7684

Szczegóły
Tytuł 7684
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7684 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7684 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7684 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lin Carter i Lyon Sprague de Camp �� � � Spotkanie w krypcie ���1. Czerwone �lepia ���Od dw�ch dni wilki sz�y przez las jego �ladem i teraz zn�w go dogoni�y. Ogl�daj�c si� przez ramie, m�odzieniec dostrzeg� je w�ochate, szare cienie k�usowa�y bezg�o�nie w�r�d czarnych pni, a w zapadaj�cym mroku ich �lepia p�on�y jak roz�arzone w�gle. Wiedzia�, �e tym razem ju� nie zdo�a odeprze� ataku. ���Grube pnie wiekowych drzew wznosi�y si� wok�, jak milcz�cy �o�nierze zakl�tej armii, ograniczaj�c widok. P�nocne stoki wzg�rz pokrywa�y poszarpane, bia�e �aty �niegu, lecz bulgot tysi�cy strumyk�w zapowiada� rych�e ust�pienie mrozu i nadej�cie wiosny. Nawet w �rodku lata by� to mroczny, ponury �wiat, a teraz, w s�abn�cym ze zbli�aniem si� zmierzchu, przy�mionym �wietle pochmurnego nieba, wygl�da� jeszcze bardziej niego�cinnie. ���M�odzian bieg� pod g�ro g�sto zadrzewionym zboczem, uciekaj�c ju� trzeci dzie� od chwili, gdy uda�o mu sio zbiec z hyperborejskiej niewoli. Chocia� wolny, m�odzieniec znalaz� sio w samym �rodku wrogiego kr�lestwa, daleko od rodzinnej Cymmerii. Tak wiec umkn�� na po�udnie, w dzik�, g�rzyst� kraino oddzielaj�c� po�udniowe tereny Hyperborei od �ywych r�wnin Brythunii i step�w Turanu. S�ysza�, �e gdzie� na po�udniu le�y legendarna Zamora - ziemia czarnow�osych kobiet i wie�, zamieszka�ych przez tajemnicze paj�ki. Gdzie� tam sta�y wspania�e miasta - stolica pa�stwa, Shadizar, zwana Miastem �ajdak�w, Arenjun - Miasto Ztrdziei i Yezud - miasto boga-paj�ka. ���Zdawa�o mu si�, �e na po�udniu olbrzymia si�a z �atwo�ci przyniesie mu bogactwo i s�aw� w�r�d wychowanych w mie�ci s�abeuszy. Skierowa� si� wiec ku p�nocnym granicom Brythuni by szuka� swego szcz�cia, a pr�cz wystrz�pionej, poszarza� tuniki i kawa�ka �a�cucha nie mia� nic. ���Wilki wpad�y na jego �lad. Zazwyczaj nie atakowa�y ludzi,1 zima trwa�a wyj�tkowo d�ugo i wyg�odnia�e drapie�niki by�y gotowe na wszystko. Za pierwszym razem, kiedy go dopad�y zakr�ci� �a�cuchem z tak� furi�, �e po�o�y� trupem jednego szarego napastnika, a drugiemu z�ama� kr�gos�up. Szkaradna posoka pryska�a topniej�cy �nieg. Wyg�odzone stado odst�pi�o od cz�owieka ze �wiszcz�cym gro�nie �a�cuchem, by ucztowa� na trupach swych krewniak�w, a m�ody Conan pomkn�� na po�udnie. Ale niebawem wilki zn�w ruszy�y jego tropem. ���Nast�pnego dnia opad�y go o zachodzie s�o�ca, przy zamarzni�tej rzece na granicy Brythunii. Walczy� z nimi na �liskim lodzie, m��c�c okrwawionym �a�cuchem jak cepem, dop�ki na �mielszy wilk nie chwyci� z�bami �elaznych ogniw i nie wyrw; �a�cucha ze s�abn�cej d�oni. Wtedy cienki l�d za�ama� si� pod ci�arem walcz�cych i Conan znalaz� si� w lodowatej wodzi Krztusz�c si� i �api�c gwa�townie oddech zobaczy�, �e kilku prze�ladowc�w wpad�o razem z nim. Przez chwil� widzia� nie opodal na p� pogr��onego w wodzie wilka, w�ciekle skrobi�cego przednimi �apami o kraw�d� przer�bli, ale nigdy si� nie dowiedzia�, i zwierz�t zdo�a�o si� wydosta�, a ile zosta�o wci�gni�tych pod l�d przez wartki nurt. Dzwoni�c z�bami wygramoli� si� z wody, pozostawiaj�c wyj�ce stado na drugim brzegu. P�nagi i na wp� zamarzni�ty umyka� ca�� noc i ca�y dzie� przez poro�ni�te lasem wzg�rza na po�udnie. ���Teraz wilki zn�w go dogania�y. ���Mro�ne g�rskie powietrze pali�o �ywym ogniem pracuj�ce jak miechy p�uca Conana. O�owiane nogi porusza�y si� miarowo bez udzia�u �wiadomo�ci. Za ka�dym krokiem jego obute w sanda�y stopy zapada�y si� z cichym chlupni�ciem w namokni�t� ziemi�. Wiedzia�, �e z go�ymi r�kami nie ma �adnej szansy przeciwko tuzinowi szarych zab�jc�w, ale bieg� dalej, nie zatrzymuj�c si�. Pos�pna natura Cymmerianina nie dopuszcza�a my�li o poddaniu si� losowi, nawet w obliczu nieuchronnej �mierci. ���Zn�w zacz�� sypa� �nieg, du�e, mokre p�atki opada�y ze s�abym, lecz daj�cym si� s�ysze� szelestem, znacz�c wilgotn� ziemie i strzeliste �wierki miriadami bia�ych plam. Tu i tam z dywanu igie� stercza�y wielkie g�azy, kraina stawa�a si� coraz bardziej g�rzysta i skalista. Te g�azy by�y jedyn� nadziej� Conana, kt�ry zamierza� oprze� si� o ska�� i zabezpieczywszy si� w ten spos�b przed atakiem z ty�u, stan�� do ostatniej walki. Niewielk� mia� nadzieje na wyj�cie z �yciem z opresji - dobrze zna� szybko�� i si�� stalowych szczek tych �ylastych, stufuntowych cia� - ale lepsza taka szansa ni� �adna. ���Las rzednia� w miar� jak zbocze stawa�o si� bardziej strome. Conan pop�dzi� ku grupie ska� wznosz�cych si� na stoku, jak brama jakiego� zasypanego grodu. W tej samej chwili wilki wypad�y z le�nej g�stwiny i pogna�y za nim, wyj�c jak piekielne demony, triumfuj�ce nad potopion� dusz�. ���2. Skalne komnaty ���Przez bia�y zam�t sypi�cego �niegu m�odzieniec dojrza� ziej�cy czerni� otw�r miedzy dwoma pot�nymi blokami skalnymi i pomkn�� w tym kierunku. Kiedy dobiega� do w�skiej, ciemnej szczeliny, wilki nast�powa�y mu ju� na pi�ty - zdawa�o mu si�, �e na go�ych nogach czuje ich gor�ce, smrodliwe oddechy. Wcisn�� si� w otw�r w momencie, gdy przodownik stada skoczy� na niego. Ociekaj�ce �lin� k�y chwyci�y powietrze - Conan by� bezpieczny. Ale na jak d�ugo? ���Schyliwszy si�, maca� dooko�a siebie w ciemno�ci, szukaj�c na chropowatej, kamiennej pod�odze czego�, czym m�g�by odeprze� wyj�c� hordo. Na zewn�trz s�ycha� by�o dreptanie �ap po �wie�ym �niegu, skrobanie pazur�w o kamie� i ci�kie dyszenie zziajanych tak jak i on wilk�w. Wyg�odnia�e, ��dne krwi zwierz�ta skomli�y czuj�c jego zapach, lecz �adne nie pr�bowa�o dosta� si� do �rodka. I to wydawa�o si� dziwne. ���Ciemno�ci, panuj�ce w niewielkiej, skalnej komnacie rozprasza�o tylko s�abe �wiat�o wpadaj�ce przez otw�r wej�ciowy. Nier�wn� pod�ogo pokrywa�y �mieci naniesione tu w ci�gu d�ugich lat przez wiatr, ptaki i zwierz�ta - zesch�e li�cie, igliwie, suche ga��zki, nieco rozsypanych drobnych ko�ci, kamyk�w i okruch�w ska�y. Nie znalaz� niczego, ci mog�oby pos�u�y� za bro�. ���Prostuj�c si� na ca�� wysoko�� swej mierz�cej ju� ponad sze�� st�p postaci, m�odzian zacz�� bada� �ciany wyci�gni�t� r�k�. Wkr�tce znalaz� przej�cie wiod�ce gdzie� dalej, w smolisty mrok. Macaj�c kraw�dzie otworu stwierdzi�, �e ma on regularny kszta�t i odkry� �lady d�uta na kamiennej framudze, uk�adaj�ce si� w tajemnicze znaki jakiego� nieznanego pisma. Nieznanego przynajmniej m�odemu barbarzy�cy z p�nocy, kt�ry nie umia� ani czyta�, ani pisa� i wr�cz pogardza� takimi umiej�tno�ciami, uwa�aj�c je za objaw zniewie�cia�o�ci. ���Musia� si� zgi�� wp�, by przecisn�� si� przez niskie drzwi, ale przeszed�szy przez nie m�g� znowu stan�� wyprostowany. Zatrzyma� si�, nas�uchuj�c czujnie. W otaczaj�cej go ciszy i ciemno�ci instynktownie wyczu� czyj�� obecno��. Chocia� napi�te zmys�y nie dostarcza�y mu �adnych wskaz�wek, mia� dziwne wra�enie, �e nie jest sam w komnacie. ���Wyt�aj�c wy�wiczony w le�nej g�uszy s�uch doszed� do wniosku, �e pomieszczenie, w jakim si� znalaz�, jest o wiele wi�ksze od pierwszego. Wok� unosi� si� zaduch nagromadzonego przez wieki kurzu i nietoperzych odchod�w. Ostro�nie stawiaj�c stopy napotyka� porozstawiane tu i tam przedmioty i chocia� ich nie widzia�, wydawa�y mu si� sprz�tami wykonanymi przez cz�owieka. ���Zrobi� jeden zbyt szybki krok w kierunku �ciany, potkn�� si� o co� i kiedy upad�, przedmiot rozlecia� si� z trzaskiem pod jego ci�arem. Ostra drzazga zarysowa�a mu sk�r�, dodaj�c nast�pne zadrapanie do skalecze� spowodowanych przez �wierkowe ig�y i wilcze k�y. Kln�c, podni�s� si� i pomaca� po�amane szcz�tki. To by�o krzes�o, tak zbutwia�e, �e drewno kruszy�o si� w palcach. ���Dalsze badania prowadzi� z wi�ksz� ostro�no�ci�. Wyci�gaj�c r�ce natrafi� na inny, wi�kszy przedmiot, w kt�rym niebawem rozpozna� wojenny rydwan. Szprychy przegnity i ko�a za�ama�y si�, tak �e w�z le�a� na pod�odze w�r�d fragment�w podwozia i kawa�k�w obr�czy. B��dz�ce palce Conana dotkn�y zimnego metalu - najwidoczniej zardzewia�ego, �elaznego okucia rydwanu. To nasun�o mu pomys�. Odwr�ci� si� i wymacuj�c sobie drog� powr�ci� do przedsionka. Zebra� gar�� suszu i kilka skalnych od�amk�w. Ponownie wszed� do komnaty i u�o�ywszy ma�� kupk� z chrustu i li�ci uderzy� �elazem o kamie�. Po kilku nieudanych pr�bach z kolejnego kamienia trysn�y jasne iskry. Za chwil� w komnacie p�oni�o ma�e ognisko podsycane resztkami po�amanego krzes�a i drewnianymi kawa�kami rydwanu. Teraz m�g� odpocz�� po straszliwym wy�cigu i ogrza� zdr�twia�e cz�onki. �wawo trzaskaj�ce p�omienie powstrzymaj� wci�� kr�c�ce si� przed wej�ciem wilki, kt�re, chocia� zwykle niech�tnie rezygnuj� ze zdobyczy, nie pr�bowa�y wtargn�� do ciemnej jaskini. Ciep�y, ��ty blask ognia ta�czy� po �cianach z topornie ociosanego kamienia. Conan rozejrza� si� wok�. Pomieszczenie mia�o kszta�t prostok�ta i by�o znacznie wi�ksze ni� pierwotnie przypuszcza�. Wynios�y strop gin�� w g��bokim cieniu i zas�onach paj�czyn. Pod �cianami sta�o kilka krzese� i par� kufr�w ze strojami i broni�, kt�rych otwarte wieka ukazywa�y zakurzon� zawarto��. W wielkiej, kamiennej komnacie roztacza�a si� wo� �mierci i st�chlizny. ���Nagle dreszcz przebieg� Conanowi po plecach - w odleg�ym k�cie pomieszczenia, na ogromnym kamiennym tronie siedzia� nagi olbrzym z obna�onym mieczem na kolanach. W migocz�cym blasku p�omieni trupia czaszka spogl�da�a pustymi oczodo�ami na m�odego Cymmerianina. Chude jak patyki ko�czyny by�y br�zowe i wyschni�te, a cia�o na pot�nej piersi skurczone i pop�kane przywarto w strz�pach do ods�oni�tych �eber. Conan wiedzia�, �e nagi gigant nie �yje od wielu wiek�w, lecz �wiadomo�� tego nie zmniejsza�a przera�enia m�odzie�ca. Nieustraszony w starciu z cz�owiekiem czy zwierz�ciem, nie obawia� si� b�lu i �mierci z r�k wrog�w. Jednak jako barbarzy�ca z dzikiej Cymmerii l�ka� si� nadprzyrodzonych mocy, demon�w i potwornych stwor�w Odwiecznej Nocy i Chaosu, jakimi jego prymitywny lud zape�nia� ciemno�ci za kr�giem obozowych ognisk. Conan wola�by stawia� czo�a g�odnym wilkom ni� pozostawa� tutaj z martwym, spogl�daj�cym na niego ze skalnego tronu zapadni�tymi oczodo�ami, w kt�rych dr��cy odblask ogniska, o�ywiaj�c wyschni�te oblicze trupa, porusza� mroczne cienie. ���3. Miecz ���Krew zastyg�a m�odzie�cowi w �y�ach i w�osy zje�y�y mu si� na g�owie, ale wzi�� si� w gar��. Odsy�aj�c w duchu wszystkie przes�dy do diab�a, podszed� na sztywnych nogach do tronu, by przyjrze� si� z bliska zmar�emu. Tron - solidny blok szklistego ciemnego kamienia, ociosanego z grubsza na kszta�t fotela - sta� na niskim postumencie. Olbrzym musia� umrze� siedz�c na nim albo zosta� tam posadzony po �mierci. Je�eli nosi� kiedy� jak�� odzie�, to ju� dawno zbutwia�a i rozsypa�a si� w proch. Mosi�ne zapinki i resztki zbroi nadal le�a�y u jego st�p. Szyj� otacza� naszyjnik z nieoszlifowanych bry�ek szlachetnego kruszcu, a na szponiastych d�oniach, �ciskaj�cych por�cze tronu, b�yszcza�y z�ote pier�cienie. Zwie�czony rogami he�m z br�zu, pokryty teraz zielon� warstw� t�ustej �niedzi, chroni� wyschni�t� czaszk� budz�cej groz� postaci. Mimo �elaznych nerw�w Conan z trudem zmusi� si�, by spojrze� w t� zniszczon� przez czas twarz. Zapadni�te oczy trupa zostawi�y dwie czarne jamy, a �uszcz�ca si� sk�ra wyschni�tych warg obna�y�a po��k�e, wyszczerzone w ponurym u�miechu z�by. ���Kim by� zmar�y? Staro�ytnym wojownikiem, wielkim wodzem budz�cym strach za �ycia i czczonym po �mierci? Nikt nie m�g� odpowiedzie� na to pytanie. Blisko sto ras w�drowa�o i w�ada�o tym g�rzystym pograniczem, od czasu kiedy Altantyda zapad�a si� w szmaragdowe fale Zachodniego Oceanu osiem tysi�cy lat wcze�niej. S�dz�c po zwie�czonym rogami he�mie, trup m�g� by� wodzem pierwotnych Vanir�w lub Aesir�w, albo kr�lem jakiego� zapomnianego, prymitywnego szczepu Hyborian, od dawna poch�oni�tego przez mroki czasu i pogrzebanego przez py� wiek�w. ���Spojrzenie Conana pad�o na wielki miecz, le��cy na kolanach trupa. By�a to przera�aj�ca bro� - szerok� kling� o blisko metrowej d�ugo�ci wykuto z hartowanej stali - nie z miedzi czy br�zu, jak mo�na by si� spodziewa� ze wzgl�du na wiek or�a. M�g� to by� pierwszy stalowy brzeszczot wykonany r�k� ludzk�; cymmeria�skie legendy wspomina�y o dniach, gdy sieczono si� i k�uto czerwonym spi�em, nie znaj�c tajemnicy wyrobu �elaznych przedmiot�w. Ten miecz w zamierzch�ej przesz�o�ci musia� by� �wiadkiem wielu bitew - m�wi�a o tym jego szeroka klinga, wci�� ostra, lecz poszczerbiona w licznych miejscach, gdzie z brz�kiem spotka�a si� niegdy� z ostrzami innych mieczy i topor�w. Pociemnia�y ze staro�ci, poplamiony rdz� or� nadal budzi� respekt. Cymmerianinowi mocniej zabi�o serce - w jego �y�ach p�yn�a krew pokole� wojownik�w. ���Na Croma, co za miecz! Z tak� broni� m�g� stawi� czo�a nie tylko stadu wyg�odzonych wilk�w. Chwytaj�c r�koje�� po��dliw� r�k� nie dostrzeg� ostrzegawczego b�ysku w ciemnych oczodo�ach staro�ytnego wojownika. Conan zwa�y� miecz w r�ku. Or� z Dawnych Wiek�w wydawa� si� ci�ki jak o��w. Mo�e w przesz�o�ci nosi� go jaki� legendarny kr�l-heros, jak Kull Atlantyda - kr�l Valuzji w czasach, nim skry�a j� zielona to�... M�odzieniec poczu� jak wzbiera w nim si�a, a serce bije szybciej przepe�nione dum� posiadania. Zamachn�� si�. Bogowie, co za bro�! Wojownik z takim mieczem jest godzien ka�dego zaszczytu! Maj�c taki or� nawet p�nagi m�ody barbarzy�ca z surowej, dzikiej Cymmerii mo�e wywalczy� sobie drog� przez zast�py wrog�w i przebrn�wszy przez rzeki posoki zaj�� poczesne miejsce w panteonie w�adc�w! ���Stan�� z dala od tronu, tn�c i d�gaj�c powietrze ostr� stal�, oswajaj�c si� z dotykiem zniszczonej przez czas r�koje�ci. W zadymionym pomieszczeniu rozleg� si� jedynie �wist rozcinanego powietrza, a migocz�ce �wiat�o ogniska odbija�o si� skrz�cymi promieniami od powierzchni ostrza, rzucaj�c ma�e, z�ote b�yski na kamienne �ciany. Z tak� broni� nie obawia� si� nawet armii wojownik�w! ���Conan nabra� tchu w piersi i wyda� dziki okrzyk wojenny swego ludu. Krzyk odbi� si� grzmi�cym echem po komnacie pe�nej tajemniczych cieni i zestarza�ego kurzu. Cymmerianin nie pomy�la�, �e gromkie wyzwanie rzucone w takim miejscu mog�o obudzi� nie tylko �pi�ce nietoperze, lecz r�wnie� co�, co wed�ug wszelkich praw powinno spoczywa� w spokoju przez nadchodz�ce wieki. ���Nagle m�odzieniec zastyg� w niedoko�czonym ge�cie, s�ysz�c dziwny, suchy chrz�st, dobiegaj�cy z tej cz�ci komnaty, gdzie sta� tron. M�ody barbarzy�ca odwr�ci� si� wolno, spojrza�... i serce w nim zamar�o, a lodowaty dreszcz strachu przebieg� mu po krzy�u. Wszystkie nocne koszmary i przes�dne leki obudzi�y si� w jego duszy, nape�niaj�c j� szale�stwem i groz�. Trup o�y�. ���4. Spotkanie ���Powoli, konwulsyjnymi ruchami, trup podni�s� si� ze swego kamiennego fotela i spojrza� na intruza pustymi oczodo�ami, kt�re zdawa�y si� jarzy� zimnym, nienawistnym spojrzeniem. Dzi�ki tajemniczej sztuce pradawnych czarnoksi�nik�w, �ycie wci�� tli�o si� w wysuszonej mumii starego wodza. Obna�one szcz�ki rozchyli�y si� i zamkn�y w przera�aj�cej parodii mowy. Conan us�ysza� tylko suchy chrz�st, z jakim resztki mi�ni i �ci�gien tar�y o siebie. Ta bezg�o�na imitacja mowy przerazi�a m�odzie�ca bardziej ni� fakt, �e martwy o�y� i porusza� si�. ���Szkielet zst�pi� z postumentu i zwr�ci� si� ku Cymmerianinowi. Puste oczodo�y wype�ni�y si� nagle krwawym blaskiem, gdy ich spojrzenie pad�o na wielki miecz. Krocz�c niezdarnie mumia ruszy�a przez komnat� w kierunku Conana, jak uosobienie grozy, jak demon z majacze� szale�ca, wyci�gaj�c ko�ciste szpony, by odebra� swoj� w�asno��. ���Przej�ty zabobonnym l�kiem m�odzian cofa� si� krok za krokiem przed zbli�aj�cym si� olbrzymem. P�omienie ogniska rzuca�y na poblisk� �cian� czarny, potworny cie� szkieletu, drgaj�cy na chropowatej skale. Panuj�c� w grobowcu cisz� zak��ca� tylko syk ognia, po�eraj�cego resztki drewnianego krzes�a, chrz�st wyschni�tych mi�ni zbli�aj�cego si� trupa i ci�ki oddech przera�onego, z trudem chwytaj�cego powietrze Conana. Mumia przyparta intruza do �ciany i wyci�gn�a dr��c� br�zow� r�k�. ���Odruchowo, instynktownie, m�ody barbarzy�ca uderzy�. Rozleg� si� �wist i z trzaskiem, przypominaj�cym odg�os �amanej ga��zi stalowe ostrze odr�ba�o wyci�gni�te rami�. Odci�ta r�ka upad�a z suchym grzechotem na pod�og� nadal zaciskaj�c palce; z kikuta wyschni�tego przedramienia nie trysn�a nawet kropla krwi. ���Straszliwa rana, jaka powali�aby ka�dego �miertelnika, nie powstrzyma�a trupa, kt�ry cofn�� okaleczon� r�k� i wyci�gn�� drug�. Oszala�y Conan skoczy� na napastnika wymierzaj�c zamaszyste, pot�ne ciosy. Jeden z nich trafi� w bok mumii. Pod ostrzem miecza �ebra trzasn�y jak ga��zki i olbrzym upad� z �oskotem. M�odzieniec sta� na �rodku kamiennej komnaty dysz�c ci�ko i �ciskaj�c wy�lizgan� r�koje�� w spotnia�ej d�oni patrzy� rozszerzonymi oczyma na trupa, kt�ry wolno d�wign�� si� na nogi i wyci�gaj�c szponiast� d�o� zbli�a� si� znowu. ���5. Pojedynek ���Rozpocz�y si� �miertelne zmagania. Conan uderza� ze wszystkich si�, lecz musia� cofa� si� krok po kroku przed niepowstrzymanym pochodem wci�� nast�puj�cego przeciwnika. Nagle mumia gwa�townym ruchem cofn�a rami� przed ciosem i impet wytr�ci� Cymmerianina z r�wnowagi. Nim j� odzyska�, trup chwyci� ko�cist� r�k� za fa�dy tuniki i zerwa� z niego postrz�pion� szat�, zostawiaj�c go nagim pr�cz sanda��w i przepaski na biodrach. ���Conan odskoczy� i wymierzy� pot�ne uderzenie w g�ow� monstrum. Mumia zn�w uchyli�a si� i ponownie m�ody barbarzy�ca z trudem wywin�� si� z u�cisku. W ko�cu silny cios trafi� w he�m przeciwnika, odcinaj�c jeden z wie�cz�cych go rog�w. Nast�pny - i he�m z brz�kiem potoczy� si� po pod�odze w k�t komnaty. Kolejne uderzenie spad�o na wyschni�t�, ohydn� czaszk�. Ostrze utkwi�o na moment w ko�ci i to prawie zgubi�o Conana - czarne pazury si�gn�y jego szyi, rozdzieraj�c sk�r�, gdy gwa�townie wyrwa� wbit� bro�. ���Jeszcze raz trafi� mumi� w �ebra i zn�w ostrze zakleszczy�o si� w kr�gach. I tym razem uda�o mu si� je wyszarpn��. Wydawa�o si�, �e nic nie jest w stanie zatrzyma� napastnika. Nie spos�b przecie� zrani� trupa! Szkielet chwia� si�, ale ci�gle naciera�, nie znaj�c zm�czenia ani s�abo�ci, chocia� rany, jakie odni�s�, powali�yby tuzin krzepkich wojownik�w. ���Jak mo�na zabi� martwego? - to pytanie t�uk�o si� pod czaszk� bliskiego szale�stwa Conana. Zadawa� je sobie raz po raz, siek�c i r�bi�c ze wszystkich si�. Serce wali�o mu jak m�otem, p�uca pracowa�y jak miechy, lecz jego ciosy nie wywiera�y �adnego wra�enia na milcz�cym przeciwniku. ���Wreszcie barbarzy�ca przywo�a� na pomoc ca�y sw�j spryt. Pomy�lawszy, �e okulawiona mumia nie b�dzie mog�a go �ciga�, wymierzy� nag�y, zamaszysty cios w kolano trupa. Trzasn�a ko�� i szkielet upad�, ale w wyschni�tej piersi kry�a si� nadnaturalna moc. Czo�gaj�c si� po kamiennej pod�odze mumia znowu d�wign�a si� na nogi i ruszy�a do m�odzie�ca pow��cz�c okaleczon� ko�czyn�. ���Conan uderzy�, utr�caj�c doln� szcz�k�, kt�ra z grzechotem potoczy�a si� po komnacie. Trup nawet si� nie zatrzyma�. W niestrudzonym, miarowym pochodzie wci�� nast�powa� na intruza chocia� poni�ej p�on�cych niesamowitym blaskiem oczodo��w, dolna cz�� czaszki by�a teraz zaledwie mas� bia�ych, potrzaskanych ko�ci. Conan zaczyna� �a�owa�, �e wilcze stado nie dopad�o go, zanim zd��y� schroni� si� w tej przekl�tej krypcie, kt�rej zmar�y przed wiekami mieszkaniec by� wci�� �ywy i niebezpieczny. ���Nagle co� chwyci�o go za nog�. Straciwszy r�wnowag�, run�� jak d�ugi na nier�wn� kamienn� pod�og�, wierzgaj�c w�ciekle by uwolni� si� z uchwytu ko�cistych palc�w. Spojrza� i zamar� na chwile, gdy zobaczy� uczepion� jego kostki, odr�ban� d�o� trupa. Wyschni�te szpony wbi�y si� g��boko w cia�o. ���Olbrzymia, siej�ca groz� i szale�stwo posta� pochyli�a nad nim sw� strzaskan� twarz i z szyderczym grymasem wyci�gn�a r�k� ku gard�u ofiary. ���Conan instynktownie z ca�ej si�y kopn�� obiema nogami w skurczony brzuch trupa wyrzucaj�c go w powietrze. Z g�o�nym trzaskiem olbrzym upad� - prosto w ognisko. Cymmerianin chwyci� odci�t� r�k�, wci�� �ciskaj�c� jego kostk�, oderwa� j�, skoczy� na nogi i cisn�� ko�czyn� w �lad za reszt� zw�ok. Pochyli� si�, porwa� upuszczony w czasie upadku miecz i rzuci� si� w kierunku ogniska - by stwierdzi�, �e bitwa zako�czona. ���Wysuszone przez niezliczone stulecia ko�ci p�on�y gwa�townie, jak suchy chrust. Nadnaturalne �ycie jeszcze nie opu�ci�o trupa - wyprostowa� si� z wysi�kiem i wtedy p�omienie ogarn�y ca�y jego szkielet, przeskakuj�c z ko�ci na ko��, zmieniaj�c go w �yw� pochodnie. Ju� prawie uda�o mu si� wygramoli� z ognia, gdy nagle okaleczona noga ugi�a si� pod nim i olbrzym run�� z powrotem w ognisko. P�on�ce ramie unios�o si� i opad�o jak u�amana ga���, czaszka potoczy�a si� miedzy w�gle i po kilku chwilach ogie� poch�on�� mumie zupe�nie, pozostawiaj�c jedynie kilka roz�arzonych w�gielk�w i garstk� popio�u. ���6. Decyzja ���Conan z przeci�g�ym westchnieniem wypu�ci� powietrze z p�uc i ponownie nabra� tchu. Napi�cie opu�ci�o go, pozostawiaj�c w ca�ym ciele uczucie zm�czenia. Wytar� zimny pot z czo�a i przeg�adzi� palcami czarne w�osy. Oto wojownik by� w ko�cu naprawd� martwy i wielki miecz nale�a� do zwyci�zcy. Jeszcze raz zwa�y� or� w r�ku, ciesz�c si� jego ci�arem i moc�. ����miertelnie utrudzony, zastanowi� si� nad sp�dzeniem nocy w krypcie. Na zewn�trz czeka�y na niego wilki i mr�z, a nawet instynktowne wyczucie kierunku nie uchroni go przed zb��dzeniem na obcej ziemi w bezgwiezdn� noc. Po kr�tkim namy�le zdecydowa� si�. Wype�niona dymem komnata �mierdzia�a ju� nie tylko st�chlizn�, ale tak�e dziwnym, budz�cym odraz� odorem spalonego cia�a. Pusty tron zdawa� si� spogl�da� szyderczo na m�odego Cymmerianina, kt�ry wci�� mia� to niesamowite wra�enie czyjej� obecno�ci, jakie odni�s�, gdy po raz pierwszy wszed� do grobowca. Na my�l o noclegu w tym nawiedzonym miejscu czu� lodowate palce strachu pe�zn�ce po plecach. ���Nowa bro� nape�ni�a go otuch�. Wypi�� pier� i ze �wistem przeci�� ostrzem powietrze. Po chwili wynurzy� si� z otworu wej�ciowego, otulony w stare futro, wyj�te z jednej ze skrzy�, trzymaj�c pochodnie w jednej, a miecz w drugiej r�ce. ���Po wilkach nie by�o �ladu. Spogl�daj�c w g�r�, Conan zobaczy� rozpogadzaj�ce si� niebo. Przez chwile wpatrywa� si� w gwiazdy, b�yskaj�ce w�r�d pochmurnego jeszcze niebosk�onu i zn�w skierowa� swoje kroki na po�udnie. przek�ad : Zbigniew A. Kr�licki & Robert J. Szmidt ��� powr�t