7727
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 7727 |
Rozszerzenie: |
7727 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 7727 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7727 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
7727 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Fredric Brown To jeszcze nie koniec
Zielonkawe �wiat�o dzia�a�o w metalowym sze�cianie deprymuj�co.
Bladotrupia sk�ra istoty siedz�cej przy tablicy rozdzielczej wydziela�a
jak gdyby zielonkawy blask. Jedyne oko tej istoty, umieszczone po�rodku
czo�a obserwowa�o uwa�nie siedem zegar�w. Czyni�o to bez przerwy, od
chwili opuszczenia przez statek Xandoru. Rasa, do kt�rej nale�a� Kar 388
nie zna�a snu. Nie zna�a te� lito�ci. Wystarczy�o przyjrze� si� twardym,
wyostrzonym rysom poni�ej oka, by mie� co do tego pewno��.
Na zegarach 4 i 7 wskaz�wki wskazywa�y, �e sze�cian zatrzyma� si� w
przestrzeni przed swoim najbli�szym celem. Kar pochyli� si� do przodu i
praw�, g�rn� r�k� popchn�� uchwyt stabilizatora. Uczyniwszy to wsta� i
przeci�gn�� si�.
Nast�pnie zwr�ci� si� do swego towarzysza, istoty takiej samej, jak on.
- No wiec oto pierwszy etap naszej podr�y, Gwiazda Z-56. 89. Gwiazda
ta posiada dziewi�� planet, z kt�rych jedna tylko, trzecia jest
zamieszka�a. Mam nadziej, �e znajdziemy tu istoty, kt�re b�dziemy mogli
wykorzysta� w charakterze niewolnik�w.
Lal 16b, kt�ry przez ca�y czas podr�y siedzia� nieruchomo, wsta� i
r�wnie� przeci�gn�� si�.
- Zawsze musimy �ywi� podobn� nadzieje - powiedzia�. Gdyby tak by�o,
wr�ciliby�my na Xantor w glorii s�awy, a nasza flotylla przyby�aby tutaj
po niewolnik�w. Ale nie cieszmy si� zawczasu. Gdyby si� nam to uda�o za
pierwszym razem, by�by to prawdziwy cud. Prawdopodobniejsze jest to, �e
b�dziemy musieli zbada� przynajmniej z tysi�c takich planet...
- No to zbadamy ich tysi�ce - rzek� Kar wzruszaj�c ramionami. -
Lunakowie ju� prawie ca�kowicie wygin�li i je�li nie znajdziemy rasy
niewolnik�w, kt�rzy mogliby ich zast�pi�, nie b�dziemy wstanie
eksploatowa� naszych kopal�. Usiad� ponownie przy tablicy rozdzielczej i
nacisn�wszy guzik uruchomi� monitor zbli�enia.
- Znajdujemy si� pod po�ow� planety pokryt� ciemno�ciami nocy - rzek�
spogl�daj�c w monitor. - Du�o tu chmur, kt�re utrudniaj� widoczno��.
Przejd� do r�cznego kierowania statkiem.
Nacisn�� kilka guzik�w.
- Sp�jrz Lal - powiedzia�. - Regularnie umieszczone �wiat�a. Jakie�
miasto! Ta planeta jest naprawd� zamieszka�a! Lal usiad� ponownie przed
tablic� i r�wnie� spojrza� w monitor.
- Nie mamy potrzeby obawiania si� czegokolwiek - zauwa�y�. - Nawet
�ladu pola si� wok� miasta. Wiedza naukowa tych istot musi by�
szcz�tkowa. Gdyby�my byli zaatakowani, mo�na by zniszczy� to miasto jedn�
salw�.
- S�usznie - rzek� Kar. - Tylko przypominam ci, �e celem naszej misji
nie jest zniszczenie. Przynajmniej tym razem. Potrzeba nam na razie kilka
pr�bek: je�li pr�bki oka�� si� zadowalaj�ce, nasza flotylla zabierze st�d
tysi�ce niewolnik�w - tyle, ile nam potrzeba. Dopiero p�niej b�dziemy
mogli dokona� dzie�a zniszczenia. I, m�j drogi, zniszczymy nie miasto, ale
ca�� planet�, bo cywilizacja, kt�ra j� zamieszkuje rozwija si� i kto wie,
czy jej mieszka�cy nie mogliby pewnego dnia pr�bowa� zemsty...
- Dobra, ju� dobra - powiedzia� Lal, sprawdzaj�c potencjometr. - W��cz�
megrapole i b�dziemy niewidoczni. Chyba, �e te istoty posiadaj� oczy
zdolne widzie� promienie ultrafioletowe - w co w�tpi� znaj�c widmo ich
promienia s�onecznego.
Sze�cian zni�a� si�, podczas gdy �wiat�o, kt�re rzuca� przechodzi�o z
zieleni w kolor fioletowy, nast�pnie przekroczy�o d�ugo�� tej fali. Pojazd
zatrzyma� si� cicho, a Kar uruchomi� mechanizm w�azu.
Wysiad�, a za nim Lal. ,
- Zobacz - powiedzia� Kar - dwie istoty dwuno�ne. Dwoje r�k, dwoje
oczu... Podobni s� do Lunak�w. Chyba troch� mniejsi. Oto dwie pr�bki,
jakich nam potrzeba.
Uni�s� sw� lew�, doln� r�k� kt�rej trzy palce dzier�y�y cienki pr�t ze
splecionych drucik�w miedzianych. Dotkn�� pr�tem najpierw jedn�, p�niej
drug� z istot. Z pr�ta nie wydoby� si� �aden promie�, ale obydwie istoty
znieruchomia�y, jak dwa pos�gi.
- Nie s� zbyt wielcy - zauwa�y� Lal. Zanios� ich na statek, a badania
dokonamy ju� w kosmosie:
- Masz racj�. Dwie takie istoty wystarcz� w zupe�no�ci. Tym bardziej,
�e jedna jest samcem, a druga samic�.
W chwil� p�niej sze�cian uni�s� si� w powietrze. Gdy tylko statek
znalaz� si� poza atmosfer�, Kar w��czy� stabilizator i zbli�y� si� do
Lala, kt�ry tymczasem rozpocz�� badania obydwu pr�bek.
- To s� ssaki - powiedzia� Lal. - Pi�� palc�w, r�ce nadaj�ce si� do
wykonywania precyzyjniejszych prac. Oczywi�cie dla nas nie r�ce maj�
znaczenie, lecz inteligencja. Kar wyci�gn�� z szuflady dwie pary kask�w.
Lal jeden kask na�o�y� sobie na g�ow�, a drugi na g�ow� istoty, kt�r�
bada�. Kar uczyni� z drug� istot� to samo.
Po kilku minutach spojrzeli na siebie rozczarowani.
- Siedem punkt�w poni�ej normy - powiedzia� Kar. - Nie ma mowy, by ich
wyuczy� najzwyklejszych prac w naszych kopalniach. Nie zrozumieliby
najprostszych rozkaz�w. Najwy�ej sprowadzimy je do naszego muzeum...
- No to co? Niszczymy planet�?
- Chyba nie warto. Za jakie� milion lat, o ile nasza rasa b�dzie
jeszcze do tego czasu istnia�a, istoty te b�d� wystarczaj�co rozwini�te,
aby je wykorzysta� w charakterze niewolnik�w. Trudno. Trzeba b�dzie szuka�
w innym systemie s�onecznym i na innych planetach...
Sekretarz Redakcji "Milwakue Star" siedzia� nad makiet� i ko�czy�
w�a�nie kolumn� miejsk�. Jenkins, metrampa� pokaza� mu wolne miejsce na
ko�cu strony.
- Mam tu dziur� na �smej kolumnie - powiedzia� - zmieszcz� tu dziesi��
wierszy z tytu�em. A tu s� dwie wiadomostki w sam raz.
Sekretarz redakcji rzuci� okiem na sk�ad. Umia� go odczyta� w odwrotnym
kierunku.
- Ta jedna jest o zebraniu k�ka rolniczego, a druga o jakie� historii,
kt�ra wydarzy�a si� w ogrodzie zoologicznym. We� lepiej t� notatk� o k�ku
rolniczym, bo kogo to w�a�ciwie mo�e zainteresowa�, �e dyrektor ZOO
sygnalizuje niewyt�umaczone znikniecie dw�ch ma�p?
przek�ad : Anna Mikli�ska
powr�t