7603

Szczegóły
Tytuł 7603
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7603 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7603 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7603 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

- JAROSLAV HASEK Dole i niedole dzielnego �o�nierza Szwejka podczas wojny �wiatowej. Tom trzeci PRZES�AWNE LANIE Tytut oryginatu czeskiego �OSUDY DOBREFIO VOJAKA S`VEJKA ZA SVETOW$ VALKY@@ Ok�adk� i strony tytu�owe projektowa� Jan Niksi�ski ISBN 83-06-00334-9 I PRZEZ W~,GRY Nareszcie wszyscy doczekali si� chwili, w kt�rej powpychano ich do wagon�w - przy czym na 8 koni przypada�o 42 szeregowc�w. Komom podr�owa�o si� oczywi�cie wygodniej ni� szeregowcom, bo mog�y spa� stoj�c, ale nikogo to w�a�ciwie nie obchodzi�o. Poci�g wojskowy wi�z� do Galicji now� gromad� ludzi na rze�. Na og� wszak�e wszystkie te biedne stworzenia dozna�y ulgi. Gdy poci�g ruszy�, mia�o si� poczucie czego� okre�lonego, podczas gdy przedtem by�a tylko m�cz�ca niepewno��, panika, bo nikt nie wiedzia�, czy si� pojedzie dzisiaj, jutro czy pojutrze. Niejeden czu� si� jak skazaniec wyczekuj�cy ze strachem ukazania si� kata; �eby ju� nareszcie mie� spok�j, �eby ju� by� koniec. Tote� jeden z �o�nierzy wrzeszcza� jak pomylony: - Jedziemy! Jedziemy! Sier�ant rachuby Vaniek mia� zupe�n� racj�, gdy mawia� d� Szwejka, �e nie ma si� co �pieszy�. Zanim nadesz�a chwila wsiadania do wagon�w, up�yn�o kilka dni, a przy tym stale gada�o si� o konserwach, chocia� do�wiadczony Vaniek zapewnia�, �e to tylko fantazja. - Jakie tam znowu konserwy? Msza polowa, to i owszem, bo i przy poprzedniej kompanii marszowej by�o to samo. Je�li s� konserwy, to mszy polowej nie ma. W przeciwnym razie msza polowa zast�puje konserwy. Zamiast wi�c konserw gulaszowych ukaza� si� oberfeldkurat Ibl, kt�ry za jednym zamachem zabi� trzy muchy. Odprawi� msz� polow� od razu dla trzech marszbatalion�w: dwa z nich b�ogos�awi� na drog� do Serbii, a jeden do Rosji. Wyg�osi� przy tej sposobno�ci natchnion� mow�, przy czym wida� by�o, �e materia� czerpa� z kalendarzy wojskowych. Mowa ta by�a tak wzruszaj�ca, �e gdy ju� byli w drodze do Moson, Szwejk, ktory znajdowa� si� w wagonie razem z Va�kiem w zaimprowizowanej kancelarii, przypo- mnia� sobie to przem�wienie i rzek� do sier�anta rachuby: - Morowo b�dzie, jak m�wi� ten feldkurat, gdy si� dzie� nachyli ku wieczorowi i s�o�ce ze swymi z�ocistymi promieniami zajdzie za g�ry, a na pobojowisku s�ycha� b�dzie, jak wywodzi�, ostatnie westchnienia umieraj�- 7 cych, st�kanie rannych koni, j�ki rannych szeregowc�w i narzekanie mieszka�c�w, kt�rym popodpalano strzechy nad g�owami. Okropnie lubi�, gdy ludzie baiwaniej� do kwadratu. Vaniek kiwn�� g�ow� na znak, �e si� zgadza. Rzeczywi�cie, obraz by� pioru�sko wzruszaj�cy. - �adny te� by� i bardzo pouczaj�cy - rzek� Szwejk. - Bardzo dobrze to sobie zapami�ta�em i gdy powr�c� z wojny do domu, to b�d� o tym opowiada� "Pod Kielichem". 6'an oberfeldkurat rozkraczy� si� jeszcze tak .�adnie, gdy do nas przemawia�, �e si� ba�em, �eby mu si� kulas nie po�lizn��, bo by�by upad� na o�tarz polowy i rozbi� sobie �eb o monstrancj�. Dawa� nam taki pi�kny przyk�ad z dziej�w naszej armii, kiedy to jeszcze s�u�yi Radetzky, a z zorz� wieczorn� ��czy� si� p�omie� gorej�cych 's tod�; m�wi� tak, jakby na to patrzy�. Tego� samego dnia oberfeldkurat lbl by� ju� w Wiedniu i znowu innemu marszbatalioriowi wyk�ada� wzruszaj�c� histori�, o kt�rej m�wi� Szwej k, a kt�ra tak mu si� podoba�a, �e nazwa� j� ba�wanieniem do kwadratu. - Kochani �o�nierze -- przemawia� oberfeldkurat Ibl -- pomy�lcie sobie, dajmy na to, �e mamy rok czterdziesty �smy i �e zwyci�stwem zako�czy�a si� bitwa pod Custozz�, gdzie po dziesi�ciogodzinnej upartej walce w�oski kr�l Albert musia� odda� krwawe pobojowisko naszemu ojcu �o�nierzy, marsza�kowi Radetzkiemu, kt�ry w osiemdziesi�tym czwartym roku �ycia odni�s� tak �wietne zwyci�stwo. I patrzajcie, �o�nierze mili! Na wzg�rzu przed 'zdobyt� Custozz� zatrzyma� si� s�dziwy w�dz w otoczeniu swoich wiernych genera��w. Powaga chwili spocz�a na ca�ym tym kole, albowiem, �o�nierze, w nieznacznej odleg�o�ci od marsza�ka wida� by�o bojownika walcz�cego z e �mierci�. Ranny podchor��y Hart, z cz�onkami strzaskanymi na polu chwa�y, czu�, �e spogl�da na niego marsza�ek Radetzky. Poczciwy radny podchor��y w spazmatycznym uniesieniu �ciska� jeszcze w t�ej�cej prawicy z�oty medal. Gdy spojrza� na s�awnego marsza�ka, serce jego o�ywi�o si� jeszcze raz, zabi�o mocniej, przez pora�one cia�o przebieg�a resztka energii i umieraj�cy nadludzkim wysi�kiem pr�bowa� przyczo�ga� si� do swego marsza�ka. "Nie fatyguj si�, poczciwy �o�nierzu!" - zawo�a� na niego marsza�ek, zsiad� z konia i chcia� mu poda� r�k�. "Nie da si� zrobi�, panie marsza�ku - rzek� umieraj�cy �o�nierz -- poniewa� obie r�ce mam urwane, ale o jedno prosz�! Niech mi pan marsza�ek powie prawd�: wygrali�my t� bitw�?" rc "Tak jest, m�j bracie - odpowiedzia� uprzejmie marsza�ek. -- Szkoda, �e rado�� twoja jest zam�cona ranami twymi." "Tak jest, dostojny panie, ze mn� ju� koniec" - g�osem z�amanym rzek� �o�nierz u�miechaj�c si� przyjemnie. "Chce ci si� pi�?" - zapyta� Radetzky. .,Dzie� by� �or�cy. panie marsza�ku, by�o trzydzie�ci stopni!" Wtedy Radetzky si�gn�� po manierk� swego adiutanta i poda� j� umieraj�cemu. �w napi� si� �ykn�wszy porz�dnie. "B�g zap�a� tysi�ckrotnie! -- zawoia� usi�uj�c poca�owa� w r�k� swego wodza. "Jak dawno s�u�ysz?" -- zapyta� marsza�ek. "Przesz�o czterdzie�ci lat, panie marsza�ku! Pod Aspern wys�u�y�em z�oty medal. By�em tak�e pod Lipskiem, mam kanonierski krzy�, pi�� razy by�em �miertelnie ranny, ale teraz ju� koniec, na amen. Lecz co za szcz�cie i rado��, i� doczeka�em dnia dzisiejszego. Co mi tam �mier�, gdy odnie�li�my wielkie zwyci�stwo, a cesarzowi zosta�a przywr�cona jego ziemia!" W tej chwili, kochani �o�nierze, z obozu ozwa�y si� majestatyczne d�wi�ki naszego hymnu: "Bo�e, ochro�, Bo�e, wspieraj." Wznio�le i po- t�nie p�yn�y nad-pobojowiskiem. Ranny �o�nierz, �egnaj�cy si� z �yc iem, jeszcze raz pr�bowa� powsta�. "Niech �yje Austria! - zawo�a� z zapa�em. -- Niech �yje Austria! Niech graj� dalej t� wspania�� pie��! Niech �yje nasz w�dz! Niech �yje armi a!" Umieraj�cy pochyli� si� jeszcze raz ku prawicy marsza�ka, kt�r� poca�owa�, opad� na ziemi� i ciche ostatnie westchnienie wydar�o mu si� z jego szlachetnej duszy. W�dz sta� nad nim z g�ow� obna�on�, spogl�daj �c na trupa jednego z najdzielniejszych �o�nierzy. - "Taki pi�kny koniec godzien jest zawi�ci" - rzek� marsza�ek ukrywaj�c wzruszon� twarz w z�o�onych d�oniach. Kochani �o�nierze, ja i wam �ycz�, aby�cie si� wszyscy doczekali takiego pi�knego ko�ca. Wspominaj�c t� mow� oberfeldkurata Ibla, m�g� Szwejk bez najmniej- szej obawy pokrzywdzenia kapelana w czymkolwiek nazwa� j� ba�wanie- niem do kwadratu. Potem zacz�� Szwejk m�wi� o znanych rozkazach, kt�re by�y odczyty- wane ju� przed wsiadaniem do poci�gu. Jeden z tych rozkaz�w, podpisany przez Franciszka J�zefa, zwraca� si� do armii, a drugi by� rozkazem arcyksi�cia Ferdynanda, g��wnodowodz�cego armii i grupy wschodniej, 8 9 za� oba dotyczy�y wydarze�, kt�re mia�y miejsce w Prze��czy Dukielskiej w dniu 3 kwietnia roku 1915, kiedy to dwa bataliony 28 pu�ku razem z oficerami przesz�y do Rosjan przy d�wi�kach wojskowej kapeli. Oba rozkazy zosta�y odczytane g�osem dr��cym i brzmia�y w przek�adzie lak: "Rozkaz do armii z dnia 17 kwietnia 1915. Przepe�niony b�lem rozkazuj�, aby c. i k. pu�k pieszy 28 za tch�rzostwo i zdrad� stanu wymazany zosta� z mego wojska. Sztandar pu�kowy ma by� odebrany poha�bionemu pu�kowi i oddany do muzeum wojskowego. Z dniem dzisiejszym przestaje istnie� , pu�k, kt�ry, ju� w kraju moralnie zatruty, wyruszyi w pole, aby si� dopu�ci� zdrady pa�stwa. Franciszek J�zef t" "Rozkaz arcyksi�cia J�zefa Ferdynanda. W czasie dzia�a� wojennych oddzia�y czeskie zawiod�y, osobliwie w ostatnich bitwach. Zawiod�y specjalnie przy obronie pozycji, na kt�rych znajdowa�y si� przez czas d�u�szy w rowach strzeleckich, z czego skorzysta� nieprzyjaciel dla nawi�zania stosunk�w i ��czno�ci z nikczemnymi �ywio�ami tych oddzia��w. , Ataki nieprzyjaciela wspieranego przez tych zdrajc�w kierowane by�y zazwyczaj przeciw tym odcinkom frontu, kt�re by�y obsadzone przez takie oddzia�y. Cz�sto udawa�o si� nieprzyjacielowi zaskoczy� nasze oddzia�y i niemal bez walki dotrze� do naszych pozycji, przy czym zagarniano do niewoli bardzo znaczn� liczb� obro�c�w. Po tysi�ckro� ha�ba, wstyd i pogarda tym n�dznikom, kt�rzy dopu�cili si� zdrady cesarza i pa�stwa i splamili nie tylko cz�� wspania�ych sztandar�w naszej s�awnej i dzielnej armi, lecz tak�e honor tej narodowo�- ci, do kt�rej nale��. Pr�dzej czy p�niej nie minie ich kula lub powr�z kata. Obowi�zkiem ka�dego czeskiego �o�nierza, kt�ry ma poczucie honoru, jest, aby dow�dcy swemu wskazywa� taKich nikczemnych podszczuwaczy i zdrajc�w. Kto tego nie uczyni, jest takim samym zdrajc� i nikczemnikiem. Rozkaz ten ma by� przeczytany wszystkim szeregowym pu�k�w czeskich. - C. i k. pu�k 28 rozkazem naszego monarchy zosta� wykre�lony z armii, a wszyscy wzi�ci do niewoli dezerterzy tego pu�ku krwi� swoj� zap�ac� za swoj� ci�k� win�. Arcyksi��� J�zef Ferdynand" - Przeczytali nam t� rzecz troch� p�no - rzek� Szwejk do Va�ka. - n"_a.-... a.-.:...:.. ,r..l: t~.. ,i.,v y ~~^..�,r.^. t~r:1� L0.aULV J1Y umwy., i.a. iauaTa paZwZyauaa waa ~ , najja�niejszy pan wyda� go 17 kwietnia. Wygl�da to tak, jakby dla jakich� tam powod�w nie chcieli nam przeczyta� tego od razu. �ebym ja by� najja�niejszym panem, lobym si� nikomu nie da� upo�ledzi� w taki spos�b. Jak wydaje befel 17 kwietnia, to 17 ma by� odczytany wszystkim pu�kom, cho�by nawet pioruny bi�y. Po drugiej stronie wagonu naprzeciwko Va�ka siedzia� kucharz-okul- tysta z kuchni oficerskiej i co� pisa�. Za nim siedzieli: pucybut porucznika Lukasza, brodaty olbrzym Baloun, i telefonista przydzielony do 11 kompanii marszowej, Chodounsky. Baloun prze�uwa� kawa�ek komi�niaka i wystraszony t�umaczy� Chodounskiemu, �e to nie jego wina, i� w tym t�oku przy wsiadaniu do wagon�w nie m�g� si� dosta� do wagonu sztabowego do swego porucznika. Chodounsky straszy� go, �e teraz nie ma �art�w i �e za lo b�dzie rozstrzelany. - �eby te� ju� raz sko�czy�o si� to straszne biedowanie - narzeka� Baloun. -- Ju� raz podczas manewr�w pod Voticami omal �yciem nie przyp�aci�em s�u�enia w wojsku. P�dzili nas o g�odzie, spragnionych, wi�c gdy podjecha� do nas batalionsadiutant, to krzykn��em: "Dajcie nam chleba i wody!" Zawr�ci� ku mnie konia i rzek�, �e gdyby to by�o w czasie wojny, to kaza�by mi wyj�� z szeregu i zosta�bym rozstrzelany, ale �e nie by�o wojny, wi�c powiada, �e ka�e mnie tylko wsadzi� ~ do aresztu garnizonowego. Mia�em-jednak szcz�cie, bo gdy jecha� do sztabu, �eby o tym donie��, po drodze sp�oszy� si� jego ko�, adiutant spad� i, chwa� a Bogu, skr�ci� sobie kark. Baloun ci�ko westchn�� i zakrztusi� si� kawa�kiem chleba. Gdy wreszc ie odzipn��, spojrza� okiem �a�osnym na dwa tobo�y porucznika Lukasza, kt�re by�y pod jego opiek�. - Panowie oficerowie fasowali - m�wi� melancholijnie - konserwy, w�tr�bk� i salami w�gierskie. Zjad�oby si� �dziebe�ko. Spogl�da� przy tym z tak� t�sknot� na oba tobo�ki swego porucznika ja k opuszczony przez wszystkich piesek, kt�ry jest g�odny jak wilk i siedz�c przed sklepem z w�dlinami, wdycha zapach gotowanej w�dzonki. 1~ 11 - Nie szkodzi�oby -- rzek� Chodounsky - �eby na nas czekali gdzie� z dobrym obiadem. Kiedy�my na pocz�tku wojny jechali do Serbii, to�my si� stale ob�erali, bo na ka�dej stacji byli�my fetowani. Z g�sich udek wycinali�my kostki najlepszego mi�sa i tymi kostkami grywali�my w wilka i owce na tafelkach czekolady. W Osijeku w Chorwacji jacy� dwaj panowie ze stowarzyszenia weteran�w przynie�li nam d~ wa�nntt dn�y kncin� pieczonych zaj�cy, ale ju� tego nie mogli�my wytrzyma� i wyleli�my im wszystko na �eb. Przez cai� drog� nic innego nie robili�my, tylko rzygali�my z okien wagon�w. Kapral Matiejka w naszym wagonie tak si� prze�ar�, �e trzeba by�o po�o�y� mu desk� na brzuchu i skaka� po niej , jak to si� robi, gdy si� ubija kapust�, i dopiero to go ruszy�o, ale porz�dnie: g�r� i dolem. Kiedy�my przeje�d�ali przez W�gry, to oknami wagon�w rzucano nam pieczone kury na ka�dej stacji. Ale my wybierali�my z tych kur tylko m�d�ki. W Kaposvar wrzucali nam Madziarowie do wagon�w ca�e kawa�y pieczonych prosi�t, a jeden kolega dosta� w �eb pieczon� wieprzow� g�owizn� i to go tak rozz�o�ci�o, �e z bagnetem w r�ku goni � ofiarodawc� przez trzy tory. Za to w Bo�ni nie dostali�my nawet wody do picia. Przed Bo�ni�, pomimo zakazu, mieli�my wielki wyb�r najr�niej- szych w�dek i mogli�my pi�, ile wlaz�o. Wino la�o si� strumieniami. Pami�tam, �e na jakiej� stacji panienki i paniusie cz�stowa�y nas piwem, ale my�my im w konewki nasiusiali i trzeba ci by�o widzie�, jak damule wia�y od wagon�w! Przez ca�� drog� od tego �arcia i picia byli�my jak nieswoi. Nie umia�em ju� nawet odr�ni� asa �o��dnego od dzwonkowego, a tu -- zanim �e�my si� spostrzegli - raptem rozkaz! Gry nie mo�na by�o doko�czy� i wszyscy wysiada�! Jaki� kapral, nie pami�tam ju�, jak mu by�o, krzycza� na swoich ludzi, �eby �piewali: "Und die Serben mussen sehen, dass wir Oesterreicher Sieger, Sieger Bind."~ Ale kto� go kopn�� w zadek, a on zwali� si� na szyny. Potem krzyczeli, �eby karabiny ustawi� w koz�y, a poci�g zaraz ruszy� i pojecha� z powrotem pusty, tyle tylko, jak to ju� bywa w takiej panice, �e zabra� z sob� prowianty, kt�rych .by�o na dwa dni. A tak jak st�d do tamtych drzew zacz�y ju� p�ka� szrapnele. Nie wiadomo sk�d przycwa�o - wa� batalionskomendant i zwo�a� wszystkich na narad�, a potem przyszed� nasz oberlejtnant Macek, Czech jak dr�g, ale m�wi� tylko po niemiecku, blady by� jak �ciana. Powiada, �e dalej jecha� nie mo�na, bo tor wysadzony w powietrze, w nocy Serbowie przeprawili si� przez rzek� i s� teraz na ~ A Serbowie musz� wiedzie�, �e my, Austriacy, zwyci�amy. (niem.) lewym skrzydle. Ale ie s� jeszcze daleko od nas. Maj� przyj�� posi�ki, a potem po�iekamy Serb�w na drobno. No i �eby si� nikt nie poddawa� w razie czego, bo Serbowie urzynaj� je�com uszy, nosy i wyk�uwaj� oczy. A to, �e niedaleko nas p�kaj� szrapnele, to g�upstwo -- to na pewno �wiczy nasza artyleria. Nagle gdzie� za g�r� ozwa�o si� "tatatatata". I to nic - n��~P. 4~r��inm mwcvwnn~y~ tnri myS2Y Odbyr, pr.^~bn~ otrZ.�.I�..".:� P."a.�.:.". @' .., ".., .. . . .. ., lewej strony ozwa�a si� kanonada, a �e to byto dla nas nowo�ci�, wi�c s�uchali�my jej le��c na brzuchach. Nad nami przelecia�o kilka granat�w, dworzec stan�� w p�omieniach, a z prawej strony nad nami zacz�y gwizda� kule. W dali s�ycha� by�o trzaskanie salw karabinowych. Oberlejtnant Macek kaza� rozebra� koz�y i nabija� karabiny. Wachmistrz podszed� do niego i powiedzia� mu, �e to si� nie da zrobi�, bo nie mamy przy sobie �adnej amunicji. Sam przecie wie, �e amuni�j� mieli�my fasowa� dopier o na dalszym etapie przed pozycj�. Poci�g z amunicj� szed� przed nami, ale go ju� pewno Serbowie maj� w swoich r�kach. Oberlejtnant Macek sta� przez chwil� jak siup, a potem wyda� rozkaz: "Bajonett auf!" Sam pewno nie wiedzia�, dlaczego wyda� taki rozkaz. Tak mu si� z rozpaczy wym�wi�o, �eby wygl�da�o, �e si� co� robi. Potem przez do�� d�ug� chwili stali�my w pogotowiu, nast�pnie czo�gali�my si� po torze kolejowym, bo pokaza� si� jaki� aeroplan, a szar�e wrzeszcza�y: "Alles decken! Decken!" ~ Okaza�o si�, oczywi�cie, �e to nasz, ale ju� go artyleria przez pomy�k� zacz�a ostrzeliwa�. Wi�c wstali�my, ale znik�d �adnego rozkazu. A� tu wyrwa� si� jaki� kawalerzysta i jeszcze z daleka krzycza�: "Wo ist Bataillonskommando?" Z Komendant batalionu wyjecha� mu na spotkanie, tamten poda� mu jakie� pismo i p�dzi� dalej na prawo. Batalionskomendant czyta� sobie po drodze to pismo i raptem jakby zwariowa�. Wyrwa� szabl� i p�dzi� ku nam. ,;Alles zuruck! Alles zuriick!"' - rycza� na oficer�w. - ,.I)irektion Mulde, einzeln abfallen!" ~ 1 zaraz si� rozpocz�� dopust bo�y. Jakby tylko na to czekali, ze wszystkich stron zacz�li w nas wali�. Po lewej stronie by�o pole kukurydzy podobne do piek�a. Na czworakach czoigali�my si� ku dolinie, a plecaki zostawili�my na . tym przekl�tym torze. Oberlejtnanta Macka dojecha�a jaka� kula od prawej strony w g�ow�; zwali� si� i ani pisn��. Zanim uciekli�my w dolin�, mieli�my mas� rannych i zabitych. Nie troszczyli�my si� o nich i p�dzili�my Kryj si�! Kryj si�! (niem.) z Gdzie jest dow�dztwo batalionu'! (niem.) 3 Wszyscy do ty�u! Wszyscy do ty�u! (niem.) a Kierunek dolina, wycofywa� si� pojedynczo! (niem.) 12 ' 13 a� do wieczora, a ca�a okolica by�a ju� przed nami jak wymieciona. Widzieli�my tylko z�upione tabory. Nareszcie dotarli�my do stacji, gdzie ju� czeka�y nowe rozkazy, �eby wsiada� do poci�gu i jecha� z powrotem do sztabu, ale tego rozkazu wykona� nie mogli�my, poniewa� ca�y sztab dosta� si� dnia poprzedniego do niewoli, o czym dowiedzieli�my si� dopiero rano. Byli�my wtedy jak te sieroty, bo nikt o -_--nic -niP chri�� nic wiPdziec. Przy��czyli nas do 73 pu�ku, �eby�my razem z nim uciekali, co zrobili�my z najwi�ksz� przyjemno�ci�, chocia� przedtem musieli�my maszerowa� prawie ca�y dzie�, zanim dostali�my si� do 73 pu�ku. No, a potem... Nikt go ju� nie s�ucha�, bo Szwejk z Va�kiem grali w mariasza, kucharz- -okultysta z kuchni oficerskiej pisa� dalej sw�j obszerny list do �ony, kt�ra podczas jego nieobecno�ci zacz�a wydawa� nowe pismo teozoficzne. Baloun podrzemywa� na lawie, wi�c telefoni�cie Chodounskiemu nie pozostawaio nic innego do zrobienia, jak zako�czy� opowiadanie: - Tak, tak, tego nie zapomn� nigdy... Wsta� i zacz�� kibicowa� przy mariaszu. - - M�g�by� mi przynajmniej fajk� zapali� -- rzek� Szwejk po przyjaciel- sku do Chodounskiego - skoro zabierasz si� do kibicowania. Mariasz to rzecz daleko wa�niejsza ni� ca�a wojna i nie ca�a ta wasza g�upia awantura na serbskiej granicy. A ja tu robi� takie g�upstwa, �e tylko si� po pysku pra�. Nie trzeba by�o poczeka� z tym kr�lem? Akurat mi si� walet przypl�ta�. Bydl� jestem, i tyle. Tymczasem kucharz-okultysta doko�czy� sw�j list i odczytywa� go z widocznym zadowoleniem, �e tak �adnie go u�o�y� dla cenzury wojskowej. "Kochana �ono! Gdy otrzymasz ten list, to ja ju� od kilku dni znajdowa� si� b�d� w poci�gu wioz�cym nas na front. Nie bardzo mi tu przyjemnie, poniewa� w poci�gu si� pr�nuje i nie mog� by� u�yteczny, bo nasza oficerska kuchnia jest nieczynna, a jedzenie dostajemy na etapach stacyjnych. Z przyjemno�- ci� przyrz�dzi�bym w drodze przez W�gry segedy�ski gulasz dla naszych pan�w oficer�w, ale nic z tego. Mo�e po przyje�dzie do Galicji uda mi si� przyrz�dzi� dla nich co� w rodzaju galicyjskiej szo�dry, duszon� g� w kaszy lub w ry�u. Wierz mi, kochana Helenko, �e robi� wszystko, co tylko mog�, aby naszym panom oficerom uprzyjemni� �ycie przy ich troskach i wysi�kach. Z pu�ku zosta�em przeniesiony do marszbatalionu, co by�o moim najgor�tszym pragnieniem, abym m�g� i przy naszych skromnych �rodkach doprowadzi� polow� kuchni� oficersk� do nale�ytego porz�dku. Pami�tasz jeszcze, kochana Helenko, jak to �yczy�a� mi uprzejmych prze�o�onych, gdy mnie brali do wojska? �yczenie Twoje spe�ni�o si� i nie tylko nie mog� narzeka�, i to w najdrobniejszych sprawach, ale przeciwnie, musz� przyzna�, �e wszyscy panowie oficerowie s� naszymi prawdziwymi przyjaci�mi, a szczeg�lnie wobec mnie zachowuj� si� jak rodzeni ojcowie. Niebawem podam ci numer naszej poczty polowej..." List ten by� wymuszony okoliczno�ciami, a mianowicie tym, �e kucharz- -okultysta ostatecznie popad� w nie�ask� u pu�kownika Schr�dera, kt�ry go dotychczas popiera�, a dla kt�rego na po�egnalnym wieczorku oficer�w , marszbatalionu, znowu� nieszcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci, nie starczy- �o zawijanej nerki ciel�cej, i za to pu�kownik Schr�der wyprawi� go z kompani� marszow� na front, a oficersk� kuchni� odda� pod opiek� jakiemu� nieszcz�liwemu nauczycielowi z instytutu dla ociemnia�ych w Klarovie. Kucharz-okultysta przeczyta� jeszcze raz wszystko, co do �ony napisa�, a co wydawa�o mu si� bardzo dyplomatyczne. Chodzi�o bowiem o to, �eby si� jako tako utrzyma� jak najdalej od linii bojowej, bo chocia� ludzie gadaj� tak i owak, ka�dy si� na froncie dekuje, jak mo�e. Dekowa� si� tedy i on, chocia� w cywilu jako redaktor napisa� do swego czasopisma, po�wi�conego wiedzy tajemnej, artyku� o lym, �e nikt nie powinien ba� si� �mierci, oraz artyku� o w�dr�wce dusz. Teraz podszed� do Szwejka i Va�ka, aby kibicowa�. Mi�dzy obu graczami zatar�y si� w tej chwili wszystkie r�nice stopni woj�kowych. Nie grali ju� we dw�ch, bo przysiad� si� do nich na trzeciego Chodounsky. Ordynans kompanii Szwejk po grubia�sku beszta� sier�anta Va�ka: - Dziwi� si�, �e m�g� pan zagra� tak idiotycznie. Czy pan nie s�yszy, �e on gra "betla"'? Ja nie mam ani jednego dzwonka, a pan, zamiast rzuci� �semk�, rzucasz jak ostatni idiota �o��dnego waleta i ta ma�pa skutkiem tego wygrywa. --- Zeby znowu tak pysk rozpuszcza� o g�upiego waleta! - brzmia- �a uprzejma odpowied� sierzanta rachuby. - Sam pan grasz jak sko�- czony idiota. Sk�d ja mam bra� dzwonkow� �semk�, kiedy te� nie mam ani jednego dzwonka'! Mia�em tylko wysokie wina i io��dzie, o�le jeden! - To trzeba by�o deklarowa� "durcha" i nie robi� cymbalstwa - odpowiedziai Szwejk z u�miechem. - Tak samo by�o kiedy� "U Valsz�w", na dole w restauracji. Te� jeden taki fujara mia� "durcha", ale zamiast go 14 15 r og�osi�, odrzuca� po jednej swoje s�abe karty i ka�demu da� wygra�. A co za karty mia�! Ze wszystkich kolor�w najwy�sze. Tak samo jak i teraz nic bym z lego nie mia�, gdyby pan zamiast �o��dnego waleta rzucii �semk� . Wtedy ja nie wytrzyma�em i m�wi�: "Panie Herold, graj pan �durcha� i nie ba�wa� Si� pan!" A ten na mnie z pyskiem, �e mo�e gra�, co mu si� podoba, bo by� na uniwersytecie. Ale nie op�aci�o mu si� stawia�. Restaurator by� dobry znajomy, z kelnerkami byli�my w za�y�ej przyja�ni, wi�c gdy tamten wo�a� policj�, to�my policjantowi wszystko- akuratnie wyt�umaczyli, �e si� nic nie sta�o, tylko ten pan zgo�a ordynarnie zak��ca cisz� nocn� wo�aniem policji, bo si� przed restauracj� sam po�lizn�� i upad� tak niezgrabnie, �e nosem wora� si� w trotuar, wi�c ma nos pot�uczony. A my�my go nawet palcem nie tkn�li, chocia� oszukiwa� w mariaszu. Dopiero gdy�my jego fa�szowanie dostrzegli, to tak szybko wybieg� z restauracji, a� si� przewr�ci�. Restaurator i kelnerki przy�wiadczyli bardzo ch�tnie, �e zachowywali�my si� wobec tego pana bardzo po d�entelme�sku. Ale dobrze mu tak, bo na nic lepszego nie zas�u�y�. Siedzi sobie taki od si�dmej wiecz�r a� do p�nocy przy jednym piwku i sodowej wodzie, puszy si� niby wielki pan, bo jest profesorem uniwersytetu, a na mariaszu zna si� jak kura na pieprzu. Kto teraz rozdaje? - Zagrajmy w oczko - zaproponowa� kucharz-okultysta. - Sz�stka i dw�jka. -- E, opowiadaj nam pan lepiej co� o w�dr�wce dusz - rzek� sier�ant rachuby - jake� pan opowiada� pannie w kantynie wtedy, co� to sobie pot�uk� nos. - O w�dr�wce dusz tak�e ju� s�ysza�em - odezwa� si� Szwejk. -- Ju� przed laty postanowi�em, z przeproszeniem, zabra� si�, jak to si� m�wi, do samokszta�cenia, �eby dotrzymywa� kroku post�powi. Wi�c chodzi�em do czytelni Zwi�zku Przemys�owego w Pradze, ale poniewa� by�em obdarty, a dziurami prze�wieca� mi zadek, wi�c nie mog�em si� dokszta�ca�, bo mn ie do czytelni nie wpu�cili, a nawet wyrzucili, bo my�leli, �e przyszed�em kra�� palta. Ubra�em si� tedy po �wi�tecznemu, poszed�em do biblioteki w muzeum i wypo�yczy�em sobie tak� jedn� ksi��k� o w�dr�wce dusz. Czyta�em j� ze swoim koleg� i wyczyta�em w niej, �e pewien cesarz indyjski przemieni� si� po �mierci w �wini�, a gdy t� �wini� zar�n�li, przemie ni� si� w ma�p�, z ma�py sta� si� jamnikiem, a z jamnika sta� si� ministrem. Potem, kiedym ju� s�u�y� w wojsku, przekona�em si�, �e w tym musi by� troch� prawdy, bo kto tylko mia� jak� gwiazdk� na ko�nierzu, nazywa� wszystkich �o�nierzy albo morskimi �winiami, albo jakimi innymi zwierz�tami, z czego da�oby si� �atwo wywnioskowa�, �e ci pro�ci �o�nierze musieli by� kie dy� przed wiekami s�awnymi wodzami. Ale podczas wojny w�dr�wka dusz jest rzecz� bardzo g�upi�. Diabli wiedz�, ile to trzeba przeby� r�nych przemian, zanim si� cz�owiek stanie, powiedzmy, telefonist�, kucharzem czy frajtrem, a tu raptem poszarpie go granat, dusza jego przechodzi w kania artyleryjskie�o. a tu znowu w t� bateri�, gdy jedzie na nowe pozycje, wali nowy granat i zabija konia, w kt�rego wcieli� si� ten nieboszczyk, i znowu dusza przeprowadza si� w pierwsz� lepsz� krow� przy taborach, a z tej krowy robi� gulasz dla �o�rrierzy, a dusza krowy przechodzi w telefonist�, z telefonisty... - Dziwi� si� - rzek� telefonista Chodounsky dotkni�ty do �ywego - �e akurat ja mam by� celem idiotycznych dowcip�w. - Czy ten Chodounsky, co ma prywatny zak�ad wywiadowczy z. takim okiem na szyldzie, kt�re oznacza Tr�jc� Bo��, nie jest krewnym pa�skimi' - zapyta� Szwejk z min� niewinn�, jakby nigdy nic. - Bo przed laty siu�y�em w wojsku z pewnym prywatnym detektywem, z niejakim Stendlerem. Ten detektyw mia� tak� guzowat� g�ow�, �e nasz feldfebel mawia� do niego, i� w ci�gu dwunastu lat widzia� w wojsku du�o guzowatych g��w, ale takiej to nawet w duchu sobie nie wyobra�a�. "S�uchajcie Stendler, mawia� do niego, gdyby w tym roku nie wypada�y manewry, to wasza guzowata g�owa nie zda�aby si� na nic, ale poniewa� s� manewry, wi�c przynajmniej artyleria b�dzie pod�ug waszej g�owy strzela�, gdy znajdziemy si� w okolicach, w kt�rych nie b�dzie �adnego lepszego punktu orientacyjnego!" Nadokucza� mu ten feldfebel. Czasem podczas marszu wysy�a� go o par� krok�w naprz�d, a potem komenderowa�: "Direktion, guzowata g�owa!" Ten pan Stendler mia� w og�le pecha tak�e jako detektyw prywatny. Ile razy, opowiada� nam w kantynie, jakie to miewa� zgryzoty! Otrzymywa� na przyk�ad takie zadania, �eby wy�ledzi� , czy ma��onka takiego a takiego klienta, kt�ry przylecia� do nich na p� nieprzytomny, nie zw�cha�a si� z jakim innym panem, a je�li si� zw�cha�a, to z kim, gdzie i kiedy. Albo odwrotnie. Taka zazdrosna niewiasta przylecia�a, �eby si� dowiedzie�, z kt�r� te� przyjaci�k� zadaje si� jej m��, �eby mu nast�pnie zrobi� w domu jeszcze wi�ksze piek�o. By� to cz�owi ek wykszta�cony, m�wi� bardzo ogl�dnie o naruszeniu wierno�ci ma��e�skie j i omalie nie p�aka�, gdy nam opowiada�, �e wszyscy chcieli od niego, �eby przy�apa� in ./la,~ranti j� albo jego. Drugi cieszy�by si� z tego, �e mo�e przysapywa� takie pary in .flagranti i dosta�by na oczach odciski od patrzenia, ale ten Stendler przyp�aca� te przyjemno�ci zdrowiem, jak nam.o 16 ~ z _ paYaoay... 17 tym opowiada�. M�wi� nam bardzo inteligentnie, �e na te plugawe wszetecze�stwa ju� nawet patrze� nie m�g�. Nam nieraz �lina z g�by ciek�a jak psu, gdy w�szy w pobli�u gotowan� szynk�, kiedy nam opowiada� o tych najr�niejszych sytuacjach, w jakich te tropione pary przy�apywa�. Gdy miewali�my koszarniaka, to nam o tym bardzo szczeg�owo opisywa�: "Tak i tak, powiada, widzia�em t� a t� pani� z tym a tym panem". Nawet adresy nam podawa� i by� taki smutny. "Ile� to ja razy dosta�em po g�- bie, m�wi� zawsze, od jednej i od drugiej strony. Ale i to mnie tak nie zasmuca�o, jak racz�] to, �e bra�em �ap�wki. O jednej takiej �ap�wce nie zapomn� do samej �mierci. On nagi, ona naga. W hotelu i nie zamkn�li si� na klucz, idioci! Na otomanie si� nie zmie�cili, bo oboje byli za�ywni, wi�c baraszkowali na dywanie jak kociaki. A dywan by� ju� ca�y zdeptany, zakurzony i pe�no na nim by�o niedopa�k�w papieros�w. Gdy wszed�em do pokoju, oboje zerwali si� na r�wne nogi. On sta� przede mn� i r�k� zas�ania� si� jak figowym listkiem. Ona odwr�ci�a si� do mnie ty�em i wi- da� by�o na jej sk�rze odbicie kratkowanego wzoru kobierca, a na zadku mia�a przylepiony niedopa�ek papierosa. �Przepraszam, m�wi�, panie Zemku, jestem prywatny detektyw Stendler od Chodounskiego i mam urz�dowy obowi�zek przy�apania pana in flagranti na zasadzie meldunku pa�skiej ma��onki. Ta oto dama, z kt�r� utrzymuje pan zaJCazane stosunki, to pani trutowa.� Jeszcze nigdy w �yciu nie widzia�em obywatela tak spokojnego. �Pozwoli pan, powiada, �e si� ubior� - jak gdyby si� nic nadzwyczajnego nie zdarzy�o. �Wina jest wy��cznie po stronie mojej ma��onki, kt�ra swoj� nieuzasadnion� zazdro�ci� zmusza mnie do niedozwolonych stosunk�w, a powoduj�c si� marnymi podejrzeniami, obra�a m�a przytykami i ohydn� nieufno�ci�. Ale je�li ju� nie ma w�tpliwo�ci, �e ha�by nie da si� d�u�ej ukry�... Gdzie moje gacie?� - zapyta� przy tym zgo�a spokojnie. �Na ��ku�. Podczas gdy wdziewa� gacie, przemawia� do mnie dalej: �Gdy ha�by nie da si� ukry�, to si� m�wi: rozw�d. Ale tym si� plamy poha�bienia nie ukryje. W og�le rozw� d tu sprawa ogromnie powa�na - m�wi� dal�j, ubieraj�c si� - i najlepiej , gdy ma��onka uzbroi si� w cierpliwo�� i nie da powodu do zgorszenia publicznego. Zreszt� r�b pan, co uwa�asz za w�a�ciwe. Odchodz� i zostawiam pana z szanown� pani�.�. Pani Grotowa po�o�y�a si� tymczasem do ��ka, pan Zemek poda� mi r�k� i wyszed�." Ju� dobrze ni e pami�tam, co nam dal�j opowiada� o tej sprawie pan Stendler, poniewa� bardzo inteligentnie rozmawia� z t� dam� w ��ku, oboje za� zgodzili si� na to, ie ma��e�stwo nie jest od tego, �eby ka�dego prost� drog� prowadz i� do szcz�cia, i �e obowi�zkiem ka�dego jest poskramianie ,chuci w ma��e�stwie i kszta�cenie charakteru oraz uduchowianie cia�a, ..Sam ju�, powiada, nie wiem, jak to si� sta�o, �e powoli zacz��em si� rozbiera� , a gdy ju� by�em rozebrany i omamiony jak dziki jele�, wszed� do pokoju m�j dobry znajomy Stach, tak�e detektyw prywatny z konkurencyjnego LL..I.: Cv......n lik I`t~rnni, ~yr�~i� ciP n nymnr nan ~irnf W SnT8WIP ~amauu �ui.u .nwm..,, .. . .,b.. ~@c r r- swojej ma��onki, kt�ra jakoby mia�a jaki� niedozwolony stosunek. �Aha , powiada tamten, pan Stendler in Jlakrunti z pani� Grotow�. Winszuj�!� Tylko tyle powiedzia�, cicho zamkn�� drzwi za sob� i poszed�. uTeraz ju� wszystko jedno - rzek�a pani Grotowa - nie potrzebuje pan ubie- ra� si� tak szybko. Ko�o mnie masz pan do�� miejsca.� �A mnie, pro- sz� pani, chodzi w�a�nie o miejsce� - odpowiedzia�em i ju� nawet nie bardzo wiedzia�em, o czym m�wi�, tyle tylko pami�tam, �e m�wi�em co� o niesnaskach w ma��e�stwie i �e skutkiem tych niesnasek cierpi tak�e wychowanie dziatek." Potem opowiada� jeszcze o tym, �e si� bar- dzo szybko ubra� i da� nura postanawiaj�c, �e wszystko natychmiast opowie swemu prze�o�onemu panu Chodounskiemu, ale naprz�d musia� si� posili�, a gdy przyszed� do biura, by�o ju� po wszystkim. By� ju� tam detektyw Stach z rozkazu swego szefa pana Sterna, aby za- da� cios panu Chodounskiemu wiadomo�ci� o tym, jakich to �w pan ma urz�dnik�w w swym prywatnym zak�adzie wywiadowczym, a ten znowu nie wpad� na �aden lepszy koncept, tylko pos�a� natychmiast po ma�- �onk� pana Stendlera, �eby si� z nim za�atwi�a, bo posy�aj� go z urz�dowym zleceniem, a konkurencyjna firma przy�apuje go tymcza- sem in flagranti. "Od tego czasu - mawia� zawsze pan Stendler, gdy si� zgada�o o takich rzeczach - mam �eb jeszcze bardziej guzo- waty." - Wi�c gramy dalej. Po pi��, po dziesi��? Grali dalej. Poci�g zatrzyma� si� na stacji Moson. Ju� by� wiecz�r, wi�c nikogo nie wypuszczali z wagon�w. Gdy poci�g ruszy� w dalsz� drog�, z jednego wagonu ozwa� si� g�os tak pot�ny, jakby chcia� przyg�uszy� turkot poci�gu. Jaki� �o�nierz z G�r Kasperskich w nabo�nym nastroju u tej wieczordej godzinie straszliwym rykiem opiewa� cich� noc, sp�ywaj�c� na w�gierskie r�w- niny. Gute Nacht! Gute Nacht! Allen Moden sei s gebracht. Neigt der Tag stille zur Ende, 18 i 19 Ruhen alle fleiss'gen Hiinde. Bis der Morgen ist erwacht. Gute Nacht! Gute Nacht!~ - Halt Maul, du Elender! z - przerwa� kto� sentymentalnemu �piewa- kowi i �piewak zamilka. Odci�gn�li go od okna. Ale pracowite r�ce nie spocz�y do samego' rana. Jak wsz�dzie przy blasku �wieczek, tak i tut�] przy �wietle ma��j lampki naftow�j, zawieszon�j na �cianie, grano w oczko, a gdy w grze kto� wpada�, wtedy Szwejk udowadnia�, �e to najsprawiedliwszy rodzaj gry, bo ka�dy mo�e sobie dobra� tyle kart, ile zechce. - Jak si� gra w oczko -- m�wi� Szwejk -- wystarczy wzi�� tylko asa i si�demk� i nikt ci nie ka�e bra� wi�cej. Dalszych kart bra� nie musisz. To ju� sam ryzykujesz. - Jak tak, no to zagrajmy sobie w "zdr�weczko" - zaproponowa� Vaniek, a wszyscy zgodzili si� ch�tnie. - Si�demka czerwie� - meldowa� Szwejk przek�adaj�c karty. - Ka�dy stawia pi�tk�, a karty rozdaje si� po cztery. Ruszajcie si� i nie marud�cie. Na twarzach wszystkich graczy malowa�o si� takie zadowolenie, jak gdyby nie by�o �adnej wojny i jakby poci�g nie wi�z� ich na krwawe walki i rzezie, ale jakby siedzieli w jakiej� praski�j kawiarni przy stolikach do gry. - Nawet nie pr�ypuszcza�em - m�wi� Szwejk po jednej rozgrywce - �e gdy nic nie dosta�em i trzeba by�o wymieni� wszystkie karty, to dostan� asa. (_'o si� pchacie do mnie z kr�lem! Przebijam go, i tyle. I podczas gdy tutaj przebijano kr�la asem, daleko na froncie kr�lowie w grze ze sob� przebijali swoimi poddanymi. W wagonie sztabowym, gdzie siedzieli oficerowie marszbatalionu, na pocz�tku podr�y panowa�o dziwne milczenie. Wi�kszo�� oficer�w pogr��ona by�a w czytaniu ma�ej ksi��ki w p��ciennej oprawie z napise m: Die Siinder der Vater. Novelle von Ludwig Ganghofer'. Wszyscy czytali t� ksi��k� akurat na stronicy 161. Kapitan Sanger, dow�dca batalionu, sta� Dobrej nocy! Dobrej nocy! Dla strudzonych piosnka ma. Licho dzie� do snu si� k�oni, spracowane spoczn� d�onie, do nowego spoczn� dnia. Dobrej nocy! Dobrej nocy! (niem.) Stul pysk, n�dzniku! (niem.) Grzechy ojc�w, Opowiadania Ludwika Cianghofera. (niem.) Ludwik (langhofer 11>i55-19211) -plSar% BUStrlaCkl. przy oknie i trzyma� w r�ku t� sam� ksi��k�, r�wnie� otwart� na stron icy 161. Rozgl�da� si� po krajobrazie i zastanawia� si�, w jaki by spos�b jak najprzyst�pniej wyt�umaczy� wszystkim, co z t� ksi��k� maj� zrobi�. Sprawa by�a �ci�le tajna. r @ @@_m ' tL..."..:L ~~hr~dvr ~glyp:~1 ~n�~rsPt_ Vlll:CIVWIG 111yJ1c11 tyiliv.Zajs.W, i.C. pt�@nv@.@@@@@ -c nie. Postrzelony by� ju� dawno, ale nikt nie przypuszcza�, �e zg�upieje tak dalece, i to tak szybko. Przed odej�ciem poci�gu zwo�a� wszystkich na ostatni besprechung, przy czym powiedzia� im, �e ka�dy dostanie ksi��k� Dic@ Siinden dor D'iiter Ludwika Ganghofera i �e ksi��ki te znajduj� si� w kancelarii batalionu. -- Panowie - rzek� z min� straszliwie tajemnicz� -- nie zapomnijcie nigdy o stronicy 161! --- Oticerowie, pogr��eni w studiowaniu tej stronicy, nie mogli si� po�apa�, o co tu w�a�ciwie chodzi. Jaka� Marta na tej w�a�nie stronicy podesz�a do biurka, wyj�a jak�� rol� i g�o��o wypowiada�a s i�, �e publiczno�� musi wsp�czu� z bohaterem tej roli. Potem na tej samej stronicy zjawi� si� jaki� Albert, kt�ry stale usi�owa� �artowa�, a poniewa� by� to fragment nieznanych zdarze� opowiadanych uprzednio, wydawa�o si� wszystkim takim strasznym g�upstwem, �e porucznik Lukasz ze z�o�ci zmia�d�y� w z�bach cygarniczk�. "Zg�upia� dziadyga -- my�leli wszyscy -- koniec z nim. Teraz to ju�'na pewno dosianie si� do Ministerstwa Wojny." Kapitan Sagner odszed� od okna, bo ju� sobie w g�owie dok�adnie u�o�y � przem�wienie do oficer�w. Nie mia� zbyt wielkiego talentu pedagogicznego i dlatego tak d�ugo musia� medytowa� nad planem wyk�adu o znaczeniu stronicy 161. Zanim zacz�� sw�j wyk�ad, przem�wi� do s�uchaczy: - Meine Herren...l -- na�ladowa� pu�kownika Schrtidera, chocia� przed w�j�ciem do wagon�w m�wi� do nich: "Kameraden." - Also; meine Herren... - 1 zacz�i wyk�ada�, �e wczoraj wieczorem otrzyma� od pu�kownika instrukcje dotycz�ce stronicy 161 utworu Die Siinden der Vater Ludwika Ganghofera. -- Also, meine Herren - at�wi� uroczy�ci - s� to informacje tajne, dotycz�ce nowego systemu szyfrowania depesz w polu. Kadet Biegler wyj�� notatnik i o��wek i tonem jak najbardziej przypochlebnym rzek�: _ Moi panowie... (niem.) 20 ~ 21 - Jestem got�w, panie kapitanie. Wszyscy spojrzeli na tego g�uptaka, kt�rego lizusostwo w szkole jednorocznych ochotnik�w graniczy�o z idiotyzmem. Do wojska wst�pi� jako ochotnik i zaraz przy pierwszej sposobno�ci, gdy dow�dca szko�y zapoznawa� si� ze stosunkami rodzinnymi uczni�w, powiedzia� mu, �e przodkowie jego pisali si� zrazu l3iigler von Leuthoid oraz ze w herbie mieli skrzyd�o bociana z ogonem ryby. Od tego czasu wszyscy wo�ali na niego: "skrzyd�o bociana z ogonem rybim", prze�ladowali go okrutnie i traktowali z antypati�, wiedz�c, �e ojciec jego mia� poczciwy handelek sk�rami zaj�czymi i kr�liczymi, �e wi�c nie ma si� co puszy�. Tymczasem ten romantyczny zapaleniec robi� wszystko, co by�o w jego mocy, aby po�re� ca�� wiedz� wojskow�, wyr�nia� si� pilno�ci� i znajomo�ci� nie tylko wszystkiego, czego trzeba by�o si� nauczy�, ale i innych rzeczy, kt�rymi sam prze�adowywa� sobi e g�ow�, studiuj�c pisma o sztuce wojennej i historii wojskowo�ci. O tych rzeczach lubi� zawsze gada�, dop�ki nie nakazywano mu milczenia. W kole oficer�w uwa�a� siebie za r�wnego oficerom wy�szych stopni. - Sie, Kadett - rzek� kapitan Sagner - dop�ki nie pozwol� panu m�wi�, masz pan milcze�, bo nikt si� pana o nic nie pyta�. Zreszt� jeste� pan diabelnie sprytny �o�nierz. Ja komunikuj� panom informacje jak naj�ci�lej tajne, a pan chce je zapisywa� w notatniku. Gdyby pan ten notatnik zgubi�, to p�jdzie pan pod s�d polowy. Kadet Biegler mia� jeszcze i to brzydkie przyzwyczajenie, i� przy ka�dej sposobno�ci stara� si� ka�dego przekona�, i� w�a�ciwie on mia� racj�. - Pos�usznie melduj�, panie kapitanie - odpowiedzia� - nawet przy ewentualnym zgubieniu notatnika nikt nie odczyta moich notatek, bo ja stenografuj�, a skr�t�w moich nikt odczyta� nie zdo�a. U�ywam angielskie- go systemu stenografii. Wszyscy spojrzeli na niego wzgardliwie, kapitan Sagner machn�� r�k� i m�wi� dalej. - M�wi�em ju� o nowym sposobie szyfrowania depesz w polu, a je�li panowie nie wiedzieli, dlaczego polecono wam w�a�nie jedn� z nowel Ludwika Ganghofera, Die Siinden der Vater, stronica 161, to dodam, �e. to jest klucz do tej nowej metody, obowi�zuj�cej na podstawie nowego rozporz�dzenia sztabu korpusu, do kt�rego zostali�my przydzieleni. Jak panowie wiecie, jest wiele metod szyfrowania wa�nych wiadomo�ci w polu. Najnowsza, kt�rej my u�ywamy, jest to cyfrowa metoda dope�niaj�ca. Niniejszym podlegaj� uniewa�nieniu szyfry dor�czone nam w ubieg�ym tygodniu ze sztabu pu�kowego i instrukcje dotycz�ce sposobu ich ods�yfrowania. - ~Erzherzos Albre�htsystem~ - zamrucza� pod nosem arcypilny kadet Biegler -- 8922 = R, przej�ty metod� Gronfelda. - Ten nowy system jest bardzo prosty -- rozbrzmiewa� w wagonie g�os kapitana. - Osobi�cie otrzyma�em od pana pu�kownika now� ksi��k� i informacje. Je�li na przyk�ad dostaniemy rozkaz: "Auf der Kote 228 Maschinenge- wehrfeuer linksrichten"2 -- to otrzymujemy, moi panowie, tak� depesz�: "Sache... mit... uns... das... wir... aufsehen... in... die... versprachen... die... Martha... dich... das... angstlich... dann... wir... Martha... wir... den... wir... Dank... wohl... Regiekollegium... Ende... wir... versprachen... wir... gebessert... versprachen... wirklich... denke... Idee... ganz... herrscht... Stimme... letzen." A wi�c nies�ychanie proste bez wszystkich zb�dnych kombinacji. Ze sztabu idzie rzecz przez telefon do batalionu, z batalionu do kompanii. Dow�dca, otrzymawszy t� depesz�, odszyfrowuje j� w spos�b nast�puj�cy . Bierze Die Siinden der Vater, otwiera ksi��k� na stronicy l61 i szuka na g�rze na przeciwleg�ej stronicy, 160, s�owa "Sache". Prosz� pan�w, po raz pierwszy siowo "Sache" znajdujemy na stronicy 160, jako kolejne s�owo 52, wi�c na przeciwleg�ej stronicy 161 odszukujemy 52 liter� na g�rze. Zauwa�my, �e jest to litera "a". Dalszym s�owem depeszy jest "mit". Na stronicy 160 jest to s�owo 7 w kolejnym porz�dku, a na stronicy 161 odpowiada mu litera "u". Potem mamy "uns", to jest; panowie b�d� �askawi dobrze uwa�a�, 88 s�owo kolejne, odpowiadaj�ce 88 literze na stronicy 161, a t� liter� jest "f' i ju� mamy odszyfrowane s�owo: "Auf'. I tak post�pujemy dalej, a� otrzymamy rozkaz: "Na wzg�rzu 228 ogie� karabin�w maszynowych kierowa� w lewo." Bardzo to jest dowcipne, moi panowie, proste i dla nikogo nie dost�pne bez klucza, kt�rym jest stronica 161 ksi��ki Ludwika Gunghofera Die Sunden dor Vateri Wszyscy w milczeniu przypatrywali si� uwa�nie nieszcz�snej stronicy i jako� g��boko zastanawiali si� nad ni�. Przez chwil� panowa�o milczenie, a� nagle o�wa� si� g�os zaaferowanego kadeta Bieglem: - Herr Hauptmann, ich melde gehorsamst: Jezus Maria! Es stimmt nicht!' ~ System arcyksi�cia Albrechta. (niem.) Na wzg�rzu 228 ogie� karabin�w maszynowych skierowa� w lewo. (niem.) ' Panie kapitanie, melduj� najposluszniej: Jezus Maria! Nic si� nie zgadza! (niem.) 22 I 23 V I sprawa rzeczywi�cie by�a wysoce zagadkowa. podczas wojen o Sardyni� i Sabaudi�, podczas angielsko-francuskiej Przy najlepszej woli i- najwi�kszym wysi�ku �aden z oficer�w pr�cz kampanii pod Sewastopolem, w czasie powstania bokser�w w Chinach i w kapitana Sagnera nie znajdowa� na stronicy 160 tych s��w, kt�re mia�y , czasie ostatniej wojny rosyjsko japo�skiej. Systemy te by�y przekazywane... wskazywa� kolejne litery stronicy 161 b�d�cej kluczem. - A nam diabli do tego, panie kadecie -- odpowiedzia� kapitan Sagner -- Meine Herren --- j�ka� si� kapitan Sagner, gdy si� przekona�, �e z wyrazem pogardy i niezadowolenia. - Nie ma w�tpliwo�ci, �e system, o rozpaczliwy krzyk kadeta Bieglem jest nsprawiedliwir,ny -nie wiem. co to 4t�ryn, m�yil~n, i 4t�ry Y�nym p�j~gni�lNm jPCt jPrlnym ' � n�jlPrc~yrh, si� sta�o. W mojej ksi��ce jest to, o czym m�wi�, w waszych tego niema. mo�na nawet powiedzie�: niedo�cignionym. Wszystkie oddzia�y kontrwy- - Pan pozwoli, panie kapitanie - odezwa� si� znowu kadet Biegler. - wiadowcze sztab�w nieprzyjacielskich mog� si� kaza� wypcha� trocinami. Pozwalam sobie zwr�ci� pa�sk� uwag�, �e powie�� Ludwika Ganghofera C ho�by medytowa�y, nie wiem jak, nie przeczytdj� takiego szyfru. To jest sk�ada si� z dw�ch tom�w. Raczy pan si� sam przekona�, na .karcie co � zgo�a nowego. Szyfry te nie maj� sobie podobnych. tytu�owej stoi: Roman in zwei Banden~. My mamy tom pierwszy, a pan ma Uczynny kadet Biegler zakaszla� znacz�co. tom drugi - wywodzi� pedantyczny kadet Biegler - i dlatego nasze - Pozwalam sobie zwr�ci� uwag� pana kapitana na ksi��k� Kerichkof- stronice 160 i 16l nie odpowiadaj� tre�ci� pa�skim. Mamy tam co� zgo�a fa o szyfrach wojskowych. Ksi��k� t� mo�e sobie ka�dy zam�wi� w ", a u nas f innego. Pierwsze s�owo odszyfrowanej depeszy ma by� "au wydawnictwie "Encyklopedia Wojskowa". Jest w tej ksi��ce doskonale wypada "heu"! opisana metoda, o kt�r�j nam pan m�wi�, panie kapitanie. Wynalazc� tej Wszystkim nasun�a si� teraz my�l, �e ten Biegler nie jest znowu takim metody jest pu�kownik Kircher, kt�ry za czas�w Napoleona I s�u�y� w g�upcem, jakim si� dotychczas wydawa�. wojsku saskim. Jest to tak zwane kircherowskie szyfrowanie s��w, panie -- Ja mam drugi tom ze sztabu brygady -- rzek� kapitan Sagner -- wi�c kapitanie. Ka�de s�owo depeszy ma odpowiednik litery na przeciwleg�ej widocznie zasz�a tu pomy�ka. Pan pu�kownik zam�wi� dla was tom stronicy klucza. Metoda ta zosta�a udoskonalona przez porucznika pierwszy. Nie ulega w�tpliwo�ci -- m�wi� dalej- tak, jakby wszystko by�o i Fleissnera w ksi��ce Handbuch der militarischen Kryptographie', kt�r� jasne i proste, jakby o wszystkim wiedzia� ju� dawno, zanim przyst�pi� do ka�dy mo�e kupi� w ksi�garni nak�adowgj Akademii Wojskowej w Wiener- swego wyk�adu o bardzo prostym sposobie szyfrowania depesz -- �e -Neustadt. Prosz� pana kapitana... - Kadet Biegler si�gn�� do podr�czne- pomieszali sobie wida� te rzeczy go kuferka, wyj�� ksi��k�, o kt�rej m�wi�, i doda�: - Fleissner podaje w sztabie brygady. Nie powiadomili . nawet ten sam przyk�ad. Prosz�, niech si� panowie przekonaj�. Jest to ten pu�ku, �e chodzi o drugi tom, i st�d zamieszanie. Kadet Biegler rozgl�da� si� tymczasem doko�a jak zwyci�zca, a sam przyk�ad, kt�ry s�yszeli�my przed chwil�. podporucznik Dub szepta� porucznikowi Lukaszowi do ucha, �e to Depesza: "Auf der Kote 228 Maschinengewehrfeuer linksrichten."~ bocianie skrzyd�o z ogonem ryby pogr��y�o Sagnera jak si� patrzy. Klucz: "Ludwig Ganghofer, Die Siinden der Vater, Zweiter Band." - Osobliwe zdarzenie, moi panowie - odezwa� si� znowu kapitan - I prosz� pana, niech pan patrzy dalej. Szyfr: "Sache mit uns was wir Sagner, jakby chcia� nawi�za� rozmow�, bo milczenie by�o dla wszystkich ie versprachen die Martha itd." S�owo w s�owo, co�my przed d aufsehen in wysoce przykre. - W kancelarii brygady siedz� gawrony. chwil� s�yszeli. - Pozwalam sobie zauwa�y�! -- odezwa� si� znowu niestrudzony kadet Przeciwko temu nie mo�na byto mie� �adnych zastrze�e�. Smarkate Bieg�er, aby pochwali� si� swoim rozumem --- �e takie sprawy tajne, �ci�le bocianie skrzyd�o z ogonem ryby mia�o racj�. tajne, nie powinny by� przekazywane z dywizji do kancelarii brygady. W sztabie armii kt�ry� z pan�w genera��w u�atwi� sobie prac� . Znalaz� Rzeczy dotycz�ce najsekretniejszych spraw korpusu mog�yby by� oznaj- ksi��k� Fleissnera i mia� wszystko, co mu byto potrzebne. miane �ci�le tajnie przy pomocy ok�lnik�w jedynie dow�dcom oddzia��w Przez ca�y czas by�o wida�, �e porucznik Lukasz walczy z jakim� dywizji i brygad oraz pu�k�w. Znam systemy szyfr�w, jakich u�ywano P ' ~ Podr�cznik kryptografii wojennej. (niem.) i : �� d � h h ow Na wzg�rzu 228 ogie� karabin�w maszynowych skierowa� w Icwo. (niem.) e w w c tomac . (niem.) 24 , 25 ,~,e,~._ dziwnym zdenerwowaniem. Zagryza� wargi, chcia� co� rzec. Wreszcie zacz;t� m�wi�, ale o czym� innym, ni� pierwotnie zamierza�. - Nie trzeba tego bra� lak tragicznie - rzek� z dziwnym zak�opota- niem. - W ci�gu naszego pobytu w obozie w Brucku nad Litaw� zmieni�o si� ju� kilka system�w szyfrowania depesz. Zanim dojedziemy na front, b�d� znowu nowe systemy, ale -- -zdaje mi St�, �P W rO�!! nig m~ ezasn na rozwi�zywanie takich kryptogram�w. Zanimby kt�ry z nas rozwi�za� taki szyfr, jak widzieli�my na przyk�adzie, po kompanii, batalionie czy brygadzie mogioby nie by� juz. nawet �ladu. Praktycznego znaczenia takie rzeczy nie maj�. Kapitan Sagner, bardzo niezadowolony, kiwa� potakuj�co g�ow�. - Rzeczywi�cie - rzek� - w praktyce s� to rzeczy bez wi�kszego znaczenia, przynajmniej o ile chodzi o moje do�wiadczenie zdobyte w Serbii. Nie by�o po prostu czasu na odszyfrowanie takich depesz. Nie m�wi�, oczywi�cie, aby szyfry takie by�y bez znaczenia, gdy przez d�u�szy czas siedzi si� w okopach i ma si� du�o czasu. A �e si� systemy szyfr�w zmieniaj�, to tak�e prawda. Kapitan Sagner cofa� si� na ca�ej linii. - Dzisiaj coraz mniej u�ywa si� szyfr�w w przekazywaniu wiadomo�ci mi�dzy sztabem a pozycj�, a przyczyn� tego jest telefon, nie do�� precyzyjny i niejasno przekazuj�cy poszczeg�lne sylaby, zw�aszcza przy ogniu artylerii. Po prostu nie s�yszy si� nic i wywo�uje to tylko niepotrzebny chaos. - Zamilk�. - Chaos jest najwi�kszym nieszcz�ciem, jakie zdarzy� si� mo�e na froncie- doda� po chwili g�osem proroczym i znowu zamilk�. - Nied�ugo b�dziemy w Rabie - odezwa� s1� wygl�daj�c oknem. - Meine Herren! Szeregowi dostan� dzisiaj po 15 dekagram�w salami. P� godziny odpoczynku. Zajrza� do marszruty: - Wyje�d�amy o 4 minut 12. O 3 minut 58 wszyscy winni siedzie� w wagonach. Wysiadamy kompaniami. Jedenasta itd. Zugsweise. Direktion VerpflegUngsmagazin nr 6. ~ Kontrola przy wydawaniu: kadet Biegler. Wszyscy spojrzeli na kadeta Bieglera, jakby chcieli rzec: "U�yjesz sobie, go�ow�sie!" Ale uczynny kadet wyj�� z kuferka arkusz papieru, linijk�, poliniowa� arkusz, powypisywa� na nim kompanie marszowe i rozpytywa� dow�dc�w Plutonami. Kierunek magazyn intendentury nr 6. (niem.) poszczeg�lnych kompanii o stan liczebny, ale nikt nie umiai odpowiedzie� mu na pami��, wi�c podawali tylko przybli�one liczby wed�ug niedok�ad - nych uwag w notatnikach. Tymczasem kapitan Sagner z rozpaczy zacz�� czyta� nieszcz�sn� ksi��k� Grzechy ojc�w. a gdy poci�g si� zatrzyma� na stacji Raba, zamkn�� ksi��k� i rzeki: - Ten Ludwik Ganghofer pisze nie�le. Porucznik Lukasz pierwszy wyskoczy� z wagonu sztabowego i pobieg� ku wagonowi, w kt�rym znajdowa� si� Szwejk. Szwejk i inni ju� dawno przestali gra� w karty, a s�u��cy porucznika Lukasza, Baloun, by� ju� taki g�odny, �e zaczyna� si� buntowa� przeciwko zwierzchno�ci wojskowej, i g�o�no wywodzi�, �e dobrze o tym wie, jak to panowie oficerowie ob�eraj� si� dobrymi rzeczami. M�wi�, �e teraz jes t gorzej, ni� bylu za czas�w pa�szczyzny. Dawniej by�o w wojsku inaczej. Przecie� jeszcze w roku sze��dziesi�tym sz�stym, jak mawia� jego dziadek siedz�cy na du-rywociu, oficerowie dzielili si� z �o�nierzami kurami i chlebem. Narzekaniom