7311

Szczegóły
Tytuł 7311
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7311 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7311 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7311 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

URSULA K. LE GUIN OPOWIE�CI Z ZIEMIOMORZA SZUKACZ W MROCZNYCH CZASACH Oto pierwsza karta Ksi�gi Mroku, napisanej dawno temu runami hardyckimi: "Po tym, jak Elfarran i Morred zgin�li, a wyspa Solea zaton�a pod falami, Rada M�drc�w w�ada�a w imieniu ch�opca Serriadha, p�ki ten nie obj�� tronu. Panowa� m�drze, lecz kr�tko, po nim za� na Enladzie nasta�o siedmiu kr�l�w. Kraina bogaci�a si� i �y�a w pokoju. I wtedy zjawi�y si� smoki, naje�d�aj�ce zachodnie ziemie. Czarnoksi�nicy na pr�no pr�bowali je powstrzyma�. Kr�l Akambar przeni�s� dw�r z Berili na Enladzie do miasta Havnor. Stamt�d wyruszy� na czele floty przeciw naje�d�com z Krain Kargadzkich i wypar� ich na wsch�d. Oni jednak nadal wysy�ali �upie�cze statki, kt�re zapuszcza�y si� nawet na Morze Najg��bsze. Ostatni z kr�l�w, Maharion, zawar� pok�j ze smokami i Kargami, zap�aci� jednak olbrzymi� cen�, kiedy za� Pier�cie� Runiczny zosta� z�amany, Erreth-Akbe zgin�� w walce z wielkim smokiem, a Maharion �mia�y pad� ofiar� zdrady, zdawa�o si�, �e na Archipelagu niepodzielnie zapanowa�o z�o. Wielu pr�bowa�o obj�� tron Mahariona, nikt jednak nie zdo�a� go utrzyma�, a spory pretendent�w podzieli�y kraj. Miejsce wsp�lnoty i sprawiedliwo�ci zaj�y kaprysy mo�now�adc�w. Szlachetnie urodzeni, kupcy i piraci, ka�dy, kto m�g� sobie pozwoli� na wynaj�cie �o�nierzy i czarnoksi�nik�w, og�asza� si� w�adc� wybranych ziem i miast. Wodzowie czynili z pokonanych niewolnik�w, lecz najemni ch�opi tak�e byli niewolnikami, albowiem tylko panowie bronili ich przed innymi wodzami �upi�cymi wyspy i piratami n�kaj�cymi porty, a tak�e bandami nieszcz�snych banit�w, kt�rych g��d popycha� do rabunku". Ksi�ga Mroku powsta�a pod koniec czas�w, o kt�rych traktuje. To zbi�r wzajemnie sprzecznych opowie�ci, cz�ciowych biografii i zniekszta�conych legend. Jest jednym z nielicznych relikt�w pochodz�cych z Mrocznych Lat, gdy� z�aknieni pochwa�, nie prawdziwych historii wodzowie palili ksi��ki, z kt�rych jaki� pozbawiony w�adzy biedak m�g� nauczy� si�, jak j� zdoby�. Kiedy jednak do r�k wojownika trafia�a ksi�ga wiedzy czarnoksi�skiej, zwykle zamyka� j� w skarbcu b�d� oddawa� naj�temu przez siebie magowi. Na marginesach obok zakl�� i spis�w imion, a tak�e na ostatnich kartach owych ksi�g wiedzy czarownik b�d� jego ucze� notowa� wybuch zarazy, g��d, napa��, zmian� pana, a tak�e zakl�cia u�yte przy tych okazjach i ich skuteczno��. Podobne zapiski ujawniaj� od czasu do czasu chwile ja�niejsze, lecz nadal otoczone ciemno�ci�. Chwile te s� niczym o�wietlony statek widziany przez moment w deszczow� noc daleko w morzu. O owych czasach traktuj� jeszcze pie�ni, stare ballady i za�piewki z ma�ych wysepek i spokojnych wy�yn Havnoru. Wielki Port Havnor to miasto le��ce w sercu �wiata, miasto bia�ych wie� nad zatok�. Na najwy�szej z nich miecz Erreth-Akbego odbija pierwsze i ostatnie promienie s�o�ca. Przez Havnor przep�ywa ca�y handel, ca�e rzemios�o i nauka Ziemiomorza, niezmierzone bogactwa Archipelagu. Tam te� zasiada kr�l, kt�ry powr�ci� po scaleniu Pier�cienia i by�a to oznaka uzdrowienia �wiata. A w dawnych czasach w owym mie�cie m�czy�ni i kobiety z wyspy rozmawiali ze smokami. Havnor jest jednak tak�e Wielk� Wysp�, rozleg��, bogat� krain�. W miastach w g��bi l�du, na farmach pokrywaj�cych zbocza g�ry Onn praktycznie nic si� nie zmienia. W tamtych okolicach warta za�piewania pie�� kiedy� zn�w zostanie za�piewana. Starcy w tamtejszych tawernach opowiadaj� o Morredzie, jakby znali go sami w czasach bohaterskiej m�odo�ci, a dziewki zaganiaj�ce krowy do obory snuj� opowie�ci o Kobietach D�oni, zapomnianych wsz�dzie indziej, nawet na Roke, ale nie po�r�d owych cichych, zalanych promieniami s�o�ca dr�g i p�l, w kuchniach, przy paleniskach, wok� kt�rych pracuj� i rozmawiaj� stateczne gospodynie. W czasach kr�l�w magowie zbierali si� na dworze enladzkim, a p�niej w Havnorze, aby doradza� kr�lowi i sobie nawzajem, korzystaj�c ze swej mocy do osi�gania cel�w, kt�re uznali za s�uszne. Lecz w owych mrocznych latach czarnoksi�nicy sprzedawali us�ugi temu, kto p�aci� najwi�cej. Staczali pojedynki i walki na czary, nie dbaj�c o z�o, kt�re czyni�; czasem nawet czynili je �wiadomie. G��d i zarazy, wysychanie �r�de�, wiosny bez deszczu i zimy bez wiosny, narodziny chorych, kalekich m�odych w�r�d owiec i byd�a, narodziny chorych i kalekich dzieci na wyspach - wszystko to przypisywano praktykom czarodziej�w i czarownic, cz�sto nie bez podstaw. Praktykowanie magii sta�o si� zaj�ciem niebezpiecznym - chyba �e kto� zapewni� sobie ochron� silnego wodza, lecz nawet wtedy m�g� zgin�� w starciu z czarnoksi�nikiem pot�niejszym od siebie. A je�li mag przesta� mie� si� na baczno�ci w�r�d zwyk�ych ludzi, tak�e m�g� zgin��, wyspiarze bowiem uwa�ali go za �r�d�o najgorszego z�a, wcielenie grozy. W owych latach wed�ug zwyk�ych ludzi istnia�a wy��cznie czarna magia. Wtedy w�a�nie wioskowe sztuczki i - przede wszystkim - kobiece czary zyska�y sobie z�� s�aw�, kt�ra przylgn�a do nich na dobre. Czarownice s�ono p�aci�y za uprawianie sztuki, kt�r� uzna�y za w�asn�. Opieka nad ci�arnymi niewiastami i zwierz�tami, porody, nauka pie�ni i rytua��w, dogl�danie porz�dku w polu i ogrodzie, budowa i sprz�tanie domu, dbanie o meble, wydobycie rud i metali zawsze nale�a�y do obowi�zk�w kobiet. Czarownice wymienia�y si� licznymi zakl�ciami i urokami zapewniaj�cymi powodzenie w owych przedsi�wzi�ciach. Gdy jednak co� posz�o nie tak podczas narodzin b�d� w polu, win� przypisywano wied�mie, a walki czarnoksi�nik�w u�ywaj�cych beztrosko trucizn i kl�tw do zapewnienia sobie tymczasowej przewagi bez wzgl�du na dalsze konsekwencje sprawia�y, i� wypadki zdarza�y si� coraz cz�ciej. Magowie wywo�ywali susze i powodzie, nieurodzaje, po�ary i choroby, a za ich winy cierpia�a wioskowa czarownica. Biedaczka nie wiedzia�a, czemu jej uzdrawiaj�cy urok przeklina� ran� i wywo�ywa� gangren�, czemu dziecko, kt�re sprowadzi�a na �wiat, okazywa�o si� imbecylem, dlaczego b�ogos�awie�stwo wypala�o ziarno w bruzdach i niszczy�o jab�ka na drzewie. Kto� jednak musia� za to zap�aci�, a wied�ma b�d� czarodziej byli pod r�k� w samej wiosce i mie�cie, nie w zamku w�adcy czy twierdzy strze�onej przez zbrojnych i ochronne zakl�cia. Czarodzieje i czarownice ton�li w zatrutych studniach, p�on�li na dotkni�tych susz� polach, gin�li pogrzebani �ywcem, by u�y�ni� martw� ziemi�. Tak tedy stosowanie i nauka ich sztuki sta�y si� niebezpieczne. Ci, kt�rzy si� ni� zajmowali, cz�sto i tak nale�eli do grona wyrzutk�w, kalek, szale�c�w, ludzi samotnych, starc�w - kobiet i m�czyzn maj�cych niewiele do stracenia. M�drzy m�czy�ni i kobiety, szanowani i ciesz�cy si� zaufaniem mieszka�c�w, ust�pili pola groteskowym, nieporadnym, wioskowym czarownikom znaj�cym tylko n�dzne sztuczki i wied�mom, kt�rych mikstury wywo�uj� jedynie ��dze, zazdro�� i nienawi��. Magiczny talent u dziecka sta� si� czym� strasznym. Rodzice l�kali si� go i ukrywali. Oto opowie�� z owych czas�w. Cz�� z niej pochodzi z Ksi�gi Mroku, inne fragmenty z Haynoru, z gospodarstw na g�rze Onn i w�r�d las�w Faliernu. Z podobnych urywk�w i fragment�w da si� z�o�y� ca�� histori�. Cho� jest lekka i zwiewna, utkana na wp� z pog�osek i domys��w, mo�e jednak okaza� si� prawd�. To opowie�� o Za�o�eniu Roke, a je�li mistrzowie z Roke twierdz�, �e nie tak to wygl�da�o, niech opowiedz�, jak szko�a powsta�a naprawd�. Czasy, w kt�rych Roke sta�a si� wysp� czarnoksi�nik�w, spowija bowiem mg�a i mo�liwe, i� umie�cili j� tam sami czarnoksi�nicy. WYDRA W naszym strumyku mieszka wydra, Przebieg�a i jak cz�owiek chytra, Wszelkie magiczne zna zakl�cia, Mow� cz�owieka i zwierz�cia, A woda p�ynie bystro w dal, A woda p�ynie w dal. Wydra by� synem szkutnika pracuj�cego w dokach Wielkiego Portu Havnor. Imi� u�ytkowe nada�a mu matka. Pochodzi�a z farmy w wiosce Skraj Drogi na p�nocny zach�d od g�ry Onn. Przyby�a do miasta jak wielu innych, w poszukiwaniu pracy. Szkutnik i jego rodzina, porz�dni ludzie, uczciwie pracuj�cy w ci�kich czasach, woleli nie rzuca� si� w oczy, by nie sprowadzi� na siebie nieszcz�cia. Kiedy wi�c zrozumieli, �e ch�opak obdarzony zosta� talentem magicznym, ojciec pr�bowa� wybi� mu go z g�owy. - R�wnie dobrze m�g�by� bi� chmur� za to, �e deszcz z niej pada - powiedzia�a matka Wydry. - Uwa�aj, by� nie wbi� go w gniew - doda�a ciotka. - I �eby zakl�ciem nie zwr�ci� na ciebie twego w�asnego pasa - rzek� wuj. Ch�opak jednak nie uciek� si� do �adnych sztuczek. W milczeniu zbiera� ci�gi i uczy� si� ukrywa� sw�j dar. Magia wcale nie wydawa�a mu si� czym� wielkim. Za�wiecenie srebrzystego �wiate�ka w ciemnym pokoju, odnalezienie zgubionej szpilki sam� my�l� i naprawa uszkodzonych spoje� - po prostu przesuwa� d�oni� nad drewnem i przemawia� do niego - przychodzi�y mu �atwo, a� nie pojmowa�, czemu inni tak bardzo si� tym przejmuj�. Ojciec jednak w�cieka� si�, gdy ch�opak u�atwia� sobie prac�. Kiedy� nawet, gdy Wydra przemawia� do drewna, ojciec uderzy� go w usta i kaza� pos�ugiwa� si� wy��cznie narz�dziami, w milczeniu. - Zupe�nie jakby� znalaz� wspania�y klejnot - pr�bowa�a wyja�ni� mu matka. - C� m�g�by pocz�� z diamentem kto� z nas? Tylko ukry�. Ka�dy, kto mia�by do�� pieni�dzy, by go od nas kupi�, mia�by te� do�� si�, by nas zabi�. Ukrywaj sw�j talent i trzymaj si� z daleka od wielkich ludzi i ich sztukmistrz�w! W owych czasach czarodziej�w nazywano sztukmistrzami. Jedn� ze zdolno�ci, jakie niesie ze sob� magiczna moc, jest rozpoznawanie mocy u innych. Czarodziej zawsze pozna czarodzieja. Ukrycie si� wymaga wiedzy i umiej�tno�ci, a ch�opak dysponowa� wiedz� jedynie z zakresu budowy �odzi, kt�r� to dziedzin� zg��bi� ju� w wieku dwunastu lat. W owym czasie po�o�na, kt�ra pomog�a matce przy jego narodzinach, odwiedzi�a ich i powiedzia�a: - Przysy�ajcie do mnie Wydr�, gdy ju� sko�czy prac�. Musi pozna� pie�ni i przygotowa� si� do dnia nadania imienia. Tak te� by� powinno, bo to samo uczyni�a dla najstarszej siostry ch�opaka, rodzice zatem zacz�li posy�a� go do niej wieczorami. Ona jednak nauczy�a Wydr� czego� wi�cej ni� tylko pie�ni o Stworzeniu. Wraz z grupk� ludzi, zwykle nie rzucaj�cych si� w oczy, a czasem o w�tpliwej reputacji, dysponowa�a niewielkim magicznym darem. Wszyscy w sekrecie wymieniali si� strz�pkami ocala�ej wiedzy. "Talent bez nauki jest jak statek bez steru", m�wili Wydrze, ucz�c go wszystkiego, co sami wiedzieli. Nie by�o tego wiele, kry�y si� w tym jednak zacz�tki wielkiej sztuki i cho� ch�opak czu� si� �le, oszukuj�c rodzic�w, nie potrafi� si� oprze� - ch�on�� wiedz�, uprzejmo�� i pochwa�y swych biednych nauczycieli. "To ci nie zaszkodzi, je�li nie wykorzystasz swej wiedzy do wyrz�dzania szkody innym", m�wili, a on ch�tnie przyrzek�, i� tego nie uczyni. Nad strumieniem Serrenen, p�yn�cym pod zachodnim murem miasta, po�o�na nada�a Wydrze jego prawdziwe imi�, pod kt�rym znany jest do dzi� na wyspach daleko od Havnoru. W�r�d jego nauczycieli by� te� starzec nazywany Zmian�. Nauczy� on Wydr� kilku zakl�� iluzji. A kiedy ch�opak sko�czy� pi�tna�cie lat, starzec zabra� go na pole obok strumienia, by pokaza� mu jedyne znane sobie zakl�cie prawdziwej przemiany. - Najpierw zobaczmy, jak zamieniasz tamten krzak w podobizn� drzewa - rzek�. Wydra pos�ucha� natychmiast. �atwo��, z jak� przychodzi�y mu iluzje, zaniepokoi�a starego cz�owieka. Wydra musia� b�aga� go i n�ka� o nast�pn� lekcj�. W ko�cu, kln�c si� na swe prawdziwe tajemne imi�, przysi�g�, �e je�li pozna wielkie zakl�cie Zmiany, skorzysta z niego wy��cznie dla ocalenia �ycia w�asnego b�d� innego cz�owieka. W�wczas starzec nauczy� go zakl�cia. Ale co mi po nim, skoro musz� je ukrywa�, pomy�la� Wydra. M�g� natomiast swobodnie korzysta� z tego, czego si� nauczy�, pracuj�c z ojcem i wujem w dokach. Powoli stawa� si� zr�cznym rzemie�lnikiem. Nawet ojciec musia� to przyzna�. Losen, pirat, kt�ry sam si� nazwa� kr�lem Morza Najg��bszego, by� w�wczas najpot�niejszym wodzem w mie�cie oraz na wsch�d i p�noc od Havnoru. Haracze sp�ywaj�ce z bogatych ziem przeznacza� na powi�kszanie w�asnej armii i floty, kt�re wysy�a� po niewolnik�w i �upy z innych wysp. Wuj Wydry lubi� powtarza�, �e port �yje dzi�ki Losenowi. Szkutnicy byli mu wdzi�czni, bo mieli prac�. W czasach tych bowiem ludzie szukaj�cy zarobku ko�czyli zwykle jako �ebracy, we dworze Mahariona za� harcowa�y szczury. "Pracujemy uczciwie - dodawa� ojciec Wydry - a to, do czego zostanie wykorzystane nasze dzie�o, nie powinno nas w ko�cu obchodzi�". Lecz inna wiedza, kt�r� wpojono Wydrze, sprawi�a, �e sta� si� bardzo czu�y na podobne sprawy. Dr�czy�o go sumienie. Wielka galera, kt�r� w�a�nie budowali, mia�a pop�yn�� na wojn�, poruszana wios�ami niewolnik�w Losena, i sprowadzi� kolejnych niewolnik�w. My�l o tym, ile z�a sprawi� ludzie dzi�ki temu statkowi, nie dawa�a mu spokoju. - Czemu nie mo�emy budowa� rybackich �odzi, jak kiedy�? - spyta�. - Bo rybak�w nie sta� na zap�at� - odpar� ojciec. - Nie p�ac� tyle co Losen, owszem, ale utrzymaliby�my si� z tego - upiera� si� Wydra. - My�lisz, �e mog� odrzuci� zam�wienie kr�la? Chcesz, bym zasiad� przy wios�ach obok innych niewolnik�w? Rusz g�ow�, ch�opcze! Tote� Wydra pracowa� z jasnym umys�em i gniewem w sercu. �yli jak w wi�zieniu. Po co komu moc, pomy�la�, je�li nie po to, by si� uwolni�? Sumienie rzemie�lnika nie pozwoli�oby mu uszkodzi� desek statku. Sumienie czarodzieja podpowiada�o, i� m�g�by rzuci� na niego kl�tw�, zakl�cie wplecione w same belki i �ebra. Czy w ten spos�b wykorzysta�by sw�j tajemny dar w s�usznym celu? Owszem, wyrz�dzi�by krzywd�, ale tylko krzywdzicielom. Nie wspomina� o tym �adnemu nauczycielowi. Je�li post�powa� �le, to nie z ich winy i nie powinni o tym wiedzie�. D�ugo zastanawia� si�, co zrobi�, przygotowywa� si�, starannie buduj�c zakl�cie. Stanowi�o ono odwrotno�� uroku znajdowania. Urok gubienia. Tak je nazwa�. Statek b�dzie �wietnie p�ywa�, s�ucha� steru i manewrowa�, ale nie do ko�ca. Tylko tak potrafi� przeszkodzi� wykorzystaniu uczciwej pracy do niegodnych cel�w. By� z siebie bardzo zadowolony. Gdy galera zosta�a ju� zwodowana (i zgrabnie ko�ysa�a si� na fali; wada mia�a ujawni� si� dopiero na pe�nym morzu), nie potrafi� d�u�ej ukrywa� przed nauczycielami tego, co zrobi�. Podzieli� si� zatem nowin� z niewielkim kr�giem starc�w i po�o�nych, a tak�e z m�odym garbusem, kt�ry umia� rozmawia� z umar�ymi, i �lep� dziewczyn� znaj�c� imiona r�nych istot. Opowiedzia� im o swej sztuczce. �lepa dziewczyna za�mia�a si�, starsi jednak rzekli: - Uwa�aj. B�d� ostro�ny. Nie ujawniaj si�. *** Losen mia� w�r�d swych ludzi m�czyzn�, kt�ry zwa� si� Ogarem, bo jak sam mawia�, mia� nosa do czar�w. Jego zadaniem by�o obw�chiwanie jedzenia i picia Losena, jego stroj�w i kobiet, wszystkiego, co wr�g m�g� wykorzysta� przeciwko kr�lowi pirat�w. Bada� te� uwa�nie wszystkie okr�ty. Statek to krucha �upina w�r�d niebezpiecznego �ywio�u, wra�liwa na zakl�cia i uroki. Gdy tylko Ogar znalaz� si� na pok�adzie nowej galery, poczu� co� dziwnego. - No, no - mrucza�. - Czyja to sprawka? - Podszed� do steru i po�o�y� na nim d�o�. - Sprytne! - mrukn�� do siebie. - Ale kto to zrobi�? Chyba kto� nowy. - Z uznaniem poci�gn�� nosem. - Bardzo sprytne - doda�. Przybyli do domu przy ulicy Szkutnik�w po zmroku. Wywa�yli drzwi. Ogar stoj�cy po�r�d grupki zbrojnych rzek�: - Tylko jego. Reszt� pu��cie. - Zwracaj�c si� do Wydry, doda� niskim, przyjaznym tonem: - Nie bro� si�. Wyczuwa� w m�odzie�cu wielk� si��, tak wielk�, �e nieco si� go obawia�. Lecz strach Wydry okaza� si� zbyt silny, a umiej�tno�ci zbyt sk�pe, by m�g� skorzysta� z magii, aby si� uwolni� b�d� powstrzyma� napastnik�w. Rzuci� si� na nich i zacz�� walczy� niczym zwierz�, p�ki go nie og�uszyli. Potem z�amali szcz�k� ojcu i pobili do nieprzytomno�ci ciotk� i matk�, by ich nauczy�, �e nie warto wychowywa� sztukmistrz�w. Zabrali Wydr� i odeszli. Na w�skiej uliczce nie otwar�y si� �adne drzwi. Nikt nie wyjrza�, by przekona� si�, co to za ha�as. Min�o sporo czasu od odej�cia zbrojnych, nim pierwsi s�siedzi wykradli si� z dom�w i zacz�li pociesza� rodzin� Wydry. - Ten magiczny dar to prawdziwe przekle�stwo! - powtarzali. Ogar poinformowa� swojego pana, �e uj�li ju� tego, kt�ry rzuci� czar. - Dla kogo pracowa�? - spyta� Losen. - Pracowa� w waszej stoczni, wasza wysoko��. - Losen uwielbia� wynios�e tytu�y. - Kto go wynaj��, �eby przekl�� statek, g�upcze? - Najwyra�niej by� to jego w�asny pomys�. - Ale czemu? Co mu z tego przysz�o? Ogar wzruszy� ramionami. Nie zamierza� m�wi� Losenowi, �e ludzie darz� go bezinteresown� nienawi�ci�. - M�wisz, �e ma dar. Mo�esz go wykorzysta�? - Mog� spr�bowa�, wasza wysoko��. - Poskrom go albo urz�d� mu pogrzeb - poleci� Losen i zaj�� si� wa�niejszymi sprawami. Skromni nauczyciele Wydry wpoili mu dum� i przekazali g��bok� pogard� wobec czarnoksi�nik�w, kt�rzy pracowali dla takich ludzi jak Losen, pozwalali, by strach b�d� chciwo�� zwr�ci�y magi� na manowce. Dla niego nie by�o niczego gorszego ni� podobna zdrada magicznej sztuki. Tote� martwi� go fakt, �e nie potrafi gardzi� Ogarem. Zamkni�to go w sk�adzie w jednym ze starych pa�ac�w zaj�tych przez Losena. Pomieszczenie nie mia�o okien. Drzwi zrobiono z d�bowych desek okutych �elazem. Rzucono na nie zakl�cia, kt�re zatrzyma�yby nawet znacznie bardziej do�wiadczonego maga. Losenowi s�u�yli bardzo pot�ni czarnoksi�nicy. Ogar nie uwa�a� si� za jednego z nich. "Mam tylko nos", mawia�. Co dzie� wpada� z wizyt�, �eby sprawdzi�, jak Wydra dochodzi do siebie po pobiciu. Wydrze wydawa� si� szczery i pe�en dobrych ch�ci. - Je�li nie zechcesz dla nas pracowa�, zabij� ci� - rzek� Ogar. - Losen nie mo�e pozwoli�, by� dzia�a� na wolno�ci. Lepiej zatrudnij si� u niego, p�ki ci� chce. - Nie mog�. Dla Wydry by�o to zwyk�e stwierdzenie przykrego faktu, nie decyzja moralna. Ogar spojrza� na niego z aprobat�. �yj�c u boku kr�la pirat�w, mia� powy�ej uszu gr�b i przechwa�ek brutali i chwalipi�t�w. - W czym jeste� najmocniejszy? Wydra nie mia� ochoty odpowiada�. Polubi� Ogara, ale nie zamierza� mu ufa�. - W zmianach postaci - wymamrota� w ko�cu. - Przyjmowaniu r�nych postaci? - Nie, zwyk�ych sztuczkach. Jak pozorna zamiana li�cia w bry�k� z�ota. W owych czasach nie miano jeszcze ustalonych nazw dla magicznych sztuk, nie dostrzegano te� ��cz�cych ich wi�zi. Jak powiedzieliby p�niej m�drcy z Roke, wiedza �wczesnych ludzi pozbawiona by�a podstaw naukowych. Ogar jednak orientowa� si� doskonale, �e jego wi�zie� ukrywa swe zdolno�ci. - Nie potrafisz zmieni� w�asnej postaci, nawet pozornie? Wydra wzruszy� ramionami. K�amstwa przychodzi�y mu z trudem. S�dzi�, �e dzieje si� tak, bo nie ma do�wiadczenia, Ogar jednak wiedzia�, �e sama magia stawia op�r k�amstwom. Sztuczki, z�udzenia, udawane rozmowy ze zmar�ymi to fa�szywa magia, szk�o wobec diamentu, mosi�dz przy z�ocie. S� oszuka�stwem; na podobnej glebie k�amstwo wr�cz rozkwita. Natomiast sztuka magiczna, cho� mo�na dzi�ki niej sprawia� tak�e z�o, wi��e si� z tym, co prawdziwe. Jej s�owa to prawdziwe s�owa. Prawdziwemu czarodziejowi trudno k�ama� o swej sztuce. W g��bi serca wie, �e raz wym�wione k�amstwo mo�e zmieni� ca�y �wiat. Ogar po�a�owa� ch�opaka. - Wiesz chyba, �e gdyby przes�ucha� ci� Gelluk, jednym s�owem wydoby�by z ciebie wszystko, co ci wiadomo, a jednocze�nie pozbawi� rozumu? Widzia�em, co zostawia po sobie Bia�a Twarz, gdy zadaje pytania. - M�wi� o g��wnym magu Losena, Gelluku, bia�ym cz�owieku z p�nocy. W Havnorze powszechnie si� go l�kano. - Czy potrafisz pracowa� z wiatrem? Wydra zawaha� si�. - Tak. - Masz worek? Zaklinacze pogody zawsze nosili przy sobie sk�rzane worki, w kt�rych, jak twierdzili, przechowywali wiatry. Rozwi�zywali swe worki, by wypu�ci� przychylny wiatr b�d� schwyta� przeciwny. Mo�e by�y to tylko popisy, lecz ka�dy zaklinacz pogody mia� sw�j worek, niewa�ne - wielki czy ma�y. - W domu - rzek� Wydra. Nie k�ama�. Rzeczywi�ci mia� w domu worek; przechowywa� w nim najlepsze narz�dzia i poziomice. Nie k�ama� te� co do wiatru. Kilka razy uda�o mu si� przywo�a� magiczny wiatr i wype�ni� nim �agiel �odzi. Nie mia� natomiast poj�cia, jak walczy� ze sztormem, a to musi wiedzie� ka�dy zaklinacz pogody. Uzna� jednak, i� woli zgin�� podczas huraganu, ni� da� si� zabi� w tej dziurze. - Nie zechcia�by� wykorzysta� swych zdolno�ci w s�u�bie kr�la? - Ziemiomorze nie ma kr�la - oznajmi� m�odzieniec stanowczo. - W s�u�bie mojego pana - poprawi� si� Ogar, nie trac�c cierpliwo�ci. - Nie. - Wydra zn�w si� zawaha�. Czu�, �e winien jest swemu rozm�wcy wyja�nienie. - To nie tak, �e nie chc�. Nie mog�. My�la�em, czy nie wbi� ko�k�w w poszycie galery obok kilu. Na pe�nym morzu, gdy deski zacz�yby pracowa�, ko�ki by wypad�y. - Ogar przytakn��. - Ale nie mog�em. Jestem szkutnikiem. Nie potrafi� zbudowa� statku, kt�ry zaton��by razem z lud�mi. Moje r�ce nie by�y do tego zdolne. Zrobi�em wi�c, co mog�em. Sprawi�em, �e galera s�ucha�aby siebie, nie jego. Ogar u�miechn�� si�. - A im nie uda�o si� tego odczyni�. Bia�a Twarz ca�y dzie� �azi� wczoraj po statku, mamrocz�c pod nosem. Kaza� wymieni� ster. - To nic nie da. - M�g�by� zdj�� to zakl�cie. Na wym�czonej, poobijanej twarzy Wydry b�ysn�� u�mieszek samozadowolenia. - Nie. Nie s�dz�, by komukolwiek si� to uda�o. - Szkoda. To mog�oby by� niez�� kart� przetargow�. Wydra nie odpowiedzia�. - Nos to rzecz po�yteczna, kt�r� mo�na sprzeda� - ci�gn�� Ogar. - Nie �ebym t�skni� za konkurencj�, ale szukacz zawsze znajdzie prac�. Tak powiadaj�. By�e� kiedy� w kopalni? U mag�w umiej�tno�� zgadywania bliska jest wiedzy �cis�ej, cho� czarodziej zwykle nie zdaje sobie sprawy z tego, co w�a�ciwie wie. Pierwsz� oznak� talentu Wydry, gdy ch�opak mia� dwa, trzy lata, by�a zdolno�� odnajdywania wszystkiego co zagubione - upuszczonego gwo�dzia, od�o�onego na bok narz�dzia. Wystarczy�o, by rozumia� jego nazw�. W dzieci�stwie uwielbia� wymyka� si� samotnie za miasto i wa��sa� �cie�kami po wzg�rzach. Podeszwami bosych st�p i ca�ym cia�em wyczuwa� w�wczas ukryte pod ziemi� cieki wodne, �y�y i skupiska rudy, splataj�ce si� warstwy r�nych rodzaj�w ska�y i ziemi, zupe�nie jakby spacerowa� po ogromnej budowli. Widzia� komnaty i korytarze, zej�cia do przestronnych podziemi, po�ysk srebra na �cianach, jak gdyby jego cia�o ��czy�o si� z ziemi�. Zna� jej narz�dy, t�tnice i mi�nie tak jak w�asne. Moc ta radowa�a go w dzieci�stwie. Nigdy nie pr�bowa� jej wykorzysta�. To by� jego sekret. Nie odpowiedzia� na pytanie Ogara. - Co jest pod nami? - Ogar wskaza� pod�og� wy�o�on� nieg�adzonymi kamiennymi p�ytami. Ch�opak milcza� chwil�. - Glina i �wir, a ni�ej ska�a, w kt�rej kryj� si� granaty. Warstwa tych ska� le�y pod ca�� t� cz�ci� miasta. Nie znam ich nazw. - M�g�by� si� nauczy�. - Umiem budowa� �odzie, �eglowa�. - Lepiej si� trzymaj z dala od statk�w, walk, aborda�y. Kr�l otworzy� stare kopalnie w Samory po drugiej stronie g�ry. Tam zejdziesz mu z oczu. Musisz dla niego pracowa�, je�li chcesz pozosta� przy �yciu. Dopilnuj�, by ci� tam wys�ano. Je�li zechcesz. Wydra znowu przez chwil� milcza�. - Dzi�ki - odezwa� si� wreszcie i spojrza� na Ogara przelotnie, pytaj�co. Zupe�nie jakby pr�bowa� go os�dzi�. Ten cz�owiek uwi�zi� go, patrzy�, jak jego zbrojni bij� do nieprzytomno�ci ojca i kobiety z rodziny Wydry, nie powstrzyma� ich - a jednak przemawia� jak przyjaciel. Czemu? - pyta� ch�opak spojrzeniem. - My, sztukmistrze, powinni�my trzyma� si� razem - odpowiedzia� Ogar na niewypowiedziane pytanie. - Ci, kt�rym brak naszej sztuki, kt�rzy maj� wy��cznie bogactwa, stawiaj� nas przeciw sobie. To oni zyskuj�, nie my. Sprzedajemy im nasz� moc. Czemu? Gdyby�my razem wzi�li si� do pracy, lepiej by si� nam wiod�o. Tak my�l�. Wysy�aj�c m�odzie�ca do Samory, Ogar mia� dobre zamiary, nie zdawa� sobie jednak sprawy, jak silna jest wola Wydry. Podobnie zreszt� sam Wydra. Zanadto przywyk� do s�uchania innych, by dostrzec, �e w istocie zawsze kroczy� w�asn� �cie�k�. By� te� za m�ody, by wierzy�, �e z�a decyzja mo�e doprowadzi� go do zguby. Gdy tylko wyprowadz� go z celi, zamierza� u�y� zakl�cia starego Zmiany, przemieni� si� i uciec. Niew�tpliwie grozi�a mu �mier�, m�g� zatem skorzysta� z zakl�cia. Nie potrafi� si� tylko zdecydowa�, jak� posta� przybra� - ptaka, smu�ki dymu? Co by�oby najbezpieczniejsze? Lecz ludzie Losena przywykli do sztuczek mag�w, tote� podali mu narkotyk i nieprzytomnego rzucili niczym worek owsa na zaprz�ony w mu�y w�z. Gdy Wydra zacz�� okazywa� oznaki powrotu przytomno�ci, jeden z m�czyzn og�uszy� go ciosem w g�ow�, komentuj�c, �e powinien wi�cej odpoczywa�. Kiedy s�aby, dr�czony b�lem g�owy i md�o�ciami po truci�nie w ko�cu doszed� do siebie, znajdowa� si� w pomieszczeniu o ceglanych �cianach i zamurowanych oknach. Drzwi nie mia�y zasuwy ani widocznego zamka, gdy jednak spr�bowa� wsta� z ziemi, poczu� opasuj�ce cia�o i umys� wi�zy magii, silne, niezniszczalne, zaciskaj�ce si� przy ka�dym ruchu. Wsta�, ale nie m�g� ju� post�pi� cho�by kroku w stron� drzwi. Nie zdo�a�by unie�� r�ki. By�o to straszne wra�enie, zupe�nie jakby jego mi�nie nale�a�y do kogo� innego. Usiad� na ziemi, staraj�c si� nie rusza�. Obr�cz zakl�� wok� piersi nie pozwala�a mu g��biej odetchn��. Umys� tak�e wydawa� si� skr�powany, jakby my�li st�oczono w za ma�ej przestrzeni. Po d�ugim czasie do �rodka wesz�o kilku ludzi. Nie m�g� nic zrobi�. Bezradnie czeka�, podczas gdy kneblowali go i wi�zali mu r�ce za plecami. - Teraz nie mo�esz rzuca� czar�w i zakl��, m�odzie�cze - oznajmi� m�czyzna o szerokich ramionach i gro�nej twarzy; inni nazywali go Batem. - Mo�esz jednak kiwa� g�ow�, prawda? Wys�ali ci� tu jako r�d�karza. Je�li dobrze si� spiszesz, zas�u�ysz sobie na smaczn� straw� i spokojny sen. Masz szuka� cynobru. Mag kr�la twierdzi, �e jest gdzie� tutaj, w okolicy starej kopalni. Lepiej zatem, �eby�my go znale�li. Teraz ci� wyprowadz�. Jestem jak r�d�karz. Ty jeste� moj� r�d�k�. Ty prowadzisz. Je�li zechcesz skr�ci� w jedn� b�d� drug� stron�, obr�� g�ow�, a gdy zorientujesz si�, �e �y�a jest pod nami, tupnij, o tak. Umowa stoi? Je�li ty b�dziesz gra� uczciwie, ja tak�e. - Czeka�, lecz Wydra sta� bez ruchu. - A d�saj si� - powiedzia� Bat. - Je�li nie spodoba ci si� ta praca, s� jeszcze piece. Wyprowadzi� Wydr� na o�lepiaj�ce poranne s�o�ce. Gdy ch�opak wyszed� z celi, poczu�, jak magiczne p�ta opadaj�. Jednak�e wok� budynk�w rozsnuto inne zakl�cia. Szczeg�lnie g�sto otacza�y wysok� kamienn� wie��. W powietrzu czu� lepkie nici oporu i odrazy. Kiedy spr�bowa� si� przez nie przecisn��, twarz i brzuch zabola�y gwa�townie, jakby kto� d�gn�� je no�em. Przera�ony spu�ci� wzrok w poszukiwaniu rany, niczego jednak nie dostrzeg�. Skr�powany i zakneblowany, pozbawiony g�osu i r�k, kt�rymi rzuca� zakl�cia, nie m�g� niczego zrobi�. Bat zawi�za� mu wok� szyi obro�� splecion� z rzemieni. Smycz mocno trzyma� w d�oni. Pozwoli� ch�opakowi wej�� w kilka zakl��; po tym do�wiadczeniu Wydra zacz�� ich unika�. Natychmiast dostrzega�, gdzie si� kryj�. Piaszczyste �cie�ki skr�ca�y, by je omin��. Uwi�zany niczym pies, powoli szed� naprz�d. Rozejrza� si� wok�, dr��c z obrzydzenia i w�ciek�o�ci: kamienna wie�a, stosy drewna obok szerokiego wej�cia, widoczne w dole zardzewia�e ko�a i maszyny, wielkie sterty �wiru i gliny. Zakr�ci�o mu si� w obola�ej g�owie. - Je�li� r�d�karzem, zaczynaj szuka�. - Tu� obok niego stan�� Bat i spojrza� mu prosto w twarz. - A je�li nie, i tak szukaj. W ten spos�b d�u�ej pozostaniesz na powierzchni. Z kamiennej wie�y wynurzy� si� wychudzony cz�owiek. Min�� ich, id�c szybkim, lekko rozko�ysanym krokiem prosto przed siebie. Jego podbr�dek l�ni�, pier� by�a mokra od �ciekaj�cej z ust �liny. - Oto wie�a piec�w - oznajmi� Bat. - Tam w�a�nie gotuje si� cynober, by wydoby� z niego metal. Piecowi umieraj� po roku do dw�ch. Dok�d, r�d�karzu? Po chwili Wydra obr�ci� g�ow� w lew� stron�. Ruszyli w kierunku d�ugiej, pozbawionej drzew doliny, mijaj�c trawiaste wzg�rza i pag�rki. - Z tego miejsca ju� dawno wszystko wydobyto - oznajmi� Bat. Wydra zacz�� wyczuwa� pod stopami dziwn� krain� - puste szyby, mroczne komnaty w ciemnej ziemi, pionowy labirynt, najg��bsze studnie wype�nione nieruchom� wod�. - Nigdy nie by�o tu wiele srebra, a wodny metal to te� pie�� przesz�o�ci. Pos�uchaj, ch�opcze, wiesz w og�le, co to jest cynober? Wydra potrz�sn�� g�ow�. - Poka�� ci. Tego w�a�nie szuka Gelluk: rudy wodnego metalu. Wodny metal poch�ania inne metale, nawet z�oto. Gelluk nazywa go Kr�lem. Je�li znajdziesz mu Kr�la, b�dzie ci� dobrze traktowa�. Cz�sto nas odwiedza. Chod�, poka�� ci. Pies nie mo�e tropi�, p�ki nie z�apie zapachu. Bat zaprowadzi� go do kopalni i pokaza� mu rudy, a tak�e typ ziemi, w kt�rej najcz�ciej wyst�powa�y. Na ko�cu d�ugiego tunelu pracowa�a grupka g�rnik�w. W Ziemiomorzu w kopalniach zawsze pracowa�y kobiety - mo�e dlatego �e by�y drobniej zbudowane ni� m�czy�ni i zr�czniej porusza�y si� w ciasnych tunelach, a mo�e poniewa� ��czy�a je bliska wi� z ziemi�. Najprawdopodobniej jednak by�a to kwestia tradycji. W przeciwie�stwie do robotnik�w w wie�y piec�w by�y wolne. Bat opowiada�, �e Gelluk mianowa� go zarz�dc� kopalni, ale kobiety nie pozwalaj� mu w niej pracowa�. Szczerze wierzy�y, �e m�czyzna machaj�cy �opat� i stempluj�cy strop przynosi pecha. - Mnie to odpowiada - doda� Bat. Jasnooka niewiasta o rozczochranych w�osach ze �wiec� przywi�zan� do czo�a od�o�y�a kilof i zademonstrowa�a Wydrze odrobin� cynobru w wiadrze: br�zowoczerwone grudki i okruchy. Na warstwie ziemi, kt�r� rozbija�y kobiety, ta�czy�y cienie, stare stemple trzeszcza�y, ze stropu opada� py�. Panowa� tu mrok i ch��d; komory i korytarze okaza�y si� tak niskie i w�skie, �e musieli si� pochyla� i przepycha� z trudem. W niekt�rych miejscach strop si� zapad�. Drabiny by�y przepr�chnia�e. Kopalnia okaza�a si� przera�aj�cym miejscem, a jednak Wydra czu� si� w niej bezpiecznie i niemal �a�owa�, �e musi z powrotem wyj�� na s�o�ce. Bat nie zaprowadzi� go do wie�y piec�w, lecz z powrotem do barak�w. Z zamkni�tego pomieszczenia wyni�s� niewielk� mi�kk� sakiewk� z grubej sk�ry. Wyra�nie ci��y�a mu w d�oniach. Otworzy� j� i pokaza� Wydrze ukryt� w �rodku male�k�, l�ni�c� ka�u��. Gdy zaci�gn�� rzemyki, metal poruszy� si� w sakwie, napieraj�c na sk�r� niczym zwierz� pr�buj�ce wyrwa� si� na zewn�trz. - Oto Kr�l - oznajmi� Bat tonem, w kt�rym kry� si� podziw... b�d� nienawi��. Cho� sam nie w�ada� moc�, okaza� si� cz�owiekiem znacznie gro�niejszym ni� Ogar. Podobnie jednak jak tamten by� brutalny, lecz nie okrutny. ��da� pos�usze�stwa i niczego ponadto. Wydra ca�e �ycie ogl�da� w dokach Havnoru niewolnik�w i ich pan�w. Wiedzia�, �e dopisa�o mu szcz�cie. Przynajmniej za dnia, gdy Bat by� jego panem. Je�� m�g� wy��cznie w celi; tam zdejmowano mu knebel. Zwykle dostawa� chleb pokropiony cuchn�cym olejem i cebul�. Cho� stale dr�czy� go g��d, magiczne wi�zy sprawia�y, �e ledwie m�g� prze�yka� jedzenie. Smakowa�o metalem, popio�em. Noce by�y d�ugie i przera�aj�ce, zakl�cia napiera�y na niego, ci��y�y, budzi�y raz po raz zal�knionego, z trudem �api�cego oddech. Nie potrafi� si� skupi�. W celi panowa�a ciemno��, nie m�g� bowiem przywo�a� magicznego �wiat�a. Nadej�cie dnia przyjmowa� z niewypowiedzian� ulg�, cho� oznacza�o, �e zn�w zwi��� mu r�ce za plecami, zaknebluj� usta, a na szyj� za�o�� obro��. Bat wyprowadza� go co dzie� wczesnym rankiem; cz�sto w�drowali a� do p�nego po�udnia. Czeka� cierpliwie. Nie pyta�, czy Wydra wyczuwa �lady rudy, nie pyta�, czy w og�le jej szuka, czy tylko udaje. Sam Wydra nie umia� odpowiedzie� na to pytanie. Podczas tych bezcelowych w�dr�wek nagle w jego umy�le pojawia�a si� wiedza z podziemi. On za� pr�bowa� si� przed ni� zamyka�. Nie b�d� pracowa� w s�u�bie z�a, powtarza� w duchu. Potem jednak �wiat�o s�o�ca i �wie�e powietrze go uspokaja�y. Nagie stwardnia�e podeszwy wyczuwa�y such� traw� i wiedzia�, �e pod korzeniami trawy w mroku ziemi p�ynie strumie�, pokonuje szerok� skaln� p�k� poszatkowan� warstwami miki. Pod p�k� le�y pieczara, w kt�rej �cianach p�czniej� cienkie, szkar�atne, kruche �y�y cynobru... Nie okaza� tego po sobie, uznawszy, �e powstaj�ca w jego g�owie mapa podziemi mo�e zosta� wykorzystana w dobrej sprawie - je�li tylko on sam si� dowie, jak tego dokona�. Po dziesi�ciu dniach Bat oznajmi�: - Przyje�d�a pan Gelluk. Je�eli nie dostanie rudy, znajdzie sobie nowego r�d�karza. Wydra z ponur� min� pokona� kolejn� mil�. Potem skr�ci�, prowadz�c Bata na wzg�rze, niedaleko starej kopalni. Tam skin�� g�ow� i tupn��. Gdy w celi Bat osobi�cie rozwi�za� go i usun�� knebel, Wydra rzek�: - Jest tam troch� rudy. Dostaniecie si� do niej, przed�u�aj�c stary tunel prosto jak strzeli� jakie� dwadzie�cia st�p. - Du�o? Wydra potrz�sn�� g�ow�. - Malutka porcyjka, co? Ch�opak milcza�. - To mi odpowiada - powiedzia� Bat. Dwa dni p�niej, gdy otwarli stary szyb i zacz�li kopa� w stron� rudy, zjawi� si� mag. Bat zostawi� Wydr� na dworze, siedz�cego w s�o�cu. Ch�opak by� mu wdzi�czny. Wola� to ni� cel� w barakach. Nie m�g� siedzie� wygodnie ze zwi�zanymi r�kami i zakneblowanymi ustami, lecz wiatr i s�o�ce by�y prawdziwym b�ogos�awie�stwem. M�g� te� oddycha� g��boko i drzema�, nie my�l�c o tym, �e ziemia zasypuje mu usta i nozdrza. Tylko takie sny nawiedza�y go nocami w celi. Prawie ju� zasn�� na ziemi w cieniu obok baraku. Zapach k��d u�o�onych w stosy pod murem wie�y piec�w przywo�a� wspomnienia rodzinnych dok�w, wo� �wie�ego drewna, gdy hebel przesuwa si� po g�adkiej, d�bowej desce. Co� - jaki� odg�os czy ruch - wyrwa�o go z drzemki. Uni�s� wzrok i ujrza� nad sob� czarnoksi�nika. Gelluk mia� fantastyczny str�j; w owych czasach magowie cz�sto si� tak nosili. D�uga szkar�atna szata z jedwabiu z Lorbanery, haftowana z�ot� i czarn� nici� w runy i symbole, i szpiczasty kapelusz o szerokim rondzie sprawia�y, �e wydawa� si� wy�szy ni� zwyk�y cz�owiek. Wydra nie musia� patrze� na ubranie, by rozpozna� maga. Pozna� d�o�, kt�ra utka�a kr�puj�ce go wi�zy. Ca�ymi nocami przeklina� kwa�ny smak i d�awi�cy u�cisk owych kajdan. - Chyba znalaz�em mojego ma�ego szukacza - powiedzia� Gelluk. G�os mia� g��boki i mi�kki niczym d�wi�k wiolonczeli. - �pi jak cz�owiek, kt�ry wykona� kawa� dobrej roboty. Pos�a�e� ich �ladem Czerwonej Matki, co? Czy zna�e� Czerwon� Matk�, nim tu przyby�e�? Jeste� dworakiem Kr�la? Niepotrzebne nam sznury i w�z�y. Jednym pstrykni�ciem rozwi�za� r�ce Wydry. Knebel opad� na ziemi�. - M�g�bym ci� nauczy�, jak to si� robi. - Czarnoksi�nik z u�miechem patrzy�, jak ch�opak rozciera obola�e przeguby i porusza zdr�twia�ymi wargami. - Ogar m�wi�, �e wygl�dasz obiecuj�co i je�li natrafisz na w�a�ciwego przewodnika, mo�esz daleko zaj��. Chcia�by� odwiedzi� kr�lewski dw�r? Mog� ci� tam zabra�. Ale mo�e nie wiesz, o jakim kr�lu m�wi�. Istotnie, Wydra nie by� pewien, czy mag ma na my�li pirata, czy te� rt��. Zaryzykowa� jednak i szybkim gestem wskaza� kamienn� wie��. Czarnoksi�nik zmru�y� oczy. Jego u�miech sta� si� jeszcze szerszy. - Znasz jego imi�? - Wodny metal - rzek� Wydra. - Tak nazywaj� go prostacy. Albo rt�ci�, �ywym srebrem, ci�k� wod�. Ci jednak, kt�rzy mu s�u��, zw� go Kr�lem, Wszechkr�lem, Cia�em Ksi�yca. - Mag twarz mia� wielk� i poci�g��, bielsz� ni� jakiekolwiek oblicze, z jakim zetkn�� si� wcze�niej Wydra. Spogl�da�y z niej niebieskie oczy. Na brodzie i policzkach tu i �wdzie wyrasta�y siwe i czarne w�osy. Spokojny, szeroki u�miech ukazywa� ma�e z�by. Kilku z nich brakowa�o. - Ci, kt�rzy umiej� naprawd� widzie�, zawsze postrzegali go takiego, jaki jest naprawd�: to w�adca wszystkich substancji. W nim kryje si� fundament mocy. Wiesz, jak go nazywamy w ciszy jego pa�acu? Wysoki m�czyzna w wysokim kapeluszu usiad� nagle na ziemi obok Wydry, bardzo blisko. Jego oddech pachnia� ziemi�. Jasne oczy spojrza�y wprost w �renice ch�opaka. - Chcia�by� wiedzie�? Mo�esz dowiedzie� si� wszystkiego, czego zapragniesz. Nie musz� mie� przed tob� sekret�w ani ty przede mn�. - I roze�mia� si�, niegro�nie, z rado�ci�. Ponownie spojrza� na Wydr�. Jego wielka bia�a twarz by�a g�adka, zamy�lona. - Masz w sobie moc. Wiele trop�w, wiele sztuczek. Sprytny z ciebie ch�opak, ale nie za sprytny. To dobrze. Nie za sprytny, by si� uczy� jak inni... B�d� ci� uczy�, je�li zechcesz. Lubisz si� uczy�? Lubisz wiedz�? Chcia�by� pozna� imi�, jakim nazywamy Kr�la, gdy przebywa samotnie w swej jasno�ci w�r�d kamiennych mur�w? Jego imi� brzmi Turres. Znasz je? To s�owo w j�zyku Wszechkr�la. Jego w�asne imi�, w jego w�asnej mowie. W naszym przyziemnym j�zyku nazwaliby�my go Nasieniem. - Poklepa� d�o� Wydry. - Niesie bowiem �ycie, zap�adnia. Nasienie, �r�d�o w�adzy i m�dro�ci. Sam zobaczysz, przekonasz si�. Chod�. Chod�. Zobacz, jak Kr�l biega po�r�d swych poddanych. Uwalnia si� od nich. - Wsta� nagle, energicznie, trzymaj�c d�o� ch�opaka i z zaskakuj�c� si�� poci�gaj�c go za sob�. �mia� si� g�o�no, podniecony. Wydra mia� wra�enie, jakby kto� przywr�ci� go do zwyk�ego �ycia po niesko�czonym z�owrogim okresie p�wiadomo�ci. Dotkni�cie czarnoksi�nika nie nios�o grozy zakl�cia, lecz dar energii i nadziei. Nakazywa� sobie w duchu nie ufa� temu cz�owiekowi. Pragn�� mu jednak zaufa�, uczy� si� od niego. Gelluk by� pot�ny, dziwny, w�adczy, a jednak go uwolni�. Pierwszy raz od kilku tygodni Wydra m�g� porusza� si� z niesp�tanymi r�kami, nieskr�powany zakl�ciem. - T�dy, t�dy - mamrota� Gelluk. - Nic ci si� nie stanie. Podeszli do drzwi wie�y piec�w, w�skiego otworu w murze grubym na trzy stopy. Czarnoksi�nik uj�� rami� Wydry, ch�opak bowiem si� zawaha�. Bat m�wi� mu, �e pary metalu unosz�ce si� z rozgrzanej rudy wywo�uj� chorob� i �mier� ludzi pracuj�cych w wie�y. Wydra nigdy do niej nie wchodzi�. Nie widzia� te�, by robi� to Bat. Raz zbli�y� si� do niej dostatecznie, by wiedzie�, �e otaczaj� j� wi�zienne zakl�cia, kt�re oszo�omi�, schwytaj� i zrani� ka�dego niewolnika pr�buj�cego ucieczki. Teraz czu�, jak owe zakl�cia ust�puj� niczym w��kna paj�czyny, pasma ciemnej mg�y przed magiem, kt�ry je stworzy�. - Nie b�j si�, oddychaj. - Gelluk roze�mia� si� i Wydra z trudem si� zmusi�, by nie wstrzymywa� oddechu, gdy obaj weszli do wie�y. �rodek wielkiej, sklepionej komnaty zajmowa�o ogromne palenisko. Na tle p�omieni czarne, krz�taj�ce si� pospiesznie, chude jak patyki sylwetki wrzuca�y rud� na p�on�ce k�ody. Rycz�cy ogie� podsyca�y wielkie miechy. Inni niewolnicy przynosili wci�� �wie�e drewno i poruszali miechami. Kolejne pomieszczenia wznosi�y si� spiral� ku wierzcho�kowi wie�y, poprzez dym i opary. W owych komnatach, jak m�wi� mu Bat, chwytano pary rt�ci i skraplano je, nast�pnie zn�w ogrzewano i skraplano, a� w ko�cu, w najwy�szej, do kamiennej misy sp�ywa� czysty metal - teraz, poniewa� mieli ju� tylko ubog� rud�, by�a go zaledwie kropla czy dwie dziennie. - Nie b�j si� - powt�rzy� Gelluk. Jego silny, melodyjny g�os zag�usza� po�wistuj�ce sapanie wielkich miech�w i ryk p�omieni. - Chod�, zobacz, jak unosi si� w powietrzu, jak si� oczyszcza. Oczyszcza te� swych poddanych. - Poci�gn�� Wydr� na skraj paleniska. Jego oczy po�yskiwa�y w o�lepiaj�cym blasku ognia. - Z�e duchy pracuj�ce dla Kr�la staj� si� czyste - rzek�, zbli�aj�c usta do ucha ch�opaka. - Gdy tu haruj�, skazy i nieczysto�ci wyp�ywaj� z nich, brudy i choroby wyciekaj� z ich ran. A gdy si� wypal� i ulegn� oczyszczeniu, mog� polecie� w g�r�, w g�r�, a� na dw�r Kr�la. Chod� ze mn�, chod�, na szczyt wie�y, gdzie ciemna noc wypluwa z siebie ksi�yc. Wydra w �lad za nim wdrapa� si� na kr�te schody, z pocz�tku szerokie, potem coraz w�sze. Mijali komory parowania z rozpalonymi do czerwono�ci piecami, kt�rych kominy wiod�y do pokoj�w oczyszczania. Tam nadzy niewolnicy zeskrobywali ze �cianek sadz� ze spalonej rudy i ponownie wrzucali j� do piec�w. W ko�cu mag i Wydra dotarli na sam szczyt. Gelluk odwr�ci� si� do niewolnika przycupni�tego przy kraw�dzi szybu. - Poka� mi Kr�la! Niewolnik, niski i chudy, �ysy, z d�o�mi i ramionami pokrytymi ropiej�cymi wrzodami, zdj�� pokryw� z kamiennego zbiornika obok szybu. Gelluk niecierpliwie jak dziecko zajrza� do �rodka. - Taki male�ki - mrukn��. - Taki m�ody. Ma�y ksi���, kr�lewi�tko, pan Turres. Nasienie �wiata! Klejnot duszy! Si�gn�� za pazuch� i wyj�� sakw� z pi�knej sk�ry haftowanej srebrn� nici�. Delikatn� rogow� �y�eczk� przywi�zan� do sakwy wydoby� z misy kilka kropel rt�ci i umie�ci� je w �rodku. Potem zaci�gn�� rzemyk. Niewolnik czeka� bez ruchu. Wszyscy ludzie pracuj�cy w upale i oparach wie�y piec�w byli nadzy b�d� odziani jedynie w przepaski biodrowe i mokasyny. Wydra raz jeszcze zerkn�� na niewolnika. S�dz�c po wzro�cie, uzna� go za dziecko, potem jednak ujrza� ma�e piersi. To by�a kobieta, ca�kiem �ysa. Na wychudzonych ko�czynach dostrzeg� obrzmia�e, opuchni�te stawy. Raz jeden spojrza�a na Wydr�, poruszaj�c wy��cznie oczami. Splun�a w ogie�, wytar�a d�oni� poranione usta i zn�w zastyg�a w bezruchu. - Doskonale, moja ma�a, doskonale - powiedzia� Gelluk. - Oddawaj swe nieczysto�ci ogniowi, a przemienia si� w �ywe srebro, �wiat�o ksi�yca. Czy� to nie cudowne? - ci�gn�� dalej, prowadz�c Wydr� z powrotem na d�. - Z najpospolitszego powstaje najszlachetniejsze. Wspania�a zasada sztuki. Z nieczystej Czerwonej Matki przychodzi na �wiat Wszechkr�l, ze �liny umieraj�cej niewolnicy - srebrne nasienie w�adzy. W�druj�c kamiennymi cuchn�cymi schodami ani na moment nie przestawa� m�wi�, a Wydra pr�bowa� go zrozumie�, bo oto cz�owiek obdarzony moc� opowiada� mu o niej. Gdy jednak zn�w znale�li si� na s�onecznej ��ce, poczu�, �e w g�owie nadal wiruje mu ciemno��. Po kilku krokach zgi�� si� wp� i zwymiotowa�. Gelluk obserwowa� go z trosk�, uwa�nie. Kiedy wykrzywiony i zadyszany ch�opak uni�s� g�ow�, czarnoksi�nik spyta� �agodnie: - Boisz si� Kr�la? Wydra przytakn��. - Je�li zaw�adniesz jego moc�, nie skrzywdzi ci�. Strach przed moc�, walka z moc� - to bardzo niebezpieczne. Nale�y j� kocha� i dzieli� si� ni�. Sp�jrz, co robi�. Gelluk uni�s� sakw�, do kt�rej wla� kilka kropel rt�ci. Nie spuszczaj�c wzroku z ch�opaka, rozwi�za� rzemie�, uni�s� sakw� do ust i wypi� zawarto��. Otworzy� u�miechni�te usta, demonstruj�c Wydrze srebrne krople na j�zyku, po czym prze�kn��. - Teraz Kr�l jest w moim ciele, szlachetny go�� w mym domu. Nie odbierze mi si�, nie ka�e wymiotowa�, nie porani cia�a, bo si� go nie l�kam, lecz zapraszam z w�asnej woli, a on wkracza w moje �y�y i ko�ci. Nie dzieje mi si� nic z�ego. Moja krew jest srebrna. Widz� rzeczy nieznane innym. Znam tajemnic� Kr�la. Kiedy za� Kr�l mnie opuszcza, skrywa si� w najgorszym z brud�w, smrodzie. Lecz nawet w tej ohydzie czeka, bym przyby�, wzi�� go i oczy�ci�, tak jak on oczy�ci� mnie, tak �e raz po raz stajemy si� coraz czy�ciejsi. - Czarnoksi�nik uj�� Wydr� za r�k� i wraz z nim ruszy� naprz�d. U�miechn�� si� porozumiewawczo. - Sram promieniami ksi�yca. Nie spotkasz nikogo innego, kto mo�e to o sobie powiedzie�. I jeszcze wi�cej, znacznie wi�cej. Kr�l mieszka te� w moim nasieniu. Jest moim nasieniem. Ja jestem Turresem, a on mn�... Oszo�omiony ch�opak jak przez mg�� u�wiadomi� sobie, �e id� w stron� wej�cia do kopalni. Zeszli pod ziemi�. Korytarze kopalni tworzy�y mroczny labirynt, tak jak s�owa maga. Wydra potyka� si�, ale szed� naprz�d, pr�buj�c zrozumie�. Wspomnia� niewolnic� w wie�y, kobiet�, kt�ra na niego spojrza�a. Wspomnia� jej oczy. Gelluk pos�a� przodem ma�y czarodziejski p�omyk. Pokonywali dawno porzucone poziomy. Zdawa�o si�, �e czarnoksi�nik zna ka�dy zakamarek kopalni. A mo�e nie. Mo�e w og�le nie zna� drogi i w�drowa� na o�lep. Ca�y czas m�wi�. Czasem odwraca� si� do Wydry, by wskaza� drog� b�d� go ostrzec, po czym podejmowa� sw� opowie��. Dotarli do miejsca, w kt�rym kobiety wyd�u�a�y stary tunel. Tam mag zamieni� kilka s��w z Batem w blasku �wiec, w�r�d poskr�canych cieni. Dotkn�� ziemi u wylotu tunelu, uj�� w d�onie bry�y b�ota, �cisn�� w palcach, roztar�, poliza�, wzi�� do ust i bada� smak. Zamilk�. A Wydra obserwowa� go bacznie, wci�� pr�buj�c zrozumie�. Bat wr�ci� z nimi do barak�w. Nadzorca, jak zawsze, zamkn�� Wydr� w celi, zostawiaj�c bochenek chleba, cebul� i dzban wody. Wydra przykucn��, przygnieciony zakl�ciem. �apczywie wypi� wod�. Cebula by�a dobra, ostra. Zjad� wszystko. Gdy zgas�o s�abe �wiat�o przedostaj�ce si� do celi przez ma�e otwory w zaprawie zamurowanego okna, nie zapad� w otch�a� niespokojnego snu, lecz czuwa�, z ka�d� chwil� bardziej o�ywiony. Tumult panuj�cy w jego my�lach od chwili spotkania z Gellukiem powoli przycicha�. Gdzie� z g��bi pami�ci wynurza� si� coraz wyra�niejszy obraz, ulotny, ale wyra�ny: niewolnica w najwy�szej komorze wie�y; kobieta o pustych piersiach i zaropia�ych oczach, kt�ra splun�a �lin� z zatrutych ust, otar�a wargi i zastyg�a w bezruchu, czekaj�c na �mier�. Spojrza�a na niego. Ujrza� j� bardzo wyra�nie. Wyra�niej ni� wtedy. Wyra�niej ni� kogokolwiek w �yciu. Widzia� wychudzone r�ce, napuchni�te stawy przy �okciu i przegubie. Szyj� chud� jak u dziecka. Zupe�nie jakby by�a z nim w celi, jakby kry�a si� w nim, by�a nim samym. Spojrza�a na niego. Ujrza� jej oczy i swoje w nich odbicie. Zobaczy� linie zakl��, kt�re go wi�zi�y, ci�kie sploty ciemno�ci, pl�tanin� magicznych sznur�w. Mo�na by�o rozwi�za� �w w�ze�. Gdyby odwr�ci� si� w t� stron�, a potem w t� i rozdzieli� linie d�o�mi... By� wolny. Nie widzia� ju� kobiety. Sta� swobodnie, samotny w mroku. Wszystkie my�li, kt�rych nie m�g� przywo�a� od tygodni, wirowa�y mu w g�owie. Burza pomys��w i uczu�. Szale�cza w�ciek�o��. ��dza zemsty. Smutek. Duma. Z pocz�tku oszo�omi�y go upajaj�ce marzenia o mocy i zem�cie. Uwolni niewolnik�w. Skr�puje zakl�ciem Gelluka i ci�nie go w oczyszczaj�cy ogie�. Sp�ta go, o�lepi i pozostawi, by wci�ga� w p�uca pary rt�ci w najwy�szej komnacie, a� do �mierci... Kiedy jednak my�li uspokoi�y si� i oczy�ci�y, zrozumia�, �e nie zdo�a pokona� maga o tak wielkiej mocy, nawet je�li �w mag to szaleniec. Jedyn� nadziej� by�o podsycanie owego szale�stwa. W�wczas czarnoksi�nik zniszczy si� sam. Wydra si� zamy�li�. Przez ca�y czas, kt�ry sp�dzi� z Gallukiem, pr�bowa� uczy� si� od niego, zrozumie�, co mag m�wi. Teraz by� jednak pewien, �e idee Gelluka, jego pomys�y, nauki, kt�rych udziela� z takim zapa�em, nie mia�y nic wsp�lnego z prawdziw� moc�. Wydobycie i oczyszczanie rudy to wspania�e umiej�tno�ci, pe�ne tajemnic, ale Gelluk najwyra�niej nie zna� si� na nich. Jego historie o Wszechkr�lu i Czerwonej Matce to tylko s�owa, i to niew�a�ciwe s�owa. Sk�d jednak Wydra to wiedzia�? W zalewie gadaniny Gelluk wymieni� tylko jedno s�owo w Dawnej Mowie, j�zyku, w kt�rym wypowiada si� magiczne zakl�cia: Turres. M�wi�, i� oznacza "nasienie". W�asny magiczny dar Wydry pozwoli� mu rozpozna� to s�owo jako prawdziwe. Gelluk twierdzi�, i� znaczy ono te� "rt��" i Wydra wiedzia�, �e to nieprawda. Jego nauczyciele przekazali mu wszystkie znane sobie s�owa w Mowie Tworzenia. W�r�d nich nie znalaz�a si� ani nazwa nasienia, ani rt�ci. Teraz jednak jego wargi rozwar�y si�, j�zyk poruszy�. - Ayezur - powiedzia� Wydra. Jego g�os by� g�osem niewolnicy w kamiennej wie�y. To ona zna�a prawdziwe imi� rt�ci i wym�wi�a je. Przez d�u�szy czas sta� bez ruchu, po raz pierwszy dostrzegaj�c, gdzie kryje si� jego w�asna moc. Sta� w mroku celi i wiedzia�, �e si� uwolni, bo ju� by� wolny. Poczu� nag�� dum�. Po jakim� czasie z rozmys�em ponownie wszed� w �rodek pu�apki kr�puj�cych zakr��. Wr�ci� na swe dawne miejsce, usiad� na sienniku i my�la� dalej. Zakl�cie wi꿹ce nie znikn�o, ale nie mia�o ju� nad nim w�adzy. M�g� w nie wchodzi� i wychodzi�, niczym w kr�g linii wymalowanych na posadzce. Z ka�dym uderzeniem serca czu� nowe fale wdzi�czno�ci za odzyskan� wolno��. Zastanawia� si�, co musi zrobi� i jak. Nie by� pewien, czy to on j� wezwa�, czy te� przysz�a do niego z w�asnej woli. Nie wiedzia�, jak wym�wi�a s�owo w Dawnej Mowie - w nim, poprzez niego. Nie wiedzia�, co robi, ani co robi ona, i by� niemal pewien, �e ka�de zakl�cie ostrze�e Gelluka. W ko�cu jednak pospiesznie, przera�ony, bo o istnieniu podobnych zakl�� jego nauczyciele wspominali tylko p�g�osem, przywo�a� kobiet� z kamiennej wie�y. Sprowadzi� j� do swego umys�u i ujrza� tak jak wtedy, w tamtej komnacie. Zawo�a� do niej i przysz�a. Jej obraz ponownie stan�� tu� poza paj�cz� sieci� zakl��. Patrzy�a na niego i widzia�a go. Pok�j wype�ni�o �agodne, b��kitne, pozbawione �r�d�a �wiat�o. Jej poranione, zaropia�e wargi zadr�a�y. Nie odezwa�a si� jednak. Przem�wi� pierwszy, zdradzaj�c jej swoje prawdziwe imi�: - Jestem Medra. - A ja Anieb. - Jak mo�emy si� uwolni�? - Jego imi�. - Nawet gdybym je zna�... Gdy jestem z nim, nie mog� m�wi�. - Gdybym by�a z tob�, wykorzysta�abym je. - Nie mog� ci� wezwa�. - Ale ja mog� przyby� - odpar�a. Rozejrza�a si�. Wydra uni�s� wzrok. Oboje wiedzieli, �e Gelluk co� zauwa�y�, ockn�� si�. Wydra poczu�, jak zaciskaj� si� wi�zy. Opad� na niego dawny cie�. - Przyb�d�, Medro - rzek�a. Wyci�gn�a chud� r�k�, zaciskaj�c j� w pi��, po czym otworzy�a wn�trzem d�oni do g�ry, jakby co� mu dawa�a. A potem znikn�a. �wiat�o odesz�o wraz z ni�. Zn�w by� sam, w ciemno�ci. Zimne kajdany zakl�� zacisn�y si� wok� jego gard�a, d�awi�y. Skr�powa�y mu r�c