7369

Szczegóły
Tytuł 7369
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7369 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7369 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7369 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BOHDAN PETECKI PIERWSZY ZIEMIANIN Rozdzia� I Wiktor Lambert tr�ci� mnie lekko w rami�. � Sp�jrz tylko � powiedzia� ciep�ym, rozradowanym g�osem. � Kirsti wygl�da jak dziewczynka w pierwszym dniu wakacji. Odwr�ci�em si� i zamiast na Kirsti, spojrza�em wprost w roze�miane oczy Wiktora. Zwykle jasnoniebieskie, teraz w oprawie kre-dowobia�ej twarzy, �wieci�y jak szafiry. Oswoili�my si� z t� nasz� jedyn� w swoim rodzaju blado�ci�, jak� kosmos naznacza ludzi, kt�rzy zbyt d�ugo obcowali z jego �lep� pustk�, zacz�li�my j� dostrzega� dopiero tutaj, po zetkni�ciu z miejscow� za�og�, tak cz�sto uciekaj�c� st�d na s�oneczne, ziemskie weekendy. � Przecie� naprawd� zaczyna wakacje... jak ty i ja � zrewan�owa�em mu si� u�miechem. � Dwa tygodnie... � pokiwa� g�ow� i wzruszy� ramionami. � Dwa tygodnie! Pi�tna�cie dni... po sze�ciomiesi�cznej mord�dze w przytulnej, przekl�tej, plamentowej klatce. Niby ca�a wieczno��, ale ani si� obejrzymy, a ju� znowu wyl�dujemy w tej pi�knej sali. Chocia� � przybra� wyraz zabawnej powagi � mo�e zafunduj� nam po�egnalny rejs bez przesiadki na Lunie? Kurs bezpo�redni: Alpy � orbita Marsa � Wega i od razu hop! � poza horyzont zdarze�! � za�mia� si�. � Alpy? � powt�rzy�em z mimowolnym zdziwieniem. Wiedzia�em, �e pochodzi z Europy, jednak ilekro� wspomina� o swoim domu, zawsze wymienia� Instytut In�ynierii Klimatycznej nad Morzem P�nocnym, gdzie jego rodzice opiekowali si� kompleksem sanatori�w geobionicznych i terenami upraw na obu brzegach Cie�niny Du�skiej. � Alpy � przytakn��. � Widzisz, wisz�c pod jak�� paskudn� przewieszk�, popatrz� za siebie w d� i b�d� rycza� z rado�ci na my�l, �e mog� w ka�dej chwili wr�ci�, u�o�y� si� wygodnie w le�aku i spogl�da� spod przymkni�tych leniwie powiek na jeziora, drzewa, na g�rskie wioski zamieszkane przez normalnych ludzi." To b�dzie wspania�e! A ty? W ci�gu kilku minionych dni parokrotnie ju� musia�em odpowiada� na to pytanie. Przecie� ostatnio w naszym gronie m�wi�o si� niemal wy��cznie o tych czekaj�cych nas dw�ch tygodniach na Ziemi. � Zam�wi�em bungalow nad Pacyfikiem � rzuci�em lekko. � B��kit, troch� bia�ych ob�ok�w, rozpalony piasek i biegn�ce spod widnokr�gu d�ugie fale, pod kt�rymi mo�na nurkowa� bez zm�czenia ca�ymi godzinami. S�owem dolce far niente, nie ska�one nawet, jak w twoim wypadku, przekornym i mi�ym trudem wspinaczki. Przepraszam ci�, musz� to odnie�� � nie przestaj�c si� u�miecha� wskaza�em oczami talerz, kt�ry trzyma�em w lewej r�ce, po czym niezw�ocznie ruszy�em w stron� srebrzystego bufetu, biegn�cego �ukiem od bocznej �ciany do ob�o�onego kamieniami ogr�dka; gdzie w�r�d rachitycznych palm kwit�y wielkie orchidee. Wrzuci�em talerz do promiennika i nie zatrzymuj�c si� poszed�em do eskalatora. Dopiero sun�c ju� mi�kko w g�r�, poszuka�em wzrokiem Kirsti. Sta�a po�rodku sali, otoczona grupk� �galaktyd�w", jak nazwa� nas Dawid Lumb, koordynator Stacji Alberta, w wyg�oszonym przed kwadransem toa�cie powitalnym. Wiktor trafi� w sedno. Tak w�a�nie powinna wygl�da� licealistka po ostatniej lekcji, a przed wyjazdem na ob�z w andyjskim rezerwacie, gdzie blask bij�cy od bia�ych szczyt�w i wiatr znad wysokog�rskich jezior w ci�gu dw�ch dni zetr� z jej twarzy �lady godzin, sp�dzonych w domu, w czterech �cianach uczniowskiego pokoju. Kirsti Langell... Jasne, kr�tko �ci�te w�osy, br�zowe oczy z drobniutkimi z�otymi c�tkami wok� �renic, smuk�a, nieco ch�opi�ca sylwetka. Uroda ujmuj�ca raczej, ni� niezwyk�a. Jeszcze na Ziemi, pi�� lat temu pytano mnie o ni�, bo ludzie byli ciekawi, jak wygl�daj� kobiety, kt�re wyrusz� na tak� wypraw�, ale ju� wtedy zrozumia�em, �e gdybym zacz�� opisywa� jej czo�o, brwi, nos, usta, jej pojedyncze gesty, zawsze nieco zaskakuj�ce, to postawi�bym si� w sytuacji g�upca, pragn�cego odda� pi�kno symfonii poprzez ge ometryczn� analiz� poszczeg�lnych nut, zapisanych w partyturze. Nikomu chyba nie przysz�oby na my�l nazwa� Kirsti pi�kn�. O jej urodzie i wdzi�ku trzeba by m�wi� najprostszymi s�owami, je�liby si� umia�o nada� tym s�owom ich pierwotn� �wie�o�� i odkrywcz�, dzieci�c� si��. P�yn�c wci�� wy�ej, stopniowo ogarnia�em wzrokiem ca�� sal� recepcyjn� Stacji Alberta. By�a niemal pusta. Trzydziestu ludzi w pomieszczeniu przeznaczonym dla trzystu. Trzech cz�onk�w tutejszej za�ogi oraz dwudziestosiedmioosobowa gromadka ,,galaktyd�w", po p�rocznym sta�u w pr�ni, wype�nionym na zmian� czujn� prac� w komorach stymulator�w, ciasnych kabinach dator�w i cia�niejszych jeszcze sterowniach sond, udaj�ca si� na wymarzony ziemski urlop. Po nim czeka�o nas zaledwie dwadzie�cia dni, znowu w pancernej muszli �Araratu", na orbicie Marsa. Trzy tygodnie. Przelotna chwilka w por�wnaniu z pi�cioletnimi przygotowaniami na wyspach Antarktyki, no i z ostatnim p�roczem; ko�cowy szlif, bo ju� nawet nie trening, bezpo�rednio poprzedzaj�cy moment STARTU. I wreszcie pionierska podr�, obliczona na trzydzie�ci lat. Podr�, kt�rej zazdro�ci� nam ka�dy Ziemianin, a o kt�rej my wiedzieli�my ju�, �e niezale�nie od szans powodzenia, pono� niema�ych, oraz szans powrotu, tak�e � przynajmniej g�o�no � przez nikogo nie kwestionowanych, b�dzie nieustaj�cym pasmem morderczej pracy i udr�ki, przeplatanym, przy odrobinie szcz�cia, wielkimi, cho� mo�e sekun- dowymi ol�nieniami. Zaraz znajd� si� na wy�szym pi�trze i przestan� ich widzie�. Lukas Page powiedzia� w�a�nie co�, co Kirsti powita�a wybuchem �miechu. Prze�lizn��em si� wzrokiem po twarzach pozosta�ych. Bengt Salmia, Nik Reilly, Oleg Dikin, Wiktor, Lukas, Arnolf Bieler... M�czy�ni, otaczaj�cy obie nasze kobiety, Kirsti i Jane Fowler, sprawiali takie wra�enie, jakby nagle przypomnieli sobie, �e r�nica p�ci mo�e ��czy� nie tylko poprzez wsp�ln� fascynacj� cywilizacjami Galaktyki i jakby to odkrycie w jednej chwili odm�odzi�o ich o wszystkie ostatnie, wsp�lnie sp�dzone lata. Wygl�dali na uszcz�liwionych i to mnie cieszy�o. Lubi�em ich. Nigdy te�, je�li nie liczy� pierwszych tygodni, nie odczuwa�em braku wzajemno�ci z ich strony. Zaakceptowali mnie, wraz z moimi nawykami, tak niezwyczajnymi w naszych czasach. Z moj� mani� nieustannego kontrolowania w�asnych zachowa�, gest�w i s��w, z moj� rezerw�, kt�rej w gruncie rzeczy wstydzi�em si� sam przed sob� i chyba jedynie dlatego nie nazywa�em jej w my�lach po imieniu: nie�mia�o�ci�, wreszcie z moimi ucieczkami, takimi jak w tej chwili. Ale byli�my wszyscy astronautami, po��czy� nas kosmos, a to oznacza�o, �e ta nigdy nie wyra�ona s�owami przyjacielska umowa mi�dzy nimi a mn� musia�a mie� swoje rozs�dne granice. Dzisiaj na przyk�ad nie o�mieli�bym si� im powiedzie�, �e z jakich� nieokre�lonych i pozbawionych rozumowych przes�anek powod�w, perspektywa urlopu na Ziemi nie budzi we mnie entuzjazmu. �e wola�bym ju� pozosta� cho�by tutaj, by powa��sa� si� samotnie po ksi�ycowych g�rach. Nikt nie chcia�by lecie� w najdalsze gwiazdy z cz�owiekiem, przek�adaj�cym dziko�� martwego globu nad b��kit i .ziele� ojczystej planety. Nikt bowiem nie mia�by pewno�ci, �e taki cz�owiek zrobi naprawd� wszystko, co w ludzkiej mocy, aby wr�ci�. ' Zawsze najlepiej czu�em si� sam. Dlaczego? By� czas, gdy uparcie szuka�em odpowiedzi na to pytanie. Wraca�em wtedy my�lami do tragicznie nonsensownej �mierci rodzic�w, do stryja, kt�rego dom, potem, nie sta� si� ju� nigdy moim, chocia� dom pozosta� ten sam, poniewa� najstarszy brat ojca, zaraz po oznajmieniu mi smutnej nowiny, zamieszka� u mnie. Do dzi� nie wiem, czy ten gest skrupulatnego i troskliwego � to musz� przyzna� � opiekuna, maj�cy u�atwi� mi otrz��ni�cie si� z g��bokiego szoku, jakim dla dwunastoletniego ch�opca by�a utrata najbli�szych, stanowi� szcz�liwe poci�gni�cie. Ale zar�wno te poszukiwania w czasie minionym, jak i naiwne pr�by zestawiania w�asnych los�w z �yciem innych ludzi, tak jakby m�g� istnie� jeden klucz do dw�ch r�nych zamkni�tych osobowo�ci, nic mi nie powiedzia�y, a ju� na pewno nie wzbogaci�y mnie o wiedz�, kt�r� m�g�bym spo�ytkowa� w praktyce. Dzi� tak czy owak czas wyt�onej introspekcji nale�a� do przesz�o�ci. Pogodzi�em si� z sob� i ze �wiatem, do kt�rego nale�a�em, chocia� on nie nale�a� do mnie. Mo�e, gdybym si� zakocha�... Mo�e, gdyby Kirsti... Zszed�em z eskalatora i zatrzyma�em si� po�rodku prze�wietlonej s�o�cem, zupe�nie pustej sali trzeciego poziomu Stacji. Niewiele wiedzia�em o dziewczynach i mi�o�ci, by�em jednak przekonany, �e je�li ju� kto� z naszego zespo�u mia�by si� podoba� kobietom, to Oleg, Bruno, a przede wszystkim Wiktor. Wiktor Lambert by� przystojny, weso�y i pe�en �ycia. Umia� harowa� jak automat i bawi� si� Jak dziecko. A ja? Ja by�em odludkiem. Zreszt� Kirsti poci�ga�a mnie, niepokoi�a nawet, lecz nigdy, ani przez moment, jej blisko�� nie przej�a mnie ow� koj�c�, tw�rcz� rado�ci�, kt�rej istnienie przeczuwa�em zaledwie, bo sam dot�d jej nie zazna�em. Mo�e, gdyby ona... Potrz�sn��em 'g�ow� i ruszy�em przed siebie. Po chwili stan��em przed przezroczyst�, panoramiczn� �cian� sali obserwacyjnej. Widok by� istotnie przepyszny. Stacj� Alberta osadzono na wysokim skalnym z�bie, nale��cym do krateru Pliniusza. Stanowi�a centralny punkt wypadowy dla wycieczek udaj�cych si� na Mare Serenifatis i Mare Tranquilitatis oraz w otaczaj�ce je g�ry. Tarasowate struktury obu m�rz by�y widoczne jak na d�oni. Z lewej strony horyzont zamyka� si� p�askim �ukiem nad pustyni�, z kt�rej stercza�y pojedyncze kamienne kolce. Z prawej, o wiele bli�ej, obejmowa�a gorej�cy �wiat�em l�d nieregularna obr�cz czerni. Stamt�d sz�a linia terminatora, a za ni� lodowata, ksi�ycowa noc. Zanim spadnie na Stacj�, nas ju� nie b�dzie. Za dziesi�� minut zjedziemy na poziom turystyczny i udamy si� na l�dowisko, gdzie przyjmie nas jeden z tych wymuskanych, komfortowych statk�w regularnych linii wycieczkowych. Pocisk, przystosowany r�wnie� do lot�w bez �ywej za�ogi, kt�ry przywi�z� nas tutaj z �Araratu", jest ju� zapewne z powrotem w bazie. Sta�em chwil�, wodz�c wzrokiem po b�yszcz�cych od s�o�ca ska�ach i czarnych, wyd�u�onych skrzyd�ach cienia, po czym odwr�ci�em si�. Z przeciwleg�ej �ciany spojrza� na mnie patron Stacji, Albert Schweitzer. Du�y portret o przygaszonych barwach tkwi� w prostych, br�zowych ramach. Szpakowata czupryna, wysokie czo�o, �ywe, pe�ne l�nienia oczy, przecz�ce zm�czeniu, kt�re przebija�o z ci�kich, obrzmia�ych powiek. Mi�sisty nos, siwe, sumiaste w�sy. Szlachetna twarz m�drego panteisty z pocz�tk�w kryzysu cywilizacyjnego. Przeczu� rozmiary tego kryzysu, mo�e je nawet przewidzia�. Pr�bowa� zaszczepi� ludzko�ci antidotum g�osz�c chwa�� pi�knej, rozumnej dobroci i w�asnym �yciem przekonuj�c wsp�czesnych o jej. sile. Przysz�o mi na my�l, �e umieszczenie na tym pustkowiu portretu cz�owieka, tak bezgranicznie zwi�zanego nie z Ziemi� nawet, ale po prostu, z �yciem, jest jakim� okrutnym nie- porozumieniem, jak�� krzycz�c� niesprawiedliwo�ci�. Z�by tak dzie� po dniu, miesi�c po miesi�cu, rok po roku, musia� patrze� przez przezroczyst� �cian� na martwy, ksi�ycowy krajobraz. �Etyka po- szanowania �ycia"... U�miechn��em si� mimo woli. Co te� przychodzi mi do g�owy. Schweitzerowi, teraz, rzecz jest z pewno�ci� najdoskonalej oboj�tna, a w oczach �wiata liczne ziemskie rezerwaty, szko�y i instytuty jego imienia wynagradzaj� mu z nawi�zk� tutejsze nie zas�u�one wygnanie. Pod portretem umieszczono tablic� z lakonicznym curriculum vitae my�liciela i �wietlny napis: �Post�powa� ze �wiadomo�ci� m�drej, lecz bezgranicznej odpowiedzialno�ci, wobec wszystkiego, co �yje". To chyba dobrze, �e ludzie, wyruszaj�c w kosmos, zabrali ze sob� t� my�l wielkiego, starego humanisty. Czy� nie by�a ona jakby prze-' znaczona specjalnie dla nas, przysz�ych realizator�w programu �P�G"? Mog�a, a kto wie, czy nawet nie powinna sta� si� naczelnym has�em wyprawy. Brzmia�o ono zreszt� bardzo podobnie, przynajmniej je�li chodzi o s�owa. �Nieograniczona odpowiedzialno�� wobec Ziemi". Mo�na i tak. Nale�a�oby sobie tylko �yczy�, aby istotny sens obu tych sformu�owa� okaza� si� zbie�ny, kiedy naprawd� odkryjemy inne �ywe �wiaty. Pod boczn� �cian� sali, przed w�skim eskalatorern prowadz�cym na wy�sze pi�tra, mieszcz�ce pracownie i obserwatoria Stacji, ustawiono ogromn� plansz� z map� oraz skr�tow� charakterystyk� eta- p�w naszej podr�y. U g�ry napisano rozstrzelonymi literami: P � G, Pier�cie� Galaktyki, pierwsza w dziejach wyprawa cz�owieka do kosmicznych braci. Ni�ej, przez �wiec�ce s�o�ca i konstelacje przestrzennego modelu naszego gwiezdnego dysku, bieg�a ��ta linia, tworz�ca zamkni�ty owal. Ja- skrawe punkty wskazywa�y miejsca zamierzonych rekonesans�w. Oczywi�cie tam, gdzie tor naszej drogi ucieka� w g��b, zaznaczono jedynie orientacyjne odleg�o�ci mi�dzy postojami, tak �eby ��czna suma tych ostatnich zgadza�a si� z planem. Nikt przecie� nie wiedzia�, co zastaniemy po przeciwnej stronie dysku Galaktyki, a raczej jej p�aszczyzny, poniewa� mieli�my lecie� po promieniu, stale w odleg�o�ci trzydziestu dw�ch do trzydziestu czterech tysi�cy lat �wiat�a od j�dra. Chodzi�o o zbadanie gwiazd le��cych na orbitach ; zbli�onych do s�onecznej, z kt�rych wi�kszo�� musia�a powsta� we wst�gach ramion spiralnych w tym samym mniej wi�cej czasie. Inaczej m�wi�c, mieli�my odby� drog� podobn� w przybli�eniu do drogi S�o�ca, kt�r� przemierza ono w ci�gu dwustu pi��dziesi�ciu milion�w lat. Z tym �e S�o�ce biegnie ze �ci�le okre�lon� szybko�ci�, natomiast wypraw� �P � G" opisywa�y odleg�o�ci, kursy k�towe z tysi�cami poprawek, lecz w �adnym wypadku czas, jako jeden z wymiar�w kontinuum wszech�wiata. W naszej bibliotece specjalnie umieszczono dzie�a z dwudziestego i pocz�tk�w dwudziestego pierwszego wieku, kt�rych autorzy, �yj�cy w przededniu rozwoju i praktycznych zastosowa� geoniki, a nawet ju� w dobie Krentza i Barcewa, udawadniali, �e cz�owiek nigdy nie b�dzie w stanie przekroczy� szybko�ci �wiat�a. Ta lektura mia�a nas zapewne podnie�� na duchu i zaszczepi� w nas w�tpienie we wszelkie bariery, wska- zywane przez wsp�czesn� nauk�. Cho�, rzecz jasna, �adna z nich nie dotyczy czasu. Nawet przecie� na te trzydzie�ci lat, kt�re mia�a trwa� nasza podr�, z�o�� si� jedynie okresy hamowania, rekonesans�w, penetracji i wreszcie ponownego rozp�dzania do pr�dko�ci progowej. Nie licz�c godzin, sp�dzonych na mi�ych pogaw�dkach w miejscach eksploracji. Tych miejsc by�o w sumie sto dwadzie�cia. Po trzy miesi�ce na ka�de. U do�u planszy znajdowa�a si� kr�tka legenda. Pierwsza wyprawa za�ogowa, wyruszaj�ca z konkretnym i jedynym celem, kt�rym jest nawi�zanie kontaktu z innymi cywilizacjami. Pierwsza � tak daleka. Pierwsza skierowana nie ku �rodkowi Galaktyki, lecz po jej obrze�u, torem biegn�cym stale szesna�cie do siedemnastu tysi�cy lat �wiat�a od jej kra�c�w. Pierwsza z realnymi szansami, w�a�nie ze wzgl�du na obran� tras�. Cywilizacji podobnych do ziemskiej warto bowiem szuka�, przynajmniej na razie, g��wnie w rejonach s�o�c takich jak nasze, na peryferiach mg�awicy. Tw�rcy programu �P � G" nie m�wili zreszt� o szansach. Byli pewni powodzenia, o czym �wiadczy�y dalsze punkty legendy, za��czonej do planszy. Dotyczy�y one uniwersalnego j�zyka technologicznego, porz�dku, w jakim nast�pi uzgadnianie podstawowych poj��, oraz... ostro�no�ci. Rozleg� si� dyskretny, d�wi�czny sygna�. Ciep�y alt wezwa� przybysz�w z �Araratu" na poziom pasa�erski. Oderwa�em wzrok od gwiazd, migocz�cych w tr�jwymiarowym modelu nieba, omiot�em po�egnalnym spojrzeniem krajobraz za panoramiczn� �cian�, w po�owie zagarni�ty ju� przez nadchodz�c� noc, po czym skierowa�em si� ku eskalatorowi. Rozstali�my si� na g��wnym peronie Centralnego Dworca Atlantyckiego, rzuconego wielop�aszczyznow� bry�� na zawsze spokojne wody Zatoki Kadyksu. Kirsti odlatywa�a na p�noc. Kiedy j� mija�em, us�ysza�em, jak m�wi do Wiktora: � B�d� �eglowa� po jeziorze. Kanale Gotajskim i po morzu. Nie mia�by� ochoty wpa�� na dzie� lub dwa? Znad Loary to przecie� p� godziny drogi. Adres: rezerwat Wener, wyspa Gosie. Mamy tam domek, takie pude�eczko przylepione do niewielkiej ska�y, ale znajdziesz w nim komplet sprz�tu podwodnego i �eglarskiego. A w ka�dym razie zapewniamy naszym go�ciom du�o wody do p�ywania. � Mo�e wpadn�, dzi�kuj� � Lambert przytrzyma� chwil� jej d�onie, po czym pu�ci� je, odwr�ci� si� i zobaczy� mnie. � Powodzenia, galaktydo! � krzykn�� weso�o. � A strze� si� Komancz�w. � Nie ma ich po zachodniej stronie Sierra � wpad�em w jego ton. Wci�� u�miechni�ty, po�egna�em Kirsti i poszed�em prosto w stron� mojego statku, kt�rego odlot z s�siedniego peronu zapowiedzia� w�a�nie oboj�tny g�os automatu. Nikt mi nie towarzyszy�. Jane, Dag Blandon i Bruno Churfelt lecieli wprawdzie w tym samym kierunku, ale nie dalej ni� na Floryd�, musieli wi�c wsi��� do innego trioplanu. Zaledwie trzech cz�onk�w naszej wyprawy kierowa�o si� na Wsch�d. Oleg Dikin, Pawe� Kurski i Arnolf Bieler. Zabawne. Trzeba by�o takich okoliczno�ci jak ta, aby uprzytomni� sobie, �e tu, na Ziemi/nale�ymy do przeciwstawnych oboz�w. �Wsch�d" by�, rzecz jasna, poj�ciem umownym, nie tylko w sensie geograficznym. Dziel�ce nas r�nice nie by�y umowne, chocia� od likwidacji ostatniego wielkiego koncernu, czyli od stu mniej wi�cej lat, oficjalne, a tym bardziej prywatne stosunki mi�dzy wszystkimi lud�mi zosta�y oczyszczone z truj�cych cierni wzajemnej nieufno�ci. Ale na przyk�ad Oleg, kiedy znajdzie si� u siebie, p�jdzie do banku, by odda� pieni�dze, niepotrzebne mu w codziennym �yciu. Ja przeciwnie, nie mia�em ich w kosmosie, lecz teraz nie m�g�bym bez nich sp�dzi� urlopu nad Pa cyfikiem. Inicjatorem- naszej wyprawy by� Zach�d. Wsch�d sta� na stanowisku, �e my�l jest, owszem, interesuj�ca, ale na razie mamy jeszcze zbyt wiele do zrobienia w kr�gu w�asnej cywilizacji. Aby jednak okaza� dobr� wol�, uczestniczy� w opracowaniu programu �P�G" i w przygotowaniach, a wreszcie wydelegowa� do za�ogi trzech swoich przedstawicieli. Po dw�ch przesiadkach wyl�dowa�em na ma�ym dworcu, pomi�dzy brzegiem oceanu a bielej�cymi nad pasem zieleni zabudowaniami Santa Rosa. Kiedy� zna�em w tej okolicy ka�d� �cie�k�, jednak przez ostatnie pi�� i p� roku krajobraz bardzo si� zmieni�. Myli�y przede wszystkim regularne, szerokie wst�gi las�w, wyros�ych na dawnych, wielopasmowych tachostradach. Gdybym zamierza� uda� si� na zach�d, w stron� G�r Nadbrze�nych, by potem, przekroczywszy Dolin� Kalifornijsk� dotrze� do rodzinnego domu, le��cego opodal Carson City, u st�p Sierra Nevada, musia�bym szuka� pomocy automat�w, aby nie zab��dzi�. Nad ocean dotar�em jednak bez trudu. Po drodze min��em trzy letniskowe wioski, kt�rych niska zabudowa uderza�a dysharmoni� mi�dzy nowoczesno�ci� ptasich konstrukcji a ich pseudoklasycznym wystrojem, polegaj�cym g��wnie na dolepianiu do pastelowych daszk�w tr�jk�tnych, wyd�u�onych attyk oraz na zdobieniu fronton�w, taras�w i ogrod�w chudymi kolumnadami. Moda na Star� Grecj� w budownictwie zacz�a si� jakie� dwadzie�cia lat temu, w�a�nie od architektury letniskowej, by przeorawszy mniejsze osiedla utkn�� na szcz�cie przed progami wielkich miast, zanim klan wsp�czesnych Kallikrates�w i Hippo-damos�w zd��y� upami�tni� si� nowymi dzielnicami lub przer�bk� gmach�w dawnych parlament�w. Osi�gn�wszy brzeg odprawi�em autofon i, brn�c w mia�kim piasku, poszed�em nad sam� wod�, tam, gdzie ruchliwymi wst��kami bia�ej piany si�ga�y pojedyncze j�zyki fal, bij�cych wolnym, majestatycznym rytmem. Pobieg�em wzrokiem po kres horyzontu, a nast�pnie wolno przechyli�em si� do ty�u, zatrzymuj�c spojrzenie w czystym b��kicie wprost nad sob�. Pozosta�em jaki� czas w tej pozycji, z oczami pe�nymi blasku, ws�uchany w g��boki huk oceanu, po czym odetchn��em g��boko, poczu�em lekki zawr�t g�owy i nagle zda�em sobie spraw�, �e jestem na Ziemi. Rzuci�em na piasek moj� lekk�, br�zow� torb�, s�u��c� mi wiernie od tylu ju� lat, rozebra�em si� i wbieg�em do wody. By�a do�� ch�odna. Rozgrza�em si�, pr�c ca�� si�� mi�ni pod fale, nast�pnie przep�yn��em crawlem jakie� sto metr�w i wreszcie zacz��em nurkowa�. Wyszed�em po dwudziestu minutach �wie�y, m�ody i jakby pocieszony po jakiej� przelotnej przykro�ci, kt�rej przecie� nie zazna�em, a w dodatku zg�odnia�y. W�o�y�em ubranie na mokre cia�o i pu�ci�em si� biegiem. Zaraz za pierwsz� zatoczk� ujrza�em przed sob� ma�� przysta�, os�oni�t� p�pier�cieniem kamiennego falochronu. W basenie, obok dw�ch wi�kszych lotek, ko�ysa�y si� pozbawione �agli maszty �mig�ych jacht�w. Na jasnozielonym budynku, zamykaj�cym po przeciwnej stronie w�sk� p�aszczyzn� kei, widnia� napis: AITHEROPOL. By�em na miejscu. Zatrzyma�em si�, przyg�adzi�em nastroszone w�osy i stwierdziwszy, �e zd��y�em ju� wyschn��, zacz��em i�� w stron� kolorowych domk�w, przylepionych do niewysokiego, zielonego wzg�rza. Za wzg�rzem i domkami, w odleg�o�ci mniej wi�cej kilometra, ciemnia�a wysoka, stroma skarpa, a raczej gliniasto-skalne urwisko, poros�e nisk� traw� i poprzerzynane g��bokimi, w�skimi parowami, odbie- gaj�cymi w g��b lasu. Przeci��em pla�� i wszed�em na dr�k� wspinaj�c� si� �agodnie w�r�d kwitn�cych kaktus�w, twardolistnych krzew�w makii, pojedynczych eukaliptus�w, kar�owatych so^en i roz�o�ystych, wypie- l�gnowanych palm. Od g��wnej alejki odbija�y w regularnych odst�pach wysypane �wirem �cie�ki, gin�ce w zaro�lach, przez kt�re momentami prze�wita�y l�ni�ce szyby domk�w. Na skrzy�owaniach umieszczono ma�e, dyskretne tabliczki z numerami. Przy liczbie dwana�cie skr�ci�em, przeszed�em jeszcze jakie� pi��dziesi�t krok�w i stan��em przed niskim, jasnobe�owym bungalowem. By� on, rzecz jasna, zwie�czony miniaturow� attyk�, ozdobion� dodatkowo wkl�s�ym reliefem, przedstawiaj�cym z powod�w znanych jedynie jego rozmi�owanemu w grecczy�nie tw�rcy typowy asyryjski rydwan bojowy. Z boku, od strony pla�y, przylega� do budyneczku do�� szeroki taras obudowany bia�ymi kolumienkami, podtrzymuj�cymi plastikowy daszek. Z tarasu mo�na by�o zej�� po kilku niskich stopniach na trawiasty chodnik, wpadaj�cy dalej w pergol�, g�sto obsypan� kwiatami glicynii. � Dzie� dobry � zabrzmia� matowy g�os. � Pan Lindsay Hagert, prawda? � Tak, to ja � potwierdzi�em, u�miechaj�c si� do robota, kt�ry wyszed� na taras. � Widz�, �e dobrze trafi�em? � Oczywi�cie, prosz� pana. Wszystko jest przygotowane � cofn�� si�, �eby mnie przepu�ci�. Przeszed�em mi�dzy dwiema kolumienkami, min��em go i wszed�em do pokoju, obszerniejszego, ni� mo- g�oby si� zdaya� komu� patrz�cemu na domek z zewn�trz. � To jest hali, s�u��cy zarazem jako living room � us�ysza�em za sob� us�u�ny g�os. � Drzwi na lewo prowadz� do �azienki. W tej wn�ce � wskaza� zgrabnie wymodelowanym wysi�gnikiem ciemn� nisz�, stanowi�c� przed�u�enie pokoju � mamy automatyczn� kuchni�. Naturalnie nie musi pan z niej korzysta�. Jeste�my pod��czeni do centralnej sieci aprowizacyjnej, a troska o posi�ki nale�y do mnie. Na g�rze � zwr�ci� si� w stron� kr�tych, drewnianych schodk�w � jest pok�j k�pielowy z ma�� saun� i dwie sypialnie. W jednej z nich, z oknami wychodz�cymi na ocean, przygotowa�em panu po�ciel, troch� nowo�ci wydawniczych i przedmioty osobistego u�ytku. Ale, gdyby pan sobie �yczy�, mog� to wszystko od razu przenie�� do drugiego pokoju. � Nie przeno� � u�miechn��em si� znowu. � Lubi� patrze� na morze. Jeste� bardzo troskliwy. � To m�j obowi�zek � rzek� nie zmienionym, monotonnym g�osem. � Czy wszystkie formalno�ci s� za�atwione? � spyta�em. � Tak, prosz� pana. Instytut Galaktyczny przys�a� bardzo dok�adne zam�wienie. Na g�rze le�y tak�e wyci�g z pa�skiego konta. Ma pan op�acony pobyt z pe�nym utrzymaniem oraz prawem j^orzy-stania ze sprz�tu p�ywaj�cego. Mam nadziej�, �e b�dzie si� pan dobrze czu� w Aitheropolu. � Na pewno dobrze. Dzi�kuj�... Aitheropol. Nazwa osiedla oczywi�cie tak�e pochodzi�a z okresu mody na �stare Ateny". Miasto �eteru". Pierwotnej substancji, wype�niaj�cej wszech�wiat, pi�tej, po czterech �ywio�ach, zasady bytu oraz �r�d�a �ycia. Rzecz jasna, w wyobra�eniach starogreckich my�li-cieli, a nie wsp�czesnych architekt�w. Po obiedzie, smacznym i urozmaiconym sa�atkami z �ywych, zielonych jarzyn, poczu�em si� senny. Zacz�y dawa� o sobie zna� po- dr�, nag�e zmiany klimat�w, a nade wszystko pierwsza od lat prawdziwa morska k�piel. Usiad�em w fotelu pod oknem, przez chwil� patrzy�em ponad szczytami palm na ocean i pla��, kt�ra, jak to dopiero teraz spostrzeg�em, od strony tarasu dochodzi�a niemal pod sam domek, po czym zamkn��em oczy. Kiedy si� obudzi�em, niebo nad poszarza�ym horyzontem nabra�o barwy g��bokiej, matowej czerwieni. Zerwa�em si�, przestraszony, z poczuciem winy. Wydawa�o mi si�, �e przegapi�em swoj� kolejk� w kabinie dator�w lub moment startu sondy. Odwr�ci�em si� b�yskawicznie i ujrza�em komfortowy pok�j z nielicznymi mi�kkimi meblami. Zwabiony moim ruchem robot zjawi� si� jak spod ziemi i zapali� ukryte lampy, kt�rych �agodne �wiat�o zagra�o w szybach uchylonych okien. Oprzytomnia�em. Zacz��em urlop. Przede mn� jeszcze pe�ne dwa tygodnie. Dwa tygodnie nieustannych zaskocze� czy tylko nudy?... � Pozwoli pan poda� teraz kolacj�? Potem doradza�bym kr�tki spacer. O tej porze powietrze jest bardzo zdrowe. � Masz racj� � powiedzia�em. � Kiedy� mieszka�em niedaleko st�d. Przyje�d�ali�my na wakacje w te okolice. Wtedy m�wiono mi to samo. Ponadto musia�em spacerowa� wcze�nie rano. � Nasz Aitheropol powsta� siedemna�cie lat temu � zauwa�y� robot. � Je�li pan... � Nie, to by�o dawniej � przerwa�em mu. � Wtedy na tym wybrze�u pokazywano mi jeszcze miejsca, gdzie niegdy� sta�y domy wielkiego miasta oraz ruiny portu. Ludzie, zanim zm�drzeli, budo- . wali dos�ownie wsz�dzie, nie ogl�daj�c si� ani na przyrod�, ani na jej rol� w ich w�asnym �yciu. � Tak, oczywi�cie � odrzek� uprzejmie i oddali� si�, aby przynie�� kolacj�. Odprowadzi�em go wzrokiem. Co mnie podkusi�o cz�stowa� go bana�ami, jakich dzi� unikaj� ju� nawet autorzy szkolnych podr�cznik�w historii? I czy potrzebowa�em akurat takiego s�u�alczego robota, �eby m�wi� z nim o w�asnym dzieci�stwie? Dwadzie�cia minut p�niej szed�em �cie�k� w kierunku pla�y. Wychodz�c wys�ucha�em jeszcze jednej rady mojej �wie�o pozyskanej elektronicznej nia�ki i narzuci�em na plecy gruby, bia�y sweter, wliczony w koszt wynaj�cia domku. Kiedy jednak znalaz�em si� na otwartej przestrzeni, owia� mnie ciep�y pr�d powietrza, p�yn�cy od oceanu. Wiecz�r by� niemal upalny. Okr�g�y Ksi�yc sta� ju� wysoko nad widnokr�giem, oblewaj�c wod� i wybrze�e intryguj�cym blaskiem. �wiat wygl�da� jak marzenie astronauty, zasypiaj�cego w jakiej� mikroskopijnej klatce tam, gdzie S�o�ce jest male�kim, ledwie widocznym punkcikiem na zawsze wygwie�d�onym i zawsze czarnym niebie. Zamiast i�� prosto w stron� brzegu, skr�ci�em i niebawem dosta�em si� na tward� drog�, prowadz�c� do przystani. Omin��em lekki, p�aski budyneczek, dotar�em do kei i usiad�em na jej kraw�dzi, zwieszaj�c nogi nad wod�. Pomimo p�nej pory ocean by� g�o�ny. Fale sz�y nieco sko�nie, z po�udnia, nios�c na grzbietach srebrno-bia�e grzywy. Tylko w obr�bie samej przystani powierzchnia wody by�a spokojna, niemal g�adka. Spojrza�em w stron� falochronu, wybiegaj�cego � l�du jakie� trzysta metr�w dalej i dostrzeg�em na jego zaokr�glonym cyplu drobn�, niewyra�n� posta�, kt�ra chwil� p�niej znik�a mi z oczu. Samotnik, taki jak ja? � Czy chce pan wzi�� ��dk�? � rozleg� si� moimi plecami przyciszony g�os. � Nie � potrz�sn��em g�ow�. � Posiedz� sobie po prostu. � Ummm... tak. Rozumiem... � us�ysza�em w odpowiedzi. Odwr�ci�em si�, zdziwiony. Mrucz�cy automat? Z mroku zalegaj�cego skrawek kei pod sko�nym daszkiem portowego pawilonu wyst�pi�a wysoka, chuda sylwetka. Pomyli�em si�. To nie robot obs�uguj�cy przysta� oferowa� mi wieczorn� przeja�d�k� ��dk�. Ujrza�em przed sob� starszego m�czyzn� w drelichowym ubraniu. Na g�owie mia� zmi�t�, okr�g�� czapk�. Podszed� bli�ej, przypatrzy� mi si� uwa�nie, po czym zerkn�� na boki, jakby sprawdzaj�c, czy nikt trzeci nie us�yszy, o czym b�dziemy m�wi� i wreszcie usiad� tu� obok mnie, na skraju nabrze�a. � Mo�na? � b�kn��. � Oczywi�cie �' u�miechn��em si�, nie przestaj�c lustrowa� go wzrokiem. Mia� tak� twarz, jakie widuje si� na portretach Vignie-go, Boukina oraz pokrewnych im tw�rc�w, kt�rzy pr�bowali streszcza� konflikty i do�wiadczenia minionych epok, zatrzymuj�c bieg czasu w spojrzeniach ludzi, �yj�cych d�u�ej ni� inni. � Przepraszam. My�la�em, �e rozmawiam z automatem � doda�em. � Niewiele si� pan pomyli� � mrukn�� po chwili. Nie patrzy� na mnie, tylko prosto przed siebie, tam, gdzie ocean zlewa� si� z pociemnia�ym niebosk�onem. � Pracuj� tutaj - wja�ni�. � Kon- serwuj� roboty. Codziennie dwa. To niewielkie osiedle... A pan przyjecha� na urlop? � Tak. Mieszkam w domku numer dwana�cie. Skin�� nieznacznie g�ow�. � Kiedy� by�o tu miasto. Jeden dom obok drugiego. M�j ojciec urodzi� si� na pi��dziesi�tym drugim pi�trze... ale z jego mieszkania nie by�o wida� morza. Zas�ania�y je inne wie�owce. P�ywa� na statku wycieczkowym... � O mie�cie s�ysza�em � powiedzia�em. � Jako ch�opiec przyje�d�a�em tutaj na wakacje. Pochodz� z tych stron. � Z wybrze�a? � spyta� z nag�ym o�ywieniem. � Nie. Spod Carson City. K�pa� si� je�dzi�em najcz�ciej nad jezioro Tahoe. � Tak � westchn��. � A obecnie mieszka pan gdzie indziej? � Gdzie indziej �potwierdzi�em. � I dawno pana tutaj nie by�o? � Bardzo dawno. � To musi pan czu� si� teraz szcz�liwy. Ludzie zawsze z uczuciem wspominaj� rodzinne strony i s� szcz�liwi, kiedy do nich wracaj�. Cho�by nawet ogarnia� ich wtedy tak�e smutek i �al za minionym czasem. Ale czy istnieje szcz�cie bez smutku? Ta pro�ciutka sentencja, wypowiedziana w g�stniej�cym p�mroku zwyczajnie i od niechcenia, jakby chodzi�o, powiedzmy, o pogod�, stanowi�a tak bardzo harmonijne uzupe�nienie nastroju, w jaki wci�gn�� mnie ten wiecz�r, �e powita�em j� mimowolnym u�miechem, Tak samo m�g�bym si� u�miechn�� do jakiej� pi�knej, bezpretensjonalnej rze�by lub skrawka krajobrazu. � A pan? � spyta�em niespodziewanie dla samego siebie. � Czy pan jest szcz�liwy? Przecie� pozosta� pan w rodzinnych stronach? � Ja? Nie � odrzek� od razu bez zastanowienia i bez cienia skargi w g�osie. � W ca�ym �yciu nie przytrafi�o mi si� nic takiego, do czego dzisiaj m�g�bym wraca� my�lami z poczuciem, �e to co� pozwoli�o mi pozna� smak szcz�cia. Nie jestem tak�e nieszcz�liwy. Robi� swoje, zdrowie mi dopisuje, a w takie wieczory jak ten lubi� popatrze� na ocean. To wszystko... � Nie ma pan rodziny? � Nie mam. Od dziewi��dziesi�ciu lat, to znaczy, od kiedy opu�ci�em dom. � Ja tak�e jestem sam � powiedzia�em. � Moi rodzice zgin�li, gdy by�em dwunastoletnim ch�opcem. Tam � -wskaza�em r�k� Ksi�yc. � Rozumiem. Astronauci? � W pewnym sensie. W�a�ciwie prowadzili badania na Ziemi, ale niekt�re obliczenia musieli sprawdza� w stacjach orbitalnych. Bardzo lubili muzyk�. Wsz�dzie zabierali ze sob� kompletn� aparatur� sferoramiczn�. W�a�nie ta muzyka ich zabi�a. � Muzyka... � powt�rzy� bez zdziwienia. � Tak. Tego dnia sko�czyli prac� i postanowili pos�ucha� jakiej� symfonii. Znajdowali si� na stacjonarnej orbicie ksi�ycowej, wewn�trz male�kiej, idealnie kulistej sondy, pozbawionej w�asnego nap�du. By� pan kiedy� na koncercie sferoramicznym? Rozp�tali burz� d�wi�k�w � ci�gn��em, nie czekaj�c na odpowied�. � Przyszed� rezonans, sonda wpad�a w wibracje i rozpad�a, si� na dwie p�kule, jak p�kni�ta pi�eczka pingpongowa. Tak przynajmniej brzmia�o orzeczenie komisji, badaj�cej przyczyny wypadku. � Wi�c to tak � odezwa� si� po kr�tkiej pauzie. � Pan tak�e lata? � Owszem � poczu�em ^sucho�� w gardle i musia�em odchrz�kn��. � Dlatego nie by�o pana tutaj tak d�ugo � stwierdzi�. Znowu pokiwa� g�ow�, po czym nie zmienionym tonem zapyta�: � A muzyka? Mimo woli �ci�gn��em brwi i spojrza�em na niego z niedowierzaniem. � Co muzyka?... � No, czy pan lubi muzyk�?... Umilk�em. Kiedy i jak to si� sta�o? Co spowodowa�o, �e tak swobodnie i niewinnie, a raczej nale�a�oby rzec: bezmy�lnie, przekroczy�em ow� granic�, kt�ra zawsze, tak�e bez udzia�u mojej woli, wyrasta�a pomi�dzy mn� a lud�mi, gdy ci, nawet w najlepszej wierze, dotykali w rozmowie tej nazbyt unerwionej b�onki, opinaj�cej sfer� uznan� przeze mnie za intymn�? Czy nie chcia�em nie�wiadomie wykorzysta� obcego mi przecie� cz�owieka, poniewa� on mia� ju� wszystko za sob�? Ale jego ostatnie pytanie otwiera�o drog�, kt�ra wiod�a w �lepy zau�ek. Gdybym mu wyzna�, �e nigdy dotychczas nie rozmawia�em z nikim tak jak z nim, powiedzia�by zapewne ,,to dlatego, �e obydwaj jeste�my samotni" albo co� podobnego. I znowu musia�bym zamilkn��. Cisza przeci�ga�a si� i wreszcie nadesz�a chwila, kiedy nie m�g� ju� oczekiwa� odpowiedzi. Wtedy u�miechn��em si� do niego. � Cz�sto przychodzi pan tutaj o tej porze? � Prawie codziennie. � To dobrze � powiedzia�em. � Mam nadziej�, �e nie we�mie mi pan za z�e, je�li czasem dotrzymam panu towarzystwa. B�d� tutaj tylko dwa tygodnie... � Sk�d�e � odrzek� natychmiast. � My�la�em, �e to ja panu przeszkadzam. A jednak w jego stosunku do mnie nast�pi�a jaka� zmiana. Mo�e pr�bowa�bym j� nawet uchwyci� i zrozumie�, ale w tej samej chwili daleko przed nami 2budzi� si� g��boki grzmot, kt�ry narastaj�c, nie- spiesznie bieg� w nasz� stron�. � Idzie � stary konserwator wskaza� ruchem g�owy przestrze� oceanu. � Zawsze przed noc� przylatuj�, tak co pi�tna�cie, dwadzie�cia minut. Kto� mi kiedy� t�umaczy�, sk�d si� bior�, tylko �e zapomnia�em. � Fale? � odruchowo spojrza�em na moje stopy wisz�ce zaledwie metr nad lustrem wody. � Tutaj nie dojdzie � uspokoi� mnie. � Tak, fale. Cicho, cicho... i nagle przylatuje jedna, pojedyncza, jakby zmyli�a drog� albo uciek�a z miejsca, gdzie w tej chwili szaleje huragan. A potem znowu nastaje spok�j i cz�owiek my�li, �e co� mu si� przywidzia�o. Niech si� pan nie boi, nie przeskoczy falochronu. Trzeba si� jej strzec^ tylko... Nie sko�czy�. Zza kamiennego cypla strzeli�a wysoko w g�r� ciemna, zwarta �ciana, rozpad�a si� na poja�nia�e pi�ropusze i znikn�a. Przez brzeg przetoczy� si� pot�ny, basowy huk, od kt�rego zadr�a�y betonowe przypory kei. Ale u�amek sekundy wcze�niej dobieg� nas wysoki, rozpaczliwy krzyk. � Tam kto� jest! � przypomnia�em sobie, �e kiedy przyszed�em, widzia�em przez moment drobn� sylwetk� cz�owieka, spaceruj�cego po falochronie. � Niech pan wezwie automaty! � rzuci�em, nie ogl�daj�c si�. Bieg�am ju� w stron� drogi, kt�ra przecina�a pla�� i przechodzi�a w kamienny ro�ek, os�aniaj�cy akwen przystani. Nagle stan��em. Zosta�o mi dobre dwie�cie metr�w. Potem musia�bym przebiec nast�pne dwie�cie nawierzchni� falochronu. Je�li tam kto� naprawd� potrzebuje pomocy, przyb�d� za p�no. Wysoka fala ju� przesz�a, a nast�pna uderzy nie wcze�niej ni� za pi�tna�cie minut. Zreszt� zawsze by�em lepszym p�ywakiem ni� biegaczem. Bior�c to wszystko pod uwag�... � Je�li pan kogo� zauwa�y, prosz� krzykn��! � zawo�a�em zrzucaj�c ubranie. Spojrza�ern jeszcze raz w stron� plackowatego cypla, mrugaj�cego ��tym okiem portowej latarenki i skoczy�em. Woda zamkn�a si� nade mn�, a kiedy wyp�yn��em, latarnia �wieci�a o kilkana�cie metr�w bli�ej. Zaczerpn��em powietrza i zacz��em p�yn�� r�wno, mocno, jak w czasach, kiedy bi�em rekordy uczelni na ostatnich przed wakacjami studenckich zawodach. W pewnym momencie z brzegu dogoni� mnie okrzyk; �Jest! Jest!". Unios�em g�ow� i rozejrza�em si�. Mia�em szcz�cie. Nie brak�o go r�wnie� temu komu� w bia�ym czepku k�pielowym, na kt�ry akurat w tej chwili pad�o przelotne �wiat�o latarni. Czepek natychmiast znikn�� pod powierzchni� wody, ale od miejsca, gdzie to si� sta�o, dzieli�o mnie nie wi�cej ni� pi��, sze�� metr�w, W dodatku za sob� s�ysza�em ju� wysokie granie automat�w ratowniczych. Zanurkowa�em i niemal od razu dostrzeg�em tu� przed sob� unosz�cy si� bezw�adnie bia�awy kszta�t. Wystarczy� jeden ruch r�ki, a nast�pnie jedno odbicie si� nogami, abym wraz z ton�cym wr�ci� na powierzchni�. W tym samym momencie znalaz�em si� w obj�ciu gi�tkich, silnych ramion, kt�re unios�y mnie nad wod� i u�o�y�y na ciep�ym, elastycznym pos�aniu. Chwil� p�niej poczu�em na czole i piersi dotyk zimnych, kolistych p�ytek. Chcia�em zobaczy�, co si� dzieje z cz�owiekiem, kt�rego wyci�gn��em, ale te p�ytki trzyma�y tak mocno, �e nie mog�em wykona� najmniejszego ruchu, � Przepraszam � us�ysza�em oboj�tny, uprzejmy g�os. � Pan jest zdrowy. Mog� panu us�u�y� jedynie preparatem wzmacniaj�cym. Ma on r�wnie� dzia�anie neurostatyczne. � Nie trzeba... � zacz��em, ale przerwa�o mi uczucie nag�ego ch�odu w lewym ramieniu. Zupe�nie, jakby mnie kto� musn�� koniuszkiem lodowego sopla. Zrozumia�em, �e robot, nie czekaj�c na moj� zgod�, uruchomi� automatyczn� strzykawk�. Zaraz potem od- zyska�em swobod� ruch�w. Usiad�em i rozejrza�em si�. Tkwi�em w pod�u�nym zag��bieniu, po�rodku g�rnej pokrywy pojazdu ratowniczego. Za moj� g�ow� znajdowa�a si� niska, gruba kolumienka z zamykanym dwiema klapkami otworem, w kt�rym znika�y w�a�nie wysi�gniki, po��czone, jak zd��y�em zauwa�y�, wi�zk� cieniutkich kabli. Skrzyd�a kolumienki zatrzasn�y si� i w tej samej chwili pojazd ruszy� w stron� przystani. � Poczekaj! � zawo�a�em. � Co z tym drugim?! � My�li pan o kobiecie, kt�ra ton�a? Jest ju� przytomna. Zastosowano sztuczne oddychanie oraz zastrzyk podtrzymuj�cy akcj� serca. .� Kobieta? Jak to kobieta? � b�kn��em zaskoczony. � Niestety, w tej chwili nie jestem w stanie udzieli� panu dok�adniejszych informacji. Nie przybyli�my na czas,1 poniewa� w�a�nie �adowali�my ogniwa, a przysta� pozostawa�a chwilowo pod opiek� konserwatora. Uruchomiwszy nas na powr�t, musia� nam sam wskaza� kierunek, bo przecie� nie utrwalili�my w pami�ci okoliczno�ci alarmu. A wi�c to dlatego staruszek, przysiad� si� do mnie i cierpliwu wys�uchiwa� moich zwierze�. Po prostu czeka�, a� automaty uzupe�ni� zapas energii. A ja m�wi�em, m�wi�em... Pojazd opad� na powierzchni� wody i znieruchomia�. Unios�em g�ow� i ujrza�em chud�, wysok� posta�, stoj�c� na kei. . � Jeste�cie � us�ysza�em jego odrobin� zdyszany g�os. � Bardzo panu dzi�kuj�. Gdyby ta dziewczyna zgin�a, ca�a wina spad�aby na mnie. Powinienem si� by� upewni�, czy kogo� nie ma w re- jonie przystani, zaaim wy��czy�em automaty. Nie zrobi�em tego. By�by to pierwszy nieszcz�liwy wypadek od wielu, wielu lat. � Przecie� te automaty i tak w ko�cu wyci�gn�y nas oboje � powiedzia�em. Aparat, na kt�rym sta�em, uruchomi� wysi�gnik, by pom�c mi wspi�� si� na nabrze�e. Dwa metry dalej drugi robot w identyczny spos�b us�u�y� uratowanej. Kiedy znalaz�a si� na jed-nym poziomie z nami, zauwa�y�em, �e by�a szczup�a, zgrabna i bardzo zmarzni�ta. Mia�a na sobie jedynie sk�py bia�y kostium k�pielowy, zapinany z przodu na du�� klamr�, utworzon� z trzech cienkich, srebrnych k�ek. Podobne demonstrowa�y nam na �Araracie" Kirsti i Jane, ilekro� udawa�y si� ,,do w�d", jak mawia� Wiktor, to znaczy do malutkiej kom�rki z gazowym prysznicem. /� Odwr�ci�em si� i pobieg�em po ubranie. W�o�y�em koszul� i spodnie, po czym zaora�em sweter, b�ogos�awi�c w duchu zapobiegliwo�� mojego tutejszego domowego robota i wr�ci�em do czekaj�cej bez ruchu pary. � Prosz� i� wzi�� � podszed�em do uratowanej, u�miechn��em si� do niej i teraz dopiero przyjrza�em si� jej z bliska. Zmartwia�em. Moja r�ka, trzymaj�ca sweter, zatrzyma�a si� wp� drogi. Kobieta zdj�a czepek i potrz�sn�a g�ow�. Jej jasne, kr�tko przyci�te w�osy rozsypa�y si� i'u�o�y�y w znan� mi ,tak dobrze prost� fryzur�. � Kirsti � wykrztusi�em. � Kirsti... Ty tutaj?... Dziewczyna znieruchomia�a. Przez jej twarz przelatywa�y co chwil� fioletowe b�yski wiruj�cych ni�ej lampek automat�w ratowniczych. Ca�a scena wyda�a mi si� nagle tak nierealna, �e ma�o brakowa�o, a by�bym si� g�o�no roze�mia�. Kirsti! Te� co�! To nie by�a Kirsti. Wiedzia�em o tym, zanim jeszcze zrobi�em nast�pny krok w jej stron� i ujrza�em jej^ oczy. Je�li nawet by�y br�zowe, czego teraz mog�em si� tylko domy�la�, to ich wyraz stanowi� dla mnie kolejne zaskoczenie. Oprzytomnia�em od razu. Tak ostro, nie, nie ostro, raczej oschle, w�a�nie: oschle, Kirsti nie patrzy�aby na nikogo, a ju� na pewno nie na cz�owieka, kt�ry przed kilkoma minutami ocali� jej �ycie. � Przepraszam � powiedzia�em sil�c si� na spok�j. � Jest pani niebywale podobna do mojej kole�anki, kt�ra teraz powinna by� bardzo daleko st�d. W pierwszej chwili pomy�la�em... a raczej w�a�nie nie zada�em sobie trudu, �eby pomy�le� i dlatego tak m�drze si� zachowa�em. Prosz� w�o�y� ten sweter. Inaazej nabawi si� pani kataru, a to podobno jedyna choroba, kt�rej jeszcze nie lecz� nasze niezawodne automaty medyczne. Szkoda by�oby przerywa� urlop, �eby szuka� pomocy u �ywego lekarza. � Sama jestem lekarzem � jej g�os by� nieco �agodniejszy ni� jej spojrzenie.� Dzi�kuj� za pomoc. Podobno, gdyby nie pan, roboty nie zd��y�yby mnie wyci�gn��. Ale to moja wina. Siedzia�am na falochronie i my�la�am o niebieskich migda�ach. Kiedy us�ysza�am fal�, zd��y�am ju� tylko krzykn��. Dzi�kuj� � powt�rzy�a, bior�c ode mnie sweter, kt�ry natychmiast wci�gn�a przez g�ow�. Zawin�a zwisaj�ce r�kawy i m�wi�a dalej: � Mia�am dzisiaj dy�ur. Postanowi�am pop�ywa� troch� przed snem i... pop�ywa�am. Jeszcze raz dzi�kuj�. Moj� sukienk� bawi� si� teraz ryby... czy odwiezie mnie pan do domu, �ebym mog�a to zwr�ci�? � spojrza�a na sweter, si�gaj�cy jej niemal do kolan. � W�a�ciwie automaty powinny wezwa� pogotowie � zdo�a� wtr�ci� stary konserwator. � Ale skoro pani sama jest lekarzem i skoro naprawd� czuje si� pani ju� dobrze... � Karetka czeka � odpowiedzia� mu z do�u, jakby spod ziemi, spokojny g�os. Odruchowo spojrza�em w stron� aparat�w ratowniczych. Nikt z nas nie zauwa�y�, kiedy obok nich pojawi� si� trzeci pojazd, ��dkowaty, z mlecznobia��, otwart� zapraszaj�co kabin�. � Oczywi�cie, �e pani� odprowadz� � zreflektowa�em si� poniewczasie. Us�ysza�em jej �miech. � Niestety! � zawo�a�a z udanym ubolewaniem. � Moi uczeni koledzy, programuj�cy automaty pogotowia, zatroszczyli si� o to, �eby kobiety, uratowane przez dzielnych p�ywak�w, wraca�y grzecznie do domu! Nawet je�li nie wsi�d�, karetka i tak b�dzie sun�� tu� za mn�. Nici z naszej randki! Prosz� � �ci�gn�a sweter i poda�a mi go. � Tam � wskaza�a czekaj�cy pojazd � b�dzie ciep�o, a poza tym mieszkam niedaleko st�d. Piechot� mam z domu p� godziny na pla��. No to... do widzenia � wyci�gn�a do mnie szczup�� d�o�, kt�r� zupe�nie odruchowo u�cisn��em. Wysz�a z cienia i �wia-. t�o Ksi�yca pada�o teraz prosto na jej twarz. By�a wr�cz niesamowicie podobna do Kirsti. Trudno to nawet nazwa� podobie�stwem. Mia�a dok�adnie takie same w�osy, nos, usta, tak� sam� zgrabn�, nieco ch�opi�c� figur�. Podoba�a mi si� bardzo. � Do widzenia � wymamrota�em, bezwiednie mn�c w d�oniach wilgotny sweter. * Karetka z cichym szmerem silnika unios�a si� nad wod�, zatoczy�a �uk i znikn�a za budynkiem przystani. Automaty ratownicze zgasi�y fioletowe lampki i ukry�y si� w mroku pod �cian� kei. � Jeszcze raz panu dzi�kuj� � powiedzia� stary.� Najad�bym si� wstydu... � Nie ma za co... � A swoj� drog�� w jego g�osie zabrzmia�a nagle jaka� fa�szywa nuta, jakby wbrew sobie sili� si� na �artobliwy ton, co nie wiedzie� czemu sprawi�o roi przykro�� � powinien pan by� chocia� zapyta�:. o jej adres. Jutro m�g�by j� pan odwiedzi�, �eby spyta�, jak si� czuje, Taka �adna dziewczyna... Wyprostowa�em si�. � Zimno � stwierdzi�em. W�o�y�em sweter, u�miechn��em si� przepraszaj�co i wyci�gn��em .r�k� do tego cz�owieka, kt�ry, jak wynika�o bardzie j jeszcze z jego zachowania ani�eli z jego s��w, od dawna pogodzi� si� z tym, �e los posk�pi� mu szcz�cia w �yciu. U�cisk chudej, ko�cistej d�oni okaza� si� nadspodziewanie silny. � Dobranoc � powiedzia�, � I niech pan nie zapomina, �e zawsze przychodz� tutaj o tej porze. � Dobranoc. Nie zapomn� � odrzek�em, postanawiaj�c w duchu, �e trasa moich wieczornych spacer�w przez najbli�sze dwa tygodnie b�dzie z daleka omija� miejscow� przysta�, z jej spokojn� zatoczk�, jej automatami i kej�, po�o�on� na wprost wschodz�cego Ksi�yca, kt�rego widok czasem tak bezsensownie rozwi�zuje ludziom j�zyki Robot przyni�s� mi gor�c� jak piek�o herbat� i pom�g� mi si� przebra�. Udzieli� mi te� kilku ojcowskich przestr�g, dotycz�cych wieczornych k�pieli. Kiedy mu podzi�kowa�em, �yczy� mi dobrej nocy i znikn��. Zosta�em sam w du�ym pokoju na dole. Usiad�em naprzeciw okna, z kt�rego mog�em widzie� jedynie szczyty mniejszych palm, dziwnie zmienionych w nocnym �wietle. U�o�y�em si� wygodnie w fotelu i zamkn��em oczy, ale sen nie przychodzi�. Wida� za d�ugo spa�em po obiedzie. Po chwili wsta�em, przeszed�em si� od �ciany do �ciany, a nast�pnie uruchomi�em holowizor, Nadawano w�a�nie ostatni dziennik. Wzajemne kurtuazyjne wizyty w sze�ciu pozosta�ych na planecie bazach wojennych. Obrady przy drzwiach otwartych podko-mitetu prawnego Komisji Kosmicznej ONZ. Prezentacja nowej generacji orbitalnych komputer�w dw�ch �wiatowych bank�w informacji. Dyskusja na temat sytuacji �ywno�ciowej na subkontynencie indyjskim, I pomy�le�, �e tu, u nas, nawet do takich nadmorskich domk�w jedzenie dociera za po�rednictwem centralnej, ca�kowicie zautomatyzowanej sieci. aprowizacyjnej. Reporta� z nowej osady -kosmicznej w rejonie asteroid�w. Wywiad z jakim� uczonym socjo-nikiem na temat funkcjonowania kana��w demokracji w szesnasto-mliardowym, globalnym spo�ecze�stwie. Odkrycia archeologiczne na dnie Zatoki Gwinejskiej. Festiwal widowisk sferof etycznych w A�-ma-Acie. Pierwsza kobieta na szczycie Olimpu, jednej z najwy�szych g�r Marsa... Wy��czy�em odbiornik. Jakie to wszystko wa�ne. Jak nic z tego nie dotyczy osobi�cie mnie. Albo tego starego konserwatora. Ale mo�e zainteresowa�oby pani� doktor?... Poszed�em na g�r�, rozebra�em si� i zasn��em. W ko�cu nie darmo tak d�ugo uczono mnie zasypia� na zam�wienie. Rozdzia� II Niebo tego ranka by�o bezchmurne, zreszt� ju� wczoraj m�j domo-wy robot zapewnia�, �e pogoda nie zmieni si� przez najbli�sze trzy tygodnie. Kiedy wyszed�em z �azienki, na stole sta�o �niadanie. Grzanki z dwoma grubymi plastrami goletu, nad kt�rymi unosi� si� apetyczny dymek, wysoka szklanka pe�na musuj�cego witu i ma�y przezroczysty termos z kaw�. Natomiast za sto�em siedzia� najspokojniej m�czyzna, spowity w d�ug�, niebiesk� peleryn�, pod kt�r� mia� zielonkaw� bluz� z wysokim golfem. Jego twarz by�a nie tyle opalona, ile po prostu ciemna, w dodatku ocieniona d�ugim daszkiem sztywnej, owalnej czapki. W pierwszej chwili pomy�la�em, �e to kto� z zarz�du Aitheropolu przyszed� z grzeczno�ciow� wizyt�, by przy okazji spyta�, czy nie mam jakich� dodatkowych �ycze�, kt�rych spe�nienie uszczupli�oby stan mojego konta na rzecz miejscowej administracji, ale nieznajomy od razu wyprowadzi� mnie z b��du. Wsta� i nie zdejmuj�c czapki ani te� nie kwapi�c si� z podaniem d�oni, powiedzia�: � Jestem Robert Stanza. Dla przyjaci� Bob. Wspominam o tym, bo s�dz�, �e niebawem b�dziemy sobie m�wi� po imieniu. Lin Ha-gert, prawda? Wariat albo jaki� miejscowy dziwak. Mo�e na etacie, jako nadprogramowa atrakcja dla samotnych urlopowicz�w? Ale jak to si� sta�o, �e robot wpu�ci� go do �rodka? I sk�d ten typ zna� moje nazwisko? -- Dla przyjaci� � odpowiedzia�em wpadaj�c w jego ton. � W innym wypadku nie Lin, a raczej Lindsay, Czy ma pan zamiar mnie zabi�, czy tylko wyrzuci� z tego pi�knego domku? U�miechn�� si�. Jego twarz rozci�gn�a si� przy tym jak �le dopasowana maska. � - To prawda, �e przyszed�em pana st�d zabra� � rzek� odrobin� zbyt mi�kkim, g��bokim g�osem. � Ale dopiero po �niadaniu. Prosz�, niech si� pan nie kr�puje � przeni�s� spojrzenie na zastawiony st�, � O zabijaniu nie ma, rzecz jasna, mowy. Powiedzia�bym nawet, �e chodzi o co� wr�cz przeciwnego � spowa�nia� nagle. - Dobry humor opu�ci� i mnie. Odwr�ci�em si�. �eby zawo�a� robota. � Tutejszy automat .jest chwilowo w konserwacji � us�ysza�em g�os nieznajomego, zanim zd��y�em otworzy� usta. � Ale Je�li pan czego� potrzebuje, to prosz� mi tylko powiedzie�. Umiem zast�powa� roboty. Przyjrza�em mu si�. Nie �artowa�. Pochyli� lekko g�ow� i patrzy� na mnie, jakby czekaj�c, czy ka�� mu posprz�ta� dom, czy te� zaj�� si� strzy�eniem krzew�w w ogrodzie. Usiad�em i po�o�y�em r�ce na stole. � Je�li naprawd� chce mi pan zast�pi� robota � powiedzia�em � to prosz� sprawi�, �ebym m�g� zje�� �niadanie bez �wiadk�w. Jestem tu na urlopie i nie chcia�bym si� denerwowa�. � S�u�� uprzejmie � odrzek�, wstaj�c. Odwr�ci� si� i odszed�. Us�ysza�em jego lekkie kroki na schodach. Chwil� p�niej na dole stukn�y drzwi. Sko�czy�em je��, sam wrzuci�em brudne naczynia do promiennika, bo robota rzeczywi�cie nie mog�em si� dowo�a�, po czym powa��sa-�em si� chwil� po domu. W