7624
Szczegóły |
Tytuł |
7624 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7624 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7624 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7624 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Magdalena Tulli
SNY I KAMIENIE
Drzewo �wiata, jak wszystkie drzewa, z pocz�tkiem sezonu
wegetacji wypuszcza delikatne z�otawe listki, kt�re z czasem
nabieraj� ciemnozielonej barwy ze srebrnym po�yskiem. Potem s�
��te i czerwone, jakby p�on�y �ywym ogniem a kiedy ju� sp�on�,
br�zowiej� i spadaj� na ziemi� poszarpane i dziurawe, podobne do
spopiela�ych papier�w, do przerdzewia�ych na wylot blaszanek. Przez
ca�y czas, tak�e na pocz�tku sezonu wegetacji kiedy jest
najpi�kniej i najwi�cej ptak�w �piewa w�r�d ga��zi, ro�nie w g��b
ziemi wilgotne i ciemne przeciwdrzewo obgryzane przez robaki.
Podziemny konar jest przed�u�eniem konara nadziemnego, ka�da ga���
po��czona jest niewidocznym akweduktem z przeciwga��zi�, przywalon�
tonami ziemi.
Pod koniec sezonu wegetacji drzewo �wiata obwieszone jest
owocami. Owoce dojrzewaj�, spadaj� i gnij�. W ka�dym tkwi pestka,
w pestce zawi�zek drzewa i przeciwdrzewa, korona i korze�.
Wszystkie przysz�e sezony wegetacji czekaj� na sw�j czas w
pestkach, w zawi�zkach, w zawi�zkach zawi�zk�w. Owoc nale�y do
drzewa, lecz mie�ci w sobie ca�e przysz�e drzewo razem z wszystkimi
owocami, jakie na nim wyrosn�. R�wnie dwoista jest natura miasta.
Istnieje ono jako wcielenie pojedynczej mo�liwo�ci z rejestru
tego co mo�liwe. Ma jedn� nazw� wypisan� na wszystkich dworcach,
jedn� rzek�, jeden ogr�d zoologiczny. Wszyscy znaj� na pami��
odcienie chmur na niebie i tynk�w. Cokolwiek stanie si� jakie�, nie
mo�e ju� by� inne. Jego mieszka�com towarzyszy wi�c poczucie
straty. Przemierzaj�c miasto zaczynaj� jeden przez drugiego, jakby
w gor�czce mno�y� wyobra�enia wszystkiego czym jeszcze mog�o ono
by�. Na przyk�ad je�li ich rzeka p�ynie szeroko i leniwie mi�dzy
piaszczystymi brzegami, musz� stworzy� t� inn�, g��bok� i rw�c� o
urwistych brzegach poro�ni�tych zielskiem, kt�ra nie jest im dana.
Tote� kiedy miasto zawi�zuje si�, kiedy dojrzewa i kiedy gnije,
zawiera w sobie wszystkie naraz mo�liwo�ci i ca�y plan �wiata. Jest
cz�ci� i ca�o�ci�, bezkresem i zapad�� dziur� zabit� deskami.
Wytworem �wiata i zarazem przestrzeni� w kt�rej �wiat mie�ci si�
r�wnie �atwo jak �liwka mie�ci si� w kompocie. G��wna zasada
porz�dkuj�ca wi�ksze i mniejsze ca�o�ci g�osi bowiem, �e ma�e
zawiera si� w wielkim a wielkie w ma�ym. Inaczej nie by�oby mo�liwe
istnienie �wiata. Znaczenie nie zmie�ci�oby si� w s�owie a s�owo w
ustach. Perspektywa ulicy nie zmie�ci�by si� w oku.
Gdy drzewo �wiata zap�on�o �ywym ogniem i spopiela�e li�cie
spad�y z jego ga��zi, z zawieruszonego w ziemi nasiona w nied�ugim
czasie co� zacz�o kie�kowa�. Dlaczego w�a�nie wtedy, dlaczego w
tym miejscu i dlaczego tak? Zale�a�o to od niepowtarzalnych
w�a�ciwo�ci sezonu, od jako�ci gleby i od wiatr�w, kr�tko m�wi�c,
nie mog�o by� inaczej. Zacz�y rosn�� jednocze�nie budowle
publiczne i mieszkalne, wielkie, �rednie i niedu�e, strzeliste lub
klocowate, ozdobne lub zwyczajne. Wyrasta�y spod ziemi i pi�y si�
dalej otoczone drewnianymi rusztowaniami, w ob�okach wapiennego
py�u, w�r�d zam�tu i wrzawy, w�r�d skrzypienia taczek, chrobotu
kielni, nag�ych ostrzegawczych okrzyk�w i odg�os�w spadania cegie�.
Nie wiadomo, sk�d bra�a si� si�a, kt�ra porusza�a to wszystko i
sprawia�a, �e �ciany par�y w g�r�. Ile� to �opat gliny trzeba
wyrzuci� aby powsta� jeden wykop, ile� si� trzeba natrudzi�, zanim
mury uka�� si� ponad kraw�dzi� wykopu, nie m�wi�c ju� nic o
dachach, futrynach, tynkach. Si�a kie�kuj�cego nasiona wci�ga�a
piasek i wapno w obieg substancji konieczny do tego, by mury ros�y.
Zwa�y gliniastej ziemi potrzebowa�y - jak wody, bez kt�rej nie ma
kie�kowania - wiary. Tej nie brakowa�o. Przepe�nia�a wtedy serca
wo��cych cement i podaj�cych ceg�y. Zwa�y ziemi wch�on�y jej tyle,
ile tylko mog�y. Za� jak si� zdaje, by�o jeszcze niewiele. Bo tylko
nie znaj�c rozmiar�w podj�tego dzie�a mo�na tak kopa� i kopa� w
ziemi i nie ba� si� lawiny dalszych powinno�ci, kt�r� to
nieuchronnie wywo�a. I kt�rej mo�naby zapobiec jedynie przez
zasypanie wszystkich wykop�w, tak, aby ju� nie by�o niczego do
doko�czenia. �adna w�tpliwo�� nie m�ci�a umys��w, k�ad�cy ceg�y
wierzyli w to, �e pion jest pionem a poziom poziomem, mur nie jest
niczym innym ni� pionow� �cian� z cegie� a dach jest potrzebny �eby
deszcz nie pada� do �rodka. Wierzyli r�wnie� w to, �e wszystko, co
umys� stworzy (nawet agrafki, nawet kalafonia) powinno by� na
�wiecie. Nikt nie w�tpi�, �e w mie�cie musz� by� ulice. A tak�e
polewaczki do polewania ulic w upalny dzie�, kiedy si� kurzy a
tak�e tramwaje i ci�ar�wki, kt�re je�dzi�yby dniem i noc� z
jednego przedmie�cia na drugie i z powrotem. �e trzeba stworzy�
szofer�w, monter�w, motorniczych i konduktorki a tak�e piel�gniarki
i milicjant�w. �eby powo�a� ich wszystkich do �ycia wystarcza�o
uszy� drelichowe kombinezony, bia�e fartuchy ze sztywnymi czepkami
i mundury z szarego sukna. W zwi�zku z tym musia�y jednak by� na
�wiecie maszyny do produkcji prz�dzy i maszyny tkackie, ig�y do
szycia, no�yce krawieckie i tak dalej. Wkr�tce po powstaniu tego
�wiata wszystkie rzeczy potrzebne by�y niezw�ocznie i wszystkie
r�wnocze�nie i wraz z nimi konieczne by�o to co mia�o pos�u�y� do
ich zrobienia - r�ce, maszyny, pr�d elektryczny. I surowce: stal,
w�giel, nafta, papier i atrament, nie m�wi�c ju� o ��tej farbie
olejnej do malowania �cian w poczekalniach. Tak nag�e spi�trzenie
pilnych potrzeb wywo�ywa�o pewne napi�cie. C� bowiem mia�o by�
pierwsze, tokarka czy �ruba do niej, �eliwo czy wielki piec, jajko
czy kura? �wiat, wy�aniaj�cy si� dopiero z pierwotnego zamieszania,
znalaz� si� od razu przed nawa�em pracy zakrojonej na si�y
olbrzym�w, ogromnej jak on sam, mozolnej jak nawlekanie ig�y, przed
dzie�em, kt�rego bezmiar wch�ania� bez �ladu pierwsze �opaty gliny
z miejsc przeznaczonych pod fundamenty przysz�ych fabryk.
Wyprodukowano ebonitowe aparaty telefoniczne, do kt�rych
nale�a�o wrzeszcze� zas�aniaj�c sobie r�k� jedno ucho, tekturowe
akt�wki zawi�zywane na kokardki, wielkie czarne maszyny do pisania,
kopiowe o��wki i wiele innych rzeczy. Pojawi�y si� masywne
ka�amarze z grubego szk�a, drewniane suszki do atramentu ob�o�one
bibu�� w granatowe plamy, obsadki do stal�wek i stal�wki same.
Meble pachnia�y �wie�� politur�. Ciemna czerwie� napis�w rozkwit�a
na �cianach obwieszczaj�c nadej�cie czas�w granitu i piaskowca w
p�ytach wa��cych po dwie tony ka�da: pocz�tek epoki ogromnych
blok�w szarego marmuru oraz wszelkich innych nieprzejrzystych i
wiecznie trwa�ych materia��w budowlanych, doskona�ych do ozdoby
monumentalnych fasad i wn�trz. Rdzeniem tego miasta by� jednak
okr�g�y miliard czerwonych cegie�, solidnych, niewyszukanych,
niczego nie udaj�cych. Ka�da z nich przesz�a przez wiele r�k i
wszystkie znik�y pod tynkami i ok�adzinami z piaskowca. Od�amkami
czerwonych cegie� dzieci d�ugo jescze bawi�y si� na s�onecznych i
przestronnych podw�rkach.
W tych szcz�liwych czasach wszystkie przysz�e dni wydawa�y
si� �wie�utkie i �adnie posk�adane jak m�ode listki, kt�re nie
wyjrza�y jeszcze z p�czk�w. Ka�dy ch�opiec chcia� zosta� pilotem,
ka�da dziewczynka nauczycielk�. W szatniach wisia�o mn�stwo
sk�rzanych czapek pilotek a w klasach nie brakowa�o czarnych tablic
ani bia�ej kredy. Wszystko by�o mo�liwe. �wiat wygl�da� porz�dnie,
fundamenty by�y g��bokie, mury grube, rury zupe�nie nowe. My�l�c
"�wiat" wyobra�ano sobie przede wszystkim to, czego mo�na dotkn��:
mury i rury, sypki piasek, mi�kk� glin�, ch�odn� wod�, szorstkie
od�amki czerwonych cegie�, wapienny py�. A tak�e to, co mo�na
ogl�da� tylko z daleka, ale co zawsze wraca na swoje miejsce o
w�a�ciwej porze doby i roku: s�o�ce i gwiazdy na niebie, sztandar
�opoc�cy na wietrze. A tak�e to, co jest zawsze i o czym si� nie
rozmy�la: powietrze w p�ucach, ziemi� pod stopami. Nikomu nie
brakowa�o w�wczas pewno�ci, �e wszystko to istnieje naprawd�.
Wyrastanie miasta pod wieloma wzgl�dami przypomina wyrastanie
drzewa. Dwie ulice na krzy� wytyczone na pocz�tku obrastaj� w
coraz liczniejsze przecznice, kt�re z czasem wypuszcz� w�asnych
przecznic jeszcze wi�cej. Powstaj� kolejne skrzy�owania, mi�kkie
nawierzchnie okrywaj� si� brukiem, rozbudowuj� si� ukryte pod
nawierzchniami sieci wodoci�gowe. Drzewo wyrasta dzi�ki sile
nasionka i dzi�ki sokom czerpanym z ziemi, ale kszta�t i g�sto��
korony zale�y od kogo� kto podci�� ga��zki sekatorem. Tak te�
miasto wyrasta dzi�ki sile i wierze. Ale jego plan najoczywi�ciej
zale�y od tego, jak wytyczono fundamenty. Tote� analizuj�c uk�ad
ulic mo�na odgadn�� wol� i pogl�dy, kt�re si� na nim odcisn�y. W
tym mie�cie uk�ad ulic by� tak pomy�lany, by udaremnia� przypadkowe
wydarzenia i zapobiega� pokr�tnym my�lom. Gdy� �ycie jest z pewnego
punktu widzenia tylko replik� zabudowy, �ad miasta wymusza �ad
umys��w. Tw�rcy planu, kimkolwiek byli, osi�gn�li swoje cele nie
sil�c si� na �adne podejrzane sztuczki urbanistyczne. Nie byli
prawdziwymi architektami i wyzywaj�ca prostota niekt�rych rozwi�za�
wskazuje, �e poniek�d byli z tego dumni. Rozumieli, �e z�o�ono��
zawsze jest przyczyn� b��d�w. Szukali zasady budowania okre�laj�cej
kszta�t miasta definitywnie i wszechstronnie, mog�cej na zawsze
uchroni� nasze �ycie przed ska�eniem wieloznaczno�ci�.
Tu trzeba wyja�ni�, �e g��wn� zasad� miasta mo�e by� k�t
prosty, meander albo gwiazda. Od tej g��wnej zasady zale�y
wszystko, co b�dzie si� dzia�o w mie�cie od pocz�tku do ko�ca jego
istnienia. Na przyk�ad miasto k�t�w prostych ma to do siebie, �e
po�o�enie �adnej rzeczy w stosunku do innej nie oznacza nic ponad
odleg�o�� i kierunek. Przestrze� nie mo�e wch�on�� ani przekaza�
�adnych tre�ci opr�cz czysto praktycznych, powierzchownych i
oboj�tnych. Ka�dy naro�nik jest jednakowo wa�ny. Pomniki s� tylko
figurami z kamienia zanieczyszczanymi przez go��bie. Warto��
grunt�w, regulowan� przez poda� i popyt, mo�na �atwo wyrazi� w
obiegowej walucie. Nie ma tam niczego co mo�e przechyli� r�wno
obci��one szale. Niczego co zapewni ukazywanie si� samych or��w lub
reszek na rzucanych w g�r� monetach. Niczego co sprawi �e ka�da
wyci�gni�ta z talii karta oka�e si� asem kier, lub przeciwnie,
dw�jk� pik. Wahania kurs�w gie�dowych nie poddaj� si� niczyjej
woli. Za� przez punkt nie le��cy na prostej zawsze mo�na
przeprowadzi� tylko jedn� prost� r�wnoleg�� do tamtej.
Zasada meandra czyni z ulic chaotyczny labirynt, wywo�uj�c
niezliczon� ilo�� nak�adaj�cych si� na siebie i przenikaj�cych si�
figur rozmaitego kszta�tu, z kt�rych ka�da mo�e okaza� si� cz�ci�
wi�kszej ca�o�ci. Jest pe�ne kusz�cych lub przestraszaj�cych
mo�liwo�ci, smakowitych i obrzydliwych resztek, poci�gaj�cych lub
odpychaj�cych zapach�w, pomieszanych d�wi�k�w; szyld na szyldzie,
riksza za riksz�, bez jednego centymetra wolnego miejsca. Z ka�dego
placu na s�siedni prowadzi rozmaito�� dr�g, od kt�rej mieszka�com
kr�ci si� w g�owach i od kt�rej maj� rozbiegane oczy a umys�y
za�miecone nieustannym rozwa�aniem alternatyw. Wszystko okazuje si�
wzgl�dne a �ledzenie stosunku wynikania, przypisywanie skutkom
przyczyn, wytyczanie linii r�wnoleg�ych w og�le nie jest tam
mo�liwe.
Mieszka�cy miasta zbudowanego na planie gwiazdy nigdy nie s�
n�kani konieczno�ci� wyboru. Mog� porusza� si� jedynie po liniach
prostych, lecz w pewnym sensie wszystkie proste s� r�wnoleg�e. W
ka�dym miejscu otwiera si� tylko jedna w�a�ciwa droga. Przechodnie
patrz� wi�c spokojnym wzrokiem prosto przed siebie, co nadaje im
wyraz �agodno�ci i budzi zaufanie. Wszystkie g��wne ulice zmierzaj�
tam promieni�cie do najwa�niejszego punktu wyznaczaj�cego prawdziwy
�rodek. Tam umiejscowione jest serce miasta. Wszystko w nim wida�
jak na d�oni, mo�na je w mgnieniu oka przejrze� na wylot razem z
jego wn�trzami a nawet studzienkami telefonicznymi, kana�ami
burzowymi, ci�gami piwnic. Zawiera ono w sobie trwa�y zapis
porz�dku �wiata, do kt�rego nale�y, oraz bezcenny gotowy schemat
ocen, jakie b�d� w nim przypisane rzeczom. Przestrze� jest pe�na
tre�ci. I si�a ci��enia przedmiot�w umieszczonych na szalkach wagi
zale�y tam nie tylko od ich masy, lecz przede wszystkim od oceny.
Na czystym papierze kre�larskim naj�atwiej o prostok�ty. Za
spraw� mechanicznych w�a�ciwo�ci przyrz�d�w kre�larskich powstaj�
na jego p�askiej powierzchni �atwiej ni� jakiekolwiek inne figury.
Gwiazdy za� rodz� si� w g�owach. Tam, daleko od ziemi, od tego
siedliska mr�wek i d�d�ownic, rozb�yskuj� nagle, a ich niczym nie
powstrzymywane promienie na wskro� przeszywaj� ciemno�ci. Nie
wiadomo tylko sk�d przychodzi meander, obcy trze�wemu rachunkowi
kt�ry wspomaga ruchy ekierek, lecz r�wnie obcy �wietlistym
marzeniom. Pokr�tny kszta�t jest �wiadectwem oporu, jaki istocie
meandra stawiaj� pospo�u linia� z ekierk� i my�l rz�dz�ca o��wkiem.
Promie� gwiazdy zakrzywia si� w polu przyci�gania ka�dego
prostok�ta a wyrwawszy si� zn�w pr�buje prostej drogi, i jeszcze
raz, i po raz kolejny, zawsze bez powodzenia. Zawijasy dowodz�, �e
utkany z marze� plan gwiazdy nie przystaje do przyziemnego planu
k�t�w prostych powsta�ych z linii kre�lonych na papierze, ale �e
mog� one w wsp�istnie� w�r�d meandr�w ideologii i suchej
kalkulacji.
Sam zamys� wytyczenia linii, czy to na p�aszczy�nie papieru
czy te� w przestrzeniach wyobra�e�, pojawia si� jako konsekwencja
przyj�cia pewnych za�o�e� na temat �wiata, za�o�e�, kt�re na zawsze
pozostan� kwesti� wiary, poniewa� nie mo�na sprawdzi� ich porz�dnie
i do ko�ca. G�osz� one, �e to nie si�a kie�kuj�cych nasion i sok�w
kr���cych w naczyniach daje �wiatu �ycie, tylko wprawiaj� go w ruch
motory, przek�adnie i ko�a z�bate, urz�dzemnia obracaj�ce s�o�ce i
gwiazdy, ci�gn�ce chmury po niebosk�onie, przepychaj�ce wod� przez
koryto rzeki. Przejrzysto�� i prostota tego pomys�u b�dzie pomocna
je�li istnieje mo�liwo�� wymontowania, naprawienia i zamontowania
tego co popsute. Je�li �wiat sk�ada si� z oddzielnych i daj�cych
si� wyjmowa� cz�ci i ka�dy proces mo�e by� skorygowany niezale�nie
od wszystkich pozosta�ych, bez obawy, �e ca�o�� utraci r�wnowag�.
Wy�szo�� schematu gwiazdy czy prostok�ta oka�e si� w�wczas
niew�tpliwa. Inaczej m�wi�c, miasta gwia�dziste i miasta
prostok�tne s� lepsze od miasta-meandra pod warunkiem, �e �wiat
jest maszyn�.
Czy� mo�na by� tego pewnym, skoro pod tak wieloma wzgl�dami
�wiat przypomina drzewo? Jak drzewo z przeciwdrzewem, tak ka�da na
�wiecie rzecz po��czona jest z przeciwrzecz� a wszystko co widoczne
jest powi�zane z czym� co niewidoczne. Mi�dzy widoczn� i
niewidoczn� cz�ci� drzewa trwa nieustanny przep�yw sok�w od
korzenia ku li�ciom. ��kn�c i opadaj�c li�cie opuszczaj� wy�yny
konar�w i wracaj� tam, sk�d pochodzi ich substancja - w stron�
korzenia. Staj� si� ciemne i wilgotnie jak on, mieszaj� si� z
ziemi� i z wod� i kiedy s� ju� niewidoczne, zostaj� wci�gni�te do
jego wn�trza. Bez wzgl�du na �yciodajny przep�yw oddzielenie drzewa
od przeciwdrzewa jest technicznie mo�liwe, cho� podczas tego
zabiegu �ycie ulatuje z obu cz�ci. Podobnie dzieje si� z ka�d�
inn� rzecz�: oddzielenie jej widocznej cz�ci od cz�ci
niewidocznej prowadzi do usychania. Co przetrwa, z pewno�ci� by�o
od pocz�tku tylko cz�ci� dekoracji teatralnej albo snu.
Kiedy my�limy o �wiecie jak o drzewie, widzimy drzewo, kiedy
my�limy o nim jak o maszynie, staje si� maszyn�. Nie jest opatrzony
�adnym napisem, kt�ry rozstrzyga�by t� kwesti�, �adn� sentencj�, do
kt�rej mo�naby si� odwo�a�. Kto tylko powie "jest drzewem", z
miejsca pomy�li o maszynie, kto powie "jest maszyn�" pomy�li od
razu o drzewie. Dlatego s�owa "jest drzewem" i "nie jest drzewem"
znacz� w istocie to samo. Tw�rcy projektu mieli wi�c do czynienia
z maszyn� i byli, jak si� wydaje, przekonani, �e oddzielenie rzeczy
od przeciwrzeczy jest zawsze mo�liwe bez obawy �e cokolwiek
uschnie. Maszyna bowiem nie ma w sobie niczego, co mog�oby ulec
zniszczeniu w procesie oddzielania. Jest nieo�ywiona z za�o�enia i
od pocz�tku i nikt nie spodziewa si�, �e b�dzie inaczej. Po zdj�ciu
obudowy wida� wszystkie cz�ci. Nie ma tam �adnej tajemnicy, nic
nieuchwytnego, nic, czego nie mo�naby dotkn��. Nawet regu�y psucia
si� cz�ci s� ca�kowicie jasne. Wiadomo, �e maj� zwi�zek z
dostawaniem si� kurzu i pary wodnej do wn�trza mechanizmu. Je�li
�wiat jest maszyn�, to oddzielanie rzeczy od przeciwrzeczy musi si�
zacz�� od uszczelnienia obudowy. Od wykonania sklepienia, kt�re
oprze si� na twardym gruncie. Za jego spraw� rozst�puj� si� wody
g�rne i dolne i odt�d wiadomo gdzie g�ra a gdzie d�, co jest
porz�dkiem i sta�o�ci� a co chaosem i zmian�. I dopiero wtedy mo�na
odr�ni� dzie� od nocy.
Szczelna obudowa chroni przed zewn�trznym kurzem i zewn�trzn�
wilgoci�. Lecz rozwi�zanie jednego problemu staje si� przyczyn�
nast�pnych. Trzeba zak�ada� instalacje ch�odz�ce, kt�re ochroni�
mechanizm przed przegrzaniem. Im wi�cej tych wspomagaj�cych
urz�dze�, tym wi�cej wewn�trznego kurzu i wewn�trznej pary wodnej,
uwalnianej za spraw� tarcia i r�nic temperatur. Ostateczne
oddzielenie ruchu od tarcia, ciep�a od zimna, dobra od z�a wymaga
jedynie instalacji do odprowadzania pary, kurzu i �mieci poza
kopu�� nieba wprost do b��kitnych w�d k��bi�cych si� po tamtej
stronie sklepienia. Trudno�� rozdzielenia miasta i przeciwmiasta
sprowadza si� wi�c do zasilania wszystkich niezb�dnych urz�dze�.
Zgodnie z koncepcj� tw�rc�w projektu, bezpieczna sucha przestrze�
pod sklepieniem musi mie� szczelne granice i silne elektrownie.
Miasto rozpo�cieraj�ce si� na kartonie kre�larskim mia�o w
sobie co� uroczystego. Zaprojektowano je z my�l� o s�onecznych
dniach i nawet nie by�o wiadomo, jak mia�aby w nim wygl�da� s�ota.
Chodniki z r�wnych p�yt przypomina�y pokratkowany papier, albo te�
odwrotnie: papier w kratk� udawa� p�yty chodnika. Nie by�o tam
miejsca na walaj�ce si� po �mietnikach odpadki kuchenne. Przy
jednej z ulic mie�ci�o si� przedszkole, drug� chodzili murarze w
spodniach pobrudzonych wapnem, na trzeciej orkiestra gra�a na
b�yszcz�cych tr�bkach. Zadbano o to, �eby s�o�ce �wieci�o i na
murarzy, i na przedszkole, ale - rzecz jasna - najpi�kniej �wieci�o
ono na tr�bki. Wszystko to mo�na by�o obejrze� r�wnie� na
fotografiach w prasie codziennej (gazety by�y jedn� z pierwszych
rzeczy, jakie pojawi�y si� na �wiecie, wydaje si�, �e zanim jeszcze
powsta�y drukarnie). I murarze w czapkach wci�ni�tych na oczy
ogl�dali w nich zadowolonych murarzy u�miechaj�cych si� weso�o znad
partii warcab�w w sobot� po fajrancie, natchnionych murarzy
rozwi�zuj�cych pi�trowe u�amki na tablicy w wieczorowej szkole,
szcz�liwych murarzy obja�niaj�cych swoim dziewczynom dzia�anie
d�wig�w budowlanych. Gazetowe zdj�cia styka�y si� z naszym �wiatem
powierzchni� papieru, mia�y za� w�asn� g��bi�, w kt�rej tekturowe
walizki le��ce pod pi�trowymi ��kami w dwudziestoosobowych
pokojach pe�ne by�y nie p�t kie�basy, nie barchanowych kaleson�w,
lecz ksi��ek o �yciu murarzy. C� bowiem mog�o by� w owym �wiecie
ciekawszego dla murarzy ni� �ycie murarza, ni� praca murarza, ni�
my�li murarza? To samo dotyczy�o tokarzy, odlewnik�w, monter�w i
wszystkich innych ludzi �yj�cych szcz�liwie w tamtym �wiecie pod
powierzchni� papieru.
Pierwotny plan miasta zawiera� rysunek wielu symetrycznie
rozmieszczonych kwadrat�w, ��cz�cych si� harmonijnie z wielk�
centraln� rozet�. Nale�y odnotowa�, �e akustyka by�a znakomita.
Wieniec megafon�w rozmieszczonych wok� podstawy centralnej budowli
wystarcza� do nag�o�nienia wszystkich ulic. Pa�ac wzniesiony
po�rodku rozety by� pe�en marmur�w i luster. Z sufit�w tak
wysokich, �e by�y ledwie widoczne i zawsze jakby zamglone,
zwiesza�y si� kryszta�owe �yrandole, roz�o�yste jak fontanny.
Wchodz�c do �rodka ka�dy murarz, maszynista czy odlewnik zdejmowa�
z g�owy czapk� w jode�k� i gni�t� j� w r�kach rozgl�daj�c si� ze
zdumieniem po �cianach i sufitach, i cofa� si� ku wyj�ciu
zajrzawszy przypadkiem w lustro w z�otych ramach. By�o tam dziesi��
tysi�cy par drzwi, z kt�rych przynajmniej po�ow� z miejsca
zamkni�to na klucz poniewa� potrzebne by�y nie do przechodzenia,
lecz dla symetrii. T� za�, skoro tak dobrze wyra�a�a ide�
mechanicznej r�wnowagi �wiata, podniesiono do rangi nadrz�dnego
za�o�enia projektu. A klucze od drzwi od razu si� pomiesza�y i
pogubi�y.
Lustra by�y niewiele mniejsze od �cian, na kt�rych wisia�y,
jedne naprzeciw drugich, odbijaj�c si� jedne w drugich bez ko�ca.
Kilometry posadzek ucieka�y w g��b lustrzanych przestrzeni, w ten
bezkresny �wiat, oddzielony od naszego powierzchni� szk�a.
Niesko�czenie wiele sprz�taczek musia�o pracowa� bez wytchnienia we
wszystkich lustrach, pastuj�c pod�ogi od rana do wieczora przez
ca�y miesi�c i zawsze, zanim zako�czy�y prac�, ju� trzeba im by�o
rozpoczyna� j� od pocz�tku.
Z parteru na najwy�sze pi�tro mkn�y windy szybkie jak pocisk,
obs�ugiwane przez windziarki ze srebrnymi guzikami, siedz�ce na
z�otych sto�kach. Z zawrotnych wysoko�ci tramwaje w dole wygl�da�y
jak pude�ka zapa�ek, ludzie jak mr�wki a ps�w i go��bi wcale nie
by�o wida�. �w �wiat, w kt�rym wszystko by�o tak ma�e, przez szyby
zamkni�tych zawsze okien graniczy� z najwy�szymi pi�trami i tylko
stamt�d by� widoczny. Nie�atwo by�o dosta� si� na miniaturowy plac,
obok kt�rego przeje�d�a miniaturowy tramwaj. Trzebaby najpierw
wybi� szyb�, wychyli� si� na zewn�trz i z wiatrem �wiszcz�cym w
uszach zada� sobie pytanie, czy w�a�nie tego si� pragnie. Albowiem
w tamtym �wiecie, gdzie wszystko jest tak ma�e, naprawd� trudno
�y�.
Si�gaj�cy chmur gmach w niekt�re mro�ne dni podobny by� do
szklanej g�ry uwie�czonej iglic� o lodowym po�ysku. W dni mgliste
zaskakiwa� przechodni�w: z nag�a wyp�ywa� z bieli i ukazywa� si�
przez chwil� bardzo blisko, ogromny, ogromny, a potem r�wnie szybko
znika�. Cho� postarano si�, �eby nie zas�ania�y go inne budowle, z
powodu zmienno�ci pogody i o�wietlenia nie m�g� by� zawsze widoczny
jak na d�oni. Ale to on by� sercem miasta. Wieczorem pustosza�
ca�kowicie i zamykano go na klucz, od��czaj�c w ten spos�b serce od
reszty organizmu. By� mo�e, w nocy serce nie by�o miastu niezb�dne.
Czym bowiem mia�oby by� dla maszynerii miasta serce, je�li nie
g��wn� pomp� i centralnym zaworem, miejscem, gdzie reguluj� si�
ci�nienia przep�ywu tego co potrzebne i co niepotrzebne? Wydawa�o
si�, �e w nocy, kiedy miasto �pi, nie ma �adnego przep�ywu.
W porze, gdy zamykano na klucz centralnie po�o�ony pa�ac, z
jego wy�yn prawdopodobnie by�yby widoczne w kuchennych oknach - jak
w domkach dla lalek - wszystkie o�wietlone elektrycznymi �ar�wkami
kredensy malowane olejn� farb� a nawet wszystkie fa�dki firanek
umocowanych w dolnych partiach okien na gwo�dzikach i sznurkach,
aby zas�oni� wn�trza przed wzrokiem mieszka�c�w przeciwleg�ego
domu, maj�cych w swoich kuchniach takie same kredensy i firanki,
trzymaj�cych na zewn�trznych parapetach takie same paczki zawini�te
w przet�uszczony papier i susz�cych tak� sam� bielizn� na sznurkach
pod sufitem. Przede wszystkim za� wida� by�oby przez k��by pary
buchaj�cej z czajnik�w nieogolonych m�czyzn w barchanowych
podkoszulkach i kobiety w szlafrokach. C� to byli za ludzie i sk�d
si� wzi�li? Gdyby kto� przygl�da� si� im uwa�nie, mo�e by ich
rozpozna�. Ale wysokie pi�tro, z kt�rego mo�na ich by�o zobaczy�,
z jakiej� przyczyny pozosta�o niezaludnione.
Czy� nie nadawa�o si� ono najlepiej na miejsce zamieszkania i
na punkt obserwacyjny dla tych, kt�rzy stworzyli ducha tego miasta,
plan ulic i oceny rzeczy? Ot� nie. Nie potrzebuj�c ��ek ani szaf
ani kredens�w, ani sznur�w do suszenia bielizny, nie mieszkali oni
nigdzie. Lub raczej mieszkali wsz�dzie, lecz tylko tak, jak muzyka
mieszka w filharmonii, wype�niaj�c swoim istnieniem ca��
przestrze�. To oni �wiecili wewn�trz elektrycznych �ar�wek, oni
�opotali w chor�gwiach, oni te� tykali w zegarach. Oni to, wisz�c
na �cianach i przenikliwie spogl�daj�c przez szk�o oprawione w
ramki, ka�dego dnia si�� swojego wzroku odpychali od miasta
przeciwmiasto. Pod ich to spojrzeniem sprz�taczki sprz�ta�y,
urz�dnicy segregowali dokumenty, mechanicy czy�cili i smarowali
maszyny. Po to w�a�nie ka�dego dnia wstawali z ��ek i ubierali si�
w przypisane sobie stroje mechanicy, urz�dnicy, sprz�taczki i
wszyscy inni. Po to szwaczki dla nich szy�y, po to piekarze piekli
dla nich bu�ki, po to motorniczowie prowadzili tramwaje, po to
murarze stawiali dla nich domy. Za� dzieci wszystkich tych ludzi po
to uczy�y si� w przedszkolu sznurowa� i rozsznurowywa� buciki, po
to jad�y wymachuj�c �y�kami owsiank� na mleku, by niezw�ocznie
dorosn�� i zasili� szeregi dbaj�cych o porz�dek. Sprz�tanie i
reperacje s�u�y�y codziennemu odpychaniu przeciwmiasta, tak wi�c
utrzymywanie przeciwmiasta na zewn�trz wype�nia�o �ycie tych
wszystkich ludzi, nawet je�li oni sami wyobra�ali sobie �e robi�
co� innego: �e zarabiaj� pieni�dze na �ycie albo �e staraj� si�
sprosta� jego trudom. I je�li nawet miasto by�o zaopatrzone w
jakie� specjalne instalacje do usuwania tego co niepotrzebne, oni
si� tym nie interesowali, ufni, �e w�a�ciwa instancja zadba o
wszystko nale�ycie.
Dla tej to pracowitej rasy o prostych pogodnych umys�ach
przeznaczone by�y wszystkie ulice, place i kwietniki, dla niej by�y
ok�adziny z marmuru i piaskowca a nawet lustra w z�otych ramach.
Dla niej to czasy owe otwarto szeroko ku rozleg�ym przestrzeniom
przysz�o�ci, ku jej bezkresnym p�askowy�om, gdzie wyrasta�y coraz
to wy�sze i wy�sze kominy a dalej wy�sze od nawy�szych i od nich
tak�e wy�sze; wydawa�o si�, �e w przysz�o�ci wysoko�� komin�w nie
b�dzie mia�a granic. To w�a�nie z pi�knem komin�w zwi�zany by� czar
przysz�o�ci, tej dalekiej krainy rozpo�cieraj�cej si� zawsze nieco
w g�rze i z lewej strony, tam, dok�d wznosi�y si� z nadziej� oczy
murarza i hutnika na plakatach naklejonych na ogrodzenia plac�w budowy.
Pocz�tkowo zasoby wiary i si� wydawa�y si� r�wnie
niewyczerpane, jak z�o�a w�gla. Zasoby te - tak jak w�giel - le�a�y
gdzie� w dole, pod nogami hutnika i murarza, kt�re to nogi,
rozstawione szeroko, wyra�a�y pewno��. Tak to wiara i si�y, przez
sam kontakt n�g z gruntem, wype�nia�y serca prostych i dzielnych
ludzi wpatrzonych w owo miejsce tam w g�rze po lewej stronie. Mimo
nawa�u prac potrzebnych do rozruchu �wiata i dla utrzymania go w
porz�dku, zdobywano si� nawet na �mudne prace zdobnicze. Robiono
wymy�lne kraty i rynny, cho� ich pi�kno nie s�u�y�o praktycznym
celom. Dzi�ki nadwy�ce wiary i si� powsta�y attyki na dachach,
p�askorze�by na fasadach oraz pot�ne pos�gi tkwi�ce w niszach
mur�w.
Pos�gi przedstawia�y ubrane w kamienne fartuchy, kamienne
koszule z podwini�tymi r�kawami i kamienne spodnie postacie o
wypuk�ych oczach bez �renic, stoj�ce nieruchomo z kielni� w r�kach,
z kilofem na ramieniu. By�a to rasa o twardych d�oniach, nosz�ca
ubrania uszyte przez kamienne szwaczki, jedz�ca bu�ki z kamienia:
najzdolniejsi z majstr�w tworz�cych u pocz�tku �wiata z cegie�,
blachy i tynk�w wszystkie cuda tego miasta. We wn�trzu kamiennych
kieszeni le�a�y kamienne dokumenty z fotografi� i piecz�ci�
zameldowania, kamienne za�wiadczenia i kamienne listy pochwalne.
Ale zobaczy� ich nie mo�na, dla nas bowiem kamienie maj� tylko
powierzchni�. Lite wn�trze kamienia nale�y ju� do innego �wiata. Do
�wiata, w kt�rym wszystko jest jedno�ci�. �ci�gna i mi�nie niczym
istotnym nie r�ni� si� tam od wierzchniej odzie�y. Nie ma �adnej
granicy mi�dzy sercem a dokumentem spoczywaj�cym w g�rnej
kieszonce, �adnej granicy mi�dzy g�ow� a czapk�, mi�dzy r�k� a
narz�dziem.
Niewyobra�alna jednolito�� kamieni by�a przedmiotem podziwu,
niedo�cig�ym wzorem i przyk�adem. Na ka�dego z kamiennych murarzy
przypada�y dziesi�tki innych, przoduj�cych na placach budowy,
kt�rym jednak�e od cegie� robi�y si� na r�kach odciski i kt�rych
dokumenty, w czasie gdy bili rekordy na rusztowaniach, le�a�y pod
kluczem w biurku kierownika hotelu robotniczego, poniewa� mogliby
odjecha� nie zwr�ciwszy pobranych z magazynu koc�w. Los postawi�
przed murarzami rozmaite zadania, czasem wielkie a czasem niedu�e.
Na ka�dego z wybitnych murarzy przypada�o stu innych, codziennie
ogl�daj�cych go przy pracy i na�laduj�cych ruchy jego r�k a tak�e
tysi�c takich, kt�rzy tylko raz w �yciu mieli okazj� zobaczy� go z
daleka i wyci�gali szyj�, stoj�c w t�umie.
Aby pami�� trudu nie przemin�a a jego cel zosta� w�a�ciwie
poj�ty przez �agodne morze g��w nakrytych czapkami w jode�k�,
zegarkiem nagrodzono r�k�, kt�ra po�o�y�a pierwsz� setk� cegie�, i
t�, kt�ra dokona�a pierwszego spustu stali, i t�, kt�ra wprawi�a w
ruch pierwsz� obrabiark�. Sfotografowano ods�oni�te w u�miechu
przednie z�by i opi�te marynarki ozdobione szarfami ze stosownym
napisem. A pod marynarkami bi�y jednog�o�nie, spokojnie i r�wno
ciemnoczerwone serca niepodatne na arytmi� ani na anewryzm, ani
nawet na przem�czenie, i niestrudzenie t�oczy�y krew do niebieskich
�y� nabrzmiewaj�cych na spracowanych d�oniach. Tak w�a�nie zacz�a
si� epoka pami�tkowych zegark�w a tak�e pami�tkowych czajnik�w i
�elazek, epoka coraz to nowych napis�w na szarfach, coraz to nowych
twarzy na fotografiach i puchar�w przechodnich, kt�re nieustannie
nadawano i odbierano, podczas gdy kr�j marynarek, rytm serc i
rysunek �y� na d�oniach nie zmienia�y si� wcale.
Epoka ta w swym szczytowym uniesieniu zap�on�a purpurowym
pluszem i z�oceniami, rozwibrowa�a si� dr�eniem niezliczonych
rz�d�w foteli zwr�conych ku scenie spowitej w draperie, d�wigaj�cej
wspania�y st� prezydialny. Rozd�wi�cza�a si� kaskadami oklask�w,
nawa�nicami przem�wie�, grzmotami ch�ralnych pie�ni, brzmi�cych
pi�kniej od arii operowych i od koncert�w symfonicznych, kt�rych
�adna sala koncertowa (nie wy��czaj�c operetki) nie potrzebowa�a
ju� wcale do �ycia, maj�c w sobie muzyk� o takiej sile. Odg�osy
skrzypienia but�w w kuluarach, szepty, kaszlni�cia a tym bardziej
rezonowanie blaszanych �y�eczek w bufecie - wszystko to gin�o bez
�ladu w tle.
Maszyneria �wiata dzia�a�a wtedy g�adko, bez zgrzyt�w i
niespodzianek, podobnie jak maszyneria sceny, pozwalaj�ca wprawnym
r�kom przesuwa� nieba wraz z gwiazdami i ze s�o�cem, i ziemi�
p�ask� jak talerz obraca� przy pomocy specjalnej korby. W tych
czasach m�odo�ci �wiata, przy w�a�ciwych staraniach to co
niemo�liwe tak�e okazywa�o si� wykonalne. Miasto tymczasem
rozwija�o si� z chwili na chwil�. Na planszach projekt�w kolumnady
si�ga�y czwartego i pi�tego pi�tra, na placach bi�y z�ote
wodotryski, w g�rze rozpo�ciera�y si� wisz�ce ogrody i przelatywa�y
�mig�owce komunikacji miejskiej, dla kt�rych l�dowiska przewidziano
na rozleg�ych jak place dachach, a pod ziemi� sun�y cicho
poduszkowce ledwie dotykaj�ce szyn. A tramwaje, tramwaje, tramwaje
je�dzi�y od �witu do nocy z jednego ko�ca miasta na drugi i z powrotem.
Niepostrze�enie sie� przewod�w trakcji tramwajowej rozros�a
si� ponad wszelk� miar�. Ust�powa�y przed ni� wisz�ce ogrody.
Ujawni�y si� wody g��binowe kt�rych skomplikowany system wp�yn�� na
zmiany w projektach podziemnych instalacji zwi�zanych z ruchem
poduszkowc�w, cho� w zasadzie trudno poj��, jak mog�aby zagrozi�
kartonowi kre�larskiemu woda p�yn�ca gdzie� pod ziemi�. Tak oto w
mie�cie rosn�cym na planszach zacz�y pojawia� si� modyfikacje,
kt�rych nikt nie m�g� wcze�niej przewidzie� i kt�re niweczy�y impet
miasta rozbudowuj�cego si� w przestrzeni. Jednak�e kominy wyrasta�y
w g�r� bez przeszk�d, istotnie coraz wy�sze i wspanialsze. Kominy
by�y wi�c ci�gle fotografowane i filmowane, i pojawi�y si� r�wnie�
na plakatach oblepiaj�cych ogrodzenia coraz to nowych plac�w
budowy, gdzie, czarne i surowe, s�u�y�y za t�o jaskrawoczerwonym
literom, same podobne do wykrzyknik�w. Wraz z kominami ros�y pe�ne
powagi ha�dy �u�lu, silosy z cementem, magazyny. Chwilami jednak
wydawa�o si�, �e to jest wszystko za ma�o, �e ruch powinien by�
jeszcze szybszy, wykrzyknik dobitniejszy.
Czas ledwo nad��a� za pr�dk� my�l�. Wszystkie dni by�y ju� na
wiele lat naprz�d policzone i rozdysponowane a je�li w rachunkach
tych kry�y si� jakie� b��dy, to nigdy nie wi�za�y si� one z
superat�. Mo�naby powiedzie�, �e dni zosta�y zu�yte zanim nadesz�y,
jak spodziewane aktywa, na kt�rych poczet zaci�gni�to ju� d�ugi.
Czas, podobnie jak elektryczno��, by� dobrem maj�cym okre�lon�
warto�� i przeznaczenie. Zrobiono wi�c wszystko co w ludzkiej mocy
�eby przyspieszy� jego bieg. Prawdopodobnie wykorzystano nawet
pewne mo�liwo�ci usprawnienia zjawisk astronomicznych. Nadesz�a
epoka. w kt�rej to miasto by�o rozp�dzone jak karuzela, ledwie
wynurza�o si� ze �witu, ju� spada�o w ciemno�� a z nim jego fabryki
i huty, i snopy iskier i dymy pachn�ce w�glem i siark�, kt�re w
czerwonym �wietle wschod�w i zachod�w s�o�ca stawa�y si� czarne jak
smo�a. Podczas gdy wytapiano kolejne tony nowej stali, stara
zu�ywa�a si� i niszcza�a na ziemi, pod ziemi� i w powietrzu. �wie�o
wyprodukowany papier wywo�ono od razu do drukarni, gdzie drukowano
na nim gazety, kt�re jeszcze tego samego dnia trafia�y do
�mietnik�w.
Tramwaje, ledwo zjecha�y do zajezdni, ju� musia�y z powrotem
wyje�d�a� na swoje trasy, latarnie, ledwo pogas�y, ju� musia�y zn�w
si� zapala�, bez przerwy nape�niano i opr�niano butelki od mleka
i talerze z owsiank�, podczas gdy wczorajsze dzieci ju� zak�ada�y
i zdejmowa�y kapelusze, biustonosze, okulary, krawaty. Ci�gle
golono si�, gdy� zarost odrasta� w mgnieniu oka mi�dzy jednym i
drugim porankiem, po�ciel na tapczanach pojawia�a si� i znika�a
migaj�c tylko biel�, jedna za drug� opr�nia�y si� tysi�ce i
dziesi�tki tysi�cy cystern benzyny, nafty, gazu. Nie by�o �adnej
nadziei, �e rozp�dzone ko�o minionych i przysz�ych zada� osi�gnie
wreszcie cel: dostatek papieru, stali i innych rzeczy kt�rych
zach�annie ��da�o miasto. �e wreszcie si� ono nasyci i b�dzie mo�na
o wszystkim zapomnie�.
Przez ten po�piech nikt na nic nie patrzy� do�� uwa�nie by
dostrzega� r�wnie� t�a i drugie plany. Tote� my�l kierowa�a si�
pozorami i trudno by�o naprawd� rozpozna� ka�d� rzecz na kt�rej
spocz�o oko. W ten spos�b przemiesza�y si� wszystkie �wiaty. Ten,
kt�ry graniczy� z naszym powierzchni� gazetowych zdj�� a mia�
w�asn� g��bi�, i ten, kt�ry otwiera� si� w lustrach, i ten widoczny
tylko z najwy�szych pi�ter, w kt�rym wszystko jest ma�e jak zabawki
i w kt�rym nie mo�na �y�. Tylko rozpo�cieraj�cy si� we wn�trzu
kamieni �wiat, do kt�rego nie mo�na zajrze�, zachowa� swoje
granice.
Rozp�d tego miasta pod pewnymi wzgl�dami stawa� si� uci��liwy.
Od nieustannych manipulacji zu�ywa�y si� tablice rozdzielcze,
dlatego postanowiono w miar� mo�liwo�ci wcale nie gasi� �wiate�,
nie wy��cza� maszyn i nie k�a�� si� do ��ek. Z kolei nieprzerwana
praca fabryk i elektrowni pozwala�a jeszcze bardziej przy�pieszy�
bieg czasu, czego nie zaniedbano. Tera�niejszo�� p�dzi�a z
pr�dko�ci� dwudziestu czterech klatek na sekund�, z tak� te�
pr�dko�ci� obrazy fabryk i elektrowni nawija�y si� w�r�d cichego
szumu na ogromne szpule, tak d�ugo, a� wreszcie ruch ustawa� i na
ciemnym tle ukazywa� si� bia�y napis KONIEC.
Albowiem wszystko, co ma pocz�tek, ma r�wnie� koniec. D�ugo��
ta�my musi by� w�a�ciwa: taka, by da�o si� j� nawin�� na szpul� a
po projekcji schowa� do p�askiego blaszanego pud�a. Z tego cho�by
powodu zar�wno filmowanie jak wy�wietlanie ma sw�j kres. �ar�wka
projektora mo�e �wieci� przez okre�lon� liczb� godzin, raczej
kr�cej ni� d�u�ej; zosta�a w nim zamontowana po przepaleniu si�
poprzedniej i sama r�wnie� przepali si� w swoim czasie. Gdzie�
podziewaj� si� fabryki i elektrownie po wy��czeniu projektora?
Ulegaj� rozproszeniu. Pewien ich aspekt trafia do p�askiego
blaszanego pud�a, inny pozostaje pod powiekami widz�w wstaj�cych z
krzese�. Jeszcze inny wyra�a si� w kablu, ��cz�cym projektor z
gniazdkiem elektrycznym i poprzez nie z ca�� maszyneri� �wiata,
kt�ra istotnie w pewnym okresie pracowa�a szybko i sprawnie a potem
- nie wiadomo kiedy - zacz�a zwalnia� swoje obroty. Poniewa�
rozp�d tak�e ma sw�j pocz�tek i koniec.
Prawa, na kt�rych w swoim czasie oparto plany rozwoju,
g�osi�y, �e co szybko wzrasta, b�dzie wzrasta� jeszcze szybciej. �e
eksplozja nie ma zwi�zku z implozj�, ruch nie ma zwi�zku z
bezruchem. Wynikaj�ce z tych praw rachunki mog�y dawa� niez�e
przybli�enia, dop�ki rozw�j mia� dynamik� wybuchu. Kt�rej� wiosny -
a mo�e jesieni - sta�o si� jasne, �e nie ma �adnych podstaw do
przewidywania przysz�o�ci w oparciu o te prawa. Nie uwzgl�dnia�y
one bowiem poprawki na niesta�o�� fortuny, kt�ra toczy si� ko�em,
na zmienny bieg spraw tego �wiata, na nag�e i nieprzewidziane
kaprysy losu. Prawa te nie bra�y pod uwag� przypadkowej przeszkody,
kt�ra zatrzymuje w locie niedo�cig�� my�l ani rezonansu, kt�ry
sprawi, �e megafon nadaj�cy coraz g�o�niej rozpadnie si� w ko�cu od
w�asnego huku. Im wi�ksze przy�pieszenie ma rozp�dzona lokomotywa,
tym wcze�niej musi si� zacz�� hamowanie, inaczej nast�pi
katastrofa. D�wig obci��ony ponad miar� musi si� w ko�cu zawali�.
Przem�czenie a tak�e arytmia i anewryzm uka�� nagle swoje
zaawansowane stadia. Krzywa wzrostu pr�dzej czy p�niej napotka
brzeg planszy i zawi�nie w powietrzu.
�wiadomo�� tego stanu rzeczy narasta�a stopniowo. Zdumienie
nie by�o wielkie, poniewa� roz�o�y�o si� na d�ugi czas, kiedy to
niekt�rzy zaczynali si� czego� domy�la� a inni nie chcieli o tym
s�ysze�. Stopniowo upowszechnia�o si� nowe uog�lnienie, w my�l
kt�rego co du�e - stanie si� ma�e, nie za� jeszcze wi�ksze; co
pe�ne, b�dzie puste a co wyrasta wysoko, zapadnie si� pod ziemi�.
Nowa regu�a w praktyce dawa�a przybli�enia je�li nie lepsze, to
przynajmniej tak samo dobre jak dawna i cho� budzi�a irytacj�
wielu, po cichu wypar�a poprzedni�. Prawdziw� i nieodpart� jej si��
by�o to, �e ktokolwiek j� stosowa�, uwalnia� si� od po�piechu, od
zm�czenia i od wyrzecze�. Nic nie robi�c, osi�ga� wszystko to co
wyznawca poprzedniej doktryny musia� okupi� wysi�kiem i
cierpieniem.
Czy� cierpliwe liczenie si� z w�a�ciwo�ciami przedmiot�w
martwych powinno by� oceniane jako ma�oduszno��? Czy� ust�pliwo��
wobec ich naturalnej tendencji do psucia si� i rdzewienia mo�na
nazwa� cynizmem? Ka�dy pas transmisyjny by� kiedy� nowy i kiedy�
b�dzie stary. Ko�a z�bate wycieraj� si� i coraz wi�ksz� ilo��
energii zamieniaj� na coraz mniejsz� liczb� obrot�w. Oto tryby
�wiata kr�ci�y si� wolniej ni� kiedy�, zar�wno z powodu zu�ycia
element�w jak z powodu gorszego zasilania. Wolniej obraca�y si�
nieba z gwiazdami i ze s�o�cem, nawet ob�oki sun�y wolniej, jakby
ci�gni�te na niewidocznych sznurkach niemrawo przez zdezelowany
motor. Instalacje zwi�zane z konieczno�ci� oddzielania miasta od
przeciwmiasta zu�ywa�y najwi�cej energii. Przez to by�y najbardziej
nara�one na zak��cenia kiedy zasilanie zacz�o szwankowa�. Ale by�y
to najwa�niejsze urz�dzenia w tym mie�cie, r�wnie wa�ne jak pompy
dla parowca z uszkodzonym dnem, stoj�cego po�rodku oceanu. By� mo�e
bez nich miasto w mgnieniu oka przesta�oby istnie�, zalane przez
burzliwe fale przeciwmiasta. Dlatego te� - uwa�ano - s�usznie by�o
zapewni� miastu nieprzerwan� prac� tych urz�dze�, cho�by dzia�o si�
to kosztem d�wig�w, tokarek, o�wietlenia.
Najbardziej odporne na rozprz�enie okaza�y si� zegary i
zegarki, poniewa� nie wymaga�y sta�ego zasilania. Wystarcza�o by
kto� pami�ta� o nakr�caniu ich raz dziennie. Lecz tempo ich pracy
nie pasowa�o ju� do tera�niejszo�ci. Na ka�dy obr�t wskaz�wki
sekundnika wok� tarczy przypada�o ju� mniej ni� dawniej obrot�w
k�ek czy wa�k�w w innych urz�dzeniach. R�nica nie by�a du�a, ale
ka�dy kto mia� do czynienia z maszynami, m�g� j� wyra�nie odczu�.
Na przyk�ad tokarki, kt�re by�y dum� czas�w rozruchu i rozwoju,
przy pewnym spadku obrot�w zaczyna�y wypuszcza� du�o wybrakowanych
cz�ci, co utrudnia�o monta� i hamowa�o produkcj�.
Operatorzy maszyn byli z tego zadowoleni. Okaza�o si�, �e
mieszka�cy tego miasta wol� odpoczywa� ni� pracowa�. Na ka�d�
minut� przypada�o ju� mniej ni� poprzednio ruch�w ludzkich r�k.
Dni�wki nie mog�y pomie�ci� w sobie wszystkich prac zwi�zanych z
utrzymywaniem �wiata w porz�dku: odkurzania, froterowania pod��g,
reperowania klamek, mycia okien. Mieszka�cy miasta jadali obiady po
zapadni�ciu zmroku. Wiosenne porz�dki rozpoczynali kiedy lato mia�o
si� ju� ku ko�cowi i zaczyna�y ��kn�� li�cie. Zawsze widzieli
przed sob� spi�trzone zaleg�o�ci niemo�liwe do odrobienia i wszyscy
mieli na sumieniu karygodne zaniedbania. Z tego powodu utracili
spok�j i �agodno��. Siedz�c w swoich kuchniach pod sznurami z
bielizn� pow�tpiewali o szlachetno�ci tych, kt�rzy stworzyli miasto
i kt�rzy na rzecz ludzi w czapkach w jode�k� zrzekli si� pa�acu
si�gaj�cego chmur wraz z jego pi�kn� iglic�, nie pragn�c dla siebie
niczego. W�a�ciciele paczek zawini�tych w przet�uszczony papier,
popijaj�c w swoich kuchniach herbat� z cukrem wyrzekali na tw�rc�w
projektu. �mieli si� z wiary �e ktokolwiek mo�e obej�� si� bez
��ek i szaf i wyra�ali przypuszczenie, �e tw�rcy projekt�w
mieszkaj� w znacznie wspanialszych ni� ten pa�ac budowlach ukrytych
g��boko pod fundamentami miasta, otoczeni bajecznym zbytkiem.
Zach�anno�� miasta dra�ni�a coraz bardziej. W kuchniach
szydzono z�o�liwie z naiwnego trudu froterowania pod��g i z marsz�w
wygrywanych na z�otych tr�bkach, z tokarek, z wielkich piec�w a
nawet z poczekalni pomalowanych na ��to olejn� farb�. W razie
potrzeby linoleum mog�o zast�pi� zu�yty parkiet, kawa�ek dykty
szyb� a gazeta st�uczony klosz od lampy. Nikt ju� nie szuka�
odpowiedniego klosza ani szyby w�a�ciwych rozmiar�w, poniewa�
mieszka�cy tego miasta dowiedzieli si� o tym, �e ka�d� rzecz mo�na
zast�pi� czym� innym, tak jak ka�de s�owo mo�na zast�pi� innym
s�owem o tym samym, lub r�wnie dobrze o przeciwnym znaczeniu, je�li
tylko nie przywi�zuje si� wagi do rzeczy i do s��w. Oni za� nie
przywi�zywali wagi do niczego i pragn�li tylko o wszystkim
zapomnie�. Skoro nienasycone jak pijawka miasto wysysa�o z nich
si�y, bronili si� tak jak umieli. Z gazet wyczytywali tylko tytu�y.
Wchodz�c do biur nie wycierali obuwia, skracali sobie drog� przez
klomby i nie oszcz�dzali pr�du. Przy ka�dym ruchu w�tpili, czy jest
naprawd� konieczny, wi�c niech�tnie wstawali rano z ��ek.
Nadzieja, kt�ra podobno jest matk� g�upc�w, opu�ci�a to miasto i
jego g�upcy zostali sami na �wiecie. Nie by�o ju� zwyczaju
litowania si� nad oszukanymi i nad przejechanymi przez tramwaj.
Mieszka�cy tego miasta okazywali si� grubianami lub s�u�alcami.
Upijali si�, uwodzili i porzucali, sprzeniewierzali pieni�dze,
pisali donosy i p�akali. Nikt ju� nie by� pewien, czy rzeczywi�cie
miasto mo�e sta� si� �r�d�em i przyczyn� doskona�o�ci mieszka�c�w,
czy te� - na odwr�t - aby da�o si� w nim wytrzyma�, musi by� od
pocz�tku dzie�em mieszka�c�w doskona�ych. Czy lenistwo jest
defektem rasy, czy skutkiem urbanistycznego b��du.
Mieszka�cy miasta, cho� niewiele rzeczy ich obchodzi�o,
g��boko odczuwali dra�liwo�� tej kwestii. Kiedy siedzieli przy
kuchennych sto�ach pod sznurami z susz�c� si� bielizn�, wiedzieli
dobrze, �e nie s� tymi, dla kt�rych miasto zosta�o zbudowane. Ich
cia�a by�y bowiem mi�kkie i podatne na kontuzje, ich umys�y �atwo
si� m�czy�y a ich pragnienia ucieka�y to w t�, to w tamt� stron�
bez �adnej przyczyny. R�ka ledwo pasowa�a do uchwytu narz�dzia a
serce by�o ca�kowicie oddzielone od reszty �wiata klatk� �eber i
pow�ok� sk�ry. W niekt�re dni oko, gdziekolwiek spocz�o, odkrywa�o
obco��.
Pewne oznaki - takie jak ciep�y ton g�osu spiker�w radiowych
gdy relacjonowali przebieg masowych uroczysto�ci - sugerowa�y, �e
to do nich, ludzi tutejszych nale�y wydanie z siebie owej
doskona�ej rasy wolnej od niepewno�ci i od l�ku przed pustk�, rasy,
na kt�r� miasto - by� mo�e - czeka�o. Wiedzieli dobrze, �e nie
czeka�o na nich, na zatrudnionych w tutejszych fabrykach i
urz�dach, �yj�cych w ciasnych mieszkaniach, zapisanych w spisach
meldunkowych i w ksi�gach stanu cywilnego, udr�czonych niewygodami
i po��daniem wyg�d. Chorowali na �o��dki i na w�troby, bola�y ich
z�by i psu� si� wzrok a z wiekiem dostawali zadyszki. Lecz my�l, �e
kobiety mia�yby urodzi� dzieci z innej gliny, niepodobne do
rodzic�w, z jakiego� powodu by�a niemi�a mieszka�com tego miasta.
Z innych zn�w oznak, na przyk�ad z k��liwych uwag o lenistwie
tokarzy czy monter�w, zamieszczanych przez fabryczne gazetki
�cienne, mieszka�cy tego miasta mogli wnioskowa� �e s� gatunkiem
przej�ciowym, maj�cym ust�pi� miejsca lepszemu od siebie, kt�ry
pojawi si�, kiedy miasto osi�gnie wreszcie doskona�o��. W
wyobra�eniach o codziennym �yciu spodziewana zmiana przybiera�a
posta� wyprowadzki. Ale nie chcieli wynosi� si� razem z dobytkiem
i dzie�mi z tego miejsca, kt�re - cho� nie bardzo je lubili - by�o
jedynym, jakie mieli. Na pojawienie si� niemowl�t z kamienia nikt
nie czeka�, podobnie jak na przybycie nowych plemion i wszyscy
godzili si� na to, by pozosta�o tak, jak jest. Byli i tacy, od
kt�rych mieszka�cy mogli us�ysze�, �e miasto ju� od dawna jest
doskona�e, o wiele za dobre dla zamieszkuj�cych je szofer�w,
monter�w, piel�gniarek i konduktorek, sprz�taczek i ich m��w
mechanik�w, i ca�ej tej ho�oty.
Niespodziewanie pokaza�y si� na �wiecie lod�wki i pralki,
niekt�re z nich od pocz�tku popsute. A tak�e telewizory, w kt�rych
wn�trzu ogl�dano ze zdumieniem przez szklan� szyb� czarno-bia�y,
rozedrgany i zamazany �wiat, jakiego przedtem nikt nigdy nie
widzia�. Coraz wi�cej nieporz�dku zakrada�o si� tymczasem do �ycia.
W ci�gu lat plan miasta komplikowa� si� coraz bardziej. Zatar� si�
na nim podstawowy wz�r gwiazdy i niewiele zosta�o ze szlachetnej
symetrii projektu, tak, jakby w �wiecie by�o jednak za ma�o owej
mechanicznej r�wnowagi, kt�rej ide� usi�owano odda� przez osiowy
porz�dek rozwi�za� architektonicznych. Z czasem przybywa�o na
planie miasta coraz wi�cej r�nych figur nieregularnego kszta�tu,
przecinaj�cych si� i nak�adaj�cych si� na siebie w spos�b
nieprawid�owy i niepokoj�cy. Niekt�re ulice, dawniej proste i
szerokie, kluczy�y zakr�caj�c to w jedn�, to w drug� stron� bez
celu i kierunku. P�niejsze szkice musia�y pasowa� do
wcze�niejszych, tote� przed kolejnymi projektami pi�trzy�o si�
coraz wi�cej szczeg�lnych wymog�w i ogranicze�. Najnowsze
rozrysowywano w wielu rozmaitych i wykluczaj�cych si� wersjach, z
kt�rych ka�da mia�a jaki� defekt. O�miopi�trowy blok rozbija�
perspektyw� ulicy i zas�ania� widok na pa�ac, ale niski pawilon
handlowy w tym samym miejscu obrasta� natychmiast krzywymi
straganami i zmienia� charakter ca�ej dzielnicy. Za� podziemny
gara� wypluwaj�cy kilkadziesi�t aut na minut� wyklucza� s�siedztwo
szko�y, kt�rej jednak nie mo�na by�o zamkn��, by nie pozostawi� bez
dozoru okolicznych dzieci, nawyk�ych do rzucania kamieniami w
samochody. Ka�dy z projekt�w by� niedoskona�y, lecz ka�dy mia�
pewne zalety, dlatego te� miasto rozpo�cieraj�ce si� na planszach
potrzebowa�o do �ycia wszystkich ich jednocze�nie. Jego przestrze�
zyskiwa�a w ten spos�b g��bi� o w�a�ciwo�ciach trudnych do
ogarni�cia umys�em. Do�� powiedzie�, �e park, wiadukt i dom
towarowy mog�y zaj�� to samo miejsce w przestrzeni nie
przeszkadzaj�c sobie w najmniejszym stopniu a ich alejki, ruchome
schody i pasy jezdni krzy�owa�y si� ze sob� nigdy nie wchodz�c w
kolizj�. Wszystko, co si� dzia�o na sto�ach kre�larskich, by�o w
skomplikowany spos�b sprz�one ze zmianami, jakie zachodzi�y w
mie�cie z cegie�, gdzie tymczasem powstawa�y kolejne mosty, kolejne
pomniki, kolejne zegary z kurantami. Ale wielo�� przenikaj�cych si�
przestrzeni i nat�ok wariant�w sprawia�y, �e �adne z tych dzie� nie
mia�o ju� rozmachu dawnych przedsi�wzi�� z okresu m�odo�ci �wiata.
Wn�trza sta�y si� ciasnawe, nie szafowano ju� granitem i
piaskowcem, nie ozdabiano fasad p�askorze�bami kt�re wysz�y z mody
nie wiedzie� kiedy. Trzeba tu tak�e zaznaczy�, �e nowe kuranty
gra�y nieco fa�szywie a ich d�wi�k ledwo wybija� si� ponad zgie�k
ulicy.
Coraz bardziej widoczne stawa�y si� miasta dodatkowe,
niezaplanowane, kt�re powsta�y nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak
i kt�re pok�tnym swoim trwaniem wprowadzi�y zam�t do wyobra�e�.
Policjant kieruj�cy ruchem ulicznym �yje w mie�cie zbudowanym z
tablic rejestracyjnych, do kt�rych do��czono karoserie, podwozia,
silniki, kierunkowskazy. Dla telefonistki opl�tana kablami
metropolia aparat�w telefonicznych wyrasta z centrali miejskiej jak
z ukrytego k��cza. Miasto pijaka jest puste, sk�ada si� tylko z
faluj�cych �wietlistych smug i z samych twardych kant�w swobodnie
unosz�cych si� w przestrzeni. Jeszcze inne jest miasto umar�ego,
ca�owicie pozbawione kaloryfer�w, wilgotne i ciemne, w kt�rym nie
mo�na nawet poprosi� fili�ank� gor�cej herbaty i w kt�rym �y� po
prostu si� nie da, zw�aszcza o pi�tej nad ranem, najzimniejszej ze
wszystkich godzin.
Z powodu istnienia wszystkich tych przenikaj�cych si�
przestrzeni, miasto staje si� coraz bardziej pomieszane, spl�tane,
rozproszone. Musi by� zarazem ciemne i jasne, t�oczne i bezludne,
ha�a�liwe i bezd�wi�czne. A tak�e (trzeba to w ko�cu wyzna�)
wieloznaczne i nic nie znacz�ce. Jego nazwa w zale�no�ci od potrzeb
chwili mo�e oznacza� tablice rejestracyjne, telefony, faluj�ce
�wietliste smugi, lub cokolwiek innego, co w oczach patrz�cego
uk�ada si� we wz�r zwany miastem i co przes�ania mury, tak jak
pi�kne i nieprawdziwe witra�e kalejdoskopu rozpostarte mi�dzy okiem
a �r�d�em �wiat�a zajmuj� miejsce nieba i ziemi.
W taki to spos�b miasto zamgli�o si�, utraci�o wyra�ne kontury
i sta�o si� cz�ciowo niewidoczne. Lecz nawet nie widz�c miasta,
jego mieszka�cy wystarczaj�co wyra�nie odczuwali jego istnienie.
Chropowato�� jego mur�w, g��boko�� jego klatek schodowych w
b