7662

Szczegóły
Tytuł 7662
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7662 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7662 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7662 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Pi�cioksi�g Przyg�d Sokolego Oka Pogromca Zwierz�t Ostatni Mohikanin Tropiciel �lad�w Pionierowie Preria James Fenimore Cooper Preria Tytu� orygina�u The prairie Ok�adk� projektowa� Janusz Wysocki Teksty poetyckie prze�o�y� W�odzimierz Lewik Redaktor Zenaida Socewicz-Pyszka Redaktor techniczny Barbara Muszy�ska Ksi��ka pochodzi z dorobku pa�stwowego Wydawnictwa �Iskry" For the Polish edition Copyright � by Pa�stwowe Wydawnictwo �Iskry", Warszawa 1989 Polish translation � copyright by Aldona Szpakowska, Warszawa 1974 Wydawnictwo Dolno�l�skie, Wroc�aw 1990 r. Wydanie IV (I skr�cone). Nak�ad 50 000 egz. Ark. wyd. 17,2. Ark. druk. 18,00. Oddano do sk�adania 10 XI1988 r. Podpisano do druku 15 IX 1989 r. Druk uko�czono w lutym 1990 r. Papier offset III kl. 70 g, rola 61. Zam. nr 1752/88 F-4 Wroc�awskie Zak�ady Graficzne Wroc�aw, ul. O�awska 11 ISHN 83-7023-051-2 ROZDZIA� PIERWSZY Je�li za czu�o��, pasterzu, lub z�oto Mo�na w tej pustce kupi� co� dla cia�a � Znajd� dla nas jad�o i wygodne le�e... �Jak wam si� podoba" Szeroko w swoim czasie dyskutowano, s�owem i pi�rem, spraw� przy��czenia rozleg�ych teren�w Luizjany* do ogromnego ju� i ledwie wp�zaludnionego obszaru Stan�w Zjednoczonych. Lecz w miar� jak przygasa� �ar polemiki i ust�powa�y wzgl�dy osobiste, zaczynano powszechnie uznawa�, �e transakcja by�a s�uszna. Wkr�tce najmniej nawet lotne umys�y poj�y, �e cho� przyroda zahamowa�a nasz� ekspansj� ku zachodowi, zagradzaj�c drog� pustyni�, posuni�cie to uczyni�o nas panami urodzajnego pasa ziemi, kt�ry w zam�cie wydarze� m�g� przypa�� wrogiemu pa�stwu. M�dra ta decyzja odda�a nam w niepodzielne w�adanie przej�cia do wn�trza l�du i ca�kowicie uzale�ni�a od nas niezliczone plemiona dzikich, mieszkaj�cych na granicy naszych ziem, po�o�y�a kres sprzecznym pretensjom i z�agodzi�a zawi�� mi�dzy narodami, otworzy�a dla handlu tysi�ce dr�g w g��b kraju i ku wodom Pacyfiku. Musia�o up�yn�� troch� czasu, nim liczni i zamo�ni koloni�ci dolnej Luizjany zmieszali si� z nowymi wsp�ziomkami. Natomiast rzadsz� i ubo�sz� ludno�� g�rnej cz�ci kraju poch�on�� natychmiast wir wytworzony przez nag�y pr�d emigracji. Od roku 1763 Luizjana (obszar ziemi znacznie przewy�szaj�cy dzisiejsz� Luizjan�) nale�a� do Hiszpanii. Stany Zjednoczone mog�y w�wczas wywozi� wodami Missisipi zbo�e oraz mia�y prawo sk�adu w Nowym Orleanie. W roku 1800 ziemie te wr�ci�y do Francji, w czym kry�o si� powa�ne niebezpiecze�stwo gospodarcze i polityczne dla Stan�w. Napoleon zamierza� wzmocni� znaczenie Francji w Ameryce, jednak�e w roku 1803, po walkach z Murzynami i malarycznym klimatem na San Domingo, maj�c przed sob� perspektyw� nowej wojny z Angli�, zgodzi� si� na sprzeda� tych ziem Stanom. Do takiej pogoni za przygod� nak�ania zazwyczaj si�a dawnych przyzwyczaje� lub pobudzaj� skryte marzenia. W�r�d emigrant�w nie brak�o �mia�k�w, kt�rzy �cigaj�c z�udy ambicji spodziewali si� �atwego wzbogacenia i wypatrywali cennych z�� na tych dziewiczych terenach. Przewa�aj�ca jednak cz�� wychod�c�w osiada�a nad brzegami wi�kszych rzek, rada, �e aluwialne doliny nawet najbardziej niedba�� prac� hojnie nagrodz� obfitym plonem. W ten spos�b, niczym za dotkni�ciem r�d�ki czarodziejskiej, wyrasta�y nowe spo�eczno�ci. Wielu ludzi, kt�rzy w�asnymi oczami ogl�dali kiedy� �wie�o nabyty, prawie nie zaludniony obszar ziemi, do�y�o chwili, gdy powsta� na nim niezale�ny stan*, posiadaj�cy ludno�� liczn�, r�n� od jego poprzednich mieszka�c�w, i przyj�ty na zasadzie politycznej r�wno�ci w sk�ad konfederacji narodowej. Przedstawione w niniejszym opowiadaniu wypadki i sceny rozgrywaj� si� w czasach, kiedy ta donios�a w skutkach emigracja dopiero si� zaczyna�a. Dawno ju� min�a pora �niw pierwszego roku naszego panowania nad t� ziemi� i wi�dn�ce li�cie z rzadka rosn�cych drzew nabiera�y barw jesiennych, gdy pewnego dnia z �o�yska wysch�ej rzeczki wynurzy� si� sznur woz�w i posuwa� po sfa�dowanej powierzchni �falistej prerii" (tak� nazw� obdarzono j� w kraju, o kt�rym piszemy). Wozy, �adowne sprz�tami domowymi i narz�dziami rolniczymi, niewielkie stado krn�brnych owiec i holenderskiego byd�a, p�dzone z ty�u pochodu, niedba�y str�j i zuchwa�a postawa krzepkich m�czyzn, kt�rzy szli oci�a�ym krokiem obok leniwych zaprz�g�w � wszystko to zwiastowa�o wychod�c�w d���cych ku wy�nionemu Eldorado. Nie zachowali oni zwyczaju podobnych im w�drowc�w, gdy� pozostawili za sob� �yzne kotliny dolnej Luizjany i przedzierali si� � sposobem znanym tylko takim jak oni poszukiwaczom przyg�d � przez jary i potoki, trz�sawiska i pustkowia daleko poza granic� ziem, na kt�rych osiedlali si� ludzie cywilizowani. Przed nimi rozpo�ciera�a si� rozleg�a, monotonna r�wnina, ci�gn�ca si� a� do st�p G�r Skalistych, a za nimi, o wiele mil uci��liwej drogi, pieni�y si� wezbrane muliste wody Platte. Stan Missouri. Sk�pa ro�linno�� prerii nie �wiadczy�a dobrze o glebie. Ko�a woz�w turkota�y tak cicho na twardym gruncie, jak gdyby toczy�y si� po bitym go�ci�cu. Nie rysowa�y za sob� kolein, kopyta koni nie odciska�y �lad�w, tylko k�ad�a si� pod nimi trawa i zio�a wysuszone i zwi�d�e, kt�re byd�o szczypa�o od czasu do czasu, ale najcz�ciej pozostawia�o nie tkni�te, gdy� nawet dla wyg�odzonych �o��dk�w by� to zbyt gorzki pokarm. Dok�dkolwiek d��yli ci �miali w�drowcy, jakikolwiek mieli tajemny pow�d, by cieszy� si� poczuciem bezpiecze�stwa w miejscu tak odosobnionym, gdzie od nikogo nie mogli oczekiwa� pomocy � faktem jest, �e ich twarze i zachowanie nie zdradza�y najmniejszych oznak l�ku ani niepokoju. Wyprawa obejmowa�a ponad dwadzie�cia os�b, je�eli liczy� je bez wzgl�du na wiek i p�e�. Na czele pochodu, w niewielkiej odleg�o�ci od reszty, szed� wysoki ogorza�y m�czyzna, zapewne przyw�dca ca�ej grupy. Ca�y wygl�d tego cz�owieka, zw�aszcza niem�oda ju�, gnu�na twarz m�wi�y jasno, �e nie gn�bi� go bynajmniej ani wyrzuty sumienia za przesz�e �ycie, ani niepok�j o przysz�o��. Jego niezdarne i z pozoru s�abe, cho� wielkie cielsko kry�o ogromn� si��. Ale tylko chwilami, gdy maszeruj�c leniwie napotyka� jak�� drobn� przeszkod�, oci�a�y m�czyzna przejawia� energi�, kt�ra drzema�a w jego ciele, podobna u�pionej i spokojnej, lecz straszliwej sile s�onia. Ubi�r przybysza stanowi� po��czenie najbardziej prostackiego odzienia farmera i ubrania sk�rzanego, jakie, dzi�ki modzie i swym praktycznym zaletom, sta�o si� niemal niezb�dne dla ka�dego, kto wyrusza� na podobn� wypraw�. Przez plecy przewiesi� strzelb� i torb�, a tak�e dobrze nape�niony i pilnie strze�ony mieszek na kule i ro�ek na proch; ostry, b�yszcz�cy toporek niedbale-przerzuci� przez rami�. Ni�s� to wszystko z tak� �atwo�ci�, jak gdyby nic mu nie ci��y�o i nie kr�powa�o ruch�w. W niewielkiej za nim odleg�o�ci sz�a gromadka prawie tak samo ubranych m�odych ludzi, dostatecznie podobnych zar�wno do siebie, jak i do swego przyw�dcy, by mo�na ich by�o uzna� za cz�onk�w jednej rodziny. Chocia� najm�odszy z nich niedawno dopiero osi�gn�� lata subtelnym j�zykiem prawa okre�lone jako wiek ograniczonej zdolno�ci do dzia�a� prawnych*, okaza� si� godnym swych przodk�w, bo jego ch�opi�ca posta� niemal dor�wnywa�a wzrostem innym przedstawicielom. Tylko dwie z przedstawicielek p�ci pi�knej by�y doros�e. Z pierwszego wozu wychyla�y si� Inianow�ose g��wki dziewczynek o oliwkowej cerze, rozgl�daj�cych si� doko�a oczyma b�yszcz�cymi ciekawo�ci� i dzieci�cym o�ywieniem. Starsza z dwu doros�ych by�a matk� wielu w tej gromadzie; twarz mia�a �niad�, pokryt� zmarszczkami. M�odsza � zr�czna, energiczna dziewczyna lat osiemnastu � zdradza�a figur�, strojem i zachowaniem, �e zajmuje w spo�ecze�stwie pozycj� o kilka szczebli wy�sz� od tej, jaka przypada w uk�adzie jej obecnym towarzyszom. Nad drugim z kolei wozem rozpi�to na obr�czach bud� z p��tna tak szczelnie, �e niepodobie�stwem by�o dojrze�, co si� pod ni� kryje. Na pozosta�ych wozach nie znajdowa�o si� nic cennego, tylko proste sprz�ty i przedmioty osobistego u�ytku, jakie s�u�� zwykle ludziom, kt�rzy w ka�dej chwili, bez wzgl�du na por� roku i odleg�o��, gotowi s� zmieni� miejsce zamieszkania. Ziemia tu by�a jak ocean, gdy ucisza si� szalej�ca burza i niespokojne wody wzbieraj� ci�k� fal�: tak samo regularnie sfalowana powierzchnia rozpo�ciera�a si� niemal bez ko�ca i nie by�o na czym zatrzyma� spojrzenia. Tu i �wdzie wznosi�o si� z dna doliny drzewo z rozpostartymi, nagimi ga��ziami, jak samotny statek. Wra�enie pot�gowa�o jeszcze kilka dalekich k�p krzak�w, kt�re majaczy�y na zamglonym widnokr�gu jak wyspy w�r�d oceanu. W�drowcy nie mogli si� oprze� przykremu uczuciu, �e przeby� trzeba jeszcze d�ugie, nie ko�cz�ce si� chyba obszary, nim znajd� teren odpowiadaj�cy najskromniejszym cho�by wymaganiom rolnika. Mimo to przyw�dca emigrant�w spokojnie szed� naprz�d, nie maj�c innego przewodnika pr�cz s�o�ca. Z ka�dym krokiem �wiadomie oddala� si� od siedzib cywilizacji i zapuszcza� coraz g��biej, mo�e bezpowrotnie, na tereny barbarzy�skich i dzikich mieszka�c�w kraju. Jednak�e gdy dzie� zacz�� si� chyli� ku zachodowi, umys� emigranta, niezdolny zapewne wcze�niej pomy�le� o sprawach nie zwi�zanych bezpo�rednio z bie��c� chwil�, za- W�wczas w Ameryce czterna�cie lat. prz�tn�a troska o to, jak wobec nadchodz�cej ciemno�ci zaspokoi� potrzeby rodziny. Doszed� do szczytu wzg�rza wy�szego ni� inne, zatrzyma� si� na chwil� i rozgl�da� ciekawie na prawo i lewo, szukaj�c dobrze sobie znanych znak�w wskazuj�cych miejsce, gdzie znale�� mo�na trzy rzeczy niezb�dne w�drowcom: wod�, opa� i pastwisko. Widocznie jego poszukiwania by�y bezowocne, bo po paru minutach leniwego obserwowania okolicy zacz�� schodzi� z �agodnego zbocza. Ogromna jego posta� porusza�a si� ci�ko i bezw�adnie, podobna spasionemu zwierz�ciu, poci�ganemu przez spa-dzisto�� terenu. Post�puj�cy za nim m�odzi ludzie poszli w milczeniu za jego przyk�adem. Powolne ruchy zar�wno zwierz�t, jak i ludzi �wiadczy�y, �e bliska jest ju� chwila, gdy b�d� musieli odpocz��. Dla pom�czonych zwierz�t spl�tana trawa kotliny stanowi�a okrutn� przeszkod� i trzeba by�o pop�dza� je batem. W chwili gdy wszystkich, z wyj�tkiem id�cego na czele m�czyzny, ogarnia� zacz�o znu�enie, gdy wszyscy, jakby za wsp�lnym impulsem, rzucali przed siebie niespokojne spojrzenia, ca�a grupa zatrzyma�a si� nagle, uderzona nieoczekiwanym widokiem. S�o�ce zapad�o ju� za najbli�sz� lini� wzg�rz, ci�gn�c za sob� p�on�cy tren. W samym �rodku tej powodzi ognistego �wiat�a zjawi�a si� posta� ludzka, tak dobrze widoczna na z�ocistym tle i pozornie tak bliska, �e � zdawa�o si� � wystarczy�o wyci�gn�� r�k�, by jej dotkn��. Cz�owiek ten by� olbrzymiego wzrostu, a jego postawa �wiadczy�a o smutku i zadumie. Cho� sta� zwr�cony twarz� w kierunku naszych w�drowc�w, otacza� go blask tak jaskrawy, �e nie spos�b by�o zgadn��, jak wygl�da i kto on zacz. Widok ten wywar� na podr�nych pot�ne wra�enie. M�czyzna id�cy na czele zatrzyma� si� i wpatrywa� w tajemnicze zjawisko z jakim� t�pym zainteresowaniem, kt�re wkr�tce przemieni�o si� w zabobonny l�k. Synowie, opanowawszy pierwsze zdziwienie, zbli�yli si� wolno ku ojcu, a za ich przyk�adem poszli ci, kt�rzy prowadzili wozy; wkr�tce wszyscy utworzyli jedn� grup�, oniemia�� ze zdumienia. Cho� wi�kszo�� z nich s�dzi�a, �e ogl�daj� nadprzyrodzon� zjaw�, paru �mielszych m�odzie�c�w pochyli�o w prz�d strzelby, gotowe do strza�u. Da� si� s�ysze� szcz�k odwodzonych kurk�w. � Ka� im i�� na prawo! � ostrym, zgrzytliwym g�osem zawo�a�a dzielna �ona i matka. � Aza lub Abner na pewno opowiedz� nam dok�adnie, co to za stworzenie. � Nie�le by�oby popr�bowa� strzelby � mrukn�� m�czyzna o t�pej fizjonomii, kt�rego rysy i wyraz twarzy przypomina�y w uderzaj�cy spos�b ow� energiczn� kobiet�. Zdj�� z ramienia strzelb�, pochyli� si� zr�cznie w prz�d i o�wiadczy� stanowczo: � M�wi�, �e setki Wilk�w Pawni* poluj� na tych r�wninach. Je�eli tak jest, to z pewno�ci� nie zauwa�� braku jednego cz�owieka ze swego plemienia. � St�j! � da� si� s�ysze� �agodny, lecz pe�en przera�enia g�os kobiecy. Nietrudno by�o zgadn��, �e wypowiedzia�y te s�owa dr��ce wargi m�odszej z dwu kobiet. � Nie jeste�my tu wszyscy, to" mo�e by� kto� z naszych. � Kt� to teraz wychodzi na zwiady?! � krzykn�� zagniewany ojciec obrzucaj�c chmurnym spojrzeniem gromadk� krzepkich syn�w. � Zni� bro�, zni� bro� � powiedzia� odtr�caj�c wycelowan� strzelb� ogromnym paluchem. Wyraz jego twarzy �wiadczy�, �e niebezpiecznie by�oby go nie pos�ucha�. � Nie dokona�em jeszcze tego, co powinienem, a cho� niewiele ju� pozosta�o, musz� to sko�czy� w spokoju. Tymczasem niebo zmienia�o barwy. O�lepiaj�cy blask ust�powa� z wolna spokojniejszemu, przy�mionemu �wiat�u, a w miar� jak gas�y barwy t�a, wyolbrzymione kszta�ty tajemniczej postaci mala�y do naturalnych rozmiar�w. Gdy ju� nie mo�na by�o w�tpi� w oczywist� prawd�, przyw�dca wyprawy uzna�, �e niegodn� by�oby rzecz� waha� si� d�u�ej, i ruszy� w drog�. Kiedy schodzi� ze zbocza pag�rka, przezorno�� nakaza�a mu rozlu�ni� pasek strzelby i na wszelki wypadek trzyma� j� w pozycji wygodniejszej do strza�u. Ale jasne by�o, �e nie ma powodu do takiej czujno�ci. Od chwili kiedy obcy tak nieoczekiwanie pojawi� si�, zda si�, zawieszony mi�dzy niebem i ziemi� � ani nie ruszy� si� z miejsca, ani te� nie okazywa� �adnych wrogich zamiar�w. Zreszt� teraz, gdy wida� go by�o wyra�nie, nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e gdyby nawet Pawni (ang. Pawnee � czyt. Pauni) � nazwa india�skiego plemienia �yj�cego na preriach mirclzy Missouri i Platte (stan Nebraska). �ywi� wzgl�dem wychod�c�w nieprzyjazne zamiary, nie zdo�a�by wprowadzi� ich w czyn. Cz�owiek, kt�ry do�wiadcza� trud�w �ycia przez przesz�o osiemdziesi�t zim i lat, wiosen i jesieni, nie m�g�by wzbudzi� l�ku w m�czy�nie tak silnym jak przyw�dca emigrant�w. Chocia� nieznajomy wygl�da� na os�abionego, niemal na cierpi�cego, by�o w nim co�, co wskazywa�o, �e to czas po�o�y� na nim sw� ci�k� r�k�, a nie choroba. Jego cia�o zwi�d�o, lecz nie by�o zniszczone. Ubrany by� prawie wy��cznie w sk�ry, obr�cone w�osem na wierzch. Z ramienia zwisa� mu ro�ek z prochem i mieszek na kule. Wspiera� si� na niezwykle d�ugiej strzelbie, kt�ra, podobnie jak jej w�a�ciciel, nosi�a na sobie �lady wieloletniej ci�kiej s�u�by. Gdy grupa w�drowc�w podesz�a tak blisko do samotnego cz�owieka, �e mogli si� s�ysze� nawzajem, z trawy u jego st�p rozleg�o si� ciche szczekanie i du�y, bezz�bny pies my�liwski o zapadni�tych bokach wsta� leniwie ze swego legowiska i otrz�saj�c si� zaj�� pozycj�, kt�ra wskazywa�a, �e sprzeciwia si� dalszemu zbli�aniu podr�nych. � Le�e�! Hektor, le�e�! �powiedzia� jego pan g�osem, kt�ry wiek uczyni� nieco g�uchym i dr��cym. � Czeg� chcesz, piesku, od ludzi, kt�rzy maj� przecie� prawo podr�owa�! * � Cho� jeste�my ci obcy, wska� nam miejsce, gdzie mogliby�my schroni� si� na noc, je�eli znasz t� okolic� � rzek� przyw�dca emigrant�w. � Gdzie mog� rozbi� ob�z na noc? Nie jestem wybredny, gdy chodzi o spanie i jedzenie, ale tacy do�wiadczeni podr�ni jak ja ceni� �wie�� wod� i dobr� pasz� dla byd�a. � Chod� za mn�, a znajdziesz i jedno, i drugie. Niewiele wi�cej m�g�bym ci ofiarowa� na tej biednej ziemi. M�wi�c to starzec zarzuci� na rami� ci�k� strzelb� � a uczyni� to bez wysi�ku, co w jego wieku by�o czym� niezwyk�ym � po czym bez dalszych s��w poprowadzi� ich przez wzg�rze do s�siedniej doliny. ROZDZIA� DRUGI I Rozbijcie namiot, tu spoczn� dzi� w nocy. A jutro... jutro? � ach, wszystko mi jedno. �Ryszard III" AVkr�tce podr�ni dostrzegli niezawodne wskaz�wki �wiadcz�ce 0 tym, �e w pobli�u znajd� wszystko, czego im potrzeba. Przejrzyste �r�d�o z g�o�nym bulgotem tryska�o ze zbocza, ��cz�c swe wody z wodami podobnych �r�de�ek w s�siedztwie; i razem z nimi tworzy�o strumie�, kt�rego bieg przez preri� widoczny by� na mile, bo zdradza�y go k�py krzew�w i zieleni, rozrzucone tu i tam na ziemi zroszonej wilgoci�. W tym wi�c kierunku szed� nieznajomy, a za nim ochoczo d��y�y konie, czuj�c instynktownie, �e czeka je strawa i odpoczynek. Doszed�szy do miejsca, kt�re uzna� za odpowiednie, starzec zatrzyma� si�. Przyw�dca emigrant�w rozejrza� si� bacznie doko�a, badaj�c okolic� z rozwag�, jak cz�owiek znaj�cy si� na rzeczy. � No tak, mo�emy tu zosta� � powiedzia� zadowolony z wynik�w ogl�dzin. � Ch�opcy, s�o�ce zasz�o, ruszajcie si� �wawo. M�odzie�cy okazali mu pos�usze�stwo w spos�b do�� osobliwy. Z szacunkiem wys�uchali rozkazu i nadal obserwowali okolic� sennym i oboj�tnym wzrokiem. Tymczasem starszy podr�ny, orientuj�c si� widocznie, jakie pobudki kieruj� jego dzie�mi, zdj�� torb� i strzelb�, po czym przy pomocy m�czyzny, kt�ry poprzednio zdradza� tyle ochoty do strzelania, zacz�� spokojnie wyprz�ga� konie. Wreszcie najstarszy z syn�w wysun�� si� oci�ale naprz�d 1 bez najmniejszego wysi�ku zag��bi� siekier� a� po trzonek w mi�kkim drzewie topoli. Przez chwil� sta�, przygl�daj�c si� skutkom swego uderzenia z lekcewa�eniem, z jakim olbrzym m�g�by patrze� na bezsilny op�r kar�a, a potem � wymachuj�c siekier� nad g�ow� z wdzi�kiem i zr�czno�ci�, z jakimi mistrz sztuki szermierczej m�g�by w�ada� szlachetniejszym, cho� o wiele mniej po�ytecznym or�em � szybko przer�ba� drzewo, kt�rego wysoki pie� podda� si� woli m�odego zucha i run��. Pozostali podr�ni patrzyli na to z jakim� leniwym zaciekawieniem, a� pokonane drzewo leg�o na ziemi. Wtedy, jakby na sygna� do og�lnego ataku, przyst�pili wszyscy do pracy. Ze zr�czno�ci� i po�piechem, kt�re mog�y wprawi� w zdumienie laika, ogo�ocili z drzew i krzew�w teren niezbyt rozleg�y, lecz wystarczaj�cy na ich potrzeby, a zrobili to tak dok�adnie i niemal tak szybko, jakby przelecia� tamt�dy huragan. Nieznajomy w milczeniu, lecz z uwag� przypatrywa� si� ich pracy, a� wreszcie odszed� z gorzkim u�miechem, mrucz�c co� do siebie, jak gdyby przez wzgard� nie chcia� g�o�niej okaza� swego niezadowolenia. Przecisn�wszy si� przez gromad� energicznej i ruchliwej m�odzie�y, kt�ra zd��y�a ju� roznieci� weso�e ognisko, zacz�� z zaciekawieniem �ledzi� ruchy przyw�dcy emigrant�w oraz jego odra�aj�cego pomocnika. Konie i byd�o, puszczone przez nich na swobod�, skuba�y teraz chciwie smaczne i po�ywne li�cie �ci�tych drzew, a przyw�dca emigrant�w i jego pomocnik krz�tali si� ko�o wozu. Cho� pojazd ten wydawa� si� r�wnie cichy i pozbawiony pasa�er�w jak inne wozy, obaj m�czy�ni nie szcz�dzili si�, by odci�gn�� go daleko od reszty taboru, na miejsce suche i nieco wzniesione, le��ce na skraju zaro�li. Przynie�li potem tyczki, grubsze ich ko�ce wbili mocno w ziemi�, a cie�sze przytwierdzili do ��k�w, podtrzymuj�cych pokrycie wozu. Z jego wn�trza wyci�gn�li d�ugi zw�j p��tna, rozpostarli je nad ca�o�ci�, a brzegi przymocowali ko�kami do ziemi. W ten spos�b powsta� bardzo wygodny i do�� przestronny namiot. Wsp�lnymi si�ami ruszyli w�z, ci�gn�c go za wystaj�cy spod namiotu dyszel. Gdy znalaz� si� pod go�ym niebem, nie okryty, jak zwykle, zas�on�, traper zobaczy� na nim jedynie kilka lekkich mebelk�w. Podr�ny natychmiast przeni�s� je sam do namiotu, jak gdyby wej�cie tam by�o przywilejem, nie przys�uguj�cym nawet jego najbli�szemu kompanowi. Ciekawo�� wzrasta w cz�owieku pod wp�ywem samotno�ci, tote� stary mieszkaniec prerii, �ledz�c ostro�ne i tajemnicze czyn- 13 no�ci dw�ch m�czyzn, nie m�g� oprze� si� temu uczuciu. Zbli�y� si� do namiotu i w�a�nie mia� rozchyli� dwie jego po�y z widocznym zamiarem dok�adnego obejrzenia wn�trza, gdy nagle ten sam m�czyzna, kt�ry ju� raz godzi� na jego �ycie, schwyci� go za rami� i do�� brutalnie manifestuj�c sw� si��, odepchn�� od miejsca, kt�re starzec uzna� za najbardziej dogodny punkt obserwacyjny. � Jest taka uczciwa zasada, przyjacielu � zauwa�y� sucho, ale z bardzo gro�nym spojrzeniem � i na og� bezpieczna, kt�ra m�wi: pilnuj w�asnego nosa. � Rzadko si� zdarza, by ludzie przywozili na to pustkowie co�, co chcieliby ukry� � odrzek� starzec pragn�c widocznie przeprosi� za zamierzone zuchwalstwo, lecz nie bardzo wiedz�c, jak to uczyni�. � Zagl�daj�c tam nie chcia�em nikogo obrazi�. � Pewnie rzadko si� zdarza, by tu w og�le ludzie przyje�d�ali � brzmia�a szorstka odpowied�. � To, zdaje si�, stary kraj, ale nie jest chyba przeludniony. � Kraina ta jest tak stara jak wszystko, co stworzy� Wszechmocny, i ma pan racj�, m�wi�c, �e nie jest przeludniona. Wiele miesi�cy min�o od chwili, gdy oczy moje ogl�da�y twarz koloru mej twarzy. Powtarzam, przyjacielu, �e nie chcia�em nikogo urazi�. Liczy�em na to, �e za p��tnem uka�e si� moim oczom co�, co mi przypomni minione lata. Ko�cz�c to proste wyja�nienie nieznajomy cicho si� oddali�, uznaj�c zapewne, �e ka�dy ma prawo do tego, by w spokoju cieszy� si� swoim dobytkiem, i nie nale�y mu zak��ca� tej przyjemno�ci. Gdy szed� ku ma�emu obozowisku emigrant�w, us�ysza� ochryp�y i w�adczy g�os ich przyw�dcy, kt�ry zawo�a�: � Ellen Wad�! Dziewczyna, kt�ra razem z innymi przedstawicielkami jej p�ci krz�ta�a si� teraz przy ognisku, s�ysz�c to wezwanie wybieg�a ochoczo i min�wszy nieznajomego z chy�o�ci� m�odej antylopy, natychmiast znikn�a za zakazanymi �cianami namiotu. M�odzi m�czy�ni, kt�rych siekiery dokona�y ju� swego dzie�a, byli jak zwykle leniwie i niedbale zaj�ci r�nymi pracami. Wkr�tce uko�czyli te zaj�cia, a gdy otaczaj�c� ich preri� okrywa� pocz�a ciemno��, zabrzmia� dono�nie ostry g�os energicznej niewiasty, kt�ra przez ca�y czas postoju nieustannie strofowa�a sw� leniw� dziatw�, i obwie�ci� daleko i szeroko, �e czeka ju� wie- H czorny posi�ek. Cho� r�ne cechy miewaj� ludzie pogranicza, zazwyczaj nie brak im cnoty go�cinno�ci. Gdy emigrant us�ysza� wo�anie �ony, pocz�� szuka� wzrokiem nieznajomego, by zaofiarowa� mu poczesne miejsce na skromnej wieczerzy, na kt�r� zostali tak bez ceremonii wezwani. � Dzi�kuj�, przyjacielu � rzek� starzec w odpowiedzi na nieco szorstkie zaproszenie, by zaj�� miejsce przy dymi�cym kotle � dzi�kuj� serdecznie, lecz ja ju� spo�y�em m�j dzisiejszy posi�ek, a nie nale�� do ludzi, co to w�asnymi z�bami kopi� sobie gr�b. Zasi�d� jednak z wami, je�li sobie tego �yczysz, bo dawno ju� nie widzia�em, jak ludzie mojej rasy spo�ywaj� sw�j chleb powszedni. � To znaczy, �e od dawna mieszkasz w tych okolicach � rzuci� emigrant raczej w formie uwagi ni� pytania, maj�c przy tym usta pe�ne � a nawet zbyt pe�ne wybornej homminy*, przygotowanej przez gospodarn�, cho� gburowat� po�owic�. � M�wiono nam, �e nie spotkamy tu wielu osadnik�w, no i musz� przyzna�, �e powiedziano prawd�, bo � je�eli nie liczy� kanadyjskich kupc�w na szlaku wielkiej rzeki � jeste� pierwszym bia�ym cz�owiekiem, jakiego spotka�em na przestrzeni tych, jak powiadasz, pi�ciuset mil z g�r�. � Chocia� sp�dzi�em kilka lat w tej okolicy, trudno mnie nazwa� osadnikiem, bo nie mam w�a�ciwie domu i rzadWb kiedy przebywam d�u�ej ni� miesi�c na tym samym terenie. � Jeste� wi�c my�liwym � rzek� jego rozm�wca i obrzuci� spojrzeniem nowego znajomego, jak gdyby chc�c oceni� jego ekwipunek. � Wydaje mi si�, �e jak na my�liwego nie masz najlepszej broni. � Stara jest i nale�y si� jej odpoczynek, tak jak i jej panu � odpar� starzec kieruj�c na strzelb� spojrzenie pe�ne szczeg�lnego wyrazu �alu i przywi�zania. � A mog� te� powiedzie�, �e nie bardzo jeste�my oboje potrzebni. Mylisz si�, przyjacielu, zowi�c mnie my�liwym. Jestem tylko traperem. � Je�li jeste� dobrym traperem, musisz mie� w sobie tak�e i co� z my�liwego, bo tutaj te dwa zaj�cia na og� id� w parze. � Tym wi�kszy wi�c wstyd dla tych, co maj� do�� si�y, by polowa� z broni� w r�ku � zawo�a� stary traper. Przez przesz�o Hommina � potrawa z kukurydzy, jadana w�wczas na kresach Ameryki. 15 pi��dziesi�t lat chodzi�em ze strzelb� po preriach i lasach i nie zastawia�em side� nawet na ptaka fruwaj�cego po niebie, a tym bardziej na zwierz�, kt�rego jedynym ratunkiem s� nogi. � To przecie� wszystko jedno, czy zdobywa si� sk�r� zwierz�cia za pomoc� strzelby czy pu�apki � rzek� jak zwykle gru-bia�skim tonem ponury i niemi�y towarzysz emigranta. � Ziemia zosta�a stworzona dla cz�owieka, a wi�c dla niego s� i zwierz�ta na ziemi. � Wydaje mi si�, �e masz niewiele �up�w, jak na cz�owieka, kt�ry zapu�ci� si� tak daleko � szorstko przerwa� mu emigrant, pragn�c widocznie zmieni� temat rozmowy. � Mam nadziej�, �e lepiej powiod�o ci si� ze sk�rkami. � Niewiele tego wszystkiego potrzebuj� � spokojnie odpowiedzia� traper. � Troch� odzie�y i jedzenia, oto wszystko, czego trzeba cz�owiekowi w moim wieku. I na c� zda�oby mi si� to, co nazywasz �upem? M�g�bym tylko, od czasu do czasu, przehandlo-wa� go za ro�ek prochu lub sztab� o�owiu. � A wi�c nie urodzi�e� si� w tych stronach, przyjacielu? � zapyta� podr�ny. � Urodzi�em si� nad brzegiem morza, cho� znaczn� cz�� �ycia sp�dzi�em w lasach. Wszyscy emigranci spojrzeli na niego, jak patrz� ludzie, kt�rzy niespodziewanie spostrzegli co� niezwyk�ego, interesuj�cego. � S�ysza�em, �e to bardzo daleko od w�d Zachodu do brzeg�w wielkiego morza. � Uci��liwa to wyprawa, przyjacielu, wiele podczas niej widzia�em i wiele zazna�em znoj�w i utrapie�. � Trzeba zapewne pokona� wiele przeciwno�ci? � Siedemdziesi�t pi�� lat w�druj� tym szlakiem, a na ca�ej jego d�ugo�ci, od Hudsonu zaczynaj�c, nie znalaz�by� siedemdziesi�ciu pi�ciu mil... nie, nawet po�owy tego... gdziebym nie posila� si� kiedy� zwierzyn� przez siebie z�owion�. Lecz to s� pr�ne przechwa�ki! C� znacz� czyny przesz�o�ci, gdy �ycie dobiega kresu! � Spotka�em raz kogo�, kto p�yn�� statkiem po rzece, o kt�rej on m�wi � odezwa� si� jeden z syn�w cichym g�osem, jak gdyby nie by� pewny swych wiadomo�ci i s�dzi�, �e cz�owiekowi, kt�ry widzia� tak wiele, wypada okaza� szacunek. � Z tego, co opo- wiada�, przypuszczam, �e to jest pot�na rzeka i w ca�ym swym biegu do�� g��boka, by m�g� p�yn�� po niej statek. � Jest to szeroka i g��boka droga wodna. Nad jej brzegami wyros�o wiele pi�knych miast � odrzek� traper. � A jednak w por�wnaniu z wielk� rzek� wydaje si� zaledwie potokiem. � Nie nazywam rzek� w�d, kt�re cz�owiek mo�e obej��! � wykrzykn�� niemi�y towarzysz przyw�dcy wyprawy. � Przez prawdziw� rzek� cz�owiek musi si� przeprawi�, nie mo�e jej okr��y� jak nied�wiedzia na �owach. � Przyjacielu, czy zaszed�e� daleko na zach�d? � przerwa� zn�w ojciec, kt�ry wyra�nie chcia� nie dopu�ci� do g�osu swego gburowatego towarzysza. � Widz�, �e dosta�em si� teraz na szeroki pas wyr�bu. � Mo�esz jecha� tygodniami i wci�� b�dziesz widzia� to samo. Nieraz my�la�em, �e Pan umie�ci� pas nagich prerii na pograniczu Stan�w, aby ostrzec ludzi, do czego mog� doprowadzi� ziemi� przez sw� g�upot�! O tak, ca�ymi tygodniami, a nawet miesi�cami mo�na w�drowa� przez te otwarte pola i nie znale�� domu ani schronienia dla cz�owieka, ani dla zwierz�cia. Po chwili ciszy traper na nowo podj�� w�tek rozmowy, nie m�wi�c wprost, jak to nieraz czyni� mieszka�cy pogranicza. � Na pewno nie by�o ci �atwo, przyjacielu, przechodzi� w br�d rzeki i przedziera� si� a� tak g��boko w preri� z zaprz�gami koni i stadami byd�a? � Trzyma�em si� lewego brzegu g��wnej rzeki � rzek� emigrant � dop�ki nie zacz�a prowadzi� na p�noc. Wtedy przeprawili�my si� tratw� na drugi brzeg, i to bez wielkich strat. Co prawda, moja kobieta b�dzie mia�a w przysz�ym roku mniej o jedno czy dwa runa owcze, a dziewcz�ta straci�y jedn� ze swych kr�w, ale na tym si� sko�czy�o. � Zapewne b�dziecie szli dalej na zach�d, dop�ki nie znajdziecie odpowiedniejszej dla osiedlenia si� ziemi? � Dop�ki nie uznam za stosowne zatrzyma� si� lub zawr�ci� � odpowiedzia� szorstko emigrant. Z wyrazem niezadowolenia na twarzy powsta� nagle, przerywaj�c dalsz� rozmow�. Traper i reszta obecnych poszli za jego przyk�adem, po czym emigranci, nie zwracaj�c wiele uwagi na go�cia, zacz�li przygotowywa� si� do spoczynku. Ju� przedtem zbu- 2 - Preria 17 dowano kilka altanek, a raczej sza�as�w z ga��zi drzew, szorstkich koc�w domowego wyrobu oraz sk�r bizona, nie dbaj�c o nic pr�cz chwilowej wygody. Do tych sza�as�w schroni�a si� matka i dzieci, i z pewno�ci� natychmiast pogr��y�y si� we �nie. M�czy�ni, zanim mogli pomy�le� o wypoczynku, musieli wykona� prace nale��ce do ich obowi�zk�w: uzupe�ni� obwarowanie obozu, starannie zasypa� ogniska, dorzuci� paszy byd�u, wyznaczy� stra�, kt�ra mia�a czuwa� nad bezpiecze�stwem w�drowc�w w godzinach nadchodz�cej ju� g�uchej nocy. Dwaj m�odzie�cy wzi�li strzelby i udali si� jeden na prawy, drugi na lewy> kraniec obozu, gdzie stan�li na posterunkach. Traper nie przyj�� zaproszenia, by u�o�y� si� do snu na s�omie emigrant�w. Oddali� si� z wolna, pomijaj�c ceremoni� po�egnania. Przez jaki� czas szed� bez celu, nie wiedz�c dobrze, gdzie nogi go nios�. Wreszcie, doszed�szy do szczytu jakiego� wzniesienia, zatrzyma� si� i po raz pierwszy od chwili opuszczenia obozowiska ludzi, kt�rzy wzbudzili w nim tyle wspomnie�, u�wiadomi� sobie, gdzie si� znajduje. Postawi� strzelb� na ziemi, opar� si� na niej i pogr��y� w g��bokim zamy�leniu. Pies po�o�y� si� u jego st�p. Nagle gro�ne warkni�cie wiernego zwierz�cia wyrwa�o starca z zadumy. � Co takiego, piesku? � spyta� serdecznym g�osem i spojrza� tak, jak gdyby zwraca� si� do stworzenia r�wnego sobie inteligencj�. � C� takiego, piesku? Ha! Hektor, co wietrzysz? To niepotrzebne, piesku, na nic niepotrzebne. Nawet �anie przychodz� teraz igra� sobie przed naszymi oczyma, nie l�kaj�c si� dw�ch starych niedo��g�w. Maj� instynkt, Hektorze, i wiedz�, �e nie trzeba si� nas obawia�. Pies podni�s� g�ow� i odpowiedzia� na s�owa pana d�ugim i �a�osnym skomleniem, a potem zn�w schowa� pysk w traw�, lecz skomla� dalej. � Ale� ty mnie najwyra�niej przed czym� ostrzegasz, Hektorze! � rzek� jego pan �ciszaj�c przezornie g�os i bacznie rozgl�daj�c si� doko�a. Pies z�o�y� g�ow� na ziemi i przesta� skomle�. Zdawa�o si�, �e drzemie. Lecz bystre oczy jego pana dostrzeg�y daleko jak�� posta�. W zwodniczym �wietle miesi�ca wydawa�o si�, �e p�ynie ona 18 nad tym samym wzniesieniem, na kt�rym sta� traper. Po chwili jej kszta�ty zarysowa�y si� wyra�niej i ukaza�a si� zwiewna figurka kobieca. Przystan�a, namy�laj�c si� zapewne, czy mo�e bez obawy i�� dalej. � Zbli� si�, jeste�my twymi przyjaci�mi � rzek� traper. � Jeste�my twoimi przyjaci�mi i �aden z nas nie wyrz�dzi ci krzywdy. �agodny ton jego g�osu o�mieli� kobiet�. Maj�c zapewne jakie� wa�ne zadanie do spe�nienia, zbli�y�a si� i stan�a przy starcu. W�wczas pozna� w niej dziewczyn�, kt�r� przedstawili�my ju� czytelnikowi jako Ellen Wad�. � S�dzi�am, �e pan odszed� � rzek�a rozgl�daj�c si� niespokojnie doko�a. � Nie my�la�am, �e to pan. � Nie ma zn�w tak wielu ludzi na tych pustynnych przestrzeniach � odpar� traper. � Och, wiedzia�am, �e mam przed sob� cz�owieka, i zdawa�o mi si� nawet, �e poznaj� g�os psa � rzek�a po�piesznie, jak gdyby chcia�a co� wyja�ni�, cho� sama nie wiedzia�a co, i nagle urwa�a, widocznie zaniepokojona, �e powiedzia�a zbyt wiele. � Nie spostrzeg�em psa przy zaprz�gach twego ojca � sucho zauwa�y� traper. � Mojego ojca! � wykrzykn�a zapalczywie dziewczyna. � Ja nie mam ojca. Mog� chyba nawet powiedzie�, �e nie mam przyjaci�. ' Traper spojrza� na ni� z wyrazem dobroci i zainteresowania, kt�re sprawi�y, �e jego ogorza�a twarz, zawsze szczera i �agodna, sta�a si� jeszcze bardziej ujmuj�ca. � Dlaczego wi�c odwa�y�a� si� przyj�� tutaj, gdzie jest miejsce tylko dla silnych? � zapyta�. � Czy� nie wiedzia�a�, �e gdy przesz�a� wielk� rzek�, pozostawi�a� za sob� to, co zawsze stoi na stra�y s�abszych i m�odych, takich jak ty? � O czym pan m�wi? � O prawie. Czasem prawo jest ci�kie, ale my�l�, �e jest 0 wiele trudniej �y� tam, gdzie go nie ma. Tak, tak, prawo jest potrzebne, by bra�o w opiek� tych, co nie zostali obdarzeni si�� 1 m�dro�ci�. Zapewne, moje dziecko, je�eli nie masz ojca, masz przynajmniej brata? � Niech B�g broni, by kto� z tych ludzi, kt�rych niedawno 19 pan widzia�, by� mi bratem lub kim� bliskim czy drogim! Ale prosz�, powiedz mi, staruszku, czy rzeczywi�cie nie spotka� pan tu bia�ych pr�cz nas? � pyta�a dziewczyna, kt�ra by�a zbyt niecierpliwa, by czeka�, a� powoli, w spos�b w�a�ciwy jego wiekowi i rozwadze, udzieli jej wyja�nie�. � Nie spotka�em ich przez d�ugi czas. Spok�j, Hektor, spok�j � doda� s�ysz�c ciche, przyt�umione warczenie psa. � Pies w�szy co� niedobrego! Czarne nied�wiedzie z tych g�r zapuszczaj� si� czasami jeszcze dalej. Ten pies nie zwyk� si� skar�y� na �agodn� zwierzyn�. Nie jestem obecnie tak zr�czny do strzelby i tak pewny moich strza��w jak niegdy�, lecz w swoim czasie zabija�em najdziksze zwierz�ta prerii. Nie l�kaj si� wi�c, dziewczyno. Podnios�a oczy, po kobiecemu badaj�c najpierw wzrokiem ziemi� u swych st�p, a potem obj�a spojrzeniem wszystko, co znajdowa�o si� w kr�gu widzenia. Wyraz jej twarzy �wiadczy� raczej o niecierpliwo�ci ni� zaniepokojeniu. S�ysz�c kr�tkie szczekni�cia psa spojrzeli w drug� stron� i wtedy ukaza�a si� im prawdziwa, cho� niewyra�nie zarysowana przyczyna tego drugiego ostrze�enia. R O Z D Z I A TRZE C I Takis gor�cy jak wszyscy w Italii I tak a� szybko unosz� zapa�y, Jak si� zapala w tobie ch�� uniesie� �Romeo i Julia" Traper, chocia� okaza� zdziwienie spostrzeg�szy zbli�aj�c� si� ku niemu jeszcze jedn� ludzk� posta�, zw�aszcza �e nadchodzi�a ona od strony przeciwnej obozowi emigrant�w, zachowa� jednak spok�j cz�owieka przywyk�ego do niebezpiecze�stw. � To jest m�czyzna � powiedzia� � m�czyzna, w kt�rego �y�ach p�ynie krew bia�ej rasy, bo gdyby by� Indianinem, szed�by l�ejszym krokiem. Trzeba si� przygotowa� na najgorsze � mieszka�cy, spotykani na tych dalekich ziemiach, s� zwykle okrutniejsi ni� dzicy czystej krwi. M�wi�c to podni�s� strzelb� do oka sprawdzaj�c dotykiem stan krzemienia w kurku i prochu w panewce. Lecz gdy pochyla� luf� strzelby, r�k� jego gwa�townie powstrzyma�y dr��ce d�onie towarzyszki. � Na mi�o�� bosk�, nie �piesz si� zbytnio! � zawo�a�a. � To mo�e by� przyjaciel, znajomy, s�siad. � Przyjaciel! � powt�rzy� starzec spokojnie, oswobadzaj�c r�k�, kt�r� chwyci�a dziewczyna. � Rzadko spotyka si� przyjaci�, a w tym kraju rzadziej ni� w innych. Okolica zbyt s�abo jest zaludniona, by mo�na by�o przypu�ci�, �e cz�owiek, kt�ry si� ku nam zbli�a, jest cho�by tylko znajomym. � Gdyby to by� nawet nieznajomy, nie chcia�by� chyba przelewa� jego krwi! Traper uwa�nie przyjrza� si� jej niespokojnej, przera�onej twarzy, a potem opu�ci� na ziemi� kolb� karabinu, widocznie zmieniaj�c nagle zamiar. 21 � Nie � powiedzia� raczej do siebie ni� do wyl�knionej towarzyszki. � Niech si� zbli�y. Sid�a na zwierzyn�, sk�ry, a nawet moja strzelba stan� si� jego w�asno�ci�, je�eli ich za��da. � On ich nie za��da, on ich nie potrzebuje � m�wi�a dziewczyna. � Je�li jest uczciwym cz�owiekiem, zadowoli si� tym, co ma, i nie b�dzie chcia� rzeczy, kt�re s� cudz� w�asno�ci�. Traper nie zd��y� nawet wyrazi� zdziwienia, jakim przej�y go te bez�adne i sprzeczne s�owa, gdy id�cy ku nim m�czyzna by� ju� nie dalej, jak o pi��dziesi�t st�p. Hektor, gdy ujrza� obcego, pocz�� podchodzi� z wolna ku niemu, czaj�c si� jak pantera, kiedy gotuje si� do skoku. � Przywo�aj psa � rzek� nieznajomy mocnym, g��bokim g�osem, lecz tonem raczej przyjacielskiego ostrze�enia ni� pogr�ki. � Lubi� psy my�liwskie i by�oby mi przykro, gdybym musia� wyrz�dzi� mu krzywd�. � S�yszysz, co tu m�wi� o tobie, piesku? � rzek� traper. � Chod� tutaj, g�uptasie. On nie umie ju� teraz nic wi�cej, tylko warczy i szczeka. Mo�esz si� zbli�y�, przyjacielu, pies nie ma z�b�w. Nieznajomy natychmiast skorzysta� z tej wiadomo�ci. Posko-czy� �wawo naprz�d i stan�� u boku Ellen Wad�. Rzuci� na ni� bystre spojrzenie, jak gdyby chcia� si� upewni�, �e to ona, a potem skupi� uwag� na jej towarzyszu. Niecierpliwo�� i przej�cie przybysza �wiadczy�y, jak bardzo go interesowa�o, kim jest starzec. � Z jakich�e ob�ok�w spad�e�, m�j dobry staruszku? � zapyta� bezceremonialnie i niedbale, lecz wydawa�o si�, �e jest to jego zwyk�y spos�b m�wienia. � Czy�by� mieszka� tutaj, w prerii? � Od dawna ju� przebywam na ziemi, a chyba nigdy nie by�em tak blisko nieba, jak w tej chwili � odrzek� traper. � M�j dom, je�li to mo�na nazwa� domem, znajduje si� niedaleko st�d. A czy teraz mog� si� okaza� tak natarczywy wobec ciebie, jak ty jeste� wzgl�dem innych? Sk�d przychodzisz i gdzie jest tw�j dom? � Powoli, powoli, gdy sko�cz� ci� pyta�, przyjdzie kolej na twoje pytania. Jakiej�e rozrywce oddajesz si� tutaj w �wietle ksi�yca? Nie polujesz chyba na bizony? � Id�, jak widzisz, do mojego wigwamu z obozowiska podr�nych, kt�re le�y za tym wzniesieniem, a czyni�c tak, nie krzywdz� nikogo. 22 � Wszystko to bardzo pi�kne. A t� m�od� kobiet� wzi��e� ze sob�, aby ci pokaza�a drog�, bo ona zna j� doskonale, a ty jej nie znasz? � Spotka�em j�, tak jak i ciebie, przypadkiem. Przez dziesi�� d�ugich lat �yj� na tych otwartych przestrzeniach i nigdy dot�d nie zdarzy�o mi si� spotka� o tej godzinie cz�owieka maj�cego bia�� sk�r�. Je�li moja obecno�� tutaj oka�e si� natr�ctwem, przeprosz� i p�jd� swoj� drog�. Gdy porozmawiasz z tw� m�od� przyjaci�k�, b�dziesz na pewno bardziej sk�onny uwierzy� w moje s�owa. � Przyjacielu �� odpar� m�odzian zdejmuj�c z g�owy futrzan� czapk� i zanurzaj�c palce w g�stwinie czarnych, zwichrzonych lok�w � je�li kiedykolwiek przedtem wzrok m�j pad� na t� dziewczyn�, niech mnie... � Dosy�, Pawle � przerwa�a dziewczyna k�ad�c mu d�o� na ustach z poufa�o�ci�, kt�ra zadawa�a k�am jego zapewnieniom. � Mo�emy bezpiecznie powierzy� nasz� tajemnic� temu zacnemu starcowi. �wiadczy o tym jego twarz i mowa. � Nasz� tajemnic�! Ellen, czy� zapomnia�a... � Nie. Nie zapomnia�am o niczym, o czym powinnam pami�ta�. Ale mimo to m�wi�, �e mo�emy zaufa� temu zacnemu traperowi. � Traperowi! Podaj mi d�o�, ojczej Musimy si� pozna�, bo nasze zaj�cia s� podobne. � Nie potrzeba rzemie�lnik�w w tych okolicach � rzek� traper przygl�daj�c si� atletycznej i zr�cznej postaci m�odzie�ca, kt�ry w pozie niedba�ej, lecz pe�nej wdzi�ku sta� wsparty o strzelb�. � Sztuka �apania w sieci i potrzaski stworze� boskich wymaga raczej sprytu ni� m�stwa, a jednak ja na staro�� musia�em si� jej po�wi�ci�. Ale by�oby lepiej, gdyby cz�owiek tak m�ody, jak ty, oddawa� si� pracy bardziej odpowiadaj�cej jego latom i odwadze. � Ja! Ja nigdy nie zamkn��em w klatce nawet nurka czy pi�mowca. Ale musz� przyzna�, �e przestrzeli�em kilku czerwono-sk�rych diab��w, cho� uczyni�bym lepiej, chowaj�c proch w rogu i kule w mieszku. O nie, staruszku, nic, co chodzi po ziemi, nie jest dla mnie. � Czym wi�c zarabiasz na �ycie, przyjacielu? Te okolice nie- 23 wiele ofiarowa� mog� cz�owiekowi, kt�ry si� wyrzeka swego s�usznego prawa do zwierzyny. � Nie wyrzekam si� niczego. Je�eli nied�wied� wejdzie mi w drog�, ju� po nim. Jelenie uciekaj� przede mn�, a co si� tyczy bawo��w, to zar�n��em ich wi�cej ni� rze�nik w najwi�kszej rze�ni w Kentucky. � Umiesz wi�c strzela�! A czy masz pewn� r�k� i celne oko? � wypytywa� traper, a jego ma�e g��boko osadzone oczy p�on�y dawnym ogniem. � R�ka moja jest jak pu�apka ze stali, a oko mam celniejsze od kuli. � Wiele jest dobrego w tym ch�opcu! Widz� to jasno z jego zachowania � rzek� traper zwracaj�c si� do Ellen ze szczerym i budz�cym otuch� wyrazem twarzy. � I nawet powiem, �e nie jest to nierozwaga z twojej strony, �e si� z nim tak spotykasz. Powiedz mi, ch�opcze, czy trafi�e� kiedy skacz�cego jelenia mi�dzy rogi? � Mo�esz r�wnie dobrze zapyta�, czy kiedykolwiek jad�em! Strzela�em jelenie na wszystkie sposoby, w ka�dej sytuacji, tylko nie wtedy, kiedy spa�y. � O! Przed tob� jest d�ugie i szcz�liwe, o tak, i uczciwe �ycie. Jestem ju� stary... i mog� powiedzie�, wyniszczony �yciem i na nic ju� niezdatny, lecz gdyby pozwolono mi powr�ci� do minionych lat i znanych dawniej miejsc... tobym powiedzia�: dwudziesty rok �ycia i preria. Ale powiedz mi, co robisz ze sk�rami? � Ze sk�rami! Nigdy w �yciu nie �ci�ga�em sk�ry ze zwierzyny, nie oskuba�em ptaka. Strzelam je od czasu do czasu, by mie� mi�so i zachowa� celne oko i pewn� r�k�, lecz gdy zaspokoj� g��d, reszta przypada wilkom i prerii. Nie, nie, pozostaj� wierny swojej pracy i otrzymuj� za ni� wi�cej, ni�bym dosta� za wszystkie futra, jakie m�g�bym sprzeda� po drugiej stronie wielkiej rzeki. Starzec zamy�li� si�, potrz�sn�� g�ow� i rzek� w zadumie: � Wiem tylko o jednym zaj�ciu, kt�re mo�e tu dawa� zyski. M�odzian mu przerwa�, podsun�� przed oczy puszk� cynow�, kt�r� mia� zawieszon� na szyi, i podni�s� jej wieko. W nozdrza trapera uderzy�a rozkoszna wo� cudnie pachn�cego miodu. � Bartnik �powiedzia� traper z �ywo�ci� �wiadcz�c�, �e 24 nieobce mu by�o to zaj�cie, lecz jednocze�nie z pewnym zdziwieniem, �e m�ody cz�owiek, tak pe�en temperamentu i odwagi, po�wi�ca sw�j czas tej skromnej pracy. � Na pograniczu osad to si� op�aca, ale daje chyba niewiele korzy�ci tutaj, na otwartych przestrzeniach. � My�lisz, �e r�j nie znajdzie tu drzew, by w nich zamieszka�? Wiem, �e znajdzie, i dlatego uda�em si� kilkaset mil dalej na zach�d ni� zwykle, chc�c zakosztowa� tutejszego miodu. A teraz, gdy zaspokoi�em ju� twoj� ciekawo��, obcy w�drowcze, oddal si� troch�, bo chc� porozmawia� z t� m�od� kobiet�. � To nie jest potrzebne! Jestem pewna, �e nie jest potrzebne, by on odchodzi�! � zawo�a�a Ellen z po�piechem, kt�ry dowodzi� jasno, �e dziewczyna czu�a, jak osobliwe, a raczej niestosowne by�o to ��danie. � Nie masz mi na pewno nic do powiedzenia, czego nie m�g�by s�ucha� ca�y �wiat. � No, doprawdy, niech mnie na �mier� zak�uj� trutnie, je�li pojmuj� rozumowanie kobiety! Przecie�, Ellen, nie dbam o nic i nikogo i w tej chwili r�wnie dobrze jak za rok mog� i�� tam, gdzie tw�j wuj... gdzie ten tw�j wuj sp�ta� konie, i powiedzie� mu jasno, co my�l�. Wym�w tylko s��wko, a zrobi� to nie dbaj�c, czy mu si� spodoba, czy nie. � Taki z ciebie gor�czka, Pawle Hover, �e nigdy nie mam chwili spokoju! Jak mo�esz m�wi�, �e p�jdziesz do wuja i jego syn�w, skoro wiesz, �e by�oby bardzo niebezpieczne, gdyby ujrzeli nas razem! � Czy�by ch�opak zrobi� co�, czego powinien si� wstydzi�? � spyta� traper, kt�ry dot�d nie poruszy� si� ani o cal z miejsca. � Niech B�g broni! Lecz s� powody, dla kt�rych nie powinni go widzie� w�a�nie teraz. Nie przynios�oby mu �adnej ujmy, gdybym te powody wyjawi�a, ale teraz jeszcze nie wolno mi tego uczyni�. Tote� zechciej, ojcze, poczeka� w pobli�u tych wierzbowych zaro�li, a� wys�ucham, co Pawe� ma mi do powiedzenia. A przed powrotem do obozu z pewno�ci� przyjd� rzec ci dobranoc. Traper z wolna odszed�, jak gdyby zadowoli�y go bez�adne nieco wyja�nienia Ellen. Widok ludzi w�r�d tego pustkowia, na kt�rym �y� traper, by� dla niego czym� tak niezwyk�ym, �e gdy skierowa� wzrok ku niewyra�nie rysuj�cym si� postaciom nowych znajomych, ogarn�o 25 dawno nie zaznane i uczucia W�re�.�� ostro�no�6 prawte biegiem myfli, zato- r� ruszy� sie. z lego- id l; jak traper nie ^g� zlekcewa�y^ ^^ przy.aciela) jest __ Kr�tkie ostrzezeme' ^_lmrucza� do siebie traper id�c cenniejsze ni� d�ugie mowy ^ M� zbyt byli zaj�ci roz-powoli w kierunku dwojga^mio Y ^ __ . ^ z&rozu_ mow�, by zauwa�y� ze podchml estrog�. Dzieci - Po- mia�y osadnik m�g�by zlekcew*fJ. J ^e mogli g0 s�ySze� � me wiedzia�, gdy znalaz� si� ]UztaK^ , ^ gdzie� kr�c� , ha�ba dla ka�dego rodu, grozi ojciec zamierza�. - Ach, r�cz� �yciem moim,je nie odpowiedzia�a dziewczyna spali wszyscy, z wyj�tkiem dw�ch liby si� bardzo od�1C'^II wania na indory albo �l zwierz�t � po�piesz-w�asne oczy, ze a ci dwaj musie-we �nie polo-w miasteczku. u przesz�o psu pod wiatr, tak�e �ni? Id� do Hektora ojczr^ �roiSTm^l taL ilytargaj go za uszy, ^^pCpOtrz�saj�c g�ow�, zna� to czenie nauczy�o mnie ce rq?le~ n�o w dal, wznosz�c si� i opadaj�c podobnie jak jej sfalowana powierzchnia. Traper sta� w milczeniu, zas�uchany i przej�ty. � Ci, kt�rzy s�dz�, �e cz�owiek posiad� m�dro�� wszystkich stworze� boskich, przekonaj� si� o swym b��dzie, je�li tak jak ja do�yj� osiemdziesi�ciu lat. Nie mog� powiedzie�, co nam grozi, i nie twierdz�, by pies to wyczuwa�, ale g�os tego stworzenia, kt�re nigdy nie k�amie, oznajmi� mi bliskie niebezpiecze�stwo, i przezorno�� nakazuje go unika�. A wi�c, dzieci, je�li cenicie rad� starego cz�owieka, rozejd�cie si� szybko i poszukajcie schronienia ka�de pod swoim dachem. � Je�eli opuszcz� EUen w takiej chwili � zawo�a� m�odzian� obym nigdy... � Dosy� � przerwa�a dziewczyna, k�ad�c mu na ustach d�o� tak bia�� i delikatn�, �e mog�aby by� z niej dumna kobieta znacznie wy�szego stanu. � Czas ju� na mnie, musimy si� i tak rozej��, cokolwiek si� stanie, wi�c dobranoc, Pawle, ojcze, dobranoc... � Pst � sykn�� m�odzian chwytaj�c j� za r�k�, gdy ju� mia�a odej��. � Pst! Czy nie s�yszysz? Gdzie� niedaleko rozszala�y si� bizony. T�tni� ich kopyta, jakby tu gna�o stado oszala�ych diab��w. Starzec i dziewczyna zamienili si� w s�uch. Ka�dy cz�owiek w ich po�o�eniu czyni�by, co tylko le�y w jego mocy, by poj��, co znacz� te tajemnicze ha�asy, zw�aszcza �e poprzedza�o je tyle i tak przera�aj�cych ostrze�e�. Niezwyk�e odg�osy, chocia� jeszcze s�abe, dawa�y si� s�ysze� wyra�nie. <; � Mia�em racj� � zawo�a� bartnik � pantera p�dzi przed sob� stado. Albo te zwierz�ta walcz� ze sob�. � Zawodzi ci� s�uch � powiedzia� starzec, kt�ry po chwili, gdy m�g� chwyci� uchem dalekie odg�osy, sta� jak pos�g wyobra�aj�cy g��bokie zas�uchanie. � To za d�ugie skoki jak na bawo�y i zbyt regularne, by oznacza�y przestrach. Cyt, teraz s� we wg��bieniu, gdzie trawa jest wy�sza i t�umi d�wi�ki. O, ju� biegn� po twardej ziemi! Wdzieraj� si� na to wzg�rze, prosto na'nas! B�d� tutaj, nim zd��ycie si� schowa�! � Ellen! � zawo�a� m�odzian chwytaj�c towarzyszk� za r�k� � uciekajmy do obozu. � Za p�no! Za p�no! � krzykn�� traper. � Ju� ich wida�! 27 To krwawa banda przekl�tych Siuks�w! Poznaj� ich po zbrodniczym wygl�dzie i bez�adnej je�dzie. � Siuksowie czy diab�y, jeste�my m�czyznami! � zawo�a� bartnik z tak� odwag�, jak gdyby sta� na czele du�ego oddzia�u podobnych mu chwat�w. � Masz strzelb�, staruszku, i poci�gniesz za cyngiel w obronie bezsilnej chrze�cija�skiej dziewczyny. � W traw�, w traw� � szepta� traper, wskazuj�c im w pobli�u pas wysokiej trawy, kt�ra ros�a tu g�ciej ni� gdzie indziej. � Nie czas na ucieczk�, za ma�o nas na walk�, nierozwa�ny ch�opaku! Niewielkiej sk��bione chmury ukaza�y si� teraz na kra�cach horyzontu, zakrywaj�c ksi�yc i przepuszczaj�c tak ma�o bladego, przy�mionego �wiat�a, �e z trudno�ci� mo�na by�o cokolwiek dojrze�. Dzi�ki temu, �e do�wiadczenie i szybko�� decyzji niezawodnie budz� pos�uch w chwili niebezpiecze�stwa, traper zdo�a� ukry� towarzyszy w trawie, a potem stara� si� obserwowa� w zamglonej po�wiacie miesi�ca dzik�, szale�cz� watah�, kt�ra p�dzi�a wprost na nich. Zgraja istot, kt�re przypomina�y raczej demony ni� ludzi za�ywaj�cych nocnej przeja�d�ki po mrocznej prerii, zbli�a�a si� naprawd�, i to z przera�aj�c� szybko�ci�, a kierunek ich jazdy nie pozwala� si� �udzi�, by cho� cz�� z nich nie dotar�a do miejsca, gdzie le�a� traper i jego towarzysze. � Je�eli wpadnie tu jeden z tych n�dznik�w, wnet ich przyleci trzydziestu � szepta�. � A, skr�caj� ku rzece. Spok�j, piesku, spok�j. Ach, nie, zn�w jad� tutaj. Ch�opcze, zni� si�, bo zobacz� tw� g�ow�... No, teraz musimy le�e� cicho, jak martwi. M�wi�c to osun�� si� w traw�, jak gdyby rzeczywi�cie sta�o si� to, o czym wspomnia�, i jego dusza opu�ci�a ju� cia�o. W sekund� potem zgraja dzikich je�d�c�w przelecia�a ko�o nich z szybko�ci� huraganu, a tak cicho, i� my�le� by mo�na, �e to przemkn�a gromada upior�w. Gdy ciemne postacie znik�y, traper odwa�y� si� unie�� g�ow� na wysoko�� traw, daj�c jednocze�nie znaki swym towarzyszom, by zachowali cisz� i spok�j. � Zje�d�aj� ze wzg�rza ku obozowi � szepta� dalej, cicho jak poprzednio. � O, na Boga, zn�w wracaj�! Nie koniec jeszcze z tymi gadami! Ukry� si� ponownie za przyjazn� os�on� traw, a w chwil� po- tem ukaza�y si� ciemne postacie je�d�c�w i bez�adnie wjecha�y na sam szczyt wzg�rka. By�o oczywiste, �e powr�cili tam, by korzystaj�c z wynios�o�ci gruntu lepiej si� przyjrze� mrocznej okolicy. Niekt�rzy zsiedli z koni, inni je�dzili tam i z powrotem, jak gdyby zaj�ci niezmiernie interesuj�cymi poszukiwaniami. Na szcz�cie dla ukrywaj�cych si�, trawa nie tylko zas�ania�a ich przed oczyma dzikich, lecz stanowi�a tak�e przeszkod� utrudniaj�c� koniom, r�wnie nieokie�znanym jak je�d�cy, stratowanie ich kopytami w szalonym, dzikim p�dzie. W ko�cu jaki� ciemnosk�ry Indianin o atletycznej budowie, b�d�cy pewnie przyw�dc�, wezwa� swych wodz�w na narad�. Je�d�cy stan�li na samym skraju pasa wysokiej trawy, w kt�rym ukry� si� traper z towarzyszami. Kiedy m�odzieniec ujrza� gro�ne, okrutne twarze Indian, kt�rych wci�� przybywa�o, mimowolnym ruchem si�gn�� r�k� po strzelb�, wyci�gn�� j� spod siebie i zacz�� przygotowywa� do strza�u. Ale stary i przezorny doradca szepn�� mu w ucho surow� przestrog�: � Indianie znaj� r�wnie dobrze szcz�k broni, jak �o�nierze g�os tr�bki. Po�� strzelb�, po�� strzelb�. Je�eli ksi�yc rzuci blask na luf�, te diab�y na pewno j� dostrzeg�, bo maj� lepsze oczy ni� najczarniejsze w�e! Teraz najmniejszy tw�j ruch sprowadzi na nas strza�y z ich �uk�w. Bartnik pos�ucha� ostrze�enia o tyle, �e le�a� cicho i bez ruchu. Ale mimo panuj�cych ciemno�ci jego towarzysz dojrza� gro�nie �ci�gni�te brwi i p�on�ce oczy m�odzie�ca, co powiedzia�o mu jasno, �e je�li Indianie ich odnajd�, nie odnios� zwyci�stwa bez przelewu krwi. Widz�c, �e nie przekona� Paw�a, traper przedsi�wzi�� pewne �rodki ostro�no�ci i oczekiwa� rezultatu z w�a�ciw� sobie rezygnacj� i spokojem. Tymczasem Siuksowie uko�czyli narad� i rozproszyli si� na skraju zbocza. Najwidoczniej czego� szukali. � Te szatany us�ysza�y psa! Maj� tak dobry s�uch, �e nie pomyl� si� co do odleg�o�ci. Zni� si�, zni�, ch�opcze, trzymaj g�ow� przy samej ziemi jak pies, kiedy �pi. � Lepiej uciekajmy i liczmy na w�asne m�stwo � o