-Chali. Stary doktor Cordell, szef wyprawy,
opiera� swoje nadzieje na legendach, urywkach tekst�w od-
czytanych z ostrak�w oraz napisie widniej�cym na glinianej
tabliczce niedawno odkopanej na terenie staro�ytnego mia-
sta Ur, z kt�rej wynika�o, �e Zakazane Miasto sta�o na nie-
s�ychanie wysokim poziomie cywilizacyjnym.
Wed�ug inskrypcji Al Bekr by� rzadko odwiedzan�
mie�cin� na Wielkiej Pustyni, a� nagle, w tajemniczych
14 Henry Kuttner
okoliczno�ciach, nast�pi� tam niebywa�y rozkwit nau-
ki i sztuki. Jednak�e zmierzch kultury nast�pi� r�wnie
szybko jak jej rozkwit, z przyczyn, kt�re albo nie by�y zna-
ne, albo nie zosta�y zapisane, i �wietno�� Al Bekr min�a
bezpowrotnie. Historia ta stanowi�a jakby skr�con� wersj�
legendy o Atlantydzie � wysoko rozwini�ta cywilizacja
zniszczona w zagadkowy spos�b.
Mason, archeolog wyprawy, by� jej najm�odszym
uczestnikiem. Lecz jak na ironi� w�a�nie on, zagubiony na
pustyni, sam jeden dotar� do miasta, w kt�rego odkrycie
jego towarzysze ju� zw�tpili. Doktor Cordell postanowi�
zako�czy� poszukiwania i wr�ci� do Merbat, a kiedy Ma-
son nalega�, �eby zbada� jeszcze znajduj�ce si� w pobli�u
ma�o znane pasmo g�rskie, nie zgodzi� si� na podj�cie
ostatniej pr�by.
O �wicie Mason wymkn�� si� z obozu zabieraj�c naj-
szybszego wielb��da; liczy�, �e dotrze do g�r i najdalej
w ci�gu dw�ch dni dogoni wolno posuwaj�c� si� ekspedy-
cj�. Ale plany te spali�y na panewce. Wielb��d upad� �ami�c
nog�, kompas za� uleg� zmia�d�eniu. Od tego czasu min�y
trzy dni, a Mason wci�� b��dzi� po wymar�ym, spalonym
przez s�o�ce piekle. Wkr�tce zabrak�o mu wody. Trawiony
g�odem zastrzeli� s�pa i z obrzydzeniem zjad� twarde �yko-
wate mi�so; p�niej za�, gdy w�drowa� ju� ledwo przytom-
ny, zgubi� rewolwer. A teraz wyczerpany sta� na wzg�rzu
spogl�daj�c na Al Bekr, Miasto Nauki!
Czas obszed� si� okrutnie z legendarn� metropoli�.
Dwa olbrzymie s�upy stercz�ce z piachu, gdzieniegdzie na
wp� zasypane szcz�tki obrobionych blok�w. I to wszystko.
Dolina, szara i ponura w rz�sistym deszczu, by�a zupe�nie
wymar�a i pogr��ona w ciszy. Mason mia� jednak nadziej�,
�e znajdzie tam schronienie przed przybieraj�c� na sile
ulew�. Nad Rub-el-Chali rzadko szalej� burze, ale za to
sw� gwa�towno�ci� przypominaj� kataklizmy. Wtem niebo
nad Masonem rozdar�a b�yskawica.
PU�APKA CZASU 15
Chwiej�c si� z os�abienia, ruszy� w d� po stoku. Ruiny
dawnych budowli ros�y w miar�, jak m�czyzna si� do nich
zbli�a�. W okresie swojej �wietno�ci miasto musia�o by�
naprawd� imponuj�ce.
Za wzg�rzami rykn�� grzmot. S�upy, kt�re dzieli�a nie-
wielka odleg�o��, dawa�y cz�ciowe schronienie przed desz-
czem. Mason opar� si� o jeden z nich. Westchn�� g��boko,
z ulg�, i rozlu�ni� obola�e mi�nie. Nagle jego poci�g�a
twarz o�ywi�a si�. Powierzchnia monolitu, o kt�ry si� opie-
ra�, szorstka i sfatygowana, naruszona z�bem czasu, by�a
niew�tpliwie metalowa!
Ale jaki lud zdo�a�by wznie�� te olbrzymie, si�gaj�ce
blisko pi�tnastu metr�w wie�e? To by�o nie do pomy�lenia.
Mason, marszcz�c w skupieniu czo�o, zbada� powierzchni�
metalu. Nie umia� go zidentyfikowa�. Twardy, chropowa-
ty, o osobliwym, zielonkawym zabarwieniu; by� to zapewne
jaki� nieznany stop.
Zagrzmia�o z�owieszczo, a po chwili nast�pna b�yskawi-
ca rozdar�a powietrze. Niczym �arz�cy si�, rozgrzany do
bia�o�ci miecz przeci�a niebo, spowijaj�c w ol�niewaj�cym
blasku obie wie�e. Mason poczu�, jak co� go unosi i odrzu-
ca w bok. Przez u�amek sekundy widzia� �cian� jasnego,
hucz�cego ognia, kt�ry ta�czy� mi�dzy monolitami. Nast�-
pi� moment niezno�nego napi�cia, powietrze trzaska�o od
elektryczno�ci. Cia�em Masona wstrz�sn�� rozdzieraj�cy
b�l, b�l tak straszliwy, �e m�czyzna a� zawy�, cho� �aden
d�wi�k nie wydosta� si� z jego sparali�owanej krtani. Co�
targn�o nim gwa�townie. W oczach mu pociemnia�o i za-
kr�ci�o si� w g�owie, ale po chwili mrok ust�pi�, rozp�yn��
si�. Jego miejsce zaj�� wspania�y blask.
Znik�a pustynna dolina Al Bekr! Znik� ulewny deszcz,
mokry piach, huk grzmot�w nad g�ow�! Mason le�a� na
plecach wpatruj�c si� zaskoczonym wzrokiem w niezwykle
wysokie sklepienie, promieniuj�ce dziwnym, zielonym
�wiat�em, ku kt�remu pi�y si� oba monolity!
16
Henry Kuttner
Bli�niacze wie�e, ale jak�e zmienione! Znik�y rysy i za-
g��bienia spowodowane wielowiekow� erozj�. Ich po�ysku-
j�ce zieleni� powierzchnie by�y teraz g�adkie jak lustro.
Nieco dalej sta�y rz�dy fantastycznych maszyn b�yszcz�-
cych w tym dziwnym �wietle. Mason po raz pierwszy
w �yciu widzia� takie urz�dzenia i nie mia� poj�cia, do cze-
go mog� s�u�y� te wszystkie t�oki, ko�a i rury o wymy�l-
nych kszta�tach. Sala by�a przestronna, okr�g�a, o �cianach
i posadzce z bia�ego kamienia. Na �cianach znajdowa�y si�
rozmieszczone w r�wnych odst�pach pr�ty z zielonkawego
tworzywa, kt�re ja�nia�y zimnym ogniem.
Mason wyci�gn�� r�k� i dotkn�� g�adkiej powierzchni
zielonego monolitu. Dotyk podzia�a� na niego uspokajaj�co.
Jeszcze nie zwariowa�em, pomy�la� zupe�nie oszo�omiony.
Przypuszczalnie uderzenie pioruna wyzwoli�o z tajemni-
czych wie� jak�� niewyobra�aln� si��, dokona�o zaskakuj�-
cej zmiany, kt�rej jeszcze nie potrafi� zrozumie�. Wsta�
powoli, spodziewaj�c si� niemal, �e za moment ta niesa-
mowita sceneria przeistoczy si� z powrotem w zalan� desz-
czem pustynn� dolin�.
Za jego plecami czyj� niski g�os warkn�� co� pytaj�cym
tonem.
Mason odwr�ci� si� szybko. Ujrza� �niadego, kr�pego
m�czyzn� w przepasce na biodrach i sanda�ach; ze srogiej,
ogorza�ej twarzy pokrytej bruzdami z�owrogo spoziera�y
bladoniebieskie oczy. Nad w�skimi ustami stercza� du�y,
orli nos. M�czyzna zn�w co� burkn��.
Istne szale�stwo! M�wi� bowiem pradawnym, zapo-
mnianym j�zykiem semickim, najczystsz� form� praj�zyka
arabskiego, kt�rym nikt opr�cz naukowc�w nie pos�ugiwa�
si� prawie od czterech tysi�cy lat. Niejasne podejrzenie spra-
wi�o, �e Masonowi krew zastyg�a w �y�ach. Wzi�� si� jed-
nak w gar�� i z trudem zacz�� szuka� w pami�ci s��w. Zna�
przecie� ten j�zyk...
� Przybywam z dalekiego kraju � powiedzia� wolno,
niepewnie, spogl�daj�c na ogromny bu�at wojownika.
� Nikt nie ma prawa wst�pu do miasta! � oznajmi�
m�czyzna z dzikim b�yskiem w oczach. � W�adca za-
brania komukolwiek wej�� do Al Bekr. Nikt te� nie mo�e
opu�ci� miasta!
Al Bekr! Mason po�piesznie rozejrza� si� doko�a. Czy�-
by jednak czas by� odwracalny, wbrew temu co s�dzi
nauka? Czy�by dziwna si�a, kt�r� b�yskawica wyzwoli�a
z monolit�w, przenios�a go w zamierzch�� przesz�o��? Ale
te maszyny, ta wspania�a budowla przemawia�y nie za
przesz�o�ci�, lecz za pot�g� odleg�ej przysz�o�ci.
Przyjrza� si� uwa�nie wojownikowi i nagle dozna� ol�-
nienia.
� Al Bekr nie jest twoim rodzinnym miastem � rzek�.
� Nie potrzeba czar�w, �eby to dostrzec � burkn��
m�czyzna. � Jestem Sumeryjczykiem.
Masonowi opad�a szcz�ka. Sumeryjczykiem?! Przed-
stawicielem tajemniczego, staro�ytnego ludu, kt�ry stwo-
rzy� cywilizacj� w dolinach Eufratu i Tygrysu na d�ugo
przed podbojem tych ziem przez Amoryt�w? Wojownik,
ogarni�ty naraz podejrzeniami, podszed� bli�ej; ruchy mia�
kocie, a bu�at l�ni� z�owrogo.
� Nie mam z�ych zamiar�w � o�wiadczy� po�piesznie
Mason. � Przysi�gam na Enlila!
Sumeryjczyk otworzy� szeroko oczy.
� Na Enlila? Przysi�gasz na...
Mason skin�� g�ow�. Wiedzia�, jak� czci� otaczali Su-
meryjczycy swojego najwy�szego boga.
� Nie jestem twoim wrogiem � powiedzia� i poczu�,
�e robi mu si� s�abo. Skutki trzydniowej tu�aczki po Rub-
-el-Chali da�y o sobie zna� ze zdwojon� si��. Nogi si� pod
nim ugi�y i na pr�no stara� si� utrzyma� r�wnowag�.
Otoczy�a go ciemno��.
Sumeryjczyk skoczy� do przodu i podtrzyma� Masona,
otaczaj�c go pot�nym ramieniem. Wsun�� bu�at do poch-
wy, po czym schyli� si� i wzi�� archeologa na r�ce jak
dziecko.
� Na Baala i wszystkich bog�w mleka i wody z p�no-
cy! � rykn�� s�owami przysi�gi i doko�czy�: � Nie walcz�
z cz�owiekiem, kt�ry przysi�ga na Enlila!
Jak przez mg�� Mason zdawa� sobie spraw�, �e Sume-
ryjczyk przerzuca go przez muskularne rami� i niesie
nie ko�cz�cymi si�, sk�panymi w zielonym blasku koryta-
rzami. By� zbyt s�aby, �eby protestowa�. Po pewnym czasie
wojownik u�o�y� go delikatnie na stosie futer. Mason po-
czu�, �e jaki� p�yn s�czy mu si� do gard�a; chwyci� butelk�,
kt�r� Sumeryjczyk przy�o�y� mu do ust, i podni�s� j� wy-
�ej. Woda... nie, nie woda, chocia� p�yn nie mia� smaku
i by� bardzo zimny. Wydawa�o mu si�, �e wraz z napojem
wch�ania energi�, kt�ra rozchodzi si� po ciele, docieraj�c
do ka�dej wysuszonej kom�rki. Opr�ni� butelk� i odda� j�
Sumeryjczykowi.
Os�abienie min�o. Usiad� i rozejrza� si� po pustym po-
koju o kamiennych �cianach i pod�odze wy�o�onej futrami.
Wojownik zerkn�� na butelk� sm�tnym, spragnionym wzro-
kiem i odrzuci� j� na bok.
� Teraz powiedz, kim jeste�! � odezwa� si� gniew-
nie. � Nikt w tym przekl�tym mie�cie nie s�ysza� o Enlilu.
A ty przecie� nie jeste� Sumeryjczykiem.
Mason zacz�� starannie dobiera� s�owa.
� Przybywam z odleg�ych stron. Z le��cego na dale-
kim zachodzie kraju, do kt�rego dotar�a s�awa Enlila. Ale
sk�d si� tu wzi��em, tego nie wiem.
� Nasz W�adca m�g�by ci to wyja�ni�. Jak ci� zw�?
� Mason.
� Ma-zon � powt�rzy� nadaj�c sylabom osobliwe
gard�owe brzmienie. � A ja... nie, m�w mi Uruk. Urodzi-
�em si� w mie�cie Uruk, a czasem lepiej jest nie wyjawia�
swojego prawdziwego imienia. Je�li kiedykolwiek opuszcz�
Al Bekr, wol�, aby ludzie nie wiedzieli, �e s�u�y�em u Gred-
dara Klona. � Surowe oblicze Sumeryjczyka pociemnia�o;
popatrzy� nieufnie na archeologa. � Znasz W�adc�?
Zanim Mason zd��y� odpowiedzie�, za drzwiami rozleg�o
si� dudnienie. Zaskoczy� go wyraz strachu a zarazem oburze-
nia, jaki pojawi� si� na twarzy Uruka. Drzwi si� otworzy�y.
W wej�ciu sta�... metalowy cz�owiek. Stw�r mia� ponad
dwa metry wysoko�ci, beczkowaty tu��w, trzy wielocz�onowe
nogi ze srebrzystego metalu zako�czone szerokimi metalo-
wymi p�ytkami. Gi�tkie, macko wat� ramiona zwisa�y lu�no;
g�owa, metalowa kula nieproporcjonalnie ma�a w por�wna-
niu z pot�nym kad�ubem, by�a zupe�nie g�adka, ale zaopa-
trzona w jedno fasetkowe oko. Robot bacznie im si� przygl�-
da�.
Sumeryjczyk nie poruszy� si�, tylko �ci�gna prawej d�oni
lekko mu drga�y. D�o� nieznacznie przesuwa�a si� w kierun-
ku r�koje�ci bu�ata.
� W�adca ci� wzywa � powiedzia� robot bezbarwnym,
monotonnym g�osem. � Masz stawi� si� natychmiast.
Odwr�ci� si� i wyszed�. Drzwi zamkn�y si� bezg�o�nie.
Przeklinaj�c pod nosem Uruk opad� na futra.
� Cooo... to by�o? � spyta� Mason czuj�c, jak przenika
go niepoj�ty strach. Robot sprawia� wra�enie �ywej istoty.
� Jeden ze s�u��cych W�adcy � wyja�ni� Sumeryjczyk
wstaj�c. � Jeden z wielu, kt�rych stworzy�. Tak, nasz W�ad-
ca jest wszechpot�ny! � doda� z nut� ironii. � Ale musz�
ju� i��. Poczekaj tu na mnie. Postaram si� wr�ci� jak najpr�-
dzej.
� Czy robot mnie widzia�? � spyta� zaniepokojony
Mason.
Uruk wzruszy� ramionami.
� Jeden Enlil to wie. Czasem taki nic nie widzi, cza-
sem wr�cz przeciwnie. Wr�c� niebawem i poszukamy
dla ciebie kryj�wki. Teraz ju� nie zd���.
Wybieg� z pokoju. Mason patrzy� na zamkni�te drzwi
usi�uj�c zebra� my�li. Przez ostatni kwadrans pod�wiado-
mie pr�bowa� sobie wm�wi�, �e wszystko, co go otacza,
jest snem, halucynacj� wywo�an� przez gor�czk�. Ale wie-
dzia�, �e to nieprawda. Realno�� tego dziwnego miasta nie
budzi�a w�tpliwo�ci, sam za� by� na tyle m�ody, aby zda-
wa� sobie spraw�, jak elastyczne s� granice dost�pnej cz�o-
wiekowi wiedzy. Czas nie jest wielko�ci� sta��, niezmienn�.
Teoretycznie podr�e w przysz�o�� i w przesz�o�� s� mo�-
liwe. Dlaczego wi�c mia�yby by� niemo�liwe w praktyce?
Dziwne, owszem, niezwyk�e i przera�aj�ce, tak, ale prze-
cie� nie niemo�liwe. Mason ukradkiem przejecha� d�oni�
po g�adkiej kamiennej �cianie i pog�adzi� futra, na kt�rych
siedzia�. Marzy� o papierosie.
Same zagadki! Fantastyczne miasto rz�dzone przez ta-
jemniczego W�adc�, kt�rego tak bardzo l�ka� si� Sumeryj-
czyk. Zgadza�o si� to z legendami, ale niestety niczego nie
wyja�nia�o. Wci�� nie mia� poj�cia, czy znajduje si� w�r�d
przyjaci�, czy wrog�w, co teraz oczywi�cie interesowa�o go
najbardziej.
S�ysz�c ha�as na korytarzu czujnie zerwa� si� na nogi.
Kierowany niejasnym instynktem otworzy� drzwi i wyjrza�
na korytarz, ale widz�c zbli�aj�cego si� robota zatrzasn�� je
szybko i przywar� cia�em do �ciany obok. Liczy�, �e potw�r
p�jdzie dalej, ale pewno�ci nie mia�.
Kroki urwa�y si� nagle. Drzwi ust�pi�y pod naporem
metalicznej macki i Mason, kt�ry rozp�aszczy� si� na �cia-
nie, ujrza� k�tem oka zagl�daj�c� do �rodka olbrzymi� po-
sta�. Robot nie dostrzeg� go jeszcze.
Stw�r przekroczy� pr�g i zastyg� w miejscu, jakby wy-
czuwaj�c blisk� obecno�� Masona. M�czyzna odskoczy�
od �ciany. Chcia� wy�lizn�� si� na korytarz odpychaj�c
robota ramieniem. Ale nie zdawa� sobie sprawy z jego
mo�liwo�ci.
Mimo zachwianej r�wnowagi robot zadzia�a� sprawnie.
Okr�ci� si� wok� osi i mocno chwyci� mackami archeologa,
kt�ry na pr�no stara� si� uwolni�.
Stw�r trzyma� go bez wysi�ku, a jedna ze spiralnych
macek wysun�a si�, by zamkn�� drzwi. Nast�pnie sztyw-
nym krokiem doszed� na �rodek pokoju, ca�kowicie lekce-
wa��c szamotanin� Masona. Fasetkowe oko beznami�tnie
spogl�da�o w d�.
Wtem Mason dostrzeg� pust� butelk�, kt�r� Sumeryj-
czyk niedbale odrzuci� na bok: le�a�a w zasi�gu r�ki. Wy-
konuj�c gwa�towny sk�on, podni�s� j� z pod�ogi i zacisn��
palce na szyjce. Oko robota znajdowa�o si� wysoko, ale nie
do�� wysoko, aby nie m�g� go dosi�gn��; zataczaj�c ramie-
niem szybki �uk, z w�ciek�o�ci� trzasn�� potwora w g�ow�.
Od�amki szk�a sypn�y mu bole�nie w twarz. Wyt�y�
wszystkie si�y pr�buj�c si� uwolni� z mia�d��cego u�cisku
i w ko�cu zdo�a� oderwa� obejmuj�c� go w pasie mack�.
Robot rzuci� si� naprz�d i uderzy� o �cian�. Oko mia� st�u-
czone; by� �lepy.
Nie trac�c ani chwili Mason otworzy� drzwi i wymkn��
si� na korytarz. Z ty�u dobiega� piekielny �oskot. To robot
miota� si� po pokoju, demoluj�c wn�trze. Mason rozejrza�
si� uwa�nie; korytarz by� pusty. Nie m�g� czeka� tu na
Uruka; skoro pos�ano jednego robota, zjawi� si� nast�pne.
Zdaj�c si� na los szcz�cia ostro�nie ruszy� korytarzem
w lewo. Co jaki� czas mija� kolejne drzwi, ale nawet nie
sprawdza�, czy s� otwarte, z obawy, �e zaalarmuje miesz-
ka�c�w miasta.
Ale nie mia� wyboru. Z oddali dociera� rytmiczny
chrz�st nadbiegaj�cych st�p: zbli�a�y si� nast�pne roboty.
Jeszcze kry�y si� za zakr�tem. Nagle zawaha� si�: a mo�e
W�adca Al Bekr � czy te� ten, kto dowodzi metalowymi
lud�mi � wcale nie ma wrogich zamiar�w? Przecie� robot
w�a�ciwie nie atakowa�, jedynie stara� si� go schwyta� i obez-
w�adni�. Gdyby podda� si� bez walki...
W miar� jak tupot stawa� si� g�o�niejszy, ros�o prze-
ra�enie Masona; odruchowo otworzy� najbli�sze drzwi
i w�lizn�� si� do �rodka. Rozgl�da� si� po pomieszczeniu,
kiedy za drzwiami przebiega�y roboty. Wtem omal nie
krzykn�� z zachwytu, po raz pierwszy bowiem zobaczy� ko-
biet� o imieniu Nirvor � Srebrn� Kap�ank�!
Rozdzia� II
KOBIETA Z INNEGO CZASU
iVl.ason sta� na czym� w rodzaju niskiego balkonu,
z kt�rego stroma pochylnia prowadzi�a do obszernej, zbyt-
kownej komnaty o niskim suficie. W powietrzu unosi� si�
zapach pi�mowych perfum. Pod�og� pokrywa�y futra i ko-
bierce. Na samym �rodku znajdowa� si� niewysoki kwadra-
towy o�tarz, na kt�rym rozkwita� ognisty kwiat. L�ni�c zim-
nym, srebrzystym �wiat�em p�omienie rzuca�y migotliwe
refleksy na dwie ogromne bestie leniwie rozci�gni�te po
obu stronach o�tarza.
Jeden lampart by� l�ni�cy i czarny jak heban...
Drugi za� bia�y niczym s�ynna brama z ko�ci s�oniowej,
przez kt�r� � jak g�osi legenda � z piekielnego miasta Dis
wylatuj� koszmarne sny, �eby dr�czy� �pi�cych ludzi...
Oba lamparty wpatrywa�y si� zielonymi �lepiami w ko-
biet� skulon� przy p�on�cym o�tarzu � kobiet�, jakiej Ma-
son nigdy dot�d nie widzia�.
By�a niczym przepi�knie ukszta�towany srebrny pos�g.
Jedwabista szata z czarnej koronki na wp� ods�ania�a jej
szczup�e cia�o. Rozpuszczone w�osy, srebrne jak �wiat�o
ksi�yca, opada�y na alabastrowe ramiona. Mason nie wi-
dzia� jej twarzy. Kobieta kl�cza�a przed o�tarzem i szepta�a
w obcym j�zyku.
A blade p�omienie burzy�y si� zimno, wydaj�c cichy
syk. Lamparty zastyg�y niczym pos�gi. G�os kobiety prze-
szed� w wysoki, piskliwy lament.
� Ohe, ohe! � M�wi�a teraz po semicku i Mason rozu-
mia� jej s�owa. � Moje miasto, m�j lud, moje kr�lestwo!
Zniszczone, wszystko zniszczone, wszystko przepad�o! Ju�
tylko le�ne bestie kr��� pustymi ulicami Korinuru... Ohe!
� rozpacza�a kobieta.
W�osy zas�ania�y jej twarz. Nagle wsta�a, rozdar�a szat�
i rzuci�a j� na ziemi�. Przez moment naga sylwetka ryso-
wa�a si� na tle mlecznych p�omieni i Mason a� wstrzyma�
oddech na widok obna�onego pi�kna tej kobiety, ideal-
nie uformowanych ko�czyn i kibici gibkiej na podobie�-
stwo cia� wpatrzonych w ni� lampart�w. Po chwili kobie-
ta z najg��bsz� pokor� ukl�k�a ponownie, rozpo�cieraj�c
ramiona w b�agalnym ge�cie.
� Spraw, aby W�adcy powiod�o si� jak najrychlej �
zaszlocha�a. � Niechaj zwyci�y i przywr�ci Korinurowi
jego utracon� pot�g�... martwemu i cudownemu Korinu-
rowi. Ja, kr�lowa i kap�anka Korinuru, prosz� ci� o to, kl�-
cz�c jak najn�dzniejsza niewolnica w nago�ci i poni�eniu...
Seleno, wszechw�adna Seleno, zwr�� ponownie swe oblicze
ku mojemu ludowi!
Zapad�a cisza, kt�r� zak��ca� tylko cichy szept ksi�y-
cowego ognia. Lamparty niczym pos�gi wci�� trwa�y
w bezruchu, enigmatycznie wpatrzone w kobiet� zielonymi
oczami.
Masona przebieg� zimny dreszcz. Ponownie zmrozi�a
go z�owieszcza tajemnica tego nawiedzonego miasta. Kiedy
mimo woli wzdrygn�� si�, jeden z lampart�w warkn��,
czujnie zrywaj�c si� na nogi. Bia�a bestia pozosta�a na
miejscu, czarna za� pocz�a si� skrada� w stron� podestu
nie spuszczaj�c z Masona oczu. W jej spojrzeniu by�o co�
niepokoj�cego: stopie� inteligencji, jakiego �adne zwierz�
posiada� nie powinno.
Kobieta b�yskawicznie podnios�a si� z kolan i rozchy-
liwszy czerwone usta wpatrywa�a si� w przybysza. Na wi-
dok jej urody Masonowi a� zasch�o w gardle. Oczy kobiety
by�y jak dwa czarne, g��bokie stawy. Mo�e wyczyta�a z twa-
rzy Masona nie ukrywany zachwyt, gdy� usta jej zaokr�gli-
�y si� w u�miechu, a niski g�os rozkaza�:
� Bokia! Do nogi!
Czarny lampart zatrzyma� si� w p� kroku i cicho po-
warkuj�c wr�ci� do swojej pani. Ruchem d�oni kobieta
przywo�a�a do siebie Masona.
Pos�usznie ruszy� w d� podestu. Serce bi�o mu jak sza-
lone, kiedy zbli�a� si� do tej alabastrowej pi�kno�ci,
a w skroniach t�tni�a nami�tno��. By�a Afrodyt�, bogini�
mi�o�ci i rozkoszy...
Co� w jej oczach sprawi�o, �e zamar�.
Tak, by�o w nich pi�kno. Ale by�o r�wnie� co� innego:
w tajemniczej g��bi �renic czai� si� ch��d, obco�� i z�o,
jakby brak duszy, kt�ry wstrz�sn�� Masonem i nape�ni� go
odraz�. Zanim jednak zd��y� si� odezwa�, nie opodal roz-
leg� si� tupot biegn�cych n�g.
Widz�c jak Mason zerka nerwowo na drzwi, kobieta
cz�ciowo domy�li�a si� prawdy. Przez d�u�sz� chwil� sta�a
w milczeniu, a� w ko�cu szepn�a po semicku:
� Tutaj! Tylko cicho!
Pochyli�a si� i dotkn�a o�tarza. Blade ogniki wygas�y
nie pozostawiaj�c �ladu na czarnej kamiennej p�ycie. Po-
naglany przez kobiet� Mason wszed� niepewnie na o�tarz.
Nagle po�a�owa� swojej decyzji i chcia� z powrotem zesko-
czy� na ziemi�.
Ale by�o ju� za p�no. P�omienie barwy ksi�yca
wystrzeli�y w g�r� z �agodnym sykiem. Otacza�a go
�ciana srebrzystego ognia, zas�aniaj�ca kobiet� i ca��
komnat�. Zdumia� si�, �e nie wyczuwa ciep�a; przeciw-
nie, od niesamowitych p�omieni wia�o osobliwym ch�o-
dem. Powoli Mason odpr�y� si�, �wiadom, �e chwilowo
nic mu nie zagra�a. Ale dlaczego ta kobieta przysz�a mu
z pomoc�?
Spoza o�tarza dobieg�y go g�osy. Kto�, kogo nie wi-
dzia�, zapyta� o co� tonem nie znosz�cym sprzeciwu. Ko-
bieta odpowiedzia�a. Potem zaleg�a cisza.
Ksi�ycowe p�omienie zn�w zgas�y. W komnacie poza
kobiet�, kt�ra narzuci�a na ramiona bia�y futrzany szal,
oraz dwoma lampartami nie by�o nikogo. �miej�c si� z ci-
cha, da�a Masonowi znak, �e mo�e zej��.
� To by� s�uga W�adcy � wyja�ni�a. � Szuka� ci�,
ale go odes�a�am. Jeste� tu bezpieczny, przynajmniej na
razie.
Mason zeskoczy� z o�tarza zerkaj�c niepewnie na lam-
party. Warkn�y cicho, ale poza tym nie zwraca�y na nie-
go najmniejszej uwagi. Podszed� do kobiety i rzek� po
semicku:
� Jestem ci wdzi�czny, o bogini, kt�ra w�adasz serca-
mi m�czyzn.
Zachmurzy�a si� na ten kwiecisty komplement.
� Nie m�w mi o boginiach. Ta, kt�r� czcz�, napawa
mnie l�kiem, nie mi�o�ci�. Jak si� nazywasz?
� Mason.
� Mason. Ja jestem Nirvor. Przyby�e� do Al Bekr
niedawno, prawda?
� Nieca�e p� godziny temu. Jeste� pierwsz� ludzk�
istot�, kt�r� tu spotykam, je�li nie liczy�...
Zanim wspomnia� Sumeryjczyka, jaki� nieokre�lony in-
stynkt samozachowawczy nakaza� mu ostro�no��. Czarne
oczy Nirvor zw�zi�y si� czujnie.
� Je�li nie liczy�..?
� Robot�w.
Kobieta u�miechn�a si� nieznacznie.
� Z kt�rego roku przybywasz?
Mason wstrzyma� oddech. Pytanie potwierdza�o jego
w�asne szalone domys�y: tak jak przypuszcza�, si�a wyzwo-
lona z bli�niaczych monolit�w przenios�a go w czasie. Sta-
raj�c si� powstrzyma� pytania, kt�re same cisn�y mu si�
na usta, odpar� najspokojniej, jak tylko potrafi�.
� Z 1939... Anno Domini � doda� po namy�le.
� A ja, stosuj�c wasze obliczenia, z 2150, czyli z twej
dalekiej przysz�o�ci. Tak jak ty zosta�am schwytana w pu-
�apk� czasu i przeniesiona w t� pierwotn� er� poprzedzaj�-
c� powstanie i rozkwit Egiptu i Rzymu. Tutaj, w zapo-
mnianym od wiek�w Al Bekr, pozna�am W�adc�.
Widz�c brak jakiejkolwiek reakcji spyta�a:
� Nie widzia�e� go jeszcze?
� Nie. Kto to taki?
� Pochodzi z przysz�o�ci, zar�wno twojej jak i mo-
jej. �y� w sektorze czasu p�niejszym od twojego o pi��
tysi�cy lat, w epoce zmierzchu, odleg�ej od naszej o pra-
wie dziesi�� tysi�cy lat. Skonstruowa� projektor czasu,
kt�ry umo�liwi� mu podr� do tego niemal prehistory-
cznego miasta. Urz�dzenie uleg�o zniszczeniu, ale W�adca
postanowi� je odtworzy�. Podbi� Al Bekr i za pomoc� ro-
bot�w, kt�re sam stworzy�, przekszta�ci� je w miasto na-
uki. Nast�pnie rozpocz�� prac� nad rekonstrukcj� projek-
tora.
� A ty, jak ty si� tu dosta�a�? Nie bardzo rozumiem...
� Tkwi�ca w monolitach energia atomowa, a raczej jej
wyzwolenie powoduje zakrzywienie pola czasowego. Wszy-
stko, co znajduje si� w polu oddzia�ywania tej si�y, zostaje
wci�gni�te w g��b czasu. Tak jest dzi� i tak b�dzie za mi-
lion lat. Masonie, zielone wie�e czasu, budowane teraz
przez W�adc�, b�d� sta�y w tej dolinie, kiedy Al Bekr
przemieni si� w wymar�e pustkowie, b�d� tu sta�y w twoich
czasach i w moich, b�d� tu sta�y zawsze, do ko�ca dni za-
chowuj�c sw� moc przenoszenia w czasie. Mo�e raz na ty-
si�c lat jaki� cz�owiek przejdzie t�dy w chwili, gdy co� �
na przyk�ad piorun, jak to by�o w moim wypadku � wy-
zwoli z nich si�� umo�liwiaj�c� podr� w czasie. Moja ka-
rawana zatrzyma�a si� na odpoczynek pod palmami w oazie
doliny Al Bekr; nie mog�c zasn��, spacerowa�am podczas
burzy i znajdowa�am si� w�a�nie mi�dzy zielonymi wie�a-
mi, kiedy uderzy� piorun. Zosta�am cofni�ta do epoki,
w kt�rej projektor czasu zaistnia� najwcze�niej. Do tera�-
niejszo�ci, gdy w Al Bekr panuje W�adca.
Mason stara� si� ogarn�� umys�em to, co us�ysza�.
� Czy jeste�my jedynymi, kt�rzy wpadli w t� pu�apk�
czasu?
� Tak. Ty, ja, W�adca i jeszcze kto�, kto... � Nirvor
zawaha�a si�. � Mniejsza o niego.
Osun�a si� na futra przy o�tarzu i przeci�gn�a jak ko-
cica. Lamparty patrzy�y w milczeniu. Ona za� przygl�da�a
si� Masonowi spod p�przymkni�tych powiek; d�ugie popie-
late rz�sy ocienia�y jej policzki.
� M�czy mnie samotno��. Usi�d�, Masonie.
Us�ucha�. Kobieta ci�gn�a dalej:
� Czekam ju� d�ugo, bardzo d�ugo. W�adca obieca�,
�e ode�le mnie do moich czas�w i pomo�e odbudowa� mo-
je wymar�e miasto, marmurowy Korinur. Tymczasem �yj�
w�r�d tych barbarzy�c�w i czekam czcz�c Selen�, a lam-
party mnie strzeg�... one, wraz ze mn�, zosta�y schwytane
przez wie�e czasu.
Drobn� d�oni� pog�adzi�a pysk czarnej bestii. Mru��c
oczy lampart spojrza� na kobiet� i zamrucza� cicho.
� Bokia i Valesta to m�dre zwierz�ta. Na d�ugo przed
upadkiem Korinuru nasi naukowcy wyhodowali przer�ne
istoty, z kt�rych najm�drzejsze okaza�y si� �wi�te lamparty.
Nie zapominaj, Masonie, Bokia i Valesta s� bardzo m�dre.
Zwinnym ruchem przysun�a si� do m�czyzny.
� Ale m�dro�� mi nie wystarcza, Masonie. Jestem ko-
biet�...
Zarzuci�a mu na szyj� szczup�e ramiona. Czu� w no-
zdrzach ciep�y zapach wyperfumowanego cia�a, zapach sza-
le�stwa, kt�re powoli ogarnia�o jego umys�. Gard�o mia�
spieczone, wyschni�te.
Pochyli� g�ow� i przywar� ustami do karminowych warg
Nirvor. Kiedy odsun�� si�, przeszed� go lekki dreszcz.
Ich spojrzenia spotka�y si�. Wtedy, po raz drugi, Ma-
son dojrza� w jej oczach jaki� dziwny wyraz.
By� w nich ch��d, okrucie�stwo i tajemnicza obco��,
kt�re sprawi�y, �e przera�ony cofn�� si� odruchowo. Sam
nie potrafi� zrozumie�, co dok�adnie przej�o go takim obrzy-
dzeniem; odpowied� mia� pozna� dopiero p�niej. Ale
ju� teraz wiedzia� ponad wszelk� w�tpliwo��, �e ta kobieta
jest uosobieniem z�a...
Gniewny grymas wykrzywi� wargi Nirvor. Prze�kn�a
jednak s�owa cisn�ce si� jej na usta i wsta�a. Mason r�wnie�
wsta�. Tym razem uwa�a�a, by nie spojrze� mu w oczy.
Podnios�a blade r�ce i odpi�a klamr� przytrzymuj�c� szal,
kt�ry z szelestem zsun�� si� na ziemi�.
Mason chcia� odwr�ci� wzrok, ale zabrak�o mu si�y wo-
li. Mo�e Nirvor by�a wcieleniem z�a, ale by�a te� bogini� �
marmurow� Galate�, w kt�r� nami�tno�� tchn�a �ycie.
Podesz�a do Masona i zn�w zarzuci�a mu na szyj� obna�o-
ne ramiona.
Mason zacisn�� z�by i chwytaj�c Nirvor za nadgarstki,
uwolni� si� z jej obj��. Zbyt silne by�o wspomnienie wiej�-
cej groz� obco�ci, kt�r� widzia� w jej oczach.
� M�wisz, �e pochodzisz z przysz�o�ci � szepn�� �ci-
skaj�c przeguby kobiety. � Ale sk�d mog� wiedzie�, jakie
stworzenia b�d� �y�y wtedy na �wiecie?
Zrozumia�a w lot aluzj�. Czarne oczy rozb�ys�y w�ciek-
�o�ci�. Wyrwa�a si� Masonowi i odskoczy�a rozkazuj�c
gniewnie:
� Bokia, zabij go! Zabij!
Czarny lampart zerwa� si� z miejsca i zni�ywszy �eb za-
cz�� si� skrada� w stron� Masona.
Wtem rozleg� si� gromki g�os:
� Ten cz�owiek, Nirvor, nale�y do W�adcy. Je�eli go
zabijesz, zginiesz sama!
Rozdzia� III
ZEMSTA W�ADCY
iVlason odwr�ci� g�ow� i w drzwiach komnaty ujrza�
Uruka. Sumeryjczyk zszed� szybko w d� pochylni, mierz�c
Nirvor ch�odnym, nienawistnym wzrokiem.
� S�yszysz? Nirvor!
Srebrna Kap�anka sykn�a przenikliwie; czarny lampart
na moment zawaha� si�, po czym cofn�� si� na miejsce.
Nirvor przenios�a gniewne spojrzenie na Sumeryjczyka.
� Od kiedy� to ty mi rozkazujesz? � spyta�a.
� Wype�niam polecenia W�adcy � odpar� g�adko
Uruk, ale w jego g�osie da�a si� s�ysze� nuta ironii. �
A s�dz�, �e nawet ty nie odwa�ysz si� sprzeciwia� jego wo-
li.
W�ciek�a odwr�ci�a si� i dotkn�a o�tarza, z kt�rego
zn�w wystrzeli�y jasne, ksi�ycowe p�omienie.
� Nie wspomn� Greddarowi Klonowi o tym zaj�ciu
� powiedzia� Sumeryjczyk. � Tobie r�wnie� radz� mil-
cze�.
Kap�anka nie zareagowa�a, wi�c Uruk uj�� Masona za
�okie� i wskaza� g�ow� drzwi. Wyszli w milczeniu, a kiedy
znale�li si� na korytarzu, wojownik odetchn�� z ulg�.
� To demonica, Ma-zon, ona i jej s�ugi, te ogromne
kociska. Chod�my � rzek� prowadz�c archeologa do swo-
jego pokoju.
Gdy dotarli na miejsce i u�o�yli si� wygodnie na fu-
trach, twarz Uruka wykrzywi�a si� w u�miechu.
� My�la�em, �e dopad�y ci� roboty. Ale tu te� nie je-
ste� bezpieczny. Chyba, �e chcesz zaryzykowa� spotkanie
z W�adc�...
� Dlaczego mia�bym si� go obawia�? � spyta� Mason
bez wi�kszego przekonania w g�osie.
� Dlatego, �e kiedy� zjawi� si� w Al Bekr cz�owiek
0 nazwisku Murdach, zjawi� si� tak jak ty � znik�d. A te-
raz siedzi w lochach, zakuty w kajdany. Nie wiem, czym
si� narazi�. Mo�e ciebie Greddar Klon nie uwi�zi...
� Wol� jednak nie ryzykowa�. Czy on jeszcze nie wie,
�e tu jestem?
� Chyba nie. Nirvor ci� nie zdradzi, bo wtedy sama
by si� zdradzi�a. Wydaje mi si�, �e przynajmniej przez jaki�
czas mo�esz si� ukrywa� w Al Bekr. Nietrudno dojrze�
w stadzie bia�ego wielb��da, ale je�li ma br�zowe ubarwie-
nie... � Sumeryjczyk wsta� i po chwili wr�ci� nios�c kawa-
�ek materia�u oraz cienki p�aszcz. � Tutaj najlepiej nosi�
co� takiego.
� Wygl�da jak rzymska... � zacz�� Mason, ale tamten
patrzy� nie rozumiej�c, i wtedy Amerykanin u�wiadomi�
sobie, �e przecie� Rzym ma powsta� dopiero za kilka tysi�-
cy lat.
Rozebra� si� po�piesznie; z kawa�ka materia�u zawi�za�
na biodrach przepask�, p�aszcz zarzuci� na ramiona. Uruk
wr�czy� mu sztylet.
� Nie mog� ci da� nic lepszego � powiedzia�. � Bu-
�at musz� zatrzyma� dla siebie.
Poprowadzi� Masona korytarzem, m�wi�c przez ca�y
czas o Al Bekr.
� Je�li chodzi o W�adc�, nie wiem, sk�d przyby�. Nie-
gdy� Al Bekr by� rajem. Potem zjawi� si� Greddar Klon
1 za pomoc� swoich czar�w zaw�adn�� nami wszystkimi.
By�em akurat w Al Bekr z wizyt�, kiedy on pojawi� si�,
przedtem uciek�szy z Nippur. � Diaboliczny u�miech prze-
mkn�� przez pos�pn� twarz Sumeryjczyka. � Kiedy dotar-
�em tu z karawan�, w Al Bekr rz�dzi�a Alasa. Nagle zjawi�
si� Greddar Klon. Nie widzia�em tego, ale powiadaj�,
�e w bia�y dzie� po prostu wy�oni� si� znik�d. Og�osi� si�
w�adc�, wzi�� Alas� jako zak�adniczk� i wi�zi do dzi�. Zamie-
ni� Al Bekr w miasto strachu. Rozejrzyj si� tylko! �
Wskaza� r�k� o�wietlony na zielono korytarz. � Mo�e
Al Bekr nie by� najpi�kniejszym miastem �wiata, ale teraz
jest to istne piek�o. Ludzie w og�le nie powinni mieszka�
w miastach. Gdyby... ale st�d nikt nie zdo�a uciec. Ci, co
pr�bowali, ponie�li �mier�. Szpiedzy Greddara Klona s�
wsz�dzie.
Korytarz rozszerzy� si�. Za plecami us�yszeli odg�os
szybkich krok�w. Sumeryjczyk szturchn�� Masona w bok.
Obok przebieg� metalowy robot. Nawet je�li ich zobaczy�,
nie okaza� zainteresowania. W oddali rozleg� si� g�o�ny tu-
pot wielu n�g oraz bicie dzwonu.
Uruk zakl�� i rozejrza� si� wko�o, jakby szukaj�c mo�li-
wo�ci ucieczki. Przebieg�y kolejne roboty. Mason si�gn��
po sztylet.
� Nie! � Sumeryjczyk chwyci� go za nadgarstek od-
suwaj�c mu r�k� od broni. � Jest niedobrze, ale mo�e zdo-
�amy umkn�� � powiedzia� niskim, nerwowym szeptem
i przy�pieszy� kroku. � Chod�my!
Nadbiegali wci�� nowi metalowi ludzie o wy�upiastych
nieruchomych oczach, wymachuj�c ramionami-mackami.
Korytarz a� dudni� od ich krok�w. Ponownie rozleg� si�
d�wi�k dzwonu.
� Ten sygna� wzywa mieszka�c�w do Sali Narad �
wyja�ni� Sumeryjczyk. � Obecno�� jest obowi�zkowa. Te-
raz nie zdo�am znale�� �adnej kryj�wki dla ciebie. Musimy
od�o�y� to na p�niej...
Po pi�ciu minutach weszli do wspania�ej wysokiej sali,
kt�rej wielko�� by�a i�cie imponuj�ca. Pozbawiona okien,
o �cianach z bia�ego kamienia, o�wietlona by�a, podobnie
jak inne pomieszczenia, za pomoc� ja�niej�cych zielonym
�wiat�em rur. Z wylot�w tuneli nap�ywa� t�um m�czyzn,
kobiet i nielicznych dzieci.
Prowadzony przez Uruka, Mason do��czy� do miesz-
ka�c�w. Na jednym ko�cu sali mie�ci�o si� puste podium,
nad kt�rym wisia� w powietrzu, najwyra�niej bez podpar-
cia, srebrzysty owalny przedmiot z metalu d�ugo�ci ponad
dw�ch metr�w. Dziwnie przypomina� trumn�. Mason po-
czu�, jak Sumeryjczyk sztywnieje.
Sala nape�nia�a si� g�stym t�umem ludzi o �niadych
twarzach i wyl�knionych spojrzeniach. Rozmawiali �ciszo-
nymi g�osami, od czasu do czasu zerkaj�c nerwowo na po-
dium. Mason z zafascynowaniem przys�uchiwa� si� wymia-
nie zda� prowadzonej w j�zyku, kt�ry w dwudziestym
wieku zna�o zaledwie kilku naukowc�w.
Od wysokiego sufitu oderwa�a si� czarna tarcza. Ko�y-
sz�c si� zawis�a w powietrzu nad t�umem. Szepty umilk�y
i zaleg�a cisza.
Z wylotu korytarza za podium wy�oni�y si�, maszeruj�c
rami� w rami�, dwa roboty. Tu� za nimi wjecha� pojazd
kszta�tem przypominaj�cy wielk� metalow� kul� ze �ci�tym
wierzchem � co� jakby ogromny puchar. Ze �rodka wysta-
wa�a rozd�ta �ysa g�owa pokryta niebieskimi �y�ami, bul-
wiasta i ohydna � monstrualna karykatura ludzkiej czasz-
ki. Spod przero�ni�tej puszki m�zgowej dwoje chytrych
ma�ych oczu bacznie lustrowa�o t�um.
Mason rzuci� uko�ne spojrzenie na Sumeryjczyka. Do-
strzeg� w jego oczach cyniczny b�ysk, lecz przede wszy-
stkim czai� si� w nich strach. Zda� sobie spraw�, �e pod
mask� pozornie lekcewa��cego stosunku wojownika do
Greddara Klona kryje si� zabobonny l�k. Urukowi, kt�-
ry w przeciwie�stwie do niego nie m�g� poj��, �e w ci�-
gu setek tysi�cy lat ewolucji ludzie przeistocz� si� w takie
w�a�nie istoty jak dziwaczny cz�owiek na podium, Gred-
dar Klon mia� prawo wydawa� si� odra�aj�cym mon-
strum.
Pojazd toczy� si� wolno w �lad za robotami. Ponad kra-
w�d� owego pucharu wysun�a si� blada szczup�a d�o�
o wyd�u�onych, mackowatych palcach. Kiedy roboty do-
sz�y do podium, pojazd ustawi� si� mi�dzy nimi frontem do
widowni, na kt�rej Mason zauwa�y� inne roboty � stra�-
nik�w. Przez t�um przebieg�a fala szept�w.
� W�adca! W�adca!
Archeolog rozejrza� si� z zaciekawieniem. Rozumia� te-
raz, jakim sposobem Greddar Klon utrzymywa� w pos�u-
sze�stwie zabobonnych mieszka�c�w Al Bekr: wykorzy-
stywa� ich strach przed nieznanym. Nagle u�wiadomi�
sobie, �e audytorium przypomina wielki teatr, specjalnie
tak urz�dzony, aby swoim tajemniczym, niecodziennym
wystrojem wywo�ywa� jak najwi�ksze wra�enie na widzach.
Wiedzia�, �e je�li czego� ma si� obawia�, to ogromnej wie-
dzy Greddara Klona, a nie tej maskarady, kt�r� przejrza�
na wylot. Poczu� si� troch� mniej zagubiony i bezradny.
W�adca podni�s� szczup�� d�o� i t�um ukl�k�. Mason
ukry� si� za grubym jegomo�ciem z ogolon� g�ow�, ubra-
nym w we�nian� opo�cz�.
Z czarnej tarczy zawieszonej w powietrzu przem�wi�
jednostajny, metaliczny g�os. Mason zerkn�� dyskretnie do
g�ry. Nic dziwnego, �e to urz�dzenie � a przypuszczalnie
by� to zwyk�y g�o�nik � wprawia�o w zdumienie Uruka
i pozosta�ych.
� Uwi�zi�em Alas�, wasz� kr�low� � oznajmi� bez-
barwny g�os. � Jest moj� zak�adniczk� od czasu, kiedy
dowiedzia�em si�, �e uknu�a przeciwko mnie spisek.
Uprzedzi�em was, mieszka�c�w Al Bekr, �e przy pierwszej
oznace kolejnego buntu Alasa umrze. Przyznaj�, takiej
pr�by nie by�o.
Greddar Klon powi�d� ch�odnym spojrzeniem po kl�-
cz�cym t�umie. Kiedy �widruj�ce oczy zwr�ci�y si� w jego
stron�, Mason szybko spu�ci� g�ow�. Beznami�tny g�os
zn�w przem�wi�.
� Wi�zienie, w kt�rym trzymana jest Alasa, znajduje
si� ku przestrodze w publicznym miejscu. Zabroni�em wam
tkn�� jego �cian nawet palcem. Ale mojego rozkazu nie
us�uchano!
Na moment pochyli� g�ow�. Z wylotu korytarza za po-
dium wy�oni� si� robot, kt�ry zaciska� mackowate rami� wo-
k� szyi id�cej obok niego m�odej, mo�e dwudziestoletniej
dziewczyny. Oczy wychodzi�y jej na wierzch, na w�osach
i podartej prostej bia�ej szacie widnia�a zaschni�ta krew.
Metalowy owal zawieszony nad podium opad� ni�ej.
L�ni�ca srebrzysta powierzchnia ulega�a zmianom: migota-
�y na niej teraz r�nobarwne �wiate�ka. Po chwili �cianki
sta�y si� przezroczyste jak szk�o.
Wewn�trz znajdowa�a si� dziewczyna.
Sumeryjczyk tr�ci� Masona w bok i szepn��:
� To Alasa, nasza w�adczyni.
Le�a�a w przezroczystej trumnie; oczy mia�a zamkni�te,
ciemne loki okala�y jej jasn� twarz przesycon� dziwnie
urzekaj�cym pi�knem. Obcis�a zielona suknia uwydatnia�a
zgrabne, pon�tne kszta�ty. Mason patrzy� przed siebie
z zapartym tchem. T�um zafalowa� nieznacznie.
� Dotkni�cie wi�zienia Alasy grozi kar� �mierci �
oznajmi� zimno g�os. � Niechaj nikt nie pr�buje odwr�ci�
oczu.
Dwa roboty mocno trzyma�y ubran� na bia�o dzie-
wczyn�. Tymczasem dwa inne wnios�y na podium dziwa-
czne urz�dzenie. Zdar�y z niej szat�, obna�aj�c szczup�e
cia�o przed wzrokiem zebranych. Dziewczyna krzykn�a
i zacz�a si� szamota�.
Daremnie. Roboty umie�ci�y na jej ciele dziesi�tki przys-
sawek � przezroczystych baniek, od kt�rych odchodzi�y
elastyczne rurki pod��czone do urz�dzenia na podium.
Wtem Mason zauwa�y� w pobli�u jaki� ruch. Jeden
z kl�cz�cych m�czyzn, krzepki wojownik z brod� przy-
pr�szon� siwizn�, podni�s� si� z kolan i patrzy� oniemia�y
przed siebie. Kiedy Mason skierowa� wzrok na scen�, ze-
sztywnia� z przera�enia.
Dziewczyna na podium � zmienia�a si�! Tam, gdzie
przyczepione by�y przyssawki, sk�ra stawa�a si� r�owa
i rozogniona. Dziewczyna wy�a z b�lu, pr�buj�c wyrwa�
si� z u�cisku metalowych macek. Jej nagie cia�o utraci�o
sw� bia�o��, pokrywa�y je teraz dziesi�tki czerwonych ko-
listych plam.
Mason zrozumia�, na czym polega tortura. Maszyna
wypompowywa�a ze szklanych baniek powietrze; pot�ne
ssanie szarpa�o cia�em dziewczyny.
Na twarzy Uruka osiad�y kropelki potu. Cho� z ca�ej
si�y zaciska� z�by, nie potrafi� ukry� l�ku, jaki widnia� w je-
go oczach. Korzystaj�c z okazji, �e na sali podni�s� si� ci-
chy szmer, Mason szepn��:
� To tylko sztuczka, Uruk.
Sumeryjczyk popatrzy� na niego z niedowierzaniem, po
czym po�piesznie skierowa� wzrok na podium.
� Mylisz si�, Ma-zon � powiedzia�, prawie nie otwie-
raj�c ust. � Nie po raz pierwszy to ogl�dam. A nie lubi�,
kiedy si� mnie straszy.
Dziewczyna wrzasn�a, g�os mia�a przepojony cierpie-
niem. Straszliwe ssanie rwa�o jej cia�o i sk�r�. Do szkla-
nych baniek trysn�a krew. Si�a ssania coraz szybciej i bru-
talniej rozdziera�a jej �y�y i t�tnice, rozszarpywa�a w��kna
nerwowe. Cia�o dziewczyny stawa�o si� obumar�ym,
skrwawionym och�apem mi�sa.
Kto� krzykn��. Mason odwr�ci� g�ow� w por�, aby uj-
rze�, jak siwobrody wojownik, kt�rego wcze�niej zauwa�y�,
ciska w��czni� w stron� podium. Niczym bia�y p�omie�
bro� �mign�a w powietrzu, kieruj�c si� w Greddara
Klona! Ale odbi�a si� tylko i spad�a na kamienn� pod�og�...
Z podium wystrzeli� promie� ��tego �wiat�a. Musn��
jakiego� m�czyzn�, kt�ry odskoczy� wrzeszcz�c z b�lu,
i pomkn�� dalej. Uderzy� w siwobrodego wojownika � ten
zawy� przera�liwie i ze zw�glon� twarz� run�� na ziemi�.
� Strze�cie si�! � rozleg� si� metaliczny g�os. �
Strze�cie si� zemsty W�adcy!
� Zna�em go � mrukn�� Uruk. � To jego c�rk�
zamordowano przed chwil�... � urwa� nagle, gdy� szepty
na sali raptownie ucich�y.
W ciszy, kt�ra zapanowa�a, g�os p�yn�cy z zawieszonej
w powietrzu tarczy zabrzmia� niemal jak krzyk.
� Numer dziewi��-siedem-trzy, wyst�p!
Uruk gwa�townie wci�gn�� powietrze, po czym nie pa-
trz�c na Masona wsta� z kl�czek i ruszy� w kierunku sceny.
Stan�� tu� przed podium, twarz� do Greddara Klona.
� Gdzie jest obcy, kt�rego widziano u ciebie w poko-
ju? � Tym razem g�os pochodzi� z cienkich ust W�adcy,
a nie z aparatury nag�a�niaj�cej.
� Nie wiem � powiedzia� dobitnie Uruk. � Uciek�
z mojej kwatery.
Mason domy�li� si�, �e te s�owa s� dla niego wskaz�w-
k�. Ale Greddar Klon te� by� nie w ciemi� bity, bo zn�w
zwr�ci� si� do sali.
� M�wi� do ciebie, przybyszu. Podejd� tu.
Mason nie poruszy� si�. Jeden z robot�w zacisn�� mac-
k� na szyi Uruka. Sumeryjczyk b�yskawicznie si�gn�� po
bro�, lecz po chwili r�ka opad�a mu wzd�u� cia�a. Tymcza-
sem � ku zdumieniu Masona � suchy, beznami�tny g�os
przem�wi� po angielsku; by�a to dziwna, �le akcentowana
angielszczyzna, niemniej ca�kiem zrozumia�a.
� Nie... grozi ci... �adne niebezpiecze�stwo... Po-
dejd�... je�li chcesz... wr�ci� do... swojego sektora czasu.
Mason drgn�� zaskoczony i po kr�tkiej chwili wahania
poderwa� si� na nogi. W�a�ciwie nie mia� innego wyboru.
Mackowata r�ka zaci�ni�ta na szyi Uruka stanowi�a wyra�-
ne ostrze�enie przed tym, co czeka Sumeryjczyka, je�li on,
Mason, nie us�ucha W�adcy.
Czuj�c na sobie rzucane ukradkiem spojrzenia, ruszy�
po�piesznie do przodu, mijaj�c Uruka bez s�owa. Smag�y
wojownik sta� z kamiennym wyrazem twarzy, patrz�c pro-
sto przed siebie. Kiedy Greddar Klon skin�� g�ow�, robot
zdj�� mack� z szyi Uruka, owijaj�c j� wok� ramienia Ma-
sona. Nie by�o w tym ge�cie nic gro�nego, przeciwnie,
Mason odni�s� wra�enie, �e metalowy stw�r wzi�� go za
rami� po to, by wskaza� mu drog�. Delikatnym szarpni�-
ciem robot skierowa� go do wylotu tunelu za podium.
Dziwne, fasetkowe oko umieszczone po�rodku okr�g�ej me-
talowej g�owy patrzy�o na niego oboj�tnie.
Zerkn�wszy na Uruka ruszy� pos�usznie z robotem, mi-
jaj�c Alas�, kt�ra le�a�a bez ruchu, uwi�ziona w przezro-
czystej trumnie. Na widok nieziemskiej urody dziewczyny
serce za�omota�o mu mocniej. Po chwili poch�on�� go zie-
lonkawy p�mrok korytarza...
Zaprowadzono go do znanej mu ju� wielkiej sali z dwo-
ma monolitami. Tam czeka�, wci�� czuj�c na ramieniu zim-
ny uchwyt macki, a� wreszcie us�ysza� odg�os zbli�aj�-
cych si� krok�w. Do ogromnej komnaty wkroczy�y dwa
roboty ze stra�y przybocznej W�adcy, za nimi za� wjecha�
Greddar Klon w swym metalowym poje�dzie. W�adca za-
trzyma� w�z, otworzy� drzwiczki i wydosta� si� na zewn�trz.
Teraz Mason mia� okazj� przyjrze� si� z bliska tej dzi-
wacznej, odzianej w obcis�y czarny str�j postaci. By� to ni-
ski, przysadzisty m�czyzna � jego barki znajdowa�y si�
na wysoko�ci pasa Masona � o kar�owatym ciele i szczup-
�ych, bezkostnych r�kach zako�czonych wyd�u�onymi pal-
cami. Kab��kowate nogi mia� silne i masywne. Musia�y by�
dobrze umi�nione, �eby utrzyma� ci�ar pot�nego m�z-
gu. G�owa kar�a by�a bia�a jak papier i pokryta niebieskimi
�y�ami. Mason niemal widzia� jak pulsuje w rytmie drga�
olbrzymiego m�zgu. Ko�ci czaszki musia�y by� bardzo
kruche � archeolog postanowi� to sobie zapami�ta�.
Drobna wysuni�ta szcz�ka poruszy�a si� i Greddar
Klon skrzekliwym g�osem wypowiedzia� kilka s��w, kt�-
rych Mason nie zrozumia�.
� Przykro mi � oznajmi� po angielsku. � Nie m�wi�
twoim j�zykiem.
� Ale... ja... znam... tw�j � odpar� karze�, wymawiaj�c
ka�de s�owo oddzielnie. � Studiowa�em... zapisy... Lepiej
m�wmy w praj�zyku � zaproponowa�, przec