7718

Szczegóły
Tytuł 7718
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7718 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7718 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7718 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Karl Hans Strobl CO SPOTKA�O PORUCZNIKA INFANGRE (Der Fall des Leutnant Infangre) Tak, to prawda, wci�� jeszcze nie wygl�dam najlepiej. Nie b�d� przecie� sam w siebie wmawia�, �e ju� ca�kiem wydobrza�em. Wszak�e pewne jest, �e czuj� si� obecnie du�o lepiej ani�eli wcze�niej. Wkr�tce b�d� mia� to wszystko za sob�. Tak czy inaczej... by�a to ci�ka choroba i osobliwa przy tym. Tym bardziej osobliwa, �e pierwotnie nie mia�a ona absolutnie nic wsp�lnego z moim cia�em. Jak to si� sta�o? S�usznie, tak... z tych wszystkich doniesie� prasowych trudno wyrobi� sobie jaki� rzeczowy pogl�d na ca�� t� spraw�. Narobi�a ona wiele szumu. A i dla mnie sta�a si� �r�d�em wielu przykro�ci. Nie powinienem by� mo�e zachowywa� takiej rezerwy, a przyczyni�bym si� w�wczas do roz�wietlenia naros�ych wok� tego wydarzenia zagmatwa� i niejasno�ci. Ale dziwny jaki� l�k powstrzymywa� mnie przed publicznym roztrz�sieniem tego przypadku. Wam jednak, drodzy i dyskretni przyjaciele, chc� opowiedzie� ca�� t� histori�, tak jak mi si� ona teraz jawi w swoich przyczynach i skutkach. Czy aby jednak moja interpretacja wydarze� jest s�uszna, to mo�e okaza� si� sporne. Dochodzenie nie przynios�o, jak wiadomo, �adnych rezultat�w. Osobi�cie jestem jednak g��boko przekonany, �e si� nie myl�. A twierdz�, �e szczeg�lne si�y drzemi�ce w cz�owieku, kt�re uwolni� mo�na poprzez sugesti� czy hipnoz�, posiadaj� w�a�ciwo�ci uwielokrotnienia si�, o jakim nam si� nie �ni�o. Starym kulturom Wschodu wiadome s� tajemnice, kt�rych istnienia nawet si� nie domy�lamy. W przypadku tego, czego do�wiadczy�em na sobie, m�wi�bym najch�tniej � gdyby nie brzmia�o to nazbyt �mia�o � o bezkablowej telegrafii woli, o oddzia�ywaniu na odleg�o�� obywaj�cym si� bez ��czy. Zajmowa�em si� przez jaki� czas filozofi� techniki, gdzie du�o si� m�wi o projekcjach organicznych. Wszystkie nasze wynalazki nie s� niczym innym, jak tylko na�ladowaniem organ�w i funkcji naszego cia�a. Teleskop ma sw�j pierwowz�r w ludzkim oku, m�ot na�laduje �ci�ni�t� pi�� przed�u�on� o rami�, ��czom zwyk�ej telegrafii odpowiada system zwoj�w nerwowych. Mo�na �mia�o przypuszcza�, �e ka�dy nowy i zaskakuj�cy wynalazek ma zawsze sw�j ekwiwalent w nas samych. I tak telegrafii bezkablowej, b�d�cej wynalazkiem ostatnich lat, odpowiada w�a�nie zjawisko, o kt�rym chc� wam opowiedzie�. Oczywi�cie nie mam zamiaru narzucania si� komukolwiek ze swoim s�dem. Niech ka�dy sam to sobie wyt�umaczy na sw�j spos�b. By�o to, jak wiecie, 18 maja. Wybra�em si� na d�u�sz� wycieczk� rowerow�, bowiem jestem nami�tnym cyklist�. Je�eli odczuwam czego� brak w swoim zawodzie oficera marynarki, to cz�stej mo�liwo�ci jazdy na rowerze, kt�ra sprawia mi zawsze ogromn� przyjemno��. Motocykl i samoch�d s� mi oboj�tne. Podoba mi si� przede wszystkim wykorzystywanie si�y w�asnych n�g do jak najszybszego poruszania si� po drogach. Je�eli mam tylko po temu okazj�, wykorzystuj� ka�dy d�u�szy post�j w porcie do stosownej wycieczki. Przed dwoma dniami weszli�my do portu w Trie�cie i wy�ywa�em si� zatem na swoim rowerze do woli. Dzie�, o kt�rym m�wi�, by� bardzo gor�cy, i ca�odzienna wycieczka da�a mi si� nie�le we znaki, kiedy tu� przed zapadni�ciem zmroku wraca�em do miasta. Spieszy�em si�, poniewa� oficerowie z naszego kr��ownika otrzymali na wiecz�r zaproszenie, z kt�rego przynajmniej ja mia�em zamiar bardzo ch�tnie skorzysta�. Droga pochyla�a si� lekko w d� i szusowa�em teraz wystawiaj�c si� na p�d wiatru, nie musz�c przy tym kr�ci� peda�ami. W szar�wce zachodz�cego dnia zamajaczy�a przede mn� bry�a samochodu z w��czonymi �wiat�ami stopu. Obok pojazdu sta�o par� os�b najwidoczniej niezdecydowanych, jak maj� jecha� dalej, bowiem droga rozwidla�a si� w tym miejscu w trzech kierunkach. Kiedy zbli�y�em si�, jeden z m�czyzn post�pi� w moj� stron� i uchyli�, pozdrawiaj�c, kapelusza. Uderzy�o mnie w blasku �wiate�, �e m�czyzna mia� jako� dziwnie osadzone oczy i pozbawiony by� prawie brwi. Zapyta� mnie kiepsk� niemczyzn� o drog� do Goricy. Ci�ko by�o wyt�umaczy� z tego punktu gdzie le�y ta droga, wi�c si�gn��em do mapnika, aby obcemu wyja�ni� to na mapie. W chwili, kiedy si� pochyli�em z map� w stron� �wiat�a, poczu�em nag�y ucisk na czaszce, nawet wcale przyjemny i straci�em przytomno��. Ockn��em si� w ca�kowitych ciemno�ciach. Siatka dr�g z mojej mapy rowerowej sta�a mi jeszcze wyrazi�cie przed oczyma. M�g�bym j� teraz bez problem�w narysowa� z pami�ci. Wszelako mia�em w zaistnia�ych okoliczno�ciach wa�niejsze rzeczy na g�owie. Nurtowa�a mnie ostra �wiadomo�� wielkiego niebezpiecze�stwa, w jakim si� ni st�d, ni zow�d znalaz�em, i nie zdziwi�o mnie, �e nie mam na razie rozeznania, co do sytuacji, w jakiej aktualnie by�em. Zwi�zane mia�em r�ce i nogi, tote� oprzytomniawszy zacz��em czyni� usilne starania, aby w pierwszym rz�dzie pozby� si� wi�z�w. Pos�ysza�em nag�e obok obcy, zasapany oddech. Musia�em wiedzie�, kto jeszcze przebywa� opr�cz mnie w tej ciemnicy, wi�c zapyta�em o to g�o�no ryzykuj�c, �e mog� ewentualnie oberwa� jeszcze raz w g�ow� od stra�nika. � Gdzie my tutaj jeste�my? � odpowiedzia� jaki� g�os pytaniem na moje pytanie. Wyda� mi si� sk�d� bardzo znajomy z tym swoim specyficznym ciemnym zabarwieniem. Odpowiedzia�em, �e nie mam poj�cia, po czym, chc�c po�o�y� koniec tej hu�tawce pyta� wymieni�em swoje nazwisko. � Ach.. � zdziwi� si� g�os, wyra�nie zaskoczony, a po chwili dorzuci�: � Jestem baron Latzmann. Nie pomyli�em si� wi�c. Znajomy le�a� obok mnie, tak samo sp�tany na r�kach i nogach. Baron Latzmann by� razem z nami w Azji Wschodniej w charakterze korespondenta wojennego podczas powstania bokser�w. Bardzo to by�o osobliwe, �e uprowadzono nas razem i wtr�cono do tego ciemnego pomieszczenia. Nie podnosz�c g�osu opowiedzieli�my sobie wypadki ostatnich naszych �wiadomych chwil. Na barona tak�e zastawiono pu�apk�. By� on znanym powszechnie kobieciarzem. Niedawno wpl�ta� si� w przygod�, kt�ra poci�ga�a go o tyle silnie, �e celem podchod�w by�a pi�kno�� uchodz�ca og�lnie za niedost�pn�. Akurat dzisiaj przekazano mu wiadomo��, kt�ra otwiera�a mu wrota do szcz�cia. Uda� si� na wskazane miejsce. Oczekiwano go ju� tam, i jak to si� dzieje we w�oskich nowelach poprowadzono zau�kami do stoj�cego na uboczu domu. W �rodku wpuszczono go do obwieszonego suto dywanami pomieszczenia i kazano czeka�. Baron nie potrafi� powiedzie�, co si� z nim dalej dzia�o. Przypuszcza�, �e odurzono go jakim� bezwonnym gazem. Podczas gdy baron opowiada�, wpad� mi w ucho lekki, miarowny szum, na kt�ry my, marynarze, jeste�my w ka�dych warunkach wyczuleni. � Wie pan gdzie jeste�my? � zapyta�em go, gdy sko�czy� swoj� relacj�. � Jeste�my na okr�cie. S�ysz� chlupot fali o burty. Okr�t stoi na kotwicy... jeste�my jeszcze w porcie. � Ale dok�d � dok�d mamy zosta� zabrani? � W jego g�osie malowa�y si� l�k i wzburzenie. Nagle drgn��em ca�y. Wewn�trzny pr�d przeszy� mnie od st�p do g��w. Poczu�em jak sztywniej� mi palce. Nawet jaki� zduszony krzyk wyrwa� mi si� przy tym z ust. � Co panu jest? � zapyta� baron. Przed moimi oczyma stan�a naraz dawna scena, we wszystkich swoich niegdysiejszych barwach, i w ca�ym p�dzie, w jakim si� w�wczas rozegra�a. � Czy przypomina pan sobie... czy pami�ta pan pagod� w Tshi� nan� su? � By�o to w�a�ciwie �mieszne pytanie. Takich prze�y� nie zapomina si� po prostu. Wszelako nie potrafi�bym wyja�ni�, co kaza�o mi w tej chwili przypomnie� sobie t� chi�sk� pagod�. Mo�e by�o tym czym� to samo, co i w�wczas, silne poczucie zagra�aj�cego niebezpiecze�stwa, uczucie, kt�re towarzyszy czasem groteskowym snom? A mo�e kaza�a mi si� cofn�� do Chin ta szczeg�lna twarz nieznajomego pytaj�cego mnie o drog�? Kr�j oczu? ��to� br�zowy po�ysk jego sk�ry? Nie wiem. Wiem tylko, �e sceny z pagody stan�y mi z ca�� wyrazisto�ci� przed oczyma. Baron Latzmann bra� udzia� w kampanii peki�skiej, gdzie wyr�ni� si� w walkach przeciwko powsta�com. O toczonych bojach pisa� do swojej gazety interesuj�ce sprawozdania i komentarze. Po wej�ciu do cesarskiego miasta odda� si� natomiast z zapa�em przyjemno�ciom, kt�re jak mniema�, s�usznie si� zwyci�zcom nale�a�y. Ledwie przywr�cono komunikacj� z wybrze�em, a miasto sta�o si� natychmiast widowni� kawalerskich przyg�d. Za bogiem Marsem wkroczy�a do miasta bogini Venus. Miejscowe pi�kno�ci posz�y w zawody z damami, kt�re przyci�gn�y za wojskami z wielkich miast portowych. Wok� barona zebra�o si� ma�e, ale weso�e towarzystwo, kt�rego ozdob� by�a przyjaci�ka Latzmanna, Hortensja, drobniutka i rozpuszczona Francuzka. Obraca�o si� w tym kr�gu i paru oficer�w z naszej eskadry. Pewnego dnia um�wiono si� na wycieczk� do pagody w Tshi� nan� su, b�d�cej cudem sakralnej architektury buddyjskiej. W�r�d zaproszonych znalaz�em si� tak�e ja i musz� przyzna�, �e baron znakomicie potrafi� bawi� ca�e towarzystwo. Pili�my sporo i ha�asowali�my ju� dosy� g�o�no, gdy kto� zaproponowa�, aby zwiedzi� tak�e wn�trze pagody, dla kt�rej tutaj przecie� przybyli�my. Ustawili�my si� w uroczyst� procesj� i po�r�d g�o�nych �piew�w, na�laduj�c w tym zwyczajowy ceremonia�, ruszyli�my przez ma�y, drewniany mostek do �wi�tyni. Mrukliwi kap�ani nie byli zachwyceni nasz� wizyt� i wpu�cili nas do �rodka z nieukrywan� niech�ci�. �wi�tyni� wype�nia� aromatyczny p�mrok. Na podwy�szeniu, z kt�rego prowadzi�y w d� tylko w�skie, pojedyncze schody, tronowa� �wi�ty pos�g Buddy ze sztywnym u�miechem przylepionym do twarzy i r�kami skrzy�owanymi na wydatnym brzuchu. Ca�y pos�g ubrany by� w kosztowne szaty jedwabne. Nie bacz�c na sprzeciwy s�u�by �wi�tynnej wspi�li�my si� po schodkach na g�r�, aby m�c przyjrze� si� figurze z bliska. By�a to prastara rze�ba z gliny i mia�a jakie� dziwne, niejako do wewn�trz skierowane oczy. Pos�g usytuowany by� dok�adnie na wprost schodk�w. W pewnej chwili Hortensji przysz�a ochota na przymierzenie �wi�tych szat Buddy. Niekt�rzy z nas, kt�rzy zachowali jeszcze nieco samokontroli pr�bowali odwie�� j� od tego pomys�u, ale wi�kszo�� zacz�a bi� brawo. Zach�cona tym poparciem dziewczyna zdar�a jedwabie z figury i udrapowa�a si� nimi tak szybko, �e . pora�eni zgroz� kap�ani na dole nie zd��yli jeszcze przyj�� do siebie, gdy Hortensja prezentowa�a si� nam ju� w swej nowej kreacji z w�a�ciw� sobie gracj�. Budda siedzia� teraz go�y, tylko w opasce na biodrach. Dziewczyna okr�ci�a si� w jego szatach na czubkach palc�w i zacz�a ta�czy� menueta. Z do�u ozwa� si� pe�en w�ciek�o�ci wrzask. Nieoczekiwanie stan�� po�r�d nas ma�y, stary kap�an. Wygl�d mia� okropny niczym ma�pa, piana wyst�pi�a mu na usta, i nim si� ktokolwiek z nas zorientowa� w sytuacji, dwukrotnie pchn�� Hortensj� w pier� ma�ym, zakrzywionym no�em. Skoczyli�my do niego z baronem i z�apawszy go za r�ce i nogi zrzucili�my g�ow� w d� na posadzk�. Odpowiedzi� by� nowy wybuch w�ciek�o�ci w�r�d kap�an�w, od kt�rych roi�a si� ju� ca�a �wi�tynia. Obok mnie strzela� ju� kto� w t� ci�b� z rewolweru, ale wobec nat�oku ludzi trudno by�o dostrzec rezultaty strza��w. Kot�uj�cy si� t�um kap�an�w pcha� si� na schody, pi�� si� po filarach i pierwsi z nich dotarli ju� do balustrady. Byli�my bez szans. Spojrzeli�my po sobie z baronem i zrozumieli�my si� bez s��w. Rzucili�my si� do pos�gu, podwa�yli�my go do przodu napieraj�c na� ze wszystkich si� i przez moment, gdy znieruchomia� na u�amek sekundy, po raz ostatni widzia�em jego pusty u�miech. Zaraz potem pos�g run�� w prz�d grzebi�c pod sob� wspinaj�cych si� kap�an�w i obrywaj�c swoim ci�arem same schody. G�uchy huk rozleg� si� na dole, sk�d unios�a si� w g�r� g�sta chmura kurzu. Wycie kap�an�w przerodzi�o si� w piekielny jazgot. Kiedy kurz przerzedzi� si� nieco, zobaczyli�my, �e �wi�ty Budda pot�uk� si� na kawa�ki. Ale zerwanie schod�w dawa�o nam teraz okazj� do skuteczniejszej obrony. Obl�enie trwa�o jeszcze oko�o p� godziny. Z opresji wybawi� nas patrol naszej piechoty morskiej, kt�ry pos�a� za nami przewiduj�cy kolega z komenda tury miasta w Pekinie. To by�a scena, kt�ra wy�oni�a si� teraz nagle z mojej pami�ci. Baron milcza� przez chwil�, gdy zapyta�em go o pagod� w Tshi� nan� su. S�ysza�em, jak oddycha nerwowo. � Co pan ma na my�li? Sk�d panu ta pagoda przychodzi naraz do g�owy? � Czy nigdy nie pomy�la� pan o tym, �e tamta historia mo�e mie� jeszcze kiedy� ci�g dalszy? Sam oczywi�cie te� nigdy o tym nie my�la�em, ale w napi�ciu ostatnich minut zdawa�o mi si�, jakbym ju� od dawna liczy� si� z t� mo�liwo�ci�. Jakbym si� by� spodziewa�, �e zdarzy si� jeszcze co�, co b�dzie epilogiem do walki w �wi�tyni. � Dopu�cili�my si� wtedy �wi�tokradztwa. Rozbili�my pos�g �wi�tego Buddy w Tshi� nan� su. Je�eli przyj��, �e jest jaka� sta�a nami�tno��, kt�ra cechuje dusze Azjat�w, to b�dzie ni� na pewno zemsta i okrucie�stwo. � W istocie, jest to w najwy�szej mierze osobliwe, �e akurat nas dw�ch �ci�gni�to tutaj podst�pem � odpar� baron, i mo�na by�o wyczu� z jego g�osu, �e zadaje sobie trud, aby m�wi� spokojnie. � Musimy st�d uciec. � Zapewne. Prosz�! Ja za panem. � Po tym ironicznym tonie, kt�ry zawsze wyr�nia� barona w chwilach zagro�enia, pozna�em, �e wraca mu odwaga. Zastanawia�em si� przez moment w milczeniu. Potem przetoczy�em si� w stron� barona, a� poczu�em jego cia�o. Przypominacie sobie, moi drodzy, �e nieraz ju� bawi�em was niezgorzej demonstruj�c rozmaite sztuczki, jakich nauczy�em si� kiedy� od japo�skiego kuglarza. By�em dosy� poj�tnym uczniem. Nauczy�em si� u niego m.in. sztuki rozsup�ywania cho�by najbardziej skomplikowanych wi�z�w. Bardzo przyda�o mi si� teraz. Podsun��em przeguby do r�k Latzmanna i poprosi�em go o poluzowanie mi wi�z�w. Gdy to uczyni�, potrzebowa�em ju� tylko nieca�ego kwadransa, aby si� ca�kiem uwolni� z kr�puj�cych mnie sznur�w. W przeci�gu kilku minut oswobodzi�em tak�e barona. Pos�uguj�c si� �wiat�em zapa�ek zbadali�my nasze wi�zienie. By�a to dosy� przestronna kajuta okr�towa. Drzwi by�y naturalnie zaryglowane, a luk zabity deskami. Musieli�my zachowywa� si� bardzo ostro�nie i zapala� zapa�ki najwy�ej na kilka sekund, bowiem z pok�adu dochodzi� nas szurgot krok�w, a i w korytarzu s�ycha� by�o jakie� szmery. Zgodzili�my si�, �e nie mamy innej mo�liwo�ci ucieczki, jak tylko przez luk. Wsp�lnymi si�ami uda�o si� nam po jakim� czasie oderwa� zakrywaj�ce go deski. Matowy blask odbijaj�cych si� w wodzie �wiate� portowych wpad� do kajuty. Na nasze szcz�cie obramowanie luku by�o drewniane i tak ju� cz�ciowo przegni�e, �e niewielkim wysi�kiem uda�o si� nam wyrwa� je ze �ciany. Przecisn�li�my si� nast�pnie przez tym sposobem poszerzony nieco otw�r (nie obesz�o si� przy tym bez bolesnych zadrapa� i zaczep�w) na zewn�trz i opu�cili�my si� do wody. Ubrania zostawili�my w kajucie. P�yn�li�my teraz powoli i ostro�nie lawiruj�c pomi�dzy nieruchomymi cielskami okr�t�w, bowiem um�wili�my si� wcze�niej, �e nie skierujemy si� od razu do brzegu, aby przypadkiem nie wpa�� powt�rnie w r�ce naszych prze�ladowc�w. Musia�o ju� by� dosy� p�no. W porcie panowa�a niczym nie zm�cona cisza. Poruszaj�c si� pomi�dzy molami, poprzez plamy �wiat�a na wodzie pochodz�ce od latarni na brzegu, wyp�yn�li�my z Porto Nuovo. Za nami pozosta�y na nabrze�u ciemne masy zabudowa� za�adunkowch ze stercz�cymi nad nimi gro�nie ramionami d�wig�w. Skierowali�my si� w stron� Balcory p�yn�c po�r�d kompletnych ciemno�ci wzd�u� pla�y. Po jakim� czasie natkn�li�my si� na wrzynaj�cy si� g��boko w morze kamienny nasyp. Zatrzymawszy si� dla kr�tkiego wypoczynku odkryli�my przycumowan� ��d�. Weszli�my do �rodka. Co by�o nam czyni�? Siedzieli�my w �odzi i trz�li�my si� z zimna, chocia� noc by�a ciep�a i przyjemna. A mo�e by� jeszcze inny pow�d tych dreszczy? Znacie mnie i wiecie, �e nie jestem boja�liwy. Tym niemniej jest ca�kiem mo�liwe, �e owego wieczoru tak�e i l�k przyprawia� nas o dygotanie na ca�ym ciele. Niesamowita precyzja, z jak� kto� nami zaw�adn��, te tajemnicze r�ce, kt�re tak niespodziewanie wyci�gn�y si� po nas � musicie sami przyzna�, �e mogli�my si� wtedy czu� dosy� nieswojo. Coraz wyra�niej jawi�a mi si� te� przed oczami wykrzywiona w�ciek�o�ci� ma�pia twarz kap�ana, kt�rego str�cili�my wtedy ze schod�w, od nowa widzia�em pian� na jego ustach. � Uwa�am, �e b�dzie najlepiej � odezwa� si� baron � je�eli znikniemy teraz na par� najbli�szych dni z Triestu. Musz� straci� nasz �lad. Latzmann wypowiedzia� g�o�no to, co sam my�la�em. Zapewne, to by�o najlepsze wyj�cie. Trzeba nam by�o te� natychmiast kontynuowa� ucieczk�, tak jak tu siedzieli�my, bez zw�oki. Schronienie mogli�my znale�� w kt�rym� z ma�ych miasteczek portowych. Ja mia�em jeszcze pi�� dni urlopu na l�dzie. Po tym terminie zamierza�em powr�ci� od razu na okr�t. Baron, kt�ry nie mia� w Trie�cie �adnych spraw do za�atwienia m�g� si� tymczasem kontaktowa� ze �wiatem zewn�trznym poprzez jakiego� zaufanego cz�owieka, a potem znikn�� st�d w og�le. Ra�niej si� nam zrobi�o, gdy podj�li�my te decyzje. Odezwa� si� w nas instynkt samozachowawczy, a pos�uchanie go doda�o nam �wie�ych sil. Obluzowali�my pal, do kt�rego przycumowana by� ��d�, wyci�gn�li�my go i wrzucili do �odzi, a potem odbiwszy od kamieni zabrali�my si� �ywo do wiose�. Wielkim �ukiem, poza zasi�giem �uny �wiate�, op�yn�li�my port. Gwiazdy zacz�y powoli bledn�� i zbli�a� si� �wit. Szaroo�owiane fale uderza�y g�ucho o burty �odzi. Pracowali�my wios�ami, na ile nam si� starcza�o, pragn�c uj�� mo�liwie daleko z zasi�gu oddzia�ywania owych tajemniczych si�, kt�rych ofiarami padli�my w porcie. Posuwali�my si� nader szybko. Triest le�a� daleko z ty�u, a wok� wstawa� ju� jasny poranek. Niebo r�owia�o i krople wody pryskaj�ce z wiose� mieni�y si� kolorowo. Nagle przeszy� mnie dreszcz, drgn��em ca�y, jakby pod wp�ywem jakiego� wewn�trznego impulsu. Spojrza�em na barona. Spogl�da� na mnie szeroko otwartymi, nieruchomymi oczami, w kt�rych malowa�o si� bezgraniczne przera�enie. Na pr�no b�dziecie upatrywa� w tym, co zacz�o si� teraz z nami dzia�, gr� rozstrojonych nerw�w. Przej�cia ostatnich godzin nie mog� by� dla tego zjawiska �adnym wyt�umaczeniem. To, co si� z nami dzia�o, przerasta moje mo�liwo�ci opisu, by�o wyra�niejsze i bardziej ostre ani�eli moje s�owa. By�o to wra�enie zupe�nie podobne do tych, jakie emituj� do m�zgu nasze zmys�y. Oto poczu�em zupe�nie wyra�nie skierowane do siebie wo�anie. Ostre, nie znosz�ce sprzeciwu wo�anie. Zawiera�o ono rozkaz natychmiastowego zaprzestania ucieczki i powrotu. By� to rozkaz kogo�, komu winien by�em bezwarunkowe pos�usze�stwo. Popatrzy�em na barona i zorientowa�em si�, �e on r�wnie� odebra� taki sygna�. Si�a, kt�ra zamierza�a nas unicestwi�, przyst�powa�a teraz do zawr�cenia nas z drogi ucieczki. Baron z wahaniem wyj�� swoje wios�o zwody. Wci�� siedzia� jeszcze obr�cony twarz� do mnie i patrzy� na mnie ci�gle tymi przera�onymi i nieruchomymi oczami. Wreszcie odezwa� si� jakim� nieswoim, niezbornym g�osem: � Mamy do za�atwienia sprawy w Trie�cie. Musimy zawr�ci�, zapomnieli�my czego�. Zdawa�em sobie spraw�, �e b�dziemy zgubieni, je�eli poddamy si� temu wewn�trznemu impulsowi i zawr�cimy. Tym niemniej op�r, jaki stawia�em przychodzi� mi z niezmiernym trudem. Chcia�em przem�wi�, ale nie mog�em wydoby� z siebie g�osu, kt�ry nie reagowa� na moj� wol�. M�cz�c si� z paroma s�owami, czu�em jednocze�nie ostry b�l w g�owie i wn�trzno�ciach. Nigdy jeszcze nie spotka�o mnie co� takiego. Wreszcie, kiedy uda�o mi si� przezwyci�y� ten atak niemocy, wykrztusi�em z siebie: � Nie! P�yniemy dalej! Ledwie to jednak wypowiedzia�em, a poczu�em si� jak przest�pca. Moje post�powanie napawa�o mnie wstr�tem. Czu�em si� tak, jak gdybym podni�s� r�k� na jak�� �wi�to��. A jednocze�nie zacz��em odczuwa� t�sknot� za tym, aby by� dobrym, aby pos�ucha� rozkazu, i by� tym samym w zgodzie z samym sob�. Tym niemniej by�o we mnie tak�e co� innego, co stawia�o op�r, nieznana mi si�a, kt�rej nie potrafi�bym nazwa�, do kt�rej mia�em jednak zaufanie. Wydawa�o mi si� bowiem, �e ju� nie jeden raz zaufa�em jej w przesz�o�ci i dobrze na tym wyszed�em. Baron siedzia� dalej skulony i nieruchomo. Odwr�ci� twarz i potrz�sn�� przecz�co g�ow�. � Niech pan si� we�mie za wios�o! � rykn��em na niego. Dalej! Pos�ucha� bardzo niech�tnie. Tak�e i ja zanurzy�em swoje wios�o w wod�. Ale wios�a jakby zwielokrotni�y nag�e sw�j ci�ar. Mia�em wra�enie, �e obracam w r�kach pudow� sztang�. Woda wydawa�a si� by� plastyczn� mas�, z trudem tylko poddaj�c� si� ruchowi wios�a. Najgorszym w tym by�o, �e gardzi�em sam sob�, a pogarda ta wzrasta�a z ka�dym zanurzeniem wiose�. Posuwali�my si� teraz bardzo wolno. Naraz baron wyci�gn�� swoje wios�o z wody i o�wiadczy� stanowczo: � Nie chc�, wracam do portu. � Zauwa�y�em, �e wyraz twarzy wyra�nie mu si� zmieni�. W oczach czai�y si� podst�p i nienawi��. Widzia�em, �e m�j zamiar dalszego wios�owania doprowadza go do pasji. � Dobrze � odpowiedzia�em z wysi�kiem. � Niech pan wraca, ale ja chc� zej�� najpierw na l�d. Zastanawia�em si� p�niej, jak to si� sta�o, �e baron tak szybko podda� si� owemu tajemniczemu rozkazowi, podczas gdy ja, chocia� z najwi�kszym wysi�kiem, zdo�a�em mu si� oprze�. I my�l�, �e trzeba to przypisa� wi�kszej sile mojej woli, jak� wyrobi�em sobie w twardej szkole �ycia. Jak dobrze wiecie, pochodz� z ubogiej rodziny, i moje �ycie nie by�o bynajmniej us�ane r�ami. Musia�em ci�ko walczy� i znosi� niejeden niedostatek. A baron m�g� sobie pozwoli� na to, aby si� da� nie�� �yciu. Odziedziczy� spory maj�tek i to, co mu jeszcze z niego pozosta�o, gwarantowa�o mu jeszcze ca�kiem przyjemne �ycie. Sukcesy, jakie odni�s�, nie kosztowa�y go zbyt wiele. Spostrzeg�em, �e nie uda mi si� zmusi� Latzmanna do roboty. Siedzia� nastroszony i dzikim wzrokiem wodzi� za ka�dym moim poruszeniem. Wiedzia�em, �e musz� mie� si� przed nim teraz na baczno�ci. Ale akurat ta mobilizacja wszystkich si� pomaga�a mi przeciwstawia� si� napieraj�cym na mnie obcym mocom, tak �e nawet wios�owanie przychodzi�o mi ju� �atwiej, ani�eli jeszcze przed paroma minutami. Nagle baron wyci�gn�� r�k� przed siebie i zawo�a�: � Tam, jaki� statek! � Da�em si� zaskoczy� i odwr�ci�em g�ow� na bok. W tej samej chwili ��d� zako�ysa�a si� gwa�townie a ja poczu�em r�k� Latzmanna na swoim gardle. Zerwa� si� z �awki i rzuci� si� na mnie. Pod impetem jego skoku upad�em plecami na dno �odzi. Rozko�ysana ��d� nabiera�a przy przechy�ach wody, kt�ra zalewa�a mi twarz. Wiedzia�em, �e b�d� stracony, je�eli nie uda mi si� go zrzuci�. Szamocz�c si� z nim uzyska�em powoli pewn� przewag�, a wtedy przy pomocy chwyt�w d�iu� d�itsu obezw�adni�em go zupe�nie. Wykr�ci�em mu rami� tak, �e m�g�bym je bez trudno�ci z�ama�, gdyby zechcia� si� jeszcze poruszy�. Chwyt ten, bardzo bolesny, otrze�wi� go nieco. Patrzy� na mnie nieobecnym wzrokiem i nie mia� ju� ochoty do walki. Nigdy nie b�d� w stanie udowodni� tego, co teraz powiem, ale jest tym niemniej prawd�, �e kiedy odwr�ci� si� do mnie ca�kiem, to ze zdumieniem stwierdzi�em, �e patrz� teraz w twarz zupe�nie mi obcego cz�owieka. Oblicze barona zmieni�o si� do tego stopnia, �e mog�em sobie powiedzie�, i� nie mam cz�owieka, kt�rego przed chwil� obezw�adni�em. Zestarza� si� strasznie na twarzy, z k�cik�w oczu ciek�a ropa, a ga�ki oczne jako� dziwnie ucieka�y mu do �rodka. Wyprostowa�em si� i odepchn��em barona od siebie, tak �e przelecia� przez �awk� i upad� w drugim ko�cu �odzi. Podnios�em wios�o i zrobi�em nim m�y�ca nad jego. g�ow�. � Je�eli pan jeszcze raz czego� takiego spr�buje, to rozwal� panu �eb! � rykn��em na niego. Moje zachowanie by�o nader krewkie i stanowi�o chyba jedyn� drog� ratunku. Ale musz� te� przyzna�, �e jednocze�nie pogardza�em sob� z powodu tej brutalno�ci i w gruncie rzeczy przyznawa�em racj� Latzmannowi. Wci�� tkwi�a jeszcze we mnie t�sknota za powrotem i wewn�trznym spokojem, jaki wydawa� mi si� by� nagrod� za dostosowanie si� do dr�cz�cego nas rozkazu. Post�powa�em w istocie przeciwko w�asnemu lepszemu ja, gdy powt�rnie z�apa�em za wios�a i zacz��em nimi z wysi�kiem pracowa�. Nie jeste�cie sobie w stanie wyobrazi�, jak g��boko czu�em si� wewn�trznie rozdarty. Walczy�em sam z sob�. I z niewiadomych mi motyw�w moje gorsze ja zwyci�y�o nad tym lepszym. Baron siedzia� w tyle �odzi na skrzy�owanych nogach, jak to robi� Azjaci, ko�ysa� nieustannie g�ow� i j�cza� niczym zwierz�. Ale podst�p, do jakiego si� uciek� napadaj�c na mnie, przerodzi� si� teraz w rzeczywisto��. Jaki� statek przecina� nasz kurs. Czu�em, �e ju� najwy�szy czas, aby sko�czy� z wewn�trznymi zmaganiami i powierzy� si� obcym ludziom. Zawo�a�em w kierunku statku. By� to rybacki kuter z Capo d'Istria, kt�ry wraca� do portu z nocnych po�ow�w. Wzi�to nas na pok�ad, i zanim straci�em przytomno�� zaklina�em szypra na wszystkie �wi�to�ci, aby szed� dalej swoim kursem i nie zbacza� z niego pod �adnym pozorem; zauwa�y�em jeszcze, jak przywi�zywano nasz� ��d� do rufy... Ostatkiem przytomnych si� zwlok�em si� do kajuty i leg�em zaraz bez czucia zapadaj�c si� w jak�� straszn�, g��bok� przepa��. Kiedy si� przebudzi�em, zbli�a�o si� po�udnie. Pos�ysza�em odg�osy zawijania do portu. Nieprzyjemne uczucie, zawsze w cz�owieku obecne, je�eli nie wype�ni� jakiego� wa�nego obowi�zku, wci�� tkwi�o jeszcze we mnie. Ale by�em ju� w stanie, by tak rzec, �y� sam z sob�. Nie wydawa�em si� sobie ju� tak nikczemny. Powoli i chwiejnym krokiem wyszed�em na pok�ad. Moje pierwsze pytanie dotyczy�o barona Latzmanna. Marynarze patrzyli na mnie zdumieni, u�miechali si� ukradkiem i odwracali g�owy, jak od cz�owieka, kt�ry postrada� zmys�y. Czy nie przypominam sobie, us�ysza�em w odpowiedzi, �e przecie� sam wys�a�em barona �odzi� wok� p�wyspu do Muggii. Baron by� przecie� u mnie na dole, gdzie otrzyma� ode mnie pilne i wa�ne zlecenie, z kt�rym natychmiast odp�yn��. Gdy krzykn��em, �e to nieprawda, szyper popatrzy� na mnie ze wsp�czuciem, wzruszy� ramionami i odszed� do swoich obowi�zk�w. Pobieg�em na ruf�. �odzi nie by�o. Baron pos�ucha� rozkazu. Jak wiecie, nikt ju� go wi�cej nie zobaczy�. Zagin��. Dalsze wydarzenia znacie doskonale z relacji prasowych. W Capo d'lstria nie ukrywa�em si� d�ugo. Trzeciego dnia po ucieczce znalaz�em w gazecie nekrolog sw�j i Latzmanna. Musz� przyzna�, �e dosy� nieswojo si� czu�em czytaj�c w�asne nazwisko w �a�obnych ramkach. W�adze s�dowe mia�y potem nadziej�, �e dzi�ki tym nekrologom trafi� na jaki� �lad przest�pc�w, wszelako nadzieje te okaza�y si� pr�ne. Dochodzenie przeci�ga�o si� mi�dzy innymi i dlatego, �e wyp�yn��em wkr�tce na naszym kr��owniku w morze. Co si� mnie tyczy, to nie mog� ukrywa�, �e bardzo si� rozchorowa�em. Uczucie wstr�tu do samego siebie utrzymywa�o si� nadal, chocia� by�o ju� mniej intensywne. Wraca�o jednak czasem z pierwotn� si��, co dosy� nadwyr�y�o mi nerwy. By�o to tak, jakbym po�kn�� jak�� z op�nieniem i wolno dzia�aj�c� trucizn�, jakbym uleg� jakiej� duchowej infekcji, kt�ra rujnowa�a tak�e moje cia�o. Musia�em wzi�� urlop. Ale czuj�, �e si�y mi ju� wracaj� i zdrowiej�, chocia� wci�� jestem jeszcze os�abiony... prze�o�y� Marek Zybura