7440
Szczegóły |
Tytuł |
7440 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7440 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7440 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7440 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tom Clancy
D�ug honorowy
Tom drugi
T�umaczenie: Krzysztof Wawrzyniak
Data wydania: 1999
Data wydania oryginalnego: 1994
Tytu� orygina�u: Debt of Honor
Spis tre�ci
23. Po�cig
24. Bieg w miejscu
25. Wszystkie konie kr�la
26. Przygotowania
27. Narastanie problem�w
28. Porozumiewanie
29. Dokumentacja
30. Dlaczego nie?
31. Jak i dlaczego
32. Wydanie specjalne
33. Punkt zwrotny
34. Wszyscy na parkiet
35. Konsekwencje
36. Branie pod rozwag�
37. G��bokie zanurzenie
38. Rubikon
39. Najpierw oczy
40. Lisy i ogary
41. Grupa Uderzeniowa 77
42. Uderzenie b�yskawicy
43. Pod dyktando
44. Linia frontu
45. Oddzia� wydzielony
46. Zamiatanie
23
Po�cig
Ten dzie� w �yciu Robby'ego Jacksona nie zacz�� si� najlepiej. Zdarza�y mu si�
ju� pechowe dni, na przyk�ad, kiedy jako m�ody komandor porucznik przechodzi�
szkolenie w O�rodku Lot�w Marynarki w Patuxent River, w stanie Maryland. Tamtego dnia jego
odrzutowiec szkolny postanowi� bez najmniejszych przyczyn katapultowa� swojego pilota, co
sko�czy�o si� z�amaniem nogi i wykre�leniem na kilka miesi�cy nieszcz�nika z listy pilot�w
zdolnych do s�u�by. Potem zdarza�y si� dni, podczas kt�rych widzia� swoich przyjaci�
rozbijaj�cych si� o ziemi�, a czasami widzia� tylko �lad nafty lotniczej na powierzchni Zatoki
Tonki�skiej. Jako dow�dca dywizjonu musia� te� pisa� listy do rodzin, w kt�rych zawiadamia� z
�alem o �mierci m�a lub syna. W najnowszych czasach przychodzi�o mu te� coraz cz�ciej
zawiadamia� o �mierci c�rek, kt�re poleg�y w s�u�bie ojczyzny. �ycie pilota Marynarki niestety
obfitowa�o w takie dni.
Ale takiego dnia jeszcze nie mia�. Jedynym pocieszeniem by� fakt, �e pe�ni�
funkcj� w dziale J-3, odpowiedzialnym za planowanie i przebieg operacji militarnych. Gdyby
przydzielono go do sekcji J-2, wywiadu, poczucie kl�ski by�oby ca�kowite.
- Niestety, panie admirale. Nie mamy ��czno�ci z bazami w Yakota, Misawa i
Kadena. Nikt nie podnosi s�uchawki.
- Ilu mamy tam ludzi? - zapyta� Jackson.
- ��cznie oko�o dw�ch tysi�cy, g��wnie mechanik�w, personel obs�uguj�cy stacje
radarowe, kwatermistrzostwo. Jakie� dwa lub trzy samoloty na l�dowaniach
technicznych. Jeszcze sprawdzamy w jednostkach - odpar� major.
- A jak z Marynark�?
- Mamy ludzi w bazie Andersen na Guam. Razem z personelem portowym daje to oko�o
tysi�ca ludzi. Kilka lat temu mieli�my tam kilka tysi�cy.
Jackson podni�s� s�uchawk� bezpiecznej linii i wybra� numer dow�dztwa Floty Pacyfiku.
- Admira� Seaton? Jeszcze raz Jackson. Co� nowego?
- Nie mo�emy po��czy� si� z nikim na zach�d od Midway, Rob. To zaczyna wygl�da� powa�nie.
- Jak dzia�a ta kom�rka? - zapyta� Oreza.
- Wstyd przyzna�, ale nie mam poj�cia. Nie chcia�o mi si� przeczyta� instrukcji -
odpar� Borroughs. Telefon kom�rkowy spoczywa� przed nimi na stole, z anten�
stercz�c� z dna przewierconej misy, kt�ra z kolei opiera�a si� na dw�ch stertach ksi��ek. - Nie
mam poj�cia, czy kom�rka przez ca�y czas podaje satelicie swoj� pozycj�, czy tylko podczas
rozmowy. - Z tego te� powodu obaj doszli do wniosku, �e lepiej b�dzie trzyma� anten� przez
ca�y czas w misie,
do czego potrzebna by�a ta raczej prymitywna konstrukcja.
- A mo�e by tak wyj�� baterie? - zapyta�a pani Oreza.
- Ale ze mnie dure� - przyzna� Borroughs. Podni�s� mis� i po chwili na stole
przed nim le�a�y dwie paluszkowe baterie typu AA. - Je�eli b�dzie chcia�a si� pani
dosta� na studia magisterskie w Stanford, napisz� pani list ze znakomitymi rekomendacjami.
- Panie i panowie. - Wszystkie g�owy odwr�ci�y si� w stron� telewizora. Na
ekranie pojawi�a si� sylwetka Japo�czyka w mundurze polowym. M�czyzna przedstawi� si� z
u�miechem, m�wi�c nienagannie po angielsku: - Jestem genera� Tokikiczi Arima z
l�dowych Si� Samoobrony Japonii. Pozw�lcie pa�stwo, �e w kilku s�owach wyt�umacz� co
dzisiaj zasz�o na Saipanie - rozpocz�� swoj� przemow� genera� do dwudziestu dziewi�ciu tysi�cy
mieszka�c�w wyspy. - Po pierwsze, chcia�bym zapewni�, �e nie ma najmniejszych powod�w do
niepokoju. Na wyspie nie dosz�o do �adnych incydent�w, z wyj�tkiem po�a�owania godnej
kr�tkiej wymiany ognia z si�ami policyjnymi w pobli�u parlamentu. Dwaj funkcjonariusze,
kt�rzy zostali ranni, znajduj� si� pod dobr� opiek� w szpitalu.
Nie w�tpi�, �e chcieliby pa�stwo wiedzie�, co zasz�o na Marianach. Dzi� rano
dowodzone przeze mnie oddzia�y wojskowe zacz�y l�dowa� na Saipanie i Guam. Jak zapewne
wszyscy pa�stwo wiecie, a starsi mieszka�cy pami�taj�, do 1944 roku Mariany by�y
w�asno�ci� Japonii. Znajd� si� te� w�r�d pa�stwa ludzie, kt�rzy b�d� zdziwieni, �e od kilku lat moi
rodacy maj� mo�liwo�� nabywania nieruchomo�ci na Saipanie i Guam. Od kilku miesi�cy w r�kach
japo�skich znajduje si� ponad po�owa powierzchni wysp. Nie musz� te� chyba
nikogo zapewnia� o emocjonalnym stosunku narodu japo�skiego do tych wysp i ich mieszka�c�w.
Zainwestowali�my ju� tu kilka miliard�w dolar�w i doprowadzili�my do rozkwitu
tutejsz� gospodark�, tak zaniedbywan� podczas rz�d�w Stan�w Zjednoczonych. W �wietle
powy�szego, trudno nas chyba nazwa� przybyszami z zewn�trz, prawda?
Prawdopodobnie wiecie pa�stwo o kontrowersjach pomi�dzy Ameryk� a Japoni�. Ta
r�nica pogl�d�w zmusi�a nasz kraj do ponownego rozwa�enia naszych priorytet�w
obronnych. Postanowili�my mi�dzy innymi zaj�� ponownie archipelag Marian�w, w ramach czysto
obronnego posuni�cia przeciwko spodziewanej akcji militarnej Stan�w Zjednoczonych.
Pojawia si� pytanie: w jakim stopniu nasze posuni�cia wp�yn� na wasze �ycie? -
zapyta� z u�miechem genera� Arima. - Odpowied� jest prosta: w �adnym. Gospodarka
pozostanie nienaruszona. Japo�czycy te� s� zwolennikami wolnego rynku. Wasi ustawowi
przedstawiciele pozostan� na swoich stanowiskach, a wyspa zyska dodatkowe znaczenie w �wiecie
biznesu, jako czterdziesta �sma prefektura Japonii. Otrzymacie pa�stwo r�wnie� pe�n�
reprezentacj� w japo�skim parlamencie, Diet - to przywilej, kt�rego odm�wi�y wam Stany
Zjednoczone, kiedy Saipan by� jedynie "stowarzyszony" z Ameryk�, to s�owo jest raczej przejrzystym
eufemizmem oznaczaj�cym w istocie koloni�, prawda? - Kolejny promienny u�miech. - Kto�
m�g�by powiedzie�, �e s�owa nie kosztuj� wiele. Racja. Jednak jutro zobacz� pa�stwo
naszych ludzi na ulicach i drogach Saipanu, kt�rzy przeprowadz� rozmowy z mieszka�cami, dokonywa�
b�d� pomiar�w i analiz. Naszym pierwszym zadaniem b�dzie bowiem poprawienie stanu
dr�g na Saipanie, czego� ca�kowicie zaniedbanego przez Amerykan�w. Wszelkie uwagi
dotycz�ce naszej dzia�alno�ci b�d� mile widziane, a wszelka pomoc przyj�ta z wdzi�czno�ci�.
Jeszcze jedno. - Genera� nieco pochyli� si� w stron� kamery. - Zdaj� sobie
spraw� z faktu, �e na wyspie znajd� si� ludzie niezadowoleni z zaistnia�ych zmian -
bardzo mi z tego powodu przykro. Nie chcemy nikogo skrzywdzi�, ale prosz� zrozumie�, �e wszelkie
przejawy agresji fizycznej wobec moich �o�nierzy lub obywateli Japonii b�d� traktowane
jak naruszenie prawa. Zosta�em r�wnie� upowa�niony do ochrony za wszelk� cen� moich wojsk i
zaprowadzenia na wyspach prawa obowi�zuj�cego wszystkich obywateli Japonii.
W ci�gu najbli�szych dni nale�y zda� wszelk� bro� znajduj�c� si� w prywatnych
r�kach. Je�li przedstawicie pa�stwo rachunki lub udowodnicie kolekcjonersk� warto��
poszczeg�lnych egzemplarzy, wyp�acimy, oczywi�cie, stosowne odszkodowanie. To samo tyczy si�
radiostacji i kr�tkofal�wek. Prosz� te� o nieu�ywanie ich do czasu zdania. Kiedy sytuacja na
wyspie unormuje si� ju� zupe�nie, wspomniane dobra zostan� zwr�cone, a otrzymane
ekwiwalenty pieni�ne b�d� mogli pa�stwo traktowa� jako prezent od mieszka�c�w Japonii.
Jestem pewien, �e tak naprawd� nie odczujecie w og�le naszej obecno�ci. Moi
�o�nierze otrzymali precyzyjne rozkazy nakazuj�ce traktowanie mieszka�c�w wysp jak
rodak�w. Je�eli zauwa�� pa�stwo przypadek niew�a�ciwego zachowania ze strony wojska, bardzo
prosz� o przybycie do kwatery g��wnej i z�o�enie skargi, kt�ra zostanie natychmiast
rozpatrzona. Prawo w Japonii obowi�zuje wszystkich. Moja kwatera g��wna znajduje si� w bezpo�rednim
s�siedztwie parlamentu. �ycz� wszystkim dobrej nocy.
- Przem�wienie genera�a Arimy b�dzie powtarzane co pi�tna�cie minut na kanale
sz�stym - odezwa� si� g�os spikera.
- A to skurwysyn - zakl�� Oreza.
- Ciekawe z us�ug jakiej agencji reklamowej korzysta - zastanowi� si� Borroughs,
przewijaj�c ta�m� wideo.
- M�wi� prawd�? - zapyta�a Isabel.
- Kto wie? Macie w domu jak�� bro�? - zapyta� Borroughs.
- Nie. Nawet nie wiem, czy na wyspie mo�na j� posiada� bez zezwolenia. A poza
tym trzeba by� idiot�, �eby rzuca� si� z pistoletem na �o�nierzy uzbrojonych w M-16.
Borroughs zacz�� wybiera� kierunkowy do Stan�w.
- Podaj numer do admira�a.
- Jackson.
- Bosman Oreza, panie admirale. Nagrywa pan?
- Tu wszystko si� nagrywa. Ma pan co� dla mnie?
- Mieszka�cy Saipanu otrzymali ju� oficjaln� wiadomo�� - zacz�� Oreza. -
Nagrali�my przem�wienie dow�dcy si� japo�skich. Za chwil� w��cz� odtwarzanie.
B�d� trzyma� s�uchawk� przy g�o�niku.
Po paru sekundach Jackson zapisa� na kartce: genera� Tokikiczi Amari. Poda�
kartk� stoj�cemu obok sier�antowi.
- Niech ludzie z wywiadu zobacz�, co o nim wiemy.
- Tak jest. - Sier�ant wybieg� z pokoju.
- Majorze!
- Jestem, panie admirale.
- Jako�� d�wi�ku jest dobra. Niech nasi psycholodzy zrobi� analiz� emocjonaln�
g�osu. Za dziesi�� minut chc� mie� te� na wydruku tekst o�wiadczenia tego ��tka. Potem
wy�lecie to faksem w jakie� p� miliona miejsc.
- Tak jest.
Przez reszt� nagrania Jackson ju� si� nie odzywa�: wysepka spokoju na morzu
chaosu. Przynajmniej tak to wygl�da�o dla postronnego obserwatora.
- To ju� wszystko - powiedzia� po kilku minutach Oreza.
- Dobra robota, bosmanie. Co si� tam teraz dzieje?
- Bez przerwy l�duj� samoloty. Od naszej ostatniej rozmowy naliczy�em
czterna�cie.
- Rozumiem. Czy co� zagra�a pa�skiemu bezpiecze�stwu?
- Na razie nie zauwa�y�em facet�w biegaj�cych po moim ogr�dku z karabinami w
r�kach, panie admirale. Na marginesie, zauwa�y� pan, �e nie wspomnieli s�owem o
Amerykanach mieszkaj�cych na wyspie?
- Nie, nie zauwa�y�em. To trafne spostrze�enie. - Zacznij my�le�, skarci� si� w
duchu Jackson.
- Chyba powinienem ju� si� roz��czy�, panie admirale.
- Jasne. Niech pan si� nie martwi, bosmanie. Pa�ski kraj nie da sobie w kasz�
dmucha� - zapewni� go admira�. Obaj wiedzieli, �e to tylko puste s�owa.
- Bez odbioru.
Robby od�o�y� s�uchawk� na wide�ki.
- Wnioski?
- Czy chce pan us�ysze� co� poza: "To jaka� paranoja"? - zapyta� szef sztabu.
- Nam to mo�e wydawa� si� paranoidalne, ale dla kogo� to musi by� bardzo
logiczny przebieg wypadk�w. - Nie mia�o sensu poganianie oficer�w. Musi up�yn�� troch�
czasu, zanim
oswoj� si� z sytuacj�. - Czy kto� uwa�a, �e te informacje s� niewiarygodne? -
Rozejrza� si� dooko�a. W sali by�o siedmiu oficer�w, a niski poziom inteligencji nie by�
bynajmniej rekomendacj� do s�u�by w O�rodku Dowodzenia Si� Zbrojnych USA.
- To naprawd� wygl�da na paranoj�, panie admirale, ale wszystko uk�ada si� w
jak�� ca�o��. Nie ma ��czno�ci z �adn� baz�, stacj� radarow� czy kontrol� ruchu
powietrznego na zach�d od Midway. Wsz�dzie, gdzie dzwonili�my, powinny by� dy�ury, ale nikt nie
odpowiada�. Z sieci ��czno�ci wypad�y cztery bazy Si� Powietrznych i jedna plac�wka Armii.
To si� dzieje naprawd�.
- Mamy co� z Departamentu Stanu? Albo z CIA?
- Nic - odpar� pu�kownik z wydzia�u J-2. - Za jak�� godzin� b�dziemy mieli
zdj�cia satelitarne znad Marian�w. Przekaza�em ju� Narodowej Agencji Zwiadu i I -TAC, co
nas interesuje.
- KH-11?
- Ich orbity zosta�y te� skorygowane. Nad archipelagiem niebo jest czyste.
- Czy by� tam wczoraj jaki� sztorm?
- Nie - odpar� inny oficer. - Nie znale�li�my �adnego powodu do przerwania
��czno�ci telefonicznej. Z Marianami ��czymy si� przez kabel Trans-Pac i
satelity. Porozumia�em si� z firmami, kt�re obs�uguj� ��cza satelitarne. Nie otrzymali �adnego
ostrze�enia o sztormie. Wys�ali pilne przekazy do swoich ludzi z obs�ugi, ale nie otrzymali �adnej odpowiedzi.
Jackson skin�� g�ow�. Chcia� mie� ca�kowit� pewno��, zanim poczyni kolejny,
przewidziany procedur�, krok.
- Okay. Wysy�amy ostrze�enie do wszystkich dow�dc�w samodzielnych jednostek.
Przeka�cie to sekretarzowi obrony i cz�onkom Kolegium Szef�w Sztab�w. Ja dzwoni�
do prezydenta.
- Doktorze Ryan, O�rodek Dowodzenia na STU, rozmowa o statusie KRYZYS. Przy
aparacie admira� Jackson. - Na d�wi�k s�owa KRYZYS w stron� Jacka odwr�ci�y si�
wszystkie g�owy.
- Robby, tu Jack. Co si� dzieje? - Wszyscy w kabinie ��czno�ci samolotu
prezydenta zauwa�yli, �e doradca do spraw bezpiecze�stwa gwa�townie poblad�. - Robby,
m�wisz powa�nie? - Jack podni�s� wzrok na dy�urnego oficera ��czno�ci. - Gdzie teraz
jeste�my?
- Dolatujemy do Goose Bay na Labradorze, prosz� pana. Do l�dowania jakie� trzy godziny.
- Popro�cie tu specjaln� agentk� d'Agustino, dobrze? - Ryan zdj�� d�o� ze
s�uchawki. - Robby, prze�lij mi to faksem. Prezydent jeszcze �pi. Potrzebuj� trzydziestu
minut, �eby tu wszystko zorganizowa�. Dzwo�, jakby co� si� dzia�o.
Jack wsta� i wszed� do toalety, tu� obok kabiny pilot�w. Kiedy my� r�ce, stara�
si� nie patrze� w lustro. Na zewn�trz czeka�a ju� agentka Tajnej S�u�by.
- Nie spa� pan zbyt d�ugo, co?
- Szef ju� wsta�?
- Pozwoli� si� budzi� dopiero na godzin� przed l�dowaniem. Kapitan powiedzia�
mi, �e...
- Postaw go na nogi, Daga. I to ju�. A potem sekretarzy Hansona i Fiedlera. Arniego te�.
- Co si� dzieje, doktorze Ryan?
- Za chwil� dowiesz si� wszystkiego. - Ryan wyci�gn�� z faksu wst�g� papieru i
zacz�� czyta�. Po chwili podni�s� wzrok. - Nie �artuj�, Daga. Ruszaj si�.
- Czy prezydentowi co� grozi?
- Mo�na tak za�o�y� - odpar� Jack. Zastanowi� si� przez sekund�. - Poruczniku,
gdzie jest najbli�sza baza lotnicza z my�liwcami?
Wyraz nietajonego zdziwienia pojawi� si� na twarzy zapytanej.
- W bazie Otis na Cape Cod stacjonuj� F-15, a w Burlington, w Vermoncie, F-16, To bazy Gwardii
Narodowej.
- Zadzwo�cie tam i przeka�cie, �e prezydent chcia�by mie� jakie� towarzystwo,
najszybciej jak si� da. - Kontakty z porucznikami mia�y t� przyjemn� stron�, �e
nie mieli oni, lub one, zwyczaju zadawa� pyta�. Niestety, nie odnosi�o si� to do agent�w, lub
agentek, Tajnej S�u�by.
- Doktorze Ryan, musz� wiedzie�, o co chodzi.
- Chyba masz racj�, Daga. - Ryan oddar� kawa�ek papieru taksowego i poda� go
agentce.
- Cholera jasna - wyrwa�o si� d'Agustino. Odda�a kartk� Jackowi. - Id� obudzi�
prezydenta. Pan niech powie kapitanowi, co si� dzieje. W takich sytuacjach
procedura jest nieco inna.
- Jasne. Daga, pi�tna�cie minut, okay?
- Dobrze. - Zesz�a na d� po spiralnych schodkach, podczas gdy Jack skierowa�
si� w stron� kabiny pilot�w.
- Do l�dowania zosta�o sto sze��dziesi�t minut, doktorze. D�ugi lot, prawda? -
zapyta� z u�miechem pu�kownik Si� Powietrznych. Po kilku sekundach u�miech znikn�� z
jego twarzy.
W�a�ciwie to nie musieli przeje�d�a� obok ambasady ameryka�skiej. Mo�e po prostu
chcia� popatrze� na gwia�dzisty sztandar, pomy�la� Clark. To by� zawsze
przyjemny widok w obcym kraju, nawet je�eli flaga powiewa�a nad budynkiem zaprojektowanym przez
biurokrat� o gu�cie...
- Kto� si� tu bardzo martwi o bezpiecze�stwo - odezwa� si� Chavez. - My�lisz
Wania, �e Japo�czycy obawiaj� si� kolejnych rozruch�w? Poza tym jednym
incydentem, nie by�o �adnych akt�w chuliga�stwa... - Jego g�os zawis� w powietrzu: wok� budynku
ambasady ustawi� si� pluton uzbrojonej w bro� d�ug� piechoty. Bardzo dziwne. Powinno
wystarczy� kilku policjant�w, pomy�la� Ding. - Job twaju mat'!
Clark poczu� przyp�yw dumy: tak w�a�nie powiedzia�by prawdziwy Rosjanin. To
uczucie jednak b�yskawicznie zast�pi� niepok�j - �o�nierze wok� ambasady najwyra�niej
kierowali bro� w stron� budynku, a nie ulicy. Nigdzie nie by�o wida� marines.
- Iwanie Siergiejewiczu, to bardzo dziwne.
- Te� mi tak si� zdaje, Jewgienij Paw�owiczu - odpar� Clark. Stara� si�
utrzymywa� sta�� pr�dko�� i mia� tylko nadziej�, �e �o�nierze na chodniku nie zauwa�� w
�rodku samochodu dw�ch gaid�in i nie zapisz� numer�w rejestracyjnych. Chyba pora na zmian�
samochodu, pomy�la�.
- Nazywa si� Arima. Na imi� ma Tokikiczi. Genera�. Pi��dziesi�t trzy lata -
referowa� sier�ant z dzia�u dokumentacji wywiadu wojskowego. - Uko�czy� Akademi� Si�
Samoobrony. Przeszed� wszystkie szczeble kariery w piechocie, na ka�dym etapie celuj�ce
oceny. Zaliczy� kurs spadochronowy. Osiem lat temu przeszed� szkolenie w naszej bazie w Carlisle
z ocen� bardzo dobr�. Ma zaufanych ludzi w sztabie Si� Samoobrony. Zajmuje stanowisko
dow�dcy japo�skiej Armii Wschodniej. Jednostka ta z grubsza odpowiada naszemu korpusowi
armijnemu, ale bez dywizyjnego ci�kiego sprz�tu, zw�aszcza artylerii. Sk�ada si� z 1. i
12. Dywizji Piechoty, 1. Brygady Powietrznodesantowej, 1. Brygady Wojsk In�ynieryjnych, pu�ku
przeciwlotniczego i batalionu kwatermistrzostwa.
Sier�ant poda� Jacksonowi dokumenty wraz ze zdj�ciem genera�a. Wr�g otrzyma�
wreszcie twarz, pomy�la� Jackson. Przynajmniej jedn�. Admira� przez kilka sekund
przygl�da� si� fotografii i odda� dokumenty sier�antowi. Za dok�adnie cztery minuty w
Pentagonie zostanie og�oszony stan gotowo�ci ATAK. Na parking w�a�nie wje�d�a� pierwszy z cz�onk�w
Kolegium Szef�w Sztab�w i to w�a�nie on b�dzie mia� w�tpliwe szcz�cie us�ysze� dobre
nowiny przed innymi. Jackson pouk�ada� swoje papiery i ruszy� w stron� pomieszczenia znanego
w Pentagonie jako Czo�g, mieszcz�cego si� w pier�cieniu E.
Chet Nomuri w ci�gu dnia spotka� si� trzykrotnie ze swoimi kontaktami, ale nie
dowiedzia� si� niczego nowego. Wszyscy zgodni byli co do tego, �e co� wisia�o w
powietrzu, ale nikt nie wiedzia� co. Wreszcie postanowi� wybra� si� do �a�ni w nadziei, �e
pojawi si� Kazuo Taoka. Kiedy wreszcie si� pojawi�, Nomuri czu� si� jak makaron, kt�ry gotowa�
si� przez miesi�c.
- Masz chyba za sob� taki dzie� jak ja - zacz�� rozmow� z lubie�nym u�mieszkiem.
- A jaki mia�e�? - zapyta� Kazuo. Wida� by�o, �e jest zm�czony, ale i
zadowolony.
- Zdoby�em wreszcie pewn� dziewczyn�, nad kt�r� pracowa�em od trzech miesi�cy.
Sp�dzili�my bardzo pracowite popo�udnie.
- Szkoda, �e ju� nie ma tej ameryka�skiej panienki - powiedzia� Taoka,
zanurzaj�c si� z przeci�g�ym westchnieniem w gor�cej wodzie. - Dzisiaj przyda�by mi si� kto�
taki jak ona.
- Wyjecha�a? - zapyta� z udan� oboj�tno�ci� Nomuri.
- Nie �yje - odpar� Kazuo, najwyra�niej niezbyt przej�ty strat�.
- Co si� sta�o?
- Mieli zamiar odes�a� j� do domu. Yamata wys�a� swojego szefa ochrony, Kaned�,
�eby zgrabnie to za�atwi�. Okaza�o si� jednak, �e dziewczyna bra�a narkotyki i
akurat przedawkowa�a. Wielka szkoda - zauwa�y� Taoka. W jego g�osie by�o tyle
przej�cia, co na wie�� o u�pieniu chorej kotki z s�siedztwa. - Ale tam sk�d przyjecha�a, jest ich wi�cej.
Nomuri tylko skin�� g�ow�. Od tej strony nie zna� Kazuo. Jego znajomy z �a�ni
by� typowym okazem japo�skiego urz�dnika �redniego szczebla. Wst�pi� do firmy zaraz
po og�lniaku i po kilku latach zosta� skierowany do szko�y biznesu, kt�ra stanowi�a
intelektualny odpowiednik koszar dla rekrut�w piechoty morskiej na Parris Island, ze spor�
domieszk� obozu koncentracyjnego. P�niej nie by�o wcale lepiej. W japo�skim systemie pracy szef
mia� zawsze racj�, a najlepszym sposobem zwr�cenia na siebie uwagi by�o przychodzenie do
pracy o godzin� wcze�niej ni� reszta. Nic dziwnego, �e jedn� z g��wnych, o ile nie jedyn�, form�
odreagowania bezustannego stresu by�y pija�stwa i orgie. Historie o wyprawach do Tajlandii
lub na Tajwan, czy ostatnio na Mariany, kt�re opowiadano w tej w�a�nie �a�ni, wywo�a�yby
rumie�ce wstydu na twarzach jego koleg�w z UCLA. Nomuri zdawa� sobie doskonale spraw� z faktu, �e
za fasad� japo�skiej uprzejmo�ci kry�y si� niezmierzone pok�ady gniewu i frustracji.
U�wiadomi� sobie, �e ju� nied�ugo zacznie nienawidzi� tego kraju. Ca�y czas powtarza� w duchu nauki
wpajane mu przez instruktor�w Firmy: agent CIA, podobnie jak ka�dy inny, powinien
uto�samia� si� do pewnego stopnia z systemem kulturowym, w kt�rym przysz�o mu pracowa�.
Ironicznego posmaku tej sytuacji dodawa� fakt, �e by� z pochodzenia Japo�czykiem.
- A� tak podobaj� ci si� Amerykanki? - zapyta�.
- O, tak. Ju� wkr�tce pieprzenie Amerykanek b�dzie naszym sportem narodowym -
zachichota� Taoka. - Podczas ostatnich dw�ch dni mieli�my z Amerykanami niez��
zabaw�. By�em przy tym - doda� Kazuo, wracaj�c my�lami do pokoju sztabowego. Naprawd�
tam by�, przys�uchiwa� si� wszystkiemu, widzia�, jak zmienia si� historia. A w dodatku
zauwa�y� go sam Yamata-san.
- Wi�c c� takiego wielkiego dokona�e�? - zapyta� Nomuri z u�miechem na twarzy.
- Rozpocz�li�my wojn� z Ameryk� i wygrali�my j�! - wyrzuci� z siebie Taoka.
- Wojn�? Nan ja? Wykupili�my pakiet kontrolny w General Motors?
- Prawdziw� wojn�, przyjacielu. Unieszkodliwili�my ich Flot� Pacyfiku i od
wczoraj Mariany zn�w nale�� do Japonii.
- M�j przyjacielu, naprawd� nie powiniene� pi� przed wej�ciem do �a�ni -
dobrodusznie poradzi� Nomuri.
- Od czterech dni nie wypi�em nawet drinka! - zaprotestowa� Taoka. - M�wi� prawd�!
- Kazuo - powiedzia� Nomuri cierpliwym tonem, jakim m�wi si� do dziecka. -
Zawsze wiedzia�em, �e masz fantazj�, a twoje opowiadania nigdy mnie nie nudzi�y.
Ale tym razem przesadzi�e�.
- Nie zmy�lam - zapewni� go Taoka i rozpocz�� opowie��.
Nomuri nigdy nie przeszed� przeszkolenia wojskowego. Ca�� wiedz� na ten temat
zaczerpn�� z literatury i filmu. Instrukcje, jakie odebra� przed przyjazdem do
Japonii kierowa�y jego zainteresowania raczej w stron� handlu i biznesu, ni� Si� Samoobrony. Ale
Kazuo naprawd� potrafi� opowiada� i ju� po trzech minutach Nomuri wiedzia� mniej wi�cej, co si�
sta�o. Zamkn�� oczy i z ustami wykrzywionymi w u�miechu s�ucha� podekscytowanego g�osu Kazuo.
Zacz�� gor�czkowo zastanawia� si�, w jaki, u licha, spos�b mo�e przekaza� te informacje do Firmy.
- Okay, Skoczek ju� wsta� i za chwil� b�dzie gotowy - powiedzia�a d'Agustino. -
Ja�min - kryptonim Anne Durling - b�dzie w innej kabinie. Sekretarze stanu i
skarbu pij� w�a�nie kaw�. Chyba w najlepszej formie na pok�adzie jest Arnie van Damm. Mo�esz
zaczyna�. Co z my�liwcami?
- Dwa F-15 z bazy Otis do��cz� do nas za dwadzie�cia minut. Maj� wi�kszy zasi�g
ni� F-16 i odprowadz� nas a� do Andrews. Nie uwa�asz, �e troch� przesadzi�em z tymi
my�liwcami?
Daga spojrza�a na niego z zimnym, profesjonalnym u�miechem.
- Wie pan, doktorze Ryan, co mi si� w panu zawsze najbardziej podoba�o?
- Co takiego?
- �e nie trzeba panu t�umaczy� na czym polega ochrona. My�li pan tak samo jak
ja. - Takiej pochwa�y z ust agenta Tajnej S�u�by nie s�ysza�o si� cz�sto, o ile w
og�le. - Prezydent czeka na pana.
Durling siedzia� na szezlongu w spodniach i koszuli, trzymaj�c w d�oniach
srebrn� fili�ank� z kaw�.
- S�ysza�em, �e nie spa� pan przez ca�� noc, Jack - powiedzia�.
- Tak naprawd� to od Islandii, panie prezydencie. - By� nie ogolony, nie umy�
si�, a jego w�osy musia�y przypomina� fryzur� Cathy pod czepkiem chirurgicznym po
pi�ciogodzinnej operacji.
- Dobrze pan nie wygl�da. O co chodzi?
- Panie prezydencie, opieraj�c si� na informacjach, kt�re uzyska�em w ci�gu
ostatnich kilku godzin, uwa�am, �e znajdujemy si� w stanie wojny z Japoni�.
- Potrzeba wam tylko dobrego bosmana, �eby tym wszystkim kr�ci� - zauwa�y� Jones.
- Ron, jeszcze jeden taki tekst, a wpakuj� ci� do aresztu, okay? - odpar�
zm�czonym g�osem Mancuso.
- Czy�bym dopiek� wam a� tak bardzo?
- Zgadza si�, Jones - wyr�czy� admira�a Chambers. - Nie przecz�, �e Seaton
wymaga� sprowadzenia na ziemi�, ale ostro przesadzi�e�. Nie potrzeba nam teraz
m�drali, ale konstruktywnych wniosk�w.
Jones skin�� g�ow�, ale nie wygl�da� na przekonanego.
- Dobra, czym dysponujemy?
- Wed�ug naszych informacji Japo�czycy maj� osiemna�cie okr�t�w podwodnych -
rozpocz�� Chambers. - Dwa s� w dokach i pozostan� tam jeszcze przez jaki�
miesi�c. Flota Pacyfiku, po wy��czeniu "Charlotte" i "Asheville", dysponuje ��cznie
siedemnastoma jednostkami. Cztery z nich s� w dokach, na d�ugoterminowych naprawach. Osiem
kolejnych cumuje przy nabrze�u w San Diego - przechodz� okresowe konserwacje. Zostaje
pi��. Trzy z nich eskortuj� lotniskowce, a jeden okr�t stoi u nas w porcie. Pi�ta jednostka
odbywa �wiczenia w Zatoce Alaska�skiej. W�a�nie dosta�a nowego dow�dc�, jakie� trzy tygodnie
temu.
- Zgadza si� - odpar� Mancuso. - To jego pierwszy rejs.
- Jezu! Nie mia�em poj�cia, �e magazynek jest tak wyczyszczony. - Jones zacz��
teraz �a�owa� swoich uwag na temat bosmana, kt�ry powinien zaprowadzi� porz�dek.
Pot�na Flota Pacyfiku, kt�ra zaledwie pi�� lat temu by�a najwi�ksz� si�� morsk� �wiata,
praktycznie zosta�a pozbawiona okr�t�w podwodnych.
- Oni maj� osiemna�cie okr�t�w, my tylko pi��. A w dodatku oni od paru miesi�cy
przechodz� intensywne �wiczenia. - Chambers spojrza� na wisz�c� na �cianie map�
Pacyfiku i zmarszczy� brwi. - To cholernie wielki ocean, Jones. - Ton rezygnacji w jego
g�osie bardzo zaniepokoi� Jonesa.
- A te w Diego?
- Cztery przygotowuj� si� do wyj�cia w morze. Je�eli b�dziemy mieli szcz�cie,
za kilka tygodni w s�u�bie znajdzie si� ��cznie dziewi�� okr�t�w.
- Panie komandorze?
Chambers odwr�ci� si� od mapy.
- O co chodzi, bosmanmacie Jones?
- Pami�ta pan, jak wyp�ywali�my na p�noc, �ledzi� czterech albo i pi�ciu Rusk�w
na raz?
Komandor skin�� g�ow� z niemal nostalgicznym wyrazem twarzy.
- To by�o dawno temu, Jones. Teraz jest zupe�nie inaczej. Japo�czycy s� na swoich wodach, a te
ich Yushio to cholernie ciche ��dki...
- Wymieni�e� jaja za ten czwarty pasek na r�kawie?
Chambers poczerwienia� z w�ciek�o�ci.
- Jak �miesz..?!
Ale Jones nie dawa� za wygran�.
- Do diab�a, by�e� kiedy� oficerem! Kiedy s�u�y�em na
"Dallas" jako sonarzysta, nie mia�em w�tpliwo�ci, �e b�dziesz wiedzia� co zrobi�
z informacjami, kt�re ci przekazywa�em! - Wskaza� palcem na Mancuso. - Kiedy p�ywa�em z wami,
ch�opaki, byli�cie najlepsi na �wiecie. A gdyby� ty, Bart, robi� co do ciebie nale�y, te
ch�opaki na morzu te� byliby najlepsi na �wiecie! Do diab�a! Kiedy rzuci�em sw�j worek marynarski przy
mojej koi na "Dallas", wiedzia�em, �e znacie sw�j fach. Czy�bym si� myli�, panowie? - Pytanie
zawis�o w powietrzu na kilka sekund. Chambers by� zbyt w�ciek�y, by odpowiedzie�.
- Naprawd� wygl�damy tak �a�o�nie? - spokojnie zapyta� Mancuso.
- Z ca�ym szacunkiem, admirale, ale tak. Okay, dostali�my w dup� od ��tk�w.
Pora chyba pomy�le� o odwecie, co? Kto ma to zrobi�, jak nie my?
- Jones, zawsze by�e� wyszczekany - powiedzia� Chambers. Jeszcze raz spojrza� na
map�. - Mo�e jednak trzeba zabra� si� do roboty.
Do gabinetu wsun�� g�ow� oficer dy�urny.
- Panie admirale, "Pasadena" jest gotowa do
wyj�cia w morze. Dow�dca czeka na rozkazy.
- Co zabiera ze sob�? - zapyta� Mancuso, u�wiadamiaj�c sobie r�wnocze�nie, �e
gdyby dobrze wype�nia� swoje obowi�zki, nie musia�by zadawa� tego pytania.
- Dwadzie�cia dwie torpedy Mk 48, sze�� rakiet Harpoon i dwana�cie pocisk�w
samosteruj�cych Tomahawk w wersji T-1AM, do zwalczania cel�w naziemnych.
Wszystkie maj� g�owice bojowe.
Dow�dca okr�t�w podwodnych Floty Pacyfiku skin�� g�ow�.
- Niech czekaj� na rozkazy.
- Aye, aye, panie admirale.
- Kto jest dow�dc�? - zapyta� Jones.
- Tim Parry, m�j pierwszy oficer na "Key West" - odpowiedzia� Chambers. - Dobry ch�opak.
- W takim razie, trzeba mu tylko wskaza� cel. - Mancuso bez s�owa podni�s�
s�uchawk� bezpiecznego telefonu. - Dajcie mi CINCPAC.
- Mamy depesz� z Departamentu Stanu - powiedzia� dy�urny oficer ��czno�ci
samolotu prezydenckiego, wchodz�c do saloniku prezydenta. - Japo�ski ambasador
prosi o pilne spotkanie z prezydentem.
- Brett?
- Zobaczmy, co ma do powiedzenia - odpar� sekretarz stanu. Ryan tylko skin�� g�ow�.
- Czy jest jaka� szansa, �e mamy do czynienia z gigantyczn� pomy�k�? - zapyta� Durling.
- Lada moment powinni�my dosta� zdj�cia z satelity, kt�ry przeszed� nad
Marianami. Tam jest noc, ale to nie ma znaczenia. Podczerwie� powinna wystarczy�.
- Je�eli to wszystko prawda, co robimy?
- Troch� czasu zajmie nam potwierdzenie danych - przyzna� Ryan. - Zobaczymy te�,
co powie ambasador.
- Czego oni naprawd� chc�? - zapyta� sekretarz skarbu Fiedler.
- Nie mam poj�cia. Chc� nas najwyra�niej wkurzy�. My mamy atom�wki, oni nie. S�
naszym najwi�kszym partnerem handlowym. To wszystko nie ma sensu... - po namy�le
odpowiedzia� Ryan. Nagle przypomnia� sobie, �e najwi�kszym partnerem handlowym
Trzeciej Rzeszy w 1939 roku by�a... Francja.
- To musi by� jaka� pomy�ka - wtr�ci� si� Hanson. - Nagromadzenie wypadk�w.
Mo�e to tylko kolizja dw�ch okr�t�w podwodnych, a przy okazji kto� narwany
zobaczy� kilku Japo�czyk�w na Saipanie i od razu og�osi� inwazj�.
- Przyznaj�, �e jako ca�o�� to nie ma sensu, ale pojedyncze kawa�ki... Do diab�a,
�wietnie znam Robby'ego Jacksona i Barta Mancuso.
- Co to za ludzie?
- Mancuso jest dow�dc� okr�t�w podwodnych Floty Pacyfiku. Brali�my kiedy� udzia�
w tajnej operacji morskiej. Jackson jest zast�pc� szefa J-3, i znamy si� od
czas�w, kiedy wyk�ada�em w Annapolis.
- Powiedzia� nam pan wszystko, co wie? - zapyta� Durling.
- Tak jest, panie prezydencie. Nie mam jeszcze analizy.
- A wi�c, czekamy. Ile jeszcze do Andrews?
Fiedler wyjrza� przez okno.
- Lecimy nad zatok� Chesapeake. Jeszcze
kilkana�cie minut.
- Na lotnisku b�d� ludzie z prasy?
- Tylko ci, kt�rych wieziemy - odpowiedzia� Arnie van Damm.
- Co robi� te my�liwce? - zapyta� Fiedler.
Ryan zastanowi� si�, czy dziennikarze te� je zauwa��.
- To m�j pomys�.
- Nieco teatralne, nie uwa�asz? - zapyta� sekretarz skarbu.
- Nie spodziewali�my si� r�wnie�, �e kto� zaatakuje nasz� flot�.
- Panie i panowie, m�wi pu�kownik Evans. Podchodzimy ju� do l�dowania w bazie
Si� Powietrznych w Andrews. Mam nadziej�, �e lot by� przyjemny. Teraz prosz�
podnie�� oparcia foteli i sprawdzi�, czy pasy s� ciasno zapi�te.
Ryan wyczu�, jak podwozie g��wne osiada mi�kko na pasie zero-jeden. Dla
dziennikarzy na pok�adzie dzie� pracy w�a�nie si� zako�czy�. Dla niego by� to dopiero
pocz�tek. Pierwsz� rzecz� odbiegaj�c� od normy by�a zwi�kszona liczba agent�w Tajnej S�u�by. Do
pewnego stopnia sprawi�o to ulg� Ryanowi; przynajmniej nie tylko on traktowa� to
wszystko powa�nie.
24
Bieg w miejscu
Je�eli Clark by� kiedy� w bardziej pod�ym nastroju, to nie m�g� sobie
przypomnie� kiedy to by�o. Ich misja w Japonii mia�a by� prosta: ewakuacja obywatelki USA i pr�ba
reaktywowania nieco zakurzonej siatki szpiegowskiej.
Przynajmniej tak to mia�o wygl�da�, pomy�la� agent CIA, zmierzaj�c w stron�
pokoju hotelowego. Chavez w�a�nie parkowa� samoch�d. Postanowili wynaj�� inny w�z i
mieli jeszcze raz okazj� obejrze� wyraz zdziwienia na twarzy urz�dnika w wypo�yczalni na widok
karty kredytowej z napisami zar�wno w alfabecie �aci�skim, jak i w cyrylicy.
Clark z ulg� wyczu� pod palcami kawa�ek ta�my przyklejony do dolnej cz�ci
klamki. Mo�e przynajmniej Nomuri wie co� nowego. Clark wszed� do �rodka i po kilku
minutach wr�ci� do hotelowego holu. Z aprobat� spojrza� na Chaveza, kt�ry obnosi� si� z rosyjsk�
gazet�. Nieznacznym gestem d�oni nakaza� mu pozostanie w hotelu. Dwie minuty p�niej
sta� ponownie przed witryn� sklepu fotograficznego, podziwiaj�c najnowszy model automatycznego
Nikona. Nagle poczu�, �e kto� go potr�ci�.
- Uwa�aj, jak chodzisz - warkn�� kto� ochryp�ym g�osem po angielsku. Po kilku
sekundach Clark skr�ci� za r�g i znalaz� si� w zau�ku. Po minucie znalaz�
zacienione miejsce i poczeka� na Nomuriego. Nie czeka� zbyt d�ugo.
- To nie by�o zbyt bezpieczne, ch�opcze.
- Nie mia�em innego wyj�cia - powiedzia� nieco dr��cym g�osem Nomuri. Kontakt
pod wzgl�dem profesjonalizmu przypomina� raczej szpiegowskie seriale w telewizji.
Przekazanie wiadomo�ci zaj�o Nomuriemu nieca�� minut�.
- Pos�uchaj, ch�opcze. Od tej chwili �adnych kontakt�w poza procedur�. Nawet
je�eli spotkasz kogo� ze swojej siatki na ulicy, nie znasz go. Przyjmij, �e wszyscy s�
spaleni. - Clark nie bardzo wiedzia�, co robi�, ale w takich sytuacjach bezpiecze�stwo agenta
wchodzi�o na plan pierwszy.
Chet Nomuri skin�� g�ow�.
- A co z panem?
- Mn� si� nie przejmuj. Masz tylko siedzie� cicho. Jeste� lojalnym obywatelem Japonii.
- Ale...
- �adnego ale! My nie wydajemy agentom kapsu�ek z cyjankiem i nie spodziewamy
si� od nich numer�w Jamesa Bonda. Martwy agent to g�upi agent. - jasna cholera,
gdyby to zadanie zosta�o od pocz�tku przeprowadzane zgodnie z procedur�, wszystko by�oby w
porz�dku - ustalono by sekwencje kod�w, sposoby kontakt�w i ostrze�e�. Teraz jednak nie
by�o na to czasu
i ka�da sekunda sp�dzana na rozmowie, zwi�ksza�a szans�, �e kto� zastanowi si�,
dlaczego japo�czyk rozmawia z gaid�in.
- Okay, b�dzie, jak pan chce.
- Trzymaj si� swojego codziennego rozk�adu. Zachowuj si� tak jak wszyscy inni. A
teraz pos�uchaj. Chc�, �eby� co� dla mnie zrobi�. - Clark przez minut�
przekazywa� Nomuriemu instrukcje. - Zrozumia�e�?
- Tak.
- No to spadaj. - Clark, nie ogl�daj�c si� za siebie, ruszy� boczn� uliczk� i
wszed� do hotelu tylnym wej�ciem. Na szcz�cie nikt o tej porze go nie pilnowa�. Bogu
niech b�d� dzi�ki, �e w Tokio jest tak ma�a przest�pczo��. W Ameryce ka�de wej�cie mia�oby
zainstalowany alarm lub pilnowa�by go uzbrojony stra�nik. Nawet podczas wojny Tokio by�o
bezpieczniejszym miejscem ni� Waszyngton.
- Dlaczego nie kupicie po prostu butelki, zamiast wydawa� pieni�dze w barze? -
zapyta� go Chavez.
- Mo�e powinienem. - Ta odpowied� zmusi�a Dinga do podniesienia wzroku. Clark
wskaza� na telewizor, w��czy� go i znalaz� kana� CNN.
Teraz najwa�niejsze: w jaki spos�b przekaza� wiadomo��? Wys�anie faksu do
Ameryki nie wchodzi�o w gr�. Nawet skorzystanie z waszyngto�skiej filii Interfaxu by�o
zbyt ryzykowne, nie wspominaj�c ju� o ambasadzie USA. Jedyn� dobr� wiadomo�ci� dzisiejszego dnia
by�o to, �e przynajmniej zna� nazwisko faceta, kt�ry prawdopodobnie zamordowa� Kimberly
Norton. Po paru minutach okaza�o si�, �e nawet CNN nie mia�o poj�cia, co si� dzieje. A
je�eli CNN nie mia�o poj�cia, to nikt nie mia�.
A mo�e tak...? Nie. Pokr�ci� g�ow�. To by�o zbyt szalone.
- Ca�a naprz�d - rozkaza� dow�dca "Eisenhowera".
- Ca�a naprz�d, aye - potwierdzi� g��wny mechanik i przesun�� d�wigni� telegrafu
maszynowego naprz�d. Po kilku sekundach strza�ka przesun�a si� w t� sam�
pozycj�. - Maszynownia potwierdza ca�� naprz�d.
- Bardzo dobrze. - Kapitan spojrza� na admira�a Dubro. - Jak pan ocenia nasze szanse?
Najcenniejsza informacja zosta�a uzyskana, co mog�o zdawa� si� nieco dziwne,
dzi�ki hydrolokatorom. Dwie jednostki grupy bojowej wypu�ci�y holowane hydrolokatory,
zwane potocznie "ogonami" i dane, kt�re uzyska�y, w po��czeniu z informacjami
otrzymanymi od dw�ch okr�t�w podwodnych zajmuj�cych miejsce po lewej stronie szyku, pozwoli�y
na stwierdzenie, �e ugrupowanie okr�t�w indyjskich znajduje si� daleko na po�udniu.
To by� jeden z tych przypadk�w, kiedy hydrolokatory okaza�y si� lepsze od radar�w, kt�rych
emisja ograniczona jest krzywizn� kuli ziemskiej, podczas gdy fale akustyczne mog�
w�drowa� pod wod� czasami tysi�ce mil. Indyjska flota, kt�ra znajdowa�a si� oko�o stu
pi��dziesi�ciu mil od Amerykan�w - w bezpo�rednim zasi�gu samolot�w - kierowa�a si� wi�c nie na
p�noc, lecz na po�udnie. Wygl�da�o na to, �e admira� Czandraskatta nie gustowa� w nocnych
operacjach powietrznych, zw�aszcza je�eli wzi�o si� pod uwag� ograniczon� liczb�
indyjskich Harrier�w. No c�, pomy�leli obaj m�czy�ni na pomo�cie nawigacyjnym, nocne l�dowania na
lotniskowcu nie nale�� rzeczywi�cie do ulubionych zaj�� rozs�dnych pilot�w.
- Jakie� sze��dziesi�t procent - odpar� po namy�le Dubro.
- Chyba ma pan racj�.
Na wszystkich jednostkach lotniskowcowej grupy uderzeniowej og�oszono
zaciemnienie. Wy��czono te� wszystkie radary, a informacje pomi�dzy poszczeg�lnymi okr�tami
przekazywano za po�rednictwem systemu ��czno�ci, kt�ry kompresowa� komunikaty do
jednej setnej sekundy, przy wykorzystaniu radiolinii, kt�rych emisja nie ucieka�a poza
horyzont.
- Tak wygl�da�a druga wojna - zauwa�y� dow�dca "Eisenhowera". Olbrzymi okr�t
porusza� si� w ciemno�ciach, opieraj�c si� jedynie na informacjach uzyskanych
przez marynarzy na oku, korzystaj�cych z tradycyjnych lornetek i noktowizor�w. Niczym podczas
konwoj�w do Murma�ska, marynarze obdarzeni najlepszym wzrokiem wypatrywali spienionego �ladu
na powierzchni, kt�ry m�g� pozostawi� za sob� peryskop okr�tu podwodnego.
- Panie admirale?
Dubro odwr�ci� g�ow�. Na mostek wszed� oficer ��czno�ciowy. - Mamy piln� depesz� od CINCPAC.
- Potwierdzili�cie przyj�cie?
- Nie, panie admirale. Zgodnie z rozkazami, panuje pe�na cisza radiowa.
- Bardzo dobrze. - Dubro zacz�� czyta�. Po kilku sekundach wyrzuci� z siebie: -
Niech to jasny szlag!
Przed Bia�ym Domem zgromadzi� si� jak zawsze t�umek fotograf�w prasowych, ale
dziennikarze, kt�rzy zazwyczaj wykrzykiwali pytania, pozostali w bazie Andrews,
czekaj�c na baga�e. Wok� g��wnego wej�cia da�o si� zauwa�y� wzmocniony kontyngent agent�w
Tajnej S�u�by. Po dw�ch minutach Ryan by� ju� w swoim gabinecie. Staraj�c si� nie
patrze� na stos korespondencji le��cy na biurku, si�gn�� po s�uchawk� i wybra� numer CIA.
- Zast�pca dyrektora do spraw operacyjnych. Cze��, Jack - powiedzia�a Mary Pat
Foley. Ryan nawet nie zapyta�, sk�d wiedzia�a, �e to on. W ko�cu ma�o kto zna�
jej bezpo�redni numer.
- Jak bardzo dostali�my w ty�ek?
- Personel w ambasadzie jest bezpieczny. Japo�czycy nie wtargn�li do budynku i
teraz w�a�nie niszczymy archiwum. - Plac�wka w Tokio, podobnie jak pozosta�e na ca�ym
�wiecie, w ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat przestawi�a si� wy��cznie na archiwizowanie
komputerowe. Niszczenie danych nie zajmowa�o wi�cej ni� kilka minut i nie powstawa� przy tym,
charakterystyczny dla takich sytuacji, dym unosz�cy si� nad ambasad�. - Powinni
ju� z tym ko�czy�. - Procedura niszczenia danych by�a prosta: dyski i dyskietki zostawa�y
wymazywane, ponownie formatowane, zn�w kasowane i na ko�cu poddawane wp�ywowi sta�ego pola
magnetycznego pot�nego magnesu. Niekt�re ze skasowanych danych by�y nie do
odtworzenia, jednak �ycie agent�w by�o, oczywi�cie, wa�niejsze. W Tokio wci�� pozostawa�o
trzech nielegalnych agent�w terenowych.
- Personel mo�e si� porusza� po mie�cie?
- Pozwalaj� je�dzi� do dom�w, pod eskort� policji. Wszystko odbywa si� ca�kiem
spokojnie - powiedzia�a z niejakim zdziwieniem Foley. - W ka�dym razie jest
lepiej ni� w Teheranie w 1979 roku. Udost�pnili nam ��cza satelitarne, lecz kontroluj� tre��
przekaz�w. Ambasada posiada jeden dzia�aj�cy STU-6, ale reszt� wy��czyli�my. Wci�� mamy
mo�liwo�� korzystania z systemu STEPOWANIE. - System ten, wprowadzony przez Narodow�
Agencj� Bezpiecze�stwa, wykorzystywa� losowo wybierany zestaw szyfr�w do kodowania
informacji.
- Inne zasoby? - zapyta� Ryan. Mia� nadziej�, �e jego linia wci�� jest
bezpieczna, ale na wszelki wypadek u�ywa� �argonu Firmy.
- Nie maj� mo�liwo�ci kontaktu z legalnymi. Praktycznie s� odci�ci. - W jej
g�osie pojawi�a si� nutka niepokoju i �lad poczucia winy. - Jak do tej pory nie
przekazali �adnego sygna�u.
- Inne plac�wki?
- Jack, nie b�d� ukrywa�, �e z�apali nas z opuszczonymi portkami. Nasi ludzie w
Seulu i Pekinie usi�uj� si� czego� dowiedzie�, ale nie spodziewam si� niczego w ci�gu
najbli�szych kilku godzin.
Ryan zerkn�� na rz�d samoprzylepnych karteczek z wiadomo�ciami od sekretarki.
- Godzin� temu dzwoni� do mnie Go�owko...
- Jack, dzwo� do niego od razu - nie pozwoli�a mu sko�czy� Mary Pat. - Zobaczmy,
co powie ten sukinsyn.
- Dobrze. We� ze sob� Eda i przyje�d�ajcie tu. Musz� o czym� z wami pogada�, ale
to nie na telefon.
- Trzydzie�ci minut.
Jack nacisn�� wide�ki telefonu i wybra� numer szefa wywiadu rosyjskiego.
Przygotowa� sobie te� bloczek papieru i zanotowa� godzin�. Komputer w Biurze ��czno�ci
Bia�ego Domu i tak zarejestruje rozmow�, jednak Jack wola� w�asne zapiski.
- Witaj, Jack.
- To pa�ska prywatna linia, Siergiej Niko�ajicz?
- Tylko dla starych przyjaci�. - Po tej wymianie uprzejmo�ci, Go�owko przeszed�
do konkret�w: - Chyba ju� pan wie?
- Zaskoczyli nas - przyzna� Jack.
- Nas te�. Ca�kowicie. Domy�la si� pan, czego ci szale�cy chc�? - W g�osie szefa
wywiadu Rosji wyra�nie s�ycha� by�o mieszank� gniewu i zatroskania.
- Na razie nic nie przychodzi mi do g�owy. Za nieca�� godzin� do Bia�ego Domu
przyjedzie ambasador Japonii.
- Doskona�e zgranie w czasie - zauwa�y� Rosjanin. - O ile dobrze pami�tam,
kiedy� ju� wam wyci�li podobny numer.
- Wam te� - odpar� Ryan, nawi�zuj�c do wybuchu wojny 1905 roku.
- Co racja, to racja. Jakie macie �rodki na ich terenie?
- Jeszcze nie wiemy dok�adnie - sk�ama� Ryan. - Je�eli wasza rezidientura
pracuje tak jak zawsze, powinien pan wiedzie�, �e dopiero co wyl�dowa�em. Potrzebuj�
troch� czasu. Zaraz b�dzie u mnie Mary Pat.
- Pope�nili�cie du�y b��d, nie uruchamiaj�c wcze�niej siatki OSET, m�j przyjacielu.
- To nie jest bezpieczna linia, Siergiej Niko�ajicz. - Tylko cz�ciowo by�a to
prawda. Po��czenie sz�o z siedziby wywiadu Rosji do ambasady ameryka�skiej bezpiecznymi
��czami, ale dalej ju� korzystano, a� do samego Waszyngtonu, ze zwyk�ych ��czy telefonicznych.
- Niech si� pan tym zbytnio nie przejmuje, Iwanie Emmetowiczu. Przypomina pan
sobie nasz� rozmow� w moim gabinecie?
Mo�e rzeczywi�cie Rosjanie kontrolowali szefa japo�skiego kontrwywiadu? W takim
razie doskonale wiedzieli, kt�re linie pods�uchuj� Japo�czycy. Wynika�o te� z
tego, �e Rosjanie mieli w Japonii jeszcze jedn� siatk�.
- Siergiej, to wa�ne: czy naprawd� nie otrzymali�cie �adnego ostrze�enia?
- Jack, przysi�gam na m�j honor szpiega. - Ryan niemal widzia� ten u�miech,
kt�ry towarzyszy� zapewnieniu.
- Siergiej Niko�ajicz, szczerze m�wi�c jestem nieco zaj�ty. Do czego pan zmierza?
- Proponuj� wsp�prac� naszych s�u�b. Mam na to oficjaln� zgod� prezydenta Gruszawoja.
A wi�c Rosjanie si� boj�. Tylko czego?
- Przeka�� pa�sk� propozycj� prezydentowi, po konsultacji z Mary Pat.
- Bardzo bym si� zdziwi�, gdyby Folejewa nie wyrazi�a zgody. B�d� w moim biurze
jeszcze kilka godzin.
- Ja te�. Do widzenia.
- Do widzenia, doktorze Ryan.
- C� za mi�a pogaw�dka - odezwa� si� Robby Jackson, kt�ry w�a�nie pojawi� si� w
drzwiach gabinetu Ryana. - Wygl�dasz na zm�czonego.
- Przespa�em si� troch� w samolocie. Kawy?
Admira� pokr�ci� g�ow�.
- Jeszcze jedna fili�anka, a rozlec� si� na kawa�ki. -
Ci�ko usiad� w fotelu.
- A� tak marnie?
- I robi si� coraz gorzej. Wci�� staramy si� ustali�, ilu wojskowych mamy na
terenie Japonii. Godzin� temu na lotnisku Yakota wyl�dowa� C-141 i zaraz utracili�my z
nim ��czno��. Sam si� tam wpakowa�. Mo�e mia� problemy z ��czno�ci�, a mo�e mieli za ma�o
paliwa, by dolecie� do innego zapasowego lotniska - cholera wie. Na pok�adzie by�a tylko
za�oga. Pi�ciu ludzi. Departament Stanu wci�� stara si� ustali� liczb� biznesmen�w, kt�rzy
przebywaj� w Japonii. No i s� jeszcze tury�ci. W przybli�eniu jakie� dziesi�� tysi�cy ludzi.
- Zak�adnik�w - poprawi� go Ryan. - Co z tymi dwoma okr�tami podwodnymi?
- Nikt si� nie uratowa�. "Stennis" idzie do Pearl z pr�dko�ci� dwunastu w�z��w.
"Enterprise" z pomoc� holownika robi jakie� sze��. Wys�ali�my na Midway dywizjon
P-3 do dzia�a� ZOP.
- Guam?
- Ca�e Mariany s� odci�te. Poza jednym wyj�tkiem. - Jackson pokr�tce opowiedzia�
Ryanowi o Orezie. - Moi ludzie pracuj� nad ewentualnymi dzia�aniami odwetowymi.
Musimy
jednak wiedzie�, czy prezydent chce operacji wojskowych. Chce?
- Ambasador Japonii zaraz tu b�dzie.
- To mi�o z jego strony. Ale nie odpowiedzia� pan na moje pytanie, doktorze Ryan.
- Nie znam jeszcze odpowiedzi.
- To pokrzepiaj�ca wiadomo��.
- Witaj, Chris. Dzi�ki, �e przyszed�e�. Ambasador pojawi si� w Bia�ym Domu za kilka minut.
Dzia�anie praktycznie bez uprzedzenia niezbyt podoba�o si� Nagumo, ale kto�, kto podejmowa� w Tokio
decyzje, niezbyt przejmowa� si� wygod� swoich pracownik�w. Pojawi�a si� jeszcze jedna, niezbyt
przyjemna okoliczno��: po raz pierwszy Nagumo by� w Waszyngtonie gaid�in.
- Seid�i, co, u diab�a, tam si� sta�o? - zapyta� Cook.
Obaj nale�eli do ekskluzywnego "University Club", po�o�onego tu� obok ambasady
rosyjskiej, s�ynnego w mie�cie z doskona�ego zaplecza rekreacyjnego i r�wnie
dobrej kuchni.
- A co ci powiedzieli?
- �e jeden z waszych okr�t�w przez pomy�k� wystrzeli� torpedy. Jezu, Seid�i!
Jakby te cholerne zbiorniki paliwa nie wystarczy�y!
- Chris, to nie by� wypadek.
- Nie rozumiem.
- Dosz�o w pewnym sensie do bitwy. M�j kraj poczu� si� zagro�ony i musia� podj��
defensywne �rodki zapobiegawcze. Chris, nasze kraje znajduj� si� w stanie wojny.
Przyparli�cie nas do muru. Ja, osobi�cie, nie jestem z tego powodu szcz�liwy.
- Chwileczk�. - Chris Cook powoli pokr�ci� g�ow�. - Masz na my�li wojn�?
Prawdziw� wojn�?
Nagumo skin�� spokojnie g�ow�.
- Zaj�li�my Archipelag Maria�ski. Na szcz�cie
nie by�o ofiar w ludziach. Nie s�dz�, by na morzu konflikt przebieg� podobnie
bezkrwawo, ale teraz obie strony oddalaj� si� od siebie. I bardzo dobrze.
- Zabili�cie Amerykan�w?
- Obawiam si�, �e tak. Bardzo mi przykro. - Nagumo przerwa� i opu�ci� spojrzenie
na stolik. - Chris, nie wi� mnie za to, prosz�. Nie mia�em z tym nic wsp�lnego.
Nikt nie pyta� mnie o zdanie.
- Chryste, Seid�i. Co mo�emy zrobi�, by z tym sko�czy�?
Taka reakcja Cooka by�a dla Nagumo do przewidzenia.
- Musimy opanowa� sytuacj�. Nie chc�, �eby m�j kraj jeszcze raz zosta�
zniszczony. Musimy szybko z tym sko�czy�. S� jeszcze w Japonii rozs�dni ludzie. Goto to
g�upiec. - Nagumo roz�o�y� r�ce. - Widzisz, powiedzia�em to: Goto jest g�upcem. Nie wolno
dopu�ci� do tego, by naszymi krajami kierowali g�upcy. To si� tyczy te� waszego Kongresu i
tego wariata Trenta, z t� jego Ustaw� o Regulacji Handlu. Popatrz do czego to nas
doprowadzi�o. - W oczach Nagumo pojawi�y si� �zy. - Chris, je�eli ludzie tacy jak my nie opanuj�
sytuacji, mo�e doj�� do tragedii. Na marne p�jdzie dorobek pokole�. I dlaczego? Dlatego, �e
g�upcy w twoim i moim kraju nie mog� doj�� do porozumienia w kwestii handlu? Christopher, musisz
mi pom�c z tym sko�czy�! Musisz!
- Ale co mog� zrobi�?
- Chris, na pewno domy�lasz si�, �e mam o wiele wi�ksze wp�ywy, ni� wskazywa�oby
na to moje stanowisko - zacz�� Nagumo. - W jaki inny spos�b m�g�bym wy�wiadcza�
ci tyle przys�ug, kt�re scementowa�y nasz� przyja��?
Cook skin�� g�ow�. Nie mia� co do tego w�tpliwo�ci.
- Mam przyjaci� i wp�ywy w Tokio. Potrzeba mi czasu, koniecznego do spokojnych
negocjacji. Musz� odizolowa� Goto. Ten szaleniec mo�e zniszczy� m�j kraj.
- Co ja mog�, u diab�a, zrobi�, Seid�i? Jestem tylko pionkiem.
- Jeste� jednym z nielicznych ludzi w Departamencie Stanu, kt�rzy nas naprawd�
rozumiej�. B�d� potrzebowa� twojej rady. - Ma�e pochlebstwo. Cook skin�� g�ow�.
- Prawdopodobnie. Je�li maj� troch� oleju w g�owie - przyzna�. - Znam Scotta
Adlera. Rozmawiamy czasem.
- Gdyby� m�g� mi powiedzie�, jakie s� oczekiwania twojego Departamentu Stanu,
m�g�bym przekaza� je do Tokio. Przy odrobinie szcz�cia, mogliby�my wyst�pi� z
analogicznymi propozycjami. W takiej sytuacji wasze �yczenia sta�yby si�
naszymi. - By� to intelektualny odpowiednik judo, "sztuki uleg�o�ci", kt�ra opiera�a si� przede
wszystkim na wykorzystywaniu si�y przeciwnika do w�asnych cel�w. Cook czu� si� mile
po�echtany: w pojedynk� b�dzie m�g� kszta�towa� polityk� zagraniczn� dw�ch mocarstw.
Na twarz Cooka wr�ci� jednak wyraz niedowierzania.
- Je�li jeste�my w stanie wojny, to jak...?
- Goto to kompletny szaleniec. Pozostawimy otwarte kana�y ��czno�ci
dyplomatycznej przez ambasady. Zaoferujemy wam oddanie Marian�w. W�tpi�, �eby ta oferta by�a do
ko�ca szczera, ale zostanie przedstawiona jako wyraz dobrej woli. - Seid�i westchn��.
- Teraz w�a�nie zdradzi�em m�j kraj. - Oczywi�cie, zgodnie z planem.
- Co dla twojego rz�du b�dzie granic� ust�pstw?
- My�l�, �e ca�kowita niepodleg�o�� P�nocnych Marian�w; koniec statusu
wsp�lnoty. Ze wzgl�d�w geograficznych i ekonomicznych, i tak wpad�yby w nasz� orbit�
wp�yw�w gospodarczych. Tak czy inaczej, posiadamy tam wi�kszo�� teren�w.
- A co z Guam?
- Pozostanie terytorium USA, o ile wyspa b�dzie zdemilitaryzowana. My�l�, �e to przejdzie.
- A je�li si� nie zgodzimy?
- Umrze wielu ludzi. Jeste�my dyplomatami, Chris. Naszym pos�aniem jest
zapobie�enie wojnie. Po prostu daj mi zna�, czego od nas oczekujecie, a ja
postaram si�, by identycznej tre�ci oferta wysz�a z naszej strony. We dw�jk� mo�emy zako�czy� t�
g�upi� wojn�. Pomo�esz mi?
- Nie wezm� za to pieni�dzy, Seid�i - zapewni� go autentycznie przej�ty Cook.
Zadziwiaj�ce, pomy�la� Nagumo. Ten cz�owiek ma jednak jakie� zasady. Ca�e
szcz�cie, �e brakuje mu rozumu.
Zgodnie z instrukcj�, ambasador Japonii wjecha� na teren Bia�ego Domu przez
wschodni� bram�. Do spotkania dosz�o w Sali Roosevelta, kt�r� zdobi�a nagroda Nobla
przyznana Teodorowi za doprowadzenie do zako�czenia wojny rosyjsko-japo�skiej. Na widok
go�cia Durling wsta� zza biurka i poda� d�o� ambasadorowi.
- Zna pan wszystkich obecnych. Prosz� usi���.
- Dzi�kuj�, panie prezydencie. Chcia�bym na wst�pie wyrazi� wdzi�czno�� za
udzielenie mi audiencji w tak kr�tkim czasie. - Rozejrza� si� po sali. Brett
Hanson, sekretarz stanu; Arnold van Damm, szef personelu Bia�ego Domu; John Ryan, doradca do spraw
bezpiecze�stwa. Sekretarz obrony by� w budynku, ale nie przyszed� na spotkanie.
Ciekawe. Ambasador ju� od wielu lat przebywa� w Waszyngtonie i wiele wiedzia� o swoich
gospodarzach. Na twarzach zebranych �at