7743
Szczegóły |
Tytuł |
7743 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7743 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7743 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7743 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
STANY ZJEDNOCZONE
CZʌ� �RODKOWA
Marek Fiedler
SZALONY KO�
Wydawnictwo Pozna�skie Pozna� 1988
Opracowa� graficznie Jacek Pietrzy�ski Fotografie ze zbior�w autora
inamr
,'W
82 93
t i-mR
IN W. 5
� Copyright by Marek Fiedler, Pozna� 1988 ,
Printed in Poland
WYDAWNICTWO POZNA�SKIE � POZNA� 1988 Wydanie I. Nak�ad 59 700 + 300 egz. Ark. wyd. 11,4; ark. druk. 10,75 + 1,0. Druk.
uko�czono w maju 1988 r.
Zam. nr 36/87 B-8/1026 Zlec. druk. 70225/87
POZNA�SKIE ZAK�ADY GRAFICZNE IM. M. KASPRZAKA
Pozna�, ul. Wawrzyniaka 39
ISBN 83-210-0734-1
1. Jasnow�osy
Co uderza�o u tego ch�opaka, to jego jasna cera i p�owa czupryna,' \ W obozowisku Oglal�w* od wczesnego dzieci�stwa przylgn�o do niego przezwisko Jasnow�osy. Nawet biali migranci, kt�rzy w swej w�dr�wce na zach�d, do Oregonu, zwykli popasa� jaki� czas w Forcie Laramie, wy�awiali go wzrokiem z czeredy podrostk�w india�skich i zaciekawieni wymieniali mi�dzy sob� o�ywione uwagi na jego temat. Kiedy� nawet m�oda Amerykanka przyst�pi�a do niego i dotkn�wszy jego jasnych lok�w, przej�ta zawo�a�a w stron� swego m�a pytaj�cym tonem:
� Captive?...**
Ch�opaka z�o�ci�y natarczywe spojrzenia bia�ych ludzi, a ju� wr�cz burzy�o mu krew to obce, dziwaczne s�owo, kt�re przybysze niejednokrotnie wypowiadali pod jego adresem. Tym bardziej �e uszczypliwe m�okosy w wiosce podchwyci�y owo �captive" i dra�ni�y go nim podczas sprzeczek. Wkr�tce jednak k��liwcy spostrzegli si�, �e lepiej z nim nie
* Oglala � g��wna grupa Teton Dakot�w, czyli Zachodnich Dakot�w, mieszka�c�w prerii mi�dzy rzek� Missouri a G�rami Czarnymi (Black Hills). Pozosta�e grupy Teton�w to: Brule, Hunkpapa, Miniconjou, Sans Arcs, Czarne Stopy Dakota i Dwa Kot�y.
Nale�y podkre�li�, �e grupy okre�lane obecnie zbiorcz� nazw� Dakota b�d� Siuks, tworzy�y przed najazdem bia�ych zwi�zek zwany przez nich samych Oceti Sakowin, co znaczy Siedem Ogni Rady. Wskutek naporu bia�ego osadnictwa zwi�zek uleg� cz�ciowemu rozpadowi, i w�wczas te� pojawi�y si� terminy Siuks i Dakota nadane tym Indianom przez obcych. Z czasem Indianie zaakceptowali t� ostatni� nazw�, oznaczaj�c� w ich j�zyku Sprzymierzeni b�d� Spokrewnieni. Przy czym w ich Zgrupowaniu Wschodnim, Santee, wymawiano ow� nazw�: Dahkot�, Yanktonai za� nale��cy do Zgrupowania �rodkowego wymawiali j�: Nakota, a Tetoni ze Zgrupowania Zachodniego: Lakota.
Najbardziej nas interesuj�cy, Teton Dakota, dzielili si�, jak ju� zaznaczy�em, na siedem grup. Te za� z kolei jeszcze na podgrupy. Na przyk�ad bohater naszej ksi��ki, Szalony Ko�, by� Teton Dakot� i nale�a� do Hunkpatil�w, jednej z podgrup Oglal�w.
** captiye, ang. � pojmany, jeniec
zadziera�, poniewa� w b�jkach jest tak ci�ty, i� niejednemu ro�lejszemu nawet zawadiace potrafi nabi� t�giego guza.
W�wczas te� �achn�� si� gwa�townie i odskoczy� od Amerykanki jak; oparzony. Brodaty m�czyzna, kt�ry tymczasem nadszed�, machn�� tylko lekcewa��co r�k� i parskn��:
i � Savage! Dzikus jak oni wszyscy!
? Po tym i kilku innych podobnych zaj�ciach Jasnow�osy zacz�� stroni� od wasichus*. Tylko z daleka z b�yskiem wyzwania w dumnych oczach obserwowa� ich karawany woz�w pobrz�kuj�ce dzwonkami na Szlaku: Orego�skim. W takich chwilach z twarz� zas�pion� prawie ju� nie po! dziecinnemu �wi�cie sobie przyrzeka�, �e nigdy wi�cej nie b�dzie s�ucha� ich pe�nego pogardy �savage" ani owego niedorzecznego �captive". Niedorzecznego i bzdurnego. Kog� to obchodzi, �e jego w�osy i sk�ra s� ja�niejsze ni� u innych Indian?! Czy� nie nale�y z krwi i ko�ci do1 Oglal�w, my�liwych i pan�w Wielkich R�wnin od masywu �wi�tych Paha Sapa czyli G�r Czarnych na zachodzie a� po nurty Missouri na wschodzie? Czy� jego ojciec nosz�cy odziedziczone po przodkach imi� Tashunka Witko**, Szalony Ko�, nie jest powa�anym przez wsp�ple-mie�c�w wichasha wakan***, m�em skromnym i m�drym, o kt�rym powiadaj�, �e jest natchnionym wizjonerem i dostrzega rzeczy niedost�pne dla wielu innych? Tak�e jego matka, w kt�rej �y�ach p�yn�a krew Brul�w, wywodzi�a si� z okrytego s�aw� rodu i by�a siostr� Pstrego Ogona, jednego z najm�niejszych m�odych wodz�w Brul�w.. Matka wprawdzie umar�a wkr�tce po jego urodzeniu, powalona jak�� chorob�, lecz malec nie zazna� goryczy sieroctwa. Z ca�ym oddaniem otoczy�a go trosk� siostra zmar�ej, kt�ra india�skim zwyczajem zaj�a opustosza�e po niej miejsce u boku jego ojca.
W Jasnow�osym by�o co� jeszcze, co r�ni�o go od wi�kszo�ci wyj rostk�w india�skich � rzadko kiedy uczestniczy� w ich ha�a�liwych swawolach, lubi� samotno��, ch�tnie trawi� ca�e godziny w zadumie gdzie� w g�uchym zak�tku z dala od oczu ludzkich. Rzec by mo�na, �e
* wasichus � w j�zyku Dakota: biaii ludzie ** Tashunka Witko � imi� Szalonego Konia w j�zyku Dakot�w, kt�re syn p�niej przej�� od ojca. W prawid�owym t�umaczeniu na j�zyk angielski powinno brzmie� Untamed Horse, Nieposkromiony Ko�. Biali ludzie jednak przet�umaczyli imi� b��dnie jako Grazy Horse nadaj�c mu wyd�wi�k pejoratywny. Crazy Horse bowiem to Szalony Ko�, ale w znaczeniu: zwariowany, pomylony, ob��kany. Za p�no jednak poprawia� owo fa�szywe
u Dakot�w m�� obdarzony zdolno�ciami prorokowania
znaczenie.
*** wichasha wakan
by� jaki� smutek w tym ch�opcu zanadto powa�nym, ma�om�wnym, /azwyczaj zamkni�tym w sobie, zatopionym w my�lach tylko sobie znanych.
Nie brak�o w obozie Indian bior�cych go z tego powodu na j�zyki, widz�cych w nim odludka, ma�ego dziwol�ga. Ten ujemny s�d o nim zakorzeni�by si� na dobre w niejednym umy�le, gdyby nie pewne wa�ne /darzenie, kt�re wiele zmieni�o w �yciu ch�opaka.
Jasnow�osy dochodzi� jedenastu zim, gdy w�r�d Oglal�w rozesz�a si� wie��, �e Garb, znamienity wojownik ws�awiony �wietnymi czynami, szuka ucznia. W zgodzie z najlepsz� tradycj� tych Indian wybitny wojownik, gdy zechce, bierze w swe r�ce upatrzonego m�odzika, uczy go, wychowuje, ch�opiec zdobywa przy nim wszelkie �yciowe do�wiadczenie, kt�re p�niej otwiera mu drog� do znaczenia i chwa�y. Taki wyb�r to nie lada wyr�nienie, przeto wiele rodzic�w w skryto�ci ducha liczy�o, �e (iarb zdecyduje si� na ich syna. Najpewniejszy swego by� Czarny Wilk, wojownik zarozumia�y i che�pliwy, obnosz�cy si� ze sw� przynale�no�ci� do starego i w istocie nader wp�ywowego rodu Z�ych Twarzy, kt�ry wydal wielu wodz�w Oglal�w. Czarny Wilk mia� syna, r�wnolatka Jasnow�osego, kt�ry by� jego oczkiem w g�owie i dla kt�rego od jakiego� czasu szuka� godnego opiekuna. Obecnie narzuca� si� z nim Garbowi.
Jednak�e ku zdumieniu wszystkich Garb uda� si� do Szalonego Konia i uroczy�cie mu o�wiadczy�, �e pragnie zosta� opiekunem Jasnow�osego.
� Co te� Garbowi strzeli�o do g�owy, �eby bra� tego dziwaka? � -sarkano po�r�d tipi*. Czy ma�o ma ho�ych zuch�w pod r�k�?
Ale Garb by� wcieleniem namys�u i rozwagi i wiedziano, �e nie zwyk� dzia�a� pochopnie. To zastanowi�o poniekt�rych i sk�oni�o do uwa�niejszego przyjrzenia si� Jasnow�osemu. Niebawem co bystrzejsi odkryli w tym cichym, niepozornym ch�opaku to wszystko, co nieomylnie pierwszy wyczu� Garb: a wi�c nieugi�t� wol� i jak�� utajon� si�� i zdecydowanie. Owszem, rzadko kiedy si� odzywa�, ale gdy przem�wi� w grupie rozbrykanych urwis�w, to czy� wszyscy jakjeden nie milkli i w skupieniu go nie s�uchali? Prawda, stroni! od ha�a�liwych zabaw, ale w konnych .gonitwach, kt�rych nie przegapia!, czy� nie zmusza� innych do ogl�dania zadu swego karego szybkobiegacza? Przypomniano sobie, jak zuchwale
* tipi -
sk�rami
- sto�kowaty namiot Indian prerii, sk�adaj�cy si� ze szkieletu z �erdzi pokrytego
ubi� swojego pierwszego bizona, a przecie� liczy! sobie wtedy ledwie dziesi�� zim. W kilka za� miesi�cy p�niej sam jeden pojma� i ob�askawi� pi�knego i wytrzyma�ego karego bieguna, pod kt�rego wichrowat� sier�ci� rysowa�y si� silne mi�nie. Podczas ceremonii nadawania m�odym imion za ten czyn zdoby� przydomek Podobny do Swego Mustanga. Si�� przyzwyczajenia nadal jednak wo�ano na� Jasnow�osy jak gdyby nie dostrzegaj�c, �e wyr�s� ju� przecie� z lat dziecinnych.
W ka�dym razie odk�d zosta� uczniem Garba, innymi oczami na niego spogl�dano. O odludku i niewydarze�cu nikt wi�cej nie wspomina�. Tylko Czarny Wilk, ubodzony w swej pr�no�ci, chmurzy� si� n� jego widok, a do Garba zapa�a� otwart� niech�ci�.
Jasnow�osy pokocha� opiekuna niemal r�wnie wielk� mi�o�ci�, jak� darzy� swego ojca. Towarzyszy� mu w wyprawach i polowaniach, wnika� w tajemnice przyrody, doskonali� si� u jego boku w czytaniu �lad�w tropi� na le�nych stokach G�r Czarnych nied�wiedzia b�d� jelenia, a n szerokich preriach podchodzi� stada bizon�w i antylop wid�orogich Razem z nim oddawa� g��bok� cze�� Wakan Ta�ce* i Matce-Ziemi ora s�a� dzi�kczynne pie�ni duchom upolowanych zwierz�t.
Ch�opak �y� pe�n� piersi� i szybko m�nia�. Szczeg�lnie za� rad by z tego, �e mi�dzy jego ojcem a Garbem wywi�za�a si� serdeczna przy ja��. Niezapomniane to by�y doznania, gdy ci dwaj podziwiani przez niego m�owie toczyli ze sob� d�ugie, jak�e przejmuj�ce rozmowy przyi ognisku. Cz�sto przeci�ga�y si� one do p�na w nocy. Jasnow�osy jed-' nak, le��c w tipi na pos�aniu wymoszczonym sk�rami, wcale nie odczu-j wa� senno�ci i zamieniony w s�uch stara� si� jednego ich s�owa, jednego; gestu nie uroni�.
Ich obydwu, Szalonego Konia i Garba, Indian nieprzeci�tnych, o szlachetnej dumie i niez�omnych przekonaniach, po��czy�a g��bok� wi�zi� wsp�lna bolesna troska o losy Oglal�w i ca�ej wielkiej rodziny Dakot�w. Owa troska przebija�a niemal z ka�dego zdania ich rozm�w. Czu�o si� w nich �al, czasem niepohamowany gniew. Pada�y z ich ust s�owa ci�kie, surowe, nabrzmia�e gorycz� o bia�ych ludziach i o Indianach. A wszystko to w zwi�zku z fal� z�owrogich wydarze�, kt�ra w owych latach dotar�a na prerie, czyni�c tyle spustosze�.
* Wakan Tanka � Wielki Duch. Nale�y zaznaczy�, �e poj�cie Wakan Tanka pier wotnie okre�la�o nadnaturaln� sil� daj�c� moc istotom i zjawiskom przyrody. Dopiero interpretacja tego poj�cia przez misjonarzy chrze�cija�skich, kt�rzy przy jego pomocy starali si� wyja�ni� Indianom istot� Boga, uczyni�a z Wakan Tanki Wielkiego Ducha.
8
O owych wydarzeniach, r�wnie zaskakuj�cych jak gro�nych, Jasnow�osy s�ysza� ju� wcze�niej od ojca, sam te� niejedno widzia� i rozumia�. (iodzinami rozmy�la� o tym wszystkim ze �ci�ni�tym sercem w swojej
�motni gdzie� na szczycie odleg�ego wzg�rza. Wieczorne pe�ne pasji rozmowy ojca i opiekuna rzuca�y jednak wiele nowego �wiat�a na owe powik�ane wypadki, pozwala�y m�odemu umys�owi pe�niej je ogarn�� i silniej, znacznie silniej prze�y�.
Szalony Ko� i Garb nawet si� nie domy�lali, �e tu� obok w u�pionym, /dawa�oby si�, tipi mieli tak wiernego, poruszonego do g��bi s�uchacza.
2. Z�owrogie wydarzenia na preriach
W �yciu Po�udniowych Dakot�w* nast�pi� pami�tny prze�om z chwil� pojawienia si� na prerii dw�ch piekielnie obrotnych ameryka�skich handlarzy sk�rek z G�r Skalistych. By�o to w roku 1834. Owi handlarze /. zast�pem pomocnik�w za�o�yli faktori� dla Indian z r�wnin u uj�cia potoku Lararnie do rzeki North Platte w po�udniowo-wschodnim Wyomingu. Doprawdy nie mogli trafi� lepiej: tu bowiem, w samym sercu bezkresnej krainy, krzy�owa�y si� prastare szlaki Indian wiod�ce ze wschodu ku zachodowi i z p�nocy na po�udnie, a wsz�dzie woko�o rozci�ga�y si� wyborne �owiska pe�ne zwierza. Plac�wk� t� pierwotnie zwano Fortem William, niebawem jednak przemianowano j� na Fort l.aramie � i pod t� nazw� przesz�a do historii Wielkich R�wnin.
Oglala, jak i pozostali Dakota, nabywali dot�d strzelby, proch, loporki, no�e i przer�ne inne przedmioty bia�ego cz�owieka u agent�w Ameryka�skiej Kompanii Futrzanej nad rzek� Missouri. W tym s�k, �e plac�wki nad Missouri le�a�y z dala od g��wnych teren�w my�liwskich tych Indian. Przeto nowa faktoria nad potokiem Laramie radowa�a ich serca: towary ameryka�skie, w kt�rych zasmakowali, mieli wreszcie na wyci�gni�cie r�ki. R�wnie� handlarze poczuli si� w swoim �ywiole, zw�aszcza �e interesy sz�y im jak z p�atka i sk�r skupywali od Indian takie losy, i� przechodzi�o to ich wszelkie oczekiwania. Elektryzuj�ce s�uchy D ich Krociowych zyskach zatacza�y szerokie kr�gi. Wnet te� zn�ci�y
* Po�udniowi Dakota to Oglala i Brule. P�nocnymi Dakotami zwano pozosta�ych pi�� �rup Teton Dakot�w.
nad Laramie innych bia�ych spryciarzy ze wschodu. Handlarze w Forcie Laramie spogl�dali na przybysz�w jak na rywali i wdzierc�w. Tamci wszak, uzbrojeni po z�by, gwizdali na pomstuj�cych i bezczelnie wznosili drewniane kantory z w�asnymi towarami tu� pod ich nosem, po zewn�trznej stronie cz�stoko�u okalaj�cego plac�wk�. Owi szczwan; przybysze potrafili zr�cznie jedna� sobie Indian, nie szcz�dz�c im rozmaitych podark�w, zw�aszcza za� wody ognistej. Pos�ugiwali si� pod-�ym rumem zaprawianym tytoniem, tabak� i kwasem siarkowym. �\i �wybuchowy" trunek, wlewany hojnym strumieniem w gard�a Dakot�w odbiera� im rozum, sprawia�, �e wyzbywali si� sk�r za p� darmo Handlarze w Forcie widz�c, co si� �wi�ci, w obawie o swe interesy j�l szafowa� rumem r�wnie hojn� d�oni� jak tamci hultaje.
Dusze i umys�y pojonych bez umiaru Dakot�w ogarn�� dziki sza pija�stwa. W spokojnych dot�d obozowiskach rozp�ta�y si� pijackie �ywio�y. Indianie swarzyli si� o byle co, brali za �by, wy�adowywali furi� na najbli�szych.
Drapie�nie rywalizuj�cy mi�dzy sob� handlarze wci�gali we wza jemne rozgrywki poszczeg�lnych wodz�w, pragn�c mie� ich po swoje stronie. Poniewa� za� nie brak�o u Dakot�w wodz�w pomi�dzy sob; zwa�nionych, owe kr�te zabiegi podsyca�y tylko uczucia niech�ci w�r�c; nich, wbija�y gro�ne kliny. A ju� jawn� nienawi�� wznieci�y miedz] dwoma wodzami stoj�cymi na czele najznaczniejszych rod�w, Nied� wiedziem i Dymem, kt�rzy konkuruj�c o pierwsze�stwo u Oglal�w, oc d�u�szego ju� czasu kosym okiem na siebie spozierali.
Z ka�dym miesi�cem g��bsza przepa�� otwiera�a si� mi�dzy dworni sk��conymi obozami. Wszyscy widzieli k�.�bi�ce si� chmury, nikt jedna� nie umia� powstrzyma� zgubnego biegu wypadk�w. Indianie, ulegaj� poduszczeniom handlarzy, zapami�tali si� we wzajemnej wrogo�ci i lad? iskra grozi�a nieszcz�ciem. A� kt�rego� dnia 1841 roku dosz�o d rzeczy najstraszniejszej � do wybuchu bratob�jczej walki, do rozlewi krwi w �onie szczepu. W�r�d licznych ofiar szale�czego rozjuszenia by tak�e stary w�dz Nied�wied�. Zad�gal go no�em dwudziestolatek Czer wona Chmura, siostrzeniec wodza Dyma.
Po tym paroksyzmie nienawi�ci zaleg�a grobowa cisza. Struchleli z zgrozy Oglala patrzeli pe�ni trwogi na swe makabryczne dzie�o. Nigd dot�d nie przelano bratniej krwi w ich plemieniu, nigdy jeszcze m�od wojownik nie podni�s� u nich broni przeciwko w�asnemu wodz�w W obliczu odra�aj�cych czyn�w, kt�rych si� dopu�cili, wielu popadli
10
w skrajn� rozpacz i ot�pienie. Wielu z�amanych szuka�o zapomnienia w skwapliwie podsuwanej im przez handlarzy wodzie ognistej. Ojciec Czerwonej Chmury pi� do utraty przytomno�ci, jak zatraceniec � i w istocie zapi� si� na �mier�. Wielu innych Oglal�w spotka� podobny los. U pobratymczych Brul�w nie dzia�o si� lepiej: i oni wpadali w szpony pija�stwa, i u nich dochodzi�o do nieobliczalnych awantur.
A tymczasem �-jak na ironi� � trze�wo�� i przytomno�� umys�u nigdy jeszcze nie by�a im wszystkim bardziej potrzebna ni� w�a�nie teraz. Oto bowiem bia�a Ameryka gotowa�a si�, by rzuci� wielkie wyzwanie ziemiom i plemionom zachodu. Najpierw, jeszcze w owym 1841 roku, na starym szlaku india�skim wiod�cym z zachodu wzd�u� rzeki P�nocnej IMatte pojawi�o si� raptem 81 wasichus, bia�ych ludzi. O dziwo, nie byli to handlarze. Znajdowa�y si� w�r�d nich kobiety i dzieci i wiedli kilkana�cie woz�w okrytych p��tnem, z zaprz�gni�tymi wo�ami. Owi nieoczekiwani podr�ni uzupe�nili zapasy w Forcie Laramie, po czym znikn�li za zachodnim horyzontem, przepadli niczym zjawy ze snu. Nast�pnego lata ich �ladem pod��y�a kolejna grupa bia�ych ludzi. Ju� jednak liczniejsza, przesz�o stuosobowa. Oszo�omieni Dakota i tym razem ich nie zagadn�li jakim prawem niepokoj� india�skie �owiska. W 1843 roku w�t�y strumie� bia�ych w�drowc�w przerodzi� si� w wartki potok: tysi�ce z ok�adem ich przeci�gn�o przed zaskoczonymi i niezorientowanymi Indianami. A potem niepowstrzymana ci�ba ludzka rokrocznie przewala�a si� przez prerie.
Ludziom owym, w wi�kszo�ci golcom g�odnym ziemi, rozpali� umys�y wizj� podboju zachodu pewien protestancki misjonarz nazwiskiem Marcus Whitman. Pozna� on dobrze zachodnie kresy kontynentu, zw�aszcza za� zielone doliny Oregonu, gdzie dotar�, by nawraca� Indian. Nie poprzesta� jednak na s�owie bo�ym, lecz p�niej w miastach wschodu wys�awia� pod niebiosa pi�kno i �yzno�� dorzecza Kolumbii. Tak porywaj�ce rzeczy prawi� o tej bujnej krainie, �e wielu Amerykan�w, nie zwa�aj�c na dalek�, naje�on� niebezpiecze�stwami drog� zapragn�o dotrze� do owego raju na ziemi. Tak rozpocz�a si� �gor�czka orego�-ska", wielka w�dr�wka w dziejach narodu ameryka�skiego.
Na domiar wszystkiego w 1849 roku zacz�� si� r�wnie� lawinowy p�d po z�oto kalifornijskie. W kr�tkim czasie w miastach i osadach na wschodzie sto tysi�cy �owc�w fortuny rzuci�o prac�, sprzeda�o, co tylko hy�o mo�na, kupi�o strzelb�, kilof, �opat�, misk�-p�uczk�, sito i namiot � i wali�o przez preri� do owego eldorada.
11
Dakota � rozdarci wewn�trznie, wyniszczeni plag� pija�stwa, wykolejeni i chorzy, byli zupe�nie bezsilni w obliczu eksplozji zuchwa�ej zaborczo�ci Amerykan�w. Szcz�ciem cz�� starszyzny i m�drsi wodzowie podj�li mozolne wysi�ki, by przywr�ci� jak� tak� sp�jni� plemienn�. Nasamprz�d zwalczali pija�stwo, jak tylko mogli. I odwr�cili kl�sk�; Dakota wracali do zmys��w i coraz to kt�ry� zaklina� si� solennie, �e nie we�mie wi�cej zdradzieckiego trunku do ust.
Przede wszystkim jednak Indianie widzieli katastrofalne nast�pstwa pochodu bia�ych ludzi przez ich �owiska. Wasichus przemierzali preri� niczym po�ar pustosz�cy wszystko na swej drodze. Zawzi�cie wybijali napotykane stada bizon�w, jeleni, antylop wid�orogich. Niebawem rozleg�e po�acie ziemi na p�noc i na po�udnie od Szlaku Orego�skiego obr�cili w martw� niemal pustyni�. Pr�no my�liwy szuka�by tam zwie rzyny �jedyn� po niej pami�tk� by�y walaj�ce si� sm�tnie nieprzeli czone szkielety i czerepy zbiela�e od s�o�ca. Migranci trzebili tak� wzd�u� szlaku bez opami�tania wszelkie drzewa. Barbarzy�sko spusto szyli drzewostan nad rzek� P�nocn� Platte. Pod ich topory posz�y tak poszukiwane na preriach topole, jesiony i drzewa bawe�niane, kt�re dostarcza�y Indianom niezb�dnych �erdzi do tipi.
Co gorsza, kt�rego� lata wasichus przywlekli czarn� osp� i niekt�re skupiska Indian gin�y jak muchy. Wymar�a polowa Paunis�w na wschodzie, zdziesi�tkowani zostali Kiowa na po�udniu. �miertelna fala szcz�liwie omin�a Dakot�w i Szejen�w, gdy� na wie�� o epidemii rozproszyli si� i to ich uchroni�o.
A przy tym wszystkim Amerykanie dufni w sw� rosn�c� z ka�dym rokiem pot�g� przejawiali na szlaku wobec miedzianosk�rych mieszka�c�w r�wnin coraz wi�cej wrogiej hardo�ci i pogardy. Ju� nie tylko s�ali ich do wszystkich diab��w w niewybrednych przekle�stwach, lec r�wnie� napotykanych na osobno�ci cz�stowali o�owiem.
W sercach Dakot�w wzbiera� gniew. M�odzi wojownicy, rozj�trzeni do �ywego napastliwo�ci� migrant�w, rwali si� do broni. Jednak�e ic odwetowe zamys�y natrafi�y na stanowczy odp�r cz�ci starszyzny. Naj g�o�niej przeciwko zadzieraniu z wasichus przemawiali wodzowie Dy u Oglal�w i Zwyci�ski Nied�wied� u Brul�w. Wywodzili oni, �e za p�n ju� na wojn� z bia�ymi, bo jest ich zbyt wielu, zbrojnych w strzelby, rewolwery. �e zatem nie pozostaje nic innego, jak tylko schodzi� i z drogi... By�o w tym sporo s�uszno�ci. Wiedziano jednak r�wnie�, � wodzowie Dym i Zwyci�ski Nied�wied� oraz inni im wt�ruj�cy wzdra
12
gali si� przed my�l� o walce g��wnie dlatego, �e nie wyobra�ali sobie ju� �ycia bez ameryka�skich towar�w. Towary bia�ych ludzi! One dzia�a�y na nich jak odurzaj�cy narkotyk. Toczeni nienasycon� ��dz� posiadania �elaznych no�y, topork�w, zgrzebnych ubior�w, kocy, rozmi�owani w herbacie, kawie, s�odkiej melasie, sucharach � przez okr�g�y niemal rok nie odst�powali handlarzy jak wierne psy swego pana. Coraz mniej poluj�c, dopraszali si� kredytu i popadali w jawn� �ebranin�. Dumniejsi Dakota, okazuj�c �ebrakom wzgard� za ich s�abo�� charakteru, odsuwali si� od nich i przezywali ur�gliwie Pr�niakami Wok� Fortu, a Zwyci�skiego Nied�wiedzia i Dyma napi�tnowali mianem wodz�w--handlarzy, co zaprzedali dusz� i serca bia�ym.
Kolejne p�kni�cie w plemieniu sta�o si� faktem.
M�odzi wojownicy nie zwa�aj�c na przestrogi Pr�niak�w, kr��yli wok� Szlaku Orego�skiego niczym stada rozsierdzonych wilk�w. �aden z Amerykan�w pojedynczo czy nawet w ma�ej grupie nie �mia� si� oddali� od swoich, a kt�ry na to si� powa�y�, ten jakby w ziemi� zapad�. W�drowcy trzymani byli w nieustannej niemal bezsenno�ci. Nawet w balladach, kt�re �piewali przy ogniskach, Ind�unsi jawili si� im jako plugawi, okrutni mordercy, zbroczeni po pachy krwi� niewinnych ofiar, zdzieraj�cy skalpy z g��w nieszcz�snych kobiet i dzieci. Pos�pne zawodzenia ko�czyli niezmiennie nagl�cym wezwaniem, spazmatycznym krzykiem do Wuja Sama, �eby wreszcie si� ockn�� i potraktowa� Ind�us�w tak, jak si� traktuje w�ciek�e zwierz�ta, �eby wypleni� truj�ce i hwasty wraz z korzeniami!
W�adze w Waszyngtonie nie pozosta�y g�uche na owe nawo�ywania. W 1849 roku wykupi�y od handlarzy Fort Laramie i obsadziwszy go wojskiem przekszta�ci�y w silny garnizon, by trzyma� w ryzach czerwo-nosk�rych i strzeg� bezpiecze�stwa Szlaku Orego�skiego. Handlarze wynie�li si� do nowych kantor�w na zewn�trz palisady, �o�nierze za� zawarli za sob� wrota fortu i odt�d �aden Indianin nie mia� tu wst�pu. I >ow�dca garnizonu, wysoki, �ylasty rotmistrz, czeka� tylko okazji, by da� Indianom nauczk�. Kt�rego� dnia dojrza� stadko zb��kanych .mlylop o p� mili od plac�wki. Natychmiast wezwa� do siebie wszystkich znajduj�cych si� w pobli�u Dakot�w, po czym wyda� komend� i pot�ny huk targn�� powietrzem. Pocisk armatni uczyni� z antylop jatki. Chyba po�owa zwierz�t ra�ona sieka�cami pad�a trupem. Inne antylopy, skrwawione, pow��cz�c strzaskanymi ko�czynami, pr�bowa�y niezdarnie uchodzi� � ale i one wali�y si� na ziemi�. Rotmistrz
z zadowoleniem �ledzi� w india�skich twarzach wra�enie, jakie rze� zwierz�t na nich wywar�a.
� Popami�tajcie sobie ten widok! � warkn�� w stron� zebranych. � To samo spotka ka�dego, kto wejdzie nam w drog�!...
M�odym chwatom india�skim serca bynajmniej nie uciek�y w pi�ty. Grzmi�ca d�uga strzelba �o�nierzy mog�a zastraszy� Pr�niak�w Wok� Fortu, i tak ju� podda�czo uleg�ych bia�ym � lecz nie ich! Dla nich wkroczenie wojska na preri� by�o kolejnym wo�aj�cym o pomst� do nieba aktem napastliwej samowoli Jankes�w.
� Do�� ju� p�aszczenia si� przed wdziercami! �� kipieli w obozowiskach.
� Do�� podtulania pod siebie ogon�w! � rzucali gor�ce s�owa tym wszystkim, kt�rzy nadal opowiadali si� za pokojem i przywodzili przed oczy pot�g� wroga.
Napi�cie wok� Szlaku Orego�skiego gwa�townie si� wzmog�o. Garnizon, kt�ry mia� broni� migrant�w, jedynie w najbli�szej okolicy; panowa� nad sytuacj�, wsz�dzie indziej na d�ugiej drodze stawali oni okojj w oko z rozj�trzonymi do �ywego wojownikami.
Wie�ci o g�stniej�cych chmurach nad preriami sp�dza�y sen z powiek; w�adzom w Waszyngtonie. P�on�ce r�wniny grozi�y zablokowaniem] Szlaku Orego�skiego. Gdyby do tego dosz�o, rozgoryczeni osadnicy i ich pot�ne stronnictwo zarzuciliby w�adzom nieudolno�� w dzia�aniu.|
Powsta�a tedy my�l zwo�ania plemion prerii na wielk� narad� poko-� jow� w pobli�u Fortu Laramie. Przyrzekano Indianom sowite podarki, jak r�wnie� �yczliwe wys�uchanie wszystkich ich �al�w i pretensji przez? wys�annika Wielkiego Ojca z Waszyngtonu. Indianie nie oparli si� zach�caj�cym obietnicom. W 1851 roku pod Fortem Laramie zebra�a si� ich hurma, oko�o dwunastu tysi�cy, najwi�cej Dakot�w Po�udniowych, dalej Szejen�w, Wron, Arapah�w, Assiniboin�w, Arikar�w i Atsin�w. Sprzymierze�cy i wrogowie obozowali obok siebie, powa�niejsz\ch> zaognie� jednak nie by�o. Uczty, ta�ce, gonitwy konne, a mi�dzy t>m �mudne uk�ady.
Wys�annik prezydenta, komisarz Mitchell, prawi� wznios�e s�owa' o zakopaniu na zawsze tomahawka wojennego, o zgodnym po�yciu Indian i bia�ych, o wyznaczeniu granic my�liwskich mi�dzy.plemionami,, o �yczliwej opiece Wielkiego Ojca. Przede wszystkim sz�o mu jednak o zabezpieczenie przejazdu migrant�w na Szlaku Orego�skim. By to ^ osi�gn��, domaga� si� zgody Indian na stworzenie wzd�u� szlaku linii
14
fort�w i posterunk�w. Za to, jak te� za zaniechanie napad�w, rz�d by� got�w wyznaczy� im coroczn� zap�at� w towarach i �ywno�ci.
Tu Mitchell odmalowa� zebranym w n�c�cych kolorach szczodry strumie� d�br, kt�ry b�dzie na nich sp�ywa� � za w�sk� przecie� niby ni� smug� ich prerii.
Pr�niacy Wok� Fortu godzili si� na wszystko. Nie brak�o wszak�e wodz�w przenikliwszych, kt�rzy stan�li okoniem. Targi przewleka�y si�, Mitchell traci� cierpliwo��. Wreszcie zirytowany, ca�� spraw� za�atwi� na kr�tkim toporzysku. Najbardziej zale�a�o mu na u�o�eniu si� z Dakotami, najpot�niejszymi na preriach. Spo�r�d ich wodz�w wybra� uleg�ego mu Zwyci�skiego Nied�wiedzia i og�osi�, �e tak jak prezydent USA jest naczelnym wodzem Amerykan�w, tak odt�d Zwyci�ski Nied�wied� b�dzie g��wnym wodzem Dakot�w, za nich wszystkich odpowiedzialnym. Ten za�, po�echtany w swej pr�no�ci, nie odm�wi� z�o�enia podpisu pod traktatem.
Komisarz wraca� do Waszyngtonu dumny z dobrze spe�nionego zadania. Ani przez my�l mu nie przesz�o � zupe�nemu ignorantowi w sprawach india�skich � �e zawarte porozumienie by�o w�a�ciwie... �wistkiem papieru. Bezceremonialne narzucenie Dakotom jako wodza Zwyci�skiego Nied�wiedzia wielu Indian wzi�o za kiepski �art. Skoro spostrzegli jednak, �e komisarz traktuje ca�� rzecz serio � skwitowali hec� drwi�cym wzruszeniem ramion. Zwyci�ski Nied�wied� m�g� sobie podpisywa�, co tylko mu podtykano pod nos, oni bynajmniej nie czuli si� tym zwi�zani. Byli bowiem lud�mi wolnymi, nie za� jucznymi mu�ami, kt�rym mo�na by�oby cokolwiek narzuca� bez ich zgody!
Sam Zwyci�ski Nied�wied� nie ulega� z�udzeniu, kt�remu podda� si� jego ameryka�ski zwierzchnik. Jako Brule wiedzia� a� nadto dobrze, �e �aden Oglala nie oka�e mu pos�usze�stwa, nie m�wi�c ju� o Dakotach P�nocnych, zawsze niezale�nych. A i po�r�d Brul�w mia� za sob� tylko 1'r�niak�w Wok� Fortu. Dr���cego w�tpliwo�ci wype�z�y na wierzch w jego ostatniej rozmowie z Mitchellem, przed odjazdem komisarza na wsch�d. Zwyci�ski Nied�wied� nosi� wprawdzie na g�owie bu�czucznie nasadzony oficerski kapelusz darowany mu przez Mitchella, wyraz jego twarzy jednak zdradza� rozterk� i niepok�j.
� Nie l�kam si� �mierci � rzek� w pewnej chwili do Amerykanina zni�onym g�osem � lecz �eby stan�� na czele wszystkich Dakot�w, musz� by� wielkim wodzem. W przeciwnym razie znajdziecie mnie niebawem gdzie� na prerii martwego... Je�li nie b�d� pot�nym wodzem,
15
moi wrogowie zaczn� dyba� na mnie... Mam �on� i syn�w i nie chcia�bym odchodzi�...
Zwyci�ski Nied�wied� nawet nie przypuszcza�, jak rych�o spe�ni si� jego ponure proroctwo...
3. Wasichus depcz� pok�j
Si�gnijmy pami�ci� do pe�nych szlachetnego ognia wieczornych rozm�w Szalonego Konia z Garbem, kt�rym przys�uchiwa� si� z mocno bij�cym sercem Jasnow�osy! Do g��bi wstrz�sn�� ch�opakiem przywo�any przez ojca i opiekuna obraz wydarze� owego fatalnego roku 1841, atmosfer� rozdygotanej nienawi�ci, gdy w pijackim szale Indianie wznie�li bro� brat przeciw bratu.
Zar�wno Szalony Ko�, jak i Garb jedynie w odrodzeniu duchowej mocy Dakot�w dostrzegali szans� ich przetrwania w tych czasach wielkiej pr�by. Obaj m�owie, ho�duj�cy niez�omnym zasadom, w najg��bszej pogardzie mieli Pr�niak�w Wok� Fortu. Z gniewn� odraz� pi�tnowali zw�aszcza tych wszystkich, kt�rzy nie wyrzekli si� na�ogu pija�stwa. Niestety bowiem, pomimo najgorszych w tym wzgl�dzie do�wiadcze�, sk�onno�� do butelki ci�gle si� odzywa�a w�r�d Indian.
Zrozumia�e, �e i Jasnow�osy pod przemo�nym wp�ywem ojca i opiekuna czu� niepohamowany wstr�t do opilc�w w obozie zatruwaj�cych �ycie swym rodzinom. Prym w�r�d moczyg�b wodzi� wtedy Biegn�cy Kujot. Ten muskularny olbrzym, przerastaj�cy innych ros�ych wojownik�w niemal o g�ow� odznacza� si� zdumiewaj�c� krzep� i wyj�tkowo s�ab� wol�. Pod dzia�aniem wody ognistej przedzierzga� si� w sko�czonego ordynusa i awanturnika. Pomni jego straszliwej si�y, Indianie schodzili porywczemu zabijace z drogi, nie ujmowali si� nawet za katowan� przez zwyrodnia�ego furiata jego nieszcz�sn� �on�. Rozbestwiony w swej bezkarno�ci, Biegn�cy Kujot sta� si� zaka�� ca�ego obozu.
Pewnego letniego popo�udnia Jasnow�osy napatoczy� si� na pijanego do nieprzytomno�ci Biegn�cego Kujota, rozci�gni�tego jak k�oda na g�uchej polanie nie opodal wioski. Po ostro�nym upewnieniu si�, �e jest on ca�kiem bez zmys��w, oczy ch�opaka rozja�ni�y si�, do g�owy wpad� mu pomys�. Wezwa� cichym gwizdem swego mustanga, si�gn�� po lasso i skr�powa� nim nogi i �apska olbrzyma tak sumiennie, �e ten, gdyby si�
16
przebudzi�, nawet by palcem nie ruszy�. Po czym skrzykn�� w tamto miejsce swego m�odszego o rok brata, Ma�ego Jastrz�bia, i kilkunastu innych ochoczych wyrostk�w z obozu.
� On nas ze sk�ry obedrze!... � wykrztusi� zd�awionym g�osem kt�ry� z nich na widok zwi�zanego opoja.
� Ale z ciebie strachaj�o! � parskn�� zuchowaty jedenastolatek, Ma�y Jastrz�b. � Przecie� nic nam nie mo�e zrobi�! Cho�by p�k�, rzemieni nie zerwie.
� Kto go tam wie... On ma si�� nied�wiedzia...
� G�upi�, nawet nied�wiedzia grizzly mo�na pojma� na lasso � zawyrokowa� Jasnow�osy. � Dalej, rnaruderzy, przecie� nie b�dziemy stercze� tu bezczynnie!
Polana w sam raz nadawa�a si� na boisko do.bagataway � ulubionej gry, za kt�r� wprost przepadali. W�r�d radosnego rozwydrzenia wszcz�a si� niebawem karko�omna gonitwa za pi�k�, kt�r� nale�a�o wbi� rakiet� do w�skiej bramki. Ow� bramk� Jasnow�osy ustawi! o kilka ledwie krok�w od woniej�cego rumem cielska Biegn�cego Kujota.. W ferworze zabawy jednak ca�kiem o nim zapomnieli.
Piekielny harmider wzniecony przez swawoln� czered� przebudzi�by chyba umar�ego, nie dziw wi�c, �e i pijaka wybi� wkr�tce z kamiennego snu. Pewnie zdawa�o mu si�, �e wali na niego stado cwa�uj�cych bizon�w. Zdj�ty nag�� trwog�, rozwar� szeroko przekrwione oczy. Gdy ujrza� ch�ystk�w kot�uj�cych si� wok� pi�ki tu� niemal nad jego g�ow�,, z punktu oprzytomnia� i w�ciek� si� ze z�o�ci. Chcia� si� zerwa� na r�wne nogi, lecz wierzgn�� tylko komicznie i pad� zn�wjak d�ugi. Spr�bowa� raz jeszcze: le��c skuli� si� niczym do skoku i napi�� mocarne mi�nie, lasso* jednak trzyma�o niewzruszenie i wpi�o si� jeno g��biej w jego cz�onki. Pot�ne bary Indianina drga�y, stawy trzeszcza�y � wszystko na pr�no.. Biegn�cy Kujot zdj�ty sza�em miota� na g�owy wyrostk�w straszliwe gro�by i przekle�stwa. Ci wszak�e, rozhukani, wzmo�onym zgie�kiem g�uszyli jego dzikie ryki i jak gdyby w og�le go nie dostrzegali. Jakgdyby wcale dla nich nie istnia�.
Nieopisana wrzawa �ci�gn�a na polan� grup� zaintrygowanych wojownik�w. Skoro tylko ujrzeli cudaczne widowisko, omal nie podusili si� z ur�gliwej weso�o�ci.
Wreszcie i do Biegn�cego Kujota dotar�o, �e jest po�miewiskiem wszystkich. Szyderczy �miech ch�osta� go bezlito�nie. Przesta� si� miota� zaszy� si� w skorup� milczenia. Pal�cego jak ogie� wstydu przysz�o mu
I 2 Szalony Ko�
17
naje�� si� do syta. Dopiero p�nym wieczorem, gdy polana opustosza�a, przydiepta�a jego �ona i rozci�wszy mu p�ta wyzwoli�a z uw�aczaj�cego po�o�enia. By! on odt�d nie do poznania, jego grubia�stwo i awanturnicze zap�dy raz na zawsze zosta�y okie�znane. A wody ognistej unika� jak trucizny, jak przekle�stwa.
Szeptana wie�� o roli Jasnow�osego w zdumiewaj�cym przeobra�eniu Biegn�cego Kujota migiem rozesz�a si� w�r�d Indian. Zmy�lny m�odzik wyr�s� nieomal na bohatera chwili i zjedna� sobie, jak r�wnie� jego druhowie, du�o �ywej sympatii u Oglal�w.
Powr��my my�l� raz jeszcze do wieczornych spotka� przy ognisku Szalonego Konia i Garba. Obaj m�owie w swych roztrz�saniach nie mogli si� uwolni� od nabrzmia�ego gorycz� pytania: dlaczego w obliczu wasichus wdzieraj�cych si� na r�wniny fal� o charakterze kataklizmu wodzowie Dakot�w tak haniebnie zawiedli? Wszczynaj�c mi�dzy sob� nieprzytomne k��tnie, wik�aj�c si� w r�norodne niech�ci � obna�yli wol� sp�kan� i ma�o�� ducha. Dlaczego?
� Marne nasze widoki � westchn�� Szalony Ko� �j� je�li nie doczekamy rych�o wodza, kt�ry b�dzie czu� odpowiedzialno�� za te donios�e sprawy! Wodza zdolnego przywr�ci� jedno�� plemienia!
Doprawdy bez takiego przyw�dcy szans� Dakot�w w narastaj�cym konflikcie z Amerykanami rysowa�y si� w ciemnych barwach. Przecie� wasichus, dzisiaj w�druj�cy do Oregonu i Kalifornii, jutro by� mo�e zechc� si� osiedli� wprost na prerii! Czy z odleg�ych obszar�w, gdzie wstaje s�o�ce, nie nadlatuj� jak czarne ptactwo coraz nowe mro��ce krew w �y�ach s�uchy o tamtejszych plemionach india�skich, kt�rych �owiska staj� si� pastw� bia�ych osadnik�w?
Tymczasem jak na ur�gowisko, przyw�dc� Dakot�w mieni� si� Zwyci�ski Nied�wied� � �w papierowy w�dz pe�ni�cy rol� bezwolnego narz�dzia w r�kach komisarza Mitchella. Uporczywie twierdzi� on, �e z wasichus mo�na doj�� do porozumienia, �e Wielki Bia�y Ojciec pragnie pokoju. Je�li jego s�owa znajdowa�y pewien pos�uch, to tylko dlatego �e przyrzeczone przez komisarza towary istotnie zacz�y przybywa�. Owe towary by�y atutem w r�ku Zwyci�skiego Nied�wiedzia.
�y� w pokoju z wasichus � to jednak nader trudna rzecz. Dakotowie przekonali si� o tym z ca�� brutalno�ci� zaledwie w trzy lata po podpisaniu traktatu w Forcie Laramie.
W�a�ciwie nic nie zapowiada�o w�wczas katastrofy. W miesi�cu dzikich wi�ni � sierpniu 1854 roku � rodziny Oglal�w i Brul�w �ci�gn�y
18
w pobli�e Fortu Laramie, by po raz trzeci ju� odebra� nale�ne sobie przydzia�y. Rz�dowe furgony z oczekiwanym �adunkiem jeszcze nie nadjecha�y. Wojownicy zabijali bezczynnie czas gaw�dz�c i kurz�c fajki, kobiety krz�ta�y si� przy obozowych zaj�ciach, dzieciarnia dokazywa�a nad rzek�, to �owi�c ryby, to k�pi�c si�. Niebo zia�o s�onecznym �arem, dni up�ywa�y leniwie.
Ruch na Szlaku Orego�skim o tej porze roku ju� dogasa�, jedynie nieliczni sp�nieni migranci zacinaj�c wo�y parli co si� na zach�d, aby nie da� si� pojma� srogiej zimie w G�rach Skalistych. Na szarym ko�cu pod��a� pewien mormon; jedna z jego kr�w, stara i wyn�dznia�a, /. bole�nie poranionymi racicami, ledwie si� wlok�a po piaszczystej drodze, op�niaj�c poch�d. Rozz�oszczony mormon pocz�� j� ok�ada� dr�giem po stercz�cych �ebrach. Maltretowana krowina wykrzesa�a sk�d� ostatnie iskry �ycia i porwa�a si� do rozpaczliwej ucieczki, k�usuj�c niezdarnie w stron� pobliskiego obozowiska Dakot�w. Mormon splun�� tylko z odraz� i pod��y� dalej za swym taborem. Ona tymczasem dobieg�a do pierwszych tipi i pad�a na ziemi�. Widz�c j� w agonii, wojownik Szerokie Czo�o poszed� po strzelb� i wpakowa� zwierz�ciu kul� w �eb.
Na odg�os wystrza�u m�czyzna na szlaku przystan�� i obejrza� si�. Ujrzawszy Indianina z dymi�c� broni� nad trupem krowy zakl�� siarczy�cie i potrz�sn�� pi�ci� jak w�ochat� maczug�. Pop�dzi� ze skarg� do Fortu Larmie. Nie darmo by� mormonem. Jak wi�kszo�� wyznawc�w owej zaborczej sekty, skupiaj�cej w swych szeregach kresowych farrne-r�w-indiano�erc�w, uwa�a� �dzikich" Indian za najn�dzniejsze kreatury, niewarte, �eby ich ameryka�ska ziemia nosi�a.
W forcie trafi� na porucznika Johna Grattana, m�odego, �wie�o upieczonego wychowanka West Point, g�o�nej akademii wojskowej USA. Grattan przyby� na preri� w pogoni za �atw� s�aw� i szybkim awansem. Zarozumia�y che�pliwiec pali� si� do bicia Indian. Zawsze by� zdania, �e india�ska cho�ota potrzebuje twardej r�ki. Wzi�� wi�c dwudziestu dziewi�ciu ochotnik�w spo�r�d �o�nierzy, dwa polowe dzia�ka i ruszy� do obozu Dakot�w.
Zwyci�ski Nied�wied�, kt�ry wyszed� mu naprzeciw, zaofiarowa� sute odszkodowanie, lecz Grattan upar� si� aby aresztowa� winowajc�, i nie chcia� zgody. *
� Got�w jestem odda� dwa, nawet trzy spo�r�d moich najlepszych mustang�w za ow� krow� � nie ustawa� w pr�bach udobruchania go
Zwyci�ski Nied�wied�. � Pragn� z ca�ej duszy po�o�y� kres sporowi, kt�ry wynik� z takiego g�upstwa...
� Nie! � warkn�� oficer. �� ��dam, by� wyda� mi natychmiast tego hultaja!
� Szerokie Czo�o przyby� do nas w go�cin� ze szczepu Miniconjou. B�d�c go�ciem, nie podlega mojej w�adzy � t�umaczy� si� w�dz.
� W takim razie sam go dostan�!
Wykrzykn�� komend� i ruszy� z oddzia�em w g��b obozowiska. Szerokie Czo�o sta� przed swym tipi ze strzelb� w jednej r�ce i �ukiem w drugiej. Nale�a� do dzielnych wojownik�w znad rzeki Cheyenne, kt�rzy nigdy dot�d nie zgi�li karku przed bia�ymi intruzami. Tyle by�o w nim wspanialej dumy, �e dla nikogo z obecnych nie ulega�o w�tpliwo�ci, i� pr�dzej odda �ycie, ni�li pozwoli si� komukolwiek dotkn��.
Zwyci�ski Nied�wied� nadal czyni� wysi�ki, by doj�� z Grattanem do pojednania. Ju� i cztery, i pi�� mustang�w ofiarowywa� za krow�. Gadanina wodza wszak�e tylko dra�ni�a butnego oficera. Chc�c si� go pozby�, zacz�� miota� na jego g�ow� obelgi. W swym wrogim zaci�ciu by� g�uchy i �lepy na wszystko.
Oliwy do ognia dolewa� jeszcze t�umacz Grattana, niejaki Wyuse, syn kt�rego� z okolicznych handlarzy, pijaczyna i kreatura nader odpychaj�ca. Stoj�c za plecami oficera puszy� si� i odyma�, i nie szcz�dzi� Indianom obel�ywych gest�w. S�owa Grattana w spos�b wyrachowany zaprawia� od siebie dodatkowym jadem, �eby tym dotkliwiej zniewa�a�y Zwyci�skiego Nied�wiedzia.
Poniewierany w�dz do ostatka desperacko pr�bowa� ratowa� sytuacj�. W ko�cu jednak i jego miara cierpliwo�ci si� przebra�a. W tym zawsze ust�pliwym, pokornym wobec Amerykan�w wodzu, drzema�o ukryte gdzie� g��boko poczucie godno�ciw�asnej � i ono wreszcie si� ockn�o. Zbli�y� si� naraz do grubia�skiego porucznika i st�a�ym z gniewu g�osem wycedzi� mu prosto w twarz:
� M�ody cz�owieku o ciasnym umy�le, zniewa�asz mnie! W innych okoliczno�ciach t� oto r�k� zamkn��bym ci usta na zawsze! Nie uczyni� tego jednak, bom wodzem, kt�ry zawar� pok�j z wasichus!
Wyuse prze�o�y� tylko dwa pierwsze zdania, pomin�� za� trzecie. Zaakcentowa� gro�b�, umy�lnie natomiast przemilcza�, �e nie zostanie ona spe�niona.
Grattana w pierwszej chwili zatka�o. Nie mog�o mu si� pomie�ci� w g�owie, �e ten boja�liwy, do znudzenia paplaj�cy o pokoju w�dz �
20
powa�y� si� jemu odgra�a�! W napadzie w�ciek�o�ci, z pian� na ustach rykn�� komend�: � Ognia!! � Po salwie �o�nierzy Zwyci�ski Nied�wied� run�� na ziemi� ci�ko ranny.
Skoro tylko przebrzmia� grzmot wystrza��w, z lewa i z prawa podnios�o si� wycie rozjuszonych wojownik�w. W jednej sekundzie wszyscy oni z nies�ychanym impetem ruszyli na wroga. W�r�d Amerykan�w pierwszym, kt�rego ogarn�� sza� trwogi, by� Wyuse. Wydawszy chrapliwy, zwierz�cy ryk, porwa� si� do ucieczki. Panika udzieli�a si� ca�emu oddzia�owi. �o�nierze rozsypali si� jak groch, szukaj�c ratunku w ob��dnej rejteradzie. Grattan nie zd��y� skl�� uciekaj�cych, w tej�e chwili bowiem pad� trupem z utkwion� w czole strza��. Jego ochotnicy nie uszli daleko. Indianie piorunem spadli na ich karki i wszystkich wygnietli, stratowali kopytami, dobili maczugami.
Jeden Wyuse, korzystaj�c z zam�tu, przytai� si� w stoj�cym na uboczu tipi �mierci wodza, G�owy Byka. �w stary w�dz Brul�w dokona� �ywota poprzedniego dnia. Wyuse liczy�, �e wojownicy nie b�d� niepokoili miejsca spoczynku umar�ego. N�dzny pokurcz nie przypuszcza�, �e jego ucieczk� �ledzi�y bystre oczy india�skiego ch�opaka, dwunastolatka o p�owej czuprynie. Jasnow�osy � bo to by� on � przywo�a� nagl�cym ruchem r�ki najbli�szego wojownika i wskazuj�c na tipi G�owy Byka, krzykn��:
� Wyuse!
Wojownik po kr�tkiej szamotaninie wywl�k� na zewn�trz ob��kanego strachem, skowycz�cego wniebog�osy uciekiniera. Indianin r�bn�� go maczug� w g�ow� i martwego ze wstr�tem porzuci�, nie zatroszczywszy si� nawet o jego skalp.
Wyuse le�a� o kilka krok�w od Jasnow�osego. Ch�opak skupi� spojrzenie na jego nieruchomych oczach, kt�rych �renice ci�gle jeszcze rozszerzone by�y od panicznego strachu. A przecie� dopiero co te same oczy wyzywa�y Indian jak�e szyderczymi spojrzeniami. W piersi m�odzika serce dygota�o ze wzburzenia. Nagle b�yskawicznym ruchem zdar� z siebie wszystek ubi�r i stan�� obna�ony nad Wyusem, tym zniewa�aj�cym gestem okazuj�c mu najwy�sz� pogard� Dakoty. Ju� jednak po chwili oszo�omiony �mia�o�ci� swego czynu, do jakiego uciekali si� niekiedy jedynie wodzowie w tipi narad, spiesznie si� okry�, nim ktokolwiek zauwa�y� jego golizn�.
Tymczasem raptowna cisza, jaka zapanowa�a na pobojowisku, wydawa�a si� czym� niesamowitym po tak gwa�townym uniesieniu wojowni-
k�w. Indianie w milczeniu pozbierali walaj�ce si� strzelby i po�ci�gali z �o�nierzy pasy z amunicj�. Oba dzia�a natomiast zawlekli ku rzece; zepchni�te do wody, znikn�y w mrocznej toni.
Przede wszystkim jednak zaj�to si� Zwyci�skim Nied�wiedziem. By� wielokrotnie ranny: w rami�, w udo, w nog�. Najgro�niejszy postrza� otrzyma� w pier�: kula przesz�a tu� ko�o serca. Z trudem chwyta� powietrze, by� bliski �mierci. Gdy ujrza� pochylonych nad sob� Indian, jego zamglone spojrzenie jak gdyby przytomniejsze si� sta�o. Uczyni� zwiotcza�� r�k� s�aby znak, �e chce m�wi�.
� Ratujmy pok�j z Amerykanami... � odezwa� si� ledwie dos�yszalnym szeptem. � Ratujmy pok�j za wszelk� cen�...
� Wasichus to w�ciek�e wilki! �� zgrzytn�� g�ucho m�ody w�dz
Pstry Ogon.
� Grattan z�y, ale inni dobrzy... Mo�na z nimi �y�... Trzeba z nimi �y�... � wyszepta� z ogromnym wysi�kiem dr��cymi wargami Zwyci�ski
Nied�wied�.
Pstry Ogon i kilku obecnych wojownik�w wzdrygn�o si� z oburzenia i chcia�o wybuchn�� gor�cymi s�owami protestu. Powstrzymali si� jednak. Nie by�o celu wadzi� si� z umieraj�cym. Opatrzono mu rany, tamuj�c up�yw krwi, i u�o�ono zemdla�ego na noszach ze sk�ry bizona rozpostartej mi�dzy dwoma �erdziami.
Kobiety zwija�y co �ywo tipi i pakowa�y dobytek, szykuj�c si� do drogi. Wojownicy sp�dzali z pastwisk stada koni. Raz po raz wyt�ali wzrok w stron� odleg�ego o kilka mil Fortu Larmie, oczekuj�c, �e wasichus wyrusz� stamt�d ze sp�nion� odsiecz�. Nic takiego jednak nie nast�pi�o. Wi�c Dakotowie przez nikogo nie niepokojeni, przebrn�li p�ytk�, szeroko rozlan� rzek� North Platte i pod��yli forsownym marszem na p�nocny wsch�d. Utartym zwyczajem czterech naj-do�wiadcze�szych m��w z rady starszyzny jecha�o przodem, by wskazywa� dogodne miejsca na kr�tkie popasy za dnia i na nocleg. D�ug� kolumn� kobiet, dzieci, starc�w, koni jucznych i koni ci�gn�cych travois* otaczali po obu bokach i z ty�u zbrojni wojownicy na mustangach. W pobli�u czo�a pochodu sze�ciu wojownik�w d�wiga�o nosze ze Zwyci�skim Nied�wiedziem.
Na najwy�szym pag�rku wznosz�cym si� opodal rzeki wielu Indian
* travois � dwa dr�gi przytwierdzone do bok�w konia z ko�cami wlok�cymi si� po ziemi, s�u��ce do transportowania dobytku
22
o zas�pionych obliczach przystan�o i obejrza�o si�. Raz jeszcze ogarn�li spojrzeniem ja�niej�c� ��tawo wzd�u� po�udniowego brzegu North Platte smug� Szlaku Orego�skiego i gin�ce w dali zarysy Fortu Laramie. Wszystko tego dnia zdarzy�o si� tak nagle. Wzburzenie Indian miesza�o si� z zaskoczeniem. Doznawszy raptownego wstrz�su, przekonali si�, co wart by� pok�j z wasichus. Porucznikowi Grattanowi wystarczy! najb�ahszy pretekst, �eby brutalnie na nich napa�� i strzela� do najbardziej ugodowego po�r�d nich, do Zwyci�skiego Nied�wiedzia, kt�rego Amerykanie sami wyznaczyli na najwy�szego wodza...
Kim�e wi�c s� owi wasichus, kt�rzy tak zuchwale przemierzaj� ich r�wniny i kt�rzy tak �atwo, nies�ychanie �atwo z�amali wieczysty traktat, podeptali prawo przez samych siebie ustanowione? Sk�d si� bierze w nich tyle zajad�o�ci i z�ej woli?
4. Wizja
Zgniecenie oddzia�u Grattana, jak r�wnie� p�niejsze wie�ci, �e �o�nierze w Forcie Laramie nie odwa�yli si� nawet wyj��, by pogrzeba� swych poleg�ych towarzyszy, sk�adaj�c t� czynno�� na barki okolicznych handlarzy � wszytko to wzmog�o poczucie si�y i pewno�ci siebie u wielu m�odych wojownik�w. W przeciwie�stwie do nich jednak w�r�d niedawnych Pr�niak�w Wok� Fortu* kt�rzy obecnie uchodzili wraz z innymi Dakotami na p�noc, obawy wzbiera�y jak czarne fale i rodzi� si� l�k, co teraz z nimi b�dzie. Przys�owie g�osi, �e trzy dni �ebrania wystarczy, by zosta� na ca�e �ycie �ebrakiem. Pr�niakom, gdy tylko och�on�li na drugi, trzeci dzie� po walce, jak�e trudno by�o si� pogodzi� z my�l�, �e utracili bezpowrotnie tegoroczne przydzia�y. Jak�e wzbiera�a w nich gorycz, �e by� mo�e nie ujrz� ju� wi�cej wszystkich pyszno�ci, za kt�rymi tak przepadali: cukru w kostkach i kawy, s�odkich rodzynek, suchar�w, bekonu i fasoli, wonnego tytoniu! Niepowetowana dla nich strata!
Wtedy w g�owie jednego z nich, Krwawego No�a, wyl�g� si� pomys� haniebny, plugawy. Umy�li� on ze swymi poplecznikami wygna� z obozu ca�� rodzin� Zwyci�skiego Nied�wiedzia, a jego samego obarczy� przed bia�ymi odpowiedzialno�ci� za starcie z Grattanem! Krwawy N� got�w by� pe�za� u n�g Amerykan�w, byle tylko wkra�� si� na powr�t w ich
23
�aski. Nikczemne swe knowania podj��, zanim dogorywaj�cy Zwyci�ski Nied�wied� wydal ostatnie tchnienie...
Jasnow�osy nigdy jeszcze nie dozna� takiego zam�tu my�li i uczu� jak w owych dniach: zanosi�o si� na wielk� wojn� z wasichus � a tymczasem w�r�d Dakot�w nadal trwa rozbrat i nieobliczalni za�lepie�cy siej� zgubny ferment. We wra�liwym ch�opaku co� nieustannie wo�a�o, domaga�o si� odpowiedzi na coraz wi�cej dr�cz�cych go dniem i noc� pyta�.
Jak potocz� si� dalej losy Dakot�w? Czy zdo�aj� oni wy�oni� wreszcie spo�r�d siebie nowego wodza � o kt�rym tak cz�sto m�wi� jego ojciec � wodza na miar� owych prze�omowych czas�w? A jemu, Jasnow�osemu, co przyniesie przysz�o��? Czy wybije si� na m�nego wojownika? Zawsze marzy�, �e gdy wyro�nie, b�dzie dla ludzi obozu itank�, Opiekunem wszystkich s�abych, kt�ry sk�pi�c mi�sa swym ustom, nie da im zazna� g�odu i os�oni ich w�asn� piersi� przed wrogiem.
Gdy Dakota po kilku dniach forsownej w�dr�wki dotarli do rzeki Running Water i tu roz�o�yli si� obozem, by wytchn��, Jasnow�osy nic � nikomu nie m�wi�c wyruszy� na swym karym mustangu ku majacz�cym w oddali wzg�rzom. Otoczy�a go kraina dzika, zapad�a, tajemnicza. Dobrn�� na szczyt wynios�ego wzniesienia i znalaz� tam d�-pu�apk�, wydr��on� ongi� przez �owc�w or��w. Sp�ta� postronkiem nogi konia, by nie m�g� si� zanadto oddali�, po czym w�lizn�� si� do do�u i okryty tylko bizoni� sk�r� leg� na dnie. Kilka ostrych kamyk�w wetkn�� mi�dzy palce u n�g, aby nie mia�a do niego przyst�pu senno��. Zwr�ci� wyt�on� my�l ku niezag��bionemu niebu nad sob�, wprawiaj�cemu go w zadum� nad tajemniczymi pot�gami odleg�ych �wiat�w. Pragn�� ze wszystkich si� dost�pi� wizji*.
Nie podda� si� jednak koniecznemu w takich wypadkach rytua�owi oczyszczenia w sza�asie do za�ywania k�pieli parowych** i uzmys�owi� sobie, �e dopuszcza si� niemal �wi�tokradztwa. Prawda, ani jego ojciec,
* Dla Dakot�w i wielu innych Indian poszukiwanie wizji by�o rzecz� nies�ychanie wa�n�. Zabiegi o dost�pienie wizji wi�za�y si� �ci�le z ich wierzeniami religijnymi. Indianin ca�ymi dniami po�ci� w odosobnieniu i modli� si� o dost�pienie tego prze�ycia. W wizji objawia� mu si� jego duch opieku�czy, kt�ry odt�d towarzyszy� mu i wspiera� w chwilach dobrych i z�ych � co by�o niezb�dne dla zdobycia powodzenia w �yciu. W wizji szuka! te� dla siebie dr�g m�dro�ci oraz czerpa� z niej natchnienie do wybitnych czyn�w.
** Sza�as do za�ywania k�pieli parowych � kopulasty sza�as zbudowany z wygi�tych �erdzi, kt�re okrywano sk�rami. W nim na �rodku le�a�y du�e kamienie, kt�re najpierw rozgrzewano, a potem polewano wod�. W k��bach pary wojownik odbywa� rytualn� k�piel oczyszczaj�c�, dzi�ki kt�rej m�g� nast�pnie uda� si� w poszukiwaniu wizji.
Indianie wierzyli, �e je�li poszukuj�cy wizji nie odby� przygotowawczych rytua��w, to w�wczas spotka� go mog�o nieszcz�cie, a nawet gwa�towna �mier�.
24
ani te� opiekun w owych gor�czkowych dniach nie mieliby g�owy, by przygotowa� go do wyprawy w poszukiwaniu wizji. On za� nie m�g� czeka� d�u�ej! Musia� pozna� prawd� teraz!
Powa�y� si� tedy na krok tyle� samowolny, co ryzykowny. Czy� jednak nie dor�s� duchowo do tej wielkiej pr�by? Czy od d�u�szego ju� czasu nie sposobi� si� do spotkania z tajemnym �wiatem Wielkiego Ducha jak �aden inny z jego r�wie�nik�w w obozie?
Ten ch�opak nad wiek dojrza�y, sk�onny do g��bokiej zadumy, odbywaj�cy ca�odzienne posty w odosobnieniu nie raz ju� wprawia� si� w stan niemal�e mistycznego oszo�omienia i by� zda si�, o krok od doznania wizji.
Dwukrotnie ogniste s�o�ce przetoczy�o si� ponad jego g�ow� i skona�o za zachodnimi wzg�rzami, dwakro� rozmigotane gwiazdy odby�y sw� w�dr�wk� i znik�y z nieba. Pomimo jednak nies�ychanego napi�cia woli, naj�arliwszych mod��w zanoszonych do Wakan Tanki i b�agalnego wo�ania o jego pomoc � nie dozna� wizji.
Wyczerpany i zniech�cony trzeciego dnia po po�udniu wygramoli� si� z do�u i na wiotkich nogach zszed� ze wzg�rza. Rozgl�da� si� za swym mustangiem. Doskwiera� mu piek�cy b�l oczu z niewyspania, a sko�cza�y j�zyk w ustach napuch� i by� szorstki jak ogon bobra. Odnalaz� karego w niewielkiej kotlinie, po�rodku kt�rej ros�a bujna topola. Zbyt zmo�o-ny, by dosi��� konia, uczu� zawr�t g�owy i spocz�� na ziemi opieraj�c si� plecami o pie� topoli, �wi�tego drzewa o szepcz�cych li�ciach. Zasn��.
I w�wczas nawiedzi�o go niezwyk�e widzenie! Jak gdyby b�yskawice rozja�nia�y mroki wok� niego i ods�ania�y coraz nowe obrazy, niekiedy wype�nione gwa�townym ruchem, frenetycznie migaj�cymi postaciami i �wistem kul, i �piewem strza�. A ponad tym wszystkim g�rowa�a jedna posta�, kt�rej my�l i czyny zdawa�y si� by� jego my�lami i czynami.
Wtem ostre szarpni�cie wyrwa�o go z transu. Zamroczony ujrza� dw�ch ludzi pochylonych nad sob�. Pocz�� si� z nimi dziko szamota�, p�ki nie rozpozna�, �e to jego ojciec i Garb.
Obaj byli srodze zagniewani. S�dzili, �e lekkomy�lny ch�opak zgubi� si� w tych dzikich wertepach.
� Czy nie wiesz, �e grasuj� tu nieprzyj