7456

Szczegóły
Tytuł 7456
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7456 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7456 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7456 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Uuk Quality Books Edmund Niziurski Ksi�ga urwis�w Instytut Wydawniczy �Nasza Ksi�garnia� Warszawa, 1988 Wydanie pi�tnaste Spis tre�ci: CZʌ� I REDAKTORZY I PI�KARZE ROZDZIA� I ROZDZIA� II ROZDZIA� III ROZDZIA� IV ROZDZIA� V ROZDZIA� VI ROZDZIA� VII ROZDZIA� VIII CZʌ� II WYPRAWA RUDNIOKA I STOPY ROZDZIA� IX ROZDZIA� X ROZDZIA� XI ROZDZIA� XII ROZDZIA� XIII ROZDZIA� XIV ROZDZIA� XV CZʌ� III SERCE KLASY ROZDZIA� XVI ROZDZIA� XVII ROZDZIA� XVIII ROZDZIA� XIX ROZDZIA� XX ROZDZIA� XXI ROZDZIA� XXII ROZDZIA� XXIII CZʌ� IV AKCJA �S� ROZDZIA� XXIV ROZDZIA� XXV ROZDZIA� XXVI ROZDZIA� XXVII ROZDZIA� XXVIII ROZDZIA� XXIX ROZDZIA� XXX ROZDZIA� XXXI ROZDZIA� XXXII ROZDZIA� XXXIII EPILOG CZʌ� I REDAKTORZY I PI�KARZE ROZDZIA� I Dlaczego w wilczkowskiej szkole jest najciekawiej? � Olimpiada trwa � Pan Gondera Pozwolicie, �e zanim przyst�pi� do rzeczy, oprowadz� was troch� po szkole w Wilczkowie i wtajemnicz� w niekt�re jej sprawy. Szko�� w Wilczkowie wida� z daleka. Jej czerwone mury stercz� wysoko ponad strzechami cha�up. Dzieci z okolicznych wsi: Miedzianego Pola, Przytulisk, Sosn�wki, a nawet Piekutowa, zazdroszcz� takiej szko�y wilczkowiakom � �e du�a, murowana, pi�trowa... ale prawd� m�wi�c, to nie maj� czego. Nad wej�ciem do szko�y obok tabliczki: �Szko�a Podstawowa w Wilczkowie� wisi bowiem druga, z napisem: �Prezydium Gminnej Rady Narodowej�, a pod ni� jeszcze jedna: �Agencja Pocztowo-Telegraficzna w Wilczkowie�. To znaczy, �e szko�a ma sublokator�w. Dopiero niedawno zacz�to zwozi� ceg�� na budow� siedziby Gminnej Rady Narodowej i poczty, kt�ra ma stan�� po drugiej stronie szosy. Na razie jednak, jak powiedzia�em, szko�a ma sublokator�w i w ca�ym du�ym budynku zajmuje tylko trzy izby � dwie na g�rze, jedn� na dole � no i lekcje musz� si� odbywa� na dwie zmiany: przed po�udniem klasy starsze, po po�udniu � m�odsze. Z tego powodu trwaj� wieczne zatargi mi�dzy klas� czwart� a pierwsz�, pi�t� a drug�, sz�st� a trzeci�. Jedni zwalaj� na drugich, �e za�miecili sal�, poprzestawiali �awki, porysowali pulpity, wypisali ca�� kred�. I nigdy nie mo�na doj��, po czyjej stronie jest wina. Tylko si�dmacy nie maj� tych zmartwie�. Ich klasa znajduje si� o sto metr�w od w�a�ciwego budynku szkolnego, w starej cha�upie dzier�awionej od Osucha, kt�ry po wojnie przeni�s� si� do nowej. Troch� tu ciemno i ciasno, ale za to nikt nie przeszkadza. W specjalnej sytuacji s� sz�stacy. Ich klasa mie�ci si� na dole, naprzeciw drzwi do urz�du gminnego, i musz� j� odst�powa� ch�opom, ilekro� przyjdzie im ochota urz�dzi� sobie zebranie. A ci doro�li to ju� najwi�ksze chyba papruchy! Takie przynajmniej przekonanie panuje w�r�d dy�urnych klasowych. Nanios� zawsze b�ota, piachu, s�omy, pozostawi� po sobie kupy popio�u, wypalone zapa�ki, pude�ka od papieros�w. Czasem m�czysz si� nad zadaniem, maczasz pi�ro w ka�amarzu � a tu wyci�gasz ogryzek papierosa i gotowy kleks na ca�� stron�. Kiedy� dy�urna Jadzia Pocieszk�wna znalaz�a mi�dzy �awkami powr�s�o i star� podeszw�, a Franek Miksa wy�owi� nawet flaszk� od w�dki i przy akompaniamencie �miechu ch�opak�w ze swojej paczki wys�czy� z niej jeszcze par� kropel, mlaskaj�c przy tym naumy�lnie g�o�no i g�adz�c si� z lubo�ci� po brzuchu. Co prawda Batura podejrzewa�, �e Miksa wcale tej flaszki nie znalaz�, tylko przyni�s� sam z domu. Po takim �ajdaku jak Miksa wszystkiego mo�na si� spodziewa�. On i jego paczka nawet bardzo s� zadowoleni z tych zebra�. Po ka�dym zebraniu myszkuj� po klasie szukaj�c niedopa�k�w papieros�w. Wypalaj� je p�niej razem ze Stefkiem Gol�, pas�c krowy na Wilczej G�rze. Czasem trafi si� im nawet drewniana lub szklana lufka. Raz znale�li prawie ca�e pude�ko �mocnych�, zostawione przez jakiego� roztargnionego ch�opa. A wszystko dlatego, �e sprz�tanie klasy kuleje. Niby nale�y do wo�nego, kt�ry sprz�ta urz�d gminny, to znaczy do pana Kropy, ale ten czuje si� wy��cznie funkcjonariuszem gminnym, a szko�� traktuje z g�ry. Kiedy kierownik szko�y beszta go, �e nie sprz�ta klasy po zebraniach gromadzkich, Kropa fuka gro�nie: � Panie Zaj�czkowski, pan do mnie nic nie ma, ja jestem pod panem Kup�ciem. Niby uznaje, �e jest obowi�zany sprz�ta� i klasy, ale uwa�a, �e wystarczy, jak raz na tydzie� szczotk� po pod�odze przejedzie. Kierownik Zaj�czkowski stale si� o to k��ci z sekretarzem Prezydium GRN, Kup�ciem. R�wnie� komitet redakcyjny pisze o tych nieporz�dkach w gazetce szkolnej, kt�ra wisi na korytarzu. Raz nawet ukaza�y si� tam karykatury sekretarza Kup�cia i wo�nego Kropy wyrysowane przez Jo�ca z sz�stej, kt�ry jest najlepszym rysownikiem, a obok wierszyk: Brudno w klasach, brudno w sieni, Za to butelka w kieszeni. Pan Kropa w�dk� ��opie, Dziwimy si� panu Kropie. Kropa ci�ko odchorowa� t� zniewag�, bo gdzie si� obr�ci�, tam zaraz czyj� g�os piszcza� mu nad uchem z�o�liwie: �Dziwimy si� panu Kropie�. Ale co z tego, �e mu troch� krwi napsuli, kiedy nic nie pomog�o! Za to stosunki z w�adz� uleg�y dalszemu napr�eniu i wolno�� prasy w Wilczkowie zawis�a od tego dnia na w�osku. Gdyby nie to, �e by� w�a�nie okres dyskusji konstytucyjnej i nie wypada�o sekretarzowi Kup�ciowi jawnie gwa�ci� swob�d obywatelskich, na pewno rozprawi�by si� wtedy z gazetk� i jej redaktorami. Sekretarz Kup�� jest cz�owiekiem nerwowym. Co jaki� czas wybiega na przyk�ad na korytarz z krzykiem: �Matko Boska Piekutowska, zwariowa� mo�na z tymi lud�mi!� Za nim p�ta si� nieszcz�liwy interesant z czapk� w r�ce. Sekretarz Kup�� udaje, �e go nie widzi, ociera sobie �ysin� chusteczk� i ka�e kt�remu� ch�opcu biec po zimne piwo do sklepu. Je�li interesant jest starym wyg�, to bez s�owa pozwala wykrzycze� si� Kup�ciowi i czeka spokojnie. Wykrzyczawszy si� bowiem i wyj�czawszy pan Kup�� wraca po pewnym czasie za biurko i popijaj�c wielkimi �ykami piwo za�atwia, co trzeba. Wszystko to mo�na doskonale zaobserwowa� z klasy sz�stej, bo drzwi do tej klasy i do Prezydium znajduj� si� naprzeciwko siebie. Na drugim za� ko�cu korytarza jest poczta. Te� ciekawa instytucja. Normalnie pan kierownik Wcis�o za�atwia interesant�w przez ma�e okienko z p�k�, mieszcz�ce si� w drzwiach. Przez to okienko niewiele wida�. Ale s� sposoby, by dosta� si� do �rodka. Wszystko zale�y od tego, w jakim humorze jest pan Wcis�o. Je�li okna s� zamkni�te, a zza drzwi dochodzi tylko skrzypienie krzes�a i ponure st�kanie, lepiej do wewn�trz nie zagl�da�. Pan Wcis�o jest z�y. Kiedy natomiast pan Wcis�o otworzy okno, drobi wr�blom chleb na parapecie i gwi�d�e, to znak, �e mo�na pr�bowa�. Raz Stachurka trafi� na taki dobry humor u pana Wcis�y, �e pozwoli� mu zatelefonowa�. Stachurka chwali� si� p�niej ca�y tydzie� przed ch�opcami, �e telefonowa�, budz�c powszechn� zazdro�� i podziw. Dopiero Gola z si�dmej go zgasi�. � Ty telefonowa�e�? � u�miechn�� si� szyderczo. � A mo�na wiedzie� do kogo? Stachurka zaczerwieni� si�. � Ja... tak sobie w �wiat. Gola zacz�� si� �mia�. A potem ju� nikt nie zazdro�ci� Stachurce, tylko wszyscy si� z niego �miali. I nikt nie chcia� Stachurce wierzy�. A on przecie� naprawd� telefonowa�. Zdj�� s�uchawk�, zakr�ci� korb� i powiedzia� troch� nie swoim g�osem �halo�. Po chwili us�ysza� w s�uchawce chrobot i cieniutki g�os jak pisk myszy. Sp�oszy� si� wtedy i ze strachu czy przej�cia po�o�y� s�uchawk�. Pan Wcis�o za�mia� si� i powiedzia�, �e to odezwa�a si� panienka z centrali i �e nale�a�o jej powiedzie� numer. Ba, ale jaki? Potem Stachurka nie m�g� sobie darowa�, �e nie wytrzyma� nerwowo i stch�rzy�. Trzeba by�o tej panience z telefon�w powiedzie� przynajmniej �dzie� dobry� albo �przepraszam�. Najlepsza okazja przenikni�cia do wn�trza poczty nadarza si�, kiedy panu Wci�le zabraknie papieros�w. Otwiera wtedy okienko i kiwa, �eby kto� skoczy� do sklepu po �paliwo� dla niego. Amator�w zawsze jest a� nadto. Pan Wcis�o �mieje si� i rzuca pieni�dze. Kto z�apie, ten biegnie. Raz uda�o si� Wiktorowi Stopie. Za przyniesienie pude�ka �lotnik�w� pan Wcis�o pozwoli� mu ostemplowa� sze�� list�w i pokaza�, jak si� zmienia dat� na stemplu. Na ko�cu Wiktor ostemplowa� sobie r�nymi historycznymi datami r�k� i chodzi� tak przez tydzie�, budz�c zrozumia�� sensacj� w�r�d p�drak�w z m�odszych klas, kt�rym kaza� zgadywa�, co jaka data oznacza. Pan Wcis�o pozwala r�wnie� na inne rzeczy. Zale�y, na co si� trafi. Mo�na sprzedawa� znaczki, kt�re odrywa si� z wielkich jak st�, dziurkowanych w kratk� plastr�w, wa�y� listy na male�kiej, delikatnej wadze albo paczki na du�ej wadze dziesi�tnej. Na paczk� nalepia si� numer, a czasem jeszcze inne nalepki z czerwonymi napisami: �Expres�, �Uwaga, nie rzuca�!�, �Ostro�nie!� Jak poprosi� pana Wcis��, to czasem da par� takich nalepek. Miksa zdoby� raz trzy nalepki z napisem �Ostro�nie � szk�o!� i przylepi� z ty�u Zo�ce Filus�wnie, kt�ra jest strasznie dumna i niedotykalskie zi�ko. Zo�ka paradowa�a z t� nalepk� przez dwie godziny i nie mog�a si� domy�li�, dlaczego chodz� za ni� i �miej� si�. Od tego czasu wszyscy przezywaj� Zo�k� �Szk�o�. Dawniej mo�na by�o tak�e wej�� w porozumienie z listonoszem, panem P�dzikiem. Trzeba by�o tylko pozyska� dla niego paru prenumerator�w gazet, bo pan P�dzik to straszny chytrus na tych prenumerator�w, i jak si� nam�wi�o ciotk� czy s�siadk� na �Gromad� albo �Przyjaci�k�, to serce pana P�dzika topnia�o jak l�d w s�o�cu. Wtedy, gdy si� go poprosi�o, dawa� do roznoszenia dwa, trzy listy. Puka�o si� do drzwi adresata. � Kto tam? � pyta gospodyni. � Listonosz! � chrypi gruby g�os. Gospodyni wygl�da i wpada w z�o��. � Id�... id�, ga�ganie � grozi. � Zabaw� sobie znalaz�e�? � i �cierk� w ciebie celuje. A ty wtedy wyci�gasz zza pazuchy list i podajesz z triumfalnym u�miechem. � Prosz� bardzo! Zdumiona gospodyni ogl�da list, a zobaczywszy, �e jest najprawdziwszy pod s�o�cem, ma bardzo niem�dr� min� i mruczy co�, zmieszana, pod nosem; niekt�re nawet przepraszaj�. Ale od maja pan P�dzik obrazi� si� na ch�opc�w i nikomu listu nie daje. A wszystko przez Stefka Gol�. Da� mu raz pan P�dzik do zaniesienia list do sklepowej, Zosi Kwapisz, a on odklei� kopert�, przeczyta� list i wszystko, co tam by�o, rozpowiedzia�. A w tym li�cie pisa� do Kwapisz�wny jej narzeczony z Nowej Huty, wi�c p�niej posz�y po wsi �miechy i plotki, i miejscowi kawalerzy strasznie jej dokuczali. Pan P�dzik mia� z tego powodu du�o nieprzyjemno�ci i powiedzia� ch�opcom: � Jeste�cie smarkacze i nie doro�li�cie jeszcze do tego, �eby by� listonoszami. A poza tym, wida�, jeste�cie ostatnimi analfabetami i konstytucji ludowej nie znacie. Najgorzej dotkn�� ch�opc�w tymi analfabetami. Jak to, oni konstytucji nie znaj�? Co ma konstytucja do listu Zosi Kwapisz? Dopiero Batura, kt�ry wszystko musi najlepiej wiedzie�, powiedzia�: � Czego si� dziwicie, czytali�cie przecie�, co m�wi artyku� siedemdziesi�ty czwarty. Zajrzeli i wszyscy zrozumieli. No, no! Patrzcie, jaki ten listonosz P�dzik m�dry! Odt�d i tak ju� wielki szacunek ch�opc�w dla pana P�dzika wzr�s� w dw�jnas�b. Jednak stosunki by�y zerwane. Chyba ju� nie do naprawienia. Szkoda! Ale i tak pozosta�o jeszcze dla ch�opc�w du�o atrakcji w wilczkowskiej szkole. Tu zatrzymuj� si� samochody z Kielc, tutaj o trzy kroki znajduje si� gminna sp�dzielnia i punkt skupu, tutaj zaje�d�aj� arty�ci �Artosu�, tutaj schodz� si� ch�opi i g�rnicy z ca�ej gminy, tutaj zawsze najwi�cej ruchu, ha�asu, nowych twarzy... Tu jest serce gminy. Je�li ma si� troch� sprytu i fantazji, mo�na si� urz�dzi� nie najgorzej, a ch�opcom z Wilczkowa fantazji ani sprytu nie brak. Sami wi�c widzicie, �e mimo wszystkich niedogodno�ci wynikaj�cych z ciasnoty i zbyt bliskiego s�siedztwa z w�adzami gminnymi, w��czaj�c w to pana Krop�, w szkole w Wilczkowie jest najciekawiej. I bardzo w�tpi�, czy ch�opcy i dziewczynki z Wilczkowa zamieniliby si� z kim� na szko��. W ka�dym razie za ch�opc�w z sz�stej mog� r�czy�, �e nie. Zreszt� je�eli o nich chodzi, to na razie maj� szczeg�lnie lekkie �ycie. I to jakie! Teraz na przyk�ad �yj� pod znakiem niedawnej olimpiady. Na przerwach odchodz� tu zapasy w r�nych konkurencjach � biegi i skoki, rzuty kul� i dyskiem; jednym s�owem � lekkoatletyka. Niekiedy, co gorsza, zapa�nictwo lub boks, kt�ry w miejscowych warunkach przeradza si� nagminnie w tak zwane �puszczanie farby�. P�ki by�a pogoda i zawody odbywa�y si� na podw�rzu, to jeszcze p� biedy. Obrywa� tylko ten, kto chcia� oberwa�, zreszt� zbyt wybuja�ym wybrykom k�ad� szybki kres wo�ny Kropa. Ale teraz rozdeszczy�o si� i �ycie sportowe przenios�o si� do hali, to znaczy do klasy, i zaw�adn�o ni� bezapelacyjnie. Trzeba si� mocno pilnowa�, bo mo�na �zafasowa� sierpowego albo dosta� w g�ow� papierow� kul�, albo na plecach wyl�duje ci zawodnik, kt�ry w tej chwili przesadza �awk� w skoku wzwy�. Niebezpieczne s� nawet konferencje zespo�u redakcyjnego, kt�re zbyt cz�sto przeradzaj� si� w r�koczyny. Tylko w ostatniej �awce pod oknem i w ostatniej �awce pod piecem s� rezerwaty. Tam nie wolno �wiczy� i bi�. W pierwszym rezerwacie siedzi wiecznie zaspany Jasio Sk�rka. Jasio okupuje sw�j rezerwat kie�bas�, kt�rej dostarcza codziennie zawodnikom. Jest zreszt� ma�o wymagaj�cy. Byle nie bito go w g�ow�, mo�e spa� nawet przy najwi�kszym ha�asie. Drugim rezerwatem jest �awka, gdzie przechowuje si� i czyta gazety sportowe. Z trudem zdobywane � ciesz� si� wielk� popularno�ci� i s� otoczone og�ln� opiek�. Niestety z powodu trudno�ci finansowych korzystanie ze �wie�ej prasy jest niemo�liwe. �Przegl�d Sportowy� dociera do Wilczkowa po trzech dniach od ukazania si� w druku, a do r�k sportowc�w z sz�stej dostaje si� dopiero po tygodniu, zwykle w do�� sfatygowanym stanie. Otrzymuj� go gratisowo od pana Wcis�y, czasem jeszcze od kogo�, kto przyje�d�a z Kielc. Ale poza tymi rezerwatami, jak powiedzieli�my, jest olimpiada. Sterroryzowane dziewczynki siedz� cicho w k�cie. Niestety nie wprowadzono jeszcze konkurencji kobiecych i pozostaje im tylko kibicowanie, przeciwko czemu si� buntuj�, ale nic nie mog� poradzi�. Samorz�d klasowy? Pusty �miech! Ten nawet palcem nie kiwn�� od czasu wybor�w. Zreszt�, co to by�y za wybory! Pana Gonder� wywo�ano zaraz na wie�, a potem to ju� ka�dy robi�, co chcia� � od razu ba�agan, wrzaski, �miechy... teraz nawet ju� nie wiadomo, to znaczy nie wszyscy pami�taj�, kto jest przewodnicz�cym rady klasowej, kto sekretarzem, kto skarbnikiem i kogo w�a�ciwie wybrano do sekcji. A protok� z zebrania zgin��. Tylko, o ironio losu, sekcja porz�dkowa jako� tam funkcjonuje dzi�ki dziewczynkom, urz�dzono nawet k�cik czysto�ci w rogu klasy � z miednic�, wod� i czystymi r�cznikami. No i komitet redakcyjny gazetki. Ten ma jeszcze z zesz�ego roku niez�e tradycje, ale nie wiadomo, co dalej b�dzie, bo redakcja zosta�a opanowana przez �obuz�w i je�li znany sportowiec, Gola z si�dmej, dostanie obiecan� pi�k�, praca komitetu mo�e ulec powa�nym zaburzeniom. C� na to cia�o nauczycielskie? Owszem, pan kierownik Zaj�czkowski od czasu do czasu wpada do klasy, grzmi, rozstawia bractwo po k�tach i grozi: �Czekajcie, niech tylko b�d� mia� troch� wi�cej czasu, ju� ja si� za was wezm�!� Ale na razie jest pocz�tek roku szkolnego i nikt nie ma czasu. Sz�sta o tym wie i u�ywa sobie, ile wlezie. Wychowawca? W tym w�a�nie rzecz, �e sz�sta nie ma jeszcze wychowawcy, chocia� mija ju� drugi tydzie�, jak si� wakacje sko�czy�y. No, c�... w ubieg�ym roku, kiedy jeszcze by�a pi�t�, nie wyrobi�a sobie zbyt dobrej opinii. Poprzedni jej wychowawca, pan Stelmach, nie mia� lekkiego �ycia. Pod koniec roku szkolnego zacz�� uskar�a� si� na w�trob�, a cale wakacje leczy� podobno nerwy w Ustroniu Morskim. Wprawdzie pan Stelmach ma opini� przesadnie uczulonego na punkcie zdrowia i higieny, faktem jest jednak, �e w tym roku wola� obj�� dwa trudne wychowawstwa w klasach pi�tej i si�dmej, byle tylko nie mie� do czynienia z sz�st�. Z pozosta�ych nauczycieli te� �aden si� jako� nie kwapi�. Zreszt� ka�dy z nich ma ju� swoj� klas�. Kierownik Zaj�czkowski liczy� jeszcze na to, �e uda mu si� powierzy� wychowawstwo nowej sile, kt�r� mu obiecano w Wydziale O�wiaty w Kielcach, ale up�ywa�y dni, a nowy nauczyciel nie zjawia� si�. W tej sytuacji pozostawa�o tylko jedno wyj�cie: pan Gondera. Pan Gondera jest najaktywniejsz� postaci� Wilczkowa � cz�owiekiem do wszystkiego. Strach pomy�le�, co by si� sta�o z Wilczkowem, gdyby nie pan Gondera. No, a co by bez niego robi� pan kierownik Zaj�czkowski, tego ju� zupe�nie nie mo�na sobie wyobrazi�. Szczup�y �w m�odzieniec jest dusz� wszystkich akcji, komitet�w i organizacji, podpor� uroczysto�ci, obchod�w i akademii na terenie gminy. To on fabrykuje dekoracje, okoliczno�ciowe referaty i przem�wienia, to on zagaja, dyskutuje i reasumuje. To on wreszcie je�dzi do Wydzia�u O�wiaty, organizuje podr�czniki i pomoce naukowe, wyk��ca si� w gminie o naft�, o st�uczone szyby, o w�giel, o sprz�tanie. To on wywalczy� niedawno pi�� s�oj�w na preparaty. W jednym z nich zoolodzy z sz�stej umie�cili ju� w spirytusie zdybanego na wycieczce zaskro�ca. Ale plany pana Gondery s� o wiele szersze: obiecuje jeszcze aparaty do do�wiadcze� chemicznych, nowe mapy i globus. I na pewno je zdob�dzie. Bo pan Gondera jest typem cz�owieka energicznego, specem od wszelkich za�atwia� i od �amania biurokratycznych opor�w. Jak si� do czego� we�mie, to nie ust�pi, p�ki nie wydusi. Tak, bo pan Gondera nigdy nie prosi � on wydusza. Nigdy nie uzyskuje � on zdobywa. Nie za�atwia � lecz wyciska i wyk��ca. Taki ju� jest energiczny. Gdy si� go widzi p�niej, zasapanego i um�czonego, jak odgarnia wiecznie opadaj�ce mu na czo�o w�osy i u�miecha si�, cz�owiek got�w uwierzy�, �e �wiat sk�ada si� z t�pych biurokrat�w, mi�dzy kt�rymi uwija si� �wawy pan Gondera. Przy tym wszystkim odznacza si� on naprawd� wszechstronnymi uzdolnieniami: gra na tr�bce i harmonii, kieruje ch�rem, �piewa, ta�czy, prowadzi LZS w Sosn�wce, gra w siatk�, boksuje si� i skacze o tyczce, potrafi w razie potrzeby zreperowa� zar�wno dach szkolny, jak i zegarek pana Stelmacha. Opr�cz tego, w wolnych chwilach, jest jeszcze oczywi�cie nauczycielem. Zwa�ywszy tak wszechstronn� aktywno�� pana Gondery, nietrudno zrozumie�, jak cennym nabytkiem jest on w gronie nauczycielskim Wilczkowa. Dlatego pan kierownik znosi z anielsk� cierpliwo�ci� wszystkie z�e humory pana Gondery, jego okresowe bunty i nieprzystojne okrzyki w rodzaju: �Nie jestem wielb��dem jucznym!� � z ojcowsk� m�dro�ci� pozwala mu si� wykrzycze� do woli, a potem spokojnie dok�ada mu nowy ci�arek. Oczywi�cie pan Gondera z pocz�tku nie chcia� nawet s�ysze� o wychowawstwie klasy sz�stej. Krzycza�, �e potrz��nie jukami i rzuci wszystko do diab�a, grozi� nawet panu Zaj�czkowskiemu, �e ucieknie. I tym razem pan Zaj�czkowski z ojcowsk� cierpliwo�ci� pozwoli� mu si� namacha� r�kami, wykrzycze� i wybiega� po klasie, a kiedy m�ody cz�owiek zm�czywszy si� umilk� nareszcie, po�o�y� mu r�k� na ramieniu i powiedzia� spokojnie: � Kolego, zapominacie, �e jeste�cie zetempowcem. I nazajutrz Gondera przyszed� do sz�stej klasy jako zast�pca wychowawcy. Banda Miksy przyj�a go z do�� ponurymi minami. Ale rych�o okaza�o si�, �e niepotrzebnie si� martwili. Pora im sprzyja�a. Sz�y uroczysto�ci do�ynek, kampania wyborcza, akcja skupu... Gondera nie mia� czasu. Wpada� zziajany na lekcje, potem zn�w gdzie� przepada�. I wszystko pozosta�o jak dawniej, tylko do dziennika w odpowiednim miejscu wpisano: �p.o. wychowawcy Zenon Gondera�. R�wnie� jako nauczyciel zoologii, gimnastyki, rysunk�w i �piewu cieszy si� Gondera ogromn� popularno�ci� w�r�d urwis�w z sz�stej. Paczka Miksy jest mu niewymownie wdzi�czna, �e sp�nia si� na lekcje i �e ju� dwa razy darowa� im nawet okr�g�� godzin�, umo�liwiaj�c niezak��cony niczym trening olimpijski. Nie, nawet najwi�ksi hultaje nie mog� narzeka� na Gonder�. Istnieje jednak jaka� milcz�ca umowa, �e przy Gonderze nie wolno bryka�. Kiedy wchodzi Gondera, nawet najwi�ksze ga�gany, z Miks� na czele, uciszaj� si�. Wstydz� si� przy nim? Boj� si�? Czy mo�e nie chc� psu� wzajemnych stosunk�w i zbudzi� jego czujno�ci? A mo�e po prostu... W ka�dym razie w nielicznych chwilach, kiedy stawa� si� wychowawc�, Gondera by� zdziwiony potulno�ci� tej �trudnej� klasy. � No, jak�e tam panu idzie? � zapyta� go raz w niedziel� Stelmach, gdy si� spotkali przy bufecie w sklepie. � Staj� na g�owach? � Wie pan, to dziwne, ale oni mi si� wydaj� do�� spokojni � odpowiedzia� Gondera. � Co? � Stelmach odstawi� szklank�. � No tak, kolega widuje ich, �e tak powiem, z okna poci�gu po�piesznego, w przelocie � u�miechn�� si� s�ono. � Ale kiedy� kolega ich pozna. Radz� si� mie� na baczno�ci! Zreszt� to spryciarze... spryciarze � mrucza� krzywi�c si� przy wodzie mineralnej, kt�r� dla niego specjalnie sklep trzyma� (dzi�ki interwencji Gondery). Zreszt� i w te dni, kiedy pan Gondera mia� lekcje, nikt si� nie skar�y�. �adne lekcje nie s� tak przyjemne, jak z panem Gonder�. Lekcje? W szkole od dawna nie m�wi si� na to lekcje... to jest zupe�nie co innego. Si�dmacy u�wiadomili ju� sz�st�, jak to wygl�da. Pierwsze godziny z Gonder�, jakie mieli w tym roku szkolnym, potwierdzi�y to ca�kowicie. Gondera, zamiast jak inni nauczyciele wej�� dostojnie z dziennikiem do klasy, wpada zadyszany nie dalej ni� na pr�g i wo�a: � No, jazda tam! Wychodzi�!... Wychodzi�... na podw�rze! Zbi�rka! Klasie nie trzeba nigdy dwa razy powtarza�. Po minucie maszeruj� ju� parami drog�, wrzeszcz�c na ca�e gard�o: Za�piewaj piosnk� nam, weso�y, dzielny wichrze, weso�y wichrze, weso�y wichrze... I ca�a szko�a od razu wie, �e to Gondera zabra� kt�r�� klas� na wycieczk�. Tak to si� nazywa. Nigdy nie wiadomo, czy to s� ��wiczenia fizyczne�, zoologia, �piew czy rysunki. Pan Gondera ��czy to wszystko w jaki� jemu tylko w�a�ciwy, cudowny spos�b. Id� albo na ��k�, albo pod las, albo pod G�r�. Tutaj dopiero zaczyna si�. Wi�c na przyk�ad Gondera dzieli klas� na ma�e grupki po troje dzieci w ka�dej. � Wy poszukacie stawonoga, wy mi�czaka, wy stawonoga, wy mi�czaka!... Zobaczymy, kto wr�ci pierwszy i kto przyniesie naj�adniejszy okaz! Klasa rozbiega si� doko�a. Szukaj�c po zaro�lach, �api� przer�ne paj�ki i milkn�ce z oszo�omienia �wierszcze. Drapi� si� na Wilcz� G�r�, gdzie pod mokrymi g�azami trafiaj� si� �limaki, brodz� po mokrad�ach i rowach... Zadyszani znosz� z r�nych stron zdobyte okazy. Potem por�wnuj�, czyj wi�kszy i �adniejszy. Czasami trafi si� jaka� osobliwo�� i nie wiadomo, co to za dziwo. Gondera obja�nia, pokazuje przez szk�o powi�kszaj�ce, opowiada o �yciu i zwyczajach upolowanych zwierz�t, a potem ka�e je rysowa�, A kiedy przyjd� do domu i zajrz� do ksi��ki, okazuje si�, �e to s� akurat te zwierz�ta, o kt�rych maj� si� uczy�. I tak czas up�ywa nie wiadomo kiedy. Nagle Gondera wyjmuje z przera�eniem zegarek, patrzy, kt�ra godzina, i po�piesznie zarz�dza powr�t. Wszyscy �a�uj�, �e ju� trzeba wraca�. Zziajani, um�czeni, zab�oceni, ale zadowoleni, wracaj� ze �piewem do szko�y. W ka�dym razie jak dot�d, na przestrzeni dwu lat, odk�d Gondera jest w Wilczkowie, wszyscy s� zachwyceni t� zoologi�. Gondera mniej. Dr�cz� go jakie� skrupu�y. Zdaje si�, �e niezupe�nie wierzy w te wycieczki. Faktem jest, �e co jaki� czas na gwa�t zaczyna pyta� na wyrywki z ksi��ki, zadaje do domu ca�e rozdzia�y i wpada w rozpacz, bo zdaje mu si�, �e nic nie umiej�. Klasa markotnieje i przycisza si� wtedy, stula uszy i... wybacza to panu Gonderze. Trudno, ostatecznie jest przecie� tak�e i nauczycielem. Nie mo�na zaprzeczy�. ROZDZIA� II Redaktorskie k�opoty � Tajemnica Wiktora Stopy � Gola Pewnego ranka wrze�niowego na podw�rzu szkolnym pod p�otem, gdzie sta�y stare �awki, kt�re w zimie miano por�ba� na opa�, obradowa� komitet redakcyjny klasy sz�stej. Chodzi�o o nowy numer �G�osu Wilczkowa� � gazetki szkolnej, kt�ra wisi w korytarzu. �G�os Wilczkowa� to nie byle jaka gazetka. Przesta�a by� w�a�ciwie szkoln�, a sta�a si� gminn�. Redaguj� j� co prawda komitety klasowe, ale czytaj� wszyscy ch�opi, kt�rzy zachodz� do gminy albo na poczt�. Pomy�lcie, co za odpowiedzialno��! Pierwszy numer �G�osu Wilczkowa� po wakacjach zrobi�a klasa si�dma, teraz kolej na sz�stak�w. Tym z si�dmej by�o �atwo � mieli ca�e dwa miesi�ce czasu. Ale spr�bujcie zrobi� numer w ci�gu tygodnia, kiedy si� nie ma nawet g�upiej maszyny do pisania i wszystko trzeba wykaligrafowa� wyra�nym, du�ym pismem, bo przecie� bazgro��w nie mo�na pu�ci�! Powiecie, �e redaktorzy prawdziwego dziennika musz� codziennie majstrowa� ca�� gazet� i nie narzekaj�. Tak, ale oni nic innego nie maj� na g�owie, nie musz� odrabia� lekcji ani pa�� kr�w. Zreszt� Karlik Rudniok, kt�rego stryjek jest redaktorem w Katowicach, m�wi�, �e oni korzystaj� ze �ci�gawek, kt�re dla nich specjalnie przygotowuj� agencje prasowe. No, a redaktorzy z Wilczkowa wszystko, od A do Z, sami musz� napisa�. Dlatego miny redaktor�w komitetu redakcyjnego klasy sz�stej s� takie powa�ne. Numer wydany przez si�dmak�w by� bardzo staranny, uroczysty i uczony, chocia� � jak go oceni� Batura � oderwany od �ycia. � My im poka�emy numer bojowy! � powiedzia�. Ale jak dot�d wcale si� na to nie zanosi�o. A przecie� gorszego od si�dmak�w w �aden spos�b nie mo�na by�o wyda�. Honor nie pozwala�. Tymczasem w teczce redaktora znajdowa�a si� tylko karykatura pijaka Jasia Liczyd�o, kt�ry zesz�ej niedzieli upi� si�, przewr�ci� i le�a� pod figur�. Nie by�o ani zam�wionego artyku�u o wsp�zawodnictwie w nauce, ani artyku�u o wyborach do sejmu, ani artyku�u o dzieciach korea�skich, ani artyku�u Wiktora o dostawach zbo�a, mi�sa i mleka. Miksa, kt�ry mia� pisa� artyku� o wsp�zawodnictwie, stawi� si� z twarz� obwi�zan� chustk� matczyn� i co� tam zacz�� bulgota�, �e go z�b bola� i nie m�g�. Stachurka, autor od �wybor�w�, m��ci� ca�e popo�udnie i wiecz�r. Zosia Szk�o, zamiast pisa� artyku� o dzieciach korea�skich, pojecha�a z matk� odwiedzi� brata w szkole mechanicznej w Starachowicach. Mo�e wi�c chocia� Wiktor? � Wiktor nie zrobi �wi�stwa i napisze � uspokaja� podenerwowanych redaktor�w Batura wypluwaj�c �usk� s�onecznika. � Tak, ale dlaczego jeszcze go nie ma? � pytaj�. W�a�nie, dlaczego? Ano, zobaczymy. * * * Ca�a kuchnia pe�na by�a pierza. Bia�e tumany pi�rek podnosi�y si� z k�ta za szaf�, jakby rozpruto tam pierzyn� lub skubano sto g�si naraz. Puch fruwa� a� pod sufit, osiada� na pelargoniach w oknie, na zapasce matki na wieszaku, na czarnym kapeluszu Osucha. Nawet drzemi�cy pod piecem Kusy, czarne kocisko z uci�tym ogonem, zakrztusi� si� tym pierzem i z�y, sztywnym krokiem, wyni�s� si� na podw�rko. A wszystko dlatego, �e siedz�cy w k�cie na �awie i dr�cy pierze obywatel Wiktor Stopa jest ju� u kresu cierpliwo�ci, ma do�� pierza, Osucha i w og�le takiego �ycia. Na Wielkanoc by� �lub Helki, starszej siostry Wiktora, z Felkiem Osuchem i zaraz potem wdowa Stopina z trzynastoletnim synem Wiktorem i drug� c�rk� Zo�k� przeprowadzi�y si� do Osuch�w. Po trochu wieczorami przenosili graty jak z�odzieje, �eby ludzie nie widzieli. Potem kt�rej� nocy przyjecha� ko�mi Osuch i zabra� reszt�. Wiktorowi od pocz�tku nie podoba�a si� u Osucha ta jego twarz zasuszona, te w�sy obwis�e, ta r�ka ko�cista, wychud�a, podobna do szkieletu, jaki znajduje si� w zakrystii ko�cio�a w Piekutowie i kt�rym tamtejszy ko�cielny straszy ch�opc�w. Najgorsze, �e Osuch lubi t� r�k� g�aska� Wiktora po twarzy. Bo Osuch jest dobry. Tak przynajmniej powtarza matka Wiktora i nic nie da na niego powiedzie�. Pewnie, matka i tak ca�e �ycie harowa�a od rana do nocy, to dla niej r�nicy nie ma. Zadowolona, �e jest co dzieciom do g�by w�o�y�, �e ma dach nad g�ow�, no i �e jest prawie gospodyni�. Nikt jej przecie� do garnka nie zagl�da. M�ody Osuch, ten, co si� o�eni� z siostr� Wiktora, pracuje w kopalni na drugiej zmianie i prawie ca�y dzie� go nie wida�. Do gospodarki si� nie wtr�ca. Przychodzi z pracy ko�o dziesi�tej wiecz�r, kiedy ju� �pi�; rano wstaje p�no, potem idzie na wie�, do Helki, do gminy albo do sp�dzielni, tam przy piwie rajcuje, z tym i z owym pogada, a na drug� � do roboty, tak �e go Wiktor prawie nie widuje. Zreszt� lubi� si� obaj. Felek daje mu si� przejecha� na rowerze, ile tylko razy Wiktor zapragnie. Poza tym poklepuje Wiktora przyja�nie po ramieniu i nazywa �artobliwie �szwagrem�, cho� Wiktor wola�by, �eby tego nie robi�, bo koledzy ju� to podchwycili i nowe przezwisko gotowe. O starym Osuchu te� nie mo�na powiedzie�, �e jest z�y, ale niech go licho porwie z tak� dobroci�. To prawda, �e o biciu to w og�le nie ma mowy, nie krzyknie nawet ani nie zaklnie tak jak ojciec Wiktora, kiedy jeszcze �y�. Osuch za bardzo jest na to pobo�ny. Jak mu co nie po my�li, wzdycha tylko religijnie. Wiktora nawet wyra�nie polubi�. Buty mu obstalowa� eleganckie � oficerki z b�yszcz�cymi cholewami. Jedzenia nie sk�pi. W �wi�to, kiedy na obiad jest kura, daje mu nie dojedzon� nog�, kt�rej nie mo�e dok�adnie ogry�� z powodu braku z�b�w � masz, Wiciu, pojedz sobie. Nie przyjdzie mu nawet na my�l, �e Wiktor brzydzi si� dojada� po nim mi�sa, cho�by to nawet by�a kurza noga. Mimo to mo�na by z nim by�o ca�kiem wytrzyma�, gdyby nie to, �e stale dla Wiktora now� robot� wyszukuje, jakby si� ba�, �eby si� ch�opcu na nowym mieszkaniu nie nudzi�o. Nie ze z�o�liwo�ci, tylko on ju� taki jest, �e nie lubi, jak kto pr�nuje. Sam te� si� kr�ci ca�y dzie� po gospodarstwie, budzi Wiktora o pi�tej rano, a kiedy o dziewi�tej wieczorem Wiktor idzie spa�, wci�� jeszcze s�yszy jego cz�apanie po domu. Wiktorowi si� wydaje, �e on wcale nie sypia. Przez ca�y dzie� s�yszy nad uchem jego dobrotliwy, troch� zachryp�y g�os: �Chod�, kochany Wiciu, sieczki ur�niemy� albo: �S�yszysz, Wiciu, w kopalni ju� graj� diab�u na po�udnie... konie trzeba napoi�, albo: �Matka twoja m�czy si� przy kopaniu, musimy jej pom�c�, albo: �Chod�my, Wiciu, gn�j wyrzucimy, bo tyle ju� tego, �e krowy ogonem o powa�� bij��, albo: �Len teraz b�dziemy mi�dli�, albo: �Do sklepu p�jdziemy po naft� � a wszystko w liczbie mnogiej � my�la�by kto, �e on razem z Wiktorem b�dzie wszystko robi�. Guzik. A jak si� Wiktor wykr�ca, matka zaraz na niego wsiada, �e niewdzi�cznik... �e le�... Helka to ma dobrze, pracuje w gminie i w domu nic nie chce pomaga�. Przyjdzie z pracy, nastawia radio na ca�y regulator i siedzi jak kr�lowa. Osuch rzuca na ni� z�e spojrzenia, ale nic nie m�wi, bo Felek nie pozwala. Tym gorzej dla Wiktora. Ca�a robota na niego si� wali. Najgorsze to, �e dla Osucha nauka nie jest prac�. Takich rzeczy, jak odrabianie lekcji, nie uznaje. Uwa�a, �e wystarczy tyle nauki, co w szkole. No, a teraz jeszcze wymy�li� z tym pierzem. Kiedy na pocz�tku wrze�nia och�odzi�o si�, zacz�� si� skar�y�, �e nowo�e�cy zabrali mu pierzyn� i �e marznie pod derk�. Wieczorami ostentacyjnie obna�a� i wystawia� do ognia przera�liwie chude, starcze �ydki, st�ka� i j�cza�, porusza� �a�o�nie palcami u n�g, twierdz�c, �e mu coraz bardziej dr�twiej�. Potem mimochodem wspomina�, �e pierze to by si� znalaz�o, ale nikogo do darcia naj�� nie mo�na, bo �ludzie si� rozpu�cili�. M�wi�c to g�adzi� sobie w zamy�leniu nie golon� brod� i spogl�da� znacz�co na Wiktora, ale ch�opak udawa�, �e nie domy�la si�, o co mu chodzi. Wreszcie Osuch widz�c, �e na dobrowolne zg�oszenie nie ma co liczy�, raz wieczorem, kiedy matka pra�a, zapyta� otwarcie, czy by Wiktor rano, zanim p�jdzie do szko�y, nie podar� sobie troch� tego pierza � praca przecie� lekka, nie m�cz�ca. Wiktor spojrza� na matk�, �eby go wzi�a w obron�, ale matka nie odezwa�a si� ani s�owem, tylko zacz�a trze� bielizn� jeszcze mocniej ni� zwykle, wobec czego Osuch powl�k� si� do komory i kaszl�c wyci�gn�� stamt�d worek pierza tak ogromny, jakby z�o�y�o si� na� upierzenie kilku stad kilku g�sich pokole�, i postawi� go przed ch�opcem: � No to drzyj! Co by�o robi�? Wiktor uda�, �e co� tam skubie, ale krew si� w nim gotowa�a. Wszystko znosi�, ale darcia pierza nie zniesie! Przez to pierze zosta� o�mieszony chyba na ca�e �ycie. Na szcz�cie nikt w klasie nie wie jeszcze o tym haniebnym zaj�ciu. Wie o nim tylko jeden Stefek Gola, prawie doros�y si�dmoklasista i sportowiec, zamieszka�y po s�siedzku za p�otem. Ale o niego Wiktor si� nie boi. Gola nie pi�nie ani s�owa, gdy� wi��e go z Wiktorem specjalna tajna umowa sporz�dzona w dwu jednobrzmi�cych egzemplarzach i przechowywana pieczo�owicie w zalutowanych pude�kach od pasty. Pocz�tkowo, w pierwszym okresie przyja�ni, nosili je uwi�zane na szyi jak amulety, co jednak okaza�o si� niewygodne i k�opotliwe i dlatego p�niej zakopali je pod p�otem. Co chwila Wiktor zerka na zegar na �cianie. Postanowi�, �e dzisiaj drze tylko do si�dmej, a p�niej � niech si� dzieje, co chce � musi doko�czy� odrabiania lekcji, bo pan S�dej ma go na oku. Ale stary zegar Osucha ma to do siebie, �e im si� na� cz�ciej patrzy, tym wolniej idzie. No, nareszcie! Stary zegar zasapa�, zakrztusi� si�, zawaha� i z wysi�kiem, tak jakby po ka�dym uderzeniu stan�� mia� ju� na wieki, wybi� si�dm�. Wiktor cisn�� worek z pierzem pod �awk�, otrzepa� si� z grubsza i pobieg� szybko po schodach do izdebki na strychu, gdzie sypia�. Tutaj wykona� najpierw po�piesznie par� tajemniczych czynno�ci. Wlaz� na kolanach pod ��ko i zajrza� do stoj�cej tam czarnej skrzynki, sprawdzi� wtyczki i druty wiod�ce od niej gdzie� za okno, a nast�pnie nacisn�� trzykrotnie niepozorn� p�ytk� na ramie okiennej. Potem wyci�gn�� z szuflady zeszyty i ksi��ki, jeszcze nowe, ale ju� z poza�amywanymi rogami, zajrza� do dzienniczka i sprawdzi�, co jest zadane na dzisiaj. O, choinka, niedobrze! Z rachunk�w dwa zadania, zupe�nie o tym zapomnia� � ze zdenerwowania przygryz� paznokie�. No, g�upstwo � odpisze si� od Karlika Rudnioka na lekcji. Co tam jeszcze? Przyroda i historia � gwizda�, przeczyta na przerwie i co� b�dzie duka�. Tylko to wypracowanie z polskiego. Ma dopiero siedem linijek, a prosta przyzwoito�� wymaga, by je doci�gn�� przynajmniej do jednej stronicy. Wiktor wydosta� szybko zeszyt, otworzy� ka�amarz i zabra� si� do pisania. Nagle pi�ro zawis�o mu w powietrzu. Rany boskie, a artyku� do gazetki?! Przyrzek� Baturze, �e na pewno napisze na dzisiaj. No, tym razem wylej� Wiktora z komitetu redakcyjnego, jak amen w pacierzu. Batura ju� dawno ostrzy sobie na niego z�by. Batura chcia�by wszystkimi rz�dzi�. Nie mo�e znie��, �e Karlik i Wiktor maj� swoje tajemnice i �e koleguj� ze Stefkiem Gol� z si�dmej, kt�ry jest ju� prawie doros�y i b�dzie mia� wkr�tce prawdziw� pi�k� no�n�. Chocia� w�a�ciwie, czy Gola nie zalewa z t� pi�k�? Wiktor zamy�li� si� gryz�c koniec obsadki. * * * Nad staro�wieckim ��kiem, gdzie pod olbrzymi� pierzyn� chrapa�o wielkie, wyro�ni�te ch�opaczysko o d�ugim, wychud�ym obliczu i pot�nym nosie, trzykrotnie zad�wi�cza� wmontowany w �cian� dzwonek. Obok tego instrumentu widnia�y przypi�te pluskiewkami, wyci�te z gazet zdj�cia Chych�y w pozycji zasadniczej i Antkiewicza wachlowanego r�cznikiem przez trenera Stamma. Z sufitu za� zamiast lampy zwisa� na sznurze ci�ki, wypchany worek. Na d�wi�k dzwonka ch�opak zabulgota� rozespany, przetar� oczy i wyskoczy� z ��ka. Najpierw podbieg� do lusterka wisz�cego na �cianie, wyd�� policzki i pomaca� miejsce pod nosem. Wczoraj id�c za rad� Felka Osucha, zgoli� sobie niewyra�ne pierwociny w�s�w pod nosem, �eby szybciej ros�y. Niestety w�sy nic nie uros�y, za to nos wydaje si� jeszcze d�u�szy i jaki� nap�cznia�y. Wszystko dlatego, �e Stefek Gola ma katar. Nabawi� si� go dwa dni temu, �wicz�c a� do si�dmych pot�w rzut kul�, to jest pi�ciokilowym odwa�nikiem, kt�ry buchn�� ojcu ze sklepu. (Dlatego w sklepie Gminnej Sp�dzielni w Wilczkowie chronicznie brakuje pi�ciokilowych odwa�nik�w). Rozczarowany, ca�� swoj� z�o�� wy�adowa� na worku treningowym, boksuj�c go zajadle przez dobre kilka minut a� do zm�czenia. Potem pomaca� sobie musku�y na r�ce, westchn�� i zacz�� si� poma�u ubiera�. Przed wyj�ciem do szko�y wyj�� z kieszeni zmi�ty list od cioci Geni z Cz�stochowy i jeszcze raz przebieg� oczami jego tre��, cho� j� ju� zna� na pami��. W dniu Twych imienin i urodzin � pisa�a ciotka � �ycz� Ci, �eby� nareszcie nabra� rozumu i zamiast my�le� o g�upstwach, zabra� si� do nauki. Jeste� ju� m�czyzn� pi�tnastoletnim (podkre�lone dwa razy) � czas, �eby� si� opami�ta� i nie zadr�cza� Twojej biednej matki, kt�ra Ci� za bardzo rozpieszcza. Przesy�am Ci pi�k�, o kt�r� prosi�e�, chocia� wcale na ni� nie zas�u�y�e�. Ustatkuj si� nareszcie, stary wa�koniu, inaczej b�dzie to ju� ostatni prezent od Twojej starej ciotki, kt�ra i tak ma nieczyste sumienie, �e wysy�a Ci tak niebezpieczny podarunek. Gola wzruszy� ramionami. Wyra�nie chyba napisane. �Przesy�am Ci pi�k�, a pi�ki do tej pory nie ma. Co si� z ni� mog�o sta�? Stefkowi przychodzi�y do g�owy najczarniejsze przypuszczenia. Mo�e na poczcie �wisn�li albo ci z LZS z�akomili si�... Zawsze narzekaj� na niedostatek sprz�tu. A mo�e listonosz P�dzik naumy�lnie przetrzyma�? Od czasu jak by�a ta heca z listem do panny Kwapisz�wny, listonosz P�dzik patrzy na Stefka jak na zbrodniarza. Wszystko mo�liwe. Taka pi�ka to �akomy k�sek. W ka�dym razie faktem jest, �e Stefek od trzech dni zagl�da na poczt�, a pi�ki jak nie ma, tak nie ma. Najgorsze, �e ch�opcy zaczynaj� ju� w�tpi�... Niekt�rzy wprost uwa�aj�, �e z t� pi�k� to by�a zwyk�a przechwa�ka. A ten chytry szczeniak z sz�stej, Batura, szydzi� wczoraj z Goli przy wszystkich. �Bujasz, Gola, z tym listem, ciotka ci pisa�a, ale kijkiem po piasku; jak masz naprawd�, to poka�!� Ba, gdyby Stefek m�g� pokaza�! Ale niestety list w �aden spos�b nie nadaje si� do opublikowania z uwagi na wy�ej cytowany styl ciotki, ubli�aj�cy godno�ci pi�tnastoletniego m�czyzny. � Stara belferka � mruczy Stefek � zawsze musi wlepi� paternoster. * * * Stopina, matka Wiktora, nakarmi�a i oporz�dzi�a Osuchowe �winie, wydoi�a krowy i z garnkiem mleka wesz�a do kuchni ugotowa� �niadanie. Na widok lataj�cego pierza pokiwa�a smutno g�ow� i westchn�a ci�ko. Potem zabra�a si� do rozpalania ognia pod blach�. Brz�k fajerek i garnk�w zak��ci� tok my�li Wiktora. Do licha z takim pisaniem na g�odno! Warto by zej�� na d� na �niadanie... Ale co to? Z kuchni dochodz� jakie� gniewne g�osy. To matka. Krzyczy, pomstuje g�o�no i zrz�dzi. O co jej chodzi? Wiktor zbieg� szybko po schodach i nagle zatrzyma� si� na ostatnim stopniu. O, choina, niedobrze! Przygryz� paznokie�. Przez otwarte na o�cie� drzwi od kuchni buchaj� k��by burego, gryz�cego dymu. Matka kl�czy przy drzwiczkach do pieca i dmucha, ale im wi�cej dmucha � tym wi�cej dymu. Ze �niadania nici � to jasne. Trzeba skombinowa� przynajmniej suchy prowiant. Wiktor wsuwa si� ostro�nie do kuchni. Matka przygl�da mu si� podejrzliwie. � Ty zn�w masz nieczyste sumienie � gdera. Wiktor czerwieni si�. Czy�by matka domy�la�a si�?... Nie, sk�d, nie mog�a si� jeszcze o niczym dowiedzie�. Ale w ka�dym razie bezpieczniej da� nog�. Wiktor wi�c porywa kawa�ek chleba ze sto�u i buty susz�ce si� na kominie i ju� go nie ma. Swoj� drog�, jaka ta matka domy�lna! Gola m�wi, �e ka�da matka ma w sobie co� z jasnowidza. Wiktor rzeczywi�cie ma nieczyste sumienie. Wczoraj bawili si� z Karlikiem Rudniokiem w kominiarzy. Wle�li na dach i wpuszczali do komina star� miot�� na sznurze obci��onym kamieniem. Za trzecim razem miot�a zaczepi�a o co�; szarpn�li, sznur wyszed�, a miot�a zosta�a. W izdebce na g�rze Wiktor nak�ada po�piesznie buty, naci�ga czapk�, �ci�ga rzemykiem zeszyty i ksi��ki. Za chwil� jest ju� na drodze. ROZDZIA� III Gorsz�ce zaj�cia w komitecie redakcyjnym � Lekcja zoologii � Zemsta Wiktora � Dymisja � Pomys� Rudnioka � Pi�ka Przed furtk� szkoln� zatrzyma� si�, poprawi� czapk�, zdj�� jakie� uparte pierze z r�kawa. Z bij�cym niespokojnie sercem i bardzo nieczystym sumieniem, ale z oboj�tn�, godn� min� wkroczy� na podw�rze. Na jego widok komitet redakcyjny zerwa� si� na nogi. � No jak, napisa�e�? Poka�! � otoczyli go wyrywaj�c mu zeszyty. � Nie szarpcie! � wyrwa� si�. � Nie mam artyku�u. � Jak to? � zapyta� siniej�c z gniewu Batura. � Nie mam, i ju� � mrukn�� Wiktor. � Nie mia�em czasu � doda� po chwili. � No, wiesz, to jest �wi�stwo! � krzykn�� Batura. Wiktor wzruszy� ramionami. � Nie ka�dy ma tyle czasu, co ty! � mrukn�� przez zaci�ni�te z�by. Coraz wi�cej dzieci otacza�o redaktor�w przys�uchuj�c si� k��tni. Jedna z dziewczynek, ma�a i szczup�a blondynka z �ywymi, czarnymi oczkami i cieniutkimi warkoczami, szepta�a co� do ucha kole�ankom ze z�o�liwym u�mieszkiem. � Pewnie, �e nie mia� czasu � zachichota�a � przez ca�e rano pierze dar�. � Co?! � weso�e b�yski pojawi�y si� w oczach dzieci. � Nie s�uchajcie, k�amie pod�a! � krzykn�� Wiktor oblewaj�c si� rumie�cem. � K�amie? K�amie? No, to popatrzcie! � dziewczynka podbieg�a do Wiktora i str�ci�a mu czapk� z g�owy. � Jeszcze ma pe�no puchu we w�osach i na ubraniu. O, prosz� � zdj�a mu z plec�w pi�rko. Wiktor odepchn�� j� gwa�townie. � Dar�, dar� Osuchowi na pierzyn�! � krzycza�a. � Szwagier, a to ci� przycisn�o � pisn�� z boku Miksa, a ca�a klasa rykn�a �miechem. � S�uchajcie, s�uchajcie... taka heca. Szwagier pierze dar�! Otoczyli go i pr�bowali wyskubywa� mu puch z w�os�w i z ubrania. Wiktor broni� si� zajadle, t�uk�c ich na o�lep pi�ciami. Batura, przygryz�szy wargi z w�ciek�o�ci�, zacz�� zbiera� do papierowej teczki materia�y redakcyjne, jakby go ju� nie obchodzi� dalszy ci�g sprzeczki. Tak, Batura nigdy nie bierze udzia�u w b�jkach. On jest wy�szy ponad to wszystko. Tymczasem na podw�rze wpad� zadyszany, t�gi, puco�owaty ch�opak o kr�tko ostrzy�onych �na je�a� w�osach koloru pszenicy. � Karlik! Karlik przyszed�! � rozleg�y si� ostrzegawcze g�osy. � Co jest! Kogo bij�? � krzykn�� Karlik rozepchn�wszy �okciami t�um gapi�w. � Hura, Wiktor, nie daj si�! � to m�wi�c pu�ci� m�ynka pompk�. � Te... te... nie b�d� taki silny! � oburzano si�. � Po�� to �elazo! Karlik rzuci� pompk� i �ci�gn�� marynark�. � Kryza, popilnuj! � zwr�ci� si� do ma�ego, piegowatego ch�opca o okr�g�ej g�owie przykrytej czap� nadmiernej wielko�ci. Niebawem po ziemi tarza�o si� ju� k��bowisko oko�o dziesi�ciu n�g i tylu� r�k. Malcy z drugiej i czwartej boja�liwie rozst�powali si� robi�c miejsce t�uk�cym si� redaktorom. Nie bior�cy udzia�u w b�jce dopingowali walcz�cych: � Miksa... Miksa, bierz szwagra za ko�nierz! � Karlik, nelsona mu! � Za nog�... za gole� go! � Wi-ktor! Wi-ktor! Wtem zabrz�cza� dzwonek. Ch�opcy z ni�szych klas prysn�li jak zmyci, tylko na sz�stakach jego d�wi�k nie zrobi� najmniejszego wra�enia. Nie ma si� co �pieszy�. Gondera pewnie zn�w si� sp�ni... Kropili si� wi�c dalej, tylko w jednym miejscu przez zaci�ni�ty kr�g przedziera� si� rozpaczliwie jaki� skurczony malec trzymaj�c si� za nos. Widocznie zapl�ta� si� mi�dzy walcz�cych i oberwa� niechc�cy. Zapasy przerwa� dopiero czyj� ostrzegawczy okrzyk: � Uwaga, Kropa w polu widzenia! Ch�opcy zamarli na moment. W oknie na pi�trze pojawi�a si� zaro�ni�ta, w�sata twarz i koniec miot�y. A potem gruba pi�� pogrozi�a im zamaszy�cie. Po chwili w drzwiach ukaza� si� Kropa trzymaj�c mokr�, skr�con� �cierk�. Ch�opcy zerwali si� z ziemi i unikaj�c zr�cznie cios�w szmaty zacz�li przedziera� si� do klasy. �ycie by�oby zupe�nie zno�ne, gdyby nie Kropa. Ten uwzi�� si� na ch�opc�w. Niczego nie daruje. Wszystko widzi. Ma paskudny zwyczaj pojawiania si� wtedy, kiedy jest najmniej po��dany. Wybije si� niechc�cy szyb� � ogl�dasz si� pe�en nadziei, �e nikt nie widzia�, a on od razu wyrasta za tob� jak cie� i miot�� ci� po grzbiecie... jakby specjalnie czatowa�. Celujesz w koleg� mokr� �cierk� od kredy i akurat wtedy otwieraj� si� drzwi i �cierka l�duje na miotle Kropy. Udajesz b�l z�ba i zwalniasz si� z arytmetyki (nie odrobi�e� okropnego zadania o dwu rurach i nape�niaj�cym si� basenie), woln� godzin� beztrosko sp�dzasz pod miedz�, gryz�c orzechy, kt�rych masz ca�� kiesze�, i nagle widzisz gruby cie� przed sob�. Oczywi�cie Kropa. Akurat musia� t�dy przechodzi�. O wielu takich wstydliwych sprawach wie Kropa. Wie, kto i kiedy wyr�n�� serce na �awce, kto buchn�� kred� i kto co powiedzia�. Strach pomy�le�, co by by�o, gdyby cia�o pedagogiczne chcia�o tego wszystkiego wys�uchiwa� i dawa� temu wiar�! Szcz�ciem obie te pot�gi szkolne �yj� w do�� napr�onych stosunkach. * * * Myli�by si� jednak, kto by s�dzi�, �e brutalna interwencja funkcjonariusza gminnego mog�a pozbawi� klas� efektownego zako�czenia nieporozumie� redakcyjnych. Ledwie Wiktor przekroczy� pr�g klasy, od razu rozleg�o si�: � Szwagier, szwagier, g�siskubek! Pierze dar�! � Co oni w�a�ciwie chc� od ciebie? � zapyta� Karlik. Wiktor zacisn�� z�by z upokorzenia i gniewu. Zobaczywszy u�miechni�t� z�o�liwie twarz Miksy w drugim ko�cu klasy, rzuci� si� do niego. Miksa skoczy� na �awk� i wymkn�� si� Wiktorowi, nie przestaj�c przedrze�nia�. Wiktor wdrapa� si� za nim i zacz�li si� goni� po trzeszcz�cych �awkach. Przera�one dziewczynki zebra�y si� w k�cie. Wtem Miksa po�lizn�� si� i run�� mi�dzy rz�dy, t�uk�c sobie bole�nie o kant �awki kolano. Pr�bowa� podnie�� si�, ale a� sykn�� z b�lu. Wiktor, za�lepiony w�ciek�o�ci�, rzuci� si� na niego i zacz�� go t�uc bez opami�tania. Na pomoc Miksie skoczy� Joniec i reszta paczki. Zanosi�o si� zn�w na og�ln� bijatyk�. Nagle otworzy�y si� drzwi i na progu stan�� Gondera. � No, jazda! Zbi�rka na... � zacz�� i urwa�. Zobaczy� bowiem, �e z �awek zeskakuj� zasapani ch�opcy, po�piesznie przyg�adzaj�c potargane czupryny. Wszyscy z bardzo niewyra�nymi minami. Mi�dzy rz�dami, opieraj�c si� na �awkach, sta� Miksa przera�liwie poblad�y i jaki� kr�tszy ni� zwykle. � Co si� sta�o? � Nic, psze pana... my tylko tak... � Miksa usi�owa� u�miechn�� si� ustami wykrzywionymi z b�lu. � Stopa, co to by�o? � pyta� Gondera post�piwszy krok naprz�d. � E... nic � Wiktor odwr�ci� oczy zas�aniaj�c rozerwan� kiesze� marynarki. � �wiczyli�my troch� � wyja�ni� po�piesznie Karlik. � My zaraz poprawimy �awki. Jednocze�nie stoj�cy za ich plecami dawali pi�ciami surowe znaki dziewczynkom, �eby kt�ra nie wa�y�a si� naskar�y�. Gondera przygl�da� si� klasie badawczo. Spu�cili g�owy. Mia� taki wzrok, jakby wszystko wiedzia�. � Kolego � kiwn�� na Miks� � wyjd� no tutaj i przespaceruj si� przed �awkami. Ch�opcy przygry�li wargi. Teraz koniec. Gondera pozna! I ju� nie b�dzie nikogo w Wilczkowie, kto by wierzy� w ch�opc�w z sz�stej! Ostatnia przyja�� stracona! Miksa spojrza� na nich bole�nie. Zacisn�� z�by i, o dziwo, wyszed� zupe�nie normalnym krokiem. Tylko w�skie szparki jego kocich oczu zacisn�y si� jeszcze bardziej, �eby nie wypu�ci� �ez, kt�re z b�lu zakr�ci�y mu si� w oczach. Gondera zawaha� si�... Chcia� jeszcze o co� zapyta�, ale nagle spojrza� na zegarek i rzek� szybko, jakim� z�amanym g�osem: � No, po�pieszcie si�, wychodzimy... � A co bierzemy, prosz� pana? � To, co zwykle: �Zoologi� i bloki. Przez ca�� drog� by� zamy�lony. Tego dnia nie �piewali piosenek. Wszystkim by�o smutno. Co� stan�o mi�dzy nimi a Gonder�. Wiedzieli, �e Gondera wie, i to im nie dawa�o spokoju. Wiktor ca�y czas po�wi�ci� obmy�laniu zemsty. Ile razy spojrza� na cienkie warkoczyki Jad�ki id�cej o trzy pary przed nim, tyle razy przygryza� wargi a� do krwi i zaciska� pi�ci tak mocno, �e paznokcie wbija�y mu si� bole�nie w cia�o. Do niej mia� najwi�ksz� pretensj�. Nie do Miksy, tylko w�a�nie do niej. Przez ni� wszystko! �mija wstr�tna! Gorzko po�a�uje. Wiktor jej jeszcze poka�e. I swoj� siostr� Zo�k� te� spierze, �eby do niej nie przychodzi�a ta plotkarka i nie szpiegowa�a. I tak Wiktor ma ci�kie �ycie. Z tych rozmy�la� wyrwa� go mocny u�cisk czyjej� r�ki. To podszed� do niego Karlik. � Ju� wiem, z czego si� oni �mieli � szepn��. � Nie przejmuj si�, to pestka wobec tego, co mam ci do powiedzenia � �ciszy� g�os. � Ale nie zdradzisz nikomu? Wiktor spojrza� na niego ciekawie. � No? � Na kopalni jest szpieg. � Co ty? � Tak, mam dowody. Chwil� szli w milczeniu. � No co, nie rozmy�lisz si� teraz? � szepn�� Karlik. � Ja? � oburzy� si� Wiktor. � Jestem got�w cho�by dzi�! � Buty gumowe masz? � No... nie. � To �le. Buty najwa�niejsze. Ojciec m�wi, �e tam jest strasznie mokro. � Na bosaka nie mo�na? � Zmarz�by� na ko��. � Co robi�?... Chyba Osuchowi �wisn�. � Nie, daj spok�j � zmarszczy� brwi Karlik. � Po�ycz od kogo�. � Kiedy wyruszamy? � Jak ojciec wyjedzie. Ma nied�ugo wyjecha�. Ale ju� teraz trzeba si� przygotowa�. Aha, jeszcze jedno. We� troch� �arcia. Nie wiadomo, jak d�ugo to potrwa. Mo�e ze dwa dni. � A lampy? � Karbid�wki ci�ko b�dzie ukry�. Lepiej wzi�� kieszonkowe latarki elektryczne z zapasowymi bateryjkami, a na dole mo�e uda si� podw�dzi� jakiemu g�rnikowi karbid�wk�. � A z Bobul� za�atwi�e�? Rudniok skrzywi� si�. � Bobula jest s�u�bist�. Powiedzia�, �e m�j ojciec specjalnie zabroni� wpuszcza� mnie do kopalni, i on jako stra�nik... i tak dalej � rozumiesz? Jednym s�owem, nic z tego. Musz� co� innego wymy�li�. � S�uchaj, a... co z tym szpiegiem? � zapyta� Wiktor. � Teraz jeszcze ci nic nie mog� powiedzie�. Zbieram dowody. Zapanowa�o ponure milczenie. Fatalny nastr�j wycieczki roz�adowa� dopiero wypadek, kt�ry si� zdarzy� w powrotnej drodze. Przechodzili zziajani przez jaki� potok czy r�w na ��ce. Miksie, zmachanemu uprzedni� walk� z Wiktorem i trudami wycieczki, chcia�o si� bardzo pi�. Woda w rowie wygl�da�a na zupe�nie czyst�. � To jest ze �r�d�a � zakomunikowa� fachowo, zanurzaj�c r�k�. � Pijemy, ch�opaki! Wyj�� z tornistra butelk�, nape�ni� i zacz�� ch�epta�.