781
Szczegóły |
Tytuł |
781 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
781 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 781 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
781 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Arthur Douglas, Howden Smith
Z�oto z Porto Bello
Do R.L.S. (Robert Louis Stevenson, autor "Wyspy Skarb�w", osiad� w 1890
r. na jednej z wysp archipelagu Samoa, gdzie po czteroletnim pobycie zmar�
i zosta� pochowany na najwy�szym wzg�rzu wyspy. Ludno�� tubylcza nazywa�a
go "Tusitala", czyli "Sk�adacz Opowie�ci".)
Tusitalo, co z piersi� zimn� i nieczu��
Le�ysz "pod niebios wielk�, gwia�dzist� kopu��"
Hen tam, na wzg�rzu Samoi...
Nie my�l, �e me baj�dy, niezdarne, najlichsze,
Mog� dotrzyma� placu przy gromowym wichrze
Geniuszu i sztuki twojej!
Ja �egluj� kupieck�, niepozorn� bark�,
Ty lecisz nad ob�oki, jak skowronek, szparko.
O, wybacz �mia�o�ci mojej!
Gdy spotkamy si� kiedy� na marze� wy�nie,
Powiem, czemu nam w my�lach i dawniej, i ninie
John Silver, jak �ywy, stoi.
I ca�a ta ha�astra, plugawa, ponura,
Co�cie niegdy� z Hawkinsem j� znali, a kt�ra
Zn�w w �wiecie hula i broi...
A.D. Howden Smith
I
Tajemnica mego ojca
Bawi�em w�a�nie w kantorze, rozmawiaj�c z Piotrem Corlaerem, g��wnym
naszym dostawc� futer (przyby� on w�a�nie tego dnia rzek� z krainy
Irokez�w), gdy z ulicy wpad� nasz pacholik, Darby.
- Przyjecha� statek pocztowy z Bristolu, panie Robercie! - zawo�a�. - A
przy tym, paniczu, przewo�nicy powiadali, �e nadjecha� jaki� okr�t
korsarski.
Pami�tam, �e roze�mia�em si� z tej trwogi widniej�cej pospo�u z rado�ci�
na jego licach. By�o to ch�opaczysko niezdarne, prawdziwy b�oto�az
(przezwisko nadawane ch�opom irlandzkim - przyp. t�um.), a kupili�my go z
ostatniego czambu�u kajdaniarzy, jaki zawita� w nasze brzegi. M�wi� z
irlandzkim akcentem, gwar�, kt�ra stawa�a si� rubaszniejsza, gdy by�
podniecony.
- Co si� tyczy statku, to ci wierz�, Darby - odrzek�em. - Ale musisz mi
pokaza� korsarzy.
Piotr Corlaer, jak to mia� w zwyczaju, zarechota� pogodnym a hucznym
�miechem, a baniasty brzuch pocz�� mu si� trz��� pod �owieckim kaftanem z
ko�lej sk�ry, ca�kiem niby jaka� potworna bry�a galarety.
- Ja (niem. - tak), ja, poka� nam te pirati - zaszydzi�.
Na to Darby uni�s� si� i�cie irlandzk� zapalczywo�ci�, kt�ra doskonale
zgadza�a si� z ognistorud� barw� jego sko�tunionych w�os�w.
- Chcia�bym by� piratem i dosta� ci� w r�ce, ty fasko mas�a! - rozjuszy�
si�. - R�cz�, �e stan��by� na belce (mowa tutaj o sposobie zabijania je�c�w
przez korsarzy: zawi�zywano im oczy i kazano i�� po belce zawieszonej nad
burt�. a� wpadali w morze - przyp. t�um.).
Piotr oci�ale wydoby� z pochwy n� my�liwski, z�apa� Darby'ego za
p�omienne kud�y i mimo �e �w si� wyrywa�, zacz�� wykonywa� takie ruchy,
jakby go chcia� oskalpowa�.
- Jeszeli mam stan�� na deska, to ci najpierw zedr� czupryna, ja -
oznajmi�.
- Nie pr�bowa�by�, gdybym by� doros�y - fukn�� Darby.
- Musia�by� mie� tszy razy wi�kszy wzrost, szeby mnie pokona�, Darby -
odrzek� Piotr spokojnie. - Lepiej popro� pana Ormeroda, szeby ci pozwoli�
i�� ze mn� do kraju Irokez�w. Zrobiliby�my z ciebie my�lifca, ja! To
lepiej, ni� by� korsaszem.
Darby zamy�li� si� rysuj�c ko�cem buta ko�o na pod�odze.
- Nie! - o�wiadczy� na koniec. - Wol� by� korsarzem. Nie znam si� wcale
na waszym lesie, ale morze... o, to ci �ycie dla mnie! To pewna, �e korsarz
zakosztuje wi�cej podr�y i przyg�d ani�eli �owca, kt�ry nie walczy z nikim
wi�cej, jak tylko z czerwonosk�rymi i dzik� zwierzyn�. Nie, nie, panie
Piotrze, ja si� wybieram do pirat�w; mniejsza o to, jak rych�o to nast�pi.
- D�ugo jeszcze poczekasz, Darby! - odezwa�em si�. - Czy wykona�e�
zlecenia, jakie ci da� m�j ojciec?
- Wszystkie co do jednego.
- Doskonale! Wobec tego udaj si� do komory, masz tam rozgatunkowa� sk�ry
przyniesione przez Piotra. Nawet korsarz winien pracowa�.
Ch�opak, patrzy� spode �ba, wymkn�� si� z izby, ja za� zwr�ci�em si� do
Piotra.
- Ojciec zechce pewno dowiedzie� si� o poczcie, kt�r� przywieziono -
powiedzia�em. - Czy chcesz i�� ze mn� do gubernatora? Rada przyboczna
pewnie niebawem si� rozejdzie, bo posiedzenie trwa od po�udnia.
Piotr d�wign�� i wyprostowa� swe ogromne cielsko. Zdumia�em si�, jak
zawsze po d�u�szej niebytno�ci tego cz�owieka, patrz�c na jego rozmiary.
Temu, kto go nie zna�, wydawa� si� istn� fask� mas�a, jak przezwa� go
Darby. Ten widzia� w nim tylko kup� �ojowatych, mi�sistych k��b�w, kad�ub,
podobny do bary�y z wieprzowin�, oraz t�ust�, opas��, g�adk� g�b�, na
kt�rej drobne, ledwo zaznaczone rysy sprzecza�y si� pociesznie z ca�� jego
tusz�. Ma�e oczki dobrodusznie przeb�yskiwa�y spomi�dzy zas�aniaj�cych je
zwa��w t�uszczu. Nos, maluchny przyszczepek, ledwie widnia� nad ustami,
kt�re i ma�a dziecina mog�aby uzna� za swoje.
Ale pod warstwami tego sad�a kry�y si� mi�nie z kowanej stali, on sam
za� umia� si� zdoby� na lamparci� zwinno��. Na pograniczu nie by�o
cz�owieka, kt�ry wszed�szy mu w drog�, nawet gdy �w by� bezbronny, zdo�a�by
mu si� wymkn��.
- Ja - rzek� po prostu - iciemy.
Postawi� muszkiet w k�cie i wyj�� ro�ek z prochem tudzie� worek z kulami,
a ja tymczasem w�o�y�em kapelusz i p�aszcz, gdy� powietrze by�o jeszcze
mro�ne, a ziemia przypr�szona �niegiem. Weszli�my na ulic� Per�ow� i
pod��yli�my na zach�d, ku placowi Hanowerskiemu; na samym ko�cu tego placu
zdyba�em ojca wraz z gubernatorem Clintonem i wicegubernatorem Coldenem.
Ciep�o mi si� w sercu zrobi�o, gdym zobaczy�, jak ci panowie, oraz
jeszcze kilku innych, ws�uchiwali si� z uwag� w jego s�owa. Dawniej, w
czasie zamieszek roku 1745, nie brak�o takich, kt�rzy rzucali na�
oszczerstwa, poniewa� wiedziano, i� w m�odo�ci by� jakobit� (jakobitami
nazywano stronnik�w wygnanego kr�la Jakuba Stuarta; o walce ich z whigami
(stronnikami Jerzego Hanowerskiego) pisze R. L. Stevenson w powie�ci
"Porwany za m�odu" - przyp. t�um.), lecz przyjaciele ojca okazali si�
mo�niejsi od wrog�w, przeto z rado�ci� my�l�, �e mia� niema�y mir u swych
zwierzchnik�w, kt�rzy utrzymywali Nowy Jork w wierno�ci wzgl�dem kr�la
Jerzego, cho� wielu par�o do tego, by�my los sw�j nara�ali dla pretendenta.
Spostrzeg� mnie nadchodz�cego z Piotrem i j�� ruchem r�ki przyzywa� nas
ku sobie. W tej�e jednak chwili na wschodniej po�aci bulwaru powsta� jaki�
niezwyk�y rwetes i ukaza�a si� gromadka ludzi otaczaj�cych szpakowatego,
rumianego wiarusa, kt�rego b��kitny kubrak, poplamiony wod� morsk�, jak
r�wnie� chwiejny ch�d �wiadczy�y wyra�nie o zawodzie �eglarskim.
Pos�ysza�em wyra�nie jego chrapliwy g�os hucz�cy g�o�no po ca�ym bulwarze:
- Przemkn��em si� zwin�wszy top�agle... (Top�agiel (topsel) - najwy�szy
tr�jk�tny �agiel pomi�dzy szczytem masztu a gaflem - dr�giem wspartym
uko�nie o maszt) na w�asne oczy, a jak�e!... a kiedy przyby�em do portu,
nie zastaj� tam ani jednego okr�tu kr�lewskiego...
M�j ojciec przerwa� mu:
- Co si� sta�o, kapitanie Farraday? Czy m�wisz, �e ci� �cigano? My�la�em,
�e jeste�my w pokoju z ca�ym �wiatem.
Kapitan Farraday rozepchn�� s�uchaczy, kt�rzy towarzyszyli mu dotychczas,
i powl�k� si� na prze�aj przez plac, rycz�c w odpowiedzi takim g�osem, i�
sprzedawcy postawali w drzwiach swych sklep�w, a niewiasty wytkn�y g�owy
na pi�trach:
- �cigano?! Tak, by�em �cigany, panie Ormerod, przez... takiego
rakarza... najnikczemniejszego z rozb�jnik�w morskich, jacy tylko ur�gaj�
w�adzy kr�la jegomo�ci na...
Tu spostrzeg�, kto stoi ko�o mego ojca. Zdj�� kapelusz i uk�oni� si�
nisko, z szacunkiem.
- S�uga waszej wysoko�ci! Cze�� wam, panie Colden! Ale nie cofn� ani
s�owa z tego, com powiedzia�, mimo �e nie zauwa�y�em, kto stoi ko�o mnie i
s�yszy to wszystko. Ba, wi�cej by jeszcze nale�a�o powiedzie�, o wiele
wi�cej! �adna historia, je�eli te �otry pojawiaj� si� tu, na p�nocy, w
naszych portach!
Piotr Corlaer i ja przy��czyli�my si� do gromadki kupc�w stoj�cych ko�o
gubernatora, inni za� ciekawscy podkradali si� tak blisko, jak tylko im
pozwala�a w�asna �mia�o��.
- Ale, moim zdaniem, trudno temu da� wiar�, kapitanie - odezwa� si�
gubernator Clinton do�� �askawie. - Piraci? W tej szeroko�ci geograficznej?
Nie byli�my napastowani od d�u�szego czasu przez takich ptaszk�w.
Kapitan Farraday pokiwa� g�ow� z uporem.
- Wszystko to a� nadto prawdziwe, r�cz� waszej wysoko�ci, a odk�d mamy
pok�j, nie byli�my te� napastowani przez francuskich flibustier�w
(flibustierowie - najemni korsarze w s�u�bie jakiego� pa�stwa, zwani te�
kaprami. Od pa�stwa, kt�re ich najmowa�o, dostawali glejt, czyli patent
upowa�niaj�cy ich do rozbijania, brania w niewol� i rabowania okr�t�w
nieprzyjacielskich - przyp. t�um.). Ale nadejdzie czas, �e wybuchnie zn�w
wojna z Francuzami, a wtedy statki kaperskie b�d� pl�drowa�y ca�y Ocean
Atlantycki, zar�wno na p�nocy, jak i po�udniu. A jednocze�nie prosz� was,
mi�o�ciwy panie, by�cie pami�tali, �e pirat�w nigdy u nas nie braknie; a do
tego s� to zmy�lne bestie, bo je�li si� przekonaj�, �e ich rzemios�u nie
wiedzie si� w jednej okolicy, natychmiast przenosz� si� gdzie indziej.
Pierwsz� za� wie�ci� o nich b�dzie utrata kilkunastu okr�t�w oraz jaki�
do�� szcz�liwy marynarz, kt�ry - jak ja - zdo�a� si� im wymkn��.
- Mo�e masz s�uszno�� - przysta� gubernator. - Opowiedz nam co� wi�cej o
swych przygodach. Czy widzia�e�, kt�ry statek ci� �ciga�?
- Czy widzia�em? Naturalnie, �em widzia�, i to diabelnie blisko, ja�nie
wielmo�ny panie! Nadjecha� dwa dni temu z wiatrem po�udniowo-wschodnim; od
razu po g�rnych �aglach pozna�em w nim fregat� (�aglowiec o trzech masztach
rejowych; pierwowz�r kr��ownika).
- Fregat�? - zdziwi� si� pan Colden. - By� a� tak wielki?
- Tak, panie m�j i �askawco! A je�eli znam si� cokolwiek na linach i
�aglach, by� to nie inny statek, lecz ten sam "Kr�l Jakub", kt�ry w roku
1743 �ciga� mnie przez trzy dni bez przerwy, gdym wraca� do domu z Indii
Zachodnich.
- To b�dzie chyba statek tego draba, co to go zowi� kapitanem Rip-Rapem -
przem�wi� m�j ojciec, a g�os mia� taki jaki� dziwny, �e co� mnie tkn�o, by
przyjrze� mu si� dok�adnie.
By�o rzecz� widoczn�, �e stara� si� zapanowa� nad jakim� silnym
wzruszeniem, ale jedyn� tego oznak� na jego twarzy by�a lekka surowo��
wyrazu, tak i� nikt inny nie zwr�ci� na to uwagi. Natomiast ja by�em tym
wielce zdumiony, zw�aszcza �e ojciec by� cz�owiekiem o stalowych nerwach, a
cho� tam podobno w m�odszych latach zakosztowa� niema�o osobliwych przyg�d,
to jednak obecnie, o ile mi by�o wiadomo, nic go nie ��czy�o z morzem.
- Masz pan racj�, panie Ormerod - odrzek� kapitan Farraday - od czasu
za�, gdy umar� Morgan, nie by�o gorszego zb�ja na �wiecie. Jeden z mych
marynarzy, kt�ry zosta� przeze� schwytany na Jamajce przed dwudziestu laty,
opisuje go jako cz�owieka o tak wytwornej odzie�y i manierach, i� nie
powstydzi�by si� ich nawet fircyk londy�ski. Niech nas B�g ma w swojej
opiece! A przy tym jest, jak zawsze, cz�owiekiem wyj�tym spod prawa i
jakobit�, o czym �wiadczy miano jego okr�tu.
- S�ysza�em, �e zazwyczaj �egluje w towarzystwie - nadmieni� m�j ojciec.
- On dzia�a na sp�k� z Johnem Flintem, kt�ry jest nie mniejszym �otrem,
cho� bardziej szorstkim w obej�ciu; tak powiadaj� ci nieszcz�liwcy, kt�rzy
weszli mu w drog�. Flint p�ywa na "Koniu Morskim", wielkim okr�cie
plymouckim, kt�ry jecha� do Smyrny, zanim wpad� w jego r�ce. Obaj tworz� z
sob� doskona�� par�.
- Czy�cie s�yszeli, mo�ci panowie, jak to oni zatopili okr�t portugalski
p�yn�cy z Madery, cho� nie mieli innego powodu, jak sam� tylko ��dz�
niszczenia? Tak, oni to uczynili. Maj� te� do�� kul armatnich, by posiepa�
par� okr�t�w kr�lewskich, ale zazwyczaj przed nimi maj� si� na baczno�ci.
Korsarzy portugalskich, francuskich, hiszpa�skich i berberyjskich to oni
napadaj�, ale nigdy nie strzelaj� do ludzi Jego Kr�lewskiej Mo�ci. Czemu to
tak? Nie umiem tego obja�ni�, powiem tylko, �e nie p�ynie to bynajmniej z
braku odwagi. Pewno wiedz�, �e gdyby to uczynili, lordowie admiralicji,
kt�rych ma�o obchodzi niedola nas, biednych kupc�w (wy��czam zawsze osob�
waszej ekscelencji), daliby si� nak�oni� do wys�ania przeciwko nim floty
zbrojnych fregat.
Kapitan Farraday zatrzyma� si�, by nabra� tchu, gubernator Clinton
pochwyci� t� sposobno�� i zagadn�� go z u�miechem:
- Nazwali�cie swego prze�ladowc� kapitanem Rip-Rapem. C� to za nazwisko?
Kupiec wzruszy� ramionami.
- Nikt nie wie, �askawy panie. Jest to w ka�dym razie jedyne nazwisko,
jakie nosi. S�ysza�em, �e lat temu... b�dzie ze dwadzie�cia lub wi�cej...
zatrzyma� statek pocztowy wracaj�cy do domu, a gdy wywo�a� kapitana na
pok�ad, przede wszystkim zapyta�, czy w�r�d jego towarzysz�w nie ma kto
rip-rapu - bo zdaje si�, �e ma szczeg�lne zami�owanie do tego gatunku
tabaki. Teraz za�, jak mi opowiadano, w�a�nie jego podw�adni daj� mu to
przezwisko, bo nawet oni nie wiedz� na pewno, jakie imi� nadano mu przy
urodzeniu. M�wiono, �e jest to szlachcic prze�ladowany za swe przekonania
polityczne, ale to mo�e by� zar�wno prawd�, jak i �garstwem. Ja wiem tylko
tyle, �e zap�dzi� mnie ju� niemal w kozi r�g, jednakowo� "Anna" pop�dzi�a
co si� w pi�tach i opu�ciwszy top�agle, dzi� o �wicie zwia�a mu sprzed
nosa. Kiedym za� zawin�� do przystani, dowiedzia�em si�, �e nie ma w niej
ani jednego kr�lewskiego okr�tu, by m�g� ruszy� w po�cig.
- Tak - skin�� g�ow� gubernator - fregata "Tetys" odjecha�a przed
tygodniem z wa�nymi listami do kraju. Jednak�e wyprawi� go�ca do Bostonu.
gdzie kwateruje komandor Burrage, i naka�� mu, by nie trac�c czasu ruszy�
na morze. Pochwalam twoje uczucia, kapitanie Farraday, bo nie ma
w�tpliwo�ci, �e znosi� si� tego nie godzi, by takim hultajom, jak Rip-Rap i
Flint, pozwalano bezczelnie drwi� z rz�d�w Jego Kr�lewskiej Mo�ci. Nie
pow�tpiewaj, �e nasz zacny komandor da im za to t�g� nauczk�.
- Musz� jednak pow�tpiewa�, ja�nie wielmo�ny panie! - odpar� kapitan
Farraday z krn�brn� uporczywo�ci�. - Go�ca do Bostonu, tak pan m�wi? Hm! To
zajmie dwa lub trzy dni czasu. Jeden dzie� na przygotowania do �eglugi. Dwa
dni, a mo�e i trzy, by odp�yn�� na po�udnie. Oho! �askawi panowie, za
tydzie� to Rip-Rap i Flint zd��� wykona� wszystkie swe zbrodnicze zamiary -
i szukaj wiatru w polu.
- By� mo�e, by� mo�e! - rzek� gubernator lekko zniecierpliwiony. - Ale
nic lepszego uczyni� nie mog�.
To rzek�szy oddali� si� wraz z wicegubernatorem Coldenem i reszt�
obecnych, jedynie m�j ojciec jeszcze si� oci�ga�.
- Czy masz dla mnie listy, kapitanie Farraday? - zagadn��.
- Tak, a jak�e, �askawy panie... od pana Allena, waszego pe�nomocnika w
Londynie. W�a�nie wybiera�em si�, by je wam dor�czy�. Przywioz�em te� spory
zapas topor�w, no�y, paciork�w, naczy�, krzesiwek i innych towar�w na wasz
rachunek.
- Odbior� listy z twych r�k i oszcz�dz� ci tym samym spaceru na ulic�
Per�ow�, kapitanie - odpar� m�j ojciec. - M�j syn Robert, kt�ry oto tu
stoi, odwiedzi ci� jutro na pok�adzie i wyda zarz�dzenia co do przew�zki
waszego �adunku.
- Nie b�d� si� sprzeciwia� takim s�owom - odpar� skwapliwie kapitan
Farraday wy�awiaj�c z kieszeni pod po�� surduta paczk� owini�t� jedwabiem.
- To dla was, panie Ormerod. Teraz p�jd� sobie do szynkowni "Pod Jerzym",
by przek�si� nieco l�dowej strawy i wychyli� kufel grzanego piwa.
Ojciec przez chwil� obraca� w r�kach pakiecik.
- Czy jeste� przekonany, �e �ciga� ci� kapitan Rip-Rap? - zagadn�� nagle.
- Przysi�g�bym na jego top�agiel! - odpowiedzia� Farraday poufale. -
Zwa�cie sami, �askawy panie: zrazu, gdy go ujrza�em, by�em pewny, �e to
okr�t floty kr�lewskiej, wi�c podje�d�a�em ku niemu, a� zwr�ci� si� do mnie
ca�� d�ugo�ci�. Wtedy zobaczy�em, �e nie mia� wywieszonej bandery, a
ponadto w jego zachowaniu by�o co� takiego, czego nawet nazwa� nie
potrafi�, dosy�, �e wzbudzi� we mnie podejrzenie. Podci�gn��em wi�c bander�
- on jednak nie wywiesza� swojej. Wypali�em z dzia�a - on na to zacz��
p�dzi� na mnie, ja za� czmychn��em rozwin�wszy wszystkie �agle... tak, a�
drewna trzeszcza�y. Pozna�em bowiem, �e on nie ma dobrych zamiar�w, �e to
Rip-Rap. Jak wspomnia�em poprzednio, goni� on mnie raz w roku czterdziestym
trzecim, a Jenkinsa pojma� wraz z za�og� "Cyntii" z Southampton, gdzie w
drodze z Jamajki zaskoczy�a ich �nie�yca. Flint chcia� wtedy utopi� ca��
za�og�, ale Rip-Rap, ch�odny jak zawsze, wyrazi� si�, �e nie nale�y zabija�
bez potrzeby, wi�c wsadzono ich do �odzi i wypuszczono na wolno��. Zreszt�
na "rejestrze", opr�cz Rip-Rapa, nie pozosta� ju� nikt, kto by �eglowa� na
wielkim okr�cie wygl�daj�cym na kr�lewsk� fregat�: "Ko� Morski", nale��cy
do Flinta, jest wielkim okr�tem i ci�ko uzbrojonym, ale nie ma �agli tak
szerokich jak "Kr�l Jakub". Jenkins powiada, �e on jest Francuzem, i trzeba
przyzna�, �e okr�t jego jest tak pi�kny, jak to budowa� umiej� Francuzi.
M�j ojciec czyni� daremne wysi�ki, by przerwa� ten potop gadulstwa, ale
nareszcie uda�o mu si� wtr�ci�:
- S�dzi�em, �e kapitan Rip-Rap znik� w Indiach Zachodnich w czasie
ubieg�ej wojny.
Kapitan Farraday wzruszy� ramionami.
- Podobno. Na owych morzach by�o za wiele kr��ownik�w obu stron
walcz�cych, by mog�o mu si� to podoba�. Ale teraz wie, �e mamy zn�w czasy,
pokoju, a gdy narody zawr� pok�j - �niwo zbieraj� piraci. Mo�ecie mi
wierzy�, panie Ormerod.
- Nie mo�na temu zaprzeczy� - zgodzi� si� ojciec. - Dzi�kuj� ci,
kapitanie. B�d� �askaw odwiedzi� mnie, gdy b�dziesz mia� wolny czas, a
je�eli mog� ci by� w czym u�yteczny, to jestem do us�ug.
Kapitan Farraday powl�k� si� chwiejnym krokiem w stron� gospody, a za
nim, na pi�ty mu nast�puj�c, ruszy�a ca�a ha�astra gapi�w ulicznych.
U�miecha�em si� w duchu, my�l�c o mocnym napitku, jakim go cz�stowa� b�d� w
zamian za jego opowie��. Nie zanosi�o si� na to, by mia� by� trze�wy przez
ca�� dob�.
Ojciec z roztargnieniem skin�� g�ow� Piotrowi, kt�ry przez czas rozmowy
sta� nieporuszony, a jego t�usta, zaspana twarz nie wyra�a�a najmniejszego
wzruszenia.
- To mi si� nie podoba! - rzek�, jakby sam do siebie.
Piotr rzuci� na� bystre spojrzenie, ale nie powiedzia� s�owa.
- Czy sta�o si� co� z�ego? - zapyta�em.
Ojciec spojrza� na mnie kwa�no, a potem wpatrzy� si� k�dy� w dachy dom�w,
jak to mia� we zwyczaju, niby chc�c si�gn�� wzrokiem w przysz�o��.
- Nie... tak... nie wiem... - i urwa� nagle. - Piotrze, ciesz� si�, �e
jeste� tutaj - doda� po chwili.
- Ja - rzek� Piotr bezmy�lnie.
- Jeszcze�, ojcze, nie zajrza� do list�w - przypomnia�em.
- Nie mia�em sposobno�ci - odpar�. - Jest tu co�... ale ulica nie jest
miejscem w�a�ciwym na takie rozmowy. Chod� do domu, m�j ch�opcze, chod� do
domu!
Szli�my ra�nie po ziemi zasypanej �niegiem; ludzie, kt�rych mijali�my,
k�aniali si� mojemu ojcu lub si�gali do czapek, gdy� by� on wa�n�
osobisto�ci� w Nowym Jorku, ust�puj�c� znaczeniem tylko gubernatorowi; on
jednak szed� tym razem zatopiony w my�lach, wbiwszy oczy w ziemi�. Kiedy
skr�cili�my w ulic� Per�ow�, mrukn�� znowu:
- Nie, to mi si� nie podoba.
W drzwiach czeka� na nas Darby Mc Graw, a z jego dzikiego spojrzenia
wymiarkowa�em, �e spodziewa� si� ujrze� pirat�w id�cych ju� trop w trop za
nami.
- Czy wype�ni�e� zlecenie, Darby? - zagadn�� m�j ojciec, gdy ch�opak
cofn�� si� do kantoru po prawej r�ce od sieni.
- Tak, prosz� pana.
- Wi�c zabieraj si� st�d. Nie chc�, by mi przeszkadzano.
- Postaraj si� uzyska� dla nas ostatnie wie�ci o piratach, Darby! -
doda�em, gdy �w przemyka� si� ko�o mnie.
Odpowiedzia� mi na to radosnym spojrzeniem, ale ojciec tupn�� nog�.
- Co chcesz przez to powiedzie�, Robercie?
Zmiesza�em si� i nie wiedzia�em, co odrzec.
- Ojcze dobrodzieju, Darby szaleje za piratami. On...
Piotr Corlaer zamkn�� drzwi za Irlandczykiem i podszed� ku nam poruszaj�c
si� z ow� z�odziejsk� zwinno�ci�, kt�ra by�a jednym z najbardziej
zadziwiaj�cych jego przymiot�w.
- Ja, on nic nie wie - przem�wi�.
- O czym? - zapyta� ostro m�j ojciec.
- O tym, co pan chce, szebym ja wiecia� - odpar� spokojnie Holender.
- Wi�c i ty wiesz, Piotrze?
- Ja.
Nie mog�em d�u�ej pow�ci�gn�� niecierpliwo�ci.
- C� to za tajemnica? - zapyta�em tonem stanowczym. - My�la�em, �e znam
wszystkie sekrety naszego przedsi�biorstwa, ale nigdy nie przypuszcza�em,
ojcze, �e jako sp�ka handlowa mamy si� wdawa� z piratami!
- Nie wdajemy si� - odrzek� ojciec kr�tko. - Jest to sprawa, na kt�rej
wcale si� nie rozumiesz, Robercie, poniewa� dotychczas nie by�o
sposobno�ci, by� m�g� j� pozna�.
Tu si� zawaha�.
- Piotrze - podj�� po chwili - czy mamy zwierzy� si� ch�opakowi?
- To nie ch�opak, to m�szczyzna - odrzek� Piotr.
Zapa�a�em wdzi�czno�ci� dla Holendra, wyra�aj�c j� u�miechem; on jednak
na to nie zwa�a�. Ojciec te�, zda si�, o mnie zapomnia�, tylko przechadza�
si� tam i z powrotem po kantorze, w�o�ywszy r�ce w r�kawy surduta i
zwiesiwszy g�ow� w zadumaniu, a co pewien czas wyrywa�y mu si� urywki
zda�:- My�la�em, �e umar�... By�aby rzecz dziwna, gdyby mia� zn�w si�
pojawi�... To zagadnienie, z kt�rym nigdy nie s�dzi�em, �e b�d� mie� do
czynienia... Mo�e przesadzam... nie powinni�my do tego przywi�zywa�
wielkiej wagi... Z pewno�ci� to rzecz przypadkowa...
- Neen, on przybywa w pewnym celu - przerwa� Piotr.
Ojciec zatrzyma� si� przed Piotrem, tu� ko�o kominka, na kt�rym gorza�
stos grabowych polan.
- Jak przypuszczasz, Piotrze, kim jest �w kapitan Rip-Rap? Powiedz
otwarcie! Mia�e� racj� m�wi�c, �e Robert nie jest ju� ch�opcem. Je�eli
grozi nam niebezpiecze�stwo, on winien o tym wiedzie�.
- To Murray! - odpar� Corlaer piskliwym g�osem, kt�ry pozostawa� w
ra��cej sprzeczno�ci z jego potworn� tusz�.
- Andrzej Murray! - zaduma� si� m�j ojciec. - Tak, to chyba on.
Domy�la�em si� tego od wielu lat... uwa�a�em to za pewne. Ale skoro po
ostatniej wojnie przesta� si� pokazywa�, by�em przekonany, �e Opatrzno��
czuwa nad nim. Zdaje mi si�, �em si� pomyli�.
- Ktokolwiek jest �w korsarz, to� chyba w Nowym Jorku nie zdo�a uczyni�
nam nic z�ego - odwa�y�em si� wtr�ci� swoje trzy grosze.
- Nie b�d� zanadto dufny, Robercie - skarci� mnie ojciec. - Ot� w�a�nie
on jest twoim ciotecznym dziadkiem.
Si�gn�� do stojaka nad kominkiem, wybra� stamt�d d�ug� faj� glinian� i
zacz�� j� nabija� tytoniem, ja tymczasem z wolna och�on��em ze zdumienia.
- Tw�j stryj, ojcze? - wykrztusi�em.
Corlaer przysun�� par� sto�k�w i usiedli�my przed kominkiem tak, i�
mia�em ojca po lewej stronie, a Corlaera po prawej. Zmierzch szybko
zapada�, wi�c pok�j zaroi� si� od cieni ta�cz�cych wok� ogniska. Ojciec
d�ugo spogl�da� w �rodek skacz�cych p�omieni, zanim zdoby� si� na
odpowied�.
- Nie... wuj twojej matki - rzek� na koniec.
- Ale� to by� wielki kupiec, uprawia� handel przemytniczy z Kanad�! -
zawo�a�em. - S�ysza�em o nim. On to ustanowi� Karny Szlak, by francuskich
handlarzy futer zaopatrywa� w towar, nie dopuszczaj�c do nas nikogo z dalej
zamieszka�ych traper�w. Sam mi o tym opowiada�e�, a r�wnie� i pan Colden.
Wszak to z nim walczy�e� ty i Corlaer, i Irokezi, kiedy�cie prze�amali
granic� Karnego Szlaku zdobywaj�c handel sk�rami zn�w dla naszego narodu.
Wi�c to ty... ty...
Wiedzia�em, jak tkliwe uczucia �ywi� zawsze ojciec dla mojej matki
nieboszczki. wi�c nie �mia�em narusza� jego wspomnie�. On jednak sam z ust
mi wyj�� s�owa m�wi�c:
- Tak, to by�o wtedy, gdy pokocha�em twoj� matk�. Ona... ona nie by�a.
jakby� m�g� si� spodziewa�, zwi�zana �adnymi w�z�ami z tym wielkim
szubrawcem, cho� by�a jego siostrzenic�... to rzecz pewna, Robercie. By�a z
domu Kerr z Ferrieside; jej matka by�a siostr� Murraya. Kerr i Murray
wyruszyli razem w roku 1715; Kerr poleg� pod Sheriffmuir. Wdowa umar�a
nied�ugo po nim, a Murray zabra� do siebie biedn�, bezdomn� Marjory.
Opiekowa� si� ni� dobrze - nie ma co m�wi�; ale swoj� drog� zamierza�
uczyni� j� narz�dziem swych p�niejszych zamys��w. Patrzy� zawsze ch�odno w
przysz�o��, nie my�l�c o niczym, jak tylko o w�asnym powodzeniu, a gdybym
ja... ale nie ma co si� nad tym rozwodzi�. Wiadomo ci, Robercie, jak
Corlaer i Seneka, w�dz Tawannear�w - ten, kt�ry dzi� jest dozorc�
zachodniej bramy D�ugiego Domu - i ja potrafili�my skruszy� t� ogromn�
si��, jak� Murray obwarowa� granic�. Rozbili�my go tak zupe�nie, podkopuj�c
jednocze�nie jego znaczenie, i� by� zmuszony ucieka� z prowincji, a nawet
jego przyjaciele, Francuzi, nie chcieli mie� z nim nic wsp�lnego,
przynajmniej otwarcie. Zawsze sk�ania�em si� do mniemania, �e i nadal
s�u�y� z ca�� swobod� ich sprawie, gdy� jest do g��bi duszy zagorza�ym
jakobit�, i to szczerze... mimo tak dziwnych, zagmatwanych sposob�w. Tak,
jest w nim co�, Robercie, czego nie mo�na �atwo zrozumie�. On sam �wi�cie
wierzy, �e wszystko, co czyni, zmierza do wznios�ych cel�w politycznych.
- Ale� to korsarz! - wykrzykn��em.
- O, to nie ma wagi w jego oczach.
- On by� ju� korsaszem na l�cie - potwierdzi� Piotr.
- Tylko szaleniec mo�e sobie uroi�, i� s�u�y pa�stwu b�d�c korsarzem! -
sarkn��em.
- M�wisz nazbyt ostro - skarci� mnie ojciec. - �yj� dzi� jeszcze ludzie,
kt�rzy pami�taj�, jak Morgan, Davis, Dampier i wielu jeszcze innych zuch�w,
im podobnych, �yli z korsarstwa, a jednocze�nie s�u�yli kr�lowi. Niekt�rzy
z nich sko�czyli na haku, ale Morgan umar� szlachcicem. Jest tu mo�liwe.
- Jakim sposobem?
Pomy�l, m�j ch�opcze! Murray - tw�j cioteczny dziadek, miej to w pami�ci!
- jest jakobit�, przeto dla obecnego rz�du ma jeno nienawi�� i pogard�.
Ka�de przedsi�wzi�cie, kt�re mo�e przynie�� szkod� obecnemu rz�dowi, wydaje
mu si� usprawiedliwione, jako przyczyniaj�ce si� do upadku tych, kt�rych on
nienawidzi. Patrz, jak� szalon� fanaberi� mia� ten cz�owiek nazywaj�c sw�j
okr�t "Royal James"! (dos�ownie: "Kr�lewski Jakub". Tytu� Royal nadawany
jest wszystkim cz�onkom prawowitego rodu kr�lewskiego, zw�aszcza
przys�uguje nast�pcy tronu - przyp. t�um.).
- Czy aby to tylko naprawd� cz�owiek, za jakiego go uwa�asz? - odpar�em,
bynajmniej nie uradowany my�l�, �e za ciotecznego dziadka mam korsarza.
Ojciec roze�mia� si�, �yczliwie klepi�c mnie po kolanie.
- Wiem, jak musisz to odczuwa�, drogi ch�opcze - odezwa� si�. - Zupe�nie
tak samo m�wi�a twoja zmar�a matka... zacno�ci kobieta! Byli�my niedawno po
�lubie, gdy wytworny �otrzyk przys�a� nam przez jednego ze swych smoluch�w
(pogardliwa nazwa marynarzy - przyp. t�um.) �w naszyjnik, kt�ry teraz
spoczywa u mnie w okutej skrzyni... zapewne z�upiony jakiej� indyjskiej
kr�lowej. P�niej... ju� po jej �mierci... gdy dopiero zaczyna�e� chodzi� w
porci�tach... przys�a� nam znowu owe srebrne talerze, co stoj� na kredensie
w jadalni. Nabyte nieuczciwie, to pewna, ale c� mia�em czyni�? Nie mog�em
rzuci� ich w morze ani te� nie wiedzia�em, jak mu je zwr�ci�. Potem przyby�
trzeci pos�aniec, tym razem jedynie z listem, w kt�rym wyrazi� mi
wsp�czucie z powodu �mierci tej, kt�r� obaj ub�stwiali�my nade wszystko!
Wtedy, przyznam si�, mia�em ch�� go zadusi�, gdy� gdyby mu si� powiod�y
jego zamys�y, by�by j� wyswata� pewnemu Francuzowi, kt�ry by� s�ug�
niecnego czarta. Atoli z drugiej strony dba� o ni� i obchodzi�o go wielce
wszystko, co si� z ni� dzia�o. Cho�by znajdowa� si� nie wiem jak daleko,
zawsze jako� zasi�ga� o nas wiadomo�ci. Dowiedzia� si� o twoim przyj�ciu na
�wiat; dowiedzia� si� o jej zgonie. Teraz za�, kiedy doszed�e� do
pe�noletno�ci, jego �agle ukazuj� si� za Piaszczyst� Mierzej�. Nie wiem, co
to znaczy, Robercie, ale mi si� to nie podoba! Nie podoba mi si�!
- Przecie� nie znajdujemy si� na morzu - wyrazi�em swoje zdanie. -
Mieszkamy w Nowym Jorku. W fortecach kr�la Jerzego stoi za�oga wojskowa.
Komandor Burrage lada dzie� nadci�gnie z bostonu. Czego� doka�e przeciw nam
jeden statek korsarski, a cho�by i dwa? Ba! a miejskie stra�e...
- Nie obawiam si� przemocy - przerwa� mi ojciec - ale piekielnej
przebieg�o�ci przebieg�o�ci wypaczonego umys�u.
- Ja - potwierdzi� Piotr.
Ojciec zwr�ci� cybuch fajki w jego stron�.
- I ty co� przeczuwasz, stary przyjacielu? - zawo�a�.
- Je�eli Murray tu si� znajduje, to nie znaczy nic dobrego - odpowiedzia�
powa�nie Holender. - Szaden pirat nie wyruszy na p�noc w posze zimowej
tylko dla zabawy. Neen! Za wiele tu niebezpiecze�stwa; nie ma kcie biega�
ani kcie si� ukry�.
- Tak, masz racj� - przysta� m�j ojciec. - Zreszt� bywali tu tacy, co
zarzucali Nowemu Jorkowi, �e to miasto nie jest tak wolne od konszacht�w z
piratami, jakby si� mog�o wydawa� na poz�r. Murray i jemu podobni musz�
sprzedawa� zrabowane towary, a do tego potrzeba im wsz�dzie stosuneczk�w z
kupcami. Za czas�w tego potrzeba im wsz�dzie stosuneczk�w z kupcami. Za
czas�w wielkorz�dcy Burneta zwykli�my byli zwraca� baczn� uwag� na
szynkowni� "Pod G�ow� Wieloryba" i inne knajpy podlejszego gatunku, lecz
winienem przyzna�, �e nie upolowali�my nigdy grubszej zdobyczy ni�
przyb��kanego buntownika lub zbiega. Jednak wiem, �e w naszej mie�cinie nie
brak kupc�w prowadz�cych podejrzane interesa, a nie ka�dy okr�t, co tu
zawija, jest tak Bogu ducha winny, jakby na og� s�dzi� mo�na by�o.
- W ka�dym razie, ojcze dobrodzieju, mamy si� na ostro�no�ci! -
nadmieni�em.
Ojciec roze�mia� si�, a pocieszny, g�upkowaty chichot Corlaera wt�rowa�
jego weso�o�ci.
- Roztropny wr�g uprzedza nawet wie�� o swym przedsi�wzi�ciu - odrzek�
m�j ojciec. - Ufajmy, �e mamy odrobin� szcz�cia, �eby da� sobie rad�.
Jakiekolwiek zamys�y knowa Murray, wykona je niespodziewanie i zr�cznie.
Ale sza! S�ycha� dzwonek na obiad. Dajmy na razie spok�j przewidywaniom.
II
Cz�owiek o jednej nodze i irlandzka dziewczyna
Nazajutrz rano zaj��em si� przy pomocy Piotra Corlaera sprawdzeniem
wszystkich naszych potrzeb handlowych; zbieg�o mi p� popo�udnia, zanim
mog�em wyj�� z kantoru i uda� si� na pok�ad okr�tu kapitana Farradaya, �eby
tam um�wi� si� z za�og� co do przeniesienia tej cz�ci �adunku, jaka
przypada�a na nasz� sk�adnic�.
Gdym chwyta� za kapelusz, Darby Mc Graw wpatrzy� si� we mnie tak
przenikliwie, i� wyprawi�em go do kuchni, by nabra� pe�n� torb� �wie�o
zabitych kurcz�t oraz jarzyn inspektowych - wiedzia�em bowiem, �e takie
jad�o mi�e b�dzie �eglarzom po d�ugiej podr�y - i kaza�em mu zanie�� to do
stoczni. Uradowa� si�, zupe�nie jak gdyby go obdarzono wolno�ci�, i
podskakiwa� przez ca�� drog�, pogwizduj�c jak skowronek.
Przebywszy ulic� Per�ow� doszli�my do Szerokiej, gdzie odnoga morska
wrzyna si� w l�d, mija�em j� zamierzaj�c u wylotu Whitehall Street wystara�
si� o cz�no, kt�re by nas przewioz�o do pocztowego statku bristolskiego,
gdy naraz Darby zwr�ci� moj� uwag� na strzeliste maszty i zagmatwany
takielunek (ca�okszta�t lin i sznur�w s�u��cych do omasztowania i
olinowania statku) wielkiego okr�tu, stoj�cego na kotwicy w uj�ciu Rzeki
Wschodniej.
- To fregata, panie Robercie! - zakrzykn��.
Nie mo�na by�o si� myli� widz�c strzelnice armatnie i warowne parapety,
tote� przez chwil� przypuszcza�em, �e komandor Burrage uprzedzi� nasze
��danie. Wtem na szczycie bezanmasztu (tylny, ni�szy maszt na statku
�aglowym) rozwin�a si� flaga i zobaczy�em czerwono-z�ote barwy Hiszpanii.
- Czy pan przypuszcza, �e on tu przyby� w po�cigu za korsarzem? - szepn��
Darby, kt�remu oczy a� si� skrzy�y po��dliwo�ci�.
- O nie, Darby - odpowiedzia�em �miej�c si�. - To Hiszpan, a on i im
podobni nie pragn� krwi korsarzy.
- Phi! Gdyby to cho� raz lub dwa razy pukn�� z armaty! - westchn�� Darby.
- Albo gdyby powieszono jakiego nieboraka na rei, by�my mogli to ogl�da�.
Ach, panie Robercie, czy� nie by�by to wspania�y widok?
- Id��e sobie! - rzek�em �miej�c si� z dziwacznych wymys��w ch�opaka. -
Jeste� krwi chciwy niczym korsarz, co �egluje po morzach hiszpa�skich.
- R�cz� panu, �e taki jestem - odpar� Darby z uporem. - Chcia�bym by�
wielkim korsarzem, tak jest... i nie robi�bym sobie nic z fregat, czy
by�yby to okr�ty hiszpa�skie, czy kr�la angielskiego... dalib�g! cho�by i
francuskie. Zdoby�bym je co do jednego!
- Tak, z pewno�ci� by� zdoby� - potwierdzi�em. - Ale spojrzyj no, Darby.
Za t� fregat� jest jeszcze jaki� dziwny statek. - Wskaza�em mu ma�y,
pogruchotany bryg o �atanych i brudnych �aglach, na kt�rego czarno
malowanym kad�ubie wida� by�o bia�y rozbryzg w miejscu, gdzie kula armatnia
wyrwa�a mu drzazgi z desek.
- On te� widzia� pirat�w, g�ow� za to daj� - zauwa�y�em. - Pewnie ledwo
si� wymkn��.
Darby'emu oczy si� rozszerzy�y jak kotu w ciemno�ci.
- Hej�e hej! Przypatrzcie si� ino, jak go kul� haratn�li w bok! B�dzie
mia� t�gi paternoster! A teraz, panie Robercie, b�dziesz jeszcze ze mnie
szydzi�, gdy gadam, �e korsarze s� tu� na granicy?
- Nie, Darby. �w zuch z pewno�ci� bli�szy by� �mierci, ni� m�g�bym sobie
wyobrazi� - odpowiedzia�em.
- Najprawdziwsze s�owa, jakie zdarzy�o mi si� s�ysze�! - oznajmi� jaki�
mi�y g�os poza mn�. - �wiadcz� one o wielkiej wra�liwo�ci umys�u i
lito�ciwym sercu, zwa�ywszy, �e doprawdy niewielu jest takich szczur�w
l�dowych, kt�rzy by pomy�leli o tarapatach, na jakie nara�ony bywa biedny
�eglarz, nie otrzymuj�c za to nawet "B�g zap�a�" od swych pan�w, a od
szypra tylko wymy�lania; prawie �e nikt o tym nie pomy�li. Co prawda, to
prawda, m�ody paniczu. Jestem s�ug� waszmo�ci i spodziewam si�, �e pan
pozwoli mi, bym z�o�y� mu najpokorniejsze dzi�ki, bo� nale�� do tych,
kt�rym uda�o si� ocali� cudownym sposobem.
Odwr�ci�em si�, by si� przekona�, kto tak przemawia. Zobaczy�em
przystojnego, pogodnego m�czyzn� w kwiecie wieku: by� ros�y i krzepki, ale
mia� tylko jedn� nog�. Druga noga (mianowicie lewa) by�a uci�ta w g�rze pod
samym prawie biodrem, przeto podpiera� si� na d�ugim szczudle z pi�knie
rze�bionego twardego drzewa - by� to maho�, jak si� p�niej dowiedzia�em.
Szczud�em tym pos�ugiwa� si� z wielk� zr�czno�ci�, zupe�nie niby utracona
noga. Rzemie�, przeci�gni�ty przez dziurk� w podpaszku, obwi�za� sobie tak
dooko�a szyi, i� nawet gdy chcia� usi���, nie rozstawa� si� ze swoj�
podpor�; na ko�cu za� szczud�a umieszczony by� ostry kolec �elazny, s�u��cy
do pewnego utrzymywania si� na nier�wnym gruncie lub �liskich pok�adach.
Gdym mu si� przypatrywa� po jego pierwszych s�owach, on j�� kusztyka�
doko�a mnie z min� poufa��, kt�ra dla m�odzika mog�a by� bardzo pochlebna;
b�d� co b�d� wywar� na Darbym wi�ksze wra�enie ni� na mnie.
- Czy wa�pan jeste� z owego brygu? - zagadn��em z ciekawo�ci�.
- Tak, tak, m�ody paniczu, jestem stamt�d... i jestem jednym z tych
niezliczonych grzesznik�w, kt�rych ocali�a niedocieczona Opatrzno��, nie
zwa�aj�ca na ludzkie uchybienia... na sprawiedliwe i niesprawiedliwe, jak
powiadaj� kaznodzieje. Przybywam z Brabados, na brygu "Constant". Nazwisko
moje Silver, panie �askawy... na imi� mi John, jak m�wi� moi chrzestni
rodzice. Jednakowo� majtkowie nazywaj� mnie przewa�nie "Brytfann�",
poniewa� uwa�aj� mnie za wy�mienitego kucharza. A zreszt�, ��czy si� z tym
ca�a powie��, m�ody panie. Ach tak! Nie po raz pierwszy mi si� to zdarzy�o,
�em ucierpia� z r�k tych pirat�w, co to sro�� si� i rozbijaj� na morzach na
pohybel biednym, uczciwym marynarzom.
Tu zni�y� g�os.
- Czy widzisz, jak mi to szpetnie uci�li kawa� cielska? Widzisz, same� to
powiedzia�. Tak, tak! Nietrudno to pozna� kuternog�. Co s�dzisz, jak
utraci�em ten lewy kulas, h�? Nie umiesz obja�ni�, powiadasz, i nic w tym
dziwnego, bo� nigdy przedtem nie widzia�e� mnie na oczy. Dobrze, wi�c ci
opowiem, mospanie. Wa�pan masz liczko m�ode i uprzejme i widz�, �e
wsp�czujesz dolegliwo�ciom biednego marynarza... a jak�e... i tak samo ten
poczciwy ch�opak, co jest z tob�... z Irlandii rodem, czy nie tak, m�j
drogi? Pozna�em, pozna�em!... Ale o czym zacz��em m�wi�? Ach tak, pewnie
opowiada�em ci o utraconej nodze... ciesz� si�, �em wtedy i �apska nie
utraci�. Czemu to tak, powiadasz? Poniewa� cz�owiek mo�e przebole� utrat�
nogi, kt�ra do niczego nie jest przydatna, jak tylko do chodzenia. Ale
utraci� r�k�? Pomy�l, m�j panie! Nie maj�c r�ki, nie mo�na pracowa�, nie
mo�na walczy�, prawie nie mo�na je��. Dlatego to powiadam, �e jestem
szcz�liwy.
Cz�owiek ten ujmowa� mnie sw� niezwyk�o�ci�, wi�c otwarcie wyznaj�, �e
by�bym si� domaga� dalszych wyja�nie�, nawet gdyby przy mnie nie by�o
Derby'ego. W ka�dym razie nie kto inny, lecz Darby skierowa� go z powrotem
do g��wnego zagadnienia naszej rozmowy.
- Czy widzia�e� pirat�w? - wykrztusi� ch�opak w podnieceniu.
John Silver odwr�ci� si� wynio�le na swym szczudle i rzuci� chmurne
spojrzenie na bryg naznaczony kul� armatni�.
- Czym widzia�? - powt�rzy�. - No, m�j ch�opcze, to jeszcze zale�y. Tak,
tak, to wszystko zale�y. Chcia�e� zapewne si� dowiedzie�, czy to by�o w
ostatnich czasach? Nie, nie mog� powiedzie� z r�k� na sercu, bym widzia�
ich tymi czasy. Inaczej by�o, gdym utraci� nog�... i w�wczas, gdy Flint
mnie zes�a� na odludn� wysp�.
- Wi�c wa�pan znasz Flina? - natar�em na niego.
Potrz�sn�� g�ow�.
- Czy go znam? O nie, m�ody paniczu, nie znam �adnego z tych krwawych
opryszk�w. Widzia�em ich, to prawda... widzia�em za wiele na raz, mo�na by
powiedzie�. Wycierpia�em swoj� pokut�, gdy� ostatnim razem B�g wyzwoli�
mnie ca�o i zdrowo z r�k owych szubrawc�w.
- Czy napadli ci� od strony Piaszczystej Mierzei? - bada�em go.
- Piaszczystej Mierzei? - powt�rzy�. - Mo�e i tak by�o, m�ody paniczu.
Ma�o�my na to baczyli, gdzie si� znajdujemy. Jedyn� nasz� my�l� by�o dobi�
do portu ca�o i zdrowo.
- Ale widz�, �e was postrzelili! - pyta�em natr�tnie.
- Ten okr�t? - odpowiedzia�. - Ach, tak! ale... B�d� na tyle �mia�y,
�askawy panie, �e zapytam: nie wieszli przypadkiem, czy jakie inne okr�ty z
Nowego Jorku by�y r�wnie� �cigane?
Wskaza�em na statek kapitana Farradaya ko�ysz�cy si� na kotwicy o jakie
�wier� mili od brzegu.
- Jest to statek pocztowy z Bristolu, a ledwie wczoraj rano zemkn�� przed
po�cigiem os�awionego kapitana Rip-Rapa.
Marynarz zmarszczy� brwi jakby w zamy�leniu.
- Powiadasz, �e to by� kapitan Rip-Rap! Niech�e mnie kule bij�, m�ody
paniczu, ale� to straszna nowina! No, no, no! Kto ma szcz�cie, ten uciecze
- zawsze tak by�o. Mi�o to pos�ysze�, �e innym te� trafia si� szcz�cie.
Ale przypuszczam, �e okr�ty kr�lewskiej floty puszcz� si� teraz za nim w
pogo�?
- Nie, nie ma ich bli�ej, jak w Bostonie - odpowiedzia�am. - Co najmniej
tydzie� si� zmitr�y, zanim zdo�amy odp�dzi� st�d tych drapichrust�w.
Pokiwa� z ubolewaniem g�ow�.
- Niech mnie kule bij�, ale to z�a nowina! By�em doprawdy szcz�liwy, i�
mi to usz�o na sucho. Goni� za mn� a� do samej nocy, a �e mnie wypu�ci� z
r�k, to - got�w by�em poprzysi�c - raczej z obawy przed mieliznami ni� z
innego powodu.
- A zatem on wczoraj �ciga� wa�pana? - zapyta�em.
- Ma si� rozumie�, m�ody paniczu. Albo� ci tego nie opowiada�em? Wczoraj,
ko�o po�udnia, wpad� jak piorun, a o zmierzchu zdo�a� ju� wycelowa� na nas
do strza�u przednie armaty i zamierza� strzaska� jeden z wr�g�w (�ebra,
krzywe boki podtrzymuj�ce kad�ub okr�tu), by nas obezw�adni�. Jednakowo�
kula ugodzi�a, jak widzisz, w bok okr�tu i przebi�a go nieszkodliwie, cho�
mog�a wyrz�dzi� wiele z�ego.
Jeden z przewo�nik�w wios�owa� wzd�u� wybrze�a w nasz� stron�. Skin��em
na�, �eby przybi� do pomostu, na kt�rym stali�my.
- Musz� odej�� - odezwa�em si�. - Winszuj� panu, panie Silver, �e uda�o
ci si� wymkn��. Cho� tam dawniej zakosztowa�e� wiele z�ych przyg�d, to
wczoraj sprzyja�o ci szcz�cie.
Pokiwa� g�ow� i potar� sobie czupryn�.
- Dzi�kuj� uprzejmie, m�ody paniczu. Pozw�l waszmo��, �e pochwyc� cum�
(lina, kt�r� przytwierdza si� do l�du okr�t lub cz�no). Doskonale!... Czy
postawi� koszyk na poprzek? A czy ten oto mi�y ch�opak nie p�jdzie razem?
Nie? Tedy mo�e pan oka�e mi jeszcze jedn� �ask� i wypo�yczy go na p�
godziny, aby mi pokaza� w tym mie�cie par� miejsc, przez kt�re wypad�a mi
droga. Nie �mia�bym o to prosi� �askawego pana, ale jak sam waszmo��
widzisz, jestem, �e tak powiem, na po�y kalek�, a ten port jest mi zgo�a
nie znany, jako �e zazwyczaj kr��y�em doko�a Indii Zachodnich.
- Korzystaj�e z jego us�ug, jak ci si� �ywnie podoba! - odpowiedzia�am. -
Darby, zaprowad� pana Silvera, gdziekolwiek by i�� sobie �yczy�.
Piegowata twarz Darby'ego rozpromienia�a na sam� my�l o d�u�szym
obcowaniu z tym chorym �eglarzem, kt�ry opowiada� z tak� swobod� o walkach
i w��cz�gach pirackich.
- O tak, panie Robercie - odrzek�. - B�d� mu pomaga�, ile tylko w mej
mocy.
- Wierz� jego s�owom - wtr�ci� Silver. - Nigdy nie widzia�em ch�opca z
tak� dobrotliw� buzi�... Dobrotliwa twarz oznacza dobrotliwe serce, zawsze
to m�wi�, m�ody paniczu.
M�j przewo�nik ju� mia� ruszy� wios�ami, gdy naraz przysz�a mi my�l,
kt�ra sprawi�a, �em go powstrzyma�.
- Za pozwoleniem - zawo�a�em - przysz�o mi na my�l, �e mo�e Darby nie
potrafi wa�panu us�u�y� we wszystkim, czego by� sobie �yczy�. Czy asan
szukasz kogo� szczeg�lnie?
Zawaha� si� na jakie� �wier� minuty.
- No, nikogo tak znowu w szczeg�lno�ci, �askawy panie - odrzek� na
koniec. - Wybieram si� do gospody "Pod G�ow� Wieloryba". Mo�e waszmo�ci
zdarzy�o si� s�ysze� o takim zak�tku?
Skin��em g�ow� potakuj�co.
- Znajdziesz j� we wschodniej po�aci miasta. Darby mo�e ci wskaza�.
Krzykn�� mi zn�w par� podzi�kowa� i pokusztyka� �wawo o kuli. Darby
kroczy� ko�o niego, od�ty �mieszn� zarozumia�o�ci�.
Na pok�adzie "Anny" zasta�em zupe�ny rozgardiasz. Kapitan Farraday, jak
przewidywa�em, od chwili gdy na wczorajszym przedwieczerzu uda� si� na l�d,
jeszcze dotychczas nie powr�ci�; niew�tpliwie wysypia� si� k�dy� w
gospodzie "Pod Kr�lem Jerzym", wychyliwszy nadmiern� ilo�� wszelkich
trunk�w. Sztorman wybra� si� dzi� rano na wybrze�e, by go odnale��, i
zapewne skorzysta� ze sposobno�ci, by p�j�� w �lady swego szypra. Pan
Jenkins, kt�ry unikn�� by� �mierci z krwawych r�k okrutnego Rip-Rapa i
Flinta, mia� okr�t w swej pieczy. By� to cz�ek markotny i skwaszony, rodem
ze wschodniej prowincji, kt�ry czyni� wszystko po d�ugim namy�le, wi�c
�mudna to by�a robota sprawdza� wraz z nim rejestr przywiezionego towaru.
Przyj��em jego zaproszenie na obiad, a ca�y czas poobiedni zbieg� nam na
ostatecznych przeliczeniach; um�wili�my si�, kiedy nazajutrz maj� przyj��
tragarze, po czym wyszli�my znowu na pok�ad.
M�j przewo�nik od dawna gdzie� si� zapodzia�, wi�c Jenkis wyda� bosmanowi
rozporz�dzenie, by przysposobi� wio�larzy, kt�rzy mieli mnie odwie�� na
brzeg. Stoj�c na schodkach burtowych napomkn��em mimochodem o dw�ch
okr�tach, kt�re tu rankiem przyby�y.
- Ten bryg mia� bli�sz� styczno�� z naszym przyjacielem Rip-Rapem -
nadmieni�em.
- A jak�e - odpowiedzia� Jenkins pos�pnie. - Jako� mi si� to dziwne
wydaje, by Barbadyjczyk mia� przewozi� rum i cukier do Nowego Jorku. Zwykle
zdaj� to na Jankes�w.
- Prawda - potwierdzi�em - ale w ka�dej regule mo�e si� zdarzy� wyj�tek.
Na pok�adzie hiszpa�skiej fregaty rozleg� si� dono�ny, srebrzysty g�os
�wistawki.
- �le to, �e nie ma tu obecnie �adnego z naszych okr�t�w - zauwa�y�em.
Rip-Rap zakosztowa�by w�asnej pigu�ki.
Pan Jenkins, nie marszcz�c nawet twarzy, okaza� po sobie ogromne
niezadowolenie.
- To s� podobno Hiszpanie! - parskn��. - Chcia�bym wiedzie�, co oni tu
maj� do roboty!
- Mo�e wichura zagna�a ich na p�noc w czasie �eglugi? - wyrazi�em
przypuszczenie.
Pan Jenkins parskn�� po raz drugi.
- On wcale nie zboczy� z drogi. Ich przybycie grozi jakim� nieszcz�ciem;
nie wiadomo zupe�nie, jak go unikn��.
- Jakim nieszcz�ciem? - dopytywa�em si�.
Wzruszy� ramionami.
- Nie wiadomo, powtarzam. Ale od Hiszpan�w nigdy nam nie przysz�o nic
dobrego, panie Ormerod, mo�esz mi wierzy�.
Zanim zdo�a�em mu odpowiedzie�, bosman oznajmi�, �e ��dka ju� czeka w
pogotowiu ko�o schodk�w, wi�c rzuci�em panu Jenkinsowi przelotem kilka s��w
po�egnania, gdy� jego t�pa zgorzknia�o�� odstr�cza�a mnie od bli�szej z nim
za�y�o�ci.
Gdy moja ��dka, odbiwszy od pocztowego statku bristolskiego, pomyka�a
hy�o przed siebie, naraz zza kad�uba hiszpa�skiej fregaty wy�oni�a si�
spora szalupa i zacz�a nas goni�, pop�dzana przez dwunastu ogorza�ych
ch�opc�w wios�uj�cych co si�. Na rufie, za komendantem, siedzia�a na uboczu
jaka� posta� opatulona w p�aszcz. Obie �odzie prawie jednocze�nie dojecha�y
do Broad Street; wyskoczy�em na brzeg, rzuci�em par� groszy marynarzom,
kt�rzy mnie przewie�li, i ruszy�em w drog�, by zanie�� sprawozdanie ojcu,
kt�ry - jak wiedzia�em - m�g� si� gniewa�, i� tyle czasu straci�em na
za�atwienie poruczonych mi zada�. Nie uszed�em jednak nazbyt daleko, gdy od
strony przystani zawo�a� kto� za mn�:
- Senior!. Sirr-rr-ah! (jest to wyraz angielski, co� jakby "mopanku";
Hiszpan wymawia go jednak po swojemu, uwydatniaj�c silnie sp�g�osk� "r",
kt�rej Anglicy prawie nie wymawiaj� - przyp. t�um.).
Odwr�ciwszy si� ujrza�em bosmana z szalupy hiszpa�skiej fregaty i
us�ysza�em wielki galimatias hiszpa�skiego szwargotu, z kt�rego nie
zrozumia�em ani s�owa. Kiedy to oznajmi�em przybyszowi, zaraz jaka� inna
osobisto�� wysun�a si� naprz�d, staj�c w ��tym �wietle ulicznego kaganku,
kt�ry wisia� w portalu najbli�szego sklepu. By�a to owa opatulona posta� z
szalupy; jednakowo� zamiast miczmana (najni�szy stopie� oficerski w
marynarce) albo podoficera rozpozna�em w niej, przy sk�pym o�wietleniu,
m�od� kobiet�, kt�rej zgrabna posta� uwydatnia�a si� mimo ci�kiego
przyodziewku. Do�� by�o jednego s�owa, wyrzeczonego sykliw�
hiszpa�szczyzn�, a bosman przycich� jak trusia.
- �askawy panie - odezwa�a si� potem angielszczyzn� nie gorsz� od mojej -
czy mo�esz wskaza� nam drog� do szynku "Pod G�ow� Wieloryba"?
Nie zdoby�em si� na lepsz� odpowied�, jak zaj�knienie si�. Oto po raz
drugi w dniu dzisiejszym cudzoziemiec zapyta� mnie o szynk "Pod G�ow�
Wieloryba", szynk, kt�ry jak zesz�ego wieczoru napomkn�� m�j ojciec,
uchodzi� za miejsce schadzek r�nych podejrzanych indywidu�w. Ta kobieta
jednak zgo�a nie wygl�da�a na to, by mog�a mie� co� wsp�lnego ze zgraj�
ha�a�liwej ho�oty, jaka tam bywa�a. Ponadto nie mog�em wyj�� ze zdziwienia,
sk�d tak powabna dziewczyna wzi�a si� na pok�adzie hiszpa�skiej fregaty.
Widziana w nik�ym �wietle kaganka, nie wygl�da�a wcale na Hiszpank�.
Wprawdzie mia�a w�osy ciemne i l�ni�ce, ale oczy jej by�y tak b��kitne jak
u Darby'ego Mc Grawa, a nosa ani troch� nie mo�na by�o podejrzewa� o zarys
kab��kowaty. Usta mia�a szerokie, z lekkim jakby zagi�ciem w k�cikach,
kt�re zacina�y si� dziwnie, gdy si� �mia�a, a gdy p�aka�a, obwisa�y smutno,
a� serce si� kraja�o. Wiekiem niewiele odbiega�a lat dzieci�cych, a
niewinno��, maluj�ca si� w jej postawie, dziwnie k��ci�a si� z zadanym mi
pytaniem. Gdybym tak sta� wytrzeszczywszy na ni� oczy, jej drobna n�ka
drepta�a niecierpliwie po wyboistym bruku.
- No, �askawy panie - odezwa�a si� ch�odno - czy wa�pan przypadkiem nie
umiesz tyle po angielsku co po hiszpa�sku?
- N... nie - uda�o mi si� wyj�ka�. - Ale... ale prawd� powiedziawszy,
gospoda "Pod G�ow� Wieloryba" nie jest odpowiednim miejscem dla os�b takich
jak pani.
Przymru�y�a oczy.
- Zdaje si�, �e nie rozumiem, o co panu chodzi - odpowiedzia�a. - Id�
tam, by spotka� si� z moim ojcem.
- Ale� ojciec �adn� miar� nie pochwali pani za przybycie tam o tej porze
- zauwa�y�em.
Nieznajoma wybuchn�a �miechem.
- M�wi pan, jakby by� dok�adnie poinformowany o jego sposobach
post�powania - zauwa�y�a. - Ale mniszki od �w. Brygidy nieraz mi to k�ad�y
w uszy, jak mam si� wybiera� na ten grzeszny �wiat, a ja niestety ju� si�
troch� przypatrzy�am grzesznikom. Wi�c postanowi�am sobie, �e zakosztuj�
dzisiaj wieczorem nieco przyg�d, a to dlatego, �e przez tyle tygodni by�am,
jak w kozie, zamkni�ta w tym przebrzyd�ym, brudnym okr�cie. Kaza�am wi�c
don Pablowi, kt�ry by� oficerem dy�urnym, aby przygotowa� ��d� dla mnie...
mimo �e �w za�amywa� r�ce i perswadowa� mi, �e chc� go tym przywie�� do
zguby.
Roze�mia�em si� w duchu z tej dziwnej samowoli jej kaprysu. Prawd�
powiedziawszy, mog�em sobie wyobrazi�, jak m�odzi panowie z fregaty kochali
si� w niej na zab�j.
- Ale to nie upowa�nia pani, by wybiera� si� noc� do szynku "Pod G�ow�
Wieloryba" - upomnia�em j�. - Doprawdy, pani nawet my�le� o tym nie
powinna.
- Ja sama b�d� s�dzi� swych post�pk�w! - odci�a si� wynio�le, jak
wprz�dy. - A je�eli jest tam m�j ojciec, nie mo�e mi si� sta� nic z�ego.
- O ile on tam si� znajduje - rzek�em. - Ale mam w�tpliwo�ci, czy pani
nie pomyli�a si� co do jego zamiar�w.
- Nie, nie - odpar�a stanowczo. - S�ysza�am, jak on z nimi o tym
rozmawia�. Ale by� mo�e, wa�pan masz s�uszno��, a ja nie b�d� na tyle
niewdzi�czna, bym mia�a drwi� z �yczliwej rady uprzejmego cudzoziemca. Gdy
dojdziemy do gospody, Juan wejdzie do �rodka, a ja pozostan� na dworze.
Musz� si� jednak przej�� gdziekolwiek, bo nogi mi si� roztrz�s�y od
ci�g�ego ko�ysania si� okr�tu, a jutro wraz ze zmian� odp�ywu wyjedziemy
zn�w na pe�ne morze. Odt�d ju� przez wiele tygodni nie b�d� mia�a
sposobno�ci, by st�pn�� nog� na l�d.
- Je�eli pani pozwoli, to poprowadz� was ku gospody "Pod G�ow� Wieloryba"
- zaofiarowa�em si�. - zaofiarowa�em si�. - W�a�nie sam id� w tym kierunku.
- Wielka to uprzejmo�� z pa�skiej strony; oczywi�cie, �e z niej
skorzystam - odpowiedzia�a nieznajoma. - Mog� by� jedynie panu za to
wdzi�czna.
I wyda�a po hiszpa�sku jaki� rozkaz, na kt�ry wyst�pi� z ciemno�ci
podoficer, zwany przez ni� Juanem, oraz jeden z jego podkomendnych. Ci
przy��czyli si� do nas i ruszyli�my wzd�u� jednolitego szeregu sklep�w.
- Czy pani ma przed sob� dalek� podr�? - odwa�y�em si� zapyta�.
- Najlepiej, niech pan sam sobie na to odpowie - zawo�a�a. - St�d na
Floryd�, a stamt�d dalej do Hawany i do innych miast Morza Hiszpa�skiego
(mowa o Atlantyku).
- Tote� pani niezad�ugo nie b�dzie potrzebowa�a uskar�a� si� na brak
przyg�d - powiedzia�em. - Niewielu jest m�czyzn, a c� dopiero dziewcz�t,
wybieraj�cych si� w podr� tak odleg��.
- O, �askawy panie, w�a�nie o tym lubi� my�le�! Omal nie oszala�am z
rado�ci, gdy ojciec przyby� do klasz