7395
Szczegóły |
Tytuł |
7395 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7395 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7395 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7395 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KAROL MAY
BO�E NARODZENIE
TYTU� ORYGINA�U: WEIHNACHT
BO�E NARODZENIE
Bo�e Narodzenie!
Jakie mi�e, kochane, tre�ciwe s�owa! Nie ma chyba pi�kniejszych na ca�ym �wiecie. Chrze�cijanie znajduj� w nich spe�nienie swych nadziei, a dla sceptyka �wi�to to jest synonimem rado�ci, prze�ywanych w rodzinnym gronie, promieniej�cym szcz�ciem oczu dzieci�cych. Ka�dy odruchowo ulega nastrojowi i �piewa wraz z domownikami:
W ��obie le�y
kt� pobie�y,
kol�dowa� ma�emu�
W cieniu palm wyr�s� d�ugo oczekiwany krzew betlejemczyka Izajasza, nad Betlejem za�wieci�a gwiazda, za kt�r� m�drcy ze Wschodu ruszyli do ��obka.
��Chwa�a na wysoko�ciach! � �piewa�y ch�ry anielskie nad miastem i wyr�s� z niego p�omie� �wiat�a, kt�ry o�wieci� i uszcz�liwi� ca�y �wiat. � Pok�j na ziemi! � rozleg�o si� w niebiosach i pok�j, kt�rego symbolem s� po dzi� dzie� palmy rozszerzy� si� z Betlejem na ca�y �wiat i na wszystkie serca. Na p�nocy, gdzie palm nie ma, symbolem �wi�ta s� choiny. I tak oto drzewko Bo�e b�yszczy w pa�acu i ubogiej chatce.
Dwa zdania z Biblii, kt�re stara pobo�na babka opowiada�a mi w dzieci�stwie, wywarty na mnie g��bokie, niezatarte wra�enie. Jedno z nich, wzi�te z ksi�gi Hioba, brzmi: � Wiem, �e Zbawiciel m�j �yje i �e obudzi mnie z grobu. � Drugie jest zwiastowaniem anio�a: � Nios� wam wie�� radosn� o narodzinach Zbawiciela. � Wywarty na mnie wp�yw tak wielki, �e jako ch�opak skomponowa�em do nich muzyk�, a na temat zwiastowania anio�a �pope�ni�em� nawet wiersz.
Nie wspominam tu o tym, by si� chwali�, powiadam przecie�, �e jako ch�opak �pope�ni�em� wiersz. Wzmianka o wierszu ma inny wznio�lejszy cel. Tymczasem powiem tylko, �e s�owa Nios� wam wie�� radosn� sta�y si� wtedy dla mnie prawdziw� nowin� �wi�teczn�.
By�em nami�tnym amatorem muzyki, r�wnocze�nie za� najbiedniejszym po�r�d koleg�w. Opr�cz lekcji w szkole ucz�szcza�em na prywatne lekcje harmonii. Ka�da lekcja kosztowa�a talara, a poniewa� utrzymywa�em si� z korepetycji, przynosz�cej pi��dziesi�t feni � g�w na godzin�, wi�c godzina harmonii kosztowa�a sze�� godzin mojej pracy. Nic dziwnego, �e przymiera�em g�odem.
Zaznajomiwszy si� z teoretycznymi zasadami kompozycji, postanowi�em pewnego dnia skomponowa� co� na temat ulubionych s��w: Nios� wam wie�� radosn�. Sko�czywszy swe opus operatorum, zamkn��em je do szuflady i po kilku dniach stwierdzi�em, �e utw�r m�j zgin��. P�niej dowiedzia�em si�, �e jeden z koleg�w wykrad� go z szuflady i chc�c mnie skompromitowa�, pos�a� kompozycj� poczt� memu staremu nauczycielowi �piewu. Po d�ugich poszukiwaniach zaginionego skarbu, zrezygnowa�em z nadziei ujrzenia go kiedykolwiek.
Poniewa� nieszcz�cia chodz� zwykle w parze, zbyt szybkie przekroczenie pewnego poziomu i wzniesienie si� ponad ten poziom mo�e si� sko�czy� dla ucznia nieszcz�ciem, wi�c w tym samym mniej wi�cej czasie wpad�o mi w r�ce pewne pisemko, kt�rego redakcja og�osi�a konkurs na wiersz ku chwale Bo�ego Narodzenia, wyznaczaj�c trzy nagrody, wysoko�ci trzydziestu, dwudziestu i dziesi�ciu talar�w. Ulubiony temat, bieda i B�g wie co jeszcze, �w�o�y�y mi� m�wi�c s�owami poet�w �pi�ro do r�ki�. Napisa�em utw�r sk�adaj�cy si� z trzydziestu dw�ch czterowierszowych zwrotek. Ka�dy cz�owiek, a zw�aszcza redaktor pisma wie o tym, �e d�ugie wiersze w�druj� do kosza. Wiedzia�em i ja, �e warto�� poematu nie ma nic wsp�lnego z jego rozmiarami. Jednak�e jaki� nakaz wewn�trzny kaza� mi napisa� du�o i gdybym si� nie hamowa�, napisa�bym tysi�c wierszy. Wypisawszy konkursowe motto, wpakowa�em je wraz z wierszem do koperty, zapiecz�towa�em lakiem, nalepi�em kupiony za ostatnie trzy fenigi znaczek i w uroczystym nastroju wrzuci�em list do skrzynki, mieszcz�cej si� na rogu s�siedniej ulicy. Potem sta�em jeszcze d�ugo obok skrzynki. Zdawa�o mi si�, �e wygl�da teraz zupe�nie inaczej ni� przedtem. C� w tym dziwnego, poch�on�a przecie� trzydzie�ci dwie zwrotki!
Zmieni�em si� jednak i ja. Baczny obserwator stwierdzi�by bez w�tpienia, �e mam nieczyste sumienie. Krok mia�em niepewny i chwiejny, wzrok skierowany ku ziemi, jakby w obawie, �e kto� wyczyta z niego te wszystkie zwrotki. Nie smakowa� mi nawet suchy chleb, sen og�osi� strajk generalny, a gdy ten strajk chwilami ustawa�, �ni�y mi si� r�ne rzeczy, jak wielka skrzynka pocztowa, pe�zaj�ca po ��ku w postaci olbrzymiego niebieskiego ��wia, kt�ry mnie dusi� tak d�ugo, p�ki si� nie budzi�em z wielkim krzykiem.
Pracowa�em r�wnie sumiennie jak dotychczas, ale robota sz�a mi ci�ko i opornie, policzki poblad�y, schud�em, sta�em si� ma�om�wny. By� to ci�ki i z�y okres, trwaj�cy niesko�czenie d�ugo. Powierzy�em los sw�j skrzynce pocztowej z ko�cem lipca, termin nadsy�ania prac mija� dopiero pierwszego pa�dziernika, a pierwszego listopada mia�o nast�pi� rozstrzygni�cie konkursu. Gdybym m�g� dosta� z powrotem te trzydzie�ci dwie zwrotki! Przysi�ga�em, �e zrezygnuje na ca�y dzie� z pisania wierszy i z nagr�d konkursowych. By�a to przysi�ga kolosalna poniewa� rymowanie sz�o mi bardzo �atwo, a nawet trzecia nagroda �w wysoko�ci bitych dziesi�ciu talar�w� by�a dla mnie snem o pot�dze.
Nie mia�em �adnych w�tpliwo�ci, �e nie otrzymam konkursowej nagrody, ale sprawa mog�a mie� opr�cz skutku negatywnego, tak�e skutek pozytywny. Dr�czy�a mnie ci�gle my�l, �e �szanowna� redakcja gotowa odes�a� wiersz nie do moich r�k, a do �starego�, zaopatruj�c utw�r w odpowiednie uwagi na marginesie. Kto chodzi� do gimnazjum, lub jest jeszcze uczniem, domy�li si� �atwo kim jest �stary� i zrozumie m�j tajemny l�k. Wprawdzie gro�ny �stary� odnosi� si� do mnie przychylnie i stara� si� ul�y� ci�kiemu po�o�eniu: dwa razy na tydzie� dawa�em korepetycje jego synowi, za co w soboty wieczorem dostawa�em w kuchni kawa� mi�sa z ry�em i wolno mi by�o pog�aska� ulubionego kota pani dyrektorowej. Czu�em jednak, �e gdyby obawy co do �szanownej� redakcji okaza�y si� s�uszne, przepad�oby i mi�so z ry�em i zabawy z kotem!
Coraz gro�niejsze chmury zbiera�y si� na horyzoncie. Nadszed� wreszcie pierwszy listopada. Pami�tam jak dzi�, dzie� by� ch�odny, s�oneczny, jesienny, a w duszy mojej pada� g�sty, ponury, szary �nieg. Od tej chwili dni, godziny wydawa� si� zacz�y wieczno�ci�, poniewa� jednak wieczno�ci te� mijaj�, wi�c sko�czy�a si� i ta.
Sz�stego listopada, po ostatniej rannej godzinie, zawezwano mnie do �starego�. Kancelaria dyrektora mie�ci�a si� na drugim pi�trze, ka�de pi�tro mia�o dwadzie�cia schod�w, na ka�dy stopie� przypada�o dwadzie�cia uderze� serca, czyli summa summarum osiemset uderze�. Tak, mniej ich na pewno nie by�o! Pukam, wchodz� i nie widz� nic, oczy przys�ania mg�a. Mija kilka chwil, mg�a ust�puje, widz� przed sob� swego w�adc�, patrzy jakby chcia� mnie przebi� wzrokiem.
��May! � m�wi g��bokim basem.
Sk�adam uk�on, nie mam poj�cia, jak� mam min�, tylko on j� widzi, ale milczy.
��May!
Znowu si� k�aniam.
��May!
Trzeci uk�on oraz decyzja, �e to ju� ostatni raz.
��Ale� pan jest wcale, wcale�
Rzucam mu tak ostre spojrzenie, �e urywa. Za �adn� cen� nie pozwol� si� obrazi�! �Stary� u�miecha si� i m�wi dalej:
��W gruncie rzeczy nic a nic mnie to nie obchodzi, to pa�ska prywatna sprawa, je�eli si� pan chce narazi� na kompromitacj� � A zreszt�� Ci�gle pan m�wi rymami, a pa�ski j�zyk� Dlaczego mi pan nie da� tego do przeczytania?
��Czego? Wiersza?
��Oczywi�cie! Podkre�li�bym b��dy, kt�rych redaktor wcale nie zauwa�y�. Przecie� on nie ma poj�cia o tym jak powinien wygl�da� porz�dny wiersz.
��A wi�c wiersz odes�ano?
��Tak w odbitce szczotkowej, do korekty. Opr�cz tego redakcja za��czy�a list do mnie adresowany. Ani mi si� �ni dawa� go panu do czytania. Odpowiem, �e pod wierszem mo�e figurowa� jedynie pa�skie nazwisko i na tym koniec. Inaczej m�g�by pana op�ta� najgorszy z sza��w, sza� pisania. Taki smarkacz powinien si� zajmowa� wszystkim, tylko nie pisaniem wierszy!
Odetchn��em g��boko. A wi�c trzydzie�ci dwie zwrotki zosta�y przyj�te. Trzecia nagroda, dziesi�� talar�w!� Znowu pociemnia�o mi w oczach.
��Chcia�em jeszcze powiedzie�, �e od dzi� b�d� panu p�aci� za korepetycje got�wk�, po pi�� groszy za godzin�. Oczywi�cie w soboty mi�so z ry�em jak dotychczas. O pa�skiej zuchwa�o�ci i o wierszu samym pom�wimy p�niej, teraz musz� i�� na obiad. Oto pieni�dze! Mo�e pan wyj��.
Wr�czy� mi kopert�. Podzi�kowawszy g�osem ochryp�ym ze wzruszenia, z�o�y�em g��boki uk�on, mimo decyzji, �e ju� to nie nast�pi i wybieg�em za drzwi.
Nie pami�tam w jaki spos�b zszed�em ze schod�w i dosta�em si� do swej �budy�. Otwieram kopert� i c� w niej znajduj�? Kr�tki list od redakcji, oraz trzy dziesi�ciotalarowe banknoty. Okropny, wielki niebieski ��w oznacza� pieni�dze, jak ka�dy ��w z bajki! A wi�c nie trzecia lecz pierwsza nagroda!
Ze szcz�ciem jest tak samo jak z nieszcz�ciem, nigdy nie chodzi luzem. Gdy zjawi�em si� po po�udniu na lekcji u swego starego kantora, zasta�em go w dziwnie pogodnym nastroju. Kochany staruszek bywa� zawsze pogodny, dzi� jednak by� wyj�tkowo weso�y i rozmowny. Poniewa� w rozmowie kilkakrotnie powt�rzy� �dobra robota, honorarium ksi�garskie�, by�em przekonany, �e o szcz�ciu, kt�re mnie spotka�o, rozmawia� ze �starym�. Gdy po lekcji wyci�gn��em jak zwykle talara, nauczyciel odpar�:
��To niepotrzebne m�j drogi! Mo�e pan zatrzyma� przy sobie tak ci�ko zapracowany grosz.
��Ten grosz nie jest ci�ko zapracowany.
��Jak to? Darowano panu talara?
��Nie, zarobi�em go, ale praca nie by�a ani gorzka, ani ci�ka. Dosta�em trzydzie�ci talar�w i pan wie o tym dobrze.
Popatrzy� na mnie ze zdumieniem i zapyta�:
��Trzydzie�ci talar�w? Ale� w takim razie prawdziwy z pana krezus! Sk�d mia�em o tym wiedzie�? Nie s�ysza�em ani jednego krzy�yka, ani jednej nuty na ten temat!
��Przecie� pan m�wi� o tym przed chwil�!
��Ja? Sk�d�e znowu?
��M�wi� pan o honorariach ksi�garskich.
��No tak, ale co to ma za zwi�zek z panem i pa�skimi trzydziestoma talarami? A mo�e nie wolno panu o tym opowiada�?
Gdy opowiada�em, kantor biega� nerwowo po pokoju i potem zawo�a�:
��Trzydzie�ci talar�w! Trzydzie�ci bitych talar�w! Za�, ile� ten pana poemat ma zwrotek?
��Trzydzie�ci dwie po cztery wiersze.
��Po cztery wiersze! Czyli dwadzie�cia osiem groszy od zwrotki, a siedem groszy od wiersza! Opr�cz tego zaszczyt otrzymania pierwszej nagrody. A ja my�la�em B�g wie o jakich cudach! Niech pan czeka! Pan pami�ta sw�j utw�r?
��Owszem.
��Niech mi go pan wyrecytuje. Chc� us�ysze� utw�r nagrodzony trzydziestoma talarami!
Stan��em w jedynym wolnym k�cie i zacz��em deklamowa�. Kantor w�drowa� po pokoju, nagle przerwa� mi energicznie:
��Dosy�, dosy�! Wiersz jest dobry, ale trzydzie�ci dwie zwrotki to zbyt wiele. Musz� panu co� powiedzie�, nie mog� czeka�, a� pan sko�czy. Niech pan patrzy! Zna pan to?
Podsun�� mi drukowany zeszyt z nutami i spojrza� na mnie z wielkim napi�ciem. By�a to partytura hymnu, u�o�ona na poszczeg�lne g�osy. Rzuci�em okiem na pierwsze s�owa tekstu, kt�re brzmia�y nast�puj�co: Nios� wam wie�� radosn��
��Niech pan to czyta, nie to! Tytu�, chodzi mi o tytu�! Spojrza�em na tytu� i zdj�o mnie radosne odr�twienie, by� to m�j hymn, kt�ry swego czasu zgin�� w tajemniczy spos�b!
��To tak�e co�, prawda? � zapyta� triumfuj�co. � Wydrukowana kompozycja jest bez por�wnania wi�cej warta od wiersza, kt�ry si� w druku ukaza�. Wiersz do gazety potrafi napisa� ka�dy, kto umie �apa� z powietrza rymy, co innego kompozycja muzyczna, to nie pochodzi z powietrza! TU konieczna jest nauka, a przede wszystkim dobry nauczyciel. A dobrymi, dzielnymi nauczycielami mog� by� tylko panowie kantorzy, graj�cy na organach i kieruj�cy �piewami ko�cielnymi.
��Ale� panie kantorze, � przerwa�em potok wymowy � jestem w najwy�szym stopniu zdumiony! Hymn nie by� przeznaczony do druku, by�o to zwyk�e wypracowanie, zostawione w szufladzie i pewnego razu zgin�o bez �ladu. Jak to si� dosta�o w pa�skie r�ce i sk�d panu wiadomo, �e to m�j utw�r? Orygina� nie by� przeze mnie podpisany.
��Ma pan racj� � odpar� z u�miechem. � Wi�c pan s�dzi, �e nie znam pa�skiego charakteru pisma i nie odr�niam go od pisma Kriegera?
��Kriegera? � odpar�em. � Jakiego Kriegera?
��G�upie pytanie! Ale� tego, kt�remu dzi�ki pracy o akordach kwintetowych, zdmuchn�� pan pierwsz� nagrod�. Mia� zamiar si� zem�ci�, ale ukarz� go tak dotkliwie, �e mu ca�a historia stanie ko�ci� w gardle.
��Nie rozumiem�
��Jeszcze pan nie rozumie? Poka�� panu dwie rzeczy, jedna z nich z pewno�ci� zdziwi pana i zirytuje. A wi�c czyj to r�kopis?
Wr�czy� mi wielk� ostemplowan� kopert�, na kt�rej widnia�o nazwisko. Rzuciwszy tylko okiem odpar�em:
��Poznaj�, to pisa� Krieger.
��Tak. �ajdak nie zada� sobie nawet trudu, aby zmieni� pismo. Zapewne przypuszcza�, �e wyrzuc� kopert� zaraz po otworzeniu. A teraz niech pan spojrzy!
By�a to partytura mego hymnu. Przerzuciwszy j� pobie�nie, nie znalaz�em nic niezwyk�ego. Po chwili staruszek rzek�:
��Trzymaj�c papier pod �wiat�o, znajdzie pan wytarte gum� miejsca.
��Co? Wytarte?
��Tak. Krieger powyciera� pewne miejsca gum� i umy�lnie porobi� b��dy, domy�la si� pan chyba w jakim celu.
��To by�aby pod�o��, nikczemno��!�
��Dajmy temu spok�j! � przerwa�. � Rozmawia�em z nim i przyzna� si� do wszystkiego. Om�wimy jeszcze ca�� spraw� na konfrontacji. Zrobi�em odpis, oczywi�cie bez b��d�w i na z�o�� Kriegerowi pos�a�em hymn wydawcy. Wydawca przyj��. No i jak pan przypuszcza, jakie panu przeznaczy� honorarium?
��Honorarium? A wi�c znowu pieni�dze!
��Oczywi�cie! Za nuty banknoty i brz�cz�ce monety, oto moja zasada. Dotychczas wydrukowa� pi��set egzemplarzy i zap�aci� za nie dwadzie�cia pi�� talar�w. Wynosi to wprawdzie pi�tna�cie fenig�w od egzemplarza, ale gdyby hymn le�a� dalej w szufladzie, nie zarobi�by pan nawet feniga! Wydawca zap�aci� pieni�dzmi papierowymi, ale zamieni�em je na srebro. Jest tego ca�a kupa. Bierz pan!
Wyci�gn�� szuflad�, zanurzy� w niej r�ce i poda� mi ca�� gar�� talar�w. Ta druga fala szcz�cia oszo�omi�a mnie. Staruszek ponapycha� mi kieszenie pieni�dzmi i rzek�:
��Bierz pan, bierz! Kto wie, czy w przysz�o�ci jakakolwiek kompozycja przyniesie panu cho�by grosz, trzeba korzysta� ze sposobno�ci i bra� co przynosi szcz�cie. Nauczymy si� pa�skiego hymnu i b�dziemy go �piewa�. Krieger p�knie ze z�o�ci, o ile wcze�niej nie b�dzie si� musia� wynie��. Nikczemno��, kt�rej si� dopu�ci�, zas�uguje na dotkliw� kar�. Jestem przekonany,�
��Ale� panie kantorze! � odezwa�em si�. � Okazywa� mi pan zawsze wiele przyja�ni, jestem wi�c przekonany, �e nie odm�wi pan i tej pro�bie, kt�ra p�ynie z g��bi serca.
��Tak? Domy�lam si� o co chodzi!
��Prosz� nie wzywa� Kriegera na konfrontacj�. Czuj� si� dzi� taki szcz�liwy! Gdyby Krieger zosta� ukarany, ca�e szcz�cie prys�oby jak ba�ka.
��Czy to nie nazbyt wyg�rowane ��danie?
��Chyba nie. Przecie� w�a�nie on jest sprawc� niespodzianki. Gdyby panu nie pos�a� hymnu, nie szuka�by pan dla niego wydawcy.
Poda� mi r�k� i rzek� tonem znacznie powa�niejszym:
��Sprawia mi pan podw�jn� rado��. Przede wszystkim z powodu pro�by o Kriegera. Nie zawiadomi�em jeszcze o ca�ej sprawie dyrektora, czeka�em a� hymn si� uka�e w druku. Gdyby pan ��da� zawiadomienia prze�o�onych, spe�ni�bym t� pro�b�, ale tak damy mu kilka porz�dnych kuksa�c�w. B�dzie si� pieni� i w�cieka�. Okoliczno��, �e hymn zosta� wydrukowany i �e przyni�s� panu pieni�dze, a wreszcie, �e sam b�dzie musia� hymn pa�ski za�piewa�, doprowadzi go do pasji.
��Naprawd� b�dzie �piewa� m�j hymn?
��Oczywi�cie, �piewa przecie� bardzo dobrze. Druga przyczyna mej rado�ci to przekonanie pa�skie, �e nie zaproponowa�bym tej kompozycji �adnemu wydawcy bez powodu.
��Przecie� to zupe�nie zrozumia�e! Jest to zwyk�a praca szkolna, pe�na b��d�w.
��Racja, zupe�na racja! Historia z hymnem to los, wygrany przypadkowo na loterii, trudno przewidzie�, czy fortuna w przysz�o�ci zechce si� zn�w do pana u�miechn�� i nie przypuszczam, by chcia� si� pan po�wi�ci� muzyce. W hymnie pa�skim nie ma oczywi�cie ra��cych b��d�w. Napisany jest czysto, ale bez wprawy i natchnienia. Niech pan sobie wyobrazi przygodnego je�d�ca, wyje�d�aj�cego w niedziel� za miasto i je�d�ca zawodowego, kt�ry si� popisuje w cyrku. Ot� pan, w dziedzinie muzyki nale�y jeszcze do je�d�c�w niedzielnych, brak panu znajomo�ci zasad. To nie tylko rzecz wrodzona, to nale�y kultywowa� i �wiczy�. Zrozumia� pan?
��Ale� oczywi�cie, panie kantorze! Zbyt sztywno siedz� w siodle i nie mam z koniem duchowego kontaktu�
��Tak s�usznie, zupe�nie s�usznie! Dlatego, jak si� pan p�niej przekona, nada�em kilku pa�skim sztywnym figurom wi�cej elastyczno�ci. Przypuszczam, �e mi pan tego nie we�mie za z�e, zw�aszcza, �e z pa�skich dwudziestu pi�ciu talar�w nie wezm� ani jednego.
Kochany staruszek wypowiedzia� te s�owa z mi�ym, wzruszaj�cym u�miechem. Po chwili, podaj�c mi r�k� na po�egnanie doda�:
��Gdyby to by�o mo�liwe, uczy�bym pana za darmo. Niestety warunki moje nie pozwalaj� na to. Ale pan to przetrzyma i b�dzie pan kiedy� bogatszy ode mnie. Niech pan pomy�li wtedy o swym starym kantorze, kt�ry pozwoli� ujrze� �wiat�o dzienne pa�skiemu pierwszemu hymnowi. Niech pan zawsze patrzy na �ycie r�wnie serio, jak teraz. No, do widzenia!
Poczciwy kantor nale�y do ludzi, dla kt�rych dzi� jeszcze, po tylu latach czuj� wielk� wdzi�czno��.
Czytelnicy dowiedz� si� p�niej, dlaczego opowiedzia�em moj� z nim rozmow�, nie wymieniaj�c jego nazwiska. By� to cz�owiek uczciwy i bardzo dobry. Niestety zamkn�� ca�e swoje �ycie w pokoju z nutami, nie mia� bowiem szcz�cia w �yciu rodzinnym. �ona jego by�a znan� ksantyp�, a wskutek okropnego jej usposobienia, jedyny syn musia� wyemigrowa� do Ameryki.
By�em wi�c w posiadaniu pi��dziesi�ciu pi�ciu talar�w i suma ta wydawa�a mi si� kr�lewskim skarbem. Mia�em nawet wra�enie, �e to zbyt wiele, by�em przecie� zdr�w jak ryba i mog�em pracowa�. Pos�a�em wi�c trzydzie�ci talar�w rodzicom, dwadzie�cia od�o�y�em na nieprzewidziane wydatki, a pi�� przeznaczy�em na podr� z okazji Bo�ego Narodzenia, postanowiwszy sobie �y� podczas tej podr�y prawdziwie po pa�sku. Pi�� talar�w na okres tygodnia to powa�na suma! Za przesz�o dwadzie�cia groszy dziennie b�d� �y� jak ksi���.
Po cichu, aby nikt nie s�ysza�, m�wi�em sobie, �e kto wie, czy podczas tej podr�y nie zafunduj� sobie p� butelki niedrogiego wina. Codziennie le��c wieczorem w ��ku przez jaki� kwadrans my�la�em o tym, jaki gatunek wybior� i ile b�d� m�g� zap�aci�. Szcz�liwe czasy�min�y bezpowrotnie!
Kantor spe�ni� przyrzeczenie, hymn zosta� przygotowany. Krieger musia� �piewa� solo, nie trzeba chyba dodawa�, �e szala� z w�ciek�o�ci. P�niej ukaza� si� m�j wiersz. Wszyscy koledzy chcieli go mie� na w�asno��, wi�c ten numer pisma rozszed� si� w powa�nej ilo�ci egzemplarzy. Gdy po miesi�cu nadszed� dzie� turnieju recytatorskiego, na kt�rym ka�dy m�g� wyg�osi� dowolny wiersz , wszyscy koledzy w liczbie dwudziestu trzech wyg�osili: �Bo�e Narodzenie, utw�r Karola Maya�. Ja jedyny wyrecytowa�em utw�r jednego z wybitnych klasyk�w. Powsta�a moda zapisywania mojego wiersza do notes�w. Ca�a szko�a zacz�a produkowa� wiersze. Utwory w rodzaju: ��ycie i moneta�, �Romulus i Pfiffikus� doprowadzi�y nauczycieli do takiej rozpaczy, �e w ko�cu �stary� postanowi� wyst�pi� bezwzgl�dnie przeciw tej wierszomanii. Nagany i kary zrobi�y swoje, ale odbi�y si� i na mnie. Honorowany dotychczas i uwielbiany, zacz��em czu� si� jak syfon wody sodowej w�r�d butelek szampana wysokiej marki. Koledzy unikali mnie z pasj� godn� lepszej sprawy.
Pod wp�ywem tych nastroj�w postanowi�em �wi�cie og�osi� dalsze utwory poetyckie dopiero � po �mierci. Postanowienie to spe�ni�em niemal dos�ownie i s�dz�, �e w ten spos�b zas�u�y�em na wdzi�czno�� wsp�czesnych.
Wracaj�c do podr�y, o kt�rej m�wi�em, musz� doda�, �e podczas wszystkich d�u�szych ferii urz�dza�em dalekie wycieczki piesze. Ze wzgl�du na plany przysz�o�ci, uczy�em si� wi�cej i pilniej, ni� reszta koleg�w, dba�em o zachowanie zdrowia, pr�no�ci i hartu. W wycieczkach tych towarzyszy� mi cz�sto pewien przemi�y kolega. Nie by� tak biedny jak ja, ale r�wnie� musia� si� liczy� z groszem. By� to ch�opak pilny i powa�ny. Z wyj�tkiem mnie, nie rozmawia� prawie wcale z kolegami. Nazywali go wi�c Cyprinus Carpio, albo po prostu Carpio.
Nie przechowywali�my wprawdzie got�wki we wsp�lnej kasie, ale mimo to jeden liczy� si� ze �rodkami drugiego. Skutek by� taki, �e ten kt�ry posiada� wi�cej, stara� si�, oczywi�cie w tajemnicy przed koleg�, wyr�wna� r�nic�. Nieraz jeden lub drugi dawa� dowody niezwyk�ej dobroci i po�wi�cenia, tym bardziej wzruszaj�ce, �e chodzi�o tu o grosze. Naturalnym rezultatem tego rodzaju stosunk�w by�o to, �e przy ko�cu ka�dej naszej podr�y zostawali�my z t� sam� ilo�ci� pieni�dzy. Niejeden z dzisiejszych ministr�w skarbu nauczy�by si� wiele, gdyby zobaczy� i us�ysza�, z jak� rozwag� i logik� dwaj ch�opcy deliberuj� nad ka�dym, najmniejszym wydatkiem. Raz pu�cili�my si� wp�aw przez rzek�, aby oszcz�dzi� dwa grosze, kt�re trzeba by�o zap�aci� przewo�nikowi.
Towarzysz m�j pali� si� do wycieczki w okresie �wi�t Bo�ego Narodzenia, by� jednak przekonany, �e go tym razem nie zabior�. Mia� tylko dwa talary, by�em wi�c w stosunku do niego milionerem. Uspokoi�em go zapewnieniem, �e zabranie cz�owieka, nie posiadaj�cego chwilowo pieni�dzy, jest dla takiego milionera drobnostk�, o kt�rej nie warto m�wi�.
Wigili� i pierwszy dzie� �wi�t sp�dzili�my u rodzic�w. W trzecim dniu spotkali�my si� gotowi do wyprawy. Carpio przywita� mnie z rozpromienionym obliczem, ojciec do�o�y� mu jeszcze talara!
��Dok�d ruszamy?�
Zwykle zapuszczali�my si� w g�ry, ci�gn�ce si� na granicy Saksonii i Czech. Wyobra�ali�my sobie podczas tych w�dr�wek, �e si� w��czymy po Pirenejach, na granicy Hiszpanii i Francji, lub po Himalajach, mi�dzy Tybetem a Indiami. By�o tu wszystko, czego tylko serce zapragn�� mog�o: miasta i wsie, g�ry i doliny, ska�y i pola, rzeki i �r�d�a, s�o�ce i deszcz! Wi�cej nie mo�na by�o wymaga�. Pokochali�my ten teren naszych podr�y po szerokim �wiecie.
To przywi�zanie do terenu, mia�o nie tylko psychologiczn� przyczyn�, tajemnic� t� mog� dzisiaj zdradzi� czytelnikom.
Balansowali�my mi�dzy Austri� a Saksoni� z bardzo wa�nej przyczyny � kursu pieni�dza. Mitem jest twierdzenie, �e tylko prawdziwi milionerzy zajmuj� si� kursami. Nie znaczy to, by kurs by� rzecz� najwa�niejsz� dla tego, kto nic nie posiada. Musz� si� zej�� dwaj dzielni finansi�ci posiadaj�cy pewne solidne fundusze w wysoko�ci powiedzmy, trzech i pi�ciu talar�w, musz� wybra� si� w podr� tzw. kursow�, kt�ra im mo�e przynie�� niespodziewane korzy�ci, o ile w dodatku nale�� do student�w nosz�cych r�nokolorowe czapki i s� sprytni. Dlaczego tak by� musi, zaraz wyt�umacz�.
Jaki jest dzi� kurs guldena austriackiego? Taki a taki. Gdy zwyk�y �miertelnik p�aci talarami i chce reszt� otrzyma� w guldenach, talary zawsze stoj� nisko. Gdy p�aci guldenami i chce reszt� w groszach, nagle �le stoj� guldeny! A gdy chce si� przekona�, jak sprawy naprawd� wygl�daj� nie mo�e w �aden spos�b dosta� cedu�y gie�dowej. Sprytny ucze� nosi przy sobie cedu��, na kt�rej niestety brak daty i w stosunku do niej �yje zadowolony. Gdy gulden stoi nisko, wraca na sask� stron� i ka�e sobie za talara da� austriack� monet�, gdy kurs jest wysoki idzie na czesk� stron� i zamienia grajcary na grosze i fenigi. Z sumy czterech talar�w zarobi�em wraz z Carpionem w przeci�gu o�miu dni na czeskiej stronie jedena�cie grajcar�w, na saskiej szesna�cie, co przyda�o naszej wyprawie niezwyk�ego rozmachu.
Oczywi�cie trzeba by�o wielkiego sprytu i przedsi�biorczo�ci, by umie� przewidzie� wahania kurs�w i wykorzysta� ka�d� szans�.
Zim� gdy w g�rach pe�no �niegu, bieganie za kursem by�o oczywi�cie nieco trudniejsze, tym razem jednak mieli�my powa�niejsze fundusze i mogli�my sobie pozwoli� na podr�owanie w roli kapitalist�w.
Ekwipunek nasz by� tak znakomity, �e mogli�my �mia�o my�le� o wyprawie na Mont Blanc.
Parasoli nie zabrali�my, uwa�aj�c, �e jest on oznak� zniewie�cia�o�ci. Brakowa�o nam r�wnie� lasek. Podpory nasze ros�y gdzie� w zaro�lach, czekaj�c wyzwolenia. Palta? Ale c� znowu, wszak byli�my m�odzi! R�kawiczki? Gdyby cz�owiek by� stworzony do r�kawiczek, urodzi�by si� w nich. Futra? To wynalazek dla Eskimos�w. Za to zabrali�my pi�� arkuszy papieru rysunkowego. Niestety nie mieli�my mo�liwo�ci narysowania czegokolwiek, gdy� ilekro� znajdowali�my przedmiot nadaj�cy si� do skopiowania, stwierdzali�my, �e palce nasze zesztywnia�y od zimna i nie mog� utrzyma� o��wka. Na ramieniu mia�em pot�n� torb� do noszenia zi�. Poniewa� w zimie zbieranie zi� by�o niemo�liwe, mie�ci�a ona w sobie ca�y nasz baga� podr�ny z wszystkimi mo�liwymi przyborami toaletowymi. Nie by�o ich zbyt wiele. Carpio zabra� mapy Saksonii i Czech, ale ju� pierwszego dnia naszej wyprawy okaza�o si�, �e siostra jego zapakowa�a mu pomy�kowo map� Szwecji i Norwegii zamiast Saksonii, a Algierii, Tunisu i Trypolisu zamiast Czech. Mieli�my tak�e ig�y i nici, byli�my r�wnie� zaopatrzeni w cygara. Ka�dy mia� ich dwa, po trzy fenigi za sztuk�. Poniewa� by�y przeznaczone na specjalne chwile, powzi�li�my �mia�y plan przemycenia ich do Austrii bez c�a. W tym celu ukryli�my je w cholewach, a gdy wieczorem wyj�li�my je, okaza�o si�, �e zosta�a z nich tylko miazga. Sic transit gloria mundi.
Pozosta�e sprz�ty podr�ne mia�y charakter taki bardziej intymny, dostosowany do indywidualnych upodoba� w�a�ciciela. Sk�ada�y si� ze sznurk�w, g�bki, flaszki terpentyny, siostra Carpiona wpakowa�a terpentyn� zamiast tranu, kt�rym mieli�my nas�cza� buty. Opr�cz tego Carpio zabra� jeszcze odziedziczony po pradziadkach przyrz�d do mierzenia odleg�o�ci i drewniany zamek bezpiecze�stwa, b�d�cy jego w�asnym wynalazkiem. Mia� on s�u�y� nie tyle dla ochrony naszego �ycia ile dla bezpiecze�stwa naszych kapita��w, w razie gdyby przysz�o nocowa� w jakim� podejrzanym domu.
Gdy Carpio pierwszego wieczoru chcia� umocowa� sw�j genialny zamek, okaza�o si�, �e siostrzyczka zapomnia�a do��czy� cztery najwa�niejsze �rubki.
Miejscem naszego spotkania, by�o miasteczko franko�skie Retau. Stamt�d wyruszyli�my do Asch, przemycaj�c cztery cygara, potem za� do Eger.
Poniewa� w Eger by�o drogo pow�drowali�my do odleg�ego o kilka kilometr�w Tirschnitz, dok�d przybyli�my wieczorem nies�uchanie wyczerpani. Wypiwszy po szklance piwa, spa�aszowawszy dwie porcje kartofli udali�my si� do wytwornej sypialni, za kt�r� gospodarz za��da� pi��dziesi�t grajcar�w. W sypialni spotka�a nas straszliwa katastrofa cygarowa, o kt�rej by�a ju� mowa, tu odm�wi� pos�usze�stwa zamek bezpiecze�stwa. Wpakowali�my wi�c nasze kapita�y do pieca. Po jakim� czasie Carpio wyj�� z niego swoj� cz�� i ukry� w ��ku, wychodz�c z za�o�enia, �e nie powinno si� przechowywa� ca�ej sumy w jednym miejscu. Przekonany m�dr� argumentacj� przyjaciela po�o�y�em si� i zasn��em. Po nied�ugim czasie zbudzi� mnie jaki� szmer. Przyczyn� ha�asu by� Carpio, kt�ry o�wiadczy�, �e wchodz�c do pokoju, ujrza� przy blasku zapa�ki kawa�ek ceg�y le��cej za piecem. Wyj�� j� i wpakowa� do chustki, jest wi�c w posiadaniu �miertelnej broni, kt�ra zmia�d�y �eb ka�demu w�amywaczowi. Pocieszony i uradowany czujno�ci� przyjaciela, odwr�ci�em si� na bok i zasn��em snem kamiennym. Zbudzi� mnie dopiero Carpio, a raczej jego przera�liwy lament:
��S�uchaj zgin�y mi pieni�dze, wszystkie pieni�dze razem z portmonetk�!
Mordercza bro� okaza�a si� bezu�yteczna, jaki� �otr wdar� si�, i wyci�gn�� pieni�dze z pieca!
��Ale dlaczego zabrano tylko moj� cz��, to pozostanie dla mnie zagadk�! Biegn� natychmiast na d�, gospodarz musi nam wszystko zwr�ci�.
��Czekaj! Twoje pieni�dze le�a�y w piecu?
��Oczywi�cie!
��Przecie� sam je stamt�d zabra�e� i schowa�e� do ��ka. Poszukaj! Zacz�� szuka� i znalaz�. Wzdychaj�c g��boko, rzek� po chwili:
��Szcz�cie gospodarza! Gdyby pieni�dze si� nie znalaz�y, mia�by ze mn� krzy� pa�ski, kto wie czy nie zlicytowa�bym mu rzeczy! Ile kosztuje kawa?
��Dziesi�� grajcar�w bez chleba.
��A chleb?
��Dziesi�� grajcar�w bez kawy.
��Zam�wisz wi�c kaw�, ja za� ka�� da� chleb i to co zaoszcz�dzimy na �niadaniu, b�dzie mo�na doda� do obiadu. Zgoda?
��Owszem, nie jest to wprawdzie eleganckie, ale mniejsza o to. Ulotnimy si� pr�dko, by nie odczu� lekcewa�enia.
��Lekcewa�enia? S�dzisz, �e kto� o�mieli�by si� lekcewa�y� kapitalist�w z akademickim niemal wykszta�ceniem?
Udaj�c wielkich pan�w, zjedli�my wi�c za dwadzie�cia grajcar�w �niadanie i ruszyli�my w dalsz� drog�. Celem naszej podr�y by�o Falkenau, do kt�rego ca�o przybyli�my wieczorem. Przyjaciela mego spotka�o po drodze nieszcz�cie, zgubi� ostrogi. Jak to si� sta�o, �aden z nas nie wiedzia�. Carpio by� strat� bole�nie dotkni�ty. Chc�c mu nieco ul�y�, zacz��em udawa�, �e zgubiony kawa�ek �elaziwa by� bliski i memu sercu. Z prawdziwie m�sk� rezygnacj� skierowali�my swe kroki ku skromnej gospodzie, kt�rej wygl�d harmonizowa� z dzisiejszym stanem naszej kasy.
Przed drzwiami gospody spotkali�my �andarma. By� zdziwiony nasz� ch�ci� wej�cia tam. Uk�oni� si� uprzejmie i zapyta�:
��Panowie s� uczniami?
Odpar�em skinieniem g�owy, Carpio za� rzek�:
��Tak, jeste�my uczniami. Niech si� pan przekona.
�andarm spojrza� na podan� legitymacj� i odda� j� po chwili z dziwnym u�miechem.
��Je�eli pan jest tym, co tu wypisano, to z pana wielka figura, m�ody cz�owieku!
��Jestem te� ni� � odpar� dumnie Carpio. � Widzi pan przecie� gimnazjaln� piecz�tk�.
��Nie, nie widz�.
Carpio spojrza� na legitymacj� i stwierdzi�, �e trzyma w r�ku wykazy cesarzy niemieckich od Karola Wielkiego pocz�wszy a na Franciszku Drugim sko�czywszy. Gdy przeszuka� wszystkie kieszenie i nie znalaz� w nich legitymacji, zawo�a� z oburzeniem:
��Znowu przeoczenie mojej siostry, kt�ra zamiast legitymacji wpakowa�a mi ten wykaz! Takie g�upstwa mog� robi� tylko osobniki rodzaju �e�skiego lub nijakiego!.
��Niech si� pan uspokoi � rzek� uprzejmie �andarm. � Nie chodzi�o mi o pa�skie papiery, wida� przecie�, �e jest pan tym za kogo si� pan podaje. Jestem zreszt� przekonany, �e kolega pa�ski posiada dow�d, wystarczaj�cy dla was obu.
��Masz sw�j dow�d przy sobie? � zapyta� Carpio.
��Tak, nie wyr�czam si� nigdy siostrami, kt�re nawiasem m�wi�c, maj� wszystkie klepki w porz�dku.
��Czy mogliby�my tu przenocowa� panie kapralu?
��Hm � mrukn�� �andarm. � Dziwi�em si�, �e panowie tu wchodz�, to przecie� gospoda dla parobk�w. Lepiej p�j�� do Frania. W�a�nie tam id�, to was zaprowadz�.
By�o widoczne, �e �andarm ma wobec nas jak najlepsze zamiary, mimo to Carpio zapyta�:
��Czy ten Franio ma hotel? Czy drogo u niego?
�andarm roze�mia� si� na ca�e gard�o i rzek�:
��U Frania drogo? Dla student�w? Ha, ha, ha! Przecie� on sam by� studentem, ale nie sko�czy� studi�w, gdy� go pewna bogata gospodyni wzi�a za m�a. Ulubionym tematem jego rozm�w s� studia, przepada za akademikami. Gdy mu si� spodobacie, b�dzie uszcz�liwiony i nie we�mie ani grosza. Chod�my, mam wra�enie, �e wszystko p�jdzie dobrze.
Ruszy� przodem, my za nim. Carpio zapyta� mnie z zak�opotaniem:
��Jak my�lisz, spodobamy si� temu Franiowi?
��A dlaczego nie?
��Ka�dy cz�owiek ma przecie� sw�j gust, swoje upodobania. Mo�emy nic nie zap�aci�, ale co b�dzie, je�eli nas bogato ugo�ci, a potem mu si� nie spodobamy? Mo�emy straci� ca�y maj�tek�
��Nie ma obawy! Nie p�aci si� za to czego si� nie zamawia�o, a zreszt� b�dziemy si� wystrzega� wysokiego rachunku. Ludzie w rodzaju Frania, kt�rzy nie uko�czyli studi�w, uwa�aj� zwykle, �e posiadaj� wszystkie m�dro�ci. Franio by� pewnie pi�knym m�odzie�cem i tylko dzi�ki urodzie znalaz� bogat� �on�. Zreszt� zobaczymy�
��Safono ty moja, m�wisz jakby� czyta� z ksi��ki! Pierwszy to raz od rozpocz�cia naszej wyprawy!
Safono! Pad�o to s�owo, kt�re chcia�em przemilcze�. Ka�dy dobrze wie, �e nie ma prawie ucznia, ani studenta, kt�remu koledzy nie nadaliby jakiego� �artobliwego przydomka. Gdy ukaza� si� m�j wiersz, koledzy w�r�d nazwisk r�nych poet�w, zacz�li szuka� dla mnie odpowiedniego przezwiska. Ochrzczono mnie imieniem Safony, a gdy zacz��em si� temu opiera�, dowodzono, �e jest ono dla mnie najbardziej odpowiednie, gdy� Safona by�a najg�o�niejsz� poetk� staro�ytno�ci, odznaczaj�c� si� niezwyk�� czysto�ci� i pi�kno�ci� wiersza. Musia�em ust�pi�.
Carpio mia� racj�, �e od rozpocz�cia naszej wyprawy, pierwszy raz m�wi� jak z ksi��ki. Chcia�em, by podczas naszej wsp�lnej wycieczki czu� si� dobrze, przystosowa�em si� wi�c do niego. Nie zauwa�y� tego, bo nie mia� w sobie zmys�u obserwacyjnego. M�j drogi przyjaciel odznacza� si� kilkoma cechami, kt�re �atwo mog�y ujemnie wp�yn�� na ca�� jego przysz�o��. Przede wszystkim by� beztroski, t� dziecinn� beztrosk�, kt�ra parali�uje jak�kolwiek inicjatyw�. Ponadto, najprostszym nawet sprawom nadawa� nies�ychanie wielkie znaczenie i lubi� pasjami ubarwia� ka�dy drobiazg. St�d przywi�zanie do ostr�g, zamka gwarantuj�cego bezpiecze�stwo i do innych zabranych na wypraw� przedmiot�w.
Najwybitniejsz� jednak jego cech� by�o roztargnienie. Bior�c pod uwag� jego m�ody wiek, roztargnienie to sprawia�o raczej wra�enie komiczne, czu�em jednak, �e w przysz�o�ci ta cecha mo�e mie� bardzo wielki wp�yw na ca�e jego �ycie. W miar� mo�no�ci stara�em si� sk�ania� go do skupienia, ale wysi�ki moje by�y daremne. Przeciwnie, roztargnienie ros�o, gdy si� zwraca�o na nie uwag�. Stawa� si� boja�liwy i w za�enowaniu pope�nia� jeszcze wi�ksze b��dy. Zrezygnowa�em wi�c z ch�ci zmienienia go i zapewne przez to przywi�za� si� do mnie jeszcze bardziej. Robili�my wra�enie dw�ch, nie zastanawiaj�cych si� nad niczym dzieciak�w. Wra�enie to, w stosunku do Carpiona, by�o zupe�nie s�uszne, ale ja czuwa�em nad nim potajemnie.
Chwilami u�wiadamia� sobie, �e nim kieruj� i �e jest tylko wykonawc� mojej woli. Tak by�o przed chwil�, gdy wypowiedzia�em przypuszczenie co do osoby ober�ysty Frania, kt�rego nigdy w �ycie nie widzia�em.
Wracaj�c do rozpocz�tego tematu doda�em jeszcze:
��Gdy si� kogo� nazywa nie po nazwisku, lecz po imieniu i to jeszcze Franiem a nie Franciszkiem, nie ma w�tpliwo�ci, �e chodzi o tak zwanego �morowego ch�opa�. Tak go sobie wyobra�am i tak musimy go traktowa�. Oczywi�cie nale�y mu te� troch� zaimponowa�.
��Zaimponowa�? Czym? Mamy gada� po �acinie, po grecku?
��Nie. To by go znudzi�o, bo zapewne nie zrozumia�by nas. Mam wra�enie, �e to cz�owiek bywa�y, musimy wi�c zachowa� si� jowialnie, udawa�, �e go dobrze i dawno znamy. Co do zaimponowania, to � Ach, wpad�o mi co� do g�owy! Przecie� �stary� utrzymuje, �e bez najmniejszego trudu potrafi� m�wi� rymami. Ty tak�e nie raz odpowiada�e� mi ca�kiem zgrabnymi. Mo�e wi�c zaaplikujemy Franiowi porcj� wierszy?
��Niez�a my�l! Zrobi� co b�d� m�g�. A je�eli mu si� to nie b�dzie podoba�?
��Damy spok�j i zaczniemy m�wi� trze�wo i powa�nie. A wi�c postanowione! Mam wra�enie, �e jeste�my u celu.
�andarm poprowadzi� nas przez par� ulic i zatrzyma� si� przed domem, do kt�rego prowadzi�o kilka schodk�w, dom sprawia� mi�e wra�enie. �andarm otworzy� drzwi, rzuci� badawcze spojrzenie do �rodka i zawo�a� weso�o:
��Dobry wiecz�r, Franiu! Znowu jestem u ciebie, przyprowadzi�em dw�ch wspania�ych go�ci.
��C� to za jedni? � zapyta� tubalny g�os.
��Dwaj studenci, kt�rzy chcieliby znale�� na noc jakie� ciep�e gniazdko.
��Studenci? Dawaj ich tutaj. Dla takich go�ci mam zawsze pe�no gniazd. Ubi bene, ibipatria!
Weszli�my do obszernego niskiego pokoju. W lewym k�cie sta�a kobieta pochylona nad beczu�k� mas�a. Przed chwil� ubi�a je w�a�nie i przelewa�a teraz przez chustk� m�j ulubiony specja� � serwatk�. By�a to gospodyni. Na prawo od drzwi siedzia�o nad czeskim cienkuszem kilku niepo��danych go�ci. Naprzeciw drzwi sta� wielki okr�g�y st�, przy kt�rym rozsiad�y si� wa�niejsze figury miasteczka. Jedna z nich wsta�a i zacz�a si� nam przygl�da�. By�em pewien, �e to Franio. Musia� to by� kiedy� �adny ch�opak. �nie�nobia�y fartuch okrywa� pot�ny brzuch, nad kt�rym wznosi� si� ogromny podbr�dek, przechodz�cy w wygolon�, pe�n� i rumian� twarz, promieniuj�c� weselem i zadowoleniem. Gospodarz wyszed� zza sto�u i wyci�gaj�c ku nam r�ce, rzek�:
��Po waszym wytwornym zachowaniu, wida�, �e jeste�cie najprawdziwszymi studentami. Witajcie ! Usi�d�cie prosz� przy tym stole i powiedzcie na co macie apetyt.
U�cisn��em wyci�gni�t� d�o� i odpar�em z powa�n� min�:
��Niech pan zaczeka chwilk� ma��, powiem panu prawd� ca��. Jeste�my nie tylko g�odni i strudzeni, lecz przede wszystkim spragnieni.
Poczciwy Franio, zrobi� krok w ty�, otworzy� szeroko oczy i zapyta� ze zdumieniem:
��Co takiego? Ma�� � ca��, strudzeni � spragnieni? A wi�c chcecie pi�? Dobrze! Co mam przynie��?
��Z tej to beczki na frasunek p�ynie delikatny trunek, p�ynie sobie strug� rzadk�, ludzie zowi� go serwatk�. Nie chcemy ni piwa, ni wina, niech si� od serwatki uczta rozpoczyna.
��Frasunek � trunek, rzadk� � serwatk�? Pan jest chyba prawdziwym, stuprocentowym, wykwalifikowanym poet�?
��Jam poeta, macie racj�, cho� nie zawsze tworz� rymy, lecz gdy do was mam oracj�, wiersze p�yn� mi jak dymy; bo pan Franio cz�ek uczony i rozumie si� na sztuce, niech�e b�dzie pochwalony ten, co p�awi� si� w nauce!
Po tych s�owach podnios�em do ust szklank� nape�nion� serwatk�. Carpio powiedzia� r�wnie� kilka s��w wi�zan� mow� i wypili�my cudowny nap�j.
Franio po chwili, nag�ym ruchem odsun�� opr�nione szklanki i zawo�a�:
��Nie zawracajcie g�owy serwatk�! Wina! Jeste�cie przecie� poetami. Fama cresitfundo! Co za niespodzienka, co za rado��! Podaj wina Anno! Wiem dobrze czego takim zdolnym panom potrzeba. Siadajcie panowie, siadajcie! Stabenti dabitur et abundebit.
Rzek�em:
��Jeszcze nie czas na wino, niech serwatki fale do gard�a nam p�yn�; a gdy pierwsze pragnienie ugasimy, ch�tnie o wino poprosimy.
��Dobrze, je�li koniecznie chcecie, niech b�dzie serwatka! Ale musicie pozwoli�, bym was uwa�a� za wyj�tkowych go�ci! Oczywi�cie nie przyjm� od was ani grajcara!
Carpio obrzuci� mnie znacz�cym spojrzeniem, a gdy je zignorowa�em, da� mi w formie kopniaka znak o wiele wymowniejszy. Nast�pi�a bardzo o�ywiona scena. Go�cie, kt�rzy w pierwszej chwili oniemieli z wra�enia, odzyskali mow�, a figury siedz�ce przy s�siednim stole, otoczy�y nas zwartym ko�em. Wszyscy m�wili r�wnocze�nie, jeden chcia� drugiego przegada�. Na wszystkie pytania odpowiadali�my wierszem. �ona Frania by�a zachwycona, Franio odezwa� si� do niej w te s�owa:
��S�uchaj Anno! Wielce szanowni panowie, nie b�d� spali w zwyk�ych pokojach hotelowych. Trzeba im da� pok�j, w kt�rym stoi lustrzana szafa. Wiem co si� nale�y nauce. Corvus corvo nigredinem objecit!
Ta swoista �acina �mieszy�a mnie nies�ychanie. Poniewa� recytowa� przys�owia, nabra�em podejrzenia, �e je wyku� z jakiego� starego kalendarza, by m�c imponowa� znajomo�ci� Cicerona. Nie rozumia� tego co m�wi, nic dziwnego, �e gada� nonsensy. Ilu� to ludzi na �wiecie cytuje mylnie �aci�skie zdania.
Na nasze wiersze Franio odpowiada� w dalszym ci�gu �aci�skimi cytatami, czym wzbudza� u s�uchaczy ogromy podziw.
Nie mogli�my zbada� do jakiej szko�y Franio ucz�szcza� i jak� mia� za sob� karier� naukow�, nie by�o to istotne.
W czasie drogi, jaki� gw�d� w bucie Carpia, przebi� podeszw� i k�u� go w nog�. Zdj�� wi�c but, owin�� nog� papierem, ale to nic nie pomog�o, gw�d� k�u� nadal. Z cierpienia tego zwierzy� si� Carpio obecnemu w gospodzie szewcowi, kt�ry obieca� mu napraw� usterki. Przyjaciel m�j zdj�� wi�c bucik, a przy tej okazji wypad� na pod�og� rozmok�y kawa�ek papieru, maj�cy wygl�d starego, zu�ytego banknotu guldenowego. Zauwa�y�em, �e zawiera jaki� niemo�liwy do odcyfrowania napis. Widok stempla gimnazjalnego, kt�ry pozostawi� �lad do�� wyra�ny, wskazywa�, jak wa�ny mam przed sob� dokument. Wr�czy�em go przyjacielowi, z nast�puj�cymi s�owami:
��Oto dokument rehabilituj�cy twoj� siostr�, mam nadziej�, �e po powrocie do domu przeprosisz j� za haniebne podejrzenie.
Carpio wyg�adzi� kartk�, pokiwa� g�ow�, wr�czy� dokument �andarmowi i rzek�:
��Jak pan widzi ukry�em sw�j paszport w doskona�ym miejscu. Prosz� si� przekona�, �e naprawd� ma pan do czynienia z wychowankami kr�lewskich zak�ad�w.
Stwierdziwszy op�akany stan legitymacji, �andarm zwr�ci� j� z nast�puj�cymi s�owami:
��Niech pan nie kwestionuje moich zdolno�ci psychologicznych i mej znajomo�ci ludzi, od razu wiedzia�em, �e mam do czynienia z wysoce edukowanymi i nieposzlakowanymi personami.
��Zgoda � rzek� Carpio. � Uznajemy pa�ski spryt i postaramy si� utrwali� po tamtej stronie granicy opini�, �e ludno�� kraj�w austriackich mo�e by� dumna ze swej policji.
Zmi�� legitymacj�, wpakowa� do kamizelki, a �andarmowi g�ow� skin�� tak protekcjonalnie, jak gdyby by� co najmniej ministrem sprawiedliwo�ci.
Gdy ka�dy z nas poch�on�� po trzy szklanki serwatki, przeszli�my do piwa, pocz�stowano nas tak�e cygarami, kt�re ober�ysta nazwa� najlepszymi w Austrii: O ile si� nie myl� nale�a�y do gatunku �Virginia�, nazywano je w mowie potocznej �truj�cymi bombami�. Gdy po zapaleniu cygara Carpio spostrzeg�, �e otocznie przygl�da mu si� nieco ironicznie, zrobi� lekcewa��cy ruch r�k� i rzek�:
��Nie chcia�bym urazi� cesarstwa austriackiego, ale nie ma w�tpliwo�ci, �e w dziedzinie cygar przewy�szamy je. Na przyk�ad to cygaro, kt�re mam w ustach, by�oby dla mnie do codziennego u�ytku za s�abe. Kr�tko m�wi�c, mamy innych palaczy, ni� wy, panowie!
�Truj�ca bomba� gas�a mu raz po raz i musia� ustawicznie pociera� zapa�ki o stoj�c� na stole podstawk� z azbestu. Poniewa�, przy tej czynno�ci dra�ni� go niemile zapach siarki, wyci�gn�� z kieszeni kawa�ek papieru, zrobi� z niego kilka d�ugich, w�skich pask�w i zacz�� przyk�ada� je do lampy naftowej, eliminuj�c w ten spos�b zapa�ki.
Mimo tych skomplikowanych manipulacji, pali� niezmiernie szybko, zanim zd��y�em wypali� pierwsze cygaro, ko�czy� ju� drugie. Cz�stowano nas dalszymi, a gdy w imieniu swoim i Carpiona odm�wi�em, przyjaciel zawo�a� z oburzeniem:
��Safono, nie mieszaj si� do moich spraw! Wykuty jestem z kamienia i stali, i nie przypuszczam, by mog�o istnie� cygaro, kt�re by mi zaszkodzi�o.
��S�usznie! � rzek� Franio. � Prawdziwy student musi by� odporny na spirytus i nikotyn�. Nummus ubi loguitur, tullius ipsetase. Niech pan bierze!
Przyjaciel nie da� si� d�ugo prosi�, lecz nie zd��y� wypali� cygara do ko�ca, gdy� zabrak�o mu skrawk�w papieru, kt�rymi je zapala�. M�wi�c j�zykiem Wschodu, stwierdzi�em, �e twarz jego straci�a kolor jutrzenki, milcza�em jednak, nie chc�c go obrazi�.
Gospodyni wnios�a wieczerz� sk�adaj�c� si� z pot�nej miski fasoli i nie mniej pot�nego p�miska w�dzonej wieprzowiny. Na widok olbrzymich apetycznych kawa�k�w mi�sa poczu�em, m�wi�c j�zykiem reporter�w opisuj�cych pobyt szacha w Europie � �najja�niejsz� �link� w dostojnych ustach�. Na moim przyjacielu luksusowa uczta nie robi�a takiego wra�enia. By� oboj�tny, w oczach jego czai�y si� b�yski melancholijnej rezygnacji, wygl�da� jak zdeterminowany, zrozpaczony �ebrak, kt�ry nie przyjmuje nawet poka�nej ja�mu�ny.
Zacz��em polewa� obficie mas�em mi�so i fasol�. Poczciwy Carpio nie dotkn�� niczego. Zasypany pe�nymi wsp�czucia pytaniami, o�wiadczy�, �e jad� na obiad zbyt wiele i nie ma apetytu. Spojrza� na mnie wzrokiem b�agaj�cym o dyskrecj�. Spe�ni�em jego pro�b�, ale po chwili odp�aci� mi za to czarn� niewdzi�czno�ci�, bo na pytanie, dlaczego na mnie obiad nie wp�yn�� tak ujemnie odpar�:
��Nie wszyscy ludzie s� sobie r�wni. Gdy jedni przek�adaj� zalety ducha i umys�u, inni p�awi� si� w rozkoszach doczesnych i nic ich nie odstrasza od zbli�enia duszy do fasoli i �wininy. To wszystko co mog� w tej sprawie powiedzie�. Zreszt� panowie wiedz�: de gustibus non est disputandum.
��Ale� tak, tak � potwierdzi� gospodarz, zadowolony mo�liwo�ci� pochwalenie si� sw� wiedz�. � Cieszy mnie bez w�tpienia, �e kolega pa�ski ma taki cudowny apetyt, ale umie r�wnie� ceni� zalety ducha, powtarzaj�c za uczonymi staro�ytno�ci: Omne nimium nocet.
O Franiu, Franiu, gdyby� zrozumia� co, przed chwil� powiedzia�e�!! � pomy�la�em, nie przerywaj�c sobie jedzenia. By�em tak poch�oni�ty materi�, �e trudno mi by�o pomy�le� o powrocie z tego �wiata duchowego zafasolenia si�. Duch m�j, moja wiedza � by�y teraz do tego stopnia bezsilne, �e w�r�d nielicznych s��w, rzuconych podczas jedzenia nie mog�em skleci� ani jednego wiersza.
Do chwili rozpocz�cia wieczerzy w gospodzie by�o pe�no go�ci. Gdy jednak odda�em si� poch�anianiu zawarto�ci obu misek, a Carpio zamilk� w cichej kontemplacji nad swym wn�trzem duchowym, rozmowy urwa�y si�. Zapa� z jakim obydwaj milczeli�my, nasun�� przypuszczenie, �e niepr�dko si� o�ywimy i go�cie zacz�li si� powoli wymyka� z gospody, by w domu po�wi�ci� si� obrz�dowi jedzenia.
W rezultacie, po uko�czeniu wieczerzy, w gospodzie pozosta� tylko Franio i jego �ona. Trwa�o to nied�ugo, po jakim� czasie izba zn�w nape�ni�a si� go��mi, kt�rzy niezwykle mnie zainteresowali.
By� to starzec w towarzystwie m�odej kobiety i kilkunastoletniego ch�opca. N�dzny ich ubi�r, nie daj�cy �adnej ochrony przed zimnem, �wiadczy� o niedoli. Siwow�osy, zgarbiony starzec wszed� krokiem chwiejnym, by� niezwykle wyczerpany i usiad� na pierwszym z brzegu krze�le. Nie zwracaj�c na nas uwagi, zamkn�� oczy i zacz�� rz�zi� tak g�o�no, �e zdj�� mnie l�k, by nie zwali� si� na pod�og�. Ch�opak otoczy� go delikatnie i czujnie ramieniem, g�aszcz�c dzieci�c� r�k� wychudzone policzki starca. Ani starzec, ani dziecko nie powiedzieli na powitanie ani s�owa. Kobieta za�, uk�oni�a si�, umie�ci�a tobo�ek obok starca, roz�o�y�a r�ce i rzek�a b�agalnym tonem:
��Mo�e znajdzie si� dla nas miejsce w stajni?
���ebracy, nieroby, albo z�odzieje! � szepn�a gospodyni do m�a.
Nie by�a tak dobroduszna jak Franio, kt�ry wcale nie zwr�ci� uwagi na jej s�owa i obrzucaj�c przybysz�w wsp�czuj�cym spojrzeniem, zapyta�:
��Dlaczego m�wicie o stajni, a nie o ��ku?
��Nie mamy pieni�dzy � odpar�a kobieta z g��bokim westchnieniem.
��Dlaczego przyszli�cie tutaj, to nie miejsce dla �ebrak�w! � wtr�ci�a gospodyni.
��Nie mogli�my i�� dalej, ojciec m�j zemdla� z wyczerpania.
Gospodyni chcia�a odpowiedzie�, ale Franio da� jej znak by milcza�a i zwr�ci� si� do nieznajomej z ��daniem okazania paszportu. Kobieta wyci�gn�a go z zawini�tka. Franio przeczyta�, pokiwa� g�ow�, spojrza� na przybysz�w raz jeszcze i zapyta� ze zdziwieniem:
��Z tak daleka przybywacie przez �niegi? Wybieracie si� do Ameryki? W tych ubraniach, bez pieni�dzy? Albo k�amiecie, albo te� nie jeste�cie przy zdrowych zmys�ach!
��Paszport dowodzi, �e o k�amstwie nie ma mowy.
��Przecie� na podr� do Ameryki trzeba pieni�dzy. Bilet na statek kosztuje.
��M�� przys�a� nam bilety.
��M�� jest w Ameryce?
��Tak. Wyjecha� przed trzema laty, pracowa� i oszcz�dza� tak d�ugo, a� m�g� nam przys�a� bilety.
��Tylko bilety? Aby si� dosta� do portu, potrzeba przecie� pieni�dzy.
��Mieli�my pieni�dze ze sprzeda�y ca�ego dorobku. Nie by�o tego
wiele, gdy� kupuj�cy byli takimi samymi biedakami jak my, ale wystarczy�oby na podr� do Bremy, tylko �e m�j ojciec zachorowa�� Dosta� krwotoku i przez dwa miesi�ce wydali�my wszystko.
��Dlaczego moja droga nie wr�cicie do domu?
��Do domu? Przecie� my ju� nic nie mamy? Ale mamy bilety, a m�� czeka za oceanem!
��S�usznie, ale ta w�dr�wka do Bremy o ch�odzie i g�odzie musi by� czym� okropnym. Nie wyobra�am sobie wcale, jak d�ugo b�dziecie musieli i��. Czy znacie drog�?
��Pytamy spotkanych ludzi i w ten spos�b si� posuwamy.
��No, daleko nie dojdziecie, je�eli stan zdrowia starca si� nie poprawi.
��Je�eli tylko dzie�, dwa potrafi wytrzyma�, b�dziemy mogli wypocz��. Na g�rze w Graslitz, mieszka jeden z naszych krewnych, fabrykant instrument�w muzycznych. Jestem pewna, �e b�dziemy mogli pozosta� u niego, dop�ki ojciec nie powr�ci do zdrowia.
��Chcecie do Graslitz? Na tak� g�r�, przez �nieg? Oszaleli�cie!
��Mamy paszport, musimy i��!
��Tak � wtr�ci�a �ona Frania. � Przecie� maj� paszport. Kwestia tylko, czy naprawd� chc� jecha� do Ameryki, czy te� maj� zamiar koczowa� po kraju?
Kobieta rozp�aka�a si�, wyci�gn�a z chustki kopert� i podaj�c j� gospodarzowi, rzek�a:
��Nie jeste�my w��cz�gami, spotka�o nas tylko wielkie nieszcz�cie. Niech pan otworzy t� kopert�, le�� w niej nasze bilety.
��Wierz� na s�owo � odpar� Franio, wzruszony �zami biedaczki. � Trzeba si� zastanowi�, w jaki spos�b mo�na by wam pom�c. Z pewno�ci� jeste�cie g�odni! Siadajcie przy stole.
Kobieta spojrza�a na� z wdzi�czno�ci�. Gospodyni wsta�a, mrukn�a co� niech�tnie i wysz�a do kuchni. Franio rzek� do nas poufnym tonem:
��Jest w�ciek�a, mimo to zrobi� co zechc�. M�czyzna pozostanie zawsze m�czyzn�, cho�by mia� sto bab na karku: aunus producit, nonager. Nie pozwol�, by ci biedacy spali w stajni!
My te� wsp�czuli�my biedakom i postanowili�my zrobi� wszystko, co w naszej sytuacji by�o mo�liwe: poda�em swoj� szklank� wina starcowi, a Carpio podsun�� nietkni�te jad�o ch�opcu, kt�ry rzuci� si� na nie �apczywie.
Gospodyni nie wraca�a, spokojny dotychczas Franio wpad� w szewsk� pasj�, wsta� i wyszed� do kuchni. Rozleg�y si� ostre tony niezbyt regularnego duetu i po chwili zjawi� si� rozpromieniony Franio.
��Posz�a do s�siadki, by si� u niej wykrzycze� � wyzna�, a wyznanie to nape�ni�o nas dum�. � Tymczasem mo�emy tu robi� co nam si� podoba. Uwaga!
Poda� przybyszom do po�owy opr�nion� misk� z fasol�, przysun�� p�misek z mi�sem, oraz poda� pe�n� flaszk� wina. Potem usiad� obok nich i rzek� do nas:
��Chod�cie tu, panowie studenci! Pom�wimy z tymi poczciwymi lud�mi o Ameryce. M�� pisa� do tej kobiety, mo�e dowiemy si� wi�c czego� o tym kraju. Ameryka pana interesuje? � zapyta� Carpiona.
��Ale� tak, oczywi�cie! Za oceanem mieszka jeden z moich krewnych, kt�ry pisuje od czasu do czasu do moich rodzic�w.
Nie mog�em si� nigdy dowiedzie�