7699
Szczegóły |
Tytuł |
7699 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7699 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7699 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7699 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
A. Cole i C. Bunch
Zamorskie krolestwa tom. 2
Druga
Podr�
Morska
ROZDZIA� TRZYNASTY
Bohaterowie i k�amcy
Dwa miesi�ce p�niej, o poranku, maj�c rze�ki wicher w �aglach wp�yn�li�my do
portu w
Orissie. Mimo �e s�o�ce ju� dawno rozja�ni�o niebo nad miastem, port �wieci�
pustkami i nie
mia� kto podziwia� umiej�tno�ci L�ura, kt�ry po mistrzowsku wprowadza� �Now�
Kittiwake�
do przystani. Powiod�em wzrokiem po nabrze�u poszukuj�c znajomych twarzy, lecz
jedynie
par� opuszczonych wrak�w odwzajemni�o moje spojrzenie, no i jaki� stary rybak
naprawiaj�cy sieci.
- Widz�, �e tylko nieznacznie przesadzi�e� m�wi�c o �wietno�ci Orissy, m�j
kochany
Almaryku - skomentowa�a oschle Deoce. - Port, w kt�rym a� roi si� od statk�w,
�odzi i
�eglarzy, rozleg�e aleje, kipi�ce �yciem targowiska. - Ponownie rozejrza�a si�
po pustym
nabrze�u, po czym zwr�ci�a si� do Janosza: - Powiedz mi, prosz�, czy zawsze jest
tu tak
t�oczno, czy przybyli�my akurat w szczeg�lnie pracowitym dniu? - Janosz pokr�ci�
g�ow�,
r�wnie zdezorientowany jak ja.
- Nic z tego nie rozumiem - przyzna�. - Normalnie harmider nie pozwala us�ysze�,
co do
siebie m�wimy.
Deoce roze�mia�a si�.
- A ten znowu to samo. Ci�g�e pr�by, by zam�ci� w g�owie barbarzy�skiej
dziewczynie. -
Przem�wi�a g��bokim, niskim g�osem parodiuj�c m�czyzn�: - Tak, moja kochana.
Jestem
bardzo znacz�cym cz�owiekiem w mym kraju. Bogatym cz�owiekiem. Mam wspania�y dom
i
liczn� s�u�b�. A teraz prosz� ci�, by� jeszcze chwil� zabawi�a w moim
namiocie... -
Uszczypn�a mnie mocno, widz�c �e marszcz� brwi. - No, spokojnie, spokojnie.
Nawet je�li
jeste� biedny, i tak nie ma to wp�ywu na uczucie, jakim ci� darz�.
- Uwierz mi, Deoce - odezwa� si� Janosz wyra�nie rozbawiony jej �artami - nasz
przyjaciel
wcale nie jest biedny. Daj� s�owo.
- Oj, wierz� ci, wierz�, Janoszu - odpar�a Deoce. - Ale na przysz�o��, prosz�
oszcz�d�cie mi
opis�w... - powiod�a r�k� wzd�u� pustego nabrze�a - ... kipi�cych �yciem port�w.
Zeskoczy�em z trapu i podszed�em do starego rybaka.
- Gdzie si� wszyscy podziali, dziadku? - zapyta�em.
Podni�s� kaprawe oczy i nie przestaj�c jednocze�nie zwi�zywa� w�z��w s�katymi
palcami,
przyjrza� si� dok�adnie mojej osobie, ubraniu oraz mym dwojgu kompanom.
- Macie t�giego pecha, panie, jak chcecie teraz zrzuci� �adunek - powiedzia�
wskazuj�c g�ow�
na �Now� Kittiwake.� - Po prawdzie, mieliby�cie pecha wczoraj, i dwa dni nazad
te�. -
Pokr�ci� g�ow�, jakby rozkoszowa� si� ka�d� chwil� naszego niepowodzenia. -
Rozwa�cie
moje s�owa, jutro b�dzie nie inaczej, jeno tak samo. Mo�e kiedy� wszytko b�dzie
po staremu,
nie wiem. Cho� ca�a kupa ludzisk�w czeka na swoj� kolej. Kupa ludzisk�w.
- Poradzimy sobie, dziadku - odpowiedzia�em - ale dzi�ki ci za to, �e si� tak
przejmujesz.
Chc� si� tylko dowiedzie�, co si� sta�o. Dok�d wszyscy poszli?
- Ty� Orissanin - oceni� starzec - i miarkuj�, �e musia�o ci� tu nie by� sporo
czasu. - Zerkn��
na Deoce, zatrzymuj�c na niej wzrok d�u�sz� chwil�. - Niewiasta nietutejsza -
odezwa� si�.
Odwr�ci� po�piesznie wzrok widz�c, �e Deoce zaczyna traci� cierpliwo�� i
spojrza� na le��c�
na mej d�oni monet�. Zdj�� j� b�yskawicznym, wprawnym ruchem i powr�ci� do
wi�zania
sieci. - Dzi�ki, panie - powiedzia�. - Z�era mnie parszywe pragnienie i trzeba
na to zaradzi�. A
teraz, co do tego pytania, panie. Zaraz wam odpowiem. Mamy tu wielgachn�
uroczysto��. Ju�
ze cztery, mo�e pi�� dni. Ludziom a� �by p�kaj� od tego �wi�towania. Mnie �eb
nie p�ka jeno
dlatego, �e grosiwa brakuje. Trzosik mam pusty jak beczka po piwie.
- A c� to za uroczysto�ci, przyjacielu? - zapyta� Janosz.
- Musieli�cie szmat czasu sp�dzi� z dala od Orissy, panie - odpar� starzec. - To
nie wiecie, �e
nasi odkryli Odleg�e Kr�lestwa?
Wymienili�my spojrzenia z Deoce i Janoszem.
- To nies�ychane wiadomo�ci - stwierdzi�em spokojnie.
Starzec roze�mia� si�. - A ju�ci - rzek�. - Teraz, my, Orissanie, jeste�my g�r�.
A
Likantyjczycy wnet rusz� w �lad za nami. Bo tak po prawdzie nasza noga jeszcze
tam nie
posta�a, ale ju� blisko jak diabli, m�wi� wam. Blisko jak diabli.
- A kim jest �w bohater, kt�ry zaszed� a� tak daleko? - spyta�em staraj�c si�
nie pokazywa�
sarkazmu w g�osie.
- Jaki� tam m�ody mag - odpowiedzia� starzec. - Ludziska powiadaj�, �e wcze�niej
nie by�
wart funta k�ak�w. Ale teraz wa�ny jest, powiadam wam, panie. Zowie si� Cassini.
S�yszeli�cie o nim, panie?
- Istotnie, s�ysza�em - odpar�em kr�tko.
- No, no, Cassini to teraz bohater, najlepszy jakiego sp�odzi�a Orissa - ci�gn��
starzec. -
Wr�ci� kilka miesi�cy temu nazad. W�adze trzyma�y na tym pokryw� przez jaki�
czas, ale na
nic si� to zda�o. Ca�e miasto hucza�o. Rozumiesz, m�ody panie, wszyscy�my
my�leli, �e
Odleg�e Kr�lestwa to bajka dla g�uptak�w, no nie? A teraz prawda wysz�a na
wierzch, jak ta
d�d�ownica w porze d�d�u. Za nied�ugo wr�cimy tam i powitamy ludzi w Odleg�ych
Kr�lestwach. Wtedy ju� nic nas nie zatrzyma. Tak, panie, jeno patrze�, jak
chwa�a zaleje
Oriss�. Serce mi si� raduje, �em doczeka� tego dnia. Od teraz b�dziemy si�
tarza� we z�ocie i
przyjemno�ciach.
Starzec wykrzywi� twarz w bezz�bnym u�miechu.
- Tak czy owak, zr�b ono wielkie obwieszczenie. A magowie i s�dzie zarz�dzi�y
siedem
dzionk�w �w�towania. Teraz si� ma ku ko�cowi. Dzi� popo�udniem ka�dy obawatel,
kt�remu
trunki nie szumi� zbytnio we �bie, ma p�j�� do Wielkiego Amfiteatru. Cassini ma
tam
dostawa� jakie� wielkie honory. Co wi�cej, chyba b�dzie wyrusza� z nast�pn�
wypraw�. Jeno
patrze�, jak wyp�yn�. A teraz dobrze si� przygotuj�. Nie wy�l� grupki z kilkoma
�o�dakami.
Wielka si�a, powiadam ci, panie, nic nam nie stanie na drodze. Tak, m�ody panie,
dumny
mo�esz by� z Orissy.
Poczu�em, jak serce �omocze mi w piersiach.
- Lepiej po�pieszmy do domu mego ojca - zwr�ci�em si� do Janosza i Deoce.
Pos�uchali bez
s�owa, lecz kiedy oddalali�my si�, starzec zawo�a� za nami: - Kto� ty, m�ody
panie? Jako ci�
zw�, bym wypi� za ciebie w tawernie, �e� mnie tak hojnie obdarowa�.
Odwr�ci�em si� na pi�cie.
- Jestem Almaryk Emilie Antero, do us�ug.
Starzec popatrzy� na mnie, z niedowierzaniem otwieraj�c usta, po czym
odkrzykn��.
- Almaryk Antero! A to heca! Ale nie radz� ci, panie, pr�bowa� tego na kim�
innym. Bo
Odleg�e Kr�lestwa to by�o jego Odkrycie. Tyle, �e poczciwy Almaryk u�wierk�
gdzie� w
g�uszy. On i reszta cuchn� teraz bardziej ni�li zdech�e ryby. Cassini tak gada�.
Nie zdziwi�o mnie, �e Cassini opowiedzia� wszystkim o naszej �mierci. Zd��y� ju�
wypr�bowa� sw�j talent k�amcy na setniku Maeenie i kapitanie L�urze, a potem
pozosta�o mu
wiele tygodni na u�o�enie dok�adnego planu. W drodze do domu z trwog� my�la�em o
wra�eniu, jakie te ponure wie�ci musia�y wywrze� na mej rodzinie. Niepok�j
dodawa� nam
skrzyde�, a lojalno�� r�wnie� wspomaga�a nasz szybki powr�t, jako �e L�ur da�
mniej wi�cej
tyle samo wiary opowie�ci Cassiniego co setnik Maeen. Kiedy mag na czele grupy
tarczownik�w stan�� przed L�urem, poczciwy �eglarz zgodzi� si� przetransportowa�
go do
Redond, ani kawa�ka dalej. Tam kapitan czeka� na mnie dotrzymuj�c umowy, jak�
zawarli�my
na Wybrze�u Pieprzowym.
- Co� mi nie pasowa�o w gadaniu tego Cassiniego - relacjonowa� L�ur. - Rzek�em
mu
�Zostan� przy m�odym Antero, szlachetny panie. I przy kapitanie Szarym
P�aszczu.�
Cassiniemu wyra�nie nie spodoba�a si� ta odpowied�, ale nie mia� zbyt du�ego
wyboru, beze
mnie nie znalaz�by szybkiego statku do Orissy.
P�dzi�em do domu mego ojca, czuj�c wzbieraj�c� w�ciek�o�� i rosn�c� nienawi�� do
Cassiniego. Moje wzburzenie znalaz�o swe uzasadnienie: ojciec zaniem�g� srodze
na wie�� o
mej �mierci, a moja siostra, Rali, ujrzawszy mnie prze�y�a g��bok� rozterk�
obawiaj�c si�, �e
szok zwi�zany z dobrymi wiadomo�ciami mo�e wys�a� ojca na tamten �wiat. Posz�a
przygotowa� go na moje zmarywychwstanie, a w chwil� p�niej zaprosi�a mnie do
komnaty.
Os�upia�em na widok s�abego, wychud�ego m�czyzny, kt�ry spoczywa� nieruchomo w
wielkim �o�u. Skurczy� si� i zestarza�, a wisz�ca lu�no na kruchych ko�ciach
sk�ra nabra�a
woskowej barwy. Jedynie jego zapadni�te g��boko oczy rozjarzy�y si� radosnym
blaskiem na
m�j widok.
- Dzi�ki Te- Date, �e m�j syn przybywa ca�y i zdrowy - wysapa�. Poczu�em tak
silne
wzruszenie, �e bliski p�aczu pad�em na kolana. - Nie p�acz, Almaryku - pocieszy�
mnie ojciec.
- Niedawno poczu�em obecno�� Mrocznego Poszukiwacza. Odczu�em przemo�n� pokus�,
by
p�j�� za nim, lecz... ostatecznie przep�dzi�em go. Gdybym tego nie uczyni�... -
po�o�y�
trz�s�c� si� d�o� na mej g�owie - ... nigdy nie zazna�bym tak wielkiego
szcz�cia.
Zmusi� mnie, bym wsta�. Poklepa� miejsce na ��ku obok siebie. Ujrza�em, jak na
blade,
wyschni�te policzki wyst�puj� lekkie rumie�ce.
- Usi�d� i opowiedz mi o swych przygodach, synu - powiedzia�. - Znalaz�e�
Odleg�e
Kr�lestwa?
- Nie - odpar�em. - Ale widzia�em g�ry o wygl�dzie czarnej pi�ci. Widzia�em te�
prze��cz
prowadz�c� na drug� stron�.
- Wiedzia�em, �e ci si� uda - odrzek� ojciec. - Marzy�em o tym przez d�ugie
lata. Teraz wiem,
�e nie by�y to pr�ne marzenia.
Zda�em ojcu kr�tk� relacj� z naszych przyg�d. Najbardziej uradowa�a go wie��, �e
powr�ci�em z wyprawy z przysz�� �on�. Chwyci� mnie mocno za r�k�.
- Bez wzgl�du na to, co le�y tam dalej, Almaryku - wyszepta� - traktuj j� jako
sw�j skarb
najwi�kszy, a umrzesz jako szcz�liwy cz�owiek. - Zwolni� u�cisk, przymkn��
powieki i
przerazi�em si�, �e odszed� na zawsze, lecz po chwili dostrzeg�em nik�y u�miech
rozja�niaj�cy
jego oblicze i lekkie drganie brody. Spa�. Wy�lizn��em si� z komnaty i
do��czy�em do
pozosta�ych.
Moj� siostr� targa�y przeciwstawne uczucia: z jednej strony w�ciek�o�� na
Cassiniego, z
drugiej rado�� z naszego szcz�liwego powrotu.
- To ty jeste� bohaterem, Janoszu. Ty i m�j brat.
- Zastanawiam si� - odpar� Janosz - co odpowiedzie�. Prawd� m�wi�c nigdy nie
ugania�em
si� za s�aw�. Jest zbyt ci�ka, przysparza wi�cej niewyg�d ni�li przyjemno�ci i
zbyt �atwo
mo�na j� straci�.
- Lecz, jak si� okazuje, trwaj� przygotowania do kolejnej ekspedycji - odezwa�em
si�. - A
chc�, by poprowadzi� j� w�a�nie bohater. Teraz takim bohaterem jest w oczach
wszystkich
Cassini.
- To parszywy k�amca - rzuci�a Deoce. - Wyzwij go na pojedynek za te wszystkie
szkody,
jakie wyrz�dzi�y jego matactwa. Zabij go. W taki spos�b my, kobiety z Salcae,
potraktowa�yby�my takiego cz�owieka.
Rali roze�mia�a si�, a ja z rozkosz� ws�uchiwa�em si� w ten ukochany �miech.
- Naprawd� polubi�am j�, Almaryku. Nie zas�ugujesz na ni�. - Mrugn�a do mnie i
zwr�ci�a
si� do Deoce: - My, Orissanie nie r�nimy si� tak bardzo od was, kochana Deoce.
Cassini jest
jednak magiem. Nie mo�na wyzywa� na pojedynek maga. Najmniejsz� kar�, jaka by
spotka�a
takiego �mia�ka, by�aby nieprzyjemna �mier�.
Deoce skrzywi�a si�.
- Teraz ju� wiem, �e to m�czy�ni sprawuj� tu w�adz� - stwierdzi�a. - �adna
kobieta z
charakterem nie przysta�aby na takie prawo.
Janosz r�bn�� ci�k� pi�ci� w st�, kt�ry zako�ysa� si� od uderzenia.
- �aden m�czyzna te� nie powinien na nie wyrazi� zgody - rzek� stanowczo. - Ale
odebranie
mu �ycia wydaje si� zbyt prost� zemst�. Odleg�e Kr�lestwa b�d� moje, do diaska.
Niczyje
inne.
- A zatem niechaj dojdzie do konfrontacji - zaproponowa�em. - Ludzie wkr�tce
zaczn� si�
gromadzi�, by odda� mu nale�ne honory. P�jdziemy tam i nie tylko poka�emy im, �e
�yjemy,
lecz powiemy, �e niczego nie zawdzi�czamy temu k�amliwemu tch�rzowi, kt�ry
porzuci� nas
w potrzebie i nam�wi� pozosta�ych, by poszli jego �ladem.
Tak w�a�nie zrobili�my. Przekona�em Rali i Deoce, �e najlepiej b�dzie je�eli
zostan�
pilnowa� domu na wypadek, gdyby nie wszystko posz�o po naszej my�li. Wyda�em
polecenie,
by osiod�ano wierzchowce i maj�c na sobie wci�� nasze zniszczone, podr�ne
stroje
ruszyli�my do Wielkiego Amfiteatru. Na ulicach ujrzeli�my sporo ludzi. Co
wi�cej,
u�wiadomi�em sobie, �e mimo i� stary rybak nie uwierzy� moim s�owom,
niew�tpliwie
rozpowiedzia� ludziom o m�odym g�upku, kt�ry twierdzi, �e jest Almarykiem
Antero.
Podnosili teraz g�owy i spogl�dali niepewnie na konnych. Podnios�y si� g�osy
zdziwienia.
- Czy� to nie Szary P�aszcz? - us�ysza�em poszepty ludzi. - A czy tamten obok
niego to nie
Almaryk Antero, we w�asnej osobie? A zatem to prawda! Oni �yj�!
Kto� z t�umu zawo�a�
- Dok�d jedziesz, kapitanie Szary P�aszczu?
- Jedziemy, �eby narobi� wstydu wielkiemu k�amcy. - odkrzykn�� Janosz. - Jego
s�owa oraz
wie��, �e nasze przybycie wcale nie by�o bezpodstawn� plotk�, rozprzestrzenia�y
si� lotem
b�yskawicy i zauwa�yli�my, �e tu� za nami zacz�� gromadzi� si� coraz wi�kszy
t�um,
wykrzykuj�c s�owa otuchy i przeklinaj�c Cassiniego i jego k�amstwa. Wkr�tce
stan�li�my u
bram Wielkiego Amfiteatru. Pot�nie zbudowany stra�nik pr�bowa� zagrodzi� nam
drog�,
lecz przerazi�y go z�owieszcze okrzyki t�umu. Kapitan stra�y podni�s� w��czni� i
wezwa� nas
do zatrzymania si�.
- Jak �miesz tak m�wi� do obywatela Orissy - krzykn��em, jednak�e m�j protest
okaza� si�
zbyteczny. Kiedy stra�nik rozpozna� Janosza, opu�ci� zdumiony w��czni�.
- Na Te- Date, to� to Janosz Szary P�aszcz - zawo�a�. - �yw, jak tego, dnia
kiedy wyszed� z
matczynego �ona! - Podszed� do Janosza. - Wiedzia�em, �e �aden mag nie m�g�by
czego�
podobnego osi�gn��. - Zwr�ci� si� do swoich ludzi: - Czy� nie m�wi�em, ch�opaki?
Czy� nie
m�wi�em wam, �e tylko prawdziwy wojownik m�g� dokona� tego, co �w przebrzyd�y
k�amca
sobie przypisa�? - Tarczownicy zacz�li wiwatowa�. Kapitan stra�y poklepa�
Janosza po
�udzie. - Dalej, cz�owieku - rykn�� basem. - Odleg�e Kr�lestwa s� dla nas
wszystkich. Dla
�o�nierzy i dla zwyczajnych obywateli, a nie tylko dla tych piekielnych mag�w. -
Zsiedli�my z
koni, rzucili�my wodze stra�nikowi i przeszli�my przez bram�. Za nami wla� si�
t�um ludzi.
Tamtego dnia nikt chyba nie chcia�by by� w sk�rze Cassiniego. Wyobra�am sobie,
jak si�
cz� jeszcze kilka chwil przed naszym nadej�ciem. Wszystkie miejsca w
Amfiteatrze by�y
zaj�te. Tysi�ce ludzi, kt�rzy przybyli, �eby wychwala� jego triumf, z pewno�ci�
prze�ywa�o
g��bokie uniesienie. Istnia�a jednak nik�a mo�liwo��, �e Cassini r�wnie� je
odczuwa�.
Niew�tpliwie doskonale przygotowa� si� do ceremonii, sp�dziwszy uprzednio wiele
nocy na
nauce przem�wienia pokornego bohatera, kt�re to zamierza� dzisiaj wyg�osi�.
Odczeka�by
cierpliwie wszystkie wst�pne mowy, nurzaj�c si� w g��bi duszy w falach
samouwielbienia.
Nadchodzi� punkt kulminacyjny, najdonio�lejszy moment jego �ycia, kt�re, jak si�
do
niedawna obawia�, przemin�oby niedocenione. Marzy� o kolejnych tryumfach.
Poprowadzi
nast�pna ekspedycj� do samych wr�t Odleg�ych Kr�lestw i wr�ci otoczony jeszcze
wi�ksz�
chwa��. Tak, przez kr�tki okres, Cassini do�wiadczy�, co znaczy splendor i
chwa�a. Potem
pojawili�my si� my i klepsydra glorii uroni�a ostatnie ziarenka piasku.
Jeneander, ten stary oszust, w�a�nie gotowa� si� do prezentacji swego
protegowanego. Sta� na
obszernej scenie amfiteatru; jego g�os, podobnie jak ca�a posta�, zosta�y
wyolbrzymione
zakl�ciem, rzuconym przez stu dwunastu mag�w jeszcze w czasach, gdy po�o�ono w
tym
miejscu pierwszy kamie�. Otacza� go t�um osobisto�ci z wszystkich dziedzin
orissa�skiego
�ycia. Na dw�ch najbardziej zaszczytnych miejscach zasiadali: Gamelan,
najstarszy ze
Starszyzny mag�w, oraz Sisshon, jego odpowiednik po�r�d S�dzi�w. Po�rodku, na
ozdobionym przepi�knymi ornamentami tronie, zasiada� Cassini. Czo�o jego zdobi�
wieniec
bohatera.
Jeneander znajdowa� si� mniej wi�cej w po�owie przemowy, kiedy t�um, kt�ry
wtargn�� za
nami zacz�� skandowa� nasze imiona i g�owy wszystkich zgromadzonych w
Amfiteatrze
odwr�ci�y si� jak na komend�. W chwil� p�niej powsta� nieopisany chaos. Zewsz�d
rozlega�y si� wrzaski; to tu, to tam wybucha�y nag�e, dzikie bijatyki.
S�ysza�em, jak skanduj�
moje imi�, lecz najg�o�niej i najcz�ciej wykrzykiwano imi� Janosza. Janosz.
Janosz.
Ujrza�em Cassiniego. Sta� jak sparali�owany tu� obok Jeneandera, z grymasem
panicznej
trwogi na twarzy. Upokorzenie ca�kowicie go unieruchomi�o, lecz za to znajduj�cy
si� w
pobli�u ludzie o�ywili si� znacznie. Niekt�rzy umkn�li po�piesznie ze sceny;
inni zacz�li mu
wymy�la�, chocia� panuj�cy dooko�a harmider uniemo�liwi� mi rozr�nienie
poszczeg�lnych
s��w. Gamelan jako pierwszy z mag�w opanowa� targaj�ce nim emocje. Zbli�y� si�
do
Jeneandera i Cassiniego, obj�� ich ramionami, podni�s� g�ow� ku niebu i rzuci�
zakl�cie. Ca�a
tr�jka znikn�a w g�stym s�upie dymu i ognia.
Wtedy tysi�ce ramion unios�o nas w g�r�; poszybowali�my przez aren�, a�
znale�li�my si� na
scenie. Ja pierwszy stan��em na nogach. Zaledwie zd��y�em z�apa� r�wnowag�, tu�
obok
mnie wyl�dowa� Janosz. Rozejrza� si� dooko�a, nieco zdezorientowany, jako
�o�nierz czuj�c
si� niepewnie w obecno�ci tak wielu skupionych na nim spojrze�. Popchn��em go do
przodu
domy�laj�c si�, �e w tym w�a�nie miejscu na scenie nasze postacie zostan�
powi�kszone. Po
ciszy, jaka niespodziewanie zapad�a, zorientowa�em si�, �e moje przypuszczenie
okaza�o si�
trafne.
- Orissanie! - krzykn��em, a moje s�owa eksplodowa�y w powietrzu i powr�ci�y
echem,
niemal wytr�caj�c mnie z fizycznej r�wnowagi. - Wszyscy mnie znacie, albowiem
jestem
jednym z was.
T�um zacz�� skandowa� moje imi�. - Almaryk! Almaryk! Almaryk!
Uciszyli si�, gdy podnios�em d�o�.
- Jestem pewien, �e wszyscy s�yszeli�cie o stoj�cym tu obok mnie wojowniku.
Przedstawieniu Janosza towarzyszy�a dzika owacja. Popchn��em go przed siebie
wyczuwaj�c, �e ludzie pa�aj� do niego ogromn� sympati�, do Janosza i szepn��em
mu: -
Przem�w do nich. Chc� ci� us�ysze�.
Oczy Janosza �wieci�y dzikim blaskiem
- Co mam powiedzie�?
Popchn��em go, tym razem mocniej.
- Po prostu powiedz im prawd�.
W tamtej chwili Janosz po raz ostatni do�wiadcza� cierpienia, jakie zwykle
towarzyszy
pocz�tkuj�cym aktorom. Nagle stan�� prosto otrz�saj�c si� ze strachu i
zmieszania. Post�pi�
krok do przodu, pe�en wiary w siebie, jakby zosta� zrodzony do takiej roli.
- Mieszka�cy Orissy! - zagrzmia�. - Przynosz� wam wie�ci o Odleg�ych
Kr�lestwach...
Przemow�, jak� tamtego dnia wyg�osi�, wychwalano jeszcze przez d�ugie tygodnie.
Orissa
nigdy wcze�niej nie mia�a podobnego bohatera. Sta� oto przed nimi cz�owiek
pochodz�cy z
kr�lewskiej rodziny, panuj�cej w egzotycznym kraju. By� r�wnie� wojownikiem,
�o�nierzem,
kt�ry wiedzia�, co znaczy cierpienie. Co wi�cej, kr��y�y pog�oski, �e kiedy� by�
niewolnikiem,
wi�c mogli by� pewni, �e nieobce mu s� trudy i znoje zwyczajnych ludzi.
O�mieszy� i wytkn��
oszustwo magowi, a czy� nie jest prawd� po dzi� dzie�, �e nawet
najprzyzwoitszych
czarodziej�w mo�na szanowa�, ale nigdy darzy� sympati�? Najwa�niejsze jednak, �e
z�o�y�
im dar. Zwykli ludzie otrzymali to, co jeszcze kilka miesi�cy temu wydawa�o si�
zupe�nie
niemo�liwe. Obieca�, �e posunie si� dalej i postawi stop� na magicznej ziemi,
kt�ra oferowa�a
tak wiele obfito�ci.
Je�li chodzi o mnie, r�wnie� dost�pi�em zaszczyt�w i honor�w. Ludzie wyprawiali
na moj�
cze�� uczty i gratulowali mi udanego Odkrycia. O ile fa�szywa skromno�� nie
nazwie mnie
teraz k�amc�, powiem, �e mnie r�wnie� obwo�ano bohaterem. Mimo wszystko, to
w�a�nie
moje Odkrycie sta�o si� zarzewiem ca�ej sprawy. Przemierzy�em ten sam szlak co
Janosz,
cierpia�em te same trudy, co i on. Cho� poprzednio rwa�em si� do
natychmiastowego
organizowania nowej ekspedycji i wyruszenia przetartym szlakiem, teraz, kiedy po
wielu
miesi�cach znalaz�em si� w rodzinnym domu, moje serce nie t�skni�o ju� tak mocno
za
Odleg�ymi Kr�lestwami. Ojciec le�a� z�o�ony chorob�, a bior�c pod uwag� s�aby
charakter
mych braci, to ja mia�em wzi�� na barki ci�ar interes�w rodziny Antero. Moi
bracia nie mieli
powodu do k��tni, kiedy ojciec og�osi� mnie swym nast�pc�. Zosta�em g�ow�
rodziny.
Poklask, jaki zdoby�em swym Odkryciem, zmaza� w du�ej mierze cienie z dobrego
imienia
naszej rodziny, a przynajmniej sprawi�, �e atakowanie nas by�o czynem wielce
nieroztropnym.
Ach, tak; zapomnia�em o jeszcze jednej sprawie... Deoce. Sta�a si� pociech� dla
mego ojca,
kt�ry zawsze potrafi� znale�� odpowiedni� wym�wk�, aby sk�oni� j� do dotrzymania
mu
towarzystwa. Mimo �e stan jego zdrowia ci�gle si� pogarsza�, pomy�leliby�cie, �e
starzec
m�odnieje, gdy Deoce wchodzi do jego komnaty. Nic dziwnego, jako �e nieustannie
z nim
dowcipkowa�a i flirtowa�a. Do dzi� dnia jestem ca�kowicie przekonany, �e
przed�u�y�a mu
jego czas. Deoce oszo�omi�a r�wnie� Rali, natychmiast anga�uj�c si� na polu
manewrowym,
prosz�c o nauczenie nowych sztuk walki i udzielaj�c wielu u�ytecznych porad,
opartych na
w�asnym do�wiadczeniu.
- Nie ma w mojej Gwardii ani jednej kobiety, kt�ra nie by�aby w stanie ci jej
odbi� -
powiedzia�a mi Rali. - Jedyna rzecz, jaka je powstrzymuje, to fakt, i� ta
wspania�a kobieta
kocha ci� wprost do szale�stwa.
Ceremonia za�lubin z konieczno�ci by�a niezwykle skromna. Gdyby lista go�ci
wykroczy�a
poza najbli�sz� rodzin�, nowo zdobyta przeze mnie chwa�a uczyni�aby z tego pow�d
do
obrazy. Zaplanowali�my wi�c skromn� uroczysto�� w domu mego ojca, oddaj�c si� w
opiek�
bogowi naszego ogniska domowego. Z pocz�tku niepokoi�em si�, �e Deoce poczuje
si�
zlekcewa�ona.
- Dlaczego mia�abym si� czu� dotkni�ta? - wzruszy�a ramionami. - Po�r�d ludu
Salcae
ma��e�stwo jest wa�niejsze ni�li samo przyj�cie weselne. Prawdziwie wielka feta
odbywa si�
po okresie, gdy para m�odych szcz�liwie prze�y�a ze sob� ca�y cykl �niwny. Z
ka�dymi
nast�pnymi �niwami przyj�cia staj� si� coraz bardziej huczne. My�l�, �e w
Orissie dzieje si�
odwrotnie, jako �e kobiety maj� tu tak niewiele do powiedzenia. Przyj�cie
weselne to och�ap
rzucony dziewczynie, kt�ra ma przed sob� perspektyw� �ycia w s�u�bie m�owi. To
praktycznie jedyna chwila w jej �yciu, kiedy znajduje si� w centrum uwagi i jest
wa�niejsza
od otaczaj�cych j� go�ci. Czy� nie s�ysza�am, jak Rali wylewa gorzkie skargi z
tego w�a�nie
powodu?
Deoce uj�a mnie za r�k� i po�o�y�a j� delikatnie na swym lekko powi�kszonym
brzuchu.
Wiedzieli�my oboje, �e za kilka miesi�cy b�dziemy mieli male�k� c�reczk�,
poniewa� Rali
poprosi�a pewn� wied�m�, kt�ra zajmowa�a si� leczeniem kobiet z jej oddzia�u,
�eby rzuci�a
odpowiednie zakl�cie. Roze�mia�em si� czuj�c, jak male�stwo kopn�o.
- Jak j� nazwiemy? - zapyta�em.
- Powinni�my uczci� nasze matki - odpowiedzia�a Deoce. - Nazwijmy j� Emilie, po
nazwie
klanu twej matki, oraz Ireena po mej matce.
- Zastan�wmy si�. Emilie Ireena Antero... Podoba mi si�.
- Chc�, �eby� mi co� obieca�, Almaryku - poprosi�a moja przysz�a �ona.
- Co tylko zechcesz.
- Nie chc�, �eby�my wychowywali nasza c�rk� w �wiadomo�ci, �e kobiety musz�
zachowywa� si� tak jak Orissanki. Czuj� po mocnych kopni�ciach, �e b�dzie mia�a
siln�
wol�. W nocy, kiedy dooko�a panuje cisza, s�ysz� jak jej malutkie serduszko bije
r�wnie
mocno. To wra�liwe serduszko, Almaryku, prosz� ci�, uwierz mi. Jestem tego
pewna, mimo
�e jeszcze si� nie spotka�y�my.
- Wynajm� najlepszych nauczycieli - odezwa�em si� podekscytowany. - Poprosimy
Rali, �eby
r�wnie� j� uczy�a daj�c przyk�ad niezale�no�ci.
- To nie wystarczy - odpowiedzia�a Deoce. - Emilie pozna inne kobiety, b�dzie
obserwowa�,
jak schylaj� pokornie g�owy w towarzystwie m�czyzn, czuj�c, �e s� mniej warte,
bo nie maj�
j�der, i w niemym cierpieniu pe�ni�c wyznaczon� im rol� a� do ko�ca swego
mizernego �ycia.
- Jak� obietnic� mam ci zatem z�o�y�, aby temu zapobiec? - zapyta�em.
- Chc�, �eby moja matka pomaga�a w jej wychowywaniu - pad�a zwi�z�a odpowied�.
Wstrzyma�em oddech, bo kt�ry� z ojc�w chcia�by, �eby dziecko znikn�o mu na
jaki� czas z
oczu? Deoce dostrzeg�a m�j niepok�j i mocniej �cisn�a mi r�k�. - Prosz�, musisz
to dla mnie
zrobi�. Je�li powiesz �nie,� zaakceptuj� to; nie jako s�u�ebna orissa�ska �ona,
bo tak� nigdy
nie b�d�, ale dlatego, �e ci� mi�uj�, m�j Almaryku. �adne dziecko nigdy nie
b�dzie
wa�niejsze od tej mi�o�ci. Nie chodzi mi o to, �eby j� gdzie� odsy�a�. Tego
r�wnie�, podobnie
jak ty, nie potrafi�abym znie��. Chodzi mi o to, �eby za trzy lata - zanim zd��y
ulec z�ym
wp�ywom �rodowiska - Emilie Ireena musi spotyka� si� cz�sto z moj� matk�, a� do
obrz�d�w
kobieco�ci, kiedy sko�czy szesna�cie wiosen. Po tym czasie ju� tylko osobiste
s�abo�ci mog�
wp�yn�� na jej spos�b my�lenia. Obiecuj� ci, Almaryku, �e nie b�dzie to dziecko
o s�abym
charakterze.
Im wi�cej o tym my�la�em, tym bardziej przekonywa�em si� do tego, co powiedzia�a
Deoce.
Ogarn�� mnie nawet entuzjazm i zacz��em postrzega� ca�� spraw� jako podnios�y,
nowatorski
eksperyment: po��czenie dw�ch kultur, kt�rego owocem staje si� doskona�e
dziecko, z�ote
dziecko. Z�o�y�em oficjaln� obietnic�, po kt�rej przylgn�li�my do siebie tak
blisko, jak tylko
mo�e przylgn�� para kochank�w. Poczu�em, �e jej r�ka ze�lizguje si� wzd�u� mych
go�ych
ud. Schyli�a si�, aby poca�owa� gruby mi�sie�, kt�ry tam znalaz�a, po czym
podnios�a wzrok,
a czarne loki sp�yn�y kaskad� na jej pi�kn� twarz.
- Skoro powiedzieli�my ju� sobie wszystko - szepn�a - postaram si�, �eby
niczyje uczucia
nie zosta�y zranione. - Po tych s�owach skupi�a si� na kojeniu �uczu� swymi
gor�cymi
ustami.
Tydzie� p�niej odby�a si� ceremonia za�lubin. M�j ojciec by� zbyt s�aby, �eby
aktywnie w
niej uczestniczy�. Siedzia� na wygodnym na krze�le i �ka� z rado�ci jak ma�e
dziecko. Rali
przej�a jego obowi�zki i poder�n�wszy gard�o jagni�ciu, wype�ni�a jego krwi�
ofiarn� mis�
przeznaczon� dla boga. Janosz pe�ni� rol� brata Deoce, namaszczaj�c nasze brwi
krwi�
jagni�cia. Po sko�czonym rytuale ucztowali�my w rado�ci i pokoju przez trzy dni.
Ojciec zmar� tu� przed nasz� podr� weseln�. Pocieszam si� my�l�, �e umar�
szcz�liwy:
jego b��dz�cy syn okaza� si� wart zaufania, rodzin�, kt�ra zostawia� na ziemskim
padole,
otacza�a aureola chwa�y, a najwi�ksze marzenie z czas�w m�odo�ci urzeczywistni�o
si�. Kiedy
jednak zastanawiam si� nad jego uczuciami, nie potrafi� zapomnie� s��w Janosza
wypowiedzianych na Wybrze�u Pieprzowym - �e m�j ojciec jest lepszym od niego
cz�owiekiem, poniewa� b�dzie usatysfakcjonowany, je�li jego syn osi�gnie to, co
zosta�o
uniemo�liwione jemu. M�j ojciec istotnie by� dobrym cz�owiekiem, niew�tpliwie
lepszym od
Janosza czy ode mnie. Niestety, nie by� doskona�y, a tylko doskona�y cz�owiek
mo�e umiera�
w absolutnym szcz�ciu. Nie wtedy, kiedy sta�o si� jasne, �e po odkryciu
Odleg�ych Kr�lestw
�wiat, kt�ry dotychczas zna�, ju� nigdy nie b�dzie taki sam.
ROZDZIA� CZTERNASTY
Wyprawa druga
Nie dla przechwa�ek pisz�, �e pogrzeb Paphosa Karimy Antero by� jednym z
najwi�kszych w
historii naszego miasta. Tak wielu chcia�o na niego przyby�, �e s�dziowie
zarz�dzili otwarcie
Wielkiego Amfiteatru, aby t�umy mog�y tam obejrze� stos pogrzebowy. Niemal
wszyscy
mieszka�cy Orissy uczestniczyli w d�ugiej procesji wzd�u� rzeki, prowadz�cej ku
Gajom
Podr�nych, gdzie z�o�yli�my ofiar� Te- Date, a ja rozsypa�em na wiatr prochy
mego ojca.
Wszyscy, w��cznie ze mn�, byli zdumieni, jak popularn� osob� by� m�j ojciec. Ten
z natury
spokojny cz�owiek stroni� od zaszczyt�w i licznego towarzystwa, lecz - jak ju�
wspomnia�em
wcze�niej w tym dzienniku - posiada� wprost niezwyk�� umiej�tno�� wyczuwania
k�opot�w
poczciwych, zas�uguj�cych na godziwy �ywot ludzi i dawania z siebie wszystkiego,
aby ul�y�
ich cierpieniom. Potrafi� r�wnie� znakomicie prowadzi� interesy, by wychodz�c
jak najlepiej
na danym targu, nie zra�a� do siebie rywali. To, �e jego popularno�� nigdy nie
przejawia�a si�
publicznie, sk�adam na karby z�ej woli mag�w i z�a, jakie wyrz�dzili Halabowi.
Teraz jednak,
dzi�ki memu jednoznacznemu zwyci�stwu, nikt nie obawia� si� okaza� nam swej
sympatii.
Tym razem, strach mia� zupe�nie inne �r�d�o, jako �e echa pogrzebu trwa�y
jeszcze d�ugo
potem, jak wiatr rozwia� resztki proch�w mego ojca. Pot�ni mo�now�adcy zacz�li
poszukiwa� nowych sprzymierze�c�w; niezgoda zago�ci�a r�wnie� w szeregach mag�w.
Pogrzeb mego ojca z towarzysz�cym ceremonii op�akiwaniem, rwaniem w�os�w z g�owy
i
napuszonymi przemowami stanowi� wa�ne t�o dla �arliwej debaty, kt�ra poch�on�a
bez ma�a
wszystkich mieszka�c�w Orissy. Dyskusja ta dotyczy�a drugiej ekspedycji... i
osoby Janosza
Szarego P�aszcza. Nie zdawali�my sobie tak naprawd� sprawy, jak wielki wp�yw
wywar�y na
nasze �ycie Odleg�e Kr�lestwa. Niespodziewanie, wszelkie akceptowane dotychczas
stare
zwyczaje zosta�y podane w w�tpliwo��. Wszyscy - od stoj�cych najwy�ej w
hierarchii
spo�ecznej do najbiedniejszego niewolnika - uwa�ali, �e zas�uguj� na sw�j udzia�
w tym, co
mia�o niebawem nast�pi�. Ludzie domagali si� jak najrychlejszej zmiany. Dla
zwyk�ych
kobiet i m�czyzn, dla w�a�ciciela karczmy, �o�nierza, czy niewolnika; dla
m�odych i ��dnych
przyg�d, Janosz sta� si� symbolem nadziei.
Szary P�aszcz promienia� w intensywnym �wietle nag�ej popularno�ci. Bra� udzia�
w nie
ko�cz�cych si� przyj�ciach wydanych na jego cze��, a nast�pnie zbiera� ze sto��w
przysmaki i
trunki, kt�re rozdawa� ulicznym biedakom. Opowiada� o naszych przygodach w
najbogatszych domach oraz w nadbrze�nych slumsach. Za ka�dym opowiadaniem
historia
nabiera�a nowej �wie�o�ci, a on za ka�dym razem wzrusza� si� dochodz�c do
momentu, kiedy
to zobaczyli�my �a�cuch g�rski w kszta�cie czarnej pi�ci. Kobiety zaczepia�y go
na ulicach
b�agaj�c, aby pozwoli� im urodzi� jego dziecko; matki nazywa�y syn�w jego
imieniem;
ojcowie wystawali ca�ymi dniami oczekuj�c okazji, by m�c u�cisn�� jego d�o�.
Ka�dy chcia�
o co� zapyta�.
- Pytano mnie ju� o wszystko - od op�at celnych, poprzez podatki, a� po cen�
wina w
karczmach - zwierzy� mi si� kiedy� Janosz. - Czy ciasto na chleb ro�nie lepiej w
czasie
przyp�ywu czy odp�ywu, czy konie o ci�kich zadach lepiej nadaj� si� do uprz�y
czy pod
wierzch? Jaki� rybak zapyta� mnie, czy lepiej zarzuca� sieci, kiedy ksi�yc
kryje si� za
chmurami. A jaka� kobieta, na Butal�, spyta�a nawet czy podoba mi si� jej c�rka,
a nast�pnie
naciska�a, �ebym przekona� si�, czy b�dzie z niej dobra na�o�nica. - Wyszczerzy�
z�by
spomi�dzy ciemnego zarostu i poskroba� si� po brodzie. - Na szcz�cie nikt nie
kwestionowa�
mej prawdom�wno�ci, gdy odpowiedzia�em twierdz�co na obydwa pytania.
Je�li nawet owo ba�wochwalstwo uderzy�o Janoszowi do g�owy, nie pozwala� sobie
na
kompletn� utrat� rozs�dku. Rzuci� si� w odm�ty tego szale�stwa maj�c przed
oczyma jasno
wykre�lony cel: kiedy si� z niego wy�oni, poprowadzi nast�pn�, i jak przyrzeka�,
ostateczn�
ekspedycj� do Odleg�ych Kr�lestw.
- Nie jestem politykiem - m�wi�. - Nie pragn� by� s�dzi�... czy kr�lem, je�li
takie s� zwyczaje
tego miasta. Bogactwo jest dla bogaczy; niechaj si� raduj� chciwo�ci�, je�li
tylko potrafi�. Tak
naprawd� w �yciu liczy si� tylko idea, a zaczynam przypuszcza�, �e w przysz�ym
�yciu jest
dok�adnie tak samo.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e drug� ekspedycj� poprowadzi w�a�nie Janosz. W naszej
naiwno�ci, zdumieli�my si� niewsp�miernie, gdy g��wny g�os sprzeciwu doszed�
nas z
najmniej oczekiwanej strony.
Heroizm to dziwna ludzka cecha. Nikt nie pojawia si� po wielkiej pr�bie ze
znakiem
bohatera na czole. Heroizm jest swoistym nadaniem; s�dzi� ostatecznym jest
otoczenie,
pozostali musz� si� z nim zgodzi� i pochyla� g�ow� na ulicy, mijaj�c takiego
bohatera. Kiedy
ju� obwo�ano kogo� bohaterem, nie jest �atwo, jak si� przekonali�my, odebra� mu
t�
zaszczytn� szat�. Zwolennicy Cassiniego, a by�o ich naprawd� wielu, czuli si�
�wi�cie
przekonani, �e m�ody mag pad� ofiar� wielkiej niesprawiedliwo�ci. K�amstwa,
kt�re
pocz�tkowo szerzy�, zosta�y stopniowo jakby rozcie�czone. Niekt�rym by�o nawet
na r�k�
zapomnie� o nich zupe�nie; inni twierdzili, �e kto� �wiadomie przeinaczy� jego
s�owa; jeszcze
inni grzmieli, �e Janosz i ja upozorowali�my sw� �mier� z jakiej� niejasnej,
nikczemnej
przyczyny. Wielu ze zwolennik�w Cassiniego mo�na by�o okre�li� mianem poczciwych
g�upc�w: je�li ju� raz poda�e� r�k� bohaterowi, gratuluj�c mu szczerze i
wychwalaj�c jego
imi� na ca�ym �wiecie, trudno jest nagle zmieni� o nim zdanie, jako �e jego
heroizm zostawi�
na nas pewne pi�tno. Z drugiej strony, najpot�niejsi poplecznicy Cassiniego
kierowali si�
bardziej skomplikowanymi pobudkami. Przyznanie, i� jest nikczemny i niegodziwy,
oznacza�oby upokorzenie dla nich samych a, jak wiadomo, w kr�tych zau�kach
w�adzy, gdzie
bitw� albo si� wygrywa, albo przegrywa, nie ma miejsca na upokorzenie.
Na przeszkodzie Janoszowi sta� jeszcze jeden problem: cz�� wp�ywowych osobi�cie
nie
odczuwa�a potrzeby poznania Odleg�ych Kr�lestw. Byli zadowoleni z tego, co ju�
posiedli.
Ci�kie, okute �elazem skrzynie w ich piwnicach nie domyka�y si� od nadmiaru
z�ota, ich
niewolnicy bez zarzutu spe�niali swe obowi�zki, a perspektywa jakiejkolwiek
zmiany mog�a
nie�� jedynie zagro�enie dla tego boskiego raju.
Malaren, m�j przyjaciel i kolega po fachu, bardzo trafnie to kiedy� okre�li�.
By� w moim
wieku i chocia� mia� pewne cechy fircyka, pod pozorem elegancika kry�a si� t�ga
g�owa
my�liciela, kt�ry maskowa� sw�j talent swobodn�, nierzadko nonszalanck�
powierzchowno�ci�.
- Och, nie musisz mnie przekonywa�, drogi Almaryku - m�wi�. - Uwa�am to za do��
ekscytuj�ce. Ale wszyscy wiedz�, �e uwa�am r�wnie�, i� Orissa sta�a si� pos�pn�,
star� j�dz�
o zaplutej brodzie. Musisz wp�yn�� na mego ojca i jemu podobnych. On nadal
s�dzi, �e to
miasto jest szczytem doskona�o�ci. Wcale mu si� przy tym nie dziwi�. Nie musi
nawet
podnie�� palca, �eby z�oto wysypywa�o si� z �adowni jego statk�w. Nie zwraca
najmniejszej
uwagi, kiedy mu m�wi�, �e jego synowie i c�rki nie b�d� mieli tak �atwego �ycia,
a jeszcze
ci�szy los przypadnie w udziale jego wnukom.
- Ale chyba zdaje sobie spraw�, �e jednym ruchem mo�emy doprowadzi� do
rozszerzenia
wp�yw�w miasta - odpali�em. - A na szali nie znajduj� si� tylko zyski i wp�ywy.
Cz�owieku,
pomy�l o wiedzy, kt�r� mo�na w ten spos�b zyska�! Nie ulega w�tpliwo�ci, �e
mieszka�cy
Odleg�ych Kr�lestw maj� nam wiele do zaoferowania. Sam fakt ich istnienia,
pomimo tak
wielu przeciwno�ci losu, �wiadczy niezbicie, �e pod wieloma wzgl�dami ust�pujemy
im
m�dro�ci� i poziomem cywilizacji.
- To w�a�nie najbardziej go przera�a - odpar� Malaren. - W tej chwili m�j ojciec
jest niby
wielki w�� na p�ytkiej wodzie. �ywi si�, kiedy przyjdzie mu na to ochota, bez
najmniejszego
trudu znajduj�c straw�. Jak b�dzie jednak wygl�da�, kiedy zmierzy si� z
mieszka�cami
Odleg�ych Kr�lestw? A je�li dwukrotnie przewy�szaj� go rozmiarami... albo s�
jeszcze
wi�ksi?
- To ju� nie zale�y od nas - odpowiedzia�em. - Nie mo�emy pozwoli�, aby Odleg�e
Kr�lestwa
zn�w zamieni�y si� w legend� i po prostu zawr�ci� z raz obranej drogi. Zapewniam
ci�, �e
Likant natychmiast skorzysta z okazji i wkroczy na szlak, z kt�rego my
zrezygnujemy. A
wtedy gwarantuj� ci, �e nadmuchiwane kr�lestwo twego ojca szybko obr�ci si�
wniwecz.
Jego profity, nie - ca�e jego �ycie, stanie w obliczu wielkiego zagro�enia.
Wierz mi,
Likantyczycy nie wyka�� tyle cierpliwo�ci, by pozwoli� mu umrze� z godno�ci� i
dopiero
wtedy dobra� si� do jego dzieci.
Malaren zamy�li� si�, po czym skin�� g�ow�.
- Nigdy wcze�niej nie k�ad�e� tak silnego nacisku na ten ostatni argument -
odezwa� si� po
namy�le. - Pozw�l, �e mu go przytocz�, a potem zobaczymy.
Wkr�tce po naszej rozmowie przyjaciele Cassiniego wydali kosztowne, cho� nie
wychodz�ce
poza pewne kr�gi przyj�cie, aby uczci� swego bohatera. Nikt z zewn�trz nie
wiedzia�, co si�
na nim wydarzy�o, jako �e trzymano to w �cis�ej tajemnicy, lecz w nast�pnym
tygodniu miasto
zala�a istna fala najr�niejszych plotek atakuj�cych osob� Janosza. Zarzucano
mu, �e jest
op�acany przez Likant, �e w rzeczywisto�ci, jest synem jednego z archont�w i
uprawia czarn�
magi� g��wnie z zamiarem zwa�nienia poczciwych obywateli Orissy.
Janosza najwyra�niej nie obesz�y oszczercze ataki. Kiedy poradzi�em mu, aby
odparowa� cios
i powiedzia� tym k�amc� co� do s�uchu, nie skorzysta� z mojej rady.
- Za tym stoi Cassini i wszyscy zdaj� sobie z tego spraw� - powiedzia�. -
Jedyne, co mog�
zrobi�, to powt�rzy� to, co ju� wcze�niej powiedzieli�my: �e jest tch�rzliwym,
zapatrzonym
w siebie oszustem. Niestety, tak si� zwykle dzieje, �e im cz�ciej si� to
powtarza, tym
szybciej ten sam zarzut zostaje skierowany przeciwko jego autorowi.
- A zatem co proponujesz?
- Obstawa� przy swoim - odpar� Janosz. - Z ka�dym dniem zyskujemy nowych
sprzymierze�c�w. Co wi�cej, zosta�em zarzucony tyloma pro�bami wzi�cia udzia�u w
nast�pnej ekspedycji, �e w�a�nie zamierza�em poprosi� ci� o fundusze, by�my
mogli
wszystkich zadowoli�. Jestem �o�nierzem, nie urz�dnikiem, ale zaklinam si� na
bog�w, kt�rzy
opiekuj� si� urz�dnikami, �e ju� nigdy w �yciu nie b�d� oczernia� tego zawodu.
Zalewa mnie
pow�d� dokument�w, pergamin�w, o�wiadcze�. S� wsz�dzie i z dnia na dzie� jest
ich coraz
wi�cej.
- Nie martw si� tym - pocieszy�em go. - Mog� wynaj�� ci kogo� do pomocy oraz
odst�pi�
jakie� pomieszczenie w jednym z naszych biur. Jednak... czy nie wyprzedzasz
troch� biegu
wypadk�w? Druga ekspedycja nie zosta�a jeszcze oficjalnie zatwierdzona, a tym
bardziej
osoba, kt�ra j� poprowadzi.
- Wiem o tym - rzek� Janosz. - Ale zamierzam kontynuowa� przygotowania jakby
nigdy nie
podlega�o to kwestii. Zbyt wielu ludzi w to wierzy. Nie ma sensu dawa� naszym
przeciwnikom pola do popisu.
- To bardzo w�a�ciwe podej�cie - przyzna�em. - Kiedy jednak ju� wspominasz o
tych
wszystkich, kt�rzy sprzeciwiaj� si� twojej wyprawie, nie zapominaj o jednej
grupie, kt�ra,
cho� nieliczna, posiada ogromne wp�ywy. Mam na my�li mag�w. Wszyscy oni
popieraj�
Cassiniego. Przypuszczam, �e nie maj� wyboru, jako �e pot�pienie jego czyn�w
r�wna�oby
si� pot�pieniu samych siebie. Bez wzgl�du na to, jak wielu Orissan nas popiera,
wystarczy
jedno s�owo mag�w, by zniweczy� nasze plany.
- Naprawd� tak s�dzisz? - spyta� Janosz i czu�em, �e sam w to w�tpi. - Osobi�cie
uwa�am, �e
nie up�ynie zbyt wiele czasu. A je�li nawet sam wielki Te- Date stanie na drodze
tym masom
ludzi, obawiam si�, �e rozerw� go na strz�py i nie zwa�aj�c na konsekwencje,
rusz� ku
Odleg�ym Kr�lestwom.
- Mo�e masz i racj� - odpar�em. - Chocia� s�dz�, �e twoja wizja jest zbyt
r�owa. Magowie
wci�� s� pot�n� si��. Nie mo�na ich lekcewa�y�, w przeciwnym razie mo�emy
straci� o
wiele wi�cej ni� tylko drug� wypraw�.
Rali ostatecznie udowodni�a, �e moje obawy, cho� w pe�ni uzasadnione, okaza�y
si� grubo
przesadzone. Kiedy otrzyma�em wie�ci, odpoczywa�em w�a�nie w miejskiej �a�ni.
By� to
jeden z tych niewielu dni, kiedy uda�o mi si� uciec od napi�� zwi�zanych z
handlem i polityk�
i da� ukojenie zm�czonym mi�niom i umys�owi. Dzie� chyli� si� ju� ku ko�cowi,
wi�c poza
niewolnikiem, kt�ry dogl�da� gor�cych kamieni, w �a�ni pozosta�o tylko kilku
m�czyzn.
Kiedy napi�cie pu�ci�o i ze spokojem rozwa�a�em swoje sprawy osobiste, takie jak
na
przyk�ad upragniony powr�t do domu i rzucenie si� w obj�cia Deoce, us�ysza�em
g�o�ny
protest w�a�ciciela �a�ni.
- Kobietom tu nie wolno!
- Zejd� mi z drogi, pchlarzu - nadesz�a grzmi�ca odpowied�. Rozpozna�em
d�wi�czny g�os
Rali.
- Prosz� przyj�� jutro - odpar� pchlarz. - Jutro jest dzie� dla kobiet. Dzisiaj
przyjmujemy
tylko m�czyzn.
- Nie naprzykrzaj mi si�, cz�owieku. Nie zobacz� tam nic, czego nie widzia�abym
ju�
wcze�niej.
Us�ysza�em odg�osy szarpaniny, krzyk b�lu, po czym Rali wesz�a zwyci�sko do
opustosza�ej
sali. Dostrzeg�a mnie mimo k��b�w pary i podesz�a spr�ystym krokiem, ignoruj�c
przera�one
spojrzenia pozosta�ych m�czyzn. Poklepa�em miejsce obok siebie na kamiennej
�awie,
bawi�c si� ich za�enowaniem i patrz�c z rado�ci�, jak moja ukochana siostra po
raz kolejny
stawia �wiat na g�owie.
- Szukam ci� od samego rana, Almaryku. - o�wiadczy�a. Rozejrza�a si� po sali;
m�czy�ni
po�piesznie odwr�cili wzrok. Nie mieli poj�cia, jak si� powinni zachowa�.
Uwa�ali, �e
doznaj� upokorzenia bez wzgl�du na to, czy zdecyduj� si� zosta�, czy te� wyj��.
- Prawd� m�wi�c, czuj� si� taka zm�czona - powiedzia�a w ko�cu Rali - �e chyba
do��cz� do
ciebie.
Po tych s�owach zrzuci�a sanda�y, �ci�gn�a tunik� i w mgnieniu oka usadowi�a
swe
wspania�e, go�e po�ladki na gor�cej �awie. - Wi�cej pary - krzykn�a do
niewolnika, kt�ry
po�piesznie wype�ni� polecenie. Dwaj czy trzej m�czy�ni umkn�li z �a�ni r�wnie
szybko.
Rali rozci�gn�a si� na �awie, rozk�adaj�c szeroko nogi. Jeden z siedz�cych tu
jeszcze
m�czyzn o�mieli� si� zlustrowa� j� po��dliwie, lecz moja siostra, zamiast
z��czy� nogi i
zakry� piersi, odwzajemni�a mu si� hardym spojrzeniem. - Zjad�abym ci� �ywcem,
ma�y -
warkn�a. Ma�y uciek� bez s�owa, a zanim kolejna kropla potu zd��y�a sp�yn�� mi
po brwiach,
w �a�ni, opr�cz nas, nie by�o ju� nikogo. Wybuchn��em gromkim �miechem i
chichota�em tak
d�ugo, a� rozbola� mnie brzuch.
- Doskonale - odezwa�a si� Rali. - Do tego, co chc� ci powiedzie�, potrzebuj�
prywatno�ci.
Ale najpierw... troch� wina, m�j drogi bracie, �eby zaspokoi� pragnienie.
Nala�em jej wina i natychmiast opr�ni�a kielich. Nast�pnie zaczerpn�a du�y
dzban zimnej
wody i pola�a si� z wyra�n� rozkosz�. Woda sp�yn�a na pod�og�, wpadaj�c do
zag��bienia z
kamieniami, gdzie zmieni�a si� w pot�ny s�up pary.
- A teraz powiedz mi, c� to za wie�ci doprowadzaj� ci� do takiej desperacji, �e
straszysz
tych biedak�w? - zapyta�em.
- Och, przesadzasz ,Almaryku. Przynajmniej b�d� teraz mieli o czym gada�. To
doda
pieprzyku ich nudnemu �ywotowi. Mo�e tak ich podnieci�am, �e przy odrobinie
szcz�cia
pop�dz� do domu, by natychmiast udowodni� swym kobietom, �e mimo wszystko
naprawd�
s� m�czyznami.
- No, przesta� si� wym�drza� - przerwa�em jej z u�miechem. - Wie�ci? Co to za
wie�ci? -
Nape�ni�em jej kielich i przesz�a od razu do sedna.
- W moim oddziale jest pewna m�oda kobieta - zacz�a Rali - kt�rej matka od
wielu lat s�u�y
magom jako czy�cicielka pod��g. Od tak dawna czy�ci ich korytarze i komnaty, �e
w ko�cu
przestali j� dostrzega�. Poniewa� owa kobieta okaza�a si� na tyle m�dra, �e
skierowa�a c�rk�
do mego oddzia�u i nie pos�a�a jej w swoje �lady, my�l�, �e zgodzisz si� ze mn�,
i� magowie
nie wykazali si� zdrowym rozs�dkiem traktuj�c j� w ten spos�b. Szczerze m�wi�c,
matka
mojej podopiecznej darzy ich tak wielk� niech�ci�, �e z rado�ci� zgodzi�a si�
pods�uchiwa�
ich sekretne dysputy.
Wyprostowa�em si� na �awie. Rzeczywi�cie nadarza�a si� wy�mienita okazja.
Gwardia
Maranon sk�ada przysi�g� zachowania neutralno�ci we wszystkich sprawach miasta,
wi�c z
konieczno�ci musz� mie� wiele �uszu,� jak to uj�a moja siostra, aby unikn��
pos�dzenia o
kierowanie si� uczuciem. - Powiedz mi co� wi�cej, o m�dra i pi�kna siostro -
poprosi�em.
Rali roze�mia�a si�, da�a mi kuksa�ca w rami� i ci�gn�a dalej:
- Wczoraj w po�udnie odby�o si� spotkanie Rady Starszych. Uczestniczyli w nim
r�wnie�
Cassini oraz jego mentor, Jeneander. Nasza czy�cicielka znalaz�a brudne miejsce
na posadzce
tu� przed drzwiami komnaty i nastawia�a uszu. Twierdzi�a, �e z g�os�w wynika�o
jasno -
szczerze m�wi�c, byli bardzo wzburzeni - �e przedmiotem ich debaty by�y Odleg�e
Kr�lestwa.
- A wi�c sprawy zasz�y a� tak wysoko - rzuci�em pos�pnie. - Gromadz� przeciwko
nam swe
najpot�niejsze si�y.
- Nie mo�esz si� bardziej myli� - brzmia�a odpowied� mojej siostry. - Mo�e
trudno w to
uwierzy�, ale magowie s� r�wnie podzieleni jak mieszka�cy Orissy. Oficjalnie
popieraj�
Cassiniego, robi� jednak wy��cznie dlatego, �e jest on jednym z nich i wielu
czuje
wewn�trzny przymus. Prywatnie ca�a sprawa podzieli�a ich na kilka zwa�nionych
oboz�w. W
tej chwili poplecznicy tego typa, Cassiniego, trzymaj� wodze w swoich r�kach,
lecz, wed�ug
tego, co m�wi nasza dzielna informatorka, r�ce zaczynaj� im coraz bardziej
dr�e�.
Najg�o�niejszym bowiem zwolennikiem dla ca�ej ekspedycji i osoby Janosza jako
jej
przyw�dcy jest nikt inny, jak sam Gamelan.
Omal nie spad�em na pod�og�.
- Ale... on jest najstarszy z nich wszystkich. A co za tym idzie, najbardziej
zdeterminowany,
by broni� honoru mag�w.
- Ja r�wnie� dosz�abym do takiego wniosku - odrzek�a Rali. - Jednak z jego uwag
wynika�oby
co� zupe�nie przeciwnego. Jak si� okazuje, wyg�osi� nami�tn� przemow�, w kt�rej
podkre�li�,
i� Orissie grozi g��boka stagnacja, co w obliczu zewn�trznego niebezpiecze�stwa
wydaje si�
niemal katastrof�. Nie tylko trzeba wys�a� jak najszybciej drug� ekspedycj�,
lecz na jej czele
powinien stan�� Janosz, jako �e od jej powodzenia zale�y tak wiele.
- A Cassini? - zdj�ty bezgranicznym zdumieniem ledwo mog�em m�wi�.
- Najwyra�niej Gamelan ocenia go bardzo nisko. O�wiadczy� bowiem otwarcie, �e
Cassini
nie tylko zha�bi� dobre imi� mag�w, lecz r�wnie� podkopa� wiar�, jak� ludzie w
nich
pok�adali.
Teraz nie mog�em powstrzyma� si� od �miechu.
- Wiar�? Bardziej chodzi tu o strach ni� o wiar�.
- No c�... zgadza si�. Najwa�niejsze, �e Gamelan jest po naszej stronie. Nigdy
nie s�dzi�am,
�e do�yj� dnia, kiedy jaki� mag opowie si� po stronie rodziny Antero.
- Ja te� nie - przyzna�em. - Jaki by� wynik debaty?
- Oczywi�cie Gamelan poni�s� pora�k�, lecz nasz sumienny szpieg doni�s�, �e
zwyci�stwo
by�o zaledwie o krok. Wydaje mi si�, �e musimy znale�� spos�b, by subtelnie
wesprze� te
zmiany w szeregach mag�w. - Absolutnie zgadza�em si� z jej tokiem rozumowania.
Nie
wiedzia�em tylko jak si� do tego zabra�. W g�owie wirowa�o mi od k��bi�cych si�
my�li,
poszukuj�cych najlepszego rozwi�zania. - Jest jeszcze jedna sprawa - odezwa�a
si� moja
siostra. - Zdaje si�, �e istnieje jakie�, ma�e ugrupowanie, stoj�ce na czele
pozosta�ych. Matka
mojej podopiecznej zaklina�a si�, �e z piwnicy nieustannie dochodzi�y j�
tajemnicze odg�osy
otwieranych i zamykanych drzwi. Rzucano wiele zakl��, rozlega�y si� dziwne
g�osy,
dolatywa�y jeszcze bardziej osobliwe zapachy; osobliwe nawet jak na jaskini�
czarodzieja. To
niezwykle tajemnicza grupa i pozostali nie bardzo wiedz�, co maj� o nich my�le�.
- Co uwa�a nasz przyjaci�ka?
Rali wzruszy�a ramionami.
- Nie ma poj�cia. Nic jej nie przychodzi do g�owy. Powiedzia�a mi, �e gdyby ona
mia�a jakie�
podejrzenia, to Gamelan i pozostali magowie r�wnie� domy�liliby si� tego.
Mimo �e wszystko wskazywa�o na szybkie rozwi�zanie dr�cz�cej nas sprawy,
ci�gn�a si�
ona jeszcze przez kilka tygodni. Janosz wys�ucha� informacji Rali i z tym
wi�ksz�
zapalczywo�ci� zacz�� n�ka� swych przeciwnik�w.
Je�li chodzi o mnie, mia�em na g�owie rodzin� i interesy. Pomys� skrystalizowa�
si� wkr�tce
po naszym powrocie do Orissy. By�a to idea, kt�rej nasionko zacz�o kie�kowa� po
�mierci
Eanesa. Z pocz�tku my�la�em sobie, �e jestem g�upcem, skoro pozwalam sobie na
piel�gnowanie takiego planu, lecz im d�u�ej przygl�da�em si�, jak zwykli ludzie
reaguj� na
Odleg�e Kr�lestwa, uwa�aj�c je za swoj� w�asno��, tym bardziej przekonywa�em si�
do
swojej koncepcji. Przed podj�ciem jakichkolwiek krok�w postanowi�em skonsultowa�
si� z
Deoce.
- Od niedawna jeste�my razem, kochanie - zacz��em. - Ale w tym czasie znalaz�em
w tobie
nie tylko kochaj�c� �on� i bliskiego przyjaciela, lecz r�wnie� najlepszego
doradc�, jakiego
kiedykolwiek mia�em.
- Dzi�kuj�, �e tak m�wisz, m�u - odpar�a - ale ten wst�p jest ca�kowicie
zbyteczny, jako �e
w dniu, w kt�rym przesta�by� pyta� mnie o rad� i, co wi�cej, liczy� si� z moimi
s�owami,
wsiad�abym na pierwszy statek odp�ywaj�cy do Salcae, gdzie nie u�ywa si�
s�odkiego
balsamu, zanim zapyta si� kobiet� o zdanie.
Sp�oni�em si� jak sztubak, a Deoce roze�mia�a si� weso�o, klepi�c mnie po
ramieniu. - Nie
obawiaj si�, drogi Almaryku. Je�eli tw�j charakter pozwoli� ci traktowa� mnie
tak jak inni
Orissanie traktuj� swe �ony, dawno bym to dostrzeg�a. I, co najwa�niejsze, nigdy
nie
posz�abym z tob� do �o�a.
Poruszy�a si� na poduszkach pr�buj�c znale�� wygodn� pozycj�, po czym poklepa�a
si� po
brzuchu, kt�ry powi�kszy� si� ju� znacznie, co wskazywa�o, �e nasza c�reczka,
Emilie, jak
obwie�ci�y ostatnio akuszerki, niebawem do nas do��czy. - S�uchaj, uwa�nie,
male�stwo -
zwr�ci�a si� Deoce do brzucha. - Tw�j ojciec ma zamiar przem�wi�.
U�miechn��em si� i powiedzia�em:
- My�l�, �e znalaz�em pow�d niepokoj�w, kt�re dr�cz� Oriss�. To samo jest
przyczyn�, dla
kt�rej Odleg�e Kr�lestwa tak silnie przem�wi�y do wyobra�ni ludzi. Ty sama
wielokrotnie
zetkn�a� si� z t�... chorob�, bo chyba mo�na to tak nazwa�.
- To sprawa nieprzyznawania praw kobietom, prawda? - zapyta�a.
- Tak, to wi��e si� z problemem, o kt�rym my�l�. Kobiety s� jednak tylko jednym
czynnikiem. W Orissie wszyscy wraz z narodzinami zostaj� bezpowrotnie przypisani
do
swych r�l. Kobieta mo�e podj�� si� tylko kilku powszechnie aprobowanych zada�.
Tak samo
dzieje si� w przypadku wszystkich klas spo�ecznych w tym mie�cie. Je�li
urodzi�e� si�
rzemie�lnikiem, to umrzesz rzemie�lnikiem... i tak dalej. Halab napotka� na
b