7719

Szczegóły
Tytuł 7719
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7719 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7719 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7719 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Olga Tokarczuk Prawiek i inne czasy Czas Prawieku Prawiek jest miejscem, kt�re le�y w �rodku wszech�wiata. Gdyby przej�� szybkim krokiem Prawiek z p�nocy na po�udnie, zabra�oby to godzin�. I tak samo ze wschodu na zach�d. A je�liby kto chcia� obej�� Prawiek naoko�o, wolnym krokiem, przygl�daj�c si� wszystkiemu dok�adnie i z namys�em - zajmie mu to ca�y dzie�. Od rana do wieczora. Na p�nocy granic� Prawieku jest droga z Taszowa do Kielc, ruchliwa i niebezpieczna, rodzi bowiem niepok�j podr�y. Granic� t� opiekuje si� archanio� Rafa�. Na po�udniu granic� wyznacza miasteczko Jeszkotle, z ko�cio�em, przytu�kiem dla starc�w i niskimi kamieniczkami wok� b�otnistego rynku. Miasteczko jest gro�ne, poniewa� rodzi pragnienie posiadania i bycia posiadanym. Od strony miasteczka Prawieku strze�e archanio� Gabriel. Z po�udnia na p�noc, od Jeszkot�i do drogi kieleckiej, prowadzi Go�ciniec i Prawiek le�y po obu jego stronach. Zachodni� granic� Prawieku s� nadrzeczne wilgotne ��ki, troch� lasu i pa�ac. Przy pa�acu jest stadnina koni, z kt�rych jeden kosztuje tyle co ca�y Prawiek. Konie nale�� do dziedzica, a ��ki do proboszcza. Niebezpiecze�stwem zachodniej granicy jest popadniecie w pych�. Tej granicy strze�e archanio� Micha�. Na wschodzie granic� Prawieku jest rzeka Bia�ka, kt�ra oddziela jego grunty od grunt�w Taszowa. Potem Bia�ka skr�ca do m�yna, a granica biegnie dalej sama, b�oniami, mi�dzy krzakami olszyny. Niebezpiecze�stwem tej strony jest g�upota, kt�ra bierze si� z ch�ci m�drkowania. Tu granicy strze�e archanio� Uriel. W centrum Prawieku B�g usypa� g�r�, na kt�r� ka�dego lata zlatuj� si� chmary chrab�szczy. Dlatego ludzie nazwali to wzniesienie Chrab�szczow� G�rk�. Rzecz� Boga bowiem jest tworzy�, rzecz� ludzi za� nazywa�. Od p�nocnego zachodu p�ynie ku po�udniu rzeka Czarna, kt�ra ��czy si� z Bia�ka pod m�ynem. Czarna jest g��boka i ciemna. P�ynie lasem i las odbija w niej swoj� zaro�ni�t� twarz. Po Czarnej �egluj� suche li�cie, a w jej odm�tach walcz� o �ycie nieuwa�ne owady. Czarna szarpie si� z korzeniami drzew, podmywa las. Czasem na jej ciemnej powierzchni tworz� si� wiry, bo rzeka potrafi by� gniewna i nieokie�znana. Co roku p�n� wiosn� wylewa na ksi�e ��ki i tam opala si� w s�o�cu. Pozwala si� mno�y� �abom w tysi�ce. Ksi�dz walczy z ni� ca�e lato i co roku daje si� ona �askawie sprowadzi� do swojego nurtu pod koniec lipca. Bia�ka jest p�ytka i �wawa. Rozlewa si� szerokim korytem na piasku i nie ma nic do ukrycia. Jest przezroczysta i czystym, piaszczystym dnem odbija s�o�ce. Przypomina wielk� b�yszcz�c� jaszczurk�. �miga mi�dzy topolami i robi swawolne zwroty. Trudno przewidzie� jej harce. Kt�rego� roku mo�e zrobi� wysp� z k�py olch, a potem na dziesi�ciolecia odsunie si� daleko od drzew. Bia�ka p�ynie przez zagajniki, ��ki i b�onie. B�yszczy piaskowo i z�oto. Pod m�ynem rzeki jednocz� si�. Najpierw p�yn� tu� obok, niezdecydowane, onie�mielone wyt�sknion� blisko�ci�, a potem wpadaj� w siebie i w sobie si� gubi�. Rzeka, kt�ra wyp�ywa z tego tygla przy m�ynie, nie jest ju� ani Bia�ka, ani Czarn�, jest za to pot�na i bez trudu nap�dza m�y�skie ko�o, kt�re miele ziarno na chleb. Prawiek le�y nad obiema rzekami i nad t� trzeci�, kt�ra tworzy si� z ich wzajemnego po��dania. Rzeka powsta�a z po��czenia pod m�ynem Czarnej i Bia�ki nazywa si� Rzeka i p�ynie dalej spokojna i spe�niona. Czas Genowefy Latem czternastego roku po Micha�a przyjecha�o konno dw�ch carskich �o�nierzy w jasnych mundurach. Micha� widzia�, jak zbli�ali si� od strony Jeszkotli. Upalne powietrze nios�o ich �miech. Micha� stan�� na progu domu w swojej kapocie obielonej m�k� i czeka�, cho� wiedzia�, czego b�d� chcieli. - Wy kto? - zapytali. - Mienia zowut Michai� J�zefowicz Niebieski - odpowiedzia� Micha�, tak jak powinno si� odpowiedzie�. - Nu, jest' u nas siurpriz. Wzi�� od nich papier i zani�s� go �onie. Ca�y dzie� p�aka�a i szykowa�a Micha�a na wojn�. By�a od p�aczu tak s�aba, tak ci�ka, �e nie mog�a przest�pi� progu domu, aby odprowadzi� m�a wzrokiem do mostu. Kiedy opad�y kwiaty z kartofli, a na ich miejscu zawi�za�y si� ma�e zielone owoce, Genowefa stwierdzi�a, �e jest w ci��y. Liczy�a na palcach miesi�ce i doliczy�a si� pierwszych sianokos�w w ko�cu maja. To musia�o si� sta� w�a�nie wtedy. Teraz rozpacza�a, �e nie zd��y�a powiedzie� Micha�owi. Mo�e rosn�cy z dnia na dzie� brzuch by� jakim� znakiem, �e Micha� wr�ci, �e musi wr�ci�. Genowefa sama prowadzi�a m�yn, tak jak to robi� Micha�. Pilnowa�a robotnik�w i wypisywa�a kwity ch�opom zwo��cym ziarno. Nads�uchiwa�a szmeru wody, poruszaj�cej m�y�skie kamienie, i huku maszyn. M�ka osiada�a na jej w�osach i rz�sach, tak �e staj�c wieczorem przy lustrze, widzia�a w nim star� kobiet�. Stara kobieta rozbiera�a si� potem przed lustrem i bada�a brzuch. K�ad�a si� do ��ka i mimo poduszek i we�nianych skarpet nie mog�a si� rozgrza�. A poniewa� w sen, tak jak w wod�, wchodzi si� zawsze stopami, d�ugo nie mog�a usn��. Mia�a wi�c du�o czasu na modlitw�. Zaczyna�a od �Ojcze nasz", potem �Zdrowa� Mario", a na koniec zostawia�a swoj� ulubion�, senn� modlitw� do anio�a str�a. Prosi�a go o opiek� nad Micha�em, bo mo�e na wojnie potrzeba wi�cej ni� jednego anio�a str�a. Potem to modlenie si� przechodzi�o w obrazy wojny - by�y proste i ubogie, bo Genowefa nie zna�a innego �wiata ni� Prawiek ani innych wojen, pr�cz sobotnich b�jek na rynku, kiedy pijani m�czy�ni wychodzili od Szloma. Szarpali si� wtedy za po�y kapot, przewracali na ziemi� i turlali po b�ocie usmarowani, brudni, �a�osni. Genowefa wyobra�a�a wi�c sobie wojn� jako walk� wr�cz w�r�d b�ota, ka�u� i �mieci, walk�, w kt�rej wszystko za�atwia si� od razu, za jednym zamachem. Dlatego dziwi�a si�, �e wojna trwa tak d�ugo. Czasem, gdy wybiera�a si� po zakupy do miasteczka, przys�uchiwa�a si� rozmowom ludzi. - Car silniejszy od Niemca - m�wili. Albo: - Wojna sko�czy si� na Bo�e Narodzenie. Ale nie sko�czy�a si� ani na to Bo�e Narodzenie, ani na �adne z czterech nast�pnych. Przed samymi �wi�tami Genowefa wybra�a si� na zakupy do Jeszkotli. Kiedy przechodzi�a przez most, zobaczy�a id�c� wzd�u� rzeki dziewczyn�. By�a biednie ubrana i bosa. Jej go�e stopy zag��bia�y si� �mia�o w �nieg i zostawia�y g��bokie, drobne �lady. Genowefa wzdrygn�a si� i przystan�a. Popatrzy�a na dziewczyn� z g�ry i znalaz�a dla niej w torebce kopiejk�. Dziewczyna podnios�a wzrok i ich oczy spotka�y si�. Moneta upad�a w �nieg. Dziewczyna u�miechn�a si�, ale nie by�o w tym u�miechu podzi�kowania ani sympatii. Pokaza�y si� du�e bia�e z�by, b�ysn�y zielone oczy. - To dla ciebie - powiedzia�a Genowefa. Dziewczyna kucn�a i delikatnie palcem wyci�gn�a ze �niegu monet�, a potem odwr�ci�a si� i bez s�owa posz�a dalej. Jeszkotle wygl�da�y tak, jakby odj�to im kolory. Wszystko by�o czarne, bia�e i szare. Na rynku sta�y grupki m�czyzn. Rozprawiali o wojnie. Miasta zniszczone, a dobra ich mieszka�c�w walaj� si� po ulicach. Ludzie uciekaj� przed kulami. Brat szuka brata. Nie wiadomo, kto gorszy - Rusek czy Niemiec. Niemcy truj� gazem, od kt�rego p�kaj� oczy. G��d b�dzie na przedn�wku. Wojna to pierwsza plaga, po kt�rej nadejd� nast�pne. Genowefa omin�a kupy ko�skich odchod�w, kt�re roztapia�y �nieg przed sklepem Szenberta. Na dykcie przybitej do drzwi napisane by�o: DROGERIA Szenbert i Sp. utrzymuje na sk�adzie tylko pierwszorz�dnej jako�ci Myd�o do prania Farbk� do bielizny Krochmal pszenny i ry�owy Oliw� �wiece zapa�ki Proszek owadob�jczy Zrobi�o jej si� nagle s�abo od s��w �proszek owadob�jczy". Pomy�la�a o tym gazie, kt�rego u�ywaj� Niemcy, a od kt�rego p�kaj� oczy. Czy karaluchy czuj� to samo, kiedy posypie si� je proszkiem Szenberta? Musia�a wzi�� kilka g��bokich oddech�w, �eby nie zwymiotowa�. - S�ucham pani� - powiedzia�a �piewnym g�osem m�oda kobieta w wysokiej ci��y. Spojrza�a na brzuch Genowefy i u�miechn�a si�. Genowefa poprosi�a o naft�, zapa�ki, myd�o i now� szczotk� ry�ow�. Poci�gn�a palcem po ostrej szczecinie. - B�d� robi�a porz�dki na �wi�ta. B�d� my�a pod�ogi, pra�a firany, wyczyszcz� piec. - My te� mamy zaraz �wi�ta. Po�wi�cenie �wi�tyni. Pani z Prawieku, prawda? Z m�yna? Znam pani�. - Teraz ju� obie si� znamy. Na kiedy pani ma sw�j termin? - Na luty. - I ja na luty. Szenbertowa zacz�a uk�ada� na ladzie kostki szarego myd�a. - Nie zastanawia�a si� pani, czemu my, g�upie, rodzimy, jak tu wojna wok�? - Pewnie B�g... - B�g, B�g... To jest dobry buchalter i pilnuje rubryk �winien" i �ma". Musi by� bilans. Co si� natraci, to si� narodzi... A pani pewnie na syna taka �adna. Genowefa podnios�a koszyk. - Potrzebna mi c�rka, bo m�� na wojnie, a ch�opiec be� ojca �le si� chowa. Szenbertowa wysz�a zza lady i odprowadzi�a Genowef� do drzwi. - Nam w og�le potrzebne s� c�rki. Gdyby wszystkie naraz zacz�y rodzi� c�rki, by�by spok�j na �wiecie. Roze�mia�y si� obie. Czas anio�a Misi Anio� widzia� narodziny Misi zupe�nie inaczej ni� po�o�na Kucmerka. Anio� w og�le wszystko widzi inaczej. Anio�y postrzegaj� �wiat nie poprzez fizyczne formy, w kt�re on wci�� p�czkuje i kt�re sam niszczy, ale poprzez ich znaczenie i dusz�. Anio� przypisany Misi przez Boga widzia� zbola�e i zakl�ni�te w sobie cia�o, faluj�ce w bycie niby ga�-ganek - to by�o cia�o Genowefy, kt�ra rodzi�a Misie. A Misie anio� widzia� jako �wie��, jasn� i pust� przestrze�, w kt�rej za chwil� pojawi si� oszo�omiona, na wp� przytomna dusza. Kiedy dziecko otworzy�o oczy, anio� str� podzi�kowa� Najwy�szemu. Potem wzrok anio�a i wzrok cz�owieka spotka�y si� po raz pierwszy, i anio� zadr�a�, tak jak mo�e zadr�e� anio�, kt�ry nie ma cia�a. Anio� przyj�� Misie na ten �wiat za plecami po�o�nej: oczyszcza� jej przestrze� do �ycia, ukazywa� j� innym anio�om i Najwy�szemu, a jego bezcielesne wargi szepta�y: �Patrzcie, patrzcie, oto moja duszyczka." Przepe�nia�a go niezwyk�a, anielska czu�o��, mi�osne wsp�czucie - jest to jedyne uczucie, jakie �ywi� anio�y. Stw�rca nie da� im bowiem instynkt�w, emocji ani potrzeb. Gdyby je dosta�y, nie by�yby istotami duchowymi. Jedyny instynkt, kt�ry maj� anio�y, to instynkt wsp�czucia. Jedyne uczucie anio��w: niesko�czone, ci�kie niczym firmament wsp�czucie. Anio� widzia� teraz Kucmerk�, kt�ra obmywa�a dziecko ciep�� wod� i suszy�a je mi�kk� flanel�. Potem spojrza� w poczerwienia�e z wysi�ku oczy Genowefy. Przygl�da� si� zdarzeniom jak p�yn�cej wodzie. Nie interesowa�y go one same w sobie, nie zaciekawia�y, wiedzia� bowiem, sk�d i dok�d p�yn�, zna� ich pocz�tek i koniec. Widzia� nurt zdarze� podobnych i niepodobnych do siebie, bliskich sobie w czasie i oddalonych, wynikaj�cych jedne z drugich i ca�kowicie od siebie niezale�nych. Ale to te� nie mia�o dla niego znaczenia. Zdarzenia dla anio��w s� czym� w rodzaju snu czy filmu bez pocz�tku i ko�ca. Anio�y nie potrafi� si� w nie zaanga�owa�, nie s� im one do niczego potrzebne. Cz�owiek uczy si� od �wiata, uczy si� od zdarze�, uczy si� wiedzy o �wiecie i samym sobie, odbija si� w zdarzeniach, okre�la swoje granice, mo�liwo�ci, nadaje sobie nazwy. Anio� nie musi czerpa� nic z zewn�trz, lecz poznaje przez siebie samego, ca�� wiedz� o �wiecie i sobie w sobie zawiera - takim stworzy� go B�g. Anio� nie ma takiego rozumu jak ludzki, nie wnioskuje, nie s�dzi. Nie my�li logicznie. Niekt�rym ludziom anio� wyda�by si� g�upi. Ale anio� od pocz�tku nosi w sobie owoc z drzewa wiadomo�ci, czyst� wiedz�, kt�r� mo�e wzbogaca� jedynie proste przeczucie. Jest to rozum wyzbyty my�lenia, a wraz z nim - omy�ek i id�cego za nimi l�ku, rozum bez uprzedze�, kt�re bior� si� z b��dnego postrzegania. Lecz jak wszystkie inne rzeczy stworzone przez Boga, anio�y s� zmienne. To t�umaczy, dlaczego tak cz�sto nie by�o anio�a Misi wtedy, kiedy go potrzebowa�a. Anio� Misi, gdy go nie by�o, odwraca� wzrok od ziemskiego �wiata i patrzy� na inne anio�y i inne �wiaty, wy�sze i ni�sze, przypisane ka�dej rzeczy na �wiecie, ka�demu zwierz�ciu i ro�linie. Widzia� ogromn� drabin� byt�w, niezwyk�� budowl� i zawarte w niej Osiem �wiat�w, i widzia� Stworzyciela uwik�anego w tworzenie. Lecz myli�by si� ten, kto by my�la�, �e anio� Misi | ogl�da� oblicza Pana. Anio� widzia� wi�cej ni� cz�owiek, ale nie wszystko. Wracaj�c my�lami z innych �wiat�w, anio� z trudem skupia� uwag� na �wiecie Misi, kt�ry podobny �wiatom innych ludzi i zwierz�t, by� ciemny i pe�en cierpienia niby m�tny, zaro�ni�ty rz�s� staw. Czas K�oski T� bos� dziewczyn�, kt�rej Genowefa da�a kopiejk�, by�a K�oska. K�oska zjawi�a si� w Prawieku w lipcu albo w sierpniu. Ludzie dali jej to imi�, poniewa� zbiera�a z p�l pozosta�e po �niwach k�osy i piek�a je sobie nad ogniem. Potem, jesieni�, krad�a ziemniaki, a kiedy pola opustosza�y w listopadzie, przesiadywa�a w gospodzie. Czasem kto� postawi� jej w�dk�, czasem dosta�a kromk� chleba ze s�onin�. Ludzie jednak nieskorzy s� do dawania czego� za nic, za darmo, zw�aszcza w gospodzie, wi�c K�oska zacz�a si� kurwi�. Lekko wstawiona i rozgrzana w�dk�, wychodzi�a z m�czyznami na dw�r i oddawa�a si� im za p�to kie�basy. A poniewa� by�a jedyn� m�od� i tak �atw� kobiet� w okolicy, m�czy�ni kr�cili si� wok� niej jak psy. K�oska by�a du�a i dorodna. Mia�a jasne w�osy i jasn� cer�, kt�rej nie zmog�o s�o�ce. Zawsze bezczelnie patrzy�a prosto w twarz, nawet ksi�dzu. Oczy mia�a zielone, a jedno z nich lekko ucieka�o w bok. M�czy�ni, kt�rzy brali K�osk� po krzakach, zawsze potem czuli si� nieswojo. Zapinali portki i wracali do zaduchu szynku z zaczerwienionymi twarzami. K�oska nigdy nie chcia�a po�o�y� si� po bo�emu. M�wi�a: - Dlaczego ja mam le�e� pod tob�? Jestem ci r�wna. Wola�a oprze� si� o drzewo albo drewnian� �cian� szynku, zarzuca�a sobie sp�dnic� na plecy. Jej ty�ek �wieci� w ciemno�ciach jak ksi�yc. Oto jak K�oska uczy�a si� �wiata. S� dwa rodzaje nauki. Od zewn�trz i od wewn�trz. Ten pierwszy uznawany jest za najlepszy lub nawet jedyny. Tote� ludzie ucz� si� poprzez dalekie podr�e, ogl�danie, czytanie, uniwersytety, wyk�ady -ucz� si� dzi�ki temu, co wydarza si� poza nimi. Cz�owiek jest istot� g�upi�, kt�ra musi si� uczy�. Dokleja wi�c do siebie wiedz�, zbiera j� jak pszczo�a i ma jej coraz wi�cej, u�ytkuje j� i przetwarza. Ale to w �rodku, co jest �g�upie" i potrzebuje nauki, nie zmienia si�. I K�oska uczy�a si� poprzez przyswajanie z zewn�trz do �rodka. Wiedza, kt�r� si� tylko obrasta, niczego w cz�owieku nie zmienia albo zmienia go jedynie pozornie, z zewn�trz, jedno ubranie zmienia si� na inne. Ten za�, kto si� uczy poprzez branie w siebie, przechodzi nieustanne przemiany, poniewa� wciela w swoj� istot� to, czego si� uczy. K�oska wi�c, poprzez branie w siebie cuchn�cych, brudnych ch�op�w z Prawieku i okolic, stawa�a si� nimi, bywa�a spita tak samo jak oni, tak samo jak oni przestraszona wojn�, tak samo jak oni podniecona. Ma�o tego, bior�c ich w siebie za gospod� w krzakach, K�oska bra�a w siebie ich �ony, ich dzieci, ich drewniane, duszne i cuchn�ce domki wok� Chrab�szczowej G�rki. Poniek�d bra�a w siebie ca�� wie� i ka�dy we wsi b�l, i ka�d� nadziej�. Takie by�y uniwersytety Kioski. Jej dyplomem sta� si� rosn�cy brzuch. O losie K�oski dowiedzia�a si� dziedziczka Popielska i kaza�a przyprowadzi� j� do pa�acu. Spojrza�a na ten wielki brzuch. - Lada dzie� b�dziesz rodzi�. Jak zamierzasz si� utrzymywa�? Naucz� ci� szy� i gotowa�. B�dziesz nawet mog�a pracowa� w pralni. Kto wie, je�eli wszystko dobrze si� u�o�y, b�dziesz mog�a zostawi� sobie dziecko. Kiedy jednak dziedziczka zobaczy�a obcy i bezczelny wzrok dziewczyny, kt�ry �mia�o w�drowa� po obrazach, meblach i obiciach, zawaha�a si�. Gdy za� ten wzrok przesun�� si� po niewinnych twarzach jej syn�w i c�rki, zmieni�a ton. - Jest naszym obowi�zkiem pomaga� bli�nim w potrzebie. Ale bli�ni musz� chcie� pomocy. Ja si� w�a�nie tak� pomoc� zajmuj�. Utrzymuj� przytu�ek w Jeszkotlach. Tam mo�esz odda� dziecko, tam jest czysto i bardzo mi�o. S�owo �przytu�ek" przyku�o uwag� K�oski. Spojrza�a na dziedziczk�. Pani Popielska nabra�a pewno�ci siebie. - Rozdaj� odzie� i �ywno�� na przedn�wku. Ludzie nie chc� ci� tutaj. Niesiesz zam�t i rozprz�enie obyczaj�w. �le si� prowadzisz. Powinna� st�d odej��. - A czy mi nie wolno by�, gdzie chc�? - To wszystko jest moje, to moje ziemie i lasy. K�oska ods�oni�a w szerokim u�miechu swoje bia�e z�by. - Wszystko twoje? Ty biedna, ma�a, chuda suko... Twarz dziedziczki Popielskiej st�a�a. - Wyjd� - powiedzia�a dziedziczka spokojnie. K�oska odwr�ci�a si� i teraz s�ycha� by�o, jak jej bose stopy plaskaj� o posadzk�. - Ty kurwo - powiedzia�a do niej Franiowa, sprz�taczka w pa�acu, kt�rej m�� latem oszala� na punkcie K�oski, i uderzy�a j� w twarz. Kiedy K�oska kolebi�c si� sz�a po grubym �wirze podjazdu, gwizdali za ni� cie�le na dachu. Wtedy zadar�a sp�dnic� i pokaza�a im go�y ty�ek. Przystan�a za parkiem i chwil� zastanawia�a si�, dok�d p�j��. Po prawej mia�a Jeszkotle, po lewej - las. Poci�ga� j� las. Kiedy tylko wesz�a mi�dzy drzewa, poczu�a, �e wszystko pachnie inaczej: mocniej, wyra�niej. Sz�a w stron� opuszczonego domu na Wydymaczu, gdzie czasem nocowa�a. Dom by� pozosta�o�ci� jakiej� spalonej osady, teraz zar�s� go las. Jej spuchni�te od ci�aru i upa�u nogi nie czu�y twardych szyszek. Przy rzece poczu�a pierwszy, rozlany, obcy cia�u b�l. Powoli zacz�a ogarnia� j� panika. �Umr�, teraz umr�, bo nie ma nikogo, kto m�g�by mi pom�c" - my�la�a przera�ona. Stan�a na �rodku Czarnej i nie chcia�a zrobi� kroku dalej. Zimna woda obmywa�a jej nogi i podbrzusze. Z wody zobaczy�a zaj�ca, kt�ry zaraz schowa� si� pod paprocie. Zazdro�ci�a mu. Zobaczy�a ryb�, klucz�cej mi�dzy korzeniami drzewa. Zazdro�ci�a jej. Zobaczy�a jaszczurk�, kt�ra wpe�z�a pod kamie�. I te� jej zazdro�ci�a. Znowu poczu�a b�l, tym razem silniejszy, bardziej przera�aj�cy. �Umr� - pomy�la�a - teraz po prostu umr�. Zaczn� rodzi� i nikt mi nie pomo�e." Chcia�a po�o�y� si� w paprociach nad rzek�, bo potrzebowa�a ch�odu i ciemno�ci, ale, wbrew ca�emu cia�u, sz�a dalej. B�l powr�ci� po raz trzeci i K�oska wiedzia�a ju�, �e niewiele zosta�o jej czasu. Zwalony dom na Wydymaczu sk�ada� si� z czterech �cian i kawa�ka dachu. Wewn�trz le�a� gruz poro�ni�ty pokrzywami. Cuchn�o wilgoci�. Po �cianach w�drowa�y �lepe �limaki. K�oska rwa�a wielkie li�cie �opianu i �cieli�a sobie nimi legowisko. B�l wraca� coraz bardziej niecierpliwymi falami. Kiedy przez moment sta� si� nie do wytrzymania, K�oska zrozumia�a, �e musi zrobi� co�, �eby wypchn�� go z siebie, wyrzuci� na pokrzywy i li�cie �opianu. Zacisn�a szcz�ki i zacz�a prze�. �B�l wyjdzie t�dy, kt�r�dy wszed�" - pomy�la�a K�oska i usiad�a na ziemi. Podnios�a sp�dnic�. Nie zobaczy�a nic szczeg�lnego: �ciana brzucha i uda. Cia�o by�o wci�� zwarte i zamkni�te w sobie. K�oska pr�bowa�a tamt�dy zajrze� w siebie, ale przeszkadza� jej brzuch. Dr��cymi z b�lu d�o�mi pr�bowa�a wi�c wyr maca� to miejsce, kt�r�dy powinno wyj�� z niej dziecko. Czu�a opuszkami palc�w obrzmia�y srom, szorstkie w�osy �onowe, ale jej krocze nie czu�o dotyku palc�w. K�oska dotyka�a siebie jak czego� obcego, jak rzeczy. B�l pot�nia�! m�ci� zmys�y. My�li rwa�y si�, niby zetla�a tkanina. S�owa i poj�cia si� rozpada�y, wsi�ka�y w ziemi�. Nap�cznia�e rodzeniem cia�o przej�o ca�� w�adz�. A poniewa� ludzkie cia�o �yje obrazami, zala�y one na wp� przytomny umys� Woski. Zdawa�o si� K�osce, �e rodzi w ko�ciele, na zimnej posadzce, tu� przed o�tarzem. S�ysza�a koj�ce buczenie organ�w. Potem zdawa�o jej si�, �e to ona jest organami i gra, �e ma w sobie mn�stwo d�wi�k�w i �e gdy zechce, mo�e je wszystkie naraz z siebie wydoby�. Poczu�a si� pot�na i wszechmocna. A zaraz potem t� wszechmoc zniweczy�a mucha, zwyczajne buczenie du�ej fioletowej muchy tu� nad jej uchem. B�l uderzy� K�osk� z now� si��. �Umr�, umr�" - j�cza�a. �Nie umr�, nie umr�" - j�cza�a za chwil�. Pot zlepia� jej powieki i szczypa� w oczy. Zacz�a szlocha�. Podpar�a si� r�kami i rozpaczliwie zacz�a prze�. A po tym wysi�ku poczu�a ulg�. Co� chlupn�o i wyskoczy�o z niej. K�oska by�a teraz otwarta. Opad�a na li�cie �opianu i szuka�a w�r�d nich dziecka, ale nic tam nie by�o, tylko ciep�a woda. Wi�c K�oska zebra�a si�y i zacz�a prze� od nowa. Zaciska�a oczy i par�a. Bra�a oddech i par�a. P�aka�a i patrzy�a w g�r�. Mi�dzy zmursza�ymi deskami widzia�a bezchmurne niebo. I tam zobaczy�a swoje dziecko. Dziecko podnios�o si� niepewnie i stan�o na nogach. Popatrzy�o na ni� tak, jak nikt jeszcze nigdy na ni� nie patrzy�: z ogromn�, niewyra�aln� mi�o�ci�. To by� ch�opczyk. Podni�s� z ziemi ga��zk� a ona zamieni�a si� w ma�ego zaskro�ca. K�oska by�a szcz�liwa. Po�o�y�a si� na li�ciach i wpad�a w jak�� ciemn� studni�. Wr�ci�y my�li i spokojnie, z gracji przep�ywa�y przez jej umys�. �A wi�c dom ma studni�. Wi�c w studni jest woda. Zamieszkam w studni, bo| jest w niej ch�odno i wilgotno. W studniach bawi� sin dzieci, a �limaki odzyskuj� wzrok i dojrzewa zbo�e. B�d� mia�a czym karmi� dziecko. Gdzie jest dziecko?� Otworzy�a oczy i przera�ona poczu�a, �e czas zatrzyma� si�. �e nie ma �adnego dziecka. Znowu przyszed� b�l i K�oska zacz�a krzycze�. Krzycza�a tak g�o�no, �e zatrz�s�y si� �ciany zwalonego domu i sp�oszy�y si� ptaki, a ludzie grabi�cy siano na ��kach podnie�li g�owy i prze�egnali si�. K�oska z a krztusi�a si� i po�kn�a ten krzyk. Teraz krzycza�a do �rodka, w siebie. Jej krzyk by� tak pot�ny, �e brzuch si� poruszy�. K�oska poczu�a mi�dzy nogami co� nowego i obcego. Unios�a si� na r�kach i spojrza�a w twarz swojemu dziecku. Oczy dziecka by�y bole�nie zaci�ni�te. K�oska zapar�a si� jeszcze raz i dziecko si� urodzi�o. Dr��c z wysi�ku, pr�bowa�a wzi�� je na r�ce, ale jej d�onie nie potrafi�y trafi� w obraz, kt�ry widzia�y oczy. Mimo to odetchn�a z ulg� i pozwoli�a sobie ze�lizn�� si� gdzie� w ciemno��. Kiedy si� obudzi�a, zobaczy�a obok siebie dziecko: skurczone i martwe. Pr�bowa�a przystawi� je sobie do piersi. Jej pier� by�a wi�ksza ni� ono, bole�nie �ywa. Kr��y�y nad ni� muchy. Przez ca�e popo�udnie K�oska usi�owa�a zach�ci� martwe dziecko do ssania. Pod wiecz�r b�l powr�ci� i K�oska urodzi�a �o�ysko. Potem znowu usn�a. We �nie karmi�a dziecko nie mlekiem, ale wod� z Czarnej. Dziecko by�o zmor�, kt�ra siada na piersi i wysysa z cz�owieka �ycie. Chcia�o krwi. Sen Kioski stawa� si� coraz bardziej niespokojny i ci�ki, ale nie mog�a si� z niego obudzi�. Pojawi�a si� w nim kobieta wielka jak drzewo. K�oska widzia�a j� dok�adnie, ka�dy szczeg� jej twarzy, fryzury, ubrania. To by�a bardzo pot�na kobieta. Mia�a kr�cone czarne w�osy, jak �yd�wka, i cudownie wyrazist� twarz. K�osce wyda�a si� pi�kna. Po��da�a jej ca�ym swoim obola�ym cia�em, ale nie by�o to po��danie, kt�re zna�a, z do�u brzucha, spomi�dzy n�g; p�yn�o gdzie� ze �rodka cia�a, z miejsca nad brzuchem, bliskiego sercu. Pot�na kobieta pochyli�a si� nad K�oska i pog�aska�a jej policzek. K�oska z bliska spojrza�a w jej oczy i zobaczy�a w nich co�, czego do tej pory nie zna�a ani nawet nie my�la�a, �e istnieje. .Jeste� moja� - powiedzia�a ogromna kobieta i g�adzi�a K�osk� po szyi i nabrzmia�ych piersiach. Tam gdzie palce dotyka�y Woski, jej cia�o stawa�o si� b�ogie i nie�miertelne. K�oska ca�a oddawa�a si� temu dotykowi, miejsce po miejscu. Potem wielka kobieta wzi�a K�osk� na r�ce i przytuli�a do piersi. K�oska sp�kanymi wargami znalaz�a sutek. Pachnia� zwierz�c� sier�ci�, rumiankiem i rut�. K�oska pi�a i pi�a. W jej sen uderzy� grom i raptem zobaczy�a, �e nadal le�y w zwalonej chacie na li�ciach �opianu. Wok� by�o szaro. Nie wiedzia�a, czy to �wit, czy zmierzch. Po raz drugi gdzie� bardzo blisko uderzy� piorun i w ci�gu sekundy z nieba run�a ulewa, kt�ra zag�uszy�a nast�pne grzmoty. Woda la�a si� przez nieszczelne deski dachu i zmywa�a z Kioski krew i pot, ch�odzi�a rozpalone cia�o, poi�a i karmi�a. K�oska pi�a wod� wprost z nieba. Kiedy wysz�o s�o�ce, wyczo�ga�a si� przed cha�up� i zacz�a kopa� d�, a potem wyci�ga�a z niej spl�tane korzenie. Ziemia by�a mi�kka i podatna, jaki chcia�a jej pom�c w pogrzebie. Do nier�wnego do; w�o�y�a cia�o noworodka. D�ugo wyg�adza�a ziemi� na tym grobie, a kiedy, podnios�a wzrok i popatrzy�a wok�, wszystko by�o inne. To nie by� ju� �wiat, sk�adaj�cy si� z przedmiot�w, z rzeczy, ze zjawisk, kt�re istniej� obok siebie. Teraz to, co widzia�a Kloska, sta�o si� jedn� bry��, jednym wielkim zwierz�ciem albo jednym wielkim cz�owiekiem, kt�ry przybra� wiele postaci, aby p�czkowa�, umiera� i odradza� si�. Wszystko wok� Kioski by�o jednym cia�em i jej cia�o by�o cz�ci� tego wielkiego cia�a - ogromne, wszechmocne, niewyobra�alnie pot�ne. W ka�dym ruchu, w ka�dym d�wi�ku przejawia�a si� jego pot�ga, kt�ra sam� wol� stwarza co� z niczego i przemienia co� w nico��. K�osce zakr�ci�o si� w g�owie i opar�a si� plecami o zwalony murek. Samo patrzenie upija�o j� niczym w�dka, m�ci�o w g�owie i budzi�o gdzie� w brzuchu �miech. Niby wszystko by�o takie jak zawsze: za niedu�� zielon� ��czk�, przez kt�r� bieg�a piaszczysta droga, r�s� sosnowy las, poro�ni�ty po brzegach leszczyn�. Lekki wietrzyk porusza� traw� i li��mi, gra� gdzie� konik polny i bzycza�y muchy. Nic wi�cej. A jednak K�oska widzia�a teraz, w jaki spos�b konik polny ��czy si� z niebem i co trzyma leszczyny przy le�nej drodze. Widzia�a te� wi�cej. Widzia�a si��, kt�ra przenika wszystko, rozumia�a jej dzia�anie. Widzia�a zarysy innych �wiat�w i innych czas�w, rozpostarte nad i pod naszymi. Widzia�a te� rzeczy, kt�rych nie mo�na nazwa� st�wami. Czas Z�ego Cz�owieka Jeszcze przed wojn� w lasach Prawieku pojawi� si� Z�y Cz�owiek, cho� taki kto� m�g�by �y� w tym lesie od zawsze. Najpierw wiosn� znaleziono na Wodenicy na wp� roz�o�one cia�o Bronka Malaka, o kt�rym wszyscy my�leli, �e pojecha� do Ameryki. Z Taszowa przyby�a policja, ogl�da�a miejsce i zabra�a cia�o na w�z. Policjanci przychodzili jeszcze kilka razy do Prawieku, ale nic z tego nie wynik�o. Nie znaleziono mordercy. Potem kto� b�kn��, �e widzia� w lesie obcego. By� nagi, ow�osiony jak ma�pa. Przemyka� mi�dzy drzewami. Wtedy innym przypomnia�o si�, �e te� znajdowali w lesie dziwne �lady - wykopan� w ziemi jam�, odcisk stopy na piaszczystej �cie�ce, porzucone trupy zwierz�t. Kto� s�ysza� z lasu wycie, straszny, na wp� ludzki, na wp� zwierz�cy skowyt. Ludzie zacz�li wi�c opowiada�, sk�d wzi�� si� Z�y Cz�owiek. Ot� zanim Z�y Cz�owiek sta� si� Z�ym Cz�owiekiem, by� zwyczajnym ch�opem, kt�ry pope�ni� straszn� zbrodni�, cho� dok�adnie nie wiadomo jak�. Oboj�tne, na czym ta zbrodnia polega�a, gryz�o go sumienie i nie pozwala�o mu ani na chwil� zasn��, zn�kany wi�c jego g�osem, ucieka� sam przed sob�, a� znalaz� ukojenie w lesie. �azi� po tym lesie i w ko�cu zab��dzi�. Wydawa�o mu si�, �e s�o�ce ta�czy na nie - przez to pogubi� kierunki. Pomy�la�, �e droga p�noc z pewno�ci� gdzie� go zaprowadzi. Ale pot zw�tpi� w drog� na p�noc i ruszy� na wsch�d, wierz�c, �e na wschodzie wreszcie sko�czy si� las. A kiedy sz�a na wsch�d, znowu opad�y go w�tpliwo�ci. Stan�� mieszany i niepewny kierunku. Zmieni� wi�c kierunek i zdecydowa� si� i�� na po�udnie, ale w drog� na po�udnie tak�e zw�tpi� i zaraz ruszy� na zach�d. Wtedy okaza�o si�, �e wr�ci� do miejsca, z kt�rego wyruszy� - w sam �rodek wielkiego lasu. Czwartego dnia zw�tpi� wi�c w strony �wiata. Pi�tego dnia przesta� ufa� swojemu rozumowi. Sz�stego dnia zapomnia�, sk�d pochodzi i po co przyszed� do lasu, a si�dmego dnia - jak si� nazywa. I od tej pory powoli stawa� si� podobny da zwierz�t w lesie. �ywi� si� jagodami i grzybami, a potem zacz�� polowa� na ma�e zwierz�ta. Ka�dy nast�pny dzie� wymazywa� z jego pami�ci coraz wi�ksze fragmenty - umys� Z�ego Cz�owieka stawa� si� bardziej g�adki. Zapomnia� s��w, poniewa� ich nie u�ywa�. Zapomnia�, jak si� ma modli� co wiecz�r. Zapomnia�, jak rozpala� ogie� i jak go wykorzystywa�. Jak zapina� guziki kapoty i sznurowa� buty. Zapomnia� wszystkie znane z dzieci�stwa piosenki i ca�e swoje dzieci�stwo. Zapomnia� twarze bliskich os�b, matki, �ony, dzieci, zapomnia� smak sera, pieczonego mi�sa, ziemniak�w i zalewajki. To zapominanie trwa�o wiele lat i w ko�cu Z�y Cz�owiek nie by� ju� podobny do tamtego m�czyzny, kt�ry przyszed� do lasu. Z�y Cz�owiek nie by� sob� i zapomnia�, co to znaczy by� sob�. Jego cia�o zacz�y porasta� w�osy, a z�by od jedzenia surowego mi�sa zrobi�y si� mocne i bia�e, jak z�by zwierz�cia. Jego gard�o wydawa�o teraz ochryp�e d�wi�ki i chrz�kni�cia. Kt�rego� dnia Z�y Cz�owiek ujrza� w lesie staruszka zbieraj�cego chrust i poczu�, �e istota ludzka jest mu obca, a nawet wstr�tna, wi�c podbieg� do starca i zabi� go. Innym razem rzuci� si� na ch�opa jad�cego furmank�. Zabi� jego i konia. Konia po�ar�, lecz cz�owieka nie ruszy� - martwy cz�owiek by� jeszcze bardziej odra�aj�cy ni� �ywy. Potem zabi� Bronka Malaka. Kiedy� Z�y Cz�owiek dotar� przypadkiem na skraj lasu i spojrza� na Prawiek. Widok dom�w wzbudzi� w nim jakie� niejasne uczucie, w kt�rym by� �al i w�ciek�o��. We wsi us�yszano wtedy straszny skowyt, podobny do wycia wilka. Z�y Cz�owiek sta� chwil� na skraju lasu, a potem odwr�ci� si� i niepewnie podpar� r�kami o ziemi�. Ze zdziwieniem odkry�, �e ten spos�b poruszania si� jest i du�o wygodniejszy, i du�o szybszy. Jego oczy, bli�sze teraz ziemi, widzia�y wi�cej i dok�adniej. Jego s�aby jeszcze w�ch lepiej wychwytywa� zapachy ziemi. Jeden jedyny las by� lepszy ni� wszystkie wsie, ni� wszystkie drogi i mosty, miasta i wie�e, Z�y Cz�owiek wr�ci� wi�c do lasu na zawsze. Czas Genowefy Wojna narobi�a zam�tu w �wiecie. Sp�on�� las w Przyjmach, kozacy zastrzelili syna Cherubin�w, brakowa�o m�czyzn, nie by�o komu kosi� p�l, nie by�o co je��. Dziedzic Popielski z Jeszkotli zapakowa� dobra na wozy i znikn�� na kilka miesi�cy. Potem wr�ci�, �acy spl�drowali mu dom i piwnice. Wypili stuletni wina. Stary Boski, kt�ry to widzia�, m�wi�, �e jedno wino by�o tak stare, a� krajali je bagnetem jak galaret Genowefa pilnowa�a m�yna, gdy jeszcze chodzi�a. Wstawa�a o �wicie i czuwa�a nad wszystkim. Sprawdza�a, czy nikt nie sp�nia si� do pracy. Potem, gdy wszystko dzia�a�o w sw�j rytmiczny, ha�a�liwy spos�b, Genowefa czu�a przyp�ywaj�c� nagle i ciep�� jak mleko fal� ulgi. By�o bezpiecznie. Wraca�a do domu i przygotowa� wa�a �pi�cej Misi �niadanie. Wiosn� siedemnastego roku m�yn stan��. Nie by�o co mle� - ludzie zjedli wszystkie zapasy ziarna. Prawiekowi brakowa�o znajomego ha�asu. M�yn by! motorem nap�dzaj�cym �wiat, maszyneri�, kt�ra wprawia�a go w ruch. Teraz s�ycha� by�o tylko szmer Rzeki. Jej si�a sz�a na marne. Genowefa chodzi�a po pustym m�ynie i p�aka�a. W�drowa�a jak duch, jak bia�a, um�czona dama. Wieczorami siedzia�a na schodach domu i patrzy�a na m�yn. �ni� jej si� w nocy. W snach m�yn by� okr�tem z bia�ymi �aglami, takim, jaki widzia�a w ksi��kach. Mia� w swoim drewnianym cielsku ogromne, t�uste od smaru t�oki, kt�re chodzi�y tam i z powrotem. Dysza� i sapa�. Z jego wn�trza bucha�o gor�co. Genowefa po��da�a go. Budzi�a si� z takich sn�w spocona i niespokojna. Gdy by�o ju� jasno, wstawa�a i przy stole wyszywa�a swoj� makatk�. W czasie epidemii cholery w osiemnastym roku, gdy zaorano granice wsi, przysz�a do m�yna K�oska. Genowefa widzia�a, jak kr��y wok�, patrzy w okna. Wygl�da�a na wycie�czon�. By�a chuda i wydawa�a si� bardzo wysoka. Jej jasne w�osy zszarza�y i okrywa�y plecy brudn� chust�. Ubranie mia�a podarte. Genowefa obserwowa�a j� z okna, a kiedy K�oska spojrza�a w okno, cofn�a si�. Ba�a si� Kioski. Wszyscy bali si� Kioski. K�oska by�a szalona, a mo�e i chora. M�wi�a od rzeczy, przeklina�a. Teraz, kr���c wok� m�yna, wygl�da�a jak g�odna suka. Genowefa spojrza�a na obraz Matki Boskiej Jeszkotlowskiej, prze�egna�a si� i wysz�a przed dom. K�oska odwr�ci�a si� do niej i Genowef� przeszed� dreszcz. Jaki straszny wzrok mia�a ta K�oska. - Wpu�� mnie do m�yna - powiedzia�a. Genowefa wr�ci�a do izby po klucz. Bez s�owa otworzy�a drzwi. K�oska wesz�a przed ni� w ch�odny cie� i zaraz rzuci�a si� na kolana, �eby zbiera� porozrzucane, pojedyncze ziarna, kupki kurzu, kt�ry kiedy� by� m�k�. Zgarnia�a chudymi palcami ziarna, wpycha�a je sobie do ust. Genowefa sz�a za ni� krok w krok. Zgi�ta posta� Kioski wygl�da�a z g�ry jak kupka �achman�w. Kiedy K�oska nasyci�a si� ziarnem, usiad�a na ziemi i zacz�a p�aka�. �zy p�yn�y po jej brudnej twarzy. Mia�a zamkni�te oczy i u�miecha�a si�. Genowef� �cisn�o co� w gardle. Gdzie ona mieszka? Czy ma jakich� bliskich? Co robi�a w Bo�e Narodzenie? Co jad�a? Zobaczy�a, jak kruche jest teraz jej cia�o, i przypomnia�a sobie K�osk� sprzed wojny. By�a wtedy dorodn�, pi�kn� dziewczyn�. Teraz patrzy�a na jej nagie, poranione stopy o paznokciach mocnych jak zwierz�ce pazury. Wyci�gn�a r�k� do szarych w�os�w. Wtedy K�oska otworzy�a oczy i spojrza�a wprost w oczy Genowefy, nawet w oczy, ale wprost w jej dusz�, w sam �rodek. Genowefa cofn�a d�o�. To nie by�y oczy cz�owieka. Wybieg na dw�r i z ulg� zobaczy�a sw�j dom, malwy, sukienk� Misi migaj�c� mi�dzy agrestem, firanki. Wzi�a z d�oni bochenek chleba i wr�ci�a przed m�yn. K�oska wynurzy�a si� z ciemno�ci otwartych drzwi z w�ze�kiem pe�nym ziarna. Patrzy�a na co� za plecami Genowefy, jej twarz rozja�ni�a si�. - Cacuchna - powiedzia�a do Misi, kt�ra podesz�a do p�otka. - Co si� sta�o z twoim dzieckiem? - Umar�o. Genowefa poda�a jej bochen chleba na wyci�gni�tych r�kach, ale K�oska podesz�a do niej bardzo blisko, i bior�c bochen, przywar�a wargami do jej ust. Genowefa szarpn�a si� i odskoczy�a. K�oska za�mia�a si�. W�o�y�a bochen do w�ze�ka. Misia zacz�a p�aka�. - Nie p�acz, cacuchna, tw�j tatu� ju� do ciebie; idzie - mrukn�a K�oska i posz�a w stron� wsi. Genowefa tar�a fartuchem usta, a� pociemnia�y. Tego wieczoru trudno jej by�o usn��. K�oska nie mog�a si� myli�. K�oska zna�a przysz�o��, wszyscy o tym: wiedzieli. I od nast�pnego dnia Genowefa zacz�a czeka�. Ale nie tak jak do tej pory. Teraz czeka�a z godziny, na godzin�. Wk�ada�a ziemniaki pod pierzyn�, �eby za szybko nie wystyg�y. �cieli�a ��ko. Wlewa�a wod� do miski na golenie. Uk�ada�a na krze�le Micha�owe ubranie. Czeka�a tak, jakby Micha� poszed� do Jeszkotli po tyto� i zaraz mia� wr�ci�. Czeka�a tak ca�e lato i jesie�, i zim�. Nie oddala�a si� od domu, nie chodzi�a do ko�cio�a. W lutym wr�ci� dziedzic Popielski i zada� m�ynowi robot�. Sk�d wzi�� ziarno na przemia�, nie wiadomo. I po�ycza� ch�opom ziarno na siewy. U Serafin�w urodzi�o si� dziecko, dziewczynka, co wszyscy uznali za oznak� ko�ca wojny. Genowefa musia�a naj�� nowych ludzi do m�yna, bo wielu dawnych z wojny nie wr�ci�o. Dziedzic poleci� jej na zarz�dc� i pomocnika Niedziel� z Woli. Niedziela by� szybki i solidny. Uwija� si� mi�dzy g�r� a do�em, pokrzykiwa� na ch�op�w. Kred� zapisywa� na �cianie liczb� przemielonych work�w. Kiedy do m�yna przychodzi�a Genowefa, Niedziela porusza� si� jeszcze szybciej i krzycza� jeszcze g�o�niej. G�adzi� przy tym marny w�sik, kt�ry w niczym nie przypomina� sumiastych w�s�w Micha�a. Niech�tnie chodzi�a na g�r�. Tylko w sprawach naprawd� koniecznych - pomy�ka w kwitowaniu ziarna, zatrzymanie maszyn. Kiedy�, gdy szuka�a Niedzieli, zobaczy�a ch�opc�w nosz�cych worki. Byli nadzy do pasa, a torsy mieli oproszone m�k�, jak wielkie precle. Worki zas�ania�y im g�owy, wydawali si� wi�c jednakowi. Nie widzia�a w nich m�odego Serafina czy Malaka, lecz - m�czyzn. Nagie torsy przykuwa�y jej wzrok, budzi�y niepok�j. Musia�a si� odwr�ci� i patrze� gdzie indziej. Pewnego dnia Niedziela przyszed� z �ydowskim ch�opcem. Ch�opiec by� bardzo m�ody. Nie wygl�da� na wi�cej ni� siedemna�cie lat. Mia� ciemne oczy i czarne kr�cone w�osy. Genowefa zobaczy�a jego usta - du�e, o pi�knie zarysowanej linii, ciemniejsze ni� wszystkie te, kt�re zna�a. - Przyj��em jeszcze jednego � powiedzia�. Do dzie�a i kaza� ch�opcu do��czy� do tragarzy. Genowefa rozmawia�a z Niedziel� nieuwa�nie, a kiedy odszed�, znalaz�a pretekst, �eby jeszcze zosta� Widzia�a, jak ch�opiec zdj�� p��cienn� koszul�, z�o�y� j� porz�dnie i przewiesi� przez por�cz schod�w. Wzruszy�a si�, kiedy zobaczy�a jego nag� klatk� piersiow� - szczup��, cho� dobrze umi�nion�, smag�� sk�r�, pod kt�r� pulsowa�a krew i bi�o serce. Wr�ci�a do siebie, ale od tej pory cz�sto znajdowa�a pow�d zej�cia do bramy, gdzie przyjmowano i odbierano worki z ziarnem lub m�k�. Albo przychodzi�a w porze obiadu, kiedy m�czy�ni schodzili do jedzenia. Patrzy�a na ich plecy oproszone m�k�, �ylaste r�ce i wilgotne od potu p��tno spodni. Mimo woli wzrok szuka� w�r�d nich tego jednego, a kiedy go znajdowa�, czu�a, jak krew uderza j� do twarzy, jak robi si� jej gor�co. Ten ch�opiec, ten Eli - s�ysza�a, jak go wo�am - wzbudza� w niej strach, niepok�j, wstyd. Na jego widok serce zaczyna�o jej wali� i oddech stawa� si� przy�pieszony. Stara�a si� patrze� oboj�tnie i ch�odne Czarne, skr�cone w�osy, mocny nos i dziwne, ciemni usta. Ciemna ow�osiona sie� pachy, gdy ociera� z twarzy pot. Ko�ysa� si�, kiedy szed�. Kilka razy spotka� jej wzrok i sp�oszy� si�, jak zwierz�, kt�re podesz�o blisko. Wreszcie wpadli na siebie w w�skich drzwiach.! U�miechn�a si� do niego. - Przynie� mi worek m�ki do domu - powiedzia�a. Odt�d przesta�a czeka� na m�a. Eli postawi� worek na pod�odze i zdj�� p��cienn� czapk�. Mi�tosi� j� w ubielonych d�oniach. Podzi�kowa�a mu, ale on nie wyszed�. Zobaczy�a, �e zagryza wargi. - Chcia�by� si� napi� kompotu? Przytakn��. Poda�a mu kubek i patrzy�a, jak pije. Opu�ci� d�ugie, dziewcz�ce rz�sy. - Mia�abym do ciebie pro�b�... - Tak? - Przyjd� wieczorem nar�ba� mi drzewa. Mo�esz? Kiwn�� g�ow� i wyszed�. Czeka�a ca�e popo�udnie. Upi�a w�osy i patrzy�a na siebie w lustrze. Potem, gdy przyszed�, gdy r�ba� drzewo, wynios�a mu zsiad�ego mleka i chleba. Przysiad� na pie�ku i jad�. Sama nie wiedzia�a dlaczego, opowiedzia�a mu o Michale na wojnie. Powiedzia�: - Wojna ju� si� sko�czy�a. Wszyscy wracaj�. Da�a mu woreczek m�ki. Poprosi�a, �eby przyszed� nast�pnego dnia, a nast�pnego dnia poprosi�a go, �eby przyszed� znowu. Eli r�ba� drzewo, czy�ci� piec, robi� drobne naprawy. Rozmawiali rzadko i zawsze na b�ahe tematy. Genowefa przygl�da�a mu si� ukradkiem, a im d�u�ej na niego patrzy�a, tym bardziej jej wzrok przywi�zywa� si� do niego. Potem ju� nie mog�a na niego nie patrze�. Po�era�a go wzrokiem. Pewnej nocy �ni�o jej si�, �e kocha si� z jakim� m�czyzn�, i nie by� to ani Micha�, ani Eli, tylko kto� obcy. Budzi�a si� z poczuciem, �e jest brudna. Wstawa�a, nalewa�a do miski wody i my�a ca�e ca�o. Chcia�a zapomnie� o �nie. Potem patrzy�a przez okno, jak robotnicy schodz� si� do m�yna. Widzia�a, �e Eli ukradkiem patrzy w jej okna. Chowa�a si� za firank�, z�a na siebie, �e serce wali jej jak po biegu. �Nie b�d� o nim my�le�, przysi�gam" - postanawia�a i bra�a si� do pracy. Ko�o po�udnia sz�a do Niedzieli, zawsze jakim� trafem spotykaj�c Elego. Zdziwiona w�asnym g�osem, prosi�a go, �eby przyszed�. - Upiek�am ci bu�k� - powiedzia�a i pokaza�a na st�. Usiad� nie�mia�o i po�o�y� swoj� czapk� przed sob�. Ona usiad�a naprzeciwko patrz�c, jak je. Jad� ostro�nie i powoli. Bia�e okruszki zostawa�y mu na wargach. - Eli? - Tak? - podni�s� na ni� wzrok. - Czy ci smakowa�o? - Tak. Wyci�gn�� przez st� d�o� ku jej twarzy. Cofn�a si� gwa�townie. - Nie dotykaj mnie - powiedzia�a. Ch�opiec spu�ci� g�ow�. Jego d�o� wr�ci�a do czapki. Milcza�. Genowefa usiad�a. - Powiedz, gdzie chcia�e� mnie dotkn��? - zapyta�a cicho. Podni�s� g�ow� i spojrza� na ni�. Wyda�o jej si�, �e widzi w jego oczach czerwone b�yski. - Dotkn��bym ci� tu - wskaza� miejsce na swojej szyi. Genowefa przeci�gn�a d�oni� po szyi, pod palcami poczu�a ciep�� sk�r� i pulsowanie krwi. Zamkn�a oczy. - A potem? - Potem dotkn��bym twoich piersi... Odetchn�a g��boko i odrzuci�a do ty�u g�ow�. - Powiedz, gdzie dok�adnie. - Tam gdzie s� najdelikatniejsze i najbardziej gor�ce... Prosz� ci�... pozw�l... - Nie - powiedzia�a. Eli poderwa� si� i stan�� przed ni�. Czu�a jego oddech pachn�cy s�odk� bu�k� i mlekiem, jak oddech dziecka. - Nie wolno ci mnie dotkn��. Przysi�gnij na swojego Boga, �e mnie nie dotkniesz. - Dziwka - wychrypia� i rzuci� na ziemi� zmi�t� czapk�. Trzasn�y za nim drzwi. Eli wr�ci� w nocy. Zapuka� delikatnie, a Genowefa wiedzia�a, �e to on. - Zapomnia�em czapki - powiedzia� szeptem. - Kocham ci�. Przysi�gam, �e ci� nie dotkn�, dop�ki sama tego nie zechcesz. Usiedli na pod�odze w kuchni. Smugi czerwonego �aru o�wietla�y im twarze. - Musi si� wyja�ni�, czy Micha� �yje. Wci�� jestem jego �on�. - B�d� czeka�, ale powiedz, jak d�ugo? - Nie wiem. Mo�esz na mnie patrze�. - Poka� mi piersi. Genowefa zsun�a z ramion nocn� koszul�. Czerwono b�ysn�y nagie piersi i brzuch. S�ysza�a, �e Eli wstrzyma� oddech. - Poka� mi, jak mnie pragniesz - szepn�a. Odpi�� spodnie i Genowefa zobaczy�a nabrzmia�y cz�onek. Poczu�a t� rozkosz ze snu, kt�ra by�a ukoronowaniem wszystkich zabieg�w, spojrze� i przy�pieszonych oddech�w. Ta rozkosz by�a poza wszelk� kontrol�, nie mo�na jej by�o zatrzyma�. To, co si� teraz pojawi�o, by�o przera�aj�ce, poniewa� ju� wi�cej nic by� nie mog�o. Oto spe�nia�o si�, przelewa�o, ko�czy�o i zaczyna�o, i odt�d wszystko, co si� stanie, b�dzie nijakie i obmierz�e, a g��d, kt�ry si� obudzi, b�dzie jeszcze pot�niejszy ni� kiedykolwiek przedtem. Czas dziedzica Popielskiego Dziedzic Popielski traci� wiar�. Nie przestawa� wierzy� w Boga, ale B�g i ca�a ta reszta stawa�y si� jakie� bez wyrazu, p�askie, jak ryciny w jego Biblii. Wszystko wydawa�o si� Dziedzicowi w porz�dku, kiedy z Kotuszowa przyje�d�ali Pelscy, kiedy gra� wieczorami w wista, kiedy rozmawia� o sztuce, kiedy odwiedza� swoje piwnice i przycina� r�e. Wszystko by�o w porz�dku, gdy z szaf pachnia�o lawend�, gdy siedzia� przy swoim d�bowym biurku z pi�rem ze z�ot� obsadk� w r�ce, a wieczorem d�onie �ony rozmasowywa�y mu zm�czone plecy. Ale kiedy tylko wychodzi�, wyje�d�a� gdzie� poza dom, cho�by do Jeszkotli na brudny rynek czy do okolicznych wsi, traci! wr�cz fizyczn� odporno�� na �wiat. Widzia� rozsypuj�ce si� domy, spr�chnia�e p�oty, wytarte przez czas kamienie, kt�rymi wybrukowano g��wn� ulic�, i my�la�: �Urodzi�em si� za p�no, �wiat ma si� ku ko�cowi. Ju� po wszystkim." Bola�a go g�owa, wzrok os�abia� si� - dziedzicowi wydawa�o si�, �e jest ciemniej, marz�y mu stopy i jaki� nieokre�lony b�l przenika� go ca�ego. By�o pusto i beznadziejnie. I znik�d pomocy. Wraca� do pa�acu i chowa� si� w swoim gabinecie - to na jaki� czas zatrzymywa�o �wiat w jego rozpadzie. �wiat jednak rozpad� si� i tak. Dziedzic u�wiadomi� to sobie wtedy, gdy zobaczy� swoje piwnice po powrocie z po�piesznej ucieczki przed kozakami. Wszystko w nich by�o zniszczone, pot�uczone, posiekane, spalone, rozdeptane i rozlane. Ogl�da� straty, brodz�c po kostki w winie. - Zniszczenie i chaos, zniszczenie i chaos -szepta�. Po�o�y� si� potem na ��ku w swoim spl�drowanym domu i rozmy�la�: �Sk�d si� bierze na �wiecie z�o? Dlaczego B�g pozwala na z�o, przecie� jest dobry? A mo�e B�g nie jest dobry?" Na dziedzicow� melancholi� lekarstwem sta�y si� zmiany zachodz�ce w kraju. W osiemnastym roku wiele by�o do zrobienia, a nic tak nie leczy smutku jak dzia�anie. Ca�y pa�dziernik dziedzic powoli rozp�dza� si� do czynu spo�ecznego, a� w listopadzie opu�ci�a go melancholia i znalaz� si� po drugiej stronie. Teraz dla odmiany prawie wcale nie spa� i nie mia� czasu je��. Kursowa� po kraju, odwiedzi� Krak�w i zobaczy� go jak obudzon� ze snu ksi�niczk�. Organizowa� wybory do pierwszego sejmu, by� za�o�ycielem kilku towarzystw, dw�ch partii i Ma�opolskiego Zwi�zku Posiadaczy Staw�w Rybnych. W lutym nast�pnego roku, gdy uchwalono ma�� konstytucj�, dziedzic Popielski si� zazi�bi� i znowu znalaz� si� w swoim pokoju, w swoim ��ku, z g�ow� zwr�con� ku oknu - czyli w miejscu, z kt�rego wyruszy�. Z zapalenia p�uc wraca� do zdrowia jak z dalekiej podr�y. Du�o czyta� i zacz�� pisa� pami�tnik. Chcia� z kim� porozmawia�, ale wszyscy wok� wydawali mu si� banalni i nieciekawi. Kaza� wi�c sobie znosi� do ��ka ksi��ki z biblioteki i poczt� zamawia� nowe. Na pocz�tku marca wyszed� na sw�j pierwszy spacer po parku i znowu ujrza� �wiat brzydki i szary, pe�en rozk�adu i zniszczenia. Nie pomog�a niepodleg�o��, nie pomog�a konstytucja. Na �cie�ce w parku zobaczy�, jak z topniej�cego �niegu wy�ania si� czerwona, dzieci�ca r�kawiczka, i nie wiadomo dlaczego ten widok g��boko zapad� mu w pami��. Uporczywe, �lepe odradzanie si�. Bezw�ad �ycia i �mierci. Nieludzka machina �ycia. Zesz�oroczne wysi�ki budowania wszystkiego od nowa spe�z�y na niczym. Im starszy by� dziedzic Popielski, tym �wiat wydawa� mu si� straszniejszy. Cz�owiek m�ody zaj�ty jest w�asnym rozkwitem, parciem do przodu i poszerzaniem granic: od dziecinnego ��eczka po �ciany pokoju, dom, park, miasto, kraj, �wiat, a potem, w wieku m�skim, przychodzi czas na rojenia o czym� jeszcze wi�kszym. Ko�o czterdziestki nast�puje prze�om. M�odo�� w swoim nat�eniu, w swojej mocy m�czy si� sob�. Kt�rej� nocy, czy kt�rego� poranka, cz�owiek przechodzi granic�, osi�ga sw�j szczyt i robi pierwszy krok w d�, ku �mierci. Wtedy pojawia si� pytanie: czy schodzi� dumnie z twarz� zwr�con� ku ciemno�ci, czy odwr�ci� si� ku temu, co by�o, trzyma� poz�r i udawa�, �e to nie ciemno��, lecz �wiat�o zgaszono w pokoju. Tymczasem widok czerwonej r�kawiczki, kt�ra wy�oni�a si� spod brudnego �niegu, przekona� dziedzica, �e najwi�kszym oszustwem m�odo�ci jest wszelki optymizm, uporczywa wiara w to, �e co� si� zmieni, poprawi, �e we wszystkim jest post�p. Oto p�k� w nim teraz pojemnik z rozpacz�, kt�ry nosi� w sobie od zawsze, niczym cykut�. Dziedzic rozgl�da� si� wok� siebie i widzia� cierpienie, �mier�, rozk�ad, kt�re by�y powszechne jak brud. Przeszed� ca�e Jeszkotle i zobaczy� koszern� rze�ni�, i nie�wie�e mi�so na hakach, i zzi�bni�tego �ebraka pod sklepem Szenberta, i ma�y kondukt �a�obny, id�cy za dzieci�c� trumn�, i niskie chmury nad niskimi domkami przy rynku, i mrok, kt�ry wdziera� si� zewsz�d i ju� opanowa� wszystko. Przypomina�o to powolne, nieustanne samospalanie, w kt�rym ludzkie losy, ca�e �ycia, rzucane s� na pastw� p�omieni czasu. Kiedy wraca� do pa�acu, mija� ko�ci�, wi�c zaszed� do niego, ale nic w nim nie znalaz�. Zobaczy� obraz Matki Boskiej Jeszkotlowskiej, lecz nie by�o w ko�ciele �adnego Boga, kt�ry by�by w stanie przywr�ci� dziedzicowi nadziej�. Czas Matki Boskiej Jeszkotlowskiej Matka Boska Jeszkotlowska, zamkni�ta w ozdobnych ramach obrazu, mia�a ograniczony widok na ko�ci�. Wisia�a w bocznej nawie i przez to nie mog�a zobaczy� ani o�tarza, ani wej�cia z kropielnic�. Kolumna zas�ania�a jej ambon�. Widzia�a tylko przechodz�cych -pojedynczych ludzi, kt�rzy wst�pili do ko�cio�a pomodli� si�, albo te� ca�e ich sznureczki, gdy sun�li pod o�tarz po komuni�. W czasie mszy widzia�a dziesi�tki ludzkich profili - m�skich i kobiecych, starczych i dzieci�cych. Matka Boska Jeszkotlowska by�a czyst� wol� pomocy temu, co chore i u�omne. By�a si�� boskim cudem wpisan� w obraz. Kiedy ludzie zwracali do niej swoje twarze, gdy poruszali ustami, zaciskali r�ce na brzuchu lub sk�adali je na wysoko�ci serca, Matka Boska Jeszkotlowska dawa�a im si�� i moc zdrowienia. Dawa�a j� wszystkim, bez wyj�tku, nie z mi�osierdzia, lecz dlatego, �e taka by�a jej natura - dawa� moc zdrowienia tym, kt�rzy jej potrzebuj�. Co dzia�o si� dalej - o tym decydowali ludzie. Jedni pozwalali tej sile zadzia�a� w sobie i ci zdrowieli. Wracali potem z wotami - odlanymi ze srebra, miedzi lub nawet z�ota miniaturami wyleczonych cz�ci cia�a, z koralami, naszyjnikami, kt�rymi przystrajano obraz. Inni pozwalali, �eby moc wyciek�a z nich, jak z dziurawego naczynia, i wsi�k�a w ziemi�. A potem tracili wiar� w cuda. Podobnie by�o z dziedzicem Popielskim, kt�ry pojawi� si� przed obrazem Matki Boskiej Jeszkotlowskiej. Widzia�a, jak ukl�k� i pr�bowa� si� modli�. Ale nie m�g�, wi�c wsta� ze z�o�ci� i patrzy� na drogocenne wota, na jaskrawe kolory �wi�tego malowid�a. Matka Boska Jeszkotlowska widzia�a, �e bardzo potrzebowa� dobrej, pomocnej si�y dla swego cia�a i duszy. i da�a mu j�, zala�a go ni�, sk�pa�a w niej. Dziedzic Popielski by� jednak szczelny niby szklana kula, wi�c dobra si�a sp�yn�a po nim na zimn� ko�cieln� posadzk� i wprawi�a ko�ci� w delikatne, ledwo wyczuwalne dr�enie. Czas Micha�a Micha� wr�ci� latem dziewi�tnastego roku. To by� cud, bo w �wiecie, w kt�rym wojna nadwer�y�a wszelkie prawa, cz�sto zdarzaj� si� cuda. Micha� wraca� do domu trzy miesi�ce. Miejsce, z kt�rego wyruszy�, znajdowa�o si� niemal po drugiej stronie kuli ziemskiej - miasto nad brzegiem obcego morza, W�adywostok. Uwolni� si� wi�c od w�adcy wschodu, kr�la chaosu, ale poniewa� cokolwiek istnieje poza granicami Prawieku, jest zamazane i p�ynne jak sen, Micha� nie my�la� ju� o tym, wchodz�c na most. By� chory, wycie�czony i brudny. Twarz zaros�a mu czarn� szczecin�, a we w�osach hula�y stada wszy. Zniszczony mundur rozbitej armii wisia� na nim jak na kiju i nie mia� ani jednego guzika. B�yszcz�ce guziki z carskim or�em Micha� wymieni� na chleb. Mia� te� gor�czk�, biegunk� i m�cz�ce uczucie, �e nie istnieje ju� ten �wiat, z kt�rego wyruszy�. Nadzieja wr�ci�a mu, gdy stan�� na mo�cie i zobaczy� Czarn� i Bia�k�, ��cz�ce si� ze sob� w nieustaj�cym weselu. Rzeki pozosta�y, most pozosta� i pozosta� tak�e upa� krusz�cy kamienie. Z mostu zobaczy� Micha� bia�y m�yn i czerwone pelargonie w oknach. Przed m�ynem bawi�o si� dziecko. Ma�a dziewczynka z grubymi warkoczami. Mog�a mie� trzy, cztery lata. Wok� niej z powag� drepta�y bia�e kury. Kobiece r�ce otworzy�y okno. �Zdarzy si� najgorsze" - pomy�la� Micha�. Odbite w poruszonej szybie s�o�ce na chwil� go o�lepi�o. Micha� ruszy� do m�yna. Spa� ca�y dzie� i ca�� noc, a we �nie liczy� wszystkie dni ostatnich pi�ciu lat. Jego zm�czony, zamroczony umys� myli� si� i b��dzi� w sennych labiryntach, dlatego Micha� musia� swoje liczenie zaczyna� wci�� od nowa. Przez ten czas Genowefa uwa�nie ogl�da�a sztywny od kurzu mundur, dotyka�a przepoconego ko�nierza, zanurza�a r�ce w kieszeniach pachn�cych tytoniem. Pie�ci�a sprz�czki plecaka, ale nie �mia�a go otworzy�. Potem mundur zawis� na p�ocie, tak �e musieli go zobaczy� wszyscy, kt�rzy przechodzili ko�o m�yna. Micha� obudzi� si