7369
Szczegóły |
Tytuł |
7369 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7369 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7369 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7369 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BOHDAN PETECKI
PIERWSZY ZIEMIANIN
Rozdzia� I
Wiktor Lambert tr�ci� mnie lekko w rami�.
� Sp�jrz tylko � powiedzia� ciep�ym, rozradowanym g�osem. � Kirsti wygl�da jak
dziewczynka w
pierwszym dniu wakacji.
Odwr�ci�em si� i zamiast na Kirsti, spojrza�em wprost w roze�miane oczy Wiktora.
Zwykle
jasnoniebieskie, teraz w oprawie kre-dowobia�ej twarzy, �wieci�y jak szafiry.
Oswoili�my si� z t� nasz�
jedyn� w swoim rodzaju blado�ci�, jak� kosmos naznacza ludzi, kt�rzy zbyt d�ugo
obcowali z jego �lep�
pustk�, zacz�li�my j� dostrzega� dopiero tutaj, po zetkni�ciu z miejscow�
za�og�, tak cz�sto uciekaj�c�
st�d na s�oneczne, ziemskie weekendy.
� Przecie� naprawd� zaczyna wakacje... jak ty i ja � zrewan�owa�em mu si�
u�miechem.
� Dwa tygodnie... � pokiwa� g�ow� i wzruszy� ramionami. � Dwa tygodnie!
Pi�tna�cie dni... po
sze�ciomiesi�cznej mord�dze w przytulnej, przekl�tej, plamentowej klatce. Niby
ca�a wieczno��, ale ani
si� obejrzymy, a ju� znowu wyl�dujemy w tej pi�knej sali. Chocia� � przybra�
wyraz zabawnej powagi �
mo�e zafunduj� nam po�egnalny rejs bez przesiadki na Lunie? Kurs bezpo�redni:
Alpy � orbita Marsa � Wega i od razu hop! � poza horyzont zdarze�! � za�mia�
si�.
� Alpy? � powt�rzy�em z mimowolnym zdziwieniem. Wiedzia�em, �e pochodzi z
Europy, jednak
ilekro� wspomina� o swoim domu, zawsze wymienia� Instytut In�ynierii
Klimatycznej nad Morzem
P�nocnym, gdzie jego rodzice opiekowali si� kompleksem sanatori�w
geobionicznych i terenami upraw
na obu brzegach Cie�niny Du�skiej.
� Alpy � przytakn��. � Widzisz, wisz�c pod jak�� paskudn� przewieszk�, popatrz�
za siebie w d� i
b�d� rycza� z rado�ci na my�l, �e mog� w ka�dej chwili wr�ci�, u�o�y� si�
wygodnie w le�aku i spogl�da�
spod przymkni�tych leniwie powiek na jeziora, drzewa, na g�rskie wioski
zamieszkane przez normalnych
ludzi." To b�dzie wspania�e! A ty?
W ci�gu kilku minionych dni parokrotnie ju� musia�em odpowiada� na to pytanie.
Przecie� ostatnio w
naszym gronie m�wi�o si� niemal wy��cznie o tych czekaj�cych nas dw�ch
tygodniach na Ziemi.
� Zam�wi�em bungalow nad Pacyfikiem � rzuci�em lekko. � B��kit, troch� bia�ych
ob�ok�w,
rozpalony piasek i biegn�ce spod widnokr�gu d�ugie fale, pod kt�rymi mo�na
nurkowa� bez zm�czenia
ca�ymi godzinami. S�owem dolce far niente, nie ska�one nawet, jak w twoim
wypadku, przekornym i
mi�ym trudem wspinaczki. Przepraszam ci�, musz� to odnie�� � nie przestaj�c si�
u�miecha�
wskaza�em oczami talerz, kt�ry trzyma�em w lewej r�ce, po czym niezw�ocznie
ruszy�em w stron�
srebrzystego bufetu, biegn�cego �ukiem od bocznej �ciany do ob�o�onego
kamieniami ogr�dka; gdzie
w�r�d rachitycznych palm kwit�y wielkie orchidee. Wrzuci�em talerz do
promiennika i nie zatrzymuj�c si�
poszed�em do eskalatora.
Dopiero sun�c ju� mi�kko w g�r�, poszuka�em wzrokiem Kirsti. Sta�a po�rodku
sali, otoczona grupk�
�galaktyd�w", jak nazwa� nas Dawid Lumb, koordynator Stacji Alberta, w
wyg�oszonym przed
kwadransem toa�cie powitalnym. Wiktor trafi� w sedno. Tak w�a�nie powinna
wygl�da� licealistka po
ostatniej lekcji, a przed wyjazdem na ob�z w andyjskim rezerwacie, gdzie blask
bij�cy od bia�ych
szczyt�w i wiatr znad wysokog�rskich jezior w ci�gu dw�ch dni zetr� z jej twarzy
�lady godzin,
sp�dzonych w domu, w czterech �cianach uczniowskiego pokoju.
Kirsti Langell... Jasne, kr�tko �ci�te w�osy, br�zowe oczy z drobniutkimi
z�otymi c�tkami wok� �renic,
smuk�a, nieco ch�opi�ca sylwetka. Uroda ujmuj�ca raczej, ni� niezwyk�a. Jeszcze
na Ziemi, pi�� lat temu
pytano mnie o ni�, bo ludzie byli ciekawi, jak wygl�daj� kobiety, kt�re wyrusz�
na tak� wypraw�, ale ju�
wtedy zrozumia�em, �e gdybym zacz�� opisywa� jej czo�o, brwi, nos, usta, jej
pojedyncze gesty, zawsze
nieco zaskakuj�ce, to postawi�bym si� w sytuacji g�upca, pragn�cego odda� pi�kno
symfonii poprzez ge
ometryczn� analiz� poszczeg�lnych nut, zapisanych w partyturze. Nikomu chyba nie
przysz�oby na my�l
nazwa� Kirsti pi�kn�. O jej urodzie i wdzi�ku trzeba by m�wi� najprostszymi
s�owami, je�liby si� umia�o
nada� tym s�owom ich pierwotn� �wie�o�� i odkrywcz�, dzieci�c� si��.
P�yn�c wci�� wy�ej, stopniowo ogarnia�em wzrokiem ca�� sal� recepcyjn� Stacji
Alberta. By�a niemal
pusta. Trzydziestu ludzi w pomieszczeniu przeznaczonym dla trzystu. Trzech
cz�onk�w tutejszej za�ogi
oraz dwudziestosiedmioosobowa gromadka ,,galaktyd�w", po p�rocznym sta�u w
pr�ni, wype�nionym
na zmian� czujn� prac� w komorach stymulator�w, ciasnych kabinach dator�w i
cia�niejszych jeszcze
sterowniach sond, udaj�ca si� na wymarzony ziemski urlop. Po nim czeka�o nas
zaledwie dwadzie�cia
dni, znowu w pancernej muszli �Araratu", na orbicie Marsa. Trzy tygodnie.
Przelotna chwilka w
por�wnaniu z pi�cioletnimi przygotowaniami na wyspach Antarktyki, no i z
ostatnim p�roczem; ko�cowy
szlif, bo ju� nawet nie trening, bezpo�rednio poprzedzaj�cy moment STARTU.
I wreszcie pionierska podr�, obliczona na trzydzie�ci lat. Podr�, kt�rej
zazdro�ci� nam ka�dy
Ziemianin, a o kt�rej my wiedzieli�my ju�, �e niezale�nie od szans powodzenia,
pono� niema�ych, oraz
szans powrotu, tak�e � przynajmniej g�o�no � przez nikogo nie kwestionowanych,
b�dzie nieustaj�cym
pasmem morderczej pracy i udr�ki, przeplatanym, przy odrobinie szcz�cia,
wielkimi, cho� mo�e sekun-
dowymi ol�nieniami.
Zaraz znajd� si� na wy�szym pi�trze i przestan� ich widzie�. Lukas Page
powiedzia� w�a�nie co�, co
Kirsti powita�a wybuchem �miechu. Prze�lizn��em si� wzrokiem po twarzach
pozosta�ych. Bengt Salmia,
Nik Reilly, Oleg Dikin, Wiktor, Lukas, Arnolf Bieler... M�czy�ni, otaczaj�cy
obie nasze kobiety, Kirsti i
Jane Fowler, sprawiali takie wra�enie, jakby nagle przypomnieli sobie, �e
r�nica p�ci mo�e ��czy� nie
tylko poprzez wsp�ln� fascynacj� cywilizacjami Galaktyki i jakby to odkrycie w
jednej chwili odm�odzi�o
ich o wszystkie ostatnie, wsp�lnie sp�dzone lata.
Wygl�dali na uszcz�liwionych i to mnie cieszy�o. Lubi�em ich. Nigdy te�, je�li
nie liczy� pierwszych
tygodni, nie odczuwa�em braku wzajemno�ci z ich strony. Zaakceptowali mnie, wraz
z moimi nawykami,
tak niezwyczajnymi w naszych czasach. Z moj� mani�
nieustannego kontrolowania w�asnych zachowa�, gest�w i s��w, z moj� rezerw�,
kt�rej w gruncie rzeczy
wstydzi�em si� sam przed sob� i chyba jedynie dlatego nie nazywa�em jej w
my�lach po imieniu:
nie�mia�o�ci�, wreszcie z moimi ucieczkami, takimi jak w tej chwili. Ale byli�my
wszyscy astronautami,
po��czy� nas kosmos, a to oznacza�o, �e ta nigdy nie wyra�ona s�owami
przyjacielska umowa mi�dzy
nimi a mn� musia�a mie� swoje rozs�dne granice.
Dzisiaj na przyk�ad nie o�mieli�bym si� im powiedzie�, �e z jakich�
nieokre�lonych i pozbawionych
rozumowych przes�anek powod�w, perspektywa urlopu na Ziemi nie budzi we mnie
entuzjazmu. �e
wola�bym ju� pozosta� cho�by tutaj, by powa��sa� si� samotnie po ksi�ycowych
g�rach. Nikt nie
chcia�by lecie� w najdalsze gwiazdy z cz�owiekiem, przek�adaj�cym dziko��
martwego globu nad b��kit i
.ziele� ojczystej planety. Nikt bowiem nie mia�by pewno�ci, �e taki cz�owiek
zrobi naprawd� wszystko, co
w ludzkiej mocy, aby wr�ci�. ' Zawsze najlepiej czu�em si� sam. Dlaczego?
By� czas, gdy uparcie szuka�em odpowiedzi na to pytanie. Wraca�em wtedy my�lami
do tragicznie
nonsensownej �mierci rodzic�w, do stryja, kt�rego dom, potem, nie sta� si� ju�
nigdy moim, chocia� dom
pozosta� ten sam, poniewa� najstarszy brat ojca, zaraz po oznajmieniu mi smutnej
nowiny, zamieszka� u
mnie.
Do dzi� nie wiem, czy ten gest skrupulatnego i troskliwego � to musz� przyzna� �
opiekuna, maj�cy
u�atwi� mi otrz��ni�cie si� z g��bokiego szoku, jakim dla dwunastoletniego
ch�opca by�a utrata
najbli�szych, stanowi� szcz�liwe poci�gni�cie. Ale zar�wno te poszukiwania w
czasie minionym, jak i
naiwne pr�by zestawiania w�asnych los�w z �yciem innych ludzi, tak jakby m�g�
istnie� jeden klucz do
dw�ch r�nych zamkni�tych osobowo�ci, nic mi nie powiedzia�y, a ju� na pewno nie
wzbogaci�y mnie o
wiedz�, kt�r� m�g�bym spo�ytkowa� w praktyce. Dzi� tak czy owak czas wyt�onej
introspekcji nale�a�
do przesz�o�ci. Pogodzi�em si� z sob� i ze �wiatem, do kt�rego nale�a�em,
chocia� on nie nale�a� do
mnie. Mo�e, gdybym si� zakocha�... Mo�e, gdyby Kirsti...
Zszed�em z eskalatora i zatrzyma�em si� po�rodku prze�wietlonej s�o�cem,
zupe�nie pustej sali
trzeciego poziomu Stacji. Niewiele wiedzia�em o dziewczynach i mi�o�ci, by�em
jednak przekonany, �e
je�li ju� kto� z naszego zespo�u mia�by si� podoba� kobietom, to
Oleg, Bruno, a przede wszystkim Wiktor. Wiktor Lambert by� przystojny, weso�y i
pe�en �ycia. Umia�
harowa� jak automat i bawi� si� Jak dziecko. A ja? Ja by�em odludkiem. Zreszt�
Kirsti poci�ga�a mnie,
niepokoi�a nawet, lecz nigdy, ani przez moment, jej blisko�� nie przej�a mnie
ow� koj�c�, tw�rcz�
rado�ci�, kt�rej istnienie przeczuwa�em zaledwie, bo sam dot�d jej nie zazna�em.
Mo�e, gdyby ona...
Potrz�sn��em 'g�ow� i ruszy�em przed siebie. Po chwili stan��em przed
przezroczyst�, panoramiczn�
�cian� sali obserwacyjnej.
Widok by� istotnie przepyszny. Stacj� Alberta osadzono na wysokim skalnym z�bie,
nale��cym do
krateru Pliniusza. Stanowi�a centralny punkt wypadowy dla wycieczek udaj�cych
si� na Mare Serenifatis i
Mare Tranquilitatis oraz w otaczaj�ce je g�ry. Tarasowate struktury obu m�rz
by�y widoczne jak na d�oni.
Z lewej strony horyzont zamyka� si� p�askim �ukiem nad pustyni�, z kt�rej
stercza�y pojedyncze kamienne
kolce. Z prawej, o wiele bli�ej, obejmowa�a gorej�cy �wiat�em l�d nieregularna
obr�cz czerni. Stamt�d
sz�a linia terminatora, a za ni� lodowata, ksi�ycowa noc. Zanim spadnie na
Stacj�, nas ju� nie b�dzie.
Za dziesi�� minut zjedziemy na poziom turystyczny i udamy si� na l�dowisko,
gdzie przyjmie nas jeden z
tych wymuskanych, komfortowych statk�w regularnych linii wycieczkowych. Pocisk,
przystosowany
r�wnie� do lot�w bez �ywej za�ogi, kt�ry przywi�z� nas tutaj z �Araratu", jest
ju� zapewne z powrotem w
bazie.
Sta�em chwil�, wodz�c wzrokiem po b�yszcz�cych od s�o�ca ska�ach i czarnych,
wyd�u�onych
skrzyd�ach cienia, po czym odwr�ci�em si�. Z przeciwleg�ej �ciany spojrza� na
mnie patron Stacji, Albert
Schweitzer. Du�y portret o przygaszonych barwach tkwi� w prostych, br�zowych
ramach. Szpakowata
czupryna, wysokie czo�o, �ywe, pe�ne l�nienia oczy, przecz�ce zm�czeniu, kt�re
przebija�o z ci�kich,
obrzmia�ych powiek. Mi�sisty nos, siwe, sumiaste w�sy. Szlachetna twarz m�drego
panteisty z
pocz�tk�w kryzysu cywilizacyjnego. Przeczu� rozmiary tego kryzysu, mo�e je nawet
przewidzia�.
Pr�bowa� zaszczepi� ludzko�ci antidotum g�osz�c chwa�� pi�knej, rozumnej dobroci
i w�asnym �yciem
przekonuj�c wsp�czesnych o jej. sile. Przysz�o mi na my�l, �e umieszczenie na
tym pustkowiu portretu
cz�owieka, tak bezgranicznie zwi�zanego nie z Ziemi� nawet, ale po prostu, z
�yciem, jest jakim�
okrutnym nie-
porozumieniem, jak�� krzycz�c� niesprawiedliwo�ci�. Z�by tak dzie� po dniu,
miesi�c po miesi�cu, rok
po roku, musia� patrze� przez przezroczyst� �cian� na martwy, ksi�ycowy
krajobraz. �Etyka po-
szanowania �ycia"...
U�miechn��em si� mimo woli. Co te� przychodzi mi do g�owy. Schweitzerowi, teraz,
rzecz jest z
pewno�ci� najdoskonalej oboj�tna, a w oczach �wiata liczne ziemskie rezerwaty,
szko�y i instytuty jego
imienia wynagradzaj� mu z nawi�zk� tutejsze nie zas�u�one wygnanie.
Pod portretem umieszczono tablic� z lakonicznym curriculum vitae my�liciela i
�wietlny napis:
�Post�powa� ze �wiadomo�ci� m�drej, lecz bezgranicznej odpowiedzialno�ci, wobec
wszystkiego, co
�yje".
To chyba dobrze, �e ludzie, wyruszaj�c w kosmos, zabrali ze sob� t� my�l
wielkiego, starego
humanisty. Czy� nie by�a ona jakby prze-' znaczona specjalnie dla nas,
przysz�ych realizator�w programu
�P�G"? Mog�a, a kto wie, czy nawet nie powinna sta� si� naczelnym has�em
wyprawy. Brzmia�o ono
zreszt� bardzo podobnie, przynajmniej je�li chodzi o s�owa. �Nieograniczona
odpowiedzialno�� wobec
Ziemi". Mo�na i tak. Nale�a�oby sobie tylko �yczy�, aby istotny sens obu tych
sformu�owa� okaza� si�
zbie�ny, kiedy naprawd� odkryjemy inne �ywe �wiaty.
Pod boczn� �cian� sali, przed w�skim eskalatorern prowadz�cym na wy�sze pi�tra,
mieszcz�ce
pracownie i obserwatoria Stacji, ustawiono ogromn� plansz� z map� oraz skr�tow�
charakterystyk� eta-
p�w naszej podr�y. U g�ry napisano rozstrzelonymi literami: P � G, Pier�cie�
Galaktyki, pierwsza w
dziejach wyprawa cz�owieka do kosmicznych braci. Ni�ej, przez �wiec�ce s�o�ca i
konstelacje
przestrzennego modelu naszego gwiezdnego dysku, bieg�a ��ta linia, tworz�ca
zamkni�ty owal. Ja-
skrawe punkty wskazywa�y miejsca zamierzonych rekonesans�w. Oczywi�cie tam,
gdzie tor naszej drogi
ucieka� w g��b, zaznaczono jedynie orientacyjne odleg�o�ci mi�dzy postojami, tak
�eby ��czna suma tych
ostatnich zgadza�a si� z planem. Nikt przecie� nie wiedzia�, co zastaniemy po
przeciwnej stronie dysku
Galaktyki, a raczej jej p�aszczyzny, poniewa� mieli�my lecie� po promieniu,
stale w odleg�o�ci trzydziestu
dw�ch do trzydziestu czterech tysi�cy lat �wiat�a od j�dra. Chodzi�o o zbadanie
gwiazd le��cych na
orbitach ;
zbli�onych do s�onecznej, z kt�rych wi�kszo�� musia�a powsta� we wst�gach ramion
spiralnych w tym
samym mniej wi�cej czasie. Inaczej m�wi�c, mieli�my odby� drog� podobn� w
przybli�eniu do drogi
S�o�ca, kt�r� przemierza ono w ci�gu dwustu pi��dziesi�ciu milion�w lat. Z tym
�e S�o�ce biegnie ze
�ci�le okre�lon� szybko�ci�, natomiast wypraw� �P � G" opisywa�y odleg�o�ci,
kursy k�towe z tysi�cami
poprawek, lecz w �adnym wypadku czas, jako jeden z wymiar�w kontinuum
wszech�wiata. W naszej
bibliotece specjalnie umieszczono dzie�a z dwudziestego i pocz�tk�w dwudziestego
pierwszego wieku,
kt�rych autorzy, �yj�cy w przededniu rozwoju i praktycznych zastosowa� geoniki,
a nawet ju� w dobie
Krentza i Barcewa, udawadniali, �e cz�owiek nigdy nie b�dzie w stanie
przekroczy� szybko�ci �wiat�a. Ta
lektura mia�a nas zapewne podnie�� na duchu i zaszczepi� w nas w�tpienie we
wszelkie bariery, wska-
zywane przez wsp�czesn� nauk�. Cho�, rzecz jasna, �adna z nich nie dotyczy
czasu. Nawet przecie�
na te trzydzie�ci lat, kt�re mia�a trwa� nasza podr�, z�o�� si� jedynie okresy
hamowania, rekonesans�w,
penetracji i wreszcie ponownego rozp�dzania do pr�dko�ci progowej. Nie licz�c
godzin, sp�dzonych na
mi�ych pogaw�dkach w miejscach eksploracji. Tych miejsc by�o w sumie sto
dwadzie�cia. Po trzy
miesi�ce na ka�de.
U do�u planszy znajdowa�a si� kr�tka legenda. Pierwsza wyprawa za�ogowa,
wyruszaj�ca z
konkretnym i jedynym celem, kt�rym jest nawi�zanie kontaktu z innymi
cywilizacjami. Pierwsza � tak
daleka. Pierwsza skierowana nie ku �rodkowi Galaktyki, lecz po jej obrze�u,
torem biegn�cym stale
szesna�cie do siedemnastu tysi�cy lat �wiat�a od jej kra�c�w. Pierwsza z
realnymi szansami, w�a�nie ze
wzgl�du na obran� tras�. Cywilizacji podobnych do ziemskiej warto bowiem szuka�,
przynajmniej na
razie, g��wnie w rejonach s�o�c takich jak nasze, na peryferiach mg�awicy.
Tw�rcy programu �P � G" nie
m�wili zreszt� o szansach. Byli pewni powodzenia, o czym �wiadczy�y dalsze
punkty legendy, za��czonej
do planszy. Dotyczy�y one uniwersalnego j�zyka technologicznego, porz�dku, w
jakim nast�pi
uzgadnianie podstawowych poj��, oraz... ostro�no�ci.
Rozleg� si� dyskretny, d�wi�czny sygna�. Ciep�y alt wezwa� przybysz�w z
�Araratu" na poziom
pasa�erski.
Oderwa�em wzrok od gwiazd, migocz�cych w tr�jwymiarowym
modelu nieba, omiot�em po�egnalnym spojrzeniem krajobraz za panoramiczn� �cian�,
w po�owie
zagarni�ty ju� przez nadchodz�c� noc, po czym skierowa�em si� ku eskalatorowi.
Rozstali�my si� na g��wnym peronie Centralnego Dworca Atlantyckiego, rzuconego
wielop�aszczyznow� bry�� na zawsze spokojne wody Zatoki Kadyksu. Kirsti
odlatywa�a na p�noc. Kiedy
j� mija�em, us�ysza�em, jak m�wi do Wiktora:
� B�d� �eglowa� po jeziorze. Kanale Gotajskim i po morzu. Nie mia�by� ochoty
wpa�� na dzie� lub
dwa? Znad Loary to przecie� p� godziny drogi. Adres: rezerwat Wener, wyspa
Gosie. Mamy tam domek,
takie pude�eczko przylepione do niewielkiej ska�y, ale znajdziesz w nim komplet
sprz�tu podwodnego i
�eglarskiego. A w ka�dym razie zapewniamy naszym go�ciom du�o wody do p�ywania.
� Mo�e wpadn�, dzi�kuj� � Lambert przytrzyma� chwil� jej d�onie, po czym pu�ci�
je, odwr�ci� si� i
zobaczy� mnie.
� Powodzenia, galaktydo! � krzykn�� weso�o. � A strze� si� Komancz�w.
� Nie ma ich po zachodniej stronie Sierra � wpad�em w jego ton. Wci��
u�miechni�ty, po�egna�em
Kirsti i poszed�em prosto w stron� mojego statku, kt�rego odlot z s�siedniego
peronu zapowiedzia�
w�a�nie oboj�tny g�os automatu.
Nikt mi nie towarzyszy�. Jane, Dag Blandon i Bruno Churfelt lecieli wprawdzie w
tym samym kierunku,
ale nie dalej ni� na Floryd�, musieli wi�c wsi��� do innego trioplanu. Zaledwie
trzech cz�onk�w naszej
wyprawy kierowa�o si� na Wsch�d. Oleg Dikin, Pawe� Kurski i Arnolf Bieler.
Zabawne. Trzeba by�o takich
okoliczno�ci jak ta, aby uprzytomni� sobie, �e tu, na Ziemi/nale�ymy do
przeciwstawnych oboz�w.
�Wsch�d" by�, rzecz jasna, poj�ciem umownym, nie tylko w sensie geograficznym.
Dziel�ce nas r�nice
nie by�y umowne, chocia� od likwidacji ostatniego wielkiego koncernu, czyli od
stu mniej wi�cej lat,
oficjalne, a tym bardziej prywatne stosunki mi�dzy wszystkimi lud�mi zosta�y
oczyszczone z truj�cych
cierni wzajemnej nieufno�ci. Ale na przyk�ad Oleg, kiedy znajdzie si� u siebie,
p�jdzie do banku, by
odda� pieni�dze, niepotrzebne mu w codziennym �yciu. Ja przeciwnie, nie mia�em
ich w kosmosie, lecz
teraz nie m�g�bym bez nich sp�dzi� urlopu nad Pa
cyfikiem. Inicjatorem- naszej wyprawy by� Zach�d. Wsch�d sta� na stanowisku, �e
my�l jest, owszem,
interesuj�ca, ale na razie mamy jeszcze zbyt wiele do zrobienia w kr�gu w�asnej
cywilizacji. Aby jednak
okaza� dobr� wol�, uczestniczy� w opracowaniu programu �P�G" i w
przygotowaniach, a wreszcie
wydelegowa� do za�ogi trzech swoich przedstawicieli.
Po dw�ch przesiadkach wyl�dowa�em na ma�ym dworcu, pomi�dzy brzegiem oceanu a
bielej�cymi
nad pasem zieleni zabudowaniami Santa Rosa. Kiedy� zna�em w tej okolicy ka�d�
�cie�k�, jednak przez
ostatnie pi�� i p� roku krajobraz bardzo si� zmieni�. Myli�y przede wszystkim
regularne, szerokie wst�gi
las�w, wyros�ych na dawnych, wielopasmowych tachostradach. Gdybym zamierza� uda�
si� na zach�d,
w stron� G�r Nadbrze�nych, by potem, przekroczywszy Dolin� Kalifornijsk� dotrze�
do rodzinnego domu,
le��cego opodal Carson City, u st�p Sierra Nevada, musia�bym szuka� pomocy
automat�w, aby nie
zab��dzi�. Nad ocean dotar�em jednak bez trudu. Po drodze min��em trzy
letniskowe wioski, kt�rych
niska zabudowa uderza�a dysharmoni� mi�dzy nowoczesno�ci� ptasich konstrukcji a
ich
pseudoklasycznym wystrojem, polegaj�cym g��wnie na dolepianiu do pastelowych
daszk�w tr�jk�tnych,
wyd�u�onych attyk oraz na zdobieniu fronton�w, taras�w i ogrod�w chudymi
kolumnadami. Moda na
Star� Grecj� w budownictwie zacz�a si� jakie� dwadzie�cia lat temu, w�a�nie od
architektury letniskowej,
by przeorawszy mniejsze osiedla utkn�� na szcz�cie przed progami wielkich
miast, zanim klan
wsp�czesnych Kallikrates�w i Hippo-damos�w zd��y� upami�tni� si� nowymi
dzielnicami lub przer�bk�
gmach�w dawnych parlament�w. Osi�gn�wszy brzeg odprawi�em autofon i, brn�c w
mia�kim piasku,
poszed�em nad sam� wod�, tam, gdzie ruchliwymi wst��kami bia�ej piany si�ga�y
pojedyncze j�zyki fal,
bij�cych wolnym, majestatycznym rytmem. Pobieg�em wzrokiem po kres horyzontu, a
nast�pnie wolno
przechyli�em si� do ty�u, zatrzymuj�c spojrzenie w czystym b��kicie wprost nad
sob�. Pozosta�em jaki�
czas w tej pozycji, z oczami pe�nymi blasku, ws�uchany w g��boki huk oceanu, po
czym odetchn��em
g��boko, poczu�em lekki zawr�t g�owy i nagle zda�em sobie spraw�, �e jestem na
Ziemi. Rzuci�em na
piasek moj� lekk�, br�zow� torb�, s�u��c� mi
wiernie od tylu ju� lat, rozebra�em si� i wbieg�em do wody. By�a do�� ch�odna.
Rozgrza�em si�, pr�c ca��
si�� mi�ni pod fale, nast�pnie przep�yn��em crawlem jakie� sto metr�w i
wreszcie zacz��em nurkowa�.
Wyszed�em po dwudziestu minutach �wie�y, m�ody i jakby pocieszony po jakiej�
przelotnej przykro�ci,
kt�rej przecie� nie zazna�em, a w dodatku zg�odnia�y. W�o�y�em ubranie na mokre
cia�o i pu�ci�em si�
biegiem. Zaraz za pierwsz� zatoczk� ujrza�em przed sob� ma�� przysta�, os�oni�t�
p�pier�cieniem
kamiennego falochronu. W basenie, obok dw�ch wi�kszych lotek, ko�ysa�y si�
pozbawione �agli maszty
�mig�ych jacht�w. Na jasnozielonym budynku, zamykaj�cym po przeciwnej stronie
w�sk� p�aszczyzn�
kei, widnia� napis: AITHEROPOL. By�em na miejscu.
Zatrzyma�em si�, przyg�adzi�em nastroszone w�osy i stwierdziwszy, �e zd��y�em
ju� wyschn��,
zacz��em i�� w stron� kolorowych domk�w, przylepionych do niewysokiego,
zielonego wzg�rza. Za
wzg�rzem i domkami, w odleg�o�ci mniej wi�cej kilometra, ciemnia�a wysoka,
stroma skarpa, a raczej
gliniasto-skalne urwisko, poros�e nisk� traw� i poprzerzynane g��bokimi, w�skimi
parowami, odbie-
gaj�cymi w g��b lasu.
Przeci��em pla�� i wszed�em na dr�k� wspinaj�c� si� �agodnie w�r�d kwitn�cych
kaktus�w,
twardolistnych krzew�w makii, pojedynczych eukaliptus�w, kar�owatych so^en i
roz�o�ystych, wypie-
l�gnowanych palm. Od g��wnej alejki odbija�y w regularnych odst�pach wysypane
�wirem �cie�ki, gin�ce
w zaro�lach, przez kt�re momentami prze�wita�y l�ni�ce szyby domk�w. Na
skrzy�owaniach
umieszczono ma�e, dyskretne tabliczki z numerami. Przy liczbie dwana�cie
skr�ci�em, przeszed�em
jeszcze jakie� pi��dziesi�t krok�w i stan��em przed niskim, jasnobe�owym
bungalowem. By� on, rzecz
jasna, zwie�czony miniaturow� attyk�, ozdobion� dodatkowo wkl�s�ym reliefem,
przedstawiaj�cym z
powod�w znanych jedynie jego rozmi�owanemu w grecczy�nie tw�rcy typowy asyryjski
rydwan bojowy. Z
boku, od strony pla�y, przylega� do budyneczku do�� szeroki taras obudowany
bia�ymi kolumienkami,
podtrzymuj�cymi plastikowy daszek. Z tarasu mo�na by�o zej�� po kilku niskich
stopniach na trawiasty
chodnik, wpadaj�cy dalej w pergol�, g�sto obsypan� kwiatami glicynii.
� Dzie� dobry � zabrzmia� matowy g�os. � Pan Lindsay Hagert, prawda?
� Tak, to ja � potwierdzi�em, u�miechaj�c si� do robota, kt�ry wyszed� na taras.
� Widz�, �e dobrze
trafi�em?
� Oczywi�cie, prosz� pana. Wszystko jest przygotowane � cofn�� si�, �eby mnie
przepu�ci�.
Przeszed�em mi�dzy dwiema kolumienkami, min��em go i wszed�em do pokoju,
obszerniejszego, ni� mo-
g�oby si� zdaya� komu� patrz�cemu na domek z zewn�trz.
� To jest hali, s�u��cy zarazem jako living room � us�ysza�em za sob� us�u�ny
g�os. � Drzwi na lewo
prowadz� do �azienki. W tej wn�ce � wskaza� zgrabnie wymodelowanym wysi�gnikiem
ciemn� nisz�,
stanowi�c� przed�u�enie pokoju � mamy automatyczn� kuchni�. Naturalnie nie musi
pan z niej
korzysta�. Jeste�my pod��czeni do centralnej sieci aprowizacyjnej, a troska o
posi�ki nale�y do mnie. Na
g�rze � zwr�ci� si� w stron� kr�tych, drewnianych schodk�w � jest pok�j
k�pielowy z ma�� saun� i dwie
sypialnie. W jednej z nich, z oknami wychodz�cymi na ocean, przygotowa�em panu
po�ciel, troch�
nowo�ci wydawniczych i przedmioty osobistego u�ytku. Ale, gdyby pan sobie
�yczy�, mog� to wszystko
od razu przenie�� do drugiego pokoju.
� Nie przeno� � u�miechn��em si� znowu. � Lubi� patrze� na morze. Jeste� bardzo
troskliwy.
� To m�j obowi�zek � rzek� nie zmienionym, monotonnym g�osem.
� Czy wszystkie formalno�ci s� za�atwione? � spyta�em.
� Tak, prosz� pana. Instytut Galaktyczny przys�a� bardzo dok�adne zam�wienie. Na
g�rze le�y tak�e
wyci�g z pa�skiego konta. Ma pan op�acony pobyt z pe�nym utrzymaniem oraz prawem
j^orzy-stania ze
sprz�tu p�ywaj�cego. Mam nadziej�, �e b�dzie si� pan dobrze czu� w Aitheropolu.
� Na pewno dobrze. Dzi�kuj�...
Aitheropol. Nazwa osiedla oczywi�cie tak�e pochodzi�a z okresu mody na �stare
Ateny". Miasto �eteru".
Pierwotnej substancji, wype�niaj�cej wszech�wiat, pi�tej, po czterech �ywio�ach,
zasady bytu oraz �r�d�a
�ycia. Rzecz jasna, w wyobra�eniach starogreckich my�li-cieli, a nie
wsp�czesnych architekt�w.
Po obiedzie, smacznym i urozmaiconym sa�atkami z �ywych, zielonych jarzyn,
poczu�em si� senny.
Zacz�y dawa� o sobie zna� po-
dr�, nag�e zmiany klimat�w, a nade wszystko pierwsza od lat prawdziwa morska
k�piel. Usiad�em w
fotelu pod oknem, przez chwil� patrzy�em ponad szczytami palm na ocean i pla��,
kt�ra, jak to dopiero
teraz spostrzeg�em, od strony tarasu dochodzi�a niemal pod sam domek, po czym
zamkn��em oczy.
Kiedy si� obudzi�em, niebo nad poszarza�ym horyzontem nabra�o barwy g��bokiej,
matowej czerwieni.
Zerwa�em si�, przestraszony, z poczuciem winy. Wydawa�o mi si�, �e przegapi�em
swoj� kolejk� w
kabinie dator�w lub moment startu sondy. Odwr�ci�em si� b�yskawicznie i ujrza�em
komfortowy pok�j z
nielicznymi mi�kkimi meblami. Zwabiony moim ruchem robot zjawi� si� jak spod
ziemi i zapali� ukryte
lampy, kt�rych �agodne �wiat�o zagra�o w szybach uchylonych okien.
Oprzytomnia�em. Zacz��em urlop. Przede mn� jeszcze pe�ne dwa tygodnie. Dwa
tygodnie
nieustannych zaskocze� czy tylko nudy?...
� Pozwoli pan poda� teraz kolacj�? Potem doradza�bym kr�tki spacer. O tej porze
powietrze jest
bardzo zdrowe.
� Masz racj� � powiedzia�em. � Kiedy� mieszka�em niedaleko st�d. Przyje�d�ali�my
na wakacje w
te okolice. Wtedy m�wiono mi to samo. Ponadto musia�em spacerowa� wcze�nie rano.
� Nasz Aitheropol powsta� siedemna�cie lat temu � zauwa�y� robot. � Je�li pan...
� Nie, to by�o dawniej � przerwa�em mu. � Wtedy na tym wybrze�u pokazywano mi
jeszcze miejsca,
gdzie niegdy� sta�y domy wielkiego miasta oraz ruiny portu. Ludzie, zanim
zm�drzeli, budo- . wali
dos�ownie wsz�dzie, nie ogl�daj�c si� ani na przyrod�, ani na jej rol� w ich
w�asnym �yciu.
� Tak, oczywi�cie � odrzek� uprzejmie i oddali� si�, aby przynie�� kolacj�.
Odprowadzi�em go
wzrokiem. Co mnie podkusi�o cz�stowa� go bana�ami, jakich dzi� unikaj� ju� nawet
autorzy szkolnych
podr�cznik�w historii? I czy potrzebowa�em akurat takiego s�u�alczego robota,
�eby m�wi� z nim o
w�asnym dzieci�stwie?
Dwadzie�cia minut p�niej szed�em �cie�k� w kierunku pla�y. Wychodz�c
wys�ucha�em jeszcze jednej
rady mojej �wie�o pozyskanej elektronicznej nia�ki i narzuci�em na plecy gruby,
bia�y sweter, wliczony w
koszt wynaj�cia domku. Kiedy jednak znalaz�em si� na otwartej przestrzeni, owia�
mnie ciep�y pr�d
powietrza, p�yn�cy od oceanu. Wiecz�r by� niemal upalny. Okr�g�y Ksi�yc sta�
ju� wysoko nad
widnokr�giem, oblewaj�c wod� i wybrze�e intryguj�cym blaskiem. �wiat wygl�da�
jak marzenie
astronauty, zasypiaj�cego w jakiej� mikroskopijnej klatce tam, gdzie S�o�ce jest
male�kim, ledwie
widocznym punkcikiem na zawsze wygwie�d�onym i zawsze czarnym niebie.
Zamiast i�� prosto w stron� brzegu, skr�ci�em i niebawem dosta�em si� na tward�
drog�, prowadz�c�
do przystani. Omin��em lekki, p�aski budyneczek, dotar�em do kei i usiad�em na
jej kraw�dzi, zwieszaj�c
nogi nad wod�. Pomimo p�nej pory ocean by� g�o�ny. Fale sz�y nieco sko�nie, z
po�udnia, nios�c na
grzbietach srebrno-bia�e grzywy. Tylko w obr�bie samej przystani powierzchnia
wody by�a spokojna,
niemal g�adka. Spojrza�em w stron� falochronu, wybiegaj�cego � l�du jakie�
trzysta metr�w dalej i
dostrzeg�em na jego zaokr�glonym cyplu drobn�, niewyra�n� posta�, kt�ra chwil�
p�niej znik�a mi z
oczu. Samotnik, taki jak ja?
� Czy chce pan wzi�� ��dk�? � rozleg� si� moimi plecami przyciszony g�os.
� Nie � potrz�sn��em g�ow�. � Posiedz� sobie po prostu.
� Ummm... tak. Rozumiem... � us�ysza�em w odpowiedzi.
Odwr�ci�em si�, zdziwiony. Mrucz�cy automat?
Z mroku zalegaj�cego skrawek kei pod sko�nym daszkiem portowego pawilonu
wyst�pi�a wysoka,
chuda sylwetka. Pomyli�em si�. To nie robot obs�uguj�cy przysta� oferowa� mi
wieczorn� przeja�d�k�
��dk�. Ujrza�em przed sob� starszego m�czyzn� w drelichowym ubraniu. Na g�owie
mia� zmi�t�, okr�g��
czapk�. Podszed� bli�ej, przypatrzy� mi si� uwa�nie, po czym zerkn�� na boki,
jakby sprawdzaj�c, czy nikt
trzeci nie us�yszy, o czym b�dziemy m�wi� i wreszcie usiad� tu� obok mnie, na
skraju nabrze�a.
� Mo�na? � b�kn��.
� Oczywi�cie �' u�miechn��em si�, nie przestaj�c lustrowa� go wzrokiem. Mia�
tak� twarz, jakie
widuje si� na portretach Vignie-go, Boukina oraz pokrewnych im tw�rc�w, kt�rzy
pr�bowali streszcza�
konflikty i do�wiadczenia minionych epok, zatrzymuj�c bieg czasu w spojrzeniach
ludzi, �yj�cych d�u�ej
ni� inni. � Przepraszam. My�la�em, �e rozmawiam z automatem � doda�em.
� Niewiele si� pan pomyli� � mrukn�� po chwili. Nie patrzy� na mnie, tylko
prosto przed siebie, tam,
gdzie ocean zlewa� si� z pociemnia�ym niebosk�onem. � Pracuj� tutaj - wja�ni�. �
Kon-
serwuj� roboty. Codziennie dwa. To niewielkie osiedle... A pan przyjecha� na
urlop?
� Tak. Mieszkam w domku numer dwana�cie. Skin�� nieznacznie g�ow�.
� Kiedy� by�o tu miasto. Jeden dom obok drugiego. M�j ojciec urodzi� si� na
pi��dziesi�tym drugim
pi�trze... ale z jego mieszkania nie by�o wida� morza. Zas�ania�y je inne
wie�owce. P�ywa� na statku
wycieczkowym...
� O mie�cie s�ysza�em � powiedzia�em. � Jako ch�opiec przyje�d�a�em tutaj na
wakacje. Pochodz�
z tych stron.
� Z wybrze�a? � spyta� z nag�ym o�ywieniem.
� Nie. Spod Carson City. K�pa� si� je�dzi�em najcz�ciej nad jezioro Tahoe.
� Tak � westchn��. � A obecnie mieszka pan gdzie indziej?
� Gdzie indziej �potwierdzi�em.
� I dawno pana tutaj nie by�o?
� Bardzo dawno.
� To musi pan czu� si� teraz szcz�liwy. Ludzie zawsze z uczuciem wspominaj�
rodzinne strony i s�
szcz�liwi, kiedy do nich wracaj�. Cho�by nawet ogarnia� ich wtedy tak�e smutek
i �al za minionym
czasem. Ale czy istnieje szcz�cie bez smutku?
Ta pro�ciutka sentencja, wypowiedziana w g�stniej�cym p�mroku zwyczajnie i od
niechcenia, jakby
chodzi�o, powiedzmy, o pogod�, stanowi�a tak bardzo harmonijne uzupe�nienie
nastroju, w jaki wci�gn��
mnie ten wiecz�r, �e powita�em j� mimowolnym u�miechem, Tak samo m�g�bym si�
u�miechn�� do
jakiej� pi�knej, bezpretensjonalnej rze�by lub skrawka krajobrazu.
� A pan? � spyta�em niespodziewanie dla samego siebie. � Czy pan jest
szcz�liwy? Przecie�
pozosta� pan w rodzinnych stronach?
� Ja? Nie � odrzek� od razu bez zastanowienia i bez cienia skargi w g�osie. � W
ca�ym �yciu nie
przytrafi�o mi si� nic takiego, do czego dzisiaj m�g�bym wraca� my�lami z
poczuciem, �e to co� pozwoli�o
mi pozna� smak szcz�cia. Nie jestem tak�e nieszcz�liwy. Robi� swoje, zdrowie
mi dopisuje, a w takie
wieczory jak ten lubi� popatrze� na ocean. To wszystko...
� Nie ma pan rodziny?
� Nie mam. Od dziewi��dziesi�ciu lat, to znaczy, od kiedy opu�ci�em dom.
� Ja tak�e jestem sam � powiedzia�em. � Moi rodzice zgin�li, gdy by�em
dwunastoletnim ch�opcem.
Tam � -wskaza�em r�k� Ksi�yc.
� Rozumiem. Astronauci?
� W pewnym sensie. W�a�ciwie prowadzili badania na Ziemi, ale niekt�re
obliczenia musieli
sprawdza� w stacjach orbitalnych. Bardzo lubili muzyk�. Wsz�dzie zabierali ze
sob� kompletn� aparatur�
sferoramiczn�. W�a�nie ta muzyka ich zabi�a.
� Muzyka... � powt�rzy� bez zdziwienia.
� Tak. Tego dnia sko�czyli prac� i postanowili pos�ucha� jakiej� symfonii.
Znajdowali si� na
stacjonarnej orbicie ksi�ycowej, wewn�trz male�kiej, idealnie kulistej sondy,
pozbawionej w�asnego
nap�du. By� pan kiedy� na koncercie sferoramicznym? Rozp�tali burz� d�wi�k�w �
ci�gn��em, nie
czekaj�c na odpowied�. � Przyszed� rezonans, sonda wpad�a w wibracje i rozpad�a,
si� na dwie p�kule,
jak p�kni�ta pi�eczka pingpongowa. Tak przynajmniej brzmia�o orzeczenie komisji,
badaj�cej przyczyny
wypadku.
� Wi�c to tak � odezwa� si� po kr�tkiej pauzie. � Pan tak�e lata?
� Owszem � poczu�em ^sucho�� w gardle i musia�em odchrz�kn��.
� Dlatego nie by�o pana tutaj tak d�ugo � stwierdzi�. Znowu pokiwa� g�ow�, po
czym nie zmienionym
tonem zapyta�: � A muzyka?
Mimo woli �ci�gn��em brwi i spojrza�em na niego z niedowierzaniem.
� Co muzyka?...
� No, czy pan lubi muzyk�?...
Umilk�em. Kiedy i jak to si� sta�o? Co spowodowa�o, �e tak swobodnie i
niewinnie, a raczej nale�a�oby
rzec: bezmy�lnie, przekroczy�em ow� granic�, kt�ra zawsze, tak�e bez udzia�u
mojej woli, wyrasta�a
pomi�dzy mn� a lud�mi, gdy ci, nawet w najlepszej wierze, dotykali w rozmowie
tej nazbyt unerwionej
b�onki, opinaj�cej sfer� uznan� przeze mnie za intymn�? Czy nie chcia�em
nie�wiadomie wykorzysta�
obcego mi przecie� cz�owieka, poniewa� on mia� ju� wszystko za sob�? Ale jego
ostatnie pytanie
otwiera�o drog�, kt�ra wiod�a w �lepy zau�ek. Gdybym mu wyzna�, �e nigdy
dotychczas nie rozmawia�em
z nikim tak jak z nim, powiedzia�by zapewne ,,to dlatego, �e obydwaj jeste�my
samotni" albo co�
podobnego. I znowu musia�bym zamilkn��.
Cisza przeci�ga�a si� i wreszcie nadesz�a chwila, kiedy nie m�g� ju� oczekiwa�
odpowiedzi. Wtedy
u�miechn��em si� do niego.
� Cz�sto przychodzi pan tutaj o tej porze?
� Prawie codziennie.
� To dobrze � powiedzia�em. � Mam nadziej�, �e nie we�mie mi pan za z�e, je�li
czasem dotrzymam
panu towarzystwa. B�d� tutaj tylko dwa tygodnie...
� Sk�d�e � odrzek� natychmiast. � My�la�em, �e to ja panu przeszkadzam.
A jednak w jego stosunku do mnie nast�pi�a jaka� zmiana. Mo�e pr�bowa�bym j�
nawet uchwyci� i
zrozumie�, ale w tej samej chwili daleko przed nami 2budzi� si� g��boki grzmot,
kt�ry narastaj�c, nie-
spiesznie bieg� w nasz� stron�.
� Idzie � stary konserwator wskaza� ruchem g�owy przestrze� oceanu. � Zawsze
przed noc�
przylatuj�, tak co pi�tna�cie, dwadzie�cia minut. Kto� mi kiedy� t�umaczy�, sk�d
si� bior�, tylko �e
zapomnia�em.
� Fale? � odruchowo spojrza�em na moje stopy wisz�ce zaledwie metr nad lustrem
wody.
� Tutaj nie dojdzie � uspokoi� mnie. � Tak, fale. Cicho, cicho... i nagle
przylatuje jedna, pojedyncza,
jakby zmyli�a drog� albo uciek�a z miejsca, gdzie w tej chwili szaleje huragan.
A potem znowu nastaje
spok�j i cz�owiek my�li, �e co� mu si� przywidzia�o. Niech si� pan nie boi, nie
przeskoczy falochronu.
Trzeba si� jej strzec^ tylko...
Nie sko�czy�. Zza kamiennego cypla strzeli�a wysoko w g�r� ciemna, zwarta
�ciana, rozpad�a si� na
poja�nia�e pi�ropusze i znikn�a. Przez brzeg przetoczy� si� pot�ny, basowy
huk, od kt�rego zadr�a�y
betonowe przypory kei. Ale u�amek sekundy wcze�niej dobieg� nas wysoki,
rozpaczliwy krzyk.
� Tam kto� jest! � przypomnia�em sobie, �e kiedy przyszed�em, widzia�em przez
moment drobn�
sylwetk� cz�owieka, spaceruj�cego po falochronie. � Niech pan wezwie automaty! �
rzuci�em, nie
ogl�daj�c si�.
Bieg�am ju� w stron� drogi, kt�ra przecina�a pla�� i przechodzi�a w kamienny
ro�ek, os�aniaj�cy akwen
przystani. Nagle stan��em. Zosta�o mi dobre dwie�cie metr�w. Potem musia�bym
przebiec nast�pne
dwie�cie nawierzchni� falochronu. Je�li tam kto� naprawd� potrzebuje pomocy,
przyb�d� za p�no.
Wysoka fala ju� przesz�a, a nast�pna uderzy nie wcze�niej ni� za pi�tna�cie
minut. Zreszt� zawsze
by�em lepszym p�ywakiem ni� biegaczem. Bior�c to wszystko pod uwag�...
� Je�li pan kogo� zauwa�y, prosz� krzykn��! � zawo�a�em zrzucaj�c ubranie.
Spojrza�ern jeszcze
raz w stron� plackowatego cypla, mrugaj�cego ��tym okiem portowej latarenki i
skoczy�em. Woda
zamkn�a si� nade mn�, a kiedy wyp�yn��em, latarnia �wieci�a o kilkana�cie
metr�w bli�ej. Zaczerpn��em
powietrza i zacz��em p�yn�� r�wno, mocno, jak w czasach, kiedy bi�em rekordy
uczelni na ostatnich
przed wakacjami studenckich zawodach. W pewnym momencie z brzegu dogoni� mnie
okrzyk; �Jest!
Jest!".
Unios�em g�ow� i rozejrza�em si�. Mia�em szcz�cie. Nie brak�o go r�wnie� temu
komu� w bia�ym
czepku k�pielowym, na kt�ry akurat w tej chwili pad�o przelotne �wiat�o latarni.
Czepek natychmiast
znikn�� pod powierzchni� wody, ale od miejsca, gdzie to si� sta�o, dzieli�o mnie
nie wi�cej ni� pi��, sze��
metr�w, W dodatku za sob� s�ysza�em ju� wysokie granie automat�w ratowniczych.
Zanurkowa�em i
niemal od razu dostrzeg�em tu� przed sob� unosz�cy si� bezw�adnie bia�awy
kszta�t. Wystarczy� jeden
ruch r�ki, a nast�pnie jedno odbicie si� nogami, abym wraz z ton�cym wr�ci� na
powierzchni�. W tym
samym momencie znalaz�em si� w obj�ciu gi�tkich, silnych ramion, kt�re unios�y
mnie nad wod� i u�o�y�y
na ciep�ym, elastycznym pos�aniu. Chwil� p�niej poczu�em na czole i piersi
dotyk zimnych, kolistych
p�ytek. Chcia�em zobaczy�, co si� dzieje z cz�owiekiem, kt�rego wyci�gn��em, ale
te p�ytki trzyma�y tak
mocno, �e nie mog�em wykona� najmniejszego ruchu,
� Przepraszam � us�ysza�em oboj�tny, uprzejmy g�os. � Pan jest zdrowy. Mog� panu
us�u�y�
jedynie preparatem wzmacniaj�cym. Ma on r�wnie� dzia�anie neurostatyczne.
� Nie trzeba... � zacz��em, ale przerwa�o mi uczucie nag�ego ch�odu w lewym
ramieniu. Zupe�nie,
jakby mnie kto� musn�� koniuszkiem lodowego sopla. Zrozumia�em, �e robot, nie
czekaj�c na moj�
zgod�, uruchomi� automatyczn� strzykawk�. Zaraz potem od-
zyska�em swobod� ruch�w. Usiad�em i rozejrza�em si�. Tkwi�em w pod�u�nym
zag��bieniu, po�rodku
g�rnej pokrywy pojazdu ratowniczego. Za moj� g�ow� znajdowa�a si� niska, gruba
kolumienka z
zamykanym dwiema klapkami otworem, w kt�rym znika�y w�a�nie wysi�gniki,
po��czone, jak zd��y�em
zauwa�y�, wi�zk� cieniutkich kabli. Skrzyd�a kolumienki zatrzasn�y si� i w tej
samej chwili pojazd ruszy�
w stron� przystani.
� Poczekaj! � zawo�a�em. � Co z tym drugim?!
� My�li pan o kobiecie, kt�ra ton�a? Jest ju� przytomna. Zastosowano sztuczne
oddychanie oraz
zastrzyk podtrzymuj�cy akcj� serca.
.� Kobieta? Jak to kobieta? � b�kn��em zaskoczony.
� Niestety, w tej chwili nie jestem w stanie udzieli� panu dok�adniejszych
informacji. Nie przybyli�my
na czas,1 poniewa� w�a�nie �adowali�my ogniwa, a przysta� pozostawa�a chwilowo
pod opiek�
konserwatora. Uruchomiwszy nas na powr�t, musia� nam sam wskaza� kierunek, bo
przecie� nie
utrwalili�my w pami�ci okoliczno�ci alarmu.
A wi�c to dlatego staruszek, przysiad� si� do mnie i cierpliwu wys�uchiwa� moich
zwierze�. Po prostu
czeka�, a� automaty uzupe�ni� zapas energii. A ja m�wi�em, m�wi�em...
Pojazd opad� na powierzchni� wody i znieruchomia�. Unios�em g�ow� i ujrza�em
chud�, wysok� posta�,
stoj�c� na kei. .
� Jeste�cie � us�ysza�em jego odrobin� zdyszany g�os. � Bardzo panu dzi�kuj�.
Gdyby ta
dziewczyna zgin�a, ca�a wina spad�aby na mnie. Powinienem si� by� upewni�, czy
kogo� nie ma w re-
jonie przystani, zaaim wy��czy�em automaty. Nie zrobi�em tego. By�by to pierwszy
nieszcz�liwy wypadek
od wielu, wielu lat.
� Przecie� te automaty i tak w ko�cu wyci�gn�y nas oboje � powiedzia�em.
Aparat, na kt�rym
sta�em, uruchomi� wysi�gnik, by pom�c mi wspi�� si� na nabrze�e. Dwa metry dalej
drugi robot w
identyczny spos�b us�u�y� uratowanej. Kiedy znalaz�a si� na jed-nym poziomie z
nami, zauwa�y�em, �e
by�a szczup�a, zgrabna i bardzo zmarzni�ta. Mia�a na sobie jedynie sk�py bia�y
kostium k�pielowy,
zapinany z przodu na du�� klamr�, utworzon� z trzech cienkich, srebrnych k�ek.
Podobne
demonstrowa�y nam na �Araracie" Kirsti i Jane, ilekro� udawa�y si� ,,do w�d",
jak mawia� Wiktor, to
znaczy do malutkiej kom�rki z gazowym prysznicem.
/�
Odwr�ci�em si� i pobieg�em po ubranie. W�o�y�em koszul� i spodnie, po czym
zaora�em sweter,
b�ogos�awi�c w duchu zapobiegliwo�� mojego tutejszego domowego robota i wr�ci�em
do czekaj�cej bez
ruchu pary.
� Prosz� i� wzi�� � podszed�em do uratowanej, u�miechn��em si� do niej i teraz
dopiero przyjrza�em
si� jej z bliska. Zmartwia�em. Moja r�ka, trzymaj�ca sweter, zatrzyma�a si� wp�
drogi.
Kobieta zdj�a czepek i potrz�sn�a g�ow�. Jej jasne, kr�tko przyci�te w�osy
rozsypa�y si� i'u�o�y�y w
znan� mi ,tak dobrze prost� fryzur�.
� Kirsti � wykrztusi�em. � Kirsti... Ty tutaj?... Dziewczyna znieruchomia�a.
Przez jej twarz
przelatywa�y co chwil� fioletowe b�yski wiruj�cych ni�ej lampek automat�w
ratowniczych. Ca�a scena
wyda�a mi si� nagle tak nierealna, �e ma�o brakowa�o, a by�bym si� g�o�no
roze�mia�. Kirsti! Te� co�!
To nie by�a Kirsti. Wiedzia�em o tym, zanim jeszcze zrobi�em nast�pny krok w jej
stron� i ujrza�em jej^
oczy. Je�li nawet by�y br�zowe, czego teraz mog�em si� tylko domy�la�, to ich
wyraz stanowi� dla mnie
kolejne zaskoczenie. Oprzytomnia�em od razu. Tak ostro, nie, nie ostro, raczej
oschle, w�a�nie: oschle,
Kirsti nie patrzy�aby na nikogo, a ju� na pewno nie na cz�owieka, kt�ry przed
kilkoma minutami ocali� jej
�ycie.
� Przepraszam � powiedzia�em sil�c si� na spok�j. � Jest pani niebywale podobna
do mojej
kole�anki, kt�ra teraz powinna by� bardzo daleko st�d. W pierwszej chwili
pomy�la�em... a raczej w�a�nie
nie zada�em sobie trudu, �eby pomy�le� i dlatego tak m�drze si� zachowa�em.
Prosz� w�o�y� ten sweter.
Inaazej nabawi si� pani kataru, a to podobno jedyna choroba, kt�rej jeszcze nie
lecz� nasze niezawodne
automaty medyczne. Szkoda by�oby przerywa� urlop, �eby szuka� pomocy u �ywego
lekarza.
� Sama jestem lekarzem � jej g�os by� nieco �agodniejszy ni� jej spojrzenie.�
Dzi�kuj� za pomoc.
Podobno, gdyby nie pan, roboty nie zd��y�yby mnie wyci�gn��. Ale to moja wina.
Siedzia�am na
falochronie i my�la�am o niebieskich migda�ach. Kiedy us�ysza�am fal�, zd��y�am
ju� tylko krzykn��.
Dzi�kuj� � powt�rzy�a, bior�c ode mnie sweter, kt�ry natychmiast wci�gn�a przez
g�ow�. Zawin�a
zwisaj�ce r�kawy i m�wi�a dalej: � Mia�am dzisiaj dy�ur. Postanowi�am pop�ywa�
troch� przed snem i...
pop�ywa�am.
Jeszcze raz dzi�kuj�. Moj� sukienk� bawi� si� teraz ryby... czy odwiezie mnie
pan do domu, �ebym
mog�a to zwr�ci�? � spojrza�a na sweter, si�gaj�cy jej niemal do kolan.
� W�a�ciwie automaty powinny wezwa� pogotowie � zdo�a� wtr�ci� stary
konserwator. � Ale skoro
pani sama jest lekarzem i skoro naprawd� czuje si� pani ju� dobrze...
� Karetka czeka � odpowiedzia� mu z do�u, jakby spod ziemi, spokojny g�os.
Odruchowo spojrza�em
w stron� aparat�w ratowniczych. Nikt z nas nie zauwa�y�, kiedy obok nich pojawi�
si� trzeci pojazd,
��dkowaty, z mlecznobia��, otwart� zapraszaj�co kabin�.
� Oczywi�cie, �e pani� odprowadz� � zreflektowa�em si� poniewczasie. Us�ysza�em
jej �miech.
� Niestety! � zawo�a�a z udanym ubolewaniem. � Moi uczeni koledzy, programuj�cy
automaty
pogotowia, zatroszczyli si� o to, �eby kobiety, uratowane przez dzielnych
p�ywak�w, wraca�y grzecznie
do domu! Nawet je�li nie wsi�d�, karetka i tak b�dzie sun�� tu� za mn�. Nici z
naszej randki! Prosz� �
�ci�gn�a sweter i poda�a mi go. � Tam � wskaza�a czekaj�cy pojazd � b�dzie
ciep�o, a poza tym
mieszkam niedaleko st�d. Piechot� mam z domu p� godziny na pla��. No to... do
widzenia �
wyci�gn�a do mnie szczup�� d�o�, kt�r� zupe�nie odruchowo u�cisn��em. Wysz�a z
cienia i �wia-. t�o
Ksi�yca pada�o teraz prosto na jej twarz. By�a wr�cz niesamowicie podobna do
Kirsti. Trudno to nawet
nazwa� podobie�stwem. Mia�a dok�adnie takie same w�osy, nos, usta, tak� sam�
zgrabn�, nieco
ch�opi�c� figur�. Podoba�a mi si� bardzo.
� Do widzenia � wymamrota�em, bezwiednie mn�c w d�oniach wilgotny sweter. *
Karetka z cichym szmerem silnika unios�a si� nad wod�, zatoczy�a �uk i znikn�a
za budynkiem
przystani. Automaty ratownicze zgasi�y fioletowe lampki i ukry�y si� w mroku pod
�cian� kei.
� Jeszcze raz panu dzi�kuj� � powiedzia� stary.� Najad�bym si� wstydu...
� Nie ma za co...
� A swoj� drog�� w jego g�osie zabrzmia�a nagle jaka� fa�szywa nuta, jakby wbrew
sobie sili� si� na
�artobliwy ton, co nie wiedzie� czemu sprawi�o roi przykro�� � powinien pan by�
chocia� zapyta�:. o jej
adres. Jutro m�g�by j� pan odwiedzi�, �eby spyta�, jak si� czuje, Taka �adna
dziewczyna...
Wyprostowa�em si�.
� Zimno � stwierdzi�em. W�o�y�em sweter, u�miechn��em si� przepraszaj�co i
wyci�gn��em .r�k� do
tego cz�owieka, kt�ry, jak wynika�o bardzie j jeszcze z jego zachowania ani�eli
z jego s��w, od dawna
pogodzi� si� z tym, �e los posk�pi� mu szcz�cia w �yciu. U�cisk chudej,
ko�cistej d�oni okaza� si�
nadspodziewanie silny.
� Dobranoc � powiedzia�, � I niech pan nie zapomina, �e zawsze przychodz� tutaj
o tej porze.
� Dobranoc. Nie zapomn� � odrzek�em, postanawiaj�c w duchu, �e trasa moich
wieczornych
spacer�w przez najbli�sze dwa tygodnie b�dzie z daleka omija� miejscow�
przysta�, z jej spokojn�
zatoczk�, jej automatami i kej�, po�o�on� na wprost wschodz�cego Ksi�yca,
kt�rego widok czasem tak
bezsensownie rozwi�zuje ludziom j�zyki
Robot przyni�s� mi gor�c� jak piek�o herbat� i pom�g� mi si� przebra�. Udzieli�
mi te� kilku ojcowskich
przestr�g, dotycz�cych wieczornych k�pieli. Kiedy mu podzi�kowa�em, �yczy� mi
dobrej nocy i znikn��.
Zosta�em sam w du�ym pokoju na dole. Usiad�em naprzeciw okna, z kt�rego mog�em
widzie� jedynie
szczyty mniejszych palm, dziwnie zmienionych w nocnym �wietle. U�o�y�em si�
wygodnie w fotelu i
zamkn��em oczy, ale sen nie przychodzi�. Wida� za d�ugo spa�em po obiedzie.
Po chwili wsta�em, przeszed�em si� od �ciany do �ciany, a nast�pnie uruchomi�em
holowizor,
Nadawano w�a�nie ostatni dziennik. Wzajemne kurtuazyjne wizyty w sze�ciu
pozosta�ych na planecie
bazach wojennych. Obrady przy drzwiach otwartych podko-mitetu prawnego Komisji
Kosmicznej ONZ.
Prezentacja nowej generacji orbitalnych komputer�w dw�ch �wiatowych bank�w
informacji. Dyskusja na
temat sytuacji �ywno�ciowej na subkontynencie indyjskim, I pomy�le�, �e tu, u
nas, nawet do takich
nadmorskich domk�w jedzenie dociera za po�rednictwem centralnej, ca�kowicie
zautomatyzowanej sieci.
aprowizacyjnej. Reporta� z nowej osady -kosmicznej w rejonie asteroid�w. Wywiad
z jakim� uczonym
socjo-nikiem na temat funkcjonowania kana��w demokracji w szesnasto-mliardowym,
globalnym
spo�ecze�stwie. Odkrycia archeologiczne na
dnie Zatoki Gwinejskiej. Festiwal widowisk sferof etycznych w A�-ma-Acie.
Pierwsza kobieta na szczycie
Olimpu, jednej z najwy�szych g�r Marsa...
Wy��czy�em odbiornik. Jakie to wszystko wa�ne. Jak nic z tego nie dotyczy
osobi�cie mnie. Albo tego
starego konserwatora. Ale mo�e zainteresowa�oby pani� doktor?...
Poszed�em na g�r�, rozebra�em si� i zasn��em. W ko�cu nie darmo tak d�ugo uczono
mnie zasypia�
na zam�wienie.
Rozdzia� II
Niebo tego ranka by�o bezchmurne, zreszt� ju� wczoraj m�j domo-wy robot
zapewnia�, �e pogoda nie
zmieni si� przez najbli�sze trzy tygodnie. Kiedy wyszed�em z �azienki, na stole
sta�o �niadanie. Grzanki z
dwoma grubymi plastrami goletu, nad kt�rymi unosi� si� apetyczny dymek, wysoka
szklanka pe�na
musuj�cego witu i ma�y przezroczysty termos z kaw�. Natomiast za sto�em siedzia�
najspokojniej
m�czyzna, spowity w d�ug�, niebiesk� peleryn�, pod kt�r� mia� zielonkaw� bluz�
z wysokim golfem.
Jego twarz by�a nie tyle opalona, ile po prostu ciemna, w dodatku ocieniona
d�ugim daszkiem sztywnej,
owalnej czapki. W pierwszej chwili pomy�la�em, �e to kto� z zarz�du Aitheropolu
przyszed� z
grzeczno�ciow� wizyt�, by przy okazji spyta�, czy nie mam jakich� dodatkowych
�ycze�, kt�rych
spe�nienie uszczupli�oby stan mojego konta na rzecz miejscowej administracji,
ale nieznajomy od razu
wyprowadzi� mnie z b��du. Wsta� i nie zdejmuj�c czapki ani te� nie kwapi�c si� z
podaniem d�oni,
powiedzia�:
� Jestem Robert Stanza. Dla przyjaci� Bob. Wspominam o tym, bo s�dz�, �e
niebawem b�dziemy
sobie m�wi� po imieniu. Lin Ha-gert, prawda?
Wariat albo jaki� miejscowy dziwak. Mo�e na etacie, jako nadprogramowa atrakcja
dla samotnych
urlopowicz�w? Ale jak to si� sta�o, �e robot wpu�ci� go do �rodka? I sk�d ten
typ zna� moje nazwisko?
-- Dla przyjaci� � odpowiedzia�em wpadaj�c w jego ton. � W innym wypadku nie
Lin, a raczej
Lindsay, Czy ma pan zamiar mnie zabi�, czy tylko wyrzuci� z tego pi�knego domku?
U�miechn�� si�. Jego twarz rozci�gn�a si� przy tym jak �le dopasowana maska.
� - To prawda, �e przyszed�em pana st�d zabra� � rzek� odrobin� zbyt mi�kkim,
g��bokim g�osem.
� Ale dopiero po �niadaniu. Prosz�, niech si� pan nie kr�puje � przeni�s�
spojrzenie na zastawiony st�,
� O zabijaniu nie ma, rzecz jasna, mowy. Powiedzia�bym nawet, �e chodzi o co�
wr�cz przeciwnego �
spowa�nia� nagle. - Dobry humor opu�ci� i mnie. Odwr�ci�em si�. �eby zawo�a�
robota.
� Tutejszy automat .jest chwilowo w konserwacji � us�ysza�em g�os nieznajomego,
zanim zd��y�em
otworzy� usta. � Ale Je�li pan czego� potrzebuje, to prosz� mi tylko powiedzie�.
Umiem zast�powa�
roboty.
Przyjrza�em mu si�. Nie �artowa�. Pochyli� lekko g�ow� i patrzy� na mnie, jakby
czekaj�c, czy ka�� mu
posprz�ta� dom, czy te� zaj�� si� strzy�eniem krzew�w w ogrodzie.
Usiad�em i po�o�y�em r�ce na stole.
� Je�li naprawd� chce mi pan zast�pi� robota � powiedzia�em � to prosz� sprawi�,
�ebym m�g�
zje�� �niadanie bez �wiadk�w. Jestem tu na urlopie i nie chcia�bym si�
denerwowa�.
� S�u�� uprzejmie � odrzek�, wstaj�c. Odwr�ci� si� i odszed�. Us�ysza�em jego
lekkie kroki na
schodach. Chwil� p�niej na dole stukn�y drzwi.
Sko�czy�em je��, sam wrzuci�em brudne naczynia do promiennika, bo robota
rzeczywi�cie nie mog�em
si� dowo�a�, po czym powa��sa-�em si� chwil� po domu. W