7529

Szczegóły
Tytuł 7529
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7529 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7529 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7529 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

. Karl Hans Strobl MOJA PRZYGODA Z JONASZEM B�RGIEM (Mein Abenteur mit Jonas Barg) � Moi panowie � rozpocz��em � �ycie! �ycie! "�ycie nie jest najwi�kszym z d�br", powiada poeta... i nie ma racji. Nie tylko, �e jest najwy�sze, ale jest ono te� naszym jedynym dobrem. Wszystko co odczuwamy jako szcz�cie, rado��, dionizyjsk� rozkosz, spokojn� syto��, s� to projekcje �ycia w nasze dusze. A nasze dusze? Czym�e innym s� jak tylko porywami jedynego, niesko�czonego �ycia, zbie�nymi punktami dw�ch wielkich mo�liwo�ci bytu, czasu i przestrzeni? Panowie, �wiadomo�� sferyczna i w og�le �ycie... panowie, hurrra!... M�wi�bym tak jeszcze d�ugo przy aprobuj�cym szmerze i okrzykach zach�ty ze strony moich towarzyszy klubowych, rozgrzany znakomitym ponczem, gdyby nie wpad� mi w s�owa ten nienawistny g�os. Powiedzia�em jeszcze kilka zda�, aby przydusi� ten g�os, ale przy�apa�em si� na tym, �e bardziej ws�uchuj� si� w s�owa mojego przeciwnika, ani�eli zwracam uwag� na logik� w�asnej wypowiedzi. Przerwa�em tedy sw�j hymn pochwalny na cze�� �ycia w po�owie. � Widzicie sami, moi przyjaciele � m�wi� g�os � �e dali�cie si� zwie�� chemicznej manii wielko�ci; o�ywione preparaty, kt�rym wydaje si�, �e s� panami stworzenia, kt�re samo jest tylko zielonym kobiercem rozpostartym nad bagnem pe�nym zgnilizny i brudu. �ycie jest procesem spalania, oksydacj�, lub � je�eli wolicie � przemian� materii, o ile wierzycie w ba�wana Materi�. �ycie jest ciemnym procesem zachodz�cym w uk�adzie splot�w nerwowych odra�aj�cego potwora, kt�rego imienia nie b�d� wam lepiej wymienia�, gazem rozk�adaj�cym si� w jego wn�trzach, a jego blask jest odblaskiem energii proces�w gnilnych. S�owa te podzia�a�y na nas r�nie, w zale�no�ci od stanu upojenia alkoholowego, w jakim ka�dy z nas znajdowa� si� z osobna. Co bardziej trze�wi spowa�nieli i zgorzknieli, kontemplowali swoje szklanki rzucaj�c wrogowi �ycia nieprzyjazne spojrzenia, podpici pocz�li z wielkim ha�asem i przy pomocy niesp�jnych argument�w stawia� mu op�r, a ci kompletnie pijani rzucili mu si� z p�aczem na szyj� pr�buj�c go ca�owa� i prosz�c o wybaczenie, �e �ycie jest tak wielkim z�em. Jonasz B�rg, oblegany przez go�ci klubowych, sta� nieporuszony jak s�up i patrzy� swymi g��boko osadzonymi i p�on�cymi niczym nocne pochodnie oczyma w moim kierunku, jakby oczekiwa� ode mnie odpowiedzi. � Dzieci � zabra�em powt�rnie g�os � dzieci, i c� przyjdzie z takiego rezonerstwa? Jeste�my w�asno�ci� �ycia, kt�re nas trzyma, obdarowuje nas ka�dego dnia coraz to nowymi cudami i od rana do wieczora zwyci�a wci�� na nowo swego przeciwnika. Wydawa�o mi si�, �e powiedzia�em co� zupe�nie banalnego, wymawiaj�c si� na miejscu od powa�nej dyskusji, ale Jonasz B�rg krzykn�� g�o�no, jak gdyby ugodzi� go kto� rozpalonym �elazem i opad� na swoje krzes�o. Pijani zebrali si� wok� niego podpieraj�c si� nawzajem i wylewaj�c na siebie strumienie �ez, podczas gdy pozostali, oburzeni jego grubia�skim nietaktem, odsun�li si� od niego skupiaj�c si� dooko�a mojej osoby. � Prosz� nie zwraca� na niego uwagi � powiedzia� in�ynier Munk � uspokoi si� za chwil�. Po tym, jak zosta�em przeniesiony z uprzedniego miejsca swojej posady do tego miasta, znalaz�em w "Klubie Podstrzele�c�w" mi�� memu usposobieniu atmosfer� i wsp�wyznawc�w filozofii �yciowej, do jakiej si� przyznawa�em. Z nabo�e�stwem pielgrzymowali�my do �wi�ty� �ycia, pozwalaj�c sobie wszelako w ich zau�kach i bocznych kru�gankach �wi�towa� jego tajemnice w spos�b zgo�a orgiastyczny. Moi prze�o�eni przenosz�c mnie s�u�bowo tytu�em kary za dowcipy, dla kt�rych nie mieli zrozumienia, wy�wiadczyli mi tym samym ogromn� przys�ug�, bowiem akurat to �rodowisko akceptowa�o pomys�y jeszcze bardziej szalone od moich w�asnych. W "Klubie Podstrzele�c�w" czu�em si� znakomicie, tym niemniej zorientowa�em si� natychmiast, �e sta�em si� tu przedmiotem nienawi�ci, celem przeogromnej si�y pragn�cej mnie za wszelk� cen� zniszczy�. Nienawi�� ta i si�a emanowa�a na mnie z dziwnie pustych, tkwi�cych jakby na dnie jakiej� d�ugiej rury, nieruchomych oczu mojego towarzysza klubowego. Jonasz B�rg, bo to o nim m�wi�, pr�bowa� si� do mnie zbli�y� z uprzejmo�ci� tak szczeg�ln�, �e nastroszy�em si� przeciwko niemu jeszcze bardziej. Ja, kt�ry mam natur� poznawcz� i otwart�, znalaz�em naraz ca�e mn�stwo w�tpliwo�ci i powod�w, aby mie� si� przed nim na baczno�ci. Rzecz charakterystyczna, �e pozostali towarzysze klubowi dzielili niejako moje odczucia i obawy, ale w spos�b daleko bardziej jednoznaczny i jakby mniej �wiadomy. Kiedy poprosi�em kiedy�, aby mi wyja�niono, jak to si� w�a�ciwie sta�o, �e ten zamkni�ty w sobie, przejmuj�cy l�kiem cz�owiek, o kt�rego obywatelskim �yciu nikt nic bli�szego nie wiedzia�, m�g� zosta� przyj�ty do klubu, zapanowa�a konsternacja. Nikt przede mn� nie postawi� jeszcze tego pytania. Podczas jakiego� ci�kiego pija�stwa pod koniec d�ugiej i we wszystkich rejestrach rozgrywanej fety obiecano mu przyj�cie do klubu. Sta�o si� to skutek sympatii zrodzonych w alkoholowym odurzeniu, sympatii jednak, kt�re i dzisiaj mia�y jeszcze dziwn� w�adz� nad cz�onkami naszego stowarzyszenia. Gdy nast�pnego dnia stan�a do dyskusji sprawa jego cz�onkostwa, nikt nie zg�osi� sprzeciwu. L�k, do kt�rego nie chcieli si� przyzna�, powstrzymywa� potencjalnych oponent�w. I tak B�rg zosta� klubowiczem, chocia� bano si� go i prawie nienawidzono. Wszystko obj�te by�o dot�d jak�� dziwn� zmow� milczenia, kt�r� z�ama�y dopiero teraz moje pytania. Dopiero teraz zdumieli si� wszyscy, i� tolerowali dot�d bez s�owa sprzeciwu towarzystwo B�rga podczas najwspanialszych imprez, kt�ry je naturalnie zawsze psu� swoj� obecno�ci�. Pocz�to zastanawia� si� nad mo�liwo�ciami usuni�cia go z naszych szereg�w. Cz�onkowie klubu wyra�nie te� garn�li si� ku mnie, jakby instyktownie spodziewali si� znale�� we mnie ostoj� przed jakim� nieznanym niebezpiecze�stwem. Owego wieczoru, podczas kt�rego Jonasz B�rg swoimi nienawistnymi s�owy przerwa� mi brutalnie m�j hymn na cze�� �ycia, podzia� ten zaznaczy� si� szczeg�lnie wyra�nie. Ale B�rg uwolni� si� od p�acz�cych mu na piersi towarzyszy i podszed� do mnie podaj�c mi r�k�. R�k�, kt�rej sk�ra by�a zimna i nieczu�a niczym jaki� przedmiot i kt�rej palce zamkn�y si� na mojej d�oni niczym zatrzaskuj�cy si� zamek. � Pryncypialna odmienno�� stanowisk � rzek� do mnie � nie powinna nas rozdziela�. Pan jest przyjacielem �ycia; ja nie uwa�am go ani za co� wznios�ego, ani pi�knego czy dobrego. Ta r�nica w pogl�dach nie powinna jednak rzutowa� na nasze wzajemne stosunki. � S�uchaj no pan � odezwa� si� in�ynier Munk � nie o pogl�dy tu w tym momencie chodzi, ale o ton, w jakim s� formu�owane... � W moim pobli�u da�y si� s�ysze� i inne odwa�ne g�osy protestu: � Nie m�wi� pan, jak przeciwnik jakiej� sprawy, lecz jak kto�, kogo ob��d ogarn��. Nie by�o warunk�w, aby kontynuowa� t� rozmow�, bowiem biesiada powr�ci�a na swoje tory i nasz temat znikn�� w jej odm�tach. B�rg usiad� obok mnie darz�c mnie swoj� zimn� uprzejmo�ci�, kt�ra spowija�a mnie niczym sie�. Przed naszymi odurzonymi alkoholem oczyma wykwita�y du�e, czerwone p�ki, kt�rych widok przyprawia� nas o szale�stwo i budzi� w nas wszystkie niskie instynkty destrukcji. Ozdoby i klejnoty, jakie tylko da�o si� uzbiera� na sali, ut�uczono w mo�dzie�u w jedn� bezkszta�tn� metaliczn� mas�, z kt�rej nast�pnie ka�dy wrzuca� kawa�ek do swojego kieliszka doprawiaj�c ten cocktail li�ciem laurowym z wie�c�w porozwieszanych na �cianach. Pili�my w ten spos�b szampan wymieszany ze z�otem i s�aw�. Niekt�rzy brali ig�y i nak�uwali sobie obna�one ramiona i uda. Inni zn�w przypalali sobie cia�a p�omieniami �wiec i zdawali si�, pogr��eni w ci�kim odurzeniu, nie czu� w og�le b�lu. �ciany natomiast pocz�y si� z wolna kr�ci� doko�a, pochyla� w ko�cu ku sobie, a kiedy wszystkie za�amania wyg�adzi�y si�, powsta�a nad naszymi g�owami kopu�a wiruj�ca w zawrotnym tempie wok� jakiej� krzywo ustawionej osi. Im p�niejsza stawa�a si� nocna pora, tym bardziej przybiera�o na sile rozpasane pija�stwo i tym przyja�niej cisn�li si� towarzysze klubowi do Jonasza B�rga, kt�ry nadal niczym k� tkwi� nieporuszony po�r�d nas. Z wielkich czar, jakie wype�nione szampanem kr��y�y z r�k do r�k, pi� ogromne ilo�ci wina. In�ynier Munk przysiad� si� do niego z drugiej strony wyzbywaj�c si� swojej wcze�niejszej nieufno�ci, a nawet narzucaj�c si� teraz z czu�� przyja�ni�. Dziwne wyda�o mi si� to wszystko i nagle u�wiadomi�em sobie z nieprzyjemn� jasno�ci�, �e wszyscy siedzimy wok� B�rga i odnosimy si� do niego niczym do g�owy towarzystwa. Wsta�em i wyszed�em, aby otrze�wi� si� przy pomocy zimnej wody. Z wielkiej lwiej g�owy przymocowanej nad umywalk� z czarnego marmuru tryska� mi na twarz szeroki strumie� wody wspomagaj�c w ten spos�b moj� wol� w odzyskaniu zupe�nie nieregulaminowej trze�wo�ci. Kiedy si� wyprostowa�em, poczu�em za plecami obecno�� Jonasza B�rga. Patrzy� na mnie swymi pustymi oczyma jakby z wielkiej dali i nienawi�� t�umi�a mu g�os, gdy si� do mnie odezwa�: � Kiepski z pana towarzysz klubowy. Czy to ma by� przyk�ad �lubowanej lekkomy�lno�ci? Wyrywa si� pan wzlotom tego cudownego bankietu przy pomocy kuracji wodnej? Zebra�em si� w sobie, jakbym mia� stan�� do zapas�w z gro�nym przeciwnikiem. � �ycie domaga si� przestrzegania granic w szale�stwie. A poza tym, to gdzie u pana ta lekkomy�lno��, kt�r� i pan i �lubowa� zostaj�c cz�onkiem tego klubu? Nigdy jeszcze nie widzia�em, aby pad� pan w obj�cia sza�owi rado�ci. S�owa te ugodzi�y go niczym piorun i opu�ciwszy g�ow� w ramiona przepu�ci� mnie w milczeniu do sali. Tutaj rausz skosi� ju� wi�kszo�� z uczestnik�w zabawy pozostawiaj�c ich rozrzuconych w najbardziej po�a�owania godnych pozach. Pozostali siedzieli i �lini�c si� wydobywali jeszcze z siebie jakie� m�tne s�owa. � Uczta Platona pi�ra Sofoklesa! � rycza� in�ynier Munk. � Kiedy jednak za�wita� dzie�, i towarzysze le�eli pod sto�em, oni siedzieli jeszcze... m�j Plato. M�wi� dalej z p�aczem w zmierzwion� brod� Jonasza B�rga i czka� ze wzruszenia. � Chod�my � odezwa� si� do mnie B�rg podaj�c mi rami� � Niech si� pan wesprze; wsp�lnymi si�ami udajmy si� do domu. � Dzi�kuj�, podo�am temu o w�asnych si�ach. Je�eli pragnie si� pan tutaj komu� przys�u�y�, to prosz� ofiarowa� sw� pomoc in�ynierowi Munkowi. Nic nie zdejmowa�o mnie w tym dziwnym cz�owieku tak� zgroz� jak jego wzrok, nad kt�rym zdawa� si� on mniej panowa�, ani�eli nad swymi ustami. Bez s�owa z�apa� zapitego in�yniera pod rami� i kiedy r�wnie� pijani s�u��cy pomogli nam si� ubra�, ruszy� za nimi po schodach. Ze �cian szczerzy�y do nas swoje z�by szydercze maski. �wit spowity by� w wilgo� i mg��. Miasto budzi�o si� powoli do swoich spraw. W nocy spad�y olbrzymie ilo�ci �niegu, kt�ry ci��y� teraz na wszystkich dachach i zmusza� zamiataczy ulic do wzmo�onej pracy, aby mo�liwy sta� si� jakikolwiek ruch. Uszli�my niewiele ponad kilka krok�w, gdy pos�yszeli�my za sob� silne uderzenie i chmura �nie�nego py�u smagn�a nas po plecach. Rzucili�my si� za pod��aj�cymi za nami B�rgiem i Munkiem. Dostrzegli�my przed sob� w szar�wce le��cy zwa� �niegu i stoj�cego obok nieruchomo B�rga, kt�rego oczy p�on�y zimnym blaskiem. � Gdzie jest Munk? Gdzie Munk?! B�rg wskaza� palcem na g�r� �niegu obok. Porusza�a si� jeszcze lekko osiadaj�c mocniej pod w�asnym ci�arem. Rzucili�my si� na �nie�ny zator, kt�ry blokowa� nie tylko chodnik, ale i cz�� ulicy, pr�buj�c rozkopa� go r�kami i laskami. Po gruntownym rozwa�eniu zawa�u przy��czyli si� do nas stoj�cy najpierw wok� zamiatacze. Tak�e i paru piekarczyk�w roznosz�cych akurat kosze z pieczywem zaniecha�o na t� chwil� swoich obowi�zk�w i po�pieszy�o nam z pomoc� zagrzebuj�c si� w �niegu do pasa. Kilku wczesnych bumelant�w, sinych od mroz�w notorycznych pijaczk�w, otoczy�o nas ciekawskim wianuszkiem i da�o si� rozp�dzi� nie szcz�dz�c szyderczych uwag dopiero patrolowi policji, kt�ry pilnie zabra� si� do wyja�nienia okoliczno�ci wypadku notuj�c przy tym i numer domu, z kt�rego dachu obsun�a si� lawina. Kiedy po p� godzinie odkopali�my przyjaciela, by� ju� martwy. Albo p�k� mu kr�gos�up, udusi� si�, czy te� dosta� zawa�u serca � nie wiem. Nie pytali�my o to, bowiem naczeln� zasad� obowi�zuj�c� w "Klubie Podstrzele�c�w" by�o nie rozmawia� o �mierci czy te� zmar�ych. Gdy umiera� kto� z naszego kr�gu, to traktowali�my to niczym zwyk�e odej�cie nie pozwalaj�c sobie na s�owa wsp�czucia. Przez rok, podczas ka�dego bankietu, sta� przy jego zwyk�ym miejscu kieliszek; to by�o wszystko, na co zezwala�y nasze statuty dla milcz�cego uczczenia pami�ci by�ego towarzysza. Ci�ko by�o mi upora� si� samemu ze swoim b�lem i przera�eniem. Cz�sto by�em ju� niemal got�w podzieli� si� przejmuj�c� mnie groz� z przyjaci�mi, wszelako miotaj�ce mn� my�li by�y tak niejasne, tak pe�ne domniemanych tylko okropie�stw, �e ba�em si� je porz�dkowa� nawet na sw�j w�asny tylko u�ytek. W chwili, gdy ujrzeli�my przed sob� cudownie oszcz�dzonego B�rga stoj�cego sztywno obok zwa�u �niegu, niczym obok wielkiego grobu, wyda�o mi si�, jakby jego r�ka opada�a jeszcze po wydanym poleceniu, a w�skie usta skrywa�y w �ci�ni�tym grymasie bestialski u�miech. My�l ta, ow�adn�wszy mn� raz, nie opu�ci�a mnie ju�, wi�c snu�em j� dalej poprzez g�szcz pyta�. A gdybym to ja szed� z B�rgiem w miejsce Munka? Czy lawina i mnie by zabi�a? Czy mo�e dlatego zaproponowa� mi w�wczas rami�? Nie mia�em najmniej szych w�tpliwo�ci, �e i moi przyjaciele zadr�czali si� podobnymi my�lami; tym niemniej milczeli�my o tym wobec siebie i t�umili�my w sobie heroicznie te obawy. Trzymali�my si� twardo swoich zasad, a �e tego rodzaju przypadkom towarzyszy zwykle nieco sztuczna weso�o��, zatem oddawali�my si� zapomnieniu jeszcze bardziej szalonych pomys��w. Musz� przyzna�, �e to ja by�em pomys�odawc� najbardziej ob��dnych historii. Rzecz z numerami akrobatycznymi tak�e w mojej narodzi�a si� g�owie. Prze�ladowany nieukojonym pragnieniem do�wiadczania tego, co niebywa�e, wpad�em na pomys� przekszta�cenia ca�ego naszego klubu w band� akrobat�w. Chcia�em wszystkie nasze spokojne, szacowne mieszcza�skie przyjemno�ci postawi� niejako na g�ow�, urozmaici� je r�nymi utrudnieniami, a nasze dawne ��dze wystawi� na pr�b� nowych, dziwnych sensacji, niebezpiecze�stw i przeszk�d. Poniewa� statuty zobowi�zywa�y nas do �wicze� cielesnych, a ponadto i tak byli�my w wi�kszo�ci niez�ymi gimnastykami, dobrymi p�ywakami, wio�larzami, fechmistrzami i je�d�cami, to niebawem wykonywanie prostych popis�w akrobatycznych jak skoki przez obr�cze, balansowanie, zeskoki z trapezu, nie sprawia�o nam �adnych trudno�ci. W miar�, jak przechodzili�my od �wicze� �atwiejszych do trudniejszych, ros�o w nas zadowolenie z uprawiania tej akrobacji. Dosz�o nawet do tego, �e ma�o kto by� w stanie spo�ywa� na przyk�ad swoje posi�ki inaczej, jak siedz�c na rozpi�tej linie, czy te� wisz�c g�ow� w d� i obracaj�c p�miskiem na widelcu. Uwzgl�dnili�my w naszym programie tak�e taniec na linie. Wyr�niali si� w tej konkurencji spo�r�d nas szczeg�lnie m�j ulubiony przyjaciel Dittrich, kt�ry wszed� do klubu na miejsce Munka, i ja sam. W sztuce tej mogli�my r�wna� si� �mia�o z przejezdnymi akrobatami demonstruj�cymi swoje sztuczki przed rozdziawiaj�cymi g�by ch�opami i byli�my dumni, �e przy pomocy silnej woli potrafili�my dopi�� tego, co u zawodowych akrobat�w wydawa�o si� przecie� by� owocem d�ugoletniego treningu. Nasze pomieszczenia klubowe przekszta�ci�y si� w jeden wielki cyrk. Unosz�c� si� zwykle mgie�k� perfum zabi� teraz ostry zapach potu i rozgrzanych cia�. W tej pr�bie wszystkich si� czuli�my si� wewn�trznie odpr�eni zapominaj�c o tym, o czym i tak byli�my zobowi�zani milcze�. Jedynie Jonasz B�rg nie wydawa� si� by� zadowolony z takiego obrotu rzeczy. On, kt�ry rozkwita�, gdy opuszcza�y nas si�y w godzinach biesiadnych zapas�w, kt�ry dos�ownie r�s� w oczach, gdy kurczowo usi�owali�my wtedy utrzyma� si� cho�by jeszcze chwil� na powierzchni �wiadomo�ci, teraz zdawa� si� nie aprobowa� naszego gimnastycznego zapa�u i jakby kurczy� si� w sobie maj�c dla nas tylko s�owa osch�ego szyderstwa. Wzywany do wzi�cia udzia�u w naszych zawodach, potrafi� dor�wna� najlepszym z nas, aczkolwiek nigdy nie widziano, aby oddawa� si� stosownym �wiczeniom. Wszelako jego ewolucje mia�y w sobie co� z kanciasto�ci ruch�w paj�ka. By�a to zwinno�� obywaj�ca si� jakby bez staw�w, co wywiera�o dosy� nieprzyjemne wra�enie i co odbierali�my niejasno jako brak ludzkiego czynnika w tej sztuce. Autorem najbardziej w istocie szalonego pomys�u na tym etapie naszego �ycia klubowego nie by�em jednak ja. � Czy wiecie, ch�optasie � odezwa� si� do nas pewnego wieczoru m�j przyjaciel Dittrich � czy wiecie, �e jutro zaczyna swoje wyst�py cyrk Barnuma? Siedzia� nad sto�em okrakiem na linie pij�c szampan prosto z butelki, kt�r� przed chwil� otworzy�. Z do�u odpowiedzia� mu �miech: � Pewnie, pewnie! No, ale co z tego? � Jak to, co z tego? Panowie! Ch�optasie! Co z tego? To, co oczywiste nigdy nie przychodzi ludziom do g�owy. P�jdziemy tam po przedstawieniu i z�o�ymy zawodowcom swoje uszanowanie jako koledzy z bran�y. Pomys� by� wystarczaj�co zwariowany, aby uzyska� nasz� ca�kowit� akceptacj�. By�em jednym z tych, kt�rzy najgor�cej za nim or�dowali, dop�ki nie obudzi�o we mnie niepokoju nader ciep�e dla� zainteresowanie ze strony Jonasza B�rga. Zbli�y� si� do mnie z wyrazem tej odstr�czaj�cej uprzejmo�ci na twarzy, z jak� mi si� zawsze narzuca�, i rzek�: � Ten pomys� jest tak znakomity, �e z powodzeniem m�g�by pochodzi� od pana. � Ale� dzi�kuj� panu. � B�dziemy mogli przecie� zaprezentowa� teraz swoje umiej�tno�ci przed publiczno�ci�, kt�ra potrafi je doceni�. Jedynie dok�adna znajomo�� prawide� sztuki pozwala w�a�ciwie oceni� mistrzostwo jej wykonania. � Zapewne, zapewne. Pozostawi�em go, bowiem nie mog�em znie�� ci�aru jego wtopionych we mnie oczu. Ale nadal czu�em jego wzrok na swoich plecach. Cyrk Barnuma zajecha� nast�pnego dnia ze swoim pot�nym aparatem do naszego miasta. W przeci�gu niewielu godzin ustawiono pot�n� konstrukcj� namiotow�, tak �e wieczorem odby� si� ju� mog�y pierwsze wyst�py. Obejrzeli�my sobie najpierw ekspozycj� odbiegaj�cych od wszelkich spotkanych norm dziwactw, a nast�pnie udali�my si� na popisy akrobat�w komentuj�c je mi�dzy sob� fachowo. W garderobie s�u��cy trzymali w pogotowiu nasze trykoty gimnastyczne. Po wyst�pie powiadomili�my jednego z dyrektor�w o naszym zamiarze, rozwiewaj�c jego w�tpliwo�ci widokami na zasobn� w rozkosze sto�u i weso�� noc. Przekonali�my go te�, aby zatrzyma� grono najlepszych cz�onk�w swojej trupy. By� to dosy� osobliwy widok, kiedy po przebraniu weszli�my na aren�. Najpierw stali�my naprzeciwko siebie niczym dwa wrogie zast�py wojska; gdy wniesiono jednak zaraz bogato zastawione sto�y, kt�re a� ugina�y si� pod ci�arem potraw, atmosfera szybko uleg�a rozlu�nieniu. Nieufny dyrektor kaza� pocz�tkowo o�wietli� aren� tylko skromnymi palnikami gazowymi, co sprawia�o teraz wra�enie, jakby otacza�y nas wysokie, czarne mury. Po pierwszych daniach przygotowanych w kuchni najlepszej restauracji w mie�cie temperatura spotkania wyra�nie skoczy�a w g�r�. Dyrektor powsta� ze swego miejsca i �aman� niemczyzn� wyg�osi� mow� na cze�� niespodziewane} go�cinno�ci sympatycznych amator�w akrobatyki. Jeden z nas zrewan�owa� si� przem�wieniem w jeszcze bardziej po�amanej angielszczy�nie i ju� ca�e wn�trze namiotu k�pa�o si� w rz�sistym, �wi�tecznym o�wietleniu wielkich lamp �ukowych. Zebrane towarzystwo wymiesza�o si� teraz, dobieraj�c si� wedle pierwszych, cho�by najbardziej zwariowanych impuls�w. Przebrane za nimf� le�n� dziewcz� usadowi�o si� na kolanach radcy finansowego, jaka� olbrzymka wzi�a na r�ce naszego nadporucznika i po�o�y�a go sobie w poprzek na pot�nych piersiach, fabrykant sukna tarmosi� za futro przybieg�� sk�d� ma�pi� samic�. Dw�ch sekretarzy s�dowych i profesor studiowa�o wsp�lnie wytatuowan� na ciele Malajki map� Borneo. Tak�e i m�skiego rodzaju dziwol�gi spotka�y si� z zainteresowaniem. Jaki� obci�gni�ty sk�r� szkielet wda� si� z naszym lekarzem w rozwa�ania natury medycznej, dr�gal maj�cy by� najwi�kszym cz�owiekiem �wiata przysiad� si� � najprawdopodobniej na zasadzie przyci�gania si� przeciwie�stw � do nader skromnej postury adwokata, natomiast reklamowany jako najmniejszy cz�owiek �wiata, wygl�daj�cy niczym kr�l kar��w z dawnych ba�ni, postawi� swoje wysokie krzes�o obok wielkiej tuszy aptekarza, o kt�rym wie�� nios�a, �e wszystkie porcelanowe misy s�u��ce mu do mieszania ma�ci zgnie�� mo�e w jednej r�ce. Pozostali towarzysze klubowi bardziej byli skromni i wybrali towarzystwo w�a�ciwych akrobat�w. Przed pi�kn� baletnic� specjalizuj�c� si� w ta�cu na linie, Miss Ellida, b�yszcz�c� w po�yskliwym stroju niczym kobra, puszy� si� swoj� g��bok� wiedz� o akrobatyce liniowej m�j przyjaciel Dittrich. Wiedzia�em, jak dos�ownie p�cznia� z rado�ci, podczas gdy ja sam w rodzimym dialekcie wiede�skim poufn� rozmow� o arkanach ujarzmiania dzikich zwierz�t prowadzi�em z arabsk� treserk� imieniem Fatma. Nazywaj�c rzecz dok�adniej, to zdawa�em w�a�ciwie pr�b� z tego tematu, bowiem Fatma z w�a�ciwym sobie wdzi�kiem demonstrowa�a niekt�re, znane jej z praktyki chwyty, na moim ciele. Nasza biesiada sta�a si� z czasem tak g�o�na i wprost ha�a�liwa, �e zwierz�ta trzymane w klatkach stoj�cych wok� areny zacz�y nam akompaniowa� dono�nym porykiwaniem, tak �e mog�o wydawa� si�, �e wpadli�my w pu�apk� zastawion� przez demony prosto z piek�a rodem, kt�re okr��aj� nas teraz ze wszystkich stron. Dowody �wie�ych przyja�ni stawa�y si� z ka�d� minut� coraz to bardziej pal�ce, temperatura �wiadczonych sobie nawzajem po k�tach czu�o�ci podnosi�a si� nieub�aganie do poziomu eksplozji. Czu�em podsk�rnie, �e narasta co�, czemu b�d� musia� stawi� czo�a przy pomocy ca�ej swojej przenikliwo�ci. W nami�tny szept Fatmy, kt�ra wprawnymi d�o�mi pokazywa�a mi now� swoj� sztuczk�, wdar� si� g�os Jonasza B�rga siedz�cego po�r�d powszechnego bratania si�, jak to mia� w zwyczaju, nieruchomo i bez wyrazu: � Siedzimy tak tutaj �wi�tuj�c nowe kole�e�stwo, ale przecie� poza tym, �e mamy swoje trykoty, niczym jeszcze nie uwiarygodnili�my naszych umiej�tno�ci. Powinni�my zademonstrowa�, na co nas sta�. Towarzyszom klubowym nie trzeba by�o tego dwa razy powtarza�. W mig znale�li si� na piasku areny popisuj�c si� akrobatycznymi sztuczkami, czemu cz�onkowie trupy Barnurna przygl�dali si� z nieskrywanym zdumieniem, nie spodziewali si� bowiem takiej zr�czno�ci u amator�w. Jonasz B�rg nie wydawa� si� byt jednak usatysfakcjonowany odniesionym sukcesem i zaproponowa�, aby�my z Dittrichem pokazali nasze umiej�tno�ci na linie. � Tylko tam w g�rze rozstrzyga si� dowodnie, czy posiada si� rzeczywi�cie si��, odwag� i wytrwa�o�� � podkre�li� swoj� propozycj� wskazuj�c r�k� na dach namiotu, pod kt�rym rozpi�ta by�a lina Miss Ellidy. Uwa�am za sw�j obowi�zek wyzna� w tym miejscu, �e ogarn�a mnie w owym momencie taka zgroza, taka straszliwa trwoga przed �mierci�, jak gdybym, zawleczony na skraj przepa�ci, us�ysza� nieodwo�alny wyrok s�dziego, �e mam w ni� skoczy�. Ale Dittrich napatrzony w drwi�ce oczy Ellidy i rozogniony blisko�ci� jej w�owatego cia�a, zgodzi� si� tak bezwarunkowo, �e nie �mia�em si� sprzeciwia�. Szybko rozwiano w�tpliwo�ci opieraj�cego si� pocz�tkowo dyrektora, po czym kilku us�u�nych akrobat�w napi�o link� pomocnicz�, po kt�rej mieli�my si� wspina� do rozwieszonej w g�rze liny w�a�ciwej. M�j umys� analizowa� z szybko�ci� dost�pn� chyba tylko w ob��dzie strachu przed �mierci� wszelkie mo�liwo�ci ratunku, ale nie znajdowa� niczego, niczego... W ostatniej chwili krzykn��em: � Ale sie�, gdzie jest sie�... � Prosz� si� nie k�opota� sieci� � odezwa� si� Jonasz B�rg niczym kat. � Sie� odbiera tej sztuce finezj� � pospieszy�a mu w sukurs pi�kna Ellida i roze�mia�a si� na g�os. � Chod��e; no chod� pop�dza� mnie Dittrich chwytaj�c za ko�c�wk� linki. Mi�nie sp�cznia�y mu pod trykotem. Spojrza�em na B�rga i dostrzeg�em jego �renice p�on�ce niczym rozpalone �elaza w dw�ch ciemnych norach. Chcia�em odci�gn�� Dittricha od linki, ale to by�o niemo�liwe. Nie pozostawa�o mi nic innego, jak tylko ruszy� w jego �lady. Ledwie uszed�em ze dwa kroki, gdy potkn��em si� o zagrzeban� na p� w piasku areny butelk�; pr�d przeszy� mi nog�, krzykn��em i upad�em. Pospieszono mi z pomoc� i stwierdzono po wst�pnych ogl�dzinach, �e zwichn��em sobie stop�. C� by�o robi�? Posadzono mnie na krze�le i dla wszystkich sta�o si� oczywiste, �e z mojego udzia�u w �wiczeniach na linie nic ju� dzisiaj nie b�dzie. Ciche poj�kiwania, od jakich nie mog�em si� powstrzyma�, skruszy�y Fatm� do tego stopnia, �e jej �ylaste r�ce okaza�y si� ju� naraz ca�kiem mi�kkie i czu�e. Dittrich tymczasem, nie ogl�daj�c si� ju� na mnie, pi�� si� ponad naszymi g�owami w g�r�. Ci�kie i gor�ce �zy nabieg�y mi do oczu, a Fatma widz�c to, zacz�a pochlipywa� z cicha do towarzystwa. M�j przyjaciel dotar� ju� pod szczyt dachu i uj�wszy dr��ek do balansu, kt�ry mu podano na lince, rozpocz�� sw�j podniebny ch�d. Ostro�nie stawia� przed sob� stopy szukaj�c mocnego oparcia na linie i wydaj�c od czasu do czasu ostre okrzyki. Za ka�dym razem odpowiada� mu z do�u koncert dzikich ch�r�w zwierz�cych. Ludzie skulili si� w sobie i przesuwali si� po arenie niczym ob�oki pe�zaj�ce po ziemi. Wstrzyma�em niemal oddech, kiedy poczu�em obok siebie obecno�� Jonasza B�rga. Kiedy Dittrich b�d�cy ju� w po�owie drogi przykucn�� dla kr�tkiego odpoczynku, B�rg nachyli� si� do ucha: � Jest pan zbyt ostro�ny na to, m�j drogi przyjacielu, aby by� cz�onkiem naszego klubu. Czy mo�e i ode mnie zechce pan wymaga�, abym uwierzy� w t� bajeczk� ze zwichni�ciem stopy, jak� pan tu zainscenizowa�? A wi�c przejrza� mnie... wiedzia�, �e odegra�em komedi�, na Boga, �a�osn� komedyjk�, aby tylko nie musie� wspina� si� na lin�; wiedzia�, �e tch�rzliwie opu�ci�em przyjaciela, poniewa� obawia�em si� �mierci, poniewa� obawia�em si� jego, Jonasza B�rga. Za�mia� si� jeszcze kr�tko i chocia� nie patrzy�em na niego, wiedzia�em, �e teraz oddali� si�. Siedz�c nadal przy Fatmie usi�owa�em wzrokiem wesprze� Dittricha i za ka�dym jego krokiem nerwowo �ci�ga�em w�asne nogi. Nagle ujrza�em cie�, pod�u�ny cie�, jak paj�czymi ruchami wspina� si� po zwisaj�cej lu�no lince. Ten cie�... ten odra�aj�cy paj�kowaty cie� � on to by�. Nikt go nie widzia�. Nikt nie krzycza�. Tak�e i ja nie krzycza�em. G�os mi odj�o. Zerwa�em si� trzepocz�c r�kami, podczas gdy cie� by� ju� na g�rze. Wszed� na lin� i widzia�em wyra�nie jak podobny w �wietle elektrycznych lamp do s�upa mg�y przesuwa� si� szybko do przodu. Dittrich dotar� by� niemal do ko�ca liny. Zacz�� przygotowywa� si� do obrotu w ty�, gdy cie� go dopad�. Wci�� mam ten obraz przed oczami, jak dr��ek w r�kach Dittricha zaczyna si� niebezpiecznie szybko ko�ysa�, a on sam zatrzymuje si� usi�uj�c odzyska� r�wnowag�. W tym momencie cie� skoczy� mu na plecy i gdy m�j przyjaciel odwr�ci� si� gwa�townie w naszym kierunku, wydawa�o mi si� przez u�amek sekundy, �e nad jego poblad�� twarz� rozpoznaj� wykrzywione w szyderczym grymasie rysy B�rga. Dittrich krzykn�� g�o�no, ale nie dziarsko, jak uprzednio, lecz z wyra�nym przera�eniem w g�osie, wypu�ci� dr��ek i si�gn�� r�kami do gard�a, jakby usi�owa� je uwolni� do d�awi�cego je uchwytu. Nast�pnie rozegra�a si� w g�rze kr�tka walka, zapasy z nieub�agan� si�� ci��enia ziemi � i cia�o szerokim �ukiem run�o w d�. Dittrich spad� do st�p Miss Ellidy, kt�ra w szoku odskoczy�a do ty�u. Nie przepycha�em si� do przodu, aby spojrze� na zgruchotane cia�o przyjaciela. Moj� jedyn� my�l� by�o teraz odnale�� Jonasza B�rga. Kiedy si� odwr�ci�em, sta� wprost przede mn�, a jego p�on�ce ponuro oczy osadzi�y mnie haniebnie w miejscu, chocia� chcia�em si� rzuci� na niego. Nie mia�em jeszcze nad nim w�adzy. Wci�� musia�em szuka� zakl�cia, kt�re by mnie od niego uwolni�o. Milczenie po �mierci Dittricha doskwiera�o nam bardziej, ani�eli m�g� to sprawi� fizyczny b�l. Bodaj najdotkliwiej cierpia�em ja, kt�ry � jak s�dzi�em � zauwa�y�em co� zupe�nie wyj�tkowego tamtego wieczoru. Obowi�zuj�ca nas klauzura ci��y�a mi niczym kamie� m�y�ski. Czu�em wewn�trzn� presj� do z�amania zasad klubu. Cz�sto, gdy wieczorn� por� nasza wymuszona weso�o�� traci�a sw�j impet, by�em ju� bardzo bliski wypowiedzenia tego, o czym i tak my�leli w duchu wszyscy. Awersja towarzyszy klubowych okazywana Jonaszowi B�rgowi ros�a i to ju� ca�kiem jawnie; zupe�nie, jakby i oni mieli �wiadomo�� podejrzenia, kt�re zagnie�dzi�o si� we mnie od dnia ostatniego wypadku i dla kt�rego wci�� jeszcze nie mia�em nazwy. Tylko sam Jonasz B�rg zdawa� si� niczego z tej atmosfery nie dostrzega�, przychodzi� i wychodzi� tak jak i wcze�niej, i nikomu z nas nie uda�o si� mimo usilnych pr�b w tym kierunku przenikn�� tajemnicy jego �ycia pozaklubowego. Tak�e i moje starania w tym wzgl�dzie nie przynios�yrezultatu. Tyle jedynie sta�o si� jasne, �e z pewno�ci� nie mieszka� w mie�cie. Nie mia� tu �adnych absolutnie stosunk�w, b�d�c zawieszony niejako w pr�ni. W miejsce akrobacji nie chcia�a si� przyj�� przez pierwsze tygodnie po wypadku �adna inna zabawa. Profesor Hannak, kt�ry w przerwach pomi�dzy naszymi ucztami oddawa� si� studiom historycznym, podsun�� pomys� zorganizowania historycznych maskarad, podczas kt�rych, zapominaj�c o tera�niejszo�ci, mogliby si� odda� kontemplowaniu ducha minionych epok. Usi�uj�c uchwyci� si� mo�liwie szybko czego� nowego, staraj�c si� te� zapomnie� o dwu przyjacio�ach, o kt�rych przypomina�y dwa puste puchary na ich miejscach, zwr�cili�my si� ku czasom, w kt�rych weso�o��, przekraczaj�c zwyk��, ludzk� miar� porywa�a ludzi w sw�j dziki wir, niczym oszala�a karuzela. Przepych i rozmach, z jakimi �wi�towali�my nasze orgie w stylu kr�l�w perskich, chyl�cego si� ku upadkowi cesarstwa rzymskiego i francuskiego rokoka, mia�y w sobie � przy odpowiednio mniejszych proporcjach � rzeczywi�cie du�o z luksusu tamtych czas�w i biesiad. W ca�ym mie�cie, kt�rego plotkarskim charakterem g��boko pogardzali�my we w�asnym zamkni�tym towarzystwie, szeroko rozprawiano o naszych wyczynach. Uwa�ano nas na strace�c�w. Im bardziej mno�y�y si� proroctwa rych�ej zguby szale�ca, kt�re dociera�y jednak jako� do nas, tym g�o�niej �miali�my si� z tego i tym bardziej rozpasane stawa�y si� nasze przedsi�wzi�cia. Co� p�dzi�o nas bez wytchnienia do przodu, co� przed czym instynktownie starali�my si� uciec, bowiem budzi�o w nas nienawi��, kt�r� zreszt� nie do ko�ca u�wiadamiali�my sobie nawet. Wydawa�o mi si�, �e zachodzi jaki� zwi�zek mi�dzy tym dziwnym wewn�trznym p�dem do przodu, a Jonaszem B�rgiem, kt�ry jak zwykle tkwi� po�r�d nas nieporuszony i sztywny. To nie by�y ju� spot�gowane rozkosze �ycia, czemu oddawali�my si� teraz (jak sobie to dopiero p�niej uzmys�owi�em), ale w gruncie rzeczy ich dok�adne przeciwie�stwa. To nie by�a ju� lekkomy�lno��, to by� ob��d w najczystszej postaci, kt�ry nami miota�. �aden z nas nie mia� w�tpliwo�ci, �e tylko za spraw� przypadku nie siedzia�a nam ju� na karku policja. Pewnego dnia Jonasz B�rg podni�s� si� po�r�d naszego grona i zatopiwszy we mnie nieruchome oczy zaprosi� nas na bankiet do siebie. . � Widz�, �e jeste�cie panowie zaskoczeni tym zaproszeniem � kontynuowa�. � Rzeczywi�cie, dot�d �adnego jeszcze z pan�w nie go�ci�em u siebie. Wszelako moja ch�� nienarzucania si� ze swoj� osob�, kt�ra to postawa przysparza mi cz�sto k�opot�w, by�a silniejsza od gotowo�ci goszczenia pan�w w domu. Teraz jednak, kiedy dotykaj� panowie swoimi zainteresowaniami obszaru moich w�asnych eksploracji, mam �mia�o�� przedstawi� panom t� pro�b�. Ot� tak�e jestem historykiem, oczywi�cie tylko z zami�owania, po amatorsku, i od lat ju� zamieszkuj� jesienn� por� przez kilka tygodni pomieszczenia zamku Neufels. � Przecie� Neufels to ruina � zdziwi� si� nadporucznik. � W�a�nie dlatego tak bardzo ten zamek mi si� podoba. Jak panowie wiedz�, tropi� �lady rozk�adu. Ale oczywi�cie pragn� pan�w zapewni�, �e znajd� panowie u mnie wszystko to, czego domagaj� si� � jego nieruchome oczy p�on�y teraz intensywnym blaskiem � pan�w nieposkromione instynkty �yciowe. Prosz� zostawi� to ju� mojej trosce, aby go�cina u mnie wypad�a tak wybornie, �e nie b�d� panowie mieli doprawdy ch�ci opuszcza� mnie w og�le. Nie powinno panom niczego brakowa�, albo m�wi�c w�a�ciwiej, nie powinni panowie, ugoszczeni przeze mnie, domaga� si� ju� niczego z tego, co dotychczas uwa�aj� jeszcze za niezb�dne. Pomimo, �e Jonasz B�rg stara� si� swemu zgrzytliwemu g�osowi nada� mi�e brzmienie, niepok�j m�j doszukiwa� si� w jego s�owach ukrytych gr�b i tajemnych niebezpiecze�stw. Nie inaczej odczuli to r�wnie� pozostali towarzysze klubowi, kt�rzy przyjmuj�c zaproszenie z trudem tylko ukrywali swoj� bezmiern� nienawi�� do tego cz�owieka zdolnego powodowa� w nich decyzje odpowiadaj�ce jego w�asnym pragnieniom. T�umili�my w sobie agresj� niczym dzikie bestie korz�ce si� przed swoim treserem. Toczy�em wewn�trzn� walk� usi�uj�c wyrwa� si� z duchowej zale�no�ci od B�rga, odzyska� ow� pewno�� siebie, kt�ra pozwala�a mi stawi� mu czo�a. By�a to walka o moje w�asne ja, sparali�owane w swojej odwadze i sile, jakby jakim� rzuconym na� zakl�ciem. . W tego typu stanach zmiany, jakie si� w nas dokonuj�, dziej� si� w spos�b niemal niepoj�ty, prawie poza kontrol� �wiadomo�ci. Jaka� drobnostka, zmiana w atmosferze, zapomniane i odkryte na nowo s�owo, fragment melodii pos�yszanej z daleka, krzyk ptaka, chlupot fali o korze� wystaj�cy z brzegu � wszystko to z osobna mo�e si� w nas naraz odezwa� echem pot�nego gromu wyzwalaj�c nieprzeczuwane skojarzenia, �ami�c przy tym wszelkie zasady psychologii i logiki, otwieraj�c przed nami zupe�nie nowe mo�liwo�ci. Z osobliwo�ci, kt�re przyjdzie mi tu opowiedzie�, rzecz� najbardziej szczeg�ln� by�o to, co przytrafi�o mi si� wieczorem w przeddzie� bankietu. Sta�em na mo�cie nad rzek� tocz�c� w brudnych odm�tach fabryczne odpadki i �lizga�em si� wzrokiem po wodzie patrz�c pod pr�d. Zak�adowe syreny i sygnalne buczki obwieszcza�y z obydwu brzeg�w koniec zmiany roboczej. Dwie dziewczynki wymin�y mnie z ty�u �miej�c si� g�o�no. Jaki� przechodzie� potr�ci� mnie niechc�cy. Na przeciwleg�ym brzegu pogr��eni w rozmowie stali policjant i sprzedawca tureckiego miodu i cukrowanych fig: W tym momencie odezwa�em si� sam do siebie p�g�osem: � Je�eli nazwisko B�rg przeczyta� od. ty�u... B..�..r..g, to brzmi ono wtedy � Gr�b. Przeszy� mnie dreszcz i zacz��em dygota� na ca�ym ciele, tak �e musia�em przytrzyma� si� balustrady. Gdy jednak przyszed�em po chwili do siebie, poczu�em w sobie ogromn� rado��; wiedzia�em, �e znalaz�em s�owo, kt�re da mi w�adz� nad naszym wrogiem. Za rad� profesora Hannaka zdecydowali�my si� na czasy Velasqueza w Hiszpanii. Nast�pnego dnia wieczorem przeobrazili�my si� w cha�upinie dr�nika kolejowego, le��cej nieopodal ruiny zamkowej, przy pomocy stosownych stroj�w w hiszpa�skich grand�w, mnich�w, malarzy i �o�nierzy. Nasza procesja wprawi�a w chwil� potem grupk� ch�op�w napotkanych po drodze do zamku w bezbrze�ne os�upienie. Zdj�a nas bowiem w przebraniu �miertelna powaga i ani nam w g�owie by�y jakiekolwiek �arty z tej maskarady. Zamyka�em poch�d, w pe�ni �wiadomy, �e czeka nas tu niezwyk�e prze�ycie; i by�em zdecydowany �mia�o przeciwstawia� si� czyhaj�cemu niebezpiecze�stwu. Na dziedzi�cu zamkowym, u st�p zapad�ych na po�y schod�w, oczekiwa� nas w przebraniu b�azna Jonasz B�rg. Powitawszy nas kr�tko, ruszy� w tanecznych podskokach jako przewodnik. Wch�on�y nas pot�ne mury. Ciemno�ci w�skiego korytarza, kt�rym prowadzi� nas gospodarz, roz�wietla�y w miarowych odst�pach acetylenowe lampy. Niczym rozkwitaj�ce tulipany wychyla�y si� ku nam z za�om�w mokrych mur�w o�wietlaj�c drog�, kt�ra wi�a si� jak labirynt. B�rg odwraca� od czasu do czasu swoj� blad� twarz, jakby dla sprawdzenia, czy aby wszyscy pod��amy za nim. Korytarz zdawa� si� nie mie� ko�ca; odga��zienia, jakie si� od niego rozchodzi�y, zia�y swymi ciemnymi czelu�ciami. Nie mog�em si� oprze� wra�eniu, �e B�rg z rozmys�em prowadzi nas w ko�o t� sam� drog�. Olbrzymi aptekarz mia� jeszcze w sobie na tyle odwagi, �e komentowa� to wszystko �artami; wszyscy pozostali jednak nie reagowali na to, zdj�ci jak�� wewn�trzn� niemoc�. Aptekarz dodawa� wi�c sam sobie otuchy i dopiero, kiedy znale�li�my si� w wielkiej sali bankietowej, obudzi� si� tak�e u innych dar mowy. Roztaczaj�cy si� przed nami widok dowodzi�, �e nasz dzisiejszy gospodarz w pe�ni utrafi� w atmosfer� owej fanatycznej i hermetycznej epoki. Bankiet ten zdawa� si� zasadza� z jednej strony na luksusie skojarzonym z bezprzyk�adnym okrucie�stwem, a z drugiej na pobo�no�ci towarzysz�cej bezwstydnemu wyuzdaniu. W tej sali zagubionej po�r�d ruin pradawnego zamczyska, wydawa� si� rozwija� sw�j osza�amiaj�cy przepych jaki� indyjski dw�r ksi���cy. Na wspania�o�ciach tych k�ad�o si� ponurym cieniem pos�pne wyrafinowanie, do jakiego zdolna by�a przenikni�ta duchem religijnej ekstazy tylko Hiszpania doby Velasqueza. Obok sztu�c�w, zdobnych w bezwstydnym artyzmie motywami najwymy�lniejszej rozpusty, sta�y kielichy przyozdobione z nie mniejszym kunsztem stacjami M�ki Chrystusowej. W �wi�tokradczym szyderstwie widnia�y na roz�o�onym na talerzach chlebie, niczym na op�atkach hostii, �wi�te litery I.N.R.I., a le��ce obok serwetki mia�y wszystkie wyci�ni�ty wizerunek z chusty �wi�tej Weroniki. Za podstawki s�u�y�y delikatne sk�ry srebrnoszarych kr�lik�w �ci�gni�te ze zwierz�t na �ywo. Same za� kr�liki, zbroczone krwi�, niekt�re wstrz�sane jeszcze drgawkami zamieraj�cych mi�ni, le�a�y na stole przykryte szklanymi kloszami. �rodek sto�u zajmowa� pot�ny krzy�, z kt�rego zwisa� naturalnej wielko�ci marmurowy Chrystus. Oczodo�y figury, pod�wietlane silnie od wewn�trz, rozprasza�y mrok wisz�cy doko�a. Dodatkowo ka�dy go�� znajdowa� na swoim miejscu przy stole ma�y lichtarz z p�on�c� �wiec�. Osobliwe to by�y �wiece; wygl�da�y niczym str�ki wysuszonego mi�sa i wydziela�y zapach korzeni i �ywicy. Na �cianach wok� bankietowego sto�u, za kt�rym targani obrzydzeniem i zgroz� rozsiedli�my si� ju� tymczasem, wisia�y kosztowne dywany z wyobra�eniami scen dworskich, p�r roku i krajobraz�w z zamorskich krain panuj�cej na morzach �wiata Hiszpanii. Nasi s�u��cy, trz�s�c si� ze strachu, pocz�li wnosi� potrawy przygotowane ju� w z�o�onych w bocznym pomieszczeniu pojemnikach. Tej pracy dogl�da� sam B�rg kr�c�c si� mi�dzy s�u��cymi z kr�tkim pejczem w d�oni i �ajaj�c ich za niezr�czno�� i powolno��. Siedzia�em pomi�dzy profesorem, kt�remu spiczasta, hiszpa�ska br�dka odstawa�a od brody niczym r�g, a adwokatem, kt�remu kolana dygota�y wyra�nie pod mnisim habitem. Nie mog�em oderwa� wzroku o kr�lika dogorywaj�cego przede mn� pod szk�em. By�em zdecydowany niczego nie je�� z tych potraw, ani niczego nie pi� z tych kielich�w, kt�rych kszta�ty nawi�zywa�y do spro�nych anegdot i kontrastowa�y ze zdobi�cymi je religijnymi scenami. Jonasz B�rg by� dzisiaj inny ni� zwykle. �ladu w nim nie pozosta�o po cechuj�cej go zawsze sztywno�ci i niewzruszono�ci, kt�re, zdawa�o si�, zrzuci� z siebie niczym mask�. Wszak�e b�azenada, z jak� pe�ni� honory gospodarza domu, czyni�a go jeszcze bardziej odpychaj�cym. Jego oczy gorza�y � nagle znalaz�em por�wnanie, kt�rego od dawna szuka�em na pr�no: oczy B�rga p�on�y w swych jamach niczym ogie� piekielny widoczny poprzez szczeliny sp�kanej skorupy ziemskiej. Skacz�c od jednego do drugiego, zmusza� nas do jedzenia i picia. Przystan�� z t� ceremoni� tak�e przy pustych krzes�ach, gdzie puchary na stole przywodzi�y nam na pami�� naszych zmar�ych przyjaci�. Noc robi�a si� coraz g��bsza i mia�a si� niebawem prze�ama� u swego szczytu. Moich towarzyszy ogarnia� coraz wyra�niej jaki� sza�, kt�ry zdawa� si� mie� swoje �r�d�o w tym samym instynkcie, jaki ka�e zbrodniarzom prosi� swoich kat�w o odurzenie, zanim powiod� ich na �mier�. Przejmuj�ca weso�o�� wobec �wiec�cych oczu figury Chrystusa, po�r�d zbrukanego krwi� i zastyg�ego w agonalnych konwulsjach �cierwa kr�lik�w, w oparach tych dymi�cych �wiec z wysuszonego mi�sa, sta�a si� dla mnie, jedynego w ca�ym towarzystwie, kt�ry w oczekiwaniu na maj�ce nadej�� niebezpiecze�stwo zachowa� czujn� trze�wo��, tak obrzydliwa i nie do zniesienia, �e obawia�em si�, i� mog� nagle wybuchn�� i straci� kontrol� nad swym post�powaniem. Moja odraza si�gn�a zenitu, kiedy o p�nocy wpad�o na sal� grono znanych w mie�cie do znudzenia ladacznic. W lubie�nych ta�cach pocz�y prezentowa� swoje wdzi�ki i umiej�tno�ci tarzaj�c si� na koniec po rozci�gni�tym na ziemi wielkim dywanie, czemu towarzyszy�y aprobuj�ce pochrz�kiwania widz�w. Gdy Jonasz B�rg przep�dzi� po jakim� czasie prostytutki swoim pejczem, podni�s� si� ze swego miejsca zwalisty aptekarz i ko�ysz�c si� niebezpiecznie na chwiejnych nogach zacz�� w be�kotliwych s�owach wys�awia� go�cinno�� gospodarza. W przem�wienie to wpl�tywa� g�sto hiszpa�skie przekle�stwa, jakie przyswoi� sobie podczas letnich wypad�w w Piereneje. Z kolei podni�s� si� Jonasz B�rg, aby odwzajemni� uprzejmo�� aptekarza. Patrz�c na mnie, odezwa� si� miel�c w ustach s�owa niby kamienie: � Och, moi przyjaciele, jak�e si� ciesz�, �e moja go�cinno�� spotyka si� z waszej strony z uznaniem. Zwleka�em d�ugo z zaproszeniem was to mego kr�lestwa, bowiem obawia�em si�, �e wasza rado�� �ycia, czy te� raczej wasz ob��d �ycia, nie znajd� w tych murach upodobania. Widz� jednak teraz ku swemu radosnemu zdumieniu, �e akurat w cieniu tego, czego nazwa� po imieniu zabraniaj� mi nasze statuty, �ycie rozkwita tym rado�niej i jaskrawiej. Tutaj, w otoczeniu symboli jej w�adzy, po�r�d jej najrozmaitszych postaci, tej... by tak rzec... brakuje mi s��w, aby j� inaczej nazwa� � wasza weso�o�� tryska jeszcze inaczej, ani�eli tam na g�rze, na oboj�tnej powierzchni rzeczy. I � moi panowie � prosz� uwa�a�: b�dzie jeszcze weselej. Rozkaza� s�u�bie rozla� wino, po czym przekonawszy si�, �e nape�niono tak�e puchary Munka i Dittricha, wzni�s� sw�j kielich pe�en ci�kiego, g�stego i ciemnoczerwonego p�ynu: � A teraz, moi panowie, niech to wino, najlepsze z hiszpa�skich, jakie posiada moja piwnica, p�jdzie panom na zdrowie. Pijmy za dalszy, radosny przebieg naszego bankietu! Je�eli nawet nie jestem, o czym panowie sami wiedz�, zwolennikiem ich wybuja�ej apoteozy �ycia, to jednak znam swoje obowi�zki gospodarza i dlatego wzywam teraz pan�w do wzniesienia toastu z pozdrowieniem dla �ycia, czczonego przez pan�w tyrana, tak jak to id�cy na �mier� gladiatorzy pozdrawiali raz jeszcze swojego cezara. Podczas gdy wszyscy inni spe�nili toast, ja opr�ni�em sw�j kielich, podobnie jak to czyni�em ju� wcze�niej, wprost na ziemi�. Obserwowa�em przy tym z pozorn� oboj�tno�ci� puchary nie�yj�cych przyjaci� i nagle zauwa�y�em..., �e ciemnoczerwona zawarto�� powoli znika�a z ich wn�trza, chocia� nie dotyka�a ich �adna r�ka i nie pochyla�y si� nad nimi niczyje usta. Teraz wiedzia�em ju� na pewno, �e nadesz�a godzina walki. Jonasz B�rg wodzi� wzrokiem z odpychaj�cym grymasem na twarzy wzd�u� sto�u, przypatruj�c si� ka�demu biesiadnikowi z osobna. Wszyscy zatracili ju� dawno sens ca�ej tej dzisiejszej maskarady. B�rg uderzaj�c si� pejczem w otwart� d�o� przem�wi�: � A teraz, dzieci, udamy si� na ma�y spacer. W przerwach biesiadnych hiszpa�ski dw�r mia� zwyczaj przechadza� si� parkowymi alejami Escurialu. Uhonorujemy stary obyczaj, dlatego te� prosz� pod��y� za mn� do mojego parku. � Wyci�gn�� rozkazuj�co r�k� w kierunku jednego z dywan�w, na kt�rym w �ywych barwach wyhaftowane by�y grupy drzew i ��ki jakiego� parku. Pod��aj�c za wyci�gni�t� r�k� B�rga zauwa�y�em, �e drzewa i krzewy coraz wyra�niej wyst�puj� z dywanu, plastyczniej� w oczach i ko�ysz� si� swymi koronami po�r�d szumu traw. W zieleni zamajaczy�y kr�te dr�ki prowadz�ce na skraj, za horyzont rozleg�ego krajobrazu. To, co przez chwil� mog�o si� jeszcze wydawa� zabawkowym modelem, przybra�o stopniowo naturalne kszta�ty i oto le�a� przed nami tajemniczo pi�kny w swej nocnej krasie wielki park. Chocia� by�em przygotowany na wszystko, zadr�a�em na ten widok. Pos�ysza�em g�os naszego gospodarza: � Zabierzcie, dzieci, lichtarze, kt�re o�wietl� nam drog�. To niez�e �wiece ze zmumifikowanych palc�w i ko�ci, dobrze si� pal�. Odurzony zwyci�stwem nie zwraca� ju� uwagi na mnie. Wzi�� do r�ki stoj�cy przed nim lichtarz i wszyscy � wszyscy zrobili to samo. Powstali z miejsc i uporz�dkowali si�, wszyscy, w d�ugi poch�d, gotowi pod��y� za B�rgiem, kt�ry ju� uczyni� pierwsze kroki w kierunku najbli�szej grupy drzew. Nie posiadaj�c si� ze zgrozy i przera�enia rzuci�em si� do przodu. � B�rg! Jonaszu B�rg! � krzykn��em. � Niech w gr�b zst�pi, co z grobu powsta�o! Oddaj grobowi, co� mu winien! Po tych moich s�owach nast�pi�o jakby nag�e trz�sienie ziemi zmieniaj�ce kszta�ty otoczenia, w kt�rym znajdowali�my si�. Drzewa i krzewy, ca�y mroczny park, wszystko to oddali�o si� nagle rozp�ywaj�c si� w niewyra�nym, mglistym krajobrazie. Na jego tle, niczym na tle teatralne} dekoracji podkre�laj�cej ka�dy ruch na scenie, sta� przed nami Jonasz B�rg wstrz�sany straszliwymi konwulsjami, kt�re, jak zdawa�o si�, lada chwila powinny rozerwa� go na sztuki. Pr�bowa� si� wyprostowa� i dosi�gn�� mnie swoj� d�ug� r�k�, ale trafi�a ona w pr�ni�. Twarz �ci�gn�a mu si� w sztywnym grymasie niczym maska po�miertna i nagle znikn�� nam z oczu z przera�liwym krzykiem w ciemno�ciach, jakie nas, nie wiedzie� sk�d, ogarn�y . Nie potrafi� powiedzie�, jak d�ugo tkwili�my spowici mrokiem; chyba nie d�u�ej ni� par� minut, ale kiedy �ycie zatraca si� w otch�aniach przestrzeni, to wydaje si�, �e i porz�dek czasu ulega rozregulowaniu. Niespokojny oddech by� pierwszym wra�eniem, jaki zarejestrowa�a moja powracaj�ca �wiadomo��. By� to jednak m�j w�asny oddech, nier�wno wydobywaj�cy si� ze sko�atanej piersi. Ale odkry�em i towarzyszy w pobli�u. Niepewnym szeptem i dotykaj�c si� nawzajem przekonali�my si�, �e wszyscy jeste�my jeszcze przy �yciu. Nie �mieli�my zrazu g�o�no wypowiedzie� dr�cz�cych nas my�li o ratunku, staraj�c si� zachowa� przepisane nam w statucie opanowanie w godzinie nieszcz�cia, gdy gdzie� z obrze�y morza ciemno�ci i milczenia, w jakim byli�my pogr��eni, dolecia�y nas blask �wiate� i g�o�ne zawo�ania. W�skimi korytarzami przedziera�a si� do nas ekspedycja ratunkowa. Ch�opi, kt�rych tak zdumia� nasz osobliwy poch�d, podnie�li w wiosce alarm, kiedy po up�ywie trzech dni nikt z nas nie powraca� z ruin. Znaleziono nas wreszcie po d�ugich i niebezpiecznych poszukiwaniach po�r�d na p� zasypanych i gro��cych obsuni�ciem si� sztolni. Pochodnie rzuca�y na �ciany powi�kszone cienie naszych postaci, kt�re rysowa�y si� na nich niczym prehistoryczne stwory. W miejscu, gdzie sta� nasz st� biesiadny, znajdowa�o si� teraz jedno wielkie, bezkszta�tne rumowisko. �ciany by�y go�e i b�yszcza�y w �wietle pochodni pokrywaj�c� je wilgoci�. Tam, gdzie wisia� wielki kobierzec z wyobra�eniem parku, przy pomocy kt�rego B�rg chcia� zwie�� nasze zmys�y, widnia� teraz mi�dzy ciosami muru ziej�cy pustk� wy�om. Zbadawszy go ostro�nie, odkryli�my zaraz na skraju g��bok� przepa��. Tam wi�c znikn�� Jonasz B�rg i tam chcia� nas zawie�� proponuj�c spacer. Nie ust�pi�em, dop�ki i inni nie zgodzili si� ze mn�, �e wracaj�c do �ycia powinni�my przynajmniej cz�ciowo stara� si� wyja�ni� tajemnic�, jaka nam ci��y�a. Zwi�zano drabiny i spuszczono je w przepa��, w kt�r� poprowadzi�em teraz przyjaci�. Spu�cili�my si� na g��boko�� studni, ale czelu�� otwiera�a si� pod nami jeszcze dalej w g��b. By�a to jedna z tych zbrodniczych zapadni, kt�re w starych zamkach s�u�y�y do ukrywania krwawych tajemnic. Kiedy dotarli�my wreszcie na dno, odkryli�my tam obok jamy prowadz�cej jeszcze g��biej, sk�d dobiega� nas plusk przep�ywaj�cej wody, szkielet. R�ce mia� zwi�zane na plecach, nogi sp�tane na krzy�, a mi�dzy nagimi z�bami czaszki znale�li�my szmaciany knebel. Ju� by� zmrusza�y i rozsypywa� si�, ale i tak jego po�o�enie mi�dzy szcz�kami zdradza�o, �e szmat� wci�ni�to temu cz�owiekowi w usta przemoc� i nie obesz�o si� przy tym bez walki. Chocia� brak by�o jakichkolwiek dowod�w na to, �e szkielet ten ma jakie� powi�zania z naszym nagle zaginionym gospodarzem, wiedzieli�my wszyscy, �e oto le�� przed nami szcz�tki Jonasza B�rga. Na twarzach przyjaci� malowa�a si� widoczna ulga, odpr�enie po z dawna t�umionej w sobie agresji. Jakby daj�c jej teraz upust, chcieli si� rzuci� na szkielet i rozdepta� go pomagaj�c sobie przy tym no�ami, kt�rych ju� dobyli. Ogarn�o mnie wtedy wsp�czucie niejasno kie�kuj�ce we mnie ju� od chwili, kiedy zobaczy�em B�rga, jak wi� si� w m�czarniach na tle ciemnego krajobrazu. Powstrzyma�em przyjaci�, a moje wsp�czucie takie mi podyktowa�o s�owa: � Przyjaciele, wasza wspania�omy�lno�� dla �ywych niech was nie opuszcza i wobec zmar�ych. Ten tutaj cz�owiek, jak�e musia� on kocha� �ycie i rozkoszowa� si� nim, skoro wci�� zmuszany jest przywdziewa� jego kszta�ty, chocia� �ycia teraz nienawidzi. Opami�tawszy si� towarzysze moi odst�pili ze zgroz� w sercach od szkieletu i w milczeniu pod��yli za mn� na g�r�, a stamt�d opuszczaj�c ruiny, na zewn�trz, gdzie po�r�d wyz�oconego s�o�cem jesienn