7509
Szczegóły |
Tytuł |
7509 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7509 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7509 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7509 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TOMASZ JASTRUN
GOR�CY L�D
29 POWA�NYCH I NIEPOWA�NYCH
OPOWIADA� O MI�O�CI NIEMI�O�CI
WYDAWNICTWO
JACEK SANTORSKI & CO
MORDERCA I DZIECKO 4
URODZINY 8
INTRUZ 15
GOR�CY L�D 18
ZIELONE OCZY 23
JAK WYTRESOWA�AM LWA 27
TW�RCZY NIEPOK�J 32
NOC 39
DRUGI BRZEG 44
RZESISTEK 47
KONIK POLNY 53
MOLE 56
DZIE� �YCIA I �MIERCI 58
KARMINOWE MAJTECZKI 65
KLATKA 69
KLUCZ 74
DZIURKA JAK MARZENIE 77
BALKON DO NIEBA 81
RANDKA Z MROKIEM 85
ROZBITKOWIE 89
RӯE I KREW 91
G�OWA 95
TAJEMNICA 97
ZAZDRO�� 101
B�YSKAWICA 105
KUSZENIE KSI�DZA TOMASZA 107
KRET 110
KOLEKCJONERKA 113
SYZYF 121
�Mi�o�� to pierwsza faza procesu rozmna�ania si�.
Biolog
�Ziemia kr�ci si� wok� mi�o�ci�.
Anonim
MORDERCA I DZIECKO
Usta by�y tylko pretekstem, kiedy wznosi�em si� na fali, nie interesowa�y mnie; ale pami�ta�em, �e u wielu kobiet to w wargach mieszkaj� nerwowe zako�czenia serca.
Oddawa�a poca�unki umiej�tnie. Potem ssa�em jej sutki - nie wiem, czy to mo�liwe, ale by�em pewien, �e jedna mia�a smak pomara�czy, a druga, chocia� nie mniejsza, dojrza�ej mandarynki? W ko�cu po�o�y�em j� na brzuchu i jak nami�tny kocur wgryz�em si� w kark, szukaj�c granicy b�lu. I znalaz�em j�. J�zykiem pobieg�em wzd�u� kr�gos�upa ku po�ladkom. Takie po�ladki zdaj� si� na chwil� przed wybuchem.
Masowa�em je delikatnie, a potem rozchyli�em jak kielich kwiatu, by obna�y� ten najbardziej delikatny i wstydliwy z otwor�w. Potem znowu wr�ci�em, tam gdzie ludzie ju� bardziej konwencjonalnie zwykli spe�nia� powinno�� wobec - natury... rozkoszy... nudy... I wype�ni�em j� sob� po brzegi.
Odsun�a si�, jak to czyni� kobiety, kiedy kochaj� si� bez mi�o�ci. Zna�em ten odruch, ale by�o mi przykro - nale�a�em do samc�w, kt�rzy potrzebuj� czu�o�ci tak przed, jak i potem.
Ubra�a si� szybko i bezwstydnie. Rozbieramy si� na wznosz�cej fali, wtedy nawet najwi�ksze niezr�czno�ci s� na miejscu. Inaczej jest z ubieraniem si�. Wci�ganie majtek, nie m�wi�c ju� o rajstopach, rzadko ma wdzi�k. Ona z wdzi�kiem za�o�y�a rajstopy. Poprawi�a makija�, po czym usiad�a z czym� na ustach, co nawet je�li by�o u�miechem, to nie u�miecha�a si� do mnie. Tak, by�o w niej co� intryguj�cego. Zwykle tajemnica znika ju� w ��ku, a najp�niej po wyj�ciu z niego, teraz by�o inaczej. Czu�em si� coraz bardziej poruszony tym, czego w niej nie rozumia�em. Jakie nosi imi�, ile ma lat? Mog�a mie� mniej ni� trzydzie�ci lub o wiele wi�cej - jej cia�o, chocia� przed chwil� obna�one, nadal by�o dla mnie zagadk�.
Pi�tna�cie minut temu utkn�li�my w przypadkowym i ciasnym korytarzu wagonu, przytuleni do siebie brzuchami. Rozwi�zanie tej sytuacji mia�o miejsce w moim przedziale. Nie by�o wi�c czasu na rozmow�. Zapali�a papierosa.
- Przepraszam, nie zapyta�am, czy mog�? - m�wi�a, wydmuchuj�c dym w bok, w stron� uchylonego okna, jakby ju� si� sta�o i nie mog�o si� odsta�.
- Nie pal�, ale nie przeszkadza mi, w porz�dku - powiedzia�em, chocia� nienawidzi�em, kiedy kto� przy mnie pali.
Poci�g zako�ysa� mocniej biodrami, jakby chcia� mi przypomnie�, �e jad� do Pary�a, w przedziale sypialnym pierwszej klasy, �e powinienem by� tu ze swoj� �on�, ale nagle zachorowa�a. Zamiast niej jest ze mn� kobieta z s�siedniego przedzia�u, nie znam nawet jej imienia, chocia� przed chwil� obdarowali�my si� nawzajem tym, co budzi najwi�ksz� odraz� ludzi i najbardziej ich ekscytuje.
Nie lubi� poci�g�w. Zawsze czuj� si� w nich brudno, nawet w kilka dni po podr�y. Jakby poci�g uwi�ziony na szynach zbiera� wszystkie brudy zaokiennego �wiata, a przecie� po tym zbli�eniu czu�em si� oczyszczony. Tak chyba czuje si� drapie�nik, gdy trafia k�em w szyjn� t�tnic� swojej ofiary.
- Czy m�czyzna, kt�ry jedzie z pani�... - pyta�em niby od niechcenia.
Przerwa�a mi z u�miechem.
- Ten m�czyzna �pi na dole, ja na g�rze, nie tylko dlatego, �e jest taki ci�ki. I m�w mi ty, to nie�adnie zagl�da� komu� w ty�ek, a potem nadal m�wi� pani...
Nie jestem nie�mia�y, ale zawstydzi�em si�. Powiedzia�a to jednak tak naturalnie, �e wulgarno�� szybko wyparowa�a ze s��w. Zadzwoni� m�j telefon.
- Pozdr�w �on� ode mnie - powiedzia�a. Wy�wietli� si� nasz domowy numer. Gasz�c w panice aparat, poczu�em, �e gasz� niedopa�ek na d�oni �ony.
Wyrzuci�a papierosa przez okno, przejrza�a si� w lustrze, poprawi�a makija�; wysz�a, zamykaj�c drzwi przedzia�u, jakby odcina�a tasakiem wszystko, co nas po��czy�o. Nie by�o tego du�o, wystarczy�o dmuchn��. Otworzy�em szerzej okno, mia�em nadzieje, �e przy okazji wyfrunie te� niepok�j. W��czy�em telefon, by zadzwoni� do �ony, nie by�o zasi�gu.
Mi�o��, czym ona jest po latach, po ranach, kt�re sobie zadali�my, rozpi�ta na �cianach naszego domu jak sk�ra nied�wiedzia... ale jest te� inna mi�o��, ta pochowana w szafach, ukryta w szczelinach pod�ogi. Kiedy kilka lat temu �ona chcia�a ode mnie odej��, uczucia zacz�y wychodzi� z ukrycia, zabiedzone, z wylenia�a sier�ci�. Z jej kamizelki, ukrzy�owanej na wieszaku, wyfrun�� m�l. Rozz�oci�em go w d�oniach, jakbym by� Panem Bogiem, kt�ry uciekaj�cej chwili robi zdj�cie z fleszem. I wpadli�my sobie na powr�t w ramiona. Jednak po paru miesi�cach wda�em si� w kilka romans�w. Jakbym chcia� zape�ni� jak�� szczelin�, jakbym nie wiedzia�, �e ona nie ma dna.
Wydawa�o mi si�, �e kto� stuka do drzwi. Otworzy�em. Sta� w nich on... w eleganckiej marynarce, kt�rej po�y wygl�da�y jak skrzyd�a kondora. By� wi�kszy, ni� my�la�em. Dla takich ludzi powinny by� osobne wagony. Poczu�em trwog�, jak samiec na widok dwukrotnie wi�kszego przedstawiciela tego samego gatunku, gdy obok jest samica w rui. M�wi� ciep�ym, gard�owym g�osem, by�o w nim co� �agodnego, zaskakuj�co �agodnego. Po�o�y� dziecinnym ruchem palec na ustach i wyszepta� - je�li pan mnie wpu�ci, powiem co�... - rozejrza� si�, jakby si� ba�, �e kto� mo�e pods�ucha�. Wcisn�� si� bokiem do przedzia�u, musia�em wej�� na ��ko, by zrobi� mu miejsce.
- Pan si� nie gniewa - powiedzia� i przysiad� jednym po�ladkiem na zamkni�tym blacie umywalki, kt�ra skrzypn�a ostrzegawczo.
Spr�bowa�em sobie wyobrazi�, jak j� pokrywa, najpierw z przodu, potem od ty�u, ale nie da�em rady. Nie mie�ci� si� nie tylko w mojej wyobra�ni, ciasny przedzia� sta� si� niezno�nie ma�y. By� oty�y, czu�em jednak, �e jego tusza, jak u s�onia, jest osadzona na podk�adzie z mi�ni. Twarz mia� jednak �agodn�, nawet �adn�. Si�gn�� do kieszeni. Pomy�la�em o pistolecie, chocia� m�g� mnie rozgnie�� go�ymi r�kami. Wyj�� z wewn�trznej kieszeni marynarki dwa kieliszki i p�ask� butelk� koniaku. Nala� bezb��dnie jak kelner �Warsu�, bior�c poprawk� na ko�ysanie poci�gu, poda� mi kieliszek na d�oni nie mniejszej ni� taca.
- Zdrowie s�siada - podni�s� kieliszek. Zg�upia�em i g�adko jak na przes�uchaniu ujawni�em swoje imi�. Wypili�my. Przymkn�� okno i powiedzia�:
- Napali�a panu, nie mog� jej oduczy�, choruj� od dymu.
Wiedzia�, �e tu by�a! W odruchu samozachowawczym kleci�em jakie� wyja�nienie, ale nie uk�ada�o si� ono w eleganckie k�amstwo. Zanim wypl�ta�em si� z kilku niesk�adnych zda�, przerwa� moj� m�k� i uroczy�cie dola� koniaku.
- Wyluzuj si�... ona ma nerwic� seksualn�, jej macica... znicz olimpijski, wieczny ogie�, tego nie da si� ugasi�, im cz�ciej si� go zalewa, tym bardziej p�onie... rozumiesz pan...?
Nie by�em pewien, czy rozumiem. Wola�em tego nie sprawdza�. Aby si� pokrzepi�, wypi�em koniak, jak po�yka si� pastylk� na uspokojenie. Nie wiadomo kiedy zawi�za�a si� mi�dzy nami serdeczna ni�, tak� ni� lepi paj�k z l�ku i z rozpaczy swoich ofiar. Zada� mi kilka pyta�, stanowczo zbyt osobistych na kr�tk� znajomo��, a ja odpowiedzia�em chyba zbyt szczerze. Nagle rozp�aka� si�. Wyj�� z kieszeni chusteczk�, kilka drobnych przedmiot�w wylecia�o z niej, tworz�c ma�� kaskad� d�wi�k�w; podnios�em je us�u�nie.
Przej�a mnie delikatno�� �ez, kt�re sp�ywa�y po jego zaro�ni�tych policzkach. Najch�tniej uciek�bym z przedzia�u, wagon nie daje jednak zbyt wielkich mo�liwo�ci. Dopi�em sw�j koniak, a on, nadal p�acz�c, poci�gn�� z butelki, potem poda� mi j� delikatnie, jak podaje si� niemowl�. Wypi�em, mokra i ciep�a szyjka butelki po��czy�a nas jak wsp�lna matczyna pier�.
- Ja tak j� kocham, nie wyobra�asz sobie, ile we mnie mi�o�ci, kocham jej d�onie, palce u n�g... znami� na udzie... widzia�e�? - gwa�townie zaprzeczy�em - twoja strata, nawet ten ogie� w jej... te� go kocham... A ona mi si� wymyka, jak ona mi si� wymyka... rozumiesz...
Poci�g znowu mocniej zako�ysa�, a ja poczu�em, �e moja g�owa ko�ysze si� ponad miar�. Uzna�, �e mu potakuj�, i te� pokiwa� g�ow�. Koniak troch� mnie znieczuli�... ale monstrualno�� tej sceny by�a tak wielka, �e mog�em obawia� si�, czy nie zostan� przez ni� po�arty. S�o� z ma�ym ziarenkiem pod powiek�, krokodyl, kt�ry ociera �zy delikatn� chusteczk�. Ta niemo�liwa niezr�czno�� zdawa�a si� zadomawia� w przedziale. Dlatego ucieszy�em si�, �e zadzwoni� telefon. To by�a �ona. P�aka�a. Cierpia�a na nerki, b�l by� nie do zniesienia. Poczu�em wielk� ulg�, �e jest, �e chce dzieli� si� ze mn� swoim cierpieniem.
- Moja �ona... - powiedzia�em, t�umi�c czkawk� - rodzi...
Pogratulowa� mi sceptycznie. Wyja�ni�em, �e to tylko kamie�. Nie zdziwi� si�...
- Dobre i to, moja �ona ma zdrowe nerki, ale ze mn� nic nie urodzi... jestem impotentem.
Chcia�em wyrazi� wsp�czucie, ale nadal mia�em wra�enie, �e jestem sam na sam z oswojonym drapie�nikiem. Gdy wykonam nieostro�ny ruch - zabije mnie.
- Ja te� bywam, czasami, ka�demu zdarza si� - powiedzia�em pojednawczo.
To by� w�a�nie ten nieostro�ny ruch. Wydawa� si� za obszerny, by zmie�ci� si� mi�dzy ��kami. Postanowi�em broni� si� nogami... ale po chwili ju� wiedzia�em - to nie na mnie poluje. Wydar� z ��ka prze�cierad�o, jak kawa� mi�sa z boku gazeli. My�la�em, �e chce mnie nim zadusi�, higienicznie - ale on tylko sk��bi� prze�cierad�o, kt�re jak piana wype�ni�o przedzia�. Rozdar� z trzaskiem materia� jak bibu�k�, oddzieli� kawa�ek... k�tem oka ujrza�em, �e tam w�a�nie nasze wydzieliny narysowa�y kontynent, jakiego nie ma na mapie �wiata.
Powsta�a sytuacja, kt�r� mo�na by nazwa� niezwyk��, ale jako� ci�ko by�o mi podziwia� jej nietypowo��.
Ujrza�em, �e przeciska si� do drzwi, ze swoim bia�ym och�apkiem - na po�egnanie rzuci� mi niemal pust� butelk�. Powiedzia�em - dzi�kuje - co pewnie zabrzmia�o idiotycznie. Zablokowa�em drzwi i opr�ni�em butelk�.
Zosta�em sam w przedziale, przepe�nionym woni� potu, m�skich perfum adidas i koniaku. Teraz dopiero u�wiadomi�em sobie, �e nie pami�tam jej zapachu. Ja, kt�ry nieraz imponowa�em kobietom, gdy pochylaj�c si� nad d�oni�, szyj� lub policzkiem bezb��dnie wymienia�em rodzaj perfum. Nie pachnia�a. Czy wi�c by�a tu na pewno?
Obejrza�em okaleczony k��bek prze�cierad�a. By� z�achmaniony jak moja dusza. Z s�siedniego przedzia�u dobieg�y mnie odg�osy k��tni. Przystawi�em ucho do �cianki, ale s�ysza�em ju� tylko stukot k� poci�gu. W ten stukot, jak w rytm serca, wkrad�a si� niemiarowo��. Kto� puka� do moich drzwi... ten d�wi�k by� uparty, ale nie natarczywy. Postanowi�em, �e mnie nie ma. Pukanie s�ab�o, w ko�cu zamilk�o. Za to dzia�o si� co�, w dalszej cz�ci korytarza. W�o�y�em zatyczki do uszu i poszed�em spa�. Nie zastanawia�em si�, dlaczego poci�g stan�� na jakiej� ma�ej zapyzia�ej stacji, aby znowu ruszy�.
Obudzi�o mnie s�o�ce. Okolice Pary�a ton�y w zieleni. Tu nawet drzewa zdawa�y si� mie� swoj� niezwyk�� histori�. Zadzwoni�em do �ony - urodzi�a kamie�, mia� trzy milimetry d�ugo�ci.
Pokrzepiony dobrymi wie�ciami z domu, zrobi�em kilka przysiad�w i dziesi�� pompek. Na pod�odze chrobota� jaki� przedmiot... o�ywiony ruchem poci�gu, zatacza� si� bia�y plastikowy flakonik, znak serca czerwieni� si� na nalepce. Lekarstwo pewnie wypad�o z kieszeni mojego wczorajszego go�cia, kiedy wyjmowa� chusteczk�. Wsadzi�em flakonik do kieszeni, by z mieszanymi uczuciami wyj�� na korytarz - nale�a�o go odda�, ale nie pali�em si� do spotkania. Drzwi s�siedniego przedzia�u by�y zamkni�te. Na pod�odze bieli�a si� otwarta koperta. Podnios�em j�. W �rodku le�a� zwini�ty strz�pek prze�cierad�a. Wsadzi�em go w panice na powr�t do koperty i niby przypadkiem upu�ci�em na pod�og�. Po czym zaszy�em si� u siebie.
Drzwi s�siedniego przedzia�u by�y zamkni�te te� w dwie godziny potem, kiedy poci�g stawa� u kresu podr�y na Gare du Nord. Chyba nawet odetchn��em z ulg�, �e w�r�d wychodz�cych nie ma tej pary, z kt�r� ��czy�o mnie niepokoj�co wiele, jak na przelotno�� znajomo�ci. Stan��em na peronie przy oknie ich przedzia�u - by�o zas�oni�te. Baga�owy ju� d�wiga� moj� walizk� na w�zek, powstrzyma�em go z gniewem, na kt�ry nie zas�u�y�. Takie propozycje postarzaj� mnie.
Podszed� konduktor, trzyma� w r�ku kopert�.
- To pana? Le�a�a na pod�odze obok przedzia�u.
Wsadzi�em kopert� do kieszeni. Uginaj�c si� pod ci�arem walizki, kln�c, �e nie skorzysta�em z propozycji baga�owego, powlok�em si� w stron� postoju taks�wek. Chcia�em wyrzuci� kopert� do kosza... jestem jednak zbieraczem kurioz�w i nie potrafi�em si� z ni� rozsta�.
W hotelowym pokoju podnios�em �aluzje, by ods�oni� dachy Pary�a. I zaci�gn��em si� zapachem hotelu - je�li jest francuska mi�o��, jest te� francuski zapach, kt�ry mieszka w tanich hotelach tego miasta.
Otworzy�em walizk�, wyj��em skrawek prze�cierad�a. Na brzegu naszego �kontynentu�, w miejscu, kt�re mo�na nazwa� �przyl�dkiem drapie�nej nadziei�, widnia� adres napisany szmink�... Rue St. Dominique 57. Z moich domys��w mo�na by zbudowa� kilka powie�ci kryminalnych. �adna jednak nie mia�aby sensownej puenty. Czy �ycie jednak nie dopuszcza fina��w bez sensu?
Chyba od razu wiedzia�em, �e ciekawo�� b�dzie mocniejsza od niepokoju, zawsze tak jest w moim popl�tanym �yciu. Ciekawo�� sama w sobie nie jest jednak broni�. Czu�em si� wi�c niepewnie, kiedy po seminarium, uzbrojony jedynie w map�, ruszy�em na poszukiwanie rue St. Dominique. G�ow� mia�em pe�n� gwaru rozm�w, wype�nion� w przerwach spotkania - seminaria s� przecie� tylko kosztownym pretekstem, ich istot� s� przerwy i nieobecno�ci na wyk�adach.
Z regu�y b��dz�, ten dom znalaz�em bez trudu. Schody by�y kr�te i mroczne jak moje my�li. Wszed�em na pierwsze pi�tro, po czym nagle stan��em, jakby zatrzyma� mnie w�asny cie�. By�em przecie� tylko �m�, odwa�n� �m�, kt�ra chcia�a zbli�y� si� do ognia. Zbiegaj�c po schodach, w panice, kt�ra bieg�a za mn� odg�osem moich krok�w, ujrza�em oczyma wyobra�ni ten ogie�.
Min�y niemal trzy lata, zanim ponownie znalaz�em si� w Pary�u. Przyjecha�em z �on�. Histori� mego ma��e�stwa mo�na opisa� dobrymi i z�ymi tygodniami. To mia� by� nasz dobry tydzie�. Zdecydowali�my si� na m�odzie�czy lot do Pary�a... na kilka dni.
Wybra�em ten sam hotel. Powita� mnie jego zapach, nic nie zmieniony. I jak za dawnych lat, zamykaj�c drzwi pokoju, przytuli�em �on�. Kochali�my si� w po�piechu, nad g�ow� ko�ysa� mi si� smuk�y obcas damskiego bucika. Dawna przygoda z poci�gu zmala�a, by�a ju� nie wi�ksza ni� ziarenko piasku; ale czu�em je i ba�em si�, by nie wpad�o nam w jakie� intymne miejsce.
W pobliskiej restauracji zam�wili�my ostrygi, potem metro wioz�o nas bez planu. Na ulicy pada� deszcz s�o�ca. Nagle poczu�em, �e okoliczne domy i sklepy uk�adaj� si� we wz�r znajomej mi ulicy...
Pozna�em j� od razu... sz�a z ma�ym dzieckiem. Nie by�o szansy na unik, wpadli�my na siebie. Nie wydawa�a si� zaskoczona, nie mia�a te� w�tpliwo�ci, �e ja to jestem ja...
- Znajoma z dawnych lat... - wyja�ni�em �onie.
- Poznajcie ma�ego... ma dwa lata... Miko�aj...
- Jak m�j m��! - wykrzykn�a �ona, kt�ra zawsze szala�a na widok ma�ych dzieci. �o��dek skurczy� mi si� w pi��. A �ona nadal czuli�a si� do dziecka... - Jaki cudowny ch�opiec, podobny do naszej Moniki, kiedy by�a ma�a, patrz...
Dostrzeg�em to podobie�stwo od razu. Kszta�t brwi w mojej rodzinie w�druje przez pokolenia... s� lekko uniesione, jakby zdziwione.
- Wszystkie �adne dzieci s� do siebie podobne - odpar�em oschle.
- Niepodobny do pani, pewnie podobny do pani m�a? - m�wi�a �ona.
- M�j m�� umar� trzy lata temu, w poci�gu... - powiedzia�a jakby nigdy nic. I u�miechn�a si�.
Zapad�o niezr�czne milczenie.... poprosi�em o numer telefonu, chocia� nie chcia�em si� z ni� spotyka�, ju� raczej wymaza� to spotkanie mokr� �ciereczk�. Potem odci�gn��em �on� od dziecka... pomacha�o nam r�czk�, a potem utkwi�o we mnie wskazuj�cy paluszek, jakby m�wi�o: to on!
URODZINY
Obraz zajmuje niemal ca�� �cian�. Namalowa� go artysta, kt�rego zna� jej m��, ona pozna� go nie zd��y�a. P��tno zawis�o w mieszkaniu w przeddzie� wyprawy m�a w Himalaje, z kt�rej nie wr�ci� - czeka�a na niego kilka lat, chyba nadal czeka?
Na obrazie stoi �ysiej�cy m�czyzna, w okularach, nagi, z aparatem fotograficznym w d�oniach, czarny pyszczek obiektywu skierowany jest w stron� buzi dziecka. Postacie odbite s� w lustrze, dlatego kilkuletnia dziewczynka, kt�ra spogl�da na go�ego cz�owieka z zagadkowym p�u�miechem, patrzy zarazem ku nam z ca�� si�� dwuznacznego spojrzenia. Jest niepokoj�co podobna do niej, kiedy by�a ma�a. Czy to mo�liwe, �e Robert po�yczy� jej fotografi�, by pozowa�a malarzowi?
Ten malarz to znany artysta, widzia�a go nawet w telewizji, s�ysza�a, �e krytycy zaliczaj� jego sztuk� do realizmu magicznego. Obraz jest perwersyjny nie tylko dlatego, �e nago�� m�czyzny kontrastuje z delikatno�ci� dziecka, jest co� lubie�nego w p�u�miechu dziewczynki, a m�ski k��bek p�ciowy wydaje si� tylko czeka� na znak jej powieki, by si� rozwin��.
Niepokoi j� ten obraz, gdy� kojarzy si� ze �mierci� m�a. Niepokoi u�miech dziewczynki, jej podobie�stwo do niej, a obna�ona p�e� jako� nie przystaje do �agodnej, interesuj�cej twarzy polskiego inteligenta - gatunek cz�owieka, kt�ry wydaje si� na wymarciu.
Taki �ysawy, z ma�� br�dk�, my�l�ce oczy oprawione nie�mia�o w okulary - lubi�a takich.
Od chwili zagini�cia Roberta nie interesowa�a si� m�czyznami. Wygna�a ich ze swojej wyobra�ni. Jedyny, kt�ry codziennie bywa w jej domu, stoi nagi na tym obrazie.
Pracuje w biurze, nie w jakim� wa�nym urz�dzie, ju� dawno od�o�y�a swoje zawodowe ambicje do szuflady. �y�a �yciem m�a, jego sukcesami, kolejnymi o�miotysi�cznikami. Cz�sto wyje�d�a�. Tam daleko i wysoko zdradza� j� z g�rami, kt�re mog�a zobaczy� w wyobra�ni; z kobietami, kt�rych nie potrafi�a sobie wyobrazi�. Tych zdrad by�a prawie pewna, nie chcia�a jednak zna� szczeg��w. M��, starszy od niej o dziesi�� lat, by� jej pierwszym m�czyzn� i zarazem ostatnim - fascynacj� wielk� jak te szczyty z lodowymi j�zykami. Bywa� opieku�czy, stanowczy, �wietny facet na katastrofy, ale przera�a� go dramat codziennego �ycia. Chyba dlatego ucieka� w g�ry, gdy wraca� - wydawa� jej si� zimny i obcy. Nie mieli dzieci, chyba on nie m�g�? Opar�a si� jednak o niego ca�ym swoim �yciem, a on tak cz�sto znika�, by w ko�cu odp�yn�� na zawsze.
Jutro uko�czy trzydzie�ci pi�� lat; jest �adna, ale skromn� urod�, kt�ra niczego nie podkre�la, niczym si� nie chwali. Lubi p�mrok, w swoim przytulnym mieszkaniu zapala ma�o �wiate�, tylko boczne lampki o stonowanym, miodowym �wietle.
Zw�ok m�a nigdy nie wygrzebano spod lawiny. Kiedy nie ma cia�a, nie odb�dzie si� pogrzeb - nie ma wi�c grudek ziemi, kt�re tak z�owrogo i nadaremnie stukaj� w trumn�, ani ci�tych kwiat�w, kt�re wi�dn�c wi�cej m�wi� o �mierci ni� wszystkie mowy pogrzebowe �wiata. Mo�e on jednak �yje? - czasami my�la�a.
Jego koledzy dzwonili, potem przestali. By�a dla nich jak wyrzut sumienia, je�dzili na kolejne wyprawy i wracali.
�wiat wydawa� jej si� md�y, bez kolor�w. Ludzie zmienili si�, pieni�dze, narzekanie na ich brak, to g��wny temat rozm�w; ju� nawet nie m�wiono o pogodzie, a przecie� by�a wiosna, kt�ra w Polsce potrafi odmienia� ziele� w wielu przypadkach trudnej gramatyki tego kraju.
W letnie sobotnie popo�udnie siedzia�a w fotelu i pi�a kaw�. Telefon milcza� jak zwykle. Ju� nie czeka�a, �e kto� zadzwoni z wa�n� wiadomo�ci�, dzwoni�y tylko pomy�ki - czy to hurtownia? Stara�a si� by� grzeczna, co nie by�o �atwe.
Pi�a kaw� z niebieskiego kubka z misiem, by� nieco dziecinny, ale to jej ulubiony kubek. Spojrza�a na obraz - czy nie wisi za wysoko? Zapu�ci� korzenie w �cian�, strach by�oby go teraz rusza�. Czy ten malarz ma �on�, rodzin�? Gdzie mieszka? - na pewno w Warszawie, wszyscy wielcy mieszkaj� w Warszawie. Jak kocha si� ze swoj� �on�, czy odk�ada wtedy na bok okulary? - na pewno tak. Podwin�a delikatnie sp�dnic�, po�o�y�a d�o� na brzuchu i pozwoli�a palcom, by zag��bi�y si� mi�dzy uda... by�a sucha i niech�tna; sta�am si� zwierz�ciem bezp�ciowym - pomy�la�a. Znowu jak nietoperz wpl�ta�o si� jej we w�osy to straszne s�owo �wdowa�. Widzia�a wtedy kobiet�, kt�ra ma p�e� wysuszon� na wi�r.
Obraz spojrza� na ni�, zdziwiony tym, co zrobi�a. Zarumieni�a si�. Nagle ujrza�a, �e na p��tnie, w miejscu, gdzie ciemnieje podbrzusze m�czyzny... co� si� sta�o... Zamkn�a oczy, a kiedy je otworzy�a, zobaczy�a, �e niewielki, chocia� wyra�ny penis... nie jest ju� taki sam?
Wsta�a i z bij�cym sercem wysz�a z pokoju. Po chwili jednak wr�ci�a. M�czyzna na obrazie mia� wzw�d. Chcia�a zadzwoni� do kogo�, podzieli� si� swoim niepokojem, bliscy jednak stali si� dalecy, ba�a si� o�mieszenia.
Pr�bowa�a czyta� ksi��k�, nie mog�a si� skupi�. Przez godzin� nie spojrza�a na obraz. Potem wysz�a na spacer. Lubi�a drobny wiosenny deszcz, kiedy krople uderzaj� tak delikatnie, �e uwalniaj� zapach z trawy, z ziemi i p�yt chodnika. Sz�a bez celu, mog�a wi�c spokojnie przygl�da� si� sklepowym wystawom. Jak te ulice zmieni�y si� przez ostatnie lata!? Zawaha�a si�, mijaj�c pobliskie kino, nie potrafi�a sama chodzi� do kina. Gdy gas�o �wiat�o, siada�a obok samotno��, by po�o�y� zimn� g�ow� na jej ramieniu, w miejscu gdzie on zawsze k�ad� swoj�, kiedy nudzi� go film. Wesz�a do sklepu, szuka�a jak zwykle nowych owocowych jogurt�w.
W domu zaparzy�a herbat�, otworzy�a jogurt i usiad�a w fotelu. Poliza�a �y�eczk�, zamkn�a oczy, by poczu�, jak smak kokosu cierpko pie�ci jej podniebienie. Spojrza�a na p��tno - cz�onek m�czyzny zmieni� swoj� posta�. By�a tego pewna. Prawie pewna? Niepok�j jednak min�� - u�miechn�a si� - to przecie� jest �mieszne, okropnie �mieszne - powiedzia�a do siebie. Postawi�a krzes�o przed obrazem, stan�a na nim i wyci�gn�a d�o� w kierunku m�czyzny, nie dotkn�a jednak p��tna, cofn�a w pop�ochu r�k� - pomy�la�a - okropnie �mieszne, a ja na dodatek si� wstydz�.
Usiad�a w fotelu, by przytuli� si� do stygn�cej herbaty. Pi�a powoli, prawie nami�tnie, pojadaj�c jogurtem. Si�gn�a po ksi��k� telefoniczn�. Zna�a nazwisko artysty, okaza�o si� jednak bardziej powszechne, ni� mo�na si� spodziewa� - imienia nie by�a pewna? Zajrza�a do nowej encyklopedii powszechnej. By� tam! Mia�a wi�c imi� i numer telefonu.
Nie zamierza�a dzwoni�. Ba�a si� znanych ludzi, a ludzi nieznanych, prawd� m�wi�c, obawia�a si� niewiele mniej. Co mog�aby mu powiedzie�? - pana obraz wisi w moim domu, m�a nie ma, zgin��, a pan na tym obrazie... je�li to pan?... dosta�, przepraszam za s�owo... wzwodu. A czy ta perwersyjna dziewczynka to ja?
Ca�kiem sprawnie powtarza�a ten tekst w my�lach. Numer telefonu malarza zapisa�a w notesie, wkr�tce jednak go�ci� na sta�e w jej pami�ci. Nie wiadomo, jaki impuls sk�oni� j�, by jednak zadzwoni�. S�o�ce w�a�nie chowa�o si� mi�dzy domami, li��c miodem drzewa, i jak zwykle o zachodzie o�ywi�y si� ptaki, przera�one, �e s�o�ce zajdzie raz na zawsze. Ten ostateczny �piew ptak�w zawsze j� uskrzydla�.
Gdy us�ysza�a m�ski g�os w telefonie, chcia�a od�o�y� s�uchawk�, powstrzyma�o j� poczucie przyzwoito�ci, kt�re ros�o w niej od dziecka jak drzewo o coraz grubszych konarach. Mozolnie zbiera�a s�owa.
- Halo, tam jest kto�? - m�ski g�os pyta� z lekk� nutk� zniecierpliwienia.
- Jestem ja, przepraszam.
Przedstawi�a si� i gor�czkowo zacz�a m�wi� o obrazie, kt�ry wisi w jej mieszkaniu. Czu�a, �e potyka si� o ka�de s�owo, pom�g� jej - tak, oczywi�cie, pami�ta, jak mo�e nie pami�ta�, malowa� ten obraz d�ugo, ale serdecznie, to ryzykowany obraz, prawda? Bardzo prze�y� �mier� Roberta, nie zadzwoni�, nie wiedzia�, co powiedzie�.
Mia� m�ody, ciep�y g�os, z ciemnymi pasemkami, kt�re mog�y by� skrawkami cienia albo nawet smutku.
- �mier� zawsze mnie peszy, ale to �adne usprawiedliwienie, gdybym zna� pani�, ale nie zd��yli�my si� pozna�... niech wi�c teraz pani przyjmie wyrazy wsp�czucia... Jak to si� sta�o, s�ysza�em, �e nie wiadomo... Mam nadziej�, �e obraz nie powoduje b�l�w g�owy, jest troch� nieprzyzwoity, znam ludzi, kt�rzy skar�� si� na moje obrazy, by�y nawet skargi na bezsenno��... z Robertem chodzili�my razem do liceum, nie wiedzia�a pani?
Pozwoli�a zasypa� si� s�owami, szcz�liwa, �e nie musi nic m�wi�, a s�ynny malarz nie gniewa si�, jest nawet zadowolony, �e zadzwoni�a. Dobre s�owa o Robercie by�y jak kubek gor�cego mleka wylany na jej zmarzni�te serce. Nie wspomnia�a jednak o tym, co by�o ukrytym powodem tego telefonu, malarz sam sprowokowa� j� pytaniem.
- A jak si� ma m�j obraz? Dziewczynka nadal u�miecha si�, a mo�e jest ju� kobiet�?
- Dziewczynka nie zmieni�a si�... raczej ten cz�owiek... a to pan, prawda?
- Sk�d pani wie?
- Nie wiem, tak pomy�la�am.
- To jestem chyba ja, ale taki... ja nie ja, tak bywa w sztuce...
- Co� zmieni�o si� chyba na obrazie... nie jestem pewna... ale to przecie� niemo�liwe, prawda?
Roze�mia� si� serdecznie, ch�opi�co. Podoba� mu si� jej g�os, by�a w nim ciep�a bezradno�� i wdzi�k, kt�ry wychyla� si� czasami z odst�p�w mi�dzy s�owami, a najmocniej z chwil zak�opotanego milczenia.
- Obrazy zmieniaj� si�, gdy� my si� zmieniamy i zmienia si� �wiat, ten �wiat jest bezczelny, prawda? My nic a nic go nie obchodzimy. I jest czas, on wszystko zmienia, czasami robi to podst�pnie, nak�ada nowe ramy na stare p��tna. Dlatego po latach boj� si� spotyka� swoje prace, to jak spotka� kogo� bardzo bliskiego, kto nagle jest obcy... ten obraz jednak ch�tnie zobacz�.
Mo�na wi�c powiedzie�, �e sam si� do niej zaprosi�. Ba�a si� tego spotkania, zarazem pragn�c go. S�ysza�a, �e malarze gniewaj� si�, �e ich obrazy �le wisz� - a poza tym zanudzi go sob�, nie ma przecie� nic do powiedzenia. Mia� przyj�� nazajutrz, po po�udniu.
Nie mog�a zasn��, przypomnia�a sobie ich rozmow�. Celebrowa�a w�asn� odwag�; by�a pewna, �e gdy m�wi� o up�ywie lat, jego s�owa zasnuwa�y si� chmurami. I zasn�a w tych chmurach.
Obudzi� j� �piew ptak�w, kt�re odzyska�y nadziej�. By�a rze�ka, s�oneczna niedziela. To jej trzydzieste pi�te urodziny. Kiedy my�la�a o swoim wieku, czu�a w gardle grudk� goryczy, ale teraz grudka rozpu�ci�a si� w porannej krz�taninie. Po tej nocy czu�a si� wypocz�ta, ale dopiero stoj�c pod prysznicem, zrozumia�a, �e czuje si� dobrze, po raz pierwszy od lat.
Z r�cznikiem na g�owie podesz�a do obrazu. Nic nie zmieni�o si� od wczoraj, czyli nieprzyzwoita zmiana utrwali�a si�.
- �wintuch - szepn�a i u�miechn�a si� na my�l, �e tak m�wi o kim�, kto jest w encyklopedii, a dzisiaj, nie do wiary, b�dzie jej go�ciem.
Musi jeszcze posprz�ta� mieszkanie, upiec ciasto, malarz zapowiedzia� wizyt� na pi�t�, to na szcz�cie niezobowi�zuj�ca godzina. Czy zd��y? Po �mierci m�a... �mier�! - po raz pierwszy pomy�la�a o tej nieobecno�ci tak jednoznacznie - jej czas p�ynie szybciej ni� innym ludziom... Coraz cz�ciej czuje si� ��wiem, kt�ry zagrzeba� si� w piasku. Kiedy wesz�a do kuchni, no�e i garnki powiedzia�y - nie zd��ysz. Dzie� przechyli� si� jak klepsydra i us�ysza�a, jak ze szmerem uciekaj� minuty. Ale po godzinie pracy ju� wiedzia�a; tym razem czas p�ynie inaczej... �yczliwie. W po�udnie sernik by� gotowy. Znalaz�a te� dwie butelki w�oskiego wina, sprzed niepokoj�co wielu lat.
Przyszed� punktualnie. Kiedy otworzy�a drzwi, spojrza�a za wysoko, pewnie ze strachu, a mo�e dlatego, �e by� ni�szy, ni� my�la�a. U�cisk jego d�oni by� mi�kki, w�a�nie taki, jakiego si� spodziewa�a. Przyni�s� tulipany, kwiaty, kt�re najbardziej lubi�a. Sk�d wiedzia�? Ju� w progu poczu� zapach ciasta i zaci�gn�� si� nim... Przyzna� si�, �e uwielbia sernik, a w mieszkaniach najbardziej lubi kuchnie. Usiedli wi�c w kuchni. Poprosi� o kaw�, sobie zaparzy�a herbat�. Pokonuj�c zmieszanie, po raz pierwszy spojrza�a na niego uwa�nie.
Mia� ponad czterdzie�ci lat, czyli nieco wi�cej ni� na obrazie, ale to by� on - nagi pan z aparatem. Jego br�dka jeszcze czarna na p��tnie, u niej w kuchni drepta�a w kierunku siwizny.
By� bezpo�redni, skupiony w sobie, lecz nie na sobie. Opowiada�, �e w malowaniu najtrudniejsz� rzecz� jest... nie wierne odrysowanie ludzi i rzeczy, tak si� wydaje laikom, a oddanie gry �wiat�a i cienia. Przez chwil� wspomina� Roberta, ale szybko wyczu�, �e lepiej m�wi� o nim niewiele. Zjad� a� trzy kawa�ki ciasta. Poczu�a, �e odnios�a sukces - pierwszy od lat.
Jedz�c, my�la�... jest jako� �adna, ale tak� trudn� urod�... i mi�a... Zebra� si� w sobie, to nie by�o �atwe, i powiedzia�:
- A teraz zobaczymy m�j obraz, naprawd� umieram ze strachu - roze�mia� si�, ale w tej weso�o�ci by� niepok�j.
Chcia�a go zatrzyma�, uprzedzi�, przestraszy�a si� - pomy�li, �e sta�o si� to z jej winy, ale ogarn�y j� w�tpliwo�ci, mo�e ma jakie� omamy?
- Wisz� w salonie? - zapyta� z ironi�, jakby chcia� podkre�li� wieloznaczno�� s�owa �wisie�. Wyja�ni�a - jest tylko pok�j i salonik, na szcz�cie nie taki ma�y, pan maluje du�e obrazy.
- Tylko du�e, za du�e, to wielu ludziom sprawia k�opot, szczeg�lnie tym, kt�rzy maj� ma�e mieszkania - powiedzia�... a widz�c, �e speszy�a si�, szybko doda� - przepraszam, nie to mia�am na my�li.
Stan�� naprzeciw obrazu, patrzy� najpierw spod pochylonego czo�a... by�a w tym pokora, ale te� heroizm artysty, kt�ry po latach spotyka si� ze swoj� sztuk�. Nagle napi�� mi�nie, wygl�da� teraz jak zapa�nik, kt�ry mocuje si� sam ze sob�.
Sta�a w progu zdziwiona, �e jest tak beznadziejnie, tak g�upio zdenerwowana. Zdj�� okulary, przetar� je i popatrzy� na ni�. Mia�a wra�enie, �e ma wilgotne oczy, ale to by�o chyba z�udzenie? W�o�y� okulary i zbli�y� si� do p��tna. Potem odsun�� si�, wzruszy� mocno ramionami, jakby chcia� co� z nich zrzuci�.
- Pani wybaczy, �e o to pytam, ale czy kto�... czy kto� przy nim majstrowa�, mam na my�li... domalowa� co�...?
Poczu�a, jakby j� uderzy�... opar�a si� o framug� drzwi.
- Domalowa�? Przysi�gam, ja nie!
- To zdumiewaj�ce, w takim razie nic nie rozumiem - powiedzia�.
Usiad�a w fotelu, odetchn�a g��boko.
- Nie wiem, czy my�limy o tym samym, ale ja te� zauwa�y�am, dostrzeg�am to wczoraj, a jeszcze kilka dni temu tego nie by�o, co� si� zmieni�o w obrazie, dlatego dzwoni�am... ja pr�bowa�am to przecie� powiedzie� panu przez telefon.
- Czy my�limy o tym samym? - popatrzy� jej w oczy, ale szybko uciek� ze spojrzeniem.
Czu�a si� jak na egzaminie.
- Chyba zmieni� si� pan, przepraszam, ten m�czyzna na obrazie, nie wiem, jak to powiedzie�...
- Ma... ja mam... to znaczy on ma wzw�d - powiedzia� i zdj�� okulary, by jeszcze raz je przetrze�.
- Chyba tak - powiedzia�a i odetchn�a z ulg�. Jednak nie myli�a si�!
Podszed� do obrazu, bada� go uwa�nie, poprosi� o krzes�o, wszed� na nie. Sta�a z boku z wyrazem troski na twarzy. Mimo wszystkich obaw ujrza�a jednak komizm tej sceny. U�miechn�a si�, na wszelki wypadek tylko wewn�trznie.
- Czy wygl�dam jak lekarz wenerolog? - pyta�, nie przestaj�c bada� podejrzanego miejsca.
- Troch� tak - powiedzia�a, kryj�c u�miech w skulonej d�oni.
- Nic nie rozumiem, wygl�da na to, �e nikt tu nic... a pani ze mnie przecie� nie �artuje, to nie jest jaki� dowcip?
Popatrzy� na ni� uwa�nie, nie gro�nie, tylko jako� tak smutno. Jej trwoga miesza�a si� z rozbawieniem, bardzo chcia�o jej si� p�aka� i �mia� zarazem. Zapewni�a go po�piesznie - nikt tu nie bywa pod jej nieobecno��, a ona zupe�nie nie potrafi malowa�, poza tym ma szacunek dla sztuki.
- M�wi pani, �e to tak od niedawna... zdumiewaj�ce, by�bym got�w uwierzy�, �e tak by�o zawsze. Pami�tam jednak, jak malowa�em ten obraz, ten w�a�nie fragment - postawi� mocny, niemal dramatyczny akcent na �ten w�a�nie� - a wi�c ten w�a�nie fragment sprawia� mi szczeg�ln� trudno��, wielk� trudno��, chcia�em, by to miejsce by�o dyskretne, obraz jest ryzykowny, wiedzia�em o tym. A teraz zrobi� si� okropnie wulgarny... - m�wi�, jakby mia� do kogo� �al, zamilk�, po czym ci�gn�� dalej bardzo zatroskany... - to ju� jest seksualne molestowanie dziecka, sama pani przyzna...
Zszed� z krzes�a energicznie, a� j�kn�a pod�oga. Patrzy� w jej stron�, ale unika� spotkania oczu. Za to ona spojrza�a teraz na niego odwa�nie, otwart� i uczciw� twarz�. Jak mo�na by�o jej nie wierzy�, ju� bardziej nie ufa� sobie. Ale jednak, nie! By� pewien, pami�ta�, co wtedy namalowa�. Nagle u�miechn�� si�, jakby zrezygnowany. Szybko, niemal gorliwie odpowiedzia�a mu tym samym. Teraz poczu�a, �e ju� nie potrafi si� powstrzyma�... i wybuchn�a �miechem. Zawaha� si� i do��czy� do niej.
Trzyma� si� za brzuszek, kt�ry coraz wyra�niej rysowa� si� pod koszul�, rechota� tak zabawnie, �e jego �miech nie pozwala� zgasn�� jej rozbawieniu; ale ze �miechem bywa podobnie jak z ogniem - kiedy jest zbyt gwa�towny, gasi sam siebie.
Milczenie, jakie zapad�o, by�o na pocz�tku nieco k�opotliwe. Nie pozwala�a sobie na weso�o�� od tak wielu lat, �e czu�a si� oszo�omiona, jakby wysz�a z dusznego pomieszczenia na mro�ne, g�rskie powietrze; a on wstydzi� si� swojego chichotu - wiedzia�, �e wydaje z siebie osobliwe d�wi�ki, �wiczy� inny bardziej estetyczny �miech, ale nie opanowa� go. Po chwili konsternacji powiedzia�:
- No to rozbawili�my problem, nie wiem jednak, czy sprawa nie zas�uguje na powag�, mamy bowiem do czynienia z wydarzeniem cudownym, chocia� obraz nie dotyczy Matki Boskiej... pani jest wierz�ca?
- Jestem, ale po swojemu, rzadko chodz� do ko�cio�a, wi�c nie urazi� pan moich uczu�. Poza tym, ja nie wierz� w cuda.
- Ja te� nie, ale teraz chyba przyjdzie mi uwierzy�...
- A mo�e by�o ju� co� takiego w historii sztuki, my�l�... w przypadku dzie� szczeg�lnie wybitnych...? Popatrzy� na ni� podejrzliwie, m�wi�a jednak powa�nie, wi�c je�li nawet by�a w tych s�owach naiwno��, by� te� komplement, a jaki artysta nie jest g�odny pochwa�?
T�umaczy� jej jak na wyk�adzie - nie s�ysza�, aby zdarzy�o si� co� takiego i obrazy zaczyna�y �y� swoim �yciem. W przesz�o�ci palono je, przemalowywano, dziurawiono. O zmianach samoistnych nie s�ysza�, by�y tylko te p�acz�ce Matki Boskie i krwawi�cy Chrystus, ale to religijna histeria.
- Mo�e tak w�a�nie zaczyna si� nowa era malarstwa? - powiedzia� sarkastycznie. - M�j obraz inicjuje er� malarstwa krn�brnego i z�o�liwego. Narz�dy p�ciowe na obrazach Rubensa o�ywaj�, faluj� t�uste po�ladki jego kobiet, faunom rosn� penisy... jaki to monstrualny problem dla historyk�w sztuki, horror w muzeach, dzieciom wst�p zostanie wzbroniony. I jakie dramaty dla �yj�cych artyst�w!
Zamilk�, by jeszcze bardziej podnie�� g�os:
- Przecie� to zdarzenie na moim obrazie jest destruktywne dla jego artystycznej warto�ci! To prawie krymina�! I oczywi�cie... w�a�nie mnie musia�o co� takiego si� zdarzy�, mam ju� takie pieskie szcz�cie.
W �yciu zwykle przewidywa� z�e i mroczne zako�czenia. Przedwczoraj w jego pracowni zabulgota�y rury, jakby jaki� wielki zwierz p�uka� gard�o. Pami�ta�, �e kiedy� po takim p�ukaniu p�k�a jedna z rur i zala�a mieszkanie s�siad�w, a zgromadzone w pracowni obrazy by�y zagro�one. Kiedy w panice zadzwoni� do administracji, pytaj�c, co ma robi� - m�ody dziewcz�cy g�os zaproponowa�, by wzi�� pastylk� na uspokojenie. Najgorsze, �e skorzysta� z tej rady - co go upokorzy�o. Teraz te rury jako� mu si� po��czy�y z obrazem... nie s�dzi�, by ca�a ta dziwna historia mog�a si� szcz�liwie zako�czy�.
Poprosi� j� o dyskrecj� w sprawie obrazu; je�li co� takiego rozniesie si� po Warszawie, to stanie si� przedmiotem kpin. W swoim zafrasowaniu by� dziecinny. Zobaczy�a w nim nad�sanego ch�opca i zupe�nie przesta�a si� go ba�.
- Mo�e napije si� pan wina? - zaproponowa�a. Lubi� czerwone wino, zdziwi� go wiek butelki, kiedy Mu j� pokaza�a. Robert przywi�z� j� z w�oskich Alp, gdzie szkoli� m�odych wspinaczy. O tym jednak nie wspomnia�a, otwieranie butelki po m�u wydawa�o jej si� czym� dwuznacznym, lecz zdecydowa�a si� bez wahania.
Patrzy�a, jak ostro�nie, ale precyzyjnie wchodzi korkoci�giem w korek. Mia� ma�e, misowate, ale zr�czne d�onie. Zanim nala� alkohol, chcia� zabi� robaczka, kt�ry dzielnie maszerowa� po stoliku, jakby mia� od dawna wyznaczony cel.
- Niech pan tego nie robi - poprosi�a - ja nie zabijam niczego, co �yje, mam ju� tak� s�abo��.
- Rzeczywi�cie, to s�abo��... ale �adna - m�wi�, nios�c robaczka na d�oni w kierunku okna, chocia� brzydzi� si� robak�w.
Pi� wino zbyt �apczywie, jak na cz�owieka, kt�ry bywa� cz�sto we Francji i we W�oszech. Pochwali� wino. Po kilku kieliszkach poczu� si� dobrze, prawie dobrze. Teraz, gdy zerka� na sw�j obraz, to, co jeszcze przed chwil� wydawa�o si� nieszcz�ciem, z�owrog� kpin�, widzia� jako co� w gruncie rzeczy zabawnego.
Zwykle nie lubi�a alkoholu, mia�a s�ab� g�ow�, wiedzia�a, �e musi by� ostro�na. Pyta� j� o prac�. Poczu�a si� niewygodnie, mia�a tak� szar� prac�. Przyzna�a si�, �e w swoim biurze z nud�w i ze smutku zbiera u�miechy ludzi.
- Jak to si� robi?
- Zapami�tuj� u�miechy, mam dobr� pami��, a ludzie tak rzadko si� u�miechaj�, wi�c to nie jest trudne.
- Co pani jeszcze zbiera?
- Smaki jogurt�w - powiedzia�a prawie szeptem. Kiwn�� g�ow�, jakby rozumia� t� s�abo��, kiedy� kolekcjonowa� smaki kobiet, to by�o jednak dawno. Ona, chocia� znowu czu�a si� onie�mielona, zapyta�a go o dziewczynk�. Nie, nie mia� nigdy jej fotografii, namalowa� dziecko, kt�re przy�ni�o mu si� pewnej nocy, a potem �ni�o si� uparcie jeszcze kilka razy. Ta dziewczynka by�a podobna do c�rki s�siadki, ale tylko podobna.
- Teraz uros�a i zbrzyd�a - westchn�� z rezygnacj� - ta c�rka s�siadki, ma si� rozumie�.
Podesz�a do biurka, by pokaza� mu swoj� fotografi� z dzieci�stwa. Patrzy� d�ugo i uwa�nie.
- Wszystkie ma�e, �adne dziewczynki s� jako� do siebie podobne, ale tu nie do wiary, jest taka zbie�no�� wyrazu twarzy, zdumiewaj�ce!
Pokr�ci� z niedowierzaniem g�ow�.
- A czy pan... bardzo lubi te ma�e dziewczynki? By�a tak przera�ona swoj� odwag�, �e nie potrafi�a tego ukry�, on jednak u�miechn�� si� dobrotliwie.
- Nigdy nie molestowa�em dzieci, ale co na to poradz�, jest jaki� niezwyk�y erotyzm w ma�ych dziewczynkach, w niekt�rych, ale ja nie by�em zagro�ony nigdy, chyba nigdy...?
Zaduma� si�, a �chyba nigdy� zawaha�o si� w nim jak serce dzwonu. Nic jednak nie dopowiedzia� i wypi� kolejny kieliszek wina. Niemal bezwiednie da�a mu do otwarcia now� butelk�. Kilka razy podszed� do swojego obrazu, jakby chcia� dokona� ostatecznej ekspertyzy. Nagle rozgada� si� - opowiedzia�, w jak trudnej sytuacji jest artysta taki jak on, kt�ry upar� si� kontynuowa� sztuk�, dla kt�rej p��tno, farby, tradycja i literatura s� istot� malarstwa. Dzisiaj sztuka wychodzi poza ramy, szuka sensacji, rzyga na tradycj� lub jej nie zna... te wszystkie instalacje, spektakle to najazd barbarzy�c�w...
S�ucha�a tego jak relacji dramatu ze �wiata, kt�ry jest odleg�y, ale bez trudu odnalaz�a w sobie �ywe wsp�czucie, nawet zaszkli�y jej si� oczy, kiedy zrezygnowany kilka razy powt�rzy� - moja praca jest ju� bez sensu...
Dowiedzia�a si�, �e nie ma dzieci, jego �ona jest lekark�, lubi j�, ale oddalili si� od siebie, wielokrotnie my�leli o rozwodzie, ale zawsze dochodz� do wniosku, �e osobno b�dzie im jeszcze gorzej ni� jest teraz.
Chcia�a mu si� zrewan�owa� czym� intymnym, ale nic takiego nie mog�a znale��. Nie chcia�a m�wi� o Robercie, a w jej �yciu nie by�o przecie� nic ciekawego. Wypi� kolejny kieliszek - powiedzia�:
- Zazdroszcz� pani kolekcji u�miech�w i smak�w, to zajmuje tak ma�o miejsca, a ja zmuszony jestem zbiera� swoje obrazy, pani widzi jakie... jakie to... formaty - w g�owie mu szumia�o i pl�ta� si� j�zyk - ca�a pracownia zawalona, zapchana piwnica, nawet mieszkanie, to dramat. Troch� sprzedaj�, niech�tnie sprzedaj�, a ludzie niech�tnie kupuj�, ten typ malowania nie jest dzisiaj modny, a obraz sprzedany przepada albo jak ten oto popada w szale�stwo... Rozstaj� si� z p��tnem jak z w�asnym dzieckiem, w obce r�ce...
Nagle kilka �ez potoczy�o si� po jego zaro�ni�tym policzku. Po�pieszy�a z chusteczk�, przyj�� j� niech�tnie, zdj�� jednak okulary i wytar� oczy. Ona te� si� pop�aka�a. Poda� jej chusteczk�, nagle chwyci� jej d�o�, by zamkn�� w swojej. Nie broni�a si�. Zamkn�a oczy, smakowa�a jego r�k�, jakby to by� u�miechni�ty jogurt, najcenniejszy okaz w jej kolekcji. Poczu�a co� w dole brzucha... Pomy�la�a - nie jestem ju� wdow�.
- Mam pro�b� do pani, do ciebie... mo�emy by� na ty?...
- Tak - powiedzia�a, a to �tak� mia�o w sobie rozleg�e przyzwolenie na wszystko, prawie na wszystko.
Czeka�a teraz, �e jego d�o� wyjdzie naprzeciw jej �tak� i �e zmusi j�, by �tak� zawaha�o si�, by w ko�cu zgodzi� si� na wszystko, na prawie wszystko... Nic takiego jednak si� nie sta�o. Drgn�a, kiedy zacz�� m�wi�, nie spodziewa�a si� ju� s��w.
- Chcia�bym przyj�� tu z farbami i przywr�ci� mojemu obrazowi stan poprzedni, dobrze?
Otworzy�a oczy i spojrza�a na niego. By�o w tym spojrzeniu co� zaskakuj�cego, co�, czego nigdy przedtem u niej nie widzia�.
- Nie - powiedzia�a mocno, prawie ze z�o�ci�.
Przygarbi� si�, jakby zapad� si� w siebie i p�sennymi d�o�mi wla� reszk� wina z butelki do kieliszka, po czym wypi� duszkiem. Dosta� ma�ej czkawki, zapyta�, gdzie mo�e si� po�o�y�, zaprowadzi�a go do ��ka, pomog�a zdj�� buty. Po�o�y� si�, okulary ustawi� na stoliku szk�ami do �ciany gestem serdecznym, kt�rym od lat zdejmowa� je przed snem. Przykry�a go zielonym kocykiem. Po�o�y�a si� obok, powiedzia�a: - A ja mam dzisiaj urodziny - ale chyba nie us�ysza�, przytuli� si� do niej i zasn��.
INTRUZ
Jeste�my ma��e�stwem od siedmiu lat, tyle samo lat ma nasza c�rka Maja. Wedle powa�nych bada� po siedmiu latach ma miejsce kryzys zwi�zku, ale naszego to nie dotyczy, by� od pocz�tku kryzysem, chocia� kochamy si� na sw�j spos�b, nie ma przecie� uniwersalnej mi�o�ci, ka�da jest odmienna.
W si�dmym roku naszego ma��e�stwa, w dniu imienin �ony, p�nym wieczorem w g�stym gwarze przyj�cia wkroczy� w nasze �ycie pewien ma�y przedmiot. Prezent opakowany by� w r�owy papier, �ona dosta�a go od swojej przyjaci�ki Marzeny, kobiety wyzwolonej, ale nieszcz�liwej. Wibrator wychyli� swoj� cielesn� g��wk� z opakowania tak niespodziewanie, �e musieli�my w panice chowa� go przed c�rk�.
- Mamo, co to za prezent, poka�? - nudzi�a Maja.
Sam by�em ciekaw, ale obejrze� go mog�em dopiero wieczorem, kiedy go�cie poszli, a Maja ju� spa�a. Wibrator by� na bateri�, cienki jak palec, nawet nie jak kciuk, patrz�c na niego, nie mia�em �adnych kompleks�w. By�em troch� zdenerwowany, ale stara�em si� nie okazywa� emocji. Nigdy przedtem nie mia�em w r�ku wibratora, czu�em si� troch� tak, jakbym dotyka� faceta, dziwne uczucie. �ona wykaza�a ca�kowit� oboj�tno�� wobec urz�dzenia, chocia� podejrzewa�a, �e Marzena, daj�c nam taki prezent, co� mia�a na my�li.
Nasze �ycie seksualne p�yn�o do tej pory jak rzeka o uregulowanych brzegach. Kiedy pozna�em Stefani�, nie posiada�em wielu seksualnych do�wiadcze�, a ona mia�a ich chyba jeszcze mniej? Siedem lat zwi�zku wzbogaci�o nasze erotyczne arsena�y, ale je�li mam by� szczery, to w ostatnim roku ma miejsce stagnacja, a mo�e nawet kryzys? Przybycie wibratora powita�em wi�c z pewn� nadziej� i czu�em si� rozczarowany oboj�tno�ci� �ony.
Tej nocy kochali�my si� jakby z wi�ksz� wiar� i nadziej�. Wibrator sta� na stoliku i spogl�da� pob�a�liwie na nasze wysi�ki. Nast�pnej nocy �ona, chocia� niech�tnie, postanowi�a sprawdzi� urz�dzenie. By�y z tym pewne k�opoty. Przy ka�dej pr�bie dostawa�a ataku �miechu. Nie m�g� by� w��czony, nie chcia�a, abym jej pomaga�, nie mog�o pali� si� �wiat�o, w ko�cu wsadzi�a go sobie sama. Przypomina�o to zabieg ginekologiczny, nie by�em wi�c dobrej my�li. �ona mia�a pe�ne napi�cia oczy, zrezygnowan� twarz. Czu�em, �e dla dobra sprawy powinienem wyj�� z pokoju, co zrobi�em pod pretekstem siusiania. By�o to zr�czne taktyczne posuni�cie.
Kiedy wr�ci�em do sypialni, aparat brz�cza� jak pszczo�a, kt�ra nurza si� w kielichu kwiatu. Stefania by�a pod��czona do swojej r�ki i skupiona na p�ci, kt�ra z kolei skupi�a si� na wibratorze. By�a w tym wielokrotnym skupieniu jedno�� i harmonia. Dawa�em znaki Stefanii, �e ju� jestem - nie zosta�em jednak zauwa�ony. Zmierza�a samotnie i nieub�aganie w kierunku szczytu, by�a jak czo�g... ju� nic nie mog�o jej przeszkodzi�.
Nigdy jeszcze nie widzia�em u �ony takiego orgazmu. Patrzy�em z boku na przebieg wydarze�, mog�em wi�c go sobie obejrze� w ca�ej okaza�o�ci. Potem przytuli�em si� do �ony dumny z jej orgazmu, chocia� m�j udzia� w nim by� niewielki. Podrapa�a mnie za uszami, jakby chcia�a powiedzie�, �e pozory myl�, �e jestem jednak wsp�autorem sukcesu. Przytuli�a si� do mnie i szybko zasn�a. Czu�em si� troch� zaniedbany, ale szcz�cie �ony sp�yn�o na mnie jak �aska i ja te� smacznie zasn��em.
Kilka nast�pnych wieczor�w sta�o pod znakiem wibratora. Oboje nabrali�my pewnej �mia�o�ci, by nie powiedzie� wprawy, nauczy�em si� w�lizgiwa� mi�dzy �on� i wibrator. Czasami by�o to k�opotliwe, ale na razie dobrodziejstwa nowej sytuacji przewa�a�y nad niedogodno�ciami.
- Mamo, tato, dlaczego tak ma�o ze mn� rozmawiacie, mama mnie ju� nie przytula, a tata nie przychodzi do mojego ��ka na dobranoc? - zapyta�a nagle Maja przy kolacji.
Popatrzyli�my na siebie ze wzajemnym wyrzutem. Od kiedy kobiety posz�y do pracy, celebruj� sw�j orgazm, czytaj� kobiece pisma, maj� prawo jazdy i zwierzaj� si� ze wszystkiego swoim przyjaci�kom - pog��bia si� chaos w rodzinach, a ogniska domowe p�on� bez �adnego porz�dku.
- Jeste� ju� du�a, a takie du�e dziewczynki s� mniej przytulane - powiedzia�a Stefania.
- Dzisiaj opowiem ci co� fajnego na dobranoc - postanowi�em by� lepszy od �ony.
Wieczorem wtuli�em po omacku sw�j nos we w�osy c�reczki, kt�re jak z�oty deszcz le�a�y rozsypane na poduszce, zaci�gn��em si� jej zapachem, pachnia�a marzeniami i ciep�ym mlekiem; wtedy nagle poczu�em okropn� pustk� w g�owie. A w pustk� wkrad�a si� my�l - co te� moja �ona robi teraz sama w sypialni?
- Opowiada�e� mi, tatusiu, ju� kiedy� t� histori� - po�ali�a si� Maja.
- Wszystko kiedy� ju� by�o, c�reczko - powiedzia�em, po�kn��em szybko swoj� �yciow� m�dro�� i poca�owa�em c�rk� na dobranoc, by po�pieszy� do sypialni. Drzwi by�y zamkni�te. Wpad�em w panik�. Min�o kilka niezno�nie d�ugich minut, zanim �ona je otworzy�a. Wygl�da�a na nieprzytomn�, a ja poczu�em si� intruzem we w�asnej sypialni. Na stoliku le�a�y szcz�tki opakowania. Nie wierzy�em w�asnym oczom - �ona kupi�a nowy wibrator, bardziej okaza�y. Na szcz�cie pozwoli�a mi wzi�� udzia� w ca�ej operacji, posz�o g�adko, wi�c domy�li�em si�, �e urz�dzenie by�o ju� sprawdzane przed moim przybyciem, a pr�ba wypad�a pomy�lnie. Oboje byli�my zaskoczeni, jak mocno na �on� podzia�a� nowy aparat, mia�a a� trzy orgazmy, to nasz �yciowy rekord!
Nowy wibrator sta� si� tym trzecim - by�a �ona, by�em ja i by� on, wcale nie jestem pewien, czy wymieniam w odpowiedniej kolejno�ci. �ona dopuszcza�a mnie do sp�ki, ale musia�em wk�ada� pewien wysi�ek, by nie by� odstawianym na bok. Bywa�o, �e udawa�o mi si� wej�� w puste miejsce po urz�dzeniu, ale nie ma co ukrywa�, dostawa�em ju� tylko och�apki. Czasami wi�c zaspakaja�em si� sam na boku.
Wibratory stan�y obok siebie zamkni�te w szafce, w kt�rej �ona trzyma�a bi�uteri�. Mniejszy otrzyma� imi� Maciek, wi�kszy Roman. I Roman na razie wykolegowa� Ma�ka.
Nasza c�rka zacz�a mie� k�opoty w szkole. Katechetce powiedzia�a, �e nie ma �adnych pewnych dowod�w na istnienie Pana Boga i to mo�e by� r�wnie dobrze Pani B�g. Okazuje si�, �e dowiedzia�a si� takich rewelacji od Marzeny, panie zd��y�y sobie pogada� na pami�tnych imieninach �ony. Poszed�em na rozmow� z wychowawczyni�, po raz pierwszy - do tej pory chodzi�a �ona. Dawno ju� nie widzia�em r�wnie jadowitej idiotki. Nie sadz�, by moje spotkanie z wychowawczyni� wysz�o naszej c�rce na zdrowie, zapewne b�dziemy musieli j� przenie�� do innej szko�y. Ja te� ch�tnie bym zmieni� prac�, ale wok� szaleje bezrobocie. Mam zgry�liwego szefa, zatruwa mi �ycie. S�ysza�em, �e w ramach post�pu faceci te� zacz�li mie� klimakterium, on jest tego �ywym dowodem. Wracam p�no do domu, �ony zwykle jeszcze nie ma, c�rka jest u babci, �ona odbiera c�rk� od babci, ale k��cimy si� - czemu to ja nie odbieram c�rki, dziecko p�acze, nie chce bywa� u babci; potem na zgod� wszyscy troje zaczynamy ogl�da� telewizj�, ale zaraz k��cimy si�, jaki film ogl�da�. C�rka m�wi, �e chcia�aby mie� takich rodzic�w, jakich ma Zosia - g�upiutka - nie wie, �e mama Zosi jest alkoholiczk�.
�ona jest sfrustrowana prac� nie mniej ni� ja. Poza tym ci�gle odchudza si�, ale bez skutku. Dlatego chce i�� do kina na jaki� weso�y film. Nie mamy jednak z kim zostawi� Mai. Dzie� zaczyna si� przechyla� w kierunku sypialni. �ona popada w zamy�lenie, wycisza si�, a mn� telepie niepok�j. Zaczynam chyba t�skni� do dawnych czas�w, kiedy nasze seksualne �ycie p�yn�o jak spokojna rzeka w�r�d uregulowanych brzeg�w.
Tego dnia by�em pe�en najgorszych przeczu�, chocia� m�j niepok�j nie potrafi� przybra� konkretnych kszta�t�w. Chyba intuicyjnie nauczy�em si� czyta� z zachowania �ony, �e id� burzowe chmury. Intuicja to by�a domena kobiet, ale od kiedy zm�nia�y, odda�y nam cze�� swojej intuicji, na dobre i na z�e.